4081

Szczegóły
Tytuł 4081
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4081 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4081 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4081 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

L. Spraque de Camp Jankes w Rzymie przek�ad : Rados�aw Januszewski 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. L. Spraque de Camp Jankes w Rzymie . 1 . - Tancredi ponownie zdj�� r�ce z kierownicy i zamacha� nimi. - ...wi�c zazdroszcz� panu, doktorze Padway. Tu w Rzymie ci�gle jeszcze mamy co� do zrobienia. Ba, ale to zaledwie wype�nianie ma�ych luk. Nic du�ego, nic nowego. I prace przy konserwacji. Budowlanka, nic wi�cej! - Profesorze Tancredi - cierpliwie t�umaczy� Martin Padway - jak ju� m�wi�em, nie jestem doktorem. Mam nadziej� zosta� nim wkr�tce, je�li uda mi si� opracowa� te wykopaliska w Libanie. Nieufno�� wobec kierowc�w spowodowa�a, �e k�ykcie zbiela�y mu od kurczowego trzymania si� siedzenia ma�ego Fiata, a prawa stopa rozbola�a od zapierania si� o pod�og�. Tancredi z�apa� kierownic� na czas i min�� o w�os dostojn� Isott�, kt�ra odjecha�a w dal, zaj�ta w�asnymi czarnymi my�lami. - Ach, co za r�nica? Tutaj ka�dy uchodzi za doktora, czy jest nim, czy nie. A taki bystry m�ody cz�owiek jak pan... O czym to ja m�wi�em? - Zale�y. - Padway zamkn�� oczy; jaki� przechodzie� ledwo unikn�� zag�ady. - M�wi� pan o inskrypcjach etruskich, potem o naturze czasu, wreszcie o rzymskiej archeo... - A, tak, natura czasu. To taki m�j g�upi pomys�, rozumie pan. M�wi�em, �e ludzie, kt�rzy gin� bez wie�ci, po prostu ze�lizguj� si� w d� k�ody. - Czego? - Mam na my�li pie�. Pie� drzewa czasu. Kiedy sko�cz� si� ze�lizgiwa�, znajd� si� w jakim� wcze�niejszym czasie; lecz kiedy cokolwiek zrobi�, zmieniaj� ca�� p�niejsz� histori�. - Brzmi to jak paradoks - wtr�ci� Padway. - Nie. Pie� istnieje w dalszym ci�gu. Tylko nowa ga��� wyrasta tam, gdzie si� zatrzymali. Musi tak by�, w przeciwnym razie wszyscy mogliby�my nie istnie�, bo historia zmieni�aby si� i nasi rodzice mogliby si� nie spotka�. - To jest my�l - zgodzi� si� Padway. - Do�� przykro jest wiedzie�, �e s�o�ce mo�e sta� si� Nov�, ale je�li r�wnie dobrze mogliby�my nie istnie�, bo kto� wybra� si� w dwunasty wiek i namiesza�... - Nie. To si� po prostu nie mo�e zdarzy�. O to chodzi, �e my ci�gle istniejemy! Rozumie pan, doktorze? Istniejemy, ale zaczyna si� nowa historia. By� mo�e jest ich wiele, wszystkie gdzie� tam istniej�. Mo�e niewiele si� r�ni� od naszej. Mo�e cz�owiek, kt�ry zsuwa si� po pniu czasu, zatrzyma si� po�rodku oceanu. I co? Ryby go zjedz�, a �ycie p�jdzie swoim torem. Albo gdzie� tam pomy�l�, �e jest szalony, i zamkn� go albo zabij�. Znowu niewielka r�nica. Lecz przypu��my, �e zostaje kr�lem albo wodzem? I co wtedy? Presto, mamy now� histori�. Historia jest czterowymiarow� paj�czyn�. Ale ma s�abe punkty. Miejsca w�z�owe - mo�na rzec punkty ogniskowe - s� s�abe. Ze�lizgni�cie si� wstecz, je�li si� zdarza, to w�a�nie w tych miejscach. - Co pan rozumie przez punkty ogniskowe? - spyta� Padway. Brzmia�o to dla niego jak uczony nonsens. - Och, miejsca takie jak Rzym, gdzie przecinaj� si� �wiatowe linie wielu s�ynnych wydarze�. Albo Istambu�. Albo Babilon. Pami�ta pan tego archeologa Skrzetuskiego, kt�ry znikn�� w Babilonie w 1936 roku? - S�dzi�em, �e zosta� zabity przez jakich� arabskich rozb�jnik�w. - Ale� nigdy nie znaleziono jego cia�a! A Rzym wkr�tce mo�e by� znowu punktem przeci�cia wielkich wydarze�. To znaczy, �e paj�czyna s�abnie tu znowu. - Mam nadziej�, �e nie zbombarduj� Forum - wyrazi� swoje obawy Padway. - Och, nic z tych rzeczy. Nasz Duce jest o wiele za sprytny, �eby wpakowa� nas w prawdziw� wojn�. Ale nie m�wmy o polityce. Paj�czyna, jak m�wi�, jest mocna. Je�li kto� si� nawet ze�li�nie wstecz, przerwanie jej wymaga mn�stwa energii. To tak jak z much� w paj�czynie, kt�ra wype�nia pok�j. - Ciekawy pomys� - zauwa�y� Padway. - Nieprawda�? - Tancredi odwr�ci� si� do niego z szerokim u�miechem, po czym nagle nadepn�� energicznie hamulec. Wychyli� si� i obrzuci� pieszego przekle�stwami. Odwr�ci� si� znowu do Padwaya. - Przyjdzie pan jutro do mnie na obiad'? - C-co? Noo, tak, b�dzie mi mi�o. Odp�ywam nast�pnego... - Si, si. Poka�� panu r�wnania, kt�re opracowa�em. Zachowanie energii obowi�zuje nawet przy zmianie miejsca w czasie. Ale prosz�, moim kolegom ani s�owa. Rozumie pan... to nieszkodliwe dziwactwo, ale reputacja zawodowa mog�aby ucierpie�. - No, nie! - zaprotestowa� Padway. Tancredi nacisn�� hamulec i zahamowa� gwa�townie za ci�ar�wk� stoj�c� na skrzy�owaniu Via del Mare i Piazza Aracoeli. - O czym to ja m�wi�em? - zapyta�. - O nieszkodliwym dziwactwie - odpar� sucho Martin. Ch�tnie doda�by, �e styl jazdy profesora Tancrediego nale�y do jego bardziej szkodliwych manii, ale profesor by� przecie� taki uprzejmy. - A, tak. Sprawa si� ujawni, a ludzie zaczn� gada�. Archeolodzy plotkuj� nawet bardziej ni� wi�kszo�� ludzi. Pan jest �onaty? - Co? - Padway pomy�la�, �e powinien si� ju� dawno przyzwyczai� do raptownych zmian tematu. Tego... tak. - Dobra. Niech pan przyjdzie z �on�. Ze strony W�ocha takie zaproszenie by�o niespodziank�. - Zosta�a w Chicago. - Martin nie mia� ochoty wyja�nia�, �e od ponad roku jest z �on� w separacji. Widzia� teraz, �e to nie by�a wy��cznie wina Betty. Dla kobiety jej pokroju m�czyzna, kt�ry �le ta�czy, nie chce gra� w bryd�a, a za najlepsz� rozrywk� uwa�a zaproszenie kilku podobnych typ�w na nudne wieczorne rozmowy o przysz�o�ci kapitalizmu i �yciu mi�osnym ropuch ameryka�skich, musia� wydawa� si� zupe�nie nie do wytrzymania. Z pocz�tku by�a podekscytowana my�l� o podr�ach w odleg�e miejsca, ale �ycie pod namiotem i przygl�danie si� m�owi mamrocz�cemu co� nad glinianymi skorupami szybko j� z tego wyleczy�o. A do tego nie by� wzorem urody - raczej niski, z wielkim nosem i uszami, nie�mia�y. W szkole przezywano go Padway Mysz. No, tak. Jakby nie patrze�, naukowcy �eni�c si� pope�niaj� g�upstwo. Wystarczy przyjrze� si� procentowi rozwod�w w�r�d antropolog�w, paleontolog�w i r�nych takich. - M�g�by pan podrzuci� mnie do Panteonu? - zapyta�. - Nigdy nie przyjrza�em mu si� dok�adnie, cho� jest zaledwie kilka przecznic od mego hotelu. - Dobrze, doktorze, chocia� boj� si�, �e pan przemoknie. My�l�, �e zbiera si� na deszcz. - Nie szkodzi. M�j p�aszcz nie przemoknie. Tancredi wzruszy� ramionami. Przepchali si� przez Corso Wiktora Emanuela, z piskiem opon skr�cili w Via Cestari. Padway wysiad� na Piazza del Pantheon. Tancredi odjecha� wymachuj�c r�kami i krzycz�c: - Jutro o �smej. Co? Si, pi�knie! Padway przygl�da� si� przez kilka minut budynkowi. Zawsze uwa�a�, �e jest obrzydliwy z tym korynckim frontonem przylepionym do ceglanej rotundy. Oczywi�cie, wielka betonowa kopu�a wymaga�a pewnej sprawno�ci technicznej, je�li wzi�� pod uwag� wiek, w kt�rym j� budowano. Padway musia� uskoczy�, by unikn�� ochlapania przez m�czyzn� w faszystowskim mundurze, kt�ry �mign�� obok na motocyklu. Podszed� do portyku. Dooko�a grupki m�czyzn podtrzymywa�y tradycj� narodow� �a��c bez celu. Jedn� z rzeczy, kt�re najbardziej mu si� podoba�y we W�oszech, by�o to, �e uchodzi� tu za ca�kiem wysokiego m�czyzn�. Gdzie� z ty�u przetoczy� si� grzmot i na r�k� spad�a mu pierwsza kropla deszczu. Wyd�u�y� krok. Nawet je�liby jego trencz opar� si� deszczowi, nie chcia� przemoczy� nowego borsalino. Lubi� ten kapelusz. Tok my�li przerwa�o mu nag�e uderzenie pioruna. Mia� wra�enie, �e chodnik ucieka mu spod n�g jak zapadnia. Zamacha� stopami w pr�ni. O�lepi� go purpurowy b�ysk. Grzmot przetacza� si� w niesko�czono��. Niepokoj�ce by�o to uczucie zawieszenia w �rodku niczego. Czu� si� jak Alicja powoli opadaj�ca w kr�liczej norze. Tylko, �e nie mia� jasnego odczucia tego, co si� dzieje, a nawet jak szybko to co� si� dzieje. Potem co� twardego trzasn�o o podeszwy. Ma�o nie upad�. Wstrz�s - jakby skoczy� z wysoka. Zatoczy� si� i uderzy� o co� nog�. J�kn��. Po chwili wzrok wr�ci� do normy i Padway spostrzeg�, �e stoi w zag��bieniu spowodowanym zapadni�ciem si� kawa�ka chodnika. Pada�o teraz mocno. Wygrzeba� si� z dziury i pobieg� pod portyk Panteonu. By�o ju� tak ciemno, �e �wiat�o w budynku powinno by� w��czone. Nie by�o. Wtedy dostrzeg� co� dziwnego. Czerwona ceg�a rotundy by�a pokryta marmurowym licem. Pomy�la�, �e to chyba ta konserwatorska robota, na kt�r� narzeka� Tancredi. Jego wzrok prze�lizgn�� si� oboj�tnie po najbli�ej stoj�cym wa�koniu. 1 nagle u�wiadomi� sobie, �e tamten zamiast p�aszcza i spodni nosi przybrudzon� bia�� we�nian� tunik�. Dziwne, ale je�li kto chce nosi� taki str�j, to jego sprawa. Mrok troch� si� rozja�ni�. Teraz Martin spostrzeg� wi�cej os�b. Wszyscy nosili tuniki. Kilku m�czyzn wesz�o pod portyk, �eby unikn�� deszczu. Te� nosili tuniki, czasem z narzuconymi p�aszczami typu poncho. Przygl�dali mu si�, ale bez specjalnego zdziwienia. Tymczasem deszcz przesta� pada�. Padway poczu� strach. Jedna tunika nie przestraszy�aby go. Pojedynczy absurd m�g� mie� racjonalne, cho� zawi�e wyja�nienie. Ale gdzie tylko spojrza�, dostrzega� coraz to nowe nonsensy! Betonowy chodnik zast�pi�y �upkowe p�ytki. Wok� placu nadal sta�y domy, ale nie te same. Ponad nimi nie m�g� odnale�� Senatu i Ministerstwa Komunikacji, a przecie� by�y to ca�kiem poka�ne budynki. D�wi�ki te� by�y inne. Brakowa�o klakson�w taks�wek, bo te� i samych taks�wek nie by�o. Za to dwa wozy zaprz�one w wo�y, skrzypi�c przera�liwie, posuwa�y si� wolno wzd�u� Via dela Minerva. Zacz�� w�szy�. Zapach czosnku i benzyny zast�pi�a wiejsko-podw�rkowa symfonia z wybijaj�cym si� motywem ko�skiego potu. Wszystko to przyprawione kadzid�em zawiewaj�cym z drzwi Panteonu. Za�wieci�o znowu s�o�ce i Padway wyszed� spod dachu. Tak, portyk wci�� nosi� inskrypcj� przypisuj�c� wzniesienie budynku Markowi Agryppie. Rozejrzawszy si�, czy nie jest obserwowany, przyst�pi� do jednego z filar�w i r�bn�� we� pi�ci�. Zabola�o. - Do diab�a - powiedzia� patrz�c na otarte kostki. Doszed� do wniosku, �e nie �ni; wszystko by�o zbyt realne i trwa�e jak na sen. Nie by�o niczego nierzeczywistego w popo�udniowym blasku s�o�ca i �ebrakach wok� placu. Ale je�li nie �ni, to co? Mo�e zwariowa�... Jednak od tej hipotezy trudno zacz�� jakie� konkretne dzia�anie. Pozostawa�a teoria Tancrediego o ze�lizgiwaniu si� w czasie. My�l o podr�y w czasie nie zgadza�a si� z przekonaniami Padwaya. Brzmia�a metafizycznie, a on by� twardym empirykiem. Istnia�a jeszcze mo�liwo�� amnezji. Przypuszczalnie piorun porazi� go i zamroczy�. Przypu��my dalej, �e co� przywr�ci�o mu teraz pami��. Mia�by luk� w pami�ci od pierwszej b�yskawicy do przybycia do tej kopii starego Rzymu. Przez ten czas wszystko mog�o si� wydarzy�. M�g� na przyk�ad wle�� na plan jakiego� filmu. A mo�e Mussolini, potajemnie uwa�aj�c si� za wcielenie Juliusza Cezara, kaza� swoim ludziom za�o�y� klasyczne stroje rzymskie? To by�a poci�gaj�ca teoria. Podwa�a� j� fakt, �e nosi� ci�gle to samo ubranie, a w kieszeniach mia� te same rzeczy co przed uderzeniem pioruna. Przys�ucha� si� pogwarce kilku pr�niak�w. Sam w�ada� �wietnie, cho� nieco pedantycznie, j�zykiem w�oskim. Nie m�g� jednak nic zrozumie�. W potoku sylab cz�sto chwyta� znajom� grup� d�wi�k�w, ale zawsze za ma�o na raz. Mo�e to jaki� slang? Pomy�la� o �acinie. Od razu mowa �az�g�w sta�a si� bardziej zrozumia�a. Os�dzi�, �e m�wili p�n� form� zwulgaryzowanej �aciny, co� mi�dzy Ciceronem a Dantem. Nigdy wcze�niej nawet nie pr�bowa� m�wi� tym dziwacznym �argonem. Odgrzeba� wiadomo�ci o zmianach wymowy. Nagle przypomnia� sobie: "Omnia talia e devisa en parte trel, quaro una encolont Belge, alfa... " W okresie klasycznym brzmia�oby to: "talia est omnis divisa in partes tres, quorum unam incolunt Belgae, alfam... " Wa�konie zauwa�yli, �e pods�uchuje. Zni�yli g�osy i niezadowoleni odeszli. Nie, jednak delirium by�o lepsze ni� pu�apka czasu. Mo�e to tylko majaki. Czy rzeczywi�cie sta� ko�o Panteonu i widzia� ludzi ubranych i m�wi�cych jak w IV-IX wieku po Chrystusie? A mo�e w�a�nie le�y w szpitalu po wstrz�sie elektrycznym, kt�ry omal go nie zabi�, i w malignie widzi to wszystko? W pierwszym wypadku powinien znale�� policjanta i kaza� si� odwie�� do szpitala; w drugim by�aby to zb�dna strata energii. Ze wzgl�du na w�asne bezpiecze�stwo postanowi� zrobi� to pierwsze. Bez w�tpienia w�r�d tych ludzi musia� by� cho� jeden prawdziwy policjant w lakierowanej czapce. Co to znaczy "prawdziwy"'? Niech Bertrand Russell i Alfred Korzybski martwi� si� o to. A teraz, jak znale��... �ebrak poj�kiwa� pod jego adresem ju� od paru minut. Padway da� tak doskona�e przedstawienie g�uchoty, �e obszarpany garbus zrezygnowa� z dalszych pr�b. Teraz kto� inny zwraca� si� do niego. W lewej d�oni trzyma� zwi�zane sznurkiem nar�cze paciork�w z krzy�ykami. Kciukiem i palcem wskazuj�cym przytrzymywa� klamerk� sznurka. Podnosi� i obni�a� r�k� z towarem, gadaj�c co� przez ca�y czas. Bez wzgl�du na to, co si� sta�o, ta w�a�nie scena upewni�a Padwaya, �e ci�gle jest w Italii. - M�g�by mi pan powiedzie�, gdzie znajd� policjanta? - zapyta� po w�osku. Handlarz przesta� zachwala� sw�j towar. Wzruszy� ramionami i odpowiedzia�: - Non compr'endo. - Hej! Handlarz zatrzyma� si�. W skupieniu Padway przet�umaczy� swoje pytanie na co�, co, jak mia� nadziej�, przypomina�o wulgarn� �acin�. Zagadni�ty pomy�la� i odrzek�, �e nie wie. Padway ju� mia� odej��, ale przekupie� paciork�w zawo�a� do kolegi: - Marco, ten szlachetny pan chce znale�� agenta policji. - Szlachetny pan jest r�wnie odwa�ny, jak szalony - stwierdzi� Marco. Przekupie� i kilku gapi�w roze�mieli si�. Martin krzywo si� u�miechn��. Ci ludzie byli �yczliwi, cho� niezbyt mu pomogli. Jeszcze raz spr�bowa�. - Prosz�... ja... naprawd�... chc�... wiedzie�. Inny przekupie�, obnosz�cy tac� pe�n� jarmarcznych ozd�bek z br�zu, wzruszy� ramionami i zatrajkota� co�, czego Martin nie zrozumia�. Spyta� handlarza: - Co on powiedzia�? - Powiedzia�, �e nie wie. Ja te� nie wiem - odrzek� tamten. Padway powoli odszed�. Przekupie� krzykn�� za nim: - Panie! - Tak? - Czy chodzi�o ci o agenta prefekta municypalnego? - Tak. - Marco, gdzie szlachetny pan mo�e znale�� agenta prefekta? - Nie wiem - odburkn�� Marco. Kramarz zn�w wzruszy� ramionami wsp�czuj�co. - Przykro mi, ja te� nie wiem. Je�liby to by� Rzym dwudziestowieczny, glina znalaz�by si� bez k�opotu. I nawet sam Benito nie zdo�a�by zmusi� ca�ego miasta do zmiany j�zyka. Pozostaj� zatem trzy mo�liwo�ci. Mo�e by�: a) na planie filmowym, b) w staro�ytnym Rzymie (hipoteza Tancrediego), c) to s� wszystko twory jego wyobra�ni. Zacz�� si� przechadza�. Rozmowa go zm�czy�a. Wkr�tce jednak nadziej�, �e to plan filmowy, zniweczy�o odkrycie rozmiar�w staro�ytnego miasta. Rozci�ga�o si� na wiele mil we wszystkich kierunkach. Uk�ad ulic by� zupe�nie inny ni� we wsp�czesnym Rzymie. Kieszonkowa mapa, kt�r� Padway mia� ze sob�, okaza�a si� prawie bezu�yteczna. Nazwy sklep�w by�y w czytelnej klasycznej �acinie. Ortografia jak za czas�w Cezara. Zmieni�a si� za to wymowa. Uliczki by�y w�skie i niezbyt zat�oczone. Panowa� senny dekadencki nastr�j, jak w Filadelfii. Na jednym z ruchliwszych skrzy�owa� Padway zaobserwowa� je�d�ca dyryguj�cego ruchem. Podnosi� r�k�, by zatrzyma� w�z zaprz�ony w wo�y, i przepuszcza� skinieniem lektyk�. Nosi� jaskrawie pr��kowan� koszul� i sk�rzane spodnie. Wygl�da� bardziej na Europejczyka z p�nocnego wschodu ni� na W�ocha. Padway opar� si� o mur i s�ucha�. Cz�owiek m�wi� za szybko, �eby mo�na go by�o zrozumie�. Tak jakby zarzuca�o si� w�dk�, ryba bra�a, ale nie dawa�a si� z�apa�. Padway ogromnym wysi�kiem zmusi� si� do my�lenia po �acinie. Miesza� czasy i tryby, ale nie mia� k�opot�w ze s�ownictwem w kr�tkich zdaniach. Przygl�da�a mu si� grupka ma�ych ch�opc�w. Gdy na nich spojrza�, zachichotali i uciekli. Przypomnia�a mu si� projektowana przez rz�d Stan�w Zjednoczonych odbudowa starych miast kolonialnych, takich jak Wiliamsburg. Ale to tutaj wygl�da�o zbyt prawdziwie. Nic sztucznego nie by�o w ca�ym tym brudzie, chorobach, pijackich burdach, kt�re obejrza� sobie w trakcie godzinnej przechadzki. Pozosta�y dwie hipotezy: delirium i zmiana czasu. Delirium by�o mniej prawdopodobne. Postanowi� dzia�a� tak, jakby wszystko by�o realne. Nie m�g� sta� bez ko�ca w jednym miejscu. Trzeba si� by�o popyta� i zorientowa� w sytuacji. Od tej my�li sk�ra mu �cierp�a. Koszmarnie ba� si� obcych. Dwa razy ju� otwiera� usta, ale j�zyk stawa� mu ko�kiem. Martin, ch�opie, trzymaj si�! - Pan wybaczy, czy m�g�by mi pan powiedzie�, jaki dzie� dzi� mamy? Pytanie zaskoczy�o poczciwego cz�owieczyn� z bochenkiem chleba pod pach�. - Qui'e? Co takiego! - Pytam, czy m�g�by mi pan poda� dzisiejsz� dat�. Poczciwina zmarszczy� si� nieprzyjemnie, ale odpar� tylko: - Non compr'endo. Padway powt�rzy� powoli pytanie, ale bez skutku. Wygrzeba� wreszcie notatnik i o��wek. Napisa� pytanie na kartce i podni�s� j� w kierunku rozm�wcy. Ten przygl�da� si� chwil� poruszaj�c wargami. Wreszcie powiedzia� z ulg�: - A, chcesz zna� dat�? - Sic. Dat�. Cz�owiek wytrajkota� d�ugie zdanie. R�wnie dobrze m�g�by m�wi� po chi�sku. Padway zamacha� rozpaczliwie r�kami i wrzasn��: - Lento! Rozm�wca cofn�� si� o krok i zacz�� jeszcze raz. - M�wi�em, �e ci� zrozumia�em i �e jest 9 pa�dziernika, ale nie jestem pewny, bo nie mog� sobie przypomnie�, czy rocznica �lubu mojej matki przyda�a trzy czy cztery dni temu. - Kt�ry rok? - Kt�ry r o k ? - Sic, kt�ry rok? - 1288 Anno Urbis Conditae. Z kolei Padway by� zaskoczony. - A jak to b�dzie wed�ug rachuby chrze�cija�skiej? - Masz na my�li, ile lat min�o od urodzin Chrystusa? - Hoc ille - tak w�a�nie. - Hmm..., no tak, - nie wiem, pi��set i co� tam jeszcze. Lepiej zapytaj kap�ana, cudzoziemcze. - Zrobi� to - obieca� Padway. - Dzi�kuj�. - Nie ma za co - odpowiedzia� poczciwina i poszed� dalej. Kolana ugi�y si� pod Padwayem. Rozm�wca by� do�� uprzejmy i grzecznie odpowiada� na pytania, ale z jego odpowiedzi wynika�o, �e pokojowo nastawiony archeolog wpad� w niezbyt spokojne czasy. Co teraz robi�? No w�a�nie, co rozs�dny cz�owiek zrobi�by w takich okoliczno�ciach? Musia� znale�� jaki� nocleg i spos�b utrzymania. Troch� zaskoczy�a go �atwo��, z jak� zaakceptowa� hipotez� Tancrediego. Przespacerowa� si� w g�r� alei, �eby nie rzuca� si� w oczy, i sprawdzi� zawarto�� kieszeni. Zwitek w�oskich banknot�w by� r�wnie u�yteczny, jak zepsuta pu�apka na myszy. Nawet gorzej; pu�apk� mo�na zreperowa�. Ksi��eczki czekowe ameryka�skich i w�oskich bank�w, prawo jazdy wystawione w Illinois, sk�rzane etui z kluczami mo�na by�o spokojnie wyrzuci�. Pi�ro, o��wek i zapalniczka mog� si� jeszcze przyda�. Za scyzoryk i zegarek m�g�by dosta� niez�� cen�. Nie chcia� jednak pozbywa� si� tych przedmiot�w, jak d�ugo si� da. Przeliczy� gar�� drobniak�w. Tylko dwadzie�cia monet, w tym cztery srebrne dziesi�ciolir�wki. Razem, w przeliczeniu, oko�o pi�ciu dolar�w. Srebro i br�z mo�na by wymieni�. Co do niklu, to si� oka�e. Znowu zacz�� i��. Zatrzyma� si� przed szyldem zapowiadaj�cym kantor wymiany monet z�otnika S. Dentatusa. G��boko westchn�� i wszed� do �rodka. S. Dentatus wygl�da� jak wielka �aba. Padway po�o�y� przed nim bilon i powiedzia�: - Ja... ja chcia�bym to zamieni� na miejscow� walut�, prosz� pana. Jak zwykle musia� kilkakrotnie powt�rzy� zdanie, zanim zdo�a� si� porozumie�. S. Dentatus zerkn�� na monety. Podni�s� je jedn� po drugiej i lekko poskroba� szpikulcem. Wreszcie wyskrzecza�: - Sk�d one... sk�d ty przybywasz? - Ameryka. - Nigdy o tym nie s�ysza�em. - To daleko st�d. - Hm. Z czego one s�? Z cyny - Wskaza� na nikiel. - Z niklu. - Co to takiego? Jaki� zabawny metal maj� w twoim kraju. - Hoc ille. - Ile to warte? Padway my�la� przez moment, staraj�c si� znale�� jak�� wysok� cen�. Gdy zbiera� odwag�, S. Dentatus przerwa� milczenie. - To nie ma znaczenia. Nawet nie dotkn� tego towaru. Nie ma na to zbytu. Z innymi - zobaczymy. Wyci�gn�� wag� i zwa�y� br�z, potem srebro. Poprzesuwa� troch� koraliki na ma�ym br�zowym liczydle i powiedzia�: - S� warte mniej ni� jednego solida. Ale tobie dam ca�ego solida. Mamin nie odpowiedzia� od razu. Musia� przyj�� propozycj�. Nie lubi� si� targowa� i nie mia� poj�cia o bie��cym kursie monet. Ale dla ratowania twarzy uda�, �e starannie rozwa�a ofert�. Kto� wszed� za nim do kantoru. By� to zwalisty, czerstwy m�czyzna z jasnymi w�sami i kokiem a la Ginger Rogers. Nosi� lnian� bluz� i d�ugie sk�rzane portki. Wyszczerzy� z�by do Padwaya i wyskandowa� jednym tchem: - Ho, frijond, habais faurthei. Alai skalljans sind waidedjans. O Bo�e! Jeszcze jeden j�zyk! - Ja... ja, przykro mi, nie rozumiem - odpowiedzia� Amerykanin. M�czyzna troch� spochmurnia�. Przeszed� na �acin�. - Przepraszam, s�dz�c po ubraniu, my�la�em, �e jeste� z Chersonezu. Nie mog�em sta� bezczynnie i patrze�, jak oszukuj� Gota pobratymca, ha, ha! - Got wybuchn�� tak g�o�nym �miechem, �e Padway a� podskoczy�. - Dzi�ki ci. Ile wart jest ten towar? - Co ci zaproponowa�? Mamin przyzna�, �e jednego solida. - No tak. Nawet ja widz�, �e ci� robi� w konia. Sextus, daj mu uczciw� cen�, bo ci ka�� zje�� twoje miedziaki. A, to by by�a zabawa, ha, ha! S. Dentatus westchn�� z rezygnacj�. - No dobrze. P�tora solida. Musz� z czego� �y�. Jak mam to robi�, kiedy mi si� ci�gle wtr�caj� do uczciwych interes�w? Wed�ug bie��cej stopy wymiany to b�dzie solid i trzydzie�ci jeden sestercji. - Co to za stopa wymiany? - spyta� Martin. Got odrzek�: - Stosunek z�ota do srebra. Z�oto spad�o w ci�gu ostatnich czterech miesi�cy. Padway zdecydowa� si�. - My�l�, �e wezm� srebro. Gdy Dentatus z kwa�n� min� odlicza� dziewi��dziesi�t trzy sestercje Got zapyta�: - Sk�d przybywasz? Pewnie z kraju Hun�w? - Nie, ze znacznie dalszych stron. Z Ameryki. Nigdy o niej nie s�ysza�e�, co? - Nie. A to ciekawe. Ciesz� si�, �e ci� spotka�em, m�odzie�cze. B�d� mia� o czym opowiada� �onie. Ona my�li, �e ilekro� jad� do miasta, to biegn� do najbli�szego burdelu, ha, ha! - Pogrzeba� w torbie i wyj�� wielki z�oty pier�cie� i nieoszlifowany kamie� szlachetny. - Sextusie, to znowu si� rozpad�o. Przymocuj to, dobrze? I �adnych podmian, pami�taj. Gdy wyszli, Got zwr�ci� si� do Padwaya �ciszonym g�osem: - Prawdziwy pow�d, dla kt�rego przyjecha�em do miasta, to urok, kt�ry kto� rzuci� na m�j dom. - Urok? Jaki urok? Got pokiwa� powa�nie g�ow�. - Urok na kr�tki oddech. Gdy jestem w domu, nie mog� oddycha�. To jest tak... - Sapn�� kilka razy astmatycznie. - Ale ilekro� wychodz� na dw�r, zn�w jestem zdrowy. My�l�, �e wiem, kto to zrobi�. - Kto? - W ubieg�ym roku zawar�em kilka transakcji pod zastaw hipoteczny. Nie mog� niczego udowodni� poprzednim w�a�cicielom, ale... - Mrugn�� znacz�co do Padwaya. - Powiedz mi, czy trzymasz zwierz�ta w domu? - Sfor� ps�w. Jest jeszcze inwentarz, ale nie wpuszczamy go do domu. Nie dalej jak wczoraj prosiak w�lizgn�� si� przez drzwi i porwa� jeden z moich but�w. Musia�em go goni� po tym ca�ym przekl�tym obej�ciu. Ale to by�o widowisko, ha, ha! - No tak - powiedzia� Martin - postaraj si� trzyma� psy na dworze ca�y czas i codziennie dobrze wymiataj mieszkanie. To mo�e pom�c na twoje... sapanie. - A to ciekawe! My�lisz, �e pomo�e? - Bo ja wiem. Niekt�rym ludziom psia sier�� przeszkadza w oddychaniu. Spr�buj przez kilka miesi�cy, to sam si� przekonasz. - Ci�gle my�l�, �e to urok, m�odzie�cze, ale skorzystam z twojej rady. Pr�bowa�em ju� wszystkiego. By�em u tuzina greckich medyk�w, pielgrzymowa�em do z�ba �w. Ignacego. Nic nie pomog�o. - Zawaha� si� i zapyta�: - Wybacz, ale kim by�e� w swoim kraju? Padway przypomnia� sobie szybko te kilka akr�w, kt�re zostawi� w Illinois. - Mia�em gospodarstwo. - �wietnie! - rykn�� Got klepi�c go po plecach z si�� m�ota pneumatycznego. - Ze mnie dobry kompan, ale nie lubi� wchodzi� w towarzystwo ludzi nie z mojej sfery, ha, ha! Nazywam si� Nevitta. Nevitta, syn Gummunda. Jak b�dziesz kiedy jecha� Via Flaminia, wpadnij do mnie. Mieszkam jakie� osiem mil na p�noc st�d. - Dzi�kuj�. Nazywam si� Martin Padway. Gdzie tu mo�na by wynaj�� pok�j? - Zale�y. Je�li nie masz ochoty wydawa� za du�o pieni�dzy, znajdziesz sobie miejsce dalej w dole rzeki. Mn�stwo gosp�d jest za Viminalem. Czekaj! W�a�ciwie to mi si� nie �pieszy. Poszukamy razem. Gwizdn�� ostro i zawo�a�: - Hermann hiri her! Hermann, ubrany prawie tak jak jego pan, wsta� z kraw�nika i szeleszcz�c sk�rzanymi nogawicami podprowadzi� truchtem dwa wierzchowce. Nevitta zdecydowa� si� na przechadzk�. Herman szed� z ty�u wiod�c konie za uzdy. Ra�no maszeruj�c, Nevitta zapyta�: - M�wi�e�, �e jak masz na imi�? - Martin Padway, wystarczy m�wi� Martinus. Padway wym�wi� imi� prawid�owo: Martiino. Nie chcia� narzuca� si� dobrodusznemu Gotowi, ale potrzebowa� informacji. My�la� przez jaki� czas, po czym zapyta�: - M�g�by� poda� mi imiona paru ludzi w Rzymie, takich, do kt�rych trzeba zajrze�, gdy potrzebuje si� pomocy? Prawnik�w, lekarzy... - Pewno. Je�li potrzebny ci prawnik specjalizuj�cy si� w sprawach dotycz�cych cudzoziemc�w, idziesz do Valeriusa Mummiusa. Urz�duje przy Basilica Aemilia. Polecam ci te� mego przyjaciela doktora. To Grek, Leo Vekkos. Niez�y specjalista, jak oni wszyscy. Ale osobi�cie s�dz�, �e relikwie jakiego� dobrego aria�skiego �wi�tego, na przyk�ad Asteriusa, s� r�wnie po�yteczne, jak wszystkie te ich zio�a i napoje. - Pewnie tak - zgodzi� si� Padway. Zapisa� imiona i adresy w notatniku. - A jaki� bankier? - Niewiele mam z nimi interes�w. Nienawistna jest mi sama my�l o wpadni�ciu w d�ugi. Ale je�li mam ci kogo� poleci�, to jest taki Thomasus Syryjczyk przy mo�cie Aemilii. Uwa�aj na niego. - Dlaczego? Jest nieuczciwy? - Thomasus? Ale� sk�d. Po prostu uwa�aj na niego, to wszystko. O, wygl�da na to, �e tu mo�esz si� zatrzyma�. - Nevitta za�omota� w drzwi. Otworzy� niechlujny zarz�dca. Owszem, mia� pok�j. Ma�y, �mierdz�cy i �le o�wietlony. Ale tak by�o wsz�dzie w Rzymie. Zarz�dca chcia� siedem sestercji za dzie�. - Zaproponuj po�ow� - powiedzia� Nevitta scenicznym szeptem. Tak te� Padway uczyni�. Zarz�dca zachowa� si�, jakby z g�ry znu�y�y go maj�ce nast�pi� targi - odda� pok�j za pi�� sestercji. Nevitta �cisn�� r�k� Padwaya wielk� czerwon� �ap�. - Nie zapomnij, Martinusie, odwiedzi� mnie czasem. Zawsze lubi� pos�ucha� ludzi, kt�rzy m�wi� po �acinie z gorszym od mego akcentem, ha, ha! Lekko wskoczy� na swojego rumaka, usadowi� si� w siodle i razem z Hermannem pogalopowa� w dal. Padway z �alem rozstawa� si� z nimi, ale Nevitta musia� dba� o w�asne interesy. Popatrzy� chwil� za oddalaj�c� si� zwalist� postaci� wszed� do ponurego, skrzypi�cego zajazdu. nast�pny L. Spraque de Camp Jankes w Rzymie . 2 . Obudzi� si� wcze�nie z niesmakiem w ustach i z uczuciem, �e konik polny grasuje mu po wn�trzno�ciach. To chyba wczorajszy obiad - niez�y, ale odmienny od tego, co zawsze jada� - gulasz z duszonymi porami. Restaurator musia� si� dziwi�, gdy Padway b��dzi� r�kami po blacie, machinalnie szukaj�c no�a i widelca. Nie znalaz� ich oczywi�cie. Przespa� si� na ��ku z siennikiem. Kosztowa�o go to dodatkowo sestercj� dziennie. Uporczywe sw�dzenie spowodowa�o, �e zdj�� podkoszulk�. Rz�d czerwonych plamek na brzuchu wskazywa�, �e nie spa� tej nocy sam. Wsta� i umy� si� myd�em, kt�re kupi� wczoraj. Przyjemnie zaskoczy� go wtedy fakt, �e myd�o ju� wynaleziono, kiedy jednak prze�ama� kostk� przypominaj�c� lekko nadgni�y placek z dyni, znalaz� w �rodku mi�kk� mas� nieprzetrawionej mieszanki potasu i sody. Co wi�cej, myd�o by�o tak alkaliczne, �e r�wnie dobrze m�g� umy� twarz i r�ce papierem �ciernym. Potem podj�� desperack� pr�b� ogolenia si� za pomoc� oliwy z oliwek i �wczesnej brzytwy. Przedsi�wzi�cie by�o tak bolesne, �e postanowi� zapu�ci� brod�. By� w kropce. Pieni�dzy wystarczy mu na tydzie�, mo�e na troch� d�u�ej. Gdyby to cz�owiek wiedzia�, �e go zmiecie w przesz�o��, ob�adowa�by si� ca�� mas� u�ytecznych rupieci. Encyklopedia, co� o metalurgii, matematyce, suwak logarytmiczny, karabin z mn�stwem amunicji. Ale Padway nie mia� broni ani encyklopedii. Zosta�o mu tylko to, co normalny cz�owiek w XX wieku nosi w kieszeniach. No, troch� wi�cej, bo w�a�nie by� w podr�y takie niezwykle u�yteczne rzeczy, jak czeki, nieaktualny plan miasta i paszport. Mia� jeszcze olej w g�owie. Powinien mu si� przyda�. Problem polega� na tym, �eby wykorzysta� dwudziestowieczn� wiedz� w spos�b u�yteczny, a zarazem bezpieczny. Nie mo�na by�o zacz�� na przyk�ad od zbudowania samochodu. Czas potrzebny na zebranie odpowiednich materia��w przekracza�by znacznie �ycie jednego cz�owieka. A co z sam� konstrukcj� i u�ytkowaniem? Nie m�wi�c ju� o paliwie. Na dworze by�o do�� ciep�o. Pomy�la� o zostawieniu kapelusza i zb�dnego okrycia w pokoju, ale drzwi zaopatrzone by�y w prymitywny zamek z br�zowym kluczem tak poka�nych rozmiar�w, �e m�g�by s�u�y� jako prezent od miasta wr�czany przez burmistrza dostojnemu go�ciowi. Mo�na by si� w�ama� u�ywaj�c zwyk�ego no�a. Zabra� wi�c ca�e ubranie ze sob�. Na �niadanie poszed� do tej samej restauracji co wczoraj, gdzie napis nad lad� g�osi�: "Spory religijne zabronione." Padway zapyta� w�a�ciciela, jak dosta� si� do Thomasusa Syryjczyka. - P�jdziesz ulic� D�ug� do �uku Konstantyna, potem w lewo w ulic� Toska�sk�, potem... - Cho� Padway us�ysza� to dwa razy, to i tak wi�ksza cz�� poranka zesz�a mu na poszukiwaniach. Przechodzi� przez Forum pe�ne �wi�ty�, z kt�rych pousuwano kolumny na u�ytek pi�ciu du�ych i trzydziestu malutkich ko�cio��w rozsianych po mie�cie. �wi�tynie wygl�da�y tak �a�o�nie jak od�wierny z Park Avenue pozbawiony spodni. Na widok Biblioteki Ulpiana Padway mia� ochot� rzuci� w diab�y b��dzenie po ulicach. Uwielbia� myszkowa� po bibliotekach i naprawd� nie mia� ochoty stan�� oko w oko z nieznanym sobie bankierem w nieznanym kraju i do tego z tak niezwyk�ym interesem. My�l o tym przera�a�a go; na szcz�cie mia� specyficzny rodzaj odwagi, kt�ra zaczyna funkcjonowa�, gdy jest si� ju� na skraju paniki. Z ponur� min� poszed� dalej w stron� Tybru. Thomasus mieszka� w odrapanym dwupi�trowym budynku. Od�wierny Murzyn, prawdopodobnie niewolnik, wprowadzi� Padwaya do pomieszczenia, kt�re chyba s�u�y�o jako salon. Thomasus okaza� si� �ysym brzuchaczem z bielmem na lewym oku. Zebra� wy�wiechtan� tog� i usiad�. - S�ucham, m�odzie�cze? Padway prze�kn�� �lin� i zacz��: - Ja... Interesuje mnie po�yczka. - Ile? - Jeszcze nie wiem. Chc� otworzy� przedsi�biorstwo. Musz� najpierw zorientowa� si� w sytuacji i pozna� ceny. - Chcesz otworzy� przedsi�biorstwo? W Rzymie? Hmmm. - Thomasus zatar� r�ce. - Jakie mo�esz da� zabezpieczenie? - �adnego. - Co?! - Powiedzia�em: �adnego. Po prostu zaryzykuj inwestuj�c we mnie. - Ale... ale, m�j drogi panie, nie znasz nikogo w mie�cie? - Znam gockiego farmera o imieniu Nevitta, syna Gudmunda. To on mnie tu przys�a�. - A tak, Nevitta. S�abo go znam. Pod�yrowa�by ci? Padway pomy�la�. Nevitta, mimo ca�ej swej wylewno�ci, sprawia� wra�enie cz�owieka niezwykle ostro�nego w sprawach finansowych. - Nie - powiedzia� wreszcie. - Nie s�dz�. Thomasus podni�s� oczy ku sufitowi. - Bo�e! Czy Ty go s�yszysz? Przychodzi tu, ten barbarzy�ca, kt�ry ledwo zna �acin�, stwierdza, �e nie ma ani gwarancji, ani �yrant�w, i czeka, �ebym mu po�yczy� pieni�dzy. Czy s�ysza�e� kiedykolwiek co� takiego, o Panie! - My�l�, �e zmienisz zdanie - rzek� Padway. Thomasus trz�s� g�ow� wydaj�c jednocze�nie gdacz�ce d�wi�ki. - Chyba jedyne, co masz, to pewno�� siebie, m�odzie�cze. O! To masz na pewno. M�wisz, �e jak si� zwiesz? Padway przedstawi� si� tak samo jak Nevitcie. - W porz�dku. Jakie masz plany? - Jak s�usznie zauwa�y�e� - ci�gn�� Padway z nadziej�, �e do swojej gry dobra� odpowiedni� proporcj� godno�ci i kordialno�ci - jestem cudzoziemcem. Przyby�em w�a�nie z miejsca zwanego Ameryk�. To daleko st�d i oczywi�cie jest tam wiele rzeczy r�ni�cych si� znacznie od tego, co macie w Rzymie. Gdyby� zechcia� mi pom�c w produkcji niekt�rych przedmiot�w, kt�re tu nie s� znane... - Aj! - zaskowycza� Thomasus, podnosz�c wysoko r�ce. - Czy s�yszysz, Bo�e? On nawet nie chce, �ebym go wspar� w jakim� wypr�bowanym przedsi�wzi�ciu. On chce, �ebym wzi�� si� za jak�� nowink�, o kt�rej nikt nie s�ysza�. Nie mog� nawet o tym my�le�, Martinusie... A o co chodzi? - Hm, mamy taki nap�j wyrabiany z wina - brandy. To powinno dobrze p�j��. - Nie, nie mog� si� tym zaj��. Chocia� przyznaj�, Rzymowi cholernie potrzeba rzemios�a. Kiedy stolic� przeniesiono do Rawenny, dochody z pensji pa�stwowych si� sko�czy�y. To w�a�nie dlatego zaludnienie tak si� zmniejszy�o w ci�gu ostatnich stu lat. Miasto jest �le po�o�one, nie ma wi�c powodu, by dokonywa� zmiany. Zreszt� nic si� nie da zrobi�. Kr�l Thiudahad marnuje czas pisz�c wiersze po �acinie. Poezja! Nie, m�ody cz�owieku, nie mog� wk�ada� pieni�dzy w dziki pomys� warzenia jakiego� barbarzy�skiego trunku. Padway zacz�� sobie przypomina� histori� sz�stego wieku. - Wracaj�c do Thiudahada, czy zamordowano ju� kr�low� Amalasunt�? - Co? - Thomasus zdrowym okiem popatrzy� przenikliwie na Padwaya. A tak, owszem. Oznacza�o to, �e Justynian, "rzymski" cesarz Konstantynopola, wkr�tce rozpocznie straszliwe i niszcz�ce dzia�ania w celu odzyskania Italii dla Cesarstwa. - M�odzie�cze, dlaczego zapyta�e� w taki dziwny spos�b? - Pozwolisz, �e usi�d�? Thomasus wyrazi� zgod� i Padway usiad� ci�ko na krze�le. Do tej pory przygoda wygl�da�a jak trudna i skomplikowana maskarada. W�asne pytanie o zab�jstwo Amalasunty u�wiadomi�o mu wszystkie zagro�enia, jakie ten �wiat ni�s� dla �ycia ludzkiego. Thomasus powt�rzy�: - A wi�c, m�ody panie, dlaczego zada�e� pytanie w taki spos�b? - W jaki spos�b? - zdziwi� si� Padway i jednocze�nie zda� sobie spraw�, �e wszed� na zbyt grz�ski teren. - Zapyta�e�, czy j u � zosta�a zamordowana. To brzmia�o, jakby� wiedzia� wcze�niej, �e j� zabij�. Czy jeste� wr�bit�? Nie by�o mocnych na Thomasusa. Padway przypomnia� sobie rad� Nevitty, �eby mie� oczy szeroko otwarte. Wzruszy� ramionami. - Niezupe�nie. Us�ysza�em, zanim tu przyby�em, �e by�y jakie� spory mi�dzy gockimi suwerenami i �e Thiudahad mia� ochot� wykluczy� z gry kr�low� przy pierwszej nadarzaj�cej si� sposobno�ci. No i, hm... chcia�em dowiedzie� si�, jak to si� sko�czy�o. - Tak - rzek� Syryjczyk. - To wstyd. By�a prawdziw� kobiet�. Nie�le wygl�da�a jak na swoj� czterdziestk�. Z�apali j� w �a�ni ostatniego lata i potrzymali g�ow� pod wod�. Osobi�cie s�dz�, �e to Gudelinda, �ona Thiudahada, zmusi�a te ciep�e kluski, swojego m�a do czynu. Jemu samemu brakuje odwagi. - Mo�e by�a zazdrosna - uci�� dyskusj� Padway. - Wracaj�c do produkcji tego barbarzy�skiego trunku, jak go nazwa�e�... - Co? Ale� z ciebie uparciuch. To wykluczone. Musisz by� ostro�ny przy robieniu w Rzymie interes�w. To miasto ju� nie ro�nie. Ba, gdyby to by� Konstantynopol... - Westchn��. - Na wschodzie mo�na zrobi� naprawd� du�e pieni�dze. Ale nie mam ochoty tam mieszka�, odk�d Justynian zadba�, �eby heretykom, czy jak on ich tam nazywa, nie nudzi�o si� zanadto. Przy okazji, jakiego jeste� wyznania? - A ty? Cho� nie ma to dla mnie wi�kszego znaczenia. - Jestem nestorianinem. - Aha - u�miechn�� si� Padway - a ja jestem, jak to si� u nas nazywa, kongregacjonalist�. - By�a to nieprawda, ale pomy�la�, �e agnostycyzm nie jest zbyt popularny w tym zwariowanym na punkcie teologii �wiecie. - To jest najbli�ej nestorianizmu w moim kraju. Ale wracaj�c do produkcji brandy... - Nic z tego, m�odzie�cze, pod �adnym pozorem. A co ci jest potrzebne, �eby zacz��? - Du�y kocio� miedziany, sporo miedzianych rurek i wino jako surowiec. Nie musi by� dobrej jako�ci. M�g�bym zacz�� szybciej, gdybym mia� paru ludzi do pomocy. - Przykro mi, ale w tym jest za du�o ryzyka. - Pos�uchaj, Thomasusie, je�li poka�� ci, �e mo�na skr�ci� o po�ow� czas, kt�ry zu�ywasz na rachunki, czy zainteresujesz si� moj� propozycj�? - Chcesz powiedzie�, �e jeste� matematycznym geniuszem czy co� w tym rodzaju? - Nie, ale znam nowy system i mog� go nauczy� twoich kantorzyst�w. Thomasus przymkn�� oczy jak jaki� lewanty�ski Budda. - Zgoda, je�li nie chcesz wi�cej ni� pi��dziesi�t solid�w... - Ka�dy interes jest, jak wiesz, hazardem. - W tym rzecz, ale podejm� go - pod warunkiem, �e tw�j system rachunkowy jest tak dobry, jak twierdzisz. - A co z odsetkami? - zapyta� Padway. - Trzy procent. Padway by� zaskoczony. Potem zapyta� -Trzy procent na...? - Na miesi�c, oczywi�cie. - Za du�o. - Na co liczy�e�? - W moim kraju sze�� procent rocznie to bardzo wysoka stopa. - Chcesz powiedzie�, �e liczy�e� na to, bym na taki procent po�yczy� ci pieni�dzy? Aj! Bo�e, czy Ty go s�yszysz? M�odzie�cze, powiniene� �y� z dzikimi Sasami i uczy� ich piractwa. Ale tak ci� lubi�, �e obni�� ci stop� do dwudziestu pi�ciu procent rocznie. - Ci�gle za wysoka. M�g�bym przyj�� siedem i p�. - Jeste� �mieszny. Nie wezm� mniej ni� dwadzie�cia za rok. - Nie. Mo�e by� dziewi��. - Nie jestem nawet zainteresowany. A szkoda, by�by� dobrym partnerem w interesach. Pi�tna�cie. - Odpada, Thomasusie, dziewi�� i p�. - Bo�e, czy Ty s�yszysz! On chce, �ebym ja mu dawa� prezenty. Id� st�d, Martinusie. Marnujesz sw�j czas. Ja zreszt� te� nie mam czasu. Dwana�cie i p�. To ostatnia propozycja. - Dziesi��. - Czy ty nie rozumiesz po �acinie? Powiedzia�em, �e to ostatnia propozycja. Do widzenia. Mi�o mi by�o ci� pozna�. Kiedy Padway wsta�, bankier zasycza� przez z�by, jakby go kto� �miertelnie ugodzi�, i zazgrzyta�: - Jedena�cie. - Dziesi�� i p�. - Zechcia�by� mi pokaza� z�by? S�owo daj�, zupe�nie ludzkie. A ja ju� my�la�em, �e masz k�y rekina. No, dobrze. Ta sentymentalna wielkoduszno�� wkr�tce mnie zrujnuje. A teraz zobaczmy ten tw�j system rachunkowy. Godzin� p�niej trzech smutnych pisarczyk�w siedz�cych rz�dkiem przygl�da�o si� Padwayowi z mieszanin� respektu, zdziwienia i nienawi�ci. Padway w�a�nie sko�czy� d�ugi, ale prosty rachunek u�ywaj�c cyfr arabskich, podczas gdy tamci zaledwie zaczynali �mudny proces pr�b i b��d�w, jakiego wymaga�y dzia�ania na cyfrach rzymskich. Padway przet�umaczy� sw�j wynik na �acin� i napisa� go na tabliczce, kt�r� poda� Thomasusowi. - Prosz�. Pole� kt�remu� z ch�opc�w, aby to sprawdzi�. Niech pomno�y dzielnik przez wynik. Mo�esz zwolni� ich z innych zaj��; zajmie im to ca�� noc. Kantorzysta w �rednim wieku, kt�ry przygl�da� si� Martinowi z nieukrywan� nienawi�ci�, przepisa� liczb� i z zawzi�to�ci� zabra� si� do sprawdzania wyniku. Gdy po d�ugim czasie sko�czy�, odrzuci� rysik i warkn��: - On jest na pewno czarownikiem: Dokona� wszystkich operacji w pami�ci, a te g�upie znaczki wypisa�, �eby nas oszuka�. - Wcale nie - odrzek� Padway uk�adnie. - Mog� was nauczy� tego samego. - Co?! Ja mam bra� lekcje u barbarzy�cy w d�ugich portkach? Ja... Chcia� powiedzie� co� wi�cej, ale Thomasus przerwa� mu m�wi�c, �eby robi�, co mu si� ka�e, i nie odszczekiwa�. - Ach, tak! - za�mia� si� drwi�co rachmistrz. Jestem wolnym obywatelem rzymskim i od dwudziestu lat zajmuj� si� buchalteri�. S�dz�, �e znam sw�j fach. Je�li chcesz, �eby kto� u�ywa� tego poga�skiego systemu, id� kupi� sobie jakiego� p�aszcz�cego si� greckiego niewolnika. Sko�czy�em! - No i zobacz, co� ty narobi�! - wykrzykn�� Thomasus, kiedy rachmistrz wzi�� sw�j p�aszcz z ko�ka i wyszed�. - B�d� musia� teraz wynaj�� innego cz�owieka, a przy tym braku r�k do pracy... - Wszystko w porz�dku - uspokaja� go Padway. - Tych dw�ch �atwo wykona ca�� robot�, gdy tylko si� naucz� ameryka�skiej arytmetyki. To jeszcze nie wszystko. Mamy co�, co si� nazywa podw�jn� ksi�gowo�ci�. Pozwoli ci ona sprawdzi� w ka�dej chwili stan twoich finans�w i wy�apa� omy�ki... - Czy s�yszysz to, Bo�e? On chce przewr�ci� do g�ry nogami ca�� bankowo��! Prosz� ci�, drogi panie, nie za wiele rzeczy na raz, bo zwariujemy. Dam ci po�yczk�, pomog� kupi� wyposa�enie, tylko nie wyskakuj wi�cej z tymi twoimi �wiatoburczymi pomys�ami. - Troch� si� uspokoi�. - A co to za bransoleta, na kt�r� spogl�dasz co i raz? Padway wyci�gn�� r�k�. - To rodzaj przeno�nej klepsydry... Nazywamy to zegarkiem. - Hmm... Segarhos? Wygl�da na przedmiot magiczny. A w og�le, czy jeste� zupe�nie pewien, �e nie jeste� czarownikiem? - Bankier rozejrza� si� nerwowo. - Nie - za�mia� si� Padway - to proste urz�dzenie mechaniczne, jak na przyk�ad chronometr wodny. - Aha, rozumiem. Ale po co pa�eczka, kt�ra pokazuje sze��dziesi�te cz�ci godziny? Nikomu normalnemu nie jest potrzebna tak dok�adna znajomo�� czasu. - Nam w Ameryce wydaje si� to po�yteczne. - No, tak. Co kraj to obyczaj. A co z lekcjami ameryka�skiej matematyki dla moich ch�opc�w? Oczywi�cie tylko po to, �eby upewni� nas, �e to takie dobre, jak twierdzisz. - W porz�dku, daj mi tabliczk�. - Padway wyskroba� na wosku cyfry od jednego do dziewi�ciu i obja�ni� je. - A teraz najwa�niejsza sprawa: - Narysowa� k�ko. - To jest znak odpowiadaj�cy niczemu. M�odszy skryba podrapa� si� w g�ow�. - Chcesz powiedzie�, �e to symbol bez znaczenia? Jaki b�dzie z niego po�ytek? - Nie powiedzia�em, �e jest bez znaczenia. To oznacza nic, zero. To, co zostanie, kiedy odejmiesz dwa od dw�ch. Starszy kantorzysta popatrzy� sceptycznie. - To dla mnie nie ma sensu. Co za po�ytek z symbolu, kt�ry nie istnieje? - Jest przecie� na to okre�lenie, specjalne s�owo, tak? Nawet par� s��w i u�ywasz ich chyba? - My�l�, �e tak, ale nie u�ywamy n i c z e g o w naszych rachunkach. Trudno wyobrazi� sobie zysk z po�yczania na �aden procent. Albo jak wynajmowa� dom na �aden tydzie�? M�odszy pisarczyk u�miechn�� si� ironicznie. - Zdaje si�, �e czcigodny pan chce nam powiedzie�, jak osi�gn�� zysk bez obrotu... Padway zazgrzyta� z cicha z�bami. - Wyja�ni� wam szybciej, je�li nie b�dziecie mi przerywa�. Wkr�tce si� przekonacie, jakie s� powody, dla kt�rych u�ywa si� tego symbolu. Dodawanie zaj�o godzin�. Potem Padway zdecydowa�, �e oficjali�ci maj� do�� nauki na ten dzie�. Dalej sami powinni si� �wiczy�, dop�ki nie nab�d� odpowiedniej wprawy. By� wyko�czony. Z natury szybki w m�wieniu, ma�o si� nie w�ciek�, przedzieraj�c si� sylaba po sylabie przez zwyrodnia�� �acin� z sz�stego wieku. - To bardzo pomys�owe, Martinusie - sapn�� bankier. - A teraz co do szczeg��w tej po�yczki. �artowa�e� sobie oczywi�cie podaj�c tak absurdalnie nisk� stop�. Dziesi�� i p� procent... - Co? M�wi�em serio, do cholery. A ty si� zgodzi�e�... - Spokojnie, Martinusie. M�wi�em, �e rozwa�� po�yczk� na ten procent dopiero po tym, jak moi oficjali�ci naucz� si� twojego systemu, o ile naprawd� oka�e si� tak dobry, jak m�wi�e�. Ale tymczasem nie mo�esz spodziewa� si�, �e dam ci... Padway skoczy� na r�wne nogi. - To... to... o, do diab�a, jak b�dzie po �acinie "szwindel"? Je�li si� wycofasz... - Nie b�d� pochopny, m�j m�ody przyjacielu. Poza wszystkim da�e� ch�opcom dobr� lekcj� na pocz�tek. Teraz poradz� sobie sami, je�li zajdzie potrzeba. Wi�c z r�wnym powodzeniem m�g�by�... - W porz�dku. Niech dalej pr�buj� sami. Znajd� innego bankiera i wyucz� jego rachmistrz�w wszystkiego, co trzeba. Odejmowanie, dodawanie, dzie... - Aj! - zaskowycza� Thomasus. - Nie mo�esz rozgada� sekretu po ca�ym Rzymie. To by�oby nieuczciwe wobec mnie. - Naprawd� nie mog�? Pos�uchaj tylko. M�g�bym sobie n