4064
Szczegóły |
Tytuł |
4064 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4064 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4064 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4064 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STENDHAL
CZERWONE I CZARNE
TOM II
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
XXXI. PRZYJEMNO�CI WIEJSKIE
O rus, quando ego te aspiciam!
H o r a c y
� Pan czeka zapewne na dyli�ans do Pary�a? � spyta� w�a�ciciel gospody, gdzie Julian
zatrzyma� si� na �niadanie.
� Dzisiejszy, jutrzejszy, wszystko mi jedno � rzek� Julian.
W chwili gdy tak udawa� oboj�tno��, dyli�ans przyby� w�a�nie. By�y dwa miejsca wolne.
� Jak to, to ty, poczciwy Falcoz � rzek� podr�ny przyby waj�cy od strony Genewy do
kogo�, kto wsiad� r�wnocze�nie z Julianem.
� My�la�em, �e sobie siedzisz gdzie� pod Lyonem � rzek� Falcoz � w rozkosznej dolinie
Rodanu!
� �adnie siedz�! Uciekam.
� Co? ty uciekasz?! ty, Saint-Giraud? ty, z t� rozs�dn� min�, pope�ni�e� jak�� zbrodni�?
� rzek� Falcoz �miej�c si�.
� Na honor, na jedno by wysz�o. Uciekam od straszliwego �ycia prowincji. Lubi� ch��d
las�w i spok�j wiejski, wiesz o tym; nieraz obwinia�e� mnie o romantyzm. Nie chcia�em
nigdy s�ysze� o polityce i polityka mnie wyp�dza.
� Do jakiego� ty stronnictwa nale�ysz?
� Do �adnego, i to mnie gubi. Oto cale moje �ycie polityczne: lubi� muzyk�, malarstwo,
dobra ksi��ka jest dla mnie istnym �wi�tem, przekroczy�em w�a�nie czterdziestk�! C� mi
zostaje? Pi�tna�cie, dwadzie�cia, trzydzie�ci lat najwy�ej. Wi�c c�! Twierdz�, �e za trzydzie�ci
lat ministrowie b�d� nieco sprytniejsi, ale tak samo uczciwi jak dzi�. Historia Anglii
jest dla mnie zwierciad�em naszej przysz�o�ci. Zawsze znajdzie si� kr�l, kt�ry zechce rozszerzy�
swoje przywileje; zawsze ambicje poselskie, s�awa i dochody jakiego� Mirabeau
b�d� m�ci�y sen zamo�nych prowincja��w; nazywaj� to mi�o�ci� wolno�ci ludu. Zawsze
ch�tka zostania parem lub szambelanem skusi r e a k � w. Ka�dy na okr�cie pa�stwa zechce
by� sternikiem, bo to jest pop�atne. Czy� nigdy nie znajdzie si� skromne miejsce dla
biednego pasa�era?
� Przejd�my do fakt�w, kt�re musz� by� bardzo zabawne przy twojej spokojnej naturze.
Czy to ostatnie wybory wyp�dzi�y ci� z prowincji?
� P r z e k l e � s t w o d a w n i e j s i � g a. Mia�em przed czterema laty czterdzie�ci lat
i pi��set tysi�cy frank�w; dzi� mam o cztery lata wi�cej i prawdopodobnie o pi��dziesi�t
5
tysi�cy frank�w mniej, strac� je bowiem na sprzeda�y dworku w Montfleury, cudnie po�o�onego
w pobli�u Rodanu. W Pary�u znu�y�a mnie ustawna komedia, do kt�rej zniewala
wasza tak zwana cywilizacja XIX wieku. By�em spragniony swobody i prostoty. Kupuj�
tedy maj�tek w g�rach niedaleko Rodanu, nic pi�kniejszego pod s�o�cem. Wikary oraz
okoliczna szlachta nadskakuj� mi przez p� roku; karmi� ich obiadami. � Opu�ci�em Pary�
� powiadam im � aby w �yciu nie s�ysze� ani nie m�wi� o polityce; jak panowie widzicie,
nie abonuj� �adnego dziennika, im mniej listonosz dor�cza mi list�w, tym bardziej rad jestem.
To stanowisko niezupe�nie odpowiada�o intencjom ksi�dza wikarego; niebawem sta�em si�
pastw� tysi�ca natarczywych ��da�, utrapie�. Chcia�em da� dwie�cie lub trzysta frank�w
rocznie na ubogich; ��daj�, abym da� co� na pobo�ne stowarzyszenia, a �wi�tego J�zefa, a
Niepokalanej Dziewicy etc. Odmawiam � spada na mnie tysi�c szykan. Pope�niam to g�upstwo,
�e si� irytuj�. Nie mog� wyj�� rano z domu ucieszy� si� pi�kno�ci� g�r, aby mnie
jaka� przykro�� nie wyrwa�a z marze�, przypominaj�c mi dotkliwie ludzi i ich niegodziwo��.
Podczas procesji, w dni krzy�owe na przyk�ad (lubi� te �piewy, to musi by� prawdopodobnie
melodia grecka), nie b�ogos�awi� moich p�l, bo, powiada wikary, nale�� do bezbo�nika.
Krowa starej wie�niaczki, bigotki, umiera, oczywi�cie z powodu stawu nale��cego
do mnie, niedowiarka, paryskiego filozofa! W tydzie� p�niej patrz�, jak moje ryby wyp�ywaj�
brzuchem do g�ry, otrute wapnem. Prze�laduj� mnie na wszelki spos�b. S�dzia
pokoju, zacny cz�owiek, ale dr��cy o sw� posad�, zawsze rozstrzyga na moj� niekorzy��.
Spok�j wiejski sta� si� dla mnie piek�em. Z chwil� gdy ujrzano, �e mnie opu�ci� wikary,
g�owa wiejskiej kongregacji, nie popiera mnie za� pensjonowany kapitan, w�dz libera��w,
wszyscy wsiedli na mnie, nawet murarz, kt�regom �ywi� od roku, nawet stelmach, kt�ry
chcia� mnie or�n�� przy naprawie p�ug�w. Aby zyska� oparcie i wygra� bodaj raz jaki proces,
robi� si� libera�em; ale jak powiadasz, nadchodz� te szelmowskie wybory, ��daj� mego
g�osu...
� Za kim�, kogo nie znasz?
� Gdzie� tam, za kim�, kogo znam dobrze. Odmawiam, straszna nieostro�no��! Z t�
chwil� mam i libera��w na karku; po�o�enie staje si� nie do zniesienia. S�dz�, i� gdyby
wikaremu wpad�o do g�owy obwini� mnie o zamordowanie s�u��cej, znalaz�oby si� w obu
stronnictwach dwudziestu �wiadk�w gotowych przysi�c, �e widzieli, jak spe�niam zbrodni�.
� Chcesz �y� na wsi nie podzielaj�c nami�tno�ci s�siad�w, nie s�uchaj�c ich baja�. Szale�stwo!
� Dobrze wi�c, naprawi�em je. Montfleury jest na sprzeda�; strac�, je�li trzeba, pi��dziesi�t
tysi�cy, ale rad jestem, �em si� wyrwa� z -tego piek�a ob�udy i szykan. Poszukam samotno�ci
i sielskiego spokoju w jedynym miejscu, gdzie one istniej� we Francji, gdzie� na
czwartym pi�terku wychodz�cym na Pola Elizejskie w Pary�u. I jeszcze zastanawiam si�,
czy nie rozpoczn� kariery politycznej w mej dzielnicy, sk�adaj�c jaki grosik na rzecz parafii.
� Wszystko to nie by�oby mo�liwe za Bonapartego! � rzek� Falcoz z oczami b�yszcz�cymi
od gniewu i �alu.
� Wybornie, ale czemu� nie umia� si� utrzyma� na stanowisku ten tw�j Bonaparte?
Wszystko, co ja dzi� cierpi�, to jego wina.
Julian podwoi� baczno��. Zrozumia� od pierwszego s�owa, �e bonapartysta Falcoz jest
przyjacielem z lat dziecinnych pana de R�nal, filozof za� Saint-Giraud musia� by� bratem
owego urz�dnika w prefekturze X., kt�ry umia� tak tanio zdoby� na licytacji dzier�aw� budynk�w
gminnych.
6
� Tak, wszystko to sprawi� tw�j Bonaparte � ci�gn�� Saint-Giraud. � Uczciwy cz�owiek,
ot, do rany przy�o�y�, licz�cy czterdzie�ci lat i pi��set tysi�cy frank�w, nie mo�e spokojnie
sk�oni� g�owy na prowincji; j e g o ksi�a i j e g o szlachta wyp�dzaj� go stamt�d.
� Nie m�w o nim nic z�ego � wykrzykn�� Falcoz. � Nigdy Francja nie sta�a tak wysoko
w szacunku lud�w, co przez trzyna�cie lat jego panowania. W�wczas wszystko, co si�
dzia�o, by�o wielkie.
� Tw�j cesarz, niech go diabli porw� � odpar� Saint-Giraud � by� wielki jedynie na polu
bitwy i w�wczas, gdy odbudowa� finanse w 1802. Co znaczy ca�e jego p�niejsze post�powanie?
Ci szambelani, ta pompa, recepcje w Tuileriach � to by�o nowe wydanie wszystkich
monarchicznych g�upstw. Wydanie, co prawda, poprawione, mog�o trwa� jeszcze wiek lub
dwa. Szlachta i ksi�a chcieli wr�ci� do dawnego, ale nie maj� do�� �elaznej r�ki, aby je
narzuci� publiczno�ci.
� Et, bajania drukarza-emeryta!
� Wi�c kto mnie wyp�dza z maj�tku? � ci�gn�� eks-drukarz z gniewem. � Ksi�a, kt�rych
Napoleon wskrzesi� przez sw�j konkordat, zamiast ich traktowa� tak, jak pa�stwo
traktuje lekarzy, adwokat�w, astronom�w, widzie� w nich tylko obywateli, nie troszcz�c
si� o rzemios�o, kt�rym zarabiaj� na �ycie. Czy istnieliby dzisiaj butni szlachcice, gdyby
Napoleon nie porobi� baron�w i hrabi�w? Nie, wyszli ju� z mody. Obok ksi�y, w�a�nie te
szlachetki wiejskie zala�y mi sad�a za sk�r� i zmusi�y mnie do zostania libera�em!
Rozmowa ci�gn�a si� w niesko�czono��; przedmiot ten b�dzie zaprz�ta� Francj� jeszcze
p� wieku. Gdy Saint-Giraud powtarza� wci��, �e niepodobna �y� na prowincji, Julian
przytoczy� nie�mia�o pana de R�nal.
� Do kro�set, m�ody cz�owieku, paradny jeste�! � wykrzykn�� Falcoz. � Ten cz�owiek
stal si� m�otem, aby nie by� kowad�em, i w dodatku straszliwym m�otem. Ale zdystansowa�
go jeszcze Valenod. Znasz tego hultaja? To numer pierwszy. Co powie tw�j R�nal, kiedy
pewnego pi�knego poranka usun� go, a zamianuj� Valenoda w jego miejsce?
� Zostanie sam na sam ze swymi zbrodniami � rzek� Saint-Giraud. � Znasz tedy Verri�res,
m�odzie�cze? No wi�c! Bonaparte, niech go niebo pogn�bi, jego i jego monarchistyczn�
tandet�, uczyni� mo�liwym panowanie R�nal�w, Ch�lan�w, z kt�rego wynik�o panowanie
Valenod�w i Maslon�w.
Ta gorzka polityczna rozmowa uderzy�a Juliana i rozwia�a jego rozkoszne dumania.
Pierwsze wra�enie Pary�a widzianego z oddali nie by�o zbyt silne. Zamki na lodzie
przysz�ego losu musia�y walczy� z �ywym jeszcze wspomnieniem doby w Verri�res. Przysi�ga�
sobie nigdy nie opu�ci� dzieci swej ukochanej i wszystko poniecha� dla ich obrony,
gdyby zach�anno�� ksi�y mia�a sprowadzi� republik� i prze�ladowania szlachty.
C� by si� z nim sta�o owej nocy, gdyby w chwili gdy przystawia� drabin� do okna sypialni
pani de R�nal, zasta� w pokoju kogo� obcego lub te� pana de R�nal? Ale, w zamian,
jak rozkoszne by�y te pierwsze dwie godziny, kiedy ona szczerze chcia�a go wyprawi�, on
za� broni� swej sprawy siedz�c obok niej w ciemno�ci! Dusze takie jak Juliana zachowuj�
podobne wspomnienie ca�e �ycie. Reszta wspomnie� sp�ywa�a si� ju� z pierwszym okresem
ich mi�o�ci przed czternastu miesi�cami.
Julian zbudzi� si� z g��bokiej zadumy; dyli�ans zatrzyma� si�. Stan�li na dziedzi�cu
pocztowym przy ulicy J. J. Rousseau.
� Prosz� mnie zawie�� do Malmaison � rzek� do przeje�d�aj�cego fiakra.
� O tej godzinie, prosz� pana, po co?
� Co wam do tego! Jed�cie.
Wszelka prawdziwa nami�tno�� my�li tylko o sobie. Dlatego to, jak s�dz�, nami�tno�ci
s� �mieszne w Pary�u, gdzie ka�dy s�siad ma pretensj�, aby si� nim zajmowano. Nie b�d�
opowiada� wzrusze� Juliana w Malmaison. P�aka�. Jak to! Mimo szpetnych bia�ych mur�w,
wzniesionych �wie�o i tn�cych park na kawa�ki?
7
Tak dla Juliana, jak i dla potomno�ci nie zasz�o nic pomi�dzy Arcole, �wi�t� Helen� a
Malmaison.
Wieczorem Julian d�ugo si� waha�, zanim si� uda� do teatru; mia� dziwne poj�cie o tym
miejscu zepsucia. G��boka nieufno�� nie pozwoli�a mu podziwia� �yj�cego Pary�a; przemawia�y
do� jedynie pomniki zostawione przez jego bohatera.
� Oto wi�c jestem w centrum intryg i ob�udy. Tu w�adaj� protektorzy ksi�dza de Frilair.
Wieczorem trzeciego dnia ciekawo�� pokona�a zamiar obejrzenia wszystkiego przed
zg�oszeniem si� do ksi�dza Pirard. Ksi�dz obja�ni� mu ch�odno zaj�cia, jakie go czekaj� u
pana de la Mole.
� Je�eli po kilku miesi�cach nie oka�esz si� u�yteczny, wr�cisz do seminarium, ale ju�
na innej stopie. B�dziesz mieszka� u margrabiego, jednego z najwi�kszych magnat�w Francji.
B�dziesz si� ubiera� czarno, ale jak cz�owiek w �a�obie, nie jak duchowny. ��dam, aby�
trzy razy na tydzie� ucz�szcza� na kursy teologii w seminarium, gdzie ci� polec�. Co dzie�
w po�udnie stawisz si� w bibliotece margrabiego, kt�ry zamierza pos�ugiwa� si� tob� w
korespondencji tycz�cej procesu oraz w innych sprawach. Margrabia zaznaczy w paru s�owach,
na marginesie listu, w jakim duchu ma by� odpowied�. Zar�czy�em, i� za jaki kwarta�
nauczysz si� sporz�dza� te odpowiedzi tak, �e na tuzin przed�o�onych margrabia b�dzie
m�g� podpisa� osiem lub dziewi��. Wieczorem o �smej uporz�dkujesz biuro, o dziesi�tej
b�dziesz wolny.
Mo�e si� zdarzy� � ci�gn�� ksi�dz Pirard � �e jaka� starsza dama lub jaki� jegomo�� o
s�odkiej mince uka�e ci ogromne korzy�ci lub po prostu ofiaruje pieni�dze za pokazanie
list�w, kt�re odbiera margrabia.
� Och! � wykrzykn�� Julian rumieni�c si�.
� Osobliwa rzecz � rzek� ksi�dz z gorzkim u�miechem �i� b�d�c biedakiem i po roku
seminarium znajdujesz jeszcze w sobie tak cnotliwe oburzenie. Musia�e� by� tedy bardzo
�lepy.
By�aby� to si�a krwi � ci�gn�� ksi�dz p�g�osem, jakby sam do siebie. � Co jest osobliwe
� doda� spogl�daj�c na Juliana � to, �e margrabia ci� zna... Nie wiem sk�d. Daje ci na pocz�tek
sto ludwik�w rocznie. Cz�owiek ten powoduje si� tylko kaprysem, to jego wada,
b�dzie wojowa� z tob� o drobiazgi. Je�li b�dzie rad z ciebie, pensja, twoja mo�e wzrosn�� z
czasem do o�miu tysi�cy frank�w.
Ale rozumiesz dobrze � podj�� ksi�dz zgry�liwie � �e nie b�dzie ci p�aci� dla twoich
pi�knych oczu. Chodzi o to, aby� mu si� nada�. Na twoim miejscu odzywa�bym si� bardzo
ma�o, zw�aszcza za� nie m�wi�bym o tym, czego nie wiem. A � doda� jeszcze ksi�dz � zasi�gn��em
dla ciebie informacji; zapomnia�em o rodzinie pana de la Mole. Ma dwoje dzieci,
c�rk� i dziewi�tnastoletniego syna, panicza, eleganta, przy tym troch� trzpiota, kt�ry nigdy
nie wie z rana, co b�dzie robi� wiecz�r. Ch�opak z g�ow� i dzielny, odby� kampani� hiszpa�sk�.
Margrabia spodziewa si�, nie wiem czemu, �e ty si� zaprzyja�nisz z m�odym Norbertem.
Powiedzia�em, �e� t�gi �acinnik; mo�e liczy, �e nauczysz ch�opca paru komuna��w
z Wergilego lub Cycerona.
Na twoim miejscu nigdy nie pozwoli�bym dworowa� z siebie temu lalusiowi; d�ugo by
poczeka�, nimbym si� da� uj�� jego tonom bardzo grzecznym, ale nie wolnym od cienia
ironii.
Nie taj� ci, �e m�ody hrabia b�dzie ci� zrazu lekcewa�y� dla twego urodzenia. Jego
przodek by� dworzaninem i dost�pi� tego zaszczytu, �e mu uci�to g�ow� na placu Gr�ve 26
kwietnia 1574, za polityczne intrygi.
Ty jeste� synem cie�li z Verri�res; co wi�cej, domownikiem ojca. Zwa� dobrze te odcienie
i wystudiuj histori� tej rodziny w Morerim; wszyscy pochlebcy, kt�rzy tu bywaj� na
obiedzie, robi� do niej od czasu do czasu delikatne (w swoim mniemaniu!) aluzje.
8
Uwa�aj dobrze na spos�b, w jaki b�dziesz odpowiada� na �arciki hrabiego Norberta de
la Mole, dow�dcy szwadronu huzar�w i przysz�ego para Francji, i nie przychod� do mnie
potem z utyskiwaniami.
� Zdaje mi si� � rzek� Julian rumieni�c si� mocno � �e nie powinien bym w og�le m�wi�
z cz�owiekiem, kt�ry mn� gardzi.
� Nie znasz tego rodzaju wzgardy, objawi si� ona jedynie przesadn� uprzejmo�ci�. Gdyby�
by� g�upcem, m�g�by� si� na to z�apa�; je�li chcesz do czego� doj��, powiniene� si� na
to z�apa�.
� A gdyby mi to wszystko nie odpowiada�o � rzek� Julian � czy b�d� uchodzi� za niewdzi�cznika,
je�li wr�c� do mej celki pod numer 103?
� Oczywi�cie � odpar� ksi�dz. � Dworacy margrabiego b�d� ci� spotwarza�, ale w�wczas
wyst�pi� ja. Adsum qui feci. Powiem, �e ode mnie wysz�o to postanowienie.
Cierpki i niemal wrogi ton ksi�dza Pirard przygn�bi� Juliana; ton ten zepsu� ca�kowicie
jego ostatni� odpowied�.
Faktem jest, �e ksi�dz wyrzuca� sobie w sumieniu przywi�zanie do Juliana, jak r�wnie�
odczuwa� jak gdyby �wi�t� zgroz�, �e si� miesza tak bezpo�rednio do czyjego� �ycia.
� Ujrzysz jeszcze � doda� tak samo niech�tnie i jakby spe�niaj�c uci��liwy obowi�zek �
ujrzysz pani� de la Mole. Jest to du�a blondynka, dewotka, wynios�a, grzeczna i nie znacz�ca.
Jest c�rk� starego ksi�cia de Chaulnes, znanego ze swych kastowych uprzedze�.
Dama ta jest jakby streszczeniem kobiet owego �wiata. Nie kryje si� z tym, �e rodow�d
si�gaj�cy wojen krzy�owych jest jedyn� godn� szacunku zalet�. Pieni�dz idzie znacznie
p�niej; dziwisz si�? nie jeste�my na prowincji, moje dziecko.
Spotkasz w jej salonie kilku wielkich pan�w wyra�aj�cych si� niezwykle lekko o panuj�cej
rodzinie. Co do pani de la Mole, ta zni�a z szacunkiem g�os, ilekro� wymienia jakiego
ksi�cia, a zw�aszcza ksi�n� krwi. Nie radzi�bym odpowiedzie� przy niej, �e Filip II albo
Henryk VIII byli potworami. Byli KR�LAMI, co im daje niewzruszone prawa do szacunku
istot n i e u r o d z o n y c h, jak ty i ja. Jednak�e � doda� ksi�dz Pirard � jeste�my ksi�mi
(bo i ciebie b�dzie uwa�a� za ksi�dza); z tego tytu�u uwa�a nas za lokaj�w niezb�dnych dla
jej zbawienia.
� Mam uczucie, prosz� ojca � rzek� Julian � �e nied�ugo zabawi� w Pary�u.
� Jak zechcesz, ale zwa�, �e dla ludzi takich jak my nie ma innej drogi ni� przez wielkich
pan�w. Masz w swoim charakterze, przynajmniej dla mnie, co� nieokre�lonego, co
sprawia, i� je�li si� nie wywindujesz, b�d� ci� prze�ladowa�; nie ma dla ciebie po�redniej
drogi. Nie �ud� si�. Ludzie widz�, �e ich towarzystwo nie sprawia ci przyjemno�ci; w kraju
tak towarzyskim jak nasz b�dziesz zgubiony, o ile nie zdo�asz narzuci� szacunku.
Co by si� z tob� sta�o w Besan�on, gdyby nie kaprys margrabiego? Kiedy� zrozumiesz,
jak niezwyk�e jest to, co on dla ciebie uczyni�, i je�li nie jeste� potworem, b�dziesz mia� dla
niego i dla jego rodziny wiekuist� wdzi�czno��. Ilu� biednych ksi�y, wykszta�ce�szych od
ciebie, lata ca�e �y�o w Pary�u, maj�c jedynie pi�tna�cie su za msz� i dziesi�� su z Sorbony!
Przypomnij sobie, co ci opowiada�em zesz�ej zimy o pierwszych latach tego ladaco,
kardyna�a Dubois. Jeste� mo�e na tyle zarozumia�y, aby my�le�, �e masz wi�cej zdolno�ci
od niego?
Ja na przyk�ad, spokojny i mierny cz�owiek, spodziewa�em si�, �e doko�cz� �ycia w
mym seminarium, i pope�ni�em to dzieci�stwo, aby si� do niego przywi�za�. I ot! Miano
mnie usun��, kiedy wnios�em dymisj�. Czy wiesz, ile wynosi� m�j maj�tek? Mia�em, ni
mniej ni wi�cej, pi��set dwadzie�cia frank�w; ani jednego przyjaciela, ledwie paru znajomych.
Pan de la Mole, kt�rego w �yciu nie widzia�em, wyratowa� mnie. Wystarczy�o mu
rzec s�owo i dano mi probostwo, kt�rego parafianie s� ludzie zamo�ni, wolni od ma�ostkowych
przywar; dochod�w za� wstydz� si� po prostu, w takim s� niestosunku do mej pracy.
Rozgada�em si� tak obszernie jedynie po to, aby ci� nauczy� chodzi� po ziemi.
9
Jeszcze jedno: mam to nieszcz�cie, �e jestem pop�dliwy; bardzo by� mo�e, i� przestaniemy
z sob� m�wi�.
Je�li wynios�o�� hrabiny lub niewczesne �arciki syna uczyni� ci pobyt stanowczo nie do
zniesienia, radz� ci doko�czy� studia w jakim seminarium w Pary�u, raczej na p�nocy ni�
na po�udniu. P�noc jest cywilizowa�sza i � doda� zni�aj�c g�os � musz� wyzna�, �e blisko��
paryskich dziennik�w trzyma w karbach prowincjonalnych tyran�w.
Je�li pozostaniemy nadal w dobrych stosunkach, a dom margrabiego nie b�dzie ci odpowiada�,
ofiaruj� ci miejsce mego wikarego i podziel� z tob� do po�owy doch�d z probostwa.
Winien ci to jestem, i wi�cej jeszcze � doda� przerywaj�c dzi�kczynienia Juliana � za
niezwyk�� rzecz, z jak� ofiarowa�e� mi si� w Besan�on. Gdybym zamiast pi�ciuset dwudziestu
frank�w nie mia� nic, by�by� mnie ocali�.
G�os ksi�dza straci� zwyk�� surowo��. Ku wielkiemu swemu wstydowi Julian uczu�, �e
ma �zy w oczach; mia� nieprzepart� ochot� u�ciska� zacnego ksi�dza; wreszcie rzek� sil�c
si� na ton m�ski:
� Ojciec nienawidzi� mnie od kolebki; to by�o jedno z mych najwi�kszych nieszcz��;
ale nie b�d� si� ju� skar�y� na los, skoro w ksi�dzu znalaz�em drugiego ojca.
� Dobrze ju�, dobrze � rzek� ksi�dz zak�opotany; po czym, odnajduj�c szcz�liwie styl
rektora seminarium, doda�: � Nie trzeba nigdy m�wi� l o s, moje dziecko, m�w zawsze O
p a t r z n o � �.
Fiakier zatrzyma� si�; wo�nica podni�s� br�zowy m�otek wisz�cy przy olbrzymiej bramie,
by� to PA�AC DE LA MOLE; aby za� przechodnie nie mogli o tym w�tpi�, s�owa te
by�y wyryte na czarnym marmurze nad drzwiami.
Pompa ta nie podoba�a si� Julianowi. � A oni si� tak boj� jakobin�w! Widz� Robespierre�a
i gilotyn� za ka�dym p�otem, czasem s� bezgranicznie �mieszni; a r�wnocze�nie znacz�
tak swoje domy, i�by w czas rozruch�w mot�och pozna� je i obrabowa�. � Julian podzieli�
si� sw� my�l� z ksi�dzem Pirard.
� Och, dziecko, dziecko, wkr�tce b�dziesz moim wikarym. C� za straszna my�l przysz�a
ci do g�owy!
� Wydaje mi si� bardzo prosta � rzek� Julian.
Powaga od�wiernego, przede wszystkim za� schludno�� dziedzi�ca wzbudzi�y jego podziw.
Dzie� by� s�oneczny.
� C� za wspania�a architektura! � powiedzia� do swego przyjaciela.
By� to jeden z owych banalnych pa�ac�w, kt�re wyros�y przy bulwarze Saint-Germain w
epoce �mierci Woltera. Nigdy moda i pi�kno�� nie by�y r�wnie odleg�e od siebie.
10
XXXII. WEJ�CIE W �WIAT
�mieszne i wzruszaj�ce wspomnienie:
pierwszy salon, w kt�rym, maj�c lat
osiemna�cie, znalaz�em si� sam i bez opieki!
Lada spojrzenie kobiety wystarcza�o, aby
mnie onie�mieli�. Im bardziej sili�em si�
na dworno��, tym bardziej stawa�em si�
niezr�cznym. Tworzy�em sobie o wszystkim
najfa�szywsze poj�cia; to otwiera�em dusz�
bez potrzeby, to zn�w widzia�em w cz�owieku
wroga dlatego, �e spojrza� na mnie powa�nie.
Ale mimo straszliwych m�k nie�mia�o�ci,
jak�e w�wczas pi�kny dzie� by� pi�knym!
K a n t
Julian zatrzyma� si� w dziedzi�cu oszo�omiony.
� Opami�taj�e si� � rzek� ksi�dz Pirard � przychodz� ci do g�owy potworne my�li; zupe�ne
przy tym z ciebie dziecko! Gdzie� owo nil admirari Horacego (bez entuzjazmu). Pomy�l,
�e skoro wejdziesz w ten dom, czereda lokaj�w zacznie si� bawi� twoim kosztem;
b�d� widzieli w tobie r�wnego im, postawionego nies�usznie ponad nimi. Pod pozorem
�yczliwo�ci, dobrych rad, pomocy b�d� ci si� starali podstawi� nog�.
� Niech spr�buj�! � rzek� Julian zagryzaj�c wargi i odzyska� ca�� nieufno��.
Salony pierwszego pi�tra, kt�re przebywali, nim dotarli do gabinetu margrabiego, zda�yby
ci si�, czytelniku, r�wnie smutne jak wspania�e. Gdyby ci je dano tak, jak s�, nie
chcia�by� w nich mieszka�; jest to ojczyzna ziewania i smutnego rozs�dku. Julian by� coraz
wi�cej zachwycony. � Jak mo�na by� nieszcz�liwym � my�la� � kiedy si� mieszka w tak
wspania�ym pa�acu.
Wreszcie dotarli do najbrzydszego pokoju w tym pysznym apartamencie. Panowa� tam
prawie zupe�ny mrok; przy biurku siedzia� ma�y, szczup�y cz�owieczek o �ywym oku i
blond peruce. Ksi�dz obr�ci� si� do Juliana i przedstawi� go. By� to margrabia. Julian z
trudno�ci� go pozna�, tak bardzo wyda� mu si� uprzejmy. Nie by� to ju� �w wynios�y magnat,
kt�rego widzia� w Bray-le-Haut. Julian odni�s� wra�enie, �e peruka margrabiego ma
11
za wiele w�os�w; obserwacja ta rozproszy�a jego nie�mia�o��. Potomek kompana Henryka
III wyda� mu si�, na pierwszy rzut oka, do�� niepozorny. By� bardzo chudy, ruchy mia�
niespokojne. Niebawem Julian spostrzeg�, �e obej�cie margrabiego jest jeszcze bardziej
ujmuj�ce ni� grzeczno�� biskupa z Besan�on. Audiencja nie trwa�a ani trzech minut. Wychodz�c
ksi�dz rzek� do Juliana:
� Wpatrywa�e� si� w margrabiego jakby w obraz. Niewiele si� rozumiem na tym, co owi
ludzie nazywaj� grzeczno�ci�, niebawem b�dziesz w tym bieglejszy ode mnie; mimo to
�mia�o�� twego spojrzenia wyda�a mi si� niezbyt grzeczna.
Wsiedli z powrotem do fiakra, wo�nica zatrzyma� si� na bulwarach; ksi�dz poprowadzi�
Juliana przez szereg salon�w. Julian zdziwiony by� zupe�nym brakiem mebli. Patrza� na
wspania�y z�oty zegar, przedstawiaj�cy scen� mocno, wedle niego, nieprzystojn�, kiedy
wytworny pan zbli�y� si� do� z przyjazn� twarz�. Julian sk�oni� si� lekko. Nieznajomy
u�miechn�� si� i po�o�y� mu r�k� na ramieniu. Julian zadr�a� i rzuci� si� w ty�. Zarumieni�
si� z gniewu. Ksi�dz Pirard, mimo swej powagi, �mia� si� do �ez. Ten pan to by� krawiec.
� Daj� ci wolno�� na dwa dni � rzek� ksi�dz wychodz�c � dopiero w�wczas b�dziesz
m�g� by� przedstawiony pani de la Mole. Kto inny strzeg�by ci� jak m�odej dziewczyny w
pierwszych dniach pobytu w tym nowym Babilonie. Gi� od razu, je�li masz zgin��: uwolni�
si� od tej s�abo�ci, jak� mam dla ciebie. Pojutrze rano krawiec odniesie ci dwa ubrania;
dasz pi�� frank�w czeladnikowi, kt�ry przyjdzie ci je przymierzy�. Poza tym niech pary�anie
nie us�ysz� twego g�osu: je�li powiesz s�owo, potrafi� si� go uczepi� i wydrwi� ci�. To
ich talent. B�d� u mnie pojutrze w po�udnie... A teraz id�, gi�. Zapomnia�em: id� sobie zam�w
buty, koszule, kapelusz; masz tu adresy.
Julian spojrza� na pismo.
� To pismo margrabiego � rzek� ksi�dz � jest to cz�owiek czynu, kt�ry przewiduje
wszystko i woli raczej dzia�a� ni� wydawa� zlecenia. Bierze ci� do domu, i�by� mu
oszcz�dzi� tego mozo�u. Czy b�dziesz mia� na tyle sprytu, aby dobrze wype�ni� wszystko,
co cz�owiek tak �ywy wska�e ci p�s�owem? Przysz�o�� to poka�e; uszy do g�ry!
Julian uda� si�, nie m�wi�c s�owa, do magazyn�w, kt�rych adres mu wskazano; zauwa�y�,
�e wsz�dzie przyj�to go z szacunkiem; szewc za� wpisuj�c jego nazwisko do ksi��ki
napisa�: pan Julian d e Sorel.
Na cmentarzu P�re-Lachaise jegomo�� jaki�, nader uprzejmy, a jeszcze bardziej liberalny
w swoich odezwaniach, ofiarowa� si� wskaza� Julianowi gr�b marsza�ka Neya, kt�rego
wzgl�dy polityczne pozbawi�y nagrobka. Rozstawszy si� z tym libera�em, kt�ry ze �zami w
oczach tuli� go niemal w obj�ciach, Julian spostrzeg�, �e nie ma zegarka. Wzbogacony tym
do�wiadczeniem, zjawi� si� trzeciego dnia o po�udniu u ksi�dza Pirard, kt�ry przypatrywa�
mu si� bystro.
� Zrobisz si� mo�e pr�nym fircykiem � rzek� surowo.
Julian mia� wygl�d m�odego cz�owieka w grubej �a�obie, z czym by�o mu istotnie do
twarzy; ale poczciwy ksi�dz by� sam zanadto parafianinem, aby zauwa�y� u Juliana ten
charakterystyczny ruch ramion, kt�ry wyra�a na prowincji zarazem elegancj� i wa�no��.
Wra�enie, jakie odni�s� margrabia, by�o bardzo odmienne od sposobu, w jaki zacny ksi�dz
oceni� gracj� Juliana.
� Czy ksi�dz mia�by co przeciw temu, aby pan Sorel bra� lekcje ta�ca? � spyta�.
Ksi�dz os�upia�.
� Nie � odpar� � Julian nie jest ksi�dzem.
Skacz�c po dwa stopnie po ukrytych schodkach margrabia sam zaprowadzi� naszego bohatera
do �adnej izdebki na poddaszu, z oknem na olbrzymi ogr�d pa�acowy. Zapyta� go, ile
wzi�� koszul w magazynie.
� Dwie � odpar� Julian, onie�mielony tym, �e tak wielki pan zni�a si� do tych szczeg��w.
12
� Bardzo dobrze � rzek� margrabia z powa�n� min� rozkazuj�cym i zwi�z�ym tonem,
kt�ry uderzy� Juliana � bardzo dobrze. We� pan jeszcze dwadzie�cia dwie. Oto pensja za
pierwszy kwarta�.
Schodz�c margrabia zawo�a� starego lokaja: � Arsenie � rzek� � b�dziesz us�ugiwa� panu
Sorel. � W chwil� potem Julian znalaz� si� sam we wspania�ej bibliotece; by� to rozkoszny
moment. Aby go nikt nie zaszed� na tym wzruszeniu, zaszy� si� w ciemny k�t; stamt�d
przygl�da� si� z zachwytem b�yszcz�cym grzbietom ksi��ek. � B�d� m�g� czyta� to
wszystko � powtarza� sobie. � Jak�eby mi tu mog�o nie by� dobrze! Pan de R�nal uwa�a�by
sobie za wiekuist� ha�b� zrobi� setn� cz�� tego, co margrabia de la Mole zrobi� dla mnie.
Ale we�my si� do przepisywania. Dope�niwszy tej roboty Julian o�mieli� si� zbli�y� do
ksi��ek; omal nie oszala� z rado�ci bior�c w r�k� Woltera. Pobieg� otworzy� drzwi, aby go
nikt nie zaskoczy�. Nast�pnie z rozkosz� przegl�da� ka�dy z osiemdziesi�ciu tom�w. By�y
wspaniale oprawione: arcydzie�o najbieglejszego r�kodzielnika w Londynie. By�o to a�
nadto, aby upoi� Juliana.
W godzin� potem wszed� margrabia, przejrza� kopie i zauwa�y� ze zdziwieniem, �e Julian
pisze s p r z e c i w i a � przez s z. � Czy�by wszystko, co mi ksi�dz opowiada� o jego
wykszta�ceniu, mia�o by� ba�ni�! � Margrabia, mocno zniech�cony, spyta� �agodnie:
� Nie jest pan bardzo pewny w ortografii?
� W istocie � odpar� Julian nie zastanawiaj�c si�, jak bardzo szkodzi sobie t� odpowiedzi�;
wzruszy�a go dobro� margrabiego, kt�ra przywiod�a mu na pami�� osch�y ton pana de
R�nal.
� Stracony czas, ca�y ten eksperyment z prowincjonalnym klerykiem � pomy�la� margrabia
� ale tak trzeba mi by�o pewnego cz�owieka!
� S p r z e c i w i a � nie pisze si� przez s z � rzek� margrabia � kiedy pan sko�czy
przepisywanie, poszukaj w s�owniku wyraz�w, kt�rych nie b�dziesz pewny.
O sz�stej margrabia wezwa� Juliana; z widoczn� przykro�ci� popatrzy� na jego buty.
� To moja wina � rzek�. � Nie powiedzia�em panu, �e codziennie o wp� do sz�stej trzeba
si� ubra�.
Julian patrza� nie rozumiej�c.
� To znaczy w�o�y� po�czochy. Arsen b�dzie tego pilnowa�; dzisiaj ja sam ci� wyt�umacz�.
Domawiaj�c tych s��w pan de la Mole wprowadzi� Juliana do salonu kapi�cego od z�oce�.
W podobnych okoliczno�ciach pan de R�nal nie omieszka� nigdy przy�pieszy� kroku,
aby wej�� pierwszy. Pr�nostka dawnego chlebodawcy sprawi�a, �e Julian nadepta� na nog�
margrabiemu, ura�aj�c dotkliwie jego podagr�. � Och, niezgrabiasz w dodatku! � mrukn��
margrabia. Przedstawi� go wysokiej i imponuj�cej damie � by�a to margrabina. Mina jej
wyda�a si� Julianowi do�� impertynencka; co� w rodzaju pani de Maugiron, podprefekciny
okr�gu Verri�res, kiedy celebrowa�a przy obiedzie w dzie� �wi�tego Karola. Oszo�omiony
wspania�o�ci� salonu, Julian nie s�ysza�, co m�wi pan de la Mole. Margrabina ledwie na�
spojrza�a. By�o tam kilka os�b, Julian pozna� z niewymown� przyjemno�ci� m�odego biskupa
z Agde, kt�ry raczy� do� przem�wi� par� s��w swego czasu, przy ceremonii w Brayle-
Haut. M�ody pra�at przel�k� si� widocznie tkliwych spojrze�, jakie wlepia� w niego onie�mielony
Julian, i nie kwapi� si� odnawia� znajomo�ci.
Wszyscy wydali si� Julianowi jacy� smutni, sztywni; w Pary�u m�wi si� cicho i unika
si� wszelkiej przesady.
Oko�o wp� do si�dmej wszed� do salonu �adny m�odzieniec z w�sami, blady i smuk�y;
mia� bardzo ma�� g�ow�.
� Zawsze dajesz na siebie czeka� � rzek�a margrabina, kt�r� poca�owa� w r�k�.
Julian domy�li� si�, �e to hrabia de la Mole. Z pierwszego wra�enia wyda� mu si� uroczy.
� Czy mo�liwe � pomy�la� � aby to by� cz�owiek, kt�rego z�o�liwo�� ma mnie wyp�dzi�
z domu?
13
Przygl�daj�c si� hrabiemu Norbertowi Julian zauwa�y�, �e jest w butach i przy ostrogach.
� A ja mam by� w trzewikach, widocznie jako podrz�dna figura. � Siedli do sto�u.
Julian s�ysza�, jak margrabina zwraca si� do kogo� surowo, podnosz�c nieco g�os; r�wnocze�nie
spostrzeg� m�od� osob�, bardzo jasn� blondynk� o zr�cznej kibici, kt�ra siad�a naprzeciw
niego. Nie spodoba�a mu si�; przygl�daj�c si� jej uwa�nie, pomy�la�, �e nigdy nie
widzia� r�wnie pi�knych oczu; ale zwiastowa�y one wielki ch��d duszy. P�niej Julian spostrzeg�,
�e jest w nich wyraz nudy, zaciekawionej, ale pami�taj�cej o obowi�zku imponowania.
� Pani de R�nal mia�a bardzo pi�kne oczy � my�la� � wszyscy si� nimi zachwycali,
a jednak nie by�y nic podobne do tych. � Julian nie by� do�� obyty w �wiecie, aby pozna�,
�e te b�yski zapalaj�ce si� od czasu do czasu w oczach panny Matyldy (s�ysza�, �e tak j�
nazywaj�) to by�y iskierki dowcipu i z�o�liwo�ci. Oczy pani de R�nal, kiedy si� o�ywia�y,
to ogniem nami�tno�ci lub szlachetnym oburzeniem, w�wczas gdy s�ysza�a o brzydkim
uczynku. Pod koniec obiadu Julian znalaz� okre�lenie pi�kno�ci panny de la Mole: � Ma
oczy migotliwe � pomy�la�. Zreszt� by�a fatalnie podobna do matki, kt�ra coraz wi�cej mu
si� nie podoba�a, tak �e przesta� na ni� patrze�. Hrabia Norbert natomiast wyda� mu si� zachwycaj�cy.
Julian by� tak pod jego urokiem, �e nie przysz�o mu na my�l zazdro�ci� mu i
nienawidzi� go dlatego, �e jest bogatszy i lepiej urodzony.
Julian zauwa�y�, �e margrabia ma znudzon� min�.
Przy drugim daniu rzek� do syna:
� Norbercie, prosz� ci� o wzgl�dy dla pana Sorel, kt�rego powo�a�em do mego sztabu i z
kt�rego chc� zrobi� cz�owieka, w czym, mam nadziej�, nie b�dzie mi si� s p r z e c i w i a
�. To m�j sekretarz � doda� do s�siada � i pisze s p r z e c i w i a � przez s z.
Wszyscy spojrzeli na Juliana, kt�ry sk�oni� zbyt nisko g�ow� w kierunku Norberta, na
og� jednak sprawi� korzystne wra�enie.
Widocznie margrabia musia� wspomnie� o okoliczno�ciach tycz�cych wychowania Juliana,
kto� z go�ci bowiem zagadn�� go o Horacego. � Rozmow� o Horacym pozyska�em
sobie wzgl�dy biskupa w Besan�on � pomy�la� Julian � widocznie oni znaj� tylko tego autora.
� Od tej chwili zapanowa� zupe�nie nad sob�. Przysz�o mu to tym �atwiej, ile �e w�a�nie
os�dzi�, i� panna de la Mole nigdy nie b�dzie w jego oczach kobiet�. Od czasu seminarium
nabiera� o ludziach coraz gorszego mniemania i nie�atwo dawa� si� onie�miela�. By�by
jeszcze pewniejszy, gdyby jadalnia by�a umeblowana z mniejszym przepychem. Imponowa�y
mu zw�aszcza dwa lustra na osiem st�p wysokie, w kt�rych m�wi�c o Horacym
widzia� swego interlokutora. Odpowied� jego, jak na parafianina, wypad�a niezgorzej. Mia�
�adne oczy, kt�rych blask pomna�a�a jeszcze nie�mia�o��, dr��ca lub uszcz�liwiona, kiedy
mu si� uda�o trafnie odpowiedzie�. Wyda� si� sympatyczny. Egzamin ten wla� nieco o�ywienia
w ceremonialny obiad. Margrabia gestem zach�ci� interlokutora, aby si� ostro bra�
do Juliana. � Czy�by on w istocie co� umia�? � my�la� pan de la Mole.
Julian odpowiada� wcale samodzielnie; o�mieli� si� na tyle, �e pogl�dy jego ujawnia�y
nie dowcip � rzecz niemo�liwa dla kogo� nie znaj�cego gwary paryskiej � ale pewn� �wie�o��
my�li, mimo �e podanych bez wdzi�ku i smaku. Tyle by�o pewne, �e jest to dobry
�acinnik.
Przeciwnik Juliana by� to cz�onek Akademii, kt�ry przypadkowo dobrze posiada� �acin�;
pozna� w Julianie t�giego humanist� i nie obawiaj�c si� ju� skompromitowa� ch�opca, zacz��
go w istocie przypiera� do muru. Rozgrzany dysput�, Julian zapomnia� wreszcie o
przepychu sali i rozwin�� na temat �aci�skich poet�w pogl�dy, kt�rych akademik nigdzie
nie spotka�. Jako cz�owiek lojalny powinszowa� tego m�odemu sekretarzowi. Szcz�ciem
wszcz�a si� dyskusja o tym, czy Horacy by� biedny, czy bogaty; czy by� cz�owiekiem
�wiatowym, oddanym rozkoszy, lekkomy�lnym, sk�adaj�cym wiersze dla zabawy, jak Chapelle,
przyjaciel Moliera i La Fontaine�a, czy te� biednym poet�-laureatem, wisz�cym przy
dworze i sk�adaj�cym ody na dzie� urodzin kr�lewskich jak Southey, przyjaciel lorda By-
14
rona. Zacz�to m�wi� o spo�ecze�stwie za Augusta i za Jerzego IV; w obu tych epokach
arystokracja by�a wszechpot�na, ale w Rzymie wydar� jej w�adz� Mecenas, b�d�cy jedynie
prostym szlachcicem, w Anglii za� zepchn�a ona Jerzego IV niemal do stanowiska weneckiego
do�y. Dyskusja ta zbudzi�a po trosze margrabiego z odr�twienia i nudy, w jakiej pogr��ony
by� z pocz�tkiem obiadu.
Julian nie zna� zupe�nie tych nowo�ytnych imion, jak Southey, lord Byron, Jerzy IV;
s�ysza� je po raz pierwszy. Ale zauwa�ono powszechnie, �e ilekro� rozmowa zesz�a na
sprawy tycz�ce Rzymu, odbijaj�ce si� w dzie�ach Horacego, Marcjala, Tacyta, posiada� on
niezaprzeczon� wy�szo��. Julian przyw�aszczy� sobie bez ceremonii niekt�re my�li biskupa
z Besan�on z owej pami�tnej rozmowy; pogl�dy te spotka�y si� z og�lnym poklaskiem.
Skoro nagadano si� do syta o poetach, margrabina, kt�ra czu�a si� w obowi�zku zachwyca�
wszystkim, co bawi�o m�a, raczy�a spojrze� na Juliana. � Pod nieokrzesaniem
tego ksi�yka kryje si� mo�e niepospolity umys� � rzek� do margrabiny siedz�cy obok akademik.
Julian dos�ysza� urywek tej rozmowy. Takie gotowe formu�ki dosy� by�y w gu�cie
pani de la Mole. Przyj�a t� opini� o Julianie i rada by�a z siebie, �e zaprosi�a akademika na
obiad. � Rozerwa� margrabiego � my�la�a.
15
XXXIII. PIERWSZE KROKI
Ta olbrzymia dolina, nape�niona
blaskiem oraz tysi�cami ludzi,
o�lepi�a moje oczy. Nikt mnie nie zna,
wszyscy s� wy�si ode mnie. G�ow� trac�.
P o e m i d e l l a v. R a i n e
Nazajutrz, bardzo wcze�nie, Julian przepisywa� listy w bibliotece, kiedy panna Matylda
wesz�a drzwiczkami ukrytymi w p�kach na ksi��ki. Podczas gdy Julian podziwia� ten wymys�,
panna Matylda zdawa�a si� bardzo zdumiona i do�� nierada, �e go tam spotyka. By�a
w papilotach; wyraz jej twarzy wyda� si� Julianowi twardy, dumny, niemal m�ski. Panna de
la Mole wykrada�a potajemnie ksi��ki z biblioteki ojca. Obecno�� Juliana udaremni�a jej
wypraw� tego ranka, co by�o pannie tym bardziej nie w smak, ile �e przysz�a po drugi tom
Ksi�niczki Babilo�skiej Woltera � godne dope�nienie na wskro� monarchicznego i religijnego
wychowania, arcydzie�a Sacr�-Coeur! Biedna dziewczyna w dziewi�tnastym roku
�ycia potrzebowa�a ju� ostrej zaprawy dowcipu, aby znale�� smak w powie�ci.
Oko�o trzeciej zjawi� si� w bibliotece hrabia Norbert; przyszed� przejrze� dziennik, aby
m�c wieczorem rozmawia� o polityce. Rad by�, �e ujrza� Juliana, o kt�rego istnieniu zapomnia�
zupe�nie. By� dla� nadzwyczaj uprzejmy; zaproponowa� przeja�d�k� konn�.
� Ojciec daje nam urlop do obiadu.
Julian zrozumia� to n a m; wyda�o mu si� czaruj�ce.
� Och, panie hrabio � rzek� � gdyby chodzi�o o to, aby �ci�� drzewo wysokie na osiemdziesi�t
st�p, ociosa� je i por�n�� na deski, �miem powiedzie� bez przechwa�ki, �e da�bym
sobie rady; ale co si� tyczy konia, nie wiem, czym na nim siedzia� sze�� razy w �yciu.
� To b�dzie si�dmy raz � rzek� Norbert.
W gruncie, Julian przypomnia� sobie wjazd kr�la do Verri�res i s�dzi�, �e wybornie je�dzi
konno. Ale wracaj�c z Lasku Bulo�skiego, na samym �rodku ulicy du Bac, spad� wymijaj�c
nagle kabriolet i umaza� si� w b�ocie. Szcz�ciem posiada� dwa ubrania. Przy obiedzie
margrabia chc�c go zagadn�� spyta�, jak si� uda�a przeja�d�ka; Norbert odpowiedzia�
spiesznie za Juliana, og�lnikowo.
� Pan hrabia zbyt �askaw � odpar� Julian � wdzi�czen mu jestem i umiem si� pozna� na
jego dobroci. Raczy� mi da� �licznego i �agodnego konika, ale ostatecznie, nie m�g� mnie
16
przywi�za� do siod�a i w braku takiego zabezpieczenia wysypa�em si� na samym �rodku
ulicy, tu� ko�o mostu.
Panna Matylda na pr�no sili�a si� pow�ci�gn�� wybuch �miechu; zacz�a rozpytywa� o
szczeg�y. Julian odpowiedzia� z wielk� prostot� i sam o tym nie wiedz�c okaza� du�o
wdzi�ku.
� Dobrze si� zapowiada ten ksi�yk � rzek� margrabia do akademika � to nie do wiary,
aby parafianin umia� si� zachowa� naturalnie w podobnych okoliczno�ciach, a do tego
opowiada� swoje nieszcz�cie przy d a m a c h!
Julian tak rozweseli� s�uchaczy sw� katastrof�, i� pod koniec obiadu, kiedy rozmowa zesz�a
na inne tory, panna Matylda wypytywa�a jeszcze brata o szczeg�y nieszcz�snego wypadku.
Indagacja trwa�a do�� d�ugo; Julian spotkawszy kilka razy oczy panny de la Mole
o�mieli� si� odpowiedzie� wprost, mimo i� nie pytany. W ko�cu zacz�li si� wszyscy troje
�mia� niby trzech dzikus�w.
Nazajutrz Julian wys�ucha� dw�ch wyk�ad�w teologicznych i wr�ci�, aby przepisa� ze
dwadzie�cia list�w. W bibliotece zasta� opodal swego biurka m�odego cz�owieka ubranego
bardzo starannie, ale o pospolitych rysach i zawistnej twarzy.
Wszed� margrabia.
� Co pan tu robi, panie Tanbeau? � rzek� surowo do intruza.
� S�dzi�em... � zacz�� m�ody cz�owiek z uni�onym u�miechem.
� Nie, panie, n i e s � d z i � e � pan. Jest to pr�ba, ale niefortunna.
M�ody Tanbeau wsta� i wyszed� w�ciek�y. By� to bratanek akademika popieranego przez
pani� de la Mole; kierowa� si� na drog� naukow�. Akademik uprosi� margrabiego, aby go
wzi�� za sekretarza. Tanbeau, kt�ry pracowa� w oddzielnym pokoju, dowiedziawszy si� o
�askach Juliana, zapragn�� je podzieli� i usadowi� si� rano ze sw� robot� w bibliotece.
O czwartej Julian o�mieli� si�, po kr�tkim wahaniu, zaj�� do hrabiego Norberta. Hrabia
wybiera� si� w�a�nie na przeja�d�k�; zak�opota� si� troch�, by� bowiem bardzo grzeczny.
� S�dz� � rzek� do Juliana � �e niebawem zacznie pan bra� lekcje jazdy; za kilka tygodni
z przyjemno�ci� wybior� si� z panem na spacer.
� Chcia�em mie� ten zaszczyt i podzi�kowa� panu hrabiemu za jego �askawo��; niech mi
pan wierzy � rzek� Julian bardzo powa�nie � �e czuj� wszystko, co mu jestem winien. Je�li
ko� nie skaleczy� si� wskutek mej wczorajszej niezr�czno�ci i je�li jest wolny, ch�tnie
przejecha�bym si� dzisiaj.
� Wybornie, drogi panie Sorel, na twoje ryzyko! Uwa�aj pan, �e dope�ni�em wszystkich
perswazji zaleconych przez rozs�dek; jest ju� czwarta, nie mamy czasu do stracenia.
Znalaz�szy si� na koniu, Julian spyta�:
� Co trzeba zrobi�, aby nie spa��?
� Wiele rzeczy � odpar� Norbert �miej�c si� do rozpuku � na przyk�ad pochyli� si�
wstecz.
Julian ruszy� ostrym k�usem. Znale�li si� na placu Ludwika XVI.
� Ej, m�ody �mia�ku � rzek� Norbert � za du�o tu powoz�w, i w dodatku prowadzonych
przez wariat�w! Skoro spadniesz, przejad� bez ceremonii po tobie; nie zechc� kaleczy�
pyska koniowi osadzaj�c go na miejscu.
Dwadzie�cia razy Julian omal �e nie spad�; ale ostatecznie zako�czy�o si� bez wypadku.
Za powrotem m�ody hrabia rzek� do siostry:
� Przedstawiam ci t�giego chwata.
Po obiedzie, m�wi�c do ojca przez ca�y st�, Norbert chwali� odwag� Juliana, to by�o
wszystko, co mo�na by�o pochwali� w jego sposobie dosiadania konia. M�ody hrabia s�ysza�
z rana, jak masztalerze opowiadali w dziedzi�cu o upadku sekretarza drwi�c sobie nielito�ciwie.
17
Mimo tylu objaw�w �askawo�ci Julian uczu� si� niebawem zupe�nie osamotniony w�r�d
tej rodziny. Wszystkie zwyczaje wydawa�y mu si� dziwne, co chwila pope�nia� omy�ki b�d�ce
uciech� lokaj�w.
Ksi�dz Pirard odjecha� do swej parafii. � Je�li Julian jest s�ab� trzcin� � my�la� � niech
zginie; je�li jest t�gim cz�owiekiem, niech sobie sam daje rad�.
18
XXXIV. PA�AC DE LA MOLE
Co on tu robi? Czy�by mu si� tu podoba�o?
Czy�by on stara� si� tu podoba�?
R o n s a r d
O ile w dostojnym salonie pa�acu de la Mole wszystko si� wydawa�o dziwne Julianowi,
o tyle nawzajem blady ten i czarno ubrany m�odzieniec wydawa� si� bardzo dziwny osobom,
kt�re raczy�y go zauwa�y�. Pani de la Mole podsun�a m�owi my�l, aby go wyprawi�
z jakim� zleceniem w dnie ceremonialnych obiad�w.
� Mam ochot� przeprowadzi� do�wiadczenie do ko�ca � odpar� margrabia. � Ksi�dz Pirard
utrzymuje, �e pope�niamy b��d krusz�c dum� ludzi, kt�rych dopuszczamy do siebie. M
o � n a s i � o p r z e � j e d y n i e n a t y m, c o s t a w i a o p � r, e t c. Ten ch�opak
razi zreszt� jedynie sw� obc� fizjonomi�, poza tym jest g�uchy i niemy.
� Aby si� rozezna� w tym �wiecie � rzek� sobie Julian � musz� zapisywa� nazwiska i po
par� s��w o charakterze os�b, kt�re spotykam w salonie.
Na pocz�tku pomie�ci� kilku przyjaci� domu, kt�rzy na wszelki wypadek zabiegali o
wzgl�dy Juliana w mniemaniu, �e przez kaprys margrabiego posiada on na� wp�yw. By�y
to mizerne i do�� p�askie figury; ale trzeba doda� na chwa�� tej klasy zape�niaj�cej dzi�
arystokratyczne salony, nie byli jednako uni�eni wobec wszystkich. Niejeden zni�s�by
wiele od margrabiego, a nie �cierpia�by ostrzejszego s�owa z ust pani de la Mole.
Cech� obojga pa�stwa domu by�a duma i znudzenie; nadto przywykli obra�a� ludzi dla
rozerwania si�, aby mogli posiada� prawdziwych przyjaci�. Ale wyj�wszy dni d�d�yste
oraz momenty nudy o k r u t n e j � co by�o rzadkie � przestrzegali zawsze doskona�ej
grzeczno�ci.
Gdyby owych kilku dworak�w, kt�rzy okazali tak ojcowsk� sympati� Julianowi, opu�ci�o
pa�ac de la Mole, margrabina by�aby zupe�nie osamotniona; ot� w poj�ciu kobiet tej
sfery samotno�� to rzecz straszna, to symbol n i e � a s k i.
Margrabia by� wzorowy dla �ony; czuwa�, aby jej salon by� dostatecznie zaludniony, nie
parami Francji, gdy� uwa�a�, �e nowi jego koledzy nie s� do�� u r o d z e n i, aby bywa� u
niego jako przyjaciele, a nie do�� zabawni, aby ich przyjmowa� jak ni�szych od siebie.
Sekrety te przenikn�� Julian znacznie p�niej. Polityka, kt�ra wype�nia�a rozmowy w
domach mieszcza�skich, w sferze margrabiego wyp�ywa jedynie w chwilach ostatecznej
rozpaczy.
19
Taka jest w tym wieku nudy nieub�agana potrzeba zabawy, i� zgo�a w dnie obiad�w, ledwie
margrabia opu�ci� salon, wszyscy uciekali. Byle nie �artowa� z Boga, z ksi�y, z kr�la,
z wp�ywowych dygnitarzy ani artyst�w protegowanych przez dw�r, ani ze wszystkiego,
co jest p r z y j � t e, byle nie chwali� B�rangera, dziennik�w opozycyjnych, Woltera ani
Russa, ani niczego, co tr�ci odrobin� swobody my�li, byle zw�aszcza nie m�wi� nigdy o
polityce, mo�na by�o swobodnie rozprawia� o wszystkim.
Nie ma kroci ani order�w, kt�re by mog�y walczy� z tak� etykiet�. Ka�da my�l, bodaj
nieco �ywsza, wygl�da�a tam na grubia�stwo. Mimo dobrego tonu, wyszukanej grzeczno�ci,
dworno�ci, nuda malowa�a si� na wszystkich twarzach. M�odzi ludzie, sk�adaj�cy obowi�zkow�
wizyt�, boj�c si� wym�wi� jakie� s�owo, kt�re by pozwoli�o podejrzewa� my�l
lub te� zdradzi�o zakazan� lektur�, milczeli rzuciwszy par� g�adkich s��w na temat Rossiniego
i pogody.
Julian zauwa�y�, �e rozmow� podtrzymuj� zazwyczaj dwaj wicehrabiowie oraz pi�ciu
baron�w, kt�rych pan de la Mole pozna� na emigracji. Panowie ci posiadali po sze�� do
o�miu tysi�cy funt�w rocznego dochodu; czterej z nich byli zwolennikami Gazety Codziennej
a trzej Francuskiej. Jeden mia� co dzie� do powiedzenia jak�� anegdot� ze dworu,
w kt�rej s�owo cudowne powtarza�o si� raz po raz. Julian zauwa�y�, �e ten mia� pi�� order�w,
gdy inni tylko po trzy.
W zamian za to stercza�o w przedpokoju dziesi�ciu lokaj�w w liberii, przez ca�y wiecz�r
podawano co kwadrans herbat� i lody, o p�nocy za� lekk� wieczerz� i szampa�skie.
By�a to przyczyna, dla kt�rej Julian zostawa� niekiedy do ko�ca; poza tym nie pojmowa�
prawie, jak mo�na powa�nie s�ucha� rozm�w w tym wspania�ym z�oconym salonie. Niekiedy
spogl�da� po obecnych dla sprawdzenia, czy oni sami nie drwi� z tego, co m�wi�. �
Poczciwy de Maistre, kt�rego umiem na pami��, powiedzia� to sto razy lepiej, a mimo to
jest bardzo nudny.
Nie sam Julian odczuwa� t� duszno�� moraln�. Jedni pocieszali si� mnogimi porcjami
lod�w, drudzy przyjemno�ci� powtarzania przez reszt� wieczoru: � Id� w�a�nie z pa�acu de
la Mole, gdzie s�ysza�em, �e Rosja etc...
Julian dowiedzia� si� od jednego z filar�w salonu, �e nie dalej jak przed p� rokiem pani
de la Mole nagrodzi�a dwudziestoparoletni� wytrwa�o��, robi�c prefektem poczciwego barona
de Bourguignon, kt�ry by� podprefektem od czasu Restauracji.
Wielkie to wydarzenie od�wie�y�o zapa� go�ci; ju� dawniej niewiele rzeczy mog�o ich
obrazi�, obecnie nie obraziliby si� o nic. Rzadko zdarza�o si�, aby komu� zrobiono afront
wprost, ale par� razy podchwyci� Julian przy stole, mi�dzy margrabi� a jego �on�, wymiany
s��w bardzo dotkliwe dla os�b siedz�cych mi�dzy nimi. Dostojni ci pa�stwo nie ukrywali
szczerej wzgardy dla wszystkich nie maj�cych z rodu p r a w a w s t � p u d o k a r o c y
k r � l e w s k i e j. Julian zauwa�y�, �e jedynie s�owo w o j n y k r z y � o w e obleka�o ich
twarze w g��bok� powag� zmieszan� z szacunkiem. Zwyczajny szacunek mia� zawsze odcie�
�aski.
Po�r�d tej pompy i nudy Julian interesowa� si� wy��cznie panem de la Mole; z przyjemno�ci�
us�ysza� raz z jego ust zaprzeczenie, jakoby w czymkolwiek przyczyni� si� do awansu
nieboraka Bourguignon. By�a to uprzejmo�� dla margrabiny � Julian zna� przebieg sprawy
od ksi�dza Pirard.
Pewnego ranka, kiedy w bibliotece margrabiego ksi�dz pracowa� z Julianem nad wiekuistym
procesem, Julian spyta� nagle:
� Prosz� ojca, ten codzienny obiad w towarzystwie pani margrabiny, czy to m�j obowi�zek,
czy te� specjalny fawor?
� To wysoki zaszczyt � odpar� ksi�dz, zgorszony. � Nigdy akademik N..., kt�ry od pi�tnastu
lat zas�uguje si�, jak mo�e, nie zdo�a� go uzyska� dla swego siostrze�ca.
20
� To dla mnie, prosz� ojca, najuci��liwsza strona urz�du. Nawet w seminarium tak si�
nie nudzi�em. Czasem widz�, �e ziewa nawet panna de la Mole, kt�ra wszak�e musi by�
przyzwyczajona do rozrywek tego salonu. Obawiam si�, �e zasn�. Przez lito��, niech mi to
ojciec wyrobi, abym m�g� jada� po dwa franki w jakiej garkuchni.
Ksi�dz, prawdziwy parweniusz, by� bardzo czu�y na zaszczyt siadania do sto�u z magnatem.
Sili� si� rozbudzi� te uczucia w Julianie, kiedy lekki szmer sprawi�, �e obaj odwr�cili
g�ow�. Julian ujrza� pann� de la Mole. Zaczerwieni� si�. Przysz�a po ksi��k� i s�ysza�a
wszystko; powzi�a st�d pewien szacunek dla Juliana. Ten przynajmniej nie urodzi� si� s�u�alcem,
jak �w stary ksi�dz. Bo�e, jaki� on szpetny!
Przy obiedzie Julian nie �mia� popatrze� na pann� de la Mole, ale ona zagadn�a go �askawie.
Tego dnia spodziewano si� licznych go�ci, nam�wi�a go, by zosta�. W Pary�u m�ode
panny nie lubi� ludzi starszych, zw�aszcza gdy s� nieco zaniedbani. Juliami nie potrzebowa�
zbyt wielkiej spostrzegawczo�ci, aby zauwa�y�, �e pozostali w salonie koledzy pana
de Bourguignon mieli zaszczyt by� sta�ym przedmiotem �arcik�w panny de la Mole. Tego
dnia � mo�e dla popisu � szczeg�lnie by�a okrutna dla nudziarzy.
Panna de la Mole stanowi�a o�rodek ma�ej grupy, kt�ra tworzy�a si� prawie co wiecz�r
za olbrzymi� ber�erk� margrabiny. Tam skupiali si� margrabia de Croisenois, hrabia de
Caylus, wicehrabia de Luz i paru jeszcze m�odych oficer�w zaprzyja�nionych z Norbertem
lub jego siostr�. Panowie ci zasiadali na wielkiej niebieskiej kanapie. Obok kanapy, z dala
od �wietnej Matyldy, Julian siada� milcz�co na wyplatanym krzese�ku. Ten skromny posterunek
by� przedmiotem zazdro�ci dworak�w; Norbert sadowi� na nim m�odego sekretarza,
zwracaj�c si� do� lub wci�gaj�c go do rozmowy par� razy w ci�gu wieczoru. Tego dnia
panna de la Mole spyta�a go, jak wysoka mo�e by� g�ra, na kt�rej wznosi si� cytadela w
Besan�on. Julian w �aden spos�b nie umia� powiedzie�, czy ta g�ra jest wy�sza, czy ni�sza
od Montmartre. Cz�sto �mia� si� serdecznie z tego, co m�wiono w tym k�ku, ale czu�, �e
by�by niezdolny do takiej rozmowy. By� to niby cudzoziemski j�zyk, kt�ry rozumia�, ale
kt�rym nie umia�by m�wi�.
Kompania Matyldy by�a tego dnia szczeg�lnie wrogo usposobiona do nap�ywaj�cych
go�ci. Przyjaciele domu mieli oczywi�cie pierwsze�stwo, jako lepiej znani. Mo�na si� domy�li�,
z jak� uwag� Julian s�ucha�; wszystko go interesowa�o, i tre��, i forma �art�w.
� A, pan Descoulis! � rzek�a Matylda. � Nie nosi ju� peruki; czy�by si� chcia� dobi� prefektury
blaskiem swego geniuszu? Patrzcie, jak wystawia to �yse czo�o, brzemienne jakoby
wielkimi my�lami.
� Ten cz�owiek zna ca�y �wiat � rzek� margrabia de Croisenois � bywa tak�e u mego
wuja, kardyna�a. Zdolny jest lata ca�e piel�gnowa� jedno k�amstwo w domu ka�dego z
przyjaci�, a ma ich dwustu lub trzystu. Umie hodowa� przyja��, to jego talent. Od si�dmej
rano, w zimie, sterczy ju�, zab�ocony, pod drzwiami kt�rego� z przyjaci�. Od czasu do
czasu obra�a si� i pisze tuzin list�w z zerwaniem. Nast�pnie godzi si� i pisze znowu� tuzin
list�w z wylewami przyja�ni. Ale naj�wietniejsza jego rola to szczere i proste oddanie zacnego
cz�owieka, kt�ry nie chowa urazy. Manewr ten powtarza si�, ilekro� ma prosi� o jak�
us�ug�. Wikariusz mego wuja cudownie opowiada �ycie pana Descoulis od czasu Restauracji.
�ci�gn� go tu do nas!
� Et, nie bardzo wierz� w takie gadania; to zawodowa zazdro�� mi�dzy mizerakami �
rzek� hrabia de Caylus.
� Pan Descoulis b�dzie mia� miejsce w historii � odpar� margrabia � dokona� dzie�a Restauracji
z ksi�dzem de Pradt oraz panami de Talleyrand i Pozzo di Borgo.
� Ten cz�owiek obraca� milionami � rzek� Norbert � i nie pojmuj�, �e mu si� chce przychodzi�
tutaj, aby znosi� docinki mego ojca, nieraz bardzo dotkliwe. �Ile razy zdradzi�e�
przyjaci�, m�j dobry Descoulis?� � p