368
Szczegóły |
Tytuł |
368 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
368 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 368 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
368 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Pani jeziora"
autor: Andrzej Sapkowski
We ar� such stuff
As dreams ar� mad� on, and our littie life
Is rounded with a sleep.
William Shakespeare
* * *
SuperNOWA
Warszawa 1999
Ksi��ka zosta�a wydrukowana na papierze ekologicznym
Opracowanie graficzne serii Ma�gorzata �liwi�ska
Ilustracja na ok�adce Krzysztof Drozd
Copyright c by Andrzej Sapkowski, Warszawa 1999
ISBN 83-7054-129-1
* * *
I jechali dalej, a� przybyli nad jezioro o wodach
rozlanych szeroko i pi�knie. A po�rodku samym onego jeziora zobaczy� Artur rami� w bia�y at�as przyodziane, miecz cudnej roboty dzier��ce. Potem zasi� ujrzeli pann�, �miele st�paj�c� po w�d zwierciadle.
- C� to za panna tak czarowna? - spyta� Artur.
- Zw� j� Pani� Jeziora - odrzek� Merlin.
Thomas Malory, Le Morte Darthur
* * *
Rozdzia� pierwszy
Jezioro by�o zaczarowane. Nie by�o co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Po pierwsze, le�a�o tu�tu� obok gardzieli zakl�tej doliny Cwm Pwcca, doliny tajemniczej, wiecznie otulonej mg��, s�yn�cej z czar�w i zjawisk magicznych. Po drugie, wystarczy�o popatrze�. Tafla wody by�a g��boko, soczy�cie i niezm�cenie niebieska, i�cie niczym wyszlifowany szafir. By�a g�adziutka jak zwierciad�o, do tego stopnia, �e przegl�daj�ce si� w niej szczyty masywu Wyddfa wygl�da�y pi�kniej jako odbicie ni� w rzeczywisto�ci. Od jeziora wia�o zimnym o�ywczym powiewem, a dostojnej ciszy nie m�ci�o nic, nawet plusk ryby czy krzyk wodnego ptaka. Rycerz otrz�sn�� si� z wra�enia. Ale miast kontynuowa� jazd� grzbietem wzg�rza, skierowa� konia w d�, ku jezioru. Zupe�nie jakby przyci�gany magnetyczn� moc� czaru drzemi�cego tam, w dole, na dnie, w otch�ani w�d. Ko� st�pa� p�ochliwie w�r�d pokruszonych ska�, cichym pochrapywaniem daj�c zna�, �e i on wyczuwa magiczn� aur�. Zjechawszy na sam d�, na pla��, rycerz zsiad�. Ci�gn�c rumaka za tr�zle, zbli�y� si� do skraju wody, gdzie drobna fala igra�a w�r�d kolorowych otoczak�w. Kl�kn��, chrz�szcz�c kolczug�. P�osz�c narybek, rybki malutkie i �ywe jak igie�ki, nabra� wody w z��czone d�onie. Pi� ostro�nie i powoli, lodowato zimna woda dr�twi�a wargi i j�zyk, k�u�a z�by. Gdy zaczerpywa� ponownie, dolecia� go d�wi�k niesiony po powierzchni jeziora. Uni�s� g�ow�. Ko� chrapn��, jak gdyby potwierdzaj�c, �e i on s�ysza�. Nadstawi� uszu. Nie, to nie by�o z�udzenie. To, co s�ysza�, to by� �piew. �piewa�a kobieta. Mo�e raczej dziewczyna. Rycerz, jak wszyscy rycerze, wychowa� si� na pie�niach bard�w i opowie�ciach rycerskich. W tych za� w dziewi�ciu wypadkach na dziesi�� dziewcz�ce pienia lub zawodzenia by�y przyn�t�, id�cy za ich g�osem rycerze regularnie wpadali w pu�apki. Nierzadko �miertelne. Ale ciekawo�� przemog�a. Rycerz, ko�cem ko�c�w, mia� dopiero dziewi�tna�cie lat. By� bardzo odwa�ny i bardzo nierozs�dny. S�yn�� z jednego, znany by� z drugiego. Sprawdzi�, czy miecz dobrze chodzi w pochwie, po czym poci�gn�� konia i ruszy� pla�� w kierunku, z kt�rego dobiega� �piew. Nie musia� i�� daleko. Brzeg zalega�y wielkie g�azy narzutowe, ciemne, wy�lizgane do po�ysku, rzek�by�, zabawki olbrzym�w ci�ni�te tu niedbale lub zapomniane po sko�czonej zabawie. Niekt�re g�azy le�a�y w wodzie jeziora, czernia�y pod przezroczyst� tafl�. Niekt�re wystawa�y nad powierzchni�, omywane falk� wygl�da�y jak grzbiety lewiatan�w. Ale najwi�cej g�az�w le�a�o na brzegu, od pla�y a� po las. Cz�� zagrzebana by�a w piasku, wystaj�c cz�ciowo tylko, pozostawiaj�c domys�om, jak wielkie s� w ca�o�ci. �piew, kt�ry rycerz s�ysza�, dochodzi� w�a�nie zza tych przybrze�nych. A dziewczyna, kt�ra �piewa�a, by�a niewidoczna. Poci�gn�� konia, trzymaj�c go za munsztuk i chrapy, tak by nie r�a� i nie prycha�. Odzienie dziewczyny spoczywa�o na jednym z g�az�w le��cych w wodzie, p�askim niczym st�. Ona sama, naga, zanurzona do pasa, my�a si�, pluskaj�c i pod�piewuj�c przy tym. Rycerz nie rozpoznawa� s��w. I nie dziwota. Dziewczyna, g�ow� stawi�by w zak�ad, nie by�a cz�owiekiem z krwi i ko�ci. �wiadczy�o o tym szczup�e cia�o, dziwny kolor w�os�w, g�os. By� pewien, �e gdyby si� odwr�ci�a, zobaczy�by wielkie oczy o kszta�cie migda��w. A gdyby odgarn�a popielate w�osy, dostrzeg�by jak nic ostre, szpiczaste zako�czone ma��owiny uszne. To by�a mieszkanka Faerie. Wr�ka. Jedna z TylwythTeg. Jedna z tych, kt�re Piktowie i Irlandczycy nazywali PANI JEZIORA Daoine Sidhe, Ludkiem Wzg�rz. Jedna z tych, kt�re Sasi nazywali elfami. Dziewczyna przesta�a na chwil� �piewa�, zanurzy�a si� po szyj�, zaprycha�a, zaparska�a i nad wyraz pospolicie zakl�a. Rycerza to jednak nie zmyli�o. Wr�ki, jak powszechnie by�o wiadomo, umia�y kl�� po ludzku. Niejednokrotnie plugawiej ni� stajenni. A bardzo cz�sto by�a kl�twa wst�pem do jakiego� z�o�liwego figla, z zami�owania do kt�rych wr�ki s�yn�y - na przyk�ad zwi�kszenia komu� nosa do rozmiar�w nasiennego og�rka albo zmniejszenia komu� m�sko�ci do rozmiar�w ziarnka bobu. Rycerza nie poci�ga�a ni pierwsza, ni druga ewentualno��. Ju�, ju� sposobi� si� do dyskretnego odwrotu, gdy nagle zdradzi� go ko�. Nie, nie jego w�asny wierzchowiec, kt�ry trzymany za chrapy by� spokojny i cichutki jak myszka. Zdradzi� go ko� wr�ki, kara klacz, kt�rej rycerz pocz�tkowo nie dostrzeg� mi�dzy g�azami. Teraz smoli�cie czarna koby�ka grzebn�a kopytem �wir i zar�a�a powitalnie. Ogier rycerza targn�� �bem i odpowiedzia� grzecznie. A� echo posz�o po wodzie. Wr�ka wyprysn�a z wody, przez moment prezentuj�c si� rycerzowi w ca�ej mi�ej oku okaza�o�ci. Rzuci�a si� ku skale, na kt�rej le�a�a jej odzie�. Ale miast chwyci� jakie giez�o i okry� si� skromnie, elfka porwa�a miecz i z sykiem wydoby�a go z pochwy, obracaj�c �elazem nad podziw zr�cznie. Trwa�o to jeden kr�tki moment, po kt�rym wr�ka ukucn�a lub ukl�k�a, kryj�c si� w wodzie a� po nos i wystawiaj�c nad powierzchni� wyprostowan� r�k� z mieczem. Rycerz otrz�sn�� si� z os�upienia, pu�ci� wodze i zgi�� kolano, kl�kaj�c na mokrym piasku. Od razu poj�� bowiem, kog� to ma przed sob�.
- B�d� pozdrowiona - zabe�kota�, wyci�gaj�c r�ce. Wielki to honor dla mnie... Wielki zaszczyt, o, Pani Jeziora. Miecz ten przyjm�...
- Mo�e by tak wsta� z kolan i odwr�ci� si�? - wr�ka wystawi�a usta nad wod�. - Mo�e by si� tak przesta� gapi�? I pozwoli� mi si� ubra�? Us�ucha�. S�ysza�, jak chlupie, wychodz�c z wody, jak szele�ci odzieniem, jak klnie z cicha, wci�gaj�c je na mokre cia�o. Przygl�da� si� karej klaczy o sier�ci g�adkiej i l�ni�cej jak krecie futerko. By� to niezawodnie ko� wielkiej krwi, niezawodnie r�czy jak wiatr. Niezawodnie zaczarowany. Niechybnie r�wnie� mieszkaniec Faerie, jak i jego w�a�cicielka.
- Mo�esz si� odwr�ci�.
- Pani Jeziora...
- I przedstawi�.
- Jestem Ga�ahad z Caer Benic. Rycerz kr�la Artura, pana zamku Kamelot, w�adcy Letniego Kraju, a tak�e Dumnonii, Dyfheint, Powys, Dyfed...
- A Temeria? - przerwa�a. - Redania, Rivia, Aedirn? Nilfgaard? Te nazwy m�wi� ci co�?
- Nie. Nigdym nie s�ysza�. Wzruszy�a ramionami. W r�ku, opr�cz miecza, trzyma�a buty i koszul�, wypran� i wy��t�.
- Tak my�la�am. A jaki dzi� mamy dzie� roku?
- Jest - otworzy� usta, zdziwiony do granic - druga pe�nia po Beltane... Pani...
- Ciri - powiedzia�a machinalnie, kr�c�c ramionami, by lepiej u�o�y� odzienie na schn�cej sk�rze. M�wi�a dziwnie, oczy mia�a zielone i wielkie... Odruchowo odgarn�a zmoczone w�osy, a rycerz westchn�� mimowolnie. Nie tylko dlatego, �e jej ucho by�o zwyczajne, ludzkie, �adn� miar� nie elfie. Policzek mia�a zdeformowany du�� brzydk� blizn�. Zraniono j�. Ale czy wr�k� mo�na zrani�? Zauwa�y�a spojrzenie, zmru�y�a oczy i zmarszczy�a nos.
- Szrama, tak jest! - powiedzia�a ze swym zaskakuj�cym akcentem. - Czemu masz taki wystraszony wzrok? A� tak dziwna to rzecz dla rycerza, blizna? Czy te� a� tak szpetna? Wolno, obur�cz zdj�� kaptur kolczy, odgarn�� w�osy.
- Rzecz i�cie nie dziwna dla rycerza - rzek� nie bez m�odzie�czej dumy, demonstruj�c w�asn� ledwo zagojon� szram�, biegn�c� od skroni po �uchw�. - A szpetne s� jeno blizny na honorze. Jestem Ga�ahad, syn Lancelota du Lac i Elaine, c�rki kr�la Pellesa, pana na Caer Benic. Ran� t� zada� mi Breunis Bezlitosny, niegodziwy ciemi�yciel panien, nimem go powali� w uczciwym pojedynku. PANI JEZIORA Zaprawd�, godzien jestem z r�k twych przyj�� o Pani Jeziora...
- S�ucham?
- Miecz. Jestem got�w go przyj��.
- To m�j miecz. Nie pozwalam go nikomu dotyka�.
- Ale...
- Ale co?
- Pani Jeziora zawsze... Zawsze przecie z w�d wychodzi i darowuje miecz. Milcza�a czas jaki�.
- Rozumiem - powiedzia�a wreszcie. - obyczaj. Przykro mi, Ga�ahadzie, czy jak ci widoczniej trafi�e� nie na t� Pani�, co trzeba. Ja niczego nie rozdaj�. I nie pozwalam sobie odebra�. To by�o jasne.
- Ale przecie - odwa�y� si� - przybywa Pani, czy� nie tak?
- Przybywam - powiedzia�a po chwili, oczy, wydawa�o si�, patrz� w otch�a�. - Przybywam z Rivii, z miasta o tej samej nazwie i jeziora Loc Eskalott. Przyp�yn�am tu �odzi�, Nie widzia�am brzeg�w. S�ysza�am tylko r�enie Mojej klaczy, kt�ra bieg�a za mn� w �lad. Rozpostar�a mokr� koszul� na kamieniu, Odetchn�� znowu. Koszula by�a wyprana, ale Wci�� zna� by�o zacieki krwi.
- Przyni�s� mnie tu Nurt rzeki - podj�a albo nie widz�c, co spostrzeg�, albo udaj�c, �e nie widzii - nurt rzeki i czar jednoro�ca... Jak si� nazywa to jezioro?
- Nie wiem - przyzna�. - Tyle tu jezior w...
- W Gwynedd?
- Przecie. Tamte g�ry to Y Wyddfa. Gdy po lewej r�ce jecha� lasami, po dw�ch dniach do Dinas Dinlieu, a dalej do Caer Dathal. A najbli�sza rzeka to...
- Niewa�ne, jak si� nazywa najbli�sza rzeka. Masz mo�e co� do jedzenia, Ga�ahadzie? Umieram z g�odu.
- Czemu mi si� tak przygl�dasz? Boisz si�, �e znikn�? �e ulec� w przestworza razem z twoim sucharem i ja�owcow� kie�bas�? Nie b�j si�. W moim w�asnym �wiecie nabroi�am nieco i namiesza�am w przeznaczeniu, wi�c chwilowo nie powinnam si� tam pokazywa�. Pob�d� jaki� czas w twoim. W �wiecie, w kt�rym noc� pr�no szuka� na niebie Smoka albo Siedmiu K�z. W kt�rym w�a�nie jest druga pe�nia po Belleteyn, a Belleteyn wymawia si� Beltane. Czemu si� tak we mnie wpatrujesz, pytam?
- Nie wiedzia�em, �e wr�ki jedz�.
- Wr�ki, czarodziejki i elfki. Wszystkie jedz�. Pij�. I tak dalej.
- S�ucham?
- Niewa�ne. Im baczniej si� jej przygl�da�, tym bardziej zatraca�a uroczn� aur�, tym bardziej robi�a si� ludzka i zwyczajna, pospolita wr�cz. Wiedzia� jednak, �e taka nie jest, nie mo�e by�. Nie spotyka si� pospolitych dziewczyn u podn�a Y Wyddfa, w okolicach Cwm Pwcca, k�pi�cych si� nago w g�rskich jeziorach i pior�cych zakrwawione koszule. Niewa�ne, jak ta dziewczyna wygl�da, istot� ziemsk� by� nie mog�a. Mimo tego Ga�ahad ju� ca�kiem swobodnie i bez nabo�nego l�ku patrzy� na jej mysie w�osy, kt�re teraz, gdy wysch�y, ku jego zdumieniu l�ni�y pasemkami srebrzystobia�ej siwizny. Na jej szczup�e r�ce, ma�y nosek i blade usta, na jej m�ski str�j troch� dziwacznego kroju, uszyty z delikatnej tkaniny o niebywale g�stym splocie. Na jej miecz, dziwny w konstrukcji i ornamencie, ale bynajmniej nie wygl�daj�cy na paradn� ozd�bk�. Na jej bose stopy, oblepione zesch�ym piaskiem pla�y.
- Dla jasno�ci - odezwa�a si�, tr�c stop� o stop� - ja nie jestem elfk�. Czarodziejk�, to znaczy wr�k�, jestem za�... troch� nietypow�. Eee, chyba wcale nie jestem.
- �a�uj�, zaprawd�.
- Czego niby �a�ujesz?
- M�wi�... - zaczerwieni� si� i zaj�kn��. - M�wi�, �e wr�ki, gdy zdarzy im si� napotka� m�odzie�c�w, wiod� ich do Elflandu i tam... Pod leszczynowym krzakiem, na kobiercu z mch�w ka�� sobie �wiadczy�...
- Pojmuj� - spojrza�a na niego szybko, po czym ugryz�a kie�bas�.
- Wzgl�dem Krainy Elf�w - powiedzia�a - to jaki� czas temu stamt�d uciek�am i wcale nie spieszy mi si� z powrotem. Wzgl�dem za� �wiadcze� na kobiercu z mch�w... Doprawdy, Ga�ahadzie, nie trafi�e� na t� Pani�, co trzeba. Tym niemniej, pi�knie dzi�kuj� za dobre ch�ci.
- Pani! Nie chcia�em obrazi�...
- Nie t�umacz si�.
- Wszystko przez to - wyb�ka� - �e�cie urocznie pi�kne.
- Dzi�kuj� raz jeszcze. Ale nadal nic z tego. Milczeli czas jaki�. By�o ciep�o. S�o�ce stoj�ce w zenicie przyjemnie nagrza�o kamienie. Leciutki wiaterek zm�ci� tafl� jeziora.
- Co znaczy... - odezwa� si� nagle Ga�ahad dziwnie egzaltowanym g�osem. - Co znaczy w��cznia z krwawi�cym ostrzem? Co znaczy i dlaczego cierpi Kr�l z przebitym udem? Co znaczy panna w bieli nios�ca graal, p�char srebrny...
- A poza tym - przerwa�a mu - dobrze si� czujesz?
- Ja jeno pytam.
- A ja nie rozumiem twojego pytania. To jakie� um�wione has�o? Sygna�, po kt�rym rozpoznaj� si� wtajemniczeni? Obja�nij �askawie.
- Kiedy nie zdo�am.
- Dlaczego wi�c pyta�e�?
- A bo to... - zaciuka� si�. - No, kr�tko rzek�szy. jeden z naszych nie spyta�, maj�c okazj�. Zapomnia� j�zyka; w g�bie albo wstydzi� si�... Nie spyta� i by�o z tego wzgl�du si�a nieprzyjemno�ci. Wi�c my teraz pytamy zawsze Na wszelki wypadek.
- Czy w tym �wiecie s� czarodzieje? No wiesz, tacy co paraj� si� magi�. Magowie. Wiedz�cy.
- Jest Merlin. I Morgana. Ale Morgana jest z�a.
- A Merlin?
- �redni.
- Wiesz, gdzie go odnale��?
- A jak�e! W Kamelocie. Na dworze kr�la Artura. Ja tam w�a�nie zmierzam.
- Daleko?
- St�d do Powys, do rzeki Hafren, potem z biegiem Hafren do Glevum, nad Morze Sabriny, a stamt�d ju� blisko na r�wniny Letniego Kraju. Wszystkiego jakie� dziesi�� dni jazdy...
- Za daleko.
- Mo�na - zaj�kn�� si� - skr�ci� nieco drog�, jad�c przez Cwm Pwcca. Ale to zakl�ta dolina. Strasznie tam. �yj� tam Y Dynan Bach Teg, z�o�liwe kar�y...
- A ty co, miecz nosisz od parady?
- A co mieczem przeciw czarom wydoli?
- Wydoli, wydoli, nie b�j si�. Ja jestem wied�mink�. S�ysza�e� kiedy�? Ech, jasne, �e nie s�ysza�e�. A twoich kar��w si� nie l�kam. Mam w�r�d krasnolud�w sporo znajomych. No pewnie, pomy�la�.
- Pani Jeziora?
- Nazywam si� Ciri. Nie nazywaj mnie Pani� Jeziora. �le mi si� to kojarzy, nieprzyjemnie i niemile. Tak mnie nazywali oni, w Krainie... Jak ty nazwa�e� t� krain�?
- Faerie. Albo, jak m�wi� druidzi: Annwn. A Sasi powiadaj�: Elfland. - Elfland... - owin�a ramiona otrzymanym od niego kraciastym piktyjskim pledem. - By�am tam, wiesz? Wesz�am do Wie�y Jask�ki i b�c, ju� by�am w�r�d elf�w. A oni w�a�nie tak mnie nazywali. Pani� Jeziora. Nawet mi si� to z pocz�tku podoba�o. Pochlebia�o mi. Do chwili, gdy zrozumia�am, �e w tej krainie, w tej wie�y i nad tym jeziorem nie jestem �adn� Pani�, lecz wi�niem.
- Czy to tam - nie wytrzyma� - splami�a� koszul� krwi�? Milcza�a d�ugo.
- Nie - powiedzia�a wreszcie, a g�os, zdawa�o mu si�, zadr�a� jej lekko. - Nie tam. Bystre masz oko. C�, przed prawd� nie uciekniesz, g�owy w piasek chowa� nie ma co... Tak, Ga�ahadzie. Plami�am si� cz�sto ostatnimi czasy. Krwi� nieprzyjaci�, kt�rych zabija�am. I krwi� bliskich, kt�rych usi�owa�am ratowa�... A kt�rzy umierali na moich r�kach... Czemu mi si� tak przypatrujesz?
- Nie wiem, czyli� jest b�stwem, czy pann� �mierteln�... Czy jedn� z bogi�... Lecz je�li� jest mieszkank� ziemskiego pado�u...
- Do rzeczy, je�li �aska.
- Pragn��bym - oczy Ga�ahada rozgorza�y - us�ysze� tw� histori�. Zechcesz j� opowiedzie�, o Pani?
- Jest d�uga.
- Mamy czas.
- I niezbyt dobrze si� ko�czy.
- Nie wierz�.
- Dlaczego?
- �piewa�a�, k�pi�c si� w jeziorze.
- Jeste� spostrzegawczy - odwr�ci�a g�ow�, zacisn�a wargi, a jej twarz nagle skurczy�a si� i zbrzyd�a. - Tak, jeste� spostrzegawczy. Ale bardzo naiwny.
- Opowiedz mi tw� histori�. Prosz�.
- C� - westchn�a. - Dobrze, je�li chcesz... Opowiem. Usiad�a wygodniej. I on te� usiad� wygodniej. Konie chodzi�y skrajem lasu, poszczypuj�c trawy i zio�a.
- Od pocz�tku - poprosi� Ga�ahad. - Od samego pocz�tku...
- Ta historia - powiedzia�a po chwili, szczelniej owijaj�c si� w piktyjski pled - coraz bardziej wygl�da mi na tak�, kt�ra nie ma pocz�tku. Nie mam te� pewno�ci, czy si� aby ju� sko�czy�a. Strasznie si�, musisz wiedzie�, popl�ta�a przesz�o�� z przysz�o�ci�. Pewien elf powiedzia� mi nawet, �e to jest jak z tym w�em, kt�ry capnie z�bami w�asny ogon. W�� ten, wiedz o tym, nazywa si� Uroboros. A to, �e gryzie sw�j ogon, znaczy, �e ko�o jest zamkni�te. W ka�dym momencie czasu kryj� si� przesz�o��, tera�niejszo�� i przysz�o��. W ka�dym momencie czasu kryje si� wieczno��. Rozumiesz?
- Nie.
- Nie szkodzi.
* * *
Zaprawd� powiadam wam, kto wierzy snom, jest jako chc�cy pojma� wiatr lubo cie� uchwyci�. �udzi si� obrazem zwodniczym, krzywym zwierciad�em, kt�re k�amie lub prawi niedorzeczno�ci na wz�r niewiasty rodz�cej. G�upi zaiste, kto marom sennym wiar� daje i drog� z�udy kroczy. Wszelako kto sny letce sobie wa�y i nie wierzy im nic a nic, ten tak�e bezrozumnie czyni. Bo przecie� gdyby sny ca�kiem znaczenia nie mia�y, to po c� by bogowie, tworz�c nas, zdolno�� �nienia nam dawali?
M�dro�ci proroka Lebiody, 34,1
Ali we see or seem Is but a dream within a dream
Allan Edgar Poe
* * *
Rozdzia� drugi
Wiaterek zmarszczy� paruj�c� jak kocio� powierzchni� jeziora, pop�dzi� po niej strz�pki rozwiewanej mg�y. Dulki skrzypia�y i dudni�y rytmicznie, wynurzaj�ce si� pi�ra wiose� sia�y gradem b�yszcz�cych kropelek. Condwiramurs wystawi�a r�k� za burt�. ��d� p�yn�a w tempie tak ��wim, �e woda tylko minimalnie wzburzy�a si� i wspi�a na jej d�o�.
- Ach, ach - powiedzia�a, wk�adaj�c w g�os tyle sarkazmu, ile si� tylko da�o. - C� za szybko��! Mkniemy wr�cz po falach. A� si� w g�owie kr�ci! Wio�larz, niski, kr�py i nabity w sobie m�czyzna odburkn�� co� gniewnie i niewyra�nie, nawet nie unosz�c �ba, poro�ni�tego w�osem s�dziwym i kr�conym jak u karaku�a. Adeptka mia�a ju� serdecznie do�� burkni��, charkni�� i st�kni��, kt�rymi ten gbur zbywa� jej pytania, odk�d wsiad�a na ��d�.
- Ostro�niej - wycedzi�a, z trudem zachowuj�c spok�j.
- Od tak forsownego wios�owania mo�na si� ochwaci�. Tym razem m�czyzna uni�s� twarz, ogorza��, ciemn� jak garbowana sk�ra. Zaburcza�, zachrz�ka�, ruchem pokrytego siw� szczecin� podbr�dka wskaza� na zamocowane na burcie drewniane motowid�o i nikn�c� w wodzie link�, napi�t� ruchem �odzi. Przekonany najwidoczniej, �e wyja�nienie by�o wyczerpuj�ce, wznowi� wios�owanie W takim samym rytmie jak poprzednio. Wios�a w g�r� - Przerwa. Wios�a do p� pi�ra w wod�. D�uga przerwa. ci�gni�cie. Jeszcze d�u�sza przerwa.
- Aha - powiedzia�a swobodnie Condwiramurs, patrz�c w niebo. - Rozumiem. Wa�ny jest ci�gni�ty za �odzi� b�yszcz, kt�ry musi porusza� si� z w�a�ciw� pr�dko�ci� i odpowiednio g��boko. Wa�ne jest rybo��wstwo. Reszta jest niewa�na. By�o to tak oczywiste, �e m�czyzna nawet nie zada� sobie trudu, by burcze� lub charcze�.
- C� kogo mo�e obchodzi� - monologowa�a dalej Condwiramurs - �e podr�owa�am ca�� noc? �e jesten g�odna? �e zadek mnie boli i sw�dzi od twardej i mokrej �awki? �e sika� mi si� chce? Nie, wa�ny jest tylko po��v ryb na doro�k�. Bezsensowny zreszt�. Nic nie we�mie ni b�yszcz ci�gni�ty �rodkiem plosa, w toni o dwudziestos��niowej g��boko�ci. M�czyzna podni�s� g�ow�, popatrzy� na ni� paskudnie i zaburcza� bardzo, ale to bardzo burkliwie. Condwira murs b�ysn�a z�bkami, rada z siebie. Gbur nadal wios�owa� wolno. By� w�ciek�y. Rozpar�a si� na rufowej �aweczce i za�o�y�a nog� na nog�. Tak, by w rozci�ciu sukni du�o by�o wida�. M�czyzna zaburcza�, zacisn�� na wios�ach gruz�owate d�onie, udaj�c, �e patrzy tylko na link� doro�ki. Tempo wios�owania, rzecz jasna, ani my�la� przyspieszy�. Adeptka westchn�a z rezygnacj� i zaj�a si� obserwacj� nieba Dulki poskrzypywa�y, brylantowe kropelki spada�y z pi�r wiose�. W podnosz�cej si� szybko mgie�ce zamajaczy� zarys wyspy. I wznosz�cy si� nad ni� ciemny, p�katy obelisk wie�y. Gbur, cho� siedz�cy ty�em i nie ogl�daj�cy si�, niewiadomym sposobem pozna�, �e s� ju� prawie na miejscu. Nie spiesz�c si�, z�o�y� wios�a na burtach, wsta�, zacz�� powoli nawija� link� na motowid�o. Condwiramurs, wci�� z nog� na nodze, pogwizdywa�a, patrz�c w niebo. M�czyzna zwin�� link� do ko�ca, obejrza� b�yszcz, du�� mosi�n� �y�k� uzbrojon� w potr�jny hak z chwo�cikiem z czerwonej we�ny.
- Jej, jej - powiedzia�a s�odziutko Condwiramurs. Nic si� nie z�apa�o, oj, oj, jaka szkoda. Ciekawe, dlaczego taki niefart? Mo�e ��d� p�yn�a za szybko? M�czyzna obrzuci� j� spojrzeniem, kt�re m�wi�o wiele brzydkich rzeczy. Usiad�, zacharcza�, splun�� za burt�, chwyci� wios�a w s�kate �apy, wygi�� mocno plecy. Wios�a chlupn�y, za�omota�y w dulkach, ��d� pomkn�a po jeziorze jak strza�a, woda z szumem spieni�a si� u dziobu, wirami zakot�owa�a za ruf�. Dziel�ce ich od wyspy �wier� strzelenia z �uku pokonali w czasie kr�tszym ni� dwa burkni�cia, a ��d� wyjecha�a na �wir z takim impetem, �e Condwiramurs spad�a z �awki. M�czyzna zaburcza�, zacharcza� i splun��. Adeptka wiedzia�a, �e w przek�adzie na mow� ludzi cywilizowanych znaczy�o to: wyno� si� z mojej �odzi, przem�drza�a wied�mo. Wiedzia�a te�, �e na wyniesienie na r�kach liczy� nie ma co. Zdj�a trzewiczki, prowokuj�co wysoko podnios�a sukni� i wysiad�a. Prze�kn�a przekle�stwo, bo skorupy muszli bole�nie uk�u�y j� w stopy.
- Dzi�ki - powiedzia�a przez zaci�ni�te z�by - za przeja�d�k�. Nie czekaj�c na odburkni�cie i nie ogl�daj�c si�, boso posz�a w kierunku kamiennych schod�w. Wszystkie niewygody i dolegliwo�ci przesz�y i ulecia�y bez �ladu, wymazane przez rosn�ce podniecenie. By�a oto na wyspie Inis Vitre, na jeziorze Loc Blest. By�a w miejscu niemal legendarnym, w kt�rym bywali wy��cznie nieliczni wybra�cy. Poranna mg�a unios�a si� zupe�nie, przez zmatowione niebo zacz�a mocniej prze�witywa� czerwona kula s�o�ca. Wok� machiku��w wie�y kr��y�y wrzeszcz�ce mewy, miga�y je�yki. Na szczycie schod�w, wiod�cych z pla�y na taras, wsparta o pos��ek przykucni�tej i wyszczerzonej chimery, sta�a Nimue. Pani jeziora. By�a drobnej budowy i niska, mierzy�a niewiele wi�cej ni� pi�� st�p. Condwiramurs s�ysza�a o tym, �e za m�odu nazywano j� �okietkiem, teraz widzia�a, �e przezwisko by�o trafne. Ale by�a pewna, �e przynajmniej od p� wieku nikt nie o�mieli�by si� tak nazwa� ma�ej czarodziejki.
- Jestem Condwiramurs Tilly - przedstawi�a si� z uk�onem, zak�opotana "nieco, wci�� z trzewiczkami w r�ku. Rada jestem, mog�c go�ci� na twojej wyspie, Pani Jeziora.
- Nimue - poprawi�a swobodnie ma�a magiczka. - Nimue, nic wi�cej. Tytu�y i epitety mo�emy sobie darowa�, panno Tilly.
- W takim razie ja jestem Condwiramurs. Condwiramurs, nic wi�cej.
- Pozw�l wi�c, Condwiramurs. Porozmawiamy przy �niadaniu. Odgaduj�, �e zg�odnia�a�.
- Nie przecz�. Na �niadanie by� twar�g, szczypior, jajka, mleko i razowy chleb, podane przez dwie m�odziutkie, cichutkie i pachn�ce krochmalem s�u��ce. Condwiramurs jad�a, czuj�c na sobie wzrok ma�ej czarodziejki.
- Wie�a - m�wi�a wolno Nimue, obserwuj�c ka�dy jej ruch i ka�dy niemal niesiony do ust k�s - ma sze�� kondygnacji, z czego jedn� pod ziemi�. Twoja kwatera mie�ci si� na drugiej nadziemnej, s� tam wszystkie potrzebne do �ycia wygody. Parter, jak widzisz, jest cz�ci� gospodarcz�, mieszcz� si� tu te� komnaty mieszkalne s�u�by. Podziemie, jak r�wnie� pi�tro pierwsze i trzecie, to laboratorium, biblioteka i galeria. Do wszystkich wymienionych pi�ter i znajduj�cych si� na nich pomieszcze� masz wst�p i dost�p nieograniczony, mo�esz korzysta� z nich i z wszystkiego, co zawieraj�, kiedy zapragniesz i w jaki spos�b zechcesz.
- Zrozumia�am. Dzi�kuj�.
- Dwie najwy�sze kondygnacje mieszcz� moje komnaty prywatne i moj� prywatn� pracowni�. S� to pomieszczenia prywatne absolutnie. �eby unikn�� nieporozumie�: jestem niebywale czu�a na te sprawy.
- Uszanuj� to. Nimue odwr�ci�a g�ow� ku oknu, przez kt�re wida� by�o Burkliwego Pana Wio�larza, kt�ry upora� si� ju� z baga�em Condwiramurs, a teraz �adowa� na ��d� w�dziska, motowid�a, kancerki, podrywki i inne parafemalia rybackiego przemys�u.
- Jestem troch� staromodna - ci�gn�a. - Ale z pewnych rzeczy przywyk�am korzysta� na prawach wy��czno�ci. Szczoteczka do z�b�w, dajmy na to. Prywatne komnaty, biblioteka, toaleta. I Kr�l Rybak. Nie pr�buj, prosz�, korzysta� z Kr�la Rybaka. Condwiramurs omal nie zakrztusi�a si� mlekiem. Twarz Nimue niczego nie wyra�a�a.
- A je�li... - podj�a, zanim dziewczyna odzyska�a mow�. - Je�li on spr�buje korzysta� z ciebie, odm�w. Condwiramurs, prze�kn�wszy wreszcie, pr�dko pokiwa�a g�ow�, powstrzymuj�c si� od jakiegokolwiek komentarza. Cho� mia�a na ko�cu j�zyka, �e nie gustuje w rybakach, zw�aszcza grubia�skich. I maj�cych �eb oszem�any siwizn� bielutk� jak twaro�ek.
- Taaak - powiedzia�a przeci�gle Nimue. - Introdukcj� mia�yby�my wi�c za sob�. Pora przej�� do spraw konkretnych. Nie ciekawi ci�, co sprawi�o, �e spo�r�d wszystkich kandydatek wybra�am w�a�nie ciebie? Condwiramurs, je�eli w og�le zastanawia�a si� nad odpowiedzi�, to tylko dlatego, by nie wyj�� na zbyt zadufan�. Szybko dosz�a jednak do wniosku, �e wobec Nimue fa�szywa nawet w ma�ym stopniu skromno�� i tak b�dzie zbyt razi�a fa�szem.
- Jestem najlepsz� �ni�czk� w akademii - odpar�a ch�odno, rzeczowo i bez che�pliwo�ci. - A na trzecim roku mia�am drug� lokat� w�r�d onejromantek.
- Mog�am wzi�� t�, kt�ra mia�a lokat� pierwsz�. - Nimue by�a faktycznie szczera a� do b�lu. - Nawiasem m�wi�c, proponowano mi w�a�nie ow� prymusk�, z pewnym naciskiem zreszt�, bo to podobno wa�na c�reczka kogo� wa�nego. A je�eli chodzi o �nienie, o onejroskopi�, to wszak�e wiesz, droga Condwiramurs, �e jest to dar do�� kapry�ny. Fiasko mo�e spotka� nawet najlepsz� �ni�czk�. Condwiramurs przytrzyma�a za z�bami ripost�, �e jej fiaska mo�na policzy� na palcach jednej r�ki. W ko�cu rozmawia�a z mistrzyni�. Znaj proporcj�, mocium panie, jak mawia� jeden z profesor�w akademii, erudyta. Nimue lekkim skinieniem g�owy pochwali�a jej milczenie.
- Zasi�gn�am 'j�zyka w uczelni - powiedzia�a po chwili. - St�d wiem, �e nie musisz wspomaga� �nienia �rodkami odurzaj�cymi. Cieszy mnie to, albowiem narkotyk�w nie toleruj�.
- �ni� bez �adnych proch�w - potwierdzi�a z lekk� dum� Condwiramurs. - Do onejroskopii wystarczy mi, je�li mam zahaczk�.
- S�ucham?
- No, zahaczk� - adeptka kaszln�a. - Znaczy si�, przedmiot jako� zwi�zany z tym, o czym mam �ni�. Rzecz jak��. Albo obraz...
- Obraz?
- Aha. Nie�le �ni� na obraz.
- O - u�miechn�a si� Nimue. - O, skoro obraz pomo�e, to nie b�dzie k�opot�w. Je�li upora�a� si� ju� ze �niadaniem, to chod�my, najlepsza �ni�czko i druga w�r�d onejromantek. Dobrze b�dzie, je�li bez zw�oki wyja�ni� ci pozosta�e powody, dla kt�rych to w�a�nie ciebie wybra�am na asystentk�. Od kamiennych �cian tchn�o zimnem, kt�rego nie �agodzi�y ani ci�kie gobeliny, ani pociemnia�a boazeria. Kamienna pod�oga zi�bi�a stopy przez podeszwy trzewiczk�w.
- Za tymi drzwiami - wskaza�a niedbale Nimue - jest laboratorium. Jak si� rzek�o, mo�esz korzysta� wedle woli. Zalecana jest oczywi�cie ostro�no��. Umiar wskazany jest zw�aszcza przy pr�bach zmuszania miot�y do noszenia wody. Condwiramurs zachichota�a grzecznie, cho� �art by� leciwy. Wszystkie mentorki raczy�y podopieczne dowcipami nawi�zuj�cymi do mitycznych tarapat�w mitycznego ucznia czarnoksi�nika. Schody wi�y si� w g�r� jak w�� morski, zdaj�c si� nie mie� ko�ca. I by�y strome. Nim dotar�y na miejsce, Condwiramurs spoci�a si� i zdysza�a setnie. Po Nimue w og�le nie by�o zna� wysi�ku.
- T�dy, prosz� - otworzy�a d�bowe drzwi. - Uwaga na Condwiramurs wesz�a i westchn�a. Komnata by�a galeri�. Jej �ciany od sufitu do pod�ogi obwieszone by�y obrazami. Wisia�y tam wielkie, stare, �uszcz�ce si� i sp�kane oleje, miniatury, z��k�e sztychy i drzeworyty, wyblak�e akwarele i sepie. Wisia�y tam te� �ywe w kolorach modernistyczne gwasze i tempery, czyste w kresce akwatinty i akwaforty, litografie i kontrastowe mezzotinty, przyci�gaj�ce oczy wyrazistymi plamami czerni. Nimue zatrzyma�a si� przed wisz�cym najbli�ej drzwi obrazem przedstawiaj�cym grup� zebran� pod ogromnym drzewem. Spojrza�a na p��tno, potem na Condwiramurs, a jej milcz�ce spojrzenie by�o nadzwyczaj wymowne.
- Jaskier - adeptka, z miejsca po�apawszy si�, w czym rzecz, nie kaza�a jej czeka� - �piewa ballady pod d�bem Bleobherisem. Nimue u�miechn�a si�, kiwn�a g�ow�. I zrobi�a krok, zatrzymuj�c si� przed nast�pnym obrazem. Akwarela. Symbolizm. Dwie kobiece sylwetki, na wzg�rzu. Nad nimi kr���ce mewy, pod nimi, na stokach wzg�rza, korow�d cieni.
- Ciri i Triss Merigold, prorocza wizja w Kaer Morhen. U�miech, kiwni�cie, krok, nast�pny obraz. Je�dziec na koniu w galopie, w szpalerze pokracznych olch, wyci�gaj�cych ku niemu ramiona konar�w. Condwiramurs poczu�a, jak przeszywa j� dreszcz.
- Ciri... Hmm... To chyba jej jazda na spotkanie z Geraltem na farmie nizio�ka Hofmeiera. Nast�pny obraz, pociemnia�y olej. Batalistyka.
- Geralt i Cahir broni� mostu na Jarudze. Potem posz�o szybko.
- Yennefer i Ciri, ich pierwsze spotkanie w �wi�tyni Melitele. Jaskier i driada Eithne, w lesie Brokilon. Dru�yna Geralta w �nie�ycy na prze��czy Malheur...
- Brawo, doskonale - przerwa�a Nimue. - Znakomita znajomo�� legendy. Teraz znasz ju� drugi pow�d, dla kt�rego znalaz�a� si� tu ty, a nie kto� inny. Nad hebanowym stolikiem, przy kt�rym usiad�y, dominowa�o wielkie p��tno batalistyczne przedstawiaj�ce, jak si� zdawa�o, bitw� pod Brenn�, jaki� moment kluczowy batalii, czyli czyj�� kiczowato bohatersk� �mier�. P��tno by�o ponad wszelk� w�tpliwo�� dzie�em Miko�aja Certosy, mo�na to by�o pozna� po ekspresji, perfekcyjnej dba�o�ci o detal i typowych dla artysty efektach luministycznych.
- Owszem, znam legend� o wied�minie i wied�mince odrzek�a Condwiramurs. - Znam j�, nie zawaham si� powiedzie�, na wyrywki. Podlotkiem b�d�c, kocha�am t� histori�, zaczytywa�am si� ni�. I marzy�am, by by� Yennefer. B�d� jednak szczera: je�li nawet i by�a to mi�o�� od pierwszego wejrzenia, je�li nawet by�a wybuchowo nami�tna... To nie by�a wieczna. Nimue unios�a brwi.
- Poznawa�am histori� - podj�a Condwiramurs - w popularnych skr�tach i wersjach dla m�odzie�y, brykach okrojonych i uprzyzwoiconych ad usum delphini. Potem naturalnie wzi�am si� za tak zwane wersje powa�ne i pe�ne. Obszerne do granic redundancji, a niekiedy i poza te granice. W�wczas to pasja ust�pi�a ch�odnej refleksji, a dzika nami�tno�� czemu� w rodzaju obowi�zku ma��e�skiego. Je�li wiesz, co mam na my�li. Nimue ledwie dostrzegalnym skinieniem g�owy potwierdzi�a, �e wie.
- Podsumowuj�c, wol� te legendy, kt�re mocniej trzymaj� si� legendarnej konwencji, nie mieszaj� klechdy z rzeczywisto�ci�, nie pr�buj� integrowa� prostego i prostolinijnego moralitetu bajki z g��boko niemoraln� prawd� historyczn�. Wol� legendy, do kt�rych nie dopisuj� pos�owia encyklopedy�ci, archeolodzy i historycy. Takie, kt�rych konwencja wolna jest od eksperyment�w. Wol�, je�li ksi��� wspina si� na szczyt Szklanej G�ry, ca�uje �pi�c� kr�lewn�, ta si� budzi i obydwoje �yj� potem d�ugo i szcz�liwie. Tak, a nie inaczej, powinna si� ko�czy� legenda... Czyjego p�dzla jest ten portret Ciri? Ten en pied?
- Nie ma ani jednego portretu Ciri - g�os ma�ej czarodziejki by� rzeczowy do osch�o�ci. - Ani tu, ani nigdzie na �wiecie. Nie zachowa� si� ani jeden portret, ani jedna miniatura namalowana przez kogo�, kto m�g�by Ciri widzie�, zna� lub chocia�by pami�ta�. Portret en pied przedstawia Pavett�, matk� Ciri, a namalowa� go krasnolud Ruiz Dorrit, nadworny malarz w�adc�w Cintry. Wiadomo, �e Dorrit sportretowa� Ciri w wieku lat dziesi�ciu, r�wnie� en pied, ale p��tno, nazywane Infantk� z chartem, zagin�o, niestety. Wr��my jednak do legendy i twojego do niej stosunku. I tego, czym w twej opinii legenda winna si� ko�czy�.
- Winna si� ko�czy� dobrze - powiedzia�a z czupurnym przekonaniem Condwiramurs. - Dobro i prawo�� maj� zatriumfowa�, z�o ma zosta� przyk�adnie ukarane, mi�o�� ma po��czy� kochank�w po kres ich �ycia. I nikt z bohater�w pozytywnych nie mo�e, cholera, zgin��! A legenda o Ciri? Jak si� ko�czy?
- W�a�nie. Jak? Condwiramurs zaniem�wi�a na moment. Nie spodziewa�a si� takiego pytania, wietrzy�a test, egzamin, pu�apk�. Milcza�a, nie chc�c da� si� z�apa�. Jak si� ko�czy legenda o Geralcie i Ciri? Przecie� ka�dy to wie. Patrzy�a na ciemn� w tonacji akwarel� przedstawiaj�cy niekszta�tn� bark� sun�c� po powierzchni zasnutego oparami jeziora, bark� pop�dzan� d�ug� tyk� przez kobiet� widoczn� tylko jako czarna sylwetka. W�a�nie tak ko�czy si� ta legenda. W�a�nie tak. Nimue czyta�a w jej my�lach.
- To nie jest takie pewne, Condwiramurs. To wcale nie jest takie pewne.
- Legend� - zacz�a Nimue - pozna�am z ust w�drownego bajarza. Jestem dzieckiem wiejskim, czwart� c�rk� wsiowego stelmacha. Chwile, gdy go�ci� w naszej wsi bajarz Pogwizd, dziad wagabunda, by�y najpi�kniejszymi chwilami mojego dzieci�stwa. Mo�na by�o odetchn�� od har�wki, oczyma duszy zobaczy� te bajeczne dziwy, zobaczy� ten �wiat daleki... �wiat pi�kny i cudowny... Dalszy i cudowniejszy nawet ni� jarmark w miasteczku oddalonym o dziewi�� mil...
- Mia�am wtedy jakie� sze��, siedem lat. Moja najstarsza siostra mia�a czterna�cie. I ju� by�a krzywa od garbienia si� nad robot�. Babska dola! Do tego przygotowywano u nas dziewczynki od ma�o�ci! Garbi� si�! Wiecznie si� garbi�, garbi� i gi�� nad robot�, nad dzieckiem, pod ci�arem brzucha, kt�ry ch�op ci przyprawia�, ledwo� zd��y�a wydobrze� po po�ogu...
- To te dziadowskie opowie�ci sprawi�y, �e zacz�am pragn�� czego� wi�cej ni� garb i har�wka, marzy� o czym� wi�cej ni� urodzaj, m�� i dzieci. Pierwsza ksi��ka, kt�r� kupi�am za utarg ze sprzeda�y w�asnor�cznie zebranych w lesie je�yn, to by�a legenda o Ciri. Wersja, jak to �adnie nazwa�a�, uprzyzwoicona, dla dzieci, bryk ad usum delphini. By�a to wersja w sam raz dla mnie. Czyta�am s�abo. Ale ju� wtedy wiedzia�am, czego chc�. Chcia�am by� taka jak Filippa Eilhart, jak Sheala de Tancarville, jak Assire var Anahid... Obie popatrzy�y na gwasz przedstawiaj�cy pogr��on� w subtelnym chiaroscuro sal� zamkow�, st� i siedz�ce za tym sto�em kobiety. Legendarne kobiety.
- W akademii - podj�a Nimue - do kt�rej dosta�am si� zreszt� dopiero za drugim podej�ciem, zajmowa�am si� mitem tylko w aspekcie Wielkiej Lo�y na zaj�ciach z historii magii. Na czytanie dla przyjemno�ci pocz�tkowo zwyczajnie nie mia�am czasu, musia�am wkuwa�, by... By dotrzyma� kroku c�reczkom hrabi�w i bankier�w, kt�rym wszystko przychodzi�o �atwo, kt�re na�miewa�y si� z dziewuszki ze wsi... Zamilk�a, z trzaskiem wy�ama�a palce.
- Wreszcie - podj�a - czas na czytanie znalaz�am, ale w�wczas stwierdzi�am, �e perypetie Geralta i Ciri zajmuj� mnie znacznie mniej ni� w dzieci�stwie. Zachodzi� podobny syndrom, co u ciebie. Jak ty to nazwa�a�? Obowi�zek ma��e�ski? Tak by�o do momentu... Zamilk�a, potar�a twarz. Condwiramurs ze zdumieniem zauwa�y�a, �e r�ka Pani Jeziora dr�y.
- Mia�am chyba z osiemna�cie lat, gdy... Gdy co� si� wydarzy�o. Co�, co sprawi�o, �e legenda o Ciri od�y�a we mnie. �e zacz�am si� ni� zajmowa� powa�nie i naukowo. �e po�wi�ci�am jej �ycie. Adeptka milcza�a, cho� w �rodku a� wrza�a z ciekawo�ci.
- Nie udawaj, �e nie wiesz - powiedzia�a cierpko Nimue. - Wszystkim przecie� wiadomo, �e Pani Jeziora opanowana jest chorobliw� wr�cz obsesj� na tle legendy o Ciri. Wszyscy plotkuj� o tym, jak to niegro�ny z pocz�tku bzik przerodzi� si� w co� w rodzaju narkotycznego uzale�nienia czy wr�cz manii. W tych plotkach jest sporo prawdy, droga moja Condwiramurs, sporo prawdy! A ty, skoro ciebie wybra�am na asystentk�, te� w mani� i uzale�nienie popadniesz. B�d� bowiem tego wymaga�a. Przynajmniej na czas praktyki. Rozumiesz? Adeptka potwierdzi�a skinieniem g�owy.
- Zdaje ci si�, �e rozumiesz. - Nimue opanowa�a si� i och�od�a. - Ale ja ci to wyja�ni�. Stopniowo. A gdy nadejdzie czas, wyja�ni� ci wszystko. Na razie... Urwa�a, spojrza�a w okno, na jezioro, na czarn� kresk� �odzi Kr�la Rybaka, wyra�nie odcinaj�c� si� od z�oto rozmigotanej powierzchni w�d.
- Na razie wypocznij. Obejrzyj galeri�. W szafach i gablotach znajdziesz albumy i kartony grafik, wszystkie tematycznie zwi�zane z podaniem. W bibliotece s� wszystkie wersje i trawestacje legendy, tak�e wi�kszo�� opracowa� naukowych. Po�wi�� im troch� czasu. Poogl�daj, poczytaj, koncentruj si�. Chc�, by� mia�a materia� do snu. Zahaczk�, jak to nazwa�a�.
- Zrobi� to. Pani Nimue?
- S�ucham.
- Te dwa portrety... Te wisz�ce obok siebie... To r�wnie� nie jest Ciri?
- Nie istnieje �aden portret Ciri - powt�rzy�a cierpliwie Nimue. - P�niejsi arty�ci przedstawiali j� wy��cznie w scenach, ka�dy wedle w�asnej fantazji. Co do tych portret�w, to ten z lewej te� jest raczej woln� wariacj� na temat, przedstawia bowiem elfk� Lar� Dorren aep Shiadhal, osob�, kt�rej malarka nie mog�a zna�. Malark� by�a bowiem znana ci pewnie z legendy Lydia van Bredevoort. Jeden z jej ocala�ych olej�w wisi jeszcze w akademii.
- Wiem. A ten drugi portret? Nimue d�ugo patrzy�a na obraz. Na wizerunek szczup�ej dziewczyny o jasnych w�osach i smutnym spojrzeniu. Ubranej w bia�� sukienk� z zielonymi r�kawkami.
- Malowa� go Robin Anderida - powiedzia�a, odwracaj�c si� i patrz�c prosto w oczy Condwiramurs. - A kogo przedstawia... Ty mi to powiedz, �ni�czko i onejromantko. Wy�nij to. I opowiedz mi tw�j sen.
Mistrz Robin Anderida pierwszy dostrzeg� zbli�aj�cego si� cesarza, zgi�� si� w uk�onie. Stella Congreve, hrabina na Liddertalu, wsta�a i dygn�a, szybkim gestem ka��c zrobi� to samo siedz�cej na rze�bionym fotelu dziewczynie.
- Witam panie - Emhyr var Emreis skin�� g�ow�. Witam i ciebie, mistrzu Robinie. Jak post�puje praca? Mistrz Robin chrz�kn�� zak�opotany i znowu si� uk�oni�, nerwowo wycieraj�c palce w kitel. Emhyr wiedzia�, �e artysta cierpi na ostr� agorafobi� i jest chorobliwie nie�mia�y. Ale komu to przeszkadza�o. Wa�ne by�o, jak malowa�. Cesarz, jak zwykle podczas podr�y, nosi� oficerski uniform gwardyjskiej brygady "Impera" - czarn� zbroj� i p�aszcz z haftem przedstawiaj�cym srebrn� salamandr�. Zbli�y� si�, spojrza� na portret. Najpierw na portret, potem dopiero na modelk�. Szczup�� dziewczyn� o jasnych w�osach i smutnym spojrzeniu. Ubran� w bia�� sukienk� z zielonymi r�kawkami, z ma�ym dekolcikiem przyozdobionym kolijk� z perydot�w.
- Znakomicie - powiedzia� celowo w pustk�, tak by nie wiadomo by�o, co chwali. - Znakomicie, mistrzu. Prosz� kontynuowa�, nie zwracaj�c uwagi na moj� osob�. Zechce pani pozwoli� na s�owo, hrabino. Odszed� dalej ku oknu, zmuszaj�c j�, by sz�a za nim.
- Wyje�d�am - powiedzia� cicho. - Sprawy pa�stwowe. Dzi�kuj� za go�cin�. I za ni�. Za princess�. Naprawd� dobra robota, Stello. Naprawd� nale�y si� pochwa�a. Tak tobie, jak i jej. Stella Congreve dygn�a g��boko i z gracj�.
- Wasza Cesarska Mo�� jest dla nas za dobry.
- Nie chwal dnia przed zachodem.
- Ach... - zacisn�a lekko wargi. - To tak?
- To tak.
- Co z ni� b�dzie, Emhyrze?
- Nie wiem - odrzek�. - Za dziesi�� dni wznawiam ofensyw� na P�nocy. A zapowiada si� trudna, bardzo trudna wojna. Vattier de Rideaux �ledzi wymierzone przeciwko mnie spiski i sprzysi�enia. Do r�nych, do bardzo r�nych rzeczy mo�e mnie zmusi� racja stanu.
- To dziecko nie jest niczemu winne.
- Powiedzia�em: racja stanu. Racja stanu nie ma nic wsp�lnego ze sprawiedliwo�ci�. Zreszt�... Machn�� r�k�.
- Chc� z ni� porozmawia�. Sam na sam. Pozw�l bli�ej, ksi�niczko. Dalej, dalej, �ywiej. Cesarz rozkazuje. Dziewczyna dygn�a g��boko. Emhyr mierzy� j� wzrokiem, wracaj�c pami�ci� do tamtej brzemiennej w skutki audiencji w Loc Grim. By� pe�en uznania, ba, podziwu nawet dla Stelli Congreve, kt�ra w ci�gu sze�ciu miesi�cy, jakie up�yn�y od tamtego czasu, zdo�a�a to niezgrabne kacz�tko przekszta�ci� w ma�� arystokratk�.
- Zostawcie nas - rozkaza�. - Zr�b przerw�, mistrzu Robinie, na umycie p�dzli, dajmy na to. Ciebie za�, hrabino, prosz�, by� zechcia�a zaczeka� w przedpokojach. A ty, ksi�niczko, pozw�l ze mn� na taras. Mokry �nieg, kt�ry spad� w nocy, stopnia� w pierwszych promieniach porannego s�o�ca, ale dachy wie� i pinakli zamku Darn Rowan wci�� by�y mokre i �wieci�y tak, �e zdawa�y si� p�on��. Emhyr podszed� do balustrady tarasu. Dziewczyna zgodnie z etykiet� - trzyma�a si� o krok za nim. Niecierpliwym gestem zmusi� j�, by podesz�a bli�ej. Cesarz milcza� d�ugo, obu d�o�mi wsparty na balustradzie, wpatrzony we wzg�rza i porastaj�ce je wiecznie zielone cisy, wyra�nie odcinaj�ce si� od wapiennej bieli skalistych uskok�w. B�yska�a rzeka, wst�g� roztopionego srebra wij�ca si� dnem kotliny. W powietrzu czu�o si� wiosn�.
- Za rzadko tu bywam - odezwa� si� Emhyr. Dziewczyna milcza�a. - Za rzadko tu przyje�d�am - powt�rzy�, odwracaj�c si�. - A to pi�kne i tchn�ce spokojem miejsce. Pi�kna okolica... Zgadzasz si� ze mn�?
- Tak, Wasza Cesarska Mo��.
- W powietrzu czuje si� ju� wiosn�. Mam racj�?
- Tak, Wasza Cesarska Mo��. Z do�u, z podw�rca, s�ycha� by�o �piew zak��cany brz�kiem, szcz�kiem i dzwonieniem podk�w. Eskorta, poinformowana, �e cesarz rozkaza� wyjazd, pospiesznie szykowa�a si� do drogi. Emhyr pami�ta�, �e w�r�d gwardzist�w by� jeden, kt�ry �piewa�. Cz�sto. I niezale�nie od okoliczno�ci. Pojrzyj na mi� mi�o�ciwie Ocz�ty twemi Obdarz�e mnie lito�ciwie Wdzi�kami swojemi Wspomnij na mi� lito�ciwie I w tej porze nocnej Nie odmawiaj mi�o�ciwie Wzajemno�ci mocnej
- �adna ballada - powiedzia� w zamy�leniu, dotykaj�c palcami ci�kiego, z�otego, cesarskiego alszbandu.
- �adna, Wasza Cesarska Mo��. Vattier zapewnia mnie, �e jest ju� na tropie Vilgefortza. �e odnalezienie go jest kwesti� dni, najwy�ej tygodni. G�owy zdrajc�w spadn�, a do Nilfgaardu sprowadzona zostanie prawdziwa Cirilla, kr�lowa Cintry. A zanim do Nilfgaardu przyb�dzie autentyczna Ciri, trzeba b�dzie co� zrobi� z sobowt�rem.
- Unie� g�ow�. Pos�ucha�a.
- Masz jakie� �yczenia? - spyta� nagle ostro. - Skargi? Pro�by?
- Nie, Wasza Cesarska Wysoko��. Nie mam.
- Doprawdy? To ciekawe. No, ale przecie� nie mog� ci rozkaza�, by� mia�a. Unie� g�ow�, jak przystoi princessie. Stella chyba nauczy�a ci� manier?
- Tak, Wasza Cesarska Mo��.
W samej rzeczy, dobrze j� wyuczyli, pomy�la�. Najpierw Rience, potem Stella. Dobrze wyuczyli roli i kwestii, gro��c zapewne, �e za pomy�k� lub b��d zap�aci tortur� i �mierci�. Ostrzegli, �e b�dzie musia�a gra� przed surowym, nie wybaczaj�cym b��d�w audytorium. Przed strasznym Emhyrem var Emreisem, cesarzem Nilfgaardu.
- Jak masz na imi�? - spyta� ostro.
- Cirilla Fiona Elen Riannon.
- Prawdziwe imi�.
- Cirilla Fiona...
- Nie nadu�ywaj mojej cierpliwo�ci. Imi�!
- Cirilla... - g�os dziewczyny z�ama� si� jak patyczek.
- Fiona...
- Do��, na Wielkie S�o�ce - powiedzia� przez zaci�ni�te z�by. - Do��! G�o�no poci�gn�a nosem. Wbrew etykiecie. Usta jej dygota�y, ale tego etykieta nie zabrania�a.
- Uspok�j si� - rozkaza�, ale g�osem cichym i prawie �agodnym. - Czego si� l�kasz? Wstydzisz si� w�asnego imienia? Boisz si� go wyzna�? Wi��e si� z nim co�, co jest nieprzyjemne? Je�eli pytam, to tylko dlatego, �e chcia�bym m�c zwr�ci� si� do ciebie twym prawdziwym imieniem. Ale musz� wiedzie�, jak ono brzmi.
- Nijako - odpowiedzia�a, a wielkie oczy zab�ys�y jej nagle jak pod�wietlone p�omieniem szmaragdy. - Bo jest to imi� nijakie, Wasza Cesarska Mo��. Imi� w sam raz dla kogo�, kto jest nikim. Tak d�ugo, jak jestem Cirill� Fion�, co� znacz�... Tak d�ugo, jak... G�os uwi�z� jej w krtani tak raptownie, �e odruchowo unios�a r�ce ku szyi, jak gdyby to, co na niej mia�a, to nie by�a kolia, lecz d�awi�ca garota. Emhyr wci�� mierzy� j� wzrokiem, nadal pe�en uznania dla Stelli Congreve. Jednocze�nie czu� z�o��. Z�o�� nieuzasadnion�. I przez to tak z��. Czego ja chc� od tego dzieciaka, pomy�la�, czuj�c, jak z�o�� wzbiera w nim, jak wrze, jak p�cznieje pian� niby zupa w kotle. Czego ja chc� od dzieciaka, kt�rego...
- Wiedz, �e nie mia�em nic wsp�lnego z twoim uprowadzeniem, dziewczyno - powiedzia� ostro. - Nie mia�em nic wsp�lnego z twoim porwaniem. Nie wyda�em takich rozkaz�w. Oszukano mnie... By� w�ciek�y na siebie, �wiadom, �e pope�nia b��d. Nale�a�o ju� dawno zako�czy� t� rozmow�, zako�czy� j� wynio�le, w�adczo, gro�nie, po imperatorsku. Nale�a�o zapomnie� o tej dziewczynie i o jej zielonych oczach. Ta dziewczyna nie istnia�a. By�a sobowt�rem. Imitacj�. Nie mia�a nawet imienia. By�a nikim. A imperator nie rozmawia z kim�, kto jest nikim. Imperator nie przyznaje si� do pomy�ek przed kim�, kto jest nikim. Imperator nie prosi o wybaczenie, nie kaja si� przed kim�, kto...
- Wybacz mi - powiedzia�, a s�owa by�y obce, niemile klei�y si� do warg. - Pope�ni�em b��d. Tak, to prawda, jestem winny tego, co ci� spotka�o. Zawini�em. Ale daj� ci moje s�owo, nic ci ju� nie grozi. Nie spotka ci� ju� nic z�ego. �adna krzywda, �adna ujma, �adna przykro��. Nie musisz si� ba�.
- Nie boj� si� - podnios�a g�ow� i wbrew etykiecie spojrza�a mu prosto w oczy. Emhyr drgn��, ugodzony uczciwo�ci� i ufno�ci� jej wzroku. Natychmiast wyprostowa� si�, cesarski i wynios�y a� do obrzydzenia.
- Pro� mnie, o co chcesz. Spojrza�a na niego znowu, a on mimowolnie przypomnia� sobie te niezliczone okazje, gdy w ten w�a�nie spos�b kupowa� sobie spok�j sumienia za wyrz�dzon� komu� pod�o��. W skryto�ci ducha ciesz�c si� niecnie, �e tak tanio p�aci.
- Pro� mnie, o co chcesz - powt�rzy�, a przez to, �e by� ju� zm�czony, g�os jego zyska� nagle na cz�owiecze�stwie. - Spe�ni� ka�de twe �yczenie. Niech nie patrzy na mnie, pomy�la�. Nie znios� jej spojrzenia. Ludzie podobno boj� si� patrze� na mnie. A czego ja si� boj�? Gdzie� mam Vattiera de Rideaux i jego racj� stanu. Je�li ona poprosi, ka�� j� zawie�� do domu, tam, sk�d j� uprowadzili. Ka�� j� tam zawie�� w z�otej posz�stnej karocy. Wystarczy, �e poprosi.
- Pro� mnie, o co chcesz - powt�rzy�.
- Dzi�kuj� Waszej Cesarskiej Mo�ci - powiedzia�a dziewczyna, spuszczaj�c oczy. - Wasza Cesarska Mo�� jest bardzo szlachetna i hojna. Je�li mog� mie� pro�b�...
- M�w.
- Chcia�abym m�c tu zosta�. Tu, w Dam Rowan. U pani Stelli. Nie by� zdziwiony. Przeczuwa� co� takiego. Takt powstrzyma� go przed pytaniami, kt�re by�yby upokarzaj�ce dla obojga.
- Da�em s�owo - rzek� zimno. - Niech wi�c stanie si� wedle twej woli.
- Dzi�kuj� Waszej Cesarskiej Mo�ci.
- Da�em s�owo - powt�rzy�, staraj�c si� unikn�� jej wzroku - i dotrzymam go. My�l� jednak, �e wybra�a� �le. Wyrazi�a� nie to �yczenie, co trzeba. Gdyby� zmieni�a zdanie...
- Nie zmieni� - powiedzia�a, gdy jasnym si� sta�o, �e cesarz nie doko�czy. - Po co mia�abym zmienia�? Wybra�am pani� Stell�, wybra�am rzeczy, kt�rych w �yciu zazna�am tak ma�o... Dom, ciep�o, dobro�... Serce. Nie mo�na pope�ni� b��du, wybieraj�c co� takiego. Biedna, naiwna istotko, pomy�la� cesarz Emhyr var Emreis, Deithwen Addan yn Carn aep Morvudd, Bia�y P�omie� Ta�cz�cy na Kurhanach Wrog�w. W�a�nie wybieraj�c co� takiego, pope�nia si� najstraszliwsze pomy�ki. Ale co� - mo�e dalekie zapomniane wspomnienie - powstrzyma�o cesarza przed tym, by powiedzie� to na g�os.
- Interesuj�ce - powiedzia�a Nimue, wys�uchawszy relacji. - Rzeczywi�cie interesuj�cy sen. By�y jeszcze jakie� inne?
- Ba! - Condwiramurs szybkim i pewnym uderzeniem no�a �ci�a czubek jajka. - Wci�� jeszcze w g�owie mi si� kr�ci po tej rewii! Ale to normalne. Pierwsza noc na nowym miejscu zawsze przynosi szale�cze sny. Wiesz, Nimue, m�wi� o nas, �ni�czkach, �e nasz talent nie na tym polega, �e �nimy. Je�eli pomin�� wizje w transie czy pod hipnoz�, nasze marzenia senne nie r�ni� si� od sn�w innych ludzi ani intensywno�ci�, ani bogactwem, ani �acniej �adunkiem prekognicyjnym. Nas wyr�nia i o naszym talencie przes�dza co� zupe�nie innego. My pami�tamy sny. Rzadko kiedy zapominamy, co si� nam �ni�o.
- Bo macie nietypow� i tylko wam w�a�ciw� par� gruczo��w dokrewnych - uci�a Pani Jeziora. - Wasze gruczo�y to, trywializuj�c nic innego jak wydzielone do organizmu endorfiny. Jak wi�kszo�� dzikich talent�w magicznych, tak�e i wasz jest prozaicznie organiczny. Ale ja m�wi� o czym�, co sama �wietnie wiesz. S�ucham jakie� to sny jeszcze pami�tasz?
- M�ody ch�opak - zmarszczy�a brwi Condwiramei w�druj�cy w�r�d pustych p�l, z tobo�kiem na ramieniu Pola s� puste, wiosenne. Wierzby... Przy drogach i miedzach. Wierzby, krzywe, dziuplaste, rozczapierzone Go�e, jeszcze nie zazielenione. Ch�opak idzie, g�bi, si�. Zapada noc. Na niebie pojawiaj� si� gwiazdy. Jedna z nich jest ruchoma. To kometa. Czerwonawa migotliwa iskra, skosem przecinaj�ca niebosk�on...
- Brawo - u�miechn�a si� Nimue. - Cho� poj�cia nie mam, o kim �ni�a�, mo�na przynajmniej precyzyjnie okre�li� dat� tego zdarzenia. Czerwona kometa by�a widoczna przez sze�� dni, wiosn� roku zawarcia pokoju cintryjskiego. Dok�adniej, w pierwszych dniach marca. W pozosta�ych snach te� wyst�pi�y jakie� datowniki?
- Moje sny - prychn�a Condwiramurs, sol�c jajka to nie kalendarz rolniczy! Nie maj� tabliczek z dat� Ale, �eby by� �cis��, �ni�am sen o bitwie pod Bren pewnie napatrzywszy si� na p��tno Miko�aja Certi w twojej galerii. A data bitwy pod Brenn� te� jest znana. To ta sama data, co rok komety. Myl� si�?
- Nie mylisz si�. Co� szczeg�lnego by�o w tym �nie o bitwie?
- Nie. Kot�owanina koni, ludzi i broni. Ludzie t�ukli si� i wrzeszczeli. Kto�, zapewne nienormalny, wy�: "Or�y, Or�y!"
- Co jeszcze? M�wi�a�, �e sn�w by�a ca�a rewia.
- Nie pami�tam... - Condwiramurs urwa�a. Nimue u�miechn�a si�.
- No, dobra - adeptka hardo zadar�a nos, nie pozwalaj�c Pani Jeziora na z�o�liwy komentarz. - Owszem, czasami zapominam. Nikt nie jest doskona�y. Powtarzam, moje sny to wizje, nie fiszki Biblioteczne...
- Wiem o tym - uci�a Nimue. - To nie jest egzamin twoich �ni�czych zdolno�ci, to jest analiza legendy. Jej zagadek i bia�ych plam. Idzie nam zreszt� ca�kiem nie�le, ju� w pierwszych snach rozszyfrowa�a� dziewczyn� z portretu, owego sobowt�ra Ciri, kt�rym Vilgefortz usi�owa� )szuka� cesarza Emhyra... Przerwa�y, bo do kuchni wszed� Kr�l Rybak. Uk�oniwszy si� i zaburczawszy, wzi�� z kredensu chleb, dwojaki p��cienne zawini�tko. Wyszed�, nie zapominaj�c uk�oni� si� i zaburcze�.
- Mocno utyka - rzek�a Nimue pozornie od niechcenia. - By� ci�ko ranny. Dzik rozpru� mu nog� na polowaniu. Dlatego sp�dza tyle czasu na �odzi. Przy wios�ach i �owieniu ryb rana mu nie przeszkadza, na �odzi zapomina o kalectwie. To bardzo przyzwoity i dobry cz�owiek. A ja... Condwiramurs milcza�a grzecznie.
- Potrzebuj� m�czyzny - wyja�ni�a rzeczowo ma�a czarodziejka. Ja te�, pomy�la�a adeptka. Cholera, gdy tylko wr�c� do akademii, zaraz pozwol� si� komu� zba�amuci�. Celibat jest dobry, ale nie d�u�ej ni� jeden semestr. Nimu