2655
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2655 |
Rozszerzenie: |
2655 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2655 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2655 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2655 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
-= William Gibson - �wiat�o wirtualne =-
���������������������������������������������������������������������������
WILLIAM GIBSON
�WIAT�O WIRTUALNE
(Virtual Light)
Prze�o�y� Piotr W. Cholewa Ilustracje ... -->
�������������������������������
1. L�ni�ce cia�a olbrzym�w | 2. Kr���c Gunheadem | 3. Niemi�e przyj�cie | 4. Miejsca pracy | 5. Senne zmory | 6. Most | 7. Chcia�bym, �eby dobrze ci posz�o | 8. Nazajutrz | 9. Gdy zawodzi dyplomacja | 10. Taniec nowoczesny | 11. Rozwo��c przesy�ki | 12. Ruchy oka | 13. Wykr�ty | 14. Loveless | 15. W 1015 | 16. Sunflower | 17. "Pu�apka" | 18. Kondensator | 19. Superpi�ka | 20. Wielka pustka | 21. "Dysydenci" | 22. Ble-ble-ble | 23. Wzi�� i zrobi� | 24. Pie�� �rodkowego prz�s�a | 25. Bez wiose� | 26. Kolorowi | 27. Po burzy | 28. Van | 29. Nieczynne centrum handlowe | 30. Karnawa� dusz | 31. Po stronie kierowcy | 32. Fallonville | 33. Notebook | 34. Ucieczka z raju | 35. Republika ��dzy | 36. Notebook [2] | 37. Century City | 38. Cudowna mila | 39. �wi�to szarego dnia | Podzi�kowania
�������������������������������
Dla
Gary'ego Gaetano Bandiery,
wspania�ego faceta, naszego przyjaciela
1
L�ni�ce cia�a olbrzym�w
Kurier przyciska czo�o do warstw szk�a, argonu, przeciwudarowego plastiku. Patrzy na patrolowiec, jak poluj�ca osa przecinaj�cy w oddali niebo nad miastem, ze �mierci� podwieszon� pod odw�okiem w g�adkim, czarnym kokonie.
Kilka godzin wcze�niej na p�nocne przedmie�cia spad�y rakiety; siedemdziesi�t trzy ofiary, jeszcze nikt nie przyzna� si� do zamachu. Tymczasem tutaj lustrzane zikkuraty przy Lazaro Cardenas b�yskaj� jak l�ni�ce cia�a olbrzym�w, posy�aj�c nocne salwy sn�w czekaj�cym avenidas - biznes jak zwykle, �wiat bez ko�ca. Powietrze za oknem otacza ka�de �r�d�o �wiat�a s�ab� w�trobian� otoczk�, niepostrze�enie przechodz�c� w br�zowaw� po�wiat�. Drobne suche p�atki brudnego �niegu, k��bi�cego si� nad �ciekami, osiad�y na soczewkach nocy.
Zanikn�wszy oczy, zapada w cichy szum klimatyzatora. Wyobra�a sobie, �e znajduje si� w Tokio, a ten pok�j jest w jakim� nowym skrzydle starego hotelu "Imperial". Widzi si� na ulicach Chiyoda-ku, pod cicho wzdychaj�cymi poci�gami. Czerwone papierowe lampiony obramowuj� uliczk�.
Otwiera oczy. Mexico City wci�� tu jest.
Osiem pustych buteleczek, plastikowych miniaturek, stoi r�wnym rz�dem na skraju stolika do kawy; japo�ska w�dka "Come Back Salmon", o nazwie bardziej dra�ni�cej ni� pozostawiany przez ni� smak. Na ekranie nad konsol� czekaj� na niego pticzki, zastyg�e kremowe cia�a. Kiedy podnosi pilota zdalnego sterowania, wydatne ko�ci policzkowe kobiet zakrzywiaj� si� w przestrzeni za jego oczami. Ich m�odzi kochankowie, jak zawsze, bior� je od ty�u, nosz� czarne sk�rzane r�kawiczki. S�owia�skie rysy, przywo�uj�ce fragmenty niechcianych wspomnie� z dzieci�stwa: smr�d �ciek�w, stal �omocz�ca o stal pod rozko�ysanym poci�giem, wysokie stare sufity mieszkania z widokiem na skuty mrozem park. Dwadzie�cia osiem peryferyjnych ekran�w otacza kopuluj�cych z powag� Rosjan; na jednym dostrzega postacie znoszone z czarnego od dymu pok�adu azjatyckiego promu. Otwiera kolejn� buteleczk�.
Teraz pticzki, poruszaj�c g�owami jak t�okami dobrze naoliwionej maszyny, obci�gaj� swym aroganckim, egoistycznym kochankom. Uj�cia przypominaj� lata �wietno�ci sowieckiej kinematografii socrealistycznej. Przesuwa spojrzenie na prognoz� pogody NHK. Front niskiego ci�nienia przechodzi nad Kansas. Obok jaka� upiornie niema, islamska stacja w niesko�czono�� powtarza imi� Boga kaligraficznym pismem opartym na grafice fraktali.
Pije w�dk�. Ogl�da telewizj�.
�������
Po p�nocy, na skrzy�owaniu Liverpool i Florencia, spogl�da na r�ow� stref� z tylnego siedzenia bia�ej �ady, chroni�c twarz nanoporowym szwedzkim respiratorem, kt�ry dra�ni mu �wie�o ogolony podbr�dek. Ka�dy mijaj�cy go ma zamaskowan� twarz, wargi i nozdrza ukryte pod filtrami. Niekt�re, z okazji Dnia Zmar�ych, przypominaj� srebrno-paciorkowate szcz�ki szczerz�cych z�by czaszek. Jak�kolwiek przyjmuj� form�, wszyscy ich wytw�rcy wyg�aszaj� te same w�tpliwe i k�amliwe zapewnienia o zabezpieczeniu przed wiroidami. Chcia� uciec przed rutyn�, mo�e znale�� co� pi�knego lub interesuj�cego, ale tutaj s� tylko zamaskowane twarze, jego strach i �wiat�a.
Z Avenida Chapultepec powoli wyje�d�a stary ameryka�ski samoch�d, wykas�uj�c k��by tlenku w�gla spod naderwanego zderzaka. Ca�y jest pokryty �ywic� barwy coli i kawa�eczkami pot�uczonych luster; wida� tylko przedni� szyb�, czarn� i szklist�, nieprzejrzyst� jak plama atramentu, przypominaj�c� mu �mierciono�ny kokon patrolowca. Czuje narastaj�cy strach, bezsensowny, nieuzasadniony, jaki budzi w nim ten jarmarczny duch cadiiiaca, tego spalaj�cego rop� zabytku w widmowej szacie barwy przydymionego srebra. Dlaczego pozwalaj� mu zanieczyszcza� i tak ju� brudne powietrze? I kto tam siedzi w �rodku, za t� czarn� szyb�? Dr��c, obserwuje przeje�d�aj�cy pojazd.
- Ten w�z...
Stwierdza, �e odruchowo pochyla si� i zwraca do kierowcy o mocnym karku i wielkich uszach, przedziwnie kojarz�cych si� z reprodukcjami zabytkowych naczy� reklamowanych na jednym z kana��w hotelowej telewizji.
- El coche - m�wi kierowca bez maski, odwracaj�c si�, jakby dopiero teraz dostrzeg� kuriera. Ten widzi, jak pokryty lustrami cadiiiac rozb�yska raz, na kr�tko - odbitym rubinem lasera nocnego klubu - i znika.
Kierowca patrzy z uwag�. Kurier ka�e mu wraca� do hotelu.
�������
Budzi si� ze snu pe�nego metalicznych g�os�w rozbrzmiewaj�cych w wynios�ych halach jakiego� europejskiego lotniska, odleg�ych postaci dostrze�onych podczas odprawiania niemych rytua��w odlotu.
Ciemno��. Syk klimatyzatora. Mi�kko�� bawe�nianej po�cieli. Telefon pod poduszk�. Odg�osy ulicznego ruchu st�umione przez wype�nione gazem okna. Opuszcza go ca�e napi�cie i strach. Przypomina sobie o barze w atrium. Muzyka. Twarze. Ma poczucie wewn�trznego ukojenia, niezwykle rzadkiego stanu r�wnowagi. Tylko tyle mo�e zazna� spokoju.
Och, tak, okulary s� tutaj, obok telefonu. Wyjmuje je i otwiera oprawk�, z przyjemno�ci� obarczon� poczuciem winy, kt�rej nie mo�e pozby� si� od Pragi. Kochaj� od blisko dziesi�ciu lat, chocia� nie my�li o tym w taki spos�b. Jednak nigdy nie kupi� innego software'u i czarna plastikowa oprawka straci�a po�ysk. Numer na kasecie jest ju� nieczytelny, wytarty do bia�o�ci dotykiem jego r�k. Tyle pokoi takich jak ten. Od dawna wola� cieszy� si� ni� w ciszy. Nie u�ywa� rycz�cych mokros�uchawek. Nauczy� si� podk�ada� w�asny tekst, szepcz�c do niej, pospieszaj�c przez nieporadne nazwy i oblane �wiat�em ksi�yca wy�yny czego�, co nie jest Hollywood ani Rio, lecz jak�� nieostr� cyfrow� ekstrapolacj� obu.
Ona czeka na niego, zawsze, w bia�ym domku przy drodze biegn�cej kanionem. �wiece. Wino. Czarna suknia z d�etami kontrastuje z idealnie bia�� sk�r�, udo opi�te g�adko i �ci�le jak brzuch w�a.
Daleko, pod bawe�nian� po�ciel�, jego r�ce zaczynaj� si� porusza�. P�niej, gdy zapada w sen zupe�nie innej jako�ci, telefon pod jego poduszk� odgrywa cich� i kr�tk� melodyjk�.
- Tak?
- Potwierdzam rezerwacj� na lot do San Francisco - m�wi kto�, kobieta lub maszyna. Naciska klawisz, zapisuj�c numer lotu, m�wi dobranoc i zamyka oczy przed upartym �wiat�em s�cz�cym si� przez czarne bariery zas�on.
Obejmuj� go jej bia�e ramiona. Wieczna jasnow�osa. Zasypia.
2
Kr���c Gunheadem
Pojazdy IntenSecure pucowano co trzy zmiany. Robiono to w tej wielkiej myjni samochodowej niedaleko Colby; dwadzie�cia warstw r�cznie wcieranej "Wet Honey Sienna" sprawia�o, �e wygl�da�y jak nowe.
Tego listopadowego wieczoru, gdy Republika ��dzy zako�czy�a jego karier� w zbrojnej ochronie, Berry Rydell przyby� tam troch� wcze�niej. Lubi� unosz�cy si� w �rodku zapach. To ten r�owy preparat, kt�ry dodawali do wody, �eby zmy� warstw� kurzu; ta wo� przypomina�a mu letni� prac� w Knoxville, przed ostatnim rokiem nauki w szkole. Wyka�czali luksusowe apartamenty w skorupie wielkiego starego budynku Safeway przy Jefferson Davis. Architekci chcieli, �eby betonowe �ciany wygl�da�y w pewien szczeg�lny spos�b; by mia�y szar� barw�, lecz ze �ladami starej, r�owej farby w p�kni�ciach i wg��bieniach. Byli z Memphis i nosili czarne garnitury oraz bia�e, bawe�niane koszule. Te koszule najwidoczniej kosztowa�y wi�cej ni� garnitury, albo przynajmniej tyle samo, a oni nigdy nie nosili krawat�w ani nie rozpinali guzik�w pod szyj�. Rydell uzna�, �e w�a�nie tak ubieraj� si� architekci; teraz mieszka� w LA i przekona� si�, �e mia� racj�. Pods�ucha�, jak jeden z nich wyja�nia� brygadzi�cie, �e to, co robili, jest: "ukazaniem integralno�ci przej�cia materia�u przez czas". Uzna�, �e to prawdopodobnie bzdura, ale spodoba�o mu si� brzmienie tych s��w.
W rzeczywisto�ci praca polega�a na zdejmowaniu nadmiaru tej g�wnianej starej farby z wielu tysi�cy metr�w kwadratowych r�wnie g�wnianego betonu za pomoc� oscyluj�cej dyszy umieszczonej na ko�cu d�ugiej r�koje�ci z nierdzewnej stali. Je�li brygadzista nie patrzy�, mog�e� wycelowa� w innego ch�opaka, pu�ci� koguci ogon k�uj�cej t�czy i zmy� mu z twarzy krem z filtrem. Rydell i jego koledzy nosili australijskie kombinezony o zdecydowanych barwach, wi�c by�o wida�, gdzie trafiasz. Jednak musia�e� dobrze oceni� odleg�o��, bo z bliska strumie� cieczy m�g� zedrze� chrom ze zderzaka. Rydell i Buddy Crigger zostali w ko�cu za to wylani, a wtedy przeszli przez Jeff Davis do piwiarni i Rydell sp�dzi� noc z dziewczyn� z Key West - wtedy po raz pierwszy spa� z kobiet�.
Teraz by� w Los Angeles, jad�c sze�cioko�owym hotspurem hussarem pokrytym dwudziestoma warstwami r�cznie polerowanego lakieru. Hussar by� opancerzonym land roverem, kt�ry m�g� wyci�gn�� sto czterdzie�ci na prostej, gdyby� znalaz� wolny odcinek i zd��y� przyspieszy�. Hernandez, dow�dca jego zmiany, m�wi�, �e Anglikom nie nale�y powierza� konstruowania niczego bardziej skomplikowanego od kapelusza, o ile ma to dzia�a� w razie potrzeby; twierdzi�, �e IntenSecure powinna kupowa� wozy izraelskie lub przynajmniej brazylijskie, a poza tym, czy do zaprojektowania wozu bojowego potrzeba Ralpha Laurena?
Rydell nie potrafi� na to odpowiedzie�, ale te liczne warstwy farby by�y zdecydowanym przeci�giem. Podejrzewa�, �e mia�y kojarzy� si� ludziom z wielkimi br�zowymi ci�ar�wkami United Parcel, a jednocze�nie wygl�da� jak co�, co widuje si� w ko�ciele episkopalnym. Nie rzucaj�ce si� w oczy logo firmy. Pow�ci�gliwe.
Ludzie pracuj�cy w myjni byli przewa�nie emigrantami z Mon- golii, kt�rzy jako nowo przybyli nie znale�li lepszej pracy. Pracuj�c, pod�piewywali gard�owo, nie poruszaj�c ustami, a on lubi� tego s�ucha�. Nie mia� poj�cia, jak to robi�; d�wi�k przypomina� odg�osy wydawane przez �aby nadrzewne - dwie jednocze�nie. Teraz przecierali rz�dy chromowanych wypuk�o�ci na burtach. Te wybrzuszenia mia�y podtrzymywa� elektryczn� siatk� przeciw demonstrantom, i pokryto je chromem tylko dla fasonu. Pojazdy w Knoxville r�wnie� by�y zelektryfikowane, dodatkowo wyposa�one w system zraszania zapewniaj�cy wilgotno�� burt, a tym samym znacznie silniejszy wstrz�s.
- Podpisz tu - powiedzia� szef personelu, cichy czarny ch�opak nazwiskiem Andersen. By� studentem medycyny - w dzie� - i zawsze wygl�da� tak, jakby nie spa� przez dwie ostatnie noce.
Rydell wzi�� notatnik oraz pi�ro �wietlne i z�o�y� podpis. Andersen wr�czy� mu kluczyki.
- Powiniene� troch� odpocz�� - rzek� Rydell. Andersen u�miechn�� si� s�abo. Rydell podszed� do Gunheada, wy��czaj�c alarm. Kto� napisa� w �rodku - Gunhead - zielonym pisakiem na panelu nad przedni� szyb�. Nazwa przyj�a si�, g��wnie dlatego, �e podoba�a si� Sublettowi. Sublett by� Teksa�czykiem, uchod�c� z jakiego� upiornego obozowiska przyczep kempingowych zajmowanych przez wideosekt�. M�wi�, �e jego matka szykowa�a si�, by sprzeda� jego ty�ek ko�cio�owi - cokolwiek mia�o to oznacza�. Sublett nie pali� si�, �eby o tym m�wi�, ale Rydell doszed� do wniosku, �e ci ludzie uznali wideo za ulubiony �rodek przekazu Pana, a ekran za rodzaj wiecznie gorej�cego krzewu.
- On jest w szcze-g�ach - powiedzia� kiedy� Sublett. - Trzeba go tylko dobrze poszuka�.
Jak�kolwiek form� przybiera�a ta wiara, Sublett niew�tpliwie obejrza� wi�cej program�w telewizyjnych ni� ktokolwiek ze znanych Rydellowi os�b, g��wnie starych film�w na kana�ach nie nadaj�cych niczego innego. Sublett powiedzia�, �e Gunhead to nazwa automatycznego pojazdu opancerzonego w japo�skim filmie o potworach. Hernandez uwa�a�, �e Sublett sam wypisa� t� nazw�. Sublett zaprzecza�. Hernandez kaza� zetrze� napis. Sublett zignorowa� polecenie. Napis pozosta�, ale Rydell wiedzia�, �e Sublett jest zbyt wielkim legalist�, aby pope�ni� taki akt wandalizmu, a poza tym atrament pisaka m�g� go zabi�.
Sublett mia� paskudn� alergi�. By� uczulony na rozmaite �rodki czyszcz�ce i rozpuszczalniki, dlatego nigdy nie odwiedza� myjni samochodowej. Alergia wywo�ywa�a r�wnie� �wiat�owstr�t, wi�c musia� chroni� oczy tymi lustrzanymi szk�ami kontaktowymi. One, razem z czarnym mundurem IntenSecure i w�osami jasnoblond, nadawa�y mu wygl�d jakiego� klanera albo nazistowskiego robota. Mog�o to skomplikowa� sprawy w sklepach na Sunset, powiedzmy o trzeciej nad ranem, kiedy chcia� tylko kupi� wod� mineraln� i col�. Jednak Rydell zawsze ch�tnie widzia� go na swojej zmianie, poniewa� facet by� zdecydowanie najmniej sk�onnym do przemocy najemnym gliniarzem, jakiego zna�. I chyba nawet nie by� stukni�ty. Rydell uwa�a� to za dwie zdecydowane zalety. Jak ch�tnie przypomina� Hernandez, w SoCal ostrzejsze przepisy regulowa�y nawet to, kto mo�e i nie mo�e by� fryzjerem.
Podobnie jak Rydell, wielu cz�onk�w personelu IntenSecure by�o dawnymi policjantami, niekt�rzy nawet s�u�yli kiedy� w Los Angeles, a je�li ich stosunek do przepis�w firmy, zakazuj�cych noszenia prywatnej broni, uzna� za znacz�c� wskaz�wk�, to u jego wsp�pracownik�w mo�na by�o znale�� wszystkie mo�liwe rodzaje uzbrojenia. W drzwiach pokoju dla personelu by�y wykrywacze metali, wi�c Hernandez zazwyczaj mia� pe�n� szuflad� no�y spr�ynowych, nunczaku, paralizator�w, kastet�w, but�w z ukrytym ostrzem i wszystkiego, co wykry�a bramka. Zupe�nie jak w pi�tkowy ranek w szkole �redniej w South Miami. Hernandez wszystko oddawa� po zmianie, lecz ruszaj�c na wezwanie, mieli radzi� sobie jedynie glockami i miazgaczami.
Glocki by�y standardow� broni� policyjn�, licz�c� co najmniej dwadzie�cia lat, kt�rej ca�� ci�ar�wk� IntenSecure zakupi�a od policji przechodz�cej na amunicj� bez�uskow�. Zgodnie z przepisami glocki powinny tkwi� w plastikowych kaburach, a te nale�a�o przymocowa� ta�m� samosczepn� do g��wnej konsoli pojazdu. W razie potrzeby odrywa�o si� kabur� z pistoletem od konsoli i przyczepia�o do �aty naszytej na mundurze. Tylko po odebraniu wezwania wolno by�o wysi��� z broni� z pojazdu.
Miazgacz nawet nie by� broni� paln�, przynajmniej w �wietle prawa, jednak dziesi�ciosekundow� seri� z niewielkiej odleg�o�ci m�g� zmasakrowa� twarz. To izraelskie urz�dzenie do rozpraszania t�umu, dzia�aj�ce na zasadzie wiatr�wki, wystrzeliwa�o ma�e sze�ciany z uzyskanej w wyniku recyklingu gumy. Wygl�da�o jak rezultat niezbyt udanej fuzji mi�dzy karabinkiem szturmowym a przemys�ow� zszywark�, tyle �e robiono je z jasno��tego plastiku. Po naci�ni�ciu spustu wysy�a�o strumie� gumowych pocisk�w. Kiedy nabra�o si� wprawy, mo�na by�o ustrzeli� przeciwnika ukrytego za w�g�em: wystarczy�o odbi� je od jakiej� twardej powierzchni. Taka seria z bliska przecina�a na p� arkusz sklejki, a na trzydzie�ci metr�w pozostawia�a na ciele wielkie si�ce. Zgodnie z teori� nie zawsze spotyka si� uzbrojonych przeciwnik�w, a u�ycie miazgacza nios�o mniejsze ryzyko uszkodzenia subskrybenta lub jego w�asno�ci. W razie napotkania uzbrojonego napastnika pozostawa� glock. Jednak przeciwnik prawdopodobnie u�ywa� bez�uskowej amunicji i broni superautomatycznej - a to ju� nie by�o cz�ci� teorii. Tak samo jak to, �e tak dobrze uzbrojony napastnik zazwyczaj bywa na�pany pl�sem, a wi�c zar�wno nieludzko szybki, jak i patologicznie psychotyczny.
W Knoxville by�o mn�stwo pl�su i przez to Rydell zosta� zawieszony w obowi�zkach. Wszed� do mieszkania, w kt�rym mechanik Kenneth Turvey przetrzymywa� swoj� przyjaci�k� z dwojgiem ma�ych dzieci, domagaj�c si� rozmowy z prezydentem. Turvey by� bia�y, chudy, nie myty od miesi�ca i mia� na piersi wytatuowan� "Ostatni� Wieczerz�". Tatua� by� ca�kiem �wie�y; jeszcze nie zacz�� si� goi�. Przez cienk� warstewk� zasychaj�cej krwi Rydell zauwa�y�, �e Jezus nie ma twarzy. Tak samo jak wszyscy aposto�owie.
- Do diab�a - powiedzia� Turvey na widok Rydella. - Chc� m�wi� tylko z prezydentem.
Siedzia� ze skrzy�owanymi nogami, nagi, na kanapie przyjaci�ki. Na kolanach trzyma� co� w rodzaju kawa�ka rury owini�tej ta�m� izolacyjn�.
- Pr�bujemy to za�atwi� - rzek� Rydell. - Przykro nam, �e to trwa tak d�ugo, ale musimy upora� si� z formalno�ciami.
- Niech to szlag - powiedzia� ze znu�eniem Turvey - czy nikt nie rozumie, �e spe�niam bo�� misj�?
Nie by� z�y, po prostu znu�ony i zniech�cony. Przez uchylone drzwi jedynej w tym mieszkaniu sypialni Rydell widzia� jego przyjaci�k�. Le�a�a na plecach, na pod�odze i chyba mia�a z�aman� nog�. Nie widzia� jej twarzy. Kobieta nie rusza�a si�. Gdzie dzieci?
- Co tu masz? - zapyta� Rydell, wskazuj�c przedmiot na podo�ku Turyeya.
- To bro� - odpar� Turvey - i w�a�nie dlatego musz� porozmawia� z prezydentem.
- Nigdy nie widzia�em czego� takiego - zaryzykowa� Rydell.
- Czym to strzela?
- Puszkami soku grejpfrutowego - rzek� Turvey. - Nape�nionymi cementem.
- Nie �artujesz?
- Patrz - powiedzia� Turvey i podni�s� rur� . Mia�a zamontowany zamek, bardzo starannie wyko�czony, uk�ad spustowy przypominaj�cy cz�� kombinerek oraz kilka elastycznych przewod�w. Rydell zauwa�y�, �e te ostatnie bieg�y do wielkiej butli z gazem, z rodzaju tych, kt�rych nie ruszy si� bez podno�nika, le��cej na pod�odze obok kanapy. Kl�cz�c na brudnym poliestrowym dywanie, patrzy� na wylot zataczaj�cej �uk rury. By�a dostatecznie szeroka, �eby w�o�y� w ni� pi��. Zobaczy�, jak Turvey wycelowa� przez otwarte drzwi sypialni, w szaf�.
- Turvey - us�ysza� sw�j g�os - gdzie te przekl�te dzieciaki?
Mechanik nacisn�� d�wigni� spustu i wybi� w drzwiach szafy otw�r wielko�ci puszki soku grejpfrutowego. Dzieci by�y w �rodku. Na pewno wrzeszcza�y, chocia� Rydell tego nie s�ysza�. P�niej prawnik Rydella argumentowa�, �e w tym momencie jego klient by� nie tylko g�uchy, ale w stanie sonicznie wywo�anej katalepsji. Wynalazek Turveya by� zaledwie kilka decybeli cichszy od granat�w og�uszaj�cych u�ywanych przez SWAT. Jednak Rydell nie pami�ta�, tego. Nie pami�ta�, jak strzeli� Kennethowi Turveyowi w g�ow� ani niczego, do chwili gdy obudzi� si� w szpitalu. By�a tam kobieta z "Gliniarzy w opa�ach", ulubionego programu Rydella, ale powiedzia�a, �e nie mo�e z nim porozmawia�, dop�ki nie spotka si� z jego agentem. Rydell przyzna�, �e nie ma �adnego. Powiedzia�a, �e wie o tym, ale trzeba jakiego� wezwa�.
Rydell le�a�, my�l�c o tym, ile razy ogl�dali z ojcem "Gliniarzy w opa�ach".
- O jakich opa�ach m�wimy? - zapyta� w ko�cu.
Kobieta tylko u�miechn�a si�.
- Wszelkich, jakie tylko przyjd� ci na my�l, Berry.
Zmru�y� oczy. By�a do�� �adna.
- Jak si� nazywasz?
- Karen Mendelsohn.
Nie wygl�da�a na mieszkank� Knoxville, a nawet Memphis.
- Jeste� z "Gliniarzy w opa�ach"?
- Tak.
- Co dla nich robisz?
- Jestem prawnikiem - odpar�a. Rydell nie przypomina� sobie, �eby kiedy� spotka� kt�rego� z nich, ale po tym wypadku pozna� ich wielu.
�������
Wy�wietlacze Gunheada by�y niepozornymi prostok�tami p�ynnych kryszta��w; o�y�y, gdy Rydell w�o�y� kluczyk, wystuka� kod bezpiecze�stwa i sprawdzi� dzia�anie podstawowych system�w. Najbardziej lubi� kamery pod tylnym zderzakiem; dzi�ki nim naprawd� �atwo mo�na by�o zaparkowa� - cz�owiek widzia�, gdzie si� cofa. Po��czenie z Gwiazd� �mierci nie dzia�a�o, kiedy byli w myjni, poniewa� �ciany budynku zawiera�y zbyt wiele stali, ale Sublett powinien utrzymywa� kontakt przez mikros�uchawki. W pokoju personelu IntenSecure wisia� plakat przypominaj�cy, �e nie jest to oficjalna nazwa u�ywana w firmie, ale i tak wszyscy nazywali j� Gwiazd� �mierci, nawet policjanci LAPD. Urz�dowo brzmia�o to: Geostacjonarny Satelita Si� Porz�dkowych Po�udniowej Kalifornii.
Obserwuj�c ekrany konsoli, Rydell ostro�nie wycofa� w�z z bu- dynku. Bli�niacze ceramiczne silniki Gunheada by�y dostatecznie nowe, �eby nie robi� nadmiernego ha�asu; s�ysza� pisk opon na mokrej betonowej pod�odze. Sublett czeka� na zewn�trz, w jego srebrnych oczach odbija�y si� tylne czerwone �wiat�a przeje�d�aj�cych woz�w. Za nim zachodzi�o s�o�ce, a barwy nieba �wiadczy�y o bogatszym ni� zwykle koktajlu dodatkowych sk�adnik�w. Cofn�� si� przed wyje�d�aj�cym pojazdem, unikaj�c kontaktu z nawet najmniejsz� kropelk� pryskaj�c� spod k�. Rydell r�wnie� uwa�a�; nie chcia� zn�w taszczy� Teksa�czyka do szpitala, gdyby Sublett znowu pad� ofiar� uczulenia.
Zaczeka�, a� partner w�o�y par� jednorazowych r�kawiczek.
- Cze�� - powiedzia� Sublett, gramol�c si� na fotel. Zamkn�� drzwi i zacz�� zdejmowa� r�kawiczki, ostro�nie zwijaj�c je do hermetycznie zamykanego woreczka.
- Tylko niczego nie dotknij -rzek� Rydell, obserwuj�c ostro�ne ruchy Subletta.
- �miej si� do woli - odpar� spokojnie Sublett. Wzi�� paczk� przeciwalergicznej gumy do �ucia i wyj�� jedn� z opakowania. - Jak tam stary Gunhead?
Rydell przejrza� wy�wietlacze i odrzek� z zadowoleniem:
- Ca�kiem nie�le.
- Mam nadziej�, �e dzi� wiecz�r nie otrzymamy wezwania z �adnego z tych cholernych ukrytych dom�w.
Tak zwane ukryte domy zajmowa�y pierwsze miejsce na li�cie niepo��danych wezwa� Subletta. M�wi�, �e powietrze w nich jest toksyczne. Rydell uwa�a�, �e to nonsens, ale mia� do�� spor�w na ten temat. Ukryte domy by�y wi�ksze od tych zwyczajnych oraz bardziej kosztowne i Rydell uwa�a�, �e w�a�ciciele zap�aciliby ka�d� cen�, aby utrzyma� w nich czyste powietrze. Sublett twierdzi�, �e ka�dy, kto buduje sobie taki dom jest paranoikiem i zawsze trzyma szczelnie zamkni�te okna, co uniemo�liwia jakikolwiek ruch powietrza, kt�re z czasem ulega ska�eniu. Je�eli w Knoxville by�y jakie� ukryte domy, to Rydell nic o nich nie wiedzia�. Uzna�, �e spotyka si� je tylko w Los Angeles. Sublett, kt�ry pracowa� dla IntenSecure od prawie dw�ch lat, g��wnie na dziennych patrolach w Venice, by� pierwszym, kt�ry wspomnia� o nich Rydellowi. Kiedy ten w ko�cu dosta� wezwanie do jednego z nich, nie wierzy� w�asnym oczom; to miejsce opada�o w d� bez ko�ca, wydr��one pod czym�, co wygl�da�o jak zbombardowana pralnia chemiczna. A w �rodku same ods�oni�te d�wigary, bia�e tynki, tureckie dywany, wielkie obrazy, parkiety, meble, jakich jeszcze nigdy nie widzia�. Jednak wezwanie by�o troch� dziwne; Rydell s�dzi�, �e chodzi�o o domow� awantur�. M�� uderzy� �on�, ona nacisn�a guzik, a teraz oboje udaj�, �e to nieporozumienie. Tymczasem to nie mog�a by� pomy�ka, poniewa� kto� nacisn�� guzik i nie poda� has�a w odpowiedzi na zapytanie, kt�re otrzyma� trzy i osiem dziesi�tych sekundy p�niej. Pewnie ta kobieta doskoczy�a do telefonu, pomy�la� Rydell, i nacisn�a guzik. Tamtej nocy je�dzi� z "Wielkim George'em" Kechakmadze i Gruzinowi (z Tbilisi, nie z Atlanty) r�wnie� nie spodoba�o si� to.
- Widzia�e� tych ludzi, to subskrybenci, cz�owieku; nikt nie krwawi, wi�c zabierasz sw�j ty�ek, no nie? - powiedzia� p�niej Wielki George. Jednak Rydell pami�ta� napi�cie w oczach kobiety i spos�b, w jaki przytrzymywa�a pod szyj� ko�nierz lu�nego bia�ego szlafroka. Jej m�� mia� tak� sam� podomk�, grube ow�osione nogi i drogie szk�a. Co� tam by�o nie tak, ale Rydell nigdy nie dowiedzia� si�, co. Podobnie nigdy nie zrozumia�, jak naprawd� �yj�, niby �yciem podgl�danym w telewizji, ale w istocie ca�kiem innym.
Kiedy tak na to patrze�, to LA by�o pe�ne niespodzianek. Nieustannych. Jednak polubi� po nim je�dzi�. Nie w jakim� konkretnym celu, ale po prostu kr��y� Gunheadem. Teraz skr�ca� w La Cienega, a ma�y zielony kursor na desce rozdzielczej robi� to samo.
- Zaka�na strefa - powiedzia� Sublett. - Herve Villechaize, Susan Tyrell, Marie-Pascal Elfman, Viva.
- Viva? - zapyta� Rydell. - Viva co?
- Viva. Aktorka.
- Kiedy to nakr�cili?
- W 1980.
- Jeszcze nie by�o mnie na �wiecie.
- Czas w telewizji zawsze stoi w miejscu, Rydell.
- Cz�owieku, s�dzi�em, �e zamierzasz pozby� si� balastu twego wychowania.
Rydell wy��czy� lustrzane odbicie szyby, �eby lepiej przyjrze� si� rudow�osej dziewczynie mijaj�cej go w r�owym daihatsu sneakerem z opuszczonym dachem.
- W ka�dym razie nie widzia�em tego filmu.
W�a�nie nadesz�a ta wieczorna godzina, kiedy zar�wno kobiety w samochodach, jak i ca�e Los Angeles, prezentowa�y si� wspaniale. Ministerstwo zdrowia usi�owa�o zakaza� u�ywania kabriolet�w, twierdz�c, �e zwi�kszaj� zachorowalno�� na raka sk�ry.
- Endgame. Al Cliver, Moira Chen, George Eastman, Gordon Mitchell. 1985.
- No c�, mia�em wtedy dwa latka - odpar� Rydell - ale tego te� nie widzia�em.
Sublett zamilk�. Rydellowi zrobi�o si� g�upio. Teksa�czyk nie zna� innego sposobu nawi�zania rozmowy, a jego starzy z obozowiska przyczep kempingowych znaliby wszystkie te filmy i jeszcze wiele innych.
- No c� - zacz�� Rydell, pr�buj�c kontynuowa� konwersacj� - zesz�ej nocy ogl�da�em taki stary film...
Sublett o�ywi� si�.
- Jaki?
- Nie wiem - odpar� Rydell. - Facet jest w LA i w�a�nie spotka� dziewczyn�. Potem podnosi s�uchawk� w budce telefonicznej, bo kto� dzwoni. W �rodku nocy. To jaki� go�� z silosu rakietowego, kt�ry wie, �e w�a�nie odpalono rakiety w Rosjan. Pr�buje zadzwoni� do ojca, brata lub kogokolwiek. M�wi, �e wkr�tce nast�pi koniec �wiata. Wtem facet, kt�ry odebra� telefon, s�yszy, �e �o�nierze zastrzelili tamtego. Mam na my�li tego, kt�ry dzwoni�.
Sublett zamyka oczy, przegl�daj�c sw�j bank pami�ci.
- Tak? I jak ko�czy si� ten film?
- Nie wiem - odpar� Rydell. - Poszed�em spa�.
Sublett szeroko otwiera oczy.
- A kto w nim gra�?
- Tu mnie masz.
Puste srebrne oczy Subletta spogl�daj� z niedowierzaniem.
- Jezu, Berry, nie powiniene� ogl�da� telewizji, je�eli nie po�wi�casz jej uwagi.
�������
Po zastrzeleniu Kennetha Turveya nie przebywa� w szpitalu d�ugo - zaledwie dwa dni. Jego prawnik, sam Aaron Pursley, uwa�a�, �e powinni zatrzyma� go tam na d�u�ej, aby lepiej oceni� skutki wstrz�su pourazowego. Jednak Rydell nienawidzi� szpitali, a poza tym czu� si� ca�kiem nie�le; po prostu nie m�g� sobie przypomnie�, co dok�adnie zasz�o. Ponadto liczy� na Karen Mendelsohn, kt�ra mia�a go wspiera� w r�nych sprawach oraz nowego agenta, Wellingtona Ma, umiej�cego post�powa� z lud�mi z "Gliniarzy w opa�ach", nie tak mi�ymi jak Karen, kt�ra mia�a pi�kne, ciemnobr�zowe w�osy. Wellington Ma by� Chi�czykiem, mieszka� w Los Angeles i Karen twierdzi�a, �e jego ojciec nale�a� do gangu Wielkiego Kr�gu - chocia� radzi�a Rydellowi, �eby zachowa� to w tajemnicy.
Wizyt�wka Wellingtona Ma by�a o�miok�tnym kawa�kiem r�owego syntetycznego kwarcu, w kt�rym laserem wypalono jego nazwisko, nazw� "Ma-Mariano Agency", adres przy Beverly Boulevard oraz rozmaite cyferki i adresy e-mailowe. Przyby�a do GlobExu w ma�ej kopercie z szarego zamszu, kiedy Rydell by� jeszcze w szpitalu.
- Wygl�da, jakby mo�na si� ni� by�o pokaleczy� - stwierdzi� Rydell.
- Niew�tpliwie tak jest - powiedzia�a Karen Mendelsohn - a je�li w�o�ysz j� do kieszeni i usi�dziesz, rozsypie si�.
- No to po co j� daje?
- Masz jej dobrze pilnowa�. Nigdy nie dostaniesz drugiej. Rydell nie spotka� Wellingtona Ma, a przynajmniej jeszcze nie wtedy, jednak Karen przynios�a walizeczk� z wideotelefonem i Rydell porozmawia� z nim w jego biurze w LA. To by�a najlepsza wideokonferencja, jak� kiedykolwiek odby� i zdawa�o mu si�, �e naprawd� tam by�. Widzia� okno, z kt�rego m�g� dostrzec odwr�con� piramid� w kolorze s�oika z noxzem�. Zapyta� Wellingtona Ma, co to takiego, a on odpar�, �e to dawny o�rodek badawczy, a obecnie tanie centrum handlowe, kt�ry Rydell powinien odwiedzi� po przybyciu do LA - a wi�c bardzo szybko.
Przyjaci�ka Turveya, Jenni-Rae Cline podj�a szereg przemy�lnie zaz�biaj�cych si� dzia�a� przeciwko Rydellowi, policji, miastu Knoxville oraz singapurskiej kompanii b�d�cej w�a�cicielem budynku, w kt�rym mieszka�a. ��czna suma roszcze� si�ga�a dwudziestu milion�w. Rydell, zostawszy glin� w opa�ach, z przyjemno�ci� stwierdzi�, �e "Gliniarze w opa�ach" to program dos�ownie stworzony dla takich jak on. Na pocz�tek wynaj�li Aarona Pursleya, a Rydell dobrze wiedzia�, kim jest ten facet. Mia� siwe w�osy, niebieskie oczy, nos nadaj�cy si� do r�bania drew; nosi� d�insy, buty Tony'ego Lama, zwyk��, bia��, kowbojsk� koszul� oraz sk�rzany krawat ze srebrn� zapink� Nawaj�w. By� s�awny i broni� takich gliniarzy jak Rydell przed oskar�eniami takich ludzi jak przyjaci�ka Turveya i jej prawnik.
Adwokat Jenni-Rae Cline twierdzi�, �e Rydell wcale nie powinien wchodzi� do mieszkania, a robi�c to, sprowadzi� niebezpiecze�stwo na ni� i dzieci oraz spowodowa� �mier� Kennetha Turveya, kt�rego opisywa� jako zdolnego fachowca, dobrego pracownika, kochaj�cego ojca ma�ego Rambo i Kelly'ego, odrodzonego chrze�cijanina, zrywaj�cego z na�ogowym za�ywaniem 4-tiobuskaliny i jedynego �ywiciela rodziny.
- Zrywaj�cego? - zapyta� Rydell Karen Mendelsohn, przebywaj�c w apartamentach lotniska. W�a�nie pokaza�a mu faks od prawnika Jenni-Rae.
- Najwyra�niej w�a�nie w tym dniu wzi�� udzia� w sesji - odpar�a Karen.
- I co tam robi�? - zapyta� Rydell, przypominaj�c sobie "Ostatni� Wieczerz�" pod warstw� zasychaj�cej krwi.
- Wed�ug zezna� naszego �wiadka na oczach wszystkich za�y� �y�k� swojej ulubionej substancji, wdar� si� na podium, po czym wyg�osi� trzyminutowe przem�wienie na temat majtek prezydent Millbank i prawdopodobnego stanu jej genitali�w. Potem obna�y� si�, masturbowa�, nie ejakuluj�c i opu�ci� podziemia Pierwszego Ko�cio�a Baptyst�w.
- Jezu - powiedzia� Rydell. - To by�o jedno z tych spotka� dla narkoman�w, co� jak zebrania Anonimowych Alkoholik�w?
- Zgadza si� - odpar�a Karen Mendelsohn - chocia� wyst�p Turveya najwyra�niej wywo�a� fal� spontanicznych powrot�w do na�ogu. Oczywi�cie, wy�lemy tam zesp� doradc�w, kt�rzy zajm� si� osobami uczestnicz�cymi w tamtym spotkaniu.
- To �adnie.
- Dobrze wygl�da�oby w s�dzie - odrzek�a - gdyby�my, co ma�o prawdopodobne, przed nim stan�li.
- On z niczym nie zrywa� - rzek� Rydell. - Nawet nie doszed� do siebie po ostatniej porcji, jak� wepchn�� sobie do nosa.
- Masz ca�kowit� racj�. Jednak by� tak�e cz�onkiem Doros�ych Ofiar Satanizmu i oni r�wnie� zacz�li interesowa� si� t� spraw�. Tak wi�c zar�wno pan Pursley jak i pan Ma uwa�aj�, �e powinni�my si� st�d zwin�� jak najszybciej, Berry. Ty i ja.
- A co z s�dem?
- Jeste� zawieszony w obowi�zkach, jeszcze o nic nie zosta�e� oskar�ony, a twoim adwokatem jest Aaron-przez-dwa "a" Pursley. Zje�d�asz st�d, Berry.
- Do Los Angeles?
- W�a�nie tam.
Rydell spojrza� na ni�. Pomy�la� o Los Angeles zapami�tanym z telewizji.
- Spodoba mi si�?
- Od razu - powiedzia�a. - I jemu te� natychmiast si� spodobasz. Tak jak mnie.
I w ten spos�b poszed� do ��ka z prawniczk� - pachn�c� jak milion dolar�w, kln�c� jak wo�nica, wygadan� i nosz�c� bielizn� z Mediolanu, kt�ry le�a� we W�oszech.
�������
- The Kill-Fix. Cyrinda Burdette, Gudrun Weaver, Dean Mitchell, Shinobu Sakamaki. 1977.
- Nigdy go nie widzia�em - stwierdzi� Rydell, wysysaj�c resztki du�ej bezkofeinowej kawy na zimno z dodatkow� warstewk� lodu na dnie plastikowego, termoizoluj�cego kubka.
- Mama widzia�a Cyrind� Burdette. W tym sklepie przy Waco. I dosta�a jej autograf. Trzyma�a go na telewizorze obok chusteczek modlitewnych i hologramu wielebnego Wayne'a Fallona. Mia�a chustk� modlitewn� na ka�d� cholern� okazj�. Jedn� na czynsz, inn� chroni�c� przed AIDS czy gru�lic�...
- Tak? I jak je u�ywa�a?
- Trzyma�a je na telewizorze - wyja�ni� Sublett i wypi� ostatni �yk poczw�rnie destylowanej wody z niewielkiej, przezroczystej butelki. Mieli j� tylko w jednym sklepie przy Sunset, ale Rydell nie mia� nic przeciwko temu; obok znajdowa� si� bar, w kt�rym sprzedawali kaw� na wynos, a przed warsztatem na rogu mo�na by�o zaparkowa� w�z. Facet prowadz�cy warsztat zawsze ch�tnie ich widzia�.
- Chustki modlitewne nie zapobiegn� AIDS - powiedzia� Rydell. - Zaszczep si� jak wszyscy. I nam�w mam� na szczepienie.
Przez odlustrzon� szyb� Rydell widzia� uliczn� kapliczk� J.D. Shapely'ego, pod betonowym murem b�d�cym jedyn� pozosta�o�ci� budynku, kt�ry tu niegdy� sta�. W West Hollywood widywa�o si� ich sporo. Kto� jaskrawor�ow� farb� napisa� na murze SHAPELY BY� PEDALSKIM LACHOCI�GIEM, wielkimi literami zako�czonymi rysunkiem olbrzymiego r�owego serca. Pod nimi, przyklejone do muru, by�y poczt�wki Shapely'ego i zdj�cia ludzi, kt�rzy musieli umrze�. Jeden B�g wie, ile milion�w zgin�o. Na chodniku pod murem le�a�y zeschni�te kwiaty, ogarki �wiec, r�no�ci. Na widok tych poczt�wek Rydell poczu� ciarki na plecach; facet wygl�da� na nich jak skrzy�owanie Elvisa z jakim� katolickim �wi�tym, chudzielec ze zbyt du�ymi oczami.
Obr�ci� si� do Subletta.
- Cz�owieku, je�li jeszcze nie zaszczepi�e� swojego ty�ka, to zawdzi�czasz to wy��cznie swojej paskudnej ignorancji typowej dla bia�ej biedoty.
Sublett skrzywi� si�.
- To gorsze od �ywych zarazk�w, cz�owieku. Przecie� to po prostu inna choroba!
- Jasne - przytakn�� Rydell - ale nic ci nie zrobi. A wci�� zdarzaj� si� przypadki zachorowa�. Moim zdaniem szczepienie powinno by� obowi�zkowe.
Sublett zadr�a�.
- Wielebny Fallon zawsze m�wi�...
- Pieprz wielebnego Fallona - rzek� Rydell, w��czaj�c zap�on.
- Ten skurwysyn po prostu zbija fors�, sprzedaj�c chusteczki modlitewne takim ludziom jak twoja mama. Przecie� wiedzia�e�, �e to wszystko bzdury, prawda, inaczej nie przyje�d�a�by� tutaj.
Wrzuci� bieg i w��czy� Gunheada w strumie� pojazd�w jad�cych Sunset. Kiedy jecha�e� hotspurem hussarem, inni kierowcy prawie zawsze ci� przepuszczali.
Sublett jakby lekko wci�gn�� g�ow� w ramiona, przez co wygl�da� jak zaniepokojony, stalowooki s�p.
- To nie jest takie proste - powiedzia�. - Przecie� to zaprzeczenie wszystkiego, w czym zosta�em wychowany. Chyba nie s� to same bzdury, co?
Rydell zerkn�� na niego i ulitowa� si�.
- Nie - odpar�. - Pewnie nie wszystko i niekoniecznie, ale po prostu...
- A na kogo ciebie wychowywano, Berry?
Rydell zastanowi� si�.
- Na republikanina - rzek� w ko�cu.
�������
Karen Mendelsohn wydawa�a si� najlepsz� z wielu rzeczy, do kt�rych Rydell ch�tnie przyzwyczai�by si�. Podobnie jak do latania pierwsz� klas� lub posiadania karty MexAmeriBanku otrzymanej od "Gliniarzy w opa�ach". Za pierwszym razem, w apartamentach lotniska Knoxville, nie maj�c przy sobie niczego, pr�bowa� pokaza� jej �wiadectwa szczepie� (wymaganych przez wydzia�, inaczej nie mogli ci� ubezpieczy�). Roze�mia�a si� i powiedzia�a, �e niemiecki nanotech poradzi sobie ze wszystkim. Potem pokaza�a go Rydellowi przez przezroczyst� pokryw� urz�dzenia podobnego do ma�ego szybkowaru na baterie. Rydell s�ysza� o nich, ale nigdy �adnego nie widzia�; ponadto wiedzia�, �e kosztuj� tyle, co ma�y samoch�d. Czyta� gdzie�, �e nale�y je przechowywa� w temperaturze cia�a.
Wydawa�o si�, �e mog�oby si� samo porusza�. Blada, meduzowata rzecz. Zapyta� Karen, czy to prawda, �e one s� �ywe. Powiedzia�a mu, �e w�a�ciwie nie, ale prawie, a reszta to wymys�y i mechanizmy subkom�rkowe. Nawet nie b�dzie wiedzia�, �e to tam tkwi, ale ona nie ma zamiaru wk�ada� go na jego oczach.
Posz�a z tym do �azienki. Kiedy wr�ci�a w bieli�nie, dowiedzia� si�, gdzie le�y Mediolan. I chocia� rzeczywi�cie nie wyczuwa� obecno�ci tej rzeczy, wiedzia� jednak, �e ona tam jest; mimo wszystko bardzo szybko zapomnia� o tym fakcie - prawie.
Nast�pnego ranka wyczarterowali zmiennop�at do Memphis i polecieli Air Magellan do LAX. Pierwsza klasa oznacza�a g��wnie lepsze gad�ety w oparciu fotela i faworytem Rydella natychmiast sta� si� odbiornik teleprezentacyjny, kt�ry mo�na by�o dostroi� do poruszanych serwomotorami kamer na kad�ubie samolotu. Karen nienawidzi�a u�ywa� ma�ego virtufaxu, kt�ry nosi�a w torebce, wi�c po��czy�a si� ze swoim biurem w LA i kaza�a im przes�a� ca�� porann� poczt� na ekran komputera w oparciu fotela. Energicznie zabra�a si� do pracy, rozmawiaj�c przez telefon, wysy�aj�c faksy i pozostawiaj�c Rydellowi ochy i achy nad widokami z kamer. Fotele by�y wi�ksze ni� wtedy, kiedy lata� na Floryd� zobaczy� si� z ojcem, jedzenie lepsze, a drinki darmowe. Rydell wypi� trzy lub cztery, zasn�� i obudzi� si� dopiero gdzie� nad Arizon�.
Powietrze w LAX by�o dziwne, a �wiat�o inne. Kalifornia by�a o wiele bardziej zat�oczona, ni� oczekiwa� i znacznie g�o�niejsza. Czeka� na nich cz�owiek z "Gliniarzy w opa�ach", trzymaj�c kawa�ek pogi�tego bia�ego kartonu z napisanym czerwonym flamastrem nazwiskiem MENDELSOHN, w kt�rym tylko "S" by�o napisane wspak. Rydell u�miechn�� si�, przedstawi� i wymieni� u�cisk d�oni. Tamtemu najwyra�niej spodoba�o si� to; powiedzia�, �e ma na imi� Siergiej. Kiedy Karen zapyta�a go, gdzie jest ten pierdolony samoch�d, poczerwienia� i odpar�, �e �ci�gnie go tu za minut�. Karen powiedzia�a nie, dzi�ki, p�jd� z nim na parking, gdy tylko odbior� baga�e, bo nie ma zamiaru czeka� tutaj, w tym zoo. Siergiej kiwn�� g�ow�. Usi�owa� zwin�� karton i wepchn�� go do kieszeni marynarki, ale papier by� za du�y. Rydell zastanawia� si�, co tak nagle rozdra�ni�o Karen. Mo�e by�a zm�czona podr�. Mrugn�� do Siergieja, ale to tylko jeszcze bardziej zdenerwowa�o tamtego.
Kiedy odebrali baga�e, dwie czarne sk�rzane walizki Karen i mi�kk� niebiesk� samsonite, kt�r� Rydell kupi�, u�ywaj�c nowej karty kredytowej, razem z Siergiejem zanie�li je przed budynek. Powietrze na zewn�trz by�o podobne, tylko bardziej rozgrzane. Przez g�o�nik powtarzano komunikat, �e oznaczone na bia�o miejsca s�u�� tylko do za�adunku i wy�adunku. Wok� przeje�d�a�y najr�niejsze pojazdy, p�aka�y dzieci, a ludzie opierali si� na stertach baga�u, ale Siergiej wiedzia�, dok�d zmierza - do gara�u po drugiej stronie ulicy. Jego samoch�d by� d�ugi, czarny, niemiecki i wygl�da� tak, jakby kto� w�a�nie dok�adnie go wyczy�ci� ciep�� �lin� i chusteczkami higienicznymi. Kiedy Rydell chcia� zaj�� fotel obok kierowcy, Siergiej zn�w zacz�� si� j�ka� i usadowi� go na tylnym siedzeniu obok Karen. To j� roz�mieszy�o, wi�c Rydell poczu� si� lepiej.
Kiedy wyje�d�ali z gara�u, Rydell dostrzeg� dw�ch gliniarzy stoj�cych obok wielkiego napisu z nierdzewnej stali, g�osz�cego: METRO. Nosili klimatyzowane he�my z przezroczystymi plastikowymi wizjerami. Szturchali pa�kami jakiego� starca, chocia� nie wygl�da�o na to, �eby je w��czyli. Stary mia� dziury na kolanach d�ins�w i wielkie kawa�y plastra na obu policzkach, co niemal zawsze oznacza raka sk�ry. Mia� tak spalone cia�o, �e trudno by�o powiedzie�, czy to bia�y, czy kolorowy. T�um ludzi p�yn�� po schodach za starcem i gliniarzami, pod napisem METRO, omijaj�c ich.
- Witamy w Los Angeles - powiedzia�a. - Ciesz si�, �e nie jedziesz metrem.
Tego wieczoru zjedli kolacj� z samym Aaronem Pursleyem, w teksa�sko-meksyka�skiej restauracji przy Norm Flores Street, kt�ra wed�ug Karen nale�a�a do Hollywood. Mieli tam najlepsze teksa�sko-meksyka�skie �arcie, jakie Rydell kiedykolwiek kosztowa�. Mniej wi�cej miesi�c p�niej pr�bowa� zabra� tam Subletta z okazji urodzin, �eby poprawi� mu humor domowym posi�kiem, ale portier nie wpu�ci� ich.
- Komplet - powiedzia�.
Rydell widzia� przez szyb� wiele pustych stolik�w. By�o wcze�nie i lokal zia� pustkami.
- A co z tym? - spyta�, wskazuj�c na wszystkie te wolne stoliki.
- Zarezerwowane - odpar� portier.
Sublett stwierdzi�, �e ostre przyprawy i tak by mu nie pos�u�y�y.
Kr���c Gunheadem, najbardziej lubi� je�dzi� po wzg�rzach i kanionach, szczeg�lnie w jasne ksi�ycowe noce. Czasem widywa�o si� tam takie rzeczy, �e cz�owiek nie by� potem pewny, czy naprawd� je widzia�. W jedn� tak� noc Rydell skr�ci� Gunheadem za r�g i chwyci� w �wiat�a reflektor�w nag� kobiet�, zastyg�� jak dr��cy jele� na wiejskiej drodze. Sta�a tam tylko przez sekund�, dostatecznie d�ugo, aby Rydellowi wyda�o si�, �e mia�a na g�owie srebrne r�ki albo jaki� kapelusik z p�ksi�ycem i by�a Japonk�, co natychmiast uzna� za najdziwniejsze. Gdy go dostrzeg�a - zauwa�y� to od razu - u�miechn�a si�. A p�niej znikn�a.
Sublett te� j� zobaczy�, ale to tylko wprawi�o go w jaki� rodzaj rozgadanej, religijnej ekstazy, ��cz�cej wszystkie straszliwe horrory, jakie ogl�da� w telewizji, z tyradami wielebnego Fallona o wied�mach, czcicielach szatana i pot�nej mocy diab�a. Zu�y� ca�otygodniowy zapas gumy, gadaj�c bez przerwy, a� w ko�cu Rydell powiedzia� mu, �eby si�, kurwa, zamkn��. Poniewa� teraz, kiedy ju� znikn�a, chcia� o niej pomy�le�. Jak wygl�da�a, co mog�a tu robi� i gdzie si� podzia�a. Podczas gdy Sublett ponuro milcza� na fotelu obok, Rydell usi�owa� przypomnie� sobie, jak zdo�a�a tak doskonale i nagle znikn��. A najzabawniejsze by�o, �e widzia� to jakby dwukrotnie, podczas gdy wcale nie pami�ta�, jak zastrzeli� Kennetha Turveya, chocia� tyle razy s�ysza�, jak m�wili o tym asystenci re�ysera i prawnicy sieci telewizyjnej, �e zdawa�o mu si�, jakby to ogl�da� - przynajmniej w wersji "Gliniarzy w opa�ach" (nigdy nie nadanej). Przypomina� sobie, �e po prostu oddali�a si� w d� zbocza obok drogi, chocia� nie potrafi� powiedzie�, czy zbieg�a tam, czy sp�yn�a. Jednocze�nie pami�ta�, �e przeskoczy�a - cho� to niezbyt odpowiednie s�owo - na szczyt zbocza po drugiej stronie drogi, jakim� cudem przelatuj�c nad wysrebrzon� kurzem i blaskiem ksi�yca ro�linno�ci�, �eby znikn�� w niewiarygodny spos�b, pokonawszy jednym susem dwunastometrow� odleg�o��. I czy Japonki miewaj� takie d�ugie, kr�cone w�osy? I czy cienista k�pka jej w�os�w nie wygl�da�a jak wygolona w kszta�cie wykrzyknika?
W ko�cu kupi� Sublettowi cztery paczki tej jego specjalnej gumy w ca�onocnej rosyjskiej aptece przy Wilshire, zdumiony cen�, jak� za ni� zap�aci�.
Widzia� w tych kanionach r�wnie� inne rzeczy, szczeg�lnie kiedy przypada�a mu ostatnia zmiana. Najcz�ciej ogniska, male�kie, w miejscach gdzie nie mog�o ich by�. A czasami �wiate�ka na niebie, ale Sublett nas�ucha� si� w tym swoim obozowisku tylu g�upot o kontakcie, �e kiedy Rydell zauwa�a� czasem jakie� b�yski, wola� o tym nie wspomina�. Jednak czasem, kiedy tam je�dzi�, my�la� o niej. Wiedzia�, �e nie ma poj�cia, czym by�a, i w pewien przedziwny spos�b nie dba� o to, czy by�a cz�owiekiem, czy nie. Jednak nie czu� te�, aby uosabia�a z�o - by�a po prostu inna.
Teraz jecha�, gadaj�c o duperelach z Sublettem, na nocnej zmianie, kt�ra mia�a okaza� si� jego ostatnim patrolem w IntenSecure. Ani �ladu ksi�yca, tylko niezwykle czyste niebo z kilkoma gwiazdami. Pi�� minut do pierwszej rutynowej kontroli, a potem zawr�c� do Beverly Hilis. Rozmawiali o tej sieci japo�skich sal gimnastycznych zwanych "Body Hammer". Nie uprawiano w nich tradycyjnej gimnastyki; prawd� m�wi�c, wprost przeciwnie. Ucz�szcza�y tam g��wnie dzieciaki, kt�rym podoba� si� pomys� wstrzykiwania sobie brazylijskich tkanek p�odowych i wzmacniania szkieletu czym�, co w og�oszeniach nazywano "materia�ami wspomagaj�cymi".
Sublett orzek�, �e to dzie�o Szatana.
Rydell stwierdzi�, �e japo�ska koncesja.
Gunhead oznajmi�:
- Wielokrotne zab�jstwo, wzi�to zak�adnik�w, prawdopodobnie nieletnie dzieci subskrybenta. Benedict Canyon. Macie zezwolenie IntenSecure na u�ycie wszelkich, powtarzam, wszelkich �rodk�w.
�������
Sprawy potoczy�y si� tak, �e Rydell nie zd��y� przywykn�� do Karen Mendelsohn, bilet�w pierwszej klasy ani innych takich rzeczy.
Karen mieszka�a na n-tym pi�trze Century City II, inaczej "Gluta", kt�re wygl�da�o jak wysmuk�y, p�prze�roczysty zielony cycek i by�o trzeci� co do wysoko�ci budowl� w LA. Przy odpowiednim o�wietleniu mo�na by�o niemal przejrze� je na wylot i dostrzec trzy gigantyczne, podtrzymuj�ce konstrukcj� rozpory o tak ogromnej �rednicy, �e m�g�by� wepchn�� do niej zwyk�y wie�owiec i jeszcze zosta�oby miejsce. Wewn�trz tego tr�jnoga znajdowa�y si� szyby wind biegn�ce pod k�tem; do tego Rydell tak�e nie zd��y� si� przyzwyczai�. Cycek mia� starannie skorodowany miedziany sutek, podobny do jednego z tych chi�skich kapeluszy, kt�rym mo�na by nakry� kilka boisk pi�karskich. Tam znajdowa� si� apartament Karen, tu� pod nim, razem z setk� r�wnie drogich mieszka�, klubem tenisowym, barami i restauracjami oraz centrum handlowym, do kt�rego op�aca�o si� wst�p przed dokonaniem zakup�w. Mieszka�a na samym skraju i mia�a wielkie wygi�te okna osadzone w zielonej �cianie. Wszystko tam mia�o r�ne odcienie bieli, opr�cz jej ubra�, kt�re zawsze by�y czarne; walizek, r�wnie� czarnych; oraz powiewnych szlafrok�w frotte w kolorze suchych p�atk�w owsianych. Karen wyja�ni�a, �e to agresywne retro lat siedemdziesi�tych, kt�rym zaczyna by� lekko znu�ona. Rydell doskonale j� rozumia�, ale uzna�, �e post�pi�by nieuprzejmie, gdyby o tym powiedzia�.
Sie� za�atwi�a mu pok�j w hotelu "West Hollywood", wygl�daj�cym jak zwyczajny budynek mieszkalny, ale nie sp�dza� tam wiele czasu. Zanim wybuch�a ta afera z zab�jstwami w Pooky Bear w Ohio, przewa�nie przebywa� u Karen.
Odkrycie pierwszych z trzydziestu pi�ciu ofiar w Pooky Bear wywar�o ogromny wp�yw na karier� Rydella jako gliniarza w opa�ach. Bynajmniej nie pomog�o mu to, �e policjantki, kt�re pierwsze przyby�y na miejsce zbrodni, sier�ant China Valdez i kapral Norma Pierce, by�y bodaj dwoma naj�adniejszymi kobietami w szeregach policji Cincinnati ("cholernie telegeniczne" - powiedzia� jeden z asystent�w re�ysera, chocia� Rydell uzna�, �e w tych okoliczno�ciach takie stwierdzenie brzmi troch� dziwnie). Potem ofiar zacz�o przybywa�, a� w ko�cu zrobi�o si� ich wi�cej ni� w przypadku jakichkolwiek zarejestrowanych dotychczas seryjnych zab�jstw. P�niej ujawniono, �e wszystkie ofiary by�y dzie�mi. Wtedy sier�ant Valdez pod wp�ywem szoku wkroczy�a do knajpy w centrum miasta i przestrzeli�a oba kolana znanemu pedofilowi - temu zdumiewaj�co odra�aj�cemu facetowi nosz�cemu ksyw� "Galareta", kt�ry nie mia� nic wsp�lnego z morderstwami w Pooky Bear.
Aaron Pursley ju� lecia� do Cincinnati samolotem, w kt�rym nie by�o ani odrobiny metalu, Karen w�o�y�a okulary i rozmawia�a z co najmniej sze�cioma osobami jednocze�nie, a Rydell siedzia� na skraju jej wielkiego bia�ego ��ka, zaczynaj�c pojmowa�, �e co� si� zmieni�o.
Kiedy w ko�cu zdj�a okulary, po prostu siedzia�a tam, wpatruj�c si� w bia�� farb� na �cianie.
- Maj� podejrzanych?
Karen spojrza�a na niego tak, jakby nigdy wcze�niej go nie widzia�a.
- Podejrzanych? Maj� ju� przyznanie si� do winy...
Rydell zauwa�y�, jak staro wygl�da�a w tym momencie i zacz�� si� zastanawia�, ile naprawd� mia�a lat. Karen wsta�a i wysz�a z pokoju.
Pi�� minut p�niej wr�ci�a w �wie�ym czarnym stroju.
- Pakuj si�. Nie mo�esz tu zosta�.
I wysz�a, bez poca�unku, bez po�egnania, bez niczego.
Wsta�, w��czy� telewizor i po raz pierwszy zobaczy� zab�jc�w z Pooky Bear. Wszystkich trzech. Wygl�dali, pomy�la�, dok�adnie tak samo jak ka�dy, a wi�c tak jak zazwyczaj wygl�daj� w telewizji ludzie, kt�rzy dopuszczaj� si� takich �wi�stw. Siedzia� tam w jednym z jej owsianoszarych szlafrok�w, kiedy bez pukania weszli dwaj najemni gliniarze. Mieli czarne mundury i takie same czarne, wysokie buciory SWAT, jakie Rydell nosi� na patrolach w Knoxville, te z kewlarowymi wk�adkami na wypadek, gdyby kto� zapad� si� pod ziemi� i pr�bowa� postrzeli� ci� w podeszw�. Jeden z nich jad� jab�ko. Drugi mia� w r�ku elektryczn� pa�k�.
- Hej, kole� - powiedzia� pierwszy z pe�nymi ustami - mamy ci� st�d wyprowadzi�.
- Mia�em takie buty - powiedzia� Rydell. - Zrobione w Portland, w Oregonie. Dwie�cie dziewi��dziesi�t dziewi�� dolar�w w CostCo.
Ten z pa�k� u�miechn�� si�.
- Spakujesz si� sam?
Rydell zrobi� to, zbieraj�c wszystko, co nie by�o czarne, bia�e lub owsianoszare, i wrzucaj�c do swojej niebieskiej samsonite.
Gliniarz z pa�k� obserwowa� go, podczas gdy drugi kr�ci� si� wok�, ko�cz�c jab�ko.
- Dla kogo pracujecie? - zapyta� Rydell.
- IntenSecure - odpar� ten z pa�k�.
- Dobra firma? - Rydell zapi�� walizk�.
Gliniarz wzruszy� ramionami.
- Z Singapuru - powiedzia� drugi, zawijaj�c ogryzek jab�ka w pomi�t� chusteczk� higieniczn� wyj�t� z kieszeni spodni. - Wszystkie du�e budynki, ogrodzone osiedla, takie rzeczy.
Ostro�nie w�o�y� ogryzek do kieszeni nieskazitelnie czarnego munduru, na piersiach, pod mosi�n� odznak�.
- Masz fors� na metro? - zapyta� Rydella pan Pa�ka.
- Jasne - rzek� Rydell, my�l�c o swojej karcie kredytowej.
- To jeste� w lepszej sytuacji ni� wi�kszo�� dupk�w, kt�rych st�d wyprowadzamy.
Dzie� p�niej sie� zablokowa�a jego konto w MexAmeriBanku.
�������
Hernandez m�g� si� myli� w ocenie angielskich pojazd�w SWAT, pomy�la� Rydell, w��czaj�c nap�d na wszystkie sze�� k� i czuj�c, jak Gunhead przywiera do nawierzchni jak dwusilnikowa, trzy tonowa pijawka. Jeszcze nigdy nie nadepn�� tak mocno na gaz. Sublett j�kn��, gdy pasy zacisn�y si� automatycznie, wyrywaj�c go ze zwyk�ej drzemki. Rydell skierowa� Gunheada na pobocze poro�ni�te zakurzonymi, zastyg�ymi chwastami, wyprzedzaj�c siedemdziesi�tk� muzealnego bentleya, w dodatku z nieprzepisowej strony. Migawkowy widok przera�onej twarzy pasa�erki, a potem Sublettowi uda�o si� wcisn�� czerwony przycisk uruchamiaj�cy migacze i syren�. D�ugi prosty odcinek. �adnych pojazd�w. Rydell wjecha� na �rodkow� lini� i trzyma� si� jej. Sublett wydawa� zawodz�cy d�wi�k, dziwnie zsynchronizowany z ceramicznym skowytem dw�ch bli�niaczych silnik�w Kyocera; Rydell doszed� do wniosku, �e Teksa�czyk zupe�nie zwariowa� pod wp�ywem napi�cia i �piewa w jakim� j�zyku obozowiska przyczep kempingowych, zrozumia�ym tylko dla b�ogos�awionych wyznawc�w wielebnego Fallona.
Jednak nie - kiedy na niego zerkn��, zobaczy�, �e Sublett, poruszaj�c wargami, gwa�townie przeszukuje dane ukazuj�ce si� na ekranach konsoli, wytrzeszczaj�c srebrne oczy, jakby mia�y mu za chwil� wyj�� z oczodo��w