2660
Szczegóły |
Tytuł |
2660 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2660 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2660 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2660 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Alberto Moravia
Rzymianka
(Prze�o�y�a Zofia Ernstowa)
CZʌ� PIERWSZA
Rozdzia� 1
W szesnastym roku �ycia by�am prawdziw� pi�kno�ci�. Mia�am idealnie zarysowany owal twarzy, zw�ony ku skroniom i rozszerzaj�cy si� nieco ku do�owi, oczy pod�u�ne, ogromne, o �agodnym spojrzeniu, nos ��cz�cy si� prost� lini� z czo�em, usta wydatne, o pi�knych wargach, czerwonych i pe�nych; kiedy si� �mia�am, ods�ania�am r�wne, ol�niewaj�co bia�e z�by. Matka m�wi�a, �e wygl�dam jak Madonna. Zauwa�y�am, �e jestem podobna do jednej ze s�awnych w�wczas aktorek filmowych, i zacz�am si� czesa� tak samo jak ona. Matka powiada�a, �e je�li twarz moja jest pi�kna, to cia�o jeszcze stokro� pi�kniejsze; twierdzi�a, �e drugiego takiego cia�a nie ma w ca�ym Rzymie. Nie interesowa�am si� jeszcze wtedy swoim cia�em, uwa�a�am, �e aby by� �adn�, wystarczy mie� pi�kn� twarz, ale dzisiaj musz� przyzna�, �e matka mia�a racj�. Nogi moje by�y proste i mocne, biodra okr�g�e, talia w�ska, ramiona szerokie. Brzuch mia�am zawsze silnie rozwini�ty, a p�pek tak wg��biony w cia�o, �e prawie niewidoczny, ale matka twierdzi�a, �e to jeszcze dodaje mi urody, bo brzuch powinien by� wypuk�y, a nie sp�aszczony, jak to jest dzisiaj w modzie. Piersi tak�e mia�am obfite, ale wysokie, j�drne, stercz�ce do g�ry, cho� nie nosi�am stanika, a kiedy narzeka�am, �e mam za du�y biust, matka zapewnia�a, �e tak w�a�nie powinna wygl�da� prawdziwa pi�kno�� i �e piersi dzisiejszych kobiet nic nie s� warte. Jak mi p�niej m�wiono, naga robi�am wra�enie wysokiej i postawnej, ale w sukience wygl�da�am jak ma�a dziewczynka i nikomu nie przysz�oby na my�l, �e jestem tak wspaniale zbudowana. Powodem tego by�a, jak powiedzia� mi malarz, kt�remu zacz�am pozowa�, moja wyj�tkowo proporcjonalna budowa.
Owego malarza wynalaz�a mi matka, kt�ra, zanim wysz�a za m�� i zosta�a bieli�niark�, tak�e by�a modelk�. Pewien malarz zam�wi� u niej koszule, a wtedy przypomnia�a sobie sw�j dawny zaw�d i zaproponowa�a, �eby wzi�� mnie za modelk�. Kiedy wybra�am si� po raz pierwszy do malarza, matka postanowi�a mnie odprowadzi�, chocia� upiera�am si�, �e r�wnie dobrze mog� i�� sama. A wstydzi�am si� nie tego, �e b�d� musia�a si� rozebra� w obecno�ci m�czyzny, ale tego, co, jak przeczuwa�am, b�dzie m�wi�a moja matka, �eby zach�ci� malarza do zaanga�owania mnie na sta�e. Tak si� te� sta�o; kiedy pomog�a mi si� rozebra�, �ci�gaj�c mi sukni� przez g�ow�, i ustawi�a mnie nag� na �rodku pracowni, zacz�a m�wi� z przej�ciem:
- Niech pan popatrzy, co za piersi... co za biodra... a prosz� zwr�ci� uwag� na nogi... Gdzie by pan znalaz� takie piersi, biodra i nogi? - M�wi�c to wszystko poklepywa�a mnie, jakby dla zach�ty kupuj�cych poklepywa�a krow� na targowisku. Malarz �mia� si�, ja si� wstydzi�am, a �e by�a zima, przenika� mnie dotkliwy ch��d. Rozumia�am jednak, �e matka nie mia�a z�ych intencji i �e dumna by�a z mojej pi�kno�ci, z tego, �e to ona w�a�nie wyda�a mnie na �wiat i �e jej wy��cznie zawdzi�czam urod�. Malarz zdawa� si� rozumie� matczyne uczucia i �miech jego by� szczery, bez cienia z�o�liwo�ci, tak �e zaraz poczu�am si� pewniej i przezwyci�aj�c nie�mia�o��, podesz�am na palcach do piecyka, aby si� rozgrza�. �w malarz m�g� mie� oko�o czterdziestki, wygl�da� na pogodnego, jowialnego cz�owieka. Czu�am, �e patrzy na mnie bez po��dania, jak na przedmiot, i to mnie uspokoi�o. P�niej, kiedy pozna� mnie ju� lepiej, zawsze odnosi� si� do mnie grzecznie i z szacunkiem, ju� nie jak do martwego przedmiotu, lecz jak do cz�owieka. Od razu poczu�am dla niego wielk� sympati� i mo�e mog�abym by�a nawet si� w nim zakocha�, po prostu przez wdzi�czno��, za to tylko, �e by� dla mnie taki uprzejmy i serdeczny, ale on nie pr�bowa� zbli�y� si� ze mn� i traktowa� mnie zawsze jak malarz, nie jak m�czyzna. Przez ca�y czas, kiedy by�am jego modelk�, stosunki nasze pozosta�y poprawne i oficjalne jak pierwszego dnia. Kiedy matka sko�czy�a wreszcie hymny pochwalne na moj� cze��, malarz podszed� bez s�owa do stosu rycin le��cych na krze�le, zacz�� je przegl�da� i wyci�gn�� kolorow� reprodukcj�, kt�r� pokaza� matce, m�wi�c cicho: - Oto twoja c�rka. - Odesz�am od piecyka, �eby obejrze� reprodukcj�. Przedstawia�a ona nag� kobiet�, le��c� na �o�u przykrytym bogatymi tkaninami. Za �o�em wida� by�o aksamitn� kotar� i dwa bobaski ze skrzyde�kami, wygl�daj�ce na anio�ki.
Ta kobieta by�a rzeczywi�cie do mnie podobna, z t� tylko r�nic�, �e chocia� le�a�a ca�kiem nago, od razu rzuca�o si� w oczy, �e musia�a to by� jaka� kr�lowa czy inna wa�na osoba, a ja by�am tylko prost� dziewczyn�. Matka nie mog�a si� pocz�tkowo po�apa�, o co idzie, i patrzy�a zmieszana na ten obrazek. Potem zauwa�y�a nagle podobie�stwo i zawo�a�a z przej�ciem:
- Tak... to przecie� ca�kiem ona... No, czy nie mia�am racji?... A co to za jedna?
- To Danae - odpowiedzia� malarz z u�miechem.
- Co za Danae?
- Danae... b�stwo poga�skie.
Matka, kt�ra spodziewa�a si� us�ysze� jakie� znane jej imi�, zmiesza�a si�, a chc�c to ukry�, zacz�a poucza� mnie, �e b�d� musia�a pozowa� zgodnie z �yczeniami malarza, na przyk�ad u�o�y� si� w pozycji le��cej, jak kobieta na reprodukcji, albo stoj�cej czy siedz�cej, i nie porusza� si� przez ca�y czas malowania. Malarz roze�mia� si� i powiedzia�, �e matka zna si� na tych rzeczach lepiej ni� on sam. Matce to bardzo pochlebi�o, zacz�a mu opowiada�, �e tak�e by�a modelk�, i to jedn� z najpi�kniejszych w Rzymie, i �e zmarnowa�a sobie �ycie wychodz�c za m�� i porzucaj�c sw�j zaw�d. Tymczasem malarz kaza� mi si� po�o�y� na kanapce w g��bi pracowni i sam u�o�y� mi r�ce i nogi; zrobi� to �agodnie, z namys�em i z pewnym roztargnieniem, zaledwie mnie dotykaj�c, jak gdyby z g�ry widzia� mnie ju� w takiej pozie, w jakiej chcia� mnie malowa�. Potem zacz�� szkicowa� na bia�ym p��tnie, rozci�gni�tym na sztalugach, a matce usta nie zamyka�y si� ani na chwil�. Spostrzeg�a jednak po chwili, �e malarz, poch�oni�ty prac�, wcale jej nie s�ucha, i zapyta�a:
- Ile zamierza pan p�aci� moje c�rce?
Nie odrywaj�c oczu od sztalug, malarz wymieni� jak�� sum�. Matka chwyci�a z krzes�a moje ubranie i rzuci�a mi je w twarz wo�aj�c:
- Szybko, ubieraj si�, najlepiej b�dzie, jak zaraz st�d p�jdziemy!
- Co si� sta�o? - zapyta� zdumiony malarz przerywaj�c prac�.
- Nic, nic - odpowiedzia�a matka udaj�c, �e bardzo si� spieszy. - Idziemy, Adriano, mamy jeszcze mn�stwo roboty.
- Je�eli chcesz mi zaproponowa� inn� cen� - rzek� malarz - to powiedz... Po co te wszystkie historie?
Matka zacz�a si� wtedy z nim k��ci�, wykrzykuj�c na ca�y g�os, �e chyba rozum straci�, aby proponowa� mi tak ma�o, �e nie jestem jedn� z tych starych modelek, kt�rych nikt ju� nie chce, �e mam szesna�cie lat i pozuj� po raz pierwszy w �yciu. Matka, kiedy chce co� uzyska�, zawsze podnosi g�os i wygl�da, jakby gniewa�a si� naprawd�. A tymczasem wcale tak nie jest, i ja, znaj�c j� dobrze, wiem, �e w rzeczywisto�ci spokojna jest jak oliwa. Ale krzyczy, tak jak krzycz� przekupki na targu, kiedy klient daje im za ma�o. Krzyczy przede wszystkim, kiedy ma do czynienia z lud�mi z lepszej sfery, bo wie, �e przez dobre wychowanie zawsze w ko�cu ust�puj�.
Tak te� sta�o si� i tym razem: malarz ust�pi�. Kiedy matka krzycza�a, u�miecha� si� i od czasu do czasu robi� r�k� gest, jak gdyby prosi�, �eby dopu�ci�a go do g�osu. Matka zamilk�a na chwil�, �eby zaczerpn�� tchu, i w�wczas malarz zapyta�, ile ��da. Ale matka nie odpowiedzia�a od razu. Ca�kiem niespodziewanie zawo�a�a:
- Chcia�abym wiedzie�, ile p�aci� swojej modelce ten malarz, kt�rego obraz mi pan pokazywa�?
Malarz zacz�� si� �mia�:
- A c� to ma do rzeczy... To by�y inne czasy... Mo�e da� jej butelk� wina... a mo�e par� r�kawiczek...
Matka zn�w si� zmiesza�a, tak samo jak wtedy, kiedy jej powiedzia�, �e reprodukcja przedstawia Danae. Malarz pokpiwa� sobie troch� z matki, zreszt� bez cienia z�o�liwo�ci, ale ona nie po�apa�a si� w tym. Znowu zacz�a krzycze�, zarzucaj�c mu sk�pstwo i wynosz�c pod niebiosa moj� urod�. Potem uda�a nagle, �e si� uspokoi�a, i wymieni�a swoj� cen�. Malarz targowa� si� jeszcze przez chwil� i na koniec zgodzi� si� na sum� nieco ni�sz� od tej, jak� zaproponowa�a. Podszed� do stolika, otworzy� szuflad� i zap�aci�. Matka, bardzo zadowolona, wzi�a pieni�dze, da�a mi jeszcze kilka ostatnich wskaz�wek i wysz�a. Malarz poszed� zamkn�� drzwi, po czym wr�ci� do sztalug i zapyta�:
- Czy twoja matka zawsze tak krzyczy?
- Matka mnie kocha - odpowiedzia�am.
- Mnie si� wydaje - rzek� spokojnie, bior�c si� do rysowania - �e kocha przede wszystkim pieni�dze.
- Nie, to nieprawda - zaprotestowa�am �ywo - kocha przede wszystkim mnie... Martwi j�, �e urodzi�am si� biedna, i chcia�aby, �ebym dobrze zarabia�a.
Rozpisa�am si� tak o tej historii z malarzem, bo w tym dniu zacz�am prac�, kt�r� potem co prawda porzuci�am, a tak�e dlatego, �e zachowanie mojej matki przy tej okazji daje wyobra�enie o jej charakterze i o rodzaju uczu�, jakie dla mnie �ywi�a.
Kiedy pozowanie si� sko�czy�o, posz�am spotka� si� z matk�, kt�ra um�wi�a si� ze mn� w mleczarni. Zacz�a wypytywa�, jak mi posz�o, i kaza�a sobie dok�adnie powt�rzy�, o czym rozmawia�am w czasie pozowania z malarzem, kt�ry zreszt� prawie si� nie odzywa�, bo by� cz�owiekiem raczej ma�om�wnym. W ko�cu powiedzia�a, �e musz� bardzo na siebie uwa�a�, chocia� ten malarz nie ma zapewne �adnych z�ych zamiar�w, ale wi�kszo�� artyst�w bierze modelki po to, �eby zrobi� z nich swoje kochanki. Powinnam wi�c twardo odrzuca� wszelkie propozycje tego rodzaju.
- Wszyscy malarze to g�odomory - wyja�ni�a mi - i z g�ry wiadomo, �e niczego dobrego nie mo�na si� po nich spodziewa�... Ty ze swoj� urod� godna jeste� lepszego losu... o wiele lepszego losu!
Matka prowadzi�a ze mn� po raz pierwszy tego rodzaju rozmow�. Ale wypowiedzia�a to wszystko z wielk� pewno�ci� siebie, jak osoba, kt�ra m�wi rzeczy od dawna przemy�lane.
- Co to w�a�ciwie ma znaczy�? - zapyta�am zdumiona.
Odpowiedzia�a mi niejasno:
- Ci ludzie umiej� ubra� wszystko w pi�kne s��wka, ale nie maj� z�amanego szel�ga... Taka pi�kna dziewczyna jak ty powinna zadawa� si� tylko z prawdziwymi panami.
- Z jakimi panami? Nie znam �adnych pan�w! Spojrza�a na mnie i odpowiedzia�a jeszcze bardziej wymijaj�co:
- Na razie mo�esz by� modelk�... potem zobaczymy... na wszystko przyjdzie czas... - Przestraszy�am si�, bo z oczu jej wyziera�a zaci�to�� i zach�anno��. Tego dnia nie pyta�am ju� o nic wi�cej.
A zreszt� przestrogi matki by�y ca�kiem zbyteczne, bo w owym okresie by�am i bardzo m�oda, i bardzo powa�na. Po tym pierwszym malarzu znalaz�am wielu innych i szybko sta�am si� znana w pracowniach malarskich. Musz� przyzna�, �e wszyscy prawie malarze odnosili si� do mnie grzecznie i z szacunkiem, pewnie dlatego, �e mieli na celu nie umizgi, ale rysowanie i malowanie i podczas pracy patrzyli na mnie nie jak m�czy�ni, ale jak arty�ci, jakbym by�a krzes�em czy jakim� innym przedmiotem. Przywykli do widoku modelek i moje nagie cia�o, chocia� j�drne i prowokuj�ce, nie robi�o na nich wra�enia, tak jak to bywa i u lekarzy. Cz�sto natomiast wprawiali mnie w zak�opotanie ich go�cie. Przychodzili do pracowni i wdawali si� z nimi w pogaw�dk�. Zorientowa�am si� od razu, �e chocia� usi�uj� przybra� oboj�tny wyraz twarzy, nie mog� oderwa� wzroku od mojego cia�a. Niekt�rzy zachowywali si� po prostu bezwstydnie i kr�cili si� po ca�ej pracowni tylko po to, �eby m�c mi si� przyjrze� ze wszystkich stron. Ich spojrzenia i niedwuznaczne aluzje rozbudzi�y we mnie kokieteri�, �wiadomo�� w�asnej urody oraz zrozumienie korzy�ci, jakie b�d� mog�a z niej ci�gn��. Na koniec nie tylko przyzwyczai�am si� do tego ich natr�ctwa, ale nawet zmieszanie m�czyzn odwiedzaj�cych pracowni� sprawia�o mi przyjemno��, a je�eli kt�ry� z nich pozostawa� oboj�tny na m�j widok, by�am rozczarowana. I tak pr�no�� sprawi�a, �e bezwiednie zacz�am my�le� tak, jak sobie tego �yczy�a moja matka: �e gdybym tylko chcia�a, mog�abym dzi�ki mojej urodzie �y� zupe�nie inaczej.
W owym czasie my�la�am przede wszystkim o tym, �eby wyj�� za m��. Zmys�y moje nie by�y jeszcze rozbudzone i m�czy�ni, kt�rzy przygl�dali mi si� podczas pozowania, podniecali tylko moj� pr�no��, nie wzbudzaj�c we mnie �adnych innych uczu�. Oddawa�am matce wszystkie zarobione pieni�dze, a w wolnych chwilach pomaga�am jej kroi� i szy� koszule, co stanowi�o jedyne �r�d�o naszego utrzymania, odk�d umar� ojciec, kt�ry by� kolejarzem. Mia�y�my mieszkanko na drugim pi�trze niskiego, d�ugiego domu, wybudowanego dla pracownik�w kolejowych pi��dziesi�t lat temu przy podmiejskiej ulicy, ocienionej platanami. Po jednej stronie wyrasta�y budynki zupe�nie podobne do naszego, wszystkie jednakowe, wszystkie dwupi�trowe o fasadach z nie otynkowanej ceg�y; na ka�dym pi�trze znajdowa�o si� po sze�� okien, a po�rodku brama; po drugiej stronie ci�gn�y si� od wie�y do wie�y stare mury miejskie, na tym odcinku dobrze zachowane i poro�ni�te g�st� zieleni�. Brama w murze znajdowa�a si� o kilka krok�w od naszego domu. Nieco dalej przylega�y do mur�w tereny lunaparku, kt�ry w sezonie jarzy� si� od �wiate� i rozbrzmiewa� muzyk�. Wygl�daj�c troch� na ukos z naszego okna, widzia�am festony �ar�wek, dachy pawilon�w ozdobione chor�giewkami i t�umy ludzi cisn�cych si� przed wej�ciem pod konarami platan�w. Muzyka by�a dono�na i cz�sto nocami nie spa�am marz�c z otwartymi oczyma. Wydawa�o mi si�, �e d�wi�ki te dochodz� z jakiego� nieosi�galnego, przynajmniej dla mnie, �wiata, a m�j ciemny, ciasny pokoik jeszcze pot�gowa� to uczucie. Wydawa�o mi si�, �e ludno�� ca�ego miasta zebra�a si� w lunaparku i �e brakowa�o tam tylko mnie jednej. Mia�am ochot� wsta�, �eby przy��czy� si� do innych, ale le�a�am bez ruchu, a d�wi�ki muzyki, graj�cej nieprzerwanie przez ca�� noc, nasuwa�y mi my�li, �e los wyzu� mnie ze wszystkiego, i sama nie wiedzia�am, za jakie winy. Czasami p�aka�am s�uchaj�c tej muzyki, rozgoryczona swoj� samotno�ci�. W tym okresie mojego �ycia by�am bardzo uczuciowa; wystarcza� byle drobiazg, b�aha sprzeczka z przyjaci�k�, wym�wka ze strony matki, wzruszaj�ca scena w kinie, a ju� �zy kr�ci�y mi si� w oczach. Mo�e nie doznawa�abym tego uczucia, �e ten szcz�liwy �wiat jest dla mnie niedost�pny, gdybym w dzieci�stwie nie by�a tak kr�tko trzymana przez matk�, kt�ra nie pozwala�a mi ani na lunapark, ani na �adne inne przyjemno�ci. Ale wdowie�stwo matki, jej borykanie si� z n�dz�, a przede wszystkim wrogie nastawienie do wszelkiego rodzaju rozrywek, kt�rych jej los posk�pi�, sprawi�y, �e noga moja nie posta�a w lunaparku ani w og�le nigdzie, gdzie mo�na si� by�o zabawi�; zmieni�o to si� dopiero w�wczas, kiedy zacz�am dorasta� i charakter m�j by� ju� ukszta�towany. I to zapewne wzbudzi�o we mnie przekonanie, �e dla mnie zamkni�ty jest ten �wiat szcz�cia i weso�o�ci, przekonanie, kt�re n�ka�o mnie ca�e �ycie i nie opuszcza�o nawet w chwilach szcz�cia.
Wspomnia�am ju�, �e w owym czasie my�la�am przede wszystkim o tym, �eby wyj�� za m��, i mog� nawet opisa�, jak to sobie wyobra�a�am. U wylotu naszej ulicy zaczyna�a si� dzielnica troch� mniej uboga. Zamiast d�ugich i niskich dom�w kolejowych, kt�re przypomina�y stare, zakurzone wagony, sta�y tam liczne domki otoczone ogr�dkami. Nie by�y luksusowe, mieszkali w nich urz�dnicy i drobni kupcy, ale w por�wnaniu z nasz� ruder� przywodzi�y na my�l �ycie beztroskie i dostatnie. Przede wszystkim ka�dy z nich by� inny, a poza tym nie wida� tam by�o pop�kanych, wyszczerbionych, sczernia�ych miejscami mur�w, jak w naszej kamienicy, kt�rej wygl�d nasuwa� przypuszczenie, �e mieszka�cy jej od dawna zoboj�tnieli na wszystko. Ogr�dki otaczaj�ce domki, ma�e, ale g�sto zaro�ni�te, mia�y w sobie co� zacisznego, zazdro�nie strze�onego przed gwarem i ruchem ulicznym. A tymczasem w naszym domu wsz�dzie by�o si� jak na ulicy: i w obszernej sieni, kt�ra wygl�da�a jak magazyn towar�w, i na klatce schodowej, szerokiej, pustej, niechlujnej, i nawet w pokojach, gdzie rozklekotane, zniszczone meble przypomina�y graty wystawiane na sprzeda� przez handlarzy starzyzny na ulicznych chodnikach.
Pewnego letniego wieczoru, spaceruj�c z matk� po tej ulicy, zobaczy�am przez okno w jednym z domk�w scen� rodzinn�, kt�ra utkwi�a mi g��boko w pami�ci, bo odpowiada�a dok�adnie poj�ciom, jakie wyrobi�am sobie o przyzwoitym, normalnym �yciu. Ma�y, ale czy�ciutki pokoik, tapety w kwiaty, kredens, lampa wisz�ca nad nakrytym sto�em. Przy stole siedzia�y dwie czy trzy doros�e osoby i troje dzieci, w wieku od o�miu do trzynastu lat. Na �rodku sto�u dymi�a waza; matka stoj�c rozlewa�a zup� na talerze. Mo�e si� to wydawa� dziwne, ale najwi�ksze wra�enie zrobi�a na mnie wisz�ca po�rodku lampa, a raczej nadzwyczaj mi�y, codzienny wygl�d, jakiego wszystko nabiera�o w jej �wietle. P�niej, my�l�c o tym obrazku rodzinnym, powiedzia�am sobie stanowczo, �e musz� d��y� do tego, aby zamieszka� kiedy� w takim w�a�nie domu, mie� tak� w�a�nie rodzin� i �y� w kr�gu tego �wiat�a, kt�re zdawa�o si� m�wi� o spokojnej, trwa�ej mi�o�ci. Wiele os�b b�dzie uwa�a�o, �e mia�am skromne aspiracje, ale trzeba pami�ta�, w jakich warunkach w�wczas �y�am. Na mnie, urodzonej w domu kolejarzy, domek ten robi� na pewno takie samo wra�enie, jakie na jego mieszka�cach, kt�rym tak zazdro�ci�am, wywiera�y najwi�ksze i najbogatsze domy w eleganckich dzielnicach miasta. Tak wi�c ka�dy wybiera sobie raj, kt�ry jest piek�em dla innych.
Matka natomiast roi�a o wielkiej przysz�o�ci dla mnie; ale jak szybko si� przekona�am, projekty jej nie mia�y nic wsp�lnego z moimi marzeniami o urz�dzeniu sobie �ycia. Jednym s�owem, my�la�a o tym, �e pi�kno�� moja pozwoli mi zdoby� wszelkiego rodzaju powodzenie, ale nie o tym, �e mog� po prostu wyj�� za m�� i za�o�y� rodzin�. �y�y�my w n�dzy i jak ju� wspomnia�am, moja uroda by�a jedynym bogactwem, jakim mog�y�my rozporz�dza�, i to nie tylko ja, ale i matka, cho�by dlatego, �e to ona wyda�a mnie na �wiat. Mia�am rozporz�dza� tym bogactwem w porozumieniu z ni�, nie ogl�daj�c si� na dobre obyczaje, byle tylko poprawi� nasze po�o�enie. Wyp�ywa�o to prawdopodobnie z jej braku wyobra�ni. W sytuacji takiej jak nasza wykorzystanie mojej osoby by�o jedynym pomys�em, jaki przyszed� jej do g�owy. I matka uczepi�a si� go raz na zawsze.
W�wczas nie rozumia�am jeszcze projekt�w matki. Ale i p�niej, kiedy sta�y si� ju� one dla mnie zupe�nie oczywiste, nie mia�am nigdy odwagi jej zapyta�, jak si� to mog�o sta�, �e maj�c takie pogl�dy na �ycie wysz�a za m�� za kolejarza i znalaz�a si� w skrajnej n�dzy. Z wielu robionych przez ni� aluzji wywnioskowa�am, �e przyczyn� jej nieszcz�� by�am w�a�nie ja, moje nieoczekiwane i niepo��dane przyj�cie na �wiat. Innymi s�owy, o urodzeniu moim zadecydowa� przypadek; matka nie mia�a odwagi przerwa� ci��y (co, s�dz�c z jej s��w, powinna by�a zrobi�), musia�a wi�c wyj�� za mojego ojca i wzi�� na siebie konsekwencje tego ma��e�stwa. Cz�sto, gdy by�a o tym mowa, matka powtarza�a: "Ty sta�a� si� moj� ruin�"; pocz�tkowo zdanie to by�o dla mnie niejasne i sprawia�o mi wielk� przykro��, ale zrozumia�am je dopiero p�niej. A mia�o ono znaczy�: "Gdyby nie ty, nie wysz�abym za m�� i dzi� je�dzi�abym autem". �atwo poj��, �e tak os�dzaj�c swoje �ycie, nie chcia�a, �eby c�rka, o wiele �adniejsza od niej, pope�ni�a te same b��dy i �eby spotka� j� taki sam los. Nawet dzisiaj, kiedy patrz� na to wszystko z odleg�o�ci czasu, nie mog� mie� do niej �alu. Dla matki poj�cie rodziny kojarzy�o si� z n�dz�, niewol� i kr�tkimi rado�niejszymi momentami, kt�re sko�czy�y si� szybko wraz ze �mierci� ojca. By�o naturalne, a nawet do pewnego stopnia s�uszne, �e uwa�a�a uczciwe rodzinne �ycie za dopust Bo�y i czuwa�a nade mn�, �eby i mnie nie poci�gn�y te mira�e, kt�re j� zgubi�y.
Na sw�j spos�b matka bardzo mnie kocha�a. Kiedy zacz�am chodzi� do pracowni malarskich, uszy�a mi sukienk� i kostiumik. Powiedziawszy prawd�, ucieszy�abym si� o wiele bardziej z nowej bielizny, bo ta, w kt�rej chodzi�am, by�a ordynarna, postrz�piona i nie zawsze pierwszej czysto�ci, tak �e wstydzi�am si�, ilekro� musia�am si� rozbiera�; ale matka powiedzia�a, �e pod spodem mog� nosi� nawet �achmany, bylebym tylko dobrze prezentowa�a si� na zewn�trz. Wybra�a dwa tanie wzorzyste materia�y w jaskrawych kolorach i sama skroi�a sukienki. Ale poniewa� by�a bieli�niark�, a nie krawcow�, sknoci�a obydwie, chocia� wysili�a wszystkie swoje umiej�tno�ci, �eby uszy� je jak najlepiej. Pami�tam, �e sukienka mia�a g��boki dekolt w szpic, kt�ry ods�ania� mi piersi, i musia�am zawsze spina� go szpilk�. �akiet od kostiumiku by� za kr�tki i tak ciasny, �e po prostu p�ka� w biu�cie i na biodrach. Sp�dniczka natomiast by�a za szeroka i fa�dowa�a si� na brzuchu. Mnie jednak�e te rzeczy wydawa�y si� bardzo eleganckie, bo do tej pory bywa�am zawsze jeszcze o wiele gorzej ubrana; nosi�am kr�tkie sp�dniczki, kt�re ods�ania�y mi uda, tandetne trykotowe koszulki, stare szale. Matka kupi�a mi tak�e dwie pary jedwabnych po�czoch; dotychczas chodzi�am tylko w skarpetkach, z go�ymi kolanami. Dary te nape�ni�y mnie rado�ci� i dum�; nie przestawa�am podziwia� ich i cieszy� si� nimi; st�pa�am po ulicy krokiem pe�nym godno�ci, z wypi�t� naprz�d piersi�, jak gdybym mia�a na sobie nie te n�dzne �aszki, ale kosztown� sukni� z wytwornego domu mody.
Matka my�la�a stale o mojej przysz�o�ci i wkr�tce zacz�a okazywa� niezadowolenie z powodu mojego zawodu modelki. Wed�ug niej zarabia�am za ma�o; poza tym malarze i ich znajomi byli lud�mi niezamo�nymi i nie by�o nadziei, �ebym w ich pracowniach mog�a zawrze� jak�� korzystn� znajomo��.
Matce przysz�o nagle do g�owy, �e mog�abym zosta� tancerk�. Mia�a wci�� wielkie ambicje, podczas gdy ja, jak ju� wspomnia�am, my�la�am tylko o spokojnym �yciu przy boku m�a, w�r�d dzieci. Ten pomys� z ta�cem nasun�� jej si� w zwi�zku z zam�wieniem, jakie zrobi� u niej dyrektor trupy kabaretowej, kt�ra wyst�powa�a w kinie, w przerwach mi�dzy seansami. Nie uwa�a�a, �eby zaw�d tancerki by� specjalnie korzystny, ale, jak zwyk�a powtarza�: "Jedno wi��e si� z drugim"; mog�o si� zdarzy�, �e wyst�puj�c na scenie zwr�ci�abym na siebie uwag� jakiego� zamo�nego pana.
Pewnego dnia matka oznajmi�a, �e rozmawia�a ju� z tym dyrektorem, kt�ry zgodzi� si�, �eby mnie do niego zaprowadzi�a. Wybra�y�my si� rano do hotelu, w kt�rym mieszka� dyrektor z ca�� trup�. Pami�tam, �e hotel ten mie�ci� si� w ogromnym starym gmachu, tu� ko�o dworca. By�o ju� prawie po�udnie, ale na korytarzach panowa� mrok. Pozosta�y z nocy zaduch setki pokoi wisia� w powietrzu i z trudem mo�na by�o oddycha�. Przebieg�y�my kilka korytarzy i na koniec znalaz�y�my si� w ciemnym przedpokoju; trzy tancerki przy akompaniamencie fortepianu ta�czy�y w tej dziurze, jak gdyby znajdowa�a si� na scenie. Fortepian sta� w k�cie obok oszklonych mlecznymi szybami drzwi ubikacji, w przeciwleg�ym k�cie le�a�a ca�a sterta brudnych prze�cierade�. Pianista, wyn�dznia�y staruszek, gra� z pami�ci i zrobi� na mnie wra�enie, jak gdyby my�la� zupe�nie o czym� innym albo po prostu drzema�. Tancerki, a wszystkie by�y m�ode, pozdejmowa�y bluzki i mia�y na sobie tylko kr�ciutkie sp�dniczki. Obejmowa�y si� wp� i kiedy pianista zaczyna� gra�, ca�a tr�jka rusza�a w stron� sterty prze�cierade� podnosz�c wysoko nogi i machaj�c nimi najpierw w prawo, a potem w lewo, po czym odwraca�y si� i podrygiwa�y prowokuj�co, poruszaj�c biodrami, co dziwnie nie pasowa�o do tego ciemnego, niechlujnego miejsca. Przygl�da�am im si� i kiedy widzia�am, jak tupi�c o pod�og�, g�o�no wybijaj� nogami takt, czu�am, �e trac� ca�� odwag�. Wiedzia�am, �e chocia� moje nogi s� d�ugie i mocne, nie mam najmniejszych zdolno�ci do ta�ca. Chodzi�am ju�, razem z moimi dwiema przyjaci�kami, na lekcje do szko�y baletowej w naszej dzielnicy. Obydwie od razu z�apa�y takt i nauczy�y si� porusza� nogami i podrygiwa� biodrami jak zawodowe baletnice, ja natomiast rusza�am si� tak niezdarnie, jak gdybym od pasa w d� odlana by�a z o�owiu. Wydawa�o mi si�, �e jestem zbudowana inaczej ni� wszystkie dziewcz�ta, ci�ko, masywnie, i wiedzia�am, �e nie rozruszam si� nawet przy muzyce. Potem, kiedy ta�czy�am kilkakrotnie i czu�am rami� tancerza opasuj�ce mi tali�, ogarnia�a mnie dziwna s�abo�� i z trudem pow��czy�am nogami. Nawet malarz powiedzia� mi pewnego razu; "Ty, Adriano, powinna� si� by�a urodzi� czterysta lat temu... W�wczas podoba�y si� obfite kszta�ty... Dzisiaj, kiedy modne s� chude kobiety, jeste� jak ryba bez wody... Za kilka lat b�dziesz wygl�da�a jak Junona". Pomyli� si� w swoich przypuszczeniach, bo up�yn�o ju� pi�� lat od tej pory, a wcale nie przyby�o mi na wadze; ale mia� racj� m�wi�c, �e nie jestem stworzona na dzisiejsze czasy, kiedy najwi�ksze szans� maj� szczup�e kobiety. Cierpia�am nad tym, chcia�am schudn�� za wszelk� cen� i m�c ta�czy� jak inne dziewcz�ta. Ale chocia� jada�am bardzo niewiele, zawsze by�am masywna niczym pos�g i w ta�cu nie umia�am uchwyci� szybkiego, skocznego rytmu nowoczesnych melodii.
Powiedzia�am to wszystko matce, bo wiedzia�am, �e wizyta u dyrektora trupy kabaretowej musi �le si� sko�czy�, i upokarza�a mnie my�l o jego odmowie. Ale matka od razu zacz�a krzycze�, �e jestem bez por�wnania pi�kniejsza od tych wszystkich wyw�ok produkuj�cych si� na scenie, �e dyrektor powinien dzi�kowa� Bogu za mo�no�� zaanga�owania mnie do swego zespo�u, i tym podobne rzeczy. Matka nie mia�a poj�cia, na czym polega nowoczesna uroda, i by�a �wi�cie przekonana, �e kobieta tym jest pi�kniejsza, im obfitsze ma kszta�ty.
Dyrektor oczekiwa� nas w przyleg�ym pokoju, sk�d zapewne przez otwarte drzwi obserwowa� pr�b�. Siedzia� na fotelu stoj�cym w nogach rozgrzebanego ��ka. Na ko�drze sta�a taca z kaw�, bo sko�czy� w�a�nie je�� �niadanie. By� gruby i stary, ale wymuskany, wypomadowany i ubrany z krzycz�c� elegancj�, kt�ra dziwnie si� nie zgadza�a z rozrzucon� po�ciel� i st�ch�ym zaduchem tego ciemnego pokoju. Mia� twarz kwitn�c�, kt�ra zrobi�a na mnie wra�enie uszminkowanej, bo poprzez r�owo�� policzk�w prze�witywa�y nieregularne, ciemne, chorobliwe plamy. Nosi� monokl i nieustannie porusza� wargami, ci�ko dysz�c i pokazuj�c garnitur niezwykle bia�ych z�b�w, kt�rych widok nasuwa� zaraz my�l, �e musz� by� sztuczne. Jak ju� podkre�li�am, ubrany by� nadzwyczaj elegancko; do dzi� pami�tam jego muszk� o takim samym deseniu i kolorze jak chusteczka, wystaj�ca z kieszonki. Siedzia� z wysuni�tym naprz�d brzuchem i kiedy sko�czy� je��, wytar� sobie usta, po czym powiedzia� znudzonym, prawie p�aczliwym g�osem:
- No, poka� nogi!
- Poka� nogi panu dyrektorowi! - ponagla�a mnie matka.
Przesta�am si� wstydzi� od czasu, kiedy zosta�am modelk�, zadar�am wi�c sukienk� i stan�am nieruchomo, trzymaj�c w r�kach sp�dnic� i ods�aniaj�c go�e nogi. Mam �liczne nogi, proste i wyj�tkowo d�ugie, tyle tylko, �e w udach s� bujnie rozro�ni�te, kr�g�e, masywne. Dyrektor taksowa� mnie wzrokiem, kiwaj�c g�ow�, po czym zapyta�:
- Ile masz lat?
- Sko�czy�a osiemna�cie w sierpniu - skwapliwie odpowiedzia�a matka.
Dyrektor nie wyrzek� ani s�owa i dysz�c podszed� do gramofonu, kt�ry sta� na stole, gdzie wala�y si� papiery i r�ne cz�ci garderoby. Pokr�ci� korbk�, z namys�em wybra� p�yt�, nastawi� j� i powiedzia�:
- A teraz spr�buj zata�czy� w takt tej muzyki... sp�dnic� trzymaj podkasan�...
- By�a tylko kilka razy na lekcjach ta�ca - wtr�ci�a matka. Zdawa�a sobie spraw�, �e b�dzie to decyduj�ca pr�ba, i znaj�c moj� niezdarno��, ba�a si� wynik�w egzaminu.
Ale dyrektor zrobi� gest r�k�, jakby chcia� j� uciszy�, pu�ci� od pocz�tku p�yt� i ponownym ruchem r�ki zach�ci� mnie do ta�ca. Zacz�am wi�c ta�czy�, unosz�c w r�kach sp�dnic�. W rzeczywisto�ci wygl�da�o to tak, �e zaledwie porusza�am nogami to w jedn�, to w drug� stron�, ci�ko i ospale, a poza tym czu�am, �e robi� to nie do taktu. Dyrektor sta� przy gramofonie z �okciami opartymi o st� i z twarz� zwr�con� w moj� stron�. Nagle zatrzyma� p�yt�, wr�ci� na fotel i wykona� r�k� do�� wymowny gest w stron� drzwi.
- Czy niedobrze posz�o? - zapyta�a matka natarczywie i ju� agresywnie.
Odpowiedzia� nie patrz�c na ni� (szuka� w kieszeni papiero�nicy):
- Nie, nie posz�o dobrze.
Wiedzia�am, �e kiedy matka przybiera pewien ton, zaraz zacznie si� awantura, wi�c poci�gn�am j� za r�kaw. Ale ona szorstko mnie odepchn�a i, wlepiaj�c w dyrektora rozp�omienione oczy, powt�rzy�a jeszcze g�o�niej:
- Niedobrze posz�o? A czy mo�na wiedzie�, dlaczego?!
Dyrektor wyci�gn�� ju� papierosy i szuka� teraz zapa�ek. By� oty�y i wydawa�o si�, �e m�czy go najmniejsze poruszenie. Chocia� sapa�, odpowiedzia� spokojnie:
- Nie posz�o dobrze, bo ona nie ma ani zdolno�ci do ta�ca, ani odpowiednich warunk�w fizycznych.
Nast�pi�o to, czego si� obawia�am; matka zacz�a wykrzykiwa� to samo, co zawsze: �e jestem sko�czon� pi�kno�ci�, �e twarz mam jak Madonna, �eby popatrzy�, co za piersi, biodra, nogi! Dyrektor oboj�tnie zapali� papierosa i patrzy� na ni�, czekaj�c, a� sko�czy. Wreszcie powiedzia� znudzonym, p�aczliwym g�osem:
- Za kilka lat twoja c�rka zostanie mo�e dobr� mamk�... ale tancerk� nigdy.
Dyrektor nie wiedzia�, do jakich wyst�pie� zdolna jest moja matka; tote� po chwili by� tak zdumiony, �e przesta� pali� papierosa i siedzia� z otwartymi ustami. Chcia� co� powiedzie�, ale matka nie dopu�ci�a go do g�osu. By�a chuda i w�t�a i trudno by�o doprawdy poj��, sk�d czerpie si�y, �eby tak wrzeszcze� i tak gestykulowa�. Obrzuci�a dyrektora stekiem wyzwisk, nie oszcz�dzaj�c przy tym i trzech tancerek, kt�re widzia�y�my w przyleg�ym pokoju. Na koniec chwyci�a jedwabny materia� na koszule, kt�ry dyrektor da� jej do uszycia, i rzuci�a mu go w twarz, wo�aj�c:
- Koszule niech pan sobie szyje u kogo innego... cho�by u swoich baletnic... �eby mnie pan nawet chcia� oz�oci�, to ich nie wezm�! - Ta nag�a decyzja by�a czym� zupe�nie niespodziewanym dla dyrektora, kt�ry zamieni� si� w s�up soli, spowity od st�p do g��w w zwoje koszulowego jedwabiu. Ja tymczasem nie przestawa�am ci�gn�� matki za r�kaw, prawie p�acz�c ze wstydu i upokorzenia. Na koniec da�a si� przekona�, zostawi�y�my dyrektora odwijaj�cego si� z beli materia�u i wysz�y�my z pokoju.
Nast�pnego dnia opowiedzia�am wszystko malarzowi, kt�ry sta� si� do pewnego stopnia moim powiernikiem. Za�miewa� si� z powiedzenia dyrektora, �e w przysz�o�ci mog� zosta� dobr� mamk�, a potem rzuci�:
- Moja biedna Adriano, nieraz ci ju� m�wi�em, �e pope�ni�a� omy�k� przychodz�c na �wiat w dzisiejszych czasach... Trzeba ci by�o urodzi� si� czterysta lat temu: to, co teraz uwa�ane jest za defekt, by�o w�wczas zalet�, i odwrotnie... Ten dyrektor ma racj� ze swojego punktu widzenia, wie, �e publiczno�� chce ogl�da� szczup�e blondynki o p�askich piersiach, w�skich biodrach i wyzywaj�cym, ironicznym wyrazie twarzy. Ty natomiast, chocia� nie gruba, jeste� jednak pe�na, czarnow�osa, masz wydatny biust i kr�g�e biodra, a twarzyczk� �agodn� i spokojn�. Co mo�esz na to poradzi�? Dla mnie nadajesz si� doskonale... B�d� dalej modelk�, potem, pewnego pi�knego dnia, wyjdziesz za m�� i b�dziesz mia�a mn�stwo podobnych do ciebie dzieci, czarnych, pulchniutkich, z �agodnymi, spokojnymi buziami.
Powiedzia�am energicznie:
- Tego w�a�nie chc�!
- Jeste� dzieln� dziewczyn� - odrzek� na to malarz. - A teraz pochyl si� troch� na bok... o tak.
Ten malarz lubi� mnie bardzo na sw�j spos�b; i mo�e gdyby nie wyjecha� z Rzymu i pozosta� nadal moim powiernikiem, dawa�by mi dobre rady i moje sprawy przybra�yby inny obr�t. Ale narzeka� stale na trudno�ci ze sprzeda�� obraz�w i korzystaj�c z okazji, �e w Mediolanie urz�dzano mu wystaw�, wyjecha� tam na sta�e. Us�ucha�am jego rady i by�am w dalszym ci�gu modelk�. Ale inni malarze nie byli tacy mili i uprzejmi jak on i nie mia�am ochoty rozmawia� z nimi o moim �yciu. By�o to zreszt� �ycie istniej�ce wy��cznie w mojej wyobra�ni, sk�adaj�ce si� ze sn�w, marze� i nadziei, bo w owym okresie nie przydarzy�o mi si� nic nowego.
Rozdzia� 2
By�am wi�c w dalszym ci�gu modelk�, chocia� matka sarka�a na mnie, �e za ma�o zarabiam. W owym czasie by�a stale w z�ym humorze i chocia� mi tego nie m�wi�a, wiedzia�am, �e g��wn� przyczyn� jej niezadowolenia jestem ja. Jak ju� wspomina�am, wielk� stawk� jej �ycia by�a moja uroda i spodziewa�a si� B�g wie jakich sukces�w i pieni�dzy; zaw�d modelki traktowa�a jako pierwszy stopie�, po kt�rym nast�pi� mia� dalszy ci�g, bo, wed�ug jej sta�ego powiedzenia, "jedno wi��e si� z drugim". Widz�c, �e jestem nadal skromn� modelk�, by�a rozgoryczona i mia�a do mnie �al, jak gdybym przez sw�j brak ambicji odebra�a jej pewny zarobek. Naturalnie nie m�wi�a mi wprost tego, co my�li, ale dawa�a mi to do zrozumienia opryskliwym zachowaniem, aluzjami, westchnieniami, smutnymi spojrzeniami, jednym s�owem, na wszystkie mo�liwe sposoby. By� to nieustaj�cy szanta�; zrozumia�am w�wczas, dlaczego tyle dziewcz�t prze�ladowanych stale w taki w�a�nie spos�b przez ambitne i zawiedzione w swoich nadziejach matki ucieka nagle z domu, oddaj�c si� pierwszemu lepszemu m�czy�nie, byle tylko sko�czy� raz na zawsze z tym piek�em. Oczywi�cie matka post�powa�a tak dlatego, �e mnie kocha�a; ale by�o to uczucie, jakie miewaj� gospodynie dla kur, kt�re dobrze si� nios�; a gdy kury przestan� si� nie��, gospodynie zaczynaj� wa�y� je w r�ku i zastanawiaj� si�, czy nie op�aci�oby si� ich zar�n�� na ros�.
Jak nie�wiadomym i niesko�czenie cierpliwym jest si� w okresie wczesnej m�odo�ci! Mia�am wtedy okropne �ycie i wcale nie zdawa�am sobie z tego sprawy. Wszystkie pieni�dze zarobione za d�ugie, m�cz�ce, nudne godziny pozowania oddawa�am matce; a wolne chwile, kiedy nie musia�am siedzie� nago, zmarzni�ta i obola�a, sp�dza�am pochylona nad maszyn� do szycia, nie odrywaj�c oczu od ig�y, �eby pom�c matce w robocie. Pracowa�am do p�na w noc i wstawa�am o �wicie, bo pracownie by�y daleko, a pozowanie rozpoczyna�o si� wczesnym rankiem. Zanim wysz�am do pracy, s�a�am ��ko i pomaga�am matce sprz�ta� mieszkanie. By�am doprawdy niezmordowana, uleg�a i cierpliwa; a przy tym zawsze pogodna, weso�a i cicha, nie zna�am uczucia zawi�ci ani zazdro�ci. Przepe�nia�a mnie wdzi�czno�� i �agodno��, cechy w�a�ciwe m�odo�ci. Nie widzia�am szpetoty naszego mieszkania, nie razi� mnie obszerny pusty pok�j s�u��cy jako szwalnia, ze stoj�cym na �rodku du�ym sto�em, zawalonym resztkami materia��w, ani ciemne, obdrapane �ciany, naje�one gwo�dziami, na kt�rych wisia�y rozmaite �achy, ani wyplatane dziurawe krzes�a. W sypialni nad ma��e�skim ��kiem, w kt�rym sypia�am z matk�, rozlewa�a si� na suficie du�a plama wilgoci, z kt�rej podczas deszczu kapa�a na nas woda. W ma�ej czarnej kuchence zawsze pe�no by�o brudnych talerzy i garnk�w, kt�rych matka, ma�o dbaj�ca o gospodarstwo domowe, nigdy nie zmywa�a od razu. Nie wiedzia�am, �e si� po�wi�cam, �e �yj� pozbawiona jakichkolwiek rozrywek, mi�o�ci, przywi�zania. Kiedy pomy�l� o tym, jak� dobr�, niewinn� dziewczyn� by�am w�wczas, ogarnia mnie wsp�czucie dla siebie samej, odczuwam taki sam smutek i bezradno��, jak podczas czytania niekt�rych powie�ci, gdzie szlachetny bohater boryka si� z losem i chcia�oby si� mu pom�c, chocia� to niemo�liwe. Ale tak si� ju� dzieje, �e dobro� i niewinno�� jako� nie s� m�czyznom potrzebne; i czy� jedna z zagadek �ycia nie polega na tym, �e wrodzone zalety, wychwalane przez wszystkich, staj� si� w�a�nie �r�d�em wielkiej niedoli w �yciu.
Wtedy �udzi�am si�, �e spe�ni� si� moje marzenia o wyj�ciu za m�� i za�o�eniu rodziny. Co rano wsiada�am do tramwaju na placu, nie opodal naszego domu, gdzie w�r�d innych budynk�w sta�y tak�e d�ugie, niskie gara�e. Widywa�am tam zawsze o tej porze m�odego ch�opca, kt�ry czy�ci� sw�j samoch�d i przygl�da� mi si� z zainteresowaniem. By� bardzo przystojny. Mia� twarz �niad�, delikatn�, regularn�, prosty ma�y nos, czarne oczy, pi�knie zarysowane usta i bia�e z�by. Ogromnie przypomina� znanego w�wczas ameryka�skiego aktora filmowego i dlatego zwr�ci�am na niego uwag�, a pocz�tkowo bra�am go nawet za kogo� lepszego, bo by� elegancko ubrany i zachowywa� si� skromnie i wytwornie. My�la�am, �e jest cz�owiekiem zamo�nym i �e samoch�d nale�y do niego, s�owem, �e jest jednym z tych "pan�w", o kt�rych tak cz�sto m�wi�a matka.
Bardzo mi si� podoba�, ale my�la�am o nim tylko wtedy, kiedy go spotyka�am, potem, w�r�d bieganiny po pracowniach malarskich, zapomina�am o jego istnieniu. Nie zdawa�am sobie sprawy, �e uwi�d� mnie samymi tylko spojrzeniami. Pewnego ranka, kiedy jak zwykle czeka�am na tramwaj, us�ysza�am szept "kici, kici", jak wo�a si� koty; obejrza�am si� i zobaczy�am go w samochodzie, zapraszaj�cego mnie uprzejmym gestem, �ebym usiad�a przy nim. Nie waha�am si� ani przez chwil� i z bezmy�ln� uleg�o�ci�, kt�ra mnie sam� zdziwi�a, podesz�am do auta. Otworzy� drzwiczki; wsiadaj�c zobaczy�am jego d�o� opart� o otwarte okno; by�a du�a i spracowana, z po�amanymi brudnymi paznokciami i wskazuj�cym palcem po��k�ym od nikotyny, r�ka m�czyzny pracuj�cego fizycznie. Ale nie powiedzia�am nic i wsiad�am.
- Dok�d mam pani� zawie��? - zapyta� zatrzaskuj�c drzwiczki.
Poda�am mu adres jednej z pracowni. Zauwa�y�am, �e ma mi�y g�os, kt�ry mi si� spodoba�, mimo �e wyczuwa�am w nim jak�� nienaturaln� i fa�szyw� nut�. Odpowiedzia�:
- Mo�emy si� troch� przejecha�... jest jeszcze bardzo wcze�nie. A potem zawioz� pani�, gdzie pani sobie �yczy. - Samoch�d ruszy�.
Wyjechali�my z naszej dzielnicy alej� ci�gn�c� si� wzd�u� mur�w, przejechali�my d�ug� ulic� zabudowan� sk�adami towar�w i male�kimi domkami i w ko�cu znale�li�my si� w�r�d p�l. Tutaj doda� gazu i zacz�� p�dzi� jak szalony po drodze wysadzanej dwoma rz�dami platan�w. Co chwila, nie patrz�c na mnie, wskazywa� na szybko�ciomierz. "Jedziemy teraz osiemdziesi�t... dziewi��dziesi�t... sto... sto dwadzie�cia... sto trzydzie�ci..." Chcia� oszo�omi� mnie szybko�ci�, ale ja by�am niespokojna, bo spieszy�am si� na pozowanie i ba�am si�, �e samoch�d si� zepsuje i staniemy wtedy w szczerym polu. A tymczasem on nagle zahamowa�, zgasi� motor i odwr�ci� si� w moj� stron�:
- Ile pani ma lat?
- Osiemna�cie - odpowiedzia�am.
- Osiemna�cie... My�la�em, �e wi�cej. - Mia� rzeczywi�cie nienaturalny g�os, kt�ry chwilami, dla podkre�lenia jakiego� s�owa, obni�a�, jak gdyby m�wi� sam do siebie albo zwierza� si� z jakiego� sekretu. - A jak pani na imi�?
- Adriana... A panu?
- Gino.
- A czym pan jest? - zapyta�am.
- Jestem handlowcem - odpowiedzia� bez chwili wahania.
- A ten samoch�d jest pana w�asno�ci�?
Spojrza� z pewn� wzgard� na samoch�d i o�wiadczy�:
- Tak, to m�j samoch�d.
- Nie wierz� w to - odpowiedzia�am szczerze.
- Nie wierzy pani... o moja pi�kna - odrzek� bez cienia zmieszania i zni�aj�c g�os powt�rzy� zdumionym i �artobliwym tonem: - O moja pi�kna... a dlaczego?
- Pan jest szoferem.
Stara� si� podkre�li� jeszcze bardziej swoje pe�ne ironii zdumienie:
- Nies�ychane rzeczy mi pani m�wi... prosz�, prosz�... Szofer... A co pani nasun�o t� my�l?
- Pa�skie r�ce.
Spojrza� na swoje r�ce nie trac�c rezonu i odpowiedzia�:
- Nic nie da si� ukry� przed pani�... Ale co za oko!... No tak, jestem szoferem, to prawda.... W porz�dku?
- Nie, nie w porz�dku - odpowiedzia�am niech�tnie. - Prosz� mnie natychmiast odwie�� do miasta.
- Ale dlaczego? Gniewa si� pani na mnie za to, co powiedzia�em? �e jestem handlowcem?
W tej chwili rzeczywi�cie by�am na niego z�a, sama nie wiedz�c dlaczego i w�a�ciwie wbrew w�asnej woli.
- Nie m�wmy o tym wi�cej... i prosz� mnie odwie�� z powrotem.
- Przecie� to by� �art... Nie mo�na sobie po�artowa�?
- Nie lubi� takich �art�w.
- Ach, jaka z pani z�o�nica... Ja my�la�em sobie tak: "Ta panienka to mo�e jaka� ksi�niczka... Je�eli si� dowie, �e jestem tylko biednym szoferem, nie b�dzie chcia�a na mnie patrze�. Trzeba jej powiedzie�, �e jestem handlowcem".
By�y to chytrze obmy�lone s�owa, pochlebne, wyra�aj�ce jego podziw dla mnie. Poza tym powiedzia� to tak mi�o, �e podbi� mnie od razu.
- Nie jestem ksi�niczk� - odrzek�am. - Sama zarabiam na �ycie, jestem modelk�... tak jak pan szoferem...
- Co to znaczy: modelk�?
- Chodz� do pracowni malarzy, rozbieram si� do naga i oni rysuj� mnie i maluj�.
- Ale czy pani ma matk�? - zapyta� ze sztucznym przej�ciem.
- Oczywi�cie, �e mam... A dlaczego?
- I pani matka pozwala, �eby si� pani rozbiera�a w obecno�ci m�czyzn?
Nigdy nie przesz�o mi przez g�ow�, zreszt� ca�kiem s�usznie, �eby w moim zawodzie by�o co� niew�a�ciwego, ale spodoba�y mi si� tego rodzaju zapatrywania, dobrze �wiadcz�ce o jego moralno�ci i solidno�ci. Jak ju� wspomina�am, spragniona by�am tylko jednego: spokojnego �ycia, a on by� na tyle sprytny, �e wyczu� doskonale (do dzisiaj nie wiem, jak do tego doszed�), o czym ma ze mn� m�wi�, a o czym nie. Inny, nie mog�am powstrzyma� si� od tej my�li, zacz��by �artowa� sobie ze mnie albo okaza�by niedyskretne podniecenie na my�l o moim nagim ciele. Tak wi�c niemi�e wra�enie, jakie odnios�am po jego pierwszym k�amstwie, zatar�o si� prawie natychmiast; pomy�la�am, �e musi to by� powa�ny, uczciwy ch�opak, taki w�a�nie, jakiego od dawna wymarzy�am sobie na m�a. Odpowiedzia�am po prostu:
- To w�a�nie mama wynalaz�a mi t� prac�.
- To znaczy, �e pani nie kocha.
- Nie - zaprotestowa�am - kocha mnie. Ale ona te� by�a modelk� jako m�oda dziewczyna, a poza tym zapewniam pana, �e nie ma w tym nic z�ego. Wiele powa�nie my�l�cych dziewcz�t w ten spos�b zarabia na �ycie.
Potrz�sn�� g�ow� przecz�co; potem przykry� moj� r�k� swoj� d�oni� i rzek�:
- Ciesz� si�, �e pani� pozna�em... bardzo si� ciesz�...
- Ja te� - odpowiedzia�am naiwnie.
W tym momencie poczu�am przyp�yw uczucia dla niego i prawie czeka�am na to, �eby mnie poca�owa�. Nie broni�abym si�, gdyby to zrobi�. Ale on powiedzia� tylko powa�nym, opieku�czym tonem:
- Gdyby to zale�a�o ode mnie, na pewno nie by�aby pani modelk�.
Nagle dozna�am uczucia, �e dzieje mi si� krzywda, i by�am mu serdecznie wdzi�czna.
- Taka dziewczyna jak pani - ci�gn�� dalej - powinna by� w domu, a nawet i pracowa�... ale znale�� jakie� uczciwe zaj�cie, kt�re nie nara�a�oby jej honoru. Taka dziewczyna jak pani powinna wyj�� za m��, mie� sw�j dom, dzieci, m�a...
Tego przecie� tylko pragn�am i nie umiem opisa�, jak bardzo by�am szcz�liwa, �e on my�li, a przynajmniej zdaje si� my�le� tak samo.
- Ma pan racj� - powiedzia�am - ale mimo to niech pan nie my�li �le o mojej matce... Ona mnie naprawd� kocha i w�a�nie dlatego chcia�a, �ebym zosta�a modelk�.
- Co� mi na to nie wygl�da - powiedzia� twardo i pogardliwie.
- Tak, kocha mnie... tylko nie rozumie pewnych rzeczy.
Rozmawiali�my dalej w tym samym tonie, siedz�c w samochodzie. By� maj, pami�tam, ciep�y dzie� majowy; jak daleko si�ga� wzrok, cienie platan�w ta�czy�y na szosie. Nikt t�dy nie przechodzi�, czasami tylko szybko przeje�d�a� jaki� samoch�d; zielone, zalane s�o�cem pola tak�e by�y ca�kiem opustosza�e. Gino spojrza� w ko�cu na zegarek i powiedzia�, �e odwiezie mnie do miasta. Przez ca�y czas raz tylko dotkn�� mojej r�ki. Spodziewa�am si�, �e zechce mnie poca�owa�, i by�am zarazem rozczarowana i ucieszona jego skromnym zachowaniem. Rozczarowana dlatego, �e mi si� podoba� i �e nie mog�am oderwa� wzroku od jego �licznie zarysowanych ust; ucieszona, bo zachowanie to �wiadczy�o raz jeszcze, �e jest ch�opcem powa�nym, takim, jakim chcia�am go widzie�.
Zawi�z� mnie pod sam� pracowni� i powiedzia�, �e zawsze, gdy zastanie mnie o um�wionej godzinie na przystanku tramwajowym, b�dzie m�g� mnie odwie��, bo o tej porze jest wolny. Zgodzi�am si� ch�tnie na jego propozycj� i tego dnia d�ugie godziny pozowania min�y mi jak jedna chwilka. Wydawa�o mi si�, �e znalaz�am cel w �yciu, i by�am zadowolona, �e mog� my�le� o tym ch�opcu bez �alu czy wyrzutu, jak o kim�, kto podoba mi si� nie tylko fizycznie, ale posiada zalety charakteru, do czego przyk�ada�am najwi�ksz� wag�.
Matce nie powiedzia�am ani s�owa, ba�am si�, nie bez racji, �e nie pozwoli mi zwi�za� si� z cz�owiekiem biednym, bez wi�kszej przysz�o�ci. Nazajutrz rano, tak jak obieca�, podjecha� na przystanek i zawi�z� mnie prosto do pracowni. W ci�gu nast�pnych dni, je�li by�a �adna pogoda, je�dzili�my na podmiejsk� szos� albo na jak�� ma�o ucz�szczan� ulic� na przedmie�ciu, �eby m�c spokojnie porozmawia�; w dalszym ci�gu zachowanie jego by�o pe�ne szacunku, prowadzi� ze mn� powa�ne rozmowy, tak jak lubi�am. By�am w�wczas bardzo sentymentalna; wszystko, co dotyczy�o dobroci, cnoty, moralno�ci i uczu� rodzinnych, szczeg�lnie mnie wzrusza�o, czasem nawet a� do �ez, do kt�rych by�am sk�onna. Stawa�am si� wtedy bardziej wylewna, czu�am si� zadowolona i pokrzepiona na duchu. I po trochu, po trochu, dosz�am do tego, �e zacz�am uwa�a� go za idea�. "Jakie on w og�le mo�e mie� wady?" - my�la�am sobie. By� przystojny, m�ody, inteligentny, uczciwy, powa�ny, nie mo�na mu by�o nic zarzuci�. Zdumiewa�o mnie to i troch� przera�a�o, bo nie zdarza si� nam przecie� codziennie spotyka� na swojej drodze chodz�c� doskona�o��. "C� to za cz�owiek - zapytywa�am sama siebie - w kt�rym nie mog� dostrzec jednej ujemnej cechy, chocia� uwa�nie go obserwuj�?" A tymczasem by�a to mi�o��; zakocha�am si� w nim sama nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Jak wiadomo, mi�o�� to okulary, przez kt�re nawet potw�r wygl�da jak wcielenie pi�kna.
By�am tak zakochana, �e kiedy po raz pierwszy mnie poca�owa�, na tej samej szosie, gdzie rozmawiali�my w dniu naszego poznania, dozna�am ulgi, jak� sprawia przej�cie od dojrza�ych ju� pragnie� do ich zaspokojenia. Pomimo to niepohamowana zach�anno��, z jak� zetkn�y si� nasze usta, nieco mnie przerazi�a, bo pomy�la�am, �e od tej chwili nie b�d� ju� umia�a nad sob� panowa� i stan� si� ca�kowicie zale�na od tej rozkosznej i pot�nej si�y, kt�ra nieub�aganie pcha�a mnie w jego ramiona. Ale uspokoi�am si� prawie natychmiast, bo skoro tylko oderwali�my si� od siebie, Gino o�wiadczy�, �e od tej chwili musimy si� uwa�a� za narzeczonych. I tym razem nie mog�am si� powstrzyma� od my�li, �e odgad� moje najskrytsze pragnienia i powiedzia� w�a�nie to, co nale�a�o powiedzie�. Tak wi�c l�k wywo�any pierwszym poca�unkiem prysn�� w jednej chwili; i przez ca�y czas postoju na szosie, niczym ju� nie hamowana, ca�owa�am go z uniesieniem i ca�kowitym oddaniem, traktuj�c to jako co� dozwolonego.
P�niej ca�owa�am i by�am ca�owana niesko�czon� ilo�� razy, i tylko B�g os�dzi, czy robi�am to bez �adnego udzia�u moich uczu� i zmys��w, jak daje si� i przyjmuje monet�, kt�ra przesz�a przez tysi�ce r�k; ale na zawsze pozostanie mi w pami�ci ten pierwszy poca�unek i jego nat�enie prawie bolesne, w kt�rym znalaz�y uj�cie nie tylko moja mi�o�� do Gina, ale i ca�e moje dotychczasowe oczekiwanie. Pami�tam, �e dozna�am takiego uczucia, jak gdyby �wiat zacz�� nagle kr��y� doko�a nas i niebo znalaz�o si� u moich st�p, a ziemia nade mn�. W rzeczywisto�ci po prostu pochyli�am si� pod naporem jego ust, �eby poca�unek trwa� d�u�ej. Co� �ywego i �wie�ego dotyka�o moich z�b�w, a kiedy rozchyli�am usta, poczu�am w nich j�zyk, ten sam, kt�ry tyle razy szepta� mi do ucha czu�e s��wka, a teraz ods�ania� mi inne, nie znane dot�d rozkosze. Nie wiedzia�am, �e mo�na si� ca�owa� w taki spos�b i tak d�ugo, brak�o mi tchu, by�am jak pijana i kiedy Gino mnie pu�ci�, z zamkni�tymi oczami opar�am si� o poduszki samochodu; szumia�o mi w g�owie, jak gdybym mia�a zemdle�. Tak wi�c tego dnia zrobi�am odkrycie, �e istniej� na �wiecie jeszcze inne rado�ci poza spokojnym szcz�ciem na �onie rodziny. Ale nie przypuszcza�am wtedy, �e usun� one z mego �ycia te bardziej codzienne rado�ci, kt�rych dot�d tak bardzo pragn�am: odk�d Gino wspomnia� o zar�czynach, by�am pewna, �e w przysz�o�ci udzia�em moim stanie si� jedno i drugie: dom i mi�o�� bez grzechu, bez wyrzut�w sumienia.
By�am tak pewna, �e post�powanie moje jest s�uszne, �e jeszcze tego samego wieczoru, mo�e nawet ze zbyt wielkim wzruszeniem i uniesieniem, zwierzy�am si� ze wszystkiego matce. Zasta�am j� siedz�c� przy oknie, pochylon� nad maszyn� do szycia. �wiat�o lampy, nie os�oni�tej aba�urem, razi�o w oczy. Zaczerwieni�am si� i powiedzia�am:
- Mamo, zar�czy�am si�.
Zobaczy�am na jej twarzy grymas, jak gdyby kto� obla� j� kub�em zimnej wody.
- Z kim?
- Z jednym ch�opcem, kt�rego pozna�am kilka dni temu.
- A czym on jest?
- Szoferem.
Chcia�am doda� jeszcze kilka szczeg��w, ale nie zd��y�am. Matka zatrzyma�a maszyn�, zerwa�a si� z krzes�a i chwyci�a mnie za w�osy.
- Zar�czy�a� si�... bez mojej wiedzy... i do tego z szoferem... O, ja nieszcz�liwa... zap�dzisz mnie do grobu! - M�wi�c to, chcia�a uderzy� mnie w twarz. Broni�am si�, jak mog�am, i w ko�cu uda�o mi si� wyrwa�, ale ona zacz�a mnie goni�. Bieg�a za mn� doko�a sto�u, stoj�cego na �rodku pokoju, krzycz�c i zawodz�c. By�am przera�ona wyrazem jej twarzy, na kt�rej malowa�o si� cierpienie i w�ciek�o��.
- Zamorduj� ci� - wrzeszcza�a - tym razem naprawd� ci� zamorduj�! - a po ka�dym okrzyku "Zamorduj� ci�!" jej furia zdawa�a si� wzrasta� i gro�ba stawa�a si� coraz realniejsza. Trzyma�a si� sto�u i �ledzi�am ka�dy jej ruch, bo wiedzia�am, �e w takich chwilach jest nieodpowiedzialna za swoje czyny i mo�e je�eli nie zabi� mnie, to zrani� pierwszym lepszym przedmiotem, jaki wpadnie jej w r�k�. Rzeczywi�cie w pewnej chwili chwyci�a du�e no�yczki krawieckie i ledwie zd��y�am uchyli� g�ow�, no�yczki zatoczy�y �uk w powietrzu i uderzy�y o �cian�. Przerazi�o j� to, usiad�a nagle przy stole i chowaj�c twarz w d�oniach, wybuchn�a nerwowym p�aczem, w kt�rym znalaz�a upust raczej jej w�ciek�o�� ni� b�l. Szlochaj�c m�wi�a:
- A ja mia�am dla ciebie takie plany... Widzia�am ci� bogat�... Ty, taka pi�kna... zar�czy�a� si� z g�odomorem!
- On wcale nie jest g�odomorem - przerwa�am nie�mia�o.
- Szofer - powt�rzy�a wzruszaj�c ramionami - szofer... Ty n�dznico, zobaczysz, �e sko�czysz tak samo jak ja. - Wypowiedzia�a te s�owa powoli, jakby napawaj�c si� ich gorycz�. Po chwili doda�a: - O�eni si� z tob�, zrobi z ciebie swoj� s�u��c�, a potem b�dziesz musia�a us�ugiwa� dzieciom... Tak si� to wszystko sko�czy...
- Pobierzemy si� dopiero wtedy, kiedy b�dzie mia� dosy� pieni�dzy na w�asny samoch�d - powiedzia�am powtarzaj�c to, co m�wi� mi Gino.
- Czekaj tatka latka... Tylko �eby� mi go tutaj nie sprowadza�a! - krzykn�a nagle, podnosz�c zap�akan� twarz. - Nie przyprowadzaj go tutaj! Nie chc� go widzie�! R�b, co chcesz, spotykaj si� z nim poza domem, ale �eby� nie wa�y�a si� go tutaj sprowadza�!
Tego wieczoru po�o�y�am si� do ��ka bez kolacji, smutna i przygn�biona. Zdawa�am sobie