2670
Szczegóły |
Tytuł |
2670 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2670 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2670 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2670 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bohdan Arct
Cena �ycia
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Zak�adu
Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku
Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa:
"Ludowa Sp�dzielnia
Wydawnicza", Warszawa 1991 r.
Pisa� A. Galbarski,
korekty dokona�y:
I. Stankiewicz
Bohdan Arct (1914_#1973) -
prozaik, pilot, autor licznych
ksi��ek o tematyce lotniczej.
Bra� udzia� w wojnie obronnej
1939 roku; w latach 1940_#1944
walczy� w lotnictwie polskim na
Zachodzie.
Napisa� ponad czterdzie�ci
ksi��ek, zyskuj�c miano
"kronikarza dziej�w lotnictwa".
Do najbardziej popularnych
nale�� utwory przeznaczone
g��wnie dla m�odzie�y: "W pogoni
za Luftwaffe" (1946),
"Messerschmidty w s�o�cu"
(1947), "Niebo w ogniu"
(1957), "Kamikadze - boski
wiatr" (1961), "Cela �ycia"
(1964), "Trzecie pokolenie"
(1965), "Powietrze pe�ne
�miechu" (1970) i inne.
"Cena �ycia" to powie��
przygodowa z czas�w II wojny
�wiatowej, oparta na prze�yciach
angielskich lotnik�w, kt�rzy po
upadku Singapuru dostaj� si� do
japo�skiego obozu jenieckiego.
Po udanej, pe�nej dramatycznego
napi�cia pr�bie ucieczki
bohaterowie przedzieraj� si�
przez d�ungl� Sumatry i Jawy z
nadziej� dotarcia do Australii.
Memu synowi, Ryszardowi, kt�ry
w czasie pisania tej ksi��ki
usi�owa� zmusi� mnie do pracy
przez dwadzie�cia pi�� godzin na
dob�.
Od autora
(Notka do wydania pi�tego)
Wydarzenia opisane na stronach
tej ksi��ki nie s� bynajmniej
fantazj� literack�. Opiera�em
si� na faktach, zmieni�em
jedynie, ze zrozumia�ych
wzgl�d�w, nazwiska g��wnych
bohater�w.
Ku mej wielkiej satysfakcji
"Cena �ycia" doczeka�a si� ju�
pi�tego wydania. Mam wra�enie,
i� znalaz�a uznanie w oczach
Czytelnik�w. Mam te� nadziej�,
i� rzuca odrobin� �wiat�a na
trudno zrozumia�e dzieje zmaga�
wojennych na Dalekim Wschodzie.
Rozdzia� I
�ycie w milionowym mie�cie
powr�ci�o ju� do normalnego
stanu, a ogromny Singapur
pozornie zapomnia� o swej
niedawnej tragedii.
Po zalanych tropikalnym
s�o�cem ulicach �r�dmie�cia
p�yn�y sznury samochod�w. Po
chodnikach spieszyli dostatnio i
elegancko ubrani Europejczycy,
�wiec�cy nienagann� biel�
garnitur�w. Witryny sklep�w
przyci�ga�y oko r�norodno�ci�
wystawionych towar�w. Rozliczne
kina, teatry, kabarety,
restauracje i bary tej dzielnicy
wype�nione by�y t�umami
publiczno�ci, po�r�d kt�rej nie
brakowa�o mundur�w wszystkich
rodzaj�w broni. Wspania�a,
szeroka tama w poprzek cie�niny
Johore, pieczo�owicie odbudowana
po zniszczeniu w 1942 roku,
l�ni�a asfaltow� g�adzi�
nawierzchni. Gdzieniegdzie tylko
na bia�ych �cianach
pretensjonalnych pa�acyk�w i
willi europejskiej cz�ci miasta
widnia�y szczerby po
artyleryjskich i karabinowych
pociskach. Czasem w rz�dzie
budynk�w pojawi�a si� wyrwa w
miejscu, gdzie ongi� wybuch
lotniczej bomby poczyni�
spustoszenia. A przecie�
zaledwie przed czterema laty
miasto i wysp� Singapur
spowija�y dymy po�ar�w, doko�a
rozlega� si� og�uszaj�cy �omot
dzia�, ulicami przetacza�y si�
stalowe cielska czo�g�w, w g�rze
mkn�y wrogie samoloty, nios�ce
�mier� i zag�ad�.
Ubo�sze i przeludnione
dzielnice tubylcze bardziej
dotkni�te zosta�y minion� wojn�,
wi�cej ucierpia�y podczas
pami�tnego obl�enia. Znik�y z
powierzchni ziemi setki
drewnianych domostw. Inne,
po�atane i wyreperowane byle
jak, wystawia�y na widok
publiczny sw� przera�aj�c�
bied�, a rozliczne sklepiki i
kramy szewc�w, krawc�w,
fryzjer�w, handlarzy starzyzn�
czy owocami, gnie�d��ce si�
jeden obok drugiego, stwarza�y
obraz odra�aj�cego, egzotycznego
ub�stwa. Chi�czycy i Malajczycy,
stanowi�cy przewa�aj�c�
wi�kszo�� mieszka�c�w miasta,
cierpieli niedostatek tak jak
przed wojn� czy te� nieco
p�niej, w czasie japo�skiej
okupacji. Co gorzej, ich straty
by�y niepowetowane, jako �e
niemal w ka�dej rodzinie kto�
zgin�� b�d� w czasie nalot�w,
bombardowa� artyleryjskich, b�d�
te�, cz�ciej, skutkiem
okrucie�stwa naje�d�c�w z Krainy
Wschodz�cego S�o�ca.
Ale i w �r�dmie�ciu nie
wszyscy zapomnieli o wojnie. W
pobli�u obszernego placu
Rafflesa, opodal zielonego
skweru, gdzie mie�ci� si� swego
czasu wielki dom towarowy
Guthiego, kompletnie wypalony w
pierwszym nieprzyjacielskim
nalocie, przed wysokim murowanym
budynkiem z powiewaj�c� na dachu
flag� Union Jack (ang. - nazwa
narodowej flagi brytyjskiej),
sta� wyci�gni�ty i nieruchomy
szereg �o�nierzy Military Police
(ang. - policja wojskowa,
�andarmeria). Ich od�wi�tne
mundury, bia�e tropikalne kaski,
bia�e pasy i kabury pistolet�w
�wiadczy�y, i� w budynku mie�ci
si� jaka� wa�na instytucja.
Wra�enie to pot�gowa� i
potwierdza� widok zaaferowanych
oficer�w kr�c�cych si� przed
gmachem oraz rz�dy wojskowych
aut na prostok�tnym parkingu.
Wysoki budynek oddany zosta� do
u�ytku War Crimes Court (ang. -
trybuna� powo�any do s�dzenia
zbrodni wojennych), a w jednej z
rozlicznych sal odtwarzano
w�a�nie wydarzenia sprzed kilku
lat, ustalano fakty, wyci�gano
na jaw uczynki, kt�rych sprawca
zosta� uj�ty i oddany do
dyspozycji trybuna�u.
Atmosfera by�a napi�ta,
podniecenie dochodzi�o do
zenitu, mimo za� otwartych
okien, stale obracaj�cych si�
pod sufitem �opat gigantycznych
wentylator�w i stosunkowo p�nej
pory dnia twarze �wieci�y potem,
koszule lepi�y si� do sk�ry.
Publiczno��, szczelnie
wype�niaj�ca rz�dy krzese�, z
niezwyk�ym skupieniem
ws�uchiwa�a si� w zeznania
�wiadk�w, w cyniczne
o�wiadczenia oskar�onego i suchy
g�os prokuratora.
Za d�ugim sto�em, na
podwy�szeniu, siedzia�o siedmiu
s�dzi�w wojskowych z
przewodnicz�cym, siwow�osym
pu�kownikiem Hughesem Mitchellem
w �rodku, i z zainteresowaniem,
granicz�cym z obrzydzeniem,
wpatrywa�o si� b�d� w posta�
niskiego, sko�nookiego oficera,
b�d� w le��cy na suknie sto�u
zakrzywiony miecz, jeden z
dowod�w rzeczowych. Miecz ten, a
raczej szabla, typowa japo�ska
bro� oficera piechoty, jeszcze
niedawno nale�a�a do kapitana
Teruci Amado."*
Teruci Amado - posta�
historyczna. Dane o jego
zbrodniach wojennych
zaczerpni�to z materia��w
�r�d�owych. Zgodnie ze zwyczajem
japo�skim w tek�cie podane jest
najpierw nazwisko, potem za�
imi�.
Przed s�dziowskim sto�em,
wyprostowany jak na paradzie,
sta� oskar�yciel, major Marcus
Shell, chudy, wysoki m�czyzna,
o pod�u�nej, ko�skiej twarzy i
ciemnych w�osach g�adko
zaczesanych do ty�u. Co chwila
nachyla� si�, spogl�da� na
trzymane w d�oni maszynowe
zapiski, cytowa� z nich co�,
zn�w si� wyprostowywa�, a jego
gestykulacja ogranicza�a si� do
kilkakrotnego wskazania
wyci�gni�tym ramieniem
po�yskuj�cej g�adzi klingi
miecza.
Na �awie, umieszczonej tu�
przed pierwszym rz�dem krzese�
publiczno�ci, siedzia� w
otoczeniu uzbrojonych �andarm�w
kapitan Teruci, w wybrudzonej i
wymi�tej koszuli koloru khaki,
spodniach tej samej barwy i
owijaczach na goleniach. Na jego
p�askiej, okr�g�ej twarzy nie
drga� �aden mi�sie�, nie
uwidacznia�o si� �adne uczucie.
Niski i barczysty Japo�czyk
wzrok utkwiony mia� w zesp�
s�dziowski, patrzy� na wrogich
oficer�w odwa�nie, zuchwale,
niemal wyzywaj�co.
S�owa oskar�yciela wojskowego
p�yn�y jedno po drugim,
uk�ada�y si� w zdania,
odtwarza�y fakty, ujawnia�y
niepoj�t�, niemal patologiczn�
mentalno�� oskar�onego, a tak�e
system rz�d�w imperium
"boskiego" tenno"* Hirohito,
potomka bog�w, za�o�yciela
epoki, przezwanej paradoksalnie
Siowa."*
Tenno (jap.) - japo�ski cesarz
(u�ywany jest r�wnie� wyraz
"mikado").
Siowa (jap.) - dos�ownie:
L�ni�cy Pok�j. Nazwa epoki w
historii japo�skiej, rozpocz�tej
z chwil� wst�pienia na tron
cesarza Hirohito w roku 1926
naszej ery (japo�ski rok
kalendarzowy rozpoczyna si� od
660 przed n.e.).
Ale gdy wyznaczony z urz�du
t�umacz wiernie powtarza�
kapitanowi pe�ny tekst
oskar�enia, ten nie porusza�
si�, nie usi�owa� protestowa�
czy przeczy�, chocia� i bez
t�umacza rozumia� s�owa Marcusa
Shella. Czasem tylko kiwa�
potakuj�co g�ow�, czasem za�
beznami�tnie dodawa� jaki�
szczeg�, uzupe�nia� zeznanie
czy o�wiadczenie.
- Wysoki S�d wys�ucha� ju�
�wiadk�w - kontynuowa� major
Shell. - Niekt�re zeznania
zosta�y tylko odczytane, gdy�
nie wszyscy zdo�ali dotrze� na
czas do tej sali. Mam na my�li
mi�dzy innymi majora Shannona,
kt�rego zeznania stanowi� wa�ki
przyczynek do aktu oskar�enia...
W pierwszym rz�dzie krzese�
dla publiczno�ci jaki� wysoki i
opalony na ciemny br�z oficer w
lotniczym mundurze, ze
skrzyde�kami pilota na lewej
piersi i rz�dem barwnych baretek
odznacze�, poruszy� si� nagle,
podni�s� z miejsca, ale po
chwili potrz�sn�� g�ow�, mrukn��
co� niedos�yszalnie i opad� z
powrotem na krzes�o.
- Wszystko zosta�o
wielokrotnie sprawdzone i
potwierdzone, nie ma �adnych
w�tpliwo�ci, co do wiarygodno�ci
zezna� �wiadk�w i ustalonych
fakt�w - m�wi� dalej
oskar�yciel, odruchowo
przyg�adzaj�c w�osy. - Sam
Teruci przyzna� si� do
pope�nionych przest�pstw,
chocia� stara� si� wybieli� swe
intencje - chudy major Shell na
chwil� obr�ci� si� twarz� do
kr�pego Japo�czyka i zmierzy� go
wyblak�ymi, niebieskawymi
oczami. - Oskar�ony zas�ania si�
tradycjami samuraj�w,"*
przytacza wskazania kodeksu
Busido."* Wysoki s�dzie! Pozwol�
sobie zwr�ci� wasz� uwag� na
kilka wydarze�, przedstawi� je w
skr�cie.
Samuraj (jap.) -
�redniowieczny rycerz japo�ski.
Busido (jap.) - kodeks
post�powania samuraj�w.
Prokurator zawiesi� na moment
g�os, odchrz�kn��, przelotnie
spojrza� na notatki, wydoby� z
kieszeni chustk� do nosa i otar�
pot z czo�a. Na sali panowa�a
g��boka cisza. Zesp� s�dziowski
tkwi� nieruchomo za sto�em, nikt
nie wykona� najl�ejszego ruchu.
- Na par� lat przed
rozpocz�ciem wojny i przed
napadem na ameryka�sk� baz� w
Pearl Harbor armie cesarza
Hirohito uderzy�y na Chiny,
zdobywaj�c prowincj� po
prowincji. W zaborczej kampanii
w Chinach bra� udzia� Teruci
Amado, pod�wczas w stopniu
porucznika. W pa�dzierniku 1938
roku dowodzona przez niego
kompania piechoty przeprowadza�a
w okolicach miasta Suczu
�wiczebne ataki na bagnety.
Dziwnego rodzaju by�y te
�wiczenia - w g�osie
oskar�yciela zabrzmia�a nuta
ironii i pogardy. - Wykonywano
je w ten spos�b, i� wi�zano
schwytanych je�c�w chi�skich i
u�ywano ich zamiast work�w
treningowych. K�uto bagnetami,
dop�ki nie padli martwi. Teruci
jednak bagnetu nie u�ywa�, by�
przecie� oficerem. Teruci t� oto
broni� - major Shell wskaza�
miecz na stole s�dziowskim -
�ci�� g�owy co najmniej
dwudziestu je�com chi�skim...
Wzrok Japo�czyka przeni�s� si�
powoli i leniwie z g�owy
pu�kownika Mitchella na stal
miecza. Wywody chudego
prokuratora o ko�skiej szcz�ce
poczyna�y go nu�y�. Teruci nie
mia� �adnych z�udze� co do
czekaj�cego go losu, ale
przed�u�aj�ca si� procedura
s�dowa z�o�ci�a go i
denerwowa�a. Nieodgadnionym
zrz�dzeniem bog�w biali mieli go
w swych r�kach, mogli z nim
zrobi�, co chcieli. To by�a
tragiczna, ponura i
przygn�biaj�ca prawda, z kt�r�
nale�a�o si� pogodzi�. Ale jaki
cel mia�a idiotyczna s�dowa
farsa? Po co marnowa� czas, si�y
i energi�? A przede wszystkim,
jakim prawem gadatliwy
prokurator zarzuca� mu
pope�nienie zbrodni? Teruci
walczy� z wrogiem, zabija�, bo
wrog�w Nipponu"* trzeba by�o
zabija�, bo obowi�zek nale�a�o
wype�nia�.
Nippon (jap.) - nazwa pa�stwa
japo�skiego (u�ywany jest
r�wnie� wyraz "Nihon").
"Bakajaro!" - zakl�� w duchu
Japo�czyk.
Po sali s�dowej roznios�y si�
dalsze s�owa prokuratora:
- Dnia dwudziestego drugiego
stycznia 1942 roku resztki
broni�cej si� Czterdziestej
Pi�tej Brygady Australijskiej
musia�y si� podda� u wybrze�y
rzeki Simpang Kiri na P�wyspie
Malajskim. Cz�� brygady zdo�a�a
si� jako� przedrze�, poddali si�
ranni, niezdolni do trzymania
si� na nogach. Wtedy kapitan
Teruci, ju� w�wczas cz�onek
Kemei Tai... - Marcus Shell
zatrzyma� si� i zastanowi�. -
Wysoki S�d z pewno�ci� wie, co
znaczy to okre�lenie. Kemei Tai
to "policja my�li", japo�ski
odpowiednik hitlerowskiego
gestapo.
Siwow�osy pu�kownik Mitchell
pokiwa� kilkakrotnie g�ow�. Inni
cz�onkowie zespo�u s�dziowskiego
poruszyli si�, wymienili mi�dzy
sob� kilka o�ywionych zda�. Na
Dalekim Wschodzie policja Kemei
Tai dobrze da�a si� wszystkim we
znaki.
- Nad brzegiem Simpang Kiri
kapitan Teruci wraz z podleg�ymi
sobie �o�nierzami, nie zwa�aj�c
na flag� Czerwonego Krzy�a i
oczywisty fakt poddania si�
bezbronnych przeciwnik�w,
rozpocz�li masakr�. Ranni
Australijczycy zgin�li wszyscy,
z wyj�tkiem jednego cz�owieka,
kt�ry zdo�a� uciec
niepostrze�enie. Teruci Amado
w�asnor�cznie �ci�� g�owy
czterem je�com t� oto broni� -
palec oskar�yciela raz jeszcze
skierowa� si� ku mieczowi.
Oczy Teruci Amado b�ysn�y,
ale ich b�ysk momentalnie zgin��
pod przymkni�tymi powiekami.
Bogowie jednak okazali �ask�, w
jednej chwili podsun�li honorowe
wyj�cie z sytuacji pozornie
beznadziejnej, wyj�cie godne
potomka walecznych jusi (jap. -
rycerz, wojownik), cz�onka
wybranej rasy Jamato."* Tam, w
odleg�o�ci zaledwie kilku ken,"*
le�y przecie� jego miecz. Ten
miecz u�yty zostanie raz
jeszcze, za chwil�.
Jamato (jap.) - cz�� �rodkowa
Japonii, uwa�ana za kolebk�
narodu.
Ken (jap.) - miara d�ugo�ci,
r�wna oko�o 1,5 metra.
- W nocy z trzynastego na
czternasty lutego 1942 roku
kapitan Teruci bra� udzia� w
masakrze w szpitalu Aleksandry w
Singapurze. Na jego rozkaz
�o�nierze wymordowali bagnetami
wychodz�cych im na spotkanie
lekarzy i sanitariuszy,
zgwa�cili i wymordowali
piel�gniarki opiekuj�ce si�
rannymi - kobiety, kt�re nie
chcia�y si� ewakuowa�, by nie��
pomoc innym. Podw�adni kapitana
Teruci wymordowali p�niej
wszystkich rannych, a kapitan -
ten wyraz Shell wym�wi� przez
z�by - Teruci w�asnor�cznie
zabi� dwie piel�gniarki i trzech
rannych �o�nierzy, u�ywaj�c do
tego swej szabli...
Wargi Teruci wykrzywi�y si�.
Japo�czyk, dobrze znaj�cy j�zyk
wrog�w, nie zamierza� upokarza�
si� u�ywaniem angielskiej mowy.
Nachyli� si� do t�umacza i co�
mu szepn�� na ucho. Na twarzy
t�umacza odmalowa�o si�
zdumienie. Wsta� i oznajmi�
g�o�no:
- Taii"* Teruci Amado pragnie
sprostowa� o�wiadczenie
oskar�yciela. W szpitalu
Aleksandry zabi� nie pi�ciu, ale
o�miu wrog�w swego kraju.
Taii (jap.) - stopie�
oficerski, odpowiednik kapitana.
W sali s�dowej War Crimes
Court rozszed� si� szmer grozy.
Wysoki oficer w lotniczym
mundurze, siedz�cy w pierwszym
rz�dzie krzese�, zerwa� si� z
miejsca. Energiczny stukot
m�otka przewodnicz�cego
trybuna�u momentalnie przywr�ci�
spok�j.
- Po zako�czeniu dzia�a�
wojennych na P�wyspie Malajskim
i poddaniu si� twierdzy
singapurskiej Teruci i jego
koledzy z Kemei Tai, kt�rzy w
kr�tkim czasie r�wnie� stan�
przed obliczem Wysokiego S�du,
zn�cali si� w czasie bada� nad
je�cami wojennymi we wszystkich
obozach, szczeg�lnie za� w
obozie Pasmir Tansiang. Te fakty
znane s� g��wnie z zeznania
majora Shannona, poniewa� poza
nim nikt z Pasir Pandziang nie
unikn�� �mierci. Teruci
w�asnor�cznie, jak zawsze
mieczem, porani�, okaleczy�
wielu je�c�w, kilku z nich
zabi�... - Shell zatrzyma� si�,
namy�li�, zajrza� do notatek i
potrz�sn�� g�ow�. - O
dzia�alno�ci oskar�onego na
Jawie m�wi�em ju� poprzednio...
Wysoki i opalony oficer w
lotniczym mundurze po raz trzeci
podni�s� si� z krzes�a i
p�on�cym wzrokiem wpatrzy� w
posta� Japo�czyka, odwr�conego
do� plecami. D�onie mu dr�a�y,
palce zakrzywia�y si� raz po
raz, jakby za chwil� chwyci�
mia�y taii Teruci za grdyk� i
zacisn�� si� na niej
�miertelnie.
- Domagam si� dla kapitana
Teruci Amado, oficera
imperialnych wojsk japo�skich,
kary �mierci. Kary �mierci przez
powieszenie, nie za�
rozstrzelanie - ko�czy�
prokurator dono�nym g�osem, a
jego ko�ska twarz, z kropelkami
potu na czole, wyd�u�y�a si�
jeszcze bardziej, przybra�a
kszta�t niemal karykaturalny. -
W tym przypadku najsurowsza kara
jest zbyt �agodna!
Teruci nieco si� poruszy�,
poprawi� na �awie,
niepostrze�enie spr�y� si� do
skoku. Jego sko�ne oczy nie
spogl�da�y teraz na szabl� -
doskonale zna� jej po�o�enie na
stole. Wzrok mia� utkwiony w
przewodnicz�cym trybuna�u. Ten
powinien pa�� pierwszy, jego
g�owa pierwsza potoczy si� po
pod�odze. Kodeks Bu
�e najpierw nale�y zg�adzi�
najwa�niejszego przeciwnika.
Potem p�jd� inni s�dziowie, a
je�eli bogowie b�d� nadal
�askawi i u�ycz� si� ramieniu,
zginie i prokurator, nad�ty,
pysza�kowaty g�upiec. On sam,
taii Teruci Amado, r�wnie�
rozstanie si� z �yciem, ale w
spos�b godny tego, by zasi��� w
gronie dostojnych przodk�w i
bohater�w narodowych. Nikt nie
zdo�a powstrzyma� go od
pope�nienia honorowego harakiri.
- Teruci Amado to zaka�a nie
tylko narodu japo�skiego, ale i
ca�ego �wiata...
Wzrok �andarm�w nie zdo�a�
uchwyci� b�yskawicznego,
tygrysiego skoku Japo�czyka. W
u�amku sekundy Teruci znalaz�
si� przy stole s�dziowskim. Z
niebywa�� szybko�ci� chwyci� za
r�koje�� szabli. W powietrzu
zamigota�a stal, ale ostrze jej
nie spad�o na niczyj� g�ow�.
Pot�ne palce zacisn�y si� na
d�oni kapitana, wykr�ci�y j�,
wy�uska�y bro�.
- Przeliczy�e� si�, Teruci -
zabrzmia�y gniewne, rwane s�owa.
- Nie uda ci si� tym razem.
Japo�czyk znieruchomia�, potem
powoli odwr�ci� si� do ty�u.
Sta� przed wysokim oficerem w
lotniczym mundurze. Na
przystojnej, opalonej twarzy
lotnika widnia�y blizny po
ranach zadanych jakim� ostrym
narz�dziem, jedno ucho by�o
niemal ca�kowicie odci�te.
Teruci pozna� go w jednej
chwili. Zgarbi� si�, pochyli�,
g�owa opad�a mu na piersi. W
decyduj�cej sekundzie przegra�.
Bogowie nie okazali si� �askawi,
chocia�... starannie wybra�
chwil�, szarpn�� si� z ca�ej
si�y. R�ce �andarm�w trzyma�y
go, niczym kleszcze.
- Znasz mnie, Teruci? Jestem
Peter Shannon. Ostatnim razem
widzieli�my si� niedaleko st�d,
przed paru laty. W obozie Pasir
Pandziang. Dobrze zapami�ta�em
twoj� twarz i nazwisko,
kapitanie Teruci. D�ugo czeka�em
na ponowne spotkanie!
Miecz samuraj�w uni�s� si� w
g�r�. Pu�kownik Mitchell
otworzy� z wra�enia usta, major
Shell post�pi� krok do przodu. W
k�cie sali jaka� kobieta
wrzasn�a histerycznie.
Teruci schyli� si� jeszcze
bardziej i przymkn�� z
rezygnacj� oczy. Czeka�, a�
ostrze spadnie na jego policzki,
przekraje czo�o i uszy, jak
ongi� przekraja�o czo�o,
policzki i uszy stoj�cego przed
nim cz�owieka. Ale Peter Shannon
roze�mia� si� pogardliwie i
spokojnie po�o�y� szabl� na
stole s�dziowskim.
- Nie jestem katem, jak ty,
Teruci. Jestem oficerem.
Wysoki lotnik sztywno sk�oni�
si� pu�kownikowi Mitchellowi,
obr�ci� na pi�cie i szybkim
krokiem, nie ogl�daj�c si� za
siebie, opu�ci� sal� War Crimes
Court.
Rozdzia� II
Nast�pnego dnia rano major
pilot Peter Shannon zameldowa�
si� w biurze lorda Louisa
Mountbattena, dowodz�cego
pod�wczas ca�o�ci� wojsk
brytyjskich na Dalekim
Wschodzie. Kapitan Shirley,
adiutant dow�dcy, dobrze znaj�cy
lotnika, zapyta� o przyczyn�
przybycia, gdy za� nieco
zaambarasowany Peter oznajmi�,
i� to sprawa czysto osobista,
porozumia� si� telefonicznie z
szefem. Po kr�tkiej chwili
Shirley wskaza� przybyszowi
drzwi do przyleg�ego gabinetu.
- Co pana sprowadza do mnie,
Shannon? - spyta� Mountbatten
podaj�c podw�adnemu r�k� i
zapraszaj�c uprzejmym gestem do
zaj�cia miejsca naprzeciw, po
drugiej stronie du�ego biurka
zawalonego papierami.
- Sprawa kapitana Teruci, sir.
- Teruci? Aha, znam t� spraw�.
Zd��y� pan do s�du?
- Tak jest... to znaczy
zeznania z�o�y�em poprzednio, do
s�du przyjecha�em w ostatniej
chwili.
- Teruci zosta� wczoraj
skazany na kar� �mierci przez
powieszenie, prawda?
- Tak jest.
- Wyrok wykonano dzi� o
�wicie, Shannon.
- Tak jest. Mountbatten uni�s�
brwi w g�r�. Na jego
przystojnej, m�skiej twarzy
odmalowa�o si� zdziwienie.
- O co wi�c panu chodzi,
majorze Shannon? - spyta� z
odcieniem zniecierpliwienia w
g�osie.
Peter Shannon lekko si�
zarumieni� pod opalenizn�,
blizny na policzku uwidoczni�y
si� wyra�niej.
- Chcia�em prosi�... -
zaj�kn�� si�, ale brn�� z
determinacj� dalej. - Chcia�em
prosi� o szabl� tego Japo�czyka,
sir.
Lord Mountbatten b�bni�
palcami po politurze biurka.
Odruchowo, automatycznie zacz��
porz�dkowa� papiery.
- Po co panu japo�ska szabla,
Shannon? - bada�. Lotnik
odruchowo dotkn�� palcami szram
na twarzy, nie powiedzia� ani
s�owa. Mountbatten szybko
zrozumia�.
- Aha, tak. S�ysza�em o
pa�skich prze�yciach, Shannon.
Niezwyk�a historia, wprost
nieprawdopodobna, ale prawdziwa.
W porz�dku, majorze, szabla jest
pa�ska. Stanie si� jakby
pami�tk� rodzinn�, co? - Dow�dca
za�mia� si� kr�tko, sucho.
- Taak - przeci�gn�� znacz�co
Peter. - Ten miecz zawi�nie na
honorowym miejscu, sir.
W p� godziny p�niej major
Peter Shannon powt�rnie trzyma�
w d�oni stalow� bro� samuraj�w.
�ciska� j� obur�cz, jakby
obawiaj�c si� zgubi� lub upu�ci�
na kamienn� posadzk� hallu
dow�dztwa. Kr�tko po�egna� si� z
kapitanem Shirleyem, wolnym
krokiem zszed� po schodach,
opu�ci� budynek. Niedbale
odsalutowa� wartownikom,
przystan�� na ulicy zalanej
potokami s�onecznego gor�ca.
Mijaj�cy go przechodnie ze
zdumieniem spogl�dali na
wysokiego lotnika, mierzyli
wzrokiem obna�on� kling�.
Niekt�rzy rzucali �artobliwe
uwagi, inni starali si� zagadn��
oficera, ale Peter milcza�, nie
zwraca� uwagi na zaczepki.
Migotliwa g�ad� stali
fascynowa�a go, hipnotyzowa�a.
Ostra jak brzytwa szabla taii
Teruci Amado posiada�a
przedziwne w�a�ciwo�ci, wydawa�a
si� zaczarowana. Wyci�ga�a z
zakamark�w m�zgu obrazy, o
kt�rych Peter usilnie stara� si�
zapomnie�, zmusza�a do
odtwarzania ich, kaza�a raz
jeszcze prze�y� dni, gdy
wydawa�o si�, �e wszystko by�o
stracone, gdy nie pozostawa�a
odrobina nadziei... Kiedy
pi�knego, s�onecznego,
wrze�niowego przedpo�udnia 1940
roku podporucznik lotnictwa
Peter Thomas Shannon po�lubia�
dziewi�tnastoletni� Elisabeth
Pearl, tocz�ca si� w Europie
wojna by�a dla niego spraw�
niemal zupe�nie oboj�tn� i w
�adnym stopniu nie wp�ywa�a ani
na tok jego pracy zawodowej, ani
na sprawy osobiste. Tutaj, w
pot�nej i nie zdobytej twierdzy
Singapur, nie przejmowano si�
gro�bami fanatycznego dyktatora
Niemiec. Losy podbitej przed
rokiem Polski i upokorzonej
przed kilku miesi�cami Francji
nie obchodzi�y nikogo. Nawet
mo�liwo�� inwazji wysp
brytyjskich nie wydawa�a si�
zbyt istotna. Nic wi�c dziwnego,
�e urz�dnik stanu cywilnego,
dru�bowie i druhny oraz zebrani
go�cie mieli twarze niemal
r�wnie zadowolone i szcz�liwe
jak m�oda para sk�adaj�ca
ma��e�skie przyrzeczenia. Peter,
wysoki i postawny
dwudziestosze�cioletni m�czyzna
by� pilotem stacjonuj�cej na
singapurskim lotnisku Seletar
my�liwskiego dywizjonu,
wyposa�onego w samoloty Brecter
"Buffalo". To ameryka�skie
maszyny, pi�kne na oko,
jednosilnikowe �redniop�aty,
posiada�y wiele wad i usterek,
nie mia�y dostatecznej
szybko�ci, przede wszystkim
jednak by�o ich za ma�o jak na
potrzeby niezwykle wa�nego
strategicznego punktu. Ale ani
Peter, ani jego dywizjonowi
koledzy bynajmniej nie trapili
si� tym niepokoj�cym faktem.
Wojna przecie� toczy�a si� tak
daleko, �e... w�a�ciwie nie
istnia�a.
Od wielu lat, od wczesnego
dzieci�stwa, Shannon przebywa�
na P�wyspie Malajskim, a jego
znajomo�� z Betty Pearl datowa�a
si� od roku 1936. Mimo �e
urodzi� si� w Anglii, w samym
centrum metropolii, Peter by�
w�a�ciwie bardziej
Eurazyjczykiem ni�
Europejczykiem, jako bowiem
czteroletni brzd�c zosta�
zabrany przez rodzic�w na Daleki
Wsch�d, gdzie jego ojciec od lat
dzier�awi� na P�wyspie
Malajskim niewielk� plantacj�
kauczuku i spodziewa� si�
dorobi� maj�tku, by zapewni�
sobie i rodzinie dostatnie
�ycie. Nic dziwnego, �e Peter,
kt�ry w dodatku odziedziczy� po
babce doz� krwi malajskiej, z
�atwo�ci� wyuczy� si� j�zyk�w
malajskiego i chi�skiego, pozna�
wiele miejscowych narzeczy oraz
opanowa� w znacznym stopniu
japo�ski. Cer� mia� ciemn�,
k�ciki oczu leciutko podgi�te ku
g�rze. Doskonale znosi� klimat,
zab�jczy dla wielu
Europejczyk�w, w podzwrotnikowej
d�ungli czu� si� niemal jak w
domu, wcze�nie pozna� jej
tajniki. W towarzystwie
krajowc�w porusza� si� z zupe�n�
swobod�, ale traktowa� ich z
g�ry, jako co� podrz�dniejszego
i mniej warto�ciowego.
Rodzinie Shannon�w nie
powiod�o si� w tropikach. Matka,
Helen Mary Shannon, cicha,
drobna i chorowita kobieta,
zmar�a skutkiem fatalnego
klimatu, gdy Peter liczy� sobie
zaledwie dziesi�� lat. Kiedy za�
ch�opak uko�czy� szko�� �redni�
w Sydney w Australii i powr�ci�
na Malaje, dowiedzia� si� z
�alem o niedawnej �mierci ojca,
wyniszczonego prac� na
plantacji, kt�ra nigdy nie
przynosi�a wystarczaj�cych
dochod�w.
Peter nie zamierza� uprawia�
kauczuku, chocia� si� i energii
mu nie brakowa�o, a kondycji
fizycznej m�g� mu pozazdro�ci�
ka�dy r�wie�nik. Jego
zainteresowania obr�ci�y si� w
zgo�a innym kierunku. Poci�gn�y
go podniebne przygody, urok
latania, barwne i emocjonuj�ce
�ycie ludzi powietrza. Zaci�gn��
si� do lotnictwa Raf_u,"*
pocz�tkowo do personelu
technicznego, p�niej za�, po
przej�ciu odpowiedniego
przeszkolenia, zosta� pilotem,
otrzyma� przydzia� do jednostki
my�liwskiej i wy�ywa� si� w
karko�omnych akrobacjach,
�wiczebnych walkach i
treningowych strzelaniach.
Raf (ang.) - skr�t od Royal
Air Force - Kr�lewskie Si�y
Powietrzne (nazwa angielskiego
lotnictwa wojskowego).
Z Betty Pearl pozna� si�
przypadkiem, na jednej z zabaw w
kasynie podoficerskim w Seletar,
gdy jeszcze nosi� na ramionach
naszywki sier�anckie.
Pi�tnastoletnia dziewczyna o
egzotycznej, bajkowej urodzie
zapad�a mu g��boko w serce, ale
pocz�tkowo nie by�o mowy o
powa�niejszym romansie. Betty
by�a wtedy niemal dzieckiem. Co
wi�cej, jej pochodzenie sta�o
pod znakiem zapytania. Ojciec
dziewczyny, Eustace Pearl,
warto�ciowy i wysoce
inteligentny cz�owiek, rzucony
na Malaje kaprysem losu i
ci�kimi warunkami materialnymi
w Anglii, piastowa�, co prawda,
dosy� odpowiedzialne stanowisko
zawiadowcy stacji kolejowej w
Kucing, p�yn�a w nim czysta
krew brytyjska, ale matka by�a
"zwyk��" Malajk�. Stawia�o to
przed Betty nieprzebyt� zapor�
socjaln�, wyklucza�o z
towarzystwa rdzennych
Europejczyk�w, zazdro�nie
przestrzegaj�cych rasowych
przywilej�w. Swego czasu w
podobnej sytuacji znalaz�a si� i
matka Petera, ale Henry Ronald
Shannon nie zwa�a� na
bezsensowne przes�dy i
uprzedzenia swych ziomk�w, by�
zreszt� stosunkowo niezale�ny.
Peter za�, kt�ry w dzieci�stwie
godzinami bawi� si� z kolorowymi
r�wie�nikami, czu� si� od nich
lepszy, inny, by� po prostu
Bia�ym, cz�onkiem zwyci�skiej,
panuj�cej nad �wiatem rasy. W
dodatku s�u�y� w Royal Air
Force, a chocia� pozornie nie
zwracano tam uwagi na kolor
sk�ry i czysto�� krwi, jego
kariera mog�aby zosta�
zwichni�ta w przypadku
ma��e�stwa z Eurazyjk�.
Tak wi�c, widuj�c si� coraz
cz�ciej z pi�kn� dziewczyn�,
sp�dzaj�c z ni� ka�d� woln� od
s�u�by chwil�, Peter nie czyni�
w�a�ciwie �adnych post�p�w na
sercowej drodze. Stara� si�
powstrzyma� ogarniaj�ce go
uczucie, zdusi� je, czasem
�wiadomie odcina� si� od Betty,
usi�owa� wzbudzi� w sobie
zainteresowanie innymi
kobietami. Nie uda�o mu si� to
jednak, w miesi�c za� po wybuchu
wojny m�ody lotnik doszed� do
ostatecznego wniosku, �e jego
dalsze �ycie bez Betty Pearl nie
mia�oby najmniejszego sensu, a
uroda i wewn�trzne warto�ci
ukochanej stanowi�y cel znacznie
atrakcyjniejszy i cenniejszy ni�
wojskowa kariera i dywizjon
my�liwski. Nie spos�b by�o nadal
walczy� z uczuciem i Shannon
podda� si�, ale w g��bi duszy
�ywi� g�uchy, utajony �al do
Eustacego Pearla za ma��e�stwo z
Malajk�.
Z pomoc� w powzi�ciu w�a�ciwej
decyzji przysz�o przychylne
stanowisko i dobre rady dow�dcy
dywizjonu. Squadron Leadera"*
Mclochlona, ma�ego, �ylastego i
wysuszonego na wi�r Szkota,
doskona�ego pilota, a zarazem
trze�wo i zdrowo my�l�cego
cz�owieka.
Squadron Leader (ang.) -
stopie� oficerski w lotnictwie
Raf_u, odpowiednik majora.
- Plu� na wszystkich snob�w,
p�g��wk�w i b��kitnokrwistych
niedojadk�w, Peter. Plu�
trzykrotnie, a potem jeszcze raz
- m�wi� pewnego wieczoru major,
poci�gaj�c whisky z lodem, jako
�e najtrze�wiej i najlogiczniej
my�la�o mu si� po kilku
g��bszych szklaneczkach trunku.
- Czy my�lisz, �e w ich �y�ach
naprawd� p�ynie b��kitna krew?
Bzdury! Zakrzycz� ci� durnie, to
prawda, zakrakaj�, te� prawda.
Niekt�rzy z tych kretyn�w nie
b�d� ci� poznawa� na ulicy - i
to prawda. Wyrzuc� ci� na �eb ze
wszystkich ekskluzywnych klub�w
w Singapurze. Co z tego? I tak
nie masz forsy ani czasu, �eby
�azi� do tych zadymionych
spelunek. Ale wierz mi, Peter,
wszyscy ci kastowi krzykacze, ci
bezp�ciowi g�wniarze nie s�
warci jednego u�miechu twojej
Betty, m�j drogi - Mclochlon
u�miechn�� si� z rozczuleniem i
szybko uzupe�ni� whisky w
szklance.
- Chc� ci tylko da� pewn�
rad�, Peter.
- S�ucham, panie majorze.
- Poczekaj troch� ze �lubem.
Shannon zerwa� si� z krzes�a.
- Ale ja nie chc� czeka�! -
zaperzy� si�.
Ma�y Szkot przymru�y� jedno
oko.
- Chcia�aby dusza do raju, co?
Nie chcesz czeka�, nie mo�esz,
co? Rozumiem, rozumiem, m�j
ch�opcze, ja te� by�em kiedy� w
twoim wieku i wierz mi - zni�y�
g�os - dziewczyny w ca�ym
Glasgow lata�y za mn� jak
op�tane. No, a ja, hm, r�wnie�
za nimi goni�em, jeszcze jak!
Shannon u�miechn�� si�
dyskretnie. Nie potrafi�
wyobrazi� sobie, by Mclochlon
by� kiedykolwiek m�ody, a wr�cz
niemo�liwe by�o przedstawi� go
sobie w roli lowelasa, nawet
przed dwudziestu laty.
- Pos�uchaj mnie, Peter. M�wi�
teraz powa�nie. Jeste� dobrym
�o�nierzem i doskona�ym
my�liwcem, chocia� bij� ci� w
ka�dej walce powietrznej. Nie
przecz, to prawda - major ruchem
r�ki powstrzyma� protesty
podw�adnego. - Za miesi�c
jedziesz na kurs oficerski, za
dwa lub trzy zostaniesz
promowany. To sprawa
zdecydowana. Wtedy za� twoja
pozycja umocni si�, bo
zdegradowa� nikt ci� nie zdo�a,
nawet sam kr�l jegomo��. Chyba
�e - w gardle Szkota zabulgota�a
whisky - chyba �e, na przyk�ad,
zamordujesz mnie w przyst�pie
zazdro�ci, bo powiem ci
otwarcie, �e ostrz� sobie na
Betty z�by. �artuj�, �artuj� -
po�o�y� uspokajaj�co d�o� na
ramieniu podw�adnego, w oczach
zata�czy�y mu ogniki humoru. -
No i, dear (ang. - drogi) Peter,
gdy na twych gorliwych ramionach
uka�� si� niebieskawe paski
Pilot Officer,"* ja
w�asnor�cznie i obur�cz podpisz�
ci zezwolenie na zawarcie
zwi�zku ma��e�skiego z nadobn�
pann� Elisabeth Pearl, kt�ra
chwilowo r�wnie� musi obej�� si�
bez s�odkich obowi�zk�w �ony.
Ba, wydam ci rozkaz na pi�mie!
Bloody hell, co sobie ta
dziewczyna w tobie upatrzy�a,
p�taku?
Pilot Officer (ang.) - stopie�
oficerski Raf_u, odpowiednik
podporucznika.
Tak wi�c dopiero we wrze�niu
1940 roku Elisabeth Pearl i
podporucznik Peter Shannon
stan�li na kobiercu �lubnym
przed rozpromienionym jak
ksi�yc w pe�ni obliczem
urz�dnika Registry Office (ang.
- urz�d stanu cywilnego). Dru�b�
pana m�odego zosta� na w�asne
��danie major Douglas
Mclochlon, pragn�cy w ten
spos�b wykaza� sw�j stosunek do
mieszanych ma��e�stw i zachwyt
nad urod� m�odej Eurazyjki. Co
wi�cej, uparty Szkot wyda�
stosowne i nader ostre rozkazy,
w kt�rych rezultacie szpaler
honorowy przed budynkiem urz�du
utworzyli nie tylko wszyscy
cz�onkowie dywizjonu
my�liwskiego, ale i ca�y
personel lotniska Seletar.
- A je�eli kt�remu� mato�owi
nie spodoba si� pani Shannon,
wstrzymam wyjazd na urlop na
przeci�g roku - ostrzega� go�nie
Mclochlon. - Nie, na dwa lata!
Wkr�tce potem Shannonowie
wynaj�li niewielki domek na
przedmie�ciach miasta, w
bezpo�redniej blisko�ci lotniska
Seletar. Umeblowanie mieli nad
wyraz skromne - ga�a
podporucznika nie zezwala�a na
luksusowe zakupy, ojciec Betty z
trudem wi�za� koniec z ko�cem. W
niczym nie wp�ywa�o to na
szcz�cie i harmoni� m�odego
ma��e�stwa. Betty i Peter �wiata
poza sob� nie widzieli, a lotnik
szybko zapomnia�, �e jego �ona
by�a "tylko" Eurazyjk�.
Ale, jak przewidywa� znaj�cy
ludzi Szkot, nie zapomnieli o
tym inni. Zarz�d oficerskiego
klubu niedwuznacznie da�
Shannonowi do zrozumienia, �e
jego cz�onkostwo by�o w obecnych
warunkach raczej niepo��dane.
Peter, chocia� zakl�� soczy�cie,
nie wzi�� zbytnio do serca tego
afrontu, przesta� si� nawet
boczy� na Eustace Pearla za
"mazelians". Natomiast major
Mclochlon, wymy�laj�c jak
pijany szewc, w�asnor�cznie
skre�li� si� z listy klubu, a
przy okazji podbi� sekretarzowi
lewe oko oraz pot�uk� temu
dostojnikowi ulubiony wazon z
kwiatami na biurku.
Peter z regu�y wraca� do domu
bezpo�rednio po zako�czeniu
s�u�by na lotnisku, niezbyt
udziela� si� kolegom, a
towarzystwo �ony rekompensowa�o
wszelkie poprzednie kontakty z
elit� singapursk�. Sta�o mu si�
zupe�nie oboj�tne, jaka krew
p�yn�a w �y�ach jego �ony, nie
mia�o znaczenia, czy Betty by�a
Eurazyjk�, Angielk�, Chink�,
Malajk� czy Francuzk�. By�a
kobiet�, kt�r� kocha� tak
bardzo, i� nie m�g� wyobrazi�
sobie bez niej �ycia.
Nie wszyscy koledzy i znajomi
wyrzekli si� kontakt�w z
Shannonami. Nader cz�stym
go�ciem w ich domu by�
Mclochlon, kt�rego Betty
kompletnie oczarowa�a i kt�ry
nigdy nie mia� do�� wyraz�w
uznania i uwielbienia, chocia�
nawet w jej obecno�ci nie
potrafi� powstrzyma� si� od
dziwacznych i cz�sto
niecenzuralnych wyra�e�. Niemal
codziennie wieczorem wpada� do
nich rudy jak wiewi�rka
porucznik Woodhill,
wsp�zawodnik Petera w
powietrznym strzelaniu i cichy
adorator jego �ony. Nie zerwa� z
mieszanym ma��e�stwem zast�pca
dow�dcy dywizjonu, Flight
Lieutenant"* Fitzpatrick,
przyja�ni� si� z nimi Flying
Officer"* Stanley White, mistrz
lotniczej akrobacji. Bywali w
domku Shannon�w porucznicy
Macdonald i Rekhill. Nawet
szczyc�cy si� arystokratycznym
pochodzeniem porucznik Parker
przyzna� musia� kiedy� z
niech�ci�, �e Elisabeth Shannon
prezentuje si� jak ksi�niczka z
bajki i posiada maniery damy z
najlepszego towarzystwa.
Flight Lieutenant (ang.) -
stopie� oficerski w lotnictwie
Raf_u, odpowiednik kapitana.
Flying Officer (ang.) -
stopie� oficerski w lotnictwie
Raf_u, odpowiednik porucznika.
A wojna toczy�a si� dalej,
niezale�nie od socjalnej pozycji
ma��e�stwa Shannon i
ekscentrycznych wyskok�w majora
Mclochlona. Wojna, niczym
str�cona z g�rskiego zbocza
lawina, toczy�a si� �ywio�owo,
szerzy�a jak plaga, obejmowa�a
coraz nowe terytoria... Dla
garnizonu singapurskiego, a
r�wnie� dla reszty wojsk
brytyjskich rozproszonych na
Dalekim Wschodzie, sygna�em
rozpocz�cia "w�a�ciwej" wojny
by� japo�ski atak na baz� morsk�
w Pearl Harbor i rozgromienie
pot�nej ameryka�skiej floty
Pacyfiku, nieroztropnie
zgrupowanej w tym porcie. By�a
to "w�a�ciwa" wojna, i co
gorsze, rozpoczynaj�ca si� od
kl�ski zadanej przez samoloty
napastnika. Ale... toczy�a si�
niemal tak daleko jak walki w
Europie. W to za�, by dotrze�
mog�a do Malaj�w i Singapuru,
nikt nie wierzy�. Mo�na pokona�
lekkomy�lnych i nie
przygotowanych Jankes�w, mo�na
zwyci�a� na wodach
wschodniochi�skich. Ale kusi�
si� o zaatakowanie Singapuru?
Tego �aden szaleniec nie uczyni!
Przecie� przez sze�� lat blisko
dziesi�� tysi�cy ludzi bez
przerwy pracowa�o przy
fortyfikacjach. Przecie� w
umocnieniach
po�udniowo_wschodnich wybrze�y
wyspy wylano setki tysi�cy ton
betonu! Przecie� forty usiano
�a�cuchem dzia�, po�r�d kt�rych
nie brak�o olbrzym�w kalibru
pi�tnastu cali!
Nic dziwnego, �e dow�dca
garnizonu singapurskiego,
genera� Brooke_Potham,
o�wiadczy� w oficjalnej
przemowie:
"...premier japo�ski Tojo
skrobie si� w czo�o, rozmy�laj�c
nad tym, jak wygra� wojn�..."
Rzecz� natomiast bardziej
dziwn� by� fakt, i� dow�dca
dywizjonu my�liwskiego w
Seletar, major Mclochlon,
wzm�g� tempo po�udniowych
trening�w i pocz�� gwa�townie,
cho� bezskutecznie, domaga� si�
zwi�kszenia stanu samolot�w oraz
dostarczenia wi�kszych ilo�ci
cz�ci zapasowych. Rzecz� za�
zgo�a niezrozumia�� dla cz�onk�w
jednostki sta�o si� twierdzenie
�ylastego Szkota, wypowiedziane
na jednej z odpraw personelu
lataj�cego:
- Je�eli dobior� si� nam do
sk�ry, zagniot� nas jak
karaluchy. Na tym lotnisku
stacjonowa� winien nie jeden,
ale pi�� dywizjon�w po�cigowych!
S�owa te, kt�re zreszt� nie
roznios�y si� poza obr�b
lotniska, nie wywo�a�y �adnego
odd�wi�ku, a major Mclochlon
nie otrzyma� ani dodatkowych
samolot�w, ani zapasowych cz�ci
p�atowcowych i silnikowych.
Tak wi�c jeszcze w listopadzie
i grudniu 1941, gdy lotnictwo
japo�skie odbywa�o intensywne
przygotowania na okupowanym
Taiwanie, a wojska imperium
Nipponu wkracza�y do francuskich
Indochin ze skwapliwym
zezwoleniem rz�du Vichy i jego
przedstawiciela w Indochinach,
admira�a Decoux, europejski
Singapur po prostu si� bawi�.
Rozdzia� III
Flaying Officer Peter Shannon
odpi�� pasy kabiny, uwolni� si�
od uprz�y spadochronu i zdj�� z
g�owy kominiark� lotnicz�. Otar�
pot z czo�a, odetchn�� g��boko.
Czu� si� troch� zm�czony, ale
jednocze�nie bardzo z siebie
zadowolony. Przez blisko dwie
godziny ugania� si� w swej
maszynie pod singapurskim
niebem, wykona� kilka kolejnych
wi�zanek akrobacji, a potem,
przywo�any radiowym rozkazem
Mclochlona, rozpocz��
treningowe walki powietrzne z
dow�dc�. Do tej pory, mimo
wszelkich wysi�k�w, nigdy nie
zdo�a� zaj�� za ogon maszyny
Szkota, prawdziwego mistrza
powietrznego kunsztu. Dzisiaj
jednak uda�o si�. Albo
Mclochlon nie by� w zwyk�ej
formie, albo te� - Shannon
stanowczo wola� t� alternatyw� -
podw�adny pocz�� dor�wnywa�
prze�o�onemu. Na sze��
przeprowadzonych pojedynk�w
Peter wygra� trzy i Mclochlon,
wydaj�c rozkaz l�dowania, rzuci�
pod adresem porucznika kr�tk� i
jak zwykle niecenzuraln�
pochwa��. A pochwa�a z ust
takiego dow�dcy znaczy�a bardzo
wiele.
Peter wyd�wign�� si�, wyszed�
z kabiny na skrzyd�o i zeskoczy�
na ziemi�. Mechanicy ju� kr�cili
si� doko�a maszyny, uzupe�niali
paliwo i olej, zagl�dali do
silnika. Z s�siedniego "Buffalo"
wygramoli� si� Mclochlon,
przeci�gn��, pogrzeba� w
kieszeniach, wydoby� fajk� i
zapali�, nie zwa�aj�c na
obowi�zuj�ce przepisy. Peter
podbieg� do dow�dcy, a ten,
wypuszczaj�c z fajki ogromne
k��by dymu, odci�gn�� go na bok.
- Starzej� si�, Peter, robi
si� ze mnie kawa� �mierdz�cego,
sflacza�ego �cierwa -
powiedzia�, ale oczy b�yszcza�y
mu weso�o. - A z ciebie zrobi
si� kiedy� cz�owiek. Trzy razy
zla�e� mi ty�ek, to za� ma swoj�
wymow�, ch�opcze. Jutro puszcz�
ci� w g�r� na rozpraw� ze
Stanleyem White. To twarda
sztuka. Je�eli i jego pobijesz,
hm, postawi� ci podw�jn� whisky.
- Major zamy�li� si� i przesun��
fajk� z jednego k�ta ust w
drugi. - O czym to m�wi�em? Aha,
whisky. Co dzisiaj robimy
wieczorem, Peter?
- Nie pomy�la�em o tym
jeszcze, sir - b�kn�� niepewnie
Shannon.
Jego �ona wyjecha�a
poprzedniego wieczoru do
rodzic�w do Kucing. Nie widzia�a
si� z nimi dawno, chcia�a ich
odwiedzi� i przy okazji nam�wi�
do przeprowadzenia si� do
Singapuru. Zach�ci� j� do tego
Mclochlon, kt�ry twierdzi�, �e
mimo wszystko P�wysep Malajski
jest zagro�ony inwazj� i w
twierdzy b�dzie bezpieczniej.
By�a to pierwsza roz��ka od dnia
�lubu i Peter nagle poczu�
dziwn� pustk� doko�a siebie, a
przytulny domek wyda� mu si�
obcy i jakby nie zamieszkany.
- Nudno bez naszej Betty, co?
- mrukn�� Szkot, bez trudu
odgaduj�c stan podw�adnego.
- Nudno, panie majorze.
- Wiesz co, przejdziemy si� do
Hotelu Morskiego - zaproponowa�
Mclochlon. - W twojej cha�upie
prawdziwa trupiarnia bez Betty,
w mojej kawalerce zawsze jest
trupiarnia. No, rusz si�,
rozejrzymy si�, pos�uchamy
wie�ci z szerokiego �wiata,
oblejemy twoje dzisiejsze
zwyci�stwo. Nie my�l tylko, �e
zawsze b�dziesz grzmoci� w
po�ladek starego Mclochlona.
Jeszcze nieraz spior� ci kuper.
- W to nie w�tpi�, sir.
- Oby tylko Japo�czycy kupra
ci nie sprali i nie naszpikowali
go prawdziwymi pociskami.
- Sk�d, panie majorze? Sk�d
tutaj Japo�czycy?
- Sk�d? Z Japonii, durniu!
Poczekaj, jeszcze si� na nich
napatrzysz!
- Pan �artuje, majorze.
- Ja nigdy nie �artuj�.
Mniejsza z tym. Jedziemy.
Wsiedli do przedpotopowego
Forda, w�asno�ci Szkota, kt�ry
prowadzi� ten rozlatuj�cy si�
wehiku� z niesamowit� wpraw� i
r�wnie niesamowitym
nieposzanowaniem przepis�w
drogowych, chocia� czasem, gdy
szosa wiod�a pod g�r�, trzeba
by�o ucieka� si� do si�y
fizycznej i popycha� grata,
czasem za� zatrzymywa� si� i
zbiera� porozsypywane cz�ci
karoserii i podwozia. W p�
godziny p�niej major zaparkowa�
auto w pobli�u ekskluzywnej
restauracji, z kt�rej wn�trza
dobiega�y d�wi�ki orkiestry i
zmieszany gwar g�os�w.
- Bardzo dawno tutaj nie by�em
- zauwa�y� Peter.
- Niewiele straci�e�. No,
w�azimy do tej �mierdz�cej
jaskini - burkn�� Mclochlon,
kr�tkim skinieniem d�oni
kwituj�c uk�on wygalowanego
portiera.
Znale�li si� w zat�oczonym
wn�trzu wielkiej sali, w kt�rej
roi�o si� od jasnych,
tropikalnych mundur�w i
wydekoltowanych sukien
singapurskich pi�kno�ci. Szkot
dojrza� wolny stolik w k�cie,
tu� obok rozbawionej i podpitej
gromady oficer�w, przecisn�� si�
w�skim przej�ciem, nast�puj�c na
pantofelek jakiej� rudow�osej
damy, i poci�gn�� za sob�
Shannona, troch� oszo�omionego i
onie�mielonego niezwyk�ym dla
niego otoczeniem.
- Co pijesz, Peter? - spyta�
major i dorzuci� z zabawnym
grymasem: - Ja stawiam, m�j
ch�opcze. Pami�taj, �e nie
wszyscy Szkoci s� sk�pi.
Peter zadowoli� si� wermuthem
z lodem, ale Mclochlon
oczywi�cie nie poprzesta� na
takim napoju, odpowiednim, jego
zdaniem, dla kobiet w ci��y i
smakuj�cym jak mocz wielb��da
chorego na nerki. Dla niego
jedynym prawdziwym trunkiem by�a
podw�jna whisky.
- A teraz zamie�my si� w
s�uch, nastawmy uszy jak para
rasowych os��w - mrukn�� major,
gdy kelner postawi� na stoliku
nape�nione szklaneczki. - Tutaj
mo�na si� nas�ucha�, a� w�troba
puchnie. Tutaj wygrywa si�
wojn�, m�j drogi! Ej, gdyby oni
tak dzielnie walczyli z
Japo�czykami jak z butelkami, za
tydzie� znale�liby�my si� w
Tokio i z�o�yli wizyt� u
szanownego pana Hirohito.
Dyskretnie wskaza� s�siedni
st�, przy kt�rym oficerowie
r�nych rodzaj�w broni zawzi�cie
opr�niali kieliszki i szklanki,
cz�stuj�c si� wzajemnie
wiadomo�ciami "z pierwszej
r�ki". Shannon z Mclochlonem
pr�dko poznali tre�� owych
wiadomo�ci.
- Porucznik Jordan twierdzi�
na podstawie informacji wywiadu,
�e Japo�czycy nie potrafi�
celnie strzela�, poniewa� s�
zezowaci - perorowa� jaki�
sztabowy oficer.
- S�usznie! You've sight the
nail on the head, colonel (ang.
- Wyra�enie idiomatyczne: Trafi�
pan w sedno, pu�kowniku). A
poziom przeszkolenia "��tk�w"
r�wny jest zeru, st�d te� nazwa
ich my�liwc�w: "Zero" - dorzuci�
chudy kapitan w lotniczym
mundurze.
Mclochlon ze stukiem odstawi�
szklaneczk� z whisky.
- To Flight Lieutenant Jackson
z rozpoznawczej eskadry na
"Catalina" - poinformowa�
podw�adnego szeptem. - Da�bym ja
mu "zero", gdybym go mia� w
dywizjonie! Rozmowa przy
s�siednim stoliku stawa�a si�
coraz bardziej o�ywiona, a�
Peter nie chcia� wierzy� w�asnym
uszom.
- M�ody cz�owieku, chocia�
jest pan lotnikiem, a nie
marynarzem, posiada pan
zdumiewaj�c� spostrzegawczo��...
Tak, spostrzegawczo��. Sko�ne
oczy "��tk�w" s� przyczyn�
bezspornego i stwierdzonego
faktu, �e Japo�czycy nie
potrafi� nawigowa� okr�tami
wojennymi! - ta opinia wysz�a z
ust oty�ego, siwiej�cego
komandora, mocno ju�
podgazowanego.
- To Copham, stary pijaczyna i
kobieciarz - pad� komentarz
Szkota. - O ile si� orientuj�,
ostatni raz p�ywa� na �aglowcach
za czas�w kr�lowej Wiktorii.
Peter z uwag� i niesmakiem
przys�uchiwa� si� rozmowie
s�siad�w.
- Gentlemen... jest rzecz�
oczywist�, gentlemen... chcia�em
powiedzie�, gentlemen... �e ci
zwyrodnialcy potrafi� tylko
skopiowa� produkty zagraniczne,
gentlemen... a p�niej
sprzedawa� je za pensy,
gentlemen, czy te� za semy,"*
gentlemen, bo tak si� ich pensy
nazywaj�, gentlemen... Podobne
ma�powanie nie wystarcza... co
chcia�em powiedzie�? Nie
wystarcza, by wygra� z nami
wojn�, gentlemen...
Sem (jap.) - japo�ska
jednostka monetarna.
Mclochlon si�gn�� po
szklaneczk�, zauwa�y�, i� by�a
pusta i przywo�a� kelnera.
- Ten dziadyga - wskaza�
palcem na j�kaj�cego si�
pu�kownika - to Henry Harrison.
Ma w g�owie tyle szarej
substancji m�zgowej, ile ja wody
w szklance whisky. Uwa�a si� za
wyroczni� w zagadnieniach
ekonomicznych Dalekiego Wschodu
z tej racji, �e przed
mobilizacj� przez lata handlowa�
z kupcami z Tokio i Jokohamy,
dzi�ki czemu dorobi� si� niez�ej
fortuny. Bloody hell!"* Do stu
tuzin�w pustych butelek
lemoniady! Jakim cudem on zosta�
pu�kownikiem? Kelner! - Szkot
zagrzmia� na ca�e gard�o. - Od
p� godziny dopraszam si�
podw�jnej whisky. Bez wody
sodowej, kelner! Od wody �aby
si� w brzuchu l�gn� i cz�owiek
dostaje rozmi�kczenia m�zgu!
Bloody hell (ang.) -
dos�ownie: krwawe piek�o.
Ordynarne przekle�stwo
angielskie.
- Ju� si� robi, panie majorze.
- Czy nie dosy�, sir? -
o�mieli� si� zapyta� Peter.
Mclochlon poklepa� go po
ramieniu.
- Spokojnie, m�j ch�opcze.
Wiesz dobrze, �e jeszcze nikt
nie widzia� starego Douglasa
Mclochlona pijanego. Jeszcze
nigdy nie spl�ta� mi si� j�zyk.
Pij�, bo mi whiky smakuje. Pij�,
bo mi si� tak podoba. Pij�, bo
mam dosy� ca�ego zafajdanego
�wiata, a przede wszystkim dosy�
takich wymoczk�w, hermafrodyt�w,
pederast�w i syfilityk�w jak
tamci - podrzutem g�owy wskaza�
s�siedni stolik.
Domoro�li stratedzy
rozprawiali coraz ha�a�liwiej.
- Mamy raporty z ich
dzia�alno�ci w Chinach! �miechu
warte!
- Japo�ska armia to kupa
kukie�, ma�p i p�ludzi.
- Mniejsza z kuk�ami i
japo�skimi ma�pami - rozwodzi�
si� jaki� major piechoty,
kt�rego Mclochlon rozpozna�
jako majora Heltona. - Kto m�wi�
o ma�pach? - roze�mia� si�
g�upkowato i z ogromnym
zainteresowaniem wpatrzy� si� w
dwie m�ode i przystojne kobiety,
siedz�ce opodal w wyzywaj�cych
pozach i najwidoczniej czekaj�ce
na zaczepk�. - Gentlemen, czy
ma�pa potrafi kocha� kobiet�? -
nie czeka� na odpowied�
zdziwionych wsp�towarzyszy
libacji i pl�t� dalej: - Nie,
gentlemen, nie potrafi, bo nie
ma pieni�dzy! Ale my, gentlemen,
my pieni�dze mamy - Helton
pos�a� zdobywcze spojrzenie ku
dw�m pi�kno�ciom Hotelu
Morskiego. - Po co rozprawia� o
�mierdz�cych Japo�czykach? Nas
interesuj� dziewcz�ta - obr�ci�
si� do oficera marynarki ze
�wie�o przyby�ego do Singapuru
pancernika "Prince of Wales". -
Prawda, poruczniku? Chwa�a Bogu,
nie jeste�my ma�pami.
Petera ogarn�o takie
obrzydzenie, i� chcia� jak
najpr�dzej opu�ci� zat�oczony,
duszny i zadymiony lokal. Ale
major Mclochlon jeszcze nie
wys�czy� trunku z ostatniej
szklaneczki. Uparty Szkot nie
da�by si� odci�gn�� od whisky za
�adne skarby �wiata.
- Przy okazji poznam ci�,
Peter, z rozs�dnym cz�owiekiem.
Nie takim, jak ci zje�czali i
niedorozwini�ci pieczeniarze.
Alan Mcneill ma dobrze w
g�owie. Podejrzewam, �e jest
on... - major nie doko�czy�
zdania, a jego whisky pozosta�a
na stole niedopita. G�os
dolatuj�cy od s�siedniego
stolika wytr�ci� go nagle z
r�wnowagi.
- Dziewcz�ta dziewcz�tami,
ma�py ma�pami. Licho wie, co
lepsze - Henry Harrison wykr�ci�
si� z krzes�em, potoczy� m�tnym
wzrokiem po sali i utkwi� oczy w
postaci Shannona. - Patrzcie,
gentlemen - wyci�gn�� chwiejn�
r�k�. - Oto w�a�nie osobnik,
kt�ry pokala�... co chcia�em
powiedzie�? Aha, gentlemen,
pokala� nasz� ras�... Ten -
palec pu�kownika Harrisona
zatacza� w powietrzu niewyra�ne
zygzaki, niemniej ci�gle celowa�
w lotnika. - Ten osobnik,
gentlemen... o�eni� si� z ma�p�,
gentlemen...
Peter zerwa� si� przewracaj�c
krzes�o, spr�y� do skoku, ale
ma�y Szkot uprzedzi� go o u�amek
sekundy. Zadziwiaj�ce, jak� si��
mia�y suche i �ylaste ramiona
Mclochlona. Lewy prosty, prawy
prosty, lewy sierpowy... Wi�cej
nie by�o trzeba. Bohaterski
pu�kownik Harrison, rozbijaj�c
szklanki i butelki, ci�gn�c za
sob� poplamiony trunkami obrus,
leg� p�asko na wy�cie�anej
perskim dywanem posadzce
restauracji, ku konsternacji
wsp�biesiadnik�w i zdumieniu
kelner�w.
Mclochlon odetchn�� g��boko,
z ulg�. R�ka mu nie zadr�a�a,
gdy si�gn�� po niedoko�czon�
whisky i wychyli� j� jednym
�ykiem.
- Nie mam zamiaru marnowa�
dobrego trunku przez tego
zdechlaka - o�wiadczy�
flegmatycznie, rzuci� kelnerowi
banknot i szarpn�� za rami�
os�upia�ego Shannona. - Czas na
nas, wracamy do cha�upy. Tutaj
�mierdzi zgni�ymi rybami, m�j
drogi, strasznie �mierdzi. A
jutro tak ci st�uk� w powietrzu
ty�ek, �e ci nerki gard�em
wyjd�, Peter.
W kilka dni p�niej, po
po�udniu, si�dmego grudnia
powr�ci�a z Kucing Betty. Nie
wsk�ra�a nic. Eustace Pearl nie
chcia� s�ysze� o ewakuacji,
postanowi� pozosta� na swej
plac�wce i, jak ogromna
wi�kszo�� Europejczyk�w, nie
wierzy� w mo�liwo�� przedarcia
si� nieprzyjaci� przez P�wysep
Malajski. Poza tym uwa�a�, i�
koleje, jako rzecz u�yteczno�ci
publicznej, winny funkcjonowa�
niezale�nie od dzia�a�
wojennych. Jego �ona za� za nic
w �wiecie nie zgadza�a si�
rozsta� z m�em i zamieszka� z
c�rk� i zi�ciem w Singapurze.
W ma�ym domku Shannon�w
zebra�o si� tego wieczoru kilku
lotnik�w. Przyby� oczywi�cie
Mclochlon, kt�ry sta� si�
praktycznie cz�onkiem rodziny
Petera. W jego Fordzie
przyjecha� r�wnie� porucznik
Stanley White, dotychczas nie
pokonany w �wiczebnych walkach
powietrznych. Zjawi� si� tak�e
porucznik Woodhill, milcz�cy i
rozmarzony, wpatruj�cy si�
rozmodlonym wzrokiem w Betty
Shannon.
Peter sporz�dzi� dla koleg�w
cocktail, wrzuci� do szklaneczek
kostki lodu. Betty, zm�czona
podr�, siedzia�a z
podwini�tymi nogami na jedwabnej
barwnej poduszce i w milczeniu
pali�a playersa, wyj�tego z
metalowej puszki. Nie wtr�ca�a
si� do rozmowy m�czyzn, jej
wielkie, odrobin� sko�ne oczy
wpatrywa�y si� poprzez