3629

Szczegóły
Tytuł 3629
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3629 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3629 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3629 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Redfield Niebia�skie Proroctwo Z angielskiego prze�o�y�a Krystyna Chmiel �wiat Ksi��ki James Redfield James Redfield �yje i pracuje na Po�udniu Stan�w Zjednoczonych. Poza pisarstwem zajmuje si� astrologi� i psychologi�. Wydaje biuletyn The Celestine Journal, gdzie publikuje refleksje i do�wiadczenia z pracy nad odrodzeniem duchowym. Gdy pierwsze wydanie Niebia�skiego proroctwa znalaz�o si� w ma�ej prowincjonalnej ksi�garni, poruszy�o serca i umys�y czytelnik�w, kt�rzy podawali sobie t� ksi��k� z r�k do r�k. Dalszy ci�g, nad kt�rym autor pracuje, b�dzie po�wi�cony dziesi�temu wtajemniczeniu. O ksi��ce W tropikalnej puszczy Peru odkryto staro�ytny R�kopis. Na jego kartach znajduje si� dziewi�� fundamentalnych wtajemnicze� w istot� �ycia. W�adze �wieckie i ko�cielne s� zainteresowane, aby jego tre��, jako godz�ca w dotychczasowy porz�dek �wiata, nie przedosta�a si� do wiadomo�ci publicznej. Bohaterowie powie�ci, ludzie r�nych narodowo�ci, poszukuj� R�kopisu. Ich drogi spotykaj� si� i rozchodz�, lecz wszystkie wiod� w wysokie Andy, do ruin starych �wi�ty� ukrytych w dziewiczych lasach. Odkrywaj�c i przyswajaj�c sobie kolejne wtajemniczenia, nabywaj� nowej �wiadomo�ci, kt�ra zdaniem autora stanie si� paradygmatem nadchodz�cego tysi�clecia. James Redfield proponuje nam przygod� pogoni za tajemnic� duchow�. Dziewi�� wtajemnicze� zawiera oryginalny obraz �ycia ludzkiego i wizj� odrodzenia cz�owieka do kultury duchowej, dzi�ki kt�rej uda si� ocali� planet� � jej pi�kno i �yj�ce na niej stworzenia. Wskazania dziewi�ciu wtajemnicze� to tak�e narz�dzie poznania wn�trza cz�owieka, zrozumienia prawdziwego charakteru zwi�zk�w mi�dzyludzkich i rz�dz�cych nimi praw. Tytu� orygina�u The Celestine Prophecy Projekt obwoluty, oprawy i stron tytu�owych Cecylia Staniszewska Redaktor Helena Klimek Korektor Janina S�uszniak Copyright � 1993 by James Redfield All rights reserved � Copyright for the Polish edition by BM Sp. z o. o. VI O/Warszawa � �wiat Ksi��ki, 1994 � Copyright for the Polish translation by Krystyna Chmiel, 1994 BM Sp. z o. o. VI O/Warszawa � �wiat Ksi��ki Warszawa 1994 Drukowano w GGP ISBN 83-7129-080-2 Nr 1084 Zeskanowane i przetworzone przez ROSSY 2104 Ostatnia aktualizacja 20 sierpnia 2001 Sarze Wirginii Redfield M�drzy b�d� �wieci� jak blask sklepienia, a ci, kt�rzy nauczyli wielu sprawiedliwo�ci, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze. Ty jednak, Danielu, ukryj s�owa i zapiecz�tuj ksi�g� a� do czas�w ostatecznych. Wielu b�dzie docieka�o, by pomno�y�a si� wiedza. (Ksi�ga Daniela, 12: 3-4) Podzi�kowania Niemo�liwo�ci� by�oby wymieni� tu wszystkich, kt�rzy wywarli wp�yw na kszta�t tej ksi��ki. Szczeg�lne podzi�kowania nale�� si� jednak Alanowi Shieldsowi, Jimowi Gamble'owi, Markowi Lafountainowi, Marcowi i Debrze McElhaneyom, Danowi Questenberry'emu, B. J. Jonesowi, Bobby'emu Hudsonowi, Joy i Bobowi Kwapienom i Michaelowi Ryce'owi, autorowi powie�ci odcinkowej Dlaczego zn�w mnie to spotyka? Przede wszystkim za� musz� podzi�kowa� mojej �onie Salle. Od autora W ci�gu ostatniego p�wiecza w spo�eczno�ci ludzkiej zaczyna torowa� sobie drog� nowa �wiadomo��. Mo�na j� nazwa� transcendentaln� b�d� duchow�. Niewykluczone, �e ju� w trakcie czytania tej ksi��ki wyczujecie �sz�stym zmys�em", co si� dzieje, �e by� mo�e dost�picie wtajemniczenia. Zaczyna si� to zwykle nasilon� wra�liwo�ci� na to, co dokonuje si� wok� nas. Zauwa�amy, �e pewne pozornie przypadkowe zjawiska daj� zna� o sobie akurat we w�a�ciwym momencie, rzucaj�c �wiat�o akurat na w�a�ciwych ludzi i nagle nasze �ycie zaczyna si� toczy� w zupe�nie odmiennym kierunku. Mo�e bardziej ni� kto� inny i ni� my kiedy indziej wyczuwamy intuicyjnie ukryte znaczenie tych tajemniczych wydarze�. W gruncie rzeczy wiemy, �e �ycie jest zjawiskiem o charakterze duchowym, bardzo osobistym i frapuj�cym, nie wyja�nionym do ko�ca przez �adn� religi� ani filozofi�. Wiemy tak�e co� wi�cej: �e gdy tylko zrozumiemy, o co tu chodzi, skoro zdo�amy w��czy� si� w ten duchowy proces i zmaksymalizowa� jego wp�yw na nasze �ycie � ludzko�� dokona gigantycznego przeskoku w ca�kiem now� jako��. Powstan� wtedy mo�liwo�ci realizacji tego, co najlepsze w naszej tradycji, i ukszta�tuje si� kultura, do jakiej zmierza ca�a historia ludzko�ci. Prezentowana powie�� stanowi propozycj� nowego sposobu my�lenia. Je�li wywrze na was jakie� wra�enie, pomo�e wam nazwa� co�, czego do�wiadczali�cie w �yciu � podzielcie si� z innymi swoimi spostrze�eniami. My�l� bowiem, �e nasza nowa duchowa �wiadomo�� najlepiej rozwija si� w ten spos�b, nie za po�rednictwem mody lub hipnozy, lecz drog� pozytywnych kontakt�w mi�dzyludzkich. Jest wszak�e jeden warunek: musimy wyzby� si� dotychczas nurtuj�cych nas w�tpliwo�ci i rozterek. A wtedy cudownym sposobem ta nowa rzeczywisto�� stanie si� i naszym udzia�em. Stan krytyczny Zaparkowa�em samoch�d w pobli�u restauracji i rozsiad�em si� wygodniej na siedzeniu, �eby zebra� my�li. Wiedzia�em, �e Charlene czeka tam na mnie i ma mi co� do powiedzenia. Co to mo�e by�? Sze�� lat nie dawa�a �adnego znaku �ycia, dlaczego wi�c pojawi�a si� akurat teraz, gdy na tydzie� zaszy�em si� w lasach? Wysiad�em i przeszed�em kawa�ek pieszo do restauracji. Za mn� dogasa�y ostatnie promienie zachodz�cego s�o�ca rzucaj�c bursztynowe b�yski na mokr� p�yt� parkingu. Przed godzin� przesz�a kr�tka, lecz gwa�towna burza, a po niej nasta� ch�odny i rze�ki letni wiecz�r. Przy�mione �wiat�o i wisz�cy na niebie p�ksi�yc robi�y wra�enie wr�cz surrealistyczne. Id�c rozmy�la�em o Charlene. Czy wci�� jest tak pi�kna i wra�liwa, czy te� mo�e czas j� zmieni�? Wspomnia�a co� o jakim� r�kopisie. Nie wiedzia�em, co o tym my�le� � czy ten staro�ytny dokument odnaleziony w Ameryce Po�udniowej zawiera co� tak wa�nego, �e musi bezzw�ocznie powiadomi� mnie o tym? � Mam dwie godziny postoju na lotnisku � oznajmi�a przez telefon. � Mo�e zjedliby�my razem kolacj�? B�dziesz zachwycony tym r�kopisem � to taka zagadka, jakie lubisz! Taka zagadka, jakie lubi�? C� to mia�o oznacza�? Restauracja by�a przepe�niona. Grupki ludzi czeka�y, a� zwolni si� jaki� stolik. Kierowniczka sali poinformowa�a mnie, �e Charlene zaj�a ju� dla nas miejsca na galerii, nad g��wn� sal� jadaln�. Kiedy wszed�em na g�r�, zauwa�y�em, �e wok� jednego stolika zebra� si� spory t�umek. By�o tam nawet dw�ch policjant�w. W pewnej chwili policjanci odwr�cili si�, min�li mnie i zbiegli na d�. Wkr�tce rozeszli si� tak�e pozostali. O�rodkiem ich uwagi okaza�a si� siedz�ca przy stoliku kobieta. To by�a Charlene! Podbieg�em do niej. � Charlene, czy co� si� sta�o? Pozornie gniewnym gestem odrzuci�a g�ow� do ty�u i wsta�a, ze swoim zwyk�ym, ol�niewaj�cym u�miechem. Zauwa�y�em, �e chyba zmieni�a kolor w�os�w, ale jej twarz w niczym nie r�ni�a si� od tej, kt�r� zapami�ta�em. Te same delikatne rysy, szerokie usta i du�e, b��kitne oczy. � Nie uwierzysz � zacz�a, kiedy wymienili�my powitalne u�ciski. � Wysz�am na chwil� do toalety i nim wr�ci�am, kto� ukrad� mi teczk�. � Co w niej mia�a�? � Nic wa�nego, kilka ksi��ek i czasopism na drog�. To co� niesamowitego! Go�cie od s�siednich stolik�w powiedzieli, �e kto� po prostu wszed�, wzi�� teczk� i wyszed�. Opisali go policji do�� dok�adnie i gliniarze obiecali, �e przeczesz� teren. � Mo�e powinienem pom�c im szuka�? � Nie, nie my�lmy ju� o tym. Nie mam zbyt du�o czasu, a chcia�abym zamieni� z tob� par� s��w. Zgodzi�em si� i usiedli�my. Podszed� kelner, tote� przejrzeli�my kart� i z�o�yli�my zam�wienie. Nast�pne dziesi�� czy pi�tna�cie minut przegadali�my o wszystkim i o niczym. Stara�em si� gra� rol�, kt�r� sam sobie narzuci�em, ale Charlene przejrza�a moje matactwa. � Ale co si� naprawd� z tob� dzieje? � spyta�a pochylaj�c si� ku mnie z czaruj�cym u�miechem. Odpowiedzia�em jej uwa�nym spojrzeniem. � Chcia�aby� od razu wszystko wiedzie�. � Jak zawsze. � Widzisz, tak naprawd� to postanowi�em posiedzie� nad jeziorem, �eby mie� troch� czasu dla siebie. Ostatnio du�o pracowa�em, ale my�l� o zmianie stylu �ycia. � Wspomina�e� kiedy� o tym jeziorze, ale zdawa�o mi si�, �e ty i twoja siostra musieli�cie je sprzeda�. � Jeszcze nie, ale mo�e b�dziemy musieli, bo podatki od nieruchomo�ci na terenach podmiejskich wci�� rosn�. Przyzna�a mi racj�. � No a co chcesz robi� dalej? � Na razie nie wiem, ale co� ca�kiem innego. Rzuci�a mi badawcze spojrzenie. � Zdaje si�, �e jeste� tak samo zabiegany jak wszyscy. � Chyba tak � przyzna�em. � A dlaczego pytasz? � Bo o tym jest w�a�nie mowa w R�kopisie. Odwzajemni�em jej badawcze spojrzenie. � Opowiedz mi o tym r�kopisie � poprosi�em. Odchyli�a si� na krze�le, jakby chc�c zebra� my�li, po czym zn�w spojrza�a na mnie uwa�nie. � Wspomina�am ci chyba przez telefon, �e kilka lat temu odesz�am z redakcji gazety i podj�am prac� w instytucie naukowym, kt�ry bada przemiany kulturowe i demograficzne dla potrzeb ONZ. Ostatnio otrzyma�am zlecenie wyjazdu do Peru. Gdy prowadzi�am badania na uniwersytecie w Limie, dosz�y mnie s�uchy o pewnym starym r�kopisie, kt�ry w�a�nie odkryto. Tyle �e nikt nie potrafi� poda� �adnych szczeg��w, nawet na wydzia�ach archeologii i antropologii. Gdy pr�bowa�am zasi�gn�� informacji w ko�ach rz�dowych, wszyscy zaprzeczali, jakoby co� o tym wiedzieli. W ko�cu kto� mi powiedzia�, �e z jakich� powod�w rz�d robi wszystko, aby ten dokument ukry�. Ale ta osoba te� nie wiedzia�a niczego pewnego. Znasz mnie � ci�gn�a dalej. � Wiesz, �e jestem dociekliwa. Kiedy wykona�am swoje zadanie, postanowi�am przed�u�y� troch� pobyt i spr�bowa� dowiedzie� si� czego� wi�cej. Pocz�tkowo wszystkie tropy, kt�rymi sz�am, prowadzi�y donik�d, a� kiedy� wst�pi�am co� zje�� do knajpki na peryferiach Limy. Zauwa�y�am, �e jaki� ksi�dz dziwnie mi si� przygl�da. Po paru minutach podszed� do mnie i wyzna�, �e s�ysza� o moim zainteresowaniu R�kopisem. Nie chcia� ujawni� swojego nazwiska, ale zgodzi� si� na rozmow�. Przerwa�a na chwil�, wci�� intensywnie si� we mnie wpatruj�c. � Powiedzia�, �e R�kopis pochodzi sprzed oko�o sze�ciuset lat przed nasz� er� i przepowiada gruntowne przemiany w spo�eczno�ci ludzkiej. � Kiedy te przemiany maj� si� zacz��? � spyta�em. � W ostatnich dziesi�cioleciach dwudziestego wieku. � To znaczy teraz? � Tak, teraz. � I czego maj� dotyczy�? Przezwyci�aj�c zak�opotanie powiedzia�a: � Ksi�dz twierdzi, �e ma to by� odrodzenie naszej �wiadomo�ci, kt�re b�dzie dokonywa� si� bardzo powoli. Nie ma ono charakteru religijnego, raczej duchowy. Odkryjemy zupe�nie nowe aspekty naszego �ycia na tej planecie, nowe funkcje naszej egzystencji. Wed�ug ksi�dza ma to radykalnie zmieni� oblicze kultury. Po kr�tkiej przerwie doda�a: � Ksi�dz m�wi�, �e R�kopis dzieli si� na cz�ci czy rozdzia�y, z kt�rych ka�dy po�wi�cony jest jednemu �wtajemniczeniu". Zapowiada, �e w�a�nie za naszych czas�w ludzko�� zacznie przyswaja� sobie jedno po drugim kolejne wtajemniczenia, a� cywilizacja ziemska osi�gnie stadium pe�nego uduchowienia. Potrz�sn��em g�ow� i sceptycznie unios�em brwi. � I ty naprawd� w to wierzysz? � No c�, my�l�... � zacz�a. Przerwa�em jej. � Rozejrzyj si�! � wskaza�em t�um wype�niaj�cy sal� pod nami. � To jest realny �wiat. Czy dostrzegasz w nim jakie� zmiany? Odpowied� nadesz�a od stolika pod �cian�. Gniewna uwaga, kt�rej tre�ci nie zrozumia�em, by�a tak g�o�na, �e ca�a sala zamilk�a. Pomy�la�em, �e zn�w co� komu� ukradziono, ale okaza�o si�, �e to tylko k��tnia. Kobieta, oko�o trzydziestki, zerwa�a si� z miejsca i patrz�c z oburzeniem na m�czyzn� siedz�cego naprzeciw krzycza�a: � Nie! Chodzi o to, �e nasz zwi�zek nie jest taki jak chcia�am! Rozumiesz? Nie taki! � Opanowa�a si� nieco, rzuci�a na st� serwetk� i wysz�a. Charlene i ja spogl�dali�my na siebie, zaszokowani, �e ten wybuch nast�pi� akurat wtedy, gdy m�wili�my o ludziach w tej sali. W ko�cu Charlene gestem wskaza�a stolik, przy kt�rym pozosta� samotny m�czyzna, i podsumowa�a: � To w�a�nie jest ten �wiat realny, kt�ry si� zmienia. � W jaki spos�b? � spyta�em, wci�� nie mog�c odzyska� r�wnowagi. � Przemiany zaczynaj� si� wraz z pierwszym wtajemniczeniem, a ono, wed�ug s��w ksi�dza, najpierw zawsze dokonuje si� w pod�wiadomo�ci i przybiera posta� g��bokiego uczucia niepokoju. � Niepokoju? � W�a�nie. � I c� nas tak niepokoi? � Ot� to! Pocz�tkowo czujemy si� niepewnie. Zaczynamy poszukiwa� alternatywnych prze�y�, czyli takich chwil w �yciu, w kt�rych czujemy jako� inaczej, bardzo intensywnie i tw�rczo. Nie wiemy, sk�d one si� bior� ani jak przed�u�y� ich trwanie, ale kiedy ustaj�, mamy poczucie niedosytu i zaniepokojenia, bo �ycie zn�w staje si� zwyczajne. � Uwa�asz wi�c, �e w�a�nie taki niepok�j spowodowa� gniew tamtej kobiety? � Tak. Ona jest takim samym cz�owiekiem jak my wszyscy. Wszyscy szukamy w �yciu samorealizacji i nie chcemy pogodzi� si� z niczym, co ��ci�ga nas na ziemi�". To wieczne niespokojne poszukiwanie ma swoje �r�d�o w postawie egoistycznej, kt�ra w ostatnich dziesi�cioleciach cechuje wszystkich, od Wall Street po bandy podw�rkowe. � Spojrza�a na mnie. � No, a w zwi�zkach wzajemnych potrafimy tylko stawia� ��dania, co uniemo�liwia w ko�cu utrzymanie jakichkolwiek zwi�zk�w. Ta uwaga przypomnia�a mi moje ostatnie do�wiadczenia. Dwie znajomo�ci, kt�re zacz�y si� bardzo gwa�townie i nie przetrwa�y nawet roku. Charlene czeka�a cierpliwie, a� zn�w skoncentruj� si� na niej. � Co w�a�ciwie dzieje si� z naszymi zwi�zkami uczuciowymi? � spyta�em. � D�ugo rozmawia�am o tym z ksi�dzem � odpowiedzia�a. � On uwa�a, �e zawsze gdy partnerzy s� zbyt wymagaj�cy i ��daj� od siebie nawzajem podporz�dkowania si� stylowi �ycia drugiej strony, musi doj�� do walki osobowo�ci. Tu trafi�a w sedno. Oba moje poprzednie zwi�zki by�y ska�one t� walk� o dominacj�. Nieustaj�ce konflikty wybucha�y nawet wok� programu dnia. Widocznie przyj�li�my za ostre tempo i nie by�o czasu, aby uzgodni�, co mamy robi�, dok�d chodzi� i jakie zainteresowania rozwija�. W ko�cu kwestia, kto postawi na swoim i zdo�a przeforsowa� swoj� wizj� �ycia codziennego, okaza�a si� przeszkod� nie do pokonania. � W�a�nie ta walka o przewodnictwo � ci�gn�a Charlene � sprawia, �e trudno nam �y� przez d�u�szy czas z jedn� osob�. � Niewiele to ma wsp�lnego ze sprawami ducha � zauwa�y�em. � To samo powiedzia�am ksi�dzu. Ale on zwr�ci� mi uwag�, �e z tego ustawicznego niepokoju wywodzi si� wi�kszo�� patologii spo�ecznych. Jest to zreszt� problem przej�ciowy, kt�ry powoli ju� wygasa. Ostatecznie u�wiadomimy sobie, do czego naprawd� d��ymy, czym w istocie jest to inne, bardziej satysfakcjonuj�ce prze�ycie. Kiedy w pe�ni to pojmiemy, osi�gniemy pierwszy stopie� wtajemniczenia. Na chwil� przerwali�my, gdy� podano nam kolacj�. Kelner nalewa� wino, a my pr�bowali�my nawzajem swoich potraw. Charlene przechyli�a si� przez st�, aby nabra� troch� �ososia z mojego talerza. Zmarszczy�a przy tym nosek i zachichota�a. Wtedy u�wiadomi�em sobie, jak swobodnie czuj� si� w jej towarzystwie. � No, dobrze. Jakie wi�c jest to prze�ycie, kt�rego szukamy? Czym jest pierwsze wtajemniczenie? � spyta�em. Zastanowi�a si�, jakby nie wiedzia�a, od czego zacz��. � Trudno to wyja�ni�. Ksi�dz uj�� to tak: Pierwsze wtajemniczenie osi�gamy wtedy, kiedy u�wiadamiamy sobie zbie�no�� wielu zdarze� w naszym �yciu. � Nachyli�a si� do mnie. � Czy mia�e� kiedy� przeczucie dotycz�ce twoich zamiar�w na przysz�o�� lub jakiego� �yciowego wyboru? A potem dziwi�e� si�, jak to mo�liwe? Jeszcze p�niej, kiedy ju� prawie o tym zapomnia�e� i zaj��e� si� czym innym, nagle spotka�e� kogo�, przeczyta�e� co� lub znalaz�e� si� gdzie� i nadarzy�a si� sposobno�� zrealizowania tego, co przewidzia�e�? Ksi�dz twierdzi, �e kiedy takie �zbiegi okoliczno�ci" zdarzaj� si� coraz cz�ciej, przestajemy traktowa� je jak przypadek. Odbieramy je jako przeznaczenie, jakby naszym �yciem rz�dzi�a jaka� niewyt�umaczalna si�a. Takie do�wiadczenia indukuj� aur� tajemnicy i podniecenia, kt�ra pomna�a nasz� energi� �yciow�. Te do�wiadczenia najbardziej utrwalaj� si� w naszej pami�ci. Z ka�dym dniem coraz wi�cej os�b przekonuje si�, �e ta tajemnicza tendencja istnieje, dzia�a, niepostrze�enie przewija si� przez nasze �ycie codzienne. �wiadomo�� tego to w�a�nie pierwsze wtajemniczenie. Spojrza�a na mnie wyczekuj�cym wzrokiem, lecz nie doczeka�a si� odpowiedzi. � Nie rozumiesz? � spyta�a. � Pierwsze wtajemniczenie to rozwa�anie sfery tajemnicy, kt�ra nieodmiennie towarzyszy �yciu ka�dej istoty na tej planecie. Do�wiadczamy dziwnych zbieg�w okoliczno�ci i cho� jeszcze nie rozumiemy ich w pe�ni, wiemy, �e istniej� naprawd�. Podobnie jak w dzieci�stwie, przeczuwamy istnienie drugiej, nie odkrytej jeszcze strony �ycia, czego�, co si� dzieje za kulisami sceny. Przechyli�a si� jeszcze bardziej w moj� stron�, ca�y czas gestykuluj�c. � Chyba mocno si� w to zaanga�owa�a� � stwierdzi�em. � Pami�tam � zauwa�y�a surowo � �e kiedy� ty sam wspomina�e� o tego rodzaju prze�yciach. Zaszokowa�o mnie to, bo mia�a racj�. Istotnie mia�em w �yciu taki okres, kiedy uderza�a mnie zbie�no�� r�nych zdarze� i pr�bowa�em wyt�umaczy� to sobie psychologicznie. Wkr�tce jednak zmieni�em pogl�dy. Nie wiem dlaczego, zacz��em uwa�a� swoje poprzednie reakcje za niedojrza�e i nie uzasadnione i przesta�em dostrzega� te dziwne zdarzenia. Spojrza�em w oczy Charlene i zacz��em si� usprawiedliwia�: � Widocznie zg��bia�em wtedy filozofi� Wschodu albo mistyk� chrze�cija�stwa i dlatego to zapami�ta�a�. To, co nazywasz pierwszym wtajemniczeniem, by�o ju� wielokrotnie opisywane. Co w tym nowego? I w jaki spos�b postrzeganie tajemniczych wydarze� mo�e prowadzi� do przemian kulturowych? Charlene przez chwil� wpatrywa�a si� w pod�og�, po czym zn�w podnios�a na mnie wzrok. � Nie zrozum mnie �le � powiedzia�a. � Oczywi�cie, tego rodzaju prze�ycia by�y ju� udzia�em innych i zosta�y opisane. Ksi�dz tak�e zaznaczy�, �e nie jest to zjawisko nowe. W historii bywa�y jednostki tak wyczulone na niewyt�umaczalne zbie�no�ci zdarze�, �e ich percepcja nie poddawa�a si� �adnej interpretacji filozoficznej ani religijnej. R�nica tkwi g��wnie w sferze ilo�ciowej. Zdaniem ksi�dza przemiany mog� zachodzi� wtedy, gdy wiele os�b r�wnocze�nie do�wiadcza tego samego. � Czyli konkretnie kiedy? � spyta�em. � R�kopis m�wi podobno, �e liczba os�b �wiadomych istnienia tych dziwnych zbie�no�ci mia�a w zawrotnym tempie zacz�� wzrasta� w sz�stej dekadzie dwudziestego wieku. Wzrost ten ma trwa� a� do pocz�tku nast�pnego stulecia, kiedy osi�gnie poziom maksymalny � taki, kt�ry mo�na by nazwa� stanem krytycznym. A � jak m�wi R�kopis � kiedy osi�gniemy ten �stan krytyczny", ca�a spo�eczno�� ludzka zacznie traktowa� owe �zbiegi okoliczno�ci" z nale�yt� uwag�. Wtedy wszyscy zaczniemy docieka�, jakie tajemnicze procesy le�� u podstaw �ycia na naszej planecie. I to pytanie, kt�re zada sobie r�wnocze�nie wielka liczba ludzi, otworzy naszej �wiadomo�ci drog� do dalszych wtajemnicze�. Zgodnie z tym, co znajduje si� w R�kopisie, je�eli odpowiednio du�a liczba os�b zacznie powa�nie zastanawia� si� nad sensem �ycia, sens ten zostanie odkryty. Wtedy kolejno, jedno po drugim, ods�oni� si� przed nami dalsze wtajemniczenia. Przerwa�a na chwil�, aby zaj�� si� posi�kiem. � I wtedy nasza cywilizacja wzniesie si� na wy�szy poziom? � To w�a�nie powiedzia� ksi�dz � stwierdzi�a. Przez chwil� patrzy�em na ni�, rozwa�aj�c wizj� �stanu krytycznego". Wreszcie zauwa�y�em: � Brzmi to zbyt uczenie jak na r�kopis powsta�y sze��set lat przed nasz� er�. � Ja te� si� nad tym zastanawia�am � przyzna�a. � Ksi�dz jednak zapewni� mnie, �e uczeni, kt�rzy pierwsi przet�umaczyli ten dokument, byli w pe�ni przekonani o jego autentyczno�ci. Tym bardziej �e napisano go w j�zyku aramejskim, tym samym co wi�kszo�� ksi�g Starego Testamentu. � A sk�d wzi�� si� j�zyk aramejski w Ameryce Po�udniowej sze��set lat przed narodzeniem Chrystusa? � Tego ksi�dz nie wiedzia�. � A czy Ko�ci� popiera tre�ci zawarte w R�kopisie? � Nie � odpar�a. � Ma�o tego, wi�kszo�� kleru zawzi�cie stara si� utrzyma� w tajemnicy jego istnienie. Dlatego ten ksi�dz nie chcia� poda� mi swojego nazwiska. Rozmawiaj�c ze mn� najwyra�niej nara�a� si� na niebezpiecze�stwo. � A czy powiedzia�, dlaczego hierarchia ko�cielna jest przeciwna ujawnieniu R�kopisu? � Tak. Rzuca on wyzwanie doskona�o�ci ich wiary. � W jaki spos�b? � Nie wiem. Niewiele o tym m�wi�. Najwidoczniej dalsza jego zawarto�� godzi w dogmaty Ko�cio�a i to jest gro�ne dla jego dostojnik�w, gdy� wed�ug nich dobrze jest tak jak jest. � Rozumiem. � Ksi�dz utrzymywa�, �e w jego mniemaniu R�kopis nie podwa�a �adnej z uznanych prawd wiary. Raczej wyja�nia prawdziwe ich znaczenie. W jego przekonaniu hierarchowie ko�cielni dostrzegliby t� prawd�, gdyby zechcieli spojrze� na �ycie jak na wielk� zagadk� � w�wczas sami doszliby do kolejnych wtajemnicze�. � A czy nie powiedzia� ci, ile jest tych wtajemnicze�? � Nie. Wspomnia� jeszcze tylko o drugim, kt�re daje bardzo przekonuj�c� interpretacj� najnowszej historii i obja�nia zachodz�ce przemiany. � Czy poda� ci jakie� szczeg�y? � Nie. Nie by�o czasu. Musia� wyjecha�, �eby za�atwi� jakie� sprawy. Um�wili�my si�, �e spotkamy si� wieczorem u niego w domu, ale kiedy tam przyjecha�am, nie zasta�am go. Czeka�am trzy godziny, ale si� nie pojawi�. Musia�am wyjecha�, bo nie zd��y�abym na samolot. � To znaczy, �e nie mia�a� ju� okazji z nim porozmawia�? � Nie. Wi�cej go nie widzia�am. � A z k� rz�dowych nie otrzyma�a� �adnej informacji potwierdzaj�cej istnienie R�kopisu? � Absolutnie �adnej. � Kiedy to by�o? � Jakie� p�tora miesi�ca temu. Kilka nast�pnych minut jedli�my w milczeniu. W ko�cu Charlene podnios�a g�ow� znad talerza i spyta�a: � No wi�c co o tym my�lisz? � Nie wiem � przyzna�em. Z jednej strony sceptycznie traktowa�em ide� tak daleko id�cych przemian w spo�eczno�ci ludzkiej. Z drugiej jednak zafrapowa�a mnie sama my�l, �e mo�e ten R�kopis naprawd� istnieje. � Czy ksi�dz pokazywa� ci mo�e jak�� kopi�? � spyta�em. � Nie. Mam tylko notatki z tej rozmowy. Przez chwil� zn�w panowa�a cisza. � No wiesz! � Odezwa�a si� w ko�cu Charlene. � S�dzi�am, �e ci� to naprawd� zaciekawi. � Potrzebowa�bym jakiego� dowodu na to, co tam napisano. U�miechn�a si� szeroko. � Co ci� tak �mieszy? � spyta�em. � Ja powiedzia�am to samo. � Ksi�dzu? � Tak. � A on? � Powiedzia�, �e takim dowodem jest do�wiadczenie. � Co mia� na my�li? � To, �e osobiste do�wiadczenie uwiarygodnia tezy zawarte w R�kopisie. Je�eli naprawd� zastanowimy si� nad tym, co czujemy i jak toczy si� nasze �ycie w danym momencie historycznym, my�li zawarte w R�kopisie uka�� nam sw�j sens, przem�wi� prawd�. � Zawaha�a si�. � Czy to ci� nie przekonuje? Zamy�li�em si�. Czy to mnie przekonuje? Czy wszystkich trawi taki sam niepok�j jak mnie, a je�li tak, to czy niepok�j ten wynika ze zwyk�ej intuicji, z nawarstwiaj�cej si� w ci�gu trzydziestu lat �wiadomo�ci, �e �ycie jest czym� wi�cej ni� wiemy i mo�emy sprawdzi� empirycznie? � Nie jestem pewien � wydusi�em w ko�cu. � Przypuszczam, �e potrzebowa�bym czasu, aby to przemy�le�. Wyszed�em z sali restauracyjnej do ogrodu i stan��em za cedrow� �aweczk� na wprost fontanny. Z prawej strony widzia�em migaj�ce �wiat�a lotniska i s�ysza�em huk odrzutowca, gotowego do startu. � Jakie pi�kne kwiaty! � us�ysza�em za sob� g�os Charlene. Sz�a alejk� w moj� stron�, podziwiaj�c rz�dy petunii i begonii okalaj�ce miejsca do siedzenia. Stan�a przy mnie, a ja otoczy�em j� ramieniem. Przywo�a�em na my�l r�ne wspomnienia. Przed laty oboje mieszkali�my w Charlottesville w stanie Wirginia i sp�dzali�my ca�e wieczory na dyskusjach po�wi�conych r�nym teoriom akademickim i problemom rozwoju psychicznego cz�owieka. Byli�my zafascynowani zar�wno tymi rozmowami, jak sob� nawzajem. Teraz uderzy�o mnie, �e zawsze by� to zwi�zek czysto platoniczny. � Trudno wyrazi�, jak mi�o zn�w ci� spotka� � odezwa�a si� Charlene. � O, tak! � potwierdzi�em. � Tw�j widok wzbudza we mnie mn�stwo wspomnie�. � Dlaczego w�a�ciwie nie utrzymywali�my kontaktu? � zastanawia�a si� g�o�no. To pytanie przypomnia�o mi o naszym ostatnim spotkaniu. �egnali�my si� w moim samochodzie. Akurat wraca�em do domu z g�ow� pe�n� nowych pomys��w na temat post�powania z maltretowanymi dzie�mi. Wydawa�o mi si�, �e wiem wszystko o sposobach odreagowywania przez te dzieci ich prze�y�, t�umienia gwa�townych reakcji, aby wymaza� je ze swego dalszego �ycia. Z czasem okaza�o si�, �e moje podej�cie by�o b��dne. Musia�em sam przed sob� przyzna� si� do niewiedzy. Wci�� pozosta�o dla mnie zagadk�, jak ludzie uwalniaj� si� od w�asnej przesz�o�ci. Spogl�daj�c teraz wstecz na minione sze�� lat utwierdza�em si� w przekonaniu, �e zdobyte do�wiadczenie mia�o swoj� warto��. Niemniej czu�em potrzeb� jakiej� zmiany. Ale dok�d mia�bym si� przenie�� i co robi�? Od tamtej chwili, gdy Charlene pomog�a mi skrystalizowa� swoje pogl�dy na urazy dzieci�stwa � my�la�em o niej zaledwie kilka razy. Teraz zn�w pojawi�a si� w moim �yciu i rozmowa z ni� okaza�a si� tak samo ekscytuj�ca jak dawniej. � Chyba by�em poch�oni�ty prac� � pr�bowa�em si� usprawiedliwia�. � Ja te� � zawt�rowa�a. � W redakcji jeden reporta� goni� drugi. Nie zostawa�o mi czasu na nic. � Czy wiesz, �e ju� zapomnia�em, jak dobrze nam si� zawsze rozmawia�o? � �cisn��em j� za rami�. � Jak lekko i naturalnie? Po jej wzroku i u�miechu pozna�em, �e czuje to samo. � Tak. Rozmowa z tob� zawsze dodawa�a mi si�. Chcia�em jeszcze co� powiedzie�, gdy zauwa�y�em, �e Charlene, omijaj�c mnie wzrokiem, wpatruje si� w wej�cie do restauracji. Jej twarz zblad�a i przybra�a gniewny wyraz. � Co si� sta�o? � spyta�em zwracaj�c si� w tamt� stron�. W kierunku parkingu sz�o kilka os�b, rozmawiaj�c jakby nigdy nic; �adna nie robi�a na mnie niezwyk�ego wra�enia. Spojrza�em na twarz Charlene, kt�ra wci�� wygl�da�a na zaniepokojon�. � Co tam zobaczy�a�? � Zauwa�y�e� takiego faceta w szarej koszuli ko�o pierwszego rz�du samochod�w? Spojrza�em jeszcze raz na p�yt� parkingu. Z restauracji wychodzi�a tymczasem nast�pna grupa ludzi. � Jakiego faceta? � Pewnie ju� go tam nie ma � stwierdzi�a, wyt�aj�c wzrok. Potem odwr�ci�a si� do mnie i wyja�ni�a: � Ten m�czyzna, kt�ry ukrad� moj� teczk�, mia� by� �ysawy, z brod� i w szarej koszuli. Wydaje mi si�, �e taki w�a�nie facet przygl�da� si� nam zza samochod�w. Poczu�em skurcz strachu w �o��dku. Obieca�em Charlene, �e zaraz wr�c�, i przeszed�em si� po parkingu, przezornie staraj�c si� nie odchodzi� zbyt daleko. Nie dostrzeg�em jednak nikogo, kto odpowiada�by opisowi. Gdy wr�ci�em, Charlene wysz�a mi naprzeciw. � Jak s�dzisz? � spyta�a ostro�nie. � Mo�e ten cz�owiek my�la�, �e mam w teczce kopi� R�kopisu, i chcia� go w ten spos�b zdoby�? � Nie mam poj�cia. Ale zaraz zadzwonimy zn�w na policj� i powiemy im, co widzia�a�. Powinni sprawdzi� wszystkich pasa�er�w, kt�rzy maj� z tob� lecie�. Weszli�my z powrotem do budynku i zadzwonili�my na posterunek. Policjanci przez dwadzie�cia minut sprawdzali wszystkie samochody, potem o�wiadczyli, �e nie mog� ju� po�wi�ci� nam wi�cej czasu. Obiecali skontrolowa� wszystkich pasa�er�w samolotu, kt�rym mia�a lecie� Charlene. Gdy policjanci odjechali, zn�w znale�li�my si� przy fontannie. � Zaraz, o czym to m�wili�my, zanim zobaczy�am tego faceta? � zastanawia�a si� Charlene. � O nas � przypomnia�em jej. � W�a�ciwie dlaczego wpad�a� na pomys�, aby poinformowa� mnie o tym wszystkim? Spojrza�a na mnie z pewnym zak�opotaniem. � Wtedy, w Peru, kiedy s�ucha�am opowie�ci ksi�dza, ca�y czas my�la�am o tobie. � Ach, tak! � Nie bardzo zdawa�am sobie w�wczas z tego spraw� -ci�gn�a. � Kiedy jednak wr�ci�am do Wirginii, ka�da my�l o R�kopisie kojarzy�a mi si� z tob�. Kilka razy chcia�am ju� do ciebie dzwoni�, ale zawsze co� stan�o mi na przeszkodzie. Gdy otrzyma�am delegacj� do Miami, gdzie w�a�nie lec�, ju� w samolocie odkry�am, �e mam tu dwie godziny postoju. Po wyl�dowaniu odnalaz�am wi�c tw�j numer, ale automatyczna sekretarka odpowiedzia�a, �eby szuka� ci� nad jeziorem, i tylko w nag�ych wypadkach. Zadecydowa�am, �e powinnam zadzwoni�. Przez chwil� nie by�em pewien, co o tym s�dzi�. � Oczywi�cie � powiedzia�em w ko�cu � bardzo dobrze, �e zadzwoni�a�. � Charlene spojrza�a na zegarek. � Robi si� p�no. Chyba ju� wr�c� na lotnisko. � Podwioz� ci� � zaproponowa�em. Pojechali�my na dworzec lotniczy i przeszli�my do hali odlot�w. Rozgl�da�em si� uwa�nie, czy nie wida� czego� podejrzanego. Do samolotu do Miami wchodzili ju� pasa�erowie. Przy wej�ciu sta� policjant i przygl�da� si� ka�demu wsiadaj�cemu. Kiedy podeszli�my do niego, zameldowa� nam, �e obserwowa� wszystkich wymienionych na li�cie pasa�er�w, ale �aden nie odpowiada� podanemu rysopisowi z�odzieja. Podzi�kowali�my, a gdy odszed�, Charlene z u�miechem zwr�ci�a si� do mnie. � Pewnie ju� b�d� wsiada� � po�egna�a mnie u�ciskiem. -Tu masz moje namiary. Tym razem lepiej b�d�my w kontakcie! � Uwa�aj! � przestrzeg�em j�. � Gdyby� zauwa�y�a co� podejrzanego, wzywaj zaraz policj�! � Nie martw si� o mnie � odpowiedzia�a. � Wszystko b�dzie dobrze! Przez chwil� patrzyli�my sobie g��boko w oczy. � Co masz zamiar dalej robi� w sprawie tego R�kopisu? -spyta�em. � Jeszcze nie wiem. Pewnie b�d� s�ucha�, kiedy wreszcie podadz� co� w wiadomo�ciach. � A je�eli b�d� trzyma� to w tajemnicy? � Wiedzia�am, �e po�kniesz haczyk! � U�miechn�a si� zadowolona. � M�wi�am, �e to co�, co uwielbiasz. Co wi�c ty masz zamiar z tym zrobi�? Wzruszy�em ramionami. � Pewnie b�d� pr�bowa� dowiedzie� si� czego� wi�cej. � Daj mi zna�, je�li ci si� uda. Ostatnie �Do widzenia!" i Charlene posz�a w stron� samolotu. Odwr�ci�a si� jeszcze i pomacha�a mi, po czym znik�a w r�kawie dla wsiadaj�cych. Wr�ci�em do swego wozu i pojecha�em prosto nad jezioro, zatrzymuj�c si� tylko dla zatankowania paliwa. Gdy przyjecha�em na miejsce, wyszed�em na oszklon� werand� i usiad�em w bujanym fotelu. Wok� s�ycha� by�o g�osy �wierszczy, �abek drzewnych, a z dalszej odleg�o�ci � lelka ameryka�skiego zwanego przedrze�niaczem. Na zachodnim brzegu jeziora z wody wynurza� si� ksi�yc, od kt�rego po powierzchni wody bieg�a do mnie faluj�ca smuga �wiat�a. Dzisiejszy wiecz�r min�� bardzo interesuj�co, ale na wizj� przemian kulturowych zapatrywa�em si� raczej sceptycznie. Bardziej przemawia� do mnie idealizm spo�eczny lat sze��dziesi�tych i siedemdziesi�tych, czy nawet pr�dy duchowe modne w latach osiemdziesi�tych. To, co dzia�o si� teraz, by�o trudne do oceny. Jaka� to nowa informacja mog�aby nagle odmieni� �wiat? Wizja taka wydawa�a si� zbyt idealistyczna i mocno naci�gana. W ko�cu ludzie zamieszkuj� na tej planecie od do�� dawna. Niby dlaczego dopiero teraz mieliby dog��bnie wejrze� w istot� egzystencji? Jeszcze przez chwil� wpatrywa�em si� w tafl� wody, a potem pogasi�em �wiat�a i poszed�em do sypialni troch� poczyta�. Nast�pnego ranka obudzi�em si� nagle, ze �wie�ym jeszcze wspomnieniem prze�ytego snu. Chyba z minut� le�a�em patrz�c w sufit i przypominaj�c sobie szczeg�y sennej wizji. �ni�o mi si�, �e przedziera�em si� przez las w poszukiwaniu czego�. A by� to rozleg�y i bardzo malowniczy las... W tym �nie nieraz znajdowa�em si� w sytuacji, w kt�rej czu�em si� zagubiony i bezradny, niezdolny do podj�cia decyzji. Ale zawsze wtedy nie wiadomo sk�d pojawia�a si� jaka� tajemnicza osoba, jakby specjalnie po to, aby podpowiedzie� mi, co mam robi�. Nie dowiedzia�em si�, czego tam szuka�em, ale ten sen bardzo wzmocni� moj� wiar� w siebie. Gdy usiad�em na ��ku, zauwa�y�em wpadaj�c� przez okno wi�zk� promieni s�onecznych, w kt�rej pob�yskiwa�y rozproszone cz�steczki kurzu. Wsta�em i rozsun��em zas�ony. Dzie� by� pogodny, niebo b��kitne, s�o�ce �wieci�o jasno. Ch�odny powiew �agodnie porusza� drzewami. O tej porze tafla jeziora musia�a by� po�yskliwa i pofalowana, a wiatr zbyt ostry dla kogo�, kto w�a�nie wyszed�by z wody. Poszed�em nad jezioro i zanurkowa�em. Wynurzy�em si� na powierzchni� i pop�yn��em ku �rodkowi stylem grzbietowym, aby m�c podziwia� znajome g�ry. Jezioro le�a�o na dnie g��bokiej doliny, w kt�rej zbiega�y si� trzy pasma g�rskie. To przepi�kne miejsce odkry� m�j dziadek, gdy by� m�odym cz�owiekiem. Up�yn�� ju� ca�y wiek, odk�d po raz pierwszy trafi� w te g�ry. Wtedy �y�y tu jeszcze dziki i pumy, a Indianie z plemienia Krik�w w swych prymitywnych wigwamach zasiedlali p�nocne zbocze. Dziadek poprzysi�g� sobie, �e kiedy� zamieszka w tej pi�knej dolinie, w�r�d starych drzew i siedmiu �r�de�. Dopi�� swego � wybudowa� domek nad jeziorem, sk�d odbywa� z wnuczkiem niezliczone wycieczki po okolicy. Niezupe�nie rozumia�em fascynacj� dziadka t� dolin�, ale zawsze stara�em si� zachowa� j� w nie zmienionym stanie, cho� cywilizacja wdziera�a si� ze wszystkich stron. Ze �rodka jeziora wida� by�o wyst�p skalny w pobli�u grzbietu p�nocnego pasma g�rskiego. Poprzedniego dnia zwyczajem dziadka wspi��em si� na ten nawis, maj�c nadziej�, �e widok stamt�d, zapachy i szum wiatru w koronach drzew podzia�aj� na mnie uspokajaj�co. I rzeczywi�cie, gdy siedzia�em tam, patrz�c z g�ry na jezioro i g�stwin� li�ci, z ka�d� chwil� czu�em si� lepiej, jakby sp�yn�a na mnie jaka� energia i odblokowa�a mi umys�. Kilka godzin p�niej rozmawia�em z Charlene i dowiedzia�em si� o istnieniu R�kopisu... Wr�ci�em do brzegu i wydosta�em si� na drewniany pomost pod moim domkiem. Zdawa�em sobie spraw�, �e wszystko to jest niewiarygodne. Bo jak to? Zniech�cony do �ycia, siedzia�em zaszyty w tych g�rach, a� tu nagle, ni st�d, ni zow�d, zjawia si� Charlene i wyja�nia przyczyny mojego dyskomfortu, opowiadaj�c o jakim� starym r�kopisie, kt�ry rzekomo ods�ania tajemnice bytu. R�wnocze�nie jednak doskonale wiedzia�em, �e pojawienie si� Charlene by�o w�a�nie takim zbiegiem okoliczno�ci, o jakich m�wi� R�kopis. Nie wygl�da�o to na przypadkowe zdarzenie. Czy to mo�liwe, aby stary dokument m�wi� prawd�? Czy�by�my pomimo naszego nihilizmu i cynizmu powoli zbli�ali si� do osi�gni�cia �stanu krytycznego" ludzi �wiadomych tych dziwnych zbie�no�ci? Czy�by ludzko�� by�a ju� gotowa do zrozumienia tego zjawiska, a co za tym idzie, do zrozumienia celu i sensu �ycia? Zastanawia�em si�, na czym to zrozumienie mo�e polega�. Czy jak m�wi� ksi�dz, dowiemy si� tego z dalszych rozdzia��w R�kopisu? Musia�em wi�c podj�� decyzj�. R�kopis otworzy� przede mn� now� perspektyw� �yciow�, da� mi nowy obiekt zainteresowania. Nale�a�o tylko zdecydowa�, co robi� dalej? Zosta� czy ruszy� na poszukiwania? Pojawi� si� jeszcze element zagro�enia. Kto ukrad� teczk� Charlene? Czy by� to kto�, komu zale�a�o na utrzymaniu istnienia R�kopisu w tajemnicy? Jak m�g�bym si� tego dowiedzie�? D�ugo rozmy�la�em, na jakie ryzyko si� nara�am, ale zwyci�y� m�j wrodzony optymizm. Postanowi�em nie martwi� si� na zapas. Mog� przecie� dzia�a� ostro�nie i powoli. Wszed�em do mieszkania i zadzwoni�em do biura podr�y, kt�rego reklama zajmowa�a najwi�cej miejsca w gazecie. Agent, z kt�rym rozmawia�em, zapewni�, �e mo�e zorganizowa� mi wyjazd do Peru. Tak si� bowiem zdarzy�o, �e pewien klient w�a�nie si� wycofa� i na jego miejsce ja mog� otrzyma� rezerwacj� lotu i hotelu w Limie. B�d� to nawet mia� po zni�onej cenie, je�li tylko... zd��� na samolot w ci�gu najbli�szych trzech godzin. Trzy godziny?! Wyd�u�ona tera�niejszo�� Spakowa�em si� pospiesznie i p�dz�c autostrad� w szale�czym tempie przyby�em na lotnisko w sam� por�. Odebra�em bilet i wsiad�em na pok�ad samolotu lec�cego do Peru. Usadowi�em si� bli�ej ogona, przy oknie. Dopiero wtedy poczu�em zm�czenie. Postanowi�em si� zdrzemn��, ale gdy tylko wyci�gn��em si� w fotelu i przymkn��em oczy, zorientowa�em si�, �e sen nie przyniesie mi ulgi. Nagle zacz��em si� denerwowa� i ow�adn�y mn� sprzeczne uczucia. Czy to nie szale�stwo, taki wyjazd bez przygotowania? Dok�d mam si� uda� w Peru? Do kogo si� zwr�ci�? Pewno�� siebie, kt�r� czu�em nad jeziorem, szybko ust�pi�a miejsca sceptycyzmowi. Zar�wno pierwsze wtajemniczenie jak wizja przemian kulturowych zn�w wyda�y mi si� mrzonk�. A im wi�cej o tym my�la�em, tym bardziej nieprawdopodobna wydawa�a mi si� idea drugiego wtajemniczenia. Jaka nowa perspektywa historyczna mog�aby zapocz�tkowa� odbieranie przez nas zbie�no�ci zdarze� i osadza� je w �wiadomo�ci spo�ecznej? Przeci�gn��em si� i odetchn��em g��boko. Pomy�la�em, �e mo�e tylko na darmo przejad� si� do Peru i z powrotem. W najgorszym razie strac� pieni�dze, lecz nic si� przecie� nie stanie. Samolot szarpn�� i potoczy� si� na pas startowy. Przymkn��em oczy i lekko zakr�ci�o mi si� w g�owie, gdy wielki odrzutowiec osi�gn�� pr�dko�� krytyczn� i uni�s� si� w grub� warstw� chmur. Kiedy nabra� przewidzianej wysoko�ci, odpr�y�em si� i zapad�em w drzemk�... Jednak napi�cie nie da�o mi pospa� d�u�ej i po jakich� trzydziestu, czterdziestu minutach poczu�em, �e musz� uda� si� do toalety. Przechodz�c przez salonik pok�adowy zauwa�y�em wysokiego m�czyzn� w okr�g�ych okularach, kt�ry ko�o okna rozmawia� z cz�onkiem za�ogi. Rzuci� mi kr�tkie spojrzenie i kontynuowa� rozmow�. Mia� ciemne w�osy i wygl�da� na jakie� czterdzie�ci pi�� lat. W pierwszej chwili wyda� mi si� znajomy, ale kiedy bli�ej mu si� przyjrza�em, wra�enie to nie potwierdzi�o si�. Doszed� do mnie urywek ich rozmowy. � W ka�dym razie dzi�kuj� panu � powiedzia� pasa�er. -Po prostu wydawa�o mi si�, �e skoro pan tak cz�sto lata do Peru, to mo�e s�ysza� pan co� o tym r�kopisie... Odwr�ci� si� i poszed� w kierunku przedniej cz�ci samolotu. Wros�em w ziemi�. Czy to mo�liwe, aby m�wi� o tym samym R�kopisie? Wszed�em do toalety i zastanawia�em si�, co powinienem w tej sytuacji zrobi�. Po trosze wola�bym w�a�ciwie o tym zapomnie�. By� mo�e, ten cz�owiek m�wi� o czym� zupe�nie innym, o jakiej� ksi��ce. Wr�ci�em na swoje miejsce i przymkn��em zn�w oczy z zamiarem wymazania z pami�ci ca�ego incydentu. Ju� cieszy�em si�, �e nie b�d� musia� pyta� tego cz�owieka, o co mu naprawd� chodzi�o. Przypomnia�em sobie jednak, co odczuwa�em nad jeziorem. A mo�e ten facet rzeczywi�cie wie co� o R�kopisie? Je�li go nie zapytam, nigdy si� tego nie dowiem. Jeszcze troch� si� waha�em, ale w ko�cu wsta�em i przeszed�em do przedniej cz�ci samolotu. Wysoki m�czyzna w okularach siedzia� w �rodkowej cz�ci kabiny pasa�erskiej. Akurat za nim jedno miejsce by�o puste. Wr�ci�em do swojego fotela, zabra�em rzeczy i powiedzia�em stewardowi, �e chcia�bym zmieni� miejsce. Usiad�em za nieznajomym i tr�ci�em go w rami�. � Przepraszam pana � zacz��em. � Niechc�cy us�ysza�em, �e m�wi� pan co� o r�kopisie. Czy mia� pan na my�li ten dokument odnaleziony w Peru? Zaskoczy�em go. Ostro�nie, jakby sonduj�c teren, powiedzia�: � Tak, w�a�nie ten. Przedstawi�em si� wi�c i wyja�ni�em, �e akurat znajoma by�a ostatnio w Peru i wspomina�a mi o istnieniu takiego R�kopisu. Odetchn�� z wyra�n� ulg� i te� mi si� przedstawi�: Wayne Dobson, profesor historii na Uniwersytecie Nowojorskim. Zauwa�y�em, �e nasza rozmowa denerwuje osobnika siedz�cego ko�o mnie, kt�ry w pozycji p�le��cej w�a�nie usi�owa� zasn��. � Czy widzia� pan ten R�kopis? � spyta�em profesora. � Tylko fragmenty � odpowiedzia�. � A pan? � Nie. Ale znajoma opowiedzia�a mi o pierwszym wtajemniczeniu. M�j s�siad przekr�ci� si� w fotelu. Dobson spojrza� w jego stron�. � Przepraszam, chyba panu przeszkadzamy. Czy nie zrobi�oby panu r�nicy, gdyby�my zamienili si� miejscami? � Chyba rzeczywi�cie b�dzie lepiej � odpar� zagadni�ty. Weszli�my wszyscy w przej�cie, po czym ja wcisn��em si� w fotel przy oknie, a Dobson usiad� przy mnie. � Prosz� mi teraz powiedzie�, co pan s�ysza� o pierwszym wtajemniczeniu � poprosi�. Spr�bowa�em kr�tko podsumowa� to, co zrozumia�em. � Wydaje mi si�, �e pierwsze wtajemniczenie oznacza u�wiadomienie sobie obecno�ci tajemniczych zjawisk maj�cych wp�yw na nasze �ycie. To jakby wyczuwanie tego, co ma nast�pi�. Mia�em �wiadomo�� absurdalno�ci wypowiadanych s��w, Dobson wyczu� moje nastawienie i spyta�: � A co pan o tym my�li? � Sam nie wiem, co mam my�le� � odpowiedzia�em. � Nie jest to zgodne ze wsp�czesnym, racjonalnym my�leniem, prawda? Czy nie czu�by si� pan lepiej, gdyby zapomnia� o ca�ej historii i zaj�� si� czym� praktyczniejszym? �miej�c si� przyzna�em mu racj�. � No w�a�nie, wszyscy mamy takie sk�onno�ci. Nawet je�li czasem intuicyjnie czujemy, �e �ycie ma jaki� nieznany podtekst, z przyzwyczajenia dezawuujemy to odczucie jako nie daj�ce si� racjonalnie wyt�umaczy�. Dlatego potrzebne jest drugie wtajemniczenie, bo gdy poznamy t�o historyczne naszej �wiadomo�ci, zaczniemy j� docenia�. � A wi�c jako historyk uwa�a pan, �e zawarta w R�kopisie przepowiednia globalnej transformacji jest trafna? � Tak. � W�a�nie jako historyk? � Owszem. Ale trzeba mie� w�a�ciwy stosunek do historii � g��boko zaczerpn�� powietrza. � Prosz� mi wierzy�, m�wi� to jako kto�, kto przez wiele lat studiowa� i wyk�ada� histori� maj�c niew�a�ciwe podej�cie. Koncentrowa�em si� tylko na technicznych osi�gni�ciach cywilizacji i wybitnych jednostkach, kt�re je tworzy�y. � I c� jest z�ego w takim podej�ciu? � Samo w sobie nie jest z�e. Tyle �e w ka�dym okresie historycznym naprawd� wa�ny jest �wiatopogl�d, czyli to, jak wtedy ludzie my�leli i czuli. Potrzebowa�em sporo czasu, aby to zrozumie�. Historia powinna dostarcza� wiedzy na temat g��bszych uwarunkowa� �ycia ludzkiego. Nie tyle wa�na jest ewolucja technologii co ewolucja my�li. Je�eli uzmys�owimy sobie, w jakiej rzeczywisto�ci �yli nasi przodkowie, to zrozumiemy tak�e, dlaczego nasz �wiatopogl�d jest taki jaki jest. Mo�emy okre�li�, na jakim etapie si� znajdujemy, i to da nam orientacj�, do czego zmierzamy. Zrobi� kr�tk� przerw�, po czym doda�: � Drugie wtajemniczenie ma w�a�nie s�u�y� wytworzeniu pewnej perspektywy historycznej odpowiadaj�cej mentalno�ci Zachodu. Umiejscawia to przepowiednie R�kopisu w szerszym kontek�cie, ukazuj�c je nie tylko jako prawdopodobne, ale wr�cz konieczne. Kiedy spyta�em Dobsona, ile wtajemnicze� uda�o mu si� pozna�, okaza�o si�, �e dwa. Dotar� do nich, gdy pod wp�ywem pog�osek o R�kopisie trzy tygodnie temu wybra� si� na kr�tk� wypraw� do Peru. � Gdy przyjecha�em � opowiada� � spotka�em dwie osoby, kt�re potwierdzi�y istnienie R�kopisu, ale by�y �miertelnie przera�one i ba�y si� za wiele m�wi�. Od nich dowiedzia�em si�, �e w�adze oszala�y na tym punkcie i wszystkim posiadaczom kopii, a tak�e tym, kt�rzy udzielaj� jakichkolwiek informacji o R�kopisie, gro�� prze�ladowania. Jego twarz spowa�nia�a. � Nie dawa�o mi to spokoju. W ko�cu jednak kelner w moim hotelu wyzna� mi, �e zna pewnego ksi�dza, kt�ry cz�sto wspomina� o R�kopisie. Ksi�dz �w przeciwstawia� si� pr�bom utajnienia dokumentu. Nie mog�em si� powstrzyma� i uda�em si� do prywatnego mieszkania, w kt�rym ten duchowny mia� najcz�ciej przebywa�. Musia�em mie� bardzo zdziwion� min�, gdy� Dobson przerwa� i spyta�: � O co chodzi? � Moja znajoma, kt�ra opowiedzia�a mi o R�kopisie � wyja�ni�em � dowiedzia�a si� o nim w�a�nie od ksi�dza. Nie poda� jej swojego nazwiska, ale du�o rozmawiali o pierwszym wtajemniczeniu. Um�wi�a si� z nim na nast�pne spotkanie, ale ksi�dz ju� si� nie pojawi�. � To musi by� ten sam cz�owiek � stwierdzi� Dobson � bo mnie te� nie uda�o si� go zasta�. Jego dom by� zamkni�ty i jakby opustosza�y. � I nigdy go pan ju� nie spotka�? � Nie. Ale postanowi�em si� rozejrze�. Na zapleczu natkn��em si� na stary sk�adzik. Drzwi by�y otwarte. Co� mnie tkn�o, aby zajrze� do �rodka. No i za jakimi� gratami, pod obluzowan� desk� w �cianie, znalaz�em przek�ad pierwszego i drugiego wtajemniczenia. Tu spojrza� na mnie porozumiewawczo. � Znalaz� je pan tak przypadkiem? � nie mog�em uwierzy�. � Tak. � Ma je pan mo�e przy sobie? Potrz�sn�� g�ow�. � Nie. Uzna�em, �e lepiej dok�adnie je przestudiowa� i zostawi� przyjacio�om. � A czy m�g�by mi pan stre�ci� drugie wtajemniczenie? Nast�pi�a d�uga przerwa, a� w ko�cu Dobson roze�mia� si�. � Jak s�dz�, po to tu jeste�my. � Drugie wtajemniczenie � zacz�� � umieszcza nasz� aktualn� �wiadomo�� w szerszej perspektywie historycznej. Przecie� dekada lat dziewi��dziesi�tych zamyka nie tylko dwudziesty wiek, lecz i ca�e tysi�clecie. Zanim my tu, na Zachodzie, zrozumiemy, na jakim etapie jeste�my i co si� jeszcze zdarzy, musimy zda� sobie spraw� z tego, co dzia�o si� w ci�gu tego tysi�clecia. � Ale o co tam konkretnie chodzi? � niecierpliwi�em si�. � Z tre�ci R�kopisu wynika, �e pod koniec drugiego tysi�clecia, czyli teraz, b�dziemy w stanie ogarn�� ca�y miniony okres historyczny i wyodr�bni� w nim stan pewnego na�ogu, kt�ry ow�adn�� lud�mi w drugiej po�owie tego tysi�clecia, nazywanej czasami nowo�ytnymi. Nasza dzisiejsza �wiadomo�� zbie�no�ci jest rodzajem przebudzenia, pr�b� strz��ni�cia z siebie tego na�ogu. � Co to za na��g? � spyta�em. � A jest pan got�w jeszcze raz prze�y� ca�e tysi�clecie? -Profesor rzuci� mi �obuzerski u�mieszek. � Oczywi�cie, prosz� mi o tym opowiedzie�. � Nie wystarczy, �e panu o tym opowiem. Prosz� sobie przypomnie�, co przedtem m�wi�em: aby zrozumie� histori�, musi pan prze�ledzi�, jak z dnia na dzie� rozwija�y si� pa�skie pogl�dy na �wiat i na ile zosta�y one ukszta�towane przez przodk�w. Kszta�towanie si� nowoczesnego pogl�du na �wiat trwa�o ca�e tysi�clecie. Aby wi�c naprawd� u�wiadomi� sobie, w jakim stadium obecnie si� znajdujemy, trzeba cofn�� si� do roku tysi�cznego i spr�bowa� ponownie prze�y� ca�e milenium. � Jak mam to zrobi�? � B�d� pa�skim przewodnikiem. Zastanowi�em si� przez chwil�, ogl�daj�c przez okno widoki w dole. No c�, najwy�szy czas, by poczu� co� nowego. � Spr�bujmy � zadecydowa�em. � A wi�c prosz� sobie wyobrazi�, �e �yje pan w roku tysi�cznym, czyli jak to nazywamy � w �redniowieczu. Musi pan uzmys�owi� sobie, �e rzeczywisto�� tamtych czas�w tworzyli pot�ni dostojnicy Ko�cio�a. Wywierali oni silny wp�yw na umys�owo�� ludzi, a to, co przedstawiali, jako �wiat realny, by�o w g��wnej mierze �wiatem duchowym. W tej rzeczywisto�ci osi� �ycia by�a ich wizja boskich plan�w wobec ludzko�ci. Prosz� sobie wyobrazi�, �e znajduje si� pan w tej samej klasie spo�ecznej co pana ojciec. Czy by�oby to ch�opstwo, czy arystokracja, zdaje pan sobie spraw�, �e jest pan na zawsze do tej klasy przypisany. Bez wzgl�du na to, do jakiej warstwy spo�ecznej pan nale�y, a tak�e jak� prac� pan wykonuje. Wkr�tce przekona si� pan, �e pozycja spo�eczna jest czym� drugorz�dnym wobec �ycia duchowego, kt�rego istot� okre�la Ko�ci�. Odkrywa pan, �e �ycie to co� w rodzaju duchowego egzaminu. Ko�ci� naucza, �e B�g umie�ci� cz�owieka w centrum wszech�wiata tylko w jednym celu: aby dost�pi� b�d� nie -zbawienia. Egzamin polega na tym, aby zawsze dokonywa� trafnego wyboru mi�dzy dwiema zwalczaj�cymi si� mocami: si�� Boga i pokusami szatana. Oczywi�cie nie staje pan wobec tego wyzwania samotnie -kontynuowa� m�j rozm�wca. � W gruncie rzeczy, jako istota pospolita, nie ma pan nawet prawa samodzielnie okre�la� swojej pozycji. Tym zajmuj� si� ludzie Ko�cio�a. Oni s� powo�ani do interpretacji Pisma �wi�tego i t�umacz� ka�dy pana post�pek jako zgodny z wol� bosk� lub b�d�cy wynikiem op�tania przez szatana. Post�puj�c zgodnie z ich wskazaniami, uzyskiwa� pan zapewnienie, �e czeka pana nagroda w �yciu pozagrobowym. Ale gdyby pan zb��dzi�, zboczy� z drogi � by�by pan wykl�ty, skazany na wieczne pot�pienie. Dobson przyjrza� mi si� uwa�nie. � R�kopis podkre�la, jak wa�ne jest zrozumienie, �e w �redniowieczu opisywano �wiat w kategoriach nadprzyrodzonych. Wszystkie zjawiska �ycia � pocz�wszy od gro�by burzy czy trz�sienia ziemi a� po udane zbiory lub �mier� z mi�o�ci -przedstawiano jako wol� Boga lub z�o�liwo�� szatana. Nie istnia�y wtedy takie poj�cia jak pogoda, ruchy tektoniczne, wegetacja ro�lin czy choroba. To przysz�o p�niej. Na razie wierzy pan bez zastrze�e� hierarchii ko�cielnej, kt�ra �wiat zastany obja�nia wy��cznie za pomoc� termin�w duchowych. Urwa� i spojrza� na mnie: � Zdo�a� si� pan wczu� w sytuacj�? � Tak, mog� to sobie wyobrazi�. � To prosz� sobie teraz wyobrazi�, �e ta rzeczywisto�� zaczyna wali� si� w gruzy. � To znaczy? � �wiatopogl�d ludzi �redniowiecza, pana �wiatopogl�d, zaczyna si� za�amywa� w czternastym, pi�tnastym wieku. Przede wszystkim zaczyna pan dostrzega� pewne niew�a�ciwo�ci w post�powaniu samych dostojnik�w ko�cielnych. Zdarza si� im na przyk�ad nie dochowywa� �lub�w czysto�ci lub interesownie przymyka� oczy na pogwa�cenie prawa bo�ego przez rz�dz�cych... To niepokoi pana, gdy� urz�dnicy Ko�cio�a nadali sobie status po�rednik�w mi�dzy panem a Bogiem. Nie zapominajmy, �e tylko oni maj� prawo interpretowa� Pismo �wi�te i wyrokowa� o pa�skim zbawieniu. Nagle znalaz� si� pan w samym sercu buntu. Grupa pod przyw�dztwem Marcina Lutra nawo�uje do ca�kowitego oderwania si� od papieskiej wersji chrze�cija�stwa. G�osi, �e dostojnicy Ko�cio�a s� skorumpowani, i chce po�o�y� kres w�adzy Ko�cio�a nad ludzkimi umys�ami. Tworz� si� nowe ko�cio�y, wyznaj�ce zasad�, i� ka�dy powinien mie� dost�p do Pisma �wi�tego i interpretowa� je po swojemu, bez po�rednik�w. Ze zdumieniem stwierdza pan, �e ten bunt osi�ga sukces! Hierarchowie ko�cielni czuj� si� zagubieni. Przez ca�e wieki ci ludzie mieli monopol na definiowanie rzeczywisto�ci, a� tu nagle, na pana oczach, trac� wiarygodno��. Na skutek tego zostaje zakwestionowana ca�a dotychczasowa interpretacja �wiata. Prosta i jasna wizja wszech�wiata i miejsca, jakie zajmuje w nim cz�owiek, dotychczas obja�niana zgodnie z nauk� Ko�cio�a, za�amuje si� � pozostawiaj�c pana i spo�eczno�� kultury zachodniej na jak�e niepewnym gruncie. Trzeba zwa�y�, �e pan i pa�scy wsp�cze�ni pr