2556
Szczegóły |
Tytuł |
2556 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2556 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2556 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2556 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ader
Eridia
Wyszed� na strome zbocze g�ry i rozgl�da� si�. By� ciep�y letni dzie�,
S�o�ca dochodzi�y zenitu. Jak daleko si�ga� wzrokiem widzia� pi�kno
przyrody. W oddali p�yn�a rzeka, nad lasami unosi�a si� jak zwykle
g�sta mg�a, tutaj nie znano deszczu, wysokie mg�y by�y niebywa��
rzadko�ci�. Ziemia by�a zwil�ana przez mg��. Widok z g�ry by� wspania�y.
W oddali by�o wida� pi�kne Srebrne Miasto. Po sam horyzont ci�gn�y si�
lasy i pola uprawne, w ogrodach bawi�y si� dzieci, a po niebie szybowa�y
ptaki. Odwr�ci� si� i teraz patrzy� na odleg�e Czerwone G�ry, kt�rych
wysoko�� dochodzi�a do sze�ciu tysi�cy jednostek. Przygl�da� si� ich
niedost�pnym, o�nie�onym szczytom przez dalekowizjer, zachwyca� si� ich
pi�knem. Nagle zobaczy� pot�ny b�ysk nad g�rami a po chwili upad�
og�uszony wielkim grzmotem pochodz�cym od tego b�ysku, nigdy czego�
podobnego nie dozna�...
Er obudzi� si� zlany potem, to by� tylko "z�y" sen.
-Jeszcze chwila i wracamy, dobrze obserwujcie niebo, nigdy nic nie
wiadomo.- S�owa te dow�dca zwiadu kierowa� do swoich �o�nierzy, nazywa�
si� Wer, by� silnie zbudowany, wzrostu oko�o jednostki, w gronie
dow�dc�w uwa�ano go za niezdecydowanego, ale mylili si�, zawsze liczy�
si� z �yciem ka�dego �o�nierza, zawsze starannie planowa� ka�dy ruch,
jego oddzia� nale�a� do najlepszych, a przy tym odznacza� si�
najmniejszymi stratami. W ka�dej bitwie szuka� zemsty, jego brat Erd
zgin�� podczas ataku wrogiej armii z Czerwonych G�r na Srebrne Miasto. W
jego oddziale panowa�a wysoka dyscyplina, cho� wszyscy �o�nierze
zwracali si� do niego po imieniu.
-Wer. Prosz� spojrze� na zach�d.
Zobaczy�, na razie ma�y, obiekt na niebie, kt�ry najprawdopodobniej
zbli�a� si�, szybko stawa� si� coraz wi�kszy, by� dobrze widoczny na tle
ciemnoniebieskich chmur, po kilku chwilach by�o ju� wida� wyra�nie, �e
jego trajektoria ci�gle si� zmienia, da�o si� zauwa�y�, �e co� zosta�o
od niego odrzucone i oko�o stu jednostek nad powierzchni� ziemi wybuch�o.
-Nie mo�e nas wykry�, to chyba jaka� nowa bro�. Wezwijcie Er, on si� na
tym dobrze zna.- Wer by� zaniepokojony zaistnia�� sytuacj�, w ci�gu
ostatnich trzech obrot�w straci� trzech ze swego oddzia�u licz�cego
teraz ju� tylko dwudziestu siedmiu �o�nierzy, posi�k�w nie b�dzie.
-Er zaraz przyjdzie.
Obiekt ci�gle si� zbli�a�, ale nie by�o nic s�ycha�, panowa�a g��boka
cisza, tak jak by to lecia� ptak, a nie to. ..
-To statek powietrzny.- Powiedzia� spokojnie Er.- Ale jaki� dziwny...
-Co o nim s�dzisz, Er?- Spyta� szybko Wer.
-To jaki� du�y model, w naszych si�ach nigdy takich nie mieli�my,
wygl�da na jak�� now� bro�, ale nie jestem pewien, jest strasznie cichy,
tak jakby lecia� bez silnik�w, a poza tym jest sam, co mo�e wskazywa� na
du�� si�� ognia tego statku.
-Nadlatuje. Kry� si�. Bro� w pogotowiu.
Statek przelecia�, mo�e z dwadzie�cia jednostek nad nimi i nic si� nie
sta�o.
-Czy�by nas nie zauwa�y�? Niemo�liwe. Chyba tylko zbada� nasze pozycje.-
Zabrzmia� g�os jednego z �o�nierzy
-Mo�liwe.- Odpar� Wer.- Ustawcie bro� na maksimum.
-Widzisz, Wer. Chyba leci dalej na wsch�d, nie zawraca.
-Dlaczego ci�gle zni�a lot? Co� tu nie gra.- Powiedzia� Er, naprawd�
zdziwiony. Chcia� co� jeszcze powiedzie� ale nie zd�rzy�.
Us�yszeli, jakby pot�ny grzmot i za wzg�rza numer trzydzie�ci siedem
uni�s� si� grzyb ognia.
-Rozbi� si�?- Rozleg�o si� w oddziale.
-Co s�dzisz o tym, Wer?
-Tam nie mieli�my �adnych umocnie�, nie mia� potrzeby bombardowa�
tamtego miejsca. Grupa pierwsza ze mn�, druga i trzecia b�dziecie nas
os�ania�, Er ty te� chod� ze mn�. Ruszamy.
Szli powoli, do wzg�rza trzydzie�ci siedem by�o jakie� trzysta
jednostek. Gdy ju� tam dotarli, ujrzeli g��boki r�w prowadz�cy a� do
podn�a nast�pnego wzniesienia, na ko�cu kt�rego znajdowa� si� dymi�cy
jeszcze wrak, co� by�o obok niego. Statek naprawd� by� du�y.
-Niesamowite. Rozbi� si�. Ubi� drania. Ognia!- To by�a pierwsza tak
szybka decyzja ze strony Wera. Zapanowa�o nad nim ponownie uczucie zemsty.
Nie trafili i "napastnik" szybko schowa� si� we swym wraku.
1. -Odzia� dwudziesty pierwszy! Odbi�r. Co si� tam sta�o? Czujniki
zarejestrowa�y du�y wstrz�s w waszym rejonie. Wer, odezwijcie si�!
***
-Komputer zmie� kurs na: dwa, osiem, sze��.
-Czy mog� co� powiedzie�?- Zapyta� pilota komputer pok�adowy. Pilot
skin�� lekko g�ow�.- Wybra�e� kurs przez niezbadane obszary. To mo�e
okaza� si� bardzo niebezpieczne.
-Lec�c tamt�dy oszcz�dzimy miesi�c drogi, wi�c zmie� kurs i nie martw
si� tak. Nie przez takie strefy udawa�o nam si� przelecie� w jednym kawa�ku.
-Powtarzam, �e to nie jest rozs�dna decyzja.
-Powiniene� mie� w swoich zasobach, �e gresy nie mo�na zbyt d�ugo
przewozi�, bez naturalnego o�wietlenia szybko ulega rozk�adowi.
-Wiem, mog�e� tego nie kupowa�.
-Nie k�u� si� ze mn�.- Wsta� ze swego miejsca przy pulpicie i zacz��
gro�nie macha� zasi�ni�t� pi�ci� przed czujnikiem optycznym komputera.
Przed nim m�g� tak macha�, ale osobnicy z jego gatunku, a by� on
cz�owiekiem, najprawdopodobniej wy�miali by go (w przeciwie�stwie do
innych ze swego gatunku nie utrzymywa� z nikim bli�szych znajomo�ci,
trzyma� si� na boku a oni zawsze chodzili i latali grupami), nie by�
pot�nie zbudowany, wr�cz przeci�tnie, sam w rzadnej bazie nie mia�by
szans, stratowaliby go, ale w�r�d gwiazd niewielu go zaczepia�o, by�
bardzo dobrym pilotem, a w dodatku jego transportowiec by� silnie
uzbrojony, bro� pochodzi�a g��wnie ze szcz�tk�w statk�w, kt�re odwa�y�y
si� pokusi� o jego towar. Ludzie te� go unikali, nie wygl�da� na silnego
to prawda, ale jego wygl�d by� raczej odpychaj�cy. Rzadko patrzyli mu
prosto w twarz, mia� wszczepione lewe oko, kt�re pochodzi�o od
gorundzkiego tygrysa, by�o prawie ca�e zielone, z poprzeczn�, cienk�,
czerwon� �renic�, jemu to nie przeszkadza�o, je�li chcia� m�g� widzie� w
podczerwieni, nadfiolecie no i w zupe�nych ciemno�ciach, to oko bardzo
mu si� przydawa�o, najbardziej chyba podczas wojny na dziesi�tym
ksi�ycu Asdera, w tedy mia� jeszcze o co walczy�, stamt�d pochodzi�,
tam by� jego dom. Po wojnie zmieni� si�, zacz�� ubiera� si� na czarno,
to w�a�nie w tedy zacz�� stroni� od ludzi. Przesta� si� przechwala�,
schowa� bro� pod kurtk�. Zmieni� si�.
-Id� si� przespa�, obud� mnie, je�li co� si� wydarzy.
Poszed� do swojej kabiny i szybko usn��.
***
-Nie wychyla� si�. To rozkaz.
-Ale� ciemno.
-Komu ciemno temu ciemno.
-Znalaz� si� m�drala.
-Ty, cwaniak, pierwszy prowadzisz wacht�
"Ten m�j niewyparzony j�zyk "-Tak jest.
To by�a naprawd� ciemna noc, bez gwiazd, bez ksi�yc�w, tylko chmury,
czarne chmury. Wr�g by� zaledwie kilkaset metr�w od jego pozycji.
Podobno to ich oddzia� mia� uderzy� o �wicie, w�r�d �o�nierzy s�ycha�
by�o odmawiane modlitwy. Po godzinie dziesi�tej zapanowa�a cisza,
przera�aj�ca cisza.
Obudzi� si� gwa�townie. "A niech to, zasn��em! Dobrze, �e nikt mnie nie
zauwa�y� ".Panowa�a cisza, ale w tej ciszy us�ysza� co� za swymi
plecami. Powoli si� odwr�ci�, zdj�� opask� z lewego oka.
-Alarm!...- Tylko tyle zd��y� krzykn��. Jego zielone oko uratowa�o mu
�ycie, zd��y� dostrzec wroga celuj�cego do niego z odleg�o�ci
pi��dziesi�ciu metr�w. Atakowali. Ten po drugiej stronie by� dobrym
strzelcem, zdj�� wartownika. Celny strza� i r�ka trzyma�a si� ju� tylko
na skrawku r�kawa od munduru. W tedy ostatni raz czu� j� naprawd�.
Ockn�� si� gwa�townie z uczuciem straszliwego b�lu w lewej r�ce.
-Moja r�ka!
-Uspok�j si�. To tylko z�udzenie. Nie masz ju� przecie� r�ki.- Dobieg�
g�os komputera z komunikatora.
-Masz racj�... to by�o takie realne.- Odrzek� z �alem.- Ta sztuczna to
nie to samo.
-Alarm! Ader, szybko do g��wnego pulpitu.
-Biegn�. Szybko dawaj opis sytuacji...Jestem.
-Transportowiec na torze kolizyjnym. Nie odpowiada na wezwania.
-Do transportowca na moim kursie, tu kapitan jednostki vd1449, odpowiedz
na wezwanie, w przeciwnym razie otworzymy ogie�.
-To wasz statek wszed� na m�j kurs, tu kapitan jednostki vr1233, ust�p,
albo zabior� ci tw�j �adunek. Dla �cis�o�ci nazywam si� Vert.
-Znam ci�, jestem Ader.
-Wi�c gi�, kocio oki.
-To si� oka�e. Przerwa� transmisj�. Komputer os�ony na maksimum. "To ten
z baru, od razu wiedzia�em, �e to zawadiaka."
Pierwszy strza� pad� ze strony jednostki vr1233. Nawi�za�a si� walka,
dzia�ka laserowe posz�y w ruch, przez ca�� walk� by�o wida� b�yski
energii tn�cej nico�� wszech�wiata. Po�cig - ucieczka, �ycie - �mier�
oto prawa rz�dz�ce rynkiem kosmosu, chcesz zarobi� jako handlarz to
wcze�niej czy p�niej b�dziesz musia� walczy�, walczy� z piratami lub
innymi handlarzami. W tym przypadku spotka�o si� dw�ch handlarzy. Jeden
jak i drugi chcia� �y�, zarabia�... Pilot jednostki vr1233 by� naprawd�
dobry, nie potrafili prze�ama� jeden drugiego przez d�ugi czas. Ader
pierwszy mocno oberwa�, od jego statku zosta�o odstrzelone tylne
dzia�ko. Vert siedzia� mu na ogonie... Z obu statk�w jednocze�nie
odpalono torpedy. To ich roz��czy�o na chwil�, uciekali teraz od torped
przeciwnika. Torpeda Adera minimalnie si�g�a celu, statek Verta dozna�
niewielkich uszkodze�. Ponownie ruszyli na siebie...
-Komputer, przerzu� ca�� moc na dzia�ko numer trzy.- Rozkaza� Ader.
Trafi� prawie tam gdzie chcia�, jedyny s�aby punkt statk�w typu vr, to
znaczy w miejsce po��czenia luku drugiego �adowni z trzecim,
poskutkowa�o. Statki typu vd te� mia�y sw�j s�aby punkt i zanim promie�
lasera wystrzelonego przez Adera doszed� celu przeciwnik zd��y�
wystrzeli� unkara�sk� torped�, torped� od kt�rej nie mo�na uciec, zawsze
trafia w cel.
-Znam tw�j s�aby punkt, Ader.
Eksplozja na obu statkach, ale pilot jednostki vd ustabilizowa� jeszcze
na moment sw�j statek aby wycelowa� i dobi� przeciwnika (niepisane prawo
nakazywa�o zabi� pokonanego), ale nie strzeli�.
***
Po wyj�ciu przez g�rny w�az na powierzchni� jego oczom ukaza� si�
straszliwy widok, powierzchnia planety przypomina�a powierzchni� Amboru
po wojnie. Kikuty uschni�tych drzew, niekt�re by�y spalone, oko�o
dwudziestu kilometr�w na zach�d dostrzeg� ruiny jakiego� wielkiego
miasta, wok� nie by�o wida� nic �ywego, ani ro�lin, ani zwierz�t.
Planeta wygl�da�a na zupe�nie opustosza��. Zeszed� na powierzchni�, sam
piasek, ani kropli wilgoci. Woda je�li by�a to albo g��boko pod
powierzchni� planety, ale pewniej ca�a by�a zgromadzona w chmurach.
"Ani �ladu �ycia, wszystko wskazuje na to, �e przyjdzie mi tu umrze� z
g�odu."
-Komputer, znalaz�e� co�?
-Nadal sprawdzam teren, w promieniu stu metr�w brak �lad�w �ycia poza
nielicznymi bakteriami.
-Szukaj dalej.
-To zajmie troch� czasu, nie jestem ju� tak sprawny jak przed tygodniem.
-Wiem, ale postaraj si�.
Chmury zacz�y si� zbiera� nad statkiem, przynajmniej tak wydawa�o si�
Aderowi. W oddali wida� by�o b�yski piorun�w, spojrza� przez lornetk�,
tam gdzie uderza�y na pewno nie pada� deszcz. "W tej okolicy nie pada�
chyba od miesi�cy. Jak to mo�liwe przy takiej ilo�ci chmur?"
-Komputer, jak id� poszukiwania?
-Jak narazie bez rezultat�w.
-Zawiadom mnie jak co� odkryjesz ciekawego. Postaram si� naprawi�
pomniejsze uszkodzenia w kad�ubie. Zapomnia� bym, co to za planeta?
-Nie mam poj�cia. M�wi�em przecie�, �e to niezbadany obszar, cie�cia w
bud�ecie i tym podobne sprawy, ustalono okr�ne szlaki komunikacyjne i
zapomniano o tym rejonie.
-No i my teraz tu jeste�my, pionierzy na mi�so.
-Mo�e nie na mi�so, ale nie b�d� pokazywa� przez kogo tu jeste�my.
-Nie masz czym.
-Dlatego nie b�d�.
***
-Co za wspania�e powitanie!? Dlaczego mnie nie ostrzeg�e�!?- Krzycza�
jak m�g� tylko najmocniej, gdy zatrzasn�� za sob� w�az.
-Jestem nieco uszkodzony, nie mog� jednocze�nie rozmawia� z tob� i
penetrowa� obszaru.
-Sprawd� ilu jest napastnik�w!
-Spokojnie, tylko nie wrzesz, bo mi czujniki g�osu uszkodzisz...Jest ich
siedmiu... nie osiemnastu, siedmiu na przedzie reszta chyba ich os�ania,
s� dobrze uzbrojeni, ale do �rodka si� nie dostan�.
-Czy te boczne dzia�ko jeszcze dzia�a?
-...Tak, jest sprawne.
-Id� do dzia�ka, co robi�?
-Strzelaj�... W�a�nie przestali... Chyba si� przegrupowuj�.
-Nie przebijemy si� do �rodka, Wer. Jest zbyt mocno chroniony jak na ten
sprz�t.
-Wer, dow�dztwo.
-Co tam si� u was dzieje, czego nie odbieracie sygna�u. Powinni�cie
wr�ci� ju� 23.7 temu.
-Musieli�my zachowa� cisz�, mamy tutaj dziwny obiekt, prosimy o wsparcie.
-To pu�apka. Musicie natychmiast wraca�. Wysokie mg�y kumuluj� si� nad
waszymi pozycjami. Zarz�dzam natychmiastowy odwr�t. Je�li jutro ten wasz
obiekt b�dzie tam jeszcze, to b�dziecie mogli go sprawdzi�, a teraz wraca�.
-Tak jest. Grupy pierwsza, druga odwr�t.
-Ader, oni bardzo szybko si� wycofuj�.
-�led� ich pozycje.
-Sto metr�w... Sto dwadzie�cia... Kompletnie stracili szyk, jakby przed
czym� uciekali.
-Wykrywasz co�?
-...Nie. Znikaj�... Chyba schodz� pod ziemi� w odleg�o�ci oko�o o�miuset
metr�w od nas. Nie potrafi� dok�adniej okre�li� odleg�o�ci. Skala b��du
plus, minus sto metr�w.
-Ciekawe dlaczego tak szybko si� wycofali?
Na zewn�trz zbiera�y si� chmury, zbiera�o si� na wielk� "burz�"...
Rozleg�y si� grzmoty, pioruny zacz�y uderza� w ziemi�. Zdumiewaj�co
blisko statku. Powoli zacz�y si� przybli�a�
-Komputer. Co si� dzieje na zewn�trz?
-Spokojnie Ader, to tylko burza, cho� musz� przyzna� pioruny uderzaj�
coraz bli�ej nas, jakby by�y na nas kierowane.
-Jak d�ugo wytrzymamy je�li to co� nas atakuje?
-Bardzo kr�tko. Zginiesz za drugim trafieniem, ja mo�e wytrzymam do
czwartego.
-Optymista z ciebie.
-Co tam znale�li�cie, Wer?
-Er, m�w.
-To niespotykany typ statku kosmicznego, najprawdopodobniej nowa bro� z
g�r...
-Mylicie si�.-Po tych s�owach Efga nieco os�upieli.- W�a�nie
otrzymali�my meldunki z czujnik�w na powierzchni, mg�a atakuje ten wasz
obiekt, co mo�e jedynie oznacza�, �e on nie jest po ich stronie. Kiedy�
podr�owali�my w�r�d gwiazd, mo�liwe, �e teraz kto� przylecia� stamt�d.
-Jak mi wiadomo, podczas tych wypraw nie odkryto �adnych wy�szych form
�ycia?
-Masz racj� Er. Dlatego nie wiemy, czy to co� co przylecia�o jest
nastawione wrogo czy te� pokojowo.
-Teraz na pewno wrogo.- Wer zwiesi� g�ow�.- Strzelali�my do przybysza,
my�la�em, �e to ci z g�r wyl�dowali.
-Zadecyduj� jutro co z tob� zrobi�, tylko dlatego, �e jeste� zas�u�onym
�o�nierzem. Rozej�� si�.
�aden piorun nie trafi� w statek i po p�godzinie burza odesz�a.
-Ader, "przeja�nia" si�.
-�adnych uszkodze�?
-Nie zostali�my uszkodzeni, na szcz�cie, wygl�da na to, �e to by�a
zwyk�a burza, deszcz nie spad�.
-Wi�c to nie by�a zwyk�a burza.
***
�wit by� jak ka�dy inny, promienie s�o�c nie przebija�y si� przez g�ste
chmury, nie by�o mg�y. We wszystkich punktach na powierzchni panowa� tym
razem wzmo�ony ruch spowodowany przybyciem Obcego. Pod powierzchni�
obradowano nad tym faktem, jak� grup� wys�a�, z jakim uzbrojeniem i czy
przybysz w og�le przetrwa� atak wysokich mgie�?
Er zn�w tego ranka obudzi� si� gwa�townie, �ni� o przybyszu. We �nie
widzia� go jako pot�nego m�czyzn�, uzbrojonego po same uszy, widzia�
jak obcy wyszed� ze swego statku w pe�ni uzbrojenia, a za nim wyszed�
jeszcze oddzia� innych, podobnie wygl�daj�cych do wodza i jak ruszyli na
ich umocnienia, potem widzia� krwaw� bitw�, jak ze statku wci��
wychodzili nowi aby pom�ci� �mier� towarzysza zastrzelonego poprzedniego
dnia. Nie wiedzia�, czy to co widzia� wydarzy�o si� naprawd�, czy te�
dopiero si� wydarzy, jego sny cz�sto si� sprawdza�y... Po przebudzeniu
ta my�l nie dawa�a mu spokoju, je�li tam jest ich wi�cej i chc� dzi�
uderzy�? Er nie by� �o�nierzem, ale dobrze zna� si� na broni... magazynu
nikt dzi� nie pilnowa�, wszyscy byli na wy�szych poziomach, bez trudu
znalaz� miejsce sk�adowania materia��w wybuchowych. "Je�li si� myl� to
nic si� z�ego nie stanie, ale je�li mam racj� to ich powstrzymam.
"Szybko opu�ci� magazyn i uda� si� do nieu�ywanego od dawna wyj�cia na
powierzchnie numer pi��, szyb by� wy��czony z u�ytku, po kt�rym� z
atak�w wysokich mgie�, transporter nie dzia�a�, ale szyb nie zosta�
zasypany, wi�c mo�na by�o si� nim wydosta�, ale gdyby nast�pi� atak, gdy
b�dzie w szybie... Szyb mia� dziesi�� pi�ter wysoko�ci, ale Er zaczyna�
sw�j marsz od czwartego. Wchodzi� w miar� szybko, tylko przy samym
ko�cu... o ma�o nie spad�. Po wyj�ciu na powierzchni� ujrza� widok,
kt�ry ogl�da� od prawie czterech obieg�w - pustyni� zamiast las�w i
ogrod�w, Srebrnego Miasta te� ju� nie by�o. Omijaj�c stanowiska obronne
ruszy� w kierunku wraku, gdy tam dotar�, s�o�ca dochodzi�y zenitu, by�
zm�czony, zabra� wiele �adunk�w. W pobli�u statku nie by�o nikogo, m�g�
spokojnie podej�� do niego, nic si� nie sta�o. "Chyba zgin��. "Zacz��
obchodzi� statek, w stronie, kt�rej ubieg�ego dnia nie widzieli, by�a
znaczna wyrwa, przez kt�r� mo�na by�o zajrze� do wn�trza, tylko zajrze�,
w �rodku niczego nie by�o. Z trudem wszed� na wierzch statku, kt�ry by�
mocno przechylony, znalaz� w�az i zacz�� go otwiera�, po wielu pr�bach w
ko�cu uda�o mu si�, wszed� do �rodka i ujrza� tylko...
***
-Ader, obu� si�.- Dobiega�o z komunikatora, kt�ry ledwo dzia�a�.
-Czemu mnie budzisz? Podaj wsp�rz�dne
-...
-Dlaczego mnie budzisz? Mia�em parszywy sen. O co chodzi?
-Chodzi o to, �e kto� zbli�a si� do nas.
-Podaj pr�dko�� i wielko�� statku, czy odpowiada na wezwania?
-Obud� si� wreszcie!- Komunikator przesta� dzia�a�, m�g� teraz jedynie
odbiera� d�wi�ki z tej kabiny.
-A niech to... my�la�em, �e to tylko by� sen, tak dobrze odpoczywa�em...
G�o�nik wysiad�... Ju� id� do g��wnego pulpitu...
-Jest sam, chodzi wok� statku, my�l�, �e on my�li, �e ty nie �yjesz.
-A to si� zdziwi, czego on tu mo�e chcie�?
-Wszed� na g�r�, czy mam przeprowadzi� skaning?- Ader kiwn�� g�ow�.-...
Analizuj� jego baga�... Wyodr�bniam cz�stki nie organiczne... On ma przy
sobie mn�stwo materia��w wybuchowych, chyba chce nas wysadzi�... Grzebie
przy w�azie...
-No to si� zdziwi. Id� tam. Na razie wy��cz wszystkie systemy w �rodku,
ma by� ciemno. Zrozumia�e�?
-bzzzszszzz...
Ader lubi� chodzi� po ciemku, zw�aszcza w wielkich bazach, tam zawsze
by�o du�o ciemnych przej��, nikt go nie widzia� a on widzia� wszystkich,
lubi� by� niezauwa�any. Szybko dotar� do g�rnego w�azu (jedynego przez
kt�ry mo�na by�o wej��, reszta by�a w piachu), uaktywni� bro� i
czeka�... Po chwili w�az uchyli� si� i do korytarza wpad�o troch�
�wiat�a, Ader sta� daleko i nie by� widoczny. Czeka� jak kot, a� mysz
si� wychyli. Er powoli schodzi� po drabince, stan�� na pod�odze i zacz��
si� rozgl�da�. Ader wycelowa� dok�adnie w jego g�ow�, nie w korpus, Go��
by� zbytnio ob�adowany �adunkami, Ader nie chcia� wysadzi� i siebie. Er
spojrza� w jego kierunku, ale ujrza� tylko b�ysk wi�zki lasera...
***
-Zgadzam si�, damy dla Wera jeszcze jedn� szans�. Wezwijcie go tu.-Wer
czeka� za drzwiami, wszed�, by� pewien, �e to ju� koniec jego s�u�by.-
Dajemy ci jeszcze jedn� szans�, Wer. Je�li przybysz lub przybysze
jeszcze �yj� to przyprowad� ich �ywych. Zrozumiano?- Tak jest.- I
jeszcze jedno, Er p�jdzie z twoim oddzia�em. Przyprowadzi� Era.
Tym razem proszony nie wszed� natychmiast, nie wszed� w og�le.
-Jak to nie ma, znale�� mi go natychmiast!
Przeszukano ca�� baz�, wszystkie pi�tra, nigdzie go nie by�o. Zacz�to
szuka� go na zewn�trz.
-On uciek�, znale�li�my �lady wychodz�ce ze szybu numer pi��, omija�
nasze punkty i poszed� do wraku, w pobli�u go nie by�o, chyba wszed� do
�rodka...
-Zdradzi�?... Wykluczone. Wer, wyruszcie natychmiast. Wiesz co masz zrobi�.
-Wiem.
Oddzia� ju� czeka� na zewn�trz, uzbrojony mocniej ni� ostatnio. Ruszyli
biegiem w stron� wraku, na niebie nie by�o wida� �adnych ruch�w. Szybko
dotarli na miejsce i okr��yli wrak, tak�e zauwa�yli wyrw�, ale si� nie
zbli�ali. Przez dalekowizjery widzieli �lady na piasku, kt�re bieg�y
wok� statku, niechybnie by� w �rodku, tylko czy jeszcze �y�? Otworzyli
ogie�...
-Ader!- Rozleg�o si� w korytarzu.- Atakuj�, chyba przyszli po Szperacza.
-Jak z os�onami?
-Je�li wy��cz� wszystko we wn�trzu, to mo�e zadzia�aj�.
-W porz�dku. Od trzech dni nic nie jad�em, wi�kszo�� zapas�w posz�o w
pr�ni� gdy wtedy nas trafi�, wyszczel kilka razy z dzia�ek dla strachu,
ja musz� zaj�� si� naszym go�ciem... Ale ci�ki... Wa�y z osiemdziesi�t
kilo...
-Wycofa� si� na dalsze pozycje!
-Baza! Baza! Otworzono do nas silny ogie�, bez posi�k�w si� nie przebijemy.
-Jakiego wsparcia potrzebujecie?
-Prosimy o przys�anie LP400, jak najszybciej.
-Zobacz� co da si� zrobi�, wr�g w�a�nie zaatakowa� na pozycj� w
kwadracie cztery, sze��dziesi�t dwa.
-Zrozumia�em. Bez odbioru. Wer, na razie nie mog� nam przys�a�, musimy
trzyma� si� z tym co mamy.
-Strzela� jak tylko co� si� wychyli.
Nadchodzi�a noc i nikt nie pr�bowa� wyj�� z wraku, powoli tracili
nadziej�, �e Er nadal �yje. Mimo �e tak d�ugo przebywali w jednym
miejscu, na otwartej przestrzeni nie zauwa�yli �adnej aktywno�ci na
niebie, panowa�a cisza, tylko od czasu do czasu odbierali meldunki o
walkach, a raczej utrzymywaniu pozycji w kwadracie cztery, sze��dziesi�t
dwa i trzy. Posi�k�w ani LP400 nie b�dzie najprawdopodobniej przed
�witem a przed zmrokiem musz� si� wycofa� mimo wszystko.
***
Powoli dochodzi� do siebie, w pomieszczeniu panowa� p�mrok, kto� sta�
przed nim.
-O! Ockno�e� si� wreszcie. Komputer zwi�ksz nat�enie �wiat�a. Po co tu
przyszed�e�? M�w!
Er nie zrozumia� ani s�owa.
-Ikloze !-By�o to jedno z najgorszych wyzwisk w tych stronach, ale Ader
go nie zrozumia�.
-Co tam marudzisz?- �adnej odpowiedzi, przystawi� mu miotacz do g�owy,
Er cofn�� si� na tyle ile m�g�.- To rozumiesz... To �wietnie.
"No to nie�le si� wpakowa�em. "Komputer wzmocni� �wiat�o i dopiero teraz
Er m�g� dok�adnie obejrze� przeciwnika, rozczarowa� si�, nie by� ani
wysoki, ani silnie zbudowany, zwyk�y... no w�a�nie kto? Er rozwa�a�
swoj� pozycj�, ale nic nie przychodzi�o mu do g�owy, nie potrafi�
zrozumie� o czym m�wi Obcy, by� g�odny, w kieszeni mia� troch�
koncentrat�w, ale mia� zwi�zane r�ce, zacz�� si� szarpa�.
-Ty! Uspok�j si�, bo zn�w p�jdziesz spa�.- Er spojrza� na kiesze� w
kurtce.- Ader to zauwa�y� i si�gn�� no�em, rozci�� jego kiesze�, z
kt�rej teraz wypad�a ma�a torebka z jakim� p�ynem.- My�lisz, �e to
wypij� co? Najpierw ty.- Rozci�� torebk� i przystawi� do ust Era, kt�ry
szybko zacz�� z niej pi�.- Koniec! Zobaczymy czy to nadaje si� do
jedzenia, tylko nie uciekaj.- Szybko wyszed� z kabiny.
"Gdzie on z tym poszed�? Chyba zani�s� koncentrat do jakiej� analizy,
albo pokaza� towarzyszom"
-Komputer, przeprowad� analiz�.
-Rozpoczynam... Substancja oparta na zwi�zkach organicznych... Wysoce
energetyczna... Nie wywo�uje �adnych skutk�w ubocznych... W pe�ni
nadaj�ca si� do spo�ycia.
-To �wietnie, przynajmniej to. To co zosta�o z gresy nie nadaje si� ju�
do jedzenia. Jak idzie analiza jego mowy?
-Z jednego s�owa nie wiele mog� wywnioskowa�, stale analizuj� rozmowy
tych na zewn�trz, ale narazie bez rezultat�w.
-Ten jego nap�j jest ca�kiem niez�y.
-Wypu�cisz Je�ca?
-Chyba oszala�e�, �eby im powiedzia�, �e jestem tutaj sam a w dodatku,
�e jestem bez jedzenia. Chyba naprawd� co� ci si� poprzestawia�o. Teraz
ty z nim pogadaj, ja id� si� przespa�, tylko od czasu do czasu sprawdzaj
pozycj� tych na zewn�trz.
Er siedzia� nieruchomo, nie by�o mo�liwo�ci ucieczki. Za w�azem panowa�a
cisza, na tyle ile m�g� zobaczy�, panowa�a tam ciemno�� absolutna, nawet
gdyby si� oswobodzi� nie mia�by szans przej�� tego labiryntu. Ci�gle
mia� przed sob� jego twarz i jego zielone oko, kt�re jak mu si� wydawa�o
wysysa�o z niego potrzebne dla Obcego informacje. Nie m�g� zasn��...
Us�ysza� na korytarzu znajome g�osy, by�y coraz g�o�niejsze, nagle
us�ysza� krzyk i zapanowa�a cisza. Nie rozumia� s��w, ale by� pewien, �e
to by�y g�osy, ludzi z oddzia�u Wera. "A niech go, zaczai� si� na nich
tak jak na mnie, w tych ciemno�ciach nie mieli �adnych szans."
-Ikloze !-Wrzasn�� na ca�y g�os.
-Jak si� czujesz?- Us�ysza� Er po swojej lewej stronie, mowy nie
rozumia�. "Jak on tutaj wszed�?" Powoli obr�ci� g�ow�, nikogo nie by�o.
Ponownie us�ysza� czyj� g�os, tyle �e po prawej stronie, tym razem
obr�ci� si� natychmiast, ale tam te� nikogo nie by�o.
-Nie graj ze mn�.
-Analiza w toku...- Us�ysza� tym razem przed sob�, nikogo tam nie by�o,
g�os dochodzi� ze �ciany.- Nagranie odnios�o oczekiwany skutek... Kod
z�amany... Witaj Nieznajomy.
To ju� Er zrozumia�, ale nie wiedzia� kto do niego m�wi, g�os dochodzi�
z ka�dej strony.
-Kim jeste�? Poka� si�. Jednak znasz moj� mow�.
-A kim ty jeste�?
-Jestem Er, poka� si�.
-Nie mog�, jestem tylko komputerem.
-U nas nie ma komputer�w na tak wysokim poziomie. Czy takich jak ten co
mnie z�apa� jest wi�cej, czy tych w korytarzu z�apa� tak jak mnie czy
zabi� i co zrobi ze mn�?
-Na pewno ci� nie wypu�ci, sam mi to powiedzia�. W korytarzu nikogo z
twoich nie by�o, to by�a tylko symulacja, musia�em sprawdzi� jak
zareagujesz.
-Kiedy on przyjdzie?
-Za jakie� dwana�cie godzin, tj. p� obrotu. Wasza bro� te� jest niez�a,
te wasze pioruny.
-M�wisz o tych wy�adowaniach elektrycznych, to nie nasza robota.
Przepraszam za ten wczorajszy atak, widzieli�my jak zrzucili�cie jak��
�adunek wybuchowy, uznali�my was za wrog�w. Czy si� mylili�my?
-To nie by� atak, musieli�my odrzuci� uszkodzony obiekt naszego statku.
Teraz �pij, nie martw si�, jeszcze dzisiaj on ci� nie zabije.
-Do czego jestem mu potrzebny?
-Tego mi nie powiedzia�.
***
Gdy nadesz�a noc Wer ze swym oddzia�em musia� si� wycofa�, tutaj nikt
nie by� pewien co przyniesie noc. Ader nie m�g� spa�, czu� g��d. Dla
zabicia czasu wzi�� si� do naprawiania komunikator�w, ale nie zaj�o mu
to du�o czasu, d�ugo chodzi� po statku, dotar� w ko�cu do trzeciego luku
�adowni gdzie kiedy� by�a sk�adowana gresa, teraz nic tam nie by�o,
wszystko zosta�o wyssane w nico�� wszech�wiata gdy unkara�ska torpeda
dosz�a celu, na szcz�cie w�az do tego luku by� zablokowany i reszty
statku nie wyssa�o. W standardowych modelach vd nie by�o tej przegrody i
Vert my�la�, �e w tym te� nie ma. "Tylko co mi to da�o, teraz albo padn�
tu z g�odu, albo kolesie Szpiega mnie wyko�cz�. Szeroki wyb�r
mo�liwo�ci, nie ma co. "Tutaj nie by�o komunikator�w i Ader nie
wiedzia�, �e komputer nauczy� si� ju� mowy Go�cia. Usiad� przy w�azie i
rozmy�la� nad swoim po�o�eniem.
***
Siedzia� przed swym domem w lesie, by� pi�kny wiosenny poranek, z lasu
dochodzi� �piew ptak�w. Z domu dochodzi� zapach przygotowywanego
�niadania, s�ysza� wyra�nie jak jego �ona, kt�r� nazywa� Sunbeam
krz�ta�a si� po kuchni. Tego ranka nie by�o mg�y. Zacz�� spokojnie
ostrzy� n�, zbli�a� si� czas �niadania.
-Cho�, �niadanie ju� prawie gotowe.
-Ju� id�.- Wsta� powoli. Chcia� jeszcze raz przed �niadaniem ws�ucha�
si� w �piew ptak�w, ale te zamilk�y. Sta� tak przez chwil� z zamkni�tymi
oczami, otworzy� je raptownie, zd��y� zobaczy� jedynie wielkie pazury
pod��aj�ce w jego stron�, odruchowo wyci�gn�� n� przed siebie...
Straci� przytomno��.
Otwiera� powoli "oczy", �wiat�o razi�o go mocno, powoli zacz�� wraca�
wzrok, nie m�g� si� rusza�.
-Sunbeam, nic nie widz� lewym okiem, pom� mi, boli...
-Ju� nie boli.- B�l odszed�. U�wiadomi� sobie, �e lew� stron� g�owy ma
silnie obanda�owan�. Potem d�ugo spa�, �ni�. Obudzi� si� ju� bez banda�y
na oku, odzyska� w�adz� w ko�czynach. Sunbeam by�a przy nim, przygl�da�
si� jej d�ugo, by�a pi�kna w tym �wietle. Chcia� dotkn�� r�k� swojej
twarzy, ale mu j� zatrzyma�a.
-Nic Ci nie b�dzie, Ader. Musisz du�o odpoczywa�.- Dopiero teraz
uwierzy�, �e nie ma ju� lewego oka...
-Sunbeam, czy b�dziesz przy nie zawsze?
-Tak, zawsze b�d� przy Tobie, nie pozwol� Ci umrze� dop�ki nie dokonasz
czego� wielkiego.
Ader ockn�� si�. "Czy tutaj tego dokonam, Sunbeam?" Ujrza� J� ponownie,
wygl�da�a tak jak w tedy gdy J� ujrza� po raz pierwszy. -Tak. -Znikn�a.
-Czy�by� rozmawia� ze zmar�ymi?- Ader us�ysza� g�os dochodz�cy z
korytarza, dostrzeg� w nim swego je�ca. Ader nie mia� przy sobie broni.
-Jak uda�o ci si� wyj��?
-Historia mnie wzywa.- Znikn��.
***
Ader obudzi� si�. "Niech tak b�dzie."
Poszed� do kabiny, gdzie przebywa� Go��, otworzy� w�az, Er spa�. Obudzi�
si� gdy Komputer w��czy� o�wietlenie.
-Wstawaj! -Komputer szybko przet�umaczy� polecenie.
-Po co, je�li masz mnie zabi�, to r�wnie dobrze mo�esz zrobi� to tutaj.
-Jeste� wolny.
Najpierw zaskoczenie a p�niej strach. "B�d� sobie spokojnie szed� a ten
mi wypali w ty� g�owy, jaki wspania�omy�lny."- Wolny? Przecie� mog�
powiedzie� tym na zewn�trz, ze jeste� tutaj tylko ty.
-Nie dbam o to, nie mam co je��, a mo�e mam zje�� ciebie. Na tydzie� by
mi starczy�o.
-Skoro nalegasz. Jaka jest pora obrotu?
-Jest noc, za dwie godziny �wit.-Ader rozci�� w�zy.-Mo�esz i��.
-W nocy! Chyba nie jeste� st�d!
-Owszem nie jestem. Id� p�ki nie zmieni� zdania.
-Mo�esz wypu�ci� mnie rano.- Ader by� zaskoczony udzielonom
wypowiedzi�.- W nocy nie p�jd�. Jeszcze nie oszala�em.
-Czy�by� tak jak twoi kumple ba� si� nocy? Oni te� si� wynie�li.
-Prowadzimy wojn� z wysokimi mg�ami. W nocy jestem bezbronny. Nie p�jd�
na pewn� �mier�. Od czterech obieg�w z nimi walczymy...
"Mo�e o to chodzi�o Sunbeam?" Pomy�la� Ader i s�ucha� w skupieniu ca�ej
historii, opis�w atak�w wysokich mgie�, jak atakuj� przewa�nie wielk�
si��. Er m�wi�, �e kiedy� z mg�y wysz�y wielkie roboty, ale z czasem
mg�y atakowa�y tylko pr�dem. Er nie wiedzia� kto dowodzi� mg�ami, po
prostu pewnego dnia pojawi�y si�. Opowiada� jak wielu pow�drowa�o w
g�ry, �eby odnale�� siedzib� wroga, nikt stamt�d nie powr�ci�. Jak
podczas jednej bitwy stracili wi�kszo�� swej floty powietrznej, jak od
trzech lat nie odnosz� �adnych sukces�w w walce. Wr�g zapanowa� nad
pogod�, a ich naukowcy nic nie potrafili zdzia�a�. Mogli tylko czeka�.
Woda by�a coraz g��biej. Wszystkie miasta w gruzach, musieli mieszka�
pod ziemi�. Opowiada� jeszcze d�ugo.
-Ka�dej nocy schodzicie pod ziemi�?
-Zawsze kto� zostaje, ale w nocy panuj� nieprzebyte ciemno�ci, wi�kszo��
sprz�tu zosta�a zniszczona. W nocy jeste�my �lepi.
-Wi�c ka�dy mo�e was podej��?
-Tak.
-Wi�c wasz wr�g nie musi z wami walczy�, wystarcz� dzikie zwierz�ta i noc.
-Tak.
-A pojazdy na ziemne, czemu ich nie u�ywacie?
-Mg�y s� bardzo czu�e na ruch. Pojazdy s� zbyt du�e, szybko je wykrywa i
niszczy, nawet tw�j statek chcia�y zniszczy�, ale si� nie rusza� i
stwierdzi�y, �e jest niegro�ny.
-Ader, ju� �wit. -Zabrzmia� g�os komputera.
-Jak ty si� w�a�ciwie nazywasz?
-Jestem Er.
-Mo�esz ju� i��, Er.
Komputer g�osem poprowadzi� Er do wyj�cia. Ranek by� taki jaki zwyk� by�
od czterech obieg�w. Oddzia� Wera ju� by� na stanowiskach.
-Bro� w pogotowiu, w�az si� otwiera. Strzela� tylko na m�j rozkaz.- W�az
otworzy� si� bardzo powoli. D�ugo nikt z niego nie wygl�da�. W oddziale
ros�o napi�cie, ju� dawno stracili nadziej�, �e Er jeszcze �yje. Powoli
wysun�a si� czyja� g�owa. Wer przy�o�y� dalekowizjer do oczu. D�ugo nie
m�g� uwierzy� w to co widzi.- Nie strzela�, powtarzam nie strzela�, to
Er. Tylko mi nie wstawa�, poczekamy a� sam tu przyjdzie, mo�e to
pu�apka.- Er d�ugo si� rozgl�da�, nie m�g� przywykn�� do �wiat�a na
powierzchni, cho� by�o ono s�abe jak zwykle, to i tak o wiele mocniejsze
ni� we wn�trzu statku, w ko�cu zobaczy� �o�nierzy, pomacha� r�k� i
ruszy� w ich kierunku.
Po chwili by� na miejscu, nie m�g� och�on��, �apczywie chwyta�
powietrze, z rado�ci, kt�ra z niego promieniowa�a nie m�g� przez d�u�szy
czas nic powiedzie�.
-Ilu ich jest? -Jakie s� ich zamiary? -Jak s� uzbrojeni?- Dlaczego ci�
wypu�cili?- Powiedz co� wreszcie!
-On jest tylko jeden...
-Tylko jeden?
-Tak tylko jeden, nie ma co je��, nie ma wrogich zamiar�w...- Nic wi�cej
nie powiedzia�, pad� na ziemi�.
-Zabierzcie go szybko na d�. Oddzia� drugi b�d�cie w ci�g�ym kontakcie.
Er otworzy� oczy, znajdowa� si� w bia�ej sali, nigdy nie lubi� tutaj
przychodzi�, ale teraz ucieszy� si� widz�c te �ciany. W�a�nie od��czano
od niego aparatur�, gdy wszed� Wer z lekarzem.
-To tylko niegro�nie zatrucie gazami pochodz�cymi najprawdopodobniej ze
statku Obcego.
-Nie wydawa�o mi si� aby chcia� mnie zabi�.
-Ale sam przyznasz, �e to troch� dziwne, �e ci� wypu�ci�. Mo�e gdy
zdoby� potrzebne informacje sta�e� mu si� ju� niepotrzebny.
-To by mnie zabi� i zjad�. On nie ma jedzenia.
-M�g� ci� oszuka�. Jak si� z nim porozumiewa�e�?
-Nasze wypowiedzi t�umaczy� komputer.
-Komputer?- Wer zapyta� zaskoczony.
-Tak komputer. Jego statek stoi na wy�szym poziomie technologicznym,
oczywi�cie nie rozmawia� ze mn� od razu, jego komputer jaki� czas uczy�
si� naszej mowy.
-Jak wygl�da�o powitanie, jak ci� traktowa�.
-Gdy wszed�em do jego statku og�uszy� mnie, obudzi�em si� zwi�zany, ale
poza tym nic mi z�ego nie zrobi�. Co zamierzacie zrobi� w jego sprawie, Wer?
-Rada o tym zadecyduje na dzisiejszym zebraniu, prawdopodobnie b�dziesz
tam zaproszony.
-Ale wszystko ju� ci powiedzia�em.
-Oni chc� to us�ysze� od ciebie.
***
-Jak my�lisz, co zadecyduj� wobec nas, gdy wys�uchaj� Er?
-Nie uwierz� mu, najprawdopodobniej przy�l� doborowy oddzia� i nas rozwal�.
-Przecie� sam chcia�e� go wypu�ci�.
-Ja si� tylko pyta�em. Tak na marginesie to m�g� by� naprawi� m�j wizjer
na zewn�trz, nie wystarcza mi tylko radar i fale, chcia�bym zobaczy�
gdzie tkwimy.
-Jak nas nie rozwal� to naprawi�, ale tak na wszelki wypadek to
chcia�bym mie� jakiego� t�umacza na zewn�trz.
-Ja nie mog�.
-Wiem i dlatego musisz mi pom�c zmontowa� takie urz�dzenie. Przeszukaj
swoje zasoby i wybierz mo�liwe elementy, kt�re s� na statku.
Komputer d�ugo przegl�da� swe dane, ze znalezieniem potrzebnych
element�w na statku te� mia� du�o problem�w, ale po trzech godzinach
poszukiwa� w ko�cu znalaz�, ci�gle psu�y si� jakie� jego elementy i
dzia�a� coraz wolniej. Gdy Ader zmontowa� ju� p� t�umacza komputer
musia� wy��czy� wi�kszo�� czujnik�w we wn�trzu statku, te na zewn�trz
wy��czy� ju� na samym pocz�tku. M�g� dzia�a� tylko w g��wnej sterowni,
tam te� przebywa� Ader.
-Jak d�ugo jeszcze wytrzymasz?
-Moje zasoby pami�ci nie s� uszkodzone, je�li wy��cz� wszystkie systemy
przetrzymam jeszcze oko�o dw�ch tygodni, bez niezb�dnych napraw nie
wytrzymam d�u�ej.
-Nie mam tutaj odpowiednich narz�dzi. Wy��cz klimatyzacj� i odetnij
wszystkie urz�dzenia, ale na razie b�� jeszcze aktywny, gdy sko�cz�
t�umacza wychodz� na zewn�trz i id� do nich, musz� zaryzykowa�.
-Wr�cisz?
-Wr�c�, przecie� kto� musi Ci� naprawi�. Teraz powiedz mi gdzie mam to
pod��czy�?
-Widzisz t� czerwon� kostk�, przy��cz to do niej, nast�pnie kostk�
wetknij w t� bia��, przew�d fk pod��cz do tej tr�jk�tnej wypustki.
Nast�pnie ustaw cz�stotliwo�� nadawania, to te bia�e regulatory, zwi�ksz
powi�kszenie okularu i na prawej stronie bia�ej kostki powiniene�
zobaczy� ma�� tr�jk�tn� wypustk�, przekr�� j� o sto osiemdziesi�t stopni
w prawo.
-W lewo czy w prawo co za r�nica?
-Ja tu jestem specjalist� w tych sprawach i ma by� w prawo. Teraz
powinno dzia�a�. Zasi�g do dwudziestu metr�w, ale musisz s�uchawk� mie�
w uchu, inaczej nie zadzia�a.
-�wietnie. Dzi�ki. Musz� ju� i��.
-Podzi�kujesz mi, naprawiaj�c mnie gdy wr�cisz.
Komputer wy��czy� wszystkie systemy, teraz aby zareagowa� potrzebowa�
impulsu w postaci r�cznego w��czenia systemu obronnego. Ader szed�
szybko w stron� wyj�cia, zabra� sw�j miotacz i n�. Powoli otworzy� w�az
i wyszed� na g�r�, zatrzasn�� go za sob�. Panowa�a g��boka ciemno��, ale
on widzia� wszystko wyra�nie. W pobli�u nikogo nie by�o, by� sam. Ruszy�
w stron� bazy, z kt�rej przyszed� Er. Szed� bardzo powoli, z daleka
omija� pozycje tutejszych, du�o czasu zaj�o mu znalezienie szybu numer
pi��.
Obradowano ju� od zmierzchu, ale dopiero teraz pos�ano po Er. W gronie
dow�dc�w panowa�a zbyt du�a rozbie�no�� co do dalszego post�powania z
Obcym. Dano dla Er g�os, gdy sko�czy� d�ugo jeszcze zadawano mu pytania,
kt�re cz�sto si� powtarza�y. Najcz�stszym by�o :"Kiedy zamierza
odlecie�?", ale na to pytanie Er nie zna� odpowiedzi. Jego wypowied� nie
wp�yn�a zauwa�alnie na zebranych, nadal panowa�y rozbie�no�ci. Grupa,
kt�ra by�a za schwytaniem Obcego i przeprowadzenia z nim prywatnej
rozmowy zyskiwa�a coraz wi�ksz� liczb� g�os�w. Do dow�dc�w oddzia��w
sz�y ju� potajemne rozkazy nakazuj�ce zbroi� �o�nierzy. Atak na wrak ju�
by� pewny. Er nie m�g� nic zrobi�.
-Er, czy opowiedzia�e� Obcemu jak do niego dotar�e�?- Er sta� si�
granatowy, to pytanie go sparali�owa�o.-Er, powtarzam pytanie.
Ader schodzi� powoli, drabina by�a w wielu miejscach przerdzewia�a, po
kilku minutach dotar� na dach transportowca. Szyb by� rzeczywi�cie g��boki.
-...Tak, wspomnia�em mu o tym...
-A co si� sta�o z �adunkami kt�re mia�e� przy sobie?
-...Zosta�y w statku Go�cia.
-Genialne. Zarz�dzam natychmiast zasypa� szyb numer pi��.
Dopiero teraz Er zacz�� si� zastanawia� nad tym co m�wi� Obcemu.
"Dlaczego on tak dok�adnie mnie s�ucha�, zadawa� tak ma�o pyta�, ale za
to bardzo trafnych. Jak mog�em si� tak da� oszuka�... Tylko dlaczego
mnie nie zabi�?... Jasne gdyby mnie zabi� nie m�g� by wyj�� ze swego
statku, �o�nierze nadal by byli przy nim. Co za genialny podst�p."
-Zablokowa� w�az. Przymocowa� grodzie, tylko dok�adnie, maj� by� trzy
warstwy... Dobrze teraz drug�.
Odg�os grzmotu przeszed� korytarzem.
-Czemu tak szybko?! Ci na g�rze chyba oszaleli! Mogli nas tu zasypa�,
gdyby ta gr�d� nie wytrzyma�a. Ty, biegnij na g�r� i sprawd� co si� sta�o.
***
Szyb zasypano bardzo dok�adnie, za� jego okolice stale by�y patrolowane
przez silnie uzbrojonych �o�nierzy. Do wraku wys�ano trzy oddzia�y,
kt�re powr�ci�y bardzo szybko. Obrady trwa�y nadal.
-Uda�o nam si� wej�� do statku Obcego. Nie by�o �adnego oporu. W �rodku
panuj� straszliwe ciemno�ci, ale mimo to uda�o nam si� zbada� go w
ca�o�ci. Nic w nim nie dzia�a.
-A co z Obcym?
-Nie natrafili�my na jego �lad...
-Jednak nas zaatakowa�.- Powiedzia� jeden z wy�szych rang� oficer�w.-
Musia� zgin�� w szybie numer pi��. Jego spraw� uwa�am za zamkni�t�.
-A je�li wtargn�� do bazy?
-Niemo�liwe.- Szybko odpowiedzia� dow�dca stra�y.
-Rada og�asza przerw� na posi�ek.- Tak wed�ug wi�kszo�ci zako�czy�a si�
sprawa Obcego. Po posi�ku przejd� do rozmowy nad wys�aniem kolejnego
oddzia�u w g�ry.
***
"Nie uwierzyli. "Wi�cej Aderowi nie trzeba by�o s�ysze�, ruszy� ponownie
korytarzem, po kilku minutach dotar� do rozwidlenia, a po dalszych
pi�ciu trafi� na jaki� magazyn, nikogo nie by�o w pobli�u, wszed� do
�rodka. By� bardzo g�odny.
***
Otworzy� g�rny luk i wszed� do �rodka, chwil� m�czy� si� z kodem w�azu.
Uda�o mu si�. Wszed� do bazy, nikogo nie by�o na korytarzu. Po chwili
dotar� do rozwidlenia korytarza, poszed� w prawo. Gdy uszed� oko�o
pi��dziesi�ciu metr�w tym ciemnym przej�ciem us�ysza� g�o�ne kroki
dochodz�ce zza jego plec�w, jaki� odzia� przechodzi� obok i uda� si� do
luku z kt�rego przed chwil� wyszed�. W��czy� t�umacza i zawr�ci�. W tych
tunelach t�umacz dzia�a� na wi�ksze odleg�o�ci.
***
W sk�adzie by�o wiele r�nych kontener�w z umieszczonymi na nich r�nymi
rysunkami, prawdopodobnie przedstawiaj�cych produkt w nich zawarty,
wok� unosi�y si� przyjemne zapachy. Ader po chwili poszukiwa� znalaz�
co� co nadawa�o si� do jedzenia, gdy ju� si� najad�, szybko usn��- nigdy
nie sypia� po posi�ku. Obudzi� si� dopiero po kilku godzinach, zn�w
widzia� Sunbeam, wygl�da�a tak jak poprzednio, ale tym razem nie
pami�ta� co m�wi�a. Po odbytej drzemce czu� si� o wiele lepiej.
Postanowi� znale�� Er, ale nie wiedzia� dlaczego ma to zrobi�.
D�ugo chodzi� po korytarzach, by� na r�nych kondygnacjach. Ponownie
zacz�� doskwiera� mu g��d. W tedy w�a�nie dotar� na czwart� kondygnacj�.
Panowa� tutaj wzmo�ony ruch, poprzednio nie spotka� nikogo. Znalaz�
jak�� star� p�acht� i narzuci� j� na siebie, w��czy� t�umacza, uruchomi�
tak�e nadajnik.
-Jeszcze nigdy tak d�ugo nie dyskutowali.
-Masz racj�.
Ader przemkn�� korytarzem i napotka� jeszcze wi�ksz� grup�
rozmawiaj�cych mi�dzy sob�.
-Podobno zabili Obcego.
-Jakiego Obcego?
-Ty jak zwykle o niczym nie wiesz. Nawet ten obdartus wie, prawda?
Ader poczu� si� tak jak czuje si� pilot, kt�rego statek w�a�nie eksplodowa�.
-Prawda?- Ader tylko poruszy� g�ow� i szybko si� oddali�.- A widzisz?
Szkoda z tob� rozmawia�.
Dotar� do ko�ca korytarza, przy czerwonym w�azie sta�o kilku �o�nierzy,
zza kt�rego dochodzi�y szcz�tki rozmowy.
-Wi�c kto wyruszy? Nie pozwol� aby ten...
-Nawet nie pr�buj.
-Cisza!... Zadecyduje g�osowanie... Wyruszy ten kt�ry zdob�dzie
najwi�cej g�os�w. Na wypraw� b�dzie m�g� zabra�. .. i tyle jedzenia aby
starczy�o mu do. .. G�r i z powrotem...
"G�ry? Chyba chc� pos�a� nast�pn� wypraw�?" Ader zacz�� powoli zbli�a�
si� do drzwi.
-Patrz kolejny wi�zie�, kt�ry zosta� u�askawiony, ciekawe kt�r�
kondygnacj� wsp�tworzy�?
-St�j! Nie wolno tam wchodzi�.- Ader schyli� si� jeszcze bardziej.
-Chc� rozmawia� z Er.
-Co jest przyjacielu, prace na g��boko�ciach niezbyt s�u�� twojemu g�osowi.
-Chc� rozmawia� z Er.
-Nie znam �adnego Er, a poza tym drzwi s� zamkni�te od �rodka i nie
wolno przerywa� debaty, wi�c id� gdzie indziej szuka� swojego Er.- Ader
powoli zacz�� si� oddala�.- Jak my�lisz, chyba zwariowa�, mo�e wezwiemy
s�u�by medyczne?
Ader odwr�ci� si� gwa�townie i wystrzeli� z miotacza do jednego ze
stra�nik�w.
-Nawet nie pr�buj! Otwieraj w�az.
-A!...-Pad� og�uszony.
-Prawdziwy �o�nierz.- Podszed� do drzwi, kt�re naprawd� by�y zamykane od
wn�trza. -Przyby� pos�aniec. Otwiera�. "Musi si� uda�"
-Do kogo? Trwa narada, nie wolno przerywa�.
-Do Er...- W�az zacz�� si� powoli otwiera�...
Ader wskoczy� do wn�trza i przystawi� miotacz do g�owy stra�nika.
-Opu�� bro�, albo ponownie wr�cisz do rob�t na dole.- Powiedzia� pewnym
g�osem stra�nik do Adera. Sala zamilk�a wszyscy patrzyli na Obdartusa.
-Nie.- Syntezowany g�os rozszed� si� po sali.
-Kim jeste�. Podaj numer.- Ader zrzuci� z siebie p�acht� i swym tygrysim
okiem popatrzy� w oczy stra�nikowi- Obcy?
-Ador?
-Ader. Witaj Er, mi�o �e mnie pozna�e�. Porozmawiamy? Mam dla was
propozycj�.
-Jak tutaj wszed�e�.- Pad� g�os z sali.- Jak omin��e� stra�nik�w?
-Przez drzwi. �pi�.
-Co masz nam do powiedzenia?- Przem�wi� przedstawiciel Rady.
-Powied�cie temu za mn� aby bli�ej nie podchodzi�. Chc� WAM pom�c...
-Ty, w jaki spos�b? Dlaczego mamy ci wierzy�?
-Mam odpowiednie kwalifikacje...- Zgas�o o�wietlenie w sali.
-Chc� go �ywego!
Po chwili szamotaniny w��czono o�wietlenie. Go�cia nie by�o.
-On musi by� gdzie� tutaj. Nie m�g� si� wydosta�. Znale�� go
natychmiast!- Krzycza� dow�dca stra�y.
-Potrafi porusza� si� w ciemno�ciach.- Doda� dobitnie Er.
-Ponownie ci dzi�kuj�, Er.- Ader wym�wi� te s�owa zza plec�w
przedstawiciela Rady.- No to jak?
-Dlaczego mamy ci zaufa�?
-Dlaczego ja zaufa�em wam?... Nie mam nic do stracenia. Ja pomog� wam a
wy naprawicie m�j statek... Zgoda?
-Pozw�l, �e si� naradzimy.
-Zaczekam na zewn�trz. Tylko nie pr�bujcie mnie oszuka�.
Przepuszczono go bez s�owa, nikt nie patrzy� mu w twarz. Jedynie
przedstawiciel Rady patrzy� podczas rozmowy. Ader szanowa� go za to.
Narada nie trwa�a d�ugo, ale k��cono si� bardzo ostro. Na korytarzu
wok� Adera zebra� si� t�um gapi�w (w bezpiecznej odleg�o�ci). Jego
czarna posta� dobrze rysowa�a si� na tle srebrnych �cian korytarza. Z
t�umu wyrwa�o si� dziecko i podbieg�o do Adera, za nim szybko podbieg�a
matka, ale nie zabra�a dziecka tylko patrzy�a Obcemu prosto w oczy.
-Dlaczego Pan tak dziwnie wygl�da? Nie powinien si� Pan ubiera� na
czarno, to z�y kolor.- Ader przykucn�� i wzi�� dziewczynk� za r�k�.
-Dlaczego uwa�asz ten kolor za z�y? Ja tak nie my�l�.- Matka dziecka
nieco si� uspokoi�a.
-Chmury maj� taki kolor... one s� z�e. Czy Pan jest z�y?- Ader lekko si�
u�miechn��.
-Nie, nie uwa�am siebie za z�ego. Gdy jest ciemno mog� chodzi�
swobodnie, gdy� chmury mnie w�wczas nie widz�.
-Adr, proszony jest do sali.
-Mam nadziej� jeszcze z Tob� porozmawia�. Kogo mam szuka� gdy wr�c�.
-Promie� S�o�ca, niech Pan pyta o Promie� S�o�ca.
-�adne imi�...
Na sali panowa�a cisza, wszyscy patrzyli na Przybysza, kt�ry potrafi
porusza� si� w ciemno�ciach. Wskazano mu miejsce i poproszono aby usiad�.
-Wyruszysz jutro, damy ci odpowiedni� ilo�� �ywno�ci.
-Czy b�d� m�g� wzi�� kogo� ze sob�? A co z broni�?
-Jeste� wed�ug nas wystarczaj�co uzbrojony. A o kim my�lisz, kto b�dzie
chcia� i�� z tob�?
-Czy o mnie my�la�e�?- Zza drzwi wszed� Er. Ader skin�� g�ow�.- Czy�by�
si� nie zgadza�.
-Zgadzam si�. O tobie my�la�em.
-U nas kiwni�cie g�owy oznacza dezaprobat�.
-Er, czy na pewno chcesz wyruszy�?
-Tak.
-Dostaniesz �ywno�� i bro�. Wyruszycie rano. Og�aszam narad� za
zamkni�t�. Zaprowad�cie Go�cia do jego pokoju.- Wyszli.
-Czy maj� jak�� szans�?
-Nie. Ale musimy to zrobi�.
-...Czy komu� kiedy� powiemy?
-A czy to co� zmieni?...
-Jaka jest odleg�o�� do G�r?
-Dziewi�� obieg�w marszu.
-Sk�d wyruszymy?
-Zostaniemy dowiezieni do szybu wyj�ciowego w Srebrnym Mie�cie.
***
Tak jak powiedzia� Er tu� przed �witem dowieziono ich tunelami do szybu
wyj�ciowego do Srebrnego Miasta. Jechali d�ugo ciemnymi korytarzami, po
drodze nie spotkali nikogo. Gdy wysiedli transportery natychmiast
odjecha�y. Transporter na g�r� nie dzia�a� ju� od dawna i nikt nie
my�la� o jego naprawie. Znajdowali si� dziesi�� pi�ter pod powierzchni�
planety. Oko�o drugiego pi�tra pod powierzchni� ko�czy�a si� drabina.
-Kt�r�dy teraz, Er?
-Zejdziemy troch� ni�ej i spr�bujemy kana�ami.
Tak te� zrobili. W kana�ach nie by�o problem�w. Nie napotkali �adnych
zwierz�t i po kilkunastominutowej w�dr�wce wyszli na powierzchni�.
Ujrzeli gruzy, gruzy i jeszcze raz gruzy. Nie by�o wy�szej budowli ni�
na dwie kondygnacje, wszystko by�o zmiecione. Co jaki� czas napotykali
zniszczone pojazdy. Dopiero po godzinie wyszli poza obr�b miasta.
-Czy zabierali�cie zabitych?- Er popatrzy� na Adera.- Jednego chyba
przegapili�cie.- Podeszli do szkieletu le��cego przy du�ym bia�ym kamieniu.
-To jeden z ostatniej wyprawy. Musieli znale�� baz�. Musimy go spali�.
-Nie mamy na to czasu.- Ader zacz�� si� przygl�da� szcz�tkom �o�nierza.-
Nadal trzyma bro� w r�ku. Chyba co� wyry� na tym kamieniu. Przeczytaj, Er.
-"Uwa�ajcie na odbicia one... "Wi�cej nie zd�rzy�. Nie rozumiem co
chcia� nam przekaza�.
-Idziemy. Szkoda czasu.
Od wschodu nadchodzi�a noc. Podczas ca�odniowej w�dr�wki nie napotkali
�adnych form �ycia ro�linnego czy te� zwierz�cego, na niebie tak�e nie
zauwa�yli �adnej aktywno�ci. W ci�gu nast�pnych trzech dni nic si� nie
wydarzy�o, jedynie G�ry z dnia na dzie� stawa�y si� coraz wi�ksze.
-By�em prawie pewien, �e co� tu u was jeszcze �yje.
-Ja te�.
-Musimy wys�a� drug� grup�.- Przerwa� milczenie na sali Wer.
-Nie widz� takiej potrzeby.- Odpowiedzia� stanowczo Przedstawiciel Rady.
-A ja tak. Je�li nie wy�lemy drugiej grupy pierwsza ponownie nie
powr�ci. Druga grupa b�dzie liczniejsza po to jedynie aby zwr�ci� uwag�
przeciwnika na siebie.
S�owa wypowiedziane przez Wera trafi�y do wszystkich. Ponownie zapad�o
milczenie, tym razem na znacznie d�u�ej. Pod koniec dnia wydano decyzj�
o wys�aniu drugiej grupy.
Noc by�a ciemniejsza ni� zwykle. Ader jak zwykle nie spa�. Cisza
przepe�nia�a mrok, nie by�o najmniejszego powiewu wiatru. Wszystko wok�
by�o martwe. Jedynie piasek zaszele�ci� jak zeschni�te li�cie gdy wsta�
aby wyprostowa� ko�ci. Jak ka�dej nocy od momentu wyruszenia z bazy
tutejszych tej nocy tak�e przysz�a, pojawi�a si� jak zwykle z nik�d,
bezszelestnie. O jej obecno�ci dowiadywa� si� dopiero, gdy go
pozdrawia�a. Mimo ciemno�ci ja�nia�a blaskiem jakiego nigdy wcze�niej u
niej nie widzia�.
-Witaj, Sunbeam. Sp�ni�a� si� dzisiaj.
-Wiem. Ale nic ci si� nie sta�o. Nie martw si� to ju� d�ugo nie potrwa.
Wr�cisz na dziesi�ty ksi�yc Asdera i zn�w b�dziemy razem.
-Powiedz, prosz�, czy d�ugo jeszcze potrwa nasza roz��ka?
-Ju� nied�ugo. Musz� wraca�.
-Nie odchod�. Zosta� jeszcze chwil�.
-Wr�c� za kilka dni, wtedy porozmawiamy d�u�ej. Teraz b�d� czujny.
Jak nagle si� pojawi�a tak nagle odesz�a. "Czujny" pomy�la� Ader i w tej
samej chwili napastnik le�a� martwy u jego st�p.
-Ader! Co si� dzieje?
-Nic takiego. Jednak co� tu prze�y�o...
Zwierz� by�o rozmiar�w kusy, ale k�y pasowa�y jak ula� do tygrysa
gorundzkiego. Po kr�tkich ogl�dzinach martwego stworzenia Ader
wywnioskowa�, �e podchodzi swoje ofiary poruszaj�c si� pod ziemi�.
Po trzech dniach dotarli do G�r. Nie by�o pag�rk�w, czy jakichkolwiek
ma�ych wzniesie� jedynie wysokie ska�y. Najni�sze o wysoko�ci oko�o
dwustu metr�w, bardzo strome. Dopiero po trzech godzinach marszu wzd�u�
G�r znale�li szlak prowadz�cy w ich g��b.
-By�em tu kiedy�, jestem tego prawie pewien.- Powiedzia� ze �le t�umion�
fascynacj� Er.- Ale to musia�o by� bardzo dawno temu.
-W porz�dku, tutaj rozbijemy ob�z. Nie b�dziemy dzi� wchodzi�.
Noc tutaj zapada�a o wiele szybciej i by�a o wiele bardziej mroczna. Tak
jak powiedzia�a Sunbeam nie przysz�a tej nocy, ale on i tak nie spa�,
widzia� jak Er mocno si� trz�s� i to na pewno nie z powodu zimna. Ader
podszed� do niego i zbudzi� go.
-T� drog� nie przejdziemy.- Powiedzia� Er i otar� pot z czo�a.
-A sk�d ty to mo�esz wiedzie�?
-Widzia�em t� drog� w moim �nie. Widzia�em jak ska�y obsuwa�y si� na
drog�. To musia�o by� gdy by�em jeszcze dzieckiem. Musia�em by� przez
kogo� niesiony, gdy� bardzo szybko stamt�d uciekli�my, jako dziecko nie
m�g�bym tak szybko biec.
-To by� tylko sen. Wol� sam to jutro sprawdzi�.
-Droga jest zasypana. Ja to wiem.
Do �witu Ader dostrzeg� tylko dwie kusy gorundzkie, t�umaczenie z j�zyka
Era by�o zbyt zawi�e, ale trzyma�y si� w bezpiecznej odleg�o�ci. O
�wicie okaza�o si� jednak, �e ich zapasy �ywno�ci znikn�y.
-To niemo�liwe!
-Jako� to prze�yjemy. Nie mo�esz si� o to obwinia�. Nie spa�e� od kiedy
wyruszyli�my.
-W takim razie musimy wyruszy� natychmiast.
Szlak pocz�tkowo by� do�� w�ski, a jego kraw�dzie by�y bardzo ostre. Po
oko�o godzinnym marszu sytuacja uleg�a zmianie. Szli dnem kanionu,
chmury przes�ania�y wszystkie szczyty.
-Po tej drodze m�g�by przejecha� nawet �redniej wielko�ci pojazd naziemny.
-Sam widzisz, �e droga jest dobra. To by� jedynie sen.
-Nie lekcewa� moich... Sp�jrz w g�r�, lawina. Musimy wraca�.
-Nic z tego. Biegniemy dalej.
-Przedstawiciele twojej rasy maj� chyba sk�onno�ci samob�jcze!-
Wykrzycza� Er i ruszy� za oddalaj�cym si� Aderem.
Bardzo szybko go dogoni�. Ader odrzuci� plecak i nieco przy�pieszy�.
Kamienie spada�y coraz bli�ej, wzbija� si� coraz wi�kszy py�. Droga
ko�czy�a si� �lepo. Przed nimi pojawi�a si� pionowa �ciana z czerwonej
ska�y.
-To koniec.
-Wybacz...
-Wer, si�gnij po sw�j dalekowizjer i sp�jrz na Wej�cie Ita, tam unosi
si� jaka� chmura koloru piasku.
-To jest piasek. Ska�y musia�y si� obsun��. Mam nadziej�, �e oni tamt�dy
nie szli... Jutro b�dziemy wiedzie�.
-... to jeszcze nie koniec! Tam jest wej�cie do jakiej� groty. "Dzi�kuj�
Ci."
Obaj padli na ziemi� i le�eli tak bez s�owa. Ader z tej pozycji ogl�da�
wn�trze groty, kt�ra jak to od razu zauwa�y� nie by�a tworem natury,
lecz najprawdopod