2546
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2546 |
Rozszerzenie: |
2546 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2546 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2546 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2546 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANNE McCAFFREY
MERCEDES LACKEY
STATEK KT�RY
POSZUKIWA�
( Prze�o�y�: Andrzej �ukaszewicz )
POWR�T MIʌNIOWCA - �ADOWNIA - ROZBAWIENIE
Powodowany czym�, co by�o mieszanin� natchnienia i szale�stwa, w��czy� silniki hamuj�ce. �lizgowiec zatrzyma� si� w po�owie obrotu; si�a od�rodkowa cisn�a Alexem w bok, na pasy bezpiecze�stwa oraz wyrzuci�a szakala na sam koniec pojazdu i w og�le z sa�. Zwierz� polecia�o w kierunku sfory, robi�c przy tym co najmniej tuzin kozio�k�w.
Pojazd pomkn�� w stron� Tii; w tym czasie ona otworzy�a wn�k� �adunkow� i w��czy�a pole si�owe. Mia�a nadziej�, �e Alex zdo�a na czas wyhamowa�, by nie uderzy� w tyln� �cian�. Wiedzia�a, �e nier�wno lec�cy �lizgowiec bardzo �atwo m�g� otrze� si� o co�, wchodz�c z tak� szybko�ci� w pole si�owe.
Nawet nie zwolni�, gdy zahaczy� o drzwi �adowni. Tia zamkn�a je tu� za nim. Nie zwracaj�c na to uwagi, Alex zmniejszy� moc silnik�w; pojazd wytraca� pr�dko��, sun�c brzuchem po pod�o�u, co wywo�a�o deszcz iskier. Zboczy� z kierunku l�dowania i uderzy� w ty� �adowni. Przytomny manewr Alexa, wspierany dzia�aniem pola si�owego, os�abi� jednak impet uderzenia do tego stopnia, �e �lizgowiec lekko tylko wgni�t� �cian� wychwytuj�c�. Jeszcze raz Alex zawis� na pasach bezpiecze�stwa. Na bokach i z ty�u �lizgu widoczne by�y �lady z�b�w pr�buj�cych go zatrzyma� szakali.
Alex siedzia� przez chwil� nieruchomo, ci�ko dysz�c. Sensory Tii nie sygnalizowa�y jakich� obra�e�, wi�c postanowi�a poczeka�, a� z�apie oddech.
Kiedy wreszcie podni�s� g�ow�, Tia z uwag� przyjrza�a si� jego twarzy. Pokrywa� j� rozpalony rumieniec, ale nie by�o na niej wida� oznak szoku lub b�lu.
- C� - powiedzia�a spokojnym i zr�wnowa�onym g�osem. - Zdaje si�, �e wiesz, jak zrobi� na kim� wra�enie.
Zamruga� oczami - zaraz potem opad� swobodnie na fotel i szczerze si� roze�mia�.
CZʌ� PIERWSZA
Rubinowe �wiat�o comu pulsowa�o, gdy Hypatia Cade oderwa�a si� od lekcji. Przed oczami siedmiolatki wci�� ta�czy�y r�wnania kwadratowe, zwr�ci�a jednak uwag�, �e pulsacja comu nie by�a taka jak zwykle. Urz�dzenie zatem nie nagrywa�o wiadomo�ci ani nie sygnalizowa�o pr�by po��czenia si� z ni� rodzic�w. B�yski by�y parzyste i powtarza�y si� w regularnych odst�pach czasu. Znaczy�o to, �e kto� by� na orbicie i czeka�, a� Hypatia odpowie na wezwanie.
Pojawienie si� kogo� na g�rze oznacza�o niespodziewane przybycie jakiego� statku - Tia na pami�� zna�a rozk�ad przylot�w. Wszystkie wizyty wahad�owc�w by�y bowiem dok�adnie zaplanowane, a AI rozpoczyna� sw�j codzienny raport przy �niadaniu w�a�nie od przypomnienia ewentualnych odwiedzin. Tia poczu�a dreszcz emocji i postanowi�a jak najszybciej odpowiedzie�. Zdecydowa�a, �e nie b�dzie traci�a czasu na powiadomienie rodzic�w. Zreszt�, to nie m�g� by� jaki� nag�y wypadek, gdy� wtedy AI na pewno przerwa�by jej lekcj�.
Przetar�a oczy, by wymaza� obraz ta�cz�cych zmiennych, i podsun�a sw�j sto�eczek pod tablic� kontroln� comu. Mog�a teraz z �atwo�ci� dosi�gn�� wszystkich przycisk�w steruj�cych. Z godn� podziwu sprawno�ci� dostroi�a com, rozgrza�a przeka�niki i w��czy�a lini�.
- Grupa poszukiwawcza C - 121 - powiedzia�a, zwracaj�c uwag� na dykcj�, poniewa� mikrofon by� stary i cz�sto gubi� s�owa wypowiadane niewyra�nie. - Grupa poszukiwawcza C - 121, powtarzam. Linia wolna. Odbi�r.
Odliczy�a nerwowo cztery sekundy, kt�re musia�y up�yn��, by dotar�a do niej odpowied�. Jedna przeciwprostok�tna, dwie przeciwprostok�tne, trzy przeciwprostok�tne, cztery przeciwprostok�tne. Kto to mo�e by�? Nie zapowiedziane wizyty niecz�sto tu si� zdarza�y. Tia zdawa�a sobie spraw�, �e mog�o to by� co� niebezpiecznego. W swoim m�odym �yciu s�ysza�a wiele opowie�ci o napa�ciach na bezbronne stacje archeologiczne. Nie mog�a zatem odrzuci� takiej mo�liwo�ci. Chocia� na terenie wykopalisk na Salomon - Kildaire rzadko mo�na by�o znale�� przedmioty cenione przez kolekcjoner�w zabytk�w, to czy z�odzieje musieli o tym wiedzie�? Gdyby kto� taki si� pojawi�, mia�a natychmiast zanurkowa� do ukrytego tunelu ewakuacyjnego, kt�ry wyprowadzi�by j� z kopu�y do schronu poza wykopaliskami. By�a to pierwsza rzecz, o kt�rej dowiedzia�a si� od matki i ojca, gdy tylko kopu�a zosta�a wzniesiona...
- Tutaj kurier TM - 370. Tio, moja droga, czy to ty? Nie b�j si�, kochana, odbywamy w�a�nie niezbyt piln� misj�, a �e by�o nam po drodze, wi�c przywie�li�my wcze�niej wasz� poczt�. Odbi�r.
Mocny, kontraltowy g�os by� troch� zniekszta�cony przez nie najnowsze ju� g�o�niki, mimo to sprawi� Tii wielk� rado��. Zacz�a lekko podskakiwa� na swoim sto�eczku, nie mog�c ukry� podniecenia.
- Moira! Tak, tak, to ja! Ale... - Jej rado�� troch� przygas�a. Kiedy ostatnio Moira tu zawita�a, jej kod wywo�awczy brzmia� CM, nie TM. - Moiro, co si� sta�o z Charliem? - Jej g�os sta� si� jakby powa�niejszy. - Czy�by� przestraszy�a kolejnego mi�niowca? Wstyd� si�! Nie pami�tasz ju�, co ci m�wiono, gdy wyrzuci�a� Ariego?! Uh - odbi�r.
Cztery sekundy; wieczno��.
- Moja droga, ja go wcale nie przestraszy�am - odpowiedzia�a Moira, jednak Tia wyczu�a w jej g�osie nutk� poczucia winy. - Zdecydowa� si� o�eni�, wychowa� potomstwo, osi��� naboje jak szczur l�dowy. Nie martw si�, ten b�dzie ju� ostatni jestem tego pewna. Tomas i ja pasujemy do siebie doskonale. Odbi�r.
- To samo m�wi�a� o Charliem - przypomnia�a ponuro Tia. - I o Arim, i Lilianie, Julesie, i...
Moira przerwa�a jej t� nie ko�cz�c� si� wyliczank�.
- Zapal, prosz�, �wiat�a l�dowania. Doko�czymy nasz� dyskusj�, gdy wyl�duj�. - Jej g�os sta� si� bardziej stanowczy. - Poza tym przywioz�am ci prezent urodzinowy. Dlatego nie mog�am tu nie wst�pi�. Odbi�r.
Tak jakby prezent urodzinowy zdo�a� powstrzyma� j� przed wymienianiem kolejnych chybionych pr�b Moiry z mi�niowcami! C� - mo�e troszeczk�.
Zapali�a �wiat�a l�dowiska, po czym, czuj�c lekk� dum�, wykona�a pozosta�e czynno�ci niezb�dne do l�dowania. Ustawi�a reflektory, w��czy�a monitory pomocnicze, nast�pnie poleci�a AI, by nawi�za� ��czno�� z systemem nawigacyjnym Moiry. Gdyby Moira przyby�a tu par� miesi�cy temu, musia�aby wyl�dowa� bez niczyjej pomocy. Dzisiaj jednak Tia doskonale wiedzia�a, co ma robi�.
Dziewczynka przysun�a si� bli�ej mikrofonu.
- Wszystko sprawdzone i gotowe do rozpocz�cia ostatniej fazy l�dowania, Moiro. Ciekawe, co te� mi przywioz�a�? Odbi�r.
- Och, ty ma�a spryciaro! - wykrzykn�a Moira g�osem pe�nym zachwytu. - Uruchomi�a� ca�y system. Sporo si� nauczy�a� od naszego ostatniego spotkania! Dzi�kuj� ci, moja droga, a o tym, co ci przywioz�am, dowiesz si�, gdy ju� b�d� na dole. Bez odbioru.
No c�, pr�bowa�a. Zeskoczy�a ze swojego sto�ka, pozwalaj�c, aby AI i zewn�trzne systemy nawigacyjne przej�li kontrol� nad wprowadzeniem statku m�zgowego do bazy. Moira nie oddawa�a nikomu ster�w, je�eli to nie by�o konieczne. Stanowi�o to jedn� z przyczyn jej odwiecznych problem�w z mi�niowcami. Nie ufa�a im, gdy mieli prowadzi� i do tego zupe�nie si� z tym nie kry�a. Szczeg�lnie Ariemu by�o to nie w smak. Za wszelk� cen� chcia� udowodni�, �e r�wnie dobrze czuje si� za sterami AM - 370. Dosz�o nawet do tego, �e pr�bowa� uniemo�liwi� jej kontrol� nad statkiem.
Teraz trzeba by�o podj�� nast�pn� decyzj�: czy powinna si� ubra� i p�j�� zawiadomi� rodzic�w? Z�apanie ich przez com nie by�o takie proste; prawdopodobnie nie mieli przy sobie osobistych nadajnik�w. A je�eli nawet je mieli, to nie oczekiwali �adnego wezwania. Nie by� to nag�y wypadek i z pewno�ci� nie byliby zadowoleni, gdyby przerwa�a im jak�� istotn� prac�, na przyk�ad dokumentacj� znalezisk czy �mudne oznaczanie ich wieku. Nie pom�g�by nawet fakt, �e statkiem, kt�ry przylecia�, by�a Moira.
Poza tym Moira nie wspomnia�a o niczym, co by�oby dla nich istotne. Z pewno�ci� nie porusza�aby tak b�ahych temat�w, jak zmiana mi�niowc�w czy prezent urodzinowy, gdyby mia�a do przekazania co� naprawd� wa�nego. Tia zerkn�a na zegar; do przerwy na lunch nie zosta�o wi�cej ni� p� godziny. Wiedzia�a, �e dla jej rodzic�w, Poty Andropolous - Cade (doktora nauk bios�downiczych, ksenologii, archeologii) i jej m�a Braddona Maartensa - Cade'a (doktora nauk geologicznych, fizyki astralnej i licencjonowanego astrologatora), punktualno�� by�a spraw� podstawow�. Dok�adnie o godzinie si�dmej ka�dego ranka, niezale�nie od miejsca pobytu, rodzina Cade'�w spo�ywa�a �niadanie. Punktualnie o dwunastej rodzice wracali do kopu�y, by wsp�lnie z Ti� zje�� lunch. AI mia� dopilnowa�, �eby o szesnastej Tia zjad�a co� na przek�sk�. Natomiast o dziewi�tnastej powracali na wsp�ln� kolacj�.
Zatem za trzydzie�ci minut Pota i Braddon przyb�d� do kopu�y. Moira nie mog�a wyl�dowa� p�niej ni� za dwadzie�cia minut. Go�� ze statku powinien zatem zjawi� si� tu jeszcze przed nimi.
Tia krz�ta�a si� po pokoju go�cinnym kopu�y, zbieraj�c swoje ksi��ki i �amig��wki, wyr�wnuj�c poduszki na sofie, zapalaj�c lampy i holoskop, kt�ry wy�wietla� faluj�ce niebieskie drzewa na tle zielonej laguny na Myconie, gdzie poznali si� jej rodzice. Poleci�a AI, by zaparzy� kaw�. Pomin�a przy tym program przygotowania lunchu, w��czaj�c system V - l, kt�ry Braddon zainstalowa�, by mog�a przyjmowa� go�ci. Sama wybra�a muzyk�; �ywsz� cz�� Suity Arkenstone, kt�ra wed�ug niej najbardziej pasowa�a do sytuacji.
Poniewa� sko�czy�a przygotowania, a nikt si� jeszcze nie pojawi�, czeka�a. Czekanie by�o czym�, czego nauczy�a si� bardzo wcze�nie. S�dzi�a, �e umie to robi� bezb��dnie, gdy� sporo mia�a takich "pustych" chwil w swoim m�odym �yciu. Czas dziecka archeolog�w przepe�niony by� czekaniem, zazwyczaj samotnym, co czyni�o je o wiele bardziej samodzielnym.
Tia nie zna�a innych dzieci, nie mia�a koleg�w w swoim wieku. Rodzice zazwyczaj prowadzili prace wykopaliskowe tylko we dwoje, gdy� specjalizowali si� w stanowiskach pierwszej klasy; gdy takich nie by�o, prowadzili wykopaliska drugiej klasy. Nigdy natomiast nie uczestniczyli w pracach trzeciej klasy. A tam w�a�nie znajdowa�y si� setki ludzi wraz ze swymi rodzinami. Niecz�sto si� te� zdarza�o, by inni naukowcy w wieku jej rodzic�w, pracuj�cy na stanowiskach drugiej klasy, mieli siedmioletnie dzieci.
Wiedzia�a, �e to, i� rodzice zabierali j� na ka�d� wypraw�, by�o uwa�ane za post�powanie do�� ekscentryczne - zw�aszcza �e by�a tak ma�ym dzieckiem. Wi�kszo�� ma��e�stw pracuj�cych z dala od domu zostawia�a swe pociechy u krewnych lub wysy�a�a je do szk� z internatami.
Tia s�ucha�a tocz�cych si� wko�o rozm�w doros�ych, a oni nie zwracali na ni� uwagi, s�dz�c, �e niczego nie rozumie. Sporo si� dzi�ki temu nauczy�a; prawdopodobnie du�o wi�cej ni� rodzice mogli przypuszcza�.
Wielokrotnie pods�ysza�a twierdzenie, i� by�a efektem czego� nie przemy�lanego. Kiedy indziej dotar�o do jej uszu s�owo "wpadka".
Bardzo dobrze rozumia�a, co znaczy�y owe komentarze. Kiedy ostatnim razem kto� zn�w si� tak wyrazi�, stwierdzi�a, �e ma ju� dosy� tego wszystkiego.
Zdarzy�o si� to na przyj�ciu, podczas przegl�dania pism naukowych. Podesz�a prosto do kobiety, kt�ra zada�a tego rodzaju pytanie, i rzetelnie j� poinformowa�a, �e ona, Tia, by�a zaplanowana bardzo "uwa�nie". Braddon i Pota uzgodnili wsp�lnie, i� dziecko nie b�dzie kolidowa�o z ich karierami, je�eli zdecyduj� si� na nie w odpowiednim momencie. Zatem urodzi�a si�, gdy jej rodzice mieli ju� ustalon� renom� w �wiecie nauki. By�a zaplanowana od samego pocz�tku; od decyzji, �e si� urodzi, po ka�dy detal z ni� zwi�zany; od miniaturowego nadmuchiwanego pojemnika, kt�ry s�u�y� jej za ko�ysk�, zanim zacz�a raczkowa�, przez pneumatyczny namiot, kt�ry by� jej dzieci�cym pokoikiem, po wyb�r AI, kt�ry najlepiej spe�nia� podw�jn� funkcj� nauczyciela i opiekuna.
Nieszcz�sna kobieta, kt�ra zada�a pytanie, zaczerwieni�a si� po same uszy i nie wiedzia�a, co powiedzie�. Pozostali pr�bowali zatrze� niekorzystne wra�enie, �miej�c si� i t�umacz�c jednocze�nie, i� dziecko w�a�nie powtarza�o to, co us�ysza�o w rozmowie doros�ych i z pewno�ci� nie rozumie ani jednego s�owa.
Jednak chwil� potem Tia, pos�uguj�c si� etnologicznym nazewnictwem czterech r�nych gatunk�w, w��czaj�c w to homo sapiens, udowodni�a bezpodstawno�� uwag swego przedm�wcy.
Nast�pnie, w czasie gdy ca�e towarzystwo nie by�o w stanie wykrztusi� ani s�owa, odwr�ci�a si� do oniemia�ej kobiety. Poradzi�a jej, by zamiast zajmowa� si� cudzymi sprawami, pomy�la�a o swoim potomstwie, bo jak tak dalej p�jdzie, mo�e nie zd��y� przed menopauz�.
Tia dos�ownie zamkn�a usta wszystkim w tej cz�ci pokoju. Gdy p�niej gospodarz przyj�cia skar�y� si� na ni�, nie �a�owa�a ani jednego s�owa.
- Ona by�a niegrzeczna i z�o�liwa - powiedzia�a.
Kiedy gospodarz zaprotestowa�, �e uwagi nie by�y przeznaczone dla niej, Tia odrzek�a mu z niezaprzeczaln� logik�:
- Wiec nie powinna tego m�wi� tak g�o�no. Robienie niegrzecznych uwag za czyimi� plecami jest gorsze, ni� powiedzenie czego� niemi�ego prosto w oczy.
Braddon, zmuszany do rozprawienia si� ze swoj� c�rk�, niedbale wzruszy� ramionami i stwierdzi� tylko:
- Ostrzega�em ci�. A ty mi nie wierzy�e�.
Tia nigdy nie dowiedzia�a si�, przed czym w�a�ciwie tato ostrzega� doktora Juliusa.
Od tamtego zdarzenia uwagi o tym, �e by�a "nie zaplanowana" czy te� "przypadkowa", przynajmniej w jej obecno�ci, sko�czy�y si�. Mimo to, ludzi wci�� niepokoi�a jej przedwczesna dojrza�o�� oraz to, �e nie mia�a wielu okazji do zabawy ze swoimi r�wie�nikami.
Tak naprawd� jednak Tia nie dba�a o to, �e nie zna�a dzieci, z kt�rymi mog�aby si� bawi�. Pobiera�a najlepsze lekcje w znanym jej wszech�wiecie dzi�ki centrum bazy danych; mia�a r�wnie� AI, z kt�rym mog�a rozmawia�, mn�stwo rzeczy do zabawy, a tak�e nieograniczon� swobod� w decydowaniu o swoich zaj�ciach; oczywi�cie, gdy tylko lekcje by�y odrobione. A co najwa�niejsze - mia�a mam� i tat�, kt�rzy sp�dzali z ni� o wiele wi�cej czasu, ni� wi�kszo�� rodzic�w po�wi�ca swym dzieciom. Wiedzia�a o tym z ksi��kowych statystyk dotycz�cych opieki nad dzie�mi, jak i od Sokratesa z AI, kt�ry wsz�dzie z nimi podr�owa�. Rodzice nigdy nie byli znudzeni jej pytaniami i rozmawiali z ni� zawsze, niezale�nie od jej wieku. Je�eli czego� nie rozumia�a, wystarczy�o jedno jej s�owo, by zaraz t�umaczyli wszystko i powtarzali a� do znudzenia. Gdy praca przy wykopaliskach nie anga�owa�a ich bez reszty, zabierali j� ze sob�. Nigdy nie s�ysza�a, by jakiekolwiek dziecko przebywa�o z rodzicami w ich miejscu pracy. Jedyne, co mog�a im zarzuci�, to fakt, �e czasem t�umaczyli jej co� zbyt dok�adnie. Doskonale pami�ta�a moment, w kt�rym zacz�a pyta�: "dlaczego?" przy ka�dej okazji. Sokrates powiedzia� jej, �e to pytanie jest etapem, przez kt�ry ka�de dziecko musi przej�� - zazwyczaj po to, by zwr�ci� na siebie uwag� doros�ych. Ale Pota i Braddon brali j� bardzo dos�ownie...
AI stwierdzi� niedawno, �e jej etap "dlaczego?" by� chyba rekordowo kr�tki. Sta�o si� tak, poniewa� rodzice odpowiadali na ka�de jej pytanie, wdaj�c si� w najdrobniejsze szczeg�y. Gdy byli pewni, �e wszystko rozumie, nie mia�a ju� w�a�ciwie o co pyta�.
Po miesi�cu "dlaczego?" przesta�o j� bawi�, wi�c zaj�a si� innymi rzeczami.
Zupe�nie nie t�skni�a za innymi dzie�mi. Kiedy si� z nimi spotyka�a, traktowa�a je z przezorno�ci� antropologa odkrywaj�cego nowe, potencjalnie gro�ne gatunki. Uczucie to narasta�o do tego stopnia, �e inne dzieci zacz�y si� jej jawi� jako nudne kreatury. Ich zainteresowania, ich �wiaty by�y bardzo ubogie, ich zas�b s�ownictwa by� ledwie cz�stk� tego, kt�rym pos�ugiwa�a si� Tia. Poza tym wi�kszo�� z nich nie mia�a najmniejszego poj�cia o grze w szachy.
Mama opowiada�a w towarzystwie histori�, jak to pewnego razu dwuletnia Tia do tego stopnia oszo�omi�a jedn� ze swoich doros�ych rozm�wczy�, �e ta a� zamilk�a. W pomieszczeniu, w kt�rym przebywa�y, sta�y na stoliku pi�kne, zabytkowe szachy. Ma�a przez p� godziny wpatrywa�a si� w nie b�agalnym wzrokiem, zanim kobieta zorientowa�a si�, o co jej chodzi.
Tia tak�e doskonale pami�ta�a to wydarzenie. Kobieta wzi�a do r�ki pi�knie rze�bionego skoczka i zacz�a porusza� nim przed oczami Tii.
- Widzisz konika? - rzek�a przymilnie. - Czy� nie jest �liczny?
W tym momencie Tia wsta�a ura�ona, wyprostowa�a si� dumnie i spojrza�a kobiecie prosto w oczy.
- To nie jest konik - oznajmi�a ch�odno i wyra�nie. - To jest skoczek. Porusza si� po literze L. I mama m�wi, �e jest to figura cz�sto po�w... pw�... puw�...
W tym momencie przysz�a jej z pomoc� mama.
- Po�wi�cana? - podpowiedzia�a. - To znaczy "poddawana".
Tia skin�a g��wk�, promieniej�c wdzi�czno�ci�.
- Bardzo cz�sto poddawana, zaraz po pionkach. - Nast�pnie spojrzawszy na kobiet� doda�a: - Kt�re bynajmniej nie s� ma�ymi ludzikami!
Kobieta skry�a si� w k�cie i nie opu�ci�a go, dop�ki Tia i jej rodzice pozostawali w pokoju. Rozbawiony t� sytuacj� prze�o�ony mamy zdj�� ze stolika szachy i zagra� z Tia parti�. Oczywi�cie wygra�, ale Tia pokaza�a, �e w istocie szachy nie s� jej obce. M�czyzna by� pod takim wra�eniem, i� zabra� j� ze sob� na taras, gdzie razem rozpoznawali gatunki �eruj�cych tam ptak�w.
Wtedy w�a�nie odkry�a, �e istniej� dwa sposoby zwracania uwagi doros�ych: albo poprzez wprowadzanie ich w zachwyt, albo poprzez gorszenie. Moira nale�a�a do tych oczarowanych, w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci jej mi�niowc�w. Jedynie Charlie by� tu wyj�tkiem i dlatego Tia s�dzi�a, �e w�a�nie on pozostanie na statku m�zgowym. Poza tym nie mia� nic przeciwko temu, by wygrywa�a z nim w szachy.
Westchn�a. Prawdopodobnie nowy mi�niowiec b�dzie nale�a� do tego drugiego rodzaju ludzi.
- Tw�j go�� jest na l�dowisku - powiedzia� AI, wyrywaj�c j� z zamy�lenia. - Ma na imi� Tomas. Moira prosi�a, �eby� w��czy�a przeze mnie powierzchniow� lini� radiow�, by mog�a z tob� porozmawia�, w czasie gdy Tomas pomaszeruje w kierunku kopu�y.
- Zr�b to Sokratesie - rzek�a do AI.
Oto ca�y problem z AI: je�eli nie dostanie wyra�nego polecenia, to trzeba mu wszystko potwierdza�, zanim cokolwiek zrobi. W podobnej sytuacji cz�owiek z kapsu�y dobrze wiedzia�by, jakie czynno�ci nale�y wykona�.
- Tomas ma tw�j prezent urodzinowy - powiedzia�a po chwili Moira. - Mam nadziej�, �e ci si� spodoba.
- To znaczy, czy on mi si� spodoba? - odpowiedzia�a sprytnie. - Masz nadziej�, �e go nie przestrasz�.
- Powiedzmy, �e u�yj� ci� jako papierka lakmusowego, dobrze? - spyta�a Moira. - I pami�taj, kochanie - Charlie naprawd� zakocha� si� w ziemskim pyle. Odk�d pozna� Michiko, loty kosmiczne przesta�y go bawi�. - Westchn�a. - Jakie� to by�o romantyczne. Prawdziwa mi�o�� w stylu Romea i Julii, taka, o jakiej rzadko si� ju� s�yszy. Michiko jest czaruj�c�, ma�� laleczk� - naprawd� nie mog� go o nic wini�. W�a�ciwie... cz�ciowo to jest te� twoja wina. Tak by� tob� zafascynowany, �e m�wi� ju� tylko o tym, jak bardzo chcia�by mie� dziecko podobne do ciebie. C�, Michiko nam�wi�a Central�, by znalaz�a mu prac� na ziemi, a na jego miejsce zaproponowano mi Tomasa, i to bez �adnej grzywny, gdy� tym razem to nie ja by�am sprawczyni� ca�ego zamieszania.
- P�acenie za odpadaj�cych mi�niowc�w jest chyba twoim odwiecznym problemem - zacz�a Tia, gdy wewn�trzne drzwi dla przylatuj�cych rozsun�y si� i kto� w antyci�nieniowym kombinezonie przeszed� przez pr�g, trzymaj�c w r�ku pude�ko i he�m.
Tia z dezaprobat� spojrza�a na jego he�m; zdj�� go w ��czniku, gdy tylko ci�nienie zosta�o wyr�wnane. To nie by� najlepszy pomys�. ��czniki znane by�y bowiem z nieszczelno�ci, szczeg�lnie te stare, kt�re znajdowa�y si� w eksploratoriach pierwszej klasy. Tak wiec na samym pocz�tku musia�a postawi� mu punkt w kolumnie minus�w. Powierzchowno�� jednak mia� mi��, co �agodzi�o pierwsze wra�enie. Jego okr�g�a, opalona twarz otoczona by�a kruczoczarnymi w�osami, mia� jasnobr�zowe, budz�ce zaufanie oczy i szerokie usta. Tak wi�c jego wygl�d wywar� na dziewczynce korzystne wra�enie.
Do�� szybko wszed� do �rodka.
- Cze��, Tomas - powiedzia�a bez emocji. - Nie powiniene� zdejmowa� he�mu w ��czniku, wiesz? Nale�a�o poczeka�, a� wewn�trzna �luza zostanie zasuni�ta.
- Ona ma racj�, Tomas. - G�os Moiry zabrzmia� z tablicy comu. - Te wykopy pierwszej klasy zawsze mia�y najgorsze wyposa�enie. Wszystko tu jest stare, a niekt�re urz�dzenia z pewno�ci� nie s� niezawodne. Zabezpieczenia �luz puszczaj� bez przerwy.
- Ostatni raz co� takiego wydarzy�o si� miesi�c temu, kiedy wchodzi�am do �rodka - potwierdzi�a s�owa Moiry Tia. - Mama przez wiele godzin instalowa�a nowe zabezpieczenia, a mimo to nie by�a z nich do ko�ca zadowolona.
Tom zacz�� si� powoli wycofywa�, a w jego oczach mo�na by�o zauwa�y� wyraz g��bokiego zdziwienia. Prawdopodobnie chcia� zapyta�, gdzie s� jej rodzice. Nie spodziewa� si� powitania zaczynaj�cego si� od wyk�adu na temat bezpiecznego korzystania z kombinezonu antyci�nieniowego.
- Och! - To by�o wszystko, co zdo�a� wykrztusi�. - Ach, dzi�kuj�, b�d� o tym pami�ta� w przysz�o�ci.
- Nie ma za co - odrzek�a. - Moi rodzice s� na terenie wykopalisk. Wybacz zatem, �e nie mog� si� w tej chwili z tob� spotka�.
- Powinnam was sobie przedstawi�. - Us�yszeli g�os Moiry z comu. - Tomas, to jest Hypatia Cade. Jej matk� jest doktor Pota Andropolous - Cade, natomiast jej ojcem - doktor Braddon Maartens - Cade. Tia, to jest Tomas Delacorte - Ibanez. - Mi�o mi ci� pozna�, Tomas - odpowiedzia�a z wyszukan� grzeczno�ci�. - Mama i tata b�d� tutaj za - spojrza�a na sw�j zegarek - dziesi�� minut. Mo�e zanim si� zjawi�, napijesz si� �wie�ej kawy i co� zjesz?
Zn�w wydawa� si� cofa� w kierunku wyj�cia.
- Prosz� o kaw� - powiedzia� po chwili. - Je�li b�dziesz tak dobra.
Obserwowa�a go z kuchni. Tomas w tym czasie zdj�� skafander i gdy wr�ci�a z fili�ank� kawy oraz z czym� do zjedzenia, musia�a w duchu przyzna�, �e by� bardzo przystojny w obcis�ym, sk�rzanym kombinezonie pok�adowym. Nie by� jednak wyj�tkiem, wszyscy mi�niowcy Moiry byli dobrze zbudowani. To by�a tak�e cz�� problemu; Moira mia�a sk�onno�ci do ich wyboru na podstawie wygl�du, dopiero p�niej zwraca�a uwag� na ich osobowo��.
Przyj�� kaw� i jedzenie z lekkim zak�opotaniem, tak jakby zdecydowa� si� traktowa� dziewczynk� jako rodzaj nieznanego, nowego doznania. Ona ledwo mog�a powstrzyma� si� od �miechu.
- To bardzo niezwyk�e imi� - powiedzia� po niezr�cznie d�ugiej przerwie. - Hypatia, czy nie tak?
- Tak - odpar�a. - Dano mi tak na imi� na cze�� ostatniej opiekunki wielkiej biblioteki aleksandryjskiej na planecie Terra.
Tia zauwa�y�a, �e nieobce s� mu historyczne imiona i fakty. Tak wi�c, w przeciwie�stwie do swojego poprzednika Julia, nie by� kompletnym ignorantem, je�eli chodzi�o o histori�.
- Ach, to mog�o by� wtedy, kiedy spalili j� Rzymianie, za czas�w Kleopatry - zacz��.
Przerwa�a mu, kr�c�c g�ow�.
- Nie, biblioteka nie zosta�a wtedy zniszczona. Przetrwa�a a� do czas�w Konstantyna - kontynuowa�a, rozkoszuj�c si� swoj� ulubion� opowie�ci� i przekazuj�c j� dok�adnie tak, jak us�ysza�a j� od Poty i jak zapisana by�a w historycznym centrum bazy danych. - Dzia�o si� to, gdy sfora brudnych chrze�cija�skich fanatyk�w zdoby�a bibliotek�, kt�rej opiekunk� by�a Hypatia. Nak�onili ich do tego ludzie zw�cy siebie prorokami i �wi�tymi, a pragn�cy, aby sp�on�a do cna, gdy� zawiera�a "poga�skie ksi��ki, k�amstwa i herezje". Kiedy Hypatia pr�bowa�a ich powstrzyma�, zosta�a zamordowana - ukamienowana i stratowana na �mier�.
- Och - rzek� s�abo Tomas zupe�nie zaskoczony; wydawa� si� szuka� czego� odpowiedniego do powiedzenia i wybra� pierwsz� my�l, kt�ra mu przysz�a do g�owy. - Uch, dlaczego nazwa�a� ich "brudnymi chrze�cijanami"?
- Bo tacy byli - odpowiedzia�a zniecierpliwiona. - Byli fanatykami, w wi�kszo�ci wyrzutkami lub pustelnikami, kt�rzy przyrzekli si� nie k�pa�, gdy� k�piel by�a domen� Rzymian i pogan. - Tia uda�a, �e w�cha. - Przypuszczam, �e nie przeszkadza�o im to, i� przy tej okazji stwarzali doskona�e warunki do �ycia pch�om, a ich cia�a wprost cuchn�y. Nie wspomn� o chorobach!
- Przypuszczam, �e byli za�lepieni swoim fanatyzmem - stwierdzi� nie�mia�o Tomas.
- Uwa�am, i� Hypatia by�a bardzo odwa�na, lecz troch� za ma�o sprytna - ko�czy�a Tia. - Nie s�dz�, bym na jej miejscu sta�a bezczynnie i pozwoli�a rzuca� w siebie kamieniami. Uciek�abym albo pozamyka�abym wrota - lub co� w tym rodzaju.
- C�, mo�e nie mia�a wyboru - powiedzia� ostro�nie Tomas. - My�l�, �e w takiej chwili nie by�a w stanie zatrzyma� tych ludzi i by�o zbyt p�no, �eby uciec.
Tia skin�a powoli g�ow� i pomy�la�a o ci�kich aleksandryjskich szatach, w kt�rych na pewno nie mo�na by�o swobodnie biega�.
- S�dz�, �e masz racj� - zgodzi�a si�. - Odk�d pami�tam, trudno by�o mi pogodzi� si� zmy�l�, �e Ona by�a g�upia.
Tomas roze�mia� si�.
- To znaczy - nie mog�a� pogodzi� si� z faktem, �e kobieta, na kt�rej cze�� dano ci imi�, by�a g�upia? Doskonale ci� rozumiem. O wiele przyjemniej jest nosi� imi� bohatera, kt�ry by� odwa�ny, bo nie mia� innego wyj�cia, ni� kogo�, kto by� za ma�o przebieg�y, by unikn�� k�opot�w.
Tia roze�mia�a si� szczerze i zrozumia�a, �e polubi To - masa. Zauwa�y�a, �e cho� pocz�tkowo nie wiedzia�, jak j� traktowa�, to jednak szybko zacz�� z ni� rozmawia� jak z kim� r�wnym sobie, inteligentnym i wra�liwym.
Najwyra�niej Moira te� to spostrzeg�a, bo kiedy m�wi�a, jej g�os by� o wiele spokojniejszy.
- Tomas, czy�by� o czym� zapomnia�? Przecie� przywioz�e� Tii jej sp�niony prezent urodzinowy.
- Rzeczywi�cie zapomnia�em! - wykrzykn��. - Wybacz mi, Tia!
Poda� jej pude�ko, a ona musia�a bardzo uwa�a�, by nie porwa� go natychmiast, jak z pewno�ci� zrobi�oby ma�e dziecko.
- Dzi�kuj� ci, Moira - powiedzia�a w kierunku tablicy comu. - Nic nie szkodzi, �e sp�niony. Wiesz dobrze, i� sprawi�a� mi wielk� rado��.
- Jeste� po prostu zbyt dobrze wychowana, by okaza� swoje uczucia - za�mia�a si� Moira. - No dalej, otw�rz prezent!
Tia ostro�nie zdj�a klamry kurierskiej skrzynki, by ujrze� pod spodem kolorowe opakowanie. W �rodku znajdowa�o si� co� o nieregularnych kszta�tach...
...Nie wytrzyma�a d�u�ej i dopad�a do prezentu jak ka�de zwyczajne dziecko.
- Och! - wykrzykn�a, gdy dotar�a do ukrytej zabawki. Schwyci�a j� bez s�owa i unios�a do g�ry, przygl�daj�c si� jej w jasnym �wietle kopu�y.
- Podoba ci si�? - spyta�a niespokojnie Moira. - To znaczy, wiem, �e o to prosi�a�, ale ro�niesz tak szybko; ba�am si�, �e dostaniesz go za p�no.
- Kocham go! - wykrzykn�a Tia, �ciskaj�c mocno jasnoniebieskiego misia i tul�c policzek do jego mi�kkiego futerka. - Och, Moiro, ja go po prostu kocham!
- C�, nie�atwo by�o go zdoby�; pozw�l, �e ci o tym opowiemy. - I Moira zacz�a opowiada� z o�ywieniem, a szeroki u�miech na twarzy Tomasa sta� si� jeszcze szerszy. - Wy, delikatnicy, jeste�cie w ci�g�ym ruchu; musia�am znale�� misia, kt�ry odpowiada�by okre�lonym wymaganiom; takiego, kt�ry wytrzyma�by wszelkie pr�by. Musisz wiedzie�, �e w og�le nie�atwo jest znale�� pluszowego misia w tej cz�ci kosmosu. Chyba po prostu wysz�y z mody. Nie przeszkadza ci to, �e jest niebieski?
- Lubi� niebieski kolor - rzek�a uszcz�liwiona Tia.
- A czy mo�e by� taki puszysty? To by� pomys� Tomasa.
- Dzi�kuj� ci - zwr�ci�a si� do mi�niowca. - Jest cudowny w dotyku.
- Mia�em kud�atego psa, kiedy by�em w twoim wieku - wyja�ni�. - Gdy Moira powiedzia�a, �e chcesz misia podobnego do tego, jakim ona si� bawi�a, zanim zosta�a cz�owiekiem z kapsu�y, pomy�la�em sobie, �e ten oto kolega b�dzie lepszy ni� jakikolwiek inny mi�.
Pochyli� si� nad ni� poufale i przez chwil� Tia ba�a si�, i� zaczyna traktowa� j� protekcjonalnie tylko dlatego, �e tak entuzjastycznie zareagowa�a na zabawk�.
- Musz� ci si� do czego� przyzna�, Tia. Przekopywanie tych wszystkich sklep�w z zabawkami sprawi�o mi naprawd� wielk� przyjemno�� - wyszepta�. - Mn�stwo tych rzeczy nigdy nie dotrze do dzieci. Znalaz�em na przyk�ad logiczne �amig��wki, o jakich ci si� nie �ni�o, zestaw do robienia magicznych sztuczek, kt�remu nie mog�em si� oprze�, i obawiam si�, �e wyda�em zbyt du�o pieni�dzy na modele statk�w kosmicznych.
Roze�mia�a si�.
- Nikomu o tym nie powiem, je�li ty nie powiesz - odpowiedzia�a, zni�aj�c g�os do konspiracyjnego szeptu.
- Pota i Braddon s� w ��czniku - przerwa� Sokrates. - Czy mam zarz�dzi�, �eby kuchnia przygotowa�a lunch?
- Zatem w�a�ciwie dlaczego si� tu znale�li�cie? - zapyta� Tomas, kiedy mieli ju� za sob� wymian� grzeczno�ciowych zwrot�w i rozmowa nieuchronnie pocz�a zmierza� ku kwestii pracy Braddona i Poty.
Wskaza� ruchem r�ki na krajobraz rozpo�cieraj�cy si� za oknem widokowym. Wok� pi�y si� w niebo g�ry o wiele, wiele wy�sze ni� na planecie Terra, czy te� na jakiejkolwiek innej znanej mu planecie. Ta niewielka kula ska�, pokryta cienk� warstw� py�u, by�a bardzo podobna do owych dzikich cz�ci Marsa, z czas�w gdy jeszcze nie zosta� uformowany na podobie�stwo Terry. Niebo nad t� planet� by�o tak ciemne w �rodku dnia, �e obok s�o�ca doskonale by�o wida� wszystkie gwiazdy.
- Nie s�dz�, by by�o tu co� ciekawego dla archeologa. Przecie� nie ma tu powietrza w atmosferze, a sama sceneria, cho� fascynuj�ca, nie jest chyba warta sp�dzenia tutaj wielu miesi�cy.
Braddon za�mia� si�, a jego wydatne usta rozszerzy�y si�, ukazuj�c mocne z�by. Tak�e Tia skry�a u�miechni�t� twarz. �wiadomie czy te� nie, Tomas pobudzi� jej ojca do udzielenia wyczerpuj�cych obja�nie�. Ca�e szcz�cie, �e Braddon mia� dar ciekawego opowiadania. Zawsze by� wyk�adowc� bardzo ch�tnie zapraszanym na rozmaite sesje naukowe, oczywi�cie je�eli dysponowa� czasem.
- Nikt nie spodziewa si� znale�� czegokolwiek na planetach takich jak ta, Tomas - odpowiedzia� Braddon, opieraj�c si� wygodnie na rozrzuconych na sofie poduszkach. - Dlatego w�a�nie te wykopaliska s� tak intryguj�ce. James Salomon i Tory Kildaire odkryli pierwsze budowle na czwartym ksi�ycu Bety - Orionie Trzy; a tam z pewno�ci� nie by�o normalnych warunk�w. Praktycznie ka�dego wa�nego odkrycia dokonywano na ca�kowicie lub prawie ca�kowicie pozbawionych powietrza planetach. Pota i ja pracowali�my na ponad dwunastu stanowiskach archeologicznych, wykonuj�c badania pierwszej klasy; wszystkie by�y podobne do tego.
Tomas zn�w spojrza� przez okno widokowe.
- Z tego wynika, �e byli oni...
- ...kosmicznymi w�drowcami, tak? - doko�czy�a Pota, potrz�saj�c g�ow�, a� zawirowa�y jej szarobr�zowe w�osy. - My�l�, �e co do tego nie ma �adnych w�tpliwo�ci. Mimo i� nie znale�li�my �ladu czegokolwiek, co mog�o im s�u�y� do przenoszenia si� z kolonii do kolonii - ale to nie jest bynajmniej najistotniejsza kwestia.
Braddon skin�� g�ow�.
- Prawdziw� zagadk� jest to, dlaczego nigdy nie zak�adali sta�ych osad. Nigdy te� nie pozostawali w jednym miejscu d�u�ej ni� kilka dekad. Nikt nie wie, dlaczego przybyli akurat tutaj i dlaczego st�d odlecieli.
Tomas roze�mia� si�.
- Co� mi si� wydaje, �e zmieniali planety tak cz�sto, jak wy dwoje - powiedzia�. - By� mo�e robili po prostu to samo co wy - odkrywali dawne cywilizacje i pod��ali ich �ladem w�r�d gwiazd.
Braddon wykrzykn�� z udawanym przera�eniem.
- Prosz�! Nawet nie my�l w ten spos�b!
Pota tylko si� roze�mia�a.
- Gdyby tak by�o, znale�liby�my �lady ich dzia�alno�ci - stwierdzi�a, uderzaj�c jednocze�nie Braddona w kolano z figlarn� przestrog�. - Reasumuj�c: mimo tak niekorzystnych warunk�w umieli doskonale przechowywa� r�norakie przedmioty. Gdyby EsKaysi byli archeologami, z pewno�ci� znale�liby�my podstawowe narz�dzia ich pracy. Ci�gle zu�ywamy szczotki i �opaty, kt�re po prostu zostawiamy na bezu�ytecznych stanowiskach. Oni robiliby prawdopodobnie to samo.
- A co z odpadami? - podj�a Tia. - Przecie� bez przerwy wyrzucacie nieudane odlewy znalezisk, mamo. Gdyby byli archeologami, musieliby�my odnale�� stosy odpad�w.
- Rzeczywi�cie, Tia ma racj� - przyzna� Braddon. - Oto i masz, Tomasie, niezbity dow�d.
- Przekonali�cie mnie - odrzek� dobrodusznie Tomas.
- I gdyby ta teoria by�a prawdziwa, czy� nie powinno tu by� �lad�w wcze�niejszych cywilizacji? - wtr�ci�a Moira. - A wy nigdy nie znale�li�cie niczego, co by�oby wytworem innej rasy ni� EsKays�w.
- W tym w�a�nie rzecz - potwierdzi�a Pota i u�miechn�a si�. - Sam widzisz, Tomasie, jak �atwo mo�na obali� archeologiczne teorie.
- Powinienem wi�c by� wdzi�czny za to, �e jestem partnerem Moiry - powiedzia� Tomas. - I zostawi� wszelkie teoretyzowanie lepszym ode mnie.
Po chwili rozmowa zesz�a na sprawy Instytutu oraz zwi�zanych z nim nowinek zawodowych i towarzyskich. Tia znowu zerkn�a na zegar; by�o ju� dawno po czasie, kiedy jej rodzice powinni wr�ci� na teren wykopalisk - musieli wi�c zdecydowa�, �e reszt� dnia sp�dz� w domu.
Tematy, kt�re poruszano, nie bardzo j� interesowa�y, zw�aszcza gdy w rozmowie zacz�a dominowa� polityka, i to zar�wno Instytutu, jak i rz�du Organizacji �wiat�w Centralnych.
Zabra�a misia, uprzejmie wszystkich przeprosi�a i posz�a z powrotem do swojego pokoju. Od kiedy dosta�a od Tomasa zabawk�, nie mia�a jeszcze okazji, �eby si� ni� nacieszy�. Ostatnio Moira opowiedzia�a Tii, sk�d si� bior� ludzie z kapsu�. Sama, w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci, zosta�a w niej umieszczona, gdy mia�a prawie cztery lata. A� do tego czasu istnia�a bowiem nadzieja, �e jej post�puj�ca, wrodzona wada rozwojowa cofnie si�. Wad� t� by�o przedwczesne starzenie si�. Choroba spowodowa�a, �e w wieku trzech lat Moira mia�a cia�o sze��dziesi�cioletniej kobiety. Niestety, nie by�o na to lekarstwa, dlatego zanim jeszcze sko�czy�a czwarty rok �ycia, jej rodzina zadecydowa�a umie�ci� jaw kapsule. Od tej pory nic z�ego nie mog�o si� przytrafi� jej nieprzeci�tnemu m�zgowi. Wkr�tce dor�wna�a intelektualnie wielu starszym szkolnym kolegom, a nawet przeros�a tych, kt�rzy przebywali w kapsu�ach od samych narodzin.
Jedn� z jej ulubionych zabawek w tamtym czasie by� szmaciany mi�. Moira lubi�a wymy�la� przygody Iwana Gro�nego, kt�ry przemierza� w trojce �nie�ne stepy Nowej Gagarinady. Tia uwielbia�a te opowie�ci. To one w�a�nie, jak i ksi��ka Kubu� Puchatek, kt�r� otrzyma�a od Moiry, wzbudzi�y t�sknot� Tii do nierzeczywistego �wiata. Marzenia znalaz�y odbicie w ba�niach i w Puchatku - dlatego w�a�nie pragn�a mie� takiego misia, jakiego mia�a Moira. Chcia�a mie� prost� zabawk�, kt�ra nie umia�a m�wi�, naucza� lub chodzi�, nie posiada�a elektronicznej inteligencji; co�, co istnia�o tylko po to, by to nosi� i przytula�; co�, w co mo�na by�o si� ws�ucha�, gdy nie chcia�o si� s�ysze� niczego innego...
Moira obieca�a. Moira nie zapomnia�a.
Tia zamkn�a drzwi od swojego pokoju i wezwa�a AI - Sokratesie, czy m�g�by� po��czy� mnie z Moira? - spyta�a.
Wiedzia�a, �e Moira doskonale sobie poradzi z prowadzeniem konwersacji w innym pokoju i jednoczesn� rozmow� z ni� tutaj.
- Tia, czy rzeczywi�cie podoba ci si� prezent? - zapyta�a Moira z niepokojem, gdy tylko po��czenie zosta�o zrealizowane.
- On jest wspania�y - odpar�a dziewczynka bez namys�u. - Mam nawet imi� dla niego: Teodor Edward Mi�.
- Czyli Ted E. Mi� w skr�cie? - za�mia�a si� Moira. - Jest �wietne, doskonale do niego pasuje. On ma taki powa�ny wyraz twarzy. Kto� m�g�by pomy�le�, �e by� kiedy� kierownikiem jakiego� konsorcjum. Wygl�da jak mi�, kt�ry ma wielkie plany w g�owie.
Tia obejrza�a uwa�nie Teda. Moira mia�a racj�; by� ma�ym, statecznym misiem; wygl�da� tak, jakby ws�uchiwa� si� w ka�de wypowiedziane tutaj s�owo. Jasnoniebieski kolor futerka, a nawet �mieszna, czerwona koszulka z nie - biesko - ��tym znaczkiem fluorescencyjnym, przedstawiaj�cym b�yskawic� przecinaj�c� okr�g, nie zak��ca�y w �aden spos�b powagi, jaka malowa�a si� na jego twarzy.
- Czy jeszcze o czym� powinnam wiedzie�, Moiro? - zapyta�a, tul�c swojego nowego przyjaciela.
- Wyniki ostatniego zestawu twoich test�w wydaj� si� zadowala� wszystkich psychoanalityk�w. Jeste� doskonale zr�wnowa�on� i samodzieln� dziewczynk� - odpowiedzia�a Moira, dobrze wiedz�c, co Tia mia�a na my�li. - , Tak wi�c nie b�dzie ju� mowy o tym, by namawia� twoich rodzic�w, �eby wys�ali ci� do szko�y z internatem.
Tia odetchn�a z ulg�; by�o to jej najwi�ksze zmartwienie, od czasu gdy Moira odwiedzi�a j� ostatnim razem. Statek odlecia� z wynikami wielu test�w i psychoanaliz, kt�rych przeprowadzenie zabra�o a� dwa dni.
- Musz� ci si� jeszcze do czego� przyzna� - tajemniczo doda�a Moira. - Powiedzia�am lekarzom, o jaki prezent urodzinowy mnie poprosi�a�.
- I co oni na to? - zapyta�a zaniepokojona Tia. Czy pomy�leli, �e jest s�abo rozwini�ta lub - jeszcze gorzej - i� jest to oznaka jakiej� nerwicy?
- Och, m�wi� ci Tio, to by�o bardzo zabawne. Rozmawiali ze mn� przy w��czonym comie, tak jakbym by�a jakim� AI, kt�ry rozumie tylko to, co si� m�wi wprost do niego. Dzi�ki temu s�ysza�am ka�de wypowiedziane przez nich s�owo. Na pocz�tku milczeli, a� wreszcie jeden z nich przem�wi�: "Dobry Bo�e, to dziecko jest normalne". Tak jakby si� spodziewa�, �e b�d� mieli do czynienia z ma�ym potworem - za�mia�a si� Moira.
- Przypuszczam nawet, kto by� owym zaskoczonym lekarzem - powiedzia�a Tia. - Doktor Phelps - Pittman, czy� nie?
- Trafi�a� w sam� dziesi�tk�! Co za dziewczyna! - rzek�a Moira, wci�� nie mog�c powstrzyma� �miechu. - Nie s�dz�, by ju� wybaczy� ci to, �e rozgromi�a� go w Bitw� Szach�w. A w�a�ciwie, jak ci si� to uda�o?
- Zbyt cz�sto porusza� kr�low� - stwierdzi�a od niechcenia Tia. - My�l�, �e on uwielbia obserwowa� jej ko�ysz�ce si� podczas chodzenia biodra. Freud mia�by wi�cej do powiedzenia na ten temat.
Jej wywodom towarzyszy� nieustaj�cy �miech Moiry, kt�ry doprowadzi� j� do utraty tchu.
- No, nie - powiedzia�a, gdy odzyska�a mow�. - Ty ma�a terrorystko. Kto� m�g�by ci� pos�dzi� o to, �e masz tyle opanowania, co cz�owiek z kapsu�y!
Tia przyj�a to jako komplement, nic wi�cej.
- Przyrzekam, �e nie powiem mu o twoich s�abych punktach. - G�os ze statku zabrzmia� tym razem troch� uszczypliwie.
- O jakich s�abych punktach? - Tia by�a zdziwiona, gdy� nie przypuszcza�a, �e ma jakikolwiek s�aby punkt.
- Nie znosisz po�wi�ca� pionk�w. My�l�, �e jest ci �al tych m�odych ch�opc�w.
Tia zastanowi�a si� nad tym przez chwil� w milczeniu, by niezbyt ch�tnie przyzna� Moirze racj�.
- Musz� si� z tob� zgodzi� - powiedzia�a. - To, �e wszyscy mog� ich pobi�, nie wydaje si� w porz�dku.
- Jednak nie masz takich problem�w, gdy grasz na zwyk�ej planszy - zauwa�y�a zdawkowo Moira.
- To dlatego, �e na zwyk�ej szachownicy s� tylko ma�ymi figurkami, symbolami - wyja�ni�a Tia. - W Bitwie Szach�w natomiast s� gwardzistami, do tego bardzo �adnymi, wdzi�cznymi - za�mia�a si�. - Uwielbiam patrze�, jak pionek atakuje skoczka i uderza go swoj� pik� prosto w...
- I dlatego w�a�nie stary Phelps - Pittman si� ciebie boi - powiedzia�a ostro Moira, gdy� przypuszcza�a, �e Tia spr�buje temu zaprzeczy�. - My�li, �e mo�esz zrobi� z nim to samo.
- C�, przynajmniej nie b�d� musia�a ogl�da� jego starczo skwaszonej miny przez nast�pne p�tora roku - rzek�a wymijaj�co. - Mo�e przez ten czas po�wicz�, jak ma zachowywa� si� normalna dziewczynka.
- Mo�esz spr�bowa� - odpar�a Moira - ale nie s�dz�, by to co� da�o. Co powiesz jednak teraz na partyjk� Bitwy Szach�w? Mi� Ted mo�e s�dziowa�.
- �wietnie - zgodzi�a si�. - Mo�esz skorzysta� z pomocy komputera. Dam ci nawet przewag� jednego piona.
- Chwileczk�! Chyba nie zrobi�a� a� takich post�p�w od mojego ostatniego pobytu na Salomon - Kildaire? - Po stronie Tii nasta�a cisza, wi�c statek powt�rzy� pytanie. - Czy�by jednak?
Tia wzruszy�a ramionami.
- Sprawd� m�j rekord w grze z Sokratesem - zaproponowa�a.
Zn�w nasta�a cisza, tym razem to Moira milcza�a.
- A niech to - odezwa�a si� nagle z udawanym niezadowoleniem. - Irytujesz mnie. Powinnam za��da� dw�ch pion�w.
- Nie ma mowy - odpar�a Tia, polecaj�c AI umieszczenie gry z polem Bitwy Szach�w naprzeciwko niej. - Zatem masz przewag� nad dzieckiem.
- Mam przewag� nad dzieckiem? Ha! - powiedzia�a ironicznie Moira. - Ty nie jeste� dzieckiem. Zaczynam przyznawa� racj� Phelpsowi - Pittmanowi. Jeste� osiemdziesi�ciolatka wci�ni�t� w kostium ma�ej dziewczynki.
- Och, no dobrze - uleg�a Tia. - Nie dam ci drugiego piona, ale pozwol� ci zacz�� bia�ymi.
- W porz�dku! - Moira szybko zapami�ta�a pocz�tkow� sytuacj� na planszy. - No dobrze, nadnaturalne dziecko, zaczynajmy!
Moira i Tomas nie mogli zosta� d�ugo; po kolacji statek odlecia� i l�dowisko zn�w by�o puste, a rodzina Cade'�w wr�ci�a do swych zwyk�ych zaj��.
Pota i Braddon sp�dzili wiecz�r na sprawdzaniu poczty, kt�r� dostarczy�a im Moira. By�y to informacje od przyjaci� z innych eksploratori�w, plik naukowych pism z rozmaitych dziedzin oraz zalecenia z Instytutu. Poniewa� Tia ju� wiedzia�a, �e �adne z nich nie dotyczy�o jej bezpo�rednio, mog�a swobodnie ogl�da� jeden z holos�w, kt�re przywioz�a jej Moira. Wszystkie by�y oczywi�cie sprawdzone przez wyk�adowc�w z Instytutu, kt�rzy nadzorowali wychowanie ka�dego dziecka mieszkaj�cego z rodzicami. Ale nawet oni nie mieli nic przeciwko historycznym hologramom, pod warunkiem, �e by�y w�a�ciwe pod wzgl�dem dydaktycznym. Fakt, �e wi�kszo�� z nich by�a przeznaczona dla doros�ych, bynajmniej ich nie martwi�.
Gdyby jednak psychoanalitycy dowiedzieli si�, jakie rzeczy ogl�da Tia, z pewno�ci� popadliby w ci�k� histeri�.
Moira mia�a niezwyk�� zdolno�� do wybierania holos�w opartych na dobrych scenariuszach i takich, w kt�rych grali dobrzy aktorzy. Nie m�g� si� tym, niestety, poszczyci� Czasoprzestrzenny Departament Edukacji, kt�ry tak�e przysy�a� Tii zestawy hologram�w.
Czterocz�ciowy holos o Aleksandrze Wielkim wydawa� si� Tii szczeg�lnie interesuj�cy, mimo �e ukazywa� wczesne lata jego �ycia, zanim jeszcze sta� si� wielkim wodzem. Dziewczynka czu�a wi� z ka�dym, kto napi�tnowany by� "nieprzeci�tnym" dzieci�stwem. Chocia� dobrze wiedzia�a, i� dzieci�stwo Aleksandra Wielkiego dalekie by�o od szcz�cia, koniecznie chcia�a mu si� przyjrze�.
Podczas ogl�dania holosu ca�y czas trzyma�a przy sobie Teda, by szepta� mu do uszka gor�ce komentarze, by by�o jej ra�niej.
Gdy sko�czy�a si� pierwsza cz��, mimo �e by�a ni� zafascynowana, pos�usznie kaza�a Sokratesowi wszystko wy��czy� i uda�a si� do g��wnego pomieszczenia, �eby powiedzie� "dobranoc" rodzicom. Termin kolejnego przybycia kuriera nie by� jej jeszcze znany i dlatego chcia�a prze�ywa� wszystkie nowo�ci mo�liwie jak najd�u�ej. To one przecie� sprawia�y jej najwi�ksz� przyjemno��.
Rodzice tak bardzo poch�oni�ci byli lektur�, �e musia�a potrz�sn�� ich za ramiona, by zdali sobie spraw� z jej obecno�ci. Gdy jednak oderwali wzrok od dokument�w, czule si� z ni� po�egnali. Nie mieli pretensji o to, �e im przerwa�a.
- Mam naprawd� wspania�ych rodzic�w - powiedzia�a Tedowi przed za�ni�ciem. - Naprawd� wspania�ych. Nie tak jak Aleksander...
Nast�pny dzie� sta� pod znakiem zwyk�ych czynno�ci. Obudzi� j� Sokrates, po czym umy�a si� i ubra�a, pozostawiaj�c Teda na starannie po�cielonym ��ku. Kiedy wesz�a do g��wnego pomieszczenia, zasta�a tam Pot� i Braddona, siedz�cych nad fili�ankami kawy.
- Dzie� dobry, kochanie - powita�a j� Pota, gdy Tia nios�a z kuchni swoje mleko i pieczywo. - Czy podoba� ci si� holos o Aleksandrze?
- C�..., to by�o interesuj�ce - powiedzia�a szczerze Tia. - Podobali mi si� aktorzy i sama fabu�a. Kostiumy i konie by�y naprawd� niesamowite! Jednak�e jego rodzice byli swoistymi... dziwakami, nie uwa�acie?
Braddon �ypn�� na ni� okiem i krzywo si� u�miechn��.
- Jak na nasze realia byli rzeczywi�cie par� wariat�w - odpowiedzia�. - Ale przecie� nikt wtedy nie odwa�y�by si� my�le� kategoriami naszych czas�w.
- Nie by�o te� �adnego Departamentu Zdrowia Psychicznego, kt�ry m�g�by ich ubezw�asnowolni� - doda�a Pota z �obuzerskim u�miechem, kontrastuj�cym z jej szczup��, delikatn� twarz�. - Nie wolno ci zapomina�, ty ma�y, dociekliwy kurczaczku, �e nie oni mieli najwi�kszy wp�yw na Aleksandra. Pozostawa� pod opiek� nianiek i swego nauczyciela Arystotelesa, b�d�cego najwa�niejsz� osob� w jego otoczeniu. My�l�, �e pomimo takiego dziedzictwa jego osobowo�� rozwin�a si� bez ich udzia�u.
Tia skin�a g�ow� ze zrozumieniem.
- Czy b�d� mog�a dzi� wam pom�c w pracy? - zapyta�a z o�ywieniem.
To, �e jej rodzice specjalizowali si� w poszukiwaniach �lad�w EsKays�w, by�o dla niej jedn� z najmilszych okoliczno�ci. Brak atmosfery dawa� bowiem pewno��, �e nie ma tu �adnych obcych form �ycia, kt�rych mo�na by si� obawia�. Ju� w wieku pi�ciu lat dosta�a sw�j antyci�nieniowy kombinezon i Cade'owie nie widzieli powod�w, dla kt�rych nie mieliby jej zabiera� na stanowiska poszukiwawcze. Pozwalali jej tak�e w�drowa� po okolicy w granicach, kt�re sama sobie wyznaczy�a. Braddon nazywa� te granice "najwi�ksz� piaskownic� we wszech�wiecie". Dop�ki pozostawa�a w zasi�gu ich wzroku i s�uchu, nie mieli nic przeciwko temu, by znajdowa�a si� na zewn�trz kopu�y.
- Nie dzisiaj, najdro�sza - powiedzia�a Pota przepraszaj�co. - W�a�nie znale�li�my dawne wyroby ze szk�a i zamierzamy je zarejestrowa� na holosie. Gdy tylko sko�czymy, b�dziemy robi� odlewy. Potem mo�esz przyj�� i troch� nam pom�c.
W rzadkiej atmosferze i ch�odzie nie�atwo by�o zrobi� odlew; to by� jeden z powod�w, dla kt�rych Pota cz�sto musia�a powtarza� swoj� prac�. Nie mo�na by�o ruszy� �adnego przedmiotu przed wykonaniem dobrego odlewu; podobnie jak przed nakr�ceniem odpowiedniego holosu rejestruj�cego eksponat we wszystkich mo�liwych uj�ciach. Zbyt cz�sto znaleziska rozsypywa�y si� w proch podczas ich wydobywania, i to pomimo ostro�no�ci, z jak� je wyci�gano z pod�o�a skalnego.
Wiedzia�a, �e na to nie ma rady. Nakr�canie holos�w i wykonywanie odlew�w oznacza�o zakaz zbli�ania si� do stanowiska. Wibracje, jakie wywo�ywa�aby chodz�c, mog�yby spowodowa� wiele szk�d.
- Rozumiem - zgodzi�a si�. - Czy mog� jednak wyj�� na zewn�trz? Nie b�d� odchodzi�a daleko od ��cznika.
- Dobrze, tylko trzymaj si� blisko kopu�y i nie rozstawaj si� ze swoim czujnikiem - powiedzia�a Pota; po chwili u�miechn�a si� i doda�a: - A jak przebiegaj� twoje prace wykopaliskowe?
- Tak naprawd�, czy dla zabawy? - spyta�a.
- Oczywi�cie, �e dla zabawy - odrzek� Braddon. - Zabawa zawsze sprawia wi�cej przyjemno�ci ni� powa�na praca. To jedna z przyczyn, dla kt�rych zostali�my archeologami. Miesi�cami mo�emy doskonale si� bawi�, zanim zostaniemy zmuszeni do pisania powa�nych prac naukowych.
Mrugn�� do niej konspiracyjnie i Tia roze�mia�a si�.
- C�...� - powiedzia�a z rysuj�cym si� na twarzy udanym frasunkiem. - Znalaz�am szcz�tki osady z ery kamienia �upanego, kt�rej mieszka�cy byli wykorzystywani przez EsKays�w do pracy w miejscu waszych wykopalisk.
- Naprawd�?! - wykrzykn�a zaskoczona Pota, a Braddon doda� powa�nie:
- To t�umaczy, dlaczego nie natkn�li�my si� na �adne �lady ich dzia�alno�ci. Z pewno�ci� u�ywali niewolnik�w do wszelkich manualnych czynno�ci!
- Tak. Poza tym ci prymitywni ludzie traktowali EsKays�w jak bog�w przyby�ych z niebios - kontynuowa�a Tia. - Dlatego nigdy si� nie buntowali; traktowali swoj� niewolnicz� prac� jako rodzaj ofiary sk�adanej bogom. Kiedy wracali do swojej wioski, pr�bowali wyku� z krzemienia narz�dzia podobne do tych, jakich u�ywali EsKaysi. Prawdopodobnie umieli tak�e wykonywa� wyroby garncarskie, ale nie uda�o mi si� jeszcze znale�� niczego poza paroma skorupami.
- C�, gliniane garnki s� bardzo wra�liwe na warunki tak ekstremalne, jak tutejsze - zgodzi�a si� z ni� Pota. - Du�e r�nice temperatur powoduj� ich szybkie rozpadanie si�. A co znalaz�a� do tej pory?
- Kamienny m�otek, pi�ciak, krzemienn� lamp� i jeszcze par� rzeczy - odpar�a z powag�. - Nie natkn�am si� natomiast na �adne groty strza�, czy te� pozosta�o�ci po w��czniach. To dlatego, �e w okolicy nie by�o nic do upolowania, a mieszka�cy wioski byli wegetarianami. �ywili si� tylko rosn�cymi wsz�dzie porostami.
- Okropne - powiedzia� zdegustowany Braddon. - To musia�o by� gorsze od jedzenia w kantynie Instytutu. Nic dziwnego, �e wygin�li; taki monotonny pokarm z pewno�ci� zanudzi� ich na �mier�!
Pota wsta�a i pozbiera�a naczynia, ustawiaj�c je w zmywarce.
- Baw si� dobrze podczas swoich lekcji, male�ka. Zobaczymy si� w czasie lunchu.
Tia u�miechn�a si�, po�egna�a si� z nimi, zanim w�o�yli kombinezony - i posz�a do sali lekcyjnej.
Tego popo�udnia, ju� po lekcjach, zdj�a sw�j kombinezon z wieszaka stoj�cego tu� przy wewn�trznych drzwiach ��cznika. Jej antyci�nieniowy kombinezon r�ni� si� troch� od stroj�w rodzic�w. Na kostkach, kolanach, �okciach i nadgarstkach mia� swego rodzaju fa�dy, kt�re pozwala�y na zwi�kszanie jego rozmiaru, gdy dziecko ros�o. Tia dosta�a go tu� przed przylotem na to stanowisko, gdy wyros�a ze starego stroju do spacer�w w przestrzeni kosmicznej. Nie ukrywa�a, �e nowy kombinezon o wiele bardziej jej si� podoba�. Zw�aszcza �e tamten uszyty by� w my�l g�upiej zasady, i� dzieci�ce skafandry powinny by� ozdobione �miesznymi wizerunkami polnych kwiatk�w. Czu�a si� w nim jak ma�y klown i stara�a si� nie pokazywa� w nim nikomu, poza, oczywi�cie, rodzicami.
Stary kombinezon pochodzi� od dziecka, kt�rego rodzice pracowali w wykopaliskach trzeciej klasy. T� drog� zreszt� rodzina Cade'�w zaopatrywa�a si� w wi�kszo�� rzeczy, gdy� ich wykopaliska by�y zazwyczaj spychane na sam koniec listy niezb�dnych wydatk�w. Gdy jednak zbli�a�y si� jej urodziny, Tia postanowi�a poprosi� pracodawc�w rodzic�w o nowy kombinezon. Kiedy do tego wysz�o na jaw, �e na�laduje mam� i tat�, robi�c w�asne wykopaliska, rozbawi�a do tego stopnia decydent�w z Instytutu, �e przys�ali jej zupe�nie nowy antyci�nieniowy kombinezon. M�g� by� noszony przez Ti� jeszcze przez co najmniej trzy albo i cztery lata. Poza tym r�ni� si� od kombinezon�w doros�ych tylko tym, �e posiada� zainstalowane w he�mie dodatkowe �wiat�a, a jego ��czno�� z comem nie mog�a by� przerwana. Umo�liwia�o to natychmiastowe okre�lenie miejsca pobytu Tii. Do tego na r�kawach i nogawkach b�yszcza�y fluorescencyjne szlaczki. Ca�o�� nie wygl�da�a tak �le i Tia nie czu�a si� ju� w nim niezr�cznie. Ponadto wyposa�ony by� w filtry powietrza lepszej klasy i nie by�o w nim czu� st�chlizn�, jak w starym skafandrze.
Str�j w kwiatki pow�drowa� z powrotem do Instytutu, by unieszcz�liwi� kolejne dziecko.
�eby wyj�� na zewn�trz, musia�a podporz�dkowa� si� jeszcze jednemu nakazowi. W ��czniku czeka� na ni� specjalny pojazd podobny do tych, kt�rymi bawi�y si� dzieci, jednak podobie�stwo by�o tylko zewn�trzne. Mia� on w�asny nap�d g�sienicowy, dodatkowe pojemniki tlenowe oraz osobisty sprz�t ratunkowy. Gdyby co� si� sta�o z jej kombinezonem, doskonale wiedzia�a, co ma robi�. Po pierwsze - wzi�� g��boki oddech i odrzuci� he�m. Po drugie - za�o�y� mask� i upewni� si�, czy jej zabezpieczenia szczelnie przylegaj� do twarzy. Po trzecie - w��czy� dop�yw powietrza i po czwarte - pod