3505
Szczegóły |
Tytuł |
3505 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3505 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3505 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3505 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NEIL GAIMAN
Dym i Lustra
opowiadania i z�udzenia
(Smoke and Mirrors: Short fictions and illusions)
(prze�o�y�a: Joanna Figlewska)
Dla Ellen Datlow i Steve'a Jonesa
Gdzie jednak jest potw�r, znajdzie si� i cud.
- Ogden Nash, Dragons Are Too Saldom
WRӯ�C Z WN�TRZNO�CI: RONDO 4
WST�P 5
RYCERSKO�� 29
MIKO�AJ BY�... 40
CENA 41
TROLLOWY MOST 46
NIE PYTAJ DIAB�A 55
Z�OTE RYBKI I INNE HISTORIE 57
BIA�A DROGA 85
KR�LOWA NO�Y 97
ZMIANY 106
C�RKA S�W 114
KUFELEK STAREGO SNOGGOTHA 116
WIRUS 125
SZUKAJ�C DZIEWCZYNY 127
TYLKO KOLEJNY KONIEC �WIATA, NIC WI�CEJ 137
BAY WOLF 152
ZA�ATWIMY ICH PANU HURTOWO 159
JEDNO �YCIE, URZ�DZONE W STYLU WCZESNEGO MOORCOCKA 168
ZIMNE BARWY 180
ZAMIATACZ SN�W 190
POCZUCIE OBCO�CI 191
WAMPIRZA SESTYNA 204
MYSZ 206
ZMIENNE MORZE 214
O TYM, JAK POJECHALI�MY OBEJRZE� KONIEC �WIATA, 218
PUSTYNNY WIATR 223
DZIECIZNA 225
MORDERSTWA I TAJEMNICE 227
SZK�O, �NIEG I JAB�KA 253
WRӯ�C Z WN�TRZNO�CI: RONDO
- Chc� przez to powiedzie� � powiedzia�a � �e jedno jest nie do unikni�cia: to, �e si� ro�nie.
- Jedno jest nie do unikni�cia, ale dwoje mo�e tego unikn�� - powiedzia� Humpty Dumpty. - Przy odpowiedniej wsp�pracy z kim� mog�aby� poprzesta� na si�dmym roku �ycia.
- Lewis Carroll: O tym, co Alicja odkry�a po Drugiej Stronie Lustra,
prze�. Maciej S�omczy�ski.
Nazw� to szcz�ciem, przypadkiem b�d� Losem,
Karty i gwiazdy, co wieszcz� do woli.
Jutrzejszy dzie� nastaje, co swawoli
Dzisiejszych grzeszk�w cen� nam przynosi.
Chcesz pozna� przysz�o��, mi�a?
Czekaj, prosz�, Odpowiem na pytania twe, powoli,
Nazw� to szcz�ciem, przypadkiem b�d�
Losem, Karty i gwiazdy, co wieszcz� do woli.
Przyjd� do ciebie noc�, mi�a, bosy,
Ty mnie nie dojrzysz, cho� ch��d ci� zaboli,
Za�niesz, a ja si� nasyc� do woli,
I na talerzu przysz�o�� ci przynios�,
Nazw� to szcz�ciem, przypadkiem b�d� Losem.
WST�P
Pisanie to latanie we �nie.
Kiedy je sobie przypomnisz. Kiedy to potrafisz. Kiedy si� udaje.
To takie �atwe.
- Notatnik pisarza, luty 1992.
Wszystko to dzi�ki lustrom. Rzecz jasna, to utarty bana�, ale te� i prawda. Iluzjoni�ci wykorzystuj� lusterka, zwykle ustawione pod k�tem czterdziestu pi�ciu stopni, od czas�w epoki wiktoria�skiej, gdy ponad sto lat temu rozpocz�to masow� produkcje wiernych, czystych zwierciade�. Zacz�o si� od Jonna Nevila Maskelyne w 1862 r. i od szafy, kt�ra dzi�ki przemy�lnie umieszczonemu lustru skrywa�a wi�cej, ni� ujawnia�a. i Lustra to rzecz cudowna. Wydaje nam si�, �e m�wi� prawd�, ukazuj� nasze �ycie. Je�li jednak ustawi si� je w�a�ciwie, zaczn� k�ania� tak przekonuj�co, i� uwierzymy, �e co� rozp�yn�o si� w powietrzu. Pude�ko pe�ne go��bi, chor�giewek i paj�k�w staje si� puste, a ludzie ukryci w bocznych kulisach b�d� budce suflera przemieniaj� si� w p�yn�ce w powietrzu zjawy. Wystarczy odpowiedni k�t, by lustro zmieni�o si� w magiczn� ram�, ukazuj�c� wszystko, co umiemy sobie wyobrazi�, a nawet kilka rzeczy, kt�rych nie potrafimy.
(Dym zaciera ostre kontury).
Opowiadania w pewnym sensie tak�e s� lustrami. Dzi�ki nim wyja�niamy sobie, jak dzia�a nasz �wiat, albo te�, jak nie dzia�a. Niczym lustra, opowiadania przygotowuj� nas na nast�pne dni, odwodz� nasz� uwag� od istot ukrytych w ciemno�ci.
Fantastyka - a ca�a literatura pod takim czy innym wzgl�dem jest w�a�nie fantastyk� - to lustro. Krzywe, owszem, czasem skrywaj�ce prawd�, ustawione pod k�tem czterdziestu pi�ciu stopni wobec rzeczywisto�ci, niemniej jednak lustro, dzi�ki kt�remu mo�emy opowiada� sobie rzeczy niewidoczne w inny spos�b. (Bajki, jak powiedzia� kiedy� G.K. Chesterton, s� bardziej ni� prawdziwe. Nie dlatego, �e twierdz�, i� smoki istniej�, ale poniewa� m�wi�, �e smoka da si� pokona�).
Dzi� w�a�nie zacz�a si� zima. Niebo poszarza�o. Zacz�� pada� �nieg i usta� dopiero po zmroku. Siedzia�em w ciemno�ci, patrz�c na spadaj�ce p�atki, migocz�ce i po�yskuj�ce w smugach �wiat�a, i zastanawia�em si�, sk�d si� bior� historie.
Cz�owiek cz�sto zastanawia si� nad takimi sprawami, je�li zarabia na �ycie, wymy�laj�c r�ne opowie�ci. Nie jestem do ko�ca przekonany, czy to w�a�ciwe zaj�cie dla doros�ego, ale ju� za p�no: ca�kiem nie�le z tego �yj�, �wietnie si� bawi� i nie musz� zbyt wcze�nie wstawa� rano. (Kiedy by�em ma�y, doro�li ostrzegali mnie, bym nie wymy�la� niestworzonych historii, bo w przeciwnym razie spotka mnie co� okropnego. Jak dot�d, okropie�stwa te polegaj� na cz�stych wyjazdach za granic� i p�nym wstawaniu).
Wi�kszo�� historii zebranych w tej ksi��ce powsta�a na zam�wienie przer�nych redaktor�w, prosz�cych o teksty do antologii (�To antologia opowiada� o �wi�tym Graalu", �...o seksie", �...bajek w wersjach dla doros�ych", �...o seksie i grozie", �...o zem�cie", �...o przes�dach", �...i zn�w o seksie"). Kilka z nich napisa�em wy��cznie dla siebie, po to, by pozby� si� pomys�u b�d� obrazu, kt�ry utkwi� w mej g�owie, i przela� go bezpiecznie na papier - prawd� m�wi�c, to �wietny pow�d do pisania: uwalnianie demon�w, wypuszczanie ich na swobod� -inne to zwyk�e kaprysy, ciekawostki, kt�re wymkn�y si� spod kontroli.
Kiedy� wymy�li�em histori�, kt�ra mia�a sta� si� prezentem �lubnym dla przyjaci�. Traktowa�a o parze, kt�ra w prezencie �lubnym otrzyma�a opowiadanie. Sama historia nie by�a zbyt pocieszaj�ca, i kiedy ju� j� wymy�li�em, uzna�em, �e raczej woleliby toster. Kupi�em im wi�c toster i do dzi� dnia nie zapisa�em swojej opowie�ci. Wci�� tkwi w mojej g�owie, czekaj�c na kolejn� par�, kt�ra by j� doceni�a.
W tej chwili (pisz� ten wst�p ciemnogranatowym atramentem, wiecznym pi�rem, w notatniku w czarnej oprawie; m�wi� to na wypadek, gdyby interesowa�y was takie szczeg�y) przysz�o mi do g�owy, �e cho� wi�kszo�� zebranych tu historii traktuje o mi�o�ci pod r�n� postaci�, nie ma w niej zbyt wielu radosnych tekst�w, opowiadaj�cych o mi�o�ci odwzajemnionej, i nie r�wnowa�� one innych opowie�ci, kt�re tu znajdziecie. Poza tym istniej� te� ludzie, kt�rzy nie czytaj� wst�p�w, a zreszt�, kto wie, mo�e cze�� z was kt�rego� dnia tak�e stanie na �lubnym kobiercu? Zatem dla wszystkich, kt�rzy czytaj� wst�py, oto historia, kt�rej nie napisa�em (a je�li nie spodoba mi si� po zapisaniu, zawsze mog� skre�li� ten akapit i nigdy si� nie dowiecie, �e przerwa�em pisanie wst�pu, by zaj�� si� opowiadaniem).
Prezent �lubny
Gdy mieli ju� za sob� rado�ci i k�opot, zwi�zane ze �lubem, otaczaj�ce go szale�stwo i magi� (oraz zdrow� dawk� wstydu, z jakim przyj�li przem�wienie weselne ojca Belindy, uzupe�nione pokazem rodzinnych slajd�w), gdy ich miesi�c miodowy dobieg� ko�ca (dos�ownie, cho� nie w przeno�ni), a nowa opalenizna jeszcze nie zacz�a blakn�� w deszczach angielskiej jesieni, Belinda i Gordon zabrali si� do odpakowywania �lubnych prezent�w i pisania list�w z podzi�kowaniami za ka�dy r�cznik i toster, sokowir�wk� i maszynk� do robienia chleba, sztu�ce i talerze, �y�eczk� do parzenia herbaty, a tak�e zas�ony.
- W porz�dku � rzek� Gordon. - Du�e prezenty za�atwione. Co zosta�o?
- Te w kopertach - odpar�a Belinda. - Mam nadziej�, �e to czeki.
Rzeczywi�cie, znale�li kilka czek�w, sporo bon�w towarowych, a nawet bon ksi��kowy za dziesi�� funt�w od ciotki Gordona, Marie, biednej jak mysz ko�cielna, lecz kochanej staruszki; Gordon wyja�ni�, �e odk�d pami�ta, na ka�de urodziny dostawa� od niej bon ksi��kowy. I wreszcie, na samym dole stosu natkn�li si� na du��, br�zow� kopert�.
- Co to? - spyta�a Belinda.
Gordon otworzy� kopert� i wyj�� kartk� papieru barwy dwudniowej �mietanki, poszarpan� u g�ry i do�u i zapisan� z jednej strony na maszynie. By�a to wyra�nie zwyk�a, maszyna do pisania, co�, czego Gordon nie ogl�da� od kilku lat. Powoli odczyta� tekst.
- Co to jest? - dopytywa�a si� Belinda. - Od kogo?
- Nie wiem - odpar� Gordon. - Od kogo�, kto wci�� ma u siebie maszyn� do pisania. Nie jest podpisany.
- To list?
- Niezupe�nie - rzek�, po czym podrapa� si� po nosie i ponownie przeczyta� maszynopis.
- I co? � spyta�a z irytacj�. (Tak naprawd� nie by�a zirytowana, lecz szcz�liwa. Budzi�a si� rankiem i sprawdza�a, czy nadal jest tak szcz�liwa jak w�wczas, gdy zasypia�a poprzedniej nocy, albo gdy Gordon j� obudzi�, ocieraj�c si� o ni�, czy te� kiedy ona obudzi�a jego. I by�a). - Co to jest?
- Najwyra�niej opis naszego �lubu - powiedzia�. - Bardzo �adny. Prosz�. - Wr�czy� jej przesy�k�. Przebieg�a po niej wzrokiem.
By� pi�kny wczesnopa�dziemikowy dzie�, gdy Gordon Robert Johnson i Belinda Karen Abingdon przysi�gli sobie, �e b�d� si� kocha�, wspiera� i szanowa�, a� do ko�ca �ycia. Panna m�oda by�a urocza i promienna, pan m�ody zdenerwowany, lecz niew�tpliwie dumny i rozradowany.
Tak wygl�da� pocz�tek. Dalej nieznajomy nadawca opisywa� msz� i przyj�cie weselne, prostym, jasnym, zabawnym j�zykiem.
- Urocze - westchn�a. - Co jest napisane na kopercie?
- ��lub Gordona i Belindy" - odczyta� Gordon.
- Nie ma nazwiska? Niczego, co wskazywa�oby, od kogo to dostali�my?
-Mhm.
- C�, to bardzo urocze. Bardzo pi�kny gest - uzna�a. - Niezale�nie od nadawcy.
Zajrza�a do koperty, sprawdzaj�c, czy czego� nie przeoczyli, czy mo�e nie kryje si� tam li�cik od jednego z jej przyjaci� (albo jego, czy wsp�lnych). Ale nie. Tote� z lekk� ulg� na my�l, �e nie musi pisa� kolejnego listu z podzi�kowaniem, wsun�a kremow� kartk� z powrotem na miejsce i schowa�a do pude�ka wraz z kopi� weselnego jad�ospisu, zaproszeniami, styk�wkami zdj�� weselnych i jedn� bia�� r� z bukietu panny m�odej.
Gordon by� architektem, Belinda weterynarzem. Przy wyborze i zawodu kierowali si� nie rozs�dkiem, lecz powo�aniem. Oboje niedawno sko�czyli dwadzie�cia lat �adne nie by�o nigdy wcze�niej powa�nie zwi�zane z kim� innym. Poznali si�, gdy Gordon przyprowadzi� do gabinetu Belindy swego trzynastoletniego z�otego retrievera, Goldiego - na wp� sparali�owanego, o posiwia�ym pysku - prosz�c, by go u�pi�a. Mia� tego psa od czas�w dzieci�stwa, tote� nalega�, �e b�dzie mu towarzyszy� a� do ko�ca Gdy si� rozp�aka�, Belinda uj�a go za r�k�, a potem, nagle i nieprofesjonalnie, u�cisn�a go mocno, jakby w ten spos�b mog�a uwolni� go od b�lu, poczucia straty i �alu. Jedno z nich spyta�o drugie, czy mogliby spotka� si� tego wieczoru w miejscowym pubie na drinku. P�niej nie byli pewni, kto pierwszy zaproponowa� randk�.
O pierwszych latach ich ma��e�stwa trzeba wiedzie� tylko jedno: byli szcz�liwi. Od czasu do czasu sprzeczali si�. Kilka razy dosz�o do ognistej k��tni o zupe�nie niewa�ne sprawy. Potem jednak zawsze godzili si� we �zach, kochali, ca�owali i szeptali sobie do ucha szczere s�owa przeprosin. Pod koniec drugiego roku, sze�� miesi�cy po tym, jak przesta�a za�ywa� pigu�ki, Belinda odkry�a, �e jest w ci��y.Gordon kupi� jej bransoletk�, wysadzan� male�kimi rubinami, i przerobi� go�cinn� sypialni� na pok�j dziecinny. Sam go wyta-petowa�. Na tapecie widnia�y postaci z wierszyk�w dla dzieci: ma�a Bo Peep, Humpty Dumpty i Talerz uciekaj�cy z �y�k�. Ich podobizny powtarza�y si� raz po raz na ca�ych �cianach.
Belinda wr�ci�a ze szpitala z ma�� Melanie w noside�ku. Przez pierwszy tydzie� mieszka�a u nich matka Belindy, sypiaj�c na kanapie w salonie.
Trzeciego dnia po powrocie Belinda wyj�a pude�ko ze �lubnymi pami�tkami, by pokaza� je matce i powspomina�. �lub wydawa� si� bardzo odleg�y. U�miechn�y si� na widok br�zowego badyla, niegdy� b�d�cego bia�� r�. Cmoka�y g�o�no nad jad�ospisem i zaproszeniami. Na samym dnie pude�ka le�a�a du�a, br�zowa koperta.
- �Ma��e�stwo Gordona i Belindy" - przeczyta�a matka Be-lindy.
- To opis naszego �lubu - wyja�ni�a Belinda. - Bardzo uroczy. Wspomina nawet o slajdach taty.
Otworzy�a kopert� i wyci�gn�a kartk� kremowego papieru. Odczyta�a wypisany na maszynie tekst, po czym skrzywi�a si� i schowa�a go bez s�owa.
- Mog� to obejrze�, kochanie? - spyta�a matka.
- Gordon zrobi� mi chyba dowcip - odpar�a Belinda. - I to niesmaczny, naprawd�.
Tej nocy Belinda, siedz�c na ��ku i karmi�c piersi� Melanie, powiedzia�a do Gordona, obserwuj�cego z u�miechem �on� i male�k� c�reczk�:
- Kochanie, czemu napisa�e� co� takiego?
- Ale co?
- W li�cie. Tym o �lubie. No wiesz.
- Nie wiem.
- To nie by�o zabawne. Westchn��.
- O czym ty m�wisz?
Belinda wskaza�a przyniesione z g�ry pude�ko, kt�re ustawi�a na toaletce. Gordon otworzy� je i wyj�� kopert�.
- Czy napis na kopercie zawsze tak brzmia�? - spyta�. - S�dzi�em, �e wspomina� o naszym �lubie. - Wyj�� poszarpan� kartk� i odczyta� tekst. Jego czo�o zmarszczy�o si� g��boko.
- Ja tego nie napisa�em.
Odwr�ci� w r�kach kartk�, spogl�daj�c na pusty papier na odwrocie, jakby oczekiwa�, �e zobaczy tam co�, co pomo�e wyja�ni� tajemnic�.
- Nie napisa�e� tego? - spyta�a. - Naprawd�? Gordon potrz�sn�� g�ow�. Belinda wytar�a umazan� mlekiem br�dk� dziecka.
- Wierz� ci - rzek�a. - My�la�am, �e to ty. Ale nie.
- Nie.
- Poka� mi to - poprosi�a. Poda� jej kartk�. - To takie dziwaczne. Wcale nie jest zabawne i na pewno nieprawdziwe.
Na kartce znajdowa� si� kr�tki opis ostatnich dw�ch lat �ycia Gordona i Belindy. Wed�ug opisu nie by�y to najlepsze lata. W sze�� miesi�cy po �lubie badany przez Belind� peki�czyk ugryz� j� w policzek tak mocno, �e trzeba by�o szy� ran�, po kt�rej pozosta�a blizna. Co gorsza, z�by uszkodzi�y tak�e nerw i Belinda zacz�a pi�, by� mo�e po to, by st�umi� b�l. Podejrzewa�a, �e jej twarz budzi w Gordonie wstr�t. Dziecko stanowi�o rozpaczliw� pr�b� ponownego zbli�enia pary.
- Czemu mieliby pisa� takie rzeczy? - spyta�a.
- Oni?
- Ktokolwiek jest autorem tego okropie�stwa.
Przesun�a palcem po policzku, g�adkim i nietkni�tym. By�a pi�kn� m�od� kobiet�, cho� w tej chwili sprawia�a wra�enie kruchej i zm�czonej.
- Sk�d wiesz, �e to oni?
- Nie wiem. - Prze�o�y�a dziecko do lewej piersi. - Po prostu takie mam wra�enie. �e kto� to napisa�, podmieni� stary tekst i czeka�, �eby kt�re� z nas go przeczyta�o... No ju�, male�ka. Bierz si� do roboty. Brawo, grzeczna dziewczynka...
- Mam to wyrzuci�?
- Tak. Nie. Nie wiem. Mo�e... - Pog�adzi�a czo�o dziecka. -Zatrzymaj to - zdecydowa�a w ko�cu. - Mo�e b�dziemy potrzebowali dowodu. Zastanawiam si�, czy nie zorganizowa� tego przypadkiem AL - Al by� m�odszym bratem Gordona.
Gordon schowa� kartk� do koperty, kt�re umie�ci� kopert� z powrotem w pude�ku, a te nast�pnie wsun�� pod ��ko. Tkwi�o tam, praktycznie zapomniane.
Przez nast�pnych kilka miesi�cy mocno nie dosypiali z powodu nocnych karmie� i ci�g�ego p�aczu dziecka, bo Melanie mia�a sk�onno�ci do kolek. Pude�ko wci�� sta�o pod ��kiem. A potem Gordonowi zaproponowano posad� w Preston, kilkaset mil na p�noc. Poniewa� za� Belinda by�a na urlopie macierzy�skim i nie zamierza�a natychmiast wraca� do pracy, spodoba� jej si� ten pomys�. Tote� si� przeprowadzili.
Czeka� na nich pi�trowy dom na brukowanej ulicy - wysoki, stary i przestronny. Belinda od czasu do czasu bra�a dy�ury w miejscowej klinice weterynaryjnej. Zajmowa�a si� ma�ymi zwierz�tami. Gdy Melanie sko�czy�a p�tora roku, Belinda urodzi�a syna. Nazwali go Kevin, na pami�tk� nie�yj�cego dziadka Gordona.
Gordon zosta� pe�noprawnym wsp�lnikiem w firmie architektonicznej. Kiedy Kevin poszed� do przedszkola, Belinda wr�ci�a do pracy.
Pude�ko nie znikn�o. Sta�o w jednym z wolnych pokoj�w na g�rze, pod chwiejnym stosem Magazynu Architekt�w i Przegl�du Architektonicznego. Od czasu do czasu Belinda my�la�a o nim i jego zawarto�ci. Pewnego wieczoru, gdy Gordon wyjecha� do Szkocji na konsultacj� w sprawie przebudowy starego dworu, zrobi�a co� wi�cej.
Dzieci ju� spa�y. Wspi�a si� po schodach do nie odnowionej cz�ci domu. Prze�o�y�a pisma i otworzy�a pude�ko, kt�re (w miejscach, gdzie nie si�ga�y pisma) pokrywa� nietkni�ty dwuletni kurz. Napis na kopercie nadal g�osi�: �Ma��e�stwo Gordona i Belindy". Nie potrafi�a orzec, czy kiedykolwiek brzmia� inaczej.
Wyj�a kartk� z koperty i przeczyta�a j�. Potem schowa�a tekst i usiad�a na ziemi, wstrz��ni�ta, oszo�omiona.
Wed�ug starannie wypisanej na maszynie historii zwi�zku Kevin, m�odsze dziecko, w og�le si� nie urodzi�. Poroni�a w pi�tym miesi�cy ci��y. Od tego czasu Belinda cierpia�a na cz�ste ataki g��bokiej, mrocznej depresji. Gordon rzadko przebywa� w domu, poniewa� mia� romans z drug� wsp�lniczk� w firmie, uderzaj�co pi�kn�, lecz nerwow� kobiet�, starsz� od niego o dziesi�� lat. Belinda coraz wi�cej pi�a. Nosi�a wysokie ko�nierze i apaszki, aby ukry� paj�cz� blizn� na policzku. Prawie nie odzywali si� do siebie z m�em. Od czasu do czasu sprzeczali si� tylko, tak jak czyni� to ludzie, kt�rzy l�kaj� si� powa�niejszych k��tni, wiedz�c, �e mog� w nich powiedzie� co�, co nieodwracalnie zniszczy im �ycie.
Belinda nie wspomnia�a Gordonowi ani s�owem o najnowszej wersji �Ma��e�stwa Gordona i Belindy". On jednak tak�e j� przeczyta�, czy te� wersje blisk� poprzedniej, kilka miesi�cy p�niej, gdy matka Belindy zachorowa�a i jego �ona wyjecha�a na tydzie� na po�udnie, by si� ni� zaopiekowa�. Na kartce papieru, kt�r� Gordon wyj�� z koperty, widnia� portret ma��e�stwa, podobny do znalezionego przez Belind�, tyle �e jego romans z szefow� zako�czy� si� �le i grozi�a mu utrata pracy.
Gordon lubi� nawet swoj� szefow�, nie wyobra�a� sobie jednak, �e m�g�by si� z ni� zwi�za�. Przepada� za sw� prac�, czasem jednak pragn�� czego�, co stanowi�oby wi�ksze wyzwanie.
Stan matki Belindy poprawi� si�. Po tygodniu Belinda wr�ci�a do domu. Jej widok niezmiernie ucieszy� m�a i dzieci.
Dopiero w Wigili� Gordon wspomnia� jej o kopercie.
- Te� to czyta�a�?
Wcze�niej tego wieczoru zakradli si� do sypialni dzieci, nape�niaj�c wisz�ce na ��kach gwiazdkowe po�czochy. Kr���c po domu, stoj�c przy ��kach dzieci, Gordon czu� si� doskonali� szcz�liwy, lecz jego eufori� zabarwia� g��boki smutek, �wiadomo��, i� podobne chwile absolutnego szcz�cia nie mog� trwa� wiecznie, �e nie da si� zatrzyma� czasu.
Belinda natychmiast zgad�a o czym mowa.
- Tak - odpar�a. - Czyta�am.
- I co o tym s�dzisz?
- C� - rzek�a. - Nie uwa�am ju�, �e to dowcip. Nawet z�o�liwy.
- Mmm � przytakn��. � A zatem co?
Siedzieli w salonie, przygasiwszy �wiat�o. Na kominku w�r�d roz�arzonych w�gli p�on�a k�oda drewna. Ogie� roz�wietla� pok�j migotliwym pomara�czowo��tym blaskiem.
- My�l�, �e to naprawd� �lubny prezent - o�wiadczy�a. - To ma��e�stwo, kt�rego unikn�li�my. Z�e rzeczy spotykaj� nas tam, na papierze, nie tu, w naszym �yciu. Zamiast to prze�ywa�, czytam o tym, wiedz�c, �e wszystko mog�o si� tak u�o�y� i �e tego unikn�li�my.
- Twierdzisz zatem, �e to magia? - Normalnie nie powiedzia�by czego� takiego g�o�no, ale w ko�cu by�a Wigilia i siedzieli przy zgaszonym �wietle.
- Nie wierz� w magi� - odpar�a stanowczo. - To prezent �lubny. I uwa�am, �e powinni�my go schowa� w bezpiecznym miejscu.
W drugi dzie� �wi�t zabra�a kopert� z pud�a i ukry�a w zamykanej na kluczyk szufladzie z bi�uteri�. Koperta spocz�a pod naszyjnikami i pier�cionkami Belindy, jej bransoletkami i broszkami.
Wiosna zamieni�a si� w lato. Zima w wiosn�.
Gordon by� wyko�czony. Dniami pracowa� dla klient�w, projektuj�c i wsp�pracuj�c z firmami budowlanymi. Nocami siedzia� do p�na, pracuj�c dla siebie, projektuj�c na konkursy muzea, galerie i budynki publiczne. Czasami jego projekty otrzymywa�y honorowe wyr�nienia i trafia�y do pism architektonicznych.
Belinda zajmowa�a si� teraz du�ymi zwierz�tami. Uwielbia�a to. Odwiedza�a rolnik�w, bada�a i leczy�a konie, owce i krowy. Czasami zabiera�a ze sob� dzieci.
Pewnego dnia, gdy sta�a w�a�nie na ogrodzonym pastwisku, pr�buj�c zbada� ci�arn� koz�, kt�ra, jak si� jednak okaza�o, nie przejawia�a najmniejszej ochoty do wsp�pracy, zadzwoni�a jej kom�rka. Belinda wycofa�a si� z walki, pozostawiaj�c koz�, patrz�c� na ni� zwyci�sko z drugiej strony ��ki, i odebra�a telefonu.
- Halo?
- Zgadnij, co si� sta�o?
- Witaj, kochany. Hmm. Wygra�e� na loterii?
- Nie, ale blisko. M�j projekt Muzeum Dziedzictwa Brytyjskiego przeszed� do drugiego etapu. Mam gro�nych konkurent�w, ale jestem w drugim etapie.
- To cudowne.
- Rozmawia�em ju� z pani� Fullbright. Przy�le dzi� Sonj�, �eby zaj�a si� dzie�mi.
- Cudownie. Kocham ci� - rzek�a. � A teraz musz� ju� wraca� do kozy.
Podczas uroczystego obiadu wypili stanowczo za wiele szampana. Tej nocy w sypialni, zdejmuj�c kolczyki, Belinda spyta�a:
- Sprawdzimy, co jest napisane w �lubnym prezencie?
Spojrza� na ni� z powag� z ��ka. Mia� na sobie wy��cznie skarpetki.
- Raczej nie. To wyj�tkowa noc. Po co j� sobie psu�? Schowa�a kolczyki w szufladzie i zamkn�a j� na kluczyk. Potem zdj�a po�czochy.
- Chyba masz racj�. Zreszt� i tak ju� to sobie wyobra�am. Jestem pijana, cierpi� na depresj�, a ty sta�e� si� nieszcz�liwym nieudacznikiem, gdy tymczasem... No, prawd� m�wi�c, jestem nieco wstawiona, ale nie o to chodzi. Ten tekst tkwi w szufladzie, niczym obraz na strychu w Portrecie Doriana Graya.
- �I poznali go tylko dzi�ki pier�cieniom"? Tak, pami�tam. Czytali�my to w szkole.
- Tak naprawd� tego w�a�nie si� boj� - oznajmi�a, naci�gaj�c bawe�nian� nocn� koszul�. � �e historia na papierze to prawdziwy portret naszego ma��e�stwa, a to, co widzimy, to tylko upi�kszona wersja. Tamta jest prawd�. My nie istniejemy. To znaczy... - m�wi�a teraz z przej�ciem w�a�ciwym ludziom, kt�rzy nadu�yli alkoholu. - Nie my�lisz sobie czasami, �e wszystko jest zbyt pi�kne, by by�o prawdziwe?
Skin�� g�ow�.
- Czasami. Na przyk�ad dzisiaj. Zadr�a�a.
- Mo�e rzeczywi�cie jestem pijaczk� z blizn� na policzku, ty dupczysz wszystko, co si� rusza, a Kevin si� nigdy nie urodzi�. Mo�e wszystkie te okropie�stwa s� prawdziwe.
Wsta�, podszed� do niej i obj�� j� mocno.
- Ale tak nie jest - przypomnia�. - Ty jeste� prawdziwa. Ja jestem prawdziwy. Ten �lubny list to tylko zwyk�a historia. Jedynie s�owa.
Uca�owa� j� i przytuli�. Tej nocy niewiele ju� m�wili.
Min�o sze�� d�ugich miesi�cy, nim projekt Muzeum Dziedzictwa Brytyjskiego autorstwa Gordona zosta� og�oszony zwyci�zc�, cho� w The Timesie zmieszano go z b�otem jako �agresywnie nowoczesny", w r�nych pismach architektonicznych uznano za zbyt staro�wiecki, a jeden z juror�w w wywiadzie w Sunday Telegraph okre�li� go jako �kandydata kompromisowego - u wszystkich zajmuj�cego drugie miejsce".
Przeprowadzili si� do Londynu. Dom w Preston wynaj�li malarzowi z rodzin�; Belinda nie zgodzi�a si�, by Gordon go sprzeda�. Gordon z rado�ci� ca�kowicie po�wieci� si� pracy nad projektem muzeum. Kevin mia� sze�� lat, Melanie osiem. Londyn przyt�oczy� Melanie, Kevin natomiast od razu pokocha� miasto. Dzieci niech�tnie rozsta�y si� z przyjaci�mi i szko�ami. Belinda znalaz�a sobie prace na p� etatu w male�kiej klinice weterynaryjnej w Camden. Dy�urowa�a trzy popo�udnia w tygodniu. T�skni�a za swymi krowami.
Dni w Londynie zamienia�y si� w miesi�ce i lata. Mimo pojawiaj�cych si� od czasu do czasu problem�w bud�etowych Gordon by� coraz bardziej podekscytowany. Zbli�a� si� dzie� rozpocz�cia budowy muzeum.
Pewnej nocy Belinda ockn�a si� nad ranem. W ��tym blasku latarni za oknem sypialni spojrza�a na �pi�cego m�a. Mia� coraz wy�sze czo�o. W�osy z ty�u g�owy wyra�nie si� przerzedzi�y. Zastanowi�a si�, jak to b�dzie by� �on� �ysego m�czyzny, i uzna�a, �e tak samo jak dot�d. Dalej b�dzie dobrze, w miar� dobrze. B�d� szcz�liwi, w miar� szcz�liwi.
Zastanawia�a si�, co si� dzieje z nimi w kopercie. Czu�a jej obecno��. Ci�k�, przyt�aczaj�c�. Przyczajon� w k�cie sypialni, bezpiecznie zamkni�t�. Nagle zrobi�o si� jej �al Belindy i Gordona, uwi�zionych w kopercie na kartce papieru, nienawidz�cych siebie nawzajem i ca�ej reszty �wiata.
Gordon zacz�� chrapa�. Uca�owa�a go czule w policzek, m�wi�c: Ciii. Poruszy� si� i umilk�, ale si� nie obudzi�. Przytuli�a si� do niego i wkr�tce zn�w zasn�a.
Nast�pnego dnia po lunchu, podczas rozmowy z importerem toska�skich marmur�w, Gordon spojrza� nagle ze zdumieniem przed siebie i uni�s� d�o� do piersi.
- Okropnie mi przykro - powiedzia�. A potem ugi�y si� pod nim kolana i run�� na pod�og�. Wezwali karetk�, ale gdy przyjecha�a, Gordon ju� nie �y�. Mia� trzydzie�ci sze�� lat.
Podczas sekcji stwierdzono, �e cierpia� na wrodzon� wad� serca. �mier� mog�a nast�pi� w ka�dej chwili.
Przez pierwsze trzy dni po jego �mierci Belinda nic nie czu�a. Jedynie pustk�. Absolutn� pustk�. Pociesza�a dzieci. Rozmawia�a przyjaci�mi, swoimi i Gordona, ze swoj� i jego rodzin�, przyjmuj�c kondolencje z wdzi�czno�ci� i taktem, jak kto� przyjmuj�cy niechciane prezenty. S�ucha�a, jak ludzie op�akuj� Gordona. Sama jeszcze tego nie zrobi�a. M�wi�a to, co nale�a�o, i zupe�nie nic nie czu�a.
Melanie, kt�ra sko�czy�a jedena�cie lat, znosi�a to ca�kiem dobrze. Kevin porzuci� swe ksi��ki i gry komputerowe i siedzia� w sypialni, patrz�c w okno. Nie mia� ochoty rozmawia�. W dzie� po pogrzebie jej rodzice wr�cili na wie�, zabieraj�c ze sob� dzieci. Belinda odm�wi�a wyjazdu. Oznajmi�a, �e ma zbyt wiele spraw do za�atwienia.
Czwartego dnia po pogrzebie s�a�a w�a�nie podw�jne ��ko, w kt�rym sypiali we dwoje z Gordonem, gdy nagle zacz�a p�aka�. Szlochanie wstrz�sn�o jej cia�em w gwa�townych spazamach. �zy pop�yn�y z oczu na kap�, z nosa �cieka� �luz. Gwa�townie usiad�a na pod�odze, niczym marionetka, kt�rej przeci�to sznurki, i p�aka�a prawie godzin�. Poj�a bowiem, �e nigdy wi�cej ju� go nie zobaczy.
W ko�cu otar�a twarz. Potem otworzy�a szuflad� z bi�uteri�, wyj�a kopert� i j� otwar�a. Wyci�gn�a kremow� kartk� papieru, przebiegaj�c wzrokiem po starannie wypisanych na maszynie s�owach. Belinda na papierze rozbi�a po pijanemu samoch�d. Mia�a w�a�nie straci� prawo jazdy. Od wielu dni nie odzywali si� do siebie z Gordonem, kt�ry p�tora roku wcze�niej straci� prace i obecnie wi�kszo�� czasu sp�dza�, tkwi�c bezczynnie w ich domu w Salford. Utrzymywali si� wy��cznie z pensji Belindy. Rodzice zupe�nie nie panowali nad Melanie. Kiedy�, sprz�taj�c w pokoju c�rki, Belinda natkn�a si� na plik pi�cio- i dziesi�cio-funtowych banknot�w. Melanie nie wyja�ni�a, sk�d jedenastoletnia dziewczynka wzi�a pieni�dze. Po prostu uciek�a do pokoju, patrz�c na nich gniewnie i zaciskaj�c usta. Gordon i Belinda nie dopytywali si� wi�cej, przera�eni tym, co mogliby odkry�. Dom w Salford by� brudny i wilgotny. Z sufitu wielkimi p�atami odpada� tynk. Ca�a tr�jka nieustannie g�o�no kaszla�a. Belindzie by�o ich �al.
Schowa�a kartk� do koperty. Zastanawia�a si�, jak by to by�o nienawidzi� Gordona, jak by si� czu�a, gdyby on nienawidzi� jej. Jak wygl�da�oby jej �ycie bez Kevina, bez jego rysunk�w samolot�w � cudownie fa�szuj�cych wersji popularnych piosenek. Zastanawia�a si�, sk�d Melanie - tamta Melanie, nie jej Melanie, lecz zbuntowana, nieposkromiona Melanie - wzi�a pieni�dze. Z ulg� pomy�la�a, �e jej c�rk� interesuje g��wnie balet oraz ksi��ki dla dziewczynek.
Tak bardzo brakowa�o jej Gordona. Mia�a wra�enie, �e kto� wbija jej w pier� co� ostrego, pot�ny gw�d� albo sopel lodu, powsta�y z ch�odu, samotno�ci i �wiadomo�ci, �e na tym �wiecie ju� go nie ujrzy.
Zabra�a kopert� na d�, do salonu. Na kominku p�on�y w�gle. Gordon uwielbia� ogie�. Twierdzi�, �e tchnie on �ycie w ca�e pomieszczenie. Belinda nie przepada�a za ogniem na kominku. Tego wieczoru jednak rozpali�a go z przyzwyczajenia, a tak�e dlatego, �e w przeciwnym razie przyzna�aby przed sam� sob�, na pewnym niezaprzeczalnym poziomie, �e m�� ju� nigdy nie wr�ci do domu.
Jaki� czas wpatrywa�a si� w p�omienie, rozmy�laj�c o tym, co zdoby�a w �yciu i z czego zrezygnowa�a. Czy gorzej jest kocha� kogo�, kogo ju� nie ma, czy te� nie kocha� kogo�, kto jest.
A potem, niemal od niechcenia, cisn�a kopert� w g��b paleniska. Patrzy�a, jak papier zwija si�, czernieje i zajmuje ogniem, w�r�d rozta�czonych p�omieni, ��tych i niebieskich.
Wkr�tce prezent �lubny zamieni� si� w czarne p�atki popio�u, kt�re pofrun�y w g�r� i ulecia�y kominem w noc, niczym dzieci�cy list do �wi�tego Miko�aja.
Belinda usiad�a w fotelu i zamkn�a oczy, czekaj�c, a� na jej policzku rozkwitnie blizna.
***
Oto opowiadanie, kt�rego nie napisa�em na �lub przyjaci�, cho� oczywi�cie nie jest to to samo opowiadanie, nie jest to te� opowiadanie, do kt�rego pisania si� zabra�em kilka stron wcze�niej. Tamto by�o znacznie kr�tsze, bardziej przypomina�o przypowie�� i ko�czy�o si� inaczej (nie wiem ju� sam, jak ko�czy�o si� w wersji pierwotniej. Wymy�li�em jakie� zako�czenie, ale gdy zabra�em si� do pracy, prawdziwe zako�czenie objawi�o mi si� nagle i wyda�o nieuniknione).
Wi�kszo�� historii zawartych w tym tomie ma jedn� wsp�ln� cech�: ich ostateczny kszta�t nie przypomina wcale tego, kt�rego oczekiwa�em, gdy siada�em do pisania. Czasami orientowa�em si�, �e historia dobieg�a ko�ca, tylko dzi�ki temu, �e brakowa�o mi ju� s��w, kt�re mog�em przela� na papier.
Wr�c z wn�trzno�ci: Rondo
Redaktorzy, kt�rzy prosz� o historie �o czymkolwiek zechcesz. S�owo daj�, jest mi absolutnie wszystko jedno. Po prostu napisz co�, co zawsze chcia�e� napisa�", rzadko cokolwiek dostaj�.
W tym przypadku Lawrence Schmel napisa� do mnie, prosz�c o wiersz, kt�ry otwiera�by antologi� opowie�ci o przepowiadaniu przysz�o�ci. Za�yczy� sobie wiersza o powtarzaj�cych si� wersach, czego� w stylu vilanelli albo pantumu. Mia�o to obrazowa� nieuniknione nadej�cie przysz�o�ci.
Napisa�em mu zatem rondo, traktuj�ce o rado�ciach i niebezpiecze�stwach zwi�zanych z przepowiadaniem przysz�o�ci, i zamiast motta opatrzy�em najbardziej ponurym �artem z O tym, co Alicja odkry�a po Drugiej Stronie Lustra. Uzna�em, �e to niez�y pocz�tek dla ksi��ki.
Rycersko��
Mia�em bardzo ci�ki dzie�. Scenariusz, nad kt�rym powinienem pracowa�, zupe�nie mi nie szed�. Ca�ymi dniami wpatrywa�em si� w pusty ekran, od czasu do czasu pisz�c niewa�ne s��wko, patrz�c na nie przez godzin�, a potem powoli, literka po literce, kasuj�c i pisz�c zamiast tego �i" albo �lub". Potem wychodzi�em z programu bez zapisywania. Zadzwoni� Ed Kramer i przypomnia� mi, �e jestem mu winien opowiadanie do antologii historii o �wi�tym Graalu; przygotowywa� j� wraz ze wszechobecnym Martym Greenbergiem. A poniewa� nic innego mi nie wychodzi�o, a historia ta �y�a ju� gdzie� w mym umy�le, odpar�em: Jasne.
Napisa�em j� w ci�gu weekendu. To prawdziwy dar bog�w. Sz�o mi naprawd� �wietnie, zupe�nie jakbym narodzi� si� na nowo. �mia�em si� w obliczu niebezpiecze�stwa i plu�em na buty blokady tw�rczej. A potem, przez nast�pny tydzie�, siedzia�em i wpatrywa�em si� ponuro w pusty ekran, bo bogowie maj� z�o�liwe poczucie humoru.
Kilka lat temu, podczas serii spotka� autorskich, kto� wr�czy� mi odbitk� rozprawy akademickiej z dziedziny feministycznej teorii je�yka, por�wnuj�c� i kontrastuj�c� �Rycersko��", �Dam� z Shalott" Tennnysona i piosenk� Madonny. Mam nadziej� pewnego dnia napisa� opowiadanie zatytu�owane �Wilko�ak pani Whitaker". Zastanawiam si�, jakie prace mog� powsta� na jego podstawie.
Kiedy czytam swoje teksty przed publiczno�ci�, zwykle zaczynam od w�a�nie tego opowiadania. Jest bardzo przyjazne. Lubi� czyta� je g�o�no.
Miko�aj by�.
W ka�de �wi�ta dostaj� kartki od malarzy i rysownik�w. Tworz� je sami. To prawdziwe arcydzie�ka, pomniki tw�rczego talentu.
W ka�de �wi�ta czuj� si� niewa�ny, zawstydzony, pozbawiony wszelkich zdolno�ci.
Tote� pewnego roku napisa�em t� historyjk�. Dave McKean wykaligrafowa� j� elegancko, a ja rozes�a�em wszystkim, kt�rzy przyszli mi na my�l. Oto moja kartka.
Liczy sobie dok�adnie dziewi��dziesi�t s��w (dziewi��dziesi�t dwa, je�li bra� pod uwag� tytu�). Po raz pierwszy ukaza�a si� drukiem w Drabble II, zbiorze najwy�ej stuwyrazowych opowiada�. Wci�� zamierzam napisa� kolejne opowiadanie na kartk� �wi�teczn�, ale zwykle przypominam o tym sobie oko�o pi�tnastego grudnia i odk�adam na nast�pny rok.
Cena
Moja agentka, Merrilee Heifetz z Nowego Jorku, to jedna z najlepszych os�b, jakie znam. Za mojej pami�ci tylko raz zasugerowa�a mi, �ebym napisa� co� na z g�ry ustalony temat. Dzia�o si� to jaki� czas temu.
- Pos�uchaj - rzek�a. - W dzisiejszych czasach w modzie s� anio�y, a ludzie lubi� ksi��ki o kotach. Pomy�la�am zatem, �e by�oby fajnie, gdyby kto� napisa� ksi��k� o kocie, kt�ry jest anio�em, albo aniele, kt�ry jest kotem, albo co� w tym stylu.
Ja za� zgodzi�em si�, �e to rzeczywi�cie �wietny pomys� handlowy i �e si� nad nim zastanowi�. Niestety, kiedy sko�czy�em si� zastanawia�, ksi��ki o anio�ach akurat wysz�y z mody. Jednak�e zal��ek pomys�u tkwi� w mojej g�owie i kt�rego� dnia napisa�em to opowiadanie.
(Dla zainteresowanych: po jakim� czasie pewna m�oda dama zakocha�a si� w Czarnym Kocie, kt�ry z ni� zamieszka�. Gdy widzia�em go po raz ostatni, wielko�ci� przypomina� ma�� pum�, i z tego, co wiem, wci�� ro�nie. Dwa tygodnie po odej�ciu Czarnego Kota na werand� wprowadzi� si� pasiasty rudzielec. W chwili, gdy to pisz�, �pi na oparciu kanapy par� metr�w ode mnie).
A skoro ju� przy tym jeste�my, to chcia�bym skorzysta� ze sposobno�ci i podzi�kowa� mojej rodzinie za to, �e pozwoli�a mi wykorzysta� si� w opowiadaniu i, co wa�niejsze, zar�wno dawa�a mi spok�j, pozwalaj�c, bym pisa� bez przeszk�d, jak i czasami upiera�a si�, bym zostawi� prac� i wyszed� na �wiat.
Trollowy most
Opowiadanie to zosta�o nominowane do �wiatowej Nagrody Fantasy za rok 1994. Nie wygra�o. Napisa�em je do ksi��ki Sn�w White, Blood Red, pod redakcj� Ellen Daltow i Terri Windling, antologii bajek dla doros�ych. Wybra�em bajk� o trzech kozio�kach. Gdyby Gene Wolfe, jeden z moich ulubionych autor�w (i, co u�wiadamiam sobie w tej chwili, kolejny pisarz, kt�ry ukry� we wst�pie opowiadanie) nie zaj�� tego tytu�u wiele lat wcze�niej, nazwa�bym je �Trip Trap".
Nie pytaj diab�a
Lisa Snellings to niezwyk�a rze�biarka. Napisa�em to opowiadanie dzi�ki jej rze�bie, z kt�r� si� zetkn��em i kt�r� natychmiast pokocha�em: demonicznemu diab�u w pude�ku. Dosta�em od niej kopi� rze�by; obieca�a, �e w testamencie zapisze mi orygina�. Ka�da z jej rze�b jest niczym opowie�� utrwalona w drewnie b�d� gipsie. (Na moim kominku stoi jedna z nich, przedstawiaj�ca skrzydlat� dziewczyn� w klatce, podaj�c� przechodniowi pi�ro ze skrzyde�, podczas gdy jej stra�nik smacznie �pi. Podejrzewam, �e kryje si� w niej ca�a powie��. Zobaczymy).
Z�ote rybki i inne opowiadania
Fascynuje mnie mechanika pisania. Opowiadanie to zacz��em w 1991 roku. Napisa�em trzy strony, a potem, czuj�c si� zbyt osobi�cie zwi�zany z tematem, porzuci�em je. W ko�cu w 1994 postanowi�em sko�czy� tekst, z przeznaczeniem do antologii pod redakcj� Janet Berliner i Davida Copperfielda. Pisa�em chaotycznie na wys�u�onym palmtopie Atari Portfolio, w samochodach, samolotach i pokojach hotelowych, kawa�kami, bez �adu i sk�adu, zapisuj�c dialogi i wymy�lone spotkania. W ko�cu uzna�em, �e napisa�em dosy�. W�wczas uporz�dkowa�em materia�, kt�rym dysponowa�em, i ze zdumieniem i rado�ci� odkry�em, �e to dzia�a.
Cz�� tego opowiadania opiera si� na faktach.
Tryptyk: Po�arty (Sceny z filmu), Bia�a droga, Kr�lowa no�y
Kilka lat temu w ci�gu kilkunastu miesi�cy napisa�em trzy poematy narracyjne. Ka�dy z nich opowiada� o przemocy, o m�czyznach i kobietach, o mi�o�ci. Pierwszy z nich stanowi� szkic scenariusza pornograficznego horroru, zapisany �cis�ym pentarnetrem jambicznym. Zatytu�owa�em go po�arty (Sceny z filmu)". To do�� drastyczny wiersz (i obawiam si�, �e nie przedrukuj� go w tym zbiorze). Drugi stanowi� przer�bk� kilku starych ludowych ba�ni i nosi� tytu� �Bia�a Droga". By� r�wnie drastyczny, jak historie, na kt�rych go opar�em. Trzeci opowiada� o moich dziadkach ze strony matki i o sztuczkach iluzji. By� mniej drastyczny, lecz, mam nadziej�, r�wnie niepokoj�cy jak dwa poprzednie z serii. Jestem z nich bardzo dumny. Specyfika �wiata wydawniczego sprawi�a, �e ukaza�y si� w ci�gu kilku lat, tote� ka�dy z nich trafi� do antologii najlepszych tekst�w roku. (Wszystkie trzy zosta�y wybrane do ameryka�skiego Year's Best Fantasy and Horror, jeden do brytyjskiego year's Best Horror. Jeden, ku mojemu zdumieniu, trafi� do mi�dzynarodowego zbioru najlepszych tekst�w erotycznych).
Bia�a droga
Istniej� dwie historie, kt�re od lat mnie prze�laduj� i budz� m�j niepok�j, poci�gaj� i odpychaj�, ju� od czas�w dzieci�stwa, gdy zetkn��em si� z nimi po raz pierwszy. Jedna z nich to dzieje Sweeneya Todda �upiornego fryzjera z Fleet Street", druga to opowie�� o Panu Lisie, angielska wersja legendy o Sinobrodym.
Wersje wykorzystane w tym wierszu zosta�y zainspirowane przez historie, kt�re znalaz�em w The Penguin Book o f En-glish Folktales pod redakcj� Neila Philipa: �Opowie�� o Panu Lisie" oraz nast�puj�ce po niej przypisy, tak�e inn� wersj�, zatytu�owan� �Pan Foster", w kt�rej znalaz�em wizj� bia�ej drogi i tego, jak zalotnik zaznacza� szlak wiod�cy do swego potwornego domu.
W �Opowie�ci o Panu Lisie" refren - Me tak to by�o, nie tak by�o, i niech B�g broni, by tak si� zdarzy�o - powtarza si� niczym litania podczas kolejnych opis�w straszliwych rzeczy, kt�re, jak twierdzi narzeczona pana Lisa, ogl�da�a we �nie. Pod koniec dziewczyna ciska na pod�og� zakrwawiony palec albo d�o�, zabran� z domu, udowadniaj�c, �e wszystko, co opisa�a, jest prawd�. Tak w�a�nie ko�czy si� ta historia.
Wiersz ten zosta� zainspirowany tak�e przez niesamowite opowie�ci z Chin i Japonii, w kt�rych w ostatecznym rozrachunku wszystko sprowadza si� do lis�w.
Kr�lowa no�y
Ta opowie��, podobnie jak moja powie�� obrazkowa Mr Punch, tak bardzo zbli�a si� do prawdy, �e od czasu do czasu musia�em wyja�nia� krewnym, i� co� takiego nigdy si� nie wydarzy�o, a przynajmniej nie do ko�ca w ten spos�b.
Zmiany
Pewnego dnia zadzwoni�a do mnie Lisa Tuttle, prosz�c o opowiadanie do przygotowywanej przez ni� antologii o p�ci. Zawsze uwielbia�em SF. Gdy by�em m�ody, �wi�cie wierzy�em, �e zostan� pisarzem science fiction. Nigdy do tego nie dosz�o. Kiedy pierwszy raz wpad� mi do g�owy pomys� na to opowiadanie (niemal dziesi�� lat temu), ujrza�em w my�lach seri� po��czonych kr�ciutkich tekst�w, tworz�cych powie��, zg��biaj�c� �wiat relacji i problem�w p�ciowych. Nigdy jednak nie napisa�em �adnego z tych opowiada�. Kiedy Lisa zadzwoni�a, przysz�o mi nagle do g�owy, �e m�g�bym wykorzysta� wymy�lony przeze mnie �wiat i opowiedzie� jego histori� w ten sam spos�b, w jaki Eduardo Galeano opowiedzia� histori� Ameryki w swojej trylogii Memory of Fire.
Po sko�czeniu opowiadania pokaza�em je przyjaci�ce, kt�ra oznajmi�a, �e ma wra�enie, jakby czyta�a plan powie�ci. Mog�em jedynie pogratulowa� jej przenikliwo�ci, lecz Lisie Tuttle spodoba�o si� to opowiadanie. Podobnie mnie.
C�rka s�w
John Aubrey, siedemnastowieczny kolekcjoner legend i historyk, to jeden z moich ulubionych pisarzy. W jego dzie�ach znajduj� niezwyk�� mieszank� wiarygodno�ci i erudycji, gaw�d, wspomnie� i wymys��w. Podczas lektury tekst�w Aubreya czytelnik ma wra�enie, �e autor przemawia do niego z przesz�o�ci poprzez granice stuleci: niezwykle czaruj�cy, interesuj�cy rozm�wca. Poza tym podoba mi si� jego pisownia. Pr�bowa�em napisa� t� histori� na kilka r�nych sposob�w, ale �aden mi nie odpowiada�. I wtedy przysz�o mi do g�owy, by napisa� j� w stylu Aubreya.
Kurelek starego Shoggota
Nocny poci�g z Londynu do Glasgow przyje�d�a na miejsce o pi�tej rano. Gdy z niego wysiad�em, ruszy�em do hotelu. Wszed�em do �rodka. Zamierza�em uda� si� do recepcji, wynaj�� pok�j, przespa� si�, a kiedy wszyscy wstan�, nast�pnych kilka dni sp�dzi� na organizowanym w hotelu konwencie science fiction. Oficjalnie mia�em napisa� z niego relacj� dla og�lnokrajowej gazety.
Kiedy zmierza�em holem w stron� recepcji, min��em bar. By� prawie pusty. Pozosta� w nim tylko rozbawiony barman i angielski fan, John Jarrold, kt�ry, jako go�� honorowy konwentu, mia� w barze otwarty rachunek i wykorzystywa� go, podczas gdy inni spali.
Przystan��em zatem, by pogada� z Johnem, i w og�le nie dotar�em do recepcji. Przez nast�pnych czterdzie�ci osiem godzin gaw�dzili�my, wymieniaj�c si� historyjkami i dowcipami. Nast�pnego dnia nad ranem, gdy bar zn�w zaczyna� pustosze�, z entuzjazmem zabrali�my si� do masakrowania zapami�tanych przez nas fragment�w Guys and Dolls. W pewnym momencie w tym samym barze odby�em rozmow� z nie�yj�cym ju� Ri-chardem Evansem, angielskim redaktorem SF. Sze�� lat p�niej rozmowa ta stal� si� zal��kiem Nigdzieb�d�.
Nie pami�tam ju�, dlaczego zacz�li�my rozmawia� o Cthulhu g�osami Petera Cooka i Dudleya Moore, ani dlaczego zacz��em wybrzydza� na styl pisania H.P. Lovecrafta. Podejrzewam, �e mia�o to co� wsp�lnego z niewyspaniem.
Obecnie John Jarrold to szanowany redaktor i ostoja brytyjskiego przemys�u wydawniczego. Niekt�re fragmenty ze �rodka tego opowiadania zrodzi�y si� w�a�nie w tamtym barze, gdy John i ja odgrywali�my stwory z ksi��ek Lovecrafta g�osami Pete'a i Duda. Mik� Ashley to redaktor, kt�ry nam�wi� mnie do przerobienia owych kawa�k�w na opowiadanie.
Wirus
Wiersz ten powsta� do zbioru Digital Dreams Davida Barre-ta, antologii opowiada� komputerowych. Nie grywam ju� w gry komputerowe. Kiedy to robi�em, zauwa�y�em, �e zajmuj� one zbyt wiele miejsca w mym umy�le. K�ad�em si� spa� i widzia�em pod powiekami spadaj�ce klocki albo ma�ych ludzik�w, podskakuj�cych i biegn�cych naprz�d. Nawet graj�c w umy�le, zwykle przegrywa�em. St�d ten tekst.
Szukaj�c dziewczyny
Opowiadanie to zam�wi�a redakcja Penthouse'a do styczniowego numeru w 1985, w dwudziest� rocznic� pisma. Kilka lat wcze�niej ledwo wi�za�em koniec z ko�cem jako m�ody dziennikarz na ulicach Londynu, przeprowadzaj�c wywiady ze znanymi lud�mi dla Penthouse'a i Knave'a, dw�ch angielskich pism z panienkami, znacznie �agodniejszych ni� ich ameryka�skie odpowiedniki. By�a to niez�a szko�a �ycia.
Spyta�em kiedy� pewn� modelk�, czy czuje si� wykorzystywana.
- Ja? - spyta�a. Mia�a na imi� Marie. - �wietnie mi za to p�ac�, m�j drogi. To lepsze ni� har�wka na nocnej zmianie w zak�adach cukierniczych w Bradford. Powiem ci, kto jest naprawd� wykorzystywany. Faceci, kt�rzy kupuj� te pisma i co miesi�c wal� konia na m�j widok. To oni s� wykorzystywani.
My�l�, �e z tej w�a�nie rozmowy zrodzi�o si� opowiadanie.
Kiedy je napisa�em, by�em naprawd� zadowolony � oto pierwszy kawa�ek prozy, kt�ry wydawa� si� naprawd� moim dzie�em, nie na�ladownictwem kogo� innego. Zbli�a�em si� do osi�gni�ciem w�asnego stylu. Przygotowuj�c si� do pisania, odwiedzi�em redakcj� Penthouse 'a w dokach londy�skich, przerzucaj�c dwadzie�cia rocznik�w oprawionych pism. W pierwszym Penthousie znalaz�em zdj�cie mojej przyjaci�ki, Dean Smith. Dean zajmowa�a si� makija�em dla Knave'a. Okaza�o si�, �e w sze��dziesi�tym pi�tym roku by�a pierwszym Kociakiem Roku Penthouse 'a. Podpis pod zdj�ciem Charlotte podw�dzi�em wprost spod podpisu pod Dean - nowo narodzona indywidualistka itd. P�niej s�ysza�em, �e Penthouse poszukiwa� Dean, pragn�c, by wzi�a udzia� w obchodach dwudziestopi�ciolecia pisma, ona jednak jakby zapad�a si� pod ziemi�. Pisali o tym we wszystkich gazetach.
I kiedy tak przegl�da�em dwadzie�cia rocznik�w magazynu Penthouse, przysz�o mi do g�owy, �e tego typu pisma nie maj� nic wsp�lnego z kobietami, za to absolutnie wszystko ze zdj�ciami kobiet. To by�o drugie ziarno, z kt�rego zrodzi�o si� to opowiadanie.
Tylko kolejny koniec �wiata, nic wi�cej
Ze Steve'em Jonesem przyja�nimy si� od pi�tnastu lat. Przygotowali�my nawet razem zbi�r niegrzecznych wierszyk�w dla dzieci. To oznacza, �e Steve mo�e do mnie zadzwoni� i oznajmi�: �Przygotowuj� antologi� opowiada� dziej�cych si� w fikcyjnym mie�cie H.P. Lovecrafta, Innsmouth. Napisz mi tekst".
Opowiadanie to powsta�o dzi�ki po��czeniu kilku r�nych rzeczy (oto, sk�d my, pisarze, Bierzemy Swoje Pomys�y, na wypadek gdyby�cie si� zastanawiali). Jedn� z nich by�a ksi��ka nie�yj�cego ju� Rogera Zelazny'ego A Night in the Lonesome October, cudownie i zabawnie wykorzystuj�ca liczne sztampowe postacie grozy i fantasy. Roger podarowa� mi egzemplarz kilka miesi�cy przed napisaniem tego opowiadania i �wietnie bawi�em si� podczas lektury. Mniej wi�cej w tym samym czasie czyta�em pochodz�c� sprzed trzystu lat relacj� z procesu francuskiego wilko�aka. Czytaj�c zeznania jednego ze �wiadk�w, u�wiadomi�em sobie, �e sta�a si� ona natchnieniem dla cudownego opowiadania Sakiego, �Gabriel Ernest", a tak�e dla kr�tkiej powie�ci Jamesa Brancha Cabella �The White Robe". Lecz zar�wno Saki, jak i Cabell okazali si� za dobrze wychowani, by wykorzysta� motyw z wymiotowaniem palc�w, kluczowy dow�d w procesie. Co oznacza�o, �e ja musz� to zrobi�.
Larry Talbot to imi� i nazwisko pierwszego wilko�aka, tego kt�ry spotyka Abbota i Costello.
Bay Wolf
I zn�w wracamy do Steve'a Jonesa. �Chc�, �eby� napisa� dla mnie jedno ze swoich wierszowanych opowiada�. To musi by� historia detektywistyczna, dziej�ca si� w niedalekiej przysz�o�ci. Mo�e m�g�by� wykorzysta� posta� Larry'ego Talbota z Tylko kolejny koniec �wiata, nic wi�cej.
Tu� przedtem sko�czy�em wsp�prac� nad ekranow� adaptacj� Beowulfa, staroangielskiego poematu. Nieco zdumia�o mnie, jak wielu ludzi nie dos�ysza�o tytu�u i uzna�o, �e napisa�em w�a�nie odcinek serialu Baywatch - S�oneczny Patrol. Zacz��em zatem opowiada� od nowa Beowulfa jako futurystyczny odcinek Baywatcha, z przeznaczeniem do antologii opowie�ci detektywistycznych. By�o to jedyne rozs�dne wyj�cie. Pos�uchajcie, ja nie wy�miewam si� z waszych pomys��w.
Za�atwimy ich panu hurtowo
Gdyby historie w tej ksi��ce zosta�y u�o�one chronologicznie, a nie w osobliwy, chaotyczny spos�b, wedle mojego widzimisi�, to opowiadanie by�oby pierwsze. Pewnego wieczoru w 1983 roku przysn��em, s�uchaj�c radia. Gdy zasypia�em, rozmawiano w nim o kupowaniu w ilo�ciach hurtowych, kiedy si� obudzi�em � o mordercach do wynaj�cia. St�d wzi�o si� to opowiadanie.
Tu� przed jego napisaniem czyta�em mn�stwo opowiada� Johna Colliera. Przy ponownej lekturze kilka lat temu u�wiadomi�em sobie, �e to historia w stylu Johna Colliera. Nie tak dobra, jak jego teksty, znacznie gorzej napisana, wci�� jednak pozostaje opowie�ci� collierowsk�. Nie zauwa�y�em tego, gdy j� pisa�em.
Jedno �ycie, urz�dzone w stylu wczesnego Moorcocka
Gdy poproszono mnie o napisania tekstu do zbioru opowiada� o Elryku Michaela Moorcocka, zdecydowa�em si� na opowie�� o ch�opcu, bardzo podobnym do tego, jakim by�em w dzieci�stwie, i jego zwi�zkach ze �wiatem literatury. W�tpi�em, bym zdo�a� powiedzie� o Elryku cokolwiek, co nie by�oby pastiszem. Jednak gdy mia�em dwana�cie lat, postaci Moorcocka wydawa�y mi si� r�wnie rzeczywiste, jak moje codzienne �ycie, i znacznie bardziej rzeczywiste ni� na przyk�ad lekcje geografii.
- Ze wszystkich tekst�w antologii najbardziej spodoba� mi si� tw�j i Tada Williamsa - oznajmi� Michael Moorcock, gdy natkn��em si� na niego w Nowym Orleanie kilka miesi�cy po sko�czeniu opowiadania. - Ale jego tekst podoba� mi si� bardziej, bo wyst�powa� w nim Jimi Hendrix.
Tytu� ukrad�em z opowiadania Harlana Ellisona.
Zimne Larwy
W swoim czasie pracowa�em dla r�nych medi�w. Czasami ludzie pytaj�, sk�d wiem, do kt�rego z nich pasuje dany pomys�. Zwykle z pomys��w rodz� si� r�ne rzeczy - komiksy, filmy, wiersze, proza, powie�ci, opowiadania. Od razu wiem, co pisz�.
To natomiast by� wy��cznie pomys�. Chcia�em powiedzie� co� o komputerach, owych piekielnych maszynach, o czarnej magii i Londynie, kt�ry ogl�da�em pod koniec lat osiemdziesi�tych, w okresie szale�stw finansowych i upadku moralnego. Nie wydawa�o mi si�, by pomys� ten pasowa� do opowiadania b�d� powie�ci, tote� spr�bowa�em wykorzysta� go w wierszu, co uda�o si� doskonale.
Do zbioru The Time OutBook ofLondon Short Stories przerobi�em tekst na proz�. Wielu czytelnik�w przyj�o to ze zdumieniem.
Zamiatacz sn�w
To opowiadanie zacz�o si� od rze�by Lisy Snellings, przedstawiaj�cej m�czyzn� opartego na szczotce, sprz�tacza b�d� dozorc�. Zastanawia�em si�, jaki to sprz�tacz? St�d ta historia.
Poczucie obco�ci
To kolejne wczesne opowiadanie. Napisa�em je w 1984 roku. Ostateczna wersja (pospieszna warstwa farby, wyr�wnanie najgorszych p�kni��) pochodzi z roku 1989. W osiemdziesi�tym czwartym roku nie mog�em sprzeda� tego teksu. Pismom SF nie spodoba� si� seks, pismom o seksie nie spodoba�a si� choroba. W osiemdziesi�tym s