3455
Szczegóły |
Tytuł |
3455 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3455 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3455 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3455 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Bogus�aw Boryczko
Trzecia Brama
Ja, Singoon - czwarty i ostatni z cz�onk�w Rady G��wnej Klasztoru
Amarantowej Jutrzenki zwalniam sam siebie z wi���cej mnie przysi�gi
milczenia. Teraz, gdy zdecydowa�em si� na pope�nienie jedynego w swoim
rodzaju samob�jstwa, gdy wiem, �e bliski ju� jest koniec zbrodniczego
�ycia tr�jki szale�c�w: Uroomena, Samateka i Daisuriego, nie musz� obawia�
si� na tej ziemi �adnych konsekwencji. Kara �mierci w okrutnych
m�czarniach - wymierzana za najci�sze z przest�pstw, zdrad� tajemnic
�wi�tyni, ju� jutro nie b�dzie mnie dotyczy�a.
Obok mnie stoi metalowy pojemnik w kszta�cie walca. W nim zamkn� te
karty, kt�re dzisiejszej nocy zapisz�. Mam nadziej�, �e pojemnik przetrwa
moment wybuchu i kiedy� w gruzach pot�nego dzi� jeszcze klasztoru kto�
znajdzie go, otworzy i przeczytawszy moje s�owa, pozna prawd�.
Ta w�a�nie nadzieja zmusza mnie do m�wienia. Chcia�bym, by ka�dy
cz�owiek zrozumia� niebezpiecze�stwo tkwi�ce w jego niskich ��dzach. By
przekona� si�, �e tylko wyzwolony z przyziemnych pragnie� umys� ludzki
potrafi pod��y� w tajemnicze i niezbadane obszary WSZECH�WIATA. Zar�wno te
oddalone o tysi�ce lat �wietlnych, jak i te znajduj�ce si� tu� obok, lub
nawet istniej�ce w naszym wn�trzu.
Musz� si� spieszy�, bo noc jest tak bardzo kr�tka, a spraw do opisania
wiele...
Znowu s�ysz� krzyk niesamowity, rozdzieraj�cy niby pazur tygrysa
g��bok� cisz� nocy. Znam dobrze ten g�os. Dociera do mych uszu poprzez
niewidzialn� barier� rozgraniczaj�c� dwa �wiaty. Nie daje mi spokoju w
dzie�, ani w nocy, �ciga mnie po ciemnych korytarzach, wilgotnych lochach,
dopada mnie na okrytych, smaganych zimnym wiatrem r�wninach i na szczytach
pokrytych czapami wiecznego �niegu. Rani moj� �wiadomo�� tak podczas
g��bokiej medytacji, jak i w czasie wype�niania obowi�zk�w wzgl�dem bog�w
i zakonu.
To m�j starszy brat - Hamiin. Tak w�a�nie krzycza�, gdy zepchni�ty
przeze mnie ze ska�y pod��a� na spotkanie �mierci, oczekuj�cej na� w�r�d
po�o�onych w dole g�az�w.
Krzyk ten s�ysz� po raz ostatni..Jutro, o ile plan m�j zostanie
uwie�czony powodzeniem, zostan� obywatelem innego, dalekiego �wiata,
zamieszkuj�c inne, nowe cia�o. Pozb�d� si� wreszcie dr�cz�cego wspomnienia
zbrodni pope�nionej przed laty. Pchn�y mnie do niej pragnienie zdobycia
wiedzy tajemnej, ch�� nale�enie do grona wszystkowiedz�cych wyznawc�w
okrutnego boga D�gis-bjeda z Klasztoru Amarantowej Jutrzenki.
Wszyscy doro�li wiosek podleg�ych Klasztorowi pracowali na utrzymanie
kilkudziesi�ciu mnich�w. Oddawali�my po�ow� naszych skromnych plon�w i
wychudzonego byd�a, by zapewni� im spokojne �ycie, wype�nione naukami i
kontemplacj�. Tak by�o zawsze, od wielu setek lat, kiedy to, jak g�osi�a
legenda, �wi�tobliwy Czan-po z garstk� uczni�w, przemierzaj�c bezdro�a
nieprzyst�pnej krainy, dotar� na p�askowy� zamieszkany przez naszych
przodk�w. W centrum tego rozleg�ego obszaru, otoczonego rysuj�cymi si� na
widnokr�gu niebotycznymi pasmami szczyt�w pokrytych �niegiem, wznosi�a si�
g�ra niezbyt wysoka o p�asko �ci�tym szczycie. Czan-po uzna� to miejsce za
najodpowiedniejsze do za�o�enia klasztoru. Wkr�tce wi�c na szczycie g�ry
wzniesiono niewielk� �wi�tyni� w kszta�cie stopy i kilka przyleg�ych
budynk�w, s�u��cych za mieszkania i pomieszczenia gospodarcze.
Z biegiem lat klasztor rozwija� si�. Mury jego wyrasta�y coraz wy�ej, a
zabudowania zajmowa�y coraz wi�kszy teren. Obecnie masyw zabudowa�
obejmowa� trzy klasztory: Najni�szy zwany Br�zowym - przeznaczony dla
m�odych adept�w i s�ug. �rodkowy - Niebieski - dla adept�w o wy�szym
stopniu wtajemniczenia. Wreszcie po�o�ony najwy�ej -Klasztor ��ty
zamieszkiwany przez Rad� G��wn� i jej zaufanych.
W ch�opi�cych w�dr�wkach cz�sto wraz z Hamiinem zapuszczali�my si� w
pobli�e klasztornych bram. Podziwiali�my jego pot�ne mury i wy�aniaj�ce
si� zza nich sylwetki wysokich budynk�w krytych wygi�tymi, czerwonymi
dach�wkami. Nad kopu�ami �wi�ty�, rozpi�te na masztach �opota�y
wielobarwne, pokryte magicznymi symbolami proporce. Strumie� sp�ywaj�cy po
stoku g�ry porusza� �opatami umieszczonego przy bramie wej�ciowej
olbrzymiego modlitewnego m�yna.
Cztery razy w roku przekraczali�my "Pierwsz� Bram�", by wraz ze
wszystkimi mieszka�cami terytorium podleg�ego klasztorowi bra� udzia� w
wielkich uroczysto�ciach religijnych ku czci D�gisbjeda. Ogl�daj�c
wspania�e ta�ce rytualne, barwne stroje i maski zazdro�ci�em bratu, �e to
w�a�nie on, jako najstarszy z rodze�stwa, przeznaczony jest do
klasztornego �ycia. Ka�da, najbiedniejsza nawet rodzina za punkt honoru
uwa�a�a oddanie co najmniej jednego dziecka na nauki i s�u�b� b�stwom,
zamieszkuj�cym klasztorne �wi�tynie. Zamo�niejsze rodziny posy�a�y do
klasztoru wszystkich potomk�w p�ci m�skiej. Ja jednak nie mog�em liczy� na
pomoc rodzic�w w otrzymaniu duchowej edukacji. Byli zbyt biedni; by pokry�
wysokie koszta nauki, zapewni� odzie� i po�ywienie dla dw�ch syn�w. Tak
wi�c Hamiin przeznaczony by� do noszenia zakonnych szat, za� ja, odziany w
n�dzne �achmany mia�em przez ca�e �ycie pracowa� na jego utrzymanie i na
podnoszenie pot�gi zakonu. Tylko reszt� si� mog�em przeznaczy� na
stworzenie swej przysz�ej rodzinie warunk�w umo�liwiaj�cych skromn�
wegetacj�.
Nie chcia�em pogodzi� si� z takim losem, wi�c pope�ni�em zbrodni�.
Tylko usuwaj�c Hamiina ze swej drogi mog�em liczy�, �e jako nast�pny syn w
rodzinie zajm� jego miejsce za klasztornymi murami. Na tydzie� przed
odej�ciem mego brata z rodzinnego domu, podczas jednej z ostatnich naszych
wsp�lnych w�dr�wek w g�ry, zepchn��em go w przepa��.
Siedem dni p�niej, z ogolon� g�ow�, w d�ugim br�zowym habicie
przekracza�em "Pierwsz� Bani�". Znajdowa�em si� w grupie siedemnastu
ch�opc�w, kt�rych tego roku przekazano na s�u�b� D�gis-bjeda. Wrota bramy
cicho otworzy�y si� przed nami, a d�ugi, ciemny korytarz wyprowadzi� nas
na dziedziniec Br�zowego Klasztoru. Tutaj mia� by� teraz nasz dom. Przez
kilkana�cie najbli�szych lat b�dziemy pokonywa� pierwsze stopnie tajemnej
wiedzy, kt�ra wybranym z nas pozwoli wspi�� si� na wy�yny i ogarn�� to, co
nieznane jest zwyk�ym ludziom. Dla niekt�rych z nas "Druga Brama"
prowadz�ca do Niebieskiego Klasztoru, nigdy si� nie otworzy. Pozostan� do
�mierci na dole jako wyzyskiwani mnisi-pracownicy. Moje ambicje by�y
wy�sze. Znacznie wy�sze. Nie po to pope�ni�em zbrodni�, by pozosta�
wiecznym s�ug�. Planowa�em nie tylko przej�cie "Drugiej Bramy". Moim celem
by� po�o�ony za "Trzeci� Bram�" Klasztor ��ty.
Na razie jednak sta�em w grupie kilkunastu ch�opc�w onie�mielony i
wystraszony przed kolosalnych rozmiar�w pos�giem D�gis-bjeda, straszliwego
dziewi�ciog�owego potwora o trzydziestu czterech r�kach i szesnastu nogach
mia�d��cych wszelkie �yj�ce istoty. Ogl�dali�my powykr�canych z b�lu ludzi
i zwierz�ta, w kt�rych cia�a wbija�y si� szpony kamienngo olbrzyma. Od
tego przera�aj�cego widoku oderwa� nas g�os dochodz�cy zza naszych plec�w.
- Przyszed�em powita� was w imieniu Rady G��wnej. Nazywam si� Madall i
od dzi� b�d� waszym guru. Poprowadz� was po kr�tej i stromej, lecz jak�e
wspania�ej drodze, kt�ra, nie ukrywam, tylko niewielu z was doprowadzi do
granicy ko�cz�cej obszar wszelkich tajemnic, a rozpoczynaj�cej krain�
jasno�ci. Teraz po�egnamy si�. Czekajcie tutaj na znak ode mnie - doda� i
znikn�� w drzwiach, z kt�rych przedtem wyszed�.
Usiedli�my u st�p pos�gu rozpoczynaj�c pierwsz�, jedn� z wielu pr�b,
jakim mieli�my by� poddawani. Przed sze�� dni i nocy czekali�my na mrozie,
pod go�ym niebem na znak lub pojawienie si� Madalla. Byli�my u kresu
wytrzyma�o�ci z powodu pragnienia, g�odu i przenikliwego zimna nie
pozwalaj�cego ani na chwil� usn��.
Guru pojawi� si� ponownie rankiem dnia si�dmego. S�aniaj�cych si� ze
zm�czenia, powi�d� nas do ciemnych, ciasnych cel, maj�cych s�u�y� nam za
mieszkania. Ka�dy z nowicjuszy otrzyma� oddzieln� klitk� z kawa�kiem
s�omianej maty na pod�odze, dzbankiem z wod� i miseczk� na straw�, jako
jedynym wyposa�eniem.
W taki to spos�b znalaz�em si� w pierwszym, zewn�trznym kr�gu
otaczaj�cym �r�d�o wszelkiego poznania. Czeka�o mnie osiemna�cie lat
ci�kich pr�b i wyrzecze�. A mo�e i wi�cej? Mo�e nie znajd� si� w gronie
wybranych i do ko�ca �ycia pozostan� na tym najni�szym stopniu
wtajemniczenia. A po �mierci prochy pozosta�e po spaleniu mego cia�a,
zmieszane z glin� stan� si� znakomitym tworzywem do wykonania pos��ku
jednego z odra�aj�cych demon�w z orszaku otaczaj�cego D�gis-bjeda.
- Jeste�my u celu - g�os w s�uchawkach przerwa� d�ugi sen Od'moora
zamkni�tego w prze�roczystej kapsule. W nast�pnej chwili wieko kapsu�y
zsun�o si� bezszelestnie i dow�dca transgalaktycznego statku "Hispenoo"
m�g� swobodnie przyst�pi� do realizacji dalszej cz�ci Programu.
Opracowa�y go najwi�ksze komputery O�rodka Bada� Mo�liwo�ci Przetrwania
Supercywilizacji Planety Miinataar.
Wzrok Od'moora przesun�� si� po przestronnej, jaskrawo o�wietlonej
sali, gdzie w prze�roczystych kapsu�ach spoczywali pozostali cz�onkowie
za�ogi. Centralny uk�ad sterowania lotem rozpoczyna� w�a�nie ich budzenie
i wkr�tce wszyscy podr�nicy zgrupowali si� wok� dow�dcy. By�o ich
pi�tnastu. Wysocy, m�odzi, o dzieci�cych twarzach, d�ugich jasnych w�osach
i niebieskich oczach: Kilkudziesi�cioletnia podr� przez otch�anie kosmosu
-nie pozostawi�a na ich twarzach najmniejszej zmarszczki.
Ca�� grup� przeszli przez wype�niony pulsuj�cym �wiat�em korytarz,
wiod�cy do centrum nawigacyjnego rakiety. Jedn� ze �cian centrum
wype�nionego niezliczon� ilo�ci� monitor�w, lamp sygnalizacyjnych i
pulpit�w sterowniczych zajmowa� ekran. Gdy Od'moor nacisn�� jeden ze
znajduj�cych si� na pulpicie klawiszy, na ekranie pojawi�a si� kolorowa
panorama rozgwie�d�onego nieba. Przesuwaj�c obraz w lewo dow�dca zatrzyma�
go w momencie, gdy centraln� cz�� zaj�a planeta spowita warstw�
atmosfery.
- To nasz cel - rozpocz�� zwracaj�c si� do podw�adnych. - Trzecia z
kolei planeta uk�adu gwiazdy pojedynczej, oznaczonej w naszych atlasach
wszech�wiata symbolem GHX-439252. Masa planety 5,975 X 10 kg, �rednia
g�sto�� 5520 kg;m3, przyspieszenie na powierzchni oko�o 9,81 m;sec2,
atmosfera sk�adaj�ca si� g��wnie z azotu, tlenu i argonu stwarza korzystne
warunki dla rozwoju �ycia. Istnieje du�e prawdopodobie�stwo, �e
zamieszkuj� j� istoty rozumne, cho� stoj�ce na znacznie ni�szym stopniu
rozwoju ni� my - Edole. To jedna z niewielu, znajduj�cych si� w naszym
zasi�gu planet o warunkach zbli�onych do panuj�cych na Miinataarze, co
stwarza naszej cywilizacji szans� przetrwania... Centrum Zarz�dzania
opracowa�o raport o stanie naszej macierzystej planety. Wed�ug oblicze�
warunki �ycia na Miinataarze, zapewnione b�d� najwy�ej przez okres 1006
lat. Po tym czasie nie zaistnieje ju� �adna mo�liwo�� �ycia.
- To teoria - wtr�ci� Taamor - dow�dca Eskadry Statk�w Rozpoznawczych -
w praktyce �ycie sko�czy si� znacznie wcze�niej, za, jakie� 875 lat.
Bior�c pod uwag� �redni� d�ugo�� naszego �ycia jako 956 lat, katastrofa
mo�e spotka� jeszcze nasze pokolenie.
- Dlatego w�a�nie tu jeste�my - kontynuowa� Od'moor. Ty Taamorze ze
swoj� eskadr� zostali�cie wyznaczeni do przeprowadzenia bada� na
powierzchni tego "nowelo Miinataara". Ka�dy z waszej pi�tki wyl�duje w
innym rejonie i zgodnie z instrukcjami, otrzymanymi od pok�adowych
komputer�w, b�dziecie realizowa� odpowiedni program badawczy. Wr�cimy po
was za 614 lat. Do tego czasu macie by� gotowi. Wyruszacie jutro.
- I jeszcze jedno - doda� na zako�czenie instrukta�u - w razie
jakiejkolwiek agresji ze strony mieszka�c�w planety musicie ich zniszczy�.
Kilkana�cie godzin p�niej, wyrzutnie umieszczone w dolnej cz�ci
pot�nego kad�uba "Hispenoo" otworzy�y swe ciemne paszcze. W kierunku
Ziemi pomkn�o pi�� niewielkich statk�w rozpoznawczych. Eskadra Taamora
rozpocz�a realizacj� kolejnego etapu programu.
Gdy tylko sondy znikn�y z oczu pozosta�ych cz�onk�w za�ogi "Hispenoo"
i zanurzy�y si� w k��bach chmur spowijaj�cych Ziemi�, gigantyczny kad�ub
statku-bazy drgn�� i rozpocz�� lot w kierunku konstelacji Erydani. Statek
nabiera� pr�dko�ci a za�oga wraz z dow�dc� powr�ci�a do swych
przezroczystych kapsu�, by ponownie zapa�� w d�ugi sen.
W Br�zowym Klasztorze sp�dzi�em osiemna�cie lat pe�nych wyrzecze� i
cierpie�. Ka�dego ranka o wschodzie s�o�ca, dono�ny d�wi�k trombit�w z
��tego Klasztoru zrywa� nas z n�dznych pos�a�. Dzie� rozpoczynali�my
wsp�ln� modlitw� w �wi�tyni. Po zako�czeniu mod��w na dziedzi�cu, bez
wzgl�du na warunki, por� roku i pogod�, odbywa�y si� d�ugotrwa�e apele, w
czasie kt�rych s�dzeni byli wszyscy, kt�rzy naruszyli klasztorn�
dyscyplin�. Winnych poddawano od razu surowym karom. Najcz�ciej ch�osty.
Kara �mierci oficjalnie nie istnia�a, ale by�em �wiadkiem kilku egzekucji
dokonanych za pomoc� odpowiednio du�ej ilo�ci plag.
Reszt� dnia wype�nia�y prace gospodarcze utrzymywanie porz�dku i
czysto�ci w �wi�tyniach. Same nauki, dla kt�rych zdecydowa�em si� przybra�
habit mnicha trwa�y tylko jedn� godzin� dziennie. Po wieczornych mod�ach i
zako�czeniu dnia uderzeniem wielkiego b�bna nast�powa� czas indywidualnej
pokuty. Ka�dy z nowicjuszy sam decydowa� o sposobie jej odprawienia. By�o
wi�c biczowanie si�, oblewanie lodowata wod� na kilkunastostopniowym
mrozie, wk�adanie r�k i n�g w p�on�cy ogie� i inne umartwienia. Jak
twierdzi� guru - pobyt w Br�zowym Klasztorze mia� nas przygotowa� do
uniezale�nienia si� od potrzeb cielesnych, by umys� swobodnie m�g�
pogr��y� si� w kontemplacji. O tym, czy okres kszta�towania charakteru
min�� ju� dla nowicjusza, decydowa�a Rada G��wna. Tak wi�c doln� granic�
by�o osiemna�cie lat, a g�rn� stanowi�a �mier� kandydata. Ja "dojrza�em"
po osiemnastu latach.
S�owa Madalla m�wi�cego: - Singoonie, zosta�e� jednym z wybranych, od
dzi� twoje miejsce jest za "Drug� Bram�" - by�y dla mnie najpi�kniejsz�
pie�ni�. Sk�oni�em si� wtedy w milczeniu, cho� dusz� moj� rozsadza�a
ogromna rado��. .
Miinataar, - czwarta z planet licz�c w kolejno�ci od macierzystej
gwiazdy Lio, by� r�wnocze�nie jedn� z trzech w tym uk�adzie planet, na
kt�rych rozwin�o si� �ycie. Odmienne warunki panuj�ce na ka�dej z trzech
planet, spowodowa�y, �e rozwin�y si� na nich zupe�nie r�ne formy �ycia.
Podczas gdy na Miinataarze dominowa� gatunek ludzki - Edole, na
pozosta�ych: Ateelea i Xiligo na szczycie ewolucyjnej drabiny stane�y
formy owadopodobne. Olbrzymie chrz�szcze, �uki i wa�ki, obdarzone wybitn�
inteligencj�, rozmna�aj�c si� w zastraszaj�cym tempie cz�sto zagra�a�y
cywilizacji Miinataara. Jedynie fakt, �e Edole dysponowali doskona��
broni� pozwala� na odpieranie cz�stych, uci��liwych inwazji owad�w.
W efekcie ostatniej z wojen mieszka�cy zar�wno Ateelei jak i Xiligo
zostali ca�kowicie unicestwieni, a obydwie �yzne planety zamieni�y si� w
k��bowisko kosmicznego py�u, kt�ry ze znaczn� szybko�ci� rozprasza� si� w
przestrzeni. Bro� zastosowana przez Edoli mia�a jednak dwa ostrza i
niszcz�c wrogie planety, wyrz�dzi�a ogromne szkody r�wnie� na
macierzystej. Rozleg�y obszar kosmosu wok� areny walk uleg�
radioaktywnemu ska�eniu. Zachwiana zosta�a r�wnowaga grawitacyjna uk�adu i
orbity planet znacznie si� odkszta�ci�y, co w konsekwencji spowodowa�o
zbytnie zbli�enie Miinataara do gwiazdy Lio, Gwa�towny wzrost temperatury
zamieni� powierzchnie planety w ja�ow� pustynie. Tylko dzi�ki niezwykle
wysokiej technice Edole ocaleli z kataklizmu. Zamkni�ci w podziemnych
miastach stosowali wszelkie mo�liwe �rodki w celu stworzenia sztucznych
warunk�w �ycia. Wymaga�o to jednak ogromnych zasob�w zar�wno
energetycznych jak i surowcowych. Energie w dowolnej ilo�ci mo�na by�o
czerpa� z Lio, ale zapasy surowcowe Miinataara gwa�townie si� kurczy�y.
Pomimo nieustannej penetracji pobliskich planet i eksploatacji ich z��
niedobory pog��bia�y si�. Ogromne transportowce zmuszone by�y wykonywa�
coraz d�u�sze rejsy w poszukiwaniu coraz bardziej odleg�ych �r�de�
surowc�w. Sta�o si� oczywiste, �e zbli�a si� nieuchronny kres cywilizacji
Edoli.
W tej sytuacji jedyn� szans� przetrwania by�o znalezienie innej planety
o podobnych warunkach, znajduj�cej si� w zasi�gu umo�liwiaj�cym ca�kowit�
emigracje. Centrum Zarz�dzania powo�a�o O�rodek Bada� Mo�liwo�ci
Przetrwania Supercywilizacji Planety Miinataar, kt�ry na podstawie
wnikliwych obserwacji i oblicze� wyselekcjonowa� dwadzie�cia dwie planety
znajduj�ce si� w zasi�gu edolskich rakiet. Opracowano szczeg�owe plany
wyznaczaj�c do akcji jedena�cie pi�tnastoosobowych za��g. badawczych.
- Prosz� za mn� - zako�czy� kr�tk� przemow� Keebar - Przewodnicz�cy
O�rodka Bada� Mo�liwo�ci Przetrwania Supercywilizacj Planety Miinataar.
Sto sze��dziesi�t sze�� os�b pod��y�o w milczeniu szerokim, lekko
opadaj�cym w d� korytarzem. Jaskrawe �wiat�o umieszczonych pod sufitem
lamp o�wietla�o skupione, pe�ne oczekiwania twarze.
Bezszelestnie rozsun�y si� ci�kie, hermetyczne drzwi i oczom
zebranych ukaza� si� gigantyczny hangar. Rozmiar�w jego nie mo�na by�o
okre�li� nawet w przybli�eniu, gdy� silne strumienie �wiat�a wydobywa�y z
mroku tylko po�yskuj�ce kad�uby kolosalnych cylindrycznych rakiet. Setki
robot�w w jaskrawych kombinezonach uwija�o si� wok� tych olbrzym�w.
- To od dzi� b�d� wasze domy - rozpocz�� Keebar - i wasze laboratoria.
Nie musze m�wi� jak wielka spada na was odpowiedzialno��. Tylko wy jeszcze
mo�ecie nas ocali�. Ca�a nasza obecna wiedza i nasze aktualne mo�liwo�ci
zosta�y wykorzystane przy budowie tych "wieloryb�w". Jutro w ich wn�trzach
pod��ycie w przestrze� na poszukiwanie "nowego Miinataara". Dalsze
instrukcje przeka�� wam pok�adowe komputery.
Do grupy zebranych podjecha�o jedena�cie autolot�w, do kt�rych wsiadali
kolejno dow�dcy wraz ze swymi za�ogami. Jako ostatnia wyruszy�a w stron�
swej rakiety pi�tnastka Od'moora. Ich statek "Hispenoo" znajdowa� si� w
samym ko�cu hangaru. Za oknami autolotu przesuwa�y si� cielska rakiet
spoczywaj�cych jeszcze w bezruchu. Po kilkunastu minutach jazdy znale�li
si� u st�p stalowej g�ry. Pneumatyczna winda w mgnienie oka przenios�a ich
kilkadziesi�t metr�w wzwy� na niewielk� platform� przy wej�ciu do rakiety.
Jeden za drugim, cz�onkowie za�ogi znikali w ziej�cym czerni� otworze.
Jako ostatni na pok�adzie stan�� Od'moor. Zamkn�y si� hermetyczne drzwi.
Ekipy robotnik�w przyst�pi�y do ostatnich przygotowa� przed startem.
Kolejny etap mojego wtajemniczenia rozpocz�� si� za "Drug� Bram�". W
"Niebieskim Klasztorze" adepci nie byli ju� s�ugami. Stawali si� uczniami
zg��biaj�cymi nauki i tajniki magii. Wbrew moim przewidywaniom wi�cej
jednak by�o nauki ni� magii. Prawdziwa wiedza tajemna kry�a si� za
niedost�pn� jeszcze dla mnie "Trzeci� Bram�". Wierzy�em, �e kiedy� tam si�
znajd�, na razie czeka�y mnie kilkuletnie studia pod kierunkiem
przydzielonego mi guru.
W "Niebieskim Klasztorze" nauczycieli by�o tylu, ilu uczni�w. Samo
nauczanie stanowi�o pasmo d�ugotrwa�ych dyskusji z nauczycielem,
przerywanych jedynie medytacj� lub lektur� wskazanych ksi�g.
Z biegiem czasu stawa�em si� coraz bardziej dojrza�y. Zauwa�y�em
istotne zmiany zachodz�ce we mnie samym. Nie sprawia�y mi trudu
wielogodzinne medytacje. Umiej�tno�� opanowania potrzeb fizycznych
pozwala�a mi sp�dza� wiele nocy bez snu, odbywa� d�ugotrwa�e posty i
pokuty.
W czasie jednej z nocnych medytacji po raz pierwszy od chwili �mierci
Hamiina us�ysza�em jego przed�miertny krzyk. By� to dla mnie dotkliwy
cios. Do tej pory m�cz�ca s�u�ba i rygor klasztornej dyscypliny skutecznie
zaciera�y wspomnienia o dokonanej zbrodni. Teraz dusza mego brata
odnalaz�a mnie i wypomina�a haniebny uczynek. G��boko poruszony wybieg�em
z ciemnego pomieszczenia na sk�pany blaskiem ksi�yca dziedziniec. Ostre,
mro�ne powietrze uderzy�o w moj� twarz, przywracaj�c spok�j i rozwag�.
Nagle us�ysza�em chrzest zmarzni�tego �niegu pod stopami. Rozr�nia�em
wyra�nie kroki dw�ch ludzi. Nie widzia�em ich, posuwali si� bowiem z
drugiej strony kamiennego muru, odgradzaj�cego schody wiod�ce do ��tego
Klasztoru. Szli wiec z g�ry. Instynktownie wsun��em si� za wyst�p �ciany u
st�p ogromnego pos�gu Jamataki. Po chwili ujrza�em ich. Uginali si� pod
dziwnym ci�arem i pod��ali w kierunku niewielkiej furtki umieszczonej w
zewn�trznym murze. Poza ni� otwiera�a si� g��boka przepa�� wy��obiona
przez wieki wodami strumienia. �wiat�o ksi�yca pozwoli�o mi zobaczy�
niesiony przedmiot. By� to pod�u�ny worek zwi�zany w kilku miejscach
grubym sznurem. W nast�pnej chwili pozna�em zawarto�� pakunku, gdy� jeden
z nios�cych, potykaj�c si� upu�ci� brzemi� na �nieg. Jedno z wi�za�
rozlu�ni�o si�, z worka wysun�� si� pod�u�ny kszta�t. By�a to ludzka r�ka.
Tajemnicza dw�jka znikn�a w czerni cienia rzucanego przez wysoki mur. Po
chwili rozleg� si� szczek odsuwanych rygli i przez moment na ciemnej
�cianie pojawi�o si� pasmo ksi�ycowego blasku. Ponowny szczek zamka i
odg�osy krok�w us�ysza�em po kilku minutach. Wracali bez balastu, wiec
posuwali si� teraz znacznie szybciej. Po schodach do ��tego Klasztoru
prawie biegli. Bezszelestnie zamkn�y si� za nimi podwoje "Trzeciej
Bramy".
Gruba warstwa srebrzystego szronu odbija �wiat�o lamp milionami iskier,
czyni�c z pos�pnego lochu bajkow� komnat�. Na razie jest tu pusto. Tylko
�rodkow� cze�� pomieszczenia zajmuje skrzynia stoj�ca na kamiennej
podstawie. Spod okrywaj�cej j� warstwy bia�ego nalotu odznaczaj� si�
miejscami detale tajemniczych symboli i rysunk�w, kt�rymi pokryto ca��
powierzchnie. Z jednej strony skrzyni wychodzi wi�zka cienkich, spiralnych
przewod�w, kt�rej drugi koniec znika w owalnym otworze znajduj�cych si� w
�cianie drzwiczek okutych grub� blach�.
Grobow� cisze miejsca zak��caj� pospieszne kroki. Z lekkim
skrzypni�ciem otwieraj� si� drzwi wej�ciowe, ukazuj�c kilka postacie
schodz�cych po stromych schodach. Trzy pierwsze to: Uroomen, Samatek i
Daisuri - najwy�si w�adcy, panowie �ycia i �mierci wszystkich cz�onk�w
spo�eczno�ci Klasztoru Amarantowej Jutrzenki. Tu� za nimi dw�ch niemych
s�ugus�w wlecze powi�zanego linami m�odego mnicha z g�adko ogolon� g�ow�.
Wszystkimi si�ami jeniec pr�buje uwolni� si� z p�t. Pr�y drobne
wychudzone r�ce i bezskutecznie zapiera si� ci�gn�c w ty� ca�ym cia�em.
Wie co go czeka, wiec w oczach jego maluje si� paniczny strach. To jego
ostatnia droga w tym �yciu. Zamkn�y si� ju� drzwi oddzielaj�ce �ycie od
�mierci. M�ody mnich ogarnia ostatnim spojrzeniem srebrzysty szron na
�cianach .i nieprzeniknione twarze oprawc�w. Uroomen zbli�a si� do
drzwiczek okutych blach�. Otwiera je. Ukazuje si� p�ytka wn�ka w murze,
kt�r� w ca�o�ci wype�nia metalowy fotel z metalowym he�mem zawieszonym w
miejscu, gdzie znajdzie si� g�owa siedz�cego.
Mocne d�onie s�ugus�w wciskaj� je�ca w ten fotel, zapinaj� sk�rzane
pasy uniemo�liwiaj�ce jakikolwiek ruch. G�ow� jego wi�zi metalowa czasza
he�mu. Ju� nic nie widzi i nic nie s�yszy. Drzwi okute blach� zosta�y
szczelnie zamkni�te. S�udzy wyszli z podziemia, a tr�jka mnich�w pochyla
si� nad wiekiem tajemniczej skrzyni.
Wi�zie� nie wie dlaczego znalaz� si� tutaj, w tej okropnej sytuacji, z
kt�rej jedynym wyj�ciem jest �mier�. Coraz trudniej mu oddycha�. Dziwny
szum w uszach, z pocz�tku s�aby i prawie niedos�yszalny, wzmaga si� z
ka�d� chwil�, t�oczy niewidzialn� sile w g��b czaszki, �widruje kor�
m�zgow� i rozrywa delikatn� tkank� szarych kom�rek.
Nagle przychodzi uwolnienie. Jeniec nie czuje ju� b�lu. Rozgl�da si� po
otoczeniu. Jest niby takie jak by�o, ale wszystko wida� teraz w innym
�wietle. Jest jasno i ciep�o. We wn�ce dostrzega swe w�asne, um�czone
cia�o. Teraz ju� martwe i nikomu nie potrzebne. Czuje dziwn� sile
przyci�gaj�c� go w kierunku skrzyni, ale opiera si� tej sile skutecznie i
powoli wyzwala spod jej wp�ywu. Przenika sklepienie i unosi si� coraz
wy�ej. Ju� widzi pod sob� daleko w dole u�piony, pogr��ony w mroku nocy
klasztor. Jest w drodze do nowego �ycia.
Ow�adn�a mn� groza. Dlaczego nie pochowano tego cz�owieka w jednym z
klasztornych suburgan�w? Dlaczego po kryjomu wynoszono jego cia�o poza
obr�b klasztornych mur�w? Dlaczego w og�le umar�? - zadawa�em sobie te i
podobne pytania nie mog�c znale�� rozs�dnej odpowiedzi. Czu�em jednak, �e
rozwi�zanie tajemnicy jest tu� obok. By�em przekonany, �e ju� w nied�ugim
czasie poznam prawd�. W moim stadium wtajemniczenia mog�em przewidzie� ju�
r�ne wa�ne wydarzenia, kt�re mia�y decydowa� o przysz�o�ci. G��bokie
medytacje pozwoli�y mi zrozumie� samego siebie. Wiedzia�em ju�, �e opr�cz
pobudek czysto emocjonalnych, istnia�a inna, prawdziwa przyczyna mojej
zbrodni z lat m�odo�ci. By�em pewny, �e mam do spe�nienia niezwykle wa�n�
misje, przypisan� mi przez bog�w ju� w dniu moich narodzin, a mo�e nawet
wcze�niej, kiedy dusza moja zamieszkiwa�a ca�kiem inne cia�o. Oczekiwa�em
wi�c spokojnie na dalszy rozw�j wypadk�w i wkr�tce przeczucia moje
spe�ni�y si�.
Wczesnym rankiem zawita� do mej celi bardzo stary mnich w szatach
mieszka�c�w ��tego Klasztoru. Bez s�owa wzi�� mnie za r�k� i
przeprowadzi� przez "Trzeci� Bram" Wra�enie by�o silne. Tak szybkiego
awansu nie oczekiwa�em nawet w naj�mielszych marzeniach. Wreszcie wspi��em
si� na najwy�sze szczeble �wi�tej drabin. Szczyt pragnie� by� ju� w moim
zasi�gu. Przeczucie jednak m�wi�o mi, �e nie koniec na tym, �e nie b�d�
m�g� w g��bokim spokoju prowadzi� �wi�tobliwego �ycia m�drca, a po �mierci
prochy moje nie b�d� z�o�one w suburganie ze z�otej blachy, nale�nym tylko
wysokim osobisto�ciom spo�eczno�ci klasztornej.
Starzec wi�d� mnie d�ugim, ciemnym korytarzem prowadz�cym od wr�t
"Trzeciej Bramy" na dziedziniec ��tego Klasztoru. Pierwszym szczeg�em,
kt�ry rzuci� mi si� w oczy po wyj�ciu na �wiat�o dzienne by�a kamienna
stupa zajmuj�ca centraln� cze�� dziedzi�ca. Widzia�em ju� wiele �wi�ty�
tego typu, znajduj�cych si� zar�wno w dolnych klasztorach, jak i w r�nych
innych miejscach rozleg�ego terytorium, podleg�ego Klasztorowi Amarantowej
Jutrzenki. Ta jednak wyra�nie r�ni�a si� od wszystkich innych. Stanowi�a
rodzaj kamiennego walca, wysoko�ci dwu pi�ter i pozbawiona by�a
charakterystycznego sto�kowatego lub kopulastego dachu. Powierzchnia �cian
nie zawiera�a �adnego otworu. Jedyny wyj�tek stanowi�y niewielkie
drzwiczki, znajduj�ce si� nieco poni�ej poziomu dziedzi�ca.
Przenios�em wzrok na najwa�niejszy budynek ��tego Klasztoru, "Z�oty
Dom", siedziba najwy�szych dostojnik�w klasztoru cz�onk�w Rady G��wnej.
�ciany budynku zdobi�y wielobarwne rysunki przedstawiaj�ce sceny z �ycia
�wi�tobliwego Czan-po. Strzelisty czerwony dach zdobi�y kamienne
maszkarony, a nad wszystkim, wysoko, trzepota�y w podmuchach wiatru
bukiety wielobarwnych chor�giewek z wypisanymi tekstami modlitw. Pozosta�e
zabudowania okalaj�ce dziedziniec wyra�nie r�ni�y si� swym bogactwem od
zabudowa� Br�zowego i nawet Niebieskiego Klasztoru. Pod�u�ny budynek,
zamykaj�cy �aw� strona placu, mie�ci� znan� mi z opowiada� biblioteka oraz
skarbiec. Znajdowa�y si� tam ogromne zbiory �wi�tych ksi�g, tajne
dokumenty, a tak�e niezmierzone bogactwa, zgromadzone przez wieki,
obejmuj�ce skrzynie ze z�otem, klejnoty, wspania�� bro� i drogocenne
dewocjonalia.
W budynku z prawej strony zamieszkiwali wszyscy ci, kt�rzy dost�pili
zaszczytu przej�cia "Trzeciej Bramy", a nie mogli jeszcze przekroczy�
prog�w "Z�otego Domu". Tam w�a�nie zaprowadzi� mnie m�j przewodnik.
Sala przeznaczona dla mnie by�a przestronna i wygodna. W por�wnaniu z
poprzednimi mieszkaniami sprawia�a wra�enie pa�acowej komnaty. Jej
wyposa�enie zapewnia�o maksimum wyg�d dost�pnych w klasztornych warunkach.
Czas p�yn�� tu zupe�nie inaczej. Nie czeka�em z ut�sknieniem na
zako�czenie codziennych nauk. Nie musia�em wykonywa� �adnych przykrych
obowi�zk�w. Dalsze studia odbywa�em ju� samodzielnie. By�em guru sam dla
siebie. Mog�em do woli korzysta� z bogatego ksi�gozbioru, wiec wi�kszo��
dnia sp�dza�em w komnatach biblioteki, wertuj�c karty ksi�g, przypi�tych
�a�cuchami do drewnianych pulpit�w. Wnika�em powoli w najtajniejsze
teksty, zawieraj�ce nauki magiczne, zgromadzone i zapisane przez
niezliczone pokolenia m�drc�w. Asystowa�em przy pracy s�dziwego
Heiko-kronikarza, kt�ry dzie� po dniu spisywa� histori� klasztoru na
wielkich kartach i wpina� je do sk�rzanych ok�adek.
Stary mnich polubi� mnie i cz�sto przeprowadza� ze mn� d�ugotrwa�e
dyskusje na tematy wiary, cnotliwego �ycia i sposob�w osi�gni�cia
absolutu. Rozmowy te wnosi�y mi du�o wi�cej wiadomo�ci, ni� wszystkie
ksi�gi, kt�re dotychczas przestudiowa�em. Podczas jednej z takich
swobodnych rozm�w Heiko nagle spowa�nia� i rzek� dobitnie.
- Pos�uchaj Singoonie mych s��w i zapisz g��boko w pami�ci to, o czym
ci teraz opowiem. Wiem, �e kiedy�, mo�e ju� ca�kiem nied�ugo stanie si� to
problemem najistotniejszym w ca�ym twym �yciu. Ale to ty sam zadecydujesz.
- S�ucham ci� Heiko - odrzek�em siadaj�c na poduszce u jego st�p.
Heiko rozpocz�� opowie��, kt�ra wstrz�sa�a mn� g��boko, ale r�wnoczesne
wyja�ni�a wiele zagadkowych spraw, o kt�re ociera�em si� od czasu
przekroczenia prog�w klasztoru.
- Przed sze�ciuset z g�r� laty na orbit� oko�oziemsk� wszed� olbrzymi
statek kosmiczny. Jak si� p�niej okaza�o, istoty znajduj�ce si� w jego
wn�trzu, mieszka�cy odleg�ej planety Miinataar, przybyli tu w poszukiwaniu
nowych teren�w do zamieszkania. Ich macierzysta ziemia, na skutek dzia�a�
wojennych gin�a i jedyn� szans� by�o dla nich znalezienie innej "nowej
ziemi".
W, celu dok�adnego zbadania mo�liwo�ci �ycia na naszej planecie, ze
statku-bazy "Hispenoo" wystrzelono pia� automatycznych stacji badawczych.
Jedna z nich wyl�dowa�a na naszym dziedzi�cu i teraz znajduje si� w tej
kamiennej wie�y, kt�r� wzniesiono po to, by ukry� pojazd przed oczyma
niepowo�anych. Jedynym pasa�erem tej stacji by� Taamor. Istota ludzka, o
dziecinnej twarzy i d�ugich bia�ych w�osach. Kosmita pomimo m�odego wieku
posiada� ogromny zas�b wiedzy. Za pomoc� niewielkiej skrzyneczki kt�r�
nosi� na jednym z r�kaw�w swego ubioru, w ci�gu kilkunastu minut opanowa�
nasz j�zyk i m�g� bez trudu prowadzi� rozmowy z naszymi poprzednikami.
Po prze�amaniu obustronnej nieufno�ci przybysz zaproszony zosta� do
"Z�otego Domu", gdzie �wczesnej Radzie opowiedzia� swe dzieje. Opisa�
swoj� macierzyst� planet, pokaza� i obja�ni� konstrukcj�, oraz dzia�anie
stacji i wyjawi� pow�d, dla kt�rego odby� tak dalek� podr� poprzez
otch�anie kosmosu.
Pow�d ten przerazi� mnich�w, postanowili wi�c unieszkodliwi� go�cia. Z
drugiej jednak strony opowie�ci o pot�nej broni Edoli , tak nazywali
siebie mieszka�cy planety Miinataarl nasuwa�y im szale�czy pomys�
zaw�adni�cia ziemi�. Postanowili wykorzysta� wiedz� Taamora i nak�oni� go
do wsp�pracy nad urzeczywistnieniem tego projektu. Kosmita odm�wi� i
zamierza� opu�ci� teren klasztoru. Zdesperowani mnisi uwi�zili go wtedy i
wtr�cili do jednego z wielu g��bokich loch�w, ci�gn�cych si� pod "Z�otym
Domem".
Aby zabezpieczy� si� przed ewentualn� ucieczk� je�ca, wydobyto z kabiny
sterowniczej jego pojazdu prze�roczysty sze�cian, stanowi�cy g��wne �r�d�o
energii dla wszystkich urz�dze� zainstalowanych na statku. Bez tej
prze�roczystej duszy laboratorium Taamora by�o tylko stert� kosmicznego
z�omu. Sze�cian ukryto w sekretnym sejfie w "Sali Wszelkich Tajemnic" w
Z�otym Domu.
Po trzech tygodniach wi�zienia, prawdopodobnie na skutek zbyt
gwa�townej zmiany warunk�w, kosmita zmar�. Zawiedzeni mnisi, po
bezskutecznych pr�bach przywr�cenia go do �ycia, zabalsamowali cia�o i
z�o�yli je w specjalnie skonstruowanym sarkofagu. Od tego momentu wszyscy,
bez wyj�tku, cz�onkowie Rady G��wnej przeprowadzaj� pr�by wskrzeszenia
Taamora.
- To oznacza, �e wci�� pragn� w�adzy? - zapyta�em.
- Tak, Singoonie - odrzek� smutnym g�osem Heiko - to szale�cy.
Przeprowadzili wiele pr�b, wiele istnie� ludzkich poch�on�y ju� ich
eksperymenty.
W tym momencie stan�� mi przed oczyma tajemniczy pogrzeb, kt�rego by�em
�wiadkiem. Zrozumia�em, �e trup w worku by� jedn� z tych ofiar.
- Pragn� w�adzy - kontynuowa� starzec - ale teraz r�wnie� boj� si�. Za
siedem niesi�cy statek-baza "Hispenoo" znowu pojawi si� na naszym niebie.
Taamor ma tam wr�ci�. Je�li tak si� nie stanie, oni zniszcz� nas
wszystkich w mgnieniu oka.
- Czy wiesz, Heiko na czym polega� eksperyment wskrzeszenia zmar�ego? -
zapyta�em, pragn�c pozna� ca�� prawda.
- Kr�tko m�wi�c, Singoonie, ma to by� przeszczep duszy. Cia�o kosmity
jest w idealnym stanie. Wszystkie jego kom�rki zdolne s� do
natychmiastowego podj�cia swych funkcji �yciowych, Brak im tylko tej
male�kiej iskry, jak� jest dusza. Techniczn� stron� operacji opanowali ju�
wiele lat temu, lecz organizm Taamora, z niewiadomych przyczyn, nie
przyjmuje obcego pierwiastka duchowego. Wielu ju� ludziom zabrano dusze,
ale wszystkie umkn�y gdzie� w przestrze� i �adna nie trafi�a do cia�a
zmar�ego kosmity. Tak wi�c wci�� jest martwy, a ogromna wiedza utrwalona w
kom�rkach jego m�zgu jest bezu�yteczna.
Zapad�o po tych s�owach milczenie, kt�re przerwa�em nast�pnym pytaniem:
- Zawsze s�ysza�em o czw�rce kap�an�w Rady G��wnej, ty za� Heiko ca�y
czas m�wi�e� o trzech tylko?
- Ja jestem czwartym, ale poniewa� nie popiera�em ich plan�w
zaw�adni�cia ziemi�, zosta�em odsuni�ty i wydalony ze Z�otego Domu. Wiem,
�e ty w�a�nie, Singoonie masz zaj�� moje miejsce. Poznasz ich wtedy i albo
staniesz si� jednym ze zbrodniarzy, albo zostaniesz sob�. Wierz�, �e
spe�ni si� ta druga mo�liwo��. Przez te wszystkie dni, kt�re sp�dzi�e�
przy moim boku, pozna�em ci� dobrze. Ty wytrwasz i nie splamisz r�k
niewinn� krwi�.
- Wyjawienie tak strasznych tajemnic mo�e si� dla ciebie sko�czy�
tragicznie! - wtr�ci�em z niepokojem.
- Ja ju� ko�cz� sw� droga. Jeszcze tylko kilka dni b�d� zamieszkiwa�
swoj� cielesn� pow�oka. Potem stan� si� wolny. Id� ju�! I wytrwaj ! -
zako�czy�.
Heiko �y� jeszcze trzy dni. Zasn�� na zawsze w mrocznej sali biblioteki
nad nie doko�czonym zdaniem kroniki, a dusza jego ulecia�a w przestrze� w
poszukiwaniu nowego cia�a. Jego doczesne szcz�tki zosta�y spalone w "Sali
Dw�ch Granic", a prochy pochowane z nale�yt� czci� w suburganie ze z�otej
blachy.
W "Sali Wszelkich Tajemnic", na mi�kkich poduszkach, przy pod�u�nym,
niskim stole, siedzi trzech starc�w - Uroomen, Samatek i Daisuri - czyli
najwy�sza w�adza naszego klasztoru. Oto szale�cy, kt�rzy chc�c
zado��uczyni� swym okrutnym ��dzom, spychaj� klasztor, a mo�e i ca�� nawet
ziemia na kraw�d� �mierci. Swoje wszystko widz�ce oczy skierowali na drzwi
sali, w kt�rych za chwil� mam si� pojawi�. Id� wolnym krokiem. Napi�ty do
granic mo�liwo�ci. Nie ma we mnie laku. W moim stadium wtajemniczenia ju�
nie przera�aj� sprawy, kt�re wielu zwyk�ym ludziom wydaj� si�
najwa�niejsze, najstraszliwsze czy wr�cz niemo�liwe. Ja wiem, �e teraz
mo�liwe jest wszystko.
Pragn� tylko jednego - by ci okrutnicy nie spostrzegli we mnie swego
wroga. Wtedy bowiem misja, kt�r� sam sobie wyznaczy�em dzisiejszej nocy
lub kt�r� wyznaczyli mi bogowie w�wczas w zamierzch�ej przesz�o�ci, gdy
podnios�em d�o� na Hamiina nie zostanie spe�niona. A wtedy zatriumfowa�by
demon z�a i zniszczenia.
Jeszcze tylko kilka krok�w dzieli mnie od ci�kich, okutych blach�
drzwi na ko�cu d�ugiego korytarza. Widz� ich wyra�nie, pomimo znajduj�cej
si� miedzy nami przegrody.
Widz� ich wzrok obna�aj�cy mnie ze wszystkich zas�on i wiem, �e oni
tak�e mnie ju� widz�. Kto zwyci�y?
Zwyci�y�em ja - Singoon, od tego momentu czwarty cz�onek Rady G��wnej.
Zosta�em zaprzysi�ony i wtajemniczony. Mia�em teraz dost�p zar�wno do
tajnego skarbca, do wie�y z kosmicznym laboratorium wewn�trz i do
podziemnej krypty, w kt�rej we wn�trzu sarkofagu spoczywa� Taamor.
Widzia�em twarze je�c�w przeznaczonych na ofiar� kolejnych eksperyment�w
transplantacji dusz. By�y pozbawione wszelkiego wyrazu.
Uczestniczy�em w kilku kolejnych operacjach, podobnie jak wszystkie
poprzednie, zako�czonych fiaskiem. Z�o�� i przera�enie tr�jki okrutnik�w
wzrasta�y po ka�dej kiesce. Sp�dzali ca�e noce na obserwowaniu
niebosk�onu, na kt�rym pojawi�a si� w�a�nie nowa gwiazda. Migocz�cy punkt,
z ka�dym dniem staj�cy si� coraz wi�kszy i bardziej wyra�ny po kilku
dniach przybra� kszta�t gigantycznego kad�uba "Hispenoo". Kolos zwolni�
szybko�� i przez kilka kolejnych nocy przemierza� niebiosa w kierunku
przeciwnym do ruchu naszego s�o�ca. .
Po �mierci Heiko tylko nasza czw�rka: Uroomen, Samatek, Daisuri i ja,
wie, �e w tej b�yszcz�cej zielonkawym blaskiem bryle, kryje si� zag�ada
dla ca�ej ludzko�ci. Tr�jka moich wsp�towarzyszy ogarnia panika. Jutro
wieczorem postanawiaj� przeprowadzi� kolejny eksperyment. Ju� ostatni.
Pojutrze rano Taamor musi zameldowa� si� u swego dow�dcy. Je�li to si� nie
stanie, zemsta Edoli b�dzie straszna. Tylko ja jeden z naszej czw�rki
zachowuje spok�j. Mam plan, kt�ry u�o�y�em sobie w momencie poznania
prawdziwej przyczyny niepowodze� w przeprowadzonych eksperymentach
transplantacji dusz. Przyczyna ta, tak oczywista teraz dla mnie, by�a
niezauwa�alna dla za�lepionych ��dza w�adzy kap�an�w. Po prostu
przeszczepiana dusza musia�a dobrowolnie przenie�� si� do innego cia�a, a
najmniejszy przymus powodowa� natychmiastow� jej ucieczk� poza granice
oddzia�ywania magicznych si�.
Ja, Singoon, zdecydowa�em si�, mam nadzieje, �e ten m�j uczynek zatrze
pi�tno zbrodni ci���cej na mnie od lat.
U�piony pod gwia�dzistym parasolem klasztor otula mg�a podnosz�ca si� z
p�atk�w topniej�cego �niegu. Tylko z jednego okna wyrywa si� w ciemno�ci
chybotliwy blask �wiat�a. To Uroomen, Samatek i Daisuri przygotowuj� si�
do ostatniego eksperymentu. Wiedz�, �e przegrana oznacza �mier� dla nich
wszystkich, musz� wiec zebra� w sobie wszelkie tajemne si�y. Napi�te do
granic ostateczno�ci nerwy, nie pozwalaj� na pe�n� koncentracje. Najdalej
za kilka godzin musz� zej�� do krypty w podziemiach, gdzie we wn�ce za
okutymi drzwiami, z g�ow� w okowach stalowego he�mu, oczekuje �mierci
ostatnia ofiara. Tym razem umie�cili tam wi�nia w�asnor�cznie, zachowuj�c
tajemnice nawet przed milcz�cymi s�ugami, by niecodzienn� nerwowo�ci�
swych poczyna� nie wzbudzi� jakiegokolwiek podejrzenia w�r�d podw�adnych
Singoon nie zjawi� si� dotychczas, lecz oni nie mog� i�� na jego
poszukiwanie. Oznacza�oby to znaczn� dekoncentracje, a w obecnej sytuacji
nie mog� ju� sobie na ni� pozwoli�. Ten, o kt�rym mowa, ko�czy w�a�nie
ostatni� linijka swego pisma. Zamyka je nast�pnie w metalowym pojemniku o
kszta�cie walca, gasi lampk� i wychodzi na ton�cy w mroku korytarz.
Bezszelestnie przesuwa si� w kierunku Sali Wszelkich Tajemnic. Nie
skrzypi� okuwane drzwi, gdy przekracza pr�g, nie zgrzyta zamek sejfu,
kiedy przekr�ca w nim zdobyty ukradkiem klucz. D�onie Singoona zaciskaj�
si� na niewielkim, prze�roczystym sze�cianie. Po chwili zostaj� za nim i
ponura sala, i ciemny korytarz, i schody prowadz�ce na dziedziniec. Zbli�a
si� do wie�y zakrywaj�ce, statek kosmiczny. Kilka minut p�niej
prze�roczysta dusza kasety wraca na swoje w�a�ciwe miejsce. W jednym
momencie zapalaj� si� kontrolne monitory, mrugaj� pulsuj�cym �wiat�em
sygnalizacyjne lampki, komputer rejestruj�cy docieraj�ce z przestrzeni
sygna�y, wypluwa ze swego wn�trza zwoje perforowanej ta�my rejestruj�cej,
znikaj�cej nast�pnie w szczelinie wy�wietlacza. Na ekranie pojawia si�
kad�ub "Hispenoo", a nast�pnie d�ugi szereg cyfr i niezrozumia�ych
symboli.
Tego ju� Singoon nie widzi. Po�piesznie opuszcza pojazd i wraca do
Z�otego Domu. Strome schody do podziemne krypty umykaj� mu spod n�g.
Otwiera ci�kie drzwi. Strumie� lodowatego powietrza uderza go w twarz.
Ju� jest przy pancernych drzwiczkach. Przez chwile mocuje si� ryglem, w
nasennym momencie trzyma w ramionach bezw�adne cia�o wi�nia. Wyrywa je z
obj�� fotela i stalowego he�mu. Jeszcze jeden wysi�ek i nieprzytomny
jeniec odbywa na plecach drog� w kierunku wyj�cia. Teraz schody wydaj� si�
Singoonowi bardziej strome. Ci�ar przyt�acza go, lecz z wielkim wysi�kiem
wydostaje si� z podziemi. Sk�ada delikatnie bezw�adne wci�� jeszcze cia�o
w jednej z sal, na parterze Z�otego Domu. Po�piesznie wraca na d�, dopada
drzwi wn�ki i wsadza g�ow� w obj�cia �mierciono�nego he�mu. Drzwi
zatrza�ni�te mocnym szarpni�ciem odgradzaj� go od �wiata �ywych. Trzech
starc�w wchodzi do krypty. Wolnym, majestatycznym krokiem zbli�aj� si� do
skrzyni i unosz� jej wieko. Chybotliwe ostrze pochodni o�wietla twarz
kosmity, jest wci�� jak �ywa. Cia�o nie nosi na sobie �adnego �ladu
wielowiekowego przebywania duszy w Krainie Umar�ych. D�onie Uroomena
sprawnie przypinaj� do opaski, okalaj�cej czo�o le��cego, ko�c�wki
przewod�w. Samatek wprawia w ruch urz�dzenie transplantuj�ce. Daisuri
sprawdza przewody ci�gn�ce si� do stalowych drzwiczek: Proces rozpoczyna
si� zgodnie z zamierzeniami.
Taamor budzi si� z g��bokiego snu. Wolno rozpoczyna prace jego m�zg,
wydaj�c rozkazy najdalszym zak�tkom cia�a. Wszystkie narz�dy funkcjonuj�
prawid�owo. Pami�� sprawnie przywo�uje zarejestrowane niegdy� wydarzenia.
Z miejsca w tylnej cz�ci czaszki kosmity, w kt�ry� wmontowany jest
odbiornik sygna��w emitowanych przez nadajniki "Hispenoo"; do centrum jego
uk�adu nerwowego dociera narastaj�cy impuls. To wezwanie do powrotu. Baza
oczekuje na przybycie zwiadowcy. Reakcja jest natychmiastowa. Taamor
gwa�townym skokiem wydostaje si� z wn�trza skrzyni. Dla m�odego, b�d�cego
w sile wieku m�czyzny roztr�cenie trzech zastawiaj�cych droga
zgrzybia�ych starc�w nie stanowi problemu. Droga wiod�c� z mrocznego
podziemia do pojazdu oczekuj�cego tylko na rozkaz odlotu przebywa
b�yskawicznie: Automatycznie zamykaj� si� tu� za biegn�cymi hermetyczne
w�azy. Jednym spojrzeniem sprawdza Taamor funkcjonowanie wszystkich
uk�ad�w w kabinie nawigacyjnej, po czym cia�o jego zapada si� w mi�kkim
fotelu pilota. D�o� ujmuje d�wignie uruchamiaj�c� silniki. Wibracje
kad�uba �wiadcz�, �e wszystkie pracuj� prawid�owo. Start. Pot�na si�a
rozrzuca kamienne �ciany wie�y os�aniaj�cej rakiet�. Kosmiczny pojazd z
b�yskawiczn� szybko�ci� odrywa si� od powierzchni ziemi. Jaskrawe �wiat�o
pada na �ciany zabudowa� otaczaj�cych dzielnic. Fala gor�ca zalewa
momentalnie ca�y obszar klasztoru. Jego mury nie wytrzymuj� wstrz�su.
�ami� si� wi�zania dach�w. Coraz wi�ksze szczeliny rysuj� si� na
kamiennych podporach. Dumne, wspania�e budynki zamieniaj� si� w sterty
gruzu. Olbrzymi pos�g D�gis-bjeda rozsypuje si� w proch.
Pote�ny kad�ub "Hispenoo" wype�nia ju� ca�y ekran monitora na statku
rozpoznawczym. Taamor-Singoon wyra�nie widzi na tym ekranie przygotowany
na jego przybycie tunel wlotowy. Jeszcze kilkadziesi�t sekund, i po obu
stronach pojawiaj� si� �wiat�a pozycyjne, umieszczone na �cianach tej
ogromnej studni. �wiat�o zielone - uruchomi� silniki hamuj�ce! �wiat�o
niebieskie - redukowa� pr�dko�� do minimum! �wiat�o ��te - stop! Podnosi
si� wolno z fotela i podchodzi do w�azu wyj�ciowego. Po chwili ju�
znajduje si� w gronie oczekuj�cych? go towarzyszy. Jest ostatnim ze
zwiadowc�w. Wszyscy pozostali wr�cili ju� na pok�ad kosmicznego giganta.
Taamor-Singoon nie sporz�dzi� raportu ze swej dzia�alno�ci. Setki lat,
kt�re mia� do dyspozycji, przespa� snem zmar�ego, nie przeprowadzi�
�adnych bada�, ani obserwacji. C� wiec relacjonowa�? Od'moor na pewno
nied�ugo wezwie go do siebie. I co wtedy us�yszy? Taamor-Singoon mo�e
powiedzie� prawd�, ale Singoon-Taamor nie chce. To mog�oby przecie�
zadecydowa� o zniszczeniu ziemi.
Na pr�no jednak szuka innego rozwi�zania i wyt�umaczenia ca�ej sprawy.
Po prostu nie ma innej alternatywy. Albo swoj� relacj� zgubi wieli
ludzkich istnie�, albo narazi si� na ha�b� i kar� kosmicznej banicji.
Oskar�ony o brak dyscypliny lub wr�cz o zdrad� zostanie wystrzelony w
niewielkiej rakiecie w kierunku odleg�ego gwiazdozbioru i b�dzie tak
lecia� samotnie przez ca�e swoje �ycie i potem po �mierci, powt�rnej ju�,
jego martwe cia�o przemierza� b�dzie w wiecznej podr�y otch�anie kosmosu.
Ta wizja jest okropna. Nie ma jednak czasu na dalsze rozmy�lanie, bo
oto zbli�a si� w�a�nie Od'moor i zaraz zapyta o wyniki jego misji.
Taamor-Singoon chcia�by w tej chwili og�uchn��, nawet straci� zmys�y.
Zamyka oczy:..
Zamiast spodziewanego pytania s�yszy such�, konkretn� komend�!
- Wszyscy do mnie.
S�owa te wzmocnione urz�dzeniami fonicznymi docieraj� do wszystkich
zak�tk�w kad�uba "Hispenoo". Ju� po chwili ca�a pi�tnastoosobowa ekipa
grupuje si� wok� dow�dcy. Wszyscy czekaj� na jego s�owa. Taamor-Singoon,
wci�� jeszcze spodziewaj�c si� pytania o wyniki bada�, obserwuje w
napi�ciu Od'moora. Ten jednak rozpoczyna s�owami:
- Cztery raporty z Ziemi i pi��, z planety Hattar w gwiazdozbiorze
Erydani pozwoli�y mi podl�c decyzj�. Z poinformowaniem was o tym czeka�em
do momentu, gdy wszyscy b�dziemy w komplecie. Teraz ta chwila nadesz�a.
- Na planecie Ziemia zastali�my rozwijaj�c� si� cywilizacj� istot,
zwanych lud�mi, na Hattar natomiast, cho� warunki s� idealne, istoty
rozumne jeszcze nie istniej�. Edole nie chc� niszczy� �adnego �ycia bez
dowodu. Zostawiamy wi�c Ziemi� w spokoju, a miejscem naszej emigracji
uczynimy Hattar. Teraz wracamy do naszych.
Gdy tylko przebrzmia�y jego s�owa, zdarzy�a si� rzecz niespotykana -
pierwszy raz w dziejach cywilizacji Miinataar, Edol straci� przytomno��.
Zaniesiono Taamora-Singoona do sali z prze�roczystymi kapsu�ami i tam go
ocucono. Tylko po to zreszt�, by w chwile po tymi, jak u�wiadomi� sobie,
�e ze strony tych zadziwiaj�cych istot nic nie grozi ani Ziemi ani jemu,
m�g� spokojnie pogr��y� si� w kolejnym d�ugim �nie.