2191
Szczegóły |
Tytuł |
2191 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2191 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Rodziewicz�wna
K�dziel
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1990
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_b�1
Ca�o�� nak�adu 100 egz.
Przedruk z "Wydawnictwa
Literackiego", Krak�w 1988
S�owniczek
admiratorka (z �ac.) - wielbicielka
admonicja (z �ac.) - upomnienie,
nagana, pouczenie
Almae Matris (z �ac.) - dope�niacz
od Alma Mater, uroczystej nazwy
nadawanej od �redniowiecza szko�om
wy�szym, zw�aszcza uniwersytetom,
dos�ownie znacz�cej Matka �ywicielka
(tak staro�ytni Rzymianie nazywali
wiele bogi�, szczeg�lnie Ceres i
Kybele). Tutaj znaczenie dos�owne jest
te� brane pod uwag� w nast�pnych
zdaniach, w kt�rych przy pomocy tzw.
mowy ezopowej bohaterowie m�wi� o
matce_ojczy�nie w niewoli.
alterowa� (z �ac.) - przejmowa�
si�, niepokoi�, trapi�
anachronizm (z gr.) - tu:
przestarza�e pogl�dy lub zwyczaje,
prze�ytek nie wi���cy si� ze
wsp�czesnymi warunkami �ycia
anewryzm (z gr.) - miejscowe
rozszerzenie t�tnicy wywo�ane zmianami
lub uszkodzeniem jej �cianki; t�tniak
antrakt (z gr.) - tu: przerwa w
podr�y
Augustyn Aureli, �w. (354-430) -
Ojciec Ko�cio�a, filozof;
najwa�niejsze dzie�a to: "Wyznania",
"O Tr�jcy �wi�tej", "O pa�stwie
Bo�ym", listy oraz kazania
auskultacja (z �ac.) - metoda
badania lekarskiego polegaj�ca na
s�uchowej ocenie szmer�w oddechowych
p�uc, ton�w i szmer�w serca itp.
Bank Wzajemnego Kredytu -
Towarzystwo Kredytowe ziemskie,
stowarzyszenie w�a�cicieli ziemskich
Kr�lestwa Polskiego z siedzib� w
Warszawie, za�o�one w 1825 r. z
inicjatywy F. Lubeckiego_Druckiego w
celu udzielania kredytu
d�ugoterminowego posiadaczom du�ej
w�asno�ci rolnej, a od ko�ca XIX w.
tak�e drobnym gospodarstwom
benedyktynka, benedyktyn -
najstarszy likier, wyrabiany
pierwotnie, od XVI w., przez
benedyktyn�w w F~ecamp (Francja), na
nalewkach i destylatach z oko�o
czterdziestu zi� i korzeni.
bezik (z fr.) - gra w karty z
pocz�tku XIX w. na dwie, trzy lub
cztery osoby dwiema, trzema albo
czterema taliami kart
biuro - tu: biurko, st�, stolik do
pisania
br�g - pomieszczenie na siano lub
zbo�e, sk�adaj�ce si� z czterech
s�upk�w i ruchomego dachu; st�g siana
lub zbo�a przykryty daszkiem
cenzura - tu: �wiadectwo
sprawowania si� i post�p�w ucznia
wydawane przez szko�� periodycznie
Che�mo�ski J�zef (1849-1914) -
polski malarz krajobraz�w i scen
rodzajowych, ucze� W. Gersona
chru�ciel - crex pratensis,
derkacz, kiecak, kaspar, ma�y ptak
zamieszkuj�cy trawy i zbo�a
ci�g - tu: lot, przelot dzikich
kaczek
cum laude (�ac.) - z pochwa��;
dawna forma oceny wyr�niaj�cej na
dyplomach
czworaki - budynek o czterech
mieszkaniach przeznaczony dla s�u�by
folwarcznej
Darwin Charles Robert (1809-1882) -
przyrodnik angielski, tw�rca teorii
ewolucyjnego powstawania gatunk�w
zwierz�cych i ro�linnych w drodze
doboru naturalnego; g��wne prace to "O
powstawaniu gatunk�w drog� doboru
naturalnego", "O zmienno�ci ro�lin i
zwierz�t w stanie udomowienia", "O
pochodzeniu cz�owieka", "O doborze
p�ciowym". Dzie�a Darwina uchodzi�y za
niemoralne, pannom w XIX w. "nie
wypada�o" ich czyta�.
Das ewig weibliche (niem.) -
pogardliwie: wiecznie kobiece
de iure (�ac.) - wed�ug prawa;
prawnie; formalnie; zgodnie z prawem
dezenwoltura, dezynwoltura (z fr.)
- zbyt swobodne zachowanie si�
"Die Braut von Messina" (niem.) -
"Oblubienica z Messyny" (1803, wyd. pol.
1843), tytu� dramatu fatalistycznego
F. Schillera (1759-1805)
drapacz - narz�dzie do kruszenia
bry� i spulchniania ziemi
ekspens (z �ac.) - wydatek, koszt
ekstyrpator (z �ac.) - gracownik,
narz�dzie rolnicze s�u��ce do
wyrywania chwast�w z korzeniami
ekwipowa� (z fr.) - wyposa�a�,
zaopatrywa�
elegia (z �ac.) - tu: �ale, smutne
wyznania
elegijna (z �ac.) - tu: smutna
eskulap (�ac. Aesculapius, gr.
Askl~epi~os) - lekarz; w mitologii
greckiej Eskulap by� bogiem sztuki
lekarskiej; tu: �artobliwie.
Eupatoria - miasto na zachodnim
wybrze�u P�wyspu Krymskiego za�o�one
przez Mitrydatesa IV, by�o siedzib�
chan�w tatarskich, od 1783 r. nale�y
do Rosji
faryzeusz - przeno�nie: cz�owiek
fa�szywy, ob�udny; udaj�cy pobo�no��,
�wi�toszek, hipokryta (w staro�ytnej
Judei cz�onek sekty
religijno_politycznej
odznaczaj�cej si� �cis�ym
przestrzeganiem zewn�trznych
przepis�w religijnych)
faska - miara zbo�a odpowiadaj�ca
pojemno�ci fasy, czyli st�gwi, kadzi -
du�ego naczynia z klepek s�u��cego do
przechowywania produkt�w
f�fel (z fr.) - smarkacz, dzieciuch
fiksatka - przeno�nie: dziwaczka,
maniaczka
flinta (z niem.) - fuzja my�liwska,
strzelba
fornalka - tu: typ gospodarstwa
rolno-hodowlanego
funt - jednostka miary, od oko�o
400 do 560 g
garniec - dawna polska miara
pojemno�ci cieczy i cia� sypkich
dziel�ca si� na cztery kwarty i
szesna�cie kwaterek, licz�ca od 3,5 do
4 l
Gaudeamus igitur, iuvenes dum
sumus! (�ac.) - weselmy si� wi�c,
p�ki�my m�odzi; mi�dzynarodowa pie��
studencka; tekst w�drownego poety
niemieckiego C. W. Kinderlebena (1781)
oparty jest na hymnie pokutnym z XIII
w., melodia J. G. G~unthera.
"Gazeta Warszawska" - najstarszy
dziennik warszawski, za�o�ony w 1774
r. przez ksi�dza S. �uskin� jako pismo
informacyjne zamieszczaj�ce przek�ady
artyku��w zagranicznych. W 1794 r.
"Gazeta Warszawska" przesz�a na
w�asno�� Lesznowskich, zmieniaj�c
okresowo nazw� na "Gazet� Krajow�",
nast�pnie na "Gazet� Woln�
Warszawsk�", w tym samym roku wr�ci�a
do starej nazwy; w latach 1841-1859
pod redakcj� A. Lesznowskiego syna
"Gazeta" podnios�a sw�j poziom
drukuj�c w odcinkach m.in. powie�ci J.
Korzeniowskiego, J. I. Kraszewskiego,
T. T. Je�a i in., korespondencyjne J. I.
Kraszewskiego, felietony A.
Niewiarowskiego. W latach 1859-1889
redaktorem by� J. Kenig, potem S.
Lesznowski, kt�ry w 1906 r. przekaza�
prawa wydawnicze M. Zamoyskiemu,
program "Gazety" poszed� w kierunku
Narodowej Demokracji; po 1910 r.
redagowa� j� nowy zesp� z R.
Dmowskim. Zlikwidowano j� w
1935 r.
gratis (�ac.) - darmo, bezp�atnie
gumno - 1. stodo�a; 2. plac w
stodole z twardo ubitej ziemi, na
kt�rym m��ci si� zbo�e cepami;
klepisko, boisko, tok; 3. podw�rze
gospodarskie wraz z budynkami
gospodarskimi
homo sum (�ac.) - cz�owiekiem
jestem; w�a�c. homo sum, humani nihil
a me alienum puto - cz�owiekiem
jestem; nic, co ludzkie, nie jest mi
obce; z Terencjusza
(Heautontimorumenos, 1, 1, 25).
Je�li pier� z lodu, nami�tno�� j�
spali,@ A je�li z g�azu - roztrzaska!@
- w�a�c. Je�li pier� z drewna..., z
W. Gomulickiego (Musisz kocha�,
w. 25-28).
jurysta (�ac.) - znawca prawa;
prawnik
kaleta (z tur.) - woreczek sk�rzany
na pieni�dze i drobiazgi, noszony przy
pasie
ka�amaszka (z bia�orus.) - w�zek
jednokonny, wybity �ubem, bez budki i
resor�w, u�ywany w XVII-XIX w. g��wnie
na Litwie, Bia�orusi i Ukrainie
kaput (z niem.) - �artobliwie:
koniec, po wszystkim, wszystko
przepad�o
karbol (z �ac.) - roztw�r fenolu
u�ywany do dezynfekcji
karbowy - nadzorca ch�op�w
prowadz�cy rejestr ich pracy
kop., kopiejka (z ros.) - setna
cz�� rubla
korzec - s�owia�ska miara cia�
sypkich; u�ywano r�nych korcy
lokalnych, wg konstytucji z 1764 r.
warszawski korzec skarbowy zawiera�
oko�o 120 litr�w, a korzec nowopolski
oko�o 128 litr�w; korzec dzielono na
32 garnce.
Kosi�ski Julian (1833-1914) -
profesor chirurgii w warszawskiej
Szkole G��wnej, potem na uniwersytecie
"Kraj" - tygodnik
polityczno_spo�eczny ukazuj�cy si� w
Petersburgu w latach 1882-1909,
wsp�za�o�ycielem (razem z
W. Spasowiczem) i redaktorem by�
E. Piltz, od roku 1906 B. Kuty�owski.
"Kraj" reprezentowa� ugodowe tendencje
polityczne, g�osi� konieczno��
zbli�enia si� do libera��w rosyjskich,
popiera� ruch panslawistyczny; w
dziedzinie gospodarki opowiada� si� za
programem pozytywistycznym. G��wnymi
publicystami byli m.in. E. Piltz,
W. Spasowicz, J. Tokarzewicz,
wsp�pracownikami E. Orzeszkowa i
B. Prus.
krup (z ang.) - d�awiec, b�onica
krtani
Ksi�stwo - Ksi�stwo Warszawskie
utworzone przez Napoleona I w 1807 r.
jako pa�stwo niepodleg�e, w sojuszu z
Francj�, utworzone z ziem II i III
zaboru pruskiego (bez Gda�ska), po
wojnie 1809 r. poszerzone o odebrany
Austrii Krak�w, Kieleckie i Lubelskie;
w 1813 r. zaj�te przez wojska
rosyjskie, w 1815 r. zlikwidowa� je
kongres wiede�ski.
kuplet (z fr.) - zwrotka dowcipnej
piosenki na tematy aktualne, zazwyczaj
z refrenem
kursy - tu: wyk�ady, studia
lafirynda - tu: lekcewa��co o
przesadnej elegantce, strojnisi,
kokietce, kobiecie modnej,
niepraktycznej
legat (z �ac.) - przeznaczenie
przez spadkodawc� w testamencie
okre�lonego �wiadczenia maj�tkowego
dla osoby nie b�d�cej spadkobierc�;
zapis
lejcowa kasztanka - chodz�ca w
lejcach, przed dyszlowym albo obok
dyszlowego konia
lik; nie w liku - nie liczy si�
luminarz (�ac. luminar -
pochodnnia) - cz�owiek wybitny,
przoduj�cy w jakiej� dziedzinie,
znakomito��
marka (z niem.) - tu: znaczek
pocztowy
marsza�kowskie zjazdy - zjazdy
samorz�du szlacheckiego pod
przewodnictwem marsza�ka, od 1772 r. w
zaborze rosyjskim marsza�ek obierany
by� na sejmikach powiatowych, od 1863
r. z nominacji
mentor (z gr.) - tu: nauczyciel,
wychowawca; w mitologii greckiej imi�
wychowawcy Telemacha, syna Odyseusza
merynosy (z hiszp.) - owca
pochodzenia hiszpa�skiego o cienkiej
we�nie, najbardziej przydatnej do
przerobu przemys�owego
mir - tu: uznanie, powa�anie,
szacunek og�u
mitygowa� (z �ac.) - �agodzi�,
uspokaja�, powstrzymywa�
oficyna - skrzyd�o pa�acowe lub
budynek wolno stoj�cy w pobli�u pa�acu
lub domu, zawieraj�cy kuchni�,
piekarni�, mieszkania s�u�by, czasem
pokoje go�cinne
ospa - tu: otr�by ze zb�, owies
bardzo grubo mielony
ostracyzm (z gr.) - tu: bojkot
towarzyski; w staro�ytnych Atenach s�d
skorupkowy, czyli g�osowanie
zgromadzenia ludowego za pomoc�
skorupek. Ka�dy z cz�onk�w
zgromadzenia wypisywa� na skorupce
imi� obywatela, kt�rego dzia�alno��
uwa�a� za szkodliw� dla r�wno�ci
demokratycznej, ten, na kt�rego pad�o
co najmniej sze�� tysi�cy g�os�w,
zostawa� wygnany z kraju na lat
dziesi��, nie trac�c maj�tku ani praw
obywatelskich
partykularz (z �ac.) - miejscowo��
odci�ta od �rodk�w �ycia umys�owego;
zapad�y k�t, g�ucha prowincja
patent - tu: �wiadectwo uko�czenia
szko�y, uzyskania tytu�u naukowego lub
zawodowego; dyplom
patriarchowie - w Starym
Testamencie wylicza si� dziesi�ciu
praojc�w rodu ludzkiego od Adama do
Noego; w �cis�ym znaczeniu
patriarchami s� Abraham, Izaak i Jakub
jako praojcowie narodu wybranego oraz
synowie Jakuba jako praojcowie dwunastu pokole� izraelskich
perorowa� (z �ac.) - rozprawia� o
czym, rozwodzi� si� nad czym;
przemawia�
postponowa� (z �ac.) - lekcewa�y�
kogo, traktowa� z g�ry, ze wzgard�,
pogardza� kim
prerogatywa (z �ac.) - wy��czne
prawo, przywilej, pierwsze�stwo
prowent (z �ac.) - doch�d, zysk,
przych�d, urodzaj
pud - dawna miara wagi r�wna
czterdziestu funtom (16,38 kg) u�ywana
w Rosji i Kr�lestwie Polskim
reparowa�, reperowa� (z �ac.) -
naprawia�
rezonowa� (z fr.) - dowodzi�, m�wi�
z du�� pewno�ci� siebie; rozprawia�,
poucza�, m�drkowa�
rozch�d - tu: spo�ycie, wydatek
roztargniona czupryna - tu:
rozczochrana, potargana
sacki - prawdopodobnie chodzi o
holendersk� miar� zbo�a, zwan� po
niemiecku Sack, r�wn� 83,442 litr�w
sankcja - tu: potwierdzenie,
akceptacja
sensualny (z �ac.) - tu: zmys�owy
sie sind doch Mensch (niem.) - pani
jest przecie� cz�owiekiem
simmentalery, byd�o simentalerskie
- rasa byd�a pochodz�ca ze Szwajcarii,
o sier�ci p�owo��tej lub
jasnoczerwonej w bia�e plamy. Odznacza
si� masywn� budow� cia�a, hodowana ze
wzgl�du na du�� mleczno�� i dobre
mi�so (Simmental - dolina rzeki Simme
w Szwajcarii).
skandynawskie braterstwo - tzw.
braterstwo krwi w mitologii
skandynawskiej polega�o na tym, �e
m�czy�ni w trakcie sk�adania
przysi�gi nacinali sobie �y�y i
mieszali krew w wg��bieniu �lad�w
swych st�p. Obowi�zywa�a ich wzajemna
lojalno�� i s�u�enie sobie w ka�dej
potrzebie, tak jakby byli bra�mi.
soliter - tu: diament wi�kszy
oddzielnie oprawny
sowizdrza� - narwaniec, lekkoduch,
trzpiot, postrzeleniec; od polskiej
wersji imienia niemieckiego
wie�niaka, kt�ry sta� si�
najg�o�niejszym w Europie weso�kiem,
b�aznem, uosobieniem m�dro�ci i humoru
ludowego, dzi�ki jego biografii,
kt�rej pierwsza wersja ukaza�a si� w
1515 r. w Strasburgu, najbardziej
znane polskie t�umaczenie ukaza�o si�
w 1540 r. pt. "Sowi�rza� krotofilny i
�mieszny".
spektatorka (z �ac.) - osoba
ogl�daj�ca co, przygl�daj�ca si�
czemu; widz
spencerek (z ang.) - tu: kaftanik
lub kurteczka dla dziecka
stancja - tu: izba mieszkalna,
pok�j
"Stracone zachody mi�osne" - tytu�
komedii W. Szekspira (1564-1616)
szafarka (z niem.) - osoba
zarz�dzaj�ca spi�arni�, dozoruj�ca
gospodarstwa, maj�ca w swoim zarz�dzie
klucze
sze�� z�otych - w zaborze rosyjskim
z�oty r�wna� si� pi�tnastu kopiejkom,
rubel wi�c mia� sze�� z�otych i
dziesi�� kopiejek
Szyller zob. "Die Braut von
Messina"
taratajka (ros.) - lekka bryczka,
zwykle dwuko�owa, bez resor�w (pol.
taradajka, taradejka)
Tebaida - jeden z trzech region�w
staro�ytnego Egiptu, zwany tak�e
G�rnym Egiptem, ze stolic� w Tebach;
osiedlili si� tam pierwsi pustelnicy
chrze�cija�scy
turbacja (z �ac.) - trud, fatyga,
k�opot
turbowa� (z �ac.) - martwi�,
niepokoi�
victoria! (�ac.) - zwyci�stwo
was�g (z niem.) - w Polsce do pocz.
X w. kosz pleciony wy�cie�aj�cy
wn�trze czteroko�owego wozu
bezresorowego; w�z, bryka wys�ane
p�koszkami, u�ywane jako pojazd
gospodarski, podr�ny i baga�owy
wibruj�cy - tu: podekscytowany,
wzburzony
wint - gra w karty, prototyp bryd�a
zakarbowana grzywka - przeno�nie:
ufryzowana, u�o�ona, zakr�cona
zby� wiek - tu: prze�y� wiele lat
zerwane nerwy - tu: nadwyr�one,
os�abione
zmy�la�a - tu: wyczerpywa�a si�,
suszy�a, �ama�a sobie g�ow�
"�em nie jest jako �w celnik" -
s�owa faryzeusza z przypowie�ci o tym,
�e kto si� wywy�sza, b�dzie
poni�ony, a
kto si� poni�a, b�dzie wywy�szony,
wed�ug Ewangelii �w. �ukasza (18,
9-14)
I
Pani Taidy Skarszewskiej nikt nie
lubi� w okolicy, ale ka�dy musia� j�
szanowa�, liczy� si� z ni� i
przyci�ni�ty do muru - przyzna�, �e
by�a wiele warta.
By�a to kobieta, kt�r� bieda i
praca wychowa�a, bieda i praca
nauczy�a, bieda i praca towarzyszy�a
wiod�c przez �ycie. W tej kompanii
stwardnia�o jej serce, wyrobi� si�
despotyczny charakter - nawet
zgrubia�y rysy, g�os, wyra�enia. By�a
bezwzgl�dna dla s�abo�ci, wymagaj�ca
cnoty jako obowi�zku, pracy jako
jedynej d�wigni i celu �ycia,
pogardzaj�ca pr�niakiem jak
przest�pc�, prawi�ca prawd� ostr�
twardo, bez �adnych ogr�dek! Nie
wierzy�a w s�abe zdrowie, w przeciwne
okoliczno�ci, w pokusy i upadki -
nawet w wadliwe wychowanie i
dziedziczne wady. Dla niej �wiat nie
dzieli� si� na stany, klasy, p�cie.
Nie. By� to cz�owiek pracuj�cy - do
niego nale�a�a ziemia; by� pr�niak -
dla niego by� Sybir, wi�zienie, ba!
gdyby by�a prawodawc�, doda�aby bez
wahania szubienic�.
Razu jednego krewniak jej i
chrzestny syn zarazem zgra� si� i
przyci�ni�ty konieczno�ci� przyjecha�
b�aga� o ratunek. Wtedy ju� pani Taida
mia�a srebrne w�osy, ale si� pozby�a
towarzyszki biedy, wi�c mog�a go
poratowa�. Przyj�a go w stodole,
gdzie dozorowa�a zdawanie partii
pszenicy, i zaraz ofukn�a, �e w
roboczy dzie� nie p�jdzie go bawi� do
salonu. Nie�mia�o opowiedzia� swe
nieszcz�cie.
Skoczy�a jak furia:
- Nieszcz�cie! Jak �miesz to tak
nazywa�! Nieszcz�cie �wi�ta rzecz.
B�g je zsy�a. To Jezusowe cierpienie!
A twoje nieszcz�cie czego warte? -
stryczka. Sznurek ci dam, ot masz,
powie� si�, ty �otrze!
- Ale� ciociu, ja si� do winy
przyznaj�, ale ja si� poprawi�, nie
wezm� kart do r�ki! Ten jeden raz! Nie
o mnie zreszt� chodzi, ale o ziemi�.
Serce mi si� krwawi nad dol� Zapola.
- B�d� spokojny. Ziemia bez
szubrawca nie zginie, owszem
odetchnie, gdy po niej chodzi�
przestaniesz. �adnie ty j� uprawiasz,
�licznie o ni� dbasz! Owszem, owszem,
�eby was nie sta�o co do jednego,
hultaj�w, rozpustnik�w, leni�w,
graczy, jarmarkowicz�w, toby mo�e ta
nieszcz�liwa ziemia odetchn�a.
Robactwem szkodliwym jeste�cie i
chwastem! I ty �miesz do mnie si�
zwraca� o ratunek! Masz!
I rzuci�a mu pod nogi k��bek
szpagatu.
Tedy si� krewniak bardzo obrazi� i
bywa� przesta�. Co prawda, ma�o kto
odwiedza� Rud�, maj�tek pani Taidy, bo
prawie ka�dy us�ysza� tam kazanie i
gorzk� prawd� ci�ni�t� bez ogr�dki w
oczy. Ona sama o go�ci ma�o dba�a
mawiaj�c:
- Pr�bowa�am tego za m�odu, ale si�
nie op�aci�o. Go�� zawsze oderwie od
zaj�cia, zajmie czas - i na co? Tylko
obmowa i plotki, bo tylko si� s�siad�w
s�dzi, krytykuje lub wy�miewa. O czym
innym gada� na partykularzu? Potem
pojedzie dalej i co sam m�wi�, w�o�y w
twoje usta, jeszcze co� dokomponuje i
ot, gotowa zwada ze s�siadem. A s�u�ba
go�cinna buntuje miejscow� albo wprost
odmawia. Nigdy po go�ciach nie
zostanie nic dobrego, tylko irytacja i
�miecie w domu! Zreszt�, nie ma czasu
na wizyty.
Nie kry�a si� z tym zdaniem, wi�c
ludzie og�osili j� za j�dz� i skner� i
traw� por�s� podjazd do domu w Rudzie,
bo i pani Taida niewiele zu�ywa�a koni
na swoje przyjemno�ci.
Kilka razy do roku je�dzi�a do
parafii na wielkie �wi�ta lub do
spowiedzi, kilka razy za interesami do
powiatu, par� razy do brata i siostry,
i na tym si� ko�czy�y jej stosunki ze
�wiatem.
Przez ca�e swe �ycie wierna by�a
"Gazecie Warszawskiej" i wierzy�a w
ni� bezwarunkowo co do polityki i
korespondencyj rolniczych, potem
zaprenumerowa�a "Kraj", ale co rychlej
si� wycofa�a.
Mo�na dosta� ��taczki z irytacji
czytaj�c ich polemiki! I co z tego za
korzy��! Ja wiem, �e jest ci�ko, �le,
niezno�nie! Ale jak mi kto b�dzie
bezustannie przypomina�, to mnie ca�a
moc odpadnie i robi� nic nie zechc�!
Cz�owiek dwa razy nie �yje ani doli
sobie nie wybiera. Jaka mu wypad�a,
musi j� odby�. Na tamtym �wiecie
b�dzie �ad, a tutaj nigdy!
Dewotk� nie by�a pani Taida.
Pacierz ranny odmawia�a o �wicie id�c
na gumno, wieczorny rozbieraj�c si� do
spoczynku, w niedziel� odmawia�a
modlitwy ze starego "O�tarzyka
polskiego", kt�ry odziedziczy�a po
matce, a gdy mia�a woln� chwil� lub
dotkn�a j� jaka kl�ska, otwiera�a na
chybi� trafi� "Listy �w. Paw�a",
odczytywa�a stroniczk� i tyle.
Ubiera�a si� zawsze na czarno, bez
pretensji, nie posiadaj�c w swej
garderobie nigdy wi�cej nad dwie
suknie; jad�a bardzo ma�o, sypia�a
sze�� godzin na dob�. Od �witu do
zmierzchu na nogach lub na w�zku, nie
powiedzia�a nikomu w �yciu "nie mam
czasu" lub "poczekaj", czy z
wrodzonych zdolno�ci, czy d�ugoletniej
rutyny maj�c w g�owie przedziwny �ad.
�ycie jej up�yn�o w Rudzie, a
dzie�a i czyny nie wysz�y poza zakres
szarego t�umu ziemian. Gdyby by�a
m�czyzn�, sta�aby si� luminarzem
powiatu, ale �e by�a kobiet�, wi�c nie
mia�a g�osu ni w radzie, ni w s�dzie,
ni na zjazdach marsza�kowskich -
nigdzie. Nie mog�a zaprotestowa�, gdy
podwy�szono podatki, ani obroni� si�,
by jej nie wyznaczano reparacji dr�g o
siedem mil, ani wp�yn�� na obni�enie
procent�w w Banku Wzajemnego Kredytu,
kt�rego by�a cz�onkiem; mia�a tam
g�os, ale osobi�cie go u�ywa� nie
mia�a prawa.
Mia�a wszystkie ci�ary obywatela,
bez �adnych prerogatyw.
Osiemnastoletni� dziewczyn� wysz�a
za m��, gdy mia�a dwadzie�cia dwa lata
zosta�a wdow� z dwoma synami i
mn�stwem d�ug�w. Naznaczona opiekunk�
ma�oletnich, d�ugie lata by�a pod
kontrol� marsza�kowskiej kancelarii,
pilnowali j� ostro panowie s�siedzi,
wymagano szczeg�owych rachunk�w,
wtr�cano si� we wszystko. Ale d�ug�w
nikt nie p�aci� - tylko ona, kl�sk
nikt nie wynagradza� - tylko ona,
biedy nikt nie cierpia� - tylko ona,
syn�w nikt nie uczy� - tylko ona, i
Rudy nikt nie kocha� - tylko ona.
A gdy starszy syn, W�odzimierz,
doszed� do pe�noletno�ci, na obiedzie
u marsza�ka panowie mu rzekli:
- No, uchowali�my ci Rud� w
porz�dku. Teraz o sw�j los i byt
mo�esz by� spokojny!
I byli rzetelnie rozrzewnieni sw�
obywatelsk� s�u�b�.
W pracy swej i trudzie nie by�a
jednak pani Taida sama. Mieszka�a z
ni� siostra niezam�na, troch� u�omna,
wskutek tego wykre�lona z kandydatek
do stanu ma��e�skiego, panna Jadwiga,
ciocia Dysia, jak j� nazywali ch�opcy.
Kopciuszek rodziny, ciocia Dysia po
owdowieniu siostry przyjecha�a na czas
jaki� do Rudy i zosta�a na zawsze.
By�a cichutka, �agodna, ka�demu z
drogi ust�puj�ca, skrz�tna i
pracowita. Jest na �wiecie wiele
panien brzydkich i kalek skazanych na
samotn� staro�� i wykolejenie, ale
kt�ra� w por� zrezygnuje z marze�,
kt�ra w por� dobrowolnie usuwa si� od
uczu�, pragnie� i utartego celu, kt�ra
potrafi wynale�� sobie inny cel, a nie
sta� si� po�miewiskiem i
nieszcz�liw�?
Ot� ciocia Dysia nie sta�a si�
po�miewiskiem, nie poczu�a si� nigdy
nieszcz�liw� i nawet mawia�a, �e
innej doli nie pragnie. Stan�a do
pomocy siostrze, jeszcze bardziej
ukryta w szarej masie obywatelstwa
okolicy. Pani Taida nie mia�a prawa
korzystania ze swego g�osu - ciocia
Dysia nawet g�osu nie mia�a. O pani
Taidy czynach i dzie�ach nie wiedziano
poza powiatem, o czynach cioci Dysi
nie wiedzia� nikt i nikt o niej nawet
nie m�wi�.
W Rudzie pani Taida, burcz�c
cz�sto, karc�c ostro, napominaj�c co
chwila, prowadzi�a m�skie
gospodarstwo; ciocia Dysia, drepcz�c
du�o, gderz�c po trosze, zajmowa�a si�
kobiecym. Tak si� to cichutko
odbywa�o, �e zdawa�o si�, �e ona nic
nie robi. Nawet my�la�a to pani Taida
i z roku na rok, w miar� rozwoju
gospodarstwa, dodawa�a siostrze
obowi�zk�w.
I wreszcie po latach ciocia Dysia
zajmowa�a si� �pi�arni� i kuchni�,
drobiem i domem, ogrodem i nabia�em.
Nie bez tego, �eby nieraz wyr�czy�a
siostr� w prowencie i dogl�daniu
inwentarza. Mie�ci�o si� to jako�
zgodnie w dwunastu godzinach dnia
roboczego i nie zalega�o nazajutrz.
Z zami�owania, dogadzaj�c sobie,
ciocia Dysia leczy�a ch�op�w i
marzy�a, jak by to pi�knie by�o, �eby
dwie stancje w czworakach zaj�� na
szpitalik.
W niedziel� snu�a sobie na ten
temat plany.
Dwie stancyjki bielutkie, ��ka
czyste, bia�a po�ciel, apteczka,
wanna. Bo to przychodzi chory - dasz
lekarstwo, on p�jdzie do chaty, zje co
niezdrowego albo wyjdzie w nocy na
mr�z, albo zabrudzi ran�, i wszystko
przepad�o!
- Mo�e ci jeszcze do tego szpitala
par� szarytek si� chce i Kosi�skiego z
Warszawy! - dogadywa�a pani Taida.
- Pewnie, �e szarytek mi si� chce,
ale jak nie wolno, to nie! Dozorczyni�
bym znalaz�a, a doktorem powinien
W�odzio zosta�!
I dalej roi�a ciocia Dysia ju� w
my�li.
Ot� nie roi�a na pr�no. Pewnego
roku, gdy ogromnie obrodzi�a pszenica,
a W�odzio �wietnie sko�czy� gimnazjum,
pani Taida kaza�a opr�ni� dwie
stancje w oficynie i na imieniny cioci
Dysi po�o�y�a przed ni� klucz i sto
rubli:
- Oto masz na tw�j szpital.
- A ja jad� do Kijowa na medycyn�!
- rzek� W�odzio.
A ciocia Dysia zacz�a z rado�ci
p�aka�.
Za�o�ono tedy szpitalik, a pakowne
by�y te dwana�cie godzin cioci Dysi,
bo i to si� w nich pomie�ci�o.
Ch�opc�w swoich wychowywa�a pani
Taida surowo.
Malcy hartowali cz�onki i zdrowie
chodz�c boso, je�d��c oklep konno,
ma�o si� ucz�c do o�miu lat. Potem
przygotowywa� ich do gimnazjum
miejscowy nauczyciel wiejski i szli do
szk�. Matka osobi�cie uczy�a ich
historii, ciocia Dysia religii i szli
w �wiat.
Obydwaj mieli stancj� u znajomego
jurysty w gubernialnym mie�cie, gdzie
pani Taida by�a o nich spokojna i nie
widywa�a od wakacyj do wakacyj.
Ale po paru latach musia�a pani
Taida umie�ci� ich u profesora. Wtedy
zacz곳a ich odwiedza� co par�
miesi�cy, a pisywa� co tydzie�.
Gdy mieszkali jeszcze w domu, nad
��kiem, pod �wi�tym obrazkiem, mia�
ka�dy p�czek brzeziny. Nie by� to
pusty symbol. Matka mia�a gniew
pr�dki, a r�k� skor� - z brzezin� t�
bywali cz�sto w bli�szych stosunkach.
Gdy wyjechali do szk� i wr�cili w
mundurkach na wakacje, ujrzeli ze
zgroz�, �e brzezina by�a na dawnym
miejscu. W�odzio, starszy, �mielszy,
zerwa� swoj� ze �ciany i wyrzuci�
przez okno. Kazik, m�odszy, tylko
z�bami zazgrzyta�, ale nie tkn��.
Nazajutrz, gdy pokazali cenzury i
list Ozierskiego, przekonali si�, �e
symbol zachowa� sw� dawn� si��.
W�odzio dosta� za z�y stopie� z
arytmetyki, Kazio za skarg�
Ozierskiego, �e we dwoje z jego c�rk�
wybrali si� pewnego dnia niedaleko, bo
do Ameryki. Z�apano ich za rogatkami,
gdy� mieli zamiar i�� pieszo do
Hamburga, a na przejazd okr�tem
posiadali ca�e trzy ruble.
Po odnowieniu stosunk�w z brzezin�
nast�pi� mora� kr�tki, bo si� pani
Taida spieszy�a w pole.
- W�odziu, kto nie umie rachowa�,
ten robi d�ugi, a zatem si� ha�bi.
Rozumiesz! Zapami�taj sobie - je�li
wydasz kiedy grosz po�yczony, wypr�
si� ciebie. A pami�taj, �e przez ca�e
�ycie mo�e nie doczekasz si� grosza,
kt�ry b�dziesz m�g� nazwa� w�asnym,
tyle masz obowi�zk�w! Wyrzuci�e�
r�zg�, smarkaczu, a ja ci powiadam,
�eby� swoje wady wyrzuci�, wtedy ja
sama j� sprz�tn�. A tymczasem szanuj
j�, bo� do innego mentora jeszcze nie
dor�s�.
W�odzio, nad�sany, zbuntowany,
wybuchn��:
- U nas, w klasie, nie bij�, my nie
wst�pniaki!
- A to wielka szkoda, �e nie bij�,
i tym bardziej ja b�d� bi�a. Zreszt�
masz r�zgi na czapce, �eby� o tym
pami�ta�.
- To nie r�zgi, to laur! - oburzy�
si� W�odzio.
- Laur, laur, patrzajcie go! Ano,
to si� staraj, �ebym ja w to
uwierzy�a. Dla mnie to r�zgi, wasze
god�o.
Tu si� zwr�ci�a do Kazia, kt�ry
zaci�wszy usta coraz bardziej chcia�
uciec do Ameryki...
- A ty, f�flu jeden, pr�niaku,
ucieka� chcesz? A wiesz ty, kto
ucieka? Z�odzieje, zab�jcy i hultaje.
Sk�de� wzi�� te trzy ruble? - gadaj
zaraz. Mo�e� po�yczy� u kolegi?
- Nie - b�kn�� Kazio.
- Wi�c sk�d je mia�e�?
Kazio milcza�. Wiedzia�a pani
Taida, �e gdy si� zatnie, �adna si�a i
mus nie doprowadzi go do wyznania.
Da�a tedy na ten raz za wygran�.
Takie zwierzenia otrzymywa�a ciocia
Dysia.
Przepadali za ni� ch�opcy, by�a ich
powiernic�, pocieszycielk�, cz�sto
or�downiczk� u matki. Ciocia Dysia
mitygowa�a j�, a im wmawia�a kult dla
matki, opowiada�a jej troski i k�opoty,
jej nadzieje, w nich pok�adane, ich
obowi�zki wzgl�dem niej.
Lata sz�y po latach, ch�opcy uczyli
si� dobrze, coraz rzadziej spotykali
si� z brzezin�, wreszcie przesz�a w
mit, jeszcze gro�ny, ale coraz
niewyra�niejszy. Zarysowa�y si� te�
coraz wyra�niej ich charaktery.
Na wakacje W�odzio przywozi�
ksi��ki i wiersze, by� rozmowny,
uprzejmy, wes�, figlarz i swawolnik.
Kazio rwa� si� do zaj�cia w polu,
lubi� polowanie, konn� jazd�,
rybo��wstwo, ale by� co do swych my�li
skryty, a przy ludziach dziki i
nieufny.
Matka im wcze�nie zapowiedzia�a, na
co si� maj� kierowa�.
- Bo i po co to ba�amuctwo -
m�wi�a. - Niech od razu ka�dy wie, co
ma i co go czeka, to nie b�d� b��dzi�.
Rudy nie podzielimy, bo albo jeden
we�mie las bez roli, albo drugi pole
bez drzewa. W ca�o�ci to co� warte, a
w kawa�kach obadwa pogin� i
naturalnie, czyja b�dzie wina - matki!
Je�li B�g �ycie mi przed�u�y, a las
si� troch� przetnie, to na sp�at�
W�odzia si� zbierze. Niech sobie fach
wybierze. A Kazio tu zostanie. Tylko
ja ci� tu, nieuka, nie wezm�, �eby�
eksperymenty na Rudzie czyni�, b�ki
strzela� i �eby ta kochana ziemia za
ciebie pokutowa�a. �wiat idzie
naprz�d, a rolnik musi wi�cej
umie� ni� kto inny. P�jdziesz
tedy po teori� na akademi�, a
praktyki to ju� ja ci� doucz�!
By� to wyrok bez apelacji, a �e
ciocia Dysia po swojemu wy�o�y�a go
ch�opcom, wi�c przyj�li bez szemrania
i �adnych warunk�w; ludzie za� nie
bywali w Rudzie, wi�c �aden przyjaciel
nie zbuntowa� ch�opc�w na "baby, co
ich za nos wodz�!"
Dzie� powszedni w Rudzie
rozpoczyna� si� s�o�cem i jeden do
drugiego by� tak podobny jak paciorki
r�a�ca. Latem siostry prawie si� nie
widywa�y, zaj�te ka�da w swoim
zakresie, spotykaj�c si� na chwil�
przy posi�ku; jesieni� i zim� sp�dza�y
razem wieczory w sypialni pani Taidy.
Gwarzy�y o robotach uko�czonych, o
zamierzonych; cioci Dysi pracowite
r�ce miga�y ig��, pani Taida pisa�a
dzienne rachunki, a na zako�czenie w
wielkiej ksi�dze notowa�a g��wniejsze
dnia wypadki. Ksi�ga ta by�a histori�
jej �ycia, chcia�a j� synom zostawi�
na pami�tk�.
Gdy by� dzie� pocztowy, czyta�a
g�o�no gazet�, a gdy otrzyma�a jaki�
list, wnet na� odpisywa�a. Listy
jednak by�y rzadko�ci�; opr�cz
ch�opc�w korespondowa�a tylko z
siostr�, bratem i Oziersk�.
Tej ostatniej listy by�y zawsze
tematem do rozm�w. Ozierscy mieli trzy
c�rki i by�a to zrazu zazdro�� pani
Taidy.
- Szcz�liwa, ma c�rki! Co to syn!
Albo si� go ma dla siebie? Byle od
ziemi odr�s�, idzie do szk�, uczy si�
ze dwana�cie lat, a potem rzuci matk�
dla lada lafiryndy i B�g wie, kogo
mo�e do gniazda sprowadzi�. A �ona
odci�gnie go do reszty od rodziny - i
koniec! C�rka to moje w�asne,
pokieruj�, jak zechc�, i wstydu nie
zrobi, d�ug�w nie zaci�gnie i zaraz
jest z niej pomoc i wyr�czenie.
Szcz�liwa Ozierska, nie b�dzie nigdy
samotna.
Okaza�o si� jednak, �e ka�de
szcz�cie ma rys�, kt�r�dy
nieszcz�cie si� s�czy dla r�wnowagi.
Ozierskim c�rki sta�y si� k�opotem
i zgryzot� ca�ego �ycia. Najstarsza
wysz�a za m�� i wegetowa�a gdzie� w
g��bi Wschodu, nie �miej�c nawet
skar�y� si� rodzicom, kt�rzy odradzali
jej z ca�ych si� to ma��e�stwo.
Druga po�lubi�a zdolnego technika,
kt�ry w rok po �lubie zosta� wys�any
do Eupatorii i tam wl�k� sm�tny �ywot
jakby wygna�ca.
Najm�odsza, podlotek, zapowiada�a
si� jeszcze gorzej. Samowolna,
nieokie�znana natura, g�owa szalona,
przy tym nies�ychanie zdolna i
ambitna, wypowiada�a pos�usze�stwo
wszelkim prawom, zwyczajom, formom;
trwa�a w nieustannym buncie z rodzin� i
spo�ecznym porz�dkiem. Ona to z Kaziem
ucieka�a do Ameryki, a potem rzuci�a
si� do nauk, czytaj�c najskrajniejsze
dzie�a, wyg�aszaj�c zasady
rewolucyjne, emancypuj�c si� spod
w�adzy rodzicielskiej, wypowiadaj�c
wojn� ca�emu ustrojowi �wiata.
Listy Ozierskiej pe�ne by�y
rozpaczy i troski, �y�a w ci�g�ej
trwodze o skandal, ucieczk�, jawn�
kompromitacj�. W�odzio, gdy
przyje�d�a� na wakacje, opowiada�
tysi�ce awantur "wariatki Stasi".
Zna�a j� tedy dobrze z opinii pani
Taida, zanim pozna�a osobi�cie.
Pewnego lata Ozierska przywioz�a j�
z sob� do Rudy na par� tygodni
wakacyj.
Rachowa�a w duchu, �e mo�e wp�yw
pani Taidy czego� doka�e, a wiejska
samotno�� umityguje egzaltacj�
dziewczyny.
Sta�o si� jednak, �e okrzyczana
Stasia podoba�a si� pani Taidzie -
przynajmniej nie zrobi�a na niej
wra�enia takiego dziwol�ga, jakiego
sobie wyobra�a�a.
By�a nie�adna, ale uderzaj�ca
charakterem i inteligencj�, przy tym
zaj�ta �ywo przedmiotem, czynna,
ruchliwa, ciekawa nowego otoczenia i
�ycia.
- Oczernili�cie j�, moja droga! -
rzek�a do Ozierskiej. - C� tak
strasznego, kozak_dziewczyna, i tyle.
- Poczekaj! - westchn�a Ozierska.
Nazajutrz rano nie by�o w domu
Stasi. O �wicie, um�wiwszy si� zapewne
z wieczora i wcale starszych nie
uprzedzaj�c, posz�a z Kaziem na
kaczki.
Wr�cili oko�o po�udnia, oboje
ob�oceni po szyj�. Stasia nios�a z
kawalersk� dezynwoltur� kapelusz na
tyle g�owy, flint� na ramieniu, dwie
kaczki u torby i gwizda�a.
- Jezus, Maria! - j�kn�a Ozierska.
- Do czego� ty podobna.
W�odzio, us�yszawszy, co Stasia
gwi�d�e, pocz�� chichota� i dogadywa�,
ciocia Dysia a� przesta�a drylowa�
wi�nie. Pani Taida obejrza�a j� od
st�p do g�owy, wsta�a i zawo�a�a za
sob� Kazia do domu.
- B�dzie mu ciep�o! - mrukn��
W�odzio.
- Moje dziecko! - rzek�a przera�ona
ciocia Dysia. - Sama� te kaczki
zabi�a?
- Sama, a jak�e! By�a i trzecia,
ale upad�a w tak� topiel, �e gdym po
ni� posz�a, o ma�om nie zosta�a na
zawsze.
- Jak�e ci na to Kazio pozwoli�?
- Wcalem si� go nie pyta�a. Nie
jestem dama, �eby mi �wiadczy�
grzeczno�ci.
- A co ty jeste�? - zagadn�a
�miej�c si� ciocia Dysia.
- Jestem cz�owiek! - i po�o�ywszy
kaczki na stopniach ganku doda�a: -
Zarobi�am na �niadanie.
Pani Taida wr�ci�a i ozwa�a si�:
- Zarobi�a� na co� jeszcze wi�cej.
Powiem ci po �niadaniu.
- Id��e si� przebierz! - zawo�a�a
oburzona matka - i zastan�w si�, czy
to wypada tak si� zachowywa�!
- Mama si� wiecznie turbuje, �e nie
wypada. Niech mama mocno kopnie, to
wypadnie! - rzek�a niefrasobliwie
Stasia, nikn�c w domu.
Ozierska spojrza�a bez s��w na
pani� Taid�.
Ta ramionami ruszy�a.
- Ano, da�abym jej rad� ja -
rzek�a. - Kazio ju� drugi raz nie
p�jdzie, za to ci r�cz�!
W jadalni dwoje winowajc�w zesz�o
si� u sto�u.
- C� dosta�e�? - zagadn�a Stasia.
- Wiadomo! - mrukn�� Kazio.
- Bo ja ci m�wi� i powtarzam: id�my
w �wiat.
- Et! Matki nie porzuc�.
- G�upi�!
- Sama� g�upia!
Na tym si� urwa�a rozmowa, bo byli
oboje bardzo g�odni, a wi�c k��ci� si�
nie mieli czasu. Dopiero zjad�szy
wszystko, co by�o na stole, Stasia
spyta�a:
- P�jdziemy jutro?
- Ani my�l� wodzi� z sob� bab�, o
kt�r� mnie potem �aj� jak smarkacza.
- Przypomn� ci to po wakacjach.
Pami�taj! - rzuci�a oburzona,
wychodz�c.
Czeka�a na ni� pani Taida i
zagadn�a:
- Powiedz mi, Stasiu, jakie masz
zamiary na przysz�o��?
Dziewczyna by�a w najgorszym
usposobieniu. Siad�a na schodkach,
podpar�a brod� pi�ciami i �u�a
przekle�stwa.
- Moich zamiar�w pani nie zrozumie
- odpar�a.
- Dlaczeg� to?
- Bo pani pochodzi z epoki niewoli
i ciemnoty, a ja stoj� u wr�t swobody
i o�wiaty.
- Stasiu - j�kn�a matka.
- Daj pok�j, moja droga! Przecie
ona mnie nie mo�e obrazi�. Owszem,
ciekawam tej nowej epoki. D��ysz tedy
do swobody i o�wiaty. Jedno i drugie
jest szanowne, ale to nic nowego ani
dla mnie niezrozumia�ego. Chcesz tedy
nauki, a potem pracy! To bardzo
dobrze. Tylko czy ty rozumiesz, czego
chcesz - co to jest nauka i praca?
- No, to chyba elementarz! -
za�mia�a si� Stasia.
- Szkoda tedy, �e tego elementarza
nie umiesz. Bo dokucza� matce to nie
o�wiata, ale dziko��, a b�oci� si� na
kaczkach to nie praca, ale swawola.
- Nie ja matce, ale matka mnie
dokucza. Polowania nie zabrania mi
�adne prawo, tylko g�upi, nielogiczny
obyczaj. Tego wype�nia� nie my�l�.
Starsze panie milcza�y, ale Stasia
rozgrza�a si� i wybuch�a:
- �eby si� kto chcia� zastanowi�,
ile takich anachronizm�w jak rak toczy
ludzi. �eby kobiety same si�
zastanowi�y, jaki dla nich jest wstyd
i ha�ba w tych obyczajach niby
opieku�czych, w tym ohydnym "nie
wypada"! Nie wypada si� uczy�, bo to
ujma kobieco�ci, nie wypada samej
je�dzi� i chodzi�; nie wypada pannie
obra� sobie fachu i opu�ci� dom
rodzicielski; nie wypada ostrzyc
warkoczy, zarzuci� gorset, ubiera� si�
niemodnie; nie wypada nie by� naiwn�,
pali� tytoniu, �piewa� weso�ych
kuplet�w i gwizda�; nie wypada by�
cz�owiekiem, mie� indywidualno��,
charakter! No, a gdy przestrzega tych
prawide�, jaka� nagroda? - dostanie
m�a. To ci dopiero szczyt wart
takiego starania! Mia�abym si� za
kretynk�, gdybym dla takiej nagrody
spe�ni�a cho� jedno "wypada" i zatru�a
sobie jedn� minut� mojej z�otej
swobody.
- To s� s�owa, a gdzie� twoje
czyny? - spyta�a spokojnie pani Taida.
- S��w mi nikt nie hamuje, a czyn
ka�dy musz� zdobywa�. Mam lat
siedemna�cie i ko�cz� gimnazjum. Pani
synowie tyle� uczynili z pomoc� i
zach�t� ca�ego �wiata, co ja z buntem,
przeszkodami i oporem. I je�li kto
kogo si� radzi w matematyce, to nie ja
ich.
- A potem? - bada�a powa�nie pani
Taida.
- Jak zdam na patent, b�d�
korepetycjami zbiera�a fundusz na
uniwersytet, s�uchaj�c gniew�w i
rozpaczy rodzic�w, jak gdybym cze��
swoj� sprzedawa�a. Dobrego s�owa nikt
mi nie da� i nie da, a nawet go teraz
ju� nie chc�. Przebojem dojd� do celu!
Za ch�opami uciemi�onymi, spodlonymi
niewol� gard�owali wszyscy szlachetni,
za Murzyn�w lali krew bohaterowie,
kobiety s� tak�e spodlone i
uciemi�one, ale o nie nikt si� nie
upomni, a je�li si� kto odezwie, to
tylko z szyderstwem! Tote� i my do
spo�ecze�stwa, co nas zaku�o w
niewol�, czujemy nienawi��!
Tu ciocia Dysia podnios�a sw�j
cichy g�os:
- Ale�, Stasiu, na �wiecie nie brak
pracy, ale r�k ch�tnych, nawet nie
burz�c podstaw spo�ecznych. Nie ten
wiele robi, kto wysoko stoi, ale ten,
kto cho� maluczki, spe�nia powo�anie.
- Ale jeden ma powo�anie chowa�
ciel�ta i dzieci, a drugi by�
astronomem lub chemikiem.
- A wiesz ty, �e u nas w kraju du�o
mniej jest poprawnych ciel�t ni�
uczonych ludzi - zawo�a�a pani Taida.
- Mamy kraj rolniczy, a stoimy
najni�ej w kulturze rolnej, tracimy
ziemi� z powodu niezdarstwa jednych, a
wielkich aspiracyj drugich. Jak �yd�w
kl�twa Bo�a, tak nas w�asna g�upota
wyp�dzi z ziemi. �eby� ty by�a
cz�owiekiem, toby� nie powinna my�le�
o swojej p�ci, ale o swojej
narodowo�ci, bo to jest kwestia, wobec
kt�rej twoje szalone idee, chocia�
maj� racj�, powinny siedzie� cicho.
Stasia umilk�a, gorej�cymi oczami
patrz�c na m�wi�c�. Pierwszy raz w
�yciu kto� jej tak kwesti� postawi� i
tak my�l skierowa�. A pani Taida
m�wi�a dalej:
- Dlatego my powinni�my by� w
zgodzie i jedno�ci. Pilnowa� zasad,
obyczaj�w, milcze� na wszelkie
osobiste uciski i utrapienia, si� nie
marnowa� na nic innego. Szanowa�
starszych, bo to jedyna nasza w�asna
w�adza; strzec si� bunt�w i gwa�t�w,
by� wzorem, nie zgorszeniem.
Zazdro�cisz laur�w bohaterom, swobody
ch�opom i Murzynom. Wierz mi, tu jest
sztandar, pod kt�rym s�u�y� warto,
tylko na to trzeba by� cz�owiekiem.
I to powiedziawszy, pani Taida
wsta�a, a przechodz�c przesun�a r�k�
po roztarganej czuprynie Stasi i
posz�a do swej roboty.
Ozierska i ciocia Dysia mia�y tyle
taktu, �e nie dodawa�y s�owa wi�cej -
�adnych mora��w. I Stasia pozosta�a na
ganku sama, zadumana. Przesiedzia�a
tak godzin�, a potem posz�a przez
ogr�d drog� poln�, po kt�rej
majestatycznie sun�y furgony
na�adowane zbo�em. Woko�o �any si�
ci�gn�y, jak okiem zajrze�, jedne ju�
puste, naje�one �cierniskiem, inne
jeszcze faluj�ce owsem, inne p�ugami
podarte, czarne. Ludzie si� wsz�dzie
uwijali, a w�r�d nich ukazywa�a si� co
chwila pani Taida na swym w�zku, jak
w�dz wydaj�c rozkazy, strofuj�c,
ucz�c, bacz�c na wszystko.
Stasia usiad�a na wzg�rku, pod
krzy�em, i przypatrywa�