2191

Szczegóły
Tytuł 2191
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2191 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Rodziewicz�wna K�dziel Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_b�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z "Wydawnictwa Literackiego", Krak�w 1988 S�owniczek admiratorka (z �ac.) - wielbicielka admonicja (z �ac.) - upomnienie, nagana, pouczenie Almae Matris (z �ac.) - dope�niacz od Alma Mater, uroczystej nazwy nadawanej od �redniowiecza szko�om wy�szym, zw�aszcza uniwersytetom, dos�ownie znacz�cej Matka �ywicielka (tak staro�ytni Rzymianie nazywali wiele bogi�, szczeg�lnie Ceres i Kybele). Tutaj znaczenie dos�owne jest te� brane pod uwag� w nast�pnych zdaniach, w kt�rych przy pomocy tzw. mowy ezopowej bohaterowie m�wi� o matce_ojczy�nie w niewoli. alterowa� (z �ac.) - przejmowa� si�, niepokoi�, trapi� anachronizm (z gr.) - tu: przestarza�e pogl�dy lub zwyczaje, prze�ytek nie wi���cy si� ze wsp�czesnymi warunkami �ycia anewryzm (z gr.) - miejscowe rozszerzenie t�tnicy wywo�ane zmianami lub uszkodzeniem jej �cianki; t�tniak antrakt (z gr.) - tu: przerwa w podr�y Augustyn Aureli, �w. (354-430) - Ojciec Ko�cio�a, filozof; najwa�niejsze dzie�a to: "Wyznania", "O Tr�jcy �wi�tej", "O pa�stwie Bo�ym", listy oraz kazania auskultacja (z �ac.) - metoda badania lekarskiego polegaj�ca na s�uchowej ocenie szmer�w oddechowych p�uc, ton�w i szmer�w serca itp. Bank Wzajemnego Kredytu - Towarzystwo Kredytowe ziemskie, stowarzyszenie w�a�cicieli ziemskich Kr�lestwa Polskiego z siedzib� w Warszawie, za�o�one w 1825 r. z inicjatywy F. Lubeckiego_Druckiego w celu udzielania kredytu d�ugoterminowego posiadaczom du�ej w�asno�ci rolnej, a od ko�ca XIX w. tak�e drobnym gospodarstwom benedyktynka, benedyktyn - najstarszy likier, wyrabiany pierwotnie, od XVI w., przez benedyktyn�w w F~ecamp (Francja), na nalewkach i destylatach z oko�o czterdziestu zi� i korzeni. bezik (z fr.) - gra w karty z pocz�tku XIX w. na dwie, trzy lub cztery osoby dwiema, trzema albo czterema taliami kart biuro - tu: biurko, st�, stolik do pisania br�g - pomieszczenie na siano lub zbo�e, sk�adaj�ce si� z czterech s�upk�w i ruchomego dachu; st�g siana lub zbo�a przykryty daszkiem cenzura - tu: �wiadectwo sprawowania si� i post�p�w ucznia wydawane przez szko�� periodycznie Che�mo�ski J�zef (1849-1914) - polski malarz krajobraz�w i scen rodzajowych, ucze� W. Gersona chru�ciel - crex pratensis, derkacz, kiecak, kaspar, ma�y ptak zamieszkuj�cy trawy i zbo�a ci�g - tu: lot, przelot dzikich kaczek cum laude (�ac.) - z pochwa��; dawna forma oceny wyr�niaj�cej na dyplomach czworaki - budynek o czterech mieszkaniach przeznaczony dla s�u�by folwarcznej Darwin Charles Robert (1809-1882) - przyrodnik angielski, tw�rca teorii ewolucyjnego powstawania gatunk�w zwierz�cych i ro�linnych w drodze doboru naturalnego; g��wne prace to "O powstawaniu gatunk�w drog� doboru naturalnego", "O zmienno�ci ro�lin i zwierz�t w stanie udomowienia", "O pochodzeniu cz�owieka", "O doborze p�ciowym". Dzie�a Darwina uchodzi�y za niemoralne, pannom w XIX w. "nie wypada�o" ich czyta�. Das ewig weibliche (niem.) - pogardliwie: wiecznie kobiece de iure (�ac.) - wed�ug prawa; prawnie; formalnie; zgodnie z prawem dezenwoltura, dezynwoltura (z fr.) - zbyt swobodne zachowanie si� "Die Braut von Messina" (niem.) - "Oblubienica z Messyny" (1803, wyd. pol. 1843), tytu� dramatu fatalistycznego F. Schillera (1759-1805) drapacz - narz�dzie do kruszenia bry� i spulchniania ziemi ekspens (z �ac.) - wydatek, koszt ekstyrpator (z �ac.) - gracownik, narz�dzie rolnicze s�u��ce do wyrywania chwast�w z korzeniami ekwipowa� (z fr.) - wyposa�a�, zaopatrywa� elegia (z �ac.) - tu: �ale, smutne wyznania elegijna (z �ac.) - tu: smutna eskulap (�ac. Aesculapius, gr. Askl~epi~os) - lekarz; w mitologii greckiej Eskulap by� bogiem sztuki lekarskiej; tu: �artobliwie. Eupatoria - miasto na zachodnim wybrze�u P�wyspu Krymskiego za�o�one przez Mitrydatesa IV, by�o siedzib� chan�w tatarskich, od 1783 r. nale�y do Rosji faryzeusz - przeno�nie: cz�owiek fa�szywy, ob�udny; udaj�cy pobo�no��, �wi�toszek, hipokryta (w staro�ytnej Judei cz�onek sekty religijno_politycznej odznaczaj�cej si� �cis�ym przestrzeganiem zewn�trznych przepis�w religijnych) faska - miara zbo�a odpowiadaj�ca pojemno�ci fasy, czyli st�gwi, kadzi - du�ego naczynia z klepek s�u��cego do przechowywania produkt�w f�fel (z fr.) - smarkacz, dzieciuch fiksatka - przeno�nie: dziwaczka, maniaczka flinta (z niem.) - fuzja my�liwska, strzelba fornalka - tu: typ gospodarstwa rolno-hodowlanego funt - jednostka miary, od oko�o 400 do 560 g garniec - dawna polska miara pojemno�ci cieczy i cia� sypkich dziel�ca si� na cztery kwarty i szesna�cie kwaterek, licz�ca od 3,5 do 4 l Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus! (�ac.) - weselmy si� wi�c, p�ki�my m�odzi; mi�dzynarodowa pie�� studencka; tekst w�drownego poety niemieckiego C. W. Kinderlebena (1781) oparty jest na hymnie pokutnym z XIII w., melodia J. G. G~unthera. "Gazeta Warszawska" - najstarszy dziennik warszawski, za�o�ony w 1774 r. przez ksi�dza S. �uskin� jako pismo informacyjne zamieszczaj�ce przek�ady artyku��w zagranicznych. W 1794 r. "Gazeta Warszawska" przesz�a na w�asno�� Lesznowskich, zmieniaj�c okresowo nazw� na "Gazet� Krajow�", nast�pnie na "Gazet� Woln� Warszawsk�", w tym samym roku wr�ci�a do starej nazwy; w latach 1841-1859 pod redakcj� A. Lesznowskiego syna "Gazeta" podnios�a sw�j poziom drukuj�c w odcinkach m.in. powie�ci J. Korzeniowskiego, J. I. Kraszewskiego, T. T. Je�a i in., korespondencyjne J. I. Kraszewskiego, felietony A. Niewiarowskiego. W latach 1859-1889 redaktorem by� J. Kenig, potem S. Lesznowski, kt�ry w 1906 r. przekaza� prawa wydawnicze M. Zamoyskiemu, program "Gazety" poszed� w kierunku Narodowej Demokracji; po 1910 r. redagowa� j� nowy zesp� z R. Dmowskim. Zlikwidowano j� w 1935 r. gratis (�ac.) - darmo, bezp�atnie gumno - 1. stodo�a; 2. plac w stodole z twardo ubitej ziemi, na kt�rym m��ci si� zbo�e cepami; klepisko, boisko, tok; 3. podw�rze gospodarskie wraz z budynkami gospodarskimi homo sum (�ac.) - cz�owiekiem jestem; w�a�c. homo sum, humani nihil a me alienum puto - cz�owiekiem jestem; nic, co ludzkie, nie jest mi obce; z Terencjusza (Heautontimorumenos, 1, 1, 25). Je�li pier� z lodu, nami�tno�� j� spali,@ A je�li z g�azu - roztrzaska!@ - w�a�c. Je�li pier� z drewna..., z W. Gomulickiego (Musisz kocha�, w. 25-28). jurysta (�ac.) - znawca prawa; prawnik kaleta (z tur.) - woreczek sk�rzany na pieni�dze i drobiazgi, noszony przy pasie ka�amaszka (z bia�orus.) - w�zek jednokonny, wybity �ubem, bez budki i resor�w, u�ywany w XVII-XIX w. g��wnie na Litwie, Bia�orusi i Ukrainie kaput (z niem.) - �artobliwie: koniec, po wszystkim, wszystko przepad�o karbol (z �ac.) - roztw�r fenolu u�ywany do dezynfekcji karbowy - nadzorca ch�op�w prowadz�cy rejestr ich pracy kop., kopiejka (z ros.) - setna cz�� rubla korzec - s�owia�ska miara cia� sypkich; u�ywano r�nych korcy lokalnych, wg konstytucji z 1764 r. warszawski korzec skarbowy zawiera� oko�o 120 litr�w, a korzec nowopolski oko�o 128 litr�w; korzec dzielono na 32 garnce. Kosi�ski Julian (1833-1914) - profesor chirurgii w warszawskiej Szkole G��wnej, potem na uniwersytecie "Kraj" - tygodnik polityczno_spo�eczny ukazuj�cy si� w Petersburgu w latach 1882-1909, wsp�za�o�ycielem (razem z W. Spasowiczem) i redaktorem by� E. Piltz, od roku 1906 B. Kuty�owski. "Kraj" reprezentowa� ugodowe tendencje polityczne, g�osi� konieczno�� zbli�enia si� do libera��w rosyjskich, popiera� ruch panslawistyczny; w dziedzinie gospodarki opowiada� si� za programem pozytywistycznym. G��wnymi publicystami byli m.in. E. Piltz, W. Spasowicz, J. Tokarzewicz, wsp�pracownikami E. Orzeszkowa i B. Prus. krup (z ang.) - d�awiec, b�onica krtani Ksi�stwo - Ksi�stwo Warszawskie utworzone przez Napoleona I w 1807 r. jako pa�stwo niepodleg�e, w sojuszu z Francj�, utworzone z ziem II i III zaboru pruskiego (bez Gda�ska), po wojnie 1809 r. poszerzone o odebrany Austrii Krak�w, Kieleckie i Lubelskie; w 1813 r. zaj�te przez wojska rosyjskie, w 1815 r. zlikwidowa� je kongres wiede�ski. kuplet (z fr.) - zwrotka dowcipnej piosenki na tematy aktualne, zazwyczaj z refrenem kursy - tu: wyk�ady, studia lafirynda - tu: lekcewa��co o przesadnej elegantce, strojnisi, kokietce, kobiecie modnej, niepraktycznej legat (z �ac.) - przeznaczenie przez spadkodawc� w testamencie okre�lonego �wiadczenia maj�tkowego dla osoby nie b�d�cej spadkobierc�; zapis lejcowa kasztanka - chodz�ca w lejcach, przed dyszlowym albo obok dyszlowego konia lik; nie w liku - nie liczy si� luminarz (�ac. luminar - pochodnnia) - cz�owiek wybitny, przoduj�cy w jakiej� dziedzinie, znakomito�� marka (z niem.) - tu: znaczek pocztowy marsza�kowskie zjazdy - zjazdy samorz�du szlacheckiego pod przewodnictwem marsza�ka, od 1772 r. w zaborze rosyjskim marsza�ek obierany by� na sejmikach powiatowych, od 1863 r. z nominacji mentor (z gr.) - tu: nauczyciel, wychowawca; w mitologii greckiej imi� wychowawcy Telemacha, syna Odyseusza merynosy (z hiszp.) - owca pochodzenia hiszpa�skiego o cienkiej we�nie, najbardziej przydatnej do przerobu przemys�owego mir - tu: uznanie, powa�anie, szacunek og�u mitygowa� (z �ac.) - �agodzi�, uspokaja�, powstrzymywa� oficyna - skrzyd�o pa�acowe lub budynek wolno stoj�cy w pobli�u pa�acu lub domu, zawieraj�cy kuchni�, piekarni�, mieszkania s�u�by, czasem pokoje go�cinne ospa - tu: otr�by ze zb�, owies bardzo grubo mielony ostracyzm (z gr.) - tu: bojkot towarzyski; w staro�ytnych Atenach s�d skorupkowy, czyli g�osowanie zgromadzenia ludowego za pomoc� skorupek. Ka�dy z cz�onk�w zgromadzenia wypisywa� na skorupce imi� obywatela, kt�rego dzia�alno�� uwa�a� za szkodliw� dla r�wno�ci demokratycznej, ten, na kt�rego pad�o co najmniej sze�� tysi�cy g�os�w, zostawa� wygnany z kraju na lat dziesi��, nie trac�c maj�tku ani praw obywatelskich partykularz (z �ac.) - miejscowo�� odci�ta od �rodk�w �ycia umys�owego; zapad�y k�t, g�ucha prowincja patent - tu: �wiadectwo uko�czenia szko�y, uzyskania tytu�u naukowego lub zawodowego; dyplom patriarchowie - w Starym Testamencie wylicza si� dziesi�ciu praojc�w rodu ludzkiego od Adama do Noego; w �cis�ym znaczeniu patriarchami s� Abraham, Izaak i Jakub jako praojcowie narodu wybranego oraz synowie Jakuba jako praojcowie dwunastu pokole� izraelskich perorowa� (z �ac.) - rozprawia� o czym, rozwodzi� si� nad czym; przemawia� postponowa� (z �ac.) - lekcewa�y� kogo, traktowa� z g�ry, ze wzgard�, pogardza� kim prerogatywa (z �ac.) - wy��czne prawo, przywilej, pierwsze�stwo prowent (z �ac.) - doch�d, zysk, przych�d, urodzaj pud - dawna miara wagi r�wna czterdziestu funtom (16,38 kg) u�ywana w Rosji i Kr�lestwie Polskim reparowa�, reperowa� (z �ac.) - naprawia� rezonowa� (z fr.) - dowodzi�, m�wi� z du�� pewno�ci� siebie; rozprawia�, poucza�, m�drkowa� rozch�d - tu: spo�ycie, wydatek roztargniona czupryna - tu: rozczochrana, potargana sacki - prawdopodobnie chodzi o holendersk� miar� zbo�a, zwan� po niemiecku Sack, r�wn� 83,442 litr�w sankcja - tu: potwierdzenie, akceptacja sensualny (z �ac.) - tu: zmys�owy sie sind doch Mensch (niem.) - pani jest przecie� cz�owiekiem simmentalery, byd�o simentalerskie - rasa byd�a pochodz�ca ze Szwajcarii, o sier�ci p�owo��tej lub jasnoczerwonej w bia�e plamy. Odznacza si� masywn� budow� cia�a, hodowana ze wzgl�du na du�� mleczno�� i dobre mi�so (Simmental - dolina rzeki Simme w Szwajcarii). skandynawskie braterstwo - tzw. braterstwo krwi w mitologii skandynawskiej polega�o na tym, �e m�czy�ni w trakcie sk�adania przysi�gi nacinali sobie �y�y i mieszali krew w wg��bieniu �lad�w swych st�p. Obowi�zywa�a ich wzajemna lojalno�� i s�u�enie sobie w ka�dej potrzebie, tak jakby byli bra�mi. soliter - tu: diament wi�kszy oddzielnie oprawny sowizdrza� - narwaniec, lekkoduch, trzpiot, postrzeleniec; od polskiej wersji imienia niemieckiego wie�niaka, kt�ry sta� si� najg�o�niejszym w Europie weso�kiem, b�aznem, uosobieniem m�dro�ci i humoru ludowego, dzi�ki jego biografii, kt�rej pierwsza wersja ukaza�a si� w 1515 r. w Strasburgu, najbardziej znane polskie t�umaczenie ukaza�o si� w 1540 r. pt. "Sowi�rza� krotofilny i �mieszny". spektatorka (z �ac.) - osoba ogl�daj�ca co, przygl�daj�ca si� czemu; widz spencerek (z ang.) - tu: kaftanik lub kurteczka dla dziecka stancja - tu: izba mieszkalna, pok�j "Stracone zachody mi�osne" - tytu� komedii W. Szekspira (1564-1616) szafarka (z niem.) - osoba zarz�dzaj�ca spi�arni�, dozoruj�ca gospodarstwa, maj�ca w swoim zarz�dzie klucze sze�� z�otych - w zaborze rosyjskim z�oty r�wna� si� pi�tnastu kopiejkom, rubel wi�c mia� sze�� z�otych i dziesi�� kopiejek Szyller zob. "Die Braut von Messina" taratajka (ros.) - lekka bryczka, zwykle dwuko�owa, bez resor�w (pol. taradajka, taradejka) Tebaida - jeden z trzech region�w staro�ytnego Egiptu, zwany tak�e G�rnym Egiptem, ze stolic� w Tebach; osiedlili si� tam pierwsi pustelnicy chrze�cija�scy turbacja (z �ac.) - trud, fatyga, k�opot turbowa� (z �ac.) - martwi�, niepokoi� victoria! (�ac.) - zwyci�stwo was�g (z niem.) - w Polsce do pocz. X w. kosz pleciony wy�cie�aj�cy wn�trze czteroko�owego wozu bezresorowego; w�z, bryka wys�ane p�koszkami, u�ywane jako pojazd gospodarski, podr�ny i baga�owy wibruj�cy - tu: podekscytowany, wzburzony wint - gra w karty, prototyp bryd�a zakarbowana grzywka - przeno�nie: ufryzowana, u�o�ona, zakr�cona zby� wiek - tu: prze�y� wiele lat zerwane nerwy - tu: nadwyr�one, os�abione zmy�la�a - tu: wyczerpywa�a si�, suszy�a, �ama�a sobie g�ow� "�em nie jest jako �w celnik" - s�owa faryzeusza z przypowie�ci o tym, �e kto si� wywy�sza, b�dzie poni�ony, a kto si� poni�a, b�dzie wywy�szony, wed�ug Ewangelii �w. �ukasza (18, 9-14) I Pani Taidy Skarszewskiej nikt nie lubi� w okolicy, ale ka�dy musia� j� szanowa�, liczy� si� z ni� i przyci�ni�ty do muru - przyzna�, �e by�a wiele warta. By�a to kobieta, kt�r� bieda i praca wychowa�a, bieda i praca nauczy�a, bieda i praca towarzyszy�a wiod�c przez �ycie. W tej kompanii stwardnia�o jej serce, wyrobi� si� despotyczny charakter - nawet zgrubia�y rysy, g�os, wyra�enia. By�a bezwzgl�dna dla s�abo�ci, wymagaj�ca cnoty jako obowi�zku, pracy jako jedynej d�wigni i celu �ycia, pogardzaj�ca pr�niakiem jak przest�pc�, prawi�ca prawd� ostr� twardo, bez �adnych ogr�dek! Nie wierzy�a w s�abe zdrowie, w przeciwne okoliczno�ci, w pokusy i upadki - nawet w wadliwe wychowanie i dziedziczne wady. Dla niej �wiat nie dzieli� si� na stany, klasy, p�cie. Nie. By� to cz�owiek pracuj�cy - do niego nale�a�a ziemia; by� pr�niak - dla niego by� Sybir, wi�zienie, ba! gdyby by�a prawodawc�, doda�aby bez wahania szubienic�. Razu jednego krewniak jej i chrzestny syn zarazem zgra� si� i przyci�ni�ty konieczno�ci� przyjecha� b�aga� o ratunek. Wtedy ju� pani Taida mia�a srebrne w�osy, ale si� pozby�a towarzyszki biedy, wi�c mog�a go poratowa�. Przyj�a go w stodole, gdzie dozorowa�a zdawanie partii pszenicy, i zaraz ofukn�a, �e w roboczy dzie� nie p�jdzie go bawi� do salonu. Nie�mia�o opowiedzia� swe nieszcz�cie. Skoczy�a jak furia: - Nieszcz�cie! Jak �miesz to tak nazywa�! Nieszcz�cie �wi�ta rzecz. B�g je zsy�a. To Jezusowe cierpienie! A twoje nieszcz�cie czego warte? - stryczka. Sznurek ci dam, ot masz, powie� si�, ty �otrze! - Ale� ciociu, ja si� do winy przyznaj�, ale ja si� poprawi�, nie wezm� kart do r�ki! Ten jeden raz! Nie o mnie zreszt� chodzi, ale o ziemi�. Serce mi si� krwawi nad dol� Zapola. - B�d� spokojny. Ziemia bez szubrawca nie zginie, owszem odetchnie, gdy po niej chodzi� przestaniesz. �adnie ty j� uprawiasz, �licznie o ni� dbasz! Owszem, owszem, �eby was nie sta�o co do jednego, hultaj�w, rozpustnik�w, leni�w, graczy, jarmarkowicz�w, toby mo�e ta nieszcz�liwa ziemia odetchn�a. Robactwem szkodliwym jeste�cie i chwastem! I ty �miesz do mnie si� zwraca� o ratunek! Masz! I rzuci�a mu pod nogi k��bek szpagatu. Tedy si� krewniak bardzo obrazi� i bywa� przesta�. Co prawda, ma�o kto odwiedza� Rud�, maj�tek pani Taidy, bo prawie ka�dy us�ysza� tam kazanie i gorzk� prawd� ci�ni�t� bez ogr�dki w oczy. Ona sama o go�ci ma�o dba�a mawiaj�c: - Pr�bowa�am tego za m�odu, ale si� nie op�aci�o. Go�� zawsze oderwie od zaj�cia, zajmie czas - i na co? Tylko obmowa i plotki, bo tylko si� s�siad�w s�dzi, krytykuje lub wy�miewa. O czym innym gada� na partykularzu? Potem pojedzie dalej i co sam m�wi�, w�o�y w twoje usta, jeszcze co� dokomponuje i ot, gotowa zwada ze s�siadem. A s�u�ba go�cinna buntuje miejscow� albo wprost odmawia. Nigdy po go�ciach nie zostanie nic dobrego, tylko irytacja i �miecie w domu! Zreszt�, nie ma czasu na wizyty. Nie kry�a si� z tym zdaniem, wi�c ludzie og�osili j� za j�dz� i skner� i traw� por�s� podjazd do domu w Rudzie, bo i pani Taida niewiele zu�ywa�a koni na swoje przyjemno�ci. Kilka razy do roku je�dzi�a do parafii na wielkie �wi�ta lub do spowiedzi, kilka razy za interesami do powiatu, par� razy do brata i siostry, i na tym si� ko�czy�y jej stosunki ze �wiatem. Przez ca�e swe �ycie wierna by�a "Gazecie Warszawskiej" i wierzy�a w ni� bezwarunkowo co do polityki i korespondencyj rolniczych, potem zaprenumerowa�a "Kraj", ale co rychlej si� wycofa�a. Mo�na dosta� ��taczki z irytacji czytaj�c ich polemiki! I co z tego za korzy��! Ja wiem, �e jest ci�ko, �le, niezno�nie! Ale jak mi kto b�dzie bezustannie przypomina�, to mnie ca�a moc odpadnie i robi� nic nie zechc�! Cz�owiek dwa razy nie �yje ani doli sobie nie wybiera. Jaka mu wypad�a, musi j� odby�. Na tamtym �wiecie b�dzie �ad, a tutaj nigdy! Dewotk� nie by�a pani Taida. Pacierz ranny odmawia�a o �wicie id�c na gumno, wieczorny rozbieraj�c si� do spoczynku, w niedziel� odmawia�a modlitwy ze starego "O�tarzyka polskiego", kt�ry odziedziczy�a po matce, a gdy mia�a woln� chwil� lub dotkn�a j� jaka kl�ska, otwiera�a na chybi� trafi� "Listy �w. Paw�a", odczytywa�a stroniczk� i tyle. Ubiera�a si� zawsze na czarno, bez pretensji, nie posiadaj�c w swej garderobie nigdy wi�cej nad dwie suknie; jad�a bardzo ma�o, sypia�a sze�� godzin na dob�. Od �witu do zmierzchu na nogach lub na w�zku, nie powiedzia�a nikomu w �yciu "nie mam czasu" lub "poczekaj", czy z wrodzonych zdolno�ci, czy d�ugoletniej rutyny maj�c w g�owie przedziwny �ad. �ycie jej up�yn�o w Rudzie, a dzie�a i czyny nie wysz�y poza zakres szarego t�umu ziemian. Gdyby by�a m�czyzn�, sta�aby si� luminarzem powiatu, ale �e by�a kobiet�, wi�c nie mia�a g�osu ni w radzie, ni w s�dzie, ni na zjazdach marsza�kowskich - nigdzie. Nie mog�a zaprotestowa�, gdy podwy�szono podatki, ani obroni� si�, by jej nie wyznaczano reparacji dr�g o siedem mil, ani wp�yn�� na obni�enie procent�w w Banku Wzajemnego Kredytu, kt�rego by�a cz�onkiem; mia�a tam g�os, ale osobi�cie go u�ywa� nie mia�a prawa. Mia�a wszystkie ci�ary obywatela, bez �adnych prerogatyw. Osiemnastoletni� dziewczyn� wysz�a za m��, gdy mia�a dwadzie�cia dwa lata zosta�a wdow� z dwoma synami i mn�stwem d�ug�w. Naznaczona opiekunk� ma�oletnich, d�ugie lata by�a pod kontrol� marsza�kowskiej kancelarii, pilnowali j� ostro panowie s�siedzi, wymagano szczeg�owych rachunk�w, wtr�cano si� we wszystko. Ale d�ug�w nikt nie p�aci� - tylko ona, kl�sk nikt nie wynagradza� - tylko ona, biedy nikt nie cierpia� - tylko ona, syn�w nikt nie uczy� - tylko ona, i Rudy nikt nie kocha� - tylko ona. A gdy starszy syn, W�odzimierz, doszed� do pe�noletno�ci, na obiedzie u marsza�ka panowie mu rzekli: - No, uchowali�my ci Rud� w porz�dku. Teraz o sw�j los i byt mo�esz by� spokojny! I byli rzetelnie rozrzewnieni sw� obywatelsk� s�u�b�. W pracy swej i trudzie nie by�a jednak pani Taida sama. Mieszka�a z ni� siostra niezam�na, troch� u�omna, wskutek tego wykre�lona z kandydatek do stanu ma��e�skiego, panna Jadwiga, ciocia Dysia, jak j� nazywali ch�opcy. Kopciuszek rodziny, ciocia Dysia po owdowieniu siostry przyjecha�a na czas jaki� do Rudy i zosta�a na zawsze. By�a cichutka, �agodna, ka�demu z drogi ust�puj�ca, skrz�tna i pracowita. Jest na �wiecie wiele panien brzydkich i kalek skazanych na samotn� staro�� i wykolejenie, ale kt�ra� w por� zrezygnuje z marze�, kt�ra w por� dobrowolnie usuwa si� od uczu�, pragnie� i utartego celu, kt�ra potrafi wynale�� sobie inny cel, a nie sta� si� po�miewiskiem i nieszcz�liw�? Ot� ciocia Dysia nie sta�a si� po�miewiskiem, nie poczu�a si� nigdy nieszcz�liw� i nawet mawia�a, �e innej doli nie pragnie. Stan�a do pomocy siostrze, jeszcze bardziej ukryta w szarej masie obywatelstwa okolicy. Pani Taida nie mia�a prawa korzystania ze swego g�osu - ciocia Dysia nawet g�osu nie mia�a. O pani Taidy czynach i dzie�ach nie wiedziano poza powiatem, o czynach cioci Dysi nie wiedzia� nikt i nikt o niej nawet nie m�wi�. W Rudzie pani Taida, burcz�c cz�sto, karc�c ostro, napominaj�c co chwila, prowadzi�a m�skie gospodarstwo; ciocia Dysia, drepcz�c du�o, gderz�c po trosze, zajmowa�a si� kobiecym. Tak si� to cichutko odbywa�o, �e zdawa�o si�, �e ona nic nie robi. Nawet my�la�a to pani Taida i z roku na rok, w miar� rozwoju gospodarstwa, dodawa�a siostrze obowi�zk�w. I wreszcie po latach ciocia Dysia zajmowa�a si� �pi�arni� i kuchni�, drobiem i domem, ogrodem i nabia�em. Nie bez tego, �eby nieraz wyr�czy�a siostr� w prowencie i dogl�daniu inwentarza. Mie�ci�o si� to jako� zgodnie w dwunastu godzinach dnia roboczego i nie zalega�o nazajutrz. Z zami�owania, dogadzaj�c sobie, ciocia Dysia leczy�a ch�op�w i marzy�a, jak by to pi�knie by�o, �eby dwie stancje w czworakach zaj�� na szpitalik. W niedziel� snu�a sobie na ten temat plany. Dwie stancyjki bielutkie, ��ka czyste, bia�a po�ciel, apteczka, wanna. Bo to przychodzi chory - dasz lekarstwo, on p�jdzie do chaty, zje co niezdrowego albo wyjdzie w nocy na mr�z, albo zabrudzi ran�, i wszystko przepad�o! - Mo�e ci jeszcze do tego szpitala par� szarytek si� chce i Kosi�skiego z Warszawy! - dogadywa�a pani Taida. - Pewnie, �e szarytek mi si� chce, ale jak nie wolno, to nie! Dozorczyni� bym znalaz�a, a doktorem powinien W�odzio zosta�! I dalej roi�a ciocia Dysia ju� w my�li. Ot� nie roi�a na pr�no. Pewnego roku, gdy ogromnie obrodzi�a pszenica, a W�odzio �wietnie sko�czy� gimnazjum, pani Taida kaza�a opr�ni� dwie stancje w oficynie i na imieniny cioci Dysi po�o�y�a przed ni� klucz i sto rubli: - Oto masz na tw�j szpital. - A ja jad� do Kijowa na medycyn�! - rzek� W�odzio. A ciocia Dysia zacz�a z rado�ci p�aka�. Za�o�ono tedy szpitalik, a pakowne by�y te dwana�cie godzin cioci Dysi, bo i to si� w nich pomie�ci�o. Ch�opc�w swoich wychowywa�a pani Taida surowo. Malcy hartowali cz�onki i zdrowie chodz�c boso, je�d��c oklep konno, ma�o si� ucz�c do o�miu lat. Potem przygotowywa� ich do gimnazjum miejscowy nauczyciel wiejski i szli do szk�. Matka osobi�cie uczy�a ich historii, ciocia Dysia religii i szli w �wiat. Obydwaj mieli stancj� u znajomego jurysty w gubernialnym mie�cie, gdzie pani Taida by�a o nich spokojna i nie widywa�a od wakacyj do wakacyj. Ale po paru latach musia�a pani Taida umie�ci� ich u profesora. Wtedy zacz곳a ich odwiedza� co par� miesi�cy, a pisywa� co tydzie�. Gdy mieszkali jeszcze w domu, nad ��kiem, pod �wi�tym obrazkiem, mia� ka�dy p�czek brzeziny. Nie by� to pusty symbol. Matka mia�a gniew pr�dki, a r�k� skor� - z brzezin� t� bywali cz�sto w bli�szych stosunkach. Gdy wyjechali do szk� i wr�cili w mundurkach na wakacje, ujrzeli ze zgroz�, �e brzezina by�a na dawnym miejscu. W�odzio, starszy, �mielszy, zerwa� swoj� ze �ciany i wyrzuci� przez okno. Kazik, m�odszy, tylko z�bami zazgrzyta�, ale nie tkn��. Nazajutrz, gdy pokazali cenzury i list Ozierskiego, przekonali si�, �e symbol zachowa� sw� dawn� si��. W�odzio dosta� za z�y stopie� z arytmetyki, Kazio za skarg� Ozierskiego, �e we dwoje z jego c�rk� wybrali si� pewnego dnia niedaleko, bo do Ameryki. Z�apano ich za rogatkami, gdy� mieli zamiar i�� pieszo do Hamburga, a na przejazd okr�tem posiadali ca�e trzy ruble. Po odnowieniu stosunk�w z brzezin� nast�pi� mora� kr�tki, bo si� pani Taida spieszy�a w pole. - W�odziu, kto nie umie rachowa�, ten robi d�ugi, a zatem si� ha�bi. Rozumiesz! Zapami�taj sobie - je�li wydasz kiedy grosz po�yczony, wypr� si� ciebie. A pami�taj, �e przez ca�e �ycie mo�e nie doczekasz si� grosza, kt�ry b�dziesz m�g� nazwa� w�asnym, tyle masz obowi�zk�w! Wyrzuci�e� r�zg�, smarkaczu, a ja ci powiadam, �eby� swoje wady wyrzuci�, wtedy ja sama j� sprz�tn�. A tymczasem szanuj j�, bo� do innego mentora jeszcze nie dor�s�. W�odzio, nad�sany, zbuntowany, wybuchn��: - U nas, w klasie, nie bij�, my nie wst�pniaki! - A to wielka szkoda, �e nie bij�, i tym bardziej ja b�d� bi�a. Zreszt� masz r�zgi na czapce, �eby� o tym pami�ta�. - To nie r�zgi, to laur! - oburzy� si� W�odzio. - Laur, laur, patrzajcie go! Ano, to si� staraj, �ebym ja w to uwierzy�a. Dla mnie to r�zgi, wasze god�o. Tu si� zwr�ci�a do Kazia, kt�ry zaci�wszy usta coraz bardziej chcia� uciec do Ameryki... - A ty, f�flu jeden, pr�niaku, ucieka� chcesz? A wiesz ty, kto ucieka? Z�odzieje, zab�jcy i hultaje. Sk�de� wzi�� te trzy ruble? - gadaj zaraz. Mo�e� po�yczy� u kolegi? - Nie - b�kn�� Kazio. - Wi�c sk�d je mia�e�? Kazio milcza�. Wiedzia�a pani Taida, �e gdy si� zatnie, �adna si�a i mus nie doprowadzi go do wyznania. Da�a tedy na ten raz za wygran�. Takie zwierzenia otrzymywa�a ciocia Dysia. Przepadali za ni� ch�opcy, by�a ich powiernic�, pocieszycielk�, cz�sto or�downiczk� u matki. Ciocia Dysia mitygowa�a j�, a im wmawia�a kult dla matki, opowiada�a jej troski i k�opoty, jej nadzieje, w nich pok�adane, ich obowi�zki wzgl�dem niej. Lata sz�y po latach, ch�opcy uczyli si� dobrze, coraz rzadziej spotykali si� z brzezin�, wreszcie przesz�a w mit, jeszcze gro�ny, ale coraz niewyra�niejszy. Zarysowa�y si� te� coraz wyra�niej ich charaktery. Na wakacje W�odzio przywozi� ksi��ki i wiersze, by� rozmowny, uprzejmy, wes�, figlarz i swawolnik. Kazio rwa� si� do zaj�cia w polu, lubi� polowanie, konn� jazd�, rybo��wstwo, ale by� co do swych my�li skryty, a przy ludziach dziki i nieufny. Matka im wcze�nie zapowiedzia�a, na co si� maj� kierowa�. - Bo i po co to ba�amuctwo - m�wi�a. - Niech od razu ka�dy wie, co ma i co go czeka, to nie b�d� b��dzi�. Rudy nie podzielimy, bo albo jeden we�mie las bez roli, albo drugi pole bez drzewa. W ca�o�ci to co� warte, a w kawa�kach obadwa pogin� i naturalnie, czyja b�dzie wina - matki! Je�li B�g �ycie mi przed�u�y, a las si� troch� przetnie, to na sp�at� W�odzia si� zbierze. Niech sobie fach wybierze. A Kazio tu zostanie. Tylko ja ci� tu, nieuka, nie wezm�, �eby� eksperymenty na Rudzie czyni�, b�ki strzela� i �eby ta kochana ziemia za ciebie pokutowa�a. �wiat idzie naprz�d, a rolnik musi wi�cej umie� ni� kto inny. P�jdziesz tedy po teori� na akademi�, a praktyki to ju� ja ci� doucz�! By� to wyrok bez apelacji, a �e ciocia Dysia po swojemu wy�o�y�a go ch�opcom, wi�c przyj�li bez szemrania i �adnych warunk�w; ludzie za� nie bywali w Rudzie, wi�c �aden przyjaciel nie zbuntowa� ch�opc�w na "baby, co ich za nos wodz�!" Dzie� powszedni w Rudzie rozpoczyna� si� s�o�cem i jeden do drugiego by� tak podobny jak paciorki r�a�ca. Latem siostry prawie si� nie widywa�y, zaj�te ka�da w swoim zakresie, spotykaj�c si� na chwil� przy posi�ku; jesieni� i zim� sp�dza�y razem wieczory w sypialni pani Taidy. Gwarzy�y o robotach uko�czonych, o zamierzonych; cioci Dysi pracowite r�ce miga�y ig��, pani Taida pisa�a dzienne rachunki, a na zako�czenie w wielkiej ksi�dze notowa�a g��wniejsze dnia wypadki. Ksi�ga ta by�a histori� jej �ycia, chcia�a j� synom zostawi� na pami�tk�. Gdy by� dzie� pocztowy, czyta�a g�o�no gazet�, a gdy otrzyma�a jaki� list, wnet na� odpisywa�a. Listy jednak by�y rzadko�ci�; opr�cz ch�opc�w korespondowa�a tylko z siostr�, bratem i Oziersk�. Tej ostatniej listy by�y zawsze tematem do rozm�w. Ozierscy mieli trzy c�rki i by�a to zrazu zazdro�� pani Taidy. - Szcz�liwa, ma c�rki! Co to syn! Albo si� go ma dla siebie? Byle od ziemi odr�s�, idzie do szk�, uczy si� ze dwana�cie lat, a potem rzuci matk� dla lada lafiryndy i B�g wie, kogo mo�e do gniazda sprowadzi�. A �ona odci�gnie go do reszty od rodziny - i koniec! C�rka to moje w�asne, pokieruj�, jak zechc�, i wstydu nie zrobi, d�ug�w nie zaci�gnie i zaraz jest z niej pomoc i wyr�czenie. Szcz�liwa Ozierska, nie b�dzie nigdy samotna. Okaza�o si� jednak, �e ka�de szcz�cie ma rys�, kt�r�dy nieszcz�cie si� s�czy dla r�wnowagi. Ozierskim c�rki sta�y si� k�opotem i zgryzot� ca�ego �ycia. Najstarsza wysz�a za m�� i wegetowa�a gdzie� w g��bi Wschodu, nie �miej�c nawet skar�y� si� rodzicom, kt�rzy odradzali jej z ca�ych si� to ma��e�stwo. Druga po�lubi�a zdolnego technika, kt�ry w rok po �lubie zosta� wys�any do Eupatorii i tam wl�k� sm�tny �ywot jakby wygna�ca. Najm�odsza, podlotek, zapowiada�a si� jeszcze gorzej. Samowolna, nieokie�znana natura, g�owa szalona, przy tym nies�ychanie zdolna i ambitna, wypowiada�a pos�usze�stwo wszelkim prawom, zwyczajom, formom; trwa�a w nieustannym buncie z rodzin� i spo�ecznym porz�dkiem. Ona to z Kaziem ucieka�a do Ameryki, a potem rzuci�a si� do nauk, czytaj�c najskrajniejsze dzie�a, wyg�aszaj�c zasady rewolucyjne, emancypuj�c si� spod w�adzy rodzicielskiej, wypowiadaj�c wojn� ca�emu ustrojowi �wiata. Listy Ozierskiej pe�ne by�y rozpaczy i troski, �y�a w ci�g�ej trwodze o skandal, ucieczk�, jawn� kompromitacj�. W�odzio, gdy przyje�d�a� na wakacje, opowiada� tysi�ce awantur "wariatki Stasi". Zna�a j� tedy dobrze z opinii pani Taida, zanim pozna�a osobi�cie. Pewnego lata Ozierska przywioz�a j� z sob� do Rudy na par� tygodni wakacyj. Rachowa�a w duchu, �e mo�e wp�yw pani Taidy czego� doka�e, a wiejska samotno�� umityguje egzaltacj� dziewczyny. Sta�o si� jednak, �e okrzyczana Stasia podoba�a si� pani Taidzie - przynajmniej nie zrobi�a na niej wra�enia takiego dziwol�ga, jakiego sobie wyobra�a�a. By�a nie�adna, ale uderzaj�ca charakterem i inteligencj�, przy tym zaj�ta �ywo przedmiotem, czynna, ruchliwa, ciekawa nowego otoczenia i �ycia. - Oczernili�cie j�, moja droga! - rzek�a do Ozierskiej. - C� tak strasznego, kozak_dziewczyna, i tyle. - Poczekaj! - westchn�a Ozierska. Nazajutrz rano nie by�o w domu Stasi. O �wicie, um�wiwszy si� zapewne z wieczora i wcale starszych nie uprzedzaj�c, posz�a z Kaziem na kaczki. Wr�cili oko�o po�udnia, oboje ob�oceni po szyj�. Stasia nios�a z kawalersk� dezynwoltur� kapelusz na tyle g�owy, flint� na ramieniu, dwie kaczki u torby i gwizda�a. - Jezus, Maria! - j�kn�a Ozierska. - Do czego� ty podobna. W�odzio, us�yszawszy, co Stasia gwi�d�e, pocz�� chichota� i dogadywa�, ciocia Dysia a� przesta�a drylowa� wi�nie. Pani Taida obejrza�a j� od st�p do g�owy, wsta�a i zawo�a�a za sob� Kazia do domu. - B�dzie mu ciep�o! - mrukn�� W�odzio. - Moje dziecko! - rzek�a przera�ona ciocia Dysia. - Sama� te kaczki zabi�a? - Sama, a jak�e! By�a i trzecia, ale upad�a w tak� topiel, �e gdym po ni� posz�a, o ma�om nie zosta�a na zawsze. - Jak�e ci na to Kazio pozwoli�? - Wcalem si� go nie pyta�a. Nie jestem dama, �eby mi �wiadczy� grzeczno�ci. - A co ty jeste�? - zagadn�a �miej�c si� ciocia Dysia. - Jestem cz�owiek! - i po�o�ywszy kaczki na stopniach ganku doda�a: - Zarobi�am na �niadanie. Pani Taida wr�ci�a i ozwa�a si�: - Zarobi�a� na co� jeszcze wi�cej. Powiem ci po �niadaniu. - Id��e si� przebierz! - zawo�a�a oburzona matka - i zastan�w si�, czy to wypada tak si� zachowywa�! - Mama si� wiecznie turbuje, �e nie wypada. Niech mama mocno kopnie, to wypadnie! - rzek�a niefrasobliwie Stasia, nikn�c w domu. Ozierska spojrza�a bez s��w na pani� Taid�. Ta ramionami ruszy�a. - Ano, da�abym jej rad� ja - rzek�a. - Kazio ju� drugi raz nie p�jdzie, za to ci r�cz�! W jadalni dwoje winowajc�w zesz�o si� u sto�u. - C� dosta�e�? - zagadn�a Stasia. - Wiadomo! - mrukn�� Kazio. - Bo ja ci m�wi� i powtarzam: id�my w �wiat. - Et! Matki nie porzuc�. - G�upi�! - Sama� g�upia! Na tym si� urwa�a rozmowa, bo byli oboje bardzo g�odni, a wi�c k��ci� si� nie mieli czasu. Dopiero zjad�szy wszystko, co by�o na stole, Stasia spyta�a: - P�jdziemy jutro? - Ani my�l� wodzi� z sob� bab�, o kt�r� mnie potem �aj� jak smarkacza. - Przypomn� ci to po wakacjach. Pami�taj! - rzuci�a oburzona, wychodz�c. Czeka�a na ni� pani Taida i zagadn�a: - Powiedz mi, Stasiu, jakie masz zamiary na przysz�o��? Dziewczyna by�a w najgorszym usposobieniu. Siad�a na schodkach, podpar�a brod� pi�ciami i �u�a przekle�stwa. - Moich zamiar�w pani nie zrozumie - odpar�a. - Dlaczeg� to? - Bo pani pochodzi z epoki niewoli i ciemnoty, a ja stoj� u wr�t swobody i o�wiaty. - Stasiu - j�kn�a matka. - Daj pok�j, moja droga! Przecie ona mnie nie mo�e obrazi�. Owszem, ciekawam tej nowej epoki. D��ysz tedy do swobody i o�wiaty. Jedno i drugie jest szanowne, ale to nic nowego ani dla mnie niezrozumia�ego. Chcesz tedy nauki, a potem pracy! To bardzo dobrze. Tylko czy ty rozumiesz, czego chcesz - co to jest nauka i praca? - No, to chyba elementarz! - za�mia�a si� Stasia. - Szkoda tedy, �e tego elementarza nie umiesz. Bo dokucza� matce to nie o�wiata, ale dziko��, a b�oci� si� na kaczkach to nie praca, ale swawola. - Nie ja matce, ale matka mnie dokucza. Polowania nie zabrania mi �adne prawo, tylko g�upi, nielogiczny obyczaj. Tego wype�nia� nie my�l�. Starsze panie milcza�y, ale Stasia rozgrza�a si� i wybuch�a: - �eby si� kto chcia� zastanowi�, ile takich anachronizm�w jak rak toczy ludzi. �eby kobiety same si� zastanowi�y, jaki dla nich jest wstyd i ha�ba w tych obyczajach niby opieku�czych, w tym ohydnym "nie wypada"! Nie wypada si� uczy�, bo to ujma kobieco�ci, nie wypada samej je�dzi� i chodzi�; nie wypada pannie obra� sobie fachu i opu�ci� dom rodzicielski; nie wypada ostrzyc warkoczy, zarzuci� gorset, ubiera� si� niemodnie; nie wypada nie by� naiwn�, pali� tytoniu, �piewa� weso�ych kuplet�w i gwizda�; nie wypada by� cz�owiekiem, mie� indywidualno��, charakter! No, a gdy przestrzega tych prawide�, jaka� nagroda? - dostanie m�a. To ci dopiero szczyt wart takiego starania! Mia�abym si� za kretynk�, gdybym dla takiej nagrody spe�ni�a cho� jedno "wypada" i zatru�a sobie jedn� minut� mojej z�otej swobody. - To s� s�owa, a gdzie� twoje czyny? - spyta�a spokojnie pani Taida. - S��w mi nikt nie hamuje, a czyn ka�dy musz� zdobywa�. Mam lat siedemna�cie i ko�cz� gimnazjum. Pani synowie tyle� uczynili z pomoc� i zach�t� ca�ego �wiata, co ja z buntem, przeszkodami i oporem. I je�li kto kogo si� radzi w matematyce, to nie ja ich. - A potem? - bada�a powa�nie pani Taida. - Jak zdam na patent, b�d� korepetycjami zbiera�a fundusz na uniwersytet, s�uchaj�c gniew�w i rozpaczy rodzic�w, jak gdybym cze�� swoj� sprzedawa�a. Dobrego s�owa nikt mi nie da� i nie da, a nawet go teraz ju� nie chc�. Przebojem dojd� do celu! Za ch�opami uciemi�onymi, spodlonymi niewol� gard�owali wszyscy szlachetni, za Murzyn�w lali krew bohaterowie, kobiety s� tak�e spodlone i uciemi�one, ale o nie nikt si� nie upomni, a je�li si� kto odezwie, to tylko z szyderstwem! Tote� i my do spo�ecze�stwa, co nas zaku�o w niewol�, czujemy nienawi��! Tu ciocia Dysia podnios�a sw�j cichy g�os: - Ale�, Stasiu, na �wiecie nie brak pracy, ale r�k ch�tnych, nawet nie burz�c podstaw spo�ecznych. Nie ten wiele robi, kto wysoko stoi, ale ten, kto cho� maluczki, spe�nia powo�anie. - Ale jeden ma powo�anie chowa� ciel�ta i dzieci, a drugi by� astronomem lub chemikiem. - A wiesz ty, �e u nas w kraju du�o mniej jest poprawnych ciel�t ni� uczonych ludzi - zawo�a�a pani Taida. - Mamy kraj rolniczy, a stoimy najni�ej w kulturze rolnej, tracimy ziemi� z powodu niezdarstwa jednych, a wielkich aspiracyj drugich. Jak �yd�w kl�twa Bo�a, tak nas w�asna g�upota wyp�dzi z ziemi. �eby� ty by�a cz�owiekiem, toby� nie powinna my�le� o swojej p�ci, ale o swojej narodowo�ci, bo to jest kwestia, wobec kt�rej twoje szalone idee, chocia� maj� racj�, powinny siedzie� cicho. Stasia umilk�a, gorej�cymi oczami patrz�c na m�wi�c�. Pierwszy raz w �yciu kto� jej tak kwesti� postawi� i tak my�l skierowa�. A pani Taida m�wi�a dalej: - Dlatego my powinni�my by� w zgodzie i jedno�ci. Pilnowa� zasad, obyczaj�w, milcze� na wszelkie osobiste uciski i utrapienia, si� nie marnowa� na nic innego. Szanowa� starszych, bo to jedyna nasza w�asna w�adza; strzec si� bunt�w i gwa�t�w, by� wzorem, nie zgorszeniem. Zazdro�cisz laur�w bohaterom, swobody ch�opom i Murzynom. Wierz mi, tu jest sztandar, pod kt�rym s�u�y� warto, tylko na to trzeba by� cz�owiekiem. I to powiedziawszy, pani Taida wsta�a, a przechodz�c przesun�a r�k� po roztarganej czuprynie Stasi i posz�a do swej roboty. Ozierska i ciocia Dysia mia�y tyle taktu, �e nie dodawa�y s�owa wi�cej - �adnych mora��w. I Stasia pozosta�a na ganku sama, zadumana. Przesiedzia�a tak godzin�, a potem posz�a przez ogr�d drog� poln�, po kt�rej majestatycznie sun�y furgony na�adowane zbo�em. Woko�o �any si� ci�gn�y, jak okiem zajrze�, jedne ju� puste, naje�one �cierniskiem, inne jeszcze faluj�ce owsem, inne p�ugami podarte, czarne. Ludzie si� wsz�dzie uwijali, a w�r�d nich ukazywa�a si� co chwila pani Taida na swym w�zku, jak w�dz wydaj�c rozkazy, strofuj�c, ucz�c, bacz�c na wszystko. Stasia usiad�a na wzg�rku, pod krzy�em, i przypatrywa�