3409
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3409 |
Rozszerzenie: |
3409 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3409 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3409 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3409 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Tadeusz Do��gaMostowicz BRACIA DALCZ I SKA
Tom drugi
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Rozdzia� I
Pierwszy przeb�ysk �wiadomo�ci przyszed� po dw�ch tygodniach. Zacz�� si� od uczucia
spadania w jak�� bezdenn� przepa�� i cia�o Paw�a Dalcza spr�y� o si� odruchowo.
Lekki b�l r�ki i dotyk czego� mi�kkiego, co go wi�zi�o, stanowi�y pierwsz� chwil�
przytomno�ci. Nast�pnym momentem by� g�os, znajomy g�os kobiecy:
- Ju� druga, , niech pani zadzwoni do doktora. Dobrze znajomy, niski g�os. W �aden
jednak spos�b nie m�g� sobie przypomnie�, do kogo nale�y. Nagle b�ysk pami�ci: Potworna
hu�tawka i przera�liwy krzyk! Tak, ten sam g�os.
Otworzy� oczy. Wok� panowa�a zupe�na prawie ciemno��, tylko gdzie� w oddali �arzy�o
si� ciemne purpurowe �wiat�o. Ulica Dworska, noc. Czarny cie�, odrywaj�cy si� od
czarnej �ciany parkanu, cios, lepka ciecz zalewaj�ca oczy i mordercza hu�tawka. .
. A potem ten g�os.
- Kto tu jest? - szept jego nape�ni� cisz� - kto tu jest? ? - powt�rzy�. Na dywanie
zaszele�ci�y kroki. Jaka� sylwetka przes�oni�a czerwony odblask i przed chwil� s�yszany
g�os powiedzia�:
- To ja, , Pawle. . . - Kto?
? - Ja, , Krzysztof. . . Pawe� zamkn�� oczy. My�li przychodzi�y jedna za drug� leniwie,
z trudem, ale przecie� konsekwentnie: jak to mo�e by� g�os Krzysztofa? Wyra�nie s�ysza�
kobiecy alt. . . A jednak niew�tpliwie g�os m�wi� prawd�. . . Tylko przypomnie�,
por�wna�. . . I sk�d Krzysztof? . . .
Palce przesun�y si� po ko�drze, gdzie� blisko odezwa�o si� bicie zegara. - Gdzie
jestem? ? - zapyta�. - Jeste� u siebie w domu - odpowiedzia� g�os.
. - Dlaczego jest tak ciemno? ? Ju� musi by� p�na noc? . . . Napadli mnie. . . -
Nie my�l o tym. . Pawle. . . Ju� teraz wszystko dobrze. - Nie widz� ciebie, , dlaczego
jest tak ciemno, zapal �wiat�o. . . - Nie mog� zapali�. . To by ci zaszkodzi�o. .
. - Dlaczego? ? - zdziwi� si� Pawe�. - Lekarz zabroni�, p�ki tw�j wzrok dostatecznie
si� nie przyzwyczai. Tyle czasu nie otwiera�e� oczu.
Pawe� pos�ysza� lekkie trza�niecie klamki i wyra�nie dostrzeg� drug� osob�, kt�ra
w�a�nie wesz�a. By�a to piel�gniarka w bia�ym kitlu. Zrozumia�, �e jest ci�ko chory,
i spr�bowa� poruszy� si�. Przysz�o mu to z du�ym wysi�kiem i w�a�nie zamierza�
ponowi� pr�b�, gdy g�os powt�rzy�:
- Lekarz zabroni� ci porusza� si�, Pawle. - Wi�c jest ze mn� tak �le?
? - Nie - odpowiedzia� Krzysztof - teraz ju� ci �adne niebezpiecze�stwo nie grozi.
. - Jak d�ugo by�em nieprzytomny?
? - Dwa tygodnie i dwa dni.
. Pawe� podni�s� powieki i zapyta� g�o�no, z niepokojem, kt�rego nie umia� ukry�:
- Gdzie s� moje klucze? ? !
5 - B�d� spokojny, , od pocz�tku mam je w kieszeni.
Pawe� chcia� powiedzie�, �e to go bynajmniej nie uspokaja, �e ��da, by Krzysztof
mu natychmiast klucze odda�, lecz w tej�e chwili odezwa�a si� piel�gniarka. Zapytywa�a
Krzysztofa, czy nie zawiadomi� zaraz lekarza o tym, �e chory odzyska� przytomno��.
- Sam to zrobi� - powiedzia� Krzysztof i wyszed� z pokoju. . Pawe� chcia� krzykn��,
by go zatrzyma�, lecz zabrak�o mu g�osu. Z krtani wydoby�o si� tylko jakie� nieartyku�owane
charczenie. Czo�o, skronie i policzki pokry�y si� potem. Czu�, �e ponownie traci
przytomno��, i ca�� si�� woli usi�owa� utrzyma� powieki otwarte.
- Prosz� to wypi� - powiedzia�a piel�gniarka. . Na wargach uczu� lepki, gorzkawy
p�yn. Prze�kn�� i w przeci�gu bardzo kr�tkiego czasu podda� si� przemo�nej senno�ci.
Gdy po pewnym czasie obudzi� si�, czu� si� znacznie silniejszy. Widocznie w pokoju
rozja�niono nieco �wiat�o, gdy� by�o znacznie wyra�niej wida� kontury mebli, ��ko,
ko�dr� i na fotelu obok wysokiego m�czyzn� z brod�, kt�ra w tym �wietle wydawa�a
si� r�owa.
Sen wzmocni� Paw�a o tyle, �e zupe�nie przytomnie rozmawia� z lekarzem. Dowiedzia�
si� ode�, �e na szcz�cie obra�enia, jakie odni�s� podczas napadu, nie pozostawi�
w organizmie �adnych ujemnych skutk�w. P�kni�cie czaszki nie mia�o zbyt gro�nych
powik�a� i goi si� zupe�nie zadowalaj�co. Pora�enie wzroku by�o tylko czasowe, a
nast�pstwa wstrz�su ma�ego m�d�ku min�y po up�ywie jednej doby. Ju� wtedy odzyska�
mo�no�� ruch�w. Nieco gorzej jest z lew� r�k�, kt�ra, os�aniaj�c g�ow�, uratowa�a
mu �ycie, lecz sama uleg�a tak powa�nemu zmia�d�eniu, i� pomimo trzykrotnych zabieg�w
operacyjnych nie da�o si� doprowadzi� jej do pierwotnego stanu. Jednak�e jest pewno��,
�e Pawe� b�dzie ni� w�ada� normalnie z wyj�tkiem, niestety, trzech palc�w. -
- A kiedy mnie pan wypu�ci z ��ka? ? - zapyta� Pawe�. Lekarz za�mia� si�: - No,
, teraz za wcze�nie m�wi� o tym. Pan jest zbytnio wycie�czony. - Jednak�e mniej wi�cej?
? . . . - Mniej wi�cej kwestia trzech tygodni.
. Pawe� skrzywi� si� i pomy�la�, �e doktor przesadza. Wprawdzie czu� si� tak os�abiony,
�e a� dziwi� si� temu. Dotychczas nigdy nie chorowa�. To poczucie w�asnej s�abo�ci
by�oby te� dla� niezno�ne, gdyby nie prze�wiadczenie, �e pr�dko wyzdrowieje.
Piel�gniarka przynios�a obiad i lekarz wyszed�. Krzysztof, kt�ry przez ca�y czas
milcza�, poszed� go odprowadzi�. Ros� by� mocny i pachn�cy, a kotleciki z kury soczyste.
R�ka jednak szybko zm�czy�a si� i Pawe� od�o�y� widelec. W�a�nie piel�gniarka zabiera�a
si� do karmienia Paw�a, gdy Krzysztof wr�ci� i powiedzia�:
- Niech pani idzie na obiad. . Ja to zrobi�. Usiad� na ��ku i wzi�� do r�ki talerz.
Ostro�nie podawa� mu jedzenie bardzo drobnymi k�skami. Ka�dy kawa�eczek mi�sa macza�
w sosie i uzupe�nia� odrobin� sa�aty. Robi� to z tak� staranno�ci� i z takim przej�ciem,
�e Pawe� mimo woli u�miechn�� si� do�. Pomimo czerwonego zmroku Pawe� dostrzeg�
wra�enie, jakie wywar�o to na Krzysztofie. Troch� zmiesza� si�, lecz odstawi� pusty
talerz i z tak�� systematyczno�ci� karmi� Paw�a winogronami. Ka�d� jagod� rozcina�,
wyrzuca� z niej pestki i ze skupieniem wk�ada� w usta chorego. Gdy sko�czy�, Pawe�
powiedzia�:
- A ja my�la�em, , �e ty mnie nienawidzisz. . . - Je�eli chcesz - szybko odpowiedzia�
Krzysztof - mo�esz zapali� papierosa. Lekarz pozwoli�. - Dobrze, i zr�b wi�cej �wiat�a.
Mnie ta ciemno�� bardziej m�czy, ni� �wiat�o mo�e mi zaszkodzi�.
Krzysztof ods�oni� okna w s�siednim pokoju. Przez uchylone drzwi wpad�a teraz szeroka
smuga �wiat�a prawie niebieskiego. Teraz dopiero mo�na by�o zauwa�y�, �e Krzysztof
bardzo zmizernia� i by� niezwykle blady.
6 - Jak to by�o? ? - zapyta� Pawe�.
- Napadni�to ci� na ulicy Dworskiej. . Post�pi�e� bardzo lekkomy�lnie. . . Poniewa�
odk�d by�o ja�niej w pokoju, Krzysztof trzyma� si� z daleka od ��ka. Pawe� odezwa�
si� prawie rozkapryszonym tonem:
- Usi�d� tu przy mnie. . Rozmowa na odleg�o�� mnie m�czy. - W og�le nie powiniene�
za du�o m�wi�. . . . - Tote� usi�d� tu i opowiedz mi, , jak si� to sta�o. . . Krzysztof
zawaha� si�, lecz w ko�cu zaj�� miejsce na brzegu ��ka i zacz�� m�wi�, unikaj�c
wzroku Paw�a.
- To w�a�ciwie moja wina. . . Zabra�em ci samoch�d. W�a�nie wraca�em Dworsk�, gdy
zobaczy�em ciebie, le��cego pod parkanem. . . Szofer my�la�, �e to jaki� pijak.
Pomimo to zatrzyma�em w�z. . . to by�o. . . - g�os Krzysztofa za�ama� si� - nie
dawa�e�. . . �adnych oznak �ycia. . . Odwie�li�my ci� do domu. Na szcz�cie w por�
przyby� lekarz, a p�niej chirurg. . . Po operacji jeszcze nie by�o wiadomo, czy
jeste� uratowany. . . No, ale teraz ju� wszystko dobrze. . . Wszystko dobrze. .
. Ja od razu wiedzia�em, �e ci nic z�ego sta� si� nie mo�e. Nie masz poj�cia, co
si� dzia�o. Wi�c przede wszystkim aresztowano wielu podejrzanych, ale istotnych sprawc�w
nie znaleziono.
- By� tylko jeden. . - Jeden? ? - ze zdumieniem powt�rzy� Krzysztof. - Dziwi ci�,
�e jeden da� sobie ze mn� rad�? . . . Wyskoczy� z zasadzki i mia� w r�ku �om �elazny
czy m�ot. Co� bardzo ci�kiego. Nie zd��y�em przygotowa� si� do obrony. Nie spo-
dziewa�em si� napadu i zaj�ty by�em my�lami. Zreszt� sam sobie jestem winien. Mog�em
to przewidzie�.
- Czy nie pozna�e� go? ? - Nie, , ale wiem, kto to by�. - Kto? ? - zapyta� Krzysztof,
pochylaj�c si� nad nim. Jego oczy roz�arzy�y si�. - G�upstwo - poruszy� r�k� Pawe�
- niedorzeczna zemsta za wydalenie z fabryki. Mo�e pami�tasz, by� taki zast�pca Jachimowskiego,
Karliczek? Wulgarne zwierz�. Mniejsza o niego.
- Jak to, , wi�c nie ka�esz go aresztowa�? - Nie. Po co? �eby poni�s� kar�? . . .
Po prostu szkoda zachodu. Nie wierz� w pedagogiczne znaczenie kary. Ani w jej moraln�
warto��.
Krzysztof poruszy� si� niecierpliwie. - Nie rozumiem ci�. Mo�esz nie uznawa� kary
jako czynnika spo�ecznie wychowawczego, ale pozostaje zawsze czysto ludzkie ��danie
zado��uczynienia, wynagrodzenia, zemsty!
Pawe� za�mia� si� cicho i zrobi� ruch, jakby chcia� kiwn�� g�ow�, lecz ostry b�l
wykrzywi� jego usta:
- Zemsta jest idiotyzmem. Nazywano j� rozkosz� bog�w. Niech�e pozostanie ich rozko-
sz�. Bogowie, widzisz, s� wieczni i nie maj� nic lepszego do roboty. Cz�owiek natomiast
nie powinien traci� czasu i nerw�w na rzecz tak nieproduktywn� jak zemsta. Czy pami�tasz
histori� tego wspania�ego kretyna staro�ytno�ci, kt�ry kaza� �a�cuchami biczowa�
niepos�uszne morze? Imponowa�o mi to, p�ki nie sko�czy�em lat pi�tnastu. Powinien
by� mianowany patronem policji. Chyba nikt przed nim nie da� tak heroicznego dowodu
wiary w skuteczno�� metod policyjnych. Kara jest to zemsta wywierana przez silniejszego
na s�abszym. Zbiorowo��, mszcz�c si� na jednostce, nazywa to kar�, �eby by�o wznios�ej.
Zawsze dziwi�em si� ludziom, kt�rzy wierz� w m�dro�� Boga, gdy jednocze�nie przypisuj�
Mu ustanowienie piekielnych kar dla ludzi. Po to s�u�y� istocie nadprzyrodzonej,
by j� mierzy� paragrafami kodeksu karnego! Ju� bardziej rozumiem Grek�w, kt�rych
bogowie domagali si� namacalnych ofiar z wina, mi�sa i kobiet, a boginie zsy�a�y
nieszcz�cia na tych �miertelnik�w, kt�rzy nie
7 chcieli spa� z nimi w jednym ��ku. Tam rzecz odbywa�a si� w rodzinie i szczerze,
po ludzku.
Ale to jeszcze nie znaczy, �e m�drze! Na odwr�t, my�liciele hinduscy zalecaj� poniechanie
wszelkiej zemsty. Siadaj na progu twego domu, a doczekasz si� chwili, gdy przejdzie
pogrzeb twego wroga. Je�eli w tym jest co� nierozs�dnego, to tylko owo siedzenie
na progu. Mnie osobi�cie nic nie obchodz� pogrzeby moich wrog�w. Mog� ich nie widzie�.
Mam tyle innego do roboty.
D�ugie m�wienie zm�czy�o go. Przymkn�� powieki i umilk�. Musia� jednak wyt�umaczy�
Krzysztofowi, �e naprawd� nie zale�y mu na zem�cie, �e Krzysztof sprawi�by mu tylko
niepotrzebny k�opot, wyzyskuj�c wiadomo�� o Karliczku. �ledztwo, s�dy i tak dalej.
. . A przecie i tak kilkotygodniowe pozostawanie w ��ku diabelnie pokrzy�owa�o pilne
i wa�ne sprawy. Po wyzdrowieniu trzeba b�dzie zabra� si� do nich ze zdwojon� energi�.
. .
- Rozumiem ci� - odezwa� si� Krzysztof - jednak policja jest przekonana, �e ty po
doj�ciu do przytomno�ci wska�esz winowajc�w. Telefonuj� tu do�� cz�sto z zapytaniem.
czy mo�esz ju� zeznawa�.
- Powiedz, �e nie mam nic do zeznania. Mo�esz - Pawe� u�miechn�� si� - wyt�umaczy�
im to moj� zasad� chrze�cija�sk�: mi�uj� swe nieprzyjacio�y i nie chc� ich krzywdy.
- Jednak�e ja nie przebaczy�bym temu zbrodniarzowi - zaci�� usta Krzysztof. . Pawe�
uda� zdziwienie. - Ale� on tylko mnie wyrz�dzi� szkod�! Chyba �e odczu�e� to jako
w�asn�, osobist� krzywd�. . .
Krzysztof potrz�sn�� g�ow� i smutny, niemal tragiczna u�miech zjawi� si� na jego
wargach: - Nie, Pawle, przeciwnie. . . Powinienem �ywi� dla wdzi�czno��, tak, wdzi�czno��,
i �al, �e ci� nie zabi�.
- K�amiesz - cicho odpowiedzia� Pawe�. . - Nie k�ami�. . Gdyby� zgin��, zgin�oby
moje nieszcz�cie. - Nieprawda. Krzysztofie, m�wisz nieprawd�. Zaraz ci to udowodni�.
Kiedy�cie mnie znale�li tam na ulicy Dworskiej my�la�e�, �e ju� nie �yj�. Nie by�em
nieprzytomny. S�ysza�em wszystko, co si� wok� mnie dzia�o, s�ysza�em te� krzyk.
. . Ka�dy d�wi�k tego krzyku do dzi� dnia mam w uszach. By� to krzyk rozpaczy. By�
to tw�j krzyk.
- Le�a�e� w ka�u�y krwi. . . Cz�owiek, ka�dy cz�owiek le��cy w ka�u�y krwi. . . -
Nie - przerwa� Pawe� - pami�tam tak�e i s�owa, kt�rych w�wczas nie mog�e� opanowa�,
kt�re prawdopodobnie zapomnia�e�. Ale ja je pami�tam. To nawet bardzo niedyskretnie
udawa� trupa i pods�uchiwa�. Ale, kto wie, mo�e cena, jak� za to zap�aci�em, wcale
nie by�a za wysoka? . . .
- Jakie� to by�y s�owa? ? - dr��cym g�osem zapyta� Krzysztof. - To by�y s�owa, jakich
nigdy od nikogo nie s�ysza�em, jakich nawet nie chcia�bym s�ysze� od. . . nikogo.
. . Zaklina�e� mnie, bym �y�, zapewnia�e�, �e mnie kochasz. . .
Krzysztof opu�ci� g�ow� i ukry� twarz w d�oniach. - Tak - ci�gn�� Pawe� - to by�
tw�j g�os, g�os, kt�ry odkry� mi twoj� tajemnic�. . . Jak�e mog�em nie pozna� ci�
wcze�niej! . . . Teraz wprost wyt�umaczy� tego sobie nie umiem. Trzeba by�o a� takiego
wstrz�su, bym potrafi� oddzieli� tw�j kobiecy g�os od twego wygl�du m�czyzny.
. . A przecie� powinienem by� przeczu�, przecie�. . .
W s�siednim pokoju rozleg�y si� czyje� kroki. Krzysztof podni�s� g�ow�, a Pawe� urwa�
w p� s�owa. Wesz�a piel�gniarka, du�a t�usta kobieta, o kt�rej zaspokojonym apetycie
�wiadczy� ruch j�zyka wewn�trz ust, powoduj�cy mlaskanie, cmokanie i inne tego
rodzaju d�wi�ki.
- Ju� samoch�d czeka, , prosz� pana - zwr�ci�a si� do Krzysztofa. . - Dzi�kuj� pani
- odpowiedzia� zm�czonym g�osem i wsta�.
. - Wr�ci pan na opatrunek?
? - Tak. Tymczasem, Pawle, m�g�by� si� zdrzemn��. Lekarz zaleci� jak najwi�cej snu.
Zbyt d�ugo rozmawiali�my, to ci� musia�o zm�czy�.
8 Pawe� obrzuci� badawczym spojrzeniem mizerne rysy i zeszczuplon� sylwetk�:
- Ty sam potrzebujesz wypoczynku - wyci�gn�� r�k�. . D�o� Krzysztofa by�a g�adka
i tak niew�tpliwie kobieca, �e jeszcze raz si� zdumia�, jak m�g� tak d�ugo nie orientowa�
si� w tej tajemnicy.
- Do widzenia, , Krzysztofie. Przytrzyma� r�k� i pu�ci� j� dopiero w�wczas, gdy na
jego twarzy spostrzeg� niepok�j. - Do widzenia - cicho odpowiedzia� Krzysztof i wyszed�
swoim szybkim elastycznym krokiem, krokiem, w kt�rym ka�dy uwa�niejszy obserwator
od dawna pozna�by krok kobiecy.
Pawe� przymkn�� powieki i postara� si� wyobrazi� sobie Krzysztofa w d�ugiej sukni.
Poniewa� jednak fantazja mu nie dopisa�a, odezwa� si� do piel�gniarki:
- M�j stryjeczny brat cz�sto mnie odwiedza? ? - Odwiedza? ? - zdziwi�a si�. - No
tak, , pytam, czy podczas mojej choroby cz�sto tu bywa�? - Ale�, , prosz� pana, pan
Dalcz by� tu przez ca�y czas, od samego pocz�tku. - Jak to przez ca�y czas?
? - No tak. Trzeba go by�o wprost si�� wyprawia� na te kilka godzin snu. Przez pierwsze
cztery doby nie odst�pi� od pa�skiego ��ka na jeden krok. Sama m�wi�am, �e po co
ja w takim razie jestem potrzebna? Ledwie wyskoczy� do jadalni przek�si�, ju� by�
z powrotem. Nawet doktorowi skar�y�am si�, a doktor powiada: powinna pani si� cieszy�,
bo b�dziemy po wyleczeniu jednego pacjenta mieli drugiego. A pa�ski kuzyn nawet nie
u�miechn�� si�. I tak nikomu nie dowierza�. Wszystko sam ko�o pana robi�.
- Jak to wszystko? ? - Ano pomaga� przy opatrunkach, bielizn� panu zmienia�, nawet
przy potrzebach pomaga�. A� dziwi�am si�, �e m�ody cz�owiek i chce mu si�, bo to
zwykle panowie takimi rzeczami si� brzydz�. Niczym rodzona matka! Ju� to m�wili�my,
�e rzadko si� zdarza, �eby krewniaki i w takiej przyja�ni byli.
- Tak. . . . A wi�cej nikogo z mojej rodziny nie by�o? - Jak�e, prosz� pana. Byli.
Siostry pa�skie przychodzi�y i brat specjalnie przyjecha�, jeszcze wtedy, kiedy
nie wiadomo by�o, czy pan z tego wyjdzie. Bo z pocz�tku to niby �adnej nadziei nie
by�o. Mog� teraz m�wi�, bo ju� pan na pewno wyzdrowieje, ale z pocz�tku to tylko
pa�ski kuzyn w to wierzy�. Tote� gdy zeszli si�, szanownego pana znaczy si� rodzina,
to nikogo ani krokiem do sypialni nie wpu�ci�. To tam nie moja sprawa, ale s�ysza�am,
bo bardzo g�o�no rozmawiali. To taki wysoki, �ysy pan, pewno szwagier pana, a i
brat domagali si�, �eby im klucze wyda�, bo pan pewno nie wy�yje, a jak nie daj Bo�e
umrze, to oni tu maj� prawo. A pa�ski kuzyn to nawet gabinet im przed nosem zamkn��
i powiedzia�, �e on doskonale wie, o co im chodzi, i �e p�ki pan �yje, to za wcze�nie
na kruk�w. . . Ja bardzo przepraszam, prosz� pana, ale ja tylko powtarzam.
- I c� dalej? - To si� bardzo gniewali, a pa�ski znaczy si� kuzyn powiedzia�, �e
mog� skarg� do policji wnie��, a teraz �eby wynosili si�, bo wie dobrze, �e oni,
niby znaczy szanowna rodzina pana, tylko czyhaj� na �mier� i �e pan zakaza� im tu
wchodzi�. .
- A gdzie s� te klucze? ? - zaniepokoi� si� Pawe�. - O, niech pan b�dzie spokojny.
Pan Dalcz ich z r�ki nie wypuszcza. Nawet jak szed� do �azienki, to zawsze ze sob�
zabiera�. Raz, kiedy pojecha� do domu przebra� si�, a zauwa�y�, �e w tamtym ubraniu
je zostawi�, to natychmiast wr�ci� po nie. Pami�tam dobrze, bo akurat nikogo ze s�u�by
nie by�o i sama schodzi�am sprowadzi� taks�wk�.
- A teraz nie wie pani, , czy m�j kuzyn pr�dko wr�ci? Piel�gniarka rzuci�a okiem
na zegarek i o�wiadczy�a: -
9 - A za jakie� dwie godziny. Zawsze tak. Do fabryki jedzie na dwie, najd�u�ej trzy
godziny
i czasami w tym czasie to dzwoni pi��, sze�� razy z zapytaniem, jak si� pan miewa.
Na pewno nied�ugo wr�ci.
I Pawe� spodziewa� si� tego. Sta�o si� jednak inaczej. Tego dnia Krzysztof nie pokaza�
si� w og�le. Nazajutrz telefonowa� wprawdzie kilkakrotnie, wypytuj�c piel�gniark�
o zdrowie chorego, lecz te� nie przyszed�. O ile pocz�tkowo irytowa�o to Paw�a,
zmusza�o go do wypytywania piel�gniarki, kt�ra godzina itp. , o tyle p�niej by�
nawet zadowolony z nieobecno�ci Krzysztofa. Czu� si� wprawdzie o tyle jeszcze os�abio-
ny, �e kilka ruch�w wyczerpywa�o zupe�nie jego si�y fizyczne, jednak�e m�zg powr�ci�
do sprawnej, �wiadomej pracy. Na uplastycznienie sobie sytuacji nie potrzebowa� traci�
zbyt wiele domys��w. Odk�d wiedzia�, �e Krzysztof jest kobiet�, ca�y szereg rzeczy
dawniej dziwacznych i tajemniczych konstruowa�o si� w logiczny zwi�zek. Teraz stawa�o
si� jasnym, czym nale�a�o t�umaczy� odosobniony, niemal wrogi stosunek Krzysztofa
do ca�ego otoczenia, demonstracyjny flirt z Marychn�, zast�pstwo w s�u�bie wojskowej
i wszystkie anomalie w sposobie bycia.
Sam fakt ukrycia p�ci Krzysztofa i wychowania go od dziecka jako ch�opca nie pozosta-
wia� te� �adnych znak�w zapytania. Maj�tek nieboszczyka Wyzbora, zapisany pierworodne-
mu synowi pa�stwa Karolostwa, by� a� nadto wyra�nym powodem. Nie ulega�o w�tpliwo�ci,
�e nie tylko pan Karol, lecz i niekt�re osoby z bliskiego otoczenia, jak na przyk�ad
Blumkiewicz, musia�y wiedzie� o tym, i je�eli wypad�o dziwi� si� czemu, to jedynie
ich wstrzemi�liwo�ci w zachowaniu tajemnicy.
Co wi�cej, Pawe� zrozumia� teraz tak�e i powody w�asnej swej �yczliwo�ci dla Krzysztofa,
czego�, co go do� poci�ga�o, czego�, co go niemal rozbraja�o, a w ka�dym razie uniemo�li-
wia�o trze�wy i bezkompromisowy do� stosunek, taki jak do wszystkich innych. U�miecha�
si� teraz do siebie na sam� my�l, �e dzi�ki tej maskaradzie pos�dza� siebie a� o
pop�dy homoseksualne.
Niew�tpliwie ta dziewczyna, przebrana za m�czyzn�, mia�a w sobie co� fascynuj�cego.
Jakby mi�kko�� przemoc� umodelowan� w kanciaste formy, jakby skarykaturowany wdzi�k,
jakby subtelno��, kt�rej nadano ostry niemi�y ton. A jednak pozosta�a ta specyficznie
kobieca harmonia ruch�w, nad kt�rej zamaskowaniem wiele musiano zu�y� pracy, pozosta�y
oczy ze swoim wyrazem i wspania�e rz�sy, i linie twarzy, i �wie�e usta, do kt�rych
nie da� si� przyklei� wyraz m�skiej stanowczo�ci. . . Jedno by�o pewne: spo�r�d
kobiet, z kt�rymi si� styka�, ta najwi�ksze na nim robi�a wra�enie.
Przez pewien czas le��c z zamkni�tymi oczyma, Pawe� usi�owa� przekona� samego siebie,
�e nie zwr�ci�by wcale na ni� uwagi, gdyby nie intryguj�cy szczeg� m�skiego przebrania.
Poniewa� jednak w naturze Paw�a nie by�o ani �d�b�a talentu autosugestii, szybko
pozby� si� tej po��danej my�li. Oczywi�cie w zwr�ceniu uwagi pewn� rol� gra� musia�a
niezwyk�o�� sytuacji. Jednak w �adnej nie przeszed�by obok takiej dziewczyny oboj�tnie.
Najciekawsze by�o to, �e interesowa�a go nie tylko fizycznie. Dotychczas jego pogl�dy
na psychologi� kobiety da�yby si� wyrazi� w kilku zdaniach: psychologia aparatu rozrodczego,
kr�g zainteresowa� nie przekraczaj�cy sfery p�ciowej. Wszystko, co pozostaje poza
funkcj� rozmna�ania si� i macierzy�stwa, co nie jest w oczywisty, namacalny spos�b
z tym zwi�zane, jest dla ka�dej kobiety najdoskonalej oboj�tne. Tu, lub oko�o tego,
powstaj� i rozwijaj� si� jej nami�tno�ci, pogl�dy, wierzenia.
Pawe� uwa�a� sfer� p�ci za ni�sz� warstw� �ycia i je�eli nie pogardza� ni�, to w
ka�dym razie lekcewa�y� tych, dla kt�rych stanowi�a ona rzecz wa�n�. Zna� kiedy�
pewnego Serba, kt�ry tak by� przywi�zany do swego psa. �e gdy go przejecha� samoch�d,
omal nie rzuci� si� pod nast�pny, a w rezultacie popad� w rozstr�j nerwowy. W przywi�zaniu,
a tym bardziej w mi�o�ci do kobiety, w mi�o�ci, kt�ra zdolna by�aby w jaki� dostrzegalny
spos�b wp�yn�� na tryb �ycia m�czyzny, widzia� ten sam nonsens.
10 Dawniej, gdy po raz pierwszy zauwa�y� co�, co trzeba by�o nazwa� rodzajem s�abo�ci
do
Krzysztofa, irytowa� si� troch� na siebie. P�niej, gdy t� s�abo�� skonstatowa� w
sobie ponad wszelk� w�tpliwo��, irytowa� si� jeszcze bardziej. Teraz jednak, gdy
odkry� �r�d�o tej s�abo�ci, niezadowolenie z siebie min�o natychmiast. Na jego
miejsce przysz�a pewno��, �e rzecz zosta�a wyja�niona, a tym samym unieszkodliwiona.
Nie �a�owa� ju� tego, �e pomin�� okazj�, jak� wsuwa�a mu w r�ce informacja Feliksiaka,
a nie �a�owa� dlatego, �e pozbycie si� Krzysztofa nie przedstawia�o obecnie �adnego
korzystnego interesu. Dzi�ki szcz�liwemu zbiegowi okoliczno�ci przekona� si�,
�e w tym, kogo uwa�a� dotychczas za swego zawzi�tego wroga, znalaz� istot� zdoln�
wr�cz do ofiar na jego dobro, istot�, kt�r� b�dzie m�g� kierowa� w spos�b, jaki dla�
stanowi� b�dzie najwi�ksz� wygod�.
Po tym, co us�ysza� od piel�gniarki, m�g� mie� pewno��, �e uczucia Krzysztofa dadz�
si� nazwa� mi�o�ci�. W inny spos�b nie mo�na by�o sobie wyt�umaczy� post�powania
tej dziewczyny. Niew�tpliwie wiele jej zawdzi�cza�. Mo�liwe, �e nawet �ycie. To
jednak nie zobowi�zywa�o go do niczego. Post�powa�a tak, jak nakazywa� jej w�asny
instynkt, w�asne upodobania, w�asna wola. Pawe� nigdy dla nikogo nie mia� uczucia
wdzi�czno�ci. Mo�e dlatego, �e wszystko zawdzi�cza� sobie. I w tym wypadku fakt,
�e od zakochanej w nim dziewczyny dozna� czego�, za co wed�ug konwencjonalnych
ludzkich poj�� musia�by zrewan�owa� si� w taki czy w inny spos�b, nie przemawia�
do� wcale.
Jednak�e przed�u�aj�ca si� nieobecno�� Krzysztofa zaczyna�a go niecierpliwi� ze wzgl�-
d�w zupe�nie zrozumia�ych. Piel�gniarka wprawdzie by�a bardzo gadatliwa i nawet czytywa�a
mu g�o�no dzienniki, nie mog�a jednak dostarczy� obchodz�cych go wiadomo�ci. Krzysztof
pozostawa� jako jedyny mniej wi�cej wystarczaj�cy ��cznik ze �wiatem. Dlatego wreszcie
Pawe� kaza� piel�gniarce zatelefonowa� do� i za��da�, by przyjecha�.
Dos�ownie w kwadrans po telefonie Krzysztof zjawi� si�. - Niech pani nas zostawi
samych - zwr�ci� si� Pawe� do piel�gniarki.
. Oczy Paw�a przyzwyczai�y si� ju� do �wiat�a, tote� okna sypialni by�y szeroko otwarte
i w pokoju by�o jasno od s�o�ca. Dwa dni wypoczynku musia�y wywrze� sw�j wp�yw na
wygl�d Krzysztofa. Cer� mia� bardzo �wie��. Spod oczu znik�y niebieskie cienie. Stan��
przed ��kiem i przygl�da� si� Paw�owi wzrokiem, kt�rego tre�ci �lepy tylko nie
m�g�by odczyta�.
- Dzie� dobry - Pawe� wyci�gn�� r�k�, a gdy Krzysztof poda� swoj�, poci�gn�� j� ku
sobie - tak d�ugo ci� nie by�o. . . . Zostawiasz mnie samego i pozwalasz t�skni�.
. .
Krew uderzy�a do twarzy Krzysztofa. Rz�sy za�opota�y gwa�townie i odwr�ci� g�ow�.
Zrobi� ruch, jakby chcia� odej��, lecz Pawe� nie puszcza� r�ki.
- Usi�d�, Krzysztofie. . . W�a�ciwie mam z tym du�y k�opot. Nie wiem, jak mam ci�
nazywa�. Musz� chyba skobieci� twoje imi�. . . Krystyna, prawda?
- Nie. Nazywaj mnie tak, jak dawniej. . . - To by�oby prawie perwersyjne.
. Za�mia� si�, lecz nie zdo�a� wywo�a� u�miechu na twarzy Krzysztofa. W og�le odk�d
go pozna� na pogrzebie ojca, nie widzia� nigdy, by si� u�miecha�, je�eli nie bra�
pod uwag� u�miechu ironicznego. Przypomnia� sobie, �e i Marychna to zauwa�y�a, bo
kiedy�, jeszcze przed wyjazdem do Szwajcarii, dziwi�a si� temu.
- Usi�d�. Musz� teraz innymi oczyma przyjrze� si� tobie. Jeste� moj� nowo narodzon�
kuzynk�. Wyobra�am sobie, jak �licznie wygl�da�aby� we w�a�ciwszym dla ciebie stroju.
Czy nigdy nie nosi�a� sukni?
- Nigdy. . Powiedzia�a to tak smutnie, �e a� si� zdziwi�: - Dlaczego wi�c tego nie
zrobisz? ? Przecie przynajmniej za granic� mog�aby� by� sob�. - Nie wiem, , nie potrafi�bym
ju� chyba. Nawet m�wi� o sobie jako o kobiecie nie umiem. . . - I �le ci z tym?
11 - Dajmy temu spok�j. . Chcia�e�, bym przyjecha�. Czy masz jakie� dyspozycje?
Pawe� przecz�co poruszy� g�ow� i skonstatowa�: - Widzisz, , ju� mog� nawet potrz�sa�
swoj� m�zgownic�, i nie odczuwam b�lu. - Tak. I wygl�dasz znacznie lepiej. Lekarz
m�wi�, �e organizm t ego typu, co tw�j, bardzo szybko powraca do r�wnowagi.
- Mam �elazne zdrowie i fizycznie szybko wyzdrowiej�, , ale trzeba mi te� co� dla
ducha. Za�mia� si� i doda�: - A ty mi dla ducha pozostawi�a� tylko piel�gniark�.
Jeste� mi�osierna tylko dla mego cia�a.
- Pawe�. . . . Przecie wiem, �e mnie nie potrzebujesz. . . - Mylisz si�. Nie posiadasz
widocznie zmys�u obserwacyjnego, je�eli mog�a� nie zauwa�y� tego, �e od pierwszej
chwili naszego spotkania robi�em wszystko, by si� do ciebie zbli�y�. To ty na ka�dym
kroku dawa�a� mi odczu�, �e jestem ci niepotrzebny, ba, nawet niemi�y.
Krzysztof odwr�ci� g�ow� i wyszepta�: - Chyba to rozumiesz. . . . - Nie - stanowczo
zaprzeczy� Pawe� - nie rozumiem i zrozumie� nie potrafi�. Je�eli czego� pragn�,
id� ku temu, nie za� w przeciwnym kierunku.
- Ale s� rzeczy nieosi�galne! ! - A daj� si� osi�gn�� tylko w�wczas, gdy kto� dostanie
par� uderze� �elaznym �omem po czaszce. Nie, moja droga nie rozumiem tej filozofii.
Dla wielu ludzi utrudnianie sobie �ycia stanowi jaki� ulubiony sport.
- Nie ciekaw jeste� tego, co si� dzieje w fabryce? - spr�bowa� Krzysztof zmieni�
temat rozmowy.
Widocznie i Pawe� nie przywi�zywa� wagi do natychmiastowego postawienia kropki nad
i, ��cz�cym ich dwoje, gdy sam zacz�� wypytywa� o remont hartowni, o dzia� traktor�w,
o zam�wienia na frezarki, o ceny stali, o koniunktur� rynkow�, o ca�y szereg spraw
drobniejszych. Dowiedzia� siei �e od czasu jego choroby zast�pstwo obj�� Krzysztof,
�e sz�o mu do�� ci�ko, gdy� z wieloma kwestiami nie by� obeznany lecz odk�adaj�c
jedne, a zasi�gaj�c rady os�b kompetentnych w innych, jako� dawa� sobie rad�. W fabryce
wszystko sz�o normalnym biegiem, z wyj�tkiem wstrzymania dostawy szlifierek, za kt�re
nie wp�acono kolejnej raty w zwi�zku z zachwianiem si� Banku Ba�tyckiego.
Nie zmieniaj�c tonu, Krzysztof zakomunikowa�, �e w stanie zdrowia jego ojca nast�pi�o
znaczne pogorszenie i �e katastrofy nale�y si� spodziewa� lada dzie�. Przez pewien
czas ukrywano przed panem Karolem wypadek Paw�a, w ko�cu jednak wiadomo�� o tym dotar�a
do� i by�a powodem niebezpiecznego wstrz�su nerwowego, kt�ry odbi� si� na os�abionym
sercu.
- Ojciec bardzo ci� lubi i ceni - zako�czy� Krzysztof. . - Miejmy nadziej�, �e zdrowie
jego poprawi si� - ze wsp�czuciem powiedzia� Pawe� i przysz�o mu na my�l, �e 1 w
razie �mierci stryja Karola obj��by prezesur�, no i oczywi�cie rz�dzi�by firm� bez
niczyjej kontroli.
Przede wszystkim wyp�dzi�by Blumkiewicza na cztery wiatry. Oczywi�cie po uprzednim
zbadaniu, czy nie dorobi� si� na swoim totumfactwie zbyt wysokich pieni�dzy. Dowiedzie�
si� o tym m�g� �atwo, cho�by w ten spos�b, �e zaproponuje mu nabycie pakietu udzia��w.
Blumkiewicz zbytnio przywi�zany by� do domu Dalcz�w, zbytnio obeznany z interesami
firmy, by nie da� si� z�apa� na t� w�dk�. Zreszt� jako pos�uszne narz�dzie w r�kach
cz�owieka do�wiadczonego m�g� by� nawet po�yteczny.
Korzystaj�c z informacji piel�gniarki, skierowa� rozmow� na swoj� rodzin�. Spodziewa�
si�, �e Krzysztof zechce mu w najczarniejszych kolorach przedstawi� �w zlot kruk�w
i s�p�w. Tymczasem ten powiedzia� lakonicznie:
12 - Owszem. Byli tu. Chcieli mi nawet dopom�c w za�atwianiu twoich spraw. Ja jednak
ma�o ich znam i nie mam do nich dlatego zbyt wiele zaufania. Zreszt� mog�em si� obej��
bez nich. Skorzysta�em tylko z ofiarowanej pomocy przy piel�gnowaniu ciebie Nity
Jachimowskiej.
- Tak? ? - zdziwi� si� Pawe�. - Zrobi�a na mnie mi�e wra�enie. No i mia�em powody
przypuszcza�, �e ta panna cieszy si� twymi specjalnymi wzgl�dami. . .
M�wi�c to, patrzy�a na Paw�a swymi szeroko rozwartymi czarnymi oczyma, w kt�rych
by� wyraz niepokoju, obawy i niemal pro�by o zaprzeczenie.
Pawe� za�mia� si�: - Zbyt wiele przypisujesz mi, , moja droga, powodzenia w rodzinie.
- Nita jest bardzo �adn� dziewczyn�.
. - Owszem. M�wi�a mi kiedy�, �e nie jestem jej typem, �e natomiast podobaj� si�
jej tacy smukli, czarni ch�opcy, jak ty. Jak widzisz, z nas dwojga raczej ja m�g�bym
mie� jakie� niepokoje.
Si�gn�� po jej r�k� i ukry� j� w swojej: - By�a� bardzo dobra dla mnie. Wiem wszystko.
Czasami gadatliwo�� bywa zalet�. M�wi� o piel�gniarce. Opowiedzia�a mi, jak wiele
swego trudu i czasu marnowa�a� dla mnie. . .
- O, , nie. . . - Tak. Nie zaprzeczaj. Wiem, dlaczego to robi�a�. I teraz wcale nie
�a�uj� napadu i dziury w g�owie. Warto by�o t� cen� zap�aci� za mo�no�� przekonania
si� o tym, �e ma na �wiecie kogo� tak mi bliskiego jak ty.
Krzysztof zblad� i usta mu dr�a�y, gdy powiedzia�: - Nie m�w tak, Pawle. . . Nie
trzeba tego dotyka� s�owami. Nie chc� o tym my�le�, pozw�l, by ten ob�oczek naiwnego
z�udzenia jak najd�u�ej zas�ania� przed mymi oczyma nieszcz�cie, kt�re przecie jest
moim przeznaczaniem. .
Pawe� zmarszczy� brwi: - Dlaczego z�udzenia? ? Dlaczego nieszcz�cie! - Och, Pawle,
a czym�e jest moje �ycie? . . . Powiedz, czy by� w nim jeden jasny promie�, czy by�o
jedno s�owo tak bodaj ciep�e, jak te, kt�rymi mi teraz dajesz ja�mu�n�? . . . Nie
pytaj, Pawle. Nie pytaj, bo gdybym powiedzia� ci, co to jest mi�o��, taka jak moja,
beznadziejna, rozpaczliwa mi�o��, toby� si� przerazi�! Rozumiesz? Przerazi�by� si�
jej chciwo�ci, jej szale�stwa, jej bezgraniczno�ci. Ona jest jak przepa�� bez dna,
w kt�rej ca�y �wiat i wszystkie jego sprawy s� zaledwie drobn� okruszyn�, s� niczym!
. . . Och, Pawle, po co mi pozwalasz o tym m�wi�, po co mi pozwalasz! . . . Miej�e
tyle nade mn� lito�ci i ka� mi milcze�! Za�miej si� swoim zimnym �miechem, odp�d
mnie od siebie, p�ki jeszcze czas, bo b�d� si� wlec za tob� jak kula u nogi, b�d�
si� czo�ga� jak wiecznie g�odne zwierz�, kt�rego ty, cho�by� chcia� nakarmi�, nie
potrafisz, bo ja chc� ciebie ca�ego, bo bez ciebie �y� nie umiem, bo �adnej naj-
drobniejszej cz�stki twojej my�li, twego spojrzenia, twego cia�a wyrzec si� nie umiem,
gdy� w�wczas sko�czy si� istnienie, a moje istnienie to najwi�kszy skarb, bo to my�l
o tobie, bo to rozpami�tywanie ciebie, bo to rozpacz, kt�r� mo�na upija� si� a� do
utraty przytomno�ci. . .
Niski g��boki g�os stawa� si� coraz cichszy, a przecie� zdawa�o si�, �e brzmi coraz
g�o�niej. Z twarzy uciek�a ostatnia kropla krwi, wargi blade, jakby zmartwia�e,
ledwo si� porusza�y i tylko oczy roz�arza�y si� niepoj�t�, wywo�uj�c� dreszcz ekstaz�.
Pawe� nie m�g� znie�� tego spojrzenia. Opu�ci� powieki, lecz i przez nie czu� wzrok,
kt�ry go przenika�, nape�nia� wzburzeniem, jakim� niezrozumia�ym niepokojem, jakim�
obcym i wrogim jego m�zgowi uczuciem, wywo�uj�cym bunt, potrzeb� natychmiastowej
reakcji.
Lecz nie m�g� wym�wi� ani s�owa. Pok�j pe�ny by� jeszcze szalonych s��w tej dziewczy-
ny, obezw�adniaj�cych, narkotycznych, zawieraj�cych w sobie pot�g�, w kt�r� nie wierzy�,
kt�ra po prostu istnie� nie mog�a, a kt�rej przecie� ulega�.
13 Le�a� z zamkni�tymi oczyma i walczy� z my�l�, �e oto przestaje by� sob�, �e postawiono
przed nim zagadnienie, kt�rego rozwi�za� nie potrafi, �e dogmat jego �ycia zachwia�
si� w podstawie i �e znale�� nie umie �adnego argumentu, �adnego odruchu wyobra�ni,
kt�ry by m�g� r�wnowag� przywr�ci�. Wprost dr�a� z obawy, �e znowu zabrzmi g�os tej
dziewczyny, g�os, kt�rego d�wi�ku pragn�� teraz bardziej ni� kiedykolwiek. . .
Ona jednak umilk�a. S�ysza�, �e wsta�a i odesz�a w drugi k�t pokoju. Sz�a krokiem
wolnym, jakby �miertelnie zm�czona. Przez otwarte okna, stuszowane matowo, dobiega�y
odg�osy ruchu ulicznego. Milczeli oboje, lecz po d�ugim czasie milczenie zaczyna�o
by� dla Paw�a niezno�ne. Nie umia� znale�� wyraz�w, kt�rymi m�g�by zacz��, wyraz�w,
kt�re by mia�y ci�ar gatunkowy chocia� w przybli�eniu odpowiedni.
- Przyjd� tu do mnie - odezwa� si� wreszcie. . - Pawle! ! - odpowiedzia� cichy g�os.
. Pawe� kaszln�� i poruszy� si� w ��ku. - Widzisz, moja ma�a, kochana Krysie�ko,
ja nie umiem. . . Zbyt twardy jestem, zaskorupia�y, opancerzony, ale rozumiem ci�,
odczuwam, wiem, �e. . .
- Nie, , nie m�w, Pawle - przerwa�a - tak cicho jest i dobrze. . - Chod� do mnie.
. Zbli�y�a si� lekkim, prawie niedos�yszalnym krokiem, nie widzia� jej, gdy� mia�
zamkni�te oczy, lecz wiedzia�, �e pochyli�a si� nad nim, owion�� go ciep�y subtelny
zapach i nagle na spieczonych wargach odczu� jej usta, dr��ce, �agodne i ch�odne.
Wyci�gn�� r�k� i przesun�� palcami po jej twarzy. Wzi�a jego d�o� w obie r�ce i
przywar�a do niej ustami.
- Jak�e ja g�upio post�puj� - odezwa�a si� z rozczuleniem - ty jeste� jeszcze tak
bardzo os�abiony, a ja nie panuj� nad sob� i zaprz�tam ci my�li moimi sprawami. .
. Daruj mi, Pawle. . .
Otworzy� oczy i zobaczy� tu� nad sob� jej twarz u�miechni�t�, nie u�miechni�t�, lecz
jakby rozja�nion�, i nagle bez �adnego przecie powodu, bez �adnej rozs�dnej przyczyny
poczu� w sobie rado��.
W s�siednim pokoju rozleg�y si� cz�api�ce kroki piel�gniarki. Przysz�a i oznajmi�a,
�e przyjecha� lekarz.
Opatrunek zaj�� oko�o godziny czasu. Rana nad skroni� by�a ju� na zupe�nym wygojeniu.
R�ka natomiast wymaga�a jeszcze d�u�szej kuracji. Doktor by� zupe�nie zadowolony
ze stanu pacjenta. Wypytawszy i opukawszy go szczeg�owo, orzek�, �e przy uintensywnieniu
od�ywiania, w kr�tkim czasie Pawe� b�dzie m�g� wstawa� z ��ka na kilka godzin
dziennie. Zburcza� te� piel�gniark�, �e niepotrzebnie pr�nuje:
- Pani ju� tu sama niewiele ma do roboty, a jeszcze akaparujecie sobie pana Krzysztofa,
kt�ry biedak schud� na szczap�. Powinien pan si� wyspa� dobrze i je�� za trzech.
Od tego dnia zacz�a si� rekonwalescencja Paw�a. Pocz�tkowo, ulegaj�c pro�bom Krzysztofa
( ilekro� byli razem, nazywa� j� ju� kobiecym imieniem) , nie zajmowa� si� niczym,
ograniczaj�c si� tylko do czytania czasopism. Jednak�e ju� po czterech dniach kaza�
wezwa� do siebie Holdera, a nazajutrz in�yniera Kami�skiego.
Od rana siada� w fotelu przy oknie, dok�d kaza� przenie�� aparat telefoniczny, i
tak poma�u powraca� do dawnych zaj��. Najwi�cej sprawia�o mu k�opotu to, �e nikomu
nie m�g� powierzy� opracowania sprawy kauczuku, a wi�kszo�� materia��w znajdowa�a
si� w biurku fabrycznym; nie chcia� prosi� Krzysztofa, by mu je przyni�s�, gdy�
nikogo nie m�g� wtajemnicza� w przygotowywan� akcj�.
Tymczasem odby� konferencj� z in�ynierem Ottmanem. Z zadowoleniem dowiedzia� si�,
�e budowa fabryki post�puje szybko i �e nic nie wp�yn�o na wstrzymanie rob�t. Poleci�
Ott
14 manowi zrobi� wszystko, by jeszcze bardziej przy�pieszy� t� spraw�. Liczy� na
to, �e przy
ko�cu miesi�ca da si� rozpocz�� pierwsz� pr�b� kauczuku, a �e w przeci�gu dw�ch fabryka
b�dzie w pe�nym biegu.
Powr�ci� te� do prac zwi�zanych z projektowan� central� eksportow�, w zwi�zku z czym
odwiedzi�o go kilka osobisto�ci ze �wiata gospodarczego. Rzecz by�a na najlepszej
drodze. Gdyby zdecydowa� si� uruchomi� central� kapita�ami obcymi oraz kredytem rz�dowym,
udzielonym Zwi�zkowi Przemys�u Metalowego, w�a�ciwie m�g� ju� przyst�powa� do organi-
zacji. Wola� jednak zaryzykowa� pogorszenie koniunktury i przeczeka�, a� sam zdob�dzie
wystarczaj�ce kapita�y. Kiedy� dlatego w�a�nie zainteresowa� si � kauczukiem, przypuszcza-
j�c, �e ten da mu du�� p�ynn� got�wk�, teraz jednak podczas d�ugich samotnych godzin,
sp�dzonych w fotelu, poma�u zaczyna�a rysowa� si� w jego wyobra�ni ca�kiem nowa
koncepcja sfinansowania centrali wywozu.
My�l zrodzi�a si� po przeczytaniu jednego z dziennik�w niemieckich, gdzie znalaz�
nie pozbawione z�o�liwo�ci uwagi o kurczeniu si� zapasu z�ota i walut w Banku Polskim,
w zwi�zku z czym nale�a�o spodziewa� si� spadku z�otego. Horoskopy te nie by�y
pozbawione s�uszno�ci, mia�y logiczne oparcie w kurczeniu si� polskiego bilansu
p�atniczego.
Dop�yw walut obcych, a w szczeg�lno�ci dolar�w i funt�w, mala� stale. Z drugiej strony
Pawe� wiedzia�, �e i w rz�dzie z tego powodu panuje zrozumia�e zdenerwowanie i gor�czko-
we pr�by znalezienia dr�g ratunku. Dr�g takich w obecnej sytuacji nie by�o wiele.
Najprostsz� by�oby uzyskanie wi�kszej po�yczki zagranicznej, lecz nikt nie m�g�
si� �udzi�, by Polska mia�a na ni� bodaj minimalne szanse ze wzgl�du na konfiguracj�
mi�dzynarodowych stosunk�w politycznych. Pozostawa� jedyny realny spos�b wyj�cia
- osi�gni�cie z wywozu takiego dop�ywu walut, jaki zapewni�by utrzymanie kursu z�otego
i unikni�cie inflacji.
Tu trzeba by�o dw�ch rzeczy: zdobycia rynk�w przez dumpingowe obni�enie cen swoich
towar�w i koncentracji wp�ywaj�cych walut w r�kach pa�stwa.
Je�eli chodzi�o o dotychczasowe metody Skarbu w utrudnianiu cyrkulacji walut obcych
na terenie kraju, Pawe� uwa�a� je za bezsensowne i bez trudu m�g� dowie�� ich zupe�nej
nieskuteczno�ci. Zakazy, kary i ca�y ten system policyjny m�g� ograniczy� jedynie
drobne, nic nieznacz�ce transakcje, lecz nawet nie sta� go by�o na przeciwdzia�anie
p�dowi lokowania oszcz�dno�ci w dolarach czy frankach szwajcarskich.
Tu zatem m�g� liczy� na zrozumienie swojej koncepcji w�r�d czynnik�w decyduj�cych
w rz�dzie. Je�eli chodzi�o o drug� stron� kwestii, to nale�a�o liczy� si� z tym,
�e przemys� polski nie by� w stanie obni�y� cen swojej produkcji w �adnym znacznym
stopniu. W gr� mog�o wchodzi� najwy�ej pi�� do siedmiu procent obni�ki. Przynajmniej
tak si� mia�a rzecz z trzema g��wnymi artyku�ami: z w�glem, �elazem i cynkiem.
Nafta i produkty rolne mog�yby zej�� do dziesi�ciu procent. Ta jednak obni�ka nie
stwarza�aby cen dostatecznie niskich, by towary polskie na rynkach obcych mog�y zwyci�sko
konkurowa� z eksportem innych kraj�w.
Zatem nale�a�o uzyska� od rz�du premi� wywozow�, a premia taka w �adnym razie nie
mog�a by� jawna. Wywo�a�oby to szereg zatarg�w mi�dzynarodowych i represyj, w kt�rych
wyniku polski Skarb musia�by premi� cofn��. Nale�a�o zatem w taki spos�b j� ukry�,
by istnienia jej trudno by�o si� domy�le�, a tym bardziej udowodni�. I tu w�a�nie
Centrala Eksportowa mia�a do odegrania swoj� wielk� rol�.
Pawe�, znaj�c stosunki rz�dowe, konserwatyzm os�b decyduj�cych i obaw� przed ekspe-
rymentami, przewidywa� tak�e op�r przemys�owc�w, kt�rzy niew�tpliwie dopatrz� si�
w projekcie nowej formy gospodarki etatystycznej. Pomimo to powzi�ta my�l par�a go
do dzia�ania i nie dawa�a spokoju. Gdyby nie to, �e poruszanie si� w obr�bie jednego
pokoju sprawia�o mu wiele zm�czenia, sam uwierzy�by, �e ma ju� do�� si� do porzucenia
fotelu i zabrania si� do dawnej wyt�onej pracy.
15 Po up�ywie tygodnia by� ju� w biegu spraw fabrycznych i pos�uguj�c si� telefonem,
przej��
faktycznie kierownictwo przedsi�biorstwa. Jedynym ust�pstwem, jakie zrobi�, ulegaj�c
pro�bom Krzysztofa, by�o bezczynne sp�dzanie wieczoru.
Nad spe�nieniem tej obietnicy czuwa� sam Krzysztof, kt�ry codziennie wprost z fabryki
przyje�d�a� do niego. Jedli razem obiad i rozmawiali przewa�nie o sprawach fabrycznych.
Krzysztof kilkakrotnie zauwa�y� r�ne notatki i papiery, kt�re nie mia�y nic wsp�lnego
z Zak�adami Dalcz�w, lecz po pierwszej wymijaj�cej odpowiedzi Paw�a nie pyta� ju�
wi�cej o nie. Pawe� za� nie m�wi� o swoich projektach nie dlatego, by nie mia� do
Krzysztofa zaufania, lecz po prostu z tej racji, �e nigdy z nikim swymi planami si�
nie dzieli�.
U�o�y�o si� mi�dzy nimi tak, �e oboje starali si� te� unika� spraw czysto osobistych.
Pawe� czu� nieszczer� atmosfer� tego stanu rzeczy i nie by�o mu z tym zbyt wygodnie,
gdy� nie lubi� sytuacyj, w kt�rych pozostawa� d�u�nikiem. B�d� co b�d� winien by�
tej dziewczynie wiele i nie dokucza�oby mu to wcale, gdyby nie fakt, �e i ona u�wiadamia�
sobie musia�a �w d�ug zawieszony w powietrzu.
Po wyznaniu, kt�re sprowokowa�, czu� si� obowi�zany do swego rodzaju zado��uczynie-
nia, do pewnego, takiego czy innego, rewan�u, a w ka�dym razie do wyja�nie�. Wprawdzie
dziewczyna bynajmniej nie nagli�a go do nich. Przeciwnie, w jej sposobie bycia zdawa�a
si� panowa� r�wnomierna pogoda, a w d�wi�ku jej g�osu brzmia�o co�, co mia�o ton
bezinteresownego kole�e�stwa.
Gdyby Pawe� mniej szybko powraca� do zdrowia, prawdopodobnie znalaz�by czas na przemy�lenie
sposob�w pozbycia si� tego moralnego serwitutu. Poniewa� jednak bez reszty poch�ania�y
go plany Centrali Eksportowej i wielkiego przedsi�wzi�cia kauczukowego, uwalnia�
siebie od obowi�zku zaprz�tania m�zgu kwestiami, nie posiadaj�cymi przecie �adnych
termin�w ani �adnych konkretnych kszta�t�w.
Pomimo to odczuwa� pewnego typu skr�powanie, kt�re wyst�powa�o zw�aszcza w�wczas,
gdy oczekiwa� jej przyjazdu. Z pocz�tku my�la�, �e uczucie to z biegiem czasu wytworzy
w nim niech�� do Krzysztofa, dokuczliwe zniecierpliwienie i dra�ni�c� nud�, jak�
rodzi w beznadziejnie niewyp�acalnym d�u�niku ustawiczne zjawianie si� wierzyciela.
Jednak�e wystarcza�o kilkominutowe sp�nienie Krzysztofa, by ca�� rzecz w innym uka-
za� �wietle. By�a to niew�tpliwa niecierpliwo��, niepozbawiona odrobiny niepokoju.
I przeciwnie: obecno�� Krzysztofa, jego ciep�y, na poz�r oboj�tny g�os, pe�ne harmonii
ruchy, subtelne rysy i zapach jego wody kolo�skiej nape�nia�y pok�j �agodnym powietrzem,
w kt�rym si� znacznie lepiej oddycha�o, w kt�rym u�miech zjawia� si� nie pod przymusem
m�zgu dla jakiej� dyplomatycznej racji, lecz ca�kiem bez sensu, bez powodu i bez
celu.
Po prostu dobrze mu by�o z t� dziewczyn�. Znik�o wprawdzie dawniejsze zaciekawienie,
dawniejsza nieuzasadniona zawzi�to��, z jak� stara� si� zbli�y� do Krzysztofa, lecz
pozosta�a sympatia, kt�ra mo�e nabra�a jeszcze wyra�niejszego d�wi�ku w owe wieczory,
kiedy w pokoju panowa� zupe�ny mrok, a przez otwarte okno �wiat�o latar� ulicznych
rzuca�o na sufit ruchom� koronk� li�ci kasztan�w.
W jeden z takich wieczor�w przysz�a Nita. Najpierw telefonowa�a, a w p� godziny
potem zjawi�a si� roze�miana, g�o�na, �ywio�owa:
- Oto obrazek - zawo�a�a - moi dwaj czcigodni i powa�ni wujowie siedz� tu po ciemku
niczym romantyczna zakochana parka! Nigdy nie wyobra�a�am sobie, by stateczni ludzie
interesu nadawali si� do marze� o zmroku. Jak�e si� miewasz, wujaszku?
Pawe� u�cisn�� jej r�k� i poci�gn�� ku sobie: - Zazdro�cisz nam tych marze� o zmroku?
? Zapal wobec tego �wiat�o. - A mo�e wuj Krzysztof nie chce? ? - zapyta�a z wyra
n� kokieteri� w g�osie. - Ale� prosz� ci�, , Nito - u�miechn�� si� Krzysztof i znacz�co
spojrza� na Paw�a.
. Pok�j zala�o �wiat�o i Pawe�, mru��c oczy, powiedzia�:
16 - Widzisz, , gdyby�my wygl�dali tak �adnie, jak ty, nie ukrywaliby�my si� w cieniu.
Nita roze�mia�a si� swobodnie, zdj�a beret, �akiet i szal, przysun�a sobie do okna
krzes�o i rzuci�a swobodnie:
- No, , ty nie wygl�dasz jeszcze zach�caj�co, ale wuj Krzysztof zyskuje w pe�nym
�wietle. Pawe� pokiwa� g�ow�: - Powiadam ci, , Krzysiu, �e ta ma�a gotowa jest w
tobie zakocha� si�. - A mo�e! ! - wyzywaj�co podnios�a nosek Nita.
. - Pozostaje mi �a�owa� - z udawan� powag� powiedzia� Pawe� - �e nie mog� dyskretnie
ulotni� si� i zostawi� was samych. Darujcie moje niedo��stwo. Ma to jednak i dobre
strony. Mog� odegra� rol� starego dziadunia w charakterze przyzwoitki. No, nie r�b�e
takiego oka, moje dziecko. Powiadam ci, �e wuj Krzysztof jest bardzo niedo�wiadczony
w tych rzeczach i zbyt agresywny atak got�w go przerazi�.
- W�tpi�, , czy jest taki strachliwy. Straci�by wszystko w moich oczach. Na progu
zjawi� si� s�u��cy z zapytaniem, czy mo�e podawa� kolacj� panom i czy ja�nie panienka
te� na niej zostanie. Nita o�wiadczy�a, �e nie ma zamiaru wraca� teraz do domu i
je�eli wujowie pozwol�, b�dzie zast�powa�a pani� domu. Podczas kolacji do�� bezceremo-
nialnie kokietowa�a Krzysztofa, co bardzo bawi�o Paw�a.
Przysz�o mu na my�l, �e Nita nie wyczuwa kobieco�ci Krzysztofa tylko dlatego, �e
sama jest jeszcze bardzo m�oda, a co za tym idzie, nie mo�e mie� dostatecznie wykszta�conego
instynktu p�ciowego. Mia� przecie sprawdzian na sobie.
Dochodzi�o do tego, �e sam kiedy� pos�dza� siebie o pod�wiadomy homoseksualizm, gdy�
niew�tpliwie czu� fizyczny poci�g do Krzysztofa, chocia� ani przez moment w�wczas
nie podejrzewa�, �e mo�e to by� kobieta. Widocznie musz� istnie� jakie� emanacje
psychofizyczne, kt�re daj� zna� instynktom samca o obecno�ci samicy i odwrotnie,
bez udzia�u ich �wiadomo�ci.
Czyta� kiedy�, �e s�py odnajduj� �er przy pomocy wzroku. W�ch tak dalece nie odgrywa
tu roli, �e ptaki te mog�y chodzi� po padlinie przykrytej p��tnem i nie zdradza�y
nawet przeczucia blisko�ci jad�a. Natomiast obecno�� samicy rozpoznawa�y nawet
w�wczas, gdy nak�adano im kaptur na g�ow�. Co� podobnego istnieje na pewno i u
ludzi. Stwierdzi� to na sobie.
Kwestia ta tak go zaciekawi�a, �e po kilku dniach, kiedy utartym zwyczajem siedzieli
z Krzysztofem przy oknie, postanowi� go wypyta�. Niew�tpliwie Krzysztof mia� mo�no��
porobienia wielu obserwacyj. Stykaj�c si� z kolegami na politechnice, podczas praktyki
za granic�, a i tu w fabryce, musia� spostrzec jakie� specyficzne cechy w ustosunkowaniu
si� m�czyzn. Krzysztof jednak zaprzeczy�.
- Trzyma�em si� zawsze jak najdalej od wszystkich. Od dziecka wychowywano mnie w
warunkach nienormalnych. By�em zawsze sam. Do szko�y nie chodzi�em. Egzaminy zdawa-
�em jako ekstern. P�niej na politechnice wprawdzie nieraz zbli�ali si� do mnie koledzy,
lecz by�y to zbli�enia natury wy��cznie kole�e�skiej. Przynajmniej tak je w�wczas
przyjmowa�em, a ze zrozumia�ych wzgl�d�w ucieka�em nawet od rozm�w. T�umaczono to
sobie prawdopodobnie moj� dziko�ci� czy te� obyczajami mego kraju. Zreszt� stara�em
si� dostroi� jak najbardziej do tonu tych �rodowisk m�skich. U�ywa�em ordynarnych
przekle�stw i nieprzyzwoitych s��w z zupe�n� swobod�. Nie potrzebuj� ci dodawa�,
�e tak samo nie cierpia�em kobiet. . .
- Ale u nich mia�e� powodzenie? ? - Nie. Mo�esz to �atwo zrozumie�. Przecie by�em
skazany na sp�dzenie �ycia w spos�b zupe�nie bezp�ciowy. Zostawiono mnie poza nawiasem
�ycia. . .
Pawe� przypomnia� sobie szare arkusiki jedwabistego papieru. Mia� wielk� ochot� zapyta�
Krzysztofa, do kogo by�y pisane te rozpaczliwe listy. Oczywi�cie teraz wiedzia� ju�
ponad wszelk� w�tpliwo��, �e Krzysztof pisa� je do niego, lecz tak korci�a go ch��
us�yszenia po-
17 twierdzenia z jego w�asnych ust, �e du�o trudu kosztowa�o Paw�a powstrzymanie
si� od wy-
znania, �e listy czyta�. Tam te� by�a mowa o owym nawiasie �ycia, zamkni�tym na zawsze.
- To musia�o zrodzi� we mnie nienawi�� do �ycia - ci�gn�� Krzysztof - stara bajka
o lisie i winogronach. . .
- I mog�a� si� z tym pogodzi�? - zdziwi� si� Pawe� - nie pr�bowa�a� walczy�? Przecie,
do licha, musia�a� odczuwa� po prostu najzwyklejszy prozaiczny pop�d, zwyk�� " wol�
bo�� " ! . . .
Krzysztof potrz�sn�� g�ow�: - Przeciwnie. Pogodzi�em si� ze swoim losem. Pociesza�em
si� tym, �e nie jestem ani pierwszy, ani ostatni, a raczej ani pierwsza, ani ostatnia
z kobiet, skazanych czy zmuszonych do przej�cia przez �ycie w m�skim przebraniu.
By�o ich wiele. Nie zdziwisz si�, gdy ci powiem, �e nami�tnie zbiera�em o nich wszystko,
co si� po r�nych bibliotekach i archiwach da�o znale��. Historia wielu rod�w, tron�w
a nawet Watykanu, zawiera du�o materia�u w tej dziedzinie. Wyprawy krzy�owe, wojny
�redniowiecza, bunty, powstania, a tak�e i kroniki kryminalne najdawniejszych czas�w
mia�y mi przynie�� pociech�. Wiele by�o kobiet, kt�re studiowa�y na uniwersytetach
w m�skim przebraniu, wiele udawa�o m�czyzn podczas Wi elkiej Wojny. Nie wierzy-
�em tylko w jedno: nie wierzy�em, by kt�ra z nich mog�a by� szcz�liwa.
- No, , ale w ko�cu sobie jako� radzi�y - u�miechn�� si� Pawe�. . - Zapewne. . Niekt�re
z nich prowadzi�y podw�jne �ycie. . . Pawe� zamy�li� si� i wreszcie zdecydowa� si�
zapyta�: - No, , a ty? Krzysztof wzruszy� ramionami: - Nie potrafi�. . . . - Jednak�e,
daruj, ale co ma znaczy� wobec tego ta twoja sekretarka, ta, no, jak�e jej, Marychna?
Krzysztof u�miechn�� si� blado i wsta�: - Pr�ba - powiedzia� ironicznym tonem - szale�cza
pr�ba przystosowania si� do warunk�w. Pr�ba. . . ponad moje si�y. . . Nie m�wmy
o tym. . .
- Jak to pr�ba? ? - nie ust�pi� Pawe�. Krzysztof stan�� przy oknie i odezwa� si�
dopiero po d�u�szej chwili milczenia: - Ochotnik angielski podczas Wielkiej Wojny
John Barcker, kt�ry doszed� do rangi pu�kownika i zdoby� wszystkie mo�liwe ordery
za waleczno��, by� kobiet�. Po wojnie o�eni� si� z siedemnastoletni� panienk� i �y�
z ni� przez lat pi��. . .
- Chyba nie powiesz, , �e mieli dzieci - za�mia� si� Pawe�. . - - Nie, ale jego �ona
dowiedzia�a si� o tym, �e pu�kownik Barcker nie jest m�czyzn�, dopiero w�wczas,
gdy aresztowano go za jak�� afer� i w wi�zieniu poddano przymusowej k�pieli. Rzecz
sko�czy�a si� procesem. My�la�em, �e znasz ten wypadek, gdy� rozpisywa�a si� o tym
bardzo obszernie ca�a prasa angielska i rzecz dosz�a nawet do Izby Gmin. Dzia�o si�
to mniej wi�cej przed czterema laty. Niepodobna, by� mieszkaj�c w Anglii, nie zapami�ta�
tej g�o�nej historii.
- Mo�liwe, �e obi�o mi si� to o uszy - odpowiedzia� Pawe� - mo�liwe jednak, �e w
owym okresie nie by�em w Anglii. Interesy bawe�niane zmusza�y mnie nieraz do d�u�szych
wyjazd�w.
Umilk�, a poniewa� Krzysztof milcza�. Pawe� zaniepokoi� si�, czy jednak Krzysztof,
maj�c w r�ku klucze, nie zajrza� do jego papier�w. Gdyby tak by�o, znajdowa�by si�
ca�kowicie w r�kach tej wprawdzie zakochanej w nim, lecz niedo�wiadczonej i niewyrobionej
�yciowo dziewczyny.
Tote� zaraz nazajutrz pomimo zm�czenia, jakie mu to sprawia�o, sprawdzi� bardzo staran-
nie zawarto�� kasy ogniotrwa�ej i biurka. Na szcz�cie znalaz� wszystko w takim samym
porz�dku, w jakim utrzymywa� swoje papiery. By�o prawie pewne, �e nikt do nich
nie zagl�da� i nikt ich nie rusza�. �e i w fabrycznym gabinecie rzecz mia�a si� tak
samo, m�g� to sprawdzi� dopiero po czterech dniach, kiedy po raz pierwszy wyszed�
z domu.
18 Minister, niski kr�py m�czyzna o siwiej�cych w�osach oci�a�ych ruchach, �ypa�
grubymi
powiekami z min� wysoce niezadowolon�. Projekt by� tak szczelny w swojej logic