2880
Szczegóły |
Tytuł |
2880 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2880 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2880 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2880 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dymitrij Bilenkin
Wi�zy b�lu
Nie rzucaj�ce si� w oczy drzwi cicho wypu�ci�y cz�owieka w ciemno��
opadaj�cej �agodnie uliczki. Na jej przeciwleg�ej stronie, troch�
bardziej na lewo i w d�, �wieci�y si� okna umieszczonej w p�suterynie
knajpy. Dobiega�y stamt�d apetyczne zapachy sos�w, przez st�umiony gwar
s�ycha� by�o pobrz�kiwanie szklanek. Przez uko�ne smugi �wiat�a
przebieg� kot; z mroku bacznie popatrzy�y na cz�owieka jego
fosforyzuj�ce oczy:
Cz�owiek odczeka� chwil� i ruszy� w d� ulicy, mijaj�c knajp�.
Gdzie� za glinianymi �cianami leniwie zaszczeka� pies. Szczekanie
podchwyci�y inne psy i ich niezgrany ch�r d�ugo jeszcze towarzyszy�
przechodniowi. Wysoko, w�r�d cyprys�w p�yn�� blady, w�ski sierp ksi�yca.
Na skrzy�owaniu cz�owiek skr�ci� w stron� �r�dmie�cia i po p�
godzinie znalaz� si� w tej cz�ci miasta, gazie pomi�dzy ci�gn�cymi si�
po obu stronach alei - wspania�ymi wystawami widnia�y ponure fasady
rz�dowych gmach�w, i bank�w. W tym w�a�nie miejscu, widziany przez
licznych przechodni�w, w zdradzieckim �wietle lamp i jaskrawych
rozb�yskach reklam cz�owiek zacz�� dziwnie si� zachowywa�. Zatrzyma� si�
przy oblepionym afiszami stendzie, wyj�� z zanadrza arkusik papieru z
niewyra�nym tekstem i zacznie pos�uguj�c si� klej�c� ta�m� przyklei� go
na obna�onej piersi artystki. Kiedy to zrobi�, w�o�y� r�ce do kieszeni i
posta� przez chwile, jakby oceniaj�c wykonan� prac�. W czasie, kiedy
przykleja� papier, i potem ogl�da� go, min�o go pi�� os�b i dwoje z
nich, najwyra�niej podejrzewaj�c, �e �wieci si� tu co� niedobrego,
przyspieszy�o koku. Nikt jednak nie zatrzyma� naklejaj�cego cz�owieka,
nikt nie powiedzia� do� ani s�owa, zupe�nie jakby nic si� nie dzia�o.
Za nast�pn� przecznic� wszystko si� powt�rzy�o. Nie opodal szepta�a
fontanna, policjant na rogu dyrygowa� stadem parskaj�cych samochod�w; po
asfalcie stuka�y damskie obcasy kobiet, na �aweczkach, za �cian�
�ywop�otu rozb�yskiwa�y ogniki papieros�w, ale cz�owiek wykonywa� swoje
czynno�ci tak jakby s�dzi�, �e jest niewidzialny.
Przy ogrodzeniu parku dogoni�y m�czyzn� szybkie kroki. Min�a go
kobieta otoczona zapachem perfum i pudru, mign�a jej napi�ta, z
czarnymi jamami wymalowanych warg twarz i us�ysza� urywany szept: "Pe�no
tu szpicl�w, idioto!" U�miechn�� si� z wdzi�czno�ci�. Kobieta szybko
odchodzi�a od niego z wym�czon� rutyn� ko�ysz�c biodrami. Jej jasna
bluzka wkr�tce rozp�yn�a si� w dali.
Miasto by�o jego sojusznikiem, wiedzia� o tym ju� wcze�niej. Mimo
wszystko jednak przyjemnie by�o us�ysze� ostrze�enie. Nawet je�eli
ostrzega�a go prostytutka: Szczeg�lnie, je�eli ostrzega�a go prostytutka.
Ale w�r�d przechodni�w, w�r�d zaci�gaj�cych si� papierosami m�czyzn
i szczebiocz�cych melodyjnie dziewcz�t, kryli si�, rzecz jasna i
wrogowie. Czyje� uwa�ne spojrzenie pr�dzej czy p�niej przylgnie do
niego. Pr�dzej czy p�niej. �eby ju� pr�dzej si� to sta�o...
Przyklei� jeszcze trzy ulotki, ale nic si� nie zdarzy�o. Czy to noc,
czy zuchwalstwo os�ania�y go swoim p�aszczem? Upa�, jaki panowa� w
dzie�, dawno ju� min��, ale on by� ca�y mokry od potu. Papieros nie
przyni�s� ulgi. Zgrzytaj�cy tramwaj strzeli� na zakrycie snopem iskier.
Cz�owieka ogarn�o szale�cze pragnienie, by wskoczy� na stopie� i
odjecha� w przezroczystym, pe�nym ludzi wn�trzu wagonu gdzie�, byle
dalej od wspania�ych �wiate� �r�dmie�cia. Gdzie�, do portu, gdzie pluska
pokryta olejami woda i gdzie w�r�d s�g�w drzewa, na suchym, s�onym
piasku mrok nocy jest g�sty jak zapomnienie.
Przecie�, ostatecznie nie jest �adnym bohaterem. Jest po prostu
cz�owiekiem, kt�ry wie, �e tak trzeba i boi si�. �y� tak kr�tko!
Kiosk ze �wiec�cym napisem "Napoje" przyci�gn�� jego uwag�. Musi si�
napi�, kt� mo�e wiedzie�, co b�dzie potem. Oboj�tny sprzedawca o
b�yszcz�cej t�usto twarzy odliczy� reszt� za trzy szklanki. Miedziaki
by�y mokre i przyjemnie ch�odzi�y gor�c� d�o�.
Kolejn� ulotk� bezczelnie przyklei� u wej�cia do gmachu poczty.
Ludzi w tym miejscu by�o du�o i natychmiast poczu� jak fala strachu
zmywa stamt�d grupk� os�b.
Jak wygl�da ten wyczekiwany zdrajca? Czy jest m�ody, czy stary? Czy
to pieni�dze zatru�y jego serce, zawi��, strach, fanatyczna g�upota? A
mo�e jego post�pkami kieruje rutyna s�u�bisty? Zapewne nigdy go nie
zobaczy: Ich drogi skrzy�uj� si� w stratosferycznym mroku, rozejd� si�
niepostrze�enie i nie rozpozna go w �wietle dnia, tak jak nie spos�b
rozpozna� pocisk, ukryty w niewinnym kawa�ku o�owianej rudy. Ale na
razie panowa� spok�j. Wydawa� si� mog�o, �e nie zasypiaj�ce nigdy oko
tajnej policji o�lep�o.
Zapewne jutro po mie�cie rozpe�zn� si� pog�oski: Wszyscy mogli to
widzie�... Dwa kroki od policji... Tak, tak, ulotki! Nie bez kozery
o�mielili si�... A wlec, co� si�: zaczyna dzia�... A wiec... Psst!
No c�, dobre i to. Ale najwy�szy ju� czas na rozstrzygni�cie. Jak
d�ugo mo�na czeka� na nieuniknione, dr�czy� si� nadziej�, kt�r� on sam
powinien by� wykluczy�?
Kolejnej ulotki ju� nie zd��y� naklei�. Nagle, przys�aniaj�c sob�
ca�y �wiat, z ciemno�ci wyskoczy� samoch�d. Zatrzyma� si� przy
kraw�niku jak wmurowany. Promie� reflektora rozpi�� go jak na krzy�u, z
uniesionymi r�kami, w kt�rych trzyma� przyszykowan� do naklejenia kartk�!
Gdy go schwycili, szarpn�� si�. Cios pa�ki by� szybki i celny. Dwa
okrzyki zla�y si� w jeden. Tajniak wypu�ci� pa�k� i schwyciwszy si� za
g�owie upad� na chodnik.
Nikt niczego nie zrozumia�, ale reakcja na powsta�e zamieszanie by�a
b�yskawiczna. Nowy cios zadano pi�ci� i to z tak� si��, �e zatrzymanemu
pociemnia�o w oczach. Al� ten, kt�ry zada� cios, r�wnie� zwin�� si� z b�lu.
Wszystko splata�o si� w j�cz�cy k��b.
O wydarzeniach tych, nie zameldowano dow�dztwu ze wzgl�du na ich
ca�kowitej bezsensowno�� oraz dezorientacje uczestnik�w operacji.
Dostarczyli og�uszonego przest�pc� do celi, ale sami byli og�uszeni w
nie mniejszym stopniu, Doszli do siebie ca�kowicie dopiero w barze, przy
kieliszku. Lecz ich pr�by ustalenia co i jak wprowadzi�y taki
galimatias; �e by odzyska� r�wnowagi ducha zmuszeni byli zam�wi� now�
butelk�.
Jeden z poszkodowanych tajniak�w zapewnia�, �e zatrzymany
przy�adowa� mu iskr� elektryczn�; kt�ra wylecia�a mu prosto z oczu.
Drugi zaklina� si� na wszystko, �e widzia� unosz�cego si� cz�owieka z
pa�k� - cz�owiek i pa�ka byli na wp� przezroczy�ci; ale uderzenia by�y
celne. Trzeci oznajmi�, �e niczego takiego nie zauwa�y�, ale na pewno
by�y to jakie� diabelskie sztuczki - faktem jest, �e obaj jego
przyjaciele, po tym jak przy�o�yli przest�pcy, ni z gruszki ni z
pietruszki polecieli na asfalt i musia� zaci�gn�� ich do samochodu.
"Ale�cie si� nabuzowali" pokiwa� g�ow� siedz�cy obok inny tajniak.
Wszyscy trzej straszliwie si� oburzyli i zacz�li wyja�nia� mu ca�� rzecz
od pocz�tku: Poniewa� wypili ju� wystarczaj�co du�o, to zacz�li gada�
takie bzdury; w kt�re ju� nikt nie uwierzy�. Mimo to jednak po komendzie
szybko rozpe�za� si� z�owieszczy s�uch o widmie z elektrycznymi oczyma.
Sprawca zamieszania zosta� tymczasem dostarczony do dy�urnego
�ledczego, kt�ry poziewaj�c siedzia� nad papierzyskami. Stra�nik- opi�te
w mundur, jak zwykle spocone cielsko - siedzia� naprzeciwko. Zza drzwi
dobiega� trzask maszyny do pisania. Potem ucich� nagle i zapad�a taka
cisza, jakby ca�y budynek przeni�s� si� w jaki� inny, pozagrobowy wymiar.
�ledczy oderwa� si� wreszcie od papier�w, zapali� papierosa i
wydmuchn�wszy dym w kierunku sufitu; spojrza� na aresztowanego. �ledczy
mia� oko�o pi��dziesi�tki i w jego spojrzeniu malowa�o si� mniej wi�cej
tyle samo zainteresowania ofiar�, co w jego �lubnej obr�czce na placu.
- Imi�, nazwisko?
Stra�nik, ko�ysz�c nog�, przygl�da� si� z upodobaniem odblaskom
�wiat�a na czubku buta.
Aresztowany milcza�.
- Mo�emy pom�c sta� si� rozmownym. Mo�emy pom�c... Imi�?
- Roukar.
- Wszystko, wszystko...
- Wystarczy.
�ledczy nic nie odpowiedzia� i ziewn�� powoli. W przymru�anych
oczach b�ysn�y bia�ka.
- Nie strugajcie tu z siebie... - Jeszcze raz ziewn�� i porusza�
palcami. - Powtarzam...
- Usi�d�, je�li pan pozwoli.
- I tak ju� siedzicie. U nas. A wiec nie radz�...
Roukar podszed� do krzes�a. Wyraz twarzy �ledczego nie uleg�,
zmianie, ale stra�nik by� czujny - leniwie wsta�; bez po�piechu schwyci�
Roukara za ko�nierz, u�miechn�� si� krzywo...
- Idioto, poparzysz si�! - zawo�a� Roukar bledn�c.
Stra�nik przygl�da� si� mu jak przedmiotowi. Wybiera� miejsce, w
kt�re uderzy�, a kiedy wybra�, zada� b�yskawiczny cios w usta, kt�ry w
komendzie nazywano "zak�sk�"
Jakby wybuch�a miedzy nimi bomba. Odlecieli od siebie z jednakowym
krzykiem, z jednakowo wykrzywionymi twarzami tylko po podbr�dku
stra�nika nie p�yn�a krew.
- Co si� dzieje, sier�ancie? - W g�osie �ledczego zgrzytn�� jaki�
trybik. - Je�eli zwichn�li�cie paluszek, to po pierwsze, nie ma si� czym
chwali�, a po drugie...
- Pos�uchaj, durniu! - odezwa� si� ostrym tonem Roukar. - I tak
usi�d�, a wy mo�ede spr�bowa� mnie ruszy�, mo�ecie spr�bowa�, je�eli nie
�al wam waszej sk�ry!
Usiad�, patrz�c wyzywaj�co na �ledczego. Ten mrugn�� lekko.
- No, sier�ancie...
M�g� tego nie m�wi�. Purpurowy z w�ciek�o�ci sier�ant ju� podchodzi�
do Roukara. Mign�a ci�ka jak z o�owiu pie��.
Krzes�o wraz z Roukarem wyr�n�o w �cian� i rozlecia�o si�.
Natomiast stra�nika obr�ci�o o sto osiemdziesi�t stopni. Przez chwil�
sta� z wytrzeszczonymi oczyma, a potem z g�uchym j�kiem z�o�y� si� w p�
i run��, przewracaj�c st�. Ale wszystkie d�wi�ki zag�uszy� wrzask
�ledczego - oszala�y, przera�liwy wrzask przera�enia i b�lu.
Pu�kownik, pod kt�rego dow�dztwem znajdowa�a si� tajna policja lubi�
pracowa� nocami. O tej porze �wiat jest bardziej spokojny ni� w dzie�.
Nie ma szale�czego nat�oku barw, d�wi�k�w, ruchu, mrok niesie wraz ze
sob� porz�dek, wszystko, co niepotrzebne �pi, �wiat�o lamp jest surowe i
niezawodne; poniewa� ca�kowicie uzale�nione jest od woli cz�owieka.
Kiedy wreszcie zameldowano pu�kownikowi o tym co si� sta�o, nie
uwierzy�, ale si� zainteresowa�: Doprowadzony do histerii �ledczy; kt�ry
jak wiadomo; odznacza� si� wra�liwo�ci� betoniarki - taka historia
zas�ugiwa�a na uwag�. Ka�de naruszenie porz�dku by�o wyzwaniem tych si�,
z kt�rymi pu�kownik walczy� bez ustanku, jak budowniczy tamy walczy z
ka�dym przeciekiem pojawiaj�cym si� w jego dziele. By�a to nie ko�cz�ca
si� nigdy, ale niezb�dna praca, kt�ra ju� dawno sta�a si� fundamentem
egzystencji pu�kownika i czynnikiem cementuj�cym jego ca�� w�adz�.
Aresztowanego doprowadzono do gabinetu. Pu�kownik obrzuci� go
spojrzeniem i poczu� co� w rodzaju rozczarowania. Blada, porozbijana
pi�ciami twarz dwudziestolatka, rozszerzone, pe�ne napi�cia �renice,
widoczna w nich mroczna nienawi�� - wszystko to by�o do tego stopnia
znane, �e pu�kownik z g�ry wiedzia�, jakie z setki razy s�yszanych s��w
b�d� wypowiedziane, jakim tonem i kiedy. Romantyk, zidentyfikowa�
natychmiast. Powariowali, czy co... - pomy�la�, zapalaj�c bez po�piechu
cygaro.
Siadaj - skin�� aresztowanemu g�ow�.
Roukara popchni�to na fotel, kt�ry mi�kko przyj�� go w swoje
obj�cia. Fotel, jak wszystko zreszt� w gabinecie, odgrywa� swoj� rol�,
cho� pu�kownik niczego tu nie wymy�la�, wszystko by�o wynikiem przez
wieki gromadzonego do�wiadczenia: Rozm�wca ton�� w mi�kkim i niskim
fotelu, natomiast biurko g�rowa�o nad nim jak postument; czyni�c posta�
gospodarza szczeg�lnie majestatyczn�. Wra�enie to pot�gowa�y jeszcze
mundur pu�kownika, z�oto jego epolet�w, bateria telefon�w ko�o �okcia,
ca�e wyposa�enie wn�trza, w kt�rym ka�dy przedmiot, cho�by biblioteczna
szafa z rz�dami masywnych tom�w ze z�oconymi grzbietami lub d�bowe
framugi drzwi; wygl�da�y solidnie, trwale i oficjalnie.
Pu�kownik nie spieszy� si�, bowiem doskonale zna� mia�d��cy ci�ar
oczekiwania. Ten cz�owieczek u podn�a jego biurka sam z siebie nie
budzi� w nim zaciekawienia. Natomiast bezsensowne okoliczno�ci, z
kt�rymi by� zwi�zany, owszem. Ale nie on sam. �aden z pracownik�w tajnej
policji nie m�g�by owocnie pracowa�, gdyby w swojej ofierze widzia�
jednostk� ludzk�. Nawet nienawi�� by�a tu przeszkod�. Pu�kownik,
podobnie jak jego podw�adni, robi� swoje, pracowa� z �ywym materia�em i
emocje byty tu r�wnie nie na miejscu jak przy gwintowaniu nakr�tek, czy
przy uk�adaniu cegie�.
- C� za oklepane metody! - odezwa� si� nagle aresztowany, -
Sprzykrzy�a mi si� ju� wasza t�pota i �eby jak najszybciej zrozumia� pan
sytuacje, prosze, oto moja r�ka. Niech pan j� dotknie ko�cem cygara.
Jego gest, wydawa�o si�, nie zosta� zauwa�ony. Pu�kownik w
milczeniu, nie zmieniaj�c wyrazu twarzy patrzy� na Roukara. P�yn�y
d�ugie sekundy milczenia. Wreszcie sta�o si� to, co powinno si� by�o
sta� - palce aresztowanego zacz�y lekko dygota�.
Wtedy pu�kownik przysun�� do rozwartej d�oni cygaro. Wycelowa� bez
po�piechu - i nagle strz�sn�� popi� na r�k� Roukara.
R�ka drgn�a. Pu�kownik roze�mia� si� leniwie widz�c, jak wykrzywi�a
si� twarz wi�nia.
- Ot� to - powiedzia� spokojnie. - A teraz jeszcze jedna male�ka
lekcja.
Da� znak. Dw�ch przypominaj�cych pos�gi stra�nik�w zrobi�o krok w
stron� fotela, jednakowo szczekn�wszy czym� metalowym.
- B�dziemy rozmawia� normalnie, czy inaczej?
- Nie - odpowied� by�a ledwo s�yszalna. - Nie b�dziemy.
R�ce stra�nik�w spotka�y si� na potylicy Roukara. Krzykn�li wszyscy
czterej. Cztery poblad�e twarze spogl�da�y na siebie, ale na jednej z
nich, opr�cz b�lu, malowa� si� tryumf.
Pierwszy przyszed� do siebie pu�kownik.
- Won... Stra�nicy - won!
Kr�tkie zamieszanie; stra�nicy, kt�rzy utracili sw�j pos�gowy
wygl�d, nier�wno wykonali w ty� zwrot i gabinet opustosza�.
- Rozs�dnie - powiedzia� aresztowany: - Po co zbyteczni �wiadkowie
bezradno�ci prze�o�onych?
Pu�kownik wyszarpn�� pistolet z szuflady biurka.
- Porozmawiamy - powiedzia� z pogr�k� w g�osie.
- Je�eli zechce - doda� aresztowany.
- Zastrzel� pana!
- A czy pan nie pomy�la�, pu�kowniku, �e to jeszcze bardziej
niebezpieczne ni� przemoc?
Pu�kownik gwa�townie zaci�gn�� si� dymem cygara. Jego spojrzenie
b��dzi�o po twarzy przeciwnika. Teraz dostrzega� w aresztowanym godnego
partnera, osobowo��, kt�r� nale�a�o rozszyfrowa�.
- Cygaro? - zaproponowa� nieoczekiwanie.
- Nic. Im pr�dzej si� rozstaniemy, tym lepiej dla nas obu.
Pu�kownik skin�� g�ow�.
- Jestem realist� - powiedzia� przyciszonym g�osem. - Sytuacja
uleg�a zmianie; to dla mnie oczywiste. A co z tego ?
- To ju� lepiej - rzek� Roukar. - A wiec, na pocz�tek niewielki
wyk�ad...
Przyjrza� si� pomieszczeniu i na ile pozwala�y mu rozbite wargi i
napi�te nerwy, u�miechn�� si�.
- Wyk�ad w tajnej policji... Zabawne! No dobrze. Prosz� dobrze to
zapami�ta�. Ka�de dzia�anie - fizyczne czy te� umys�owe - poprzedza
odpowiedni impuls nerwowy. Akt przemocy r�wnie�. - Organizm generuje
drgania elektromagnetyczne... Co� w rodzaju bezd�wi�cznego krzyku, czy
to zrozumia�e? Metody, jak� to osi�gn�li�my, nie musi pan zna�. Ale jej
sens zawiera si� w nast�puj�cym. M�j organizm nastrojony jest w taki
spos�b, �e odbiera on obcy impuls przemocy. Przy tym, systemy nerwowe
kata i ofiary ��cz� si� ze sob� jak �ar�wki w sieci elektrycznej. Je�eli
w �lad za impulsem nie nast�pi dzia�anie, nic si� nie stanie, podobnie
jak nie zapal� si� �ar�weczki, je�eli nie w��czymy elektryczno�ci. Ale
jak�e szybko po my�lowym rozkazie nast�puje cios... Moje cia�o przeszywa
b�l i dok�adnie taki - sam b�l przeszywa wasze! I nie ma znaczenia, co
sta�o si� przyczyn� b�lu pa�ska pi��, czy but pa�skiego podw�adnego.
Kat i ofiara skuci s� jednym �a�cuchem tak silnie, �e teoretycznie
wszyscy powinni czu� to samo. Praktycznie jednak wsp�lny staje si� tylko
b�l, poniewa� on jest najsilniejszym impulsem. Jak�e tak, pyta pan.
Aresztowanego z�omotali, boli go ca�e cia�o, ja natomiast tego nie
czuje, cho� powinienem, je�eli to co s�ysza�em jest prawd�. Sekret jest
prosty - mog� os�abia� lub wzmacnia� powsta�� mi�dzy nami ��czno��.
Teraz j� wzmacniam. No i co?
Twarz pu�kownika wykrzywi�a si� bole�nie. Na jego czo�o wyst�pi�y
kropelki potu, d�o� zacisn�a si� mimowolnie. Przez par� chwil szef
tajnej policji i aresztowany patrzyli w swe za�mione b�lem �renice.
- Trzecia zasada dynamiki Newtona - tryumfalnie oznajmi� Roukar. -
Ka�demu dzia�aniu towarzyszy r�wne, lecz wprost przeciwne oddzia�ywanie.
Teraz zasada ta b�dzie dzia�a� miedzy lud�mi w r�wnie jawny spos�b; jak
w fizyce! Kiedy� do tej pory ofiara mog�a odp�aci� katu t� sam� miar�,
na m�czarnie m�czarni�? Cierpi pan... Do��, z przemoc� ju� koniec!
- W�adza nie istnieje bez przemocy - pu�kownik rozchyli� zbiela�e
wargi. - Niszcz�c w�adz�, niszczy pan prawo, porz�dek, samo
spo�ecze�stwo...
- Pa�skie spo�ecze�stwo! - D�wi�cznym g�osem zawo�a� Roukar.. -
Pan... pan jest po prostu gangsterem, kt�ry dorwa� sio do w�adzy... I ma
pan czelno�� m�wi� o prawie?
Roukar westchn��. Poczu�, jak w piersi zako�ysa� si� znajomy ci�ar
wszytego w konspiracyjnym laboratorium impulsatora, kt�ry odbiera�,
sortowa�, wzmacnia� i przesy�a� z powrotem sygna�y swojej i obcej tkanki
nerwowej. Pu�kownik nie powinien o nim wiedzie�, w przeciwnym bowiem
razie natychmiast wypatroszono by go pod narkoz�. Co innego jutro, kiedy
ca�e to plugastwo przepadnie. Wtedy, nie obawiaj�c si� rewizji, ka�dy
b�dzie m�g� nosi� impulsator, po prosta w kieszeni i ju� nikt nie
o�mieli si� sprawia� nikomu b�lu. Nast�pi koniec przemocy. Raz i na zawsze!
- Ma pan mo�liwo�� wyboru - Roukar odwr�ci� si� do pu�kownika. -
Albo pan i ca�a ta pa�ska szajka �upie�c�w i t�pak�w natychmiast umknie
wraz ze swoimi walizami, albo rusz� na was moi, tak samo uzbrojeni
towarzysze. Wtedy b�l, kt�ry sprawiacie nam stawiaj�c op�r, zabije was
samych! Jeste�my przeciwnikami zbytecznych ofiar, chocia� jeste�my te�
gotowi odda� �ycie za wolno��. Ostrzeg�em pana - wyno�cie si�!
Pe�en zapa�u g�os Roukara umilk�. W odpowiedzi zapad�a cisza. Twarz
pu�kownika, kt�rego wola nape�nia�a przera�eniem ca�y kraj, zastyg�a jak
woskowa maska. Pal�ca, nie do wytrzymania ciekawo�� przemog�a w Roukarze
b�l, zdenerwowanie, �miertelne zm�czenie. Przemoc istnieje tak dawno,
jak istnieje �wiat. Jakie b�dzie jej ostatnie s�owo?
Roukar nawet uwolni� pu�kownika od b�lu. Ten jednak opad� jak worek
w fotel i wci�� milcza� jak przedmiot, kt�ry zapomniano wynie�� z
gabinetu. Zupe�nie jakby nie mia� pod r�k� guzik�w za pomoc� kt�rych
m�g� w mgnieniu oka wprawi� w ruch swoich zb�j�w, lotnictwo i czo�gi.
A wiec to tak, z tryumfem ale i rozczarowaniem pomy�la� Roukar.
Zwyczajny, bezm�zgi dinozaur w pu�apce...
- Daje trzy minuty do namys�u - powiedzia� z obrzydzeniem i znowu
odwr�ci� si� w stron� okna.
P�yn�� ju� stamt�d od�wie�aj�cy ch��d, za pot�nymi bry�ami budynk�w
rozpala� si� �wit. W parku og�uszaj�co �piewa�y ptaki. Miasto spa�o, nie
przeczuwaj�c nawet co si� dzieje, nie widz�c chudego, wym�czonego,
pobitego ch�opaka, kt�ry w tej chwili s�ysza� szelest nowej, ju�
uchylonej karty historii.
Ale pu�kownik jak bokser, kt�ry zbiera si�y po nokaucie, w tym samym
czasie szybko i beznami�tnie analizowa� sw�j plan dzia�ania. Ten
nawiedzony romantyk ju� go nie interesowa�. Pu�kownik od razu spostrzeg�
najwi�ksze gro��ce mu niebezpiecze�stwo. Kry�o si� ono nie w gro�bie
sp�tania jego poczyna� �a�cuchem cierpienia i �mierci, bowiem efekt
ka�dego dzia�ania (wiedzia� o tym bez uczonych) ulega os�abieniu wraz ze
wzrostem odleg�o�ci (wniosek - nale�y dowodzi� akcj� z dystansu, przy
czym nie ma potrzeby informowa� o tym pozosta�ych wsp�rz�dz�cych.
Pojawi�a si� kusz�ca sposobno��, usun�� konkurent�w cudzymi r�kami).
G��wne niebezpiecze�stwo kry�o si� r�wnie� nie w tym, �e na ulice
wyjdzie tak niezwykle uzbrojona (przekl�ta nauka!) grupka geniuszy o
umys�owo�ci dziecka. Cokolwiek by si� nie krzycza�o o wzajemnych s�abych
punktach, cz�owiek przede wszystkim wierzy swojemu w�asnemu
do�wiadczeniu i w zwi�zku z tym �o�nierze skosz� buntownik�w najpierw,
zanim padn� sami, a ci za�, kt�rzy ocalej�, zanim zdo�aj� si� po�apa�:
Naprawd� straszliw� rzecz� by�a detonacja. Wyst�pienie tych
przem�drza�ych niemowlak�w, dziwna �mier� �o�nierzy, wie�� o fatalnej
wra�liwo�ci tych, kt�rzy karz�c zadaj� b�l - wszystko bo razem wzi�te, a
tak�e po prostu sam fakt ofiarniczej odwagi romantyk�w - tych z siwizn�
i tych bez - bez trudu m�g� si� sta� zapalnikiem ukrytego
niezadowolenia. A kiedy powstaj� masy, spraw� zawsze przybiera z�y obr�t.
Nie ma bardziej naiwnych i niebezpiecznych ludzi, nil
bezinteresowni, pozbawieni �yciowego sprytu fanatycy idei! - pomy�la� z
rozdra�nieniem pu�kownik. Natychmiast jednak opanowa� rozpraszaj�ce go
emocje: I b�yskawicznie przemy�la� przydatno�� usypiaj�cych bez b�lu
pocisk�w i gazu, rozwa�y�, jak szybko zdo�a uzbroi� w nie tych, kogo
trzeba. Gdy dokona� oblicze�; w bej samej chwili nacisn�� guzik i
zerkn�� na zegarek. Z danych mu do namys�u minut min�y tylko dwie. Do
rozpocz�cia jego w�asnych dzia�a� pozosta�o kilkadziesi�t sekund i
pu�kownik pobie�nie przeanalizowa� rysuj�ce si� I przed nim dalsze
perspektywy - nale�y bezzw�ocznie uzupe�ni� etaty takimi, kt�rzy lubi�
jednocze�nie zadawa� i odczuwa� b�l... A poza tym, czy� �rodki przymusu
ograniczaj� si� jedynie do przymusu fizycznego?
Nie, cokolwiek wykombinowali ci uczeni, jego przysz�o�� jako w�adcy
zale�a�a nie od nich.
Roukar nie zauwa�y� ruchu r�ki pu�kownika. W jego umoczonym umy�le
wyrazi�cie malowa�y si� obrazy bliskiej ju� przysz�o�ci, kiedy sukcesy
neurotechniki po��cz� ludzi wizami tak �cis�ej wsp�lnoty, �e ka�dy z
premedytacj� zadany b�l, jak bumerang powracaj�c do sprawcy, zmusi, by
wszyscy troszczyli si� o szcz�cie ka�dego. Na twarz Roukara pad�
pierwszy promie� wschodz�cego s�o�ca, on za�, wznosz�c skute kajdankami
r�ce, got�w by� z radosnym uniesieniem obj�� ca�y, oczyszczony �wiat�em
�wiat.
Prze�o�y� S�awomir K�dzierski
<abc.htm> powr�t