2835

Szczegóły
Tytuł 2835
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2835 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2835 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2835 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KIRY� BU�YCZOW LUDZIE JAK LUDZIE WIELKI GUSLAR: KR�TKI PRZEWODNIK Ludzie czasem pytaj�: czemu to przybysze z kosmosu, kt�rzy wybrali Ziemi� za cel swej podr�y, l�duj� nie na wyspach Oceanu Spokojnego, nie na szczytach Pamiru, nie na pustyni Takla Makan nie w Osace lub Konotopie, lecz w mie�cie Wielki Guslar? Dlaczego pewne dziwne wydarzenia, kt�rych naukowcy do tej pory nie zdo�ali zadowalaj�co wyja�ni�, zachodz� w�a�nie w naszym s�awetnym grodzie? Pytanie to zadawali sobie r�wnie� liczni naukowcy i mi�o�nicy astronomii, g�owili si� nad nim uczestnicy sympozjum w Addis Abebie, zastanawiali dziennikarze i czytelnicy "Litieraturnoj gaziety". Niedawno z now� hipotez� na ten temat wyst�pi� cz�onek rzeczywisty Akademii Nauk, Spiczkin. Obserwuj�c trajektorie meteorologicznych satelit�w Ziemi, Spiczkin doszed� do wniosku, �e miasto Wielki Guslar stoi na ziemskiej wypuk�o�ci, ca�kowicie niezauwa�alnej dla jej mieszka�c�w, lecz natychmiast rzucaj�cej si� w oczy tym, kt�rzy ogl�daj� nasz glob z s�siednich gwiazd. Tej wypuk�o�ci w �adnej mierze nie nale�y myli� z g�rami, wzg�rzami i innymi tego rodzaju tworami geologicznymi, gdy� niczego podobnego w okolicach Wielkiego Guslaru po prostu nie ma. Miasto Wielki Guslar le�y na r�wninie. Otoczone jest ko�chozowymi niwami i g�stymi lasami. Rzeki p�yn�ce w tych okolicach wyr�niaj� si� krystalicznie czyst� wod� i powolnym nurtem. Wiosn� zdarzaj� si� powodzie, kt�re trwaj� do�� d�ugo i pozostawiaj� na niskich brzegach rzek �miecie i pnie drzew. Zim� na okolicznych drogach bywaj� zaspy �nie�ne, odcinaj�ce miasto od s�siednich miejscowo�ci. Latem panuj� umiarkowane upa�y, przerywane cz�stymi burzami. Jesie� jest tam �agodna i kolorowa, a zimne deszcze zaczynaj� si� dopiero pod koniec pa�dziernika. W roku 1876 starzy mieszka�cy obserwowali zorz� polarn�, a trzydzie�ci lat wcze�niej - potr�jne s�o�ce. Najni�sza zanotowana temperatura wynios�a minus 48 stopni (18 stycznia roku 1923). Dawniej w lasach pe�no by�o nied�wiedzi, saren, dzik�w, jenot�w, bobr�w, lis�w, rosomak�w i wilk�w. Zwierz�ta te trafiaj� si� w lasach nawet i dzisiaj. W roku 1952 podj�to pr�b� zaaklimatyzowania pod Wielkim Guslarem �ubrobizon�w. �ubrobizony rozmna�a�y si� w Rezerwacie Worobiowskim, w naturalny spos�b skrzy�owa�y z �osiami i dzi�ki temu zyska�y pot�ne rogi oraz spokojne usposobienie. Rzeki i jeziora obfituj� w dzikie ptactwo. Niedawno do rzeki Gu� wpuszczono narybek gambuzji i bia�ego amura. Nie wiadomo jak w ostatnich latach rozpleni� si� w niej rak brazylijski, najbli�szy krewniak homara. Miejscowi rybacy natychmiast ocenili jego znakomite cechy smakowe. Prasa terenowa donosi�a o pojawieniu si� w okolicach miasta muchy tse-tse, jednak wypadk�w �pi�czki nie zanotowano. Ludno�� Wielkiego Guslaru liczy bez ma�a osiemna�cie tysi�cy os�b. Sk�adaj� si� na ni� przedstawiciele szesnastu narod�w. We wsi Moroszki mieszkaj� cztery rodziny Ko�uch�w. Ko�uchowie s� niewielkim le�nym narodem z ugrofi�skiej grupy j�zykowej, m�wi�cym swoistym, dotychczas nie ca�kiem rozszyfrowanym j�zykiem. Alfabet Ko�uch�w zosta� opracowany na podstawie alfabetu �aci�skiego w roku 1926 przez guslarskiego nauczyciela Iwanowa, kt�ry u�o�y� elementarz. Obecnie jedynie trzej Ko�uchowie - Iwan Siemionow, Iwan Mudrik i Aleksandra Filipowna Ma�owa - w�adaj� j�zykiem ko�uchowskim. Historia miasta Wielki Guslar liczy 750 lat. Pierwsz� wzmiank� o nim mo�na znale�� w Kronice Andriana, kt�ry m�wi, �e potiomkinowski knia� Gabriel �agodny "przyby� i wybi�" niepokornych mieszka�c�w osady Guslar. Zdarzy�o si� to w roku 1222. Miasteczko szybko ros�o i rozwija�o si�, a to dzi�ki znakomitej lokalizacji na skrzy�owaniu szlak�w handlowych, prowadz�cych na Ural i Syberi� oraz do po�udniowych i zachodnich region�w Rusi. Szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci unikn�o niewoli tatarskiej, poniewa� mongolscy naje�d�cy, odstraszeni g�sto�ci� i dziko�ci� p�nocnych kniei, ograniczyli si� do przys�ania spisu ��danych danin, kt�re zreszt� obywatele miasta p�acili rzadko i nieregularnie. Rozpocz�ty w wieku XIV przez Moskw� i Nowogr�d sp�r o Guslar zako�czy� si� ostatecznym zwyci�stwem Moskwy dopiero w po�owie wieku XV. W trakcie owego sporu miasto zosta�o trzykrotnie spalone i dwukrotnie kompletnie rozgrabione. Innym razem nowogrodzka dru�yna wojewody Lepiechy zr�wna�a miasto z ziemi�. W nast�pnych latach na Guslar spada�a d�uma, powodzie, g��d, morowe powietrze. Rokrocznie szala�y po�ary. Po ka�dej epidemii i po�odze miasto odbudowywa�o si� i upi�ksza�o murowanymi soborami, kt�rych bia�e �ciany malowniczo przegl�da�y si� w zwierciadlanej g�adzi rzeki Gu�. Ponad jedna trzecia odkrywc�w ruszaj�cych w drog� naprzeciw s�o�cu urodzi�a si� w Wielkim Guslarze, kt�ry w szesnastym wieku przekszta�ci� si� w kwitn�ce miasto konkuruj�ce z Wo�ogd�, Ustiugiem i Ni�nim Nowogrodem. Wystarczy tu wspomnie� Timofieja Barchatowa, kt�ry odkry� Alask�; Simona Trusowa, kt�ry na czele pi��dziesi�ciu Kozak�w dotar� nad brzegi rzeki Kamczatki; Fiedk� Merkartowa, kt�ry jako pierwszy dotar� do Nowej Ziemi, odkry� Wyspy Kurylskie, Czelabi�sk, Kaliforni� i Antarktyd�. Wszyscy ci herosi wracali na staro�� do rodzinnego miasta i budowali pi�trowe murowa�ce na ulicy Targowej, w Niebieskim Zau�ku lub na Wo�owym Trakcie. W�a�nie w owych latach Guslar zyska� przydomek Wielki. A propos, w�r�d uczonych do dzisiaj trwaj� spory na temat tego, dlaczego Guslar nazywa si� Guslarem? Profesor Tretiakowski w swojej monografii "Podb�j P�nocy" uwa�a, �e jego nazwa wywodzi si� od i�owa "G�larz" lub nawet "G�le" (hipoteza Reizmana), bowiem wytwarzanie owych instrument�w muzycznych by�o nader rozpowszechnione w tamtejszych okolicach, Illonen natomiast i inni zagraniczni historycy sk�aniaj� si� ku przypuszczeniu, �e nazw� miastu da�a rzeka Gu�, nad kt�rej brzegiem Wielki Guslar le�y. Istnieje jednak r�wnie� wersja Tichonrawowej, kt�ra uwa�a, �e w tych le�nych ost�pach znale�li schronienie wsp�wyznawcy i zwolennicy Jana Husa, kt�rzy zdo�ali uj�� habsburskim prze�ladowaniom. Nale�y wreszcie wspomnie� o punkcie widzenia Iwanowa, kt�ry wyprowadza s�owo Guslar z ko�uchowskiego "chusla", kt�re oznacza "tylna �apa wielkiego nied�wiedzia, �yj�cego na bardzo wysokiej g�rze". W�r�d Ko�uch�w do dzi� �yje legenda o wielkim my�liwym Demie, kt�ry w tych okolicach ubi� nied�wiedzia i zjad� jego tyln� �ap�. Pod koniec wieku XIX Wielki Guslar w zwi�zku z tym, �e kolej �elazna omin�a go bokiem, przesta� odgrywa� wa�n� rol� w handlu i przekszta�ci� si� w zabite deskami miasteczko i trzeciorz�dn� przysta� na rzece Gu�. W ostatnich latach w Guslarze coraz szybciej i intensywniej rozwija si� przemys� terenowy. W mie�cie dzia�a browar, fabryka "Zorza" (produkcja guzik�w i pinesek) i tartak (wytwarza doskona�ej jako�ci wyka�aczki). Na dalekich przedmie�ciach jest tak�e mleczarnia i dwa warsztaty bednarskie. Wielki Guslar posiada Technikum �eglugi �r�dl�dowej, kilka szk� �rednich i niepe�nych �rednich, trzy biblioteki, dwa kina, Klub Oryli oraz muzeum. Do zabytk�w architektury ochranianych przez pa�stwo nale�y Monastyr Spaso-Trofimowski, cerkiew Paraskewy Piatnicy (wiek XVI) - i Sob�r Dmitrowski. Wielki zajazd i kilka cerkwi rozebrano w roku 1930, a na ich miejscu urz�dzono Skwer Imienia Odkrywc�w. Wielki Guslar jest miastem podlegaj�cym w�adzom obwodowym i stolic� rejonu wielko-guslarskiego, w kt�rym uprawia si� len, �yto i gryk�, hoduje byd�o i pozyskuje drewno. Do dyspozycji turyst�w, kt�rzy przyje�d�aj� latem do miasta, stoi hotel "Wielki Guslar" z restauracj� "Gu�", Dom Ko�cho�nika i barka mieszkalna. W ci�gu ostatnich kilku lat nad brzegami Gusi kr�cono wiele film�w historycznych, w szczeg�lno�ci "Stienk� Razina", "Odkrywc� Barchatowa", "Stadko", i "Husarsk� ballad�". G��wna arteria, ulica Puszkina, biegnie wzd�u� rzeki. Znajduje si� przy niej Dom Towarowy, ksi�garnia i sklep zoologiczny. Zaczyna si� obok mostu przez rzek� Griaznuch�, dziel�c� miasto na historyczny gr�d i podgrodzie, ko�czy si� natomiast przy parku miejskim, w kt�rym znajduje si� estrada, strzelnica i karuzela oraz letnia czytelnia pod parasolami. Komunikacja z Wo�ogd� autobusem (sze�� godzin) albo samolotem (godzina). Do Archangielska mo�na dotrze� samolotem (p�torej godziny) albo statkiem (przez Ustiug i Kot�az) - cztery doby. Przybysze kosmiczni zacz�li si� w mie�cie pojawia� w roku 1967. Ich wcze�niejszych �lad�w nie wykryto. Prze�o�y� TADEUSZ GOSK TRZEBA POM�C Korneliusz Uda�ow siedzia� w domu i ogl�da� telewizj�. Na dworze by�o parszywie. Si�pi� deszcz, hula� wiatr, mokre li�cie fruwa�y po ulicy. S�owem, pogoda by�a taka, na jak� dobry gospodarz psa z domu nie wyp�dzi. �ona Ksenia wzi�a dzieci i posz�a do przyjaci�ki mieszkaj�cej po drugiej stronie ulicy. A Uda�ow zosta�. Program by� tak nudny, �e chcia�o si� wy� albo wy��czy� odbiornik i i�� spa�. Ale Korneliusz by� za leniwy, �eby wsta� z fotela. Kiedy jednak wreszcie zdecydowa� si� i nacisn�� guzik, w pokoju pojawi�a si� istota z trzema nogami, czerwonymi oczami i w okularach. - Dzie� dobry - powiedzia�a po rosyjsku, ale z silnym obcym akcentem. - Wybaczcie m�j wymowa. Ja uczy�em wasz j�zyk na gwa�t. Nie niepok�jcie si� m�j zewn�trzny wygl�d. Ja mo�na si���? - Siadajcie - powiedzia� Uda�ow. - Jak tam na dworze, si�pi jeszcze? - Ja prosto z kosmos - powiedzia�a istota. - Lecia� w si�owe pole. Deszcz nie moknie. - I po co wam taki k�opot? - zapyta� Uda�ow. - Ja wam jestem przeszkodzony? - Nie, i tak nie ma co robi�. Opowiadajcie. Herbaty si� napijecie? - To dla mnie by� gwa�towna trucizna. Nie, dzi�kuj�. - Racja, je�li szkodzi, to nie pijcie. - Ja umiera� od herbata w konwulsje - przyzna� si� go��. - Dobra, ob�dziemy si� bez herbaty. Istota podkurczy�a pod siebie wszystkie trzy nogi, wskoczy�a na fotel i wyci�gn�a przed siebie �apk� z mn�stwem pazurk�w. - Uda�ow - powiedzia�a z naciskiem. - Trzeba pom�c. - W porz�dku - powiedzia� Uda�ow. - Czym mo�emy, pomo�emy. Tylko �eby na dw�r nie wychodzi�. - Trzeba wychodzi� na dw�r - powiedzia�a istota. - Szkoda. - Ja prosz� wybaczy�, ale najpierw zaczynajcie nas s�ucha� - powiedzia�a istota i wypu�ci�a z otworu g�bowego k��b r�owego, ostro pachn�cego dymu. - Przezi�bienie - powiedzia�a. - Bardzo daleka jest droga. Trzy tysi�ce rok �wietlny i osiemset tam i z powrotem. Wielki nieprzyjemno��. Zdychaj krupiki. - Szkoda - powiedzia� Uda�ow. - To wasi krewni? - Ja wyt�umacz�? - zapyta�a istota. Uda�ow skin�� g�ow�, a potem wzi�� arkusz papieru i d�ugopis, �eby w razie czego od razu notowa�. - Ja mam osiem minuta. Ja si� nazywa� Fywa. Ja jest z jedna planeta w constelation nader odleg�y, wasz astronom wie, a wy nie wie. Uda�ow zgodzi� si�. - My s� dawno przyleciane do was na Ziemia, brali do�wiadczenia i egzemplarze. Troch� pomagaj budowa� piramida Cheopsa i pisa� Mahabharata, hinduski epos. Bardzo traktowali z szacunkiem, obcy nie ruszali. Jeden raz wzi�li wasze krupiki i zawie�li na nasza planeta. - Czekajcie - przerwa� Uda�ow. - Co to s� krupiki? - Ja zapominaj wasz s�owo. Malutki, szary, z uszami, siedzi pod choink�, skacze. Krupiki. - Zaj�c? - zapyta� Uda�ow. - Nie - zaoponowa�a istota. - Zaj�c ja wiem, kr�lik wiem, kangur wiem. Inny zwierz. Nie bardzo wa�ny. Genetycy pr�bowali, wielkiego wyhodowali, nowy gatunek. Ca�a planeta w krupikach. Bardzo wa�ne w gospodarstwo. Krupiki zdycha�. Kryzys ekonomiczny. Od rana jada� krupika. "Co to mo�e by�? - m�czy� si� Uda�ow. - Mo�e skoczek pustynny?" - Nie - odpar�a istota na my�l Uda�owa - skoczek nie. Wiele lat mija�. Trzy dzie� do ty�u krupiki zaczyna� chorowa�. I zdycha�. Wszyscy uczeni robi� eksperyment. �rodek nie ma. �rodek tylko u was. Na Ziemia. Dzi� rano mnie wo�a� i powiedzie�: - Le�, Fywa, ratuj nasz cywilizacja. Ja biegle powiedzia�? - Zrozumia�em - odpar� Uda�ow. - Tylko mam pytanie: kiedy, powiadacie, ruszyli�cie do nas? - Dzisiaj. �niadanie zjad� i polecia�. - A ile, powiadacie, przelecieli�cie? - Trzy tysi�c �wietlny rok. - Bzdury - powiedzia� Uda�ow. - Takich szybko�ci nauka nie zna. - Je�li prosto lecie�, nie zna - zgodzi� si� go��. - Tylko inny zasada. Ja lec� po czasie. - No, no, opowiadajcie - poprosi� Uda�ow, kt�ry z natury by� ciekawy i nigdy nie pomin�� okazji, aby dowiedzie� si� czego� nowego. - Jedna minuta opowiedzia�, bardzo kr�tko. Czas ma�o. My podr�owa� po czasie. Jedna chwila, tysi�c rok do ty�u. - No to wyl�dujecie na swojej planecie tysi�c lat wcze�niej. - Jaki naiwno��! Nie wa� si� czyta� fantastyczna ksi��ka! Fantastyczny pisarz nauka nie zna, jeden od drugiego �ci�ga. Twoja Ziemia na miejsce stoi? - Nie, lata doko�a S�o�ca. - A S�o�ce? - Te� leci. - Tak, zwyk�y dyrektor budowa, a wie. Pisarz Wells, pisarz Parnow nie wie. Jaki wstyd! Skocz do jutra, skocz w godzin� jedn� do przodu, wyskocz z komory i nie ma pod tob� �adnej Ziemia. Ty ju� w kosmos, a Ziemia odlecia� dalej, spod ciebie odlecia�. Tak prosto. A jak na sto lat skocz� w ty�, albo do przodu, Ziemia za ten czas odlecia� daleko, daleko. A inny planeta albo gwiazda na to miejsce przylecia�. Ty wyskoczy� ju� na inna planeta. Tylko liczy� trzeba. Bardzo du�o obliczenie robi�. Chybisz i zraz. - Klops - poprawi� go�cia Uda�ow, bardzo uradowany tym, �e okaza� si� m�drzejszy od znanych pisarzy. - A do przodu te� mo�na skaka�? - Nie - odpar�a istota. - Czas jak ocean. Co by�o, jest, czego nie by�o, jeszcze nie ma. Ty mo�esz w ocean skakaj, nurkuj, znowu si� wynurzaj. Bardzo dobrze liczy�, sto lat nazad skakaj, jedna planeta. Jeszcze pi��dziesi�t lat w drugi strona, jeszcze planeta. Trzy razy skakaj i ju� na Ziemia. Tylko bardzo trudno. Ka�dy dzie� nie wolno skakaj. Bywa, �e raz na sto lat mo�na. Czasem trzy razy w godzin�. Zosta�o dla mnie trzy minuta, bo inaczej do domu nie trafi�. - Dobra - powiedzia� Uda�ow. - Wszystko jasne. A krupiki, to mo�e myszy? - Nie, myszy nie - powiedzia� go��. - Pomaga� b�dziesz? - Obowi�zkowo - odpar� Uda�ow. - W tw�j miasto - powiedzia� przybysz - jest jeden �rodek. Czerwony kwiatek. Ro�nie na okno. Jedna babka. - Ziele? - Nie, cz�owiek-babka. Ulica Merkartowa, dom trzy. Kwiatek trzeba zerwa� i dawa� mnie. Ja powiedzia� dzi�kuj� w imieniu ca�a planeta. Krupiki te� �yj�. Te� dzi�kuj�. Jedna godzina czasu masz. Ja z powrotem lec� i kwiatek wzi��. - A dlaczego sam kwiatka nie kupi�e�? - Nie wolno, babka bardzo straszy. Trzy noga ze mnie rosn��. Nie wychodzi. W tobie ca�a nadzieja jest... Przy tych s�owach przybysz rozwia� si� w powietrzu, bo w�a�nie up�yn�a �sma minuta. Najprawdopodobniej rozpocz�� swoje skoki w czasie, aby powr�ci� do domu i tam zameldowa�, �e nawi�za� kontakt z Korneliuszem Uda�owem, kt�ry zgodzi� si� pom�c. Uda�ow przetar� oczy i popatrzy� na fotel, w kt�rym jeszcze przed chwil� siedzia� przybysz. Fotel mia� po�rodku �wie�e wgniecenie. Wizyta nie by�a snem, a skoro tak, trzeba b�dzie pom�c braciom w rozumie. Ale co to za krupiki? Mo�e lis? Mo�e wilk? Uda�ow w�o�y� p�aszcz, wzi�� parasol i wyszed� na ulic�. Przybyszowi z jego polem si�owym by�o dobrze. A na Uda�owa run�� w�ciek�y wiatr, ci�kie krople deszczu i skrzypienie drzew. Pod nogami tai�y si� czarne ka�u�e, a droga na ulic�. Merkartowa wprawdzie nie by�a zbyt odleg�a, ale bieg�a z da�a od centrum Wielkiego Guslaru. Zanim dotar� do domu numer trzy, zd��y� przemokn�� do nitki, w butach mu chlupota�o, woda �cieka�a za uszy i za ko�nierz. Domek by� ma�y, z dwoma okienkami wychodz�cymi na ulic�. Przytyka� do niego drewniany p�ot z furtk�. Uda�ow nie wszed� od razu na podw�rze, lecz najpierw zapuka� delikatnie w o�wietlone okno. Zas�onka odsun�a si� w bok i okr�g�a, rumiana twarz staruszki zbli�y�a si� do szyby. Uda�ow u�miechn�� si� do tej twarzy i otworzy� furtk�. Odsun�� mokry, zimny haczyk i nadstawi� ucha. W domu by�o cicho. Na s�siednim podw�rku rozszczeka� si� ma�y psiak. Uda�ow podszed� do chwiejnego ganku i wszed� po trzech stopniach. Psina bieg�a wzd�u� p�otu i zanosi�a si� szczekaniem, jakby pilnowa�a dw�ch dom�w naraz. Uda�ow pchn�� drzwi, kt�re otworzy�y si� ci�ko, ze skrzypliwym westchnieniem. - Jest tam kto? - zapyta� uprzejmie i wkroczy� w ciemno��. W tej samej chwili co� ci�kiego spad�o mu na g�ow� i zamroczy�o. Ostatni� my�l� Uda�owa by�o: "Krupiki, to z pewno�ci� wiewi�rki". Przytomno�� odzyska� w bia�ej izbie. By�o jasno. Siedzia� na �awce, oparty plecami o ledwie ciep�y stygn�cy piec. Przed nim sta� t�gi m�czyzna ubrany w pi�am� i waciak. M�czyzna trzyma� w r�ku maczug�, mia� czerwony nos i smutne oczy. "A jednak krupiki to wiewi�rki" - pomy�la� Uda�ow, wracaj�c do rzeczywisto�ci i pomaca� g�ow�. Na g�owie by� wielki guz. - Wybaczcie, je�li co� nie tak - powiedzia� m�czyzna. - mnie ciocia Niusza na pomoc zawo�a�a. My�la�em �e to ten sam wr�ci�. W czarnych okularach. Przyczepi� si�, do okna si� dobija, grozi: oddaj, powiada, kwiatek. Obcokrajowiec pewnie. Bandyta. A do domu nie wszed�. Ciocia Niusza go przep�dzi�a, a mnie zawo�a�a na pomoc. B�d� co b�d� m�czyzna w domu. Jestem jej s�siadem, z domu obok. Wtedy Uda�ow, rozp�dziwszy sprzed oczu r�nokolorowe plamy, zauwa�y� stoj�c� z boku zmieszan� babci� o rumianych policzkach. - Jestem kobiet� samotn� - powiedzia�a babcia. - Mnie bez trudu mo�na ograbi�. - S�usznie - powiedzia� Uda�ow i zdenerwowa� .si� na przybysza, kt�ry nie powiedzia� najwa�niejszego: �e nie przyszed� wprost do Uda�owa, lecz najpierw zjawi� si� tutaj, spr�bowa� zdoby� kwiatek. I wszystko zepsu�. M�g�by przynajmniej powiedzie�. Nie powiedzia� i teraz g�owa boli. Mo�e by� nawet wstrz�s m�zgu. To si� zdarza, je�li kto� r�bnie maczug� - Wody - powiedzia� Uda�ow. - Niusza, daj wody - powiedzia� m�czyzna i od�o�y� maczug� na st�. - A ty, Innocenty, pilnuj go - powiedzia�a Niusza, wychodz�c do sieni, gdzie z ha�asem zaczerpn�a wody do kubka. - Nie gniewajcie si� na ni� - powiedzia� m�czyzna. - Kobieta samotna, podejrzliwa. Ja wiem, �e nie ma u niej nic do zabrania, ale ona my�li, �e sama kogo� mo�e zainteresowa�. Uda�ow zerkn�� na okno. Na parapecie sta�y doniczki z kwiatami. Jedna ro�lina by�a obsypana czerwonymi p�czkami. - W�a�nie, w�a�nie - m�czyzna zauwa�y� jego spojrzenie. - Przez te nic nie warte kwiaty wszystko si� pokie�basi�o. Babcia przynios�a kubek z wod� i poda�a Korneliuszowi. Kiedy pi�, obejrza�a go od przemokni�tych st�p do sko�tunionej g�owy i nie wiadomo by�o, czy jego widok j� zadowoli�. W ka�dym razie spojrzenie nadal mia�a nieufne. - Za jakim interesem przyszli�cie? - zapyta�a Uda�owa. W innej sytuacji Uda�ow od�o�y�by rozmow� do jutra. Pora na kupowanie kwiatka nie by�a najodpowiedniejsza. Ale teraz do powrotu przybysza zosta�o niewiele ponad p� godziny, z czego przynajmniej pi�tna�cie minut zajmie droga do domu. - Przechodzi�em ulic� - powiedzia� - zajrza�em w okienko i postanowi�em wst�pi�. - Po co? - powiedzia�a babcia. - No to ja ju� sobie p�jd�, ciociu Niuszo - powiedzia� t�gi m�czyzna. - Nie, Innocenty, poczekaj - zaoponowa�a babcia - nie zostawiaj mnie samej. M�czyzna westchn�� i roz�o�y� r�ce, jakby usprawiedliwia� si� przed Uda�owem. - Cudowne tu kwiatki macie - powiedzia�, w�wczas Uda�ow. - Znowu? - zapyta�a babcia. - A czy to ja jestem winien, �e mnie te kwiatki te� si� podobaj�? - Mo�e i winien. - Moja �ona bardzo lubi rozmaite ro�liny pokojowe - powiedzia� Uda�ow pospiesznie, bo czas ucieka�. Przybysz ju� pod��a� z powrotem na Ziemi�, wymijaj�c gwiazdozbiory i uskakuj�c przed strumieniami meteoryt�w. - Jutro s� jej urodziny, dlatego postanowi�em kupi� jej co� niecodziennego. B�d� co b�d� szesna�cie lat razem prze�yli�my. Moja �ona ma Ksenia na imi�, Ksenia Uda�owa. Ja tutaj, w Guslarze, pracuj� jako kierownik przedsi�biorstwa budowlanego. - A jak�e, s�ysza�em - powiedzia� m�czyzna. - W razie czego pomo�e ci, ciociu Niuszo, zdoby� materia�y budowlane. - Pewnie, �e pomog�, byle w granicach prawa - powiedzia� Uda�ow. Ciocia Niusza nieco odtaja�a. - A eternit masz? - zapyta�a. - Mam - powiedzia� Uda�ow, chocia� z eternitem zawsze by�y trudno�ci. - A kwiatek jest nie na sprzeda� - powiedzia�a ciocia Niusza. - Wst�pcie do mojej s�siadki, ona ma wspania�e geranie. - Geranie to i ja mam - odpar� Uda�ow. - Trzy doniczki. - Co ty cz�owieka m�czysz - powiedzia� m�czyzna. - Sprzedaj mu kwiatek, on ci tego nie zapomni. - Nie zapomn� - powiedzia� Uda�ow. - Sprzedajcie mi ten czerwony kwiatek. Zap�ac�, ile b�dzie trzeba. Przecie� nie na darmo dosta�em maczug� po g�owie. Niby nic, a jednak ci�kie uszkodzenie cia�a. Mo�na z�o�y� skarg�. - On ma prawo z�o�y� skarg� - powiedzia� t�gi m�czyzna. - Ma guza na potylicy. - A mam. - A przecie� ja, ciociu Niuszo, spe�nia�em twoje polecenie. Ciebie broni�em. - T�gi m�czyzna najwyra�niej spieszy� si� do domu. Ciocia Niusza posmutnia�a i rzek�a: - My�la�am sobie, �e jak b�d� umiera�a, to sobie przed sam� �mierci� na kwiatek przynajmniej popatrz�. On jest jedyny. Nikt wi�cej w mie�cie drugiego takiego nie ma. A poza tym wybiera�am si� pojecha� do c�rki, do Archangielska. Droga daleka i nietania. - Podr� op�ac� - powiedzia� Uda�ow. - Ile trzeba? - Sto rubli - powiedzia�a babcia i zmru�y�a oczy. Czeka�a, co Uda�ow odpowie na tak� bezczelno��. - Sto rubli nie da rady - powiedzia� Uda�ow. - Ciociu Niuszo, miej sumienie! - powiedzia� s�siad. - To ja ju� lepiej prosto stad p�jd� do dy�urnej przychodni - zagrozi� Uda�ow. - Niech mi zrobi� obdukcj� i oficjalnie opisz� wszystkie uszkodzenia cia�a. - Trzydzie�ci pi�� i ani kopiejki mniej - powiedzia�a babcia. - Przecie� ty, ciociu Niuszo, sama sobie kr�cisz stryczek! - B�d� musia� i�� - powiedzia� Uda�ow. - A ile dasz? - zapyta�a pospiesznie babcia. - Dziesi�� rubli dam. - Dziesi�� ma�o, dziesi�� sama doniczka kosztuje. - A ja doniczk� zostawi�. - A mnie doniczka bez kwiatka niepotrzebna. - Dwana�cie rubli. Wi�cej pieni�dzy przy sobie nie mam. - A do przychodni nie p�jdziesz? - Nie p�jd�. - A eternit zorganizujesz? - Postaram si�. Ciocia Niusza ci�ko westchn�a i powiedzia�a: - Bierz, B�g z tob�. Uda�ow wyj�� pieni�dze. I tak dobrze, �e je ze sob� zabra�. Odliczy� dwie pi�tki, rubla i dziewi��dziesi�t kopiejek drobnymi. Ciocia Niusza wymog�a na nim obietnic�, �e nast�pnego dnia przyniesie jej dziesi�ciokopiejk�wk� i Uda�ow wreszcie m�g� zabra� ci�k�, zakurzon� donic�. Wyszed� na podw�rko razem z s�siadem. S�siad otula� si� waciakiem i przest�powa� z nogi na nog�. Odprowadzi� Uda�owa do furtki i otworzy� mu. Babcia z wielkim ha�asem za�o�y�a sztab� na drzwi. - S�uchaj - powiedzia� na po�egnanie t�gi m�czyzna - ty przecie� �ga�e� o tej swojej �onie. Dlaczego da�e� dwana�cie rubli za zwyczajne zielsko? Powiedz, ja nikomu ani s�owa. - Nie warto - odpar� Uda�ow, odgarniaj�c g�ow� ga��zie, �eby nie w�azi�y w oczy. - I tak nie uwierzycie. Na pewnej planecie zdychaj� krupiki. Wyleczy� je mo�na tylko tym kwiatkiem. I dlatego zwr�cili si� do mnie o pomoc. - Aha - powiedzia� m�czyzna. - To brzmi ca�kiem prawdopodobnie. A kiedy Uda�ow by� ju� do�� daleko, m�czyzna krzykn��: - A co to s� krupiki? - Nie wiem! - odkrzykn�� Uda�ow. - Szare, podobno puszyste i siedz� pod krzakiem. - Pewnie kr�liki - powiedzia� m�czyzna. - Ca�kiem mo�liwe - odpar� Uda�ow i pobieg� w stron� domu, �lizgaj�c si� w gliniastym b�ocku i przyciskaj�c do piersi ci�k� donic�. Przybysz czeka� na niego obok domu, na ulicy, pod drzewem. - Zdoby�e�? - zapyta� wychodz�c z cienia. - Dzi�kuj� gigantycznie. Dawaj tutaj. W domu ja nie mog�em. Tw�j �ona przyszed�. Uda�ow postawi� donic� na ziemi. - Nie dowiedzieli si� tam u ciebie, co to s� krupiki? - zapyta�. - Nie, nie zd��y� - odpar� przybysz. - Taki tragedia. Ca�y nadzieja le�y na ja i ty. Zacz�� szybko obrywa� z ga��zek czerwone p�ki. - A ca�ej doniczki nie zabierzecie? - Z donic� nie da rady przez continuum czasoprzestrzenny. Nie ma taki mo�liwo��. - Gdybym wiedzia�, sam by� oberwa�. A krupiki to przypadkiem nie wiewi�rki? - Nie. Ja polecia�. Wielki dzi�kuj�. Wiecie co, nasz planeta b�dzie stawia� wam jeden wielki pomnik. Trzy osoby wysoki. Ja ju� robi� zdj�cie. Wy idziecie przez deszcz i burza, a w r�ka macie czerwony kwiatek. - Dzi�kuj� - powiedzia� Uda�ow. - Ale zosta�a do za�atwienia jeszcze jedna ma�a sprawa, je�li nie macie nic naprzeciw. Rozumiecie, wysz�a taka historia: wyda�em na ten kwiatek wszystkie moje pieni�dze, a mam jutro zap�aci� sk�adki. - Oj, jaki jest ha�ba dla nasza planeta! Oczywi�cie, wszystkie pieni�dze ja ciebie dawaj. Ca�kiem zapomnia�em. Masz, trzymaj. Dolar. Trzy tysi�c dolar. - Czy�cie zwariowali? - oburzy� si� Uda�ow. - Po co mi dolary? Potrzebuj� dwunastu rubli, a dok�adniej jedenastu rubli i dziewi��dziesi�ciu kopiejek. Je�li s�dzicie, �e zap�aci�em za ten kwiatek zbyt drogo, to we�cie pod uwag�, �e nie mia�em czasu targowa� si�. A ten kwiatek wart jest najwy�ej cztery ruble i to razem z doniczk�. - Ten kwiatek wart jest sto milion wasze ruble. - Wcale nie chc� na nim zarabia�. Dajcie mi 24 przynajmniej z osiem rubli - poprosi� Uda�ow. - Bierz dolar - nalega� przybysz. - Innej pieni�dzy nie mam. Za trzy roki znowu pomy�lny uk�ad planeta, ja przyjecha� i ciebie rubel dawaj. A teraz bierz dolar. Uda�ow chcia� jeszcze oponowa�, ale przybysz wepchn�� mu do r�ki plik nowiutkich banknot�w i krzykn��: - Dzi�kuj�! Zdj�cie pomnik przywioz� w nast�pny wizyta. I znikn��. Uda�ow westchn�� i poszed� do domu. Ksenia czeka�a na niego, nie k�ad�a si� spa�. Powita�a go wyrzutami i nie da�a mu zdj�� p�aszcza, zanim si� nie przyzna, z kim mia� randk�. - Nie by�o �adnej randki - odpar� Uda�ow, my�l�c przy tym: "A mo�e krupiki to wr�cz s�onie albo leopardy? Przecie� nie wiadomo, pod jakim drzewem siedzi ten szary z du�ymi uszami. Mo�e pod baobabem?" - Wystarczy wyj�� z domu - denerwowa�a si� Ksenia - �eby ci� od razu gdzie� pogna�o. - Nie irytuj si� - odpar� Uda�ow, ci�gle jeszcze my�l�c o krupikach. - A co ty masz w r�ku? - zapyta�a Ksenia, patrz�c na plik dolar�w. - Nic takiego, zwyk�e dolary - odpar� Uda�ow i poda� �onie pieni�dze. - Ale si� doczeka�am! - powiedzia�a Ksenia i rozp�aka�a si�. Prze�o�y� TADEUSZ GOSK. �WIE�Y TRANSPORT Z�OTYCH RYBEK Jedyny w mie�cie Wielki Guslar sklep zoologiczny dzieli skromny lokal ze sklepem papierniczym. Na dw�ch ladach le�� w nim pod szk�em d�ugopisy, szkolne zeszyty w kratk�, album z bia�� mew� na b��kitnej ok�adce, p�dzelki popularne, ochra w tubkach, temper�wki i mapy konturowe. Trzecia lada, stoj�ca na lewo od wej�cia, nie jest oszklona. Pi�trz� si� na niej stosy p�kilowych torebek z pokarmem dla kanark�w, klatki dla wiewi�rek i niewielkie konstrukcje z kamieni i cementu inkrustowanego muszlami. Konstrukcje te przypominaj� ruiny �redniowiecznych zamk�w i przeznaczone s� do umieszczania w akwariach, �eby rybki czu�y si� tam jak w swoim �ywiole. Sklep papierniczy zawsze wykonuje plan. Zw�aszcza w trakcie roku szkolnego. Sklepowi zoologicznemu wiedzie si� znacznie gorzej. Jedynym chodliwym towarem, jaki w nim bywa, s� kurczaki, kurczaki ze sztucznej wyl�garni, kt�rych dostawa zdarza si� raz na kwarta�. Wtedy kolejka po nie zakr�ca a� na rynek. W pozosta�e dni przy ladzie jest zupe�nie pusto. Je�li nawet przychodz� tam ch�opcy, �eby pogapi� si� na gupiki i czerwone mieczyki p�ywaj�ce w pod�wietlonym akwarium, to nigdy tych mieczyk�w nie kupuj�. Kupuj� je u Kolki D�ugiego, kt�ry co sobota stoi przed wej�ciem do sklepu i trzyma na d�ugim sznurku litrowy s�oik z narybkiem. W drugiej r�ce dzier�y papierow� torb� z czerwonymi robaczkami. - Znowu tu sterczy - m�wi Zinoczka do Wiery Jakowlewny, sprzedawczyni ze sklepu papierniczego, i pisze do obwodu kolejne zam�wienie na bia�e robaczki i rasowe go��bie. Trudno powiedzie�, aby Zinoczka zupe�nie nie mia�a klient�w. Ma kilku. Prowizor Sawicz trzyma kanarka i raz w tygodniu, pod koniec dnia, wst�puje po drodze z apteki do domu. Kupuje p� kilo pokarmu. Wpada czasami Grubin, wynalazca i cz�owiek bez przysz�o�ci. Grubin interesuje si� wszelkimi zwierzakami i nosi g��boko w sercu nadziej�, �e sklep otrzyma kiedy� do sprzeda�y amazo�sk� papug� ar�, kt�ra bardzo �atwo uczy si� ludzkiej mowy. Jest jeszcze jeden cz�owiek zagl�daj�cy do sklepu, ale to nie klient, tylko przypadek zupe�nie szczeg�lny. By�y stra�ak, inwalida Eryk. Przychodzi, cicho staje w k�cie za akwarium. Pusty r�kaw ma za�o�ony za pas, a oparzon� stron� twarzy skierowan� ku �cianie. W mie�cie Eryka znaj� wszyscy. Dwa lata temu pewna babcia zostawi�a w��czone �elazko i po�o�y�a si� spa�. Eryk pierwszy wpad� do domu i zacz�� wyci�ga� babci� na �wie�e powietrze, ale nie zd��y�. Z g�ry spad�a belka i w ten spos�b Eryk zosta� inwalid�. W dwudziestym trzecim roku �ycia. Ze strony obywateli by�o mn�stwo wsp�czucia, za�atwili Erykowi rent� i odszkodowanie, ale dotychczasow� robot� musia� rzuci�. Ch�opak wprawdzie zosta� w stra�y po�arnej, ale teraz tylko pilnuje gara�u. Uczy si� pisa� lew� r�k�, ale jest bardzo nie�mia�y i wszystkiego si� wstydzi. Nie lubi nawet pokazywa� si� na ulicy. Eryk przychodzi do sklepu po pracy. Zazwyczaj kuleje, bo nog� te� mu w tym po�arze przygniot�o. Przychodzi, wciska si� w k�t za akwarium i patrzy na Zinoczk�, w kt�rej kocha si� bez wzajemno�ci. Jaka zreszt� mo�e by� wzajemno��, je�li Zinoczka to dziewczyna przystojna i postawna, ciesz�ca si� powodzeniem u wielu ch�opc�w z Technikum Rzecznego. Sama Zinoczka wzdycha do nauczyciela biologii ze szko�y �redniej numer jeden, ale Erykowi nigdy z�ego s�owa nie powie. Ko�czy� si� trzeci kwarta�. By�a ju� jesie�. Zinoczka spodziewa�a si� dostawy dobrego towaru, gdy� jej zwierzchnicy w obwodzie musieli zdawa� sobie spraw�, �e je�li nie wykonaj� planu, to ich te� nikt po g��wce nie pog�adzi. Zina nie zawiod�a si�. Dwudziestego sz�stego wrze�nia dzie� wypad� pogodny i bezwietrzny. Ze sklepu wida� by�o drog� wiod�c� ku rzece, a nawet las na jej przeciwleg�ym brzegu. Rzek�, lazurow� niczym niebo, ale o ton ciemniejsz�, p�yn�y barki, tratwy i motor�wki. Chmury przesuwa�y si� wolno po niebie, jakby ka�da z nich stara�a si� z najlepszej strony zaprezentowa� w�asne wdzi�ki. Zinoczka otrzyma�a towar poprzedniego dnia ju� pod wiecz�r (przys�ali go samolotem AN-2), przysz�a wi�c do pracy wcze�nie rano, popatrzy�a na chmury i na drzwiach sklepu wywiesi�a og�oszenie: "�wie�y transport z�otych rybek" Wesz�a do �rodka. Rybki wpuszczone do du�ego akwarium przez noc od�y�y i teraz p�ywa�y godnie, ledwie poruszaj�c d�ugachnymi ogonami. By�y niewielkie, najwy�ej pi�tnastocentymetrowe, ale w masie (oko�o dwudziestu sztuk) stanowi�y widok wr�cz wyj�tkowy. Grzbieciki mia�y jaskrawoz�ociste, a brzuszki r�owe niczym dopiero co wypucowane samowarki. Oczy du�e, czarnego koloru, p�etwy jasnoczerwone. Z obwodu przys�ali te� ba�k� �ywego pokarmu. Zinoczka wy�o�y�a robaczki na wielk� kuwet� fotograficzn�, a one roi�y si� i wspina�y do g�ry po �liskiej bia�ej emalii. - Ach - powiedzia�a Wiera Jakowlewna, gdy przysz�a do pracy i zobaczy�a rybki. - Takiego cuda to ja bym nie sprzedawa�a. Zostawi�abym na wyposa�eniu plac�wki. - Wszystkie? - No, nie. Jak�� po�ow�. Dzisiaj b�dziesz mia�a wielki dzie�. W chwil� potem otworzy�y si� drzwi i do sklepu wszed� stary �o�kin, kt�ry lubi� wszystkich poucza�. Podszed� wprost do lady, posta�, poruszy� wargami, wzi�� w dwa palce szczypt� robak�w i powiedzia�: - Sto�eczne robaczki. Pierwszorz�dne. - A jak rybki? - zapyta�a Zinoczka. - Zwyczajny towar - odpar� �o�kin, zachowuj�c dumn� poz�. - Chi�skiego pochodzenia. W Chinach te rybki trzymaj� w ka�dym basenie. Ze wzgl�d�w dekoracyjnych. Milionami. - Przesadzacie! - obrazi�a si� Wiera Jakowlewna. - Milionami! - Trzeba czyta� literatur� fachow� - powiedzia� stary �o�kin. - Zobacz w fakturze. Tam wszystko napisali. Zinoczka wyj�a faktur�. - Sp�jrzcie� sami - powiedzia�a. - Ja ju� sprawdza�am. Nic tam nie m�wi� o ich chi�skim pochodzeniu. Nasze rybki. Dwa czterdzie�ci sztuka. - Troch� przydrogie - powiedzia� �o�kin, zak�adaj�c na nos staro�wieckie pincenez. - Niechaj im si� przyjrz�. Wszed� Grubin. By� to m�czyzna wysoki, rozczochrany, b�yskawiczny w ruchach i szybki w decyzjach. - Dzie� dobry, Zinoczka - powiedzia�. - Dzie� dobry, Wiero Jakowlewna. Macie co� nowego? - Tak - powiedzia�a Zinoczka. - A co z papug�? Nie zrealizowali jeszcze mojego zam�wienia? - Jeszcze nie, pewnie szukaj�. Prawd� m�wi�c, Zinoczka w og�le nie zamawia�a brazylijskiej papugi ary. Podejrzewa�a, �e w centrali wy�miej� takie zam�wienie. - Interesuj�ce rybki - powiedzia� Grubin. - Charakterystyczny z�oty odcie�. - Dla kogo charakterystyczny? - zapyta� surowo stary �o�kin. - Dla nich - odpar� Grubin. - No to ja sobie p�jd�. - Niepowa�ny cz�owiek - powiedzia� �o�kin. - W specyfikacji nie ma ich �aci�skiej nazwy. Do sklepu zajrza� D�ugi Kola. D�ugim przezwano go pewnie dla �miechu, bo by� niziutki, mimo czterdziestki na karku w og�le nie mia� zarostu i przypomina� du�ego oseska. W zwyk�e dni Zinoczka nie wpuszcza�a Koli do sklepu, wyp�dza�a krzykiem i gro�bami. Ale dzisiaj, gdy zobaczy�a go w drzwiach, powiedzia�a triumfuj�co: - No chod� tu, chod�, prywatna inicjatywo. Kola zbli�y� si� do lady ostro�nie, czuj�c jaki� podst�p. Torb� z robakami trzyma� pod pach�, a s�oik z narybkiem schowa� za plecy. - Ja tylko popatrze� na z�ote rybki... - powiedzia� cicho. - A patrz, ub�dzie ich czy co? Ale Kola nie patrzy� na rybki. Gapi� si� na kuwet� z robaczkami. �o�kin zauwa�y� ten wzrok i powiedzia� g�o�no: - Pa�stwowa cena jest czterokrotnie ni�sza ni� u krwiopijc�w. I robak znacznie lepszej jako�ci. - Jako�� to my zaraz sprawdzimy - odpar� Kola. I zacz�� cofa� si� ku drzwiom, gdzie wpad� plecami na czo��wk� uczni�w, kt�rzy zwiali z lekcji, gdy tylko wie�� o z�otych rybkach roznios�a si� po mie�cie. Stary �o�kin opu�ci� sklep w pi�� minut p�niej. Wst�pi� do domu po s�oik i trzy ruble, wr�ci�, kupi� z�ot� rybk�, a za reszt� pieni�dzy robaczk�w. W tym czasie do sklepu przycz�apa� ju� i Eryk. Przyni�s� bukiecik astr�w, kt�ry po�o�y� pod akwarium, bo l�ka� si�, �e Zinoczka zauwa�y prezent i zacznie go wy�miewa�. Wagarowicze gapili si� na rybki, szeptali i planowali z�o�y� si� na kupno jednej z nich dla k�cika �ywej przyrody. Zinoczka zanurzy�a siatk� w akwarium, a �o�kin z nosem przy szybie kierowa� jej poczynaniami, wybieraj�c najlepsz� sztuk�. - Nie t� - m�wi�. - Nie wtryniajcie mi byle jakiego towaru. Ja si� na tych rybach znam, mam specjaln� literatur�. Z lewej bierz, z lewej! Lepiej ja sam. - Co to, to nie - powiedzia�a Zinoczka, kt�ra dzisiaj by�a pani� sytuacji. - M�wcie mi tylko kt�r�, a ja ju� wy�owi�. - Nie, lepiej ja sam - odpowiada� na to stary �o�kin i �apa� za drucian� r�czk� siatki. - Przesta�cie, obywatelu wtr�ci� si� Eryk. - Przecie� staraj� si� was obs�u�y�. - Milcze�! - obrazi� si� �o�kin. - M�drala si� znalaz�. Starszych b�dzie uczy�!... Stary �o�kin by� z natury zgry�liwy i m�wi� obra�liwym tonem. Eryk chcia� si� odci��, ale rozmy�li� si� i odwr�ci� do �ciany. - Takiemu wrednemu cz�owiekowi ja bym w og�le rybek nie dawa�a - oburzy�a si� znad swojej lady Wiera Jakowlewna, po czym chwyci�a przyk�adnic� i zamachn�a si� ni� jak do ciosu. Stary �o�kin jakby zmala� i przesta� wybrzydza�. Podstawi� s�oik, rybka ostro�nie ze�lizgn�a si� z siatki i z�otym pyszczkiem dotkn�a szk�a. Zinoczka w milczeniu zwa�y�a �o�kinowi robaki, w milczeniu przyj�a od niego pieni�dze i wyda�a dwie kopiejki reszty. Stary usi�owa� zostawi� je na ladzie, ale g�o�nym okrzykiem zosta� zawr�cony od drzwi, zabra� monet� i skurczy� si� jeszcze bardziej. Kiedy �o�kin wyszed� na ulic� i kiedy promie� s�oneczny wpad� do s�oika, z jego wn�trza wytrysn�� promie� jeszcze jaskrawszy i zaigra� na szybach dom�w. Na ca�ej ulicy zacz�y si� otwiera� okna. Ludzie wygl�dali z nich i pytali, co si� sta�o. Rybka uderzy�a ogonem, krople wody polecia�y na chodnik, a ka�da z tych kropli te� l�ni�a i b�yszcza�a. Przy kraw�niku gwa�townie zahamowa� autobus. Kierowca wytkn�� g�ow� przez okno i krzykn��: - Dziadku, co daj�? �o�kin podrapa� si� torebk� z robakami w wygolony, pokryty zmarszczkami podbr�dek i odpar� z godno�ci�: - Tylko dla znawc�w, dla tych, kt�rzy potrafi� oceni�. "Znawca" wraca� do domu nieco zawstydzony swym zachowaniem w sklepie, ale zmieszanie stopniowo ust�powa�o, gdy� za �o�kinem ci�gn�li, sami tego nie zauwa�aj�c, podnieceni ludzie, zachwycaj�cy si� z�ot� pi�kno�ci� w s�oiku po og�rkach. - Dosta�e� co? - zapyta�a stara �o�kina z kuchni, nie zwracaj�c uwagi na jasno�� w pokoju za jej plecami. - Pewnie� p� litra przyni�s�? - P� litra czystej wody - zgodzi� si� stary - p� litra w s�oiku, czego i wam �ycz�. - Nie - powiedzia�a stara nie odwracaj�c si�. - Od razu pod sklepem wydudli�e�. - Niby dlaczego? - Brednie gadasz. Stary nie spiera� si� z ni�, rozsun�� tylko kaktusy na parapecie, mrugn�� do kanark�w, kt�re na widok s�oika zanios�y si� zdumionym szczebiotem, wydoby� z k�ta zapasowe akwarium i poszed� z nim do kuchni. - Posu� si� - powiedzia� do ma��onki. - Daj nabra� wody. - Ma��onka zrozumia�a, �e m�� o dziwo nie jest pijany, wytar�a r�ce w fartuch i zajrza�a do pokoju. - Skaranie boskie - wykrzykn�a. - Jeszcze nam tylko z�otej rybki brakowa�o! Pochyli�a si� nad s�oikiem, a wtedy rybka wysun�a z wody ostry pyszczek, otworzy�a go, jakby brakowa�o jej powietrza, i powiedzia�a p�g�osem: - Wypu�ciliby�cie mnie, towarzysze, do rzeczki. - Czego? - zapyta�a ma��onka starego �o�kina. - Wp�y�cie na m�a - powiedzia�a rybka niemal szeptem. - On mnie bez waszej pomocy za nic nie wypu�ci. - Czego, czego? - zapyta�a �o�kina. - Z kim ty rozmawiasz? - zdziwi� si� stary, kt�ry w�a�nie wr�ci� do pokoju z nape�nionym akwarium. - Sama nie wiem - powiedzia�a �ona. - Nie wiem. - �adna? - zapyta� �o�kin. - Sama nie wiem - powt�rzy�a �ona. Chwil� pomy�la�a i doda�a: - Wypu�� ty j� do rzeczki, bo jeszcze sobie biedy napytasz. - Ty co, zwariowa�a�? Przecie� jej oficjalna cena w pa�stwowym sklepie wynosi dwa ruble czterdzie�ci kopiejek. - W pa�stwowym? - zapyta�a �ona. - Ju� daj�? - Daj�, ale nikt nie bierze. Nie znaj� si� ludzie. Cena wysoka. Ale czy dwa czterdzie�ci to za drogo jak na takie cudo? - Misza - powiedzia�a ma��onka - ja ci trzy ruble dam. Dam ci cztery i zak�sk� jeszcze kupi�. Ty j� tylko wypu��. Boj� si�. - Zwariowa�a baba - powiedzia� z przekonaniem stary. - My j� tu zaraz do akwarium przeniesiemy. - Wypu��. - Ani mi si� �ni. Ja na tak� rybk� przez ca�e �ycie czeka�em. Z Moskw� korespondowa�em. Dwa czterdzie�ci �yw� got�wk� zap�aci�em. - No to jak uwa�asz - powiedzia�a stara, zap�aka�a i posz�a do kuchni. W tym momencie rybce nerwy odm�wi�y pos�usze�stwa. - Nie odchod�! - krzykn�a przenikliwie. - Nie wyczerpali�my jeszcze wszystkich argument�w. Je�li wypu�cicie, spe�ni� trzy �yczenia. Stary �o�kin by� cz�owiekiem twardym i opanowanym, ale nawet on na te s�owa upu�ci� akwarium, st�uk� je i sta� teraz po kostki w wodzie. - Nic nam nie trzeba! - odpar�a �o�kina z kuchni. - Nic nie trzeba. Wyno� si� do swojej rzeki! Przez ciebie same tylko k�opoty. - Nieee - przeci�gn�� stary �o�kin. - Nieeee! Co to ja s�ysz�, rozm�wki? - To ja m�wi� - odpar�a rybka. - A moje s�owo co� znaczy. - Ale jak to mo�e by�? - zapyta� �o�kin podkulaj�c przemoczon� nog�. - Ryby g�osu nie maj�. - Ja jestem mutantem - odpar�a rybka. - D�ugo by o tym m�wi�. - Izotopy? - zapyta� stary. - Izotopy te�. - Wyrzu� j� - nalega�a �o�kina. - Poczekaj. Zaraz j� wypr�bujemy. Ano, odtw�rz akwarium w jego pierwotnej postaci i �eby na oknie sta�o, a w pokoju, �eby by�o sucho. - A wypu�cisz, nie oszukasz? - S�owo honoru, �e wypuszcz� - powiedzia� stary. - Wystarczy ci� na trzy �yczenia? - Wystarczy. - No to mi sklej akwarium. Je�li ci si� uda, to polec� do sklepu i jeszcze z dziesi�� takich samych kupi�. A mo�e to tylko ty potrafisz gada�? - Nie, wszystkie - wyzna�a rybka. - No to stawiaj akwarium. W pokoju nast�pi�o momentalne zamglenie powietrza, wyst�pi� szum i �opot podobny do tego, jaki wydaje przelatuj�cy wielki ptak, a w chwil� potem na oknie pojawi�o si� ca�e, nie-pot�uczone, wype�nione wod� akwarium. - Mo�e by� - powiedzia� stary �o�kin. - Da�a� rad�. - Zosta�y dwa �yczenia - powiedzia�a rybka. - W takim razie to akwarium jest dla mnie za ma�e. Za�yczy� sobie nowe, stulitrowe, z wodorostami?... Tymczasem do �o�kina podesz�a jego ci�gle jeszcze zap�akana �ona. Teraz jednak p�aka�a z obawy, �e lekkomy�lny ma��onek roztrwoni wszystkie �yczenia rybki. A co b�dzie, je�li ona k�amie? Je�eli tylko ona jedna jest taka? - St�j! - powiedzia�a do starego. - Najpierw inne wypr�buj. Inne rybki. One i w ma�ym akwarium si� zmieszcz�. Przecie� dla niej akwarium zbudowa� to nic trudnego, a nam jest potrzebniejszy nowy dom z ogr�dkiem. - Aha - zgodzi� si� �o�kin. - Dobrze m�wisz. Wyci�gaj got�wk� z szafy, dawaj kube�. P�ki nie wr�c�, oka z niej nie spuszczaj. - To mam robi� to wielkie akwarium, czy nie? - zapyta�a rybka bez szczeg�lnej nadziei. - Jeszcze czego? zdenerwowa� si� stary. - Spryciara! W kolektywie b�dziesz pracowa�a. Ja mam du�o �ycze�, niech ci si� nie wydaje, �e jak starszy, to ju� nic nie potrzebuje. Ksenia Uda�owa, s�siadka z g�ry, na pi�� minut przed wyg�oszeniem tych s��w wst�pi�a do �o�nik�w po s�l, bo w domu wszystka ju� wysz�a. Drzwi otwarte, s�siedzi zaprzyja�nieni, dlaczego wi�c mia�a nie wst�pi�. No i us�ysza�a ca�� rozmow�. Staruszkowie byli odwr�ceni do niej plecami, a rybka, je�li nawet j� zauwa�y�a, to nie da�a tego po sobie pozna�. Ksenia Uda�owa, matka dwojga dzieci i �ona kierownika komunalnego przedsi�biorstwa budowlanego, wyr�nia�a si� �ywym umys�em i niczemu si� nie dziwi�a. Jak cicho wesz�a, tak samo po cichutku wysz�a, zorientowawszy si�, �e �o�nikowie zmitr꿹 troch� czasu na zabranie wiadra z wod� i si�gni�cie po pieni�dze. Wybieg�a na dw�r, gdzie, jako �e by�a sobota, Korneliusz Uda�ow, jej m��, gra� w domino pod opadaj�c� lip� i krzykn�a do� w�adczym tonem: - Korneliusz, do mnie! - Przepraszam - powiedzia� Korneliusz Uda�ow do partnera - wo�aj� mnie. - Zwyk�a rzecz - powiedzia� partner. - Tylko postaraj si� szybko obr�ci�. - Ja zarazi Ksenia Uda�owa poda�a m�owi niezbyt starannie umyty s�oik po bak�a�anach, pi�� rubli w papierku i powiedzia�a g�o�nym szeptem: - Le� do sklepu zoologicznego i kup dwie z�ote rybki! - Kogo mam kupi�? - zapyta� Korneliusz pos�usznie odbieraj�c s�oik. - Z�oote ryybki! Tylko bierz jak najwi�ksze sztuki. - Po co? - Nie gada�! Biegiem marsz i nikomu ani s�owa. Wody tylko nie rozlej. Noo! A ja ich tu zatrzymam. - Kogo? - �o�kin�w. - Kseniusza, ja kompletnie nic nie rozumiem - powiedzia� Korneliusz, poc�c si� jak ruda mysz. - Potem zrozumiesz! Ksenia us�ysza�a odg�os krok�w dobiegaj�cy z wn�trza domu i pomkn�a tam ze wszystkich si�. - Dok�d to ci� posy�aj� - zapyta� Sasza Grubin, s�siad. - Odprowadzi�? - Odprowad� - odpar� Uda�ow, ci�gle nie mog�c przyj�� do siebie. - Odprowad� do sklepu zoologicznego. Z�ote rybki b�d� tam kupowa�. - To by� nie mo�e - powiedzia� Pogosjan, partner od domina. - Twoja Ksenia nigdy w �yciu podobnego zakupu nie dokonywa�a. Chyba, �e chce usma�y�. - A mo�e i naprawd� chce sobie usma�y�? - uspokoi� si� troch� Korneliusz. - Idziemy. Wyszli z Grubinem na ulic�, a pozostali gracze roze�mieli si� weso�o, bo dobrze znali zar�wno Kseni�, jak i jej m�a Korneliusza. Jeszcze nie zd��y� ucichn�� w zau�ku odg�os krok�w przyjaci�, gdy w drzwiach domu pokaza�a si� ponownie Ksenia Uda�owa. Sz�a ty�em i jej niezmiernie szerokie plecy drga�y z wysi�ku, powstrzymuj�c jaki� nap�r. By�o ju� wida�, �e napieraj� ma��onkowie �o�kinowie. Stary ni�s� wiadro z wod�, a �ona pomaga�a mu wypycha� Kseni�. - I dok�d to tak spieszycie, s�siedzi kochani? - pyta�a �piewnie Ksenia. - Puszczaj - nalega� stary. - Po wod� id�. - Po jak� to wod� idziecie, skoro ju� od dw�ch lat mamy w domu wodoci�g? - Puszczaj! - krzycza� stary. - Po kwas id�. - Z wiadrem pe�nym wody? A ja chcia�am od was soli po�yczy�. - A po�yczaj, tylko mnie przepu��. - A czy przypadkiem nie do sklepu zoologicznego tak si� spieszycie? - zapyta�a zjadliwie Ksenia. - A cho�by i do sklepu zoologicznego - odpar�a stara �o�kina. - I tak nie masz prawa nas zatrzymywa�. - Sk�d wiesz? - oburzy� si� �o�kin. - Sk�d wiesz? Pods�uchiwa�a�? - A co pods�uchiwa�am? Co by�o do pods�uchiwania? Stary szarpn�� si�, omal nie zwali� Kseni z n�g i rzuci� si� w kierunku bramy. Jego ma��onka zawis�a na Uda�owej, kt�ra chcia�a pop�dzi� za �o�kinem. - Oj, oj - powiedzia� Pogosjan. - On te� po z�ot� rybk� polecia�. Dlaczego polecia�? - �yli�my bez z�otych rybek - odpar� mu na to Kac - to i dalej jako� prze�yjemy. Mieszaj kamienie. - Oj, oj - powiedzia� Pogosjan. - Ksenia Uda�owa to taka sprytna baba, �e a� czasem strach bierze. Patrzaj, te� polecia�a. I stara �o�kina za ni�. Grajcie beze mnie. Ja, chyba rozumiecie, p�jd� si� przej�� troch� po mie�cie. - Walentin - powiedzia�a do Kaca jego �ona, wygl�daj�ca z okna pierwszego pi�tra. Us�ysza�a ha�as na dworze i dok�adnie go zanalizowa�a. - Walentin, masz pieni�dze? Skocz do sklepu zoologicznego i zobacz, co tam daj�. Mo�e dla nas ju� nie starczy. W p�torej minuty p�niej wszyscy mieszka�cy domu numer szesna�cie, w og�lnej liczbie oko�o czterdziestu os�b, biegli ulic� Puszkina do sklepu zoologicznego. Niekt�rzy biegli ze s�oikami, niekt�rzy z butelkami, niekt�rzy z plastykowymi torebkami, a inni zwyczajnie, z pustymi r�kami, �eby si� bezinteresownie pogapi�. Kiedy pierwsi z nich dotarli do sklepu, przed drzwiami opatrzonymi napisem "�wie�y transport z�otych rybek" k��bi� si� zbity t�um. Miasto Wielki Guslar jest niewielkie i �ycie p�ynie w nim powszednim, utartym trybem. Ludzie chodz� do kina, do pracy, do technikum rzecznego, do biblioteki i w tym wszystkim nie ma nic szczeg�lnego. Wystarczy jednak, aby wydarzy�o si� co� niecodziennego, a natychmiast przez miasto przetacza si� fala niepokoju i podniecenia. Zupe�nie jak w mrowisku, gdzie ka�da wie�� w u�amku sekundy dociera do najdalszych zak�tk�w. Mr�wki natura obdarzy�a w tym celu specjalnym sz�stym zmys�em. Wielki Guslar te� posiada zbiorowy sz�sty zmys� i to w�a�nie on sprowadzi� licznych ciekawskich, ch�tnych do gapienia si� na z�ote rybki. Ten sam sz�sty zmys� rozwia� r�wnie� ich w�tpliwo�ci co do tego, czy maj� kupowa�, czy te� nie. Obywatele Guslaru poj�li, �e nale�y nabywa� z�ote rybki w tej samej chwili, gdy do sklepu wpadli Uda�ow z Grubinem, kt�rzy nie ca�kiem jeszcze zdawali sobie spraw� z tego, po co to robi�. Zasapany Uda�ow wetkn�� Zinoczce pi�� rubli i powiedzia�: - Dwie rybki, z�ote, zawi�cie mi z �aski swojej. - To wy, Korneliuszu Iwanowiczu? - zdumia�a si� Zinoczka, kt�ra mieszka�a na tej samej ulicy, co i Uda�ow. �o�kinowie wam poradzili? Chcecie samca z samiczk�? - Zinoczka, nie sprzedawaj im rybek - odezwa� si� zza akwarium inwalida Eryk, kt�ry nie m�g� si� zdecydowa� wyj�� ze sklepu. - M�ody cz�owieku - osadzi� go Grubin. - Tylko z szacunku dla waszej bohaterskiej przesz�o�ci powstrzymam si� od odpowiedzi. Zinoczka, macie tu s�oik, k�ad�cie towar. Zinoczka mia�a �zy w oczach. Wzi�a siatk� i zanurzy�a j� w akwarium. Rybki ucieka�y przed ni� w pop�ochu. - Te� rozumiej� - powiedzia� kt�ry� z gapi�w. W drzwiach zacz�� si� jaki� ruch. To stary �o�kin usi�owa� przecisn�� si� z wiadrem do lady. - Nie cackajcie si� z nimi - powiedzia� Uda�ow. - I tak je usma�ymy. - Mnie dajcie, mnie - krzycza� od drzwi stary �o�kin. - Ja jestem mi�o�nikiem z�otych rybek. Ja ich sma�y� nie b�d�! Og�lny harmider zag�uszy� poszczeg�lne s�owa. W stron� Zinoczki wyci�ga�y si� r�ce z zaci�ni�tymi w nich rublami i Eryk, pragn�c os�oni� j� przed niebezpiecze�stwem, stukn�� kul� w pod�og� i krzykn��: - Cisza! Zachowujcie porz�dek! Nast�pi�a cisza i w tej ciszy wszyscy us�yszeli, �e rybka, kt�ra wysun�a g�ow� z akwarium, powiedzia�a: - To kompletne szale�stwo, �eby nas sma�y�. To zupe�nie tak samo, jakby�cie chcieli zar�n�� kur� nios�c� z�ote jaja. My z�o�ymy skarg�. Martwa cisza ow�adn�a sklepem. Druga rybka podp�yn�a do pierwszej i powiedzia�a: - Musimy uzyska� gwarancje. - Jakie? - zapyta� Grubin cieniutkim g�osikiem. - Trzy �yczenia na ka�d� i ani s�owa wi�cej. Potem na wolno��. Nast�pi�a pauza, a potem wolny ruch ku ladzie, bowiem ciekawo�� jest silnym uczuciem i pragnienie zerkni�cia na prawdziwe gadaj�ce rybki przyci�ga�o ludzi niczym magnes. W pi�� minut by�o po wszystkim. W pustym sklepie, na pustej ladzie sta�o puste akwarium. Woda jeszcze si� w nim ko�ysa�a. Zinoczka liczy�a utarg i cichutko p�aka�a. Eryk nadal sta� w k�cie i zdrow� r�k� masowa� sobie poparzony bok. Potem pochyli� si�, podni�s� z pod�ogi prawie nie pomi�ty bukiecik astr�w i po�o�y� go przed Zinoczka. - Nie martwcie si� - powiedzia� Eryk - mo�e w nast�pnym kwartale znowu przy�l�. �a�uj� tylko, �e dla mnie zabrak�o. Ja bym wam swoj� odda�. - Nie dlatego p�acz� - odpar�a Zinoczka. - Widzieli�cie, jaka chciwo�� si� w ludziach obudzi�a? Wstyd patrze�. I stary �o�kin krzycza�, �eby mu da� dziesi�� sztuk, i w og�le... - Bardzo mi przykro, �e nie uda�o mi si� dla was kupi� - powiedzia� Eryk. - Do widzenia. Wyszed�. Wiera Jakowlewna, kt�ra czeka�a, a� sklep ca�kiem si� opr�ni, podesz�a do Zinoczki, trzymaj�c w r�ku polichromowan� szkatu�k� roboty mistrz�w z Palechu. W szkatu�ce z trudem mie�ci�y si� dwie rybki. - Ja jednak kupi�am - powiedzia�a Wiera Jakowlewna. - Nawet nie zauwa�y�a�. Zrozumia�am, �e jak b�d� czeka�a, a� si� to zbiegowisko sko�czy, to nic dla nas nie zostanie. Przecie� nie domy�li�a� si�, �eby przynajmniej jakie� trzy sztuki od�o�y�. - Sk�d�e - powiedzia�a Zinoczka. - Bardzo si� ciesz�, �e przynajmniej wy zd��yli�cie. A ja nawet nie zauwa�y�am. Taki by� rwetes, �e tylko pieni�dze bra�am i rybki wy�awia�am. - Jedna twoja - powiedzia�a Wiera Jakowlewna. - Pieni�dze mi oddasz z pensji. - Mnie nie trzeba - powiedzia�a Zinoczka. - Zreszt� nie mam prawa kupi�. - No to ci j� daj� w prezencie. Na urodziny. I nie wyg�upiaj si�. Kto sam rezygnuje ze szcz�cia? Ty nawet futerka nie masz, a zima si� zbli�a. - Nie, nie, za nic! - powiedzia�a Zinoczka i zanios�a si� jeszcze g�o�niejszym p�aczem. - Nie ma co si� maza