2835
Szczegóły |
Tytuł |
2835 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2835 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2835 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2835 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KIRY� BU�YCZOW
LUDZIE JAK LUDZIE
WIELKI GUSLAR:
KR�TKI PRZEWODNIK
Ludzie czasem pytaj�: czemu to przybysze z kosmosu, kt�rzy wybrali Ziemi� za cel
swej podr�y, l�duj� nie na wyspach Oceanu Spokojnego, nie na szczytach Pamiru,
nie na pustyni Takla Makan nie w Osace lub Konotopie, lecz w mie�cie Wielki
Guslar? Dlaczego pewne dziwne wydarzenia, kt�rych naukowcy do tej pory nie
zdo�ali zadowalaj�co wyja�ni�, zachodz� w�a�nie w naszym s�awetnym grodzie?
Pytanie to zadawali sobie r�wnie� liczni naukowcy i mi�o�nicy astronomii,
g�owili si� nad nim uczestnicy sympozjum w Addis Abebie, zastanawiali
dziennikarze i czytelnicy "Litieraturnoj gaziety".
Niedawno z now� hipotez� na ten temat wyst�pi� cz�onek rzeczywisty Akademii
Nauk, Spiczkin. Obserwuj�c trajektorie meteorologicznych satelit�w Ziemi,
Spiczkin doszed� do wniosku, �e miasto Wielki Guslar stoi na ziemskiej
wypuk�o�ci, ca�kowicie niezauwa�alnej dla jej mieszka�c�w, lecz natychmiast
rzucaj�cej si� w oczy tym, kt�rzy ogl�daj� nasz glob z s�siednich gwiazd. Tej
wypuk�o�ci w �adnej mierze nie nale�y myli� z g�rami, wzg�rzami i innymi tego
rodzaju tworami geologicznymi, gdy� niczego podobnego w okolicach Wielkiego
Guslaru po prostu nie ma.
Miasto Wielki Guslar le�y na r�wninie. Otoczone jest ko�chozowymi niwami i
g�stymi lasami. Rzeki p�yn�ce w tych okolicach wyr�niaj� si� krystalicznie
czyst� wod� i powolnym nurtem. Wiosn� zdarzaj� si� powodzie, kt�re trwaj� do��
d�ugo i pozostawiaj� na niskich brzegach rzek �miecie i pnie drzew. Zim� na
okolicznych drogach bywaj� zaspy �nie�ne, odcinaj�ce miasto od s�siednich
miejscowo�ci. Latem panuj� umiarkowane upa�y, przerywane cz�stymi burzami.
Jesie� jest tam �agodna i kolorowa, a zimne deszcze zaczynaj� si� dopiero pod
koniec pa�dziernika. W roku 1876 starzy mieszka�cy obserwowali zorz� polarn�, a
trzydzie�ci lat wcze�niej - potr�jne s�o�ce. Najni�sza zanotowana temperatura
wynios�a minus 48 stopni (18 stycznia roku 1923).
Dawniej w lasach pe�no by�o nied�wiedzi, saren, dzik�w, jenot�w, bobr�w, lis�w,
rosomak�w i wilk�w. Zwierz�ta te trafiaj� si� w lasach nawet i dzisiaj. W roku
1952 podj�to pr�b� zaaklimatyzowania pod Wielkim Guslarem �ubrobizon�w.
�ubrobizony rozmna�a�y si� w Rezerwacie Worobiowskim, w naturalny spos�b
skrzy�owa�y z �osiami i dzi�ki temu zyska�y pot�ne rogi oraz spokojne
usposobienie. Rzeki i jeziora obfituj� w dzikie ptactwo. Niedawno do rzeki Gu�
wpuszczono narybek gambuzji i bia�ego amura. Nie wiadomo jak w ostatnich latach
rozpleni� si� w niej rak brazylijski, najbli�szy krewniak homara. Miejscowi
rybacy natychmiast ocenili jego znakomite cechy smakowe. Prasa terenowa donosi�a
o pojawieniu si� w okolicach miasta muchy tse-tse, jednak wypadk�w �pi�czki nie
zanotowano.
Ludno�� Wielkiego Guslaru liczy bez ma�a osiemna�cie tysi�cy os�b. Sk�adaj� si�
na ni� przedstawiciele szesnastu narod�w. We wsi Moroszki mieszkaj� cztery
rodziny Ko�uch�w. Ko�uchowie s� niewielkim le�nym narodem z ugrofi�skiej grupy
j�zykowej, m�wi�cym swoistym, dotychczas nie ca�kiem rozszyfrowanym j�zykiem.
Alfabet Ko�uch�w zosta� opracowany na podstawie alfabetu �aci�skiego w roku 1926
przez guslarskiego nauczyciela Iwanowa, kt�ry u�o�y� elementarz. Obecnie jedynie
trzej Ko�uchowie - Iwan Siemionow, Iwan Mudrik i Aleksandra Filipowna Ma�owa -
w�adaj� j�zykiem ko�uchowskim.
Historia miasta Wielki Guslar liczy 750 lat. Pierwsz� wzmiank� o nim mo�na
znale�� w Kronice Andriana, kt�ry m�wi, �e potiomkinowski knia� Gabriel �agodny
"przyby� i wybi�" niepokornych mieszka�c�w osady Guslar. Zdarzy�o si� to w roku
1222.
Miasteczko szybko ros�o i rozwija�o si�, a to dzi�ki znakomitej lokalizacji na
skrzy�owaniu szlak�w handlowych, prowadz�cych na Ural i Syberi� oraz do
po�udniowych i zachodnich region�w Rusi. Szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci
unikn�o niewoli tatarskiej, poniewa� mongolscy naje�d�cy, odstraszeni g�sto�ci�
i dziko�ci� p�nocnych kniei, ograniczyli si� do przys�ania spisu ��danych
danin, kt�re zreszt� obywatele miasta p�acili rzadko i nieregularnie. Rozpocz�ty
w wieku XIV przez Moskw� i Nowogr�d sp�r o Guslar zako�czy� si� ostatecznym
zwyci�stwem Moskwy dopiero w po�owie wieku XV. W trakcie owego sporu miasto
zosta�o trzykrotnie spalone i dwukrotnie kompletnie rozgrabione. Innym razem
nowogrodzka dru�yna wojewody Lepiechy zr�wna�a miasto z ziemi�. W nast�pnych
latach na Guslar spada�a d�uma, powodzie, g��d, morowe powietrze. Rokrocznie
szala�y po�ary. Po ka�dej epidemii i po�odze miasto odbudowywa�o si� i
upi�ksza�o murowanymi soborami, kt�rych bia�e �ciany malowniczo przegl�da�y si�
w zwierciadlanej g�adzi rzeki Gu�.
Ponad jedna trzecia odkrywc�w ruszaj�cych w drog� naprzeciw s�o�cu urodzi�a si�
w Wielkim Guslarze, kt�ry w szesnastym wieku przekszta�ci� si� w kwitn�ce miasto
konkuruj�ce z Wo�ogd�, Ustiugiem i Ni�nim Nowogrodem. Wystarczy tu wspomnie�
Timofieja Barchatowa, kt�ry odkry� Alask�; Simona Trusowa, kt�ry na czele
pi��dziesi�ciu Kozak�w dotar� nad brzegi rzeki Kamczatki; Fiedk� Merkartowa,
kt�ry jako pierwszy dotar� do Nowej Ziemi, odkry� Wyspy Kurylskie, Czelabi�sk,
Kaliforni� i Antarktyd�. Wszyscy ci herosi wracali na staro�� do rodzinnego
miasta i budowali pi�trowe murowa�ce na ulicy Targowej, w Niebieskim Zau�ku lub
na Wo�owym Trakcie. W�a�nie w owych latach Guslar zyska� przydomek Wielki.
A propos, w�r�d uczonych do dzisiaj trwaj� spory na temat tego, dlaczego Guslar
nazywa si� Guslarem? Profesor Tretiakowski w swojej monografii "Podb�j P�nocy"
uwa�a, �e jego nazwa wywodzi si� od i�owa "G�larz" lub nawet "G�le" (hipoteza
Reizmana), bowiem wytwarzanie owych instrument�w muzycznych by�o nader
rozpowszechnione w tamtejszych okolicach, Illonen natomiast i inni zagraniczni
historycy sk�aniaj� si� ku przypuszczeniu, �e nazw� miastu da�a rzeka Gu�, nad
kt�rej brzegiem Wielki Guslar le�y. Istnieje jednak r�wnie� wersja
Tichonrawowej, kt�ra uwa�a, �e w tych le�nych ost�pach znale�li schronienie
wsp�wyznawcy i zwolennicy Jana Husa, kt�rzy zdo�ali uj�� habsburskim
prze�ladowaniom. Nale�y wreszcie wspomnie� o punkcie widzenia Iwanowa, kt�ry
wyprowadza s�owo Guslar z ko�uchowskiego "chusla", kt�re oznacza "tylna �apa
wielkiego nied�wiedzia, �yj�cego na bardzo wysokiej g�rze". W�r�d Ko�uch�w do
dzi� �yje legenda o wielkim my�liwym Demie, kt�ry w tych okolicach ubi�
nied�wiedzia i zjad� jego tyln� �ap�.
Pod koniec wieku XIX Wielki Guslar w zwi�zku z tym, �e kolej �elazna omin�a go
bokiem, przesta� odgrywa� wa�n� rol� w handlu i przekszta�ci� si� w zabite
deskami miasteczko i trzeciorz�dn� przysta� na rzece Gu�.
W ostatnich latach w Guslarze coraz szybciej i intensywniej rozwija si� przemys�
terenowy. W mie�cie dzia�a browar, fabryka "Zorza" (produkcja guzik�w i pinesek)
i tartak (wytwarza doskona�ej jako�ci wyka�aczki). Na dalekich przedmie�ciach
jest tak�e mleczarnia i dwa warsztaty bednarskie. Wielki Guslar posiada
Technikum �eglugi �r�dl�dowej, kilka szk� �rednich i niepe�nych �rednich, trzy
biblioteki, dwa kina, Klub Oryli oraz muzeum. Do zabytk�w architektury
ochranianych przez pa�stwo nale�y Monastyr Spaso-Trofimowski, cerkiew Paraskewy
Piatnicy (wiek XVI) - i Sob�r Dmitrowski. Wielki zajazd i kilka cerkwi rozebrano
w roku 1930, a na ich miejscu urz�dzono Skwer Imienia Odkrywc�w.
Wielki Guslar jest miastem podlegaj�cym w�adzom obwodowym i stolic� rejonu
wielko-guslarskiego, w kt�rym uprawia si� len, �yto i gryk�, hoduje byd�o i
pozyskuje drewno. Do dyspozycji turyst�w, kt�rzy przyje�d�aj� latem do miasta,
stoi hotel "Wielki Guslar" z restauracj� "Gu�", Dom Ko�cho�nika i barka
mieszkalna. W ci�gu ostatnich kilku lat nad brzegami Gusi kr�cono wiele film�w
historycznych, w szczeg�lno�ci "Stienk� Razina", "Odkrywc� Barchatowa",
"Stadko", i "Husarsk� ballad�".
G��wna arteria, ulica Puszkina, biegnie wzd�u� rzeki. Znajduje si� przy niej Dom
Towarowy, ksi�garnia i sklep zoologiczny. Zaczyna si� obok mostu przez rzek�
Griaznuch�, dziel�c� miasto na historyczny gr�d i podgrodzie, ko�czy si�
natomiast przy parku miejskim, w kt�rym znajduje si� estrada, strzelnica i
karuzela oraz letnia czytelnia pod parasolami.
Komunikacja z Wo�ogd� autobusem (sze�� godzin) albo samolotem (godzina). Do
Archangielska mo�na dotrze� samolotem (p�torej godziny) albo statkiem (przez
Ustiug i Kot�az) - cztery doby.
Przybysze kosmiczni zacz�li si� w mie�cie pojawia� w roku 1967. Ich
wcze�niejszych �lad�w nie wykryto.
Prze�o�y� TADEUSZ GOSK
TRZEBA POM�C
Korneliusz Uda�ow siedzia� w domu i ogl�da� telewizj�. Na dworze by�o parszywie.
Si�pi� deszcz, hula� wiatr, mokre li�cie fruwa�y po ulicy. S�owem, pogoda by�a
taka, na jak� dobry gospodarz psa z domu nie wyp�dzi. �ona Ksenia wzi�a dzieci
i posz�a do przyjaci�ki mieszkaj�cej po drugiej stronie ulicy. A Uda�ow zosta�.
Program by� tak nudny, �e chcia�o si� wy� albo wy��czy� odbiornik i i�� spa�.
Ale Korneliusz by� za leniwy, �eby wsta� z fotela. Kiedy jednak wreszcie
zdecydowa� si� i nacisn�� guzik, w pokoju pojawi�a si� istota z trzema nogami,
czerwonymi oczami i w okularach.
- Dzie� dobry - powiedzia�a po rosyjsku, ale z silnym obcym akcentem. -
Wybaczcie m�j wymowa. Ja uczy�em wasz j�zyk na gwa�t. Nie niepok�jcie si� m�j
zewn�trzny wygl�d. Ja mo�na si���?
- Siadajcie - powiedzia� Uda�ow. - Jak tam na dworze, si�pi jeszcze?
- Ja prosto z kosmos - powiedzia�a istota. - Lecia� w si�owe pole. Deszcz nie
moknie.
- I po co wam taki k�opot? - zapyta� Uda�ow.
- Ja wam jestem przeszkodzony?
- Nie, i tak nie ma co robi�. Opowiadajcie. Herbaty si� napijecie?
- To dla mnie by� gwa�towna trucizna. Nie, dzi�kuj�.
- Racja, je�li szkodzi, to nie pijcie.
- Ja umiera� od herbata w konwulsje - przyzna� si� go��.
- Dobra, ob�dziemy si� bez herbaty.
Istota podkurczy�a pod siebie wszystkie trzy nogi, wskoczy�a na fotel i
wyci�gn�a przed siebie �apk� z mn�stwem pazurk�w.
- Uda�ow - powiedzia�a z naciskiem. - Trzeba pom�c.
- W porz�dku - powiedzia� Uda�ow. - Czym mo�emy, pomo�emy. Tylko �eby na dw�r
nie wychodzi�.
- Trzeba wychodzi� na dw�r - powiedzia�a istota.
- Szkoda.
- Ja prosz� wybaczy�, ale najpierw zaczynajcie nas s�ucha� - powiedzia�a istota
i wypu�ci�a z otworu g�bowego k��b r�owego, ostro pachn�cego dymu.
- Przezi�bienie - powiedzia�a. - Bardzo daleka jest droga. Trzy tysi�ce rok
�wietlny i osiemset tam i z powrotem. Wielki nieprzyjemno��. Zdychaj krupiki.
- Szkoda - powiedzia� Uda�ow. - To wasi krewni?
- Ja wyt�umacz�? - zapyta�a istota.
Uda�ow skin�� g�ow�, a potem wzi�� arkusz papieru i d�ugopis, �eby w razie czego
od razu notowa�.
- Ja mam osiem minuta. Ja si� nazywa� Fywa. Ja jest z jedna planeta w
constelation nader odleg�y, wasz astronom wie, a wy nie wie.
Uda�ow zgodzi� si�.
- My s� dawno przyleciane do was na Ziemia, brali do�wiadczenia i egzemplarze.
Troch� pomagaj budowa� piramida Cheopsa i pisa� Mahabharata, hinduski epos.
Bardzo traktowali z szacunkiem, obcy nie ruszali. Jeden raz wzi�li wasze krupiki
i zawie�li na nasza planeta.
- Czekajcie - przerwa� Uda�ow. - Co to s� krupiki?
- Ja zapominaj wasz s�owo. Malutki, szary, z uszami, siedzi pod choink�, skacze.
Krupiki.
- Zaj�c? - zapyta� Uda�ow.
- Nie - zaoponowa�a istota. - Zaj�c ja wiem, kr�lik wiem, kangur wiem. Inny
zwierz. Nie bardzo wa�ny. Genetycy pr�bowali, wielkiego wyhodowali, nowy
gatunek. Ca�a planeta w krupikach. Bardzo wa�ne w gospodarstwo. Krupiki zdycha�.
Kryzys ekonomiczny. Od rana jada� krupika.
"Co to mo�e by�? - m�czy� si� Uda�ow. - Mo�e skoczek pustynny?"
- Nie - odpar�a istota na my�l Uda�owa - skoczek nie. Wiele lat mija�. Trzy
dzie� do ty�u krupiki zaczyna� chorowa�. I zdycha�. Wszyscy uczeni robi�
eksperyment. �rodek nie ma. �rodek tylko u was. Na Ziemia. Dzi� rano mnie wo�a�
i powiedzie�: - Le�, Fywa, ratuj nasz cywilizacja. Ja biegle powiedzia�?
- Zrozumia�em - odpar� Uda�ow. - Tylko mam pytanie: kiedy, powiadacie,
ruszyli�cie do nas?
- Dzisiaj. �niadanie zjad� i polecia�.
- A ile, powiadacie, przelecieli�cie?
- Trzy tysi�c �wietlny rok.
- Bzdury - powiedzia� Uda�ow. - Takich szybko�ci nauka nie zna.
- Je�li prosto lecie�, nie zna - zgodzi� si� go��. - Tylko inny zasada. Ja lec�
po czasie.
- No, no, opowiadajcie - poprosi� Uda�ow, kt�ry z natury by� ciekawy i nigdy nie
pomin�� okazji, aby dowiedzie� si� czego� nowego.
- Jedna minuta opowiedzia�, bardzo kr�tko. Czas ma�o. My podr�owa� po czasie.
Jedna chwila, tysi�c rok do ty�u.
- No to wyl�dujecie na swojej planecie tysi�c lat wcze�niej.
- Jaki naiwno��! Nie wa� si� czyta� fantastyczna ksi��ka! Fantastyczny pisarz
nauka nie zna, jeden od drugiego �ci�ga. Twoja Ziemia na miejsce stoi?
- Nie, lata doko�a S�o�ca.
- A S�o�ce?
- Te� leci.
- Tak, zwyk�y dyrektor budowa, a wie. Pisarz Wells, pisarz Parnow nie wie. Jaki
wstyd! Skocz do jutra, skocz w godzin� jedn� do przodu, wyskocz z komory i nie
ma pod tob� �adnej Ziemia. Ty ju� w kosmos, a Ziemia odlecia� dalej, spod ciebie
odlecia�. Tak prosto. A jak na sto lat skocz� w ty�, albo do przodu, Ziemia za
ten czas odlecia� daleko, daleko. A inny planeta albo gwiazda na to miejsce
przylecia�. Ty wyskoczy� ju� na inna planeta. Tylko liczy� trzeba. Bardzo du�o
obliczenie robi�. Chybisz i zraz.
- Klops - poprawi� go�cia Uda�ow, bardzo uradowany tym, �e okaza� si� m�drzejszy
od znanych pisarzy. - A do przodu te� mo�na skaka�?
- Nie - odpar�a istota. - Czas jak ocean. Co by�o, jest, czego nie by�o, jeszcze
nie ma. Ty mo�esz w ocean skakaj, nurkuj, znowu si� wynurzaj. Bardzo dobrze
liczy�, sto lat nazad skakaj, jedna planeta. Jeszcze pi��dziesi�t lat w drugi
strona, jeszcze planeta. Trzy razy skakaj i ju� na Ziemia. Tylko bardzo trudno.
Ka�dy dzie� nie wolno skakaj. Bywa, �e raz na sto lat mo�na. Czasem trzy razy w
godzin�. Zosta�o dla mnie trzy minuta, bo inaczej do domu nie trafi�.
- Dobra - powiedzia� Uda�ow. - Wszystko jasne. A krupiki, to mo�e myszy?
- Nie, myszy nie - powiedzia� go��. - Pomaga� b�dziesz?
- Obowi�zkowo - odpar� Uda�ow.
- W tw�j miasto - powiedzia� przybysz - jest jeden �rodek. Czerwony kwiatek.
Ro�nie na okno. Jedna babka.
- Ziele?
- Nie, cz�owiek-babka. Ulica Merkartowa, dom trzy. Kwiatek trzeba zerwa� i dawa�
mnie. Ja powiedzia� dzi�kuj� w imieniu ca�a planeta. Krupiki te� �yj�. Te�
dzi�kuj�. Jedna godzina czasu masz. Ja z powrotem lec� i kwiatek wzi��.
- A dlaczego sam kwiatka nie kupi�e�?
- Nie wolno, babka bardzo straszy. Trzy noga ze mnie rosn��. Nie wychodzi. W
tobie ca�a nadzieja jest...
Przy tych s�owach przybysz rozwia� si� w powietrzu, bo w�a�nie up�yn�a �sma
minuta. Najprawdopodobniej rozpocz�� swoje skoki w czasie, aby powr�ci� do domu
i tam zameldowa�, �e nawi�za� kontakt z Korneliuszem Uda�owem, kt�ry zgodzi� si�
pom�c.
Uda�ow przetar� oczy i popatrzy� na fotel, w kt�rym jeszcze przed chwil�
siedzia� przybysz. Fotel mia� po�rodku �wie�e wgniecenie. Wizyta nie by�a snem,
a skoro tak, trzeba b�dzie pom�c braciom w rozumie. Ale co to za krupiki? Mo�e
lis? Mo�e wilk?
Uda�ow w�o�y� p�aszcz, wzi�� parasol i wyszed� na ulic�. Przybyszowi z jego
polem si�owym by�o dobrze. A na Uda�owa run�� w�ciek�y wiatr, ci�kie krople
deszczu i skrzypienie drzew. Pod nogami tai�y si� czarne ka�u�e, a droga na
ulic�. Merkartowa wprawdzie nie by�a zbyt odleg�a, ale bieg�a z da�a od centrum
Wielkiego Guslaru.
Zanim dotar� do domu numer trzy, zd��y� przemokn�� do nitki, w butach mu
chlupota�o, woda �cieka�a za uszy i za ko�nierz. Domek by� ma�y, z dwoma
okienkami wychodz�cymi na ulic�. Przytyka� do niego drewniany p�ot z furtk�.
Uda�ow nie wszed� od razu na podw�rze, lecz najpierw zapuka� delikatnie w
o�wietlone okno. Zas�onka odsun�a si� w bok i okr�g�a, rumiana twarz staruszki
zbli�y�a si� do szyby. Uda�ow u�miechn�� si� do tej twarzy i otworzy� furtk�.
Odsun�� mokry, zimny haczyk i nadstawi� ucha. W domu by�o cicho. Na s�siednim
podw�rku rozszczeka� si� ma�y psiak. Uda�ow podszed� do chwiejnego ganku i
wszed� po trzech stopniach. Psina bieg�a wzd�u� p�otu i zanosi�a si�
szczekaniem, jakby pilnowa�a dw�ch dom�w naraz.
Uda�ow pchn�� drzwi, kt�re otworzy�y si� ci�ko, ze skrzypliwym westchnieniem.
- Jest tam kto? - zapyta� uprzejmie i wkroczy� w ciemno��. W tej samej chwili
co� ci�kiego spad�o mu na g�ow� i zamroczy�o. Ostatni� my�l� Uda�owa by�o:
"Krupiki, to z pewno�ci� wiewi�rki".
Przytomno�� odzyska� w bia�ej izbie. By�o jasno. Siedzia� na �awce, oparty
plecami o ledwie ciep�y stygn�cy piec. Przed nim sta� t�gi m�czyzna ubrany w
pi�am� i waciak. M�czyzna trzyma� w r�ku maczug�, mia� czerwony nos i smutne
oczy.
"A jednak krupiki to wiewi�rki" - pomy�la� Uda�ow, wracaj�c do rzeczywisto�ci i
pomaca� g�ow�. Na g�owie by� wielki guz.
- Wybaczcie, je�li co� nie tak - powiedzia� m�czyzna. - mnie ciocia Niusza na
pomoc zawo�a�a. My�la�em �e to ten sam wr�ci�. W czarnych okularach. Przyczepi�
si�, do okna si� dobija, grozi: oddaj, powiada, kwiatek. Obcokrajowiec pewnie.
Bandyta. A do domu nie wszed�. Ciocia Niusza go przep�dzi�a, a mnie zawo�a�a na
pomoc. B�d� co b�d� m�czyzna w domu. Jestem jej s�siadem, z domu obok.
Wtedy Uda�ow, rozp�dziwszy sprzed oczu r�nokolorowe plamy, zauwa�y� stoj�c� z
boku zmieszan� babci� o rumianych policzkach.
- Jestem kobiet� samotn� - powiedzia�a babcia. - Mnie bez trudu mo�na ograbi�.
- S�usznie - powiedzia� Uda�ow i zdenerwowa� .si� na przybysza, kt�ry nie
powiedzia� najwa�niejszego: �e nie przyszed� wprost do Uda�owa, lecz najpierw
zjawi� si� tutaj, spr�bowa� zdoby� kwiatek. I wszystko zepsu�. M�g�by
przynajmniej powiedzie�. Nie powiedzia� i teraz g�owa boli. Mo�e by� nawet
wstrz�s m�zgu. To si� zdarza, je�li kto� r�bnie maczug�
- Wody - powiedzia� Uda�ow.
- Niusza, daj wody - powiedzia� m�czyzna i od�o�y� maczug� na st�.
- A ty, Innocenty, pilnuj go - powiedzia�a Niusza, wychodz�c do sieni, gdzie z
ha�asem zaczerpn�a wody do kubka.
- Nie gniewajcie si� na ni� - powiedzia� m�czyzna. - Kobieta samotna,
podejrzliwa. Ja wiem, �e nie ma u niej nic do zabrania, ale ona my�li, �e sama
kogo� mo�e zainteresowa�.
Uda�ow zerkn�� na okno. Na parapecie sta�y doniczki z kwiatami. Jedna ro�lina
by�a obsypana czerwonymi p�czkami.
- W�a�nie, w�a�nie - m�czyzna zauwa�y� jego spojrzenie. - Przez te nic nie
warte kwiaty wszystko si� pokie�basi�o.
Babcia przynios�a kubek z wod� i poda�a Korneliuszowi. Kiedy pi�, obejrza�a go
od przemokni�tych st�p do sko�tunionej g�owy i nie wiadomo by�o, czy jego widok
j� zadowoli�. W ka�dym razie spojrzenie nadal mia�a nieufne.
- Za jakim interesem przyszli�cie? - zapyta�a Uda�owa.
W innej sytuacji Uda�ow od�o�y�by rozmow� do jutra. Pora na kupowanie kwiatka
nie by�a najodpowiedniejsza. Ale teraz do powrotu przybysza zosta�o niewiele
ponad p� godziny, z czego przynajmniej pi�tna�cie minut zajmie droga do domu.
- Przechodzi�em ulic� - powiedzia� - zajrza�em w okienko i postanowi�em wst�pi�.
- Po co? - powiedzia�a babcia.
- No to ja ju� sobie p�jd�, ciociu Niuszo - powiedzia� t�gi m�czyzna.
- Nie, Innocenty, poczekaj - zaoponowa�a babcia - nie zostawiaj mnie samej.
M�czyzna westchn�� i roz�o�y� r�ce, jakby usprawiedliwia� si� przed Uda�owem.
- Cudowne tu kwiatki macie - powiedzia�, w�wczas Uda�ow.
- Znowu? - zapyta�a babcia.
- A czy to ja jestem winien, �e mnie te kwiatki te� si� podobaj�?
- Mo�e i winien.
- Moja �ona bardzo lubi rozmaite ro�liny pokojowe - powiedzia� Uda�ow
pospiesznie, bo czas ucieka�. Przybysz ju� pod��a� z powrotem na Ziemi�,
wymijaj�c gwiazdozbiory i uskakuj�c przed strumieniami meteoryt�w. - Jutro s�
jej urodziny, dlatego postanowi�em kupi� jej co� niecodziennego. B�d� co b�d�
szesna�cie lat razem prze�yli�my. Moja �ona ma Ksenia na imi�, Ksenia Uda�owa.
Ja tutaj, w Guslarze, pracuj� jako kierownik przedsi�biorstwa budowlanego.
- A jak�e, s�ysza�em - powiedzia� m�czyzna. - W razie czego pomo�e ci, ciociu
Niuszo, zdoby� materia�y budowlane.
- Pewnie, �e pomog�, byle w granicach prawa - powiedzia� Uda�ow.
Ciocia Niusza nieco odtaja�a.
- A eternit masz? - zapyta�a.
- Mam - powiedzia� Uda�ow, chocia� z eternitem zawsze by�y trudno�ci.
- A kwiatek jest nie na sprzeda� - powiedzia�a ciocia Niusza. - Wst�pcie do
mojej s�siadki, ona ma wspania�e geranie.
- Geranie to i ja mam - odpar� Uda�ow. - Trzy doniczki.
- Co ty cz�owieka m�czysz - powiedzia� m�czyzna. - Sprzedaj mu kwiatek, on ci
tego nie zapomni.
- Nie zapomn� - powiedzia� Uda�ow. - Sprzedajcie mi ten czerwony kwiatek.
Zap�ac�, ile b�dzie trzeba. Przecie� nie na darmo dosta�em maczug� po g�owie.
Niby nic, a jednak ci�kie uszkodzenie cia�a. Mo�na z�o�y� skarg�.
- On ma prawo z�o�y� skarg� - powiedzia� t�gi m�czyzna. - Ma guza na potylicy.
- A mam.
- A przecie� ja, ciociu Niuszo, spe�nia�em twoje polecenie. Ciebie broni�em. -
T�gi m�czyzna najwyra�niej spieszy� si� do domu.
Ciocia Niusza posmutnia�a i rzek�a:
- My�la�am sobie, �e jak b�d� umiera�a, to sobie przed sam� �mierci� na kwiatek
przynajmniej popatrz�. On jest jedyny. Nikt wi�cej w mie�cie drugiego takiego
nie ma. A poza tym wybiera�am si� pojecha� do c�rki, do Archangielska. Droga
daleka i nietania.
- Podr� op�ac� - powiedzia� Uda�ow. - Ile trzeba?
- Sto rubli - powiedzia�a babcia i zmru�y�a oczy. Czeka�a, co Uda�ow odpowie na
tak� bezczelno��.
- Sto rubli nie da rady - powiedzia� Uda�ow.
- Ciociu Niuszo, miej sumienie! - powiedzia� s�siad.
- To ja ju� lepiej prosto stad p�jd� do dy�urnej przychodni - zagrozi� Uda�ow. -
Niech mi zrobi� obdukcj� i oficjalnie opisz� wszystkie uszkodzenia cia�a.
- Trzydzie�ci pi�� i ani kopiejki mniej - powiedzia�a babcia.
- Przecie� ty, ciociu Niuszo, sama sobie kr�cisz stryczek!
- B�d� musia� i�� - powiedzia� Uda�ow.
- A ile dasz? - zapyta�a pospiesznie babcia.
- Dziesi�� rubli dam.
- Dziesi�� ma�o, dziesi�� sama doniczka kosztuje.
- A ja doniczk� zostawi�.
- A mnie doniczka bez kwiatka niepotrzebna.
- Dwana�cie rubli. Wi�cej pieni�dzy przy sobie nie mam.
- A do przychodni nie p�jdziesz?
- Nie p�jd�.
- A eternit zorganizujesz?
- Postaram si�.
Ciocia Niusza ci�ko westchn�a i powiedzia�a:
- Bierz, B�g z tob�.
Uda�ow wyj�� pieni�dze. I tak dobrze, �e je ze sob� zabra�. Odliczy� dwie
pi�tki, rubla i dziewi��dziesi�t kopiejek drobnymi. Ciocia Niusza wymog�a na nim
obietnic�, �e nast�pnego dnia przyniesie jej dziesi�ciokopiejk�wk� i Uda�ow
wreszcie m�g� zabra� ci�k�, zakurzon� donic�.
Wyszed� na podw�rko razem z s�siadem. S�siad otula� si� waciakiem i przest�powa�
z nogi na nog�. Odprowadzi� Uda�owa do furtki i otworzy� mu. Babcia z wielkim
ha�asem za�o�y�a sztab� na drzwi.
- S�uchaj - powiedzia� na po�egnanie t�gi m�czyzna - ty przecie� �ga�e� o tej
swojej �onie. Dlaczego da�e� dwana�cie rubli za zwyczajne zielsko? Powiedz, ja
nikomu ani s�owa.
- Nie warto - odpar� Uda�ow, odgarniaj�c g�ow� ga��zie, �eby nie w�azi�y w oczy.
- I tak nie uwierzycie. Na pewnej planecie zdychaj� krupiki. Wyleczy� je mo�na
tylko tym kwiatkiem. I dlatego zwr�cili si� do mnie o pomoc.
- Aha - powiedzia� m�czyzna. - To brzmi ca�kiem prawdopodobnie.
A kiedy Uda�ow by� ju� do�� daleko, m�czyzna krzykn��:
- A co to s� krupiki?
- Nie wiem! - odkrzykn�� Uda�ow. - Szare, podobno puszyste i siedz� pod
krzakiem.
- Pewnie kr�liki - powiedzia� m�czyzna.
- Ca�kiem mo�liwe - odpar� Uda�ow i pobieg� w stron� domu, �lizgaj�c si� w
gliniastym b�ocku i przyciskaj�c do piersi ci�k� donic�.
Przybysz czeka� na niego obok domu, na ulicy, pod drzewem.
- Zdoby�e�? - zapyta� wychodz�c z cienia. - Dzi�kuj� gigantycznie. Dawaj tutaj.
W domu ja nie mog�em. Tw�j �ona przyszed�.
Uda�ow postawi� donic� na ziemi.
- Nie dowiedzieli si� tam u ciebie, co to s� krupiki? - zapyta�.
- Nie, nie zd��y� - odpar� przybysz. - Taki tragedia. Ca�y nadzieja le�y na ja i
ty.
Zacz�� szybko obrywa� z ga��zek czerwone p�ki.
- A ca�ej doniczki nie zabierzecie?
- Z donic� nie da rady przez continuum czasoprzestrzenny. Nie ma taki mo�liwo��.
- Gdybym wiedzia�, sam by� oberwa�. A krupiki to przypadkiem nie wiewi�rki?
- Nie. Ja polecia�. Wielki dzi�kuj�. Wiecie co, nasz planeta b�dzie stawia� wam
jeden wielki pomnik. Trzy osoby wysoki. Ja ju� robi� zdj�cie. Wy idziecie przez
deszcz i burza, a w r�ka macie czerwony kwiatek.
- Dzi�kuj� - powiedzia� Uda�ow. - Ale zosta�a do za�atwienia jeszcze jedna ma�a
sprawa, je�li nie macie nic naprzeciw. Rozumiecie, wysz�a taka historia: wyda�em
na ten kwiatek wszystkie moje pieni�dze, a mam jutro zap�aci� sk�adki.
- Oj, jaki jest ha�ba dla nasza planeta! Oczywi�cie, wszystkie pieni�dze ja
ciebie dawaj. Ca�kiem zapomnia�em. Masz, trzymaj. Dolar. Trzy tysi�c dolar.
- Czy�cie zwariowali? - oburzy� si� Uda�ow. - Po co mi dolary? Potrzebuj�
dwunastu rubli, a dok�adniej jedenastu rubli i dziewi��dziesi�ciu kopiejek.
Je�li s�dzicie, �e zap�aci�em za ten kwiatek zbyt drogo, to we�cie pod uwag�, �e
nie mia�em czasu targowa� si�. A ten kwiatek wart jest najwy�ej cztery ruble i
to razem z doniczk�.
- Ten kwiatek wart jest sto milion wasze ruble.
- Wcale nie chc� na nim zarabia�. Dajcie mi 24 przynajmniej z osiem rubli -
poprosi� Uda�ow.
- Bierz dolar - nalega� przybysz. - Innej pieni�dzy nie mam. Za trzy roki znowu
pomy�lny uk�ad planeta, ja przyjecha� i ciebie rubel dawaj. A teraz bierz dolar.
Uda�ow chcia� jeszcze oponowa�, ale przybysz wepchn�� mu do r�ki plik nowiutkich
banknot�w i krzykn��:
- Dzi�kuj�! Zdj�cie pomnik przywioz� w nast�pny wizyta. I znikn��.
Uda�ow westchn�� i poszed� do domu.
Ksenia czeka�a na niego, nie k�ad�a si� spa�. Powita�a go wyrzutami i nie da�a
mu zdj�� p�aszcza, zanim si� nie przyzna, z kim mia� randk�.
- Nie by�o �adnej randki - odpar� Uda�ow, my�l�c przy tym: "A mo�e krupiki to
wr�cz s�onie albo leopardy? Przecie� nie wiadomo, pod jakim drzewem siedzi ten
szary z du�ymi uszami. Mo�e pod baobabem?" - Wystarczy wyj�� z domu -
denerwowa�a si� Ksenia - �eby ci� od razu gdzie� pogna�o.
- Nie irytuj si� - odpar� Uda�ow, ci�gle jeszcze my�l�c o krupikach.
- A co ty masz w r�ku? - zapyta�a Ksenia, patrz�c na plik dolar�w.
- Nic takiego, zwyk�e dolary - odpar� Uda�ow i poda� �onie pieni�dze.
- Ale si� doczeka�am! - powiedzia�a Ksenia i rozp�aka�a si�.
Prze�o�y� TADEUSZ GOSK.
�WIE�Y TRANSPORT Z�OTYCH RYBEK
Jedyny w mie�cie Wielki Guslar sklep zoologiczny dzieli skromny lokal ze sklepem
papierniczym. Na dw�ch ladach le�� w nim pod szk�em d�ugopisy, szkolne zeszyty w
kratk�, album z bia�� mew� na b��kitnej ok�adce, p�dzelki popularne, ochra w
tubkach, temper�wki i mapy konturowe. Trzecia lada, stoj�ca na lewo od wej�cia,
nie jest oszklona. Pi�trz� si� na niej stosy p�kilowych torebek z pokarmem dla
kanark�w, klatki dla wiewi�rek i niewielkie konstrukcje z kamieni i cementu
inkrustowanego muszlami. Konstrukcje te przypominaj� ruiny �redniowiecznych
zamk�w i przeznaczone s� do umieszczania w akwariach, �eby rybki czu�y si� tam
jak w swoim �ywiole.
Sklep papierniczy zawsze wykonuje plan. Zw�aszcza w trakcie roku szkolnego.
Sklepowi zoologicznemu wiedzie si� znacznie gorzej. Jedynym chodliwym towarem,
jaki w nim bywa, s� kurczaki, kurczaki ze sztucznej wyl�garni, kt�rych dostawa
zdarza si� raz na kwarta�. Wtedy kolejka po nie zakr�ca a� na rynek. W pozosta�e
dni przy ladzie jest zupe�nie pusto. Je�li nawet przychodz� tam ch�opcy, �eby
pogapi� si� na gupiki i czerwone mieczyki p�ywaj�ce w pod�wietlonym akwarium, to
nigdy tych mieczyk�w nie kupuj�. Kupuj� je u Kolki D�ugiego, kt�ry co sobota
stoi przed wej�ciem do sklepu i trzyma na d�ugim sznurku litrowy s�oik z
narybkiem. W drugiej r�ce dzier�y papierow� torb� z czerwonymi robaczkami.
- Znowu tu sterczy - m�wi Zinoczka do Wiery Jakowlewny, sprzedawczyni ze sklepu
papierniczego, i pisze do obwodu kolejne zam�wienie na bia�e robaczki i rasowe
go��bie.
Trudno powiedzie�, aby Zinoczka zupe�nie nie mia�a klient�w. Ma kilku. Prowizor
Sawicz trzyma kanarka i raz w tygodniu, pod koniec dnia, wst�puje po drodze z
apteki do domu. Kupuje p� kilo pokarmu. Wpada czasami Grubin, wynalazca i
cz�owiek bez przysz�o�ci. Grubin interesuje si� wszelkimi zwierzakami i nosi
g��boko w sercu nadziej�, �e sklep otrzyma kiedy� do sprzeda�y amazo�sk� papug�
ar�, kt�ra bardzo �atwo uczy si� ludzkiej mowy.
Jest jeszcze jeden cz�owiek zagl�daj�cy do sklepu, ale to nie klient, tylko
przypadek zupe�nie szczeg�lny. By�y stra�ak, inwalida Eryk.
Przychodzi, cicho staje w k�cie za akwarium. Pusty r�kaw ma za�o�ony za pas, a
oparzon� stron� twarzy skierowan� ku �cianie. W mie�cie Eryka znaj� wszyscy. Dwa
lata temu pewna babcia zostawi�a w��czone �elazko i po�o�y�a si� spa�. Eryk
pierwszy wpad� do domu i zacz�� wyci�ga� babci� na �wie�e powietrze, ale nie
zd��y�. Z g�ry spad�a belka i w ten spos�b Eryk zosta� inwalid�. W dwudziestym
trzecim roku �ycia. Ze strony obywateli by�o mn�stwo wsp�czucia, za�atwili
Erykowi rent� i odszkodowanie, ale dotychczasow� robot� musia� rzuci�. Ch�opak
wprawdzie zosta� w stra�y po�arnej, ale teraz tylko pilnuje gara�u. Uczy si�
pisa� lew� r�k�, ale jest bardzo nie�mia�y i wszystkiego si� wstydzi. Nie lubi
nawet pokazywa� si� na ulicy.
Eryk przychodzi do sklepu po pracy. Zazwyczaj kuleje, bo nog� te� mu w tym
po�arze przygniot�o. Przychodzi, wciska si� w k�t za akwarium i patrzy na
Zinoczk�, w kt�rej kocha si� bez wzajemno�ci. Jaka zreszt� mo�e by� wzajemno��,
je�li Zinoczka to dziewczyna przystojna i postawna, ciesz�ca si� powodzeniem u
wielu ch�opc�w z Technikum Rzecznego. Sama Zinoczka wzdycha do nauczyciela
biologii ze szko�y �redniej numer jeden, ale Erykowi nigdy z�ego s�owa nie
powie.
Ko�czy� si� trzeci kwarta�. By�a ju� jesie�. Zinoczka spodziewa�a si� dostawy
dobrego towaru, gdy� jej zwierzchnicy w obwodzie musieli zdawa� sobie spraw�, �e
je�li nie wykonaj� planu, to ich te� nikt po g��wce nie pog�adzi.
Zina nie zawiod�a si�. Dwudziestego sz�stego wrze�nia dzie� wypad� pogodny i
bezwietrzny. Ze sklepu wida� by�o drog� wiod�c� ku rzece, a nawet las na jej
przeciwleg�ym brzegu. Rzek�, lazurow� niczym niebo, ale o ton ciemniejsz�,
p�yn�y barki, tratwy i motor�wki. Chmury przesuwa�y si� wolno po niebie, jakby
ka�da z nich stara�a si� z najlepszej strony zaprezentowa� w�asne wdzi�ki.
Zinoczka otrzyma�a towar poprzedniego dnia ju� pod wiecz�r (przys�ali go
samolotem AN-2), przysz�a wi�c do pracy wcze�nie rano, popatrzy�a na chmury i na
drzwiach sklepu wywiesi�a og�oszenie:
"�wie�y transport z�otych rybek"
Wesz�a do �rodka. Rybki wpuszczone do du�ego akwarium przez noc od�y�y i teraz
p�ywa�y godnie, ledwie poruszaj�c d�ugachnymi ogonami. By�y niewielkie, najwy�ej
pi�tnastocentymetrowe, ale w masie (oko�o dwudziestu sztuk) stanowi�y widok
wr�cz wyj�tkowy. Grzbieciki mia�y jaskrawoz�ociste, a brzuszki r�owe niczym
dopiero co wypucowane samowarki. Oczy du�e, czarnego koloru, p�etwy
jasnoczerwone.
Z obwodu przys�ali te� ba�k� �ywego pokarmu. Zinoczka wy�o�y�a robaczki na
wielk� kuwet� fotograficzn�, a one roi�y si� i wspina�y do g�ry po �liskiej
bia�ej emalii.
- Ach - powiedzia�a Wiera Jakowlewna, gdy przysz�a do pracy i zobaczy�a rybki. -
Takiego cuda to ja bym nie sprzedawa�a. Zostawi�abym na wyposa�eniu plac�wki.
- Wszystkie?
- No, nie. Jak�� po�ow�. Dzisiaj b�dziesz mia�a wielki dzie�.
W chwil� potem otworzy�y si� drzwi i do sklepu wszed� stary �o�kin, kt�ry lubi�
wszystkich poucza�. Podszed� wprost do lady, posta�, poruszy� wargami, wzi�� w
dwa palce szczypt� robak�w i powiedzia�:
- Sto�eczne robaczki. Pierwszorz�dne.
- A jak rybki? - zapyta�a Zinoczka.
- Zwyczajny towar - odpar� �o�kin, zachowuj�c dumn� poz�. - Chi�skiego
pochodzenia. W Chinach te rybki trzymaj� w ka�dym basenie. Ze wzgl�d�w
dekoracyjnych. Milionami.
- Przesadzacie! - obrazi�a si� Wiera Jakowlewna. - Milionami!
- Trzeba czyta� literatur� fachow� - powiedzia� stary �o�kin. - Zobacz w
fakturze. Tam wszystko napisali.
Zinoczka wyj�a faktur�.
- Sp�jrzcie� sami - powiedzia�a. - Ja ju� sprawdza�am. Nic tam nie m�wi� o ich
chi�skim pochodzeniu. Nasze rybki. Dwa czterdzie�ci sztuka.
- Troch� przydrogie - powiedzia� �o�kin, zak�adaj�c na nos staro�wieckie
pincenez. - Niechaj im si� przyjrz�.
Wszed� Grubin. By� to m�czyzna wysoki, rozczochrany, b�yskawiczny w ruchach i
szybki w decyzjach.
- Dzie� dobry, Zinoczka - powiedzia�. - Dzie� dobry, Wiero Jakowlewna. Macie co�
nowego?
- Tak - powiedzia�a Zinoczka.
- A co z papug�? Nie zrealizowali jeszcze mojego zam�wienia?
- Jeszcze nie, pewnie szukaj�.
Prawd� m�wi�c, Zinoczka w og�le nie zamawia�a brazylijskiej papugi ary.
Podejrzewa�a, �e w centrali wy�miej� takie zam�wienie.
- Interesuj�ce rybki - powiedzia� Grubin. - Charakterystyczny z�oty odcie�.
- Dla kogo charakterystyczny? - zapyta� surowo stary �o�kin.
- Dla nich - odpar� Grubin. - No to ja sobie p�jd�.
- Niepowa�ny cz�owiek - powiedzia� �o�kin. - W specyfikacji nie ma ich
�aci�skiej nazwy.
Do sklepu zajrza� D�ugi Kola. D�ugim przezwano go pewnie dla �miechu, bo by�
niziutki, mimo czterdziestki na karku w og�le nie mia� zarostu i przypomina�
du�ego oseska. W zwyk�e dni Zinoczka nie wpuszcza�a Koli do sklepu, wyp�dza�a
krzykiem i gro�bami. Ale dzisiaj, gdy zobaczy�a go w drzwiach, powiedzia�a
triumfuj�co:
- No chod� tu, chod�, prywatna inicjatywo. Kola zbli�y� si� do lady ostro�nie,
czuj�c jaki� podst�p. Torb� z robakami trzyma� pod pach�, a s�oik z narybkiem
schowa� za plecy.
- Ja tylko popatrze� na z�ote rybki... - powiedzia� cicho.
- A patrz, ub�dzie ich czy co?
Ale Kola nie patrzy� na rybki. Gapi� si� na kuwet� z robaczkami. �o�kin zauwa�y�
ten wzrok i powiedzia� g�o�no:
- Pa�stwowa cena jest czterokrotnie ni�sza ni� u krwiopijc�w. I robak znacznie
lepszej jako�ci.
- Jako�� to my zaraz sprawdzimy - odpar� Kola. I zacz�� cofa� si� ku drzwiom,
gdzie wpad� plecami na czo��wk� uczni�w, kt�rzy zwiali z lekcji, gdy tylko wie��
o z�otych rybkach roznios�a si� po mie�cie.
Stary �o�kin opu�ci� sklep w pi�� minut p�niej. Wst�pi� do domu po s�oik i trzy
ruble, wr�ci�, kupi� z�ot� rybk�, a za reszt� pieni�dzy robaczk�w. W tym czasie
do sklepu przycz�apa� ju� i Eryk. Przyni�s� bukiecik astr�w, kt�ry po�o�y� pod
akwarium, bo l�ka� si�, �e Zinoczka zauwa�y prezent i zacznie go wy�miewa�.
Wagarowicze gapili si� na rybki, szeptali i planowali z�o�y� si� na kupno jednej
z nich dla k�cika �ywej przyrody. Zinoczka zanurzy�a siatk� w akwarium, a �o�kin
z nosem przy szybie kierowa� jej poczynaniami, wybieraj�c najlepsz� sztuk�.
- Nie t� - m�wi�. - Nie wtryniajcie mi byle jakiego towaru. Ja si� na tych
rybach znam, mam specjaln� literatur�. Z lewej bierz, z lewej! Lepiej ja sam.
- Co to, to nie - powiedzia�a Zinoczka, kt�ra dzisiaj by�a pani� sytuacji. -
M�wcie mi tylko kt�r�, a ja ju� wy�owi�.
- Nie, lepiej ja sam - odpowiada� na to stary �o�kin i �apa� za drucian� r�czk�
siatki.
- Przesta�cie, obywatelu wtr�ci� si� Eryk. - Przecie� staraj� si� was obs�u�y�.
- Milcze�! - obrazi� si� �o�kin. - M�drala si� znalaz�. Starszych b�dzie
uczy�!...
Stary �o�kin by� z natury zgry�liwy i m�wi� obra�liwym tonem. Eryk chcia� si�
odci��, ale rozmy�li� si� i odwr�ci� do �ciany.
- Takiemu wrednemu cz�owiekowi ja bym w og�le rybek nie dawa�a - oburzy�a si�
znad swojej lady Wiera Jakowlewna, po czym chwyci�a przyk�adnic� i zamachn�a
si� ni� jak do ciosu.
Stary �o�kin jakby zmala� i przesta� wybrzydza�. Podstawi� s�oik, rybka
ostro�nie ze�lizgn�a si� z siatki i z�otym pyszczkiem dotkn�a szk�a. Zinoczka
w milczeniu zwa�y�a �o�kinowi robaki, w milczeniu przyj�a od niego pieni�dze i
wyda�a dwie kopiejki reszty. Stary usi�owa� zostawi� je na ladzie, ale g�o�nym
okrzykiem zosta� zawr�cony od drzwi, zabra� monet� i skurczy� si� jeszcze
bardziej.
Kiedy �o�kin wyszed� na ulic� i kiedy promie� s�oneczny wpad� do s�oika, z jego
wn�trza wytrysn�� promie� jeszcze jaskrawszy i zaigra� na szybach dom�w. Na
ca�ej ulicy zacz�y si� otwiera� okna. Ludzie wygl�dali z nich i pytali, co si�
sta�o. Rybka uderzy�a ogonem, krople wody polecia�y na chodnik, a ka�da z tych
kropli te� l�ni�a i b�yszcza�a.
Przy kraw�niku gwa�townie zahamowa� autobus. Kierowca wytkn�� g�ow� przez okno
i krzykn��:
- Dziadku, co daj�?
�o�kin podrapa� si� torebk� z robakami w wygolony, pokryty zmarszczkami
podbr�dek i odpar� z godno�ci�:
- Tylko dla znawc�w, dla tych, kt�rzy potrafi� oceni�.
"Znawca" wraca� do domu nieco zawstydzony swym zachowaniem w sklepie, ale
zmieszanie stopniowo ust�powa�o, gdy� za �o�kinem ci�gn�li, sami tego nie
zauwa�aj�c, podnieceni ludzie, zachwycaj�cy si� z�ot� pi�kno�ci� w s�oiku po
og�rkach.
- Dosta�e� co? - zapyta�a stara �o�kina z kuchni, nie zwracaj�c uwagi na jasno��
w pokoju za jej plecami. - Pewnie� p� litra przyni�s�?
- P� litra czystej wody - zgodzi� si� stary - p� litra w s�oiku, czego i wam
�ycz�.
- Nie - powiedzia�a stara nie odwracaj�c si�. - Od razu pod sklepem wydudli�e�.
- Niby dlaczego?
- Brednie gadasz.
Stary nie spiera� si� z ni�, rozsun�� tylko kaktusy na parapecie, mrugn�� do
kanark�w, kt�re na widok s�oika zanios�y si� zdumionym szczebiotem, wydoby� z
k�ta zapasowe akwarium i poszed� z nim do kuchni.
- Posu� si� - powiedzia� do ma��onki. - Daj nabra� wody.
- Ma��onka zrozumia�a, �e m�� o dziwo nie jest pijany, wytar�a r�ce w fartuch i
zajrza�a do pokoju.
- Skaranie boskie - wykrzykn�a. - Jeszcze nam tylko z�otej rybki brakowa�o!
Pochyli�a si� nad s�oikiem, a wtedy rybka wysun�a z wody ostry pyszczek,
otworzy�a go, jakby brakowa�o jej powietrza, i powiedzia�a p�g�osem:
- Wypu�ciliby�cie mnie, towarzysze, do rzeczki.
- Czego? - zapyta�a ma��onka starego �o�kina.
- Wp�y�cie na m�a - powiedzia�a rybka niemal szeptem. - On mnie bez waszej
pomocy za nic nie wypu�ci.
- Czego, czego? - zapyta�a �o�kina.
- Z kim ty rozmawiasz? - zdziwi� si� stary, kt�ry w�a�nie wr�ci� do pokoju z
nape�nionym akwarium.
- Sama nie wiem - powiedzia�a �ona. - Nie wiem.
- �adna? - zapyta� �o�kin.
- Sama nie wiem - powt�rzy�a �ona. Chwil� pomy�la�a i doda�a: - Wypu�� ty j� do
rzeczki, bo jeszcze sobie biedy napytasz.
- Ty co, zwariowa�a�? Przecie� jej oficjalna cena w pa�stwowym sklepie wynosi
dwa ruble czterdzie�ci kopiejek.
- W pa�stwowym? - zapyta�a �ona. - Ju� daj�?
- Daj�, ale nikt nie bierze. Nie znaj� si� ludzie. Cena wysoka. Ale czy dwa
czterdzie�ci to za drogo jak na takie cudo?
- Misza - powiedzia�a ma��onka - ja ci trzy ruble dam. Dam ci cztery i zak�sk�
jeszcze kupi�. Ty j� tylko wypu��. Boj� si�.
- Zwariowa�a baba - powiedzia� z przekonaniem stary. - My j� tu zaraz do
akwarium przeniesiemy.
- Wypu��.
- Ani mi si� �ni. Ja na tak� rybk� przez ca�e �ycie czeka�em. Z Moskw�
korespondowa�em. Dwa czterdzie�ci �yw� got�wk� zap�aci�em.
- No to jak uwa�asz - powiedzia�a stara, zap�aka�a i posz�a do kuchni.
W tym momencie rybce nerwy odm�wi�y pos�usze�stwa.
- Nie odchod�! - krzykn�a przenikliwie. - Nie wyczerpali�my jeszcze wszystkich
argument�w. Je�li wypu�cicie, spe�ni� trzy �yczenia.
Stary �o�kin by� cz�owiekiem twardym i opanowanym, ale nawet on na te s�owa
upu�ci� akwarium, st�uk� je i sta� teraz po kostki w wodzie.
- Nic nam nie trzeba! - odpar�a �o�kina z kuchni. - Nic nie trzeba. Wyno� si� do
swojej rzeki! Przez ciebie same tylko k�opoty.
- Nieee - przeci�gn�� stary �o�kin. - Nieeee! Co to ja s�ysz�, rozm�wki?
- To ja m�wi� - odpar�a rybka. - A moje s�owo co� znaczy.
- Ale jak to mo�e by�? - zapyta� �o�kin podkulaj�c przemoczon� nog�. - Ryby
g�osu nie maj�.
- Ja jestem mutantem - odpar�a rybka. - D�ugo by o tym m�wi�.
- Izotopy? - zapyta� stary.
- Izotopy te�.
- Wyrzu� j� - nalega�a �o�kina.
- Poczekaj. Zaraz j� wypr�bujemy. Ano, odtw�rz akwarium w jego pierwotnej
postaci i �eby na oknie sta�o, a w pokoju, �eby by�o sucho.
- A wypu�cisz, nie oszukasz?
- S�owo honoru, �e wypuszcz� - powiedzia� stary. - Wystarczy ci� na trzy
�yczenia?
- Wystarczy.
- No to mi sklej akwarium. Je�li ci si� uda, to polec� do sklepu i jeszcze z
dziesi�� takich samych kupi�. A mo�e to tylko ty potrafisz gada�?
- Nie, wszystkie - wyzna�a rybka.
- No to stawiaj akwarium.
W pokoju nast�pi�o momentalne zamglenie powietrza, wyst�pi� szum i �opot podobny
do tego, jaki wydaje przelatuj�cy wielki ptak, a w chwil� potem na oknie
pojawi�o si� ca�e, nie-pot�uczone, wype�nione wod� akwarium.
- Mo�e by� - powiedzia� stary �o�kin. - Da�a� rad�.
- Zosta�y dwa �yczenia - powiedzia�a rybka.
- W takim razie to akwarium jest dla mnie za ma�e. Za�yczy� sobie nowe,
stulitrowe, z wodorostami?...
Tymczasem do �o�kina podesz�a jego ci�gle jeszcze zap�akana �ona. Teraz jednak
p�aka�a z obawy, �e lekkomy�lny ma��onek roztrwoni wszystkie �yczenia rybki. A
co b�dzie, je�li ona k�amie? Je�eli tylko ona jedna jest taka?
- St�j! - powiedzia�a do starego. - Najpierw inne wypr�buj. Inne rybki. One i w
ma�ym akwarium si� zmieszcz�. Przecie� dla niej akwarium zbudowa� to nic
trudnego, a nam jest potrzebniejszy nowy dom z ogr�dkiem.
- Aha - zgodzi� si� �o�kin. - Dobrze m�wisz. Wyci�gaj got�wk� z szafy, dawaj
kube�. P�ki nie wr�c�, oka z niej nie spuszczaj.
- To mam robi� to wielkie akwarium, czy nie? - zapyta�a rybka bez szczeg�lnej
nadziei.
- Jeszcze czego? zdenerwowa� si� stary. - Spryciara! W kolektywie b�dziesz
pracowa�a. Ja mam du�o �ycze�, niech ci si� nie wydaje, �e jak starszy, to ju�
nic nie potrzebuje.
Ksenia Uda�owa, s�siadka z g�ry, na pi�� minut przed wyg�oszeniem tych s��w
wst�pi�a do �o�nik�w po s�l, bo w domu wszystka ju� wysz�a. Drzwi otwarte,
s�siedzi zaprzyja�nieni, dlaczego wi�c mia�a nie wst�pi�. No i us�ysza�a ca��
rozmow�. Staruszkowie byli odwr�ceni do niej plecami, a rybka, je�li nawet j�
zauwa�y�a, to nie da�a tego po sobie pozna�. Ksenia Uda�owa, matka dwojga dzieci
i �ona kierownika komunalnego przedsi�biorstwa budowlanego, wyr�nia�a si� �ywym
umys�em i niczemu si� nie dziwi�a. Jak cicho wesz�a, tak samo po cichutku
wysz�a, zorientowawszy si�, �e �o�nikowie zmitr꿹 troch� czasu na zabranie
wiadra z wod� i si�gni�cie po pieni�dze. Wybieg�a na dw�r, gdzie, jako �e by�a
sobota, Korneliusz Uda�ow, jej m��, gra� w domino pod opadaj�c� lip� i krzykn�a
do� w�adczym tonem:
- Korneliusz, do mnie!
- Przepraszam - powiedzia� Korneliusz Uda�ow do partnera - wo�aj� mnie.
- Zwyk�a rzecz - powiedzia� partner. - Tylko postaraj si� szybko obr�ci�.
- Ja zarazi Ksenia Uda�owa poda�a m�owi niezbyt starannie umyty s�oik po
bak�a�anach, pi�� rubli w papierku i powiedzia�a g�o�nym szeptem:
- Le� do sklepu zoologicznego i kup dwie z�ote rybki!
- Kogo mam kupi�? - zapyta� Korneliusz pos�usznie odbieraj�c s�oik.
- Z�oote ryybki! Tylko bierz jak najwi�ksze sztuki.
- Po co?
- Nie gada�! Biegiem marsz i nikomu ani s�owa. Wody tylko nie rozlej. Noo! A ja
ich tu zatrzymam.
- Kogo?
- �o�kin�w.
- Kseniusza, ja kompletnie nic nie rozumiem - powiedzia� Korneliusz, poc�c si�
jak ruda mysz.
- Potem zrozumiesz!
Ksenia us�ysza�a odg�os krok�w dobiegaj�cy z wn�trza domu i pomkn�a tam ze
wszystkich si�.
- Dok�d to ci� posy�aj� - zapyta� Sasza Grubin, s�siad. - Odprowadzi�?
- Odprowad� - odpar� Uda�ow, ci�gle nie mog�c przyj�� do siebie. - Odprowad� do
sklepu zoologicznego. Z�ote rybki b�d� tam kupowa�.
- To by� nie mo�e - powiedzia� Pogosjan, partner od domina. - Twoja Ksenia nigdy
w �yciu podobnego zakupu nie dokonywa�a. Chyba, �e chce usma�y�.
- A mo�e i naprawd� chce sobie usma�y�? - uspokoi� si� troch� Korneliusz. -
Idziemy.
Wyszli z Grubinem na ulic�, a pozostali gracze roze�mieli si� weso�o, bo dobrze
znali zar�wno Kseni�, jak i jej m�a Korneliusza.
Jeszcze nie zd��y� ucichn�� w zau�ku odg�os krok�w przyjaci�, gdy w drzwiach
domu pokaza�a si� ponownie Ksenia Uda�owa. Sz�a ty�em i jej niezmiernie szerokie
plecy drga�y z wysi�ku, powstrzymuj�c jaki� nap�r. By�o ju� wida�, �e napieraj�
ma��onkowie �o�kinowie. Stary ni�s� wiadro z wod�, a �ona pomaga�a mu wypycha�
Kseni�.
- I dok�d to tak spieszycie, s�siedzi kochani? - pyta�a �piewnie Ksenia.
- Puszczaj - nalega� stary. - Po wod� id�.
- Po jak� to wod� idziecie, skoro ju� od dw�ch lat mamy w domu wodoci�g?
- Puszczaj! - krzycza� stary. - Po kwas id�.
- Z wiadrem pe�nym wody? A ja chcia�am od was soli po�yczy�.
- A po�yczaj, tylko mnie przepu��.
- A czy przypadkiem nie do sklepu zoologicznego tak si� spieszycie? - zapyta�a
zjadliwie Ksenia.
- A cho�by i do sklepu zoologicznego - odpar�a stara �o�kina. - I tak nie masz
prawa nas zatrzymywa�.
- Sk�d wiesz? - oburzy� si� �o�kin. - Sk�d wiesz? Pods�uchiwa�a�?
- A co pods�uchiwa�am? Co by�o do pods�uchiwania?
Stary szarpn�� si�, omal nie zwali� Kseni z n�g i rzuci� si� w kierunku bramy.
Jego ma��onka zawis�a na Uda�owej, kt�ra chcia�a pop�dzi� za �o�kinem.
- Oj, oj - powiedzia� Pogosjan. - On te� po z�ot� rybk� polecia�. Dlaczego
polecia�?
- �yli�my bez z�otych rybek - odpar� mu na to Kac - to i dalej jako� prze�yjemy.
Mieszaj kamienie.
- Oj, oj - powiedzia� Pogosjan. - Ksenia Uda�owa to taka sprytna baba, �e a�
czasem strach bierze. Patrzaj, te� polecia�a. I stara �o�kina za ni�. Grajcie
beze mnie. Ja, chyba rozumiecie, p�jd� si� przej�� troch� po mie�cie.
- Walentin - powiedzia�a do Kaca jego �ona, wygl�daj�ca z okna pierwszego
pi�tra. Us�ysza�a ha�as na dworze i dok�adnie go zanalizowa�a. - Walentin, masz
pieni�dze? Skocz do sklepu zoologicznego i zobacz, co tam daj�. Mo�e dla nas ju�
nie starczy.
W p�torej minuty p�niej wszyscy mieszka�cy domu numer szesna�cie, w og�lnej
liczbie oko�o czterdziestu os�b, biegli ulic� Puszkina do sklepu zoologicznego.
Niekt�rzy biegli ze s�oikami, niekt�rzy z butelkami, niekt�rzy z plastykowymi
torebkami, a inni zwyczajnie, z pustymi r�kami, �eby si� bezinteresownie
pogapi�.
Kiedy pierwsi z nich dotarli do sklepu, przed drzwiami opatrzonymi napisem
"�wie�y transport z�otych rybek" k��bi� si� zbity t�um.
Miasto Wielki Guslar jest niewielkie i �ycie p�ynie w nim powszednim, utartym
trybem. Ludzie chodz� do kina, do pracy, do technikum rzecznego, do biblioteki i
w tym wszystkim nie ma nic szczeg�lnego. Wystarczy jednak, aby wydarzy�o si� co�
niecodziennego, a natychmiast przez miasto przetacza si� fala niepokoju i
podniecenia. Zupe�nie jak w mrowisku, gdzie ka�da wie�� w u�amku sekundy dociera
do najdalszych zak�tk�w. Mr�wki natura obdarzy�a w tym celu specjalnym sz�stym
zmys�em. Wielki Guslar te� posiada zbiorowy sz�sty zmys� i to w�a�nie on
sprowadzi� licznych ciekawskich, ch�tnych do gapienia si� na z�ote rybki. Ten
sam sz�sty zmys� rozwia� r�wnie� ich w�tpliwo�ci co do tego, czy maj� kupowa�,
czy te� nie. Obywatele Guslaru poj�li, �e nale�y nabywa� z�ote rybki w tej samej
chwili, gdy do sklepu wpadli Uda�ow z Grubinem, kt�rzy nie ca�kiem jeszcze
zdawali sobie spraw� z tego, po co to robi�. Zasapany Uda�ow wetkn�� Zinoczce
pi�� rubli i powiedzia�:
- Dwie rybki, z�ote, zawi�cie mi z �aski swojej.
- To wy, Korneliuszu Iwanowiczu? - zdumia�a si� Zinoczka, kt�ra mieszka�a na tej
samej ulicy, co i Uda�ow. �o�kinowie wam poradzili? Chcecie samca z samiczk�?
- Zinoczka, nie sprzedawaj im rybek - odezwa� si� zza akwarium inwalida Eryk,
kt�ry nie m�g� si� zdecydowa� wyj�� ze sklepu.
- M�ody cz�owieku - osadzi� go Grubin. - Tylko z szacunku dla waszej
bohaterskiej przesz�o�ci powstrzymam si� od odpowiedzi. Zinoczka, macie tu
s�oik, k�ad�cie towar.
Zinoczka mia�a �zy w oczach. Wzi�a siatk� i zanurzy�a j� w akwarium. Rybki
ucieka�y przed ni� w pop�ochu.
- Te� rozumiej� - powiedzia� kt�ry� z gapi�w.
W drzwiach zacz�� si� jaki� ruch. To stary �o�kin usi�owa� przecisn�� si� z
wiadrem do lady.
- Nie cackajcie si� z nimi - powiedzia� Uda�ow. - I tak je usma�ymy.
- Mnie dajcie, mnie - krzycza� od drzwi stary �o�kin. - Ja jestem mi�o�nikiem
z�otych rybek. Ja ich sma�y� nie b�d�!
Og�lny harmider zag�uszy� poszczeg�lne s�owa. W stron� Zinoczki wyci�ga�y si�
r�ce z zaci�ni�tymi w nich rublami i Eryk, pragn�c os�oni� j� przed
niebezpiecze�stwem, stukn�� kul� w pod�og� i krzykn��:
- Cisza! Zachowujcie porz�dek!
Nast�pi�a cisza i w tej ciszy wszyscy us�yszeli, �e rybka, kt�ra wysun�a g�ow�
z akwarium, powiedzia�a:
- To kompletne szale�stwo, �eby nas sma�y�. To zupe�nie tak samo, jakby�cie
chcieli zar�n�� kur� nios�c� z�ote jaja. My z�o�ymy skarg�.
Martwa cisza ow�adn�a sklepem. Druga rybka podp�yn�a do pierwszej i
powiedzia�a:
- Musimy uzyska� gwarancje.
- Jakie? - zapyta� Grubin cieniutkim g�osikiem.
- Trzy �yczenia na ka�d� i ani s�owa wi�cej. Potem na wolno��.
Nast�pi�a pauza, a potem wolny ruch ku ladzie, bowiem ciekawo�� jest silnym
uczuciem i pragnienie zerkni�cia na prawdziwe gadaj�ce rybki przyci�ga�o ludzi
niczym magnes.
W pi�� minut by�o po wszystkim. W pustym sklepie, na pustej ladzie sta�o puste
akwarium. Woda jeszcze si� w nim ko�ysa�a. Zinoczka liczy�a utarg i cichutko
p�aka�a. Eryk nadal sta� w k�cie i zdrow� r�k� masowa� sobie poparzony bok.
Potem pochyli� si�, podni�s� z pod�ogi prawie nie pomi�ty bukiecik astr�w i
po�o�y� go przed Zinoczka.
- Nie martwcie si� - powiedzia� Eryk - mo�e w nast�pnym kwartale znowu przy�l�.
�a�uj� tylko, �e dla mnie zabrak�o. Ja bym wam swoj� odda�.
- Nie dlatego p�acz� - odpar�a Zinoczka. - Widzieli�cie, jaka chciwo�� si� w
ludziach obudzi�a? Wstyd patrze�. I stary �o�kin krzycza�, �eby mu da� dziesi��
sztuk, i w og�le...
- Bardzo mi przykro, �e nie uda�o mi si� dla was kupi� - powiedzia� Eryk. - Do
widzenia.
Wyszed�. Wiera Jakowlewna, kt�ra czeka�a, a� sklep ca�kiem si� opr�ni, podesz�a
do Zinoczki, trzymaj�c w r�ku polichromowan� szkatu�k� roboty mistrz�w z
Palechu. W szkatu�ce z trudem mie�ci�y si� dwie rybki.
- Ja jednak kupi�am - powiedzia�a Wiera Jakowlewna. - Nawet nie zauwa�y�a�.
Zrozumia�am, �e jak b�d� czeka�a, a� si� to zbiegowisko sko�czy, to nic dla nas
nie zostanie. Przecie� nie domy�li�a� si�, �eby przynajmniej jakie� trzy sztuki
od�o�y�.
- Sk�d�e - powiedzia�a Zinoczka. - Bardzo si� ciesz�, �e przynajmniej wy
zd��yli�cie. A ja nawet nie zauwa�y�am. Taki by� rwetes, �e tylko pieni�dze
bra�am i rybki wy�awia�am.
- Jedna twoja - powiedzia�a Wiera Jakowlewna. - Pieni�dze mi oddasz z pensji.
- Mnie nie trzeba - powiedzia�a Zinoczka. - Zreszt� nie mam prawa kupi�.
- No to ci j� daj� w prezencie. Na urodziny. I nie wyg�upiaj si�. Kto sam
rezygnuje ze szcz�cia? Ty nawet futerka nie masz, a zima si� zbli�a.
- Nie, nie, za nic! - powiedzia�a Zinoczka i zanios�a si� jeszcze g�o�niejszym
p�aczem.
- Nie ma co si� maza