3363
Szczegóły |
Tytuł |
3363 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3363 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3363 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3363 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Charles Dickens Klub Pickwicka
Tom I
3 Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Rozdzia� pierwszy
Pickwickczycy
Pierwsze promienie �wiat�a, kt�re rozja�ni�y grube ciemno�ci towarzysz�ce ukazaniu
si� nie�miertelnego Pickwicka na horyzoncie uczonego �wiata, jak te� pierwsz� urz�dow�
wzmiank� o tym niepospolitym m�u, znajdujemy w protoko�ach Klubu Pickwicka. Wy-
dawca niniejszego dzie�a szcz�liwym si� mieni, �e mo�e przedstawi� je swym czytelni-
kom jako dow�d sumienno�ci, uwagi, usilnej pracy i zdolno�ci badawczych, jakie rozwin��
przy poszukiwaniach w licznych powierzonych mu starych dokumentach.
Dnia 12 maja 1827, przewodnicz�cy J�zef Smigger Esq. , D. W. P. C. K. P. Postano-
wiono jednog�o�nie:
" Towarzystwo z uczuciem niczym nie zam�conego zadowolenia i bezwzgl�dnego uznania
wys�ucha�o czytania dokument�w udzielonych przez Samuela Pickwicka Esq. , D. P. C.
K. P. , a zatytu�owanych:
� Badania spekulatywne staw�w hampsteadzkich tudzie� niekt�re spostrze�enia nad teo-
ri� skakania �ab �
Towarzystwo wyra�a swoje najszczersze podzi�kowanie rzeczonemu Samuelowi Pickwickowi
Esq. , D. P. C. K. P.
Towarzystwo, uznaj�c wielkie korzy�ci, jakie nauka odnie�� powinna z wy�ej przyto-
czonego dzie�a, jak r�wnie� z niezmordowanych poszukiwa� Samuela Pickwicka w Horn-
sey, Highgate, Brixton i Camberwell, nie mo�e tak�e nie uzna� nieobliczalnych skutk�w,
jakie by, o ile sobie pochlebia� mo�na, mia�o to dla rozpowszechnienia po�ytecznych
wiadomo�ci i rozwoju o�wiaty, gdyby prace tego znakomitego m�a przeniesione zosta�y
na rozleglejsze pole, to jest gdyby podr�e jego i spostrze�enia obszerniejszy obejmowa�y
zakres.
Dlatego te� Towarzystwo podda�o gruntownej rozwadze wniosek wy�ej wymienionego Samuela
Pickwicka Esq. D. P. C. K. P. i trzech innych pickwickczyk�w wymienionych poni�ej,
maj�cy na celu utworzenie nowego zwi�zku zjednoczonych pickwickczyk�w pod nazw�:
Koresponduj�cy Oddzia� Klubu Pickwicka.
Po przyj�ciu i zatwierdzeniu wzmiankowanego wniosku przez Towarzystwo, Oddzia� Koresponduj�cy
Klubu Pickwicka uznaje si� niniejszym za ukonstytuowany. Samuel Pickwick Esq. ,
D. P. K. C. P, August Snodgrass Esq. , C. K. P, Nataniel Winkle Esq. , C. K. P, Tracy
Tupman Esq. , C. K. P. zostaj� r�wnie� wybrani i mianowani cz�onkami rzeczonego stowarzyszenia
korespondent�w, z zaleceniem, a�eby od czasu do czasu przesy�ali Towarzystwu Klubu
Pickwicka w Londynie autentyczne szczeg�y o swych podr�ach i poszukiwaniach,
spostrze�enia nad charakterem i obyczajami, na koniec opisy przyg�d, jak r�wnie�
opowiadania i inne utwory b�d�ce wynikiem uwag nad miejscowymi wydarzeniami lub wynikiem
wspomnie� w zwi�zku z nimi pozostaj�cych.
Towarzystwo z wdzi�czno�ci� zatwierdza zasad�, �e cz�onkowie Oddzia�u Koresponduj�cego
sami b�d� ponosi� koszty podr�y, i nie ma nic przeciw temu, a�eby cz�onkowie
5 rzeczonego stowarzyszenia robili swe poszukiwania, dop�ki im si� b�dzie podoba�,
byle
poszukiwania te odbywa�y si� na tych samych warunkach. Na koniec uwiadamia si� niniejszym
cz�onk�w wy�ej wymienionego oddzia�u, �e wniosek ich w sprawie op�acenia portorii
od list�w i posy�ek roztrz�sany by� przez Towarzystwo, �e Towarzystwo wniosek ten
poczytuje za godny wielkich umys��w, z kt�rych �ona wyszed�, i udziela mu swego zupe�nego
zatwierdzenia " .
Powierzchowny obserwator - dodaje sekretarz, z kt�rego papier�w zaczerpujemy opo-
wiadanie - powierzchowny obserwator mo�e by nie dostrzeg� nic nadzwyczajnego w �ysej
g�owie i okr�g�ych okularach, sta�e zwr�conych na jego ( sekretarza) twarz, gdy ten
czyta wy�ej przytoczone statuty; by� to jednak widok ze wszech miar godny zastanowienia
dla ka�dego, kto wiedzia�, �e pot�ny m�zg Pickwicka pracowa� pod t� �ysin� i �e
wyraziste oczy Pickwicka b�yszcza�y poza tymi okularami. I w samej rzeczy m��, kt�ry
dotar� a� do �r�de� staw�w hampsteadzkich, kt�ry poruszy� ca�y �wiat uczon� swoj�
teori� o �abim skoku, siedzia� tam tak spokojny i nieruchomy jak wody tych staw�w,
gdy je l�d zetnie, albo raczej jak pojedynczy egzemplarz �aby w przepa�cistych g��biach
gliniastych jam.
Ale o ile� widok ten sta� si� bardziej zajmuj�cy, gdy na wielokrotne wo�ania: " Pic-
kwick! Pickwick! " , kt�re jednocze�nie wyrwa�y si� z ust wszystkich jego wielbicieli,
znakomity �w m�� podni�s� si�, pe�en �ycia i wzruszenia, wst�pi� powoli na prost�
�awk�, na kt�rej przedtem siedzia�, i przem�wi� do klubu, kt�rego by� za�o�ycielem.
Jakim to studium dla artysty mog�aby by� ta zajmuj�ca scena! Wymowny Pickwick sta�
przed nami, jedn� r�k� wdzi�cznie kryj�c pod po�� fraka, drug� poruszaj�c w powietrzu
dla nadania wi�kszej wyrazisto�ci swej gor�cej wymowie. Wzniesione stanowisko m�wcy
pozwala�o widzie� jego obcis�e spodnie z kamaszami, na kt�re nie zwr�cono by pewnie
wielkiej uwagi, gdyby okrywa�y innego cz�owieka, ale kt�re u�wietnione, ilustrowane,
je�eli tak mo�na wyrazi� si�, osob� Pickwicka, mimowolnie przejmowa�y widz�w uszanowaniem
i czci�.
Otaczali go ludzie, kt�rzy o�wiadczyli gotowo�� podzielenia niebezpiecze�stw jego
podr�y i kt�rych przeznaczeniem by�o dzieli� s�aw� jego odkry�. Po prawej jego
r�ce siedzia� pan Tracy Tupman, wielce zapalny Tupman, kt�ry z m�dro�ci� wieku
dojrza�ego ��czy� uniesienie i zapa� m�odego ch�opca w tym, co dotyczy najbardziej
zajmuj�cej i najgodniejszej przebaczenia s�abo�ci ludzkiej - mi�o�ci. Czas i dobre
jad�o rozszerzy�y mu kibi� niegdy� tak romantyczn�; czarna jedwabna kamizelka uwypukla�a
si� coraz wi�cej; z�oty �a�cuch od zegarka znika� cal po calu sprzed w�asnych jego
oczu; szeroki podbr�dek coraz wi�cej wy�ania� si� spoza bia�ego krawata, ale dusza
Tupmana nie zmieni�a si�: uwielbienie dla p�ci pi�knej by�o w niej zawsze g�ruj�cym
uczuciem.
Na lewo od mistrza siedzia� poetyczny Snodgrass; tajemniczo otulony w niebieski p�aszcz
podszyty psami. Obok niego Winkle, my�liwiec, rybak, je�dziec, bokser, sportsmen,
z wdzi�kiem ukazywa� zupe�nie now� kurtk�, szkocki krawat i s zar aczkowe spodnie.
Mowa pana Pickwicka i rozprawy, kt�re si� wywi�za�y nast�pnie, przytoczone s� w protoko�ach
klubu. Przedstawiaj� one uderzaj�ce podobie�stwo do rozpraw najznakomitszych zgromadze�,
a poniewa� buduj�ce jest zawsze por�wnanie czyn�w wielkich ludzi, podajemy tu protok�
tego pami�tnego posiedzenia.
" Pan Pickwick zrobi� uwag� - m�wi� sekretarz - �e s�awa jest droga sercu ka�dego
cz�owieka. S�awa poetycka jest droga sercu jego przyjaciela Snodgrassa. S�awa mi�osnych
podboj�w jest tak samo droga jego przyjacielowi Tupmanowi, a ��dza zdobycia sobie
s�awy we wszystkich �wiczeniach cia�a p�onie w wysokim stopniu w piersi jego przyjaciela
Winkle ' a. On ( pan Pickwick) nie mo�e zapomnie�, �e i na niego samego wywieraj�
wp�yw nami�tno�ci ludzkie, ludzkie uczucia ( Oklaski) , mo�e nawet ludzkie s�abo�ci
( G�o�ne wo�ania: - Nie! Nie! ) . Ale powie i to, �e je�eli kiedy ogie� mi�o�ci
w�asnej zapa�a� w jego �o-
6 nie, to wnet t�umi�a go ��dza, aby by� po�ytecznym rodzajowi ludzkiemu. Ch�� zjednania
sobie szacunku rodu ludzkiego by�a zawsze jego bod�cem, filantropia jego gwiazd�
przewodni�. ( Gwa�towne oznaki uznania) . Czu� on pewn� dum�, wyznaje to otwarcie,
i niech jego przyjaciele zu�ytkuj� to wyznanie, je�eli im si� podoba, czu� on pewn�
dum�, gdy przedstawi� uczonemu �wiatu swoj� teori� skoku �ab. Teoria ta mo�e by�
znakomit� albo ni� mo�e nie by�. ( Jeden g�os: - Jest ni�! - G�o�ne oklaski) . Zgadza
si� m�wca ze zdaniem szanownego pickwickczyka, kt�rego g�os us�ysza�. Teoria jego
jest znakomita. Ale cho�by s�awa tego traktatu dosz�a do kra�c�w uczonego �wiata,
i wtedy duma, jak� by uczuwa� autor tego dzie�a, nie by�a niczym wobec uczucia dumy,
jakiego doznaje w tej chwili najszcz�liwszej w jego �yciu ( Oklaski) . Jest on
tylko bardzo mizern� jednostk� ( - Nie! Nie! ) ; nie mo�e jednak nie uzna� tego,
�e powo�any zosta� przez Towarzystwo do czynno�ci wielkiej wagi, po��czonej z pewnym
nara�eniem si�, dzi� zw�aszcza, gdy nie�ad panuje na wielkich drogach, a wo�nice
s� zdemoralizowani. Spojrzyjcie na sta�y l�d Europy i na sceny zdarzaj�ce si� we
wszystkich krajach. Wsz�dzie wywracaj� si� dyli�anse, konie ponosz�, statki id�
na dno, kot�y parowe p�kaj�. ( Oklaski. Jeden g�os: Nie! ) Nie? ! . . . ( Oklaski)
. By�a�by to zbita z tropu mi�o�� w�asna cz�owieka. . . nie chc� powiedzie� niedowarzonego
( �ywe oklaski) , kt�ry zazdroszcz�c pochwa� oddanych mo�e niezas�u�enie uczonym
pracom m�wcy i ura�ony skarceniem, jakiego dozna�y jego w�asne s�abe wyst�pienia,
natchniony zazdro�ci�, powodowany zatem niskim uczuciem. . .
Pan Blotton ( z Algate) powstaje i ��da przywo�ania pana Pickwicka do porz�dku oraz
zapytuje, czy szanowny pickwickczyk do niego robi� aluzj�? ( Wo�ania: - Do porz�dku!
Tak! Nie! S�uchajcie! Do�� tego! itd. ) .
Pan Pickwick o�wiadcza, �e go nie zastrasz� te ha�asy. Tak, zrobi� aluzj� do szanowne-
go gentlemana! ( �ywe wzburzenie) .
W takim razie pan Blotton odpowie w dw�ch tylko s�owach: z najwi�ksz� pogard� od-
rzuca on zarzut szanownego gentlemana, jako fa�szywy i oszczerczy ( G�o�ne oklaski)
. Szanowny gentleman jest blagier ( Okropne wzburzenie. Wielkie krzyki: - Do porz�dku!
! ) .
Pan Snodgrass wstaje ��daj�c przywo�ania do porz�dku pana Blottona ( - S�uchajcie!
S�uchajcie! ) . Zapytuje, czy nie zostanie zamkni�ta niew�a�ciwa dyskusja mi�dzy
dwoma cz�onkami klubu ( - S�uchajcie! ! S�uchajcie! ) .
Prezydent jest przekonany, �e szanowny pickwickczyk cofnie wyra�enie, kt�rego u�y�.
Pan Blotton, pomimo ca�ego szacunku dla prezydenta, o�wiadcza, �e tego nie uczyni.
Prezydent jest zdania, �e obowi�zek nakazuje mu zapyta� szanownego gentlemana, czy
wyra�enia, kt�re mu si� wyrwa�o, u�y� w znaczeniu, jakie mu si� nadaje pospolicie.
Pan Blotton nie waha si� odpowiedzie�, �e nie i �e u�y� tego wyra�enia w znaczeniu
pickwickowskim ( - S�uchajcie! S�uchajcie! ) . Czuje si� w obowi�zku o�wiadczy�,
�e osobi�cie przej�ty jest najg��bszym szacunkiem dla tak szanownego gentlemana,
jakim jest pan Pickwick. Nazwa� go blagierem tylko z punktu widzenia czysto pickwickowskiego
( - S�uchajcie! S�uchajcie! ) .
Pan Pickwick o�wiadcza, �e najzupe�niej poprzestaje na szlachetnym i szczerym wyja-
�nieniu swego szlachetnego przyjaciela. �yczy on sobie, by nale�ycie zosta�o zrozumiane,
i� w�asne jego spostrze�enia powinny by� tak�e pojmowane w znaczeniu czysto pickwic-
kowskim ( Oklaski) " .
Tu ko�czy si� protok�. I w samej rzeczy dyskusja nie mog�a ju� by� prowadzona dalej,
doszed�szy do konkluzji tak zadowalaj�cej i jasnej. Nie mamy urz�dowych dowod�w co
do fakt�w, jakie czytelnik znajdzie w rozdziale nast�pnym, lecz u�o�one one zosta�y
pod�ug list�w i innych dokument�w r�kopi�miennych, kt�rych autentyczno�� nie podlega
w�tpliwo�ci.
7
Rozdzia� drugi
Pierwszy dzie� podr�y i pierwszy wiecz�r przyg�d z ich skutkami
S�o�ce, ten punktualny s�uga pracy, zaledwie wsta�o i rzuci�o �wiat�o na poranek
trzynastego maja 1827 roku, gdy pan Pickwick, podobny do drugiego s�o�ca, wyrwa�
si� z obj�� snu; otworzy� okno i spojrza� na �wiat. Ulica Goswell le�a�a u jego st�p,
ulica Goswell po prawej r�ce - jak daleko wzrok si�ga� - ulica Goswell po lewej
r�ce; a naprzeciwko niego druga strona ulicy Goswell.
" Takie to s� - pomy�la� pan Pickwick - ciasne pogl�dy filozof�w poprzestaj�cych
na badaniu powierzchni rzeczy i nie usi�uj�cych zbada� ukrytych tajemnic. I ja m�g�bym
tak jak oni poprzesta� na badaniu ulicy Goswell, nie robi�c �adnych usi�owa�, by
dosta� si� do otaczaj�cych j� nieznanych okolic! "
Wynurzywszy t� szczytn� my�l, pan Pickwick zaj�� si� ubieraniem i uk�adaniem rzeczy
w torbie podr�nej. Wielcy ludzie bardzo rzadko bywaj� wybredni pod wzgl�dem ubrania,
tote� golenie brody, toaleta i �niadanie nast�powa�y szybko po sobie. Po up�ywie
godziny pan Pickwick znajdowa� si� ju� na placu St. Martin le Grand z torb� podr�n�
pod pach� i perspektyw� w kieszeni surduta, w kieszeni za� kamizelki umie�ci� notatnik
do zapisywania godnych upami�tnienia odkry�, jakie da�yby si� zrobi�.
- Doro�ka! ! - zawo�a� pan Pickwick. . - Jestem, panie! - odpowiedzia� szczeg�lny
gatunek rodzaju ludzkiego w bluzie i p��ciennym fartuchu, z blach� numerowan� na
szyi, jakby by� skatalogowany w jakiej kolekcji osobliwo�ci. By� to miejscowy pos�ugacz
doro�ek.
- Jestem, panie! Hej! Kolejna doro�ka! Gdy wo�nica wyszed� z szynku, gdzie pali�
fajk�, pan Pickwick i jego torba wsadzeni zostali do powozu.
- Golden Cross - rzek� pan Pickwick. . - N�dzny kurs szylingowy, Tomie! - zawo�a�
wo�nica w z�ym humorze, dla informacji pos�ugacza, gdy pow�z rusza�.
- Ile lat, m�j przyjacielu, ma ten ko�? - zapyta� pan Pickwick, pocieraj�c sobie
nos szylingiem przygotowanym na zap�acenie.
- Czterdzie�ci dwa - odrzek� wo�nica, , spojrzawszy bokiem na pana Pickwicka. - Co?
? - zawo�a� znakomity cz�owiek, si�gaj�c r�k� po notatnik. Wo�nica powt�rzy� swe
twierdzenie, pan Pickwick uwa�nie spojrza� mu w oczy, ale nie dostrzeg� w ich wyrazie
�adnego wahania i bezzw�ocznie fakt zanotowa�.
- I jak d�ugo bywa w zaprz�gu? - pyta� dalej pan Pickwick, zawsze staraj�cy si� o
zbieranie po�ytecznych wiadomo�ci.
- Dwa albo trzy tygodnie. . - Dwa albo trzy tygodnie w zaprz�gu! - zawo�a� filozof,
pe�en zdumienia, i znowu wyci�gn�� notatnik.
- Stajnie - doda� oboj�tnie wo�nica - znajduj� si� w Pentonwill, ale on tam rzadko
staje, z powodu os�abienia.
- Z powodu os�abienia? ? - powt�rzy� Pickwick ze zdumieniem.
8 - Tak, pada, jak si� go tylko wyprz�e z doro�ki, a przeciwnie, gdy jest zaprz�ony
jak
nale�y i lejce trzyma si� kr�tko, to nawet si� nie potknie. Mamy przy tym par� znakomi-
tych k�, tak �e byle ko� ruszy�, ju� si� tocz� za nim; musi wi�c biec, nie mo�e
si� oprze�!
Pan Pickwick zapisa� ka�dy wyraz tego opowiadania, by udzieli� klubowi wiadomo�ci
o tym szczeg�lnym dowodzie �ywotno�ci koni w okoliczno�ciach najmniej przyjaznych.
Ko�czy� w�a�nie pisa�, gdy doro�ka dotar�a do Golden Cross. Wo�nica zeskoczy�, pan
Pickwick wysiad� z wszelk� ostro�no�ci�, panowie Tupman, Snodgrass i Winkle, z nie-
cierpliwo�ci� oczekuj�cy na przybycie swego znakomitego mistrza, przyst�pili, aby
go przywita�.
- Masz - rzek� pan Pickwick, podaj�c wo�nicy szylinga. Ale jakie� by�o zdziwienie
uczonego m�a, gdy �w nieobliczalny cz�owiek, rzuciwszy pieni�dze na bruk, o�wiadczy�
w mowie wielce wyrazistej, i� nie ��da innej zap�aty, jak tylko przyjemno�ci przebokso-
wania z panem Pickwickiem ca�ego szylinga.
- Szalony! ! - zawo�a� pan Snodgrass. . - Pijany! ! - doda� pan Winkle.
. - I jedno, i drugie - dorzuci� pan Tupman.
. - Dalej�e! - krzykn�� wo�nica, r�kami wyczyniaj�c w powietrzu mn�stwo m�ynk�w przygotowawczych.
- Wyst�pujcie wszyscy czterej.
. - A to gratka! - zawo�a�o p� tuzina innych wo�nic�w. - Do roboty, Samie! - I z
wielkim zadowoleniem ustawili si� w p�kole.
- Co to, , Samie? - zapyta� jaki� gentleman, w�a�ciciel mankiet�w z czarnego perkalu.
- Co to? ? - odrzek� wo�nica. - Ten stary zanotowa� m�j numer.
. - Nie notowa�em numeru! ! - odpowiedzia� z oburzeniem pan Pickwick. - A wi�c dlaczego�
go pan zapisywa�? ? - zapyta� wo�nica. - Nie zapisywa�em! ! - zawo�a� pan Pickwick
tonem jeszcze wi�kszego oburzenia.
. - Czy uwierzycie - ci�gn�� dalej wo�nica, zwracaj�c si� do t�umu - czy uwierzycie,
�e ten oto szpicel siad� do mej doro�ki, zapisa� numer i notowa� ka�de powiedziane
s�owo! ( Notatnik, jak b�ysk �wiat�a, przychodzi na my�l panu Pickwickowi) .
- Zrobi� to? ? - mrukn�� inny wo�nica. - Tak, zrobi�. A teraz, swymi szykanami doprowadziwszy
mnie do wyznania, ma gotowych trzech �wiadk�w przeciwko mnie. Ale zap�aci mi za
to, cho�bym mia� p� roku siedzie�! . . . Wyst�puj!
I w uniesieniu, ze szczytn� oboj�tno�ci� dla w�asnych ruchomo�ci, wo�nica cisn��
sw�j kapelusz na bruk, zrzuci� okulary panu Pickwickowi, zaaplikowa� jedno uderzenie
pi�ci� w nos pana Pickwicka, drugie uderzenie pi�ci� w piersi pana Pickwicka, trzecie
w oko pana Snodgrassa, czwarte dla rozmaito�ci w kamizelk� pana Tupmana, potem jednym
skokiem wypad� na �rodek ulicy, nast�pnie wskoczy� zn�w na chodnik i w ko�cu wypar�
t� odrobin� powietrza, jak� zawiera�y jeszcze p�uca pana Winkle ' a. Wszystko to
odby�o si� w jakie dwana�cie sekund.
- Czy nie ma tu konstabla? ? - zapyta� pan Snodgrass. - Wpakujcie ich pod pomp� -
doradza� jaki� przekupie� z gor�cymi pasztecikami.
. - Zap�acisz mi za to! ! - zawo�a� pan Pickwick, , oddychaj�c z trudno�ci�. - Szpicel!
! - krzykn�o kilka g�os�w z t�umu.
. - Wyst�pujcie! - be�kota� wo�nica, nie przestaj�c przez ten czas m�ynkowa� pi�ciami
w pr�ni. A� dot�d t�um zachowywa� si� biernie wobec tej sceny; ale kiedy z ust do
ust przesz�a wiadomo��, �e pickwickczycy s� policyjnymi szpiegami, obecni zacz�li
roztrz�sa� z wielkim roznami�tnieniem, czy nie nale�a�oby post�pi� wed�ug wniosku
przekupnia z gor�cymi pasztecikami. Niepodobna odgadn��, do czego by to doprowadzi�o,
gdyby interwencja pewnej nowo przyby�ej osobisto�ci nie po�o�y�a ko�ca tej awanturze.
9 - Co to jest? ? - zapyta� m�ody wysmuk�y cz�owiek w zielonym fraku, wychodz�cy
z biu-
ra postoju doro�ek. - Szpicel! ! - wrzasn�� t�um.
. - To fa�sz! - zawo�a� pan Pickwick z wyrazem, kt�ry powinien by� przekona� ka�dego
nieuprzedzonego s�uchacza.
- Czy tak? Czy tak? - pyta� m�ody cz�owiek, toruj�c sobie drog� przez t�um za pomoc�
niezawodnego sposobu polegaj�cego na szturchaniu �okciami na prawo i na lewo.
Pan Pickwick w kilku zwi�z�ych s�owach przedstawi� mu rzeczywisty stan rzeczy. -
Je�li tak, , to chod�cie - rzek� zielony frak, , poci�gaj�c za sob� znakomitego cz�owieka
i nie przestaj�c m�wi� przez ca�� drog�. - Ty, nr 924, we�, co ci si� nale�y za kurs,
i wyno� si�. To szanowny gentleman, ja odpowiadam za niego. �adnych g�upstw. T�dy,
panie! Gdzie pa�scy przyjaciele? Jak widz�, zasz�a omy�ka. Mniejsza o to. . . wypadek.
. . ka�demu to si� mo�e zdarzy�. . . odwagi! Od tego nikt nie umar�. . . Trzeba m�nie
stawi� czo�o przeciwno�ciom. Zaskar� go pan do komisarza. . . A to �otry!
Wyg�aszaj�c z niepospolit� potoczysto�ci� d�ugi szereg podobnych sentencji, nieznajo-
my wprowadzi� pana Pickwicka i jego uczni�w do pokoju, gdzie zwykle podr�ni czekaj�
na odej�cie dyli�ans�w.
- Ch�opcze! ! - zawo�a� nieznajomy, , targaj�c za dzwonek z nadzwyczajn� gwa�towno�ci�
- szklanek dla wszystkich, gor�cego grogu, mocno ucukrzonego i sporo. Oko podbite,
panie! Ch�opcze! Kawa�ek surowego mi�sa na oko dla pana. Nic tak nie pomaga na
si�ce jak surowe mi�so. S�up latarni gazowej tak�e doskona�y, ale niewygodny. Strasznie
g�upio sta� p� godziny na ulicy z okiem przy�o�onym do latarnianego s�upa. Dobry
�art, co? Cha! Cha!
I nieznajomy, nie zatrzymuj�c si� nawet dla nabrania oddechu, prze�kn�� od razu p�
kwarty gor�cego ponczu, potem rozwali� si� na krze�le z tak� oboj�tno�ci�, jakby
nic nadzwyczajnego nie zasz�o.
Pan Pickwick mia� teraz czas przyjrze� si� ubiorowi i postawie tego nowego znajome-
go, a tymczasem trzej jego towarzysze zaj�ci byli wyra�aniem wybawcy swej wdzi�czno-
�ci.
By� to m�czyzna �redniego wzrostu, ale �e by� szczup�y i mia� d�ugie nogi, wydawa�
si� wi�c nier�wnie s�uszniejszy. Jego zielony frak musia� by� niegdy� elegancki,
za owych pi�knych dni frak�w o kr�tkich po�ach; na nieszcz�cie w owych dniach by�
on na pewno robiony na m�czyzn� znacznie ni�szego ani�eli nieznajomy, poniewa� zabrudzone
r�kawy dochodzi�y mu zaledwie do �okcia. Bez wzgl�du na powa�ne lata tego ubioru,
nieznajomy zapi�� go pod sam podbr�dek, nara�aj�c tym na p�kni�cie na grzbiecie.
Szyja nieznajomego okr�cona by�a czarn� chustk�, ale nie dostrzeg�by� na niej ani
�ladu ko�nierza od koszuli. W�skie spodnie ukazywa�y tu i �wdzie po�yskuj�ce miejsca,
co znamionowa�o d�ug� s�u�b�; by�y mocno naci�gni�te za pomoc� strzemi�czek na po�atanych
zapewne trzewikach, a�eby ukry� po�czochy niegdy� bia�e, kt�re zdradza� y si� jednak
pomimo tej zbytecznej ostro�no�ci. Z ka�dej strony jego kapelusza o podniesionych
kryzach spada�y w zaniedbanych k�dziorach d�ugie, czarne w�osy, a pomi�dzy r�kawiczkami
a r�kawami ubrania wida� by�o nagie cz�ci r�k. Na koniec twarz jego by�a blada i
wychudzona, a ca�a osoba tchn�a bezwstydem, niedbalstwem i niczym nie zachwian�
zarozumia�o�ci�.
Takiemu to indywiduum pan Pickwick przypatrywa� si� przez okulary ( kt�re na szcz�-
�cie znalaz�y si�) i w wyborowych s�owach wyra�a� swe podzi�kowanie, gdy trzej jego
znajomi wyczerpali ju� swoje dzi�kczynienia.
- Nie m�wmy wi�cej o tym - rzek� nieznajomy, przerywaj�c komplementy - do�� tego.
Zreszt� wo�nica dzielnie wywija� pi�ciami; ale gdybym by� na miejscu pa�skiego przyja-
ciela w my�liwskiej kurtce, to - niech mnie B�g skarze! - rozwali�bym mu g�ow� w
jednej sekundzie. . . i temu przekupniowi z pasztecikami tak�e, s�owo honoru.
10 Mowa ta, wyg�oszona jednym tchem, przerwana zosta�a przez konduktora z Rochester,
oznajmiaj�cego, �e Kommodor odje�d�a. - Kommodor! - mrukn�� nieznajomy, wstaj�c.
- W tym powozie mam miejsce. Miejsce na imperiale. P�a�cie za ten grog trzeba by
zmieni� banknot pi�ciofuntowy - w obiegu jest du�o fa�szywej monety - znamy to.
. I potrz�sn�� g�ow� z przebieg�� min�. W�a�nie pan Pickwick i jego trzej towarzysze
zamierzali zrobi� pierwszy przystanek w Rochester. O�wiadczyli wi�c nowemu swojemu
znajomemu, �e jad� t� sam� drog�, co on, i um�wili si�, �e zajm� miejsca z ty�u powozu,
gdzie pomieszcz� si� wszyscy pi�ciu.
- Hop! Do g�ry! - zawo�a� nieznajomy, pomagaj�c Pickwickowi wgramoli� si� na im-
peria� z po�piechem, kt�ry materialnie naruszy� zwyk�� powag� filozofa.
- Pakunk�w nie ma pan? ? - zapyta� wo�nica. - Kto? Ja? - odpar� nieznajomy. - Pakiecik
zawini�ty w bibu��, to wszystko! Reszt� wyprawi�em wod�! Wielkie skrzynie obite gwo�dziami,
wielkie jak domy! Ci�kie, ci�kie, diabelnie ci�kie!
To m�wi�c, pakowa� do kieszeni pakiet owini�ty w br�zowy papier, a zawieraj�cy, jak
mo�na by�o wnosi� z powierzchowno�ci, koszul� i chustk� do nosa.
- Ostro�nie! ostro�nie z g�owami! - krzycza� gadatliwy nieznajomy, gdy przeje�d�ali
pod jednym ze sklepie� - straszne to miejsce - bardzo niebezpieczne - niedawno -
pi�cioro dzieci - matka - s�uszna kobieta - jad�a chleb z mas�em. . . zapomnia�a
o sklepieniu; trach! dzieci ogl�daj� si� - matka bez g�owy! . . . chleb z mas�em
w r�ku, a nie ma g�by, by go w�o�y� - g�owa rodziny zgin�a. Okropno��! okropno��!
Pan przypatruje si� pa�acowi Whitehall? - pi�kny pa�ac - ma�e okienka; tu tak�e zlecia�a
jedna g�owa! . . . Tak�e nie uwa�a�! Och! och! panowie! och!
- My�la�em w�a�nie - rzek� pan Pickwick - o dziwnej zmienno�ci rzeczy ludzkich. .
- A! domy�lam si�. Dzi� wchodzi si� do pa�acu drzwiami, jutro wylatuje si� oknem.
Pan filozof?
- Badacz natury ludzkiej, , panie. - Ja tak�e, , jak wi�ksza cz�� ludzi nie maj�cych
nic lepszego do roboty, a jeszcze mniej do zarobienia. Pan poeta?
- M�j przyjaciel, pan Snodgrass, ma bardzo wybitne zdolno�ci poetyckie - odpowie-
dzia� pan Pickwick.
- Ja tak�e - rzek� nieznajomy - napisa�em poemat epiczny - dziesi�� tysi�cy wierszy
- rewolucja lipcowa - stworzony na miejscu - w dzie� Mars - w nocy Apollo - w dzie�
karabin - w nocy lira.
. - Czy by� pan obecny przy tych s�awnych zdarzeniach? ? - zapyta� pan Snodgrass.
- Obecny? Tak, cokolwiek; mierzy�em w Szwajcar�w i wymierzy�em wiersze - spisywa�em
je w handlu win - na ulicy pif! paf! nowa my�l! - wracam do handlu - pi�ro, atra-
ment - na ulicy siekanina. Szczytny czas, panie. Pan my�liwy? - zapyta�, zwracaj�c
si� nagle do pana Winkle ' a.
- Troch� - odrzek� zagadni�ty. . - Pi�kne zaj�cie! ! Bardzo pi�kne! A pies? - Teraz
nie mam.
. - Ach, powinien by pan mie�. Szlachetne zwierz� - istota inteligentna! Mia�em niegdy�
psa - legawca - zdumiewaj�cy instynkt. Pewnego dnia, poluj�c, wchodz� do lasu - gwi�-
d�� - pies nie rusza si� - gwi�d�� znowu: Ponto! Nic nie pomaga - stoi jak wryty.
Ponto! Ponto! - ani drgnie. Skamienia� przed jak�� tablic�. - Napis: Stra�nicy le�ni
maj� rozkaz zabija� wszystkie psy, kt�re si� znajd� w tym lasku. - Nie chcia� i��
dalej. Zadziwiaj�cy pies. S�awny pies. O tak! S�awny!
- Szczeg�lny wypadek! ! - rzek� pan Pickwick. - Czy pozwoli pan, , bym go zanotowa�?
11 - Owszem, owszem: sto innych anegdot o tym samym zwierz�ciu. Pi�kna dziewczyna,
panie - m�wi� nieznajomy zwracaj�c si� do pana Tracy ' ego Tupmana, kt�ry zaj�ty
by� antypickwickowskim zerkaniem na m�od� kobiet�, id�c� brzegiem drogi. . .
- Bardzo pi�kna - odpowiedzia� pan Tupman. . - Angielki niewarte Hiszpanek - szlachetne
istoty! W�osy hebanowe - oczy czarne - kszta�ty pon�tne - s�odkie istoty - cudne!
! - By�e� pan w Hiszpanii? ? - zapyta� pan Tracy Tupman. - Wieki tam prze�y�em.
. - Musia� pan mie� wiele przyg�d mi�osnych. . . . - Przyg�d mi�osnych? Tysi�ce!
Don Bolaro Fizzgig - grand hiszpa�ski - c�rka jedynaczka - donna Krystyna - wspania�a
dziewica - kocha�a mi� do szale�stwa. Ojciec zazdrosny - c�rka nami�tna - Anglik
pi�kny - donna Krystyna w rozpaczy - kwas pruski - pompa do p�ukania �o��dka w mojej
torbie podr�nej - wykonywam operacj� - stary Bolaro w uniesieniu - zgadza si�
na nasz zwi�zek - ��czy r�ce - strumie� �ez - historia romantyczna - bardzo romantyczna.
. - Czy dama ta znajduje si� obecnie w Anglii? - przerwa� pan Tupman, na kt�rym opis
tylu wdzi�k�w �ywe wywar� wra�enie.
- Umar�a, panie, umar�a! - odrzek� nieznajomy, przyk�adaj�c do oczu szcz�tki batysto-
wej chustki. - Nigdy nie przysz�a do siebie po operacji z pomp� do p�ukania �o��dka
- delikatna konstytucja wstrz��ni�ta - ofiara mi�o�ci.
- A ojciec? ? - zapyta� poetyczny Snodgrass. - Wyrzuty sumienia - nag�e znikni�cie
- gadanina o tym w ca�ym mie�cie. Szukaj� po wszystkich k�tach - nie ma! Wtem fontanna
na publicznym placu zatrzymuje si� - mija jaki� czas - nie ma wody - rzemie�lnicy
bior� si� do roboty - m�j te�� w wielkiej rurze wodoci�gowej - w prawym bucie wyznanie,
�e zgryzoty sk�oni�y go do samob�jstwa. Wydobywaj� go - fontanna tryska w najlepsze.
. - Pozwoli mi pan spisa� ten ma�y romans? - zapyta� Pan Snodgrass, g��boko rozczulo-
ny.
- Z najwi�ksz� ch�ci�, z najwi�ksz� ch�ci�. - Pi��dziesi�t innych do us�ug pa�skich.
Dziwna to historia - nie nadzwyczajna - ale ciekawa.
Nie przestawa� m�wi� w ten spos�b przez ca�� drog�, zatrzymuj�c si� tylko na przy-
stankach dla prze�kni�cia szklanki piwa; co� w rodzaju interpunkcji. Tote� gdy pow�z
przytoczy� si� do Rochester, notatniki pan�w Pickwicka i Snodgrassa by�y ca�kowicie
zape�nione opisem jego przyg�d.
Gdy ujrzano stary zamek, pan August Snodgrass zawo�a� z cechuj�cym go poetycznym
zapa�em:
- Co za wspania�e zwaliska! ! - Jakie studium dla archeologa! - to by�y s�owa wyrzeczone
przez samego pana Pickwicka w chwili, gdy przyk�ada� perspektyw� do oka.
- Pi�kna miejscowo�� - odrzek� nieznajomy. - Wspania�a masa! Ciemne mury - zburzone
arkady - ponure przej�cia - zawalone schody. Stara katedra! Tak�e zapach st�chli-
zny - stopnie wydeptane nogami pielgrzym�w - ma�e furtki sakso�skie - konfesjona�y
jak budki kontroler�w odbieraj�cych bilety w teatrze. . . Dziwni to l udzie ci zakonnicy
- ci papie�e - ci prze�o�eni i wszelkiego rodzaju nieboszczyki o wielkich obliczach,
o obt�uczonych nosach, kt�rych wykopuj� codziennie. Pasy z bawolej sk�ry - muszkiety
- sarkofagi. Pi�kne miejsce - stare legendy - szczytne historie - zadziwiaj�ce.
. Nieznajomy ci�gn�� ten monolog, dop�ki pow�z nie zatrzyma� si� na ulicy Wielkiej
przed ober�� " Pod Bykiem " .
- Czy pan zatrzymuje si� tutaj? ? - zapyta� go pan Nataniel Winkle.
12 - Tu? Nie, panie. Ale radz� panom, by�cie tu si� zatrzymali, dom dobry, ��ka
czyste.
Tu� obok jest hotel " Wright " , bardzo drogi; p� korony dopisuj� do rachunku za
spojrzenie na garsona; ka�� p�aci� dro�ej, gdy si� je obiad w mie�cie, ni� gdyby
si� jad�o w hotelu; szczeg�lni ludzie, doprawdy.
Pan Winkle zbli�y� si� do pana Pickwicka i szepn�� mu par� s��w do ucha. Szeptanie
przesz�o od pana Pickwicka do pana Snodgrassa, od pana Snodgrassa do pana Tupmana,
a gdy nast�pnie zamieniono pomi�dzy sob� znaki zgody, pan Pickwick tak przem�wi�
do nieznajomego:
- Dzi� rano wy�wiadczy� nam pan wa�n� us�ug�. Zechciej pan zatem przyj�� s�aby do-
w�d naszej wdzi�czno�ci i zr�b nam zaszczyt obiaduj�c z nami.
- Z wielk� przyjemno�ci�. . . Nie chcia�bym wyjawi� panom swego gustu, ale pieczony
dr�b i grzyby rzecz wy�mienita - o kt�rej godzinie?
? - Teraz - rzek� pan Pickwick wyjmuj�c zegarek - jest oko�o trzeciej. O pi�tej,
je�li pan chce.
- Bardzo dobrze, punkt o pi�tej; a� do tej chwili niech si� panowie zajm� swoimi
sprawami.
Tak powiedzia� nieznajomy, a potem podni�s� o kilka cali sw�j kapelusz o zadartych
kryzach, niedbale osadzi� go znowu na bakier, przeszed� dziedziniec z min� zamy�lon�
i skr�ci� w ulic�; pakiet owini�ty w br�zowy papier stercza� mu ci�gle z kieszeni.
- Widocznie wielki to podr�nik po rozmaitych krajach i skrupulatny obserwator ludzi
i rzeczy - rzek� pan Pickwick.
. - Chcia�bym widzie� jego poemat - doda� pan Snodgrass.
. - A ja tego psa - rzek� pan Winkle.
. Pan Tupman nie m�wi� nic, ale my�la� o donnie Krystynie, pompie do p�ukania �o��dka
i fontannie - i oczy jego nape�ni�y si� �zami. . . .
Zam�wiwszy osobny pok�j jadalny, obejrzawszy ��ka i u�o�ywszy dania obiadu, nasi
znajomi wyszli, by przyjrze� si� miastu i jego okolicom.
Pilnie przewertowali�my notatki pana Pickwicka o czterech miastach: Strood, Roche-
ster, Chatham i Brompton, ale nie s�dzimy, by zdanie jego o nich r�ni�o si� co do
istotnej tre�ci od zdania innych uczonych, kt�rzy zwiedzali te same miejsca. Opis
jego mo�na stre�ci� w tych wyrazach:
G��wnymi produktami tych miast s�, zdaje si�, �o�nierze, majtkowie, �ydzi, kreda,
raki, oficerowie i urz�dnicy marynarki. Najwa�niejsze towary, wystawione na ulicach,
to: zbo�e dla floty, cukier lodowaty, jab�ka, ryby i ostrygi. Ulice s� wielce o�ywione,
co jest po najwi�kszej cz�ci wynikiem dobrego humoru wojskowych. M�ni ci ludzie,
pod wp�ywem nadmiaru weso�o�ci i napoj�w spirytusowych, wy�piewuj�c i robi�c zygzaki
po ulicach, przedstawiaj� widok prawdziwie zajmuj�cy dla umys�u filantropijnego,
zw�aszcza je�eli zwa�ymy, jakiej niewinnej i taniej uciechy dostarczaj� wszystkim
miejskim ulicznikom biegaj�cym za nimi i przedrze�niaj�cym ich. Nic - dodaje pan
Pickwick - nie zdo�a dor�wna� ich dobremu humorowi. W przeddzie� mego przybycia
jeden z wojskowych zosta� w pewnej ober�y grubia�sko obra�ony. Dziewczyna nie chcia�a
mu pozwoli� wi�cej pi�. Wskutek tego, z prostej swawoli, �o�nierz wydoby� bagnet
i rani� j� w rami�, lecz ju� nazajutrz zuch ten uda� si� do ober�y i sam o�wiadczy�
pierwszy, �e nie zachowuje �adnej urazy i zapomina o tym, co zasz�o.
Konsumpcja tytoniu musi by� w tym mie�cie bardzo znaczna - pisze dalej pan Pickwick
- a zapach tej ro�liny, rozchodz�cy si� po wszystkich ulicach, musi by� szczeg�lnie
przyjemny dla lubi�cych pali�. Podr�nik nie zg��biaj�cy istoty rzeczy mo�e by kryt
ykowa� b�oto charakteryzuj�ce ulice miejskie, gdy przeciwnie, przedstawia ono prawdziwy
przedmiot zadowolenia dla tych, kt�rzy widz� w tym dow�d ruchu i pomy�lno�ci handlowej.
13 Pi�ta godzina sprowadzi�a jednocze�nie obiad i nieznajomego. Pozby� si� on pakietu
w
br�zowym papierze, ale nie dokona� �adnej zmiany w swym kostiumie i jak przedtem,
odznacza� si� gadatliwo�ci�:
- Co to? ? - spyta�, gdy garson zdejmowa� pokryw� z p�miska. - Fl�dry, , panie.
- Fl�dry! ach! kapitalna ryba! wszystkie fl�dry pochodz� z Londynu! przedsi�biorcy
dyli�ans�w popieraj� obiady polityczne - ca�e wozy fl�der - tuziny kosz�w - chytre
sztuki - szklaneczk� wina, , panie?
- Z przyjemno�ci�! - odrzek� pan Pickwick. I nieznajomy napi� si� wina naprz�d z
nim, potem z panem Snodgrassem, potem z panem Tupmanem, potem z panem Winkle ' em,
wreszcie z ca�ym zebranym towarzystwem, a wszystko to uczyni�, nie przestaj�c m�wi�
ani na chwil�.
- Jakie� szczeg�lne bachanalie na schodach. Wnosz� �awki, uwijaj� si� stolarze -
szklanki - arfa. . Co to znaczy, garsonie? .
- Bal, , panie. - Piknik?
? - Nie, , panie. Bal publiczny, panie, na rzecz ubogich, panie. . . - Powiedz mi
pan - zapyta� pan Tupman z �ywym zaj�ciem - czy w tym mie�cie kobiety s� pi�kne?
- Pyszne, wspania�e. Kent, panie. Ca�y �wiat zna hrabstwo Kent s�yn�ce z jab�ek,
wi�ni, chmielu i kobiet. Szklank� wina?
- Z wielk� przyjemno�ci� - odpar� pan Tupman. Nieznajomy nala� swoj� szklank� i wychyli�.
- Bardzo bym chcia� p�j�� na ten bal - rzek� pan Tupman - bardzo bym chcia�. . -
Bilety, , panie, mamy w kantorze, po p� gwinei - rzek� garson.
. Pan Tupman powt�rnie wyrazi� �yczenie, �e chce by� obecny na tej uroczysto�ci,
ale nie znajduj�c �adnej odpowiedzi w pociemnia�ym oku pana Snodgrassa ani w roztargnio-
nym wzroku pana Pickwicka, rzuci� si� z nowym zaj�ciem do wina porto i do deseru,
kt�ry przyniesiono. Garson oddali� si�, a towarzystwo mog�o rozkoszowa� si� spokojem
kilku poobiednich godzin.
- Za pozwoleniem pan�w - rzek� nieznajomy - butelka drzemie, zmu�my j� do kr��e-
nia jak s�o�ce.
I wypi� szklank�, kt�r� nape�ni� by� przed dwiema minutami, po czym nala� sobie drug�,
ze �wiadomo�ci� cz�owieka przyzwyczajonego do podobnych manipulacji.
Wypito wino i ��dano wi�cej, nieznajomy rozprawia�, pickwickczycy s�uchali, pan Tu-
pman co chwila odczuwa� coraz to wi�ksz� ochot� p�j�cia na bal, twarz pana Pickwicka
ja�nia�a wyrazem uniwersalnej filantropii, panowie Winkle i Snodgrass wpadli w g��boki
sen.
- Na g�rze ju� zaczynaj� - rzek� nieznajomy - s�uchajcie! Stroj� skrzypce, a teraz
arf�, ju� zacz�li!
W samej rzeczy d�wi�ki orkiestry zapowiada�y pocz�tek kontredansa. - Bardzo bym chcia�
p�j�� na ten bal - powt�rzy� pan Tupman.
. - Ja tak�e. . Przekl�te baga�e, statek op�ni� si�, nie mam w co si� ubra�. Powszechna
uprzejmo�� by�a charakterystycznym rysem pickwickczyk�w, a pan Tupman by� ni� obdarzony
w wy�szym od innych stopniu. Przegl�daj�c protoko�y klubu zdumiewa� si� trzeba, ile
razy ten zacny cz�owiek odsy�a� do innych cz�onk�w towarzystwa rozmaitych biedak�w
udaj�cych si� do niego z pro�b� o stare suknie lub pieni�n� zapomog�.
- By�bym szcz�liwy, gdybym m�g� panu na ten bal po�yczy� mego fraka - rzek� do nieznajomego
- ale pan jest do�� szczup�y, , a ja. . .
14 - Do�� oty�y. Stary zdemontowany Bachus w pantalonach. Zlaz� z beczki! Winne li�cie,
do diab�a! Cha! cha! Przysu� no pan wino! Nie umiemy powiedzie�, czy pan Tupman by�
oburzony zbyt swobodnym tonem, z jakim nieznajomy wzywa� go, by przysun�� wino,
kt�re tak szybko przesuwa�o si� zn�w przez gard�o, lub te� czy s�usznie zgorszony
tym, �e wp�ywowy cz�onek Klubu Pickwicka por�wnany zosta� do zdemontowanego Bachusa
- ale przysun�wszy wino, odchrz�kn�� dwa razy i patrza� na nieznajomego przez kilka
sekund z surow� stanowczo�ci�. Jednak, gdy indywiduum to zachowa�o najzupe�niejszy
spok�j i pogod� pod tym badawczym spojrzeniem, pan Tupman zmniejszy� stopniowo
jego nat�enie i znowu zacz�� m�wi� o balu.
- Chcia�bym w�a�nie powiedzie� panu - odezwa� si� - �e gdyby moje ubranie by�o dla
pana za przestronne, suknie mego przyjaciela, pana Winkle ' a, mog�yby by� dla niego
w sam raz.
Nieznajomy zmierzy� pana Winkle ' a i zawo�a� z zadowoleniem: - Takich w�a�nie nam
trzeba!
! Pan Tupman spojrza� doko�a. Wino, kt�re wywar�o sw�j wp�yw usypiaj�cy na pan�w
Snodgrassa i Winkle ' a, ci��y�o r�wnie� nad zmys�ami pana Pickwicka. Gentleman ten
kolejno przeszed� wszystkie fazy poprzedzaj�ce obezw�adnienie wywo�ane obiadem i
winem. Przeszed� wszystkie stopnie od nadmiaru weso�o�ci do bezdennego smutku.
Jak p�omie� gazowy na ulicy, gdy wiatr dostanie si� do rury, roztacza� on chwilami
to nadzwyczajn� jasno��, to zn�w tak mala�, i� zaledwie go mo�na by�o dojrze�;
po kr�tkiej przerwie b�ysn�� o�lepiaj�cym blaskiem, potem drgn�� i zgas� zupe�nie.
G�owa pochyli�a mu si� na piersi i jednostajne chrapanie, kt�remu czasem towarzyszy�o
g�uche mruczenie, by�y jedynymi dowodami s�uchowymi mog�cymi �wiadczy� o istnieniu
tego wielkiego m�a.
Pana Tupmana opanowa�a gwa�towna pokusa znalezienia si� na balu, aby wyda� s�d o
pi�kno�ciach hrabstwa Kent. Chcia�o mu si� r�wnie� zaprowadzi� tam nieznajomego,
s�ysza� bowiem, �e m�wi o mieszka�cach miasta, jak gdyby mieszka� w nim od urodzenia,
gdy on sam znajdowa� si� w miejscu zupe�nie mu obcym. Pan Winkle spa� g��boko, a
pan Tupman zbyt dobrze zna� z do�wiadczenia stan, w jakim si� znajdowa� jego towarzysz,
by nie wiedzie�, �e wed�ug zwyk�ego przebiegu praw natury przyjaciel jego, przebudziwszy
si�, nie b�dzie my�la� o niczym innym, tylko o tym, by si� jako� dowlec do ��ka.
Mimo to jednak by� jeszcze niezdecydowany.
- Nape�nij pan sobie szklank� i przysu� wino - rzek� niezmordowany go��. . Pan Tupman
spe�ni� to ��danie i ta ostatnia, uzupe�niaj�ca szklanka wymog�a na nim postanowienie.
- Z sypialnego pokoju pana Winkle ' a - rzek� do nieznajomego - s� drzwi do mojego
pokoju, a gdybym go teraz obudzi�, nie potrafi�bym mu da� do zrozumienia, czego ��dam;
ale wiem, �e w swej torbie podr�nej ma on kompletne ubranie. Gdyby pan przywdzia�
je na bal, a po powrocie zdj��, m�g�bym je �atwo z�o�y� na tym samym miejscu, nie
niepokoj�c mego przyjaciela.
- Doskonale - odpar� nieznajomy - wyborny plan! G�upie po�o�enie, �mieszne. Czter-
na�cie frak�w mie� w swoim kufrze i by� zmuszonym przywdziewa� cudzy! Bardzo g�u-
pio! Doprawdy.
- Trzeba wzi�� bilety - rzek� pan Tupman. . - Nie warto mienia� gwinei. Zagrajmy,
kto zap�aci za obu. Rzu� pan z�ot� monet� w g�r�, ja b�d� zgadywa�. Zaczynaj pan.
Kobieta, kobieta, kobieta czarodziejka!
Z�oty pieni�dz upad� i ukaza�a si� posta� smoka przez grzeczno�� nazywanego kobiet�.
Skazany losem pan Tupman zadzwoni�, wzi�� bilety i za��da� �wiat�a. Po kwadransie
nieznajomy by� kompletnie ustrojony w szaty pana Nataniela Winkle ' a.
- To frak zupe�nie nowy - rzek� Tupman, podczas gdy nieznajomy z zadowoleniem przygl�da�
si� sobie - to pierwszy frak, , kt�ry zosta� ozdobiony guzikami naszego klubu.
15 I wskazywa� towarzyszowi du�e z�ocone guziki, na kt�rych wyryte by�y litery K.
P. po
obu stronach popiersia pana Pickwicka. - K. P. - powt�rzy� nieznajomy - �mieszna
dewiza, portret tego dziada i K. P. ! Co to znaczy to K. P. ? Komiczny portret? Co?
Pan Tupman z wielk� powag� i �le ukrywanym oburzeniem obja�ni� mistyczny symbol Klubu
Pickwicka, a tymczasem nieznajomy wykr�ci� si�, by zobaczy� ty� fraka, kt�rego stan
dochodzi� mu do po�owy plec�w.
- Stan cokolwiek za kr�tki, , co? Jak kurtki tragarzy: �mieszne ubiory, robi si�
bez miary, na hurt; tajemnicze drogi opatrzno�ci, wszystkim ludziom ma�ego wzrostu
dostaj� si� d�ugie ubrania, wszystkim s�usznego - kr�tkie.
. Miel�c w ten spos�b j�zykiem, nowy towarzysz pana Tupmana ko�czy� poprawia� swe
ubranie, a raczej ubranie pana Winkle ' a, i w chwil� potem dwaj mi�o�nicy balu weszli
razem na schody.
- Nazwiska pan�w? - zapyta� jaki� jegomo�� przy drzwiach stoj�cy. Pan Tupman pod-
szed�, by wyg�osi� swe tytu�y i charakter, gdy nieznajomy zatrzyma� go, m�wi�c:
- �adnych nazwisk! - i mrukn�� do ucha panu Tupmanowi: - Po co nazwiska? Nieznajomi!
Doskona�e nazwisko, w swoim rodzaju incognito, to przyjemno��! Gentlemani z Londynu,
szlachetnie urodzeni i basta.
Po tych ostatnich wyrazach, g�o�no wym�wionych, otworzy�y si� drzwi i pan Tupman
wraz z nieznajomym weszli do sali balowej.
By� to d�ugi pok�j z karmazynowymi kanapami wzd�u� �cian i o�wietlony �wiecami w
kryszta�owym �yrandolu. Muzykanci byli umieszczeni na estradzie: trzy lub cztery
ko�a kontredansowe rozwija�y si� i zwija�y systematycznie. W bocznym pokoju
znajdowa�o si� par� sto��w do gry, przy kt�rych cztery stare damy, z tak� sam� ilo�ci�
oty�ych m�czyzn, z ca�� powag� gra�y w wista.
Po przeta�czeniu ostatniej figury tancerze zacz�li przechadza� si� po sali, a nasi
dwaj znajomi stan�li w k�cie, by przyjrze� si� towarzystwu.
- �liczne kobiety! ! - rzek� z westchnieniem pan Tupman. - Zaczekaj no pan. Zobaczysz
jeszcze. Matadory jeszcze si� nie pojawi�y. �mieszne zwyczaje! Wy�si urz�dnicy marynarki
nie rozmawiaj� z ni�szymi urz�dnikami; ni�si urz�dnicy nie rozmawiaj� z mieszcza�stwem;
komisarz rz�dowy nie rozmawia z nikim.
- Co to za jasnow�osy ch�opak z czerwonymi oczyma i w fantastycznym ubraniu? ? -
Ts! Milcz pan, je�eli mo�esz! Czerwone oczy! Fantastyczne ubranie! Ch�opak! . . .
Ho, ho! Ciszej, ciszej, to chor��y z 97 pu�ku, szanowny Wilmot Snipe. Snipy wielka
rodzina, liczna rodzina.
- Sir Tomasz Clubber, pani Clubber i panny Clubber - zawo�a� dono�nym g�osem anonsuj�cy.
G��bokie wra�enie ow�adn�o ca�� sal�, gdy wszed� ogromny gentleman w niebieskim
fraku ze z�otymi guzami, z nim dorodna dama w niebieskim at�asie tudzie� dwie m�ode
panienki, wykrojone wed�ug tego� modelu, w strojnych sukniach takiej samej barwy.
- Komisarz rz�dowy, naczelnik marynarki, wielki cz�owiek, niezaprzeczalnie wielki!
- cicho m�wi� nieznajomy do pana Tupmana, gdy gospodarze balu prowadzili sir Tomasza
Clubbera na drugi koniec sali. Szanowny Wilmot Snipe i znakomici go�cie po�pieszyli
z�o�y� swe uszanowanie pannom Clubber, a sir Tomasz Clubber, wyprostowany jak g�oska
I, majestatycznie spogl�da� na zgromadzonych z wysoko�ci swego czarnego krawata.
- Pan Smithie, , pani Smithie i panny Smithie - zaanonsowano nast�pnie. . - Co to
za pa�stwo Smithie? ? - zapyta� pan Tupman. - Tak�e co� z marynarki - odpowiedzia�
nieznajomy.
. Pan Smithie uk�oni� si� z uszanowaniem sir Tomaszowi Clubber, a sir Tomasz Clubber
odda� mu uk�on z widoczn� przychylno�ci�. Lady Clubber przez lornetk� przypatrywa�a
16 si� pani Smithie i jej c�rkom, a znowu pani Smithie z g�ry spogl�da�a na jak��
dam�, kt�-
rej m�� nie s�u�y� w marynarce. - Pu�kownik Bulder, , pani Bulder, panna Bulder.
- Dow�dca garnizonu - rzek� nieznajomy odpowiadaj�c na pytaj�cy wzrok pana Tupmana.
Panna Bulder bardzo serdecznie zosta�a przyj�ta przez panny Clubber; powitanie pani
Bulder i lady Clubber by�o najczulsze, pu�kownik Bulder i sir Tomasz Clubber pocz�sto-
wali si� nawzajem tabak� i obaj spojrzeli doko�a jak para Aleksandr�w, w�adc�w wszyst-
kiego, co ich otacza�o.
Podczas gdy miejscowa arystokracja, Buldery, Clubbery i Snipy, zachowywa�a w ten
spos�b swoj� godno�� na honorowym miejscu w sali, inne klasy towarzystwa na�ladowa�y
ich na szarym ko�cu, ile tylko mog�y. Najmniej arystokratyczni oficerowie 97 pu�ku
po�wi�cali si� rodzinom pomniejszych urz�dnik�w marynarki, �ona adwokata i �ona
kupca win sta�y na czele dw�ch osobnych frakcji, �ona piwowara sk�ada�a swe uszanowanie
pa�stwu Bulder, a pani Tomlinson, �ona dyrektora biura pocztowego, zdawa�o si�,
za powszechn� zgod� obrana zosta�a na przewodnicz�c� partii kupieckiej.
Jedn� z najpopularniejszych osobisto�ci w swym k�ku by� ma�y, t�usty cz�owieczek
o �ysej g�owie, otoczonej wie�cem czerwonych, twardych w�os�w. By� to doktor Slammer,
chirurg 97 pu�ku. Doktor Slammer za�ywa� tabak� ze wszystkimi, �mia� si�, ta�czy�,
�artowa�, gra� w wista, by� wsz�dzie, robi� wszystko. Do tych i tak ju� licznych
zaj�� doktor do��czy� jeszcze jedno: najwi�kszymi i niezmordowanymi wzgl�dami otacza�
star�, ma�� wdow�, kt�rej toaleta i liczne klejnoty znamionowa�y znaczny maj�tek,
co czyni�o z niej po��dany dodatek do ograniczonych dochod�w.
Oczy pana Tupmana i jego towarzysza by�y ju� od niejakiego czasu zwr�cone na dokto-
ra i wdow�, gdy nieznajomy przerwa� milczenie.
- Kupa pieni�dzy - stara baba - doktor zawraca jej g�ow� - wyborna my�l - doskona�a
sztuka!
Podczas gdy te uwagi, niezbyt zrozumia�e, wybiega�y z ust nieznajomego, pan Tupman
patrza� na� okiem badawczym.
- P�jd� ta�czy� z wdow�. . - Kto to?
? - Nie wiem, , nigdy nie widzia�em. Wykurzy� doktora! Naprz�d marsz! Domawiaj�c
to nieznajomy przeszed� sal�, opar� si� o gzyms kominka, i utkwi� wzrok, z wyrazem
uwielbienia i melancholii, w t�uste policzki starej wdowy. Pan Tupman patrza� na
to oniemia�y z podziwu. Nieznajomy robi� widocznie szybkie post�py; doktor ta�czy�
z inn� dam�. Wdowa upu�ci�a wachlarz; nieznajomy zerwa� si� i poda� go jej po�piesznie:
u�miech, uk�on, wymiana kilku grzeczno�ci. Nieznajomy zuchwale przeszed� przez sal�,
by wyszuka� mistrza ceremonii, powr�ci� z nim do pani Budger i po kilku chwilach
przedwst�pnej prezentacji pochwyci� sw� zdobycz za r�k� i stan�� z wdow� do kontredan-
sa.
Zdziwienie pana Tupmana na widok tego sumarycznego trybu post�powania by�o wiel-
kie, ale zdziwienie doktora, zdaje si�, by�o jeszcze wi�ksze. Nieznajomy by� m�ody,
pochlebia�o to wd�wce; nie zwraca�a ju� teraz uwagi na nadskakiwania doktora -
a jego oburzenie nie wywar�o �adnego wra�enia na rywalu. Doktor Slammer sta� jakby
parali�em tkni�ty. On, doktor Slammer, z 97 pu�ku, w jednej chwili wniwecz obr�cony
przez cz�owieka, kt�rego nikt dot�d nie widzia�, nikt nie zna�! Doktor Slammer!
Doktor Slammer z 97 pu�ku! To nie do uwierzenia! To by� nie mo�e! A jednak tak by�o!
Dobrze. Oto nieznajomy przedstawia swego przyjaciela! Doktor nie wierzy w�asnym
oczom. Patrzy znowu i znajduje si� w przykrej konieczno�ci uznania, �e go nie �udz�
jego nerwy wzrokowe. Pani Budger ta�czy z panem Tupmanem; trudno myli� si�. Jego
wdowa, z cia�em i ko��mi, jest
17 tu przed nim i hasa z niezwyk�� energi�! Jest tu tak�e przed nim i pan Tupman,
wyskaku-
j�cy to w prawo, to w lewo, z min� pe�n� powagi, ta�cz�cy ( co si� zreszt� zdarza
wielu osobom) tak, jak gdyby kontredans by� jak�� uroczyst� pr�b�, dla kt�rej odbycia
trzeba zawsze uzbroi� sw� moraln� stron� w niewzruszon� stanowczo��.
Doktor zni�s� to wszystko w milczeniu i cierpliwie. Widzia�, jak nieznajomy podawa�
wdowie poncz, potem odnosi� szklanki, rzuci� si� na biszkopty; widzia� tysi�ce wzajem-
nych umizg�w i nie powiedzia� nic. Ale w kilka sekund po znikni�ciu nieznajomego
z pani� Budger, kt�r� rywal odprowadzi� do powozu, doktor wylecia� z sali, a ka�dy
atom jego d�ugo powstrzymywanego gniewu, zdawa�o si�, tryska� mu z twarzy strumieniem.
Nieznajomy powr�ci� i pocz�� rozmawia� po cichu z panem Tupmanem; �mia� si�, by�
rozpromieniony i triumfowa�. Ma�y doktor zapragn�� jego �ycia.
- Panie - odezwa� si� gro�nie, podaj�c sw�j bilet wizytowy i odchodz�c nieco na stron�
- nazwisko moje Slammer, doktor Slammer, panie! Z 97 pu�ku, koszar Chatham. Oto m�j
bilet, panie! Bilet m�j!
Chcia� m�wi� dalej, ale oburzenie mow� mu odj�o. - A! - odrzek� nieznajomy, jakby
od niechcenia - Slammer, bardzo dobrze, dzi�kuj�, teraz nie jestem chory. Slammer.
. . Gdy zachoruj�, udam si� do pana.
- Pan. . . jeste� intrygant. . . jeste� tch�rz. . . jeste� nikczemny. . . jeste�
g�az. . . jeste�. . . jeste�. . . Czy pan zdecyduje si� da� mi sw�j bilet?
- A! rozumiem - rzek� nieznajomy p�g�osem - poncz za mocny - przyj�cie zbyt hojne
- limoniada lepsza - w pokojach za gor�co - gentleman ju� w pewnym wieku - nazajutrz
daje si� to odczu� - niezno�ne cierpienia. . . . - i zrobi� kilka krok�w.
. - Mieszkasz pan w tym domu! - krzykn�� wzburzony ma�y jegomo��. - Teraz jeste�
pan pijany, panie! ale us�yszysz pan o mnie jutro rano, panie! Dowiem si�, co� pan
za jeden! Dowiem si�, kto pan zacz!
- Pr�dzej dowie si� pan, kto jestem, ni� gdzie mieszkam! - odrzek� niewzruszony nie-
znajomy.
Doktor Slammer spojrza� na niego z nieopisan� zawzi�to�ci� i oddali� si�, nasuwaj�c
na g�ow� kapelusz w spos�b wymownie �wiadcz�cy o oburzeniu.
Nieznajomy poszed� do pana Tupmana, by zwr�ci� garderob� po�yczon� u niewinnego pana
Winkle ' a, kt�rego znaleziono w g��bokim �nie; zwrot zosta� niebawem dokonany. Nieznajomy
by� nadzwyczaj �artobliwie usposobiony, a pan Tupman, oszo�omiony winem, ponczem,
�wiat�em i widokiem tylu kobiet, ca�� t� spraw� uwa�a� za doskona�y �art. Po odej�ciu
nowego swego przyjaciela napotka� na pewne trudno�ci przy szukaniu otworu szlafmycy,
wywr�ci� lichtarz i dopiero po ca�ym szeregu wielce skomplikowanych ewolucji zdo�a�
dosta� si� do ��ka. Pomimo tych drobnych wypadk�w rych�o znalaz� po��dany spoczynek.
Na drugi dzie� rano, zaledwie wybi�a si�dma, uniwersalny umys� pana Pickwicka zosta�
gwa�townym ko�ataniem do drzwi wyrwany ze stanu odr�twienia, w kt�rym pogr��y� go
sen.
- Kto tam? ? - zawo�a� filozof, podnosz�c si�. - Garson, , panie. - Czego chcesz?
? - Czy nie mo�e mi pan powiedzie�, kt�ry z towarzyszy pa�skich ma niebieski frak
ze z�oconymi guzikami i literami na nich?
" Zapewne wzi�� go do wyczyszczenia - pomy�la� pan Pickwick - i zapomnia�, do kogo
nale�y " .
- Pan Winkle - odrzek� - trzecie drzwi na prawo. . - Bardzo panu dzi�kuj� - odpowiedzia�
garson i odszed�.
.
18 - Co si� sta�o? - zawo�a� pan Tupman, gdy g�o�ne stukanie do jego drzwi wyrwa�o
i je-
go ze snu. - Czy mog� m�wi� z panem Winkle? ? - spyta� czy�cibut zza drzwi. - Winkle!
! Winkle! - zawo�a� pan Tupman do pokoju w g��bi.
. - Halo! ! - odpowiedzia� s�aby g�os spod ko�dry.
. - Pytaj� o ciebie. . . kto� przy drzwiach - zmusiwszy siebie do wypowiedzenia a�
tylu s��w, pan Tracy Tupman odwr�ci� si� do �ciany i zasn��.
- Pytaj� o mnie! - zawo�a� pan Winkle wyskakuj�c z ��ka i nak�adaj�c na siebie co�
nieco� z garderoby. - Pytaj� o mnie! W takiej odleg�o�ci od Londynu! Kto, do licha,
mo�e mie� do mnie interes?
- Jaki� gentleman na dole w kawiarni, , panie. . . Powiada, �e chce tylko chwilk�
pom�wi� z panem, ale nie chce czeka�.
- To dziwne - mrukn�� pan Winkle. . - Powiedz mu, , �e zaraz przyjd�. Zawin�� si�
w szlafrok, szyj� obwi�za� chustk� i poszed�. Stara baba i dwaj ch�opcy zamiatali
kawiarni�. Przy oknie sta� jaki� oficer, kt�ry, ujrzawszy wchodz�cego pana Winkle
' a, sk�oni� mu si� zimno, potem kaza� wyj�� sprz�taj�cym, starannie zamkn�� drzwi
i powiedzia�:
- Panie Winkle, , jak s�dz�? - Tak jest, , panie, nazywam si� Winkle. - Przychodz�
tu w imieniu mego przyjaciela, doktora Slammera, z 97 pu�ku. To pana nie powinno
dziwi�.
- Doktora Slammera? ? - powt�rzy� pan Winkle. - Doktora Slammera. Poleci� mi, bym
oznajmi� panu w jego imieniu, �e post�powanie pa�skie wczorajszego wieczor