334
Szczegóły |
Tytuł |
334 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
334 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 334 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
334 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Timothy Zahn
Strace�cza misja
Dylogia Wyzwolenie tom 2
Tytu� orygina�u: THE BLACKLASH MISSION
Prolog
Wiatr wiej�cy z p�nocy przez ca�� noc przybiera� na sile, a nad ranem zmieni� kierunek na zachodni, co pozwala�o przypuszcza�, i� sprowadzi pogorszenie pogody. Le��c na brzuchu pod jedn� z sosen, Lonato Kanai przygl�da� si� ledwie widocznemu w ciemno�ciach budynkowi. Za godzin�, mo�e wcze�niej, nadci�gnie burza. Deszcz zmoczy ca�y p�askowy� Denver i stok, na kt�rym si� znajdowa�, zmieni w b�otnist� �lizgawk�. Jednak zanim to nast�pi, Kanai i jego towarzysze, blackcollarowie, b�d� ju� wracali do domu. Pokonanie ostatnich kilkuset metr�w lasu zaj�o im sze�� godzin, lecz pozwoli�o omin�� wszystkie czujniki ruchu wczesnego ostrzegania. Cel le�a� ju� przed nimi jak na d�oni.
Wci�� bowiem pozostawa�a do pokonania zapora minowa oraz system laserowy na dachu z samonaprowadzaniem sterowanym ultrad�wi�kami i podczerwieni�. Przeszkody te momentalnie mia�y zlikwidowa� intruz�w, kt�rzy wy�oni� si� spo�r�d drzew na idealnie przystrzy�ony trawnik. Wewn�trz budynku za� mo�na si� by�o oczywi�cie spodziewa� co najmniej dziesi�ciu doskonale uzbrojonych ludzi.
Kanai si�gn�� do uchwytu na przedramieniu po zamocowan� tam proc�. Roz�o�y� j�, po czym na wyrzutni po�o�y� niewielk� o�owian� kulk�. Podczas wojny nie mia� okazji cz�sto pos�ugiwa� si� t� broni�, lecz zdoby� wpraw�, �wicz�c przez nast�pnych trzydzie�ci lat. Najbli�szy emiter ultrad�wi�kowy - niewielkie urz�dzenie z soczewkowatymi wyst�pami z trzech stron - znajdowa� si� pod okapem. By� ledwie widoczny na tle chmur odbijaj�cych �wiat�a Denver. Kanai w skupieniu obserwowa� cel, analizuj�c przewidywany tor lotu pocisku. Przesun�� nieco �okie�, zmieniaj�c pozycj� na dogodniejsz�, i czeka� na sygna�.
Nie trwa�o to d�ugo. Nagle zadzia�a� nadajnik na prawym nadgarstku, wystukuj�c kropki i kreski uk�adaj�ce si� w bojowy kod blackcollar�w: �Atak�.
Mimo gwi�d��cego wiatru komandos us�ysza� suchy trzask, gdy o�owiany pocisk wbi� si� g��boko w emiter. Kiedy wojownik pospiesznie przygotowywa� si� do drugiego strza�u, dotar� do niego odg�os �wiadcz�cy o zniszczeniu innego czujnika. Boczne drzwi, stanowi�ce jego cel, rozja�ni�o czerwone, ostrzegawcze �wiat�o. Szef nocnej stra�y czuwa�... cho� i tak niewiele mu to mog�o pom�c. Drugi pocisk Kanai a polecia� �ukiem w kierunku wej�cia na tyle wolno, by jego ruch wychwyci�y odpowiednie czujniki...
Ponad drzwiami eksplodowa�a �miertelna wi�zka strza�ek.
Niewielkie metalowe pociski jeszcze odbija�y si� od kamiennych p�yt patio, gdy dwie ubrane na czarno postacie, le��ce dotychczas po obu stronach Kanaia, poderwa�y si� z ukrycia i zygzakiem ruszy�y ku budynkowi. Na dachu laser zacz�� naprowadza� si� na cel i po chwili pad�a pierwsza salwa, niecelna, poniewa� pocisk komandosa odchyli� luf� o kilka stopni. Obok drzwi otworzy�a si� strzelnica, a w kierunku biegn�cych pomkn�a chmura strza�ek. Kontratak okaza� si� jednak daremny, poniewa� kilka z tych, kt�re w og�le osi�gn�y cel, zatrzyma�o si� na dermopancerzach. Jeden z napastnik�w machn�� ramieniem i czarna gwiazdka wpad�a do wn�trza strzelnicy. Wystaj�ca stamt�d lufa znikn�a, co stanowi�o niezaprzeczalny dow�d, �e shuriken nie chybi�. Blackcollarowie byli ju� przy drzwiach. Jeden z nich przykucn��, a drugi przyklei� do okna niewielki przedmiot w kszta�cie litery X. Przy odrobinie szcz�cia wysi�ki skierowane na eliminowanie system�w zabezpieczaj�cych wej�cie spowoduj�, �e obro�cy b�d� spodziewali si� ataku w�a�nie przez drzwi.
Atakuj�cy padli na posadzk�, zanim okno rozjarzy�o si� o�lepiaj�cym b�yskiem.
Szyba si� nie rozprys�a - szklastyk by� zbyt wytrzyma�y - lecz Kanai dostrzeg� na niej g�st� paj�czyn� p�kni��. Kilka mocnych uderze� nunczaku otworzy drog�... a wtedy pozostan� ju� tylko broni�cy si� w �rodku.
Obaj blackcollarowie poderwali si� i zaj�wszy pozycje z obu stron okna, zacz�li rozbija� je nunczaku, Kanai za� przygotowa� kolejny pocisk, ubezpieczaj�c koleg�w przed niespodziewanym kontrnatarciem.
Nadajnik przekaza� pierwsze ostrze�enie: �Bandyci od p�nocy". Sekund� p�niej pojawi�o si� trzech �o�nierzy, w ci�kich pancerzach, z gotowymi do strza�u pistoletami strza�kowymi. Dw�ch wy�oni�o si� zza rogu i natychmiast przykl�kn�o, rozpoczynaj�c niecelny, cho� utrudniaj�cy zadanie o-strza�, a trzeci ustawi� si� mi�dzy nimi z granatem rozpryskowym w d�oni.
Amatorzy, orzek� w duchu komandos. Pod mask� gazow� jego usta wykrzywi� grymas pe�en pogardy. Od�amki granatu stanowi�y powa�ne zagro�enie nawet dla dermopancerza, a opancerzeni obro�cy byli praktycznie zabezpieczeni przed atakiem gwiazdkami lub nunczaku... lecz w�a�nie nadmierna pewno�� siebie stanie si� przyczyn� ich �mierci. M�czyzna z granatem wyci�gn�� zawleczk� i zamachn�� si�, by wykona� rzut...
W tym momencie o�owiana kulka wystrzelona z procy trafi�a go w nadgarstek.
Nie mog�a wyrz�dzi� mu wi�kszej krzywdy, lecz si�a uderzenia w zupe�no�ci wystarczy�a, by wytr�ci� granat z r�ki.
Kanai nie widzia� eksplozji. Nawet z takiej odleg�o�ci nie chcia� ryzykowa� trafienia w gogle, wiec wcisn�� twarz w traw� i tylko s�ucha� �wistu od�amk�w, z kt�rych kilka wbi�o si� w pie� pobliskiego drzewa. Kiedy uni�s� g�ow�, zobaczy�, �e wszyscy trzej przeciwnicy le�� bez ruchu na ziemi. Spojrza� na rozbite ju� okno akurat w chwili, gdy znika� w nim drugi z blackcollar�w.
�Kanai: wsparcie wewn�trz�, przekaza� jego nadajnik. Wojownik poderwa� si� pospiesznie i ruszy� sprintem przez trawnik. Laser na dachu nawet nie drgn�� - widocznie nadzoruj�cy jego dzia�anie mieli na g�owie inne zmartwienia. Biegn�c schowa� proc�, a wyj�� nunczaku, przygotowuj�c si� do walki wr�cz.
Jednak przynajmniej na razie jego pomoc nie by�a konieczna. Przy oknie, na pod�odze le�a�y zw�oki czterech m�czyzn. Zna� twarze ich wszystkich: uliczni opryszkowie - najta�si i najbardziej widoczni cz�onkowie organizacji Regera. Postawiono ich na drodze atakuj�cych tylko po to, by spowolni� natarcie... a to oznacza�o, �e prawdziwi �o�nierze znajduj� si� dalej, czekaj�c na intruz�w. Kanai, maj�c oczy i uszy szeroko otwarte, ruszy� w g��b budynku.
Napotykani po drodze �prawdziwi �o�nierze� najwyra�niej nie r�nili si� niczym od swych mniej do�wiadczonych koleg�w. Komandos min�� kolejne trzy cia�a. Palce dw�ch z nich wci�� zaciska�y si� kurczowo na kolbach broni. Zapewne wszyscy oni prowadzili ogie� zza os�ony. Kanai dostrzeg�, �e mieli shurikeny wbite w najbardziej podatne na trafienia cz�ci cia�a. Przerzuciwszy nunczaku do drugiej r�ki, na wszelki wypadek si�gn�� po gwiazdki i szed� dalej.
W po�owie korytarza dotar�y do niego odg�osy rozmowy -spokojnej, cichej, zupe�nie nie na miejscu po�r�d tej jatki. Blackcollar podszed� do drzwi pomieszczenia, z kt�rego dochodzi�y, i zajrza� do �rodka.
Schemat nie uleg� zmianie przez ostatnich par� lat. Dwaj odziani na czarno m�czy�ni stali obok ofiary, a kilka cia� za�ciela�o dywan, jakby po�o�y�y si� tam, �eby odpocz��. To on wraz z towarzyszami zawsze by� napastnikiem. Zmienia� si� tylko cel ataku.
Ten przynajmniej nie skomle jak pies, pomy�la� Kanai.
Manx Reger rzeczywi�cie nie wydawa� �a�osnych d�wi�k�w. Sta� przy ��ku w niedbale narzuconym szlafroku i m�wi� ze spokojem, jak kto� ju� przygotowany na �mier�.
- A wi�c si�gam zbyt daleko? - powiedzia� do m�czyzny z lewej. - A nie przysz�o panu do g�owy, Bernhard, �e w�a�nie pan to robi?
- Robi� wy��cznie to, do czego zobowi�za�em si� w kontrakcie, Reger - odpar� ch�odno zapytany. - Ani wi�cej, ani mniej. A obecnym moim zadaniem jest poinformowanie pana, i� m�j klient uwa�a, �e za bardzo anga�uje si� pan w interesy na jego terytorium.
- Pa�ski �klient�, tak? Zapewne Sartan. Znowu?
Bernhard zignorowa� pytanie.
- Zakomunikowa�em, co trzeba. Proponuj�, �eby pan przemy�la� moje s�owa i odpowiednio zareagowa�.
R�k� da� sygna� i towarzysz�cy mu komandosi zacz�li si� wycofywa�.
Na czole Regera pojawi�y si� zmarszczki.
- To znaczy... Tylko tyle?
- Kazano mi ostudzi� pa�skie zapa�y. Sam mog�em zadecydowa� o formie realizacji zadania. Chocia� je�li to ostrze�enie nie poskutkuje, b�d� zmuszony wr�ci� i wtedy z pewno�ci� uspokoj� pana ju� definitywnie.
- Aha. A wi�c, innymi s�owy, Sartan nie chce jeszcze na dobre rozp�ta� wojny, prawda? - zauwa�y� z pogard� w g�osie Reger. - No c�, prosz� mu przy okazji przekaza� pewn� rad�. Nikomu przez ponad dwie�cie lat nie uda�o si� podporz�dkowa� sobie Denver. Nie dosz�o do tego podczas pokoju, wojny ani okresu okupacji Ryqril�w. Je�li Sartan s�dzi, �e zdo�a narzuci� swoje zwierzchnictwo, to jakby pogrzeba� si� �ywcem, a je�li uwierzycie mu, spotka was ten sam los.
Patrzy� spokojnie na Kanaia i ten mimo znacznej odleg�o�ci dostrzeg� w jego oczach zm�czenie charakterystyczne dla starszych ludzi. Przy regularnym stosowaniu iduniny wygl�d m�czyzny w �rednim wieku o niczym oczywi�cie nie �wiadczy�. Sam blackcollar, cho� sprawny niczym m�odzieniec, liczy� ju� sobie ponad sze��dziesi�t lat. W takim razie ile m�g� mie� Reger? Czy na tyle du�o, �eby stara� si� przej�� kontrol� nad Denver jeszcze w czasach pokoju? Niewykluczone. Chyba nawet ca�kiem prawdopodobne.
P�ki co kwestia ta nie mia�a znaczenia. W tym �wiecie trzydzie�ci lat temu nast�pi�y radykalne zmiany i to w�a�nie Bernhard oraz Kanai najlepiej potrafili dostosowa� si� do nowej sytuacji. Reger i jemu podobni byli dinozaurami, skazanymi na wymarcie.
- Przeka�� Sartanowi pa�skie m�dro�ci - o�wiadczy� Bernhard nieco ironicznym tonem. - Lepiej, �eby�my nie musieli ju� tu wraca�.
Na kolejny sygna� d�oni�, Kanai ruszy�, tras�, kt�r� tu przyby�, got�w usun�� wszelkie zagro�enia, jakie do tej pory mogli przygotowa� ludzie Regera. Ale je�li na terenie posiad�o�ci znajdowa�a si� jeszcze jaka� ochrona, by�a wida� zbyt s�aba, by podj�� walk�. Trzej odziani na czarno m�czy�ni wydostali si� na zewn�trz, po czym znikn�li w lesie. Kanai raczej intuicyjnie wyczu�, ni� dostrzeg� obecno�� ubezpieczaj�cych ich koleg�w i ju� ca�� si�demk� wycofali si� do ukrytych pojazd�w.
- Jakie rezultaty? - zapyta� jeden z cz�onk�w obstawy.
- Podporz�dkuje si� - odpowiedzia� zm�czonym tonem Bernhard. Zdj�wszy gogle i kask, przesun�� palcami po nasadzie nosa. - A je�li to zrobi, ustanie ruch w tej cz�ci Denver.
- Wtedy my naprawd� zaczniemy dzia�a�.
- Raczej Sartan. To on wszystkim kieruje, nie my. Nigdy o tym nie zapominajcie.
W chwil� p�niej siedzieli ju� w samochodach jad�cych na po�udniowy wsch�d, w stron� pot�nej metropolii. Na tylnym siedzeniu, wsparty o drzwi, Kanai w zamy�leniu wygl�da� przez szyb�, obserwuj�c pierwsze krople deszczu. Zosta� wi�c uruchomiony plan konsolidacji na wielk� skal�. Stanowi�o to obietnic� lepszej przysz�o�ci... a �eby j� zrealizowa�, wystarczy�o tylko pozostawa� najsilniejsz� grup� w kryminalnym �wiatku.
Jak�e nisko mo�e upa�� bohaterski blackcollar, pomy�la�.
�wiat zdawa� si� s�ysze� jego my�li i rozpacza� nad zmienno�ci� losu. Z nieba strumieniami pola�y si� �zy... op�akuj�ce ha�b� wojownik�w.
Rozdzia� 1
�Blackcollarowie b�d� stanowili elit� wojownik�w w zbli�aj�cym si� konflikcie - s� najwi�ksz� si�� daj�c� szans� Demokratycznemu Imperium Terranu na przeciwstawienie si� druzgoc�cej machinie wojennej Ryqril�w�.
Bez wyra�nego powodu zdanie to przypomnia�o si� Allenowi Caine�owi, gdy tkwi� samotnie w ciemno�ciach. S�owa nios�ce nadziej�, wypowiedziane przez jednego z dow�dc�w podczas otwarcia Centrum Treningowego Si� Specjalnych w 2416 roku. Nadzieja ta, jak si� okaza�o, nie mia�a d�ugiego �ywota. Dwa lata p�niej wybuch�a wojna, a po kolejnych trzynastu na Ziemi rozpocz�a si� upokarzaj�ca okupacja Ryqril�w i zapanowa�y rz�dy ustanowionych przez nich marionetkowych w�adz.
W danej chwili Caine nie czu� si� cz�onkiem jakiejkolwiek elity. Nie okre�li�by si� nawet mianem wojownika.
Ale starczy ju� tych refleksyjnych rozmy�la�.
Do uszu Allena dotar�y dalekie jeszcze odg�osy, co zmusi�o go do zaj�cia si� bie��cymi problemami. Nie mniej ni� czterech, ale nie wi�cej ni� dziesi�ciu ludzi - s�dz�c z krok�w prawdopodobnie siedmiu - skrada�o si� ku niemu w�r�d rzadkich drzew, zapewne z laserami i broni� strza�kow�. Przeciwko takiemu uzbrojeniu, shurikeny, nunczaku oraz proca Caine�a nie mog�y stanowi� skutecznej zapory.
Szczeg�lnie wzi�wszy pod uwag� fakt, �e przeciwnicy przecie� nie byli �lepi.
Przez moment odruchowo wyt�a� wzrok, staraj�c si� dostrzec cokolwiek, zanim u�wiadomi� sobie, �e ma za�o�one nieprzezroczyste gogle. Niech ci� licho, Lathe, to bezsens, pomy�la�, po czym odetchn�� g��biej i zmusi� si� do skupienia na wykonywanym zadaniu.
Szybko zlokalizowa� czterech przeciwnik�w: dw�ch z przodu i nieco na prawo, jeden troch� za nimi, i ostatni idealnie naprzeciw. Pozycji pozosta�ej tr�jki nie m�g� okre�li� z tak� precyzj�, lecz by� pewien, �e musz� znajdowa� si� gdzie� z lewej. Nie wiedzia�, czy oni go dostrzegli, ale nie mia� w�tpliwo�ci, �e s� ju� niebezpiecznie blisko.
Allenowi pozosta�o jedynie przej�� inicjatyw�, zanim osacz� go i przygwo�d��.
Ostro�nie, nie czyni�c najmniejszego szelestu, zag��bi� lew� d�o� w kieszeni na udzie i wyj�� pi�� shuriken�w. Jeden od razu prze�o�y� do prawej r�ki, wci�gn�� powietrze... i b�yskawicznie uni�s�szy si� na kolana, najszybciej jak potrafi�, cisn�� cztery gwiazdki w namierzone s�uchem cele.
Wszystkie shurikeny znalaz�y si� ju� w powietrzu, kiedy z lewej rozleg� si� krzyk sygnalizuj�cy, �e zosta� wykryty. Caine rzuci� pi�ty pocisk w miejsce, sk�d dobieg� odg�os, i skoczy� do przodu akurat w chwili, gdy zacz�to do niego strzela�. Strza�ki chybi�y celu, natomiast �wist wystrza��w pozwoli� Caine�owi ustali� pozycj� kolejnego napastnika. Przekozio�kowawszy kilka metr�w, wyl�dowa� na kolanach i natychmiast cisn�� kolejn� gwiazdk�. Kto� wyda� nieartyku�owany okrzyk i Allen ponownie przywar� do ziemi.
Zamar�, nas�uchuj�c uwa�nie. W lesie zapanowa�a cisza. Czy�by naciera�o sze�ciu, a nie siedmiu przeciwnik�w, jak pocz�tkowo s�dzi�?
Nagle w��czy� si� nadajnik na nadgarstku: �Bandyta za os�on�, namiar dwadzie�cia pi�� stopni�.
A wi�c jednak by� si�dmy... ale �eby skorzysta� z informacji, Allen musia� dok�adnie okre�li�, gdzie jest p�noc. Potrafi� to zrobi� bez wi�kszego trudu, wystarczy�o si� tylko odpowiednio skoncentrowa�. Tam?... Tak. Dwadzie�cia pi�� stopni na wsch�d... to tutaj. Dziesi�� stopni od jednego z ju� trafionych. Wsun�� palec pod mankiet r�kawa i nada�: �Okre�l os�on� bandyty�.
Nie nadesz�a �adna odpowied�. Zapewne nieprzyjaciel przyczai� si� za jakim� niewielkim krzakiem, rozwa�a� Allen. Du�e drzewa by�y tu rzadkie, a krzew zapewnia� skuteczniejsz� ochron� ni� byle drzewko.
Ukrywa si� przed wzrokiem �lepego? Taka os�ona nie daje gwarancji w�a�ciwego trafienia shurikenem. Caine w�a�nie si�ga� po proc�, gdy niespodziewany szelest, zaledwie w odleg�o�ci metra, zmusi� go do natychmiastowej reakcji.
Schyli� g�ow� i wykona� przewr�t, z ca�ych si� wyrzucaj�c nogi, aby trafi� nimi napastnika, kt�ry bez w�tpienia znajdowa� si� z przodu. Stopy natrafi�y na co� twardego, a uderzenie odrzuci�o przeciwnika do ty�u. Skoczy� za nim, si�gaj�c po nunczaku i zamierzaj�c si� do ciosu w miejsce, sk�d dobiega� odg�os upadku. Trzydziestocentymetrowy dr��ek z wyj�tkowo twardego drewna �wisn��, przecinaj�c powietrze niczym pi�a mechaniczna, i z g�uchym trzaskiem trafi� w cel. Kiedy Caine chwyci� gwiazdk�, tak by jedno z ostrzy wystawa�o spomi�dzy palc�w, i zamierzy� si� do ostatecznego uderzenia, jego uszu dobieg� wibruj�cy d�wi�k gwizdka. Zsun�� gogle i nagle o�lepi�o go dzienne �wiat�o. Spojrza� na le��cego przeciwnika.
Rafe Skyler by� pot�nym m�czyzn�, a w ci�kim pancerzu wygl�da� wprost monstrualnie.
- Ciesz� si�, �e nie widzia�em ci� w akcji - rzek� �artobliwie Caine. - Wygl�dasz jak ogromne powi�kszenie chrz�szcza.
Skyler zachichota� wstaj�c.
- Kto� mniejszy m�g�by uzna� to za obraz� - rzek�, zdejmuj�c he�m i ogl�daj�c go uwa�nie. Na g�rnej cz�ci widnia� jaskrawoczerwony znak d�ugo�ci kilku centymetr�w. - Dobry cios - rzek� z aprobat�. - Bezpo�rednie trafienie z si�� mog�c� strzaska� czaszk� Ryqrila. - Opu�ci� g�ow� i spojrza� na napier�nik, gdzie obcasy Allena pozostawi�y dwa p�koliste �lady. - Nie�le.
- Oczywi�cie nie powiniene� dopu�ci� go tak blisko siebie -rozleg� si� czyj� g�os za plecami Caine�a.
Ziemianin odwr�ci� si�, czuj�c przyp�yw mieszanych uczu�, kt�re wi�za�y si� z osob� Damona Lathe�a - dow�dcy oddzia�u blackcollar�w, a obecnie szefa wszystkich komandos�w na Plinry. To w�a�nie Lathe co najmniej dwukrotnie ocali� Allenowi �ycie i pom�g� mu w realizacji z pozoru niewykonalnej misji zleconej przez ziemski ruch oporu.
Z drugiej jednak strony nierzadko ok�amywa� i zwodzi� Caine�a, a co wi�cej w czasie przeprowadzania akcji wyznaczy� mu rol� nic nie znacz�cego pionka. Ale jednocze�nie przez ostatnich siedem miesi�cy nikt inny tylko Lathe kierowa� jego poczynaniami w nowo powsta�ej akademii blackcollar�w na Plinry.
A podczas nauki a� roi�o si� od test�w w rodzaju tego, kt�ry w�a�nie przeszed�.
Dow�dca komandos�w podszed� do Allena i Skylera.
- Nie najgorzej - orzek�. - Trzech zabi�by� na miejscu shurikenami, a dw�ch umar�oby po paru godzinach. Z ostatnim jednak ledwie sobie poradzi�e�. Wracajmy do domku my�liwskiego i przejrzyjmy ta�my.
Skyler uwa�nie spogl�da� w niebo. Caine pod��y� za jego wzrokiem i wysoko w g�rze wypatrzy� ciemny punkcik.
- U�miechnij si� do kamer naszych przyjaci� z si� bezpiecze�stwa.
Allenowi przez moment przebieg� przez g�ow� pomys� przes�ania im jakiego� nieprzyzwoitego gestu, lecz zrezygnowa� z realizacji zamiaru. Schowawszy shuriken do sakiewki, pod��y� za Lathe�em. Wok� nich �zabici� wracali do �ycia, przygotowuj�c si� do walki z kolejnym przeciwnikiem.
Caine obserwowa� na ekranie monitora swoje zachowanie podczas akcji.
Przypominaj�c sobie, co wtedy my�la�, s�ucha� komentarzy i uwag Lathe�a:
- Tutaj zawaha�e� si� p� sekundy przed rzutem... Skyler m�g� porusza� si� naprawd� cicho, ale powiniene� wyczu�, �e si� zbli�a... Sp�niona reakcja, chocia� nie najgorsza.
Ta�ma sko�czy�a si� i Allen rozprostowa� d�onie zaci�ni�te w pi�ci.
- Jaki jest zatem werdykt? - zapyta�. - Promujecie nas teraz, czy musz� poczeka�, a� �Nova� ponownie skieruje si� w stron� Ziemi?
Lathe wspar� �okcie na blacie sto�u i pocieraj�c palcem sygnet, spojrza� prosto w oczy Ziemianina. Ten za� opu�ci� wzrok, wpatruj�c si� w pier�cie�: srebrzyst� g�ow� smoka z przypominaj�cym skrzyd�o nietoperza grzebieniem si�gaj�cym knykcia i p�on�cymi rubinowymi oczami oznaczaj�cymi, �e nosz�cy go komandos to dow�dca. Sygnet �wiadczy� o zas�ugach i ogromnych umiej�tno�ciach... a dla Caine�a stanowi� cel, do kt�rego d��y�, doskonal�c swoje umiej�tno�ci.
- Chcia�by� nosi� takiego smoka, prawda? - zapyta� blackcollar, jakby czytaj�c w jego my�lach.
- Nie, chyba �e na niego zas�u��.
Lathe niemal niedostrzegalnie wzruszy� ramionami, wci�� nie spuszczaj�c wzroku z m�odzie�ca.
- Mogliby�my w twoim wypadku zrobi� wyj�tek, pod warunkiem znalezienia pasuj�cego na ciebie pier�cienia.
- Co mi to da? - parskn�� Caine. - Chc� by� blackcollarem, a nie tylko sprawia� wra�enie blackcollara. Dow�dca zacisn�� usta.
- Gdyby�my dysponowali reaktolem, ty otrzyma�by� go jako pierwszy. Dobrze o tym wiesz.
Adept potakuj�co kiwn�� g�ow�. Reaktol - substancja, kt�ra odegra�a najwa�niejsz� rol� w realizacji projektu maj�cego na celu stworzenie blackcollar�w. Podawana w odpowiedni spos�b na sta�e wp�ywa�a na uk�ad nerwowy, dwukrotnie zwi�kszaj�c szybko�� reakcji. Reaktol i tylko on umo�liwi� blackcollarom skuteczn� walk� z Ryqrilami przy u�yciu jak�e prostej broni. Pos�ugiwanie si� shurikenami i nunczaku pozwala�o unikn�� wykrycia przez czujniki sygnalizuj�ce, �e kto� ma przy sobie laser lub metalow� bro�. Szybko�� zdobyta dzi�ki reaktolowi i wspania�a celno�� czyni�y blackcollar�w niebezpieczniejszymi, ni� mo�na by przypuszcza�.
Ale na Plinry brakowa�o reaktolu i nic nie wskazywa�o na to, �e pozosta� gdziekolwiek na terenie DIT-u... i je�li to prawda, pierwsza generacja blackcollar�w b�dzie zarazem ostatni�.
Lathe znowu zacz�� m�wi�, wi�c Caine porzuci� k��bi�ce si� w g�owie my�li.
- Ale bez niego ty i twoja dru�yna osi�gn�li�cie ju� szczyt mo�liwo�ci. Je�eli wi�c chcesz pom�wi� z Lepkowskim na temat przygotowa� do wyprawy, chyba nadszed� odpowiedni czas.
Allen obliza� wargi. Zbli�a� si� moment, na kt�ry czeka� od roku... Chwila, gdy opu�ci stosunkowo bezpieczne Plinry i samodzielnie stanie do walki z Ryqrilami i ich marionetkowymi w�adzami Ziemi.
Ale nie by�o mowy, by okazywa� emocje w obecno�ci Lathe�a.
- �wietnie - odpowiedzia� wstaj�c. - Czy genera� jest wci�� u siebie?
- B�dzie jeszcze przez dwie godziny. P�niej prom zabierze go z powrotem. Allen kiwn�� g�ow�.
- W porz�dku. Do zobaczenia.
Pok�j Avrila Lepkowskiego w domku my�liwskim Hamner by� niewielki i surowo umeblowany, co miedzy innymi wynika�o z faktu, �e w ci�gu ostatniego roku genera� sp�dzi� tu nie wi�cej ni� sze�� dni. Ca�e wyposa�enie wn�trza to: ��ko, biurko z par� krzese�, komputer z systemem kodowania, �ci�gni�ty tu z jednego z kr��ownik�w klasy Nova, kt�re Lathe i jego blackcollarowie wydobyli z ukrycia tu� pod nosem Ryqril�w. I oczywi�cie jeden ze stale u�ywanych wygniataczy pluskiew, kt�ry swym kszta�tem przypomina� grzyb. Caine z pow�tpiewaniem popatrzy� na ten przyrz�d. Co prawda sprawnie funkcjonuj�cy wygniatacz uznawano za stuprocentowo pewne zabezpieczenie przed wszelkimi znanymi elektronicznymi urz�dzeniami pods�uchowymi, lecz nie b�dzie to trwa�o wiecznie. Niestety, jego nieskuteczno�� wyjdzie na jaw dopiero poniewczasie.
- Zaraz porozmawiamy, Caine - rzek� genera�, zaj�ty studiowaniem czego�, co wy�wietla� monitor.
Allen skin�� w milczeniu i zaj�� miejsce na krze�le, z kt�rego nie widzia� ekranu. To, nad czym pracowa� Lepkowski, zapewne nie by�o przeznaczone dla oczu Caine�a. Zar�wno genera�, jak i Lathe skrupulatnie dbali o zachowanie wielu spraw w tajemnicy. Je�li nie zachodzi�a taka potrzeba, nikt nie zdradza� sekret�w tylko dla zaspokojenia czyjej� ciekawo�ci. I nigdy nie nale�a�o dwukrotnie pyta� o to samo.
Po minucie genera� westchn�� ci�ko i odchyli� si� w krze�le.
- Niech ich wszystkich diabli porw� - mrukn��.
- Jakie� k�opoty?
- Tak, ale jak na razie niezbyt powa�ne. W czasie ostatniego lotu wywiadowczego �Karachi� uda�o si� ustali�, �e front z Chryselli zn�w si� przesun��. W zwi�zku z tym cholerni Ryqrilowie zmienili trasy swoich konwoj�w. A to oznacza, �e tak�e i my b�dziemy musieli przesun�� nasze szlaki w stron� Navarre, a mo�e nawet Nowego Morocco, je�li nie chcemy natkn�� si� na jak�� wi�ksz� jednostk�.
Allen skrzywi� si�. Pot�na machina wojenna Ryqril�w, kt�ra trzydzie�ci lat temu zgniot�a DIT, od jakiego� czasu dzia�a�a na terytoriach nale��cych do rasy Chryselli, a te kosmate kule z nogami na razie wytrzymywa�y nap�r wrog�w. By�a to jedyna okoliczno�� umo�liwiaj�ca swobodne poruszanie si� trzem kr��ownikom Lepkowskiego. Ryqrilowie nie mogli sobie bowiem pozwoli� na wycofanie odpowiednich si� z frontu i skierowanie ich przeciwko flocie rebeliant�w. Ale gdyby tylko jaka� du�a jednostka obcych natkn�a si� na okr�t ludzi, z pewno�ci� by go zaatakowa�a.
- B�dzie mia� pan jakie� problemy z dotarciem na Ziemi�?
Lepkowski zaprzeczy� ruchem g�owy.
- �adnych. Ziemia le�y z dala od tras obcych. S�ysza�em, �e razem ze mn� leci tw�j oddzia�.
- Wie�ci rozchodz� si� bardzo szybko - odrzek� Caine. Oczywi�cie to Lathe zameldowa� ju� o zako�czeniu edukacji ca�ej dru�yny. - Prosz� powiedzie�, generale, czy nie wie pan, gdzie na Ziemi mog�y si� jeszcze zachowa� tajne dane wojskowe?
Brwi Lepkowskiego unios�y si� nieznacznie.
- Jakiego rodzaju dane masz na my�li? Allen wzi�� g��boki oddech, nagle ogarni�ty obaw�, czyjego s�owa nie zabrzmi� niedorzecznie lub zbyt che�pliwie.
- Mo�e mnie pan wy�mieje, ale chc� odszuka� formu�� reaktolu. Substancji niezb�dnej dla prawdziwych blackcollar�w.
Je�li nawet Lepkowski uzna� ten pomys� za absurdalny, nie okaza� tego po sobie. Przez d�ug� chwil� przygl�da� si� Caine�owi, z twarz� nieruchom� jak maska. Wreszcie wzruszy� ramionami.
- Nie ma to jak rozpocz�� od samego szczytu listy priorytet�w. Niew�tpliwie zauwa�y�e�, �e przez ostatnich trzydzie�ci lat wielu ju� poszukiwa�o tego skarbu, a nie istnieje �aden dow�d, i� komukolwiek si� to uda�o.
Rzeczywi�cie, Allen cz�sto o tym my�la�.
- Mo�e szukali w niew�a�ciwym miejscu - rzek� optymistycznym tonem.
- Spodziewasz si�, �e ja potrafi� wskaza� ci odpowiednie?
- Wiem, �e przed wkroczeniem Ryqril�w dowodzi� pan sektorem, w kt�rego sk�ad wchodzi�a tak�e Ziemia. Z pewno�ci� zna pan wi�c rozmieszczenie laboratori�w chemoenergetycznych w tym rejonie?
Genera� u�miechn�� si� kwa�no.
- Chemoenergetyka. Od lat nie s�ysza�em tego okre�lenia. Twoi ziemscy nauczyciele mieli zapewne co� wsp�lnego z tajemnicami wojskowymi.
- Jednym z nich by� genera� Morris Kratochwil.
- Kratochwil. - Zmarszczki wok� oczu Lepkowskiego wyda�y si� g��bsze. - Dobry cz�owiek... Nie, Caine, wz�r chemiczny reaktolu nie m�g� zachowa� si� w �adnym z naszych laboratori�w, wszystkie bowiem zniszczyli�my, aby nie wpad�y w �apy Ryqril�w. Je�li jeszcze gdzie� istnieje, to ewentualnie tylko w jednej z Siedmiu Si�str.
Allen zmarszczy� brwi. Spotka� si� ju� z tym okre�leniem...
- Chodzi o dawne rozbudowane stanowiska dowodzenia, prawda? Wygl�da na to, �e mieli�cie po jednej z Si�str na ka�dym kontynencie.
- Zgadza si� - przytakn�� genera�. - W�a�nie tam powinny by� ukryte najistotniejsze tajemnice. Niestety... No c�, sprawdzimy. - Ponownie nachyli� si� w stron� monitora i zacz�� wystukiwa� co� na klawiaturze. - Dysponujemy mapami Ziemi sporz�dzonymi z orbity podczas ostatniego przelotu, kilka miesi�cy temu. Trzydzie�ci lat to d�ugi okres, ale mo�e co� pozosta�o chocia� z jednej z Si�str...
Po kilku minutach obaj niemal stracili nadziej�. W miejscu sze�ciu spo�r�d siedmiu baz widnia�y tylko kratery.
Lecz si�dma...
- Prawie nie naruszona - wyszepta� Lepkowski, gdy analizowa� powi�kszenia obrazu i rekonstrukcje topograficzne. -Niewiarygodne. Jak mogli o niej zapomnie�?
- Gdzie dok�adnie znajduje si� to stanowisko?
Genera� wprowadzi� polecenie i pod zdj�ciem pojawi� si� opis.
- Dok�adnie tutaj - rzek�, wskazuj�c p�aski szczyt wysokiego wzniesienia. - G�ra Aegis, jakie� trzydzie�ci kilometr�w na zach�d od Denver, w Ameryce P�nocnej. G��wna autostrada przebiega na p�noc od tego miejsca, a wej�cie znajduje si� gdzie� w tych okolicach.
Allen wpatrywa� si� w ekran. Nie dostrzeg� �adnych deformacji powierzchni, �adnego krateru.
- A c� to takiego? - zapyta�, wskazuj�c kilka wyra�nych plam po p�nocnej stronie.
- Hm... Wygl�da jak �lady po pociskach neutronowych. Zapewne jeszcze z czas�w wojny, nie sprawiaj� bowiem wra�enia �wie�ych.
- Czy na skutek ich wybuch�w baza mog�a zosta� unieszkodliwiona?
- Nie, tego rodzaju pociski nie zdo�a�yby zniszczy� Aegis. Ale masz racj�, w jakim� stopniu musia�a zosta� zniszczona. Ryqrilowie z pewno�ci� nie pozostawiliby samemu sobie w pe�ni obsadzonego i uzbrojonego stanowiska dowodzenia, z kt�rego przeciwnik kontrolowa�by tak przecie� wa�ny strategicznie obszar.
- Mo�e wcale nie musieli jej unicestwia� - podsun�� Ziemianin. - Wtargn�li jedynie do �rodka i zlikwidowali op�r.
- W takim wypadku daj sobie spok�j z planami dostania si� do wewn�trz. - Lepkowski potar� brod�. - Trudno w to jednak uwierzy�. Je�li natomiast baza zosta�a zabezpieczona, nikt ju� nie m�g� tam wej��.
Caine zagryz� warg�.
- Mo�e wi�c te zabezpieczenia zawiod�y, bo znajduj�cy si� w �rodku zrezygnowali z oporu i po prostu poddali si� bez walki.
Lepkowski d�ugo milcza�. Wreszcie zaprzeczy� ruchem g�owy.
- Nie, to tak�e nie brzmi przekonywaj�co. Kratochwil dobrowolnie nie odda�by w r�ce wroga Aegis. Ani nie zrobi�by tego dow�dca obrony.
Zn�w na pewien czas zapanowa�a cisza.
- Wi�c ostatecznie co mi pan radzi? - zapyta� wreszcie Allen. - Czy w og�le jest sens rozpoczyna� tam poszukiwania?
- Twoje szans�, w najlepszym wypadku, s� niewielkie. Bez wzgl�du na to, czy Aegis opuszczono, zniszczono, czy te� znajduj� si� w nim Ryqrilowie, prawdopodobie�stwo dostania si� do �rodka niemal nie istnieje. Chyba �e z czyj�� pomoc�... ale nie mam poj�cia, co zastaniesz na tym obszarze.
- Mo�e znajd� tam jakie� wsparcie. Gdzie� w centralnej cz�ci kontynentu podobno wci�� dzia�aj� blackcollarowie. Wiem, �e moi zwierzchnicy z ruchu oporu utrzymywali, co prawda ograniczone, kontakty z ameryka�sk� grup� nosz�c� nazw� �Torch�.
- I s�dzisz, �e mo�na by na nich liczy�? Caine wzruszy� ramionami.
- Z tego co s�ysza�em, kiedy opuszcza�em Ziemi�, nadal byli aktywni. Podobno wyj�tkowi fanatycy, gotowi na wszystko, �eby tylko pozby� si� obcych.
Lepkowski pokr�ci� g�ow�.
- Na twoim miejscu nie stara�bym si� do nich zbli�y�. Nigdy nie nale�y ufa� fanatykom.
- Bo za�lepieni podejmuj� niepotrzebne ryzyko?
- Dlatego, �e momentalnie si� na ciebie rzuc�, je�li tylko zejdziesz nawet p� kroku z okre�lonej przez nich �w�a�ciwej drogi�.
Allen wypu�ci� powietrze przez zaci�ni�te z�by.
- C�... Czy gdzie� na terytorium DIT-u istnieje miejsce, w kt�rym mia�bym wi�ksze szans�? Mo�e na przyk�ad na Centauri A?
- W centrum treningowym blackcollar�w? Wykluczone. Planeta zosta�a zbombardowana tak dok�adnie, �e zapewne wkr�tce ca�a ulegnie zlodowaceniu. Ryqrilowie zbyt wiele do�wiadczyli w walce z blackcollarami, �eby dopilnowa�, by ju� nigdy nie mogli powr�ci� na Centauri.
Z pewno�ci� obcym zale�a�o na definitywnym pozbyciu si� komandos�w. Allen widzia�, do czego ci wojownicy s� zdolni w walce z Ryqrilami i ulojalnionymi przez nich lud�mi. Obraz ten przywi�d� mu na my�l powody, dla kt�rych postanowi� podj�� si� w�a�nie takiego zadania.
- W porz�dku - powiedzia� powoli. - A wi�c pozostaje tylko Aegis. Mo�e mi pan udzieli� jakich� bardziej szczeg�owych informacji o tym obiekcie? Interesuje mnie dok�adne po�o�enie, system obrony, cokolwiek.
- Niewiele mog� ci powiedzie�. - Genera� wskaza� na ekran. - Wej�cie jest w pobli�u autostrady. Tunel, ci�gn�cy si� pod grani�, ma jakie� trzy kilometry d�ugo�ci. Jest na tyle szeroki, �e mie�ci�y si� w nim my�liwce, kt�re wytaczano na autostrad�, sk�d startowa�y.
- Ile ich tam mog�o by�?
- Samolot�w? S�dz�, �e oko�o setki, mo�e nawet wi�cej. Ale prawdopodobnie �aden nie ocala�. Wszystkie zosta�y zestrzelone podczas walk poprzedzaj�cych desant Ryqril�w.
- A czy kt�ry� z obro�c�w zdo�a�by dosta� si� z powrotem do bazy, dysponuj�c odpowiednimi kodami?
- Takich kod�w wcale nie by�o. M�wi�em przecie�, �e nikt nie m�g� wej�� do �rodka. Je�li kto� znajduj�cy si� wewn�trz nie odblokuje wej�cia, z zewn�trz jest to niewykonalne. Co jeszcze? Pod hangarami zbudowano osiem kondygnacji dla personelu i jeszcze jedn�, gdzie znajdowa�y si� generatory fuzyjne, turbina gazowa oraz zbiorniki paliwa. Wod� czerpano ze studni artezyjskich, a powietrze dociera�o przez tunele wentylacyjne z kilkunastoma systemami jego filtracji. �ywno�ci, paliwa i cz�ci zamiennych mia�o wystarczy� na co najmniej pi�tna�cie lat i to wszystko dla pe�nej obsady licz�cej dwa tysi�ce oficer�w oraz personelu pomocniczego.
Ziemianin zdziwiony pokr�ci� g�ow�.
- To bardzo rozbudowana baza. A czy by�y tam jakie� tunele ewakuacyjne?
- Jeden, ale nie bra�bym go pod uwag�. Mia� automatycznie ulec zawaleniu, gdy stanowisko opuszcz� ostatni obro�cy.
- Albo zrobiono to celowo, od �rodka.
- Zgadza si�. Niewielka za�oga zdo�a�aby prze�y� w Aegis nawet do chwili obecnej. Je�li utracili mo�liwo�� obrony, Ryqrilowie mogli zrezygnowa� z pr�b definitywnego wyeliminowania garstki nieprzyjaci�... Nie. To nie takie proste. Nie zostawiliby na kontrolowanym przez siebie terenie grupy potencjalnych rebeliant�w, na dodatek maj�cych oparcie w funkcjonuj�cej bazie wojskowej.
- Chyba �e nie maj� poj�cia, jak si� do niej dobra�...
- Rzecz w tym, �e niemal ka�dy w Denver wiedzia�, gdzie znajduje si� wej�cie - zauwa�y� genera�. - W�a�ciwie nie by�o zamaskowane. Szczerze m�wi�c, wydaje mi si�, �e po zako�czeniu wojny usytuowano tam niewielki ob�z.
Allen nie dostrzeg� niczego podobnego, ogl�daj�c powi�kszenie.
- Posterunek Ryqril�w czy osada fanatyk�w oddaj�cych ho�d martwej fortyfikacji?
- Nie ma si� z czego �mia�. To rzeczywi�cie mo�e by� co� r�wnie niedorzecznego. - Lepkowski wskaza� punkt oddalony kilka kilometr�w na zach�d. - Miasteczko wygl�da na zamieszkane, chocia� tunel ��cz�cy je z autostrad� do Denver niew�tpliwie uleg� zawaleniu. Nie wiem jak ty, ale ja z pewno�ci� nie chcia�bym �y� w takiej izolacji.
- Chyba �e obcy pozwolili im na korzystanie z samochod�w powietrznych. A jak przedstawia si� sprawa kana��w wentylacyjnych, o kt�rych pan wspomina�? Czy kto� m�g�by dotrze� do �rodka t� drog�?
- Owszem, ale pod warunkiem, �e dysponuje ca�� armi� szale�c�w. Zainstalowano tam co najmniej osiem rodzaj�w r�nych czujnik�w i trzy niezale�ne, aktywne i pasywne, systemy obronne. Praktycznie nie ma mo�liwo�ci ich sforsowania.
- Po trzydziestu latach...
- Wi�kszo�� tych system�w przetrwa w dobrym stanie jeszcze wiek lub dwa.
Allen zacisn�� usta. Z ka�d� chwil� zamys� traci� na realno�ci. Ziemianin ju� chcia� przyzna� to g�o�no, lecz Lepkowski go ubieg�.
- Wiesz, Caine, im d�u�ej si� zastanawiam, tym g��biej jestem przekonany, �e ta niebezpieczna misja by�aby tylko strat� czasu. Je�li Ryqrilowie nie potrafili dosta� si� do wn�trza, tobie tak�e si� to nie uda, natomiast w przypadku, gdy oni to ju� zrobili, nie ma sensu nawet pr�bowa�. Mo�e lepiej skoncentrowa� si� na czym� mniej ambitnym.
Czym� �atwiejszym dla nowicjusza? Nawet je�li nie o tym my�la� genera�, Caine poczu� si� ura�ony.
- Dzi�kuj� za rad� - odpowiedzia�, t�umi�c w sobie oburzenie. - Ale najwy�ej zmarnuj� w�asny czas. A s�dz�, �e nie zaszkodzi przyjrze� si� Aegis z bliska.
Lepkowski wzruszy� ramionami.
- To tw�j oddzia� i twoja decyzja. Ale jeste� szalony, skoro w og�le bierzesz pod uwag� podj�cie si� tego zadania. Allen u�miechn�� si�, s�ysz�c te s�owa.
- Bardziej ni� pan, kt�ry kr��y mi�dzy gwiazdami niczym kaczka, a� prosz�ca si� o ustrzelenie? Chcia�bym jednak, aby moje szale�stwo pozosta�o tajemnic� - doda�, odruchowo spogl�daj�c na szumi�ce urz�dzenie antypods�uchowe. - Tak�e m�j oddzia� nie pozna celu, dop�ki nie stanie si� to konieczne. Dobrze by by�o, �eby w og�le nikt si� o tym nie dowiedzia�.
- Nawet Lathe?
- Nie. Niech pan sobie przypomni, jaki on jest tajemniczy. Genera� spojrza� Ziemianinowi prosto w oczy.
- To chyba zupe�nie co innego. Lathe pe�ni funkcj� dow�dcy.
- Tutaj tak. Ale nie na Ziemi.
Przez chwil� Lepkowski mierzy� go wzrokiem, a czo�o przeci�y mu g��bokie zmarszczki. Wreszcie wzruszy� ramionami.
- Chyba rozumiem, co czujesz. Przecie� po raz pierwszy sam b�dziesz dowodzi�. No c�... Powodzenia. Je�li jeszcze potrzebowa�by� z mojej strony pomocy, powiedz tylko.
- Dzi�kuj�, ale wydaje mi si�, �e najwa�niejsz� rzecz�, jak� mo�e nam pan zapewni�, jest bezpieczny przelot na Ziemi�. Reszt� zajmiemy si� ju� sami.
�Reszt� zajmiemy si� ju� sami�, powtarza� sobie Caine, gdy wr�ci� do swojego pokoju. Wszelkie informacje na temat Denver, posiadane przez genera�a i blackcollar�w, pochodzi�y sprzed co najmniej trzydziestu lat. Jego zesp� b�dzie wi�c musia� sam dowiedzie� si� wszystkiego, gdy dotr� na miejsce.
I trzeba mie� nadziej�, �e miejscowe si�y bezpiecze�stwa nie zareaguj� zbyt szybko.
Rozdzia� 2
Test, jakiemu poddany zosta� Caine, obserwowany nawet z wysoko�ci siedmiu kilometr�w, robi� i tak ogromne wra�enie. Prefekt Janus Galway - szef si� bezpiecze�stwa Plinry -dwukrotnie obejrza� ta�m�, zanim zwr�ci� si� do swojego asystenta:
- Czy Ryqrilowie widzieli kopi� tego? - zapyta�. Ragusin z wyra�n� dezaprobat� wzruszy� ramionami.
- Tak, ta�m� i wszystkie pozosta�e materia�y. Ale mimo to nie zmienili rozkaz�w.
Polecenie by�o jasne i nie pozostawia�o nawet cienia w�tpliwo�ci:
�Obserwowa� wszelk� dzia�alno�� w obozie treningowym blackcollar�w, ale nie interweniowa�.
Galway dwukrotnie ju� usi�owa� wp�yn�� na zmian� tej decyzji, lecz obcy wci�� odmawiali wys�uchania jego racji. Czy�by tak bardzo obawiali si� owych trzech kr��ownik�w, �e byli gotowi tolerowa� wojskow� szko�� na okupowanym przez siebie terenie? Na mi�o�� bosk�, szko�� zorganizowan� przecie� przez niezwykle niebezpiecznych wojownik�w.
- Mog�o by� gorzej - Ragusin przerwa� jego rozmy�lania. - Na szcz�cie nie szkol� prawdziwych blackcollar�w. Analizy wskazuj�, �e refleks Caine�a poprawi� si� zaledwie o kilka procent. To samo dotyczy pozosta�ych uczni�w.
Prefekt pokiwa� g�ow�. Wiedzia� o wszelkich zmianach znacznie wi�cej ni� ktokolwiek inny na Plinry. Centrum szkoleniowe w ci�gu ostatnich miesi�cy zbyt cz�sto sp�dza�o mu sen z powiek i odwraca�o uwag� od pozosta�ych rutynowych obowi�zk�w. Nadchodzi�y raporty o rozrastaniu si� m�odocianych gang�w w biedniejszych dzielnicach Capstone. Nie mia� nawet czasu ich przejrze�. Po smutnych dla w�adz do�wiadczeniach wzmacniano tak�e mur zabezpieczaj�cy Piast�, lecz t� spraw� r�wnie� zaniedba�. Ryqrilowie postrzegali Lathe�a jedynie jako �wietnego partyzanta i jak d�ugo tkwili w przekonaniu, �e kontroluj� dzia�alno�� szko�y oraz jej uczni�w, tak d�ugo blackcollarowie nie stanowili ich zdaniem wi�kszego zagro�enia ani dla Plinry, ani ca�ego imperium.
Tak nakazywa�a logika. Galwaya nie przekonywa�o jednak podobne t�umaczenie.
Jeszcze raz obejrza� nagranie. P�ki co nie dysponowa� szczeg�owymi danymi, lecz przeczucie podpowiada�o mu, �e Caine zda� egzamin.
- A wi�c zako�czy� edukacj�. Dok�d si� teraz uda? Z kim?
- Mog� tylko spekulowa� na ten temat, ale moja wersja wydaje si� prawdopodobna - powiedzia� Ragusin, si�gaj�c po jedn� z kartek z ca�ej sterty, kt�r� przez ca�y czas nosi� ze sob�. - �Novak� za pi�� dni opuszcza orbit�. Rusza na oblot swojej cz�ci DIT-u. Zatrzymuje si� na Hegirze, Jupiterze, Nowym Calais, Ziemi, Shilohu, Magnie Greacii, Carno i Bullhead. Caine zapewne postara si� by� na jego pok�adzie.
- Wiemy co� o jakich� pasa�erach?
- St�d wyleci oko�o trzydziestu biznesmen�w, kt�rzy udaj� si� na r�ne planety, a wi�c po drodze b�dzie nast�powa�a wymiana. Wszyscy nasi ludzie zostali bardzo dok�adnie sprawdzeni.
Galway ze smutkiem pokiwa� g�ow�. Przed pojawieniem si� Caine�a i kr��ownik�w klasy Nova tylko urz�dnicy i garstka ulojalnionych biznesmen�w mog�a odbywa� mi�dzygwiezdne podr�e. Po ostatnich wydarzeniach okr�ty genera�a Lepkowskiego i wywalczone ust�pstwa ze stron� Ryqril�w zburzy�y ten porz�dek, zmieniaj�c obowi�zki prefekta, dotychczas przyprawiaj�ce go o niewielki b�l g�owy, a teraz stanowi�ce absolutny koszmar. Galway wiedzia�, �e g��wnym celem genera�a nie jest przewo�enie ludzi interesu, lecz si�y bezpiecze�stwa nie dysponowa�y odpowiednimi mo�liwo�ciami, �eby zapobiec przerzucaniu t� drog� broni, szpieg�w czy sabota�y st�w.
Znowu zda� sobie spraw� ze swej bezsilno�ci.
- C�, trudno - westchn��. - Ewentualni towarzysze Caine�a?
- Najprawdopodobniej: Woody Pittman, Stef Braune, Doon Colvin i Mai Alamzad. Niemal wszystkie �wiczenia odbywali wsp�lnie.
Nazwiska by�y mu znajome: ca�a czw�rka to miejscowe dzieciaki, kt�re zwi�za�y si� z blackcollarami podczas kursu sztuki wojennej zorganizowanego siedem lat temu. Jedno z nich zapami�ta� tak�e z innego powodu.
- A co z prawdziwymi komandosami? Czy nale�y przewidywa�, �e Lathe wy�le z Caine�em kt�rego� ze swoich ludzi?
- Wydaje mi si�, �e nie mo�na tego wykluczy�, ale jak na razie nic na to nie wskazuje. Trudno si� tak�e zorientowa�, na kt�r� planet� Caine zamierza lecie�.
- Na Ziemi�.
Galway nie mia� co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Urodzony, wychowany i w��czony do ruchu oporu w Europie, z pewno�ci� wr�ci do domu, �eby rozpocz�� prywatn� wojn�. Osiem parsek�w od Plinry... To oznacza�o, �e prefekt mo�e zamkn�� spraw�, popatrze� na odlatuj�cy prom kosmiczny, a p�niej wymaza� wszystko z pami�ci.
Nie potrafi� jednak tak post�pi�.
Si�gn�� do interkomu i po��czy� si� z oficerem dy�urnym, zajmuj�cym si� monitorowaniem blackcollar�w.
- Potrzebna mi lokalizacja czterech uczni�w: Pittmana, Braune�a, Colvina i Alamzada. Odpowied� otrzyma� po chwili oczekiwania.
- Wszyscy s� w obozie w Hamner. Braune od pi�tej rano, pozostali od si�dmej.
Galway spojrza� na zegarek. Dochodzi�a siedemnasta, a wi�c pozostawali na miejscu ju� od kilkunastu godzin. Je�li Lathe b�dzie si� trzyma� zwyk�ej taktyki, wkr�tce ode�le ich do Capstone.
- Prosz� o natychmiastow� informacj�, je�eli kt�ry� z nich lub Caine zmieni miejsce pobytu - poleci� oficerowi i przerwa� po��czenie. - Ragusin - zwr�ci� si� do adiutanta - przygotuj dwa samochody z kierowcami. Spotkamy si� na zewn�trz. Przywieziemy towarzystwo na po�egnaln� pogaw�dk�.
- Wszystkich?
- Tak b�dzie bezpieczniej. Poza tym chcia�bym zobaczy� na w�asne oczy, jak Caine zmieni� si� w ci�gu ostatnich siedmiu miesi�cy.
Ragusin wyszed�. Otworzywszy szuflad� biurka, Galway wyj�� laser w kaburze i przytroczy� sobie do pasa. Je�li uczniowie dobrowolnie zechcieliby z nim pojecha�, ta bro� si� nie przyda, lecz nie zaszkodzi przyjrze� si� reakcjom na obecno�� uzbrojonych agent�w si� bezpiecze�stwa wkraczaj�cych na teren blackcollar�w.
Zapewne ten eksperyment nie spowoduje niczyjej �mierci, ale je�li... No c�, nale�a�o i to bra� pod uwag�.
Caine siedzia� w jadalni domku my�liwskiego, studiuj�c orbitalne mapy Denver dostarczone przez Lepkowskiego, gdy Jensen przyni�s� sensacyjn� wiadomo��.
- Galway chce mnie widzie�? - zmarszczy� brwi, wys�uchawszy blackcollara i czuj�c u�cisk w do�ku. - Dlaczego?
Jensen palcami przesun�� po blond w�osach.
- Podobno, zanim odlecicie na Ziemi�, zamierza zabra� ciebie i twoj� dru�yn� do Piasty na rutynow� rozmow�.
Allen skrzywi� si�.
- Nie ma to jak robi� co� w tajemnicy przed przeciwnikiem, prawda?
Komandos wzruszy� ramionami.
- Galway zawsze by� dobry w przewidywaniu czyich� zamiar�w. To tylko jedna z niedogodno�ci, kt�re musimy znosi�.
- Tak. Uwa�asz, �e powinienem z nim pojecha�?
- Decyzja nale�y do ciebie. Ale chyba nie daje ci wyboru, skoro ju� zapakowa� twoich ludzi.
- To prawda - przyzna� Caine wstaj�c. W ci�gu ostatniego roku Jensen niemal obsesyjnie ceni� lojalno�� wobec towarzyszy, wi�c z pewno�ci� nie zaaprobowa� wahania Allena, kt�ry bra� pod uwag� mo�liwo�� pozostawienia czterech podkomendnych w r�kach prefekta. - M�g�by� poprosi� kogo�, �eby zabra� to do mojego pokoju? Nie chcia�bym, �eby si�y bezpiecze�stwa z g�ry wiedzia�y, jaki rejon nas interesuje.
- Jasne. Uwa�aj na siebie. Powodzenia.
Galway sta� przy jednym z samochod�w, kiedy Caine wyszed� z domu. Ziemianin zauwa�y�, �e w drugim poje�dzie na tylnym siedzeniu znajduje si� ju� trzech jego podw�adnych, a z przodu dw�ch agent�w w szarych mundurach. Czwarty ucze� siedzia� w aucie prefekta.
- Caine - przywita� Allena Galway. - Zapewne Jensen powiedzia� ju� panu, o co mi chodzi.
- Tak. I dobrze by by�o, �eby rozmowa trwa�a kr�tko.
- Rozumiem. Przygotowania zwi�zane z wypraw� z pewno�ci� s� bardzo absorbuj�ce.
Ziemianin powstrzyma� si� od komentarza.
- Prosz� pami�ta�, �e Lathe b�dzie zmuszony przedsi�wzi�� odpowiednie �rodki, je�li zbyt d�ugo pozostaniemy w Pia�cie.
- Zatrzymam was najwy�ej na dwie godziny - zapewni� Galway. - Mo�emy ju� rusza�?
Caine usiad� obok Pittmana, za prefektem i �o�nierzem-kierowc�. Milcza� przez ca��, licz�c� szesna�cie kilometr�w, drog� do granic Capstone - stolicy Plinry. Jego towarzysz zachowywa� si� podobnie. Kiedy auta jecha�y ju� w�r�d zabudowa� w kierunku dzielnicy rz�dowej, Galway na wp� odwr�ci� si� na siedzeniu i zmierzy� pasa�er�w wzrokiem.
- Obaj panowie poczynili�cie zadziwiaj�ce post�py w ci�gu ostatnich miesi�cy - zauwa�y�. - Szczeg�lnie ta walka na �lepo musia�a by� ci�ka, ale �wietnie sobie poradzili�cie.
D�onie Allena, spoczywaj�ce na udach, z�o�y�y si� w sygna� blackcollar�w: �bez ha�asu�. Pittman prawid�owo odczyta� znak i nie odezwa� si� ani s�owem.
Przed nimi wyros�a szara �ciana oddzielaj�ca Piast� od reszty miasta. Stanowi�a symbol obecno�ci Ryqril�w, lecz dla Caine�a oznacza�a tak�e s�abo�� obcych. Blackcollarowie Lathe�a raz ju� sforsowali t� przeszkod�, pomimo czujnik�w, system�w obronnych i stra�y. Wiedzia�, �e gdy zajdzie taka potrzeba, przedostan� si� ponownie.
Uspokajaj�c si� w my�lach, zdo�a� unormowa� rytm serca, gdy zamkni�to za nimi bram�.
Prefekt ponownie odwr�ci� si� do niego.
- Zapewne wyruszacie za kilka dni - zagadn��. - Macie na my�li jakie� konkretne miejsce?
- Antarktyk� - odpowiedzia� Allen. -A dok�adniej p�askowy� Hollick-Kenyon. Je�li chodzi�o panu tylko o zadawanie pyta�, mogli�my nie opuszcza� domku my�liwskiego.
- To prawda, ale nie da�oby si� tam za�atwi� wszystkiego. Na przyk�ad zrobi� nowych zdj��, utrwali� linii papilarnych i wzor�w siatk�wek. Do waszych akt.
- I na eksport?
Usta Galwaya wykrzywi�y si� w grymasie.
- Ryqrilowie bardzo si� panem interesuj�, podobnie jak i reszt� pa�skich koleg�w - doda�, spogl�daj�c na Pittmana. -Wprost uwielbiaj� czyta� o post�pach, jakie czynicie.
Caine nie odpowiedzia�.
Pi�ciu uczni�w pojedynczo trafia�o do sali przes�ucha�, uprzednio ju� przygotowanej przez Galwaya. Ragusin zaj�� si� zdejmowaniem odcisk�w, wzor�w siatk�wek, robieniem zdj��. Prefekt za� zalewa� m�czyzn nie ustaj�cym potokiem pyta�. W�a�ciwie w przypadku Caine�a i trzech spo�r�d jego towarzyszy by� to tylko monolog, co zreszt� wcale nie dziwi�o prefekta. S�dzi�, �e dzi�ki analizom reakcji dowie si� wiele, nawet nie uzyskawszy jednej odpowiedzi na pytanie. Przes�uchiwani wiedz�c o tym, starali si� jak najmniej po sobie pokazywa�. Ca�e wi�c przedsi�wzi�cie zdawa�o si� marnowaniem czasu... Tyle tylko, �e prefekt mia� nadziej�, �e rozmowa z pi�tym blackcollarem potoczy si� zupe�nie inaczej ni� z pozosta�ymi.
I nie przeliczy� si� w swoich za�o�eniach.
- Odlatujecie na pok�adzie �Novaka� za pi�� dni, prawda?
Siedz�cy przy urz�dzeniu do zdejmowania wzoru siatk�wki, Woody Pittman przytakn��. Mia� zaci�ni�te usta i by� wyra�nie zdenerwowany. Galway odczu� wsp�czucie dla ch�opaka i sytuacji, w jakiej si� znalaz�. Musia� jednak wykona� zadanie i osobisty stosunek do tego, co Ryqrilowie zrobili Pittmanowi, nie m�g� odgrywa� tu �adnej roli.
- Zorientowa�em si�, �e lecicie na Ziemi�. Wiesz dok�d?
- Do Ameryki P�nocnej. Skierujemy si� promem w stron� Denver, ale Caine powiedzia�, �e wyrzuc� nas przed l�dowaniem.
Prefekt pu�ci� na ekran odpowiedni� map� i przez chwil� przygl�da� si� wy�wietlonemu obrazowi. By�a to jednak strata czasu, poniewa� w Denver i jego okolicach znajdowa�o si� zbyt wiele obiekt�w, kt�re mog�y interesowa� szpiega lub sabota�yst�.
- Masz jakie� bli�sze informacje o celu waszej misji? -zapyta�. - A mo�e planujecie pozosta� tam na tyle d�ugo, �eby znikn�� w�r�d mieszka�c�w i zgubi� ewentualny po�cig?
Pittman pokr�ci� g�ow�.
- Caine nie wspomnia� o tym ani s�owa. Zupe�nie nic, wi�c mo�e pan zmieni� temat. On bardzo powa�nie traktuje nauki Lathe�a dotycz�ce zachowywania tajemnic.
Galway westchn�� ci�ko.
- Nie dziwi mnie to specjalnie. - Zastanawia� si� przez chwil�, obserwuj�c jednocze�nie, jak m�odzieniec jest fotografowany, a przed jego oczami przesuwa si� wi�zka �wiat�a. - Czy Caine nadmienia� o jakim� szczeg�lnym wyposa�eniu? Albo czy przechodzili�cie specjalny trening?
Adept przecz�co pokr�ci� g�ow�.
- Nic wi�cej nie umiem panu powiedzie�. Mo�e Caine wtajemniczy nas w szczeg�y planu, gdy znajdziemy si� na Ziemi. Istnieje jednak prawdopodobie�stwo, �e nawet wtedy niczego si� nie dowiem.
- W porz�dku - rzek� prefekt, rezygnuj�c z dalszych pyta�. Przecie� nie m�g� zak�ada�, �e Pittman stara si� przed nim cokolwiek ukry�. Chocia� fakt, �e ch�opak nie zosta� ulojalniony, nie dawa� stuprocentowej gwarancji...
- Zapewni� ci kontakt z biurem si� bezpiecze�stwa w Denver. W celu identyfikacji pos�u�ysz si� ps