3117

Szczegóły
Tytuł 3117
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3117 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3117 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3117 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pierre Barbet O czym marz� psyborgi Prze�o�y�: Tadeusz Markowski ROZDZIA� I - Napije si� pan czego� kapitanie Setni? - zainteresowa�a si� hostessa z promiennym u�miechem na twarzy. - Z przyjemno�ci� - zgodzi�em si� i wzi��em z tacy szklank� z Koktajlem Komandorskim. Dziewczyna odesz�a, pozostawiaj�c mnie samego. Diabelnie potrzebowa�em czego� mocniejszego, �eby pozbiera� my�li. Wci�� nie mog�em poj�� dlaczego Wielkie M�zgi wezwa�y mnie do Kalapolu - siedziby Wielkiej Rady M�drc�w, rz�dz�cej wszystkimi planetami Drogi Mlecznej. Z jednej strony by�o mi to na r�k�, bo zaczyna�em mie� powy�ej uszu dowodzenia marnym garnizonem na ko�cu Galaktyki. Nie ma nic gorszego dla oficera Floty ni� czas pokoju. Trudno jest awansowa�, a ja nie mia�em zamiaru pozostawa� kapitanem a� do emerytury. Faktem jest, �e po uko�czeniu Szko�y Kadet�w nasza Konfederacja musia�a nauczy� moresu tych z Procjona. Pozwoli�o mi to szybko przeskoczy� porucznika i dosta� szlify kapita�skie. Tyle, �e od tamtej pory cisza. W tym momencie us�ysza�em nad uchem g�o�ne przekle�stwo. - Do stu tysi�cy komet. Przecie� to Setni. - Pentoser! - krzykn��em, widz�c przed sob� sympatycznego olbrzyma - Nie mog�e� lepiej trafi�. - Lecisz do Kalapolu? - zapyta�, siadaj�c przy mnie. - A jak�e. Wezwany przez Wielkie M�zgi... Wiadomo�� zrobi�a na nim r�wnie wielkie wra�enie, co wcze�niej na mnie. - Ho, ho! Gdzie� musi by� niez�a rozr�ba skoro ich obudzili. Nie r�nili�my si� w pogl�dach. Z regu�y Wielka Rada M�drc�w nie prosi o opini� Wielkich M�zg�w z byle powodu. M�zgi najwi�kszych uczonych z ca�ej Galaktyki s� hibernowane w automatycznych pojemnikach. Od czasu do czasu s� one budzone w celu przekazania im ostatnich osi�gni�� nauki i techniki, po czym usypia si� je ponownie. Przechowuje si� je w laboratorium, umieszczonym setki metr�w pod ska�ami, na kt�rych wybudowano Galax - siedzib� rz�du. - Prawdopodobnie. Ale tak naprawd�, to niczego nie wiem. Wsadzili mnie na priorytetowe miejsce w liniowym statku nie racz�c oczywi�cie powiedzie� o co chodzi. A ty? Co tu robisz? - Nic specjalnego. Jestem na urlopie. M�j statek poszed� na dwutygodniowy remont, wi�c pomy�la�em, �e dobrze by by�o wpa�� na drinka do Kalapolu. - �wi�ta racja. Nie ma nic lepszego ni� stolica, je�eli kto� chce poszale�. No i dzi�ki temu znowu ci� spotka�em. Pami�tasz to pija�stwo po bitwie ko�o Rigela? - Masz! Przez tydzie� nie mog�em doj�� do siebie. Posz�o mi wtedy �ebro w czasie b�jki z tymi typami z Urzany. - Tym razem nie licz na to, �e ci� wyci�gn� z opresji. Minie sporo czasu zanim zn�w b�d� m�g� sobie poszale�. - Cholerny szcz�ciarz! Za�apa� si� na misj� specjaln� w czasie pokoju, to prawie awans. Nie m�wi�c ju� o tym, �e trzeba mie� niesamowite notowania, �eby zosta� wybranym. - Prawdopodobnie. Ale z drugiej strony, je�eli mi si� nie uda, to ty b�dziesz pu�kownikiem wcze�niej ni� ja majorem. - Tym si� nie martw. Ju� jakby� mia� galony w kieszeni. - Co nie zmiepia faktu, �e z przyjemno�ci� dowiedzia�bym si� o co w tym wszystkim chodzi. Kilka godzin p�niej wyl�dowali�my w Kalapolu. Niby znam doskonale stolic�, ale za ka�dym razem robi ona na mnie wra�enie. G�sty las wie�owc�w, ponad kt�rymi kr�luje Galax; kilometrowej wysoko�ci wie�a o �cianach wci�� zmieniaj�cych swoj� barw�, kt�ra sprawia na przybyszu niezapomniane wra�enie. Kosmodrom hucza� od startuj�cych i l�duj�cych nieprzerwanie maszyn. Nie dano mi zbyt d�ugo podziwia� tego widoku. Jaki� oficer ze Sztabu G��wnego zabra� mnie natychmiast do �migacza eskortowanego przez policjant�w, kt�ry ruszy� jak bolid, kiedy tylko zaj��em w nim miejsce. Ledwo zd��y�em pomacha� r�k� Pentoserowi na do widzenia. Wyl�dowali�my na jednym z taras�w Galaxu i zaraz po sprawdzeniu to�samo�ci zaci�gni�to mnie do sali obrad Wielkiej Rady M�drc�w. Wszystko to niepokoi�o mnie coraz bardziej. Po co tyle stara� dla zwyk�ego kapitana? Olbrzymi amfiteatr, b�d�cy sal� obrad delegat�w wszystkich planet, by� wype�niony po brzegi. By�o tam w czym wybiera�. Opr�cz cz�ekokszta�tnych wiele miejsca zajmowa�y istoty, kt�rych widok nawet na mnie robi niepokoj�ce wra�enie. Stworzenia te pochodzi�y ze �wiat�w, na kt�rych ewolucja przebiega�a zupe�nie inaczej ni� na Ziemi. Zaowocowa�o to w istotach �uskowatych, pierzastych, galaretowatych, z kt�rych sporo musia�o u�ywa� skafandr�w, z�by m�c uczestniczy� w obradach. Egzobiologowie co i rusz odkrywali jakie� nowe formy inteligencji o niespotykanych zdolno�ciach, kt�re niejednokrotnie okazywa�y si� doskona�ym; pomocnikami ludzi. Sporo w��czy�em si� po Drodze Mlecznej, ale przyznaj�, �e nie podejrzewa�em istnienia co najmniej jednej trzeciej delegat�w. Ju� na pierwszy rzut oka Zgromadzenie zrobi�o na mnie wielkie wra�enie swoim majestatem. Na �rodku sali, na purpurowym podwy�szeniu sta� Prezydent Kampl. Spojrza� w moj� stron� i poczu�em ssanie w do�ku tak, jak przed egzaminem. Sta�em na baczno�� czuj�c, �e z wra�enia pot sp�ywa ze mnie strugami. - Szanowni delegaci - przem�wi� Prezydent - przedstawiam wam kapitana Setni. Wybrali�my go spo�r�d tysi�cy za rad� Wielkich M�zg�w. Stwierdzono, �e on najlepiej si� nadaje dla pomy�lnego wype�nienia delikatnej misji, o kt�rej wam za chwil� powiem. Kampl zakaszla� i szybko zajrza� do le��cych przed nim dokument�w. - Nasza Galaktyka jest olbrzymia. Nikt nie jest w stanie pozna� jej wszystkich planet. Nasze statki badawcze co tydzie� odkrywaj� nowe systemy gwiezdne. Za ka�dym razem post�pujemy wed�ug sprawdzonego sposobu nawi�zania kontaktu. Najpierw katalogujemy grup� spektraln� gwiazdy. Nast�pnie sterylne sondy l�duj� na planetach jej systemu, �eby stwierdzi� obecno�� istot �ywych lub jej brak. Je�eli trafimy na cywilizacj� w zaawansowanym stadium rozwoju, to sondy badaj� j� pod ka�dym wzgl�dem i gromadz� dokumentacj� audiowizualn�. Na ko�cu dopiero, je�eli nie ma �adnych przeciwwskaza� - l�duj� nasi kosmonauci, w cel nawi�zania bezpo�redniego kontaktu z tubylcami. Po okresie pr�bnym przyjmujemy ich jako pe�noprawnych cz�onk�w naszej Konfederacji. Prezydent przerwa�, �eby przep�uka� gard�o wod� ze stoj�cej na podium szklanki. Po chwili kontynuowa� swoje wyst�pienie. Zgromadzenie s�ucha�o go w absolutnej ciszy. - Miesi�c temu otrzyma�em raport aspiranta Alpinosa dowodz�cego lekkim statkiem rozpoznawczym w konstelacji Hydry. Oficer ten odkry� nowy system planetarny posiadaj�cy tylko jedn� planet� nadaj�c� si� do zamieszkania. Ku jego olbrzymiemu zdziwieniu wys�ane przeze� sondy natkn�y si� na co� w rodzaju nieprzenikalnej bariery i nie by�y w stanie dostarczy� nam �adnych informacji. Wiadomo�� ta wywo�a�a wielkie poruszenie w�r�d delegat�w, kt�rzy nie zwa�aj�c na nic zacz�li �ywo dyskutowa� mi�dzy sob� na ten temat. Sam r�wnie� by�em tym mocno poruszony. Nasze sondy rozpoznawcze s� wyj�tkowo nowoczesne. Posiadaj� urz�dzenia pozwalaj�ce na praktyczn� niewykrywalno�� i s� przystosowane do pracy w skrajnych warunkach. Musia�y wi�c trafi� na barier� wymy�lon� przez piekielnie inteligentne istoty, a to ju� jest niepokoj�ce samo w sobie. Kampl szybko uciszy� zebranych i kontynuowa�. - Oczywi�cie natychmiast po otrzymaniu tej wiadomo�ci obudzili�my Wielkie M�zgi. R�wnocze�nie wys�ali�my drug� ekspedycj�. Tym razem sondy pracowa�y normalnie. Przekaza�y nam informacje, �e na planecie nie istnieje �adna forma �ycia. Ca�a jej powierzchnia jest jedn� wielk� pustyni�. Jednocze�nie z przem�wieniem Prezydenta na g��wnym ekranie sali obrad pojawi� si� film wykonany przez t� ekspedycj�... - Mimo �e planeta spe�nia�a wszelkie warunki do pojawienia si� na niej �ycia, nasze sondy nie wykry�y niczego. A wi�c w jaki spos�b wyt�umaczy� istnienie bariery? Czy�by jej gospodarze opu�cili swoj� planet� po naszej pierwszej wizycie? Alpinos, dowodz�cy r�wnie� drug� wypraw�, postanowi� upewni� si� osobi�cie. Za pomoc� promu wyl�dowa� na powierzchni tej planety. Potwierdzi� jedynie raporty wys�ane przez sondy. �adnych �lad�w �ycia. Wielkie M�zgi poleci�y zbada� gruntownie maszyny u�yte w czasie tej wyprawy oraz samego Alpinosa. Okaza�o si�, �e niekt�re elementy naszych sond nie pracowa�y tak, jak powinny. Alpinos po przebadaniu za pomoc� psychosond okaza� si� jeszcze ciekawszym �r�d�em informacji. Niekt�re obrazy pobrane z jego pod�wiadomo�ci zupe�nie nie pasowa�y do raportu, kt�ry nam przed�o�y�. Nie mo�na by�o niestety z ca�� pewno�ci� stwierdzi�, czy kto� manipulowa� jego pami�ci�. Je�eli mia�o to rzeczywi�cie miejsce, to ten kto� zrobi� to prawie doskonale. Tak wi�c Wielkie M�zgi nie zebra�y dostatecznej ilo�ci danych do podj�cia decyzji. Rozwa�ano mo�liwo�� wystania Floty. Projekt ten odrzucono, poniewa� niewidzialni mieszka�cy tej planety posiadali najwyra�niej wielk� przewag� technologiczn� nad Federacj�. Nikt zreszt�, nawet Wielkie M�zgi, nie m�g� zdoby� si� na podj�cie tak powa�nej decyzji na podstawie tak niepewnych informacji. Postanowiono wi�c wys�a� w najwi�kszej tajemnicy nast�pn� ekspedycj�. Najwa�niejszym problemem sta�o si� przezwyci�enie owej hipotetycznej bariery, kt�ra uniemo�liwia�a naszym agentom zapami�tanie prawdziwych obraz�w z planety. Alpinos posiada� bardzo niski wska�nik odporno�ci na hipnoz�. Nasze komputery przejrza�y wi�c karty osobowe wszystkich �o�nierzy i wybra�y tych, kt�rzy s� najbardziej odporni na hipnoz�. Nast�pnie wybrano najsilniejszych i posiadaj�cych najlepsze opinie z dotychczasowej s�u�by. Kapitan Setni, kt�rego tu widzicie obok mnie, zosta� uznany za najlepiej nadaj�cego si� do wype�nienia tej misji. Wiadomo�� ta bynajmniej mnie nie ucieszy�a. Najzupe�niej mog�em si� obej�� bez tych wszystkich honor�w. Z ca�ego wyst�pienia Prezydenta wynika�o niezbicie, �e nikt niczego nie wie na temat tej planety. By�a najprawdopodobniej zamieszkana przez nieznane istoty - pot�ne i bez w�tpienia niebezpieczne, kt�re nie b�d� z pewno�ci� nastawione przychylnie do mojej skromnej osoby. Tylko �e nie mia�em wyboru. Gdybym odm�wi�, to �egnajcie wszelkie sny o awansie. Westchn��em wi�c tylko i dalej s�ucha�em gadaniny Prezydenta, kt�ra przerwa�y na moment oklaski na moj� cze��. - Oczywi�cie kapitan Setni zostanie wyposa�ony w najnowsze zdobycze techniki i odb�dzie przed odlotem dodatkowe przeszkolenie. Psychologowie rozwin� do maksimum jego odporno�� na sugestie hipnotyczne. Jestem przekonany, �e po jego powrocie otrzymamy wreszcie niezb�dne informacje i b�dziemy mogli podj�� jak�� sensown� decyzj�. Kapitan Setni nie raz ju� udowodni�, �e mo�na na nim polega�. No w�a�nie - pomy�la�em - idzie jak burza. Sam przeciwko ca�ej planecie. Zamieszkanej przez mn�stwo istot, o kt�rych nie mamy zielonego poj�cia, je�li nie liczy� ma�o istotnego faktu, �e potrafi� zmyli� nasze najlepsze sondy i �e prawie zrobi�y wariata z takiego oficera jak ten Alpinos. Kampl zwr�ci� si� w moj� stron� i wydawa� si� oczekiwa� aprobaty z mojej strony. Musia�em co� powiedzie�. - Panie Prezydencie - wyb�ka�em - jestem niezmiernie zaszczycony tym wyr�nieniem. Mimo �e zdaj� sobie spraw� z trudno�ci, prosz� mie� pewno��, �e zrobi� wszystko, �eby nie zawie�� pa�skiego zaufania. Zn�w dosta�em oklaski, potem pozwolono mi odej��. Tylko za drzwi, gdzie stra�nicy poprosili mnie �ebym zaczeka�. Po wypaleniu trzech papieros�w poproszono mnie do gabinetu Prezydenta. Za biurkiem wydawa� si� jakby mniejszy ni� na trybunie. Tylko wzrok mia� tak samo przenikliwy. - Drogi przyjacielu - zwr�ci� si� do mnie - ciesz� si�, �e zgodzi� si� pan wykona� to zadanie. Ca�kiem nie�le - pomy�la�em - kto by przypuszcza�, �e wielki Kampl nazwie mnie kiedy� drogim przyjacielem. Komputery musia�y odkry� we mnie nie byle jakie zdolno�ci. - ...Chcia�em si� z panem spotka� osobi�cie, poniewa� nie o wszystkim m�wi�em z trybuny. Prawd� m�wi�c mo�e pan spotka� wszystko na swojej drodze. By� mo�e nawet istoty z zupe�nie nieznanej Galaktyki. W rzeczywisto�ci Alpinos wcale nie odkry� nowego systemu. Posiadamy mapy sprzed wielu lat, kt�re r�ni� si� jedn� planet� od dzisiejszego wygl�du tego zak�tka. Nagle pojawi�a si� tam nowa planeta. Czy zdaje pan sobie spraw� z poziomu technologii potrzebnej do zrealizowania podobnego wyczynu? - Jasne. Nie mamy �adnych szans, �eby im dor�wna�. Czy jest to zjawisko lokalne? - Jak dot�d nasi astronomowie gdzie indziej niczego podobnego nie odkryli. Na razie jest to przypadek pojedynczy. - I psychosondy absolutnie niczego nie mog�y wycisn�� z Alpinosa? - Niczego konkretnego. Wygl�da na to, �e widzia� istoty bardzo do nas podobne, ale mog� to by� obrazy pozosta�e z jego poprzednich wypraw. Je�eli kto� naprawd� wymaza� mu cz�� pami�ci, to zrobi� to w spos�b, kt�ry nas przerasta o kilkana�cie klas. - Ci�gle zastanawiam si�, dlaczego wybrano mnie? Pami�tam, �e w czasie egzamin�w do Szko�y Pilot�w psychologowie wydawali si� by� zaskoczeni moj� odporno�ci� na hipnoz�, ale przecie� to jeszcze o niczym nie �wiadczy... - A jednak. �aden inny pilot nie jest w stanie panu dor�wna�. Tam, gdzie wszyscy b�d� ca�kowicie zasugerowani, pan zachowa dalej zdolno�� podejmowania samodzielnych decyzji. Nasi specjali�ci spodziewaj� si�, �e nawet je�eli kto� b�dzie panu podsuwa� fa�szywe obrazy, to cho� mo�e nie zdo�a ich pan ca�kiem odrzuci�, mimo wszystko b�dzie si� pan stara� je zanalizowa�. Oczywi�cie przeprowadzimy nowe testy. Zostanie pan zaszczepiony i uodporniony na wszystkie znane choroby i wi�kszo�� trucizn. Egzobiologowie naucz� pana rozpoznawa� wszystkie znane rasy �yj�ce w naszej Galaktyce. Technicy obiecali wyposa�y� pana w najnowsze urz�dzenia komandos�w zminiaturyzowane do maksimum. Nawet nasze komando nie posiada jeszcze takiego wyposa�enia. Dostanie pan wszystko czym dysponujemy, �eby tylko zdo�a� pan wr�ci� z informacjami. Prosz� nie zapomina�, �e by� mo�e jeste�my �wiadkami pr�by inwazji na Drog� Mleczn�. - Oczywi�cie, �e rozumiem... i prosz� by� pewnym, �e zrobi� wszystko �eby wr�ci� i zda� raport. Czy mog� jeszcze zada� kilka pyta�? - Prosz� bardzo... - Ile czasu potrwa m�j trening? - Najwy�ej dziesi�� dni. Nie mamy czasu do stracenia. - Z trybuny m�wi� pan o dyskrecji. W jaki spos�b dostan� si� na t� planet�? - Moi astronomowie znale�li doskona�y spos�b. - Dzi�kuj� panu... - Nie odwracajmy r�l, m�j drogi - Kampl wsta� z fotela i poklepa� mnie po ramieniu. - Wszystko zale�y od pana. B�d� czeka� z niepokojem na pana powr�t. U�cisn�� mi r�k� na po�egnanie i odprowadzi� do drzwi. Za nimi czeka� na mnie jaki� oficer. - Tortobag - przedstawi� si� - ze S�u�b Specjalnych. Prezydent poleci� mi przygotowa� pana do zadania. - Bardzo si� ciesz�. Co� mi si� zdaje, �e w najbli�szym czasie nie musimy si� obawia� bezrobocia. Facet zmusi� si� w odpowiedzi do ponurego u�miechu. Nie sprawia� zbyt sympatycznego wra�enia. Nie przejmowa�em si� tym, bo i tak nie m�g� mi w niczym zaszkodzi�. Po pierwsze przez najbli�sze dziesi�� dni b�d� zaj�ty, a poza tym nikt mnie nie zast�pi. Kiedy b�d� go mia� do��, to mu po prostu powiem. Tortobag zaprowadzi� mnie do Kwatery G��wnej Floty, co przypomnia�o mi stare kadeckie czasy. Z t� r�nic�, �e tym razem moja kwatera by�a wyposa�ona doskonale. W swojej naiwno�ci wyobra�a�em sobie, �e trening b�dzie przypomina� to, co prze�y�em w Szkole Pilot�w. Rzeczywisto�� by�a zupe�nia inna. Pierwsi zaj�li si� mn� lekarze. Przebadali mnie ze wszystkich stron i niczego nie wykryli, co nie przeszkodzi�o im przepisa� mi ca�ego mn�stwa lekarstw oraz �rodk�w przeciwalergicznych. Zaszczepiono mnie przeciwko chorobom, o kt�rych istnieniu nawet nie wiedzia�em, a nast�pnie przez ca�e dziesi�� dni zwi�kszano dzienne racje trucizn wszelkiego typu, �eby mnie na nie uodporni�. Pierwszego wieczoru by�em wyko�czony. Moi oprawcy bez najmniejszych wyrzut�w sumienia wsadzili mi na �eb he�m, ucz�cy i wzmacniaj�cy moj� odporno�� na hipnoz�. O dziwo, rano obudzi�em si� prawie rze�ki. Chyba naprawd� musz� by� twardzielem. Zaraz po �niadaniu dosta�em si� w r�ce psycholog�w i psychiatr�w, kt�rzy wyzwalali mnie z moich ukrytych l�k�w, zahamowa� i stres�w. Na drugie �niadanie dosta�em oczywi�cie przepisane dzie� wcze�niej leki. Potem zaserwowali seans w symulatorze. Stroboskopy, omamy, hipnoza, odporno�� na ha�as, na �wiat�o, pobyt w komorze ciszy, koszmary holograficzne. Niczego mi nie oszcz�dzono. W sumie wybrn��em z tego z honorem, co by �wiadczy�o o tym, �e specjali�ci mieli racj� co do mojej niezwyk�ej odporno�ci psychicznej. Wieczorem o ma�o nie da�em si� z�apa�, kiedy podstawiono mi faceta, kt�ry twierdzi�, �e jest mn�, a ja jestem jeszcze jednym kretynem uwa�aj�cym si� za Setniego. Na szcz�cie by�em tak zdenerwowany, �e uda�o mi si� rozwi�za� ten problem natychmiast, stosuj�c zwyk�y sierpowy. Trzeciego dnia zostawiono mnie w�a�ciwie w spokoju. Specjali�ci Floty zmierzyli mnie dok�adnie i przygotowali superskafander. Nic w stylu prostackich urz�dze� stosowanych na co dzie�. Przezroczysty plastyk przylegaj�cy idealnie do cia�a, przepuszczalny tylko od �rodka, odporny na ciep�o, ch��d, darcie, lasery i sztylety. Kto� nie uprzedzony nigdy nie domy�li�by si�, �e nosz� na sobie cokolwiek, a co dopiero takie cudo. We w�osy wpleciono mi cieniutk� siateczk�, kt�ra mia�a dodatkowo i wzmacnia� moj� odporno�� na hipnoz�. Na deser zabrano mnie na l strzelnic�, gdzie wypr�bowa�em wszystkie rodzaje broni jakie moi instruktorzy mogli o tej porze wyci�gn�� z muze�w i arsena��w. Wyniki by�y r�ne. Czwartego dnia trwa�y zn�w przymiarki. Tym razem chodzi�o o umieszczenie pod skafandrem jak najwi�kszej liczby r�nych przedmiot�w: od kapsu� z tlenem, przez wzmacniacze psychiczne, a� po ekrany energetyczne. Nigdy nie podejrzewa�em naszych zbrojmistrz�w o posiadanie takiego sprz�tu. M�j arsena� odpowiada� uzbrojeniu kompanii komandos�w. Pi�tego dnia �wiczy�em r�ne sposoby walki wr�cz. Potem nast�pi�o najgorsze: uje�d�anie wszelkiego typu zwierz�t. Kiedy ju� wszystkie maszkary odprowadzono do zoo, by�em mokry od potu i zasn��em bez �adnych �rodk�w nasennych. P�niej byty jeszcze �wiczenia w obs�udze aparat�w do b�yskawicznej nauki j�zyk�w i innych subtelnych urz�dze� instalowanych w naszych sondach rozpoznawczych. �smego dnia poznawa�em arkana sztuki kamufla�u. Nie zwyk�ego mimetyzmu, kt�ry pozwala na zlanie si� z otoczeniem. Chodzi�o o znacznie trudniejsz� sztuk� udawania r�nych zwierz�t. Dosta�em oczywi�cie dodatkowe wyposa�enie pozwalaj�ce na zmian� mojej postaci, koloru sk�ry, zapachu etc. Nauczono mnie mimetyzmu agresywnego, co kr�tko mo�na wyt�umaczy� tak: w jaki spos�b upodobni� wilka do owieczki. P�niej za� odwrotnie, uczono mnie jak owc� upodobni� do wilka. Nie warto si� na tym rozwodzi�. Przedostatni dzie� byt wed�ug mnie najwa�niejszy. Symulowa�em dolot na planet� b�d�c� moim celem. Wygl�da�o na to, �e nasi astronomowie odnale�li w pobli�u jak�� zagubion� komet�. Podejrzewam, �e odrobin� pomogli jej w wej�ciu na kurs kolizyjny z. moj� planet�. Kosmolot mia� mnie dowie�� do komety i wysadzi� na niej w mini - kapsule niewykrywalnej �adnymi znanymi instrumentami. Mia�em wyl�dowa� w deszczu meteoryt�w spowodowanym przez otarcie si� komety o g�rne warstwy atmosfery. Kosmolot mia� czeka� w oddaleniu na m�j powr�t. Tym razem pozwoli�em sobie postawi� warunki. Za��da�em, �eby dow�dztwo kosmolotu powierzono Pentoserowi. Wierzy�em, �e je�eli co� si� nie powiedzie, to on przynajmniej zrobi wszystko, �eby mnie stamt�d wyci�gn��. Tortobag wy� z w�ciek�o�ci. Twierdzi�, ze nie mog� znale�� Pentosera. Wreszcie, po d�ugim studiowaniu jego kartoteki, zgodzi� si�. Ostatniego dnia zrobiono mi generaln� powt�rk�. Wsadzono mnie w kapsu�� i wyrzucono gdzie�, gdzie przywita�o mnie stado najdziwniejszych potwor�w. Mia�em szybko wybra� jedn� z wyuczonych technik, �eby si� ich pozby�. To by�dopiero pocz�tek. P�niej zacz�o si� na ca�ego: hipnoza, narkotyki, trucizny, a nawet superpon�tne syreny gotowe na wszystko, �eby tylko przypodoba� si� dzielnemu kapitanowi Setni. Podobno nawet Tortobag nie wytrzyma� tego, mimo �e tylko si� przygl�da�. Osobi�cie nie bardzo w to wierz�. Po zako�czeniu tej powt�rki spojrza� na mnie ponuro i mrukn�� tylko, ze nie by�o �le i �e mo�e jednak uda mi si� wyj�� z tej misji z �yciem... Po tym treningu sta�em si� czym� w rodzaju nadcz�owieka i super - komandosa. l wci�� mia�em przykre wra�enie, �e ci wszyscy dzielni ludzie trudzili si� na darmo, ucz�c mnie techniki walki z wszystkimi znanymi kreaturami, bo przecie� mia�em si� spotka� z nieznanymi. Ludziom, kt�rzy mnie wysy�ali na �mier� mia�o to z pewno�ci� zapewni� spok�j sumienia, a mnie mia�o przekona�, ze musz� wygra�, bo jestem najlepszy. Osobi�cie nie robi�em sobie zbytnich nadziei, ale te� uwa�a�em, �eby si� z tym nie wygada�. Wreszcie pozwolono mi si� zaokr�towa� i zn�w ujrza�em Pentosera na pok�adzie Heliona, kt�ry mia� mnie - pod jego rozkazami - dowie�� na miejsce. Tu� przedtem musia�em wys�ucha� ostatnich wskaz�wek Tortobaga, kt�ry jako� nie m�g� si� ze mn� rozsta�, oraz odczyta� list od Prezydenta, kt�ry przypomina� mi, �e "trzymam w swoich r�kach los Konfederacji i �e jego my�li b�d� przez ca�y czas ze mn�". O ma�o si� nie rozp�aka�em. W ko�cu jednak wystartowali�my i mog�em si� wreszcie swobodnie wyci�gn�� w mesie Heliona obok Pentosera. - O rany! - westchn��em. - Stary! Nie masz poj�cia co te typy ze mn� wyprawia�y. Ka�dego mog� zniech�ci� do Floty. Najgorsze jest to, �e nikt nie wie czy to ca�e szkolenie do czegokolwiek mi si� przyda. - Kampl wygl�da� na zdrowo przestraszonego - zauwa�y� Pentoser, patrz�c na mnie k�tem oka. - To jest naprawd� tak powa�ne jak twierdzi? - Mog� ci tylko powiedzie�, ze nikt niczego nie wie. Oczywi�cie na razie nikt nas nie atakuje, ale zawsze to g�upio, kiedy si� pomy�li, �e gdzie� w Galaktyce istnieje planeta z m�drzejszymi od nas stworzeniami, o kt�rej nic nie wiemy. Mo�na si� spodziewa� najgorszego. - �yso b�dzie, je�eli odkryjesz tam tylko jakie� potwory z zoo. - Szczerze m�wi�c - marz� o tym. Wiesz, ze nie jestem tch�rzem, ale tym razem zaczynam naprawd� �a�owa�, ze zgodzi�em si� przyj�� to zadanie. Kiedy walczysz z normalnym znanym wrogiem, to nie czujesz tego strachu. Wiesz, �e mo�e ci grozi �mier�, ale to przecie� ryzyko zawodowe. Tu nic z tych rzeczy. Lec� w ciemno. - Rozumiem. Zrobi� wszystko, z�by nie wykryli twojej kapsu�y. Je�eli co� nie wyjdzie, wystarczy, �e nadasz wiadomo��. - W�a�nie dlatego chcia�em �eby� lecia� ze mn�. Dopi�em do ko�ca sw�j kieliszek i poszed�em spa� Kilka godzin snu nie mog�o mi zaszkodzi�. ROZDZIA� II Pentoser to naprawd� r�wny go�� Przez ca�� drog� chodzi� wok� mnie na paluszkach, dbaj�c o spe�nienie najmniejszej zachcianki. Podtrzymywa� mnie na duchu ile razy wyczu�, ze zaczynam tch�rzy� i pom�g� przy wprawianiu si� w u�yciu ca�ego miniaturowego arsena�u kt�rym mnie obdarzono. Najbardziej jednak ucierpia�y zapasy �ywno�ci, z kt�rych korzysta�em bez najmniejszych skrupu��w w obawie, ze jest to ostatnia okazja do najedzenia si� do woli. S�owem bez najmniejszego k�opotu dotarli�my do rejonu, w kt�rym mia�a si� znajdowa� owa s�ynna planeta. Jedyny problem polega� na tym, �e jej nie by�o we wskazanym przez astronom�w miejscu. - Przez pewien czas kr�cili�my si� po spirali, �eby wreszcie zupe�nie niespodziewanie odnale�� nasz� ma�� zgub�. Znajdowali�my si� wtedy do�� daleko od naszego systemu. Nie obawia�em si� zdemaskowania na tym etapie. Pentoser jeszcze raz zapewni� mnie, �e przez ca�y czas b�dzie czeka� na mnie w tych okolicach. By� to powa�ny problem, poniewa� przydzielona przez Flot� kapsu�a nie by�a w stanie samodzielnie dotrze� do �adnej zamieszkanej planety Konfederacji. By�em przynajmniej pewien jednego: ze Pentoser nie zostawi mnie na pastw� losu. Nadszed� wreszcie moment startu na komet�. Mia�em na niej pozosta� przez pi�� dni. Wystarczaj�co du�o czasu dla dodatkowych medytacji i nadrobienia zaleg�o�ci w spaniu. Po�egnanie by�o kr�tkie. Pentoser zakl�� szpetnie na szcz�cie, a ja pomacha�em mu r�k�. Jak na filmie Potem wcisn��em si� do kapsu�y. W kilka sekund p�niej znajdowa�em si� ju� na kursie po�cigowym za komet�. Helion zamienia� si� powoli w coraz mniejsz� gwiazdk�, by wreszcie zupe�nie znikn�� na tle Konstelacji Hydry. Przez czas trwania lotu nie mia�em w�a�ciwie nic do roboty, je�li nie liczy� kilku male�kich poprawek kursu. Natomiast w miar� zbli�ania si� do mojego celu coraz baczniej przygl�da�em si� samej planecie. Gwiazda, kt�r� okr��a�a nale�a�a do typu K i jej temperatura wynosi�a oko�o 400CTC. Planeta okr��a�a j� w optymalnej dla cz�owieka odleg�o�ci. Nie by�o na niej zbyt zimno, ani zbyt gor�co. Mog�a wi�c z powodzeniem by� zamieszkana. Wszystko to potwierdza�o dot�d wst�pne obserwacje Alpinosa. Pi�tego dnia mog�em wreszcie dostrzec szczeg�y powierzchni. Jej atmosfera tworzy�a na kra�cach po�yskuj�cy pier�cie� i wyra�nie wida� by�o ruchy chmur poni�ej. Zauwa�y�em rozleg�e morza i oceany. Kontynenty nie nale�a�y do najwi�kszych. W�a�ciwie nale�a�oby m�wi� o wielkich wyspach le��cych niedaleko siebie. Ostateczne weryfikacje mojej orbity upewni�y mnie, �e kometa zahaczy o najwy�sze warstwy atmosfery. W czasie ostatnich minut lotu dostrzeg�em jeszcze du�e obszary zielonej ro�linno�ci, cho� nigdzie nie wida� by�o �lad�w miast czy jakiejkolwiek �wiadomej dzia�alno�ci, kt�ra mog�aby wskazywa� na to, �e b�d� mia� do czynienia z istotami inteligentnymi. I tak ju� dwie rzeczy nie zgadza�y si� z raportem Alpinosa: nie by�o �adnej bariery i z ca�� pewno�ci� na planecie istnia�a bogata ro�linno��. W momencie gdy moja kapsu�a opuszcza�a j�dro komety wystrzeli�em specjalnie przygotowany �adunek kamieni, �eby ewentualni obserwatorzy nie mieli �adnych w�tpliwo�ci, �e naprawd� chodzi o deszcz meteor�w. Kapsu�a spada�a b�yskawicznie, ale radar�w i ekran�w podczerwieni nie w��cza�em a� do ostatniej chwili. Mimo to uda�o mi si� znale�� jak�� dolink� i wyl�dowa� bezpiecznie, cho� niezbyt elegancko. Pierwsz� rzecz�, kt�r� zaj��em si� po wyl�dowaniu by�o znalezienie kryj�wki dla kapsu�y. Mia�em szcz�cie. Kilkadziesi�t metr�w od l�dowiska znalaz�em zupe�nie przyzwoit� pieczar�. Po kilku sekundach umie�ci�em tam kapsu��, sprawdzaj�c wcze�niej w podczerwieni czy w �rodku nie ma nikogo. Na szcz�cie by�a pusta. Nast�pnie zaj��em si� drugim punktem: kontrol� atmosfery. Wyniki analizy potwierdzi�y moje wcze�niejsze wiadomo�ci. Planeta mia�a cechy wszystkich planet klasy 1 i co za tym idzie nadawa�a si� do �ycia dla wszystkich klasycznych form �ycia opartego na chemii w�glowodorowej. Niekt�re mikroby i wirusy lokalne by�y nadzwyczaj patogenne, ale nie musia�em si� ich obawia� w moim superskafandrze i przy superodporno�ci, kt�r� mnie obdarzono przed startem. Teraz musia�em znale�� jaki� okaz tutejszej inteligencji i porwa� go w celu przystosowania moich aparat�w do nauczenia mnie lokalnego j�zyka Do tego oczywi�cie planeta powinna by� zamieszkana przez istoty inteligentne. W to jednak nie w�tpi�em ju� ani troch�. Dopiero potem b�d� m�g� si� zastanowi�, w jaki spos�b najlepiej si� upodobni� do tutejszej populacji. Z tym musia�em poczeka� do rana. Obliczenia, kt�re przeprowadzi�em b�d�c jeszcze na orbicie pozwoli�y mi ustali�, �e tutejsza doba liczy�a oko�o dwudziestu dwu godzin. Czyli wed�ug tutejszego czasu by�a teraz pi�ta rano. Nie musia�em czeka� zbyt d�ugo. Z pierwszymi promieniami, w brzasku dziwnego ametystowego poranka wy�lizn��em si� z mojej groty ubrany w kombinezon ochronny, kt�ry w�o�y�em na m�j "normalny" przezroczysty skafander. Zanim oddali�em si� od kapsu�y postanowi�em narwa� troch� ga��zi i chocia� odrobin� zamaskowa� j� przed spojrzeniami ewentualnych ciekawskich. Potem poszed�em w d� doliny, po raz pierwszy pr�buj�c wszystkich sztuczek kamufla�u, kt�rych nauczono mnie przed odlotem. Kiedy tak czo�ga�em si� przez zaro�la nie mog�em powstrzyma� si� od my�lenia o raporcie Alpinosa. Wszystko wygl�da�o jak najbardziej normalnie: li�cie, trawa, kwiaty nie przypomina�y oczywi�cie niczego co dot�d zna�em, ale przecie� wygl�da�y jak najbardziej realnie. Na niebie wida� by�o lekkie chmury, a nawet mia�em wra�enie, �e dostrzegam kilka ptak�w. Czy�by to wszystko by�o tylko iluzj�? Ma�o prawdopodobne. Technicy zgodnie podkre�lali moj� wyj�tkow� odporno�� na sugesti�. A wi�c o co tu chodzi�o? Postanowi�em, �e do czasu znalezienia rzeczywistych dowod�w hipnozy b�d� traktowa� to wszystko co mnie otacza, jak realny �wiat. Zreszt� dok�adnie czu�em ka�dy korze�, o kt�ry si� potyka�em. B�l by� jak najbardziej prawdziwy. Kiedy doczo�ga�em si� na skraj lasu, dostrzeg�em pierwszy �lad obecno�ci istot rozumnych. Nic nadzwyczajnego. Zwyk�� �cie�k� wydeptan� w�r�d trawy. Co wi�cej, na �cie�ce znalaz�em odcisk kopyt jakiego� zwierz�cia. Szed�em obok �cie�ki przez pewien czas, a� dotar�em do skrzy�owania z jak�� szerok� drog�. Tam zaczai�em si�, staraj�c si� zaasymilowa� jak najlepiej z otoczeniem i czeka�em. Okolica wygl�da�a na dzik� i nie zamieszkan�. �adnych �lad�w upraw rolniczych ani budowli. Ro�linno�� mia�a tu ostrzejszy odcie� zieleni ni� na Polluksie, z lekkim b��kitnym zabarwieniem. Kwiaty na przyk�ad wydawa�y mi si� wyj�tkowo pi�kne. By�o w tym co� podejrzanego, co robi�o wra�enie sztucznej in�ynierii. Tak, jakby kto� specjalnie wyhodowa� to wszystko jedynie w trosce o �liczny wygl�d. Obok p�yn�cego opodal strumyka ros�y na przyk�ad drzewa, kt�re tworzy�y lekki p�okr�g. Sprawia�y wra�enie celowo zasadzonych. Jakby jaki� nieznany artysta upar� si� stworzy� akurat w tym miejscu miniaturowy park. Wszystko jak 2 obrazka. Zaczyna�em czu� si� jak na jakim� filmie, a nie w �rodowisku naturalnym nieznanej planety. S�o�ce podnosi�o si� coraz wy�ej nad horyzontem i zaczyna�o przy�wieca� coraz silniej. Nie musia�em czeka� zbyt d�ugo na moj� ofiar�. Po prawej stronie us�ysza�em wkr�tce odg�os krok�w i zauwa�y�em w oddali zgarbion� sylwetk� pomagaj�c� sobie w marszu d�ugim kijem. Cz�owiek? Jego d�uga, brudna suknia sprawia�a na mnie wra�enie stroju jakiego� pielgrzyma. Zreszt� biedny tubylec nie mia� nawet czasu na wezwanie swoich �wi�tych na pomoc, igie�ka hipnotyczna trafi�a bezszelestnie w po�ladek i na kilka godzin wys�a�a w ramiona Morfeusza, je�eli akurat posta� t� czczono na tej planecie. Zanim zabra�em si� do ogl�dzin mojej ofiary odczeka�em chwil�, upewniaj�c si�, �e nikt inny nie nadchodzi. Odchylaj�c jego kaptur z rado�ci� stwierdzi�em, �e twarz mia� jak najbardziej ludzk�. Odpad� wi�c przynajmniej jeden problem. Nie musia�em martwi� si� o charakteryzacj�. Potem przeszuka�em jego sakiewk�, kt�ra by�a wype�niona po brzegi jakimi� z�otymi monetami. Bez �enady przyw�aszczy�em je sobie. W zamian zostawi�em mu sztabk� czystego z�ota, kt�re musia�o by� warte mn�stwo takich sakiewek. Ten biedak b�dzie mia� mi�e przebudzenie. Z�odziej uczyni� go bogatszym ni� by� przed kradzie��. To si� rzadko zdarza - bez wzgl�du na planet�. Pozosta�o tylko zaci�gn�� go do mojej kapsu�y. Cz�owieczek na szcz�cie nie by� zbyt ci�ki i do�� szybko uda�o mi si� zawlec go do mojej groty. Tam pozosta�o tylko w��czy� urz�dzenie lingwistyczne i wk�u� mu w g�ow� sond�. W kwadrans p�niej aparat poinformowa� mnie, �e jest ju� w stanie uczy� miejscowego dialektu. Kwadrans trwa�a operacja uczenia mojej skromnej osoby tego dziwnego j�zyka, kt�ry ju� po pobie�nym badaniu okaza� si� nie mie� nic wsp�lnego z �adnym z tysi�cy j�zyk�w zbadanych przez nasz� Federacj�. Ludzie ci byli wi�c zupe�nie obcymi przybyszami. Tylko w takim razie sk�d si� wzi�li na Drodze Mlecznej? Przysz�o�� mia�a z pewno�ci� przynie�� rozwi�zanie tej zagadki. Przynajmniej wierzy�em w to. Pami�� mojej ofiary nie dostarczy�a mi niestety �adnych znacz�cych informacji. Nazywa� si� Eudes i odbywa� w�a�nie pielgrzymk� dla uczczenia jakiego� �wi�tego Piotra, kt�rego o�tarz znajdowa� si� w kaplicy Opactwa Cluny. By� to szlachcic b�d�cy wasalem jakiego� pot�nego cesarza o imieniu Karol Wielki. Nie by�o sensu zwleka� d�u�ej. Po raz ostatni pomy�la�em o biednym Pentoserze, kt�ry tam na orbicie musia� si� wci�� zamartwia� z mojego powodu. Sprawdzi�em czy zabra�em ze sob� ca�y zminiaturyzowany arsena� i opu�ci�em ju� na dobre kapsu��. Ukryta w grocie i pod ga��ziami by�a prawie niewidoczna. Musia�bym mie� piekielny niefart, �eby kto� si� na ni� nadzia� Wtedy zreszt� w��czy si� jej pole ochronne. Odnios�em mojego pielgrzyma do traktu i tam dopiero zarzuci�em na siebie jego p�aszcz i sanda�y, pozostawiaj�c mu jedynie rodzaj kr�tkiej tuniki. Nast�pnie poszed�em traktem w kierunku miasta o nazwie Pary�. Wed�ug informacji uzyskanych od Eudesa, cesarz, kt�ry tam rezydowa� zdoby� swoj� renom� w wojnach z niewiernymi zza g�r. Bro� tych ludzi nie wygl�da�a gro�nie. Elita ich wojska sk�ada�a si� z rycerzy walcz�cych na ro�lino�ernych zwierz�tach zwanych rumakami. W tym miejscu nasz�y mnie mi�e my�li o facetach, kt�rzy uczyli mnie jazdy na przedziwnych zwierz�tach. Szed�em tak sobie do�� d�ugo nie dostrzegaj�c niczego interesuj�cego. Wydawa�o mi si� jedynie, �e okolica staje si� coraz mniej dzika. Gdzieniegdzie dostrzega�em ju� male�kie poletka uprawne lub niewielkie sady poro�ni�te pn�czami. Raz zauwa�y�em rolnika zaj�tego �cinaniem grubych pa�ek z�otawej trawy. Droga by�a bardzo �le utrzymana i nogi wkr�tce zacz�y mi dawa� zna� o sobie. Nie by�em przyzwyczajony do tego rodzaju d�ugich marsz�w. Zbli�a�em si� do male�kiego zagajnika gdy us�ysza�em za sob� odg�osy galopu i szczek obijaj�cych si� o siebie kawa�k�w metalu. Obejrza�em si� za siebie i dostrzeg�em wielkie zwierz� na kt�rym galopowa� jaki� cz�owiek ubrany w metalowy skafander. Je�dziec i rumak p�dzili na mnie wzniecaj�c burz� kurzu. Na wszelki wypadek wskoczy�em do rowu trzymaj�c r�k� na kolbie paralizatora ukrytego w skafandrze. Najwyra�niej mia�em do czynienia z jednym z owych rycerzy. Ten za� nie zwraca� na mnie �adnej uwagi. Obejrza�em go sobie dok�adnie zanim mi znikn�� zupe�nie z oczu. Pod pokryw� jego kasku, podtrzymywan� przez sk�rzany pasek, zobaczy�em jasn� twarz z blond w�sikiem. Cz�owiek trzyma� w prawej r�ce d�ug� drewnian� tyk� zako�czon� czym� w rodzaju sztyletu. U boku dynda�a metalowa rura, skrywaj�c bez w�tpienia rodzaj miecza. D�ugie metalowe buty zako�czone by�y w okolicach pi�ty igie�kami, kt�rych u�ywa� do pop�dzania swojego rumaka. Lew� r�k� trzyma� lejce po��czone metalow� poprzeczk� w pysku zwierz�cia. Ca�o�� nie wygl�da�a zbyt zab�jczo. Troch� uspokojony uda�em si� w dalsz� drog�. W miar� marszu zaczyna�em kojarzy� nazwy, kt�re przekaza� mi m�j aparat lingwistyczny. Metalowe przykrycie na g�owie rumaka nazywa�o si� tu ko�pakiem. Igie�ki na pi�tach to ostrogi, a tyka nosi�a nazw� lancy. Na kasku chwia� si� grzebie� i kolorowe tyczki, kt�re z niego wystawa�y. Spe�nia�y funkcj� czysto ozdobn� i nie by�y antenami jak mo�na by�o s�dzi� na pierwszy rzut oka. Kiedy doszed�em w ko�cu na skraj lasku pos�ysza�em ponownie brz�k �elastwa. M�j rycerz walczy� z dwoma swoimi kolegami, kt�rzy wyra�nie traktowali go bardzo surowo. Z wyra�nym trudem utrzymywa� si� jeszcze w polu i wynik tej walki by� wed�ug mnie przes�dzony. Moj� s�abo�ci� by�a sk�onno�� do male�kich bijatyk. Tym razem r�wnie� nie zastanawia�em si� zbyt d�ugo. Ostro�nie zbli�y�em si� do jednego z koleg�w i str�ci�em go na ziemi� za pomoc� mojego patyka. Nie mia�em ju� �adnych w�tpliwo�ci. Ci ludzie byli prawdziwi. Wypu�ci�em moj� bro�, gdy� zaczepi�a si� na nodze przeciwnika i chwyci�em jego miecz, kt�ry wypad� mu z r�ki. Rycerz zachowywa� si� dziwnie. Zamiast wsta� i walczy� le�a� nosem w ziemi i wydawa� si� niezdolny do �adnego ruchu. Dalszy ci�g zamarkowa�em. Uda�em, �e kilka razy porz�dnie mu do�o�y�em p�azem po g�owie i �ebrach, a naprawd� to waln��em mu seri� z paralizatora, po kt�rej musia� mie� do�� na �adnych par� godzin. Moje dzia�anie zmusi�o jego koleg� do g��bokiej refleksji. Tym bardziej, �e teraz mia� mn�stwo k�opot�w z powstrzymaniem furii przeciwnika. Po kilku sekundach zawin�� si� i zacz�� ucieka�. Nie czeka� na okazj� do wykazania si� tak niedawn� odwag�. Zosta�em sam na sam ze swoim protegowanym. - Wielkie dzi�ki, m�j panie - odezwa� si�. - To dla mnie wielki honor by� d�u�nikiem tak wspania�ego �o�nierza. Kln� si�, ze trzeba mie� nie lada odwag�, �eby zaatakowa� go�ymi r�kami rycerza w pe�nej zbroi. Nazywam si� Huon z Bordeaux... - to m�wi�c, wyci�gn�� na powitanie r�k�. - Bracie... - wybe�kota�em niepewnie - jestem tylko zwyk�ym p�tnikiem w drodze do Opactwa Cluny. B�g nakazuje pomaga� bli�nim w potrzebie. To w�a�nie uczyni�em i nie nale�y mi si� nic w zamian. Nazywam si� Aucassin z Sernes. - Jak na p�tnika �wietnie w�adasz mieczem. Ten rycerz wydaje si� by� nieprzytomny na bardzo d�ugo. M�wi�c to zeskoczy� na ziemi�, przykl�kn�� przy mojej ofierze i podni�s� do g�ry jego kask. - Na Boga! Kr�lestwo nie ma ju� nast�pcy tronu. Zabi�e� rodzonego syna cesarza. - Nie mo�e by�! Wzi��em tych dw�ch rycerzy za rozb�jnik�w pragn�cych zaw�adn�� twoj� sakiewk�... - Daj� s�owo, �e to nie twoja wina. Jecha�em odda� cze�� mojemu w�adcy. W pa�acu jego syn wszcz�� ze mn� k��tni�, twierdz�c, �e m�j ojciec ukrad� niegdy� koronie trzy zamki. Chcia� si� na mnie za to zem�ci�, ale na szcz�cie cesarz Karol rozkaza� mu pu�ci� mnie i pozwoli� mi spokojnie odjecha� do moich d�br. Nie chcia� widocznie, aby m�wiono, �e na dworze cesarskim pozwolono na zamordowanie wasala. Pozwolono mi wi�c odjecha�. Ten zdrajca z�ama� s�owo cesarza i zaczai� si� tu na mnie. Bez twojej pomocy zgin��bym. - O ja biedny - wykrzykn��em zas�aniaj�c sobie twarz kapturem - co teraz poczn�? Cesarz nie daruje rni, kiedy si� dowie co zrobi�em. - M�j panie, nie zostawi� ci� bez opieki. P�jd� ze mn� do moich d�br. A tam, przysi�gam ci na �wi�te relikwie, ja i moi baronowie staniemy w twojej obronie. - Taki pech. Mia�em nadziej� dowiedzie� si� mn�stwa rzeczy od �wi�tych mnich�w z Cluny. Potem chcia�em odwiedzi� dw�r Karola Wielkiego. M�wi�, �e jego astronomowie posiadaj� olbrzymi� wiedz�. No i czy� ten w�adca nie jest najpot�niejsz� istot� na �wiecie? - Biedaku! Wygl�da na to, �e nie masz zielonego poj�cia o sprawach tego �wiata. Cesarz i ksi��� Naime ciesz� si� z pewno�ci� olbrzymi� s�aw� zwi�zan� z ich wyczynami na wojnach z niewiernymi. Mnisi s� �wi�tymi, ale ich w�adza duchowa i pot�ga Karola s� �mieszne w por�wnaniu z magi� prawdziwego w�adcy tej wyspy. Nikt nie �mie si� z nim r�wna�. - A kt� to taki? - Gnom Oberon. Mag. Kr�l elf�w, kt�ry mo�e wszystko. Jest to najwspanialszy cz�owiek. Po Jezusie. Nikt nie mo�e ukry� przed nim swoich my�li. Sam umie przenie�� si� tam gdzie tylko tego zapragnie. Nawet zwierz�ta i ptaki uznaj� jego wy�szo�� nad sob�. No i jego �piew - por�wna� go tylko mo�na z niebia�skimi pieniami anio��w. - Aaa, on. S�ysza�em wiele o tym cudownym gnomie, ale s�dzi�em, �e to legenda. Huon wyda� si� lekko przestraszony moimi s�owami. - Wasalu - krzykn�� - znasz nasz j�zyk, ale m�wisz jak obcy. Wiedz, �e Oberon s�yszy ka�de twoje s�owo i �e nikt nie mo�e uj�� jego zem�cie. Niegdy� pom�g� mi w ci�kiej potrzebie i mog�em naocznie przekona� si� o jego sile. Jestem twoim d�u�nikiem, ale b�dziesz musia� uwa�a�, �eby w mojej obecno�ci nie obra�a� tego pot�nego maga. - Nie mia�em takiego zamiaru. Ca�kowicie polegam na twoich s�owach. - Skoro mi ufasz, to jed� ze mn� do Bordeaux. Mo�e spotkamy po drodze tego, kt�ry wie wszystko i kt�ry, by� mo�e, raczy zechcie� ci� o�wieci�. Przede wszystkim musimy st�d odjecha�. Cesarz z pewno�ci� wy�le swoich rycerzy na poszukiwanie syna i nie chcia�bym by� w twojej sk�rze, gdyby ci� tu przy�apali. M�wi�c to Huon dosiad� ponownie swojego wierzchowca. Ja zadowoli�em si� zwierz�ciem rycerza, kt�ry le�a� wci�� na ziemi. Strzemi� w strzemi� ruszyli�my na po�udnie. Dzi�ki szkoleniu w Kalapolu udawa�o mi si� jako� zachowa� twarz w obecno�ci naprawd� do�wiadczonego je�d�ca. Po kr�tkim czasie mog�em ju� nawet zacz�� my�le�, a nie tylko stara� si� kurczowo utrzyma� w siodle. M�j towarzysz wyprzedzi� mnie jednak o kilka d�ugo�ci i nie mog�em powstrzyma� si� od uczucia zazdro�ci na widok swobody, z jak� trzyma� si� w siodle. Bez niego z pewno�ci� pogubi�bym si� na tych w�skich le�nych dr�kach. Dopiero teraz zacz�� do mnie dociera� sens s��w Huona. By�o dla mnie rzecz� zupe�nie jasn�, �e ten s�ynny czarodziej nie by� �adnym magiem. Oberon musia� posiada� spor� wiedz� techniczn�, za pomoc� kt�rej omamia� tych niezbyt cywilizacyjnie rozwini�tych ludzi. Je�eli naprawd� m�g� si� przenosi� z miejsca na miejsce to mog�o to znaczy�, �e zna� sztuk� teleportacji. Chyba �e po prostu zbudowa� sobie jaki� helikopter czy samolot. Skoro ob�askawia� zwierz�ta i ptaki, to znaczy�o dla mnie, �e stosowa� hipnoz�. Najbardziej niepokoi�o mnie stwierdzenie, �e nikt nie m�g� ukry� przed nim swoich my�li. Ten karze� musia� z pewno�ci� posiada� wyj�tkowe zdolno�ci telepatyczne i zaczyna�em si� zastanawia� czy b�d� w stanie mu si� oprze�. Wszystko to sk�ada�o si� na bardzo niepokoj�cy obraz, bo �wiadczy�o o istnieniu wysoko rozwini�tej technologii przynajmniej w kr�gach w�adzy, przy zupe�nie feudalnym stopniu rozwoju zwyk�ych mieszka�c�w planety. By�em pewien, �e ten s�ynny cesarz nie przedstawia� dla mnie �adnego niebezpiecze�stwa. Poza tym, wbrew temu co my�la� Huon, wcale nie zabi�em jego syna, kt�ry wkr�tce powinien zupe�nie przyj�� do siebie. Pomy�li z pewno�ci�, �e pad� ofiar� tajemnych mocy i b�dzie szeroko rozpowszechnia� t� wersj�. Nie jest przecie� dyshonorem dla rycerza ulec magii. Mog�o to odnie�� ten pozytywny skutek, ze inni rycerze dwa razy si� zastanowi� zanim zdecyduj� si� mnie zaatakowa�. T� jedn� spraw� mia�em jakby za�atwion�. Natomiast pozostawa� Oberon. M�g� by� niebezpieczny, musia�em za wszelk� cen� spotka� si� z nim. Czu�em, �e tylko on mo�e przedstawi� mi prawdziwy obraz tej planety. Najpro�ciej by�o pogada� na ten temat z moim towarzyszem. W tym celu jednak musia�em go dogoni�. Tylko �e droga by�a szalenie w�ska, a moje umiej�tno�ci je�dzieckie zupe�nie �wie�e. Ga��zie drzew ci�y mnie po twarzy. Ociera�em si� o pnie drzew. A i tak nie by�em w stanie dogoni� go cho�by o centymetr. Z desperacj� postanowi�em, �e kiedy tylko droga zrobi si� szersza dam swojemu wierzchowcowi mocn� ostrog�. Mo�e nie spadn�. Okazja nadarzy�a si� prawie natychmiast. Spi��em zwierz� i przeszed�em w galop. Rzeczywi�cie zaczyna�em dogania� Huona. Tylko �e on pomy�la� sobie, �e chc� si� z nim �ciga�. Odezwa�a si� w nim �y�ka sportowca i spi�� konia uciekaj�c mi skutecznie mimo moich rozpaczliwych krzyk�w, �eby zaczeka�. Ta gra ci�gn�a si� dobrych par� minut. Za ka�dym razem pozwala� mi si� prawie do�cign�� i dopiero wtedy si� oddala�. To co musia�o si� zdarzy�, przytrafi�o mi si� ju� po kilku minutach tej zabawy. Nie zauwa�y�em wystaj�cej ga��zi, kt�ra wysadzi�a mnie z siod�a. Na szcz�cie spad�em na gruby mech i niezbyt si� pot�uk�em. Nawet si� nie pobrudzi�em, nie licz�c oczywi�cie plamy na honorze. Huon na szcz�cie wkr�tce domy�li� si� przyczyn mojej przeci�gaj�cej si� nieobecno�ci i zawr�ci� swojego wierzchowca. Akurat uda�o mi si� stan�� na nogi i stwierdzi�, �e nic mi si� nie sta�o, kiedy si� wreszcie zjawi�. - Widz� m�j panie, �e sztuka wolty�erki nie ma przed tob� tajemnic. A szkoda, bo zapowiada� si� wspania�y wy�cig - stwierdzi� �miej�c si� do rozpuku. Zaraz jednak zeskoczy� na ziemi� i widz�c, �e nic mi si� nie sta�o, odpi�� od siod�a buk�ak. - Masz. Napij si� troch� tego �wietnego wina z Bordeaux. To ci� powinno postawi� na nogi lepiej ni� wszystkie zio�a �wiata. Wr�ci�em ju� zupe�nie do siebie i uda�em, �e pij� spory �yk z ofiarowanej mi flaszki. Odda�em mu j� i on z kolei poci�gn�� z niej wielkiego �yka. - Dzi�kuj� ci, szlachetny panie - stwierdzi�em kurtuazyjnie - to mi z pewno�ci� pomo�e. - Kiedy tylko poczujesz si� w formie mo�emy si� �ciga� dalej. - Wcale nie mia�em takiego zamiaru, przyjacielu. Daleko mi do twoich umiej�tno�ci w sztuce je�d�enia wierzchem. Pragn��em tylko dojecha� do ciebie, �eby porozmawia� o tym s�ynnym karle, kt�rego w�adza jest tak pot�na. Pochodz� z male�kiej wioski i te wszystkie cudowno�ci na jego temat nie zd��y�y jeszcze dotrze� do moich uszu. Czy wiesz mo�e, gdzie on mieszka? - Dalib�g, ma�o jest os�b, kt�re mog�yby ci odpowiedzie� na to pytanie. Cudowny karze� raczy� wiele razy wyci�gn�� do mnie swoj� pomocn� d�o�, niech b�dzie b�ogos�awiona jego �askawo��. Obdarzy� mnie swoim zaufaniem i zechcia� wyzna�, �e zamieszkuje w Monmurze, w mie�cie chmur. Zwykle unosi si� w powietrzu popychane wiatrami, cz�sto osiada ono w g�rach dziel�cych na dwie cz�ci nasz� wysp�. - Rozumiem... A wi�c nikt nie sk�ada� mu wizyt? - Nic o tym nie wiem. Oberon wie wszystko i pojawia si� przed ludzkimi oczyma, kiedy uzna to za stosowne. - I nigdy nie wtr�ca� si� w sprawy cesarza Karola? - Dalib�g, nigdy. Karol Wielki wojuje do woli, �eby zdoby� jeszcze wi�ksz� s�aw�. Oberon nigdy nie stara si� w to ingerowa�, chyba �e chce naprawi� jakie� ra��ce niesprawiedliwo�ci. A wtedy nikt nie �mie mu si� sprzeciwi�. - S�dzisz, �e b�d� m�g� go kiedy ujrze�? - Nikt nie mo�e go spotka� bez jego zgody. - Nawet wspinaj�c si� na szczyt tych g�r o kt�rych m�wi�e�? - Straci�by� tylko sw�j czas. Czary Oberona pozwalaj� stworzy� na drodze takiego �mia�ka tysi�ce przeszk�d nie do przebycia. - Szkoda. Z przyjemno�ci� bym z nim porozmawia�. Jego wiedza musi by� niezmierzona. Powiedz mi jeszcze jedno: ilu poddanych liczy sobie cesarstwo? - Niewielu. Ma ono pi�kne miasta, ale kiedy w�adca rozsy�a wici i wasale stawiaj� si� na wypraw�, jest nas zaledwie z dziesi�� tysi�cy. Na szcz�cie niewiernych jest mniej wi�cej tyle samo. Ale pytasz mnie o dziwne rzeczy. Czy�by� nie wiedzia� i tego? Pytanie by�o z gatunku najbardziej k�opotliwych. Co by si� sta�o, gdyby Huon zacz�� nagle podejrzewa�, �e jestem szpiegiem niewiernych? Na szcz�cie uda�o mi si� unikn�� k�opot�w w do�� zaskakuj�cy spos�b. W�a�nie szed�em w stron� swojego wierzchowca udaj�c, �e nie zrozumia�em pytania, kiedy ujrza�em w rosn�cych opodal krzakach jak�� szalenie ekstrawaganck� istot�. Wyobra�cie sobie kar�a cudownej urody, ubranego w szykowne brokaty, pojawiaj�cego si� ni st�d ni zow�d w sercu lasu. Na g�owie mia� koron�, a w r�ku �uk. Ko�ciany r�g wisia� na szyi. Co najdziwniejsze, stw�r ten wydawa� si� unosi� kilka centymetr�w nad ziemi�. Mia�em to, czego chcia�em. Ten kt�rego tak pragn��em ujrze� wyszed� mi na spotkanie. - Oberon - wyszepta� Huon z nabo�n� czci�. - Dzi�ki niech ci b�d� dane, Kr�lu Faun�w... Z tymi s�owy rzuci� si� na kolana. Karze� odpowiedzia� mu zaledwie lekkim skinieniem g�owy. Wydawa� si� by� zainteresowany jedynie moj� skromn� osob� i musz� przyzna�, �e niezbyt pewnie si� czu�em pod jego spojrzeniem. Dopiero kiedy dotkn��em r�k� kolby mojego paralizatora poczu�em si� odrobin� pewniej. Czym by�a ta istota? Intruzem z odleg�ej galaktyki? A mo�e po prostu cz�owiekiem z lekko przesadn� sk�onno�ci� do wiedzy o m�zgu i materii? Mo�e jego wygl�d by� jedynie z�udzeniem? Mo�e jedynie maskowa� jego prawdziw� natur�? Gor�czkowo sprawdza�em lew� r�k� r�ne instrumenty, �eby dowiedzie� si� o nim czego� wi�cej. Czarownik nie robi� wra�enia przej�tego moj� dzia�alno�ci�. Kr��y� wok� nas z lekkim u�mieszkiem na ustach, podczas gdy nasze wierzchowce r�a�y rado�nie na jego widok. Nagle zatrzyma� si� i zacz�� gra� na rogu, lecz jego d�wi�k przypomina� bardziej g�os fletu. By�a to pi�kna muzyka i musia�em przyzna�, �e mi si� naprawd� podoba. Zdziwi�em si� dopiero, kiedy zobaczy�em, ze Huon i wierzchowce zacz�y ta�czy� w jej rytm. Przyznaj�, �e sam te� odczuwa�em lekk� potrzeb� przytupywania, ale by� to jedyny zauwa�alny efekt wp�ywu tej magii na moj� osob�. Karze� z niezm�conym spokojem przyj�� ten fakt do wiadomo�ci i przerwa� sw�j koncert. Przybli�y� si� do mnie i odezwa� melodyjnym g�osem. - Witajcie, rycerze, kt�rzy przechodzicie przez m�j las. Zaklinam was, �eby�cie odpowiadali na moje pytania. - Witaj Panie - odpar�em kurtuazyjnie. - Zaledwie przed kilku minutami wyrazi�em ch�� spotkania ciebie i oto ju� si� pojawi�e�. Jestem zaszczycony... M�wi�c to zerkn��em ponownie na moje rozliczne miniatury instrument�w, co przekona�o mnie jedynie, ze lokalne pole radioaktywne nie uleg�o najmniejszej zmianie. - Dzi�kuj� ci wasalu za grzeczn� odpowied�. Tak si� sk�ada, �e i ja jestem szalenie ciekaw twojej osoby. Powiadomiono mnie, �e pokona�e� syna cesarza i w czasie walki mocno go poturbowa�e�. Mog�em jednak stwierdzi�, ze nie pos�u�y�e� si� w tym celu �adn� ze znanych sztuk walki, ale magicznym zakl�ciem. Jak ju� wiesz, sarn jestem pot�nym magiem i z przyjemno�ci� chcia�bym si� z tob� zmierzy�, �eby por�wna� nasz� wiedz�. - Taka propozycja to dla mnie wielki honor. Przyznaj�, �e mam pewne umiej�tno�ci w dziedzinie magii, ale jestem pewien, �e moja wiedza nie mo�e si� r�wna� twojej. Zreszt� nie mam najmniejszego zamiaru komukolwiek szkodzi�. - Jestem o tym przekonany... Ale dalej mam zamiar podda� ci� pr�bie. Twe my�li s� dla mnie nieprzeniknione. Ju� to samo jest wyczynem wielkiej klasy, ale nie wiem przez to, sk�d przybywasz i jakie masz zamiary. Cesarz z kolei jest szalenie niezadowolony z przygody swego syna i pragnie, �ebym ci� ukara�. B�dziesz musia� wi�c - chcesz czy nie chcesz - przej�� wiele pr�b i zobaczymy, jak sobie dasz z nimi rad�. Przyznaj�, �e intrygujesz mnie bardzo, ale ja r�wnie� nie pragn� wyrz�dzi� ci krzywdy. Je�eli masz wi�c czyste serce to z pewno�ci� dasz sobie rad� z przeszkodami, kt�re napotkasz na swojej drodze. Potem spotkamy si� ponownie. Z tymi s�owy stw�r oddali� si� i znikn�� w krzakach, sprawiaj�c wra�enie, �e si� po prostu rozp�yn�� w powietrzu. No i masz - pomy�la�em. - Zn�w jakie� testy. Tym razem b�d� musia� jednak mocno si� stara�, �eby im podo�a�. Ten Oberon wydawa� si� dysponowa� wiedz� na najwy�szym poziomie. Jego nag�e pojawienie si� i znikni�cie dawa�o si� wyt�umaczy� tylko istnieniem w pobli�u przeka�nika materii, a takich urz�dze� nie mieli�my jeszcze w naszej Federacji. ROZDZIA� III Ca�a ta rozmowa nie us