2715

Szczegóły
Tytuł 2715
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2715 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2715 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2715 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ORSON SCOTT CARD Chaos WST�P Pomi�my kwesti�, dlaczego kto� w og�le staje si� pisarzem. Sama arogancja wiary, �e inni ludzie powinni p�aci� za czytanie naszych s��w, dowodzi, �e my, pisarze, nie nadajemy si� do �ycia w przyzwoitej spo�eczno�ci. Jednak niewiele jest spo�eczno�ci wynagradzaj�cych skromno�� i pogardzaj�cych tymi, kt�rzy wpychaj� si� w �wiat�o reflektor�w. Natomiast wszystkie ludzkie spo�eczno�ci t�skni� za tymi, co opowiadaj� historie; a tych, kt�rych historie lubimy, sk�onni jeste�my dobrze wynagradza�. R�wnocze�nie ci, co opowiadaj�, bez przerwy na nowo okre�laj� i definiuj� spo�ecze�stwo. A spo�ecze�stwo p�aci nam za k�sanie r�ki, kt�ra karmi. Jeste�my ptakami, kt�re niszcz� i na nowo odbudowuj� ka�de gniazdo na drzewie. Dlatego zapomnijmy o pytaniu, czemu zosta�em pisarzem. Zamiast niego zadajmy �atwiejsze: dlaczego postanowi�em pisa� science fiction? Prosta odpowied� brzmi, �e wcale nie postanowi�em. Niekt�rzy rodz� si� do fantastyki, inni wybieraj� fantastyk�, a jeszcze innym fantastyka zostaje wmuszona. Ja nale�� do tej trzeciej kategorii. Z wyboru by�em dramatopisarzem. Owszem, zacz��em studiowa� archeologi�, jednak szybko odkry�em, �e by� archeologiem niekoniecznie oznacza by� Thorem Heyerdahlem czy Yigaelem Yadinem. Oznacza raczej sortowanie o�miu miliard�w skorup. Oznacza przesypywanie g�ry �y�eczk� do herbaty. Kr�tko m�wi�c, oznacza prac�. A zatem nie jest to dziedzina dla mnie. W czasie dw�ch semestr�w, jakie zaj�o mi dokonanie tego odkrycia, wys�ucha�em czterech wyk�ad�w o teatrze na ka�dy wyk�ad z archeologii, i w�a�nie w teatrze sp�dza�em wi�kszo�� czasu. Ucz�szcza�em do szko�y Brighama Younga, wi�c zanim jeszcze rozpocz��em studia, bra�em udzia� w uniwersyteckich zaj�ciach teatralnych. Przez wszystkie lata studi�w zajmowa�em si� produkcj� i wyst�powa�em na scenie. Jako aktor nie osi�gn��em wiele - by�em zbyt intelektualny, nie potrafi�em w dostatecznym stopniu wykorzystywa� cia�a, na scenie nie wypada�em wi�c swobodnie. Ale �e �wietnie czyta�em na przes�uchaniach, stale dostawa�em role. I kiedy zrezygnowa�em z archeologii, teatr na mnie czeka�. Po raz pierwszy �wiadomie podj��em decyzj� opart� na mojej autobiografii. Zamiast analizowa� swoje uczucia (kt�re i tak zmienia�y si� co godzina) albo uk�ada� �mieszn� list� "za" i "przeciw", kt�ra zawsze wydaje si� taka racjonalna, po prostu spojrza�em na kilka ostatnich lat �ycia. Przekona�em si�, �e jedyne, do czego stale wraca�em, nie dbaj�c, czy przyniesie mi jak�kolwiek korzy��, to teatr. Zmieni�em wi�c kierunek studi�w, w ten spos�b okre�laj�c w�asn� przysz�o��. Pierwszym skutkiem tej decyzji by�a utrata stypendium. Studiowa�em na Uniwersytecie Brighama Younga z pe�nym stypendium prezydenckim - czesne, ksi��ki, mieszkanie. Musia�em jednak utrzymywa� wysok� �redni�, co wprawdzie by�o �atwe w przedmiotach naukowych, ale diabelnie trudne w subiektywnym �wiecie sztuki. Sprawa by�a wyj�tkowa - �aden z prezydenckich stypendyst�w nie zajmowa� si� dot�d sztuk�, nie istnia� wi�c mechanizm przeliczania subiektywnych ocen. Je�li pracowa�em ile si� nad tematem akademickim, dostawa�em bardzo dobry. Kropka. �adnych problem�w. Ale pracuj�c nad sztuk� mog�em zaharowa� si� na �mier�, stara� si� ze wszystkich si�, a mimo to otrzyma� dostateczny, poniewa� wyk�adowca nie zgadza� si� z moj� interpretacj�, nie odpowiada�o mu moje rozegranie akcji albo zwyczajnie mnie nie lubi� i kto zechcia�by si� k��ci�? Nie by�o w tym nic mierzalnego. Zatem studia artystyczne kosztowa�y mnie sporo pieni�dzy. Nauczy�y te�, �e nie da si� zadowoli� krytyka, kt�ry postanowi� nie lubi� twojego dzie�a. Musia�em starannie dobiera� wyk�adowc�w albo godzi� si� na z�e oceny. Robi�em jedno i drugie. Ale je�li nie pracowa�em dla stopni i nie pr�bowa�em zmieni� si� tak, by pasowa� do z g�ry przyj�tych przez wyk�adowc�w za�o�e�, jakie powinno by� moje dzie�o, to, nad czym w�a�ciwie pracowa�em? Odpowied� u�wiadamia�em sobie stopniowo, ale kiedy ju� j� zrozumia�em, nigdy si� nie cofn��em. Odrzuci�em sugesti� jednego z profesor�w literatury, �e cz�owiek powinien pisa� dla siebie. Jego zachowanie by�o oczywistym zaprzeczeniem wznios�ej idei "tworz� dla siebie i dla Boga". Przez p� �ycia wciska� swoje teksty ka�demu, kto tylko zechcia� je przeczyta� albo wys�ucha�. Cz�owiek ten u�wiadomi� mi to, czego sam si� ju� domy�la�em: sztuka to dialog z publiczno�ci�. Jedynym powodem tworzenia sztuki jest przedstawienie jej innym ludziom; a przedstawia si� j� innym ludziom po to, by ich zmieni�. To, co tworz�, musi zmienia� �wiat, uzna�em, inaczej nie warto si� tym zajmowa�. W ci�gu roku od uzyskania dyplomu pisa�em sztuki. Nie planowa�em tego. Nie uznawa�em pisania za spos�b zarabiania na �ycie. W mojej rodzinie pisanie by�o czym�, co si� po prostu robi. Tato cz�sto kupowa� "Writer's Digest"; par� razy, jako nastolatek, bra�em udzia� w ich konkursach. G��wnie jednak uwa�a�em, �e pisanie to skecze i obrazki w szkole albo przy ko�ciele - mormoni zawsze cenili teatr. Pisanie oznacza�o te�, �e mog�, je�li tylko mam jakie� poj�cie o temacie, bez wi�kszego k�opotu stworzy� prac� egzaminacyjn�. Ale to przecie� nie zaw�d. Jako pocz�tkuj�cy re�yser prze�y�em frustracje zwi�zane z realizacj� nieodpowiednich scenariuszy. Kiedy asystowa�em przy studenckiej produkcji kwiat�w dla Algernona, znalaz�em w ko�cu profesora - re�ysera - kt�ry przyzna� mi racj�: drugi akt by� straszny. Czyta�em opowiadanie i zachwyci�o mnie, dlatego tak mocno by�em rozczarowany b��dnymi wyborami, jakich dokona� autor adaptacji. Za zgod� re�ysera wr�ci�em do domu i napisa�em drugi akt na nowo. Wykorzystali�my moj� wersj�. Mniej wi�cej w tym samym czasie (tak mi si� wydaje) ucz�szcza�em na zaj�cia z interpretacji, obejmuj�ce te� teatr czytelnika. Podoba�a mi si� koncepcja ogo�ocenia sceny i pozwolenia aktorom - w zwyk�ych ubraniach, bez przygotowania - na odegranie historii przed publiczno�ci�. W ramach zaj�� napisa�em adaptacj� Tell Me that You Love Me, Junie Moon Marjorie Kellogg. Uwielbia�em t� ksi��k�, a adaptacja by�a (i wci�� jest) jednym z moich najlepszych utwor�w, poniewa� zachowuje zar�wno fabu��, jak i ostry styl pisania. Poprosi�em o zgod� na re�yserowanie przedstawienia. Odpowiedziano mi, �e na interpretacji nie przewiduje si� re�yserowania przez student�w. Tylko na jednych zaj�ciach uczniowie mog� re�yserowa� sztuk�, odby�em ju� te zaj�cia, zaliczy�em na dostateczny i to wszystko. Ale to nie by�o wszystko. M�j wyk�adowca, Preston Gledhill, okaza� zrozumienie, nagi�� troch� przepisy i dosta�em swoje przedstawienie: dwie noce w Teatrze Eksperymentalnym, gdzie robi�em teatr czytelnika tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Publiczno�� �mia�a si� w odpowiednich miejscach. Szlochali na ko�cu. Oklaski na stoj�co by�y zas�u�one. Aktorzy do dzi� pami�taj� - ja r�wnie� - �e stworzyli�my co� niezwyk�ego. Owszem, wykorzysta�em cudz� opowie��, ale ta studencka produkcja po raz pierwszy przekona�a mnie, �e potrafi� stworzy� scenariusz i przedstawienie, kt�re publiczno�� przyjmie do siebie. Zmieni�em ludzi. Po tych dw�ch udanych adaptacjach postanowi�em na powa�nie spr�bowa� dramatopisarstwa. Charles Wnitman, w tamtych czasach (p�ne lata sze��dziesi�te) ulubieniec student�w, wyk�ada� te� dramatopisarstwo i by� gor�cym entuzjast� teatru mormo�skiego. Uwa�a�, �e zajmuj�cy si� teatrem m�odzi mormoni powinni tworzy� sztuki dla w�asnej spo�eczno�ci. Zgadza�em si� z nim - i wci�� si� zgadzam. Nigdy nie przesta�em tworzy� mormo�skich sztuk, cz�sto daj�c im pierwsze�stwo przed bardziej widoczn� i lukratywn� karier� "w �wiecie". Wyk�ady Whitmana otworzy�y �luz�: napisa�em kilkana�cie sztuk. Pr�bowa�em swych si� w realizmie, komedii, dramacie wierszem, jednoakt�wkach - we wszystkim, co nie ucieka�o na drzewo i pozwoli�o si� pisa�. Adaptowa�em opowie�ci z historii mormon�w i z Ksi�gi Mormona; wykorzystywa�em historie z �ycia w�asnego i rodzic�w. A przez ca�y ten czas wci�� uwa�a�em si� g��wnie za aktora i re�ysera. Z faktu, �e pisa�em wiele sztuk, nie wynika jeszcze, �e by�em dramatopisarzem. Projektowa�em te� kostiumy, robi�em charakteryzacje, budowa�em dekoracje. Nie zajmowa�em si� �wiat�em z tego tylko powodu, �e cierpia�em na zdrowy l�k przestrzeni. Nie, nie by�em dramatopisarzem, by�em teatralnym cz�owiekiem do wszystkiego. �wiadom� decyzj� o pisarstwie podj��em jednak dopiero pewnego dnia, kiedy z grup� koleg�w siedzieli�my na Wydziale Teatralnym - chyba by�o to jakie� zebranie, ale nie pami�tam. Mijaj�cy nas przypadkiem profesor zwr�ci� si� do mnie: "A wi�c chcesz zosta� dramatopisarzem?" Co� w tych s�owach mnie urazi�o. Pomy�la�em, �e stworzy�em z tuzin sztuk wystawianych przy pe�nej sali. By�em pisarzem w takim samym stopniu, w jakim on by� aktorem, re�yserem czy nauczycielem - poniewa� spr�bowa�em tego i zdo�a�em usatysfakcjonowa� publiczno��. Odpowiedzia�em wi�c do�� ch�odnym tonem: ,,Nie chc� by� dramatopisarzem. Ja jestem dramatopisarzem". Wkr�tce potem odbywa�y si� akurat jego zaj�cia i wobec ca�ej grupy nawi�za� do naszej rozmowy. "Niekt�rzy z was zostan� aktorami, niekt�rzy re�yserami, a niekt�rzy dramatopisarzami", powiedzia�. Po czym wskaza� mnie palcem. "Z wyj�tkiem tego oto Scotta Carda, kt�ry ju� jest dramatopisarzem". Wszyscy si� �miali. Drwina, jak� - zdawa�o mi si� - us�ysza�em w jego g�osie, rozgniewa�a mnie i rozczarowa�a. Potem dowiedzia�em si�, �e ten komentarz mia� wyra�a� szacunek; p�niej pracowali�my razem nad kilkoma projektami. Wtedy jednak odbiera�em wszystko z paranoj� typow� dla przeczulonych, dojrzewaj�cych ch�opc�w. Uzna�em jego s�owa za wyzwanie. Rozmy�la�em o nich przez kilka dni. Tygodni. W ko�cu doszed�em do wniosku, �e przecie� jestem dramatopisarzem, a wszystkie inne zaj�cia teatralne s� nieistotne. Mog�em osi�gn�� w nich sukces lub ponie�� pora�k�, ale nie zrobi�oby to wielkiej r�nicy - moja przysz�o�� wi�za�a si� z pisarstwem. Przeskocz� teraz kilka lat. Lat, w czasie kt�rych zorganizowa�em zesp� teatralny, kt�ry - w pewnym sensie - odni�s� wielki sukces. Jednak po tych kilku latach mia�em dwadzie�cia tysi�cy dolar�w d�ug�w przy pi�ciu tysi�cach dolar�w rocznego dochodu. Moje sztuki by�y popularne, jednak b��dne decyzje finansowe - moje decyzje, musz� zaznaczy� - doprowadzi�y do katastrofy. Rozwi�za�em zesp� i powinienem wtedy og�osi� bankructwo firmy i w�asne. Zamiast tego postanowi�em wszystko sp�aci�. Jak? Moje dochody jako redaktora w wydawnictwie Uniwersytetu Brighama Younga nie wystarcza�y, �eby znacz�co zmniejszy� kwot� zad�u�enia. Musia�em zarobi� jakie� dodatkowe pieni�dze. W jaki spos�b? Potrafi�em tylko pisa�, a �e moje sztuki przeznaczone by�y dla mormo�skiej publiczno�ci, w �aden spos�b nie mog�y mi przynie�� takich zysk�w. Po prostu nie wystarczy�oby widz�w z pe�nymi portfelami. Zastanawia�em si�, czy nie pisa� dla publiczno�ci nowojorskiej, to jednak by�oby ryzykowne i wymaga�oby tak wielkich inwestycji czasowych, �e zrezygnowa�em z pomys�u. Postanowi�em pisa� beletrystyk�. W pewien spos�b by�o to r�wnie ci�kie zadanie, jak pisanie sztuk teatralnych dla ameryka�skiej publiczno�ci jako takiej. R�nica polega na tym, �e cz�owiek szybciej odkrywa, i� poni�s� kl�sk�. Mo�na przez lata wysy�a� swoje sztuki do teatr�w nowojorskich i nie osi�gn�� niczego - sko�czy� bez publiczno�ci, bez pieni�dzy i bez przysz�o�ci. A w tej samej sytuacji mo�na si� znale�� po zaledwie kilku miesi�cach rozsy�ania maszynopis�w powie�ci i opowiada�. A kiedy zastanowi�em si�, jaki typ literatury mi odpowiada, bez trudu wybra�em science fiction. Chcia�em zacz�� od opowiada�, a pod tym wzgl�dem science fiction gwarantuje najszerszy rynek. Po pierwsze dlatego, �e zarabia si� na tym niewiele, wi�c znani powie�ciopisarze trzymaj� si� zwykle z daleka, oddaj�c pole kr�tkich tekst�w nowym nazwiskom. Po drugie, poniewa� science fiction �ywi si� niezwyk�o�ci�, wi�c nowi tw�rcy s� w niej witani ch�tniej ni� gdzie indziej. Prawdziwa niezwyk�o�� wymaga geniuszu, ale jej dobrym substytutem jest niezwyk�o�� zawarta w unikalnym g�osie ka�dego tw�rcy. Kiedy wi�c autor science fiction jest r�wnocze�nie nowy i kompetentny, rozb�yskuje pozornym geniuszem i fantastyka przyjmuje go z otwartymi ramionami (inni mogliby powiedzie�, �e prze�uwa go, po�yka, a potem wymiotuje, ale takie stwierdzenie by�oby wulgarne i nieuprzejme; nie zawsze przecie� tak si� dzieje). Tak wi�c, z czysto finansowych wzgl�d�w, zad�u�ony po uszy, wybra�em science fiction. Mia�em szcz�cie i ju� drugie wys�ane opowiadanie sprzeda�o si� po kilku zaledwie pr�bach (o kt�rych opowiadam w innym miejscu), po czym zaj�o drugie miejsce w plebiscycie nagrody Hugo i zyska�o dla mnie Nagrod� Campbella dla najlepszego debiutu. Dop�ki zatem ludzie p�acili mi zapisanie science fiction, dlaczego mia�bym przesta�? To by�a barwna, dowcipna, swobodna odpowied�. A tak�e oszustwo. Poniewa� przez ca�y czas, kiedy "by�em" dramatopisarzem, pisa�em te� science fiction. Zanim stworzy�em jak�kolwiek sztuk�, w wieku szesnastu lat wpad�em na pomys� opowiadania, kt�re w ko�cu sta�o si� Gr� Endera. Chodzi�em na kursy pisarskie w BYU i chocia� mia�em do�� rozs�dku, �eby nie oddawa� SF na sprawdzianach, to sercem by�em przy historiach Worthing�w, kt�re pisa�em, zanim jeszcze wystawiono moj� pierwsz� sztuk�. Podobnie jak sztuki, moje opowiadania powstawa�y na liniowanych kartkach z ko�onotatnik�w i na pocz�tku matka przepisywa�a mi je na maszynie. Wysy�a�em je potem i jak skarb przechowywa�em wszystkie odmowy. Nie by�o ich wiele - par� opowiada�, kilka odpowiedzi. Ale mi�dzy odmowami -i mi�dzy sztukami - zajmowa�em si� literatur� z takim zapa�em, jak niczym innym w �yciu. Zostawmy wi�c dowcipne odpowiedzi i spytajmy jeszcze raz: dlaczego science fiction? Dlaczego opowiadania, jakie przychodz� mi do g�owy, zawsze nale�� do science fiction i fantasy? Nie dlatego, �e nie czyta�em nic poza SF. Wr�cz przeciwnie; kilka razy prze�y�em co prawda okres zauroczenia fantastyk�, jednak w szkole �redniej i na studiach czyta�em tylko SF i fantasy, kt�re by�o w modzie. Czyta�em Diun�, kiedy wszyscy czytali Diun�; tak samo W�adc� Pier�cieni, Fundacj�, I Sing the Body Electric i S�onecznikowe wino. R�wnocze�nie czyta�em The Wall and the White Lotus Herseya, Fountainhead Ayn Rand, Stanyan Street and Other Sorrows Roda McKuena. Do licha, czyta�em nawet Khalila Gibrana. Mo�e nie bra�em proch�w, ale te� nie by�em ca�kiem odizolowany od swojego pokolenia (na szcz�cie, zanim ukaza�a si� Mewa, zd��y�em wystarczaj�co wydoro�le�, �eby natychmiast uzna� j� za �miecie). Nigdy, ani razu, nawet przez chwil� nie my�la�em o sobie jako "czytelniku science fiction". Niekt�re fantastyczne ksi��ki by�y dla mnie objawieniem, to prawda, ale nie bardziej ni� inne - a �adna nie wywar�a takiego wp�ywu, jak Szekspir i Joseph Smith, dwaj pisarze, kt�rzy bardziej ni� ktokolwiek inny uformowali styl, w jakim my�l� i pisz�. Je�li nie by�em czytelnikiem science fiction jako takim, dlaczego impuls opowiadania historii objawi� si� u mnie w formie fantastyki? My�l�, �e z tej samej przyczyny, dla kt�rej impuls pisania sztuk zawsze wyra�a� si� w tre�ciach przeznaczonych dla publiczno�ci mormo�skiej. Mo�liwo�� transcendencji to tylko cz�� wyja�nienia. Wa�niejszy jest fakt - gdy� mormonizm nie jest religi� transcendentaln� - �e science fiction, podobnie jak mormonizm, dostarcza s�ownika dla racjonalizacji transcendencji. To znaczy, �e w granicach science fiction mo�liwe jest odnalezienie sensu �ycia bez uciekania si� do Tajemnicy. Nie lubi� Tajemnicy (chocia� uwielbiam tajemnice); uwa�am, �e to nazwa, jak� nadajemy naszej decyzji, by nie stara� si� rozumie�. Od Josepha Smitha nauczy�em si� odrzuca� ka�d� filozofi�, kt�ra wymaga prze�kni�cia paradoksu, jakby by� wyrazem g��bi; nauczy�em si�, �e je�li co� nie ma sensu, to prawdopodobnie jest bzdur�. W ramach science fiction mog�em zrzuci� kajdany realizmu i tworzy� �wiaty, w kt�rych problemy, o jakie mi chodzi�o, by�y wyra�one czysto i wyra�nie. Histori� mo�na opowiedzie� wprost. Mo�e o czym� m�wi�. Od tego czasu pozna�em sposoby, by bardziej realistyczna literatura tak�e o czym� m�wi�a - ale nie takie, jakich pr�bowali mnie nauczy� moi profesorowie. M�tne sposoby, stosowane przez wsp�czesnych literat�w ameryka�skich, prowadz� do bankructwa, poniewa� zaniedbuj� publiczno��. S� jednak pisarze, kt�rzy poza fantastyk� dokonuj� tego, o czym w wieku dwudziestu trzech lat s�dzi�em, �e jest mo�liwe tylko w jej granicach. My�l� tu o Cold Sassy Tree Olive Ann Bums jako kamieniu milowym, kt�ry przekona� mnie, �e wszystkich tak zwanych Tajemnic mo�na dosi�gn�� poprzez opowie�ci o mi�o�ci, o seksie i o �mierci, o potrzebie przynale�enia, o pragnieniach cia�a i poszukiwaniu indywidualnych warto�ci; Spo�eczno��, Cielesno��, To�samo��. Tak naprawd� wszystkie opowie�ci dotycz� tej triady. Najlepsze z nich to te, kt�re czyni� to lepiej dla konkretnej publiczno�ci, w konkretnym miejscu i czasie. Stopniowo pr�buj� wi�c pisa� inne utwory, dla czytelnik�w spoza spo�eczno�ci mormon�w i spo�eczno�ci science fiction. Nie zmienia to faktu, �e w�a�nie w science fiction po raz pierwszy znalaz�em mo�liwo�� m�wienia do niemormon�w o sprawach dla mnie najwa�niejszych. Dlatego pisa�em science fiction, pisz� science fiction i b�d� pisa� science fiction jeszcze przez wiele lat. l. TYSI�C �MIERCI - Nie b�dziesz przemawia� - uprzedzi� oskar�yciel. - Nie s�dz�, �eby mi pozwolili - odpar� Jeny Crove, udaj�c pewno�� siebie, kt�rej wcale nie czu�. Oskar�yciel nie zachowywa� si� wrogo; bardziej przypomina� re�ysera szkolnego przedstawienia ni� cz�owieka, kt�ry d��y� do �mierci Jerry'ego. -Nie tylko ci nie pozwol�- ostrzeg� -ale je�li spr�bujesz, sko�czy si� to dla ciebie o wiele gorzej. Mamy ci� jak na talerzu. Znale�li�my wi�cej dowod�w, ni� potrzebowali�my. - Niczego nie wykazali�cie. - Wykazali�my, �e wiedzia�e� - nie ust�powa� oskar�yciel. -Teraz nie warto si� k��ci�. Wiedzia�e� o zdradzie i nie zameldowa�e�, a to r�wna si� pope�nieniu zdrady. Jerry wzruszy� ramionami i odwr�ci� g�ow�. �ciany celi by�y z szarego betonu, drzwi z litej stali. Zamiast ��ka dosta� hamak zawieszony na wbitych w mur hakach. Za toalet� s�u�y�o wiadro ze zdejmowanym plastykowym siedzeniem. Ucieczk� trudno by�o sobie nawet wyobrazi�. W�a�ciwie nie by�o tu nic, co mog�oby zaj�� inteligentnego cz�owieka na d�u�ej ni� pi�� minut. Przez trzy tygodnie, jakie tu sp�dzi�, nauczy� si� na pami�� ka�dej szczeliny betonu, ka�dej �rubki w drzwiach. Nie mia� ju� na co patrze� - z wyj�tkiem oskar�yciela. Niech�tnie spojrza� mu w oczy. - Co powiesz, kiedy s�dzia spyta, czy przyznajesz si� do winy? - Nolo contendere. - Dobrze, ale by�oby �adniej, gdyby� powiedzia�: jestem winny - poradzi� oskar�yciel. - Nie podoba mi si� to s�owo. -Nie zapominaj o jednym. B�d� ci� filmowa� trzy kamery. Proces zostanie nadany na �ywo. Jeste� reprezentantem wszystkich Amerykan�w. Musisz zachowywa� si� godnie i spokojnie uzna� fakt, �e tw�j wsp�udzia� w zab�jstwie Petera Andersena... - Andrejewicza... - Andersena, doprowadzi� ci� na pr�g �mierci, a teraz wszystko zale�y od �aski s�du. Id� na lunch. Zobaczymy si� jeszcze wieczorem. I pami�taj: �adnych przem�wie�. �adnych k�opot�w. Jerry kiwn�� g�ow�. Nie warto si� k��ci�. Przez ca�e popo�udnie �wiczy� koniugacje nieregularnych czasownik�w portugalskich. �a�owa�, �e nie mo�e cofn�� si� w czasie i odwr�ci� tej chwili, kiedy zgodzi� si� rozmawia� ze starcem, kt�ry odkry� mu plan zab�jstwa Andrejewicza. - Teraz musz� ci zaufa� - powiedzia� wtedy starzec. - Temos que confiar no senhor americano. Kochacie wolno��, ne? Kochamy wolno��? Kto jeszcze o tym wiedzia�? I czym jest wolno��? �e wolno robi� szmal? Rosjanie byli sprytni; wiedzieli, �e je�li pozwol� Amerykanom zarabia�, nikt si� nie b�dzie przejmowa�, jakim j�zykiem m�wi rz�d. Zreszt� rz�d i tak m�wi po angielsku. Propaganda, kt�r� go karmili, wcale nie by�a zabawna. By�a a� nazbyt prawdziwa. Stany Zjednoczone nigdy nie zazna�y tak d�ugiego okresu spokoju. Od czas�w hossy po wojnie w Wietnamie, trzydzie�ci lat temu, gospodarka nigdy jeszcze nie znajdowa�a si� w tak kwitn�cym stanie. Leniwi, potulni Amerykanie jak zwykle zajmowali si� interesami, jakby zawsze marzyli o portretach Lenina na �cianach i na plakatach. Niczym si� od nich nie r�ni�em, przypomnia� sobie. Wys�a�em podanie o prac� razem z przysi�g� wierno�ci. Pokornie przyj��em propozycj� pracy guwernera u jakiego� wysokiego dzia�acza partii. Przez trzy lata, w Rio, uczy�em nawet jego przekl�te dzieciaki. Powinienem pisa� sztuki. Ale o czym mam pisa�? Mo�e komedie? Jankes i komisarz -�mieszna opowie�� o kobiecie komisarzu, kt�ra wychodzi za m�� za Amerykanina b��kitnej krwi, producenta maszyn do pisania. Oczywi�cie nie ma kobiet komisarzy, ale trzeba podtrzymywa� iluzj� r�wnego i wolnego spo�ecze�stwa. - Bruce, kochanie - m�wi komisarz z delikatnym, ale bardzo seksownym rosyjskim akcentem. - Twoja fabryka maszyn do pisania jest podejrzanie bliska uzyskania dochodu. - A gdyby przynosi�a straty, donios�aby� na mnie, co, moja ma�a kluseczko? (Wybuchy �miechu Rosjan na widowni; Amerykanie nie s� rozbawieni, ale w ko�cu p�ynnie m�wi� po angielsku i nie potrzebuj� takich prostych dowcip�w. Zreszt� partia i tak musi zaaprobowa� wszystkie recenzje, wi�c nie trzeba si� martwi� o krytyk�w. Niech Rosjanie si� bawi� i pieprzy� ameryka�sk� widowni�!) Dialog trwa dalej: - Wszystko dla dobra Matki Rosji. - Pieprzy� Matk� Rosj�. - Zr�b to koniecznie - m�wi Natasza. - Mo�esz mnie uzna� za jej wcielenie. O, tak. Rosjanie uwielbiaj� seks na scenie. W Rosji jest oczywi�cie zakazany, ale przecie� wiadomo, �e Amerykanie s� dekadentami. R�wnie dobrze m�g�bym projektowa� karuzele w Disneylandzie, my�la� Jerry. Albo pisa� teksty do wodewilu. Albo jeszcze lepiej: wsadzi� g�ow� do piekarnika. Chocia� przy moim szcz�ciu pewnie by�by elektryczny. M�g� zasn�� - nie by� tego pewien. Ale drzwi otworzy�y si�, a on uni�s� powieki, cho� nie s�ysza� zbli�aj�cych si� krok�w. Cisza przed burz�... a teraz burza. �o�nierze byli m�odzi, ale to nie S�owianie. Pos�uszni, cho� byli Amerykanami. Niewolnicy S�owian. Mo�na by to umie�ci� w jakim� wierszu, pomy�la�, gdyby pozosta� jeszcze kto�, kto chce czyta� polityczne wiersze. M�odzi ameryka�scy �o�nierze (maj� nieodpowiednie mundury; nie pami�tani ju� dawnych, ale te nie s� szyte dla ameryka�skich cia�) prowadzili go przez korytarze, po schodach, przez drzwi, a� w ko�cu znale�li si� na dworze i wsadzili go do opancerzonej furgonetki. Czy oni sobie wyobra�aj�, �e nale�y do spisku i towarzysze przyb�d� mu na ratunek? Czy nie wiedz�, �e cz�owiek w jego sytuacji nie ma ju� �adnych przyjaci�? Jerry widzia� ju� co� takiego w Yale. Doktor Swick by� cz�owiekiem lubianym, chyba najlepszym wyk�adowc� na wydziale. Potrafi� najgorsze �mieci zmieni� w sztuk�, obsadzi� fatalnych aktor�w i sprawi�, �eby dobrze wypadli, wpu�ci� apatyczn� widowni� i zmieni� ich w ludzi pe�nych entuzjazmu i nadziei. A potem, pewnego dnia, policja wpad�a do jego domu i odkry�a, �e Swick wraz z czw�rk� aktor�w wystawiali sztuk� dla grupy najwy�ej dwudziestu przyjaci�. C� to by�o... Kto si� boi Virginii Woolf?, przypomnia� sobie Jeny. Smutna sztuka, rozpaczliwa, ale ostra. Dowodz�ca, �e rozpacz jest czym� paskudnym, niszczycielskim. Ukazuj�ca k�amstwa jako samob�jstwo. Kr�tko m�wi�c, sztuka budzi�a w widzach uczucie, �e, na Boga, co� jest nie tak z ich �yciem, �e spok�j jest tylko iluzj�, dobrobyt oszustwem, �e ambicje Ameryki zosta�y wypalone i tak wiele znikn�o z tego, co dobre i dumne... Jerry u�wiadomi� sobie, �e ma �zy w oczach. �o�nierze, siedz�cy z nim w opancerzonej furgonetce, odwracali g�owy. Jerry wytar� oczy. Gdy tylko rozesz�a si� wie�� o aresztowaniu Swicka, nagle okaza�o si�, �e nikt go nie zna. Ktokolwiek mia� jego listy, wiadomo�ci od niego czy nawet notatki z wyk�ad�w z jego nazwiskiem, zniszczy� je natychmiast. Nazwisko znikn�o z ksi��ki telefonicznej. Klasy, gdzie wyk�ada�, �wieci�y pustk�, poniewa� nikt nie przychodzi�. Nikt nawet nie liczy� na zast�pstwo, gdy� uniwersytet nie posiada� informacji, �e w og�le by� taki wyk�ad, a nawet taki profesor. Dom zosta� sprzedany, �ona si� wyprowadzi�a i nikt nawet jej nie po�egna�. A potem, prawie rok p�niej, w wiadomo�ciach CBS (gdzie zawsze nadawano sprawozdania z oficjalnych proces�w) pokazali dziesi�� minut Swicka, kt�ry p�aka� i powtarza�: - Ameryka nie zazna�a niczego lepszego ni� komunizm. Z mojej strony by�o to g�upie i niedojrza�e pragnienie wykazania si� i zakpienia z w�adz. Niczego nie planowa�em. Myli�em si�. Rz�d okaza� mi wi�cej �aski, ni� na to zas�u�y�em. I tak dalej. G�upie s�owa, ale Jerry patrzy� ca�kowicie przekonany. Mo�e sam tekst nie mia� znaczenia, lecz twarz Swicka wyra�a�a skupienie; m�wi� szczerze. Samoch�d zahamowa� i tylne drzwi otworzy�y si� w�a�nie w chwili, gdy Jerry przypomnia� sobie, �e spali� egzemplarz podr�cznika dramatopisarstwa Swicka. Spali�, ale najpierw przepisa� wszystkie g��wne tezy. Niewa�ne, czy Swick o tym wiedzia�, czy nie, ale co� po sobie zostawi�. A co ja zostawi�? - zastanawia� si� Jerry. Dw�jk� rosyjskich dzieciak�w, kt�re pewnie teraz m�wi� ju� po angielsku, a kt�rych ojciec wylecia� w powietrze na ich oczach; jego krew zachlapa�a im twarze, poniewa� Jerry go nie uprzedzi�? C� za dziedzictwo. Przez chwil� poczu� wstyd. �ycie to �ycie, niewa�ne, czyje i jak prze�ywane. A potem przypomnia� sobie t� noc, kiedy Peter Andrejewicz (nie, Anderson; ostatnio modne jest udawanie Amerykanina, pod warunkiem �e naprawd� jest si� Rosjaninem) wezwa� go po pijanemu i jako pracodawca (tzn. w�a�ciciel) za��da�, �eby Jerry na przyj�ciu odczyta� go�ciom swoje wiersze. Jerry pr�bowa� si� roze�mia�, ale Peter nie by� a� tak pijany; nalega�. Jerry wr�ci� wi�c na g�r�, przyni�s� wiersze i czyta� je grupie m�czyzn, kt�rzy ich nie rozumieli, i grupie kobiet, kt�re rozumia�y i by�y tylko rozbawione. Ma�y Andre powiedzia� potem: - To by�y dobre wiersze, Jerry. Ale Jerry czu� si� jak dziewica, kt�ra zosta�a zgwa�cona, a potem dosta�a od gwa�ciciela dwa dolary napiwku. Rzeczywi�cie Peter da� mu premi�, a Jerry j� wyda�. Charlie Ridge, adwokat Jerry'ego, czeka� na niego tu� za progiem s�du. - Jerry, ch�opie, nie�le sobie dajesz rad�. W og�le nie straci�e� na wadze. - Na diecie z czystego krochmalu musia�bym ca�y dzie� biega� dooko�a celi, �eby zachowa� lini�. �miech. Cha, cha. Ale� si� �wietnie bawimy. Ale� jeste�my jowialni. - Pos�uchaj, Jerry. Musisz to zrobi� jak nale�y. Sam wiesz. Oni mierz� reakcj� widowni i potrafi� oceni�, w jakim stopniu jeste� szczery. Musisz m�wi� z przekonaniem. - Czy dawniej adwokaci nie pr�bowali walczy� o swoich klient�w? - spyta� Jerry. - Takie podej�cie do niczego ci� nie doprowadzi. Nie �yjemy w dawnych dobrych czasach, kiedy mogli cz�owieka uniewinni� z powodu jakiego� formalnego uchybienia, a dobry prawnik potrafi� odk�ada� proces przez pi�� lat. Jeste� winny jak diabli, lecz je�li b�dziesz wsp�pracowa�, nic ci nie zrobi�. Po prostu ci� deportuj�. - Niez�y z ciebie kumpel - odpar� Jerry. - Kiedy stoisz po mojej stronie, to naprawd� nie mam si� o co martwi�. - S�usznie - powiedzia� Charlie. - I nie zapominaj o tym. W sali s�dowej sta�y kamery. (Jerry s�ysza�, �e za dawnych czas�w wolnej prasy cz�sto usuwano kamery z sali s�dowej. Ale wtedy oskar�ony zwykle si� nie przyznawa� i prawnicy z obu stron nie mogli realizowa� tego samego scenariusza. Mimo wszystko zosta�a jeszcze prasa i dziennikarze wygl�dali tak, jakby wierzyli, �e s� wolni.) Przez prawie p� godziny Jeny nie mia� nic do roboty. Widownia (ciekawe, czy im p�ac�, zastanawia� si� Jeny; w Ameryce na pewno) zaj�a miejsca i przedstawienie zacz�o si� dok�adnie o �smej. Wszed� s�dzia; wygl�da� imponuj�co w swojej todze, g�os mia� d�wi�czny i silny, jak ojciec w serialu, upominaj�cy zbuntowanego syna. Ktokolwiek przemawia�, zwraca� si� do kamery, nad kt�r� p�on�o czerwone �wiate�ko. Jeny by� zm�czony. Wci�� by� zdecydowany wykorzysta� ten proces dla swoich cel�w, ale zastanawia� si�, co mu z tego przyjdzie. Czy rzeczywi�cie zrealizuje jakie� cele? Z pewno�ci� ukarz� go bardziej surowo. Z pewno�ci� si� rozz�oszcz� i odetn� mu mikrofon. Ale przygotowa� swoj� mow�; by�aby to pe�na pasji scena fina�owa jakiej� sztuki ("Crove przeciwko komunistom", a mo�e "Ostatni krzyk wolno�ci"), a on by� bohaterem, kt�ry z rado�ci� oddaje �ycie za mo�liwo�� wzbudzenia odrobiny patriotyzmu (odrobiny inteligencji, do diab�a z patriotyzmem!) w sercach i umys�ach milion�w Amerykan�w przed telewizorami. - Geraldzie Nathanie Crove, wys�ucha�e� postawionych ci zarzut�w. Wyst�p i powiedz, czy przyznajesz si� do winy. Jeny wsta� i przeszed� - mia� nadziej�, �e z godno�ci� - by zatrzyma� si� na X z ta�my przyklejonej do pod�ogi, gdzie kaza� mu stan�� oskar�yciel. Spojrza� na kamer� z czerwonym �wiate�kiem. Patrzy� na ni� w skupieniu, szczerze i zastanawia� si�, czy jednak nie lepiej b�dzie powiedzie� nolo contendere, a nawet Jestem winny" i mie� to ju� za sob�. - Panie Crove - zaintonowa� s�dzia. - Ameryka patrzy. Czy przyznaje si� pan do winy? Ameryka rzeczywi�cie patrzy�a. A Jeny otworzy� usta i przem�wi� nie po �acinie, lecz po angielsku, s�owami, kt�re tak cz�sto wyg�asza� w my�lach: - Jest w�a�ciwy czas na odwag� i czas na tch�rzostwo, czas, kiedy cz�owiek mo�e si� podda� tym, kt�rzy proponuj� mu wyrozumia�o��, i czas, kiedy musi si� opiera� dla osi�gni�cia wy�szych cel�w. Ameryka by�a kiedy� wolnym narodem, ale dop�ki oni p�ac� nam pensje, jeste�my chyba zadowoleni, �e zrobili z nas niewolnik�w! Nie przyznaj� si� do winy, gdy� ka�de dzia�anie, kt�re pozwala os�abi� rosyjsk� dominacj� nad dowolnym narodem na �wiecie, jest ciosem wymierzonym w imieniu wszystkiego, co czyni �ycie wartym prze�ywania, przeciwko tym, dla kt�rych si�a jest jedynym bogiem! Aha, elokwencja. Kiedy to uk�ada�, nie s�dzi�, �e dojdzie tak daleko, a mimo to jako� mu nie przerywali. Odwr�ci� si� do kamery, spojrza� na oskar�yciela, kt�ry notowa� co� na ��tej kartce. Spojrza� na Charliego. Adwokat z rezygnacj� kr�ci� g�ow� i chowa� papiery do teczki. Nikt si� specjalnie nie martwi�, �e Jeny m�wi� to wszystko w telewizji. A przekazy by�y na �ywo - wielokrotnie podkre�lali, �e musz� zrobi� wszystko jak nale�y za pierwszym razem, gdy� transmisja idzie na �ywo. K�amali, oczywi�cie. Jerry urwa� przemow� i wbi� r�ce w kieszenie tylko po to, by odkry�, �e garnitur, kt�ry mu dali, nie ma kieszeni (oszcz�dzaj pieni�dze, unikaj�c rzeczy niewa�nych, m�wi� slogan reklamowy) i d�onie zsun�y si� bezsensownie po udach. Oskar�yciel spojrza� zdziwiony, kiedy s�dzia chrz�kn�� znacz�co. - Przepraszam bardzo - powiedzia�. - Przemowy trwaj� zwykle o wiele d�u�ej. Gratuluj� panu, panie Crove, tej zwi�z�o�ci. Jeny skin�� g�ow� z drwi�cym podzi�kowaniem, ale nie by�o mu weso�o, - Zawsze przeprowadzamy pr�b� - powiedzia� oskar�yciel -aby wy�apa� wszystkich, kt�rzy licz� na ostatni� szans�. - Wszyscy o tym wiedzieli? - Wszyscy opr�cz pana, oczywi�cie. No dobrze, mo�ecie ju� i�� do domu. Widzowie wstali i spokojnie wyszli. Oskar�yciel i Charlie podeszli do sto�u. S�dzia opar� podbr�dek na d�oni; nie zachowywa� si� ju� po ojcowsku, by� tylko troch� znudzony. - Ile pan ��da? - zapyta�. - Nieograniczony - odpar� oskar�yciel. - Naprawd� jest taki wa�ny? R�wnie dobrze Jeny'ego mog�o tu nie by�. - W Brazylii likwiduj� prawdziwych zamachowc�w. - Pan Crove jest Amerykaninem - przypomnia� oskar�yciel -kt�ry pozwoli� na zab�jstwo rosyjskiego ambasadora. - Dobrze, dobrze - mrukn�� s�dzia, a Jerry zdziwi� si�, �e nie mia� �ladu rosyjskiego akcentu. - Geraldzie Nathanie Grove, s�d uznaje pana za winnego morderstwa i zdrady Stan�w Zjednoczonych Ameryki i jej sprzymierze�ca, Zwi�zku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Ma pan co� do powiedzenia, zanim og�osz� wyrok? - Zastanawiam si� tylko - powiedzia� Jeny - dlaczego wszyscy m�wicie po angielsku. - Poniewa� - odpar� lodowatym tonem oskar�yciel - jeste�my w Ameryce. - Dlaczego w og�le robicie sobie k�opot z procesami? - �eby powstrzyma� innych debili od tego, co ty zrobi�e�, tylko chce si� k��ci�, Wysoki S�dzie. S�dzia uderzy� m�otkiem. - S�d skazuje Geralda Nathana Crove na �mier� ka�dym dost�pnym sposobem, do chwili, kiedy przekonuj�co przeprosi lud ameryka�ski za swoje dzia�anie. Rozprawa zako�czona. O Bo�e, ale� mnie boli g�owa. Nie marnowali czasu. Pewnie go obserwowali, poniewa� o pi�tej rano, ledwie Jeny zd��y� zasn��, natychmiast go obudzili ostrym wstrz�sem elektrycznym poprzez metalow� pod�og�, na kt�rej le�a�. Dw�ch stra�nik�w - tym razem Rosjan - wkroczy�o, rozebra�o go i powlok�o za sob� do komory �mierci, chocia� gdyby mu tylko pozwolili, m�g�by sam p�j��. Oskar�yciel ju� czeka�. - Przydzielono mnie do pa�skiej sprawy - powiedzia� - poniewa� wygl�da na to, �e b�dzie pan sporym wyzwaniem. Ma pan bardzo ciekawy profil psychologiczny, panie Crove. Chcia�by pan zosta� bohaterem. - Nie zdawa�em sobie z tego sprawy. - Wykaza� pan to w sali s�dowej. Z pewno�ci� wie pan, zreszt� sugeruje to pa�skie drugie imi�, jak brzmia�y ostatnie s�owa jednego ze szpieg�w podczas rewolucji ameryka�skiej, niejakiego Nathana Hole'a. Powiedzia�: "�a�uj�, �e mam tylko jedno �ycie, by odda� je dla mojego kraju". Odkryje pan, jak bardzo si� myli�. Powinien si� cieszy�, �e ma tylko jedno �ycie. Zaczerpn�� tchu. - Poniewa� aresztowali�my pana kilka tygodni temu w Rio de Janeiro, zd��yli�my ju� wyhodowa� ca�� seri� pa�skich klon�w. Przyspieszyli�my ich rozw�j, ale do dzisiaj przebywa�y w �rodowisku bezwra�eniowym. Ich umys�y s� ca�kiem czyste. S�ysza� pan z pewno�ci� o somecu, panie Crove? Jeny kiwn�� g�ow�. �rodek usypiaj�cy ze statk�w kosmicznych. - W rym przypadku nie jest nam, oczywi�cie, potrzebny, panie Crove. Ale metoda rejestracji zawarto�ci umys�u, kt�rej u�ywano w lotach mi�dzygwiezdnych, okaza�a si� bardzo u�yteczna. Podczas egzekucji b�dziemy ca�y czas rejestrowa� stan pa�skiego m�zgu. Wszystkie pa�skie wspomnienia zostan� do�� bezceremonialnie wt�oczone w g�ow� pierwszego klona, kt�ry natychmiast stanie si� panem. B�dzie jednak doskonale pami�ta� ca�e pa�skie �ycie, ��cznie z chwil� �mierci. Przerwa�, czekaj�c, a� sens jego s��w dotrze do Jerry'ego. - W dawnych czasach �atwo by�o zosta� bohaterem, panie Crove. Wtedy nie wiedzia�o si� na pewno, czym jest �mier�. Czy jest wielkim snem, wielkim cierpieniem emocjonalnym, szybkim opuszczeniem cia�a przez dusz�... �adna z tych mo�liwo�ci nie jest przesadnie dok�adna. Jeny by� przera�ony. Oczywi�cie, s�ysza� ju� kiedy� o wielokrotnej �mierci - podobno istnia�a ze wzgl�du na swe odstraszaj�ce dzia�anie. "O�ywiaj� ci� i zabijaj� znowu, i znowu", jak wyczyta� w jakim� opowiadaniu grozy. Teraz wiedzia�, �e jest prawdziwe. A przynajmniej chcieli, by w to wierzy�. By� przera�onym rodzajem �mierci, jaki dla niego wybrali: z haka w suficie zwisa�a p�tla. Mo�na by�o j� wci�ga� i opuszcza�, ale nie by�o ani �ladu zapadni i szansy na szybki, gwa�towny upadek i skr�cenie karku. Jeny kiedy� niemal ud�awi� si� o�ci�. Wra�enie niemo�no�ci oddychania budzi�o w nim l�k. - Jak mog� tego unikn��? - spyta�. D�onie mia� mokre od potu. - Pierwszego razu w �aden spos�b - odpar� oskar�yciel. - Wi�c r�wnie dobrze mo�e by� pan dzielny i przy tej okazji okaza� sw�j heroizm. Potem zrobimy panu pr�bne zdj�cia i zobaczymy, jak bardzo przekonuj�ca b�dzie pa�ska skrucha. Wie pan, jeste�my sprawiedliwi, staramy si� nie robi� takich rzeczy niepotrzebnie. Prosz� usi���. Jeny usiad�. M�czyzna w bia�ym fartuchu za�o�y� mu na g�ow� metalowy he�m. Kilka igie� uk�u�o go w czaszk�. - Pa�ski pierwszy klon w�a�nie uzyskuje �wiadomo�� - poinformowa� oskar�yciel. - Ma ju� wszystkie pa�skie wspomnienia. W tej chwili prze�ywa pa�sk� panik�, czy te� raczej pa�skie pr�by odwagi. Niech pan si� skoncentruje na tym, co si� za chwil� stanie. B�dzie pan chcia� pami�ta� ka�dy szczeg�. - Prosz� - odezwa� si� Jeny. - Odwagi, m�ody cz�owieku. - Oskar�yciel u�miechn�� si� lekko. - W s�dzie by�e� znakomity. Oka� teraz nieco tego szlachetnego oporu. Stra�nicy podprowadzili go do p�tli i za�o�yli mu j� na szyj� -ostro�nie, �eby nie przesun�� he�mu. Zacisn�li mocno i zwi�zali mu r�ce na plecach. Szorstki sznur �askota� w szyj�. Jeny czeka�, a� unios� go w powietrze. Napina� mi�nie szyi i stara� si� je usztywni�, chocia� wiedzia�, �e to na nic. Kolana si� pod nim ugina�y. Wci�� czeka�, a� poci�gn� za lin�. Pok�j by� zwyczajny. Nie mia� na czym zatrzyma� wzroku, a oskar�yciel wyszed�. W �cianie naprzeciw umieszczono lustro. Ledwie m�g� na nie spojrze� bez odwracania ca�ego cia�a. By� pewien, �e to okno obserwacyjne. Oczywi�cie, �e b�d� patrze�. Mia� ochot� i�� do �azienki. Pami�taj, powtarza� sobie. Naprawd� nie umrzesz. Za chwil� obudzisz si� w innym pokoju. Ale cia�o nie by�o przekonane. Nie mia�o dla� znaczenia, �e kiedy to wszystko si� sko�czy, jaki� Jerry Crove wstanie i odejdzie. Ten Jerry Crove na pewno zginie. - Na co czekacie? - zapyta�, i jakby to by� sygna�, stra�nicy poci�gn�li lin� i unie�li go w powietrze. Od samego pocz�tku by�o gorzej, ni� przypuszcza�. Sznur straszliwie mocno zaciska� szyj�; nie by�o mowy, �eby mu si� opiera�. Z pocz�tku nie odczuwa� mocno braku powietrza - przypomina�o to nurkowanie ze wstrzymanym oddechem. Ale sam sznur sprawia� b�l, uciska� szyj� tak, �e Jerry chcia� krzykn�� z b�lu, ale g�os nie m�g� si� przebi� przez gard�o. Przynajmniej na pocz�tku. Czu� jakie� szarpni�cia liny, podskakiwa� w g�r� i w d�, kiedy stra�nicy przywi�zywali j� do haka w �cianie. Raz nawet dotkn�� stopami ziemi. Zanim jednak znieruchomia�, skutki duszenia by�y coraz silniejsze i zapomnia� o b�lu. Krew dudni�a mu w g�owie. Czu� obrzmiewaj�cy j�zyk. Nie potrafi� zamkn�� oczu. Marzy� o oddechu... Musia� odetchn��... Cia�o ��da�o powietrza. Nie panowa� ju� nad nim. Wiedzia� przecie�, �e nie potrafi si�gn�� pod�ogi, wiedzia�, �e �mier� b�dzie tylko chwilowa, ale teraz nie mia� �adnego wp�ywu na mi�nie. Kopa� nogami i walczy�, by dosi�gn�� ziemi. R�ce napina�y wi�zy. Od tych wysi�k�w tylko bardziej wytrzeszcza� oczy, wypychane ci�nieniem krwi nie mog�cej przep�yn�� przez p�tl�. Ale tylko coraz bardziej �akn�� powietrza. Nie by�o dla niego ratunku, lecz stara� si� wo�a� o pomoc. D�wi�k przebi� si� przez krta�, ale kosztem powietrza. Mia� wra�enie, �e co� wpycha mu j�zyk do nosa. Kopa� coraz gwa�towniej, cho� ka�dy ruch przyspiesza� agoni�. Obraca� si� na linie, a� zobaczy� siebie w lustrze. Twarz mia� fioletow�. Ile to jeszcze potrwa? Z pewno�ci� ju� nied�ugo! Ale trwa�o d�ugo. Gdyby znalaz� si� pod wod� i wstrzymywa� oddech, na pewno ju� by zrezygnowa� i uton��. Gdyby mia� pistolet i woln� r�k�, zabi�by si� natychmiast, by sko�czy� z cierpieniem i zwyk�ym fizycznym przera�eniem przed brakiem tchu. Ale nie mia� pistoletu, nie m�g� nabra� powietrza, krew dudni�a mu w g�owie, a oczy widzia�y wszystko w odcieniach czerwieni. A� wreszcie nie widzia� ju� nic. Nic, opr�cz tego, co dzia�o si� w jego umy�le, a by� tam chaos, jak gdyby �wiadomo�� szale�czo stara�a si� znale�� jaki� spos�b wyj�cia z tej sytuacji. Ci�gle widzia� siebie w strumyku za domkiem, do kt�rego wpad� jako dziecko; kto� rzuca� mu lin�, ale nie m�g�, nie potrafi� jej z�apa�. I nagle ta lina owin�a si� wok� jego szyi i wci�gn�a go pod wod�. Czarne p�atki k�u�y w oczy. Cia�o obrzmia�o, a potem wybuch�o; jelita, p�cherz i �o��dek wyrzuci�y ca�� zawarto��, tyle �e wymioty stan�y w gardle i parzy�y. Dr�enia cia�a zmieni�y si� w konwulsyjne szarpni�cia i spazmy. Przez moment Jerry czu�, �e osi�ga tak oczekiwany stan nie�wiadomo�ci. A potem nagle odkry�, �e �mier� nie jest takim dobrodziejstwem. Nie istnieje co� takiego, jak spokojne odej�cie we �nie, nic takiego, jak natychmiastowa �mier� czy te� �mier� �askawie ko�cz�ca b�l. �mier� zbudzi�a go z nie�wiadomo�ci -by� mo�e na czas jednej dziesi�tej sekundy, ale ta jedna dziesi�ta sekundy rozci�gn�a si� w wieczno��. W jej trwaniu do�wiadczy� niesko�czonej agonii zbli�aj�cego si� nieistnienia. �ycie nie przemkn�o mu przed oczami, natomiast brak �ycia eksplodowa� i Jerry do�wiadczy� w duchu b�lu i strachu wi�kszego ni� wszystko, co przynios�o powieszenie. A potem umar�. Przez chwil� zawis� w przedpieklu: nie czu� i nie widzia� niczego. P�niej w oczy zak�u�o �wiat�o i zdarto mu ze sk�ry cienk� piank�. Oskar�yciel sta� przed nim i patrzy�, jak dyszy, pr�buje wymiotowa� i chwyta si� za gard�o. Sama mo�liwo�� oddechu wydawa�a si� nieprawdopodobna. Gdyby mia� za sob� tylko duszenie, m�g�by teraz odetchn�� z ulg� i powiedzie�: prze�y�em to raz i ju� nie boj� si� �mierci. Ale duszenie to nic, duszenie by�o tylko preludium. I nadal ba� si� �mierci. Zmusili go, by wszed� do pokoju, gdzie umar�. Zobaczy� swoje cia�o o poczernia�ej twarzy, zwisaj�ce z sufitu, wci�� z he�mem na g�owie i wysuni�tym j�zykiem. - Odetnij to - poleci� oskar�yciel. Przez chwil� Jerry czeka�, a� kt�ry� z �o�nierzy us�ucha rozkazu. Ale oni tylko wr�czyli mu n�. Wci�� pami�taj�c swoj� �mier�, Jerry odwr�ci� si� i zaatakowa� oskar�yciela, jednak stra�nik chwyci� go mocno za r�k�, a drugi przy�o�y� pistolet do g�owy. - Chcesz tak szybko umrze� znowu? - spyta� oskar�yciel. Jerry j�kn��, uj�� n� i spr�bowa� odci�� siebie z liny. Musia� stan�� na palcach, �eby si�gn�� powy�ej w�z�a. Musia� stan�� tak blisko cia�a, �e go dotyka�. Smr�d by� nie do wytrzymania. I fakt, �e �mier� by�a nieunikniona. Jerry ca�y dr�a� i z trudem panowa� nad r�kami, lecz w ko�cu odci�� lin� i zw�oki spad�y na ziemi�, powalaj�c go. Rami� upad�o mu na nogi, a twarz spojrza�a mu prosto w oczy. Jerry krzykn��. - Widzisz kamer�? Skin�� g�ow� w ot�pieniu. - Spojrzysz w obiektyw i przeprosisz za wszystko, co zrobi�e� przeciwko rz�dowi, kt�ry zaprowadzi� pok�j na �wiecie. Jerry kiwn�� g�ow�, a prokurator rzuci�: - M�w. - Drodzy Amerykanie - zacz�� Jerry. - Bardzo mi przykro. Pope�ni�em straszliwy b��d. Myli�em si�. Nie mam nic przeciwko Rosjanom. Pozwoli�em, �eby zgin�� niewinny cz�owiek. Wybaczcie mi. Rz�d by� dla mnie bardziej �askawy, ni� na to zas�uguj�. I tak dalej. Jerry papla� przez ca�� godzin�, t�umacz�c, �e by� pod�y, �e jest winny, �e jest zupe�nie bezwarto�ciowym cz�owiekiem, a rz�d tylko Bogu ust�puje dobroci�. A kiedy sko�czy�, wr�ci� oskar�yciel i pokr�ci� g�ow�. - Panie Crove, na pewno potrafi pan to zrobi� lepiej. �aden z widz�w nawet przez moment panu nie uwierzy�. Nikt z pr�bnej widowni, nawet jedna osoba nie uzna�a, �e m�wi pan szczerze. Nadal pan uwa�a, �e ten rz�d nale�y obali�. Musimy wi�c powt�rzy� kuracj�. - Mo�e spr�buj� wyzna� to jeszcze raz. - Zdj�cia pr�bne to zdj�cia pr�bne, panie Crove. Musimy lepiej zaznajomi� pana ze �mierci�, zanim pozwolimy panu zaanga�owa� si� w �ycie. Tym razem Jeny wrzeszcza� od samego pocz�tku. Nawet nie pr�bowa� udawa� odwa�nego. Obwi�zali go pod pachami i zawiesili nad d�ugim cylindrem pe�nym wrz�cego oleju. Opuszczali powoli. �mier� nadesz�a, gdy olej si�ga� mu do piersi. Do tego czasu nogi mia� ju� ca�kiem ugotowane, a mi�so du�ymi kawa�ami odchodzi�o od ko�ci. Potem kazali mu wr�ci�, i kiedy olej by� ju� dostatecznie ch�odny, wy�owi� wszystkie kawa�ki w�asnego cia�a. Tym razem szlocha�, wyznaj�c swe winy, lecz pr�bna widownia pozosta�a nieprzekonana. - Ten facet oszukuje - m�wili. - Nie wierzy w ani jedno swoje s�owo. - Mamy problem - wyzna� oskar�yciel. - Po �mierci wydaje si� pan ch�tny do wsp�pracy, ale ma pan pewne opory. Nie m�wi pan z g��bi serca. Musimy jeszcze raz panu pom�c. Jerry wrzasn�� i rzuci� si� na oskar�yciela. Kiedy stra�nicy go odci�gn�li, a oskar�yciel rozciera� rozbity nos, Jerry krzycza�: - Oczywi�cie, �e k�ami�! Cho�by�cie zabili mnie nie wiem ile razy, nie zmieni to faktu, �e ten rz�d w�ada g�upcami, a sk�ada si� ze zbrodniczych i k�amliwych drani! - Wr�cz przeciwnie - odpar� oskar�yciel, staraj�c si� zachowa� dobre maniery i uprzejmy wyraz twarzy mimo �ciekaj�cej mu z nosa krwi. - Je�li zabijemy pana dostateczn� ilo�� razy, ca�kowicie zmieni pan zdanie. - Nie zmienicie prawdy! - Zmienili�my j� dla ka�dego, kto przez to przeszed�. A nie jest pan pierwszym, kt�ry dotar� do trzeciego klona. Ale tym razem, panie Crove, niech pan nie zapomina o bohaterstwie. Obdarli go �ywcem ze sk�ry, zaczynaj�c od r�k i n�g, wykastrowali go, a potem zdarli sk�r� z brzucha oraz piersi. Umar� w milczeniu, kiedy rozci�li mu krta�. Nie, nie w milczeniu, tyle �e bez g�osu. Odkry�, �e nawet bez g�osu mo�e szeptem wydawa� krzyk, kt�ry dzwoni� mu w uszach, kiedy si� zbudzi� i musia� przenie�� swe pokrwawione zw�oki do sk�adnicy odpadk�w. Raz jeszcze wyzna� swoje winy, lecz widownia nie by�a przekonana. Powoli rozgnietli go na miazg�, a kiedy si� zbudzi�, musia� zeskroba� krew z t�oka, ale widownia stwierdzi�a tylko: kogo ten czubek chce oszuka�? Wypruli mu flaki i spalili na jego oczach. Zarazili go w�cieklizn� i pozwolili, by umiera� przez dwa tygodnie. Ukrzy�owali go i odczekali, a� zginie z wycie�czenia i pragnienia. Dwana�cie razy zrzucili go z dachu jednopi�trowego budynku, dop�ki nie umar�. A jednak widownia wiedzia�a, �e Jeny Crove nie �a�uje za swoje winy. - Wielki Bo�e, Crove, my�li pan, �e jak d�ugo jeszcze to wytrzymam? - zapyta� oskar�yciel. Nie wydawa� si� ju� weso�y. Jerry pomy�la�, �e wygl�da na zrozpaczonego. - Robi si� to dla pana k�opotliwe? - zapyta�, wdzi�czny za t� rozmow�, gdy� oznacza�a, �e ma jeszcze kilka minut do nast�pnej �mierci. - Za jakiego cz�owieka mnie pan uwa�a? Powtarzam sobie: i tak za chwil� przywr�cimy go do �ycia, ale nie po to zaj��em si� t� prac�, �eby wymy�la� nowe ohydne sposoby mordowania ludzi. - Nie podoba si� to panu? A przecie� ma pan taki naturalny talent. Oskar�yciel spojrza� ostro. - Czy�by ironia? Potrafi pan jeszcze �artowa�? Czy �mier� nic dla pana nie znaczy? Jerry zamruga� tylko, pr�buj�c powstrzyma� �zy, kt�re ostatnio co kilka minut nieproszone nap�ywa�y mu do oczu. - Crove, to sporo kosztuje. My�li pan, �e to wszystko jest tanie? Wydali�my na pana dok�adnie miliardy rubli. To masa pieni�dzy, nawet uwzgl�dniaj�c inflacj�. - W bezklasowym spo�ecze�stwie pieni�dze nie s� potrzebne. - Co to ma znaczy�, do cholery? Teraz pr�buje si� pan buntowa�? Teraz pr�buje pan by� bohaterem? - Nie. - Nic dziwnego, �e musieli�my pana zabi� osiem razy! Ci�gle wymy�la pan chytre argumenty przeciwko nam! - Przykro mi. B�g �wiadkiem, �e mi przykro. - Poprosi�em, �eby zwolnili mnie z tego zadania. Najwyra�niej nie potrafi� pana z�ama�. - Z�ama� mnie! Tak jakbym sam nie marzy�, �eby si� z�ama�. - Zbyt wiele nas pan kosztuje. Sk�anianie przest�pc�w, �eby przekonuj�co kajali si� w telewizji, przynosi wyra�ne zyski. Ale pan staje si� zbyt drogi. Stosunek koszt�w do zysk�w ju� jest �mieszny. Jest pewna granica sumy, jak� mo�emy na pana wyda�. - Znam spos�b, �eby�cie zaoszcz�dzili pieni�dze. - Ja te�. Prosz� przekona� t� przekl�t� publiczno��! - Kiedy nast�pnym razem mnie zabijecie, nie zak�adajcie mi he�mu. Oskar�yciel wydawa� si� zaszokowany. - To by by�a kara g��wna. Jeste�my humanitarnym rz�dem. Nikogo nie zabijamy na sta�e. Strzelili mu w brzuch i pozwolili wykrwawi� si� na �mier�. Zrzucili go ze ska�y do morza. Pozwolili, �eby rekin zjad� go �ywcem. Powiesili go za nogi tak, �e g�ow� mia� tu� pod wod�. Kiedy w ko�cu si� zm�czy�, trzymaj�c j� nad powierzchni�, uton��. Ale przy tym wszystkim Jerry coraz bardziej przyzwyczaja� si� do cierpienia. Umys� nauczy� si� w ko�cu, �e �aden z tych zgon�w nie jest trwa�y. Teraz, kiedy nadchodzi�a chwila �mierci, to cho� nadal by�a straszna, znosi� j� lepiej. Mniej krzycza�, spokojniej do tego podchodzi�. Przyspiesza� nawet ca�y proces, �wiadomie wci�gaj�c do p�uc wielkie porcje wody, �wiadomie machaj�c r�kami, by zwabi� rekina. Kiedy kazali stra�nikom skopa� go na �mier�, wrzeszcza� "mocniej", dop�ki nie straci� g�osu. Kiedy wreszcie zarz�dzili pr�bne zdj�cia, gor�czkowo t�umaczy� widowni, �e rosyjski rz�d to najstraszniejsze imperium, jakie zna� �wiat, poniewa� tym razem na zewn�trz nie pozosta�o ju� �adne miejsce, z kt�rego mogliby przyj�� barbarzy�cy, i poniewa� omamili najbardziej wolny nar�d w historii i przekonali go, �eby pokocha� niewol�. M�wi� z g��bi serca - nienawidzi� Rosjan i kocha� pami�� o tym, �e kiedy� w Ameryce panowa�y wolno��, prawo i sprawiedliwo��. Oskar�yciel wszed� do pokoju poszarza�y na twarzy. - Ty draniu - powiedzia�. - Aha. Czy to znaczy, �e tym razem przekaz by� na �ywo? - Dla stu lojalnych obywateli. A ty zdemoralizowa�e� ich wszystkich z wyj�tkiem trzech. - Zdemoralizowa�em? - Przekona�e� ich. Po chwili milczenia oskar�yciel usiad� i ukry� twarz w d�oniach. - Straci pan prac�? - spyta� Jeny. - Oczywi�cie. - Przykro mi. By� pan w tym dobry. Oskar�yciel spojrza� na niego z nienawi�ci�. - Nikt jeszcze nigdy dot�d nie zawi�d� przy takim zleceniu. I nigdy nie musia�em nikogo prowadzi� dalej ni� do drugiej �mierci. Pan zgin�� dwana�cie razy, Crove, i ju� si� pan przyzwyczai�. - Nie chcia�em tego. - Jak pan to robi? - Nie wiem. - Co z pana za zwierz�, Crove? Nie potrafi pan wymy�li� k�amstwa i w nie uwierzy�? Crove zachichota�. (