2732
Szczegóły |
Tytuł |
2732 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2732 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2732 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2732 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZBIGNIEW NIENACKI
DAGOME IUDEX
JA, DAGO
Nie istnieje cz�owiek, sprawa, zjawisko, a nawet �adna rzecz, dop�ty, dop�ki w spos�b swoisty nie zosta�y nazwane. W�adz� jest, wi�c moc swoistego nazywania ludzi, spraw, zjawisk i rzeczy Lak, aby te okre�lenia przyj�y si� powszechnie. W�adza nazywa, co jest dobre, a co z�e, co jest bia�e, a co czarne, co jest �adne, a co brzydkie, bohaterskie lub zdradzieckie; co s�u�y ludowi i pa�stwu, a co lud i pa�stwo rujnuje; co jest po lewej r�ce, a co po prawej, co jest z przodu, a co z ty�u. W�adza okre�la nawet, kt�ry b�g jest silny, a kt�ry s�aby, co nale�y wywy�sza�, a co poni�a�.
Ksi�ga Grzmot�w i B�yskawic rozdzia�: "O sztuce rz�dzenia lud�mi"
ROZDZIA� PIERWSZY - VINDOS
Czwartego dnia nie�piesznej jazdy, prowadz�c ze sob� konia ob�adowanego jukami i bia�ego ogiera zdobytego na Sasach, w samo po�udnie, dotar� wreszcie Dago do brzegu wielkiej rzeki, kt�ra na jednej z trzech srebrnych tablic,. nale��cych kiedy� do pot�nego cesarza Karola, nosi�a nazw� Swebskiej albo Viaduy. Potocznie jednak m�wiono o niej Rzeka Zapomnienia, poniewa� ludy, jakie za ni� �y�y, dot�d jeszcze nie wesz�y do historii. A kogo nie odnotuje historia, ten jak gdyby trwa� w pomroce dziej�w, by� w zapomnieniu. Nie istnieje bowiem co�, co nie zosta�o nazwane. To za�, co zosta�o nazwane mo�e by� bliskie a nawet przyjazne, zosta� oswojone, opanowane albo zaw�adni�te. Tak wi�c nikt nie zna� nazw ziem rozci�gaj�cych si� na wsch�d od Viaduy, nie wiedzia� ile tam mieszka�o lud�w, jakie mia�y obyczaje, w jakich bog�w wierzy�y; czy posiada�y w�adc�w, czy te� rz�dzi�y si� ka�dy po swojemu. Nawet kupcy, przewa�nie z pa�stwa Abbasyd�w, kt�rzy przez owe ziemie je�dzili po glesum zwane te� gintaras, zreszt� rzadko i ostro�nie, wybieraj�c raczej drog� morsk� przez ocean zwany ongi� Wschodnim, potem Sarmackim, a wreszcie Swebskim (dop�ki ich piraccy Ascomannowie nie wystraszyli) - przemykali chy�kiem przez ogromne puszcze i skraje rozleg�ych moczar�w, unikaj�c spotkania z lud�mi, bo ani ich mowy, ani zwyczaj�w nie znali i dlatego na og� wie�ci przywozili ba�amutne Opowiadano Dagonowi, �e cesarz Karol cz�sto my�la� z niepokojem o owych zapomnianych ludach, obawiaj�c si�, �e kiedy� dla swej liczby urosn� w pot�g� i zagro�� pa�stwu Frank�w. Dlatego zakaza� sprzeda�y wszelkiej broni na wsch�d: �elaznych he�m�w, kolczug, a przede wszystkim s�ynnych franko�skich mieczy, wykonywanych nad �rodkowym Renem. I s�a� szpieg�w. Ale oni albo nigdy nie wracali, albo przynosili sprzeczne informacje.
Mistrz z Akwizgranu, Alkuin, wygrzeba� ze starych ksi�g wiadomo�ci, �e za Viadu� �yj� Neurowie, lud pot�ny i wilczy, gdy� raz do roku ka�dy z Neur�w mia� si� zamienia� w wilka, a potem ludzk� posta� odzyskiwa�. Obok Neur�w istnia� pono� Kraj Kwen, czyli Kraj Kobiet, dalej mieszkali Androfagowie po�eraj�cy ludzkie mi�so, Malenchlajnowie, ubieraj�cy si� zawsze na czarno, �ysog�owi Agripajowie i Lssedonowie oraz zamieszkuj�ce w odleg�ych g�rach kozionogie i jednookie plemiona, kt�re wraz z gryfami strzeg�y z�ota. P�niejsze jednak zapiski powiada�y, �e Neur�w mo�na zwa� tak�e Sklavinami i dziel� si� oni na wiele pot�nych lud�w. Tedy Karol bez rezultatu walcz�c z Omajadami, gdy ujarzmi� Sas�w, Bawar�w i rozbi� Longobard�w oraz podj�� wyprawy przeciw Awarom, niszcz�c ich pot�ne pa�stwo - napotka� wreszcie plemiona Sklavin�w, kt�rzy razem z nim przeciw Awarom stan�li do walki. Plemion tych naliczono a� pi�tna�cie: Luczian�w, Lemuz�w, Liutomirc�w, Dieczan, Pszowan, Charwat�w, Zliczan Dudleb�w, Netolic�w, Sedliczan i innych, a w�r�d nich najpot�niejszych - Bohem�w i Morawian. Od nich wzi�� Karol danin� i utworzy� na dawnych ziemiach awarskich swoj� Marchi� Wschodni�, co im si� nie spodoba�o. Zbuntowali si� przeciw Frankom i a� dwie wyprawy musia� podj�� cesarz, aby ich uspokoi�, co si� jednak nie ca�kiem uda�o. Kronikarze - pochlebcy zapisali w �ywocie Karola, �e trybut p�aci�y i zwierzchnictwo Frank�w uzna�y tak�e trzy inne ludy na wsch�d od rzeki zwanej ongi� Albis, co si� wydawa�o nieprawdopodobnym, poniewa� owe ludy silne zwi�zki plemienne tworzy�y, jako Sorbowie, Obodryci i Lutycze, zwani tak�e Wieletami lub Wilkami, i faktycznie granica pa�stwa Frank�w ko�czy�a si� na rzece Albis. Tak wi�c o Sorbach, Obodrytach i Lutyczach co� nieco� ju� wiedziano, szczeg�lnie w czasach Ludwika Pobo�nego, kiedy to przybyli na zjazd do Frankfurtu, aby formalnie uzna� w�adz� Frank�w. Lecz ziemie tych plemion le�a�y mi�dzy rzek� Albis i Viadu�. Co znajdowa�o si� dalej - wci�� nikt nie mia� poj�cia, a po �mierci Ludwika Pobo�nego, kt�ry mia� do�� trosk od Omajad�w i Ascomann�w, znik�a wszelka zale�no�� tak�e Lutycz�w, Obodryt�w i Sorb�w. Na Morawach za� zacz�� rz�dzi� ksi��� Mojmir, samodzielny w�adca. Tymczasem Viadua wci�� pozostawa�a Rzek� Zapomnienia, kry�a si� za ni� tajemnica, a ona zawsze budzi niepok�j, a nawet groz�.
Dago ujrza� wi�c wreszcie Viadu� i stoj�c na wysokiej skarpie m�g� spojrze� na rozci�gaj�c� si� u jego st�p ogromn� pradolin�, kt�ra ry�a ziemi� przez setki lat., czyni�c z niej nie ko�cz�c� si� pod�u�n� nieck�. Wiosenny przyb�r w�d ju� dawno opad�, g��wny nurt niebieszczy� si� gdzie� daleko, os�oni�ty wierzbami i olchami. Mi�dzy skarp� a rzek� pozosta�y du�e rozlewiska wody i ma�e oczka pokryte rz�s� oraz zielona puszysta jak kobierzec p�aszczyzna poro�ni�ta sitowiem, traw� i turzyc�. Wydawa�o si� czym� niezwykle �atwym zjecha� po �agodnej pochy�o�ci skarpy i pogna� przez ow� ziele� a� do brzegu rzeki, tam napoi� konie, da� si� im popa�� w�r�d wierzb i olch. Ale Dago pochodzi� z kraju Spal�w, kt�rzy przez wieki �yli w�r�d bagien i mokrade�, stawiali domy na palach i p�ywali po rozlewiskach w lekkich ��dkach ze sk�ry �ubr�w. Wiedzia� wi�c, �e ta dolina wabi�ca zieleni� kry�a otch�anie; wystarczy�o stan�� gdziekolwiek, a ko� i podr�nik otwierali pod sob� wci�gaj�c� ich na zawsze zdradliw� g��bi� b�ota. Tylko cz�owiek dobrze obeznany z okolic�, jak on by� kiedy� w kraju Spal�w, m�g� bezpiecznie poprowadzi� trzy konie niewidocznymi �cie�kami przez mokrad�a a� do brzegu rzeki, do wierzb i olch, a tam wskaza� p�ytki br�d. Lecz je�li znajdowa� si� gdzie� w pobli�u �w br�d, zapewne strzeg�o go obronne grodzisko Lutycz�w. Spotkanie z Lutyczami wymaga�o za� ostro�no�ci, okazania pokojowych zamiar�w, dogadania si� co do op�aty za przej�cie przez p�ycizn�. A on by� sam z dwoma ko�mi, jukami pe�nymi bogactwa i bia�ym ogierem. Czy nie mog�o im przyj�� do g�owy, �e zamiast wzi�� myto, lepiej zabi� go podst�pnie i zabra� dobytek?
Lecz Dago nie musia� dzia�a� pospiesznie i m�g� dok�adnie rozejrze� si� po okolicy. Kraj Spal�w le�a� po drugiej stronie rzeki, kto wie jak daleko; mo�e o kilkana�cie, a mo�e nawet o kilkadziesi�t dni konnej jazdy. Dago nie by� pewien, czy w og�le zdo�a tam trafi�, skoro pi�� lat temu opu�ci� �w kraj zupe�nie innym szlakiem. Nikt tam na niego nie czeka�, niczyja twarz nie mia�a si� na jego widok rozja�ni� ze szcz�cia rado�ci�. W zdradzieckim napadzie Est�w zgin�li wszyscy jego najbli�si i tylko on ocala�, poniewa� ju� w�wczas posiada� miecz zwany Tyrfingiem. Nigdy nie zw�tpi�, �e zechce powr�ci� w rodzinne strony, gdy� wci�� z now� si�� odzywa�a si� w nim pewna straszna choroba zwana ��dz� Czyn�w, zapadali na ni� ci, kt�rzy nosili w sobie krew olbrzym�w. Lecz je�li pi�� lat go nie by�o w tamtych stronach, je�li nie mia� spotka� nikogo bliskiego, co znaczy� dzie�, tydzie�, a nawet miesi�c zw�oki, skoro dopiero sp�yn�y wiosenne wody i nasta�a pora zbierania poczwarek czerwia do barwienia tkanin.
Nie spodziewa� si� pogoni z powodu bia�ego ogiera. Sas, kt�ry uciek� ratuj�c w�asne �ycie, nie tak �atwo zdo�a trafi� na ludzi gotowych do po�cigu. Przez cztery dni przeby� Dago wiele strumieni i za ka�dym razem d�ugo jecha� wzd�u� koryta, aby woda rozmy�a �lady kopyt jego koni. Je�li czego� si� w�wczas obawia�, to jedynie strza�y wypuszczonej z g�stej puszczy albo oszczepu rzuconego siln� r�k�, gdy� Lutycze, podobnie jak wszyscy Sklavinowie, nigdy nie stawali do otwartej walki, a napadali z ukrycia. Bia�y ogier zwraca� uwag� w zieleni krzew�w i drzew, a samotny wojownik m�g� si� wydawa� �atw� ofiar�. Dlatego stara� si� omija� g�stwiny le�ne i samotne sio�a, a tak�e grody i osady obronne, szukaj�c drogi przez ��ki i polany, przez skrawki step�w, gdzie z rzadka tylko ros�y pot�ne buki lub d�by. Ale trzeciego dnia musia� jednak zag��bi� si� w puszcz�, kt�ra mimo wielu kryj�cych si� w niej niebezpiecze�stw, w�a�nie jemu mog�a da� teraz ochron�. Wychowa� si� na mokrad�ach i w wielkim lesie, jak ma�o kto zna� jego tajemnice. Otaczaj�cy go ludzie na og� bali si� tego, co nazywali "szmerem lasu", czyli dziwnych, a niekiedy niesamowitych odg�os�w dolatuj�cych z puszczy; nieliczni mieli odwag� samotnie przemierza� las, a tym bardziej nocowa� w jego g�stwinie. W lesie mieszka�y duchy zmar�ych, z�o�liwe trolle, straszliwi Waldleuten, czyli Le�ni Ludzie, a tak�e dzikie zwierz�ta, przede wszystkim krwio�ercze i nieustraszone wilki. Czy nie zdarzy�o si�, o czym opowiadano szeroko, �e pewnej zimy wyg�odzony wilk wpad� nawet do ko�cio�a w Senonais i rzuci� si� na rozmodlonych ludzi? Dago jednak jeszcze jako dziecko sp�dzi� surow� zim� zupe�nie samotnie w le�nym wykrocie.
Na jego widok, poniewa� by� synem Bo�ym, uciek�a gro�na wilczyca. U progu m�odo�ci zabi� Le�nego Cz�owieka. Puszcza nie przera�a�a go wi�c tak, jak innych, "szmer lasu" by� dla niego zrozumia�y jak ludzka mowa.
Przez puszcz� prowadzi�o kilka dr�g porytych ko�ami woz�w kupieckich karawan, ci�gn�cych od czasu do czasu z Zachodu na Wsch�d, przewa�nie do kraju Est�w. Wybra� najmniej wyra�n�, czyli rzadko ucz�szczan�, gdy� nie wiod�a chyba do �adnego grodu lub osiedla. Ludzi nale�a�o ba� si� bardziej ni� wilk�w, o czym przekona� si� wkr�tce. Po kilku godzinach jazdy przed jakim� zakr�tem nagle parskn�� ostrzegawczo bia�y ogier i Dago poj��, �e wyczu� on albo drapie�ne zwierz�, albo te� cz�owieka. Natychmiast zeskoczy� z siod�a, pozwalaj�c, aby konie sz�y dalej same, on za� uzbrojony tylko w okr�g�� tarcz� i kr�tki miecz, uskoczy� w bok, w krzaki leszczyny. Potem ostro�nie i bezszelestnie dosta� si� od ty�u poza �w zakr�t, w�a�nie w chwili gdy dw�ch ubranych w wilcze sk�ry wojownik�w chwyta�o jego konie za uzdy i z niepokojem rozgl�da�o si� za je�d�cem. Uderzy� na nich z zaskoczenia. Dwa razy machn�� swoim Tyrfingiem odcinaj�c im g�owy. Tak znowu spe�ni�a si� kl�twa Odyna, na drodze pozosta�y dwa drgaj�ce konwulsyjnie cia�a ludzkie. Dago zabra� jedn� wilcz� sk�r�, wskoczy� na siod�o i trzy konie poprowadzi� dalej przez samo serce puszczy, przez najwi�ksz� g�stwin�, mimo �e posuwa� si� przez to bardzo wolno i przez ca�y dzie� atakowa�y ich ogromne gzy. "Vind, Vindos" - szepta� wtedy czule do bia�ego ogiera, co w j�zyku Celt�w znaczy�o "bia�y", gdy� jak m�wili Sasi, ogier by� kupiony od Celt�w, tedy celtycka mowa by�a mu najbli�sza.
Jednak bia�y ogier pozostawa� wci�� wrogi. Gdy Dago zbli�a� si� do niego, ten a� dygota� z gniewu, wyszczerza� z�by i stara� si� go uk�si� jak wilk albo te� podnosi� si� na tylnych nogach, aby przednimi zmia�d�y� cz�owieka. Gryz� te� pozosta�e dwa konie i opornie szed� jako ostatni, uwi�zany na d�ugiej lince uczepionej do konia z jukami. Od olbrzymki Zely nauczy� si� Dago mowy cia�a, kt�ra by�a najstarszym z j�zyk�w i podobno porozumiewali si� ni� kiedy� ludzie nie tylko mi�dzy sob�, ale i ze zwierz�tami. Przemawia� wi�c Dago do ogiera �agodnym ruchem d�oni, lekkim pochyleniem i ko�ysaniem si� tu�owia, stosowa� gr� spojrze� i u�miech�w, cho� to nie na wiele si� zda�o. �ama� te� dum� bia�ego ogiera wykorzystuj�c jego g��d i na ka�dym postoju karmi� go z r�ki gar�ciami owsa, kt�ry trzyma� w jednej ze sk�rzanych sakw. Czasami wpada� w gniew i w�wczas d�ugo obsypywa� Vindosa najgorszymi przekle�stwami w j�zyku Rhomaj�w, Frank�w, Sklavin�w i Ascomann�w, grozi�, �e poder�nie mu gard�o, po�amie golenie, w pier� wbije straszliwego Tyrfinga. Czy od tego wszystkiego zmi�k�o cho� na chwil� serce bia�ego ogiera, czy w jego duszy zatli�a si� odrobina mi�o�ci? Tego Dago nie wiedzia�, a ba� si� sprawdzi�, poniewa� to mog�o oznacza� walk� na �mier� i �ycie. Pokocha� Vindosa od pierwszego wejrzenia i pragn�� go jak najpi�kniejszej kobiety, a kiedy bia�y ogier ostrzeg� go przed niebezpiecze�stwem, mi�o�� ta sta�a si� jeszcze silniejsza. A wszystko to by� mo�e dlatego, �e i jego przez wiele lat, za przyczyn� bardzo jasnych w�os�w i jasnej sk�ry, nazywano niekiedy Bia�y. Dopiero potem, z powodu pragnienia w�adzy, da� si� ochrzci� i przyj�� imi� Dagobert. Ale poniewa� nie ufa� Bogu, kt�ry pozwoli�, aby go zam�czono na krzy�u, kaza� nazywa� si� Dago, co si� przyj�a. U Rhomaj�w, a tak�e w�r�d Frank�w wielu by�o takich, kt�rzy podobnie jak on, znakiem krzy�a si� �egnali, lecz w g��bi duszy wierzyli w swoich domowych bog�w.
Vindosa przywi�za� na brzegu polany do grubego buka rzucaj�cego g��boki cie�. Zdj�� juki i siod�o z dw�ch koni i po �agodnej pochy�o�ci skarpy poprowadzi� je na d�, do du�ego oczka, kt�re mia�o czyst� wod�, bo chyba bi�o tam �r�d�o. Konie pi�y chciwie, gdy� dzie� by� upalny i zm�czy�a je droga. Vindos te� pewnie czu� pragnienie. Lecz Dago nie zamierza� dodawa� mu si� przed czekaj�c� ich walk�. Je�li nie zdo�a ujarzmi� Vindosa, by� zdecydowany go zabi�. I tak zbyt d�ugo nara�a� si� na niebezpiecze�stwo prowadz�c ze sob� bia�ego ogiera, kt�ry ka�demu musia� wydawa� si� �wi�tym.
Napojone konie sp�ta� i pu�ci� luzem na traw� w�r�d m�odych brz�zek na polanie. Potem jeszcze raz zszed� na d� i zaczerpn�� wody do blaszanego kubka. Wyj�� z juk�w kawa� j�czmiennego placka, suchego ju� jak kora drzewna, rozmoczy� go w wodzie i zjad�, pami�taj�c, aby kilka kropel wody i kilkana�cie okruch�w placka rozrzuci� wok� siebie. Ta wypalona polana, ta skarpa wznosz�ca si� nad pradolin� rzeki posiada�y zapewne jakiego� swojego ducha czy bo�ka i Dago nie chcia� mie� w nim wroga.
Nasyciwszy g��d zrzuci� z siebie sk�rzany kaftan, od�o�y� kr�tki miecz i nagi do pasa, niby to bez �adnego zainteresowania, zbli�y� si� do Vindosa, kt�ry a� zadygota� z nienawi�ci, czy te� trwogi. Najpierw zawi�za� mu p�tl� na przednie, a potem na tylne nogi. Nast�pnie zarzuci� mu na grzbiet siod�o, mimo �e ko� rwa� si� na lince uwi�zanej do buka i chcia� go stratowa� kopytami. By� jednak bezradny w p�tach kr�puj�cych nogi.
Teraz Dago chwyci� kr�tkie lejce i odwi�za� link� od drzewa. Jednym rzutem cia�a, nie dotykaj�c strzemion, znalaz� si� w siodle. Bia�y ogier znowu zadygota�, a potem wygi�wszy grzbiet w pa��k, zacz�� skaka� w miejscu, aby zrzuci� z siebie je�d�ca. Biec nie m�g�, gdy� nogi mia� sp�tane, wi�c tylko skaka� w g�r�, coraz bardziej czuj�c u�cisk w�dzid�a. W innej sytuacji Dago rozci��by wi�zy na nogach konia i pozwoli� mu biec w szalonym p�dzie. Ale polana by�a za ma�a, a w puszczy, mi�dzy drzewami, grozi�o zrzucenie z grzbietu przez jak�� nisko rosn�c� ga���. Zreszt�, kto wie dok�d by go poni�s� oszala�y z w�ciek�o�ci ogier, nie znajdowali si� w przyjacielskim kraju, ale w�r�d wrog�w. Podskakiwa� wi�c Dago na wygi�tym pa��kowato grzbiecie ogiera i bole�nie czu� swoje wn�trzno�ci; wydawa�o mu si�, �e jeszcze chwila a ustami wyrzuci z siebie dopiero co prze�kni�te jedzenie.
By�o upalne popo�udnie, pot pokry� opalone na z�ocisty kolor plecy Dagona, bia�a sier�� ogiera te� pokry�a si� pian�. Nie napojony - czu� pragnienie i zaczyna� s�abn��, ci�gle jednak w gwa�townych podskokach rozwiewa�a si� jego g�sta bia�a grzywa i jasne d�ugie w�osy je�d�ca. Ale podskoki stawa�y si� coraz rzadsze i nie tak wysokie. Min�a jednak chyba wieczno��, zanim bia�y ogier wreszcie znieruchomia�, oddychaj�c gwa�townie swoj� szerok� klatk� piersiow�. "Vind, Vindos" - uspokaja� go Dago i g�aska� po spoconym karku. A potem przemawia� cicho w mowie Spal�w:
- Kocham ci� jak kobiet�. Kocham ciebie jak siebie samego. B�dziesz mia� br�zowe napier�niki, aby nie przebi�a ci� czyja� w��cznia. Na grzbiet narzuc� ci sk�rzany czaprak, aby ci� nie dosi�gn�� grot strza�y. Vind, Vindos...
Dago wierzy�, �e bia�y ogier rozumie jego s�owa i jego obietnice. Nie chcia� �ama� jego dumy, pragn�� tylko pos�usze�stwa i cudownego prze�ycia dla m�czyzny, �e ma si� mi�dzy udami tak wspania�e i pi�kne zwierz�. "Vind, Vindos, kochany" - nie przestawa� powtarza� s��w jak zakl�cia.
Znieruchomia�y ogier wreszcie nisko zwiesi� g�ow�. Czy zosta� pokonany, czy te� zdradziecko udawa� spok�j? Dago zeskoczy� z siod�a i ostro�nie dotkn�� r�owych chrap�w, a potem spr�bowa� zajrze� w jego niebieskie oczy. Jak�e rzadko trafia si� ogier albinos. Dla niego Dago zabi� ju� dw�ch ludzi. Ilu jeszcze zabije? A mo�e ten ogier wiedzia�, �e m�g� by� wolny w jakim� chramie i tylko z rzadka zaprz�gany do �wi�tego wozu, aby z ruchu jego n�g, cia�a i parskania wr�owie mogli przepowiada� losy ludzi? Mo�e naprawd� nie chcia� po��czy� swojej doli z pe�nym niebezpiecze�stw i walki �yciem Dagona?
Ogier zacz�� oddycha� g�o�no i chrapliwie. Dago wytar� jego spienione boki swoj� lnian� koszul�. Dopiero po d�u�szym czasie, wci�� sp�tanego, sprowadzi� na d� do wody i pozwoli si� napi�. Gdy wracali pod g�r�, ogier m�g� ugry�� Dagona w rami�, ale tego nie uczyni�, Dago odpowiedzia� mu u�miechem i pog�aska� po szyi. Na polanie wyj�� mu uzd� z pyska i poda� z r�ki ostatni kawa�ek j�czmiennego placka, skazuj�c siebie na noc bez posi�ku. Potem pu�ci� go, aby m�g� skuba� traw� mi�dzy brz�zkami na polanie. Ogier pozostawa� sp�tany i nie by� w stanie uciec daleko. Zreszt� w ka�dej chwili m�g� Dago zrobi� arkan i schwyta� go, albowiem i ta sztuka nie by�a mu obc�.
Usiad� na brzegu polany w cieniu grubego buka i przygl�da� si� trzem pas�cym si� spokojnie koniom. Uwa�nie te� nas�uchiwa� szelest�w puszczy; takiemu jak on niebezpiecze�stwo grozi�o zawsze i wsz�dzie. To stare wypalenisko �wiadczy�o, �e kiedy� �yli tutaj ludzie, a gdy ziemia przesta�a rodzi�, przenie�li si� gdzie� dalej, ale mo�e niezbyt daleko. Brzegi rzek zawsze przyci�ga�y, a to by� kraj wrogich Frankom Wilk�w.
To z ich powodu, gdy przeby� br�d na rzecze Albis, natychmiast zdj�� z g�owy sw�j he�m, kt�ry w mowie Spal�w nazywano szlomem, czterema z�otymi blachami pokryty i uj�ty do�em obr�cz� z otworami na siatk� z k�ek, os�aniaj�c� szyj�. Schowa� he�m do juk�w, podobnie uczyni� z poz�acanym pancerzem Rhomaj�w i w�o�y� prosty kaftan sk�rzany. Ukry� w jukach r�wnie� czaprak i napier�niki konia. Ale nie m�g� pozby� si� poz�acanych ostr�g i d�ugiego franko�skiego miecza z r�koje�ci� inkrustowan� srebrem, miedzi� i z�otem, z pochw� wprawdzie drewnian�, ale z trzewikiem z br�zu, misternie zdobionym. �w d�ugi miecz, dobry do walki z konia, nie bardzo da� si� schowa� mi�dzy jukami, mimo tego - jak s�dzi� - na pierwszy rzut oka nikt Dagona nie powinien bra� za Franka, a co najwy�ej za zamo�nego Wilka. Tym bardziej �e pozostawi� sobie tylko kr�tkiego Tyrfinga w pochwie z lichych lipowych deszczu�ek okrytych sk�r� i okr�g�� tarcz� zwan� szczytem, poniewa� mia�a ostry br�zowy dzi�b. Tarcza wygl�da�a skromnie, ale jej drewniane wn�trze wype�nia�y trzy warstwy cienkiej blachy i guzy z br�zu. Tylko ten, kto by t� tarcz� wzi�� do r�ki, po jej ci�arze, m�g�by podejrzewa�, �e nie ma miecza ani w��czni zdolnych j� przebi� czy rozkruszy�.
Wilki, podobnie jak wszystkie plemiona zamieszkuj�ce na wsch�d od rzeki Albis, nienawidzili Frank�w i ich pot�gi. Dago nie by� Frankiem i nie pragn�� ich nienawi�ci. Dlatego przez ca�y czas jecha� na wsch�d ostro�nie, unikaj�c spotkania z lud�mi. Nagle zauwa�y� na drodze �lady je�d�c�w, trzech jecha�o na koniach, a jeden ko� bieg� luzem, gdy� �lad by� p�ytszy. Znajdowali si� oko�o p� dnia drogi przed Dagonem; nie chcia� ich dop�dzi�. Ale natkn�� si� niespodziewanie na ich obozowisko wieczorne na ma�ej polanie pod starym d�bem. Trzech uzbrojonych m�czyzn siedzia�o przy ognisku, a obok nich pas�y si� trzy konie i sp�tany bia�y ogier, kt�ry wywo�a� u Dagona kurcz w krtani. Cudowny albinos o wspania�ej bia�ej grzywie, szerokich piersiach, d�ugich wysmuk�ych nogach stworzonych do szybkiego biegu, ogromnej sile, kt�rej mo�na by�o si� spodziewa� po mocno rozwini�tych mi�niach pod bia�� sier�ci�.
Trzej m�czy�ni zerwali si� ze swych miejsc i chwycili za miecze, ale Dago zdj�� z prawej d�oni sk�rzan� r�kawic� i podni�s� r�k� na znak, �e pragnie pokoju. Usiedli przy ognisku. Dago te� usiad�, tylko �e po drugiej stronie ognia.
- Dok�d jedziesz, panie? - zapyta� go grzecznie wojownik w �elaznym szlomie i z d�ug� rud� brod�. M�wi� w j�zyku Sklavin�w, jak Wilk, ale akcent mia� twardy, teuto�ski.
Dago pozna� go od razu, cho� tylko przelotnie i z okna zamkowej komnaty widzia� go w Ratyzbonie. To by� szpieg teuto�ski. Mo�e kr�l Ludwik Teuto�ski szykowa� w tajemnicy jak�� now� wypraw� wojenn�, tym razem przeciw Wilkom? Dwaj pozostali milczeli, ale Dago podejrzewa�, �e te� s� Sasami, cho� nosili tylko sk�rzane kaftany, a na g�owach krowie czerepy z rogami.
- Jad� przed siebie, na wsch�d - odpar� kr�tko.
- To nie po drodze nam b�dzie - stwierdzi� rudobrody. - Kupcami jeste�my i jedziemy na p�noc, do Rujan�w. Bia�ego celtyckiego ogiera chcemy im sprzeda� do �wi�tego chramu.
K�amali. Nosili miecze i tarcze, byli wojownikami jak Dago. By� mo�e rzeczywi�cie zamierzali sprzeda� bia�ego ogiera do �wi�tego chramu Rujan�w, ale przede wszystkim kazano im si� rozejrze� po kraju Lutycz�w zwanych Wilkami i przynie�� wiadomo�ci o grodach obronnych i dru�ynach bojowych, o brodach przez rzeki, o szlakach przez puszcze i bagna.
- Jestem wolnym cz�owiekiem i s�u�by szukam - o�wiadczy� Dago.
Czy mu uwierzyli? Je�li wys�ano ich jako szpieg�w, musieli by� bystrymi obserwatorami. Zauwa�yli od razu biedny sk�rzany kaftan Dagona i to, �e nawet he�mu nie mia�, tylko go�� g�ow� z d�ugimi w�osami. Jego tarcza wygl�da�a n�dznie, tak samo kr�tki miecz, kt�ry zwyczajem Ascomann�w nosi� nie u pasa, ale na rzemieniu zwisaj�cym z ramienia. Mi�dzy jukami na koniu natychmiast chyba dostrzegli d�ugi miecz Frank�w. I zaraz rudobrody wskaza� na niego palcem.
- Sprzedaj go. Wida� od razu, �e jest roboty Ulfbertha znad �rodkowego Renu. Pi�kny franko�ski miecz. Zdoby�e� go w walce?
- Tak - skin�� g�ow� Dago. - Dam go wam za tego bia�ego ogiera. - On nie jest na sprzeda�.
- Przecie� m�wili�cie, �e go prowadzicie do Rujan�w, aby go sprzeda�. - To prawda. Ale w chramie wi�cej za niego dadz� ni� wart jest miecz franko�ski.
- To ogier celtycki? - zapyta�.
- Tak. Kupiony od Celt�w i po celtycku go zw� Vindos. Jest uje�d�ony, ale je�d�ca niech�tnie nosi. Zrzuca i gryzie.
Dago poczu�, �e po��da tego konia ca�� dusz� i ca�ym cia�em, i �e musi go mie�, cho�by mia� straci� swoje bogactwo.
Wsta� od ogniska, podszed� do swojego konia i z sakwy przy siodle wyci�gn�� z�oty �a�cuch z krzy�em, kt�ry wraz z tytu�em hrabiego darowa� mu kr�l Ludwik Teuto�ski, gdy pokona� jego niepokornego wasala z rodu Nibelung�w. Rzuci� �a�cuch w pobli�e ogniska, pod nogi rudobrodemu.
- A� tyle za ogiera? - wyrwa�o si� jednemu z milcz�cych dot�d wojownik�w. Jego mowa te� by�a twarda, teuto�ska.
Rudobrody pos�a� mu karc�ce spojrzenie, a potem powiedzia� do Dagona: - Bogaty jeste�, panie. Czy to z�oto?
- Tak.
- R�koje�� miecza te� zdobiona z�otem. Du�o dobra musisz mie� w swoich jukach. Obrabowa�e� jakiego� mo�nego Franka? A mo�e sam jeste� jakim� w�adc�?
- Mo�e - skin�� g�ow� Dago. - Pochodz� z Kraju Spal�w. - Wiele podr�uj�, ale nie s�ysza�em o Kraju Spal�w.
- Bo to bardzo daleko st�d. - W kt�r� stron�?
- Na wsch�d, panie.
- Tam jest kraj Wend�w i Est�w. O Estach s�ysza�em, bo jantarem handluj� i niewolnikami. O Wendach za�, �e �elaznej broni nie znaj�. A mo�e, panie, nale�ysz do jakiego� plemienia Sklavin�w, kt�rzy od "Slova", to jest b�ota, imi� swoje wzi�li? Najbardziej jednak wygl�dasz mi na Ascomanna, kt�ry lubi grabi�.
I zacz�� m�wi� w j�zyku Teuton�w, mow� starych Sas�w, ale Dago udawa�, �e nie rozumie, cho� teuto�skiego j�zyka dobrze si� nauczy�. Ch�on�� natomiast mow� cia�a rudobrodego, spojrzenia jakie rzuca� dw�m swoim towarzyszom. Pojmowa�, �e nie my�l� mu sprzeda� bia�ego ogiera, opanowa�a ich chciwo��. Trzem uzbrojonym wojownikom wyda� si� �atwym przeciwnikiem. Sk�d mogli wiedzie�, �e Kraj Spal�w nale�a� ongi� do olbrzym�w, kt�rych stary Hlodr nazywa� Gigantami, a to znaczy�o, �e w Dagonie p�yn�a ich krew. To olbrzymka Zely nauczy�a go walki na kr�tkie i d�ugie miecze oraz pos�ugiwania si� wszelk� broni�. Potem mia� i innych nauczycieli w mie�cie Byzisa i na dworze kr�la Ludwika. Nie zl�k� si� wi�c i siedz�c po drugiej stronie ogniska tylko nieznacznie przysun�� do siebie okr�g�� tarcz� i po�o�y� na r�koje�ci Tyrfinga. S�ucha� jak rudobrody podnieca si� do `walki obrzucaj�c Dagona po sasku obel�ywymi wyzwiskami i nie drgn�� nawet, gdy tamten raptem zerwa� si� ze swego miejsca i wyci�gn�wszy miecz z pochwy post�pi� w jego kierunku. Zamachn�� si�, a w�wczas z do�u, z siedz�cej pozycji, zada� mu Dago cios Tyrfingiem prosto w brzuch, jednocze�nie os�aniaj�c si� tarcz�. Rudobrody zwali� si� na ziemi� obok ogniska i wtedy Dago skoczy� na nogi i rzuci� si� na dw�ch wojownik�w, kt�rzy dopiero teraz wstawali z ziemi, poniewa� nie s�dzili, �e ich udzia� w walce b�dzie, potrzebny. Zamachn�� si� Tyrfingiem i okryt� czerepem krowim g�ow� odci�� od tu�owia, krew bluzn�a na ognisko. Trzeci zacz�� wycofywa� si� na czworakach, potem podni�s� si� i pop�dzi� w g��b puszczy. Dago go nie goni�. Rudobrody �y� jeszcze i le�a� skurczony, trzymaj�c si� r�kami za brzuch. My�la�, �e Dago zechce go dobi� i co� wybe�kota� po sasku, ale zab�jca tylko wytar� o jego kaftan sw�j zakrwawiony miecz. Nast�pnie podszed� do z�o�onych pod d�bem tobo��w i rozci�� je kilkoma ruchami miecza.
Nie wie�li �adnego dostatku opr�cz owsa dla koni i �ywno�ci. Bia�y ogier stanowi� ca�e ich bogactwo. Dago zabra� wi�c troch� ich �ywno�ci do swoich juk�w, nast�pnie trzem sp�tanym koniom przeci�� sznury na nogach, aby mog�y rozbiec si� po puszczy i chwyci� za kantar bia�ego ogiera. Vindos odni�s� si� do niego wrogo, stara� si� wspi�� na tylnych nogach i zmia�d�y� go przednimi. Lecz Dago nauczy� si� od Rhomaj�w w�a�ciwego obchodzenia z ko�mi, uczepi� si� kantara i zdo�a� na�o�y� Vindosowi uzd�. Potem uwi�za� go na lince do jucznego konia. Z miejsca walki zabra� tylko dwa franko�skie miecze, nale��ce do rudobrodego i jego towarzysza z uci�t� g�ow�.
Kiedy zbli�a� si� po miecz do Teuto�czyka, ten go prosi�:
- Dobij mnie, panie.
Dago przecz�co pokr�ci� g�ow�.
- Nie dobijam rannych. M�j miecz ju� otrzyma� jedn� ofiar�. Mo�e prze�yjesz? A je�li tak b�dzie, to powiedz margrabiemu Radborowi, hrabiemu Teodorychowi i komornikowi Meginfrydowi, a przede wszystkim Ludwikowi Teuto�skiemu, �e to ja zabi�em hrabiego Fredegara, a to dlatego, �e z powodu mojej przyja�ni z Karlomanem rozkaza�, aby mnie otruto. Ja, hrabia Dago, gnany ��dz� Czyn�w odchodz� w �wiat, aby sta� si� w�adc� lud�w, kt�re kryj� si� w mroku dziej�w.
Gdy sko�czy� m�wi�, przekona� si�, �e Teuto�czyk skona�. Zawstydzi� si� swojej che�pliwo�ci. Wskoczy� na konia, chwyci� lejce luzaka i prowadz�c za nim bia�ego ogiera znowu zanurzy� si� w puszcz�...
A teraz, po czterech dniach od tamtego wydarzenia, siedzia� oto w cieniu starego buka i odpoczywaj�c po walce z Vindosem patrzy� na drugi brzeg Rzeki Zapomnienia, gdzie �y�y liczne ludy pogr��one w mroku dziej�w. Mo�e racj� mia�a Zely, �e w ka�dym cz�owieku, w kt�rym p�ynie krew Spal�w tkwi ci�gle t�sknota do wielkich czyn�w? Nie chcia� ich �mierci, pragn�� tylko kupi� bia�ego ogiera. Zgubi�a tamtych chciwo�� i ��dza mordu. Ilu wojownik�w pozostaj�cych w s�u�bie wielkich pan�w i nieustannie tocz�cych z kim� walk� budzi�o si� pewnego dnia z ow� ��dz� mordu? Od kilku lat drog�, kt�r� kroczy� Dago pokrywa�y trupy zabitych przeciwnik�w. Zabija�, poniewa� musia� to czyni�. Zabija�, gdy� w przeciwnym razie to on straci�by �ycie. Ale przecie� zawsze uwa�a� czy nie budzi si� w nim owo straszliwe uczucie przyjemno�ci z samego zabijania, dlatego cz�sto przeciwnikom okazywa� �ask�. Co� silniejszego bowiem ju� dawno opanowa�o Dagona. Dziwne, s�odkie doznanie, powoduj�ce wra�enie nieustannego nienasycenia - ��dza w�adzy. Ono by�o silniejsze ni� wi�zy krwi, ni� mi�o�� rodzicielska, ni� najszczersze przyrzeczenia i poczucie wdzi�czno�ci.
Czy pod Fontenoy-en-Pulsaye nie starli si� ze sob� trzej rodzeni bracia: Ludwik, Lotar i Karol tylko dlatego, �e po��dali cesarskiej korony? ��dza w�adzy kaza�a walczy� i zabija� bez lito�ci, nawet �on�, matk�, ojca lub syna, ale uczy�a tak�e chowa� miecz do pochwy i okazywa� �askawo��. Pierwszym gestem w�adcy powinna by� pokojowo uniesiona d�o�, gdy druga si�ga�a po n�. Tak czyni� cesarz Karol. A potem wnukowie rozdarli na cz�ci jego ogromn� posiad�o��, gdy� ka�dy by� chciwy w�adzy. On, Dago, te� zapragn�� posi��� bia�ego ogiera, potem rzuci� z�oty �a�cuch. A dopiero p�niej - zabi�. Dlatego nie trapi�a go �mier� tych Sas�w. Cz�owiek, kt�ry chce by� w�adc� musi si� nauczy� zapomina� o trupach na swej drodze. W�adca powinien mie� setki oczu i setki uszu, nawet kamienne mury potrafi� m�wi� o czyjej� zdradzie i czyjej� przyja�ni.
Kto� doni�s� Ludwikowi Teuto�skiemu, �e Dago umi�owa� jego krn�brnego syna, Karlomana, i w najwi�kszej tajemnicy zawar� z nim braterstwo. Powiedzieli sobie wtedy, �e je�li Karloman zostanie cesarzem, on, Dago, podporz�dkuje sobie ludy za rzek� Albis i b�dzie ich kr�lem. Czyje� usta przem�wi�y jednak do Ludwika. Dlatego hrabia Fredegar przez pi�kn� mniszk� Rychild� zaleci� poda� mu trucizn� do wypicia. Szkoda wi�c, �e �w Sas umar� z rozprutym brzuchem. Zani�s�by Ludwikowi i Karlomanowi wie��, �e Dago, �ywy i zdrowy, wyruszy� samotnie na Wsch�d, aby obudzi� u�pione ludy i zosta� ich w�adc�, podobnie jak przed laty uczyni� to Mojmir. Czy nie do tego przygotowywa� go Wielki Koniuszy, Bazyli? Czym by�y gorsze ludy za rzek� Viadu� od tych, co �y�y bardziej na po�udniu i da�y si� zjednoczy� w Wielk� Moraw�? Za Viadu� a� po rzek� Visul� drzema�o wielu olbrzym�w. Kt� inny m�g� ich obudzi� do �ycia i wprowadzi� do historii, je�li nie on, Dago, syn olbrzyma Bozy z rodu Spal�w.
ROZDZIA� DRUGI - ZELY
D�ugo nie nosi� �adnego imienia, a� wreszcie babka powiedzia�a, �e min�o mu siedem lat i nadesz�a pora, aby wszed� do �wiata m�czyzn i otrzyma� imi�. By� mo�e nawet takie, jakie nosi� Dziad, gospodarz ca�ego rodu Zemlin�w. Bardzo chcia�, �eby mu podci�to jego niemal bia�e w�osy tak d�ugie jak u dziewcz�t. Umia� przecie� ju� tak wiele; �owi� ryby na ko�ciane haczyki, celnie strzela� z ma�ego �uku i �wiczy� si� w trafianiu kamieniem z procy. Babka zacz�a przygotowywa� postrzy�ynow� uczt�, syci�a mi�d, piek�a placki z �yta i tuczy�a kap�ony.
I w�a�nie w�wczas zdarzy�o si� co�, co odmieni�o ca�e jego �ycie. Przed ich domem pokrytym strzech� z trzciny, na podw�rcu ograniczonym palisad�, tam gdzie grzeba�y w gnoju kury i kap�ony, na oczach wielu m�czyzn z jego rodu - starszy od niego o pi�� lat syn brata jego ojca chcia� mu odebra� ko�ciany haczyk do po�owu ryb. Siedmioletnie dziecko chwyci�o starszego o pi�� lat ch�opaka, podnios�o go i rzuci�o na ziemi� jakby to by�a drewniana k�oda. Nikt, kto widzia� nie wyda� z siebie okrzyku rado�ci czy zdumienia, twarze m�czyzn i kobiet spochmurnia�y, a w oczach w�asnego ojca ujrza� nienawi��. Babka powiedzia�a, �e postrzy�yn nie b�dzie.
Tego wieczoru s�ysza�, jak jego ojciec k��ci si� z dziadkiem. Ojciec chcia� syna zabi�, ale zdecydowa�a wola gospodarza. "Zim� sprzedamy go kupcom za �elazne rad�o - zdecydowa� Dziad. - A teraz niech pasie krowy na ��ce mi�dzy Czarnym Borem a bagnem, gdzie utopi� si� Boza." I ch�opiec a� zatrz�s� si� ze strachu, gdy� - cho� w owym miejscu trawa by�a najbujniejsza - od dawna nikt tam nie pasa�, poniewa� w Czarnym Borze zagnie�dzi�a si� wilczyca. A poza tym Czarny B�r te� by� strasznym miejscem. M�wiono, �e od wiek�w �aden zwyk�y cz�owiek nie o�mieli� si� wej�� w jego g�stwin�. Le�a�y tam poprzewracane ogromne drzewa, a te, kt�re ros�y mia�y pnie i konary skr�cone niczym w wielkiej m�ce. W �rodku Czarnego Boru podobno ros�o drzewo pa��kowato zgi�te ku do�owi, jak �uk napi�ty, oraz gruby d�b u ziemi rozszczepiony przez piorun. Je�li kto� z roku Zemlin�w zachorowa�, jedynie Dziad prowadzi� go do Czarnego Boru i trzy razy przeprowadza�. pod konarami owego drzewa, przepycha� przez rozdarty piorunem pie� grubego d�bu.
Nazajutrz z du�ego stada kr�w oddzielono trzy najbardziej chude ja��wki i kazano ch�opcu pogna� je na ��k� mi�dzy Czarnym Borem a bagnem. "Do pierwszych przymrozk�w maj� by� t�uste, bo inaczej ci� zabij� - o�wiadczy� ojciec. - W domu nie wolno ci si� pojawia�. O jedzenie te� si� musisz sam postara�, jak r�wnie� o cieplejsze okrycie na nocne ch�ody. Dlatego daj� ci n� i krzesiwo oraz hubk�."
Nie pyta� za co go spotka�a a� tak surowa kara. Dziecko nie mia�o prawa m�wi�, je�li nie zosta�o zapytane. Dziecko by�o jak rzecz, jak gliniany garnek, kt�ry mo�na rozbi� jednym kopni�ciem nogi. Mo�e zreszt� gliniany garnek by� czym� cenniejszym w rodzinie Zemlin�w. Dlatego bez s�owa wzi�� sw�j �uk i kilka strza� z ko�cianymi grotami zatrutymi jadem z ciemierzycy. Tak jak spa� i chodzi�, w przykr�tkiej lnianej koszuli przepasanej sznurem z �yka, pogna� ja��wki daleko od domu, bo nie mia� innego wyboru. Gdyby nie Dziad, ojciec by go zabi�, nale�a�o zej�� mu z oczu.
Pi�knie wygl�da�a ��ka o tej porze roku, cho� zarazem by�o na niej strasznie. Trawa ros�a a� po pas, pe�na ��tego groszku ��kowego i liliowej wyki pn�cej si� po �d�b�ach. Na pag�rkach rzuca�y si� w oczy purpurowe koszyczki chabr�w, ��te koszyczki p�pawy, bia�e baldachy biedrze�c�w. Ja��wki �ar�y traw�, ale w po�udnie, gdy gzy zaczyna�y im dokucza�, ucieka�y w cie� Czarnego Boru, a tam wej�� nie mia� prawa zwyczajny cz�owiek. Wywo�ywa� je stamt�d ma�y ch�opiec s�abym cienkim g�osem, b�aga� o powr�t, gdy� w g�stwinie drzew mieszka�a wilczyca i mog�a po�re� kt�r�� z ja��wek. Zwierz�ta wraca�y na ��k� dopiero pod wiecz�r, gnane pragnieniem. Wtedy nale�a�o uwa�a�, aby nie uton�y w bagnie, kt�re rozci�ga�o si� szeroko a� do p�yn�cej leniwie rzeczki. Do wody by�o tylko jedno suche zej�cie, ros�y tam �ozy i tutaj ch�opiec �owi� ryby. Z uci�tych ��z zbudowa� te� sza�as i w nim kuli� si� podczas ch�odnych nocy. Zrobi� tak�e kilka oszczep�w na swoj� miar�, o tak ostro zako�czonych ko�cach, �e nawet futro wilka mog�y przebi�. W sza�asie, w zag��bieniu wylepionym zeschni�tym b�otem trzyma� ogie�, a raczej �ar okryty popio�em. Na skraju Czarnego Boru zbiera� suche ga��zki i nimi rozpala� wieczorem ma�e ognisko, piek� ryby i zjada� je niemal p�surowe. Raz uda�o mu si� ustrzeli� z �uku m�odego zaj�ca, ale prawie po�ow� mi�sa zani�s� na skraj Czarnego Boru, aby zapewni� sobie �yczliwo�� bog�w. Odt�d czu� si� pewniej i nawet dwa razy o�mieli� si� zag��bi� w b�r po swoje ja��wki. Boginiom zamieszkuj�cym rzek� dawa� codziennie oblat� - puszcza� wolno pierwsz� z�owion� ryb�. I przez te kilka dni na owej ��ce nie zastanawia� si� ani nad sob�, ani nad kar� jaka go spotka�a. My�la� tylko, jak uchroni� od z�ego trzy ja��wki ojca. Ale gdy nie trapi� go strach o siebie lub o zwierz�ta, k�ad� si� na trawie, �ledzi� na niebie kr���ce myszo�owy i s�ucha� jak krzycz� czajki. Nauczy� si� te� robi� sznury z �yka i na noc wi�za� ja��wkom przednie nogi, trzymaj�c je w pobli�u sza�asu. By�o mu ra�niej, gdy s�ysza� westchnienia kr�w, noc wtedy nie wydawa�a si� taka gro�na, mimo �e w Czarnym Borze naszczekiwa�y koz�y, a ich g�os wydawa� si� nie�� jakie� ostrze�enie czy przestrog�. Noc� rzeka r�wnie� stawa�a si� bardziej ha�a�liwa; wci�� co� w niej pluska�o; to najpewniej k�pa�y si� w�adczynie rzeczne. Nie wychyla� si� w�wczas z sza�asu, bo nie chcia� zobaczy� nagiej boginki, gdy� to mog�o rzuci� na niego urok.
Kt�rego� dnia przysz�a na ��k� Mi�ka urodzona z siostry jego ojca i w koszyku z wikliny przynios�a du�y kawa� placka z �yta, darowany mu przez lito�ciw� babk�. Mi�ka by�a tylko trzy lata starsza od ch�opca, ale pod tak� sam� koszul� rysowa�y si� wypuk�e piersi, a kiedy siedzia�a z rozchylonymi udami, widzia�, �e jej szpark� porasta� jasny w�os. Dlatego zapewne uwa�a�a si� ju� za doros�� i o wiele m�drzejsz� od takiego jak on ch�opca.
- Co ze mn� b�dzie? - zapyta�.
- Pokaza�e�, �e jeste� Spalem - o�wiadczy�a. - Przez ciebie umar�a twoja matka i odt�d kobieta twojego ojca rz�dzi w waszym domu. Zreszt� tw�j ojciec nie jest twoim ojcem. Twoim ojcem by� Boza.
- Sk�d o tym wiesz?
- Urodzi�e� si� taki du�y, �e twojej matce p�k�o krocze i umar�a przez ciebie. Teraz wszyscy przypominaj� sobie, �e na d�ugo przed twoim urodzeniem ona wr�ci�a z pola ca�a podrapana. M�wi�a, �e uciek�a w ciernie przed �ubrem. Ale tak naprawd� posiad� j� Boza i nape�ni� swoim nasieniem.
- Pod Boz� za�ama� si� l�d i uton��.
- To si� sta�o ju� p�niej. Ty pokaza�e� swoj� si��, a to znaczy, �e w tobie p�ynie krew Spal�w. Takich jak ty albo si� zabija w dzieci�stwie, gdy� potem z powodu ich si�y s� ogromne k�opoty, albo sprzedaje si� kupcom. Za takiego jak ty mo�na otrzyma� du�o cennych rzeczy. Zim� zostaniesz sprzedany.
Kt� z nich od wczesnego dzieci�stwa nie s�ysza� przera�aj�cych historii o Spalach? Byli to olbrzymi i zamieszkiwali du�y ostr�w w rozwidleniu bagnistej rzeki. Powoli wymierali - pozosta� tylko Boza i jego siostra Zely. Boza nie mia� olbrzymki, aby si� z ni� po��czy�, wi�c w��czy� si� po bagnach i lasach, zaczaja� na kobiety zwyk�ych ludzi, a potem one rodzi�y ogromne niemowl�ta i umiera�y podczas porodu. Zrodzeni za� ze Spal�w ludzie nie stawali si� olbrzymami, po ojcach dziedziczyli jednak ogromn� si��. Boza uton�� zim� na bagnach, gdy� za�ama� si� pod nim s�aby l�d i pozosta�a jedynie jego siostra Zely, kt�ra te� m�a sobie znale�� nie mog�a. Ludzie cieszyli si�, �e Spalowie w ko�cu wymr�, poniewa� zwykli ludzie coraz liczniej zajmowali kraj olbrzym�w.
- Jeste� z krwi Spal�w - powt�rzy�a z przekonaniem Mi�ka. - Bo czy siedmioletni ch�opiec mo�e podnie�� dwunastoletniego ch�opca i rzuci� nim o ziemi� jak k�od� drewna? Sp�jrz zreszt� na siebie.
Zadar�a mu koszul� i z zach�ann� ciekawo�ci� popatrzy�a na jego przyrodzenie.
- Masz tak du�ego jak o wiele starszy ch�opak. Chcesz mnie dotkn�� tam, gdzie si� dotyka dziewcz�ta? - zapyta�a.
Nie chcia�. Babka ostrzega�a go przed m�odymi dziewcz�tami, w kt�rych budzi�a si� kobieco��. Nieustannie k�ama�y, co� wymy�la�y i podobno nawet mog�y rzuci� z�y urok. Dlatego, kiedy w niekt�rych rodach panowa� g��d, najpierw zabijano dziewcz�ta. .
- Je�li nie zostaniesz sprzedany albo jeszcze kiedy� ci� spotkam - powiedzia�a - b�d� mia�a od ciebie dziecko. Du�e i silne, cho� nie tak du�e, �ebym rodz�c umar�a. Chc�, �eby kr��y�a w nim krew olbrzym�w. Zgadzasz si�?
- Tak.
- To przysi�gnij.
- Nie wiem jak to si� robi.
- Z�� przysi�g� na tego, kt�ry rzuca gromy.
Ch�opiec ba� si� burzy, l�ka� grom�w i przecinaj�cych niebo b�yskawic. Widzia� kiedy� jak piorun roztrzaska� wielkie drzewo w lesie, jak zapali� st�g siana na ��ce. Okoliczne rody, a tak�e Zemlinowie wierzyli, �e najpot�niejszym bogiem jest Swar�g - Pan ognia. Dziad modli� si� r�wnie� do Swarogowego syna zwanego Dad�bogiem - Pana s�o�ca. Gdy Swar�g si� gniewa�, to znaczy "swarzy�", niebo pokrywa�y ciemne chmury i wali�y pioruny. W uroczyste dni i gdy kto� by� chory, Dziad wyci�ga� z ukrycia pod�u�ny g�adki kamie�, skamienia�y piorun, kt�ry nazywano swarogowym pr�tkiem. Mia� on w�a�ciwo�ci leczenia b�lu g�owy i innych chor�b. Swarogowego pr�tka k�adziono tak�e w pochw� bezp�odnej kobiety, aby nie spala�a w sobie m�skiego nasienia i mog�a pocz�� dziecko.
- A mo�e chcesz spr�bowa� ju� teraz? - zapyta�a cicho, gdy przysi�ga� na tego, co rzuca gromy i znowu podnios�a mu koszul� delikatnie dotykaj�c cz�onka. - Dziad nauczy� mnie przyjemnej zabawy. On od dawna zaprasza mnie do swojego ��ka.
Ch�opiec poczu� wstr�t na my�l o starym. Jego te� zaprasza� do swojego ��ka i obmacywa� mu po�ladki, sapi�c i �lini�c si�. W takich razach ogarnia�o ch�opca obrzydzenie. Ale Mi�ka chyba ch�tnie w�azi�a do ��ka starego Dziada. U Zemlin�w zreszt� by�o przyj�te, �e ojcowie zabawiali si� z w�asnymi c�rkami, bracia z siostrami, dlatego, jak pomstowa�a g�o�no babka, rodzi�y im si� niekiedy dzieci cherlawe, �lepe, kar�owate. To pewnie z tego powodu tak przerazili si� jego si�y i krwi Spal�w, kt�ra w nim p�yn�a. Gdyby mu pozwolili dorosn��, m�g�by rz�dzi� rodem nie wedle wieku i starsze�stwa, ale wedle swojej si�y.
- Pami�taj, �e z�o�y�e� przysi�g� - powiedzia�a Mi�ka odchodz�c, gdy� nie wyrazi� ochoty, aby si� z ni� zabawia�.
Odt�d wiedzia� ju� o sobie wszystko. I natychmiast zacz�� wypr�bowywa� drzemi�c� w nim si��. Najpierw z najwi�ksz� �atwo�ci� po�ama� jak patyczki zrobione przez siebie oszczepy. Musia� sporz�dzi� sulic� z grubego i twardego drzewa, jak dla doros�ego m�czyzny. Potem przekona� si�, �e potrafi nawet du�y kamie� rzuci� na bardzo dalek� odleg�o��. Jeszcze p�niej zdarzy�o si� znowu co� zadziwiaj�cego: oto z Czarnego Boru wybieg� m�ody kozio�ek, a za nim wyskoczy�a wilczyca. Natkn�a si� na ch�opca, kt�ry by� wtedy akurat bez sulicy i nawet bez no�a. Ch�opiec nie ul�k� si� wilczycy i zacz�� ku niej wo�a�:
- Jestem synem Bozy. Mam w sobie krew Spal�w. Przed Spalami zawsze umyka�y wszystkie wilki!
Chwyci� kamie� i rzuci� nim w wilczyc�. Obna�y�a k�y i wolno wycofa�a si� w g�stwin� drzew. Ch�opiec poj��, �e pochodzi naprawd� z rodu Spal�w i odt�d ju� nie bywa� g�odny. Skoro pochodzi� z rodu Spal�w, nie musia� si� ba� bog�w w Czarnym Borze i tam zacz�� polowa�. Spalowie - jak opowiadano - lekcewa�yli bog�w le�nych. Szanowali jedynie bog�w ukrytych w ogromnych g�azach. kamie� lub g�az, kt�rego nie potrafili ruszy� z miejsca budzi� w nich szacunek i uznawali w nim istnienie b�stwa.
Mimo �e czu� si� Spalem, strasznym prze�yciem by�o dla niego pierwsze wej�cie: do Czarnego Boru, a potem robienie tam rzeczy surowo zakazanej ludziom: polowania. Czarny B�r by� mroczny i ju� po kilku krokach doznawa�o si� uczucia, �e zewsz�d czyha w nim na cz�owieka jakie� nieznane i nieokre�lone niebezpiecze�stwo. Przera�a�y d�by, graby, sosny i �wierki spl�tane ze sob� i dziwnie poskr�cane. Co krok le�a�y zmursza�e pnie przewr�conych drzew; wystarczy�o st�pn�� na kt�ry� z nich, a natychmiast rozsypywa� si� i a� po pas, . a niekiedy i po szyj�, ch�opiec zag��bia� si� w pr�chno. Tu i �wdzie zagradza�a drog� g�stwina leszczyn i jarz�bin, tu i �wdzie otwiera�y si� nieco prze�wietlone s�o�cem polany poro�ni�te wysokimi paprociami, zasiedlonymi przez �ywi�ce si� krwi� kleszcze. Zobaczy� ch�opiec �wi�ty d�b rozerwany przez uderzenie pioruna, ujrza� drzewo z obna�onymi korzeniami, kt�re le�a�o na ziemi podobne do ogromnego paj�ka. Przedziwne kszta�ty mia�y stare graby o koronach splecionych jak palce ludzkich d�oni. Czasami Czarny B�r rozbrzmiewa� setkami ptasich g�os�w, czasami raptownie zapada�a w nim wielka i przygniataj�ca cisza. Dzikie zwierz�ta - sarny i jelenie, a nawet lisy nie ucieka�y na widok cz�owieka, gdy� cz�owiek od wiek�w nie wchodzi� do Czarnego Boru. Zobaczywszy ch�opca patrzy�y na niego ciekawie i wolno oddala�y si� w g�stwin�. Niekiedy z wielkim tupotem przedziera�o si� przez Czarny B�r stado �ubr�w, a kiedy� ch�opiec us�ysza� wstrz�saj�cy ryk - to chyba wo�a� tur. W g��bokich wykrotach powsta�ych po wyrwanych przez wichury drzewach gnie�dzi�y si� setki kr�lik�w, na nie to g��wnie zacz�� polowa� i nimi si� �ywi�, a� sta� si� jeszcze silniejszy, nigdy bowiem ju� nie cierpia� g�odu. Czarny B�r darzy� go wszelkim dostatkiem; kr�liczym mi�sem, czarnymi jagodami, malinami, a potem orzechami. Bogowie Czarnego Boru uznali w nim Spala i okazywali �askawo��- Zawsze zreszt� dzieli� si� z nimi wszystkim, co uzyska� - ka�d� cz�stk� jedzenia. Czarny B�r pozwoli� mu przetrwa� a�. do pierwszych przymrozk�w.
Mi�ka ju� wi�cej nie przysz�a do niego na ��k� i do sza�asu. Jesieni�, gdy utuczone ja��wki przygna� do domu, dowiedzia� si�, �e darowano j� wojownikowi w�adcy Lendic�w, kt�ry rz�dzi� za rzek� i bagnami. �w wojownik -jak mu powiedziano - przyby� od w�adcy Goluba Popio�ow�osego i za��da� od Zemlin�w, aby ich r�d odda� si� pod jego panowanie. A to znaczy�o co jaki� czas wysy�anie trzech m�odych m�czyzn do wojennej dru�yny ksi�cia albo do pracy przy budowie grodu dla w�adcy. Dziad nie chcia� si� na to zgodzi�, powiedzia�, �e urodzi� si� wolnym i dlatego innego gospodarza poza sob� nigdy nie uzna. Wojownik zaproponowa� mu okup; teraz m�od� kobiet�, jesieni� za� pi�� work�w owsa i tyle sk�r bydl�cych, ile ko� uniesie. Zabra� Mi�k�, a zim� po -namarzni�tych bagnach przyjecha�o na koniach a� pi�ciu wojownik�w z trzema lu�nymi ko�mi. Zemlinowie koni nigdy nie hodowali, tylko krowy i wo�y potrzebne do orki. Z podziwem i l�kiem przygl�da� si� Bia�y - bo tak go teraz nazwano - owym m�czyznom. Byli wy�si i silniejsi od Zemlin�w. Nosili �elazne szlomy na g�owie, tarcze i miecze u pasa, Zemlinowie pos�ugiwali si� tylko nasieka�cami. Za�adowali na lu�ne konie worki z owsem, dwa worki prosa i tyle sk�r bydl�cych, ile ko� zdo�a� unie��. O Mi�ce nic nie powiedzieli, zreszt� ta sprawa nikogo nie interesowa�a. Dziad by� szcz�liwy, gdy� pozosta� wolny i on, i jego r�d. Ale ch�opiec pomy�la�, i� post�pi� g�upio, bo przecie� s�ysza� kiedy�, �e a� dwa razy napadali na nich zim� od p�nocy uzbrojeni we w��cznie Estowie. R�d Zemlin�w musia� si� przed nimi samotnie broni� przy pomocy swoich nasieka�c�w, dlatego wielu zgin�o. Estowie mieli tylko �uki i w��cznie, w�adca Golub Popio�ow�osy m�g� da� Zemlinom �elazne miecze i tych pi�ciu wojownik�w dla ochrony przed Estami. Albo nawet wsp�lnie z Zemlinami uczyni� wypraw� na p�noc, na Est�w, pom�ci� ich zdradzieckie napady, przyprowadzi� ich byd�o. Czy wolno��, o kt�rej wspomina� Dziad warta by�a ci�g�ego strachu przed Estami?
Tej zimy kupcy nie przybyli i ch�opiec nie zosta� sprzedany. Nauczy� si� ostro�no�ci, unika� spotkania z ojcem, nie okazywa� nikomu swojej mocy, oszukiwa�, udaj�c, �e nawet wiadro z wod� jest ponad jego si�y. �udzi� si�, �e mo�e wiosn� zrobi� mu postrzy�yny, przestan� wierzy� w p�yn�c� w jego �y�ach krew Spal�w. Niestety, nikt mu nie uwierzy� i zim�, zamiast w domu ko�o ognia, kazano mu sypia� w szopie z krowami. Nie dawa�o si� bowiem ukry�, �e jest wy�szy ni� inni ch�opcy w jego wieku i ma bielsze od innych w�osy. Spalowie za� byli bardzo ja�ni.
Wielkie zaspy �niegu otoczy�y palisad� i zamkn�y w niej trzy du�e domy mieszkalne i dwie d�ugie szopy na byd�o. Zamarz�y bagna i rzeki. Zima by�a d�uga i ci�ka. W lnianej koszuli mo�na jako� prze�y� w mrocznej komorze domu, gdzie okna zakryto sk�rami, a na polepie, ogrodzony kamieniami, dzie� i noc p�on�� ogie�. Dym snu� si� wolno po ca�ym wn�trzu, szukaj�c otworu w szczycie. Na wysoko�ci g�owy doros�ego m�czyzny stawa� si� tak g�sty, �e gryz� w oczy i �zy wyciska�. Ale bli�ej ognia i ni�ej �atwiej dawa�o si� oddycha�, za� przy ognisku - by�o ciep�o. A jeszcze cieplej na drewnianych narach pod sk�rami owiec. Kobiety prz�d�y len albo owcz� we�n�, stuka�o krosno o�wietlone specjaln� �agwi� umieszczon� w uchwycie daleko od drewnianej �ciany. Na ognisku przez ca�y dzie� sta�y gliniane garnki, a w nich gotowano straw�, przewa�nie kasz� z prosa, do kt�rej dodawano kawa�ki w�dzonej albo suszonej �wininy. Raz na tydzie� pieczono placki z �yta umielonego przez �arna. Tylko �e w domu nie by�o miejsca dla syna Spala, dla obcego. Tak zarz�dzi� gospodarz rodu, Dziad, kt�ry ju� ledwo chodzi�, ale przecie� do niedawna jeszcze z dziesi�cioletni� Mi�k� jako� si� po swojemu zabawia�.
Ch�opak zaszy� si� w ogromn� kop� siana zgromadzonego pod dachem, na drewnianych dr�gach nad krowami. Nie by�o mu zimno, cz�sto jednak odczuwa� g��d, poniewa� bywa�y dni, �e o nim zapominano i nikt nie przynosi� mu �adnej strawy. A przecie� w koszuli i boso nie m�g� p�j�� nawet na po��w ryb w przer�bli, skoro wsz�dzie �nieg pokrywa� ziemi�, mr�z ju� po chwili czyni� bose stopy jak z drewna. Ca�e dnie i noce s�ucha� wi�c jak meml� pokarm pyski kr�w i z pluskiem spadaj� na gn�j ich odchody. Od cia� zwierz�cych i odchod�w ciep�o sz�o ku g�rze i m�g� jako�� przetrwa� skulony w sianie. Gdy bywa� g�odny, nas�uchiwa� ka�dego d�wi�ku, to od domu, czy nie nios� mu jedzenia, to od rzeki, czy nie jad� kupcy. Chcia�, aby si� zjawili i go zabrali. Mo�e dosta�by od nich jedzenie i cieplejsze ubranie? Mo�e i buty z plecionego �yka albo uszyte ze sk�ry. Wiedzia�, �e bez �alu opu�ci t� wiosk� mi�dzy bagnami, bo czu� si� tu obcy. Dziad nie by� jego dziadem, ojciec ojcem, nie mia� prawdziwych si�str i braci.
Kt�rego� dnia zacz�� ple�� z �ytniej s�omy d�ugi warkocz. Najpierw owi�za� sobie nim stopy i nogi. I by�o mu cieplej. Potem upl�t� jeszcze jeden warkocz, owin�� nim plecy i piersi, i robi�o mu si� jeszcze cieplej. Ale nieustannego g�odu tym nie zaspokoi�.
Nie pokazywa� si� na oczy, wi�c ludzie z rodu Zemlin�w jakby zapomnieli o jego obecno�ci. Niemal ka�dego dnia jaka� para w�azi�a na siano i parzy�a si� z sob�. Ich st�kania, sapania, poj�kiwania i dziwaczne ruchy, kt�re wykonywali, nie budzi�y w ch�opcu ani ciekawo�ci, ani wstr�tu czy obrzydzenia. Od male�ko�ci widywa� jak byk pokrywa ja�owic�, a knur macior�; podobnie m�czyzna musia� nape�ni� nasieniem kobiet�, aby urodzi�y si� dzieci. Wszystkie istoty �ywe musia�y si� ��czy� w celu rozmno�enia, by�a to wi�c czynno�� oczywista i naturalna. Niejednokrotnie, w izbie s�abo roz�wietlonej blaskiem ksi�yca przenikaj�cego przez rybie p�cherze w oknach, obserwowa�, jak jego ojciec wpycha nabrzmia�y cz�onek w wypi�ty, obna�ony zad macochy. Nie zastanawia� si� ch�opiec czy to sprawia im przyjemno��, czy te� robi� to z konieczno�ci posiadania potomstwa. Dopiero tutaj, w sianie nad obor�, owej surowej zimy, gdy zosta� wyp�dzony z domu, po raz pierwszy odni�s� wra�enie, �e ta dot�d tak zdawa�oby si� naturalna czynno�� kryje w sobie jak�� tajemnic�. M�czy�ni i kobiety, kt�rzy w�azili na siano, czynili to skrycie; twarze kobiet by�y rozpalone mimo mrozu na zewn�trz i ch�odu w oborze, a m�czy�ni a� dygotali i dzwonili z�bami od przenikaj�cego ich dziwnego uczucia. Niekt�rzy wygl�dali jak p�przytomni i oczadziali albo pijani. D�onie m�czyzn w�lizgiwa�y si� pod suknie kobiet, zadziera�y je do g�ry, a one od owych