2680

Szczegóły
Tytuł 2680
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

2680 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 2680 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2680 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

2680 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

GREG BEAR G�owy Porz�dek jest ch�odem, polityka - pe�n� �aru pasj�. Narzucanie niew�a�ciwego porz�dku skazuje na gniew, destrukcj�, powolne konanie. Wszystko to sta�o si� moim udzia�em. Przeszed�em przez fizyczne i duchowe piek�o, straci�em tych, kt�rych kocha�em, musia�em te� wyzby� si� z�udze�. W moich snach powraca uporczywie jeden tylko obraz: wielkie srebrzyste ch�odnie wysoko�ci czterech pi�ter, wisz�ce nieruchomo w mrocznej pustce Lodowej Komory; bezg�o�na, ss�ca energia pracuj�cych bezustannie Pomp Chaosu; upiorne widmo mojej siostry, Rho, kt�rej cia�o roztapia si�, znika; wyraz twarzy Williama Pierce'a, gdy napotka� swe przeznaczenie, odchodz�c w absolutn� Cisz�. S�dz�, �e Rho i William nie �yj�, cho� nigdy nie b�d� tego ca�kiem pewien. Zupe�nie te� nie mam poj�cia, co sta�o si� z czterystu dziesi�cioma g�owami. Komora Lodowa znajdowa�a si� na g��boko�ci pi��dziesi�ciu metr�w pod szaropopielat� powierzchni� regolitu1 Oceanu Burz, dok�adnie w centrum rozleg�ych i prawie ca�kiem pustych terytori�w Rodziny Sandoval. Powsta�a ona wskutek jednorazowej erupcji, jakby czkni�cia wulkanu, kt�re uformowa�o t� "ba�k�" o szeroko�ci prawie dziewi��dziesi�ciu metr�w. Niegdy� by�a wype�niona wod� przes�czaj�c� si� z pobliskiego lodospadu. Komora tworzy�a swego czasu kopalni� przynosz�c� spory zysk. Znajdowa�o si� tu jedno z najobfitszych na Ksi�ycu z�� czystej wody w postaci lodowych bry�, kt�re jednak ju� dawno wyeksploatowano. Rodzina, do kt�rej nale��, Zjednoczona Mnogo�� Sandoval, nie pozby�a si� Lodowej Komory, lecz zachowa�a j�, organizuj�c tu stacj� hodowlan� przynosz�c� jedynie straty. By�o to zgodne z zasad� niepozostawiania �adnych cz�onk�w Rodziny bez zaj�cia. W stacji zapewniano warunki �yciowe trzydziestu kilku ludziom zamiast, trzystu zamieszkuj�cym niegdy� to miejsce. Obecnie baza przedstawia�a op�akany widok. By�a �le zarz�dzana i straszliwie zaniedbana. Jej korytarze i pomieszczenia, a to najgorsze z punku widzenia panuj�cych na Ksi�ycu obyczaj�w, razi�y nieopisanym brudem. Sama Lodowa Komora �wieci�a pustkami, poniewa� nie wykorzystywano jej do �adnych rozs�dnych cel�w. Ju� dawno wyparowa� wype�niaj�cy j� niegdy� azot, kt�ry zapewnia� odpowiedni� wilgotno��. Dno Komory pokrywa� skalny rumosz - skutek wstrz�s�w ksi�ycowej powierzchni. W�a�nie to niego�cinne miejsce upodoba� sobie m�j szwagier, William Pierce, poszukuj�c zera absolutnego, kt�re jest ostateczn� granic� porz�dku, spokoju i ciszy. Prosz�c o mo�liwo�� u�ycia do tego celu Lodowej Komory, William zarzeka� si�, �e przemieni jej skalny rumosz w brylanty odkry� naukowych. W zamian za udost�pnienie mu tego pustkowia Zjednoczona Mnogo�� Sandoval b�dzie mog�a poszczyci� si� powa�nym projektem naukowym, co podwy�szy status Rodziny w ramach Tr�jni, a w konsekwencji r�wnie� jej pozycj� finansow�. Baza w Lodowej Komorze stanie si� czym� wi�cej ni� przestrzeni� �yciow� kilkudziesi�ciu bezrobotnych g�rnik�w, przebranych dla niepoznaki za farmer�w. Za� on, William Pierce, zyska co� niezaprzeczalnie swojego, inspiruj�cego, w co b�dzie m�g� zaanga�owa� si� bez reszty. Moja siostra, Rho, wspiera�a m�a jak mog�a, u�ywaj�c przy tym ca�ej energii i osobistego uroku oraz wykorzystuj�c zaufanie naszego dziadka, dla kt�rego by�a chodz�cym idea�em. Niezale�nie od poparcia dziadka, ca�� koncepcj� poddano szczeg�owej analizie. Zaj�li si� tym przedstawiciele Rodziny: finansi�ci i przedsi�biorcy, a tak�e naukowcy oraz in�ynierowie. Ci spo�r�d nich, kt�rzy pracowali niegdy� z Williamem, znali jego niezwyk�e uzdolnienia. Rho umiej�tnie przeprowadza�a projekt przez labirynt szczeg�owych bada� i krytycznych obserwacji. Losy projektu Williama wa�y�y si� d�ugo, ale w ko�cu przeszed� pomimo protest�w finansist�w i bardzo wstrzemi�liwego poparcia kr�g�w naukowych. Przyw�dca naszej Zjednoczonej Mnogo�ci, Thomas Sandoval-Rice, udzieli� swojej zgody bardzo niech�tnie, ale w ko�cu zatwierdzi� plan Williama. Musia� widocznie uzna�, �e ryzykowny i ambitny projekt badawczy mo�e si� przyda�; czasy by�y ci�kie i wysoki presti� mia� rozstrzygaj�ce znaczenie nawet dla Rodziny znajduj�cej si� prawie na szczycie hierarchii. Thomas postanowi� r�wnie� u�y� projektu jako swoistego poligonu dla zdolnych i obiecuj�cych cz�onk�w Rodziny. Rho, bez mojej wiedzy, wymieni�a mnie w�r�d kandydat�w na wsp�pracownik�w projektu. Nagle okaza�o si�, �e musz� odegra� rol� znacznie przekraczaj�c� moje mo�liwo�ci zar�wno je�li chodzi o wiek, jak i do�wiadczenie. Zosta�em mianowicie kierownikiem finansowym i g��wnym zaopatrzeniowcem nowej stacji badawczej. Wskutek wstawiennictwa siostry, a tak�e zobowi�zany lojalno�ci� wobec mojej Rodziny, musia�em przerwa� nauk� w Tranquil2 i stawi� si� w Bazie Lodowej Komory. Pierwsze wra�enia, jakie odnios�em, dalekie by�y od entuzjazmu. Czu�em. �e moim powo�aniem s� raczej nauki humanistyczne, nie za� finansowe i kierowanie przedsi�biorstwami. W oczach najbli�szych marnowa�em tu wiedz�, kt�r� zdoby�em podczas studi�w historii, filozofii oraz klasyk�w ziemskiej literatury i sztuk pi�knych. Mimo to czu�em, �e podo�am nowym zadaniom. Mia�em przecie� du�e uzdolnienia techniczne - w mniejszym stopniu dotyczy�y one nauk teoretycznych - oraz, skromny co prawda, udzia� w prowadzeniu rodzinnych finans�w. Chcia�em, by wszystko si� uda�o cho�by dlatego, �eby udowodni� rodzicom, �e m�j humanistyczny umys� jest w stanie tego dokona�. Teoretycznie by�em szefem projektu Williama, odpowiadaj�c osobi�cie przed finansowym kierownictwem Rodziny. Oczywi�cie William bardzo szybko znalaz� spos�b, by wtr�ci� tu swoje trzy grosze. Zadecydowa� o tym m�j brak do�wiadczenia mia�em w�wczas zaledwie dwadzie�cia lat, a William ju� trzydzie�ci dwa. We wn�trzu Lodowej Komory stworzono warstw� izolacyjn� przez spryskanie jej �cian piank�, kt�ra zawiera�a skalny py�. Chroni�a ona nadaj�c� si� do oddychania atmosfer�. Nadzorowa�em te generalne porz�dki. Istniej�ce ju� pomieszczenia i korytarze zosta�y odremontowane, a we wn�trzu komory zainstalowano laboratorium zapewniaj�ce badaczom niemal�e sparta�skie warunki pracy. Od czas�w, gdy wydobywano tu l�d, w tutejszej bazie przechowywane by�y gigantyczne ch�odnie. Teraz przemieszczano je do wn�trza Komory. Zapewnia�y znacznie wi�ksz� zdolno�� ch�odzenia ni� ta, kt�rej potrzebowa� William. Wibracja powoduje wzrost temperatury. Dzi�ki temu, �e generatory mocy Lodowej Komory znajdowa�y si� na powierzchni, ch�odnie i umieszczone w laboratorium urz�dzenia Williama by�y odizolowane od ich ha�asu i wzbudzanego przez nie pog�osu. Absorpcj� resztek wibracji, kt�re mog�y zagrozi� urz�dzeniom, zapewnia�a skomplikowana sie� stalowych spr�yn oraz amortyzuj�ce pole si�owe. Tak�e promienniki cieplne Lodowej Komory znajdowa�y si� w pobli�u powierzchni. Zosta�y zainstalowane na g��boko�ci sze�ciu metr�w, w wiecznym cieniu, w szczelinach powierzchni Ksi�yca. P�aszczyzna radiacyjna ka�dego z nich skierowana by�a ku poch�aniaj�cej wszystko pustce kosmicznej przestrzeni. Od rozpocz�cia projektu min�y trzy lata, a William wci�� nie m�g� uwie�czy� go sukcesem. Domaga� si� coraz dziwaczniejszego i dro�szego sprz�tu. Coraz cz�ciej te� spotyka� si� z odmow�. W miar� up�ywu czasu stawa� si� samotnikiem ulegaj�cym zmienno�ci nastroj�w. Spotka�em Williama w przedsionku korytarza prowadz�cego do Lodowej Komory, przy szybie g��wnej windy. Zwykle widywali�my si� jedynie w przej�ciu, przemykaj�c ch�odnymi, wykutymi w skale korytarzami na trasie ��cz�cej kabiny mieszkalne z laboratorium. Tym razem William mia� ze sob� pude�ko komputerowych plik�w pami�ciowych oraz miedziany solenoid; wygl�da� na wzgl�dnie zadowolonego. By� cz�owiekiem wysokim i smag�ym. Mia� oko�o dw�ch metr�w wzrostu, g��boko osadzone, ciemne oczy, d�ugi i w�ski podbr�dek, cienkie wargi, wyra�ny do�ek w brodzie. Jego w�osy i brwi wydawa�y si� czarne niczym kosmiczna przestrze�. Tylko wtedy, gdy poch�ania�a go praca, bywa� spokojny i cichy. Gwa�towno�� i szorstko�� by�y dominuj�cymi cechami Williama. Je�li bra� udzia� w spotkaniu czy dyskusji na og�lnoksi�ycowej sieci ��czno�ci bez mityguj�cego opiekuna, sw� pop�dliwo�ci� powodowa� nieomal samounicestwienie. Mimo to ludzie z najbli�szego otoczenia Williama kochali go i obdarzali szacunkiem. Wielu spo�r�d in�ynier�w Rodziny Sandoval uwa�a�o, i� William jest geniuszem techniki, kt�remu pos�uszne s� wszelkie narz�dzia i maszyny. W trakcie tych rzadkich chwil, kiedy dane mi by�o ogl�da�, gdy jego d�onie pianisty sk�aniaj� aparatur� do dzia�ania jakby perswaduj�c jej co�, jakby uwodz�c mechanizmy swym delikatnym dotykiem, by da�y si� wkomponowa� w podporz�dkowan� jednemu wsp�lnemu celowi ca�o��, by�em sk�onny zgodzi� si� z opini� in�ynier�w. Mimo to bardziej kocha�em Williama, ni� darzy�em go szacunkiem. Rho na sw�j histeryczny spos�b szala�a za Williamem; poza tym, podobnie jak on, �y�a jakby na przyspieszonych obrotach. Wydawa�o si� cudem, �e oboje s� w stanie wsp�pracowa� ze sob�, i �e ich energia psychiczna sumuje si�. Zr�wnali�my krok. - Rho wr�ci�a w�a�nie z Ziemi - powiedzia�em. - Nadlatuje tutaj z Kosmoportu Jin. - Odebra�em wiadomo�� - odpar� William. Szed� szybko i energicznie. Kilkakrotnie wybi� si� do skoku, muskaj�c palcami sufit korytarza. Str�ci� r�kawic� nieco py�u z pokrywaj�cej go skalnej pianki. - Powinni�my wezwa� robotnik�w, �eby to zn�w spryskali - zauwa�y� tonem roztargnionym, tak jakby nie zale�a�o mu na tym, czy kto� go s�ucha, czy nie. - Wiesz, Mike, w ko�cu rozgryz�em t� maszynk� do logiki kwantowej. To, co przekazuje mi interpretator, zaczyna mie� sens. Moje problemy s� ju� rozwi�zane. - Zawsze tak m�wisz, dop�ki nie powstrzyma ci� jaki� nowy, nie przewidziany efekt. Zbli�yli�my si� do wielkich, okr�g�ych bia�ych drzwi z p�yty ceramicznej, b�d�cych wej�ciem do Lodowej Komory. Stan�li�my przy bia�ej, namalowanej na pod�odze przez Williama trzy lata temu z charakterystycznym dla niego ca�kowitym brakiem delikatno�ci. Linia ta mog�a zosta� przekroczona jedynie na zaproszenie gospodarza i w�adcy tego miejsca, kt�rym by� w�a�nie on. W�az otworzy� si� i ciep�y powiew z Lodowej Komory wype�ni� korytarz. W jej wn�trzu panowa�a zawsze wy�sza temperatura ni� na zewn�trz. Pracowa�o tam przecie� ca�e mn�stwo wytwarzaj�cej ciep�o elektronicznej aparatury. Mimo to powietrze z komory pachnia�o ch�odem; by�a to zagadka, kt�rej nigdy nie zdo�a�em rozwik�a�. - Uda�o mi si� w ko�cu okre�li� �r�d�o ubocznego promieniowania - stwierdzi� William. - To jaki� ziemski metal, w kt�rym musi by� zawarto�� py�u radioaktywnego z dwudziestego wieku. - Poruszy� gwa�townie r�k�. - Ju� zast�pi�em ten metal dobr�, ksi�ycow� stal�. Zdo�a�em te� w�a�ciwie pod��czy� Kwantowego Logika. Udziela ju� jasnych odpowiedzi na moje pytania... oczywi�cie na tyle, na ile jest to mo�liwe w wypadku logiki kwantowej. Prosz�, nie niszcz moich z�udze� akurat w tej chwili. - Przepraszam. Wielkodusznie wzruszy� ramionami. - Chcia�bym zobaczy�, jak to wszystko dzia�a - doda�em odwa�nie. William zatrzyma� si� nagle. Twarz wykrzywi� mu grymas irytacji. Najwyra�niej straci� dobry nastr�j, jakby powr�ci�a dawna apatia. - Przepraszam ci�, Mike. Jestem durniem. Walczy�e� przecie� o nasz wsp�lny sukces. Zas�u�y�e�, �eby to zobaczy�. Chod� ze mn�. Wsp�lnie przekroczyli�my bia�� lini�, a potem przeszli�my przez czterdziestometrowy, szeroki na dwa metry pomost ze stalowych belek wzmacnianych pr�tami. Po drugiej stronie znajdowa�a si� Lodowa Komora. William wysforowa� si� nieco, wchodz�c pomi�dzy strefy oddzia�ywa� Pomp Chaosu. Zatrzyma�em si� na chwil� przy tych owalnych formach pokrytych warstw� br�zu, zamontowanych po obu stronach mostka. Przypomina�y nieco rze�by abstrakcyjne. Mimo swego pozornie nieutylitarnego kszta�tu nale�a�y do najbardziej skomplikowanych i czu�ych urz�dze� Williama. Pracowa�y nieprzerwanie, nawet wtedy, gdy nie by�y pod��czone do submolekularnych czujnik�w. Przechodz�c pomi�dzy pompami dozna�em dziwnego uczucia. By� to wewn�trzny skurcz lub dr�enie, tak jakby moje cia�o sta�o si� nagle wielkim uchem ws�uchanym w co�, co mo�na odr�ni� od akustycznego t�a jedynie z najwy�szym trudem. By�a to ledwie uchwytna, a jednak poch�aniaj�ca wszystko cisza. William spojrza� na mnie i u�miechn�� si� wsp�czuj�co. - Upiorne uczucie, nieprawda�? - Nienawidz� tego - zgodzi�em si�. - Masz prawo, ale wiedz, �e dla mnie to jest jak przepi�kna muzyka... tak, to najpi�kniejsza muzyka dla moich uszu. Za Pompami Chaosu wisia�a w przestrzeni Jama, po��czona z mostem kr�tkim i w�skim chodnikiem. By�a zamkni�ta w stalowej klatce Faradaya3. Wewn�trz niej znajdowa�a si� kula o �rednicy jednego metra, zrobiona z kwarcu w idealnym stanie skupienia. Kula ta by�a ponadto pokryta lustrzan� warstw� niobu. W �rodku, w ka�dej z o�miu izolowanych cel o �rednicy ludzkiego kciuka, znajdowa�o si� mniej wi�cej tysi�c atom�w miedzi. Ka�da z tych cel otoczona by�a przez osobny nadprzewodz�cy elektromagnes. By�y to czujniki nale��ce zar�wno do mikro- , jak i makro�wiata, zdolne do detekcji makroskopowych temperatur, a r�wnocze�nie wystarczaj�co ma�e, by przynale�e� do mikroskopijnej dziedziny zjawisk kwantowych. Nigdy nie pozwalano, by osi�gn�y temperatur� wy�sz� ni� milion stopni Kelvina. Laboratorium znajdowa�o si� w ko�cowej cz�ci mostu. Na skonstruowanej ze stali platformie uda�o si� wygospodarowa� mniej wi�cej sto metr�w przestrzeni u�ytkowej, os�oni�tej ze wszystkich stron �cian� z tworzywa sztucznego. Trzy spo�r�d czterech pot�nych agregat�w ch�odz�cych by�y podwieszone pod znajduj�c� si� wysoko w g�rze kopu�� Lodowej Komory na specjalnych, t�umi�cych wibracj� resorach i linach, wspomaganych przez pole antygrawitacyjne. Wygl�da�y niczym filary jakiej� �wi�tyni w tropikalnym lesie, wy�aniaj�ce si� spomi�dzy d�ungli przewod�w i kabli. Ciep�o, uboczny produkt pracy tych urz�dze�, by�o transportowane elastycznymi przewodami poprzez rozpi�t� pod kopu�� siatk�, chroni�c� laboratorium przed od�amkami ska�. Dalej przechodzi�o przez skaln� piank�, kt�r� pokryto wewn�trzn� stron� kopu�y, a� do zainstalowanych w szczelinach na powierzchni promiennik�w cieplnych, ekspediuj�cych �w zb�dny produkt w przestrze�. Czwarty, ostatni, a zarazem najwi�kszy z agregat�w ch�odniczych znajdowa� si� wprost ponad Jam� i by� zainstalowany na g�rnej powierzchni kwarcowej kuli. Z pewnej odleg�o�ci agregat ch�odniczy i Jama przypomina�y razem nieco sp�aszczony termometr rt�ciowy starego typu, przy czym Jama mog�a odgrywa� rol� ba�ki na rt��. Laboratorium mia�o kszta�t litery "T" i sk�ada�o si� z czterech pomieszcze�, z kt�rych dwa tworzy�y kresk� pionow�, pozosta�e dwa - po�o�one po bokach - poziom�. Min�li�my z Williamem drzwi laboratorium, a w�a�ciwie zast�puj�c� je elastyczn� zas�on�, i weszli�my do pierwszego pomieszczenia. Wype�nia�y je: niewielki metalowy st� oraz krzese�ko, zdemontowane z��cze logiczne4, pracuj�ce w odst�pach nanosekundowych5 oraz szafki pe�ne kostek do z��czy i dysk�w komputerowych. W nast�pnym pokoju znajdowa�a si� wielka platforma, kt�r� prawie w ca�o�ci zajmowa� sztuczny m�zg, zwany przez Williama Kwantowym Logikiem. Wok� pozosta�o jedynie oko�o p� metra wolnego miejsca. Na �cianie po lewej stronie znajdowa� si� - obecnie rzadko u�ywany - pulpit sterowania r�cznego oraz dwa okna, za kt�rymi by�a widoczna Jama. W pokoju tym panowa�y cisza i ch��d. W�a�nie ze wzgl�du na spok�j i bezruch przypomina� on nieco klasztorn� cel�. Niemal od pocz�tku funkcjonowanie swego projektu William utrzymywa� w przedstawicielach Rodziny przekonanie, �e jego urz�dzenia nie mog� by� odpowiednio sterowane ani przez najsprawniejszych operator�w, ani najbardziej nawet skomplikowany komputerowy system kontroli. Oczywi�cie czyni� to za po�rednictwem moim oraz Rho, poniewa� nigdy nie pozwoliliby�my, �eby sam, we w�asnej osobie, rozmawia� z oficjelami. Wszystkie niepowodzenia zwi�zane z projektem - jak twierdzi�, gdy by� w ponurym nastroju - sprowadza�y si� w gruncie rzeczy do jednej przyczyny: niemo�no�ci dostosowania si� jakichkolwiek makroskopowych kontroler�w do spektrum wielko�ci kwantowych, w kt�rych operowa�y czujniki. Tym, czego potrzebowa� William - a w�a�ciwie czego potrzebowa� projekt - by� sztuczny m�zg, pos�uguj�cy si� logik� kwantow�. Tego rodzaju urz�dzenia produkowano wy��cznie na Ziemi, a tam obowi�zywa� zakaz ich eksportu. Ze wzgl�du na bardzo niewielk� produkcj�, nie by�y one dost�pne na czarnym rynku Tr�jni, koszty za� ich kupna oraz frachtu na Ksi�yc z pomini�ciem zwyk�ych procedur celnych by�y kolosalne. Ani ja, ani nawet Rho, nie byli�my w stanie przekona� przedstawicieli Rodziny, aby zdecydowali si� na taki wydatek. Mia�em wra�enie, �e William wini za to osobi�cie mnie. Prze�omem sta�a si� dla nas wiadomo��, �e jedno z azjatyckich konsorcj�w przemys�owych oferuje nieco zdezaktualizowany model sztucznego m�zgu tego w�a�nie typu. William zadecydowa�, �e owo urz�dzenie b�dzie wystarczaj�ce do zaspokojenia potrzeb projektu, mimo i� ten model okre�lano mianem "przestarza�y". By�o ono r�wnie� podejrzanie tanie i prawie na pewno nie nale�a�o do nowoczesnych. William zupe�nie nie by� tym zmartwiony. Ku zaskoczeniu wszystkich przedstawiciele Rodziny zaaprobowali ten wydatek. Najprawdopodobniej by� to swego rodzaju ostatni podarunek Sandovala-Rice'a dla Williama, a zarazem swoisty test, kt�remu poddawa� on kierownika projektu. Mia�o to oznacza�, �e je�li z�o�y on zapotrzebowanie na jakiekolwiek kolejne kosztowne urz�dzenie, nie zarysowuj�c r�wnocze�nie perspektywy sukcesu swoich bada�, Lodowa Komora zostanie po prostu zamkni�ta. Rho wybra�a si� na Ziemi�, �eby ubi� interes z azjatyckim konsorcjum. Sztuczny m�zg zosta� zapakowany i wys�any. Dotar� na Ksi�yc sze�� tygodni przed nasz� wsp�ln� wizyt� w Lodowej Komorze. Od czasu zakupu a� do wiadomo�ci z Kosmoportu Jin nie mia�em od Rho �adnej informacji na temat jej spodziewanego powrotu z Ziemi. Sp�dzi�a tam cztery dodatkowe tygodnie, a ja by�em bardzo ciekaw, co te� mog�a porabia� w tym czasie. William pochyli� si� nad platform� i z dum� poklepa� sztuczny m�zg. - Nie wy��czam go prawie nigdy - powiedzia�. - Je�li odniesiemy sukces, b�dzie to w du�ej mierze zas�ug� Kwantowego Logika. Samo urz�dzenie zajmowa�o oko�o jednej trzeciej powierzchni platformy. Poni�ej znajdowa�y si� autonomiczne uk�ady zasilania sztucznego m�zgu. Zgodnie z obowi�zuj�cym w Tr�jni prawem, wszystkie urz�dzenia by�y wyposa�one w uk�ady zasilania zdolne do ca�orocznej pracy bez uzupe�niania energii z zewn�trz. Pochyli�em si� nad sztucznym m�zgiem, wpatruj�c si� w bia�y cylindryczny pojemnik, stanowi�cy jego os�on�. - Jakby co, to kto dostanie Nobla: ty czy Logik? - zapyta�em. William potrz�sn�� g�ow� przecz�co. - Przecie� nikt spoza Ziemi nie dosta� jeszcze Nobla - odpar�. - Oczywi�cie, b�d� mia� sw�j udzia� w ewentualnym sukcesie - doda� po chwili - gdyby nie ja, to sk�d Logik m�g�by si� dowiedzie�, jaki problem nale�y rozwi�za�? Poczu�em wdzi�czno�� dla swojego szwagra za to, �e odpowiedzia� sympatycznie na m�j zjadliwy docinek. - A co powiesz na temat tego? - delikatnie dotkn��em palcem interpretatora. Zajmowa� drug� po�ow� platformy i by� po��czony z Logikiem za pomoc� �wiat�owod�w grubo�ci pi�ci. Sam interpretator by� r�wnie� rodzajem sztucznego m�zgu. Przyjmowa� on zawi�e rozwa�ania Kwantowego Logika i t�umaczy� je tak wiernie, jak to tylko by�o mo�liwe, na zrozumia�y dla ludzi j�zyk. - Interpretator...? Sam w sobie jest nieledwie cudem. - Powiedz mi co� o nim. William spr�bowa� mnie zbeszta�. - Wida�, �e nie przestudiowa�e� plik�w - zarzuci� mi. - By�em zbyt zaj�ty u�eraniem si� z przedstawicielami Rodziny, �eby cokolwiek studiowa� - odpar�em z zimn� krwi�. - Poza tym sam przecie� wiesz, �e teoria nie jest moj� najmocniejsz� stron�. William przykl�kn�� naprzeciw mnie, za platform�. Wygl�da� na zamy�lonego i pe�nego czci dla spraw, o kt�rych zamierza� m�wi�. - Czyta�e� kiedy� o Huang-Yi Hsu? - Opowiedz mi o nim - odpar�em cierpliwie. William westchn��. - Mo�esz za to zap�aci� jeszcze wi�ksz� niewiedz�, Mike. M�g�bym na przyk�ad teraz ca�kowicie wprowadzi� ci� w b��d. - Ufam ci, William - powiedzia�em po prostu. Zgodzi� si� z tym wspania�omy�lnie, cho� nie bez widocznego pow�tpiewania, zapewne dotycz�cego moich mo�liwo�ci zrozumienia jego wywod�w. - Ot� Huang-Yi Hsu wynalaz� swoj� post-boole'owsk�6 tr�jwarto�ciow� logik� jeszcze przed rokiem 2010. Do 2030 nikt nie zwr�ci� na ni� wi�kszej uwagi. W tym czasie sam Huang-Yi Hsu ju� nie �y�. Wola� pope�ni� samob�jstwo, ni� pogodzi� si� z Rz�dami Siedmiu, ustanowionymi przez Bei-d�inga. Ten Hsu by� genialnym facetem, ale jego spos�b my�lenia wydawa� si� w�wczas kompletnie zwariowany. Dopiero p�niej kilku fizyk�w z Grupy Laboratoryjnej Kramera na Uniwersytecie Waszyngto�skim odkry�o, �e mog� zastosowa� to, co wymy�li� Hsu, do rozwi�zywania problem�w logiki kwantowej. Okaza�o si�, �e logika post-boole'owska i kwantowa s� jakby dla siebie stworzone. Oko�o roku 2060 zbudowany zosta� pierwszy sztuczny m�zg, pos�uguj�cy si� logik� kwantow�. Nie uznano tego jednak za sukces. Na szcz�cie obowi�zywa� ju� w�wczas zakaz wy��czania bez zezwolenia s�dowego sztucznych m�zg�w, kt�re zosta�y wcze�niej aktywowane. Ale akurat z tym m�zgiem nikt nie m�g� si� dogada�. Nie by� w stanie zrozumie� �adnego z ludzkich j�zyk�w, bo ich logika r�ni�a si� zasadniczo od jego sposobu my�lenia. Mike, ten umys� by� dla ludzi ca�kowit� zagadk�; wiedzieli, �e jest genialny, ale nie udawa�o im si� przenikn�� do jego wn�trza. Sta� wi�c bezu�ytecznie w jednym z pomieszcze� Centrum Rozwoju Sztucznym M�zg�w Uniwersytetu Stanford, dop�ki Roger Atkins... wiesz chyba, kto to by� Roger Atkins? - William... - odezwa�em si� b�agalnie. - No tak... a wi�c sta� tam, dop�ki Atkins nie wynalaz� podstawy wszelkich system�w realnej logiki czynno�ciowej, �wi�tego Graala my�li i j�zyka, kr�tko m�wi�c - interpretatora UTWL. Jego Uniwersalny T�umacz Wszystkich Logik pozwoli� ludziom przem�wi� wreszcie do Kwantowego Logika. To by�, niestety, �ab�dzi �piew Atkinsa - William westchn��. - Zmar� rok p�niej. A zatem - kontynuowa� mentorskim tonem - to - poklepa� d�oni� interpretator, p�askie, szare pude�ko o powierzchni oko�o pi�tnastu i wysoko�ci mniej wi�cej dziewi�ciu centymetr�w - pozwala nam przemawia� do tego - dotkn�� Kwantowego Logika. - Dlaczego nikt do tej pory nie u�y� Kwantowego Logika jako operatora innych urz�dze�? - zapyta�em. - Poniewa� Kwantowy Logik, a w ka�dym razie ten Kwantowy Logik, nawet zaopatrzony w interpretator, jest kompletnym dziwol�giem, nie nadaj�cym si� prawie do wsp�pracy - William stukn�� w przycisk displeja i na powierzchni sztucznego m�zgu pojawi�a si� wielobarwna seria pask�w oraz gmatwanina jakich� wykres�w. - W�a�nie dlatego by� taki tani. Nie uznaje �adnych priorytet�w, nie ma najmniejszego poczucia konieczno�ci zaspokajania potrzeb swojego u�ytkownika czy osi�gania jakich� cel�w. My�li, ale wcale nie musi czegokolwiek rozwi�zywa�. Kwantowy Logik mo�e jakby naszkicowa� sam� istot� problemu, zanim zrozumie jego �r�d�a i pytania, na kt�re nale�y odpowiedzie�. Z naszego punktu widzenia wszystko, co robi, to jeden wielki ba�agan. Bardzo cz�sto formu�uje on na przyk�ad rozwi�zanie jakiego� problemu, kt�ry nie zosta� jeszcze postawiony. Potencjalnie jest w stanie robi� wszystko opr�cz linearnego rozumowania, zgodnego z jednokierunkow� strza�k� czasu. Co najmniej po�owa jego wysi�k�w jest bezsensowna z punktu widzenia istot takich jak my: rozumuj�cych i dzia�aj�cych w spos�b celowy. Mimo to nie mog� eliminowa� tych jego pr�b, jak przero�ni�tych ga��zi �ywop�otu, poniewa� wiem, �e gdzie� po�r�d nich le�y rozwi�zanie moich problem�w, nawet je�li jeszcze nie sformu�owa�em �adnego z nich lub te� nie u�wiadamiam sobie w og�le ich istnienia. Tak, Mike, to jest w�a�nie inteligencja post-boole'owska. Mimo, �e Kwantowy Logik funkcjonuje w czasie i przestrzeni, ca�kowicie ignoruje stwarzane przez nie ograniczenia. Jest po prostu "dostrojony" do logiki zupe�nie innego continuum czasoprzestrzennego: continuum Planca-Wheelera. Tam w�a�nie znajduje si� rozwi�zanie mojego problemu. - Na kiedy wyznaczy�e� termin decyduj�cej pr�by? - Za trzy tygodnie lub wcze�niej, je�li nie b�dzie �adnych innych przeszk�d. - Czy jestem zaproszony? - Dla wszystkich niedowiark�w przygotowa�em siedzenia w pierwszym rz�dzie - odpar�. - Odezwij si� do mnie, kiedy Rho ju� tu b�dzie. Powiedz jej, �e z�apa�em byka za rogi. Moje biuro znajdowa�o si� przy granicy p�nocnego obszaru uprawy, w odizolowanej, cylindrycznej komorze, kt�ra s�u�y�a kiedy� jako zbiornik skroplonej wody. Wielko�� tego pomieszczenia znacznie przekracza�a moje potrzeby. W gruncie rzeczy by�o ono olbrzymie, tak �e moje ��ko, biurko, szafki z segregatorami oraz pozosta�e umeblowanie zajmowa�o jedynie niewielki jego fragment, mniej wi�cej pi�� metr�w kwadratowych w pobli�u drzwi. Wszed�em tam, usadowi�em si� w wygodnym fotelu z poduszek powietrznych, wywo�a�em na ekranie Gie�d� Tr�jni - kursy walut w obszarze ekonomicznym Wielkich Planet, obejmuj�cym Ziemi�, Ksi�yc i Marsa. W ten spos�b zacz�a si� moja codzienna kontrola stanu finansowego trustu Sandoval. W�a�nie przez takie wr�enie z fus�w mog�em zwykle szacowa� roczne fundusze operacyjne Lodowej Komory. Godzin� p�niej na Amortyzatorze Czwartym wyl�dowa� prom z moj� siostr� na pok�adzie. By�em w�a�nie poch�oni�ty ocen� stopnia realizacji nak�ad�w inwestycyjnych trustu, kiedy Rho odezwa�a si� do mnie na drugim kanale ��czno�ci. Okaza�o si�, �e William nie odpowiada na swoim. - Mike, pogratuluj mi! - us�ysza�em jej uradowany g�os. - Mam co� naprawd� kapitalnego. - Pewnie jaki� nowy ziemski wirus, na kt�ry nie jeste�my uodpornieni - stwierdzi�em. - Mike, to powa�na sprawa. - William prosi�, �ebym przekaza� ci, �e jest bardzo blisko rozwi�zania. - To dobrze. A teraz pos�uchaj... - Gdzie jeste�? - W windzie dla personelu. Pos�uchaj mnie... - Tak? - Ile dodatkowej pojemno�ci ch�odz�cej ma William w swoich lod�wkach? - Naprawd� tego nie wiesz? - Prosz� ci�, Mike... - Oko�o o�miu bilion�w kalorii. Wiesz przecie�, �e nie mamy tu problem�w z pojemno�ci� ch�odz�c�. - Przywioz�am �adunek o obj�to�ci dwudziestu metr�w sze�ciennych. Zak�adam, �e ma g�sto�� wody z du�� zawarto�ci� t�uszczu. Czy to by�by mniej wi�cej dziewi�ty stopie� ch�odzenia? �adunek jest zanurzony w p�ynnym azocie o temperaturze sze��dziesi�ciu stopni Kelvina. Dobrze by by�o, gdyby uda�o si� go jeszcze bardziej sch�odzi�, zw�aszcza je�li zdecydujemy si� na przechowywanie tego przez d�u�szy czas. - Co to jest? Przeszmuglowa�a� supernowoczesne mikroobwody, kt�re ocal� ksi�ycowy przemys�? - Chcia�by�, co? Nie, to nie jest nic a� tak niebezpiecznego. Chodzi o czterdzie�ci do�� starych pojemnik�w Dewara7. S� zrobione z nierdzewnej stali i wyposa�one w izolacj� pr�niow�. - Czy w �rodku jest co�, czym m�g�by si� zainteresowa� William? - W�tpi�. Jak s�dzisz, czy mog�abym od razu skorzysta� z tej dodatkowej pojemno�ci ch�odz�cej? - William nigdy nie wykorzysta� tych dodatkowych mo�liwo�ci, nawet gdy zaczyna�o mu jej brakowa�. Ale nie wydaje mi si�, �eby akurat teraz by� w nastroju do... - Spotkajmy si� w domu. B�dziemy mogli razem p�j�� do Williama i powiedzie� mu o tym. - Chyba raczej "poprosi� go" - sprostowa�em/ - Nie. W�a�nie "powiedzie�" - twardo oznajmi�a Rho. Dom Rodziny Pierce-Sandoval znajdowa� si� mniej wi�cej dwie przecznice na po�udnie od mojego biura, w niewielkiej odleg�o�ci od plantacji, opodal przyjemnego, ogrzewanego, dwa razy szerszego ni� zwykle otworu odkrywkowego dawnej kopalni, kt�rego g�adkie bia�e �ciany pokryte by�y sproszkowan� ska��. Dopiero p� godziny po naszej rozmowie z Rho dotkn��em d�oni� tabliczki identyfikacyjnej na drzwiach tego domu, pozostawiwszy mojej siostrze czas na od�wie�enie si� po podr�y z Krateru Kopernika, kt�ra zwykle by�a niezbyt luksusowa. Gdy wszed�em, Rho wy�oni�a si� z niszy k�pielowej swojego mieszkania ubrana w mechaty zaw�j z ksi�ycowej bawe�ny, okre�lany tu s�owem zaftig. Wstrz�sn�a g�ow�, odrzucaj�c na plecy pukle swych pi�knych, d�ugich rudych w�os�w i znacz�cym gestem wyci�gn�a w moj� stron� jak�� broszur�. - S�ysza�e� kiedy� o Towarzystwie Ochronnym "Gwiezdny Czas"? - spyta�a, podaj�c mi bardzo stary druk oprawiony w b�yszcz�c� foli�. - Papier - stwierdzi�em, delikatnie zwa�ywszy go w r�ce. - Prawdziwy, solidny papier. - Na Ziemi mieli tego pe�ne pud�a. Ca�y ich stos znajdowa� si� w zakurzonym k�cie jednego z ziemskich biur. To pozosta�o�ci po najlepszym, platynowym okresie w ich historii. Wiedzia�e� o tym? - Nie - odpar�em, przegl�daj�c pobie�nie broszur�. Zobaczy�em tam m�czyzn i kobiety w oszronionych kostiumach; szklane pojemniki wype�nione tajemnicz� mg��; puste pomieszczenia, kt�re ch��d pokry� delikatnym niebieskim odcieniem. By�a tu te� reprodukcja obrazu przedstawiaj�cego przysz�o�� widzian� oczyma artysty z pocz�tk�w dwudziestego pierwszego wieku: powierzchnia Ksi�yca z dziwacznymi, przejrzystymi kopu�ami. Pod nimi, jakby pod go�ym niebem, znajduj� si� budowle. "Oferujemy Ci zmartwychwstanie w czasach spe�nienia marze� rodzaju ludzkiego, czasach dojrza�o�ci i cud�w..." - g�osi� podpis pod obrazkiem. - Zamro�one cia�a - wyja�ni� Rho, gdy sta�em tak z niewyra�n� min� - Ach, wi�c to tak - skonstatowa�em z westchnieniem. - Spo�eczno��, kt�ra mia�a sk�ada� si� z trzystu siedemdziesi�ciu jednostek. Przyj�li jeszcze pi��dziesi�t dodatkowych przed ostatecznym terminem zamkni�cia w 2064 roku. - Czterysta dwadzie�cia zamro�onych cia�? - spyta�em. - Tylko g��w - sprostowa�a. - Czterysta dwadzie�cia indywidualnych istot ludzkich, kt�re podda�y si� dobrowolnej dekapitacji. Ka�de z nich zap�aci�o za to w�wczas p� miliona ziemskich dolar�w. Przetrwa�o czterysta dziesi��, co stanowi liczb� doskonale mieszcz�c� si� w ramach udzielonych przez firm� gwarancji. - Masz na my�li to, �e oni zostali o�ywieni? - spyta�em, nie wierz�c w�asnym uszom. - Ale� nie... - odpar�a, pogardliwym spojrzeniem kwituj�c moj� ignorancj�. - Chyba wiesz o tym, �e nikomu jeszcze nie uda�o si� przywr�ci� do �ycia hibernowanej ludzkiej istoty. To jest czterysta dziesi�� ludzkich jednostek, kt�re mo�na o�ywi� jedynie teoretycznie. Nie mo�emy ich reaktywowa�, ale Zjednoczona Mnogo�� Cailetet posiada doskonale rozwini�te mo�liwo�ci przechowywania ludzkich m�zg�w i badania ich za pomoc� skanera. - S�ysza�em o tym, ale s�dzi�em, �e dotyczy to �ywych ludzi. Niecierpliwym gestem oddali�a moje obiekcje. - A czy nie s�ysza�e� przypadkiem, �e Zjednoczona Mnogo�� Onnes posiada nowe procesory logiczne dla ca�ych grup ludzkich j�zyk�w wewn�trznych? Studiujesz przecie� na bie��co kopie ich zapotrzebowa� finansowych nadchodz�ce z bank�w centralnych, prospekty patentowe. Nie wiesz nic na ten temat? - S�ysza�em co� o ich osi�gni�ciach na tym polu. - Je�eli to prawda i je�eli uda nam si� wypracowa� porozumienie pomi�dzy trzema Zjednoczonymi Mnogo�ciami, to dajcie mi tylko par� tygodni czasu, a b�d� mog�a odczyta� zawarto�� pami�ci tych g��w. B�d� mog�a powiedzie� wam, jakie s� ich wspomnienia i o czym my�leli w swym aktywnym �yciu. B�d� w stanie to uczyni�, nie naruszaj�c ani jednego zamro�onego neuronu. Mo�emy to zrobi� wcze�niej ni� ktokolwiek na Ziemi i gdziekolwiek w znanym Kosmosie. Spojrza�em na ni� w spos�b, kt�ry, jak si� obawiam, nie wyra�a� w pe�ni braterskiego szacunku dla jej osoby. - Bardzo stary i przykurzony pomys� - powiedzia�em. - To w�asny m�zg powiniene� oczy�ci� z kurzu, Mike - odpar�a. - M�wi� zupe�nie powa�nie. G�owy s� ju� w drodze tutaj. Podpisa�am zobowi�zanie, �e trust Sandoval zajmie si� ich przechowywaniem. - Podpisa�a� kontrakt w imieniu Zjednoczonej Mnogo�ci? - z�apa�em si� za g�ow�. - Mam na to pozwolenie. - Kto tak powiedzia�? Jezu Chryste, Rho, zrobi�a� to nie porozumiewaj�c si� z nikim... - Mike, to b�dzie najwi�ksza antropologiczna rewelacja w ca�ej historii Ksi�yca! Pomy�l, czterysta dziesi�� ziemskich g��w... - Umarlaki! - �achn��em si�. - Tak, ale idealnie zachowani w bardzo niskiej temperaturze. W najgorszym wypadku m�g� nast�pi� minimalny rozk�ad. - Ale, Rho - nie wytrzyma�em. - Komu s� potrzebne te zamro�one g�owy? - Musia�am licytowa� si� z czterema innymi antropologami, �eby je zdoby�. Trzech spo�r�d nich by�o z Marsa, a jeden z kt�rej� z pomniejszych planet. - Licytowa� si�? - spyta�em nieprzytomnie. - Wygra�am - pochwali�a si� Rho. - Nie mia�a� a� takich pe�nomocnictw. - Owszem, mia�am, zgodnie z kart� ochrony d�br Rodziny. Wystarczy do niej zajrze�. "Wszyscy cz�onkowie rodziny i ich uznani spadkobiercy - i tak dalej, i tak dalej - maj� woln� r�k� w wydawaniu pieni�dzy - oczywi�cie w granicach przyzwoito�ci - w celu ochrony wszelkich �wiadectw i innego rodzaju spu�cizny Rodziny, a tak�e ochrony dobrego imienia oraz d�br materialnych nale��cych do wszystkich jej uznanych spadkobierc�w" - zacytowa�a. Zamurowa�o mnie. - Co? - zapyta�em zszokowany. Jej pe�ne triumfu spojrzenie by�o niczym wzrok drapie�nika. - Robert i Emilia Sandoval - powiedzia�a niespiesznie - jak zapewne pami�tasz, zmarli na Ziemi. Oboje byli cz�onkami Towarzystwa "Gwiezdny Czas". Szcz�ka opad�a mi ca�kowicie. Wiedzia�em oczywi�cie, �e Robert I Emilia Sandoval, nasi prapradziadowie, byli pierwszymi lud�mi, kt�rzy kochali si� na Ksi�ycu. Dziewi�� miesi�cy p�niej stali si� pierwszymi rodzicami na Srebrnym Globie, daj�c �ycie naszej prababci Deirdre. Gdy oboje byli ju� nieco starszawi, powr�cili na Ziemi� - do Oregonu w starych, dobrych Stanach. Dziecko pozosta�o na Ksi�ycu. - Oboje wst�pili do Towarzystwa Ochronnego "Gwiezdny Czas". Uczyni�o to w�wczas wielu s�ynnych ludzi - stwierdzi�a Rho. - A zatem...? - spyta�em niecierpliwie. Moja ciekawo�� dosi�g�a szczytu. - Musz� by� w tej grupie. To zagwarantowane przez Towarzystwo. - Rozalindo, co m�wisz?! - wykrzykn��em, zupe�nie jakbym dowiedzia� si� w�a�nie, �e umar� kto� bliski. Poczu�em nagle na swych barkach brzemi� przeznaczenia, kt�re rz�dzi losem pokole�. - Czy oni powr�c� do �ycia? - Nie przejmuj si� - uspokoi�a mnie. - Nikt o tym nie wie opr�cz powiernik�w Towarzystwa, mnie... a teraz tak�e ciebie. - Prapradziadunio i praprababunia... - skonstatowa�em z nies�abn�cym zdumienie. Rho u�miechn�a si� do mnie u�miechem, kt�ry zawsze powodowa�, �e mia�em ochot� j� uderzy�. - Czy� to nie wspania�e? - spyta�a. William pochodzi� z nie zjednoczonej ksi�ycowej rodziny - Pierce'owie zamieszkiwali Baz� Badawcz� Numer Trzy w Kraterze Kopernika. Jednak nawet nie zrzeszona rodzina ksi�ycowa nie sk�ada si� wy��cznie z os�b wywodz�cych si� od jednej matki i jednego ojca, lecz stanowi �ci�le zwi�zan� spo�eczno�� osadnik�w sponsorowanych z jednego �r�d�a. Wsp�lnota ta w pocie czo�a ryje pod powierzchni�, zak�ada nowe obszary uprawy, powi�kszaj�c terytorium i pomna�aj�c zaludnienie Srebrnego Globu. Poszczeg�lni cz�onkowie tej spo�eczno�ci z regu�y zachowuj� swoje nazwiska b�d� przydomki, ale deklaruj� wierno�� wobec g��wnej rodziny nawet wtedy, gdy - jak czasami si� zdarza�o - wszyscy jej cz�onkowie ju� zmarli. Podobnie jak nasza rodzina, Zjednoczona Mnogo�� Sandoval, Pierce'owie nale�eli do pi�tnastki rodzin, kt�re w pierwszej kolejno�ci osiedli�y si� na Ksi�ycu, w roku 2019. Jak twierdz� nieoficjalnie opowie�ci z pocz�tk�w ksi�ycowego osadnictwa, byli oni do�� dziwn� spo�eczno�ci�: trzymali si� zawsze na uboczu i niech�tnie kontaktowali z nowymi osadnikami. Rodziny, kt�re na pocz�tku osiedli�y si� na Ksi�ycu - zwane Pierwszymi - rozproszy�y si� po ca�ej jego powierzchni, nawi�zuj�c i zrywaj�c przymierza ewentualnie ��cz�c si�, pod wp�ywem presji Ziemi, w zwi�zki ekonomiczne nazwane p�niej Zjednoczonymi Mnogo�ciami. Pierce'owie nie po��czyli si� z �adn� z powstaj�cych Mnogo�ci, chocia� nawi�zywali lu�ne przymierza z innymi rodzinami. Rodziny nie po��czone w Mnogo�ci zwykle nie prosperuj� dobrze. Pierce'owie stracili swe wp�ywy, mimo �e nale�eli do grupy Rodzin Pierwszych. Skompromitowali si� ostatecznie wsp�prac� z rz�dami ziemskich pa�stw w czasie Roz�amu. Ziemia zerwa�a wtedy zwi�zki z Ksi�ycem, by ukara� nas za nasz� zarozumia�o�� wyra�aj�c� si� w d��eniu do niepodleg�o�ci. Od tego czasu na wiele dziesi�cioleci Pierce'owie i im podobni stali si� kim� w rodzaju spo�ecznych wyrzutk�w. W przeciwie�stwie do nich, zjednoczone superrodziny znakomicie poradzi�y sobie ze spowodowanym przez Roz�am kryzysem. Pierce'owie i wi�kszo�� podobnych im nie zjednoczonych rodzin, kierowani ub�stwem i uraz� do Zjednoczonych Mnogo�ci, w roku 2094 zaoferowali swoje us�ugi francusko-polskiej stacji technologicznej w Kraterze Kopernika i w ten spos�b ostatecznie w��czyli si� w g��wny nurt poroz�amowej ekonomiki Ksi�yca. Mimo to potomkowie Pierce'�w a� do dnia dzisiejszego spotykali si� z przejawami wyczuwalnych uprzedze� ze strony ksi�ycowej spo�eczno�ci. Zyskali niedobr� s�aw� nieokrzesanej bandy i przestawali wy��cznie sami ze sob� we wn�trzu oraz wok� stacji w Kraterze Kopernika. Te uwarunkowania w oczywisty spos�b wp�yn�y na Williama, gdy by� dzieckiem, i spowodowa�y, i� sta� si� cz�owiekiem nieodgadnionym. Gdy moja siostra spotka�a Williama na ta�cach w Kraterze Kopernika, poderwa�a go. On by� zbyt nie�mia�y i pe�en uprzedze�, by przegada� j�. W ko�cu poprosi�a go, by jako jej m�� sta� si� cz�onkiem Zjednoczonej Mnogo�ci Sandoval. William musia� potem wytrzyma� szczeg�owe badanie swojej osoby przez dziesi�tki podejrzliwych i niezdecydowanych przedstawicieli Rodziny. Williamowi brakowa�o instynktownego niemal d��enia do �ycia w harmonii ze zbiorowo�ci�, charakteryzuj�cego ka�de dziecko wychowane w Zjednoczonej Mnogo�ci; w epoce bezwzgl�dny jednostek, doskonale przystosowanych do jeszcze bardziej bezwzgl�dnych i wymagaj�cych spo�eczno�ci, on by� samotnikiem: porywczym, lecz sentymentalnym, lojalnym, lecz krytycznym, b�yskotliwym, ale sk�onnym r�wnocze�nie do podejmowania zada� tak trudnych, i� wydawa�o si�, �e jego przeznaczeniem jest zawsze przegrywa�. W czasie tych pe�nych napi�cia miesi�cy William pod nieustann� opiek� Rho da� jednak b�yskotliwe przedstawienie, narzucaj�c sobie uprzejmy i pe�en pokory spos�b bycia. Spowodowa�o to, i� zosta� przyj�ty do Zjednoczonej Mnogo�ci Sandoval. Rho by�a kim� w rodzaju ksi�ycowej ksi�niczki. Genetycznie pochodzi�a z rodu Sandoval, b�d�c w prostej linii praprawnuczk� Roberta i Emilii Sandoval. Jej przysz�o�� stanowi�a przedmiot troski zbyt wielu os�b, w zwi�zku z czym Rho przyj�a postaw� pe�nego przekory indywidualizmu. Fakt, i� zwi�za�a si� z kim� takim, jak przedstawiciel rodziny Pierce'�w, by� - bior�c pod uwag� jej charakter i wychowanie - zar�wno mo�liwy do przewidzenia, jak i szokuj�cy. Jednak dawne uprzedzenia z czasem znacznie os�ab�y. Pomimo w�tpliwo�ci nadopieku�czych "ciotek" i "wujk�w" Rho oraz napi�� zwi�zanych z wprowadzaniem do rodziny i �lubem, a tak�e pomimo sporadycznych powrot�w do swego szorstkiego sposobu bycia, William wkr�tce okaza� si� cennym uzupe�nieniem naszej rodziny. By� b�yskotliwym projektantem i teoretykiem. Przez cztery lata wspiera� w istotny spos�b wiele spo�r�d naszych naukowych przedsi�wzi��; jednak fakt, i� by� jedynie pomocnikiem, cz�owiekiem pe�ni�cym rol� w pewnym sensie us�ugow�, musia� g��boko rani� jego godno��. Mia�em pi�tna�cie lat, gdy Rho i William pobrali si�, dziewi�tna�cie za�, gdy m�j szwagier ostatecznie zerwa� ze swoj� mniej lub bardziej s�u�alcz� mask�, prosz�c o mo�no�� kierowania eksperymentem w Lodowej Komorze. Nigdy nie zrozumia�em w pe�ni ich wzajemnej fascynacji; ksi�ycowa ksi�niczka zwabiona przez potomka rodziny banit�w. Ale jedno by�o pewne: cokolwiek William uczyni�, by rozpali� w Rho uczucia dla siebie, ona odp�aci�a mu za to z nawi�zk�. Pomog�em Rho przygotowa� argumenty do ewentualnej dyskusji i po godzinie wyruszyli�my wsp�lnie do Lodowej Komory. Mia�a absolutn� racj�: jako Sandovalowie mieli�my obowi�zek chroni� dobre imi� Zjednoczonej Mnogo�ci Sandoval oraz jej spadkobierc�w, co - zgodnie nawet z najsurowsz� logik� prawa - obejmowa�o za�o�ycieli rdzennej ga��zi naszego rodu. Ca�kiem inn� spraw� by�o to, �e mieli�my r�wnocze�nie przyj�� czterysta osiem ca�kiem obcych jednostek... Ale jak s�usznie zauwa�y�a Rho, bardzo trudno jest obecnie jakiejkolwiek spo�eczno�ci sprzedawa� pojedynczych zamro�onych ludzi. Oczywi�cie nikomu nie przysz�oby do g�owy, �e sprowadzanie na Ksi�yc takiej obfito�ci mo�liwej do wykorzystania informacji jest z�ym pomys�em. Stara, znu�ona Ziemia ju� ich nie chcia�a; byli dla niej jedynie dodatkowymi zamro�onymi cia�ami na �wiecie, kt�ry dos�ownie dusi� si� od ich nadmiaru. Te by�y jedynie anonimowymi g�owami, �ci�tymi na pocz�tku dwudziestego pierwszego wieku. By�y pozbawione jakiejkolwiek przynale�no�ci pa�stwowej, niemal�e wyj�te spod prawa. Nie obejmowa�y ich �adne normy ludzkie, z wyj�tkiem ochrony wynikaj�cej z faktu zap�acenia pieni�dzy oraz istnienia chyl�cej si� ku upadkowi fundacji "Gwiezdny Czas". Towarzystwo Ochronne o tej nazwie de facto nie sprzedawa�o nikogo ani niczego. Po prostu przekazywa�o swoich cz�onk�w, ruchomo�ci oraz zobowi�zania Zjednoczonej Mnogo�ci Sandoval do czasu ca�kowitego rozpadu pierwotnej spo�eczno�ci zamro�onych g��w; m�wi�c kr�tko, po stu dziesi�ciu latach Towarzystwo w ko�cu wyp�ywa�o brzuchem do g�ry niczym �ni�ta ryba. Bankructwo by�o przestarza�ym terminem; teraz okre�la�o si� to mianem "ca�kowitego wyczerpania zasob�w i �rodk�w". Niech i tak b�dzie; w ko�cu gwarantowa�o swoim cz�onkom za�o�ycielom tylko sze��dziesi�t jeden lat czu�ej i pe�nej mi�o�ci opieki. Po up�ywie tego czasu mo�na ich by�o z powodzeniem ogrza� do temperatury pokojowej. - Spo�eczno�ci za�o�one w latach 2020 i 2030 og�osi�y, �e ich limit przechowywania wyczerpie si� ca�kowicie w ci�gu dw�ch-trzech lat - stwierdzi�a Rozalinda. - Ale do tej pory tylko jedna spo�eczno�� pochowa�a swoich umarlak�w. Wi�kszo�� wykupili przedsi�biorcy handluj�cy informacj� albo uniwersytety. - Kto� z nich ma nadziej�, �e na tym skorzysta? - spyta�em. - Nie b�d� zbyt ha�a�liwy, Mike - powiedzia�a. Jak zdo�a�em wywnioskowa�, to jej okre�lenie oznacza�o niezdolno�� do przetwarzania informacji na warto�ciow� wiedz�. - Oni nie s� zwyk�ymi martwymi lud�mi - to gigantyczne biblioteki. Ich wspomnienia s� teoretycznie nie naruszone, przynajmniej w tym stopniu, w jakim �mier� i choroba pozwoli�y na to. Degradacja ich umys��w wynosi prawdopodobnie oko�o pi�ciu procent; mo�emy u�y� algorytm�w naturalnych j�zyk�w ludzkich, by zredukowa� t� degradacj� do oko�o trzech procent. - To bardzo ha�a�liwe - stwierdzi�em. - Nonsens. Te zarejestrowane przez m�zg koleje losu mog� by� u�yteczne. Natomiast twoje w�asne wspomnienia z si�dmych urodzin uleg�y ju� pi�tnastoprocentowej degradacji. Spr�bowa�em przypomnie� sobie swoje si�dme urodziny, ale nic nie przychodzi�o mi do g�owy. - Dlaczego akurat to? Co zdarzy�o si� w czasie moich si�dmych urodzin? - Nic wa�nego, Mike - odpar�a Rho. - No wi�c komu jest potrzebny ten rodzaj informacji? Jest zdezaktualizowana, ha�a�liwa, trudno b�dzie ujawni� jej pochodzenie... i niewiele �atwiej sprawdzi� �cis�o��. Zatrzyma�a si� i zmarszczy�a brwi. By�a wyra�nie wytr�cona z r�wnowagi. - Sprzeciwiasz mi si� w tej sprawie, prawda? - Rho, jestem odpowiedzialny za finanse projektu. Musz� stawia� g�upie pytania. Jak� warto�� mog� mie� dla nas te g�owy, nawet je�li uda nam si� wydoby� z nich informacje? A poza ty - gestem ukaza�em, �e zbli�am si� do puenty - co stanie si�, je�li wydobycie informacji z m�zg�w oka�e si� niszcz�ce dla ich tkanki? Nie mo�emy zrobi� sekcji tych g��w - przyj�a� przecie� okre�lone warunki kontraktu. - W ubieg�ym tygodniu z Tampa na Florydzie kontaktowa�am si� z Mnogo�ci� Cailetet. Powiedzieli mi, �e szansa odtworzenia wzor�w neuron�w i ich dynamicznych stan�w na podstawie badania zamro�onych g��w bez jakiejkolwiek ingerencji wynosi oko�o osiemdziesi�ciu procent. Bez �adnych mikroskopowych iniekcji, bez najdelikatniejszego nawet uszczypni�cia. Oni s� w stanie przebada� dok�adnie ka�d� moleku�� we wszystkich tych g�owach nie naruszaj�c nawet pojemnik�w, w kt�rych s� zamkni�te. Niezale�nie od tego, jak dziwaczne by�y koncepcje Rho, zawsze planowa�a je dok�adnie. Sk�oni�em g�ow� w ge�cie rezygnacji i podnios�em r�ce, poddaj�c si�. - W porz�dku - powiedzia�em. - To rzeczywi�cie fascynuj�ce. Mo�liwo�ci, kt�re si� przed nami otwieraj� s�... - ...ol�niewaj�ce - doko�czy�a za mnie Rho. - Ale kto kupi od nas informacje o znaczeniu wy��cznie historycznym? - To s� naj�wietniejsze umys�y dwudziestego wieku - powiedzia�a Rho. - Mo�emy zacz�� sprzedawa� udzia�y w naszych przysz�ych osi�gni�ciach. - Je�eli uda si� o�ywi� te g�owy - odpar�em. Osi�gn�li�my ju� bia�� lini�, wymalowan� na pod�odze przez Williama, i zbli�ali�my si� do wielkiego porcelanowego w�azu zamykaj�cego Lodow� Komor�. - W tej chwili nie s� ani zbyt aktywne, ani zbyt tw�rcze - zauwa�y�em z�o�liwie. - W�tpisz w to, �e uda nam si� o�ywi� je w przysz�o�ci - mo�e za dziesi�� lub dwadzie�cia lat? Potrz�sn��em g�ow� z pow�tpiewaniem. - Ju� sto lat temu zastanawiano si� nad mo�liwo�ci� o�ywiania. Jednak nawet najwy�szej jako�ci mikroskopowe narz�dzia chirurgiczne nie by�y w stanie temu podo�a�. Skomplikowan� maszyn� mo�na wypolerowa� do po�ysku, przygotowa� j� do pracy tak, �e wszystko wewn�trz niej b�dzie do siebie pasowa�o, ale je�li nie wiadomo, gdzie nacisn��, �eby zadzia�a�a... Wiele czasu up�ynie, zanim ujrzy si� �wiate�ko w tunelu. Rho dotkn�a d�oni� zabezpieczenia w�azu. William nie spieszy� si� z odpowiedzi� na sygna�. - Jestem optymistk� - stwierdzi�a Rozalinda. - Zawsze ni� by�am. - Rho, jestem teraz zaj�ty - powiedzia� William przez komunikator. - Na lito�� bosk�, Williamie. To ja, twoja �ona; nie by�o mnie przez trzy miesi�ce - Rho m�wi�a z �artobliw� uraz�, nie wydawa�a si� zirytowana. W�az otworzy� si� i ponownie poczu�em zapach ch�odu w powietrznym pr�dzie z wn�trza Lodowej Komory. - Te g�owy s� bardzo stare - kontynuowa�em, przekraczaj�c przedsionek razem z Rho. - Musia�yby od nowa nauczy� si� my�lenia, nauczy� wszystkiego. S� to prawdopodobnie m�zgi ludzi podstarza�ych, rozumuj�cych nieelastycznie... Ale wcale nie to stanowi najwi�ksz� przeszkod�; najwi�ksz� trudno�� stanowi fakt, �e s� martwe. Zamiast odpowiedzi wzruszy�a ramionami i energicznie przesz�a przez pomost ze stali. Powiedzia�a mi kiedy�, �e William, w chwilach najwi�kszego napi�cia i frustracji, lubi� kocha� si� z ni� na tym pomo�cie. W zwi�zku z tym zastanawia�em si� nad kwesti� drga� wzbudzonych. - Gdzie personel? - spyta�a. - William powiedzia�, �e mog� zwolni� tych ludzi. Stwierdzi�, �e ju� ich nie potrzebujemy, kiedy Kwantowy Logik wszystko kontroluje. Przez trzy lata pracowali�my z grup� m�odych technik�w, wybranych spo�r�d wielu innych rodzin zamieszka�ych wok� Oceanu Burz. Dwa dni po zainstalowaniu Kwantowego Logika William poinformowa� mnie, �e dziesi�ciu naszych koleg�w nie b�dzie ju� nam potrzebnych. Powiedzia� mi to z bezwzgl�dn� szczero�ci� i nie owija� w bawe�n�, �e to w�a�nie ja b�d� musia� zaj�� si� zerwaniem kontraktu. Jego argumentacja by�a trudna do podwa�enia; Kwantowy Logik nie b�dzie potrzebowa� ludzkiej pomocy a przeznaczone na ni� �rodki finansowe b�dziemy mogli zu�y� na inne cele. Pomimo instynktownego przekonania, �e ten krok niej jest zgodny z dobrymi manierami wsp�ycia ksi�ycowych rodzin, nie mog�em przeciwstawi� si� Williamowi w tej kwestii. Uwagi zachowa�em wi�c dla siebie i spr�bowa�em st�umi� impuls gniewu lub skierowa� go ku innemu celowi. Rho przesun�a si� pomi�dzy podw�jnymi korpusami Pomp Chaosu, pochyliwszy si� na chwil�, jakby pod wra�eniem du�ych umiej�tno�ci technicznych swego m�a lub te� na skutek efektu, jaki Pompy Chaosu wywiera�y na jej cia�o. Ze wsp�czuciem spojrza�a przez rami�. - Biedny Mike - stwierdzi�a. William otworzy� drzwi i roz�o�y� ramiona tak, jakby apodyktycznie nakazywa� Rho, by wesz�a w jego obj�cia; przytuli� �on�. Kocham swoj� siostr�. Nie wiem, czy to jaka� perwersyjna zazdro��, czy te� szczere pragnienie jej pomy�lno�ci powodowa�o, �e zawsze odczuwa�em niepok�j, widz�c Williama obejmuj�cego Rho. - Mam co�, co mo�e nam si� przyda� - powiedzia�a moja siostra, spogl�daj�c na m�a z �arliw� adoracj�, kt�ra wyr�wnywa�a wszelkie mi�dzy nimi r�nice. - Tak? - spyta� William, w kt�rego oczach malowa�a si� rezerwa. - Co to jest? Le�a�em w ��ku, niezdolny do usuni�cia z my�li bezg�o�nego ssania Pomp Chaosu; doznawa�em czego� w rodzaju oczyszczenia cia�a. Po okresie intensywnego wysi�ku zacz��em pogr��a� si� w swojej zwyk�ej ksi�ycowej drzemce; w p�sennej malignie obraz Williama obejmuj�cego Rho miesza� mi si� z uczuciem, jakiego doznawa�em, gdy Pompy Chaosu obejmowa�y mnie swoim zasi�giem; my�la�em te� o reakcji Williama na rewelacj� Rho, co przywo�a�o u�miech na moj� twarz; w ko�cu zasn��em. William nie wydawa� si� zadowolony z tego, co zrobi�a Rho. Dla niego by�a to niepotrzebna ingerencja w tok bada�; tak, mia� dodatkow� pojemno�� ch�odz�c�; tak, jego procesory mog�y obecnie zosta� u�yte do stworzenia bezpiecznych warunk�w przechowania g��w w Lodowej Komorze; jednak akurat teraz nie chcia� �adnego dodatkowego stresu, niczego, co odwraca�oby jego uwag� od bliskiego ju� celu. Rho przekonywa�a Williama, u�ywaj�c charakterystycznej dla niej mieszaniny szczerego przekonania i determinacji. Por�wnywa�em zawsze moj� siostr� z lud�mi obdarzonymi przez natur� silnym duchem, kt�rzy wstrz�saj� biegiem dziej�w; z tymi, kt�rzy swym irracjonalnym uporem zmieniaj� kurs ludzkich rzek... na dobre, czy na z�e - o tym najcz�ciej trudno zdecydowa� nawet nast�pnym pokoleniom. Oczywi�cie William w ko�cu ust�pi�. Ostatecznie przyzna�, �e b�dzie to dla niego niewielki k�opot: surowce potrzebne do tego przedsi�wzi�cia mog� zosta� sfinansowane z funduszu wypadk�w na

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!