2625
Szczegóły |
Tytuł |
2625 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2625 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2625 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2625 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz Anderman
Tymczasem.3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press,Gda�sk 2000.4
Masa upad�o�ciowa
To by�o wysypisko ksi��ek,zwiezionych tu,do papierni,ze zbankrutowanej hurtowni;
masa upad�o�ciowa,kolosalna jak wygas�y wulkan;u st�p zbocza pracowa� ta�moci�g,a
oczadzia�y z zimna robotnik k�u� wid�ami tomy i je�li nabi� kt�ry�,zgrabia�ymi palcami
zrywa� go ze szpikulca i ciska� na mlaskaj�c� ta�m�...
A dalej,w zacisznej niszy,wygrzebanej w zboczu literatury,kuli�o si� dw�ch stra�ni-
k�w przemys�owych,grzej�c plecy o mierzw� ksi��ek.
M�ody pociera� sczernia�y od mrozu nos i nie odmykaj�c oczu marzy� z nadziej�;co�
mnie nos sw�dzi,pa plutonowy,c� pi� chyba b�d�,czy jak,kurka fa...
-Nosa,kochany,nie oszukasz -powiedzia� plutonowy i rytualnie uni�s� klap� rapor-
t�wki,spod kt�rej zal�ni�a z�ota plomba kapsla,ale m�ody struchla� nagle i wyci�gn�� r�k�,
by powstrzyma� plutonowego i �apczywie s�ucha�,a potem wychyn�� z niszy i prze�o�y�
automat na pier�;kto� si� przedar� na teren,pa plutonowy...kurka fa...
Plutonowy wolno ur�s� z kucek i wysun�� ostro�nie g�ow� i zadar� j� wysoko,jakby
chcia� spojrze� w niebo,bo widok zas�ania� mu daszek czapki.
A u podn�a g�ry przycupn�a staruszka i wygl�da�a,jakby j� przygi�� do ziemi zi�b,
ale ona drobnymi ruchami wybiera�a ksi��ki i uk�ada�a je delikatnie w staromodnym w�z-
ku dziecinnym,wyrobionym z dykty na kszta�t tulipana.
-Robim wkrocz,pa plutonowy -szepn�� podniecony stra�nik.-Przestawi� maszyn�
na ogie� ci�g�y?-zapyta� jeszcze i �cisn�� kolb� automatu.-Kradnie,kurka fa,mienie...
-Czekaj,czekaj...-powiedzia� cicho plutonowy -czekaj...Ja to j� znam...Ona tu
mieszka niedaleko.Ona .nauczycielk� by�a kiedy�.I mnie te� uczy�a swego czasu...
-Ale mienie rozbiera,pa plutonowy...
-Czekaj...Ona nauczycielk� by�a,jeszcze od przedwojny...-powiedzia� plutonowy i
umilk�.A potem doda� od rzeczy:-Przed wojn� to by�a kolej...Poci�gi mo�na by�o regu-
lowa�...
-Ale,pa plutonowy...-dygota� z emocji m�ody stra�nik przemys�owy,bezwiednie po-
cieraj�c nos.
-Wisz co -odpowiedzia� plutonowy -wisz ty co,a niech se we�mie;nam nie ub�-
dzie...Ja to s�abo�� do niej mam...�e mnie wykierowa�a na ludzi...Chocia� ona taka zaw-
sze zamkni�ta sama w sobie by�a.I taka odpychaj�ca od samej siebie.Ale cz�owieka ze
mnie zrobi�a i cz�owiek nie idzie przez to �ycie na tak zwany przys�owiowy o�lep...I pod-
ni�s� klap� raport�wki,pod kt�r� �yska�o magiczne oczko kapsla;co b�dzie Polak Polako-
wi Niemcem...
A staruszka pcha�a teraz z mozo�em rozkolebany w�zek;jej kruche plecki obleka� br�-
zowy p�aszcz,obsypany gruze�kami i zgrubieniami,jakby by� skrojony z kosztownej cze-.5
suczy...a ona patrzy�a chciwie na barwne ok�adki i zatrzyma�a si� na chwil�,by z�owi�
oddech i jeszcze okry�a te ksi��ki strz�pem kocyka...
A gdy stra�nicy przemys�owi zdawali ju� bro� na wartowni,ona siedzia�a na taborecie,
oparta ramieniem o w�zek i si�ga�a po ksi��ki i g�adzi�a grzbiety,jakby chcia�a o�ywi�
zamierzch�e lata,a potem wsuwa�a te ksi��ki w czelu�� zakrzep�ego pieca i niecierpliwie
dotyka�a kafli,po kt�rych zn�w zaczyna�y si� osypywa� p�atki ciep�a....6
Przeja�nienie
I wtedy wir powietrza wessa� sute mg�y i wy�oni� si� pad�;bezkresne wyrobisko,wy-
rwa w ziemi a� po horyzont...Zdradliwe urwiska �wirowni,��obione przez cz�owieka,
przez deszcze,przez uporczywe wichry i kl�ski.
Skarpy i wydmy sun� mozolnie we wszystkie strony i zostawiaj� po sobie porzucone
niegdy� lub zapomniane przedmioty.W�r�d kamyk�w �y�nie czasem zawilg�y kie� ma-
muta,kamienny toporek,kula do �redniowiecznej katapulty,przestrzelony niemiecki he�m,
flaszka,cudem zachowany strz�p zetla�ego sztandaru z tropem z�otych liter:Powiatowy
Zarz�d Ligi Kobiet imieniem Janka Krasickiego...
I jeszcze poniechany spychacz,wch�aniany przez �ar�oczne �wiry i gar�� wyblak�ych
faktur i zdezelowane liczyd�a z dzia�u rachuby...piecz�� pod�u�na...
Tu istnia�a kiedy� fabryka dom�w;pierwsi przybysze najpierw dla siebie ulepili ze �wi-
ru i cementu w�t�e �ciany i stropy i ustawili blok i pospiesznie zasiedlili pomieszczenia,a
potem nie pozosta�o im ju� nic innego jak trwa�...
I ten blok te� si� teraz ukaza� na mgnienie,wymar�y,z czarnymi kwadratami po z�usz-
czonym styropianie,oddany na pastw� ch�od�w i wygl�da� tak,jakby ze� ludzie ju� ode-
szli,ale nie,bo na klepisku przed blokiem cedzi� drobne kroczki m�czyzna,dziwnie
przegi�ty do ty�u,jakby go swojego czasu przetr�ci�a pokrywa kot�a,a w bok �ga�a go ku-
�akiem �ona i pop�dza�a ze z�o�ci�;spaceruj,spaceruj...niech ca�y blok widzi,�e spaceru-
jesz...spaceruj...
-Yyyyyyyy� -odpowiedzia� z wysi�kiem m�czyzna;pe�nymi zdaniami m�w,tumanie
jaki�,�achn�a si� kobieta i rozkaszla�a si� dono�nie,jakby chcia�a odwr�ci� od siebie
uwag�.
Ale w oknach nie pojawi� si� nikt;tylko szyby igra�y barwami;pada�y na nie blaski
ekran�w.Bezrobotni z fabryki dom�w sycili si� w ciszy licznymi programami telewizji
kablowej.
I gdy m�czyzna z drug� grup� inwalidzk� otworzy� s�siadowi,kt�ry te� mia� drug�
grup� inwalidzk�,to us�ysza� od drzwi:dzi� moja kolej na przerzucanie,dej pylota;od
dawna ka�dego dnia prze��czali na przemian kana�y i wpatrywali si� w obrazki i nie w��-
czali g�osu,by nie rozprasza�y ich nieswojo brzmi�ce s�owa.
W izbie by� piec,metalowe ��ko,przysadzista szafka z wypalonym napisem Mlinchen
1919,emaliowany garnek i nocna lampka:�ar�wka wkr�cona w rozwart� paszcz� szczu-
paka i raz jeden z nich z drug� grup� inwalidzk� powiedzia�:Chrystus mnie si� ukaza�;to
ja na kolana i buch,modl� si�,nie?I co nagle widz�?�e ja si� modl� w r�nych obcych
j�zykach.A w og�le to one s� obce.
No nie znam ich.I od tej pory tak si� zawsze modl�.Tylko si� musz� cholernie napi��.
A potem to ju� samo leci....7
-Ja zaprzesta�em ucz�szcza� -odpowiedzia� drugi z drug� grup� inwalidzk�.-Jak
mnie Rumuny dwukrotnie pogryz�y...
-Jak Rumuny?
-No na mszy.Te ma�e Rumuny.Jak im nic nie da�,to po nogach k�saj�...Do krwi...
Zmuszony by�em zaprzesta�...Co to,ja nogi na loterii wygra�em?!Nogi ma si� jedne da-
ne!-rozw�cieczy� si� nagle,ale targn�� g�ow� i uspokoi� si� momentalnie.
Wi�c ogl�dali w ciszy i jeden z drug� grup� inwalidzk� trafi� kciukiem na jaki� polski
program;redaktor rozmawia� z nowojorskim policjantem i po ruchach warg mo�na by�o
odczyta� pytanie redaktora;czy pan si� wstydzi,�e pan jest Polakiem...i zaraz pojawi� si�
inny program,tancerki,baletnice,powiedzia� ten z drug� grup� inwalidzk�,ale �adnie...
-�adnie to jest w sklepie monopolowym -odpowiedzia� z rozpacz� drugi.-A jak ta z
kadr�w?-przypomnia� sobie i wskaza� brod� na �cian�.
Pierwszy z nich,z drug� grup� inwalidzk�,d�wign�� si� z ��ka,wzi�� emaliowany
garnek,przystawi� go dnem do �ciany i przycisn�� ucho do tego garnka i zrobi� to z tak�
si��,jakby chcia� wepchn�� g�ow� do �rodka;ona jemu m�wi,nas�uchiwa� i wwierca� g�o-
w� w garnek;jemu m�wi,�e on jest jej drugim ch�opem w �yciu...i �e jeszcze �aden ch�op
jej tak nie dogodzi�...i machn�� r�k� i odstawi� garnek,zniech�cony;rant garnka odcisn��
mu z boku g�owy r�owe k�ko,aureol� na bakier...
-Spaceruj,spaceruj!-pop�dza�a m�czyzn� �ona -niech ca�y blok widzi...
-Yyyyyyyy� -odpowiedzia� i �y�ki deszczu wi�y mu si� na skroniach,a z klatki scho-
dowej wyszed� inny m�czyzna;usta mia� jak piwonia i zatrzyma� si� i ze zdumieniem
ogl�da� na d�oni wybite z�by,a potem usi�owa� je na powr�t umie�ci� na swoim miejscu,
a� wreszcie zamachn�� si� tymi z�bami na kota,kt�ry wyczo�ga� si� cichcem spod nie-
czynnego samochodu syrena bosto i wtedy wypad� sk�d� niedu�y pies ze szczeci� zlepion�
na zapad�ych bokach i rzuci� si� na tego kota,kt�ry nawet si� nie broni� i tylko zawy� i
rozp�aszczy� si� w b�ocie,a pies kopulowa� zaciekle z psi� przebieg�o�ci� i ten m�czyzna
otworzy� pr�ne usta ze zdumienia,a gar�� z�b�w wsun�� bezwiednie do tylnej kieszeni
spodni;kot znowu zawy�,ale nie ucieka� i w oknach zacz�li pojawia� si� ludzie i gdy zro-
zumieli,co si� dzieje na dole,wraca�o w nich �ycie i wybuchali �miechem,a na ich twa-
rzach pojawia�a si� b�oga syto�� i w jednym z okien pokazali si� ci dwaj z drug� grup� in-
walidzk� i �miali si� bezg�o�nie za szyb� i tak trwali,odwr�ceni plecami do telewizji ka-
blowej,a na wargach p�ka�y im p�cherzyki piany...
A ta kobieta z m�em patrzy�a oniemia�a na psa sczepionego z kotem i nie mog�a wy-
doby� s�owa,wi�c tylko waln�a m�a w �ebra,a� zadudni�o,a on nagle odezwa� si� pe�-
nym zdaniem i z brwi skapn�a mu per�owa kropla deszczu;tak,tak...jak przyjdzie ochota,
to nawet mysz kota wy chrobota...i wtedy znad wyrobiska powr�ci�y mg�y i �wiat zn�w
sta� si� nierealny....8
T�oka
Powietrze a� spotnia�o;zawiesisty py� m�awki jest g�sty i zbit y w ko�tun i wik�aj� si�
we� s�owa pie�ni,snutej przez rozkoleban� orkiestr� uliczn� z podzwaniaj�c� band�olk�;
Jezu,ty mnie czujesz,ty mnie dobrze znasz,ty z rado�ci� patrzysz w mojej duszy twarz,
bo ty kochasz mnie nie raz;czad gorza�ki spowija g�owy muzyk�w jak ciasny turban.
Udr�czony cz�owiek ugina si� do okienka kiosku i przekrzywia g�ow� jak ostro�ny pta-
szek;jest ta parfuma?i z nadziej� przekrzywia g�ow� na odwr�t.
-Jaka parfuma?-ocyka si� kioskowy.
-No,ta...
Wabi sprzedawc� tak zach�caj�co,�e ten unosi si� z zydla i pochyla si� jak do lubie�-
nego poca�unku;tamten chucha do niego i w napi�ciu unosi brwi,a kioskowy opada na
swoje miejsce i przymyka oczy jak wyrafinowany kiper.
-Ta wysz�a parfuma.
-A jaka jest?Bo,o matko!
-Ta!-dopuszcza do siebie klienta i chucha w odpowiedzi ulotn� jak welon mgie�k�.
-Ta za droga...-m�wi bez wahania zrozpaczony m�czyzna i odwraca si� i przygi�ty
oddala si� wolno nie wiedzie� dok�d i okazuje si�,�e on si� nie sk�ania� przed kioskowym,
tylko ju� na zawsze zastyg� w tej pokornej pozie raba.
-Droga,droga!-zanosi si� oburzeniem kioskowy.-Co to za nar�d wredny jaki�!-i
a� dr�y z nag�ego napi�cia i gwa�townymi wymachami r�k wyr�wnuje stosy pstrych gazet
pornograficznych i opornie dochodzi do siebie.
-Droga...Ale jak w beret kopie za to!A na kraw�niku siedzi hojnie odziany m�czy-
zna i rzewnie p�acze;czasem szloch nag�y jak przyp�yw szalonej energii miota jego cia-
�em;m�czyzna ku�akiem gasi �zy na policzkach;palce drugiej r�ki zaciskaj� si� kurczowo
na kowadle telefonu kom�rkowego.
Jeszcze przed chwil� otaczali go badawczo ludzie z przyjaznej t�oki i sta� nad nim za-
frasowany policjant i bezwiednie bawi� si� k��bkiem konopnego sznurka;jakby si� mo�e
taki wpizgn�� w jak� dziur�,snu� mozolnie swoj� wizj�,to mo�e by si� i zapad�.To on
mo�e by si� spali�.To by�my mo�e po pozosta�ym uz�bieniu poznali.A tak?Nie dojdzie
jego,nie rozbierze;policjant by� dopiero co przeniesiony do stolicy i zupe�nie nie mia� ro-
zeznania.Wi�c tylko machn�� r�k�,czubkiem pa�ki przesun�� czapk� z przodu g�owy na
ty� g�owy i poszed�,gdzie go oczy ponios�y.
-Jezu,Jezu...-j�czy siedz�cy na kraw�niku m�czyzna i kolanami zaciska uszy,jak-
by nie chcia� siebie s�ysze�.-Jezu,zabijcie mnie...dobijcie...ja przepraszam...�e �yj�...
to si� wi�cej nie powt�rzy....9
-Jak trwoga,to i do Boga -obruszy�a si� kobieta i zaraz pochyli�a g�ow�,wrazi�a do
ucha wskazuj�cy palec i zacz�a nim porusza� z tak� szybko�ci�,�e sta� si� niewidzialny.
-No jak�e,pani Zofio,trwoga trwog�,B�g Bogiem,ale ja te� objawienie pozawczoraj
mia�am.Matka Bo�a mnie si� pokaza�a.W p�aszczu.No?-zaszepta�a s�siadka i rozgl�-
da�a si� podejrzliwie na boki,a potem z ca�ej si�y zaci�gn�a w�ze� chustki pod brod� i po-
ci�gn�a nosem.
-Aaaaaaatam -odpowiedzia�a kobieta z niewidzialnym palcem w uchu.-Ja lepiej
mia�am.Mnie si� Matka Bo�a pokaza�a i do tego szatan jeszcze na dok�adk�!Ale taki
wielgi,szataniasty,a czarny?!Matka Bo�a jak nie tupnie nog�,a ja patrz�,a jego nie ma!
Ja lepiej mia�am,ale si� przynajmniej nie chwal�...
-Jak to si� popularnie m�wi,mnie si� te�ciu okaza� jak kona�!-krzykn�� przera�liwie
m�czyzna;na uszach mia� s�uchawki w kszta�cie fioletowych pompon�w i co jaki� czas
mimowolnie wycina� do taktu ho�ubca;wydawa�o mu si�,�e m�wi normalnym g�osem,ale
przekrzykiwa� muzyk� i przera�one kobiety a� przysiad�y i odsun�y si� z respektem,a
m�czyzna ruszy� teraz posuwi�cie jak w polonezie w stron� p�acz�cego na kraw�niku,
chwyci� go za o�ydle na piersiach i potrz�sn�� ze wsp�czuciem;panie,krzycza� strasznie i
wyci�ga� r�k� w stron� Pa�acu Kultury,tam pan id� na otarcie � ez!Tam wieloryba poka-
zuj� za pieni�dze!To jest du�a atrakcja!Kolos,jak ja to zabawnie m�wi�!Tylko,�e on
troch� za�mierdni�ty i okropnie od niego cuguje!A� mi�o!-wyci�gn�� nagle szyj� w
stron� wystawy sklepowej i odbieg� lekko na czubkach palc�w,jakby s�ucha� teraz Czaj-
kowskiego,a siedz�cy na kraw�niku podni�s� tylko w g�r� wyp�akane oczy i otworzy�
usta i zablekota� co� do �wiata,a twarz pok�u�y mu nagle ruchliwe dziobki deszczu.
I nic si� nie zmieni�o,a� ludzie z t�oki zacz�li si� niecierpliwi�.
-Co to jest,w dzisiejszych czasach to si� czasu nie wygrywa na loterii.By zrobi� co z
sob� czy jak.Ile b�dziemy tak sta�!
-Jakby honor Polaka mia�,to i samob�jstwo by sobie odebra�.A tak?Na pusto si� sto-
i...
-Lepiej by w tej danej sytuacji brytysza zrobi�.I narodu nie zatrzymywa�.Jemu i tak
ju� nic nie pomo�e.Nic.
-Jakiego brytysza?
-Jak jakiego?Normalnego.Po angielsku wyj�� i odej��.Te klas� mie�,�eby si� nikt
nie skapn��,jak si� odchodzi.Kto ma dzi� czas na takie zg�stki?
-Od razu mog� odpowiedzie�.Nikt.
-No m�wi�!
-To ja powiedzia�em!
-Ale ja pierwszy uj��em!
-I tu bym przypolemizowa�!
-A id�!Bo jak dam par� kujawiak�w w dup�!To nie wiem!
Teraz m�czyzna na kraw�niku siedzia� sam i mo�na by pomy�le�,�e deszcz uko�ysa�
go do snu,ale nie,bo on nagle zacz�� t�uc pi�ci� o kant kraw�nika,a� na kostkach pal-
c�w zaiskrzy�y si� rubiny;zaraz zmy�y je krople wody.
A znu�eni jego nieszcz�ciem ludzie stali teraz przed wystaw� sklepow� i kulili si� w
deszczu i ramiona im drga�y,jakby je �ga� ch��d,lecz by�y to tylko kr�tkie spazmy �mie-
chu;za szyb� �yska� ekran telewizora;wy�wietlano kresk�wk� dla dzieci;dorodny m�-
czyzna fruwa� bez wysi�ku w przestworzach,a potem bez wysi�ku �ama� ko�ci swoim prze-
�ladowcom;oczy widz�w zwraca�y si� na moment ku sobie i szuka�y potwierdzenia i po
policzkach p�yn�y krople,a mo�e �zy,a potem oczy zn�w �owi�y zawi�� akcj� i jaka� r�ka.10
wyci�gn�a si� i d�o� przetar�a mokr� szyb�,a lica lataj�cego cz�owieka odzyska�y zdrowy
rumieniec...
Wtedy do telewizora zbli�y� si� subiekt i chcia� prze��czy� kana�,a na to ten m�czyzna
ze s�uchawkami w kszta�cie pompon�w wrzasn��:nie regulowa� tel ewizorem!,a subiekt
odskoczy� od aparatu w panice,ale zaraz wr�ci� i z furi� spojrza� w okno wystawowe na
rozognione twarze i waln�� pi�ci� w przycisk;na palcu mia� sygnet;z finglem go�ciu,
czysty blit,szepn�� kto� za szyb�,a na ekranie ukaza� si� spiker;to alkoholik,ten spikier,
powiedzia�a z przekonaniem kobieta,prawie nie patrz�c.
-Jaki to alkoholik!Gdzie?Przecie� to trzeba troch� tej wra�liwo�ci.Tej wyobra�ni.
Tego talentu.On?Alkoholik?W �yciu i jeszcze d�ugo nie!
M�czyzna na kraw�niku ko�ysa� si� miarowo i j�cza� monotonnie pie�� szalonego
muezina;nikt nie chcia� mu po�wi�ci� nawet spojrzenia.
Uderzy� znienacka deszcz,a za plecami ludzi,wpatrzonych w ekran telewizora,pojawi�
si� ch�opczyk czy mo�e karze� z wymi�t� twarzyczk� i odezwa� si� niby od niechcenia;le-
piej st�d spierdalajta ludzie,bo tu zaraz pod t� firm� b�dzie siwy dym...A ludzie oprzy-
tomnieli nagle i tylko spojrzeli po sobie i naprawd� nie trzeba by�o im tego powtarza�.
M�czyzna siedz�cy na kraw�niku nawet nie pr�bowa� si� podnie��,cho� zosta� tu
sam.D�wign�� tylko g�ow� i wygl�da�,jakby moczy� utrudzone stopy;rw�cy strumie�
szala� wok� jego goleni.
Wtedy z deszczu wybieg�o p�dem dw�ch ludzi,d�wigaj�cych mumi� egipsk�;nie wia-
domo,czy uciekali z �upem,czy tylko chcieli uchroni� j� przed wod�,ale i tak wysuszona
mumia ch�on�a �apczywie deszcz�wk� i cz�owiek,podtrzymuj�cy mumi� za szerok�
pier�,przeskoczy� nad potokiem przy kraw�niku i nawet nie zauwa�y�,jak pod wp�ywem
wstrz�su g�owa mumii oderwa�a si� od tu�owia i jak poch�on�a j� woda;obaj znikn�li w
ulewie.
G�owa mumii pop�yn�a rynsztokiem,a� trafi�a na �ydki m�czyzny,siedz�cego na
kraw�niku i zakr�ci�a si� wok� nich przymilnie,a on wolno otworzy� oczy i ujrza� t�
g�ow� i patrzy� na ni� oczyma,w kt�rych zabrak�o �ez.
A potem po raz pierwszy wypu�ci� z r�ki telefon kom�rkowy,uj�� g�ow� w d�onie i
po�o�y� j� sobie na kolanach.
A jeszcze p�niej pochyli� si� powolutku i opar� skro� na obanda�owanym policzku
g�owy...
I tak ju� trwa�..11
Jak gdyby
Ponad zastyg�� ark� dworca,po szklistych strunach grudniowego deszczu,pe�gaj� w
niebo puste p�omyki reklam i gasn� w zaduchu chmury;na podje�dzie tkwi bia�y polonez,
zarejestrowany w Lubartowie,a w wyzi�bionym wn�trzu kierowca w zapami�taniu wy-
grywa na harmonijce ustnej i nie widzi nawet pijanego cz�owieka,kt�ry mozolnie wypi-
suje palcem na karoserii zakl�cie:kocham Stefana -Stefan,a potem stawia kropk� i przez
chwil� nogi nios� go po kol�dzie,ale zaraz po�yskliwe p�yty chodnikowe p�dz� mu na
spotkanie i ten cz�owiek �ali si� teraz samemu sobie:niepotrzebnie si� przewr�ci�em...zu-
pe�nie niepotrzebnie...i maca bezradnie za czapk�,kt�r� unios�y gdzie� wezbrane wody
przepastnej jarugi,po�rodku kt�rej zatrzyma� si� w�a�nie upstrzony krzykliwymi napisami
autobus miejski.
Sapi� dychawicznie drzwi,a szofer sk�oni� skro� ku zapoconej bocznej szybie i patrzy
bez my�li w lusterko,kt�re daje mu odwr�cony mroczny obraz i s�yszy g�os kontrolera,
pochylaj�cego si� nad jedynym pasa�erem,kt�ry jak batog dzier�y w d�oni w�dzisko,a
drug� r�k� z trudem podtrzymuje rozwalonego na siedzeniu dwumetrowego suma.W�d-
karz puszcza na moment w�dzisko i zanim straci ono r�wnowag�,zd��y wyj�� z kieszeni
bilet,poda� go kontrolerowi i uchwyci� je na powr�t.
-Baga�owy!
-Jaki baga�owy?-dziwi si� stary w�dkarz.
-Op�ata baga�owa!
-Za co,panie,op�ata baga�owa?Za sprz�t?
-A ta bestia?
-Ona ze mn�...
-No w�a�nie...Op�ata baga�owa!
-Panie!To nie baga�!To rybka wigilijna!Z ryb�w jad�!
-Rozmiary dopuszczalne przekracza!
-Panie!Jakie rozmiary?Przecie to nie walizka!B�d��e pan chrze�cijaninem.
-Kultu niech nie miesza z baga�em,bo ja ochrzczony jestem,w przeciwie�stwie!I
przedmurz chrze�cija�stwa o sobie popularnie powiedzie� mog�!A toto wi�ksze jak wa-
lizka -kontroler targa z furi� martwy �eb suma.-Ma by� trzydzie�ci a czterdzie�ci a
sze��dziesi�t na wymiar -wydobywa ta�m� miernicz� i,miotaj�c stalowe b�yski,operuje
ni� sprawnie jak florecista.
-Znaczny przekrocz wymiaru baga�owego...I obraz na powierzchni lusterka rozp�ywa
si�,powieki szofera opadaj�,a po jego skroni wije si� lodowaty nerw skroplonej pary..12
A w nabitej poczekalni dworca kobieta,okutana w mnogie m�skie palta,le�y na �awce
tak spokojnie,jakby si� syci�a rozleniwionym s�o�cem;wydaje si� nawet nie oddycha�,a
jednak zaczyna znienacka wierzga� nogami,sp�tana tak� panik�,�e w okamgnieniu prze-
p�dza i siedz�cych w s�siedztwie podr�nych i demony i jednak si� ocyka i rozwiera za-
gadkowe jak u Egipcjanki oczy.
-Alem si� przel�k�a -�mieje si� z niedowierzaniem i z niek�amanym podziwem kr�ci
g�ow�.-Jak jeszcze nigdy si� nie przel�k�am...Szcz�ciem,�e to tylko sen...chwali� Pa-
na...
Hala dworca jest tak zat�oczona,jakby poci�gi nie kursowa�y ju� od dawna albo jakby
ci ludzie osiedli na zawsze w kwa�nym p�nie na bezpiecznie dryfuj�cej krze.
I ta rozkolebana przeci�gami choinka,sypi�ca ig�ami i migami �ar�wek;pod jej roz�o-
�yst� kiec� le�� olbrzymie tekturowe pud�a,obleczone barwnym papierem i Rumunka o
mrocznej twarzy,po kt�rej �lizgaj� si� r�wnolegle dwie w�skie pr�gi;ta Rumunka z dzie-
wi�ciomiesi�cznym barokowym brzuchem rozpakowuje teraz te pud�a i to,�e s� puste,nie
sprawia jej zawodu,bo ona tylko wlecze je w zaciszny k�t pod schodami,by skleci� z nich
przytuln� koleb� i schroni� si� w niej pod okryciem zdobycznej deki.
W drugim k�cie hali dworcowej rumu�ski ch�opiec przesuwa d�oni� po zab�oconych
podeszwach u�pionego pielgrzyma,jakby sprawdza�,z jakich stron ten cz�owiek przyby-
wa,ale on tylko zbiera brud,a potem usmotruchanymi palcami smaruje dla efektu policzki
i leniwym krokiem artysty wyst�puje na �rodek,ci�gn�c za sob� akordeon,kt�ry wydaje
rozdzieraj�ce d�wi�ki.Ch�opiec dochodzi-do obrotowego podestu,na kt�rym majestatycz-
nie kr�ci si� zapomniany tu ma�olitra�owy samoch�d,przysiada na tym pode�cie,zarzuca
na ramiona szelki instrumentu i na wszystkie strony �wiata og�asza �mudnie zas�yszan� od
kogo� pie��:nazi,front twoim has�em,a swastyka god�o twe,Adolf Hitler twoim ojcem,
twoj� broni� cyklon be!...
Przenikliwy wizg zag�usza te s�owa;to na prowizorycznym warsztacie majster i jego
pomocnik demonstruj� pi�y,kt�re przecinaj� wszystko.Majster zamaszystymi ruchami do-
�wiadczonego stolarza pi�uje wkr�con� w imad�o butelk�.
-Ka�d� jedn� flaszkie przetniesz!Od gorza�ki flaszkie!Od mleka!Od lekarstwa!Od
oryn�ady!Od soku!Od oleju!
-Od oleju nie przetnie...Bo po�lizg...-podaje kto� w w�tpliwo�� jego s�owo.
-Od oleju przetnie!Tylko piaskiem sypn��!Od �mietany!
-I pi�� przetnie,panie J�zefie -podpowiada us�u�nie pomocnik.-Pi��.
-Pi�� ta pi�a przetnie!-podchwytuje majster,wykr�ca z imad�a butelk�,na jej miejscu
umieszcza brzeszczot i triumfalnie tnie.-Macie!
-Ja ciiiiie...-dziwi� si� widzowie.-Pi�a pi�� tnie,no nie,a� g�owa ma�a...Tylko na co
te wszystkie butelki ci��?I te pi�y?...Co to da komu innemu?...Na skupie butelki w pla-
sterkach nie wezm�...
A majster zamiera na te s�owa z otwartymi ustami i nie potrafi odpowiedzie�,wi�c od-
k�ada ostro�nie pi�� i zamy�la si�,a widzowie cierpliwie czekaj�;z gniazda ci�arnej Ru-
munki dochodzi zduszony j�k,a mo�e westchnienie lub kl�twa.
Majster podnosi g�ow�,jakby w g�rze szuka� odpowiedzi,ale w g�rze tkwi tylko o�le-
p�e oko zepsutego telewizora;pokryty bielmem ekran pulsuje miarowo i z pud�a dochodz�
odg�osy jakiego� konkursu;panie Czesiu,prosz� wylosowa� szcz�liwca...,a potem nagle
pojawia si� obraz i wiele oczu,kt�re obserwowa�y martwy ekran,o�ywia si�;trwa pokaz
polskiej mody,mechaniczna modelka w zielonej peruce i w niebieskich r�kawiczkach,si�-
gaj�cych po o�ciste �okcie,d�wiga w obj�ciach pum�;jaki du�y pies,m�wi z podziwem
zakonnica,a z�ocisty kolczyk w jej uchu podzwania odbitym �wiate�kiem....13
I to �wiate�ko prze�lizguje si� bezwiednie po czole �ebraka,kt�ry jak znu�ony tu�acz
opiera si� o betonowy filar,jakby czerpa� z niego ciep�o,a pomi�dzy rozwartymi nogami
trzyma uchylony futera� od skrzypiec,znaleziony na wysypisku �mieci;�ebrak ma opusz-
czone powieki,ale s�ucha s�siad�w obok,kt�rzy zabijaj� czas,jakby na co� oczekiwali;
jeden z nich chlusta sobie przy tym na twarz wod� z flaszki i wyci�ga z kieszeni p�dzel;
trzeba si� ogoli�,potem cz�owiek mo�e nie zd��y�,zapodawaj.
-Kajak na wspak.
-Na ile liter?
-Na pi��.
-Pionowo?
-Nie.W poziomie .
-Mo�e statek b�dzie?
-Nie pasuje...
-Tobie dzi� nic nie pasuje i nie pasuje!
-Bo tak podajesz.
-To ty zapodawaj.A ja b�d� pisa�.
-Ty!A takie:koza inaczej...
-Koza inaczej...Mo�e kozak?
-Ale to grzyb.Ma by� koza inaczej.Co ty mi z grzybem?
-A jakie masz litery?
-Czwarta jest i.
-To b�dzie kozioro�ec.Pasuje.
-Ko...zio...pasuje...Ale mam...niech mnie kule bij� po r�kach...Wsp�czesny psy-
cholog ameryka�ski...
-Na ile liter?
-Siedem w pionie.
-No,to kiszka z wod�.
-Mo�e Neisser?-odzywa si� z mroku �ebrak,nie otwieraj�c oczu.
-Do mnie to alibi?
-Przez dwa es -mruczy �ebrak.
Ale podr�ny porywa si� w panice na nogi,bo nagle jak senny koszmar widzi przed so-
b� dziwne brodate oblicze;to koza,kt�ra z szybk� precyzj� odgryz�a mu po�ow� strony z
krzy��wk� i teraz �uje,patrz�c w zadumie gdzie� ponad jego g�ow�.
-Co to jest?Ta koza!Krzy��wk� mnie zeszama�a!Kogo to koza!Gdzie pastuch od tej
kozy?
-
Moja koza,panie...-podnosi si� z �awki wyschni�ty na wi�r staruszek i siada,a po-
tem zaraz zn�w si� podnosi,jakby sk�ada� meldunek;w podr�y my.
-Gazet� mnie...
-Gazeta,panie,to dla niej przysmak najwi�kszy.Ju� druk t�usty,kanada dla niej...A
m�dra suka!Jak niejeden,z przeproszeniem,cz�owiek...Mo�e od tych gazet ta m�dro��
przechodzi na ni�?
-A mleko?Da si� pi�?
-Mleko?To cymes,panie!Na pier� dobre,tylko cholernie zimne.Znakiem tego,�e u
niej cyc taki lodowaty...Ale przywi�za� si� cz�owiek...Bez niej to ja bym ju� �ycia nie
mia�...
Ale nikt go nie s�ucha..14
-Giry!Giry zabierze!-s�ycha� pe�en kaszlu krzyk sprz�taczki,kt�ra mniej czujnych
ok�ada po goleniach szczotk�,okutan� brudn� szmat�.
M�czyzna z lup� zegarmistrzowsk� w oku obserwuje co� na d�oni i mechanicznie pod-
nosi nogi,ale jest tak zaj�ty obserwacj�,�e gdy sprz�taczka oddala si�,zapomina o unie-
sionych nogach i zastyga w tej pozycji jak katatonik.Przesuwaj�cy si� boczkiem pijak a�
przeciera oczy ze zdumienia i ju� by co� powiedzia�;kr�lu srebrny...,ale jaka� tajemnicza
si�a przep�dza go w drug� stron� i by utrzyma� r�wnowag�,pijak musi teraz drobi� noga-
mi tak szybko,jakby ta�czy� w �Jeziorze �ab�dzim �...
A do brodatego m�czyzny z czu�kiem lupy przysiada si� dw�ch innych;rozgl�daj� si�
podejrzliwie i pochylaj� g�owy;pan kolega te�?Miniaturzysta?Konstruktor?Na zjazd?
Zapytany podrzuca ze strachu g�ow�,a� wypada mu okular.
-A koledzy te�?
-Jak najbardziej -odpowiada miniaturzysta,wyci�ga sw�j okular,ujmuje d�o� kolegi
w swoje r�ce,sk�ania si� nad ni� jak do poca�unku i bada eksponat.
-Skrzypce z rozpo�owionego ziarenka maku...-obja�nia tamten.
-Ja panu koledze zademonstruj�...-drugi otwiera waliz� i po chwili pokazuje co� na
d�oni.
-�aglowiec we wn�trzu w�osa -t�umaczy.
-Pi�kny okaz...pi�kny okaz -bulgocze pob�a�liwie trzeci i wydobywa mieszek,za-
wieszony pod koszul� na piersiach,a z mieszka wyci�ga pude�eczko,wymoszczone wat�,
na kt�rej bieli si� ziarenko grochu.
-Ale� to kolos,panie kolego!-oburzaj� si� tamci.
-Kolos?To niech pan rozkr�ci -m�wi tajemniczo miniaturzysta.
-Nie w t� stron�!Dla zabezpieczenia zastosowa�em gwint niemiecki.
-Panorama Rac�awicka!-a� j�czy ogl�daj�cy.
-Kompletna Panorama Rac�awicka -potwierdza z dum� miniaturzysta.
-Co tam mata?-pochyla si� nad nimi pijak,kt�rego zn�w przynios�o do �awki.-Bo
mo�e ja bym wzi��?Poka�ta!-i pochyla si� nad miniaturzystami,ale ziemia usuwa mu
si� spod n�g i wali si� na nich,a oni z rozpacz� padaj� na kolana,jakby chcieli b�aga� o
lito�� i przeszukuj� posadzk� rozedrganymi z trwogi d�o�mi.
-Jest!Jest!
-Gdzie co jest to?-be�kocze pijany,ale zn�w,jak ci�gni�ty niewidzialn� lin�,sunie
pod przeciwleg�� �cian�.
Miniaturzy�ci oddalaj� si� szybkim krokiem,zatrzymuj� si� za tablicami z rozk�adami
jazdy i zn�w sk�aniaj� g�owy i wygl�daj� jak babilo�scy magowie.
Pod kas� biletow� stoi w�dkarz,na kamiennym blacie z�o�y� z ulg� po�ow� suma;drug�
po�ow� musia� pewnie oder�n�� dla kontrolera,by unikn�� p�acenia mandatu.
-Nie jest to aby niebezpieczny �adunek?Przewo�enie niebezpiecznych �adunk�w za-
kazane!-unosi si� ze swojego sto�ka kasjer,wysuwa przez okr�g�y otw�r w szybie ma-
le�k� g��wk� i z obaw� przygl�da si� rozwartej paszczy.
-Gdzie,panie!Przecie to obrzyn...Ani zipnie...Na wigili� rybk� wioz�...
-No nie wiem,nie wiem...Taki w�gorz,to jeszcze z patelni umi si� do gard�a rzuci�...
Niech naczelnik si� wypowie...Tyle,�e naczelnik na chorobie...
A przez hal� dworcow� biegnie kobieta z rozkwit�� na ustach piwoni� krwi,ma nie wi-
dz�ce oczy i r�ce szeroko rozwarte i biegn�c wpada na choink�,a choinka z murgaj�cymi
gorzko �ar�wkami chwieje si� niebezpiecznie i pada;�wiat�o �ar�wek p�ka z hukiem,a
czekaj�cy ludzie zaciskaj� odruchowo powieki,by uchroni� oczy przed szklist� zawieru-.15
ch�;kobieta nawet tego nie zauwa�a i biegnie lekko do drzwi wyj�ciowych i krzyczy ze
szcz�cia:
-Za mni�o�� dosta�am!Za mni�o��!Wsz�dzie bym za nim posz�a!Nawet w �lad!
I poch�ania j� mrok �wiata i deszcze.
A tam stoi zaciemniony autobus;szofer nagle si� wzdryga i odrywa skro� od szyby i
zas�ania d�o�mi twarz,jakby go nagle ogarn�a rozpacz.
I kierowca poloneza z Lubartowa przytomnieje w tym momencie i odejmuje organki od
warg i uderza nimi o kierownic�,obci�gni�t� imitacj� tygrysiego futra,by wytrz�sn�� z
wn�trza instrumentu �lin�,a potem chowa organki do skrytki auta,sk�ada g�ow� na zag��-
wek i patrzy przez szyb� w g�r�,w niskie chmury,gdzie� tam,nie wiedzie� gdzie....16
Sto lat
Deszcz szumi miarodajnie;krople cykaj� na betonie jakby odmierza�y czas,a sekundy
��cz� si� w grona i p�on� pulsuj�ce jak czerwone ziarna piropu -to na pysku niskiej chmu-
ry rozpalaj� si� karminowe usta z neonowych rurek i kusz� lubie�nie zakl�ciem reklamy
biura podr�y;jed� z nami na wycieczk� do Wilna i Katynia oraz na wczasy wAcapulco...
W szadzi mg�y siedzi w kucki Pa�ac Kultury i Nauki;teraz ma tylko kilkana�cie pi�ter,
bo wy�ej ogacaj� go lepkie ob�oki;szczerbate szcz�ki,wie�cz�ce mury s� tak niestosow-
ne,�e od�te gmaszysko wygl�da jak s�dziwa dziwka,obwieszona md�ymi b�yskotkami.
Wok� jej kiecy szwendaj� si� warkocze strumyk�w i szukaj� uj�cia w sp�kanych p�ytach i
skrz�tnie utykaj� w szczelinach informacje dla przysz�ych pokole�;woda mozolnie donosi
wi�ry,strz�p ��ycia Warszawy � z kolumienk� og�osze� agencji towarzyskich,skradzione
dokumenty,porzucone przez doliniarzy,nalepk� z butelki wina Car Polszy,rozmok�e ra-
chunki,kartk� ze szkicem wiersza,obwieszczenie,ko�nierz marynarki,pude�ka po papie-
rosach,etykietk� w dw�ch,na zawsze zro�ni�tych j�zykach,Carskoje kriepkoje igristoje,
koktajl gronowy musuj�cy,sdie�ano po staremu russkomu receptu,gwarancja cztery mie-
si�ce,opakowanie po indyjskich kadzide�kach z napisem:firma istnieje od czterech tysi�cy
lat,prezerwatywy,beretk�,barwne bibu�ki po owocach cytrusowych,karz�c� d�o� z pla-
styku cz�owieka -nietoperza,wizerunek uszcz�liwionego �yda na etykietce z butelki
w�dki koszernej,banda�,rozmarzone oczy z plakatu wyborczego,dobry jeszcze nab�j,
medal pa�stwowy,ok�adk� romansu erotycznego,r�kaw szaty warszawskiego buddysty,
kawa�ek ucha,odci�ty przez bezwzgl�dnych egzekutor�w d�ug�w,z�ocist� wskaz�wk� ze-
gara,g��wk� stokrotki z chi�skiej wytw�rni,cz�� strony z ksi�gi pami�tkowej restauracji
Polonia z chwiejnym wpisem:pi�bym u was wi�cej,gdybym mia� wi�cej r�k,pety,foto-
grafi� dziewczyny w rozchylonej na nagich piersiach m�skiej marynarce,sex horoskop,
zwitek ta�my wideo,kapsel z butelki piwa,reklam�wk� telewizji kablowej,skrawek sk�ry
z wyt�oczonym napisem:dzie�a zeb,flaszeczk� lakieru do paznokci,barwn� stroniczk� z
pisma dla licealistek z porad� jak zdoby� i utrzyma� przy sobie �onatego m�czyzn�,r�cz-
k� ciupagi w kszta�cie g�owy s�pa,ulotk� ze zr�cznym antysemickim has�em:Polacy to
�ydzi,reklam� klubu pederast�w,szalik z wyszytym napisem:ce,ce,ce ce ce,cewukaes
Legia;szemrze bezmy�lnie ta nieczytelna mowa miasta sto�ecznego i milknie w licznych
rozpadlinach.
Wiatr duje od g�r Uralu i zbija czekaj�cych ludzi w gromadki,w kt�rych �atwiej im
przetrwa� ch��d;kobiety garn� si� do swojego ciep�a,a m�czy�ni trzymaj� si� nieco z
boku -jak na wiejskim weselu;odchyleni do ty�u opieraj� si� plecami o brzuszysko wiatru
i jak opium wysysaj� dym ze stulonych d�oni,strzykaj� �lin� na marne,czasem si� odzy-
waj� jak tych dw�ch,kt�rych wieku odgadn�� niepodobna;masz nawijk�;no nie mam;to�
nie rucha� jeszcze;no nie rucha�em jeszcze;a ja mam nawijk�,mam,w poci�gu tak� mam,.17
w�a�� do przedzia�u,bier� bilet od kobity i nawijam tak,a do kogo nale�y ten kwadratowy
prostok�cik,a ona m�wi,�e do niej i ju� jest moja,ja ju� dwa razy na to rucha�em...
Wir wiatru przywleka sk�dci� g�uche dudnienie orkiestry d�tej;s�ycha� j� przez mo-
ment jak wa�ne przes�anie niesione z innego �wiata;o,m�wi� ludzie,o.Teraz dopiero wi-
da�,�e nie gromadz� si� tu przez przypadek.
-A m�j wnuczek,jaki to spryciarz -przechwala si� kobieta i nieustannie powtarza te
same ruchy;jakby sobie rozrywa�a pazurami gard�o albo zaci�ga�a pod brod� w�ze� chu-
�ciny.-Schowa�am rent� na ciele,to w ko�cu do go�a mnie rozebra�,a znalaz�!Wszystko
zabra�!Co do grosza!-krztusi si� z uciechy i znowu rozdziera gard�o.-Taki spryciarz!
-Ja to znowu w nic ju� nie wierz�.Ale to kompletnie.Utraci�am wiar� z dnia na dzie�.
Nadziej� te�.Poddaj� si�.
-A poczucie to�samo�ci?Jak z poczuciem?
-Jak najbardziej.
Na k��bie mokrego odzienia,kt�re zdar�a z siebie i dziecka,siedzi Rumunka.Twarz ma
smag��,niemal czarn�,a przez jej prawy policzek biegn� dwie mroczne d�gi;Rumunka
kiwa si� jak pora�ona chorob� sieroc�,jedn� r�k� podtrzymuje zamy�lone dziecko,a drug�
macha miarowo,jakby dyrygowa�a walczykiem,a gdy z b�yskami i zawodzeniem przela-
tuje nieopodal dyskoteka pancernych samochod�w z transportem pieni�dzy,to mo�na by
pomy�le�,�e je Rumunka pr�buje tym wahad�owym ruchem d�oni zatrzyma� i wyjedna�
worek banknot�w.
A obok niej stoi kilkuletni ch�opiec z rozmokni�tym papierosem w mlecznych z�bach;
jak szkolny raniec wisi na nim olbrzymi akordeon;ch�opiec to beznami�tnie rozci�ga,to
t�amsi instrument,naciska jakie� klawisze albo zapomina nacisn��,a akordeon wydaje z
siebie na przemian skowyt i rozdzieraj�ce westchnienia.
I zn�w s�ycha� kopniaki b�bna i dychawiczne pobekiwanie tuby i �ebrak,kt�ry przy-
gotowuje si� do pracy,podrywa na moment g�ow� i zastyga,ale zaraz wraca do siebie;
siedzi po�r�d w�d na tafli styropianu,jakby �eglowa� na o�nie�onej krze,odwija na nodze
ga�gany,ods�ania kikut i z wy�szo�ci� spogl�da k�tem oka na Rumunk�;zaraz jednak si�
krzywi,bo wilgo� wywo�a�a b�le fantomowe i pochyla si� i bezwiednie rozciera nie ist-
niej�c� stop� i nie istniej�c� �ydk� i z ulg� mamie jakie� s�owa i popluwa nimi przed sie-
bie;znowu przypomina sobie Rumunk� i podrywa g�ow�,a siateczki krwawych �y�ek w
jednym mgnieniu opl�tuj� bia�ka jego oczu i rozpaczliwie szuka poparcia przechodz�cej
staruszki;ostatni wdowi grosz z nasz wycyckaj�,rozdrapi� ten nasz maj�tek i ten nasz do-
robek do ostatniej sztuki skarpetki i w tej ostatniej sztuce skarpetki nasz wypuszcz� na ko-
niec...A staruszka,jedwabi�cie wiotka,sunie wolniutko i nie s�yszy z�orzecze� �ebraka i
tak p�ynnie pochyla si� na bok,jakby j� przygina� do ziemi roz�o�ysty cie� Pa�acu Kultury
i Nauki,coraz ni�ej i ni�ej i ustaje przyci�ganie ziemskie,a siwy kosmyk id�cej rozczesuje
ka�u�� jak refleks bia�ego �wiat�a,mo�e ona tylko przyk�ada,ucho do skorupy ziemi,by
z�owi� dudnienie orkiestry d�tej;id�c przed siebie jest ju� tak blisko ch�odnych p�yt,�e
nawet nie pada na nie i nawet si� nie osuwa,tylko tuli si� do nich bokiem i skroni� w miej-
scu,w kt�rym w niepami�tnych czasach krzy�owa�y si� ulice Zielna i Z�ota.
Ludzie patrz� po sobie ze zdziwieniem.
-Wypierdzieli�a si�.
-Mo�e by� i tak,�e kac j� zat�uk� na �mier�.Niejednokrotnie tak bywa dzisiaj.
-Dawniej,to inaczej bywa�o.Pami�tam jak dzi�,�e tu zaraz przy Chmielnej by� zak�ad
fryzjerski.I si�dmego kwietnia,w trzydziestym si�dmym,tak pod wiecz�r,w�a�cicielka
zakleszczy�a si� z wilczurem.
-Ja dw�ch m��w mia�am,skorpion�w.Nie warto.
-M�j m�� baran.S�ysza�am,�e baranowi i skorpionowi dobrze tylko w ��ku..18
-Ale!Nieprawda,nieprawda!
Przed masywem Pa�acu Kultury i Nauki pa��taj� si� fachowcy w firmowych kombine-
zonach;pod ich nogami przelewa si� kolosalne cielsko czarnej m�twy;oni pod��czaj� do
zawor�w gumowe w�e,w��czaj� agregat,a po�yskliwa galareta rytmicznie faluje,jakby
chwyta�a oddech.Fachowcy popatruj� ukradkiem,by oszacowa� t�um,ale t�umu nie ma;
jest tylko grupka ludzi i fachowcy patrz� na tych nielicznych z obrzydzeniem;nic nie
warto robi� dla tego narodu,odzywa si� jeden z roz�o�yst� brod� i kluczem francuskim w
palcach,�adnej uroczysto�ci.�adnej atrakcji.�adnej tradycji.Nic nie uszanuj�.I nie
zgromadz� si�.Tylko takie gacopierze przylez� jak te,�eby ich chudy byk popie�ci�!
Dwadzie�cia tysi�cy baks�w ponad kosztowa�a atrakcja i taka marnacja.
-Dlaczego.Dla Polak�w mo�na czasem co� dobrego zrobi�.Ale z Polakami nigdy.
Czy jako� tak odwrotnie.
No bo Polacy...Polacy...no tak jakby...czy co�...Prac� fachowc�w dozoruje grupa or-
ganizator�w,doradc�w i kierownik�w przedsi�wzi�cia;deszcz wp�dzi� ich pod okr�g�y
namiot,kt�ry dla nich rozstawiono.Cienkie �cianki odgradzaj� ich od �ywio�u i ludzi,
p��tno strzela na wietrze i t�umi ich rozmowy,cho� na placu nie ma nikogo,kto chcia�by
pods�uchiwa�;raz tylko kto� mrukn�� p�g�osem,maj� tam problemy techniczne;ale zaraz
odwr�ci� si� i doda� bez zwi�zku,to jest w og�le �mieszne,�eby kto� si� t�umaczy� czy ma
mie� porcelanow� koronk�,czy nowe buty...wi�c nie zmusza� mnie,�ebym u�y� jakich�
tutaj si�,bo ja si� gnie�d�� na trzydziestu sze�ciu metrach...,a w namiocie,w czadzie pary,
wyrzucanej przez rozgor�czkowane usta,hucz� g�osy organizator�w i doradc�w i kierow-
nik�w i splataj� si� i nie mog� si� wydosta� tam,na wiatr.
-Polsk� oniemi�,to Polsk� zniemczy�...
-Gdzie dobrze,tam ojczyzna...
-Co� ty dla mi�ej zni�s� ojczyzny...
-Jakiej filozofii Polacy potrzebuj�...
-Polak przejdzie przez wszystko...
-Idzie o to,aby zbudowa� drug� Polsk�...
-Nie masz dzi� w Polszcze,jeno kupcy i rataje...
-Robotnicy nie maj� ojczyzny...
-O Bo�e,wielki Bo�e,ty nie znasz nas,Polak�w,ty nie wiesz,czym by� mo�e stra�
polska u twych znak�w...
-Wy nie wierzycie w Polsk�...
-Hej,kto Polak,na bagnety...
-Budujemy mi�ej ojczy�nie...
-Polska zdziecinnia�a...
-Polak w ko�ysce i w trumnie przy szabli...
-Wyzwolisz cz�owieka w Polaku...
-A ty wiesz,co b�dzie z Polsk� za lat dwie�cie...
-Chcieli�cie Polski,no to j� macie,ojczyzna mnie wo�a,Polska kraj polowa�,niech
�yje Polska,jedyny obro�ca Maryi,m�wimy wci�� o zawi�o�ciach duszy Polaka jeszcze
du�o takich Polak�w osta�o co s� pi�kni synczyzn� ty ojczyzn� zast�p ten jest z ojczyzny
mojej trzeba rozrywa� rany polskie Polacy s� narodem idiot�w kiedy prawdziwie Polacy
powstan� nierz�dem Polska stoi Polska Chrystusem narod�w Polska gada Polska gada mo-
�e Polak nie wiedzie� co to morze gdy pilnie orze aby Polsk� poci�gn�� wy�ej Polak jest
olbrzym a cz�owiek w Polaku karze� do ciebie Polsko i dla twej chwa�y;no dobrze,pano-
wie,macha jeden z nich gazet�,ale pozw�lcie,�e co� wam przeczytam;osiem promille al-
koholu we krwi stwierdzono podczas powtarzanych dwukrotnie bada� zatrzymanego gra-.19
barza z cmentarza Rakowickiego w Krakowie.A zdaniem lekarzy �mierteln� dawk� alko-
holu mo�e ju� by� oko�o trzy i p� promille...
-Do czego pan pije,kolego?
-No ja pij� do tego,�eby zrobi� �ciep� i �eby zrobi� flaszk� i �eby dziorgn�� na dobry
pocz�tek...Bo jak statek si� woduje,to widzia�em...
-Flaszka!Flaszka!Tylko tyle potraficie...W�dka...W�dka...Chla�!...Tak...No tak...
Kto wie?...A mo�e by rzeczywi�cie?...Z drugiej strony jakby z obu stron spojrze� na raz...
A w og�le,Krak�w,to jest Krak�w.Kr�lewskie miasto.Hejna� maj� co godzin�.To co si�
dziwi�...
Ale przerywaj� narad�,bo w tym momencie rozpruwa si� opo�cza deszczu i wy�ania
si� ze szczeliny najpierw orkiestra d�ta,a za ni� toczy si� k��b muzyki;male�ki tambur-
major wywija sw� bu�aw�,rozbijaj�c groszki deszczu na suchy py�;muzycy garbi� si� i ni-
sko pochylaj� instrumenty,by nie zach�ysn�� si� wod�.
Staruszka le�y na drodze orkiestry d�tej,jakby przyk�ada�a ucho do niewidzialnej szyny
i nas�uchiwa�a,czy nie nadje�d�a poci�g;podnosi si� teraz zr�cznie,otrzepuje paletko i
usuwa si� po�piesznie,by unikn�� stratowania.
Tamburmajor zauwa�a grupk� ludzi i uderza mu do g�owy dur podniecenia;kuglarskim
sposobem ciska bu�aw� w chmury,a ta znika na chwil�,a� on podnosi g�ow� i wypatruje,
zatapiaj�c wzrok w deszczu;wierna bu�awa wraca i wiruje w�ciekle i m��ci wod� i tworzy
w niej lej,ale ju� lgnie do rozcapierzonych palc�w...sto lat,sto lat,niech �yje,�yje nam!-
grzmi muzyka,a b�bniarz przybija j� hufnalami do twardych chmur.
Orkiestra okr��a ludzi,jakby ich okadza�a d�wi�kami.
-�wicz oko i d�onie w ojczyzny obronie!-krzyczy uroczy�cie m�czyzna i zrywa z
g�owy beret obiema r�kami i macha nim na wszystkie strony,jakby chcia� zaczerpn�� wo-
dy.
-Panie.To nie wojo.To stra�aki.
-Stra�aki,nie stra�aki.Stra�ak ty� Polak.Jakby co do czego.A i sama nazwa m�wi to
samo,co ja m�wi�.Nazwa!
Ha�a�liwie pracuje spr�arka powietrza i czarny kszta�t pulchnieje wolno i przelewa si�
z boku na bok jak u�piona meduza.
Orkiestra d�ta,kt�ra pojawi�a si� za wcze�nie,zachodzi ludzi ze wszystkich stron,jak-
by pilnowa�a,by nikt nie od��czy� od gromady.
-A mnie Jaruzelski w r�k� poca�owa� -wyrzuca z siebie kobieta i ceglasty rumieniec
wype�za na jej lica i szyj�.-Jak by� z nie zapowiedzian� wizyt� na zak�adzie...Jeszcze za
tej tamtej Polski.I on mnie si� nagle pyta,mo�e ca�usa,�e m�� na pewno nie zobaczy,a tu
nar�d ca�y w �piew,�e szumi doko�a las i p�ynie Oka i sto lat,tak jak tu,sto lat,niech �yje
nam,a on krzyczy nagle,ale kto sto lat i zaraz m�wi sam do siebie:warszawianki sto lat,
taki jajcarz i �e sto lat to za du�o dla niego,bo �ycie jest ci�kie,czy co� ko�o tego,taki
jajcarz!W r�k� mnie poca�owa� i pyta,mo�e ca�usa!Ale mo�e ja pa�stwa zanudzam?Kto
kawk�,kto herbatk�?-pyta niedorzecznie kobieta i wodzi nieprzytomnym wzrokiem.
-A ja z drugiej strony tak pani odpowiem na to.Walcz� z wiatrakami z drugiej strony.
Odpycham od siebie k�ody,kt�re Anglia rzuca mi pod moje nogi.Ale jestem optymist�,
chocia� Anglicy s� przeciw mnie.Musz� zdoby� jeden tysi�c funt�w,bo chc� si� dosta�
do ksi�gi rekord�w.Tyle kosztuje m�j projekt.Dam si� zakopa� w trumnie na sto pi��-
dziesi�t dni.Dlatego przyjecha�em do stolicy,�eby sprawiedliwo�ci szuka�.Do tej pory
rekord �wiata ma sto czterdzie�ci dwa dni.Trumna moja dwa metry d�ugo�ci,dziewi��-
dziesi�t centymetry wysoko�ci,osiemdziesi�t dwa centymetry szeroko�ci.Anglia nie chce
mi sfinansowa� tego bicia.A ja mam dwoje dzieci i chc� dla nich co� po sobie zostawi� na
trwa�e...I �eby mia�y dum� z ojca....20
-Nikt mi nie powie...Pi�kna oprawa uroczysto�ci...Jak b�d� chcia�,to tak to ujm�...
Ale z g�ry si� zastrzegam...
Orkiestra d�ta robi nag�y zwrot,jakby ni� zami�t� wiatr i d�wi�ki z �oskotem wal� si�
na ludzi.
M�czyzna,stoj�cy obok kobiety,znienacka zaczyna si� chwia� na nogach i lecie� z
tych n�g,a kobieta patrzy na niego i usta otwieraj� jej si� w niemym zdumieniu...a po
chwili dochodzi do siebie i przekrzykuje instrumenty,a w jej g�osie w�ciek�o�� miesza si�
z podziwem;no nie,karwia,patrzta ludzie,tylko si� odwr�ci�am na stra�ak�w,na jedn�
chwil� tylko i odwracam si�,karwia,do niego,a ten ju� pijany,nie wiedzie� z czego!No
nie,karwia,tylko si� na chwil� odwr�ci�am!...I na co ja si� g�upia odwraca�am...Tak by
trze�wym by�,karwia...Ale i tak ja bym wsz�dzie za nim posz�a
w �lad.Do tego stopnia zatraci�am resztki poczucia rachuby,karwia...
-Pi�em,bo mnie g�osy kazali -wy�uszcza mozolnie m�czyzna.-Ty,we� si� napij,
m�wi�y,we� si� napij;to ja sobie pomy�la�em,�eby nie pi�,to b�d� robi� wszystko od-
wrotnie,ni� mi oni ka��,ci g�osi.Ale te oni od razu si� wycwani�y i zacz�li mnie m�wi�,
ty,nie pij,czego b�dziesz pi�,nie pij...A ja odwrotnie.No to co ja mog� w tej danej sytu-
acji?Pytam.Odpowiadam.Nic nie mog�.Z g�osami jeszcze nikt nie wygra�...
Bu�awa tamburmajora szybuje w g�r� i sieka mg�� na plastry i znika z ludzkich oczu.
W tej chwili czarny kszta�t,pompowany przez fachowc�w,nabra� ju� tyle powietrza,�e
co� w nim bekn�o przeci�gle i nagle upodobni� si� do ludzkiej sylwetki i gumowy cz�o-
wiek z wysi�kiem usiad�,z �bem opuszczonym na szerok� pier� i mia� kilka pi�ter wysoko-
�ci;tamburmajor zatrzyma� si� jak wryty i oczy wysz�y mu z orbit i zapomnia� wyci�gn��
r�k�,a wtedy wiruj�ca bu�awa pojawi�a si� jak b�yskawica i ze straszn� si�� ugodzi�a go w
czo�o.
I tamburmajor osun�� si� bezw�adnie na granitowy g�az,kt�ry mia� za plecami,na tabli-
c� ze z�ocistymi literami,przytwierdzon� do tego g�azu,na dumny napis:w tym miejscu
sta� dom,w kt�rym 16 grudnia 1918 roku na zje�dzie po��czeniowym SDKPiL i PPS-
Lewicy utworzona zosta�a Komunistyczna Partia Polski;a na rozbitym �uku brwiowym
rozwin�a si� po�yskliwa wst��ka krwi.
Osierocona orkiestra d�ta wyda�a z siebie ostatni dech i umilk�a bezradnie.
-Jak by mia� kask stra�acki,to by nie by�o nieszcz�cia...
-Kasku mie� nie m�g�,bo instrukcja nie zezwala.S�u�y�em ochotniczo,to wiem.In-
strukcja m�wi,�eby jego chroni� przed wod� i ogniem.Dwa najgorsze �ywio�y jak to si�
m�wi.To i ja tak m�wi�.Wi�c nikt mi nie powie.
-A mo�e on upitym jest?
-Mo�e i by�,�e koz�owy.Dzi� nikomu nie mo�na wierzy�.Nawet stra�akowi.Takie
czasy.
-
Mo�e te� by�,�e jego sparali�owa�o.I jego nogi zaprzesta�y jego samego nie��.Mnie
czasem te� si� tak robi,ale tylko z rana.
-Jakby w skro� utrafi�o,trup na miejscu!Skro� to jest skro�.Anie...Szkoda z drugiej
strony,�e nie utrafi�o...Mogliby wtedy order jemu przyzna� po�miertny...
-On ju� pr�dko nie zadyryguje...A pieni�dze z kasy pobra� pewnie z g�ry...
Ale ludzie przestaj� si� interesowa� tamburmajorem,bo spr�arka milknie nagle.Od-
wracaj� si� tam,sk�d idzie cisza i a� cofaj� si� ze strachu.Pod Pa�acem Kultury i Nauki
stoi straszliwa gumowa ma�pa i opiera si� o �cian�,jakby chcia�a os�oni� budynek w�a-
snym cia�em.Zza jej ucha wychyla si� fachowiec i umiej�tnie zak�ada jej na szyj� p�tl�.
Ludzie ostro�nie,krok po kroku,zbli�aj� si�,ale milcz�.I to milczenie przerywa teraz nie-
pohamowany szloch:
-Ze te� cz�owiek jego do�y�...Gigantyczny olbrzym....21
A tamburmajor podnosi oszo�omion� g�ow� i otwiera przekrwione oczy i zatrzymuje
wzrok na cielsku ma�py,a potem,opieraj�c si� o dumne litery,wstaje niezdarnie;co ja tu
robi�,mamrocze,kto ja jestem,�eby tu ze siebie samego robi� horyzonty techniki;co ja tu
robi� i macha r�k� i chwiejnie rusza przed siebie,a stadko orkiestry post�puje za nim i tak
w�druje w cicho�ci,a� tamburmajor dochodzi do betonowego s�upa,na kt�rym wyryte s�
kierunki i odleg�o�ci do stolic i wpatruje si� w napisy i czyta,Londyn tysi�c czterysta
czterdzie�ci cztery i rusza w tamtym kierunku,poci�gaj�c za sob� orkiestr�,a lito�ciwy
deszcz wytrwale zmywa krew z jego twarzy.
Rozlega si� charkot kr�tkofal�wki,s�ycha� jakie� urywane komendy,lina,ko�cz�ca si�
p�tl� na szyi stworzenia,napina si� i wolno rusza w g�r�,a ma�pa staje na baczno��,a po-
tem odrywa si� od ziemi i pod��a za t� lin�,czochraj�c grzbiet o kamienne ozdoby.
J�k podziwu toczy si� w �lad za ni� i nagle ludzie odwracaj� si�,bo rumu�ski ch�opiec
z akordeonem,kt�ry wlepia� w ma�p� okr�g�e oczy i tylko posapywa� miechem,nagle roz-
ci�gn�� ten miech na ca�� d�ugo�� i nacisn�� klawisze i pop�yn�a gromka pie�� bez jedne-
go fa�szywego d�wi�ku;
sto lat,sto lat,niech �yje,�yje nam...
-Zuch ch�opak,wyro�nie na dobrego Polaka!
-Ja to jestem czu�y na tradycj� pi�kna.A ju� muzyka,to mnie rozstraja ca�kowicie -
szepcze zadziwiaj�co chudy m�czyzna w berecie,kt�ry ma doszyte specjalne klapki na
uszy;i nie mo�e si� ju� powstrzyma� i przy��cza si� do akordeonu rumu�skiego ch�opca,a
za nim podchwytuj� pie�� inni i podnios�a pie�� niesie si� i wydaje si�,�e to jej si�a pod-
sadza ma�p� coraz to wy�ej i wy�ej.
Ma�pa jest ju� wysoko,ale wyci�garka nie przestaje pracowa� i za chwil� �eb poch�on�
niskie mg�y.
Na dole,z drugiej strony Pa�acu Kultury i Nauki,z dala od widz�w,podje�d�aj� pierw-
sze rz�dowe samochody i wyskakuj� z nich ochroniarze i us�u�nie rozwieraj� drzwi,a po-
tem wiod� swoich pan�w do marmurowej sali,gdzie z tej uroczystej okazji zorganizowano
dla nich bal.
I teraz id�,os�aniani przez pe�n� po�wi�cenia obstaw� i nie widz�c nic dooko�a widz�
wszystko;ubrani s� we fraki,a pod brodami maj� z jakich� przyczyn czarne muszki.
A do wielkiego �ba ma�py klei si� mierzwa pierwszych ob�ok�w.I wtedy zab��kany re-
fleks �wiat�a �miga przez szerokie czo�o i zastyga na moment i trwa...A tym male�kim
sylwetkom w dole wydaje si� wtedy,�e ma�pa rozwar�a swe wielkie przepastne oczy.