2578
Szczegóły |
Tytuł |
2578 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2578 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2578 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2578 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KORNEL MAKUSZY�SKI
PO MLECZNEJ DRODZE
WARSZAWA 1921
INSTYTUT WYDAWNICZY "BIBLJOTEKA POLSKA"
SCAN-DAL
M�J CZYTELNIKU!
Jest dla mnie spraw� doskonale oboj�tn�, czy we�miesz do r�ki ksi��k� t� z mi�o�ci�, czy z nale�yt� pogarda., ksi��ka bowiem jest to stworzenie �ywe i tak przezorne, ze serce swoje zostawia w r�kach tego, co j� pisa�, na pokaz rynku za� ma twarz jedynie. Chodzi w�r�d ludzi, jak biedna sierota, kt�rej przed zbiegowiskiem ludzkiem ka�e ta�czy� oprowadzaj�cy j� po �wiecie cygan-wydawca i ta�czy i �piewa, zwykle na temat z ,,Mignon". Godn� jest tedy poklasku gentelmana, lub westchnienia opas�ej damy, kt�ra ma dobr� dusz� i ot�uszczenie osierdzia, serce za� swoje, takie czyste, jak �za, uka�e ksi��ka temu jedynie, kto zna mow� serca, oczy za� ma tak przenikliwe, ze dojrze� je potrafi w g��bi siedmiu skrzy�, na siedem zamkni�tych zamk�w, w g�szczu s��w, spl�tanych misternie za zas�on� z dziwnej mg�y, co na oczy pada i na dusz�. Do tego ksi��ka przem�wi, jakby zakl�ciem, jednem jakiem� cichutkiem s�owem, w kt�rem najbiedniejszem z tysi�ca, s�owem, w kt�rem zazwyczaj drukarska jest pomy�ka, niepozornem i niewymy�lnem. Przez nie w�a�nie, jak przez serce, wyci�te w okiennicy, pada tysi�c i jeden promieni.
Nie dlatego ci to mowi�, czytelniku, aby mi ob��kan� rado�� sprawia�a rozmowa z cz�owiekiem, kt�ry mia� dwa ruble i nie wiedz�c, co z nimi uczyni�, kupi� ksi��k�. Dlatego to m�wi�, �e mi si� tak podoba i �e mi smutno. A dlatego mi smutno, �eby si� krytykom moim zdawa�o, ze mi jest weso�o, krytyk bowiem jest to cz�owiek szanowny, kt�ry zawodowo nie wierzy, lubi paradoksy i nie zna anatomji, z�� bowiem uwa�a za serce; je�li si�, za� u�miecha, to u�miechem pos��ku Buddy, kt�ry patrzy w �rodek swego brzucha i mniema, ze to �rodek wszech�wiata. Poza tem jest to cz�owiek tragiczny, kt�ry bole�nie kiwa g�ow�; dlaczego to czyni, nie wiem, lecz wtedy jest podobnym do wielkiego wahad�a, kt�re mierzy kroki �mierci. �mier� za�, najwi�kszy krytyk na tym padole �ez i kobiecej tw�rczosci literackiej, nie znosi �miechu i radosnego �piewu. Jest to niezbitym dowodem jej talmudycznej genealogji i �r�d�em rabinackiej, �miertelnej powagi krytyk�w literackich, Ten tragiczny stan rzeczy jest pocz�tkiem handlowego artyku�u, kt�ry si� zowie "�miechem przez �zy"; produkt ten posiada popularno�� mi�towego proszku do z�b�w, wody kolo�skiej lub gumowych obcas�w Bersona, maj�cych przeszkadza� wstrz��nieniom m�zgu. Heu me miserum! Jak zbrodniarz z Cayenny, jak nieszcz�sna Manon, kochanka kawalera de Grieux, nosz� na sobie pi�tno, etykiet� "przylepion� i przypi�t�", na kt�rej widok gentleman, kt�ry za dwa zbywaj�ce ruble kupi� ksi��k�, powiada bole�nie: "ten cz�owiek �mieje si�, smutno!"
Przeto t�skni� za �miechem radosnym, czyni� to za� z wielu, wielu powod�w. My�l� tak sobie, �e maluczko, a trzeba si� b�dzie przesta� �mia� albowiem nie b�dzie czasu na to, trudno zreszt� �mia� si� cz�owiekowi, co z�by zacisn�� i w wielkiem milczeniu usuwa niezw�glone belki. Trzeba wi�c b�dzie, aby kto� �piewa� pot�nie tym, co pracuj�.
A tym, co si� dzi� smuc� i t�skni� i �al�, posy�am ksi��k� t�, kt�ra si� u�miecha tym u�miechem, co umrze nied�ugo, u�miechaj�c si� jeszcze. Proste s� w niej historje i niewymy�lne, co jedno tylko pragn�: aby kogo� od jego bol�cych oderwa� my�li, aby da� jedn� chwil� wytchnienia i przez niezgrabnie wyci�te serduszko okiennic pokaza� snop s�onecznych promieni. Je�li si� kto na chwil� jedn� u�miechnie za moj� spraw�, - szcz�liwy b�d�. A je�li w kim serce �ywiej zabije - b�d� szcz�liwszy jeszcze. Wi�c komu z tych, wytchnienia pragn�, trzeba b�dzie u�miechu, zbierze nawet �zy z tej ksi��ki cichej i niech w u�miech przetopi, niech wszystkie smutki jej i biedy wydadz� mu si� radosne.
Albowiem to jest wszystko, co mog� da� ludziom smutnym: ciche serce moje, co si� u�miecha na wspomnienie dawnych dni, kiedy nam skrzyd�a ros�y i kiedy si� zdawa�o, ze s�o�ce jest blisko ziemi, uwi�zane promieniami do szczyt�w drzew. Oto jest grosz m�j wdowi, oto historja dni szcz�liwych, mizerna, biedna, opowiedziana z l�kiem, bez ozdoby s��w i bez strojenia ich w, kwiaty. Jest to bajeczka, opowiadana tym, co s� na popasie tu�actwa, aby cho� na noc jedn� odegna� od nich t�sknot�, co ich �re.
Poto te wst�py czyni� i poto mowi� to wszystko, aby wyjawi�, czemu na zapomnianych ugorach kwietnych szukam wspomnie� i u�miech�w. Nie dla siebie... nie dla siebie... (Je�liby za� kto �z� zab��kan� w�r�d biednych s��w moich dojrza�, niechaj wie, ze to nie �za, lecz rado�� wspomnienia i niechaj wtedy mnie uwierzy, nie krytykowi, kt�ry jest tragediante!...)
A potem, postawiwszy krzy�yk na wsp�lnym grobie ,,ludzi �miechu", p�jdziemy - o przyjaciele!. - sia� zbo�e.
----------------------------------
Teraz zasi� spraszam wszystkich na uczty radosne, ja .i m�j niechlujny przyjaciel, Eustachy Szczygie�, niestety malarz. On to, nieboszczyk Szymon Chrz�szcz i ja zajmowali�my si� w bujnej m�odo�ci raczej czynieniem najwymy�lniejszych wstr�t�w �yciu, indywiduum to bowiem, zezowate z przyrodzenia, zachowywa�o si� wobec tak dostojnego zgromadzenia jak nasze, wcale niegodnie. Ch�odem i g�odem stara�o si� nas pogn�bi�, oduczy� rado�ci i �miechu, wyja�owi� w nas serca i skrzywi� dusz�. Odesz�o jednak we wstydzie i poha�bieniu, co opowiedzia�em niezr�cznie i nudnie w ostatniej ksi��ce mojej, nazywaj�cej si�, B�g raczy wiedzie�, dlaczego? - ,,Per�y i wieprze". Tam tez znajduje si� historja znajomo�ci mojej i srogiej przyja�ni z malarzem Szczyg�em, osob� godn� pokazywania jej we wszystkich mena�erjach �wiata. Poniewa� los sprz�g� mnie z nim na d�ugo i poniewa� zamierzam w�a�nie opowiedzie� dalsz� spro�nego �ywota naszego historj�, nie od rzeczy b�dzie powt�rzenie kr�tkiego opisu osoby Szczyg�a dla owych, kt�rzy mieli szcz�cie nieczytania wymienionej powy�ej ze s�usznym wstydem z mej strony - mojej ksi��ki.
Eustachy Szczygie� tedy by� to ,,malarz smutny". Cz�owiek ten w wolnych chwilach ilustrowa� polskie pismo humorystyczne i z przyzwyczajenia zesmutnia� tak �miertelnie, �e �al by�o na niego patrze�; bali si� ludzie, �e ten cz�owiek u�miechnie si� po raz pierwszy w �yciu wtedy, kiedy si� powiesi w przyst�pie radosnego ob��du. Pi� zawsze na smutno i ta�czy� na smutno. Wtedy wygl�da�, jak nieboszczyk, kt�ry z w�asn� pl�sa trumna.. Bardziej stylowego cz�owieka nie widzia�em w mojem �yciu; znajomi jego opowiadali, ze wewn�trz jest on zupe�nie ob��kanie weso�y, melancholijny jest tylko na fizjognomji, to niby tak, jak gdyby� cyrk ustawi� na �rodku cmentarza. Kiedy by� szczerze i pogodnie weso�ym, czyni� wtedy co� z g�b�, wykrzywia� j�, na moment tak, jakby mia� skona�, zad�awiwszy si� o�ci�, i wydawa� dziwny j�k, niemo�liwy do powt�rzenia. By�to n�dzarz pierwszej klasy i do tego wszystkiego mia� kochank�, do kt�rej nie powiedzia� w �yciu ani s�owa. �yli�my w przyja�ni �cis�ej, on za� do tego zwi�zku wni�s� serce z�ote i dusz� by�by z siebie da�, by poratowa� przyjaciela w czasach, kiedy dobry Pan B�g w zupe�no�ci zapomnia� o takich, jako my, gorliwych chrze�cijanach. Lecz nam rado�nie zawsze by�o i niebo nas b�ogos�awi�o: jednego suchotami, n�dz� innych, by nas nauczy� t�sknoty za rajem, dok�d nam wcale nie by�o spieszno, �adne wi�c fa�szywe obietnice nie zdo�a�y uczyni� z nas �wi�tych. ze sztuczn� palm� w prawej d�oni, chodzili�my tedy po ziemi, jako bogowie, serca nios�c w d�oni. W�drowali�my po mlecznej drodze, licz�c gwiazdy, �zy i poca�unki. Inne rachunki nigdy nas nie obowi�zywa�y, st�d uros�a pewna do nas niech�� ze strony �ycia, kapitu�y i policjant�w. Serca jednak mieli�my czyste i dusze radosne, co si� jasno oka�e na nast�pnych tej ksi�gi stronicach.
I
Pogrzeb przyjaciela naszego malarza Szymona Chrz�szcza, odby� si� po chrze�cija�sku i bez m�w pochwalnych, gdy� przyjaciel nasz niczego w �yciu nie ukrad�, nikogo nie skrzywdzi� i nie by� prezesem �adnej instytucji, aby go trzeba by�o dobija� w trumnie kamieniem m�y�skim pogrzebowej mowy. Otar�em �z� ja i stu przyjaci�; Szczygie�, kt�ry w pierwszej chwili od zmys��w odchodzi�, nad grobem za�ka� jako� dziwnie i tylko z tajon� pasj� patrzy� na ksi�dza. Zdawa�o mi si� bowiem, ze ten urz�dnik bo�y, ekspedjuj�cy dusze na drugi �wiat, �piewa nad grobem z pewn�, niedba�o�ci� i pod nosem jakgdyby z laski. By� to bowiem pogrzeb wielce tani, nieboszczyk za� mia� na sobie garderob� w kt�rej m�g� odrazu rozpocz�� wszystkie czynno�ci �wi�tego, taka by�a przewiewna i tak bardzo przypomina�a apostolskie chlamidy z samodzia�u. Wyt�umaczy�em jednak�e p�niej Szczyg�owi, �e nasz przyjaciel poszed� wprost do nieba i bez protekcji, Pan B�g bowiem, cho� srodze nas do�wiadcza�, jednak�e stanowczo mia� do nas s�abo��.
Mieszkanie, kt�re zaszczycali�my dot�d nasz� obecno�ci�, s�usznie mniemaj�c, �e zaszczyt ten uwalnia nas od p�acenia czynszu, mia�o dla nas zbyt przykre wspomnienia, tu bowiem umar� najmilszy nasz przyjaciel. Postanowili�my tedy przenie�� si� do dzielnicy bardziej arystokratycznej, wysoko�� bowiem wydatku na mieszkanie nie przera�a�a nas nigdy. T� spraw� martwi� si� zawsze w�a�ciciel domu, kt�rego B�g pokara� kamienic� - nigdy my. Upatrzyli�my sobie tedy ze Szczyg�em jeden z wytworniejszych dom�w, w kt�rym na dole by�a pralnia i szynk, pod dachem za� wygodne apartamenty, zbli�aj�ce cz�owieka do niebios, ucz�ce go podniesienia ducha i wznios�ych my�li. Ludzie, mi�uj�cy samotno��, mi�uj� te� takie mieszkania w�r�d gwiazd. W wieku romantycznym zwa�oby si� ono ,,orlem gniazdem", harcuj�ce za� po dachu koty nie mia�yby na t� pi�kn� nazw� najmniejszego wp�ywu. My�l ludzka jednak�e podobn� jest do jadowitej �mii, co pe�za w prochu ziemi, dlatego te� owe przybytki gwiezdne s� w nies�usznej pogardzie, w mi�o�ci za� jedynie u ludzi wielkiej pracy, ludzi wolnych i szlachetnych: szwaczek, malarzy, filozof�w i poet�w.
Z rado�ci� tedy zaj�li�my apartament na wzniesieniu pi�ciu pi�tr nad poziomem morza, apartament ju� przez to samo niezmiernie mi�y, �e niczem nie przypomina� szablonu ordynarnych pa�ac�w i mia� w swojej konfiguracji cudowny rozmach fantazji. Jest rzecz� nieprawdopodobn�, aby cz�owiek, kt�ry to zbudowa�, sko�czy� inaczej, ni�eli w zak�adzie warjat�w, przez co samo ju� zas�ugiwa� na nasz szacunek, jako cz�owiek genjalny. Apartament ten szczeg�lny sk�ada� si� z trzech wspania�ych komnat, z kt�rych ani jedna nie by�a do drugiej podobn�. Najobszerniejsza z nich, nazwana "salonem", by�a przez to oryginaln�, �e przez jej �rodek przechodzi�a ku dachowi g��wna odnoga komina tego domu, co sprawia�o, �e atmosfera naszego salonu mia�a w sobie mi�e ciep�o z ma�� o domieszk� gryz�cego dymu, kt�ry si� dobywa� ze szczelin w�r�d cegie�. Okna tej ubikacji by�y umieszczone w dachu, pok�j wi�c ten zosta� mianowany pracowni� Szczyg�a i moj�. Ci�g�y widok na niebo rozwesela� nam dusz� i sk�ania� ku kontemplacji. Mi�� te� dla nas by�a wiadomo��, �e przechadzaj�cy si� po lazurowej ��ce nieba i strzeg�cy barank�w chmur �wi�ci pa�scy spojrz� czasem w d� i wtedy s�odkim g�osem m�wi na ten przyk�ad �wi�ty Gaudenty do �wi�tego Selefona: "Czy widzisz, bracie? - ci znowu poszli z domu na ca�� noc. - "Takie to ju� nasienie djabelskie!" - odpowiada mu �wi�ty Selefon.
Komnata, obok salonu z prawej strony by�a nasz� sypialni�, mia�a za� kszta�t przez to dziwny, �e powa�a jej by�a �ci�ta, z tego te� tylko powodu nie zawiesili�my kryszta�owego paj�ka. Okna nie by�o zupe�nie, w s�usznem mniemaniu genialnego budowniczego, ze do snu �adne �wiat�o nie jest potrzebne, a brak okna nie powoduje wydatk�w na zas�ony i firanki. My�leli�my poza tem, �e urz�dzenie to ma jeszcze jedn� dobr� stron�: w pokoju tym nie mo�na by�o umrze�, gdy� biedna dusza kt�regokolwiek z nas stanowczo nie mia�a wyj�� ktor�dy. Jedna by�a z tem naszem cubiculum niewygoda, �e by�o ono ma�e, a Szczygie� d�ugi, przemy�lne tedy i pomys�owe urz�dzenie umo�liwi�o dopiero u�ywalno�� tej stylowej sypialni, podczas snu bowiem Szczygie� wyci�ga� nogi przez drzwi do "salonu". Nie jest to podobno przyj�te w �adnej wytwornej rezydencji, nie mniej tylko pomys� praktyczny zas�uguje na uwag� i wyr�nienie. By� to r�wnocze�nie doskona�y �rodek przeciwko w�amaniu, zdumienie bowiem rzezimieszka, kt�ryby chcia� wtargn�� do naszej sypialni, by�oby tak bezgraniczne "w obliczu" tych dw�ch chudych, d�ugich, haniebnie obros�ych piszczeli Szczyg�a, �e rzezimieszek cofn��by si�, �egnaj�c si� krzy�em �wi�tym. Mia�o to urz�dzenie r�wnie� i z�e swoje strony, by�em bowiem zawsze uwi�ziony do chwili, w kt�rej podoba�o si� wreszcie memu przyjacielowi podnie�� si� z bar�ogu, podczas za� jego snu w �aden spos�b nie mo�na by�o przyjmowa� w salonie go�ci bowiem wytworny mia� zawsze
<*** brak 17-18 ***>
malarzem. Szczygie�, wys�uchawszy tego j�ku, zwraca� si� do mnie i m�wi� zawsze smutno:
- Ha!
- Co ci jest, Szczygie�?
- Kto� z nas umrze!
- To tw�j zegar, mnie to nie dotyczy.
�aden z nas jednak nie umar�, bo przedewszystkiem przyzwyczaili�my si� przez cale lata do karawaniarskiej maszyny, pozatem by�o o nawet rzecz� pewn�, �e ten j�k z za grobu powodowa�y myszy, kt�re tr�ca�y mechanizm.
Archiwum dokument�w naszych rodzinnych sk�ada�o si� z nada� i przywilej�w, opatrzonych piecz�ci� w�adcy panuj�cego i list�w mi�osnych; pierwsze to by�y pozwy s�dowe, zwyczajna napa�� rozmaitych szewc�w, krawc�w, kamienicznik�w; innej ho�oty, bezczelnie trudz�cej w�adze rz�dowe, kt�re grubym g�osem wzywa�y ludzi przy zdrowych zmys�ach, aby dotrzymywali swoich przyrzecze� p�atno�ci. By�o to nieuczciwie ze strony owej ho�oty, gdy� w�adze nara�a�y si� jedynie na �miech. Raz tylko jeden widzieli�my �zy rz�dowe. Oto przys�ali do nas takiego cz�owieka, kt�ry ma prawo zabra� z�oto, srebro, klejnoty, drogocenne meble, fortepian i dywany. Przyszed� ten cz�owiek, pochodzi�, popatrzy�, potem cichutko zap�aka�, albowiem on, kt�ryby by� zabra� beczk� Dyogenesowi, nie znalaz� u nas nawet trumny.
Listy mi�osne z naszego archiwum stanowi�y komplet pierwszorz�dny; w istocie by�y rzadkiej pi�kno�ci, nale�y bowiem wiedzie�, �e mi�osna korespondencja nasza by�a szeroka i obejmowa�a wszystkie stany; ze studj�w nad tem archiwum serdecznem, doszed�em do przekonania, �e i zawody, kt�re cudownie sprzyjaj� bujno�ci i rozmaito�ci mi�osnego stylu; oto najpi�kniej, rozmaiciej i najbardziej kwieci�cie pisz� szwaczki i panienki z pralni. T�umaczy si� to tem, �e dziewice od ig�y i od �elazka, wykonuj�c jednostajne i ma�o skomplikowane ruchy, wymagaj�ce pochylenia g�owy i piersi, co wywo�uje ucisk na serce, maj� czas do rozmy�la� i do kontemplacyjnego uj�cia sprawy, do czego w zupe�no�ci nie jest zdoln� na przyk�ad panna od telefonu, wyra�aj�ca si� stylem zwartym, rwanym na strz�py monosylabowe, suchym, jakby zirytowanym i nieserdecznym, czyni�c z mi�osnego dialogu s�owik�w, �ydowski handlowy szwargot przez telefon. Irytuj�ce za to przez przeciwie�stwo s� listy aktorek i panien z wypo�yczalni ksi��ek, obie te bowiem dziewicze kategorje przepisuj� zazwyczaj z zasadnicz� zmian� autorskiej ortografji listy swoje: pierwsze z r�l, drugie z ksi��ek. St�d pochodzi list�w tych ton tragiczny i niespodziewane zako�czenia. Aktorka pisze w zako�czeniu jednego listu w naszym zbiorze:
"...Czy ci jeszcze ma�o? Starga�e� mi dusz� na strz�py, �e nie zosta�o we mnie nic... nic... Nawet oddech sprawia mi b�l... Bo�e! Bo�e!..." Ale dzi� �ni� mi si� ptak, ogromny, czarny ptak. A wiesz ty co to znaczy ptak czarny? Milczysz? To znaczy �mier�!!! (Odchodzi na lewo)."
Panienka od wypo�yczania wszelkiej literatury u�ywa zwrot�w bogatych i �wiadcz�cych o tem, ze jej m�ka mi�osna nale�y do rafinowanych.
"...Le�� na perskim dywanie i bij� r�koma, "jak skrzyd�ami zraniony ptak. O, m�ko! Przeklinam mi�o�� moj� i t� chwil�, w kt�rej zobaczy�am w twoich oczach z�oty b�ysk. 26 sierpnia. Dzi� by�a we mnie tylko jedna my�l: umrze�, umrze�!"
Wobec tej pi�knej literatury dziwnie serdecznie wygl�daj� listy szwaczek i praczek, ciche, niewymy�lne i bardzo rozp�akane. Nale�y przyzna�, ze czyni�y one na nas zawsze wra�enie najg��bsze i przechowywane by�y ze czci� nale�n�, jako okruchy biednego jakiego� serca, co albo by�o pok�ute ig��, albo takiego, kt�re �ycie wyprasowa�o na nic.
W archiwum naszem znajdowa�y si� poza tem rozmaite pami�tki rodzinne, znoszona nasza garderoba, przeznaczona do u�ytku historji i wszystkie realne dowody naszej wielkiej s�awy, popularno�ci; i stosunk�w z .najwi�kszymi lud�mi. Gwo�dziem do �ciany przybita wisia�a tam wspania�a fotografja, kt�r� Szczygie� dosta� od jednej znakomitej �piewaczki z w�asnor�czn� jej prze�liczn� dedykacj�: "Krak�w jest pi�knem miastem" i - podpisem.
Wyliczenie wszystkich cennych przedmiot�w, kt�re zdobi�y nasz apartament, jest niemo�liwem, nie tyle mo�e ze wzgl�du na ich r�norodno��, ile z uwagi na wspomnienia, zwi�zane z ka�dym z nich. Ka�de wywo�uje �zy, lub ten cichy u�miech jedn� stron� twarzy, kt�ry wygl�da na grymas z powodu b�lu z�ba, w rzeczywisto�ci za� jest z�otym u�miechem serca, kt�re sobie cos cudownego przypomni.
Rzecz prosta, ze przybytek nasz, tak� przemi�� owiany atmosfer�, dziwnie dobrze oddzia�ywa� na nasze dusza. By�o nam dobrze, chocia�by z tego prostego powodu, �e�my do siebie wcale nie gadali. Szczygie� by� zawsze niemowa, gdy� nieartyku�owany bulgot, kt�ry czasem z siebie wydawa�, m�g� uchodzi� za pe�n� szlachetnej m�dro�ci mow� ludzk�. Jedynie na wyspach polinezyjskich, lub na zgromadzeniu pelikan�w. W obcowaniu z t� lich� imitacj� cz�owieka, z tym d�ugim i chudym przyjacielem moim i ja wreszcie zapomnia�em m�wi�. Przypatrywa�em si� tez czasem godzinami malowaniu Szczyg�a, w najg��bszem milczeniu i doskonale rozumia�em, co on w czasie tego do mnie gada, cho� tylko otwiera� czasem usta, jak dogorywaj�cy karp-i nawet nie wydawa� z siebie j�k�w. Czynili�my wtedy wra�enie, dw�ch na�ogowych melancholik�w, kt�rzy dostali urlop z zak�adu warjat�w, na �wi�ta. Nie by�o jednak, przynajmniej w naszej dzielnicy, ludzi weselszych i bardziej raduj�cych si� �yciem ni�li my, co mo�na by�o doskonale pozna� po roze�mianych moich oczach i po �miertelnie smutnej twarzy Szczyg�a, wygl�daj�cej tak, jakby nie nale�a�a ona do niego, lecz do kogo�, co ju� bardzo dawno umar�, co si� par� lat m�czy� przed �mierci� i teraz jest niezmiernie zbola�y, �e twarz jego nosi taka kreatura, jak Eustachy Szczygie�. Stan nasz maj�tkowy by� zawsze jednaki. Wielkie fortuny dziedziczne rzadko kiedy ulegaj� zmianom, co tem mniej grozi�o naszej, wobec uporz�dkowanego trybu �ycia i wielkiej jego skromno�ci. Zachowali�my upodobania sparta�skie, wy��czywszy z nich tylko u�ywanie krynicznej wody, jako jedynego napoju, w s�usznem mniemaniu, ze przesada w tym wzgl�dzie, och�adza temperament i nastraja cz�owieka zbyt filozoficznie. Mimo jednak wielkiej ogl�dno�ci w jedzeniu, ze wzgl�du na mo�liwe artrytyzmy, uczty nasze, szczeg�lnie wieczorne, obiad�w bowiem nie jadali�my z uwagi na idjotyczn� pospolito�� tego obyczaju, mia�y w sobie wytworno�� uczt ksi���cych i dostojno�� greckiego symposjonu. Dialogi nasze bardzo poprawia�y �le przyrz�dzone przyprawy do produkt�w zasadniczych, po czem poznali�my, wbrew Pismu �wi�temu, wielkie w�a�ciwo�ci syc�ce s��w i zniewalaj�c� si��, fantazji nawet w sprawach niechlujnych, jak jedzenie. Pod tym Szczyg�a, kt�ry do spraw owych odnosi� si� brutalnie i z gestami Pi�taszka, co doi� kozy. Z czasem tedy i Szczygie� nabra� manier. Na razie, dobywaj�c z papierowego zawini�tka �ledzia, jak mumi� z powijak�w, Szczygie� d�ugo pasowa� si�, ze s�owami, potem zawsze rzek�:
- �mierdzi bydlak!
Na to ja m�wi� mu mi�kko i g�osem zciszonym, jakiego si� powinno u�ywa� przy stole:
- Minogi maj� zwykle tak� wo� s�odkaw�.
- Idjota! - m�wi� Szczygie�.
Kiedy za� m�j przyjaciel pozna�, ze wykwintna rozmowa przy stole, podnosi niepomiernie smak spo�ywanych potraw, stara� si� nie by� tak ohydnie ordynarnym, przeciwnie, uwagi jego, chocia� nie by�y �ci�le odpowiednie ze wzgl�du na swoj� tre��, mia�y jednak w sobie wdzi�k uwag cz�owieka, kt�ry mo�e by� dopuszczonym nawet do kr�lewskiego sto�u. To te� kiedy�my ko�czyli biesiad� przegryzaniem jakiej� rzepy, m�wi�em w formie doskona�ego uznania:
- Te selery s� doskonale wybielone! I chester jest pierwszorz�dny.
- �wiat jest pi�kny - odpowiada Szczygie�.
Wobec tego wypijali�my za zdrowie �wiata butelk� jakiego� bardzo szlachetnego wina, kt�re tylko w pierwszej chwili sprawia�o wra�enie octu nie siedmiu, ale czternastu z�odziei, w miar� jednak, im bli�ej by�o dna butelki, przypomina�o najszlachetniejsze napoje.
Jasnem jest tedy, �e �yli�my w pogodzie ducha, jako bogowie lub m�drcy, w przyja�ni niezm�conej, opartej na wzajemnej wyrozumia�o�ci i lito�ciwej pogardzie wzajemnej. Nikt od nas niczego nie ��da� i my od nikogo; g�upie za� przyzwyczajenie Szczyg�a chodzenia nieraz przez ca�y dzie� nago, jedynie z przepask� rzymskiego niewolnika, w celu zaoszcz�dzenia ubrania, nikomu nie szkodzi� ze wzgl�du na wysokie po�o�enie naszych apartament�w. Patrz�cy za� na nas z nieba �wi�ci, mogli jedynie uwa�a� haniebn� nago�� Szczyg�a za cnotliw� pogard� dla rzeczy ziemskich. Zreszt� zawodowy m�czennik, siedem razy kanonizowany, g�odzony przez trzydzie�ci lat przez gn�bicieli prawdziwej wiary, nie m�g�by stanowczo utrzyma� konkurencji z m�cze�sk� chudo�ci� mojego przyjaciela.
T�umaczy�em mu jednak, ze nadmierna chudo�� nie jest patentem na niebo, prawdziwi bowiem s�udzy boscy s� korpulentni i za�ywni. Nigdy bowiem w �yciu nie widzia�em chudego proboszcza, .chyba, ze biedak mia� kamienie ��ciowe.
Nowy nasz apartament, wolny od wszelkich z�ych wspomnie� i jeszcze nie obd�u�ony, dzia�a� na nas dziwnie koj�co. Zauwa�y�em z rado�ci�, �e ten �le podchowany niemowa, Szczygie�, zaczyna rozmow� i widocznie si� cywilizuje. Po ludzku to on nigdy gada� nie umia� i stanowczo nigdy, si� nie nauczy, post�py jednak�e czyni ten buszman kochany. Kiedy� my�l�c, �e wyszed�em, pocz�� malowa�; d�ugo milcza� i tylko czasem westchn�� cichutko i tak bole�nie, �e zdawa�o si�, m�oda jask�ka wypad�a z gniazda i wo�a matki. Potem, ni st�d ni zow�d, rykn�� do jakiego� cz�owieka na obrazie:
- G�ow� wi�cej na lewo, bo rozbij�!
Widocznie gentelman nastraszy� si� mojego przyjaciela, bo po chwili Szczygie� by� ju� w dobrym humorze i cichutko sobie pod�piewywa� przy robocie. By� to zadowolony pomruk nied�wiedzia, kt�ry ma g�os przepity, w ka�dym razie jednak�e dla Szczyg�a by� to �piew anielski i nape�ni� go s�uszn� dum�. Inna z tem sprawa, ze gdyby by� wiedzia� o mojej przy tem obecno�ci, by�bym �ywy nie wyszed�, Szczygie� bowiem jest dziwnie wstydliwy, szczeg�lnie za� wstydzi si� ludzkich oznak rado�ci.
II.
Obok naszego apartamentu by�y dwa jeszcze takie same, przez ca�� d�ugo�� strychu, aby si� porz�dni ludzie, wyniesieni tak wysoko, nie snuli samotnie. S�siedztwo jest instytucj� pi�kn� i nieodzown�, gdyby bowiem cz�owiek nie mia� s�siad�w, musia�by chyba oczernia� samego siebie, sobie samemu �yczy� �mierci, aby by� pogrzeb, czyli bardzo mi�e zdarzenie, kiedy mo�na wiele widzie� i s�ysze�; zamar�oby wtedy �ycie towarzyskie i cz�owiek sta�by si� gorszym, maj�c bowiem s�siada, ma r�wnocze�nie miar� por�wnawcz� i mo�e powiedzie� z dum�: przecie� jest na �wiecie rzezimieszek wi�kszy ode mnie. Dzia�a to koj�co i uszlachetnia, pobudzaj�c ambicj� w tym kierunku, aby nie by� ostatnim. Posiadanie s�siada jest r�wnocze�nie jedn� z najmilszych rozrywek i potrafi doskonale wype�ni� czas, kt�ryby w razie przeciwnym cz�owiek musia� sp�dzi� w ohydnem towarzystwie, bo sam ze sob�; tak za� mo�na pods�uchiwa� przez �cian� i umiera� ze �miechu, odkrywszy, ze s�siad bije �on�, lub odwrotnie, �e j�czy przez sen, wi�c widocznie ma zmartwienie, �e kaszle d�ugo w nocy, wi�c si� widocznie �le prowadzi� i chce skona�.. Z tych wzgl�d�w ma si� zysk oczywisty, kt�ry si� wyra�a w �wiadomo�ci szcz�cia. Cz�owiek jest stanowczo szcz�liwy, kiedy widzi cudze nieszcz�cie.
S�siedztwo ma jednak�e i swoje z�e strony, b�d�c czasem �r�d�em niepokoju; uczciwy cz�owiek nie za�nie, chocia�by do rana i dr�czy si� nieobecno�ci� s�siada, uczciwy cz�owiek bowiem ma jedn� zawsze s�abostk�, chce mianowicie koniecznie wiedzie�, kiedy i sk�d s�siad jego powraca p�n� noc�? Kiedy za�, um�czony bezsenno�ci�, us�yszy wreszcie kroki na schodach i obracanie klucza, zapiera oddech w piersi i s�ucha, kiedy za� - nie daj Bo�e -us�yszy, �e s�siad najbezczelniej w �wiecie nuci sobie pod nosem przy rozbieraniu, lub rzuca butami z wielk� fantazj� w przeciwleg�� �cian�, wtedy uczciwy cz�owiek u�miecha si� w ciemno�ci, zadowolony, �e si� jego przypuszczenia sprawdzaj�, albowiem trzeba chyba kra��, aby tak weso�o sp�dza� noce.
Rzecz prosta, �e z tych powod�w interesowa�o nas nasze s�siedztwo; je�liby bowiem s�siedzi nasi mieli nas s�dzi� wedle powy�szych spostrze�e�, w takim razie najmniejszej nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e�my kradli ju� w ko�ysce, nikt bowiem w ca�ym domu p�niej i weselej, ni�li my, nie wraca� do domu. Ceremonja za� przy w�lizgiwaniu si� do naszej sypialni te si� w wielkiej ciszy nie odbywa�a, albowiem wszelkie �wiczenia gimnastyczne czyni si� zwykle z wielkim rozmachem i radosnem dodawaniem sobie odwagi przez dziki jaki� okrzyk. Szczygie� w tych wypadkach ma�o wprawdzie gada�, lecz ba�wan potrafi� czasem j�kn�� z rado�ci tak przejmuj�co i tak jako� strasznie, �e w pods�uchuj�cym s�siedzie powinno serce zlodowacie� i zamrze�. Puszczyk, taki z najhaniebniejszych, nie potrafi z takiem g��bokiem i bolesnem przekonaniem j�kn�� nad domem, w kt�rym ju� kto� siedem lat kona.
Nale�a�o tedy pozna� naszych s�siad�w i samym widokiem apollinowych naszych fizjognomji utwierdzi� ich w przekonaniu, �e mimo p�nych j powrot�w i niechlujnego zachowywania si�, jeste�my ludzie jako tako uczciwi, cho� biedni, szlachetni, cho� �cigani przez los i �e potrafimy z nies�ychanym wdzi�kiem wszystkie ko�ci po�ama� temu z naszych s�siad�w, kt�ryby przez jedn� chwil� o tem w�tpi�. Szczygie�, kt�ry by� porywczy, chcia� to uczyni� od razu i bez wst�p�w, g��boko przekonany, �e ca�a kamienica musi mie� o nas najgorsze wyobra�enie, kto nas bowiem raz zdaleka chocia�by widzia�, ten inaczej s�dzi� nie m�g�, a jemu si� stanowczo nie. podoba i tak dalej. Na nieartyku�owany be�kot mojego przyjaciela, przypominaj�cy filozoficzn� cz�owieka, kt�ry ma tyfus i czterdzie�ci stopni gor�czki, nie zwraca�em najmniejszej uwagi, dobrze wiedz�c, �e straszliwy ten cz�owiek, .Kt�ryby got�w by� g�b� wymordowa� p� miasta,, je�liby p� miasta spojrza�o krzywo na nie go, lub na mnie, - nie potrafi zabi� muchy, bo i mucha to jest bo�e stworzenie.
Niezale�nie jednak�e od tego wszystkiego, nale�a�o, aby ludzie tak dystyngowani, jak my, poznali swoich s�siad�w, albo sposobem niecywilizowanym przez z�o�enie im wizyt, albo po prostu, sposobem uczciwym, przez zagadni�cie ich na schodach przy spotkaniu. Pierwszy z tych sposob�w przejmowa� nas zgroz�, jako wymys� hrabi�w i innych takich wysoko postawionych os�b, co maj� nawet bilety wizytowe, s�u��cych do tego, aby nikogo nie zasta� w domu, bo i co z takim gada�, | kiedy go si� zastanie? Na sposobno�� natkni�cia si� przypadkowego na wsp�lokator�w wspania�ego strychu, mo�na by�o d�ugo czeka�, gdy� o tej porze, w kt�rej my�my si� zwykle znajdowali w drodze do naszego apartamentu, k�dy� nad ranem, prawdopodobnie nikt ju� z mieszka�c�w z do�u do g�ry, lub te� z g�ry na d� dla naszej wy��cznej przyjemno�ci, po schodach nie �azi�. Dowiadywali�my si� przezornie u str�a kamienicznego, jakich nam B�g da� s�siad�w w cudownych strychowych apartamentach, str� jednak by� filozof niew�tpi�cy, to te� odrzek� nam z wielk� pewno�ci� i z czci godnem nieprzekupnem przekopaniem.
- Jakie� dra�cie tam mieszka, bo porz�dny lokator nie mieszka na strychu. Ot, arystokraty z pod dachu!
Nie by�o to zwr�cone wprost do nas, bo nawet taki rzezimieszek dziedziczny, jakim jest str�, zna� powinien zasad� towarzysk�, �e obecnych si� nie ;m�wi. Spada�em ja na Szczyg�a, on na mnie i powiedzieli�my sobie w g��bokiem milczeniu, odchodz�c dostojnie, �e w� nie mo�e wiedzie� o upodobaniach anio��w, zamieszkuj�cych wy�yny i �e ten cz�owiek powinien sko�czy� na szubienicy, aby raz w �yciu pozna� upojenie, jakie sprawia przebywanie na wysoko�ciach.
Wiedzieli�my to tylko, �e z prawej strony naszego lokalu, mieszka� kto� bardzo rozgadany, albo m�wca, albo aktor, albo pose�, lecz cz�owiek jaki� bardzo systematyczny. Regularnie bowiem co niedzieli, je�eli za� w ci�gu tygodnia przypada�o uroczyste jakie� �wi�to, to i w ten dzie� tak�e, ten kto�, obok nas z prawej mieszkaj�cy strony, co� d�ugo i bardzo g�o�no wyg�asza�, jakby wielk� mow�, wielk� rol�. Poprzez �cian� dochodzi� nas g�os czysty, jakby dostojny, g�os, jakim si� wy�piewuje hymny w Wielki Pi�tek, lub jakim si� czyta Ewangelj�. Potem, na ca�y tydzie� zapada�a cisza, ten cz�owiek na sze�� dni zasypia�. Przyzwyczaili�my si� do tego tak, �e kiedy w niedziel� zacz�li rano dzwoni� u Karmelit�w, mimowoli ka�dy z nas zaczyna� nas�uchiwa�. Z ostatniem uderzeniem wielkiego dzwonu, kt�ry mia� serce pe�ne i jakby nabrzmia�e mi�o�ci� d�wi�k�w, podnosi� si� g�os z poza �ciany. S�uchali�my pilnie, lecz mo�na by�o czasem, lecz rzadko, schwyci� jedno tylko jakie� s�owo, wtedy, gdy ten kto�, tak dziwnie m�wi�cy g�os podni�s� uroczy�cie.
- On, zdaje si�, jest derwisz! - szepn�� raz do mnie Szczygie�.
Da�em mu jednak znak niecierpliwy, aby milcza�, chocia� wiedzia�em dobrze, �e nas z poza �ciany nie s�ycha�; rzecz bowiem jest dziwna, lecz by�o w tym p�piewie i p�zawodzeniu co� niesamowicie uroczystego. Wieczni kpiarze czuli�my przez sk�r�, �e mo�na Sobie pokpi� czasem z wszystkich �wi�tych, bo to i Panu Bogu si� podoba, je�li kto je weso�y, i nam dobrze zrobi, lecz z tego, co t� dziwnym g�osem wo�a, czy modli si�, czy pomstuje jako� nie wypada. Wygl�da�o to przedewszystkiem na modlitw�, gdy� ten g�os uroczysty p�yn�� do nieba czy te� do piek�a tylko w dnie �wi�teczne zdarza�y si� jednak, bardzo zreszt� rzadko i takie dnie, podczas kt�rych odpoczywali�my tylko my obaj, ca�y �wiat za� pracowa� z bo�ego nakazu, a ten cz�owiek, nasz tajemniczy s�siad, odprawia� swoje nabo�e�stwo. Dowiadywali�my si� u str�a, czy przypadkiem dzie� nie jest �wi�teczny mimo wszystko, mrukn�� jednak ten Madej zb�j, �e jego tyle to w�a�nie obchodzi, co chi�skiego cesarza, bo on jest uczciwy socjalista i u niego �wi�to jest pierwszego maja.
Mieli�my wobec tego cichy �al do naszego "�piewaj�cego s�siada, �e wprowadza nieporz�dki do kalendarza i �e nas ba�amuci; po jego bowiem czarnych mszach dowiadywali�my si� �ci�le, kiedy jest �wi�to, to te� ka�dego dnia, kiedy nasz s�siad ko�czy� swoj� antyfon�, Szczygie� d�ugo si� przygotowywa� do d�u�szego gadania i po p� godzinie wreszcie zawsze wyj�ka�:
- Znowu �wi�to... trzebaby ju� mo�e... co?... jako� �adniej,... ha!
Uczciwy cz�owiek, przywyk�y do uczciwego wyra�enia swoich my�li, nicby z tego delirycznego bredzenia nie poj��, ja jednak�e, poniewa� tresowa�em tego nied�wiedzia, rozumia�em te� i jego mamrot. Po��czywszy te gor�czkowe j�ki i s�owa z jego gestami, mo�na by�o przy �miertelnym wysi�ku fantazji poj��, �e Szczygie� postanowi� si� ogoli� na �wi�to. By�a to jednak gro�ba nieszkodliwa, bo do Wielkiej Nocy by�o daleko, a ma�e �wi�ta ma�e na nim czyni�y wra�enie.
Ogarn�o nas tedy pragnienie poznania tego dziwnego cz�owieka, kt�ry �y� z nami pod jednym dachem i sta� .si� nam bliskim, niewiadomo czemu, jednak, gdyby jednej niedzieli nie zadudnia�a poza �cian� jego antyfona, czy jak to nazwa�, by�oby nam nijako. Historja ta zreszt� poczyna�a nabiera� cech jakiego� tajemniczego obrz�du, my za� zostali�my mimowoli cz�onkami nieznanego bractwa, nie wiedz�c, czy�my zostali czcicielami djab�a, czy koguta, czy s�o�ca, czy jakiego� bo�ka,, kt�ry jest zezowaty i ma sto wymion. S�uchaj�c przez wiele niedziel, -przez wiele �wi�t nam znanych i przez wiele nieznanych, tego podnios�ego g�osu, kt�ry kogo�, zdaje si�, wzywa�,. kogo� zaklina�, komu� grozi� - i b�ogos�awi� komu�, - przywykli�my zapada�, w milczenie i ju� nam przez my�l nie przechodzi�o, aby jak�kolwiek czyni� na ten temat uwag�. Byli�my przez �cian� obecni "na nabo�e�stwie" i .asystowali�my z ca�� powag�.
Nie byli�my, ludzie wybitnie pobo�ni i zdaje mi si�, �e Szczygie� nie by� w ko�ciele od czasu chrztu �wi�tego, je�li wog�le taki szympans by� wog�le . chrzczony; ja tam lepszy nie by�em, a mimo tego mieli�my w niebie, jako katolicy, mark� znakomit�, bo nikt si� chyba lepiej od nas nie modli� i nie modli� si� pi�kniej. Ludzie my�l�, �e to strasznie si� Panu Bogu podoba, je�li stara zje�cza�a dewotka wyklepie codziennie- uderzaj�c ��tymi z�bami, jak kastanietami do ta�ca, dwadzie�cia litanij i niezmiern� ilo�� pacierzy, albo je�li wielka pani zagada do Stw�rcy Niebieskiego po francusku, modl�c si� o to, �eby nie mia�a dzieci. Ja za� my�l�, �e kiedy si� taki biedaczyna jak Szczygie�, albo inny taki modli, taki Szczygie�, kt�ry dobrze gada� nawet nie umie i co� tam niby be�koce, oczy przewr�ciwszy w stron� nieba bia�kami do g�ry, to si� w niebie ja�niej czyni. Bo taki to si� nie modli wedle patronu. Szczygie� kiedy chce serdecznie uczci� Pana Boga, wtedy maluje rozkwit�� jab�o�, tak� �nie�yst� i przeczyst�, jak chmury najbielsze. Twarz ma przytem �miertelnie ponur�, a wewn�trz to si� niezmiernie raduje: co� w tym bo�ku poga�skim wtedy �piewa i co� w nim ja�nieje na chwa�� bo��, a jab�o� kwitnie, jak �ycie m�ode i obraz pachn�� poczyna, jak kadzielnica. A wtedy Pan B�g dobrotliwy, - odsuwa przedobr�; r�k� cisn�cy si� t�um natarczywy, pra�at�w, bankier�w, dewotki i baby ko�cielne i powiada: Pozw�lcie mi wys�ucha� modlitwy tego oto, kt�ry si� do mnie modli przeczystem sercem i rozkwit�� dusz�!
A mnie, kiedy czasem przy chuderlawej �wiecy, w�r�d niezmiernej ciszy nocnej, uda si� wynale�� w g��binie wielkiej serca takie jakie� s�owo, �e w jego blasku noc si� jak dzie� roz�wietla i kiedy s�owu temu biednemu, a maj�cemu oczy przeczyste i niebieskie, skrzyd�o przypinam, aby lecia�o ponad ziemi�, �piewaj�c dobr� nowin� ludziom spracowanym, - wtedy mi si� zdaje, �e si� ku mnie pochyla i �e mnie kto� s�ucha.
Kto� dobry niezmiernie, s�ucha modlitwy mojej tak pokornej, tak pokornej...
Och! ale to zupe�nie do rzeczy nie nale�y. Idzie o to, �e�my bardzo pobo�nie s�uchali dziwnego nabo�e�stwa "cz�owieka z za �ciany" i �e nam by�o w owej chwili nieco smutnie, bo g�os by� raczej smutny, jakby co� rozpami�tywuj�cy.
Wszystkie oto nasze wysi�ki, czynione w tym celu, by pozna� naszego s�siada, posz�y na marne; ten cz�owiek, albo nigdy nie wychodzi�, albo bardzo rzadko. Czuli�my jego obecno��, cho� si�. zachowywa� bardzo cicho, lecz czasem dolecia� do nas jaki� szmer, lub stukni�cie; wiedzieli�my, �e "on" tam jest i �e co� czyni, lecz "on" powraca� nam ci�gle na my�l. Czasem Szczygie� malowa� w wielkiem milczeniu, patrz�c z pode�ba na sw�j obraz, ja pisa�em, lub czyta�em i godzinami ca�emi nie m�wili�my s�owa, z tego przedewszystkiem powodu, �e rozmow� o niczem uwa�ali�my za przywilej arystokracji i z tego tak�e, �e Szczyg�owi wi�ksz� przyjemno�� czyni�oby rzezanie go t�pym no�em, ni� towarzyska rozmowa.
Raz jednak Szczygie�, czyni�c ob��kane ruchy j p�dzlem i palet�, powiada:
- Ja ju� wiem...
- Co wiesz?
Ten podcz�owiek pokazuje na �cian� i m�wi:
- On...
- Aha! "on"... I c� takiego wiesz?
- Kto on taki?...
Spojrza�em na Szczyg�a zdumiony ,i r�wnocze�nie zaciekawiony mocno; mimowoli zciszy�em g�os i m�wi� szeptem:
- Gadaj�e pr�dko i o ile mo�no�ci po ludzku. Kt� to taki?
Ale Szczygie� pocz�� rozci�ga� twarz na rozmaite strony i mia� min� cz�owieka, kt�ry si� zad�awi� o�ci�. Umia� malowa�, ale nie umia� gada�, bo mu to nie by�o potrzebne i nic na to nie mo�na by�o poradzi�.
Wreszcie powiada:
- Kiedy ja nie wiem, jak si� taki nazywa?
- Jaki taki?
- Taki, jak on.
- Powoli, Szczygie�, powoli... Tylko si� bardzo nie nat�aj. Co ci wi�c przysz�o na my�l? Czy to ksi�dz, czy minister, czy morderca, czy fa�szerz monety?
Szczygie� spojrza� na mnie z lito�ciw� pogard� i m�wi:
- Nie, nie to... On jest taki, co to za dawnych czas�w... Czy ja wiem? Ani ojca, ani matki... Zaraz sobie przypomn�...
- Bogdaje� skona�! - powiadam mu z tkliwem uznaniem.
Zapomnia�em o tej rozmowie, przypominaj�cej szwargot tresowanej papugi z cywilizowanym cz�owiekiem, a Szczygie� przez dwa dni nic do mnie nie gada�. Dopiero trzeciego dnia w nocy, kiedy spa�em jak .najlepiej, bandyta ten tr�ca mnie w rami� bardzo mocno. My�la�em, �e po�ar, albo �e si� dach nad nami zapad�.
- Co si� sta�o? - pytam z przera�eniem.
- Nic! - powiada Szczygie�, - ale sobie przypomnia�em. "On" jest eremita. O!
Opad�em widocznie z si� z nadmiernej w�ciek�o�ci gdy� ten cz�owiek jeszcze �yje.
Poniewa� tedy rozmowa ze Szczyg�em nie nale�a�a do rzeczy naj�atwiejszych, przesta�em z nim wog�le rozmawia� o sprawach niecodziennych, wymagaj�cych znajomo�ci nieco wi�kszej ilo�ci s��w; z racji jednak�e tego "eremity" wyg�osi�em do mojego przyjaciela d�ug� i serdeczn� mow�, w kt�rej mu o�wiadczy�em stanowczo, �e wstyd przynosi rodzajowi ludzkiemu; �e poprostu jest rzecz� nieprzyzwoit�, aby cz�owiek tej, co on d�ugo�ci, cz�owiek zreszt� mimo przewagi cech ma�pich, niepospolity, dobry towarzysz i przyjaciel, malarz za�, wedle zdania ludzi najg�upszych, znakomity - by� tego rodzaju niemow�; �e na zbawienie .duszy go zaklinam, aby si� stara� wypogodzi� twarz, bo z tak� fizjognomj� nie zechc� go po �mierci przyj�� ani w niebie, ani w piekle i �e si� b�dzie tu�a� po wszech�wiecie, strasz�c gwiazdy; �e ja si� w og�le dziwi�, jak mog� utrzyma� stosunki przyjacielskie, z tak� figur�, ale taki to ju� m�j los nieszcz�sny, "�e ci� kocham, z�odzieju jeden", bo mi ju� wszystko jedno: upad�y cz�owiek szuka takiego samego towarzystwa.
Szczygie� s�ucha� z min� niezmiernie smutn� cz�owieka, kt�remu umar�o siedmioro dzieci, prosty wi�c z tego by� wniosek, �e si� niezmiernie radowa�; czasem dziwnie j�kn��, kiedy mu si� zdawa�o, �e nieco przesadzam w wyszukiwaniu odpowiednich dla niego okre�le�, w rezultacie, kiedy ko�czy�em moj� mow�, porwa� mnie w obj�cia, uca�owa� serdecznie i zmusi� mnie do odta�czenia, z nim doko�a pracowni jakiego� �miertelnie powa�nego ta�ca. Co z takim robi�? Albo zmia�d�y� mu zdeformowan� czaszk� jednem uderzeniem pi�ci, aby rozwodniony m�zg trysn�� na powa��, albo uca�owa� go z kolei, co te� uczyni�em, bo zbyt mam mi�kkie serce. Wog�le serca nasze, to jest jaka� ci�ka pomy�ka Pana Boga; widocznie przy sortowaniu tych organ�w dokonano w niebie fatalnej zamiany i zamiast jakim� dwom dzieciom da� serca nasze, nam za� serca t�gie, mocne, nieczu�e ani na b�l, ani na rado��, osch�e, m�dre, praktyczne i miarowo bij�ce, dali nam jakie� serca, niezmiernie �mieszne. Ja mia�em jakie takie, ale Szczygie� mia� stanowczo serce zwarjowane i bez najmniejszej w�tpliwo�ci godne rozs�dnej pogardy ludzi rozs�dnych. Serce to ani bi�o porz�dnie, ani nie umia�o niczego zrobi� praktycznie; t�uk�o si� zawsze w chudej jego piersi, jakby si� czego� niezmiernie spieszy�o i przemy�liwa�o przez ca�e- swoje �ycie idjotycznie nad tem, jakby co komu uczyni� dobrego? Takie �mieszne, g�upie serce... Miech Szczygie� dojrzy gdzie jak� �z� u kogokolwiek, a ju� jest z tem sercem awantura; widz�, �e m�j przyjaciel z�by tylko zacisn��, bo w nim ten sprz�t niezdarny i niem�dry skowyczy. Wtedy by koszul� z siebie zdj��. I tak jest ci�gle. Serca nasze najwidoczniej przeciw nam si� sprzysi�g�y i za nic na �wiecie nie chc�; uderza� rytmem �wiata, tylko oszala�ym niezno�nym rytmem w�asnym. Po kiego licha? - licho wie, - pewnie po to, aby�my le�li przez ten �otrostwami wybrukowany pad� zawsze g�odni i zawsze oberwani i u�miechali si� w stron� s�o�ca tym u�miechem, kt�ry twarz znag�a �ciska skurczem, a� bolesnym. Po drodze Szczygie� szuka z�otego odblasku s�o�ca na b�ocie, a ja szkie�ka rymu... Pewnie nam z tem dobrze, bo nam ludzie zazdroszcz�. Pewnie wi�c jeste�my szcz�liwi, bo ludzie naoko�o s� tacy smutni, jakby ka�dy nie szcz�cie w�asne po�kn��, a my jedni patrzymy przed siebie jako tako... Licho go wie, mo�e tak w�a�nie wygl�da szcz�cie.
Rozmy�la�em na, ten oszala�y temat, le��; nazajutrz na mojem dostojnem �o�u, kt�re dlatego by�o dostojne, �e by�o przez siano w poduszce przez s�om� w sienniku, wspomnieniem ziemi, kiedy Szczygie� tr�ci� mnie wzrokiem i szepn��:
- S�yszysz?
Zamieni�em si� ca�y w s�uch. By� dzie� powszedni, a "on" odprawia� swoje nabo�e�stwo. Albo dzi� lepiej by�o s�ycha�, albo nasz s�siad g�o�niej wyg�asza� s�owa, bo w dzwoni�cej ciszy doszed� nas, uroczysty, jakby ksi�y g�os, m�wi�cy:
- M�dlmy si� za brata Sylwestra Rylskiego, zwanego Gilem, m�czennika, postrzelonego w serce w kalenickim lesie...
Dalsze s�owa, jakby te, kt�re�my s�yszeli, by�y wezwaniem g�o�niejszem, zgin�y w cichej pewnie modlitwie.
Spojrzeli�my sobie ze Szczyg�em w oczy: Zdawa�o si�, �e nas g�os z poza �ciany wzywa� do modlitwy. Nikt z nas nie szepn�� ani s�owa, tylko ja - sprawy sobie z tego nie zdaj�c, - podnios�em r�k� do czo�a i do piersi i szepn��em cichutko: W imi� Ojca i Syna i Ducha �wi�tego...
Szczygie� zakry� twarz r�koma i co� szepta�.
III.
�yli�my w spos�b nie zwracaj�cy uwagi d�ugie tygodnie, a Duch bo�y unosi� si� nad nami. Mimo tego jednak�e j�zyk Szczyg�a nie uczyni� si� ognisty, lecz zawsze przypomina� t�py n� ze z�amanem ostrzem. Nie wychodzili�my niemal z domu, chyba na wyprawy my�liwskie do miasta, po po�yczk�, lub po po�ywienie; poniewa� za� ju� zima pocz�a t�uc siwym �bem o nasze cienkie �ciany, zauwa�yli�my, �e spacery, szczeg�lnie wieczorne, nie nale�� nadzwyczajnych przyjemno�ci, bogate bowiem nas; futra zam�wili�my dopiero wprost u syberyjskich �owc�w soboli.
Jest to pogl�dem b��dnym i godnym wygi zdania, jak wszystkie dramaty moich przyjaci�, wolny nar�d poetycki czy malarski, jest zawsze biedny. Wcale nie. Z�oto si� czasem wala po wszystkich k�tach domu, lecz nikt z tego bractwa ni posiada sztuki oszcz�dzania i wielkiej wagi nie przywi�zuje do dochod�w sta�ych. Handel czy rzemios�o ha�bi�o kiedy� polskiego szlachcica, - ha�b� te� dzisiaj jedyn� prawdziw� szlacht�, jaka pozosta�a, bractwo apollinowe, dlatego te� chude okresy egipskie wypadaj� co dni siedem, zamiast co siedem lat. Zreszt�, - m�j Bo�e! - czy jest co milszego nad bied�. Nie o tej my�l�, co jest sina z g�odu i toczy oczyma, kt�re mog� zabi�. Niech jej B�g przebaczy i niech j� ratuje. M�wi� o n�dzy filozoficznej, biedzie przystojnej, dumnej i rozpartej w swoim powozie, przypomina karawan, o n�dzy, przyjaci�ce wolnego ludu. Kto pojmie jej dostojno��, ten pojmie s�uszne i g��bokie oburzenie �ajdackiego kapitalisty na widok malarza, kt�ry ma ca�e buty i nie daj Bo�e, nosi r�kawiczki. Jest to bowiem widok niepoj�ty i fakt przewrotowy. Jak ma by� dobrze na �wiecie, kiedy poeta przywdzia� futro? Co to mo�e za poeta? W tym. kierunku tradycja ma swoje g��bokie przekonanie. St�d te� .przechodzi dziwna nie�mia�o�� wszystkich wielkich ludzi, kt�rzy wszed�szy w t�um, przystojnie odziani, wstydz� si� swego stroju, jakby by� ukradziony. Pomnik po �mierci jest to rzecz s�uszna i godziwa, ca�e spodnie jednak�e za �ycia, to jest bezczelno��.
Lecz tak ju� jest i zmieni to chyba czcigodny Antychristus, nie nale�y si� tedy ludziom cichym sprzeciwia� urz�dzeniom spo�ecznym, kt�re widocznie maj� sankcj� niebiesk�, ta za� si� wywodzi z uznania praw wi�kszo�ci faryzejskiej, i �cis�ego, .traktowania spraw tego �wiata...
By�o nam mi�o w biedzie naszej, bynajmniej nie powie�ciowej i przysi�gam, �e trzeba by nam by�o da� par� lat czasu na zastanowienie, czy mamy zmieni� kolej �ywota i wle�� po kolana w z�oto.. Dziwnie nam by�o dobrze na duszy i dziwnie weso�o, chocia�by dlatego, �e akcje stalowe mo�e spad�y na �eb i na szyj�, a nas to nic nie obchodzi�o. �ywot za� wiedli�my bujny i pe�en ruchu, najwi�ksz� za� przyjemno�� czyni�o nam wysilanie wrodzonej zreszt� pomys�owo�ci w celu oszukania �ycia; cieszyli�my si� bowiem jak dzieci, gdy nam si� uda�o nakarmi�, kiedy �mier� g�odowa pyta�a ju� na dole u str�a b nasz adres, lub kiedy nam si� uda�o ogrza�, kiedy ju� wedle wszelkich oblicze� powinni�my by� zakonserwowani w lodzie, jak najmilszy student Anzelmus w powie�ci Hoffmana - w krysztale.
Radowa�a Pana Boga ta nasza m�dra przebieg�o��, wi�c mo�e dlatego zrz�dzi� w niesko�czonej Swojej dobroci, aby ludzie stawiali parkany, g�by Szczygie� m�g� od czasu do czasu wyrwa� jak� desk� i z ponurym triumfem przywlec j� do domu na opa�. Bo to jego wydzia� i nale�y mu przyzna�, �e czyni� to po mistrzowsku; zrodzi�a si� z tego pewna u niego manja, nie m�g� bowiem przej�� spokojnie mimo drewnianego sprz�tu, �eby jednym rzutem oka nie oceni� jego warto�ci przy spaleniu si�. Ponuro i z niejak� rozpacz� przygl�da� si� s�upom telegraficznym, wszelkim altanom i schodom. Przechodzenie przez nasze schody, kt�re ugina�y si� jak klawisze, obiecuj�c, �e si� zbytnio przed wyrwaniem nie b�d� broni�y, sprawia�o mu serdeczn� m�k�., Wtedy mu m�wi�em mi�kko i �agodnie:
- Uspok�j si�, Szczygie�, przyjdzie, i na to kolej!
Dzi�kowa� mi wzrokiem za pociech�, ja za� r�wnocze�nie by�em przekonany, �e gdybym le�a� w trumnie, to by mnie m�j przyjaciel pochowa� bez najmniejszej ceremonji w prze�cieradle, trumn� za� by spali�. Ostatnimi czasy pr�bowa� w tajemnicy przedemn� wyrywa� deski z s�siedniego strychu, co mia�o fatalne nast�pstwa; przy�apa�a go na tem jaka� s�u��ca, kt�ra wiesza�a w�a�nie bielizn�, a zapomnia�a na ten w�a�nie czas, powiesi� si� sama. Awantura by�a pierwszej klasy i mog�o to nam popsu� reputacj� w ca�ej kamienicy, gdyby nie moje przysi�gi przed str�em, �e Szczygie� chcia� si� dosta� do tej "panienki", aby j� uca�owa� w same usta, tak mu si� strasznie podoba�a. "Panienka" by�a wprawdzie ospowata, jak sama ospa, piersi za to mia�a zamaszyste, �otr str� tedy zrozumia� motyw nieodpartego przymusu mi�osnego u Szczyg�a i �askawie przebaczy�. W nast�pstwie tej sprawy, "panienka", kt�ra najch�tniej w �wiecie przyj�a takie t�umaczenie, zacz�a oczekiwa� Szczyg�a .codziennie na strychu, - g��bokie za� jej westchnienia z zamaszystej piersi p�oszy�y wszystkie kawki z dachu, ale Szczygie� krad� wtedy deski ju� w innej stronie.
Tydzie� ten wog�le by� obfity w sensacje.
Zaprosili nas jednego dnia na obiad do domu, gdzie by�y trzy panny; by�o im wprawdzie bli�ej do grobu, ni� do wesela, Szczygie� jednak broni� si� mocno przed bywaniem w tym szanownym domu, w kt�rym jednak�e je�� dawali doskonale, zauwa�yli�my bowiem, �e kobieta brzydka, nie mog�c da� uj�cia wzburzonemu swojemu sercu w op�taniu mi�osnem, kieruje zapa�y swoje najw�a�ciwiej do kuchni. Szczygie� jednak by� podejrzliwy i m�wi�:
- Uwa�aj, ho! ho! ju� ja si� na tem znam...
- Na co mam uwa�a� i na czem ty si� znasz?
- �api� nas! Ale niedoczekanie...
Ale mimo tego poszli�my po d�u�szem opatrywaniu garderoby; kiedy�my za� wychodzili z mieszkania, poznali�my wreszcie, kto jest naszym s�siadem z lewej strony, co �atwo by�o pozna�, bo r�wnocze�nie z nami wychodzi�a ze. swoich drzwi niewiasta, przy niej za� pl�ta�a si� dziewczynka czteroletnia, �liczne dziecko. Pani mia�a wysmuk�� postaw� i o ile mo�na by�o pozna� z pod kapelusza, wspania�e kasztanowate w�osy, dziwnie ciep�ego koloru, pewnie ci�kie jak z�oto. Twarz ani brzydka, ani pi�kna, lecz w rodzaju tych, kt�rych Pan B�g stwarza tysi�cami wedle jednego wzoru; by�aby o tedy twarz fabrycznie tandetna, gdyby nie dobrze, podkr��one oczy i dobrze ufarbowane Usta, co ludziom maj�cym ca�e �ycie z farb� do czynienia, pozna� nie trudno. Oczy pani owa, a nasza najmi�o�ciwsza s�siadka, mia�a sprytne i doskonale wyszkolone, rzec mo�na, oczy wygimnastykowane. Spryt ich polega� na rozpoznawaniu szybkim rzutem sytuacji i na b�yskawicznem malowaniu w nich odpowiedniego wyrazu. Przy nag�em z nami spotkaniu, oczy naszej s�siadki powiedzia�y nam b�yskawicznym stylem, �e s� bardzo zdziwione naszym widokiem, �e si� spodziewa�y w�a�nie takich, a nie innych ludzi, �e s� do�� uradowane i �e nic nie maj� przeciwko temu, �eby spogl�da� na nas przyja�nie. W odpowiedzi Szczygie� postawi� oczy w s�up i wygl�da� z tem jak cz�owiek, kt�ry si� napi� czego� niezmiernie mocnego, ja za� rzek�em jej oczyma, �e nam jest r�wnie bardzo mi�o, �e j� przepraszamy za niechlujne nasze s�siedztwo, �e jeste�my ludzie wolni, bez sprz�t�w i bez �on i �e bardzo by�mi radzi wiedzie�, czy to �liczne dziecko jest owocem wzajemnego uk�adu w urz�dzie parafjalnym, czy te� gwiazdk�, spad�� z nieba jednej majowej nocy? Pani ze z�otemi w�osami nic na to nie odpowiedzia�a, lecz schowawszy klucz do torebki, uj�a dziewczynk� za r�k� i pocz�a schodzi� po schodach. Musia�a przej�� obok nas, wi�c cofn�li�my si� ku �cianie z powodu wielkiej ciasnoty miejsca, Szczygie� za� - djabli go wiedz�, .czemu? - zdj�� z szacunkiem kapelusz. Mia� za� przytem min�. z tego przypadkowego spotkania tak uradowan�, �e dziecko, spotkawszy si� z jego �miertelnie rozradowanemi oczyma, krzykn�o g�o�no z przestrachu i zacz�o si� tuli� do matki. Matka za� rzek�a cicho:
- Nie b�j si� Haneczko, ten pan nic z�ego ci nie zrobi.
U�miechn�a si� przytem w nasz� stron� i zesz�a na d�., Szczygie� zamieni� si� w s�up soli; w jednej chwili straci� humor i sta� z kapeluszem w r�ku tak zrozpaczony, jakby si� mia� za chwil� o�eni�. �al mi go si� uczyni�o, wi�c mu m�wi�:
- Cho�, Eustachy, panny czekaj�
On nic na to, tylko kapelusz z nag�� furj� nacisn�� na �eb i i�� pocz�� w d�, "chmurny, jak noc". Na ulicy nagle przystan�� i powiada:
- Psiakrew! dzieci g�b� strasz�! Powiedzia� to z tak� rozpacz�, �em mu zacz�� perswadowa�:
- Co tam sobie z tego robisz, Szczygie�? Raz kiedy by�em smutny, to si� mnie jedno dziecko tak przestraszy�o, �e dosta�o konwulsji. Przystojni to my nie jeste�my obaj, ale szlachetno�� w wyrazie twarzy tak�e co� znaczy.
Nie poprawi�o to Szczyg�owi humoru i obiad z pannami by� do�� pogrzebowy. - M�j przyjaciel przewraca� oczami przy ka�dej potrawie, tak jakby si� d�awi�, co si� jednak pannom podoba�o, bo orzek�y, �e Szczygie� jest "demoniczny". Wiadomo za�, �e kobieta oszale� potrafi dla najwi�kszego idjoty, byle mia� na twarzy wszystkie demoniczne cechy, chudo�� wielk�, zielonaw� blado�� i pochmurne oczy; nale�y