2569
Szczegóły |
Tytuł |
2569 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2569 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2569 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2569 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KORNEL MAKUSZY�SKI
DZIEWI�� KOCHANEK
KAWALERA DORNA
DZIEWI�� KOCHANEK KAWALERA DORNA
Ktokolwiek b�dzie czyta� t� histori� tak �a�osn�, �e mnie, kt�ry j� spisa�, przez noc jedn� zbiela�y w�osy, niech wie, �e kawaler Dorn nie jest dlatego nazwany kawalerem, i� mia� kiedykolwiek do czynienia z ko�mi i ze szpad�. Kawaler Dorn nigdy w �yciu swoim nieszcz�snym nie siedzia� na koniu, nigdy te� nie w�ada� szpad�. Kawaler Dorn jest dlatego i po prostu nazwany kawalerem, �e nie mia� nigdy �ony.
Us�yszawszy o tym, m�g�by rzec niejeden: "je�eli kawaler Dorn nigdy nie mia� �ony, dlaczego tedy �ycie jego nazwane zosta�o nieszcz�snym, a historia jego �a�osn�?" Ha! Wyborn� mam dla takiego odpowied�, t� mianowicie, �e chocia� ma��e�stwo mo�e by� zaliczone do najwi�kszych kl�sk �wiata, jednak nie jest ono kl�sk� jedyn�, bo oto oka�e si�, �e ju� samo d��enie do ma��e�stwa mo�e sprowadzi� na cz�owieka nieszcz�cia tak bardzo przera�liwe, �e niemal samemu ma��e�stwu r�wne. Wida� z tego, �e m�dra natura chce uchroni� cz�owieka przed tym, co mu nieuchronn� grozi zgub�, wi�c go do�wiadcza i ostrzega, pi�trzy przeszkody przed �lep� jego nami�tno�ci� i daje mu znaki gwa�towne, aby si� zatrzyma� nad przepa�ci�. G�upstwo ludzkie jest jednak silniejsze od natury, kt�ra nie ma do�� mocy i pot�gi, aby wstrzyma� cz�owieka przed rozp�taniem w sobie nami�tno�ci. Je�li si� na przyk�ad cz�owiek postanowi� upi�, co mnie i natur� zawsze �yw� nape�nia bole�ci�, c� mo�e przeciwko temu uczyni� najstraszliwsza pot�ga natury? Nic! Rozp�ta ona �ywio�y, b�dzie bila piorunami na prawo i lewo, zatrz�sie ziemi�, g�ry zr�wna z dolinami, zmieni �o�yska rzek, ka�e oceanom poch�on�� l�dy, a cz�owiek jednak si� upije. Jest to tylko nieznaczny przyk�ad, jak mocna jest nami�tno�� w sercu cz�owieczym.
Jak�e� straszliwe czyni ona wysi�ki, je�li idzie o kobiet�! Oto w�a�nie tu si� rozpoczyna �a�osna i frasobliwa historia kawalera Stanis�awa Dorna, kt�ry by� Polakiem, mimo swego dziwnego nazwiska.
By� to przyjaciel m�j, kt�rego bardzo mi�owa�em. Szczup�y, wiotki, �agodnego usposobienia, mia� oczy niebieskie, takie, kt�rymi zawsze patrzy marzenie, wypatruj�c na horyzoncie czego�, co nigdy si� nie zjawi. Zawsze blady, hodowa� w sobie melancholi�. Serce mia� tak nape�nione potrzeb� kochania, jak owoc s�odycz�, �r�d�o czysto�ci� wody, jak dusza kobiety nape�niona jest ��t� nienawi�ci�, jak dziennikarski ka�amarz plugastwem, jak niebo nape�nione jest anio�ami, pszczo�ami ul, krymina� rzezimieszkami, co wszystko ma znaczy�, �e t� potrzeb� kochania nape�nione by�o po brzegi. Wszystko, co by�o w tym cz�owieku, by�o pragnieniem kobiety.
- Tak� mo�na by spotka� tylko w niebie i czy ja wiem - mo�e w Indiach...
- W Indiach... tak... mo�e w Indiach - szepta� Dorn jakby do siebie, patrz�c na obraz z zachwytem.
W tym czasie kocha� si� w pannie sklepowej, kt�ra sprzedawa�a zapalniczki do papieros�w. Dorn mia� ich ju� kilkadziesi�t, co dnia bowiem od pewnego czasu kupowa� jedn� i kupuj�c, wzdycha�. Panienka mia�a narzeczonego, konnego policjanta, do�� wi�c trudno by�o blademu cz�owiekowi bez konia dotrzyma� placu rumianemu cz�owiekowi z koniem. Sam ko� by� dla panienki wi�cej wart, ni� ca�y Dorn.
Taki oto by� ten dziwny i biedny kawaler, kt�ry kocha� zawsze i nigdy nie m�g� znale��, kt�ry byt blady, jak jego marzenie. Kl�twa jaka� wisia�a nad zacnym i mi�ym Dornem. Kiedy, przeszed�szy przez m�k� mi�o�ci pe�nej westchnie�, by� rzewnie i z takim rozczuleniem, �e dusza moja dosta�a skrzyde� i polecia�a do nieba. Tam sobie wyprosi�a wielk� mi�o�� dla tej kobiety smutnej i tak z�oci�cie pi�knej. Kiedy zapad� mrok, ca�owa�em jej r�ce. Pokaza�em jej moje serce, kt�re by�o bez fa�szu i dusz�, kt�ra nigdy nie by�a zdolna do ob�udy. Widzia�a jasno, �e nie poszukuj� przyg�d i nie poluj� na kobiet�, jak na og�upion� zwierzyn�, wi�c mnie g�adzi�a po g�owie i dotyka�a moich w�os�w niewypowiedzian� pieszczot� r�k. tak dziwnie bia�ych, jak per�owo�� letniego �witu. M�wi�a do mnie rzewnie i tak tkliwie, �e by�bym dla niej, na jedno jej skinienie. wyskoczy� przez okno p�dz�cego poci�gu. M�j Bo�e! Oto za wszystkie niedole, za wszystk� mi�o�� zmarnowan�, nagle, niespodzianie, jak brylant w�r�d drogi znalaz�em j�, t� kobiet� anielsk�. By�a pann�, niezale�n�, z nikim i z niczym nie zwi�zan�. Kiedy uca�owa�em jej usta, my�la�em, �e zemdlej�. Wtedy przysi�g�em jej, �e b�dzie moj� �on�...
- Ale� to lekkomy�lno��!
- Lekkomy�lno��? Mi�o�� bez szale�stwa, bez z�otego szale�stwa lekkomy�lno�ci, jest ptakiem bez skrzyde�. Znasz mnie. wiesz, �e w sprawach mi�o�ci jestem szale�cem. Ja nie k�ama�em.
- A ona w to uwierzy�a? Kobieta nigdy nie wierzy, ale wierzy zawsze.
- Kobieta wierzy nie cz�owiekowi, lecz instynktowi mi�o�ci swojej. Ona uwierzy�a. Mi�o�� ma sto oczu nieomylnych. A przecie� ja nie k�ama�em. Tak, nie k�ama�em, �e mnie rozpacz� nape�ni�o to, �e nie mo�na zaraz, natychmiast da� jej dowodu prawdy, �e nie mo�na wzi�� �lubu.
- W istocie, w poci�gu trudno... I c�, i c� dalej?
- M�wili�my d�ugo. Ka�de jej s�owo by�o przeplecione �z�. jak szmaragdy przeplata si� per�ami. P�aka�a cichutko, potem zm�czona nadmiarem wra�e�, usn�a z g�ow� opart� o plusz wagonowej �awki. Ja nie zdejmowa�em z niej oczu i wypatrywa�em je przy md�ym �wietle dychawicznej lampy gazowej. By�a tak pi�kna, �e odurzenie moje zwi�ksza�o si� coraz bardziej. Jej musia�o si� �ni� co� przykrego, czasem we �nie wstrz�sn�� ni� dreszcz. Raz podnios�a powieki i u�miechn�a si� smutno. By�a widocznie wyczerpana, wi�c uj��em j� lekko za ramiona i u�o�y�em na piersi swojej jej g�ow�. Niech �pi, a ja b�d� czuwa� nad ni�, jak nad dzieckiem. G�adzi�em jej cudne w�osy lekko, zanurzaj�c w nie delikatnie palce. Po raz pierwszy w �yciu sta�em si� odwa�ny jak bohater - przecie� ta kobieta jest moj� i b�dzie moj�, przecie� to moja kochanka. Patrzy�em przed siebie w �cian� wagonu, a przez ni� w wielkie moje szcz�cie, kt�re moje ju� b�dzie jutro, bo wzejdzie ze �witem. �wit ju� obmywa� okna z mokrej rosy, gazowa lampka zgas�a. Nie �mia�em oddycha�, aby jej nie zbudzi�, tylko r�ce moje dr�a�y, dr�a�y moje palce, zanurzone w z�oto i mied�, jak w skarbiec. Poczu�em w tej chwili, �e niesforny z�oty kosmyk spl�ta� si� z �apkami pier�cionka, przytrzymuj�cymi brylant. Sprawi�o mi to niewys�owion� rado��. "Oto s� moje zar�czyny!" - pomy�la�em - "oto wr�ba cudowna!" I u�miechn��em si� do zorzy. Tak, dobrze pami�tam, u�miechn��em si�.
- To �liczne! - szepn��em.
- Tak, to by�o �liczne... W tej w�a�nie chwili sta�o si� co� okropnego. Us�ysza�em nag�y, przera�liwy, przeci�g�y gwizd lokomotywy. Poci�g si� szarpn��, jakby przera�ony, zgrzytn�� ca�ym cielskiem, jakby zaskowycza� ze strachu i drgn�� tak, jakby si� w trwodze chcia� cofn��. Mgnienie nag�ej rozpaczy szarpn�o poci�giem. Rzucony gwa�townym ruchem, mia�em tylko tyle czasu, jedn� sekund�, by jej nie wypu�ci� z r�k, ale ona zerwa�a si� w przera�eniu. Trwa�o to jedno mgnienie oka. Poczu�em szarpni�cie mojej r�ki i us�ysza�em krzyk okropnie bolesny, �e mam do dzi� g�os ten w uszach. To ona krzykn�a. Poci�g sta� spokojnie. Przede mn� sta�a kobieta ohydna: z nag�, strasznie nag� czaszk�. W�osy jej, z�ote i miedziane, trzyma�em w r�ku uwik�ane w palcach moich jak w szponach.
- Bo�e jedyny!
- Przede mn� sta�a �mier�! Straszna, okropna �mier�!
Nagle krzykn�a: "Oddaj pan to" i wyrwa�a mi z r�k z�oty stos w�os�w. Plun�a mi w twarz.
- To nie by�a �mier�... �mier� nie pluje.
- Masz racj�. �mier� nie mo�e by� tak okropnie straszna, jak �ysa kobieta.
- I co, co dalej?
- Nie wiem... Przysi�gam ci, �e nie wiem. Pewnie uciek�a, a rzeczy jej zabrano p�niej. Nie wiem, bo by�em umar�y i dlatego my�la�em, �e to jednak by�a �mier�.
- Biedaku!
- Nie �a�uj mnie. Tak widocznie by� musia�o. Ja jestem przekl�ty. Ten poci�g z pewno�ci� prowadzi� diabe� i uda� fa�szyw� katastrof�, aby mnie pogn�bi�. Aha! zapomnia�em ci powiedzie�, �e jej w�osy nie tylko zapl�ta�y si� w pier�cionek, ale na dobitek oplata�y guzik mego surduta.
- M�j Bo�e! - westchn��em - szcz�cie cz�owieka zale�y czasem od guzika.
- Uwaga twoja jest g��boka - rzek� Dorn. - Tak te� i ja my�la�em, kiedy zrozpaczony i pobity przez los, bezsilny jak Samson, kt�rego moc odbieg�a razem z w�osami...
- Przecie� to nie by�y twoje w�osy.
- Tak, ale nie by�y tak�e i jej, a moje by�y raczej dlatego, �e je kocha�em. Wi�c by�em bezsilny. Tu�a�em si� od tej pory, jak cz�owiek �ywy po piekle.
- Szuka�e� dalej?
- Tak, szuka�em bez wytchnienia. A to, co ci dot�d opowiedzia�em, to tylko mizerny wst�p do ca�ego szeregu katastrof. Mi�o�� moja by�a zawsze tragiczna. Pos�uchaj, co si� dalej sta�o...
Dorn rozpocz�� d�ug� opowie��, a ja s�uchaj�c go, mia�em jedno oko pe�ne �ez, a drugie pe�ne �miechu. Wiele widzia�em tragikomedii, ten cz�owiek jednak prze�y� najdziksze, wymy�lone przez najz�o�liwszego z diab��w. Powt�rz� jego opowie��, zaniechawszy powtarzania moich zdawkowych uwag, kt�rymi przeplata�em jego opowiadanie, kiedy mu brak�o s��w, tchu lub kiedy, milcz�c przez d�u�sz� chwil�, grzeba� w swoich straszliwych wspomnieniach.
Nied�ugo po okropnej przygodzie z �ys� dziewic� siedzia� Dorn wieczorem w do�� sm�tnej knajpie wielkiego miasta, ohydnie z�oconej i wy�wiechtanej... Snu�y si� po niej pi�kne malowane kobiety. Podejrzani d�entelmeni pili koniak z sodow� wod�. Dorn siedzia� samotny i pal�c papierosa, wi� sobie z jego dymu niestworzone historie, kt�rym si� przygl�da� z t�p�, bolesn� oboj�tno�ci�. Wiele kobiet patrzy�o w oczy bladego m�odzie�ca, on jednak nie widzia� �adnej. Ba� si� spojrze�, gdy� wszystkie w�osy kobiece wydawa�y mu si� fa�szywe. Raz krzykn�� zduszonym g�osem, kiedy kt�ra� z dziewic gwa�townym ruchem zdar�a sobie z g�owy kapelusz, aby poprawi� fryzur�. Ale w�osy nie odlecia�y, a Dorn westchn�� z ulg�. Kiedy za� pe�nym radosnego zdziwienia wzrokiem patrzy� na t� dziwn� kobiet�, kt�ra ma w�asne w�osy, spotka� si� z jakimi� oczyma, patrz�cymi w niego ciekawie i ogni�cie. M�ody cz�owiek drgn��. Oczy by�y pi�kne; patrzy�y, rzec mo�na, z si�� sugestywn�, niemal natarczywie. Dorn si� sp�oni� i mimo woli pochyli� g�ow�, co zosta�o przywitane z u�miechem z tamtej strony. Dorn spojrza� b�agalnie, tamta strona odpowiedzia�a oczyma, �e towarzystwo jego nie by�oby jej niemi�e, wobec czego Dorn l�kliwie, ostro�nie i z nies�ychanym szacunkiem, kt�ry w knajpie znalaz� jawne zastosowanie po raz pierwszy od czasu jej istnienia, zbli�y� si� do stolika tej pi�knej nieznajomej. Nieznajoma bowiem by�a pi�kna. Namalowana, jak wszystkie w tym lokalu panienki, mia�a w spojrzeniu nadzwyczajny wdzi�k, kt�ry �agodzi� energiczne i �mia�e zaci�cie ust; z�by nieco za du�e, w�osy - nie! na w�osy Dorn nie patrzy� - za to piersi tak idealnie foremne, jakich nie widzia� jeszcze w �yciu. W niemowl�ctwie bowiem cz�owiek widuje piersi zawsze w niepochlebnym stanie, traktuj�c je zreszt�, jako organ u�ytkowy, przeoczy� zwyk� pi�kno ich formy. W wieku p�niejszym zwraca si� na nie nieco wi�cej uwagi. Dorn w tej chwili ca�� swoj� uwag� na nie zwr�ci� i powiedzia� sobie w duszy, �e grecki mistrz kszta�tniej by nie zrobi�. Musia�y by� twarde i spr�yste, tak ostro i tak dok�adnie rysowa�y si� przez jedwabn� bluzk�.
Poznanie by�o do�� g�adkie. U�miech tej kobiety by� tak pe�en wdzi�ku, �e Dorn si� zachwyci�. Pi�kno�� jest zwodnicza, wdzi�k nigdy nie k�amie. Szampan dokona� reszty. Kobieta m�wi�a niskim g�osem altowym, takim g�osem, za kt�rym przepada ka�dy m�czyzna. Wiolonczela jest najmilszym instrumentem, jaki wymy�li� b�l cz�owieka, kt�ry nie mia� si� przed kim wyp�aka�, wi�c p�aka� nauczy� wiolonczel�. I Dorn oszala� dla tego g�osu.
- Niech pani m�wi, o, niech pani m�wi cokolwiek, wszystko jedno, byle pani m�wi�a.
Kiedy panienka niskim swoim g�osem zamawia�a coraz inn� butelk� szampana. Dorn by� szcz�liwy. Nie mia� nawet czasu na jeden moment zdumienia, aby si� zdumie�, ile ta mi�a kobieta potrafi wypi�. Zreszt� sam pi� wiele, ale nie to go upi�o. W pewnej chwili przymkn�� oczy z rozkoszy: oto poczu�, jak pod sto�em pi�kna kobieta �ciska go za r�k�. Odda� jej u�cisk lekki i trwo�liwy. By� tak mile i wstydliwie zaskoczony, jak panienka, kt�r� kto� po raz pierwszy w �yciu uszczypn�� w �ydk�. Ju� w gor�czce, podniecony i na po�y przytomny, wypi� jednym haustem pe�n� szklank� wina. I nagle za�mia� si� g�o�nym, radosnym �miechem. Straszliwe widmo z �ys� czaszk� uton�o w winie, a oto on, szcz�liwy, cho� zawsze nieszcz�liwy mi�o�nik, mia� w tej chwili w duszy niebo, a w sercu co� bardziej jeszcze przyjemniejszego od nieba. Pi�kna kobieta spojrza�a na niego ciekawie, potem u�cisn�a jego r�k� tak silnie, �e krzykn��. O, jaka silna potrafi by� mi�o��! Dlatego kobiety maj� na r�owym ciele tak cz�sto i tyle si�c�w. Ta za� tym u�ciskiem zabra�a bia�� i naiwn� dusz� Dorna, kt�ry �y� tylko mi�o�ci�.
Dorn zacz�� jej m�wi� o mi�o�ci. Nie umia� o niej m�wi� wiele, chocia� by� ni� tak nape�niony, jak drzewo wiatrem; m�wi� niewymy�lnie, lecz tak gor�co, �e ka�de s�owo jego by�o pe�ne �aru, by�o czerwone i dr��ce od pragnienia. Ka�de by�o pal�cym poca�unkiem. Trzy lub cztery takie s�owa, pe�ne po��dania, mog�yby wystarczy� do wprowadzenia w stan b�ogos�awiony najczystszej dziewicy, kt�ra nigdy nie zazna�a m�a.
Pi�kna jego towarzyszka przymkn�a oczy i s�ucha�a tych s��w z niewys�owion� lubo�ci�. Czasem tylko spojrza�a na Dorna przeci�gle i jakby chc�c ugasi� pragnienie po��dania, zalewa�a je strug� szampana, wlewanego w gard�o zach�annie i jakby rozpaczliwie.
Dorn oszala�. Wieczysty erotoman, przysi�g� jej mi�o�� na d�ug� �mier� i na kr�tkie �ycie.
- Chcesz mnie? - pyta z niepokojem.
- Czeka�am na ciebie - odpowiedzia� mu g�os niski i dr��cy - wiedzia�am, �e przyjdziesz.
- Kochanko moja!
- Luby m�j, jestem twoja... B�d� twoja... Ka� poda� wina!
By�o ju� tak p�no, �e ich wyproszono z lokalu.
- P�jdziesz do mnie - rzek� g�os niski. Oprzyj si� o mnie, bo si� chwiejesz. Ach, m�j ma�y, drogi Polaku! Kocham ci�... Daj mi portfel, ja zap�ac�, bo ciebie tu oszukaj�.
- We� moje �ycie! - rzek� Dorn. daj�c jej portfel.
Kiedy wyszli na powietrze, ona uj�a Dorna silnie pod r�k� i prowadzi�a go, jak dziecko, co si� do niej tuli�o nieporadnie. Szli przez kr�te ulice, bo dzielnica by�a stara i niezbyt pierwszorz�dna. Dornowi si� zdawa�o, �e to on j� prowadzi, a jego nios� skrzyd�a, bo jest szcz�liwy. Chcia� �piewa�, chcia� co� robi�, co by og�osi�o ca�emu �wiatu jego mi�o��. Ale ca�y �wiat spa�. wi�c nie by�o si� po co wysila�.
Widocznie jednak nie wszyscy spali, bo zza w�g�a wysun�y si� dwie figury, wiadomo za�, �e w nocy, w zau�ku i zza w�g�a nie wychodz� nigdy mili staruszkowie, ani ksi�a �agodni, ani wytworne damy. Tote� te dwie figury zachowa�y si� wcale arogancko. Jedna tr�ci�a w rami� Dorna, druga jego mi�o��. Swojego uderzenia Dorn nie poczu�, lecz uderzenie, kt�re j� dotkn�o, ugodzi�o go w serce. Zawy� z w�ciek�o�ci i uczyni� ruch, jakby si� chcia� tygrysim skokiem rzuci� napastnikowi do gard�a. Us�ysza� jednak niski cudowny g�os:
- Daj pok�j, to moja sprawa!
I jeszcze s�odycz tego g�osu nie zdo�a�a wsi�kn�� w noc, a jego towarzyszka, wyrwawszy r�k� spod jego ramienia, chwyci�a jednego z w��cz�g�w lew� r�k� za gard�o, a drug� wali�a po pysku, a� grzmia�o.
Dorn wr�s� w bruk, jak drzewo i nie m�g� zamkn�� nagle otwartych ust.
Drugi apasz przybieg� swojemu towarzyszowi na pomoc. Wtedy ona i oni dwaj sczepili si� ze sob� jak zapa�nicy, t�ukli si� po g�owach i walili po bokach tak, �e chrz�ci�y �ebra. Jej zdarli kapelusz, a kr�tkie w�osy, potem zlepione, lecia�y na jej oczy. Suknia by�a w strz�pach. Walczy�a jak lwica. Rozwali�a ma�� pi�stk� nos jednemu ze zb�jc�w tak, �e go nag�a krew zala�a. Krew zreszt� jest zawsze nag�a. Drugiemu podstawi�a nog� tak, �e �bem ugodzi� w kraw�nik i zacz�� wy�, jak szakal.
Gdzie� w pobli�u odezwa�y si� gwizdki, gromadka policjant�w rozbraja�a po chwili walcz�cych. Za kwadrans ca�e towarzystwo znalaz�o si� w komisariacie.
Dorn by� blady i dr�a�.
Z apaszami zrobiono kr�tk� spraw�. Potem pytaj� Dorna.
- Kto pan jest i sk�d si� pan znalaz� w tym towarzystwie?
- Nazywam si� Dorn, a ta pani jest moj� narzeczon�.
Policjanty rykn�y �miechem jak bawo�y, komisarz policji tylko podrygiwa� ze �miechu.
- Czy pan jest bardzo pijany?
- Nie...
- Czy pan wie, kim jest ta pani? Bo my j� znamy dobrze!...
- Kocham j�, a reszta mnie nie obchodzi. Pozna�em j� wieczorem.
- Ach, tak! - rzek� weso�o komisarz... Rozebra� j�!
- Panie!... - krzykn�� Dorn - jak pan �mie!...
- Cicho pan b�d� i dzi�kuj pan Bogu, �e si� tak zdarzy�o. Niech pan patrzy!...
Dorn patrzy�. Kiedy z niej zdj�to bluzk�, zobaczy� sztuczne piersi, kiedy z niej zdj�to reszt�, zobaczy� prawdziwe rzeczy. To by� m�czyzna.
Dorn si� zachwia� i pad� w ramiona najbli�ej stoj�cego policjanta. Potem go d�ugo cucili.
Biedny cz�owiek uciek� na zawsze z tego miasta. Jecha� przed siebie, wszystko jedno dok�d, byle jak najdalej. Wbija� sobie paznokcie w d�onie, rozpacz go k�sa�a. Co on komu zawini�, �e nikomu na �wiecie nie zdarzy si� nic podobnego, tylko jemu? Szampan i po��danie mi�o�ci zala�y mu m�zg do tego stopnia, �e zidiocia�.
- �cisn�a mnie, ach, nie �cisn�a! - �cisn�� mnie ten bydlak tak silnie za r�k�, �e krzykn��em. Trzeba by�o by� pijan� �wini�, albo t�pym os�em, �eby nie zwr�ci� na to uwagi. A jak ona pi�a. "On!" g�upcze, nie ona! - krzykn�� nagle sam do siebie, tak �e na niego spojrzano ciekawie.
A on patrzy� na wszystkich spode �ba, szczeg�lnie na kobiety. To niemo�liwe, �eby one wszystkie by�y prawdziwymi kobietami. Te, kt�re maj� zbyt foremne, przedziwnie pi�kne piersi, te musz� by� przebrane. Wszystkie inne s� fa�szowane. Oto te piersi s� zbyt brzydkie na to, aby nie by�y prawdziwe.
Dorn le�y na pok�adzie w p��ciennym krze�le, a jego smutek p�ynie za nim, jak smuga dymu za okr�towym kominem. Smutek jego pokrzykuje czasem ponad nim ostrym, nieprzyjemnym g�osem, jak mewa nad okr�tem. Co go zbawi, co go ocali? Czy ma zapisa� dusz� diab�u za jedn�, jedyn� kobiet�, kt�ra jest prawdziwa na ciele i na duszy? Czy lepiej rzuci� si� w morze i uton��. Wtedy go syreny po�o�� na cyplu ska� i u�al� si� nad nim. Syreny? Precz! precz! Poka�e si�, �e pierwsza, kt�r� napotka w szafirowym morzu, b�dzie mia�a fa�szywy, przyprawiony, z nieprzemakalnego materia�u zrobiony rybi ogon.
- Ratunku! Ratunku! - wo�a� Dorn szeptem do kogo� niewidzialnego i wyci�gn�� przed siebie r�ce w stron�, gdzie przed chwil� nikogo nie by�o.
Teraz w tym miejscu znajdowa�a si� kobieta, kt�ra us�yszawszy g�os pe�en skargi, odwr�ci�a si� szybko i, ujrzawszy wyci�gni�te ku sobie r�ce bladego, smutnego m�odzie�ca i jego oczy, jakby dziecka, co przed chwil� przesta�o p�aka�, drgn�a, spojrza�a na niego wymownie i, zawahawszy si�, powzi�a nagle jakie� postanowienie. Podesz�a ku niemu szybko i zapyta�a �agodnie i bardzo tkliwie:
- Co panu jest? Czy pan chory?
Dorn nie powsta� nawet; nag�y ruch m�odej osoby tak go strapi� i takim nape�ni� rozrzewnieniem, �e si� jeszcze bardziej nad sob� u�ali�. Rozumia�, �e wsp�czucie i szlachetne serce kaza�o jej uczyni� to, co uczyni�a, wi�c tak jak chore dziecko, zapragn�� nagle serdecznej opieki.
- Czy pan chory? - powt�rzy�a ta pani.
- Bardzo... Boli mnie serce.
- Mo�e lekarza?
- Lekarza mi nie potrzeba. Moje serce umar�o - rzek� Dorn.
- Co takiego?
- Moje serce umar�o z braku mi�o�ci. Na co mi lekarz?
M�oda osoba pokry�a si� rumie�cem tak silnym, �e musia� od twarzy si�ga� do�� daleko.
- Ach, tak... Boja my�la�am... Przepraszam pana...
- Za co mnie pani przeprasza? - zawo�a� Dorn w nag�ym napadzie energii, zrywaj�c si� z krzes�a. - Za to, �e pani jest szlachetna i zbli�y� si� raczy�a do najnieszcz�liwszego cz�owieka na ziemi, a w tej chwili na morzu?
- To pan jest taki nieszcz�liwy? - zaszemra� cichutko jej g�os.
- Pani - rzek� Dorn, ju� nami�tnie - widzi pani tego ponurego majtka? Wygl�da tak, jakby zamordowa� ojca i matk�. A jednak jest on szcz�liwszy ode mnie. Pewnie gdzie� w jakim� porcie jest jaka� straszliwa mo�e kobieta, kt�ra go kocha. - A mnie nie kocha nikt. Widzi pani te mewy. Lec� za okr�tem, ale kiedy si� po�ywi�, wr�c� do swoich gniazd na ska�ach. A ja lec�, lec� bez ko�ca i nie po�ywi� si� nigdy. Szukam rzeczy, kt�r� przecie� znajdowa�o miliony ludzi, a ja jej znale�� nie mog� i nie znajd� chyba nigdy...
- Czeg� pan szuka?
- Mi�o�ci. Szukam serca, kt�re by jednym drgnieniem odpowiedzia�o mojemu sercu, kt�re ju� nie wo�a, lecz krzyczy, rozpaczliwie krzyczy...
- I pan go nie znalaz�?
- Nie znalaz�em!
- To dziwne. Pan taki pi�kny...
- Ja? Pi�kny?
Dorn podni�s� na ni� oczy z rozrzewnieniem. Powiedzia�a to g�osem s�odkim i dobrym, wi�c sam nie wiedz�c co czyni, wyci�gn�� ku niej obie r�ce, a ona po chwili wahania poda�a mu swoje, po czym usun�a je �agodnie.
- Jaka pani jest dobra! - rzek� serdecznie.
- Prosz� tego nie m�wi�. Nie zna mnie pan. Je�li kiedy by�am dobra, to tylko w tej chwili, bo chcia�abym, ogromnie bym chcia�a, aby panu by�o dobrze i aby pan... znalaz� to serce... to najdro�sze serce...
- Ja my�l�, �e ju� je znalaz�em - rzek� gor�co Dorn.
- Jeszcze nie! - zawo�a�a panienka weso�o. - Ale jakie to dziwne rzeczy dziej� si� na morzu! Na wodzie jest cisza, a na okr�cie jest burza. Pan gna jak burza. Jakiej pan jest narodowo�ci?
- Jestem Polakiem...
- Ach, tak my�la�am. Rycerski, pi�kny nar�d. M�j ojciec uwielbia Polak�w.
- A pani?
- Ja my�l�... ja my�l�, �e ich nawet mo�na kocha�... M�czy�ni w Polsce musz� by� pi�kni i smutni...
Dorn spojrza� na ni� z rozrzewnieniem. Mia�a drobn� twarzyczk�, nosek nieco zadarty, by�a bardzo m�oda. Spojrza� szybko na w�osy, by�y oboj�tnego koloru, wi�c pewnie prawdziwe; spojrza� na piersi - jakie takie, ledwie si� rysuj�ce, wi�c z pewno�ci� prawdziwe, bo fa�szerz zawsze przesadza. Uczyni�o mu si� b�ogo. Co� go niepokoi�o w tej figlarnej twarzyczce, lecz c� mo�e by� fa�szywego w twarzy? Nie �mia� si� zreszt� zbytnio jej przygl�da�, gdy� ona nie zdejmowa�a z niego oczu; zdawa�o si�, �e jednym si� u�miecha weso�o, aby go zach�ci�, a drugim, spokojnym, przestrzega powa�nie, �e si� ma�o znaj� i �e nie trzeba zapomina� o pi�knych i przyzwoitych formach.
Dorn by� zachwycony. Mewy ju� opu�ci�y okr�t, komin nie dymi�. Jego smutki tak�e ju� odlecia�y, serce przesta�o wydziela� z siebie czarny osad melancholii. Za godzin� by� zakochany; w sze��dziesi�tej pierwszej minucie postanowi� si� o�wiadczy�, dowiedziawszy si�, �e panienka jest wolna, �e jest bogata, �e nigdy nikogo nie kocha�a, ale bardzo tego pragnie i �e ojciec jej jest na okr�cie, tylko w tej chwili gra w bryd�a. To go jeszcze zach�ci�o. Ojciec, kt�ry gra w bryd�a, musi by� mi�ym cz�owiekiem i dobrym ojcem.
Uca�owa� jej r�ce, kiedy odchodzi�a, bo nie wypada�o ju� d�u�ej rozmawia� we dwoje z m�odym cz�owiekiem, tym bardziej, �e pasa�erowie, zagnani do kajut upa�em, zacz�li wychodzi� na pok�ad, aby u�y� wieczornego ch�odu. Odesz�a rozmarzona, a on zosta� szcz�liwy. U�miechn�� si� do ponurego majtka, kt�ry spojrza� na niego jak na wariata, u�miecha� si� do wszystkich.
Towarzysz jego od sto�u zbli�y� si� do niego i poprosi� o zapa�ki.
- Rozmawia� pan z mi�� panienk�! - rzek�, pykaj�c cygaro.
- Z najmilsz�! - zawo�a� Dorn i chcia� u�ciska� grubego cz�owieka, albowiem by� gruby.
- Dobrze pan zrobi� - m�wi� gruby pan. - Pozwoli pan, �e usi�d�... Dzi�kuj�... Dobra dziewczyna, a tak nie ma szcz�cia w �yciu.
Dorn nastawi� uszu.
- Nie ma szcz�cia? Ale je b�dzie mia�a.
- Przyda�oby si�. Bo czy� ona winna nieszcz�ciu?
- Nieszcz�ciu? Jakiemu nieszcz�ciu?
- A, to pan nie wie? Musz� panu powiedzie�, aby pan przypadkiem nie zrobi� jakiej niezr�cznej aluzji.
- Pan mnie zdumiewa!
- Ale� nic nadzwyczajnego. Ojciec, stary wariat, uje�d�a� r�wnie zwariowane konie, a dziewczyn� sadza� ko�o siebie. Raz konie ponios�y i ma pan nieszcz�cie.
- �adne nieszcz�cie!
- Dla pana. Ale dla niej sko�czy�o si� to strasznie. Niech si� pan jej dobrze przyjrzy; biedna dziewczyna ma lewe oko ze szk�a, a nos z parafiny...
- Ratunku! - wrzasn�� Dorn, kt�ry poj��, co go niepokoi�o w jej twarzy.
Rykn�� jak szalony, wskoczy� na sznurow� drabin� i jak zwinna ma�pa pobieg� a� pod szczyt masztu.
- Na pomoc! - krzykn�� gruby pan.
- Przekle�stwo! - rycza� Dorn i r�k� grozi� niebu, ziemi i morzu.
Wszyscy wybiegli na pok�ad, my�l�c, �e okr�t tonie. Panna ze szklanym okiem zblad�a biedactwo jak trup.
- Co si� sta�o? Co si� sta�o? - wo�a� kapitan, szybko biegn�c.
- M�ody Polak zwariowa�! - krzykn�� gruby pan - o, o, jest tam! tam!
- Pompy! - wo�a� kapitan - pr�dko obla� go wod�, bo zleci na �eb. Dw�ch majtk�w niech go straszy z przeciwnej strony, dw�ch niech go �ci�gnie za nogi, potem zamkn�� w kajucie. Biedny Polak! Bardzo by� mi�y!
- O tak! - westchn�a panienka - strasznie by� mi�y!
I z jednego oka sp�yn�a jej �za, biedactwu.
Ale i on. Dorn, godzien by� politowania. W przeci�gu miesi�ca zdarzy�y mu si� trzy wypadki, co najmniej przykre Przecie� mo�na t� ilo�ci� obdarzy� dw�ch jeszcze gentleman�w. Dlaczego jednak wszystkie trzy historie musia�y si� wydarzy� jemu?
Dorn wzni�s� oczy do nieba z niemym wyrzutem i westchn�� tak g��boko i tak bole�nie, �e Pan B�g sam zwr�ci� na to uwag�.
- Co za nieszcz�sny cz�owiek tak wzdycha? - zapyta�.
Odpowiedzia�y anio�y:
- Cz�owiek, kt�ry szuka �ony i nie mo�e znale�� ca�ej kobiety.
- Ach, to Dorn! - rzek� Pan B�g i machn�� r�k�. I tyle by�o ca�ej parady w niebie z powodu wielkich nieszcz�� kawalera Dorna. Spochmurnia� i by� biedny. Postanowi� jednak nie zbli�a� si� do �adnej kobiety. Serce w nim skar�y�o si� z racji tego postanowienia, jak �a�o�nie rozkochany s�owik, albowiem by�o pe�ne s�odyczy i pragn�o mi�o�ci tak zach�annie, jak pijak pragnie w�dki. Dorn jednak si� zawzi��. By� pewny, �e Wenus Milo�ska wtedy tylko nie ma r�k, kiedy on na ni� patrzy i �e zaraz odrastaj�, kiedy on odejdzie. Wiedzia�, �e kiedy si� zbli�y do zupe�nie zdrowej i nieuszkodzonej kobiety, to si� z ni� musi co� sta�: albo jej oko wypadnie, albo z�by, albo oderw� si� jej nogi od tu�owia; o�lepnie, oniemieje albo wy�ysieje. Czu�, �e nosi� w sobie okropn� jak�� sil� deformowania kobiet. Jego nieszcz�cie jest wielkie, ale nieszcz�cie tych istot niewinnych jest chyba wi�ksze. Dlatego postanowi� unika� kobiet, obchodzi� je z daleka, ka��c swojemu sercu cierpie� niewypowiedzianie.
Id�c ulic�, nie patrzy� na nie. Czasem tylko rzuci� z ukosa spojrzenie ironiczne na �adn� dziewczyn� i my�la�.
- O, nieszcz�sna! Masz zdrowe nogi, bo biegniesz, lecz gdybym zechcia�, gdybym ci zaofiarowa� moj� mi�o��, wpad�aby� w tej chwili pod tramwaj i nie mia�aby� n�g!
Sam si� wstrz�sn�� na t� my�l i a� oczy przymkn��, otworzy� je jednak z nag�ym przera�eniem, gdy� w tej chwili zagada� g�os kobiecy:
- Przepraszam pana, kt�r�dy si� idzie na plac Zgody?
W pierwszej chwili chcia� uciec, lecz nogi wros�y mu w ziemi�. Zblad� tylko i nie m�g� od razu wym�wi� s�owa. M�oda panienka, bardzo prowincjonalnie ubrana, �adna i mi�a, spojrza�a na niego ze zdumieniem.
- Biedactwo! - pomy�la� Dorn - jeste� zgubiona.
Poniewa� nie odpowiedzia�, tylko patrzy� na ni� bole�nie, panienka zarumieni�a si� mocno i chcia�a odej��.
- Dorn! Czy� zwariowa�? - krzykn�o w nim serce.
Z kolei on si� zawstydzi� i zacz�� m�wi� szybko:
- Bardzo pani� przepraszam... Ach, c� za roztargnienie!
Zamy�lony by�em i nie dos�ysza�em pytania pani. Pani idzie na plac Zgody? To do�� daleko; niech pani pozwoli, ja id� tam w�a�nie, je�li wolno, to pani� zaprowadz�.
- Pan jest zbyt uprzejmy i pewnie robi� panu k�opot. Ale to takie straszne miasto. Bo ja jestem z prowincji, prosz� pana. M�j ojciec jest lekarzem... Je�li pan taki dobry... �a w istocie boj� si� sama chodzi� nawet w dzie� przez te okropne ulice... Tu mog� cz�owieka rozjecha� na �mier� ka�dej chwili... U nas w miasteczku je�dzi tylko beczka z wod� i to bardzo powoli, wi�c si� nikt nie boi.
Dorn u�miechn�� si� po raz pierwszy od wielu dni, lecz zaraz zgasi� u�miech, jak jaskraw� �wiec�. S�uchaj�c mi�ej paplaniny, patrzy� bystro i ogl�da� j� przenikliwie. Rozdziewa� oczyma z jaskrawej sukienczyny i bada�, bada�, jak inkwizytor dusz�. Oczy w porz�dku, w�osy r�wnie�, nos prawdziwy. M�czyzn� chyba nie jest, gdy� zbyt jest drobna i ma wysoki przyjemny g�osik. Nogi �liczne, r�k ma tyle, ile trzeba, ani jednej za ma�o, ani jednej za wiele. Widzi, s�yszy, gada, chodzi, rusza r�koma. Niczego jej nie brak, jest kompletna. Nie, ta kobieta nie jest fenomenem. Ale jeszcze sobie nie dowierza�, pomy�lawszy, �e wszystko ukry� potrafi kobieta. Wi�c zadawa� pocz�� zdumionej dziewczynie zwariowane pytania:
- Czy pani dobrze widzi?
- Jak jastrz�b!
- Niech�e mi pani przeczyta, co tam napisane na tym ma�ym szyldzie?
- Ale po co? Napisane jest "Akuszerka, Magdalena".
- A czuje pani jak ulica brzydko pachnie?
- Tak, benzyn�!
- A gdyby szybko najecha� na pani� wprost automobil - co by pani zrobi�a?
- Uciek�abym jak szalona.
- Bogu dzi�ki. Bogu dzi�ki! - m�wi� uradowany Dorn.
Nagle jednak spojrza� na ni� bystro. - A dlaczego pani zwr�ci�a si� do mnie?
- Przepraszam, je�li panu zrobi�am przykro��...
- Ale� przeciwnie! zrobi�a mi pani �yw� przyjemno��, ale dlaczego do mnie?
Panienka spu�ci�a oczy.
- Bo pan tak przyzwoicie wygl�da i... tak mi�o... Pan musi by� dobry...
Dorn spojrza� na ni� z niebia�skim wyrazem twarzy.
- Nie pomyli�a si� pani, jestem dobry. Zrobi�, co pani ka�e! Co pani ma do roboty na placu Zgody?
- Nic. Tylko stamt�d umiem trafi� tam, gdzie wczoraj jad�am �niadanie z ojcem. Teraz ojciec mnie na par� godzin opu�ci�, bo poszed� do Akademii Medycznej i mamy si� spotka� o sz�stej, a teraz jest dopiero pierwsza, wi�c id� sama co� zje��.
- Sama? To niemo�liwe! Musi mnie pani zabra� z sob�!
- Pana? Czy� ja mog� pana zabra�? Pan jest strasznie dobry! Ale ja nie wiem...
Dorn, rozpromieniony jak �ak, kiwa� ju� r�k� na automobil. Zawi�z� dziewczyn� do pierwszorz�dnej knajpy, s�u�y� jej jak dziecku, dokazywa� jak cz�owiek, kt�ry zgubi� swoje nieszcz�cie. Biedna prowincjonalna duszyczka by�a w pi��dziesi�tym czwartym niebie; si�dme - nie da�oby najmniejszego wyobra�enia o jej szcz�ciu. Po szampanie chcia�a go koniecznie poca�owa�, melba z ananasem wyda�a jej si� czym� tak drogocennym, �e oddanie za ni� cnoty dziewiczej by�oby lich� zap�at�. Dorn mia� rumie�ce i szala�. Kocha� si� od pierwszej minut czterdzie�ci pi��, naturalnie na wieki. Kiedy si� panienka obliza�a po melbie, wpad� w zachwyt, upewniony bowiem co do szczeg��w jej budowy mniej wi�cej jawnych, mia� jednak podejrzenia, czy panienka posiada j�zyk. To, �e m�wi�a, nie by�o �adnym dowodem; kobieta potrafi m�wi� nawet bez j�zyka. W tej chwili ujrza� go w ca�ej chwale i by� szcz�liwy. By� te� szcz�liwy z powodu nies�ychanego apetytu dziewcz�tka. Nie zauwa�y�, �e i garsoni, zdumieni, pokazywali j� sobie dyskretnie i szeptali cicho po k�tach.
Na przeja�d�ce w automobilu po lasku, uca�owali si� trzy razy wspornic, siedem razy on j� uca�owa� pojedynczo. Potem zacz�li omawia� nast�pne spotkanie. Dorn chcia� jak najpr�dzej - ba� si�, �e do jutra panienka mo�e straci� oko lub nos.
- Zobaczymy si� dzi�! - powiedzia�a, powa�niej�c. - Musz� panu udowodni�, �e ja nie jestem byle kim, cho� jestem z prowincji.
- Jeste� cudna!
- Ale i co� wi�cej. O mnie ju� wiele wiedz�, ale jutro b�dzie m�wi� ca�y kraj.
- Ur�n�a si� panienka! - pomy�la� weso�o Dorn, jeszcze bardziej si� raduj�c, bo widocznie niebia�ska ta istota i m�zg ma w porz�dku, tylko bowiem m�zg zdrowy i w szlachetnym stanie reaguje na alkohol.
- Niech si� pan nie �mieje! - rzek�a ona tonem zarozumia�ym. - Jutro pan b�dzie dumny, �e mnie pan zna. Ja robi� wielk� karier�.
- Czemu� to, najmilsza kobieto na �wiecie?
- Dowie si� pan. Przedtem ojciec zabroni� mi m�wi�.
- Dobrze, ju� dobrze!
- Niech pan przyjdzie dzi� o dziewi�tej do Akademii Medycznej. Ja tam b�d� z ojcem. Poznam pana z moim ojcem. Ale niech pan koniecznie usi�dzie w pierwszym rz�dzie.
- Czy to b�dzie prelekcja?
- Pewnie b�dzie i prelekcja. Ja b�d� pana szuka�a w pierwszym rz�dzie.
Po�egnali si� najczulej, po czym Dorn poszed� rozmy�la� i czeka� godziny dziewi�tej. Jeszcze �wiate� nie zapalili w auli, a on siedzia� w pierwszym rz�dzie amfiteatru. Ma�o go to obchodzi�o, �e ojciec, prowincjonalny lekarz, chce by� koniecznie na medycznym wyk�adzie. Trudno. Dla kobiety mo�na godzin� sp�dzi� i z doktorami.
Sal� zape�niono szczelnie. Dziesi�� minut by�o po dziewi�tej, a panienki jeszcze nie by�o. Dorn by� niespokojny, ale drzwi ju� zamkni�to i z powodu t�oku nie mo�na by�o si� wydosta�. Smutno wi�c rozpocz�� s�ucha� jakiego� nudnego wyk�adu, z kt�rego ani s�ysza�, a tym bardziej nie rozumia� ani s�owa.
- Naturalnie! - my�la� ponuro - gdyby jej brakowa�o jakiego� organu, to by przysz�a. Jest ca�a i naturalnie zbudowana, wi�c nie przyjdzie. To jest moje szcz�cie.
W tej chwili audytorium poruszy�o si� ze szmerem i z okrzykami zdumienia. Prelegent, dostojny jaki� profesor, podni�s� g�os. Dorn zacz�� s�ucha�.
- Tak, panowie. To nie jest fantazja! Kolegium przeprowadzi�o najsumienniejsze badania i stwierdzi�o fakt niebywa�y. Za chwil� b�d� mogli koledzy lekarze obecni na sali i panowie przedstawiciele prasy sprawdzi� to osobi�cie i dowiedzie� si� o istocie fenomenu. Prosz� si� nie t�oczy�!... Prosz� wprowadzi� pacjenta!
Otwarto drzwi za katedr� profesora i panienk� Dorna wprowadzono na estrad�. By�a bardzo blada i sz�a z powag�, jak panna m�oda do �lubu.
Dorn j�kn�� g�ucho. Przed oczyma zacz�� mu lata� czarny �nieg.
Sala ca�a utkwi�a w ni� oczy. Profesor za� m�wi�. - Oto jest panna X. z Z. Ma lat osiemna�cie. Na �wiat przysz�a prawid�owo. Rozwini�ta znakomicie. Prosz� pan�w. Ta panienka mo�e by� s�usznie uwa�ana za najg�o�niejszy fenomen naszych czas�w. Ta panienka jest fenomenem podw�jnym.
Dorn wpi� paznokcie w pulpit i dr�a�.
- Sprawdzili�my, �e posiada ona dwa �o��dki, jeden normalnej wielko�ci, drugi mniejszy.
Na sali zerwa�y si� oklaski, pe�ne podziwu i szczerego uznania. Dorn si� podni�s� i wygl�da� jak krwawy tygrys przed skokiem. Panienka ujrza�a go i u�miechn�a si� z dum�.
- ...Ale fenomen ten jest ma�o znacz�cym drobiazgiem, wobec innej jej w�a�ciwo�ci nies�ychanej. Panowie! Ta panienka ma serce umieszczone z prawej strony!
Nag�y, straszliwy ryk rozdar� powietrze. Dorn wytrzyma� dwa �o��dki, serca z prawej strony nie m�g� wytrzyma�. Rzuci� si� jak furiat na jakiego� profesora, kt�ry dr�a� obok niego z zachwytu, wczepi� si� szponami palc�w w jego w�osy i zacz�� rycze�, rz�zi�, wierzga� nogami, p�aka� na g�os. Oszala�. Policja wynios�a go na r�kach.
Nazajutrz le�a� w malignie i ciskaj�c si�, wci�� si� chwyta� r�koma za brzuch i gni�t� go niemi�osiernie, albo si� chwyta� r�k� za piersi ze strony prawej i dar� koszul�. Po dw�ch dniach mia� przykre zaj�cie. Lekarz, kt�rego przywo�ano, my�l�c, �e Dorn naprawd� zwariowa�, widz�c, �e jego pacjent jest zdr�w, nieco tylko ma rozpr�one nerwy, chcia� go zainteresowa� i pocz�� mu opowiada� o nadzwyczajnym fenomenie, kt�ry zajmowa� ca�e miasto.
- Co to za fenomen? - zapyta� Dorn ze z�ym b�yskiem w oczach.
- Situs viscerum inversus totalis.
- To znaczy?
- Serce po prawej stronie, a na domiar tego...
Nie sko�czy�, albowiem Dorn uderzy� go w furii porwanym spod ��ka butem po g�owie.
Nie by�o tedy nic dziwnego w tym, �e biedny Dorn opu�ci� to straszliwe miasto, gdzie zdarzaj� si� dziewice, kt�rym nie tylko niczego nie brak, jak to zwykle u dziewicy, ale czego� maj� za wiele, w podw�jnym egzemplarzu.
Ja�owe go�ci�ce wielkich dr�g �wiata skrapla� gorzkimi �zami. J�cza� na l�dzie, p�aka� na morzu, jakby w nim soli by�o za ma�o i wody. Wozi� swoje nieszcz�cie tam, gdzie wszyscy zdawali si� szcz�liwi. Nie wierzy� nikomu, nie wierzy� w�asnym oczom, w s�usznym mniemaniu, �e mo�na ostatecznie dojrze� defekt na wierzchu, �aden wzrok jednak nie dojrzy, co si� dzieje we wn�trzu brzucha. U�miecha� si� z gorycz� i politowaniem, s�ysz�c, jak kto� m�wi� do kogo�:
- Niech pan spojrzy, jak ta kobieta jest cudownie zbudowana!
- W istocie! - m�wi� ten drugi z zachwytem - ani cienia b��du.
- O, g�upcy! - my�la� Dorn - o, �lepi! Je�li nie ma sztucznych �eber z aluminium, to ma piersi z gutaperki, a je�li ma piersi prawdziwe, to ma przyprawione ucho.
I �mia� si�, i by� m�dry.
Serce w nim p�aka�o wci��, pochlipywa�o w�a�ciwie, jak dziecko, co si� nie mo�e zupe�nie w p�aczu utuli�, a jednak on si� �mia�. Z pasji, z w�ciek�o�ci, ze zdenerwowania. Wiedzia�, �e go nic nie odstraszy, �e to rzecz niesko�czona, �e jak �ma w p�omie�, tak on wpadnie w now� jak�� awantur� i jak cz�owiek, kt�ry u�ywa kokainy, cho� rozumie niebezpiecze�stwo tego �ycia, tak on nie m�g� si� obroni� przed poci�gaj�cym urokiem trucizny.
Bawi� si� zupe�nie tragicznie, bo zacz�a si� w nim budzi� chora ciekawo��, co mu si� w�a�ciwie mo�e zdarzy� jeszcze. Mo�e si� okaza� najwy�ej (!), �e kobieta, z kt�r� si� o�eni wreszcie, b�dzie ca�a sztuczna, b�dzie genialnie zrobion� lalk�, kt�r� on porozkr�ca i b�dzie po kawa�ku wyrzuca� przez okno. Wi�cej si� nic zdarzy� nie mog�o.
Dorn stawa� si� fatalist�, kt�ry si� losowi �mieje w nos.
Zamieszka� w ma�ej mie�cinie, gdzie by� spok�j i cisza. W takiej ma�ej mie�cinie nie ma sztucznych kobiet, bo kto tu nie ma oka, ten go sobie nie sprawi za drogie pieni�dze, ani nie b�dzie sztukowa� nosa parafin�, bo to trzeba zrobi� w Pary�u; tu chodzi ka�dy z takim nosem, jaki mu Pan B�g dal, w kszta�cie ma�ego kartofla, korniszona, haka, dzioba kaczki, szyd�a - wszystko jedno. Pod tym wzgl�dem by� Dorn spokojny, ma�o mia� zreszt� nadziei, by w ma�ej mie�cinie znalaz� przedmiot p�ci �e�skiej, godny swojego smaku. Zbyt wiele go nie okazywa� nigdy, bo go w nim przyt�pi�a nami�tna potrzeba kochania, mia� jednak�e wymagania �ci�le okre�lone...
Zamieszka� w dwupi�trowym hoteliku, kt�ry by� najwspanialszym w miasteczku budynkiem; czyta� ksi��ki o mi�o�ci, pali� bezustannie papierosy i pi� du�o wina, wi�d� wi�c �ywot, wprawdzie ascetyczny, lecz szczeg�lnie ze wzgl�du na obfito�� wina godny pozazdroszczenia. Rzadko wychodzi� z pokoju i godzinami wpatrywa� si� w ogr�d karlich i poskr�canych jak paralityk, albo jak �ycie drzew oliwnych i w winne szczepy, najcudowniejszy wynalazek Pana Boga, kt�ry je sadzi� pe�en z�otej rado�ci.
Przynoszono mu jedzenie do pokoju; uwa�any by� za znakomitego go�cia, za ksi�cia z obcego kraju, gdy� pija� mocno i by� smutny. W�a�cicielka hotelu, baba rozmiar�w pot�nych, z g�b� �wiec�c� si� jak samowar, tak okr�g�a, �e z ka�dej strony by�a w odmiennym stanie, szanowa�a go�cia i wzdycha�a nad jego smutkiem. Kobiety t�uste maj� przedziwnie dobre serca.
Dorn rzadko z ni� rozmawia�, jeszcze rzadziej na ni� patrzy�. Przywyk� do jej hucz�cego g�osu i do takich westchnie�, jakie wydaje g�ra, kiedy jest w po�ogu i ma urodzi� mysz. Tote� odwr�ci� si� szybko, jak �gni�ty szyd�em, kiedy za nim odezwa� si� �liczny glos:
- Prosz� pana, przynios�am �niadanie!
- Bo�e, miej lito�� nade mn�! - j�kn�� bez g�osu Dorn.
Z tac� w obu r�kach sta�a dziewczyna jak topola, smag�a i cudownie u�miechni�ta.
Dziewczyna za�mia�a si� g�o�no.
- Ach, jak pan �miesznie wygl�da, taki zdziwiony! Ja jestem c�rk� w�a�cicielki hotelu. Matka jest chora, bo ma lataj�c� nerk�...
- Matka? Z ca�� pewno�ci� matka?
- Tak, czemu si� pan dziwi? My�la�am, �e panu o tym opowiada�a, bo ona wszystkim o tym opowiada. Bardzo j� dzi� zabola�o, wi�c le�y, a ja j� zast�puj�. Chyba, �e pan nie chce - doda�a z szelmowskim u�miechem.
Dornowi s�o�ce wesz�o na g�b�. Podskoczy�, wyj�� �agodnie tac� z jej r�k i patrzy� z zachwytem.
- Gdzie si� pani ukrywa�a? Ja tu przecie� mieszkam od dziesi�ciu dni!
- Ja wiem, ja pana widzia�am ju� kilka razy, a mnie pan nie widzia�, bo matka nigdy by na to nie pozwoli�a.
- Czy�bym ja pani� zjad�?
- Pewnie nie, ale moja matka, prosz� pana, to jest bardzo m�dra kobieta. I zawsze mi m�wi, �ebym si� nie pokazywa�a go�ciom, bo go�� przyjedzie i pojedzie, a dziecko mo�e zosta�.
- Jakie dziecko?
- O, jaki pan naiwny! Gdzie jest dziewczyna tam mo�e by� dziecko.
- Ach, tak! - roze�mia� si� Dorn. - W istocie, jest to m�dra kobieta. Niech pani si� k�ania mamusi.
- Niech B�g broni, ona nie wie, �e ja tu posz�am...
- �aa! To pani tak z w�asnej woli?
Dziewczyna si� zarumieni�a, jak kuropatwa na ro�nie.
- Serdecznie pani dzi�kuj�! - rzek� Dorn rado�nie. Po�o�y� na stole tac�, kt�r� dot�d trzyma� w r�ku, chwyci� obie r�ce dziewczyny i obie uca�owa�. Ona za� z rumianej sta�a si� blada.
- Co pan zrobi�? Mnie jeszcze nikt w r�k� nie poca�owa�...
- Ja odrobi� t� straszn� krzywd�! - szepta� Dorn.
Tylko cz�owiekowi, kt�ry dziwnie mierzy, wyda� si� mo�e, �e zbyt daleko jest od r�k do ust. Jest to odleg�o�� �miesznie ma�a, bo w og�le cia�o pi�knej i m�odej kobiety ma t� dziwn� w�a�ciwo��, �e burzy wszelkie poj�cia o odleg�o�ciach. Sam nie wiesz, kiedy i jak... A ona tym bardziej...
Dziewczyna by�a odurzona; wielki pan i przyjemny ch�opiec ca�owa� jej r�ce, usta i w�osy. I cho� furia jego zaw�adn�a tylko g�rn� cz�ci� jej m�odego cia�a, w ca�ym ciele poczu�a dreszcz, kt�ry j� obiera� z si�. Pieszczota Dorna wyda�a jej si� nies�ychanie, niebotycznie... wielkopa�ska. To j� przede wszystkim nape�ni�o szcz�ciem.
- Nareszcie co� takiego, jak lataj�ca nerka, przynios�o mi szcz�cie! - my�la� w nocy Dorn. Wypi� wszystko wino i patrzy� na �wiat, jak cz�owiek, kt�ry otworzy� oczy po odci�ciu go od szubienicy.
Nazajutrz mama jeszcze le�a�a i Dorn ca�owa� znowu. A cho� pijany by� szcz�ciem, nie zaniedba� ostro�no�ci; chytry jak w��, wpe�za� wsz�dzie, bada� wszystko; cz�owiek, kt�ry kupuje konia od znanego oszusta, tak go nie bada pilnie, jak Dorn bada� t� mi�� dziewczyn�. Prawda nie mog�a by� prawdziwsza. By�a to prawda tym milsza, �e cho� nie naga, ca�owa�a jak bachantka. Ta dziewczyna gorza�a jak smolna pochodnia, tote� bi�a od niej �una i bardzo Dornowi by�o gor�co.
- Nareszcie - jestem u celu. Znalaz�em! Znalaz�em! - wola� jak Archimedes i tak si� za�mia� bezczelnie w pysk nieszcz�snemu losowi swojemu, �e los, ogon pod siebie wzi�wszy, chy�kiem, cicho skowycz�c, odszed� we wstydzie.
I tym si� bardzo nie martwi�, �e lataj�cej nerce mamy znudzi�o si� wreszcie latanie i da�a spok�j frywolnej zabawie. Kochankowie, z�odzieje i adwokaci potrafiliby oszuka� diabla, istot� zreszt� naiwn� i nies�usznie spotwarzon�. Tak k�ama�, jak kochankowie, z�odzieje i adwokaci, nie potrafi najstarszy diabe�.
Dorn i pi�kna dziewczyna mieli gotowy spisek i swoje pismo; koszula damska, susz�ca si� na winnej pergoli. m�wi�a: "kiedy wszyscy p�jd� spa�, b�d� w ogrodzie" - r�cznik wo�a�: "uwa�aj, matka z�a, nic si� nie da zrobi�!" Rzeczy martwe bowiem maj� swoj� wymow� tajemn� i pi�kn�.
Zakochany Dorn zachowywa� si� jak rozmarzony student. Nie by�by skrzywdzi� dziewczyny za nic na �wiecie; kocha� j� czule i pi�knie. Tym bole�niej wypatrywa� znak�w w ogrodzie. Nie by�o �adnych, cho� deszcz nie pada� i mo�na by�o suszy� bielizn�; na por� deszczow� zreszt� by�y te� przewidziane znaki r�wnie� pomys�owe. Przychodzi�a do niego gruba mama i wzdycha�a grubo.
Dziewczyna wpad�a, jak kamie� w wod�.
Noce by�y cudowne i pe�ne z�otej �aski ksi�yca; Dorn rozpacza�. Nie ma bowiem bardziej smakowitego poca�unku jak ten, kt�ry pachnie noc� ksi�ycow�; ludzie ca�uj� si� wtedy jak duchy i s� dobrzy. Na to zreszt� stworzy� Pan B�g ksi�yc. bo nie ma innej racji jego istnienia. Przecie nie po to go stworzono, aby psy mia�y przyjemno�� i by mog�y wy� w okre�lonym kierunku.
O tym rozmy�la� Dorn, kiedy si� w czasie pe�ni wykrada� po skrzypi�cych schodach do ogrodu i patrzy� w jej okno. Doko�a by�o cicho i z�oci�cie. Nagle co� skrzypn�o. Co to? Tak! To jej okno, to naro�ne... Tak! tak! Dorn zmartwia� ze szcz�cia i przytuli� si� do s�upa pergoli, daj�c po chwili znaki w stron� okna.
Dziewczyna stan�a w oknie, ale go nie ujrza�a. Widocznie wi�ziona przez starego smoka z lataj�c� nerk�, musia�a najpierw sw�j smutek zwierzy� ksi�ycowi.
Ksi�yc dlatego ma min� starego wariata, �e od wiek�w s�ucha panie�skich zwierze�.
- Lizetto! - szepn�� Dorn.
Nie us�ysza�a go, on za� ani nie �mia� krzykn��, ani zbli�y� si�, gdy� okna mamy by�y otwarte, wi�c tylko patrzy� w ni� jak w obraz.
Dziewczyna by�a w koszuli; ksi�yc j� rozche�sta� i g�adzi�o to stare, z�ote bydl� jej piersi. Dorn nie m�g� oderwa� wzroku. Nagle si� zaniepokoi�. Co to jest, na Boga? Dziewczyna stan�a na parapecie okna i wci�� w ksi�yc wpatrzona, spu�ci�a bose nogi na gzyms, biegn�cy wzd�u� domu, stan�a na nim pewnie i r�wnie pewnie i�� pocz�a w stron� pokoju Dorna.
- Moje okno zamkni�te! - j�kn�� Dorn - a ona idzie do mnie!
R�wnocze�nie zala�a go gor�ca fala szcz�cia. Mi�o�� tej prostej dziewczyny dosz�a do bohaterstwa. Grozi jej �mier�, a ona idzie do niego...
Nie, nie do niego! Mija okno i idzie dalej... Coraz dalej... Po wyst�pie muru w�azi na dach i idzie po stromym dachu, ostro�nie jak kot, a r�wnocze�nie �mia�o. Ksi�yc w�druje za ni�, jak apasz za kochank�.
Lunatyczka...
Dorn, mdlej�c, ujrza� tylko, �e w pokoju matki mign�o �wiat�o i w domu powsta� ruch. Dw�ch parobk�w wybieg�o zza w�g�a z d�ug� drabin� i bieg�o w wielkiej ciszy.
Dorn za� le�a� na grz�dzie tak d�ugo, a� go poranny ch��d tr�ci� niecierpliwie i zacz�� nim tarmosi�, jak policjant tarmosi �pi�cego w miejskim ogrodzie w��cz�g�.
Powsta� leniwie troch� blady, troch� siny, ale spokojny �miertelnym spokojem.
- Zacz�a si� inna seria! - rzek� g�ucho - nie ma dla mnie szcz�cia na tej ziemi...
I wyjecha� chy�kiem.
Wyda�o mu si� jasne, �e los wprowadzi� w jego �ycie pewn� rozmaito��. By� mu za to wdzi�czny. My�la� o swoim nowym nieszcz�ciu �agodnie, z dobrym smutkiem cz�owieka, kt�ry wie o tym, �e nic innego sta� si� nie mo�e nad to, co si� dzieje.
Los jego stan�� przed nim arogancko i u�miechn�� si� zwyci�sko, nielito�ciwie.
- Nie szkodzi - rzek� Dorn przed siebie, w powietrze - r�b pan swoje!
Po czym pojecha� do wi�kszego jeszcze miasta, ni� wszystkie, kt�re zna� dot�d.
- Tu si� pr�dzej wyczerpie repertuar! - my�la� - kto� si� wreszcie zm�czy.
Spotkawszy pierwsz� kobiet�, by� pewny, �e b�dzie ona powodem jakiego� bardzo dziwnego nieszcz�cia. Kobieta ta spojrza�a na niego z u�miechem, na czym wysz�a doskonale i na czym zrobi�a pierwszorz�dny interes: po�lizgn�a si� na posadzce i z�ama�a obojczyk. Gdyby by�a przez dziesi�� minut rozmawia�a z Dornem, by�aby z�ama�a obie nogi w biodrze i r�k� praw� w przegubie, nie m�wi�c ju� o takich drobnostkach, jak wstrz�s m�zgu.
W salonie powsta� nieopisany pop�och i rwetes, jest to bowiem wypadek w towarzyskim �yciu do�� rzadki, aby sobie kto� �ama� obojczyk. Dorn, stary, do�wiadczony katastrofista patrzy� z doskona�� oboj�tno�ci�, jak wszyscy poszaleli, chc�c pom�c biednej damie; najwytworniejszej bowiem damie do�� du�� przykro�� sprawia z�amane serce, c� dopiero cz�� cia�a tak bolesna i nier�wnie wi�kszego dla kobiety znaczenia jak obojczyk.
- Panie Dorn! - rzek�a do niego w tej chwili mi�a jedna matrona, przyjaci�ka jego matki, st�d w przyjacielskich z nim b�d�ca stosunkach - niech pan odprowadzi moj� c�rk� do domu, gdy� ja tu musz� pozosta�... Taki wypadek... taki przykry wypadek.
Dornowi by�o wszystko jedno, kogo i dok�d ma odprowadzi�. C�rk� tej pani? Niech b�dzie c�rka tej pani.
By�a to panienka cicha, ma�om�wna, skromna i bardzo blada. Ach, to ta?! Dorn przypomnia� sobie, �e dzi� kilka razy spotka� si� z jej wzrokiem, kt�ry by� r�wnie� cichy i jakby zgas�y. B�yski jej g��bokich, szarych oczu l�ni�y jak �wiat�a pod aba�urem. Wygl�da�a tak powiewnie i s�odko, jak kobiety Bume Jonesa i taka by�a pe�na pokornej melancholii. Nie pi�kna, a jednak by�a pi�kna. Smutek prawdziwy i nie przesadzony jest najwytworniejszym strojem kobiety, dlatego te� wiele kobiet bardzo lubi, je�li kto� umiera w ich dalszej rodzinie, m�� albo stryj.
Smutna panienka by�a jednak naprawd� czego� smutna. Mieszka�a niedaleko, wi�c szli piechot�. Dorn b�ka� co� od czasu do czasu i patrzy� przed siebie bezmy�lnie.
- Co pana trapi, panie Dorn? - szepn�a ona nagle.
Dorn spojrza� na ni� po raz pierwszy. By�a tak samo smutna.
- Nic. prosz� pani. My�la�em o tym, jak kruche s� kobiety.
- Ach, to straszny wypadek. Pierwszy raz w �yciu widzia�am takie nieszcz�cie; to okropne!
- Co? Taki obojczyk! Cha! cha!
Dorn za�mia� si� jak trzech szatan�w, takich najzgry�liwszych.
- Czemu pan si� �mieje? To nie�adnie.
- Tak, pewnie, �e to nie�adnie. Ale, droga pani, ja widzia�em takie wypadki... Och, pani, chyba mniej na �wiecie jest wypadk�w ze szk�em... Gdybym pani m�g� wszystko opowiedzie�, m�j Bo�e!
- Niech pan opowie...
- Nie b�dzie pani spa�a.
- To kiedy� w dzie�. Zreszt�, musi nas pan odwiedzi�.
- Jest mi absolutnie wszystko jedno! Ach, nie! przepraszam... Niech pani �le mnie nie rozumie. Ale� naturalnie...
Odwiedz� pa�stwa, by�bym to zreszt� zrobi� bez zaproszenia.
- Jest pan bardzo mi�y!
- Jezus, Maria! - pomy�la� Dorn - ka�da zaczyna od tego, �e jestem mi�y.
Od tej chwili patrzy� Dorn ponuro w jej i swoj� przysz�o��.
Zapyta�, kiedy mo�e z�o�y� wizyt�.
- Kiedy si� panu podoba.
- Czy jutro po sz�stej - mo�na?
- Po sz�stej? Ach, tylko nie o tej porze - m�wi�a z nag�� szybko�ci�. - Wszystko jedno kiedy, byle nie mi�dzy sz�st� a si�dm�. Niech si� pan nie dziwi, ale w tym czasie mam lekcj� �piewu.
Dorn, po�egnawszy smutn� panienk�, wiedzia� pewnie o dw�ch sprawach, o tym, �e, je�li si� w niej nie zakocha� dzi�, to z pewno�ci� zakocha si� jutro, i o tym, �e b�dzie nieszcz�cie. Jakie? Jest mu to zupe�nie oboj�tne, ju� mu tam niebo co� mi�ego wymy�li. Zakocha� si� by�o �atwo; panna, cho� bogata, mia�a w oczach ca�e morze cichego smutku; smutek ten by� czaruj�cy. Trzeciego dnia Dorn wiedzia�, �e kocha. Panienka patrzy�a na niego z rozrzewnieniem i ze smutkiem pi�kniejszym jeszcze. Bywa� niemal codziennie u tych dobrych pan, w rozmaitych porach. Nigdy jednak mi�dzy godzin� sz�st� i si�dm�. Dlaczego? Dorn si� zastanowi�. Co� go zaniepokoi�o. Powiedzia�a, �e uczy si� �piewu. Kto uczy si� �piewu codziennie i tak �ci�le, wedle zegarka? Nazajutrz stan�� w ukryciu na ulicy i patrzy�, czy kto wchodzi oko�o sz�stej. Nikt nie wszed�, ani oko�o si�dmej nikt nie wyszed�.
- Moje nieszcz�cie zdarzy si� mi�dzy sz�st� i si�dm� - pomy�la� Dorn.
Nagle uderzy� si� w g�ow�.
- Przecie� w tym domu nie ma fortepianu! - zawo�a� ze zdumieniem - czy panienka uczy si� przy harfie? Nie ma i harfy!
Sta� si� jeszcze smutniejszy ni� panna. Patr