2424

Szczegóły
Tytuł 2424
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

2424 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 2424 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2424 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

2424 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JOANNA CHMiELEWSKA Z�OTA MUCHA OSfs^ WARSZAWA 1998 Redaktor Julita Jaske Projekt ok�adki i opracowanie graficzne DYLIS Studio Sk�ad i �amanie Piotr Sztanderski Copyright � 1998 by Joanna Chmielewska ^11 rights reserved (^/ Wydanie I &3.JCU- ,U2^ OA- 'S--1 " ^ .'^^)Wyda\vmctvfo �VERS" 05-510 Konstancin- Jeziorna l Skrytka pocztowa 2 ISBN 83-7127-037-2 Druk: Zak�ady Graficzne ATEXT S.A. ^JJ Gda�sk, ul. Trzy Lipy 3 ^ lei. (0-58) 302-57-69, (0-58) 302-64-41 Wszystkie trzy tragedie rozegra�y si� w tym samym miej- scu i zapewne tego samego dnia. Dzie� musia� by� pi�kny, s�oneczny, upalny, taki w kt�rym drzewa poc� si� z gor�ca. Poci�y si� te� w tym tropikalnym upale w�a�ciw� sobie sub- stancj�: �ywic�. Ros�y owe sosny jako� rozmaicie, nie tylko w wodzie i nie tylko na suchym gruncie, albo mo�e z wody wyrasta�y kwiaty, wabi�ce barw� i woni�, bo na jednym po�ywia� si� motyl. Sk�ada� i rozk�ada� ogromne, kolorowe skrzyd�a, nie przeczuwaj�c niebezpiecze�stwa, i w�a�nie w momencie, kie- dy je roz�o�y�, z g�ry sp�yn�a kropla. Kapn�a tu� obok, wielka i ci�ka, nie zahaczy�a porz�dnie ani motyla, ani kwiatka, zaledwie musn�a ca�� grup�, ale to wystarczy�o, �eby z wn�trza ro�linki i ze skrzyd�a motyla podni�s� si� ob�ok py�u. Ma�a, g�sta chmurka, kt�r� zgarn�a nast�pna spadaj�ca kropla. Trafi�a w ni�, skupi�a mikroskopijne dro- biny i razem z tym py�kiem do��czy�a do poprzedniej. Kwia- tek wytrzyma�, ale motyl zgin��, bo bez py�ku na skrzyd�ach motyl �y� nie mo�e. Woda musia�a tam by�, skoro nie�le wyro�ni�ty narybek l�gn�� si� z ikry. Kto� zawsze pozostaje ostatni i ta ostatnia rybka nie zd��y�a. Liczne rodze�stwo odp�yn�o, a ona zo- sta�a, jeszcze z jajeczkiem na ogonku, dognana ton�cymi w wodzie g�stymi, pot�nymi kroplami. Wielka, z�ota mucha usiad�a dla odpoczynku na odsta- j�cym kawa�eczku kory u podn�a drzewa. Rozpostar�a l�ni�ce skrzyde�ka, czy�ci�a je, z lubo�ci� rozk�ada�a do s�o�- ca, porusza�a n�kami i kr�ci�a �ebkiem. Nie widzia�a swo- jego nieszcz�cia, kt�re sp�ywa�o z g�ry, rosn�c stopniowo jak lawina. Krople �ywicy po��czy�y si� w strumie�, zatrzy- ma�y na moment na drobnej nier�wno�ci, po czym spad�y razem, ca�ym ci�arem. Prosto na ni�. Mucha nie zdo�a�a uczyni� nic, zamar�a, unieruchomiona lepk� substancj�, kt�- ra otoczy�a j� dooko�a. I tak zdech�a w tej nieruchomo�ci, nie maj�c najmniejszego poj�cia, �e dzi�ki katastrofie zachowa na wieki swoj� urod� i zyska nie�miertelno��. Nie mog�a tak�e wiedzie�, i� w ca�e wieki p�niej istoty podobno wy�- szego rz�du, kt�re na razie jeszcze nie zd��y�y si� pojawi� na m�odej i pi�knej Ziemi, b�d� si� dla niej i przez ni� zabija�... Min�o przesz�o dwadzie�cia milion�w lat. Joanna Chmielewska Zima. akurat trzyma�a rzetelna i morze zamarz�o a� po Szwecj�. Po twardej skorupie lodu mo�na by�o doj�� do horyzontu i chyba nawet kawa�ek dalej, o ile wcze�niej nie z�ama�o si� nogi na bry�ach, rozpadlinach, dziurach, ba�- wanach �nie�nych, stwardnia�ych na granit, i wszelkich innych nier�wno�ciach. Wzd�u� brzegu le�a�y wa�y i g�ry lodowe na cztery metry wysokie, w pe�ni godne okolic polarnych, bardziej to wygl�da�o na biegun pomocny ni� na Mierzej� Wi�lan�, Og�lna sytuacja przedstawia�a si� beznadziejnie. Mr�z trzyma�, ale s�o�ce przy�wieca�o i nawet pr�bowa- �o grza�, uwzgl�dniaj�c fakt, �e nadszed� pocz�tek marca i zima szala�a bezprawnie. Wysila�o si� do tego stopnia, �e gdzieniegdzie, po l�dowej stronie wam, od po�udnia, rozta- pia�o odrobin� wierzchni� skorup� zamarzni�tej w grudniu wody. Dawa�o si� t� skorup� niekiedy rozbi�, a pod ni� le�a�y �mieci bursztynowe. - By� wyrzut, akurat jak te mrozy z�apa�y - powiedzia� do mnie sm�tnie Waldemar. - Wielki sztorm i zaraz potem, ledwo ucich�o i morze zacz�o siada�, przyszed� mr�z. W jed- n� noc zamarz�o i do tej pory trzyma, sama pani widzi. - Przecie� ju� marzec, powinno si� ruszy� - odpar�am z takim oburzeniem, jakby to on nie dope�nia� obowi�zku ruszenia. - Ano, powinno. Ale najpierw ruszy Zalew. Jakby za- cz��, us�yszymy. Postrzela. O�ywi�am si�. - Jest nadzieja? Z�ota mucha Waldemar z pow�tpiewaniem popatrzy� w kuchenne ok- no, kt�re wychodzi�o na po�udnie. - Nadziei to nie ma, ale ju� bym samochodem do Tolk- micka nie jecha�. O�ywi�am si� bardziej. - Jak pan by nie jecha�, znaczy, lada chwila poka�e si� woda... Je�li ktokolwiek m�g�by si� jeszcze wyg�upi� z jazd� sa- mochodem przez coraz s�abiej zamarzni�ty Zalew, ryzykan- tem bez w�tpienia by�by Waldemar. Przy grubym lodzie je�- dzili wszyscy czym popad�o, motorami, d�ipami, samocho- dami osobowymi, nawet ci�ar�wkami. Do Tolkmicka i Fromborka by�o w ten spos�b znacznie bli�ej ni� okr�n� drog� l�dow�, jecha�o si� kwadrans, zamiast p�torej go- dziny, do Elbl�ga r�wnie� Zalew skraca� drog�. Mieli ju� bez ma�a wyje�d�on� autostrad�, dowcipkowali sobie, kr�- c�c si� na lodzie, skakali przez zamarzni�te wa�y, robili zawody i konkursy, a Waldemar od wczesnej m�odo�ci w tych szata�stwach celowa�. Kiedy jednak�e l�d cienia�, nikt si� ju� tam nie pcha�. Z pewno�ci� Waldemar jecha� t� tras� ostatni. W dwa dni p�niej owszem, na Zalewie strzeli�o par� razy, ca�a p�aszczyzna zacz�a zmienia� kolor, biel gdzie� znik�a, zosta�y tylko pag�rkowate kry, jakby lodowe pirami- dki na szaroniebieskiej tafli, a mi�dzy nimi pojawi�y si� wy- ra�nie widoczne szczeliny. Woda zacz�a chlupa�, w porcie zaroi�o si� przy �odziach, morze jednak wci�� trwa�o w nie zmienionej postaci. T�sknym okiem patrzy�am na ten podbiegunowy krajob- raz, w��cz�c si� po brzegu z niejakim wysi�kiem i z ci�kim sercem, bo w�a�nie �wie�utko straci�am wymarzonego m�- czyzn�, zdaje si�, �e bezpowrotnie. Przyjecha�am tu, �eby si� pocieszy�, z nadziej� odzyskania jakiej takiej r�wnowagi uczuciowej. Nic mi nie robi�o lepiej ni� morze, chwilowo Joanna Chmielewska iednak morze by�o niepodobne do siebie, b��ka�am si� zatem codziennie po zlodowacia�ych g�rach i w�do�ach, czekaj�c na jego powr�t do w�a�ciwej postaci, a� do chwili kiedy wpad�am nog� w lodow� rozpadlin� i zgniot�am kostk� w stopie. Posycza�am chwil�, wypowiadaj�c wiele s��w, daw- nymi czasy �le widzianych w druku, i zbuntowa�am si�. Do- sy� tej sercowej terapii, nie id� jutro na pla��, zrobi� sobie ulgowy dzie�. Do podejmowania g�upich postanowie� zawsze mia�am szcz�cie. Wsta�am p�niej i w spos�b rozlaz�y, bez �adnego po- �piechu, przystosowa�am si� do �ycia. Zdaje si�, �e nawet zjad�am �niadanie. Po czym ubra�am si� byle jak i posz�am do sklepu. Kiedy wr�ci�am gdzie� ko�o godziny pierwszej, torba z zakupami omal nie wylecia�a mi z r�k. My�la�am przez chwil�, �e �le s�ysz� albo nie rozumiem po polsku. Waldemar wisia� na s�uchawce i gor�czkowo zwo�ywa� braci na bur- sztyn. U podn�a schod�w sta� jego syn, Mieszko, m�odzieniec znany mi prawie od chwili urodzenia. - Mieszko, co si� dzieje? - spyta�am niespokojnie. - Jest bursztyn? Sk�d? Przecie� zamarzni�te po horyzont! - E tam, woda a� do Szwecji - odpar� Mieszko, te� prze- j�ty, tyle �e raczej teoretycznie, bo w wieku dwunastu lat jeszcze nie by� dopuszczany do kombinezonu i siatki. - Kra, ale bursztyn idzie. Nie powiedzia�am ju� nic wi�cej. Wnios�o mnie na g�r�. Zakupy gdzie� wepchn�am, zapewne pod fotel, �eby mi si� nie pl�ta�y pod nogami, jedn� r�k� wk�ada�am dodatkowy sweter, drug� wci�ga�am grubsze rajstopy. Ciep�e majtki usi- �owa�am w�o�y� na d�ugie gumiaki, zapomnia�am o szaliku, w jednej skarpetce, z czapk� w r�ku, z siatk� przewieszon� przez plecy, macaj�c si� po kieszeniach w poszukiwaniu r�- 10 Z�ota mucha kawiczekJak oszala�a wypad�am z domu i pop�dzi�am w las, pod piaszczyst� g�r�. Przedar�am si� przez zaro�la, gdzie� przede mn� mign�� niski cie�, jeden, za nim drugi. Dziki. Przez ca�� t� zim� mocno wyg�odnia�e. A tam, w nosie mam dziki, niech mi teraz nie zawracaj� g�owy... Nad morzem by�a ju� jedna trzecia ludno�ci Piask�w. Waldemar z bra�mi ci�gn�� �mieci kawa�ek dalej, na lewo, mia�am do nich ze dwie�cie metr�w. Przeby�am t� odleg�o�� nie wiadomo kiedy. Zacz�li ju� wytrz�sa� na brzeg wielkie, czarne g�ry. Chlu- pocz�ce morze odkry�o troch� �mieci zesz�orocznych, bez- pa�skich. Jednym rzutem oka zorientowa�am si�, �e na d�u- gich gumiakach mog� si� powiesi�, zamarzni�ty i obmywany wod� brzeg zmieni� ukszta�towanie, musia�abym si� zanurzy� do pasa, tak samo jak oni, �eby si�gn�� siatk� upragnionego �mietnika, dost�pne mi by�o tylko to co na brzegu i przy samym brzegu. Dobre i tyle, dla mnie bogactwo. Nie pisane, ale granitowe przestrzegane prawo g�osi�o, �e wywleczona na brzeg kupa bursztynowych �mieci nale�y do tego, kto j� wywl�k�, tak d�ugo, a� przez w�a�ciciela zo- stanie przegrzebana. P�niej stanowi w�asno�� publiczn� i mo�e w niej grzeba�, kto chce. Oczywiste by�o, �e w takiej sytuacji, w obliczu nag�ego odmro�enia bursztynowego el- dorado, ci wszyscy rybacy z siatkami i w gumowych kom- binezonach bior� tylko to, co najwi�ksze i najpi�kniejsze. �redni ch�am daruj� sobie, albo zgo�a przeocz�, i kichaj�c na�, pchaj� si� po nast�pne zdobycze. Wiatru si� prawie nie czu�o. Jasne, gdyby wia� silny wiatr, nie by�oby bursztynu, bo wzburzone morze �mieci rozprasza, a nie wyrzuca. Za to na �agodnej fali ko�ysa�y si� pot�ne, po�amane, grube kry, schodz�ce si� ze sob�, wal�ce O siebie nawzajem, rozp�ywaj�ce si� na chwil� i ods�aniaj�ce nast�pny zwa�, przetykany skarbami. Si�gn�� siatk�, zd��y� go z�apa�, zanim zamknie si� nad nim lodowa pokrywa... Joanna Chmielewska 11 Zdr�twia�am na moment widz�c, jak dw�ch braci Walde- mara z ca�ej si�y odpycha wal�ce si� na niego wielkie i grube tafle, zdolne bez trudu przeci�� go w po�owie. Jedna go r�bn�a, drug� zdo�ali zatrzyma�. Waldemar, w wodzie prawie do piersi, usta� jako� na nogach, nie zwa�aj�c na ataki morza, wetkn�� siatk� pod odepchni�t� kr�, zagarn�� drugi raz, siatk� mia� ju� pe�n�, musia� wyj�� na brzeg. Zamachn�� si� tym czterdziestoki- Iowym ci�arem, wysypa� g�r� tu� obok poprzedniej. - Co� tam jest - zawyrokowa� pozornie oboj�tnie i nie dotykaj�c wielkiej, miodowej bry�y, b�yskaj�cej spod czar- nych patyk�w, wlaz� do wody z powrotem. W gumiakach zaledwie do bioder, pozbawiona mo�liwo- �ci pe�nego dzia�ania, wsp�pracowa�am z psem. Nad kup� jednego z braci Waldemara, ju� przegrzebana, siedzia� jego collie, z kt�rym by�am zaprzyja�niona. Ja szuka�am burszty- nu, a on ba�tyckich krewetek. - We� t� mord� - za��da�am nerwowo, odpychaj�c psi pysk. - Tw�j pan jest �lepa komenda albo ma zbyt wielkie wymagania. Masz tu robala, ze�ryj, prosz� bardzo... Czekaj, tamto dla mnie! Pies rozgrzebywa� kup� �apami, co mi w pe�ni odpowia- da�o. Podsuwa�am mu krewetki, wybieraj�c spod pyska bur- sztynowe bry�ki. Jasne, �e nie takie, jakie oni wyci�gali dla siebie, ale te� niez�e. Dzia�ali�my w doskona�ej symbiozie. Za nast�pnym nawrotem Waldemar wyplu� du�y bur- sztynowy placek trzymany w ustach, bo w siatce ju� mu si� nie mie�ci�. - Pani mi wyjmie z kieszeni reklam�wk� - poprosi�, lek- ko poszczekuj�c z�bami. - Tu mam, u g�ry... Zgrabia�ymi palcami w kompletnie mokrych r�kawicz- kach si�gn�am mu do kieszeni na piersiach i wygrzeba�am foliow� torb�. Roz�o�y�am j� nawet. Waldemar wytrz�sn�� siatk� i od razu zacz�� wrzuca� do torby znaleziska. Wbrew wszystkiemu, wiedziona elementarnym poczuciem sprawied- 12 Z�ota mucha liwo�ci, prawie mu nie zazdro�ci�am. Niech te� tam wejd�, prosz� bardzo, wtedy to b�dzie moje, a na razie ja jestem mokra zaledwie do pasa, a on po czubek g�owy... Szale�stwo gwizda�o w powietrzu od granicy po Steg- n�. Morze rozmarz�o nagle w ci�gu jednej nocy, bez wiatru i sztormu, oddaj�c to, co zgromadzi�o przy ostatnim, zi- mowym huraganie. Burzliwa jesie� ruszy�a jakie� z�o�a, kt�re podesz�y do brzegu razem z mrozem i dopiero teraz da�y si� wyci�gn��. Skraj wody by� dos�ownie zapchany �mieciami, wszystkie miejscowo�ci mia�y sw�j przydzia� i ca�a ludno�� miota�a si� po pla�y, wci�� jeszcze zlodowa- cia�ej. W emocji wlaz�am za g��boko i odrobina lodu wpad�a mi do buta razem z wod�. Prawie dech mi zapar�o. Pod- skakuj�c na jednej nodze, podsun�am si� a� pod wa� lodo- wy, �eby si� mie� o co wesprze� plecami, naj�wi�ciej przeko- nana, �e t� poszkodowan� nog� mam oder�ni�t� w po�owie. Koniec, nie posiadam jednej nogi. Z szalonym wysi�kiem zdj�am gumiak, ba�am si� spojrze� na te pozosta�e p� go- lenia, bo, Jezus Mario, widok to powinien by� potworny, ale trudno, musia�am zdoby� si� na m�stwo... Jednak nie, noga nie by�a oder�ni�t�. Mokra, owszem, ale ca�a. To tylko ten kawa�ek lodu opar� si� na ko�ci i stwo- rzy� owo cudowne wra�enie. Odetchn�am l�ej, wytrz�sn�- �am go z gumiaka, ubra�am si� w obuwie z jeszcze wi�kszym wysi�kiem i, wbrew obawom, w ca�o�ci posz�am dalej. A trze- ba przyzna�, �e prze�y�am chwil� rzetelnej paniki... Ciemno�� wygna�a ludzi z pla�y, ale nast�pny dzie� wca- le nie okaza� si� du�o gorszy. W Piaskach od rana na brzegu znajdowali si� ju� wszyscy mieszka�cy. Z grzeczno�ci pozo- stawi�am im bliskie tereny i uda�am si� ku zachodowi, uzna- wszy, i� dla nich to jest podstawa egzystencji, a dla mnie zaledwie dzika nami�tno��, po czym moja uprzejmo�� zo- sta�a wynagrodzona. Niekoniecznie �atwo, ale jednak. Joanna Chmielewska 13 Na pla�y, nad sam� wod�, pokaza� si� ju� w�ski pasek piasku. Morze gdzieniegdzie zaczyna�o sypa� �achy. Za jedn� z tych �ach ujrza�am �mietnisko bursztynowe, z chciwo�ci zapewne nie my�la�am nic, podesz�am od niew�a�ciwej strony i wpad�am w ruchom� wydm� powy�ej kolana. Gdybym mia�a kr�tkie gumiaki, wr�ci�abym do domu boso, na szcz�- cie te d�u�sze, do bioder, by�y zarazem do mnie przypasane. Mimo wybuchu �miertelnej grozy, rany boskie, bagno, wci�- gnie mnie jak g�upkowat� krow�, w dodatku pod wod�, a lo- dowate to wszystko, mia�am jeszcze tyle przytomno�ci umys- �u, �e nie spr�bowa�am si� podeprze� drug� nog�. Le��c na zapadaj�cym si� pode mn� pod�o�u, ostro�nie i powoli zdo- �a�am wyci�gn�� nog� razem z obuwiem, przeczo�ga�am si� na sta�y grunt i dopiero wtedy si� podnios�am. Nie by�o mi zimno, przeciwnie, spoci�am si� z wra�enia. Si�gn�am siatk� od strony brzegu i znalaz�am w tych �mieciach dwadzie�cia du�ych bursztyn�w, takich na medaliony i na najwi�ksze kawa�ki naszyjnik�w. Szcz�cie roziskrzy�o si� we mnie ni- czym fajerwerk. Kra telepa�a si� ci�gle, wiatru nadal nie by�o. Omal mnie szlag nie trafi�, kiedy, wlaz�szy na jedn� lodow� p�yt�, stwier- dzi�am, �e nie ma si�y, nie si�gn� siatk�, a woda jest po pas. Musia�abym mie� na sobie kombinezon. Kontemplacja nie- dost�pnej kupy �mieci omal mnie nie zawiod�a a� do Szwecji, bo od widoku nie mog�am si� oderwa�, a kra odp�ywa�a. Ale i tak uzbiera�am prawie dwa i p� kilo w ci�gu tych dw�ch dni. Kilogram dziennie! - Tak co par� lat si� przytrafia - powiedzia� Waldemar, p�ucz�c prysznicem nad wann� swoje zdobycze, porcjami wsypywane do durszlaka. - Mia�a pani szcz�cie, bo bywa, �e nic nie ma. W zesz�ym roku nie by�o, dopiero na jesieni posz�o. - No i by�o troszeczk� wcze�niej - przypomnia�am mu delikatnie. 14 Z�ota mucha �ypn�� na mnie okiem jako� dziwnie i nie podj�� tematu. Albo mo�e podj�� go po�rednio. - Podobno jeden ch�opak zn�w znalaz� co� nadzwyczaj- nego. Nikomu tego nie chcia� pokaza�. Nawet nie wiem, kt�ry to, ale troch� si� domy�lam. - Inni si� te� domy�laj�? - Chyba tak, bo ju� wczoraj by�o gadanie. Wykryje si�, pr�dzej-p�niej... - Tak jak wtedy...? - Niech pani wypluje to s�owo... Spad�a na mnie nagle retrospekcja. Stoj�c nad wann� w tej �azience i gapi�c si� na durszlak w r�ku Waldemara, oczyma duszy ujrza�am wydarzenia sprzed lat. Wtedy, czyli troszeczk� wcze�niej, a dok�adnie, jak uda�o mi si� wyliczy�, przesz�o siedemna�cie lat temu, wszystko zacz�o si� niewinnie. Przyjecha�am do Krynicy Morskiej, wylaz�am na wydm� przy porcie, popatrzy�am i oko mi zbiela�o. Przez moment nie wierzy�am w to, co widz�. Mimo p�nej jesieni dzie� by� pi�kny, s�oneczny, niebo bez chmurki, a godzina po�udnio- wa. Wzd�u� pla�y, przy samym brzegu, ci�gn�a si� d�uga, z�ocista, l�ni�ca w s�o�cu smuga. Wiedzia�am doskonale, co to jest, ale trudno mi by�o pogodzi� si� z tak przera�liwym szcz�ciem. Bursztyn zna�am w postaci gotowych wyrob�w albo male�kich okruszk�w, kt�rymi w Sopocie udawa�o mi si� po tygodniu nape�ni� pude�ko zapa�ek. Taka rozszala�a obfito�� jak tutaj nawet mi do g�owy nie przysz�a. Gapi�am si� w os�upieniu i prawie z biciem serca, trwaj�c w bezruchu niczym s�up i pas�c oczy widokiem, a smuga l�ni�a i b�yszcza�a kusz�co. Joanna Chmielewska 15 Obok mnie sta� m�j ukochany s�odki piesek, r�wnie� wpatrzony w ni� roziskrzonym wzrokiem. - Oczom nie wierz� - powiedzia� z podziwem. - Najbar- dziej mnie zdumiewa fakt, �e facet powiedzia� prawd�. Cze- kaj, gdzie lecisz? Do smugi lecia�am oczywi�cie, chcia�am jej dotkn��, po- patrze� z bliska, upewni� si�, �e nie stanowi majaczenia. Pra- wdom�wny facet w Sopocie, b��kaj�cy si� po pla�y z nog� w gipsie, obcy, ale spotykany ustawicznie i prawie z nami zaprzyja�niony, pob�a�liwie traktowa� owe drobiazgi, wty- kane do pude�ka po zapa�kach, i m�wi� o zatoce i Mierzei, opowiada�, �e tak naprawd� bursztyn pojawia si� tu, a nie gdzie indziej, tu go morze wyrzuca i mo�na znale�� istne skarby, ale nie wierzyli�my zbytnio w jego gadanie. Okaza�o si� szczer� prawd�. S�odki piesek polecia� za mn�. - W og�le w bursztyn nie wierzy�e� - wytkn�am mu, schylona ju� nad tym l�ni�cym pasmem. - A on, popatrz, rzeczywi�cie jest, wbrew wszystkiemu. Te� si� pochyli� i przyjrza�. - liii tam, taki bursztyn... My�la�em, �e tu b�d� le�a�y te wi�ksze. - Te wi�ksze pewno le�a�y nieco wcze�niej. Ludzie tu latali, sp�jrz na �lady, ca�e stada. Te wi�ksze znalaz� ten, co tu by� pierwszy, o wschodzie s�o�ca. - Mam robi� za Sokole Oko i R�czego Jelenia? Jeszcze mo�e ka�esz mi zgadywa�, kt�re �lady s� pod spodem, a kt�- re na wierzchu? - Wielka mi sztuka... Ale akurat, moim zdaniem, nie ma to znaczenia. Wyjdziemy o wschodzie s�o�ca...? - Wariatka. To ju� wol� zanocowa� na pla�y... O rany, patrz! Takiego w Sopocie nie by�o! Jasne, �e takiego jak ziarnko grochu w Sopocie nie by�o, to znaczy mo�e i by�, ale nie w godzinach po�udniowych. 16 Z�ota mucha P�tanie si� po pla�y o wschodzie s�o�ca nie zalicza�o si� do naszych ulubionych obyczaj�w, co zatem le�a�o tam o �wicie, nie mogli�my wiedzie�. Ponadto po sopockiej pla�y lata�y znacznie wi�ksze stada i wydziobywane by�o wszystko, tu ^zas ludzi chodzi�o o wiele mniej i raczej nie byli to tury�ci. - Zostajemy...? - spyta�am z nadziej�. - Zostajemy - zadecydowa� s�odki piesek. - Jaki� pok�j nam tu chyba wynajm�...? O tej porze roku t�oku nad morzem nie by�o. W�a�nie zbli�a�a si� druga po�owa listopada i m�j s�odki piesek nawet kr�ci� nosem na taki dziwny wyjazd urlopowy, grawitowa� ku g�rom, biega�y mu po g�owie narty, ale okaza�am si� twarda. G�ry mi szkodz�, jad� nad morze, a on niech robi, co chce. Zapewne jeszcze troch� mnie kocha�, a mo�e nie tyle kocha�, ile bra� pod uwag� wzgl�dy czysto materialne, bo kr�tko grymasi� i poszed� na t� wielk� nowo�� dla siebie. Za wsp�lny pobyt nad morzem p�aci�am ja, a s�odki piesek umia� liczy�. Z�ocista smuga na Mierzei ostatecznie pogodzi�a go z moj� fanaberi�. �ci�le bior�c, by� moim m�em, drugim z kolei. Trzeci rok to trwa�o, a te trzy lata przelecia�y nie wiadomo kiedy, zdawa�oby si�, �e dopiero przed miesi�cem diabli nas zanie�li do urz�du stanu cywilnego, z przyczyn niepoj�tych. No nie, jedna przyczyna istnia�a wyra�nie, mianowicie on chcia� uzy- ska� sta�e zameldowanie w Warszawie, do czego najprostsza droga prowadzi�a przez maria� z rodowit� warszawiank�, ja za� bardzo ch�tnie uwierzy�am w wielk� mi�o��. Trzy wsp�l- nie sp�dzone lata mocno ow� wiar� zachwia�y. Ju� po roku rozgryz�am jego cechy charakteru i rozum wyra�nie mnie zawiadamia�, �e pope�ni�am g�upot� pirami- daln�. Po�lubi�am dziwkarza i naci�gacza, gryma�nego ni- czym primadonna z opery, z kt�rym czym pr�dzej powinnam si� rozsta�, ale rozum swoje, a serce swoje. S�odki piesek mia� 9S^90 lielewska 17 rok, ci�ko mi by�o wyrzec si� go radykalnie i wci�� jeszcze �ywi�am nadziej� na wielki nawr�t uczu�, kt�rymi na pocz�tku ku mnie p�on��, a mo�e tylko symulowa�, �e p�onie. S�odkim pieskiem zosta� od chwili, kiedy w jakiej� awan- turze, a tego nam nie brakowa�o, zwr�ci�am si� do niego zgry�liwymi s�owy: �pieseczku m�j s�odki". Wybuchn�� wte-' dy �miechem i zaaprobowa� okre�lenie. S�odki by�, czemu nie, je�li chcia�. �Piesek" stanowi�o obelg� dla ps�w. S�cz�-- cia do m�czyzn chyba raczej w �yciu nie mia�am, upatry-/ wa�am sobie tych najbardziej atrakcyjnych i musia�cTto-byC lekka przesada. Pok�j w Krynicy Morskiej znale�li�my bez �adnego tru- du i przenie�li�my si� tam jeszcze tego samego dnia, zabie- raj�c rzeczy z Sopotu. Nasza gospodyni obieca�a nawet przy- rz�dza� nam ryby na kolacj�. Nazajutrz prawie od rana ruszyli�my na penetracj� terenu. Asfaltowa, kr�ta szosa wiod�a gdzie� w dal i, wed�ug mapy, prowadzi�a ku granicy co najmniej przez jedena�cie kilometr�w. Po drodze m�j s�odki piesek usi�owa� wje�d�a� w las, w kierunku pla�y, wsz�dzie gdzie jakikolwiek wjazd dawa� si� zauwa�y�. Samoch�d w zasadzie nale�a� do mnie i czu�am si� tym nieco zaniepokojona. - Nie wyg�upiaj si�, kto nas st�d b�dzie wyci�ga�?! W�a- dujesz si� w piasek albo w jakie w�do�y! Uwa�aj, dziura...! Korzenie...! Przesta� je�dzi� po schodach!!! - To id� do przodu i patrz, jaka droga. - Rozp�dzi�am si�. Ty id�, a ja b�d� jecha�a. Torowanie drogi nale�y do m�czyzny! Zgodzi� si� na t� kombinacj�, z niech�ci�, ale rozs�dnie. Po w�do�ach i dziurach umia�am je�dzi� lepiej ni� on, co nie by�o �adn� moj� zas�ug�, tylko osobliw� w�a�ciwo�ci� or- ganizmu, przej�t� zapewne od nietoperzy. Wi�d� mnie jaki� tajemniczy rodzaj radaru, kt�ry kaza� omija� najgorsze i sam wybiera� lepsz� drog�, poza tym pociech� by�a mi my�l, �e 18 Z�ota mucha zawsze mo�emy wr�ci�, volkswagen-garbus gdzie wjecha�, tam wykr�ci�. Jedyne, czego odm�wi�am stanowczo, to prze- pychania si� przez b�otniste do�y i piaszczyste g�rki. - Tam! - orzekli�my w ko�cu zgodnie. - Na tamtym przeje�dzie by�o najlepiej! �' - Zapami�tajmy miejsce i popatrzmy na licznik - pora- dzi�am jeszcze, ust�puj�c mu zn�w miejsca przy kierownicy. Zastosowana metoda zwiedzania terenu sprawi�a, �e te jedena�cie kilometr�w zaj�o nam ca�y dzie�. Dalej nie by�o ju� asfaltu, tylko drogi gruntowe i w og�le koniec �wiata. W kierunku morza wiod�y przej�cia przez las, pag�rkowate i nie do przejechania, przelecieli�my je piechot�. Wybrany zjazd ku pla�y bezwzgl�dnie by� najlepszy. Ten wsch�d s�o�ca jednak�e nas korci�. O rz�dz�cych bursztynem prawach przyrody nie mieli�my najmniejszego poj�cia, ale nasze rozumowanie wydawa�o si� logiczne: kto pierwszy, ten lepszy. Jako� to na brzeg wychodzi, nie wia- domo kiedy, zapewne w nocy, pierwsza osoba znajdzie i dru- ga mo�e si� ju� wypcha�. Koniecznie, bodaj raz, musimy spr�bowa� wschodu s�o�ca! Uda�o nam si� osi�gn�� upragniony cel za trzecim po- dej�ciem. S�o�ce wschodzi�o wprawdzie dopiero o si�dmej, ale na urlopie taka godzina wydawa�a si� mordercza, szcze- g�lnie �e ubieranie si�, wypicie herbaty, pokonanie tych paru kilometr�w szos� i galop przez wydmy wymaga�y dodatko- wego czasu, wsta� zatem nale�a�o przed sz�st�. W ciemno- �ciach. Dwukrotnie przeros�o to nasze si�y i wreszcie, za tym trzecim razem... �eby ju� na pewno nie zaspa�, wyle�li�my z ��ka o pi�- tej. Gor�ca herbata czeka�a w termosie, ubieranie si�, nawet w te wszystkie swetry, gacie, skarpetki i szaliki, zaj�o zaled- wie kwadrans. Nagle okaza�o si�, �e nie mamy co robi�. Oczekiwanie na w�a�ciw� por� by�o tak m�cz�ce, �e nie wytrzyma� tego ani on, ani ja. Opu�cili�my dom na palcach, Joanna Chmielewska 19 bo nikt si� jeszcze ze wstawaniem nie wyg�upia�, praca na �wie�ym powietrzu wymaga dnia. Gnani niecierpliwo�ci�, znale�li�my sw�j najlepszy przejazd szybciej ni� mo�na si� by�o spodziewa�. Potykaj�c si� w kopnym piachu, wle�li�my na wydm�. Panowa� mrok, wia� lekki wiaterek i m�y� delikat- ny deszczyk. - Wschodzi ju� to s�o�ce czy nie? - zirytowa� si� s�odki piesek. - G�wno wida�! - L�d od morza da si� odr�ni� - pocieszy�am go. - A co do s�o�ca, to, wedle zegarka, powinno wzej�� za p� godziny. - Przesadzili�my chyba...? - Mo�e nieco. Og�lnie bior�c, powinno si� rozwidnia�, ale zdaje si�, �e s� chmury... - Masz w�tpliwo�ci? Deszcz pada, nie czujesz? Ja ju� jestem ca�y mokry, katar gwarantowany, albo i co gorszego! - Nic ci nie b�dzie. Poczekajmy, zapalmy sobie, a potem mo�emy zej�� i spr�bowa� w �lepo, jak leci... Po dobrej godzinie, kiedy s�o�ce ju� niew�tpliwie wzesz- �o, przy pochmurnym i mrocznym dniu okaza�o si�, �e uda�o nam si� nazbiera� dosy� du�o drewna, w�gla, kamieni, kawa- �k�w jakich� ko�ci, troch� czego�, co wygl�da�o jak zasuszo- ne �ajno, i ani odrobiny bursztynu. Przelecieli�my si� kawa�ek po brzegu, na kt�rym wczoraj le�a� po�yskuj�cy drobiazg, a dzi� nie le�a�o nic. Deszcz przesta� pada�, a za to wzm�g� si� wiatr i podnios�a si� fala, pobyt na pla�y zacz�� przypomina� bardziej kar� za ci�kie grzechy ni� przyjemno��. Wr�cili�my do domu i m�j s�odki pieseczek przypomnia� sobie o grymasach. - W Zakopanem, a niechby i w Szczyrku, w tak� pogod� mo�na i�� do knajpy, zagra� w bryd�a, a tu co? Zimno jak cholera i zn�w pada! - Trzy lata temu wiedzia�e�, co robi�... - wyrwa�y mi si� haniebne s�owa. - Starzej� si�. 20 Zlota mucha - Nieprawda. Ale mo�emy pojecha� do Gda�ska... W Gda�sku, rzecz oczywista, zwiedzili�my przede wszys- tkim sklepy z bursztynami i w jednym ujrza�am co�, od czego �cisn�o mnie w do�ku. Dwumetrowy sznur male�kich bur- sztynk�w, trzy milimetry sztuka, tak jasnych, �e prawie zie- lonkawych, l�ni�cych, czystych, wypolerowanych, migocz�- cych, a� si� w oczach mieni�o. Oszala�am na ich tle, dziko i nami�tnie zapragn�am sama sobie zrobi� co� takiego, tak jak w Bu�garii zrobi�am naszyjnik z male�kich muszelek. Ten rozmiar spotyka�o si� na ka�dym kroku, tylko jak to wypo- lerowa� i przedziurawi�...? Nagabni�ty z silnym naciskiem w�a�ciciel tych skarb�w pob�a�liwie wyjawi� mi tajemnic�. - W zasadzie to s� odpady. Zostaj� przy ci�ciu bursztynu, wi�kszej bry�y, ju� po wypolerowaniu. A je�li trzeba, poleruje si� je w b�bnie polerskim, inaczej niemo�liwe. Dziurkowa- nie...? A nie, to nie problem... Jak dla kogo... Poza wszystkim, nie mia�am poj�cia, co to jest i jak wygl�da b�ben polerski. S�odki piesek z rumie�cem na twarzy ogl�da� te wi�ksze, interesuj�c si� g��wnie cenami. Przy nas wesz�o do sklepu dwoje obcokrajowc�w i nabyli dwa wisiory, dwie broszki, bransolet� i pier�cionek, wszystko oprawione w srebro. Babie oczy si� �wieci�y nie gorzej ni� nam i wida� by�o, �e ch�tnie by wykupi�a p� sklepu. - By�a tu kiedy�, nie tak dawno, jedna Amerykanka - wyzna� prawie ju� z nami zaprzyja�niony w�a�ciciel. - Ku- pi�a medalion, taki wisior w srebrze, z much�, ma�a muszka na skraju bry�y, doskonale widoczna. Po paru dniach zn�w przysz�a i poprosi�a, �eby jej t� much� przenie�� na �rodek, �eby by�o symetrycznie. - Kretynka...! - wyrwa�o mi si� ze wzgardliwym zgor- szeniem. - No w�a�nie. Du�o oni maj� o tym poj�cia. Powiedzia�em jej: �Prosz� pani, ta mucha siedzi w tym miejscu ju� dwadzie�- Joanna Chmielewska 21 cia milion�w lat i na pewno nikt jej nigdzie nie przeniesie". I dopiero wtedy nabra�a do tych rzeczy szacunku... - Zdaje si�, �e tylko Niemcy troch� si� znaj� na bur- sztynie? - powiedzia� pytaj�co s�odki piesek. - A owszem. Nawet nie�le si� znaj�. Potrafi� wybiera� najpi�kniejsze okazy, przewa�nie takie z muszkami, trawka- mi... I wywo��... S�odki piesek jako� przesta� grymasi�, za to wyrwa� mnie ze snu nazajutrz o sz�stej rano. Najwidoczniej zap�on�� nag�� mi�o�ci� do spacer�w o �wicie. Nie pr�bowali�my ju� zbiera� po ciemku kamieni i suszonego �ajna, bo nie by�o takiej potrzeby, deszcz nie pada�, wiatr ucich� troch� i s�o�ce o�wie- tli�o �wiat mniej wi�cej o czasie. Na brzegu gdzieniegdzie le�a�a odrobina czarnych �mietk�w, a mi�dzy nimi z rzadka malutkie bursztynki. - Jestem rozczarowany - oznajmi� s�odki piesek z nie- smakiem. - Jako czerwono sk�ry, stwierdzam, �e jeste�my tu pierwsi, przed nami nie by�o �ywego ducha, chyba �e si� unosi� w powietrzu. To gdzie ten du�y bursztyn? Wysun�am k��liw� supozycj�, �e mo�e pod Zwi�zkiem Radzieckim. Do granicy by�o st�d �adne par� kilometr�w, nie chcia�o nam si� lecie� taki kawa�, wr�cili�my na szos� i podjechali�my na �w koniec �wiata, ogl�dany wcze�niej. Sta�o tam par� dom�w i wida� by�o drog�, wiod�c� ku mo- rzu. Uparli�my si� dziko i wyj�tkowo zgodnie. Po niewiary- godnych wertepach, po dziurach, wzg�rkach i korzeniach zdo�ali�my przejecha� tyle tej �licznej trasy, �e wida� by�o wydmy. Dalej zabrak�o nam odwagi, polecieli�my piechot�, osi�gaj�c wreszcie port rybacki nad morzem. Wszystko to razem, domki i porty, ten nad morzem i ten nad Zalewem, na mapie nosi�o nazw� Nowa Karczma. �ad- nej karczmy ludzkie oko tam nie widzia�o, od tamtejszych mieszka�c�w dowiedzieli�my si�, �e miejscowo�� nazywa si� 22 Z�ota mucha Piaski. W morskim porcie znajdowa�a si� plac�wka WOP-u, kt�ra za��da�a od nas dowod�w osobistych. W owych cza- sach dow�d osobisty obywatel musia� nosi� przy sobie nawet w dzikiej puszczy, mieli�my je zatem, obejrzeli je i dali nam spok�j. Mogli�my i�� na spacer. Ruszyli�my pla�� na wsch�d, za plecami pozostawiaj�c kilka �odzi, wyci�gni�tych na piasek, do granicy by�o st�d ju� tytko trzy i p� kilometra, przed nami, nad sam� wod�, nie szed� nikt, dziewiczy teren i �adnego bursztynu! Siatk� graniczn� by�o ju� wida� i m�j s�odki piesek na nowo roz- poczyna� kr�cenie nosem i grymasy, tak jakbym to ja te rzeczy nieudolnie organizowa�a, kiedy nagle trafili�my zn�w na kr�tki pas jakich� czarnych �mieci, g��wnie drewna. I, o Bo�e, na samym pocz�tku tego pasa le�a� bursztyn! Niekoniecznie potworny, ale jednak mia� rozmiary du- �ego orzecha laskowego albo ma�ego m�odego kartofelka. S�odki piesek dopad� go pierwszy i wzrok mu si� dziko zais- krzy�, a oblicze okry�o rumie�cem. - Wi�c jednak...! - wykrzykn�� z nieopanowan� chciwo�- ci�. Wyprzedzi�am go czym pr�dzej. - Nie b�dziesz lecia� pierwszy! Ja te� chc� takie! Tamten m�j...! Razem wzi�wszy, znale�li�my w tym czarnym pasku cztery bursztyny, podobne do tego pierwszego, jak na nasze pogl�dy ogromne. Dopadli�my ich poniek�d sprawiedliwie, jego dwa i moje dwa. Opr�cz nich mn�stwo pomniejszych drobiazg�w, si�gaj�cych ziarnek grochu, przerastaj�cych wszystko poprzednie. Eldorado. - One s� jak grzyby? - zainteresowa� si� s�odki piesek, zach�annie, a zarazem podejrzliwie, spogl�daj�c na morze. - Gdzieniegdzie s�, a gdzie indziej ich nie ma? - A ja jestem Duch �wi�ty? - odpar�am z lekkim roz- goryczeniem, bo on mia� tego wi�cej, a ja, w obliczu bur- Joanna Chmielewska 23 sztynu, najwyra�niej do reszty przesta�am si� liczy�. - Na to patrzy. Ale do ruskich ju� blisko... Ruskie przygl�da�y si� nam z wie�yczki, ale poza dostar- czeniem im tej w�tpliwej rozrywki, wi�cej osi�gni�� nie mie- li�my. Wraca�am pod wiatr, deklamuj�c z uporem, to g�o�- niej, to ciszej, do�� znany poemat: Rozkwita ju� wiosny kwiat i s�owik zaczyna swe trele. Ach, jaki� pi�kny jest �wiat, ze Zwi�zkiem Radzieckim na czele! - Je�li za ka�dym spacerem w t� stron� znajd� bursztyny, jestem sk�onny zgodzi� si� z wieszczem - oznajmi� s�odki piesek w po�owie drogi - ale ju� przesta�, bo mi si� niedobrze robi... Ciemno�ci o tej porze roku zapada�y wcze�nie, uniemo�- liwiaj�c za�ywanie �wie�ego powietrza i pozostawiaj�c mn�- stwo czasu na ca�kiem co innego. Tkwili�my tam ju� kilka dni. W krynickim sklepie pracowa�a ekspedientka wyj�tko- wej urody, co jako� nie dotar�o do mnie i nie zwr�ci�am uwagi, �e m�j s�odki piesek niezwykle ch�tnie i z szalonym zapa�em sam robi zakupy, przy czym zajmuje mu to zdumie- waj�c� ilo�� czasu. Zauwa�y�am zjawisko, kiedy niecierpli- wie czeka�am na papierosy. - Czy� uczestniczy� w zbiorze tytoniu? - spyta�am cierp- ko, wydzieraj�c mu paczk�. - Ani razu w tym sklepie nie widzia�am kolejki, pol�dwic� wo�ow� tam nagle przywie�li czy co? - Nie - odpar�o moje wybrakowane szcz�cie, kt�re od- powied� musia�o mie� ju� z g�ry przygotowan�. - Ale jaka� dintojra tu si� snuje w powietrzu. S�ucha�em gadania. Zainteresowa�am si�. -1 co? Od�o�y� torb� z zakupami na komod�, odwiesi� kurtk�, wyjrza� przez ciemne okno, si�gn�� po termos, wyla� z niego 24 Z�ota mucha do szklanki reszt� herbaty, usiad� przy stole i zdecydowa� si� mnie wtajemniczy�. - I ze wszystkiego wynika, �e znajdujemy si� na samym ko�cu jakiej� z�otej �y�y. Z tymi ruskimi o tyle masz racj�, �e je�li ju� morze wyrzuca bursztyn, to przewa�nie w tamtej stronie, w rejonie Le�nicz�wka-Piaski... - Jaka le�nicz�wka? - Miejscowo�� si� nazywa Le�nicz�wka. Byli�my tam, tam gdzie jest pierwszy WOP, w po�owie drogi. Najwi�kszy urodzaj tam si� przytrafia i w dodatku oni wiedz�, kiedy... - Kto wie? - Rybacy. - Sk�d wiedz�? - Przesta� mnie przes�uchiwa�! Nie wiem sk�d. Podobno a� od Stegny jad�, �eby zbiera�, ale tamci z Piask�w zawsze s� pierwsi. No, byliby nie zawsze, bo ci st�d i ze Stegny wyrusza- j� wcze�niej, ale podobno tamci stawiaj� im przeszkody. - Jakie? - zdumia�am si�. - Gdzie? Na szosie? - Nie, oni przewa�nie lec� t� le�n� drog�, pod wydmami. Pami�tasz te do�y, tam gdzie musieli�my zawraca�...? Podob- no to oni rozkopali, ci wrogowie z Piask�w. Podk�adaj� im �a�cuchy z kolcami, oni motorami jad�, maj� ko�a zapasowe na plecach. Je�li trafi� przednim ko�em, a tylne uratuj�, zmieniaj� na poczekaniu i jad� dalej, ale bywa, �e im oba p�jd�. Szykuj� zemst�. - O Jezu. Dziki Zach�d. Jak� zemst�? Nie odpowiedzia� mi od razu, w zadumie patrzy� w ciem- ne okno. - Zrobi�aby� herbaty, bo ju� wysz�a. Kupi�em... - Zaraz. Najpierw powiedz. Co tu ma by�? - Obiad na przyk�ad. B�dzie? - Przesta� mnie denerwowa�! Kolacja b�dzie! K�opot ze �wie�ymi rybami, bo jest sztorm, wi�c dostaniemy maryno- wane w�gorze z wcze�niejszego po�owu. Joanna Chmielewska 25 - Nie �artuj! - ucieszy� si�. - Uwielbiam marynowane w�gorze! Kieliszeczek jarz�biaczku do tego wypijemy? Zorientowa�am si� nagle, �e temat ulega gwa�townej zmianie. Postanowi�am nie popu�ci�, bo brzmia� interesuj�- co, ale s�owo �kolacja" przypomnia�o mi, �e te� jestem g�od- na. Spo�ywali�my posi�ki w swoim pokoju, rozejrza�am si�, talerzy nie by�oby gdzie postawi�, zacz�am zatem usuwa� ze sto�u niepotrzebne przedmioty. Napotyka�o to pewne tru- dno�ci. Typowo wczasowy pok�j przedstawia� si� do�� spar- ta�sko, sta�y w nim dwa ��ka, szafa, komoda z szufladami, st�, trzy krzes�a, jeden fotel, wieszak stoj�cy i nic wi�cej. Brakowa�o p�aszczyzn poziomych, nie mieli�my miejsca na szklanki, termos, produkty spo�ywcze, talerzyki, ksi��ki, pras�, uzbierane bursztyny, butelki z napojami i rozmaite inne przedmioty u�ytkowe. St� by� ma�y, kwadratowy, ko- moda raczej w�ska. A i tak by�o nam wygodniej ni� letnikom tradycyjnym, bo w sezonie pok�j s�u�y� jako trzyosobowy. Zabra�am ze sto�u nasze r�kawiczki, papierosy, pras� i atlas samochodowy i wszystko wepchn�am do szuflady w komodzie, po czym przyst�pi�am do reszty zaj�� gospodar- skich. S�odki piesek nawet do�� grzecznie czeka�, chwilami tylko krytykuj�c moje poczynania. Zaproponowa�am, �eby te� si� przy�o�y�, bo parali�, jak widz�, jeszcze go nie tkn��, wobec czego �adnie ustawi� na stole butelk� i kieliszki. Podj�am temat przy posi�ku. - To co z t� krwaw� zemst� pokrzywdzonych? B�d� si� czai� z no�ami czy te� w gr� wchodzi zwyczajne mordobicie? I nie kr��, bo mnie to ciekawi. Odpowiedzia� troch� obok, zn�w popadaj�c w zadum� i spogl�daj�c w okno. - Bursztyn jest w cenie. I Niemcy kupuj�, i Amerykanie. Punkty skupu bior� ka�d� ilo�� wszystkiego, a w dodatku tu jaki� robi lecznicz� nalewk� na spirytusie i bierze nawet taki mia�. Takie drobiazgi. Jaki� inny facet kupuje dla plas- 26 Zhta mucha tyk�w, producent�w bi�uterii. Jak oni robi� t� bi�uteri�, skoro srebro jest reglamentowane...? W�sz� w tym wszyst- kim du�y kant, to mo�e by� afera. - Na srebro maj� przydzia�y - przypomnia�am mu. - To po pierwsze, a po drugie, co ci� obchodz� afery? - R�nie bywa... - odpar� jako� zagadkowo i nagle jakby si� przeckn��. - No, og�lna bitwa z tego chyba nie wyniknie, ale kto wie...? W ka�dym razie do podpalania dom�w i �odzi nie powinno si� dopu�ci�. Z tym si� zgodzi�am, chocia� zdziwi�o mnie, �e nagle zrobi� si� taki uspo�eczniony. - Prowodyr�w ju� wytypowa�e�? - Tak jakby... - Z tego jednego gadania dzisiaj? Ej�e...? - Czy ja m�wi�, �e z tego jednego? W sklepie zawsze du�o si� s�yszy... Tkn�o mnie. Ostatecznie ja te� mia�am nogi i portmo- netk� w kieszeni, a do sklep�w wpuszczano mnie bez prze- szk�d. Trafi�am na jego poufn� konferencj� z ekspedientk� wielkiej urody i, jak ka�da normalna kobieta, zrobi�am co� w rodzaju awantury. Na to us�ysza�am, �e g��wnym wrogiem owych z�o�liwc�w z Piask�w, zacietrzewionym i pozbawio- nym opami�tania, jest w�a�nie szwagier sklepowej pi�kno�ci, dzi�ki czemu od niej mo�na uzyska� najwi�cej informacji, a mo�e nawet wywrze� wp�yw na z�agodzenie nastroj�w. Musia�am doszcz�tnie zg�upie�, bo prawie w to uwierzy�am. - Gdyby by�a stara, gruba i zezowata, informacje od niej mia�by� nie powiem gdzie - rzek�am jednak. - Chocia� ona niew�tpliwie udzieli�aby ci ich jeszcze ch�tniej. Na czym w ko�cu to wszystko stoi? - Na planowaniu silnego uszkodzenia cielesnego. Ale mo�e na gadaniu si� sko�czy, bo chyba j� troch� przestraszy�em. - Co ty powiesz? By�by to chyba pierwszy taki wypadek w twoim �yciu, �e przestraszy�e� m�od� i pi�kn� dam�... Joanna Chmielewska 27 Na wszelki wypadek wola�am sama zrobi� nast�pne za- kupy. Znalaz�am si� w sklepie wczesnym wieczorem, tu� przed zamkni�ciem, i tym razem to ja us�ysza�am narad�. Wiatr cich�, morze zaczyna�o si� uspokaja�, prognozy rybac- kie na noc i poranek brzmia�y pomy�lnie i trzech rybak�w umawia�o si�, kt�ry dok�d pop�ynie. Dw�ch musia�o stawia� siatki, trzeci od rana mia� uda� si� na bursztyn, dorsza chwi- lowo lekcewa��c. Mieli ze sob� sp�k�, p�g�osem ustalili, �e ten trzeci pojedzie szos� do portu w Piaskach, piaskarze sami sobie przeszk�d nie rzuc�, tam wyskoczy nad morze i pla�� b�dzie wraca�... - Wstajemy zn�w o wp� do sz�stej - oznajmi�am sta- nowczo, wr�ciwszy do domu. - Oni uwa�aj�, �e jutro b�dzie bursztyn, nie wiem, sk�d wiedz�, ale wiedz�. Jedni maj� le- cie� od Krynicy, a drudzy od Piask�w, to my w �rodku. S�odki piesek czeka� ju� na mnie, przej�ty i p�on�cy za- pa�em, bo w�a�nie przed chwil� nasza gospodyni przysz�a na g�r� i przeprasza�a za skromne po�ywienie. Przez dwa dni, dzi� i zapewne jutro, b�d� tylko kotleciki z sandacza, ponie- wa� m�� wybiera si� na bursztyn i siatek na fl�dr� nawet nie ruszy. Ale na noc pop�ynie i pojutrze fl�dra b�dzie, a mo�e kto inny z�owi wcze�niej, to od niego odkupi... Zgadzali�my si� na wszystko, bo nie ryby nam by�y w g�owie. - Raz w �yciu chcia�bym zobaczy�, jak to wygl�da, kiedy on jest, ten bursztyn - zwierza� mi si� s�odki piesek, dziko roznami�tniony. - Jedyna okazja, bo ile nam zosta�o...? Trzy dni, w ostateczno�ci cztery. Urlop mi si� ko�czy! - Mo�emy tu przyjecha� na nast�pny - podsun�am za- ch�caj�co. - Z nast�pnym urlopem nie wiadomo... Chc� zobaczy� teraz! Jaka� dziwna nieprzyjemno�� mnie tkn�a na t� wzmian- k� o niepewnym urlopie. Ukry�am j�, nie rozwijaj�c tematu. _� -��-^^^amucha le� bym. chcia�a zoh ^�~"� ^^^^^S^^111623����".... -^;::POJCt�(S"^?ꕕ�?f ^^-s-^s0^^^^ sl� od- ^ potrzeb. Wn^Tt'^ 2W^ �^nT0^0 nlnie w0 sl^d�^ op^; ^.��iasni 0^:^ -o- ^Jemiucza srfa S/ ^^^iwie czekaT2 nle- Led- ^ie�Ji�my na 7 a spe�n^ Jeeo � poranJca- wydm ,�, � y Da P^z� w �i�i,. J g0 Uczenie ���sS5^S;?-s..- ,"' ""ni. P,�^o;sa" �W. TO )�.,"^�d? '�lnp.,,, �. ''""'MB n.chTo'"0."'1 aw^ c'S ^ �' "''"��, 816 sw -'^5^'Z9 '�"^ SS'^ -^S�, r'^'^^B> ^" ^^^^^^ 'TTOb" ^ l -^^0^;.����'"^"^^0 1 -0*tron,ol^ ,'��'� aofe .� ^ieme-^^^^ -^ynam rozum- ' naou' ^ bJi- Na^?01-^^^^^ ^^PSS.^0-^^ ^^P^onan^ Q�b0^ rozgor^^^^chs aami ^�yU inn^^^^ �^^SS^^^^^^^^ ^^^POJawifo ^1^^^ ^py Mi^, ,S" _-'y�.i.t M b^ S'"' ��it, '^TT ^^o X'^^eraB "^ h% -''�S^^T^te^^ S;^^^.^"^?^ ^^^�-'.S.l^^ ^; "'"" -ybakow S "'2^�]c� w �<1W1 ^T"'80'" ^r-^^^S^ ^S^s^s"""^ ""^�y.. PokSy � c^ ^^odac 21)" l""*o, ^d???^^F^^ �dg.<!.,e, ^i"'0""" ''".i. o..^**2""^ je te b"�^^n'!�?emoraBB;L^^ "�^i0^^^^^^^^ .^^SS??^-0"'^ 30 Zlota mucha i cofn�� si�, kiedy fala si�gn�a mu do szyi. Za g��boko mu by�o, ale do czego si� pcha�, wci�� nie umieli�my odgadn��. Wreszcie uda�o nam si� dostrzec to co�, kiedy jeden si�g- n�� siatk� prawie przed naszym nosem. Jakby czarna plama w spokojnej wodzie, wygarn�� t� plam� i okaza�o si�, �e ona w�a�nie zawiera w sobie �mieci i bursztyn. Popatrzy�am w dal, tam gdzie trzeci pcha� si� w morze, i z wysi�kiem stwierdzi�am, �e istotnie, woda jest tam jakby ciemniejsza, ca�a, d�uga i wielka smuga, nieco inaczej zabarwiona. Wi�k- sza g��bia czy jakie� cia�o sta�e...? - Tam dopiero... - mrukn�� jeden rybak do drugiego, wytrz�saj�cego ma�� kupk� z siatki, i gestem brody wskaza� kierunek na smug�. - Nie podejdziesz - odmrukn�� drugi. - Chyba �e pod- sunie. - W nocy mo�e. - M�wi�, �e na wiecz�r wiatr... Pods�uchiwali�my chciwie, pl�cz�c si� wzd�u� wa�u. Da- . lej na prawo, na ko�cu szeregu tych �owc�w, pojawi�y si� jeszcze dwie osoby, facet i dziewczyna. Facet by� w kom- binezonie, od razu przy�o�y� si� do owej ciemniejszej wody, dwa razy pr�bowa�, ale te� nie doszed�. Dziewczyna nagle uczyni�a co�, od czego os�upia�am do reszty, mianowicie za- cz�a zdziera� z siebie odzie�. S�odki piesek obok mnie te� zastyg�, wpatrzony w przera�aj�cy striptiz, paru rybak�w z zainteresowaniem odwr�ci�o g�owy. Rozebra�a si� w mgnieniu oka do fig i biusthaltera, kos- tium bikini, mo�na powiedzie�. Wydar�a siatk� z r�k swojego ch�opa i wesz�a w morze. Z o�miu rybak�w siedmiu ponie- cha�o pracy i wpatrzy�o si� w ten eksperyment, tak samo jak my. Dziewczyna twardo pcha�a si� w g��b, w jednym miejscu musia�a si� odbi� od dna, �eby jej nie zala�o z g�ow�, osi�g- n�a kolejn� �ach�, gdzie mia�a wod� tylko do pasa. Za �ach� widnia�a ciemna smuga. Joanna Chmielewska 31 Osiem razy wraca�a do tej ciemnej smugi, za ka�dym wynosz�c prawie pe�n� siatk� �mieci i drewna. Jej towarzysz najwidoczniej poddaisi� i zrezygnowa� z protest�w, wybiera� bursztyn z wywalonych przez ni� kup, trwa�o to blisko trzy godziny. Ogrzewa� ]� chyba zapa� i nami�tno��. R�nica w kolorze wody niemal ca�kowicie znik�a, kiedy si� wreszcie uspokoi�a, wylaz�a ostatecznie na brzeg, wytar�a si� i ubra�a b�yskawicznie, po czym, bez odpoczynku, przyst�pi�a do grzebania w ogromnej, czarnej g�rze. Na pla�y przez ten czas zebra� si� niemal t�um. �miech i rozmaite komentarze wybuch�y w gronie rybak�w od sa- mego pocz�tku, ale z przej�cia og�uch�am i zacz�am je s�y- sze� dopiero w po�owie wstrz�saj�cej imprezy. Na pierwsze miejsce wybija� si� szacunek dla odwa�nej baby, zaraz za nim tkwi�a ciekawo��, co te� znalaz�a i czy jej si� op�aci�o. Rzecz jasna, sami w ci�gu tych godzin r�wnie� odwalali robot�, ale teraz kilku podesz�o bli�ej, patrz�c z ciekawo�ci�. My�my te� podeszli. - Gor�ca dziewczyna - zauwa�y� s�odki piesek. - Szko- da... Ugryz� si� w j�zyk tak wyra�nie, �e niemal zaskrzypia�o. Doskonale wiedzia�am, co pomy�la� i prawie powiedzia�, jed- no z trojga, albo szkoda, �e to nie on jest z t� facetk�, albo szkoda, �e ja tak nie wejd� do wody, albo szkoda, �e w og�le tu jestem, bo gdyby by� sam, a nie ze mn�, natychmiast by j� poderwa�. Nic z tego nie mog�o zyska� mojej aprobaty. - Co szkoda? - spyta�am jadowicie. Mia� do�� rozumu, �eby udzielania odpowiedzi na to pytanie nawet nie pr�bowa�. - Masz poj�cie, ile pieni�dzy ona wyci�gn�a z morza? S�yszysz, co tu m�wi�, najmarniej pi��dziesi�t kilo burszty- nu, a mo�e wi�cej, przeci�tnie mo�na liczy� po tysi�c z�otych, to jest pi��dziesi�t tysi�cy! - Sk�d wiesz, po ile...? 32 Z�ota mucha - Dowiadywa�em si�, z ciekawo�ci. Takie zupe�nie drob- ne po dwie�cie z�otych, a du�e po trzy tysi�ce. Zobacz, ile ma du�ych! Maj�tek, jednym kopem, z niczego! - Z niczego, jak z niczego. Troch� si� narobi�a... W rozgrzebywaniu kupy dziewczynie i facetowi jako� nikt nie pomaga� ani nie przeszkadza�, chocia� otacza� ich ca�y kr�g i lecia�y ku nim zawistne spojrzenia. Wrzucali bur- sztyn do siatek i toreb, bry�y jak pi�� by�o wida� z daleka. - �wie�e z�o�e ruszy�o i od razu podesz�o - powiedzia� rybak, wytrz�saj�cy zawarto�� swojej siatki tu� ko�o nas. - Nie zd��y�o pokruszy�. Przyjrza�am mu si�, bo na moment wygl�dem zewn�trz- nym zwr�ci� na siebie moj� uwag�, po czym zn�w odwr�ci- �am si� do baby z m�em. Dobieg� stamt�d jaki� okrzyk, g�o�niejszy i jakby podw�jny. - O rany...! - wrzasn�� nagle ch�opak, na oko czternas- toletni, schylaj�c si� gwa�townie i si�gaj�c ku �mieciom. / - Czego...?! -wrzasn�a r�wnocze�nie facetka. - Twoje...?! - No co, popatrze� nie mo�na? Uciekam z tym czy jak...? Rany, ale mucha... Zd��y� ju� podnie�� wielk� bry��. Dziewczyna rzuci�a si� ku niemu, wydar�a mu j�, spojrza�a pod �wiat�o i zastyg�a na moment, wpatrzona w to, co trzyma�a w r�ku. Kr�g wo- k� zacie�ni� si� ostro, omal jej tej r�ki nie odgry�li, mia�a co�, co ka�dy chcia� zobaczy� z bliska i na w�asne oczy. Te� chcia�am, ale ogl�da�am scen� zza ludzkich plec�w i nie zdo- �a�am si� przepchn�� do �rodka. Facetka zreszt� nie pozwo- li�a na �adne ogl�dziny, przytuli�a bry�� do �ona, po czym szybkim ruchem wrzuci�a j� do torby. - Swoje se ogl�dajcie! - warkn�a. - Trzeba by�o wle��, nikt wam nie zabrania�. Stan� nad g�ow�, jak te szakale... - Ciekawe, co to by�o - mrukn�� ko�o mnie s�odki piesek. - M�wi�, �e mucha - odpar�am z pow�tpiewaniem. - Cholera, nie zd��y�am popatrze�. Szkoda. Joanna Chmielewska 33 Chciwy kr�g rozlu�ni� si� nieco, cofn�am si� i wlaz�am na nog� jakiemu� facetowi, le��cemu mi prawie na plecach. Obejrza�am si� na niego, przeprosi�am p�g�bkiem i bez skruchy, bo nie musia� si� wali� tak nachalnie, ale i tak nie zwr�ci� �adnej uwagi ani na nog�, ani na przeprosiny. Hip- notycznie wpatrywa� si� w torby i worki facetki. Ch�opaka wypytywano natarczywie, co widzia� w tej bryle, ale nie chcia� czy mo�e nie umia� powiedzie�. - Mucha - mamrota� tylko, p�przytomny z przej�cia. - Mucha. Taka wielka. I z�ota... Od lewej strony dobieg�y jakie� krzyki i nacisk na niego zel�a�, bo wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Rybak w kom- binezonie zamierzy� si� siatk� na jakiego� faceta w gumia- kach, drugi przy�o�y� mu dr�giem, kt�ry si� od razu rozlecia�, pogonili go, facet uciek�. Z tre�ci okrzyk�w mo�na by�o wno- si�, �e to z�odziej i hiena cmentarna, podkrada bursztyn z cu- dzej kupy, ledwo wytrz��ni�tej, przegoni� �obuza! Jaki� inny, wy�a��cy w�a�nie z wody, uj�� si� za nim, pomstuj�c ostro na miejscowych i dopytuj�c si� r�wnie gwa�townie, jak retorycz- nie, kto kolce pod wydmami pod�o�y� i wilczy d� wykopa�; Tym z K�t�w i ze Stegny te� si� co� nale�y, morze jest dla wszystkich! Kto� wrzeszcza�, �e tamten z�odziej nawet siatki nie ma, czapk� pewnie chcia� te �mieci wyci�ga�, pierwszy rybak odwr�ci� si� ku morzu i ujrza�, �e konkurent podst�p- nie si�ga do jego czarnej plamy. Z�orzecz�c i chlapi�c wod�, pop�dzi� ku niemu, konkurent zacz�� si� odgra�a�, ale siatk� mia� ju� zape�nion�, wi�c tylko wymachiwa� pi�ci�, wr�g, przedzieraj�cy si� przez fale, swoj� pust� siatk� m�g� jeszcze zamieni� w or�, konkurent zatem rzuci� si� do ucieczki. - Pobij� si� - zauwa�y� s�odki piesek z uciech�. Nigdy nie uwielbia�am bijatyk, ale patrzy�am z wielkim zainteresowaniem, ciekawa, co przewa�y, zap�dy wojowni- cze czy bursztyn. Jednak bursztyn. Po kr�tkiej chwili prze- stali sobie nawet wymy�la�, zaj�ci ci�k� prac�. 34 Z�ota mucha Tkwili�my na pla�y do zmroku, bo gdzie� o drugiej ry- bacy z siatkami zeszli z posterunku, mo�e udali si� do domu, a mo�e pod rusk� granic�. Kilku odjecha�o na dychawicz- nych motorach. Pojazdy to by�y osobliwe i bardzo po ma- coszemu traktowane, posztukowane jakimi� blachami, po- wi�zane sznurkami, ze strz�pami kanap, bez podn�k�w, a piasek im zgrzyta� we wszystkich trybach. Ale jecha�y i na terenowych oponach przebija�y si� przez sypkie wydmy, to za� by�o najwa�niejsze. Konkurencj� mieli�my nadal, poniewa� pojawi�o si� kil- ka innych os�b, zwyk�ych zbieraczy, bez siatek i bez prawa w�asno�ci do wyci�gni�tych z morza kup. Wysz�o nam, �e teraz ju� wszyscy mog� grzeba� w �mietniku, skorzystali�my zatem z niezwyk�ej okazji. Czarne zwa�y, przesychaj�c, wci�� jeszcze ujawnia�y bogactwo, przeoczone albo zlekcewa�one przez w�a�cicieli, lepsze i obfitsze ni� wszystko, co dotychczas udawa�o nam si� zdobywa�. M�j s�odki piesek, na og� nie bardzo wyrywny do pracy fizycznej, teraz odwala� robot� a� mi�o.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!