2424
Szczegóły |
Tytuł |
2424 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2424 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2424 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2424 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOANNA
CHMiELEWSKA
Z�OTA MUCHA
OSfs^
WARSZAWA 1998
Redaktor
Julita Jaske
Projekt ok�adki i opracowanie graficzne
DYLIS Studio
Sk�ad i �amanie
Piotr Sztanderski
Copyright � 1998 by Joanna Chmielewska
^11 rights reserved
(^/
Wydanie I
&3.JCU- ,U2^
OA-
'S--1 "
^ .'^^)Wyda\vmctvfo �VERS"
05-510 Konstancin- Jeziorna l
Skrytka pocztowa 2
ISBN 83-7127-037-2
Druk: Zak�ady Graficzne ATEXT S.A. ^JJ
Gda�sk, ul. Trzy Lipy 3 ^
lei. (0-58) 302-57-69, (0-58) 302-64-41
Wszystkie trzy tragedie rozegra�y si� w tym samym miej-
scu i zapewne tego samego dnia. Dzie� musia� by� pi�kny,
s�oneczny, upalny, taki w kt�rym drzewa poc� si� z gor�ca.
Poci�y si� te� w tym tropikalnym upale w�a�ciw� sobie sub-
stancj�: �ywic�.
Ros�y owe sosny jako� rozmaicie, nie tylko w wodzie
i nie tylko na suchym gruncie, albo mo�e z wody wyrasta�y
kwiaty, wabi�ce barw� i woni�, bo na jednym po�ywia� si�
motyl. Sk�ada� i rozk�ada� ogromne, kolorowe skrzyd�a, nie
przeczuwaj�c niebezpiecze�stwa, i w�a�nie w momencie, kie-
dy je roz�o�y�, z g�ry sp�yn�a kropla. Kapn�a tu� obok,
wielka i ci�ka, nie zahaczy�a porz�dnie ani motyla, ani
kwiatka, zaledwie musn�a ca�� grup�, ale to wystarczy�o,
�eby z wn�trza ro�linki i ze skrzyd�a motyla podni�s� si�
ob�ok py�u. Ma�a, g�sta chmurka, kt�r� zgarn�a nast�pna
spadaj�ca kropla. Trafi�a w ni�, skupi�a mikroskopijne dro-
biny i razem z tym py�kiem do��czy�a do poprzedniej. Kwia-
tek wytrzyma�, ale motyl zgin��, bo bez py�ku na skrzyd�ach
motyl �y� nie mo�e.
Woda musia�a tam by�, skoro nie�le wyro�ni�ty narybek
l�gn�� si� z ikry. Kto� zawsze pozostaje ostatni i ta ostatnia
rybka nie zd��y�a. Liczne rodze�stwo odp�yn�o, a ona zo-
sta�a, jeszcze z jajeczkiem na ogonku, dognana ton�cymi
w wodzie g�stymi, pot�nymi kroplami.
Wielka, z�ota mucha usiad�a dla odpoczynku na odsta-
j�cym kawa�eczku kory u podn�a drzewa. Rozpostar�a
l�ni�ce skrzyde�ka, czy�ci�a je, z lubo�ci� rozk�ada�a do s�o�-
ca, porusza�a n�kami i kr�ci�a �ebkiem. Nie widzia�a swo-
jego nieszcz�cia, kt�re sp�ywa�o z g�ry, rosn�c stopniowo
jak lawina. Krople �ywicy po��czy�y si� w strumie�, zatrzy-
ma�y na moment na drobnej nier�wno�ci, po czym spad�y
razem, ca�ym ci�arem. Prosto na ni�. Mucha nie zdo�a�a
uczyni� nic, zamar�a, unieruchomiona lepk� substancj�, kt�-
ra otoczy�a j� dooko�a. I tak zdech�a w tej nieruchomo�ci, nie
maj�c najmniejszego poj�cia, �e dzi�ki katastrofie zachowa
na wieki swoj� urod� i zyska nie�miertelno��. Nie mog�a
tak�e wiedzie�, i� w ca�e wieki p�niej istoty podobno wy�-
szego rz�du, kt�re na razie jeszcze nie zd��y�y si� pojawi� na
m�odej i pi�knej Ziemi, b�d� si� dla niej i przez ni� zabija�...
Min�o przesz�o dwadzie�cia milion�w lat.
Joanna Chmielewska
Zima. akurat trzyma�a rzetelna i morze zamarz�o a� po
Szwecj�. Po twardej skorupie lodu mo�na by�o doj�� do
horyzontu i chyba nawet kawa�ek dalej, o ile wcze�niej nie
z�ama�o si� nogi na bry�ach, rozpadlinach, dziurach, ba�-
wanach �nie�nych, stwardnia�ych na granit, i wszelkich
innych nier�wno�ciach. Wzd�u� brzegu le�a�y wa�y i g�ry
lodowe na cztery metry wysokie, w pe�ni godne okolic
polarnych, bardziej to wygl�da�o na biegun pomocny ni�
na Mierzej� Wi�lan�, Og�lna sytuacja przedstawia�a si�
beznadziejnie.
Mr�z trzyma�, ale s�o�ce przy�wieca�o i nawet pr�bowa-
�o grza�, uwzgl�dniaj�c fakt, �e nadszed� pocz�tek marca
i zima szala�a bezprawnie. Wysila�o si� do tego stopnia, �e
gdzieniegdzie, po l�dowej stronie wam, od po�udnia, rozta-
pia�o odrobin� wierzchni� skorup� zamarzni�tej w grudniu
wody. Dawa�o si� t� skorup� niekiedy rozbi�, a pod ni�
le�a�y �mieci bursztynowe.
- By� wyrzut, akurat jak te mrozy z�apa�y - powiedzia�
do mnie sm�tnie Waldemar. - Wielki sztorm i zaraz potem,
ledwo ucich�o i morze zacz�o siada�, przyszed� mr�z. W jed-
n� noc zamarz�o i do tej pory trzyma, sama pani widzi.
- Przecie� ju� marzec, powinno si� ruszy� - odpar�am
z takim oburzeniem, jakby to on nie dope�nia� obowi�zku
ruszenia.
- Ano, powinno. Ale najpierw ruszy Zalew. Jakby za-
cz��, us�yszymy. Postrzela.
O�ywi�am si�.
- Jest nadzieja?
Z�ota mucha
Waldemar z pow�tpiewaniem popatrzy� w kuchenne ok-
no, kt�re wychodzi�o na po�udnie.
- Nadziei to nie ma, ale ju� bym samochodem do Tolk-
micka nie jecha�.
O�ywi�am si� bardziej.
- Jak pan by nie jecha�, znaczy, lada chwila poka�e si�
woda...
Je�li ktokolwiek m�g�by si� jeszcze wyg�upi� z jazd� sa-
mochodem przez coraz s�abiej zamarzni�ty Zalew, ryzykan-
tem bez w�tpienia by�by Waldemar. Przy grubym lodzie je�-
dzili wszyscy czym popad�o, motorami, d�ipami, samocho-
dami osobowymi, nawet ci�ar�wkami. Do Tolkmicka
i Fromborka by�o w ten spos�b znacznie bli�ej ni� okr�n�
drog� l�dow�, jecha�o si� kwadrans, zamiast p�torej go-
dziny, do Elbl�ga r�wnie� Zalew skraca� drog�. Mieli ju�
bez ma�a wyje�d�on� autostrad�, dowcipkowali sobie, kr�-
c�c si� na lodzie, skakali przez zamarzni�te wa�y, robili
zawody i konkursy, a Waldemar od wczesnej m�odo�ci
w tych szata�stwach celowa�. Kiedy jednak�e l�d cienia�,
nikt si� ju� tam nie pcha�. Z pewno�ci� Waldemar jecha� t�
tras� ostatni.
W dwa dni p�niej owszem, na Zalewie strzeli�o par�
razy, ca�a p�aszczyzna zacz�a zmienia� kolor, biel gdzie�
znik�a, zosta�y tylko pag�rkowate kry, jakby lodowe pirami-
dki na szaroniebieskiej tafli, a mi�dzy nimi pojawi�y si� wy-
ra�nie widoczne szczeliny. Woda zacz�a chlupa�, w porcie
zaroi�o si� przy �odziach, morze jednak wci�� trwa�o w nie
zmienionej postaci.
T�sknym okiem patrzy�am na ten podbiegunowy krajob-
raz, w��cz�c si� po brzegu z niejakim wysi�kiem i z ci�kim
sercem, bo w�a�nie �wie�utko straci�am wymarzonego m�-
czyzn�, zdaje si�, �e bezpowrotnie. Przyjecha�am tu, �eby si�
pocieszy�, z nadziej� odzyskania jakiej takiej r�wnowagi
uczuciowej. Nic mi nie robi�o lepiej ni� morze, chwilowo
Joanna Chmielewska
iednak morze by�o niepodobne do siebie, b��ka�am si� zatem
codziennie po zlodowacia�ych g�rach i w�do�ach, czekaj�c
na jego powr�t do w�a�ciwej postaci, a� do chwili kiedy
wpad�am nog� w lodow� rozpadlin� i zgniot�am kostk�
w stopie. Posycza�am chwil�, wypowiadaj�c wiele s��w, daw-
nymi czasy �le widzianych w druku, i zbuntowa�am si�. Do-
sy� tej sercowej terapii, nie id� jutro na pla��, zrobi� sobie
ulgowy dzie�.
Do podejmowania g�upich postanowie� zawsze mia�am
szcz�cie.
Wsta�am p�niej i w spos�b rozlaz�y, bez �adnego po-
�piechu, przystosowa�am si� do �ycia. Zdaje si�, �e nawet
zjad�am �niadanie. Po czym ubra�am si� byle jak i posz�am
do sklepu.
Kiedy wr�ci�am gdzie� ko�o godziny pierwszej, torba
z zakupami omal nie wylecia�a mi z r�k. My�la�am przez
chwil�, �e �le s�ysz� albo nie rozumiem po polsku. Waldemar
wisia� na s�uchawce i gor�czkowo zwo�ywa� braci na bur-
sztyn.
U podn�a schod�w sta� jego syn, Mieszko, m�odzieniec
znany mi prawie od chwili urodzenia.
- Mieszko, co si� dzieje? - spyta�am niespokojnie. - Jest
bursztyn? Sk�d? Przecie� zamarzni�te po horyzont!
- E tam, woda a� do Szwecji - odpar� Mieszko, te� prze-
j�ty, tyle �e raczej teoretycznie, bo w wieku dwunastu lat
jeszcze nie by� dopuszczany do kombinezonu i siatki. - Kra,
ale bursztyn idzie.
Nie powiedzia�am ju� nic wi�cej. Wnios�o mnie na g�r�.
Zakupy gdzie� wepchn�am, zapewne pod fotel, �eby mi si�
nie pl�ta�y pod nogami, jedn� r�k� wk�ada�am dodatkowy
sweter, drug� wci�ga�am grubsze rajstopy. Ciep�e majtki usi-
�owa�am w�o�y� na d�ugie gumiaki, zapomnia�am o szaliku,
w jednej skarpetce, z czapk� w r�ku, z siatk� przewieszon�
przez plecy, macaj�c si� po kieszeniach w poszukiwaniu r�-
10 Z�ota mucha
kawiczekJak oszala�a wypad�am z domu i pop�dzi�am w las,
pod piaszczyst� g�r�. Przedar�am si� przez zaro�la, gdzie�
przede mn� mign�� niski cie�, jeden, za nim drugi. Dziki.
Przez ca�� t� zim� mocno wyg�odnia�e. A tam, w nosie mam
dziki, niech mi teraz nie zawracaj� g�owy...
Nad morzem by�a ju� jedna trzecia ludno�ci Piask�w.
Waldemar z bra�mi ci�gn�� �mieci kawa�ek dalej, na lewo,
mia�am do nich ze dwie�cie metr�w. Przeby�am t� odleg�o��
nie wiadomo kiedy.
Zacz�li ju� wytrz�sa� na brzeg wielkie, czarne g�ry. Chlu-
pocz�ce morze odkry�o troch� �mieci zesz�orocznych, bez-
pa�skich. Jednym rzutem oka zorientowa�am si�, �e na d�u-
gich gumiakach mog� si� powiesi�, zamarzni�ty i obmywany
wod� brzeg zmieni� ukszta�towanie, musia�abym si� zanurzy�
do pasa, tak samo jak oni, �eby si�gn�� siatk� upragnionego
�mietnika, dost�pne mi by�o tylko to co na brzegu i przy
samym brzegu. Dobre i tyle, dla mnie bogactwo.
Nie pisane, ale granitowe przestrzegane prawo g�osi�o,
�e wywleczona na brzeg kupa bursztynowych �mieci nale�y
do tego, kto j� wywl�k�, tak d�ugo, a� przez w�a�ciciela zo-
stanie przegrzebana. P�niej stanowi w�asno�� publiczn�
i mo�e w niej grzeba�, kto chce. Oczywiste by�o, �e w takiej
sytuacji, w obliczu nag�ego odmro�enia bursztynowego el-
dorado, ci wszyscy rybacy z siatkami i w gumowych kom-
binezonach bior� tylko to, co najwi�ksze i najpi�kniejsze.
�redni ch�am daruj� sobie, albo zgo�a przeocz�, i kichaj�c
na�, pchaj� si� po nast�pne zdobycze.
Wiatru si� prawie nie czu�o. Jasne, gdyby wia� silny
wiatr, nie by�oby bursztynu, bo wzburzone morze �mieci
rozprasza, a nie wyrzuca. Za to na �agodnej fali ko�ysa�y si�
pot�ne, po�amane, grube kry, schodz�ce si� ze sob�, wal�ce
O siebie nawzajem, rozp�ywaj�ce si� na chwil� i ods�aniaj�ce
nast�pny zwa�, przetykany skarbami. Si�gn�� siatk�, zd��y�
go z�apa�, zanim zamknie si� nad nim lodowa pokrywa...
Joanna Chmielewska
11
Zdr�twia�am na moment widz�c, jak dw�ch braci Walde-
mara z ca�ej si�y odpycha wal�ce si� na niego wielkie i grube
tafle, zdolne bez trudu przeci�� go w po�owie. Jedna go r�bn�a,
drug� zdo�ali zatrzyma�. Waldemar, w wodzie prawie do piersi,
usta� jako� na nogach, nie zwa�aj�c na ataki morza, wetkn��
siatk� pod odepchni�t� kr�, zagarn�� drugi raz, siatk� mia� ju�
pe�n�, musia� wyj�� na brzeg. Zamachn�� si� tym czterdziestoki-
Iowym ci�arem, wysypa� g�r� tu� obok poprzedniej.
- Co� tam jest - zawyrokowa� pozornie oboj�tnie i nie
dotykaj�c wielkiej, miodowej bry�y, b�yskaj�cej spod czar-
nych patyk�w, wlaz� do wody z powrotem.
W gumiakach zaledwie do bioder, pozbawiona mo�liwo-
�ci pe�nego dzia�ania, wsp�pracowa�am z psem. Nad kup�
jednego z braci Waldemara, ju� przegrzebana, siedzia� jego
collie, z kt�rym by�am zaprzyja�niona. Ja szuka�am burszty-
nu, a on ba�tyckich krewetek.
- We� t� mord� - za��da�am nerwowo, odpychaj�c psi
pysk. - Tw�j pan jest �lepa komenda albo ma zbyt wielkie
wymagania. Masz tu robala, ze�ryj, prosz� bardzo... Czekaj,
tamto dla mnie!
Pies rozgrzebywa� kup� �apami, co mi w pe�ni odpowia-
da�o. Podsuwa�am mu krewetki, wybieraj�c spod pyska bur-
sztynowe bry�ki. Jasne, �e nie takie, jakie oni wyci�gali dla
siebie, ale te� niez�e. Dzia�ali�my w doskona�ej symbiozie.
Za nast�pnym nawrotem Waldemar wyplu� du�y bur-
sztynowy placek trzymany w ustach, bo w siatce ju� mu si�
nie mie�ci�.
- Pani mi wyjmie z kieszeni reklam�wk� - poprosi�, lek-
ko poszczekuj�c z�bami. - Tu mam, u g�ry...
Zgrabia�ymi palcami w kompletnie mokrych r�kawicz-
kach si�gn�am mu do kieszeni na piersiach i wygrzeba�am
foliow� torb�. Roz�o�y�am j� nawet. Waldemar wytrz�sn��
siatk� i od razu zacz�� wrzuca� do torby znaleziska. Wbrew
wszystkiemu, wiedziona elementarnym poczuciem sprawied-
12
Z�ota mucha
liwo�ci, prawie mu nie zazdro�ci�am. Niech te� tam wejd�,
prosz� bardzo, wtedy to b�dzie moje, a na razie ja jestem
mokra zaledwie do pasa, a on po czubek g�owy...
Szale�stwo gwizda�o w powietrzu od granicy po Steg-
n�. Morze rozmarz�o nagle w ci�gu jednej nocy, bez wiatru
i sztormu, oddaj�c to, co zgromadzi�o przy ostatnim, zi-
mowym huraganie. Burzliwa jesie� ruszy�a jakie� z�o�a,
kt�re podesz�y do brzegu razem z mrozem i dopiero teraz
da�y si� wyci�gn��. Skraj wody by� dos�ownie zapchany
�mieciami, wszystkie miejscowo�ci mia�y sw�j przydzia�
i ca�a ludno�� miota�a si� po pla�y, wci�� jeszcze zlodowa-
cia�ej.
W emocji wlaz�am za g��boko i odrobina lodu wpad�a
mi do buta razem z wod�. Prawie dech mi zapar�o. Pod-
skakuj�c na jednej nodze, podsun�am si� a� pod wa� lodo-
wy, �eby si� mie� o co wesprze� plecami, naj�wi�ciej przeko-
nana, �e t� poszkodowan� nog� mam oder�ni�t� w po�owie.
Koniec, nie posiadam jednej nogi. Z szalonym wysi�kiem
zdj�am gumiak, ba�am si� spojrze� na te pozosta�e p� go-
lenia, bo, Jezus Mario, widok to powinien by� potworny, ale
trudno, musia�am zdoby� si� na m�stwo...
Jednak nie, noga nie by�a oder�ni�t�. Mokra, owszem,
ale ca�a. To tylko ten kawa�ek lodu opar� si� na ko�ci i stwo-
rzy� owo cudowne wra�enie. Odetchn�am l�ej, wytrz�sn�-
�am go z gumiaka, ubra�am si� w obuwie z jeszcze wi�kszym
wysi�kiem i, wbrew obawom, w ca�o�ci posz�am dalej. A trze-
ba przyzna�, �e prze�y�am chwil� rzetelnej paniki...
Ciemno�� wygna�a ludzi z pla�y, ale nast�pny dzie� wca-
le nie okaza� si� du�o gorszy. W Piaskach od rana na brzegu
znajdowali si� ju� wszyscy mieszka�cy. Z grzeczno�ci pozo-
stawi�am im bliskie tereny i uda�am si� ku zachodowi, uzna-
wszy, i� dla nich to jest podstawa egzystencji, a dla mnie
zaledwie dzika nami�tno��, po czym moja uprzejmo�� zo-
sta�a wynagrodzona. Niekoniecznie �atwo, ale jednak.
Joanna Chmielewska
13
Na pla�y, nad sam� wod�, pokaza� si� ju� w�ski pasek
piasku. Morze gdzieniegdzie zaczyna�o sypa� �achy. Za jedn�
z tych �ach ujrza�am �mietnisko bursztynowe, z chciwo�ci
zapewne nie my�la�am nic, podesz�am od niew�a�ciwej strony
i wpad�am w ruchom� wydm� powy�ej kolana. Gdybym
mia�a kr�tkie gumiaki, wr�ci�abym do domu boso, na szcz�-
cie te d�u�sze, do bioder, by�y zarazem do mnie przypasane.
Mimo wybuchu �miertelnej grozy, rany boskie, bagno, wci�-
gnie mnie jak g�upkowat� krow�, w dodatku pod wod�, a lo-
dowate to wszystko, mia�am jeszcze tyle przytomno�ci umys-
�u, �e nie spr�bowa�am si� podeprze� drug� nog�. Le��c na
zapadaj�cym si� pode mn� pod�o�u, ostro�nie i powoli zdo-
�a�am wyci�gn�� nog� razem z obuwiem, przeczo�ga�am si�
na sta�y grunt i dopiero wtedy si� podnios�am. Nie by�o mi
zimno, przeciwnie, spoci�am si� z wra�enia. Si�gn�am siatk�
od strony brzegu i znalaz�am w tych �mieciach dwadzie�cia
du�ych bursztyn�w, takich na medaliony i na najwi�ksze
kawa�ki naszyjnik�w. Szcz�cie roziskrzy�o si� we mnie ni-
czym fajerwerk.
Kra telepa�a si� ci�gle, wiatru nadal nie by�o. Omal mnie
szlag nie trafi�, kiedy, wlaz�szy na jedn� lodow� p�yt�, stwier-
dzi�am, �e nie ma si�y, nie si�gn� siatk�, a woda jest po pas.
Musia�abym mie� na sobie kombinezon. Kontemplacja nie-
dost�pnej kupy �mieci omal mnie nie zawiod�a a� do Szwecji,
bo od widoku nie mog�am si� oderwa�, a kra odp�ywa�a.
Ale i tak uzbiera�am prawie dwa i p� kilo w ci�gu tych
dw�ch dni. Kilogram dziennie!
- Tak co par� lat si� przytrafia - powiedzia� Waldemar,
p�ucz�c prysznicem nad wann� swoje zdobycze, porcjami
wsypywane do durszlaka. - Mia�a pani szcz�cie, bo bywa,
�e nic nie ma. W zesz�ym roku nie by�o, dopiero na jesieni
posz�o.
- No i by�o troszeczk� wcze�niej - przypomnia�am mu
delikatnie.
14 Z�ota mucha
�ypn�� na mnie okiem jako� dziwnie i nie podj�� tematu.
Albo mo�e podj�� go po�rednio.
- Podobno jeden ch�opak zn�w znalaz� co� nadzwyczaj-
nego. Nikomu tego nie chcia� pokaza�. Nawet nie wiem,
kt�ry to, ale troch� si� domy�lam.
- Inni si� te� domy�laj�?
- Chyba tak, bo ju� wczoraj by�o gadanie. Wykryje si�,
pr�dzej-p�niej...
- Tak jak wtedy...?
- Niech pani wypluje to s�owo...
Spad�a na mnie nagle retrospekcja. Stoj�c nad wann�
w tej �azience i gapi�c si� na durszlak w r�ku Waldemara,
oczyma duszy ujrza�am wydarzenia sprzed lat.
Wtedy, czyli troszeczk� wcze�niej, a dok�adnie, jak uda�o
mi si� wyliczy�, przesz�o siedemna�cie lat temu, wszystko
zacz�o si� niewinnie.
Przyjecha�am do Krynicy Morskiej, wylaz�am na wydm�
przy porcie, popatrzy�am i oko mi zbiela�o. Przez moment
nie wierzy�am w to, co widz�. Mimo p�nej jesieni dzie� by�
pi�kny, s�oneczny, niebo bez chmurki, a godzina po�udnio-
wa.
Wzd�u� pla�y, przy samym brzegu, ci�gn�a si� d�uga,
z�ocista, l�ni�ca w s�o�cu smuga.
Wiedzia�am doskonale, co to jest, ale trudno mi by�o
pogodzi� si� z tak przera�liwym szcz�ciem. Bursztyn zna�am
w postaci gotowych wyrob�w albo male�kich okruszk�w,
kt�rymi w Sopocie udawa�o mi si� po tygodniu nape�ni�
pude�ko zapa�ek. Taka rozszala�a obfito�� jak tutaj nawet
mi do g�owy nie przysz�a. Gapi�am si� w os�upieniu i prawie
z biciem serca, trwaj�c w bezruchu niczym s�up i pas�c oczy
widokiem, a smuga l�ni�a i b�yszcza�a kusz�co.
Joanna Chmielewska
15
Obok mnie sta� m�j ukochany s�odki piesek, r�wnie�
wpatrzony w ni� roziskrzonym wzrokiem.
- Oczom nie wierz� - powiedzia� z podziwem. - Najbar-
dziej mnie zdumiewa fakt, �e facet powiedzia� prawd�. Cze-
kaj, gdzie lecisz?
Do smugi lecia�am oczywi�cie, chcia�am jej dotkn��, po-
patrze� z bliska, upewni� si�, �e nie stanowi majaczenia. Pra-
wdom�wny facet w Sopocie, b��kaj�cy si� po pla�y z nog�
w gipsie, obcy, ale spotykany ustawicznie i prawie z nami
zaprzyja�niony, pob�a�liwie traktowa� owe drobiazgi, wty-
kane do pude�ka po zapa�kach, i m�wi� o zatoce i Mierzei,
opowiada�, �e tak naprawd� bursztyn pojawia si� tu, a nie
gdzie indziej, tu go morze wyrzuca i mo�na znale�� istne
skarby, ale nie wierzyli�my zbytnio w jego gadanie. Okaza�o
si� szczer� prawd�.
S�odki piesek polecia� za mn�.
- W og�le w bursztyn nie wierzy�e� - wytkn�am mu,
schylona ju� nad tym l�ni�cym pasmem. - A on, popatrz,
rzeczywi�cie jest, wbrew wszystkiemu.
Te� si� pochyli� i przyjrza�.
- liii tam, taki bursztyn... My�la�em, �e tu b�d� le�a�y
te wi�ksze.
- Te wi�ksze pewno le�a�y nieco wcze�niej. Ludzie tu
latali, sp�jrz na �lady, ca�e stada. Te wi�ksze znalaz� ten, co
tu by� pierwszy, o wschodzie s�o�ca.
- Mam robi� za Sokole Oko i R�czego Jelenia? Jeszcze
mo�e ka�esz mi zgadywa�, kt�re �lady s� pod spodem, a kt�-
re na wierzchu?
- Wielka mi sztuka... Ale akurat, moim zdaniem, nie ma
to znaczenia. Wyjdziemy o wschodzie s�o�ca...?
- Wariatka. To ju� wol� zanocowa� na pla�y... O rany,
patrz! Takiego w Sopocie nie by�o!
Jasne, �e takiego jak ziarnko grochu w Sopocie nie by�o,
to znaczy mo�e i by�, ale nie w godzinach po�udniowych.
16 Z�ota mucha
P�tanie si� po pla�y o wschodzie s�o�ca nie zalicza�o si� do
naszych ulubionych obyczaj�w, co zatem le�a�o tam o �wicie,
nie mogli�my wiedzie�. Ponadto po sopockiej pla�y lata�y
znacznie wi�ksze stada i wydziobywane by�o wszystko, tu
^zas ludzi chodzi�o o wiele mniej i raczej nie byli to tury�ci.
- Zostajemy...? - spyta�am z nadziej�.
- Zostajemy - zadecydowa� s�odki piesek. - Jaki� pok�j
nam tu chyba wynajm�...?
O tej porze roku t�oku nad morzem nie by�o. W�a�nie
zbli�a�a si� druga po�owa listopada i m�j s�odki piesek nawet
kr�ci� nosem na taki dziwny wyjazd urlopowy, grawitowa�
ku g�rom, biega�y mu po g�owie narty, ale okaza�am si�
twarda. G�ry mi szkodz�, jad� nad morze, a on niech robi,
co chce. Zapewne jeszcze troch� mnie kocha�, a mo�e nie
tyle kocha�, ile bra� pod uwag� wzgl�dy czysto materialne,
bo kr�tko grymasi� i poszed� na t� wielk� nowo�� dla siebie.
Za wsp�lny pobyt nad morzem p�aci�am ja, a s�odki piesek
umia� liczy�.
Z�ocista smuga na Mierzei ostatecznie pogodzi�a go
z moj� fanaberi�.
�ci�le bior�c, by� moim m�em, drugim z kolei. Trzeci
rok to trwa�o, a te trzy lata przelecia�y nie wiadomo kiedy,
zdawa�oby si�, �e dopiero przed miesi�cem diabli nas zanie�li
do urz�du stanu cywilnego, z przyczyn niepoj�tych. No nie,
jedna przyczyna istnia�a wyra�nie, mianowicie on chcia� uzy-
ska� sta�e zameldowanie w Warszawie, do czego najprostsza
droga prowadzi�a przez maria� z rodowit� warszawiank�, ja
za� bardzo ch�tnie uwierzy�am w wielk� mi�o��. Trzy wsp�l-
nie sp�dzone lata mocno ow� wiar� zachwia�y.
Ju� po roku rozgryz�am jego cechy charakteru i rozum
wyra�nie mnie zawiadamia�, �e pope�ni�am g�upot� pirami-
daln�. Po�lubi�am dziwkarza i naci�gacza, gryma�nego ni-
czym primadonna z opery, z kt�rym czym pr�dzej powinnam
si� rozsta�, ale rozum swoje, a serce swoje. S�odki piesek mia�
9S^90
lielewska
17
rok, ci�ko mi by�o wyrzec si� go radykalnie i wci��
jeszcze �ywi�am nadziej� na wielki nawr�t uczu�, kt�rymi na
pocz�tku ku mnie p�on��, a mo�e tylko symulowa�, �e p�onie.
S�odkim pieskiem zosta� od chwili, kiedy w jakiej� awan-
turze, a tego nam nie brakowa�o, zwr�ci�am si� do niego
zgry�liwymi s�owy: �pieseczku m�j s�odki". Wybuchn�� wte-'
dy �miechem i zaaprobowa� okre�lenie. S�odki by�, czemu
nie, je�li chcia�. �Piesek" stanowi�o obelg� dla ps�w. S�cz�--
cia do m�czyzn chyba raczej w �yciu nie mia�am, upatry-/
wa�am sobie tych najbardziej atrakcyjnych i musia�cTto-byC
lekka przesada.
Pok�j w Krynicy Morskiej znale�li�my bez �adnego tru-
du i przenie�li�my si� tam jeszcze tego samego dnia, zabie-
raj�c rzeczy z Sopotu. Nasza gospodyni obieca�a nawet przy-
rz�dza� nam ryby na kolacj�.
Nazajutrz prawie od rana ruszyli�my na penetracj� terenu.
Asfaltowa, kr�ta szosa wiod�a gdzie� w dal i, wed�ug
mapy, prowadzi�a ku granicy co najmniej przez jedena�cie
kilometr�w. Po drodze m�j s�odki piesek usi�owa� wje�d�a�
w las, w kierunku pla�y, wsz�dzie gdzie jakikolwiek wjazd
dawa� si� zauwa�y�. Samoch�d w zasadzie nale�a� do mnie
i czu�am si� tym nieco zaniepokojona.
- Nie wyg�upiaj si�, kto nas st�d b�dzie wyci�ga�?! W�a-
dujesz si� w piasek albo w jakie w�do�y! Uwa�aj, dziura...!
Korzenie...! Przesta� je�dzi� po schodach!!!
- To id� do przodu i patrz, jaka droga.
- Rozp�dzi�am si�. Ty id�, a ja b�d� jecha�a. Torowanie
drogi nale�y do m�czyzny!
Zgodzi� si� na t� kombinacj�, z niech�ci�, ale rozs�dnie.
Po w�do�ach i dziurach umia�am je�dzi� lepiej ni� on, co nie
by�o �adn� moj� zas�ug�, tylko osobliw� w�a�ciwo�ci� or-
ganizmu, przej�t� zapewne od nietoperzy. Wi�d� mnie jaki�
tajemniczy rodzaj radaru, kt�ry kaza� omija� najgorsze i sam
wybiera� lepsz� drog�, poza tym pociech� by�a mi my�l, �e
18 Z�ota mucha
zawsze mo�emy wr�ci�, volkswagen-garbus gdzie wjecha�,
tam wykr�ci�. Jedyne, czego odm�wi�am stanowczo, to prze-
pychania si� przez b�otniste do�y i piaszczyste g�rki.
- Tam! - orzekli�my w ko�cu zgodnie. - Na tamtym
przeje�dzie by�o najlepiej!
�' - Zapami�tajmy miejsce i popatrzmy na licznik - pora-
dzi�am jeszcze, ust�puj�c mu zn�w miejsca przy kierownicy.
Zastosowana metoda zwiedzania terenu sprawi�a, �e te
jedena�cie kilometr�w zaj�o nam ca�y dzie�. Dalej nie by�o
ju� asfaltu, tylko drogi gruntowe i w og�le koniec �wiata.
W kierunku morza wiod�y przej�cia przez las, pag�rkowate
i nie do przejechania, przelecieli�my je piechot�. Wybrany
zjazd ku pla�y bezwzgl�dnie by� najlepszy.
Ten wsch�d s�o�ca jednak�e nas korci�. O rz�dz�cych
bursztynem prawach przyrody nie mieli�my najmniejszego
poj�cia, ale nasze rozumowanie wydawa�o si� logiczne: kto
pierwszy, ten lepszy. Jako� to na brzeg wychodzi, nie wia-
domo kiedy, zapewne w nocy, pierwsza osoba znajdzie i dru-
ga mo�e si� ju� wypcha�. Koniecznie, bodaj raz, musimy
spr�bowa� wschodu s�o�ca!
Uda�o nam si� osi�gn�� upragniony cel za trzecim po-
dej�ciem. S�o�ce wschodzi�o wprawdzie dopiero o si�dmej,
ale na urlopie taka godzina wydawa�a si� mordercza, szcze-
g�lnie �e ubieranie si�, wypicie herbaty, pokonanie tych paru
kilometr�w szos� i galop przez wydmy wymaga�y dodatko-
wego czasu, wsta� zatem nale�a�o przed sz�st�. W ciemno-
�ciach. Dwukrotnie przeros�o to nasze si�y i wreszcie, za tym
trzecim razem...
�eby ju� na pewno nie zaspa�, wyle�li�my z ��ka o pi�-
tej. Gor�ca herbata czeka�a w termosie, ubieranie si�, nawet
w te wszystkie swetry, gacie, skarpetki i szaliki, zaj�o zaled-
wie kwadrans. Nagle okaza�o si�, �e nie mamy co robi�.
Oczekiwanie na w�a�ciw� por� by�o tak m�cz�ce, �e nie
wytrzyma� tego ani on, ani ja. Opu�cili�my dom na palcach,
Joanna Chmielewska 19
bo nikt si� jeszcze ze wstawaniem nie wyg�upia�, praca na
�wie�ym powietrzu wymaga dnia. Gnani niecierpliwo�ci�,
znale�li�my sw�j najlepszy przejazd szybciej ni� mo�na si�
by�o spodziewa�. Potykaj�c si� w kopnym piachu, wle�li�my
na wydm�. Panowa� mrok, wia� lekki wiaterek i m�y� delikat-
ny deszczyk.
- Wschodzi ju� to s�o�ce czy nie? - zirytowa� si� s�odki
piesek. - G�wno wida�!
- L�d od morza da si� odr�ni� - pocieszy�am go. - A co
do s�o�ca, to, wedle zegarka, powinno wzej�� za p� godziny.
- Przesadzili�my chyba...?
- Mo�e nieco. Og�lnie bior�c, powinno si� rozwidnia�,
ale zdaje si�, �e s� chmury...
- Masz w�tpliwo�ci? Deszcz pada, nie czujesz? Ja ju�
jestem ca�y mokry, katar gwarantowany, albo i co gorszego!
- Nic ci nie b�dzie. Poczekajmy, zapalmy sobie, a potem
mo�emy zej�� i spr�bowa� w �lepo, jak leci...
Po dobrej godzinie, kiedy s�o�ce ju� niew�tpliwie wzesz-
�o, przy pochmurnym i mrocznym dniu okaza�o si�, �e uda�o
nam si� nazbiera� dosy� du�o drewna, w�gla, kamieni, kawa-
�k�w jakich� ko�ci, troch� czego�, co wygl�da�o jak zasuszo-
ne �ajno, i ani odrobiny bursztynu. Przelecieli�my si� kawa�ek
po brzegu, na kt�rym wczoraj le�a� po�yskuj�cy drobiazg,
a dzi� nie le�a�o nic. Deszcz przesta� pada�, a za to wzm�g� si�
wiatr i podnios�a si� fala, pobyt na pla�y zacz�� przypomina�
bardziej kar� za ci�kie grzechy ni� przyjemno��.
Wr�cili�my do domu i m�j s�odki pieseczek przypomnia�
sobie o grymasach.
- W Zakopanem, a niechby i w Szczyrku, w tak� pogod�
mo�na i�� do knajpy, zagra� w bryd�a, a tu co? Zimno jak
cholera i zn�w pada!
- Trzy lata temu wiedzia�e�, co robi�... - wyrwa�y mi si�
haniebne s�owa.
- Starzej� si�.
20 Zlota mucha
- Nieprawda. Ale mo�emy pojecha� do Gda�ska...
W Gda�sku, rzecz oczywista, zwiedzili�my przede wszys-
tkim sklepy z bursztynami i w jednym ujrza�am co�, od czego
�cisn�o mnie w do�ku. Dwumetrowy sznur male�kich bur-
sztynk�w, trzy milimetry sztuka, tak jasnych, �e prawie zie-
lonkawych, l�ni�cych, czystych, wypolerowanych, migocz�-
cych, a� si� w oczach mieni�o. Oszala�am na ich tle, dziko
i nami�tnie zapragn�am sama sobie zrobi� co� takiego, tak
jak w Bu�garii zrobi�am naszyjnik z male�kich muszelek. Ten
rozmiar spotyka�o si� na ka�dym kroku, tylko jak to wypo-
lerowa� i przedziurawi�...?
Nagabni�ty z silnym naciskiem w�a�ciciel tych skarb�w
pob�a�liwie wyjawi� mi tajemnic�.
- W zasadzie to s� odpady. Zostaj� przy ci�ciu bursztynu,
wi�kszej bry�y, ju� po wypolerowaniu. A je�li trzeba, poleruje
si� je w b�bnie polerskim, inaczej niemo�liwe. Dziurkowa-
nie...? A nie, to nie problem...
Jak dla kogo... Poza wszystkim, nie mia�am poj�cia, co to
jest i jak wygl�da b�ben polerski. S�odki piesek z rumie�cem
na twarzy ogl�da� te wi�ksze, interesuj�c si� g��wnie cenami.
Przy nas wesz�o do sklepu dwoje obcokrajowc�w i nabyli
dwa wisiory, dwie broszki, bransolet� i pier�cionek, wszystko
oprawione w srebro. Babie oczy si� �wieci�y nie gorzej ni�
nam i wida� by�o, �e ch�tnie by wykupi�a p� sklepu.
- By�a tu kiedy�, nie tak dawno, jedna Amerykanka
- wyzna� prawie ju� z nami zaprzyja�niony w�a�ciciel. - Ku-
pi�a medalion, taki wisior w srebrze, z much�, ma�a muszka
na skraju bry�y, doskonale widoczna. Po paru dniach zn�w
przysz�a i poprosi�a, �eby jej t� much� przenie�� na �rodek,
�eby by�o symetrycznie.
- Kretynka...! - wyrwa�o mi si� ze wzgardliwym zgor-
szeniem.
- No w�a�nie. Du�o oni maj� o tym poj�cia. Powiedzia�em
jej: �Prosz� pani, ta mucha siedzi w tym miejscu ju� dwadzie�-
Joanna Chmielewska 21
cia milion�w lat i na pewno nikt jej nigdzie nie przeniesie".
I dopiero wtedy nabra�a do tych rzeczy szacunku...
- Zdaje si�, �e tylko Niemcy troch� si� znaj� na bur-
sztynie? - powiedzia� pytaj�co s�odki piesek.
- A owszem. Nawet nie�le si� znaj�. Potrafi� wybiera�
najpi�kniejsze okazy, przewa�nie takie z muszkami, trawka-
mi... I wywo��...
S�odki piesek jako� przesta� grymasi�, za to wyrwa� mnie
ze snu nazajutrz o sz�stej rano. Najwidoczniej zap�on�� nag��
mi�o�ci� do spacer�w o �wicie. Nie pr�bowali�my ju� zbiera�
po ciemku kamieni i suszonego �ajna, bo nie by�o takiej
potrzeby, deszcz nie pada�, wiatr ucich� troch� i s�o�ce o�wie-
tli�o �wiat mniej wi�cej o czasie. Na brzegu gdzieniegdzie
le�a�a odrobina czarnych �mietk�w, a mi�dzy nimi z rzadka
malutkie bursztynki.
- Jestem rozczarowany - oznajmi� s�odki piesek z nie-
smakiem. - Jako czerwono sk�ry, stwierdzam, �e jeste�my tu
pierwsi, przed nami nie by�o �ywego ducha, chyba �e si�
unosi� w powietrzu. To gdzie ten du�y bursztyn?
Wysun�am k��liw� supozycj�, �e mo�e pod Zwi�zkiem
Radzieckim. Do granicy by�o st�d �adne par� kilometr�w,
nie chcia�o nam si� lecie� taki kawa�, wr�cili�my na szos�
i podjechali�my na �w koniec �wiata, ogl�dany wcze�niej.
Sta�o tam par� dom�w i wida� by�o drog�, wiod�c� ku mo-
rzu.
Uparli�my si� dziko i wyj�tkowo zgodnie. Po niewiary-
godnych wertepach, po dziurach, wzg�rkach i korzeniach
zdo�ali�my przejecha� tyle tej �licznej trasy, �e wida� by�o
wydmy. Dalej zabrak�o nam odwagi, polecieli�my piechot�,
osi�gaj�c wreszcie port rybacki nad morzem.
Wszystko to razem, domki i porty, ten nad morzem i ten
nad Zalewem, na mapie nosi�o nazw� Nowa Karczma. �ad-
nej karczmy ludzkie oko tam nie widzia�o, od tamtejszych
mieszka�c�w dowiedzieli�my si�, �e miejscowo�� nazywa si�
22 Z�ota mucha
Piaski. W morskim porcie znajdowa�a si� plac�wka WOP-u,
kt�ra za��da�a od nas dowod�w osobistych. W owych cza-
sach dow�d osobisty obywatel musia� nosi� przy sobie nawet
w dzikiej puszczy, mieli�my je zatem, obejrzeli je i dali nam
spok�j. Mogli�my i�� na spacer.
Ruszyli�my pla�� na wsch�d, za plecami pozostawiaj�c
kilka �odzi, wyci�gni�tych na piasek, do granicy by�o st�d
ju� tytko trzy i p� kilometra, przed nami, nad sam� wod�,
nie szed� nikt, dziewiczy teren i �adnego bursztynu! Siatk�
graniczn� by�o ju� wida� i m�j s�odki piesek na nowo roz-
poczyna� kr�cenie nosem i grymasy, tak jakbym to ja te
rzeczy nieudolnie organizowa�a, kiedy nagle trafili�my zn�w
na kr�tki pas jakich� czarnych �mieci, g��wnie drewna. I,
o Bo�e, na samym pocz�tku tego pasa le�a� bursztyn!
Niekoniecznie potworny, ale jednak mia� rozmiary du-
�ego orzecha laskowego albo ma�ego m�odego kartofelka.
S�odki piesek dopad� go pierwszy i wzrok mu si� dziko zais-
krzy�, a oblicze okry�o rumie�cem.
- Wi�c jednak...! - wykrzykn�� z nieopanowan� chciwo�-
ci�.
Wyprzedzi�am go czym pr�dzej.
- Nie b�dziesz lecia� pierwszy! Ja te� chc� takie! Tamten
m�j...!
Razem wzi�wszy, znale�li�my w tym czarnym pasku
cztery bursztyny, podobne do tego pierwszego, jak na nasze
pogl�dy ogromne. Dopadli�my ich poniek�d sprawiedliwie,
jego dwa i moje dwa. Opr�cz nich mn�stwo pomniejszych
drobiazg�w, si�gaj�cych ziarnek grochu, przerastaj�cych
wszystko poprzednie. Eldorado.
- One s� jak grzyby? - zainteresowa� si� s�odki piesek,
zach�annie, a zarazem podejrzliwie, spogl�daj�c na morze.
- Gdzieniegdzie s�, a gdzie indziej ich nie ma?
- A ja jestem Duch �wi�ty? - odpar�am z lekkim roz-
goryczeniem, bo on mia� tego wi�cej, a ja, w obliczu bur-
Joanna Chmielewska 23
sztynu, najwyra�niej do reszty przesta�am si� liczy�. - Na to
patrzy. Ale do ruskich ju� blisko...
Ruskie przygl�da�y si� nam z wie�yczki, ale poza dostar-
czeniem im tej w�tpliwej rozrywki, wi�cej osi�gni�� nie mie-
li�my. Wraca�am pod wiatr, deklamuj�c z uporem, to g�o�-
niej, to ciszej, do�� znany poemat:
Rozkwita ju� wiosny kwiat i s�owik zaczyna swe trele.
Ach, jaki� pi�kny jest �wiat, ze Zwi�zkiem Radzieckim na
czele!
- Je�li za ka�dym spacerem w t� stron� znajd� bursztyny,
jestem sk�onny zgodzi� si� z wieszczem - oznajmi� s�odki
piesek w po�owie drogi - ale ju� przesta�, bo mi si� niedobrze
robi...
Ciemno�ci o tej porze roku zapada�y wcze�nie, uniemo�-
liwiaj�c za�ywanie �wie�ego powietrza i pozostawiaj�c mn�-
stwo czasu na ca�kiem co innego. Tkwili�my tam ju� kilka
dni. W krynickim sklepie pracowa�a ekspedientka wyj�tko-
wej urody, co jako� nie dotar�o do mnie i nie zwr�ci�am
uwagi, �e m�j s�odki piesek niezwykle ch�tnie i z szalonym
zapa�em sam robi zakupy, przy czym zajmuje mu to zdumie-
waj�c� ilo�� czasu. Zauwa�y�am zjawisko, kiedy niecierpli-
wie czeka�am na papierosy.
- Czy� uczestniczy� w zbiorze tytoniu? - spyta�am cierp-
ko, wydzieraj�c mu paczk�. - Ani razu w tym sklepie nie
widzia�am kolejki, pol�dwic� wo�ow� tam nagle przywie�li
czy co?
- Nie - odpar�o moje wybrakowane szcz�cie, kt�re od-
powied� musia�o mie� ju� z g�ry przygotowan�. - Ale jaka�
dintojra tu si� snuje w powietrzu. S�ucha�em gadania.
Zainteresowa�am si�.
-1 co?
Od�o�y� torb� z zakupami na komod�, odwiesi� kurtk�,
wyjrza� przez ciemne okno, si�gn�� po termos, wyla� z niego
24 Z�ota mucha
do szklanki reszt� herbaty, usiad� przy stole i zdecydowa� si�
mnie wtajemniczy�.
- I ze wszystkiego wynika, �e znajdujemy si� na samym
ko�cu jakiej� z�otej �y�y. Z tymi ruskimi o tyle masz racj�,
�e je�li ju� morze wyrzuca bursztyn, to przewa�nie w tamtej
stronie, w rejonie Le�nicz�wka-Piaski...
- Jaka le�nicz�wka?
- Miejscowo�� si� nazywa Le�nicz�wka. Byli�my tam,
tam gdzie jest pierwszy WOP, w po�owie drogi. Najwi�kszy
urodzaj tam si� przytrafia i w dodatku oni wiedz�, kiedy...
- Kto wie?
- Rybacy.
- Sk�d wiedz�?
- Przesta� mnie przes�uchiwa�! Nie wiem sk�d. Podobno
a� od Stegny jad�, �eby zbiera�, ale tamci z Piask�w zawsze s�
pierwsi. No, byliby nie zawsze, bo ci st�d i ze Stegny wyrusza-
j� wcze�niej, ale podobno tamci stawiaj� im przeszkody.
- Jakie? - zdumia�am si�. - Gdzie? Na szosie?
- Nie, oni przewa�nie lec� t� le�n� drog�, pod wydmami.
Pami�tasz te do�y, tam gdzie musieli�my zawraca�...? Podob-
no to oni rozkopali, ci wrogowie z Piask�w. Podk�adaj� im
�a�cuchy z kolcami, oni motorami jad�, maj� ko�a zapasowe
na plecach. Je�li trafi� przednim ko�em, a tylne uratuj�,
zmieniaj� na poczekaniu i jad� dalej, ale bywa, �e im oba
p�jd�. Szykuj� zemst�.
- O Jezu. Dziki Zach�d. Jak� zemst�?
Nie odpowiedzia� mi od razu, w zadumie patrzy� w ciem-
ne okno.
- Zrobi�aby� herbaty, bo ju� wysz�a. Kupi�em...
- Zaraz. Najpierw powiedz. Co tu ma by�?
- Obiad na przyk�ad. B�dzie?
- Przesta� mnie denerwowa�! Kolacja b�dzie! K�opot ze
�wie�ymi rybami, bo jest sztorm, wi�c dostaniemy maryno-
wane w�gorze z wcze�niejszego po�owu.
Joanna Chmielewska 25
- Nie �artuj! - ucieszy� si�. - Uwielbiam marynowane
w�gorze! Kieliszeczek jarz�biaczku do tego wypijemy?
Zorientowa�am si� nagle, �e temat ulega gwa�townej
zmianie. Postanowi�am nie popu�ci�, bo brzmia� interesuj�-
co, ale s�owo �kolacja" przypomnia�o mi, �e te� jestem g�od-
na. Spo�ywali�my posi�ki w swoim pokoju, rozejrza�am si�,
talerzy nie by�oby gdzie postawi�, zacz�am zatem usuwa�
ze sto�u niepotrzebne przedmioty. Napotyka�o to pewne tru-
dno�ci. Typowo wczasowy pok�j przedstawia� si� do�� spar-
ta�sko, sta�y w nim dwa ��ka, szafa, komoda z szufladami,
st�, trzy krzes�a, jeden fotel, wieszak stoj�cy i nic wi�cej.
Brakowa�o p�aszczyzn poziomych, nie mieli�my miejsca na
szklanki, termos, produkty spo�ywcze, talerzyki, ksi��ki,
pras�, uzbierane bursztyny, butelki z napojami i rozmaite
inne przedmioty u�ytkowe. St� by� ma�y, kwadratowy, ko-
moda raczej w�ska. A i tak by�o nam wygodniej ni� letnikom
tradycyjnym, bo w sezonie pok�j s�u�y� jako trzyosobowy.
Zabra�am ze sto�u nasze r�kawiczki, papierosy, pras�
i atlas samochodowy i wszystko wepchn�am do szuflady
w komodzie, po czym przyst�pi�am do reszty zaj�� gospodar-
skich. S�odki piesek nawet do�� grzecznie czeka�, chwilami
tylko krytykuj�c moje poczynania. Zaproponowa�am, �eby
te� si� przy�o�y�, bo parali�, jak widz�, jeszcze go nie tkn��,
wobec czego �adnie ustawi� na stole butelk� i kieliszki.
Podj�am temat przy posi�ku.
- To co z t� krwaw� zemst� pokrzywdzonych? B�d� si�
czai� z no�ami czy te� w gr� wchodzi zwyczajne mordobicie?
I nie kr��, bo mnie to ciekawi.
Odpowiedzia� troch� obok, zn�w popadaj�c w zadum�
i spogl�daj�c w okno.
- Bursztyn jest w cenie. I Niemcy kupuj�, i Amerykanie.
Punkty skupu bior� ka�d� ilo�� wszystkiego, a w dodatku
tu jaki� robi lecznicz� nalewk� na spirytusie i bierze nawet
taki mia�. Takie drobiazgi. Jaki� inny facet kupuje dla plas-
26 Zhta mucha
tyk�w, producent�w bi�uterii. Jak oni robi� t� bi�uteri�,
skoro srebro jest reglamentowane...? W�sz� w tym wszyst-
kim du�y kant, to mo�e by� afera.
- Na srebro maj� przydzia�y - przypomnia�am mu. - To
po pierwsze, a po drugie, co ci� obchodz� afery?
- R�nie bywa... - odpar� jako� zagadkowo i nagle jakby
si� przeckn��. - No, og�lna bitwa z tego chyba nie wyniknie,
ale kto wie...? W ka�dym razie do podpalania dom�w i �odzi
nie powinno si� dopu�ci�.
Z tym si� zgodzi�am, chocia� zdziwi�o mnie, �e nagle
zrobi� si� taki uspo�eczniony.
- Prowodyr�w ju� wytypowa�e�?
- Tak jakby...
- Z tego jednego gadania dzisiaj? Ej�e...?
- Czy ja m�wi�, �e z tego jednego? W sklepie zawsze
du�o si� s�yszy...
Tkn�o mnie. Ostatecznie ja te� mia�am nogi i portmo-
netk� w kieszeni, a do sklep�w wpuszczano mnie bez prze-
szk�d. Trafi�am na jego poufn� konferencj� z ekspedientk�
wielkiej urody i, jak ka�da normalna kobieta, zrobi�am co�
w rodzaju awantury. Na to us�ysza�am, �e g��wnym wrogiem
owych z�o�liwc�w z Piask�w, zacietrzewionym i pozbawio-
nym opami�tania, jest w�a�nie szwagier sklepowej pi�kno�ci,
dzi�ki czemu od niej mo�na uzyska� najwi�cej informacji,
a mo�e nawet wywrze� wp�yw na z�agodzenie nastroj�w.
Musia�am doszcz�tnie zg�upie�, bo prawie w to uwierzy�am.
- Gdyby by�a stara, gruba i zezowata, informacje od niej
mia�by� nie powiem gdzie - rzek�am jednak. - Chocia� ona
niew�tpliwie udzieli�aby ci ich jeszcze ch�tniej. Na czym
w ko�cu to wszystko stoi?
- Na planowaniu silnego uszkodzenia cielesnego. Ale mo�e
na gadaniu si� sko�czy, bo chyba j� troch� przestraszy�em.
- Co ty powiesz? By�by to chyba pierwszy taki wypadek
w twoim �yciu, �e przestraszy�e� m�od� i pi�kn� dam�...
Joanna Chmielewska 27
Na wszelki wypadek wola�am sama zrobi� nast�pne za-
kupy. Znalaz�am si� w sklepie wczesnym wieczorem, tu�
przed zamkni�ciem, i tym razem to ja us�ysza�am narad�.
Wiatr cich�, morze zaczyna�o si� uspokaja�, prognozy rybac-
kie na noc i poranek brzmia�y pomy�lnie i trzech rybak�w
umawia�o si�, kt�ry dok�d pop�ynie. Dw�ch musia�o stawia�
siatki, trzeci od rana mia� uda� si� na bursztyn, dorsza chwi-
lowo lekcewa��c. Mieli ze sob� sp�k�, p�g�osem ustalili, �e
ten trzeci pojedzie szos� do portu w Piaskach, piaskarze sami
sobie przeszk�d nie rzuc�, tam wyskoczy nad morze i pla��
b�dzie wraca�...
- Wstajemy zn�w o wp� do sz�stej - oznajmi�am sta-
nowczo, wr�ciwszy do domu. - Oni uwa�aj�, �e jutro b�dzie
bursztyn, nie wiem, sk�d wiedz�, ale wiedz�. Jedni maj� le-
cie� od Krynicy, a drudzy od Piask�w, to my w �rodku.
S�odki piesek czeka� ju� na mnie, przej�ty i p�on�cy za-
pa�em, bo w�a�nie przed chwil� nasza gospodyni przysz�a na
g�r� i przeprasza�a za skromne po�ywienie. Przez dwa dni,
dzi� i zapewne jutro, b�d� tylko kotleciki z sandacza, ponie-
wa� m�� wybiera si� na bursztyn i siatek na fl�dr� nawet nie
ruszy. Ale na noc pop�ynie i pojutrze fl�dra b�dzie, a mo�e
kto inny z�owi wcze�niej, to od niego odkupi...
Zgadzali�my si� na wszystko, bo nie ryby nam by�y
w g�owie.
- Raz w �yciu chcia�bym zobaczy�, jak to wygl�da, kiedy
on jest, ten bursztyn - zwierza� mi si� s�odki piesek, dziko
roznami�tniony. - Jedyna okazja, bo ile nam zosta�o...? Trzy
dni, w ostateczno�ci cztery. Urlop mi si� ko�czy!
- Mo�emy tu przyjecha� na nast�pny - podsun�am za-
ch�caj�co.
- Z nast�pnym urlopem nie wiadomo... Chc� zobaczy�
teraz!
Jaka� dziwna nieprzyjemno�� mnie tkn�a na t� wzmian-
k� o niepewnym urlopie. Ukry�am j�, nie rozwijaj�c tematu.
_� -��-^^^amucha
le� bym. chcia�a zoh ^�~"�
^^^^^S^^111623����"....
-^;::POJCt�(S"^?ꕕ�?f
^^-s-^s0^^^^ sl� od-
^ potrzeb. Wn^Tt'^ 2W^ �^nT0^0 nlnie
w0 sl^d�^ op^; ^.��iasni 0^:^ -o-
^Jemiucza srfa S/ ^^^iwie czekaT2 nle- Led-
^ie�Ji�my na 7 a spe�n^ Jeeo � poranJca-
wydm ,�, � y Da P^z� w �i�i,. J g0 Uczenie
���sS5^S;?-s..-
,"' ""ni. P,�^o;sa" �W. TO )�.,"^�d? '�lnp.,,, �.
''""'MB n.chTo'"0."'1 aw^ c'S ^ �' "''"��,
816 sw -'^5^'Z9 '�"^ SS'^
-^S�, r'^'^^B> ^"
^^^^^^ 'TTOb" ^ l
-^^0^;.����'"^"^^0 1
-0*tron,ol^ ,'��'� aofe .�
^ieme-^^^^
-^ynam rozum- ' naou' ^ bJi-
Na^?01-^^^^^
^^PSS.^0-^^
^^P^onan^ Q�b0^ rozgor^^^^chs
aami ^�yU inn^^^^
�^^SS^^^^^^^^
^^^POJawifo
^1^^^
^py Mi^, ,S" _-'y�.i.t M b^ S'"' ��it,
'^TT ^^o X'^^eraB "^ h%
-''�S^^T^te^^
S;^^^.^"^?^
^^^�-'.S.l^^ ^;
"'"" -ybakow S "'2^�]c� w �<1W1 ^T"'80'"
^r-^^^S^
^S^s^s"""^
""^�y.. PokSy � c^ ^^odac 21)" l""*o,
^d???^^F^^
�dg.<!.,e, ^i"'0""" ''".i. o..^**2""^ je te
b"�^^n'!�?emoraBB;L^^
"�^i0^^^^^^^^
.^^SS??^-0"'^
30
Zlota mucha
i cofn�� si�, kiedy fala si�gn�a mu do szyi. Za g��boko mu
by�o, ale do czego si� pcha�, wci�� nie umieli�my odgadn��.
Wreszcie uda�o nam si� dostrzec to co�, kiedy jeden si�g-
n�� siatk� prawie przed naszym nosem. Jakby czarna plama
w spokojnej wodzie, wygarn�� t� plam� i okaza�o si�, �e ona
w�a�nie zawiera w sobie �mieci i bursztyn. Popatrzy�am
w dal, tam gdzie trzeci pcha� si� w morze, i z wysi�kiem
stwierdzi�am, �e istotnie, woda jest tam jakby ciemniejsza,
ca�a, d�uga i wielka smuga, nieco inaczej zabarwiona. Wi�k-
sza g��bia czy jakie� cia�o sta�e...?
- Tam dopiero... - mrukn�� jeden rybak do drugiego,
wytrz�saj�cego ma�� kupk� z siatki, i gestem brody wskaza�
kierunek na smug�.
- Nie podejdziesz - odmrukn�� drugi. - Chyba �e pod-
sunie.
- W nocy mo�e.
- M�wi�, �e na wiecz�r wiatr...
Pods�uchiwali�my chciwie, pl�cz�c si� wzd�u� wa�u. Da-
. lej na prawo, na ko�cu szeregu tych �owc�w, pojawi�y si�
jeszcze dwie osoby, facet i dziewczyna. Facet by� w kom-
binezonie, od razu przy�o�y� si� do owej ciemniejszej wody,
dwa razy pr�bowa�, ale te� nie doszed�. Dziewczyna nagle
uczyni�a co�, od czego os�upia�am do reszty, mianowicie za-
cz�a zdziera� z siebie odzie�. S�odki piesek obok mnie te�
zastyg�, wpatrzony w przera�aj�cy striptiz, paru rybak�w
z zainteresowaniem odwr�ci�o g�owy.
Rozebra�a si� w mgnieniu oka do fig i biusthaltera, kos-
tium bikini, mo�na powiedzie�. Wydar�a siatk� z r�k swojego
ch�opa i wesz�a w morze. Z o�miu rybak�w siedmiu ponie-
cha�o pracy i wpatrzy�o si� w ten eksperyment, tak samo jak
my. Dziewczyna twardo pcha�a si� w g��b, w jednym miejscu
musia�a si� odbi� od dna, �eby jej nie zala�o z g�ow�, osi�g-
n�a kolejn� �ach�, gdzie mia�a wod� tylko do pasa. Za �ach�
widnia�a ciemna smuga.
Joanna Chmielewska 31
Osiem razy wraca�a do tej ciemnej smugi, za ka�dym
wynosz�c prawie pe�n� siatk� �mieci i drewna. Jej towarzysz
najwidoczniej poddaisi� i zrezygnowa� z protest�w, wybiera�
bursztyn z wywalonych przez ni� kup, trwa�o to blisko trzy
godziny. Ogrzewa� ]� chyba zapa� i nami�tno��. R�nica
w kolorze wody niemal ca�kowicie znik�a, kiedy si� wreszcie
uspokoi�a, wylaz�a ostatecznie na brzeg, wytar�a si� i ubra�a
b�yskawicznie, po czym, bez odpoczynku, przyst�pi�a do
grzebania w ogromnej, czarnej g�rze.
Na pla�y przez ten czas zebra� si� niemal t�um. �miech
i rozmaite komentarze wybuch�y w gronie rybak�w od sa-
mego pocz�tku, ale z przej�cia og�uch�am i zacz�am je s�y-
sze� dopiero w po�owie wstrz�saj�cej imprezy. Na pierwsze
miejsce wybija� si� szacunek dla odwa�nej baby, zaraz za nim
tkwi�a ciekawo��, co te� znalaz�a i czy jej si� op�aci�o. Rzecz
jasna, sami w ci�gu tych godzin r�wnie� odwalali robot�, ale
teraz kilku podesz�o bli�ej, patrz�c z ciekawo�ci�. My�my
te� podeszli.
- Gor�ca dziewczyna - zauwa�y� s�odki piesek. - Szko-
da...
Ugryz� si� w j�zyk tak wyra�nie, �e niemal zaskrzypia�o.
Doskonale wiedzia�am, co pomy�la� i prawie powiedzia�, jed-
no z trojga, albo szkoda, �e to nie on jest z t� facetk�, albo
szkoda, �e ja tak nie wejd� do wody, albo szkoda, �e w og�le
tu jestem, bo gdyby by� sam, a nie ze mn�, natychmiast by
j� poderwa�. Nic z tego nie mog�o zyska� mojej aprobaty.
- Co szkoda? - spyta�am jadowicie.
Mia� do�� rozumu, �eby udzielania odpowiedzi na to
pytanie nawet nie pr�bowa�.
- Masz poj�cie, ile pieni�dzy ona wyci�gn�a z morza?
S�yszysz, co tu m�wi�, najmarniej pi��dziesi�t kilo burszty-
nu, a mo�e wi�cej, przeci�tnie mo�na liczy� po tysi�c z�otych,
to jest pi��dziesi�t tysi�cy!
- Sk�d wiesz, po ile...?
32 Z�ota mucha
- Dowiadywa�em si�, z ciekawo�ci. Takie zupe�nie drob-
ne po dwie�cie z�otych, a du�e po trzy tysi�ce. Zobacz, ile
ma du�ych! Maj�tek, jednym kopem, z niczego!
- Z niczego, jak z niczego. Troch� si� narobi�a...
W rozgrzebywaniu kupy dziewczynie i facetowi jako�
nikt nie pomaga� ani nie przeszkadza�, chocia� otacza� ich
ca�y kr�g i lecia�y ku nim zawistne spojrzenia. Wrzucali bur-
sztyn do siatek i toreb, bry�y jak pi�� by�o wida� z daleka.
- �wie�e z�o�e ruszy�o i od razu podesz�o - powiedzia�
rybak, wytrz�saj�cy zawarto�� swojej siatki tu� ko�o nas.
- Nie zd��y�o pokruszy�.
Przyjrza�am mu si�, bo na moment wygl�dem zewn�trz-
nym zwr�ci� na siebie moj� uwag�, po czym zn�w odwr�ci-
�am si� do baby z m�em. Dobieg� stamt�d jaki� okrzyk,
g�o�niejszy i jakby podw�jny.
- O rany...! - wrzasn�� nagle ch�opak, na oko czternas-
toletni, schylaj�c si� gwa�townie i si�gaj�c ku �mieciom. /
- Czego...?! -wrzasn�a r�wnocze�nie facetka. - Twoje...?!
- No co, popatrze� nie mo�na? Uciekam z tym czy jak...?
Rany, ale mucha...
Zd��y� ju� podnie�� wielk� bry��. Dziewczyna rzuci�a si�
ku niemu, wydar�a mu j�, spojrza�a pod �wiat�o i zastyg�a
na moment, wpatrzona w to, co trzyma�a w r�ku. Kr�g wo-
k� zacie�ni� si� ostro, omal jej tej r�ki nie odgry�li, mia�a
co�, co ka�dy chcia� zobaczy� z bliska i na w�asne oczy. Te�
chcia�am, ale ogl�da�am scen� zza ludzkich plec�w i nie zdo-
�a�am si� przepchn�� do �rodka. Facetka zreszt� nie pozwo-
li�a na �adne ogl�dziny, przytuli�a bry�� do �ona, po czym
szybkim ruchem wrzuci�a j� do torby.
- Swoje se ogl�dajcie! - warkn�a. - Trzeba by�o wle��,
nikt wam nie zabrania�. Stan� nad g�ow�, jak te szakale...
- Ciekawe, co to by�o - mrukn�� ko�o mnie s�odki piesek.
- M�wi�, �e mucha - odpar�am z pow�tpiewaniem.
- Cholera, nie zd��y�am popatrze�. Szkoda.
Joanna Chmielewska 33
Chciwy kr�g rozlu�ni� si� nieco, cofn�am si� i wlaz�am
na nog� jakiemu� facetowi, le��cemu mi prawie na plecach.
Obejrza�am si� na niego, przeprosi�am p�g�bkiem i bez
skruchy, bo nie musia� si� wali� tak nachalnie, ale i tak nie
zwr�ci� �adnej uwagi ani na nog�, ani na przeprosiny. Hip-
notycznie wpatrywa� si� w torby i worki facetki. Ch�opaka
wypytywano natarczywie, co widzia� w tej bryle, ale nie
chcia� czy mo�e nie umia� powiedzie�.
- Mucha - mamrota� tylko, p�przytomny z przej�cia.
- Mucha. Taka wielka. I z�ota...
Od lewej strony dobieg�y jakie� krzyki i nacisk na niego
zel�a�, bo wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Rybak w kom-
binezonie zamierzy� si� siatk� na jakiego� faceta w gumia-
kach, drugi przy�o�y� mu dr�giem, kt�ry si� od razu rozlecia�,
pogonili go, facet uciek�. Z tre�ci okrzyk�w mo�na by�o wno-
si�, �e to z�odziej i hiena cmentarna, podkrada bursztyn z cu-
dzej kupy, ledwo wytrz��ni�tej, przegoni� �obuza! Jaki� inny,
wy�a��cy w�a�nie z wody, uj�� si� za nim, pomstuj�c ostro na
miejscowych i dopytuj�c si� r�wnie gwa�townie, jak retorycz-
nie, kto kolce pod wydmami pod�o�y� i wilczy d� wykopa�;
Tym z K�t�w i ze Stegny te� si� co� nale�y, morze jest dla
wszystkich! Kto� wrzeszcza�, �e tamten z�odziej nawet siatki
nie ma, czapk� pewnie chcia� te �mieci wyci�ga�, pierwszy
rybak odwr�ci� si� ku morzu i ujrza�, �e konkurent podst�p-
nie si�ga do jego czarnej plamy. Z�orzecz�c i chlapi�c wod�,
pop�dzi� ku niemu, konkurent zacz�� si� odgra�a�, ale siatk�
mia� ju� zape�nion�, wi�c tylko wymachiwa� pi�ci�, wr�g,
przedzieraj�cy si� przez fale, swoj� pust� siatk� m�g� jeszcze
zamieni� w or�, konkurent zatem rzuci� si� do ucieczki.
- Pobij� si� - zauwa�y� s�odki piesek z uciech�.
Nigdy nie uwielbia�am bijatyk, ale patrzy�am z wielkim
zainteresowaniem, ciekawa, co przewa�y, zap�dy wojowni-
cze czy bursztyn. Jednak bursztyn. Po kr�tkiej chwili prze-
stali sobie nawet wymy�la�, zaj�ci ci�k� prac�.
34
Z�ota mucha
Tkwili�my na pla�y do zmroku, bo gdzie� o drugiej ry-
bacy z siatkami zeszli z posterunku, mo�e udali si� do domu,
a mo�e pod rusk� granic�. Kilku odjecha�o na dychawicz-
nych motorach. Pojazdy to by�y osobliwe i bardzo po ma-
coszemu traktowane, posztukowane jakimi� blachami, po-
wi�zane sznurkami, ze strz�pami kanap, bez podn�k�w,
a piasek im zgrzyta� we wszystkich trybach. Ale jecha�y i na
terenowych oponach przebija�y si� przez sypkie wydmy, to
za� by�o najwa�niejsze.
Konkurencj� mieli�my nadal, poniewa� pojawi�o si� kil-
ka innych os�b, zwyk�ych zbieraczy, bez siatek i bez prawa
w�asno�ci do wyci�gni�tych z morza kup. Wysz�o nam, �e
teraz ju� wszyscy mog� grzeba� w �mietniku, skorzystali�my
zatem z niezwyk�ej okazji. Czarne zwa�y, przesychaj�c, wci��
jeszcze ujawnia�y bogactwo, przeoczone albo zlekcewa�one
przez w�a�cicieli, lepsze i obfitsze ni� wszystko, co dotychczas
udawa�o nam si� zdobywa�. M�j s�odki piesek, na og� nie
bardzo wyrywny do pracy fizycznej, teraz odwala� robot� a�
mi�o.