2399
Szczegóły |
Tytuł |
2399 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2399 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2399 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2399 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ARTUR CONAN DOYLE
STUDIUM W SZKAR�ACIE
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
CZʌ� PIERWSZA
Przedruk z pami�tnika Johna H. Watsona,
doktora medycyny,
by�ego lekarza Wojskowej S�u�by Zdrowia.
I. Sherlock Holmes
W roku 1878 uko�czy�em uniwersytet londy�ski i z dyplomem doktora medycyny w kie-
szeni pojecha�em do Netley na kurs chirurg�w wojskowych. Gdy uzupe�ni�em tam swoje
wiadomo�ci, przydzielono mnie do Pi�tego Pu�ku Northumberlandzkich Strzelc�w jako
m�odszego chirurga. W owym czasie pu�k sta� w Indiach i zanim zd��y�em si� w nim zamel-
1
dowa�, wybuch�a druga wojna afganista�ska. Po wyl�dowaniu w Bombaju dowiedzia�em
si�, �e m�j korpus prze��czami przedosta� si� g��boko w kraj nieprzyjacielski. W towarzy-
stwie wielu oficer�w, kt�rzy znale�li si� w podobnej sytuacji, pogoni�em za swoim korpusem
i szcz�liwie dotar�em do Kandaharu, gdzie stawi�em si� w pu�ku i od razu przyst�pi�em do
pe�nienia moich nowych obowi�zk�w.
Kampania afganista�ska wielu osobom przynios�a zaszczyty i awanse, dla mnie jednak ob-
fitowa�a tylko w nieszcz�cia i kl�ski. Z mojej brygady przeniesiono mnie do Berkshirskich
Strzelc�w i z tym pu�kiem uczestniczy�em w nieszcz�snej bitwie pod Maiwand. Wtedy to
kula z ci�kiego muszkietu przebi�a mi rami� i nadwer�y�a ko��, naruszaj�c t�tnic� podoboj-
2
czykow�. Niew�tpliwie wpad�bym w r�ce bezlitosnych Ghazi, gdyby nie po�wi�cenie i od-
waga mego ordynansa, Murraya, kt�ry w�adowa� mnie na grzbiet jucznego konia i szcz�liwie
przedosta� si� ze mn� do brytyjskich linii.
Os�abionego b�lem i wyczerpanego ci�kimi, d�ugotrwa�ymi trudami, kt�re wypad�o mi
znie��, wywieziono mnie z ca�ym transportem rannych do g��wnego szpitala w Peshawurze.
Tu przyszed�em nieco do siebie i na tyle podreperowa�em nadw�tlone si�y, �e mog�em space-
rowa� po salach i nawet nieco werandowa�. A� nagle zwali� mnie z n�g tyfus brzuszny, to
przekle�stwo naszych indyjskich kolonii. Kilka miesi�cy walczy�em ze �mierci�, a gdy si� jej
wreszcie wymkn��em i zacz��em powraca� do zdrowia, by�em tak s�aby i wycie�czony, �e
komisja lekarska kaza�a mnie niezw�ocznie ewakuowa� do Anglii. Odes�ano mnie wi�c na
okr�t wojenny �Orontes� i w miesi�c p�niej wysiad�em na molo w Portsmouth z doszcz�tnie
zrujnowanym zdrowiem, ale za to z wspania�omy�lnie udzielonym mi przez rz�d dziewi�cio-
miesi�cznym urlopem, abym postara� si� odzyska� stracone si�y.
W Anglii nie mia�em nikogo bliskiego, by�em wi�c wolny jak ptak lub raczej jak cz�owiek
z dziennym dochodem jedenastu szyling�w i sze�ciu pens�w. W tych warunkach oczywi�cie
ci�gn�o mnie do Londynu, tego wielkiego �mietniska, kt�re z nieodpart� si�� ci�gnie do sie-
bie wszystkich w��cz�g�w i nierob�w z ca�ego Imperium. Tu czas jaki� mieszka�em w hoteli-
ku na Strandzie, p�dz�c �ycie niewygodne i ja�owe, i pozwalaj�c sobie na wy da tki o wie le
wi�ksze, ni� mog�a znie�� moja kiesze�. Wkr�tce wi�c znalaz�em si� w tak krytycznej sytu-
acji finansowej, �e pozosta�y mi tylko dwa wyj�cia: porzuci� stolic� i wynie�� si� na wie� lub
gruntownie zmieni� sw�j styl �ycia. Wybra�em to drugie i zacz��e m z a s t a n a w i a � s i � n a d
opuszczeniem hotelu i urz�dzeniem si� gdzie� skromniej i taniej.
Tego samego dnia, kiedy powzi��em to postanowienie, sta�em sobie w barze �Criterion�,
gdy nagle kto� klepn�� mnie po ramieniu. Odwr�ci�em si� i zobaczy�em m�odego Stamforda,
mego asystenta w szpitalu �w. Bart�omieja w Londynie. Dla cz�owieka samotnego widok
znajomej twarzy w d�ungli Londynu jest niema�� rado�ci�. Dawniej ��czy�y mnie do�� obo-
j�tne stosunki ze Stamfordem, ale teraz powita�em go entuzjastycznie, a i on ze swej strony
1
Druga wojna afganista�ska wybuch�a w 1878 r., kiedy to Anglia pr�bowa�a powt�rnie podporz�dkowa� sobie
ten kraj. Po dwuletnich ci�kich walkach wojska angielskie zmuszone by�y opu�ci� Afganistan, za� rz�d brytyj-
ski, jakkolwiek zachowa� kontrol� nad polityk� zagraniczn� Afganistanu, to jednak zmuszony by� uzna� jego
suwerenno�� pa�stwow�.
2
Ghazi (arab.) � bohater; tytu� wodz�w muzu�ma�skich, walcz�cych z niewiernymi.
5
------------------------------------------------------------- page 6
wydawa� si� uszcz�liwiony moim widokiem. W radosnym uniesieniu zaprosi�em go na �nia-
danie do restauracji �Holborn� i nie zwlekaj�c wsiedli�my do doro�ki.
� Co si� z panem dzia�o? � zapyta� mnie Stamford z nie ukrywanym zdziwieniem, gdy
wlekli�my si� zat�oczonymi ulicami Londynu. � Wysech� pan na szczap� i jest pan br�zowy
jak orzech.
W paru s�owach opowiedzia�em mu moje przygody i w�a�nie sko�czy�em, gdy stan�li�my
na miejscu.
� Biedaku � powiedzia� wsp�czuj�co, wys�uchawszy moich nieszcz��. � I co pan teraz
zamierza?
� Rozgl�dam si� za mieszkaniem � odpowiedzia�em � i staram si� rozstrzygn�� zagadnie-
nie, jak tu za tanie pieni�dze wygodnie si� ulokowa�.
� Dziwne � zauwa�y� m�j towarzysz � pan jest dzi� drugim cz�owiekiem, od kt�rego s�y-
sz� to samo.
� Kto by� tym pierwszym? � zapyta�em.
� Pewien jegomo��, kt�ry pracuje w chemicznym laboratorium szpitala. Dzi� rano zalewa�
si� gorzkimi �zami, �e nie mo�e znale�� nikogo, z kim m�g�by do sp�ki wzi�� wygodne
mieszkanie, kt�re gdzie� znalaz� i kt�re jest za drogie dla niego samego.
� Na Boga! � wykrzykn��em. � Je�li naprawd� szuka wsp�lnika do mieszkania i komorne-
go, to przecie� i mnie o to chodzi. Wol� mieszka� z kim� ni� sam.
M�ody Stamford do�� dziwnie spojrza� na mnie spoza szklanki z winem.
� Gdyby pan zna� Sherlocka Holmesa � zacz�� � mo�e nie uwa�a�by go pan za przyjemne-
go towarzysza na codzie�.
� Dlaczego? Co mu mo�na zarzuci�?
� Nie powiedzia�em, �e mo�na mu co� konkretnie zarzuci�. Nie powiedzia�bym, �e w
og�le mo�na mu co� zarzuci�. Tylko jest troch� dziwak... entuzjazmuje si� pewnymi ga��zia-
mi wiedzy. Ale to cz�owiek przyzwoity.
� Studiuje medycyn�? � zapyta�em.
� Nie... w�a�ciwie nie wiem, jaki obra� kierunek. Dobrze zna anatomi� i jest pierwszorz�d-
nym chemikiem. Ale nigdy chyba systematycznie nie pracowa� nad medycyn�. Jego studia s�
chaotyczne i dziwaczne; zebra� olbrzymi zapas oderwanych wiadomo�ci, kt�rymi m�g�by
zadziwi� swych profesor�w.
� Nigdy go pan nie pyta�, do czego d��y?
� Nie. To cz�owiek do�� skryty, cho� potrafi si� rozgada�, gdy si� do czego� zapali.
� Bardzo go jestem ciekaw � powiedzia�em. � Skoro ju� mam z kim� mieszka�, to wola�-
bym z cz�owiekiem zr�wnowa�onym, o zaci�ciu naukowca. Brak mi si� na znoszenie ha�as�w
i niepokoju. Tych, kt�re mia�em w Afganistanie, starczy mi do ko�ca �ycia. Jak mo�na si�
zobaczy� z tym pa�skim znajomym?
� Na pewno jest w laboratorium � odpar� m�j towarzysz. � Albo nie pojawia si� w nim
ca�ymi tygodniami, albo pracuje od rana do nocy. Je�li pan chce, mo�emy tam pojecha� zaraz
po �niadaniu.
� Dobrze � odpar�em i zacz�li�my m�wi� o czym� innym.
W drodze do szpitala Stamford podzieli� si� ze mn� paroma bli�szymi wiadomo�ciami o
mym przysz�ym wsp�lokatorze.
� Niech pan nie ma do mnie pretensji, je�li pan si� z nim nie zgodzi � m�wi�. � Znam go
tylko z przypadkowych spotka� w laboratorium. Propozycja wsp�lnego zamieszkania wysz�a
od pana i ja nie bior� za to �adnej odpowiedzialno�ci.
� Je�eli si� nie zgodzimy, po prostu mo�emy si� rozej�� � odpar�em. � Ale co� mi si� wi-
dzi � dorzuci�em patrz�c Stamfordowi prosto w oczy � �e woli pan umy� r�ce od wszystkie-
go. O co chodzi? Czy ten Holmes ma taki niezno�ny charakter? Niech�e pan pu�ci wodze
j�zykowi.
6
------------------------------------------------------------- page 7
� Trudno wyja�ni� co� nieuchwytnego � roze�mia� si� Stamford. � Jak dla mnie, Holmes
ma za silnie rozwini�t� �y�k� naukowca... jego zimnokrwisto�� jest ju� cyniczna. Doskonale
wyobra�am go sobie daj�cego swemu przyjacielowi dawk� najnowszego ro�linnego alkalo-
idu, nie ze z�ej woli, oczywi�cie, lecz tylko z samej ciekawo�ci badacza, kt�ry chce przekona�
si�, jak dzia�a trucizna. Ale �eby odda� mu sprawiedliwo��, dodam, �e on sam w tym celu
r�wnie �atwo za�y�by trucizn�. Ma po prostu pasj� do wiedzy �cis�ej.
� C�, to s�uszne.
� Tak, ale u niego ju� przekracza dopuszczalne granice. Bicie trupa kijem w prosektorium
nazwa�bym co najmniej cudacznym wybrykiem.
� Bicie trupa!
� Tak. By sprawdzi�, jakie siniaki powstaj� po �mierci. Widzia�em to na w�asne oczy.
� A m�wi� pan, �e Holmes nie studiuje medycyny.
� Nie. B�g go wie, co on studiuje. Ale ju� jeste�my na miejscu i wyrobi pan sobie w�asne
zdanie o Holmesie.
Skr�cili�my w ma�� uliczk� i w�skimi, bocznymi drzwiami weszli�my do jednego ze
skrzyde� wielkiego szpitala. Zna�em ten teren, tote� pewnie szed�em kamiennymi, ponurymi
schodami i d�ugim, nie ko�cz�cym si� korytarzem z bielonymi �cianami i szarobr�zowymi
drzwiami. Przy jego ko�cu odbiega�o w bok nisko sklepione odga��zienie, wiod�ce do labo-
ratorium chemicznego.
Mie�ci�o si� ono w obszernym pokoju obstawionym i wype�nionym niezliczon� ilo�ci�
butli. Tu i tam sta�y szerokie, niskie sto�y, naje�one retortami, prob�wkami i ma�ymi palni-
kami Bunsena, p�on�cymi migotliwym, niebieskim p�omieniem.
W laboratorium zastali�my tylko jednego cz�owieka, pochylonego nad odleg�ym sto�em i
po uszy zatopionego w pracy. Na odg�os naszych krok�w obejrza� si� i z radosnym krzykiem
zerwa� si� na nogi.
� Mam, mam! � wo�a� biegn�c ku nam z prob�wk� w r�ce. � Odkry�em odczynnik na he-
moglobin�, tylko na hemoglobin�.
Gdyby by� odkry� �y�� z�ota, nie cieszy�by si� bardziej.
� Doktor Watson, pan Sherlock Holmes � przedstawi� nas wzajemnie Stamford.
� Dzie� dobry panu � powiedzia� kordialnie Holmes �ciskaj�c moj� r�k� z si��, o kt�r�
bym go nie pos�dzi�. � Jak widz�, wraca pan z Afganistanu.
� Sk�d pan to wie, u licha? � zapyta�em zdziwiony.
� Mniejsza o to � odpar� i zachichota� prawie bezg�o�nie. � M�wimy o hemoglobinie.
Chyba pan pojmuje, jakie olbrzymie znaczenie ma moje odkrycie?
� Pod wzgl�dem chemicznym jest ciekawe bez w�tpienia � odpar�em � ale praktycznie...
� Cz�owieku! To� to najwi�kszy od lat wynalazek w medycynie s�dowej. Czy pan nie ro-
zumie, �e daje on nam nieomyln� pr�b� krwawych plam? Niech pan tu przejdzie.
W zapale chwyci� mnie za r�kaw i poci�gn�� do sto�u, przy kt�rym pracowa�.
� We�my troch� �wie�ej krwi � m�wi� wbijaj�c sobie d�ug� ig�� w palec i wytaczaj�c kilka
kropel krwi do prob�wki. � Teraz wlej� te par� kropel do litra wody. Widzi pan: roztw�r wy-
gl�da jak czysta woda. Stosunek nie mo�e by� wi�kszy jak jeden do miliona, ale mimo tego
jestem pewien, �e pr�ba si� uda.
M�wi�c to wrzuci� do naczynia kilka jakich� kryszta�k�w, a potem dola� par� kropel prze-
zroczystego p�ynu. W jednej chwili woda przybra�a ciemnoczerwony kolor, a na dnie naczy-
nia pocz�� si� zbiera� br�zowy osad.
� Ha! ha! � wo�a� Holmes klaszcz�c w d�onie i ciesz�c si� jak dziecko z nowej zabawki. �
No i co pan o tym my�li?
� Bardzo subtelna reakcja � zauwa�y�em.
� Pi�kna, przepi�kna! Dawna metoda przy u�yciu gwajakolu by�a niepewna i niezwykle
prymitywna. Tak samo � mikroskopowe badanie na cz�steczki krwi. W dodatku to ostatnie
7
------------------------------------------------------------- page 8
nie daje ju� �adnego wyniku przy plamach sprzed paru godzin. Moja za� metoda jest skutecz-
na zar�wno przy starych, jak przy nowych plamach. Gdyby znano j� ju� przedtem, setki ludzi,
bezkarnie teraz spaceruj�cych po �wiecie, zap�aci�oby od dawna za swe zbrodnie.
� No, no � mrukn��em pod nosem.
� W kryminalistyce stale mamy do czynienia z tym zagadnieniem. Podejrzewamy kogo� o
zab�jstwo w kilka miesi�cy po wykryciu zbrodni. Badamy bielizn� i ubranie podejrzanego i
znajdujemy br�zowe plamy. Czy s� to �lady b�ota, rdzy, a mo�e plamy po owocach albo ja-
kie� inne? Niejeden ekspert g�owi� si� nad tym, a dlaczego? Bo nie mieli�my pewnego spraw-
dzianu. Teraz mamy sprawdzian Sherlocka Holmesa i zapomnimy o tych trudno�ciach.
W oczach b�yszcza�a mu rado��, r�k� przy�o�y� do serca i sk�oni� si�, jakby odpowiada� na
huczne brawa wyimaginowanych t�um�w.
� Trzeba panu pogratulowa� � powiedzia�em zaskoczony jego entuzjazmem.
� W zesz�ym roku we Frankfurcie g�o�na by�a sprawa von Bischoffa. Gdyby w�wczas
znano m�j odczynnik, wisia�by niechybnie. A poza nim Mason z Bradford, os�awiony M�ller,
Lefevre z Montpellier i Samson z Nowego Orleanu. Mog� przytoczy� dziesi�tki spraw, w
kt�rych m�j odczynnik odegra�by decyduj�c� rol�.
� Jest pan naprawd� �ywym rejestrem zbrodni � roze�mia� si� Stamford. � M�g�by pan
wydawa� kryminaln� gazet�. Niech j� pan nazwie �Retrospektywne Wiadomo�ci Policyjne�.
� By�aby to bardzo ciekawa lektura � zauwa�y� Sherlock Holmes zalepiaj�c plastrem rank�
na palcu. � Musz� by� ostro�ny � ci�gn�� dalej, z u�miechem zwracaj�c si� do mnie � bo
wiecznie si� grzebi� w truciznach.
Wyci�gn�� r�k� i zauwa�y�em, �e pokrywa�y j� podobne plastry, a nask�rek prze�arty by�
ostrym kwasem.
� Przychodzimy w pewnej sprawie � powiedzia� Stamford siadaj�c na wysokim sto�ku o
trzech nogach i stop� popychaj�c ku mnie podobny sto�ek. � Ten oto m�j przyjaciel szuka
jakiego� locum. A �e si� pan niedawno �ali� na brak wsp�lnika do mieszkania, przysz�o mi na
my�l, by pan�w pozna� ze sob�.
Sherlock Holmes wydawa� si� uszcz�liwiony perspektyw� zamieszkania ze mn�.
� Mam upatrzone mieszkanko na Baker Street � powiedzia�. � Jak wymarzone dla nas. Czy
pan znosi zapach mocnego tytoniu?
� Sam pal� machork� � odpowiedzia�em.
� Doskonale. Mam te� du�o chemikalii i nieraz robi� do�wiadczenia. Czy to panu nie prze-
szkadza?
� Absolutnie.
� Hm... zastan�wmy si� nad mymi dalszymi wadami. Czasem miewam napady chandry i
ca�ymi dniami nie odzywam si� s�owem do nikogo. Niech pan wtedy nie my�li, �e si� bocz�
na pana. Trzeba mnie tylko zostawi� w spokoju i samo przejdzie. A teraz: co pan powie o
sobie? Dobrze jest pozna� si� z najgorszej strony, gdy si� ma razem zamieszka�.
Roz�mieszy�o mnie to wzajemne badanie.
� Mam szczeniaka buldoga � powiedzia�em � i moje rozhu�tane nerwy nie znosz� ha�asu.
Wstaj�, kiedy mi si� podoba, o najbardziej nieprawdopodobnych godzinach, i jestem nie-
zmiernie leniwy. Poza tym mam du�o innych wad, gdy jestem zdrowy, ale w obecnej chwili
te s� najwa�niejsze.
� Czy gr� na skrzypcach zalicza pan do ha�asu? � zapyta� Holmes z niepokojem.
� To zale�y od graj�cego � odpar�em. � Dobra gra na skrzypcach to ukojenie dla nerw�w,
gdy z�a...
� No to w porz�dku � wykrzykn�� �miej�c si� rado�nie. � S�dz�, �e mo�emy uwa�a� spra-
w� za ubit�... oczywi�cie, je�eli mieszkanie b�dzie panu odpowiada�.
� Kiedy mo�emy je obejrze�?
8
------------------------------------------------------------- page 9
� Niech pan tu wpadnie po mnie jutro w po�udnie. P�jdziemy razem i wszystko za�atwimy
� odrzek�.
� �wietnie. Jutro w po�udnie � odpowiedzia�em wymieniaj�c z nim u�cisk d�oni.
Zostawili�my Holmesa nad jego prac� w laboratorium i poszli�my w kierunku mego hote-
lu.
� Ale, ale � powiedzia�em nagle, przystaj�c i zwracaj�c si� do Stamforda � sk�d on wie, u
licha, �e wr�ci�em z Afganistanu?
M�j towarzysz u�miechn�� si� zagadkowo.
� To jest w�a�nie to, co w nim zadziwia � powiedzia�. � Wielu ludzi chcia�oby wiedzie�,
jak on dochodzi do podobnych odkry�.
� Aa... tajemnica? � zawo�a�em zacieraj�c r�ce. � To bardzo podniecaj�ce. Doprawdy, je-
stem panu wdzi�czny, �e pan nas ze sob� zetkn��. Wie pan, �Poznaj�c cz�owieka, poznaje si�
ludzko��.
� A wi�c musi go pan bli�ej pozna� � powiedzia� Stamford, �egnaj�c si� ze mn�. � Nie b�-
dzie to �atwe. Za�o�� si�, �e pr�dzej on pozna pana, ni� pan jego. Do widzenia!
� Do widzenia! � odpowiedzia�em i wr�ci�em do hotelu niezmiernie zaintrygowany now�
znajomo�ci�.
9
------------------------------------------------------------- page 10
II. Sztuka dedukcji
Nazajutrz spotkali�my si�, jak by�o um�wione, i obejrzeli�my mieszkanie przy Baker Stre-
et 221 b, o kt�rym Holmes m�wi� przy naszej pierwszej rozmowie. Mieszkanko sk�ada�o si� z
dw�ch wygodnych sypialni i jednego wsp�lnego pokoju, du�ego, weso�ego, przyjemnie ume-
blowanego i jasnego dzi�ki dw�m szerokim oknom. By�o tak mi�e pod ka�dym wzgl�dem, a
cena podzielona na p� tak przyst�pna, �e z miejsca dobili�my targu i obj�li�my je w posiada-
nie. Tego samego wieczoru przenios�em moje manatki z hotelu, a Sherlock Holmes wprowa-
dzi� si� z kuframi i walizami nast�pnego ranka. Ze dwa dni zaj�o nam wypakowywanie na-
szych rzeczy i wygodne urz�dzanie si� na nowym miejscu. Sko�czywszy z tym, powoli za-
cz�li�my z�ywa� si� z nowymi warunkami i otoczeniem.
Holmes by� �atwy w po�yciu. Charakter mia� do�� spokojny i zr�wnowa�ony. O dziesi�tej
przewa�nie ju� le�a� w ��ku, a wstawa�, jad� �niadanie i wychodzi�, gdy jeszcze spa�em. Cza-
sem ca�e dnie sp�dza� w laboratorium lub w prosektorium, a niekiedy na d�ugich spacerach �
jak si� domy�lam � po najn�dzniejszych przedmie�ciach Londynu. W przyst�pach pracowito-
�ci by� niesamowicie czynny, ale od czasu do czasu nachodzi�o go lenistwo i w�wczas wyle-
giwa� si� na kanapie w naszym saloniku, nie ruszaj�c palcem od rana do nocy i milcz�c jak
zakl�ty. Spojrzenie wtedy mia� tak szkliste, �e pos�dzi�bym go o u�ywanie jakiego� narkoty-
ku, gdyby temu nie przeczy� jego umiarkowany i wysoce moralny tryb �ycia.
Z up�ywem czasu ros�o moje zainteresowanie Holmesem i celem, kt�ry sobie w �yciu ob-
ra�. Ju� swoim wygl�dem musia� przyci�gn�� uwag� przypadkowego nawet obserwatora.
Wysoki ponad sze�� st�p, wydawa� si� jeszcze wy�szy przez sw� niezwyk�� chudo��. Spoj-
rzenie, ostre i przenikliwe, zmienia�o si� tylko w okresie wspomnianych napad�w apatii.
Cienki orli nos nadawa� jego twarzy wyraz czujny i stanowczy. Podbr�dek mia� wystaj�cy i
kwadratowy, typowy dla ludzi o mocnym charakterze. R�ce stale splamione by�y atramentem
i chemikaliami, a przecie� � jak nieraz mog�em to zauwa�y�, gdy manipulowa� przy swych
kruchych naukowych narz�dziach � dotyk mia� czu�y i delikatny.
Czytelnik mo�e mnie pos�dzi� o wtykanie nosa w cudze sprawy, kiedy wyznam, jak bar-
dzo Holmes mnie zaciekawia� i �e cz�sto usi�owa�em przenikn�� zas�on� skryto�ci, kt�r� si�
otacza�. Ale przed wydaniem tego wyroku prosz� wzi�� pod uwag�, �e p�dzi�em wtedy ja�o-
we �ycie i nie mia�em �adnych zainteresowa�. Schorowany i s�aby, mog�em wychodzi� tylko
przy pi�knej pogodzie, a nie mia�em �adnych przyjaci�, kt�rzy by rozerwali mnie odwiedzi-
nami i urozmaicili szarzyzn� dnia. W tych warunkach z zapa�em chwyci�em si� tej niewielkiej
tajemnicy, jaka otacza�a mego towarzysza, i du�o czasu po�wi�ci�em pr�bom rozwik�ania jej.
Holmes nie studiowa� medycyny. Odpowiadaj�c na moje pytanie potwierdzi� tylko opini�
Stamforda. Nie czyta� systematycznie niczego, co by wskazywa�o, �e ubiega si� o jaki� sto-
pie� naukowy czy te�, �e uznan� powszechnie drog� zamierza wej�� w grono uczonych. Jed-
nak�e jego zami�owanie do niekt�rych ga��zi wiedzy by�o zastanawiaj�ce, a posiadane wia-
domo�ci, z do�� zreszt� dziwnych dziedzin, tak rozleg�e i dok�adne, �e wprawi�o mnie to w
zdumienie. �aden cz�owiek na �wiecie nie pracowa�by tak bardzo i nie zdoby�by a� tylu
szczeg�owych wiadomo�ci, gdyby mu nie przy�wieca� jaki� cel. Ludzie czytaj�cy chaotycz-
nie rzadko kiedy zdobywaj� konkretne wiadomo�ci. Nikt nie b�dzie obarcza� umys�u drobia-
zgami; chyba �e go do tego sk�aniaj� powa�ne powody.
10
------------------------------------------------------------- page 11
Ale nie mniej zastanawiaj�ca by�a te� ignorancja Holmesa. Na literaturze wsp�czesnej,
3
filozofii i polityce nie zna� si� prawie wcale. Gdy mu zacytowa�em Tomasza Carlyle'a, za-
pyta� naiwnie, kto to by� i czego dokona�. Ale moje zdumienie dosz�o do zenitu, gdy wypad-
kowo odkry�em, �e nic nie s�ysza� o teorii Kopernika i o systemie s�onecznym. Wprost nie
mie�ci�o mi si� w g�owie, �e cywilizowany cz�owiek w dziewi�tnastym wieku mo�e nie wie-
dzie�, i� ziemia obraca si� wok� s�o�ca!
� Wydaje si� pan zaskoczony � rzek� Holmes u�miechaj�c si� na widok mej zdziwionej
miny. � Teraz, kiedy ju� wiem, postaram si� jak najpr�dzej o tym zapomnie�.
� Zapomnie�!
� Widzi pan � t�umaczy� mi � uwa�am, �e umys� ludzki to pusty pokoik, kt�ry powinno si�
umeblowa� wed�ug w�asnego wyboru. Szaleniec wpakuje we� wszystkie napotkane graty, a
naprawd� mu potrzebne pozapycha gdzie� po k�tach albo w najlepszym razie pomiesza z in-
nymi i nigdy nie b�dzie ich mia� pod r�k�. Natomiast wytrawny rzemie�lnik na polu pracy
umys�owej przebiera w tym, co pcha do m�zgu. Nie chce on niczego pr�cz potrzebnych mu
narz�dzi, ale te za to ma w pe�nym komplecie i we wzorowym porz�dku. Pope�niamy b��d
my�l�c, �e ten ma�y pokoik ma elastyczne �cianki i �e da si� go do woli poszerza�. Je�li na to
liczymy, przyjdzie dzie�, kiedy oka�e si�, �e przez jak�� dodatkow� wiedz� zapomnieli�my
czego� ongi dobrze znanego. Dlatego nies�ychanie wa�ne jest, �eby nie d a� niep otrzebny m
wiadomo�ciom wypchn�� potrzebne.
� Dobrze, ale uk�ad s�oneczny...
� A c� on mnie obchodzi! � niecierpliwie przerwa� mi Holmes. � Twierdzi pan, �e kr�ci-
my si� doko�a s�o�ca. Dla mnie i dla mojej pracy by�oby to oboj�tne, gdyby�my si� obracali
nawet ko�o ksi�yca.
Na ko�cu j�zyka ju� mia�em pytanie, co to jest za praca, ale co� w jego zachowaniu
ostrzeg�o mnie, �e wzi��by mi je za z�e. Zastanowi�em si� jednak nad t� wymian� zda� i pr�-
bowa�em z niej co� wywnioskowa�. Powiedzia�, �e nie dba o wiadomo�ci, kt�re nie dotycz�
jego pracy. A zatem to, co wie, musi si� z ni� �ci�le ��czy�. Wyliczy�em sobie w pami�ci
wszystkie dziedziny wiedzy, w kt�rych by� wyj�tkowo mocny. Wzi��em nawet o��wek i spi-
sa�em je. Nie mog�em powstrzyma� u�miechu, gdy po sko�czeniu spojrza�em na spis. Oto on:
S h e r l o c k H o l m e s �
z a k r e s y j e g o w i e d z y:
1 Znajomo�� literatury � �adna;
2 � filozofii � �adna;
3 � astronomii � �adna;
4 � polityki � s�aba;
5 � botaniki � niejednolita. Dobra w belladonie, opium i wszystkich truciznach. �ad-
na w praktycznym ogrodnictwie;
6 � geologii � praktyczna, lecz ograniczona. Od jednego rzutu oka rozpoznaje gleby.
Gdy wraca�em ze spacer�w, pokazywa� plamy na moich spodniach i z koloru
okre�la�, z jakich dzielnic Londynu pochodz�;
7 � chemii � g��boka;
8 � anatomii � poprawna, cho� nie usystematyzowana;
9 � literatury kryminalnej � zadziwiaj�ca. Zna chyba ka�dy szczeg� zbrodni, jakie po-
pe�niono w tym wieku;
10 Dobrze gra na skrzypcach;
11 Jest do�wiadczonym zapa�nikiem w walce na kije, bokserem i szermierzem;
12 Dobrze orientuje si� w brytyjskim prawie.
3
Tomasz C a r l y l e (1795�1881) � szkocki pisarz i historyk.
11
------------------------------------------------------------- page 12
Kiedy doszed�em do tego miejsca, zdesperowany, wrzuci�em moj� list� w ogie� i pogr�-
�y�em si� w my�lach.
Gdybym m�g� odkry�, do czego ten cz�owiek zmierza, jak godzi ze sob� wszystkie wia-
domo�ci i do czego s� mu one potrzebne!... A mo�e da� sobie z tym spok�j...
Napomkn��em o jego grze na skrzypcach. Ta gra by�a godna uwagi, ale r�wnie dziwaczna
jak wszystko co Holmes robi�. Mog� powiedzie�, �e dobrze radzi� sobie z trudnymi rzeczami i
mia� do�� du�y repertuar, bo nieraz na moj� pro�b� gra� mi pie�ni Mendelsohna i inne og�lnie
lubiane utwory. Ale pozostawiony samemu sobie rzadko kiedy gra� znane melodie, czy ucie-
ka� si� w og�le do muzyki. Wieczorem, odchylony w fotelu, siedzia� z zamkni�tymi oczami i
niedbale wodzi� smyczkiem po strunach skrzypiec le��cych w poprzek kolan. Czasem wydo-
bywa� z nich tony d�wi�czne i melancholijne, czasem � fantastyczne i weso�e. Odzwiercie-
dla�y one jego my�li, ale absolutnie nie mog�em okre�li�, czy dopomaga�y mu w rozmy�la-
niach, czy te� by�y odbiciem chwilowego nastroju. Na pewno bym zaprotestowa� przeciw tym
dra�ni�cym popisom, gdyby nie to, �e zawsze ko�czy�y si� one ca�� seri� szybko nast�puj�-
cych po sobie, moich ulubionych utwor�w, odegranych jako rekompensata za pr�b� nerw�w.
W pierwszym tygodniu naszego wsp�lnego zamieszkania nikt nas nie odwiedza� i ju� po-
cz��em my�le�, �e m�j towarzysz jest r�wnie samotny jak ja. Ale okaza�o si�, �e ma rozleg�e
z najomo �ci, i to w r�ny ch sf erach. Trzy c zy czter y razy w jed nym tygodniu przyszed� do
niego pewien niski, blady, ciemnooki pan o lisiej twarzy, kt�rego mi przedstawiono jako pana
Lestrade'a. Pewnego ranka zajrza�a m�oda, szykowna dziewczyna i siedzia�a u Holmesa z p�
godziny albo i wi�cej. Tego samego popo�udnia odwiedzi� go szpakowaty zaniedbany jego-
mo��, przypominaj�cy �ydowskiego przekupnia i zdradzaj�cy niezwyk�e zdenerwowanie, a
zaraz po nim przysz�a jaka� niechlujna, starsza kobieta. Kiedy indziej starszy, siwy pan przy-
by� na d�u�sz� rozmow�, a zn�w innym razem zaj�� mego wsp�towarzysza tragarz kolejowy
w welwetowym mundurze. Przy ukazaniu si� takiej bli�ej nieokre�lonej osobisto�ci Holmes
prosi� mnie, by mu pozostawi� bawialni�; zabiera�em si� wi�c i odchodzi�em do swej sypialni.
Holmes za ka�dym razem t�umaczy� si� przede mn�: �Musz� u�y� tego pokoju jako gabinetu,
bo to s� moi klienci�. Zn�w nadarza�a si� okazja, by go zapyta� prosto z mostu, czym si�
zajmuje, ale znowu delikatno�� nie pozwoli�a mi si� wtr�ca� w cudze sprawy. Przypuszcza-
�em, �e Holmes dla jakich� wa�kich przyczyn, nie chce si� zdradzi�, ale niebawem on sam, z
w�asnej woli, rozwia� moje podejrzenia.
W dniu czwartego marca, a mam powody, by dobrze pami�ta� t� dat�, wsta�em nieco
wcze�niej i zasta�em Holmesa przy �niadaniu. Nasza gospodyni tak si� ju� przyzwyczai�a do
mojego p�nego wstawania, �e nie nakry�a dla mnie ani nie przygotowa�a kawy. Z niczym nie
usprawiedliwionym rozdra�nieniem, w�a�ciwym rodowi ludzkiemu, zadzwoni�em i kr�tko
powiadomi�em j�, �e ju� jestem. Potem wzi��em ze sto�u jakie� czasopismo i spr�bowa�em
skr�ci� sobie czas czytaniem. Holmes w milczeniu chrupa� grzank�. Jeden z artyku��w w cza-
sopi�mie by� zakre�lony i oczywi�cie zacz��em od niego.
Zaznaczony artyku� nosi� nieco pretensjonalny tytu�: �Ksi�ga �ycia�, a jego autor stara� si�
wykaza�, �e cz�owiek spostrzegawczy mo�e si� wiele dowiedzie�, systematycznie i uwa�nie
obserwuj�c otoczenie. W artykule uderzy�o mnie przedziwne pomieszanie bystro�ci i absurdu.
Rozumowanie by�o �cis�e i �ywe, lecz wnioski wydawa�y si� naci�gni�te i przesadne. Autor
twierdzi�, �e z przelotnego wyrazu twarzy, grymasu czy spojrzenia mo�na wyczyta� najtaj-
niejsze my�li. Utrzymywa�, �e wytrawny i przenikliwy obserwator nie da si� niczym zwie��.
Jego wnioski b�d� r�wnie niezawodne jak twierdzenia Euklidesa, a wyniki, do kt�rych doj-
dzie, wydadz� si� nie wtajemniczonym tak zadziwiaj�ce, �e dop�ki nie poznaj� jego metody,
uwa�a� go b�d� za czarownika.
�Z istnienia kropli wody � pisa� autor artyku�u � logicznie rozumuj�cy cz�owiek wydedu-
kuje mo�liwo�� istnienia Oceanu Atlantyckiego czy Niagary, cho� nigdy ich nie widzia� ani o
nich s�ysza�. Ca�e �ycie to jeden wielki �a�cuch, kt�rego istot� mo�emy pozna� po jednym
12
------------------------------------------------------------- page 13
ogniwie. Tak jak wszystkie inne sztuki, wiedza dedukcji i analizy daje si� posi��� tylko po
d�ugich i cierpliwych studiach, a �ycie ludzkie jest za kr�tkie, by zwyk�y �miertelnik m�g� w
niej doj�� do doskona�o�ci. Zanim si�gnie si� do najtrudniejszych zagadnie� natury moralnej i
rozumowej, adept tej sztuki winien zacz�� od prostszych problem�w. Przy spotkaniu z bli�-
nim niech si� stara od pierwszego wejrzenia odgadn�� jego zaw�d i koleje losu. Cho� takie
�wiczenie mo�e si� wyda� dziecinne, zaostrza ono spostrzegawczo�� i uczy, na co patrze�. Z
paznokci, z r�kaw�w marynarki, z but�w, spodni na kolanach, ze zgrubienia nask�rka na pal-
cach wskazuj�cym i wielkim, z miny i z mankiet�w koszuli � z ka�dej z tych rzeczy mo�na
jasno odczyta� zaw�d cz�owieka. Trudno sobie wyobrazi�, by te po��czone cechy mog�y
zwie�� wprawnego obserwatora�.
� C� to za androny! � wykrzykn��em ciskaj�c z rozmachem pismo na st�. � Nigdy jesz-
cze nie czyta�em podobnych bzdur.
� O co chodzi? � zapyta� Sherlock Holmes.
� O ten artyku� � odpar�em i zabieraj�c si� do jajek na mi�kko, wskaza�em �y�k� pismo. �
Z podkre�lenia widz�, �e pan go czyta�. Nie przecz�, �e jest �ywo napisany. Lecz mimo to
mnie z�o�ci. Niew�tpliwie pisa� go jaki� teoretyk, kt�ry w wygodnym fotelu i zaciszu swego
gabinetu p�odzi zr�czne paradoksy. To nie ma nic wsp�lnego z �yciem. Chcia�bym go zoba-
czy� na �awce trzeciej klasy kolei podziemnej, udzielaj�cego wyja�nie� o zawodach wszyst-
kich wsp�podr�nych. Za�o�� si� o tysi�c funt�w, �e niczego nie powie trafnie.
� I przegra pan � spokojnie powiedzia� Holmes. � A artyku� ja pisa�em.
� Pan?!
� Tak, ja. Mam dar zar�wno obserwacji, jak i dedukcji. Pogl�dy, kt�re tu wyrazi�em i kt�re
wydaj� si� panu tak utopijne, w gruncie rzeczy s� niezwykle praktyczne... tak dalece prak-
tyczne, �e �yj� z nich.
� W jaki spos�b? � zapyta�em mimo woli.
� Mam sw�j w�asny zaw�d. My�l� � jedyny na �wiecie. Jestem detektywem-doradc�, je�li
pan wie, co to znaczy. Tu, w Londynie, mamy bardzo wielu detektyw�w rz�dowych i nie-
mniejsz� ilo�� � prywatnych. Gdy zgubi� si� w jakiej� sprawie, przychodz� do mnie, a ja na-
prowadzam ich na w�a�ciwy �lad. Wtajemniczaj� mnie we wszystkie fakty i zwykle udaje mi
si�, dzi�ki znajomo�ci historii zbrodni, wskaza� im prawid�ow� drog�. Wszystkie przest�p-
stwa maj� jakie� �rodzinne� podobie�stwo i gdy si� zna jak w�asne pi�� palc�w szczeg�y
tysi�ca zbrodni, dziwnym by by�o nie rozwik�a� tysi�c pierwszej. Lestrade to znany detektyw,
ale ostatnio utkn�� przy sprawie fa�szerstwa i dlatego przyszed� do mnie.
� A ci inni ludzie?
� Przewa�nie przysy�aj� ich agencje prywatne.
Wszyscy popadli w jakie� k�opoty i pragn�, by im co� nieco� wyja�ni�. Ja wys�uchuj� ich
historii, oni � moich komentarzy i inkasuj� honorarium.
� M�wi pan � rzek�em � �e nie opuszczaj�c swego pokoju potrafi pan rozwik�a� zagadk�, z
kt�r� inni nie mog� sobie poradzi�, cho� osobi�cie i na miejscu zetkn�li si� ze wszystkimi
szczeg�ami?
� Tak. Mam pod tym wzgl�dem jak�� intuicj�. Od czasu do czasu nawinie mi si� sprawa
bardziej skomplikowana, wtedy musz� si� ra�niej zakrz�tn�� i zobaczy� wszystko na w�asne
oczy. Widzi pan, mam spory zas�b specjalnych wiadomo�ci, kt�re puszczam w ruch, co zna-
komicie u�atwia mi zadanie. Te zasady dedukcji wy�uszczone w artykule, kt�ry zas�u�y� sobie
na pa�sk� pogard�, s� dla mnie nieocenione w mej pracy. Obserwacja to moja druga natura.
Wydawa� si� pan zaskoczony, gdy przy pierwszym naszym spotkaniu powiedzia�em, �e wraca
pan z Afganistanu.
� Musiano panu o tym powiedzie�.
� Nic podobnego. Ja wiedzia�em, �e pan wraca z Afganistanu. Wytrenowane my�li tak
szybko biegn�, �e dochodz� do pewnego wniosku sam nie wiedz�c jak i kiedy. Ale po�rednia
13
------------------------------------------------------------- page 14
droga oczywi�cie istnieje. W pa�skim przypadku te po�rednie etapy tak wygl�da�y: Oto typ
lekarza, lecz z wojskowym zaci�ciem. A wi�c � lekarz wojskowy. Musia� przyby� z po�udnia,
bo jest bardzo �niady, a ta �niado�� nie jest naturaln� barw� sk�ry, kostki u r�k bowiem ma
bia�e. Jego twarz wyra�nie m�wi o przebytych trudach i chorobie. Je st ran ny w le w� r�k�,
gdy� trzyma j� nienaturalnie i sztywno. Gdzie� pod r�wnikiem angielski lekarz wojskowy
m�g� wycierpie� wiele trud�w i zosta� ranny w r�k�? Oczywi�cie w Afganistanie. Nie zaj�o
mi to nawet sekundy. I wtedy powiedzia�em, �e wr�ci� pan z Afganistanu, co bardzo pana
zdziwi�o.
� Wszystko to brzmi bardzo prosto � powiedzia�em z u�miechem. � Przywodzi mi pan na
my�l Dupina z opowiadania Edgara Allana Poe. Nawet nie przypuszcza�em, �e takie postacie
mog� istnie� w �yciu.
Sherlock Holmes wsta� i zapali� fajk�.
� S�dzi pan, zapewne, �e pochlebia mi por�wnanie z Dupinem? Ja jednak my�l�, �e by� on
do�� miernym typem. Ten jego trick, gdy po kwadransie milczenia wdziera si� trafn� uwag�
w my�l przyjaciela, jest bardzo efektowny, ale i powierzchowny. Niew�tpliwie mia� on ge-
nialne zdolno�ci analityczne, ale nie by� takim fenomenem, jak Poe sobie wyobra�a�.
� Czyta� pan powie�� Gaboriau? � zapyta�em. � Czy Lecoq odpowiada pa�skiemu poj�ciu
o detektywie?
Sherlock Holmes u�miechn�� si� ironicznie.
� Lecoq by� n�dznym partaczem � powiedzia� gniewnie. � Mia� tylko jedn� dobr� stron� �
energi�. Niedobrze mi si� robi, kiedy czytam t� ksi��k�. Chodzi�o o to, jak zidentyfikowa�
nieznanego wi�nia. Ja upora�bym si� z tym w dwadzie�cia cztery godziny. Lecoq potrzebo-
wa� sze�ciu miesi�cy czy co� w tym rodzaju. Mo�na by z tego u�o�y� podr�cznik dla detek-
tyw�w, jak unika� b��d�w.
Troch� mnie dotkn�� pogardliwy spos�b, w jaki Holmes skrytykowa� moich dw�ch ulu-
bionych bohater�w. Stan��em przed oknem i patrzy�em na ruchliw� ulic�.
Mo�e to i nieg�upi facet � pomy�la�em � ale nies�ychanie zarozumia�y.
� Dzi� ju� nie ma prawdziwych zbrodni ani wytrawnych zbrodniarzy � m�wi� Holmes za-
czepnie. � W naszym zawodzie rozum przesta� by� potrzebny. Wiem, �e mam go dosy�, by
sta� si� s�awnym. Jeszcze nikt na �wiecie, czy to teraz czy dawniej, nie w�o�y� tyle naukowej
pracy i tyle wrodzonego talentu w sztuk� kryminalnej dedukcji, co ja. I z jakim wynikiem?
Nie ma �adnej zagadkowej zbrodni do wyja�nienia poprzez dedukcj�. Najwy�ej jakie� mierne
partactwo o motywach tak przejrzystych, �e byle urz�dnik ze Scotland Yardu je odgadnie.
Z�o�ci�a mnie ta bezgraniczna pewno�� siebie. Wola�em wi�c zmieni� temat.
� Ciekaw jestem, czego szuka ten jegomo�� � powiedzia�em wskazuj�c na krzepkiego
m�czyzn�, ubranego z prostacka, kt�ry szed� wolno drug� stron� ulicy i z zafrasowan� min�
patrza� na numery dom�w. W r�ku trzyma� du��, niebiesk� kopert�, kt�r� najwidoczniej ni�s�
do kogo�.
� My�li pan o tym dymisjonowanym sier�ancie piechoty morskiej? � zapyta� Sherlock
Holmes.
Samochwa� i blagier � zdecydowa�em. � Wie, �e nie mog� tego sprawdzi�.
Ledwie zd��y�em to pomy�le�, gdy obserwowany przez nas cz�owiek zobaczy� numer nad
drzwiami naszego domu i przebieg� jezdni�. Us�yszeli�my gromkie stukanie do drzwi, baso-
wy g�os dolatuj�cy z parteru i ci�kie kroki na schodach.
� Do pana Sherlocka Holmesa � powiedzia� m�czyzna wchodz�c do pokoju i podaj�c list
memu przyjacielowi.
Trafi�a mi si� okazja przy�apania Holmesa. Nie pomy�la� o tym, gdy na chybi� trafi� wy-
snu� swe wnioski.
� Pozwoli pan, m�j przyjacielu, �e zapytam, czym pan jest z zawodu � powiedzia�em naj-
uprzejmiej.
14
------------------------------------------------------------- page 15
� Pos�a�cem, prosz� pana � odpar� szorstko � mundur jest w naprawie.
� A czym pan by� przedtem? � pyta�em dalej z tajon� z�o�liwo�ci�, spogl�daj�c na mojego
towarzysza.
� Sier�antem, panie. W kr�lewskiej piechocie morskiej. Nie b�dzie odpowiedzi? Rozkaz!
Trzasn�� obcasami, zasalutowa� i wyszed�.
15
------------------------------------------------------------- page 16
III. Tajemnica Lauriston Gardens
Przyznaj�, �e oszo�omi� mnie ten nowy dow�d praktycznej przydatno�ci pogl�d�w mego
wsp�lokatora. M�j szacunek do jego analitycznych talent�w znacznie wzr�s�. W g��bi duszy
kry�em jednak podejrzenie, �e ukartowa� t� ca�� histori�, by mnie zadziwi�, chocia� nie mo-
g�em poj��, na co by mu si� to zda�o. Gdy spojrza�em na niego, sko�czy� w�a�nie czyta�.
Wzrok mia� szklany i nieprzytomny jak zawsze w chwilach zadumy.
� Jak�e, u licha, pan to wywnioskowa�?! � zawo�a�em.
� Wywnioskowa�em, co? � spyta� niecierpliwie.
� No to, �e jest dymisjonowanym sier�antem piechoty morskiej.
� Nie mam czasu na g�upstwa � odpar� ostro. I po chwili dorzuci� z u�miechem: � Prosz�
mi wybaczy� moje rozdra�nienie. Przerwa� mi pan tok my�li. Ale mo�e to i lepiej. A wi�c nie
m�g�by pan pozna�, �e to dawny sier�ant piechoty morskiej?
� Nie, w �adnym wypadku.
� �atwiej by�o wtedy wiedzie�, ni� teraz wyja�ni�, sk�d wiedzia�em. Mo�e i panu by�oby
trudno wyt�umaczy�, �e dwa razy dwa to cztery, cho� pan wie to na pewno. Nawet przez ulic�
mog�em dostrzec wielk�, niebiesk� kotwic� wytatuowan� na jego r�ce. To pachnia�o morzem.
Mia� �o�niersk� postaw� i regulaminowe bokobrody. A zatem marynarz. Cechowa�o go po-
czucie w�asnej godno�ci i co� rozkazuj�cego w twarzy. Musia� pan chyba widzie�, jak trzyma�
g�ow� i jak macha� lask�. Zr�wnowa�ony, budz�cy respekt m�czyzna, do tego w �rednim
wieku... to wszystko powiedzia�o mi, �e by� sier�antem.
� Nadzwyczajne! � wykrzykn��em.
� Nic wielkiego � powiedzia� Holmes, jednak wida� by�o po nim, �e radowa� go m�j za-
chwyt i zdziwienie. � Przed chwil� powiedzia�em, �e teraz nie ma ju� prawdziwych zbrodnia-
rzy. Zdaje si�, �e si� myli�em... Niech pan spojrzy!
Poda� mi list przyniesiony przez pos�a�ca.
� Niemo�liwe! � wykrzykn��em przebiegaj�c list oczami. � To straszne!
� W ka�dym razie niepowszednie � spokojnie zauwa�y� Holmes. � Czy zechce pan prze-
czyta� mi list g�o�no?
Oto, co przeczyta�em:
S z a n o w n y p a n i e!
W nocy wydarzy�a si� brzydka historia na Lauriston Gardens nr 3, niedaleko
Brixton Road. Policjant w czasie obchodu zobaczy� tam �wiat�o oko�o drugiej w no-
cy, wyda�o mu si� to podejrzane, bo wiedzia�, �e dom stoi pustk�. Drzwi znalaz�
otwarte, a we frontowym pokoju, zupe�nie pustym, ujrza� zw�oki dobrze ubranego
m�czyzny. W kieszeni trupa znalaz� wizyt�wk� z nazwiskiem �Enoch J. Drebber,
Cleveland, Ohio. USA�. Nic nie wskazuje na mord rabunkowy, nie mo�na te� ustali�
przyczyny zgonu. W pokoju s� �lady krwi, ale na ciele nie ma �adnych ran. Zupe�nie
nie rozumiemy, jak zmar�y dosta� si� do pustego domu. Ca�a sprawa jest bardzo za-
gadkowa. Gdyby si� pan tu wybra�, zastanie mnie pan na miejscu do dwunastej.
Wszystko pozostawi� tak, jak by�o, i niczego nie rusz�, zanim nie otrzymam od pana
wiadomo�ci. Gdyby pan nie m�g� przyj��, przedstawi� panu wszystkie fakty bardziej
szczeg�owo, bo radbym wys�ucha� pa�skiej opinii.
Z powa�aniem
Tobiasz Gregson
16
------------------------------------------------------------- page 17
� Gregson jest najzr�czniejszym detektywem Scotland Yardu � zauwa�y� Holmes. � On i
Lestrade to najlepsi ze z�ych. Obaj s� energiczni i szybcy w dzia�aniu, ale diabelnie zrutyni-
zowani. A poza tym maj� ze sob� na pie�ku. S� tak o siebie zazdro�ni jak dwie pi�kne ko-
biety. B�dzie z czego si� po�mia�, je�li ich obu zaprz�gni�to do tej sprawy.
Dziwi�a mnie beztroska gadanina Holmesa.
� Szkoda ka�dej chwili! � zawo�a�em. � Czy kaza� wezwa� doro�k�?
� Nie wiem, czy mam tam jecha�. Chyba nie by�o na �wiecie wi�kszego lenia ode mnie...
to znaczy, gdy przyjdzie na mnie taka chwila, bo czasem potrafi� by� do�� czynny.
� Czeka� pan przecie� na podobn� okazj�!
� Jakie� to dla mnie mo�e mie� znaczenie? Przypu��my, �e rozwik�am zagadk�. Mo�e pan
by� pewien, �e wtedy ca�a zas�uga przypadnie Gregsonowi, Lestrade'owi i kompanii. Wynika
to z tego, �e nie jestem �adn� urz�dow� osob�.
� Ale on prosi pana o pomoc.
� Tak. Wie, �e jestem m�drzejszy od niego i w cztery oczy to przyznaje. Lecz pr�dzej od-
gryzie sobie j�zyk, ni� to powie przy kim� trzecim. Mo�emy jednak tam pojecha� i zobaczy�,
o co chodzi. Zajm� si� t� spraw� dla w�asnej satysfakcji. Przynajmniej zabawi� si� ich kosz-
tem. Jedziemy!
Szybkim ruchem naci�gn�� palto i w nag�ym przyp�ywie energii, kt�ra widocznie wzi�a
g�r� nad apati�, szykowa� si� do wyj�cia.
� Prosz� wzi�� kapelusz, doktorze � powiedzia�.
� Chce pan, �ebym te� pojecha�?
� Tak, je�li nie ma pan nic lepszego w planie.
W chwil� potem siedzieli�my ju� w doro�ce i p�dzili�my jak szaleni na Brixton Road.
Ranek by� mglisty i pochmurny. Nad dachami dom�w zawis�a szarobura zas�ona � jakby
odbicie brudnych ulic w dole. M�j towarzysz by� w wy�mienitym humorze i w najlepsze roz-
456
gada� si� o skrzypcach z Cremony i o r�nicy mi�dzy Stradivariusem i Amatim. Ja za� sie-
dzia�em w milczeniu pod przykrym wra�eniem pogody i ponurej zagadki, kt�ra nas czeka�a.
� Pan jako� wcale nie przejmuje si� t� spraw�? � przerwa�em wreszcie muzyczne wywody
Sherlocka Holmesa.
� Nie mam jeszcze �adnych danych � odpowiedzia� � a wszelkie teoretyczne rozwa�ania
przed zapoznaniem si� z faktami uwa�am za kapitalny b��d. To wypacza ocen�.
� Zaraz ju� pan b�dzie mia� swoje dane � zauwa�y�em i wskaza�em palcem: � oto Brixton
Road, a tu, je�li si� nie myl�, mamy dom, kt�rego szukamy.
� Tak. Racja. Hej, prosz� stan��! � zawo�a� Holmes do doro�karza i cho� byli�my co naj-
mniej o sto jard�w od celu, upar� si�, aby wysi���. Poszli�my wi�c dalej pieszo.
Dom numer 3 na Lauriston Gardens wygl�da� ponuro i gro�nie. By� jednym z czterech bu-
dynk�w nieco cofni�tych od ulicy, z kt�rych dwa by�y zamieszkane, a dwa sta�y pustk�. Te
ostatnie spogl�da�y trzema rz�dami melancholijnie pustych okien, bezdusznych i pos�pnych,
tu i tam rozja�nionych tylko kartk� z napisem �Do wynaj�cia�, niby katarakt� na zmatowia�ej
szybie. Niewielki ogr�dek, z wypryskami rachitycznej ro�linno�ci tu i �wdzie, oddziela� ka�-
dy z tych dom�w od ulicy, a w�ska, ��tawa �cie�ka, mieszanina gliny ze �wirem, przecina�a
go w poprzek. Po nocnym deszczu grunt zamieni� si� w b�oto. Trzystopowy ceglany mur,
uwie�czony drewnianymi sztachetami, opasywa� te ogr�dki. O ten mur opiera� si� teraz
krzepki policjant otoczony grupk� gapi�w, kt�rzy wyci�gali szyje i wyt�ali wzrok, na pr�no
staraj�c si� dojrze�, co si� dzieje w �rodku.
4
C r e m o n a � miasto we W�oszech. W XVI, XVII i XVIII wieku wyrabiano tu s�ynne skrzypce.
5
Antonio S t r a d i v a r i (1644 � 1737) � s�ynny mistrz lutniczy z Cremony, zwany popularnie Stradivariusem.
6
Nicolo A m a n t i (1596 � 1648) � s�ynny mistrz lutniczy z Cremony, nauczyciel Stradivariusa.
17
------------------------------------------------------------- page 18
Wyobra�a�em sobie, �e Holmes z miejsca po�pieszy do domu i ca�y odda si� wyja�nieniu
tajemnicy. Ale w rzeczywisto�ci by� on bardzo daleki od tego. Z niedba�� min�, kt�ra w moim
mniemaniu w tych warunkach graniczy�a z poz�, przechadza� si� wzd�u� chodnika, oboj�tnie
przygl�da� si� ziemi, niebu, przeciwleg�ym domom i sztachetom. Gdy z tym sko�czy�, po-
szed� wolno, nie odrywaj�c oczu od ziemi, �cie�k�, a raczej jej obrze�em z trawy. Dwa razy
przystan��, a raz widzia�em, �e si� u�miechn��, i s�ysza�em, jak co� wykrzykn�� z zadowole-
niem. Na b�otnistym, wilgotnym gruncie pe�no by�o �lad�w st�p. Nie pojmowa�em jednak, co
Holmes m�g� tam dostrzec, skoro si� zwa�y, �e policjanci przeszli tamt�dy parokrotnie. Ale
�e da� mi ju� niezwyk�e dowody swej przenikliwo�ci, ufa�em, �e widzi tam co�, czego ja nie
widz�.
Przy drzwiach domu powita� nas wysoki, bladolicy, jasny blondyn z notesem w r�ku. Wy-
bieg� na nasze spotkanie i wylewnie u�cisn�� d�o� mego przyjaciela.
� To bardzo �adnie, �e pan przyjecha� � powiedzia�. � Nie pozwoli�em niczego dotkn��.
� Z wyj�tkiem tego � odpowiedzia� Holmes wskazuj�c na �cie�k�. � Stado bawo��w nie
narobi�oby wi�kszego m�tliku. Ale niew�tpliwie wyci�gn�� pan potrzebne wnioski, panie
Gregson, nim pan na to zezwoli�?
� Mia�em du�o roboty wewn�trz domu � wymijaj�co odpar� detektyw. � Jest tu ze mn�
kolega Lestrade. By�em pewien, �e on to zrobi.
Holmes spojrza� na mnie i uni�s� brwi ironicznie.
� Przy dw�ch takich ludziach, jak pan i Lestrade, trzeci nie znajdzie pola do popisu �
rzek�.
Gregson z zadowoleniem zatar� r�ce.
� My�l�, �e zrobili�my wszystko, co tylko mo�na � o�wiadczy�. � To jednak dziwna spra-
wa, a wiem, �e pan takie lubi.
� Przyjecha� pan doro�k�? � zapyta� Sherlock Holmes.
� Nie.
� I Lestrade te� nie?
� I Lestrade nie.
� Chod�my wi�c obejrze� pok�j.
Zako�czywszy rozmow� tak niekonsekwentnym zdaniem, Holmes wszed� do domu, a
Gregson z wielce zdziwion� min� pod��y� za nim.
Kr�tki korytarz z zakurzon�, drewnian� pod�og� wi�d� do kuchni i s�u�bowych pokoi.
Dwoje drzwi wychodzi�o na lewo i na prawo. Jedne musia�y by� zamkni�te od tygodni, dru-
gie prowadzi�y do jadalni, pokoju, kt�ry by� scen� tajemniczej zbrodni. Holmes wszed� tam, a
ja poszed�em za nim z tym dziwnym uczuciem, kt�re ogarnia mnie zawsze w obliczu �mierci.
Jadalnia by�a du�a, kwadratowa, a przez absolutny brak mebli wydawa�a si� jeszcze wi�k-
sza. Wulgarne, jaskrawe tapety zdobi�y �ciany. Gdzieniegdzie wida� by�o na nich wielkie
plamy wilgoci, a tu i tam papier ca�ymi pasami zwisa� w d�, obna�aj�c ��ty tynk. Na wprost
drzwi rzuca� si� w oczy kominek, a nad nim gzyms z imitacji marmuru. Na jednym rogu ster-
cza� przylepiony ogarek �wiecy z czerwonego wosku. W md�ym �wietle, wpadaj�cym przez
brudne szyby jedynego okna, wszystko wydawa�o si� szare, a gruby pok�ad kurzu jeszcze
pot�gowa� to wra�enie.
Ale te szczeg�y zauwa�y�em dopiero potem. Moj� uwag� zaj�a przede wszystkim strasz-
na, nieruchoma posta� na deskach pod�ogi, nie widz�cymi, szklanymi oczami wpatrzona w
bezbarwny sufit. By� to m�czyzna w wieku lat czterdziestu trzech lub czterech, �redniego
wzrostu, barczysty, z czarnymi k�dzierzawymi w�osami i kr�tk�, szczeciniast� brod�. Na so-
bie mia� surdut z pierwszorz�dnego czarnego sukna, kamizelk� i szare spodnie. Ko�nierzyk i
mankiety jego koszuli by�y nieskazitelnej bia�o�ci. Cylinder, wyszczotkowany i wypieszczo-
ny, le�a� przy nim. Nieboszczyk zacisn�� r�ce, rozrzuci� ramiona, nogi podkurczy� i z��czy�
mocno, jakby po rozpaczliwej walce o �ycie. Na twarzy zastyg� mu wyraz przera�enia i na-
18
------------------------------------------------------------- page 19
wet, tak mi si� wydawa�o, nienawi�ci, jakiej nigdy jeszcze u nikogo nie widzia�em. Ten z�y i
straszny grymas w po��czeniu z niskim czo�em, t�pym, sp�aszczony m n o s e m i w y s t a j � c �
szcz�k� upodabnia� go do ma�py, a nienaturalna, skurczona pozycja jeszcze bardziej zwi�k-
sza�a to podobie�stwo. Styka�em si� ju� ze �mierci� w jej najrozmaitszych postaciach, ale
�adna nie wyda�a mi si� tak odra�aj�ca jak ta, w tym mrocznym, ponurym mieszkaniu, tu�
przy jednej z najg��wniejszych przedmiejskich arterii Londynu.
Lestrade, chudy, jak zawsze przypominaj�cy �asic�, sta� przy drzwiach i przywita� si� z
Holmesem i ze mn�.
� Ta sprawa narobi szumu, prosz� pana � powiedzia�. � Przekracza wszystko, co widzia-
�em, a przecie� nie jestem niemowl�ciem przy piersi.
� Nie ma jeszcze �adnej wskaz�wki? � zapyta� Gregson.
� Najmniejszej � tym samym tonem odpowiedzia� Lestrade.
Sherlock Holmes podszed� do zw�ok, przykl�kn�� i zbada� je dok�adnie.
� Jeste�cie, panowie, pewni, �e nie ma �adnych obra�e�? � zapyta� wskazuj�c palcem na
liczne plamy i �lady krwi dooko�a.
� Najzupe�niej pewni! � jednocze�nie wykrzykn�li detektywi.
� A wi�c ta krew to krew tego drugiego osobnika, przypuszczalnie mordercy, je�eli w
og�le zachodzi tu morderstwo. Ten wypadek przypomina mi okoliczno�ci, kt�re towarzyszy�y
�mierci van Jansena w Utrechcie w 1834 roku. Pami�ta pan t� spraw�, panie Gregson?
� Nie, prosz� pana.
� Niech si� pan z ni� zapozna, naprawd�... powinien pan. Nie ma nic nowego pod s�o�cem.
Wszystko to ju� by�o.
Gdy m�wi�, jego zr�czne, ruchliwe palce biega�y tu i tam. Obmacywa�y, naciska�y, rozpi-
na�y guziki przy ubraniu zmar�ego, bada�y wszystko, podczas gdy nieobecnym wzrokiem b��-
dzi� w przestrzeni, jak ju� to nieraz u niego widzia�em. Palce miga�y tak szybko, �e trudno
by�o dostrzec dok�adnie ich ruch. W ko�cu Holmes pow�cha� wargi zmar�ego i spojrza� na
zel�wki jego lakierk�w.
� Nie ruszali�cie zw�ok? � zapyta�.
� Tylko tyle, ile wymaga�o �ledztwo.
� Mo�ecie je zabra� do prosektorium � powiedzia�. � Niczego si� ju� tu nie dowiemy.
Gregson mia� w pogotowiu czterech ludzi, kt�rzy na jego zawo�anie u�o�yli na noszach
zw�oki nieznajomego i wynie�li je z pokoju. Gdy podnosili cia�o, wylecia�a sk�d� obr�czka i z
brz�kiem potoczy�a si� po pod�odze. Lestrade b�yskawicznie j� pochwyci� i zacz�� si� jej
przygl�da� os�upia�ymi ze zdziwienia oczami.
� Kobieca obr�czka! � zawo�a� pokazuj�c j� nam na wyci�gni�tej d�oni.
Skupili�my si� przy nim i patrzyli�my na z�ote k�eczko. Nie by�o �adnej w�tpliwo�ci, �e
zdobi�o ono kiedy� r�czk� panny m�odej.
� Kobieta znacznie komplikuje zagadnienie � powiedzia� Gregson. � A B�g mi �wiadkiem,
�e i tak by�o do�� skomplikowane.
� A nie s�dzi pan, �e je upraszcza? � zauwa�y� Holmes. � Z gapie n ia s i � n ic n a m ni e
przyjdzie. Co nieboszczyk mia� w kieszeniach?
� Tu le�y wszystko � Gregson wskaza� na kupk� przedmiot�w. � Z�oty zegarek N 97163
firmy Barraud w Londynie. Z�oty �a�cuszek do zegarka, ci�ki i masywny. Z�oty pier�cie� z
maso�skimi emblematami. Z�ota szpilka do krawata z g��wk� buldoga i rubinami w miejsce
oczu. Portfelik z rosyjskiej sk�ry na bilety wizytowe Enocha J. Drebbera z Cleveland, co zga-
dza si� z literami E. J. D. na bieli�nie. Portmonetki nie by�o, a pieni�dze � razem siedem fun-
t�w i trzyna�cie szyling�w � nieboszczyk nosi� luzem. Poza tym kieszonkowe wydanie �De-
kamerona� Boccaccia, z nazwiskiem �J�zef Stangerson� na pierwszej karcie. No i dwa listy:
jeden do E. J. Drebbera i jeden do J�zefa Stangersona.
� Na jaki adres?
19
------------------------------------------------------------- page 20
� Do �American Exchange� Strand, do odebrania. Oba z Towarzystwa Okr�towego Guion.
Dotycz� odj