2280
Szczegóły |
Tytuł |
2280 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2280 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2280 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2280 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Charles Tritten
Heidi dorasta
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1995
Przek�ad: Joanna Kazimierczyk
T�oczono pismem punktowym
3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1
w Drukarni Zak�adu Nagra�
i Wydawnictw Zwi�zku
Niewidomych.
Przedruk z wydawnictwa:
"Novus Orbis", Gda�sk 1992.
Pisa�a K. Kruk
Korekty dokona�y
B. Krajewska
i K. Pabian
`tt
I. Szko�a w Rosiaz
Rozdzia� I
Szko�a w Rosiaz
Pewnego wieczoru, oko�o
godziny dziewi�tej, na dworcu w
Lozannie wysiad�a z poci�gu
drobna, nie�mia�o wygl�daj�ca
dziewczynka. Przystan�a na
chwil� i rozejrza�a si� doko�a
oszo�omiona. U jej st�p sta�a
walizka i zwini�ty w rulon pled,
a pod pach� trzyma�a futera� ze
skrzypcami. Heidi - bo tak mia�a
na imi� - przyjecha�a z ma�ej
wioski Dorfli po�o�onej wysoko w
Alpach.
Mieszka� tam w starym domu jej
dziadek wraz z doktorem. Obaj
pragn�li, aby Heidi zako�czy�a
edukacj� w dobrej szkole.
Zosta�a wi�c wys�ana - kosztem
wielkich wyrzecze� - na modn�
pensj�, kt�r� uko�czy�a w�a�nie
jej przyjaci�ka Klara.
Podr�owa�y dot�d razem i gdy
poci�g jeszcze sapa� i dysza�
par�, Klara wychyli�a si� z okna
i u�miechn�a. By�a tak �wietnie
zorientowana w szkolnych
sprawach, �e Heidi gor�co
pragn�a, aby przyjaci�ka
pozosta�a z ni� jeszcze jeden
semestr. By� mo�e starsza
dziewczynka odgad�a te my�li, bo
ze wszystkich si� stara�a si�
by� pogodna i m�wi�a tak g�o�no,
by zag�uszy� ha�as lokomotywy.
- Zobaczysz, �e b�dzie tam
bardzo weso�o! - wo�a�a
rado�nie. - Lekcje ta�ca i r�ne
inne rzeczy. Ciekawa jestem, czy
b�dzie ci� uczy� Monsieur
Lenoir, niezwykle elegancki i
uprzejmy. "Lekko, moje panienki,
lekko i z wdzi�kiem" - tak
zawsze do nas m�wi�. "Lekko i z
wdzi�kiem" - powt�rzy�a. -
Heidi, nie masz poj�cia, jak mi
by�o przyjemnie ta�czy� lekko i
z wdzi�kiem. Ty nie musia�a�
tego si� uczy� - doda�a. - Ty
zawsze ta�czy�a�.
- Ale nie zawsze gra�am na
skrzypcach - odrzek�a Heidi.
- B�dziesz uwielbia� Monsieur
Rochata - ci�gn�a Klara z
entuzjazmem. Pod pewnym wzgl�dem
przypomina doktora, pod innym
za� dziadka. Ma takie same
krzaczaste brwi.
Heidi a� podskoczy�a z rado�ci
i oczami wyobra�ni ujrza�a
nauczyciela muzyki.
- Mademoiselle Raymond te�
jest bardzo mi�a - m�wi�a dalej
Klara. - Zreszt� w szkole
wszyscy s� mili, chocia�
niekt�re osoby mog� na pocz�tku
wyda� ci si� bardzo surowe. No i
nie zapomnij pozdrowi� ode mnie
Mademoiselle Larbey!
W tej chwili zauwa�y�a
spiesz�c� w ich stron� wysok� i
bardzo z angielska wygl�daj�c�
kobiet�.
- Ach, Miss Smith! - zawo�a�a,
gdy nauczycielka podesz�a. -
Dobry wiecz�r. Jak si� pani
miewa? Oto moja przyjaci�ka
Heidi. Jak pani widzi, czuje si�
troch� nieswojo, ale to tylko
tak na pocz�tku. Przyjecha�a a�
z Dorfli, kt�ra jest jeszcze za
Mayenfeld. Och, poci�g ju�
rusza! - krzykn�a, gdy wagon
szarpn�� znienacka. - Do
widzenia, Heidi! Napisz do mnie
niebawem. Do widzenia! Do
widzenia!
Miss Smith macha�a
ur�kawiczon� d�oni�, dop�ki
poci�g nie znik� im z oczu.
Heidi sta�a nieruchomo, mocno
przyciskaj�c skrzypce. Gdy
odjecha�a Klara - ostatnia wi�
z domem - poczu�a si� samotna i
opuszczona.
Angielka zwr�ci�a si� do niej.
- A wi�c jeste� t� now�
uczennic�, przyjaci�k� Klary.
Bardzo cz�sto opowiada�a o tobie
i twoim dziadku, a tak�e o
Piotrku - Ko�larzu i doktorze,
kt�ry przyjecha� z Frankfurtu,
by zamieszka� w Dorfli. To musi
by� �adna wioska.
- To jest m�j dom - odrzek�a
Heidi z prostot�.
- Wkr�tce szko�a stanie si�
twoim domem - zapewni�a
nauczycielka. - Wszystkie nasze
dziewczynki s� bardzo
zadowolone. Lekcje nie sprawi�
ci trudno�ci. Czy m�wisz troch�
po francusku?
- W Dorfli nie ucz�
francuskiego - odpowiedzia�a
Heidi. - Ale doktor dawa� mi
lekcje w domu.
- Doskonale! Na pewno sobie
poradzisz.
Miss Smith skierowa�a si� do
wyj�cia, za ni� ruszy� baga�owy
z rzeczami Heidi.
- Pojedziemy doro�k�. Szko�a
znajduje si� w Rosiaz, niedaleko
Lozanny, ale zapewne wiesz o tym
od Klary.
- Oui, Mademoiselle - odrzek�a
uprzejmie Heidi przekonana, �e
od tej chwili powinna m�wi� po
francusku.
- Ja jestem Miss Smith i tak
si� musisz do mnie zwraca� -
wyja�ni�a nauczycielka. -
Postaraj si� wymawia� th w
Smith, umieszczaj�c j�zyk mi�dzy
z�bami. Uczennice maj� irytuj�c�
manier� nazywania mnie "Miss
Miss", poniewa� nie chc� sobie
zadawa� trudu, by wymawia�
prawid�owo moje nazwisko. M�wi�c
to, pomog�a Heidi wej�� do
doro�ki i usiad�a obok niej.
Kiedy jecha�y drog�, zielone
pola przypomnia�y Heidi ziele�
alpejskich zboczy i dziadka,
samotnego w chacie po�r�d jode�.
Pociesza�a si� my�l�, �e nie
pozostanie on d�ugo w g�rach.
Gdy spadnie �nieg, zejdzie jak
zwykle w dolin� i zamieszka z
doktorem w Dorfli. Ten niegdy�
zgorzknia�y Halny Stryjek, sta�
si� teraz drogi sercom swych
s�siad�w, po tym jak troskliwie
zaopiekowa� si� sierot�. Jako
ma�e dziecko, Heidi zosta�a
dos�ownie podrzucona dziadkowi
przez ciotk� Det�, kiedy tej
trafi�a si� dobra posada i
uzna�a, �e opieka nad dzieckiem
siostry to zbyt wielki k�opot.
Heidi na chrzcie otrzyma�a po
matce imi� Adelajda, ale nikomu
nigdy nie przysz�o do g�owy,
�eby j� tak nazywa�. Wyj�tkiem
by�a panna Rottenmeier, w czasie
gdy dziewczynka mieszka�a u
Klary we Frankfurcie. Teraz
mia�a nadziej�, �e nikt z
nauczycieli w Rosiaz nie b�dzie
do niej podobny. Miss Smith
by�a zdecydowanie inna; stara�a
si� by� mi�a i rozmowna. Heidi
siedzia�a w k�cie doro�ki,
s�uchaj�c tylko jednym uchem
s��w nauczycielki. Ta za�
przeskakiwa�a z tematu na temat
w b�yskawicznym tempie. Jej
przodkowie... jeden chyba
pochodzi� z Mediolanu...
Mademoiselle... dyrektorka - tak
dobra, lecz surowa... Klara...
Mops... nieprzerwany potok
poczciwej gadaniny, kt�ry
ca�kowicie oszo�omi� biedn�
Heidi.
- Mops tak lubi si� pie�ci�,
Mademoiselle bardzo go polubi.
Nigdy jeszcze nikogo nie ugryz�
- zako�czy�a Miss Smith
nieoczekiwanie akurat wtedy, gdy
Heidi zacz�a my�le�, �e "Mops"
to raczej dziwne nazwisko jak na
profesora.
- Och, to jest kot! - zawo�a�a
i u�miech zrozumienia rozja�ni�
jej buzi�. - Tak si� ciesz�, �e
jest tam kot! U Klary mia�y�my
koci�ta.
Wreszcie dojecha�y do szko�y
"Pod G�ogami" i Heidi, wci��
oszo�omiona d�ug� podr�,
gadatliwo�ci� Miss Smith i
obco�ci� otoczenia, znalaz�a si�
w obszernym salonie, gdzie
powita�a j� bardzo dostojna dama
w wieku oko�o pi��dziesi�ciu
lat.
Mimo surowego wygl�du dama
przem�wi�a ciep�o i �yczliwie.
- Witaj w szkole "Pod G�ogami"
Heidi. Bardzo si� cieszymy z
twojego przyjazdu do nas. Mam
nadziej�, �e mia�a� przyjemn�
podr� i �e b�dziemy mie� z
ciebie tyle� pociechy co z
Klary. Czy jeste� g�odna?
Louise, nasza kucharka,
przygotowa�a troch� zimnego
mi�sa i owoce. A co tam trzymasz
pod pach�? Ach, to skrzypce.
Tw�j dziadek pisa� mi, �e
uczy�a� si� gra�. Zdaje si�, �e
to go bardzo cieszy�o. Teraz
b�dziesz pod dobr� opiek� na
lekcjach muzyki.
Dama zwr�ci�a si� do
angielskiej nauczycielki. - Miss
Smith prosz� zaprowadzi� Heidi
do jej pokoju i sprawdzi�, czy
ma wszystkie niezb�dne rzeczy.
Dobranoc, Heidi. �pij dobrze.
Dzwonek obudzi was o si�dmej.
- Dobranoc - powiedzia�a
pos�usznie Heidi.
- Powinna� powiedzie�:
"dobranoc Mademoiselle" -
poprawi�a j� natychmiast
dyrektorka.
Heidi powiod�a wzrokiem od
jednej obcej twarzy do drugiej.
Miss - do nauczycielki
angielskiego, Mademoiselle - do
dyrektorki! A w domu uczono j�,
�e do dyrektorki m�wi si�
Fraulein. Czy kiedy� potrafi si�
w tym wszystkim po�apa�?
Zmieszana i zm�czona, pod��y�a
za Miss Smith przez d�ugi hall.
Sypialnia, kt�r� mia�a dzieli� z
Angielk� Eileen, znajdowa�a si�
na drugim pi�trze. Mijane pokoje
by�y zamkni�te i panowa�a w nich
cisza. Zdawa�o si�, �e wszyscy
ju� �pi�.
- Id� ostro�nie, �eby nie
zbudzi� dziewcz�t. Swoje rzeczy
mo�esz rozpakowa� jutro. A teraz
chod�my do jadalni.
- Dzi�kuj�, nie jestem g�odna
- powiedzia�a Heidi.
- Zjesz mi�so i owoce, tak jak
to poleci�a dyrektorka -
o�wiadczy�a stanowczo Miss
Smith.
Kiedy Heidi sko�czy�a kolacj�,
posz�y na g�r� do sypialni.
Heidi rozejrza�a si� woko�o i w
p�mroku zobaczy�a dwa drewniane
��ka, dwie umywalki, dwie
szafy, jeden st�, dwa krzes�a -
wszystko l�ni�ce biel�. Pok�j
wydawa� si� przytulny i wygodny.
Lecz gdy tylko zamkn�y si�
drzwi za Miss Smith, Heidi
poczu�a, �e ogarnia j� fala
t�sknoty za domem. Mimo ca�ej
odwagi w oczach dziewczynki
zal�ni�y �zy. Podesz�a do okna i
ostro�nie otworzy�a okiennice.
- Och! - wykrzykn�a
impulsywnie. - Jezioro! G�ry!
Wszystko by�o pogr��one w
spokoju, w takim spokoju, �e
przypomina�o jej rodzinne
strony. Okr�g�y ksi�yc toczy�
si� po niebie i pozostawia�
z�ocist� �cie�k� na wodzie.
Heidi otar�a oczy. Ju� pokocha�a
to jezioro i czu�a si�
pokrzepiona jego widokiem.
Drzwi otworzy�y si� niemal
bezszelestnie i do pokoju
zajrza�o sze�� ciekawych g��wek.
- Wejd�cie, jestem Heidi -
powiedzia�a szeptem. - Jak si�
nazywacie?
Ca�a sz�stka, st�paj�c na
palcach wesz�a do �rodka i
ciemnow�osa dziewczynka wysun�a
si� do przodu, by przedstawi�
pozosta�e.
- To jest Ewa M~uller z
Hamburga - wskaza�a jasnow�os�
Niemk�. - Jest najwy�sza z nas i
dlatego wszystkie j� powa�amy.
S�owa te wypowiedzia�a z
komicznym grymasem i
jednocze�nie przyci�gn�a ku
sobie kolejne dwie dziewczynki.
- Edith i Molly, serdeczne
przyjaci�ki, kt�re razem
przyby�y tu z Anglii; za nimi
stoi Jeanne_marie, W�gierka...
Nazwa�y�my j� Jamy, bo to lepiej
pasuje do ma�ej figurki. Tu za�
jest Mademoiselle Anna de
Fauconnet. Jeden z jej przodk�w,
Gaeton, wraz ze �wi�tym
Ludwikiem bra� udzia� w bitwie
pod Issus, sze��dziesi�t wiek�w
przed Chrystusem.
- Och, Lizo! M�j przodek nie
nazywa� si� Gaeton, nie walczy�
pod Issus sze�� tysi�cy lat
przed Chrystusem. Jak mo�esz co�
takiego opowiada�! -
zaprotestowa�a Anna ze �miechem.
Nie czu�a si� obra�ona, gdy�
dawno odkry�a, �e nieustanne
�arty jej wsp�lokatorki s�
pozbawione cienia z�o�liwo�ci.
- A je�li chodzi o mnie -
ci�gn�a dalej Liza - to jestem
Liza Brunet, Szwajcarka, daleka
krewna dyrektorki. Wcale mnie z
tego powodu nie kocha bardziej
od innych. Kiedy zjawi si�
Eileen, b�dziemy w komplecie.
No, a teraz m�w o sobie.
W kilku s�owach Heidi
opowiedzia�a im o �yciu z
dziadkiem wysoko w Alpach i o
miesi�cach sp�dzonych u Klary we
Frankfurcie.
- Dyrektorka szko�y w Dorfli
bardzo interesowa�a si� moimi
lekcjami muzyki. Niestety
wyjecha�a. Nowy dyrektor nie
mia� g�owy do uczenia mnie gry
na skrzypcach. By� surowy i
nieprzyst�pny. Pragn�� jedynie
nauczy� dzieci czego nale�y i
utrzyma� je w pos�usze�stwie.
Dziadek widzia�, �e �le si�
czuj� w takiej szkole. Razem z
doktorem, moim ojcem chrzestnym,
postanowili wys�a� mnie do
Lozanny, bym mog�a bra� lekcje u
dobrego profesora. Pocz�tkowo
nie chcia�am wyjecha� i
pozostawi� ich samych, ale
uznali, �e to dla mojego dobra.
Bardzo troszcz� si� obaj o mnie.
- My te� b�dziemy dla ciebie
dobre - zapewni�a Liza. - Ale
teraz wracajmy do ��ek.
Zobaczymy si� jutro.
Jedna za drug� dziewcz�ta
wymkn�y si� z pokoju. Jamy
wychodz�c ostatnia, u�miechn�a
si� do nowicjuszki tak s�odko,
�e ta zapomnia�a o t�sknocie za
domem i znowu poczu�a si�
szcz�liwa. Szybko si� rozebra�a
i ukl�k�a przy ��ku do
wieczornej modlitwy.
- "Dobry Bo�e, dzi�ki Ci za
wszystko! Dzi�kuj�, �e mnie tu
sprowadzi�e� - to by�o wszystko,
co mog�a w pierwszej chwili
powiedzie�. Potem doda�a
cichutko. - Pomagaj mi, prosz�,
w mej pracy tutaj, �eby dziadek
m�g� by� ze mnie dumny. I prosz�
ci� Bo�e, opiekuj si� nim i
doktorem, i dobrym pastorem, i
jego �on�, i wszystkimi we wsi
Dorfli. Uczy� dyrektora szko�y
dobrym a dzieci szcz�liwymi.
B�ogos�aw kochan� babci� w
niebie i opiekuj si� szczeg�lnie
Brygid� i Piotrkiem, kozim
genera�em. Nie pozw�l, �eby
Turek go pob�d� i nie pozwalaj
mu podchodzi� zbyt blisko
kraw�dzi ska�. I opiekuj si�
Szczygie�k� i �nie�ulk�, i
Bia�ask�, i Burask�"...
I tak wymienia�a jedno za
drugim imiona k�z, dop�ki si�
nie zm�czy�a, i nie u�o�y�a do
snu.
II. Lekcja gry na skrzypcach
Rozdzia� II
Lekcja gry na skrzypcach
S�o�ce przenikaj�c przez
szczeliny okiennic, obudzi�o
Heidi, zanim zadzwoni� dzwonek.
Nast�pi� dzie� wype�niony
zar�wno mi�ymi jak i przykrymi
wydarzeniami.
Pozna�a nauczycielk�
francuskiego, Mademoiselle
Raymond - bardzo wysok�, chud� i
kr�tkowzroczn�. Pod szyj� mia�a
sztywny, wysoki ko�nierzyk, a
w�osy upi�te by�y w w�ze� na
czubku g�owy. Z ty�u sukni�
zdobi� rz�d guzik�w,
przypominaj�cych ma�e
chrz�szcze. Mademoiselle Raymond
zatrzyma�a si�, by popatrze� na
Heidi i powiedzia�a p�g�osem:
- Jestem bardzo surowa,
zw�aszcza w ocenie dyktand.
Twoja przyjaci�ka Klara uczy�a
si� dobrze, wr�cz doskonale.
Heidi ogarn�� l�k, �e nie
zdo�a dor�wna� Klarze, o kt�rej
w szkole wszyscy wyra�ali si�
tak pochlebnie. Umocni�a si� w
tym przekonaniu po rozmowie z
Fraulein Feld.
- Dzie� dobry, Heidi! Mam
nadziej�, �e stworzymy
szcz�liw� rodzin� i b�dziesz
taka weso�a i kochana jak twoja
przyjaci�ka. Klara mia�a
wyj�tkowo pogodne usposobienie.
Powiedzia�a to przede
wszystkim po to, �eby Heidi
zrozumia�a znaczenie w�a�ciwego
zachowania. Prywatnie Fraulein
Feld poczu�a szczer� sympati� do
tej prostej, wiejskiej
dziewczynki, z dwoma d�ugimi
warkoczami, ubranej w skromn�,
bawe�nian� sukienk�.
Jak przyjm� j� w klasie
kole�anki? Wszystkie pochodzi�y
z dobrych i zamo�nych rodzin.
Fraulein Feld nie mia�a zwyczaju
obna�ania swych uczu�, wzruszy�a
wi�c tylko ramionami i
powiedzia�a g�o�no - no c�,
zobaczymy...
Tego pierwszego przedpo�udnia
Heidi zrobi�a pi��dziesi�t dwa
b��dy w dyktandzie, wobec
kt�rego Mademoiselle mia�a tak
surowe wymagania. Nie zrozumia�a
jednego polecenia w sali
gimnastycznej i podczas obiadu
zaplami�a obrus.
Mademoiselle Larbey,
dyrektorka, obrzuci�a j� bardzo
surowym spojrzeniem.
- Nie mieszkamy na wsi -
powiedzia�a. - Musisz si�
nauczy� zachowywa� przy stole
jak nale�y.
- Prosz� o wybaczenie,
Mademoiselle - odezwa�a si�
Heidi. - To by� nieszcz�liwy
wypadek.
- Nie odpowiadaj, kiedy ci
zwracam uwag�. To jest
impertynencja - pouczy�a
dyrektorka.
Heidi, kt�ra wcale nie mia�a
zamiaru by� niegrzeczna, usiad�a
zmieszana.
Mademoiselle Larbey doda�a
za�: - Po po�udniu p�jdziecie z
Miss Smith na przechadzk�. O
wp� do pi�tej, kiedy przyjedzie
Eileen, zbierzemy si� w klasie i
przeczytam wam regulamin szko�y.
B�d�cie szczeg�lnie dobre dla
Eileen, dziewcz�ta. Jej ojciec
niedawno zmar�, a matka choruje.
Po spacerze Heidi posz�a do
swego pokoju. Zasta�a w nim
Eileen, now� uczennic�, po�r�d
stos�w sukien, kapeluszy,
bucik�w, ksi��ek, r�kawiczek i
walizek.
- Jak si� masz Eileen. Jestem
Heidi, twoja wsp�lokatorka.
- Dzie� dobry - odpowiedzia�a
sztywno Eileen, nie podnosz�c
g�owy.
- Mo�e ci pom�c pouk�ada�
rzeczy? - ofiarowa�a si� Heidi,
pami�taj�c, �e dyrektorka
poleci�a im �yczliwie traktowa�
Eileen.
- Nie, dzi�kuj� ci. Wola�abym
mie� pok�j tylko dla siebie. Czy
nie mo�esz poprosi� o zamian�? -
zapyta�a wynio�le.
- Obawiam si�, �e to
niemo�liwe - odpar�a Heidi. -
Pozosta�e dziewczynki s� tu
d�u�ej ode mnie. Wszystkie ju�
maj� swoje wsp�lokatorki.
- Jakie� to irytuj�ce! -
Eileen odwr�ci�a si� plecami,
aby rozpakowa� kolejn� walizk�.
Na balkonie Heidi spotka�a
Jamy, Liz�, Ann� i Ew�.
- Eileen przyjecha�a -
og�osi�a.
- Tak? A jaka ona jest? -
spyta�a Liza.
- Wysoka, szczup�a, ma bardzo
czarne w�osy i zielone oczy.
- Czy jest mi�a? -
zainteresowa�a si� Jamy.
- Id� i przekonaj si� sama, a
potem mi powiesz, co o niej
my�lisz - odrzek�a Heidi.
Wszystkie cztery dziewczynki
znikn�y za wysokimi drzwiami
prowadz�cymi do pokoju.
- Witaj, Eileen! - powita�y j�
ch�rem.
- Och, witajcie! Dlaczego mam
dzieli� pok�j z t� ma��
wie�niaczk�? - zawo�a�a
gniewnie.
- Ale� to jest Heidi! -
zaprotestowa�a Liza.
- A kt� to taki ta Heidi? -
zapyta�a Eileen wynio�le.
- Przyjaci�ka Klary -
wyja�ni�a Ewa.
- Wnuczka Halnego Stryjka z
g�r - doda�a Anna.
- Pi�knie gra na skrzypcach -
uzupe�ni�a Jamy.
- A wi�c jest artystk�...
wie�niaczka i artystka...
okropno��! Dlaczego nie mog�
mieszka� z tob�? - zwr�ci�a si�
do Anny, kt�rej francuskie
pochodzenie uzewn�trznia�o si�
doskona�� prezencj�.
- To niemo�liwe! Odk�d
przyjecha�am przed trzema
dniami, jestem skazana na
towarzystwo tej oto Lizy.
Sprzeczamy si� ca�ymi dniami -
m�wi�a ze �miechem - ale nie
opuszcz� jej za nic w �wiecie.
- Wielka szkoda! A ty? -
Eileen spojrza�a na Ew�.
- Ja? - spyta�a troch�
zaskoczona Ewa. - Bardzo nam
dobrze z Jamy. Ja jestem wysoka,
ona niska, wi�c doskonale si�
uzupe�niamy. Poza tym Heidi to
mi�e dziewcz� i wszystkie j�
lubimy.
- Mnie ona nie odpowiada -
powiedzia�a majestatycznie
Eileen.
- No to wielka szkoda -
zako�czy�a dyskusj� Liza, ale
opu�ci�a pok�j z weso�ym
b�yskiem w oczach. Heidi zosta�a
zaatakowana i teraz wszystkie
mia�y okazj� stan�� w jej
obronie.
Z jednej strony klasy, w
kt�rej zebra�y si� nowe
uczennice, aby wys�ucha�
regulaminu, znajdowa�y si�
wielkie drzwi do pi�knie
utrzymanego ogrodu. Kiedy
czekano na przyj�cie
Mademoiselle Larbey, Heidi
wymkn�a si� na zewn�trz.
Patrzy�a na k�pki pierwiosnk�w
ukryte w niskiej trawie, na
zaczynaj�ce p�ka� nabrzmia�e
p�ki kasztan�w, na malutki,
k��biasty ob�oczek p�yn�cy nad
ogrodem - chyba wprost znad
g�rskich szczyt�w. Wygl�da�
zupe�nie jak �nie�ulka - ma�a,
bia�a kozia sierota - ulubienica
Heidi z czas�w, gdy chodzi�a z
Piotrkiem na g�rskie pastwiska.
- Heidi! Ona nadchodzi! -
ostrzegawczo zawo�a�y
dziewczynki. Heidi zd��y�a w
por� wsun�� si� na swoje
miejsce, gdy do klasy wkroczy�a
Mademoiselle Larbey.
Zacz�a czyta� uroczystym
g�osem: - Regulamin "Szko�y pod
G�ogami".
1) Uprzejmo�� obowi�zuje
zawsze i wsz�dzie.
2) O wp� do dziesi�tej gasn�
wszystkie �wiat�a.
3) Nie wolno gra� na
fortepianie przy otwartych
oknach.
4) Nie wolno wiesza� na
�cianach obrazk�w i fotografii.
5) Zabrania si�...
6) Nie wolno....
7) Uczennice powinny...
8) M�ode dziewcz�ta nie
powinny...
I tak dalej i tak dalej, przez
dwie d�ugie strony. Potem
nast�pi�o wyliczanie kar: zakaz
wychodzenia na spacer, grzywny -
od dziesi�ciu centym�w - do
jednego franka, zamkni�cie w
pokoju, zawiadomienie rodzic�w,
wykluczenie.
Regulamin zrobi� du�e wra�enie
na wszystkich uczennicach.
Spogl�da�y jedna na drug� w
milczeniu, nawet po wyj�ciu
dyrektorki. Jedynie Liza,
bardziej figlarna ni� pozosta�e,
roz�adowa�a napi�t� sytuacj�,
gdy na�laduj�c pedantyczn�
intonacj� Mademoiselle Larbey,
zauwa�y�a: "Przede wszystkim
zabrania si� traktowa� ten
regulamin zbyt powa�nie".
Dziewcz�ta jeszcze zanosi�y
si� �miechem, kiedy do klasy
wesz�a Mademoiselle Raymond.
Uciszy�a je jednym ruchem palca.
- A teraz bierzemy si� do
pracy - o�wiadczy�a surowo. - Ty
Lizo - do fortepianu. Heidi,
Monsieur Rochat czeka, by da� ci
pierwsz� lekcj� gry na
skrzypcach. Eileen, mo�esz p�j��
i uporz�dkowa� sw�j pok�j. Anna
i Ewa maj� lekcj� angielskiego,
reszta zostaje ze mn�.
Monsieur Rochat przejawi�
ojcowskie zainteresowanie Heidi
i zada� jej wiele pyta�
dotycz�cych �ycia w Dorfli.
Odpowiada�a na nie ze zwyk��
sobie otwarto�ci� i prostot�.
P�niej on opowiada� o g�rach,
kt�re dobrze zna� i kocha�.
Wakacje sp�dza� w Alpach,
pracuj�c jako przewodnik
uczni�w, udaj�cych si� na
wspinaczk�.
- Jak d�ugo uczy�a� si� gry na
skrzypcach? - zapyta�
dziewczynk�.
- Dwa lata - odrzek�a.
- A kto pierwszy podsun�� ci
my�l o graniu? - kontynuowa�.
Nowa uczennica zaczyna�a go
coraz bardziej interesowa�.
- Najpierw by� to szmer wiatru
w ga��ziach jode�, wysoko w
g�rach, a potem Klara podarowa�a
mi skrzypce - wyja�ni�a Heidi.
- Dobrze! A teraz zobaczymy,
co potrafisz.
Heidi tak bardzo chcia�a
zrobi� przyjemno�� nowemu
nauczycielowi, �e palce mia�a
sztywne z przej�cia i gra�a
wyj�tkowo �le.
- Moje dziecko - powiedzia�
Monsieur Rochat - zanim
zostaniesz prawdziw�
skrzypaczk�, musisz przej��
bardzo d�ug� drog�.
- Skrzypce nie brzmi� tu tak
samo jak w domu - zauwa�y�a
Heidi, wpatruj�c si� ze
zdziwieniem w instrument.
- Skrzypce s� w porz�dku -
odrzek� nauczyciel. - To tylko
dziewczynka reaguje na obce
otoczenie.
- Kiedy spogl�dam na jezioro -
wyja�ni�a Heidi - to ju� nie
czuj� si� obco.
- A wi�c graj przy oknie, moje
dziecko.
- Istotnie, tak zrobi�! -
zawo�a�a Heidi i podbieg�a, by
odsun�� okiennice. - A teraz
zagram dla dziadka i zacnego
doktora, i Brygidy, i Piotrka
przebywaj�cego wysoko w g�rach.
Zagram nawet dla niewidomej
babci w niebia�skim ogrodzie.
- A gdzie to jest? -
zainteresowa� si� nauczyciel.
- Tam, gdzie �lepi widz� -
odpar�a Heidi nabo�nie. - Babcia
opowiada�a mi o tym, gdy
czyta�am jej psalmy. Potem
nauczy�am si� dla niej gra�, bo
to sprawia�o jej przyjemno��. A
teraz ona s�ucha tylko
niebia�skiej muzyki.
- C� za s�odka, naiwna wiara
- szepn�� do siebie Monsieur
Rochat, wyci�gaj�c wielk�
chustk�, aby otrze� oczy. Po
czym powiedzia� z wielk�
pewno�ci� w g�osie: - B�dziesz
gra�, Heidi. Ale zawsze b�dziesz
gra� najlepiej dla tych, kt�rym
twoja muzyka b�dzie najbardziej
potrzebna.
III. Pod nieobecno�� Heidi
Rozdzia� III
Pod nieobecno�� Heidi
W Dorfli nasta�a wiosna.
Fioletowe i bia�e krokusy kwit�y
na zboczach, brzegi �cie�ek
porasta�y podbia�em i zewsz�d
dochodzi�a muzyka zrodzona z
szumu ma�ych, g�rskich
potoczk�w.
Tego ranka, gdy Halny Stryjek
spojrza� na wysokie, g�rskie
szczyty, z drogi znikn�a
ostatnia odrobina �niegu.
- Doktorze, jutro idziemy w
g�ry - kozy i ja - oznajmi�
rado�nie.
- Stryjku, nie my�lisz chyba
powa�nie, by wybra� si� tak
wcze�nie. Nie mam prawa ci
doradza�, ale nie jeste� ju�
m�odzieniaszkiem. Dlaczego nie
mia�by� jeszcze pozosta� tutaj i
Piotrkowi powierzy� swoje kozy?
- zapyta� przyjaciel.
- Ach, doktorze - westchn��
starzec. - Nie rozumiesz tego,
�e musz� p�j��, zw�aszcza, �e
mo�e to ostatni raz. Musz� poby�
i porozmy�la� tam, gdzie bli�ej
Boga.
- Poczekaj jeszcze troch� -
namawia� doktor - wieczory s�
jeszcze ch�odne, a noce zupe�nie
zimne.
- Prze�y�em tyle takich nocy,
�e to nie ma znaczenia - odpar�
Stryjek. - Dzi�ki ci za trosk�.
G�ry jednak wzywaj� mnie i jutro
tam p�jd�.
Doktor zamilk�, widz�c, �e
�adne pro�by na nic si� nie
zdadz�. Powi�d� zatroskanym
wzrokiem za dziadkiem, kt�ry
wyszed�, by poczyni� niezb�dne
przygotowania do wyprawy.
Po chwili wahania doktor uda�
si� na poszukiwanie Piotrka.
Zasta� go przy reperowaniu dachu
matczynej chaty. Wiatr zerwa�
kawa� poszycia i w dachu
widnia�a dziura. Piotrek nie
mia� zr�cznych r�k i dobrze o
tym wiedzia�. - Jeszcze jedna
zima - twierdzi� - i z chaty nie
zostanie ani �ladu. Stryjek j�
zawsze naprawia� - poskar�y�
si�.
- Piotrku, Stryjek jest stary
- powiedzia� doktor. - Zimny,
alpejski wiatr nie wyjdzie mu na
dobre. A pomimo to, postanowi�
jutro i�� w g�ry i zabra� ze
sob� kozy. Co mo�emy zrobi�,
�eby go powstrzyma�?
- Nic - stwierdzi� Piotrek z
rezygnacj�.
- Nic? Dlaczego nic? Chcesz,
�eby staruszek tam zamarz�?
- Nie - odpar� ch�opiec. -
Wiem tylko, �e nie mo�na zmieni�
jego postanowie�. A pan zostanie
sam?
- Istotnie, zostan� sam -
odpowiedzia� doktor. - Chyba, �e
twoja poczciwa matka opu�ci sw�
chat� i b�dzie mi prowadzi� dom.
Piotrek z pow�tpiewaniem
popatrzy� na dziurawy dach,
kt�ry usi�owa� zreperowa�.
M�g�by po�o�y� kilka warstw
desek, pokry� je pap� i �wirem,
ale to i tak na nic si� nie zda.
Fundamenty domu gnij� i gwo�dzie
nie mog� utrzyma� spr�chnia�ego
drewna. Tak, pomy�la� tylko,
dalsze naprawy nie maj� sensu.
Brygida b�dzie rada z mo�liwo�ci
pieczenia chleba i ciasta dla
doktora. On za� z przyjemno�ci�
b�dzie je zjada� przy stole
doktora, przy kt�rym zasiada�
cz�sto razem z Heidi.
- Przeniesiemy si� -
o�wiadczy�, zsuwaj�c si� z
dachu.
- Znakomicie! - ale najpierw
musisz pom�c Stryjkowi z
baga�em. Jest zbyt ci�ki, by
uni�s� go sam. Tylko - doda�
ostrzegawczo - tego mu nie m�w.
Ch�opiec zrozumia�. Halny
Stryjek wpada� w melancholi�,
gdy u�wiadamia� sobie, �e traci
si�y. Tego popo�udnia Piotrek
kr�ci� si� ko�o domu w Dorfli,
wypatruj�c i wyczekuj�c.
- Stryjku, czy mog� p�j�� z
tob� i wydoi� kozy? - zapyta�,
gdy tylko pojawi� si� staruszek.
- Dobry dzie�, Kozi Generale.
Pewnie, �e mo�esz - odrzek�
dobrodusznie.
- Kozy wygl�daj� jak po
k�pieli - zauwa�y� ch�opiec,
kiedy wyprowadzili zwierz�ta z
ob�rki.
- Musz� by� czyste na
powitanie s�o�ca. Tak pracowa�o,
�eby przygotowa� nam g�r� ze
�wie��, zielon� trawk� i
barwnymi kwiatami. Sza�as jest
te� umyty �niegiem. Ani kozy,
ani ja, nie mo�emy p�j�� tam
jutro i narobi� s�o�cu wstydu.
- Chcia�bym bardzo wybra� si�
z wami. Czy mog�? - zapyta�
Piotrek.
- A co ze szko��?
- Nigdy nie zapami�tacie, �e
ju� sko�czy�em szko��? A poza
tym jutro jest niedziela - doda�
pospiesznie ch�opiec.
- No dobrze - odpar� Halny
Stryjek. - Je�li sprawi ci to
przyjemno��, to mo�esz p�j��.
Nazajutrz ma�a chatka na hali
otworzy�a szeroko drzwi i okna,
jakby chcia�a napi� si�
s�onecznego blasku. Dzie� mija�
za dniem. Ciep�o wiosennego
s�o�ca obudzi�o najpierw
malutkie, niebieskie gencjany,
te z bia�� gwiazdk� po�rodku.
Potem, jeden za drugim wszystkie
kwiaty otwiera�y swe kielichy.
By�y tu i �onkile, i
pierwiosnki, i ma�e, z�ociste,
skalne r�yczki. Wszystkie
kwit�y niezwykle barwnie.
Piotrek przygl�da� si� temu
cudowi natury, jak robi� to
ka�dej wiosny, odk�d si�ga�
pami�ci�. Prawdziwe pi�kno tego
zjawiska poj�� jednak dopiero
wtedy, gdy ukaza�a mu je Heidi.
Trawa na pastwiskach sta�a si�
l�ni�ca i s�odka rozci�gaj�c si�
jak suto zastawiony st� dla
baraszkuj�cych k�z. Piotrek
wstawa� codziennie ze s�o�cem; a
wieczorem, gdy schodzi� zboczem
w d�, zawsze spotyka� Stryjka
czekaj�cego przed chatk�.
- Widzia�e� jastrz�bia,
generale? - pyta� co wiecz�r
staruszek.
- Tak - odpowiada� Piotrek. -
Cz�sto go widuj�.
- Uda�o mu si� chwyci� ko�l�?
- Nie, Stryjku. Wiesz, �e
jestem silny. Je�li jastrz�b
zbli�a si� zbytnio do stada, to
wygra�am mu lask� i rzucam w
niego kamieniami. Jest do��
m�dry, �eby si� trzyma� z
daleka.
- Jeste� odwa�niejszy od
Gerarda, ko�larza z Ragaz.
Nieraz widzia�em, jak jastrz�b
chwyta� ko�l� z jego stada. Z
kim ty rozmawiasz tam, na
pastwisku?
- Stryjku, �artujesz sobie ze
mnie - roz�ali� si� Piotrek.
- Ale� nie - odpar� dziadek. -
Ja te� jestem sam przez ca�y
dzie�, a lubi� sobie wieczorem
uci�� pogaw�dk�. Gdyby
przyjecha�a Heidi, to posz�aby z
tob�. Nie by�by� wtedy taki
samotny; z kozami tylko i
jastrz�biem. Ona bardzo lubi�a
chodzi� na g�rskie pastwiska.
Bia�aska i Buraska, dwie kozy
nale��ce do Halnego Stryjka,
wyczu�y smutek brzmi�cy w jego
g�osie. Zacz�y ociera� si� o
niego nosami, jakby chcia�y
powiedzie�: "Jeste�my z tob�.
Jeste�my z tob�. Ju� nie jeste�
samotny".
Stryjek pog�aska� je i da� im
troch� soli.
- Heidi chcia�aby pa�� kozy -
westchn��.
Piotrek podrapa� si� po kr�tko
ostrzy�onej g�owie, staraj�c si�
wymy�li� co� takiego, co
zwr�ci�oby my�li staruszka w
bardziej pogodnym kierunku. Ale
jego opowiadanie o barwnych
kwiatach na pastwisku, s�odkiej
trawie i figlarnych ko�l�tach,
przynosi�y wci�� t� sam�
odpowied�: "Heidi chcia�aby je
zobaczy�".
Wtorek by� dla Halnego Stryjka
dniem wyj�tkowo szcz�liwym.
Wtedy bowiem Piotrek wyrusza� w
g�ry, mocno �ciskaj�c list,
kt�ry Heidi pisa�a ka�dej
niedzieli. Na pensji nie pisano
list�w wed�ug �yczenia, lecz w
wyznaczonym czasie.
Dziadek, kt�ry wstawa� przed
wschodem s�o�ca, cz�sto ju� w
p� drogi spotyka� ko�larza. Nie
czyta� listu od razu. Czeka�, a�
usi�dzie sobie wygodnie na
�aweczce przed chat�. Tu mia�
przed oczyma widok na ca��
dolin�. Czu�, �e mo�e my�lami
dosi�gn�� Heidi, je�li b�dzie
spogl�da� na drog�, wij�c� si�
mi�dzy g�rami, a� do samej
Lozanny.
"Drogi Dziadku - pisa�a -
pracuj� tak wytrwale, jak tylko
mog�, aby powr�ci� do domu
mo�liwie najpr�dzej. Monsieur
Rochat jest ze mnie zadowolona,
Mademoiselle Raymond r�wnie�.
Chocia� ona twierdzi, �e nie
umiem w�a�ciwie wymawia� "r".
Prosz� Ci�, poca�uj ode mnie
Bia�ask� i Burask�. Poca�uj je
mocno i prosto w nos, i nie
zapomnij dawa� soli Szczygie�ce,
kiedy Piotrek przechodzi obok ze
stadem. Ona by�a zawsze s�absza
od innych.
Cz�sto si� martwi� o Ciebie,
jak tam �yjesz sam w chacie na
hali. Chcia�abym, bardzo bym
chcia�a, by� tam razem z Tob�.
Zw�aszcza wieczorem, kiedy
siedzisz na swojej �aweczce,
s�uchasz jak wiatr porusza
wierzcho�ki drzew i my�lisz o
mnie. Dzisiaj b�d� w ma�ym
pokoiku na wie�yczce gra� dla
Monsieur Rochata. Wyobra��
sobie, �e jestem tam razem z
Tob� i to b�dzie tak, jakbym
gra�a dla Ciebie."
List ci�gn�� si� jeszcze przez
trzy strony i zawiera� spis
rzeczy, kt�rymi dziadek mia� si�
zaj��. Heidi prosi�a go r�wnie�,
�eby zebra� niekt�re g�rskie
kwiaty, ususzy� je i przys�a�
jej do szko�y. Chcia�a ozdobi�
sw�j pok�j tak samo jak
sypialni� w domu. Pisa�a, �e
pensja si� jej podoba, uczy si�
z przyjemno�ci� i lubi swoje
kole�anki. Mimo pogodnej tre�ci,
dziadek odczyta� mi�dzy
wierszami t�sknot� za domem.
Staruszek wraca� do listu
Heidi wiele razy przez ca�y
tydzie�. Rozmy�la� nad nim,
rozwa�a� zdanie po zdaniu - rad,
gdy jego dziewczynka czu�a si�
szcz�liwa - przygn�biony, gdy
s�dzi�, �e jest smutna,
Piotrek nie by� zadowolony.
Twarz dziadka stawa�a si�
dziwnie szara. Oczy straci�y
sw�j zwyk�y blask. Jednego
wtorku dziadek nie wyszed� mu na
spotkanie i ch�opiec wystraszy�
si�. Pobieg� spiesznie do
chatki, w obawie, �e sta�o si�
co� z�ego. Staruszek jednak
siedzia� spokojnie na �aweczce,
czekaj�c na niego.
- Przynios�e� mi list,
generale?
- Tak, Stryjku - odpowiedzia�
Piotrek. - Wygl�dasz dzi� na
zm�czonego. Czy co� si� sta�o?
- Nic si� nie sta�o i nie
jestem zm�czony - odpar� Halny
Stryjek. - Po prostu jestem
stary.
- Ale przecie� stary jeste� od
dawna.
- Tak, lecz przedtem nie
czu�em tego - stwierdzi�
dziadek. - A teraz czuj�.
Nadszed� lipiec. Zamkni�to
szko�� w Dorfli i ka�dego dnia
dziadek obserwowa� gromady
dzieciak�w. Wdrapywa�y si� na
zbocza opadaj�ce ku wiosce, aby
pomaga� rodzicom przy
sianokosach. Sam skosi� ju�
traw� na ��ce za chat�,
przewr�ci�, �eby wysch�a i
wni�s� siano na plecach do ma�ej
stod�ki. Wysy�a� do Heidi listy
kr�tkie, lecz pe�ne uczucia i
cz�sto wk�ada� do nich suszone
kwiaty. Kt�rego� dnia powiedzia�
do Piotrka:
- Zaprowad� dzi� kozy troch�
wy�ej ni� zwykle. We� je a� do
tej wielkiej ska�y, gdzie trawa
jest mi�kka i s�odka. Upewnij
si�, �e Bia�aska i Buraska
zjedz� swoj� porcj�. Ich mleko
musi by� szczeg�lnie smaczne,
poniewa� chc� z niego zrobi�
ma�y serek dla Heidi. Czy nie
uwa�asz, generale, �e to dobry
pomys�?
Piotrek zgodzi� si� ze starym
pasterzem bez wahania.
- Och, Stryjku, to doskona�a
my�l! - wykrzykn��. - Heidi na
pewno si� ucieszy.
IV. Prezent od dziadka
Rozdzia� IV
Prezent od dziadka
Zbli�a� si� koniec szkolnego
semestru i niekt�re uczennice
wyje�d�a�y na wakacje. Liza
jecha�a na wie�, sp�dzi� miesi�c
z rodzicami. Anna wraca�a do
domu, do Bretanii. Ewa mia�a
sp�dzi� wakacje z przyjaci�mi w
g�rach. Lecz Eileen, Jamy, Heidi
i obie Angielki, pozostawa�y w
szkole.
Teraz, kiedy Ewa wyjecha�a,
Heidi chcia�aby zamieszka� z
Jamy, kt�ra sta�a si� jej
najbli�sz� przyjaci�k�. Nie
�mia�a prosi� o zmian� z obawy,
�e sprawi przykro�� Eileen.
Pewnego dnia, kr�tko przed
wakacjami, otrzyma�a z Dorfli
ma�� starannie zapakowan�
paczuszk�. Dziewczynki by�y
bardzo zaciekawione i pr�bowa�y
odgadn��, co jest w �rodku.
- Czekolada!
- Nie, przecie� paczka jest
okr�g�a.
- Mo�e to bukiecik kwiat�w.
B�d� zupe�nie zwi�d�e.
- Wszystkie si� mylicie!
Jestem przekonana, �e to torcik!
- Pospiesz si� Heidi -
ponagla�y. - Otw�rz j� i
zobaczymy, kto mia� racj�.
Heidi przeci�a sznurek i
otworzy�a paczk�. Ku zdumieniu
dziewcz�t, na stole le�a� ma�y,
kozi serek - okr�g�y i bielutki.
- �mietankowy serek! -
wykrzykn�y, marszcz�c nosy.
- Ale brzydko pachnie - doda�a
jedna z Angielek. - Biedna
Heidi! Tw�j dziadek pewnie
my�la�, �e ci� tu g�odz�.
- Doskona�y �art - zgodzi�y
si� wszystkie i zacz�y
chichota�.
Jedna Heidi nie �mia�a si�.
Przez chwil� mia�a nawet ochot�
wyrzuci� ten nieszcz�sny serek
przez okno. Z jego powodu
kole�anki �artowa�y z niej.
Potem jednak zawstydzi�a si�.
Przypomnia�a sobie, jak dziadek
wo�a� j� na kolacj�, a ona
wdrapywa�a si� na ma�e
krzese�ko, kt�re zrobi�
specjalnie dla niej. Zwykle nie
by�o nic poza razowym chlebem,
serem i kozim mlekiem do
popicia. Z jakim jednak apetytem
zjadali oboje z Piotrkiem te
kozie serki po dniu wspinania
si� za stadem! Bia�aska i
Buraska dawa�y najlepsze mleko
na sery i dziadek sam miesza� je
drewnian� �y�k�, a� zg�stnia�o w
naczyniu. Teraz Heidi przyzna�a
si� do t�sknoty za znajomym
smakiem serka.
- No to si� cz�stuj! - zacz�y
j� dra�ni� kole�anki. Ze
�miechem i kpinami wybieg�y z
pokoju zaciskaj�c palcami nosy.
- Rety! Co za zapach!
- Szybko, na �wie�e powietrze!
- Otw�rz szeroko okno, �eby
wiatr wywia� ten zapaszek!
- Nie chc� pozosta� w tym
pokoju. Ona pewnie zachowa ten
ser na pami�tk�, a ja nie znios�
tego smrodu! - zawo�a�a Eileen.
Nagle dziewcz�ta przesta�y si�
�mia�. Edith, zawsze tak
uk�adna, subtelna i elegancka,
�e wszystkie j� na�ladowa�y,
spojrza�a na Eileen ze
zdziwieniem.
- Ale� Eileen, mam nadziej�,
�e nie traktujesz tego powa�nie.
My tylko �artowa�y�my.
- Dobrze ci tak m�wi�! Heidi
nie mieszka w twoim pokoju -
odrzek�a Eileen.
- Gdyby nie Molly, kt�r� znam
od dawna, to chcia�abym mieszka�
w�a�nie z Heidi - powiedzia�a z
uczuciem Edith.
- C�, a ja nie! - odpali�a
Eileen. - Mam jej dosy�. Id� do
Mademoiselle Larbey poprosi� o
zmian� pokoju.
- Nie zrobisz tego!
- Oczywi�cie, �e zrobi�. Zaraz
zobaczycie!
Dzwonek na lekcje przerwa� t�
scen�. Pomimo wakacji uczennice
pracowa�y codziennie mi�dzy
pi�t� a wp� do si�dmej. Teraz
wi�c uda�y si� do swoich klas z
uczuciem, �e zdarzy�o si� co�
bardzo niemi�ego. Heidi
wygl�da�a szczeg�lnie smutno,
kiedy wesz�a do pokoju, w kt�rym
czeka� na ni� Monsieur Rochat.
- Co ci si� sta�o, Heidi? -
zapyta� z g��bok� trosk�. - Czy
otrzyma�a� z�� wiadomo�� z
Dorfli?
- Dzi�kuj� panu, nie - odpar�a
uczennica. - Dziadek i doktor
maj� si� dobrze, a Piotrek i
jego matka czuj� si� szcz�liwi
w domu doktora.
- A wi�c co� z�ego musia�o
sta� si� tutaj - nastawa�
nauczyciel.
- Nie, nie, wszystko jest w
porz�dku - zapewni�a uczennica.
Monsieur Rochat nie wypytywa�
jej wi�cej, ale postanowi� sam
dowiedzie� si�, co si� sta�o.
By� bardzo przywi�zany do Heidi
i nie m�g� znie�� widoku jej
zasmuconej twarzyczki.
Po lekcji jak zwykle poszed�
do biblioteki, aby poczeka� do
kolacji. Zasta� tam grupk�
podekscytowanych nauczycielek,
pracowicie miel�cych j�zykami.
Teraz ju� by� pewien, �e co� si�
wydarzy�o, tylko co?
- To nieprawdopodobne - m�wi�a
wzburzona dyrektorka. - Mo�na by
pomy�le�, �e moje uczennice
g�oduj�, �e nie daj� im
wystarczaj�co du�o jedzenia. Co
sobie ludzie pomy�l� o mojej
szkole? Zupe�nie nie wiem, co
mam robi� - zako�czy�a,
za�amuj�c r�ce dramatycznym
gestem.
- A co mo�na zrobi�? - r�wnie
dramatycznym tonem zapyta�a Miss
Smith.
Na bibliotecznym stole le�a�o
co�, czemu wszystkie
przypatrywa�y si� z uwag�.
Profesor jednak ze swego k�cika
niczego nie m�g� zobaczy�.
- Moim zdaniem - zauwa�y�a
Mademoiselle Raymond - nie
chodzi o to co zrobi� z tym, ale
co zrobi� z Eileen. Ona nie chce
nadal mieszka� z Heidi.
- Ach! To jest ca�kiem
zrozumia�e - westchn�a
dyrektorka.
- Dziecko tak delikatne, tak
wra�liwe! A jakie jest pani
zdanie o tym wszystkim, Miss
Smith? Jaki pok�j mamy
przeznaczy� dla Heidi? Jest
zupe�nie pewne, �e �adna z
dziewcz�t nie zechce mieszka� z
ma�� wie�niaczk�, kt�ra
przechowuje w pokoju kozie
serki.
Do tej chwili Monsieur Rochat
s�ucha�, nie rozumiej�c o co
chodzi. Teraz wszystko by�o
jasne. Usta mu si� lekko
wykrzywi�y, ale dalej milcza�.
- Spanie w tym samym pokoju, w
kt�rym znajduje si� Heidi,
b�dzie niemo�liwe - wyrazi�a
swoj� opini� nauczycielka
angielskiego - je�li zatrzyma
ten serek. To szkodliwe dla
zdrowia.
- Ale przecie� - wtr�ci�a
Fraulein Feld - ona nie
odpowiada za ten niezwyk�y
prezent.
Nauczyciel muzyki podszed�
troch� bli�ej; usta drga�y mu
pod g�stym w�sem.
- A pan, Monsieur Rochat, co
pan o tym my�li? - zwr�ci�a si�
do niego dyrektorka.
- Nie mam nic do powiedzenia,
w ka�dym razie w tej chwili -
odpar�.
Po chwilowym milczeniu
Mademoiselle Larbey poleci�a:
- Prosz� tu przys�a� Jamy,
Molly i Edith. Spr�bujemy
znale�� jakie� wyj�cie.
Fraulein znalaz�a wszystkie
trzy w pokoju Angielek, gdzie
gor�co o czym� rozprawia�y.
- Panienki - zacz�a
dyrektorka, kiedy Fraulein
wprowadzi�a dziewcz�ta do
biblioteki - wiecie, co si�
wydarzy�o. Wasza kole�anka
Eileen odm�wi�a zamieszkiwania z
Heidi. Kt�ra z was zgodzi si�
mieszka� z Eileen?
Przez chwil� panowa�o
ca�kowite milczenie, po czym
Edith spojrza�a na dyrektork� i
powiedzia�a: - Mademoiselle,
wszystkie trzy chcia�yby�my
dzieli� pok�j z Heidi! - M�wi�c
to, mocno podkre�li�a imi�
Heidi.
Potem odezwa�a si� Jamy: -
Molly i Edith s� dawnymi
przyjaci�kami. Ewa jest teraz
na wakacjach, wi�c czy Heidi
mog�aby wprowadzi� si� do mnie?
- Decyzj� podejmiemy p�niej -
odpar�a troch� zbita z tropu
dyrektorka. - Teraz mo�ecie
odej��.
Spojrza�a na Monsieur Rochata,
kt�remu ca�a ta scena sprawi�a
niezwyk�� przyjemno��.
- Jak pani widzi, mia�em
powody, aby nie interweniowa�.
Wszystko u�o�y�o si� samo -
powiedzia� z u�miechem.
- To pan tak my�li -
odparowa�a dyrektorka z
wysi�kiem - ale nic si� przecie�
nie u�o�y�o. Co ja powiem
Eileen? B�dzie mia�a z�amane
serce, biedne dziecko! - doda�a
wsp�czuj�co.
- Mo�liwe, ale to jej dobrze
zrobi - stwierdzi� profesor. -
Czy kto� pomy�la� o sercu Heidi?
Nauczycielki wymieni�y
zak�opotane spojrzenia, a
profesor opu�ci� bibliotek�
u�miechaj�c si� pod w�sem.
Przy kolacji Monsieur Rochat
zwr�ci� si� �agodnym tonem do
Heidi.
- S�ysza�em, �e otrzyma�a� z
Dorfli co� specjalnego, pi�kny
serek z koziego mleka. Czy
mogliby�my go popr�bowa�? Jestem
pewien, �e twoje kole�anki nigdy
takiego nie jad�y; a je�li
chodzi o mnie, to niecz�sto
trafia mi si� podobny rarytas.
Heidi zarumieni�a si� i
spojrza�a na siedz�ce przy jej
stole dziewczynki. U�miecha�y
si� zach�caj�co i znowu Edith
wypowiedzia�a w imieniu
wszystkich.
- Bardzo prosimy, Heidi,
pocz�stuj nas.
Wszyscy, z wyj�tkiem Eileen,
kt�ra nie chcia�a go tkn��,
zjedli po plasterku
"specjalno�ci Dorfli". Jednym
smakowa� bardzo, inne za�
udawa�y, �e im smakuje.
Heidi doskonale rozpoznawa�a
te, kt�re jad�y tylko z
uprzejmo�ci i u�miechn�a si� na
widok Molly, odwa�nie
dojadaj�cej swoj� porcj�.
Po kolacji Mademoiselle Larbey
przy��czy�a si� do siedz�cych w
saloniku dziewcz�t.
- Eileen - powiedzia�a -
zadecydowa�y�my pozostawi� ci�
sam� w pokoju. �adna z dziewcz�t
nie chcia�a z tob� zamieszka�,
chocia� wszystkie wyrazi�y ch��
dzielenia pokoju z Heidi. Wydaje
mi si�, �e zrozumiesz to lepiej
po przemy�leniu w samotno�ci.
Porozmawiam jeszcze z tob� na
ten temat, ale ju� w moim
gabinecie. Przyjd� tam o wp� do
dziewi�tej. A ty, Heidi, mo�esz
si� przenie�� do Jamy i zabra�
ze sob� reszt� koziego serka.
- Och, dzi�kuj�, Mademoiselle!
- wykrzykn�a Heidi z
wdzi�czno�ci�.
- Heidi!
- Jamy! - zawo�a�a Heidi,
kiedy pad�y sobie w obj�cia.
Nie mog�a powiedzie� nic
wi�cej, lecz jej oczy by�y jak
jeziora - l�ni�ce �zami
szcz�cia.
V. List do dyrektorki
Rozdzia� V
List do dyrektorki
Pewnego dnia doktor spotka� we
wsi Piotrka i zapyta� o
przebywaj�cego w g�rach Halnego
Stryjka.
- Jest bardzo smutny -
westchn�� Piotrek.
- Dlaczego? - zdziwi� si�
doktor. - Dlaczego uwa�asz, �e
jest smutny?
- Jest smutny, bo jest samotny
- odpar� z prostot� ch�opiec.
- Przecie� sam tego chcia�! -
wybuchn�� doktor. - Czy
przypuszczasz, �e nie zrobi�em
wszystkiego, co w mej mocy, aby
powstrzyma� go od wyprawienia
si� w g�ry?
- On jest smutny, bo t�skni za
Heidi - wyja�ni� Piotrek.
- To nie jest odpowied� -
zniecierpliwi� si� starszy pan.
- Pos�uchaj no, co w�a�ciwie tam
si� dzieje?
Piotrek zastanawia� si�
chwil�, zanim odpowiedzia�.
- Stryjek nigdy si� nie
�mieje. Siedzi tylko na swojej
�aweczce przed chat� i kiedy
przechodz�, m�wi: Heidi
chcia�aby p�j�� dzisiaj z tob� w
g�ry. Czasami znowu mruczy do
siebie. Chyba lepiej, �eby nie
przyje�d�a�a... ale nie jestem
pewien.
- Dzi�kuj� ci, Piotrku. P�jd�
go odwiedzi�.
Na drugi dzie� rano, gdy
doktor dotar� do chatki, na
�aweczce nikogo nie by�o. Mo�e
Halny Stryjek co� naprawia w
szopie, pomy�la�. Lecz tam te�
nie by�o staruszka.
Zaniepokojony doktor wszed� do
kuchni i stan�� na progu jak
wryty. Dziadek siedzia� przy
stole, g�ow� opar� na z�o�onych
ramionach i zdawa� si� spa�.
- Dzie� dobry, Stryjku. Nie
s�ysza�e�, jak wszed�em -
powiedzia� doktor. - Mam
nadziej�, �e ci nie
przeszkodzi�em.
- Och, m�j przyjacielu! Wi�c
to ty! - zawo�a� dziadek,
prostuj�c si�. - Jaki� ty dobry,
�e zechcia�e� przyj�� do mnie.
Masz jakie� nowiny o naszej
ma�ej? - I tu zacz�� sam
opowiada� o Heidi.
- Czy pisa�a ci o swej
ostatniej przygodzie? Wszystkie
dziewczynki pojecha�y do miasta
i tam zatrzyma�y si� przed
wystaw� sklepow�, �eby popatrze�
na obraz przedstawiaj�cy g�ry.
Heidi by�a nim tak poch�oni�ta,
�e nie s�ysza�a wo�ania
Mademoiselle Raymond i zosta�a
zupe�nie sama. Zamiast powr�ci�
od razu do szko�y, posta�a
jeszcze przed wystaw� i patrzy�a
na obrazek, bo te g�ry
przypomina�y jej dom. P�niej
spacerowa�a po ulicach. Te
pomys�y o samodzielno�ci
przej�a pewnie od Bia�aski i
Buraski. Mimo to jestem rad, �e
odwa�nie szuka�a drogi, gdy
zosta�a sama w mie�cie. Tu mam
jej ostatni list - doda�,
wyjmuj�c go z kieszeni i k�ad�c
na stole.
- Zdaje si�, �e lubi lekcje
szycia i niecierpliwie oczekuje
chwili, kiedy sama zacznie tego
uczy� dziewcz�ta w Dorfli.
Mog�aby korzysta� z du�ego
pokoju w pa�skim domu, doktorze.
Na poddaszu, tego, kt�ry stoi
pusty. Co pan o tym s�dzi?
Sama my�l o Heidi sprawi�a, �e
stare oczy rozb�ys�y blaskiem
szcz�cia. By� taki dumny z
inteligencji swej wnuczki, z jej
niezale�nego usposobienia. Teraz
figlarnie spogl�da� na doktora,
pewien jego aprobaty.
- Zamieni� moje laboratorium
na szwalni�! - wykrzykn��
przyjaciel. - A ja dok�d p�jd� z
moimi buteleczkami, retortami i
prob�wkami? Mo�e zechce, �ebym i
ja uczy� si� szycia pod jej
kierunkiem? Dzieci to twardy
orzech do zgryzienia, Stryjku -
chyba b�d� si� musia� przenie��
teraz do piwnicy.
Pewien czas rozmawiali o
proponowanych przez Heidi
lekcjach szycia, o jej muzyce i
przyjaci�kach, kt�re znalaz�a w
szkole. Oczy dziadka b�yszcza�y,
lecz gdy tylko doktor wsta� do
wyj�cia, znowu spos�pnia�.
- Zosta�bym tu d�u�ej -
zapewni� go stary druh - ale ju�
czwarta, a obieca�em odwiedzi�
dzisiaj starego Seppeli. Jego
koniec ju� si� zbli�a.
- Jeste�my obaj w tym samym
wieku - szepn�� Halny Stryjek. -
Obaj mieli�my po dwadzie�cia
lat, gdy po raz pierwszy
spotkali�my si� w dolinie...
Zdawa�o si�, �e chce jeszcze co�
powiedzie�, ale urwa� i pogr��y�
si� w zadumie. Mo�e my�la� o
swej zmarnowanej m�odo�ci, o
dawno zmar�ych rodzicach i
latach sp�dzonych samotnie w
g�rach, zanim w jego �yciu
pojawi�a si� Heidi. Po d�ugim
milczeniu zacz�� m�wi�
przyt�umionym g�osem: - Tak,
jeste�my w tym samym wieku, a ty
m�wisz, �e on umiera!
Teraz doktor zrozumia�, jakie
to my�li zaprz�ta�y g�ow�
starca.
Po wizycie u starego Seppeli
doktor pospieszy� do domu, po
czym zasiad� przy biurku i
napisa� nast�puj�cy list.
"Ch~ere Mademoiselle,
Mia�em zamiar pozostawi� moj�
chrzestn� c�rk� Heidi na ca�e
wakacje w szkole, aby mog�a
kontynuowa� lekcje muzyki.
Okaza�o si� jednak, �e musz�
zmieni� plany. Jej dziadek
bardzo za ni� t�skni. Jest w
podesz�ym wieku i nie mam prawa
pozbawia� go widoku ukochanej
wnuczki na tak d�ugo. Dlatego
te� prosz� o zorganizowanie
przyjazdu Heidi do Dorfli na
sierpie�. Jestem zbyt zaj�ty,
aby samemu po ni� pojecha� i
by�bym wdzi�czny, gdyby
zapewni�a jej Pani opiek�,
chocia� do Mayenfeld.
Wiem, �e Heidi jest bardzo
przywi�zana do swej przyjaci�ki
Jamy. By�oby nam bardzo mi�o
go�ci� j� przez kilka tygodni.
Zna mnie Pani na tyle dobrze,
aby poleci� rodzicom swej
wychowanki. B�d� ogromnie
zobowi�zany za zorganizowanie
wyjazdu obu dziewczynek tak
pr�dko jak to mo�liwe.
Z wyrazami szacunku
pozostaje
Doktor Reboux"
List dotar� do szko�y w sobot�
z popo�udniow� poczt�. Heidi z
Jamy czeka�y na listonosza przy
furtce.
- Czy jest co� dla nas? -
spyta�y razem.
Odk�d dziewczynki rozjecha�y
si� na wakacje, listonosz sta�
si� bardziej przyjazny. Mo�e �al
mu by�o troch� tych, kt�re
pozosta�y w szkole z dala od
swoich rodzin. Tak wi�c, wbrew
surowemu zakazowi Mademoiselle
Larbey, pokaza� dziewczynkom
paczk� list�w zaadresowanych do
szko�y.
- List od mego ojca
chrzestnego do dyrektorki! To
dziwne! A do mnie nie ma nic! -
wykrzykn�a Heidi, rozpoznaj�c
znajome pismo.
- Widok�wka od mamy -
powiedzia�a Jamy. - Jest nad
morzem z przyjaci�mi... jej
przyjaci�mi, nie moimi.
Po chwili milczenia Jamy
kontynuowa�a. - To �adnie z jej
strony, �e przys�a�a mi widoczek
z hotelem, w kt�rym mieszka.
Pewnie jest naj�adniejszy ze
wszystkich. Ma jakie� plany na
jesie� i nie zd��y mnie
odwiedzi�. To nie ma znaczenia,
ju� si� do tego przyzwyczai�am.
Wszystko to wypowiedzia�a Jamy
cichym, �ami�cym si� g�osem,
kt�ry nie ukrywa� jej zranionych
uczu�. Heidi my�la�a w tym
czasie o tajemniczym li�cie i
s�ucha�a przyjaci�ki jednym
uchem. Nagle podnios�a g�ow�,
zaskoczona dziwnym tonem jej
g�osu. Jamy nigdy nie opowiada�a
w szkole o swej rodzinie i
wiedziano jedynie, �e jej ojciec
jest w s�u�bie dyplomatycznej.
- O co chodzi, Jamy? -
zapyta�a. - Je�li twoja mama nie
mo�e przyjecha�, to pewnie
dlatego, �e zatrzymuje j� co�
bardzo wa�nego. Na pewno
zobaczysz rodzic�w podczas �wi�t
Bo�ego Narodzenia.
- Nie - odpar�a Jamy. - Ona
znajdzie now� wym�wk�, a ja b�d�
musia�a wyjecha� w przysz�ym
roku do Anglii. Nie odwiedz�
domu i nie zobacz� nikogo z
rodziny, nawet mojej m�odszej
siostrzyczki.
Heidi os�upia�a. Czy to
mo�liwe, �e ma si� matk�, a nie
mam�? Czy mo�na odczuwa� brak
matczynej mi�o�ci, chocia� nie
jest si� sierot�? Heidi
wiedzia�a bardzo dobrze, co to
znaczy nie by� kochan�. Tak
bowiem czu�a si� przez te
gorzkie i samotne lata sp�dzone
z ciotk� Det�, zanim ta odwioz�a
j� w ko�cu do nieznanego
dziadka. To oznacza�o, �e nikt
nie zwraca uwagi czy jad�a�, czy
nie; nikt nie widzi, �e masz
czerwone od p�aczu oczy, albo
�le wygl�dasz. Nikt nie s�yszy
twego kaszlu i nie martwi si� z
tego powodu. Nikt nie przemawia
do ciebie czule i nie przychodzi
poca�owa� ci� na dobranoc. Nikt
w ko�cu nie rozumie, �e cho�
masz czterna�cie lat, ci�gle
jeste� ma�� dziewczynk�
potrzebuj�c� mi�o�ci i opieki.
Biedna Jamy! Mo�e na ca�ym
�wiecie nie by�o nikogo, kto by
si� ni� interesowa�. Czy nie to
by�o przyczyn� jej cz�stych,
smutnych zamy�le�. Heidi z
siostrzan� czu�o�ci� obj�a
ramieniem przyjaci�k� i
powiedzia�a mi�kko:
- Jamy, ja te� zostaj� w