2280

Szczegóły
Tytuł 2280
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2280 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2280 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2280 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Charles Tritten Heidi dorasta Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1995 Przek�ad: Joanna Kazimierczyk T�oczono pismem punktowym 3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1 w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych. Przedruk z wydawnictwa: "Novus Orbis", Gda�sk 1992. Pisa�a K. Kruk Korekty dokona�y B. Krajewska i K. Pabian `tt I. Szko�a w Rosiaz Rozdzia� I Szko�a w Rosiaz Pewnego wieczoru, oko�o godziny dziewi�tej, na dworcu w Lozannie wysiad�a z poci�gu drobna, nie�mia�o wygl�daj�ca dziewczynka. Przystan�a na chwil� i rozejrza�a si� doko�a oszo�omiona. U jej st�p sta�a walizka i zwini�ty w rulon pled, a pod pach� trzyma�a futera� ze skrzypcami. Heidi - bo tak mia�a na imi� - przyjecha�a z ma�ej wioski Dorfli po�o�onej wysoko w Alpach. Mieszka� tam w starym domu jej dziadek wraz z doktorem. Obaj pragn�li, aby Heidi zako�czy�a edukacj� w dobrej szkole. Zosta�a wi�c wys�ana - kosztem wielkich wyrzecze� - na modn� pensj�, kt�r� uko�czy�a w�a�nie jej przyjaci�ka Klara. Podr�owa�y dot�d razem i gdy poci�g jeszcze sapa� i dysza� par�, Klara wychyli�a si� z okna i u�miechn�a. By�a tak �wietnie zorientowana w szkolnych sprawach, �e Heidi gor�co pragn�a, aby przyjaci�ka pozosta�a z ni� jeszcze jeden semestr. By� mo�e starsza dziewczynka odgad�a te my�li, bo ze wszystkich si� stara�a si� by� pogodna i m�wi�a tak g�o�no, by zag�uszy� ha�as lokomotywy. - Zobaczysz, �e b�dzie tam bardzo weso�o! - wo�a�a rado�nie. - Lekcje ta�ca i r�ne inne rzeczy. Ciekawa jestem, czy b�dzie ci� uczy� Monsieur Lenoir, niezwykle elegancki i uprzejmy. "Lekko, moje panienki, lekko i z wdzi�kiem" - tak zawsze do nas m�wi�. "Lekko i z wdzi�kiem" - powt�rzy�a. - Heidi, nie masz poj�cia, jak mi by�o przyjemnie ta�czy� lekko i z wdzi�kiem. Ty nie musia�a� tego si� uczy� - doda�a. - Ty zawsze ta�czy�a�. - Ale nie zawsze gra�am na skrzypcach - odrzek�a Heidi. - B�dziesz uwielbia� Monsieur Rochata - ci�gn�a Klara z entuzjazmem. Pod pewnym wzgl�dem przypomina doktora, pod innym za� dziadka. Ma takie same krzaczaste brwi. Heidi a� podskoczy�a z rado�ci i oczami wyobra�ni ujrza�a nauczyciela muzyki. - Mademoiselle Raymond te� jest bardzo mi�a - m�wi�a dalej Klara. - Zreszt� w szkole wszyscy s� mili, chocia� niekt�re osoby mog� na pocz�tku wyda� ci si� bardzo surowe. No i nie zapomnij pozdrowi� ode mnie Mademoiselle Larbey! W tej chwili zauwa�y�a spiesz�c� w ich stron� wysok� i bardzo z angielska wygl�daj�c� kobiet�. - Ach, Miss Smith! - zawo�a�a, gdy nauczycielka podesz�a. - Dobry wiecz�r. Jak si� pani miewa? Oto moja przyjaci�ka Heidi. Jak pani widzi, czuje si� troch� nieswojo, ale to tylko tak na pocz�tku. Przyjecha�a a� z Dorfli, kt�ra jest jeszcze za Mayenfeld. Och, poci�g ju� rusza! - krzykn�a, gdy wagon szarpn�� znienacka. - Do widzenia, Heidi! Napisz do mnie niebawem. Do widzenia! Do widzenia! Miss Smith macha�a ur�kawiczon� d�oni�, dop�ki poci�g nie znik� im z oczu. Heidi sta�a nieruchomo, mocno przyciskaj�c skrzypce. Gdy odjecha�a Klara - ostatnia wi� z domem - poczu�a si� samotna i opuszczona. Angielka zwr�ci�a si� do niej. - A wi�c jeste� t� now� uczennic�, przyjaci�k� Klary. Bardzo cz�sto opowiada�a o tobie i twoim dziadku, a tak�e o Piotrku - Ko�larzu i doktorze, kt�ry przyjecha� z Frankfurtu, by zamieszka� w Dorfli. To musi by� �adna wioska. - To jest m�j dom - odrzek�a Heidi z prostot�. - Wkr�tce szko�a stanie si� twoim domem - zapewni�a nauczycielka. - Wszystkie nasze dziewczynki s� bardzo zadowolone. Lekcje nie sprawi� ci trudno�ci. Czy m�wisz troch� po francusku? - W Dorfli nie ucz� francuskiego - odpowiedzia�a Heidi. - Ale doktor dawa� mi lekcje w domu. - Doskonale! Na pewno sobie poradzisz. Miss Smith skierowa�a si� do wyj�cia, za ni� ruszy� baga�owy z rzeczami Heidi. - Pojedziemy doro�k�. Szko�a znajduje si� w Rosiaz, niedaleko Lozanny, ale zapewne wiesz o tym od Klary. - Oui, Mademoiselle - odrzek�a uprzejmie Heidi przekonana, �e od tej chwili powinna m�wi� po francusku. - Ja jestem Miss Smith i tak si� musisz do mnie zwraca� - wyja�ni�a nauczycielka. - Postaraj si� wymawia� th w Smith, umieszczaj�c j�zyk mi�dzy z�bami. Uczennice maj� irytuj�c� manier� nazywania mnie "Miss Miss", poniewa� nie chc� sobie zadawa� trudu, by wymawia� prawid�owo moje nazwisko. M�wi�c to, pomog�a Heidi wej�� do doro�ki i usiad�a obok niej. Kiedy jecha�y drog�, zielone pola przypomnia�y Heidi ziele� alpejskich zboczy i dziadka, samotnego w chacie po�r�d jode�. Pociesza�a si� my�l�, �e nie pozostanie on d�ugo w g�rach. Gdy spadnie �nieg, zejdzie jak zwykle w dolin� i zamieszka z doktorem w Dorfli. Ten niegdy� zgorzknia�y Halny Stryjek, sta� si� teraz drogi sercom swych s�siad�w, po tym jak troskliwie zaopiekowa� si� sierot�. Jako ma�e dziecko, Heidi zosta�a dos�ownie podrzucona dziadkowi przez ciotk� Det�, kiedy tej trafi�a si� dobra posada i uzna�a, �e opieka nad dzieckiem siostry to zbyt wielki k�opot. Heidi na chrzcie otrzyma�a po matce imi� Adelajda, ale nikomu nigdy nie przysz�o do g�owy, �eby j� tak nazywa�. Wyj�tkiem by�a panna Rottenmeier, w czasie gdy dziewczynka mieszka�a u Klary we Frankfurcie. Teraz mia�a nadziej�, �e nikt z nauczycieli w Rosiaz nie b�dzie do niej podobny. Miss Smith by�a zdecydowanie inna; stara�a si� by� mi�a i rozmowna. Heidi siedzia�a w k�cie doro�ki, s�uchaj�c tylko jednym uchem s��w nauczycielki. Ta za� przeskakiwa�a z tematu na temat w b�yskawicznym tempie. Jej przodkowie... jeden chyba pochodzi� z Mediolanu... Mademoiselle... dyrektorka - tak dobra, lecz surowa... Klara... Mops... nieprzerwany potok poczciwej gadaniny, kt�ry ca�kowicie oszo�omi� biedn� Heidi. - Mops tak lubi si� pie�ci�, Mademoiselle bardzo go polubi. Nigdy jeszcze nikogo nie ugryz� - zako�czy�a Miss Smith nieoczekiwanie akurat wtedy, gdy Heidi zacz�a my�le�, �e "Mops" to raczej dziwne nazwisko jak na profesora. - Och, to jest kot! - zawo�a�a i u�miech zrozumienia rozja�ni� jej buzi�. - Tak si� ciesz�, �e jest tam kot! U Klary mia�y�my koci�ta. Wreszcie dojecha�y do szko�y "Pod G�ogami" i Heidi, wci�� oszo�omiona d�ug� podr�, gadatliwo�ci� Miss Smith i obco�ci� otoczenia, znalaz�a si� w obszernym salonie, gdzie powita�a j� bardzo dostojna dama w wieku oko�o pi��dziesi�ciu lat. Mimo surowego wygl�du dama przem�wi�a ciep�o i �yczliwie. - Witaj w szkole "Pod G�ogami" Heidi. Bardzo si� cieszymy z twojego przyjazdu do nas. Mam nadziej�, �e mia�a� przyjemn� podr� i �e b�dziemy mie� z ciebie tyle� pociechy co z Klary. Czy jeste� g�odna? Louise, nasza kucharka, przygotowa�a troch� zimnego mi�sa i owoce. A co tam trzymasz pod pach�? Ach, to skrzypce. Tw�j dziadek pisa� mi, �e uczy�a� si� gra�. Zdaje si�, �e to go bardzo cieszy�o. Teraz b�dziesz pod dobr� opiek� na lekcjach muzyki. Dama zwr�ci�a si� do angielskiej nauczycielki. - Miss Smith prosz� zaprowadzi� Heidi do jej pokoju i sprawdzi�, czy ma wszystkie niezb�dne rzeczy. Dobranoc, Heidi. �pij dobrze. Dzwonek obudzi was o si�dmej. - Dobranoc - powiedzia�a pos�usznie Heidi. - Powinna� powiedzie�: "dobranoc Mademoiselle" - poprawi�a j� natychmiast dyrektorka. Heidi powiod�a wzrokiem od jednej obcej twarzy do drugiej. Miss - do nauczycielki angielskiego, Mademoiselle - do dyrektorki! A w domu uczono j�, �e do dyrektorki m�wi si� Fraulein. Czy kiedy� potrafi si� w tym wszystkim po�apa�? Zmieszana i zm�czona, pod��y�a za Miss Smith przez d�ugi hall. Sypialnia, kt�r� mia�a dzieli� z Angielk� Eileen, znajdowa�a si� na drugim pi�trze. Mijane pokoje by�y zamkni�te i panowa�a w nich cisza. Zdawa�o si�, �e wszyscy ju� �pi�. - Id� ostro�nie, �eby nie zbudzi� dziewcz�t. Swoje rzeczy mo�esz rozpakowa� jutro. A teraz chod�my do jadalni. - Dzi�kuj�, nie jestem g�odna - powiedzia�a Heidi. - Zjesz mi�so i owoce, tak jak to poleci�a dyrektorka - o�wiadczy�a stanowczo Miss Smith. Kiedy Heidi sko�czy�a kolacj�, posz�y na g�r� do sypialni. Heidi rozejrza�a si� woko�o i w p�mroku zobaczy�a dwa drewniane ��ka, dwie umywalki, dwie szafy, jeden st�, dwa krzes�a - wszystko l�ni�ce biel�. Pok�j wydawa� si� przytulny i wygodny. Lecz gdy tylko zamkn�y si� drzwi za Miss Smith, Heidi poczu�a, �e ogarnia j� fala t�sknoty za domem. Mimo ca�ej odwagi w oczach dziewczynki zal�ni�y �zy. Podesz�a do okna i ostro�nie otworzy�a okiennice. - Och! - wykrzykn�a impulsywnie. - Jezioro! G�ry! Wszystko by�o pogr��one w spokoju, w takim spokoju, �e przypomina�o jej rodzinne strony. Okr�g�y ksi�yc toczy� si� po niebie i pozostawia� z�ocist� �cie�k� na wodzie. Heidi otar�a oczy. Ju� pokocha�a to jezioro i czu�a si� pokrzepiona jego widokiem. Drzwi otworzy�y si� niemal bezszelestnie i do pokoju zajrza�o sze�� ciekawych g��wek. - Wejd�cie, jestem Heidi - powiedzia�a szeptem. - Jak si� nazywacie? Ca�a sz�stka, st�paj�c na palcach wesz�a do �rodka i ciemnow�osa dziewczynka wysun�a si� do przodu, by przedstawi� pozosta�e. - To jest Ewa M~uller z Hamburga - wskaza�a jasnow�os� Niemk�. - Jest najwy�sza z nas i dlatego wszystkie j� powa�amy. S�owa te wypowiedzia�a z komicznym grymasem i jednocze�nie przyci�gn�a ku sobie kolejne dwie dziewczynki. - Edith i Molly, serdeczne przyjaci�ki, kt�re razem przyby�y tu z Anglii; za nimi stoi Jeanne_marie, W�gierka... Nazwa�y�my j� Jamy, bo to lepiej pasuje do ma�ej figurki. Tu za� jest Mademoiselle Anna de Fauconnet. Jeden z jej przodk�w, Gaeton, wraz ze �wi�tym Ludwikiem bra� udzia� w bitwie pod Issus, sze��dziesi�t wiek�w przed Chrystusem. - Och, Lizo! M�j przodek nie nazywa� si� Gaeton, nie walczy� pod Issus sze�� tysi�cy lat przed Chrystusem. Jak mo�esz co� takiego opowiada�! - zaprotestowa�a Anna ze �miechem. Nie czu�a si� obra�ona, gdy� dawno odkry�a, �e nieustanne �arty jej wsp�lokatorki s� pozbawione cienia z�o�liwo�ci. - A je�li chodzi o mnie - ci�gn�a dalej Liza - to jestem Liza Brunet, Szwajcarka, daleka krewna dyrektorki. Wcale mnie z tego powodu nie kocha bardziej od innych. Kiedy zjawi si� Eileen, b�dziemy w komplecie. No, a teraz m�w o sobie. W kilku s�owach Heidi opowiedzia�a im o �yciu z dziadkiem wysoko w Alpach i o miesi�cach sp�dzonych u Klary we Frankfurcie. - Dyrektorka szko�y w Dorfli bardzo interesowa�a si� moimi lekcjami muzyki. Niestety wyjecha�a. Nowy dyrektor nie mia� g�owy do uczenia mnie gry na skrzypcach. By� surowy i nieprzyst�pny. Pragn�� jedynie nauczy� dzieci czego nale�y i utrzyma� je w pos�usze�stwie. Dziadek widzia�, �e �le si� czuj� w takiej szkole. Razem z doktorem, moim ojcem chrzestnym, postanowili wys�a� mnie do Lozanny, bym mog�a bra� lekcje u dobrego profesora. Pocz�tkowo nie chcia�am wyjecha� i pozostawi� ich samych, ale uznali, �e to dla mojego dobra. Bardzo troszcz� si� obaj o mnie. - My te� b�dziemy dla ciebie dobre - zapewni�a Liza. - Ale teraz wracajmy do ��ek. Zobaczymy si� jutro. Jedna za drug� dziewcz�ta wymkn�y si� z pokoju. Jamy wychodz�c ostatnia, u�miechn�a si� do nowicjuszki tak s�odko, �e ta zapomnia�a o t�sknocie za domem i znowu poczu�a si� szcz�liwa. Szybko si� rozebra�a i ukl�k�a przy ��ku do wieczornej modlitwy. - "Dobry Bo�e, dzi�ki Ci za wszystko! Dzi�kuj�, �e mnie tu sprowadzi�e� - to by�o wszystko, co mog�a w pierwszej chwili powiedzie�. Potem doda�a cichutko. - Pomagaj mi, prosz�, w mej pracy tutaj, �eby dziadek m�g� by� ze mnie dumny. I prosz� ci� Bo�e, opiekuj si� nim i doktorem, i dobrym pastorem, i jego �on�, i wszystkimi we wsi Dorfli. Uczy� dyrektora szko�y dobrym a dzieci szcz�liwymi. B�ogos�aw kochan� babci� w niebie i opiekuj si� szczeg�lnie Brygid� i Piotrkiem, kozim genera�em. Nie pozw�l, �eby Turek go pob�d� i nie pozwalaj mu podchodzi� zbyt blisko kraw�dzi ska�. I opiekuj si� Szczygie�k� i �nie�ulk�, i Bia�ask�, i Burask�"... I tak wymienia�a jedno za drugim imiona k�z, dop�ki si� nie zm�czy�a, i nie u�o�y�a do snu. II. Lekcja gry na skrzypcach Rozdzia� II Lekcja gry na skrzypcach S�o�ce przenikaj�c przez szczeliny okiennic, obudzi�o Heidi, zanim zadzwoni� dzwonek. Nast�pi� dzie� wype�niony zar�wno mi�ymi jak i przykrymi wydarzeniami. Pozna�a nauczycielk� francuskiego, Mademoiselle Raymond - bardzo wysok�, chud� i kr�tkowzroczn�. Pod szyj� mia�a sztywny, wysoki ko�nierzyk, a w�osy upi�te by�y w w�ze� na czubku g�owy. Z ty�u sukni� zdobi� rz�d guzik�w, przypominaj�cych ma�e chrz�szcze. Mademoiselle Raymond zatrzyma�a si�, by popatrze� na Heidi i powiedzia�a p�g�osem: - Jestem bardzo surowa, zw�aszcza w ocenie dyktand. Twoja przyjaci�ka Klara uczy�a si� dobrze, wr�cz doskonale. Heidi ogarn�� l�k, �e nie zdo�a dor�wna� Klarze, o kt�rej w szkole wszyscy wyra�ali si� tak pochlebnie. Umocni�a si� w tym przekonaniu po rozmowie z Fraulein Feld. - Dzie� dobry, Heidi! Mam nadziej�, �e stworzymy szcz�liw� rodzin� i b�dziesz taka weso�a i kochana jak twoja przyjaci�ka. Klara mia�a wyj�tkowo pogodne usposobienie. Powiedzia�a to przede wszystkim po to, �eby Heidi zrozumia�a znaczenie w�a�ciwego zachowania. Prywatnie Fraulein Feld poczu�a szczer� sympati� do tej prostej, wiejskiej dziewczynki, z dwoma d�ugimi warkoczami, ubranej w skromn�, bawe�nian� sukienk�. Jak przyjm� j� w klasie kole�anki? Wszystkie pochodzi�y z dobrych i zamo�nych rodzin. Fraulein Feld nie mia�a zwyczaju obna�ania swych uczu�, wzruszy�a wi�c tylko ramionami i powiedzia�a g�o�no - no c�, zobaczymy... Tego pierwszego przedpo�udnia Heidi zrobi�a pi��dziesi�t dwa b��dy w dyktandzie, wobec kt�rego Mademoiselle mia�a tak surowe wymagania. Nie zrozumia�a jednego polecenia w sali gimnastycznej i podczas obiadu zaplami�a obrus. Mademoiselle Larbey, dyrektorka, obrzuci�a j� bardzo surowym spojrzeniem. - Nie mieszkamy na wsi - powiedzia�a. - Musisz si� nauczy� zachowywa� przy stole jak nale�y. - Prosz� o wybaczenie, Mademoiselle - odezwa�a si� Heidi. - To by� nieszcz�liwy wypadek. - Nie odpowiadaj, kiedy ci zwracam uwag�. To jest impertynencja - pouczy�a dyrektorka. Heidi, kt�ra wcale nie mia�a zamiaru by� niegrzeczna, usiad�a zmieszana. Mademoiselle Larbey doda�a za�: - Po po�udniu p�jdziecie z Miss Smith na przechadzk�. O wp� do pi�tej, kiedy przyjedzie Eileen, zbierzemy si� w klasie i przeczytam wam regulamin szko�y. B�d�cie szczeg�lnie dobre dla Eileen, dziewcz�ta. Jej ojciec niedawno zmar�, a matka choruje. Po spacerze Heidi posz�a do swego pokoju. Zasta�a w nim Eileen, now� uczennic�, po�r�d stos�w sukien, kapeluszy, bucik�w, ksi��ek, r�kawiczek i walizek. - Jak si� masz Eileen. Jestem Heidi, twoja wsp�lokatorka. - Dzie� dobry - odpowiedzia�a sztywno Eileen, nie podnosz�c g�owy. - Mo�e ci pom�c pouk�ada� rzeczy? - ofiarowa�a si� Heidi, pami�taj�c, �e dyrektorka poleci�a im �yczliwie traktowa� Eileen. - Nie, dzi�kuj� ci. Wola�abym mie� pok�j tylko dla siebie. Czy nie mo�esz poprosi� o zamian�? - zapyta�a wynio�le. - Obawiam si�, �e to niemo�liwe - odpar�a Heidi. - Pozosta�e dziewczynki s� tu d�u�ej ode mnie. Wszystkie ju� maj� swoje wsp�lokatorki. - Jakie� to irytuj�ce! - Eileen odwr�ci�a si� plecami, aby rozpakowa� kolejn� walizk�. Na balkonie Heidi spotka�a Jamy, Liz�, Ann� i Ew�. - Eileen przyjecha�a - og�osi�a. - Tak? A jaka ona jest? - spyta�a Liza. - Wysoka, szczup�a, ma bardzo czarne w�osy i zielone oczy. - Czy jest mi�a? - zainteresowa�a si� Jamy. - Id� i przekonaj si� sama, a potem mi powiesz, co o niej my�lisz - odrzek�a Heidi. Wszystkie cztery dziewczynki znikn�y za wysokimi drzwiami prowadz�cymi do pokoju. - Witaj, Eileen! - powita�y j� ch�rem. - Och, witajcie! Dlaczego mam dzieli� pok�j z t� ma�� wie�niaczk�? - zawo�a�a gniewnie. - Ale� to jest Heidi! - zaprotestowa�a Liza. - A kt� to taki ta Heidi? - zapyta�a Eileen wynio�le. - Przyjaci�ka Klary - wyja�ni�a Ewa. - Wnuczka Halnego Stryjka z g�r - doda�a Anna. - Pi�knie gra na skrzypcach - uzupe�ni�a Jamy. - A wi�c jest artystk�... wie�niaczka i artystka... okropno��! Dlaczego nie mog� mieszka� z tob�? - zwr�ci�a si� do Anny, kt�rej francuskie pochodzenie uzewn�trznia�o si� doskona�� prezencj�. - To niemo�liwe! Odk�d przyjecha�am przed trzema dniami, jestem skazana na towarzystwo tej oto Lizy. Sprzeczamy si� ca�ymi dniami - m�wi�a ze �miechem - ale nie opuszcz� jej za nic w �wiecie. - Wielka szkoda! A ty? - Eileen spojrza�a na Ew�. - Ja? - spyta�a troch� zaskoczona Ewa. - Bardzo nam dobrze z Jamy. Ja jestem wysoka, ona niska, wi�c doskonale si� uzupe�niamy. Poza tym Heidi to mi�e dziewcz� i wszystkie j� lubimy. - Mnie ona nie odpowiada - powiedzia�a majestatycznie Eileen. - No to wielka szkoda - zako�czy�a dyskusj� Liza, ale opu�ci�a pok�j z weso�ym b�yskiem w oczach. Heidi zosta�a zaatakowana i teraz wszystkie mia�y okazj� stan�� w jej obronie. Z jednej strony klasy, w kt�rej zebra�y si� nowe uczennice, aby wys�ucha� regulaminu, znajdowa�y si� wielkie drzwi do pi�knie utrzymanego ogrodu. Kiedy czekano na przyj�cie Mademoiselle Larbey, Heidi wymkn�a si� na zewn�trz. Patrzy�a na k�pki pierwiosnk�w ukryte w niskiej trawie, na zaczynaj�ce p�ka� nabrzmia�e p�ki kasztan�w, na malutki, k��biasty ob�oczek p�yn�cy nad ogrodem - chyba wprost znad g�rskich szczyt�w. Wygl�da� zupe�nie jak �nie�ulka - ma�a, bia�a kozia sierota - ulubienica Heidi z czas�w, gdy chodzi�a z Piotrkiem na g�rskie pastwiska. - Heidi! Ona nadchodzi! - ostrzegawczo zawo�a�y dziewczynki. Heidi zd��y�a w por� wsun�� si� na swoje miejsce, gdy do klasy wkroczy�a Mademoiselle Larbey. Zacz�a czyta� uroczystym g�osem: - Regulamin "Szko�y pod G�ogami". 1) Uprzejmo�� obowi�zuje zawsze i wsz�dzie. 2) O wp� do dziesi�tej gasn� wszystkie �wiat�a. 3) Nie wolno gra� na fortepianie przy otwartych oknach. 4) Nie wolno wiesza� na �cianach obrazk�w i fotografii. 5) Zabrania si�... 6) Nie wolno.... 7) Uczennice powinny... 8) M�ode dziewcz�ta nie powinny... I tak dalej i tak dalej, przez dwie d�ugie strony. Potem nast�pi�o wyliczanie kar: zakaz wychodzenia na spacer, grzywny - od dziesi�ciu centym�w - do jednego franka, zamkni�cie w pokoju, zawiadomienie rodzic�w, wykluczenie. Regulamin zrobi� du�e wra�enie na wszystkich uczennicach. Spogl�da�y jedna na drug� w milczeniu, nawet po wyj�ciu dyrektorki. Jedynie Liza, bardziej figlarna ni� pozosta�e, roz�adowa�a napi�t� sytuacj�, gdy na�laduj�c pedantyczn� intonacj� Mademoiselle Larbey, zauwa�y�a: "Przede wszystkim zabrania si� traktowa� ten regulamin zbyt powa�nie". Dziewcz�ta jeszcze zanosi�y si� �miechem, kiedy do klasy wesz�a Mademoiselle Raymond. Uciszy�a je jednym ruchem palca. - A teraz bierzemy si� do pracy - o�wiadczy�a surowo. - Ty Lizo - do fortepianu. Heidi, Monsieur Rochat czeka, by da� ci pierwsz� lekcj� gry na skrzypcach. Eileen, mo�esz p�j�� i uporz�dkowa� sw�j pok�j. Anna i Ewa maj� lekcj� angielskiego, reszta zostaje ze mn�. Monsieur Rochat przejawi� ojcowskie zainteresowanie Heidi i zada� jej wiele pyta� dotycz�cych �ycia w Dorfli. Odpowiada�a na nie ze zwyk�� sobie otwarto�ci� i prostot�. P�niej on opowiada� o g�rach, kt�re dobrze zna� i kocha�. Wakacje sp�dza� w Alpach, pracuj�c jako przewodnik uczni�w, udaj�cych si� na wspinaczk�. - Jak d�ugo uczy�a� si� gry na skrzypcach? - zapyta� dziewczynk�. - Dwa lata - odrzek�a. - A kto pierwszy podsun�� ci my�l o graniu? - kontynuowa�. Nowa uczennica zaczyna�a go coraz bardziej interesowa�. - Najpierw by� to szmer wiatru w ga��ziach jode�, wysoko w g�rach, a potem Klara podarowa�a mi skrzypce - wyja�ni�a Heidi. - Dobrze! A teraz zobaczymy, co potrafisz. Heidi tak bardzo chcia�a zrobi� przyjemno�� nowemu nauczycielowi, �e palce mia�a sztywne z przej�cia i gra�a wyj�tkowo �le. - Moje dziecko - powiedzia� Monsieur Rochat - zanim zostaniesz prawdziw� skrzypaczk�, musisz przej�� bardzo d�ug� drog�. - Skrzypce nie brzmi� tu tak samo jak w domu - zauwa�y�a Heidi, wpatruj�c si� ze zdziwieniem w instrument. - Skrzypce s� w porz�dku - odrzek� nauczyciel. - To tylko dziewczynka reaguje na obce otoczenie. - Kiedy spogl�dam na jezioro - wyja�ni�a Heidi - to ju� nie czuj� si� obco. - A wi�c graj przy oknie, moje dziecko. - Istotnie, tak zrobi�! - zawo�a�a Heidi i podbieg�a, by odsun�� okiennice. - A teraz zagram dla dziadka i zacnego doktora, i Brygidy, i Piotrka przebywaj�cego wysoko w g�rach. Zagram nawet dla niewidomej babci w niebia�skim ogrodzie. - A gdzie to jest? - zainteresowa� si� nauczyciel. - Tam, gdzie �lepi widz� - odpar�a Heidi nabo�nie. - Babcia opowiada�a mi o tym, gdy czyta�am jej psalmy. Potem nauczy�am si� dla niej gra�, bo to sprawia�o jej przyjemno��. A teraz ona s�ucha tylko niebia�skiej muzyki. - C� za s�odka, naiwna wiara - szepn�� do siebie Monsieur Rochat, wyci�gaj�c wielk� chustk�, aby otrze� oczy. Po czym powiedzia� z wielk� pewno�ci� w g�osie: - B�dziesz gra�, Heidi. Ale zawsze b�dziesz gra� najlepiej dla tych, kt�rym twoja muzyka b�dzie najbardziej potrzebna. III. Pod nieobecno�� Heidi Rozdzia� III Pod nieobecno�� Heidi W Dorfli nasta�a wiosna. Fioletowe i bia�e krokusy kwit�y na zboczach, brzegi �cie�ek porasta�y podbia�em i zewsz�d dochodzi�a muzyka zrodzona z szumu ma�ych, g�rskich potoczk�w. Tego ranka, gdy Halny Stryjek spojrza� na wysokie, g�rskie szczyty, z drogi znikn�a ostatnia odrobina �niegu. - Doktorze, jutro idziemy w g�ry - kozy i ja - oznajmi� rado�nie. - Stryjku, nie my�lisz chyba powa�nie, by wybra� si� tak wcze�nie. Nie mam prawa ci doradza�, ale nie jeste� ju� m�odzieniaszkiem. Dlaczego nie mia�by� jeszcze pozosta� tutaj i Piotrkowi powierzy� swoje kozy? - zapyta� przyjaciel. - Ach, doktorze - westchn�� starzec. - Nie rozumiesz tego, �e musz� p�j��, zw�aszcza, �e mo�e to ostatni raz. Musz� poby� i porozmy�la� tam, gdzie bli�ej Boga. - Poczekaj jeszcze troch� - namawia� doktor - wieczory s� jeszcze ch�odne, a noce zupe�nie zimne. - Prze�y�em tyle takich nocy, �e to nie ma znaczenia - odpar� Stryjek. - Dzi�ki ci za trosk�. G�ry jednak wzywaj� mnie i jutro tam p�jd�. Doktor zamilk�, widz�c, �e �adne pro�by na nic si� nie zdadz�. Powi�d� zatroskanym wzrokiem za dziadkiem, kt�ry wyszed�, by poczyni� niezb�dne przygotowania do wyprawy. Po chwili wahania doktor uda� si� na poszukiwanie Piotrka. Zasta� go przy reperowaniu dachu matczynej chaty. Wiatr zerwa� kawa� poszycia i w dachu widnia�a dziura. Piotrek nie mia� zr�cznych r�k i dobrze o tym wiedzia�. - Jeszcze jedna zima - twierdzi� - i z chaty nie zostanie ani �ladu. Stryjek j� zawsze naprawia� - poskar�y� si�. - Piotrku, Stryjek jest stary - powiedzia� doktor. - Zimny, alpejski wiatr nie wyjdzie mu na dobre. A pomimo to, postanowi� jutro i�� w g�ry i zabra� ze sob� kozy. Co mo�emy zrobi�, �eby go powstrzyma�? - Nic - stwierdzi� Piotrek z rezygnacj�. - Nic? Dlaczego nic? Chcesz, �eby staruszek tam zamarz�? - Nie - odpar� ch�opiec. - Wiem tylko, �e nie mo�na zmieni� jego postanowie�. A pan zostanie sam? - Istotnie, zostan� sam - odpowiedzia� doktor. - Chyba, �e twoja poczciwa matka opu�ci sw� chat� i b�dzie mi prowadzi� dom. Piotrek z pow�tpiewaniem popatrzy� na dziurawy dach, kt�ry usi�owa� zreperowa�. M�g�by po�o�y� kilka warstw desek, pokry� je pap� i �wirem, ale to i tak na nic si� nie zda. Fundamenty domu gnij� i gwo�dzie nie mog� utrzyma� spr�chnia�ego drewna. Tak, pomy�la� tylko, dalsze naprawy nie maj� sensu. Brygida b�dzie rada z mo�liwo�ci pieczenia chleba i ciasta dla doktora. On za� z przyjemno�ci� b�dzie je zjada� przy stole doktora, przy kt�rym zasiada� cz�sto razem z Heidi. - Przeniesiemy si� - o�wiadczy�, zsuwaj�c si� z dachu. - Znakomicie! - ale najpierw musisz pom�c Stryjkowi z baga�em. Jest zbyt ci�ki, by uni�s� go sam. Tylko - doda� ostrzegawczo - tego mu nie m�w. Ch�opiec zrozumia�. Halny Stryjek wpada� w melancholi�, gdy u�wiadamia� sobie, �e traci si�y. Tego popo�udnia Piotrek kr�ci� si� ko�o domu w Dorfli, wypatruj�c i wyczekuj�c. - Stryjku, czy mog� p�j�� z tob� i wydoi� kozy? - zapyta�, gdy tylko pojawi� si� staruszek. - Dobry dzie�, Kozi Generale. Pewnie, �e mo�esz - odrzek� dobrodusznie. - Kozy wygl�daj� jak po k�pieli - zauwa�y� ch�opiec, kiedy wyprowadzili zwierz�ta z ob�rki. - Musz� by� czyste na powitanie s�o�ca. Tak pracowa�o, �eby przygotowa� nam g�r� ze �wie��, zielon� trawk� i barwnymi kwiatami. Sza�as jest te� umyty �niegiem. Ani kozy, ani ja, nie mo�emy p�j�� tam jutro i narobi� s�o�cu wstydu. - Chcia�bym bardzo wybra� si� z wami. Czy mog�? - zapyta� Piotrek. - A co ze szko��? - Nigdy nie zapami�tacie, �e ju� sko�czy�em szko��? A poza tym jutro jest niedziela - doda� pospiesznie ch�opiec. - No dobrze - odpar� Halny Stryjek. - Je�li sprawi ci to przyjemno��, to mo�esz p�j��. Nazajutrz ma�a chatka na hali otworzy�a szeroko drzwi i okna, jakby chcia�a napi� si� s�onecznego blasku. Dzie� mija� za dniem. Ciep�o wiosennego s�o�ca obudzi�o najpierw malutkie, niebieskie gencjany, te z bia�� gwiazdk� po�rodku. Potem, jeden za drugim wszystkie kwiaty otwiera�y swe kielichy. By�y tu i �onkile, i pierwiosnki, i ma�e, z�ociste, skalne r�yczki. Wszystkie kwit�y niezwykle barwnie. Piotrek przygl�da� si� temu cudowi natury, jak robi� to ka�dej wiosny, odk�d si�ga� pami�ci�. Prawdziwe pi�kno tego zjawiska poj�� jednak dopiero wtedy, gdy ukaza�a mu je Heidi. Trawa na pastwiskach sta�a si� l�ni�ca i s�odka rozci�gaj�c si� jak suto zastawiony st� dla baraszkuj�cych k�z. Piotrek wstawa� codziennie ze s�o�cem; a wieczorem, gdy schodzi� zboczem w d�, zawsze spotyka� Stryjka czekaj�cego przed chatk�. - Widzia�e� jastrz�bia, generale? - pyta� co wiecz�r staruszek. - Tak - odpowiada� Piotrek. - Cz�sto go widuj�. - Uda�o mu si� chwyci� ko�l�? - Nie, Stryjku. Wiesz, �e jestem silny. Je�li jastrz�b zbli�a si� zbytnio do stada, to wygra�am mu lask� i rzucam w niego kamieniami. Jest do�� m�dry, �eby si� trzyma� z daleka. - Jeste� odwa�niejszy od Gerarda, ko�larza z Ragaz. Nieraz widzia�em, jak jastrz�b chwyta� ko�l� z jego stada. Z kim ty rozmawiasz tam, na pastwisku? - Stryjku, �artujesz sobie ze mnie - roz�ali� si� Piotrek. - Ale� nie - odpar� dziadek. - Ja te� jestem sam przez ca�y dzie�, a lubi� sobie wieczorem uci�� pogaw�dk�. Gdyby przyjecha�a Heidi, to posz�aby z tob�. Nie by�by� wtedy taki samotny; z kozami tylko i jastrz�biem. Ona bardzo lubi�a chodzi� na g�rskie pastwiska. Bia�aska i Buraska, dwie kozy nale��ce do Halnego Stryjka, wyczu�y smutek brzmi�cy w jego g�osie. Zacz�y ociera� si� o niego nosami, jakby chcia�y powiedzie�: "Jeste�my z tob�. Jeste�my z tob�. Ju� nie jeste� samotny". Stryjek pog�aska� je i da� im troch� soli. - Heidi chcia�aby pa�� kozy - westchn��. Piotrek podrapa� si� po kr�tko ostrzy�onej g�owie, staraj�c si� wymy�li� co� takiego, co zwr�ci�oby my�li staruszka w bardziej pogodnym kierunku. Ale jego opowiadanie o barwnych kwiatach na pastwisku, s�odkiej trawie i figlarnych ko�l�tach, przynosi�y wci�� t� sam� odpowied�: "Heidi chcia�aby je zobaczy�". Wtorek by� dla Halnego Stryjka dniem wyj�tkowo szcz�liwym. Wtedy bowiem Piotrek wyrusza� w g�ry, mocno �ciskaj�c list, kt�ry Heidi pisa�a ka�dej niedzieli. Na pensji nie pisano list�w wed�ug �yczenia, lecz w wyznaczonym czasie. Dziadek, kt�ry wstawa� przed wschodem s�o�ca, cz�sto ju� w p� drogi spotyka� ko�larza. Nie czyta� listu od razu. Czeka�, a� usi�dzie sobie wygodnie na �aweczce przed chat�. Tu mia� przed oczyma widok na ca�� dolin�. Czu�, �e mo�e my�lami dosi�gn�� Heidi, je�li b�dzie spogl�da� na drog�, wij�c� si� mi�dzy g�rami, a� do samej Lozanny. "Drogi Dziadku - pisa�a - pracuj� tak wytrwale, jak tylko mog�, aby powr�ci� do domu mo�liwie najpr�dzej. Monsieur Rochat jest ze mnie zadowolona, Mademoiselle Raymond r�wnie�. Chocia� ona twierdzi, �e nie umiem w�a�ciwie wymawia� "r". Prosz� Ci�, poca�uj ode mnie Bia�ask� i Burask�. Poca�uj je mocno i prosto w nos, i nie zapomnij dawa� soli Szczygie�ce, kiedy Piotrek przechodzi obok ze stadem. Ona by�a zawsze s�absza od innych. Cz�sto si� martwi� o Ciebie, jak tam �yjesz sam w chacie na hali. Chcia�abym, bardzo bym chcia�a, by� tam razem z Tob�. Zw�aszcza wieczorem, kiedy siedzisz na swojej �aweczce, s�uchasz jak wiatr porusza wierzcho�ki drzew i my�lisz o mnie. Dzisiaj b�d� w ma�ym pokoiku na wie�yczce gra� dla Monsieur Rochata. Wyobra�� sobie, �e jestem tam razem z Tob� i to b�dzie tak, jakbym gra�a dla Ciebie." List ci�gn�� si� jeszcze przez trzy strony i zawiera� spis rzeczy, kt�rymi dziadek mia� si� zaj��. Heidi prosi�a go r�wnie�, �eby zebra� niekt�re g�rskie kwiaty, ususzy� je i przys�a� jej do szko�y. Chcia�a ozdobi� sw�j pok�j tak samo jak sypialni� w domu. Pisa�a, �e pensja si� jej podoba, uczy si� z przyjemno�ci� i lubi swoje kole�anki. Mimo pogodnej tre�ci, dziadek odczyta� mi�dzy wierszami t�sknot� za domem. Staruszek wraca� do listu Heidi wiele razy przez ca�y tydzie�. Rozmy�la� nad nim, rozwa�a� zdanie po zdaniu - rad, gdy jego dziewczynka czu�a si� szcz�liwa - przygn�biony, gdy s�dzi�, �e jest smutna, Piotrek nie by� zadowolony. Twarz dziadka stawa�a si� dziwnie szara. Oczy straci�y sw�j zwyk�y blask. Jednego wtorku dziadek nie wyszed� mu na spotkanie i ch�opiec wystraszy� si�. Pobieg� spiesznie do chatki, w obawie, �e sta�o si� co� z�ego. Staruszek jednak siedzia� spokojnie na �aweczce, czekaj�c na niego. - Przynios�e� mi list, generale? - Tak, Stryjku - odpowiedzia� Piotrek. - Wygl�dasz dzi� na zm�czonego. Czy co� si� sta�o? - Nic si� nie sta�o i nie jestem zm�czony - odpar� Halny Stryjek. - Po prostu jestem stary. - Ale przecie� stary jeste� od dawna. - Tak, lecz przedtem nie czu�em tego - stwierdzi� dziadek. - A teraz czuj�. Nadszed� lipiec. Zamkni�to szko�� w Dorfli i ka�dego dnia dziadek obserwowa� gromady dzieciak�w. Wdrapywa�y si� na zbocza opadaj�ce ku wiosce, aby pomaga� rodzicom przy sianokosach. Sam skosi� ju� traw� na ��ce za chat�, przewr�ci�, �eby wysch�a i wni�s� siano na plecach do ma�ej stod�ki. Wysy�a� do Heidi listy kr�tkie, lecz pe�ne uczucia i cz�sto wk�ada� do nich suszone kwiaty. Kt�rego� dnia powiedzia� do Piotrka: - Zaprowad� dzi� kozy troch� wy�ej ni� zwykle. We� je a� do tej wielkiej ska�y, gdzie trawa jest mi�kka i s�odka. Upewnij si�, �e Bia�aska i Buraska zjedz� swoj� porcj�. Ich mleko musi by� szczeg�lnie smaczne, poniewa� chc� z niego zrobi� ma�y serek dla Heidi. Czy nie uwa�asz, generale, �e to dobry pomys�? Piotrek zgodzi� si� ze starym pasterzem bez wahania. - Och, Stryjku, to doskona�a my�l! - wykrzykn��. - Heidi na pewno si� ucieszy. IV. Prezent od dziadka Rozdzia� IV Prezent od dziadka Zbli�a� si� koniec szkolnego semestru i niekt�re uczennice wyje�d�a�y na wakacje. Liza jecha�a na wie�, sp�dzi� miesi�c z rodzicami. Anna wraca�a do domu, do Bretanii. Ewa mia�a sp�dzi� wakacje z przyjaci�mi w g�rach. Lecz Eileen, Jamy, Heidi i obie Angielki, pozostawa�y w szkole. Teraz, kiedy Ewa wyjecha�a, Heidi chcia�aby zamieszka� z Jamy, kt�ra sta�a si� jej najbli�sz� przyjaci�k�. Nie �mia�a prosi� o zmian� z obawy, �e sprawi przykro�� Eileen. Pewnego dnia, kr�tko przed wakacjami, otrzyma�a z Dorfli ma�� starannie zapakowan� paczuszk�. Dziewczynki by�y bardzo zaciekawione i pr�bowa�y odgadn��, co jest w �rodku. - Czekolada! - Nie, przecie� paczka jest okr�g�a. - Mo�e to bukiecik kwiat�w. B�d� zupe�nie zwi�d�e. - Wszystkie si� mylicie! Jestem przekonana, �e to torcik! - Pospiesz si� Heidi - ponagla�y. - Otw�rz j� i zobaczymy, kto mia� racj�. Heidi przeci�a sznurek i otworzy�a paczk�. Ku zdumieniu dziewcz�t, na stole le�a� ma�y, kozi serek - okr�g�y i bielutki. - �mietankowy serek! - wykrzykn�y, marszcz�c nosy. - Ale brzydko pachnie - doda�a jedna z Angielek. - Biedna Heidi! Tw�j dziadek pewnie my�la�, �e ci� tu g�odz�. - Doskona�y �art - zgodzi�y si� wszystkie i zacz�y chichota�. Jedna Heidi nie �mia�a si�. Przez chwil� mia�a nawet ochot� wyrzuci� ten nieszcz�sny serek przez okno. Z jego powodu kole�anki �artowa�y z niej. Potem jednak zawstydzi�a si�. Przypomnia�a sobie, jak dziadek wo�a� j� na kolacj�, a ona wdrapywa�a si� na ma�e krzese�ko, kt�re zrobi� specjalnie dla niej. Zwykle nie by�o nic poza razowym chlebem, serem i kozim mlekiem do popicia. Z jakim jednak apetytem zjadali oboje z Piotrkiem te kozie serki po dniu wspinania si� za stadem! Bia�aska i Buraska dawa�y najlepsze mleko na sery i dziadek sam miesza� je drewnian� �y�k�, a� zg�stnia�o w naczyniu. Teraz Heidi przyzna�a si� do t�sknoty za znajomym smakiem serka. - No to si� cz�stuj! - zacz�y j� dra�ni� kole�anki. Ze �miechem i kpinami wybieg�y z pokoju zaciskaj�c palcami nosy. - Rety! Co za zapach! - Szybko, na �wie�e powietrze! - Otw�rz szeroko okno, �eby wiatr wywia� ten zapaszek! - Nie chc� pozosta� w tym pokoju. Ona pewnie zachowa ten ser na pami�tk�, a ja nie znios� tego smrodu! - zawo�a�a Eileen. Nagle dziewcz�ta przesta�y si� �mia�. Edith, zawsze tak uk�adna, subtelna i elegancka, �e wszystkie j� na�ladowa�y, spojrza�a na Eileen ze zdziwieniem. - Ale� Eileen, mam nadziej�, �e nie traktujesz tego powa�nie. My tylko �artowa�y�my. - Dobrze ci tak m�wi�! Heidi nie mieszka w twoim pokoju - odrzek�a Eileen. - Gdyby nie Molly, kt�r� znam od dawna, to chcia�abym mieszka� w�a�nie z Heidi - powiedzia�a z uczuciem Edith. - C�, a ja nie! - odpali�a Eileen. - Mam jej dosy�. Id� do Mademoiselle Larbey poprosi� o zmian� pokoju. - Nie zrobisz tego! - Oczywi�cie, �e zrobi�. Zaraz zobaczycie! Dzwonek na lekcje przerwa� t� scen�. Pomimo wakacji uczennice pracowa�y codziennie mi�dzy pi�t� a wp� do si�dmej. Teraz wi�c uda�y si� do swoich klas z uczuciem, �e zdarzy�o si� co� bardzo niemi�ego. Heidi wygl�da�a szczeg�lnie smutno, kiedy wesz�a do pokoju, w kt�rym czeka� na ni� Monsieur Rochat. - Co ci si� sta�o, Heidi? - zapyta� z g��bok� trosk�. - Czy otrzyma�a� z�� wiadomo�� z Dorfli? - Dzi�kuj� panu, nie - odpar�a uczennica. - Dziadek i doktor maj� si� dobrze, a Piotrek i jego matka czuj� si� szcz�liwi w domu doktora. - A wi�c co� z�ego musia�o sta� si� tutaj - nastawa� nauczyciel. - Nie, nie, wszystko jest w porz�dku - zapewni�a uczennica. Monsieur Rochat nie wypytywa� jej wi�cej, ale postanowi� sam dowiedzie� si�, co si� sta�o. By� bardzo przywi�zany do Heidi i nie m�g� znie�� widoku jej zasmuconej twarzyczki. Po lekcji jak zwykle poszed� do biblioteki, aby poczeka� do kolacji. Zasta� tam grupk� podekscytowanych nauczycielek, pracowicie miel�cych j�zykami. Teraz ju� by� pewien, �e co� si� wydarzy�o, tylko co? - To nieprawdopodobne - m�wi�a wzburzona dyrektorka. - Mo�na by pomy�le�, �e moje uczennice g�oduj�, �e nie daj� im wystarczaj�co du�o jedzenia. Co sobie ludzie pomy�l� o mojej szkole? Zupe�nie nie wiem, co mam robi� - zako�czy�a, za�amuj�c r�ce dramatycznym gestem. - A co mo�na zrobi�? - r�wnie dramatycznym tonem zapyta�a Miss Smith. Na bibliotecznym stole le�a�o co�, czemu wszystkie przypatrywa�y si� z uwag�. Profesor jednak ze swego k�cika niczego nie m�g� zobaczy�. - Moim zdaniem - zauwa�y�a Mademoiselle Raymond - nie chodzi o to co zrobi� z tym, ale co zrobi� z Eileen. Ona nie chce nadal mieszka� z Heidi. - Ach! To jest ca�kiem zrozumia�e - westchn�a dyrektorka. - Dziecko tak delikatne, tak wra�liwe! A jakie jest pani zdanie o tym wszystkim, Miss Smith? Jaki pok�j mamy przeznaczy� dla Heidi? Jest zupe�nie pewne, �e �adna z dziewcz�t nie zechce mieszka� z ma�� wie�niaczk�, kt�ra przechowuje w pokoju kozie serki. Do tej chwili Monsieur Rochat s�ucha�, nie rozumiej�c o co chodzi. Teraz wszystko by�o jasne. Usta mu si� lekko wykrzywi�y, ale dalej milcza�. - Spanie w tym samym pokoju, w kt�rym znajduje si� Heidi, b�dzie niemo�liwe - wyrazi�a swoj� opini� nauczycielka angielskiego - je�li zatrzyma ten serek. To szkodliwe dla zdrowia. - Ale przecie� - wtr�ci�a Fraulein Feld - ona nie odpowiada za ten niezwyk�y prezent. Nauczyciel muzyki podszed� troch� bli�ej; usta drga�y mu pod g�stym w�sem. - A pan, Monsieur Rochat, co pan o tym my�li? - zwr�ci�a si� do niego dyrektorka. - Nie mam nic do powiedzenia, w ka�dym razie w tej chwili - odpar�. Po chwilowym milczeniu Mademoiselle Larbey poleci�a: - Prosz� tu przys�a� Jamy, Molly i Edith. Spr�bujemy znale�� jakie� wyj�cie. Fraulein znalaz�a wszystkie trzy w pokoju Angielek, gdzie gor�co o czym� rozprawia�y. - Panienki - zacz�a dyrektorka, kiedy Fraulein wprowadzi�a dziewcz�ta do biblioteki - wiecie, co si� wydarzy�o. Wasza kole�anka Eileen odm�wi�a zamieszkiwania z Heidi. Kt�ra z was zgodzi si� mieszka� z Eileen? Przez chwil� panowa�o ca�kowite milczenie, po czym Edith spojrza�a na dyrektork� i powiedzia�a: - Mademoiselle, wszystkie trzy chcia�yby�my dzieli� pok�j z Heidi! - M�wi�c to, mocno podkre�li�a imi� Heidi. Potem odezwa�a si� Jamy: - Molly i Edith s� dawnymi przyjaci�kami. Ewa jest teraz na wakacjach, wi�c czy Heidi mog�aby wprowadzi� si� do mnie? - Decyzj� podejmiemy p�niej - odpar�a troch� zbita z tropu dyrektorka. - Teraz mo�ecie odej��. Spojrza�a na Monsieur Rochata, kt�remu ca�a ta scena sprawi�a niezwyk�� przyjemno��. - Jak pani widzi, mia�em powody, aby nie interweniowa�. Wszystko u�o�y�o si� samo - powiedzia� z u�miechem. - To pan tak my�li - odparowa�a dyrektorka z wysi�kiem - ale nic si� przecie� nie u�o�y�o. Co ja powiem Eileen? B�dzie mia�a z�amane serce, biedne dziecko! - doda�a wsp�czuj�co. - Mo�liwe, ale to jej dobrze zrobi - stwierdzi� profesor. - Czy kto� pomy�la� o sercu Heidi? Nauczycielki wymieni�y zak�opotane spojrzenia, a profesor opu�ci� bibliotek� u�miechaj�c si� pod w�sem. Przy kolacji Monsieur Rochat zwr�ci� si� �agodnym tonem do Heidi. - S�ysza�em, �e otrzyma�a� z Dorfli co� specjalnego, pi�kny serek z koziego mleka. Czy mogliby�my go popr�bowa�? Jestem pewien, �e twoje kole�anki nigdy takiego nie jad�y; a je�li chodzi o mnie, to niecz�sto trafia mi si� podobny rarytas. Heidi zarumieni�a si� i spojrza�a na siedz�ce przy jej stole dziewczynki. U�miecha�y si� zach�caj�co i znowu Edith wypowiedzia�a w imieniu wszystkich. - Bardzo prosimy, Heidi, pocz�stuj nas. Wszyscy, z wyj�tkiem Eileen, kt�ra nie chcia�a go tkn��, zjedli po plasterku "specjalno�ci Dorfli". Jednym smakowa� bardzo, inne za� udawa�y, �e im smakuje. Heidi doskonale rozpoznawa�a te, kt�re jad�y tylko z uprzejmo�ci i u�miechn�a si� na widok Molly, odwa�nie dojadaj�cej swoj� porcj�. Po kolacji Mademoiselle Larbey przy��czy�a si� do siedz�cych w saloniku dziewcz�t. - Eileen - powiedzia�a - zadecydowa�y�my pozostawi� ci� sam� w pokoju. �adna z dziewcz�t nie chcia�a z tob� zamieszka�, chocia� wszystkie wyrazi�y ch�� dzielenia pokoju z Heidi. Wydaje mi si�, �e zrozumiesz to lepiej po przemy�leniu w samotno�ci. Porozmawiam jeszcze z tob� na ten temat, ale ju� w moim gabinecie. Przyjd� tam o wp� do dziewi�tej. A ty, Heidi, mo�esz si� przenie�� do Jamy i zabra� ze sob� reszt� koziego serka. - Och, dzi�kuj�, Mademoiselle! - wykrzykn�a Heidi z wdzi�czno�ci�. - Heidi! - Jamy! - zawo�a�a Heidi, kiedy pad�y sobie w obj�cia. Nie mog�a powiedzie� nic wi�cej, lecz jej oczy by�y jak jeziora - l�ni�ce �zami szcz�cia. V. List do dyrektorki Rozdzia� V List do dyrektorki Pewnego dnia doktor spotka� we wsi Piotrka i zapyta� o przebywaj�cego w g�rach Halnego Stryjka. - Jest bardzo smutny - westchn�� Piotrek. - Dlaczego? - zdziwi� si� doktor. - Dlaczego uwa�asz, �e jest smutny? - Jest smutny, bo jest samotny - odpar� z prostot� ch�opiec. - Przecie� sam tego chcia�! - wybuchn�� doktor. - Czy przypuszczasz, �e nie zrobi�em wszystkiego, co w mej mocy, aby powstrzyma� go od wyprawienia si� w g�ry? - On jest smutny, bo t�skni za Heidi - wyja�ni� Piotrek. - To nie jest odpowied� - zniecierpliwi� si� starszy pan. - Pos�uchaj no, co w�a�ciwie tam si� dzieje? Piotrek zastanawia� si� chwil�, zanim odpowiedzia�. - Stryjek nigdy si� nie �mieje. Siedzi tylko na swojej �aweczce przed chat� i kiedy przechodz�, m�wi: Heidi chcia�aby p�j�� dzisiaj z tob� w g�ry. Czasami znowu mruczy do siebie. Chyba lepiej, �eby nie przyje�d�a�a... ale nie jestem pewien. - Dzi�kuj� ci, Piotrku. P�jd� go odwiedzi�. Na drugi dzie� rano, gdy doktor dotar� do chatki, na �aweczce nikogo nie by�o. Mo�e Halny Stryjek co� naprawia w szopie, pomy�la�. Lecz tam te� nie by�o staruszka. Zaniepokojony doktor wszed� do kuchni i stan�� na progu jak wryty. Dziadek siedzia� przy stole, g�ow� opar� na z�o�onych ramionach i zdawa� si� spa�. - Dzie� dobry, Stryjku. Nie s�ysza�e�, jak wszed�em - powiedzia� doktor. - Mam nadziej�, �e ci nie przeszkodzi�em. - Och, m�j przyjacielu! Wi�c to ty! - zawo�a� dziadek, prostuj�c si�. - Jaki� ty dobry, �e zechcia�e� przyj�� do mnie. Masz jakie� nowiny o naszej ma�ej? - I tu zacz�� sam opowiada� o Heidi. - Czy pisa�a ci o swej ostatniej przygodzie? Wszystkie dziewczynki pojecha�y do miasta i tam zatrzyma�y si� przed wystaw� sklepow�, �eby popatrze� na obraz przedstawiaj�cy g�ry. Heidi by�a nim tak poch�oni�ta, �e nie s�ysza�a wo�ania Mademoiselle Raymond i zosta�a zupe�nie sama. Zamiast powr�ci� od razu do szko�y, posta�a jeszcze przed wystaw� i patrzy�a na obrazek, bo te g�ry przypomina�y jej dom. P�niej spacerowa�a po ulicach. Te pomys�y o samodzielno�ci przej�a pewnie od Bia�aski i Buraski. Mimo to jestem rad, �e odwa�nie szuka�a drogi, gdy zosta�a sama w mie�cie. Tu mam jej ostatni list - doda�, wyjmuj�c go z kieszeni i k�ad�c na stole. - Zdaje si�, �e lubi lekcje szycia i niecierpliwie oczekuje chwili, kiedy sama zacznie tego uczy� dziewcz�ta w Dorfli. Mog�aby korzysta� z du�ego pokoju w pa�skim domu, doktorze. Na poddaszu, tego, kt�ry stoi pusty. Co pan o tym s�dzi? Sama my�l o Heidi sprawi�a, �e stare oczy rozb�ys�y blaskiem szcz�cia. By� taki dumny z inteligencji swej wnuczki, z jej niezale�nego usposobienia. Teraz figlarnie spogl�da� na doktora, pewien jego aprobaty. - Zamieni� moje laboratorium na szwalni�! - wykrzykn�� przyjaciel. - A ja dok�d p�jd� z moimi buteleczkami, retortami i prob�wkami? Mo�e zechce, �ebym i ja uczy� si� szycia pod jej kierunkiem? Dzieci to twardy orzech do zgryzienia, Stryjku - chyba b�d� si� musia� przenie�� teraz do piwnicy. Pewien czas rozmawiali o proponowanych przez Heidi lekcjach szycia, o jej muzyce i przyjaci�kach, kt�re znalaz�a w szkole. Oczy dziadka b�yszcza�y, lecz gdy tylko doktor wsta� do wyj�cia, znowu spos�pnia�. - Zosta�bym tu d�u�ej - zapewni� go stary druh - ale ju� czwarta, a obieca�em odwiedzi� dzisiaj starego Seppeli. Jego koniec ju� si� zbli�a. - Jeste�my obaj w tym samym wieku - szepn�� Halny Stryjek. - Obaj mieli�my po dwadzie�cia lat, gdy po raz pierwszy spotkali�my si� w dolinie... Zdawa�o si�, �e chce jeszcze co� powiedzie�, ale urwa� i pogr��y� si� w zadumie. Mo�e my�la� o swej zmarnowanej m�odo�ci, o dawno zmar�ych rodzicach i latach sp�dzonych samotnie w g�rach, zanim w jego �yciu pojawi�a si� Heidi. Po d�ugim milczeniu zacz�� m�wi� przyt�umionym g�osem: - Tak, jeste�my w tym samym wieku, a ty m�wisz, �e on umiera! Teraz doktor zrozumia�, jakie to my�li zaprz�ta�y g�ow� starca. Po wizycie u starego Seppeli doktor pospieszy� do domu, po czym zasiad� przy biurku i napisa� nast�puj�cy list. "Ch~ere Mademoiselle, Mia�em zamiar pozostawi� moj� chrzestn� c�rk� Heidi na ca�e wakacje w szkole, aby mog�a kontynuowa� lekcje muzyki. Okaza�o si� jednak, �e musz� zmieni� plany. Jej dziadek bardzo za ni� t�skni. Jest w podesz�ym wieku i nie mam prawa pozbawia� go widoku ukochanej wnuczki na tak d�ugo. Dlatego te� prosz� o zorganizowanie przyjazdu Heidi do Dorfli na sierpie�. Jestem zbyt zaj�ty, aby samemu po ni� pojecha� i by�bym wdzi�czny, gdyby zapewni�a jej Pani opiek�, chocia� do Mayenfeld. Wiem, �e Heidi jest bardzo przywi�zana do swej przyjaci�ki Jamy. By�oby nam bardzo mi�o go�ci� j� przez kilka tygodni. Zna mnie Pani na tyle dobrze, aby poleci� rodzicom swej wychowanki. B�d� ogromnie zobowi�zany za zorganizowanie wyjazdu obu dziewczynek tak pr�dko jak to mo�liwe. Z wyrazami szacunku pozostaje Doktor Reboux" List dotar� do szko�y w sobot� z popo�udniow� poczt�. Heidi z Jamy czeka�y na listonosza przy furtce. - Czy jest co� dla nas? - spyta�y razem. Odk�d dziewczynki rozjecha�y si� na wakacje, listonosz sta� si� bardziej przyjazny. Mo�e �al mu by�o troch� tych, kt�re pozosta�y w szkole z dala od swoich rodzin. Tak wi�c, wbrew surowemu zakazowi Mademoiselle Larbey, pokaza� dziewczynkom paczk� list�w zaadresowanych do szko�y. - List od mego ojca chrzestnego do dyrektorki! To dziwne! A do mnie nie ma nic! - wykrzykn�a Heidi, rozpoznaj�c znajome pismo. - Widok�wka od mamy - powiedzia�a Jamy. - Jest nad morzem z przyjaci�mi... jej przyjaci�mi, nie moimi. Po chwili milczenia Jamy kontynuowa�a. - To �adnie z jej strony, �e przys�a�a mi widoczek z hotelem, w kt�rym mieszka. Pewnie jest naj�adniejszy ze wszystkich. Ma jakie� plany na jesie� i nie zd��y mnie odwiedzi�. To nie ma znaczenia, ju� si� do tego przyzwyczai�am. Wszystko to wypowiedzia�a Jamy cichym, �ami�cym si� g�osem, kt�ry nie ukrywa� jej zranionych uczu�. Heidi my�la�a w tym czasie o tajemniczym li�cie i s�ucha�a przyjaci�ki jednym uchem. Nagle podnios�a g�ow�, zaskoczona dziwnym tonem jej g�osu. Jamy nigdy nie opowiada�a w szkole o swej rodzinie i wiedziano jedynie, �e jej ojciec jest w s�u�bie dyplomatycznej. - O co chodzi, Jamy? - zapyta�a. - Je�li twoja mama nie mo�e przyjecha�, to pewnie dlatego, �e zatrzymuje j� co� bardzo wa�nego. Na pewno zobaczysz rodzic�w podczas �wi�t Bo�ego Narodzenia. - Nie - odpar�a Jamy. - Ona znajdzie now� wym�wk�, a ja b�d� musia�a wyjecha� w przysz�ym roku do Anglii. Nie odwiedz� domu i nie zobacz� nikogo z rodziny, nawet mojej m�odszej siostrzyczki. Heidi os�upia�a. Czy to mo�liwe, �e ma si� matk�, a nie mam�? Czy mo�na odczuwa� brak matczynej mi�o�ci, chocia� nie jest si� sierot�? Heidi wiedzia�a bardzo dobrze, co to znaczy nie by� kochan�. Tak bowiem czu�a si� przez te gorzkie i samotne lata sp�dzone z ciotk� Det�, zanim ta odwioz�a j� w ko�cu do nieznanego dziadka. To oznacza�o, �e nikt nie zwraca uwagi czy jad�a�, czy nie; nikt nie widzi, �e masz czerwone od p�aczu oczy, albo �le wygl�dasz. Nikt nie s�yszy twego kaszlu i nie martwi si� z tego powodu. Nikt nie przemawia do ciebie czule i nie przychodzi poca�owa� ci� na dobranoc. Nikt w ko�cu nie rozumie, �e cho� masz czterna�cie lat, ci�gle jeste� ma�� dziewczynk� potrzebuj�c� mi�o�ci i opieki. Biedna Jamy! Mo�e na ca�ym �wiecie nie by�o nikogo, kto by si� ni� interesowa�. Czy nie to by�o przyczyn� jej cz�stych, smutnych zamy�le�. Heidi z siostrzan� czu�o�ci� obj�a ramieniem przyjaci�k� i powiedzia�a mi�kko: - Jamy, ja te� zostaj� w