12792
Szczegóły |
Tytuł |
12792 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12792 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12792 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12792 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
indrani
Opowiadanie Indrani
Nikłe światło gwiazd rozproszonych po niebie niczym roztłuczone szkło,
rozświetlało
nieco mrok. Las spowijała noc. Poprzez gęste, zielone korony potężnych drzew
prześwitywał
również blask księżyca przysłoniętego z lekka przez leniwie przepływające obok
chmury.
Jego tarcza odbijała się w gładkiej powierzchni wody. Wokół panowała ciemność i
cisza,
zakłócana jedynie przez...
Chciał biec dalej przed siebie, ale już nie wytrzymał. Nagle padł na kolana i
wypluł z ust
nadmiar gromadzącej się w nich krwi. Z trudem podniósł głowę i nieprzytomnym
wzrokiem
popatrzył na rosnące obok drzewo. Podczołgał się do niego i usiadł, opierając
się o pień.
Spojrzał na spokojne jezioro przed nim. Ze zmęczenia zaczynał powoli tracić
przytomność.
Nieznośny, przeszywający ból ogarniający całe jego ciało nie dawał mu spokoju.
Przeniknęło
go straszliwe zimno, na skórze pojawiły się dreszcze. Ciekawe czy udało mi się
uciec,
pomyślał. Nie możliwe... Nie mam siły już dalej uciekać... - pomyślał mężczyzna
i oparł
głowę o pień drzewa.
Nagle Annael zauważył w mroku unoszącą się nad taflą wody postać. Była wysoka i
szczupła. Jej sięgające pasa, czarne włosy powiewały nieco na wietrze i
przysłaniały nieco
twarz o delikatnych rysach. Odziana była w długą i zwiewną czarną suknię o
szerokich
rękawach. Z jej pleców wyrastały dwa ogromne śnieżnobiałe skrzydła z lekka
przyprószone
jakby srebrem. Kobieta przybliżyła się i wyciągnęła ku niemu dłonie. Zobaczył
jej twarz.
Jego uwagę przykuły oczy. Były ciemne, prawie że czarne tak jak jej włosy.
Patrzył w nie i
dostrzegł skrywany w nich sobie wielki smutek, smutek całego świata, całego
istnienia. Był
ukryty w tych oczach. Poczuł nagle jakby ktoś przeciął mu szyję czymś zimnym,
poczuł na
niej chłód. Ale chłód ten był przyjemny, sprawił że cały ból, który go ogarniał
i przenikał,
nagle odpłynął. Otworzył oczy i spróbował wstać, udało mu się. Chciał podejść do
dziewczyny, ale w tej chwili upadł na ziemię...Przynajmniej wydawało mu się, że
upada.
Czuł jak unosi się w powietrzu, jakby latał. Czuł dziwną miękkość otulającego go
powietrza. Wziął głęboki oddech. Powietrze był rześkie jak po deszczu. Otworzył
niepewnie
oczy, jakby bał się tego, co ujrzy. Zobaczył, że otaczała go ciemność nocnego
nieba i on sam
znajduje się jakby wśród gwiazd. Popatrzył na siebie. Nie miał żadnych ran,
nawet żadnych
śladów... Czuł się wspaniale... Nagle spostrzegł tę samą dziewczynę o smutnych
hebanowych
oczach i włosach. Znowu wyglądała tak samo. Zbliżył się do niej. Coś świsnęło i
nagle w
ręku anielicy pojawiła się wysoka, czarna kosa o długim srebrnym ostrzu.
- Idź przed siebie i nie odwracaj się... - powiedziała. Annael posłusznie ruszył
przed siebie.
Szli jakby drogą wśród gwiazd, lecz po chwili znaleźli się w zupełnej ciemności.
Nie było
tu niczego oprócz nich. Annael chciał odwrócić głowę mimo jej zakazu i spojrzeć
za siebie,
ale ona to zauważyła i powiedziała zanim zdołał to zrobić:
- Mówiłam Ci żebyś tego nie robił. Chyba, że chcesz odejść na zawsze... Pozostać
bez
żadnej możliwości dostania kolejnej szansy...
- O jakiej szansie mówisz?
- Jeżeli wytrzymasz tą drogę, dostaniesz szansę powrotu... Oczywiście będziesz
wtedy
kimś innym i zapomnisz o wszystkim, co dotychczas przeżyłeś.
- A jeśli mi się nie uda? - zapytał nie odwracając głowy.
- Teraz jest jeszcze wśród żywych ktoś, kto cię pamięta i nadal cię kocha. Jeśli
Ci się nie
uda zapomną o tobie wszyscy... Znikniesz, jakbyś nigdy nie istniał. Zmienisz się
w proch...
Na chwilę zapadła cisza.
- Jednak niewielu potrafi przejść tę drogę. - powiedziała - Bardzo nie wielu...
- Ale jeśli ci się uda to dostaniesz nowe ciało, nową pamięć, nową szansę
przeżycia
swojego czasu jak najlepiej...
Szli dalej. Szli całą wieczność, ale Annael nie czuł zmęczenia. Idąc zastanawiał
się nad
wieloma rzeczami, przede wszystkim nad swoim życiem, a także nad tym, kim jest
ta
dziewczyna o kruczych oczach, wyglądająca jak anioł. W końcu Annael zauważył
wielkie
drzewo. Jego liście były czarne tak samo jak korzenie i gałęzie. Podeszli do
niego. Zauważył,
że są na nim także małe biało-szarawe kwiaty.
Wciągnął powietrze i poczuł zapach magnolii. Lubił je, przypominały mu wiele
radosnych
chwil jego życia.
- Potrafisz być cierpliwy, niewielu potrafi wytrwać całą wieczność, cały czas
świata, idąc
jedynie przed siebie...
Ale teraz zapomni o wszystkim, co dotychczas przeżył...Rozpocznie nowe życie...
Odwrócił się w stronę tej, która go tu przyprowadziła.
- Kim naprawdę jesteś?
Nie odpowiedziała. Odwróciła się do niego plecami i rozpostarła swe śnieżnobiałe
skrzydła.
- Kim jesteś? - powtórzył.
- Nieważne kim jestem...Nawet, jeżeli rozpoczniesz nowe życie a jeśli nie
zechcesz, nie
zapomnisz o mnie...Niech to Ci wystarczy - po czym wzbiła się w powietrze i
poleciała w
górę. Po chwili zniknęła mu z oczu. Nie zapomnę na pewno, pomyślał. Nie zapomnę
cię...Nie
zapomnę, powtórzył w myślach.
* * *
Było ciepło, powiewał lekki wiaterek. Powolutku dzień chylił się ku końcowi
zmieniając
barwę nieba z błękitu na róż. Leżał na ziemi z zamkniętymi oczyma. Powoli
otworzył je i
spojrzał w niebo nad nim. Gasnące promienie słońca, spadały poprzez gęstą koronę
ogromnego drzewa wprost na pogodną twarz młodego chłopaka. Miał może z
szesnaście lat.
Odwrócił się na bok i ujrzał idącą ku niemu postać. Była to wysoka i młoda
dziewczyna o
długich, sięgających pasa kasztanowych włosach i lazurowych oczach,
kontrastującymi z
morzem. Ubrana była w zwiewną czerwoną sukienkę, której dekolt wycięty w łódkę
odrywał
jej smukłe ramiona. Dziewczyna usiadła koło niego. Patrzyli razem w niebo, które
znów
zmieniało barwę, tym razem z różu przechodziło w subtelny fiolet, by później
zawładnął nim
granat nocy. Siedzieli tak przez dłuższy czas patrząc na zachodzące słońce i
pojawiający się
na nieboskłonie księżyc. Chłopak oparł się na łokciach i spojrzał na Eryn, która
podeszła do
krańca skały i rozłożyła ręce w bok. Stała tak przez chwilę z dopóki Eithel nie
podszedł do
niej i nie objął jej w talii, oparła wtedy swoją głowę o jego tors. Patrzyli z
radością na
rozpościerające się przed nimi potężne morze. W górze szybowało kilka mew.
Krążyły w
powietrzu zataczając nieregularne koła w poszukiwaniu pożywienia. Oboje czuli na
swych
twarzach lekką morską bryzę. Oboje uwielbiali tu przychodzić, potrafili przez
całe dnie
siedzieć tu we dwoje. Siedzieć pod tym wielkim drzewem lub stać na krańcu
urwiska i
spoglądać przed siebie. Czasem rozmawiali, czasem siedzieli w ciszy, wypełnionej
jedynie
szumem wiatru w liściach i rozbijających się w dole o skały fal. Nie musieli
rozmawiać.
Każdemu z nich wystarczyła obecność drugiego. Świadomość, że drugie jest tuż
obok. To im
wystarczyło i nie potrzebowali niczego więcej.
- Eryn... - szepnął, ale w tej chwili spadły na ich twarze pierwsze krople
ciepłego deszczu.
Odwróciła się do niego. Położyła swą szczupłą dłoń na jego policzku i otarła z
niej kroplę
deszczu, spływającą po jego twarzy niczym łza. Uśmiechnął się lekko i przytulił
ją do siebie
mocno.
Deszcz wciąż padał, a oni stali dalej na skraju urwiska wpatrzeni w siebie
nawzajem...
* * *
Doznał wrażenia, jakby ktoś wepchnął go do jeziora. Jakby ktoś nagle popchnął go
do
wody z dużej wysokości. Ale oddychał w niej swobodnie, tak jakby znajdował się
na
powierzchni. Czuł delikatne prądy wody, muskające jego twarz. Oczy także
widziały
normalnie, miał je otwarte. Wokół niego była jedynie woda, mająca lazurowy
kolor. Nie była
ani ciepła, ani zimna. Chociaż zdawała się być chłodna. Jednak nie była. Nagle
zauważył, że
ktoś jest tuż obok niego. Odwrócił się i zobaczył postać małej dziewczynki
trzymającej lustro.
Miała na sobie powiewną turkusową sukienkę i oczy, odróżniające się od
otaczającej ich
wodą jedynie nieco odcieniem. Były ciemniejsze. Popatrzył na swoje odbicie w
trzymanym
przez nią zwierciadle. Był wysokim, szczupłym chłopakiem, o ciemnych oczach i
czarnych
krótkich włosach. Miał smukłą twarz o delikatnych rysach. Przyglądał się sobie
przez krótką
chwilę, jakby po raz pierwszy w życiu się zobaczył, gdy niespodziewanie
dziewczynka
zniknęła. Cały obraz dookoła niego, nagle się rozmył...
...Leżał na ziemi z zamkniętymi oczyma...
* * *
Trwali tak w milczeniu, przytuleni do siebie. Wokół nich deszcz nie ustawał,
byli cali
przemoczeni. Ale nie zdawali się tym przejmować, wręcz przeciwnie.
- Chodź, chciałbym Ci pokazać pewne miejsce... - powiedział Eithel i ujął jej
dłoń. Eryn
kiwnęła głową, poczym zeszli z urwiska i poszli poprzez wysokie, sięgające im
kolan zielone
trawy w stronę...
Indrani
P.S. Wiem, że to opowiadanie nie jest zbyt dobre, bo do pisania opowiadań to ja
się niestety nie nadaję. Więc z
góry serdecznie przepraszam za ten tekst, bo prawdopodobnie uznacie go za
ostatni szajs... ;P
Żałuję, że to napisałam, ale już każdy z ekipy napisał swoje opowiadanie, tylko
ja na szarym końca, a to tylko,
dlatego że jak wiadomo jestem cholernie leniwa...
A jeśli ewentualnie miałabym napisać ciąg dalszy, (choć tego nie planuję, bo
wątpię żeby to kogokolwiek
zainteresowało...) to napiszcie do mnie o tym ;P
P.P.S. "Opowiadanie" (jeśli można to tak w ogóle nazwać) nie ma tytułu (z braku
laku ;P), więc może powinnam
ogłosić konkurs... Przysyłajcie propozycje!!! ;D