2216
Szczegóły |
Tytuł |
2216 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2216 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2216 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2216 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL MAY TAJEMNICA PIASZCZYSTEGO KANIONU
Jak dziwne mog� by� koleje losu, ile niespodzianek kryje si�
w naszym cieniu, jak krzy�uj� si� �cie�ki naszego �ycia przekona�em si�
dopiero po spokojnym i dok�adnym przemy�leniu tego dziwnego zdarze-
nia.
Jako m�ody i biedny ch�opiec uczestniczy�em za namow� swego
nauczyciela muzyki w konkursie na pie�� wigilijn�. Uznanie mojego
tekstu za najlepszy po pierwsze zdziwi�o mnie, a po drugie uzyska�em
nagrod�, kt�ra pozwoli�a mi sp�dzi� jedne z najpi�kniejszych wakacji
w moim �yciu. W w�dr�wkach po g�rach towarzyszy� mi m�j najlepszy,
najwierniejszy przyjaciel.
*
Min�o wiele lat. �ycie da�o mi tward� szko�� i zrobi�o z niedo�wiad-
czonego ch�opca m�czyzn�. Dziwno�� losu by�a w stosunku do mnie
tylko pozorna; sam wytkn��em sobie drog� i znalaz�em obok daremnych
wysi�k�w i rezygnacji du�o rado�ci i zadowolenia, kt�re z pewno�ci� nie
spotka�oby mnie w innym, spokojniejszym trybie �ycia. Pozna�em
cudownego, niezr�wnanego Winnetou i zawar�em z nim zwi�zek przy-
ja�ni, kt�ry �mia�o mog� okre�li� jako jedyny w swoim rodzaju. Sama ta
przyja�� mog�aby by� pe�nym zado��uczynieniem za to, co trzeba by�o
wycierpie�. A przecie� nad strom� �cie�k�, po kt�rej w�drowa�em,
kwit�y jeszcze inne kwiaty i dojrzewa�y jeszcze inne owoce, kt�re wolno
mi by�o zrywa�. W pierwszym rz�dzie zaliczam do nich przyja��
okazywan� mi przez dzielnych znajomych, bo tylko ci, kt�rzy nie mieli
czystego sumienia, bali si� jak ognia imienia Winnetou i Old Shatterhan-
da.
Ostatni� podr� konno odby�em z Winnetou, tym najszlachetniej-
szym w�r�d Indian, z Rio Pecos, przez Teksas do terytorium india�skie-
go nad Missouri.
Przybywszy na miejsce pozosta�em tam jaki� czas, przyjaciel za�
wyruszy� w g�ry po nuggety*. Moi liczni Czytelnicy pytali nieraz, jakie
by�o nasze po�o�enie finansowe; korzystam teraz ze sposobno�ci, by da�
im na to pytanie odpowied�.
M�wi�o si� i m�wi dzi� jeszcze, �e Indianie znaj� wielkie z�o�a z�ota,
kt�rych ani nie eksploatuj�, ani nie zdradzaj� bia�ym. Krzewicielami
tych fantastycznych wyobra�e� o czerwonosk�rych s� pisarze, kt�rzy
nigdy nie widzieli wigwamu ani nie czuli zapachu india�skiego ogniska.
Nie znaczy to jednak, �eby �aden Indianin nie zna� tajemnic skarb�w
ukrytych w jego kraju. Przeciwnie!
nuggety � bry�ki z�ota, samorodki
Sam zna�em wielu Indian � do nich nale�a� r�wnie� Winnetou
- kt�rzy dobrze wiedzieli, gdzie nale�y szuka� z�ota. Ale byli to ludzie
kiezwykli, nale�eli do starych, wybitnych rod�w, dziedziczyli tajemnice
c ojca ma syna, nie zdradzali ich nigdy innym cz�onkom rodziny czy
plemienia, a o dopuszczeniu do tajemnicy bia�ego w og�e mowy by� nie
nog�o. Nie nale�y zapomina�, �e Indianie maj� silne poczucie przynale�-
no�ci rodowej i dzi�ki temu przywi�zuj� wielk� wag� do nieprzeci�tnego
lochodzenia. Ci, kt�rzy s� przeciwnego zdania, zdradzaj� brak orientacji
powtarzaj� tylko bezmy�lnie to, co ciemi�zcy Indian wymy�lili, by
lieco usprawiedliwi� swoje okrucie�stwo. Jest w�r�d Indian wiele
wybitnych rodzin; przynale�no�� do nich uchodzi za wielki honor. Fakt,
;e Indianie nie posiadaj� nazwisk, nie ma tu znaczenia. Przecie� narody
taro�ytno�ci i dzisiejszego Dalekiego Wschodu r�wnie� nie maj� na-
wisk, a jednak pyszni� si� rodami, kt�rych s�awa obiega ca�y �wiat.
Winnetou szczyci� si� ca�ym szeregiem s�awnych przodk�w, z kt�-
ych ka�dy by� wodzem. Zna� ich czyny i nauczy� si� od nich milczenia
:t�rego nie potrafi�yby z�ama� najbardziej wymy�lne m�ki. By�em
?dynym cz�owiekiem, wobec kt�rego od czasu do czasu pozwala� sobie
a lekkie aluzje na ten temat. Mia� nies�ychanie ostry i wra�liwy wzrok;
o prostu wyczuwa� nim miejsca, w kt�rych kry�y si� szlachetne
ruszce. Wiedzia�em, �e podczas licznych w�dr�wek odkry� niema�o
ok�ad�w z�ota i srebra. Traci� p�niej ca�e dni i tygodnie, by miejsca te
amaskowa�; zwykle mu si� to udawa�o i ludzie przebywaj�cy opodal
Ibrzymich bogactw nie przeczuwali nawet, �e s� w ich pobli�u.
Winnetou w�drowa� do tych miejsc, gdy potrzebowa� pieni�dzy. Na
'zikim Zachodzie nie zdarza�o mu si� to nigdy, gdy� zawsze m�g� ubi� po
rodz� bawo�u i liczy� na to; �e w ka�dym namiocie czy obozie
iprzyja�nionych z Apaczami plemion przyjm� go z otwartymi ramiona-
li. Gdy jednak trzeba by�o uda� si� do fortu po amunicj�, albo gdy
lodzi�o o dalsz� wypraw� do �cywilizowanych" okolic, pieni�dze
awa�y &i� potrzebne. Zaopatrywa� si� wtedy stale w wi�kszy zapas
�igget�w, kt�re zmienia� p�niej na monet? obiegow� lub banknoty.
Nie potrzebuj� chyba dodawa�, �e mog�em wtedy dysponowa� jego
is�; korzysta�em jednak z tego rzadko, gdy� nie zaliczam si� do ludzi,
;�rzy lubi� �y� na koszt, przyjaci�. Na wypadek k�opot�w pieni�nych
wr�ci�bym si� raczej do kogo� obcego, gdy� wiem z do�wiadczenia,
^niesionego z obcowania z poczciwymi sk�din�d lud�mi, �e po�yczanie
eni�dzy niszczy ka�d� przyja��. Niech mi kto odpowie na to, co mu si�
'wnie podoba, ja obstaj� przy swoim. Nawet, w stosunkach z cy.�owie-
em najprzy.chylniej do mnie usposobionym, pe�nym szacunkiem dla
ej osoby i przekonanym Q tym, �e jestem pod wzgl�dem finansowym
oba zupe�nie pewn�, po�yczka w wysoko�ci kilkudziesi�ciu marek
uci cie� na nasz� przyja��.
Pr-wdziwa przyja�� got9w� jest zawsze 4o n�jwi�ksstyph ofiar,
irzyja�� moja z Winnetou sz�a nawet tak daleko, �e jeden by�by dla
drugiego got�w po�wi�ci� �ycie. Ofiarno�� ta by�a czym� wznios�ym
i wzruszaj�cym, po�yczanie za� jest czym� tak codziennym, niskim,
niemi�ym, �e przyjaciele � Winnetou i Old Shatterhand � unikali
transakcji pieni�nych mi�dzy sob�, pozostawiaj�c to Frankowi z Faike-
nau i dw�m biednym jak myszy ko�cielne uczniakom.
Gdy Winnetou p�aci� za mnie, nie mog�o by� mowy o po�yczce, gdy�
nuggcty nic go nie kosztowa�y; ale nawet s�owo ,,p�aci�" brzmi inaczej,
je�eli to uczyni kto� inny, cho�by by� najserdeczniejszym przyjacielem.
Gdyby mnie zabra� do kryj�wki i pozwoli� wpakowa� do kieszeni pe�ne
gar�cie nugget�w, nie by�oby �adnej kwestii! Ale pieni�dze w jego
kieszeni przesta�y ju� by� bezpa�skimi nuggetami, a stawa�y si� jego
z�otem, jego w�asno�ci�. Gdy je na mnie wydawa�, jaki� g�os wewn�trzny
szepta� mi, �e nie powinienem na to patrze�. Ten g�os w�a�nie sk�ania�
mnie do mo�liwie najwi�kszego uniezale�nienia si� od nugget�w przyja-
ciela.
Gdy przybywali�my do miejscowo�ci, w kt�rych mie�ci�a si� poczta,
zrzuca�em pow�ok� westmana i zamienia�em si� w pisarza. Gazety
przyjmowa�y ch�tnie moje utwory i p�aci�y za nie niez�e honoraria, kt�re
umo�liwia�y m zachowywanie zupe�nej niezale�no�ci. Dzi�ki nim mog-
�em napisa� szereg opowiada� podr�niczych, kt�rymi zadebiutowa�em
przed swymi czytelnikami. Winnetou odczuwa� to samo co ja. Nigdy nie
wpad�o mu na my�l cho�by s�owo uroni� na temat zb�dno�ci moich
honorari�w. Przeciwnie, gdy honorarium si� sp�nia�o; czeka� cierpli-
wie nadej�cia pieni�dzy i cieszy� si� r nich p�niej tak, jak gdyby sam by�
ubogim literatem. Z prawdziw� przyjemno�ci� wspomina� nauczk�,
kt�ra da� raz bogatemu plantatorowi, kt�rego ch�opca wyratowa�
z nurt�w Missisipi. Cz�owiek ten chcia� mnie wynagrodzi� pewn� kwot�
ri':"'�r>a, przypuszczaj�c po znoszonym ubraniu, �e ma przed sob�
wielkiego biedaka. Gdy Winnptou to zobaczy�, podszed� do�, b�ysn��
gniewnie oczami i rzek�:
� Czy mo�na �ycie ludzkie okupi� z�otem? � Jestem Winnetou,
w�dz Apacz�w, ten d�entelmen natomiast to Old Shatterhand, i jest
mym prTyjacielem. Gdyby chcia� bra� ode mnie pieni�dze, by�by
milionerem. I ty chcesz mu ofiarowa� tych kilka n�dznych dolar�w?
Schowaj je, przydadz� ci si�!...
A wi�c przyby�em z Winnetou nad Missouri do miasteczka St. Joseph.
Wychodzi�o -v nim pi�� dziennik�w, w tym jeden niemiecki. Nie
potrzebowa�em wi�c czeka� d�ugo na zaspokojenie moich autorskich
ambicji. Jak ju� m�wi�em, Winnetou wyruszy� po nuggety, mieli�my
bowiem zamiar uda� si� przez Missisipi na Wsch�d, co wymaga�o pewnej
ilo�ci pieni�dzy. Nie wiedzia�em, dok�d w�dz si� udaje; o�wiadczy� tylko,
�e wr�ci w ci�gu dw�ch tygodni.
St. Joseph by�o w tym czasie ostatni� zachodni� stacj� kolei Hannibal
-^- St. Joseph; na siedem tysi�cy mieszka�c�w liczy�o dwa tysi�ce
emigrant�w z Europy. Na wie��, �e przyby� Old Shatterhand, zjawi�o si�
kilku dziennikarzy po wywiady. Zaspokoi�em ich ciekawo��. Po trzech
dniach*mog�em za otrzymane honoraria kupi� pi�kne ubranie i bielizn�,
potrzebn� do wyprawy na Wsch�d. Ubranie w�o�y�em od razu, gdy�
pisanie w sk�rzanym habicie by�o trudne i niewygodne. Napisa�em
jeszcze kilka artyku��w dla dziennika w St. Louis, prosz�c o wys�anie
honorarium do Weston, dok�d mia�em si� zamiar uda�, aby zarobi� co�
do czasu powrotu Winnetou.
Miasto, w�wczas zamieszka�e w jednej trzeciej przez przybysz�w ze
Starego �wiata, le�y w�r�d dobrze zagospodarowanych osad; rozwin�o
si� pod wp�ywem znacznej imigracji. O ile si� nie myl�, by�o tu pi��
ko�cio��w, w tym dwa protestanckie. Emigranci nasi �yli w najlepszych
warunkach, utworzyli ca�y szereg zwi�zk�w, ufundowali nawet kompa-
ni� strzelc�w.
Nie mia�em tu ani chwili spokoju, a to z powodu ustawicznych
zaprosin. Chcia�em pracowa�, odmawia�em, lecz to nic nie pomaga�o,
gdy� mieszka�cy zjawiali si� u mnie prosz�c, bym im opowiedzia�
o stosunkach panuj�cych na Dzikim Zachodzie. To mi oczywi�cie nie
odpowiada�o. Nie chc�c, by w Weston powt�rzy�o si� to samo, postanowi-
�em przemilcze� swoje nazwisko. W obawie, by incognito mojego nie
zdradzi� wierzchowiec, znany wsz�dzie r�wnie dobrze jak ja, zostawi�em
konia u farmera, i odp�yn��em z St. Joseph niewielkim cz�nem,
wtajemniczywszy jedynie gospodarza, gdzie mnie ewentualnie mo�na
znale��.
Od dawna nie wygl�da�em tak przyzwoicie, jak teraz w swym nowym
ubraniu. Zostawi�em konia, spakowa�em bro�, pas z nabojami i inny
sprz�t my�liwski. Dzi�ki temu nie mog�em robi� na nikim wra�enia
westmana, kt�ry z nara�eniem �ycia przekrad� si� niedawno przez
wrogie szeregi Komancz�w.
Przybywszy do Weston, zapyta�em o dobry hotel. Wskazano mi
budynek, kt�ry tylko mizantrop z Dzikiego Zachodu nazwa� m�g�by
hotelem; mimo to, jako cz�owiek skromny, postanowi�em tu zamieszka�.
Chodzi�o mi g��wnie o czysto��, a pod tym wzgl�dem nie by�o powodu do
narzekania. Okaza�o si�, �e gospodarz jest moim rodakiem; po chwili
zjawi�a si� mi�a, l�ni�ca czysto�ci� gospodyni; kelner przywita� mnie
r�wnie� w mowie ojczystej. By� to cz�owiek m�ody, najwy�ej trzydziesto-
letni, szczup�y i bardzo niski, si�ga� mi bowiem zaledwie do ramienia. Za
to mia� pot�ne w�sy; fakt, �e nie wypuszcza� ich prawie z r�k, zdawa� si�
wskazywa�, �e jest z nich niezwykle dumny. Obs�u�ywszy mnie wzi�� do
r�ki gazet�, kt�r� czyta� w chwili, gdy si� zjawi�em na sali i zag��bi� si�
w niej, g�adz�c bez przerwy pot�nego w�sa. Nagle wyda� okrzyk
zdumienia, skoczy� na r�wne nogi i rzek� do gospodarza, kt�ry pali�
i obserwowa� mnie w milczeniu.
\ - Milordzie, musi mi pan da� w tej chwili urlop na dzi� i jutro!
Nie s�ysza�em jeszcze by kelner tytu�owa� swego pryncypa�a w ten
spos�b. Czy to zwyczaj w tym domu, czy te� przesadna grzeczno��
kelnera-karze�ka � oto pytanie, kt�re mnie zaj�o. �
� Urlop? Dzi�? � rzek� gospodarz. � Zwariowa� pan! Urlop?
Przecie� strzelcy obchodz� dzi� swe �wi�to i urz�dzaj� wieczerz�
z ta�cami.
� Przykro mi bardzo, milordzie � rzek� ma�y z g��bokim, pe�nym
bolewania uk�onem, ale got�w jestem ponie�� dla pana ka�d� ofiar�
wyj�tkiem tej w�a�nie. Musz� z nim pom�wi�.
� Z kim?
� Z Old Shatterhandem.
� Co? Jak? � zawo�a� gospodarz. � Old Shatterhandjest w Weston?
� Nie, w St. Joseph.
� Sk�d�e pan to wie?
� Niech pan przeczyta gazet�! Przyby� przed kilkoma dniami, jutro
uka�e si� w dodatku jego artyku�.
Sprytny wydawca pisma reklamuje ju� m�j artyku�, by sprzeda� jak
najwi�cej egzemplarzy! Jak wiadomo, pisma ameryka�skie licz� prze-
wa�nie na kolporta� uliczny, a nie na abonent�w.
� I dlatego chce pan jecha� do St. Joseph?
� Tak.
� Wiadomo panu, gdzie mieszka?
� Nie. ale si� dowiem.
� Nie dowie si� pan.
� Dlaczego?
� Nie b�dzie si� pan wcale dowiadywa�; nie mog� panu dzi� pozwoli�
na wyjazd do St. Joseph.
Kelner znowu si� sk�oni� nisko i rzek�:
� Znam swoje obowi�zki, milordzie i mam dla pana najg��bszy,
p�yn�cy z serca szacunek. Mimo to musz� ku swemu ubolewaniu
o�wiadczy�, �e postanowienie moje jest niez�omne.
^ � Dlaczeg� ma je pan wykona� w�a�nie dzi�?
� Old Shatterhand got�w jutro wyjecha�.
� Ale� pan sprawi mi dzi� t� wypraw� ogromny k�opot!
� Wiem o tym, jednak nie jestem w stanie nic poradzi�. M�wiem
3anu. �e si� wybieram na Zach�d i �e wszystko, co z tym wyjazdem
pozostaje w jakimkolwiek zwi�zku, stawiam ponad wszystko, nawet
aonad przyj�te u pana obowi�zki.
~ C� to ma wsp�lnego z Old Shatterhandem?
� Prosz� nie, pyta�, gdy� odpowied� jest zbyt prosta. Poprosz� Old
ihatterhanda, aby mnie zabra� ze sob� na Zach�d.
~~ Czy to pewne, �e si� tam wybiera?
� Oczywi�cie! A.dok�d mia�by jecha�? Westman tego typu co on,
nusi jecha� na Zach�d.
� R�wnie dobrze mo�e stamt�d wraca�.
� Nie. Jaki� g�os wewn�trzny m�wi mi, �e Old Shatterhand ma
w�a�nie zamiar ruszy� na Zach�d. Lepszej sposobno�ci do wykorzystania
mego planu nie znajd� nigdy.
� Ale lepszej sposobno�ci do przydania mi si� tu na co� i do
zarobienia pieni�dzy nie mia� pan r�wnie�.
� Pieni�dze s� dla mnie w tej chwili rzecz� mniejszej wagi.
� Przypuszcza pan wi�c, �e Old Shatterhand pana zabierze?
� Jestem tego pewien.
� Cz�owieku, co te� pan wygaduje!
� No?
� Old Shatterhand nie zechce z panem jecha�. Wiadomo przecie�, �e
przebywa najch�tniej sam na sam z Winnetou i unika towarzystwa
innych ludzi. Wyj�tki robi jedynie dla ludzi z przydomkiem.
� Wi�c zrobi i w tym wypadku wyj�tek.
� Dla pana, kt�ry nie jeste� wcale westmanem?
� Tak.
� W�tpi�!
� M�j g�os wewn�trzny znowu si� odzywa i szepce mi do ucha, �e
Old Shatterhand odst�pi w tym wypadku od zasady.
� Nie wierz�. Przepowiadam, �e podr� pa�ska do-St. Joseph b�dzie
daremna. Nie rozumiem, jak mo�na si� tak upiera� przy tym szale�czym
zamy�le. Przecie� u mnie ma pan dobre �ycie i zarobki. Je�eli wszystko
p�jdzie normaln� kolej�, b�dzie pan m�g� wkr�tce pomy�le� o usamo-
dzielnieniu si�.
Kelner uk�oni� si� dwa razy i odpar�:
� Mam zaszczyt o�wiadczy�, �e uwa�am sw� posad� za �wietn�, i �e
nie zrezygnowa�bym z niej, gdyby powo�anie nie zmusza�o mnie do
w�dr�wki na Zach�d.
� E, co tam powo�anie! � rzek� gospodarz niech�tnie.
� Milordzie, prosz� bardzo, niech pan nie lekcewa�y tej rzeczy1 Gdy
cz�owiek czuje w sobie jakie� powo�anie, tak jak ja je czuj�, wype�nia go
ono ca�ego i zmusza do dzia�ania. Nieraz mia�em zaszczyt m�wienia
z panem o tym, niestety, bez rezultatu.
� O tym rezultacie niech pan nawet nie marzy! Powtarzam panu po
raz setny, �e w Weston czeka pana wspania�a przysz�o��. Jest pan
m�odzie�cem oczytanym, sprytnym, oszcz�dnym � miasto nasze rozwi-
ja si� wspaniale. W nied�ugim czasie b�dzie pan m�g� zacz�� pracowa� na
w�asn� r�k�.
� Na to potrzeba wi�cej pieni�dzy ani�eli posiadam.
� Bzdury! Ma pan kredyt, sam ch�tnie pomog� panu otworzy� hotel
lub salon, gdy� wol� mie� jako konkurenta pana ni� kogo� obcego, kto
wcale nie b�dzie si� ze mn� liczy�. Powtarzam to od dawna, niestety, bez
rezultatu.
' Milordzie, rezultat jest niemo�liwy, gdy� nie czuj� w sobie
zwo�ania na ober�yst�.
- Niech pan nie m�wi o powo�aniu i zawodzie; to, co przyniesie
[eni�dze, staje si� jednym i drugim.
� Wyprawa na Zach�d przyniesie mi znacznie wi�cej pieni�dzy ni�
anowisko hotelarza na miejscu. Cz�owiek, kt�ry si� zna na anatomii jak
, ma inne cele przed oczyma ani�eli wzbogacenie si� szynkwasem.
� Nie znam si� na anatomii, ale wiem, �e dzi� jest mi pan koniecznie
atrzebny. Niech pan jedzie jutro, po balu.
� To jest niemo�liwe, milordzie! Old Shatterhand got�w do jutra
au�ci� St. Joseph.
� Niech pan zatelefonuje.
i � Nie wiem, gdzie mieszka.
� Na poczcie go znajd�.
� Przypuszczam, ale powinno si� osobi�cie za�atwia� sprawy tego
)dzaju. Mo�e przekonam go w obszerniejszej dyskusji.
Gospodyni zacz�a r�wnie� prosi�, by si� zatrzyma� do jutra. Wysi�ki
'J by�y jednak daremne. Odpowiada� niezwykle uprzejmie, tytu�owa� j�
milady", k�ania� si� w pas, ale od zamiaru wyjazdu nie odst�powa�.
Energia tego nieco groteskowego m�odego cz�owieka przypad�a mi do
ustu. Nie orientowa�em si�, co to za typ i czego szuka na Zachodzie.
waga o anatomii dawa�a pewne podstawy do przypuszczenia, �e jest
leg�y w sztuce lekarskiej. Fakt, �e medyk zostaje kelnerem, nie nale�y
Ameryce do rzadko�ci. Chc�c gospodarza wyci�gn�� z k�opotliwego
u�o�enia, rzek�em:
� Pozwol� panowie na jedn� uwag�? Podr� do St. Joseph by�aby
szcelowa, gdy� Old Shatterhanda ju� tam nie ma.
�7 Nie ma? Na pewno? Kto panu to powiedzia�? � zapytali obydwaj
>wnocze�nie.
� On sam � odpar�em.
Usiedli obok mnie, po chwili gospodarz zapyta�:
� A wi�c pan z nim m�wi�?
� Tak. Przyby�em z St. Joseph.
� To ciekawe, bardzo ciekawe! Powiadaj�, �e jest moim rodakiem.
zy to prawda?
� Prawda.
� To mnie bardzo cieszy! Jeste�my wobec tego ziomkami. Sk�d�e on
)chodzi.
� Nie pyta�em'go.
� To jasne! Takiego cz�owieka nie mo�na wypytywa� jak pierwsze-
) lepszego. A wi�c nie ma go w St. Joseph? Dok�d si� uda�?
� Przypuszczam, �e to tylko jemu jest wiadome.
� Niemi�a sprawa! � zawo�a� kelner. � Da�bym wiele, gdybym
�g� z nim pom�wi�.
� Mo�e pan by� zupe�nie spokojny. Uda� si� tylko na wycieczk�
i powr�ci.
� Naprawd�? Kiedy� to nast�pi, kiedy?
� Trudno to okre�li�. Zdaje mi si�, �e b�dzie w St. Joseph czeka� na
Winnetou.
� Winnetou? A wi�c i on przyb�dzie? Ale� w ten spos�b spe�ni� si�
moje naj�mielsze marzenia! Zobacz� jednego i drugiego � Old Shatter-
handa i Winnetou. Mo�e pan b�dzie �askaw opisa� nam Old Shatterhan-
da. Czy to cz�owiek wysoki, barczysty? A jakie ma oczy, brod�? Jak si�
ubiera, jaki ma g�os, ch�d?...
� Dosy�, dosy�! � rzek�em z u�miechem. � Kt� potrafi spami�ta�
te pytania.
� Racja! Jestem zbyt niecierpliwy.
Po tych s�owach wsta�, uk�oni� si� nisko i rzek�:
� Pozwoli pan, milordzie, �e b�d� pyta� po kolei. A wi�c czy jest
wysoki? o
� Mniej wi�cej mego wzrostu.
� Barczysty?
� Mniej wi�cej jak ja. - '
� Hm! Musz� zauwa�y�, �e m�j g�os wewn�trzny m�wi mi, i� jest
znacznie wy�szy i szerszy w plecach ani�eli pan. Jak si� trzyma?
� Prosto � jak sosna.
� Jaki ma ch�d?
� Biega na dw�ch nogach, je�dzi konno � na sze�ciu.
� B�agam, niech pan nie �artuje! Uwielbiam tego cz�owieka i nie
mog� go tak lekcewa�y�. Jaki ma zarost?
� W�sy i ma�e faworyty.
� Wi�c r�wnie� taki sam jak pan. A ubranie?
� Sk�rzane, traperskie.
� Przybrane w�osami ludzkimi?
� Nie, czerwonymi fr�dzlami ze sk�ry.
� No tak. Wiadomo, �e nie uznaje zwyczaj�w india�skich w dziedzi-
nie barbarzy�skich oznak zwyci�stwa. Rozmawia� pan z nim?
_ Ta�r
K CIA..
� O czym?
� O r�nych sprawach.
� Opowiada� panu swoje prze�ycia?
� Nie, ale jad�em z nim razem i pi�em, goli�em si� w jego towarzyst-
wie, pisa�em przy tym samym stole co on, wychodzi�em z nim, nawet
u�ywa�em tej samej miski, myd�a i r�cznika co i on.
� Co s�ysz�, milordzie! Ale� to serdeczne, beztroskie stosunki!
Zazdroszcz� ich panu.
Wsta�, znowu z�o�y� uk�on i ci�gn�� dalej:
� Mam nadziej�, �e pan b�dzie �askaw opowiedzie� mi o nim co�
11
|vi�cej. Ciesz� si� bardzo, �e pan tu zamierza zamieszka�; b�d� dumny
K obs�ugiwania cz�owieka, kt�ry jest tak bliskim znajomym Old Shatter-
handa. Ma si� pan z nim mo�e znowu spotka�.
� Tak.
� A kiedy to nast�pi?
� Pierwszy b�d� mia� wiadomo�� o jego powrocie do St^ Joseph.
� Do tego czasu zostaje pan tutaj?
� Tak.
� W takim razie musi pan obieca�, �e mnie pan do niego zaprowadzi.
Dobrze, milordzie?
� Hm. Old Shatterhand nie lubi nowych znajomo�ci. S�ysza�em, �e
postanowi� odby� podr� tylko w towarzystwie Winnetou.
� Musi zmieni� decyzj� po rozmowie ze mn�. A wi�c przedstawi
mnie pan?
� Nie wiem, czy b�dzie z tego zadowolony. S�ysza�em, �e pan
chcia�by mu towarzyszy�; ot� zwracam pa�sk� uwag�, �e Old Shatter-
hand nie lubi roli przewodnika.
� C� te� pan sobie wyobra�a, milordzie! Wiem doskonale, co mam
3 nim my�le�. Jako westman wiem, �e setki zas�u�onych westman�w
uwa�a�oby za najwi�kszy zaszczyt sam� mo�liwo�� przy��czenia si� do
niego i Winnetou cho�by na kr�tki czas. Przypuszczam jednak, �e � po
rozmowie ze mn� � nie odtr�ci mnie od siebie.
� Czego pan chce od niego? Nie powoduje mn� ciekawo��, je�eli
lednak mam pana przedstawi�, chcia�bym wiedzie�, jakie s� pa�skie
zamiary wobec niego.
Wsta� znowu, z�o�y� uk�on i rzek�:
� Milordzie, prosz� mi pozwoli� powiedzie� co� nieco� o sobie.
Nazywam si� Sterman Rost, jestem Europejczykiem, z zawodu fryzje-
rem. Marzy�em o tym, by studiowa� medycyn�, ale rodzice byli na to za
aiedni, wybra�em wi�c zaw�d golibrody, kt�ry nazwa� mo�na stopniem
io celu, kt�ry mi przy�wieca� przez ca�y czas pracy zawodowej. Dwaj
uczniowie, mieszkaj�cy u mego pryncypa�a, zainteresowali si� mn�
nauczyli mnie nieco �aciny, tak, �e umiem jej tyle, ile wymaga zaw�d
ekarski. Wszystko, co zarobi�em, wydawa�em na ksi��ki, z kt�rych si�
N wolnych chwilach pilnie uczy�em. Ze wzgl�du na z�e warunki
naterialne nie mog�em, oczywi�cie, nawet �ni� o zapisaniu si� na
uniwersytet. Jedynym moim marzeniem by�a ameryka�ska szko�a
wy�sza. Uda�em si�-wi�c do Hamburga i przyj��em prac� na jednym ze
statk�w p�yn�cych do Ameryki. Przyjecha�em wi�c bezp�atnie do
Nowego Jorku i pracowa�em tam jako fryzjer, co mi nie przeszkadza�o
ucz�szcza� do Kolegium Columbia. Nie chc� pana m�czy� szczeg�ami,
"nilordzie, niech panu to wystarczy, �e p� roku temu sko�czy�em
uniwersytet w St. Louis z dobrym wynikiem.
Poda�em mu r�k� i rzek�em:
l
� Prosz� przyj�� wyrazy szacunku, doktorze. Sk�d�e przysz�o panu
do g�owy zosta� kelnerem?
� Czy to co� dziwnego przy stosunkach panuj�cych w Ameryce?
Jestem medykiem, ale nie chc� nic wiedzie� o tej medycynie, kt�r�
stosuj� nasi lekarze. Uwa�am, �e chore cia�o, o ile w og�le ma �y� dalej,
nie potrzebuje dla wyzdrowienia obcych, a nawet truj�cych substancji.
Natura musi sama leczy� rany i zaburzenia wywo�ane przez choroby; nie
znaczy to, oczywi�cie, �e przy wszystkich chorobach lekarstwa s�
zb�dne. Postanowi�em i�� dalej w tym kierunku i jestem przekonany, �e
dzikie plemiona, zbli�one do natury, zrozumiej� mnie i przyznaj� mi
racj�. Na tej drodze powzi��em my�l udania si� na Zach�d i przeprowa-
dzenia studi�w w jakim� india�skim plemieniu. Nie mia�em wprawdzie
�rodk�w do wykonania tego planu, ale mimo to ruszy�em w drog�
i dotar�em a� tutaj. Przyj��em miejsce kelnera, by zarobi� nieco pieni�-
dzy i doczeka� si� okazji wyjazdu na Zach�d. Dzi� przeczyta�em
w gazecie, �e Old Shatterhand przebywa w St. Joseph, natychmiast wi�c
postanowi�em zwr�ci� si� do niego. Mo�e zabierze mnie ze sob�, a je�eli
nie, to w ka�dym razie albo on, albo Winnetou polec� mnie jakiemu�
plemieniu, kt�re na tej podstawie nie odm�wi mi dost�pu. C� pan na to,
milordzie?
� Patrz� na pana innymi oczyma ni� przed chwil�, gdy mia�em
wra�enie, �e jaki� kelner chce prosi� Old Shatterhanda o zabranie go ze
sob�. By�em ponadto przekonany, �e �yczenie to nie spe�ni si�, poniewa�
wiem, �e obydwaj nie wybieraj� si� na Zach�d, ale na Wsch�d.
� Na Wsch�d? Jaka szkoda!
� Niech go pan mimo to odszuka. W ka�dym razie u�yczy panu swej
rady i mam wra�enie, �e, o ile Winnetou si� zgodzi, nie odm�wi panu
polecenia w postaci totemu* do kt�rego� z wodz�w, z kt�rym ��cz� go
stosunki przyja�ni. Najlepiej by�oby, gdyby si� panu uda�o uzyska�
totem do jednego z plemion Apacz�w, podleg�ych Winnetou. Takie jest
moje zdanie. Zobaczymy, co na to powie Old Shatterhand.
� Pan go przecie� zna! Pozwoli� panu nawet my� si� w swej
miednicy, nie przypuszczam wi�c, by nie uwzgl�dni� pa�skiej pro�by.
Czy nie by�by pan �askaw, milordzie, da� mi do niego kilka s��w na
pi�mie.
� Dlaczego nie. Spe�ni� ch�tnie pa�skie �yczenie, nie mog� jednak
przyrzec, �e s�owa moje przynios� po��dany skutek.
Wsta� znowu, uk�oni� si� trzykrotnie jeszcze g��biej ni� przedtem
i rzek�:
� Serdecznie dzi�kuj�, milordzie! Jestem przekonany, �e b�d� si�
m�g� poszczyci� sukcesem. Prosz� pozwoli�, by mi m�j g�os wewn�trzny
totem � (z j�zyka Indian Algonkin�w) figurka, rysunek wyobra�aj�ce zwierz� lub
przedmiot, otoczone czci� religijn�; god�o rodu, plemienia.
� � 13
m�g� o�wiadczy�, �e w ka�dym razie otrzymam jaki� totem. Uwa�a pan
yi�c, �e totem skierowany do plemienia Apacz�w b�dzie najodpowied-
liejszy?
� Tak. Je�eli si� pan przy��czy do Indian mieszkaj�cych nieco na
a�noc, b�dzie pan mia� mniej uci��liw� i niebezpieczn� drog�. Pozwoli
?an, �e przy tej okazji zapytam, jak wygl�da sprawa pa�skiej wytrzyma -
:o�ci w takiej podr�y, i jak sobie pan wyobra�a sw�j pobyt w dzikim
pustkowiu?
� Ach, jestem zdr�w, wytrzyma�y, je�d�� dobrze konno. Pami�taj�c
ci�gle o swych zamiarach, �wiczy�em si� podczas pobytu w St. Louis we
w�adaniu broni�. Nie jestem wprawdzie cz�owiekiem prerii, tym nie-
mniej jednak na dziesi�� strza��w trafiam do celu sze��, siedem razy.
� Bardzo to pi�knie, ale prawdziwy westman odpowie panu, �e
najprzedniejsze nawet strza�y, o ile s� skierowane do celu, nie potrafi�
zaimponowa� ludziom sawanny.
Przerwali�my rozmow�, bowiem do pokoju wszed� jaki� go�� i kelner
musia� si� nim zaj��. By� to cz�owiek przypominaj�cy z powierzchowno-
�ci eklezjast�*, czarno ubrany, g�adko ogolony. W r�ku trzyma� ma��
walizk�. Wygl�da� skromnie i dostojnie, po jakim� czasie dopiero
stwierdzi�em, �e wygl�d ten dziwnie kontrastuje z niespokojnym,
badawczym wzrokiem.
�- Ach pan prayerman* � rzek� gospodarz podaj�c go�ciowi r�k�.
� Tak, prayerman � rzek� go�� nos'owym g�osem. � W naszych
grzesznych czasach kaznodzieja powinien by� najbardziej po��dan�
asob�. Ludzie nie boj� si� kary Bo�ej, w�druj� po �cie�kach zniszczenia
i zepsucia. Aby unikn�� drugiego potopu, kt�ry zmiecie wszystko co
�yje, cnotliwi musz� stara� si� sprowadzi� z b��dnej drogi swych
oli�nich. Tu w�a�nie, na granicy cywilizacji i zdziczenia, spotykaj� si�
wyrzyski tego �wiata i przez przyk�ad sw�j psuj� s�abe, chwiejne dusze,
ila kt�rych mo�e znalaz�by si� jeszcze ratunek.
� Tak, tak, niestety � potwierdzi� gospodarz. � Pami�ta pan, jak to
astatnio m�wili�my o tym, �e mieszkaj�cy naprzeciwko kupiec ma
zamiar sprzeda� dom, zwin�� sklep i wyjecha� do Memphis?
� Nie mog� sobie tej rozmowy przypomnie�.
� Ot� sprzeda� wszystko za got�wk�. I prosz� sobie wyobrazi�,
w przeddzie� odjazdu z�oczy�cy w�amali si� do mieszkania i zabrali
wszystkie pieni�dze!
Kaznodzieja za�ama� r�ce, podni�s� skromnie oczy ku g�rze i zawo�a�:
� Grzesznicy! Nie kradnij! Kto nie czci tego przykazania, ten nie jest
?odny wej�� do kr�lestwa niebieskiego.
� W Plattsburgu zdarzy� si� na par� dni przedtem taki sam wypadek
i adwokata Preltera. Pewien kupiec mia� wyp�aci� jakiemu� klientowi
i k l e z j a s t a � (z gr.) tu duchowny
irayerman� (z ang.) kaznodzieja
[4
2000 dolar�w. Poniewa� klient wyjecha�, pieni�dze le�a�y u adwokata.
I do niego w�amali si� z�oczy�cy. Zrabowali ca�� got�wk�. Pan zna
adwokata Preltera?
� Nie. S�ugi Bo�e unikaj� wszelkiej k��tni i nie prowadz�c proce-
s�w, nie potrzebuj� adwokat�w.
� Mia�em wra�enie, �e pan w�a�nie tego dnia przyby� z Plattsburga
do Weston.
� Kr��� po �cie�kach mego niebia�skiego zawodu i nie widz� wcale
ziemskich �cie�ek. Teraz pozostan� w Weston przez kilka dni. Czy mo�e
mi pan da� ten ma�y, skromny pok�j, w kt�rym kiedy� mieszka�em?
� Pok�j jest wolny.
� A wi�c zobacz�, czy B�g pob�ogos�awi moje dzisiejsze wej�cie
w ten dom.
Otworzy� walizk�, wyci�gn�� z niej plik papier�w, podszed� do mnie
i podaj�c mi je, zapyta�:
� Szanowny panie, rozumie pan po niemiecku?
Skin��em g�ow�.
� Przypuszczam, �e witam w panu rodaka, kt�ry zna s�owa Biblii:
szatan chodzi po �wiecie w postaci rycz�cego lwa i szuka, kogo by
poch�on��. Ale nie wszystko jeszcze stracone! Niech pan korzysta ze
sposobno�ci i chwyta okazj� w postaci tych skromnych utwor�w,
kt�rych cena jest uwidoczniona na ok�adce obok tytu�u.
Uczyniwszy nade mn� gest b�ogos�awi�cy, odwr�ci� si� i podszed�
z powrotem do sto�u; zasiad� przy nim i czeka�, czy ksi��k� przeczytam
lub kupi�. A wi�c tak rozumia� kwesti�, czy B�g pob�ogos�awi jego
zjawienie si� w tym domu!...
Nie mia�em najmniejszej ochoty na przejrzenie wr�czonych mi
papier�w. Jednak�e pr�cz spojrzenia prayermana poczu�em na sobie
r�wnie� wzrok gospodarza i kelnera. Nie chc�c narazi� si� na podejrze-
nia, �e jestem bezbo�nikiem, zacz��em przerzuca� kartki. By�y to
kazania i nabo�ne przem�wienia w j�zyku angielskim i niemieckim.
Opr�cz tego zobaczy�em ma�e ksi��eczki do nabo�e�stwa i zbiorki
pie�ni, kt�rych tytu�y zrobi�y na mnie odpychaj�ce wra�enie. Brzmia�y
One: ,,Poha�bienie parszywej owcy", ,,Psa�terz pi�ciu strun duszy",'
�Pioruny z ambony przeciw przekl�tym �mijom ludzkim", �Religijna
luneta dla odkrycia drogi do wieczno�ci". Mo�e to dziwaczne, ale tego
rodzaju tytu�y oburzaj� mnie zawsze. Tylko jeden tytu� ma�ego zeszyci-
ka nie budzi� we mnie wstr�tu i brzmia� jak nast�puje:,,Sze�� wzruszaj�-
cych utwor�w wierszem na Bo�e Narodzenie, Wielkanoc i Zielone
�wi�tki".
Zeszycik kosztowa� sporo, pe�ne dwadzie�cia pi�� cent�w! Zaznaja-
miaj�c si� z tre�ci�, postanowi�em go zatrzyma�. Odsun��em reszt�
utwor�w na bok i po�o�y�em pieni�dze na st�. Po chwili prayerman
podszed�, zgarn�� pieni�dze i reszt� utwor�w i rzek�:
� Przyjacielu, zrobi�e� niezwykle skromny wyb�r. A przecie� obo-
15
wi�zkiem ka�dego dobrego chrze�cijanina jest wspieranie �wi�tej wiary.
yiam wra�enie, �e dobra doczesne interesuj� pana wi�cej �d niebia�-
skich. Niech pan pomy�li o tym, �e ka�dy mierzony b�dzie kiedy� t�
sarn� miar�, kt�r� sam przyk�ada. Niebo nie wynagrodzi panu tego
umys�u oszcz�dno�ci.
Cho� nie mia�em wcale zamiaru rozmawia� z tym cz�owiekiem, nie
by�em w stanie powstrzyma� si� od nast�puj�cych s��w:
� Niech si� pan o to nie k�opocze! Przecie� nie pyta�em wcale o rad�
i nauki; niech je wi�c pan zatrzyma przy sobie.
Otworzy� usta, aby co� Odpowiedzie�, ale zmiana, kt�r� zauwa�y�
w mej twarzy, wskaza�a mu widocznie od razu, �e milczenie b�dzie
w tym wypadku znacznie lepsze od s��w. Uczyniwszy dostojny ruch r�k�
odwr�ci� si�, w�o�y� papiery i ksi��ki do walizy, wyci�gn�� jeszcze jeden
egzemplarz ksi��eczki z wierszami, kt�r� naby�em i rzek�, wr�czaj�c j�
gospodarzowi:
� Jako go�� tego domu nie mog� od pana ��da� zap�aty, ofiarowuj�
wi�c panu te sze�� wierszy dla zbawienia pa�skiej duszy. Czyni� to
r�wnie� dlatego, poniewa� jeden z utwor�w zawartych w ksi��eczce,
otrzyma�em tu, w Weston.
� Tu? Od kogo? � zapyta� gospodarz, otwieraj�c otrzyman� ksi��e-
czk�.
� Od pewnej bardzo pobo�nej niewiasty, u kt�rej ju� nieraz kupo-
wa�em ksi��ki. Jest to �ona strzelca i dostawcy futer; wyruszy� przed
kilkoma miesi�cami na wypraw� i nie powr�ci� dotychczas. Mieszka
z synem, kt�ry jest adwokatem.
� Ach, m�wi pan o pani Stiiier?
� Tak, przypomnia�em sobie, �e si� nazywa Stiiier. Podczas ostatniej
wizyty, kt�r� jej z�o�y�em, przeczyta�a mi wiersz napisany ku uczczeniu
Bo�ego Narodzenia, kt�ry tak mi si� spodoba�, �e poprosi�em o zezwole-
nie na odpis. Pani Stiiier zgodzi�a si�, da�em wiersz do druku i sprzedaj�
?o teraz.
� Kt�ry to wiersz?
� Pierwszy z kolei.
�� 2/atytu�owany ,,Rado�� nad betlejemskim ��obkiem"?
�- Tak. Musi go pan przeczyta�. Mo�e ja go panu przeczytam! Nie
sa�dy przecie� potrafi uj�� sens utworu i przez odpowiedni� intonacj�
;�oSu trafi� do serc s�uchaczy. Pozwoli pan?
� Wzi�� ksi��eczk-� z r�k gospodarza, otworzy� i stan�� w pozycji
ieklamatorskiej.,,Rado�� nad betlejemskim ��obkiem"! Znowu niemi�y
;ytU�, schlebiaj�cy ulicy. By�em pewien, �e tre�� wiersza b�dzie sta�a na
poziomie tytu�u. Nie chc�c jej wcale s�ysze� wsta�em, kieruj�c si� ku
irz^yiom. Przy samych drzwiach dosz�y mnie pierwsze s�owa prayerma-
la. Czytelnik chyba domy�la si�, jak wielkie ogarn�o mnie zdumienie.
3zy� to mo�liwe, bym us�ysza� sw�j w�asny wiersz? A mo�e inny utw�r
o takim samym pocz�tku? S�ucham dalej � nie, to m�j wiersz, ka�de
s�owo moje! Gdy kaznodzieja nosowym g�osem wyrecytowa� ca�o��,
podszed�em do sto�u, na kt�rym zostawi�em kupion� niedawno ksi��ecz-
k�, otworzy�em j� i wyczyta�em co nast�puje: ,,Rado�� na betlejemskim
��obkiem, psalm pokutny zb��kanego grzesznika, nawr�conego przez
nasze pisma i ksi��ki".
Mia�em wra�enie, �e mnie kto� waln�� obuchem w g�ow�. Nie
wiedzia�em, czy potraktowa� ca�� spraw� humorystycznie, czy te�
pu�ci� w ruch pi�ci. Zanim zd��y�em si� zdecydowa�, prayerman rzek�:
� Je�eli chcecie si� przekona� o dzia�aniu tego wiersza, popatrzcie
na tego nieznajomego!
Wskaza� na mnie r�k� i ci�gn�� dalej:
� By� zbyt oszcz�dny, aby kupi� ca�e �r�d�o �aski, wzi�� tylko
kropelk�, lecz podzia�a�a tak pot�nie, �e oto chwyta si� za piersi, by
wyci�gn�� z portfela pieni�dze, potrzebne na zap�acenie reszty utwo-
r�w. �piesz�, by dusz� jego wyratowa� od niecnej �mierci!
Po tych s�owach wyj�� z walizki ksi��ki i zeszyty, kt�rych nabycia
przed chwil� odm�wi�em, roz�o�y� je znowu przede mn� i wyci�gn��
r�k� po pieni�dze. Bezczelno�� ta poruszy�a mnie do g��bi. Winnetou
okre�li�by m�j stan tymi s�owy: �Brat m�j wystrzeli za chwil�, ju� ma
pe�no naboi w ustach i w d�oniach".
W podobnych wypadkach zaczyna�em zwykle od tonu przyjaznego
i uprzejmego, kt�ry stopniowo przechodzi� w zgo�a przeciwne brzmienie
i znaczenie. Zapyta�em wi�c prayermana z dobrotliwym u�miechem:
" � Musz� przyzna�, �e wiersz wywar� na mnie g��bokie wra�enie.
Zna pan autora?
� Znam.
� Kt� to taki, czym si� trudni?
� By� s�ynnym koniokradem.
� Ach tak! By�, a wi�c ju� nim nie jest?
� Nie. Rozczytywanie si� w naszych pismach naprowadzi�o go na
drog� skruchy. Napisa� ten wiersz w godzinie konania.
� W godzinie konania? A wi�c nie �yje?
� Nie. Czy nie wiadomo panu, �e w tym stanie karze si� koniokrada
Stryczkiem?
^- Ach tak, wi�c go powieszono! Jest pan tego pewien?
� Najzupe�niej, przecie� to ode mnie otrzyma� utwory, kt�re wywo-
�a�y tak� skruch�. By�em �wiadkiem jego zgonu.
� Czy to by� Niemiec?
� Nie, by� Irlandczykiem.
� M�wi� pan przecie�, �e wiersz zosta� przepisany u pani Stiiier
i odda� go pan p�niej do druku?
� Racja! � rzek� po chwili zak�opotania. � Ta kobieta otrzyma�a
odpis wiersza od urz�dnika wi�zienia.
17
Na oryginale widnia� podpis autora?
- Tak, lecz nie zanotowa�em go, nie chc�c na tym padole p�aczu
:ompromitowa� cz�owieka, kt�ry -szcz�liwie odszed� w za�wiaty.
Tempo moich pyta� by�o coraz szybsze. Wypowiada�em je coraz
g�o�niej. Prayerman nie zauwa�y� tego wcale i z ca�� bezczelno�ci�
n�wi� dalej:
� Kochany panie! Jestem przekonany, �e wyci�gnie pan konsek-
wencje z poznania prawdziwej pot�gi skruchy. Mo�e pan kupi reszt�
itwor�w? Oddam je za dwa i p� dolara.
Cierpliwo�� moja wyczerpa�a si� w tym miejscu. Rykn��em jak lew:
� Oszu�cie, k�amco! Powiedzia� pan przed chwil�, �e si� uderzy�em
w piersi: o�wiadczam, �e dla pa�skiej osoby nie tkn� ani swej piersi, ani
portfela. Pan ma ratowa� od zag�ady moj� dusz�? Niech pan lepiej dba
) swoj� w�asn�, bezczelny k�amco! Pan twierdzi, �e autor tego wiersza
?y� koniokradem, kt�ry pod stryczkiem osi�gn�� zbawienie wieczne
izi�ki pa�skim ksi��kom? Pan ma odwag� twierdzi�, �e Irlandczyk
v Ameryce napisa� ten wiersz po niemiecku?! I ma pan odwag�
proponowa� mi swoje druki, maj�ce rzekomo zbawi� m� dusz� za dwa
p� dolara? Niech pan to sam czyta, bo potrzeba panu wi�kszej skruchy
pokuty ni� najgorszemu koniokradowi!
Po tych s�owach rzuci�em mu w twarz zeszyty i ksi��ki. Oniemia� na
�hwil� ze z�o�ci i zdziwienia, potem podszed� do mnie ostrym krokiem
wymachuj�c pi�ci� przed mymi oczyma, zawo�a�:
� To nies�ychane! Pan odwa�y� si� nazwa� mnie oszustem i bez-
vstydnym k�amc�? I to gorszym od koniokrada! Niech pan to jeszcze raz
)owt�rzy, a zetr� pana na miazg�!
Przybra� wojownicz� poz�.
� R�ce w d�! � krzykn��em. � W�a�nie dlatego, �e pan nim jeste�,
vstydz� si� po raz pierwszy w �yciu, �e jestem pana rodakiem. Autor
ych wierszy zgin�� pa�skim zdaniem na stryczku? Czy pan wie, kto to
aki? Ot� stoi przed panem i ��da, by� mu odda� na spalenie wszystkie
)ozosta�e ksi��eczki!
� Pan, pan ma by� autorem wiersza? Wygl�da pan na barana...
Nie mia� czasu doko�czy�, wymierzy�em mu bowiem tak pot�ny
)oliczek, �e .run�� na pod�og� przewracaj�c dwa krzes�a. Po chwili
;erwa� si�, wyci�gn�� z kieszeni d�ugi n� i rzuci� si� na mnie jak dzikie
wierz�. Podnios�em r�ce do g�ry i zdzieli�em go w rami� z tak� si��, �e
:nowu run��jak d�ugi. Zanim zd��y� si� podnie��, doskoczy�em do niego,
U��em lew� r�k� za kar^ i podnios�em w g�r�, potem wyrwa�em mu n�
>raw� r�k� i wymierzy�em dwa siarczyste policji, na koniec zawlok�em
;o do walizki ze s�owami:
� Wyci�gn�� wiersze, spal� je! Je�eli nie b�dziesz pos�uszny, pb-
nog� ci!
�wi�toszek spokornia�. Udawa� wprawdzie, �e si� broni, ale nieco
�...Po chwili zerwa� si�, wyci�gn�t z kieszeni dtugi n� i rzuci� si� na �
mnie jak dzikie zwierz�..."
nocniejsze zaci�ni�cie szyi zmusi�o go do pos�usze�stwa. Wyrzucaj�c
; walizki swe broszurki mrucza� g�o�no:
� B�dzie pan za to musia� zap�aci�, gdy� zabiera pan to gwa�tem!
'rzecie� jest sprawiedliwo�� na �wiecie, a wi�c i tu, na Zachodzie!
� Tak, tu na Zachodzie r�wnie�! Dowiod�em tego, i jestem got�w
>rzedstawi� dalsze dowody. I to w dodatku bezsporne. Nie radz�, by�my
;i� mieli jeszcze spotka� w podobnej sytuacji. Ludzie nie zawsze
byychodz� ca�o z moich obj��, tak jak si� to tobie uda�o, ob�udny dewocie!
Pu�ciwszy go wzi��em druki i zanios�em do kuchni, gdzie sam je
(pali�em. Gdy wszed�em do pokoju, prayermana ju� nie by�o.
� Poszed� do swego pokoju � rzek� gospodarz z ubolewaniem,
abrzucaj�c mnie na p� badawczym, na p� niezadowolonym spojrze-
liem. � M�j Bo�e, tak szybko, tak niespodzianie! M�wi� pan zrazu tak
uprzejmie i nagle to uderzenie w twarz papierami, te siarczyste policzki,
;o uderzenie w rami�, chwycenie za kark! Wszystko odby�o si� w jakim�
sawrotnym tempie. Nie, czego� podobnego nie widzia�em nigdy w �yciu!
Sa�atwi� pan wszystko w mgnieniu oka!
� Ja r�wnie� nie widzia�em czego� podobnego! � rzek� kelner.
� Ca�a historia trwa�a dwie minuty, jak gdyby wszystko by�o zaplano-
wane i wystudiowane. Gdy pan opisywa� mi wzrost i posta� Old
ihatterhanda powiedzia�em, �e wyobra�a�em sobie, i� jest wy�szy od
aana. M�j g�os wewn�trzny teraz mi m�wi, milordzie, �e tego pot�nego
;hwytu za kark nauczy� si� pan od niego. Przecie� przeci�tny zapa�nik
,raci przy tym chwycie oddech!
� Ma pan racj� � odpar�em.
� Spali� pan naprawd� wszystkie wiersze? � spyta� gospodarz.
� Wszystkie � odpowiedzia�em.
� A wi�c b�dzie pan musia� zap�aci�!
� Pshaw! Tej kanalii nie wpadnie nawet do g�owy podobne ��danie.
� A wi�c pan jest naprawd� autorem tego wiersza?
� Tak.
� Dziwne! Powiedzia� przecie�... hm! To bardzo pobo�ny i czcigodny
�z�owiek.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gospodarz ma do pobo�nego i czcigodnego
)rayermana wi�cej zaufania ni� do mnie. Nie czu�em wcale ochoty do
vyprowadzania go z b��du,-^omijaj�c milczeniem osob� prayermana,
napyta�em:
� Pan zna pani� Stiiier, o kt�rej by�a mowa?
� Owszem.
� Czy to Niemka?
� Mam wra�enie, �e pochodzi z niemieckiej Austrii. Na og� nie
'z�sto spotykam si� z tymi lud�mi.
� �yj� samotnie?
Bardzo! M�� jest dostawc� futer dla wielkiej firmy w St. Louis
i bywa w domu najwy�ej dwa, trzy miesi�ce w ci�gu roku. Wtedy
wypoczywa, po�wi�ca ca�y wolny czas �onie i synowi, tak, �e ma�o si� go
widuje. Przypuszczam, �e pan, jako cz�owiek pracuj�cy w literaturze,
nie bardzo orientuje si� w dzisiejszych koniunkturach handlu sk�r
i futer, niech to panu w ka�dym razie wystarczy, �e nie jest to dzi� ze
wzgl�du na coraz wi�kszy brak zwierza taki �wietny interes jak dawniej.
Strzelec, kt�ry chce �y� z handlu futrami, musi teraz ryzykowa�
znacznie wi�cej ni� dawniej; musi zapuszcza� si� w najbardziej niebez-
pieczne okolice Rocky Mountains*. Mo�na tam wprawdzie ob�owi� si�
porz�dnie, ale trudno unikn�� niebezpiecznych spotka� z Indianami.
Niejeden nie powr�ci� z tamtych stron, jednak Stiiier ma dotychczas
szcz�cie. Nigdy nie idzie w g�ry sam. Co roku werbuje kompani�
strzelc�w i zastawiaczy side�, staj�c na jej czele jako dow�dca. P�aci tym
ludziom nie za przepracowany czas, lecz od sztuki; mam wra�enie, �e nie
robi z�ych interes�w, gdy� stale dostarcza do St. Louis moc futer.
Strzelcy staraj� si� dosta� do niego, Indianie maj� przed nim respekt.
Tak przynajmniej przypuszcza� nale�y na podstawie faktu, �e nadali mu
przydomek �wojenny", czego nie robi� nigdy w stosunku do bia�ych
ludzi.
� Zna pan ten przydomek?
� Owszem: Nana-po. Nie wiem jednak co to znaczy i jaki to j�zyk.
� Naprawd�? Stiiier nie zdradzi� tego nikomu?
� Nie. �yje samotnie, jest zreszt� z natury milcz�cy; mam przy tym
wra�enie, �e go o to nikt nie pyta�.
� Przydomek ten jest skr�tem s�owa �nana-po-patnitsch" i nale�y
do dialektu plemion Utah�w i Szoszon�w, kt�re s� ze sob� spokrewnio-
ne. Znaczy mniej wi�cej �m�j starszy brat" i jest w�r�d Indian przy-
domkiem zaszczytnym. Utahowie zamieszkuj� okolice niebogate w
zwierz�ta, kt�rych futra mog� przedstawia� warto�� kupieck�; przypu-
szczam wi�c, �e przydomek nadali mu Szoszoni. Zapewne �yje z nimi na
przyjacielskiej stopie i zas�u�y� sobie przez swe czyny na ich szacunek.
Gdyby tak nie by�o, nie nazwaliby go bratem i to w dodatku starszym.
Jestem przekonany, �e mieszka�cy Weston mog� by� dumni ze swego
wsp�obywatela.
� Nie mieli�my o tym poj�cia � rzek� gospodarz, patrz�c na mnie ze
zdumieniem. � Ale pan posiada nies�ychanie rozleg�e wiadomo�ci! Nie
jest pan westmanem, gdy� westmani nie potrafi� porusza� si� w ubraniu
miejskim tak swobodnie i tak zgrabnie jak pan, a jednak pan zna
zwyczaje Indian i pisze pan wiersze. Zapewne nale�y pan do ludzi nauki?
� Ma pan racj�, jestem cz�owiekiem pi�ra.
� Niech mi pan wybaczy, �e zapytam o nazwisko.
Chc�c zatai� kim jestem i widz�c, �e imi� Old Shatterhanda jest tu
Rocky Mountains�(ang.) G�ry Skaliste
21
�wnie� znane, wymy�li�em na poczekaniu nazwisko podobne do swego
odpar�em:
� Mam dziwne nazwisko, kt�rego pan na pewno nigdy nie s�ysza�.
Tazywam si� Mayer.
� Mayer? � zawo�a� tamten, �miej�c si� na ca�e gard�o. � Rzeczywi-
cie, rzadko�� nad rzadko�ciami! Mimo to znam je, bo si� tak samo
tazywam. Czy pan dowiadywa� si� o rodzin� Stiiier�w w jakim�
pecjalnym zamiarze?
� Tak. Chodzi�o mi o wiersz napisany przed laty. Ten, kt�ry go tak
I�ugo przechowywa�, musia� si� nim specjalnie interesowa�; nic wi�c
Iziwnego, �e mnie zaj�a osoba pani Stiiier.
� Niech�e j� pan odwiedzi. Nie udziela si� wprawdzie nikomu, tak
tamo jak jej m��, ale jestem przekonany, �e nie b�dzie wobec pana
lieuprzejma.
� S�ysza�em r�wnie� o m�odym Stiiierze.
� Tak. Jak ju� m�wi�em, ma wykszta�cenie prawnicze, mo�e by�
idwokatem, ale nie praktykuje. Siedzi ca�ymi dniami w�r�d stos�w
csi��ek, jak gdyby si� ich chcia� nauczy� na pami��. Bardzo z niego mi�y
n�odzieniec.
Zastanawia�o mnie, w jaki spos�b pani Stiiier otrzyma�a m�j wiersz.
3y�a Niemk� i mieszka�a w p�nocnej Ameryce. Czy�by pochodzi�a z mej
�jczyzny? Przywioz�a wiersz ze sob�, czy te� kto� zza oceanu jej go
>rzys�a�? Nie przypuszcza�em, by przechowywa�a go ze wzgl�du na
)oetyckie walory; przeciwnie, zdawa�o mi si�, �e nale�a�o si� tu doszuki-
wa� innych przyczyn, kt�re wzbudzi�y moj� ciekawo��. Tak czy inaczej
ida�em si� w kierunku mieszkania Stiiier�w.
Pi�kny domek otoczony by� ogrodem, w kt�rym jaka� kobieta �cina�a
lerbaciane r�e. Ze wzgl�du na .s�o�ce mia�a na g�owie chustk�, tak, �e
ysy twarzy trudno/by�o rozr�ni�. Na zapytanie moje, czy mog� m�wi�
; pani� Stiiier, odpowiedzia�a pytaniem, kim jestem i czego chc�.
)dpowiedzia�em, �e nazywam si� Mayer, i o�wiadczy�em, �e chcia�bym
;amieni� z ni� kilka s��w.
� Niech pan wejdzie, zaraz przyjd� � rzek�a, wracaj�c do rozpocz�-
ej pracy.
W korytarzu znajdowa�o si� dwoje drzwi; lewe by�y zamkni�te na
utucz, wi�c wszed�em przez prawe i znalaz�em si� w pokoiku, kt�ry mnie
�ardzo zainteresowa�, by� bowiem ca�y zawieszony broni� i india�skimi
rofeami. Nie mia�em czasu na dok�adne przyjrzenie si� wszystkiemu,
;dy� kobieta, z kt�r� rozmawia�em w ogrodzie, wesz�a po kr�tkiej chwili
wskazuj�c mi krzes�o, rzek�a:
� Jestem Stiiier. Czym mog� panu s�u�y�, panie Mayer?
Zdj�a z g�owy chust� i od�o�y�a j� na bok. Popatrzy�em na jej twarz
oniemia�em ze zdziwienia.
� Prosz�, niech pan m�wi! �� rzek�a.
Czy to mo�liwe, czy to prawda? A mo�e to z�udzenie, mo�e to tylko
nies�ychane podobie�stwo? Teraz zrozumia�em, dlaczego ta kobieta
przechowywa�a m�j wiersz, przecie� by� dla niej wspomnieniem naj-
smutniejszych dni przesz�o�ci!...
� Chcia� si� pan czego� dowiedzie�? � zapyta�a widz�c, �e milcz�.
� Tak � odpar�em. � Teraz, oczywi�cie, gdy pani� zobaczy�em
b�d� pyta� o co� innego. Prosz� bardzo nie bra� mi tego za z�e.
� Niech�e pan m�wi! � rzek�a patrz�c na mnie badawczo. Twarz
nabra�a przy tym dziwnego wyrazu. Nie mog�em okre�li�, czy by� to
wyraz troski, czy ch�� wywo�ania z przesz�o�ci jakiego� zamglonego
obrazu.
� Czy nie zdaje si� pani, �e ju� kiedy� si� widzieli�my? � zapyta�em.
Zblad�a, po chwili odpar�a d�wi�cznym g�osem:
� Przyznaj�, �e pa�ska twarz nie jest mi obca. Zapewne spotkali�my
si� przelotnie w Ameryce.
� Nie, nie w Ameryce, daleko, daleko za oceanem. Je�eli si� nie
myl�, nie nosi�a pani wtedy nazwiska Stiiier. Nazywano pani� Eliz�
Wagner.
Twarz pani Stiiier zrobi�a si� kredowo bia�a. Przestraszona kobieta
opad�a na krzes�o, za�ama�a r�ce i patrz�c na mnie przera�onym
wzrokiem, westchn�a:
� M�j Bo�e! A wi�c przesz�o�� �yje ci�gle, nie zgin�a, nie zosta�a
skre�lona. Dlaczego okrutny los prze�laduje mnie a� tutaj, na granicy
Dalekiego Zachodu? Czy� ma�o cierpieli�my? Czy naprawd� zas�u�yli�-
my na to, by upi�r przesz�o�ci wstawa� zn�w z grobu?
Przerwa�em jej:
� B�agam pani�, niech pani nie rozpacza! Przyszed�em tu w najbar-
dziej przyjaznych zamiarach. Zapewniam, �e widzia�em pani� dwa razy
w �yciu, �e spotkania nasze trwa�y nies�ychanie kr�tko i nie znam wcale
stosunk�w, w�r�d kt�rych pani �yje.
� Ach! � westchn�a z ulg�. � Wi�c pan nie ma wobec mnie z�ych
zamiar�w? Tak si� przestraszy�am! Niech mi pan powie, gdzie mnie pan
widzia�.
� Nic dziwnego, �e mnie pani nie poznaje. Od naszego spotkania
min�y lata, by�em' wtedy m�odziutkim ch�opcem. W�a�ciwie, nie mam
powodu niepokoi� pani w jej domu, o�wiadczam jednak, �e zawsze
z wielk� rado�ci� i przyjemno�ci� pani� wspominam. Gdy dzi� by�a
mowa o pani, nie mia�em poj�cia, �e pani Stiiier jest pani� Wagner, kt�rej
�yczy�em zawsze i �ycz� wszystkiego najlepszego.
Rumie�ce wr�ci�y na jej policzki, oczy odzyska�y naturalny blask.
Wstaj�c z krzes�a zapyta�a:
� Czemu mam przypisa�, t� wizyt�, je�eli pan nawet nie wiedzia�
kim jestem? Nie wygl�da pan na cz�owieka, kt�ry lubi dr�czy� innych.
� Sprowadzi�a mnie do pani sprawa, �e si� tak wyra��, literacka.
23
item pisarzem, podr�uj� wiele i opisuj� swe podr�e. Jako ucze�
pe�ni�em ma�y �poetycki grzech"; podr�s�szy, przekonany by�em, �e
zech ten zosta� mi dawno darowany, a� tu dzi� dowiaduj� si�, �e si�
lyli�em. Los zem�ci� si� na mnie w Weston, gdzie spotka�em pobo�nego
Iowieka, kt�ry za dwadzie�cia pi�� cent�w wr�czy� mi m�j w�asny
w�r. Na szcz�cie, tytu� przynajmniej podkre�la, �e ju� nie jestem
ubionym grzesznikiem, lecz nawr�conym cz�owiekiem.
Wyci�gn�wszy z kieszeni ksi��eczk� otworzy�em j� na pierwszej
1-onie i poda�em pani Stiiier. Rzuciwszy na ni� okiem, zawo�a�a
lumiona:
� M�j wiersz?... Chcia�am powiedzie�: m�j ulubiony wiersz. Kt� to
zedrukowa�?
� Pobo�ny, nies�ychanie pobo�ny prayerman, kt�remu pani pozwo-
a zrobi� odpis wiersza.
� Ach tak... przypominam sobie! Kupi�am u niego kilka utwor�w
sanych stylem tak trywialnym, �e zwr�ci�am mu uwag�, na niew�a�ci-
^ form�, kt�ra samej sprawie przynosi raczej szkod� ni� korzy��.
Odpowiedzia� na to, �e tych temat�w nie mo�na traktowa� inaczej.
icia�am mu udowodni�, �e nie ma racji i pokaza�am mu ten wiersz.
lersz podoba� mu si� bardzo, prosi�, bym mu pozwoli�a zrobi� odpis.
;odzi�am si�, nie widz�c w tym nic z�ego. Oczywi�cie, nie przypuszcza-
li, �e zechce go drukowa�. Z pewno�ci� nie ma nawet prawa?
� Gdyby nawet utwory pisarzy europejskich mia�y ochron� prawn�
Ameryce, nie dziwi�bym si� wcale, �e ten namaszczony dewot uwa�a
5j wiersz za sw� wy��czn� w�asno��, tam bowiem, gdzie pobo�no�� jest
Iko etykiet� przykrywaj�c� chciwo�� i inne gorsze jeszcze wady, nie
��e by� mowy o uczciwo�ci.
� Szkoda, �e mu pozwoli�am zrobi� odpis! Jaki� to okropny tytu�!
n cz�owiek jest chyba niespe�na rozumu.
� Opowiada� mi, �e autor wiersza by� koniokradem, �e tu� przed
zekucj� napisa� ten wiersz pod wp�ywem skruchy. Ale zostawmy to!
ka�dym razie wiersz da� pow�d do mojej wizyty. Zdawa�o mi si�, �e
)bec kogo�, kto...
� Ach, tak!... � przerwa�a nagle. �A w�a�ciwie... Pan jest autorem
ersza?
� Tak.
Otworzy�a szeroko oczy, jak gdyby chcia�a ogarn�� nimi ca�� moj�
sta�, podnios�a r�ce i zapyta�a:
� A wi�c pan jest tym m�odym uczniem, kt�ry?...
� Tak.
� Pan odnalaz� nas w starym m�ynie, w kt�rym umar� m�j biedny
�iec?
� Tak jest.