1927
Szczegóły |
Tytuł |
1927 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1927 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Stefan Stawi�ski
M�odego warszawiaka
zapiski z urodzin
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Czytelnik", Warszawa 1977
Pisa� A. Galbarski
Korekty dokonali
K. Markiewicz
i W. Cagara
24 wrze�nia 1938 roku -
Moje siedemnaste urodziny
Pami�tam dobrze ten dzie�. W
maju tego roku zda�em matur� i
zgodnie z wprowadzonymi wtedy
przepisami szykowa�em si� do
rocznej s�u�by wojskowej.
Przyby�em nocnym poci�giem do
Zakopanego, bo ojciec chcia�
mnie tu przedstawi� swojej
czwartej �onie. W dziedzinie
ma��e�stwa wyprzedza� sw�
epok�: zamiast mie� jedn� �lubn�
�on� i wiele kochanek, jak to
by�o zwyczajem w jego sferze,
postanowi� na wz�r ameryka�ski
mie� wiele �on i ani jednej
kochanki, dysponowa� bowiem
czasem i pieni�dzmi. Ka�dy
rozw�d i nast�pny �lub okupywa�
zmian� wyznania, jako �e nie
by�o wtedy innego sposobu; z
katolika przemieni� si� w
ewangelika reformowanego,
p�niej przeni�s� si� na �ono
prawos�awia, a t� czwart� �on�
po�lubi� w Wilnie, zwr�cony w
stron� Mekki, wybijaj�c pok�ony,
gdy� tam by� meczet.
Tym, co go nie znali, wmawia�,
�e w przer�nych formach
monoteistycznego kultu szuka
najdoskonalszego sposobu
��czno�ci z Istot� Najwy�sz�,
wznosz�c si� ponad tradycje i
przes�dy naszego katolickiego
kraju; ja dobrze wiedzia�em, �e
chodzi o bab�, i nawet si�
cieszy�em, �e ojciec ju� si�
przybli�a do staro�ci.
Pochodzi�em z pierwszego,
katolickiego ma��e�stwa i
mieszka�em z matk�, nauczycielk�
historii; jako syn z prawego
�o�a nie znosi�em �on ojca i
ukrywa�em jego wyznaniowe
przygody przed kolegami, a nawet
przed mym najbli�szym
przyjacielem, Ziemowitem, �eby
unikn�� drwin. Na szcz�cie
ojciec nie pojawia� si� nigdy w
szkole, a w mym �yciu b�yska�
tylko par� razy do roku, cho�
nadal pozosta�em jego jedynym
dzieckiem.
W Zakopanem wynaj�� mi pok�j
wraz z utrzymaniem w pensjonacie
"Orlik" za siedem z�otych
dziennie, bo chcia� uczci� za
jednym zamachem i dzie� mych
urodzin, i moj� matur�, i
odej�cie do wojska, gdy� kart�
powo�ania mia�em ju� w kieszeni.
Jeszcze w maju pochylili�my si�
z ojcem nad map� podchor���wek,
�eby znale�� dla mnie t�
najbardziej zno�n� i najbli�sz�
Warszawy. W samej Warszawie
dzia�a�a pod�wczas tylko Szko�a
Podchor��ych Sanitarnych, i to
zawodowa. Nigdy nie chcia�em
zosta� lekarzem, a tym bardziej
wojskowym: s�u�b� w wojsku
uwa�a�em za obowi�zek i
przywilej, cieszy�em si� ju� na
my�l o mundurze, ale mia� to by�
w moim �yciu tylko kr�tki,
roczny epizod. Odrzuci�em te�
Szko�� Podchor��ych Rezerwy
Broni Pancernej w Modlinie, bo
na my�l o �elaznym pudle czo�gu
ogarnia�y mnie md�o�ci. Niekt�re
wn�trza wywo�ywa�y u mnie objawy
ostrej klaustrofobii. Z
najbli�szych Warszawy pozosta�a
wi�c tylko ��czno�� w Zegrzu i
na t� si� zdecydowa�em, bo i
s�u�ba techniczna, inteligentna,
i mniej biegania po polach czy
musztry, a wi�cej wyk�ad�w i
manipulowania nowoczesnym
sprz�tem. Spraw� za�atwi� ojciec
przez pewnego genera�a, swego
klienta, i nades�ano mi w�a�ciw�
kart� powo�ania. Wybiera�em wi�c
rodzaj broni, jak turysta
wybiera hotel w mie�cie;
wkroczy�em na aren�
historycznych wydarze� przez
boczn� furtk� protekcji.
Ojca i jego czwart� �on�
spotka�em dopiero po po�udniu w
restauracji Trzaski na p�nym
obiedzie. By� to okres
przedmonachijski i ojciec
opowiada� o gro�nym napi�ciu na
granicy czesko_niemieckiej, gdy
j� przed paru dniami przekracza�
"Chryslerem" ze sw� m�od� �on�.
Powracali z Wenecji, gdy� tam w
podr� po�lubn� zabiera� ka�d�
ze swych oblubienic.
- Po niemieckiej stronie
kolumny wojska na ci�ar�wkach i
ciemno�ci, po czeskiej - zasieki
i koz�y hiszpa�skie na szosie, i
trzeba je by�o wymija� jak na
slalomie. "Nie dacie si�?" -
zapyta�em celnika, kt�ry leniwie
grzeba� w kufrze samochodu.
"B�dziemy si� broni�!" -
krzykn��, ale mu nie wierz�, bo
�adnych strza��w tam nie b�dzie
i Hitler ich po�knie, �e nie
zd��� zapiszcze�.
- Ten celnik to bardzo
przystojny ch�op - doda�a �ona
mojego ojca, Jad�ka. Chyba o
dwadzie�cia pi�� lat od niego
m�odsza, jeszcze oszo�omiona
przygod�, patrzy�a na� z pewnym
l�kiem. Pozna� j� na przyj�ciu
u znajomych, gdzie podawa�a do
sto�u, wynaj�ta na ten wiecz�r
za pi�� z�otych od ojca,
dozorcy domu. Jej pi�kno��
uderzy�a mego tat� mi�dzy oczy,
zakrztusi� si� zup� rakow�, a
gdy mu podawa�a palto w
przedpokoju, wcisn�� jej w r�k�
srebrn� dziesi�cioz�ot�wk� oraz
bilet wizytowy z dopiskiem:
"Prosz� si� zg�osi� w czwartek o
dziesi�tej rano. Mam dla pani
interesuj�c� propozycj�".
Propozycja by�a na tyle
interesuj�ca, �e zaraz wyjechali
do Juraty, a dziewczyna nie
wr�ci�a ju� do str��wki; w
ci�gu sze�ciu miesi�cy stary
zakocha� si� w ciele a� po
�ysin� i przeszed� na
mahometanizm, by uzyska� rozw�d
z trzeci� �on� -
rozhisteryzowan� aktork�
Marysi�. Teraz mog� zrozumie� te
s�abo�ci; wtedy, w dniu mych
siedemnastych urodzin, patrzy�em
na Jad�k� z nienawi�ci�. Ojciec
doskonale to wyczuwa� i nie
stara� si� �agodzi�;
usprawiedliwia�, wida�, t�
wrogo��. O ile go rozumia�em,
pos�dza� mnie o podw�jn�
zazdro��: o niego i o ni�.
Dziwka by�a rzeczywi�cie
bardzo �adna, �niada i smuk�a, o
d�ugich, zgrabnych nogach;
rozlaz�� dozorczyni�, jej matk�,
dopad� chyba w m�odo�ci na
miedzy m�ody hrabicz albo
zab��kany szwole�er. Stary
cieszy� si� ni� jak w�a�ciciel
stajni rasowym koniem. Ubra� j�
bogato wed�ug najnowszej mody, i
to we W�oszech: mimo ogranicze�
dewizowych mia� zawsze fors� za
granic�. To te� mnie
rozw�ciecza�o jako spadkobierc�.
Ojciec wida� dos�ysza� syczenie
mej zajad�o�ci, bo wzni�s�
kieliszek z winem i powiedzia�:
- Pij� za twoj� przysz�o��,
Jureczku. Za rok o tej porze
b�dziesz ju� po wojsku i wtedy
wy�l� ci� na Sorbon�. Chcesz
studiowa� w Pary�u?
- Oczywi�cie, �e chc�! -
zawo�a�em. - Ale co mia�bym
studiowa�?
- Mo�e prawo, a mo�e filozofi�
- zaproponowa� ojciec. - To sam
powiniene� wiedzie�!
Nie wiedzia�em. Matka
usi�owa�a wzbudzi� we mnie
uczucie do literatury; ostatnio
rozczytywa�a si� w Prou�cie,
�wiatowej pod�wczas sensacji
literackiej, w�a�nie
przek�adanej na polski, a mnie
wsun�a do walizki "Noce i
dnie". Niestety, nie mia�em
czasu przez nie przebrn��. Z
ojcem nie mog�em o tym m�wi�;
jak we wszystkim, tak i w
literaturze jego gusty
sprzeciwia�y si� upodobanim
matki. A przecie� poci�ga�o mnie
b�yskotliwe i �atwe �ycie ojca,
jego �ony_dziwki, nieustanne
podr�e, sk�onno�� do wyrzucania
pieni�dzy; c� mog�a temu
przeciwstawi� matka, skulona nad
zeszytami, cicha, mysia i
zapisuj�ca w dzienniczku: "jajko
- 5 gr."? Wypi�em z dum� wino.
Jawne picie potwierdza�o moj�
siedemnastoletni� dojrza�o��.
- Co s�ycha� w Wenecji? -
zapyta�em, o�mielony nieco t�
dawk� alkoholu. - Pani jest
zachwycona?
- Fajnie by�o - odpar�a
Jad�ka. - O ma�o nie wpad�am do
wody.
W niezrozumia�ym przyp�ywie
ojcowskich uczu�, a raczej z
poczucia winy wobec porzuconego
syna, stary zabra� mnie przed
czterema laty do Wenecji, a
raczej na Lido, gdzie
sp�dzili�my trzy tygodnie we
troje: on, ja i Marysia_aktorka.
By�o to babsko po trzydziestce,
pe�ne pretensji i narcyzowate,
zawsze sp�nione z racji
zabieg�w przy twarzy i ca�ym
ciele; gra�a osob� �wiatow�,
kt�rej nic ju� zadziwi� nie jest
w stanie. Gdy�my z Piazzale Roma
p�yn�li vaporettem po Canale
Grande, a ja wlepia�em oczy w
koronkowy gotyk pa�ac�w, ojciec
za� �ledzi� z u�miechem moje
os�upienie, Marysia zaraz si�
odezwa�a:
- Wenecja jak Wenecja,
zachwyca� si� ni� przymus, ale
co� mi ta woda bardziej cuchnie
ni� za pierwszym razem.
- Bo ju� ci� nie otacza tak
szczelnie r�owy ob�ok mi�o�ci -
westchn�� ojciec, nagle
sentymentalny, ale zaraz do mnie
mrugn��.
Pozna�em dobrze Wenecj�, bo
ju� drugiego dnia zacz�li si�
k��ci�. Marysia zawsze chcia�a w
lewo, gdy ojciec rusza� w prawo,
sma�y�a si� godzinami na pla�y,
by rozdra�ni� opalenizn�
przyjaci�ki w Polsce, a w
Wenecji nic zwiedza� nie chcia�a
opr�cz sklep�w z koralami i
srebrn� bi�uteri�. Ojciec
dygota� mi�dzy nami nie wiedz�c,
za kim biec: czy tkwi� przy
babie w kawiarni Floriana nad
alkoholowym napojem, czy te�
pokazywa� mi Wenecj�, Tintoretta
i Tycjana, a zw�aszcza p�ywa�
vaporettami, co mi szczeg�lnie
przypad�o do gustu. Chcia� wtedy
jeszcze Marysi, bo przez drzwi
��cz�ce nasze pokoje w hotelu
"Dardanelli" dobiega�y najpierw
odg�osy przyciszonej k��tni, ale
p�niej cz�sto skrzypienie
��ka, dyszenie, a nawet
przyt�umione krzyki rozkoszy.
Nie lubi�em tego s�ucha�.
Postanowi�em u�atwi� ojcu �ycie,
bo przecie� tkwi�em mi�dzy nimi
jak drut kolczasty; ucieka�em
wi�c cz�sto po obiedzie, gdy
k�adli si� na sjest�, dopada�em
vaporetta, p�yn��em przez Canale
Grande, wysiada�em przy dworcu i
przez labirynt uliczek, mostk�w
i placyk�w dociera�em do Ponte
di Rialto, a p�niej do Pa�acu
Do��w. Za ka�dym razem droga
by�a inna, rozszerza�em �uk
moich w�dr�wek, gapi�em si� z
mostk�w na wod� oraz kupowa�em
na placu �wi�tego Marka torebki
z grochem i karmi�em go��bie (za
sanacji w Warszawie nie
rozmno�y�y si� jeszcze go��bie
dla opaskudzania miasta i
sprzedawano je g��wnie na
Kercelaku).
Kolumny Pa�acu Do��w oklejono
plakatami z wielk� fotografi�
Mussoliniego w he�mie, z paskiem
pod pot�n� szcz�k�. "V il Duce!"
- brzmia� podpis. Wpatrywa�em
si� w marsowe oblicze, kt�re
mia�o przywr�ci� W�ochom
narodow� godno��. Obok sta�o
nieruchomo dw�ch karabinier�w w
stosowanych kapeluszach z
czerwon� i z�ot� obw�dk�, w
mundurach sprzed stu laty. Na
Piazett� wmaszerowa� raz oddzia�
czarnych koszul przy d�wi�ku
rytmicznych gwizdk�w, ale
niewiele to pomog�o: falowali,
ka�dy sobie, jak stado g�si na
szosie. W weneckim s�o�cu, na
tle o�lepiaj�cej bieli i r�u
Pa�acu Do��w, faszyzm wydawa�
si� g�upim dowcipem, a papierowe
plakaty z g�b� Duce, szpec�ce
gotyk jednej z najpierwszych
budowli �wiata - tak nietrwa�e i
�atwe do zdarcia, jak rozlepione
nieco dalej, ju� na zwyk�ych
murach, afisze opery "Rycersko��
wie�niacza". "Il Duce ha sempre
ragione!" - wrzeszcza�em pod
nosem Marysi, gdy sprzeciwia�a
si� ojcu. Nienawidzi�a mnie
szczerze.
Na t� oper� wybrali�my si� we
tr�jk� i tego wieczoru
og�osili�my milcz�ce zawieszenie
broni. Marysia wystroi�a si� w
sukni� czerwon� z krepy,
specjalnie zakupion� na t�
okazj�; w swym letnim garniturze
o barwie kawy z mlekiem i w
bia�ym kapeluszu ojciec wygl�da�
na bogatego plantatora z
Brazylii.
Ja po raz ostatni w tym
sezonie nosi�em kr�tkie majtki.
Marysi� rozw�ciecza�a parada we
troje, bo mogliby j� pos�dzi� o
takiego syna jak ja; cho�
przekroczy�a trzydziestk�,
pozosta�a przy wieku dziewcz�cym
i postanowi�a si� nie rusza�.
By� to kawa� nabitego cia�a,
tak zwana dziewka jak rzepa;
wbrew modzie opina�a zawsze
ty�ek. Podobno rzuci�a dla ojca
teatr, co mu nieraz w gniewie
wypomina�a, ale ten, nie panuj�c
ju� kiedy� nad sob�, wyja�ni�
jej brutalnie, �e zawsze gra�a
tylko ogony i musia�by du�o
zap�aci� teatrowi, �eby j�
obsadzili w przyzwoitej roli, na
co go nie sta�. Wszystko to
s�ysza�em przez drzwi. Stawa�em
si� �wiadkiem, a mo�e
katalizatorem rozk�adu tej
niedobranej pary. Tu przyznam,
�e postanowi�em przyspieszy� �w
nieuchronny proces i uwolni�
czterdziestopi�cioletniego
g�upca od zarazy. Gdy p�yn�li�My
na t� oper� vaporettem z Lido,
biega�em po pok�adzie jak
zwykle, ale co chwil� zerka�em
na wyelegantowan� par� i zaraz
dojrza�em wymian� nami�tnych
spojrze� mi�dzy Marysi� a
przystojnym, czarnym W�ochem z
r�zg� liktorsk� w klapie. Ojciec
siedzia� na �awce ty�em do
W�ocha, niczego nie
podejrzewa�, a mnie obla�a
z�o�� za to wrodzone chyba
kurewstwo, sztuk� dla sztuki, bo
przecie� nie mog�a liczy� na
szybki romans, oddawa�a si� wi�c
nieznanemu brunetowi wzrokiem i
rozchyleniem warg. Podbieg�em do
niej z min� rozkapryszonego
bachora i powiedzia�em bardzo
g�o�no:
- Mama, kup mi taki znaczek,
jak nosi ten pan!
I wskaza�em palcem ognistego
faszyst�. Ten zaraz odwr�ci�
oczy. Bab� jak gdyby kto�
strzeli� po pysku: zaczerwieni�a
si� niczym szesnastolatka.
Ojciec, zdziwiony moj�
poufa�o�ci�, spojrza� z ironi�
na mnie, a p�niej na W�ocha.
- Ty te� chcesz by� faszyst�?
- zapyta�.
- Chc� by� taki pi�kny jak ten
pan - odpar�em. - �eby wszystkie
panie si� na mnie patrzy�y.
Teraz stary co� chyba
zrozumia� i zerkn�� na sp�onion�
Marysi�. Szli�my na plac
�wi�tego Marka w gro�nym
milczeniu: najpierw p�dzi�a
Marysia, o p� kroku za ni�
ojciec, a ja, zadowolony, na
ko�cu. Teraz ju� musia�o doj��
do awantury pod byle pretekstem:
babsko kipia�o w�ciek�o�ci�.
Salon �wiata rozja�ni� si�
latarniami z arkad Prokuracji i
�wiat�ami wielkiej orkiestry,
rozmieszczonej przed
scen�_estrad�. Na marmurze placu
ustawiono krzes�a, zaj�te w
wi�kszo�ci przez widz�w, bo
przyjechali�my na ostatni�
chwil� przez strojenie Marysi.
Do pierwszych rz�d�w przybywa�y
ostatnie wybrylantowane damy.
Nasze miejsca znajdowa�y si�
daleko z ty�u, chyba o dwa
rz�dy od ko�ca, co wprawi�o
Marysi� w stan zupe�nej histerii.
- Ani mi si� �ni siada� tak
daleko! - zawy�a. - Nigdy nie
siedz� dalej ni� w trzecim
rz�dzie! W og�le bym nie
przysz�a, gdyby� mi powiedzia�!
St�d nic i nikogo nie wida�!
M�wi�e�, �e miejsca s� dobre!
Na pr�no ojciec t�umaczy�
przyciszonym g�osem, �e to
przedstawienie galowe i
historyczne, �e sama obecno��
jest ju� zaszczytem, �e hotel
"Excelsior" wykupi� pierwsze
rz�dy dla milioner�w i ksi���t;
w�ciek�a baba wycofa�a si� z
rz�du potr�caj�c ludzi. Wida�
by�o, �e wychowa�a si� w jakiej�
prowincjonalnej dziurze. W�a�nie
w tej samej chwili na podium
wszed� dyrygent i hukn�y brawa:
by� to sam maestro Mascagni,
lat prawie siedemdziesi�t:
przyby�, by dyrygowa�
"Rycersko�ci�" i jeszcze raz
powt�rzy� sw�j werystyczny
sukces sprzed czterdziestu
sze�ciu lat. Posta� autora
odwr�ci�a uwag� s�siad�w od
rozdygotanej Marysi, kt�ra
wypl�ta�a si� z krzese� i
pu�ci�a w stron� Pa�acu Do��w.
Niestety, nie dojrza�y jeszcze
do zerwania ojciec, ale ju�
czerwony ze z�o�ci, ruszy� zaraz
w pogo�. W ten spos�b
przem�czy�em si� sam na operze,
bo wstyd mi by�o znowu potr�ca�
ludzi. Na szcz�cie trwa�a
nieca�� godzin�. P�niej brawom
nie by�o ko�ca, ale �e wszyscy
wstali do owacji, pobieg�em
wysiusia� si� za kolumn�, a
p�niej ruszy�em na poszukiwanie
sk��conej pary.
Dopiero po latach oceni�em
pi�kno widowiska po�rodku
najs�awniejszego placu na
�wiecie; obraz zarejestrowa� si�
dok�adnie w pami�ci wyrostka i
mog�em na� p�niej spogl�da�,
jak gdybym wyjmowa� z albumu
star� fotografi�. Powraca�em do
niego cz�sto w latach b�lu i
strachu; ciep�a, bia�or�owa,
rozjarzona �wiat�ami Wenecja i
uwertura mistrza Mascagniego na
placu ja�nia�y mi w
ciemno�ciach: co�, co przemin�o
na zawsze, mo�e by�o i snem, ale
nikt mi tego nie m�g� ju�
odebra� i �atwiej umia�em
przetrwa� ciemny czas. Gdy w
dwadzie�cia pi�� lat p�niej
stan��em znowu wieczorem na
placu �wi�tego Marka, jeszcze
nie wierz�c swemu szcz�ciu,
zobaczy�em ju� co� innego, cho�
wszystko znajdowa�o si� na
miejscu: i konie nad portalem
bazyliki, i Maurowie z m�otami
na Wie�y Zegarowej, i sklepy
koralowe pod arkadami
Prokuracji; ale wszystko to
okaza�o si� zbyt prawdziwe i
zwyk�e w por�wnaniu z rozjarzon�
fotografi�, przechowan� w sercu.
Znalaz�em ich bez trudu na
Piazetta przy stoliku kawiarni
naprzeciw Pa�acu Do��w. By�o ju�
po awanturze i siedzieli sztywno
- ojciec nad oran�ad� San
Pellegrino, ona za� nad
koktajlem (w teatrze podobno j�
rozpili i co dzie� poci�ga�a co�
mocniejszego). Prze�uwali w
milczeniu urazy.
- Podoba�o ci si�? - zapyta�
ojciec.
Powiedzia� to niby swobodnie,
ale wiedzia�em, �e udusi�by
teraz Marysi�. Nale�a�a do bab,
zepsutych przez kolejnych
kochank�w; rozzuchwalona
posiadaniem m�czyzny, nie
potrafi�a utrzyma� swych foch�w
w dopuszczalnych granicach i
poufali�a si� nad miar�.
Mniemaj�c, �e czar jej opi�tego
ty�ka parali�uje w samcu wszelk�
niezale�no�� i godno��, depta�a
jego ambicj� i chcia�a z niego
uczyni� szmat� dla udowodnienia
w�asnej warto�ci. Ale czu�em
kt�rym� tam zmys�em, �e tym
razem przekroczy�a czerwon�
kresk� i ojcem wstrz�sn��
nieodwracalny prze�om:
powiedzia�bym dzisiaj, �e ilo��
spi��, awantur i mocowa�
zamieni�a si� w jako�� i czar
prys� pod naporem cios�w. Ale
wtedy jeszcze nic nie s�ysza�em
o dialektyce i czu�em tylko, �e
nast�pi� nieodwracalne
wydarzenia: prawos�awny okres w
duchowym �yciu ojca mia� si� ku
ko�cowi.
- Bardzo mi si� podoba�o -
odpar�em weso�o. - Ten stary
Mascagni dziarsko wymachiwa�
pa�eczk�. Poza tym �piewacy byli
pierwszej jako�ci i b�d� mia� co
opowiada� mamie, kt�ra przecie�
kocha muzyk�. Ile ona by da�a,
�eby siedzie� w tych krzes�ach!
Tymi s�owy poderwa�em bab�;
zasycza�a i pop�dzi�a w stron�
przystani vaporetta. To ju� by�o
samob�jstwo. Ojciec szybko
zap�aci� i ruszyli�my za ni�.
Podr� odby�a si� w zupe�nym
milczeniu; przez drzwi nie
s�ysza�em ani k��tni, ani j�k�w
rozkoszy, ani zwyk�ego s�owa;
stary postanowi� okaza� sw�
osobowo��. Wreszcie on za to
wszystko p�aci�. Rano o�wiadczy�
mi sucho, �e przyspieszamy
wyjazd, i nast�pnego,
deszczowego dnia wyruszyli�my
"Chryslerem" w podr� powrotn�
do Polski.
Marysia, przestraszona
milczeniem ojca, natychmiast
zmieni�a taktyk�: w podr�y
dba�a o niego jak o w�asne
dziecko. Z obawy o utrat� posady
podsuwa�a mu kanapki, zapala�a
papierosa, gdy prowadzi�, sta�a
si� uleg�a, cicha, smutna i
kochaj�ca. Ale stary nie da� si�
ju� nabra� i za to go
polubi�em. Przyjmowa� wszystkie
awanse i us�ugi z uprzejmym
u�miechem i z podzi�kowaniem,
ale nawet nie dotkn�� jej palca.
W oczach Marysi dojrza�em zimny
strach: je�eli j� rzuci, nie
znajdzie tak dobrego miejsca, bo
ju� si� zacz�a lekko psu� od
szyi. Po drodze wychodzi� cz�sto
tylko ze mn�, pozostawiaj�c bab�
gorzkim rozmy�laniom. Znikn�li
mi z oczu po powrocie do
Warszawy; powr�ci�em do szko�y i
Wenecja blad�a we wspomnieniu.
Dopiero po paru miesi�cach
dowiedzia�em si�, �e ojciec jest
znowu kawalerem, a Marysia,
otrzymawszy odpraw�, odesz�a do
pewnego saksofonisty na bardzo
niepewny los.
I tak w cztery lata p�niej, w
dniu moich urodzin, 24 wrze�nia
1938 roku, siedzia�em z
ojcem_mahometaninem i z jego
Jad�k�, c�rk� dozorcy. Byli ju�
po Wenecji. Ten m�j stary mia�
wyra�n� sk�onno�� do kobiet z
do��w. Wiedzia�em, �e go
bojkotuj� za te ma��e�skie
wyczyny w towarzyskich kr�gach
Warszawy. �aden mieszczanin,
kupiec czy przemys�owiec, a
nawet wy�szy pa�stwowy urz�dnik
czy oficer nie m�g� mu wybaczy�
tej �atwej, cho� kosztownej
zmiany �on; przecie� ka�dy z
nich m�czy� si� z jedn� i t�
sam� przez dziesi�tki lat,
�ci�ni�ty w gorset przepis�w,
religii i konwenans�w.
Zazdro�cili mu bezczelno�ci i
jawnego manifestowania tego, o
czym cz�sto marzyli skrycie,
niezdolni do rozerwania okow�w.
Ch�tnie wi�c dawali ucha
podszeptom swych przera�onych
ma��onek: fatalny przyk�ad ojca
zagra�a� samej istocie
egzystencji tych dam.
Mahometa�ski �lub z Jad�k� od
dozorcy sta� si� ju� wielkim
skandalem i zamkn�� przed nim
reszt� drzwi. Ojciec m�g� teraz
tylko liczy� na kr�tkie, m�skie
spotkania po knajpach, i to w
pe�nej tajemnicy.
- Nie byli�cie na operze? -
zapyta�em.
- Byli�my na "Pajacach"... w
ostatnim, niestety, rz�dzie -
odpar� ojciec z porozumiewawczym
u�miechem. - Ale Jadzi bardzo
si� podoba�o.
- Cholerycznie lubi�, jak
pi�knie graj� i �piewaj� -
potwierdzi�a Jadzia. Znajdowa�a
si� na pierwszym etapie
zachwycenia wszystkim, co j�
spotyka�o, i nie spuszcza�a oka
z ojca_czarodzieja, czekaj�c na
coraz to nowe sztuczki. Chwilowo
nie mia� z ni� k�opot�w.
Aktoreczka Marysia te� by�a
kiedy� taka. Nale�a�o przeczeka�
etap drugi - przyzwyczajenie do
zagranicznych woja�y,
samochodu, willi na Mokotowie i
stroj�w, i dotrwa� do etapu
trzeciego - nudy, zm�czenia
starszym o przesz�o dwadzie�cia
lat �ysoniem, rozgl�dania si� za
m�odym bykiem, kaprys�w, foch�w,
histerii i wreszcie -
katastrofy. Ca�y proces zajmie
staremu dwa do trzech lat i
wtedy b�dzie m�g� przej�� na
hinduizm, je�eli dopisze jeszcze
zdrowie.
- Stoimy przy kraterze wulkanu
- powiedzia�. - Lada chwila
wybuchnie lawa. Ka�dy dzie�
spokoju uwa�am za darowany przez
Boga. Nie wiem, czy dobrze robi�
puszczaj�c ci� do wojska. To
musi si� skrupi� na Polsce i
powinni�my wszyscy wyjecha� do
Ameryki.
- O tak, do Ameryki! -
westchn�a Jad�ka, rozmarzona, i
po�o�y�a nie�mia�o r�k� na r�ce
ojca.
- Do wojska id� z poboru -
o�wiadczy�em. - To jest m�j
obowi�zek.
- Dostarczy�em w�a�nie
pi�knego "Chryslera" genera�owi
- powiedzia� ojciec. - Tak jak
ci za�atwi�em przydzia� do
Zegrza, tak mog� ci� jutro
zwolni� z tego obowi�zku.
Zyskasz rok �ycia i uratujesz
sk�r�.
- Ani mi si� �ni! - zawo�a�em.
- Ojciec popatrzy� na mnie
uwa�nie.
- Rozumiem - odpar�. - Ja te�
tak my�la�em i wda�em si� w
Legiony. P�niej mi przesz�o.
- Bo zabra�e� si� do handlu
samochodami - odpar�em z
pogard�. - I masz du�o
pieni�dzy. Ojczyzn� ceni�
biedni. A ja do wojska p�jd� z
przyjemno�ci�.
- NIe jest to dobra chwila -
westchn�� ojciec, ale ju� wi�cej
o tym nie m�wili�my, bo
rozpocz�� si� dancing. Wspania�y
porucznik w opi�tym mundurze
stukn�� ostrogami przed naszym
stolikiem.
- Pan pozwoli poprosi� c�rk�?
- zapyta� ojca.
- Chcesz zata�czy� z panem
porucznikiem, dziecko? - zapyta�
ojciec dobrodusznie. Wida� obra�
now� polityk�. Jadzi� zatka�o:
oczywi�cie chcia�a zata�czy� ze
zgrabnym szwole�erem, ale nie
wiedzia�a, czy ojciec m�wi
powa�nie, czy te� wystawia j� na
pr�b�.
- Zata�cz sobie, jak chcesz -
nalega� ojciec. - Baw si�, bo
nie wiadomo, czy �wiat potrwa
jeszcze trzy tygodnie!
- Niech si� pan nie boi -
u�miechn�� si� porucznik z
wy�szo�ci�, jak gdyby by�
gwarantem �wiata.
Jadzia wsta�a, og�upiona, i
ruszy�a do slow_foxa pt. "Jestem
w niebie, w si�dmym niebie".
Porucznik trzyma� j� przepisowo,
elegancko i pr�nie i zagadywa�
uwodzicielsko pod czar munduru.
Na parkiecie drewnianej budy
zaroi�o si� od par, a porucznik
po�eglowa� jak najdalej od
tatusia. Zazdro�ci�em mu
wdzi�cznej spr�ysto�ci,
munduru, a szczeg�lnie
d�wi�cznych ostr�g.
- Nie wiem, czy dobrze robisz,
synu - powiedzia� ojciec nie
patrz�c w stron� parkietu. -
Czeka nas ogromna eksplozja.
Ten kraj sp�ynie krwi�. Zdarzy�o
nam si� dwadzie�cia lat spokoju
tylko przez korzystny zbieg
okoliczno�ci, ale to si� ju� nie
powt�rzy. Oczywi�cie nie mog�
zabra� twojej matki...
- Ale t� Jad�k� zabierzesz! -
warkn��em.
- Nie my�l, �e jestem �lepy -
odpar� ojciec. - Jest dobrym
materia�em do sformowania. Po
raz ostatni zabawi� si� w
Pigmaliona. Ju� j� sobie
wyobrazi�em jako inteligentn�
m�od� kobiet�, zainteresowan�
�wiatem, lojaln�, zakochan� w
swym tw�rcy, odrzucaj�c� ho�dy
m�czyzn...
Tu ojciec przerwa�; mo�e nie
uda�o mi si� opanowa� twarzy.
Popatrzy� na mnie i podrapa� si�
w �ysin�.
- Mo�e nie powinienem ci tego
m�wi�, ale najwa�niejsze jest to
wyobra�enie. Nie interesuje mnie
w tej chwili, jaka ona jest
naprawd�. Mo�e tylko g�upim
�yj�tkiem, mo�e kurewk�, kt�ra
p�jdzie do tego, kt�ry da
wi�cej? Kocham to swoje
wyobra�enie, ca�� j� wymy�li�em,
wiem, �e to nieprawda, ale
dobrze mi z t� aureol� doko�a
jej g�owy. Kiedy zobacz�, jaka
jest w rzeczywisto�ci, b�dzie po
wszystkim. Nie �miej si� ze
mnie, p�taku, i nie patrz, czy
ona przytula policzek do
policzka tego oficerka, bo
kiedy� to zrozumiesz i wybaczysz
ojcu jego dziwne poczynania.
Stary mia�, wida�, oczy w tyle
g�owy, bo przy s�owach
refrenisty: "Ca�y �wiat wiruje i
rado�ci� tchnie, gdy policzek
tw�j do mego tuli si�" - mign�y
mi w t�umie z��czone policzki
porucznika i Jad�ki.
- W ka�dym razie mo�esz na
mnie liczy�, ch�opcze -
powiedzia� ojciec. - Za rok, w
twoje przysz�e urodziny, mo�esz
si� szykowa� za granic�, je�eli
nic nie przeszkodzi.
Gdziekolwiek b�d�, zajm� si�
twoj� przysz�o�ci�. Musisz tylko
sam wiedzie�, czego chcesz.
M�wi�c to patrzy� na mnie
serdecznie. W miar� jak si�
starza�, zaczyna�em w nim
wzbudza� cieplejsze uczucia. Ale
nale�a� do �wiata, kt�ry by� mi
obcy przez kosmopolityzm i
lekcewa�enie warto�ci, wpojonych
przez matk� i szko��. Odpycha�
mnie i przyci�ga� jednocze�nie:
chwilami go kocha�em, chwilami
nienawidzi�em. Jak zazdrosna
kobieta chcia�em, �eby si� mn�
zajmowa�: im wi�cej wyda na mnie
pieni�dzy, tym bardziej mnie
kocha. Tylko z tego wzgl�du
przysta�em na propozycj� studi�w
w Pary�u; tak naprawd� wola�bym
Uniwersytet Warszawski w�r�d
swoich. Do stolika wr�ci�a
Jad�ka; porucznik wypr�y� si�,
stukn�� wspaniale ostrogami i
odszed�. Twarz Jad�ki zar�owi�a
si� od sukcesu.
- Chcia� si� ze mn� spotka� w
sobot� - o�wiadczy�a. -
Powiedzia�am, �e wyje�d�amy.
M�wi�, �e przyjedzie do Warszawy
i porwie mnie na konia, a wtedy
tatu� b�dzie si� musia� zgodzi�
na wszystko.
Parskn��em �miechem, ojciec
te� si� za�mia� w miar� szczerze
i wychylili�my ostatnie
kieliszki za moje zdrowie i
powodzenie w �yciu. Czu�em si�
doros�y i kipia�em ch�ci�
zmagania si� z �yciem. Chcia�em
te� m�c przytuli� do serca
jak�� m�od�, pi�kn� istot�.
Odczuwa�em potrzeb�
bezinteresownej i wielkiej
mi�o�ci.
Podniecony winem, d�ugo
kr�ci�em si� i st�ka�em w mym
pensjonatowym pokoiku. Nie
doczeka�em p�nocy: ju� o
dziesi�tej zasn��em mocnym snem
sprawiedliwego.
24 wrze�nia 1939 roku -
Moje osiemnaste urodziny
Pozosta�y mi jakim� cudem
lu�ne notatki i mog� odtworzy�
ten dzie� w miar� wiernie.
Po�o�y�em si� na biurku o
p�nocy i przykry�em kocem.
Pociski artyleryjskie pada�y z
rzadka, wi�c szybko zasn��em. O
sz�stej rano obudzi� mnie
tarmoszeniem kapral Zdziara, tej
nocy dy�urny przy ��cznicy.
Wiedzia�em, o co chodzi: linia
do Zamku przerwana. W tej
sprawie budzono mnie kilka razy
na dob�. Zlaz�em z biurka,
ochlapa�em twarz w miednicy, bo
wodoci�g ju� odci�y naloty, i
opu�ci�em m�j biurowy pok�j. Ten
pok�j na parterze nie mia� szyb
i pot�nie marz�em pod jednym
kocem; nale�a�o sko�czy� z
brawur� i przenie�� si� jak inni
do piwnicy. Przy ��cznicy, w
piwnicznym korytarzu, czekali
ju� na mnie dwaj ludzie, to
znaczy starszy szeregowiec
Karczewski, w cywilu motorniczy
tramwaj�w miejskich, oraz
szeregowiec Walczak, samodzielny
�lusarz, obaj rodem z Pragi. T�
Prag� poznawa�em dopiero teraz;
dawniej przyje�d�a�em tu g��wnie
do zoo - na ma�py, i do
lunaparku - na kolejk� g�rsk�.
O godzinie sz�stej pi�tna�cie
wyszli�my z gmachu Dyrekcji
Okr�gowej Kolei Pa�stwowych w
ulic� Targow�. �lusarz ni�s�
polowy telefon i torb�
narz�dziow�, motorniczy - tyczk�
z rososzk�. Ja, m�odszy od nich
o lat co najmniej pi�tna�cie,
by�em plutonowym podchor��ym i
dow�dc� dru�yny, skleconej przed
paru dniami z najr�niejszych
rozbitk�w. T� lini�
telefoniczn�, ��cz�c� dow�dc�
artylerii w gmachu Dyrekcji
Kolei z jego prze�o�onym w Zamku
Kr�lewskim, rzucili�my po
drzewkach ulic Targowej i
Brukowej a� do budyneczku nad
Wis��, gdzie j� osobi�cie
przy��czy�em do zacisk�w
podwodnego kabla, przygotowanego
kiedy� na czarn� godzin�; po
drugiej stronie Wis�y opieka nad
lini� a� do Zamku ju� do nas nie
nale�a�a.
Od chwili zamkni�cia
pier�cienia doko�a Warszawy
wra�a artyleria nie tylko
szarpa�a nam kabel, ale czasami
str�ca�a z drzewek �ataj�cych go
ludzi. By�o to nieustanne
mocowanie si� z losem: trafi czy
nie trafi? Nigdy nie mia�em
sk�onno�ci do hazardu, a
pojedynki ameryka�skie budzi�y
we mnie strach i wstr�t. Dopiero
trzy i p� tygodnia trwa�a wojna
i jeszcze nie zdo�a�em si�
pogodzi� z nag�� �mierci�, cho�
doko�a mnie ludzie gin�li od
pierwszego dnia. By�o to do
zrozumienia w polu, gdy� my
strzelali�my do nich, a oni
strzelali do nas z
najr�niejszych luf; tutaj, na
ulicy Targowej, �mier�
przychodzi�a z daleka,
wycelowana w miasto, i wygrywa�o
si� j� jak los na piekielnej
loterii. Niestety, coraz wi�cej
los�w wygrywa�o, bo coraz wi�cej
pocisk�w sz�o na miasto.
Ulica Targowa by�a zupe�nie
pusta o tej porze porannego
ostrza�u. Po wszystkich prawie
bramach sta�y taborowe wozy
najr�niejszych jednostek.
Dopiero przed piekarni� k��bi�
si� t�umek, a studni� na
podw�rzu oblegali kube�kowicze:
�yciem ryzykowa� warto by�o
tylko dla chleba i wody.
Szli�my jeden z dala od
drugiego, �eby nas wszystkich
nie trafi� ten sam pocisk; tym
razem jednak nad ulic�
rozrywa�y si� od czasu do czasu
szrapnele omiataj�c od�amkami
szeroki kr�g i jakiekolwiek
wymigiwanie si� nie mia�o sensu.
Przecinaj�c Targow� i bacz�c na
kabel, zawieszony idiotycznie w
powietrzu i wystawiony na
od�amki, mijali�my groby,
usypane pospiesznie na skwerku.
Le�eli tam ludzie z Pragi obok
�o�nierzy z najr�niejszych
wiosek. Ju� od paru dni dymy
przys�ania�y s�o�ce: i teraz
pali�o si� w paru miejscach
doko�a. Gdzie� szybowa�y
Dorniery: to brz�czenie zaraz
rozpoznawa�em od czasu, gdy nas
dopad�y nad Narwi� i zmiesza�y
porann� kaw� z krwi�.
Motorniczy, kt�ry szed�
pierwszy, podni�s� tyczk�: z
drzewka zwisa� smutnie nasz
kabel. Zr�cznym ruchem �ci�gn��
go na ziemi� i ruszy� do
nast�pnego drzewa. �lusarz
w��cza� ju� do linii aparat.
Sz�o im to b�yskawicznie:
wprawa podbita strachem.
Dorniery rzuca�y bomby gdzie� w
stronie Grochowa. Tutaj p�ka�y
szrapnele. �lusarz dogada� si� z
nasz� piwnic� i ruszy� do
motorniczego, kt�ry ju� z��czy�
przerwany kabel. Zupe�nie im nie
by�em potrzebny jako dow�dca,
patrol jeden plus dw�ch, nic tu
nie by�o do zagrzewania i do
ataku - robota techniczna, ale
musia�em nara�a� sk�r�, bo jak
inaczej z nimi �y�? �lusarz
wydzwoni� Zamek, motorniczy
wsun�� kabel w rososzk� i
zarzuci� go na drzewo. Nagle
zobaczy�em du�� papug� o
czerwonym ogonie i popielatym
korpusie. Siedzia�a nieruchomo
na najni�szej ga��zi, nie
przejmuj�c si� hukami i �wistem
od�amk�w. Podsun��em jej r�k�
pod sam dzi�b: zaraz mi
wskoczy�a na palec wskazuj�cy.
Wysun�wszy r�k� z papug�
podszed�em do mych ludzi.
- To jest �ako - o�wiadczy�
motorniczy. - �ako z czerwon�
srak�. Papuga kr�lewska.
Siedzia�a w zoo w du�ej klatce,
zaraz na prawo.
- Co to tam warte - parskn��
�lusarz. - Mi�so ciemne i
�ykowate, tylko rzyga�.
Poszliby�my do parku,
ustrzeli�oby si� mo�e jakiego
dzika albo cho� antylop�.
- Ju� inni dawno wpadli na ten
pomys� - odpar�em. Szed�em
szybko z papug� na palcu. Ta w
og�le si� nie rusza�a; niewola
pozbawi�a j� wida� inicjatywy.
Od�amki szrapnela brz�kn�y po
bruku. L�ni�y gor�ce kawa�ki
metalu.
- Ugotujemy j� w rosole -
powiedzia� ugodowo motorniczy. -
Albo usma�ymy na �oju.
�wisn�o przera�liwie i
padli�my na brzuchy. Papuga
sfrun�a z mego palca i siad�a
na bruku. Latanie sz�o jej z
du�ym trudem. Padanie na brzuch
przy szrapnelach nie chroni�o
przed niczym, ale trudno by�o
opanowa� ten samozachowawczy
gest. Cz�owiek czu� si�
bezpieczniejszy przy
matce_ziemi, kt�ra go wyda�a.
Wsta�em, papuga wskoczy�a mi na
palec i poszli�my dalej. Pod
�cian� le�a�a kobieta z
rozp�atan� szyj�; pusty kube�
potoczy� si� na jezdni�.
Szarozielone dymy bi�y w niebo
od strony lewobrze�nej Warszawy.
Wbiegli�my do Dyrekcji Kolei.
Po�atana przez nas linia jeszcze
dzia�a�a. Przypomnia�em sobie
nagle, �e dzi� s� moje urodziny.
- Panowie, wstyd mi powiedzie�
przy starszych, ale ko�cz� dzi�
osiemna�cie lat - o�wiadczy�em.
- Zapraszam pan�w na kieliszek
do mojej kwatery.
Weszli�my do mego pokoju na
parterze. Nadal nios�em papug�
na palcu. By�a to zupe�nie
oboj�tna na wszystko papuga.
Postawi�em j� na biurku i
wyj��em z biurowej szafy butelk�
wi�ni�wki Rektyfikacji
Warszawskiej. Znalaz�em j� w
opuszczonej przez w�a�cicieli
czytelni. Na zagrych� mieli�my
wyfasowane �niadanie: zbo�ow�
kaw� i kawa�ek chleba. Rozla�em
wi�ni�wk� do kubk�w.
- Idzie pomoc dla Warszawy -
o�wiadczy� motorniczy wchodz�c.
- Ze Wschodu i z Zachodu. Rydz
maszeruje z Czerwonymi, Anglicy
za� p�yn� do Gdyni wielk� flot�.
- Oszcz�d�, J�zu�, detali -
przerwa� mu �lusarz. - Co dzie�
co� takiego s�yszymy. Ty wiesz,
co to morale?
- Wiem. Salto morale - odpar�
motorniczy. - Ale trudno
skapowa�, �e �wiat spokojnie
patrzy, jak morduj� ca�e du�e
miasto po�rodku Europy.
- Jaki to tam �rodek Europy! -
parskn�� �lusarz. - Daleki
wygwizd�w i ci�g�e zawieruchy.
Mo�e nam kiedy� wymierz�
sprawiedliwo�� na naszych
grobach.
- G�upi�! - oburzy� si�
motorniczy. - Jurek ko�czy lat
osiemna�cie, a ty tu o grobach!
Zdrowie, panie podchor��y!
Podsun��em papudze kawa�ek
chleba. Powoli zabra�a si� do
jedzenia. Wypili�my wi�ni�wk�.
Dochodzi�a dziesi�ta, a o tak
wczesnej porze niewiele mi
trzeba by�o alkoholu, �eby
odczu� mi�y zam�t. Nauczono mnie
ju� pi� w wojsku. Matka w og�le
nie wpuszcza�a w�dki do domu,
nie umia�em wi�c pi� ponad
kieliszek, ale mnie dopadli w
nocy w koszarach, dw�ch
trzyma�o, a trzeci la� do gard�a
ze szklanki spirytus, zaprawiony
na czerwono kwasem Karpi�skiego.
Na pr�no si� chowa�em,
ucieka�em do klozetu, zawsze
mnie wreszcie dopadli, a ucze�
szko�y wojskowej nie m�g�
przecie� prosi� o lito�� w tej
m�skiej potrzebie. Co gorsza,
musia�em za to p�aci�, bo elewi,
zawsze na bakier z got�wk�,
wyniuchali u mnie ojcowskie
zasi�ki. Nie mog�c mi zapewni�
swego towarzystwa, stary
nadsy�a� pieni�dze, a w kt�r��
niedziel�, gdy ju� nie udzielano
przepustek wobec stanu
alarmowego, niepotrzebnie si�
pojawi� swym "Chryslerem", na
szcz�cie bez Jad�ki, ale i tak
gadania by�o w ca�ej szkole, �e
Bia�ecki ma ojca milionera.
W�a�nie za to plutonowy �ukasik
przep�dzi� mnie: "...pod t�
g�rk� biegiem marsz i biegiem
wr�� padnij powsta� czo�gaj si�
lotnik kryj si� i podam do
karnego raportu wy Bia�ecki mnie
popami�tacie to jest wojsko a
nie burdel tatu� po was nie
sprz�tnie trzy dni szorowania
prewetu biegiem marsz biegiem
wr��!". P�niej, po szkole, a
tu� przed wojn�, przysz�y inne
w�dczane cierpienia i teraz ju�
mog�em wypi� g�adko wi�ni�wk� za
w�asne zdrowie.
I zaraz pocisk trafi� w
Dyrekcj� Kolei. Uderzy� chyba o
dwa pi�tra wy�ej, ale by� to,
wida�, pot�ny kaliber, bo
rzuci�o nas po �cianach,
zdmuchn�o kaw� i wi�ni�wk�, a
papuga zerwa�a si� do lotu i
usiad�a na kaloryferze. "Kocham
ci�, ty durniu!" - zawo�a�a
nagle.
- No i po przyj�ciu -
westchn�� �lusarz.
Otrzepali�my si� z kurzu i
gruzu.
- Tutaj, naprzeciwko, na
Wile�sk� pod numer osiemnasty
przychodzi�em do jednej takiej w
zaloty - powiedzia� motorniczy
wygl�daj�c przez okno. - Ale
szybko si� skapowa�em, �e trzyma
mnie tylko na zazdro�� dla
umi�owanego piekarza, zbi�em
wi�c mu mord� i odszed�em. Czy
mog�em pomy�le�, �e b�d� tu
obok, na froncie?
- Paproszem, J�ziek, t�
papug�? - zapyta� �lusarz. -
Jakie� pieczyste mie� musowo na
urodziny podchor��ego!
- Darujcie, panowie, �ycie tej
papudze - powiedzia�em. - Za to
postaram si� wyprawi� wystawn�
kolacj�.
- W�dki nawet nie uszanuj�,
bandyci - westchn�� �lusarz
patrz�c ze smutkiem na ciemne
rozlewisko wi�ni�wki. �uli�my
chleb pobielony tynkiem. W
g�owach te� chyba mieli�my
piach. Zazgrzyta�y gruzem
p�obwis�e drzwi.
- Przerwa na linii do Zamku! -
zawo�a� starszy szeregowiec
Jamrod. Czu� by�o w jego g�osie
satysfakcj�, �e rozbija
przyj�cie, na kt�re nie by�
zaproszony.
Podsun��em papudze palec i
ruszyli�my solidarnie wszyscy
trzej szuka� przerwy w kablu.
Szrapnelowy ostrza� straci� sw�
gwa�towno��, ale przyby�o
po�ar�w, bo samoloty zrzuca�y od
paru dni zapalaj�ce bombki
fosforowe. Znale�li�my przerw�
na Brukowej, tu� przy Wi�le.
Widok si� tam roztacza� pi�kny
na ca�� Warszaw� w dymach
po�ar�w. Koniec kabla zapl�ta�
si� na drzewie i motorniczy nie
zdo�a� go zdj�� tyczk�.
Patrzyli�my z bramy na to drzewo
i nikomu z nas nie chcia�o si�
na nie w�azi�: przechodzili�my
wyra�ny kryzys zapa�u i
ofiarno�ci. A przecie� i
�lusarza, i motorniczego
przedstawi�em do Krzy�a
Walecznych za odwag� na polu
walki, gdy�my jeszcze skakali po
kartofliskach i g��wkach kapusty
daleko od Warszawy; teraz
jednak, na ulicach Pragi, w
otoczonym j�drze kraju, g�r�
bra�a parali�uj�ca gorycz.
Ta katastrofa przerasta�a moj�
osiemnastoletni� wyobra�ni�.
Czu�em si� jak g�wniarz zbity do
krwi pasem za niepope�nione
winy. By�em jednak dow�dc� i
musia�em dzia�a�. Mog�em wyda�
rozkaz, ale odda�em karabin
motorniczemu, przerzuci�em
papug� na palec �lusarza i
wspi��em si� na drzewo. Jakby
tylko na to czekali wra�y
kanonierzy, bo zaraz za�wista�o
nad g�ow�. Moi dwaj przyjaciele
patrzyli z bramy, jak wypl�tuj�
kabel z ga��zek i li�ci. Ulica
natychmiast opustosza�a i tylko
taborowe konie w bramie r�a�y z
niepokoju; i tak wkr�tce czeka�a
je �mier� w rze�ni dla
zaopatrzenia ludno�ci. Dok�d
zreszt� mia�y ci�gn�� te swoje
wozy? Tu by� kres w�dr�wki.
Rozpl�tywa�em kabel niepewnymi
r�kami, z dreszczem strachu w
krzy�ach, ale mi si� ci�gle
opiera�. Wyrwa�em go wreszcie
razem z ga��zk� i rzuci�em na
chodnik. Zeskoczy�em z drzewa,
a� mi si� pi�ty wbi�y w kolana.
Wzi��em z r�k �lusarza papug�;
ten wybieg� na chodnik, chwyci�
obie ko�c�wki i zacz�� je
b�yskawicznie ��czy�. Wydawa�o
si�, �e tam, za Wis��, ca�a
Warszawa si� pali.
- Za p� godziny ko�czymy
s�u�b� - powiedzia� motorniczy.
- Skocz� na chwil� do domu,
dobrze?
- Do jakiego domu?! -
rozw�cieczy�em si�. - Tu wojna,
a on do domu! Ka�� rozstrzela�
za dezercj�! Wr�cisz na kolacj�?
- Chyba �e mnie trafi.
- Nie ma ci� prawa nic trafi�!
- odpar�em twardo. - Nie
przyjm� teg