1927

Szczegóły
Tytuł 1927
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1927 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Stefan Stawi�ski M�odego warszawiaka zapiski z urodzin Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1991 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Czytelnik", Warszawa 1977 Pisa� A. Galbarski Korekty dokonali K. Markiewicz i W. Cagara 24 wrze�nia 1938 roku - Moje siedemnaste urodziny Pami�tam dobrze ten dzie�. W maju tego roku zda�em matur� i zgodnie z wprowadzonymi wtedy przepisami szykowa�em si� do rocznej s�u�by wojskowej. Przyby�em nocnym poci�giem do Zakopanego, bo ojciec chcia� mnie tu przedstawi� swojej czwartej �onie. W dziedzinie ma��e�stwa wyprzedza� sw� epok�: zamiast mie� jedn� �lubn� �on� i wiele kochanek, jak to by�o zwyczajem w jego sferze, postanowi� na wz�r ameryka�ski mie� wiele �on i ani jednej kochanki, dysponowa� bowiem czasem i pieni�dzmi. Ka�dy rozw�d i nast�pny �lub okupywa� zmian� wyznania, jako �e nie by�o wtedy innego sposobu; z katolika przemieni� si� w ewangelika reformowanego, p�niej przeni�s� si� na �ono prawos�awia, a t� czwart� �on� po�lubi� w Wilnie, zwr�cony w stron� Mekki, wybijaj�c pok�ony, gdy� tam by� meczet. Tym, co go nie znali, wmawia�, �e w przer�nych formach monoteistycznego kultu szuka najdoskonalszego sposobu ��czno�ci z Istot� Najwy�sz�, wznosz�c si� ponad tradycje i przes�dy naszego katolickiego kraju; ja dobrze wiedzia�em, �e chodzi o bab�, i nawet si� cieszy�em, �e ojciec ju� si� przybli�a do staro�ci. Pochodzi�em z pierwszego, katolickiego ma��e�stwa i mieszka�em z matk�, nauczycielk� historii; jako syn z prawego �o�a nie znosi�em �on ojca i ukrywa�em jego wyznaniowe przygody przed kolegami, a nawet przed mym najbli�szym przyjacielem, Ziemowitem, �eby unikn�� drwin. Na szcz�cie ojciec nie pojawia� si� nigdy w szkole, a w mym �yciu b�yska� tylko par� razy do roku, cho� nadal pozosta�em jego jedynym dzieckiem. W Zakopanem wynaj�� mi pok�j wraz z utrzymaniem w pensjonacie "Orlik" za siedem z�otych dziennie, bo chcia� uczci� za jednym zamachem i dzie� mych urodzin, i moj� matur�, i odej�cie do wojska, gdy� kart� powo�ania mia�em ju� w kieszeni. Jeszcze w maju pochylili�my si� z ojcem nad map� podchor���wek, �eby znale�� dla mnie t� najbardziej zno�n� i najbli�sz� Warszawy. W samej Warszawie dzia�a�a pod�wczas tylko Szko�a Podchor��ych Sanitarnych, i to zawodowa. Nigdy nie chcia�em zosta� lekarzem, a tym bardziej wojskowym: s�u�b� w wojsku uwa�a�em za obowi�zek i przywilej, cieszy�em si� ju� na my�l o mundurze, ale mia� to by� w moim �yciu tylko kr�tki, roczny epizod. Odrzuci�em te� Szko�� Podchor��ych Rezerwy Broni Pancernej w Modlinie, bo na my�l o �elaznym pudle czo�gu ogarnia�y mnie md�o�ci. Niekt�re wn�trza wywo�ywa�y u mnie objawy ostrej klaustrofobii. Z najbli�szych Warszawy pozosta�a wi�c tylko ��czno�� w Zegrzu i na t� si� zdecydowa�em, bo i s�u�ba techniczna, inteligentna, i mniej biegania po polach czy musztry, a wi�cej wyk�ad�w i manipulowania nowoczesnym sprz�tem. Spraw� za�atwi� ojciec przez pewnego genera�a, swego klienta, i nades�ano mi w�a�ciw� kart� powo�ania. Wybiera�em wi�c rodzaj broni, jak turysta wybiera hotel w mie�cie; wkroczy�em na aren� historycznych wydarze� przez boczn� furtk� protekcji. Ojca i jego czwart� �on� spotka�em dopiero po po�udniu w restauracji Trzaski na p�nym obiedzie. By� to okres przedmonachijski i ojciec opowiada� o gro�nym napi�ciu na granicy czesko_niemieckiej, gdy j� przed paru dniami przekracza� "Chryslerem" ze sw� m�od� �on�. Powracali z Wenecji, gdy� tam w podr� po�lubn� zabiera� ka�d� ze swych oblubienic. - Po niemieckiej stronie kolumny wojska na ci�ar�wkach i ciemno�ci, po czeskiej - zasieki i koz�y hiszpa�skie na szosie, i trzeba je by�o wymija� jak na slalomie. "Nie dacie si�?" - zapyta�em celnika, kt�ry leniwie grzeba� w kufrze samochodu. "B�dziemy si� broni�!" - krzykn��, ale mu nie wierz�, bo �adnych strza��w tam nie b�dzie i Hitler ich po�knie, �e nie zd��� zapiszcze�. - Ten celnik to bardzo przystojny ch�op - doda�a �ona mojego ojca, Jad�ka. Chyba o dwadzie�cia pi�� lat od niego m�odsza, jeszcze oszo�omiona przygod�, patrzy�a na� z pewnym l�kiem. Pozna� j� na przyj�ciu u znajomych, gdzie podawa�a do sto�u, wynaj�ta na ten wiecz�r za pi�� z�otych od ojca, dozorcy domu. Jej pi�kno�� uderzy�a mego tat� mi�dzy oczy, zakrztusi� si� zup� rakow�, a gdy mu podawa�a palto w przedpokoju, wcisn�� jej w r�k� srebrn� dziesi�cioz�ot�wk� oraz bilet wizytowy z dopiskiem: "Prosz� si� zg�osi� w czwartek o dziesi�tej rano. Mam dla pani interesuj�c� propozycj�". Propozycja by�a na tyle interesuj�ca, �e zaraz wyjechali do Juraty, a dziewczyna nie wr�ci�a ju� do str��wki; w ci�gu sze�ciu miesi�cy stary zakocha� si� w ciele a� po �ysin� i przeszed� na mahometanizm, by uzyska� rozw�d z trzeci� �on� - rozhisteryzowan� aktork� Marysi�. Teraz mog� zrozumie� te s�abo�ci; wtedy, w dniu mych siedemnastych urodzin, patrzy�em na Jad�k� z nienawi�ci�. Ojciec doskonale to wyczuwa� i nie stara� si� �agodzi�; usprawiedliwia�, wida�, t� wrogo��. O ile go rozumia�em, pos�dza� mnie o podw�jn� zazdro��: o niego i o ni�. Dziwka by�a rzeczywi�cie bardzo �adna, �niada i smuk�a, o d�ugich, zgrabnych nogach; rozlaz�� dozorczyni�, jej matk�, dopad� chyba w m�odo�ci na miedzy m�ody hrabicz albo zab��kany szwole�er. Stary cieszy� si� ni� jak w�a�ciciel stajni rasowym koniem. Ubra� j� bogato wed�ug najnowszej mody, i to we W�oszech: mimo ogranicze� dewizowych mia� zawsze fors� za granic�. To te� mnie rozw�ciecza�o jako spadkobierc�. Ojciec wida� dos�ysza� syczenie mej zajad�o�ci, bo wzni�s� kieliszek z winem i powiedzia�: - Pij� za twoj� przysz�o��, Jureczku. Za rok o tej porze b�dziesz ju� po wojsku i wtedy wy�l� ci� na Sorbon�. Chcesz studiowa� w Pary�u? - Oczywi�cie, �e chc�! - zawo�a�em. - Ale co mia�bym studiowa�? - Mo�e prawo, a mo�e filozofi� - zaproponowa� ojciec. - To sam powiniene� wiedzie�! Nie wiedzia�em. Matka usi�owa�a wzbudzi� we mnie uczucie do literatury; ostatnio rozczytywa�a si� w Prou�cie, �wiatowej pod�wczas sensacji literackiej, w�a�nie przek�adanej na polski, a mnie wsun�a do walizki "Noce i dnie". Niestety, nie mia�em czasu przez nie przebrn��. Z ojcem nie mog�em o tym m�wi�; jak we wszystkim, tak i w literaturze jego gusty sprzeciwia�y si� upodobanim matki. A przecie� poci�ga�o mnie b�yskotliwe i �atwe �ycie ojca, jego �ony_dziwki, nieustanne podr�e, sk�onno�� do wyrzucania pieni�dzy; c� mog�a temu przeciwstawi� matka, skulona nad zeszytami, cicha, mysia i zapisuj�ca w dzienniczku: "jajko - 5 gr."? Wypi�em z dum� wino. Jawne picie potwierdza�o moj� siedemnastoletni� dojrza�o��. - Co s�ycha� w Wenecji? - zapyta�em, o�mielony nieco t� dawk� alkoholu. - Pani jest zachwycona? - Fajnie by�o - odpar�a Jad�ka. - O ma�o nie wpad�am do wody. W niezrozumia�ym przyp�ywie ojcowskich uczu�, a raczej z poczucia winy wobec porzuconego syna, stary zabra� mnie przed czterema laty do Wenecji, a raczej na Lido, gdzie sp�dzili�my trzy tygodnie we troje: on, ja i Marysia_aktorka. By�o to babsko po trzydziestce, pe�ne pretensji i narcyzowate, zawsze sp�nione z racji zabieg�w przy twarzy i ca�ym ciele; gra�a osob� �wiatow�, kt�rej nic ju� zadziwi� nie jest w stanie. Gdy�my z Piazzale Roma p�yn�li vaporettem po Canale Grande, a ja wlepia�em oczy w koronkowy gotyk pa�ac�w, ojciec za� �ledzi� z u�miechem moje os�upienie, Marysia zaraz si� odezwa�a: - Wenecja jak Wenecja, zachwyca� si� ni� przymus, ale co� mi ta woda bardziej cuchnie ni� za pierwszym razem. - Bo ju� ci� nie otacza tak szczelnie r�owy ob�ok mi�o�ci - westchn�� ojciec, nagle sentymentalny, ale zaraz do mnie mrugn��. Pozna�em dobrze Wenecj�, bo ju� drugiego dnia zacz�li si� k��ci�. Marysia zawsze chcia�a w lewo, gdy ojciec rusza� w prawo, sma�y�a si� godzinami na pla�y, by rozdra�ni� opalenizn� przyjaci�ki w Polsce, a w Wenecji nic zwiedza� nie chcia�a opr�cz sklep�w z koralami i srebrn� bi�uteri�. Ojciec dygota� mi�dzy nami nie wiedz�c, za kim biec: czy tkwi� przy babie w kawiarni Floriana nad alkoholowym napojem, czy te� pokazywa� mi Wenecj�, Tintoretta i Tycjana, a zw�aszcza p�ywa� vaporettami, co mi szczeg�lnie przypad�o do gustu. Chcia� wtedy jeszcze Marysi, bo przez drzwi ��cz�ce nasze pokoje w hotelu "Dardanelli" dobiega�y najpierw odg�osy przyciszonej k��tni, ale p�niej cz�sto skrzypienie ��ka, dyszenie, a nawet przyt�umione krzyki rozkoszy. Nie lubi�em tego s�ucha�. Postanowi�em u�atwi� ojcu �ycie, bo przecie� tkwi�em mi�dzy nimi jak drut kolczasty; ucieka�em wi�c cz�sto po obiedzie, gdy k�adli si� na sjest�, dopada�em vaporetta, p�yn��em przez Canale Grande, wysiada�em przy dworcu i przez labirynt uliczek, mostk�w i placyk�w dociera�em do Ponte di Rialto, a p�niej do Pa�acu Do��w. Za ka�dym razem droga by�a inna, rozszerza�em �uk moich w�dr�wek, gapi�em si� z mostk�w na wod� oraz kupowa�em na placu �wi�tego Marka torebki z grochem i karmi�em go��bie (za sanacji w Warszawie nie rozmno�y�y si� jeszcze go��bie dla opaskudzania miasta i sprzedawano je g��wnie na Kercelaku). Kolumny Pa�acu Do��w oklejono plakatami z wielk� fotografi� Mussoliniego w he�mie, z paskiem pod pot�n� szcz�k�. "V il Duce!" - brzmia� podpis. Wpatrywa�em si� w marsowe oblicze, kt�re mia�o przywr�ci� W�ochom narodow� godno��. Obok sta�o nieruchomo dw�ch karabinier�w w stosowanych kapeluszach z czerwon� i z�ot� obw�dk�, w mundurach sprzed stu laty. Na Piazett� wmaszerowa� raz oddzia� czarnych koszul przy d�wi�ku rytmicznych gwizdk�w, ale niewiele to pomog�o: falowali, ka�dy sobie, jak stado g�si na szosie. W weneckim s�o�cu, na tle o�lepiaj�cej bieli i r�u Pa�acu Do��w, faszyzm wydawa� si� g�upim dowcipem, a papierowe plakaty z g�b� Duce, szpec�ce gotyk jednej z najpierwszych budowli �wiata - tak nietrwa�e i �atwe do zdarcia, jak rozlepione nieco dalej, ju� na zwyk�ych murach, afisze opery "Rycersko�� wie�niacza". "Il Duce ha sempre ragione!" - wrzeszcza�em pod nosem Marysi, gdy sprzeciwia�a si� ojcu. Nienawidzi�a mnie szczerze. Na t� oper� wybrali�my si� we tr�jk� i tego wieczoru og�osili�my milcz�ce zawieszenie broni. Marysia wystroi�a si� w sukni� czerwon� z krepy, specjalnie zakupion� na t� okazj�; w swym letnim garniturze o barwie kawy z mlekiem i w bia�ym kapeluszu ojciec wygl�da� na bogatego plantatora z Brazylii. Ja po raz ostatni w tym sezonie nosi�em kr�tkie majtki. Marysi� rozw�ciecza�a parada we troje, bo mogliby j� pos�dzi� o takiego syna jak ja; cho� przekroczy�a trzydziestk�, pozosta�a przy wieku dziewcz�cym i postanowi�a si� nie rusza�. By� to kawa� nabitego cia�a, tak zwana dziewka jak rzepa; wbrew modzie opina�a zawsze ty�ek. Podobno rzuci�a dla ojca teatr, co mu nieraz w gniewie wypomina�a, ale ten, nie panuj�c ju� kiedy� nad sob�, wyja�ni� jej brutalnie, �e zawsze gra�a tylko ogony i musia�by du�o zap�aci� teatrowi, �eby j� obsadzili w przyzwoitej roli, na co go nie sta�. Wszystko to s�ysza�em przez drzwi. Stawa�em si� �wiadkiem, a mo�e katalizatorem rozk�adu tej niedobranej pary. Tu przyznam, �e postanowi�em przyspieszy� �w nieuchronny proces i uwolni� czterdziestopi�cioletniego g�upca od zarazy. Gdy p�yn�li�My na t� oper� vaporettem z Lido, biega�em po pok�adzie jak zwykle, ale co chwil� zerka�em na wyelegantowan� par� i zaraz dojrza�em wymian� nami�tnych spojrze� mi�dzy Marysi� a przystojnym, czarnym W�ochem z r�zg� liktorsk� w klapie. Ojciec siedzia� na �awce ty�em do W�ocha, niczego nie podejrzewa�, a mnie obla�a z�o�� za to wrodzone chyba kurewstwo, sztuk� dla sztuki, bo przecie� nie mog�a liczy� na szybki romans, oddawa�a si� wi�c nieznanemu brunetowi wzrokiem i rozchyleniem warg. Podbieg�em do niej z min� rozkapryszonego bachora i powiedzia�em bardzo g�o�no: - Mama, kup mi taki znaczek, jak nosi ten pan! I wskaza�em palcem ognistego faszyst�. Ten zaraz odwr�ci� oczy. Bab� jak gdyby kto� strzeli� po pysku: zaczerwieni�a si� niczym szesnastolatka. Ojciec, zdziwiony moj� poufa�o�ci�, spojrza� z ironi� na mnie, a p�niej na W�ocha. - Ty te� chcesz by� faszyst�? - zapyta�. - Chc� by� taki pi�kny jak ten pan - odpar�em. - �eby wszystkie panie si� na mnie patrzy�y. Teraz stary co� chyba zrozumia� i zerkn�� na sp�onion� Marysi�. Szli�my na plac �wi�tego Marka w gro�nym milczeniu: najpierw p�dzi�a Marysia, o p� kroku za ni� ojciec, a ja, zadowolony, na ko�cu. Teraz ju� musia�o doj�� do awantury pod byle pretekstem: babsko kipia�o w�ciek�o�ci�. Salon �wiata rozja�ni� si� latarniami z arkad Prokuracji i �wiat�ami wielkiej orkiestry, rozmieszczonej przed scen�_estrad�. Na marmurze placu ustawiono krzes�a, zaj�te w wi�kszo�ci przez widz�w, bo przyjechali�my na ostatni� chwil� przez strojenie Marysi. Do pierwszych rz�d�w przybywa�y ostatnie wybrylantowane damy. Nasze miejsca znajdowa�y si� daleko z ty�u, chyba o dwa rz�dy od ko�ca, co wprawi�o Marysi� w stan zupe�nej histerii. - Ani mi si� �ni siada� tak daleko! - zawy�a. - Nigdy nie siedz� dalej ni� w trzecim rz�dzie! W og�le bym nie przysz�a, gdyby� mi powiedzia�! St�d nic i nikogo nie wida�! M�wi�e�, �e miejsca s� dobre! Na pr�no ojciec t�umaczy� przyciszonym g�osem, �e to przedstawienie galowe i historyczne, �e sama obecno�� jest ju� zaszczytem, �e hotel "Excelsior" wykupi� pierwsze rz�dy dla milioner�w i ksi���t; w�ciek�a baba wycofa�a si� z rz�du potr�caj�c ludzi. Wida� by�o, �e wychowa�a si� w jakiej� prowincjonalnej dziurze. W�a�nie w tej samej chwili na podium wszed� dyrygent i hukn�y brawa: by� to sam maestro Mascagni, lat prawie siedemdziesi�t: przyby�, by dyrygowa� "Rycersko�ci�" i jeszcze raz powt�rzy� sw�j werystyczny sukces sprzed czterdziestu sze�ciu lat. Posta� autora odwr�ci�a uwag� s�siad�w od rozdygotanej Marysi, kt�ra wypl�ta�a si� z krzese� i pu�ci�a w stron� Pa�acu Do��w. Niestety, nie dojrza�y jeszcze do zerwania ojciec, ale ju� czerwony ze z�o�ci, ruszy� zaraz w pogo�. W ten spos�b przem�czy�em si� sam na operze, bo wstyd mi by�o znowu potr�ca� ludzi. Na szcz�cie trwa�a nieca�� godzin�. P�niej brawom nie by�o ko�ca, ale �e wszyscy wstali do owacji, pobieg�em wysiusia� si� za kolumn�, a p�niej ruszy�em na poszukiwanie sk��conej pary. Dopiero po latach oceni�em pi�kno widowiska po�rodku najs�awniejszego placu na �wiecie; obraz zarejestrowa� si� dok�adnie w pami�ci wyrostka i mog�em na� p�niej spogl�da�, jak gdybym wyjmowa� z albumu star� fotografi�. Powraca�em do niego cz�sto w latach b�lu i strachu; ciep�a, bia�or�owa, rozjarzona �wiat�ami Wenecja i uwertura mistrza Mascagniego na placu ja�nia�y mi w ciemno�ciach: co�, co przemin�o na zawsze, mo�e by�o i snem, ale nikt mi tego nie m�g� ju� odebra� i �atwiej umia�em przetrwa� ciemny czas. Gdy w dwadzie�cia pi�� lat p�niej stan��em znowu wieczorem na placu �wi�tego Marka, jeszcze nie wierz�c swemu szcz�ciu, zobaczy�em ju� co� innego, cho� wszystko znajdowa�o si� na miejscu: i konie nad portalem bazyliki, i Maurowie z m�otami na Wie�y Zegarowej, i sklepy koralowe pod arkadami Prokuracji; ale wszystko to okaza�o si� zbyt prawdziwe i zwyk�e w por�wnaniu z rozjarzon� fotografi�, przechowan� w sercu. Znalaz�em ich bez trudu na Piazetta przy stoliku kawiarni naprzeciw Pa�acu Do��w. By�o ju� po awanturze i siedzieli sztywno - ojciec nad oran�ad� San Pellegrino, ona za� nad koktajlem (w teatrze podobno j� rozpili i co dzie� poci�ga�a co� mocniejszego). Prze�uwali w milczeniu urazy. - Podoba�o ci si�? - zapyta� ojciec. Powiedzia� to niby swobodnie, ale wiedzia�em, �e udusi�by teraz Marysi�. Nale�a�a do bab, zepsutych przez kolejnych kochank�w; rozzuchwalona posiadaniem m�czyzny, nie potrafi�a utrzyma� swych foch�w w dopuszczalnych granicach i poufali�a si� nad miar�. Mniemaj�c, �e czar jej opi�tego ty�ka parali�uje w samcu wszelk� niezale�no�� i godno��, depta�a jego ambicj� i chcia�a z niego uczyni� szmat� dla udowodnienia w�asnej warto�ci. Ale czu�em kt�rym� tam zmys�em, �e tym razem przekroczy�a czerwon� kresk� i ojcem wstrz�sn�� nieodwracalny prze�om: powiedzia�bym dzisiaj, �e ilo�� spi��, awantur i mocowa� zamieni�a si� w jako�� i czar prys� pod naporem cios�w. Ale wtedy jeszcze nic nie s�ysza�em o dialektyce i czu�em tylko, �e nast�pi� nieodwracalne wydarzenia: prawos�awny okres w duchowym �yciu ojca mia� si� ku ko�cowi. - Bardzo mi si� podoba�o - odpar�em weso�o. - Ten stary Mascagni dziarsko wymachiwa� pa�eczk�. Poza tym �piewacy byli pierwszej jako�ci i b�d� mia� co opowiada� mamie, kt�ra przecie� kocha muzyk�. Ile ona by da�a, �eby siedzie� w tych krzes�ach! Tymi s�owy poderwa�em bab�; zasycza�a i pop�dzi�a w stron� przystani vaporetta. To ju� by�o samob�jstwo. Ojciec szybko zap�aci� i ruszyli�my za ni�. Podr� odby�a si� w zupe�nym milczeniu; przez drzwi nie s�ysza�em ani k��tni, ani j�k�w rozkoszy, ani zwyk�ego s�owa; stary postanowi� okaza� sw� osobowo��. Wreszcie on za to wszystko p�aci�. Rano o�wiadczy� mi sucho, �e przyspieszamy wyjazd, i nast�pnego, deszczowego dnia wyruszyli�my "Chryslerem" w podr� powrotn� do Polski. Marysia, przestraszona milczeniem ojca, natychmiast zmieni�a taktyk�: w podr�y dba�a o niego jak o w�asne dziecko. Z obawy o utrat� posady podsuwa�a mu kanapki, zapala�a papierosa, gdy prowadzi�, sta�a si� uleg�a, cicha, smutna i kochaj�ca. Ale stary nie da� si� ju� nabra� i za to go polubi�em. Przyjmowa� wszystkie awanse i us�ugi z uprzejmym u�miechem i z podzi�kowaniem, ale nawet nie dotkn�� jej palca. W oczach Marysi dojrza�em zimny strach: je�eli j� rzuci, nie znajdzie tak dobrego miejsca, bo ju� si� zacz�a lekko psu� od szyi. Po drodze wychodzi� cz�sto tylko ze mn�, pozostawiaj�c bab� gorzkim rozmy�laniom. Znikn�li mi z oczu po powrocie do Warszawy; powr�ci�em do szko�y i Wenecja blad�a we wspomnieniu. Dopiero po paru miesi�cach dowiedzia�em si�, �e ojciec jest znowu kawalerem, a Marysia, otrzymawszy odpraw�, odesz�a do pewnego saksofonisty na bardzo niepewny los. I tak w cztery lata p�niej, w dniu moich urodzin, 24 wrze�nia 1938 roku, siedzia�em z ojcem_mahometaninem i z jego Jad�k�, c�rk� dozorcy. Byli ju� po Wenecji. Ten m�j stary mia� wyra�n� sk�onno�� do kobiet z do��w. Wiedzia�em, �e go bojkotuj� za te ma��e�skie wyczyny w towarzyskich kr�gach Warszawy. �aden mieszczanin, kupiec czy przemys�owiec, a nawet wy�szy pa�stwowy urz�dnik czy oficer nie m�g� mu wybaczy� tej �atwej, cho� kosztownej zmiany �on; przecie� ka�dy z nich m�czy� si� z jedn� i t� sam� przez dziesi�tki lat, �ci�ni�ty w gorset przepis�w, religii i konwenans�w. Zazdro�cili mu bezczelno�ci i jawnego manifestowania tego, o czym cz�sto marzyli skrycie, niezdolni do rozerwania okow�w. Ch�tnie wi�c dawali ucha podszeptom swych przera�onych ma��onek: fatalny przyk�ad ojca zagra�a� samej istocie egzystencji tych dam. Mahometa�ski �lub z Jad�k� od dozorcy sta� si� ju� wielkim skandalem i zamkn�� przed nim reszt� drzwi. Ojciec m�g� teraz tylko liczy� na kr�tkie, m�skie spotkania po knajpach, i to w pe�nej tajemnicy. - Nie byli�cie na operze? - zapyta�em. - Byli�my na "Pajacach"... w ostatnim, niestety, rz�dzie - odpar� ojciec z porozumiewawczym u�miechem. - Ale Jadzi bardzo si� podoba�o. - Cholerycznie lubi�, jak pi�knie graj� i �piewaj� - potwierdzi�a Jadzia. Znajdowa�a si� na pierwszym etapie zachwycenia wszystkim, co j� spotyka�o, i nie spuszcza�a oka z ojca_czarodzieja, czekaj�c na coraz to nowe sztuczki. Chwilowo nie mia� z ni� k�opot�w. Aktoreczka Marysia te� by�a kiedy� taka. Nale�a�o przeczeka� etap drugi - przyzwyczajenie do zagranicznych woja�y, samochodu, willi na Mokotowie i stroj�w, i dotrwa� do etapu trzeciego - nudy, zm�czenia starszym o przesz�o dwadzie�cia lat �ysoniem, rozgl�dania si� za m�odym bykiem, kaprys�w, foch�w, histerii i wreszcie - katastrofy. Ca�y proces zajmie staremu dwa do trzech lat i wtedy b�dzie m�g� przej�� na hinduizm, je�eli dopisze jeszcze zdrowie. - Stoimy przy kraterze wulkanu - powiedzia�. - Lada chwila wybuchnie lawa. Ka�dy dzie� spokoju uwa�am za darowany przez Boga. Nie wiem, czy dobrze robi� puszczaj�c ci� do wojska. To musi si� skrupi� na Polsce i powinni�my wszyscy wyjecha� do Ameryki. - O tak, do Ameryki! - westchn�a Jad�ka, rozmarzona, i po�o�y�a nie�mia�o r�k� na r�ce ojca. - Do wojska id� z poboru - o�wiadczy�em. - To jest m�j obowi�zek. - Dostarczy�em w�a�nie pi�knego "Chryslera" genera�owi - powiedzia� ojciec. - Tak jak ci za�atwi�em przydzia� do Zegrza, tak mog� ci� jutro zwolni� z tego obowi�zku. Zyskasz rok �ycia i uratujesz sk�r�. - Ani mi si� �ni! - zawo�a�em. - Ojciec popatrzy� na mnie uwa�nie. - Rozumiem - odpar�. - Ja te� tak my�la�em i wda�em si� w Legiony. P�niej mi przesz�o. - Bo zabra�e� si� do handlu samochodami - odpar�em z pogard�. - I masz du�o pieni�dzy. Ojczyzn� ceni� biedni. A ja do wojska p�jd� z przyjemno�ci�. - NIe jest to dobra chwila - westchn�� ojciec, ale ju� wi�cej o tym nie m�wili�my, bo rozpocz�� si� dancing. Wspania�y porucznik w opi�tym mundurze stukn�� ostrogami przed naszym stolikiem. - Pan pozwoli poprosi� c�rk�? - zapyta� ojca. - Chcesz zata�czy� z panem porucznikiem, dziecko? - zapyta� ojciec dobrodusznie. Wida� obra� now� polityk�. Jadzi� zatka�o: oczywi�cie chcia�a zata�czy� ze zgrabnym szwole�erem, ale nie wiedzia�a, czy ojciec m�wi powa�nie, czy te� wystawia j� na pr�b�. - Zata�cz sobie, jak chcesz - nalega� ojciec. - Baw si�, bo nie wiadomo, czy �wiat potrwa jeszcze trzy tygodnie! - Niech si� pan nie boi - u�miechn�� si� porucznik z wy�szo�ci�, jak gdyby by� gwarantem �wiata. Jadzia wsta�a, og�upiona, i ruszy�a do slow_foxa pt. "Jestem w niebie, w si�dmym niebie". Porucznik trzyma� j� przepisowo, elegancko i pr�nie i zagadywa� uwodzicielsko pod czar munduru. Na parkiecie drewnianej budy zaroi�o si� od par, a porucznik po�eglowa� jak najdalej od tatusia. Zazdro�ci�em mu wdzi�cznej spr�ysto�ci, munduru, a szczeg�lnie d�wi�cznych ostr�g. - Nie wiem, czy dobrze robisz, synu - powiedzia� ojciec nie patrz�c w stron� parkietu. - Czeka nas ogromna eksplozja. Ten kraj sp�ynie krwi�. Zdarzy�o nam si� dwadzie�cia lat spokoju tylko przez korzystny zbieg okoliczno�ci, ale to si� ju� nie powt�rzy. Oczywi�cie nie mog� zabra� twojej matki... - Ale t� Jad�k� zabierzesz! - warkn��em. - Nie my�l, �e jestem �lepy - odpar� ojciec. - Jest dobrym materia�em do sformowania. Po raz ostatni zabawi� si� w Pigmaliona. Ju� j� sobie wyobrazi�em jako inteligentn� m�od� kobiet�, zainteresowan� �wiatem, lojaln�, zakochan� w swym tw�rcy, odrzucaj�c� ho�dy m�czyzn... Tu ojciec przerwa�; mo�e nie uda�o mi si� opanowa� twarzy. Popatrzy� na mnie i podrapa� si� w �ysin�. - Mo�e nie powinienem ci tego m�wi�, ale najwa�niejsze jest to wyobra�enie. Nie interesuje mnie w tej chwili, jaka ona jest naprawd�. Mo�e tylko g�upim �yj�tkiem, mo�e kurewk�, kt�ra p�jdzie do tego, kt�ry da wi�cej? Kocham to swoje wyobra�enie, ca�� j� wymy�li�em, wiem, �e to nieprawda, ale dobrze mi z t� aureol� doko�a jej g�owy. Kiedy zobacz�, jaka jest w rzeczywisto�ci, b�dzie po wszystkim. Nie �miej si� ze mnie, p�taku, i nie patrz, czy ona przytula policzek do policzka tego oficerka, bo kiedy� to zrozumiesz i wybaczysz ojcu jego dziwne poczynania. Stary mia�, wida�, oczy w tyle g�owy, bo przy s�owach refrenisty: "Ca�y �wiat wiruje i rado�ci� tchnie, gdy policzek tw�j do mego tuli si�" - mign�y mi w t�umie z��czone policzki porucznika i Jad�ki. - W ka�dym razie mo�esz na mnie liczy�, ch�opcze - powiedzia� ojciec. - Za rok, w twoje przysz�e urodziny, mo�esz si� szykowa� za granic�, je�eli nic nie przeszkodzi. Gdziekolwiek b�d�, zajm� si� twoj� przysz�o�ci�. Musisz tylko sam wiedzie�, czego chcesz. M�wi�c to patrzy� na mnie serdecznie. W miar� jak si� starza�, zaczyna�em w nim wzbudza� cieplejsze uczucia. Ale nale�a� do �wiata, kt�ry by� mi obcy przez kosmopolityzm i lekcewa�enie warto�ci, wpojonych przez matk� i szko��. Odpycha� mnie i przyci�ga� jednocze�nie: chwilami go kocha�em, chwilami nienawidzi�em. Jak zazdrosna kobieta chcia�em, �eby si� mn� zajmowa�: im wi�cej wyda na mnie pieni�dzy, tym bardziej mnie kocha. Tylko z tego wzgl�du przysta�em na propozycj� studi�w w Pary�u; tak naprawd� wola�bym Uniwersytet Warszawski w�r�d swoich. Do stolika wr�ci�a Jad�ka; porucznik wypr�y� si�, stukn�� wspaniale ostrogami i odszed�. Twarz Jad�ki zar�owi�a si� od sukcesu. - Chcia� si� ze mn� spotka� w sobot� - o�wiadczy�a. - Powiedzia�am, �e wyje�d�amy. M�wi�, �e przyjedzie do Warszawy i porwie mnie na konia, a wtedy tatu� b�dzie si� musia� zgodzi� na wszystko. Parskn��em �miechem, ojciec te� si� za�mia� w miar� szczerze i wychylili�my ostatnie kieliszki za moje zdrowie i powodzenie w �yciu. Czu�em si� doros�y i kipia�em ch�ci� zmagania si� z �yciem. Chcia�em te� m�c przytuli� do serca jak�� m�od�, pi�kn� istot�. Odczuwa�em potrzeb� bezinteresownej i wielkiej mi�o�ci. Podniecony winem, d�ugo kr�ci�em si� i st�ka�em w mym pensjonatowym pokoiku. Nie doczeka�em p�nocy: ju� o dziesi�tej zasn��em mocnym snem sprawiedliwego. 24 wrze�nia 1939 roku - Moje osiemnaste urodziny Pozosta�y mi jakim� cudem lu�ne notatki i mog� odtworzy� ten dzie� w miar� wiernie. Po�o�y�em si� na biurku o p�nocy i przykry�em kocem. Pociski artyleryjskie pada�y z rzadka, wi�c szybko zasn��em. O sz�stej rano obudzi� mnie tarmoszeniem kapral Zdziara, tej nocy dy�urny przy ��cznicy. Wiedzia�em, o co chodzi: linia do Zamku przerwana. W tej sprawie budzono mnie kilka razy na dob�. Zlaz�em z biurka, ochlapa�em twarz w miednicy, bo wodoci�g ju� odci�y naloty, i opu�ci�em m�j biurowy pok�j. Ten pok�j na parterze nie mia� szyb i pot�nie marz�em pod jednym kocem; nale�a�o sko�czy� z brawur� i przenie�� si� jak inni do piwnicy. Przy ��cznicy, w piwnicznym korytarzu, czekali ju� na mnie dwaj ludzie, to znaczy starszy szeregowiec Karczewski, w cywilu motorniczy tramwaj�w miejskich, oraz szeregowiec Walczak, samodzielny �lusarz, obaj rodem z Pragi. T� Prag� poznawa�em dopiero teraz; dawniej przyje�d�a�em tu g��wnie do zoo - na ma�py, i do lunaparku - na kolejk� g�rsk�. O godzinie sz�stej pi�tna�cie wyszli�my z gmachu Dyrekcji Okr�gowej Kolei Pa�stwowych w ulic� Targow�. �lusarz ni�s� polowy telefon i torb� narz�dziow�, motorniczy - tyczk� z rososzk�. Ja, m�odszy od nich o lat co najmniej pi�tna�cie, by�em plutonowym podchor��ym i dow�dc� dru�yny, skleconej przed paru dniami z najr�niejszych rozbitk�w. T� lini� telefoniczn�, ��cz�c� dow�dc� artylerii w gmachu Dyrekcji Kolei z jego prze�o�onym w Zamku Kr�lewskim, rzucili�my po drzewkach ulic Targowej i Brukowej a� do budyneczku nad Wis��, gdzie j� osobi�cie przy��czy�em do zacisk�w podwodnego kabla, przygotowanego kiedy� na czarn� godzin�; po drugiej stronie Wis�y opieka nad lini� a� do Zamku ju� do nas nie nale�a�a. Od chwili zamkni�cia pier�cienia doko�a Warszawy wra�a artyleria nie tylko szarpa�a nam kabel, ale czasami str�ca�a z drzewek �ataj�cych go ludzi. By�o to nieustanne mocowanie si� z losem: trafi czy nie trafi? Nigdy nie mia�em sk�onno�ci do hazardu, a pojedynki ameryka�skie budzi�y we mnie strach i wstr�t. Dopiero trzy i p� tygodnia trwa�a wojna i jeszcze nie zdo�a�em si� pogodzi� z nag�� �mierci�, cho� doko�a mnie ludzie gin�li od pierwszego dnia. By�o to do zrozumienia w polu, gdy� my strzelali�my do nich, a oni strzelali do nas z najr�niejszych luf; tutaj, na ulicy Targowej, �mier� przychodzi�a z daleka, wycelowana w miasto, i wygrywa�o si� j� jak los na piekielnej loterii. Niestety, coraz wi�cej los�w wygrywa�o, bo coraz wi�cej pocisk�w sz�o na miasto. Ulica Targowa by�a zupe�nie pusta o tej porze porannego ostrza�u. Po wszystkich prawie bramach sta�y taborowe wozy najr�niejszych jednostek. Dopiero przed piekarni� k��bi� si� t�umek, a studni� na podw�rzu oblegali kube�kowicze: �yciem ryzykowa� warto by�o tylko dla chleba i wody. Szli�my jeden z dala od drugiego, �eby nas wszystkich nie trafi� ten sam pocisk; tym razem jednak nad ulic� rozrywa�y si� od czasu do czasu szrapnele omiataj�c od�amkami szeroki kr�g i jakiekolwiek wymigiwanie si� nie mia�o sensu. Przecinaj�c Targow� i bacz�c na kabel, zawieszony idiotycznie w powietrzu i wystawiony na od�amki, mijali�my groby, usypane pospiesznie na skwerku. Le�eli tam ludzie z Pragi obok �o�nierzy z najr�niejszych wiosek. Ju� od paru dni dymy przys�ania�y s�o�ce: i teraz pali�o si� w paru miejscach doko�a. Gdzie� szybowa�y Dorniery: to brz�czenie zaraz rozpoznawa�em od czasu, gdy nas dopad�y nad Narwi� i zmiesza�y porann� kaw� z krwi�. Motorniczy, kt�ry szed� pierwszy, podni�s� tyczk�: z drzewka zwisa� smutnie nasz kabel. Zr�cznym ruchem �ci�gn�� go na ziemi� i ruszy� do nast�pnego drzewa. �lusarz w��cza� ju� do linii aparat. Sz�o im to b�yskawicznie: wprawa podbita strachem. Dorniery rzuca�y bomby gdzie� w stronie Grochowa. Tutaj p�ka�y szrapnele. �lusarz dogada� si� z nasz� piwnic� i ruszy� do motorniczego, kt�ry ju� z��czy� przerwany kabel. Zupe�nie im nie by�em potrzebny jako dow�dca, patrol jeden plus dw�ch, nic tu nie by�o do zagrzewania i do ataku - robota techniczna, ale musia�em nara�a� sk�r�, bo jak inaczej z nimi �y�? �lusarz wydzwoni� Zamek, motorniczy wsun�� kabel w rososzk� i zarzuci� go na drzewo. Nagle zobaczy�em du�� papug� o czerwonym ogonie i popielatym korpusie. Siedzia�a nieruchomo na najni�szej ga��zi, nie przejmuj�c si� hukami i �wistem od�amk�w. Podsun��em jej r�k� pod sam dzi�b: zaraz mi wskoczy�a na palec wskazuj�cy. Wysun�wszy r�k� z papug� podszed�em do mych ludzi. - To jest �ako - o�wiadczy� motorniczy. - �ako z czerwon� srak�. Papuga kr�lewska. Siedzia�a w zoo w du�ej klatce, zaraz na prawo. - Co to tam warte - parskn�� �lusarz. - Mi�so ciemne i �ykowate, tylko rzyga�. Poszliby�my do parku, ustrzeli�oby si� mo�e jakiego dzika albo cho� antylop�. - Ju� inni dawno wpadli na ten pomys� - odpar�em. Szed�em szybko z papug� na palcu. Ta w og�le si� nie rusza�a; niewola pozbawi�a j� wida� inicjatywy. Od�amki szrapnela brz�kn�y po bruku. L�ni�y gor�ce kawa�ki metalu. - Ugotujemy j� w rosole - powiedzia� ugodowo motorniczy. - Albo usma�ymy na �oju. �wisn�o przera�liwie i padli�my na brzuchy. Papuga sfrun�a z mego palca i siad�a na bruku. Latanie sz�o jej z du�ym trudem. Padanie na brzuch przy szrapnelach nie chroni�o przed niczym, ale trudno by�o opanowa� ten samozachowawczy gest. Cz�owiek czu� si� bezpieczniejszy przy matce_ziemi, kt�ra go wyda�a. Wsta�em, papuga wskoczy�a mi na palec i poszli�my dalej. Pod �cian� le�a�a kobieta z rozp�atan� szyj�; pusty kube� potoczy� si� na jezdni�. Szarozielone dymy bi�y w niebo od strony lewobrze�nej Warszawy. Wbiegli�my do Dyrekcji Kolei. Po�atana przez nas linia jeszcze dzia�a�a. Przypomnia�em sobie nagle, �e dzi� s� moje urodziny. - Panowie, wstyd mi powiedzie� przy starszych, ale ko�cz� dzi� osiemna�cie lat - o�wiadczy�em. - Zapraszam pan�w na kieliszek do mojej kwatery. Weszli�my do mego pokoju na parterze. Nadal nios�em papug� na palcu. By�a to zupe�nie oboj�tna na wszystko papuga. Postawi�em j� na biurku i wyj��em z biurowej szafy butelk� wi�ni�wki Rektyfikacji Warszawskiej. Znalaz�em j� w opuszczonej przez w�a�cicieli czytelni. Na zagrych� mieli�my wyfasowane �niadanie: zbo�ow� kaw� i kawa�ek chleba. Rozla�em wi�ni�wk� do kubk�w. - Idzie pomoc dla Warszawy - o�wiadczy� motorniczy wchodz�c. - Ze Wschodu i z Zachodu. Rydz maszeruje z Czerwonymi, Anglicy za� p�yn� do Gdyni wielk� flot�. - Oszcz�d�, J�zu�, detali - przerwa� mu �lusarz. - Co dzie� co� takiego s�yszymy. Ty wiesz, co to morale? - Wiem. Salto morale - odpar� motorniczy. - Ale trudno skapowa�, �e �wiat spokojnie patrzy, jak morduj� ca�e du�e miasto po�rodku Europy. - Jaki to tam �rodek Europy! - parskn�� �lusarz. - Daleki wygwizd�w i ci�g�e zawieruchy. Mo�e nam kiedy� wymierz� sprawiedliwo�� na naszych grobach. - G�upi�! - oburzy� si� motorniczy. - Jurek ko�czy lat osiemna�cie, a ty tu o grobach! Zdrowie, panie podchor��y! Podsun��em papudze kawa�ek chleba. Powoli zabra�a si� do jedzenia. Wypili�my wi�ni�wk�. Dochodzi�a dziesi�ta, a o tak wczesnej porze niewiele mi trzeba by�o alkoholu, �eby odczu� mi�y zam�t. Nauczono mnie ju� pi� w wojsku. Matka w og�le nie wpuszcza�a w�dki do domu, nie umia�em wi�c pi� ponad kieliszek, ale mnie dopadli w nocy w koszarach, dw�ch trzyma�o, a trzeci la� do gard�a ze szklanki spirytus, zaprawiony na czerwono kwasem Karpi�skiego. Na pr�no si� chowa�em, ucieka�em do klozetu, zawsze mnie wreszcie dopadli, a ucze� szko�y wojskowej nie m�g� przecie� prosi� o lito�� w tej m�skiej potrzebie. Co gorsza, musia�em za to p�aci�, bo elewi, zawsze na bakier z got�wk�, wyniuchali u mnie ojcowskie zasi�ki. Nie mog�c mi zapewni� swego towarzystwa, stary nadsy�a� pieni�dze, a w kt�r�� niedziel�, gdy ju� nie udzielano przepustek wobec stanu alarmowego, niepotrzebnie si� pojawi� swym "Chryslerem", na szcz�cie bez Jad�ki, ale i tak gadania by�o w ca�ej szkole, �e Bia�ecki ma ojca milionera. W�a�nie za to plutonowy �ukasik przep�dzi� mnie: "...pod t� g�rk� biegiem marsz i biegiem wr�� padnij powsta� czo�gaj si� lotnik kryj si� i podam do karnego raportu wy Bia�ecki mnie popami�tacie to jest wojsko a nie burdel tatu� po was nie sprz�tnie trzy dni szorowania prewetu biegiem marsz biegiem wr��!". P�niej, po szkole, a tu� przed wojn�, przysz�y inne w�dczane cierpienia i teraz ju� mog�em wypi� g�adko wi�ni�wk� za w�asne zdrowie. I zaraz pocisk trafi� w Dyrekcj� Kolei. Uderzy� chyba o dwa pi�tra wy�ej, ale by� to, wida�, pot�ny kaliber, bo rzuci�o nas po �cianach, zdmuchn�o kaw� i wi�ni�wk�, a papuga zerwa�a si� do lotu i usiad�a na kaloryferze. "Kocham ci�, ty durniu!" - zawo�a�a nagle. - No i po przyj�ciu - westchn�� �lusarz. Otrzepali�my si� z kurzu i gruzu. - Tutaj, naprzeciwko, na Wile�sk� pod numer osiemnasty przychodzi�em do jednej takiej w zaloty - powiedzia� motorniczy wygl�daj�c przez okno. - Ale szybko si� skapowa�em, �e trzyma mnie tylko na zazdro�� dla umi�owanego piekarza, zbi�em wi�c mu mord� i odszed�em. Czy mog�em pomy�le�, �e b�d� tu obok, na froncie? - Paproszem, J�ziek, t� papug�? - zapyta� �lusarz. - Jakie� pieczyste mie� musowo na urodziny podchor��ego! - Darujcie, panowie, �ycie tej papudze - powiedzia�em. - Za to postaram si� wyprawi� wystawn� kolacj�. - W�dki nawet nie uszanuj�, bandyci - westchn�� �lusarz patrz�c ze smutkiem na ciemne rozlewisko wi�ni�wki. �uli�my chleb pobielony tynkiem. W g�owach te� chyba mieli�my piach. Zazgrzyta�y gruzem p�obwis�e drzwi. - Przerwa na linii do Zamku! - zawo�a� starszy szeregowiec Jamrod. Czu� by�o w jego g�osie satysfakcj�, �e rozbija przyj�cie, na kt�re nie by� zaproszony. Podsun��em papudze palec i ruszyli�my solidarnie wszyscy trzej szuka� przerwy w kablu. Szrapnelowy ostrza� straci� sw� gwa�towno��, ale przyby�o po�ar�w, bo samoloty zrzuca�y od paru dni zapalaj�ce bombki fosforowe. Znale�li�my przerw� na Brukowej, tu� przy Wi�le. Widok si� tam roztacza� pi�kny na ca�� Warszaw� w dymach po�ar�w. Koniec kabla zapl�ta� si� na drzewie i motorniczy nie zdo�a� go zdj�� tyczk�. Patrzyli�my z bramy na to drzewo i nikomu z nas nie chcia�o si� na nie w�azi�: przechodzili�my wyra�ny kryzys zapa�u i ofiarno�ci. A przecie� i �lusarza, i motorniczego przedstawi�em do Krzy�a Walecznych za odwag� na polu walki, gdy�my jeszcze skakali po kartofliskach i g��wkach kapusty daleko od Warszawy; teraz jednak, na ulicach Pragi, w otoczonym j�drze kraju, g�r� bra�a parali�uj�ca gorycz. Ta katastrofa przerasta�a moj� osiemnastoletni� wyobra�ni�. Czu�em si� jak g�wniarz zbity do krwi pasem za niepope�nione winy. By�em jednak dow�dc� i musia�em dzia�a�. Mog�em wyda� rozkaz, ale odda�em karabin motorniczemu, przerzuci�em papug� na palec �lusarza i wspi��em si� na drzewo. Jakby tylko na to czekali wra�y kanonierzy, bo zaraz za�wista�o nad g�ow�. Moi dwaj przyjaciele patrzyli z bramy, jak wypl�tuj� kabel z ga��zek i li�ci. Ulica natychmiast opustosza�a i tylko taborowe konie w bramie r�a�y z niepokoju; i tak wkr�tce czeka�a je �mier� w rze�ni dla zaopatrzenia ludno�ci. Dok�d zreszt� mia�y ci�gn�� te swoje wozy? Tu by� kres w�dr�wki. Rozpl�tywa�em kabel niepewnymi r�kami, z dreszczem strachu w krzy�ach, ale mi si� ci�gle opiera�. Wyrwa�em go wreszcie razem z ga��zk� i rzuci�em na chodnik. Zeskoczy�em z drzewa, a� mi si� pi�ty wbi�y w kolana. Wzi��em z r�k �lusarza papug�; ten wybieg� na chodnik, chwyci� obie ko�c�wki i zacz�� je b�yskawicznie ��czy�. Wydawa�o si�, �e tam, za Wis��, ca�a Warszawa si� pali. - Za p� godziny ko�czymy s�u�b� - powiedzia� motorniczy. - Skocz� na chwil� do domu, dobrze? - Do jakiego domu?! - rozw�cieczy�em si�. - Tu wojna, a on do domu! Ka�� rozstrzela� za dezercj�! Wr�cisz na kolacj�? - Chyba �e mnie trafi. - Nie ma ci� prawa nic trafi�! - odpar�em twardo. - Nie przyjm� teg