1892

Szczegóły
Tytuł 1892
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1892 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1892 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1892 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Na skrzyd�ach or��w II" autor: Ken Follet Tom II Ca�o�� w tomach II Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1992 Prze�o�y� Robert Sta�y�ski T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Amber Sp. z o.o.", Pozna� 1990 Pisa� J. Podstawka Korekty dokona�y E. Chmielewska i D. Jagie��o * * * Rozdzia� dziesi�ty 1 By�a to niezapomniana chwila. Wszyscy krzyczeli, nikt nie s�ucha� i wszyscy rzucili si� jednocze�nie obejmowa� Paula i Billa. Gayden rycza� do telefonu: - Mamy ich! Mamy ich! Fantastyczne! Po prostu weszli przez drzwi! Fantastyczne! Kto� krzycza�: - Dali�my im! Dali�my tym sukinsynom! - Uda�o si�! - Mo�esz nam skoczy�, Dadgar! Buffy ujada� jak oszala�y. Paul rozgl�da� si� po swoich przyjacio�ach. Zostali tu, w samym �rodku rewolucji, aby mu pom�c. Poczu�, �e wzruszenie odbiera mu g�os. Gayden rzuci� s�uchawk� i podszed� u�cisn�� im d�onie. Paul, ze �zami w oczach, powiedzia� do niego: - Zaoszcz�dzi�em ci dwana�cie i p� miliona dolar�w, Gayden. My�l�, �e zas�u�y�em na kielicha. Gayden nala� mu szkockiej. Paul po raz pierwszy od sze�ciu tygodni mia� w ustach alkohol. Gayden znowu wzi�� s�uchawk�. - Tu jest kto�, kto chce z tob� porozmawia� - powiedzia� i odda� s�uchawk� Paulowi. - Halo! - zacz�� Paul. Us�ysza� d�wi�czny g�os Toma Waltera. - Cze��, kolego! - Bo�e wszechmog�cy - wydusi� z siebie Paul tonem kra�cowego wyczerpania i ulgi. - Nie wiedzieli�my, gdzie jeste�cie, ch�opaki! - My te� nie, przez ostatnie trzy godziny. - Jak si� dosta�e� do hotelu, Paul? Nie mia� si�y opowiada� Walterowi ca�ej historii. - Na szcz�cie Keane zostawi� mi swego czasu sporo pieni�dzy. - Fantastycznie. Hej, Paul! Czy Bill si� dobrze czuje? - Tak. Jest troch� wstrz��ni�ty, ale nic mu nie jest. - My wszyscy jeste�my wstrz��ni�ci. O rany. Rany, jak to dobrze s�ysze� tw�j g�os. W s�uchawce rozleg� si� inny g�os. - Paul? Tu Mitch. - Mitch Hart by� poprzednim prezesem Eds. - Wiedzia�em, �e ten w�oski opryszek da sobie rad�. - Co u Ruthie? Odpowiedzia� na to Tom Walter. Paul odgad�, �e u�ywaj� centralki do telekonferencji. - Czuje si� �wietnie, Paul. Niedawno z ni� rozmawia�em. Jean w�a�nie dzwoni do niej z drugiego telefonu. - Z dzieciakami wszystko dobrze? - Tak, znakomicie. Bo�e, ale �ona si� ucieszy! - Dobrze, daj� ci drug� po��wk�. - Paul przekaza� telefon Billowi. W czasie rozmowy przyby� jeden z ira�skich pracownik�w, Gholam. Us�yszawszy o zdobyciu wi�zienia, szuka� Paula i Billa na okolicznych ulicach. Jay Coburn zaniepokoi� si� przybyciem Gholama. Przez par� chwil by� zanadto przepe�niony rado�ci�, by my�le� o czym� wi�cej, ale teraz powr�ci� do swej roli zast�pcy Simonsa. Po cichu wyszed� z apartamentu, znalaz� inne otwarte drzwi, wszed� do �rodka i zadzwoni� do apartamentu Dvoranchik�w. Telefon odebra� Simons. - M�wi Jay. S� tutaj. - Dobrze. - Ca�� konspiracj� szlag trafi�. Przez telefon lec� nazwiska, wszyscy si� w��cz� dooko�a, przychodz� ira�scy pracownicy... - Wynajmij dwa pokoje z dala od pozosta�ych. Zaraz tam b�dziemy. - W porz�dku. - Coburn od�o�y� s�uchawk�. Zszed� do recepcji i poprosi� o apartament z dwiema sypialniami na dwunastym pi�trze. Nie by�o �adnego problemu: hotel mia� setki wolnych pokoi. Coburn poda� fa�szywe nazwisko. Nikt go nie pyta� o paszport. Wr�ci� do apartamentu Gaydena. Kilka minut p�niej wkroczy� Simons i powiedzia�: - Od�� ten cholerny telefon. Bob Young, utrzymuj�cy stale po��czenie z Dallas, po�o�y� s�uchawk�. Joe Poch~e, kt�ry wy�oni� si� zza plec�w Simonsa, zacz�� zasuwa� story. By�o to niewiarygodne: nagle komend� obj�� Simons. Najstarszy rang� by� tu Gayden, prezes Eds World. Jeszcze godzin� temu m�wi� do Toma Waltera, �e "S�oneczni Ch�opcy" - Simons, Coburn i Poch~e - s� wyra�nie bezu�yteczni i nieefektowni, a teraz podda� si� pod komend� Simonsa nawet o tym nie my�l�c. - Rozejrzyj si�, Joe - powiedzia� Simons do Poch~ego. Coburn wiedzia�, co Simons mia� na my�li. Podczas tygodni oczekiwania, grupa dostatecznie rozpozna�a hotel i przyleg�e do� tereny. Poch~e mia� teraz sprawdzi�, czy nic si� nie zmieni�o. Zadzwoni� telefon. Odebra� John Howell. - To Abolhasan - rzek� do pozosta�ych. S�ucha� przez kilka minut, po czym powiedzia�: - Chwileczk�. - Zakry� mikrofon d�oni� i odwr�ci� si� do Simonsa: To nasz ira�ski pracownik, kt�ry t�umaczy podczas moich spotka� z Dadgarem. Jego ojciec jest przyjacielem Dadgara. Abolhasan jest teraz u ojca i tam w�a�nie odebra� telefon od Dadgara. W pokoju zapanowa�a cisza. Dadgar zapyta� Abolhasana: "Czy wiesz, �e Amerykan�w nie ma w wi�zieniu?" Abolhasan odpar�, �e o niczym nie s�ysza�. Dadgar na to: "Skontaktuj si� z Eds i przeka� im, �e je�li pojawi� si� Chiapparone i Gaylord, nale�y ich przekaza� w�adzom ira�skim. A tak�e to, �e jestem got�w ponownie rozwa�y� spraw� kaucji, kt�ra powinna by� znacznie ni�sza". - Niech si� odpieprzy - odezwa� si� Gayden. - Dobra - rzek� Simons. - Powiedz Abolhasanowi, aby przekaza� Dadgarowi, �e szukamy Paula i Billa, ale na razie to Dadgar jest odpowiedzialny za ich osobiste bezpiecze�stwo. Howell u�miechn�� si�, skin�� g�ow� i wr�ci� do rozmowy z Abolhasanem. Simons zwr�ci� si� do Gaydena. - Prosz� zadzwoni� do ambasady. Niech pan na nich nawrzeszczy. W ko�cu to przez nich Paul i Bill znale�li si� w wi�zieniu, a teraz, gdy wi�zienie zosta�o zdobyte i nie wiemy, gdzie s� Paul i Bill, to oni odpowiadaj� za ich bezpiecze�stwo. Niech to zabrzmi przekonywaj�co. Z pewno�ci� w ambasadzie s� ira�scy szpiedzy - mog� si� za�o�y� o w�asny ty�ek, �e Dadgar b�dzie zna� tre�� tej rozmowy po kilku minutach. Gayden poszed� szuka� telefonu. Simons, Coburn i Poch~e przenie�li si� wraz z Paulem i Billem do nowego apartamentu, wynaj�tego przez Coburna. Coburn zam�wi� dwa befsztyki dla Paula i Billa. Poleci� obs�udze hotelowej, aby przyniesiono je do apartamentu Gaydena. Nie nale�a�o zwraca� uwagi na nowe pokoje. Paul wzi�� gor�c� k�piel. Bardzo za ni� t�skni�. Nie k�pa� si� od sze�ciu tygodni. Rozkoszowa� si� czyst�, bia�� �azienk�, strumieniem gor�cej wody, �wie�ym kawa�kiem myd�a... Nigdy ju� nie b�dzie lekcewa�y� takich rzeczy. Zmywa� z w�os�w wi�zienie Gasr. Czeka�a na niego czysta odzie�: kto� zabra� jego walizk� z Hiltona, gdzie mieszka� a� do chwili aresztowania. Bill wzi�� prysznic. Jego euforia min�a. Kiedy wszed� do apartamentu Gaydena, wyobra�a� sobie, �e koszmar sko�czy� si�. Ale stopniowo u�wiadomi� sobie, �e nadal jest w niebezpiecze�stwie, �e nie czeka na niego odrzutowiec wojskowego lotnictwa ameryka�skiego, kt�ry zawiezie go do domu z podw�jn� pr�dko�ci� d�wi�ku. Wiadomo�� od Dadgara, przekazana przez Abolhasana, przybycie Simonsa, a tak�e nowe �rodki bezpiecze�stwa - ten apartament, zaci�ganie zas�on przez Poch~ego, przenoszenie jedzenia - wszystko to u�wiadomi�o mu, �e ucieczka dopiero si� rozpocz�a. Niemniej jednak befsztyk mu smakowa�. Simons wci�� czu� niepok�j. Hyatt znajdowa� si� w pobli�u hotelu Evin, w kt�rym mieszkali ameryka�scy oficerowie, wi�zienia Evin oraz magazynu broni. Wszystko to by�y pierwszorz�dne obiekty dla rewolucjonist�w. R�wnie� telefon Dadgara stanowi� problem. Wielu Ira�czyk�w wiedzia�o, �e pracownicy Eds mieszkaj� w Hyatcie, Dadgar z �atwo�ci� m�g� dowiedzie� si� o tym i wys�a� swych ludzi, �eby poszukali tam Paula i Billa. Podczas gdy Simons, Coburn i Bill omawiali te wszystkie sprawy w salonie, zadzwoni� telefon. Simons utkwi� w nim wzrok. Telefon zadzwoni� znowu. - Kto, do jasnej cholery, wie, �e tu jeste�my? - zapyta� Simons. Coburn wzruszy� ramionami. Simons podni�s� s�uchawk� i powiedzia�: - Halo? Cisza. - Halo? - Nikt si� nie odzywa. - Od�o�y� s�uchawk�. Paul wszed� do pokoju w pi�amie. - Ubieraj si� - poleci� Simons. - Zje�d�amy st�d. - Dlaczego? - zaprotestowa� Paul. - Ubieraj si�. Zje�d�amy st�d - powt�rzy� Simons. Paul wzruszy� ramionami i wr�ci� do sypialni. Bill nie m�g� w to uwierzy�. Znowu trzeba ucieka�! W jaki� spos�b Dadgar utrzyma� si� u w�adzy pomimo tego ca�ego zam�tu i gwa�tu rewolucji. Ale kto dla niego pracowa�? Stra�nicy uciekli z wi�zie�, komisariaty policji spalono, wojsko si� podda�o - kto jeszcze zosta�, �eby wykonywa� rozkazy Dadgara? "Piek�o i szatani" - pomy�la� Bill. W czasie gdy Paul si� ubiera�, Simons zszed� do apartamentu Gaydena. Jego samego oraz Taylora odci�gn�� na bok. - Wypro�cie st�d wszystkich miejscowych - powiedzia� �ciszonym g�osem. - Oficjalnie Paul i Bill poszli spa�. Wy wszyscy przyjedziecie do nas jutro rano. Wyjed�cie o si�dmej rano, tak jakby�cie wybierali si� do biura. Nic nie pakujcie, nie zwalniajcie pokoi, nie p�a�cie rachunk�w za hotel. Joe Poch~e b�dzie czeka� na was na zewn�trz: wykombinuje jak�� bezpieczn� drog� do naszego domu. Ja zabieram tam Paula i Billa teraz, ale nie m�wcie tego innym a� do rana. - W porz�diu - odrzek� Gayden. Simons wr�ci� na g�r�. Paul i Bill byli gotowi. Coburn i Poch~e ju� czekali. Ca�a pi�tka posz�a do windy. - Musimy wyj�� tak, jakby to by�a najnormalniejsza rzecz w �wiecie - powiedzia� Simons, kiedy zje�d�ali. Dojechali do parteru. Przeszli przez ogromny hall i wyszli na dziedziniec. Sta�y tam zaparkowane oba "Range Rovery". Kiedy przecinali dziedziniec, podjecha� wielki, ciemny samoch�d. Wyskoczy�o z niego czterech czy pi�ciu m�czyzn w �achmanach, z pistoletami maszynowymi. - Cholera - mrukn�� Coburn. Pi�tka Amerykan�w nadal kroczy�a przd siebie. Rebelianci wbiegli do hotelu. Poch~e gwa�townie otworzy� drzwi pierwszego "Range Rovera". Paul i Bill wskoczyli do �rodka. Simons i Coburn weszli do drugiego samochodu i pojechali w �lad za nim. Rewolucjoni�ci weszli do hotelu. Poch~e skierowa� si� do autostrady Vanak, kt�ra przechodzi�a obok Hyatta i Hiltona. Poprzez warkot silnik�w mo�na by�o us�ysze� odg�osy strzelaniny. Przejechawszy prawie dwa kilometry, na skrzy�owaniu z Pahlavi Avenue w pobli�u Hiltona, natrafili na blokad� drogow�. Poch~e zatrzyma� w�z. Bill rozejrza� si�. On i Paul przeje�d�ali przez to skrzy�owanie kilka godzin temu wraz z ira�skim ma��e�stwem, kt�re podwioz�o ich do Hyatta - ale w�wczas nie by�o �adnej blokady, ledwie jeden wypalony samoch�d. Teraz p�on�o tu kilka woz�w, a barykad� otacza� t�um rebeliant�w uzbrojonych w najr�niejsz� bro� paln�. Jeden z nich zbli�y� si� do "Range Rovera" i Joe Poch~e opu�ci� szyb� w drzwiach. - Dok�d jedziecie? - zapyta� rewolucjonista doskona�� angielszczyzn�. - Jad� do mojej te�ciowej. Mieszka w Abbas Abad - odpar� Poch~e. "M�j Bo�e - pomy�la� Bill - co za g�upie t�umaczenie". Paul odwr�ci� g�ow�, kryj�c twarz. Podszed� inny i przem�wi� w farsi. Pierwszy zapyta�: - Macie papierosy? - Nie, nie pal� - odpar� Poch~e. - Dobrze, jed�cie dalej. Poch~e ruszy� autostrad� Shahanshahi. Coburn zatrzyma� drugi samoch�d w miejscu, gdzie stali rebelianci. - Czy jeste�cie z tamtymi? - zapytano go. - Tak. - Macie papierosy? - Tak. - Coburn wyj�� paczk� z kieszeni i pr�bowa� wytrz�sn�� jednego. R�ce mu dr�a�y i nie m�g� si� z tym upora�. - Jay - odezwa� si� Simons. - Tak? - Daj mu ca�� t� cholern� paczk�. Coburn poda� paczk� rewolucjoni�cie, kt�ry gestem nakaza� im odjecha�. 2 Kiedy w domu Nyfeler�w w Dallas zadzwoni� telefon, Ruthie Chiapparone by�a w ��ku, ale ju� nie spa�a. Us�ysza�a kroki na korytarzu. Dzwonienie usta�o i rozleg� si� g�os Jima Nyfelera: "Halo?... No, ona teraz �pi". - Nie �pi�! - zawo�a�a Ruthie. Wyskoczy�a z ��ka, narzuci�a szlafrok i wysz�a na korytarz. - To �ona Toma Waltera, Jean - powiedzia� Jim, oddaj�c jej s�uchawk�. - Cze��, Jean - powiedzia�a do mikrofonu Ruthie. - Mam dla ciebie dobre nowiny, Ruth. Ch�opcy s� wolni. Wydostali si� z wi�zienia. - Och, dzi�ki Bogu! Jeszcze nie zacz�a si� zastanawia�, jak Paul wydostanie si� z Iranu. Kiedy Emily Gaylord wr�ci�a z ko�cio�a, matka powiedzia�a do niej: - Telefonowa� Tom Walter z Dallas. Powiedzia�am, �e do niego zadzwonisz. Emily schwyci�a s�uchawk�, nakr�ci�a numer Eds i poprosi�a o Waltera. - Witaj, Emily - powiedzia� Walter. - Paul i Bill wydostali si� z wi�zienia. - Tom, to cudownie! - Opanowano wi�zienie. Ch�opcy s� bezpieczni i w dobrych r�kach. - Kiedy wracaj� do domu? - Jeszcze nie wiemy, ale b�dziemy ci� informowa�. - Dzi�kuj� ci, Tom - powiedzia�a Emily. - Dzi�kuj�. Ross Perot le�a� w ��ku z Margot. Telefon obudzi� ich oboje. Perot si�gn�� i podni�s� s�uchawk�. - Tak? - Ross, m�wi Tom Walter. Paul i Bill wydostali si� z wi�zienia. Nagle Perot rozbudzi� si� ca�kowicie. Usiad�. - To wspaniale! - Wyszli? - zapyta�a sennie Margot. - Tak. U�miechn�a si�. - Doskonale. - Wi�zienie zosta�o zdobyte przez rebeliant�w - m�wi� Tom Walter. - Paulowi i Billowi uda�o si� uciec. Umys� Perota zaczyna� pracowa�. - Gdzie oni teraz s�? - W hotelu. - To niebezpieczne, Tom. Czy jest tam Simons? - Hm, kiedy z nimi rozmawia�em, nie by�o go. - Powiedz im, �eby go wezwali. Taylor zna jego numer. I ka� im wynosi� si� stamt�d! - Tak jest. - Zawiadom wszystkich w biurze. B�d� tam za par� minut. - Tak jest. Perot po�o�y� s�uchawk�. Wyskoczy� z ��ka, narzuci� jakie� ubranie, poca�owa� Margot i zbieg� po schodach. Przebieg� przez kuchni� i wyszed� tylnymi drzwiami. M�czyzna z ochrony zdziwi� si�, widz�c go na nogach tak wcze�nie. - Dzie� dobry, panie Perot - powiedzia�. - Dobry. - Perot postanowi� wzi�� "Jaguara" Margot. Wskoczy� za kierownic� i pomkn�� ku bramie. Przez sze�� tygodni czu� si� jak we wn�trzu maszynki do pra�onej kukurydzy. Pr�bowa� wszystkiego i nic nie wychodzi�o: z�e wie�ci dochodzi�y ze wszystkich stron, nie robi� �adnych post�p�w. A teraz nareszcie co� si� dzia�o. Pomkn�� wzd�u� Forest Lane, przeje�d�aj�c na czerwonych �wiat�ach i przekraczaj�c dozwolon� pr�dko��. "Wydostanie ich z wi�zienia by�o naj�atwiejsz� cz�ci� operacji - zda� sobie spraw�. - Teraz trzeba ich wydosta� z Iranu. Najgorsze jeszcze si� nawet nie zacz�o". W ci�gu kilku minut w kierownictwie Eds przy Forest Lane zebra� si� ca�y zesp�: Tom Walter, T. J. Marquez, Merv Stauffer, sekretarka Perota Sally Walther, adwokat Tom Luce oraz Mitch Hart, kt�ry chocia� ju� nie pracowa� w Eds, pr�bowa� wykorzysta� swe znajomo�ci w Partii Demokratycznej, aby pom�c Paulowi i Billowi. Do tej chwili ��czno�� z grup� negocjacyjn� w Teheranie utrzymywano poprzez gabinet Billa Gaydena na pi�tym pi�trze, podczas gdy na si�dmym Merv Stauffer po cichutku za�atwia� wsparcie i ��czno�� z nielegaln� grup� ratownicz�, rozmawiaj�c z nimi przez telefon kodem. Teraz wszyscy poj�li, �e Simons jest w Teheranie najwa�niejsz� osob�: cokolwiek si� zdarzy, b�dzie zapewne nielegalne. Przenie�li si� zatem do gabinetu Stauffera, tym ch�tniej, �e by� on bardziej kameralny. - Jad� natychmiast do Waszyngtonu - powiedzia� do nich Perot. - Najlepszym wyj�ciem by�by nadal samolot wojskowy z Teheranu. - Nie wiem, czy co� lata w niedziel� z Dallas do Waszyngtonu... - zastanowi� si� Stauffer. - Wyczarteruj odrzutowiec - poleci� mu Perot. Stauffer podni�s� s�uchawk�. - Przez nast�pne par� dni kto� b�dzie tu musia� czuwa� przez okr�g�� dob� - m�wi� dalej Perot. - Za�atwi� to - rzek� T. J. - Jeszcze jedna sprawa. Wojsko obieca�o nam pomoc, ale nie mo�emy na nich polega� - mog� mie� pilniejsz� robot�. Najpewniejsz� mo�liwo�ci� dla ekipy ratowniczej jest jazda przez Turcj�. W takim wypadku plan zak�ada spotkanie z nimi na granicy albo - o ile to si� oka�e konieczne - przelot na teren Iranu, aby ich stamt�d zabra�. Musimy zorganizowa� Tureck� Grup� Ratownicz�. Boulware siedzi ju� w Istambule. Schwebach, Sculley i Davis s� w Stanach - niech kto� do nich zadzwoni i um�wi ze mn� w Waszyngtonie. Mo�e nam r�wnie� by� potrzebny pilot �mig�owca, a tak�e inny, do jakiego� niedu�ego samolotu, gdyby�my chcieli si� przekra�� do Iranu. Sally, zadzwo� do Margot i powiedz jej, �eby mi zapakowa�a walizk�. Potrzebne mi jest lu�ne ubranie, latarka, pionierki, ciep�a bielizna, �piw�r i namiot. - Tak, prosz� pana. - Sally wysz�a z pokoju. - Wiesz co, Ross? - powiedzia� T. J. - My�l�, �e �le zrobisz. Margot mo�e si� wystraszy�. Perot st�umi� westchnienie. T. J. zawsze si� spiera�. Ale tym razem mia� racj�. - Dobrze, pojad� do domu i zrobi� to sam. Jed� ze mn�. Pogadamy, gdy b�d� si� pakowa�. - Jasne. - Na lotnisku Love Field czeka na ciebie odrzutowiec "Lear" - powiedzia� Stauffer, odk�adaj�c s�uchawk�. - Dobrze. - Perot i T. J. zeszli na d� i wsiedli do swoich samochod�w. Po opuszczeniu terenu Eds skr�cili na prawo, w Forest Lane. Kilka sekund p�niej T. J. spojrza� na szybko�ciomierz i zobaczy�, �e dochodzi do osiemdziesi�ciu mil na godzin� - a mimo to Perot, prowadz�cy "Jaguara" Margot, znika w przedzie. W terminalu Page na waszyngto�skim lotnisku Perot wpad� na dwoje starych znajomych: Billa Clementsa, gubernatora stanu Teksas i by�ego sekretarza obrony, oraz na jego �on�, Rit�. - Cze��, Ross! - zawo�a� Clements. - Co ty, u diab�a, robisz w Waszyngtonie w niedziel� po po�udniu? - Jestem tu w interesach - odpar� Perot. - Ale co robisz naprawd�? - powiedzia� Clements z u�miechem. - Masz woln� chwil�? Clements mia� woln� chwil�. Ca�a tr�jka usiad�a i Perot opowiedzia� histori� Paula i Billa. - Musisz porozmawia� z jednym facetem - stwierdzi� Clements, wys�uchawszy jego relacji. - Napisz� ci nazwisko. - Gdzie ja go znajd� w niedziel� po po�udniu? - Dobrze, cholera, ja go znajd�. Podeszli do automatu telefonicznego. Clements w�o�y� monet�, wykr�ci� numer centrali Pentagonu i przedstawi� si�. Za��da� po��czenia z domowym numerem jednego z najwy�szych oficer�w ameryka�skich. Potem powiedzia�: - Jest tu ze mn� Ross Perot z Teksasu. To m�j dobry znajomy i wielki przyjaciel si� zbrojnych. Chc�, �eby� mu pom�g�. - Nast�pnie przekaza� s�uchawk� Perotowi i odszed�. P� godziny p�niej Perot znajdowa� si� w pokoju operacyjnym w podziemiach Pentagonu, otoczony terminalami komputer�w i rozmawia� z p� tuzinem genera��w. Nigdy przedtem �adnego z nich nie spotka�, ale czu� si� jak w�r�d przyjaci�. Genera�owie s�yszeli o jego kampanii na rzecz ameryka�skich je�c�w wojennych w Wietnamie P�nocnym. - Chc� wydosta� z Teheranu dw�ch m�czyzn - powiedzia� do nich. - Czy mo�na stamt�d odlecie�? - Nie - odrzek� jeden z genera��w. - W Teheranie jeste�my przykuci do ziemi. Nasza baza lotnicza, Doshen Toppeh, znajduje si� w r�kach rewolucjonist�w. Genera� Gast ukry� si� w bunkrze pod kwater� g��wn� Agdw, obl�ony przez t�um. Linie telefoniczne zosta�y przeci�te i nie mamy z nim po��czenia. - Dobrze - odpar� Perot. Prawie si� spodziewa� takiej odpowiedzi. - B�d� musia� zrobi� to sam. - Na drugim ko�cu �wiata, gdzie trwa rewolucja - powiedzia� inny genera�. - Nie p�jdzie panu �atwo. Perot u�miechn�� si�. - Mam tam Bull Simonsa. Genera�owie wyra�nie si� odpr�yli. - Cholera, Perot, niech pan da jak�� szans� Ira�czykom! - za�artowa� jeden z nich. - Jasne - u�miechn�� si� Perot. - Pewnie b�d� musia� sam polecie�. Czy mo�ecie mi, panowie, da� spis lotnisk mi�dzy Teheranem i granic� tureck�? - Oczywi�cie. - Jak mo�na ustali�, czy kt�re� z tych lotnisk nie zosta�o zablokowane? - Wystarczy popatrze� na zdj�cia satelitarne. - A co z radarem? Czy mo�na tam przelecie� nie pokazuj�c si� na ekranach ira�skich radar�w? - Oczywi�cie. Damy panu map� radarow� na wysoko�� stu pi��dziesi�ciu metr�w. - Znakomicie! - Co� jeszcze? "Cholera - pomy�la� Perot. - Zupe�nie jak w barze Mcdonalda!" - Na razie dzi�kuj� - odpar�. Genera�owie zacz�li naciska� guziki. T. J. Marquez podni�s� s�uchawk�. Dzwoni� Perot. - Mam dla ciebie pilot�w - powiedzia� T. J. - Zadzwoni�em do Larry'ego Josepha. By� szefem Continental Air Services w Laosie, a teraz jest w Waszyngtonie. Wybra� mi ludzi: Dicka Douglasa i Juliana Kanaucha. Przylec� do Waszyngtonu jutro. - Wspaniale - odrzek� Perot. - Ja by�em w Pentagonie, gdzie dowiedzia�em si�, �e wojsko nie zabierze naszych, bo samo jest uziemione. Ale mam wszystkie mapy i inne rzeczy, mo�emy lecie� sami. Potrzebny mi odrzutowiec, kt�ry zdo�a przelecie� przez Atlantyk, wraz z ca�� za�og� i nadajnikiem modulacyjnym, takim jaki mieli�my w Laosie, �eby da�o si� prowadzi� z samolotu rozmowy telefoniczne. - Zrobi si� - powiedzia� T. J. - Jestem w hotelu Madison. - Rozumiem. T. J. zabra� si� do telefonicznych poszukiwa�. Skontaktowa� si� z dwoma teksa�skimi towarzystwami czarterowymi, ale �adne z nich nie dysponowa�o odrzutowcem transatlantyckim. Drugie z nich, Jet Fleet, poda�o mu nazw� firmy Executive Air Craft z Columbus, w stanie Ohio. Tam jednak r�wnie� nie mogli mu pom�c i nie znali nikogo, kto by m�g�. T. J. pomy�la� o Europie. Zadzwoni� do Carla Nillsona, pracownika Eds, kt�ry opracowywa� propozycj� dla linii Martinair. Nillson po nied�ugim czasie poinformowa� go, �e Martinair nie poleci do Iranu, ale poda� mu nazw� szwajcarskiej firmy, kt�ra si� zgodzi. T. J. zadzwoni� tam. Okaza�o si�, �e firma z dniem dzisiejszym zawiesi�a loty do Teheranu. T. J. wykr�ci� numer Harry'ego Mckillopa, wiceprezesa linii Braniff, kt�ry mieszka� w Pary�u. Nie zasta� go. Zadzwoni� do Perota i przyzna� si� do pora�ki. Perotowi przysz�o co� do g�owy. Przypomnia�o mu si�, �e Sol Rogers, prezes Texas State Optical Company w Beaumont, mia� chyba Bac 111 albo Boeinga 727. Nie wiedzia� na pewno. Nie mia� te� numeru telefonu Rogersa. T. J. zadzwoni� do informacji. Numer by� zastrze�ony. Zatelefonowa� wi�c do Margot. Znalaz�a ten numer. Zadzwoni� do Rogersa. Rogers nie mia� ju� samolotu. Zna� jednak firm� zwan� Omni International, w Waszyngtonie, kt�ra wynajmowa�a samoloty. Poda� T. J. domowe numery prezesa i wiceprezesa. T. J. zadzwoni� do prezesa. Nie by�o go. Zadzwoni� do wiceprezesa. By�. - Czy ma pan samolot transatlantycki? - zapyta�. - Jasne. Mamy dwa. T. J. wyda� westchnienie ulgi. - Mamy Boeingi 707 i 727 - ci�gn�� wiceprezes. - Gdzie? - 707 jest na lotnisku Meachem Fields w Fort Worth... - To prawie pod nosem! - wykrzykn�� T. J. - Niech mi pan powie, czy ma on nadajnik moduluj�cy? - Oczywi�cie, �e ma. T. J. nie wierzy� w�asnemu szcz�ciu. - Ten samolot jest wyposa�ony do�� luksusowo - zaznaczy� wiceprezes. - Wykonano go dla jakiego� ksi�cia z Kuwejtu, kt�ry si� rozmy�li�. T. J. nie by� zainteresowany luksusem. Zapyta� o cen�. Wiceprezes o�wiadczy�, �e ostateczn� decyzj� b�dzie musia� podj�� prezes. Nie ma go w domu, ale T. J. mo�e do� zadzwoni� z samego rana. O sprawdzenie samolotu T. J. poprosi� Jeffa Hellera, wiceprezesa Eds i by�ego pilota w Wietnamie, oraz dw�ch znajomych Hellera: pilota w American Airlines oraz in�yniera pok�adowego. Heller zawiadomi� T. J., �e samolot wygl�da na oko nie�le. Wystr�j jest jednak niezbyt gustowny, doda� z u�miechem. O wp� do �smej nast�pnego ranka T. J. zatelefonowa� do prezesa Omni i wyci�gn�� go spod prysznica. Prezes zd��y� ju� porozmawia� z wiceprezesem i by� przekonany, �e dobij� targu. - Dobrze - odrzek� T. J. - A co z za�og�, obs�ug� lotniskow�, ubezpieczeniem... - My nie czarterujemy samolot�w - odpar� prezes. - My je wynajmujemy. - A jaka to r�nica? - Taka sama jak mi�dzy taks�wk� a samochodem z wypo�yczalni. Nasze samoloty s� do wynaj�cia. - Niech pan pos�ucha. Zajmujemy si� komputerami i nie mamy nic wsp�lnego z lotnictwem - m�wi� T. J. - Chocia� normalnie pan tego nie robi, mo�e zawrzemy umow�, w ramach kt�rej za�atwi pan wszystkie us�ugi dodatkowe, za�og� i tak dalej? Zap�acimy panu za to. - To b�dzie skomplikowane. Samo ubezpieczenie... - Ale zrobicie to? - Tak, zrobimy. To by�o skomplikowane, jak T. J. przekona� si� w ci�gu reszty dnia. Niezwyk�y charakter umowy nie przypad� do gustu towarzystwom ubezpieczeniowym, kt�re w dodatku nie lubi�y, kiedy kto� je pop�dza�. Trudno by�o ustali�, jakie wymagania powinno spe�nia� Eds, skoro nie jest towarzystwem lotniczym. Omni za��da�o depozytu sze��dziesi�ciu tysi�cy dolar�w z�o�onych w odleg�ej filii jednego z bank�w ameryka�skich. Wszystkie problemy rozwi�zali jeden z dyrektor�w Eds, Gary Fernandes z Waszyngtonu, oraz radca prawny Eds, Claude Chappelear z Dallas. Umowa, sporz�dzona pod wiecz�r, opiewa�a na "wynajem w celach reklamowych". Omni znalaz�o za�og� w Kalifornii i wys�a�o j� do Dallas, aby przej�a tam samolot i polecia�a nim do Waszyngtonu. O p�nocy w poniedzia�ek za�oga, dodatkowi piloci i pozostali cz�onkowie ekipy ratowniczej znajdowali si� w Waszyngtonie z Rossem Perotem. T. J. dokona� cudu. Dlatego tak d�ugo to trwa�o. 3 Zesp� negocjuj�cy - Keane Taylor, Bill Gayden, John Howell, Bob Young i Rich Gallagher, uzupe�nieni obecnie przez Rashida, Cathy Gallagher i psa Buffy - sp�dzili noc z niedzieli 11 listopada na poniedzia�ek w Hyatcie. Nie spali zbyt dobrze. Gdzie� w pobli�u t�um atakowa� magazyn broni. Najwyra�niej cz�� wojska przy��czy�a si� do rebeliant�w, poniewa� w natarciu bra�y udzia� czo�gi. Nad ranem wysadzono fragment muru i atakuj�cy dostali si� do �rodka. Od �witu sznur pomara�czowych taks�wek przewozi� bro� z magazynu do centrum, gdzie nadal trwa�y ci�kie walki. Przez ca�� noc grupa utrzymywa�a po��czenie z Dallas. John Howell le�a� na kanapie w salonie Gaydena, trzymaj�c s�uchwk� przy uchu. Rankiem Rashid wyszed� do�� wcze�nie. Nie powiedziano mu, dok�d udaj� si� pozostali - �aden Ira�czyk nie mia� prawa zna� miejsca kryj�wki. Pozostali zapakowali walizki i pozostawili je w pokojach, na wypadek, gdyby uda�o im si� zabra� je p�niej. Nie zgadza�o si� to z instrukcjami Simonsa, kt�ry z pewno�ci� by si� sprzeciwi� - spakowane baga�e wskazywa�y, �e ludzie z Eds ju� tu nie mieszkaj�. Ale rankiem wszyscy byli zdania, �e Simons przesadza ze �rodkami ostro�no�ci. Zebrali si� w salonie Gaydena kilka minut po wyznaczonej godzinie si�dmej. Gallagherowie mieli kilka toreb i w og�le nie wygl�dali, jakby udawali si� do biura. W hallu spotkali dyrektora hotelu. - Dok�d pa�stwo id�? - zapyta� z niedowierzaniem. - Do biura - odrzek� Gayden. - Czy pa�stwo nie wiedz�, �e trwa wojna domowa? Przez ca�� noc karmili�my rewolucjonist�w. Pytali nas, czy nie ma tu jakich� Amerykan�w - a ja im powiedzia�em, �e nie ma tu nikogo. Musicie wr�ci� na g�r� i pozosta� w ukryciu. - �ycie toczy si� dalej - odpar� Gayden. Wyszli. Joe Poch~e czeka� na nich w "Range Roverze". W�cieka� si� w milczeniu, gdy� sp�nili si� pi�tna�cie minut, on za� mia� instrukcje od Simonsa, �eby wr�ci� za pi�tna�cie �sma - z nimi - lub bez nich. Gdy podchodzili do samochod�w, Keane Taylor zobaczy�, jak jeden z pracownik�w hotelu wje�d�a na dziedziniec i parkuje. Podszed� do niego. - Jak wygl�daj� ulice? - zapyta�. - Wsz�dzie naoko�o blokady - odpar� tamten. - Jedna jest zaraz tutaj, na ko�cu wyjazdu z hotelu. Nie powinni�cie wyje�d�a�. - Dzi�kuj� - odrzek� Taylor. - Wsiedli do samochod�w i pojechali za "Range Roverem" Poch~ego. Stra�nicy przy wje�dzie byli zaj�ci pr�bami wepchni�cia zakrzywionego magazynka do pistoletu, kt�ry nie by� do tego przystosowany, i wcale nie zwr�cili uwagi na trzy samochody. Widok na zewn�trz by� przera�aj�cy. Znaczna cz�� broni z magazynu dosta�a si� w r�ce kilkunastoletnich ch�opc�w, dzieciak�w, kt�re pewnie nigdy przedtem nie mia�y niczego podobnego. Zbiega�y z g�ry, wrzeszcz�c, wymachuj�c pistoletami i wskakiwa�y do samochod�w, aby pomkn�� w nich szos�, strzelaj�c jednocze�nie w powietrze. Poch~e skierowa� si� na p�noc autostrad� Shahanshahi, okr�n� drog�, aby unikn�� blokad. Na skrzy�owaniu z Pahlavi znajdowa�y si� resztki barykady - wypalone samochody i pnie drzew przerzucone przez jezdni� - ale za�oga barykady �wi�towa�a, �piewa�a i strzela�a w powietrze. Trzy samochody przejecha�y bezpiecznie. Doje�d�aj�c do kryj�wki trafili w rejon stosunkowo spokojny. Skr�cili w w�sk� uliczk�. Potem, w po�owie drogi do nast�pnej przecznicy, przejechali przez bram� do otoczonego murem ogrodu z pustym basenem p�ywackim. Dvoranchikowie zajmowali doln� po�ow� domu; w�a�cicielka mieszka�a na pi�trze. Weszli do �rodka. Przez ca�y poniedzia�ek Dadgar szuka� Paula i Billa. Bill Gayden zadzwoni� do "Bukaresztu", gdzie niewielka ju� za�oga lojalnych Ira�czyk�w pozostawa�a przy telefonach. Dowiedzia� si�, �e ludzie Dadgara dzwonili dwukrotnie, rozmawiali z dwiema r�nymi sekretarkami i pytali, gdzie mog� znale�� pan�w Chiapparone'a i Gaylorda. Pierwsza sekretarka odpar�a, �e nie zna nazwisk �adnych Amerykan�w - co by�o odwa�nym k�amstwem, poniewa� pracowa�a w Eds od czterech lat i zna�a wszystkich. Druga powiedzia�a: - Musi pan si� porozumie� z panem Lloydem Briggsem, kt�ry kieruje biurem. - A gdzie on jest? - Poza krajem. - To kto go zast�puje? - Pan Keane Taylor. - Chcia�bym z nim porozmawia�. - Chwilowo go nie ma. Dziewcz�ta, niech im B�g wynagrodzi, zby�y Dadgara niczym. Rich Gallagher utrzymywa� kontakt ze swymi znajomymi w wojsku (Cathy by�a sekretark� jednego z pu�kownik�w). Zadzwoni� do hotelu Evin, gdzie mieszka�a wi�kszo�� oficer�w, i dowiedzia� si�, �e "jacy� rewolucjoni�ci" odwiedzili hotele: zar�wno Evin, jak i Hyatt, pokazuj�c fotografie dw�ch poszukiwanych Amerykan�w. Bezczelno�� Dadgara by�a wr�cz niewiarygodna. Simons uzna�, �e nie mog� przebywa� w domu Dvoranchik�w d�u�ej ni� dwie doby. Plan ucieczki opracowany dla pi�ciu os�b. Teraz by�o dziesi�ciu m�czyzn, kobieta i pies. Mieli tylko dwa "Range Rovery". Zwyk�y samoch�d nigdy nie pokona tych g�r, szczeg�lnie gdy s� o�nie�one. Potrzebny by� jeszcze jeden "Range Rover". Coburn zadzwoni� do Majida, �eby spr�bowa� go zdoby�. Najbardziej niepokoi� Simonsa pies. Rich Gallagher zamierza� nie�� Buffy'ego w tobo�ku na plecach. Ale gdyby musieli i�� lub jecha� na koniach przez granic�, jedno szczekni�cie mog�oby oznacza� �mier� wszystkich - a Buffy szczeka� na wszystko. - Musicie si� pozby� tego cholernego psa - powiedzia� Simons do Coburna i Taylora. - Dobrze - odpar� Coburn. - Mo�e powiem, �e wychodz� z nim na spacer i go puszcz�? - Nie - sprzeciwi� si� Simons. - Kiedy m�wi�: "Pozby� si�", to raz na zawsze. Najwi�kszy problem stanowi�a Cathy. Tego wieczoru poczu�a si� �le - "kobiece sprawy", wyja�ni� Rich. Mia� nadziej�, �e dzie� czy dwa w ��ku pomog� jej zebra� si�y. Ale Simons nie by� takim optymist�. W�cieka� si� na ambasad�. - Departament Stanu je�li chce, ma mn�stwo sposob�w, �eby wydosta� kogo� z jakiego� kraju - m�wi�. - Wsadzi� do skrzyni, wys�a� jako �adunek... gdyby tylko chcieli, sprawa by�aby prosta. Bill czu� si� odpowiedzialny za wszystkie k�opoty. - My�l�, �e to szalony pomys�, �eby dziewi�� os�b mia�o ryzykowa� �ycie dla dwu - powiedzia�. - Gdyby nie ja i Paul, nic wam by nie grozi�o. Mogliby�cie po prostu czeka� tu, a� wznowi� loty z Teheranu. Mo�e powinni�my z Paulem zda� si� na �ask� ambasady? - A co b�dzie, je�li wy wyjedziecie i Dadgar postanowi wzi�� innych zak�adnik�w? - zapyta� Simons. "W ka�dym razie - pomy�la� Coburn - Simons nie spu�ci teraz oka z tych dw�ch, dop�ki nie znajd� si� z powrotem w Usa". Zadzwoni� dzwonek u furtki. Wszyscy zamarli. - Wejd�cie do sypialni, tylko cicho - poleci� Simons. Coburn podszed� do okna. W�a�cicielka domu nadal my�la�a, �e mieszkaj� tu jedynie Coburn i Poch~e - do tej pory nie spotka�a si� z Simonsem - i ani ona, ani ktokolwiek inny nie mia� wiedzie�, �e w domu przebywa obecnie jedena�cie os�b. Coburn patrzy�, jak gospodyni idzie przez podw�rko i otwiera furtk�. Sta�a przed ni� kilka minut, rozmawiaj�c z kim�, kogo Coburn nie m�g� dostrzec, po czym zamkn�a furtk� i wr�ci�a sama do domu. Kiedy us�ysza�, jak gospodyni zatrzaskuje drzwi w g�rnej cz�ci domu, zawo�a�: - Fa�szywy alarm. Zacz�li przygotowywa� si� do podr�y. Polega�o to g��wnie na ograbieniu domu Dvoranchik�w z ciep�ej odzie�y. Paul pomy�la�, �e Toni Dvoranchik umar�aby z za�enowania, wiedz�c, i� obcy m�czy�ni buszuj� w jej szufladach. Efektem poszukiwa� okaza� si� szczeg�lny zbi�r �le dopasowanych kapeluszy, kurtek i swetr�w. P�niej pozosta�o im tylko oczekiwanie: na Majida, a� znajdzie jeszcze jeden samoch�d, na Cathy, a� poczuje si� lepiej, na Perota, a� zorganizuje Tureck� Grup� Ratownicz�. Pu�cili sobie jakie� stare mecze pi�karskie na wideo. Paul gra� w remika z Gaydenem. Pies dzia�a� wszystkim na nerwy, ale Coburn postanowi� poder�n�� mu gard�o dopiero w ostatnim momencie: gdyby nast�pi�a zmiana planu, mo�e uda�oby si� ocali� Buffy'ego. John Howell czyta� "G��bi�" Petera Benchleya. W czasie lotu obejrza� cz�� filmu wed�ug tej ksi��ki. Nie zd��y� jednak zobaczy� zako�czenia, bo samolot wyl�dowa� za wcze�nie. Chcia� si� dowiedzie�, kt�rzy bohaterowie s� dobrzy, a kt�rzy �li. Simons o�wiadczy�, �e kto chce, mo�e si� napi�, ale gdyby trzeba by�o si� st�d szybko wynie��, lepiej by�oby nie mie� alkoholu w organizmie. Niemniej jednak Gayden i Gallagher potajemnie wlewali sobie do kawy Drambuie. Dzwonek odezwa� si� ponownie i wszyscy wykonali te same czynno�ci co poprzednio, ale i tym razem by� to kto� do w�a�cicielki. Zachowywali zdumiewaj�co dobry nastr�j, zwa�ywszy fakt, ile os�b st�oczy�o si� w salonie i trzech sypialniach na parterze. Jedynym, kt�ry czu� irytacj�, by� oczywi�cie Keane Taylor. Wraz z Paulem przygotowa� wielki obiad dla wszystkich, niemal ca�kowicie opr�niaj�c zamra�ark�. Zanim jednak upora� si� z kuchni�, pozostali zd��yli zje�� wszystko do ostatniego k�sa i nic dla niego nie zosta�o. Wymy�la� wi�c im od zgrai g�odnych ps�w i wszyscy si� �miali, jak zawsze, gdy Taylor si� w�cieka�. W nocy w�ciek� si� ponownie. Spa� na pod�odze obok Coburna, kt�ry chrapa� tak przera�liwie, �e Taylor nie m�g� zasn��. W dodatku nie m�g� nawet dobudzi� Coburna, aby przesta� chrapa�, co go rozw�cieczy�o jeszcze bardziej. Tej nocy w Waszyngtonie spad� �nieg. Ross Perot by� zm�czony i napi�ty. Wraz z Mitchem Hartem sp�dzi� wi�kszo�� dnia na namawianiu w�adz, aby zorganizowa�y przelot jego ludzi z Teheranu. Rozmawia� z podsekretarzem stanu Davidem Newsomem, Thomasem V. Beardem z Bia�ego Domu oraz m�odym doradc� Cartera Markiem Ginsbergiem, kt�rego zadaniem by�o utrzymywanie kontaktu mi�dzy Bia�ym Domem i Departamentem Stanu. Ludzie ci starali si�, jak mogli, zorganizowa� ewakuacj� pozosta�ego jeszcze w Teheranie tysi�ca Amerykan�w i nie zamierzali przygotowywa� jakich� specjalnych plan�w dla Rossa Perota. Skoro pozosta�a mu jedynie Turcja, Perot uda� si� do sklepu sportowego i zakupi� odzie� na ch�odn� pogod�. Wynaj�ty Boeing 707 przylecia� z Dallas i Pat Sculley zadzwoni� z lotniska imienia Dullesa z informacj�, �e w czasie lotu pojawi�y si� pewne problemy techniczne: �le funkcjonowa�y systemy przeka�nik�w i nawigacji �yroskopowej, pierwszy silnik zu�ywa� dwa razy za du�o oleju, w kabinie brakowa�o tlenu do oddychania, nie by�o zapasowego ogumienia, a zawory pojemnika na wod� ca�kowicie zamarz�y. Podczas gdy mechanicy zajmowali si� samolotem, Perot siedzia� w Hotelu Madison z Mortem Meyersonem, wiceprezesem Eds. W Eds by�a specjalna grupa wsp�pracownik�w Perota, takich jak T. J. Marquez czy Merv Stauffer, do kt�rego zwraca� si� o pomoc w sprawach nie zwi�zanych z codzienn� prac� nad oprogramowaniem komputerowym. Chodzi�o o takie rzeczy jak kampania na rzecz je�c�w w Wietnamie, Teksa�ska Wojna z Narkotykami, a tak�e ratunek dla Paula i Billa. Chocia� Meyerson nie anga�owa� si� w te specjalne akcje Perota, by� dok�adnie poinformowany o planach dzia�a� ratowniczych i udzieli� im swego b�ogos�awie�stwa. Dobrze zna� Paula i Billa, poniewa� dawniej pracowa� z nimi jako projektant system�w. W sprawach zawodowych by� g��wnym wsp�pracownikiem Perota i wkr�tce mia� zosta� prezesem Eds (Perot by� nadal przewodnicz�cym rady nadzorczej). Obecnie Perot i Meyerson rozmawiali o interesach, przegl�daj�c po kolei wszystkie najbli�sze przedsi�wzi�cia i problemy Eds. Obaj wiedzieli, cho� �aden nie powiedzia� tego g�o�no, �e powodem tej rozmowy by�o to, i� Perot m�g� nie powr�ci� z Turcji. Na sw�j spos�b ci dwaj m�czy�ni byli tak r�ni, jak ogie� i woda. Dziadek Meyersona by� rosyjskim �ydem, kt�ry musia� dwa lata oszcz�dza� na bilet kolejowy z Nowego Jorku do Teksasu. Zainteresowania Meyersona rozci�ga�y si� od sportu do sztuk pi�knych: gra� w pi�k� r�czn�, by� jednym z opiekun�w orkiestry symfonicznej w Dallas i sam zreszt� dobrze gra� na fortepianie. �artuj�c z Perota i jego "Or��w" sam nazywa� swoich bliskich wsp�pracownik�w "�abami Meyersona". Jednak pod wieloma wzgl�dami przypomina� Perota: by� tw�rczym i pomys�owym cz�owiekiem interesu, jego �mia�e pomys�y przera�a�y co bardziej konserwatywnych cz�onk�w kierownictwa Eds. Perot przekaza� instrukcje, �e je�li co� by si� mu przydarzy�o w czasie akcji ratowniczej, prawo g�osu wynikaj�ce z jego udzia��w przejdzie na Meyersona. Eds przesz�oby wi�c w r�ce prawdziwego przyw�dcy, a nie biurokraty. Podczas gdy Perot omawia� interesy, martwi� si� o samolot i w�cieka� na Departament Stanu - jego najwi�ksz� trosk� by�a matka. Lulu May Perot gas�a w oczach i Perot chcia� by� z ni�. Gdyby umar�a podczas jego pobytu w Turcji, nigdy by jej wi�cej nie zobaczy�, a to z�ama�oby mu serce. Meyerson wiedzia�, o czym my�li Perot. Przerwa� rozmow� o sprawach zawodowych pytaniem: - Ross, a mo�e ja polec�? - Co masz na my�li? - Mo�e ja pojad� do Turcji zamiast ciebie? Wykona�e� swoje zadanie: pojecha�e� do Iranu. To, co ty chcesz zrobi� w Turcji, mog� zrobi� i ja. A ty chcesz zosta� z matk�. Perot poczu� wzruszenie. "Mort nie musia� tego m�wi� - pomy�la�. - Je�li chcesz..." - kusi�a go ta propozycja. - O tym na pewno chcia�bym porozmawia�. Pozw�l mi zastanowi� si�. Nie by� pewien, czy ma prawo wysy�a� Meyersona zamiast siebie. - Zapytajmy innych o zdanie. - Wzi�� s�uchawk�, zadzwoni� do Dallas i otrzyma� po��czenie z T. J. Marquezem. - Mort zaproponowa�, �e pojedzie do Turcji zamiast mnie - powiedzia�. - Co ty na to? - To najbardziej poroniony pomys�, jaki m�g� si� zdarzy� - odrzek� T. J. - Ty siedzisz w tym od pocz�tku i nie ma �adnej mo�liwo�ci, aby� przekaza� Mortowi wszystko, co trzeba, w par� godzin. Znasz Simonsa i jego spos�b my�lenia, a Mort nie. Poza tym Simons nie zna Morta, a wiesz, jaki on jest wobec ludzi, kt�rych nie zna. Po prostu nie b�dzie mu ufa� i tyle. - Masz racj� - odrzek� Perot. - Nie ma o czym m�wi�. Po�o�y� s�uchawk�. - Jestem ci wdzi�czny za twoj� propozycj�, Mort, ale pojad� sam. - Jak sobie �yczysz. Kilka minut p�niej Meyerson wyszed�, aby powr�ci� do Dallas wyczarterowanym "Learem". Perot ponownie zadzwoni� do Eds. Po��czono go z Mervem Staufferem. - Teraz, kochani, zacznijcie pracowa� na zmiany i prze�pijcie si� troch� - powiedzia� do Stauffera. - Nie mam zamiaru rozmawia� po powrocie z band� lunatyk�w. - Tak jest! Perot te� post�pi� wed�ug w�asnej rady i poszed� spa�. O drugiej nad ranem obudzi� go telefon. To dzwoni� z lotniska Pat Sculley: problemy z samolotem zosta�y rozwi�zane. Perot wzi�� taks�wk� na lotnisko. By�a to mro��ca krew w �y�ach pi��dziesi�ciokilometrowa jazda po oblodzonych drogach. Turecka Grupa Ratownicza by�a ju� w komplecie: Perot, Pat Sculley i Jim Schwebach, m�ody Ron Davis, za�oga Boeinga oraz dwaj dodatkowi piloci, Dick Douglas i Julian "Szrama" Kanauch. Ale samolot nie by� sprawny. Brakowa�o cz�ci, kt�rej nie uda�o si� znale�� w Waszyngtonie. Gary Fernandes - �w dyrektor Eds, kt�ry opracowywa� kontrakt wynajmu samolotu - mia� przyjaciela, kieruj�cego obs�ug� naziemn� jednego z towarzystw lotniczych na nowojorskim lotnisku La Guardia. Zadzwoni� do niego, ten wsta� z ��ka, znalaz� w�a�ciw� cz�� i wys�a� j� samolotem do Waszyngtonu. Tymczasem Perot po�o�y� si� na �awce na lotnisku i przespa� jeszcze par� godzin. Za�adowali si� o sz�stej rano. Perot ze zdumieniem rozgl�da� si� po wn�trzu samolotu. By�o tam ogromne ��ko, trzy bary, kosztowny system hi_fi, telewizor i gabinet z telefonem. Poza tym jeszcze mi�kkie dywany, zamszowe obicia i pluszowe �ciany. - Wygl�da to jak perski burdel - o�wiadczy� Perot, chocia� nigdy nie by� w perskim burdelu. Samolot wystartowa�. Dick Douglas i "Szrama" Kanauch natychmiast zwin�li si� w k��bek i poszli spa�. Perot pr�bowa� p�j�� w ich �lady - przez szesna�cie godzin nie mia� nic do roboty. W miar� jak samolot przemierza� przestrze� nad Atlantykiem, Perot zastanawia� si�, czy zrobi� dobry wyb�r. Ostatecznie m�g� pozostawi� Paula i Billa w Teheranie ich w�asnemu losowi. Nikt by go za to nie wini�. Ostatecznie to rz�d ameryka�ski powinien o nich zadba�. Mo�e nawet ambasada ameryka�ska mog�a wydosta� ich stamt�d bez szwanku. Z drugiej strony m�g� ich schwyta� Dadgar i wsadzi� do wi�zienia - a s�dz�c z poprzednich wydarze�, ambasada w ich sprawie palcem nie ruszy. A co mogliby zrobi� rebelianci, gdyby Paul i Bill wpadli w ich r�ce? Zlinczowaliby ich? Nie, Perot nie m�g� pozostawi� swych ludzi na pastw� losu - to nie by�oby w jego stylu. Odpowiada� za Paula i Billa - i matka nie musia�a mu tego m�wi�. Problem polega� na tym, �e teraz ryzykowa� �ycie innych ludzi. Zamiast dw�ch ukrywaj�cych si� w Teheranie, sz�o teraz o los jedenastu jego pracownik�w, uciekaj�cych przez dzikie rejony p�nocno_zachodniego Iranu oraz jeszcze czterech, plus dw�ch pilot�w, kt�rzy b�d� ich szuka�. Je�li co� si� nie uda, je�li kto� zginie, �wiat uzna to za rezultat wariackiej awantury, kt�r� rozpocz�� facet my�l�cy, �e wci�� jeszcze mieszka na Dzikim Zachodzie. Ju� widzia� te nag��wki w gazetach: "Pr�ba ratowania uciekinier�w z Iranu podj�ta przez teksa�skiego milionera ko�czy si� �mierci�"... "Gdyby�my stracili Coburna - pomy�la� - to co m�g�bym powiedzie� jego �onie? Liz na pewno nie zrozumia�aby, dlaczego zaryzykowa�em �ycie siedemnastu ludzi, aby uratowa� tylko dw�ch". Nigdy w �yciu nie z�ama� prawa, teraz jednak zapl�tany by� w tyle nielegalnych przedsi�wzi��, �e nie m�g�by ich nawet zliczy�. Odsun�� od siebie te my�li. Decyzja zosta�a podj�ta. Je�li kto� idzie przez �ycie my�l�c tylko o z�ych rzeczach, jakie mog� mu si� przydarzy�, wm�wi sobie wkr�tce, �e nie powinien robi� nic. Trzeba skupi� si� na tym, co mo�na za�atwi�. Sztony le�� na stole, ko�o ruletki ju� si� kr�ci. Zacz�a si� ostatnia gra. 4 We wtorek ambasada ameryka�ska og�osi�a, �e samoloty ewakuuj�ce wszystkich Amerykan�w w Teheranie odlec� w sobot� i niedziel�. Simons wszed� z Coburnem i Poch~em do jednej z sypial� Dvoranchik�w i zamkn�� drzwi. - To w cz�ci rozwi�zuje nasze problemy - powiedzia�. - Chc� ich teraz podzieli�. Niekt�rzy mog� si� ewakuowa� samolotami zapowiedzianymi przez ambasad�, pozostanie tylko tak sprawna grupa, kt�ra przebije si� l�dem. Coburn i Poch~e zgodzili si� z nim. - Oczywi�cie Paul i Bill powinni jecha�, a nie lecie� - stwierdzi� Simons. - Dwaj z nas musz� uda� si� z nimi: jeden b�dzie ich eskortowa� przez g�ry, a drugi przekroczy granic� legalnie i spotka si� z Boulware'em. Do ka�dego z "Range Rover�w" potrzebny nam b�dzie kierowca Ira�czyk. Zostaj� wi�c dwa wolne miejsca. Kto je zajmie? Nie Cathy - lepiej b�dzie, je�li ona poleci. - Rich chce lecie� z ni� - rzek� Coburn. - I jeszcze ten przekl�ty pies - doda� Simons. "�ycie Buffy'ego zosta�o uratowane" - pomy�la� Coburn. By� z tego raczej zadowolony. - Zostaj� zatem - powiedzia� Simons - Keane Taylor, John Howell, Bob Young i Bill Gayden. A oto nasz problem: Dadgar mo�e kogo� schwyta� na lotnisku i znajdziemy si� w punkcie wyj�cia - ludzie Eds b�d� w wi�zieniu. Kto tu jest najbardziej zagro�ony? - Gayden - odpar� Coburn. - Jest prezesem Eds World. Jako zak�adnik by�by znacznie cenniejszy ni� Paul i Bill. W�a�ciwie to kiedy Dadgar aresztowa� Billa Gaylorda, zastanawiali�my si�, czy nie pomyli� go z Billem Gaydenem ze wzgl�du na podobie�stwo nazwisk. - A wi�c Gayden jedzie l�dem z Paulem i Billem. - John Howell nie jest nawet zatrudniony przez Eds, a poza tym jest adwokatem. Nic mu nie grozi. - Howell leci. - Bob Young pracuje w Eds w Kuwejcie, nie w Iranie. Je�li Dadgar ma list� pracownik�w Eds, Younga na niej nie b�dzie. - Young leci, Taylor jedzie. Nast�pna sprawa: jeden z nas b�dzie musia� uda� si� samolotem wraz z ewakuowan� du�� Grup� "Czystych". To twoja rola, Joe. Mniej si� tu da�e� pozna� ni� Jay. On chodzi� po ulicach, spotyka� si� w Hyatcie - a o tobie nikt nie wie. - W porz�dku - odpar� Poch~e. - Tak wi�c Grupa "Czystych" sk�ada si� z Gallagher�w, Boba Younga i Johna Howella, pod dow�dztwem Joego. Grupa "Podejrzanych", to: Jay, Keane Taylor, Bill Gayden, Paul, Bill i dw�ch ira�skich kierowc�w. Chod�my teraz im to powiedzie�. Gdy weszli do salonu, wszyscy usiedli. Kiedy Simons m�wi�, Coburn podziwia� go, �e og�osi� swoj� decyzj� w taki spos�b, jakby pyta� zainteresowanych o zdanie, a nie poleca� im, co maj� zrobi�. By�y pewne dyskusje nad tym, kto powinien by� w kt�rej grupie - John Howell i Bob Young uwa�ali, �e powinni by� w�r�d "Podejrzanych", gdy� ich zdaniem grozi�o im aresztowanie przez Dadgara. Ostatecznie jednak doszli do takiego samego wniosku jak Simons. Zdaniem Simonsa Grupa "Czystych" powinna przenie�� si� szybko na teren ambasady. Gayden i Joe Poch~e poszli znale�� konsula generalnego Lou Goelza, aby z nim wszystko to om�wi�. Grupa "Podejrzanych" mia�a wyruszy� rankiem nast�pnego dnia. Zadaniem Coburna by�o zorganizowanie ira�skich kierowc�w. W�r�d nich by� Majid i jego kuzyn profesor, profesor jednak przebywa� teraz w Rezaiyeh i nie m�g� si� dosta� do Teheranu, Coburn musia� wi�c znale�� kogo� w zast�pstwie. Postanowi� ju�, �e b�dzie to Seyyed. Seyyed by� m�odym ira�skim monta�yst� system�w komputerowych, podobnie jak Rashid i "Motocyklista", pochodzi� jednak z o wiele bogatszej rodziny: za czas�w szacha jego krewni zajmowali wysokie stanowiska we w�adzach i w armii. Seyyed kszta�ci� si� w Anglii i m�wi� z brytyjskim akcentem. Jego najwi�ksz� zalet�, z punktu widzenia Coburna, by�o to, �e pochodzi� z p�nocnego zachodu, a zatem zna� teren i m�wi� po turecku. Coburn zadzwoni� do Seyyeda i spotkali si� w jego domu. Coburn nie powiedzia� mu prawdy. - Potrzebuj� zebra� informacje o drogach mi�dzy Teheranem i Khoy - o�wiadczy�. - Kto� musi poprowadzi� samoch�d. Zrobisz to? - Oczywi�cie - odpar� Seyyed. - Spotkamy si� dzi� wieczorem za pi�tna�cie jedenasta na Argentine Square. Seyyed wyrazi� zgod�. To Simons wyda� Coburnowi wszystkie te instrukcje. Coburn ufa� Seyyedowi, ale Simons - jak zwykle - nie. Seyyed zatem nie b�dzie wiedzia�, gdzie czeka ca�a grupa, dop�ki nie zostanie tam zawieziony i nie dowie si� o Paulu i Billu, dop�ki ich nie spotka. P�niej za� - Simons b�dzie go mia� na oku. Kiedy Coburn ponownie zjawi� si� w domu Dvoranchik�w, Gayden i Poch~e zd��yli ju� powr�ci� ze spotkania u Lou Goelza. Powiedzieli konsulowi, �e paru ludzi z Eds pozostanie w Teheranie, aby szuka� Paula i Billa, ale pozostali chc� odlecie� pierwszym samolotem ewakuacyjnym, do tej pory za� chcieliby pozosta� na terenie ambasady. Goelz o�wiadczy�, �e ambasada jest przepe�niona, ale mog� zatrzyma� si� w jego domu. Wszyscy uznali, �e to cholernie �adnie ze strony konsula. Wi�kszo�� niejednokrotnie w�cieka�a si� na niego w ci�gu ostatnich dw�ch miesi�cy i wyra�a�a opini�, i� to przez niego i jego koleg�w Paul i Bill zostali aresztowani. Uznali wi�c, �e po tym wszystkim decyzja otwarcia domu i przyj�cia ich by�a szlachetna. Kiedy wszystko w Iranie zacz�o si� rozsypywa�, Goelz sta� si� mniej pedantyczny i potrafi� okaza�, �e ma serce na w�a�ciwym miejscu. Obie grupy: "Czystych" i "Podejrzanych" po�egna�y si�, �ycz�c sobie nawzajem szcz�cia - cho� trudno by�o mie� pewno��, kt�ra z nich bardziej tego szcz�cia potrzebuje. Nast�pnie Grupa "Czystych" wyruszy�a do domu Goelza. Zapad� ju� wiecz�r. Coburn i Keane Taylor pojechali po Majida do jego domu. Mia� sp�dzi� z nimi t� noc w mieszkaniu Dvoranchik�w, podobnie jak Seyyed. Coburn i Taylor musieli r�wnie� zabra� dwustulitrow� beczk� paliwa, przechowywan� dla nich przez Majida. Kiedy dotarli na miejsce, Majida nie by�o. - Czekali w zniecierpliwieniu. W ko�cu Majid pojawi� si�. Powita� ich, zaprosi� do domu, zawo�a� przez ca�e mieszkanie o herbat�. Wreszcie Coburn m�g� przyst�pi� do rzeczy. - Wyje�d�amy jutro rano - powiedzia�. - Chcemy, �eby� teraz pojecha� z nami. Majid poprosi� Coburna, aby przeszed� z nim do drugiego pokoju. - Nie mog� z wami jecha� - powiedzia� na osobno�ci. - Dlaczego? - Musz� zabi� Howejd�. - Co takiego? - zdziwi� si� Coburn. - Kogo? - Amira Abbasa Howejd�. By�ego premiera. - Dlaczego chcesz go zabi�? - To d�uga historia. Szach mia� plany reformy rolnej i Howejda chcia� odebra� ziemie plemienne mojej rodziny. My si� zbuntowali�my i Howejda wtr�ci� mnie do wi�zienia... Przez te wszystkie lata czeka�em na mo�liwo�� zemsty. - Musisz go zabi� ju� teraz? - zapyta� zdumiony Coburn. - Mam bro� i okazj�. Za dwa dni wszystko mo�e si� zmieni�. Coburn zmiesza� si�. Nie wiedzia�, co powiedzie�. By�o jasne, �e Majid nie zmieni zdania. Wraz z Taylorem za�adowali beczk� paliwa na "Range Rovera", po czym odjechali. Majid �yczy� im szcz�cia. Po powrocie do mieszkania Dvoranchik�w Coburn pr�bowa� odnale�� "Motocyklist�", maj�c nadziej�, �e zast�pi on Majida w roli kierowcy. Jednak "Motocyklista" by� r�wnie nieuchwytny jak sam Coburn. Zazwyczaj mo�na by�o zasta� go pod pewnym numerem telefonu - Coburn podejrzewa�, �e to jaki� sztab rewolucyjny - lecz tylko raz dziennie. Obecnie pora, o kt�rej si� tam zjawia�, ju� min�a, ale Coburn zadzwoni� i tak. "Motocyklisty" nie by�o. Spr�bowa� potem wydzwoni� jeszcze kilka numer�w, ale bez powodzenia. Przynajmniej mieli Seyyeda. O wp� do jedenastej Coburn wyszed�, aby spotka� si� z nim. Szed� ciemnymi ulicami w kierunku Argentine Square, kt�ra znajdowa�a si� o p�tora kilometra od domu Dvoranchik�w. Potem min�� plac budowy i wszed� do pustego budynku, gdzie mia� spotka� si� z Seyyedem. O jedenastej Seyyed nie pojawi� si�. Simons poleci� Coburnowi czeka� tylko pi�tna�cie minut, nie wi�cej, ale Coburn postanowi� jednak da� Seyyedowi jeszcze troch� czasu. Odczeka� do wp� do dwunastej. Seyyeda nie by�o. Coburn zachodzi� w g�ow�, co mog�o si� wydarzy�. Bior�c pod uwag� powi�zania rodzinne Seyyeda, by�o ca�kiem mo�liwe, �e pad� ofiar� rebeliant�w. Oznacza�o to kl�sk� Grupy "Podejrzanych". Nie mieli ju� teraz ani jednego Ira�czyka, kt�ry pojecha�by z nimi. "Jak, do diab�a, przedostan� si� teraz przez te blokady drogowe? - zastanawia� si� Coburn. - Co za pieprzony zbieg okoliczno�ci: odpada profesor, odpada Majid, "Motocyklisty" nie mo�e znale��, w ko�cu odpada Seyyed. Cholera jasna". Wyszed� z placu budowy i ruszy� z powrotem. Nagle us�ysza� silnik