1851

Szczegóły
Tytuł 1851
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1851 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1851 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1851 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ndersen Hans Christian BAJKI * Album ojca chrzestnego 3 * Ba�wan ze �niegu 19 * Brzydkie Kacz�tko 22 * Cie� 29 * Choinka 37 * Co ojciec czyni, jest zawsze s�uszne 43 * Co si� zdarzy�o ostowi 45 * Co� 48 * Czerwone trzewiczki 52 * Calineczka (Dzieci� Elf�w ) 56 * Dzieci�ca paplanina 65 * Dzielny o�owiany �o�nierz 67 * Dzie� S�du Ostatecznego 69 * Dziewczyna, kt�ra podepta�a chleb 71 * Dziewczynka z zapa�kami 75 * Dziewica Lod�w 76 * Dzikie �ab�dzie 91 * G�upi Jasio 99 * Historia najmniej prawdopodobna 102 * Ib i Krystynka 106 * Imbryk 113 * Kalosze szcz�cia 114 * Kogut podw�rkowy i kogucik na dachu 133 * Krasnoludek u kupca 134 * Ksi�niczka na ziarnku grochu 137 * Krzesiwo 137 * Kr�lowa �niegu 142 * Lataj�cy kufer 166 * Len 169 * Ma�a Syrena 172 * Niegodna kobieta 183 * Nowe szaty Cesarza 188 * O Tobie m�wi bajka 191 * Opowiadanie z diun 191 * Opowie�� o matce 202 * Ostatnia per�a 206 * Pasterka i Kominiarczyk 208 * Pierwiosnek 211 * Pi�� ziarnek grochu 214 * Pod wierzb� 216 * Rzecz ca�kiem pewna 225 * S�owik 227 * Stary dom 234 * Stokrotka 239 * Syn dozorcy 241 * Szcz�liwa rodzina 254 * Szybkobiegacze 256 * Szyjka od butelki 258 * Talizman 263 * Towarzysz podr�y 265 * �winiopas 276 * Zupa z ko�ka od kie�basy 281 * Wielki W�� Morski 289 Album ojca chrzestnego Ojciec chrzestny potrafi� opowiada� tyle historyjek, a wszystkie by�y d�ugie, wycina� przy tym i rysowa� obrazki. Gdy si� zbli�a�o Bo�e Narodzenie, bra� zeszyt z czystymi kartkami i wkleja� w niego obrazki powycinane z gazet i ksi��ek; je�li nie mia� do�� ilustracji do swych opowiada�, wtedy rysowa� je sam. Gdy by�em ma�y, dosta�em wiele takich zeszyt�w, ale najpi�kniejszy ze wszystkich by� album �z cudownego roku, w" kt�rym to Kopenhaga otrzyma�a o�wietlenie gazowe zamiast latarni tranowych"; takie widnia�y s�owa na pierwszej karcie albumu. � Ten album trzeba starannie przechowa�! � m�wili rodzice. � Mo�na go wyjmowa� tylko przy uroczystych okazjach! Na ok�adce ojciec chrzestny jednak napisa�: Drzyj album w kawa�ki, niechaj si� rozleci, Gorzej si� z nim obesz�y inne nasze dzieci. Naj�adniej by�o wtedy, gdy sam ojciec chrzestny pokazywa� album, czyta� wiersze i wszystko, co tam by�o napisane, a potem tyle jeszcze rzeczy opowiada�; w�wczas dopiero te historie stawa�y si� prawdziwymi historiami. Na pierwszej stronie by� obrazek wyci�ty z �Lataj�cej Poczty", wida� na nim by�o Kopenhag�, Okr�g�� Wie�� i ko�ci� Panny Marii, na lewo przyklejony by� obrazek przedstawiaj�cy star� latarni� z podpisem: �tran", na prawo widnia� kandelabr i by�o podpisane: �gaz". � Patrz, to jest tytu�owa karta! � powiedzia� ojciec chrzestny. � To wst�p do historii, kt�r� us�yszysz. Mo�na by by�o z tego zrobi� ca�� komedi�: �Tran i gaz, czyli ca�e �ycie Kopenhagi". To bardzo dobry tytu�. Na samym dole karty wida� jeszcze ma�y obrazek; nie tak �atwo jest zrozumie�, co on oznacza, i dlatego ci go wyt�umacz�: to jest �piekielny ko�". W�a�ciwie powinien by si� on znajdowa� na ko�cu albumu, ale wybieg� na pocz�tek, aby powiedzie�, �e ani wst�p, ani �rodkowa cz��, ani zako�czenie nic nie s� warte; piekielny ko� by�by zrobi� lepszy album, gdyby w og�le potrafi� takie rzeczy robi�. Piekielny ko� w dzie� jest w gazecie, idzie na szpalty, jak to nazywaj�, ale wieczorem wychodzi z gazety, staje pod drzwiami poety i r�y: cz�owiek, kt�ry tam mieszka, powinien zaraz umrze�, ale je�li tkwi w nim prawdziwe �ycie, nie umiera. Piekielny ko� jest prawie zawsze nieszcz�liwcem, kt�ry nie mo�e nigdy da� sobie sam ze sob� rady, nie mo�e znale�� utrzymania, szuka wiatru i paszy w�druj�c i r��c. Jemu nie spodoba si� album ojca chrzestnego; jestem tego pewien, ale mimo to, wart jest papieru, kt�ry zosta� zapisany. Patrz, oto jest pierwsza karta albumu, karta tytu�owa. � By�o to w�a�nie ostatniego wieczoru, kiedy zapalono stare latarnie; miasto otrzyma�o gazowe o�wietlenie, kt�re ja�nia�o takim blaskiem, �e stare latarnie gas�y przy nich zupe�nie. By�em sam tego wieczoru na ulicy! � m�wi� ojciec chrzestny. � Ludzie chodzili tam i z powrotem, aby ogl�da� nowe i stare o�wietlenie. By�o tam wiele ludzi i dwa razy tyle n�g co g��w. Dozorcy stali smutni, nie wiedzieli, tak jak stare latarnie, kiedy zostan� usuni�ci; te za� my�la�y o tym, co przesz�o, o przysz�o�ci nie �mia�y przecie� my�le�. Przypomina�y sobie ciche wieczory i ciemne noce. Opar�em si� o latarniany s�up � opowiada� ojciec chrzestny � co� trzeszcza�o w tranie i w knocie; s�ysza�em, co m�wi�a latarnia, i ty r�wnie� musisz tego pos�ucha�: �Robi�y�my, co by�o w naszej mocy � m�wi�a latarnia. � Wystarcza�y�my naszym czasom, �wieci�y�my rado�ciom i smutkom, prze�ywa�y�my wiele osobliwych chwil, by�y�my nocnymi oczami Kopenhagi. Niech�e teraz zast�pi� nas nowe �wiat�a, niech obejm� po nas urz�dowanie; ale ile lat one b�d� �wieci�, co b�d� o�wietla�y, to si� dopiero oka�e. �wiec� wprawdzie troch� ja�niej ni� my, stare, ale to nie jest sztuka, gdy si� jest ulanym jako lampa gazowa i gdy si� ma takie stosunki i tak� pomoc. Maj� rury zwr�cone na wszystkie strony i mog� czerpa� si�y z ca�ego miasta i z okolic po�o�onych za miastem. A ka�da z nas, tranowych latarni, �wieci tylko dzi�ki temu, co ma w sobie, a nie dzi�ki stosunkom rodzinnym. My i nasi przodkowie �wieci�y�my dla Kopenhagi od niepami�tnych lat, od bardzo dawnych czas�w. Ale dzi� jest ostatni wiecz�r, gdy �wiecimy, jakby tu powiedzie�, na drugim planie, tu, na ulicy, wraz z wami, �wietne towarzyszki, nie b�dziemy wi�c szemra� i zazdro�ci�, nie, przeciwnie, b�dziemy si� cieszy�y i radowa�y. Jeste�my star� gwardi�, kt�ra zostaje zast�piona przez �o�nierzy �wie�o zaci�gni�tych na s�u�b�, w nowych, lepszych od naszych mundurach. Opowiemy wam, co widzia�y i prze�y�y wszystkie pokolenia, a� do prapraprababki latarni: ca�� histori� Kopenhagi. Oby�cie wy i wasi nast�pcy � a� do ostatnich gazowych lamp � prze�y�y i mog�y opowiada� r�wnie� tyle cudownych rzeczy na odchodnym, a kiedy� to nast�pi na pewno. Musicie by� na to przygotowane. Ludzie wynajd� z pewno�ci� lepsze o�wietlenie od gazu. S�ysza�am, jak jeden student m�wi�, �e przeb�kuj� ju� o tym, aby nauczy� si� spala� morsk� wod�." Gdy latarnia wym�wi�a te s�owa, zatrzeszcza� knot, jakby ju� mia� w sobie t� wod� morsk�. Ojciec chrzestny s�ucha� uwa�nie, zamy�li� si� i powiedzia�, �e stara latarnia mia�a �wietny pomys�, aby tego prze�omowego wieczora, kiedy to gaz zast�pi� tran, opowiedzie� ca�� histori� Kopenhaga. � Nie nale�y odrzuca� dobrych pomys��w � powiedzia� ojciec chrzestny � uchwyci�em si� go, poszed�em do domu i zrobi�em dla ciebie ten album, si�ga on o wiele dalej wstecz ni� wspomnienia latarni. Oto jest album, oto jest ta historia: �Ca�e �ycie Kopenhagi." Zaczyna si� od ciemno�ci. Karta czarna jak w�giel � to s� te ponure czasy. � Przewracamy kart�! � powiedzia� ojciec chrzestny. � Czy widzisz ten obrazek? Tylko dzikie morze i p�nocno-wschodni wiatr, kt�ry p�dzi wielkie od�amy kry; nikt nie �egluje po morzu pr�cz wielkich bry� kamieni, kt�re tam wysoko, w Norwegii, od�upuj� si� ze ska� i spadaj� na l�d. P�nocno-wschodni wicher p�dzi przed sob� kawa�y lodu. Chce on pokaza� niemieckim g�rom, jakie to od�amy ska� bywaj� tam, w Norwegii. Lodowa flota przep�yn�a przez Sund a� po wybrze�e Zelandii, gdzie teraz le�y Kopenhaga, ale w�wczas nie by�o tam Kopenhagi. Pod wod� znajdowa�y si� wielkie �awice piasku, o jedn� z nich uderzy�y kawa�y lodu z wielkimi od�amami ska�, lodowa flota zatrzyma�a si�, p�nocno-wschodni wiatr nie m�g� jej poruszy� z miejsca i wtedy w�ciek� si�, jak to tylko on potrafi, przeklina� �awic� piasku, nazywa� j� �Z�odziejskim gruntem" i przysi�ga�, �e je�li si� kiedy� �awica wy�oni ponad powierzchni� morza, zamieszkaj� na niej z�odzieje i rozb�jnicy, wznios� si� tam pale i ko�a do �amania ko�ci. Ale gdy tak przeklina� i wymy�la�, zab�ys�o s�o�ce, a na jego promieniach ko�ysa�y si� i buja�y jasne, �agodne duszki, dzieci �wiat�a; ta�czy�y po bry�ach lodu, kt�re roztapia�y si�, a wielkie od�amy ska� osiad�y na piaskowej �awicy. �S�oneczna ho�ota � powiedzia� p�nocno-wschodni wicher. � Czy� to ma by� po kole�e�sku, po przyjacielsku? Nie zapomn� wam tego, zemszcz� si�. Przeklinam was!" �A my b�ogos�awimy � powiedzia�y promyki s�o�ca. � �awica piaskowa podniesie si�, b�dziemy j� ochrania�y. Zamieszkaj� tam: prawda, pi�kno i dobro." �G�upstwo na g�upstwie!" � powiedzia� p�nocnowschodni wicher. � Widzisz, o tym wszystkim latarnie nie umia�y opowiedzie� � powiedzia� ojciec chrzestny. � A ja to wiem, to jest bardzo wa�ne dla ca�ego �ycia Kopenhagi. � Oto przewracamy kart� � m�wi� dalej ojciec chrzestny. � Przesz�y lata, �awica piasku wy�oni�a si� z wody i podnios�a si�; na najwi�kszym kamieniu, kt�ry wynurzy� si� z morza, usiad�a mewa. Mo�esz to zobaczy� na obrazku. Up�yn�o wiele, wiele lat. Morze wyrzuca�o na brzeg martwe ryby, wyros�y tam twarde, morskie trawy, wi�d�y, gni�y i u�y�nia�y grunt; pojawia�o si� coraz wi�cej r�nych gatunk�w traw i ro�lin, �awica przemieni�a si� w zielon� k�p�. Przybyli Wikingowie. By�o to wzg�rze dogodne do walki i dobre miejsce obok wzg�rza na rzucanie kotwicy. To by�o tu� obok Zelandii. Zapalono pierwsze tranowe lampy, pewnie po to, aby przy ich ogniu upiec ryby, a ryb by�o tu pod dostatkiem. �ledzie przep�ywa�y wielkimi �awicami przez Sund, trudno by�o przep�yn�� ��dk�, woda po�yskiwa�a, jak gdyby przechodzi�y przez ni� b�yskawice, b�yszcza�o co� w g��bi w�d jak zorza polarna; Sund obfitowa� w ryby i dlatego to wybudowano na wybrze�u Zelandii domy; �ciany zrobiono z d�bowego drzewa, a dach z kory, drzewa na budow� by�o do��. Do przystani wje�d�a�y okr�ty; na chwiejnych linach wisia�y tranowe latarnie. P�nocno-wschodni wiatr dmucha� i �piewa�: �Uhu, hu, hu!" Gdy na wzg�rzu za�wieci�a latarnia, wiadomo by�o, �e to latarnia z�odziejska. Na �wyspie z�odziejskiej" przemytnicy i z�odzieje uprawiali swoje rzemios�o. �Wydaje mi si�, �e ro�nie to z�o, kt�rego pragn��em! � powiedzia� p�nocno-wschodni wiatr. � Wkr�tce wyro�nie i drzewo, z kt�rego b�d� m�g� strz�sa� owoce." � A oto tu jest to drzewo � powiedzia� ojciec chrzestny. � Czy widzisz szubienic� na z�odziejskiej wyspie? Wisz� tu na obrazku, zakuci w kajdany, rozb�jnicy i mordercy, zupe�nie tak samo, jak wtedy wisieli. Wiatr d�� tak, �e stuka�y ich pod�u�ne szkielety, ale ksi�yc �wieci� pogodnie na nich, jak gdyby przy�wieca� podczas zabawy le�nej. S�o�ce tak�e �wieci�o rado�nie i rozkrusza�o ko�ysz�ce si� szkielety, a z promieni s�onecznych �piewa�y dzieci �wiat�a: �Wiemy o tym, wiemy o tym! Pi�knie tu b�dzie kiedy�, w czasach, kt�re nadejd�! Dobrze tu b�dzie, wspaniale tu b�dzie!" �Ele mele" � przedrze�nia� je p�nocno-wschodni wiatr. � Oto przewracamy kart�! � powiedzia� ojciec chrzestny. � W mie�cie R�skilde bi�y dzwony, mieszka� tam biskup Absalon ; czyta� on Bibli� i w�ada� mieczem, posiada� moc i wol�; chcia� ochroni� od na pad�w rybak�w mieszkaj�cych w przystani, miejsce zamieszkania rybak�w przemieni�o si� w rynek targowy. Kaza� on pokropi� ziemi� wyst�pku �wi�con� wod�; z�odziejska wyspa otrzyma�a uczciwe imi�. Murarze i cie�le przyst�pili do pracy; na rozkaz biskupa powsta� gmach. Promienie s�o�ca ca�owa�y czerwone mury, ju� wtedy gdy je wznoszono. I tak powsta� �zamek Axela" : Zamek i wysokie wie�e, Schody, s�upy i alkierze, Hu, hu, ha, Zimny wiatr gna, �wiszczy, Piszczy, Ale zamek trwa! A przed zamkiem znajdowa� si� port, port kupiecki. Syrenia klatka z jasnymi jeziorami Po�r�d zielonych gaj�w. Przybywali tam cudzoziemcy i kupowali ryby, budowali sobie kramy i domki, otwory okienne obci�gali zwierz�cymi p�cherzami. Szk�o by�o za drogie; powstawa�y spichrze o spiczastych szczytach i stromych strychach. Czy widzisz, jak w tych kramach siedz� starzy kawalerowie, kt�rym nie wolno by�o si� �eni�, handlowali pieprzem i imbirem, starzy kawalerowie lub �pieprzowi kawalerowie", jak to ich nazywano w Danii. P�nocno-wschodni wiatr wieje po ulicach i uliczkach, wzbija tumany kurzu, zrywa s�omiane strzechy; krowy i �winie chodz� po rynsztokach. �Zburz�, zniszcz�! � wola wiatr. � B�d� �wiszcza� nad domami, nad domem Axela. Nie mog� si� myli�! Nazywaj� przecie� ten gr�d grodem �otr�w na wyspie z�odziejskiej!" Ojciec chrzestny pokaza� obrazek, kt�ry sam narysowa�. Na murze wbity by� pal obok pala, na ka�dym tkwi�a g�owa schwytanego korsarza, szczerz�ca z�by. � Tak by�o naprawd�! � m�wi� ojciec chrzestny. � Warto o tym wiedzie� i dobrze to zapami�ta�! Biskup Absalon by� w �a�ni i us�ysza� przez cienkie �ciany, �e zbli�a si� okr�t korsarski. Szybko wyskoczy� z �a�ni, wsiad� na sw�j okr�t i zad�� w r�g, na d�wi�k kt�rego przybiegli jego ludzie; ich strza�y trafia�y w plecy zb�jc�w, kt�rzy usi�owali zawr�ci�, szybko wios�uj�c; ale wtem strza�y utkwi�y im w r�kach i nie by�o ju� czasu, aby je powyci�ga�. Biskup Absalon schwyci� ich �ywcem i kaza� wszystkim �ci�� g�owy; g�owy te umieszczono na zamkowym murze. P�nocno-wschodni wiatr dmucha� nadymaj�c policzki, mia� w pysku z�� pogod�, jak m�wi� �eglarze. �Tu si� wyci�gn�! � m�wi� wiatr. � Po�o�� si� i st�d b�d� patrza� na wszystko, co si� tu dzieje!" Odpoczywa� godzinami, dmucha� dnie i noce; a lata mija�y. � Na wie�� zamkow� wyszed� stra�nik; spojrza� na wsch�d, na zach�d, na po�udnie i na p�noc. Zobaczysz to na obrazku � powiedzia� ojciec chrzestny i pokaza� obrazek. � Widzisz stra�nika, opowiem ci, na co on patrzy. Przed murami zamku �otr�w rozci�ga si� otwarta woda, kt�ra si�ga a� do zatoki K�g� i szerokim korytem p�ynie a� do wybrze�a Zelandii. Przed polem Serritzlev i polem Solbjerg, tam gdzie le�� wielkie wsie, ro�nie coraz wi�ksze miasto o domach z kamienia i drzewa, z w�skimi szczytami. S� tam ca�e ulice szewc�w i ku�nierzy, handlarzy korzennych i piwowar�w; jest tam rynek, dom cechowy, a tu� nad brzegiem morza, gdzie przedtem by�a wyspa, wznosi si� wspania�y ko�ci� �wi�tego Miko�aja. Ma on wie�� i iglic� niezmiernie wysokie; jak�e pi�knie odbijaj� si� one w jasnej wodzie! Niedaleko stamt�d stoi ko�ci� Panny Marii, gdzie odprawia si� nabo�e�stwo, gdzie pi�knie �piewaj�, gdzie pachnie kadzid�o i pal� si� woskowe �wiece. �Port kupiecki" sta� si� miastem biskupa. Biskup z R�skilde panuje tu i rz�dzi. Biskup Erlandsen siedzi w zamku Axela. Gotuj� tam w kuchni piwo, pij� piwo i wino, s�uchaj� d�wi�k�w skrzypiec i b�bn�w. P�on� �wiece i lampy, zamek b�yszczy od �wiate�, jak gdyby by� latarni� �wiec�c� dla ca�ego kraju i dla ca�ego pa�stwa. P�nocno-wschodni wiatr uderza w wie�e i mury, ale one stoj� mocno; p�nocno-wschodni wiatr dmie w twierdz� na zachodzie miasta, jest to tylko palisada ze spr�chnia�ego drzewa; ale wytrzyma! Tam na dworze przed bram� stoi kr�l Danii Christofer I . Buntownicy zwyci�yli go pod Sklejskor; szuka on schronienia w mie�cie biskupa. Wiatr �wiszcze i m�wi tak jak biskup: �St�j na dworze! St�j na dworze! Brama dla ciebie zamkni�ta!" Nadesz�y czasy niepokoju, ci�kie czasy, ka�dy dba tylko o siebie. Z wie�y zamkowej powiewa sztandar holszty�ski. Panuje tam n�dza i rozpacz, noc pe�na l�ku: wojna w kraju i czarna �mier�, noc ciemna jak smo�a, ale potem nadchodzi Znowudzie� . Biskupie miasto sta�o si� teraz miastem kr�lewskim; ma ono domy z wysokimi szczytami i w�skie uliczki, ma str�a nocnego i ratusz, ma w�asn� murowan� szubienic� przy zachodniej bramie miasta. Nikt obcy nie mo�e na niej zosta� powieszony; aby tam wisie�, trzeba by� obywatelem miasta, wisi si� na tej szubienicy tak wysoko, �e wida� stamt�d Kog� i nawet kury w Kog�. �To �liczn� szubienica � m�wi p�nocno-wschodni wiatr. � Coraz to pi�kniej!" � A potem wyje i gwi�d�e. Z Niemiec przysz�a troska i bieda. � Przybyli Hanzeaci � powiedzia� ojciec chrzestny � przybyli ze spichrz�w, zza lad sklepowych, bogaci kupcy z Roztoki, Lubeki i Bremy, chcieli zrabowa� z wie�y Waldemara co� wi�cej ni� z�ot� g�; rz�dzili si� bardziej w du�skim mie�cie ni� sam kr�l du�ski. Przybyli na uzbrojonych okr�tach, nikt nie by� na to przygotowany. Kr�l Eryk nie mia� ch�ci walczy� z niemieckimi krewnymi, by�o ich tak wielu i tacy silni. Kr�l Eryk i wszyscy dworzanie po�pieszyli przez zachodni� bram� miasta do Sor�, nad ciche jezioro, do zielonych las�w, mi�osnych pie�ni i brz�ku puchar�w. Ale co� zosta�o w Kopenhadze, zosta�o tam kr�lewskie serce, kr�lewska my�l. Czy widzisz na tym obrazku m�od� kobiet�, delikatn� i pi�kn�, o oczach b��kitnych jak morze i w�osach jasnych jak len? To kr�lowa Danii Filippa , angielska ksi�niczka. Zosta�a w mie�cie pe�nym l�ku, gdzie na w�skich uliczkach i ulicach o stromych schodach, w szopach i zapad�ych budach kr�cili si� mieszka�cy, nie wiedz�c, co robi�. Kr�lowa mia�a odwag� m�sk� i m�skie serce. Zwo�a�a mieszczan i ch�op�w, pokrzepi�a ich, obudzi�a w nich m�stwo. Przygotowano okr�ty, za�ogi zajmuj� porty, armaty wal�, ogie� p�onie, dym unosi si� w powietrzu, ale nie brak dobrego humoru, B�g nie opu�ci Danii. S�o�ce �wieci we wszystkich sercach, b�yszczy we wszystkich oczach, kt�re si� raduj� ze zwyci�stwa. Niech b�dzie b�ogos�awiona Filippa! Wida� j� w chacie i w kr�lewskim pa�acu, gdzie piel�gnuje rannych i chorych. Wystrzyg�em z papieru wianek i przystroi�em nim jej pos�g � powiedzia� ojciec chrzestny, - Niech b�dzie b�ogos�awiona kr�lowa Filippa! Teraz przeskoczymy ca�y szereg lat � m�wi� dalej ojciec chrzestny. � Kopenhaga razem z nami przeskoczy te lata. Kr�l Chrystian I by� w Rzymie, papie� go pob�ogos�awi� i podczas d�ugiej podr�y oddawano mu ho�dy i honory. Buduje w domu dw�r z palonej ceg�y. Tu ma rosn�� wiedza, wyk�adana w j�zyku �aci�skim. Dzieci ubogich ludzi, pracuj�cych przy p�ugu i warsztacie, mog� bra� tak�e udzia� w tej nauce, mog� �y� z �akowskiej ja�mu�ny, ubiera� si� w d�ugie, czarne p�aszcze i �piewa� pie�ni przed drzwiami mieszczan. Tu� obok szko�y, w kt�rej ca�a nauka odbywa si� po �acinie, znajduje si� ma�y domek, gdzie panuj� obyczaje i j�zyk du�ski. Na pierwsze �niadanie jadaj� tam piwn� zup�, a o dziesi�tej przed po�udniem jedz� obiad. S�o�ce prze�wieca przez ma�e szybki okienne, promienie jego padaj� na spi�arni� i szaf� z ksi��kami, le�� w niej pisane skarby: R�aniec pana Mikkela i �boskie komedie" Henryka Harpestrenga , ksi�ga lekarska i du�ska kronika rymowana brata Nielsa z Sor� . �Ka�dy Du�czyk musi j� zna�", m�wi pan domu, a on jest tym, kt�ry przyczyni si� do tego, aby j� znali. Jest to pierwszy drukarz Danii, Holender Gotfred van Gehmen! Uprawia t� czarn�, b�ogos�awion� sztuk� drukarsk�. Ksi��ki dostaj� si� zar�wno na zamek kr�lewski, jak i do mieszcza�skiego domu. Przys�owia i pie�ni o�ywaj� na wieczne czasy. To, czego cz�owiek nie mo�e wypowiedzie� w rado�ci i w cierpieniu, wy�piewuje ptak ludowej pie�ni w s�owach pe�nych przeno�ni, a jednak przejrzystych; fruwa swobodnie po izbie czeladnej i po zamku rycerskim; siedzi jak sok� na r�ce szlacheckiej panny i �wierka, przemyka jak ma�a myszka i piszczy sw� melodi� w norze pa�szczy�nianego ch�opa. �To pusta paplanina" � powiedzia� ostry p�nocno-wschodni wicher. �Wiosna jest na �wiecie � m�wi� promienie s�o�ca � patrz, jak kie�kuje ziele�." � Oto znowu przewracamy kartk� naszego albumu � powiedzia� ojciec chrzestny. Jak�e promienieje Kopenhaga! Odbywaj� si� tam turnieje i zabawy, przeci�gaj� wspania�e pochody; sp�jrz na tych szlachetnych rycerzy w zbroi, sp�jrz na te wytworne, wysokie kobiety w jedwabiu i z�ocie. Kr�l Hans oddaje sw� c�rk� El�biet� za �on� elektorowi brandenburskiemu. Jaka� jest m�oda i jaka� szcz�liwa! St�pa po aksamicie; my�li jej kr��� dooko�a przysz�o�ci: my�li o szcz�ciu rodzinnego �ycia. Tu� obok niej stoi jej kr�lewski brat, ksi��� Chrystian, o marz�cych oczach i gor�cej, burz�cej si� krwi. Mieszcza�stwo wielbi go, zna ich troski, my�li o przysz�o�ci ma�ych, ubogich ludzi. B�g jeden rz�dzi szcz�ciem ludzkim. � Przewracamy nast�pn� kart� � powiedzia� ojciec chrzestny. Wieje przenikliwy wicher, �piewa o ostrym mieczu, o ci�kich czasach, o czasach niepokoju. Jest lodowato zimny dzie�, po�owa kwietnia. Dlaczego t�um ludzi biegnie przed pa�ac kr�lewski, przed stary domek celnika, gdzie stoi kr�lewski okr�t z rozpi�tymi �aglami i powiewaj�c� flag�? W oknach i na dachach dom�w wida� ludzkie twarze. Wsz�dzie �a�oba, wsz�dzie troska, oczekiwanie i l�k. Patrz� w sale zamkowe, gdzie niegdy� ta�czono taniec z pochodniami, a gdzie teraz jest pusto i cicho. Zagl�daj� do wykusza, sk�d kr�l Chrystian patrza� tak cz�sto na dworski most i na w�sk� uliczk� Mostow�, patrza� na swego go��bka, na holendersk� dziewczyn�, kt�r� sprowadzi� sobie z miasta Bergen. Okiennice s� zamkni�te; t�um oblega pa�ac kr�lewski, oto otwiera si� brama, opuszczono zwodzony most. Wychodzi kroi Chrystian wraz ze sw� wiern� ma��onk�, El�biet�; nie chce ona opu�ci� kr�lewskiego ma��onka, teraz gdy los dotkn�� go tak okrutnie. Ogie� p�on�� w jego �y�ach, ogie� pali� si� w jego my�lach, chcia� zerwa� ze starymi czasami, chcia� uwolni� ch�op�w z jarzma pa�szczy�nianego, chcia� by� dobrym dla mieszczan, przyci�� skrzyd�a �chciwym jastrz�biom"; ale by�o ich zbyt wiele. Opuszcza on kraj, aby na obczy�nie pozyska� dla swojej sprawy przyjaci� i sprzymierze�c�w. Jego ma��onka i przyjaciele towarzysz� mu wiernie; nadesz�a godzina rozstania, wszyscy maj� �zy w oczach. Mieszaj� si� g�osy i zdania w pie�ni z tych czas�w, jedne s� przeciwko niemu, inne za nim, rozlega si� potr�jny ch�r g�os�w. Pos�uchaj, co m�wi szlachta, s�owa te zosta�y spisane i wydrukowane: �Biada ci, Chrystianie Z�y! Krew przelana na sztokholmskim rynku wo�a g�o�no i przeklina ci�!" To samo wo�aj� mnisi: �B�d� przekl�ty przez Boga i przez nas. Sprowadzi�e� nauk� Lutra do naszego ko�cio�a, odda�e� jej ko�ci� i kazalnic�, pobudzi�e� do m�wienia j�zyk szatana. Biada ci, Chrystianie Z�y!" Ale ch�opi i mieszczanie p�acz� gorzko: �Chrystianie, ty ukochany przez lud." � �Ch�op nie b�dzie sprzedany jak byd�o, nie b�d� go wymieniali na go�czego psa. To prawo �wiadczy o tobie!" Ale s�owa ubogich s� jak plewa na wietrze. Oto ju� okr�t odp�ywa od pa�acu, a mieszczanie biegn� wzd�u� nadbrze�a, aby raz jeszcze ujrze� p�yn�cy kr�lewski okr�t. Wolno p�ynie czas, ci�ko godzi w nas; nie ufaj przyjacio�om, nie ufaj krewnym! Wuj Fryderyk z zamku w Kilonii chcia�by zosta� kr�lem ca�ego kraju. Kr�l Fryderyk przyby� przed wrota Kopenhagi. Czy widzisz ten obrazek? �Wierna Kopenhaga." Dooko�a pi�trz� si� czarne chmury, przyjrzyj si� obrazkom, jednemu po drugim. Oto obrazek, kt�ry ma g�os, s�ycha� go jeszcze i dzisiaj w podaniu i pie�ni; ci�kie, twarde, gorzkie czasy, kt�re trwa�y wiele lat. Jak�e powiod�o si� kr�lowi Chrystianowi, zb��kanemu ptakowi? Ptaki �piewa�y o tym lec�c daleko nad l�dem i nad morzem. Bocian przyby� wczesn� wiosn� z po�udnia, lecia� wysoko ponad niemieckim krajem; widzia� on to, co teraz opowiemy: �Widzia�em uciekaj�cego kr�la Chrystiana, gdy jecha� wrzosowiskiem. Z przeciwnej strony zajecha�a n�dzna bryka, zaprz�ona w jednego konia, a na niej siedzia�a kobieta, siostra kr�la Chrystiana, margrabina brandenburska; wyp�dzi� j� z kraju jej m�� za to, �e by�a wierna nauce Lutra. Na ciemnym wrzosowisku spotka�o si� dwoje wyp�dzonych z kraju kr�lewskich dzieci . Ci�kie czasy d�ugo trwaj�, nie ufaj przyjacio�om i krewnym." Z zamku Sonderborg przylecia�a jask�ka �piewaj�c �a�o�nie: �Zdradzono kr�la Chrystiana. Siedzi tam w g��bokiej, jak studnia, wie�y; jego ci�kie kroki wy��abiaj� �lady w kamiennej pod�odze, jego palec zostawia znak na twardym marmurze! " I jaki� b�l to musia� by�, Co bruzd� wry� si� w kamie�. Ze wzburzonego morza przybywa rybitwa. Morze jest otwarte i swobodne; p�ynie tam okr�t, a na nim zuchwa�y Fio�czyk S�ren Nordby. Szcz�cie mu sprzyja, ale szcz�cie jest zmienne jak wiatr i deszcz. W Jutlandii i Fionii krzycz� wrony i kruki: �Kra, kra, kra! Jeste�my przygotowane do lotu. Wszystko dzi� dobrze, dobrze, dobrze! Le�� tu trupy koni i ludzi!" To czasy niepokoju, czasy hrabiowskich zatarg�w. Ch�op schwyci� za maczug�, mieszczanin sw�j n� i zawo�ali g�o�no: �Wyt�pimy te wilki, tak �e ani jedno m�ode nie zostanie!" Nad spalonymi miastami unosi� si� dym i czarne ob�oki. Kr�l Chrystian siedzi uwi�ziony w wie�y zamku Sonderborg, nie wypuszcz� go na wolno��, nie ujrzy on gorzkiej doli Kopenhagi. Na polu na p�noc od miasta stoi Chrystian III, tam gdzie niegdy� sta� jego ojciec. W mie�cie zapanowa�o przera�enie; szerzy si� tam g��d i zaraza. Trup jakiej� wychud�ej kobiety w �achmanach przytula si� do ko�cielnego muru; dwoje �ywych dzieci siedzi na jej kolanach i ssie krew z piersi zmar�ej matki. Odwaga upada, op�r zanika. O wierna Kopenhago! � Zagrzmia�y fanfary; rozlegaj� si� d�wi�ki b�bn�w i tr�b. W bogatych, jedwabnych szatach i w aksamicie, w pi�ropuszach powiewaj�cych na kapeluszach, jad� na kapi�cych z�otem rumakach bogaci panowie; jad� na stary rynek. C� tam si� odbywa? Czy karuzela, czy turniej, zgodnie z dawn� tradycj�? Mieszczanie i ch�opi w od�wi�tnych szatach r�wnie� tam �piesz�. C� tam takiego zobacz�? Czy rozpalono stos, aby spali� obrazy papist�w? A mo�e stoi tam kat, tak jak sta� przy stosie Slaghoeka? Kr�l, w�adca kraju, staje si� luteraninem, maj� to rozg�osi� i uzna� za prawo. Wytworne panie i szlachetnie urodzone dziewice siedz� przy oknie, w wysokich ko�nierzach i per�ach ozdabiaj�cych czepce, i patrz� na roztaczaj�cy si� przepych. Pod baldachimem, na krzes�ach obitych suknem, siedzi przy kr�lewskim tronie, w staro�ytnych szatach, rada pa�stwa. Kr�l milczy. Oto odczytano po du�sku jego wol�, wol� rady; mieszczanie i ch�opi s�uchaj� surowych s��w, s��w kary, jak� ponios� za to, �e sprzeciwili si� wysokiej szlachcie. Upokorzony zostanie mieszczanin, ch�op b�dzie nadal niewolnikiem. Oto zabrzmia� wyrok na biskup�w. Sko�czona ich pot�ga! Wszystkie dobra ko�cielne i klasztorne zostan� rozdane kr�lowi i szlachcie. Pycha i nienawi��, przepych i n�dza! Biedne ptaki utykaj�, Utyskuj�; A bogate ha�asuj�, Dokazuj�. Czasy przemiany to czasy ci�kich chmur, ale po�r�d tych chmur zab�ysn�� promie� s�o�ca, zaja�nia� na polu nauki, w domu studenta; imiona, kt�re wtedy rozb�ys�y, b�yszcz� jeszcze po dzi� dzie�. Hans Tausen , ubogi student, syn kowala z Fionii: W Birkende si� rodzi, stamt�d przyw�drowa�, Du�ski nar�d ca�y czci� go i mi�owa�. Niczym wielki Luter dokonywa� cudu, Walcz�c broni� s�owa, zdoby� serce ludu. B�ysn�o imi� Petrusa Palladiusa (po �acinie, a po du�sku Peter Plade), biskupa z R�skilde, r�wnie� syna ubogiego kowala z Jutlandii . A spo�r�d szlachty wybi�o si� imi� Hansa Friisa, kanclerza pa�stwa. Sadza� on student�w przy swym stole, dba� o student�w, o uczni�w. Jeden spo�r�d nich wszystkich zdob�dzie uznanie i pie�� na swoj� cze��: Dop�ki du�ski student Pr�bowa� b�dzie pi�ra, Czci� b�dzie nar�d ca�y Imi�, Chrystiana kr�la. W�r�d ci�kich chmur przes�aniaj�cych ten przej�ciowy okres czasu pojawia�y si� promienie s�o�ca. � Oto przewracamy kart�. C� to tak szumi i �piewa na Wielkim Be�cie na brzegu Sams�? Z morza wy�ania si� syrena o zielonych jak wodorosty w�osach i przepowiada ch�opom: �Narodzi si� ksi���, kt�ry zostanie kr�lem, b�dzie pot�ny i wielki!" Urodzi� si� w polu po�r�d krzew�w kwitn�cej tarniny. Imi� jego b�yszczy w podaniu i w pie�ni, na zamkach i pa�acach woko�o. Gmach gie�dy r�s�, wznosi�y si� wie�e i wysmuk�e iglice, Rosenborg wyr�s� wysoko w g�r� ponad wa�; nawet student otrzyma� sw�j dom, a tu� obok sta�a i stoi po dzi� dzie� Okr�g�a Wie�a, kolumna Uranii, i wskazuje na kopu�� Uranii, patrz�c� ku wyspie Hveen, gdzie znajduje si� Uranienborg; jego z�ote kopu�y b�yszcz� w blasku ksi�yca, a syreny �piewaj� o cz�owieku, kt�rego odwiedzaj� kr�lowie i ludzie wielkiego ducha, o tym, kt�ry sam jest wielki duchem i w kt�rego �y�ach p�ynie szlachetna krew � o Tycho Brahe. Uczyni� on tak s�awnym kraj sw�j ojczysty, gdy� znano go jak wygwie�d�one niebo, wsz�dzie, we wszystkich o�wieconych krajach ziemi. Ale Dania odepchn�a go od siebie. W b�lu swym pociesza� si� pie�ni�: Czy� niebo nie jest wsz�dzie? Czeg� mi wi�cej potrzeba? Jego pie�� ma w sobie �ycie ludu owej pie�ni, tak jak pie�� syreny o Chrystianie IV. � Teraz nast�puje karta, kt�r� musisz uwa�nie obejrze� � powiedzia� ojciec chrzestny. � Mamy tu obrazek za obrazkiem, tak jak w starych pie�niach o bohaterach; jeden wiersz nast�puje po drugim. Jest tu pie�� radosna na pocz�tku, a smutna pod koniec. Na zamku kr�lewskim ta�czy kr�lewskie dziecko, jest zachwycaj�ce. Siedzi na kolanach Chrystiana IV, to jego ukochana c�reczka Eleonora . Ro�nie w cnotach niewie�cich i niewie�cich obyczajach. Najwytworniejszy m�� pot�nej szlachty, Korfitz Ulfeld, jest jej oblubie�cem. Ona jest jeszcze dzieckiem; surowa ochmistrzyni bije j� jeszcze r�zg�, dziewczynka skar�y si� swemu narzeczonemu i ma racj�. Jest m�dra, pe�na mi�o�ci ojczyzny i uczona, zna grecki i �acin�, �piewa po w�osku przy lutni, umie m�wi� o papie�u i o Lutrze. Kr�l Chrystian le�y w �a�obnej kaplicy w katedrze w R�skilde, kr�lem zosta� brat Eleonory. Na zamku w Kopenhadze panuje przepych i wspania�o��, wszystko tchnie pi�knem i duchem, ale przede wszystkim g�ruje tam sama kr�lowa: Zofia Amalia z Luneburga . Kt� tak pi�knie je�dzi konno jak ona? Kto tak majestatycznie ta�czy? Kto tyle wie i posiada taki rozum jak du�ska kr�lowa? �Eleonora Krystyna Ulfeld! � powiedzia� pose� francuski. � Urod� i m�dro�ci� prze�ciga ona wszystkie." Na b�yszcz�cych posadzkach salon�w zamku rodzi si� zazdro��, ro�nie, rozwija si� i roztacza atmosfer� niech�ci i poni�enia. �B�kart! Zatrzyma� jej pow�z przed mostem zamkowym! Tam gdzie kr�lowa przyje�d�a, ta kobieta mo�e i�� piechot�." Rosn� plotki pomieszane z obmow� i k�amstwem. Ulfeld w cich� noc wzi�� sw� �on� za r�k�. Mia� on klucze do bram miasta; otworzy� jedn� z nich, rumaki czeka�y przed bram�. Jad� wzd�u� wybrze�a, a potem p�yn� w stron� Szwecji. � Przewracamy kart�; tak odwr�ci�o si� szcz�cie tych dwojga. Jest jesie�, kr�tki dzie�, d�uga noc; jest szaro i mokro, coraz silniej wieje zimny wicher. Gwi�d�e w li�ciach drzew rosn�cych na wale, li�cie lec� na samotny i opuszczony przez swych pan�w dw�r Piotra-Oxego Wiatr �wiszcze w porcie Chrystiana i dooko�a dworu Kaja Lykkego. Teraz jest to wi�zienie. On sam zosta� pozbawiony czci i ojczyzny, jego or� z�amano, jego obraz powieszono na najwy�szej szubienicy; tak zosta� ukarany za swe lekkomy�lne, z�o�liwe s�owa o otoczonej szacunkiem kr�lowej Danii. G�o�no wyje wicher i hula po otwartym placu, gdzie znajdowa� si� dw�r nadwornego mistrza ceremonii, teraz zosta� tam tylko jeden jedyny kamie�, kt�ry �zabra�em ze sob� jako granitowy blok na p�ywaj�cej skorupie lodowej", gwi�d�e wicher, kamie� przybi� do brzegu tam, gdzie kiedy� powsta�a �z�odziejska wyspa", kt�r� przekl��em. W ten spos�b dosta� si� na zamek pana Ulfelda, gdzie pani domu �piewa�a przy d�wi�cznej lutni; czyta�a po grecku i po �acinie i dumnie wznosi�a g�ow�. Teraz pozosta� tam jedynie kamie� z napisem: Zdrajcy Kotrfitzowi Ulfeld, Ku wiecznemu szyderstwu, wstydowi i ha�bie. Ale gdzie� si� podzia�a ta wytworna pani? � Hu, hu, hu, �wiszcz� wicher ostrym g�osem. W �niebieskiej wie�y", za zamkiem, tam gdzie woda morska uderza o o�lizg�y mur, siedzi ju� od wielu lat. W kom�rce jest wi�cej dymu ni� ciep�a; ma�e okienko znajduje si� wysoko pod sufitem. Rozpieszczone dziecko Chrystiana IV, najdelikatniejsza panienka i kobieta, siedzi w n�dzy i w ub�stwie. Wspomnienia przepe�niaj� kom�rk�, zawieszaj� firanki i tapety na zadymionych �cianach w celi wi�ziennej. My�li o szcz�liwych czasach dzieci�stwa, o �agodnych, jasnych rysach ojca; wspomina wspania�� uroczysto�� weseln�, dni swej dumy, ci�kie dni w Holandii, w Anglii i na Bornholmie. Prawdziwa mi�o�� wszystko przemo�e. Jeszcze wtedy by�a przy nim, a teraz zosta�a sama, na zawsze sama. Nie wie nawet, gdzie jest jego gr�b, i nikt tego nie wie. Wierno�� m�owi by�a ca�� win�. Siedzia�a w wi�zieniu ca�e lata, podczas gdy na zewn�trz �ycie p�yn�o. �ycie nigdy si� nie zatrzymuje, ale my zatrzymamy si� na chwil� i pomy�limy o niej i o s�owach pie�ni: Wiern� by�am ma��onkowi w biedzie i nieszcz�ciu. � Czy widzisz ten obrazek? � powiedzia� ojciec chrzestny. � Jest zima; mr�z utworzy� most mi�dzy Laaland a Fioni�, most dla Karola Gustawa , kt�ry niepowstrzymanie kroczy naprz�d. W ca�ym kraju rozp�ta�y si� rabunki i morderstwa, ogarn�o go przera�enie i n�dza. Szwedzi znajduj� si� pod Kopenhag�. Jest straszny mr�z i �nie�yca; ale m�czy�ni i kobiety, wierni swemu kr�lowi, stoj� gotowi do walki. Wszyscy rzemie�lnicy, kramarze, studenci i magistrzy znajduj� si� na wale, aby broni� i chroni� miasto. Nie boj� si� ognistych ku�. Kr�l Fryderyk III przysi�g�, �e umrze w swym gnie�dzie. Jedzie na wa� forteczny, a kr�lowa wraz z nim. Panuje tu odwaga, dyscyplina, mi�o�� ojczyzny. Niechaj no tylko Szwedzi w�o�� swoje �miertelne koszule i zaczn� si� przesuwa� naprz�d po bia�ym �niegu, niechaj tylko rusz� do szturmu. Belki i kamienie spadn� na nich, kobiety la� b�d� z kot��w wrz�c� smo�� i dziegie� na g�owy swych wrog�w. Tej nocy kr�l i mieszczanie po��czyli si� w jedno i spo�em osi�gn�li wyzwolenie i zwyci�stwo. Dzwony bij�, rozbrzmiewa dzi�kczynny �piew. Mieszczanie, zas�u�yli�cie na rycerskie ostrogi! � Co potem nast�pi�o? Sp�jrz na obrazek: �ona biskupa Svane przyby�a zamkni�tym powozem; mo�e sobie na to pozwoli� tylko najmo�niejsza szlachta. Dumni mo�now�adcy rozbili pow�z; �ona biskupa musia�a wr�ci� do domu na w�asnych nogach. Czy to ju� wszystko? Rozbito wkr�tce co� o wiele wa�niejszego ni� pow�z � panowanie pychy. Burmistrz Hans Nansen i biskup Svane podali sobie r�ce, aby dzia�a� w imi� bo�e. M�wi� m�drze i uczciwie; s�ycha� ich s�owa w ko�ciele i w mieszcza�skim domu. Jedno u�ci�ni�cie r�ki na znak przymierza i port zosta� zamkni�ty, bram� zamkni�to, dzwony bij� na alarm, w�adza zosta�a przelana na kr�la, tego, kt�ry w godzinie niebezpiecze�stwa zosta� w swym gnie�dzie; on niech panuje i rz�dzi ma�ymi i wielkimi. Jest to czas absolutyzmu. � Oto przewracamy kart�, a wraz z ni� odwraca si� czas. �Halo! Halo! Haelo!" Od�o�ono na bok p�ug, polana mo�e porasta� wrzosem, ale polowanie to dobre zaj�cie. �Halo, Halali!" S�uchaj d�wi�ku rog�w i szczekaj�cej zgrai ps�w. Patrz na gromad� strzelc�w, na samego kr�la Chrystiana V, jest m�ody i weso�y. Na zamku i w mie�cie panuje rado��. W salach pal� si� woskowe �wiece, na podw�rzach pochodnie, a na ulicach miasta latarnie. Wszystko b�yszczy, wszystko jest nowe. Nowa szlachta przyby�a z Niemiec, baronowie i hrabiowie zostali obsypani darami i dobrodziejstwami; teraz op�acaj� si� tytu�y, odznaczenia i niemiecki j�zyk. Nagle zabrzmia� czysto du�ski g�os: to g�os syna tkacza, kt�ry sta� si� biskupem, g�os Kingo , �piewa on wspania�e pie�ni ko�cielne. A oto syn innego mieszczanina, handlarza winem, jego my�li wnosz� jasno�� i sprawiedliwo�� do prawa; jego ksi�ga praw oz�oci�a imi� kr�la teraz i na przysz�o��. Ten mieszcza�ski syn, najpot�niejszy cz�owiek w kraju, otrzymuje herb szlachecki i zdobywa sobie mn�stwo wrog�w, tak �e miecz kata zawis� nad g�ow� Griffenfelda. U�askawiono go jednak, skazuj�c na do�ywotnie wi�zienie. Pos�ano go na skalist� wysp� ko�o wybrze�a Trondejmu: �Munkholm � �wi�ta Helena Danii." Ale na zamkowych salach ta�cz�, wszystko l�ni od przepychu, rozbrzmiewa muzyka, ta�cz� dworzanie i damy. � Oto nadchodz� czasy Fryderyka IV. Sp�jrz na te dumne okr�ty z flagami zwyci�stwa. Sp�jrz na rozko�ysane morze! Ono mo�e opowiedzie� o wielkich czynach, o s�awie Danii. Znamy te imiona, te radosne, zwyci�skie imiona: Sehested i Gyldenl�ve. Przypominamy sobie Hvitfelda, kt�ry, chc�c ratowa� du�sk� flot�, wysadzi� sw�j okr�t i wraz z du�sk� flag� �Danebrog" wylecia� ku niebu. My�limy o czasach i o sporach �wczesnych, i o bohaterze, kt�ry przyby� z norweskich g�r, aby broni� Danii: o Piotrze Tordenskjold . Poprzez wspania�e, faluj�ce morze rozbrzmiewa od brzegu do brzegu jego imi�: B�yskawica rozdar�a ciemno�ci zas�on�, Piorun hukiem o�ywi� te czasy u�pione. Zerwa� si� ucze� krawca ze swej prostej �awy, Znad wybrze�a Norwegii wieje wiatr �askawy, Duch Wikinga nad tafl� unosi si� wody, W stal zakuty, zuchwa�y, hartowny i m�ody. Z wybrze�a Grenlandii powia�o, rozszed� si� zapach jakby z krainy Betlejem; zapach ten opowiada� o �wietle Ewangelii, kt�r� Hans Egede wraz ze swoj� �on� zanie�li na dalek� p�noc. I dlatego to po�owa karty ma z�ote t�o, ale druga po�owa, kt�ra oznacza �a�ob�, jest szara jak popi�, okryta czarnymi plamami, wida� na niej jak gdyby iskry, jak gdyby znaki po chorobie, po zarazie. W Kopenhadze szaleje d�uma. Ulice s� puste, bramy zamkni�te, naoko�o krzy�e nakre�lone kred�: w �rodku panuje zaraza, a tam gdzie krzy� jest czarny, wszyscy umarli. W nocy wynosz� trupy bez bicia dzwon�w; na p� �ywych zbieraj� na ulicy i wywo�� wraz ze zmar�ymi, wozy trzeszcz�, s� przepe�nione trupami. Ale z szynku rozbrzmiewa wstr�tny �piew i dzikie krzyki; ludzie pragn� zag�uszy� trunkiem straszn� plag�; zapomnie� i sko�czy�, sko�czy� � wszystko si� przecie� ko�czy. Ko�czy si� karta, na kt�rej zosta�a zapisana druga plaga Kopenhagi i czas do�wiadcze�. �yje jeszcze kr�l Fryderyk IV; w�osy posiwia�y mu z biegiem lat. Patrzy przez okno zamku na szalej�c� niepogod�; jest p�na jesie�. W ma�ym domku przy zachodniej bramie miasta ma�y ch�opczyk bawi si� pi�k�; pi�ka pada na strych. Ch�opczyk bierze �oj�wk� i wchodzi na g�r�, aby jej poszuka�; ma�y domek zapa�a si� od �wiecy i na ca�ej ulicy wybucha po�ar. �una szerzy si� tak, �e a� ob�oki na niebie p�on�. Patrz, jak p�omie� ro�nie. Ogie� ma si� czym po�ywi� � sianem, s�om�, t�uszczem i dziegciem, a tak�e drzewem przygotowanym na opa� w zimie. Wszystko p�onie. S�ycha� p�acz i krzyk. W�r�d tego zamieszania jedzie stary kr�l, zach�ca do gaszenia, wydaje rozkazy. Wysadza si� domy prochem, inne si� burzy. Pali si� tak�e p�nocna cz�� miasta i p�on� ko�cio�y: ko�ci� �wi�tego Piotra, ko�ci� Panny Marii. S�uchaj, zegar wygrywa ostatni� melodi�: Odwr�� od nas sw�j gniew, Panie mi�o�ciwy! Stoj� tylko jeszcze Okr�g�a Wie�a i zamek; dooko�a wida� zw�glone zgliszcza. Kr�l Fryderyk IV jest dobry dla swego ludu, pociesza go, karmi, jest przy nim, jest przyjacielem bezdomnych. Niech b�dzie b�ogos�awiony Fryderyk IV! � Sp�jrz na t� kart�. Widzisz t� z�ot� karoc�, otoczon� s�u�b� i uzbrojonymi je�d�cami? Kareta wyje�d�a z zamku otoczonego �elaznym �a�cuchem; kr�l nie chce, aby lud zbytnio zbli�a� si� do zamku . Ka�dy obywatel nie-szlachcic musi przechodzi� przez plac przed pa�acem z obna�on� g�ow�; i dlatego to nie wida� wielu ludzi, unikaj� tego miejsca. Przechodzi tam jeden, z oczyma utkwionymi w ziemi, z kapeluszem w r�ku, a to jest w�a�nie ten cz�owiek z tamtych czas�w, kt�rego imi� wypowiadamy najg�o�niej. S�owa jego jak burza o�ywcza hucza�y, Zapowiada�y s�o�ce miast mroku wieczora, Niczym polne koniki d�wi�ki ich skaka�y Po drodze odkrytej dopiero co wczora. Talent, m�dro�� i humor � to Ludwik Holberg. Du�ski teatr, pa�ac jego wielko�ci, zamkni�to, jak gdyby to by� dom siej�cy zgorszenie. Ca�a rado�� zosta�a pogrzebana; zabroniono ta�c�w, �piewu i muzyki. Teraz panuje ponure chrze�cija�stwo. � �Der Danenprinz" � jak go z pogard� nazywa�a matka � oto nadchodzi pora jego panowania, pe�nego s�o�ca i �piewu ptak�w, rado�ci, du�sko�ci i pogody. Kr�l Fryderyk V zostaje kr�lem. Usuni�to �a�cuchy z placu przed zamkiem, otworzono na nowo du�ski teatr, panuje w nim �miech i weso�o��. Ch�opi przyje�d�aj� latem do miasta. Jest to czas rado�ci po okresie postu i ucisku. Pi�kno kwitnie i wydaje owoce w muzyce, w poezji i w sztukach pi�knych. Pos�uchaj muzyki Gretry'ego! Przyjrzyj si� grze Londemanna . A kr�lowa Danii, Lovisa z Anglii , �liczna, �agodna, kocha to, co du�skie. Niechaj jej B�g b�ogos�awi w niebiosach! Promienie s�oneczne �piewaj� w ch�rze ku czci du�skich kr�lowych � Filippy, El�biety, Lovisy. To, co by�o ziemskiego, dawno zosta�o pogrzebane, ale dusze �yj� i imiona �yj�. Znowu przybywa z Anglii kr�lewska oblubienica, Matylda , taka m�oda i tak szybko opuszczona. O tobie b�d� �piewali poeci p�niejszych czas�w, o twym m�odym sercu i o godzinie do�wiadczenia. A pie�� ma moc, niewypowiedzian� moc, po wszystkie czasy i u wszystkich narod�w. Sp�jrz na po�ar zamku, zamku kr�la Chrystiana. Staraj� si� uratowa� to, co jest najwarto�ciowszego. Patrz, jak mieszka�cy Holmu wynosz� kosz ze srebrem i kosztowno�ciami; s� to wielkie bogactwa � ale nagle spostrzegaj� przez otwarte drzwi, sk�d buchaj� p�omienie, br�zowe popiersie kr�la Chrystiana IV. Wtedy rzucaj� kosztowno�ci, kt�re nios�, gdy� ten pos�g ma dla nich o wiele wi�ksz� warto��. Musz� go uratowa�, chocia� jest bardzo ci�ki. Znaj� go z pie�ni Ewalda, z pi�knej melodii Hartmanna . Moc tkwi w s�owie i pie�ni, a pie�� zabrzmi kiedy� g�o�no o biednej kr�lowej Matyldzie. � Znowu przewracamy kart� naszego albumu. Na placu Ulfelda stoi pr�gierz. Gdzie� na ca�ym �wiecie jest taki drugi? Przy zachodniej bramie miasta postawiono kolumn�, ile� to jest takich kolumn na �wiecie? Promienie s�o�ca ca�uj� granitowe bloki i podstaw� pod kolumn� Wolno�ci. Dzwony we wszystkich ko�cio�ach dzwoni�, powiewaj� sztandary, lud czci ksi�cia Fryderyka. Starzy i m�odzi nosz� w sercu i na ustach imiona Bernstorffa, Reventlowa, Colbj�rnsena. Z b�yszcz�cymi oczami i sercem przepe�nionym wdzi�czno�ci� odczytuj� pi�kny napis na kolumnie: �Kr�l rozkazuje, aby sko�czy�o si� podda�stwo, wchodzi w �ycie i moc prawo dotycz�ce gospodarstwa wiejskiego, wolny ch�op mo�e by� dzielnym i wykszta�conym, pilnym i dobrym, godnym szacunku, szcz�liwym obywatelem." Jaki� s�oneczny dzie�! Jakie lato zapanowa�o w mie�cie! Duszki �wietlne �piewaj�: �Dobro ro�nie! Pi�kno ro�nie! Wkr�tce runie kamie� na placu Ulfelda, ale kolumna Wolno�ci ma sta� w promieniach s�o�ca, b�ogos�awiona przez Boga, kr�la i nar�d." Mamy star� szos�, Co wiedzie na sam koniec �wiata. Otwarte morze, otwarte dla przyjaci� i wrog�w, a wr�g zbli�a si�. Pot�na flota angielska p�ynie po morzu; na ma�y kraj nadchodzi ogromna przemoc. Walka by�a ci�ka, ale lud by� m�ny: Wszyscy byli niez�omni i dzielni, Stali, walczyli i spotykali �mier�. Podziwiali ich wrogowie. Dzi� jeszcze dzie� tej bitwy pe�en chwa�y obchodzi si� powiewaj�cymi sztandarami, dzie� drugiego kwietnia 1801 r., dzie� bitwy wielkoczwartkowej na redzie kopenhaskiej. � Przesz�y lata. W �resund ujrzano flot�. Rosyjsk� czy du�sk�? Nikt nie wiedzia�, nawet na pok�adzie nie wiedzieli. Lud opowiada sobie histori�, �e tego ranka w �resund, gdy zapiecz�towany rozkaz rozerwano i przeczytano (rozkaz brzmia�, aby wzi�� du�sk� flot�), m�ody kapitan angielski, o wielkim sercu i szlachetnym ge�cie, wyst�pi� przed swoim dow�dc� i powiedzia�: �Przysi�g�em walczy� a� do �mierci o angielski sztandar w otwartej, uczciwej walce, ale nie podst�pnie." I to powiedziawszy rzuci� si� do wody. Do Kopenhagi flota pop�yn�a, Z dala od miejsca, gdzie walki toczono, Wszystkim nie znane cia�o znaleziono, Woda w swe nurty owe zw�oki wzi�a. I pr�d je zagna� a� do szwedzkich �odzi, Gdzie je poznali marynarze m�odzi. Wr�g by� pod Kopenhag�, miasto stan�o w p�omieniach, Dania straci�a flot�, ale nie straci�a odwagi i wiary w Boga; B�g upokarza, ale potem podnosi znowu. Rany goj� si� jak w bitwie Einheriar�w . Historia Kopenhagi jest bogata w pociech�. Dania zawsze w to wierzy�a, Ze jest sercu Boga mi�a; Niechaj wierz� w to jej dzieci, Jutro s�o�ce zn�w za�wieci. Wkr�tce o�wieci na nowo odbudowane miasto, bogate, uprawne pola, m�dro�� i dzielno��; b�ogos�awiony letni dzie� pokoju, kiedy wielobarwna fatamorgana poezji promieniuje z dzie� �hlenschlagera. W dziedzinie wiedzy r�wnie� dokonano odkrycia, o wiele wi�kszego ni� z�oty r�g dawnych czas�w, znaleziono z�oty most: ...Most dla b�yskawicy my�li Po wszystkie czasy, ludy i kraje. Hans Chrystian �rsted wpisa� tam swoje imi�. Patrz! Tu� ko�o zamku pod ko�cio�em wzniesiono budynek, nawet najubo�si ludzie dali swoje grosiki na" jego budow�. Przypominasz sobie na pocz�tku albumu te stare od�amy kamieni, kt�re oderwa�y si� od ska� Norwegii i zosta�y porwane przez l�d? � zapyta� ojciec chrzestny. � Wy�oni�y si� znowu z piaszczystego gruntu na wezwanie Thorva�dsena i zosta�y uwiecznione w pi�knie marmuru. Pami�taj o tym, co ci pokaza�em i co ci opowiedzia�em. Piaszczysty grunt wy�ania si� z wody, staje si� ochron� dla portu, d�wiga na sobie dom Axela, zamek biskupa i pa�ac kr�lewski, a teraz �wi�tyni� pi�kna. S�owa przekle�stwa zosta�y odegnane, ale spe�ni�o si� to, co dzieci s�onecznego �wiat�a �piewa�y, pe�ne rado�ci, o czasach, kt�re nadejd�. Niejedna burza przeci�gn�a nad Kopenhag� i mo�e jeszcze nadej��, ale odejdzie znowu. Prawda, dobro i pi�kno zwyci�aj�. I tutaj zamykamy nasz album; ale historia Kopenhagi d�ugo jeszcze trwa� b�dzie. Kto wie, co ty sam jeszcze prze�yjesz? Kopenhaga wygl�da�a cz�sto ponuro, cz�sto wichry wia�y, ale promie� s�o�ca nie daje si� zdmuchn��. A mocniejszy od najja�niejszego promienia s�onecznego jest B�g. B�g panuje nie tylko nad Kopenhag�. Tak powiedzia� ojciec chrzestny i ofiarowa� mi album. Oczy mu b�yszcza�y, by� tak przekonany o s�uszno�ci swych s��w. Wzi��em album, by�em szcz�liwy, dumny i ostro�ny jak w�wczas, gdy po raz pierwszy trzyma�em na r�ku moj� ma�� siostrzyczk�. Ojciec chrzestny powiedzia�: � Mo�esz pokazywa� album, komu chcesz, mo�esz tak�e powiedzie�, �e to ja dokona�em tego dzie�a, �e ja nakleja�em i rysowa�em obrazki. Ale najwa�niejsze jest, aby ludzie dowiedzieli si�, sk�d zaczerpn��em pomys� do tej roboty. Wiesz przecie�, a wi�c opowiedz im. Pomys� ten zawdzi�czam starym, tranowym latarniom, kt�re pali�y si� w�a�nie po raz ostatni i pokaza�y latarniom gazowym, jak w fatamorganie, wszystko, co widzia�y, od chwili gdy pierwsz� latarni� zapalono w porcie, a� do dzisiejszego wieczoru, gdy Kopenhag� o�wietla gaz. Mo�esz ten album pokaza�, komu chcesz, to znaczy ludziom o �agodnych oczach i uprzejmych my�lach, ale je�li przyjdzie �piekielny ko�" � zamknij pr�dko album ojca chrzestnego Ba�wan ze �niegu Taki mr�z rozkoszny, �e a� co� we mnie trzeszczy - powiedzia� ba�wan ze �niegu. - Wiatr potrafi tchn�� �ycie. Ale jak�e roz�arzone jest "to" w g�rze, jak wytrzeszcza swoje ga�y. - Mia� na my�li s�o�ce; w�a�nie zachodzi�o. - Nie zmusi mnie do mrugania, b�d� mocno zaciska� moje skorupki. Zamiast oczu mia� dwa du�e, tr�jk�tne kawa�ki dach�wek, usta mia� zrobione z kawa�ka starych grabi, posiada� wi�c i z�by. Przyszed� na �wiat w�r�d radosnych okrzyk�w dzieci, powitany brz�czeniem dzwonk�w sanek i trzaskaniem z bicza. S�o�ce zasz�o, wzeszed� ksi�yc w pe�ni, okr�g�y i wielki, jasny i pi�kny w b��kitnym powietrzu. - Znowu wysz�o po drugiej stronie - powiedzia� ba�wan ze �niegu. By� przekonany, �e s�o�ce si� zn�w pokaza�o. - Odzwyczai�em je od gapienia si�. Mo�e sobie tam by� i �wieci�, abym tylko m�g� ogl�da� siebie samego. Gdybym tylko wiedzia�, jak trzeba si� ruszy� z miejsca. Tak ch�tnie porusza�bym si�. Gdybym potrafi�, zszed�bym teraz po�lizga� si� po lodzie, widzia�em jak to robili ch�opcy; ale nie potrafi� biega�. - Precz, precz! - zaszczeka� stary podw�rzowy pies na �a�cuchu; by� troch� zachrypni�ty. Mia� chrypk� od czasu, gdy przesta� by� pokojowym pieskiem i ju� nie le�a� pod piecem. - S�o�ce nauczy ci� biega�. Widzia�em, co si� dzia�o zesz�ego roku z twymi poprzednikami, a dawniej z ich poprzednikami. Precz, precz! Wszyscy oni poszli sobie precz. - Nie rozumiem ci�, kolego - powiedzia� ba�wan ze �niegu - to, co jest w g�rze, ma mnie nauczy� biega�? - Mia� na my�li ksi�yc. - On sam, kiedy mu si� dobrze przyjrz�, posuwa si� naprz�d: teraz skrada si� z drugiej strony. - Nic nie wiesz - powiedzia� podw�rzowy pies. - Dopiero niedawno ci� ulepiono. To, na co teraz patrzysz, nazywa si� ksi�ycem; to, kt�re przedtem odesz�o, by�o s�o�cem, jutro rano znowu wr�ci, ono ju� ci� nauczy, jak stoczy� si� do rowu. Wkr�tce zmieni si� pogoda, czuj� to po rwaniu w lewej tylnej �apie. Pogoda zmieni si�. - Nie rozumiem go - powiedzia� ba�wan ze �niegu - ale mam wra�enie, �e mi powiedzia� co� nieprzyjemnego. To, co si� tak na mnie gapi i potem odchodzi, to, co pies nazywa s�o�cem, nie jest dla mnie przyja�nie usposobione, czuj� to. - Precz, precz! - ujada� pies, okr�ci� si� w k�ko trzy razy i u�o�y� si� w swej budzie do spania. Pogoda zmieni�a si� istotnie. Nad ranem g�sta, wilgotna mg�a pokry�a ca�� okolic�; kiedy dnia�o, zawia� wiatr, wzi�� ostry mr�z; ale c� to za widok ukaza� si� gdy s�o�ce wzesz�o. Wszystkie drzewa i krzaki sta�y w szronie; wygl�da�o to jak las z bia�ego koralu, wszystkie ga��zie by�y jakby obsypane l�ni�cym bia�ym kwieciem. Wida� by�o niesko�czenie wiele ga��zi i ga��zek, w lecie zupe�nie niewidocznych pod li��mi; by�a to b�yszcz�ca, bia�a koronka, zdawa�o si�, �e z ka�dej ga��zi promieniuje o�lepiaj�cy blask. P�acz�ca brzoza chwia�a si� na wietrze, pe�na by�a �ycia jak drzewa w lecie. By�o to niezr�wnanie pi�kne. A kiedy za�wieci�o s�o�ce, wszystko zab�ys�o jak pokryte diamentowym py�em, a na �nie�nej pow�oce ziemi b�yska�y wielkie diamenty; mo�na sobie by�o te� wyobrazi�, �e p�on� tam niezliczone, male�kie �wiate�ka jeszcze bielsze od bia�ego �niegu. - Jakie to cudownie pi�kne - powiedzia�a m�oda dziewczyna, kt�ra wesz�a z m�odzie�cem do ogrodu. Stan�li tu� ko�o ba�wana i st�d ogl�dali b�yszcz�ce drzewa. - Nawet w lecie nie mo�na mie� pi�kniejszego widoku - powiedzia�a dziewczyna i oczy jej za�wieci�y. - A takiego jegomo�cia jak ten nie ma wcale w lecie - doda� m�odzieniec i wskaza� na ba�wana. - Jest wspania�y. Dziewczyna za�mia�a si�, kiwn�a g�ow� ba�wanowi i ta�czy�a ze swym przyjacielem po �niegu, kt�ry skrzypia� pod nogami, jak gdyby st�pali po krochmalu. - Kto to byli ci dwoje? - spyta� ba�wan psa. - Jeste� na podw�rku d�u�ej ode mnie, czy znasz ich? - Rozumie si�, �e ich znam - odpowiedzia� podw�rzowy pies. - Ona mnie pog�aska�a, a on podarowa� mi ko��; nie ugryz� ich. - Ale co oni tu robi�? - spyta� ba�wan. - Zakochana para - powiedzia� podw�rzowy pies. - Zamieszkaj� w jednej budzie i b�d� razem gry�li ko�ci. Precz, precz! - Czy tych dwoje mo�e si� r�wna� ze mn� i z tob�?