1756
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1756 |
Rozszerzenie: |
1756 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1756 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1756 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1756 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANNE MCCAFFREY
ELIZABETH MOON
SASSINAK
Tom 1 cyklu PLANETA PIRAT�W
(T�umaczy�: MARCIN �AKOMSKI)
KSI�GA PIERWSZA
ROZDZIA� PIERWSZY
Kiedy wreszcie okaza�o si�, �e transportowiec jest sp�niony, nikogo to ju� nie obchodzi�o. Uroczysto�� rozpocz�a si� dwa dni wcze�niej wed�ug czasu miejscowego, kiedy ostatni poci�g- pe�zak przyby� z Zeebin. Sassinak wraz z innymi uczniami szko�y �redniej wysz�a na powitanie, pomog�a wy�adowa� kanistry z luku pasa�erskiego i zacz�a w��czy� si� po zat�oczonych ulicach.
Rok wcze�niej by�a jeszcze odrobin� za m�oda, by korzysta� z podobnej wolno�ci. Nawet teraz przera�a� j� troch� ca�y ten zgie�k i zamieszanie. Liczba mieszka�c�w miasta wzrasta�a trzykrotnie podczas tygodniowej uroczysto�ci, kiedy przybywa�y pojazdy z rud�. Byt tu ka�dy rolnik, g�rnik, technik i in�ynier od poci�g�w-pe�zak�w, ka�dy, kto tylko m�g� przyby� do miasta, a nawet niekt�rzy z tych, co nie powinni si� tu znale��. Kiedy takie t�umy krz�ta�y si� pomi�dzy rz�dami jednopi�trowych budynk�w z prefabrykat�w, s�u��cych m�odej kolonii za mieszkania i magazyny i sklepy, Sassinak wyobra�a�a sobie, �e znajduje si� w prawdziwym mie�cie, po�r�d budynk�w wystrzelaj�cych w niebo �wiata, o kt�rym m�wiono jej w szkole i kt�ry mia�a nadziej� odwiedzi� kiedy� w przysz�o�ci.
Spostrzeg�a grupk� dzieciak�w ze szko�y. Rozpozna�a now�, n komiczn� fryzur� Caris. Przecisn�a si� mi�dzy dwoma lawiruj�cymi poprzez t�um g�rnikami i z�apa�a za �okie� przyjaci�k�. kt�ra a� podskoczy�a.
- Co robisz! Sass, ty idiotko, my�la�am, �e to...
- Pijany g�rnik, jasne. - U boku kole�anki czu�a si� bezpieczniej i odrobin� doro�lej. U�miechn�y si� do siebie i zata�czy�y, parodiuj�c holowizyjny serial Niezwyk�e przygody Carin Coldae. Zanuci�y nawet piosenk� z filmu. Kto� z tylu zagwizda�, wice zacz�y biec. Z drugiej strony ulicy znajomy g�os zawo�a�:
- Przysz�y bli�niaczki- szkielety!
Pobieg�y jeszcze szybciej.
- Ten Sinder - oznajmi�a Caris jak�� przecznic� dalej, kiedy zwolni�y kroku - to planetarny gnojek.
- Wcale nie planetarny, tylko gwiezdny. - Sassinak rzuci�a przyjaci�ce gro�ne spojrzenie. Obie by�y wysokie i szczup�e. Dowcip Sindera o bli�niaczkach- szkieletach s�ysza�y wiele razy i nie mog�y go ju� znie��.
- Mi�dzygwiezdny. - Caris zawsze musia�a mice ostatnie s�owo.
- Nic b�dziemy chyba rozmawia� o Sinderze. - Sassinak poszpera�a w kieszeni kurtki i wyci�gn�a pier�cie� kredytowy. - Zacznijmy wydawa� pieni�dze...
- To si� nazywa przyjaci�ka! - za�mia�a si� Caris, z lekka popychaj�c Sass w kierunku najbli�szego stoiska z jedzeniem.
Nast�pnego dnia rodzice Sass uznali, �e na ulicach b�dzie dla m�odzie�y zbyt niebezpiecznie. Dziewczyna pr�bowa�a przekona� ich, �e nic jest ju� "m�odzie��", ale niczego nie wsk�ra�a By�a pewna, �e ma to co� wsp�lnego z brakiem opiekunki do dziecka oraz z przyj�ciem dla doros�ych w bloku z o�rodkiem rekreacyjnym. Nastr�j poprawi�y jej nieco odwiedziny Caris. Przyjaci�ka umia�a dogada� si� z sze�cioletni� Lunzie lepiej ni� rodzona siostra, tak wi�c Sass mog�a czyta� bajki dzieciakowi, Janukowi, kt�ry niedawno sko�czy� trzy lata. Wiecz�r by�by nawet ca�kiem udany, gdyby nie to, �e podczas gdy dziewcz�ta usi�owa�y upiec ciasteczka, Janukowi uda�o si� rozsypa� trzymiesi�czn� racj� cukru. Caris pozbiera�a do puszki co si� tytko da�o, ale Sass obawia�a si� reprymendy matki.
- Nic martw si� - uspokoi�a j� przyjaci�ka.
- Tak, ale... - Sassinak zmarszczy�a nos. " Co to takiego? Ojejku!
Ciastka omal nie spali�y si� doszcz�tnie. Tym tak�e mama nic b�dzie zachwycona. W dodatku Lunzie na pewno wszystko wypaple. By�a w takim wieku, �e usi�owa�a wszystkim udowodni�, i� zna ju� r�nic� pomi�dzy bajkami a prawd� i ka�d� opowie�� poprzedza�a s�owami: "M�wi� prawd�, nie k�ami�." Sass nic mog�a tego znie��, chocia� sama, maj�c pi�� lat. udzieli�a podobno nagany Koordynatorowi Bloku za u�ycie przy stole uprzejmego eufemizmu. Jak wszyscy twierdz�, rzek�a w�wczas
- Odpowiednie s�owo to "wykastrowany".
Sass nie mog�a uwierzy�, �e zdarzy�o jej si� co� takiego. Nigdy w �yciu. nawet w dzieci�stwie, nie potrafi�aby powiedzie� czego� podobnego przy stole. Sprz�ta�a teraz kuchenk�, zbieraj�c cukier i zastanawiaj�c si�, czy nie powinna wreszcie po�o�y� Lunzie i Januka do ��ka.
- Osiem dni. - Kapitan u�miechn�� si� do pilota. - Osiem dni powinno nam w zupe�no�ci wystarczy�. Jakie to szcz�cie, �e transportowiec jest sp�niony.
Obaj roze�miali si�. Dla nich by�o to star� sztuczk�, dla wszystkich innych za� wielk� tajemnic�, w jaki spos�b udawa�o im si� zjawi� akurat wtedy, kiedy statki "sp�nia�y si�". Nie chcemy przecie� �adnych �wiadk�w. Nie. - Pilot przytakn�� skinieniem g�owy. - Je�li ci g�upcy na nie spili si� jeszcze na um�r w oczekiwaniu na przybycie transportowca, to teraz nasza kolej. Podszyjemy si� pod nich bez wi�kszych trudno�ci, chyba �e m�wi� w jakim� egzotycznym narzeczu -Zobaczmy... - Przerzuci� strony informatora i potrz�sn�� Nie b�dzie k�opotu. To neogaesh, rodzinny j�zyk Orlena.
- Pochodzi st�d?
- Nie, ale tutejsi koloni�ci przybyli z Innish-Ire, a Orlen jest z zewn�trznej stacji Innish. Pos�uguj� si� tym samym dialektem. To nowa kolonia, nie zmieni�a si� a� tak bardzo.
Czy jednak tutejsze dzieciaki m�wi� j�zykiem standardowym?
Zgodnie z regulaminem Federacji powinny pos�ugiwa� si� nim ju� w wieku o�miu lat. Wszystkie kolonie zaopatrzono w ta�my i kostki informacyjne dla ��obk�w i przedszkoli. Nie b�dzie z tym problemu.
Wezwany na mostek kapita�ski Orlen wymamrota� kilka zda� - chyba w neogaeshu - i nawi�za� kontakt z g��wnym portem kosmicznym planety. "To nie zas�uguje nawet na miano j�zyka" pomy�la� kapitan, dumny ze swojego lapidarnego, tonalnego chi�skiego. M�wi� te� w j�zyku standardowym i dw�ch spokrewnionych z nim dialektach.
- Twierdz�, �e nie mog� dopasowa� naszego identyfikatora do danych z akt - odezwa� si� w j�zyku standardowym Orlen, przerywaj�c rozwa�ania kapitana.
- Powiedz im, �e s� pijani i nie znaj� si� na rzeczy.
- Powiedzia�em im, �e w�o�yli z�� kart�, �e maj� nieaktualne informacje. Poszli sprawdzi�, ale nie w��cz� sieci, dop�ki nas nie sprawdz�.
Pilot odchrz�kn��, dyskretnie zwracaj�c na siebie uwag�. Kapitan spojrza� na niego.
- Mo�emy wstawi� im do komputera nasz kod... - zaproponowa�.
- Nie. To zbyt m�oda kolonia, maj� system kontroli wewn�trznej. Schodzimy w d�, ale rozmawiaj z nimi, Orlen. Je�li dobrze ich zagadasz, nie b�dziemy musieli przejmowa� si� �adnymi �rodkami bezpiecze�stwa.
W kapsu�ach bojowych czekali ju� �o�nierze. Mieli r�norodne uzbrojenie, zabrane z dziesi�tk�w z�upionych statk�w i pomniejszych baz. Brak�o im jednak owej romantyki, jaka dawniej kojarzy�a si� z poj�ciem piractwa. Byli napastnikami, gangsterami znacznie gorszymi od zwyk�ych najemnik�w, a do tego doskonale zdawali sobie Spraw� z ceny, jak� przyjdzie im zap�aci�, gdyby zawiedli. Federacja Inteligentnych Planet nie stosowa�a tortur, z rzadka wykonywa�a egzekucje, ale na sam� my�l o tym, �e zostan� wyczyszczeni, przejd� pranie m�zgu, kt�re zmieni ich w potulnych, pilnych pracownik�w, czuli przera�enie. Przestrzegali wi�c swego rodzaju dyscypliny, byli na sw�j spos�b lojalni i pos�uszni dowodz�cym statkiem. W niekt�rych �wiatach nazywano ich Stra�� Wolnych Handlarzy.
Kiedy przyby� ju� ostatni poci�g-pe�zak, czujno�� mieszka�c�w kolonii mala�a. Starszy technik Portu Kosmicznego mia� za zadanie kontynuowa� nadz�r i obserwacj�, ale zazwyczaj nie fatygowa� si�, odk�d zainstalowano nowy nadajnik kontrolny, sygnalizuj�cy pojawienie si� statk�w i nawi�zuj�cy z nimi pierwszy kontakt. Po bardzo d�ugim roku, po ca�ych czterystu sze��dziesi�ciu dniach, nie zaszkodzi przecie� ma�y �yczek na rozgrzewk�. Jeden �yk, potem nast�pny... Kiedy wewn�trzny sygnalizator kontrolny nie uzyska� odpowiedzi na sw�j komunikat, gdy uruchomi� system alarmowy, a wszystkie �ar�wki w sali kontrolnej zacz�y miga�, uk�adaj�c si� w przypadkowe, niezrozumia�e wzory, starszy technik pomy�la� najpierw, �e po prostu przegapi� sygna� zewn�trznej wie�y kontrolnej. Zdo�a� jako� odnale�� kombinacj� klawiszy i przycisk�w, kt�ra uspokoi�a mrugaj�ce diody, uciszy� te� podekscytowany i niezbyt trze�wy t�umek, kt�ry zgromadzi� si� dooko�a, by sprawdzi�, co si� sta�o. Jego dezorientacj� wzm�g� jeszcze przyjacielski g�os przemawiaj�cy przez g�o�niki w neogaeshu. Technik stara� si� wyja�ni�, �e wystarczaj�co dobrze m�wi w standardzie, ale pl�ta� mu si� j�zyk. Nagle okaza�o si�, �e kod identyfikacyjny statku nie pasuje do �adnego z zapis�w. Przekl�ci piloci-abstynenci! Siedz� w gwiazdach i nie maj� nic lepszego do roboty, jak przeszkadza� uczciwym ludziom, kt�rzy pr�buj� si� troch� zabawi�. Niby z jakiej racji mia�by wy�wiadcza� im przys�ug�? Niech sami dopasuj� kod statku, albo, je�li tego chc�, mog� l�dowa� bez �wiate� sieci. W��czy� funkcj� wyszukiwawcz� komputera i poci�gn�� z butelki kolejny haust.
Otrze�wi�o go dopiero ostrzegawcze buczenie komputera. Statek zbli�y� si�, wisia� nad samym horyzontem, podchodzi� do l�dowania... i lecia� pod czerwon� bander�. "Piraci!" - pomy�la� w os�upieniu. "To piraci! Niemo�liwe..." Jednak�e komputer, me oszo�omiony alkoholem i nie powstrzymany przez pijanego technika, og�osi� ju� pe�ny alarm w budynku i w ca�ym mie�cie. Ciep�ym, spokojnym kobiecym g�osem syntezator mowy oznajmi�:
- Uwaga! Uwaga! Zbli�aj�cy si� statek zosta� zidentyfikowany jako niebezpieczny. Uwaga! Uwaga!
Lecz by�o ju� za p�no.
Sassinak i Caris jad�y ostatnie przypalone ciasteczka, gaw�dz�c ze sob�. Lunzie poj�kiwa�a, przewracaj�c si� z boku na bok na ��ku, a Januk wyci�gn�� si� jak d�ugi i wygl�da� jak jaki� przedmiot wyrzucony przez morze na brzeg.
- Ma�e dzieci nie s� istotami ludzkimi - stwierdzi�a Sass, nawijaj�c na palec pasmo ciemnych w�os�w. - To obcy, kt�rzy zmieniaj� kszta�t, jak Weftowie, o kt�rych czyta�am. W ludzi zamieniaj� si� dopiero potem, w wieku... - namy�la�a si� przez chwil� - jakich� jedenastu lat.
- Jedenastu lat?! Obie mamy teraz dwana�cie, ale ja zawsze by�am cz�owiekiem...
Sass z u�miechem spojrza�a na przyjaci�k�.
- Ja nie by�am istot� ludzk�, ale czym� specjalnym, innym.
- Zawsze by�a� inna. - Caris odskoczy�a, by unikn�� klapsa przyjaci�ki. - Nie bij mnie, sama dobrze o tym wiesz. Gdyby� tylko mog�a, by�aby� obcym.
- Gdybym mog�a, to uciek�abym z tej planety - Sass spowa�nia�a na chwil�. - Jeszcze osiem lat, zanim pozwol� mi z�o�y� wniosek.
- Wniosek? O co?
- O cokolwiek. Nie, mam na my�li co� konkretnego... - Sama nie wiedzia�a, jak wyrazi� marzenia o ekscytuj�cych przygodach, cudach czekaj�cych w tajemniczym, ogromnym oddaleniu w przestrzeni i w czasie.
- Ja przejd� szkolenie dla biotechnik�w i sp�dz� �ycie badaj�c, jak zmieni� geny, produkuj�ce bia�ko w populacjach naszych ryb. - Caris zmarszczy�a nos. - Nie wyjedziesz chyba, Sass? Tu jest pogranicze, to w�a�nie jest takie podniecaj�ce.
- M�wisz o jedzeniu ryb? Jedzeniu innych �ywych form? Caris wzruszy�a ramionami.
- Wiemy, �e te stworzenia w oceanie nie s� inteligentne, za to mog� dostarczy� nam taniego bia�ka. Ju� mi si� znudzi� kleik i fasolka, a skoro i tak musimy grzeba� im w genach, dlaczego by nie je�� ryb?
Sassinak popatrzy�a na ni� przeci�gle. To prawda, wielu osadnik�w z pogranicza nie widzia�o w jedzeniu mi�sa nic z�ego, poza �amaniem do�� uci��liwego przepisu Federacji. Drgn�a lekko, przypominaj�c sobie dotyk p�etw na podniebieniu. Z daleka dobieg�o jakie� zawodzenie, zn�w przeszed� j� dreszcz. Nagle �wiat�a rozb�ys�y mocno i r�wnie niespodziewanie przygas�y.
- Idzie burza? - zdziwi�a si� Caris. �wiat�a mruga�y gwa�townie. Z terminalu komputerowego po drugiej stronie pokoju rozleg� si� dziwny g�os, jakiego Sass nigdy jeszcze nic s�ysza�a.
- Uwaga! Uwaga!
Przez trwaj�c� wieczno�� chwil� dziewcz�ta patrzy�y na siebie bez s�owa, zaskoczone i przera�one. Nagle Caris skoczy�a do drzwi. Sass z�apa�a j� za r�k�.
- Poczekaj! Pom� mi zabra� Lunzie i Januka! Trudno by�o dobudzi� dzieci, kt�re natychmiast zacz�y marudzi�. Januk domaga� si� swojego "du�ego s�oika", Lunzie nie mog�a znale�� but�w. Sass w panice odwa�y�a si� u�y� kombinacji klawiszy, kt�r� kiedy� pokaza� jej ojciec, i otworzy�a zaplombowan� szaf� rodzic�w.
- Co ty wyprawiasz? - zawo�a�a Caris, stoj�c z dzie�mi przy drzwiach. Jej oczy rozszerzy�y si� ze zdziwienia, kiedy Sass wyci�gn�a z szafy torby z broni�, wydawan� ka�demu doros�emu koloni�cie, i p�katy, niepor�czny element dzia�a, kt�ry - je�li wystarczy im czasu - powinno si� dopasowa� do cz�ci przechowywanych w s�siednich mieszkaniach.
Lunzie mog�a ud�wign�� zaledwie jeden z d�ugich, w�skich pakunk�w. Sass obiema r�kami przycisn�a do piersi najwi�ksz� paczk�, a Caris nios�a jeszcze jedn� ma�� torb�, w drugiej r�ce trzymaj�c d�o� Januka.
- Powinni�my wst�pi� do mnie - rzek�a Caris, ale kiedy wyszli na zewn�trz, zobaczyli, �e niebo przecinaj� czerwone i niebieskie smugi. W oddali jarzy�a si� bia�a raca. - To biura portu kosmicznego - odgad�a, nie trac�c jeszcze spokoju.
W ciemno�ciach porusza�y si� jakie� sylwetki, pod��aj�c w kierunku o�rodka rekreacyjnego. Sass rozpozna�a dwie kole�anki z klasy. Obie by�y uzbrojone, prowadzi�y ze sob� grupk� ma�ych dzieci. W momencie gdy dotarli do o�rodka, z budynku zacz�li wysypywa� si� doro�li. Wi�kszo�� z nich z trudem trzyma�a si� na nogach, i wszyscy przeklinali.
- Sassinak! Na szcz�cie pami�ta�a�!
Ojciec, kt�ry wygl�da� teraz o wiele gro�niej i pot�niej ni� zwykle, wyj�� z r�k Lunzie paczk� i �ci�gn�� z niej zielony pokrowiec. Sass widzia�a podobn� bro� na szkolnych filmach wideo. Teraz patrzy�a, jak ojciec sk�adaj� i �aduje, nie zauwa�aj�c, �e matka wyjmuje bro�, kt�r� przynios�a Caris. Jaki� nieznajomy glos zawo�a�:
- Podstawa do PC-8! Szybko, do cholery! Nie patrz�c na Sass, ojciec krzykn��:
- To twoja paczka, biegnij!
Przenios�a j� przez ca�� ogromn� sal� o�rodka, do��czaj�c do grupki doros�ych, kt�rzy sk�adali wi�ksze elementy uzbrojenia. Wyrwali jej z r�k pakunek, zerwali z niego pokrowiec, ustawili przy drzwiach i zacz�li montowa� kolejne elementy. Jaka� starsza kobieta z�apa�a j� za rami� i spyta�a:
- Kt�ra klasa?
- Sz�sta.
- Mieli�cie zaj�cia z pierwszej pomocy?
Sass kiwn�a g�ow�.
- Dobrze, przejd� tam - poleci�a jej kobieta.
"Tam", czyli po drugiej stronie o�rodka, daleko od jej rodziny, uczniowie w po�piechu rozk�adali przeno�ny szpital, tak jak ich uczono na kursach.
Sala o�rodka �mierdzia�a oparami whisky, dymem papierosowym, potem st�oczonych ludzi, strachem. Piskliwe g�osiki dzieci zag�usza�y rozmowy doros�ych, niemowl�ta zawodzi�y i wrzeszcza�y. Sass ciekawa by�a, czy okr�t pirat�w ju� wyl�dowa�. Ilu ich jest? Jak� maj� bro�? Czego chc� i co im zrobi�? A mo�e -przez chwil� nieomal uwierzy�a w t� my�l - mo�e to tylko �wiczenia, troch� bardziej realistyczne ni� cokwartalne treningi? Mo�e statek Floty chcia� ich postraszy�, zach�ci� do cz�stszych �wicze� z broni�?
Raczej poczu�a ni� us�ysza�a pierwsze wybuchy i wstrz�sy. Jej nadzieje prys�y. Ktokolwiek przyby� tym statkiem, mia� zdecydowanie wrogie zamiary. Przez my�l przebieg�o jej wszystko, co na temat pirat�w m�wiono na filmach i co pods�ucha�a z rozm�w doros�ych. W niekt�rych �wiatach kolonie gin�y, pozbawione niezb�dnego sprz�tu i zapas�w, polowa ludno�ci za� sz�a w niewol�. Piraci przechwytywali statki nawet podczas podr�y w PTL i nikt nie potrafi� przewidzie�, w kt�rym miejscu si� znajduj�.
Stoj�c tak bez broni, zda�a sobie spraw� z tego, �e trzytygodniowe szkolenie z zakresu obrony cywilnej na nic jej si� nie przyda. Je�li piraci maj� wi�ksze dzia�a, je�li ich bro� jest lepsza, to zginie albo zostanie pojmana.
- Sass - Caris dotkn�a jej ramienia. Wyci�gn�a r�k� i szybko obj�a przyjaci�k�. Reszta klasy skupi�a si� wok� nich w ciasn� grupk�. Nie by�o to dla Sassinak niczym zaskakuj�cym. Odk�d zacz�a chodzi� do szko�y, wszyscy koledzy zwracali si� do niej w momencie zagro�enia. Gdy Beny wypad� z poci�gu-pe�zaka, kiedy Seh Garvis dosta� sza�u i zaatakowa� j� pi�� do rudy, wszyscy oczekiwali, �e Sass b�dzie wiedzie�, co nale�y zrobi�. Matka nieraz m�wi�a o niej, �e jest apodyktyczna, ojciec za� przytakiwa�, dodaj�c jednocze�nie, �e apodyktyczno�� w po��czeniu z taktem mo�e by� bardzo przydatna. "Takt?" - pomy�la�a teraz. "C� takiego powinnam im powiedzie�?"
- Kto jest naszym triagiem? - spyta�a Sindera, kt�ry sta� z boku, z dala od jej przyjaci�.
- Gam. - Wskaza� r�k� na m�odego cz�owieka, kt�rego wyznaczono na studia medyczne poza planet�. - Ja tym razem dosta�em niski kod.
Sass skin�a g�ow� i u�miechn�a si� do niego. Sprawdzi�a funkcje wszystkich innych. Mog�o to si� przyda�, gdyby co� si� sta�o.
Zupe�nie niespodziewanie na zewn�trz rozleg� si� dono�ny .g�os. Dochodzi� z megafon�w, kt�re zniekszta�ca�y zg�oski j�zyka neogaesh. Sass s�ysza�a tylko urywane fragmenty obwieszczenia, co jednak wystarczy�o, by do reszty pozbawi� j� nadziei.
- ...podda� si�... wybuchnie... op�r... strzela�...
Doro�li odpowiedzieli pomrukiem niech�ci, kt�ry zag�uszy� dalszy ci�g przemowy p�yn�cej z g�o�nik�w. Jednak�e Sass s�ysza�a teraz co� wi�cej, jakie� klekotanie, kt�re przypomina�o odg�os wydawany przez poci�g-pe�zak. Nagle w �cianie po drugiej stronie budynku pojawi�a si� dziura, jakby kto� wyrwa� �rodek kartki papieru. Nie mia�a poj�cia, �e �ciany mog� by� a� tak s�abe, dotychczas pod ich os�on� czu�a si� ca�kiem bezpiecznie. Teraz zrozumia�a, �e wn�trze budynku to najgorsze miejsce, W jakim mogli si� zgromadzi�. Poczu�a gor�co na karku, jakby sta�a za d�ugo w letnim s�o�cu. Odwr�ci�a si� i ujrza�a w �cianie za sob� identyczn� wyrw�.
P�niej, gdy potrafi�a ju� analizowa� sytuacj�, dosz�a do wniosku, �e wszystko rozegra�o si� w ci�gu paru sekund: rozerwana �ciana, bezowocny op�r doros�ych, przeciwstawiaj�cych kiepskie wyrzutnie nowoczesnej broni i znacznie wi�kszym umiej�tno�ciom militarnym pirat�w, pojmanie tych, kt�rzy prze�yli, oszo�omieni granatami gazowymi, wrzuconymi przez pirat�w do wn�trza budynku. Jednak�e w�wczas zdawa�o jej si�, �e my�l biegnie o wiele szybciej ni� czas. Ujrza�a jak we �nie, �e ojciec unosi bro�, by wycelowa� w kapsu��, kt�ra przebi�a si� przez �cian�. Spostrzeg�a, �e smuga �wiat�a dotyka jego ramienia, �e bro� spada na ziemi� wraz z odci�t� ko�czyn�. Matka pochwyci�a go w momencie, gdy pada�. Oboje ruszyli do ataku, wraz z innymi. T�um doros�ych usi�owa� pokona� kapsu�� przewag� liczebn�, mimo �e gin�li jeden po drugim. W ko�cu Sass zobaczy�a, co powstrzyma�o kapsu��: rodzice rzucili si� pod g�sienice, by zabarykadowa� drog�.
I to nie wystarczy�o. By� mo�e uda�oby si�, gdyby zebrali si� tu wszyscy koloni�ci. Jednak�e kolejna uzbrojona kapsu�a przyby�a �lad za pierwsz�, wkr�tce pojawi�a si� nast�pna. Krzycz�c jak wszyscy inni, Sass ruszy�a do ataku, w ka�dej chwili spodziewaj�c si� �mierci. Tymczasem pojazdy otworzy�y si� i wypadli z nich �o�nierze, os�aniaj�c si� tarczami przed uderzeniami I kopniakami dzieci. Rzucili granaty gazowe. Sassinak, nie mog�c z�apa� tchu, kaszl�c i dusz�c si�, opad�a na pod�og� po�r�d innych cia�.
Zbudzi�a si�, by do�wiadczy� jeszcze gorszego koszmaru. Przez dziur� w �cianie wpada�o �wiat�o dnia, ch�odne i pe�ne drobin kurzu. By�o jej niedobrze, bola�a j� g�owa. Gdy spr�bowa�a przewr�ci� si� na brzuch i zwymiotowa�, co� zacz�o j� dusi�, zaciska� si� wok� gard�a. Na szyi mia�a obro��, przywi�zan� cienk� �y�k� do obro�y s�siad�w. Przera�ona dziewczynka zas�oni�a d�oni� usta. Naprzeciwko jej twarzy wyrosi czyj� wysoki but, kt�ry kopn�� j� z ca�ej si�y.
- Le�e�!
Sassinak zamar�a bez ruchu. Ten bezwzgl�dny g�os by� pe�en pogardy. Nie musia�a nawet podnosi� wzroku, by domy�li� si�, kogo zobaczy. Usi�owa�a zorientowa� si�, kto le�y obok niej. Niekt�rzy poruszali si�, inni nie. Us�ysza�a przybli�aj�cy si� stukot obcas�w. Powstrzymywa�a si�, by nie drgn��.
- Gotowi? - pad�o pytanie.
- Ci ju� si� zbudzili - odpar� drugi g�os, chyba ten sam, kt�ry nakaza� jej le�e� bez ruchu.
- Podnie�cie ich, wyprowad�cie st�d i zacznijcie �adowa�. -Jedna para but�w oddali�a si�, w polu widzenia pojawi�a si� druga. Mocne kopni�cie pomi�dzy �ebra pozbawi�o j� tchu.
- Wstawa�, ca�a �semka!
Sass usi�owa�a poruszy� si�, ale jej cia�o by�o sztywne i dopiero teraz przekona�a si�, jak bardzo przeszkadza obro�a i sznur. Z pewno�ci� nie sprawi�oby to k�opotu Carin Coldae, kt�ra kiedy� samodzielnie pokona�a ca�� za�og� pirackiego statku. Inni w grupie mieli podobne k�opoty z koordynacj� ruch�w, wci�� wpadali na siebie, bezradnie szarpi�c obro�e. Teraz, gdy stan�a ju� na nogi, ujrza�a pirata, kt�ry czeka� spokojnie z twarz� ukryt� za os�on� he�mu. Nie mia�a poj�cia, czy jest silny, nie wiedzia�a nawet, czy to na pewno m�czyzna.
Zerkn�a w bok. Po drugiej stronie sali z trudem d�wiga�a si� na nogi kolejna o�mioosobowa grupa. Pirat ciosem w �ebra nakaza� jej odwr�ci� g�ow�.
- Uwaga! Osiem os�b stanowi grup�. Macie numer pi�tna�cie. Je�li kto� wyda wam rozkaz, lepiej od razu go wykonajcie. Ty... - Pirat tr�ci� j� mi�dzy obola�e �ebra luf� broni, jakiej nigdy dot�d nie widzia�a. - Ty jeste� grupow�. Je�li twoja grupa narobi k�opot�w, zostaniesz za to ukarana. Zrozumiano?
Sass skin�a g�ow�. Bro� wbi�a si� mocniej w jej bok.
- M�wi si�: "Tak jest, prosz� pana."
Chcia�a go zwymy�la�, tak jak na jej miejscu zrobi�aby to Carin Coldae, ale zamiast tego us�ysza�a w�asne s�owa w j�zyku standardowym:
- Tak jest, prosz� pana...
Na ko�cu rz�du odezwa� si� jaki� ch�opiec:
- Chce mi si� pi�.
Bro� zwr�ci�a si� w jego kierunku, pirat warkn��:
- Teraz jeste� niewolnikiem. B�dziesz pi�, kiedy na to pozwol�. Pirat zn�w zwr�ci� bro� w kierunku Sass i uderzy� j� bole�nie. - Twoja grupa jest niepos�uszna, pi�tnastko. To twoja wina.
Pirat odczeka�, a� Sass z�apie oddech, i kontynuowa� udzielanie instrukcji. Ze wszystkich stron dochodzi�y odg�osy uderze� i j�ki b�lu, ale nikt ju� si� nie ogl�da�.
- Wyniesiecie zw�oki z budynku i za�adujecie je do poci�gu-pe�zaka. Je�li b�dziecie pracowa� szybko i sprawnie, to mo�e p�niej dostaniecie troch� wody.
Pracowali w pocie czo�a. O�mioosobowa grupa sk�ada�a si� z samych uczni�w. Sass zna�a ka�dego z nich, cho� tylko jeden chodzi� z ni� do tej samej klasy. Niew�tpliwie nie chcieli sprowadzi� na ni� k�opot�w. Ona sama te� wola�a si� nie nara�a�, gdy� bola� j� ca�y bok, a ka�dy oddech sprawia� b�l. Musieli ci�gn�� przez ka�u�e krwi i walaj�ce si� po pod�odze odpadki zw�oki ludzi, kt�rych zna�a. Po ��tej koszuli rozpozna�a Cef�, po bransoletce z br�zu - Tony'ego... To by� koszmar. Cztery czy pi�� grup wykonywa�o t� sam� prac�. Potem okaza�o si�, �e piraci dobili rannych, a jeszcze p�niej wysz�o na jaw, �e to samo dzia�o si� w ca�ym mie�cie, we wszystkich o�rodkach.
Kiedy z budynku uprz�tni�to zw�oki, jej grupa i dwie inne zosta�y wpakowane do poci�gu-pe�zaka. Piraci prowadzili poci�g, siedz�c na spi�trzonych zw�okach i pilnuj�c st�oczonych z ty�u dzieci. Sass wiedzia�a, �e wszyscy zostan� zabici, zastanawia�a si� tylko, kiedy. Poci�g-pe�zak trzeszcza� i �omota�, skr�caj�c do rybackiej stacji badawczej, gdzie chcia�a pracowa� Caris. Wszystkie okna w budynku by�y wybite, drzwi wywa�one. Sass nie widzia�a przyjaci�ki przez ca�y dzie�, ale nie wa�y�a si� rozgl�da�. Nie zauwa�y�a r�wnie� Lunzie ani Januka.
Poci�g-pe�zak zatrzyma� si� na samym ko�cu bocznicy. Teraz dzieci musia�y wy�adowa� zw�oki, zawlec je na molo i wrzuci� do niespokojnego, wrogiego oceanu. Na pomo�cie ruch by� utrudniony, ��cz�ce ich sznury pl�ta�y si� bez przerwy. Stra�nicy bili ka�dego, kogo tylko mogli dosi�gn��, nakazuj�c im spieszy� si�, rusza� si�, pracowa�.
Sass stara�a si� nie patrze� na zw�oki, kt�re nios�a. Dotar�a ju� do po�owy mola, kiedy nagle zorientowa�a si�, �e trzyma w ramionach zw�oki Lunzie. Z gard�a wyrwa� si� jej krzyk, cia�o siostry wy�lizn�o si� z r�k, odbi�o si� od kraw�dzi pomostu i spad�o do wody. Sass sta�a sztywno wyprostowana, nie mog�c si� ruszy�. Co� szarpn�o j� za obro��, ale nie zwr�ci�a na to uwagi. Us�ysza�a, �e kto� krzyczy:
- To by�a jej siostra!
I nagle ogarn�a j� ciemno��.
Stara�a si� usun�� ze swej �wiadomo�ci dalsze dni sp�dzone na Myriadzie, wype�nione rozpaczliw� prac� i walk� o �ycie. Podawano jej narkotyk, pracowa�a do upad�ego, potem zn�w dostawa�a narkotyk. Za�adowali najlepsze rudy, kamienie szlachetne, najbogatsze transurany, dzi�ki kt�rym planeta zas�u�y�a na wysok� ocen� Biura Rozwoju Federacji. Sass nie zdawa�a sobie sprawy z troski, jak� okazuje jej grupa, nie zauwa�a�a pieszczotliwych dotkni�� r�ki podczas kr�tkich chwil odpoczynku, zluzowanej linki przy obro�y. By�a bezgranicznie przera�ona, czu�a smutek i w�ciek�o��.
P�niej, na statku, grupa by�a poddawana przystosowaniu, pozosta�y czas za� sp�dza�a w �mierdz�cych celach. Nie dano im �rodk�w nasennych, nie zahibemowano, by uczyni� d�ug� podr� bardziej zno�n�. Piraci poinformowali ich zimnym, pogardliwym tonem, �e maj� nauczy� si� tego, i� s� towarem przeznaczonym na sprzeda� w rejonach nie kontrolowanych przez Federacj�. Jak ka�dy inny towar, zostali posegregowani w zale�no�ci od wieku, p�ci, wykszta�cenia. Jak wszyscy niewolnicy, szybko nauczyli si�, jak przekazywa� mi�dzy sob� informacje. Sass dowiedzia�a si� wi�c, �e Caris �yje i nale�y do grupy osiemnastej. Januk pozosta� na planecie. Prze�y�, ale by� skazany na �mier�, gdy� dzie�mi zbyt ma�ymi, by odby� t� podr�, nie Opiekowa� si� teraz �aden doros�y ani nawet nastolatek. Wi�kszo�� doros�ych usi�owa�a broni� kolonii przed piratami. Cz�� z nich prze�y�a, jednak nikt nie zna� dok�adnej ich liczby.
Na przystosowanie oczekiwali niemal z rado�ci�, gdy� przerywa�o ono nud� i udr�k� niewoli. Sass od pocz�tku wiedzia�a, t� w�a�nie po to je zaplanowano, jednak z up�ywem czasu, tak jak wszyscy pozostali, zacz�a zapomina�, jak wygl�da�o �ycie na wolno�ci. Wszyscy czekali na przystosowanie z niecierpliwo�ci� r�wnie� dlatego, �e by�o okazj� do k�pieli, gdy� piraci nie mogli znie�� smrodu niewolnik�w. Potem ca�a grupa jednocze�nie wstawa�a, siada�a, wyci�ga�a r�ce, kuca�a i obraca�a si� na komend�. Nauczyli si� pracy przy ta�mie produkcyjnej, gdzie Sk�adali r�ne przedmioty, kt�re poprzednia grupa podczas szkolenia rozebra�a na cz�ci. Poznali harish, wariant j�zyka neogaesh, kt�rym m�wili niekt�rzy piraci. Zapoznali si� r�wnie� z podstawami chi�skiego.
Koniec podr�y nast�pi� niespodziewanie, bowiem nie uwa�ano za konieczne, by niewolnicy znali sw� przysz�o��. Podczas twardego l�dowania ponabijali sobie wiele si�c�w, ale nauczyli si� ju�, �e skargi oznaczaj� tylko wi�kszy b�l. Piraci, tym razem bez broni, sprowadzali z pok�adu jedn� grup� po drugiej, poganiaj�c ich szerok� szar� ulic� w stron� rz�du budynk�w. Sass dygota�a. Przed opuszczeniem statku polano ich zimn� wod�, a teraz wia� ch�odny wiatr. Grawitacja by�a tu niezbyt du�a. Planeta mia�a dziwny zapach, ostry i dusz�cy, zupe�nie inny ni� , bogaty, s�onawy aromat Myriady. Sass podnios�a g�ow� i ujrza�a nad sob� kopu��. Dziwne... Czy ta wielka kopu�a przykrywa port kosmiczny i ca�e miasto?
To miasto, kt�re pozna�a w ci�gu nast�pnych miesi�cy, by�o w ca�o�ci obozem dla niewolnik�w. Ca�e kompleksy barak�w, warsztat�w, fabryk, wysokich na pi�� pi�ter, ci�gn�cych si� we wszystkich kierunkach. Nie by�o tu drzew, trawy, nic poza niewolnikami i ich panami. Niekt�rzy z nich byli ogromni, o wiele wy�si od rodzic�w Sassinak, pot�nie umi�nieni, jak istoty, kt�re Carin Coldae pokona�a w filmie Dylemat Lodowego �wiata.
Grupy zosta�y rozbite. Ka�dego niewolnika postano na testy, maj�ce przed sprzeda�� ustali� jego zdolno�ci. P�niej przydzielono ich do nowych grup, do pracy, na szkolenie. Przenoszono ich z jednej grupy do drugiej, zgodnie z �yczeniami pan�w. Sass by�a zaskoczona, �e po wszystkim, co si� wydarzy�o, pami�ta jeszcze, czego nauczy�a si� w szkole. Kiedy na ekranie pojawia�y si� zadania, skupia�a si�, pogr��a�a w wiedzy matematycznej, chemicznej, biologicznej. Przez wiele dni jedn� zmian� sp�dza�a w o�rodku testuj�cym, drug� za� na pracy w barakach, gdzie czy�ci�a wsp�lne toalety i kuchnie, zamiata�a pod�ogi. Potem kolejna zmiana przy pracy na ta�mie produkcyjnej, wci�� nie maj�cej najmniejszego sensu, i zaledwie sze�� godzin snu, w kt�ry zapada�a tak, jakby rzuca�a si� do studni, chc�c uton��.
Nie mia�a mo�liwo�ci �ledzenia up�ywaj�cych dni, zreszt� nie czu�a takiej potrzeby. Nie mia�a szans na odnalezienie starych przyjaci�. �atwo zawiera�a nowe przyja�nie, jednak ci�gle przechodzenie z grupy do grupy uniemo�liwia�o rozwini�cie przyjacielskich stosunk�w. Kiedy testy ju� si� zako�czy�y, przez d�ugi czas pracowa�a codziennie na trzy zmiany. Potem zosta�a zabrana z grupy i zaprowadzona do budynku, kt�rego nigdy wcze�niej nie widzia�a. Tu przywi�zano j� do d�ugiego rz�du niewolnik�w. Us�ysza�a szybk� paplanin� prowadz�cego aukcj� i wiedzia�a ju�, �e zosta�a wystawiona na sprzeda�.
Zanim wreszcie dotar�a do podestu, na kt�rym miano j� zaprezentowa�, zd��y�a si� ju� przyzwyczai� do g�osu sprzedawcy. Cz�owiek, kobieta, drugi stopie� skali rozwoju fizycznego, rozw�j intelektualny na poziomie �smego stopnia, matematyka na poziomie dziewi�tym, wzrost taki a taki, waga taka a taka, planeta pochodzenia, �r�d�o materia�u genetycznego, j�zyki rodzinne i nabyte, ocena specjalnych zdolno�ci... Czeka�a na b�l, kt�ry miano jej zada�, by pokaza� kupuj�cym, jaka jest wra�liwa, jak �atwo j� pobudzi�. Dlatego te�, kiedy j� uderzono, prawie nie drgn�a. Zorientowa�a si� ju�, �e kupuj�cy rzadko szukaj� pi�kna, kt�re �atwo stworzy� czy te� wyrze�bi� d�oni� chirurga. Najwa�niejsze by�y uzdolnienia w po��czeniu z energi� i si��. Dlatego te� �ci�gano niewolnik�w ze wzgl�dnie m�odych kolonii.
Aukcja trwa�a. U�ywano tu waluty, kt�rej nie zna�a i kt�rej warto�ci mog�a si� jedynie domy�la�. Kto� wreszcie wycofa� si� z przetargu, a kto� inny przycisn�� gruby kciuk do ekranu terminalu Jaki� niewolnik poprowadzi� j� przez puste korytarze l przypi�� jej link� do k�ka na drzwiach. Przez ca�y czas panowa�a nad sob�, nie rozp�aka�a si�, cho� czu�a, jak z serca wyrywa si� jej rozpaczliwy krzyk.
Juk si� nazywasz? - spyta� niewolnik, ustawiaj�c pod drzwiami jakie� pud�a.
Sass popatrzy�a na niego. By� to starszy, kr�py m�czyzna o siwiej�cych w�osach, z bliznami na ramieniu, z pozbawion� w�os�w bruzd� na szczycie czaszki. Nie odpowiada�a, wi�c spojrza� na ni� i u�miechn�� si�, ukazuj�c braki w uz�bieniu.
Nic nie szkodzi, mo�esz nie odpowiada�, je�li nie masz ochoty.
- Sassinak - wykrztusi�a wreszcie swe imi�. A wi�c nic jest iu� numerem!
- �atwe do zapami�tania. Sk�d jeste�, Sassinak?
- Z My... Myriady. - G�os jej zadr�a�, a do oczu nap�yn�y
�zy.
- Znasz neogaesh? - spyta�, m�wi�c w tym w�a�nie j�zyku. Skin�a tylko g�ow�, gdy� �zy d�awi�y jej gard�o.
- Nie przejmuj si�, wszystko b�dzie dobrze. - Gdy odetchn�a g��boko i uspokoi�a si�, skin�� z aprobat� g�ow�. - Masz du�e mo�liwo�ci, Sassinak. S�dz�c po twojej punktacji, jeste� ca�kiem nieglupia, no i masz niez�e nerwy. Nie p�aczesz, nie krzyczysz... Chocia� za bardzo podskoczy�a�, gdy ci� uderzono.
Taka krytyka po ciep�ych s�owach przepe�ni�a czar� goryczy. Sass zaperzy�a si�:
- Tylko lekko drgn�am. Pokiwa� g�ow�.
- Wiem, �e sta� ci� na wi�cej. - U�miechn�� si�, gdy spojrza�a na niego z gniewem w oczach. - Pos�uchaj mnie, Sassinak z Myriady. Bez szkolenia nie wyda�a� z siebie j�ku... Jak my�lisz, czego dokona�aby� po przeszkoleniu?
Wbrew w�asnej woli zapyta�a:
- Po przeszkoleniu? Co masz na my�li? W korytarzu rozleg�y si� glosy, kto� si� zbli�a�. Jej rozm�wca potrz�sn�� g�ow� i stan�� obok sterty karton�w.
- A ty jak masz na imi�? - spyta�a cicho.
- Abervest. Nazywaj� mnie Abe. - I szeptem doda�: - Jestem z Floty.
ROZDZIA� DRUGI
Flota... Sassinak my�la�a o niej przez ca�� drog�, wci�ni�ta do przedniego luku holownika towarowego, gdzie umieszczono j� wraz z dwoma innymi �wie�o nabytymi niewolnikami. P�niej dowiedzia�a si�. �e nic by�a to �adna kara, ale konieczno��. Holownik wydosta� si� spod kopu�y i lecia� ponad ja�ow�, pozbawion� powietrza powierzchni� planety, s�u��cej za ob�z dla niewolnik�w. Na zewn�trz izolowanego, hermetycznego przedzia�u baga�owego, poza kabin� kontroln�, gdzie Abe kierowa� statkiem we wzgl�dnym luksusie, nic mia�aby szans na prze�ycie.
Celem podr�y by�y inne koszary dla niewolnik�w, tym razem znacznie mniejsze. Sassinak spodziewa�a si� takiej pracy jak poprzednio, ale zosta�a przydzielona do o�rodka treningowego. Sze�� godzin dziennie siedzia�a przed ekranem, ucz�c si� wykorzystywania posiadanych przez siebie podstaw matematyki do czytania map, w nawigacji i geologii. Usi�owa�a poprawi� akcent w harish i zacz�a rozumie� j�zyk chi�ski. Na nast�pnej zmianie pracowa�a, wykonuj�c prace przydzielane przez brygadzist�. Nie mia�a �adnych regularnych obowi�zk�w, do kt�rych mog�aby przywykn��.
Najbardziej doskwiera�o jej poczucie, �e nic mo�e nawet wyjrze� na zewn�trz. Dawniej zawsze mog�a wybiec z budynku i przyjrze� si� niebu, spacerowa� po wzg�rzach z przyjaci�mi. A teraz... Wi�kszo�� budynk�w nic mia�a okien, nie by�o zreszt� na co patrze� r�wnie� poza �cianami z prefabrykat�w. Maszeruj�c z mozo�em w�skimi uliczkami, spiesz�c z jednej pracy do drugiej, nauczy�a si�, �e podnosz�c wzrok mo�na zas�u�y� na bur� albo zosta� uderzon�. Poza tym w g�rze nic by�o nic wida� poza majacz�c� niewyra�nie szar� kopu��. Sass nie umia�a stwierdzi�, jak du�y jest �w ksi�yc czy planeta, jak daleko przewieziono j� z pierwotnego miejsca pobytu. a nawet z ilu budynk�w sk�ada si� kompleks szkoleniowy. Dzie� w dzie� widywa�a wci�� te same �ciany z prefabrykat�w, kt�re z obu stron wygl�da�y tak samo. Przesta�a nawet zerka� w g�r�, nauczy�a si� zamyka� w sobie i znienawidzi�a si� za taki konformizm.
Nagle okaza�o si�. �e ma woln� jedn� zmian� dziennie. Sp�dza�a ten czas w laboratorium j�zykowym, pracuj�c przy komputerze, czytaj�c, lub le� - najcz�ciej - w towarzystwie Abego.
Flota by�a zar�wno jego przesz�o�ci�, jak i marzeniem. Zaci�gn�� si� do niej jako bardzo m�ody ch�opak i pi�� si� w g�r� krok po kroku. Czasami, gdy w jakiej� burdzie traci� zdrowy rozs�dek, spada� na ni�szy szczebel drabiny, lecz p�niej zn�w awansowa� jak ka�dy kosmita. Byt zdolny, cho� nie na tyle, by dosta� si� do Akademii. By� silny, lecz nie brutalny, odwa�ny bez niepotrzebnej ch�opi�cej brawury. Cho� by� teraz niewolnikiem, wci�� jednak nale�a� do Floty.
- S� twardzi - powiedzia� kiedy� Sassinak. - Tak twardzi jak handlarze niewolnik�w, a mo�e jeszcze bardziej. Je�li tylko mog�, to ci� odbij�, a je�li nie... - Glos mu zamar�, Sass ujrza�a, �e oczy mu b�yszcz�. Zamruga� powiekami. - Flota nigdy nie zapomina. Nigdy. Mog� przyby� p�no, ale przylec� na pewno. Je�li za� si� sp�ni�, to trudno, moje nazwisko widnieje w aktach, wi�c na zawsze pozostan� w pami�ci Floty.
W ci�gu nast�pnych miesi�cy Sassinak zacz�a my�le� o Flocie ju� nie jak o zbrojnym ramieniu kapry�nej i aroganckiej w�adzy, czego nauczyli j� rodzice. Abe m�wi�, �e Flota jest solidna, �e mo�na na niej polega�. �e na ka�dym statku s� te same stopnie, identyczne kategorie, specjalno�ci.
Nic chcia� powiedzie�, od jak dawna jest niewolnikiem, ani jak dosta� si� do niewoli, lecz jego wiara we Flot�, w jej d�ugie r�ce i niezawodno��, powoli zapad�y jej w pami��. Kiedy zmieniali si� nadzorcy dziewczyny, niekt�rzy bardziej skorzy do gniewu, inni raczej �agodni, Abe u�miecha� si�, zauwa�aj�c, �e dobrzy pracownicy maj� dobrych prze�o�onych. Kiedy przychodzi�a na spotkania pobita i posiniaczona, powtarza�, by sobie to zapami�ta�a, a kt�rego� dnia b�dzie w stanie im odp�aci�.
Pewnego wieczoru Abe przypomnia� Sass ich pierwsze spotkanie i stwierdzi�, �e mog�aby zacz�� nad sob� pracowa�.
- Teraz jeste� ju� gotowa -oznajmi�. - Naucz� ci� czego�.
- Co to takiego?
- Dyscyplina fizyczna, kt�r� zdobywa si� dla samego siebie. Pomo�e ci, kiedy b�dziesz w k�opotach, tu czy gdziekolwiek indziej. Nie b�dziesz odczuwa� b�lu ani g�odu.
- Ja tego nic potrafi�!
- Bzdura. Dzi� przepracowa�a� przy komputerze sze�� godzin, bez przerwy na po�udniowy posi�ek. By�a� g�odna, ale nie my�la�a� o jedzeniu. Mo�esz si� nauczy�, jak nie my�le� o g�odzie.
Sass u�miechn�a si�:
- Nie mog� ci�gle siedzie� przy komputerze.
- To prawda, ale mo�esz dotrze� do samego j�dra swej �wiadomo�ci. A teraz usi�d� prosto i oddychaj g��boko, �eby pracowa�a ci przepona.
By�o to ca�kiem �atwe. Technik� t� opanowa�a jeszcze w domu, ucz�c si�, podczas gdy Lunzie i Januk bawili si� obok.
- Skoncentruj si� na swym wn�trzu - poucza� Abe. - Je�li b�dziesz chcia�a skupi� si� na czym� zewn�trznym, na przyk�ad na matematyce, mog� ci to odebra�. Nikt jednak nie zabierze ci tego, co masz wewn�trz.
Przez kilka sesji dziewczyna poszukiwa�a czego�, na czym mog�aby si� skupi�.
- Si�gnij g��biej, do samego �rodka - pouczy� j� Abe. Zacz�a my�le� o tym, jako �rodku ci�ko�ci.
- Doskonale - zgodzi� si� Abe. - Je�li ci to pomaga, my�l w ten spos�b.
Kiedy ju� si� tego nauczy�a, nast�pny etap by� o wiele trudniejszy. Prosty trans nic wystarcza�, gdy� mog�a najwy�ej trwa� w nim biernie. Jak wyja�ni� jej przyjaciel, b�dzie musia�a nauczy� si�, jak na ka�de zawo�anie korzysta� z ca�ej swej mocy, nawet z tych jej zapas�w, do kt�rych wi�kszo�� ludzi nigdy nie si�ga. Przez d�u�szy czas nic czyni�a �adnych post�p�w i ch�tnie zrezygnowa�aby z �wicze�, lecz Abe nie pozwala� na to.
- Zbyt wielkie post�py czynisz na szkoleniu technicznym - oznajmi� kiedy� z powag�. - Masz ju� dobre zadatki na pilota, a piloci s� w cenie.
Sass popatrzy�a na niego zaskoczona. Nie pomy�la�a nawet, �e zn�w mog� j� sprzeda�, wys�a� gdzie� daleko, gdy zacz�ta si� ju� czu� dosy� bezpieczna. Abe delikatnie dotkn�� jej ramienia.
- Widzisz wi�c, po co ci to potrzebne jak najszybciej. Nie jeste� bezpieczna, podobnie jak ka�dy z nas. Mnie te� mog� sprzeda�. Ju� dawno by to zrobili, gdybym nie by� a� tak przydatny. Mog� trzyma� ci�. a� zostaniesz w pe�ni wykwalifikowanym pilotem, ale pewnie tego nie zrobi�. Istnieje wielkie zapotrzebowanie na m�odych, ledwie przeszkolonych pilot�w. przydatnych w nietypowej dzia�alno�ci handlowej.
Zrozumia�a, �e m�wi o piratach. Zadr�a�a na sam� my�l o powrocie na piracki statek.
- Poza tym - ci�gn�� Abe - jest jeszcze co�, co powinna� wiedzie�, ale czego nie mog� ci jeszcze powiedzie�.
Wreszcie osi�gn�a sprawno��, kt�r� Abe okre�li� jako "dostateczn�". Nie wykracza�a ona jednak poza zwyk�� si�� fizyczn�, a w dodatku Sass szybko si� m�czy�a. Mimo to Abe kiwa� z uznaniem g�ow� i kaza� jej �wiczy� niemal codziennie. Udziela� te� Sass dodatkowych informacji.
- Istnieje co� w rodzaju stowarzyszenia ofiar pirat�w - powiedzia� Abe. - Pami�tamy, sk�d przybyli z�oczy�cy, kim s�, kto prze�y� masakr�, jak zgin�li inni. Mamy nadziej�, �e je�li kiedy� uda si� nam zebra� wszystkie te informacje, z�o�y� razem wszystko, co wiemy, dowiemy si�, kto stoi za ca�ym tym piractwem. Ci ludzie nic dzia�aj� na w�asn� r�k�, cho� s�ysza�em, �e statek, kt�ry napad� na Myriad�, by� niezale�ny, a przynajmniej mia� na pie�ku ze swoim sponsorem. Istniej� dowody na pewnego rodzaju spisek w samej Federacji. Nic wiem jakie, bo gdybym wiedzia�, zrobi�bym wszystko, by przekaza� je Flocie. Jednak�e ciebie nie mog� z nimi skontaktowa�, dop�ki nie nauczysz si� maskowa� swych reakcji.
- Kim s�...
- Nazywaj� siebie "Samizdat". To stare s�owo, pochodz�ce z j�zyka, kt�rego nigdy nie s�ysza�em. Podobno znaczy "podziemie", mo�e co� innego, ale to bez znaczenia. Istotna jest sama nazwa i to, by� trzyma�a j�zyk za z�bami.
Nauka, praca, �wiczenia. Przypomina�o to �ycie, jakie wiod�a w domu, na Myriadzie - szko�a, obowi�zki domowe, �cis�e grono przyjaci�. Tyle ze oblanie testu w domu oznacza�o tylko bur�, tutaj za� ko�czy�o si� biciem. Kiedy dopu�ci�a do tego, by Januk rozsypa� cenne, racjonowane jedzenie - oczy wype�ni�y jej si� �zami na wspomnienie cukru rozsypanego tej ostatniej nocy -matka czyni�a jej gorzkie wym�wki. Kiedy teraz rozsypa�a nasiona, kt�re nios�a do inspekt�w, nadzorca da� jej mocnego kuksa�ca i pozbawi� posi�ku. A zamiast przyjaci� w swoim wieku, z kt�rymi mog�aby plotkowa� o kolegach i rodzinie, �artowa� i snu� marzenia, mia�a tu Abego. Up�ywa� czas, kt�ry mog�a odmierza� tylko subtelnymi zmianami we w�asnym organizmie. By�a dzi� chyba nieco wy�sza, szersza w biodrach, cho� nadal szczup�a, bo na niewolniczej diecie.
W ko�cu zacz�a si� zastanawia�, dlaczego jej i Abemu dano tyle swobody, podczas gdy inne przyja�nie mi�dzy niewolnikami nadzorcy bezwzgl�dnie niszczyli. Gdy zapyta�a go o to, Abe u�miechn�� si� figlarnie.
- M�wi�em ci ju�,, �e jestem tu ceniony. Dlatego te� uznano, �e przyda mi si� od czasu do czasu s�odka m�odziutka maskotka...
Sass poczerwienia�a. Szkolono tu w sztuce mi�o�ci dziewcz�ta du�o od niej m�odsze, gdy tymczasem na Myriadzie, zgodnie z religi� jej rodziny, mieli prawo wiedzie� o tym tylko ci, kt�rzy doro�li do za�o�enia w�asnej rodziny. �ycie na pionierskiej planecie dostarcza�o im zbyt wielu zaj��, by mieli czas uskar�a� si� na to. Abe m�wi� dalej:
- Powiedzia�em im, �e sam b�d� ci� szkoli� w mi�o�ci. Nie chcia�em, �eby przeszkadzali ci swoimi naukami. - Sass wpatrywa�a si� w ziemi�, w�ciek�a na niego. - Nie z�ymaj si�, dziewczyno. Oszcz�dzi�em ci sporo k�opot�w. Nie kazaliby ci pewnie robi� tego przez ca�y czas, bo jeste� zbyt inteligentna i mo�na ci� nie�le sprzeda� po przeszkoleniu technicznym, ale mimo wszystko...
- No dobrze - wymamrota�a obra�onym tonem. - Dobrze, rozumiem.
- Teraz jeszcze nie, ale kiedy� zrozumiesz. - Dotkn�� jej policzka i obr�ci� jej twarz w swoj� stron�. - Sass, kiedy b�dziesz ju� wolna - a wierz� w to, �e kiedy� odzyskasz wolno�� - zrozumiesz, co zrobi�em i dlaczego tak post�pi�em. Moja ma�a, b�dziesz kiedy� pi�kn� kobiet�, kt�ra sama zadecyduje o w�asnym ciele.
Przez pewien czas po tej rozmowie Sass czu�a si� do�� nieswojo w jego obecno�ci. Kilka dni p�niej Abe na powitanie przekaza� jej wstrz�saj�c� wiadomo��.
- Zostaniesz sprzedana - powiedzia�, unikaj�c jej wzroku. - Nied�ugo, jutro albo pojutrze. To nasze ostatnie spotkanie. Powiedzieli mi tylko dlatego, �e zaproponowali mi nast�pn�.
- Ale� Abe... - szepn�a dr��cym g�osem.
- Niestety, Sass. - Potrz�sn�� g�ow�. - Nic nie mog� poradzi�. Z oczu trysn�y jej �zy.
- Ale... ale to niemo�liwe...
- Sass, my�l! - W jego g�osie d�wi�cza� rozkaz. �zy wysch�y Jej na policzkach. - Czy uczy�em ci� tego, by� p�aka�a jak rozkapryszone dziecko, gdy tylko zaczn� si� k�opoty?
Spojrza�a na niego i przypomnia�a sobie o samodyscyplinie. Zacz�a oddycha� wolniej, uspokoi�a si�. Przesta�a dygota�. Pozby�a si� strachu.
- Ju� lepiej. A teraz pos�uchaj...
Abe m�wi� szybko, �agodnym g�osem. Rytm jego s��w by� dziwny, zniewalaj�cy. Gdy sko�czy�, nie pami�ta�a, co jej przekaza�, wiedzia�a tylko, �e to co� wa�nego i �e p�niej sobie przypomni. Obj�� j� i przytuli� po raz pierwszy. Jego u�cisk podni�s� j� na duchu. Wci�� jeszcze opiera�a g�ow� na jego ramieniu, kiedy przyszed� nadzorca, by j� zabra�.
Przesz�a przez hal� targow�, niczego nie widz�c. Tym razem nabywca kaza� zabra� j� do portu, do podniszczonego statku bez widocznych numer�w rejestracyjnych. Gdy znale�li si� wewn�trz, eskortuj�cy Sass stra�nik poda� uczepiony do jej obro�y pasek m�czy�nie z purpurowymi i z�otymi dystynkcjami. Sass sobie, �e to mundur starszego pilota jakiej� odleg�ej floty handlowej. Cz�owiek �w spojrza� na ni� i pokiwa� g�ow�.
- Nast�pny ��todzi�b. Przecie� wiedz�, i� potrzeba mi kogo� do�wiadczonego ni� t�pa, go�a dziewucha, kt�ra pewnie nie m�wi nawet w �adnym zrozumia�ym j�zyku. Odwr�ci� si� od niej i pchn�� palcem �ciank�. Ze �wistem otworzy�y si� drzwi szafki. Przerzuci� jej zawarto�� i wyci�gn�� wygniecion� tunik� i pocerowane spodnie. - Masz. Ubranie. Rozumiesz?
Gestami pokaza�, �e ma si� ubra�. A potem poprowadzi� j� korytarzem do kabiny pilota, ma�ego, zat�oczonego pomieszczenia, wype�nionego ekranami i tablicami rozdzielczymi. Dzi�ki przebytemu szkoleniu z ulg� rozpozna�a znajome elementy W chaosie przycisk�w, guzik�w, migaj�cych �wiate�. To musi by� komputer wewn�trzuk�adowy, to jest przycisk FTL i jego w�asny komputer, migaj�cy teraz w niezbyt dla niego typowym pomieszczeniu. Statek mia� dwa nap�dy wewn�trzuk�adowe, z kt�rych jeden nadawa� si� do l�dowania na planetach z pow�ok� atmosferyczn�. Pilot poci�gn�� za pasek u jej obro�y. Gdy spojrza�a na niego, wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- Widz�, �e znasz wi�kszo�� z tych urz�dze�. By�a� kiedy� w przestrzeni kosmicznej? - Zapomnia�, �e dziewczyna mo�e nie m�wi� w jego j�zyku. Na szcz�cie m�wi�a.
- Nie... Odk�d tu przylecia�am.
- Masz wysok� punktacj�. Zobaczmy, jak sobie z tym poradzisz. Wskaza� d�oni� jeden z trzech foteli. Usiad�a przed komputerem, bardzo przypominaj�cym jej stanowisko szkoleniowe, pochodz�cym nawet od tego samego producenta. Nachyli� si� nad ni�, poczu�a ciep�y oddech na policzku. Wprowadzi� do komputera zadanie dla niej.
- Ju� to kiedy� robi�am - powiedzia�a.
- No to zr�b jeszcze raz.
Jej palce zata�czy�y na klawiaturze. Kod punktu wyj�cia i celu, r�wnania wyliczaj�ce najbardziej korzystn� kombinacj� czasu podr�y, koszt�w paliwa nap�du wewn�trzuk�adowego, przep�ywu prawdopodobie�stwa FTL i wreszcie r�wnania przekszta�ceniowe, wyznaczaj�ce �cie�k� lotu w przestrzeni FTL. Kiedy doko�czy�a, skin�� g�ow�.
- Ca�kiem nie�le. A teraz zmaksymalizuj czas podr�y, wykorzystuj�c najwi�kszy dost�pny przep�yw FTL.
Wykona�a zadanie i spojrza�a na niego. Patrzy� spode �ba.
- Polecia�aby� �cie�k� przep�ywu 0.35? Sk�d wzi�a� tak� warto��?
Zarumieni�a si�. �le umie�ci�a przecinek. Doda�a opuszczone zero i ze stoickim spokojem przyj�a zas�u�ony kuksaniec.
- Teraz ju� lepiej. Wy, m�odzi, nie wiecie, co znaczy wysoki przep�yw. Uwa�aj, bo zostanie po nas tylko echo szum�w radiowych w jakim� uk�adzie s�onecznym. Jak masz na imi�?
Zamruga�a ze zdziwieniem oczami. Dot�d tylko Abe m�wi� jej po imieniu. Pilot patrzy� na ni�. czekaj�c niecierpliwie, got�w zn�w da� jej szturcha�ca.
- Sass - odpar�a.
U�miechn�� si� i wzruszy� ramionami.
- Pasuje do ciebie. - Usiad� w fotelu i skasowa� dane z ekranu. - A teraz, dziewczyno, zabieramy si� do pracy.
Nowe �ycie w charakterze �wie�o zwerbowanego m�odszego pilota - starszy pilot wyra�nie o�wiadczy�, �e nie lubi s�owa "niewolnica" - by�o znacznie przyjemniejsze ni� przebyte szkolenie. Nadal nosi�a obro��, ale ju� bez linki. Nikt jej nie powiedzia�, do kogo nale�y statek, nie informowano jej o niczym, podaj�c tylko najbli�szy cel podr�y. Poza tym traktowano j� jak pe�noprawnego cz�onka za�ogi. Pr�cz starszego pilota Krewe lecia�o jeszcze dw�ch m�odszych pilot�w: kr�pa kobieta o imieniu Fersi i wysoki, niezgrabny m�czyzna Zoras. W kabinie pilota zawsze pracowali we tr�jk�, manewruj�c to jednym, to drugim nap�dem wewn�trzuk�adowym. Sass odbywa�a standardowe, sze�ciogodzinne wachty jako trzeci pilot pod komend� pozosta�ych. Poza tym musia�a utrzymywa� w czysto�ci w�asn� kabin� i wykonywa� drobne polecenia, jakie jej wydawano. W wolnych chwilach przys�uchiwa�a im si� i przypatrywa�a, jak gadaj�, k��c� si� i uprawiaj� hazard.
Piloci nie brataj� si� z byle kim - ostrzeg�a j� Fersi, gdy Sass usi�owa�a zaprzyja�ni� si� z za�og� statku. - Nale�y nam si� szacunek. Reszta za�ogi to �adni kosmici. Na ziemi robiliby to samo co tutaj: biliby si�, sprz�tali, gotowali, obs�ugiwali maszyny Piloci to stary cech, pierwsi kosmici. Masz szcz�cie, �e nauczono ci� tego zawodu.
Historia z punktu widzenia trojga pilot�w w og�le nie przypomina�a tego, czego dziewczyna uczy�a si� na Myriadzie. Nie m�wili nic o epoce wielkich odkry�, o spotkaniach z obcymi, o budowaniu sojusz�w i utworzeniu Federacji, Zamiast tego Sass wys�uchiwa�a litanii nazwisk jeszcze z czas�w Starej Ziemi, poznawa�a oklepane, banalne opowie�ci. Lindberg, Czerwony Baron, Bader, Gunn, nazwiska jeszcze z czas�w przed podr�ami kosmicznymi, podniebni wojownicy z jakiej� prastarej bitwy, z kt�rej nikt nie powr�ci� �yw. Heinlein i Clarke, Glenn i Aldridge z pierwszych dni w kosmosie... a� do Ankwira, kt�ry niedawno przetar� nowy szlak przez ca�� galaktyk�, zmniejszaj�c margines przep�ywu poni�ej 0,001.
Gdyby nie t�skni�a tak bardzo za Abem, by�aby prawie szcz�liwa. Pok�adowe po�ywienie, na kt�re wszyscy inni wyrzekali, jej zdaniem by�o smaczne i obfite. Mog�a si� uczy� i mia�a ch�tnych nauczycieli. Piloci nudzili si�, gdy� dawno opowiedzieli ju� sobie nawzajem swe historie. Jednak�e zanim Sass zdo�a�a zapomnie� o swym dawnym opiekunie i obozie dla niewolnik�w, nast�pi� napad.
Spa�a na swej koi, kiedy zawy� alarm. Statek zadr�a�. Pok�ad pod bosymi stopami dygota� przy zmianie nap�du.
- Sass! Chod� tu!
Glos Krewe zabrzmia� tak dono�nie, ze przebi� si� przez dzwonki alarmowe. Chwiej�c si� na nogach, pow�drowa�a w stron� stanowiska dowodzenia. Fersi ju� tam siedzia�a, wpatruj�c si� w ekran. Krewe spostrzeg� Sass i wskaza� jej fotel drugiego pilota.
- To pewnie nic nie da, ale mo�emy spr�bowa�... Sassinak w��czy�a ekran i usi�owa�a zorientowa� si� w pl�taninie symboli. Co� wychwyci�o ich z przestrzeni FTL i rzuci�o w pustk� mi�dzy systemami gwiezdnymi. A z ty�u, stanowczo zbyt blisko, znajdowa�o si� co� znacznie bardziej masywnego od ich statku.
- Ci�ki kr��ownik Floty - oznajmi� lakonicznie Krewe. -Znalaz� nas przed chwil� i zastawi� pu�apk�.
- Co takiego?! - Sass nic mia�a poj�cia, �e mo�na odnale��, a nawet przechwyci� statek w locie FTL.
Pilot wzruszy� ramionami, manewruj�c r�koma na klawiaturze.
- Rota nauczy�a si� nowych sztuczek. Prawie im uciekli�my. Masz... - Rzuci� jej kawa�ek t�oczonego plastiku. - W�o�ysz to w boczn� szczelin� przy swojej tablicy rozdzielczej, kiedy ci powiem.
Z ciekawo�ci� przyjrza�a si� p�ytce. D�uga na palce, o dwa razy mniejszej szeroko�ci, nie przypomina�a �adnego no�nika informacji, jaki kiedykolwiek widzia�a. Odszuka�a szczelin�, do kt�rej pasowa�, i czeka�a na polecenie. Nagle w g�o�niku zabrzmia� g�os kapitana.
- Krewe, mo�esz co� zrobi�? Chc� wej�� na pok�ad!
- Mo�e mog�. Poczekaj.
Krewe skin�� g�ow� Sass i wsun�� identyczn� p�ytk� w szczelin� w�asnej tablicy rozdzielczej. Dziew