670

Szczegóły
Tytuł 670
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

670 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 670 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

670 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Kwiatek, Michał Worwąg PODRÓŻ PO HISTORII FILOZOFII STAROŻYTNOŚĆ Wydawnictwo Naukowe Scholar Warszawa 1997 Kedaktor: lbmasz Bigaj Korekta: Anna Sobolewska Projekt okładki: Krzysztof Szczepanik Ilustracje Michala Worwclga D Copyright by Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, 1997 ISBN 83-85838-96-1 Wydawnictwo Naukowe "Scholar" ul. Królewska 47/29, 00-103 Warszawa, tel./fax 620.52.07 Wydanie pierwsze, objętość 9 a.w. skład, łamanie, druk i oprawa PP "Evan". PRZEDMOWA Człowiek stykający się po raz pierwszy z filozofią napotyka specyficzny język i pojęcia, które mogą zaciekawiać i zachęcać do dalszych studiów, ale mogą również odstraszać. Nie każdy ma wystarczająco silną motywację, cierpliwość i czas, aby przedzierać się przez barierę języka filozoficznego. Jakże często odkładamy "na później" książkę znanego autora w nadziei, że kiedyś, już dojrzali intelektualnie, będziemy jąw stanie przeczytać i należycie zrozumieć. Dotyczy to zwłaszcza młodego czytelnika, z reguły niecierpliwego, zniechęcającego się przy lada trudności. A że jest on jednocześnie ciekawy świata, przeto bez wahań kieruje swoją uwagę na inne dziedziny, rezygnując w ten sposób - być może na zawsze - z uczestnictwa w jednej z najciekawszych przygód intelektualnych, jaką może się stać filozofia. Z naszych szkolnych doświadczeń w nauczaniu filozofii i etyki wynika, że młodzież chętnie uczestniczy w dyskusjach filozoficznych i oddaje się filozoficznej refleksji. Z drugięj jednak strony niechętnie sięga po lektury, podręczniki i opracowania z tej dziedziny. Podobne spostrzeżenia mająorganizatorzy olimpiady filozoficznej, w której licznie uczestnicząuczniowie z całej Polski. Zapał nie idzie w parze z erudycją. Czy można temu zaradzić? Naszym zdaniem można, pod warunkiem, że przemówi się do nich językiem dnia codziennego. Książka ta jest próbą dotarcia do młodego czytelnika oraz do każdego, kto jest ciekaw filozofii, bez odwoływania się do pojęć specjalistycźnych. Popularyzacja filozofii w tej formie niesie szereg niebezpieczeństw. Grozi uproszczeniami, powierzchownością czy wręcz zafałszowaniami. Autorzy starali się tych błędów uniknąć. Pragnęli w sposób jasny i przystępny przedstawić najważniejsze problemy filozoficzne nurtujące ludzi w różnych epokach. Użycie do tego celu języka potocznego jest uzasadnione, gdy zważy się, że pierwsze ujęcia aktualnych do dziś zagadnień filozoficznych wyrażane były przy pomocy ję 5 zyka, którym posługiwano się na co dzień. Grecy dowiedli, że o najtrudniejszych sprawach można mówić w sposób prosty i zrozumiały dla każdego. Znakomitym wzorem prostoty i jasności, a zarazem filozoficznej głębi, pozostają dla nas Platońskie dialogi. Należy pamiętać również, że filozofowanie nie jest wyłączną domeną filozofów. Literatura i sztuka są tego wymownym przykładem. Odnajdujemy w nich problemy równie doniosłe, co w dziełach filozoficznych, wyrażone bez użycia hermetycznej terminologii. Kto wie, czy nie z lepszym rezultatem? Pytania na końcu każdego rozdziału są tylko pewymi propozycjami, które można wykorzystać jako materiał do przemyśleń i dyskusji. Nie sąone, oczywiście, jedynymi możliwymi. Mamy nadzieję, że treść książki zachęci Czytelnika do postawienia wielu ciekawszych pytań i rozbudzi tym samym potrzebę głębszego obcowania z filozofią. Wstęp ZACZYNA SIĘ OD ZDZIWIENIA Któż nie zna bajek, mitów, legend i wierzeń o świecie, o życiu, o zwierzętach, ludziach, bogach i demonach? Od niepamiętnych czasów takie właśnie opowieści dostarczały rozrywki, dreszczów emocji, zachęcały do namysłu nad światem i samym człowiekiem. Kto nie pamięta bajek, kogo już nie bawią i nie wzruszają, temu z powodzeniem potrafiąje zastąpić powieści lub filmy z gatunku science fiction, fantasy czy horrorów. Dlaczego tak bardzo przykuwąją uwagę? Dlaczego tak mocno je przeżywamy? Niełatwo dać odpowiedź na te pytania. Wyobraźmy sobie, o ileż trudniej było jąznaleźć ludziom sprzed kilku tysięcy lat. W dawnych czasach świat przedstawiał im się nieco inaczej. Nie znaczy to, aby rosły wtedy inne drzewa, zamieszkiwały go inne zwierzęta lub inne nim rządziły prawa. To ludzie tłumaczyli sobie ten świat całkiem inaczej, w sposób - w naszym pojęciu - wręcz fantastyczny. Można jednak powiedzieć, że wiedza dotycząca codziennych spraw i zwykłych czynności z pewnością nie była tak fantastyczna. Nasi pradziadowie doskonale przecież wiedzieli, jak tropić zwierzynę, gdzie znajdować schronienie, jakiego rodzaju drewna czy kości użyć, aby łuk skutecznie strzelał. O rybaku i rybce Mówimy "wiedzieli" - ale czy na pewno wiedzieć znaczyło wtedy to samo, co i dziś? Czym innym jest wiedzieć, co trzeba zrobić, aby łuk strzelał, czym innym zaś wiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Aby, na przy 6 ~ 7 kład, strzała nie "tańczyła" w locie do celu, powinna mieć lotki. Każdy o tym wie, tak samo dziś, jak i wtedy. Ale my dziś wiemy, jaki jest tego powód: to powietrze stawia opór wobec płaskich powierzchni lotek, "prostując" lot strzały; nie stawiałoby oporu wobec strzały gładkięj. Wynika to z praw fizyki. Lecz nasi przodkowie tych praw nie znali; ponieważ lotki robili z piór ptasich, mogli sobie wyobrażać, że strzała "uczy się" latać od ptaków. Jeszcze całkiem niedawno, przy odrobinie szczęścia, można było gdzieś nad jeziorem lub rzeką spotkać starego rybaka, który tajniki łowienia ryb ościeniem potrafił tłumaczyć w szczególny sposób. "Kiedy celujesz - mówił stary rybak - musisz mierzyć trochę poniżej brzucha ryby. A to dlatego, że ryba zawsze w ostatnięj chwili uskakuje w dół, do dna". Łatwo nam dziś powiedzieć, że rybak się mylił. Znąjąc zasadę załamania promieni światła w wodzie, wiemy, iż to za jej przyczyną ryba "uskakuje" ku dołowi. Po prostu patrząc przez wodę widzimy rybę wyżej niż znajduje się ona naprawdę. 1 dlatego musimy mierzyć ościeniem poniżej jej brzucha. Rybak o tym nie wiedział. Na własną rękę poszukiwał przyczyny, która sprawia, że celować powinien nie tam, gdzie rybę widzi. Nie znał dokładnego wyjaśnienia, ale doszukiwał się powodu prawdopodobnego. I wyciągał wniosek: przyczyna musi tkwić w zachowaniu ryby. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak podobne zjawisko mogli tłumaczyć sobie ludzie myślący w sposób o wiele bardziej mitologiczny od naszego rybaka. Przypuśćmy, że wyjaśniliby to nie unikiem ryby, ale tym, że to woda sama "wciąga" rybę w głąb. Takie tłumaczenie wyda się nam dziś zapewne nieprawdopodobne i śmieszne. Dlaczego więc nie było takim dla naszych przodków? Dla ludzi z zamierzchłych czasów cała przyroda, nie tylko zwierzęta czy rośliny, ale i siły natury, ba, nawet ziemia, skały i kamienie, były ożywione. Cała przyroda jawiła im się jednąwielkącałością, czymś w rodzaju rodziny. Być może ryba była dla nich "dzieckiem" wody. W ich oczach woda miała więc "prawo" pomagać rybie. Nie dziwiło ich wcale, że rzeczy i żywioły mogą działać celowo. Były przecież dla nich czymś żywym i świadomym. Mówi się nieraz, że woda "wciąga". Takie powiedzenia traktowano wtedy całkiem dosłownie. Jeśli woda może wciągnąć nawet dobrego pływaka, dlaczego nie miałaby tego zrobić z rybą? Bardzo ważne dla dawnego sposobu myślenia było i to, że inaczej pojmowano przyczynę, która wywoływała znany skutek. Aby stać się przyczyną czegoś, rzecz lub zjawisko nie musiały wcale znajdować się w pobliżu rzeczy, na którą działały. Wystarczyło, że były w jakiś sposób podobne lub łączyło je jakieś skojarzenie. Mało tego, zadziałać mógł już sam znak symbolizujący jakąś siłę lub zwierzę. W przykładzie ze strzałą ptak nie musiał więc być obecny, aby "nauczyć" strzałę właściwego lotu. Równie dobrze mógł wystarczać sam znak, jakim była lotka. Tylko jeden krok Łatwo sobie wyobrazić, o ile bardziej nieprawdopodobne były opowieści naszych przodków, gdy stykali się ze zjawiskami naprawdę niezwykłymi. Bo przecież sprawy codzienne i powszednie nie stały się jedynym tematem mitów. Człowiek próbował w nich odpowiedzieć sobie też na pytania innego rodzaju: jak powstał świat? Skąd się wzięło życie na ziemi? Jak zbudowany jest świat? Co się dzieje z człowiekiem po śmierci? Wówczas to zaczynała działać fantazja. Czy była to tylko fantazja? A może kryło się w tym coś więcej? Kiedy powiadano, na przykład, że na początku był Chaos, z którego wyłoniły się kolejno Mrok, Noc, Światło, Życie i Rozum, była to może opowieść o stopniowym zaprowadzaniu w świecie porządku? Od Chaosu po Rozum, przez kolejne stopnie układała się wizja narastającego porządku, ładu i bezpieczeństwa. A kiedy znów przekazywano sobie historię, jak to z pierwotnego morza, Okeanosa, wyłoniła się Tetyda, czyż nie była to opowieść o życiu wychodzącym z wody? W jej pobliżu powstawały pierwsze ludzkie siedziby. Dla Greków, rozrzuconych po wyspach i wybrzeżach dwóch kontynentów, morze było także drogą łączącą ich z rodakami, było mostem porozumienia. Snując te opowieści, być może ludzie mieszali ze sobą różne sprawy: ład ustalony we wspólnym działaniu, jako że nie był niczyją osobistą zasługą, utożsamiali z porządkiem kształtującym się niejako samorzutnie w całym świecie. Nie uświadamiali sobie wówczas każdego zjawiska z osobna. Być może ich myśli zaprzątało coś ważniejszego. Poszukiwali nie tyle wyjaśnienia poszczególnych zjawisk, ile skrywającej się 8 I 9 poza nimi jedności i przenikającego cały świat porządku. Dostrzegali bezpośredni związek między deszczem a urodzajem, między wodą a życiem, światłem a pełnią otwartego świata. Wiele ich pojęć skupiało w sobie rozmaite myśli i pragnienia, które dla nas istnieją tylko z osobna. W ich wierzeniach łączność między różnymi sprawami mogła przybierać postać wręcz zdumiewającą. Jedna i ta sama rzecz potrafiła być nie tylko sobą samą, ale równocześnie czymś jeszcze. Sowa pohukująca nocą mogła okazać się ich przodkiem, który zwraca się do nich w tajemnej mowie. Zarazem jednak wcale nie przestawała być sową. Być może ludzie dawniejsi zbyt szybko, zbyt pochopnie wyciągali wnioski, zbyt wiele spraw łączyli w jedno. Lecz wokół gromadziło się tyle spraw tajemniczych, niezrozumiałych i splątanych, że trudno je było rozdzielić. Przecież woda i deszcz to nie tylko życiodajne siły, ale i groźba powodzi; ogień to zarówno ciepło, jak i pożar, a ziemia może być siłą życiodajną, ale i niszczącą. Wszystko to musiało dziwić, zastanawiać. Jak to wszystko uładzić, uporządkować? Nic dziwnego, że ludzie sięgali po fantastyczne tłumaczenia. Ale nawet ich najbardziej niewiarygodne historie zachowywały głębszy sens i znaczenie. Pierwsze opowieści mitologiczne zajmują się powstawaniem świata, życia, ustalaniem porządku, cyklicznymi zmianami pór roku, siłążywiołów, tajemnicąśmierci. Także bogowie w najstarszych poglądach Greków nie byli tylko osobami. Chronos - czas, Gaja - Ziemia, Eros - ożywiająca wszystko siła miłości, były również pewnymi zasadami, jakby glebą, z której wszystko wyrasta. Często przeciwstawiano sobie te podstawowe siły. Występując parami grały główną rolę w wielu mitach. Od zarania ludzkości fascynowały człowieka napięcie i równowaga między przeciwieństwami, takimi jak światło i mrok, męskie i żeńskie, żywe i martwe, góra i dół - ale także między tymi bardziej codziennymi, jak mokre i suche, ciepłe i zimne, jadalne i niejadalne, prawe i lewe. Kolejny temat i nowa pożywka dla wyobraźni oraz dociekań. Bo tematem dla mitu mogło być dosłownie wszystko. Jak to się stało, że w pewnym momencie w ten splątany świat wyobrażeń mitycznych wkroczyła filozofia? Arystoteles, jeden z największych umysłów starożytności, powiedział, że filozofowanie zaczyna się od zdziwienia. Wyobraźmy sobie, że za oknem pada deszcz. Jeśli po wiemy: "cóż, deszcz to deszcz", nie pojawią się przed nami żadne pytania. Będzie inaczej, kiedy coś nas zdziwi. Przypuśćmy, że wpatrując się w strugi deszczu zaczniemy snuć rozważania. Dlaczego właściwie obejmujemy jedną nazwą "deszcz" te pędzące ku ziemi krople, jak gdyby było to coś stałego? Deszcz to po prostu tysiące kropli w ciągłym ruchu. Gdy niebo się rozjaśni pozostanie po nim tylko kilka kałuż. Czy nie jest podobnie z innymi rzeczami i zjawiskami? Rośliny, zwierzęta czy skały zdają się trwać dłużej niż przelotny deszcz, lecz ich czas również przeminie. Rośliny są w stałym rozwoju, przemianie, która trwa dopóki nie zwiędną i nie rozłożą się. Nawet skały wietrzeją, by wreszcie zniknąć. Czy jest zatem coś trwałego na ziemi? Oto mamy problem, jaki nasunęło nam zdziwienie. A stąd już tylko krok do filozofii. Być może krok równie mały dzieli filozofię od mitologii. Taki jest sens słów Arystotelesa: "Miłośnik mitów jest do pewnego stopnia filozofem, jako że mit składa się z rzeczy zdumiewających". 10 ~ 11 Rozdział I COŚ. POSZUKIWANIE PRAZASADY PRZEZ FILOZOFÓW JOŃSKICH I ITALSKICH Zdarza się nieraz, że pomimo posiadanęj wiedzy nie jesteśmy w stanie wyjaśnić jakiegoś zdarzenia. Bywa, że ni stąd, ni zowąd spadają obrazy ze ściany, dokładnie w chwili, gdy gdzieś daleko zaszło jakieś tragiczne wydarzenie. Oto ktoś nie może się oprzeć wrażeniu, że rozpoznaje miejsce, w którym nigdy nie był, kogoś innego nawiedzająprorocze sny. Są to zjawiska, które trudno wytłumaczyć. Gdy nasza wiedza jest zbyt uboga, aby je wyjaśnić, mówimy: nie wiem. Kto jednak chętnie przyznaje się do własnej niewiedzy? Wypowiadamy wtedy słowa tajemnego zaklęcia: "coś w tym musi być". Tak, ale co? To "coś" jest niewytłumaczalne, to "coś" jest niewidzialne. Wydaje nam się, że to "coś" istnieje na pewno, bo inaczej nie byłoby tych wszystkich zdarzeń. Jeśli nie potrafimy określić przyczyn różnych zjawisk, a potrzeba wyjaśnień narasta, mamy wielką pokusę chwytać się najdziwniejszych skojarzeń. A może być i tak, że odpowiedź jest nam znana już wcześniej, zanim zadamy pytanie. Zupełnie jakby "czekała na nas" ukryta w opowieściach innych ludzi - w podaniach czy legendach, które potrafią wyjaśnić zarówno tajemnice wzrostu i odnawiania się świata roślinnego, jak i tajemnicze szmery za oknem. Łatwo mogą się jednak zrodzić wątpliwości, czy aby przekazywana nam w ten sposób wiedza jest wiarygodna. Czy wielość mitycznych wyjaśnień nie nasuwa podejrzenia, że "coś tu się nie zgadza"? Może odczujemy potrzebę, aby rzecz wytłumaczyć "raz a porządnie"? Czy przekonanie, że Ziemia spoczywa na grzbiecie żółwia nie kłóci się z opinią, że pływa ona po niezmierzonym oceanie? Takie odpowiedzi rodzą nowe pytania: a co jest pod dnem oceanu? Po czym chodzi ten żółw? W pewnej chwili człowiek czuje, że "żółw" nie jest zbyt pewnym oparciem nie tylko dla stóp, ale i dla jego pragnienia wiedzy. Zaczyna rozmyślać nad innymi możliwościami. Podobnie dziać się zaczęło u progu VI wieku p.n.e, tj. ponad dwa i pół tysiąca lat temu w Grecji. W miarę jak rozwijało się rzemiosło, żegluga, handel i powstawały nowe miasta, Grecy nabierali przekonania, że mitologiczne wyjaśnienia zjawisk nie tłumaczą świata w sposób wystarczający. Należy je więc uściślić - rozjaśnić to, co w micie pozostaje spowite mgłą tajemnicy. Pierwszymi, którzy przetarli oczy i zaczęli się przyglądać rzeczom uważniej, byli Tales i Anaksymander z Miletu. Milet to znane miasto w starożytnej Jonii, na wybrzeżuAzji Mniejszej, gdzie w VII i VI wieku p.n.e. osiedlali się Grecy. WSZYSTKO WYSZŁO Z WODY TALESA POSZUKIWANIE POCZĄTKU Tales był zdolnym matematykiem i astronomem. Podobno przebywając w Egipcie obliczył wysokość piramidy na podstawie długości jej cienia. Potrafił też podać dokładnądatę zaćmienia Słońca. Zajmował się najważniejszymi ówcześnie dziedzinami wiedzy: astronomią, geometrią, matematyką. Obserwował świat uważnie i zastanawiał się, co jest w nim najbardziej istotne. Ziemia, niebo, gwiazdy i kamienie, zwierzęta i rośliny tworzą w tym świecie rozmaitość form, przyprawiającą o zawrót głowy. A mimo to odnosimy wrażenie, że tkwi w tym wszystkim jakaś zasadnicza jedność. Tales chciał dociec; czy jest w świecie coś takiego, co mogłoby wyjaśnić tę przypuszczalną jedność wszystkich rzeczy. Może jest to ich wspólne pochodzenie, jak w przypadku różnych 12 I 13 ludzi, których łączy to, że pochodzą od wspólnego przodka? Gdyby udało się odnaleźć taki wspólny początek wszystkich rzeczy, byłby on zasadą jednoczącą je pomimo ich rozmaitości. Pytanie brzmiało: z czego wszystko powstaje? Co jest źródłem życia i ruchu? Woda - odpowiada Tales, Też wymyślił! A dlaczego nie oliwa? Jeśli się jednak zastanowimy, okaże się, że nie jest to pomysł aż tak niezwykły. Woda, obok powietrza, ziemi i ognia, była jednym z żywiołów, o których opowiadają mitologie wielu krajów świata. I nic w tym dziwnego. Są to właśnie te elementy przyrody, którym człowiek najwięcej zawdzięcza. Mają też wiele zadziwiających właściwości, które pobudzają naszą wyobraźnię. Być może w odpowiedzi Talesa na pytanie o zasadę świata jest coś z mitycznej opowieści: wszystko powstaje z wody, jak Tetyda z pierwotnego oceanu. Ale Talesowi szło o coś więcej. Woda jest początkiem wszystkiego, gdyż z wilgoci powstaje życie. Po drugie, woda jest bezkształtna, bezbarwna, bez smaku - potrafi wypełnić sobą każde naczynie. Może więc wypełnia sobą każdy żywy organizm? Po trzecie wreszcie, zmienność jej kształtów, ruchliwość, czyni z niej symbol dającej się zauważyć w naszym otoczeniu zmienności świata. Gdy Tales nazwał wodę początkiem, złożył jakby hołd jej szczególnym własnościom, związkom, jakie łączyły jąz wszelkim życiem. Zarazem jednak była dla niego wszędzie obecnym składnikiem, "wypełniaczem" świata. Krótko mówiąc, woda była dla Talesa źródłem życia, a życie było dlań wszechobecne - nawet martwe z pozoru przedmioty uznawał za ożywione. Jeśli więc woda miała być początkiem wszystkiego, to była początkiem szczególnym, stale obecnym w każdym okruchu rzeczywistości. Można by rzec, że była nieustannym początkiem rzeczy. Bo początek, którego Tałes poszukiwał, nie był jakimś stanem, który był i minął; był praprzyczyną, która od zawsze rządziła i nadal rządzi przemianami rzeczy. Żadne pisma Talesa - jeśli cokolwiek napisał - nie zachowały się. Jego poglądy znamy od filozofów późniejszych. Dwieście lat po nim Arystoteles, a Cicero pięćset lat później, zgodnie przyznają Talesowi pierwszeństwo w poszukiwaniu praprzyczyny. Obaj wspominają o badaniach Talesa i jego wytrwałej obserwacji zjawisk. Piszą, że właśnie dzięki obserwacji doszedł do ustalenia zasady - początku świata. Dziś trudno raczej uwierzyć, że świat powstał z wody, jak mówi Tales. Ale i obecnie wielu uczonych stara się zrozumieć "jak się to wszystko zaczęło", jak powstał świat, skąd wzięło się życie. Uważamy dziś, że życie wyszło z wody, chcąc przez to powiedzieć, że organizmy żywe pojawiły się w wodzie miliony lat temu. ZasługąTalesa jest, że po raz pierwszy postawił jasno pytanie: co jest początkiem wszechświata? I żądał jednoznacznej odpowiedzi. Niezależnie od tego, jaki jest nasz stosunek do jego wniosków, najważniejsze jest jedno: Tales był pierwszym z tych, którzy zaczynali się trudzić, aby poznać 'wiat własnym umysłem. Chciał zsumować znane sobie fakty i przedsta ' ć jeden wspólny powód ich powstawania, źródło, z którego wypływa ws stko, cała widzialna rzeczywistość. W ten sposób wskazał jedną z dró , po której miały kroczyć przyszłe epoki. Nie obyło się jednak bez krytyki, i to już na samym wstępie. Dokonał jej bowiem bezpośredni uczeń Talesa, Anaksymander. ANAKSYMANDER I BEZKRES Pierwsi filozofowie bynajmniej nie porzucili myślenia mitologicznego. Nie jest nawet pewne, że w ogóle tego chcieli. Postawione przez nich pytania nie były wcale inne niż te, na jakie odpowiadająmity. Proponowane przez nich odpowiedzi również niewiele się różniły od mitycznych opowieści. Co to w końcu za różnica, czy świat powstał z wody, czy na przykład z wielkiego jaja, jak przekazuje wiele mitycznych podań? Jeśli potraktujemy to jako przenośnię, jajo nie jest wcale gorszym symbolerri życiotwórczej siły niż woda. Jeśli dosłownie, w obu przypadkach będzie to jednakowo niedorzeczne. W wyjaśnieniach pierwszych filozofów widoczne jest, typowe dla mitu, pragnienie ujrzenia świata zjednoczonego, jednorodnego pomimo rozmaitości, gdzie wsżystkie rzeczy mająto samo pochodzenie. Na czym więc mogłaby polegać różnica pomiędzy ich teoriami a mitami? Być może nie jest ona aż tak wielka, jak nam się często wydaje. Przynajmniej jeśli chodzi o filozofów działających w Jonii na przełomie VII i VI wieku p.n.e. można zaryzykować twierdzenie, że i oni byli na swój sposób twórcami mitów o pochodzeniu świata. Nie tych znanych i przyj 14 I 15 mowanych powszechnie, lecz mitów własnych, dających odpowiedzi na własne pytania. Ale w końcu i te powtarzane z pokolenia na pokolenie mity ktoś stworzył, ktoś je wrymyślił. Czyżby więc cała różnica miała polegać na tym, że w przypadku "mitów filozoficznych" znamy nazwiska ich twórców? Jeśli u źródeł mitu leży dociekanie przyczyn otaczających nas zjawisk, a wiele wskazuje, że tak jest, to w samym micie nic się o tym nie mówi. Mit jest opowieścią Możemy się tylko domyślać, na jakie pytania odpowiada. Filozof postępuje inaczej - stawia pytania, zastanawia się, co dokładnie znaczą. Później rozważa następstwa odpowiedzi, jakiej sam udzielił. Zajmujągo też odpowiedzi innych, porównuje je, bada co z nich wynika i wybiera najlepsze, najbardziej przekonujące rozwią tania. Wszystko to czyni jawnie, mówi o tym wprost, zamiast pozostawiać w domyśle. Prędko przekonuje się wtedy, że nie udaje mu się wszystkiego wyjaśnić od razu. Za pytaniem idzie więc następne pytanie. I powtarza się to dotąd, aż uzyskamy odpowiedź zadowalającą Pytania są tu jak gdyby krokami, które wyznaczają kierunek myślenia. I tak jak tropy na śniegu, pozostawiają po sobie wyraźny ślad, po którym mogą kroczyć inni. Czy można ugotować kluski w "zasadzie"? Zdaje się, że jużAnaksymander postępował według powyższego wzoru. On również szukał tego czegoś, z czego bierze się wszystko inne. Nie okazał się jednak wiernym uczniem swego mistrza. Zadawał pytania zaskakujące i podchwytliwe. Je śli prapoczątkiem jest woda, jak zakłada Tales, to czy także ta, którą piję? Czy woda, w której biorę ką piel nadal zachowuje tę samą moc tworzenia świata? Jeśli tak, to dlaczego nie stworzy ich więcej? Sami widzimy, że woda jest zwykłą rzeczą- taką jak inne. Pozostaje przyjąć, że woda- zasada nie jest tąsamą wodą w której gotuję kluski. Ale i wtedy jesteśmy w kłopocie. Musiałyby przecież istnieć dwie wody: jedna, która jest zasadą i druga, jakąznamy na co dzień, ta którąpijemy i w której pływamy. A co w takim razie mogą mieć ze sobą wspólnego? Może woda-zasada jest czymś całkowicie różnym od tej, którą piję? Może nawet nie jest wcale wodą? W takim razie czym? Anaksymander zadawał i inne trudne pytania. A dlaczego niby mielibyśmy uważać, że świat i wszystko co jest, było przez kogokolwiek stworzone`? A może wszystko było, jest i będzie i nikt nie musiał niczego stwarzać? No dobrze, ale czy nie widzimy, że wszystkie rzeczy i zjawiska trwają tylko przez pewien czas na ziemi? Jabłko rozwija się z kwiatu, rośnie, nabiera rumieńców, aby zgnić lub zostać zjedzone. Człowiek rodzi się i umiera. Dostrzegał to i Anaksymander. I nie tylko - mówił zwierzęta, rośliny czy ludzie powstają i giną. Powstaje i ginie dosłownie wszystko, także Talesowa woda, także cały nasz świat. Tyle tylko, że nie oznacza to, aby został on stworzony. I nie zostanie też unicestwiony w dalekiej przyszłości. Raczej wyłania się on z czegoś, co jest wieczne i niezmienne, aby w końcu w tym czymś zaniknąć, podobnie jak roślina "wyłania się" z ziemi, aby do niej powrócić. To "c o ś" jest zasadą i prapoczątkiem świata. 16 j 17 Ile światów pomieści nieskończoność? Anaksymander doszedł do wniosku, że prapoczątkiem nie może być jakaś konkretna rzecz. Każda taka rzecz, jak na przykład woda, jest ograniczona. Poza jej granicami zaczynają się inne rzeczy. Każda rzecz ma swój początek i swój koniec. Praźródłem lub prazasadą może być jedynie coś, co nie ma granic, początku ani końca, a więc Bezkres. Tylko on nie jest przez nic innego ograniczony, sam zaś obejmuje sobą wszystko. Co więcej, bezkres nie tylko jest nieograniczony, jest bezgraniczny także w tym sensie, że nie ma w n i m granic, jest wewnętrznie niepodzielony, jednorodny. To z niego wyłaniają się "wszystkie niebiosa i zawarte w nich światy", i jak wszystko inne, powstają one i giną. Zwróćmy uwagę, że Anaksymander mówi nie o świecie, lecz o światach, przyjmował bowiem, że jest ich wiele. Wszystkie umieszczone są w bezkresie nie mającym końca i wszystkich dotyczą te same prawa powstawania i ginięcia. I tak to się powtarza w nieskończoność. Jedynie bezkres jako podłoże całego stworzenia jest niezniszczalny. Będąc początkiem pozostałych rzeczy, sam nie ma początku, nie może też mieć końca. Bezkres można by więc uznać za rodzaj wszechświata w początkowym okresie rozwoju. Niech nas nie dziwi, żeAnaksymander z jednej strony mówi o jego wieczności, a z drugiej o powstawaniu i ginięciu światów. W ten sposób chciał uzgodnić przekonanie o zmienności świata z myślą o jego nieprzerwanym trwaniu. Zauważył bowiem, że wszystko jest w ciągłym ruchu. Bez ruchu nie byłaby możliwa przemiana rzeczy, ich powstawanie i ginięcie. Jest to powód, dla którego ruch w świecie nigdy nie może ustać. Ruch, jak powiadał, jest wieczny. Znajdujące się w ciągłym ruchu rzeczy przemieniają się nawzajem w siebie. Z wody tworzy się lód, z zalążka powstaje owoc. Ale nie odbywa się to tak całkiem po prostu. Z praźródła-bezkresu wyodrębniająsię przeciwieństwa, takie jak: zimne i gorące, mokre i suche. Wzajemne oddziaływanie na siebie przeciwieństw sprawia, że na powrót łączą się one i mieszają. Tak z wolna tworzy się cała różnorodność świata. Dotyczy to w równym stopniu żywiołów, takich jak woda, ogień czy powietrze, co żywych stworzeń: roślin, zwierząt i człowieka. Pozostaje jednak pewna "niechęć" pomiędzy przeciwieństwami. Wszystko w przyrodzie pożera się wzajemnie. Tak jak zwierzęta karmią się rośli nami lub innymi zwierzętami, tak ogień i woda "karmią się" sobą na przemian. W świecie panuje prawo wzajemnego odwetu. Woda gasi ogień, po czym ogień wywiera na niej pomstę, kiedy ją wysusza. W ten sposób, mówił Anaksymander, wszystkie "rzeczy istniejące wywzajemniają się sobie kolejno karą i pomstą za niesprawiedliwość zgodnie z zarządzeniem czasu". Umieszczał więc wewnątrz świata pewną zasadę etyczną: sprawiedliwość opartą na brutalnym prawie odwetu. Surowa sprawiedliwość czuwa, aby żadna moc nie wzięła góry nad inną, zapewniając tym samym równowagę. W świecie nie da się uniknąć niesprawiedliwości, mówił, ale i kary za nią. Te same prawa rządzą powstawaniem i ginięciem światów, co życiem biologicznym i społecznym życiem ludzi. W stronę porządku Poszukiwanie praprzyczyny na Anaksymandrze się nie skończyło. W samym Milecie znalazł się jeszcze jeden podróżnik po nowo powstałej krainie myśli. Anaksymenes, meteorolog, za prapoczątek uznawał powietrze, nieskończone, rozrzedzające się i gęstniejące, tworzące kolejno: wiatr, chmurę, wodę, ziemię i skały. Było ono dla niego również zasadą życia, duszą świata i każdego żywego stworzenia. Anaksymenes chciał uporządkować obraz świata. Zrobił to, odnajdując element pozwalający wprowadzić proste stopniowanie: od najrzadszego do najgęstszego. Pierwszych filozofów jońskich ożywiało jedno wspólne pragnienie: uczynić świat prostym, jasnym i zrozumiałym. Należało wykazać, że podstawowa zasada, źródło, z którego wszystko wypływa jest proste. Zasada wszechrzeczy musi więc być "czymś naj..."-najbardziej żywotnym, najobszerniejszym, najrzadszym. Porządek, który greccy filozofowie spodziewali się w świecie odnaleźć, wiązał się w ich myśli z pragnieniem zachowania równowagi, tak aby żaden z żywiołów nie górował nad mymi. Stąd na zasadę świata starali się wybrać coś, co mogłoby tę równowagę zapewnić. Podobny cel przyświecał filozofowi, który działał z dala od Jonii, na drugim krańcu antycznego świata. Ten jednak zabrał się do dzieła całkiem inaczej. 18 I 19 PITAGORAS WŚRÓD LICZB Azja Mniejsza spełniła rolę wylęgarni myśli. Tylko na krótko jednak na jej wybrzeżach mogła się zadomowić filozofia. Wokół miast jońskich zbierała się burza. Wywołała ją, -nadciągająca nad świat osadników greckich z Miletu i Efezu, potęga perska. Ciągłe wojny i niepewność jutra wpłynęły być może na sposób widzenia świata pierwszych greckich filozofów. Był to świat rozdarty przeciwieństwami, bezwzględny i okrutny. Prostota przyjmowanych zasad wznosiła się gdzieś ponad nim, z dala od realnego życia, jak bezkres Anaksymandra. ~t~.o~a~owt~ a~rxzcx~Tal. Jo~,y Ostatecznie Jonia zostanie pochłonięta przez szybko rosnące w siłę państwo perskie, które wkrótce zagrozić miało także Grecji właściwej. W czasachAnaksymenesa wielu Greków opuszczało Jonię. Często przenosiły się całe miasta, aby założyć nowe siedziby w krajach bardzo odległych, lecz bezpiecznych. Miejscem, w którym Grecy najchętniej odnajdywali swój nowy dom, była Italia, nazywana wówczas WielkąGrecją. Wraz z innymi przesiedleńcami zjawiali się tu i myśliciele. W Italii jednak świat postrzegano nieco inaczej. Był to świat spokojniejszy od jońskiego przyczółka. Zmiany nie zachodziły tu tak prędko, nie rzucały się tak natrętnie w oczy. Pod błękitnym niebem Italii mędrcy bardziej skupiali się na tym, co w świecie niezmienne, trwałe. Poszukiwali pewności, o którą tak trudno było w starym kraju, i odnajdywali ją w stałych zasadach rozumowania. Pierwszy filozof Na wyspie Samos urodził się myśliciel, który stał się żywą legendą dla wszystkich Greków. Był nim Pitagoras, pierwszy człowiek, który uznawał siebie za filozofa. Określenie "filozof' oznacza po prostu kogoś, kto poszukuje mądrości lub - bardziej dosłownie - miłośnika mą drości. Dla wyjaśnienia nowego wówczas terminu Pitagoras opowiedział podobno taką historyjkę. Podczas zawodów olimpijskich zjawia się na stadionie wielu ludzi. Jedni, aby współzawodniczyć w walce o tytuły, inni - aby prowadżić handel wśród publiczności i zarabiać na sprzedawanych towarach. Ale są i tacy, którzy zjawiają się tam po to, aby wszystkiemu bacznie się przyglądać, obserwo wać i wyciągać wnioski. Ci, zdaniem Pitagorasa, wybrali część najlepszą- "za nic mając wszystko, gorliwie dociekająistoty rzeczy". To właśnie są filozofowie. Pitagoras wiele podróżował, był w Egipcie i Persji, by osiąść na stałe w Krotonie, mieście położonym w zasiedlonej przez Greków części Italii. Pitagoras niczego nie napisał. Założył za to pierwszą w pełni zorganizowaną szkołę filozoficzną, gdzie nieustannie prowadził wykłady. Miał wielu uczniów, którzy byli nie tylko filozofami. Zajmowali się matematyką, astronomią, medycyną. To dzięki nim znamy dziś jego poglądy. 20 ~ 21 Pitagorasowi odpowiedzi filozofów jońskich wydały się naiwne. Postawił sobie pytanie: Czy to możliwe, aby woda, powietrze czy jakikolwiek z elementów współwystępujących w przyrodzie mógł być na tyle ważny, aby decydował o pozostałych? Czy dom powstał wyłącznie z cegieł? Potrzebna jest jeszcze zaprawa murarska, belki, wiązania dachowe, no i podłoga, okna, drzwi. Takich części składowych możemy wymienić wiele. Ale czy okno, cegłę albo deskę można nazwać zasadą domu? Nie. Zasadądomu jest wzajemny układ użytych do budowy składników. Owszem, wszystkie one są niezbędne. Potrzebny jest i fundament, i mur, aby dom się nie zawalił. Na wierzch kładziemy dach, aby było sucho podczas deszczu, a w upalne dni niezbyt gorąco. Nie możemy też zapomnieć o oknach, aby dochodziło powietrze i światło. Osłaniamy się przed nadmiarem światła, lecz nie możemy się go pozbawić. Zapewniamy w ten sposób "równowagę elementów". Podobnie dzieje się w całym świecie. Jego zasadą są bowiem przeciwieństwa, takie jak: jasność i ciemność, jedność i wielość, ograniczone i nieograniczone, męskie - żeńskie, parzyste - nieparzyste. Ale, by przeciwieństwa nie znosiły się nawzajem, nie pożerały w wyniszczającym sporze wrogich sobie żywiołów, jak chce Anaksymander, potrzebne jest coś jeszcze. Tak jak architekt przy budowie domu musi dokonać odpowiednich obliczeń, aby zrównoważyć ciężar dachu wytrzymałością wspierających go ścian, tak też w całym świecie zasadąrównoważącąprzeciwieństwa jest liczba. Tu pojawia się wątpliwość: czy wszystko da się ująć przy pomocy liczby? Anaksymander mógłby tu wtrącić uwagę, że już na samym początku naszego myślenia o świecie natrafiamy na bezkres, którego obliczyć nie można. To prawda - zgodziłby się Pitagoras - bo to, co chcemy opisać za pomocą liczb, musi mieć granice. I właśnie dlatego bezkres Anaksymandra jest wielką pomyłką. To, co bezgraniczne, jest czymś złym, chaosem, burzycielem porządku. Zaś w oczach Pitagorasa świat był ładem, był kosmosem - Pitagoras pierwszy użył tej nazwy dla oznaczenia wszechcałości. Kosmos to układ wzajemnie pasujących do siebie części. Te właśnie cechy - wewnętrzny ład, dopasowanie, proporcja we wszystkim - stanowią podstawę wszechświata. Podporą ładu jest właściwa wszystkiemu granica. Czyż nie widzimy, że każda w świecie rzecz dobrowolnie dąży do zachowania granic? Tam gdzie kończy się ziemia, zaczyna się morze. Powietrze nie chce łączyć się z wodą, nawet wepchnięte pod nią utrzymuje się w zamkniętej bańce. Wszystko ma swoją granicę i swojąmiarę. Tylko to, co ma granice, można zmierzyć, a miarę tę liczbowo wyrazić. W przeciwnym razie świat na zawsze pozostałby dla nas niezgłębioną tajemnicą. Zdaniem Pitagorasa, tylko dzięki liczbie możemy w ogóle poznawać cokolwiek. Jeden z jego uczniów wyraził to tak: "wszystko, co daje się poznać, ma liczbę". Matematyka w działaniu Pitagoras widział w świecie tylko wzajemne stosunki rzeczy wyrażane za pomocą liczb, starał się każde zjawisko sprowadzić do stosunków liczbowych. Z zapałem więc poświęcił się badaniu tych zjawisk, które od wieków uznawane były za nieuchwytne i płynne. Chciał udowodnić, że wszystko daje się zmierzyć, a więc że świat naprawdę jest w pełni uporządkowany. W wielu dziedzinach dało to zaskakujące rezultaty. Pomyślmy, czy moglibyśmy dziś słuchać muzyki Mozarta, gdyby nie istniał nutowy zapis dźwięku? Ba, bez tego zapisu muzyka ta nigdy by nie powstała! To Pitagoras zauważył, że określone wysokości dźwięku można oznaczać, aby je potem odtwarzać. Oparł się przy tym na doświadczeniu z jednostrunowym instrumentem. Zauważył, że skracając strunę, możemy wytwarzać dźwięk o wyższej tonacji, przy czym każde skrócenie struny o tę samą długość podwyższa dźwięk w tym samym stopniu. Wystarczyło teraz przypisać wartości liczbowe określonym długościom struny, aby uzyskać prosty system zapisu muzycznego. Po raz pierwszy człowiek wyraził liczbowo coś tak nieuchwytnego, jak ulotne dźwięki. I choć w naszych czasach zapis nutowy wygląda inaczej niż u starożytnych Greków, korzystamy z niego do dziś. Zainteresowanie liczbą i jej związkami z rzeczami popchnęło Pitagorasa również do innych doświadczeń. Dokonał wielu odkryć w matematyce i geometrii. Godne uwagi jest to, że dla Pitagorasa i jego uczniów geometria i arytmetyka stanowiły nierozdzielną całość. Wiele twierdzeń dotyczących liczb wywodzono z rozważań o stosunkach zachodzących między bokami i powierzchniami figur geometrycznych. Próbując obli 22 1 23 czyć długość przekątnych w kwadracie, pitagorejczycy odkryli, że nie można wyrazić ich przy pomocy ułamków; tak pojawiła się idea liczby niewymiernej. Z rozważań geometrycznych pochodzi również nazwa liczb "kwadratowych". Inną zasługą filozofa z Krotony jest odkrycie, że suma kątów w trójkącie jest zawsze stała, równa połowie pełnego okręgu. Dziś znane jest również tzw. twierdzenie Pitagorasa, choć jego twórcą nie był zapewne on sam, lecz któryś z jego następców. Z założonej przez niego szkoły wyszło wielu uczniów o bardzo różnorodnych zainteresowaniach. Byli wśród nich znani w starożytności astronomowie, architekci i lekarze. We wszystkich tych dziedzinach stosowali z powodzeniem obliczenia matematyczne, dając podstawy nowego sposobu uprawiania nauki. Pitagorejczycy pierwsi w świecie greckim głosili, że ziemia jest kulista i że obraca się wokół osi, a ruch Słońca uważali za pozorny. Wielokrotnie później powracano do ideału nauki matematycznej, starając się całość ludzkiego poznania wyrazić w liczbowo wyrażalnych wzorach. Istniały całe epoki, w których matematyka i geometria stanowiły niepodważalny ideał postępowania w nauce i filozofii - do nich należał początkowy okres rozwoju myśli nowożytnej w wiekach XVI i XVII. Pierwszym, który zaprezentował takie podejście, był właśnie Pitagoras. Nie znaczy to, aby był on wyłącznie "suchym" matematykiem. Przeciwnie: założony przez niego związek krotoński był w dużej mierze związkiem o charakterze religijnym. Jego uczniowie przechodzili wiele wtajemniczeń, zupełnie jak wyznawcy religijnej sekty. Wstąpienie do związku poprzedzał pięcioletni okres ćwiczeń, polegający na postach, wstrzemięźliwości, długotrwałym milczeniu i nauce. Wiadomo, że sam Pitagoras wierzył w wędrówkę dusz, a ustalająca harmonię liczba miała dlań także charakter magiczny. Nie przypadkiem, ustalając listę podstawowych przeciwieństw, wymienia ich dziesięć. Dziesiątka była bowiem dla pitagorejczyków liczbą o szczególnym znaczeniu. Pitagoras starał się zobaczyć w świecie stałe prawa, którym można by nadać jasny, liczbowy wyraz. W Azji Mniejszej myślano w inny sposób. Dla ostatniego z filozofów jońskich oczywiste było coś przeciwnego: jeśli w świecie daje się dostrzec jakiekolwiek prawo, to jedynie prawo nieustannych przemian. NIEZNISZCZALNA KSIĘGA HERAKLITA Heraklit przyszedł na świat w Efezie, niemal w tym samym czasie, kiedy w Milecie umierał Tales. Nie byłby jończykiem, gdyby i on nie zastanawiał się, co jest zasadą świata. Tak jak jego poprzednicy z Miletu, uznawał jąza wieczną, a więc niestworzoną. Według niego może nią być tylko wieczny ogień. Nieustannie rozpala się i przygasa, przemienia się we wszystko i wszystko na powrót weń się obraca. Tego obrazu nie należy pojmować dosłownie. Używając metafory, Heraklit dawał do zrozumienia, że świat jest w ustawicznej przemianie. Wszystko - jak w rozigranym płomieniu - jest w ciągłym ruchu, w pędzie. Wszystko jak płomień, który jeszcze przed chwilątańczył nam przed oczami, a już zanika w powietrzu - jest i nie jest zarazem. Rozum ukryty w śmieciach Wieczny ruch tworzy się przez grę przeciwieństw - śladem Anaksymandra i Pitagorasa Heraklit przyjmował, że z przeciwieństw wywodzi się wszystko, co powstaje. Zakładał, że między przeciwieństwami toczy się ustawiczna walka, i że ład i harmonia w przyrodzie z tej walki właśnie się bierze. "Walka jest czymś powszechnym, a czymś sprawiedliwym niezgoda" - mówił. I dowodził dalej, że skoro z niezgody (walki przeciwieństw) ostatecznie rodzi się zgoda, to zgoda i niezgoda są w gruncie rzeczy tym samym. Tym samym są i inne przeciwieństwa: całe i niecałe, stworzone i niestworzone, śmiertelne i nieśmiertelne, dobre i złe. Ogień i niezgoda. I nic więcej? Czy znaczy to, że świat spala się w ogniu nieustannej walki? Nie ma nic stałego na tej ziemi? Niezupełnie, bo skoro ruch jest wieczny, a przeciwieństwa ścierają się bez ustanku, to jest w świecie coś stałego: właśnie wieczność ruchu, 24 ! 25 właśnie ciągłość tej walki. Są to jedyne zasady, na których wspiera się równowaga świata. Heraklit uważał, że wewnętrznym prawem świata jest Rozum. Rozum to inna nazwa wiecznego ognia, który przenika cały świat. Ludzie powinni zwrócić się ku temu jednemu Rozumowi. Jest on wspólny dla wszystkich, każdy ma do niego jednakowy dostęp. Łatwo jednak o tym zapomnieć, gdy zanadto polega się na swoim własnym, ograniczonym umyśle. Mówiąc o rozumie Heraklit używał nazwy lógos (gr.), a logos to nie tylko rozum, ale i "słowo". Nietrudno mu więc było przyjąć, że ukryty w świecie rozum przemawia do nas swoistym językiem, którego należy się nauczyć. A wtedy z łatwością zaczniemy łączyć w jedną całość otaczające nas różnorodne, z pozoru sprzeczne fakty. Także i to przekonanie czerpało siłę ze znaczeń współobecnych w słowie użytym przez Heraklita. Bo logos pochodzi z kolei od legein, co oznacza "zbierać" i "łączyć". Po takim przygotowaniu Heraklit mógł już przystąpić do "odczytania mądrości świata". Pierwszą sprawą, którą należy pojąć - pouczał - jest to, że tajemna mowa świata nie skupia się w żadnej konkretnej rzeczy, a jednak ukrywa się pod nimi wszystkimi, podobnie jak wymawiane słowa przemykają jedno za drugim, lecz powstający z nich sens zdania "przenika" je wszystkie i rządzi nimi, nie zatrzymując się w żadnym z nich. Świat był dla Heraklita ogromnąksięgą, którą nie każdy potrafi odczytać. Zapisano ją dwoma rodzajami pisma. Jedno jest dla wszystkich widoczne, mówi o wielu sprawach i mówi rzeczy wzajemnie sprzeczne. Jeśli poprzestaniemy na powierzchownej obserwacji zjawisk, trudno będzie dostrzec w nich jakikolwiek ład. Wbrew Pitagorasowi Heraklit sądził, że "wszechświat jest podobny do mnóstwa porozrzucanych śmieci" i pozostanie dla nas chaosem raczej niż kosmosem, dopóki nie wejrzymy weń głębiej. Drugie, ukryte pismo widoczne jest dla nielicznych przebudzonych. Ci wybrańcy pod zewnętrznym tekstem dostrzegająpłonące ogniem litery, które przez wieczność powtarzają te same zasady. Gdyż "obudzeni mają jeden wspólny świat - we śnie każdy wraca do swego własnego", jak mówił Heraklit. Twierdził, że "nie wystarczy dużo wiedzieć, żeby być mędrcem. Gdyby tak było, mądry byłby Pitagoras. Mądrość polega bowiem na jednym: "poznać rozumną myśl, która rządzi wszystkim poprzez wszystko". Dlatego z każdego zdarzenia można wyciągnąć mądrąnaukę. Swoje spostrzeżenia czerpał więc z najbliższego otoczenia, ze zdarzeń najzwyklejszych. Stąd dzieci grające w warcaby przywodziły mu na myśl czas przestawiający rzeczy, ludzi; ba, całe miasta i kraje jak pionki na szachownicy. A patrząc na bydło pędzone głodem na pastwisko zauważał, że wszystko dzieje się pod wpływem jakiegoś bodźca - trzeba tylko umieć go odkryć. Takim podejściem zapoczątkował sposób filozofowania, polegający na uważnej obserwacji świata i życia w najdrobniejszych nawet przejawach. Wiele lat minęło, nim metoda Heraklita znalazła naśladowców, ale pytania, jakie postawił, od początku spędzały sen z powiek filozofom. Nic stałego Za życia Heraklit nie miał uczniów, a jego poglądy nie zyskały popularności. Ludzie na ogół nie rozumieli tego, co miał im do powiedzenia. Niemałą trudność sprawiał jego sposób wyrażania myśli. Świadomie w swe wypowiedzi wprowadzał sprzeczności. To drażni, ale i pobudza do myślenia. Sprawia, że stajemy zadziwieni wobec jego zagadkowych powiedzeń, być może tak samo, jak on stawał zadziwiony wobec zagadek samego świata. Heraklit w jednym zdaniu potrafił zawrzeć kilka głębokich prawd, co sprawiało, że jego myśl była tak trudno uchwytna. Jakby mówił: "mądrej głowie dość dwie słowie", i figlarnie przymrużał oko. Nie wszystkich to przekonywało. Dlatego nazywali go "ciemnym", to znaczy niejasnym filozofem. Pytali: co to znaczy, na przykład, że zło i dobro są tym samym lub że Janek jest Jankiem i jednocześnie nim nie jest? Niech odpowie sam Heraklit: "Nie rozumieją, jak niezgodne ze sobą może być zgodne, a tak powstaje wzajemna harmonia, jak w łuku i lirze". Zaraz, zaraz, o jakiej to "zgodnej niezgodzie" można mówić w łuku i lirze? Heraklit wskazuje tu, że między przeciwstawnymi siłami powstaje napięcie. Cięciwa łuku napina jego drzewce, drzewce utrzymuje sprężystość cięciwy. Obie siły są przeciwne sobie, ale zgodnie współpracują Obie są potrzebne. I dopóki trwa między nimi napięcie - łuk jest łukiem - można z niego wystrzelić strzałę. Jeśli cięciwa pęknie, stanie się tylko kawałkiem linki, a drzewce łuku zwykłym patykiem. 26 I 27 Przeciwstawne siły znikają, gdy znika ich zwiążek, ich wzajemna walka. Nie istnieje jedno bez drugiego. Nie ma światła bez cienia, siły bez słabości ani mądrości bez głupoty. "Nie znano by imienia sprawiedliwości bez niesprawiedliwości" - mówi Heraklit. Nie ma dobra bez zła, jedno okazuje się tym samym, co i drugie. Jest czymś złym uderzyć kogoś lub pobić. Gdy uczynimy to samo w obronie napadniętej kobiety, okaże się czymś dobrym. Jeśli spóźnię się na pociąg, przez co nie zdążę na ważne spotkanie, będzie to dla mnie złe. Moje spóźnienie uznam jednak za przypadek szczęśliwy, więc dobry, gdy dowiem się, że pociąg uległ katastrofie, w której mógłbym zginąć. Zupełnie jak w porzekadle "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". W świecie dokonują się nieustanne przemiany. Zło przechodzi w dobro, piękno w brzydotę, a dzień w noc. Według Heraklita na tym opiera się ład i harmonia świata. Dotyczy to także ludzi. Janek rośnie, rozwija się i mężnieje. Zmienia się jego wygląd zewnętrzny. Zmieniają się jego myśli, wyobrażenia i odczucia. Z perspektywy upływającego czasu mamy do czynienia wciąż z innym Jankiem, a zarazem jest to ten sam Janek. Zgadza się to z naszymi wewnętrznymi odczuciami. W sobie samych czujemy zmiany, które trudno dostrzec komuś z zewnątrz. Czy nie jest podobnie ze wszystkim innym? Heraklit tak właśnie myślał. "Panta rhei" - mówił - "wszystko płynie" i nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Jest ona "tą samą" rzeką tylko z nazwy. Tak naprawdę już po chwili wszystko się zmienia. W rzece, do której powracamy, jest już przecież i n n a woda. Gdyby ludzie potrafili wyciągać wnioski z obserwacji zjawisk, mówi Heraklit, zauważyliby, że nie tylko rzeka, ale nic z otaczających nas rzeczy nie jest wciąż takie same. Być może łatwiej przyjęliby wówczas jego naukę o rozumności świata. Bo przecież we wszystkich przemianach, jakim on podlega, można dopatrzyć się głębokiego sensu. Nie można poprzestawać wyłącznie na tym, co "rzuca się w oczy". Trzeba nauczyć się dostrzegać również to, co jest ukryte pod powierzchniązjawisk. Z chwilą gdy zwracamy uwagę na to, co ukryte, lepiej rozumiemy także to, co widoczne, jawne, narzucające się. Znając potęgę przyciągania ciał niebieskich czy sił działających we wnętrzu atomu, znacznie łatwiej nam dziś zrozumieć, że - jak mówił Heraklit - "ukryte związki są silniejsze od widocznych". Pomimo że 28 tak bardzo cenił sobie doświadczenie i obserwację, przestrzegał: "złymi świadkami są oczy i uszy dla tych, którzy mają duszę barbarzyńcy". Chyba zdawał już sobie sprawę, jaka przepaść dzieli obserwację od wyciągniętego z niej wniosku. I wiedział, jak często tę przepaść przestępujemy swobodnym krokiem, nie spoglądając nawet pod nogi. Wtedy właśnie stajemy się barbarzyńcami. "JEDNO" PARMENIDESA W italskim mieście Elei, niedaleko Krotony, gdzie działał Pitagoras, powstała szkoła filozoficzna, której założycielem był Ksenofanes z Kolofonu. Wraz z innymi ziomkami opuścił Jonię, gdy potęga Persji zaczęła zagrażać wolności rodzinnego miasta. Jego następcy - Parmenides, Zenon i Melissos - byli filozofami, którym wielkąradość sprawiała zabawa myślami. Komu zdarza się czasem rozwiązywać zagadki, rebusy, ten wie, co to za przyjemność. Bywa, że nie można się od takiej zabawy oderwać. Eleaci jednak całkiem poważnie traktowali swoje myślowe zabawy. Zaskakujące cz