16907

Szczegóły
Tytuł 16907
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16907 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16907 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16907 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Leszek Ko�akowski W�r�d Znajomych Projekt ok�adki Witold Siemaszkiewicz Fotografia na ok�adce Anna Beata Bohdziewicz / REPORTER Opieka redakcyjna Micha� Rornanek Korekta Barbara G�siorowska Jadwiga Grellowa Beata Trebel Opracowanie typograficzne Daniel Malak �amanie Irena Jagocha Copyright � by Leszek Ko�akowski Copyright for the selection � by Zbigniew Mentzel ISBN 83-240-0500-5 Zam�wienia: Dziat Handlowy, 30-105 Krak�w, ul. Ko�ciuszki 37 Bezp�atna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy do naszej ksi�garni internetowej: www.znak.com.pl PRZEDMOWA Po raz kolejny oto ukazuje si� ksi��ka przeze mnie jakoby napisana, a kt�rej sprawc� rzeczywistym jest Zbigniew Mentzel. Mnie by taka rzecz do g�owy nie przysz�a, a jemu przysz�a! Ja bym te� nigdy tych rzeczy nie zgromadzi�, bom leniwy, a on zgromadzi�! Jest to zbiorek, kt�ry m�wi o r�nych ludziach �yj�cych i nie�yj�cych. Powiod�o mi si� w �yciu nadzwyczajnie, bo tylu ludzi niezwyk�ych uda�o mi si� zna�. Byli w�r�d nich akademicy wszystkich mo�liwych profesji, lekarze i in�ynierowie, pisarze i poeci, aktorzy i re�yserzy filmowi i teatralni, malarze i rze�biarze. Byli te� politycy r�nych odmian, mi�dzy innymi przyw�dcy komunistyczni i przyw�dcy trockistowscy, a tak�e szpiedzy. Byli r�wnie� ksi�a i kardyna�owie, ludzie r�nych wiar i religii, byli teozofowie i znawcy okultyzmu. Wolno mi doprawdy uwa�a� si� za wybra�ca losu, i� mog�em tylu ludzi interesuj�cych zna� i uczy� si� od nich. O niekt�rych co� napisa�em, czy to z okazji ich zgonu, czy z innych okazji. Tu w�a�nie s� te notatki z ostatnich lat trzydziestu, przez onego� Zbigniewa Mentzla zebrane. Oksford, wrzesie� 2004 I RADOM - �RODEK �WIATA* To miasto, jak ka�de miasto czy wie�, w kt�rej si� rodzimy, to �rodek �wiata. Ta przestrze� niewielka, w kt�rej si� obracamy, nasze domy, ulice, cmentarze, ko�cio�y, ta przestrze� wiekami wysi�kiem ludzkim zabudowywana, przez wojny niszczona, odbudowywana, jest centrum �wiata, do kt�rego wszystkie inne kawa�ki uniwersum s� odniesione, zrelatywizowane. Ka�dy z nas tak czuje. Rozpoznaj� pewne ulice, widoki tego miasta, kt�re z dawnych czas�w pami�tam. Ulica Piaski, kt�r� potem, w latach dwudziestych, przemianowano na Pie-rackiego - wtedy te� by�y zmiany nazw ulic ideologicznie umotywowane. Szko�� mia�em przy ulicy �e-romskiego, kt�r� jednak radomiacy uporczywie nazywali Lubelsk�, tak jak si� kiedy� nazywa�a. * Mowa wyg�oszona 7 marca 1994 roku na uroczysto�ci nadania autorowi tytu�u Honorowego Obywatela Miasta Radomia. (Wszystkie przypisy oznaczone gwiazdk� pochodz� od wydawcy). Radom - �rodek �wiata �eby si� chwali� cudzymi zas�ugami, skoro nie mam w�asnych, powiem, �e m�j wuj Wiktor Pietrusiewicz by� kiedy� prezydentem miasta. Ja by�em wtedy ma�ym dzieckiem, ale s�ysza�em, �e mia� doskona�� reputacj� jako administrator, cieszy� si� respektem. Wuj Wiktor to by� jeden z najlepszych ludzi, jakich zna�em. Nies�ychanie uczynny, �yczliwy, dobry, sprawny, odpowiedzialny, dzielny we wszystkich tarapatach. Naprawd� niezwyk�y cz�owiek. Wiosn� 1943 roku zabrali go Niemcy z jego synem, moim bratem ciotecznym, do O�wi�cimia. Byli przez dwa lata w tym piekle, ale dzi�ki Bogu obaj wr�cili �ywi. Wuj jeszcze po wojnie by� wystawiony na szykany i przykro�ci jako cz�owiek przedwojenny, cz�owiek dawnego re�imu. By� legionist�, chyba pi�sud-czykiem. Pami�tam jeszcze, jak pewnego dnia rano przyszed� wcze�nie do naszego mieszkania i zawo�a�: �Komendant nie �yje!". Miasto, jak wiadomo, by�o jedn� z twierdz socjalizmu niepodleg�o�ciowego PPS, d�ugi czas bardzo wa�nym o�rodkiem i ruchu, i my�li socjalistycznej. Tu nauki pobiera� najwi�kszy bodaj teoretyk polskiego socjalizmu niepodleg�o�ciowego Kazimierz Kelles-Krauz. Te ziemie nazywano Kielecczyzn�. Radomiacy bardzo tego nie lubili, bo uwa�ali, z niejakim uzasadnieniem, �e Radom jest wa�niejszy ni� Kielce. Ale d�ugo funkcjonowa�a ta nazwa tego do�� du�ego obszaru. Obszaru tak wa�nego w historii Polski. Przez wieki na tych ubogich kartofliskach �y�y polska kultura, polski j�zyk. To ziemie Jana Kochanowskiego, Stefana �erom-skiego, wielki kawa� polskiej historii, polskiej kultury. Radom - �rodek �wiata No c�, Polska to terytorium ci�gle niepewne, przez wieki wystawione na rozmaite niebezpieczne wichry, ci�gle pod jakim� zagro�eniem. Ale to jest przede wszystkim kultura i nasze do niej przywi�zanie. Od dawna lubimy powtarza�, �e nieszcz�liwie jeste�my usadowieni. Ale, by� mo�e, jest w takim spojrzeniu nieco ob�udy. Tak cz�sto sobie to powtarzamy, jak gdyby�my wierzyli, �e kl�ski, utrata bytu niepodleg�ego Polski w ko�cu XVIII wieku, zabory, �e to wszystko by� taki kataklizm jak susza albo grad, zupe�nie poza nasz� w�adz�. A to przecie� tak nie by�o. Historycy od pocz�tku nas uczyli, �e Polska upad�a nie przez jaki� niespodziewany kataklizm, lecz w wyniku rozmaitych okropnych naszych przywar i win, w wyniku g�upoty i samolubstwa bardzo licznej cz�ci przynajmniej szlachty i magnaterii polskiej, w wyniku oboj�tno�ci na sprawy publiczne, pa�stwowe. Wi�c to nie jest ca�kiem tak, �e byli�my zniewoleni przez niewygodne po�o�enie geograficzne. Nasz los i od nas zale�a�, i nadal zale�y. Polska to jest kultura. Przez d�ugie wieki warstwy wykszta�cone, szlachta polska nie potrafi�a wci�gn�� na znaczn� skal� do kultury, o�ywi� poczuciem narodowym polskiego ch�opstwa. To te� by�a jedna z naszych tragedii, bardzo d�ugotrwa�a. Pami�tam, jak Niemcy wywie�li nas na pocz�tku 1940 roku, znalaz�em si� w deskami zabitej wsi w powiecie koneckim. Kupowa�em co� w karczmie. Sta�a tam gromada ch�op�w, jeden perorowa�, a drudzy przytakiwali, kiwali g�owami. M�wi� tak: �Polactwo to �le rz�dzi�o, teraz Niemcy przyszli i b�dzie porz�dek". Wprawi�o mnie w os�upienie, �e co� takiego jest mo�- 10 Radom - �rodek �wiata K.idom - �rodek �wiata 11 li we w centralnej Polsce, mnie, ch�opaka, kt�ry jak�� tam szko�� polsk� ko�czy�, i uprzytomni�em sobie, �e co� tu jest �le, je�eli ch�op polski w �rodku kraju mo�e tak m�wi�. Wiem o udziale polskiej wsi w powstaniach, w walce o niepodleg�o��, zna�em ch�op�w czynnych w podziemiu w czasie okupacji, ale taka mowa, jak w�a�nie zacytowana, by�a na tyle wstrz�saj�ca, �e j� na zawsze zapami�ta�em. Nie jest prawd�, �e nasze wsp�ycie z innymi ludami czy z mniejszo�ciami, s�siadami to nieustanne pasmo prze�ladowa�, rzezi i pogrom�w. Ale by�o ich wiele. Trudno chyba znale�� s�siaduj�ce ze sob� narody, kt�re nie wojowa�y, nie jest to jednak nieuchronne. Mo�na �y� w spokoju z innymi narodami mimo wszystkich k�opot�w i sk��ce�. Anglicy wojowali z Francuzami, robi� sobie jeszcze jakie� z�o�liwo�ci, ale nikt nie s�dzi, �e jest gro�ba wojny mi�dzy Angli� a Francj�. To zale�y od kultury, zdolno�ci i stabilno�ci instytucji demokratycznych. Nie bez przerwy, ale w stosunkach naszych z mniejszo�ciami narodowymi by�y rzeczy okropne, by�o du�o krwi. Ale do�wiadczenie dowodzi, �e jest mo�liwe wsp�ycie na jednym terytorium ludzi r�nych narodowo�ci. Musimy si� pogodzi� z tym, �e Europa jest mieszank� lud�w i �e jest w tym nie tylko przekle�stwo, ale tak�e wielka mo�liwo��. Mo�emy si� uczy� od siebie, chocia� si� k��cimy. A ju� - jak dowodz� wszystkie do�wiadczenia, cho�by te, kt�re na naszych oczach dzi� si� dziej� - pomys� etnicznie czystego pa�stwa to pomys� ludob�jczy, by� taki i zawsze taki b�dzie. Nie potrzebujemy tego, chciejmy wsp�y� z innymi bez walki i przemocy. To jest mo�liwe i mam nadziej�, �e tak b�dzie, �e mimo wszystkich ogromnych k�opot�w, kt�re ma nasz kraj, mimo takiej masy biedy, nieprzyjemnej atmosfery politycznej, walk politycznych - �e tocz�c si� po tej wyboistej drodze, zdo�amy jako� ustabilizowa� instytucje spo�eczne, od kt�rych zale�y pok�j naszego kraju. 11994]* PS Ta gadka nie by�a przeze mnie zapisana, tylko wzi�ta ze stenogramu, kt�rego jednak nie mia�em okazji odredagowa�. Przypominam sobie, �e by�y tam co najmniej dwa fragmenty, kt�rych w tym zapisie brak. Jeden by� taki: Pami�tam, �e w parku Ko�ciuszki by�a kiedy� loteria fantowa, na kt�rej ja wygra�em gipsowe popiersie Napoleona. Potem jednak dowiedzia�em si�, �e ten Napoleon to by� z�y cz�owiek, kt�ry okropne wojny wszczyna� i mn�stwo krwi przela�. Wtedy to popiersie pot�uk�em. Taki by�em zasadniczy. Drugi fragment by� taki: Przyjaciel m�j, wybitny lekarz, dzi� w Ameryce mieszkaj�cy, twierdzi, �e najm�drzejsi ludzie s� z Radomia. Zbyteczne dodawa�, �e on sam jest z Radomia. 3 czerwca 2004 W nawiasach kwadratowych podano daty pierwodruk�w. RAZ JESZCZE O SPRAWACH NAJGORSZYCH Chcia�bym si� wtr�ci� do dyskusji o Centrum przeciw Wyp�dzeniom w Berlinie projektowanym, a to po to, by zwr�ci� uwag� na spraw�, kt�rej - zdaje si� -nie poruszano w polskich na ten temat dyskusjach. Najpierw ma�y fragment autobiograficzny. Moje pierwsze spotkanie z niemieck� cywilizacj� by�o takie. We wrze�niu 1939 roku, maj�c niespe�na 12 lat, by�em w grupie kilkunastu cywil�w uciekaj�cych spod bomb niemieckich na wsch�d. W wiosce nieopodal Bugu dopad�a nas armia niemiecka. Uciekinierzy zabrali ze sob�, co mogli, z warto�ciowych przedmiot�w; oficerowie niemieccy obrabowali nas ze wszystkiego, w��czaj�c zegarki, pier�cionki itd. Aresztowali te� wszystkich m�czyzn (do kt�rych ja si� jeszcze nie zalicza�em) i zamkn�li w pobliskim wi�zieniu. Nie zd��yli ich jednak wymordowa�, bo w�a�nie mia�a miejsce du�a bitwa, kt�r� przegrali, i musieli ucieka�. Aresztowani wyszli z wi�zienia. Pami�tam, �e w czasie rewizji i rabunku p�n� noc� moja stara, siwa babcia siedzia�a bezsilna, ledwo przytomna na ziemi. Przysz�o kilku Raz jeszcze o sprawach najgorszych 13 oficer�w, pokazywali j� palcami i �miali si� g�o�no ze staruszki. By�bym ich zabi�, gdybym m�g�. Nie mog-li'm, oczywi�cie, ale jestem pewien, �e wkr�tce potem inni ludzie to zadanie wype�nili. To by�o moje pierw-s/.e spotkanie z niemieck� cywilizacj�. Inne spotkanie mia�o miejsce w kilka miesi�cy p�niej, kiedy Niemcy nas wywozili z teren�w przy��czonych do Rzeszy, obrabowawszy nas doszcz�tnie ze wszystkiego, co�my mieli. Wyw�zka nie odbywa�a si� w takich warunkach jak wycieczka Orient Expressem. Mo�na z pewno�ci� to samo powiedzie� o wyw�zkach Niemc�w po 1945 roku z Sudet�w i z teren�w przy��czonych do Polski. Ale rabunki i wyw�zki nie zas�uguj� w Polsce na pomniki martyrologiczne; to by� dopiero wst�p do prawdziwej okupacji. Kilka milion�w ludzi wymordowanych, niezliczone tysi�ce torturowane na �mier� w katowniach gestapo, niezliczone tysi�ce wygubione w obozach koncentracyjnych, masowe egzekucje zak�adnik�w, oko�o trzech milion�w �yd�w wys�anych do gazu; nie m�wi�c ju� o likwidacji �ycia kulturalnego i szk� (wedle idei Hitlera Polacy mieli zosta� �wi-niopasami dla Niemc�w po wytrzebieniu ludzi wykszta�conych). Prawie ka�de og�oszenie dla Polak�w ko�czy�o si� s�owami �...do kary �mierci w��cznie". W rzeczywisto�ci nie by�o w GG �adnych kar �mierci, nie s�ysza�em, by kogo� skazano na �mier�. Niemcy na �mier� nas nie skazywali, ale tylko mordowali. Powtarzam: rabunki i wyw�zki nie zas�uguj� w Polsce na pomniki martyrologiczne w zestawieniu z innymi dzie�ami okupant�w. Czy wyw�zki Niemc�w zas�uguj� na takie pomniki i czy Niemcy sami nie do- !l Raz jeszcze o sprawach najgorszych znali bardziej dotkliwych krzywd? (Nie m�wi�c o tym, �e licz�ca si� cz�� przesiedle�c�w byli to ludzie, kt�rzy opu�cili swoje siedziby na rozkaz w�adz niemieckich albo sami uciekali przed nadej�ciem Armii Czerwonej). Przecie� niezliczone tysi�ce niemieckich je�c�w wojennych schwytanych pod Stalingradem albo gdzie indziej zosta�y wymordowane w Zwi�zku Radzieckim. Czy ich los nie zas�uguje bardziej na upami�tnienie? (Przyznajmy, polscy oficerowie wr�cili �ywi z niemieckich oboz�w jenieckich, wymordowano ich natomiast na rozkaz Stalina. Taka to by�a wojenka). Niezliczone tysi�ce niemieckich kobiet zosta�y zgwa�cone przez sowieckich so�dat�w. Czy ich los nie zas�uguje bardziej na upami�tnienie? Dlaczego wi�c projektodawcy Centrum nie m�wi� o tamtych, gorszych, okrutniej szych i bardziej bolesnych prze�ladowaniach? Mo�na si� domy�li� dlaczego. Pi�tnowanie w postaci pomnik�w masowych mord�w i gwa�t�w pope�nionych na Niemcach by�oby bezu�ytecznym prowokowaniem Rosji, a nie mog�oby by� podstaw� do �adnych roszcze�. Inaczej pomniki wystawione wysiedlonym z terytori�w czeskich i polskich; to prawda, roszczenia terytorialne czy inne nie s� w tej chwili podnoszone z okazji tych muzealnych projekt�w. Pozostanie jednak wielki pomnik, kt�ry w ka�dej chwili mo�e s�u�y� za widowiskowe wsparcie wszystkich roszcze�, gdy si� takie pojawi�. Czy pojawi� si� znowu? Nie wiemy, nic w takich sprawach nie jest pewne i przewidywalne. NRD (przez d�ugie lata poprawne s�owo w Niemczech Zachodnich by�o: Mitteldeutschland) by�a naturaln� cz�ci� krajobrazu Europy i zachodnioeuropejscy m�owie stanu K.i/. jeszcze o sprawach najgorszych 15 !>\majmniej nie marzyli o zjednoczeniu obu pa�stw niemieckich, raczej si� tego bali. Pami�tam, �e jad�em kiedy� obiad w Monachium w towarzystwie trzech wybitnych intelektualist�w niemieckich, kt�rzy o sprawach niemieckich wiedzieli wszystko, co wiedzie� by�o mo�na. Zapyta�em ich, czy NRD nadal uchodzi w�r�d zachodnich Niemc�w za ha�b� narodow�, czy jest silne i �ywe pragnienie zjednoczenia. Wszyscy trzej odpowiedzieli: �Zapomnij o tym, nikogo to tutaj nie obchodzi". Jeden z moich rozm�wc�w doda�: �Nie ma �adnego narodu niemieckiego, to by� sztuczny wymys� Bismarcka". Ta rozmowa mia�a miejsce kilka miesi�cy, mo�e rok przed zburzeniem muru. Oto przyk�ad, jak najlepsza nawet wiedza nie wystarcza do przewidywania przysz�o�ci. 9 maja 1945 roku by� dniem rado�ci dla ca�ej nie-niemieckiej Europy: Hitler kaputt, Trzecia Rzesza zdech�a, koniec bestii, chwa�a Bogu. �e by� to dzie� �a�oby i nieszcz�cia dla wszystkich Niemc�w, trudno si� dziwi�. (Okaza�o si� wtedy, o czym Victor Klemperer pisze, �e wszyscy Niemcy byli zawsze wrogami Hitlera, �e nazist�w po prostu jakby nigdy nie by�o. Poza tym - kto m�g� wiedzie� o O�wi�cimiu, Treblince etc.? Pan Waldheim, gdy by� oficerem w Kwaterze G��wnej armii niemieckiej w Salonikach, nic nie wiedzia� o tym, �e trzeci� cz�� ludno�ci tego miasta wywieziono wtedy do gazu). Kilka lat po wojnie zacz�� si� k�opotliwy, ale realny proces pojednania narod�w polskiego i niemieckiego. Uczestniczyli w tym tak�e biskupi, intelektuali�ci, pisarze. Ten proces nie jest ca�kiem zako�czony, ale -miejmy nadziej� - trwa� b�dzie. Ci, kt�rzy chc� po- 16 Raz jeszcze o sprawach najgorszych mnika wyp�dzonych w Berlinie, chc� ten proces powstrzyma� albo nic ich ta sprawa nie obchodzi. Mog� si� chwali�, �e ja wygra�em wojn� z Hitlerem, bo na przek�r okupacji - o kt�rej projektodawcy muzeum wyp�dze� zapewne ma�o co wiedz� - na przek�r nieistnieniu szk� nie tylko zosta�em przy �yciu, ale przerobi�em ca�y program szko�y �redniej, tak �e mog�em w 1945 roku zda� matur� jako ekstern i zapisa� si� na uniwersytet. W�r�d innych rzeczy uczy�em si� w latach okupacji j�zyka niemieckiego, czyta�em Heinego, Goethego i innych wielkich pisarzy niemieckich. Wiedzia�em ju� wtedy, jako ch�opiec, nie tylko, �e istnieje kultura niemiecka, nie sami esesmani, ale tak�e, �e ta kultura wsp�okre�la nasz byt jako Europejczyk�w, mieszka�c�w cywilizacji, jako ludzi po prostu. Nie chcia�bym, �eby ta wsp�lna nasza wiedza by�a marnotrawiona przez polityczne gry. Wiemy wszyscy, �e wojn� rozp�ta�y rz�dy Hitlera z entuzjastycznym przyzwoleniem znacznej wi�kszo�ci ludno�ci i �e w wyniku tej wojny pa�stwo niemieckie z rozporz�dzenia zwyci�skiej koalicji utraci�o cz�� terytori�w (cho� nie tak wielk� jak te, kt�re Polsce zabrano). St�d jednak, �e Trzecia Rzesza wszcz�a wojn� i u�y�a siebie jako najskuteczniejszej w dziejach maszyny do ludob�jstwa, nie wynika, �e wszystkie �rodki odwetowe wobec pokonanego wroga s� dozwolone i sprawiedliwe. Nie ma nigdy usprawiedliwienia dla masowego mordowania je�c�w wojennych i masowego gwa�cenia kobiet. Niech martyrologiczne pomniki - je�li maj� w Niemczech istnie� - daj� �wiadectwo najgorszym zbrodniom. [20037 UNIWERSYTET W MIE�CIE �ODZI* �: Nie wiem, doprawdy, jakimi s�owy mam za to nadzwyczajne wyr�nienie podzi�kowa�. Dzi�kuj� Panu Rektorowi, dzi�kuj� Senatowi uczelni, dzi�kuj� profesorowi Iji Paw�owskiej, z kt�r� jeste�my zaprzyja�nieni od pierwszych naszych dni studenckich w mie�cie �odzi. Dzi�kuj� wszystkim. Wyr�nienie jest dla mnie szczeg�lnie wa�ne i wzruszaj�ce, bo to jest uniwersytet, na kt�rym si� uczy�em, i miasto, w kt�rym mieszka�em par� lat przed wojn� jako dziecko, a potem po wojnie na studiach. Jestem do tego miasta ogromnie przywi�zany. Nie jest ono zapewne s�awne z urody, ale podobnie jak z lud�mi si� przyja�nimy niezale�nie od ich urody (je�li pomin�� erotyczne zwi�zki), tak i z miastami. By�o to od pocz�tku miasto robotniczej biedy i chyba takie do dzi� zosta�o; ale miasto, do kt�rego mam wielk� sympati�. * Pierwsza cz�� wyk�adu wyg�oszonego 9 stycznia 1992 roku na uroczysto�ci nadania autorowi doktoratu honoris causa Uniwersytetu ��dzkiego. Tytu� pochodzi od wydawcy. 18 Uniwersytet w mie�cie �odzi Zjecha�em tutaj jako osiemnastolatek jesieni� 1945 roku i w kr�tkim czasie zrobi�em trzy rzeczy: zda�em jako ekstern matur�, zapisa�em si� na uniwersytet i wst�pi�em do PPR, czyli partii komunistycznej. By�y to czasy ubogie - jakie� inne mog�y by� w zdewastowanym kraju? - ale bardzo interesuj�ce. Interesuj�cy by� te� ten uniwersytet. ��d� by�a wtedy, wobec zrujnowanej Warszawy, kulturaln� stolic� kraju. Uniwersytet by� bardzo dobry i bardzo ciekawy, dzia�o si� tam mn�stwo rzeczy interesuj�cych. Korzystali�my wszyscy z �ycia kulturalnego, jakie otworzy�o si� po latach okupacji. Na naszej sekcji filozofii - albo, jak si� m�wi�o, filozofii �cis�ej (nie dlatego, �eby filozofia by�a wiedz� �cis�� w jakimkolwiek sensie, ale po to, by j� odr�ni� od innych dziedzin humanistyki, kt�re tradycyjnie do filozofii si� zalicza�o) - by�o tylko kilka os�b: z obecnych tu - Ija Paw�owska i Jan Gregorowicz; w Warszawie - Marian Prze��cki; w ubieg�ym roku opu�ci� nas, niestety, nasz kolega i przyjaciel Klemens Szaniawski. Wspomn� kr�ciutko naszych nauczycieli z tamtych lat. Logiki uczy�a nas g��wnie Janina Kotarbi�ska (z pocz�tku jeszcze Janina Kami�ska). Bardzo nas naciska�a i chcia�a nie tylko wiedz� o logice formalnej i semantyce nam przekaza�, ale tak�e �wiczy� w og�lnych regu�ach rzetelno�ci w my�leniu, odpowiedzialno�ci i dok�adno�ci. Tadeusz Kotarbi�ski, �wcze�nie rektor uczelni, prowadzi�, o ile pami�tam, g��wnie zaj�cia z ulubionej swojej dziedziny, to jest prakseologii, teorii organizacji i teorii sprawnego dzia�ania. Ale spotykali�my si� z nim przy r�nych innych okazjach i dyskusjach na tematy najrozmaitsze. By� to nauczyciel Uniwersytet w mie�cie �odzi 19 genialny; wymaga� od nas - �yczliwie bardzo, ale nieust�pliwie - by�my jego �ladem starali si� zachowa� wszystkie warunki, jakie my�lenie czyni� rzetelnym. / Poznania doje�d�a� Kazimierz Ajdukiewicz, kt�ry pro wadzi� znakomity, wedle mej pami�ci, kurs logiki matematycznej. Seminaria i wyk�ady z etyki prowadzi�a Maria Ossowska; przekonywa�a nas, z jednej strony, �e odr�nienie dobra i z�a oraz opinie na temat tego, co z�e, a co dobre, co wolno, a czego nie wolno w moralnym sensie, nie maj� warto�ci logicznej, nie s� ani prawdziwe, ani fa�szywe, ale z drugiej strony, sama bardzo dobrze wiedzia�a, jak z�o od dobra odr�ni�. Chodzi�em te� przez czas jaki� na wyk�ady Sergiusza Hessena, kt�ry uczy� nas filozofii greckiej, a tak�e - ale rzadko, przyznaj� - na wyk�ady Wiktora W�sika, kt�ry filozofi� renesansu si� zajmowa�. Ucz�szcza�em te� na zaj�cia i wyk�ady profesora Oko, klasycysty; wyk�ada� poezj� rzymsk�, g��wnie Horacego, i - co by�o niezwyk�e - mia� te wyk�ady po �acinie. Nie wiem, czy jeszcze dzi� ktokolwiek po �acinie wyk�ada; mo�e w jakich� seminariach duchownych, ale i w to w�tpi�. Bra�em te� udzia� w seminariach socjologicznych J�zefa Cha�asi�skiego, gdzie cz�sto dochodzi�o do r�nych star� politycznych, bo tematy tych zaj�� nieraz o polityk� si� ociera�y. Pami�tam tak�e wyk�ady doktora Kreczmara z semantyki logicznej. Na pierwszym roku chodzi�em te� na zaj�cia Benedykta Bornsteina, cz�owieka nadzwyczajnej erudycji i pomys�owo�ci filozoficznej, dzi�, zdaje si�, ca�kiem - a nies�usznie -zapomnianego. Ucz�szcza�em na kurs neurofizjologii, specjalnie dla humanist�w prowadzony przez profe- 20 Uniwersytet w mie�cie �odzi Uniwersytet w mie�cie �odzi 21 sora Konorskiego. Tak�e na wyk�ady profesora Michal-skiego z literatur Indii; by� to wielki znawca filozofii i religii orientalnych, starszy ju� uczony; przez jaki� czas by�em jedynym s�uchaczem, ale mia�em wra�enie, �e gdyby mnie nie by�o, te� by wyk�ada� do pustej sali. Usi�owa�em przez czas jaki� nawet chodzi� na wyk�ady Stanis�awa Mazura z analizy, ale rych�o okaza�o si�, �e nie jestem do tego przygotowany albo po prostu za t�py. Rzadko bywa�em na zaj�ciach Mieczys�awa Wallisa, czego �a�uj�, bo by� to bardzo m�dry i uczony cz�owiek. Pami�tam wreszcie seminaria Henryka Meh�berga z teorii nauki. Tu mi si� taka historia przypomina: Chodzi�em na te zaj�cia z przyjacielem swoim Ry-szardem Herczy�skim, tu obecnym, kt�ry wszelako z �aski boskiej nie filozofi� studiowa�, ale matematyk�. Pami�tam, �e mia�em na jednym seminarium referat z teorii nauki Poincarego, wielkiego matematyka francuskiego, kt�ry napisa� kilka wa�nych dzie� z teorii nauki. Przestudiowa�em je pilnie. Pa�stwo wiecie, �e gdy si� ma lat dwadzie�cia czy dwadzie�cia jeden, cz�sto si� jest wszechwiedz�cym; ja te� by�em wszechwiedz�cy, dopiero potem stopniowo i powoli g�upia�em. Jako �w wszechwiedz�cy, zmia�d�y�em teorie Poincarego, suchej nitki na nim nie zostawi�em. Mehl-berg za� �agodnie t�umaczy�: panie Leszku, mo�e ten Poincare nie jest a� taki g�upi. Mia� racj�, oczywi�cie. Powinienem by� pami�ta� przykazania Kotarbi�skiego, kt�ry kaza� nam odr�nia�, jak mawia�, krytyk� policyjn� od opieku�czej; krytyka policyjna to taka, gdzie si� szuka tylko jakiej� dziury, �eby kogo� pogr��y�, a w opieku�czej chodzi o to, �eby nawet z bardzo krytycznie ocenianych rzeczy co� dobrego wydoby�. On sam by� wybitnym przyk�adem takiego opieku�czego krytyka, czasem nawet, jak nam si� wydawa�o, przesadnie opieku�czego, bo nawet ewidentnie niem�dre rzeczy tak traktowa�, �eby w nich co� interesuj�cego znale��. Jako� teraz, gdy mam zaj�cia ze studentami, staram si� im m�wi�, �e gdy czytamy i analizujemy teksty wielkich filozof�w, nie nale�y pochopnie uwa�a�, �e oni g�upstwa zupe�ne pisali, �e nie zdawali sobie sprawy z obiekcji, kt�re natychmiast si� nasuwa�y. Dla przyk�adu, nie by�o tak, �e gdy Leibniz m�wi�, �e �yjemy w najlepszym ze �wiat�w, jaki jest logicznie mo�liwy, to dawa� tym dow�d, �e jest g�uptasem, kt�ry nie wie, �e ludzie cierpi� i �e s� r�ne okropno�ci na �wiecie; nie o to mu chodzi�o. Albo �e Kant, w swojej krytyce dowodu onto�ogicznego, nie zauwa�y�, �e co innego wyobra�a� sobie sto talar�w, a co innego mie� sto talar�w w kieszeni. Albo �e Hegel my�la�, �e dzi�ki niemu, Heglowi, Pan B�g dochodzi do �wiadomo�ci samego siebie. Nie byli ci ludzie niem�drzy. Zawsze tam o co� wa�nego chodzi�o i zawsze nale�y takie rzeczy studiowa� z przekonaniem, �e o co� istotnego tam chodzi. Takich rzeczy te� si� od swoich nauczycieli uczy�em. Wszystkim im winien jestem wdzi�czno��. 11994] Na gr�b Marii Ossowskiej 23 NA GR�B MARII OSSOWSKIEJ Je�li mo�na do kogo odnie�� na serio wyra�enie �bez skazy", to do niej w�a�nie. Maria z Nied�wiedz-kich Ossowska, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wdowa po Stanis�awie Ossowskim, by�a jednym z tych autorytet�w moralnych, bez kt�rych �ycie polskiej inteligencji musi wydawa� si� okaleczone i niepewne. Jej badania semantyczne, historyczne i psychologiczne nad r�nymi stronami zjawisk moralnych -nad j�zykiem, w jakim si� os�dy moralne wypowiada, nad przemianami obyczaj�w i zale�no�ci� opinii obyczajowych od proces�w spo�ecznych, nad powstawaniem i upadkiem wzor�w osobowych, nad zwi�zkiem emocji prze�ywanych z ocenami moralnymi -prowadzi�y nieodmiennie, z r�nych stron, do wynik�w sceptycznych i relatywistycznych: nie ma �adnych sposob�w, aby s�dom, w kt�rych afirmujemy warto�ci, nada� status twierdze�, o kt�rych prawd� lub fa�sz mo�na by si� spiera�; nie ma przej�cia logicznego od zda� empirycznych do ocen; nie ma warto�ci, kt�re b�d� da�yby si� ugruntowa� jako �wa�ne" w sen- sie naukowym, b�d� by�y cho�by historycznie niezmienne. Ale, jak to nieraz bywa, jej teoretyczny relatywizm moralny s�siadowa� z nieomyln� wiedz� - kt�rej ona by �wiedz�" nie nazwa�a, wi�c mo�e �umiej�tno�ci�" - odr�niania dobra od z�a, moralnych unik�w i samozak�amania od wyra�nego opowiadania si� w sprawach, gdzie prawdziwie moralne postawy si� wa�y�y. Powiadaj�c, �e by�a autorytetem moralnym, tyle mam na my�li, �e ludzie si� jej wstydzili, robi�c �wi�stwa, �e pami�tali o niej, gdy trzeba by�o co� uczyni� lub czego� zaniecha� w sytuacjach moralnie obliguj�cych, i �e wiedzieli, i� ona ma racj�. Autorytet moralny bowiem to kto� taki, czyja obecno�� ci��y niemile tym, kt�rzy cho�by nie wiem jak oszukiwali w�asne sumienie, wiedz� przecie�, �e ze �wi�stwa �yj�. Jako� o tym wszyscy wiedzieli, �e od s�du pani Marii nie ma odwo�ania, chocia� s�dy te nigdy nie mia�y formy gwa�townej, eksplozywnej, nienawistnej. �y�y w niej najlepsze cechy duchowej arystokracji, w szczeg�lno�ci organiczna odraza do wulgarno�ci. Najbardziej nielito�ciwe oceny lubi�a ubiera� w form� zabawnych, acz jednoznacznych eufemizm�w. Kiedy m�wi�a o kim�: �Ach, jego ksi��ki s� teoretycznie tak ma�o atrakcyjne", chodzi�o o to, �e to s� �miecie. O jednej pani, pami�tam, powiedzia�a: �Ale� ona uprawia�a erotyk� za pieni�dze!" - zdanie, kt�re mog�oby si� znale�� w jej ksi��ce jako przyk�ad k�opot�w z jasnym odr�nieniem zda� opisowych od oceniaj�cych. Ale jej rygoryzm moralny nigdy nie by� �wi�tosz-kowaty, pedantycznie z�o�liwy, wsparty na samozadowoleniu; ludzie, kt�rzy bior� sprawy moralne na serio, nie zwykli upaja� si� w�asn� �wi�to�ci� ani szu- 25 procesu*; innym razem, gdy pani __jako adwokat przed komisj� dys- wstwa Szk� Wy�szych w obronie =3zi usuni�tych z uniwersytetu za liem i Modzelewskim i gdy zmu-^przyznania, �e oskar�eni maj� by� ^niedbali z�o�y� donos na swoich sem jeszcze, gdy w 1968 roku ini-rz>r�w warszawskich do premiera �ziu resztek swob�d akademickich =z echa, gdy� jego wys�anie zbieg-^pogromu marcowego; st�d zosta� �widowisko bardziej dramatyczne). �y" znane s� jej wyst�pienia w spra-550. Tam gdzie jej g�os by� potrzeb-n>. Na �adnym zgromadzeniu, aka-^m, nie milcza�a, gdy chodzi�o �vobody obywatelskie i akademic-^tek, k�amstwo polityczne, uczci-m g�os by� zawsze elegancki w for-^inaczny w tre�ci. seminariach pani Marii i s�ucha- a Uniwersytecie ��dzkim od po- �udenckich, to jest od ko�ca 1945 humorem i pob�a�liwo�ci� do na- ch wywod�w osiemnastoletniego jej wyrozumia�o�ci zawdzi�czam, � przyjazne stosunki w p�niej- ch, gdy maszerowa�em w sztafe- =>log�w, ona za�, podobnie jak Sta- ejszego tekstu, s. 28-32. 24 Na gr�b Marii Ossowskiej kac okazji do zgorszenia; wiedzia�a, co jest wa�ne, a co mniej wa�ne, a tolerancja by�a jedn� z najbardziej uderzaj�cych cech jej charakteru. Tolerancja ograniczona: nie logiczna i nie moralna w sprawach istotnie znacz�cych. Wybacza�a ludziom wiele, lecz nie wszystko, i nieomylno�� w ustanawianiu granicy mi�dzy tym, co wybaczalne, a tym, co niewybaczalne, stanowi�a o tym, �e sk�aniali�my si� przed jej zdaniem; a granicy tej niepodobna wyznaczy� w og�lnoteoretycznej formule, ale tylko na przyk�adach od porz�dnych ludzi trzeba si� uczy�, jak j� nakre�la�. Nie by�a cz�owiekiem o temperamencie politycznym (mo�e dlatego, �e brakowa�o jej zupe�nie zdolno�ci do demagogii), ale w potrzebie nie odmawia�a nigdy udzia�u w poczynaniach, kt�re, przynajmniej w polskich warunkach, mia�y wyra�ny sens polityczny, a nieraz sama takie poczynania inicjowa�a. Zar�wno w Polsce niepodleg�ej, jak w Polsce podziemnej lat okupacji by�a zawsze po stronie demokracji przeciw wszelkim formom faszyzmu, po stronie uniwersalizmu humanistycznego przeciw nacjonalistycznej para-fia�szczy�nie, po stronie warto�ci demokratycznego socjalizmu przeciw wszystkim formom zniewolenia i tyranii. Przechowa�a te warto�ci bez zmiany w latach powojennych. Mia�a przeciwko sobie faszyst�w, komunist�w, szowinist�w. Z ostatnich dziesi�ciu lat pami�tam kilka wypadk�w, kiedy mia�em sposobno�� uczestniczy� obok niej w przedsi�wzi�ciach, kt�rych polityczny sens nie budzi� w�tpliwo�ci: raz, gdy przygotowywali�my wsp�lnie z ni� i z Tadeuszem Kotarbi�skim rodzaj ekspertyzy semantycznej na u�ytek obro�c�w s�dowych Kuronia i Modzelewskiego w cza- i Na gr�b Marii Ossowskiej 25 nie ich pierwszego procesu*; innym razem, gdy pani Mnria wyst�powa�a jako adwokat przed komisj� dys-rypHnarn� Ministerstwa Szk� Wy�szych w obronie �rojga m�odych ludzi usuni�tych z uniwersytetu za wsp�prac� z Kuroniem i Modzelewskim i gdy zmusi!.) oskar�yciela do przyznania, �e oskar�eni maj� by� uk.i rani za to, �e zaniedbali z�o�y� donos na swoich V' ilcg�w; innym razem jeszcze, gdy w 1968 roku ini-i |iiwa�a list profesor�w warszawskich do premiera przeciwko d�awieniu resztek swob�d akademickich (list ten przeszed� bez echa, gdy� jego wys�anie zbieg�o si� z pocz�tkiem pogromu marcowego; st�d zosta� przys�oni�ty przez widowisko bardziej dramatyczne). C '/ytelnikom �Kultury" znane s� jej wyst�pienia w spra-wii1 kodeksu karnego. Tam gdzie jej g�os by� potrzebny, nie brakowa�o go. Na �adnym zgromadzeniu, aka-.Ifinickim czy innym, nie milcza�a, gdy chodzi�o <' sprawy wa�ne: swobody obywatelskie i akademickie, krzywd� jednostek, k�amstwo polityczne, uczci-u c i�� publiczn�. Ten g�os by� zawsze elegancki w for-mic i zawsze jednoznaczny w tre�ci. Mra�em udzia� w seminariach pani Marii i s�uchali m jej wyk�ad�w na Uniwersytecie ��dzkim od po-i /..)tku swoich lat studenckich, to jest od ko�ca 1945 toku. Odnosi�a si� z humorem i pob�a�liwo�ci� do naiwnie marksistowskich wywod�w osiemnastoletniego zarozumialca. Tylko jej wyrozumia�o�ci zawdzi�czam, /c przechowali�my przyjazne stosunki w p�niejszych, gorszych latach, gdy maszerowa�em w sztafe-i.uh partyjnych ideolog�w, ona za�, podobnie jak Sta- * Patrz aneks do niniejszego tekstu, s. 28-32. 26 Na gr�b Marii Ossowskiej nis�aw Ossowski, zosta�a usuni�ta z pracy nauczycielskiej na Uniwersytecie Warszawskim (nale�y w tym miejscu odda� sprawiedliwo�� niejakiej po�owiczno-�ci i niekonsekwencji polskiego stalinizmu: profesorowie, kt�rych w pocz�tku lat pi��dziesi�tych usuni�to z uczelni z powod�w �ideologicznych", nie zostali jednak zmuszeni do kopania row�w, ale zachowali swoje skromne pobory i mogli zajmowa� si� pisaniem ksi��ek, kt�re kilka lat p�niej, w pomy�lniejszej koniunkturze, wydawali; dotyczy to mi�dzy innymi obojga Ossowskich, Ingardena, Tatarkiewicza). Ksi��ki Ossowskiej pisane s� w stylistyce charakterystycznej dla wychowank�w szko�y analitycznej; ich przedmiotem s� zachowania, prze�ycia i opinie moralne, doktryny etyczne, j�zyk moralno�ci, badane z nale�yt� wstrzemi�liwo�ci� historyka, socjologa, logika. Nie ma tam prawie w imieniu autorki wypowiadanych ocen moralnych i zalece�. Ale ka�dy czytelnik wie natychmiast, �e s� to pisma nauczyciela moralno�ci, nie tylko jej badacza. Konfrontacja r�nych wzor�w osobowych nie pozostawia w�tpliwo�ci co do tego, kt�re z nich ciesz� si� sympati� autorki, chocia� nie sk�ada ona �adnych w tej sprawie deklaracji. Na poz�r opisuje tylko, lecz zawsze wiemy, po kt�rej stronie stoi. Tote� w jej opisach wszystko daje si� odnie�� do sytuacji i konflikt�w znanych czytelnikowi z do�wiadczenia w�asnego, r�wnie� je�li przedmiotem rozwa�a� jest antyczna Sparta lub XVIII-wieczna Anglia. Na moim egzemplarzu pierwszej jej powojennej ksi��ki Podstawy nauki o moralno�ci (1946) widnieje dedykacja w postaci ostrzegawczego �yczenia, aby podstawy moralno�ci (nie za� podstawy nauki o moralno�ci) autorki i w�a�ciciela nie N� n�Sb Marii Ossowskiej 27 znalaz�y si� w kolizji. Jej ostatnia ksi��ka, Ethos rycerski i /cyo odmiany (1973), jest analiz� r�nic i podobie�stw w rozmaitych idea�ach rycerza i d�entelmena - poczynaj�c od Grecji staro�ytnej, ko�cz�c na wsp�czesnej Ameryce. Na poz�r - tylko opisy z doskonale wybranych i przejrzy�cie zestawionych przyk�ad�w. Ale ksi��ka podszyta jest melancholi� na widok upadku tych warto�ci, kt�re historycznie wykszta�ci�y si� w r�nych formacjach arystokratycznych i nieraz splecione by�y /. odpychaj�cymi cechami klas uprzywilejowanych, ale lxv. kt�rych wsp�ycie ludzi mo�e si� sta� nie do zniesienia: warto�ci honoru, godno�ci osobistej, dyskrecji, wielkoduszno�ci wobec pokonanych, odrazy do m�ciwo�ci. Z pewno�ci� podpisuje si� pod cytowanymi przez siebie s�owami Bertranda Russella: �Wiara w wa�no�� honoru osobistego, cho� jej przejawy by�y cz�sto absurdalne, a czasem tragiczne, ma powa�ne zas�ugi i jej upadek nie stanowi bynajmniej czystego tylko zysku... (idy uwolni si� koncepcj� honoru od arystokratycznej buty i od sk�onno�ci do gwa�tu, zostanie w niej co�, co | n nnaga cz�owiekowi zachowa� osobist� prawo�� i sze-rzy� wzajemne zaufanie w stosunkach spo�ecznych. Nie i h da�bym, aby ten legat wieku rycerstwa zosta� dla �wiata ca�kowicie zaprzepaszczony". Jak wielu uczonych o silnej tendencji pozytywistycznej, Maria Ossowska nie uwa�a�a si� za filozofa .mi nawet za moralist�; raczej za �etologa". Ale ilekro� jej ksi��ki ujawniaj� wyra�nie jej stanowisko moralne, mo�na by� pewnym, �e we wszystkich wypadkach jest to stanowisko przy�wiadczone praktycznie, nie tylko werbalnie zachwalane; niepodobna w tym by�a do Maksa Schelera, kt�ry zapytany, czemu sam nie 28 Na gr�b Marii Ossowskiej uprawia cn�t przez siebie s�awionych, odrzek� pono, �e drogowskazy nie chodz� szosami, tylko je ukazuj�. �y� w niej �w �ethos rycerski" w najlepszej odmianie: niezawodna lojalno�� w stosunkach osobistych, dyskrecja, bezkompromisowo�� w sprawach podstawowych i tolerancja w sprawach b�ahych, solidarno�� z pokrzywdzonymi, zupe�na nieobecno�� zawi�ci, m�ciwo�ci, intryganctwa, ma�ostkowo�ci. Tak �y�a, jak gdyby - co niepodobna - z�a w niej nie by�o, nawet w postaci nieumiaru w dobrym albo w postaci poczciwo�ci pospolitej, rozleniwionej i zatrwo�onej. Nie wierzy�a w Boga ani w zbawienie wieczne. Nie wierzy�a te� w zbiorowe zbawienie doczesne �rodkami instytucjonalnymi; wierzy�a jednak, �e w zwi�zkach osobowych pewien rodzaj perfekcji czy niezawodno�ci jest osi�galny, a nawet umia�a udowodni�, �e tak jest. Odchodz� niepowrotnie, z niezawodn� pewno�ci�, nauczyciele naszego pokolenia, a wraz z nimi - ca�a formacja intelektualna i moralna, kt�rej ci�g�o�� przechowa� nam trzeba pod groz� ruiny polskiej kultury. Tyle kwiat�w na gr�b pani Marii. [2974] ANEKS: OPINIA W SPRAWIE POJ�CIA WIADOMO�CI Wiadomo�ci� nazywa si� b�d� bezpo�redni opis naocznie potwierdzonego faktu, b�d� takie sprawozdanie z jakiego� stanu rzeczy, �e dowolny obserwator zaznajomiony z faktami, na kt�rych si� ono opiera, jest zniewolony uzna� je lub odrzuci�. Wiadomo�� podlega wi�c sprawdzeniu, mo�e by� prawdziwa lub fa�szywa, ale zawsze tym si� odznacza, �e w tej samej sytuacji infor- Anrka: Opinia w sprawie poj�cia wiadomo�ci 29 mjcyjnej dowolny obserwator zakwalifikuje j� tak samo: jako fa�-W.yw�, prawdziw� lub niepewn�. W przeciwie�stwie do tego ocena w �cis�ym sensie nie mo�e by� w spos�b wystarczaj�cy uzasadniona, poniewa� jej in-trmj.) jest wyra�enie pochwa�y lub nagany wzgl�dem jakiej� sy-Iimi ji, czyjego� zachowania lub osoby. Wiadomo�ci� (prawdziw�) |rst powiedzenie, �e papie� Pius XII umar� w 1958 roku, i wiadomo�ci� (fa�szyw�) jest powiedzenie, �e papie� Pius XII �y� w XVI wieku; ocen� jest powiedzenie, �e by� on �otrem albo �e by� �wi�-ivm i wspania�ym cz�owiekiem. Oceny mog� by� wzmacniane I >r/rz odwo�ywanie si� do wiadomo�ci, mog� by� krytykowane / punktu widzenia swojej wewn�trznej niesp�jno�ci, nigdy jed-rMk nie mog� by� w spos�b dostateczny uzasadnione w oparciu . i wiadomo�ci faktyczne. Nie mog� by� tak�e uzasadnione w opar-< iii i) wiadomo�ci faktyczne �adne zalecenia, normy, wezwania, klon1 mo�na ocenia� wy��cznie ze wzgl�du na skuteczno��, z ja-k.j s�u�� celom, do kt�rych zmierzaj�, ani zwroty szydercze, zel� ywe czy panegiryczne, kt�re stanowi� tylko wyraz postawy �moejonalnej tego, kto si� nimi pos�uguje. Pomi�dzy wiadomo�ciami a ocenami w �cis�ym sensie znajduje ii,1 t ibszar po�redni, kt�ry ma szczeg�lne znaczenie we wszystkich 11. u i kach humanistycznych - zar�wno we wszelkich dyscyplinach historycznych, jak w socjologii, w teorii kultury, teorii literatury, v ruszcie w naukach politycznych. S� to interpretacje, to zna-/y takie zabiegi my�lowe, kt�re pewnemu zespo�owi wiadomo-i i faktycznych nadaj� sensowno��, organizuj�c je w ca�o�ci mniej iib bardziej sp�jne. W odr�nieniu od wiadomo�ci, interpretacje nr s� rozstrzygalne w spos�b ostateczny za pomoc� argument�w ' i.tj.jcych charakter czysto informacyjny, chocia� tak�e mog� by� � i /.i-z nie wzmacniane lub os�abiane. Spos�b interpretacji zjawisk I 'i di'cznych i historycznych zale�y w szczeg�lno�ci od ca�ego apa-itu poj�ciowego, kt�rym si� pos�ugujemy i kt�ry uwa�amy za , l.i�ciwy dla zrozumienia zjawisk; zale�y od przyj�tego systemu � l.isyfikacji fakt�w i innych okoliczno�ci, co do kt�rych zgoda uwszechna nie istnieje nigdy. Dlatego w naukach humanistycz-\ih wszystkie interpretacje s� wiecznie dyskusyjne, wiecznie mllog�e rewizji, wiecznie sporne w�r�d ludzi kompetentnych. Wi.idumo�ci faktyczne bywaj� nieraz niezb�dnym warunkiem, by jaka� interpretacja da�a si� utrzyma�, ale nigdy nie s� 30 Na gr�b Marii Ossowskiej \n�k�: Opinia w sprawie poj�cia wiadomo�ci 31 warunkiem wystarczaj�cym. Je�li wi�c, na przyk�ad, powiedzenie, �e w pewnym pa�stwie wyprodukowano w roku ubieg�ym tyle a tyle stali, jest wiadomo�ci� (informacj�), je�li ocen� jest powiedzenie, �e ustr�j tego pa�stwa zas�uguje na pot�pienie, albo przeciwnie - �e jest doskona�y i zas�uguje na poparcie zupe�ne, to interpretacj� - nie za� wiadomo�ci� - jest powiedzenie, �e natura tego ustroju jest okre�lona przez konflikt takich czy innych klas spo�ecznych. Istniej� wszak�e ludzie wybitnie kompetentni w zakresie wiadomo�ci faktycznych, kt�rzy odrzucaj� twierdzenie, i�by klasy spo�eczne w sensie Marksa istnia�y we wsp�czesnych krajach kapitalistycznych albo, w ka�dym razie, by ich obecno�� wyznacza�a zasadnicz� struktur� uwarstwienia spo�ecznego w tych krajach, marksi�ci, przeciwnie, d��� do interpretacji tych spo�ecze�stw w kategoriach antagonizm�w klasowych, maj�c na uwadze s�owo �klasa" w sensie przez Marksa okre�lonym. Sp�r mi�dzy tymi interpretacjami nie polega na r�nicy w zasobie faktycznej wiedzy u zwolennik�w jednej lub drugiej interpretacji, lecz na sposobie wybierania istotnych i nieistotnych cech w zjawiskach spo�ecznych. Zasady tego wyboru nigdy nie s� przes�dzone jednoznacznie przez sam stan informacji (chocia� nie jest on bez znaczenia), albowiem odgrywaj� w nich rol� czynniki warto�ciuj�ce i postawa praktyczna uczonych wobec badanych zjawisk. Obecno�� element�w warto�ciuj�cych we wszystkich interpretacjach humanistycznych jest powszechnie uznana przez uczonych zajmuj�cych si� t� problematyk� i tyle razy i tak dok�adnie analizowana od lat kilkudziesi�ciu, �e nie budzi w�r�d humanist�w w�tpliwo�ci. Chodzi natomiast w�a�nie o zwi�zek interpretacji z wiadomo�ciami faktycznymi, a wi�c o spos�b nadawania sensu - zawsze spornego - zasobowi informacyjnemu, kt�ry jest mniej lub bardziej bezsporny. Mieszanie wiadomo�ci z interpretacjami jest charakterystyczne dla dogmatycznego sposobu my�lenia, w kt�rym kto� usi�uje sobie zapewni� monopol w�asnej interpretacji, og�aszaj�c j� po prostu za bezpo�rednie sprawozdanie ze stanu faktycznego. Okre�lenie cudzych interpretacji, z kt�rymi si� nie zgadzamy, jako fa�szywych wiadomo�ci jest tylko pr�b� udaremnienia dyskusji nad w�asnymi pogl�dami, z g�ry a go�os�ownie uznanymi za nienaruszalne. Kwestia istnienia lub nieistnienia wyzysku w obecnej Polsce jest typowym przyk�adem pytania, na kt�re ka�da odpowied� jest interpretacj�, �adna bowiem nie jest w spos�b jednoznaczny prze- nia przez sam opis bezpo�rednich wiadomo�ci faktycznych, vmaga ponadto uznania lub odrzucenia ca�ego zasobu kate- ii poj�ciowych, wewn�trz kt�rego takie s�owo jak �wyzysk" og�le dopuszczalne lub wewn�trz kt�rego nabiera ono okre�- o sensu. Poj�cia, kt�rym Marks nada� swoisty sens - takie Kisa, warto��, warto�� dodatkowa, si�a robocza - stanowi� ca- >wy zbi�r narz�dzi s�u��cych do interpretacji zjawisk spo- i i/.nych, kt�ry uk�ada jakby badane formy �ycia spo�ecznego * sensowne struktury, wyr�nia w nich wa�ne i mniej wa�ne ele- ncnty. Jednak�e kryteria wa�no�ci i wyboru nie s� nigdy wydoby- wprost z fakt�w, lecz s� z organizowania i rozumienia fakt�w. Interpretacje mog� by� zdyskwalifikowane, o ile uda si� wy-i/.u', �e niezb�dnym warunkiem ich przyj�cia, w rozumieniu k',i>, kto dan� interpretacj� g�osi, jest przyj�cie pewnych wia-mno�ci fa�szywych. Gdyby na przyk�ad kto� twierdzi�, �e Fran-ii wsp�czesna jest spo�ecze�stwem klasowym, i powo�ywa� si� .i I o, �e we Francji istnieje niewolnictwo, rozumiane jako legalne I >i .iwnienie pewnych prywatnych os�b do dowolnego dyspo-i vwania �yciem, swobod�, mieniem i prac� innych os�b - mo�na m zarzuci�, �e opiera swoj� interpretacj� na informacjach fa�szy-vch, i przez to j� zdyskwalifikowa�. Natomiast sp�r o to, czy, na i /.yk�ad, w Stanach Zjednoczonych dzisiejszych decyduj�cym ' y nnikiem �ycia spo�ecznego jest konflikt klas w marksistowskim i/.umieniu s�owa �klasa", mo�e by� racjonalnie prowadzony przy znaniu ca�o�ci dost�pnych zasob�w informacyjnych przez stro-v dyskutuj�ce, i zarzucanie kt�remukolwiek z dyskutuj�cych, �e .mowisko jego jest �fa�szyw� wiadomo�ci�", nie ma sensu. Co do terminu �pogl�d y", to bywa on u�ywany najcz�ciej i oznaczenie pewnego zbioru ocen lub interpretacji. W niekt�- i h sytuacjach s�owo �pogl�d" bywa tak�e u�ywane dla kirakteryzowania tre�ci o charakterze informacyjnym: wtedy i i.i nowicie, kiedy chodzi o jakie� fakty, co do kt�rych zaj�cia albo �i /rbiegu dost�pne dane nie mog� da� pewno�ci; tak na przy- l.ui historycy mog� mie� r�ny pogl�d na to, czy Piast jest posta- 11 historyczn�. Pochodzi to st�d, �e istniej�ce �r�d�a nie rozstrzy- i|.j tej kwestii jednoznacznie. Jednak�e samo twierdzenie �Piast t (albo: nie jest) postaci� historyczn�" stanowi wiadomo��, kt�- i |t'st prawdziwa lub fa�szywa, ale o kt�rej prawdziwo�ci czy fa�- ywo�ci nie mo�emy orzec stanowczo. 32 Na gr�b Marii Ossowskiej W takich sytuacjach s�owo �pogl�d" nadaje si� r�wnie� do charakteryzowania wiadomo�ci - mianowicie w przypadkach, kiedy uznane w my�leniu naukowym regu�y akceptacji i negacji twierdze� nie zezwalaj� na jednoznaczne orzeczenie w kwestii faktycznej. S�owo �pogl�d" bywa wreszcie u�ywane dla charakterystyki wypowiedzi o charakterze prognostycznym. Prognozy tym si� odznaczaj�, �e s� prawdziwe lub fa�szywe, ale o ich fa�szywo�ci czy prawdziwo�ci nie jeste�my w stanie orzec z pewno�ci�, p�ki przysz�e wydarzenia ich nie potwierdz� lub nie obal�; przynajmniej jest to trwa�a sytuacja w przewidywaniach dotycz�cych zjawisk spo�ecznych, albowiem w niekt�rych dziedzinach przyrodo-znawstwa prognozy odznaczaj� si� bardzo wysokim stopniem prawdopodobie�stwa, praktycznie bliskim pewno�ci, a wobec tego uznane s� powszechnie i s�owo �pogl�d" nie bywa w stosunku do nich stosowane. S�owo �pogl�d" wyst�puje bowiem tylko tam, gdzie mo�liwa jest obecno�� pogl�d�w r�nych na t� sam� kwesti� w granicach poprawnego my�lenia. Je�li pewne zdanie jest czyim� �pogl�dem", to znaczy, �e mo�e w tym samym przedmiocie istnie� pogl�d inny. Pogl�dem nie nazywa si� natomiast takich wiadomo�ci, kt�rych prawdziwo�� lub fa�szywo�� mo�e by� w spos�b bezsporny okazana na podstawie dost�pnego zasobu informacyjnego w spos�b powszechnie zniewalaj�cy. Dzi�ki temu, �e r�ne kryteria, r�ne zespo�y poj�ciowe, a wi�c r�wnie� r�ne interpretacje zjawisk historycznych i spo�ecznych s� mo�liwe, �e �cieraj� si� ze sob�, konfrontuj� wzajem swoje racje, swoje zalety i wady - dzi�ki temu tylko istnieje post�p w naukach humanistycznych, a bez tej r�norodno�ci wiedza ludzka o spo�ecze�stwie skazana jest na ja�owe powtarzanie zasta�ych schemat�w. Odbiera� ludziom studiuj�cym zjawiska spo�eczne prawo do ich samodzielnej interpretacji to t�umi� podstawowe �r�d�o post�pu umys�owego w tym zakresie �ycia. Prof, dr Maria Ossowska Prof, dr Leszek Ko�akowski Zgadzam si� z tre�ci� powy�szej opinii. Prof, dr Tadeusz Kotarbi�ski [1978] IRENA KRONSKA W nocy z 15 na 16 stycznia 1974 roku zmar�a w War-/.iwie Irena Kro�ska, z domu Krzemicka, wdowa po l.tili-uszu Juliuszu Kro�skim, filolog, filozof, t�umaczki, wieloletnia kierowniczka Biblioteki Klasyk�w Filozofii. Irena Kro�ska urodzi�a si� w 1915 roku we Lwowie. We Lwowie, a nast�pnie w Warszawie studiowa�a filologi� klasyczn� i filozofi�. Razem z m�em miesz-k.it.i w czasie okupacji w Warszawie, czynna w walce konspiracyjnej. Wywiezieni po powstaniu do obozu, pu-rwsze lata po wyzwoleniu sp�dzili w Pary�u, sk�d w muili do kraju w 1949 roku. W nast�pnym roku po-u �. i. 11 a przy Pa�stwowym Wydawnictwie Naukowym l ii! 'lioteka Klasyk�w Filozofii, seria wydawnicza, kt�-i .i mia�a udost�pni� czytelnikowi polskiemu przek�a-.1V wa�niejszych dzie� filozofii �wiatowej, od staro�ytno�ci poczynaj�c. By�a to jedna z tych inicjatyw kul-lunilnych, kt�re ca�a polska spo�eczno�� akademicka powita�a natychmiast i bez �adnych zastrze�e� gotowo�ci� do wsp�pracy. Komitet tej Biblioteki, kierowa- 34 Irena Kro�ska i Kro�ska 35 I ny przez Tadeusza Kotarbi�skiego, zajmowa� si� ustalaniem plan�w pracy i ocen� wynik�w, w�a�ciwa praca wydawnicza i redakcyjna spoczywa�a za� na barkach Ireny Kro�skiej. Tak by�o formalnie. W rzeczywisto�ci jej g�os i jej inicjatywa by�y kierownicz� si�� ca�ego przedsi�wzi�cia we wszystkich sprawach. Wolno powiedzie�, �e Biblioteka jest prawdziwie jej dzie�em. Praktycznie wszyscy filozofowie polscy przyczyniali si� do tej pracy jako przek�adcy, redaktorzy, autorzy komentarzy i wst�p�w. Tym, kt�rzy sami nie uczestniczyli w takich zaj�ciach, trudno przedstawi� ogrom trudu, jakiego wymaga�o wydanie stu kilkudziesi�ciu tom�w dzie� filozoficznych, t�umaczonych z wielu j�zyk�w, opatrzonych mn�stwem historycznych, filologicznych i filozoficznych komentarzy. Kro�ska by�a jak nikt do tej pracy przygotowana; doskona�e znawstwo wielu j�zyk�w - a nade wszystko greki, kt�r� prawdziwie kocha�a - ��czy�a z ogromnym wykszta�ceniem filozoficzno-historycznym. Ona ponosi�a odpowiedzialno�� nie tylko za dob�r tekst�w, za jako�� komentarzy i przek�ad�w, ale te� za �mudn� prac� sprawdzania, poprawiania, redagowania, �owienia b��d�w. G��wnie jej wieloletniemu trudowi i nieprzespanym nocom zawdzi�cza� trzeba owe tomy Platona, Hegla, Kanta, Descartes'a, Hume'a, Al-Farabiego i tylu innych, kt�re wesz�y w obieg polskiej kultury. Spotka�a j� za to nagroda, jakiej nale�a�o oczekiwa�. Po marcu 1968 (w �roku zarazy", jak mawia�a) zosta�a usuni�ta z pracy i pozbawiona �rodk�w do �ycia - w ramach generalnej czystki przeprowadzonej w wydawnictwie. Drugi i trzeci tom wielkiego S�ownika Filozof�w, kt�re sama redagowa�a, zosta�y /li i�one do kosza i nigdy nie pojawi�y si� w druku (tom pierwszy zdo�a�a opublikowa� wcze�niej). Pomog�a jej redakcja �Tw�rczo�ci", gdzie dosta�a prac� i gdzie do ko�ca - ju� powalona �mierteln� chorob�, w szpita-l.u'h oksfordzkich - pisa�a przegl�dy (znakomite) niemieckoj�zycznej prasy literackiej; do ko�ca te� praco-w.ila nad swoimi przek�adami Kafki, kt�rego w ostat-im h latach sta�a si� znawczyni� i wielbicielk�. Sp�dzi�a pracowite �ycie g��wnie jako t�umacz i re-il.iktor. Sama publikowa�a niewiele. Opr�cz przedwo-11 � 11 nych rozprawek filologicznych og�osi�a pi�kn� ksi��-kc o Sokratesie i kilka artyku��w (mi�dzy innymi w �My�li Wsp�czesnej" o przewrocie prawicowym w Atenach oraz w ksi�dze pami�tkowej ku czci Tadeusza Kotarbi�skiego o Marksie jako krytyku filozofii epikurejskiej). Mi�o�� do kultury antycznej przechowa�a w niezmienionej �wie�o�ci do ko�ca �ycia; I ej nauczycielem w tej dziedzinie by� g��wnie Ryszard C lanszyniec. W filozofii uwa�a�a si� za uczennic� In->;ardena raczej ni� Twardowskiego i szko�y lwowsko-warszawskiej; tradycja pozytywistyczna i analitycz-n.i w filozofii by�a obca jej duchowi; zbyt mocno ob-i liodzi�y j� pytania metafizyczne, aby mog�a przyj�� i iw� sceptyczn� wstrzemi�liwo��, jak� ten styl filozofowania narzuca�. S�dz�, �e nie sprzeciwi� si� jej intencjom, gdy powiem rzecz tak�. Irena Kro�ska nale�a�a przed wojn� ilu lewicowej, demokratycznej i antyfaszystowskiej inteligencji; o�wiecony antyklerykalizm i niech�� do Ko-M iola stanowi�y naturalne sk�adniki tej postawy. Jed-n.ik�e od kiedy j� zna�em (to jest od 1950 roku), Kro�ska nigdy nie by�a ateistk� w �adnym normalnym sensie 36 Irena Kro�ska s�owa. W ostatnich latach natomiast uwa�a�a si� za chrze�cijank� w nieokrojonym tego wyrazu znaczeniu. Ostatnie miesi�ce �ycia, od lipca do grudnia 1973 roku, sp�dzi�a w Anglii, dok�d przyjecha�a, aby przed spodziewan� �mierci� zobaczy� si� z c�rk�. Czas ten zeszed� jej g��wnie w szpitalach; choroba by�a ju� beznadziejna w momencie jej przyjazdu. Ostatniego grudnia wr�ci�a do Warszawy, aby po dw�ch tygodniach zako�czy� �ycie, kt�re od lat ju� by�o dla niej ci�arem, a z kt�rym zmaga�a si� z bezprzyk�adn� dzielno�ci�. Dla jej licznych przyjaci� po jej bezpowrotnym odej�ciu otwar�a si� pustka, o kt�rej m�wi� nie ma jak, a mo�e i nie warto, bo wszystkim jest znana. Oksford, 21 lutego 1974 [1974] PAMI�� I MY�L Czyta�em t� ksi��k� nieksi��k�* dwukrotnie, za ka�dym razem niemal jednym tchem i z t� sam� koncentracj�: po raz pierwszy w 1969 roku w r�kopisie, po wst�pnych retuszach poczynionych przez Czes�awa Mi�osza, po raz drugi teraz, po o�miu latach i po dodatkowej obr�bce, jak� po Czes�awie Mi�oszu przeprowadzi�a na tek�cie Lidia Cio�koszowa. Retusze by�y konieczne,