16442
Szczegóły |
Tytuł |
16442 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16442 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16442 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16442 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Andrzejewski
Z�oty lis
1954 - �ukaszowi Abgarowiczowi
Lis zjawi� si� zupe�nie niespodziewanie pewnego pa�dziernikowego wieczora, kiedy �ukasz by� w mieszkaniu sam jeden. Ojca wezwano w�a�nie do jakiej� nag�ej operacji, matka mia�a w szkole nauczycielsk� konferencj�, a Grze� poszed� z kolegami do kina, na seans o �smej.
�ukasz le�a� ju� w ��ku i chocia� pomalutku ogarnia�a go senno��, �al mu by�o zasn��, poniewa� na dworze rozpada�o si� na dobre, wi�c w ciszy pokoju przyjemnie by�o nads�uchiwa�, jak za oknami, na mariensztackiej skarpie, w�r�d ciemno�ci rozja�nionych chybotliwymi poblaskami lamp, pluszcze deszcz, drzewa szumi� i pogwizduje wiatr.
�ukasz zamierza� w�a�nie poprowadzi� na dobranoc cich�, mruczan� rozmow� z niedalekim wiatrem, gdy nagle skrzypn�y drzwi prowadz�ce z korytarza i do pokoju wszed� lis. �ukasz natychmiast zapomnia� o senno�ci, nie poruszy� si� jednak, nawet oddech w sobie �ciszy�, aby nie sp�oszy� niespodziewanego go�cia. Zreszt� lis wcale nie robi� wra�enia skr�powanego lub zaniepokojonego. Przeciwnie, zachowywa� si� bardzo naturalnie. Zrazu sta� przy drzwiach, bystro rozgl�daj�c si� doko�a b�yszcz�cymi �lepiami, wyra�nie by�o wida�, �e nieco uni�s� spiczast� mordk�, jakby si� chcia� zaznajomi� z zapachami nowego pomieszczenia, potem za� leciutko, lecz ca�kiem �mia�o, bezszelestnie stawiaj�c �apy, posun�� si� na �rodek pokoju.
Mimo mroku, jaki doko�a panowa�, �ukasz od razu si� zorientowa�, �e wieczorny go�� jest niezwykle pi�kny. By� to przede wszystkim lis bardzo du�y, lecz smuk�y i gibki, wspaniale rozro�ni�ty, o �lepiach po�yskuj�cych w ciemno�ciach jak dwa roz�arzone w�gielki, z wielk� puszyst� kit�, i co najbardziej zdumiewaj�ce: ca�y by� z�oty jak�� niezwyk�� z�ocisto�ci�, mi�kk� i jedwabist�, l�ni�c� w mroku zadziwiaj�cym poblaskiem.
Mimo pi�ciu lat �ukasz by� ch�opcem roztropnym i w tym momencie bynajmniej nie zamierza� zdradzi� si� ze swym zachwytem. A jednak sta�o si� to, czego nie chcia�, i naraz kr�tkie: "Ach!", bardzo dono�ne, zabrzmia�o w ciszy.
Us�yszawszy sw�j g�os �ukasz zdr�twia� z przera�enia. "Koniec" � pomy�la� z rozpacz�. I nie chc�c ogl�da� ucieczki lisa zacisn�� powieki i dla pewno�ci przys�oni� je d�o�mi. A jednocze�nie szepta� w my�lach: "Och, lisie, m�j najdro�szy, kochany lisie, nie uciekaj ode mnie, prosz� ci�, zosta� tutaj, dobrze? a ja ci przyrzekam, �e ci� b�d� bardzo, bardzo kocha� i b�d� my�la� o wszystkim, czego ci trzeba, zawsze b�d� twoim pomaganiem, prosz� ci�, tylko nie odchod�..."
Ciszy nie m�ci� najmniejszy szelest i �ukasz z ca�ej si�y przyciskaj�c pi�stkami powieki s�ysza� tylko przy�pieszony �omot w�asnego serca. Gdy odwa�y� si� na koniec otworzy� oczy, nie uwierzy� zrazu w�asnemu szcz�ciu: lis nie uciek�, wci�� sta� na �rodku pokoju, dok�adnie w tym samym miejscu, w kt�rym znajdowa� si� by� przed wiadomym okrzykiem. �eb tylko w tej chwili obr�ci� ku �ukaszowi, dzi�ki czemu oba jego �lepia wydawa�y si� jeszcze wi�ksze, bardziej ogniste i b�yszcz�ce.
�ukasz nie wytrzyma� i usiad� na ��ku.
� Och, lisie! � szepn��.
W�wczas lis skin�� przyja�nie g�ow�, wyra�nie si� przy tym do �ukasza u�miechn��, po czym ko�ysz�c puszyst�, z�ot� kit� skierowa� si� w stron� stoj�cej w g��bi pokoju szafy. Tam, wspi�wszy si� na przednie �apy, otworzy� drzwi i bezszelestnie wsun�� si� do �rodka. Przez sekund� z�otawa po�wiata rozja�nia�a wn�trze szafy, nast�pnie drzwi zamkn�y si� r�wnie bezg�o�nie, jak przed chwil� si� otworzy�y, i w pokoju zn�w si� sta�o ciemno.
�ukasz nie bardzo zdawa� sobie spraw�, jak d�ugo tego wieczora le�a� bezsennie, ws�uchany w ci�gle zbyt po�pieszne tik-tak swego serca. W ka�dym razie sporo czasu musia�o up�yn�� od pojawienia si� lisa, poniewa� nie spa� jeszcze i wtedy, gdy do pokoju wszed� Grze�, g�o�no, po swojemu, stukaj�c narciarskimi butami.
Zapaliwszy g�rne �wiat�o Grze� od razu zauwa�y�, �e �ukasz nie �pi.
� Nie �pisz? � spyta�. � Dlaczego? Ju� po dziesi�tej.
�ukasz instynktownie wyczu�, �e w obecnej sytuacji nie nale�y swoich oczu wydawa� na jakiekolwiek spojrzenie z zewn�trz. Kt� wie, czy swoim wyrazem nie zdradzi�yby natychmiast obecno�ci lisa? Szybko je wi�c zamkn��.
� �pi� � mrukn��.
Grze� usiad� na tapczanie i zabra� si� do rozsznurowywania but�w.
� Jak to �pisz? � oburzy� si�. � Przecie� widz�, �e nie �pisz. I jeszcze k�amiesz.
W normalnych warunkach �ukasz, dotkni�ty w ten spos�b na honorze, z miejsca podj��by przeciw bratu dzia�ania obronno-zaczepne. Poniewa� jednak wszelka taktyka podobnej akcji bezwarunkowo wymaga�a otwartych oczu, zrezygnowa� z walki i uda�, �e to, co zosta�o powiedziane, w og�le nie odnosi si� do jegoosoby.
I by� mo�e Grze�, zaj�ty rozpl�tywaniem sznurowade�, zrezygnowa�by z dalszego �ledztwa, gdyby w korytarzyku, przy kt�rym mie�ci�a si� �azienka, nie rozleg�y si� kroki matki.
� Mamo! � zawo�a� natychmiast Grze�.
Oczywi�cie matka zajrza�a do pokoju. By�a jeszczew p�aszczu, musia�a dopiero co wr�ci� do domu.
� Co si� sta�o? ^� spyta�a. � Czego tak krzyczysz?
� �ukasz nie �pi � wyja�ni� Grze�.
Gdy matka podesz�a do ��ka �ukasza, Grze�, ju�: bez but�w, te� si� tam znalaz�.
� Musi mie� gor�czk� � powiedzia�. � Popatrz, jakie ma czerwone uszy.
Matka przygl�da�a si� chwil� �ukaszowi, potem dotkn�a d�oni� jego czo�a.
� Gor�ce? � spyta� Grze� �ci�gaj�c przez g�ow�sweter.
Matce nie wyda�o si�, �eby czo�o �ukasza by�o szczeg�lnie ciep�e.
� Ale uszy ma czerwone � powiedzia� Grze�.
Matka pochyli�a si� nad �ukaszem i poprawi�a zsuni�t� na bok ko�dr�.
� Nic ci� nie boli, synku?
�ukasz potrz�sn�� g�ow�.
� A dlaczego nie �pisz?
� �pi� � mrukn�� bardzo sennie.
� K�amie! � stwierdzi� Grze� zdejmuj�c spodnie. � Jak wszed�em do pokoju, to wcale nie spa�.
I uszy ma czerwone.
Matka jeszcze raz pochyli�a si� nad �ukaszem i poca�owa�a go w czo�o.
� Spij, synku, p�no ju�.
A potem zwr�ci�a si� do Grzesia:
� Zga�, Grzesiu, g�rne �wiat�o, �ukasz zaraz za�nie.
W tym jednak momencie musia�a co� dojrze�, poniewa� �ukasz dos�ysza� jej kr�tkie i pe�ne wyrzutu: "Grze�!" Nastawi� uszu.
Za� matka m�wi�a:
� Grze�, ile razy by�a mowa, �eby� nie rozrzuca� swoich rzeczy po wszystkich k�tach?
� Ja rozrzucam? � zdziwi� si� Grze�.
� A kto?
� Przecie� ja wcale nie rozrzucam.
� To sp�jrz, jak wygl�da pok�j. �ukasz przewr�ci� si� cichutko na bok, twarz� do pokoju, i czuj�c, �e przesta� by� o�rodkiem zainteresowania, podni�s� ostro�nie powieki. Grze� w przyfa�tkiej koszuli i w k�piel�wkach sta� nie opodal sto�u. Ze swymi zbyt chudymi nogami dwunastolatka i wzrokiem, kt�ry wyra�a� tyle� zmieszania, co zdziwienia � wyda� si� �ukaszowi bardzo zabawny. "Masz za czerwone uszy" � pomy�la� z zadowoleniem. I od razu stwierdzi�, �e poszczeg�lne cz�ci garderoby Grzesia rzeczywi�cie zaw�drowa�y do miejsc raczej przypadkowych. Jeden but le�a� przed ��kiem, drugi � na �rodku pokoju, sweter znalaz� si� na stole, natomiast spodnie, niedbale rzucone na krzes�o, wyra�nie zsuwa�y si� na pod�og�.
Tymczasem Grze� z powolnym namys�em ocenia� sytuacj�.
� Wi�c? � spyta�a matka.
Tamten ci�ko westchn��.
� Przecie� to tylko na razie.
� Co na razie?
� W�a�nie mia�em zamiar posk�ada� wszystko.
� A buty?
Grze� spojrza� z ukosa na ob�ocone buty.
� Zaraz je zabior�.
� Zdaje si�, �e nale�a�oby je poza tym oczy�ci�. Jak s�dzisz?
I nie czekaj�c na odpowied� Grzesia zapali�a nocn� lampk� przy tapczanie, po czym zgasi�a g�rne �wiat�o.
� Po�piesz si�, Grze� � powiedzia�a ju� przy drzwiach. � Jutro znowu nie b�dziesz si� m�g� obudzi�. I nie zapomnij si� umy�.
� A w czym ja mam spa�? � j�kn�� Grze�.
� Jak to w czym?
� Przecie� zabra�a� pid�am� do prania.
Matka pokiwa�a wsp�czuj�co g�ow�.
� To nie wiesz, �e druga, czysta, le�y w szafie?
�ukaszowi natychmiast mocniej zabi�o serce. Szafa! Jak m�g� zapomnie�, �e w szafie znajduj� si� nie tytko jego rzeczy, lecz r�wnie� Grzesia. C� wi�c teraz b�dzie? Co si� stanie, je�li Grze� zobaczy ukrytego lisa? Narobi oczywi�cie krzyku i lis si� przestraszy i ucieknie. Mo�e go zatem ostrzec? "Ale kogo? � ogarn�y �ukasza w�tpliwo�ci. � Kogo ostrzec, Grzesia czy lisa? Komu zaufa�?"
Tymczasem Grze� bardzo sobie musia� wzi�� do serca uwagi matki, poniewa� starannie posk�adawszy ubranie i po�cieliwszy na noc tapczan poszed� z butami do �azienki i tam ca�kiem przepad�. �ukaszowi okropnie si� ten czas wyczekiwania na powr�t brata pocz�� d�u�y�. "Co on tam robi? � my�la�. � Przecie� nie myje chyba uszu..." Nie m�g� si� jednak zdecydowa�, aby wsta� i co� przedsi�wzi��. Le�a� wi�c bez ruchu, z policzkiem wci�ni�tym w poduszk�, ale niepok�j ogarnia� go coraz wi�kszy i czu� poza tym, �e uszy nie tylko mu nie stygn�, lecz p�on� i piek� coraz natarczywiej.
Na koniec Grze� wr�ci� z �azienki. Tym razem �ukasz nie da� si� zaskoczy� i tyle potrafi� osi�gn��, i� Grze� przyjrzawszy si� mu, spokojnie i r�wno oddychaj�cemu, poprzesta� na tym oczywistym dowo dzie snu i nie odezwawszy si� s�owem, pocz�� zdejmowa� koszul�. �ukasz obserwowa� brata spod leciutko uniesionych rz�s. "Och, lisie, lisie!" � szepn�� sobie bezg�o�nie.
W tym momencie Grze� podszed� do szafy. Sta� przed ni� chwil�, jakby si� nad czym� g��boko zastanawia�, po czym otworzy� drzwi, nast�pnie odemkn�� i drug� ich po�ow� i na g�rnej p�ce pocz�� pomi�dzy bielizn� szuka� pid�amy. �ukasz wstrzyma� oddech. Nie sta�o si� jednak to, czego si� obawia� najwi�cej: lis nie sp�oszy� si� i nie wyskoczy� z szafy. Lecz, co dziwniejsze, Grze� zdawa� si� zupe�nie nie dostrzega� ukrytego tu� obok go�cia. A poniewa� nie by�by sob�, gdyby potrzebn� rzecz znalaz� od razu, wi�c i to jego poszukiwanie pid�amy trwa�o do�� d�ugo. �ukasz dobrze wiedzia�, �e obie pid�amy, i jego, i Grzesia, le�� na samym wierzchu drugiej p�ki od g�ry. Ju� si� chcia� odezwa�, aby skr�ci� niebezpiecznie si� przed�u�aj�c� sytuacj�, gdy wtem drgn��, jakby przemkn�� przez niego szybki p�omie�. Oto mimo �wiat�a, kt�re pada�o z nocnej lampki Grzesia, g��b szafy wyra�nie rozja�nia� znajomy z�otawy, bardzo delikatny i przedziwnie tajemniczy poblask. By�o to tak pi�kne, i� �ukasz zapomnia� nagle o wszystkich niepokojach i poczu� si� r�wnie bezgranicznie szcz�liwy, pe�en obezw�adniaj�cego zachwytu, jakby i w nim niespodzianie za�wieci�a jasno�� podobna do tamtej.
P�niej, ju� w ciemno�ciach, kiedy Grze� zgasi� lamp�, do�� d�ugo le�a� wype�niony a� po ko�ce palc�w owym bezg�o�nym, a przecie� w jaki� niezwyk�y spos�b �piewaj�cym �wiat�em. Nagle poczu�, �e bodaj cz�stk� tego swego szcz�cia musi si� z kim� podzieli�, i to nie zwlekaj�c, natychmiast. Podni�s� wi�c g�ow� i zawo�a� p�g�osem:
� Grze�!
Ten poruszy� si�, skrzypn�� pod nim tapczan.
� Jeszcze nie �pisz?
G�os Grzesia bynajmniej nie zabrzmia� �yczliwie.
Ale �ukasza wcale to nie zrazi�o.
� Grze�, powiedz...
� �pik.
� Widzia�e� kiedy z�otego lisa?
� Ze co?
� Z�otego lisa?
� Co z�otego lisa?
� Widzia�e� kiedy?
Grze� usiad� na tapczanie.
� Co� ty, zwariowa�? Nie ma �adnych z�otych lis�w.
� W�a�nie, �e s�.
� Gdzie? G�upstw ci kto� naopowiada�. Lisy mog� by� takie jak u nas, zwyczajne, rude, albo srebrne i niebieskie, z tym, �e te niebieskie maj� takie futro tylko latem, a w zimie s� bia�e.
�ukasz wyrozumiale si� u�miechn�� w ciemno�ciach.
� A ja widzia�em z�otego.
� Lisa?
� Lisa.
� Gdzie?
� Widzia�em. Ca�y by� z�oty. I kit� mia� z�ot�.
� K�amiesz! � zdenerwowa� si� Grze�. � Nie mog�e� widzie� z�otego lisa.
� W�a�nie, �e mog�em.
Akcent przekornego tryumfu, jaki zabrzmia� w g�osie ma�ego, u�wiadomi� Grzesiowi, �e chyba niebacznie da� si� wci�gn�� w dyskusj� kompromituj�c� nieco dla swego starsze�stwa. Bardzo si� tym poczu� dotkni�ty.
� S�uchaj � powiedzia� przez zaci�ni�te z�by � radz� ci, �eby� mnie nie denerwowa�. Je�eli w tej sekundzie nie przestaniesz si� wyg�upia� i nie za�niesz...
� To co? � wykrzykn�� �ukasz.
� Zobaczysz.
� Co mi zrobisz?
� Lanie ci spuszcz�, smarkaczu! � wrzasn�� Grze� ostatecznie wyprowadzony z r�wnowagi. � Rozumiesz?
W pokoju zaleg�a cisza. I naraz w�r�d niej rozleg� si� �ciszony cokolwiek, niemniej jednak bardzo wyra�ny i d�wi�czny g�os �ukasza:
� Nie widzia�e� z�otego lisa? Bo ja widzia�em. Grze� momentalnie poderwa� si� na nogi i z rozmachem cisn�� w g��b pokoju poduszk�. Nim jednak zd��y� w �lad za pociskiem doskoczy� do �ukasza, ten skry� si� pod ko�dr�, i to tak chytrze zwin�wszy si� w k��buszek, i� zrazu przy pierwszym natarciu napastnik nie odnalaz� go w ciemno�ciach. Niebawem wszak�e cienki pisk �ukasza, jaki wydoby� si� spod ko�dry, dowi�d�, �e mimo wszystko Grze� dosi�gn�! swojej ofiary. Przez moment zakot�owa�o si� na ��ku, zak��bi�o i szybki rozw�j sytuacji wyra�nie pocz�� si� przechyla� na niekorzy� �ukasza, gdy wtem otworzy�y si� drzwi i �wiat�o z korytarza rozgarn�o mrok pokoju. Na progu sta� ojciec.
� Co si� tu dzieje? � spyta� p�g�osem. � Co wy wyprawiacie?
Grzesia jakby zdmuchn�o. W mgnieniu oka znalaz� si� na swoim tapczanie. Natomiast �ukasz r�wnie szybko da� nura pod ko�dr�. Wszystko to dokona�o si� tak b�yskawicznie i nieomal bezszelestnie, i� oko mniej wprawne od ojcowskiego musia�oby uzna� ca�e to zdarzenie za wynik przywidzenia. Lecz ojciec rzeczowo spyta�:
� Wi�c?
Grze�, potargany i bardzo czerwony, zamruga� niespokojnie swymi d�ugimi rz�sami.
� �ukasz nie daje mi spa�.
� �ukasz?
� No pewnie! Opowiada g�upstwa, �e widzia� z�otego lisa.
� Jakiego?
� Z�otego. A przecie� nie ma z�otych lis�w.
� I dlatego go bi�e�?
� Ja go bi�em? � oburzy� si� Grze�. � Wcale go nie bi�em. Chcia�em mu tylko wyt�umaczy�, �e z�otych lis�w nie ma. A on nie wierzy i upiera si�, �e widzia� z�otego lisa.
� Nie krzycz tak � powiedzia� ojciec. � Ca�y dom obudzisz.
� To dlaczego on k�amie, �e widzia� z�otego lisa, kiedy nie m�g� widzie�?
Spod ko�dry wychyli�a si� k�dzierzawa g�owa �ukasza.
� Wcale nie k�ami�!
� Tylko co? Nie mog�e� Widzie� z�otego lisa � Spok�j � powiedzia� ojciec. I usiad�szy na brzegu �ukaszowego ��ka pog�adzi� ma�ego po jasnych w�osach. � �ni�o ci si� co�?
�ukasz potrz�sn�� g�ow�.
� A jak�e� by�o z tym lisem?
� Widzia�em.
� Z�otego?
� Aha!
Pod Grzesiem skrzypn�� tapczan.
� Widzisz! I on m�wi, �e nie k�amie. Powiedz mu, �e nie ma z�otych lis�w, bo mnie nie chce wierzy�.
� Spok�j, Grze� � uciszy� go ojciec. � Zachowujesz si�, jakby� mia� mniej lat ni� �ukasz.
� Ja? � oburzy� si� Grze�. � Dobrze, to w takim razie ja ju� nic wi�cej nie powiem. Ale niech on nie k�amie, �e widzia� z�otego lisa, bo nie widzia�.
I na znak protestu odwr�ci� si� twarz� do �ciany i naci�gn�� na g�ow� ko�dr�. Ojciec pochyli� si� nad �ukaszem.
� I gdzie� widzia�e� tego lisa?
Ma�y si� zawaha�.
� Wsz�dzie � szepn�� wreszcie.
� Jak to wsz�dzie?
� Naprawd� widzia�em.
Przysun�� si� do ojca, po swojemu dotkn�� jego policzka nosem i obj�� za szyj�.
� Powiedz � zaszemra� bardzo cicho � s� z�ote lisy...
Ojciec si� u�miechn��.
� W bajkach, syneczku.
� Nie w bajkach. Naprawd�.
� Naprawd� nie ma.
� Nie ma?
� Bywaj� r�ne: rude, niebieskie, srebrne, ale z�otych nie ma.
� I nie widzia�e� nigdy z�otego?
� Nigdy.
�ukasz milcza� chwil� przytulony do ojcowskiej twarzy.
� No, �ukasz, spa� � powiedzia� wreszcie ojciec. � Strasznie ju� p�no.
Kiedy �ukasz bez s�owa si� po�o�y�, ojciec przykry� go i poca�owa� w czo�o.
� �pij dobrze.
Po czym wyszed�, cicho zamykaj�c za sob� drzwi. S�ycha� by�o, �e przeszed� do �azienki. W�wczas w ciemno�ciach rozleg� si� g�os Grzesia:
� A zielon� krow� widzia�e�?
�ukasz drgn��, lecz nic nie odpowiedzia�. Twarz tylko mocniej przytuli� do poduszki i nogi pod siebie podwin��, w tej bowiem pozycji, mniej miejsca zajmuj�c, czu� si� pewniej i bezpieczniej. Zreszt� Grze� wi�cej si� nie odezwa�, bardzo szybko musia� zasn��, poniewa� niebawem da� si� s�ysze� jego r�wny oddech. Natomiast �ukaszowi do senno�ci by�o jak najdalej.
Le�a� z otwartymi powiekami i gdy oczy jego oswoi�y si� z ciemno�ci�, pok�j zn�w si� pocz�� wype�nia� dobrze znajomymi zarysami �cian, przedmiot�w i mebli. Szczeg�lnie szafa wy�ania�a si� z mroku bardzo wyra�nie obrysowanym kszta�tem. Lecz jak�e� martwa wydawa�a si� teraz! Sta�a oto pod �cian� ci�ka i sztywna, trudno by�o uwierzy�, �e nie dawniej ni� przed kwadransem wn�trze jej wype�nia�a najpi�kniejsza z�otawa po�wiata. I naraz w �ukaszu cichutko odezwa�a si� w�tpliwo��, czy lis znajduje si� jeszcze w szafie. A mo�e dos�ysza� kpiny Grzesia, obrazi� si� i wyszed� nie zauwa�ony? Ale kiedy, w jaki spos�b, kt�r�dy? Czy� by�o do pomy�lenia, aby m�g� si� przesun�� przez pok�j niewidzialny?
"Och, lisie, m�j najdro�szy, kochany lisie � szepn�� w sobie �ukasz bezg�o�nie � przecie� ty nie wyszed�e�, nie opu�ci�e� mnie bez po�egnania, prawda?" Lecz im �arliwiej stara� si� umocni� t� nadziej�, tym dotkliwszy ogarnia� go niepok�-j. Na koniec, nie mog�c znie�� d�u�ej dr�cz�cej niepewno�ci, odrzuci� ko�dr�, usiad� na ��ku, chwil� uwa�nie nas�uchiwa�, wreszcie upewniwszy si�, �e Grze� na pewno mocno �pi, na palcach pocz�� si� skrada� w stron� szafy.
Nigdy do tej pory nie przypuszcza�, aby odleg�o�� pomi�dzy ��kiem a szaf� mog�a si� okaza� tak du�a Za dnia przebywa� j� zazwyczaj kilkoma skokami, teraz za� krok�w zdawa�o si� wci�� przybywa� i przybywa�. Stara� si� st�pa�, jak tylko potrafi� naj��ej, mimo to parokrotnie pod jego bosymi stopami skrzypn�a pod�oga. Przystawa� wtedy, wstrzymywa� oddech, lecz gdy sta� w ciemno�ciach, lekko dr��c z podniecenia i z ch�odu, wydawa�o mu si�, �e serce bije w nim tak g�o�no, i� ono samo mo�e Grzesia obudzi�. Na domiar wszystkiego i deszcz przesta� pada�, i wiatr si� uspokoi�, wi�c cisza nocy rozpo�ciera�a si� doko�a tak ogromna, jakby najg��bszy sen ogarn�� ca�� ziemi� i ca�y przestw�r a� po dalekie i r�wnie� u�pione niebo. �ukasz s�ucha� tej ciszy i chocia� nie by� z natury boja�liwy, nieokre�lony l�k poczyna� w niego wnika�. "A je�li z�oty lis naprawd� znikn��?" � pomy�la�. I gdy sobie wyobrazi� szaf� pust� wewn�trz i mroczn�, poczu� si� straszliwie samotny i nieszcz�liwy.
Na koniec dotar� do celu. Szafa sta�a teraz tu� przed nim, wydawa�a si� jednak o wiele szersza i wy�sza ni� zazwyczaj. Sprawia�o to takie wra�enie, jakby z mroku wy�ania� si� ci�ki masyw ogromnej g�ry. Ostro�nie zatem wyci�gn�� przed siebie d�onie, lecz gdy pod palcami wyczu� drzwi, zawaha� si�, czy je otworzy�. Sta� wi�c d�u�sz� chwil� niezdecydowany, z sercem bij�cym coraz po�pieszniej i mocniej, a� naraz wyda�o mu si�, �e tu� obok, w �rodku szafy, co� si� poruszy�o i zaszele�ci�o. Nie b�d�c pewien, czy nie uleg� z�udzeniu, przysun�� si� bli�ej, ca�ym cia�em przycisn�� si� do drzwi i wstrzyma� oddech. Ale� tak, nie myli� si� chyba. Wn�trze szafy naprawd� nie by�o nieme i puste. Wyra�nie o�y�o. S�ycha� by�o nik�e, bardzo delikatne szmery i w�r�d nich jakie� tchnienie wzruszaj�cego ciep�a. �ukasz od razu odgad� w nim oddech u�pionego stworzenia.
Dr��cymi palcami przekr�ci� klucz i zamar� w nag�ym ol�nieniu: w szparze nie szerszej od wskazuj�cego palca �wieci�a na kszta�t najcie�szej smugi znajoma z�ota po�wiata. Zrazu �ukasz sta� bez ruchu, boj�c si� j� sp�oszy�. Potem, o�mielony, przykl�kn�� i dotkn�wszy wargami cudownego promienia szepn��:
"To ja, m�j z�oty lisie, �ukasz. Czy ty �pisz?" Lis nie odpowiedzia�, s�ycha� by�o tylko jego oddech.
"�pi" � pomy�la� �ukasz. I jak tylko potrafi� najciszej, szepn�� bardzo tkliwie:
� Dobranoc, kochany lisie... pa, pa!
Potem ostro�nie przymkn�� drzwi. Kiedy jednak przekr�ca� klucz, przysz�o mu do g�owy, �e na wszelki wypadek powinien go ze sob� zabra� na reszt� nocy. Kt� m�g� wiedzie�, czy na przyk�ad Grze�, domy�laj�c si� wszystkiego, nie czeka odpowiedniej chwili, aby po kryjomu wyp�dzi� lisa na dw�r? Podobna mo�liwo�� wyda�a si� �ukaszowi tak prawdopodobna, wi�cej � prawie pewna, �e zdecydowa� si� natychmiast. Ostro�nie wyci�gn�� z zamka klucz i nie wypu�ci� go z mocno zaci�ni�tej d�oni nawet w�wczas, gdy z powrotem znalaz� si� w ��ku. Wprawdzie w pewnej chwili pomy�la�, �e lisowi mog�oby by� przykro, gdyby si� dowiedzia�, �e zosta� na ca�� noc uwi�ziony, jednak nie zd��y� znale�� odpowiedzi na t� w�tpliwo��, ca�kiem nagle ogarn�� go sen.
Nazajutrz �ukasz przespa� d�wi�k budzika terkocz�cego codziennie przy tapczanie Grzesia za kwadrans si�dma. Zbudzi� si� dopiero na odg�os ha�asu innego wprawdzie, lecz r�wnie� bardzo gwa�townego. W pierwszej chwili, jeszcze odurzony senno�ci�, nie m�g� si� zorientowa�, co si� sta�o. Skoro jednak otworzy� oczy, ujrza� ku swemu przera�eniu Grzesia daremnie usi�uj�cego dosta� si� do szafy. Walka Grzesia z opornymi drzwiami musia�a ju� trwa� od d�u�szego czasu, poniewa� czerwony ze z�o�ci wali� teraz pi�ciami i nogami ca�kiem na o�lep i z takim zapami�taniem, i� zdawa�o si�, �e za chwil� szafa p�knie i rozleci si� na drobne kawa�ki. Na szcz�cie ha�as �ci�gn�� do pokoju matk�.
� Grze�! � zawo�a�a � co ty wyprawiasz? opami�taj si�, dlaczego niszczysz szaf�?
� A czy to moja wina, �e nie ma klucza? � krzykn�� rozpaczliwie Grze�. � Jak ja si� mam dosta� do szafy, kiedy nie ma klucza?
� A gdzie si� podzia�?
Grze� ponuro spojrza� na zamkni�t� szaf� i wzruszy� ramionami.
� Sk�d ja mog� wiedzie�? Wczoraj wieczorem by�, i teraz nie ma.
� Pewnie go gdzie� wsadzi�e�.
� Ja go wsadzi�em? � j�kn�� Grze�. � Dlaczego ja mam by� zawsze winien?
Na to matka stwierdzi�a spokojnie:
� Grze�, cud�w nie ma. Je�eli klucz by�, to...
Nie zd��y�a doko�czy�, gdy� z ��ka �ukasza zsun�� si� i z brz�kiem upad� na pod�og� zagubiony klucz. W pokoju zapanowa�a cisza. I matka, i Grze� z wyra�nym zdumieniem przypatrywali si� tak nieoczekiwanie odnalezionej zgubie. Wreszcie Grze� doskoczy� do klucza.
� Widzisz, kto go zabra�? A ty od razu na mnie...
� �ukasz � odezwa�a si� matka � czy mo�esz nam powiedzie�, dlaczego schowa�e� klucz?
Lekki akcent wyrzutu, jaki zabrzmia� w jej g�osie, bardzo zabola� �ukasza. Nie wiedzia� jednak, co odpowiedzie�. Czy� m�g� wyjawi� prawd� przy Grzesiu?
� Schowa�em � stwierdzi� wreszcie.
Tymczasem Grze� podni�s� klucz i pocz�� go ogl�da� z wielkim zainteresowaniem.
� On go na pewno zabra� jeszcze wczoraj wieczorem i spa� z nim ca�� noc.
� Czy tak, �ukasz? � spyta�a matka.
�ukasz skin�� g�ow�.
� Ale po co, �ukasz? Po co ci by� klucz potrzebny?
�ukasz daremnie szuka� w�a�ciwego wyja�nienia.
� Ja wiem � powiedzia� Grze�. � On na pewno mnie chcia� zrobi� na z�o��. �ebym si� do szko�y sp�ni�.
� Wcale nie! � zaprotestowa� �ukasz.
� To po co bra�e� klucz? �ebym si� do szko�y sp�ni�.
"0ch, lisie � pomy�la� z gorycz� �ukasz � dlaczego nikt mnie nie chce zrozumie�?" I nagle uczu�, �e zdecydowanie musi si� przeciwstawi� wytoczonemu �ledztwu. Usiad� na ��ku i powiedzia�:
� Po to!
Grzesiowi zaokr�gli�y si� ze zdumienia oczy i rz�sy szybko zatrzepota�y. Potem na jego twarzy ukaza� si� grymas g��bokiego niesmaku. Odwr�ci� si� od �ukasza i powiedzia� do matki:
� S�ysza�a�? Zobaczysz, �e z tego dziecka wyro�nie chuligan.
� Grze�!
� Przecie� ja nic nie m�wi�. Ale on wczoraj k�ama�, �e widzia� z�otego lisa, a potem spa� z kluczem. Powiedz mu, �e nie ma �adnych z�otych lis�w, bo on nawet ojcu nie chcia� wierzy�. K�amie, �e widzia� z�otego lisa. I z kluczem �pi.
Jednak ze wzgl�du na p�n� godzin� � dochodzi�a ju� si�dma � matka nie s�dzi�a, aby do om�wienia nie znanej jej jeszcze sprawy lisa, a r�wnie� i historii z kluczem, nale�a�o przyst�pi� natychmiast. Na ka�dego z domownik�w czeka� dzie� pe�en zaj�� i obowi�zk�w. Ojciec je�dzi� na �sm� do kliniki chirurgicznej przy Szpitalu Dzieci�tka Jezus, szko�a tepedowska, w kt�rej matka uczy�a polskiego, znajdowa�a si� a� na �oliborzu. Grze� mia� te� kawa�ek drogi, poniewa� chodzi� do szko�y og�lnokszta�c�cej na Kopernika, wi�c z ca�ej rodziny jeden tylko �ukasz mia� niedaleko, przedszkole jego mie�ci�o si� tu� obok, na ulicy Sowiej.
W godzinach porannych obowi�zywa� ca�� rodzin� raz na zawsze ustalony porz�dek. Najwcze�niej wstawa�a matka i ona pierwsza zajmowa�a �azienk�, potem goli� si� i bra� prysznic ojciec, za� matka przygotowywa�a przez ten czas �niadanie, znajduj�c jednak�e wolne chwile, aby obu ch�opcom, szczeg�lnie marudz�cemu zazwyczaj Grzesiowi, przypomina� o konieczno�ci po�piechu. Dziesi�� po si�dmej siadali wszyscy do �niadania, na kt�re wyznaczony by� kwadrans czasu, przed p� do �smej mieszkanie pustosza�o, rodzice wychodzili razem z ch�opcami. Ojciec z matk� szli na g�r� do przystanku tramwajowego przy tunelu Trasy, Grze� gna� wprost Powi�lem do Tamki, a �ukasz, uca�owany na po�egnanie, wymachuj�c workiem, w kt�rym mia� mi�kkie pantofle, kierowa� swoje kroki w d� Rynku, w stron� przedszkola.
Tak wi�c jasn� by�o rzecz�, �e tego ranka ani matka nie mia�a czasu na rozmow� z �ukaszem, ani r�wnie� �ukasz nie znalaz� okazji, aby przed opuszczeniem domu nawi�za� d�u�szy kontakt z zadomowionym w szafie go�ciem. Bo tego, �e lis nie nastraszy� si� Grzesiowych �omot�w i nie uciek� � �ukasz by� pewien. Wprawdzie wn�trze otwartej na rozcie� szafy nie ja�nia�o �adnym blaskiem, jednak nieobecno�� z�otej po�wiaty by�a przy �wietle dziennym zupe�nie zrozumia�a. Zn�w wobec Grzesia �ukasz nie uwa�a� za wskazane ani przybli�a� si� zanadto do szafy, ani kr��y� w jej pobli�u, zw�aszcza �e kiedy zaraz po wstaniu posun�� si� ostro�nie w tamt� stron�, Grze� przyjrza� mu si� tak podejrzliwie, i� dla zmylenia go musia� czym pr�dzej zmieni� kierunek i jak gdyby nie mia� nic do ukrycia, stan�� sobie przy oknie i pocz�� pod�piewywa�.
Po wczorajszej wieczornej niepogodzie dzisiaj dzie� by� tak�e pochmurny, lecz deszcz nie pada�, za to rosa szkli�a si� na wci�� jeszcze zielonych zboczach skarpy u podn�a ko�cio�a Sw. Anny i krucha mgie�ka unosi�a si� w powietrzu. Zapewne dzi�ki tej to w�a�nie rozsnutej doko�a mgie�ce wydawa�o si�, �e i samotna na tle rozleg�ego nieba kolumna Zygmunta, i mury ko�cio�a, i wy�aniaj�ce si� spoza nich kamieniczki na Krakowskim Przedmie�ciu znajduj� si� dalej i wy�ej ni� zwykle. R�wnie� i wiadukt wydawa� si� odleglejszy, tramwaje posuwa�y si� po nim bardzo powoli, podobne do ogromnych czerwonych �uk�w. Wszystko razem robi�o takie wra�enie, jakby ca�y ten krajobraz poderwa� si� nagle do odlotu i zastyg� w powietrzu w pierwszym wysi�ku. A tu� pod oknem, na kamiennej balustradzie przy pos�gu mariensztackiej przekupki, �wawo podskakiwa�y dwa wr�ble.
Pomimo przykro�ci zwi�zanych ze spraw� klucza �ukasz czu� si� pe�en radosnego wesela. Nie mia� ju� �adnych w�tpliwo�ci, �e Grze� jest jedyn� w domu osob�, kt�ra nieufnie, a nawet wrogo ustosunkowa�a si� do z�otego lisa. By�o to troch� przykre, lepiej, rzecz jasna, aby podobna rzecz nie przytrafi�a si� w najbli�szej rodzinie; z drugiej jednak strony niedowiarstwo Grzesia mia�o i swoje zalety, dawa�o bowiem zupe�n� pewno��, �e Grze� nigdy lisa nie zobaczy, a tym samym nie b�dzie mia� okazji wyrz�dzi� mu bezpo�redniej obrazy lub krzywdy. A rodzice? Chocia� ojciec wczoraj wieczorem wyra�nie zbagatelizowa� by� ca�� spraw�, �ukasz nie s�dzi�, aby to, co ojciec m�wi�, by�o powiedziane powa�nie i ca�kiem na serio. Wiele racji przemawia�o za czym� odwrotnym, za tym mianowicie, �e ojciec, je�li nie teraz, to w ka�dym razie dawniej musia� tak�e widywa� z�ote lisy, tylko wola� si� z tym nie zdradza� przed Grzesiem. Poza tym pozostawa�a matka, ta za� na pewno mia�a do powiedzenia o z�otych lisach bardzo wiele interesuj�cych historii i na kim jak na kim, lecz na niej by�o mo�na polega�, �e z ca�� pewno�ci� przeciwstawi si� ba�amuctwom Grzesia. I �ukasz natychmiast wyobrazi� sobie �w dzie�, kiedy to pogn�biony Grze� zapragnie wreszcie ujrze� z�otego lisa i nie b�dzie m�g�, och, jak bardzo nie b�dzie m�g� go zobaczy�.
Lecz na razie Grze� by� jeszcze bardzo daleki od u�wiadomienia sobie tej nieuniknionej kl�ski i co najwa�niejsze � okropnie utrudnia� porozumienie z lisem. Jednak pomimo pi�trz�cych si� doko�a przeszk�d �ukasz zdo�a� wykroi� dla siebie kr�tk� chwil� samotno�ci, a to w�wczas, gdy matka zawo�a�a: "Ch�opcy, �niadanie!", i Grze�, porwawszy teczk�, wybieg� z pokoju pogwizduj�c i oczywi�cie �omoc�c butami. Ten to moment �ukasz wykorzysta�, aby podbiec do szafy i uchyliwszy drzwi powiedzie� lisowi dzie� dobry.
� Lisie � tak nast�pnie m�wi� � ja teraz musz� i�� do przedszkola, ale nic si� nie martw, jak wr�c� o czwartej, to potem zamkniemy si� obaj w szafie i b�dziemy sobie opowiada� r�ne historie, dobrze?
Na to lis chrz�kn�� w g��bi szafy, wyra�nie w ten spos�b wypowiadaj�c swoj� zgod�.
� Dzi�kuj� ci � powiedzia� wzruszony �ukasz. � Pa, pa, m�j najdro�szy...
� Pa, pa! � odchrz�kn�� lis.
�ukasz chcia� jeszcze poprosi� swego przyjaciela, aby nie zwraca� uwagi na wybryki nierozumnego Grzesia, gdy z korytarza dobieg� stuk but�w. Nim �ukasz zd��y� zamkn�� szaf� i cofn�� si�, Grze� stan�� w drzwiach.
� Dlaczego nie idziesz na �niadanie?
� Id� � odpowiedzia� �ukasz.
� To ju�, pr�dzej! Co� ty taki czerwony?
�ukasz czu�, �e gor�cy rumieniec ogarn�� mu szyj� i twarz a� po same w�osy. Zaprzeczy� jednak stanowczo:
� Wcale nie jestem czerwony.
� Tylko co? Jak rak jeste� czerwony. Pewnie znowu co� knu�e�. Co� robi� ko�o szafy?
�ukasz uzna�, �e najlepiej w og�le na podobne zaczepki nie odpowiada�, bez s�owa zatem przeszed� obok Grzesia. Niestety, do tak zwanego wsp�lnego pokoju, kt�ry nale�a� wprawdzie do matki, lecz gdzie zbierano si� r�wnie� na posi�ki, by�o zbyt blisko, aby rumieniec �ukasza zd��y� przybledn��. Gdyby Grze�, jak z�y duch, nie depta� mu po pi�tach, �ukasz zatrzyma�by si� w przedpokoju i poczeka� chwil�, dop�ki nie och�onie. Teraz jednak wola� ze zrozumia�ych wzgl�d�w nie ryzykowa� nowego starcia z Grzesiem i jeszcze bardziej si� czerwieni�c na my�l, �e jest czerwony, wszed� niezupe�nie pewnym krokiem do pokoju.
Oboje rodzice siedzieli ju� przy stole. Pok�j by� obszerny, dwuokienny, bardzo jasny, wi�c matka, ledwie spojrza�a na �ukasza, od razu zauwa�y�a to, co by�o do zauwa�enia.
� Co� ty taki czerwony? � spyta�a.
Grze� z ha�asem odsun�� swoje krzes�o.
� Z tym ch�opakiem mo�na zdrowie straci� � powiedzia� nienaturalnie grubym g�osem. � Znowu co� majstrowa� ko�o szafy. Przyznaj si�, �e zn�w chcia�e� zw�dzi� klucz!
� Grze� � stwierdzi�a do�� ostro matka � stajesz si� dokuczliwy jak z�o�liwa mucha.
� Ja jestem dokuczliwy? � zdziwi� si� Grze�. � To on jest dokuczliwy. Wczoraj k�ama�, �e widzia� z�otego lisa, potem spa� z kluczem, a teraz te� co� kombinowa�.
Matka zwr�ci�a si� w stron� ojca.
� Co to za historia ze z�otym lisem?
Grze� natychmiast wyja�ni�:
� K�ama�, �e widzia� z�otego lisa, a przecie� nie m�g� go widzie�.
� Grze� � na to matka � zdaje si�, �e nie ciebie pytam, tylko ojca.
Ojciec do�� lekko potraktowa� ca�� spraw�.
� Nic specjalnego � powiedzia�. � Po drodze ci opowiem.
�ukasz z oczami utkwionymi w stole popija� drobnymi �yczkami zbyt gor�ce mleko. "Wi�c jednak ojciec nie wypar� si� tym razem z�otego lisa � pomy�la�. � Och, lisie cudowny, ja ci� obroni�, zobaczysz, �e wszyscy musz� ci� pokocha�..." Tymczasem Grze� wr�ci� do swego.
� Mamo, nie ma �adnych z�otych lis�w i on nie m�g� widzie� takiego lisa, prawda?
Ale matka odpowiedzia�a wymijaj�co: � Nie znam, Grze�, tej sprawy, wi�c nie mog� ci na razie powiedzie� tak czy nie.
� Jak to nie mo�esz? Przecie� on nie m�g� widzie� z�otego lisa. K�amie, �e widzia�.
W tym momencie �ukasz, nies�ychanie umocniony w swym samopoczuciu, nie wytrzyma� i odsun�wszy od ust kubek z mlekiem pokaza� Grzesiowi j�zyk.
� Mamo! � wrzasn�� Grze� � �ukasz mi j�zyk pokazuje.
� Wydaje mi si� � odezwa� si� ojciec dolewaj�c sobie kawy � �e dwie osoby b�d� musia�y natychmiast wsta� od sto�u. Czy zainteresowane osoby maj� co� na ten temat do powiedzenia?
Okaza�o si�, �e obie zainteresowane osoby nic wprawdzie nie mia�y do powiedzenia, lecz dzi�ki zawieszonej nad nimi gro�bie uspokoi�y si� i �niadanie bez �adnych ju� zak��ce� dobieg�o ko�ca.
Grze�, kt�ry tego dnia w zwi�zku ze szkolnym wsp�zawodnictwem w zbieraniu makulatury i butelek mia� jeszcze przed lekcjami kr�tkie zebranie swego ogniwa, pierwszy wybieg� z domu.
� Kiedy wr�cisz? � spyta� �ukasz matki przy po�egnaniu.
Rozstawa� si� z rodzicami zawsze w jednym i tym samym miejscu, na rogu Mariensztatu i Rynku.
� Dzisiaj wcze�nie � u�miechn�a si�.
� I nie wyjdziesz?
� Nie, b�d� w domu.
�ukasz spojrza� z kolei na ojca.
� A ty?
� O, ja mam dzisiaj dzie� zape�niony a� po p�ny wiecz�r. Najpierw klinika, potem konferencja w ministerstwie, wyk�ady, po po�udniu zebranie Frontu Narodowego, wieczorem spotkanie z lekarzami z NRD. Starczy, nie?
�ukasz z pe�nym zrozumieniem skin�� g�ow�.
� Za to jutro, zdaje si�, b�d� mia� wolnych par� godzin po po�udniu.
� No w�a�nie � westchn�a matka � a ja akurat jutro o pi�tej mam zebranie.
� Musisz i��?
� Musz�, mamy wa�ne zebranie komitetu rodzicielskiego.
Ojciec roz�o�y� r�ce.
� Trudno. Zdaje si�, �e my ju� nigdy nie b�dziemy mogli sp�dzi� wieczoru razem. No, synu � zwr�ci� si� do �ukasza � maszeruj do przedszkola, bo na nas czas.
� Pa, pa! � powiedzia� �ukasz.
I wymachuj�c workiem z pantoflami ruszy� w d� Rynku.
Na rogu Sowiej, pod mozaikowym zegarem, dogoni�a �ukasza jego najlepsza przyjaci�ka i r�wie�nica z przedszkola, Emilka, c�rka tokarza z fabryki na �eraniu. Jej okr�g�a twarzyczka by�a rumiana, oczy niebieskie i w�osy bardzo jasne, g�adko zaczesane, z przedzia�kiem po�rodku i dwoma malutkimi warkoczykami spadaj�cymi na ramiona.
� Wiesz, �ukasz � o�wiadczy�a zaraz na wst�pie � m�j tatu� jedzie do Moskwy na �wi�to Rewolucji.
� M�j ju� by� dawniej w Moskwie � odpowiedzia� �ukasz. � Teraz ma jecha� do Pary�a na jeden zjazd.
Emilka zamy�li�a si�.
� To daleko Pary�?
� Strasznie daleko.
� Dalej ni� Moskwa?
� Poci�giem dalej.
� A samolotem?
� Samolotem bli�ej. Tatu� poleci samolotem.
� M�j te�. Ale Pary� mniejszy od Moskwy, prawda? Moskwa jest najwi�ksza i najpi�kniejsza.
�ukasz machn�� workiem.
� Nie, najwi�ksze i najpi�kniejsze miasto nazywa si� Kolorado.
� Gdzie to jest?
� O, to jest na samym ko�cu. Okropnie daleko. Na takiej, wiesz, olbrzymiej wyspie. I tam s� g�ry a� do chmur. I jeziora. I lasy, ale strasznie wysokie, A domy s� tylko z marmuru, ca�e bia�e...
� Takie jak na MDM?
� Ogromniejsze.
� Bujasz!
� Wcale nie bujam. Naprawd� Ogromniejsze.
� Ale od Pa�acu Kultury nie mog� by� ogrom-niejsze?
� O tak, o wiele Ogromniejsze. Si�gaj� chmur.
� Powiedzia�e�, �e tam do chmur si�gaj� g�ry.
� G�ry te�. Ale domy s� jeszcze Ogromniejsze. Chcia�aby� mieszka� w takim domu? Naoko�o chmury i chmury. A w nocy gwiazdy tu�, tu�. Chcia�aby�?
Emilka potrz�sn�a g�ow�.
� Nie.
� Dlaczego? Nierozumna!
� Nie chcia�abym. Jakby si� winda zepsu�a, to mamie by�oby ci�ko wchodzi� z zakupami tak wysoko.
� Tam windy si� nie psuj�.
� Sk�d wiesz?
� Wiem.
Emilka wysun�a swoim zwyczajem doln� warg�.
� Nie wierzysz? � zaniepokoi� si� �ukasz.
� Bo bujasz.
� Nie bujam.
� Nie ma takich dom�w ani takiego miasta. Moskwa jest najwi�ksze miasto.
�ukasz ze zdwojon� energi� machn�� workiem.
� Dobrze. Jak nie wierzysz, to ja ci nie powiem jednej tajemnicy.
� Nie m�w. Moskwa jest najwi�ksza.
� Nie chcesz, �ebym powiedzia�?
Poch�oni�ci rozmow� nie zauwa�yli nawet, �e ju� do�� dawno min�li swoje przedszkole i skr�cili w Bednarsk�. Dopiero teraz musieli si� zatrzyma� na skraju chodnika, poniewa� Dobr� przeje�d�a�y akurat z charakterystycznym dla siebie ha�asem dwa ursusy, jeden z jedn�, a drugi z potr�jn� przyczep�.
� Jakie �liczne! � zawo�a�a Emilka.
�ukasz nie podziela� jej zachwytu.
� Pykaj� okropnie... Wi�c nie chcesz?
Emilka wzruszy�a ramionami.
� Mo�esz powiedzie�.
� Ale nikomu nie zdradzisz?
� Co to za tajemnica?
� Przyjd� do mnie po przedszkolu, to ci poka��. Tylko tobie jednej. Przyjdziesz?
� Nie wiem. Mama powiedzia�a, �e p�jdzie dzisiaj ze mn� po przedszkolu, �eby mi kupi� now� sukienk�.
� To potem przyjd�. Wiesz, Grzesia nie b�dzie, idzie po po�udniu do Domu M�odzie�owego, to b�dziemy sami i poka�� ci tajemnic�.
� A powiedzie� nie mo�esz?
� Nie, trzeba pokaza�. Przyjdziesz? Przyjd�, Emilka.
� A nie bujasz?
� Nie.
� Ale z miastem jest najwi�ksza.
�ukasz chwil� si� zawaha�.
� Buja�e�?
� Z miastem tak.
� A� domami?
� Z domami te�. Ale tajemnica jest naprawd�. z domami buja�e�? Moskwa zawaha�.
� A tamto by�a bajka?
� Bajka.
� To ja ci te� opowiem bajk�, ale tak� na serio. Chcesz?
�ukasz si� rozpromieni�.
� O, tak! Opowiedz. �adna?
� To by�o tak...
� Poczekaj, chod�my jeszcze kawa�eczek nad Wis��, tam opowiesz.
� A pani si� nie b�dzie gniewa�, jak si� sp�nimy? � zaniepokoi�a si� Emilka.
�ukasz wywin�� workiem kilkakrotnego m�ynka.
� Dlaczego ma si� gniewa�? Jak si� b�dzie pyta�, to powiemy, �e wyszli�my z domu troch� p�niej.
Dolna warga Emilki leciutko si� wysun�a.
� Ja nie chc� k�ama�.
� Po co masz k�ama�? Nie zapyta, zobaczysz. Ja cz�sto, jak id� do przedszkola, to id� troch� nad Wis��. Chod�, Emilka. Zobaczysz, jak tam �adnie. Nie b�d� nierozumna...
Emilka waha�a si� jeszcze chwil�, ale wreszcie uleg�a. Zreszt� Wis�a rzeczywi�cie by�a tu�, tu�, wi�c niebawem znale�li si� na bulwarze.
Przestronnie tu by�o i rozlegle. Pomimo jesiennej pory woda na Wi�le by�a wyj�tkowo ma�a i na rzece pe�no by�o p�askich, ��tawych �ach. Tu� przy Nadbrze�u Ko�ciuszkowskim sta�a pomalowana na czarno pog��biarka. Woda doko�a niej by�a nieruchoma i ciemna, koloru butelkowego szk�a, za to dalej, ku stronie praskiej, rozja�nia�a si� odcieniem per�owoniebieskawym, a jeszcze dalej, gdzie w przymglonym nieco powietrzu rysowa� si� szary most Poniatowskiego, wydawa�a si� ju� prawie bia�a, z lekka powleczona srebrzystym migotaniem. Nad Prag� snu�y si� leniwie brunatne dymy, natomiast dym z elektrowni by� g�sty i jak sadza czarny.
Jesie� bardzo ju� by�o zna� doko�a. Pachnia�o ch�odem pa�dziernikowego ranka i wi�dn�cymi li��mi, kt�rych pe�no by�o na bulwarze. Ale kasztany nadbrze�ne te� jeszcze mia�y du�o li�ci. Sta�y teraz w mglistej, sinawej po�wiacie nieruchome i sztywne, podobne troch� do sztucznych bukiet�w utkanych z czerwieni, ��to�ci i pociemnia�ej zieleni.
�ukasz przygl�da� si� chwil� rzece, dymom i niebu, kt�re tu nad Wis�� by�o zawsze o wiele rozleglejsze ni� w mie�cie.
� Patrz � odezwa� si� wreszcie � widzisz, jaki ten ob�ok podobny do lec�cego bociana?
Emilka zadar�a g�ow�.
� Kt�ry?
� O, ten! � pokaza�. � Zupe�nie bocian. Widzisz?
� Wcale niepodobny do bociana.
� Teraz ju� nie, ale przed chwil� wygl�da� zupe�nie jak bocian. Chod�, tutaj usi�dziemy...
I poci�gn�� Emilk� ku kamiennym schodkom prowadz�cym na nadbrze�e. Ale Emilka nie zgodzi�a si�.
� Mama m�wi�a, �eby nie siada� na kamieniach, bo to niezdrowo. Mo�e pokr�ci�.
� Ale na tym mo�na! � wskaza� �ukasz na �elazn� barier� biegn�c� wzd�u� bulwaru.
Jednak Emilka wola�a �awk� pod kasztanem. �ukasz si� skrzywi�.
� To niezabawne na �awce. Tam lepiej.
Widz�c jednak, �e dolna warga Emilki niepokoj�co poczyna si� wysuwa� ku przodowi, szybko zgodzi� si� na �awk�. Emilka, nim usiad�a, wyg�adzi�a starannie p�aszczyk.
� Opowiadaj � zacz�� �ukasz.
� Zaraz, musz� sobie przypomnie�.
� Zapomnia�a�?
� Nie, zaraz sobie przypomn�.
Przez chwil� milcza�a w powa�nym skupieniu, a tymczasem �ukasz, wspar�szy si� �okciami o szeroko rozstawione kolana, wymachiwa� nogami, ko�cem jednego buta tr�caj�c �wir.
� No?
Emilka odrzuci�a do ty�u warkocz, kt�ry jej si� by� zsun�� na bok.
� Ju� sobie przypomnia�am. Wi�c to by�o tak: to by�o najdawniejsiej, kiedy nas nie by�o jeszcze zupe�nie na �wiecie...
� W czasie wojny?
� Nie, dawniejsiej. Przed wojn�.
� Gdzie twoi rodzice mieszkali podczas wojny?
� Tatu� w Warszawie, a mama w Kielcach ale si� jeszcze nie znali.
� A moi si� ju� znali. Poznali si� w Zwi�zku Radzieckim, strasznie daleko. Tam w jednym ko�chozie urodzi� si� Grze�. A tatu� by� w Pierwszej Armii.
� Tamto by�o dawniejsiej � powiedzia�a Emilka.
� I co wtedy by�o?
� Wtedy �y� sobie jeden pies.
� Jakiej rasy?
� Taki zwyczajny.
� Kundel?
� Kundel.
� Szkoda, �e nie wilk.
� Nie, to by� kundel.
� Jak si� nazywa�?
Emilka zastanowi�a si�.
� Szafir?
� Nie.
� Mo�e Iskra?
� Nie, nie Iskra. Inaczej. Ju� wiem, nazywa� si� Burek.
�ukasz by� nieco rozczarowany.
� Nie podoba ci si�?
� Podoba. Ale Szafir albo Iskra by�oby �adniej.
� A mnie si� Burek lepiej podoba.
� I co si� z nim sta�o?
� Poczekaj, wszystko opowiem. Burek mieszka� u jednych bogatych ludzi, wiesz, u kapitalist�w.
� Wiem.
� Oni mieli fabryk�.
� Jak�?
� Bardzo du��.
� Samochod�w?
� Nie. Fabryk�. I okropnie go wyzyskiwali.
� Bili?
� Je�� mu nie dawali, a on musia� na nich pracowa�.
�ukaszowi zab�ys�y oczy.
� Ja bym nie pracowa�!
� A co by� robi�?
� Uciek�bym.
� Te� m�dry! Burek nie mia� gdzie uciec, bo na tej ulicy mieszkali sami kapitali�ci.
� Tobym dalej uciek�.
� Dalej te� mieszkali kapitali�ci.
� Tobym sobie skrzyd�a przypi�� i pofrun��.
Emilka zachmurzy�a si�.
� Ja m�wi� naprawd�, a ty bujasz.
� Nie bujam. Naprawd� bym pofrun��.
� Ale on nie m�g� pofrun�� � odpowiedzia�a twardo Emilka.
� Wi�c co zrobi�?
� Chcia� uciec.
� A widzisz!
� Ale go z�apali i jeszcze gorzej potem wyzyskiwali. A potem...
� Wyp�dzono kapitalist�w?
Emilka potrz�sn�a g�ow� i zn�w musia�a odrzuci� warkoczyki, kt�re si� jej zsun�y na ramiona.
� Jeszcze nie. Potem Burek zestarza� si�.
� Umar�?
� Poczekaj. Jeszcze nie umar�. Jak si� zestarza� i ju� nie m�g� wi�cej pracowa�, to go kapitali�ci wyp�dzili na ulic�. By� bezrobotny i nigdzie nie m�g� znale�� pracy.
� Mia� dzieci?
� Mia�.
� To wyp�dzili go razem z dzie�mi?
� Aha!
� I co si� z nimi sta�o?
� Burek umar�.
�ukasz si� zamy�li�. Nie opodal, na �elaznej balustradzie, malutki szary ptaszek z d�ugim ogonkiem po�wierkiwa� cienko.
� A dzieci?
Przez d�u�sz� chwil� Emilka milcza�a kiwaj�c w skupieniu lew� nog�. Jej okr�g�a twarzyczka by�a bardzo powa�na, a oczy zapatrzone gdzie� w najdalsz�, ju� prawie niewidoczn� przestrze�.
� Co si� sta�o z dzie�mi? � spyta� �ukasz.
� Dzieci �yj� � odpowiedzia�a, wci�� zapatrzona w odleg�e niebo nad Prag�.
� A gdzie s�?
� R�nie. Ale jedno b�dzie u mnie.
� Jak to u ciebie?
� Tak to. Tatu� obieca�, �e na urodziny podaruje mi ma�ego szczeniaka.
� Syna tamtego?
� Aha!
� I jak go nazwiesz? Nazwij go Iskra, Emilka...
Potrz�sn�a g�ow�.
� A jak?
� Poczekaj, nazw� go...
� Iskra, m�wi� ci, nazwij go Iskra.
� Nie, inaczej.
� Wi�c jak?
� Wiem ju�, b�dzie si� nazywa� Burek.
�ukasz, widz�c opadaj�cy z kasztana li��, szybko schwyci� go w powietrzu. By� ju� usch�y i od razu pocz�� si� w palcach kruszy�.
� Gdybym poprosi� ojca � powiedzia� � toby mi te� podarowa� psa. Ale ja mog� nie chcie�.
� Nie chcesz psa?
� Mog� nie chcie�. Mam co� lepszego.
� Co?
� To w�a�nie tajemnica. Ale jak przyjdziesz, to ci poka��.
Tym razem Emilka okaza�a wi�ksze ni� przedtem zainteresowanie.
� To jest �ywe?
W pierwszej chwili �ukasz chcia� powiedzie�: tak, lecz w por� ugryz� si� w j�zyk.
� �ywe?
� Przyjd�, to zobaczysz. Przyjdziesz?
� Nie wiem � odpowiedzia�a Emilka. � Jak b�d� mia�a czas...
P�niej jednak tak pocz�y si� uk�ada� sprawy, i� zanosi�o si�, �e Emilka nie b�dzie mog�a przyj��. Podobnie jak �ukasza, Emilki nikt ani do przedszkola, ani z przedszkola nie odprowadza�, mieszka�a bowiem bardzo blisko, zaraz na Garbarskiej. Tego jednak dnia o czwartej czeka�a na Emilk� przed przedszkolem jej matka, m�oda i t�ga kobieta, tak�e rumiana, niebieskooka i jasnow�osa, w og�le a� zabawnie podobna do c�rki, tylko starsza oczywi�cie i we wszystkim wi�ksza i masywniejsza. Okaza�o si�, �e obie maj� zaraz jecha� na Brack� do Domu Dziecka, �eby kupi� Emilce now� sukienk�. Emilka by�a wyra�nie tym wydarzeniem poruszona, lecz umia�a nad sob� panowa� i jak zwykle w podobnych okoliczno�ciach mia�a min� bardzo powa�n� i ruchy pe�ne godno�ci.
� Przyjd�! � przypomnia� �ukasz przy rozstaniu.
Ale Emilka nic nie odpowiedzia�a i �ukasz nie bez poczucia wyrz�dzonej mu krzywdy patrzy� chwil� za swoj� przyjaci�k�, jak drobnymi kroczkami sz�a na prze�aj Rynkiem przy boku matki, wyprostowana i nies�ychanie w ruchach wa�na i godna. "Nierozumna!" � pomy�la�. Ale to stwierdzenie wcale mu nie przynios�o ulgi. Machn�� wi�c workiem i powoli pocz�� zmierza� w stron� domu.
W g�rze Rynku spotka� dw�ch koleg�w z przedszkola, Wojtka i Leszka.
� Gdzie lecisz? � spyta� czarny i drobny Wojtek obgryzaj�c paznokie�.
� Do domu � odpowiedzia� �ukasz.
Leszek zabawnie poruszy� sw� pomarszczon� twarzyczk�.
� A my lecimy na miasto, do nied�wiedzi. P�jdziesz?
�ukasz bardzo lubi� nied�wiedzie na Trasie, a zw�aszcza drog� do nich przez most, jednak pami�ta�, �e obieca� by� lisowi, i� wr�ci o czwartej.
� Chod� � powiedzia� Wojtek i wyplu� odgryziony paznokie�. � Co si� b�dziesz w domu nudzi�?
�ukasz wywin�� workiem.
� Nie, musz� do domu.
� Masz pietra? Mamy si� boisz?
� E, mamin synek, kurwa jego ma� � powiedzia� Leszek kopn�wszy le��ce na ziemi pude�ko od zapa�ek. � Chod�, Wojtek, co si� mamy zadawa� z frajerem.
� Frajer! � wrzasn�� Wojtek.
I pocz�stowawszy �ukasza s�jk� w bok, pop�dzi� w d� Rynku.
� Frajer! � krzykn�� tak samo przera�liwie Leszek i polecia� za tamtym.
�ukasz za�, wzruszywszy ramionami, poszed� dalej swoj� drog�.
W domu, jak zwykle, otworzy�a drzwi wysoka i ko�cista Elza, kt�ra z wyj�tkiem niedziel i �wi�t przychodzi�a codziennie od dziesi�tej do czwartej w charakterze domowej pomocy.
� Jest mama? � spyta� �ukasz z samego progu.
� Jest � odpowiedzia�a Elza swoim bardzo niskim g�osem.
Niestety okaza�o si�, �e matka jest zaj�ta. Gdy �ukasz zajrza� do pokoju, zobaczy� j� siedz�c� przy biurku, a obok niej wysoki stos szkolnych zeszyt�w.
� Nie przeszkadzaj, �ukasz � powiedzia�a.
� Masz robot�?
� Przecie� widzisz.
� A wieczorem poczytasz?
� Nie wiem, �ukasz � odpowiedzia�a znu�onymi g�osem. � Je�eli sko�cz� poprawia� wypracowania, to poczytam. Ale teraz nie przeszkadzaj.
�ukasz cicho wysun�� si� do przedpokoju, tam zdj�� z siebie ciep�� wiatr�wk�, umie�ci� j� przy pomocy krzes�a na wieszaku, potem zmieni� buty na mi�kkie pantofle i wyczerpawszy w ten spos�b wszystkie obowi�zuj�ce go po powrocie do domu czynno�ci, z nielekkim sercem uda� si� do swego pokoju.
Grze� nie by� sam. By� jeszcze jego przyjaciel Krzysztof, te� z klasy sz�stej, jasnow�osy ch�opak, bardzo na sw�j wiek wyro�ni�ty, d�ugonogi i nie bez pewnej niedba�ej dumy obnosz�cy swoje niedawno zdobyte mistrzostwo w biegu na sto metr�w w konkurencji dla dwunastolatk�w. Krzysztof zawsze ubiera� si� sportowo i teraz te� mia� na sobie gruby sweter koloru bordo, treningowe spodnie, a na nogach trampki.
Grze� odrobi� ju� wida� lekcje, bo w�a�nie chowa� ksi��ki i zeszyty do teczki. Na �ukasza nie zwr�ci� �adnej uwagi, nawet nie spojrza� w jego stron�. Za to Krzysztof u�miechn�� si� �yczliwie i kole�e�sko wyci�gn�� r�k�.
� Serwus, �ukasz. Podobno widzia�e� z�otego lisa?
�ukasz poczerwienia� i zmieszany zatrzyma� si� na �rodku pokoju. Ale Krzysztof zdawa� si� tego nie widzie�.
� �adny by�? Ile mia� n�g? Cztery czy wi�cej? A mo�e tylko jedn�?
� Lepiej nie zaczepiaj g�wniarza � mrukn�� Grze� zamykaj�c teczk� � bo ci jeszcze j�zyk poka�e. Chod�, zabieramy si�...
� Ach, to tak, �ukasz! � zainteresowa� si� Krzysztof. � To ty ludziom j�zyk pokazujesz? A mnie te� poka�esz?
� Chod�, Krzysztof � powt�rzy� Grze�.
� Poczekaj, nie pali si�.
� Ja w ka�dym razie id� � o�wiadczy� Grze�. � Denerwuje mnie ten g�wniarz od z�otego lisa. I rzeczywi�cie wyszed�.
� Trudno � powiedzia� Krzysztof. � Innym razem opowiesz mi, �ukasz, o z�otym lisie. Opowiesz?
�ukasz stanowczo potrz�sn�� g�ow�, lecz tamten nie wzi�� tego na serio.
� E, zobaczysz, �e opowiesz.
� Krzysztof! � zawo�a� z g��bi mieszkania Grze�.
� Id�! � odpowiedzia�. � Serwus, �ukasz. K�aniaj si� ode mnie z�otemu lisowi.
I naraz szybkim ruchem podstawi� �ukaszowi nog�.
� Ech, bracie � roze�mia� si�, gdy si� tamten przewr�ci� � s�aby jeste� w nogach. Formy nie masz.
�ukasz do�� mocno uderzy� si� w �okie�, nie krzykn�� jednak ani si� nie rozp�aka�. Dopiero gdy Krzysztof wybieg� z pokoju, a potem w g��bi mieszkania trzasn�y za wychodz�cymi ch�opcami drzwi, �zy nabieg�y mu do oczu. Lecz i tym razem szybko si� opanowa�. Podni�s� si�, pocz�� rozciera� st�uczony �okie� i nagle w�r�d ciszy, kt�r� dopiero teraz us�ysza�, zda� sobie spraw�, �e ma przed sob� a� do kolacji prawie trzy godziny zupe�nej samotno�ci. I naraz uczucie mi�o�ci i uwielbienia, jakie od wczoraj �ywi� dla ukrytego w szafie lisa, ow�adn�o nim tak gwa�townym uniesieniem rado�ci i b�lu, i� wyda�o mu si�, �e sta�o si� w jednej sekundzie tak, jak gdyby u ramion, si�gaj�c a� do g��bi serca, wyros�y mu dwa olbrzymie skrzyd�a i ka�de z nich porywa�o go w g�r�, bardzo daleko i wysoko, lecz w dw�ch sprzecznych kierunkach. Poczu� si� wi�c jak py�ek rzucony w najbardziej rozleg�e i nieznane przestrzenie, a r�wnocze�nie niby blask i mrok rozerwany by� w�r�d sk��conych obszar�w.
By�y to uczucia tak szczeg�lne i tak przemieszane szcz�ciem i udr�k�, i� �ukasz d�u�sz� chwil� sta� oszo�omiony, niezbyt jasno pojmuj�c, co si� z nim dzieje. W og�le wszystko pocz�o si� w nim dziwacznie pl�ta� i wik�a�. I tak na przyk�ad my�la� w spos�b do�� mglisty, �e powinien nie zwlekaj�c powiadomi� lisa o swoim powrocie, lecz r�wnocze�nie druga my�l pocz�a mu podszeptywa�, aby t� rozmow� od�o�y� na p�niej. Naraz w�r�d tej niepewno�ci poczu�, �e jest strasznie �pi�cy. Pocz�� trze� powieki, ale to nic nie pomog�o, senno�� ogarnia�a go coraz natarczywiej i ju� tylko jedno mia� pragnienie: schroni� si� gdzie� jak najg��biej w przyjazne ciep�o i mrok. "Och, m�j lisie" � zamamrota�. I bardziej instynktownie ni� �wiadomie podszed� do szafy, otworzy� j� prawie po omacku i jak do zacisznej jamy wsun�� si� do �rodka. Ciasno tam by�o, pe�no wisz�cych ubra�, lecz przestrze� poni�ej nich okaza�a si� do�� obszerna, aby podwin�wszy pod siebie nogi umie�ci� si� w niej wygodnie. Chcia� jeszcze domkn�� drzwi, nie starczy�o mu jednak si�, aby wykona� r�k� jakikolwiek ruch. Ogarn�� go naraz ze wszystkich stron z�otawy poblask, a tu� przy sobie poczu� puszyste i ciep�em przesycone futro lisa.
� Kocham ci� � szepn�� obejmuj�c lisa za szyj�.
I g��boko westchn�wszy zasn��.
Gdy obudzi� si�, doko�a szarza� mrok, zaraz si� jednak zorientowa�, �e w pokoju kto� jest. I rzeczywi�cie rozleg� si� g�os Emilki, �ciszony i ja