14720

Szczegóły
Tytuł 14720
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14720 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14720 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14720 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Glen Cook Dojrzewa wschodni wiatr (Reap the East Wind) Prze�o�y� Robert Bartold 1 Rok 1012 od ufundowania Imperium Ilkazaru Ukryte armie czekaj� Bestia zawy�a i rzuci�a si� o �cian� w swojej celi. By�a rozw�cieczona, poniewa� pragn�a krwi Ethriana, a nie mog�a zaspokoi� swego pragnienia. Ch�opiec nie mia� poj�cia, jak d�ugo by� uwi�ziony. W lochach Ehelebe noc i dzie� by�y tylko nic nie znacz�cymi poj�ciami. Jedynym �wiat�em, jakie widywa�, by� poblask lampy dozorcy wi�ziennego, gdy przynosi� zup� z dyni lub robi� niecz�sty obch�d. Zanim trafi� do lochu, sp�dzi� niezwyk�e dzieci�stwo w slumsach Vorgrebergu, stolicy male�kiego kr�lestwa daleko na zachodzie. Jego matka by�a dziwn� osob�, mia�a domieszk� krwi czarodziejek, a ojciec by� jeszcze dziwniejszy... Co� si� zdarzy�o. Nie rozumia� tego. My�la�, �e to dlatego, �e jego ojciec zaanga�owa� si� w polityk�. W odwecie on i jego matka zostali pojmani. Przyszli jacy� ludzie i zabrali ich. Teraz by� tutaj, w kajdanach, w ciemno�ci, a za towarzystwo mia� tylko muchy. Nie wiedzia�, gdzie jest ani co si� sta�o z jego matk�. Modli� si� w milczeniu. Wilgotne kamienne mury nie przestawa�y dygota� od j�k�w i ryk�w przykutych w s�siednich celach stworze� z piek�a rodem. Laboratoria Ehelebe wytworzy�y ze sto ras przera�aj�cych i osobliwych potwor�w. Drapanie i ryczenie usta�o. Ethrian utkwi� wzrok w ci�kich, stalowych drzwiach. W korytarzu za nimi b�ysn�o �wiat�o. Bestie zamar�y w pe�nej oczekiwania ciszy. Odg�os powolnych, szuraj�cych krok�w zak��ci� t� niezwyk�� tu cisz�. W drzwiach by�o jedno ma�e, okratowane okienko. Ethrian obserwowa� je ze strachem. R�ce mu si� trz�s�y. To nie by�y kroki stra�nika. Ci, kt�rzy go pojmali, zabrali mu wszystko z wyj�tkiem uczucia strachu. Nadzieja by�a tak samo martwa jak ciemno��, w kt�rej �y�. Zad�wi�cza�y klucze. Zazgrzyta�y drzwi. Zardzewia�y zamek zaskrzypia� w prote�cie. Drzwi powoli uchyli�y si� do wewn�trz. Ch�opiec podkuli� nogi. Zwin�� si� w k��bek. Nawet gdyby nie by� skuty, nie zdo�a�by stawi� oporu. Zbyt d�ugo trwa� w bezczynno�ci. Do celi wszed� stary, bardzo stary m�czyzna. Ethrian usi�owa� si� skurczy�. A jednak... w tym cz�owieku by�o co� innego. Brakowa�o mu postawy oboj�tnego okrucie�stwa, kt�ra cechowa�a wszystkich, z kt�rymi ch�opiec si� tu zetkn��. Starzec porusza� si� jak we �nie. Albo jakby by� powa�nie niedorozwini�ty. Wolno, niezgrabnie dopasowywa� klucze do kajdan Ethriana. Z pocz�tku ch�opiec skuli� si�, ale potem co� przysz�o mu do g�owy i czeka�, a� pu�ci ostatni zamek. Wydawa�o si�, �e starzec zapomnia�, co robi. Przygl�da� si� kluczom z wyrazem oszo�omienia na twarzy, lustrowa� otoczenie. Obszed� ca�� cel� o ciemnych �cianach. Ethrian czeka� w napi�ciu. Pr�bowa� si� podnie��. Starzec odwr�ci� si�. Czo�o zmarszczy�o mu si� w wyrazie skupienia. Twarz si� o�ywi�a. Podszed� bli�ej, pogrzeba� przy ostatnim zamku, kt�ry po chwili opad�. � Ch... eh... chod� � powiedzia� skrzypi�cym szeptem. Trudno by�o go zrozumie�, nawet w tej nietypowej dla loch�w ciszy. � Dok�d? � zapyta� tak�e szeptem Ethrian, obawiaj�c si�, �e g�o�niejszy d�wi�k m�g�by rozdra�ni� bestie. � S... s... st�d. P... przys�ali mnie, �e... �ebym z... za... zabra� ci� do savan dalage. Ethrian skuli� si� ze strachu. Stra�nik m�wi� o savan dalage � najgorszym ze stworze� Ehelebe. Starzec wyj�� jak�� fiolk�. � Wy...wypij to. Ethrian odm�wi�. Starzec z�apa� go za nadgarstek, przyci�gn�� do siebie, obr�ci�, odchyli� mu g�ow� do ty�u i si�� rozwar� usta. By� zaskakuj�co silny, nie spos�b by�o mu si� oprze�. Do gard�a ch�opca wla�o si� co� ohydnego. Starzec zmusi� go, by prze�kn��. Ethrian natychmiast poczu� przenikaj�ce go ciep�o i si��. Starzec popchn�� go ku drzwiom celi. U�cisk mia� stalowy. J�cz�c, Ethrian drobnymi kroczkami pod��y� za nim. Co si� dzia�o? Dlaczego oni to robi�? Starzec prowadzi� go do schod�w wiod�cych w g�r�, poza to podziemne kr�lestwo okropie�stw. Niewidoczne bestie wy�y i rycza�y. Z ich tonu mo�na by�o wywnioskowa�, �e czu�y si� oszukane. Ethrianowi b�ysn�y przez chwil� czerwone oczy za okratowanym okienkiem najbli�szych drzwi. Przesta� si� oci�ga�. Starzec wyj�ka�: � Po... pospiesz si�. Oni c... ci� z... za... zabij�. Ethrian, potykaj�c si�, ruszy� za nim, ku szczytowi korytarza, a potem na zewn�trz w d� schodami, kt�re zdawa�y si� nie mie� ko�ca. Gor�ce, nieruchome powietrze mia�o s�ony posmak. Zacz�� si� poci�. �wiat�o s�oneczne niemal o�lepi�o jego przyzwyczajone do ciemno�ci oczy. Pr�bowa� wypyta� swojego dobroczy�c�, ale trudne do zrozumienia odpowiedzi pozwoli�y mu tylko cz�ciowo zorientowa� si� w sytuacji. By� w K�Mar Khevitan � po�o�onej na wyspie g��wnej kwaterze �wiatowej konspiracji Pracchii. Wi�ziono go, by trzyma� w szachu jego ojca, kt�ry nie post�powa� tak, jak tego oczekiwano. Teraz przesta� by� u�yteczny. Rozkazano go unicestwi�. Starzec sprzeciwi� si� tym rozkazom. Dla Ethriana nie mia�o to sensu. Zeszli na kamienist� pla��. Starzec wskaza� odleg�y brzeg. Najpierw mia� on kolor rdzy, dalej przybiera� o�owiany odcie�. Cie�nina by�a w�ska, ale ch�opiec nie by� w stanie dok�adnie oceni� odleg�o�ci. Mila czy dwie? � P... p... p�y� � powiedzia� starzec. � Tam b... be... bezpiecznie. Nawami. Oczy Ethriana zaokr�gli�y si�. � Nie mog�. � Ta my�l przerazi�a go. By� przecie� kiepskim p�ywakiem. Nigdy nie p�ywa� w morzu. � Nigdy mi si� to nie uda. Starzec usiad� po turecku. Jego twarz wyra�a�a intensywne skupienie. Odchrz�kn��, a potem z wysi�kiem pr�bowa� uj�� w s�owa swoje powoli kszta�tuj�ce si� my�li. Gdy ju� przem�wi�, wyra�a� si� niezwykle precyzyjnie. � Musisz. To nasza jedyna nadzieja. Tutaj Dyrygent rzuci ci� dzieciom Magdena Noratha. Oni, ci, kt�rzy tu mieszkaj�, s� twoimi wrogami. Morze i Nawami s� oboj�tni. Dadz� ci szans� prze�ycia. Musisz teraz rusza�. Zanim On odkryje, �e w ko�cu przeciwstawi�em si� jego nikczemno�ci. Ethrian by� przekonany, �e to prawda. Ten pami�taj�cy dawne czasy cz�owiek by� tak spi�ty... Popatrzy� na morze. Ba� si�. Narkotyk p�yn�� w jego �y�ach. Czu�, �e m�g�by przebiec tysi�c mil. Ale p�yn��? Starzec zacz�� si� trz���. Ethrian pomy�la�, �e on umiera. Ale nie. To by� wysi�ek, �eby zosta� zrozumianym. Bestie w podziemnych lochach zacz�y rycze� z podw�jn� moc�. � R... ru... ruszaj! � rozkaza� mu starzec. Ethrian zrobi� dwa kroki i rzuci� si� w zimn�, s�on� wod�. Od razu mia� jej pe�ne usta. Sta� zanurzony po pier� i kas�a�. W celi skuto go nagiego. Dopiero przez chwil� przebywa� na s�o�cu, a ju� czu� jego gor�cy poca�unek. Wiedzia�, �e paskudnie si� spali, zanim dop�ynie do drugiego brzegu. Odepchn�� si� i pop�yn��. Po � jak mu si� wydawa�o � d�ugim, bardzo d�ugim czasie odwr�ci� si� na plecy, aby odpocz��. Znajdowa� si� zaledwie jakie� trzysta jard�w od brzegu. Patrzy�, jak starzec wspina si� na schody, kt�rymi zeszli; pokonuje kilka stopni i odpoczywa, wchodzi na kilka nast�pnych i znowu odpoczywa. Wyspa by�a d�uga, w�ska, o postrz�pionych brzegach. Warownia by�a brzydk�, star� budowl� rozci�gaj�c� si� wzd�u� jej kr�gos�upa jak pokruszone ko�ci staro�ytnego gigantycznego smoka. Odwr�ci� si� i gniewnie spojrza� na ja�owy sta�y l�d, kt�ry wcale nie wydawa� si� przybli�a�. Wiedzia� ju�, �e mu si� nie uda. P�yn�� jednak dalej. Up�r mia� we krwi. W czasie swego uwi�zienia pozna� cztery nazwiska. Dyrygent. Fadema. Magden Norath. Lord Chin. Nie wiedzia� nic o pierwszym z tych ludzi. Norath by� czarownikiem Ehelebe. Fadema to kr�lowa Argonu, najwyra�niej zafascynowana lordem Chinem. Oni przewie�li go na t� wysp�. Lord Chin by� jednym z wysokich rang� tervola, czyli czarownik�w-szlachcic�w Imperium Grozy, przeciwko kt�remu walczy� ojciec Ethriana. Chin ju� nie �y�, ale imperium, kt�re go wyda�o, nadal istnia�o... Na pewno za tym wszystkim sta� Shinsan, Imperium Grozy. Gdyby prze�y�... Wydawa�o si�, �e min�o ju� wiele, wiele godzin. S�o�ce rzeczywi�cie przesun�o si� na zach�d, ale ci�gle jeszcze nie �wieci�o Ethrianowi w oczy. Szare wzg�rza pociemnia�y tylko troch�... By� zbyt zm�czony, �eby p�yn�� dalej. Jego up�r ulotni� si�. By� got�w pogr��y� si� w g��binie, czu� si� nazbyt zm�czony, �eby si� ba�. Co� otar�o si� o jego nog�. Kopn�� przera�ony i pr�bowa� odp�yn��. Na powierzchni wody mign�a mu p�etwa grzbietowa. Znowu co� go dotkn�o. Zacz�� m��ci� r�kami jak oszala�y, ci�ko oddychaj�c. Jedno z morskich stworze� wyskoczy�o w powietrze. Zatoczy�o wdzi�cznie �uk i zanurzy�o si� w wodnej toni. Elhriana to wcale nie uspokoi�o. By� dzieckiem wychowanym w g��bi l�du. Nie odr�nia� delfina od rekina. O rekinach s�ysza� od przyjaciela ojca, Bragiego Ragnarsona. Jego ojciec chrzestny opowiada� okrutne, ponure historie o wielkich rybach-zab�jcach grasuj�cych w�r�d za��g statk�w zatopionych w bitwach morskich. Jedynym efektem wysi�k�w Ethriana by� brzuch pe�en s�onej wody. Delfiny go otoczy�y. Podtrzymywa�y go i ponios�y ku pustynnemu brzegowi. Ostatnim wysi�kiem powl�k� si� kamienist� pla�� w rzucany przez klif cie�. Opad� na kolana i wymiotowa� morsk� wod� a� do b�lu trzewi, po czym zasn��. Co� go obudzi�o. By�a g��boka noc. Wysoko na niebie sta� ksi�yc w pe�ni. Ws�uchiwa� si� w nocne odg�osy. Wydawa�o mu si�, �e s�ysza�, jak kto� wo�a, ale teraz panowa�a cisza. Popatrzy� na pla��. Co� tam si� porusza�o, wydaj�c klekocz�ce, nieg�o�ne d�wi�ki... Zobaczy� kraby. Dziesi�tki. Zdawa�y si� mu przygl�da�, machaj�c kleszczami jak w �o�nierskim salucie. Zbli�a�y si� jeden po drugim. Przestraszony, odsun�� si�. One chcia�y go po�re�! Skoczy� na r�wne nogi i potykaj�c si�, odszed�. W�r�d krab�w narasta�o podniecenie. Nie mog�y dotrzyma� mu kroku. Usiad� sto jard�w dalej. Kamienie porani�y mu stopy i otar�y sk�r� na nogach. Znowu mia� wra�enie, �e s�ysza� ciche wo�anie. Nie potrafi� jednak ani okre�li� kierunku, z kt�rego dobiega� g�os, ani odr�ni� s��w. Poszed� nieco dalej, po�o�y� si� i znowu zasn��. Mia� dziwne sny. Pi�kna, ubrana na bia�o kobieta podesz�a i przem�wi�a do niego, ale nie m�g� jej zrozumie�, nie pami�ta� te� jej po przebudzeniu. �wiat�o s�oneczne ju� prawie znikn�o. By� g�odny i spragniony. Bola�o go ca�e cia�o. Spalon� s�o�cem sk�r� pokry�y p�cherze. Pr�bowa� napi� si� morskiej wody. �o��dek odrzuci� jednak solank�. Jaki� czas le�a� na piasku wyczerpany wymiotami. Wsta� i rozejrza� si� po pogr��onej w zmierzchu okolicy. By�a ca�kowicie pozbawiona �ycia. Nie by�o tu �adnej ro�linno�ci. Na tle nadci�gaj�cej ciemno�ci nie zatacza�y kr�g�w jask�ki. W powietrzu nie brz�cza�y nocne owady. Nawet ska�y by�y pozbawione porost�w. Jedynymi �ywymi istotami by�y kraby, kt�re wysz�y z morza. Nagle go ol�ni�o. Usadowi� si� blisko wody, obserwuj�c, jak fale zbli�aj� si� do jego st�p, zatrzymuj� si� i odp�ywaj�. Kamieniem rzuci� w kilka krab�w, gdy si� zbli�y�y. Wyrywa� s�onawe mi�so i jad�, dop�ki jego �o��dek znowu si� nie zbuntowa�. Odsun�� si� od wody i przespa� kilka godzin. Gdy si� obudzi�, ksi�yc sta� jeszcze na niebie. Wydawa�o mu si�, �e s�yszy jakie� g�osy. Doczo�ga� si� do piasku, na kt�rym m�g� stan�� i i��, nie kalecz�c sobie jeszcze bardziej st�p. Przeszukuj�c klify, mia� przez chwil� wra�enie, �e widzia� kobiet� w bieli patrz�c� w morze, z r�kami uniesionymi jakby w b�agalnym ge�cie. Wiatr targa� jej szaty, chocia� powietrze by�o zupe�nie nieruchome. Znikn�a, gdy przesun�� si�, �eby lepiej si� jej przyjrze�. Zastanawia� si� nad swoim trudnym po�o�eniem. Musia� opu�ci� pla�� i znale�� wod� i po�ywienie. Zw�aszcza wod�. No i co�, co nadawa�oby si� na ubranie, bo inaczej usma�y si� �ywcem na s�o�cu. Nie widzia� �adnej drogi prowadz�cej w g�r� klifu. Zacz�� i�� wzd�u� pla�y. Wkr�tce po �wicie opad�o go zm�czenie. Wczo�ga� si� w cie� i zasn�� pomi�dzy postrz�pionymi ska�ami. J�zyk mia� zdrewnia�y jak ko�ek. Nadszed� przyp�yw. Morze bi�o o ska�y, grzmi�c, wyrzucaj�c na dziesi�� metr�w w g�r� bia�� mgie�k�. Ethrian znowu �ni�. Ponownie pojawi�a si� kobieta w bieli. Ponownie nie m�g� nic zrozumie� z tego, co m�wi�a. Znowu obudzi� si� po zapadni�ciu zmroku, raz jeszcze zasadzi� si� na kraby i pomy�la� o zej�ciu w d� na pla��, by poszuka� jakiej� przerwy w klifie. Przyp�yw si� sko�czy�, a mimo to wydawa�o si�, �e ci�gle trwa. �oskot fal uderzaj�cych o brzeg wydawa� si� bardzo, bardzo odleg�y. Przebi� si� przez niego ledwie s�yszalny odg�os skrzypienia, a nast�pnie pobrz�kiwania i jakie� krzyki. Ethrian usadowi� si� na g�azie i czeka�, co si� wydarzy. Nagle daleko na pokrytym bia�ymi grzywaczami morzu ujrza� co�, co wygl�da�o jak flota tysi�ca okr�t�w. Statki par�y przez fale jak oszala�e czarne konie, zaszura�y na piasku i �wirze, wyrzucaj�c szczup�ych, ciemnobrodych m�czyzn w nie znanych Ethrianowi zbrojach. Ni�si m�czy�ni o ja�niejszej karnacji, w r�wnie dziwacznych zbrojach, wyruszyli im naprzeciw na pla�y. Ich miecze b�yska�y i �piewa�y. Przez zgie�k bitwy przebi� si� jaki� g�os. Ethrian spojrza� w g�r�. Kobieta w bieli sta�a z roz�o�onymi r�kami na szczycie klifu. Mi�dzy jej palcami skrzy�y si� i trzeszcza�y b��kitne p�omienie. Niebieski czarodziejski ogie� buszowa� nad bia�oskrzyd�ymi okr�tami na morzu. Lewiatany wyp�yn�y na powierzchni� i rzuci�y si� na statki. Rekiny i mor�winy p�ywa�y w takt pie�ni kobiety, ignoruj�c si� nawzajem, gdy atakowa�y �niadych naje�d�c�w. Wtem ze statk�w wystrzeli�y rubinowe pioruny, uderzaj�c w klif. Ogromne kamienne �ciany zwali�y si� na walcz�cych na pla�y... Jakie� skrzydlate stworzenia zatoczy�y �uk na tle ksi�yca, wyrzucaj�c z pysk�w j�zory ognia. Stworzenia wi�ksze od ludzi dosiada�y ich �uskowatych grzbiet�w, za nimi powiewa�y obszerne czarne p�aszcze. W r�kach dzier�yli w��cznie �wiat�a, kt�rymi ciskali w kobiet�. Ona za� tka�a sieci z b��kitu i rzuca�a je na firmament. Frun�y ku skrzydlatym jaszczurom jak radosne �my, owija�y si� wok� smok�w i ciska�y nimi o ziemi�. Przez b�yski i p�omienie Ethrian zauwa�y� jeszcze co�: ziemia �y�a. I by�o to �ycie bujne. Nie mog�a by� t� pustyni�, kt�ra trzyma�a go w niewoli na swoim brzegu. Wizja zacz�a zanika�. Rozgl�da� si�, staraj�c si� to zrozumie�. Znikn�a, zanim zdo�a� poj�� co� wi�cej. Spojrza� w kierunku, gdzie sta�a kobieta. W miejscu, gdzie w klif wbi�y si� czerwone pioruny, zia�a wyrwa. Tam, gdzie wcze�niej � jak my�la� � nie by�o nic poza solidn� skaln� �cian�. Skrada� si� w tamt� stron�, niepewny, ostro�ny. Ksi�yc sta� wysoko na niebie. Dobrze widzia� g�azy, kt�re spad�y. To nie by�o �wie�e osuni�cie. Stulecia nadgryz�y g�azy na zboczu. Wydawa�o si�, �e jaki� g�os wo�a z po�o�onej za nim pustyni. Zamar� w bezruchu. To kolejny z tych nierzeczywistych g�os�w. Wzdrygn�� si�. Nie mia� czasu na tajemnice. Jego najwa�niejszym zadaniem by�o przetrwa�. Aby to zrobi�, musia� opu�ci� ten brzeg. Wspinaczka by�a jednym wielkim b�lem. A ponad osrebrzonym ksi�ycem, pustynnym krajobrazem nie znalaz� nic. Tylko jeszcze wi�cej ziemi ca�kowicie pozbawionej �ycia. Jednak... jednak us�ysza� jakie� g�osy. Bez s��w. Wzywa�y go. Co to za kraina? Jakie zapomniane duchy nawiedza�y te pustkowia? Ostro�nie, utykaj�c, poszed� w kierunku, z kt�rego zdawa�y si� dochodzi� d�wi�ki. Stopy mia� spuchni�te, poranione i zaognione. J�zyk nabrzmia�y i suchy. P�cherze na sk�rze, b�d�ce skutkiem poparzenia s�onecznego, p�ka�y. Bola�o go ka�de �ci�gno i ka�dy staw. K�uj�cy b�l t�tni� w skroniach. Ale by� uparty. Szed� dalej. I po jakim� czasie na tle zachodz�cego ksi�yca ujrza� jaki� niewyra�ny kszta�t na szczycie najbli�szej g�ry. Im d�u�ej mu si� przygl�da�, tym bardziej przypomina� on jak�� gargantuiczn� posta� wyrze�bion� z wierzcho�ka g�ry. By�o to zwr�cone na wsch�d stworzenie podobne do sfinksa. Co� trzasn�o mu pod stop�. Pochyli� si�. To ga��zka z kilkoma suchymi listkami. Przyni�s� j� wiatr. By�a to akacja, ale Ethrian jej nie rozpozna�, poniewa� nigdy nie widzia� takiego drzewa. Serce zabi�o mu mocniej. Gdzie rosn� drzewa, tam musi by� woda. Poku�tyka� �wawiej, poruszaj�c si� tak, jakby ta�czy� na roz�arzonych w�glach. Nadszed� zmierzch. Ethrian raczej potyka� si� i przewraca�, ni� szed�. R�ce i nogi mia� otarte do �ywego mi�sa. Ogromna kamienna bestia majaczy�a przed nim wysoko, prawie kilkaset metr�w w g�r� zbocza. By�a wi�ksza, ni� mu si� wydawa�o. Wznosi�a si� na co najmniej dwie�cie st�p, a jej tu��w ci�gn�� si�, a� znika� z pola widzenia za kraw�dzi� p�askiego terenu, kt�ry j� otacza�. Rze�ba by�a bardzo stara i nadgryziona z�bem czasu. Dawniej wyra�nie oddane rysy teraz by�y niemal niewidoczne. Ethrian niewiele uwagi po�wi�ci� tej kamiennej postaci. Jego oczy wpatrywa�y si� tylko w postrz�pione drzewa wok� przednich �ap mitycznego stworzenia. S�o�ce pali�o jego nagie plecy, powoduj�c nowe m�czarnie. Chocia� przewraca� si� coraz cz�ciej, par� naprz�d. Czo�gaj�c si�, dotar� do tego p�askiego terenu. Woda! P�ytka sadzawka znajdowa�a si� mi�dzy �apami potwora... D�wign�� si� do pozycji stoj�cej i poszed� chwiejnym krokiem naprz�d, upad� twarz� w po�owie wilgotnego zag��bienia. Pi� �apczywie g�st� od alg, stoj�c� wod�, a� rozbola� go brzuch. Kilka chwil p�niej znowu pod�wign�� si� na nogi. Odczeka� troch� i napi� si� jeszcze, chocia� tym razem niewiele. Potem przeszed� przez sadzawk�, rozpryskuj�c wod� na wszystkie strony, w cie�, kt�ry wygl�da� tak, jakby mia� utrzyma� si� przez ca�y dzie�. Zwin�� si� w k��bek i zasn��. Mia� dziwaczne i niezwykle sugestywne sny. Przysz�a kobieta w bieli. Obejrza�a jego rany. Pod dotykiem jej palc�w b�l mija�. Przyjrza� si� sobie i zauwa�y�, �e jest wyleczony. Pr�bowa� zas�oni� r�kami swoj� nago��. U�miechn�a si� �agodnie i odesz�a, staj�c mi�dzy �apami potwora. Wpatrywa�a si� w wynurzaj�cy si� z morza ksi�yc o�wietlaj�cy fortec� po�o�on� wzd�u� grzbietu wyspy, niedaleko brzegu. Ethrian do��czy� do niej. Przygl�da� si� pustyni i ujrza� j� tak�, jaka mog�a by�. Poro�ni�t� bujn� ro�linno�ci�, bogat�, zamieszkan� przez pracowit�, bogobojn� ras�... Ale na wyspie p�on�y ognie. Na morzu ko�ysa�y si� statki. By�o ich tak wiele, �e �agle przes�ania�y fale. Na l�dzie za� wznosi�y si� s�upy dymu, a na niebie wida� by�o smoki. Straszliwe zjawy dosiada�y w�ciek�ych jaszczur�w, siej�c z firmamentu spustoszenie. Armie Nawami walczy�y, zosta�y zwyci�one i ruszy�y do odwrotu, by si� przegrupowa�. Kobieta w bieli wezwa�a straszliwe magiczne, moce, kt�re mia�y im pom�c. Nawet to nie wystarczy�o. Wtem przem�wi�a kamienna bestia. Otworzy�a pysk i wypowiedzia�a S�owo. S�owo to przynios�o grom i �mier�. Zjawy z czaszkami zamiast g��w gwa�townie spad�y z nieba. Smoki zawy�y i zas�oni�y uszy �apami. Naje�d�cy uciekli na swoje statki. Nied�ugo trzymali si� z dala. Moc zamieszkiwa�a wsch�d wyspy. Ethrian wyczuwa� j�, wyczuwa� jej imi�. Nahaman Odite. Kobieta wielkiego z�a i wielkiej Mocy, op�tana nienawi�ci�, prze�arta ch�ci� zniszczenia Nawami. Nahaman zebra�a armie i uderzy�a ponownie. Przetoczyli si� przez l�d i zst�pili z chmur. Ani magia kobiety w bieli, ani S�owo kamiennej bestii nie zdo�a�y rozproszy� niezliczonej rzeszy. Za ka�dym razem, gdy przybywali, ich atak dociera� nieco bli�ej g�ry i kamiennej bestii. Ethrian wkr�tce zda� sobie spraw�, �e ogl�da walki kilku pokole� �cie�nione w jedn� noc, stulecie wojen zredukowane do kluczowych wydarze�. Hordy Odite dotar�y do g�ry. Zniszczy�y wszystko, co mog�y, i zamkn�y pysk kamiennej bestii. Nahaman zesz�a na brzeg. Z pomoc� swoich zjaw o trupich czaszkach rozgromi�a ja�ow� krain�. Kobieta w bieli i potw�r z kamienia mogli tylko si� przygl�da�. Pysk bestii by� jej Moc� i jej �yciem. Jedyne bezpieczne dla Nawami miejsce, gdy zabrak�o mocy bestii, znajdowa�o si� mi�dzy tymi ogromnymi kamiennymi �apami. Nahaman i ci, kt�rzy z jej armii przetrwali, wycofali si� na wysp�, a stamt�d za morze, i nigdy wi�cej nie zaciemnili wybrze�y Nawami. Ethrian by� zaskoczony. Ca�y ten dramat i przemoc tylko po to, by tak sobie odp�yn�� w sin� dal? O co w tym wszystkim chodzi�o? Kobieta w bieli postarza�a si�. Czu� jej rozpacz. �y�a d�ugo. Pysk kamiennej bestii d�ugo zachowywa� jej m�odo�� i pi�kno. Teraz si� starza�a. Wi�d�a. Sta�a si� staruszk�. B�aga�a o �mier�. Bestia jednak nie pozwoli�a jej umrze�. Jej cia�o sta�o si� jak wi�zka starych, wysuszonych patyk�w. Nawet one blak�y, a� sta�a si� niczym wi�cej jak bolej�cym duchem trzepocz�cym na zboczach g�ry bestii. Ethriana obudzi�o �wiat�o �witu. Przespa� ca�� dob�. Czu� zapach s�odkiej wody. Dosta� si� do sadzawki. Dopiero kiedy zaspokoi� pragnienie, zauwa�y�, �e r�ce ju� go nie bol�. Nadal by�y otarte do krwi, ale zdawa�y si� ulega� cudownemu uzdrowieniu. Wsta� i obejrza� swoje cia�o. Stan jego st�p i kolan tak�e szybko si� poprawia�. Nawet piek�cy b�l poparzenia s�onecznego znikn��. Odwr�ci� si�, nagle przestraszony. Blisko miejsca, gdzie spa�, le�a�a para sanda��w, starannie z�o�ona toga i li��, na kt�rym le�a� stos ciastek z kminkiem. Strach walczy� w nim o lepsze z g�odem. Zwyci�y� g��d. Chwyci� ciastka, pobieg� do sadzawki i na zmian� jad� i pi�. Gdy sko�czy�, ubra� si�. Sanda�y i toga pasowa�y jak ula�. Zacz�� bada� teren. Stara� si� jak m�g�, ale nie znalaz� �adnych dowod�w czyjejkolwiek obecno�ci. Popatrzy� na kamienn� besti�. Czy na tych zwietrza�ych kamiennych ustach b��ka� si� cie� u�miechu? Wspi�� si� na potwora i rozejrza� wko�o, stoj�c na czubku jego wielkiej g�owy. Jak daleko si�ga� wzrokiem, kraina by�a pozbawiona �ycia. Tereny bardziej p�askie mia�y kolor ochry i rdzy. G�ry by�y nag� szar� ska��. Wiedzia�, �e nigdy nie opu�ci tego miejsca. �aden zwyk�y �miertelnik nie m�g� przedrze� si� przez t� ja�ow� ziemi� i wyrwa� si� z wiecznego u�cisku Mrocznej Pani. Starzec nie wy�wiadczy� mu a� tak wielkiej przys�ugi. Pr�bowa� wzywa� kobiet� w bieli, kamienn� besti�, nawet Nahaman Odite. Jego krzyki zbudzi�y jedynie przyciszone echa. Niekt�re zdawa�y si� pobrzmiewa� bezczasow� weso�o�ci�. Wr�ci� na swoje miejsce przy sadzawce. � Wybawiciel. G�os dotar� do niego jak z g��bi snu. Kobieta sta�a obok niego, ale s�owo nie wysz�o z jej ust. Zosta�o wyszeptane z g�ry. � Co? � Wybawiciel. Ten, kt�rego przepowiedziano. Ten, kt�rego przyj�cie obwie�ci�am w godzinie naszej rozpaczy. Ten, kt�ry wyzwoli nas od kl�twy Nahaman i przywr�ci dni chwa�y. Ethrian by� zaskoczony. � D�ugo oczekiwali�my twego przyj�cia, nasze moce skurczy�y si� do cienia tego, czym by�y niegdy�. Uwolnij nas z kajdan, a zaspokoimy ka�d� twoj� zachciank�. Rozkuj nas, a uczynimy ci� panem ziemi, jak czynili�my nasze dawne s�ugi, przed tym, jak Nahaman zbuntowa�a si� i rzuci�a przeciwko nam swoje czarne hordy. Ethrian nie czu� si� niczyim wybawc�. Czu� si� tym, kim by� � zdezorientowanym, przestraszonym ch�opcem. Znalaz� si� w samym �rodku czego� wi�kszego od siebie, czego� niepojmowalnego. Chcia� prze�y�, znale�� drog� do domu i dopa�� wrog�w. W tej w�a�nie kolejno�ci. � S� w tobie, Wybawicielu, strach i nienawi��. Widzimy je. Czytamy je, jak skryba czyta karty ksi�gi. Powiadamy, uwolnij nas. Razem obr�cimy twoich wrog�w w py�. To zosta�o zapisane. Uka� Wybawicielowi po��czon� moc Nawami, aby m�g� j� dzier�y� jak w��czni� zemsty. Kobieta w bieli wesz�a w ciemno�� mi�dzy �apami bestii. Ethrian wyobra�a� sobie tych, kt�rzy go uwi�zili, tych, kt�rzy zabrali mu matk� i formu�owali nieuzasadnione ��dania wobec jego ojca. Jedynie lord Chin zgin��. Jego pacho�kowie pozostali przy �yciu. Shinsan, Imperium Grozy, by�o ich matecznikiem. Zniszczy Shinsan, gdy b�dzie mia� moc w r�ku. � Ta moc jest ju� twoja, Wybawicielu. Wystarczy, �e j� przyjmiesz. Udaj si� za Sahmanan. Pozw�l, �eby sta�a si� twoim pierwszym ministrem w dziele odrodzenia Nawami. Kobieta w bieli skin�a na niego z cienia. Ethrian podszed� do niej. Wprowadzi�a go w ciemno��. Ciemno�� ta z ka�dym krokiem stawa�a si� coraz bardziej g�sta, coraz bardziej namacalna. Wyci�gn�� r�k�, spodziewaj�c si�, �e mi�dzy ogromnymi przednimi �apami bestii natknie si� na ska��. Przeszed� odleg�o�� wielokrotnie wi�ksz�. Nie napotka� �adnej przeszkody. Kobieta znikn�a. Pozostawa� z ni� w kontakcie, id�c za pewnego rodzaju bezs�ownym szeptem, kt�ry pozostawia�a za sob�. Nie m�g� jej wzi�� za r�k�. W przeciwie�stwie do kamiennej bestii ona by�a bezcielesna. Nagle wkroczy� w �wiat�o. Otworzy� usta ze zdziwienia. Wr�ci�a historia opowiadana przez dawnego przyjaciela ojca, Bragiego Ragnarsona, ojca chrzestnego, kt�ry by� mo�e spiskuje, by zniszczy� rodzin� swojego chrze�niaka. Sala Kr�la G�r. G�ry Grzmotu, jak nazywali je Trolledyngianie. Jaskinie, gdzie Kr�l Zmar�ych dzier�y� w�adz� i posy�a� na poszukiwanie �miertelnych ofiar przekl�te duchy dosiadaj�ce g�rskich wichr�w... Sta� na w�skiej p�ce skalnej nad jaskini� tak ogromn�, �e nie mo�na by�o dojrze� jej dna. Sahmanan sta�a obok niego. Wykona�a gest. Us�ysza� s�owa tak ciche, �e niemal nies�yszalne: � To wszystko jest na twoje rozkazy, Wybawicielu. Byli ustawieni w nieruchome bataliony i regimenty, pozbawione dow�dc�w i oficer�w � armia zamro�ona w czasie. Ich liczba przekracza�a zdolno�� pojmowania Ethriana. Byli tutaj zar�wno wojownicy w bieli, jak i wojownicy podobni do rasy, kt�ra szturmowa�a Nawami w imi� Nahaman Odite. Piechota. Konnica. S�onie. Przera�aj�ce zjawy o trupich czaszkach dosiadaj�ce smok�w. Zostali uchwyceni w pewnej krystalicznej chwili, jak owady w bursztynie. Trwali bez ruchu w �wietle znik�d, kt�re ani nie ciemnia�o, ani si� nie rozja�nia�o, ani te� nie zmienia�o si�. Nastr�j napi�cia, niecierpliwego oczekiwania przepe�nia� jaskini�. � Znaj� ci�, Wybawicielu. Bardzo pragn� znale�� �ycie dzi�ki twojej m�ciwej r�ce. � Kim oni s�? � dopytywa� si� ch�opiec. � Sk�d pochodz�? � Na d�ugo przed upadkiem Nawami by�o oczywiste, �e stanie si� pod�ug woli Nahaman. Unikn�li�my jej furii, wymykaj�c si� przez drzwi czasu. Pozwolili�my jej na zwyci�stwo. Po�wi�cili�my nasz� Moc, by przygotowa� si� do dnia, w kt�rym Wybawiciel wyzwoli nas z wi�z�w, kt�re ona na�o�y�a. Nie spodziewali�my si�, �e b�dziesz tu w�drowa� tak d�ugo, nie przewidzieli�my tak�e, �e ona tak nas os�abi, �e wys�anie delfin�w b�dzie niemal przekracza�o nasze mo�liwo�ci. Podstawowe pytanie Ethriana pozostawa�o bez odpowiedzi. Obawia�, �e nie dowie si� najwa�niejszego, a� b�dzie zbyt p�no. � Kim s� ci ludzie? � To cz�� z tych, co padli w Krucjatach Nawami. Zostali o�ywieni, umotywowani i zachowani dzi�ki naszej sztuce � powiedzia� g�os kamiennej bestii. � Oni tak�e oczekuj� swojego Wybawiciela. Martwi ludzie? � pomy�la� Ethrian. Czy spodziewano si� po nim, �e dokona jakiego� aktu fa�szywej nekromancji i wskrzesi zmar�ych? Wstrz�sn�o nim obrzydzenie. Ch�opcy w jego wieku zwykle bardzo boj� si� zmar�ych. Kobieta w bieli spojrza�a mu w twarz. U�miech b��ka� si� na jej ustach. Zacz�a m�wi�. S�owa nie by�y zsynchronizowane z ruchami warg. � I ty masz swoich wrog�w, czy� nie? � jej g�os zdawa� si� dobiega� z daleka, jak szept lekkiego wietrzyku mi�dzy sosnami. � Tutaj spoczywa moc, kt�ra obr�ci ich w py�, Wybawicielu. Ethrian by� m�ody, zdezorientowany i przestraszony, mia� g�ow� pe�n� marze�, ale nie by� g�upi. Wiedzia�, �e b�dzie to mia�o swoj� cen�. Jak�? � Uwolnij nas � nalega�a kobieta. � Wybaw nas. Tylko o to prosimy. Ethrian spojrza� na armie stoj�ce w pe�nej gotowo�ci, armie zmar�ych, i zastanowi� si� nad upadkiem Nawami. Czy taka furia powinna zosta� jeszcze raz spuszczona ze smyczy? Czy mo�na j� kontrolowa�? Czy zemsta by�a tak wa�na? Jaka inna si�a mog�aby mierzy� si� z pot�g� Imperium Grozy? Jedynie starsze czary mog� przeciwstawi� si� wrzeniu w dzisiejszym Shinsanie. Musia� te� pomy�le� o sobie. Je�li im odm�wi, czy Sahmanan i bestia pomog� mu przetrwa�? Dlaczego mieliby zawraca� sobie tym g�ow�? Sta�by si� jeszcze jednym szkieletem, �wiadcz�cym o �mierciono�nej sile tej krainy. Odszed� od kobiety, kieruj�c si� na zewn�trz, a� ujrza� ponownie srebrzyst� panoram� pustkowia. Na wschodzie wyspy pali�y si� �wiat�a. Wpatrywa� si� w nie, pa�aj�c nienawi�ci� do ludzi, kt�rzy je zapalili. By� w tym �wiecie niczym. By� bezsilny jak robak. Jak bez pomocy u�pionej armii m�g�by ukara� ich zbrodnie? Sahmanan wy�oni�a si� za nim z ciemno�ci. � Jak was uwolni�? � zapyta�. Pr�bowa�a mu to wyja�ni�. � Gdy spotkamy si� nast�pnym razem � przerwa� jej � przeka�� ci moj� odpowied�. Musz� to najpierw przemy�le�. � Poszed� na miejsce, gdzie spa�, i zwin�� si� w k��bek. Poznawa� ca�kowicie odmienny rodzaj strachu. Pojawi�y si� sny. Nigdy nie ustawa�y. Tym razem d�ugo si� nie budzi�. Le�a� w tym w�a�nie miejscu przez � jak mog�oby si� wydawa� � wieki, bez ruchu, a kamienna bestia wykorzystywa�a resztk� swojej mocy, by ukaza� mu �wiat, by go nak�oni�, by go nauczy�, czego wymagano od Wybawiciela Nawami. Sny Ethriana rzadko si� zmienia�y. 2 Rok 1016 OUI Czas zmian � Idzie! Jest przy Bramie Per�y! � entuzjazmowa� si� Chu. Ssu-ma Shih-ka�i podni�s� wzrok znad porannych raport�w. By� kr�pym, muskularnym m�czyzn� o byczym karku. Kojarzy� si� ze �wini�. Bardziej przypomina� zapa�nika ni� dow�dc�-tervola legionu �rodkowej Armii. � K�wang-yin, zachowuj si�, jak przysta�o aspirantowi. Chu stan�� na baczno��. � Przepraszam, lordzie Ssu-ma. Shih-ka�i wyszed� zza biurka. � Stale przepraszasz, K�wang-yin. Uwa�am twoje bezustanne przeprosiny za obra�liwe. M�odzieniec wpatrywa� si� w jaki� punkt ponad ramieniem swojego dow�dcy. � Przepraszam, lordzie. Shih-ka�i zgrzytn�� z�bami. Ten by� beznadziejny. Zrodzony z tervola czy nie, w dawnych czasach nie zosta�by wybrany. Straty wojenne nie powinny stanowi� usprawiedliwienia dla obni�enia kryteri�w. Shih-ka�i wspomina� dawne standardy niemal z nabo�n� czci� i dum�. Ssu-ma Shih-ka�i pochodzi� z rodziny ch�opskiej. Jego bracia w�r�d tervola nigdy nie zapomnieli, �e jego ojciec by� �winiopasem. On nie pozwoli� im zapomnie�, �e dosta� si� tu dzi�ki kandydaturze w czasach Ksi���t Taumaturg�w, gdy jedynie najlepszym z najlepszych uda�o si� wspi�� si� po �liskich szczeblach drabiny wiod�cej do cz�onkostwa w elicie Shinsanu. Na temat jego ojca cz�sto �artowano na zgromadzeniach tervola. Ju� nie �miali mu si� w twarz, ale jego sukcesy nie prze�ama�y ich skrywanych uprzedze�. Kandyduj�c, wiele si� nauczy�. Wytworzy� w sobie odporno�� i wytrwa�o��, kt�re wynios�y go du�o wy�ej, ni� spodziewali si� jego elektorzy. By� upartym, zdeterminowanym cz�owiekiem. Tervola ostentacyjnie podkre�lali, �e ich szeregi s� otwarte dla ka�dego utalentowanego, zdyscyplinowanego i umotywowanego dziecka. Jednak by�y to w wi�kszo�ci puste frazesy. Ssu-ma na zawsze pozostanie dla rodowej arystokracji kim� obcym. Nie sp�odzi syn�w z ich c�rkami, jego c�rki za�, je�li kiedykolwiek b�dzie je mia�, nie maj� szans na ma��e�stwo ze szczup�ymi, bladymi synami W�adzy, takimi jak ten jego roztrzepany podw�adny. K�wang-yin jeszcze raz przeprosi�, przerywaj�c cisz� spowodowan� chwil� zamy�lenia Ssu-my. Jego dow�dca pr�bowa� zwalczy� satysfakcj�, jak� odczuwa� z powodu takiej s�u�alczo�ci. Przez jaki� czas mia� ich w gar�ci. Wywy�sza� ich lub �ama�. To wystarcza�o. Tylko silni prze�ywali. Warkn��: � K�wang-yin, je�li us�ysz� jeszcze jedne przeprosiny, masz jak w banku miesi�c unitarki. Chu zacz�� si� trz���. Shik-ka�i spojrza� na jego blade, drgaj�ce policzki i by� pewien, �e nigdy nie zosta�by uznany za Wybranego. Nie wtedy, gdy Pan Ssu-ma mia� decyduj�cy g�os. By�, cholera, zbyt nie�mia�y. � Z�� przepisowy raport, K�wang-yin. � Sir! � szczekn�� Chu. � Lord Kuo Wen-chin pojawi� si� u Bramy Per�y. Prosi o audiencj� u waszej lordowskiej mo�ci. Wyrazy uszanowania od dow�dcy stra�y, sir. � Lepiej. Du�o lepiej. Jeste� na dobrej drodze. Wyjd� na zewn�trz. Odczekaj dwie minuty. We� si� w gar��. Zr�b to jeszcze raz. Zapukaj przed wej�ciem. Policzek Chu zadrga�. � Wed�ug rozkazu, lordzie. Shik-ka�i usadowi� si� za biurkiem. Jego wzrok ponownie spocz�� na porannych raportach. Nie czyta� ich jednak. Lord Kuo! Tutaj! By� zdumiony. Czego on chce? Dlaczego mia�by marnowa� czas na odwiedziny u ch�opskiego dow�dcy legionu szkoleniowego? Shih-ka�i dowodzi� czwartym legionem szkoleniowym. Ka�dej wiosny przyjmowa� trzylatk�w. Przez kolejne osiemna�cie lat ich �ycia uczyni z nich najbardziej oddanych i wzbudzaj�cych najwi�kszy strach �o�nierzy w dziejach �wiata. Z wyj�tkiem kilku kr�tkich przydzia��w by� w tym legionie od dzieci�stwa, a jego talent i si�a woli pozwoli�a mu pi�� si� w g�r� wbrew uprzedzeniom szlachetnie urodzonych tervola. Od dw�ch dziesi�cioleci by� dow�dc� legionu. By� dumny z �o�nierzy i Wybranych, kt�rych wypuszcza�. Dok�dkolwiek ich pos�ano, szybko awansowali. Jego prze�o�eni byli przekonani, �e najlepszy jest w�a�nie w tym, co robi. Starali si�, aby by� zadowolony z przydzia�u, kt�ry zwykle otrzymywa� tervola b�d�cy w wielkiej nie�asce. Dowodzenie legionem szkoleniowym bowiem nie mog�o przynie�� �adnych zaszczyt�w. Shik-ka�i zabrn�� w zawodow� �lep� uliczk�. Niedawne zmiany klimatu politycznego � m�odsi tervola usuwali starszych z kr�gu Ko Fenga � sprawi�y, �e jego przysz�o�� sta�a si� o wiele bardziej ponura. Chocia� sam by� apolityczny, nale�a� do najstarszych i najbardziej przywi�zanych do tradycji tervola. Przyby� tu lord Kuo. Czeg� innego m�g�by chcie�, je�li nie pozby� si� jeszcze jednego ze starej gwardii? Zwolennik�w Ko Fenga ju� pozbawiono stanowisk w armiach i korpusach, a tak�e foteli w Radzie. Przyznano im nie maj�ce wi�kszego znaczenia stanowiska w konaj�cych Armiach Wschodniej i P�nocnej. Samemu Ko Fengowi odebrano nie�miertelno�� i zaszczyty. Wola�by uda� si� na dobrowolne wygnanie, ni� znosi� degradacj�. Czy ta czystka zacz�a �y� w�asnym �yciem, jak nieostro�nie przyzwany demon? Czy zacz�a uderza�, opieraj�c si� tylko na kryterium wieku? Shih-ka�i by� przestraszony. I z�y. Przetrwa� Ksi���t Taumaturg�w, Mg��, O Shinga, konspiracj� Pracchii, Ko Fenga i nikomu si� nie narazi�. By� �o�nierzem imperium. Oni nie mieli �adnych praw, �adnego �alu. Nie zwraca� uwagi na polityk� i walk� o w�adz�. Rozleg�o si� ciche stukanie do drzwi. � Wej��. Chu wszed� do �rodka i z�o�y� raport. Tym razem zrobi� to wzorowo. Przezwyci�y� elektryzuj�ce podniecenie, jakie wzbudza� lord Kuo, gdziekolwiek si� pojawi�. � Lepiej. Du�o lepiej. Naszym pierwszym zadaniem jest pokona� w�asn� s�abo��, czy� nie? Lord Kuo, tak? Jak my�lisz, czego on chce? � Nie wiem, lordzie. Nie powiedzia�. � Hmm. � Shih-ka�i nie by� zadowolony z r�ki, kt�ra kierowa�a teraz przeznaczeniem Shinsanu. Z daleka postrzega� Kuo Wen-china jako zbyt idealistycznego, naiwnego, prostego i niedoinformowanego. Dwa lata temu by� dow�dc� korpusu Armii �rodkowej, w kt�rej s�u�y� Shih-ka�i. By� zbyt m�ody, zbyt niedo�wiadczony. Niemniej jednak mia� rozmach i charyzm�. Stanowi� odpowied� na potrzeb� nowego przyw�dztwa, nowych idea��w, kt�r� zrodzi�a pora�ka na zachodzie. Mo�e nowe perspektywy zdo�aj� zabli�ni� rany w morale legion�w. � Czy mam go powita�, lordzie Ssu-ma? � Aspirant p�on�� z przej�cia. � Czy potrafisz zachowa� si� z pow�ci�gliwo�ci� i respektem? � Tak, lordzie. B�agalny ton w g�osie m�odzie�ca napawa� go obrzydzeniem. Mimo to powiedzia�: � Id� wi�c. Przyprowad� go prosto do mnie. � Tak, lordzie. � Chu zakr�ci� si� i ruszy� �wawo ku drzwiom. � K�wang-yin, je�eli przyniesiesz mi wstyd, czeka ci� rok unitarki. Chu zamar�. Gdy ruszy� ponownie, twarz mia� spokojn�, a krok miarowy. Jego plecy by�y sztywno wyprostowane. Shih-ka�i pozwoli� sobie na lekki u�miech. Wchodz�c do biura Shih-ka�iego, lord Kuo Wen-chin pomacha� w�sk�, niemal kobiec� d�oni�. � Nie wstawaj, lordzie Ssu-ma. � Kuo zdj�� swoj� okrutn� srebrn� mask� wilka. Shih-ka�i, z konieczno�ci, zaakceptowa� nieoficjalny charakter tego spotkania i te� zdj�� mask�. By�a ona jego ulubion� kpin� z towarzyszy. Przedstawia�a nied�wiedzia w morderczym szale. Jeden kie� by� z kwarcu, drugi z rubinu, mia�o to znaczy�, �e ten w�a�nie kie� dosi�gn�� wroga. Maska zosta�a starannie wykonana tak, �eby sprawia�a wra�enie zu�ytej w walce. Tervola po�wi�cali wiele uwagi i Mocy swoim insygniom. Powiadano, �e bystry cz�owiek m�g� z dobrze wykonanej maski odczyta� ca�� osobowo��. � To dla nas zaszczyt, lordzie Kuo. � Raczej nie. Jeste� mi potrzebny, dlatego si� tutaj znalaz�em. � Hmm? � Shih-ka�i lustrowa� swego go�cia. Niemal kobiece rysy twarzy. Drobniejszy od tervola z dawniejszych rod�w. Atrakcyjny, ale w jaki� taki kobiecy spos�b. Przypomina� Shih-ka�iemu ksi�niczk� Mg��, kt�r� okazjonalnie spotyka� za jej kr�tkiego panowania. � Wiesz, co reprezentuj�. Zmian�. Now� krew. Ca�kowite usuni�cie skojarze� z niefortunnymi przedsi�wzi�ciami Ko Fenga. � Nie zapominaj, �e grupa lorda Fenga da�a nam imponuj�ce aneksje. Kuo machn�� jedn� ze swych delikatnych d�oni. � Niemniej jednak... Jest ta Armia Zachodnia. Pokonana dwukrotnie. Raz pod Ksi�ciem Smokiem, drugi raz w czasie tych rozgrywek Pracchii. � W tym imperium, imperium, kt�re nie zazna�o smaku pora�ki, nawet poz�r pora�ki by� niewybaczalny. � Ko Feng m�g� odnie�� zwyci�stwo pod Palmisano. Wola� si� wycofa�, ni� zaryzykowa� straty, kt�re mog�yby ostatecznie zniszczy� ca�e legiony. By� cz�owiekiem metodycznym. Przewidzia�, ile jego samego to b�dzie kosztowa�. A mimo to jednak si� wycofa�. Kuo wygl�da� na poirytowanego. Odczeka� chwil�, �eby si� opanowa�. � Nie mo�emy, to oczywiste, wiedzie�, co zdarzy�oby si�, gdyby postanowi� zosta�. Lordzie Ssu-ma, nie przyby�em tutaj, �eby si� k��ci�. Nie chc� przywo�ywa� duch�w przesz�o�ci. Nie � pomy�la� Shih-ka�i. Chcesz je pogrzeba� g��boko, a z nimi ka�dego, kto je wywo�a�. A wraz z nimi ca�e ich dobro, �eby nikt go nie pami�ta� i nie por�wnywa� z tera�niejszo�ci�. � Przysz�o��. Ta interesuje nas wszystkich, prawda? Powiedz mi o przysz�o�ci, lordzie Kuo. Kuo rozpromieni� si�. Pos�a� swemu rozm�wcy zniewie�cia�y u�miech. � B��dnie mnie oceniasz. Nie przyjecha�em tutaj, �eby ci� zwolni�. Chocia� chc� ci� przenie��. Do Armii Wschodniej. �o��dek Shih-ka�iego polecia� w d� o jakie� sto st�p. Aha. Wi�c jednak czystka wykroczy�a poza polityk�. � Lordzie, ja nie jestem zainteresowany polityk�. Moje zadanie to szkoli� �o�nierzy. Robi� to ca�kiem dobrze. � Wiem. Odby�em sw�j okres kandydacki w czwartym szkoleniowym. Jestem pewny, �e mnie nie pami�tasz. By�e� wtedy dow�dc� brygady. Ale ja zapami�ta�em ciebie. Wzbudzi�e� m�j podziw. � Tak? � Shih-ka�i trzyma� emocje na wodzy. Nie pami�ta� kandydata Kuo. Czy ten cz�owiek chcia� si� zem�ci� za jaki� afront? � Lordzie Ssu-ma, chc�, �eby� obj�� dow�dztwo Armii Wschodniej. Grunt znowu usun�� mu si� spod n�g. � Lordzie...! Nigdy nie dowodzi�em w polu. � Kierowa�e� czwartym na poligonie. W sile korpus�w, bo potrzebowali�my posi�k�w. My�l�, �e dasz sobie rad�. Jeste� cz�owiekiem, jakiego mi trzeba. Masz up�r Ko Fenga bez jego ogranicze�. My�lisz po swojemu. Wykonujesz zadania. Co wi�cej, jeste� starszym tervola. Nie masz widocznych sympatii politycznych. Wype�nisz luk� mi�dzy mn� a tymi recydywistami, kt�rych pospiesznie zes�a�em do armii na granicy, kt�ra zdawa�a si� trwa� w bezczynno�ci. Kr�tkie panowanie Kuo oczarowa�o Shinsan zdumiewaj�cymi, zaskakuj�cymi i nieprzewidywalnymi decyzjami. To by�a jedna z nich. � Ale moje pochodzenie... � Bez znaczenia. To jest zupe�nie pozbawione znaczenia. Jeste� tervola. Zosta�e� wyszkolony, by dowodzi�. Je�li ka�� ci dowodzi�, nikt mi si� nie sprzeciwi. Lordzie Ssu-ma, czy przyjmujesz dow�dztwo Armii Wschodniej? Na zewn�trz Shih-ka�i pozosta� niewzruszony, ale wewn�trz ca�y by� rozdygotany, usi�uj�c poj�� cokolwiek, co pozwoli�oby mu uchwyci� wzburzon� niczym morze rzeczywisto��. Dow�dztwo armii! Nawet malutkiej Armii Wschodniej... By� to zaszczyt, kt�rego nigdy nie spodziewa� si� dost�pi�. � Od kiedy? � Natychmiast. Jeste� mi tam potrzebny. � Co si� sta�o? � Nikt tak naprawd� nie wie. Z braku czego� lepszego do roboty �o�nierze badaj� pustyni�, kt�ra niespodziewanie ich powstrzyma�a. Znikn�y jakie� patrole. Zapoznaj� ci� z faktami, gdy tam dotrzesz. Przyjmujesz dow�dztwo? � Lordzie... Tak. Przyjmuj�. � Dobrze. � Kuo u�miechn�� si�. � Tak my�la�em. � Wyj�� ma�� szkar�atn� odznak�, kt�ra przypomina�a twarz cz�owieka z dziobem zamiast nosa. Odznak� dow�dcy armii. Niewiele ich by�o. Aby co� takiego stworzy�, potrzeba by�o zgromadzenia ca�ej Rady Tervola i pot�nej magii. Shih-ka�i przyj�� j� pokornie, zastanawiaj�c si�, kto nosi� j� przed nim. B�dzie musia� pozna� jej dzieje i zwi�zane z ni� zaszczyty. � Powiniene� ruszy� na wsch�d z niezb�dnymi ci lud�mi, gdy tylko znajd� kogo� na twoje miejsce tutaj. Twoja armia b�dzie liczy�a pi�� legion�w ju� rozlokowanych. Planowa�em wycofa� dwa, zanim zacz�li znika� ludzie. Armia P�nocna b�dzie dost�pna w odwodzie, chocia� zmniejszam j� do si�y korpus�w. � Kuo wyja�ni� dalej, �e zmniejsza liczebno�� wszystkich armii na korzy�� granicy po�udniowej. � Ale... mamy tam ju� dwadzie�cia sze�� legion�w. � Sytuacja w Matayandze si� pogarsza. Chc�, �eby�my sprowokowali ich do ataku. Chc� na nas uderzy�, gdy legiony s� ci�gle jeszcze os�abione. Je�li tak zrobi�, b�dziemy mie� dla nich niespodziank�. Shih-ka�i skin�� g�ow�. Shinsan ostatnio rozrasta� si� zbyt szybko. Wojny domowe i z innymi kr�lestwami wyczerpa�y legiony. Armia by�a nadwer�ona, staraj�c si� utrzyma� obecne granice. Straty powodowa�y, �e brakowa�o jej ludzi, kt�rych zwykle kierowano do asymilowania i reedukacji podbitych lud�w. Imperium sta�o si� tworem bardzo kruchym. � A co z zachodem? � Tervola obawiali si� zachodu bardziej ni� liczebnie silniejszego po�udnia. � Powiedzia�em Hsungowi, �eby znormalizowa� stosunki, aby unikn�� konfrontacji. �eby przesun�� punkt ci�ko�ci ze spraw militarnych na polityczne. Roz�am sprawia, �e s� bezbronni. Jako bro� Hsung powinien wybra� intryg�. Zanim pom�cimy naszych zmar�ych, min� dziesi�tki lat. Musimy wch�on�� to, co zaj�li�my. Pan Kuo zrobi� teraz na Shih-ka�im wra�enie. Jego podburzaj�ca demagogia by�a najwyra�niej �rodkiem do odsuni�cia na boczny tor Ko Fenga. Dzisiaj m�wi� o bardziej realistycznej odpowiedzi na problemy imperium. By� mo�e zdo�a odwr�ci� chaos, kt�ry nasta� wraz ze �mierci� Ksi���t Taumaturg�w. Szybka parada kolejnych nast�pc�w zniszczy�a stabilno�� Shinsanu poprzez wewn�trzne walki, a tak�e rozpoczynanie niem�drych kampanii zagranicznych. � Z zadowoleniem obejm� dow�dztwo Armii Wschodniej. Jestem zaszczycony, �e uwa�asz mnie za osob� kompetentn�. Dzisiaj zaczn� dobiera� ludzi. Przez twarz Kuo Wen-china przemkn�� grymas lekkiego rozdra�nienia. Odprawiano go. Wtem u�miechn�� si�. Ssu-ma nie m�g� pozby� si� dawnego przyzwyczajenia. M�odsi m�czy�ni byli dla niego rekrutami... Wsta�. � �ycz� powodzenia, lordzie Ssu-ma. � Dzi�kuj�. � Shih-ka�i tak naprawd� nie s�ucha�. Znowu poch�on�a go praca. Musia� na chwil� zagrzeba� si� w raportach dotycz�cych szkolenia. Ten u�miech losu by� tak nieoczekiwany, �e potrzebowa� troch� czasu, �eby si� z nim oswoi�. Shih-ka�i dowiedzia� si�, �e musi strzec trzech tysi�cy czterystu mil granicy przy pomocy trzydziestu tysi�cy ludzi. Legiony wschodnie nareszcie by�y w komplecie. �aden nie bra� udzia�u w niefortunnej kampanii zachodniej. Musia� tak�e rz�dzi� i utrzyma� pok�j w zmilitaryzowanej strefie przygranicznej. Jego poprzednik zrobi� to, co oczywiste, i zatrudni� miejscowych pomocnik�w. Niewiele sob� reprezentowali. Wszystkie ludy nowego prokonsulatu Shih-ka�iego by�y dzikusami. Jedynie kilka plemion osi�gn�o poziom techniki z epoki br�zu, chocia� bajarze opowiadali o minionej epoce �wietno�ci. Na poparcie swoich twierdze� pokazali kilka ruin. Shih-ka�i poszed� w �lady swoich poprzednik�w i za�o�y� kwater� g��wn� przy legionie siedemnastym. Obszar, za kt�ry odpowiada� siedemnasty, wychodzi� na t� przysparzaj�c� problem�w pustyni�. Wszystkie straty, o kt�rych donoszono, poni�s� ten w�a�nie legion. Siedemnasty wzni�s� now�, mocn� warowni� zaledwie kilka mil od skraju tej ponurej krainy. Shih-ka�i przyjecha�, �eby odszuka� dow�dc�, kt�ry energicznie prowadzi� program badawczy. Jedna ze �cian g��wnej sali warowni by�a g�adko otynkowana. W miar� jak zespo�y badawcze dostarcza�y szczeg��w, legioni�ci rysowali po kawa�ku ogromn� map�. Shih-ka�i nie zawraca� sobie g�owy zagl�daniem do swojej nowej kwatery przed p�j�ciem na narad�. Szed� wolnym krokiem wzd�u� muru licz�cego sto pi��dziesi�t st�p d�ugo�ci, przygl�daj�c si� i zapami�tuj�c ka�dy szczeg�. W pewnej chwili zapyta�: � Czy to naprawd� zacz�o si� tak niespodzianie? � Wskaza� lini� przy pod�odze, gdzie ziele� ko�czy�a si� jak no�em uci�� i przechodzi�a w br�z. Dow�dca siedemnastego, Lun-yu Tasi-feng, odpar�: � W zasadzie tak, lordzie Ssu-ma. Na d�ugo�ci jednej mili las przechodzi w ��ki, a potem w piach i py�. Gdyby wiatr nie wia� stale na wsch�d, pustynia maszerowa�aby w t� stron� jak armia nie do powstrzymania. � Poziom opad�w? � Znaczny, lordzie. I tutaj, i tam. Na pustyni mo�na zobaczy� chmury zbieraj�ce si� przy tamtych g�rach. Ale nic tu nie ro�nie. � Hmm... � Shih-ka�i przyjrza� si� zarysowi �a�cucha g�rskiego. � Rzeki? � Wyp�ywa kilka. Jedyne odkryte przez nas przejawy �ycia to troch� ryb p�yn�cych w g�r� rzeki. Nie w�druj� daleko. Nie ma tam nic, co pozwoli�oby im prze�y�. Shih-ka�i b��dzi� wzrokiem w oddali. Po chwili zapyta�: � Oddzia�y siedemnastego bra�y udzia� w wojnie z Escalonem, prawda? Tasi-feng odpar�: � By�em tam osobi�cie, lordzie. � Czy mo�na to por�wna� z pustkowiem, kt�re powsta�o tutaj? � To jest jeszcze bardziej ja�owe, lordzie. Mnie r�wnie� przysz�o to do g�owy. Opieram si� na za�o�eniu, �e kraina ta zosta�a pora�ona Moc�, chocia� ci�gle jeszcze nie mamy na to niezbitego dowodu. � Badania historyczne? � Brak jakichkolwiek wzmianek, lordzie. � W takim razie jest to bardzo stare. A co z ustnymi przekazami plemion? S�ysza�em, �e w lasach s� ruiny. Czy pr�bowa�e� ustali� ich wiek? � Plemiona m�wi�, �e by�a wojna mi�dzy bogami. Ruiny maj� co najmniej tysi�c lat, a prawdopodobnie s� o wiele starsze. M�j najlepszy nekromanta pracuje w najlepiej zachowanym mie�cie. Nie uda�o mu si� ustali� nic wi�cej. � Czy zasi�gn��e� rady Tamtej Strony? � Demony albo nic nie wiedz�, albo nie chc� powiedzie�. � Rozumiem. Ilu ludzi straci�e�? Shih-ka�i wys�ucha� precyzyjnego wyliczenia wszystkich znanych szczeg��w dotycz�cych znikni�cia dwunastu grup. Tasi-feng wskaza� na mapie ich ostatnie okre�lone pozycje. Ka�da grupa dotar�a do g�r. Poza tym nic ich nie ��czy�o. � Pr�bowa�e� poszukiwa� z du�ej wysoko�ci? � Ptaki nie chc� lata� nad pustyni�, lordzie. Chcia�em wys�a� smoka, ale moja pro�ba spotka�a si� z odmow�. M�wi�, �e zbyt wiele zgin�o ich w czasie kampanii zachodniej. Twierdz�, �e musz� zwi�kszy� swoj� liczebno��. Osobi�cie uwa�am, �e s� tak samo przestraszone jak ptaki. � Rozmawiano z nimi? Niekt�re mog� by� starsze od tych ruin. � Je�li co� wiedz�, nie m�wi� tego. S� jeszcze mniej rozmowne ni� demony. � Interesuj�ce. Niezwykle interesuj�ce. Lordzie Lun-yu, jestem z pana bardzo zadowolony. Nie zaniedba�e� niczego. � Nie bardzo jest tu co robi�, lordzie. Centurionowie narzekaj�, �e to dzia�ania pozorne. Shih-ka�i u�miechn�� si� pod mask�. � Na pewno. Jestem zaintrygowany. Lord Kuo zdawa� si� uwa�a�, �e jest to najwa�niejszy element uk�adanki. By� do�� zaniepokojony. Nie wiesz mo�e dlaczego? � Nie jestem pewny, lordzie. By� mo�e dlatego, �e za g�rami pojawi�y si� przeb�yski Mocy. � Omi�t� wska�nikiem g�rn� cz�� mapy na d�ugo�ci dwudziestu st�p. � Wy�oni�y si� sk�d� tutaj. Shih-ka�i wbi� wzrok w map�. Po chwili zapyta�: � Jaka jest jako�� wody w tych rzekach? Zdatna do picia? � Du�a zawarto�� minera��w, czego mo�na by�o si� spodziewa�. Ale nadaje si� do picia, lordzie. � Tasi-feng zdawa� si� zaskoczony tym pytaniem. � No tak. Zaczynamy zmniejsza� zakres poszukiwa�, lordzie Lun-yu. Zaginione grupy znajdowa�y si� naprzeciwko obszaru, kt�ry w�a�nie wskaza�e�. Przyjmijmy, �e to pewna prawid�owo��. Natychmiast wy�lemy ekspedycje po r�wnoleg�ych trasach. Ka�dej b�dzie towarzyszy� tervola. Na wieczornym obozowisku b�dzie otwierany portal transmisyjny. � Si�gn�� po wska�nik. � Gdy ekspedycje dotr� do tej linii, b�dziemy ustawia� przeno�ne portale. Ca�y czas pi�� centurii b�dzie pozostawa� w gotowo�ci bojowej. Powinni by� gotowi do natychmiastowej teleportacji. Raporty zwrotne co godzin�, a wiadomo�ci o wszelkich anomaliach niezw�ocznie. Grupy zwiadowcze p�jd� bez zb�dnego obci��enia. Tylko bro� i wyposa�enie. B�d� posuwa� si� naprz�d, a� uzyskamy jakie� odpowiedzi. Dzi�ki wymianie przez portale stale b�dziemy tam mie� wypocz�tych ludzi. � Lordzie, ten ambitny plan b�dzie wymaga� wsparcia ca�ego legionu. � Sam powiedzia�e�, �e nie ma tu nic innego do roboty. A lord Kuo wyrazi� co� wi�cej ni� tylko przelotne zainteresowanie rozwi�zaniem tej zagadk