14584
Szczegóły |
Tytuł |
14584 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14584 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14584 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14584 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wiktor Hugo
STWORZENIE KOBIETY
I
To nie jutrzenka wzesz�a. To otch�a� ol�nienia
Rozwar�a si� bezdenna, o sercu z p�omienia,
To wielki znicz pokoju i dobroci gorza�.
By�y pierwsze dni �wiata. Promienista zorza
Blask sw�j na niebotycznym czole nieba k�ad�a,
By�a czyst� materi� wzroku, dusz� �wiat�a.
Wszystko by�o z promienia, cie�, mg�a, nawet s�ota.
Toczy�y si� po niebie lawiny ze z�ota.
Dzie� w p�omieniach na ziemi, w nieziemskim zachwycie,
Zapala� w widnokr�gach przysz�e ludzkie �ycie.
Krajobrazy po brzegi wype�nione kwieciem,
Cieniem, drzewami, jakich dzi� nie ma na �wiecie,
B�yszcza�y jak sen z�oty, jak marzenie z ba�ni,
O�lepiaj�cym blaskiem pierwszej wyobra�ni.
Zbudzi� si� ze snu Eden czysty i wstydliwy.
Ptaki hymn szczebiota�y, hymn tak bardzo tkliwy,
�wie�y, mi�y, powabny, wdzi�czny i weso�y,
�e z nieba wychyli�y si� senne anio�y,
Bo tylko ryk tygrysa brzmia� czulej i �adniej.
Zaro�la, gdzie si� pas�o razem z wilkiem jagni�,
G��bie morskie, gdzie hydra �ab�dzia kocha�a,
Lasy, w kt�rych nied�wiedzia sarna ca�owa�a,
Nie wiedzia�y, czy maj� w�r�d d�wi�k�w tysi�cy
�piewa� g�osem jaskini, czy to� gniazd ptasz�cych.
Modlitwa wydawa�a si� blaskiem promienia.
I wtedy w t� natur� tak blisk� stworzenia,
�e gdy m�wi�a, mia�a jeszcze akcent Boga,
W ten �wiat o czystych my�lach, nie zdeptanych drogach
Ranek w aureoli wszed� i u�miechni�ty
Sta� b�ogos�awi�c ziemi, on, jej pierwszy �wi�ty.
Szcz�cie ja�nia�o kszta�tem rzeczy jak u�miechem.
Nie by�o ust ziej�cych zatrutym oddechem.
Wszystkie istnienia mia�y godno�� pierwszych stworze�.
Niesko�czono�� promieni ol�niona przestworzem
Wybucha�a gwiazdami jakby dla zabawy.
Wiatr powiewa� niedbale wi�zank� b�yskawic
Do chmury, kt�ra w g�rze jak szalona bieg�a.
Piek�o zia�o zawi�ci�, ale be�kot piek�a
Zag�usza� hymn pot�ny, ogromny, radosny,
Hymn g�r, ob�ok�w, ziemi, m�rz, nieba i wiosny.
Tyle szale�stwa w �wiecie wiatr i blask zasia�y,
�e lasy jak organy wielkie rozbrzmiewa�y.
Braterska przyja�� �wiata rozpocz�a �ycie,
Cie� zakocha� si� w �wietle, a g�ra w swym szczycie.
Gwiazda nie by�a dumna, p�az nie by� nikczemny,
�wiat roi� si� od uczu� serdecznie wzajemnych.
Harmonia tak �wietlista jak �wiat�o promieni,
Nape�niaj�c zachwytem m�ode serce ziemi,
By�a jak my�l wszech�wiata, czysta, doskona�a.
Trawa si� ni� wzruszy�a, ob�ok, nawet ska�a,
Kt�ra o swych wzruszeniach milczy jak zakl�ta.
Drzewo �piewa�o, w drzewach �piewa�y ptasz�ta.
B��kit jak chlebem �ama� si� z ziemi� promieniem.
Niebo dziel�c z kwiatami my�li i westchnienie
W podzi�ce za wo� per�y k�ad�o im na listki.
Wszystko by�o jedno�ci�, jedno�� by�a wszystkim.
Raj ja�nia� szcz�ciem le��c pod olbrzymim drzewem
�ycia upojonego cieniem swym i �piewem.
�wiat�o mia�o blask prawdy, blask nie sfa�szowany.
�wiat by� jak dziecko czysty i niepokalany.
Wszystko p�on�o ogniem zachwytu i pi�kna,
Bo dniom olbrzymim wzesz�a olbrzymia jutrzenka.
II
Pierwsze promienie s�o�ca dr�a�y z�otym dreszczem.
L�ni�y, lecz �e s� blaskiem, nie wiedzia�y jeszcze.
O, poranku porank�w! Ty czasu powieki
Otworzy�e� na przysz�e godziny i wieki.
Pierwszy widoku �wiata! O, chwilo podnios�a!
Ciemno�� si� rozp�yn�a w ogromnych niebiosach,
Gdzie nic dr�e� ani p�aka� jeszcze nie umia�o.
�wiat�o by�o otch�ani� bezdenn� jak chaos.
Objawiaj�c si� swoj� spokojn� wielko�ci�
B�g w oczach by� ol�nieniem, a w my�lach pewno�ci�.
Jak wysokie jest niebo, jak rozleg�a ziemia,
We wszystkich niezliczonych pok�adach istnienia
�wiat zachwytem objawia� swoj� oczywisto��.
Z nieistnienia wy�ania� si� przysz�y kszta�t istot.
Rodzaje i gatunki, kt�rych pierwszy wygl�d
By� jak�� mieszanin� anio��w i bydl�t,
Zjawia�y si� sk��bione, gwa�towne, olbrzymie.
Niewyczerpanie p�odna w tej �ywej g�stwinie,
Ziemia dr�a�a na ca�ym swym niezmiernym ciele.
Stworzenie samo staj�c si� te� stworzycielem
Wyrze�bia�o z nico�ci form� doskonal�,
Z las�w, wiatr�w, ob�ok�w, m�rz wyprowadza�o
R�j istot, kt�re dzisiaj tylko w ba�ni �yj�.
Cho� B�g wynalezione przez nie kszta�ty przyj��,
Czas, zamy�lony �niwiarz, p�niej je odmieni�.
Czu� by�o, jak kie�kuj� i �yj� w przestrzeni
Sosny, jawory, d�by, wszystkie przysz�e drzewa,
Jak w niewidzialnych li�ciach szum wiatru dojrzewa.
Tre�� �ycia si� rozla�a nadmierna, bogata,
I tajemniczym mlekiem wezbra�a pier� �wiata.
Wszystko si� rozwija�o ponad wszelk� miar�,
Jakby natura, siebie daj�c na ofiar�,
Czyni�a pierwsze pr�by na l�dach i morzach
Z bezkszta�tnym jak sam chaos ogromem przestworza.
Rajski ogr�d, przez kt�ry nurt �ycia przep�ywa�,
W marzeniu poprzez czasy l�ni jak lawa �ywa.
Dzisiaj, gdy wzrok nasz, st�pia�, wyblak�o spojrzenie,
Nie zachwyt nas ogarnia, ale przera�enie.
Czym my wobec otch�ani wszech�wiata jeste�my?
W jej g��bi s�o�ce l�ni jak b��dny ognik le�ny.
Na jej rozkaz pod same niebiosa r�s� Eden,
By na ziemi� m�g� zst�pi� anio� chocia� jeden.
Dni niezwyk�e! Szlachetno��, pi�kno, obowi�zek
M�wi�y szmerem fali i szumem ga��zek.
Wiatr p�nocny by� w�wczas najczulsz� pieszczot�,
Drzewo by�o dobroci�, ka�dy kwiat by� cnot�.
Lilia m�wi�a: �Jestem tyk jak lilia bia�a�.
Niebo nie mia�o skazy, ziemia bruzd nie mia�a.
Dni czyste! Krwi nie zna�y z�by ni pazury.
Bestia wyobra�a�a niewinno�� natury.
Z�o nie przela�o jeszcze swojej tajemnicy
W serce �mii, pioruna, lwa i nawa�nicy.
Przepa�� otwarta w duszy �wi�tego zwierz�cia
Nie zna�a jeszcze mroku, b�yszcza�a jak t�cza.
Fala by�a dziewicza, g�ra by�a m�oda.
Glob ziemski wyk�pany w �wie�ych morskich wodach
Z fal wy�ania� si� pi�kny, zwyci�ski, wynios�y,
Dzieckiem by�, ale dzieckiem od razu doros�ym.
Ziemi�, kt�r� s�awi�a pierwsza pie�� s�owicza,
Oszo�omi�y soki rosn�cego �ycia.
Instynkt istnienia pragn�� by� instynktem p�odnym.
Unosi�a si� wsz�dzie nad morza i l�dy
Mi�o�� jak tchnienie kwiat�w tak zwiewna i wonna.
Natura w g�os si� �mia�a, naiwna, ogromna.
Przestrze� kwili�a cicho, bezbronna i dr��ca.
Jutrzenka by�a wzrokiem zdumionego s�o�ca.
III
�w jasny dzie� by� pe�en tak czystego pi�kna,
Jakie �wiatu da� mog�a tylko ta jutrzenka.
Dreszcz wzruszenia tak czysty jak same anio�y
Po��czy� algi z fal�, a z �yciem �ywio�y.
Eter kosmiczny ja�nia� w przejrzystym b��kicie.
Ka�de tchnienie rodzi�o si� na g�rskim szczycie.
Li�cie wykonywa�y pieszczotliwe ruchy,
Tkliwe promienie s�o�ca jak najczystsze duchy
Sp�yn�y na dolin� zielon� w ekstazie,
Gdzie uwielbiaj�c niebo w promienistej krasie,
Szcz�liwi �wiatem, �yciem, zachwyceni sob�,
Siedzieli nad jeziorem, kt�re ich urod�
Upoi�o si� wtedy po raz pierwszy w �wiecie,
Oni, pierwszy m�czyzna przy pierwszej kobiecie.
U boku �ony modli� si� ma��onek na g�os.
IV
Ewa ofiarowa�a niebu swoj� nago��.
Podziwia�a jutrzenk�, siostr� sw� szkar�atn�.
Cia�o kobiece! Ty� jest prochem, kt�ry natchn��
Wzruszeniem najwznio�lejszym Byt niewys�owiony!
Z i�u ziemi ci� wywi�d� dotyk jego d�oni!
Ty� jest materi�, w kt�rej dusza si� obna�a,
Grud� z odciskiem palc�w boskiego rze�biarza!
Glino dostojna, serce i usta ci� pragn�,
Ty� jest �wi�to�ci� sam�, bo gdy dusz� nag�
W ramiona swe przyzywasz tajemnym zakl�ciem,
Zdaje si� jej, �e rozkosz jest tylko poj�ciem,
A kiedy zmys�y w ogniu, w sercu wzbiera trwoga,
Bo ty w obj�ciach mo�esz przybra� posta� Boga!
Oczy Ewy �arliwie ch�on�y �wiat ca�y.
Pod wielkimi palmami, co nieba si�ga�y,
Wok� Ewy, nad g�ow� jej, tu bia�y go�dzik
Rozmarzy� si� i lotos my�la� o wieczno�ci,
Tam niezapominajka �wiczy�a sw� pami��,
Do st�p Ewy ze szcz�cia r�o ze szlochaniem
Pad�y, lilia braterskim tchnieniem oddycha�a,
Tak jakby ta istota ich natur� mia�a,
Jakby ka�dy z tych kwiat�w mia� dusz� poety,
A najpi�kniejszy zakwit� wdzi�kami kobiety.
V
Do tej chwili by� Adam tym wybra�cem losu,
Co pierwszy odczytywa� �wiat z ksi�gi niebios�w.
On by� m�em pokoju, za nim cienie, blaski,
S�o�ce, jutrzenki, zmierzchy, promyki i gwiazdki,
I wszystkie polne kwiaty, i le�na zwierzyna
Sz�y s�uchaj�c go jako najstarszego syna
Boga, o czole, kt�re l�ni�o blaskiem t�czy;
I gdy oboje, �wiatem i sob� przej�ci,
Trzymaj�c si� za r�ce b��dzili po raju,
Natura poprzez bezmiar �wie�ych ��k i gaj�w,
Poprzez ska�y, ob�oki oczami przestrzeni
Wpatrywa�a si� tkliwie w pierwsz� par� ziemi;
Przed ni� �wiat z uwielbieniem na kolana pada�:
Ewa by�a jej wzrokiem, spojrzeniem by� Adam.
Lecz tego dnia te oczy niezliczone, kt�re
Niesko�czono�� rozwar�a na ca�� natur�,
Na Ma��onk�, nie za� na Ma��onka patrzy�y.
Jakby w tym dniu podnios�ym, tkliwym, czu�ym, mi�ym
W tym dniu b�ogos�awionym w�r�d dni i jutrzenek,
Gniazdom, w kt�rych rodzi�y si� skrzyd�a piosenek,
Ob�okom i strumieniom dr��cym ze wzruszenia,
Istotom nieskalanym, tym, kt�rych imienia
Zapomnia�a dzi� ziemia, wypalona gwiazda,
Godniejsza od m�czyzny zda�a si� niewiasta.
VI
Dlaczego wyb�r taki? Dlaczego wzruszenie
Bezmierne ogarn�o niebiosa i ziemi�?
Dlaczego przed istot� jedn� wszech�wiat kl�ka?
Czemu na cze�� kobiety �wi�tuje jutrzenka?
Czemu natura �piewa? Dlaczego powietrze
Ze szcz�cia dr�y? Dlaczego promienieje przestrze�?
Czemu z takim po�piechem kwiaty zakwitaj�?
Czemu jaskinie s�o�cu wrota otwieraj�?
Czemu ziemia w zachwycie, a niebo w p�omieniu?
Pierwsza na �wiecie para duma�a w milczeniu.
VII
Tymczasem tkliwa s�odycz promienistej lawy
S�o�ca, jeziora, dolin, gwiazdy i �d�b�a trawy
Z ka�d� chwil� t�a�a, wzrasta�a woko�o
Ewy, kt�r� dzie� wita� jak r�wn� anio�om.
Wzrok utajony, kt�rym patrza�y zjawiska,
Wzrok rzeczy ka�dej, nieba, fal i uroczyska,
Gdzie �wi�te d�by rosn�, g��bie swe ods�oni�
Przed kobiet� o jasnej, nieskalanej skroni.
Z�oty promie� mi�o�ci zszed� na ni� z b��kitu,
Z otch�ani, z g��boko�ci m�rz, z wysokich szczyt�w,
Z kwiat�w polnych i gwiazd, co l�ni� na niebosk�onie.
Ewa, blada, poczu�a ruch �ycia w swym �onie.