418

Szczegóły
Tytuł 418
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

418 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 418 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

418 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "GWIEZDNY PY�" autor: Neil Gaiman tekst wklepa�: [email protected] Dotychczas w serii "Andrzej Sapkowski przedstawia" ukaza�y si�: Neil Gaiman Nigdzieb�d� Elizabeth Haydon Raposdia Elizabeth Haydon Proroctwo Patricia A. McKillip Mistrz Zagadek z Hed Patricia A. McKillip Dziedziczka Morza i Ognia Patricia A. McKillip Harfista na wietrze Patricia A. McKillip Zapomniane bestie z Eldu Neil Gaiman Gwiezdny py� PRZE�O�Y�A: PAULINA BRAITER Tytu� orygina�u: Stardust Copyright (c) 1999 by Neil Gaiman Copyright for the Polish translation (c) 2001 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Joanna Figlewska Korekta: Urszula Okrzeja Ilustracja na ok�adce: Tomasz Piorunowski Opracowanie graficzne ok�adki: Tomasz Piorunowski Projekt typograficzny, sk�ad i �amanie: Tomek Kreczmar ISBN 83-87968-24-2 Wydanie I Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Cypryjska 54, 02-761 Warszawa tel./faks (0-22) 642 45 45, (0-22) 642 82 85 e-mail: [email protected] http://www.mag.com.pl Dla Gene'a i Rosemary Wolfe Pie�� Ten, kto gwiazd� w locie schwyta, Sprawi dziecko mandragorze, Wie, sk�d diabe� wzi�� kopyta Albo czemu gasn� zorze, Umie s�ucha� Syren �piewu, Strzec si� zawistnik�w gniewu - Ten jedyny Zna krainy, Gdzie nie znajdzie fa�sz go�ciny. Je�li tylko jest w twej mocy Niewidzialne widzie� dziwy, P�d� tysi�ce dni i nocy, A� o�nie�y ci� w�os siwy; Jed�, a powiesz po powrocie, �e widzia�e� cud�w krocie, Ale przecie Nigdzie w �wiecie Nie dowierza si� kobiecie. Je�li znajdziesz wiern� pani�, Daj mi zna�, bo rzecz to rzadka, Lecz ja si� nie skusz� na ni�, Cho�by by�a to s�siadka. Wierna by�a, gdy� z ni� gada�, Jeszcze kiedy� list uk�ada�, Lecz da rad�, Nim przyjad�, Trzykro� uknu� jak�� zdrad�. John Donne, 1572-1631 (prze�. Stanis�aw Bara�czak) Rozdzia� pierwszy W kt�rym poznajemy wiosk� Mur i dowiadujemy si� o czym� niezmiernie ciekawym, co zdarza si� tam ka�dego dziesi�tego roku By� sobie kiedy� m�ody cz�owiek, kt�ry chcia� spe�ni� Pragnienie swego Serca. I cho� niniejsze zdanie, stanowi�ce pocz�tek opowie�ci, nie jest zbyt nowatorskie (ka�da bowiem historia o ka�dym m�odym m�czy�nie, kt�ry kiedykolwiek �y� lub �y� b�dzie, mog�aby rozpocz�� si� podobnie), to zar�wno �w szczeg�lny m�ody cz�owiek, jak i to, co go spotka�o, by�o naprawd� niezwyk�e, mimo �e nawet on do ko�ca nie dowiedzia� si� jak bardzo. Opowie�� ta, podobnie jak wiele innych, bierze sw�j pocz�tek w Murze. Miasteczko Mur stoi do dzi�, ju� od sze�ciuset lat, na wysokiej granitowej skale, po�r�d niewielkiego lasu. Domy w Murze s� stare i kanciaste, wzniesione z szarego kamienia; maj� dachy kryte ciemn� dach�wk� i wysokie kominy. Wzniesiono je jeden tu� obok drugiego, wykorzystuj�c ka�dy skrawek miejsca na skale. Tu i �wdzie ze �ciany budynku wyrasta krzak b�d� drzewo. Z Muru wychodzi tylko jedna droga - kr�ty trakt, wznosz�cy si� stromo po�r�d drzew, wy�o�ony po bokach kamykami i g�azami. Daleko na po�udniu, gdy wynurza si� z puszczy, trakt staje si� prawdziw�, wylan� asfaltem szos�. Szosa stopniowo si� rozszerza; ca�ymi dniami wype�niaj� j� sznury samochod�w i ci�ar�wek, p�dz�cych 8 z miasta do miasta. W ko�cu droga doprowadza nas a� do Londynu, lecz Londyn od Muru dzieli ca�a noc jazdy. Mieszka�cy Muru s� zamkni�ci w sobie i mrukliwi. Dziel� si� na dwa wyra�ne typy: miejscowych - szarych, wysokich i przysadzistych, zupe�nie jak granitowa ska�a, na kt�rej wzniesiono ich miasto - oraz pozosta�ych, kt�rzy od lat osiedlaj� si� tutaj, i ich potomk�w. Na zach�d od Muru rozci�ga si� las. Na po�udniu le�y zdradzieckie, pozornie spokojne jezioro, zasilane wodami strumieni sp�ywaj�cych ze wzg�rz na p�nocy. Zbocza wzg�rz pokrywaj� pola i ��ki, na kt�rych pas� si� owce. Na wschodzie tak�e rosn� lasy. Tu� za wschodni� granic� miasta stoi wysoki, szary skalny mur, od kt�rego wzi�o ono sw� nazw�. Mur �w jest stary, wzniesiony z grubo ciosanych kwadratowych blok�w granitu. Wynurza si� z lasu, by wkr�tce zn�w znikn�� w�r�d drzew. W murze jest tylko jedna wyrwa: licz�cy sobie oko�o sze�ciu st�p szeroko�ci otw�r nieco na p�noc od wioski. Przez wyrw� w murze wida� rozleg��, zielon� ��k�, za ��k� strumie�, a za strumieniem drzewa. Od czasu do czasu mi�dzy drzewami mo�na dojrze� odleg�e postaci: czasem wielkie, czasem osobliwe, czasami ma�e, l�ni�ce istoty, kt�re rozb�yskuj�, migocz� i znikaj�. Cho� ��ka wygl�da nader zach�caj�co, �aden z mieszka�c�w wsi nigdy nie wypu�ci� zwierz�t na drug� stron� muru. Nikt te� nie pr�bowa� uprawia� tamtejszej ziemi. Zamiast tego od setek, mo�e nawet tysi�cy lat, mieszka�cy wystawiali stra�e po obu stronach otworu i usilnie starali si� o nim zapomnie�. Nawet dzi� dniem i noc� dw�ch ludzi z miasta stale pe�ni stra�, wymieniaj�c si� co osiem godzin. W d�oniach trzymaj� solidne drewniane pa�ki, strzeg�c czujnie otworu z obu stron. 9 Ich g��wnym zadaniem jest niedopuszczanie dzieci z miasteczka do muru i rozci�gaj�cej si� za nim ��ki. Od czasu do czasu musz� te� zniech�ci� do przej�cia samotnego w��cz�g� b�d� jednego z nielicznych go�ci odwiedzaj�cych miasteczko. Dzieciom wystarczy pokaza� pa�k�. W przypadku w��cz�g�w i go�ci stra�nicy wykazuj� si� wi�ksz� pomys�owo�ci�. Si�y u�ywaj� tylko w ostateczno�ci, gdy opowie�ci o �wie�o wysianej trawie b�d� gro�nym byku nie wystarcz�, aby odebra� przybyszowi ochot� do dalszej wycieczki. Bardzo rzadko zdarza si�, by do Muru przyby� kto�, kto wie czego szuka. Tym ludziom czasami pozwala si� przej��. Ich oczy maj� szczeg�lny wyraz i kto raz go ujrzy, nigdy ju� nie zapomni. Z tego, co wiadomo mieszka�com miasteczka, w ca�ym XX wieku nie dosz�o do ani jednego udanego przemytu przez mur. S� z tego niezmiernie dumni. Warty zdejmuje si� raz na dziewi�� lat, w �wi�to Majowe, gdy na ��ce odbywa si� jarmark. Opisane tu wydarzenia mia�y miejsce wiele lat temu. Kr�lowa Wiktoria zasiada�a w�wczas na tronie Anglii, nie by�a jednak jeszcze spowit� w czer� Windsorsk� Wdow�. Mia�a rumiane policzki i lekki krok, a lord Melbourne cz�sto musia� �agodnie upomina� m�od� w�adczyni�, by nie zachowywa�a si� jak trzpiotka. Nie wysz�a dot�d za m��, cho� by�a bardzo zakochana. Pan Karol Dickens publikowa� w odcinkach sw� powie�� "Oliver Twist"; pan Draper zrobi� w�a�nie pierwsze zdj�cie Ksi�yca, uwieczniaj�c jego blade oblicze na zimnej kartce papieru; pan Morse niedawno og�osi�, �e potrafi 10 przesy�a� wiadomo�ci po metalowych drutach. Gdyby kt�remukolwiek z tych ludzi wspomnie� o czarach Magicznego Ludu, zapewne u�miechn�liby si� z pogard�, mo�e z wyj�tkiem pana Dickensa, w owym czasie m�odego m�czyzny bez brody. On spojrza�by na was t�sknie. Tej wiosny na Wyspy Brytyjskie przyby�o wielu ludzi. Przyje�d�ali samotnie b�d� parami, l�dowali w Dover, Londynie i Liverpoolu. M�czy�ni i kobiety o twarzach jasnych jak papier i ciemnych niczym wulkaniczne ska�y, o sk�rze barwy cynamonu, przemawiaj�cy wieloma j�zykami. Przybywali przez ca�y kwiecie�, podr�uj�c kolejami parowymi, konno, wozami i bryczkami; wielu zjawi�o si� na piechot�. W tym czasie Dunstan Thorn mia� osiemna�cie lat i nie by� romantykiem. Mia� orzechowobr�zowe w�osy, orzechowe oczy i orzechowe piegi. By� �redniego wzrostu, m�wi� wolno i niewiele. Cz�sto si� u�miecha�. A kiedy na nale��cych do ojca ��kach snu� sny na jawie, marzy� o tym, �e opuszcza wiosk� Mur wraz z jej kapry�nymi wdzi�kami i udaje si� do Londynu, Edynburga b�d� Dublina, wielkiego miasta, w kt�rym nic nie zale�y od tego, sk�d akurat wieje wiatr. Pracowa� na farmie ojca i nie mia� nic w�asnego poza ma�� chatk� na najdalszym polu, kt�r� podarowali mu rodzice. Tego kwietnia do Muru zacz�li przybywa� go�cie. Przyje�d�ali na jarmark. Dunstan my�la� o nich z g��bok� niech�ci�. "Pod Si�dm� Srok�", gospoda pana Bromiosa zwykle stoj�ca pustk�, zape�ni�a si� ju� tydzie� wcze�niej i obcy przybysze zacz�li szuka� noclegu na farmach i w zwyk�ych domach, p�ac�c za go�cin� dziwnymi monetami, zio�ami, korzeniami, a nawet drogimi kamieniami. W miar� zbli�ania si� dnia jarmarku w miasteczku narasta�a atmosfera wyczekiwania. Ludzie budzili si� coraz 11 wcze�niej, odliczali dni i minuty. Stra�nicy przy bramie w murze wiercili si� niespokojnie. W�r�d drzew na skraju ��ki kr��y�y niewyra�ne postaci i cienie. "Pod Si�dm� Srok�" Bridget Comfrey, powszechnie uwa�ana za najpi�kniejsz� pos�ugaczk� w dziejach, dra�ni�a si� z Tommym Foresterem, z kt�rym widywano j� zesz�ego roku, oraz z ros�ym m�czyzn� o ciemnych oczach. M�czyzna mia� ze sob� ma��, rozszczebiotan� ma�pk�. Nie m�wi� zbyt dobrze po angielsku, lecz u�miecha� si� promiennie, gdy tylko ujrza� Bridget. Stali go�cie w barze musieli znosi� nieprzyjemn� blisko�� obcych. - To tylko co dziewi�� lat - powtarzali. - Powiadaj�, �e w dawnych czasach urz�dzano go ka�dego roku, w letnie przesilenie. - Spytajcie pana Bromiosa. On b�dzie wiedzia�. Pan Bromios by� wysoki, sk�r� mia� oliwkow�, a oczy zielone; jego g�ow� pokrywa�y drobne czarne loki. Gdy dziewcz�ta z wioski stawa�y si� kobietami, zaczyna�y zauwa�a� pana Bromiosa, on jednak nie odp�aca� im uwag�. M�wiono, �e zjawi� si� we wsi wiele lat temu. Przyby� tu i zosta�, a wino mia� smaczne; co do tego zgadzali si� wszyscy. Z przedsionka dochodzi�y odg�osy g�o�nej awantury pomi�dzy Tommym Foresterem i ciemnookim m�czyzn�, kt�ry nazywa� si� Alum Bej. - Powstrzymajcie ich! Na mi�o�� bosk�, powstrzymajcie! - krzykn�a Bridget. - Wychodz� na dw�r, �eby si� o mnie bi�! Wdzi�cznie odrzuci�a g�ow� do ty�u. �wiat�o lamp oliwnych zamigota�o w jej doskona�ych, z�otych lokach. Nikt nie pr�bowa� nawet zatrzyma� obu m�czyzn, cho� kilkana�cie os�b, miejscowych i przybysz�w, wysz�o na dw�r, by ogl�da� b�jk�. 12 Tommy Forester zdj�� koszul� i uni�s� pi�ci. Przybysz roze�mia� si�, splun�� w traw�, po czym chwyci� praw� r�k� Tommy'ego i jednym rzutem pos�a� go na ziemi�. Tommy d�wign�� si� na nogi i run�� na obcego. Zdo�a� zada� tylko jeden szybki cios w policzek tamtego i zn�w wyl�dowa� na ziemi z twarz� w b�ocie. W piersiach zabrak�o mu tchu. Alum Bej usiad� na nim okrakiem, za�mia� si� i powiedzia� co� po arabsku. W ten spos�b zako�czy�a si� b�jka. Alum Bej zszed� z Tommy'ego Forestera, z dumn� min� podszed� do Bridget Comfrey; uk�oni� si� nisko i b�ysn�� w u�miechu bia�ymi z�bami. Bridget ca�kowicie go zignorowa�a. Podbieg�a do Tommy'ego. - Co on ci zrobi�, kochany? - spyta�a, po czym wytar�a mu twarz z b�ota r�bkiem fartucha i obsypa�a czu�ymi s��wkami. Alum Bej, wraz z widzami, wr�ci� do gospody i kiedy Tommy Forester zn�w pojawi� si� przy barze, tamten wielkodusznie kupi� mu butelk� chablis pana Bromiosa. �aden z m�czyzn nie by� pewien, kt�ry wygra�, a kt�ry przegra�. Tego wieczoru Dunstan Thorn nie odwiedzi� gospody "Pod Si�dm� Srok�". By� praktycznym ch�opcem, kt�ry przez ostatnie sze�� miesi�cy zaleca� si� do Daisy Hempstock, r�wnie praktycznej m�odej kobiety. W pogodne wieczory spacerowali razem po wiosce, rozmawiaj�c o teorii p�odozmianu, pogodzie i innych praktycznych rzeczach. Podczas tych spacer�w, w kt�rych nieodmiennie towarzyszy�y im matka i m�odsza siostra Daisy, maszeruj�ce sze�� krok�w w tyle, od czasu do czasu spogl�dali na siebie czule. Przy drzwiach domu Hempstock�w Dunstan przystawa�, k�ania� si� i �egna�. 13 A Daisy Hempstock wchodzi�a do �rodka, zdejmowa�a czepek i m�wi�a: - Tak bym chcia�a, by pan Thorn w ko�cu si� o�wiadczy�. Jestem pewna, �e tato nie mia�by nic przeciw temu. - O tak, jestem tego pewna - odpowiedzia�a tego wieczoru mama Daisy, tak jak to czyni�a ka�dego wieczoru. Sama tak�e zdj�a czepek i r�kawiczki i zaprowadzi�a c�rki do salonu, w kt�rym siedzia� bardzo wysoki d�entelmen o bardzo d�ugiej czarnej brodzie i grzeba� w swoich baga�ach. Daisy, jej mama i siostra dygn�y przed d�entelmenem (kt�ry prawie nie m�wi� po angielsku i przyby� kilka dni wcze�niej). Tymczasowy lokator wsta�, uk�oni� si�, po czym powr�ci� do swej kolekcji drewnianych drobiazg�w, przek�adaj�c je, sortuj�c i poleruj�c. Kwiecie� by� ch�odny i kapry�ny, jak zwykle angielska wiosna. Go�cie przybywali z po�udnia, w�sk� drog�, wiod�c� przez las. Zape�niali zapasowe sypialnie; koczowali w oborach i stodo�ach. Niekt�rzy rozbijali kolorowe namioty, inni przyje�d�ali w�asnymi wozami, ci�gni�tymi przez wielkie szare konie b�d� drobne kud�ate kucyki. W lesie rozkwit�y �any dzwonk�w. Rankiem dwudziestego dziewi�tego kwietnia Dunstan Thorn pe�ni� wart� przy otworze w murze wraz z Tom-mym Foresterem. Stali po obu stronach wyrwy. Czekali. Dunstan ju� wcze�niej wiele razy pe�ni� wart�, ale dot�d zwi�zane z tym obowi�zki ogranicza�y si� do stania i od czasu do czasu przep�dzania dzieci. Dzi� czu� si� wa�ny. Trzyma� w d�oni drewnian� pa�k�, a gdy kolejni obcy zbli�ali si� do otworu w murze, Dunstan b�d� Tommy m�wili: - Jutro, jutro. Dzi� nikt t�dy nie przejdzie. Nie, prosz� pana. Wtedy obcy cofali si� nieco i spogl�dali przez wyrw� na rozci�gaj�c� si� za ni� pogodn� ��k�, nieciekawe drzewa i widoczny w dali zupe�nie przeci�tny las. Niekt�rzy pr�bowali zagaja� rozmow�, lecz obaj m�odzi m�czy�ni, dumni ze swej roli, nie odpowiadali. Woleli unosi� g�owy, �ci�ga� wargi i przybiera� dumn� min�. W�wczas czuli si� wa�ni. W porze obiadu Daisy Hempstock przynios�a im niewielk� zapiekank� z mi�sa i ziemniak�w, a Bridget Comfrey po kuflu grzanego piwa. O zmierzchu zjawili si� dwaj m�odzie�cy z wioski, obaj nie�li latarnie. Zmienili Tommy'ego i Dunstana, kt�rzy wr�cili do gospody, gdzie w nagrod� za dobrze spe�niony obowi�zek pan Bromios pocz�stowa� ich kuflem swego najlepszego piwa - a jego najlepsze piwo by�o naprawd� doskona�e. W niewiarygodnie zat�oczonej gospodzie czu�o si� podniecenie. Wok� pe�no by�o przybysz�w ze wszystkich narod�w �wiata. Takie przynajmniej wra�enie odni�s� Dunstan, dla kt�rego wszystkie miejsca poza otaczaj�cym wiosk� Mur lasem, wydawa�y si� r�wnie odleg�e. Tote� spogl�da� na siedz�cego przy s�siednim stole wysokiego m�czyzn� w czarnym cylindrze, przyby�ego a� z Londynu, z jednakim podziwem jak na po�ywiaj�cego si� obok jeszcze wy�szego go�cia koloru hebanu, w bia�ej jednocz�ciowej szacie. Dunstan wiedzia�, �e niegrzecznie jest si� gapi� i �e jako mieszkaniec Muru ma prawo czu� si� lepszy od wszystkich "cudzychziemc�w". Czu� jednak w powietrzu wo� nie znanych przypraw, s�ysza� g�osy m�czyzn i kobiet, przemawiaj�cych w setkach j�zyk�w, tote� gapi� si� na nich bezwstydnie. M�czyzna w czarnym jedwabnym cylindrze zauwa�y� jego zainteresowanie i wezwa� do siebie ch�opca. 15 - Lubisz pudding z syropem? - spyta� bez �adnych wst�p�w. - Mutanabbi musia� wyj��, a porcje s� tu bardzo du�e. Dunstan przytakn��. Pudding z syropem parowa� zach�caj�co na talerzu. - Doskonale - rzek� jego nowy znajomy. - Pocz�stuj si�. Poda� Dunstanowi czysty porcelanowy p�misek i �y�k�. Ch�opak nie potrzebowa� dalszej zach�ty. Z apetytem rzuci� si� na pudding. - M�odzie�cze - powiedzia� wysoki d�entelmen w czarnym jedwabnym cylindrze, gdy wsp�lnymi si�ami opr�nili ju� talerz i miski - wygl�da na to, �e w gospodzie zabrak�o pokoj�w i �e wszystkie ��ka w wiosce zosta�y ju� zaj�te. - Czy�by? - spyta� Dunstan bez specjalnego zdziwienia. - Owszem - odpar� m�czyzna w cylindrze. - Zastanawia�em si�, czy znasz mo�e dom, w kt�rym da si� jeszcze znale�� wolny pok�j? Dunstan wzruszy� ramionami. - Wszystkie pokoje s� ju� zaj�te - rzek�. - Pami�tam, �e kiedy mia�em dziesi�� lat, matka i ojciec kazali mi przez tydzie� spa� na strychu obory, a m�j pok�j wynaj�li pewnej damie z Orientu, jej rodzinie i s�ugom. W podzi�ce zostawi�a mi latawiec, kt�ry puszcza�em na ��ce, p�ki pewnego dnia nie zerwa� si� ze sznurka i nie odlecia� w niebo. - Gdzie teraz mieszkasz? - spyta� d�entelmen w cylindrze. - Mam chat� na skraju ziemi ojca - wyja�ni� Dunstan. - Wcze�niej nale�a�a do pastucha, p�ki nie umar� dwa lata temu, w do�ynki. Wtedy rodzice podarowali j� mnie. - Zabierz mnie tam - powiedzia� m�czyzna w cylindrze i Dunstanowi nie przysz�o nawet na my�l, �e m�g�by odm�wi�. Ksi�yc �wieci� jasnym blaskiem wysoko na niebie. 16 Zeszli z wioski do lasu. Min�li farm� Thorn�w (po drodze d�entelmen w cylindrze przestraszy� si� krowy, kt�ra zasn�a na ��ce i prychn�a przez sen). W ko�cu dotarli do chaty Dunstana. Sk�ada�a si� ona z jednego pomieszczenia z kominkiem. Nieznajomy skin�� g�ow�. - Dunstanie Thornie, wynajm� j� od ciebie na nast�pne trzy dni. - Co za to dostan�? - Z�otego suwerena, srebrn� sze�ciopens�wk�, miedziaka i l�ni�cy grosik - oznajmi� m�czyzna. Suweren za dwie noce by� bardzo uczciw� zap�at� w czasach, gdy robotnik rolny w dobrym roku zarabia� pi�tna�cie funt�w. Mimo to jednak Dunstan si� zawaha�. - Je�li przybywa pan na jarmark - rzek� do m�czyzny - to pewnie handluje pan cudami i dziwami. Jego towarzysz przytakn��. - A zatem pragniesz cud�w i dziw�w? Ponownie rozejrza� si� po jednopokojowej chacie Dunstana. W tym momencie zacz�� pada� deszcz. Krople zaszele�ci�y na strzesze. - No dobrze - rzek� niecierpliwie wysoki przybysz. -Dostaniesz sw�j cud, sw�j dziw. Jutro spe�nisz Pragnienie swego Serca. A oto twoje pieni�dze. Zr�cznym gestem wyj�� monety z ucha Dunstana. Dunstan przytkn�� je do �elaznego gwo�dzia tkwi�cego w drzwiach, sprawdzaj�c czy nie s� ze z�ota wr�ek. Potem sk�oni� si� nisko i wyszed� na deszcz. Pieni�dze ukry� w tobo�ku z chustki. W coraz mocniejszym deszczu Dunstan dotar� do obory, wspi�� si� na stryszek na siano i wkr�tce zasn��. W nocy, pogr��ony w p�nie, us�ysza� gdzie� w pobli�u dono�ny grzmot, a potem wczesnym rankiem obudzi� si� nagle, gdy kto� niezdarnie nadepn�� mu na nog�. 17 - Przepraszam - us�ysza� czyj� g�os. - To znaczy, prosz� mi wybaczy�. - Kto to? Kto m�wi? - spyta� Dunstan. - To tylko ja. Przyby�em na jarmark. Spa�em w spr�chnia�ym pniu, ale piorun go przewr�ci�. Roztrzaska� jak skorupk� jajka i z�ama� jak ga��zk�. Deszcz zacz�� pada� mi na g�ow� i zagrozi� moim baga�om, a s� tam rzeczy, kt�re musz� by� suche jak pieprz. Tote� chroni�em je podczas podr�y, nawet kiedy by�o mokro jak... - Jak w wodzie? - W�a�nie - ci�gn�� kto� w ciemno�ci. - I zastanawia�em si� - doda� - czy m�g�bym mo�e zosta� tu, pod pa�skim dachem. Nie jestem zbyt du�y i nie b�d� panu przeszkadza�. - Prosz� tylko po mnie nie depta� -, powiedzia� Dunstan, wzdychaj�c. W tym momencie b�yskawica roz�wietli�a wn�trze obory. W jej blasku Dunstan ujrza� co� ma�ego i w�ochatego w du�ym, mi�kkim kapeluszu. Potem zn�w zapad�a ciemno��. - Mam nadziej�, �e nie przeszkadzam - znowu us�ysza� g�os. Jak si� nad tym zastanowi�, on tak�e wydawa� si� dziwnie w�ochaty. - Nie przeszkadzasz - odpar� Dunstan, bardzo zm�czony. - To dobrze - rzek� nieznajomy - bo nie chcia�bym przeszkadza�. - Prosz� - rzuci� b�agalnie Dunstan - daj mi spa�. Prosz�. Us�ysza� jeszcze w�szenie, kt�re wkr�tce ucich�o, zast�pione pochrapywaniem. Dunstan przekr�ci� si� na drugi bok. Przybysz, kimkolwiek lub czymkolwiek by�, pierdn��, podrapa� si� i zn�w zacz�� chrapa�. Dunstan s�ucha� kropel deszczu b�bni�cych o dach obory i rozmy�la� o Daisy Hempstock. Spacerowali razem, a sze�� krok�w za nimi maszerowa� wysoki m�czyzna w cylindrze i ma�e, w�ochate stworzenie, kt�rego twarzy Dunstan nie dostrzega�. Wyruszyli, by poszuka� Pragnienia Serca. Obudzi�y go jasne promienia s�o�ca. Obora by�a pusta. Umy� twarz i poszed� do domu. Tam w�o�y� najlepsz� kurtk�, najlepsz� koszul� i od�wi�tne spodnie. No�em oskroba� buty z b�ota. Wszed� do kuchni, poca�owa� matk� w policzek i pocz�stowa� si� wiejskim chlebem hojnie posmarowanym �wie�o ubitym mas�em. Potem za�, z pieni�dzmi ukrytymi w w�ze�ku niedzielnej batystowej chustki, ruszy� do wioski Mur i przywita� si� ze stra�nikami przy bramie. Przez otw�r w murze widzia� rozbijane barwne namioty, wznoszone stoiska, kolorowe flagi i ludzi kr���cych tam i z powrotem. - Nie wpuszczamy nikogo a� do po�udnia - oznajmi� jeden z wartownik�w. Dunstan wzruszy� ramionami i poszed� do gospody, zastanawiaj�c si�, co kupi za swe oszcz�dno�ci (b�yszcz�c� p�koron�wk� i szcz�liw� sze�ciopens�wk� z wywiercon� po�rodku dziurk�, przez kt�r� przewl�k� rzemie�) i dodatkowe pieni�dze ukryte w chustce. Chwilowo zapomnia�, �e zesz�ego wieczoru przyrzeczone mu co� jeszcze. Gdy wybi�o po�udnie, Dunstan ruszy� w stron� muru, zdenerwowany, jakby zaraz mia� z�ama� najwi�ksze mo�liwe tabu. Nagle zorientowa� si�, �e maszeruje obok nieznajomego w czarnym jedwabnym cylindrze, kt�ry powita� go skinieniem g�owy. 19 t - Ach, m�j gospodarz. Jak si� dzi� miewamy? - Doskonale - odpar� Dunstan. - Prosz�, chod� ze mn� - rzeki wysoki m�czyzna. -P�jd�my razem. Ruszyli przez ��k� w stron� namiot�w. - By�e� tu ju� wcze�niej? - spyta� wysoki przybysz. - Tak, na ostatnim jarmarku dziesi�� lat temu. By�em jeszcze ch�opcem - przyzna� Dunstan. - C� - odpar� jego lokator. - Pami�taj, by zachowywa� si� grzecznie i nie przyjmowa� �adnych podark�w. Pami�taj te�, �e jeste� tam go�ciem. A teraz dam ci ostatni� cz�� mej zap�aty. Z�o�y�em bowiem przysi�g�, a moje dary s� bardzo d�ugowieczne. Dostaniesz go ty, tw�j pierworodny, jego czy jej pierworodny... To dar, kt�ry nie zniknie, p�ki b�d� �y�. - A c� to b�dzie, dobry panie? - Pragnienie Serca. Nie pami�tasz? - odpar� d�entelmen w cylindrze. - Pragnienie twego Serca. Dunstan uk�oni� si�. Rami� w rami� maszerowali w stron� jarmarku. - Oczy, oczy! Nowe oczy dla starc�w - wykrzykiwa�a drobna kobieta stoj�ca przed sto�em pe�nym butelek i s�oj�w z oczami wszelkiej barwy i rodzaju. - Instrumenty muzyczne z setek r�nych krain! - Blaszane gwizdki! Mosi�ne pomniki! Z�ote chora�y! - Spr�buj swego szcz�cia! Tylko u nas! Odpowiedz na zagadk�, a dostaniesz anemon! - Wiecznotrwa�a lawenda! Tkanina o zapachu dzwonk�w! - Butelkowane sny! Szylinga za butelk�. - P�aszcze nocy! P�aszcze zmierzchu! P�aszcze zmroku. - Miecze przeznaczenia! R�d�ki czar�w! Pier�cienie wieczno�ci! Karty �aski! Tylko u mnie! Tylko tutaj! - Ma�ci i krople! Mikstury i tynktury! 20 Dunstan przystan�� przed kramem pe�nym male�kich kryszta�owych bibelot�w. Zacz�� uwa�nie ogl�da� miniaturowe zwierz�ta, zastanawiaj�c si�, czy nie kupi� jednego dla Daisy Hempstock. Podni�s� kryszta�owego kota, nie wi�kszego ni� jego kciuk. Niespodziewanie kot ugryz� go gniewnie i Dunstan wstrz��ni�ty upu�ci� zwierz�tko, kt�re jednak wyprostowa�o si� w powietrzu i niczym prawdziwy kot wyl�dowa�o na czterech �apach. Nast�pnie przesz�o na r�g kramu i zacz�o si� my�. Dunstan odszed� w t�um. Wok� roi�o si� od ludzi. Byli tam wszyscy cudzoziemcy, kt�rzy w ci�gu ostatnich tygodni przybyli do Muru, a tak�e wielu mieszka�c�w wioski. Pan Bromios rozbi� w�asny namiot. Sprzedawa� w nim wino i ciastka miejscowym, kt�rzy, cho� cz�sto kusi�y ich jad�a i napoje oferowane przez lud zza Muru, pami�tali dobrze o przestrogach swych dziadk�w, kt�rzy z kolei us�yszeli je od swoich dziadk�w, �e absolutnie, pod �adnym pozorem nie nale�y je�� jedzenia wr�ek ani owoc�w wr�ek, ani pi� wody i wina wr�ek. Co dziewi�� lat lud zza Muru i spoza wzg�rza rozstawia� na ��ce swe kramy i przez jeden dzie� i noc odbywa� si� tam magiczny jarmark. Przez �w jeden dzie� i jedn� noc co dziewi�� lat mieszka�cy obu �wiat�w handlowali ze sob�. Wystawiano tu na sprzeda� cuda, dziwy i czary, rzeczy, o kt�rych nikomu si� nie �ni�o i kt�rych nikt nie potrafi� sobie wyobrazi�. (Po co komu - zastanawia� si� Dunstan - wydmuszki, w kt�rych zamkni�to burz�?). Podzwania� w kieszeni zawini�tymi w chustk� monetami, szukaj�c czego� ma�ego i taniego, co ucieszy�oby Daisy. Nagle, ponad szmerem i gwarem jarmarku us�ysza� delikatne dzwonienie. Ruszy� w jego stron�. Min�� kram, przy kt�rym pi�ciu ros�ych m�czyzn ta�czy�o do przera�liwie ponurej melodii wygrywanej na katarynce przez 21 melancholijnego czarnego nied�wiedzia; na innym �ysiej�cy cz�owiek w kolorowym kimonie rozbija� porcelanowe talerze i nieustannie zachwalaj�c sw�j kunszt, wyrzuca� szcz�tki do wype�nionej �arem misy, z kt�rej unosi� si� barwny dym. Delikatne dzwonienie stawa�o si� coraz g�o�niejsze. W ko�cu Dunstan dotar� do kramu, z kt�rego, dobiega�o, i ujrza�, �e nikt za nim nie stoi. Wsz�dzie wok� le�a�y kwiaty: dzwonki i hiacynty, narcyzy i naparstnice, ale te� fio�ki i lilie, male�kie szkar�atne dzikie r�e, jasne przebi�niegi, b��kitne niezapominajki i mn�stwo innych, kt�rych Dunstan nie potrafi� nawet nazwa�. Wszystkie zrobione by�y ze szk�a b�d� kryszta�u; nie umia� stwierdzi� - dmuchanego czy r�ni�tego. Idealnie na�ladowa�y �ywe kwiaty. Dzwoni�y i brz�cza�y, niczym odleg�e szklane dzwoneczki. - Halo! - zawo�a� Dunstan. -I ty witaj pi�knie w ten dzie� targowy - odpar�a kramarka, wyskakuj�c z malowanego wozu zaparkowanego tu� za kramem. U�miechn�a si� szeroko; w ciemnej twarzy b�ysn�y bia�e z�by. Nale�a�a do ludu zza Muru; Dunstan rozpozna� to natychmiast po jej oczach i uszach widocznych pod kr�conymi, czarnymi w�osami. Oczy mia�a ciemnofio�kowe, uszy przypomina�y uszy kota - lekko zakrzywione i pokryte mi�kkim ciemnym futrem. By�a bardzo pi�kna. Podni�s� jeden z kwiat�w. - �liczny - rzek�. To by� fio�ek; gdy tak trzyma� go w r�ku, kwiat wydawa� z siebie odg�os przypominaj�cy d�wi�k, kt�ry s�ycha�, gdy przesunie si� �agodnie mokrym palcem po kraw�dzi szklanego kieliszka. - Ile kosztuje? Wzruszy�a ramionami. By� to �liczny gest. - Na pocz�tku nigdy nie rozmawiamy o cenie - oznajmi�a. - Mo�e by� znacznie wy�sza ni� to, co got�w jeste� 22 zap�aci�. W�wczas odszed�by� i oboje byliby�my biedniejsi. Najpierw porozmawiajmy o towarze. Dunstan zawaha� si�. W tym momencie obok kramu przemkn�� d�entelmen w czarnym jedwabnym cylindrze. - Prosz� - mrukn�� w stron� Dunstana. - Sp�aci�em d�ug i jeste�my kwita. Dunstan potrz�sn�� g�ow�, jakby pr�bowa� ockn�� si� z dziwnego snu, i odwr�ci� si� do m�odej damy. - Sk�d pochodz� te kwiaty? - spyta�. U�miechn�a si� tajemniczo. - Na zboczu g�ry Calamon wyrasta szklanych kwiat�w �an. Powr�ci� stamt�d trudniej jeszcze ni�eli ca�o dotrze� tam. - A do czego w�a�ciwe s�u��? - spyta� Dunstan. - Kwiaty te pe�ni� g��wnie funkcj� dekoracyjn� i rozrywkow�. Daj� rado��. Mo�na je podarowa� ukochanej osobie, jako znak uczucia, a d�wi�k, kt�ry z siebie wydaj�, cieszy uszy. Poza tym przepi�knie odbijaj� �wiat�o. -Unios�a dzwoneczek i Dunstan mimo woli pomy�la�, �e promie� s�o�ca za�amuj�cy si� w fioletowym krysztale nie dor�wnuje blaskiem i odcieniem barwie jej oczu. - Rozumiem - rzek�. - Wykorzystuje si� je te� w pewnych zakl�ciach czarnej i bia�ej magii. Je�li jeste� panie magiem...? Dunstan pokr�ci� g�ow�. Nie m�g� nie dostrzec, �e w m�odej kobiecie jest co� niezwyk�ego. - Ach tak. Mimo wszystko to prze�liczne kwiaty -rzek�a i u�miechn�a si� ponownie. Owym czym� niezwyk�ym by� cienki srebrny �a�cuch opasuj�cy jej przegub, zbiegaj�cy do kostki i znikaj�cy w malowanym wozie. Dunstan wspomnia� co� o nim. - �a�cuch? Wi�zi mnie tutaj. Jestem osobist� niewolnic� czarownicy, do kt�rej nale�y kram. Schwyta�a mnie 23 wiele lat temu, gdy bawi�am si� przy wodospadzie, w kraju mojego ojca, wysoko w g�rach. Zwabi�a mnie, przyjmuj�c posta� �licznej �abki, kt�ra zawsze wymyka�a mi si� z r�k, p�ki nie opu�ci�am ziemi ojca. Wtedy powr�ci�a do swej prawdziwej postaci i wsadzi�a mnie do worka. -Izawsze b�dziesz jej niewolnic�? - Nie zawsze. - Dziewczyna z magicznego ludu u�miechn�a si�. - Odzyskam wolno�� w dniu, gdy ksi�yc straci c�rk�, je�li wydarzy si� to w tygodniu, w kt�rym po��cz� si� dwa poniedzia�ki. Czekam cierpliwie na �w dzie�, a na razie robi� to, co mi ka�e. A tak�e marz�. Czy teraz kupisz ode mnie kwiat, m�ody panie? - Nazywam si� Dunstan. - To solidne imi� - odpar�a z drwi�cym u�mieszkiem. - Gdzie twe kleszcze, panie Dunstanie? Czy chwycisz nimi diab�a za czubek nosa? - A ty? Jak si� nazywasz? - spyta� Dunstan, rumieni�c si�. - Nie mam ju� imienia. Jestem niewolnic�. Odebrano mi imi�. Odpowiadam na "hej, ty!" albo na "dziewczyno!", "g�upia dziewko!" i wiele innych z�orzecze�. Dunstan dostrzeg�, jak jedwabista materia szaty ciasno opina posta� dziewczyny. By� bole�nie �wiadom wdzi�cznych krzywizn jej cia�a i wpatrzonych w siebie fio�kowych oczu. Prze�kn�� �lin�. Wsun�� d�o� do kieszeni i wyci�gn�� chustk�. Nie m�g� ju� patrze� na t� kobiet�. Wysypa� pieni�dze na lad�. - We� do��, bym m�g� kupi� ten kwiat - rzek�, podnosz�c �nie�nobia�y przebi�nieg. - Przy tym kramie nie przyjmujemy pieni�dzy. - Odepchn�a monety. - Nie? Co zatem we�miesz? - Z ka�d� chwil� denerwowa� si� coraz bardziej. Pragn�� ju� tylko kupi� kwiat dla... dla Daisy, Daisy Hempstock... kupi� kwiatek 24 i odej��, bo tak naprawd� w obecno�ci owej m�odej damy czu� si� coraz bardziej niezr�cznie. - Mog�abym zabra� kolor twoich w�os�w - odpar�a. -Albo wszystkie wspomnienia z czas�w, nim sko�czy�e� trzy lata. Mog�abym odebra� ci s�uch z lewego ucha - nieca�y, lecz do�� du�o, by� nie m�g� zachwyca� si� muzyk�, szmerem rzeki, �wistem wiatru. Dunstan pokr�ci� g�ow�. - Albo m�g�by� mnie poca�owa�. Tylko raz. Tu, w policzek. - T� cen� zap�ac� ch�tnie! - rzek� Dunstan i pochyli� si� nad kramem w�r�d melodyjnych d�wi�k�w szklanych kwiat�w, by uca�owa� niewinnie jej mi�kki policzek. W�wczas poczu� jej zapach, upajaj�cy, magiczny. Wo� owa wype�ni�a mu g�ow�, pier� i umys�. - Prosz� - rzek�a, wr�czaj�c mu przebi�nieg. Uj�� go d�o�mi, kt�re nagle wyda�y mu si� wielkie i niezr�czne, zupe�nie niepodobne do ma�ych, doskona�ych r�k magicznej dziewczyny. - Do zobaczenia w nocy, Dunstanie Thorn. Gdy zajdzie ksi�yc, przyjd� tu i huknij jak s�wka. Potrafisz? Przytakn�� i potykaj�c si�, odszed�. Nie musia� pyta�, sk�d zna�a jego nazwisko. Wzi�a je sobie, gdy go poca�owa�a, wraz z innymi rzeczami, na przyk�ad z jego sercem. Przebi�nieg dzwoni� mu w d�oni. - Ale�, Dunstanie Thorn - powiedzia�a Daisy Hempstock, gdy spotka� j� obok namiotu pana Bromiosa. Siedzia�a przy stole wraz ze sw� rodzin� i rodzicami Dunsta-na, po�ywiaj�c si� br�zowymi kie�baskami i pij�c ciemne piwo. - Co si� sta�o? - Przynios�em ci prezent - wymamrota� Dunstan, wysuwaj�c przed siebie d�o� z dzwoni�cym cicho kwiatkiem, 25 kryszta-eta, kt�rej �zykuty do po�yskuj�cym w popo�udniowym s�o�cu. Uj�a go, zaskoczona, palcami wci�� l�ni�cymi od t�uszczu z kie�basek. W tym momencie wiedziony nag�ym odruchem Dunstan nachyli� si� ku niej i na oczach jej matki, ojca i siostry, na oczach Bridget Comfrey, pana Bromiosa i innych uca�owa� dziewczyn� w policzek. Nietrudno odgadn��, jak zareagowa�a rodzina. Wybuch� harmider, lecz pan Hempstock, kt�ry nie na darmo od pi��dziesi�ciu siedmiu lat �y� na granicy Krainy Czar�w i Kraju Poza Murem, wykrzykn��: - Cicho tu! Sp�jrzcie mu w oczy! Nie widzicie, �e biedny ch�opak jest oszo�omiony i kompletnie og�upia�y? Za�o�� si�, �e rzucono na niego czary. Hej, Tommy Foresterze, chod� tu! Zabierz m�odego Dunstana Thorna do wioski i miej na niego oko. Je�li chce, mo�e si� przespa�. Je�li woli porozmawia�, rozmawiaj z nim... Tommy wyprowadzi� Dunstana z jarmarku i z powrotem do wioski Mur. - Spokojnie, Daisy - pociesza�a dziewczyn� matka, g�adz�c jej w�osy. - To tylko lekki elfi urok, nic wi�cej. Nie trzeba si� przejmowa�. - Z g��bi przepastnego dekoltu wyj�a koronkow� chusteczk� i osuszy�a policzki c�rki, kt�re nagle zrosi�y �zy. Daisy unios�a wzrok, chwyci�a chusteczk� i g�o�no wydmuchn�a nos. Pani Hempstock dostrzeg�a zaskoczona, �e c�rka jakby u�miecha�a si� przez �zy. - Ale. Matko, Dunstan mnie poca�owa� - powiedzia�a Daisy Hempstock, po czym umocowa�a kryszta�owy przebisnieg z przodu czepka, gdzie podzwania� i b�yska� weso�o. Po d�u�szych poszukiwaniach pan Hempstoi Dunstana znale�li kram, na kt�rym sprzedawano kryszta�owe kwiaty. Sta�a za nim jednak starsza kobieta, kt�rej towarzyszy� egzotyczny, bardzo pi�kny ptak, przykuty do 26 �erdzi cienkim srebrnym �a�cuszkiem. Nie dowiedzieli si� od niej niczego po�ytecznego. Gdy bowiem pr�bowali wypytywa� j�, co si� sta�o z Dunstanem, zacz�a zrz�dzi�, �e straci�a jeden z najpi�kniejszych okaz�w, oddany za darmo z g�upoty. Wspomina�a te� o niewdzi�czno�ci i o okropnych nowych czasach, a tak�e o dzisiejszej s�u�bie. W pustej wiosce (kto bowiem przebywa�by w wiosce podczas magicznego jarmarku?) Dunstan zosta� zaprowadzony "Pod Si�dm� Srok�" i posadzony na drewnianym sto�ku. Opar� czo�o na r�ce i zapatrzy� si� pustym wzrokiem w dal. Od czasu do czasu wzdycha� g��boko, dmuchaj�c niczym wiatr. Z pocz�tku Tommy Forester pr�bowa� z nim rozmawia�, zagadywa�: - No dalej, stary, pozbieraj si�. Co z tob�? Poka�, �e potrafisz si� u�miechn��. No ju�. Mo�e co� zjesz albo wypijesz? Nie? Daj� s�owo, dziwnie wygl�dasz, Dunstan, stary druhu... Gdy jednak przyjaciel nie zaszczyci� go odpowiedzi�, Tommy zacz�� powoli t�skni� za jarmarkiem, gdzie zapewne w tej chwili (potar� obola�� szcz�k�) urocza Bridget niew�tpliwie sta�a si� obiektem zalot�w ros�ego, dumnego pana w egzotycznym stroju, z ma�� rozszczebiotan� ma�pk� na ramieniu. Pocieszywszy si� zatem w duchu, �e przyjaciel b�dzie bezpieczny w pustej gospodzie, Tommy przeszed� przez wiosk� i ruszy� w stron� wyrwy w murze. Kiedy wr�ci� na jarmark, przekona� si�, �e panuje tam szalone zamieszanie. Tu popisywa�y si� tresowane szczeniaki, tam �onglerzy, �wdzie ta�cz�ce zwierz�ta. Odbywa�a si� licytacja koni, a wsz�dzie wok� oferowano wszelkie mo�liwe towary, na sprzeda� b�d� wymian�. 27 P�niej, o zmroku, pojawili si� inni ludzie. Obwo�ywacz zacz�� wykrzykiwa� wie�ci, tak jak wsp�czesne gazety krzycz� do nas nag��wkami: "W�adca Twierdzy Burz powalony tajemnicz� chorob�!", "Wzg�rze Ognia przenios�o si� do warowni Deny!", "Giermek jedynego dziedzica Garamondu zosta� zamieniony w chrz�kaj�cego �winiaka". Za monet� obwo�ywacz wyja�nia�, co znacz� owe s�owa. S�o�ce zasz�o. Na niebie pojawi� si� wielki wiosenny ksi�yc. Powia� ch�odny wietrzyk. Handlarze wycofali si� do swych namiot�w, kusz�c go�ci szeptanymi obietnicami i zach�tami uczestniczenia w niezliczonych cudach za bardzo przyst�pn� cen�. A kiedy ksi�yc zni�y� si� nad horyzontem, Dunstan Thorn przeszed� cicho brukowanymi ulicami wioski Mur. Min�� wielu weso�ych biesiadnik�w - go�ci i miejscowych - cho� jego dostrzegli tylko nieliczni. Prze�lizgn�� si� przez otw�r w murze - a by� to gruby mur - i zastanowi� si� nagle, jak kiedy� jego ojciec, co by si� sta�o, gdyby wspi�� si� na� i po prostu ruszy� naprz�d. A kiedy owej nocy znalaz� si� na ��ce, po raz pierwszy w �yciu zapragn�� p�j�� przed siebie, przej�� przez strumie� i znikn�� w�r�d drzew po drugiej stronie. My�l ta wprawi�a go w nag�e zak�opotanie, niczym przybycie nieproszonych go�ci. Kiedy jednak dotar� do celu, odepchn�� owe my�li, niczym cz�owiek, kt�ry przeprasza go�ci i odchodzi, mamrocz�c co� o tym, �e jest z kim� um�wiony. Ksi�yc zachodzi�. Dunstan uni�s� d�onie do ust i zahuka�. Nikt nie odpowiedzia�. Niebo nad jego g�ow� by�o ciemne - mo�e niebieskie, fioletowe, lecz nie czarne. P�on�o na nim wi�cej gwiazd, ni� potrafi� ogarn�� jego umys�. Zahuka� ponownie. 28 - To hukanie - powiedzia�a mu wprost do ucha - zupe�nie nie przypomina s�wki. G�os �nie�nej sowy? Mo�e. Mo�e nawet puszczyka. Gdybym zatka�a sobie uszy ga��zkami, mog�abym uzna�, �e s�ysz� puchacza. Ale nie s�wk�. Dunstan wzruszy� ramionami i u�miechn�� si� g�upio. Magiczna dziewczyna usiad�a obok niego. Jej blisko�� go osza�amia�a. Wdycha� jej zapach, czu� j� przez pory sk�ry. Pochyli�a si� ku niemu. - Czy s�dzisz, �e rzuci�am na ciebie czar, pi�kny Dunstanie? - Nie wiem. Za�mia�a si� i �w d�wi�k przypomina� szmer krystalicznego g�rskiego potoku, z bulgotem sp�ywaj�cego po kamieniach. - Nie rzuci�am na ciebie zakl�cia, m�j �liczny ch�opcze. - Po�o�y�a si� na trawie, patrz�c w niebo. - Twoje gwiazdy - rzek�a. - Jak wygl�daj�? Dunstan po�o�y� si� obok niej na zimnej ��ce i popatrzy� w g�r�. Niew�tpliwie gwiazdy wygl�da�y jako� inaczej. Mo�e mia�y w sobie dzi� wi�cej barwy, bo l�ni�y na niebie niczym male�kie klejnoty; mo�e co� by�o nie tak z liczb� najmniejszych gwiazd, gwiazdozbior�w. W ka�dym razie kry�o si� w nich co� dziwnego i cudownego, ale te�... Le�eli obok siebie, wci�� patrz�c w niebo. - Czego pragniesz w �yciu? - spyta�a magiczna dziewczyna. - Nie wiem - przyzna�. - Chyba ciebie. - Ja pragn� wolno�ci. Dunstan uj�� w d�o� srebrny �a�cuszek, biegn�cy od jej przegubu do kostki i nikn�cy w trawie. Szarpn�� go. By� mocniejszy, ni� si� wydawa�. - Wykuto go z kociego oddechu, rybich �usek i �wiat�a ksi�yca, pomieszanych ze srebrem - poinformowa�a 29 go dziewczyna. - Nie da si� go zerwa�, p�ki nie wype�ni� si� warunki zakl�cia. - Ach tak. - Opu�ci� r�k�. - Nie powinien mi przeszkadza�, jest przecie� bardzo d�ugi, lecz �wiadomo�� jego obecno�ci dra�ni mnie. T�skni� te� za krain� mego ojca. A czarownica nie jest najlepsz� pani�... Umilk�a. Dunstan przysun�� si� do niej. Uni�s� d�o� ku jej twarzy i dotkn�� czego� mokrego i ciep�ego. - Ale� ty p�aczesz. Nie odpowiedzia�a. Dunstan przyci�gn�� j� do siebie, niezdarnie ocieraj�c jej twarz wielk� d�oni�, a potem pochyli� si� ku zap�akanemu obliczu dziewczyny i nie�mia�o, nie wiedz�c, czy zwa�ywszy na okoliczno�ci post�puje w�a�ciwie, poca�owa� j� w rozpalone usta. Po chwili wahania jej wargi rozchyli�y si�, a j�zyk wsun�� do jego ust. W tym momencie, pod dziwnymi gwiazdami, Dunstan na zawsze straci� serce. Ca�owa� si� ju� wcze�niej z dziewcz�tami z wioski, ale nigdy nie posun�� si� dalej. Jego d�o� odnalaz�a okryte jedwabn� sukni� ma�e piersi i musn�a ich twarde koniuszki. Dziewczyna przywar�a do niego mocno, jakby ton�a, i zacz�a mu rozpina� koszul� i spodnie. By�a taka drobna. Ba� si�, �e zrobi jej krzywd�, ale nie zrobi�. Wi�a si� i wierci�a tu� pod nim, wierzgaj�c i sapi�c, i prowadz�c go d�oni�. Obsypa�a jego twarz i pier� setkami p�on�cych poca�unk�w, a potem znalaz�a si� nad nim, dosiadaj�c go, wzdychaj�c i wybuchaj�c �miechem, spocona i �liska niczym rybka, a on wygi�� plecy, wdzieraj�c si� w ni�. Wype�nia�a mu g�ow�, ona i tylko ona. I gdyby zna� jej imi�, wykrzykn��by je w g�os. Pod koniec chcia� si� wycofa�, ona jednak zatrzyma�a 30 go wewn�trz siebie. Oplot�a nogami i napar�a na� tak mocno, i� odni�s� wra�enie, �e oboje zajmuj� to samo miejsce we wszech�wiecie. Zupe�nie jakby przez jedn� osza�amiaj�c�, niewiarygodn� chwil� stali si� jedno�ci�, daj�c i przyjmuj�c, podczas gdy gwiazdy gas�y na rozja �nionym �un� przed�witu niebie. Le�eli obok siebie, milcz�c. Magiczna dziewczyna poprawi�a sw� jedwabn� szat� i zn�w by�a starannie ubrana. Dunstan z �alem naci�gn�� spodnie. U�cisn�� mocno jej drobn� d�o�. Pot sech� mu na sk�rze. Ch�opak czu� si� zmarzni�ty i samotny. Teraz, gdy niebo nad nimi szarza�o, widzia� j�. Wok� porusza�y si� zwierz�ta, tupa�y konie; przebudzone ptaki zaczyna�y �piewem wita� dzie�. Tu i tam, na ��ce, w namiotach, zaczyna�y porusza� si� cienie. - Uciekaj ju� - powiedzia�a cicho i spojrza�a na Dun-stana niemal z �alem, oczami fioletowymi niczym cirrusy wysoko na porannym niebie. A potem poca�owa�a go lekko w usta, wargami o smaku soczystych je�yn. Wsta�a i wr�ci�a do wozu zaparkowanego za kramem. Oszo�omiony i samotny Dunstan przeszed� przez jarmark. Czu� si� w tej chwili znacznie starszy, ni� wskazywa�oby na to jego osiemna�cie lat. Wr�ci� do obory, zdj�� buty i zasn��. Gdy si� ockn��, s�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie. Nast�pnego dnia jarmark dobieg� ko�ca. Dunstan ju� tam nie poszed�. Cudzoziemcy opu�cili wiosk� i �ycie w Murze powr�ci�o do normy. By� mo�e norma ta by�a nieco mniej normalna ni� �ycie w wi�kszo�ci innych wsi (zw�aszcza gdy wiatr wia� z niew�a�ciwej strony), ale, zwa�ywszy na wszystkie okoliczno�ci, nadal mo�na by�o j� nazwa� norm�. 31 Dwa tygodnie po jarmarku Tommy Forester o�wiadczy� si� Bridget Comfrey i zosta� przyj�ty. W tydzie� p�niej pani Hempstock przysz�a z wizyt� do pani Thorn. Wypi�y razem herbat� w salonie. - C� to za rado�� z ch�opcem Forester�w - powiedzia�a pani Hempstock. - Owszem - odpar�a pani Thorn. - Pocz�stuj si� jeszcze bu�eczk�, moja droga. Spodziewam si�, �e twoja Daisy b�dzie druhn�. - Tak przypuszczam - rzek�a pani Hempstock. - Je�li do�yje tego dnia. Pani Thorn zaniepokojona unios�a wzrok. - Nie jest chyba chora, pani Hempstock? Powiedz, �e nie. - W og�le nie je, pani Thorn. Mizernieje w oczach. Od czasu do czasu wypija �yk wody. - Ojej. Pani Hempstock podj�a temat. - Zesz�ego wieczoru odkry�am w ko�cu, o co chodzi. To wasz Dunstan. - On chyba nie... - Pani Thorn zakry�a d�oni� usta. - Ach nie! - Pani Hempstock pospiesznie potrz�sn�a g�ow� i �ci�gn�a wargi. - Nic z tych rzeczy. Po prostu j� ignoruje. Nie widzia�a go od wielu dni. Ubzdura�a sobie, �e ju� go nie obchodzi. Ca�ymi dniami trzyma w d�oni przebi�nieg, kt�ry od niego dosta�a, i szlocha. Pani Thorn odmierzy�a kolejn� porcj� herbaty do im-bryka i nala�a wrz�tku. - Prawd� m�wi�c - przyzna�a - Thorny i ja tak�e martwimy si� o Dunstana. Jest jaki� ot�pia�y. To chyba najlepsze okre�lenie. Nie wype�nia swoich obowi�zk�w. Thorny m�wi, �e ch�opak musi si� ustatkowa�. Gdyby tylko zechcia�, Thomy got�w jest zapisa� mu ca�� zachodni� ��k�. Pani Hempstock powoli skin�a g�ow�. 32 - Hempstock z pewno�ci� ch�tnie ujrza�by nasz� Daisy zn�w szcz�liw�. Na pewno zapisa�by jej stado naszych owiec. Owce Hempstock�w s�yn�y na wiele mil ze swej g�stej we�ny i sporej (jak na owce) bystro�ci. Mia�y zakrzywione rogi i ostre raciczki. Pani Hempstock i pani Thorn popija�y sw� herbat� i tak wszystko zosta�o ustalone. W czerwcu Dunstan Thorn po�lubi� Daisy Hempstock. I je�li nawet pan m�ody sprawia� wra�enie nieco rozkojarzonego, panna m�oda by�a szcz�liwa i radosna, jak ka�da m�oda �ona. Za ich plecami ojcowie omawiali plany domu, kt�ry zbuduj� nowo�e�com na zachodniej ��ce. Matki zgodzi�y si�, �e Daisy wygl�da niezwykle pi�knie. Jaka szkoda, �e Dunstan nie pozwoli� jej ozdobi� sukni szklanym przebi�niegiem, kt�ry kupi� w kwietniu na jarmarku. I tak w�a�nie ich zostawimy, w zamieci r�anych p�atk�w, szkar�atnych i herbacianych, bia�ych i r�owych. No, mo�e dodamy co� jeszcze. Nowo�e�cy do czasu zbudowania domu zamieszkali w chacie Dunstana. Byli niew�tpliwie szcz�liwi, a codzienne zaj�cia - hodowla, wypas, strzy�enie i piel�gnacja owiec - powoli sprawi�y, �e z oczu Dunstana znikn�� wyraz zagubienia. Nadesz�a jesie�, potem zima. Pod koniec lutego, w porze wyl�gu jagni�t, gdy na �wiecie panowa� ch��d, a mro�ny wiatr ze skowytem p�dzi� przez wrzosowiska i pozbawiony li�ci las, gdy z o�owianego nieba pada� nieustannie lodowaty deszcz, o sz�stej po po�udniu, kiedy s�o�ce ju� zasz�o i niebo by�o ciemne, przez otw�r w murze przepchni�to wiklinowy koszyk. Z pocz�tku stra�nicy niczego nie dostrzegli. Ostatecznie patrzyli w z�� stron�, by�o ciemno i mokro, a oni bez przerwy tupali nogami, zerkaj�c ponuro i t�sknie ku �wiat�om wioski. 33 Potem jednak us�yszeli wysoki, �a�osny p�acz. W�wczas spu�cili wzrok i ujrzeli stoj�cy u st�p koszyk. W koszyku tkwi�o zawini�tko, tobo�ek z nas�czonego oliw� jedwabiu i we�nianych kocyk�w. Z jednej strony wystawa�a z niego czerwona zap�akana twarzyczka o zaci�ni�tych ma�ych oczkach i szeroko otwartych ustach, wrzeszcz�cych i g�odnych. Do kocyka za� srebrn� szpilk� przypi�to skrawek pergaminu, na kt�rym napisano eleganckim, cho� nieco archaicznym pismem, nast�puj�ce s�owa: "Tristran Thorn". Rozdzia� drugi W kt�rym Tristran Thorn osi�ga i sk�ada pochopn� obietnic� Mija�y lata. Nast�pny magiczny jarmark odby� si� zgodnie z planem po drugiej stronie muru. M�ody Tristran Thorn, kt�ry w�wczas liczy� sobie osiem lat, nie uczestniczy� w nim, bo tu� przedtem wys�ano go z wizyt� do niezwykle dalekich krewnych we wsi le��cej o dzie� jazdy od Muru. Jego siostrze Louisie, m�odszej o sze�� miesi�cy, pozwolono natomiast p�j�� na jarmark, co niezmiernie zirytowa�o ch�opca, podobnie jak fakt, �e Louisa kupi�a tam sobie szklan� kul� wype�nion� iskierkami �wiat�a, kt�re migota�y i po�yskiwa�y w mroku i �agodnie roz�wietla�y ciemno�� ich sypialni na farmie. Tymczasem Tristran przywi�z� od swych krewnych jedynie paskudn� odr�. Wkr�tce potem ich kotka urodzi�a troje koci�t. Dwa by�y czamo-bia�e, jak ona sama, futro trzeciego po�yskiwa�o b��kitem, a jego oczy zmienia�y barw� w zale�no�ci od nastroju, od zielonoz�otych po r�owe, szkar�atne i czerwone. Tego w�a�nie kociaka podarowano Tristranowi w ramach zado��uczynienia za nieobecno�� na jarmarku. Wyros�a z niego b��kitna kotka o najmilszym usposobieniu na �wiecie. Pewnego wieczoru jednak zacz�a niecierpliwie kr��y� po domu, miaucze� gard�owo i b�yska� oczami barwy fioletowor�owej naparstnicy. A kiedy ojciec Tristrana wr�ci� do domu z pola, kot miaukn�� dono�nie, �mign�� za drzwi i znikn�� w mroku. 35 Stra�nicy przy murze pilnowali przej�cia przed lud�mi, nie przed kotami, i Tristran, kt�ry mia� w�wczas dwana�cie lat, nigdy wi�cej nie zobaczy� swojej ulubienicy. Przez jaki� czas by� niepocieszony. Kt�rej� nocy w jego sypialni zjawi� si� ojciec, usiad� na ��ku i powiedzia� szorstko: - Po drugiej stronie twoja kotka b�dzie szcz�liwsza. Jest teraz w�r�d swoich. Nie martw si�, ma�y. Matka w og�le nie porusza�a tego tematu, ale te� zwykle prawie si� do niego nie odzywa�a. Czasami Tristran, unosz�c wzrok, dostrzega�, jak si� w niego wpatruje, zupe�nie jakby pr�bowa�a wydoby� z jego twarzy ukryty sekret. Natomiast jego siostra Louisa nie dawa�a mu spokoju, gdy rankiem szli razem do wiejskiej szk�ki. Dr�czy�a go te� o inne rzeczy, na przyk�ad kszta�t jego uszu (prawe ucho mocno przylega�o do g�owy i by�o niemal spiczaste, lewe nie) i niem�dre rzeczy, jakie zdarzy�o mu si� powiedzie�. Kiedy�, gdy wracali ze szko�y, zauwa�y�, �e ma�e ob�oczki, bia�e i puchate, wisz�ce tu� nad horyzontem o zachodzie s�o�ca, to owieczki. Niewa�ne, i� p�niej wyja�nia�, �e po prostu przypomina�y mu owce, �e by�o w nich co� puchatego i owczego. Louisa na�miewa�a si�, drwi�a i szydzi�a jak ma�y potw�r. Co gorsza, opowiedzia�a o wszystkim innym dzieciom, namawiaj�c je, by becza�y cicho, gdy tylko Tristran b�dzie przechodzi� obok nich. Louisa by�a urodzon� prowodyrk� i robi�a ze swoim bratem co chcia�a. Wiejska szk�ka by�a w istocie bardzo dobr� szko��. Pod czujnym okiem nauczycielki, pani Cherry, Tristran Thom zdobywa� wiedz� o u�amkach, o d�ugo�ci i szeroko�ci geograficznej. Umia� poprosi� po francusku o pi�ro ciotki ogrodnika, a nawet o pi�ro w�asnej ciotki. Zna� imiona wszystkich kr�l�w i kr�lowych Anglii od Wilhelma Zdobywcy, 1066, po Wiktori�, 1837. Nauczy� si� te� 36 pisa� i nie�le sobie radzi� z kaligrafi�. W wiosce rzadko zjawiali si� podr�ni, od czasu do czasu jednak przybywali handlarze sprzedaj�cy powie�ci groszowe, opisuj�ce straszliwe morderstwa, brzemienne w skutki spotkania, z�owieszcze czyny i niezwyk�e ucieczki. Wi�kszo�� handlarzy przywozi�a te� nuty, dwa arkusze za pensa. Miejscowe rodziny kupowa�y je i gromadzi�y si� wok� pianin, �piewaj�c piosenki takie, jak "Dojrza�a wi�nia" i "W ogrodzie mego ojca". Mija�y dni, tygodnie, lata. Jako czternastolatek, dzi�ki procesowi osmozy, nieprzyzwoitym �artom, szeptanym sekretom i rubasznym balladom, Tristran dowiedzia� si�, sk�d si� bior� dzieci. Gdy mia� pi�tna�cie lat, zrani� si� w r�k�, spadaj�c z jab�oni przed domem pana Thomasa Forestera, a dok�adniej z jab�oni przed oknem sypialni panny Victorii Forester. Ku wielkiemu �alowi Tristrana uda�o mu si� dostrzec jedynie przelotny, podniecaj�cy obraz r�owego cia�a Victorii, kt�ra by�a r�wie�nic� jego siostry i bez w�tpienia najpi�kniejsz� dziewczyn� w promieniu stu mil. Gdy oboje sko�czyli siedemna�cie lat, Tristran wierzy� �wi�cie, �e Victoria jest najprawdopodobniej najpi�kniejsz� dziewczyn� na Wyspach Brytyjskich; wi�cej, w ca�ym Imperium Brytyjskim, mo�e nawet na �wiecie, a gdyby kto� pr�bowa� mu zaprzeczy�, got�w by� bi� si� albo przywali� mu w nos. Jednak�e w Murze trudno by�oby znale�� kogo�, kto nie zgodzi�by si� z t� opini�. Victoria wielu zawr�ci�a w g�owach i, najprawdopodobniej, z�ama�a wiele serc. Oto jej opis: mia�a szare oczy swej matki, jej twarz w kszta�cie serca oraz kr�cone, kasztanowe w�osy ojca. Usta dziewczyny by�y czerwone i doskona�e. Gdy co� m�wi�a, jej policzki pokrywa� uroczy rumieniec. By�a blada i absolutnie czaruj�ca. Kiedy sko�czy�a szesna�cie lat, pok��ci�a si� z matk�, bo Victoria wbi�a sobie do 37 g�owy, �e zacznie pracowa� jako pos�ugaczka "Pod Si�dm� Srok�". - Rozmawia�am z panem Bromiosem - poinformowa�a matk� - i nie mia� nic przeciwko temu. - Opinia pana Bromiosa zupe�nie mnie nie interesuje -odpar�a jej matka, dawna Bridget Comfrey. - M�odej damie nie przystoi podobne zaj�cie. Ca�a wioska Mur z zainteresowaniem obserwowa�a ow� pr�b� si�, zastanawiaj�c si�, jaki b�dzie jej wynik, nikt bowiem nie sprzeciwia� si� Bridget Forester. Jej j�zyk - tak przynajmniej twierdzili mieszka�cy wioski - potrafi�by opali� farb� na drzwiach stodo�y i zetrze� kor� z d�bu. �aden �mia�ek nie odwa�y� si� sprzeciwi� Bridget Forester. M�wiono te�, �e pr�dzej �ciana ruszy z miejsca, ni� Bridget zmieni zdanie. Lecz Victoria Forester przywyk�a do tego, �e wszyscy jej ust�puj�. Kiedy inne �rodki zawodzi�y albo zdawa�y si� zawodzi�, zwraca�a si� do ojca, kt�ry zawsze zgadza� si� na jej ��dania. Tym razem jednak czeka�a j� niespodzianka, bo ojciec zgodzi� si� z matk�, twierdz�c �e praca w barze "Pod Si�dm� Srok�" to co�, czego nie powinna robi� dobrze wychowana m�oda panna. Po tych s�owach Thomas Forester zacisn�� z�by, ko�cz�c wszelk� dyskusj�. Wszyscy ch�opcy w wiosce kochali si� w Victorii Forester. R�wnie� wielu ustatkowanych d�entelmen�w, �onatych i zaczynaj�cych siwie�, odprowadza�o j� wzrokiem, gdy sz�a ulic�. Przez moment zdawa�o im si� w�wczas, �e zn�w s� ch�opcami w wio�nie �ycia, pe�nymi energii i nadziei. - M�wi�, �e w�r�d twych wielbicieli jest tak�e pan 38 Monday - powiedzia�a do Victorii Forester Louisa Thorn pewnego majowego popo�udnia w jab�oniowym sadzie. Pi�� dziewcz�t siedzia�o na ga��ziach najstarszej jab�oni i wok� niej. Szeroki pie� by� bardzo wygodnym oparciem i siedziskiem; majowy wietrzyk str�ca� z drzewa r�owe kwiaty, kt�re opada�y jak �nieg na ich w�osy i sukienki. Przez li�cie przes�cza�o si� popo�udniowe s�o�ce, zielone i srebrzyste. - Pan Monday - odpar�a z pogard� Victoria Forester -ma czterdzie�ci pi�� lat i ani dnia mniej. - Skrzywi�a si�, demonstruj�c wszem i wobec, jak stary wydaje si� czterdziestopi�ciolatek, gdy samemu ma si� zaledwie siedemna�cie lat. - Poza tym - wtr�ci�a Cecilia Hempstock, kuzynka Louisy - by� ju� raz �ona