14517

Szczegóły
Tytuł 14517
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14517 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14517 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14517 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Pod Blach� Powie�� z ko�ca XVIII wieku z portretem autora i 16 ilustracjami Jeszcze Polak po polsku i m�wi, i czyta, Bo nie ca�a Warszawa jest Blach� pokryta Osi�ski1 Kochanemu Bratu Lucjanowi Kraszewskiemu2 na pami�tk� przesy�a Autor Drezno, 1 marca 1879 TOM I I � A s�owo si� sta�o cia�em! Co ja widz�? Pokuty�ski? � Pan Stanis�aw! Sacr� nom!1 On sam! A ty co tu robisz? Dwa te wykrzykniki, jeden po drugim, s�ysze� si� da�y pewnego dnia zimowego, roku 179� na go�ci�cu przed austeri�2 w Jab�onnej.3 Dzie� by� ch�odny, powietrze ostre, ziemia �niegiem pokryta, mn�stwo go jeszcze �wie�o spad�ego wisia�o na drzew ga��ziach, a wiatr nie mia� czasu otrz�sn��. Niebo chmurne, p�owe, odbijaj�ce si� ciemno od ca�unu rozpostartego na ziemi, zdawa�o si� jeszcze zapowiada� �nie�yc�. U wr�t austerii sta�y tylko co zapewne przyby�e i wstrzymane dla wytchnienia cztery koniki z sankami, zm�czone, robi�ce bokami, z kt�rych para bucha�a jak z kot�a. Dobry kawa� drogi musia�y zrobi� bez spoczynku. Z sanek wysiad� by� przed chwil� ten, kt�rego pan szambelan Pokuty�ski nazwa� Stanis�awem. By� to m�czyzna niem�ody, dosy� oty�y, z brzuszkiem foremnie zaokr�glonym, w ciep�ej czapce z uszami, w dostatnim futrze, pasem czerwonym podci�gni�tym, w butach ciep�ych do kolan, z twarz� rumian� i puco�owat�. Wyci�ga� si� w�a�nie ze zdr�twienia od zasiedzenia w sankach, gdy mu si� na oczy nawin�� pan szambelan Pokuty�ski. Poczciwa to by�a fizys obywatelska z dawnych czas�w, ksi�ycowata, dobrze wykarmiona, na kt�rej wszystko, co si� zrodzi�o i powsta�o w duszy, malowa�o si� natychmiast jak w zwierciadle. Obmarz�y w�s na pr�no si� jej stara� doda� marsowego wyrazu. Facjata by�a dobroduszna, bez dobitnego charakteru w�asnego, oznaczaj�ca na pierwszy rzut oka cz�owieka mi�kkiego, kt�ry by rad czuba sobie nastawi� i wydawa� si� gro�nym, aby go nie sponiewierano. Z rumianych, szerokich ust wida� by�o, �e nie pr�nowa�y w �adnej pos�udze z tych, do kt�rych zosta�y stworzone. Czo�o za to g�adkie, spokojne, zasklepia�o czaszk� okr�g��, nie maj�c� �adnych wypuk�o�ci z�owrogich, widocznie my�leniem zbytecznym i troskami nie bardzo znu�on�. O jej g�adk� powierzchni� fale idei, kr���cych po �wiecie, jak o ska�� rozbija� si� musia�y. Spojrzawszy na pana Stanis�awa Kostk� z Burzymowa Burzymowskiego, kt�ry zar�wno z panem Pokuty�skim by� kr�la Stanis�awa Augusta szambelanem, mia�e� od razu konterfekt4 gotowy cz�owieka � �jak mnie widzisz, tak mnie pisz�. Nie potrzebowa�e� sobie nad nim �ama� g�owy, jak nad wiel� innymi, co s� zagadk� dla bli�nich, a mo�e dla samych siebie. Burzymowski, cho�by by� pragn�� si� zatai�, twarz� i mow� spowiada� si� przed wszystkimi, a beczki soli dla poznania go wcale by�o nie potrzeba. Jakim dzi�, takim go mia�e� zawsze. Wcale inaczej wygl�da� jegomo�� pan szambelan Pokuty�ski, ubrany z miejska, w bardzo �adnym futerku, pokrytym ciemnozielonym aksamitem, z szyj� starannie szalem tureckim okr�con�, w peruce staro�wieckiej nieco form�, ale �wie�ej i eleganckiej, na kt�rej, z pewn� kokieteri� w�o�ony, siedzia� rodzaj kapelusika. Wygl�daj�ca spod szala i peruki, wygolona starannie, troch� ju� wiekiem popsuta i nadwer�ona, ale troskliwie utrzymywana twarzyczka b�yszcza�a z�o�liwo�ci�, weso�o�ci�, sprytem i dowcipem. Oczki nieco przymru�one �mia�y mu si� niepoczciwie, a usta krzywi�y sarkastycznym wyrazem, do kt�rego by�y nawyk�e, tak �e im ju� powa�nie si� �ci�gn�� stawa�o niepodobie�stwem. Cho� wcale niem�ody, trzyma� si� wykrygowany, prosto, z pewn� salonow� elegancj�, w r�ku potrz�saj�c chusteczk�, kt�r� nos zakatarzony i od zimna zaczerwieniony nieustannie musia� ociera�, pilnuj�c razem r�kawiczki, raczej do stroju s�u��cej ni� mog�cej od zimna ochroni�. Nogi te� mia� opatrzone w zgrabne berlaczyki5 futerkiem ob�o�one, na kt�rych dba�o�� o form� i elegancj� zna� by�o. Przekwit�a dawno m�odo�� w dziwnej by�a sprzeczno�ci z t� kawalersk�, innym latom w�a�ciw� wytworno�ci� stroju i �ywo�ci� ruch�w, troch� wymuszon�, pana szambelana. Po wykrzykniku dwaj panowie szambelanowie zbli�yli si� ku sobie pospiesznie przez �nieg brn�c i zacz�li si� �ciska� serdecznie. Burzymowski spe�nia� ten obowi�zek ze staropolsk� sumienno�ci�, kt�ra, cho�by po�lini�, ale uczciwie w oba policzki plusn�� nakazywa�a; Pokuty�ski �ciska� si� z pewn� ogl�dno�ci�, chroni�c si� od mokrego zetkni�cia z obmarz�ymi w�sami. � Ale, prosz� ci�, nom d�un nom6 � zawo�a�, odsuwaj�c si� nieco, szambelan Pokuty�ski � sk�d�e si� tu wzi��e�? Wszak mieszkacie, ni fallor7, za austriackim kordonem? � Ha! Tak jest! W austriackim kordonie! A c� ty zimow� por� robisz w Jab�onnej? � odpar� z r�wnym po�piechem Burzymowski. � Wszak przecie ksi��� J�zef zim� w Warszawie rezyduje, Pod Blach�?! � Tak jest! C� by on tu robi�? � za�mia� si� Pokuty�ski. � Nie ma go tu. Powiem ci kr�tko a w�z�owato: bieda mnie tu przyp�dzi�a. Z t� m�odzie�� tera�niejsz�, gor�co k�pan�, kto si� wda, pokoju nie ma nigdy. Ot� i ja um�czony przez ni� jestem. � Domy�le� si� �atwo � pojedynek! Musia�em tedy qua8 �wiadek, jako przyjaciel i rozjemca, gdy� stara�em si� odegra� t� rol�, przywlec tu niepoczciwymi sankami, kt�re si� co chwila zatacza�y i boki mi obt�uk�y, po to, a�eby po kilku z�o�eniach i kilku wykrzykach � by� �wiadkiem poca�owania i zgody. � Cha! cha! cha! � Nikt nikogo ani drasn��, bo ambo meliores9, r�bacze doskonali! � Ale kt�, z kim? � zapyta� ciekawie Burzymowski. � Ty ich nie znasz pewnie. � Pierwszy ten zawadyja nieszcz�sny, �omignat, burda, szaleniec D�bski, co to ju� raz z przyjaci�mi swymi na patrol pruski wpad� obcesowo; drugi taki sam junak Kalinowski. � Trafi� sw�j na swego i � godnie si� wzajem oceniwszy, najczulsz� zawarli przyja��! � doko�czy� szambelan. � Byle tylko trwa�a! � W pocz�tku my�la�em, z animozji wnosz�c, �e si� na bigos posiekaj� i my tylko cz�onki ich na �niegu zebrane odwieziemy do Warszawy. Pan Stanis�aw Kostka z Burzymowa Burzymowski sta� z usty otwartymi, s�uchaj�c z zaj�ciem wielkim. � A po c� si�, do licha, ci ichmo�cie a� do Jab�onnej fatygowali � odezwa� si� � przecie� ani kr�la, ani sejmu, ani jurysdykcji marsza�kowskiej10 w tej opustosza�ej Warszawie nie ma? Mogli w pierwszym lepszym ogr�dku, na podw�rku jakim swej krewko�ci uczyni� zado��? � Mo�e to fantazja jak inne, a mo�e i racja by�a! Co ty chcesz? Warszawy pruskiej ty nie znasz! Hm? D�bski nie �yczy� sobie si� r�ba� w mie�cie, powiadaj�c, �e jak si� rozmacha, got�w znowu wpa�� na jakiego Prusaka. Dla oryginalno�ci te� zaprosi� kuligiem do Jab�onnej. A i to doda� musz�, �e w szopie w �azienkach, gdzie si� zwykle te harce odbywa�y dawniej, ksi��� J�zef uprosi� gubernatora K�hlera11, aby mu wart� postawi�. Mieli si� tedy tu por�ba� na kawa�ki; ruszyli�my do Jab�onnej, aby nam nikt nie przeszkadza�, a sko�czy�o si� na tym, �e teraz burgunda pij� razem i ca�uj� si� dop�ki znowu za �by si� nie pobior�� Co ty si� dziwisz � doda� Pokuty�ski ciszej � krew nie woda, a czasu pokoju, gdy si� r�ba� nie ma z kim, i bije si� cho� z przyjacielem, aby r�ki i animuszu nie straci�! Kto wie, co przysz�o�� nam gotuje! Burzymowski obejrza� si� niespokojnie doko�a. � Gdzie� oni z tym burgundem? � spyta� przestraszony. � Czy nie w austerii, bro� Bo�e! � A, nie, nie! W oficynie ksi���cej. Wprosili si� do kwatery Brodowskiego, kt�rego star� gospodyni� prze� kupili, �e ich tam wpu�ci�a. Podr�ny nasz, widocznie uspokojony, swobodniej odetchn��. � A tobie na co austeria? � spyta�, pogl�daj�c na niego, Pokuty�ski. � Ja bo, widzisz, jad� dworno, c�rk� z sob� wioz� � rzek� Burzymowski. � Tylko co jej nie wida� musimy tu popasa�. � M�wi�c to westchn��, machinalnie czapk� poprawi�, jakby si� chcia� w g�ow� podrapa�, i twarz jego oblok�a si� wyrazem troski i zak�opotania. � C�rk�? A a! C�rk� wieziesz na karnawa� Pod Blach�! � za�mia� si� szambelan. � Dalipan to paradnie! � Jako �ywo! Jako �ywo! � podchwyci� podr�ny. � Jeszcze nic nie wiem, ani co, ani gdzie, ani jak! Tu nagle przerywaj�c doda�: � Ale o tym potem. I trosk� z siebie otrz�sn�wszy chwilowo, wyci�gn�� obie r�ce ku Pokuty�skiemu. � Hej hej! Kolego kochany! Wielez to lat, jake�my si� z sob� nie spotykali? � Ba! Je�eli si� nie myl� � odpar�, namy�laj�c si�, Pokuty�ski � od Grodna�my12 si� nie widzieli! Pami�tasz? Ostatni raz na balu u Sieversa13? � Jak Boga kocham szalona, szalona pami��! A tak! Pami�tasz, obla�em ci� winem! � �mia� si� Burzymowski i otar� oczy, bo gdy si� �mia�, zawsze prawie razem p�aka� by� zmuszony. � Twojego wina wi�cej by�o szkoda ni� mojego fraka � odpar� Pokuty�ski � wino by�o stare, wytrawne i doskona�e jak rzadko. Z takim winem jak za onych dobrych naszych czas�w dzi� ju� si� nie spotykamy. Burgund wszed� w mod�; in quo nati sumus14, poczciwy w�grzyn zaniedbany. M�wi�, �e dawa� podagr�! Ba, za taki kordia�15 warto cierpie� by�o! � U nas za kordonem � odezwa� si� pr�dko Burzymowski z wielk� seri� � w�grzyn wcale nie zaniedbany, my szanujemy tradycje narodowe, a przy tym W�gry o granic�! Wybuchn�� �miechem Pokuty�ski, zacz�li si� �mia� oba, znowu �za si� natr�tna zakr�ci�a w oczach Burzymowskiemu, kt�ry j� �piesznie ociera� t�ustym ku�akiem. � Ale c�e� ty tu na go�ci�cu robi�? � zapyta� Pokuty�skiego. � Wymkn��em si� od pijatyki i szed�em do moich sanek � odpar� szambelan. � D�bski z Kalinowskim, ich �wiadkowie: Kwi�ski, Koszycki i Anizetka (Bieli�ski) jak pocz�li solenizowa� zgod�, b�d� tu siedzieli do nocy, p�ki im tylko burgunda, a potem materia��w do ponczu stanie, ja za�, rozst�p si� ziemio, co?te que co?te16, powraca� musz�, aby wieczorem by� u pani jenera�owej Grabowskiej. 17 � No, ale� ci przecie nie tak pilno, aby� dla mnie chwileczki nie po�wi�ci�? � odezwa� si� b�agaj�cym g�osem, bior�c za obie r�ce Pokuty�skiego, podr�ny. � Zmi�uj si� nad biednym wie�niakiem!. Kto wie, czy ja ci� z�api� ju� w Warszawie, a okrutnie bym od ciebie rad zasi�gn�� j�zyka� (Tu pocz�� ciszej). Wybra�em si� na o�lep. Kt� lepiej nad ciebie mo�e mnie poinformowa�? � S�u�� ci ch�tnie � odezwa� si� Pokuty�ski. � Nawet konie mojego automedona18, jak widz�, nie dojad�y jeszcze sieczki, kt�r� ich pocz�stowa�. Chod�my do izby � ch�odno. � Zybek! Zybek! � ogromnym (umy�lnie dla s�ug przeznaczonym) g�osem, i to jeszcze przez ku�ak dla spot�gowania go, zawo�a� Burzymowski. � Zybek, a, �eby ci�! Gdzie� si� ta bestia zaszy�a ju�? Tylko co by� i ju� �wisn��. Zybek! Na wo�anie to, coraz niecierpliwszym powtarzane g�osem, z karczmy wybieg� m�ody ch�opak w ko�uszynie i opo�czy na niej, p�dem wprost lec�c przestraszony na pana. � Co ja�nie pan ka�e? Co? � Izba! Izba ciep�a, s�ysz, izba czy jest? Potrzeba ich dwie, gamoniu! M�wi�em ci, dla mnie jedna, druga dla panienki z wojska! � Jest! S�! A jak�e! � �ywo, j�kaj�c si� odpar� Zybek. � W�a�nie sm�k� wykadza� kaza�em, bo by�o troch� sw�du. � No, to chod�my, kochany szambelanie � zawo�a� Burzymowski bior�c go pod r�k� � chod�my! Mam z sob� prawdziwy, gda�ski goldwasser19, powiadam ci � jak oliwa, a na zak�sk�; piernik toru�ski. Jak moja Sylwia nadci�gnie, to si� tam co� i po�ywniejszego znajdzie� Ale kiedy ona nadci�gnie?! To m�wi�c r�k� do czo�a przy�o�y� Burzymowski i d�ugo przymru�onymi oczyma patrzy� na pusty, zawiany go�ciniec, na kt�rym, jak zajrze�, �ywej duszy wida� nie by�o. �nieg tylko le�a� pogarbiony, a w nim gdzieniegdzie tkwi�y krzewy czarne, obrabiane �niegiem, nad kt�rymi wrony si� kracz�c unosi�y. � Ale bo powiadam ci � ci�gn�� dalej, ku austerii zwracaj�c si�, Burzymowski � powiadam ci, z tymi babami niewys�owione utrapienie! Nie mo�na si� by�o inaczej wybra� jak landar�, w�ze�k�w, puzderek, skrzyneczek, pude�, sepecik�w, zawini�tek, kuferk�w, t�umok�w � bez liku. �niegu oko�o nas by�o niewiele, dopiero gdy�my wyjechali, jak zacz�� sypa� jak z r�kawa! Trzeba tedy by�o ark� Noego bra� na grynd�e20, a teraz wlecze si� to powoli, bo i ci�kie, i wywrotne. Wystaw sobie, ja, l�ej jad�c, zawsze prawie mam czas popa��, nim one nadjad�. Skaranie Bo�e! My�la�em, �e nigdy nie doci�gniemy do Warszawy. To m�wi�c weszli do izby w austerii, w kt�rej zapowiedziana przez ch�opca sm�ka zmiesza�a si� wprawdzie ze sw�dem i woni� cebuli zasadnicz�, ale zapach, jaki z trojga tego si� wytworzy�, nie by� wcale przyjemny. Pokuty�ski, kt�ry ju� pewnie dawno wiejskiej karczmy nie w�cha�, zaraz na wst�pie kichn��. Tymczasem �w tak zwany Zybek na dany znak pobieg� by� ju� po puzderko, kt�re w saniach u n�g pa�skich sta�o. Szambelan, wykichawszy si�, rozwin�� szal turecki, zdj�� kapelusik, rozpi�� zielone futerko i usiad� za sto�em naprzeciw dawnego towarzysza. � A wiesz � odezwa� si� do szlachcica, kt�ry ju� z kluczem oko�o puzderka si� krz�ta� � �e ty, s�owo ci daj�, wy�mienicie, doskonale, zdrowo jak rydz wygl�dasz. Co to jest wie�! Powietrze zdrowe, jad�o proste, naturalne a po�ywne, i ten szcz�liwy, arkadyjski spok�j21, kt�rego wy, sielankowi ludzi, u�ywacie. Burzymowski, kt�ry mia� w�a�nie do ust nie�� kieliszek goldwassera i poczyna� ju� owo sakramentalne: � W r�ce twoje, w gard�o moje! Zatrzyma� si� nagle, popatrzy� naprz�d serio, pokr�ci� g�ow�, u�miechn�� si� i zawo�a�: � A bodaj ci�! Spok�j na wsi! Spok�j u cz�owieka, kt�ry ma c�rk� doros��, a do tego jak anio� pi�kn� i jak �ywe srebro �waw�! � No, c�rki takiej pozb�dziesz si� �atwo � �miej�c si� i przyjmuj�c kieliszek, rzek� szambelan. � Panna pi�kna w matk� si� wda� musia�a, wi�c i w g��wce te� dobrze! H�? (Nie rozwa�y� Pokuty�ski, �e niechc�cy powiedzia� impertynencj�. Szcz�ciem, poczciwy Burzymowski nie mia� wcale zwyczaju nic nigdy bra� do siebie). � Fiu fiu! � odpar� �ywo. � W g��wce! Ale jak! Ale jak! Rozum stary, spryt szalony! To� bieda w�a�nie! Powiadam ci, lat� no, co tam lata liczy� m�oda, a swoj� wol� musi mie� we wszystkim i � nie ust�pi. Tu si� spostrzeg� pan Stanis�aw, �e mo�e niepotrzebnie nadto si� o c�rce wygada� i natychmiast si� poprawi�. � Ale, powiadam ci, jak anio� dobre dziecko. Jedynaczka, pieszczoszka, troch� fantazyjki musi mie� i niech j� ma! � Niech ma! To dobrze! Kobiecie to uroku dodaje � po�piesznie doko�czy� Pokuty�ski. � Ja ci winszuj� takiej c�rki! Zajadali w�a�nie toru�skim piernikiem, nad kt�ry nie ma lepszego nic do odebrania apetytu, gdy Burzymowski klapn�� po ramieniu starego przyjaciela. � No, ale m�w�e ty mi, kochany, drogi szambelanie, co si� tu u was dzieje? Wiesz, �e ja za kordonem mieszkam pod rakuskim ber�em22, w Warszawie nie by�em od wiek�w! Chcia�em Sylwi� dla ekonomiki zawie�� do Lwowa, ale ani sposobu j� by�o do tego nam�wi�. Lw�w to dziura! Do Warszawy i do Warszawy! A tu � ta Warszawa� Westchn�� ci�ko Burzymowski i ci�gn�� dalej. � Nie wiem, czy ty to sobie przypominasz, �e przez nieboszczk� matk� mojej Sylwki jeste�my bodaj w jakiej� koligacji z Tyszkiewiczami� Dziewczyna, nie w ciemi� bita, musia�a sobie namota� zawczasu, �e albo przez hetmanow� lub przez referendarzow� wnijdzie w te ko�a, do kt�rych aspiruje, a na kt�rych wspomnienie mnie, domatora, szlachetk�, hreczkosieja, a� dreszcze przechodz�! Twarz okr�g�a, �miej�ca si� poczciwego Burzymowskiego chmur� si� oblek�a. � C� poradzi� z m�odymi? Ja bym rad w prawo, ona ci�gnie w lewo, a m�odo�� zawsze silniejsza i nie chce si� jej psu� wesela, kt�rego tyle, co na zaraniu! (westchn��). Zobaczymy�, co si� tu u was �wi�ci� i� tego�! Pokuty�ski przys�uchiwa� si� z uwag� wielk�. Po twarzy jego przebiega�y u�mieszki r�ne, nie �pieszy� z odpowiedzi�, kruszy� i jad� piernik. Naiwny szlachcic, kt�ry mu si� tak otworzy�cie spowiada� ze wszystkiego, obudza� w nim widocznie rodzaj politowania, do kt�rego miesza�o si� nieco szyderstwa. Dawszy si� wygada� przyjacielowi, spyta� od niechcenia, unikaj�c odpowiedzi na pytanie, co si� dzieje w Warszawie. � Zabawicie wi�c pewnie przez karnawa�? � Albo ja wiem! � zawo�a� Burzymowski. � Na karnawa�, na post, na ca�� zim� mo�e jedziemy. Jak si� moja droga jedynaczka uprze siedzie�, nie b�d� si� m�g� ruszy� bodaj i rok ca�y! � Bo, prosz� ci�, jak tu dziecku odm�wi�? Skrzywi si�, zasmuci � �al; zacznie prosi�, przymila� si�, najtwardsze serce, kamienne by zmi�kczy�a. Ja, s�owo ci daj�, cho� mam swoj� wol�, o, i tward�, ho ho�, ale znowu dziecka w�asnego tyranizowa� nie mog� to darmo! � Masz s�uszno�� � rzek� z ironi� dobrze zamaskowan� Pokuty�ski. � Jedna jest m�odo��, tyle jasnych dni w �yciu, co ta odrobina m�odo�ci. Nie trzeba jej nikomu psu�. � Ot� to jest! Ot� to! Ja to samo zawsze powiadam, jedna m�odo�� jest w �yciu � podchwyci� Burzymowski � niechaj si� przynajmniej pobawi, dop�ki m�oda! � No, w Warszawie � przerwa� �wawo szambelan � w Warszawie na zabawach, nom d�un nom, zbywa� wam nie b�dzie. Pami�tasz, m�j drogi, �w nasz s�awny Sejm Czteroletni? No, zdaje mi si�, �e Warszawy wi�cej o�ywionej, jak na�wczas by�a, wyobrazi� sobie trudno, a ja i powiem, �e dzi� niemal tak ochoczo i gwarno si� bawi� jak na�wczas. C�est tout dire!23 Burzymowski r�kami strzepn��. � Tamto by�o co innego! � zawo�a�. � Dzi� zamiast naszego dobrego, mi�ego pana gospodaruje tam jaki� ja�nie wielmo�ny gubernator pruski czy prezydent, czy jak go tam zowi�, bo nie wiem, a zamiast naszej gwardii stoi wojsko niemieckie w p�uderkach i kamaszach, na kt�re dosy� spojrze� i pos�ysze�, jak szwargocz�, aby i apetyt, i humor utraci�. � Ech, obyli�my si� z tym poczciwym K�hlerem, kt�ry jest nadzwyczaj g�adkim i mi�ym cz�owiekiem � odpar� szambelan � obyli�my si� i z tym Eins, zwei, drei!24 Zreszt� Niemc�w u nas jako� ani s�ycha� tak bardzo, ani wida� � przycupn�li. Burzymowski niedowierzaj�co g�ow� potrz�s�. � No, to musi by� ich czu� przynajmniej � rzeki, nosem pokr�caj�c. � Dajmy temu pok�j. Wy macie jeden ich gatunek, my drugi, a dla mnie oni wszyscy diabla warci. Po chwili doda�: � A z familii kr�lewskiej kog� tam macie? � No, starego ksi�cia eks�podkomorzego25, kt�ry si� ju� bardzo posun�� � pocz�� Pokuty�ski. � Hm� I Truskolask� porzuci�? � spyta� szlachcic. � O, dawno! � roz�mia� si� Pokuty�ski. � Cho� nie r�cz�, �eby j� jaka J�zia nie zast�powa�a, bo on bez tego nigdy nie by�. � Stary ba�amut! � ruszaj�c ramionami, mrukn�� Burzymowski. � I kog� wi�cej? � Jest pani hetmanowa26, no i nasz ksi��� J�zef, gwiazda nasza! � zawo�a� Pokuty�ski z zapa�em. � A ksi��� J�zef, jak�e? co? tego? hm? � spyta� Burzymowski, nie �miej�c si� wyrazi� dobitniej. Po chwili namys�u Pokuty�ski, zawsze w mowie ogl�dny, odpowiedzia�, z wolna cedz�c: � Ksi��� J�zef? Jak�e ma by�? Tego� na niego oczy Niemc�w zwr�cone, boj� si� go jako� instynktem, musi siedzie� i udawa�, jakby go opr�cz fata�aszek nic w �wiecie nie zajmowa�o. Lew �pi! Pod Blach� u niego ca�e �ycie si� skupia: z Pod Blachy ono na miasto p�ynie. Musimy si� bawi� szalenie, aby nas nie pos�dzali, �e nam z Niemcami niedobrze. Wi�c Pod Blach� nic, tylko wyrocznia mody i opinii. � Nie wiesz o tym? � S�ysza�em praeter propter27 � odezwa� si� Burzymowski � ale to jest zawsze dom kawalerski, dla m�czyzn, a kobiety� Pokuty�ski popatrzy� na� d�ugo, d�ugo i rzek� od niechcenia: � Kobiety przecie przyjmuje pani Tyszkiewiczowa, a gdy jej nie ma (bo ona tu rzadko siedzi) � to jest przecie jej przyjaci�ka, pani Vauban28. Pos�yszawszy to imi� szlachcic, zdziwiony, sta� dot�d d�ugo niemy i jakby waha� si� wyda� z niewiadomo�ci� swoj�, wtr�ci� w ko�cu nie�mia�o: � Ale bo widzisz, m�wi�em ci, �e jestem zza kordonu. Jak? Jak? Vauban? Vaubin? C� to za jedna? Szambelan wyd�� usta, wzi�� pr�ny kieliszek w r�k� i zamiast patrze� w oczy Burzymowskiemu, zmru�ywszy jedno oko przygl�da� si� d�ugo kieliszkowi, kt�ry by� dosy� pi�knie rzezany. � Pani de Vauban � pocz�� nareszcie wolno � pani de Vauban, hm � jak�eby ci to powiedzie�? Jest to emigrantka francuska, osoba wysokiego tonu, ekstra delikatnego zdrowia, ekstra wykwintnych sentyment�w � jest to przyjaci�ka od serca pani Tyszkiewiczowej, kt�ra dla s�abej konstytucji, nie dozwalaj�cej jej si� nara�a� na cz�ste a d�ugie podr�e, raz tu przybywszy z pani� referendarzow� � ot tak zosta�a Pod Blach�, oczekuj�c na powr�t przyjaci�ki, a tymczasem za ni� robi honory domu. � Quo titulo?29 � zapyta� szlachcic natarczywy. � Jak to! Rzecz bardzo prosta! Jako przyjaci�ka siostry ksi�cia i � jako gospodyni domu, kt�ry ma tylko gospodarza � rozumiesz? Szlachcic g�ow� kiwa� z jak�� min�, jakby mu to jeszcze nie ze wszystkim wydawa�o si� jasnym. � Jako� ja tego spe�na, mierz�c naszymi obyczajami, nie rozumiem � odpar� Burzymowski � albo ty figlarzu, antiquo more30, kpisz sobie po prostu ze mnie. � Uchowaj Bo�e! M�wi� ci prawd� najszczersz� i rzecz tak jasn� � odpar� Pokuty�ski � tak naturaln�, �e nie pojmuj�, co w niej ciemnego znajdujesz. Burzymowski w g�ow� si� podrapa�. � A kt� tam bywa pod t� Blach�? � zapyta�. � Phi, wszyscy, co do nogi i co do n�eczki najarystokratyczniejszej � doda� szambelan � opr�cz kilku starych kwok nudnych! Burzymowski, r�ce zapakowawszy w kieszenie kapoty, chmurny i zadumany, pocz�� si� po izbie przechadza�. � Ta Vauban � czy jak tam � ma m�a? � spyta� odwracaj�c si�. � A ma! Poczciwy jaki� cz�ek, przyje�d�a tu j� odwiedza� czasami Francuz wielce utalentowany, gra w teatrze amatorskim, jak gdyby ca�e �ycie by� z profesji artyst�. � Role m��w? � spyta� Burzymowski wci�� dumaj�c. � M��w i kochank�w nawet � doda� Pokuty�ski � en perfection31. Nast�pi�o milczenie, wie�niak stan�� i pocz�� z nat�eniem w oczy patrze� Pokuty�skiemu, kt�ry w ko�cu na g�os si� roz�mia�. � M�wisz, �e wszyscy bywaj� Pod Blach�? � doda� szlachcic. � Powtarzam: wszyscy! � potwierdzi� szambelan. Burzymowski pozosta� w zadumie, potem �ywo do ucha przyskoczywszy szambelanowi, co� mu pospiesznie szepta� zacz��. � Albo ja wiem! � odpar� wolno Pokuty�ski. � Co to do mnie nale�y! Znowu Burzymowski chodzi� ze zwieszon� g�ow� i nierych�o odezwa� si� jakby sam do siebie: � Tandem32 tedy, mo�cidzieju, to tam jakie� pokrewie�stwo nasze, a raczej Sylwki, nie moje, z Tyszkiewiczami bardzo dalekie i dajmy na to, �e go i nie ma. Ja si� wcale o nie upomina� nie my�l� � wysokie progi na moje nogi. S� inne domy cichsze, nie ksi���ce, kt�re nam lepiej przystan�. � Znajdziesz ich do wyboru, ile zechcesz! Ale kwiat i �mietanka zawsze nie gdzie indziej, tylko Pod Blach� � rzek� Pokuty�ski. � Jest czcigodna pani kasztelanowa po�aniecka, jest pani staro�cina krakowska, s� pa�stwo eks�stolnikostwo koronni, wielka mnogo�� r�norodnych Potockich, na ostatek i szanowny nasz Arystydes, marsza�ek Ma�achowski33, tak nudny, jak i by�. � Ale prosz� ci�? � podchwyci� Burzymowski � i wszystko si� to w kupie trzyma? Vaubany i Artystydes, Wielopolska i hetmanowa, So�tyk i Blacha?? Pokuty�ski serdecznie �mia� si� zacz�� i nim si� na odpowied� zebra�, u�ciska� wprz�dy dobrodusznego szlachcica. � Poczciwo�ci ty moja! � zawo�a� parskaj�c. � Nie wszyscy �yj� ze wszystkimi, trudno � ale si� nikt z nikim nie k��ci. �adzimy si� z sob�, jak mo�emy, przekonasz si�, zobaczysz! � No tak, zobaczymy � rzek� Burzymowski kwa�no, bo go u�cisk nie udobrucha�, cho� go odda� szambelanowi � zobaczymy, ale ja od ciebie, kochany kolego, jasnej, otwartej odpowiedzi i wskaz�wki ��da�em, a ty po�g�bkiem co� b�kasz, czego ja, symplicjusz34, prostym, szlacheckim rozumem pokombinowa� nie mog�. Nie wiadomo, jak by si� tym razem naci�ni�ty szambelan potrafi� wykr�ci� z dwuznaczn� odpowiedzi�, bo z twarzy jego wida� by�o, �e nazbyt szczerym by� nie my�la�, gdyby, szcz��ciem dla�, w austerii ha�as nie powsta� wielki. G�osy w zaje�dzie pos�yszawszy, poczciwy Burzymowski rzuci� si� ku drzwiom po�piesznie, domy�laj�c si� niep�onnie, �e c�rka jego przyby� musia�a. II Pokuty�ski za odchodz�cym przyjacielem powi�d� oczyma przymru�onymi, u�mieszek mu si� przesun�� po bladych ustach, z wolna wyci�gn�� r�k� ku swemu szalowi tureckiemu, jakby w zamiarze zawi�zania go znowu, gdy drzwi otwar�y si� szeroko i Burzymowski z twarz� rozpromienion� i triumfuj�c� wprowadzi� sw� jedynaczk�, za kt�r� tu� sz�a pani wojska Cze�ewska, towarzyszka jej i krewna, pospolicie cioci� dla kr�tko�ci nazywana, chocia� �ci�le wzi�wszy, do tytu�u tego �adnego prawa nie mia�a. Pokuty�ski, chocia� wcale ju� m�odym nie by� cz�owiekiem, galantem jednak dla dam by� nie przesta�, a cho�by nim i nie by�, zjawienie si� istoty tak �licznej jak panna Sylwia musia�o na nim i na ka�dym najostyglejszym uczyni� pewne wra�enie. Nie zbywa�o na�wczas Warszawie na znakomitych pi�kno�ciach niewie�cich, na kt�rych nie brak jej nigdy; pa� i panien cudnie urodziwych by�o mn�stwo, pocz�wszy od ksi�niczki Anieli Radziwi���wny i panny Teresy Kickiej (w kt�rej kocha� si� ksi��� Adam Czartoryski), Laury Potockiej i wielu a wielu innych a� do niem�odej ju�, ale zawsze jeszcze uroczo pi�knej, niegdy� przez Trembeckiego35 opiewanej Kossowskiej. Pomimo nawyknienia do widoku tych promieniej�cych obliczy Pokuty�ski uzna� w duchu, �e panna Sylwia Burzymowska mog�a �mia�o stan�� w ich kole i bodaj o lepsz� walczy� z nimi. Spojrza� na ni�, gdy zas�on� i chustk� zdejmowa�a z dziecinn�, naiwn� zalotno�ci� zbli�aj�c si� ku niemu i � prawie os�upia�. Spodziewa� si� nieszpetnej sobie, wiejskiej, rumianej, zdrowej i weso�ej dzieweczki z okr�g�� twarzyczk� ojcowsk�, ale nie takiego cudu! Panna Sylwestra, kt�r� matka jeszcze eufonicznie36 na Sylwi� przechrzci�a, bo imiona romantycznie pi�kno brzmi�ce by�y na�wczas w modzie � mia�a wszystkie warunki wymagane od niewie�ciej pi�kno�ci: wzrost, kibi� zr�czn� i gibk�, wdzi�k naturalny ruch�w, kt�ry j� nic nie kosztowa� i wyuczony nie by�, twarz cudnego blasku i wyrazu, tryskaj�c� �yciem, oczy zab�jcze, ogniste, napastliwe, p�e� niepor�wnanej �wie�o�ci, w�osy prze�liczne, z�bki per�owe, a do tego wszystkiego w dodatku �mia�o�� wiejsk� rozpieszczonego dzieci�cia, zalotno�� niewinn�, poj�tno�� wielk� i �ywo��. Tak jak na poczciwego ojca twarzy ca�y si� Burzymowski malowa�, u c�rki te� dusza m�wi�a przez oczy. Mo�na by�o zar�czy�, nim otworzy�a usta, �e si� odezwie dowcipnie, weso�o, roztropnie i nie da niczym si� onie�mieli�, nie nastraszy niczego. Blask jej wzroku zmiesza� niemal nawet starego i o�mielonego Pokuty�skiego, zdawa�o mu si�, i� wprost do duszy jego zajrza�a. Pierwsz� my�l� jego by�o � �e cho� warszawiank� si� nie urodzi�a, natura j� uczyni�a czystej wody warszawiank�. Samowolne dziewcz�, wychowane na wsi, w domu, w kt�rym nawyk�o kr�lowa�, by�o tak pewnym siebie, jakby mu wsz�dzie na �wiecie nale�a�o panowanie. Zbli�y�o si� do szambelana Pokuty�skiego, nie okazuj�c najmniejszego, nawet przelotnego pomieszania. Ciocia, pani wojska Cze�ewska, kt�ra niegdy� zachwyci�a by�a troch� lepszego towarzystwa i � jak mawia�a, bywa�a na wielkim �wiecie, a p�niej zardzewia�a na wsi, mia�a ton i maniery przestarza�ej elegantki i �mieszn� nieco wymuszono�� a krygi. Resztki niedogas�ej pi�kno�ci, zaledwie ju� dostrze�one, piel�gnowa�a do zbytku starannie, ruchy mia�a teatralne; pami�� zbytnia o sobie w tym wieku, sentymentalizm przestarza�y nadawa�y jej nieco karykaturaln� posta�. Ojciec w�a�nie przedstawia� szambelanowi c�rk�, a c�rce Pokuty�skiego jako najlepszego przyjaciela m�odo�ci, razem prezentuj�c go pani wojskiej, kt�ra z bardzo powa�n� min� wielce uroczystym wita�a go dygiem, gdy Sylwia zawo�a�a �ywo: � A, panie szambelanie, czy� nawet do Warszawy lepszych dr�g nie ma?! My�la�am, �e ojca nigdy nie dogonimy! Wl�k�y�my si� z rozpaczliw�, ��wi� powolno�ci�, konie sz�y jak w p�ugu! A, co to za droga! Co za droga! Nigdy jej w �yciu nie zapomn�! To m�wi�c ju� oczyma bada�a ca�� posta� starego szambelana, kt�ry nawzajem pilno i z nie tajon� rozkosz� wpatrywa� si� w ten �liczny kwiatuszek, nie mog�c widokiem jego nacieszy�. Wra�enie, jakie na nim Sylwia uczyni�a, tak si� w twarzy jego odmalowa�o dobitnie, �e panna si� zarumieni�a. Nie �eby j� to zak�opota�o, lecz owszem, �e to jej uczyni�o przyjemno��. Mi�o jej by�o ho�dy odbiera�, tak jako� � czu�a, �e si� jej one z laski Bo�ej nale��. Starym obyczajem stanis�awowskiego dworu Pokuty�ski musia� rozpocz�� od cukrowanego komplementu. � Ja tedy � rzek� u�miechaj�c si� � b�d� tak szcz�liwym, i� pierwszy zwiastuj� w Warszawie o zjawieniu si� nowej, jasnej gwiazdy na jej niebie. Burzymowski, pos�yszawszy to, a� poskoczy�. Chwyci� go za r�k� niemal z przestrachem. � Cz�ecze, przyjacielu, szambelanie, Pokuty�siu! � krzykn��. � Na rany Pa�skie, zlituj si�, nikomu tylko o nas nie m�w! Nie oznajmuj! Nie zwiastuj. Prosz�, b�agam, zaklinam o to! Nie wiemy jeszcze wcale, jak si� urz�dzimy, gdzie i jak bywa� mamy, gdzie nie bywa� Zmi�uj si�! Zlituj! Pann� to wcale jako� nie nastraszy�o, roz�mia�a si� tylko. Nie wiadomo � z szambelana komplementu czy z ojca przestrachu. � O o! � zawo�a�a �mia�o g�osikiem d�wi�cznym, w kt�rym gra�o �ycie. � Na gwia�dzistym niebie Warszawy ja chyba b�d� niezgrabnym ob�oczkiem � prosta sobie, biedna wie�niaczka! Przyznaj� si� panu szambelanowi, �e z niema�ym jad� strachem, z ogromn� cie� kawo�ci� � no i z ochot� bawienia si� i wybawienia za wszystkie czasy! Ojciec, s�uchaj�c, twarz� robi� najdziwniejsze miny, Sylwia z ukosa na� rzuci�a oczkiem, ale kwa�nego i zak�opotanego usposobienia nie chcia�a wcale zrozumie� czy bra� do serca. � A, nie uwierzysz pan � ci�gn�a dalej � jak tam u nas za kordonem austriackim smutno i nudno. Warszawa, cho� pod Prusakiem, zawsze Warszaw�. � Mog� pani zar�czy� � przerwa� Pokuty�ski � �e jest tak �wietn�, jak tylko z Prusakami by� mo�e, kt�rzy nam nie przeszkadzaj� si� weseli�, a my korzystamy z tego, ufaj�c w Bogu, �e kiedy� i oni ust�pi� musz�. � No i bawi� si� tam weso�o, weso�o, nieprawda�? � doda�o dziewcz� naiwnie. � A, prosz� pana si� nie �mia� ze mnie, �e ja tak nieustannie o zabawach m�wi�! Ja si� sama tego wstydz�, wiem, �e nam weso�o�� dzi� nie do twarzy, ale taka jestem biedna z tym moim trzpiotostwem dziecinnym � nie umiem inn� by�! � I za�ama�a r�czki, a �licznie jej z tym by�o. � Ach, nie masz si� pani czego wstydzi� � �wawo wtr�ci� szambelan. � My, starzy, szukamy zapomnienia biedy w zabawach, c� dopiero m�odzie�, dla kt�rej one s� �ywio�em jak powietrze i woda? W Warszawie znajdziesz pani wszelkie rodzaje zabaw i rozrywek, jakie sobie tylko wyobrazi� mo�na � na rozkazy, do wyboru, na skinienie! M�odzie� m�ska i �e�ska najlepszego tonu, wszystkie �wiaty i sfery, jakich kto zapragnie. Mamy �wiat par excellence37 najwytworniejszy, francuski, paryski, sam� cr?me38 emigracji; mamy krajow� jego imitacj�, doskona��, �wiat staropolski z nie bardzo jeszcze wyszarzanymi kontuszami, a troch� zbutwia�ymi ideami; �wiat niemiecki K�chler�w i Hoym�w39 zaperfumowany francuszczyzn�, a cuchn�cy biurokracj�, na ostatek m�ody �wiatek � wojsko nieregularne wielkich nadziei!� Pi�kna Sylwia, s�uchaj�c troch� dowcipkuj�cego ju� dla przypodobania si� jej szambelana, a� w r�czki plaska�a z rado�ci, �miej�c si� do� weso�o, co zmusi�o pani� wojsk� do wstydliwego spuszczenia ocz�w, gdy� t� swobod� uwa�a�a za wielk� nieprzyzwoito�� i sroma�a si� za sw� wychowank�. Stary Burzymowski tak�e nie bardzo by� rad musia� ze znalezienia si� c�rki i sta� frasobliwy, to g�ow� g�adz�c, to odchrz�kuj�c znacz�co, to smutnie spogl�daj�c na swe zapylone buty. Twarz mu chmurnia�a, oczyma zdawa� si� chcie� do zrozumienia dawa� Pakuty�skiemu, a�eby si� z malowid�em Warszawy niekoniecznie rozpo�ciera� tak szeroko. Szambelan za� by� pod tak silnym wra�eniem pi�kno�ci panny, �e dla niej got�w by� wzgl�dem przyjaciela dopu�ci� si� niepos�usze�stwa i zdrady. Rozmowa zaczyna�a si� coraz swobodniej rozwija�, bo Sylwia, zawojowawszy od razu szambelana, chcia�a z niego wyci�gn�� wszystkie jej potrzebne wiadomo�ci, kt�rych by�a spragnion� � a czu�a ju�, �e Pokuty�ski musia� jej by� pos�usznym � gdy z da�a da�y si� s�ysze� �piewy jakie� osobliwego rodzaju. Nie by� to ani �piew �yd�w, obchodz�cych swe nabo�e�stwo, ani hukanie napi�ych wie�niak�w; �aden z tych dwu rodzaj�w, jakich w karczmie si� spodziewa� by�o mo�na, ale co� ekstraordynaryjnego, dziwnie niesfornego, krzykliwego, zuchwa�ego, ha�a�liwego, junackiego, zmieszanego z pie�ni, wrzasku i �miechu. W izbie karczemnej nasta�o milczenie, wszyscy si� przys�uchiwali z podziwieniem i niejak� trwog�. Jeden mo�e Pokuty�ski domy�la� si�, co to by� mog�o, brwi podci�gn�� do g�ry, drgn�� i usta zak�si�. Panna Sylwia, kt�r� nic ustraszy� nie mog�o, �mia�a si� � rada ju� i tej jakie� niespodziance. Wojska mia�a min� wystraszon�. Burzymowski zdumiewa� si� i g�ow� kr�ci� okazuj�c niepok�j, zw�aszcza �e �piew ten coraz dobitniej, wyra�niej, g�o�niej pocz�� si� przysuwa�, zbli�a�, na ostatek zabrzmia� w sieniach i rozszed� si� po nich echem szerokim. Nie do�� na tym, przesun�� si� pod same ju� drzwi, kt�re si� nagle z wielkim �oskotem otwar�y. Kilkunastu m�odych i �redniego wieku m�czyzn, z twarzami mocno zarumienionymi, w strojach najrozmaitszych, pocz�wszy od kurtki z lisami do taratatki40 i fraka, sta�o w progu z kielichami w r�ku. Wszyscy byli pod t�g� dat�, rozochoceni, rozgor�czkowani. Pie�� pospolita, dawna, znana ju� z samej nuty swej, brzmia�a niezgodnymi g�osy: A kto nie wypije, Tego we dwa kije, �upu cupu, cupu �upu, Tego we dwa kije! T�yzna ta, bo tak w�wczas zwano hulak�w, nie spodziewa�a si� pewnie spotka� z kobietami, gdy� zobaczywszy je, nagle �piewa� przesta�a, czapki si� niekt�re podnosi� zacz�y. By�a chwila namys�u i zgryzot sumienia. Wtem m�czyzna ogromnego wzrostu, twarzy butnej i zuchwa�ej, ruch�w �o�nierskich a rubasznych, stoj�cy na przodzie, krzykn�� g�osem dono�nym: � Szambelan Pokuty�ski, dezerter, prosimy o wydanie go w r�ce sprawiedliwo�ci! � Powiedziano jest w prawie pruskim, ruskim i mazowieckim, �e kto przechowuje dezertera, podpada tej karze, co on sam! Towarzysze m�wcy, przypatruj�cy si� z ciekawo�ci� niezmiern� pi�knej Sylwii, szeptali co� �wawo do uszu jeden drugiemu. Burzymowski rozdra�niony w�sa ju� nie kr�ci�, ale go dar�. Z dala za t� gromad� z kielichami wida� by�o �yd�w, w�o�cian, furman�w, gawied� wszelak�, kt�ra si� zbieg�a przypatrze� tej osobliwej procesji. Zybek, stworzenie ciekawe niepomiernie, mi�dzy nich si� wcisn�wszy, prawie �mia� si� tak, �e a� przysiada�. � Prosimy o przebaczenie � ci�gn�� dalej olbrzym �w, innym przoduj�cy, kt�ry by� nie kim innym, tylko s�awnym D�bskim � nie wiedzieli�my o obecno�ci dam, a niewiadomo��, jak wiadomo, grzechu nie czyni. B�d� co b�d� niewie�cie robrony41, cho� za sza�ce s�u�y� mog�, nie daj� droit d�asile42. Dezertera si� domagamy, nieodzownie! Wtem ca�a gromadka hucznie zawt�rowa�a za m�wc�: � Dezertera! Dezertera! A jeden zanuci�: � Et caetera, et caetera! Obudzi�o to �miech powszechny. Wojska Cze�ewska, nie cierpi�ca scen grubia�skich, przera�ona tym naj�ciem gwa�townym nad wyraz wszelki, zobaczy�a szcz�ciem drzwi do drugiej izby otwarte i poci�gn�wszy Sylwi� za sob�, znikn�a drzwi natychmiast rygluj�c, bo � za nic r�czy� nie mo�na by�o! Trz�s�a si� jak w febrze, powtarzaj�c: � A c� to za grubia�stwo! Oddalenie si� kobiet oswobodzi�o je wprawdzie od zuchwa�ych wejrze�, ale po�o�enie osamotnionego Burzymowskiego uczyni�o niesko�czenie trudniejszym. M�wca bowiem widz�c, �e m�czy�ni pozostali sami, nie waha� si� ju� wkroczy� do izby ze szklank� w r�ku, a towarzysze jego nieodst�pni �wawo poszli za wodzem w �lady. Szlachcic znalaz� si� otoczony, �ci�ni�ty przez t� m�odzie� junack�, kt�ra na nim nader przykre czyni�a wra�enie, cho� w�asn� mu przesz�o�� przypomina� mog�a. Go�cie przybywaj�cy pod he�mem43, nawykli przy tym do �atwego robienia znajomo�ci u kieliszka, zn�ceni cudnie pi�kn� twarzyczk�, kt�rej pokrewie�stwa bliskiego z okr�g�ym szlachcicem �atwo si� by�o domy�li� � posun�li si� rewindykowa� dezertera, ale razem przedstawili si� po kolei Burzymowskiemu i � stante pede44, pili ju� jego zdrowie. Szlachcic, jake�my m�wili, mia� od natury dane serce mi�kkie, nierad by� uchybi� nikomu, wi�c cho� z�y, stara� si� by� niezmiernie grzecznym. Przyjmowa� u�ciski r�k i ca�usy, wywzajemniaj�c si� z coraz wi�ksz� serdeczno�ci� wie�niacz�. Og�lne usposobienie powali na� oddzia�ywa�o. � U�miecha� si�. S�ycha� by�o cmokania i nazwiska, a w przestankach Burzymowskiego wykrzykniki: Ale � m�j mo�ci dobrodzieju� Zbytek �aski. Nadzwyczaj mi przyjemnie. N�ki asindzieja caluj� � itp. Szambelan Pokuty�ski widz�c, �e z jego powodu szlachcic by� w nader k�opotliwym po�o�eniu, zmiarkowa�, �e go inaczej nie ocali, jak po�wi�caj�c si� za towarzysza, wzi�� wi�c sw�j szal i mia� si� do wyj�cia. � No, wi�c kiedy ka�ecie � zawo�a� � id� z wami, wypij� za zdrowie wasze, ale waruj� sobie, �e mnie zaraz potem wypu�cicie, bo na wieczerzy u Grabowskiej musz� by� � s�owo wam daj� � musz�. Ogromny m�czyzna, s�awny zawadiaka D�bski, vulgo45 D�b, przez innych Klocem zwany, nie zaspokoi� si� tym i zwr�ci� u�miechaj�c si� do Burzymowskiego. � M�j mo�ci dobrodzieju � rzek� z patetyczno�ci� umy�lnie przesadzon� � spodziewam si�, �e nam tej inwazji na swe terytorium za z�e mie� nie b�dziesz, a na dow�d, �e rankoru46 do nas nie masz, nie odm�wisz z nami o trzy kroki do oficyny na szklank� ponczyku � ut sic!47 Powiadam ci, z�oty panie, ponczyk, jaki ja tylko robi� umiem � bez kropelki wody. Delicje! Oblizywa� si� po nim! Je�eli ci i�� trudno, obywatelu, dla przyjemnej okr�g�o�ci swej, my ci� na r�kach zaniesiemy! Uczy� nam ten honor i przyjemno�� � daj dow�d, �e cesarz austriacki sprzyja kr�lowi pruskiemu, kt�rego my tu reprezentujemy, inaczej konsekwencje okropne, wojny, rzezie, po�ogi! � W razie gdyby� by� g�odnym, a tu czeka� na jajecznic�, ja tam ci r�cz� za kawa�ek huzarskiej pieczeni, kt�ra ju� musi by� gotowa � i � z cebul�! � Hej, mopanie! Cygan da� si� dla kompanii powiesi�! � Ale dajcie� mu pok�j, z c�rk� jedzie, z kobietami, pilno mu jest! � zawo�a� Pokuty�ski, staj�c w obronie. � Milcza�by�! Nie masz g�osu! � odpar� D�bski impetycznie. � Je�eli o niewiasty idzie, dwu z nas gotowi wart� dla ich bezpiecze�stwa zaci�gn��! Nie konfiskujemy go na wiekuiste czasy, za p� godziny ca�y i zdr�w powr�ci, ogrzany ponczem i od�ywiony pieczenia � w dobrym towarzystwie. Panna spocznie, a gdyby zmierzch�o, gotowi�my oko�o sanek jako salve�gwardia48 towarzyszy� do Warszawy! Burzymowski spotnia� a� od tego srogiego utrapienia, kr�ci� si�, k�ania�, zaciera� r�ce, tymczasem na znak przez wodza dany Kwi�ski i Anizetka ju� go pochwycili grzecznie pod ramiona. Opiera� si� nie by�o sposobu. Nec Hercules contra plures49. Koszycki us�u�nie ju� mu czapk� jego z uszami nak�ada� w ten spos�b, i� oczy zasun��, Kalinowski ku drzwiom z kielichem kroczy� ani przypuszczaj�c nawet, aby si� szlachcic �mia� i m�g� im oprze�. Burzymowski sam czu�, �e tej �askawo�ci nie b�dzie m�g� unikn��, zawo�a� wi�c tylko b�agaj�co: � Zmi�ujcie si�, panowie, niech tylko s��wko powiem c�rce, bo b�dzie o mnie niespokojna! � Zgoda! Wracaj pan zaraz! My, nie opuszczaj�c terytorium, czekamy! � zawo�a� D�bski. Puszczono go do drugiej izby, kt�r� na zapukanie dr��ca wojska odryglowa�a, a gdy powr�ci�, wzi�to go pod r�ce znowu i � processionaliter50, jak przybyli, nuc�c �piew, wszyscy poci�gn�li, wybieraj�c, gdzie by� najg��bszy �nieg, do oficyn pa�acowych. Pokuty�ski i szlachcic musieli i�� w po�rodku jak wi�niowie i winowajcy. Raz ju� popad�szy w towarzystwo zawadiak�w, Burzymowski usi�owa� si� do niego nastroi�, by� weso�ym i serdecznym, cho� na twarz mu wyst�pi�y marszczki, a w duszy po stokro� przeklina� spotkanie swoje z Pokuty�skim i niepotrzebne odezwanie si� do niego. W istocie po�o�enie ojca pi�knej Sylwii nie by�o do zazdro�ci. Pragn�� j� ustrzec od zetkni�cia si� ze �wiatem roztrzpiotanym i rozpasanym, a wpad� od razu pomi�dzy m�odzie� najszale�cz�, rozhukan� i nie respektuj�c� nic w �wiecie. Musia� si� z ni� ca�owa�, �ciska� i zawi�zywa� uci��liwe na przysz�o�� stosunki. Wszyscy ci panowie, wypiwszy jego zdrowie, mieli prawo odzywa� si� potem do znajomo�ci, wciska� si� do domu, zaprasza� si� do niego, a jego ci�gn�� do siebie. Tkwi�a mu te� w g�owie Blacha i pani Vauban, a wystawia� sobie, �e ta t�yzna do obozu ksi�cia J�zefa nale�e� musia�a, cho� w istocie tak nie by�o. Stru� go Pokuty�ski p�s��wkami o towarzystwie Pod Blach�, a tu nowe strachy przynosi�a znajomo�� tak niebezpiecznej m�odzie�y. Z tymi sztyletami w sercu trzeba si� by�o �mia�, weseli�, na dowcipy odpowiada� i udawa� wielce uszcz�liwionego. Najwi�cej jednak frasowa�a go Blacha z t� jak�� wielce podejrzan� Vauban! Jak tu by�o si� z tego przed Sylwi� wykr�ci�, aby tam nie zagl�da�, nie przypomina� si� koligacji, nie zawi�zywa� stosunk�w i pozosta� na boku. Burzymowski mia� wielk� cze�� dla nieboszczyka kr�la51, kt�ry go zrobi� szambelanem i da� mu order; mia� cze�� dla ca�ej jego rodziny, zatem i dla synowca � a mimo to c�rki teraz Pod Blach� wprowadzi� sobie nie �yczy�. Po g�owie mu chodzi�o, �e go ta poczciwa, nieopatrzna Sylwia zmusi� mo�e. Zna� sw� s�abo�� dla niej i powtarza� w duchu: � O la Boga! O la Boga! Co ja tu poczn�! Po co mi tu jecha� by�o! My�lami tymi skr�powany, dosta� si� do oficyny. Wprowadzono go tu uroczy�cie do wielkiej izby, w �rodku kt�rej sta� st� na p� obrusem pooblewanym ju� okryty i jak mapa wygl�daj�cym, zastawiony opr�nionymi butelkami, powywracanymi szklankami, przyozdobiony waz� do ponczu przygotowan�. U podstawy jej le�a�y bry�y cukru, stos pomara�cz i cytryn. Mimo tych my�li zgry�liwych i ci�ko�ci, jak� na sercu doznawa�, Burzymowski by� szlachcicem ko�� z ko�ci naszych; wpad�szy mi�dzy wrony musia� kraka� jak i ony. Rozweseli� si� natychmiast i rozdobrucha�, bied� zawieszaj�c na ko�ku do jutra. Posadzono go na miejscu honorowym, ponowiono zdrowie, �ciskaj�c i ca�uj�c iterum iterumque52. Co mia� robi�! Na czczy �o��dek po podr�y (bo goldwasser z piernikiem dawno zapomniane zosta�y) wla� duszkiem szklank� ponczu jak spirytus mocnego. Nalano mu drug�, kt�rej odm�wi� nie m�g�, zw�aszcza �e przedziwnie smakowa�, zatar� czuba, zapomnia� niemal, gdzie by� i jak si� tu dosta�. � S�ucha� t�ustych dykteryjek i �miej�c si� wali� nog� w pod�og�, bi� si� po kolanach, �apa� za g�ow�, przysiada�, podskakiwa� jakby za dobrych, starych czas�w sejmu czteroletniego. On z nich, oni z niego byli bardzo szcz�liwi. Ludzie mu si� wprawdzie wydawali zamaszy�ci nad miar�, butni i zawadyje, ale po ponczu by�by ju� przysi�ga�, �e serce mieli z�ote lub diamentowe. Coraz to czu� potrzeb� ich �ciska�, potem r�ce za pas zak�ada�, pokrzykiwa� weso�o, sam si� nawet junaczy�, aby do ich tonu dostroi� siarczy�cie. Trwa�o to dop�ty, dop�ki, podpiwszy jeszcze lepiej, nie zacz�li kawalerowie rozpowiada� o swych mi�ostkach. Kalinowski by� w�a�nie in tractu53 wykradania panny Prot�wny Potockiej, inni si� przechwalali, jak zr�cznie zawi�zywali intrygi, przesy�ali bileciki, ujmowali s�ugi, korzystali z redut, kasyna i przeja�d�ek do Mokotowa i M�ocin.54 Burzymowski u�miecha� si� wprawdzie, s�uchaj�c przez grzeczno��, ale ciarki po nim przechodzi�y. To, co tu spotyka�o innych, jemu te� i jego najdro�szej jedynaczce mog�o si� przytrafi�. Wprawdzie dowiadywa� si� tajemnie i nabywa� do�wiadczenia, na jakich drogach trzeba si� mu by�o pilnowa�, lecz zarazem dr�a� wyrzucaj�c sobie, �e dobrowolnie popad� w tak straszne niebezpiecze�stwo. Przyklaskiwa� wisusom przechwalaj�cym si� z tymi sprawkami, nie mog�c okaza� swego oburzenia, cho� kl�� ich w duchu. Poucz, kt�ry mu by� w g�owie zaszumia�, pod wra�eniem tych straszliwych rewelacyj ulotni� si�. Pochlebia� sobie, �e nikt na twarzy jego nie wyczyta niepokoju i frasunku, jaki go opanowa�, chocia� Pokuty�ski u�miecha� si� z dala, widz�c mieni�c� si� twarz szlachcica. Rad by by� co najrychlej opu�ci� to towarzystwo, ale przyrzeczonej pieczeni huzarskiej z cebul� czeka� mu kazano, a tymczasem historie pi�knych pa� i panien z komentarzami t�ustymi sypa�y si� z przera�aj�c� obfito�ci� szczeg��w. � Sodoma i Gomora! � powtarza� w duchu Burzymowski. � Otom wpad�! Otom wpad�! Zapomnia� biedak, �e cale nie lepiej za jego czas�w bywa�o, lecz � sz�o mu o najdro�sze dzieci�. Po d�ugiej m�czarni, kt�r� z u�miechem zmuszony by� znosi� pan Stanis�aw, wniesiono na ostatek piecze� huzarsk� i jeszcze burgunda, wyproszonego u rz�dcy ksi���cego pana Hofmana, kt�ry do piwnicy pa�skiej mia� klucze. Piecze� dla g�odnego mia�a pewien urok, przysma�ona cebulka wonia�a przedziwnie; zatar�o to na chwil� przykre wra�enie, bo �o��dek ma prawa swoje. Ze szklankami wina Burzymowski roztargniony nie liczy� si� wcale � bo� na frasunek dobry trunek, i co mia� do osieroconej c�rki po�piesza�, da� si� wstrzymywa�, siedzia�, sam ju� nie wiedzia� dlaczego. Rozgada� si� w ko�cu daleko wi�cej, ni� by� powinien; ichmo�cie, co go przyjmowali, dobyli z niego, co chcieli, pokumali si� z nim poufale jak z dobrym kole�k� i gdy nareszcie Pokuty�ski, daleko od niego ostro�niejszy i trze�wiejszy, wyci�gn�� go, Burzymowski tak si� po�egna� ze wszystkimi serdecznie, jakby nazajutrz mia� podziela� ich p�ochy �ywot i wnij�� w ich obyczaje. Trwa�o to usposobienie jednak nie d�u�ej jak do progu austerii. Tu widok c�rki wznowi� uczucia niebezpiecze�stwa i strachu. Konie natychmiast kaza� zaprz�ga�, aby salve� gwardii unikn��, i � ruszono. Po�egnawszy Pokuty�skiego Burzymowski przy pomocy Zybka wdrapa� si� do swoich sanek � i tu � sam na sam z pami�ci�, sumieniem i my�lami czarnymi, pocz�� si� gry��, bole�, wyrzuty sobie czyni� okrutne. Poncz i burgund ulecia�y na wolnym powietrzu, zosta� tylko po nich b�l g�owy ci�ki i smutne przeczucia. � �liczne porobi�em znajomo�ci! Nie ma co m�wi�! � szepta� sam dc siebie. � Pocz�tek co si� zowie! Ale rozumny cz�ek powinien ze wszystkiego korzysta�. Wiem teraz, jak si� pilnowa�, jak op�dza�, i nic nie ujdzie mojego oka! � Zjedz� licha, �eby mu si� wdarli do domu � mimo mej woli i wiedzy � albo potajemne zawi�zali stosunki. � Najgorsza rzecz ma jeszcze dobr� sw� stron� dla � cz�owieka z g�ow�! Czu� Burzymdwski, �e sam sobie tego piwa nawarzy�; usi�owa� wi�c przekona� siebie, i� z tego waru nic z�ego wynikn�� nie mo�e. Nie pierwszy to raz trafi�o mu si� b�ka wystrzeli�: w takich wypadkach bra� zawsze na rozum, �trutynowa��55, jak powiada�, a nie uspokoi� si�, dop�ki nie dowi�d� sobie, �e nie jest winien w najmniejszej rzeczy, ale sk�ad okoliczno�ci nieuniknionych. Na ten raz w istocie okoliczno�ci si� przyczyni�y wiele do obrotu sprawy. Na widok Pokuty�skiego nie m�g� nie wykrzykn��, a niepodobna by�o przewidzie�, �e �w szambelan sam jeden poci�gnie za sob� do austerii i ca�� gromad� zuchwalc�w. Gdyby ci ichmo�cie, kt�rzy wtargn�li tak obcesowo, byli trze�wi, Burzymowski m�g�by si� by� wym�wi� od wycieczki do oficyny � z podchmielonymi, a prawd� m�wi�c pijanymi, trudno si� by�o k��ci�, opiera�, aby nie wywo�a� awantury. Wi�c dla mi�ego spokoju p�j�� musia�, a poszed�szy pi�, a podpiwszy ca�owa� si�, a ca�uj�c s�ucha� konfidencji et sic porro.56 Burzymowski tak czu� zawsze, i� mu sumienie s�abo�� wyrzuca� mo�e, �e za ka�dym jej dowodem p�ty rozumowa�, trutynowa�, sofistykowa�57, dop�ki nie doszed� do po��danego wniosku, i� � da� oznak� si�y, a nie mi�kko�ci charakteru. Za �ywota nieboszczki ma��onki, osoby �ywej, lubi�cej zabawy i towarzystwo, troch� zalotnej (drudzy m�wili, �e bardzo) � pan Stanis�aw siedzia� pod pantoflem, lecz z mocnym przekonaniem, i� �onie imponuje i to tylko robi, co chce. Spod ber�a nieboszczki przeszed� prawie bez interregnum58 pod regiment59 c�rki ukochanej, akomodowa� si� te� i pani wojskiej Cze�ewskiej, tak jak w og�le przez jak�� wrodzon� ducha opiesza�o�� sk�onnym by� zawsze dawa� nad sob� przewag� nawet Zybkowi i arendarzowi w Burzymowie. Krzycza� czasem bardzo g�o�no, objawia� wol� sw� stanowczo i dobitnie, bi� pi�ci� w st�, mia� si� nawet za cz�owieka surowego, trzymaj�cego wszystkich w rygorze troch� za ostrym � tymczasem �miano si� z niego po cichu i kierowa� nim, kto chcia�. By�o mu z tym l�ej i wygodniej. Gdy okoliczno�ci zmusza�y go czasem do samoistniejszego kroku, znajdowa� si� w najdra�liwszym po�o�eniu; � nie ufa� sobie, szuka� niespokojnie rady, ��da� konfirmacji, udawa� si� o ni� tam nawet, gdzie by�o najtrudniej wyszuka�. � Spowiada� si� z biedy Zybkowi, klucznicy, pani wojskiej, w ostatku chwytaj�c czyje� zdanie, pierwsze lepsze, byle si� zby� trapi�cej go niepewno�ci i nie pozosta� odosobnionym z w�asnym. Wyb�r z dwojga by� dla� tak trudnym, i� gdy zmuszony by� go uczyni�, ci�gn�� potajemnie w�ze�ki albo w palce stuka�. Nie by� to brak inteligencji, bo Burzymowski wszystkie mo�liwe skutki ka�dego mo�liwego post�pku obrachowywa� szybko i z �atwo�ci�, lecz gdy widma nast�pstw stan�y przed nim