14484

Szczegóły
Tytuł 14484
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14484 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14484 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14484 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Fritz Leiber The Bait PRZYNĘTA Fafhrd, człowiek z Północy, śnił o górze złota. Szary Kocur, Południowiec, sprytniejszy i wiecznie chętny do współzawodnictwa, śnił o stosie diamentów. Nie zdążył jeszcze odrzucić wszystkich żółtawych, ale i tak sądził, że jego roziskrzony stos musi być więcej wart niż błyszczący Fafhrda. Skąd wiedział w swoim śnie, o czym śni Fafhrd, było tajemnicą dla wszystkich istot Newhonu, z wyjątkiem może Sheelby o Bezokim Obliczu oraz Ninguable o Siedmiorgu Oczu, magom i nauczycielom Kocura i Fafhrda. A może w grę wchodził potężny, mroczny, podziemny umysł, jaki obaj poznali? Obudzili się równocześnie, choć Fafhrd nieco wolniej. Usiadł na posłaniu. W połowie drogi między nogami ich łóżek tkwił obiekt, który przyciągnął ich uwagę. Ważył około osiemdziesięciu funtów, był wysoki na jakieś cztery stopy i osiem cali, miał długie czarne włosy rozpuszczone na plecy, skórę bladą jak kość słoniowa, i był przepięknie ukształtowany, niczym smukła figura szachowa Króla Królów, wyrzeżbiona z jednego kamienia księżycowego. Wyglądała na trzynaście lat, ale chłodny, zarozumiały uśmieszek miał raczej siedemnaście, a lśniące, głębokie jeziora oczu pochodziły z pierwszego topnienia Epoki Lodowcowej. Naturalnie, była naga. — Jest moja! — zawołał Szary Kocur, zawsze szybki jak miecz wyciągany z pochwy. — Nie, moja! — oznajmił Fafhrd niemal równocześnie, przyznając jednak początkowym „Nie”, że Kocur był pierwszy, a przynajmniej spodziewał się, że Kocur będzie pierwszy. — Należę do siebie i nikogo innego, jeśli nie liczyć dwóch czy trzech jurnych półdiabłów — odparła dziewczyna. Każdemu z nich rzuciła jednak niemal nimficzne, lubieżne spojrzenie. — Będę walczył z tobą o nią — zaproponował Kocur. — A ja z tobą — zgodził się Fafhrd, wolno wyciągając Graywanda z pochwy leżącej obok łóżka. Kocur także wyrwał rapier z kryjącej go pochwy ze szczurzej skóry. Obaj bohaterowie powstali w łóżek. W tej właśnie chwili kolejne dwie postacie pojawiły się za dziewczyną — jakby znikąd. Obie miały co najmniej dziewięć stóp wzrostu. Musiały się schylić, żeby nie uderzyć o sufit. Pajęczyny zwisały im ze szpiczastych uszu. Ta po stronie Kocura była czarna jak kute żelazo. Szybko dobyła miecza z pochwy wykonanej z tego samego materiału. Równocześnie drugi przybysz — dla odmiany biały jak kość — wyjął miecz błyszczący jak srebro. Pewnie ze stali pokrytej cyną. Olbrzym naprzeciw Kocura zadał straszliwy cios w głowę. Kocur odparował prima i broń napastnika ze świstem przemknęła z lewej strony. Wtedy, chytrze zatoczywszy młynka rapierem, Kocur ściął głowę czarnego stwora. Z przerażającym stukiem uderzyła o podłogę. Biały szejtan przed Fafhrdem ciął straszliwe z góry. Wojownik z Północy związał klingę w lewej zasłonie i przebił napastnika na wylot, choć srebrzysty miecz o włos minął jego skroń. Z gniewnym tupnięciem nagiej stopy nimfetka rozwiała się w powietrzu, być może wracając do piekła. Kocur chciał wytrzeć klingę o pościel, ale odkrył, że nie ma takiej potrzeby. Wzruszył ramionami. — Cóż za nieszczęście, towarzyszu mój — powiedział z drwiącą żałością. — Nie będziesz mógł się cieszyć tą śliczną panienką, rozciągniętą w zachęcającej pozie na twojej górze złota. Fafhrd podszedł, by wytrzeć Graywanda o swoją pościel, ale natychmiast się przekonał, że on także nie pokrwawił klingi. — Fatalnie, najwspanialszy z przyjaciół — rzucił współczująco. — Nie zdołasz jej posiąść, a ona w dziewczęcym zapomnieniu nie będzie wiła się z rozkoszy na twym łożu z diamentów, których błyski budziłyby opalizujące barwy jej bladego ciała. — Daj spokój z tym artystycznym, zniewieściałym bełkotem. W jaki sposób się dowiedziałeś, że śniły mi się diamenty ? — zapytał Kocur. — Hmm — zastanowił się Fafhrd. Po chwili odparł wymijająco: — Tym samym sposobem zapewne, którym i ty odkryłeś, że śniłem o złocie. W tej właśnie chwili dwa wyjątkowo długie trupy zniknęły wraz z jedną odciętą głową. — Kocurze — rzekł z mądrą miną Fafhrd. — Zaczynam podejrzewać, że w wydarzeniach dzisiejszego ranka uczestniczyły nadprzyrodzone moce. — Albo halucynacje, wielki filozofie — nie zgodził się z nim Kocur. — Nie, nie — upierał się Fafhrd. — Widzisz przecież, że zostawili broń. — Istotnie — przyznał Kocur, chciwie zerkając na leżące na podłodze miecze: z kutego żelaza i ocynowany. — Dostaniemy za nie dobrą cenę na Dworze Ciekawostek. Wielki Gong Lankhmaru, głucho rozbrzmiewając zza murów, wybił dwanaście pogrzebowych uderzeń południa; zespoły grabarzy zaczynały rozkopywać ziemię. — To wróżba — oznajmił Fafhrd. — A więc znamy już źródło nadprzyrodzonej mocy. Kraina Cieni, cel wszystkich pogrzebów. — Tak — zgodził się Kocur. — Książę Śmierć, jak zawsze gorliwy, spróbował się z nami jeszcze raz. Fafhrd ochlapał sobie twarz wodą z wielkiej misy stojącej pod ścianą. — Przynajmniej… — przemówił wśród plusków — przysłał nam piękną przynętę. Wyznam ci, że nie ma nic lepszego, niż cieszyć się nagim, ledwie dojrzałym dziewczęciem. Albo przynajmniej je zobaczyć. Od razu ma się apetyt na śniadanie. — W rzeczy samej — odparł Kocur. Zacisnął powieki i dziarsko przecierał twarz dłonią zwilżoną białą brandy. — Takie niedojrzałe danie jak ona jest w sam raz, żeby rozpalić w tobie satyrze gusta i ochotę na dziewczątka ledwie rozkwitłe. W ciszy, jaka zapadła, gdy zamarły pluski, Fafhrd zapytał niewinnie: — Czyje satyrze gusta? Przełożył Piotr W. Cholewa