14450
Szczegóły |
Tytuł |
14450 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14450 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14450 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14450 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TERRYMCMILLAN
^ ^ ^
ODZIEŃ ZA PÓŹNO,O DOLARA ZA MAŁO.
Tytuł oryginału: A Day Łatę and a Dollar Short
Projekt okładki:MaciejSadowskiRedakcja: Maria MireckaRedakcja techniczna: Zbigniew KatafiaszKorekta: Anna Sidorek
0^'o
Original English language edition Copyright 2001by Terry McMillan.
Ali rights reserved including theright ofreproduction in whole or in partin any form.
This edition published by arrangement with Yiking,a member of Penguin Putnam, Inc.
forthe Polish editionby MUZA SA, Warszawa2002 for the Polishtranslation by Aldona Możdżyńska
ISBN 83-7319-141-0
Warszawskie Wydawnictwo LiterackieMUZA SAWarszawa 2002
Akc.^'.
'"^
Dla moich sióstr i brata,Rosatyn, Crystal, Vicky i Edwina,z miłością i szacunkiem
i pamięcimojej matfciMadeline Tillman (1933-1993),"która dawno wiedziała, co w trawie piszczy".
Suzie MaePńscilla - Julian (t)Viola - Cedl Prtce
BoogarPrecious Sąwrrel
Paris - NathanCharlotte - Albert ToussaintDingus
Janelle- Jimmy (+)Lewis- Downetta r- Todd
Shanice Jamil
Heather
TiffanyMoniąueTrevw
Gearge Porter \ Arlene
JaDonnaYolanda
^Brenda
Jak ja to widzę
Nicjużmnie nie zaskoczy.
Przynajmniej jak sięrozchodzi o moje dzieci.
Są już dorosłe, ale podwieloma względami zachowują się jak dzieciaki.
Wiem, że im działam na nerwy - ale one też mniewnerwiają - i ciągle się czepiają, że się wtrącamw ich sprawy, ale - cholera - w końcu jestem ichmatką.
Moimobowiązkiem jest wtrącać się w sprawymoich dzieci.
Po prostu się martwię.
O całą czwórkę.
Jak jasna cholera.
Gdybym ich nie kochała, tobymnieguzik obchodziło, co robią,i w ogóle bym sięnie przejmowała, co się z nimi dzieje.
Ale się przejmuję.
Przeważnie nie widzą, co wyprawiają, więc immówię, co ja widzę.
Wcale mnienie słuchają, alejako matka zawsze czułam, że jak im nie wytknępalcem, że sami sobie robią krzywdę i zadają ból,tokto im to pokaże?
No i właśnie dlatego wylądowałamw tym cholernym szpitalu: zezgryzoty.
Nawet nie chce mi sięmyśleć o Cecilu, bo jeszcze dostanękolejnego ataku.
Cecil to fatalny nawyk, jakimam od trzydziestu ośmiulat, to znaczyodkąd jest moimmężem.
Od tej szarpaniny z nim i z dziećmi jestem już zupełniesterana.
To cud,że w ogóle jeszcze oddycham.
Urodziły się tak szybko jak kocięta, z tym że każdejedne wyrosło na zupełnie innego zwierzaka.
Paris tolwica, która ryczyza cicho.
Lewisjest koniem, którynie potrafi udźwignąćwłasnego ciężaru.
Charlottetoani chybi byk, a Janelle pewnie owca - a raczej jagnię
- bo zawsze daje się wywieśćna jakieś pastwiskoinawet nie wie, jak się tam znalazła.
Każda matkawiążeze swoimi dziećmi wielkie nadzieje.
Marzą się jej różne rzeczy.
Chce dla nichwszystkiego, co najlepsze.
Chce, żeby dostały od życia,czego
- z takiegoczy innego powodu - sama nie dostała.
Chce, żeby były inteligentniejsze od niej.
Żebydokonywałylepszych wyborów.
Żeby robiły mądrzejszekroki.
Nie chce, żeby były głupie albo zachowywały sięjak głupki.
Dlatego mogłabym gołemi ręcami udusić Lewisa.
Jego życie to jeden wielki mętlik.
Zawsze sobieznajdzie jakąś wymówkę, a od trzydziestu sześciu lat niezmienił się ani ciutkę.
W 1974roku nie ukradł z motelu Lucky Lady tych tam klimatyzatorów, które policjaprzypadkiem znalazła, upchnięte na tylnym siedzeniunaszego sabre'a aż we wschodnim Los Angeles.
Lewistwierdzi,że kumpelmu powiedział, że należą dojegowujka.
No to dlaczego rruał mu nie wierzyć?
Potemniz tego,ni z owego dostał alergii.
W kółko kichałi pociągałnosem.
Mówił, że to odsmogu.
Ja sięnieurodziłam wczoraj, aleon obstawał przyswoim.
Comazrobić, mówił,jak mu ludzie ciągle dają różne rzeczydo naprawyalbo towar, o który się wcale nie prosił?
Na ten przykład zepsute stereo.
Albo jakieś starenarzędzia, które - jak sięokazało - były z garażupanny Bellulah?
Czy go oskarżyłam o kradzież tychnarzędzi?
A jak!
Lewis zawsze lądował w niewłaś10
ciwym miejscui o niewłaściwej porze, jak w 1978,kiedyczekał na Dukeya i Lucky'ego, którzy wyszliz pralni chemicznejbez żadnego prania i poprosili go,żeby"brał dupęw troki", a on jak ten głupi sięposłuchał i policja pogoniła im kota aż do więzieniaokręgowego.
Przeznastępne trzy lata Lewisczęsto gęsto wracałdo tego samegoszaregobudynku, a potem spędziłpółtora roku w o wiele większym więzieniu.
Ale niebył dobrymprzestępcą, bo: raz - zawsze dawał sięzłapać, i dwa - kradłtylko niepotrzebne nikomu badziewie: zardzewiałe kosiarki, łopaty i grabie, wyczerpane baterie,łyse opony, łożyskai tak dalej, i takdalej.
Za każdym razem, jak go przyskrzyniali, łamałam sobie głowę, jakktośz ilorazem inteligencji 146może być taki głupi.
Nauczyciele mówili, że to geniusz.
Zwłaszcza zmatmy.
Miał mózgjak kalkulator.
Ale co mu z tego?
Wciążczekam na dzień, kiedywszystkie teliczby dadzą jakąś konkretną sumę.
Za kratkami cośmusiałosię wydarzyć, bo od tamtejpory- znaczy się od dwunastu-trzynastu lat -Lewisowizupełnie pomieszało się wgłowie.
Nie potrafi dokończyć tego, co zaczął.
Czasami to nawet nie zaczyna.
Na szczęście nie wracał do pudła poza paroma wyrokamiza jazdę popijaku, miał też na tyle oleju w głowie,by, kiedy paru jegokumpli odwaliło kitę,przestaćbawić się prochami.
Teraz pali tylko trawkę, siedziw tejnędznejkawalerce, całymilitrami żłopie whiskeyi graw szachyz Meksykanami.
Jak zostaje sam (cosię nie zdarza często, bo nie znosi siedzieć samjakpalec dłużej niż parę godzin), rozwiązuje krzyżówki.
Trudne.
I jest w tym dobry.
Krzyżówki toon kończy.
Z tego, cowiem,to przez jego mieszkanie przewinęły
11.
się setki kobiet, które zostawały u niego na dzień czydwa, ale o^ ciągle tylko narzekał na Donnettę, swojąbyłą, z która rozwiódł się sześć lat temu, więc większość z nich już nie wróciła.
I lepiej nie dawać mu dojść do słowa.
U niegocodrugie słowo to "Donnetta".
Nawija o niej, jakby rozwiedli się dopiero wczoraj.
"Chciałamieć idealnegochłopa" - twierdzi, albo: "Wyciskałem zsiebie siódmepoty, żeby zadowolić tę kobietę".
Donnetta była troszkę opóźniona, ale to naprawdę miła, porządna dziewczyna.
Kiedy poraz trzeci odeszłam od Cecila, przezprawie miesiąc mieszkałam u nich.
Już wdrugimtygodniu myślałam, że wyląduję u czubków.
Przedewszystkim Donnetta nie potrafiła ugotować niczegozjadliwego.
Jak przychodziło do rozmowy we dwójkę,daleko jej było do Oprah.
Sprzątanie znajdowało sięnasamym końcu jej listyzajęć, aich synowi przynaj.
mniej dwa razy dziennie należałosię lanie na gołądupę,ale ona wierzyła tylko w te brednie białasówo odsyłaniu niegrzecznego dzieckado jego pokoju.
Miała nie więcej rozumu niż świąteczny indyk,a jakpoprowadzić dziecko przez życie,kiedy samemu sięjest zupełnie zagubionym?
Doskonale rozumiałam tęmałą, kiedy zwróciła się do Boga, została zbawionaiw końcu przestała dawać Lewisowi deser w nocy.
Parę miesięcy temu przysłała mi różową pocztówkęz jakiegoś moteluw San Diego, na której napisała, żewyszła za mąż, jest w siódmym miesiącu ciąży i jużwie, że to dziewczynka, jej mąż ma na imię Toddi chce adoptować Jamila i co ja myślę o tym wszystkim?
I Jeszcze PS: Nieżeby miałoto jakieś znaczenie,ale Todd jest biały.
Przede wszystkim to jej sprawa, zakogo wychodzi zamąż, chociaż Lewis pewnie dostanie
12
szału, kiedy się dowie.
Ja tam wiemjedno: dziecikochajątego, kto się nimi opiekuje.
Lewis zupełnie sięzałamał, odkąd odeszła.
A zaswójosobisty dramat wini każdego oprócz samego siebie.
Nie może se znaleźć roboty.
"Jestemzagrożeniemdlabiałegoczłowieka" - mówi.
"A niby w jaki sposób?
"-pytam.
"Dla siebie samego jesteś największym zagrożeniem,Lewis".
On prycha iparska.
"Jestem ofiarą".
A ja na to: "Zgadza się.
Kiepskiegoplanowania!
". Wtedy on się rozkręca iprzedstawia historię rasy ludzkiej,potem czarnych,aż w końcu dochodzimydo XX wiekuikastracji czarnych mężczyzn, która nadal odbywa sięw naszym społeczeństwie,bo spójrzcie tylko,jakiesukcesy odnoszą czarne kobiety wporównaniu z nami!
Wtedy zwykle daję mu kolejne piwo, poktórym wreszcie zamyka jadaczkę albo zapadaw śpiączkę.
Jego drugie imię to "Tragedia".
Przez całe lata dawałam się nabierać na to jegobajdurzenie.
Pożyczam mu pieniądze,które zarabiamu Mary Kay.
Forsę z polisy ubezpieczeniowej.
Raznawet zastawiłam w lombardzie obrączkę,żeby mógłzapłacić alimenty.
Ale potem zaczęło mi świtać w głowie, że dzwoni do mnie tylko wtedy, jakczegoś chce,więc przestałam pokrywać jego wydatki.
W zeszłymtygodniuzadzwonił z wiadomością, że jedenz jegogratów zepsuł się na poboczu autostrady na kompletnym odludziu, gdzie kiedyś pobili Rodneya Kinga.
Chyba powinnam mu współczuć, i tak też było przezchwilę, ale potem mi się przypomniało, że Lewisodblisko roku nie ma prawa jazdy.
Kiedy spytał,czymogłabym muprzesłać trzysta pięćdziesiąt dolarów,dopóki nie przyjdzie jego renta, tym razem mojaodpowiedźbrzmiała: "Nie, dojasnej cholery!
".
13.
Wściekł się.
- W ogóle cię nie obchodzi, co się ze mną dzieje,co, mamo?
-Nie zaczynajze mną, Lewis.
- Nie rozumiesz, co ja przeżywam.
Nic a nic, nie?
- Nieważne,rozumiemczynie.
Jestem twoją matką, a nie żoną.
Nie jestem twoją kobitą.
Anipsychiatrą.
Co się stało z Conchitą?
- To Cariita.
-Comosita, Consuela, Conleche.
wszystko jedno.
- Rozstaliśmy się.
-Jestem w szoku.
- Potrzebuję twojej pomocy, mamo!
Naprawdę.
- A to mi nowina!
Nawetniewolno ci prowadzić,Lewis.
- To jak mam szukać roboty albo pojechać do pracy?
Postanowiłamudawać,że nawet nieusłyszałam słowa "praca".
- Nie wiem.
Zadzwoń do jednego ze swoich przyjaciół.
- Nie mam żadnych przyjaciół z taką kasą.
Tutajczarny ma ciężkie życie,mamo,zwłaszcza jak jestinwalidą.
Nie wiedziałaś?
- Nie wiedziałam, że jesteś inwalidą.
-Mam artretyzm.
- Aha.
A ja jestem w trzecim miesiącu ciąży i urodzę trojaczki.
- Dlaczego nikt mi niewierzy, kiedy mówię prawdę?
Ledwo mogę zacisnąć dłoń w pięść, takie mamspuchnięte kostki.
A z prawego nadgarstka wystajemi kość.
Och, nieważne.
Mamo, proszę.
- Muszę już kończyć, Lewis.
Nie mam trzystu pięćdziesięciu dolców.
14
- Właśnie że masz.
-Oskarżasz mnie o kłamstwo?
- Nie.
-Mówię ci.
Wydałam wszystkie pieniądze.
- Gdzie jest tata?
-Przy grillu.
A jak ci się wydaje?
-kłamię jaknajęta.
- Mogłabyś go poprosić?
I powiedzieć, że to dlaciebie?
Wybuchnęłam śmiechem.
Przede wszystkim nie widziałam Cecila ponad miesiąc, ale nie chciało mi siętego roztrząsać.
Zajęczał.
- No to może chociaż dwieście?
Wtejchwili trzasnęłam słuchawką, bo nie mogłamznieść tej żebraniny.
Ręce okropnie mi siętrzęsły,a serce waliło jak głupie, więc otworzyłam szufladęw kredensie, złapałam inhalator i szybko zrobiłamdwa-trzy wdechy.
Lewis chyba nie spocznie, dopókido cna mnie nie wykorzysta.
Już na samątę myślzaczęłam płakać,a nie lubię płakać, bo zawsze mi sięwtedy pogarsza.
Niemogłam wciągnąć powietrza aninosem, ani ustami, więc zacisnęłampięści i powiedziałam sobie w duchu: "Boże, daj mi siłę".
Poszłamdomojego pokoju, usiadłam na brzegułóżka, włączyłam swoją maszynę, chwyciłam plastikową rurkę izaczęłam wsysać powietrze, aż dłonie mi zwilgotniały,a czoło tak się spociło, że ściągnęłam perukę i rzuciłam ją na podłogę.
Kocham Lewisa.
Oddałabym mu ostatnie tchnienie.
Bóg wie, że nie chcę, żeby mu się stało coś złego, aleLewisma problemy, których nie potrafię rozwiązać.
Niektóresprawy miłośćpotrafi załatwić, a niektórych
15
nie. Nie mogę go uratować.
Cholera, próbuję wykombinować, jak mam uratować samą siebie.
Taka Charlotte.
To byk jak się patrzy.
Bardzotegożałuję, ale przez połowęczasu nie mogę jejznieść.
Niemam też pojęcia, jak tenjej chłop z nią wytrzymuje.
Współczuję Alowi, słowo daję.
To jeden z tych udupionych pantoflarzy, ale przy ludziach udaje supermana.
Wszyscy wiedzą, że Charlotte to strasznajędza.
Idziejuż na czwarty miesiąc, jak ze sobą nie gadamy.
Możenawet na piąty albo i szósty.
Nie pamiętam.
Ale,cholera jasna,ja jej tylko powiedziałam,że powinnawięcej czasu spędzać w domu z dzieciakami, a wtedyona się rozłączyła.
- Mamo, a kiedy ty ostatnio pracowałaś na cały etat,zajmowałaś się trójką dzieci imężem, prowadziłaśdom i trzy pralnie samoobsługowe, co?
-Nigdy.
- To po co się mądrzysz i pouczasz, copowinnamrobić?
-Weźsobie kogoś do pomocyi nie bierz całej roboty na siebie.
- Wiesz, ile terazkosztujesprzątaczka?
-Och, przestań tak skąpić, Charlotte.
Nie maszproblemówz wydawaniem pieniędzy.
- Jaskąpię?
Słuchaj no.
- Słyszałam, że Tiffany wyrzucili ze szkoły, a Monique na lekcjachtak kłapie jadaczką, że pewniebędzie następna.
-Kto ci to powiedział?
Janelle?
Ta plotkara?
Toona, jestem tego pewna.
Przedewszystkim tonieprawda.
- To prawda i totwoja wina, że nie trzymasz ichkrótko.
16
- Będę udawać, że tego nie usłyszałam.
Ale coś cipowiem, matka.
Tiffanywcale nie wyleciała ze szkoły.
Została odesłana do domu zaużywanie za mocnychperfum, bo polowa klasy- razemz nauczycielem
- dostała od nich mdłości.
I dla twojej wiadomości
- Monique tylko powiedziała dowcip,z którego wszyscy sięśmiali.
Wiedziałam, że kłamie jak najęta, ale nie odważyłam się jej tego powiedzieć, więc tylko mruknęłam.
- Mhm.
-A skoro już Janelle tak rozpuściła jadaczkę, to czyraczyłaci powiedzieć, żeMonique przeżywa ciężkiokres, bo właśnie dobieramy jej lekarstwa?
- Już jabym znalazładla niej lekarstwo.
-Wiesz co, mamo?
Mam już tak dosyć twoich ironicznych uwag, że nie wiem.
Mamich po dziurkiw nosie!
Nigdy niemówisz nic miłego o moich dzieciach!
- Gówno prawda, i dobrze o tym wiesz!
-A właśnie że prawda!
- Jak zrobią coś dobrego, to będę miała powód, żebyje chwalić.
-Właśnie to miałam na myśli!
Czy Dingusostatniozrobił jakieś przyłożenie?
A ta twoja ukochana Shanice: czyżby miała same piątki?
No, powiedz mi toprosto w twarz.
Przyda mi się dzisiaj trochę dobrychwiadomości!
- Uważaj, co mówisz.
Jestem twoją matką.
- To nie dzwoń do mnie, dopóki nie zaczniesz sięzachowywać jak prawdziwa matka i babcia moichdzieci!
- I- bałU-=trzasnęła słuchawką.
^P.lillinTS^
lu amerykańskim - wniesienie piłkina
Przylożeniipolepunk
17.
Prawda zawsze w oczy kole.
Nie pierwszyraz trzasnęła słuchawką i nie pierwszy raz tak mi pyskowała:
jakbym była jakąś obcą babą na ulicy.
Co będę kłamać: to boli i głęboko we mniezapada, ale nie dam jejtej satysfakcji i nie pokażę, jak mnie zraniła.
Szczerzemówiąc,Charlotte lubi, jak włażą jej w tyłek, ale japrzez trzydzieści osiem lat właziłam w tyłek jej tatusiowi i nie zamierzam podlizywać się własnym dzieciom.
O, nie.
Teczasy już dawno minęły, zwłaszcza żemoje dzieci zbliżają się już do wieku średniego.
Charlotte urodziłasię za szybko.
Dziesięćmiesięcypo Paris.
Nie chciałam tak szybko następnego dzieciaka i myślę, że ona otym wiedziała.
W dzieciństwieżądała, żebym całą uwagę poświęcała tylko jej.
Inadaltego żąda.
Nie wybaczyła mi, że urodziłam LewisaiJanelle, i zrobiła wszystko, żebym o tym wiedziała.
Raz musiałam wlać jejw tyłek zato, że dodała imdomleka płynu do czyszczeniamebli.
Kiedy pojechałamdo centrum,żeby zapłacić rachunki, zaniosłaichdobudy i nakarmiła psią karmą.
Zmuszała ich do nurkowania w wannie z zimną wodą.
Sprawdzała, z iluschodków potrafią zeskoczyć z zamkniętymi oczamibezprzewracaniasię.
Mogłabym tęlistę ciągnąć w nieskończoność.
Teraz moje dziecisą wyższe niż przeciętny człowiek,przystojne jak cholera i czarne jakwęgiel.
Niepotrzebnie zużyłam całą masę czasu i energii, żeby je nauczyćdoceniaćswój kolor skóry.
Żeby się go nie wstydziły.
Kiedyś immówiłam, że im czarniejsza jagoda, tymsłodszysok, bo wszyscy wiedzą,że wtedy jak ktoś miałżółtą skórę i długiefaliste włosy, to od razu uważanogo za ładnego, ale to gówno prawda.
Terazmamy 1994rok iwiele brzydkichżółtych kobit z długimi, rzad18
kimi włosami wciążwierzy w te bzdury.
W każdymrazie robiłam imówiłam wszystko, żeby moje dzieciczuły się dumne, ale Charlotte zawsze nienawidziłakoloru swojej skóry.
Nieważne, że była najładniejszaz całej gromadki.
Nieważne,że miaładłuższe, bardziejgęste i błyszczące włosy niżktórakolwiek z czarnychdziewczynw szkole.
Najbardziejsię denerwowała, kiedy Pariszaczęły rosnąć piersi i nauczyła się robićszpagat, a Charlotte nie potrafiła.
Była takim dzieckiem, któremu nigdy nie dość pochwał.
Zawsze chciała więcej.
Ale, cholera jasna, ja musiałam znaleźćjeszcze czas i siłę na trójkę innychdzieci i godzinynadliczbowe.
Co ztego zostało, poświęcałam Cecilowi.
Gdzie mójlunch?
Wiem, że to nie hotel, ale w tymszpitalu możnauświerknąć zgłodu.
Patrzcietylko:
leje jak z cebra, a jest marzec.
Pogoda w Vegaszmieniła się w ciągu lat.
Zupełniejakby kule biływ szyby.
Mogliby trochę przykręcić tę klimatyzację.
Nos mi zmarzł ijuż nawet nie czuję palców u nóg.
Mamnadzieję, że jeszcze nie umarłam i tylkoo tymnie wiem.
Tak czy siak, to nie moja wina, że jak tylkowyjechaliśmy z Chicago i przenieśliśmysię do Kalifornii,Charlotte się tu nie spodobało i zaczęła takwybrzydzać, że odesłaliśmyją tam z powrotem do mojejzwariowanej siostry, Suzie Mae.
Kiedy ją wsadzałamdo pociągu, zapomniała powiedzieć mnie i Suzie Mae,że jest prawie w czwartym miesiącu ciąży.
Młodedziewuchy wiedzą, jak ukryć ciążę, ale mnie trudnooszukać.
Na wszystko zwracam uwagę.
Niewiele miumknie.
Ale Charlotte jest dobra w ukrywaniu wielurzeczy.
Ukradkiem wyszła za mąż i dopiero dwamiesiące później Suzie Mae zadzwoniła do mnie ze
19.
słowami: "Mogłabyś przysłać swojej córce prezentślubny albo chociaż paczkę pieluch dla dziecka".
Dlajakiego dziecka?
Czyżbym coś przeoczyła?
Ale niezamierzałam pytać.
Wysłałam jej komplet beżowychręczników od J.
C. Penneya, chociaż nie wiedziałamo tymchłopaku nic poza tym, że miał na imię Al, byłkierowcą ciężarówki, a jego rodzina pochodzi z BatonRouge, więc nawet nie mogłam kazać wyszyć na tychręcznikach inicjałów.
Dla dziecka kupiłam miętowozielonebuciki, bo podobno planowaniez takim wyprzedzeniem przynosi pecha.
Tużpo swoimmiesiącumiodowym (nie wyjechali nigdzie, tylko spędzili tęnoc w Holiday Inn, dwa zjazdy z autostradyod miejsca, w którym mieszkają)Charlotte obudziła sięw środku nocyw kałuży krwi.
Miałaokropne bóle i myślała,że już rodzi, ale później powiedziała,że dziecko nieruszałosię od dwóch-trzech dni.
Lekarze musielisztucznie wywołać poród i dziecko - chłopiec - urodziło się martwe.
Spytałam, czy chce, żebydo niejprzyjechać, ale odmówiła.
Powiedziała, że mążsię niązajmie.
I tak też zrobił.
Powszystkich tych przejściach przestała sobie zawracać głowęcollege'em.
Dostała robotę na poczciei brała tyle,godzinnadliczbowych, że nie mam pojęcia, jak znajdywaliczas na robienie czegokolwiekoprócz pieniędzy, ale jakoś udało im się spłodzićjeszczetrójkę dzieciaków.
Tiffany - jej najstarsza - ma wielkie szare oczy,ciemnożółtą skóręi burzę pofalowanych włosów porodzinie swojego taty - luizjańskich kreolach - i dlatego zadziera nosa, jakby była ósmymcudem świata.
Bo też jest.
Drobniutka iładniejsza,niż przystoi dziecku.
Ludzie takją rozpuścili, że czasamija sama ledwo
z nią wytrzymuję.
Dwudziestego kończy trzynaścielat.
Pewnie będzie miałaniezły charakterek.
Jak jejmama.
Jakją poprosić o coś, na co nie ma ochoty,toprzewraca oczyskami jak dorosła kobita.
Kiedyostatnio byłam unich, rzuciłam w nią butem i niechcącytrafiłamją w oko, i pewnieto kolejny powód, dlaktórego jai jej mama nie rozmawiamy zesobą.
Todziecko cięgiem siedzi wlustrze.
Przed wyjściem doszkoły dwa albo i trzy razy zmienia fryzurę i pewniedlategonie ma już czasu naodrabianie lekcji.
Zakażdym razem, jak ją widzę, toalbo myje głowę, albościąga włosy w koński ogon, albo rozpuszcza je i suszyw mikrofalówce, dlategona całym piętrze śmierdziprzypalonymikłakami.
W dzisiejszych czasachładnabuzia i kiełbie we łbie do niczego cięnie doprowadzą-mówiłam jej.
Na świecie są miliony ładnych dziewczyn.
Tyjesteś tylko jedną z nich.
Postarajsię o coś
więcej.
Monique jestcałkiem milutka, ale coś hamujejejrozwój.
Podobno ma problemy z uczeniem się,czymwielu rodzicówtłumaczydzieci,które po prostu niesłuchają na lekcjach,ale jak tylko na BET pokazujesię jakiśteledysk, ona zaraz rzuca wszystko i wpadawtrans.
Zna słowa piosenek z każdej płyty rapoweji hip-hopowej, jakie puszczają wradiu.
I tak potrafikręcić tyłeczkiem jak mała kobitka, która wprawia sięw tym, co przy najbliższej okazji zrobi swojemu facetowi.
Ale jedno muszę przyznać.
Takślicznie granaflecie, że człowiek tylko zamyka oczyi marzy o niebieskichmigdałach.
Umie też czytać nuty.
Samanauczyła się grać napianinie.
- Ale jak tylko od niegowstanie, zachowuje się jakstara.
Kiedy ich odwiedziłam w zeszłymroku, kupiłam dla dziewczynek parę
21.
filmów na wideo, a Monique naskoczyła na mnie zafilmy dla trzynastolatków.
"Babciu,nie wiesz, że najlepsze filmy są od lat osiemnastu?
" - spytała mniez rękoma w miejscu, gdziekiedyś będzie miała biodra.
"Tostrasznenudy, jak niemaseksu, krwi albo niktnie ginie, co, Tiff?
". A Miss Thang odłożyła klej,zaczęładmuchać na swoje sztuczne paznokcie za dolara dziewięćdziesiąt dziewięć i odparta: "Noo".
Za cholerę niemogłam znaleźć na to odpowiedzi.
Tochybabędzie jakiś cud, jeżeliw tym tempie skończą liceum,nie zachodząc po drodze w ciążę.
Nic mi się nie roi,mówię, co widzę.
Trevor to jedyna osoba w tym domu z odrobinąrozumu, ale trudno powiedzieć, co z nimzrobi.
Jestinteligentny jak wszyscy diabli - ma same piątkii w ogóle- ale zdaje się, że obchodzi go niewiele więcejpoza maszyną do szycia i innymi chłopcami, i toniekoniecznie w tej kolejności.
Jego mama nie chcewierzyć, że jest taki,ale ja to widziałam już, jak byłmalutki.
Zawsze był ciutkę za miękki.
Robił wszystkotakdelikatnie.
No, ale co ma na to poradzić?
I chociażwcale mi się to nie podoba, to Oprah pomogła mizrozumieć.
Ma prawo być, kimjest, ikocham goniezależnie od tego,gdzie wsadzi ten swój interes.
Mamtylko nadzieję, że nie złapie AIDS.
Tańczy lepiejod obu dziewczynek, zupełnie jakbynie miał kości.
Dostał od Boga więcej niż jeden talent.
Poza tym, żeumie projektować ubrania, gotuje jak prawdziwy kucharz.
Jegomamienie zaszkodziłoby też zajrzeć dojego pokoju, żebypodpatrzeć parę pomysłów na urząMiss Thang - styl niektórych drągqueen, czyli mężczyzn występującychw programachrozrywkowych w przebraniu kobiety.
dzanie domu, bo jej poplątany styl jestzupełnie bezpłciowy.
W jednej chwili woli styl chiński, a już w następnej południowy gotyk albo francuską prowincję.
Niektórych zasadnie wolno łamać.
Klasa to kolejnarzecz, którą według Charlotte można kupić.
Od czasu do czasu Trevor dzwoni na mój koszt.
"Babciu,jużnie mogę się doczekać, kiedy się stądwyrwę" - mówi zakażdymrazem, kiedy rozmawiamy.
"Ale jest w porządku.
Jeszcze dwa lata, babciu, i będę
wolny".
Czy to prawdziwa pielęgniarka niesie mitacę?
Mniam-mniam-mniam.
Znowu papka dla dzieci?
Ktobyto przełknął, jak się ma rurkęw gardle i w nosie?
Od rana miałam już dwa zabiegi, a tymrazem czegoode mniechce?
Niczego.
Sprawdza tylko liczbynatych maszynach i uśmiecha się do mnie.
"Wygodnie?
"- pyta, a ja przecząco kręcę głową, bo ta pielęgniarkadoskonale wie, że nawet niemogłabym niczego wystękać,ale ona tylko tak jakby dygai mówi "Todobrze", po czym odwraca się i wychodzi!
Gdybymmogła otworzyć usta, powiedziałabym: "Te, mata!
Jestem głodna jak wilk, zimno tu jak w psiarni i przydałby mi się mocnydrink".
Ale nie mogę mówić.
Boże,jak ja się boję, wciąż leżęna intensywnejterapii,nudzę się ichcę już do domu, chociaż wiem, że nikttam namnienie czeka.
Cecil odszedł na samympoczątku roku, ale teraz nie chce mi się myślećo tymstarym draniu.
Również dlatego cieszę się, żemam
dzieci.
Paris jest najstarsza.
I zupełnie inna niż Charlotte.
Może aż za bardzo.
Nigdy niesprawiała mi najmniejszych problemów.
I chociaż kocha się każde kolejnedziecko, to pierwsze zawsze będzie wyjątkowe.
Wtedy
23.
człowiek uczy się myśleć o kimś innym oprócz siebie.
Miałam wówczas szesnaście lat inaoglądałam się zadużo filmów, dlatego ubzdurałam sobie, że któregośdnia pojadę do Paryża, zostanę gwiazdą filmową jakDorothy Dandridge albo Lena Horne, będę nosiła długie, lejące się suknie wieczorowe i spała w satynowychpiżamach.
Chciałam nauczyć się francuskiego, bo Paryż wydawał mi się najbardziej romantycznym miejscem na świecie, a w tamtym okresie tęskniłam zaromantyzmem, że cośokropnego.
Nie spodziewałamsię jednak, że przyjdzie w takiej postaci,w jakiejprzyszedł: w postaci Cecila.
Zamykałam oczy, leżącmiędzyswoimi siostrami: Suzie Mae po jednej stroniei Priscillą podrugiej.
Czułam zapach pieczonego chleba iwidziałam czerwone wino lejące się do mojegokieliszka i jasnożółty ser krojony na plasterki, przezkoronkowe firankiobserwowałam mgłę i czułam kocie łby pod butami na szpilce.
Słyszałam dźwiękiakordeonu.
Oglądałamdrewniane łódki na ciemnozielonejwodzie.
Ale kiedy wyszłam za Cecilai zaszłamw ciążę - czy też raczej kiedy zaszłam w ciążę i wyszłam za Cecila - zrozumiałam, że szansa na mojąpodróż samolotem dokądkolwiek zmalała do zera,więc nazwałam córkę na cześćmiasta, którego pewnienigdy nie zobaczę.
Popełniłamdwa błędy: wyszłam za pierwszego chłopa,który był dla mnie miły, który okazał mi szczerezainteresowanie i dał niewyobrażalną rozkoszw łóżku.
Ale z powodu mojej szczególnej głupoty moim drugimpoważnym błędem było to,że kiedy miałam szesnaście lat, przerwałam naukę w liceum, żeby urodzićdziecko.
Dopiero pięć czy sześć lat później, kiedyktórejś nocy oglądałam w telewizjiCasablance - sama
24
- musiałam zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście kocham Cecila.
Czy zrobiłabym dla niego aż tyle?
Nadługo zanim Humphrey iIngrid w ogóle dojechali nalotnisko, już znałam odpowiedź: nie.
W tamtym okresie czułam spokój- nie szczęście - po prostu spokój.
W naszym życiu nie było miejsca na niespodzianki.
Ale po latach wszystko się przerodziło w pewnegorodzaju miłość - tyle wiem.
Jeśli już mowa o temperamencie, to wszystkie mojedziecimają motorki wdupie - co odziedziczyły porodzinie ze strony taty - a Paris nie należy do wyjątków.
Pewnie ztego powodu wszystkie rozwiodły sięprzynajmniej raz (oczywiście opróczCharlotte, aletylko dlatego,że jestzbyt uparta, byprzyznać się doporażki).
Cała czwórkaz niewłaściwego powodu poślubiła niewłaściwą osobę.
Mojedzieci poślubiły ludzi,którzy potrafią tylko rozpalić ich ciała i serca, zupełniezapominając o umysłach i duszach.
Cały czas mi sięwydaje, że nie wiedzą, że orgazmi miłość to niezupełnie jedno i to samo.
Parisna pewnonie umie wybrać sobie chłopa.
Z każdym, którego kochała, było coś nie tak.
Nathan - tatamojego wnuka - ma bardzo wysokie notowania w tymteście.
Nie wiemdlaczego, ale Pariswybiera sobietakich, którzy wyraźnie mają poważne problemy z głową.
Powinni nosić wielkietablice z napisem: "Mamdefekt" albo "Jestem leniwy", albo "Upośledzony",albo "Nie jestemmateriałem na ojca", albo "Przystojniaczek ze mnie niezły, ale za to gówno warty".
Onachyba wierzy, że jej miłośćpotrafi nadrobić te braki,bo jakimś cudem ciągnie ją do takich typów.
Dofacetów, którzy cię wydrenują, zeszmacą, wezmą więcej, niż dali, a jak cię już wykorzystają, dostaną, co
25.
chcą, znudzą się tobą, zostawią cię na lodzie i wyrusząna zieleńsze pastwiska.
Pariskocha za mocno.
Ma za duże serce i jest zbytszczodra.
Ujmując toinaczej:jest po prostu głupia.
A nie manic gorszego niż inteligentna idiotka.
A inteligentna to ona jest.
Mawłasną firmę cateringową.
Właściwie to coś więcejniż tylko gotowanie i układanie jedzenia nasrebrnychtalerzach, podgrzewanych od spodu małym płomykiem.
O nie.
To żadna taniocha.
Przede wszystkim musiszmieć niezłą kasę, jakchcesz jeść u Paris, bo jest drogajak cholera.
Powiedzmy, że wydajesz wielkie przyjęcie- nie jakąś tamweekendową popijawę, tylkotakie jakz filmu; np.
z Ojca chrzestnego, gdzie jedzenie wyglądajaknieprawdziwe albo zbyt ładne, by je jeść,i człowiekażsię boi gotknąć.
Wystarczy jej podsunąć temat, a jużona ugotuje coś w tym guście.
Wymień kraj, a onaurządzi twojąjadalnię wedle życzenia.
Poczujesz się jakw Afryce, Brazylii albo Hiszpanii czy choćby Compton.
Wystarczy jej powiedzieć, ajuż się wszystkim zajmie:
od sztućców iobrusów przez palmy, żywopłoty i kwiaty,ażpo jazzband czy didżeja.
Jedna z jej asystentek,a Paris ma ich kilka,zarezerwuje nawet pokój whoteludla gości i wyśle po nifh limuzynę na lotnisko.
Tak czy siakParis ma klasę, a odziedziczyła ją pomnie.
Pisalio niej w dzienniku SanFrancisco i chybateż w "L.
A. Times".
Kilka razy występowała wporannych talk-show, gdzieudawała, żena żywo gotuje coś,co wrzeczywistości przygotowała poprzedniego wieczora.
Jednaz lokalnych stacji telewizyjnych zaproponowała jej prowadzenie własnego programu kulinarnego,ale ona, jak ta głupia - odmówiła, twierdząc, żema wystarczająco dużo roboty.
A jakiejż to?
Gotowanie to nasza rodzinna tradycja.
Piętnaście lattemu razem zjej tatą otworzyliśmy nasz pierwszy barz grillem, który nazwaliśmy Chata.
Ale Vegas już niejest takie samo.
Przez całą tęprzemoc,gangi,narkotyki i małolatów, których nica nicnie obchodzi, żemasz taki sam kolorskóryjak one, i okradają cię,wymierzając wciebie broń, ale nie potrafią ci spojrzećprosto w oczy, bo się boją, że może przypominaszkogoś, kogo znają, musieliśmy zamknąć dwa baryi został nam tylko jeden.
Strasznie się naszarpaliśmy,żeby związać koniec zkońcem.
Paris jużdawno temuprzestała gotować takjak my.
Mówi,że nasze potrawywykańczają ludzi.
Ma rację, aleczarnym trudno sięobyć bez grilla, sałatki ziemniaczaneji kapusty z odrobiną solonej wieprzowiny, kromki chleba kukurydzianego umoczonego w sosie,łyżki kandyzowanych słodkich ziemniakówalbo talerza flaczkówraz na jakiśczas.
Jej jedzenie jest takie śliczne, żeprzeważnie niewiesz,co jesz, dopókinie włożysz tego doust, a iwtedy musisz pytać.
Chociaż zarobiła kupę kasy i kupiła sobie wielkidom, w którym mieszka z moim ulubionym - tak,powiedziałam "ulubionym" - wnukiem, Dingusem- nie jest szczęśliwa.
Paris'nie potrzebujeani książkikucharskiej, ani domu,ani garażu.
Jej by się przydałchłop, i to już, a Dingusmusimieć prawdziwego tatę.
Drugie dziecko to też nienajgorszy pomysł.
Parismadopiero trzydzieści osiem lat, ale zarzeka się, że jestjuż za stara na kolejnedziecko.
A gówno prawda.
"Dopóki krwawisz, to możeszrodzić".
Wywróciła oczami.
"A niby gdzie mam znaleźć ojca?
". Czasami naprawdę okropnie sobie wszystko utrudnia.
"Wybierzse jakiegoś!
" - powiedziałam.
27
^^^
Nie mam pojęcia, jak ona tak przeżyła, sama jedna.
Cholera, od jej rozwodu minęło sześć lat.
Z tego,cowiem,Paris nie kochanikogoi nikt nie kocha jej.
Udaje, że wszystko jest w najlepszym porządeczku.
Ale mnie nie oszuka.
Wiem, kiedyktóremuś z moichdzieci dzieje się coś złego.
Nie muszą nawet otwieraćust.
Sama to wyczuwam.
Paris tak się wysilała, żebybyć idealną kobietą,superwoman, że chyba nawet niezdaje sobie sprawy z tego, jaka jest samotna.
Pewniejejsię wydaje, żejak ciągle będzie pracować, to niebędzie musiała o tym myśleć.
Ale ja wiem,czego jejbrakuje.
Ciąglelata jak kot z pęcherzem.
Sama mogę zaświadczyć, że zawód miłosny możnaprzeżyć wkażdym wieku.
Cecil już tyle razy mi złamałserce, żeaż dziw, że jeszcze pika.
Ale dość o mnie.
Paris jużtak długo opłakuje Nathana,że dosłowniezamieniła się w kamień.
Chyba tak bardzo się boikolejnego rozczarowania, że teraz zachowuje sięjakKrólowa Śniegu.
Nikogo dosiebie nie dopuszcza.
Podobno czas leczy wszystkie rany.
Ja bym nie była tegotaka pewna.
Wydajemi się, że nowe rany drążą cię odwewnątrz,aż znajdąstare, przyrastają do nich i tkwiątam, dopóki coś cię taknie uszczęśliwi, że zapomniszo bólu.
Zupełniejak prayporodzie.
Która to godzina?
Wiem, że właśnie lecą mojeseriale.
Oglądam Restlessi Lives, a niekiedy też World, aleczasami tak mnie wkurzają, że dosłownie nie mogępatrzeć na te głupoty.
Ha ha ha.
Ale odlot, jak byto ująłDingus, leżę naintensywnej terapii i myślęo jakichścholernych serialach, chociaż powinnam dziękowaćBogu, że dał mi jeszcze jedną szansę: Dzięki Ci, Jezu.
Szczerze mówiąc, od samego począteczku nie ufałam temu Nathanowi.
Paris znała go zaledwie od
28
dwóch miesięcy,kiedy siępobrali.
Przez siedem naosiem lat ich małżeństwa studiował prawo.
Nawetjawiem,że takiestudia trwają tylkotrzy lata.
Ale tylkougryzłam się w język i zacisnęłam zęby, kiedy mipowiedziała, że nie wytoczy mu sprawy oalimenty.
"Niechcę robić afery" - powiedziała.
Kiedy to było?
W 1987?
Teraz mamy 1994, a ja mogę na palcachjednej rękizliczyć, ile razy widział się z synem, odkądwyjechał do Atlanty.
Prawie niedzwoni.
Pewniezapomniał też, jak się pisze, bo z tego, co wiem, to odtrzech lat nie przysłał im chociaż jednej kartki naurodziny czy prezentu na Gwiazdkę.
Nie słyszałamteż, żeby coś wspominała o jakichś niespodziewanychczekach- nie żeby były jej potrzebne, ale nieo tochodzi.
Źleto wszystko załatwiła.
Jak facet nie chcebyć z własnym dzieciakiem, toprzynajmniej powinienna niegołożyć.
To dlatego mamy terazw okolicy tylumłodocianych przestępcówi tyle gangów.
Gdzie siępodziewali ich cholerni tatusiowie, jak byli potrzebni?
Mama nie załatwi wszystkiego.
Jedyną dobrą rzeczą, jaka wynikłaz tego małżeństwa, jest mój wnuk,Dingus.
Zapowiada się na wspaniały okaz.
Właśnie dostał się do szkolnej reprezentacjiamerykańskiego futbolu.
Pierwszy czarny rozgrywający whistorii jego liceum.
Jest w dwunastej klasie i anirazu nie widziałam trójki na jego świadectwie.
Nigdynie wrócił do domupijany i mówi,że narkotyki goprzerażają.
Mówi, żepodkręca się, codziennie ćwicząc,jedząc warzywa i pijąc te napoje proteinowe.
Odkładam dla niego pieniądze, żeby został kimś,jak dorośnie.
Wysłaniego do tej chrześcijańskiejszkoły tonajmądrzejsza rzecz,jaką Pariszrobiła.
Ale nic byjejsię nie stało, jakby chociaż raz w miesiącuposzła do
29.
kościoła.
Mam tylko nadzieję, że dożyję tego dnia,kiedy Dingus pójdzie do college'u.
I zapamiętajcie, comówię: jakdostanie jakieś stypendium albopokażągo w telewizji, to jego tatuś w dyrdy przybiegnie, żebysię upomnieć o prawa do niego.
Dzień przedtem, zanim się tu dostałam,Paris zadzwoniła do mnie i zostawiła trzy wiadomościnamojej sekretarce, a kiedynie oddzwaniałam,zatelefonowała na pogotowie, gdzie jej powiedzieli, że zostałam przyjęta do szpitala i że leżę na intensywnejterapii.
Oczywiście jużsię szykowała, żeby wsiąść dosamolotu, aleja złapałam lekarza zarękę i tak długokręciłam głową, aż dostałam zawrotów.
Więc jej powiedział, że za jakieśtrzy-cztery dni wypuszcząmnie dodomu.
Że niebezpieczeństwojużprawie zostało zażegnane.
Zejak mi się poprawi, to w czwartek przeniosąmnie na normalny oddział, a jeżeli mój wynik testu naoddychanie wyniesie przynajmniej siedemdziesiątprocent, to w sobotę rano pewnie wrócę do domu.
Niemasensu, żeby Paris niepotrzebnie wydawała pieniądze i przyjeżdżała, żeby mnie zobaczyć, skoro jeszczeoddycham, a te same pieniądze może włożyć do kartkiz życzeniami iprzysłać mi je za trzy tygodnie na mojeurodziny.
,
Czasami wydaje misię, że w szpitalu pomylili się,kiedy mi przynieśli Janelle.
Jest jedyna wswoimrodzaju.
Przez ubiegłe piętnaście lat z przerwami chodziła do college'u i nie skończyła ani jednego kursu.
Cholera, do tej pory powinna już być profesorem.
Ledwo człowiek mrugnie okiem, a ona już chodzi najakieś inne zajęcia.
Najpierw to malowaniewitraży.
Potem draperie i frędzle.
Myślę jednak,żezmęczyła jątwórczość i teraz chce zostać kobietą pracującą.
Mówi30
ła mi, że przerzuciła się na nieruchomości.
Kto wie?
Możepo tylu latach porównywania się z rodzeństwemwszystko jej się pokręciło.
Ciągle zachowuje się jakdziecko, pewnie dlatego, że tak ją traktujemy.
Ani ja,ani jej tata nie mieliśmywobec niej tak wysokichoczekiwań jak wobec pierwszych dzieci i może właśnie dlatego onasama nie żąda od siebie zbyt wiele.
Nie wiem.
Ale to wina Cecila,że ten dzieciak jest takibez kręgosłupa.
On dosłownie żył i oddychał dla niej.
Rozpuścił ją,że strach.
Janelle zawszemiała rację.
Alewtedy żadne z nas nie wiedziało, co robi.
Mimo wszystko Janelleto słodkie dziecko, możetrochę mało pojętne,ale najbardziej wrażliwe z całejgromadki.
Nawet chodzido mediów,ludzi, którzyczytają z dłonii z takich dużychkart.
Nie wiem, co zakłamstwa jej opowiadają, ale ona wierzy we wszystkie tebzdury.
A czasamimówi takie głupoty, że aż się nie chcegęby otwierać.
To dziecko żyje od święta doświęta.
Jaknie wiesz, które z nich się zbliża,wystarczy, żeprzejedziesz podjej domem.
W Dzień Świstaka można byćpewnym, że na jej frontowym podwórku będzie skądśwyglądał świstak.
Wdzień świętego Patryka: wszędzieczterolistne koniczyny.
W walentynki: wszędzie poprzyklejane różowe iczerwone serduszka.
Któregośroku w Boże Narodzenie miaław domu siedem choinek-po jednej wkażdym pokoju,i jeszcze jedną, olbrzymią,przeddomem!
A teraz zbliżasię Wielkanoc.
Kiedy w 1985 zginął Jimmy, Janelle trochę sfiksowała.
Był jej drugim mężem.
Pierwsze małżeństwo
Dzień Świstaka (2 lutego) - dzień,w którym - zgodnie z legendą - świstakibudzą się zesnu zimowego.
Jeżeli dzień jest słoneczny i świstak widziswójcień, z powrotemzapada w hibernację, zapowiadając w ten sposób kolejnych sześć tygodni zimowej niepogody.
31.
przetrwało zaledwie dwadzieścia dwa dni.
Raz ją pobiłi na tym się skończyło.
AleJimmy jesttatą Shanice.
Kiedy w końcu Janelle znowu zaczęła chodzić narandki, ostatnich paru facetów, z którymi się związała,było żonatych.
Mówiłam jej,że źle robi, ale ona odpowiadała, że w ten sposób nie musi się martwić o to,żesprawy zajdą za daleko.
No i co?
Wyszła za ostatniego z nich.
Zostawił dlaniej żonę,z którą był całe życie.
Na imię ma George.
Jest takbrzydki i stary,że mógłby być jej ojcem.
Aleza to ma dużąkasę i nie odmawia jej Janelle.
Na tympolega jej problem: Janelle zawsze chce, żeby ktoś sięnią opiekował.
Przecież mamy lata dziewięćdziesiąte!
Nawet ja wiem,że w tych czasach takie podejściejestidiotyczne, ajestem już prawie wwieku emerytalnym.
To dlatego tyle z nas staje sięniewolnicami swoichmężów i dlatego tylekobiet nie może się pochwalićżadnymiumiejętnościami.
Żaden chłop tak o ciebienie zadba jak ty sama.
Janelle ma trzydzieści pięćlati jeszcze tego nie zrozumiała.
Starałamsię, jak mogłam, żeby polubić George'a,zachowywać się wobec niego uprzejmie ikulturalnie,ale już dłużej nie potrafię udawać.
Jest szefemochrony w LAK, ale pracuje dla.
LAPD.
Janelle chwali się,żeGeorge mapod sobąponadsześciuset ludzi.
Na mnie to nie robi najmniejszegowrażenia.
Shanice, moja wnuczka, która ma zaledwiedwanaście lat, trzy miesiące temu przyjechała do nasna Gwiazdkę.
Widziałam, żejakoś sięzmieniła,ale niemogłam się domyślić, o co dokładniechodzi.
Przedewszystkim nie chciała zdjąć tej głupiej bejsbolówki,ale wiem, że teraz taka moda, więc nic nie mówiłam.
Dopiero po dwóchdniach zauważyłam,jak się dziwnie '
32
zachowuje.
Nie trajkotała tak jak zwykle.
Zrobiła sięjakaś nerwowa.
Normalnie nie mogła usiedziećw miejscu.
Jakby myślamibyła gdzie indziej.
Prawiemi spaliła kuchnię, kiedy sobie smażyła hamburgera.
Zupełnie o nim zapomniała.
Upuściła na podłogę trzyjajka idosłownie ucięła sobie czubek palca,pomagającmi posiekaćselerdo sosu.
Kiedy się wogóle nieucieszyłaz prezentów- kupiłam jejjakieś koszmarneciuchy, októre prosiła - powiedziałam: "Czekaj nochwilę, słoneczko.
Zdejmij tę czapkę i spójrz namnie".
Przecząco pokręciłagłową.
"Chyba nie odmówisz swojejbabci, co?
". Znowu pokręciła głową.
Podeszłam i zerwałam jej tę czapkę, a kiedy spojrzałam najej głowę, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Zobaczyłam duże, brązowepłaty łysejskóry i tu i ówdziepasma włosów.
"Cecil, możesz mi przynieść inhalator?
". Ale zapomniałam, że zarazpo meczu poszedł doHarrah, więc się rozejrzałam i znalazłam inhalator nastoliku obok kanapy.
Złapałam go i zrobiłam dwagłębokie wdechy.
Shanice sięnie ruszyła, a ja niespuszczałamz niej wzroku.
"Dlaczego ci wypadająwłosy?
". Nie odpowiedziała.
Miałataki pusty wzrok.
"Od źle zrobionej trwałej?
". Pokręciła głową.
Cholera.
To od czego?
Zobaczyłam, jak Shanice podnosi rękędo jednego kosmyka i zaczyna go mocno skręcać.
"Sama je sobie wyrywasz?
". Kiwnęła głową.
"Dlaczego?
". Czekam i staram się nie płakać, bo chcę siędowiedzieć,co się tu, cholera, dzieje, ale wtedy tamała padłana papier od prezentów, jakby dostałanożem.
"Maleńka, powiedzbabci, co się dzieje".
Onanic, tylko płacze.
"Boisz się czegoś?
". Kiwnęła głową.
"Czego sięboisz?
Kogo?
". Nic nie chce powiedzieć.
"Toktoś, kogo znamy?
". Pokręciła, a potem kiwnęła głową.
33.
"Powiedz mi, Shanice.
Rusz pupę imi powiedz".
Usiadła,ale tylko zaczęła się gapić na choinkę.
"Czy to George?
".Kiwnęła głową.
"Dobierał się do ciebie?
". Kiedy pokręciła głową, nie byłam pewna, czy mnie dobrze zrozumiała.
Objęłam ją i zaczęłam kołysać.
Kiedy w końcu przestałapłakać, powiedziała, że George jest złym człowiekiem, żeczasami ją bije i że ona się go boi.
"Maszjakieś ślady?
".Pokręciła głową.
"Na pewno tylko cię bije?
". Kiwnęłagłową,ale z jakiegoś powodu jej nie uwierzyłam.
"Powiedziałaś swojejmamie?
". Kiwnęła głową.
"I..
". Znowuzaczęła płakać, ale jajuż złapałam inhalator, chwyciłamsłuchawkę telefonu i zadzwoniłamdoJanelle.
- Shanice właśnie mi powiedziała,że Georgeją bije.
Próbowałaci o tympowiedzieć, ale jej nie uwierzyłaś.
Powiedz, żetonieprawda.
- Mamo, George nigdy nie uderzyłShanice.
Onaostatnio często kłamie.
Po prostu przesadza.
- Och, cośtakiego.
A co z jej włosami?
To teżprzesada?
- Lekarz powiedział, że niektóre dzieci tak robią.
-PytałaśprzynajmniejGeorge'a?
- Oczywiście, że tak.
Mamo, posłuchaj.
George todobry człowiek.
Kocha Shanice jak własną córkę.
Robiwszystko,żebygo polubiła, ale ona za nim nie przepada, więc to tylko kolejnyrozpaczliwy krok, żeby się goraz na zawsze pozbyć z domu.
- Skąd ta pewność?
-Słuchaj,może ją po prostu odeślijdo domu?
Jeszcze kilkarazy zaciągnęłam się inhalatorem, po
czym walnęłam nimo stół.
Przełożyłam słuchawkę do
drugiego ucha.
- Coś cipowiem.
W domu dziecko powinno się czućbezpieczne i chronione.
34
- Wiem,mamo, a Shanice powinna.
-Twoja córkanajwyraźniej wcale się tak nieczuje.
- Skończyłaś?
-Nie.
Dopiero zaczynam.
Powiem ci tak: lepiej dobrze pilnuj tego skurwysyna, bo onją nie tylko bije.
Może tyjesteś ślepa, ale ja nie.
A do domu jąodeślę,kiedy będę na togotowa, cholera jasna!
-1 odłożyłamsłuchawkę.
Moja wnuczka nie jest aktorką,a te łzy byłyprawdziwe.
Ponieważ trenuje bieganie, a właśnie zbliżałysię zawody, odesłałam ją do domu, ale obiecałam, żesię zajmę tą sprawą.
Kazałam jej zadzwonić pod 911,kiedy następnym razem George podniesie na nią rękę.
Dosłownie wyłaziłam ze skóry, usiłując wymyślić,co zrobić z całym tym bajzlem.
Cecil powiedział, żebym nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
Ja muodpowiedziałam, żeby się pocałował w tę swoją czarnądupę.
W żyłach tej małej płyniemojakrew.
Imwięcej o tym myślę, tym bardziej zaczynamdochodzić do wniosku, że może jesteśmy jedną z takich dysfunkcyjnych rodzin, jakie czasami pokazująw telewizji.
W rodzinie Price'ów od lat dziejesię wielezła.
Ale z drugiej strony znam ludzi, którzy biją nas nagłowę.
Bo spójrzcie tylko na Kennedych.
Może wszyscysą dysfunkcyjni, a Bóg nas wrzucił wten bajzel,żebyśmysię nauczyli żyć.
Żebynas wypróbować.
Zobaczyć, ile zniesiemy.
Sama nie wiem, ale raczej zabardzosię do tego nie przykładamy.
Chyba powinniśmy bardziejsię starać, żeby siępozbyć tego cholerstwa na "d".
Chciałabym tylkowiedzieć, odczegozacząć.
Co będę kłamać: żadne z moich dzieci nie osiągnęłotego, co sobie dlanich wymarzyłam, ale i tak jestem
35.
dumna, że jestem ich matką.
Starałamsię, jak tylkomogłam.
W tamtych czasach Cecil pracował na dwaetaty, co oznacza, że musiałam wszystko robić sama:
naprzykładje wychowywać.
Próbowałam im pokazaćróżnicę międzydobrem a złem, nauczyćuczciwości,dobrych manier iwszystkiego, co wiedziałam o godności, dumie i szacunku.
Tego, co pominęłam, powinnysię dowiedziećw szkółce niedzielnej.
Ale zdrowegorozsądku nie da się nikogo nauczyć i dlatego o niektóre rzeczy dzieci powinny winić własnych rodziców,a za inne po prostu muszą odpowiadać same.
Ciągle nie mogę uwierzyć,że wyszły z mojego ciała.
Wychowały się wtym samym domu.
Robiłam,comogłam,żeby otoczyć je wszystkiemiłością i żebyżadne nie czuło się pominięte.
Nawet je okłamywałam,żeby czuły się wyjątkowe.
Próbowałam je skierować wodpowiednią stronę, ale czasami po prostuniechciałytam iść.
Wymyśliły sobie własny kierunek,i bardzo dobrze,ale kiedy twoje dziecko nie ma przedsobą żadnejwyraźnej drogi, to zaczynaszsięzastanawiać, dokąd zmierza.
W ciągu wszystkich tychlat patrzyłam, jakpopełniają najróżniejsze błędy.
Bałam się o nie.
Zamartwiałam się na śmierć.
Modliłam sięjak żebrak.
Alew końcu zrozumiałam, że nie da się udźwignąć ciężaruwszystkiego, co się przydarza twoim dzieciom.
Przezdługiczas próbowałam to robić.
Ale już przestałam.
Machnęłam ręką na te wszystkie mogłeś-powinieneś-gdybyś tylko i przyznaję, że nie jestem idealną matką, ale starałam się ze wszystkich sił.
Jestem zmęczo- na tym matkowaniem.
Czas, żeby same sobiepomatkowały.
Nie mogę już zrobić nic więcej.
I od tejporystaję sobiez boczku.
Za dużo razy lądowałam ze
36
zgryzotyw tymszpitalu, więc teraz jedyną osobą,o którą zamierzam się martwić,jestViola Price.
Czyli ja.
Idziemi na pięćdziesiąty piąty rok.
Jeszcze dwadzieścia trzy dni i w końcu osiągnę wiek emerytalny.
Już nie mogę się doczekać!
Piętnastegokwietnia.
Dzień, którego nikt nie chce pamiętać, ale i nikt niepotrafi zapomnieć.
Aż trudno uwierzyć, żeCharlottei ja urodziłyśmy się tego samego dnia.
Tewszystkieastrolog!
nie wiedzą, co mówią.
Jesteśmy różnejakdzień i noc.
Wiem tylko, że jak stąd wyjdę, wszystkosię zmieni.
Wreszcie zacznę żyć.
Nie mogęsię doczekać, kiedy zacznę robić to, o czymzawsze marzyłam, a czego - z takiego czy innego powodu - nigdynie zrobiłam.
Następnego dnia po urodzinach jadędoJenny Craig, żeby raza dobrze zrzucić te piętnaście-dwadzieścia kilo.
Może jeżeli zacznędobrze wyglądać, to i lepiej się poczuję.
Możewtedy wymyślę, copocząć z resztą życia.
Sprzedawanie kosmetyków Mary Kay to niezupełnie szczyt moich marzeń.
Zrobiłamto tylko po to,żeby uciec od tego grilla i dymu - i żebynie zwariować od siedzenia cięgiem w domu.
Chociażbardzo się starałam,to niemogłam pozbyć sięzapachutych wszystkich kosmetyków, a poza tym tow takim tempie minęłoby chyba ze dwadzieścia lat, zanimsprzedałabym wystarczająco dużo, żeby sobie kupićjeden z tych różowych samochodów.
Ten telefon mógłbyjuż zadzwonić.
Paris powinnajuż zawiadomić tę wstrętnąCharlotte, a wiem, żenajpierw zadzwoniła do Janelle,ktośteż mógłbywysłać SOS do Lewisa, a przede wszystkim Cecil powinien się dowiedzieć, żetu jestem.
Wróble na dachućwierkają, że żyje z jakąś zdzirą naza