1360
Szczegóły |
Tytuł |
1360 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1360 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1360 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1360 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RICHARD A. KNAAK
WarCraft
Dzie� Smoka
JEDEN
Wojna.
Niekt�rym z cz�onk�w Kirin Tor, rady mag�w, kt�ra rz�dzi�a niewielk� krain� Dalaran, zdawa�o si�, �e �wiat Azeroth nigdy nie zazna� niczego innego, jak tylko ci�g�ego rozlewu krwi. Przed utworzeniem Sojuszu z Lordaeron by�y trolle, a kiedy w ko�cu ludzko�� poradzi�a sobie z tym wstr�tnym zagro�eniem, pierwsza fala ork�w spad�a na krainy, wydostaj�c si� z przera�aj�cego rozdarcia w samej materii wszech�wiata. Z pocz�tku zdawa�o si�, �e nic nie b�dzie w stanie powstrzyma� tych groteskowych napastnik�w, jednak co wpierw by�o straszliw� rzezi�, wkr�tce przekszta�ci�o si� w m�cz�c� sytuacj� patow�. Bitwy wygrywano przez zm�czenie. Setki gin�y po obu stronach, bez �adnego, jak si� zdawa�o, powodu. Przez lata Kirin Tor nie by�o w stanie przewidzie� zako�czenia.
To jednak wreszcie si� zmieni�o. Sojuszowi uda�o si� odepchn�� Hord�, a w ko�cu ca�kiem j� rozgromi�. Nawet wielki w�dz ork�w, legendarny Orgrim M�ot Zag�ady, nie by� w stanie powstrzyma� nacieraj�cych armii i w ko�cu skapitulowa�. Za wyj�tkiem kilku klan�w-renegat�w, ci naje�d�cy, kt�rzy prze�yli, zostali zamkni�ci w enklawach pilnowanych przez oddzia�y wojskowe, kt�rymi dowodzili osobi�cie rycerze Srebrnej D�oni. Po raz pierwszy w ci�gu bardzo wielu lat trwa�y pok�j zdawa� si� by� mo�liwo�ci�, nie tylko s�ab� nadziej�.
A jednak cz�onkowie wewn�trznej rady Kirin Tor wci�� odczuwali niepewno��. Dlatego te� najwy�si z najwy�szych spotkali si� w Komnacie Powietrza, nazwanej tak, gdy� zdawa�a si� by� pomieszczeniem bez �cian, pod ogromnym, ci�gle zmieniaj�cym si� niebem, na kt�rym chmury, s�o�ce, ksi�yc i gwiazdy p�dzi�y, jakby przyspieszono czas. Szara, kamienna pod�oga z b�yszcz�cym rombem symbolizuj�cym cztery �ywio�y by�a jedynym materialnym elementem tej sceny.
Czarodzieje odziani w ciemne p�aszcze, kt�re zas�ania�y nie tylko twarze, lecz i figury, wydawali si� migota� zgodnie z poruszeniami na niebie, jakby sami r�wnie� byli jedynie iluzj�. Chocia� znajdowali si� w�r�d nich zar�wno m�czy�ni jak i kobiety, mo�na by�o to odkry� jedynie wtedy, gdy kt�re� z nich przem�wi�o. W�wczas twarz m�wcy stawa�a si� cz�ciowo widoczna, cho� nie w pe�ni.
Na tym spotkaniu by�o ich sze�cioro. Sze�cioro najstarszych rang�, cho� niekoniecznie najbardziej utalentowanych. Przyw�dc�w Kirin Tor wybierano na r�ne sposoby, a magia by�a tylko jednym z nich.
- Co� si� dzieje w Khaz Modan - oznajmi� pierwszy z nich stentorowym g�osem. Na chwil� pojawi� si� niewyra�ny zarys brodatej twarzy. Przez jego cia�o przep�ywa�y tysi�ce gwiazd. - Niedaleko jaski� klanu Smoczej Paszczy lub w ich �rodku.
- Powiedz nam co�, czego jeszcze nie wiemy - powiedzia� zgrzytliwym g�osem drugi czarodziej, kobieta, prawdopodobnie w zaawansowanym wieku, ale o silnej woli. Blask ksi�yca przez chwil� przenika� jej kaptur. - Teraz, kiedy wojownicy M�ota Zag�ady si� poddali, a sam w�dz znikn��, to jeden z ostatnich punkt�w oporu ork�w.
Pierwszy mag najprawdopodobniej poczu� si� tym ura�ony, jednak odpowiada� spokojnie.
- Dobrze! Mo�e to was bardziej zainteresuje - uwa�am, ze Skrzyd�a �mierci zn�w si� pojawi�.
To zaskoczy�o pozosta�ych, nawet starsz� kobiet�. Noc nagle zmieni�a si� w dzie�, ale czarodzieje zignorowali cos, co dla nich by�o zwyczajnym zjawiskiem w komnacie. Chmury przep�yn�y przez g�ow� trzeciego maga, kt�ry najwyra�niej nie wierzy� w to stwierdzenie.
- Skrzyd�a �mierci nie �yje! - stwierdzi�. Jego sylwetka, jako jedyna w komnacie, wskazywa�a na nadwag�. - Spad� do morza wiele miesi�cy temu, po tym jak ta w�a�nie rada i wybrani przez nas najsilniejsi czarodzieje zadali mu �miertelny cios! �aden smok, nawet on, nie prze�y�by takiego ataku!
Cz�� mag�w pokiwa�a g�owami, ale pierwszy kontynuowa�.
- A gdzie cia�o? Skrzyd�a �mierci by� inny ni� wszystkie smoki. Nawet zanim gobliny przymocowa�y p�yty z adamantium do jego sk�ry, stanowi� zagro�enie wi�ksze ni� Hor a...
- Ale jaki masz dow�d na jego dalsz� egzystencj�? - Pytanie pad�o z ust m�odej kobiety, z pewno�ci� znajduj�cej si� kwiecie �ycia. Nie by�a tak do�wiadczona jak pozostali, ale na tyle silna, by zosta� cz�onkiem rady.
- �mier� dw�ch czerwonych smok�w z miotu Alexstraszy. Rozdartych w taki spos�b, �e m�g� to zrobi� tylko kto� z ich rodzaju, i to ogromny.
- S� inne du�e smoki.
Rozpocz�a si� burza, b�yskawice i deszcz spada�y na czarodziej�w, jednak nie dotyka�y ani ich, ani pod�ogi. Burza w mgnieniu oka przemin�a i p�on�ce s�o�ce zn�w pojawi�o si� na niebie. Pierwsi z Kirin Tor ani troch� si� tym nie zainteresowali.
- Najwyra�niej nigdy nie widzia�a� dzie�a Skrzyde� �mierci, gdy� wtedy by� czego� takiego nie powiedzia�a.
- Mo�e by� tak, jak m�wisz - wtr�ci� pi�ty mag. Zarys elfiej twarzy pojawi� si� i znikn�� szybciej ni� burza. - A je�li tak, sprawa jest powa�na. Jednak nie mo�emy si� tym teraz zajmowa�. Je�li Skrzyd�a �mierci �yje i atakuje potomk�w swojego najwi�kszego rywala, to przynosi nam to korzy��. W ko�cu Alexstrasza jest wci�� wi�niem klanu Smoczej Paszczy i to jej pomiot orki wykorzystuj� od lat do szerzenia chaosu we wszystkich krainach Sojuszu. Czy ju� zapomnieli�my o tragedii Trzeciej Floty z Ku� Tiras? S�dz�, �e admira� Daelin Proudmoore nigdy jej nie zapomni. W ko�cu straci� tam swojego najstarszego syna i sze�� wspania�ych statk�w wraz z za�ogami, kiedy spad�y na nie ogromne czerwone lewiatany. Proudmoore z ch�ci� da�by medal Skrzyd�om �mierci, gdyby okaza�o si�, �e to on odpowiada za te dwa zgony.
Nikt nie sprzeciwi� si� tym s�owom, nawet pierwszy mag. Ze wspania�ych okr�t�w pozosta�y tylko kawa�ki drewna i kilka poszarpanych trup�w znacz�cych miejsce ca�kowitej destrukcji. Trzeba by�o przyzna� admira�owi Proudmoore, �e si� nie za�ama� i natychmiast zarz�dzi� wybudowanie nowych statk�w, po czym kontynuowa� walk�.
- A, jak ju� m�wi�em wcze�niej, nie mo�emy si� obecnie zajmowa� t� sytuacj�, zw�aszcza �e pojawi�y si� inne problemy, kt�re musimy natychmiast rozwi�za�.
- M�wisz o kryzysie w Alterac, nieprawda�? - zagrzmia� brodaty mag. - Czemu� ci�g�e utarczki mi�dzy Lordaeron i Stromgarde mia�yby nas bardziej martwi� ni� mo�liwo�� powrotu Skrzyde� �mierci?
- Poniewa� teraz do spor�w do��czy�o si� Gilneas. Ponownie magowie byli poruszeni, nawet milcz�cy sz�sty. Cie� ze �ladami nadwagi zbli�y� si� do elfa.
- Dlaczego k��tnia dw�ch kr�lestw o ten �a�osny kawa�ek ziemi mia�aby interesowa� Genna Szar� Grzyw�? Gilneas znajduje si� na ko�cu po�udniowego p�wyspu, dalej od Alterac ni� jakiekolwiek inne kr�lestwo Sojuszu!
- Naprawd� musisz pyta�? Szara Grzywa zawsze chcia� by� przyw�dc� Sojuszu, chocia� powstrzymywa� swoje armie do chwili, kiedy orki zaatakowa�y jego granice. Je�li kiedykolwiek zach�ca� kr�la Terenasa z Lordaeron do dzia�ania, to tylko dlatego, �eby os�abi� militarn� pot�g� Lordaeron. Teraz Terenas pozostaje przyw�dc� Sojuszu tylko dzi�ki naszej pracy i otwartemu wsparciu admira�a Proudmoore.
Alterac i Stromgarde, s�siaduj�ce kr�lestwa, nie zgadza�y si� ze sob� od pocz�tku wojny. Thoras Zguba Trolli wszystkimi si�ami Stromgarde wspar� Sojusz z Lordaeron. Poniewa� g�rskie kr�lestwo bezpo�rednio graniczy�o z Khaz Modan, zjednoczone dzia�anie le�a�o w jego interesie. Nikt nie m�g� r�wnie� negowa� determinacji wojownik�w Zguby Trolli. Gdyby nie oni, orki w ci�gu pierwszych tygodni wojny zaj�yby wi�ksz� cz�� terytorium Sojuszu, przez co wynik konfliktu m�g�by by� zupe�nie inny i na pewno gorszy.
Alterac z kolei, cho� jego przedstawiciele m�wili wiele o odwadze i s�uszno�ci sprawy, nie szafowa� tak ch�tnie swoimi oddzia�ami. Podobnie jak Gilneas zaofiarowa� jedynie symboliczne wsparcie. O ile jednak Genn Szara Grzywa powstrzymywa� si� z powodu ambicji, lord Perenolde, jak m�wiono, robi� tak ze strachu. Nawet cz�onkowie Kirin Tor zadawali sobie pytanie, czy Perenolde nie by� got�w zawrze� ugody z M�otem Zag�ady, gdyby Sojusz za�ama� si� pod nieustaj�cym naporem Hordy.
Okaza�o si�, �e te obawy by�y uzasadnione. Perenolde rzeczywi�cie zdradzi� Sojusz, ale na ca�e szcz�cie jego fa�szywe poczynania by�y kr�tkotrwa�e. Terenas, kiedy tylko si� o tym dowiedzia�, wprowadzi� wojska Lordaeron do Alterac i og�osi� stan wojenny. Poniewa� trwa�a wojna, nikt nie uzna� za stosowne, by przeciw temu protestowa�, a szczeg�lnie Stromgarde. Teraz jednak, kiedy nadszed� pok�j, Thoras Zguba Trolli zacz�� twierdzi�, �e Stromgarde powinno otrzyma� jako s�uszne zado��uczynienie za wszystkie ofiary ca�� wschodni� cz�� swojego zdradzieckiego s�siada.
Terenas widzia� spraw� w innym �wietle. Wci�� waha� si� mi�dzy dwoma mo�liwo�ciami: m�g� albo przy��czy� Alterac w ca�o�ci do swojego kr�lestwa, albo umie�ci� na jego tronie nowego, rozs�dniejszego w�adc�... przypuszczalnie z sympati� patrz�cego na Lordaeron. Jednak Stromgarde by�o lojalnym i wiernym sojusznikiem w walce i wszyscy wiedzieli, �e Thoras Zguba Trolli oraz Terenas nawzajem si� podziwiali. To sprawia�o, �e ca�a sytuacja polityczna by�a jeszcze bardziej przygn�biaj�ca.
Tymczasem Gilneas nie mia�o takich zwi�zk�w z oboma uwik�anymi kr�lestwami, zawsze izolowa�o si� od innych krain zachodu. Zar�wno Kirin Tor jak i kr�l Terenas wiedzieli, �e Genn Szara Grzywa pragn�� si� wtr�ci� nie tylko po to, by podnie�� sw�j presti�, ale tak�e aby zrealizowa� swoje marzenia o ekspansji. Jeden z siostrze�c�w lorda Perenolde'a uciek� do tego kraju wkr�tce po zdradzie wuja i m�wiono, �e Szara Grzywa popiera� jego prawa do sukcesji. Przycz�ek w Alterac dawa�by Gilneas dost�p do surowc�w, kt�rych po�udniowe kr�lestwo nie posiada�o i pretekst do wysy�ania swojej pot�nej floty przez Wielkie Morze. Wtedy z kolei w r�wnaniu pojawi�oby si� Ku� Tiras, gdy� ten morski nar�d bardzo dba� o utrzymanie w�adzy nad morzami.
- To rozerwie Sojusz - szepn�� m�ody mag. Jego g�os nosi� �lady akcentu.
- Jeszcze do tego nie dosz�o - zwr�ci� uwag� elf - ale wkr�tce mo�e. Dlatego te� nie mamy czasu na zajmowanie si� smokami. Je�li Skrzyd�a �mierci �yje i postanowi� odnowi� wendett� przeciwko Alexstraszy, nie b�d� mu przeszkadza�. Im mniej smok�w na tym �wiecie, tym lepiej. Ich czas ju� przemin��.
- S�ysza�em - stwierdzi� g�os nie nosz�cy �ladu akcentu, mog�cy r�wnie dobrze nale�e� do m�czyzny jak i kobiety - �e kiedy� elfy i smoki byli sojusznikami, nawet szanuj�cymi si� wzajemnie przyjaci�mi.
Elf odwr�ci� si� do ostatniego maga - szczup�ej, nawet wychudzonej postaci niewiele wyra�niejszej od cienia.
- To tylko bajki, zapewniam ci�. Nie zni�yliby�my si� do wsp�pracy z tak potwornymi bestiami.
S�o�ce i chmury zosta�y zast�pione przez gwiazdy i ksi�yc. Sz�sty mag pochyli� si� lekko, jakby w ge�cie przeprosin.
- Najwyra�niej s�ysza�em nieprawd�. M�j b��d.
- Masz racj�, �e nale�y uspokoi� sytuacj� - powiedzia� brodaty czarodziej do pi�tego. - I zgadzam si�, �e powinno by� to dla nas najwa�niejsze. Mimo to nie mo�emy zignorowa� tego, co dzieje si� wok� Khaz Modan. Nawet je�li si� myl� co do Skrzyde� �mierci, to i tak, dop�ki tamtejsze orki trzymaj� w niewoli kr�low� smok�w, s� zagro�eniem dla stabilno�ci kraju.
- W takim razie potrzebujemy obserwatora - wtr�ci�a si� starsza kobieta. - Kogo�, kto b�dzie pilnowa� spraw i powiadomi nas, kiedy sytuacja stanie si� krytyczna.
- Ale kogo? W tej chwili nikogo nie mo�emy po�wi�ci�!
- Jest kto� taki. - Sz�sty mag przysun�� si� o krok. Jego twarz pozostawa�a w cieniu nawet wtedy, gdy m�wi�. - Rhonin...
- Rhonin?! - wybuchn�� brodaty mag. - Rhonin! Po ostatniej katastrofie? Nie jest nawet godzien nosi� szat czarodzieja! Stanowi wi�ksze niebezpiecze�stwo ni� nadziej�!
- Jest niestabilny - zgodzi�a si� starsza kobieta.
- Szaleniec... - mrukn�� mag z nadwag�.
- Niegodny zaufania...
- Przest�pca!
Sz�sty zaczeka�, a� wszyscy si� wypowiedzieli, po czym powoli pokiwa� g�ow�.
- Jest to jedyny uzdolniony czarodziej, bez kt�rego mo�emy si� oby� w tym momencie. Poza tym to prosta misja obserwacyjna. Nie zbli�y si� nawet do potencjalnego punktu zapalnego. Jego obowi�zkiem b�dzie obserwacja i sk�adanie nam raport�w, to wszystko. - Kiedy nikt nie zaprotestowa�, ciemny mag doda� - Jestem pewien, �e wyci�gn�� wnioski z przesz�o�ci.
- Miejmy nadziej� - mrukn�a starsza kobieta. - Mo�e i osi�gn�� cel swojej ostatniej misji, ale wi�kszo�� jego towarzyszy kosztowa�o to �ycie.
- Tym razem wyruszy sam, przewodnik doprowadzi go jedynie do granic ziem kontrolowanych przez Sojusz. Nawet nie przekroczy granicy Khaz Modan. Magiczna kula pozwoli mu prowadzi� obserwacje z pewnej odleg�o�ci.
- Wydaje si� to bardzo proste - stwierdzi�a m�oda kobieta. - Nawet dla Rhonina. Elf skin�� g�ow�.
- W takim razie zg�d�my si� na to i sko�czmy z tym tematem. Mo�e, je�li b�dziemy mieli szcz�cie, Skrzyd�a �mierci po�knie Rhonina i si� nim zad�awi, przez co uwolnimy si� od obu. - Przyjrza� si� pozosta�ym i doda� - Teraz jednak musz� za��da�, �eby�my skoncentrowali si� na obecno�ci Gilneas w konflikcie o Alterac, i roli, jak� mo�emy odegra�, �eby go za�agodzi�...
* * *
Sta� z opuszczon� g�ow�, w takiej samej pozycji jak przez ostatnie dwie godziny, i koncentrowa� si�. Komnat� wok� niego o�wietla� tylko s�aby blask bez �adnego widocznego �r�d�a, ale i tak nie by�o co ogl�da�. Z boku sta�o krzes�o, kt�rego nie wykorzysta�, a za nim, na grubej, kamiennej �cianie, wisia� gobelin przedstawiaj�cy skomplikowany wz�r z�otego oka na fioletowym polu. Pod okiem trzy sztylety, r�wnie� z�ote, skierowane ostrzami do ziemi. Flaga i symbole Dalaranu, kt�re strzeg�y Sojuszu w czasie wojny, nawet je�li nie wszyscy cz�onkowie Kirin Tor wype�niali swoje obowi�zki z pe�nym honorem.
- Rhonin - zabrzmia� g�os bez �ladu akcentu, dochodz�cy zewsz�d i znik�d.
Spojrza� w ciemno�� zaskakuj�co zielonymi oczami spod czupryny w kolorze p�omienia. Kiedy� jaki� ucze� z�ama� mu nos, a Rhonin, cho� mia� odpowiednie umiej�tno�ci, jako� nigdy nie znalaz� czasu, �eby go wyprostowa�. Mimo to by� ca�kiem przystojny, mia� siln�, g�adk� szcz�k� i ostre rysy. Stale uniesiona brew nadawa�a jego twarzy nieco sardoniczny wyraz, jakby wszystko poddawa� w w�tpliwo��. Wygl�d ten sprawia�, �e cz�sto mia� k�opoty z mistrzami, w czym nie pomaga�a jego postawa, kt�ra odpowiada�a jego minie.
Wysoki, smuk�y, odziany w szat� w kolorze nocnego nieba, wygl�da� ca�kiem imponuj�co, co musieli przyzna� nawet inni czarodzieje. Rhonin nie wygl�da� na kogo� opornego, cho� jego ostatnia misja kosztowa�a �ycie pi�ciu dobrych ludzi. Sta� prosto i wpatrywa� si� w p�mrok, chc�c si� przekona�, sk�d przem�wi do niego mag.
- Wezwa�e� mnie, wi�c czekam - szepn�� czerwonow�osy czarodziej, nie bez pewnej niecierpliwo�ci.
- Nic nie mog�em na to poradzi�. Sam musia�em czeka�, a� kto� inny wspomni o tej sprawie. - Z mroku wy�oni�a si� wysoka posta�, odziana w p�aszcz z kapturem - sz�sty cz�onek wewn�trznej rady Kirin Tor. - I tak te� si� sta�o.
Po raz pierwszy w oczach Rhonina pojawi� si� �lad zapa�u.
- A moja pokuta? Czy sko�czy� si� m�j okres pr�bny?
- Tak. Zostaniesz przywr�cony do naszych szereg�w... pod warunkiem, �e natychmiast zdecydujesz si� podj�� misj� o niezwyk�ej wadze.
- Pozosta�o im tak du�o wiary we mnie? - Gorycz powr�ci�a do g�osu m�odego maga. - Po tym jak inni zgin�li?
- Tylko ty im pozosta�e�.
- To brzmi bardziej realistycznie. Powinienem by� si� domy�li�.
- We� to. - Ukryty w cieniu czarodziej wyci�gn�� smuk��, okryt� r�kawiczk� r�k�.
Nad d�oni� nagle pojawi�y si� dwa b�yszcz�ce obiekty - niedu�a szmaragdowa kula i z�oty pier�cie� z pojedynczym czarnym klejnotem.
Rhonin w taki sam spos�b wyci�gn�� swoj� d�o�... i pojawi�y si� nad ni� dwa przedmioty. Uni�s� oba i przyjrza� im si�.
- Rozpoznaj� magiczn� kul�, ale nie wiem, czym jest ten drugi. Wydaje si� pot�ny, ale, jak zgaduj�, nie w spos�b agresywny.
- Jeste� bystry, i w�a�nie dlatego w og�le zdecydowa�em si� broni� twojej sprawy, Rhoninie. Znasz przeznaczenie kuli, pier�cie� b�dzie ci� chroni�. Udajesz si� na terytorium, gdzie wci�� mo�na napotka� orczych warlock�w. Ten pier�cie� ochroni ci� przed wykryciem przez nich. Niestety, z drugiej strony b�dzie nam utrudnia� monitorowanie ciebie.
- A wi�c b�d� sam. - Rhonin u�miechn�� si� sardonicznie do swojego opiekuna. - Przynajmniej b�dzie mniej prawdopodobne, �e spowoduj� niepotrzebne zgony...
- Je�li o to chodzi, nie b�dziesz sam, przynajmniej dop�ki nie dotrzesz do portu. B�dzie ci� eskortowa� �owca.
Rhonin pokiwa� g�ow�, cho� najwyra�niej nie podoba� mu si� pomys� jakiejkolwiek eskorty, a szczeg�lnie �owcy. Magowi nie uk�ada�a si� wsp�praca z elfami.
- Nie powiedzia�e� mi jeszcze o mojej misji.
Okryty cieniem czarodziej opar� si�, jakby usiad� na pot�nym fotelu, kt�rego m�ody mag nie m�g� zobaczy�. Spl�t� przed twarz� palce r�k, zastanawiaj�c si� nad wyborem odpowiednich s��w.
- Nie potraktowali ci� �agodnie, Rhoninie. Niekt�rzy z rady zastanawiali si� nawet nad ostatecznym wykluczeniem ci� z naszych szereg�w. Musisz zas�u�y� na powr�t i dlatego b�dziesz musia� wype�ni� t� misj� co do s�owa.
- Brzmi to jak niezwykle trudne zadanie.
- S� z t� spraw� zwi�zane smoki... i tylko kto� o twoich zdolno�ciach podo�a zadaniu, tak uwa�a rada.
- Smoki... - Oczy Rhonina rozszerzy�y si�, kiedy us�ysza� o lewiatanach. Mimo i� zwykle mia� sk�onno�� do arogancji, wiedzia�, �e teraz brzmia� bardziej jak ucze�.
Smoki... Samo ich wspomnienie wzbudza�o l�k w m�odszych magach.
- Tak, smoki. - Jego opiekun pochyli� si� do przodu. - Nie daj si� zmyli�, Rhoninie. Nikt nie mo�e wiedzie� o tej misji opr�cz rady i ciebie. Nawet �owca, kt�ry b�dzie ci� eskortowa�, ani kapitan statku, kt�ry wysadzi ci� na brzegach Khaz Modan. Gdyby kto� dowiedzia� si�, wszystkie nasze plany mog�yby znale�� si� w niebezpiecze�stwie.
- Ale jaka jest moja misja?
Zielone oczy Rhonina �wieci�y. Wyprawa b�dzie niezwykle niebezpieczna, ale mag jasno widzia� nagrod�. Powr�t do szereg�w czarodziej�w i oczywi�cie zwi�kszenie presti�u. Nic nie podnosi�o pozycji czarodzieja w Kirin Tor szybciej ni� dobra reputacja, cho� nikt z wewn�trznej rady nigdy nie przyzna�by si� do tego faktu.
- Masz uda� si� do Khaz Modan - powiedzia� starszy mag z pewnym wahaniem - a kiedy tam dotrzesz, musisz podj�� kroki niezb�dne do uwolnienia kr�lowej smok�w, Alexstraszy...
DWA
Vereesa nie lubi�a czeka�. Wi�kszo�� ludzi uwa�a�a, �e elfy cierpliwo�ci� dor�wnywa�y lodowcom, ale m�odsi przedstawiciele tej rasy, tacy jak ona (dopiero rok wcze�niej zako�czy�a nauk�) pod tym jednym wzgl�dem bardzo przypominali ludzi. Czeka�a trzy dni na jakiego� czarodzieja, kt�rego mia�a doprowadzi� do jednego ze wschodnich port�w na Wielkim Morzu. Zwykle szanowa�a czarodziej�w na tyle, na ile elfy szanowa�y ludzi, ale ten osobnik zas�u�y� na jej gniew. Vereesa chcia�a do��czy� do swoich braci i si�str, pom�c im w wytropieniu tych ork�w, kt�re jeszcze walczy�y i zada� okrutnym bestiom zas�u�on� �mier�. �owczym nie oczekiwa�a, �e jej pierwszym powa�niejszym zdaniem b�dzie opieka nad jakim� niezdarnym i najwyra�niej zapominalskim starym czarodziejem.
- Jeszcze godzina - mrukn�a. - Jeszcze godzina i si� st�d wynosz�.
Jej smuk�a, kasztanowata, elfia klacz cichutko parskn�a. Wiele pokole� hodowli stworzy�o istoty o wiele doskonalsze ni� ich zwyczajni kuzyni, tak w ka�dym razie uwa�a� lud Vereesy. Klacz by�a dostrojona do swojego je�d�ca i to co dla wi�kszo�ci ludzi zdawa�oby si� niczym wi�cej jak tylko prostym chrz�kni�ciem, sprawi�o, �e �owczyni zerwa�a si� na r�wne nogi, z naci�gni�tym �ukiem w r�ku.
A jednak lasy wok� niej by�y ciche i nic nie �wiadczy�o o jakichkolwiek k�opotach. Tak daleko w g��bi Sojuszu Lordaeron nie mog�a si� spodziewa� ataku ork�w czy trolli. Vereesa spojrza�a w stron� niewielkiej gospody, kt�r� wyznaczono na miejsce spotkania, jednak opr�cz ch�opca stajennego nios�cego siano nie zobaczy�a nikogo. Mimo to elfka nie opuszcza�a �uku. Jej ko� rzadko si� odzywa�, je�li gdzie� w okolicy nie oczekiwa�y na ni� jakie� k�opoty. Mo�e bandyci?
�owczyni obr�ci�a si� powoli wok� w�asnej osi. Podmuch wiatru sprawi�, �e cz�� d�ugich, srebrnych w�os�w zakry�a jej twarz, nie na tyle jednak, �eby utrudni� jej obserwacj�. Migda�owe oczy o barwie najczystszego b��kitu zauwa�a�y nawet najdrobniejsze poruszenia listowia, a d�ugie, spiczaste uszy, kt�re wystawa�y z g�stych w�os�w, mog�y us�ysze� nawet motyla l�duj�cego na pobliskim kwiatku.
I wci�� nie wiedzia�a, dlaczego klacz j� ostrzega�a.
By� mo�e odstraszy�a to co�, co czai�o si� w pobli�u. Jak wszystkie elfy, Vereesa wiedzia�a, �e jej wygl�d m�g� wywo�ywa� du�e wra�enie. �owczyni by�a wy�sza ni� wi�kszo�� ludzi, nosi�a wysokie do kolan buty, spodnie i koszul� o barwie le�nej zieleni oraz podr�ny p�aszcz w kolorze d�bowej kory. Si�gaj�ce prawie do �okci r�kawiczki chroni�y jej d�onie, jednocze�nie nie przeszkadzaj�c w korzystaniu z haku czy wisz�cego u boku miecza. Na koszuli nosi�a mocny napier�nik, dopasowany do szczup�ej, lecz kobiecej figury. Jeden z miejscowych w gospodzie pope�ni� du�y b��d - zachwyca� si� kobiecymi aspektami jej wygl�du, jednocze�nie ca�kowicie ignoruj�c wojskowe. Poniewa� by� pijany i w innej sytuacji najprawdopodobniej powstrzyma�by si� od niegrzecznych propozycji, sko�czy� tylko z po�amanymi palcami.
Klacz ponownie parskn�a. �owczyni spojrza�a w�ciekle na klacz, na usta cisn�y jej si� s�owa reprymendy.
- Jak s�dz�, jeste� Vereesa C�rka Wiatru - stwierdzi� nagle niskim, przyci�gaj�cym uwag� g�osem kto� zza jej plec�w.
Zanim m�g� powiedzie� cokolwiek innego, przytkn�a grot strza�y do jego gard�a. Gdyby Vereesa wypu�ci�a strza��, przesz�aby ona w ca�o�ci przez szyj� przybysza i wysz�a po drugiej stronie.
Co ciekawe, ta �miertelnie niebezpieczna sytuacja najwyra�niej nie wywar�a na nim najmniejszego wra�enia. Elfica obejrza�a go od g�ry do do�u... co wcale nie by�o nieprzyjemnym zadaniem... i u�wiadomi�a sobie, �e intruz m�g� by� tylko czarodziejem, na kt�rego czeka�a. Z pewno�ci� wyja�ni�oby to dziwne zachowanie klaczy i fakt, �e nie by�a w stanie wcze�niej go wyczu�.
- Jeste� Rhonin? - zapyta�a w ko�cu �owczyni.
- Nie tego oczekiwa�a�? - odpowiedzia� pytaniem na pytanie, ze �ladem sardonicznego u�miechu. Opu�ci�a �uk i rozlu�ni�a si� nieco.
- M�wili o czarodzieju. To wszystko, cz�owieku.
- A mnie powiedzieli o elfim �owcy, nic wi�cej. - Spojrza� na Verees� w taki spos�b, �e mia�a ochot� ponownie unie�� �uk. - Czyli jeste�my kwita.
- Nie ca�kiem. Czeka�am tutaj trzy dni! Zmarnowa�am trzy cenne dni!
- Nic nie mog�em na to poradzi�. Musia�em poczyni� przygotowania. - Czarodziej nie powiedzia� nic wi�cej.
Vereesa podda�a si�. Jak wi�kszo�� ludzi, jej towarzysz przejmowa� si� tylko sob�. Uzna�a, �e i tak mia�a szcz�cie -mog�a czeka� d�u�ej. Dziwi�o j�, �e Sojusz m�g� w og�le zatryumfowa� nad Hord�, maj�c w swoich szeregach tak wielu ludzi przypominaj�cych Rhonina.
- C�, je�li chcesz uda� si� do Khaz Modan, powinni�my wyruszy� natychmiast. - Elfka popatrzy�a za jego plecy. - Gdzie tw�j ko�?
Na wp� oczekiwa�a, i� odpowie jej, �e nie ma �adnego i u�y� swoich ogromnych mocy, �eby przenie�� si� a� tutaj... ale gdyby tak by�o, Rhonin nie potrzebowa�by jej pomocy w dotarciu do statku. Jako czarodziej niew�tpliwie mia� imponuj�ce umiej�tno�ci, ale r�wnie� ograniczenia. Poza tym, cho� niewiele wiedzia�a o jego misji, podejrzewa�a, �e Rhonin b�dzie potrzebowa� ca�ej swojej mocy, �eby prze�y�. Khaz Modan nie by�o przyjazne dla obcych. Jak s�ysza�a, czaszki wielu dzielnych wojownik�w zdobi�y namioty ork�w, a smoki ci�gle patrolowa�y niebo. Nie, w takie miejsce Vereesa nie uda�aby si� bez armii u boku. Nie by�a tch�rzem, ale nie by�a r�wnie� g�upcem.
- Stoi przywi�zany do koryta obok gospody i pije. Przeby�em dzisiaj d�ug� drog�, pani.
U�ycie tytu�u mog�oby pochlebi� Vereesie, gdyby nie lekki ton sarkazmu, kt�ry zauwa�y�a w jego g�osie. Walcz�c z irytacj�, odwr�ci�a si� do konia, umie�ci�a �uk i strza�� na swoich miejscach, po czym zacz�a przygotowywa� swojego wierzchowca do odjazdu.
- Mojemu koniowi przyda�oby si� jeszcze troch� odpoczynku - stwierdzi� czarodziej - mnie zreszt� te�.
- Szybko nauczysz si� spa� w siodle, a je�li chodzi o twojego konia, na pocz�tku b�dziemy jecha� w tempie, kt�re pozwoli mu wypocz��. Czekali�my o wiele za d�ugo. Niewiele statk�w, nawet tych z Ku� Tiras, z ochot� pop�yn�oby do Khaz Modan tylko po to, �eby dostarczy� na miejsce czarodzieja z misj� obserwacyjn�. Je�li szybko nie dotrzesz do portu, mog� uzna�, �e maj� wa�niejsze i mniej samob�jcze sprawy do za�atwienia.
Ku jej uldze Rhonin si� nie sprzeciwi�. Odwr�ci� si� tylko z kwa�n� min� i poszed� w stron� gospody. Vereesa patrzy�a, jak odchodzi� i mia�a tylko nadziej�, �e zanim uda im si� rozsta�, nie podda si� pokusie przebicia go na wylot.
My�la�a o jego misji. Oczywi�cie Khaz Modan wci�� by�o zagro�eniem ze wzgl�du na smoki i ich orczych pan�w, ale Sojusz mia� ju� innych, lepiej wytrenowanych obserwator�w w samej krainie i wok� niej. Vereesa podejrzewa�a, �e misja Rhonina dotyczy�a czego� o wiele powa�niejszego, gdy� inaczej Kirin Tor nie zaryzykowa�oby tak wiele dla tego aroganckiego maga. Ale czy rozwa�yli spraw�, wystarczaj�co dok�adnie, kiedy go wybierali? Z pewno�ci� potrzebny by� kto� bardziej utalentowany... i godny zaufania. Ten czarodziej mia� co� w sobie, co �wiadczy�o o pewnej nieprzewidywalno�ci, kt�ra mog�a doprowadzi� do katastrofy.
Elfka pr�bowa�a zignorowa� swoje obawy. Kirin Tor zdecydowa�o, a przyw�dcy Sojuszu z pewno�ci� si� z tym zgadzali, gdy� inaczej Vereesa nie zosta�aby wys�ana, by mu towarzyszy�. Lepiej zapomnie� o wszystkich troskach. Musia�a tylko dostarczy� swojego podopiecznego do statku, a potem mog�a ju� ruszy� w swoj� stron�. Co Rhonin m�g� albo czego nie m�g� zrobi� po ich rozstaniu, zupe�nie jej nie obchodzi�o.
* * *
W�drowali przez cztery dni, a najwi�kszym zagro�eniem, na jakie si� natkn�li, by�y uci��liwe insekty. W innych okoliczno�ciach taka podr� wydawa�aby si� niemal idylliczna, gdyby nie fakt, �e Rhonin i jego przewodniczka prawie ze sob� nie rozmawiali. Przez wi�kszo�� czasu magowi to nie przeszkadza�o, gdy� jego my�li zajmowa�o niebezpieczne zadanie, kt�re go czeka�o. Gdy na statku Sojuszu dop�ynie do brzeg�w Khaz Modan, pozostanie sam w krainie opanowanej przez orki i, co gorsza, patrolowanej z powietrza przez ich wi�ni�w - smoki. Cho� Rhonin nie by� tch�rzem, nie mia� ochoty sta� si� ofiar� tortur i powolnej, bolesnej �mierci. Z tego wy��cznie powodu jego dobroczy�ca poinformowa� go o ostatnich poruszeniach klanu Smoczej Paszczy. Klan b�dzie ostro�ny, szczeg�lnie je�li, jak powiedziano Rhoninowi, czarny lewiatan Skrzyd�a �mierci rzeczywi�cie �yje.
Cho� wyprawa maga wydawa�a si� niebezpieczna, Rhonin nie zawr�ci�by. Teraz mia� okazj� nie tylko odkupi� swoje winy, ale te� poprawi� pozycj� w Kirin Tor. Za to b�dzie na zawsze niezwykle wdzi�czny swojemu patronowi, kt�rego zna� pod imieniem Krasus. Z pewno�ci� nie by�o ono prawdziwe, co cz�sto zdarza�o si� w�r�d cz�onk�w rz�dz�cej rady. W�adc�w Dalaran wybierano w tajemnicy, o ich wyniesieniu wiedzieli jedynie ich towarzysze, nawet najbli�si pozostawali nie�wiadomi. G�os dobroczy�cy Rhonina m�g� brzmie� zupe�nie inaczej ni� jego prawdziwy g�os, o ile rzeczywi�cie by� m�czyzn�.
To�samo�� niekt�rych cz�onk�w wewn�trznej rady mo�na by�o odgadn��, jednak Krasus pozostawa� zagadk� nawet dla swojego sprytnego agenta. W rzeczywisto�ci Rhonina przesta�a obchodzi� to�samo�� Krasusa, interesowa�o go jedynie to, �e dzi�ki niemu m�ody czarodziej m�g� spe�ni� swoje marzenia.
Marzenia te pozostan� jednak odleg�e, je�li nie zd��y na statek. Pochylaj�c si� do przodu w siodle, Rhonin zapyta� - Jak daleko jeszcze do Hasic?
Nie odwracaj�c si� do niego, Vereesa odpowiedzia�a - Co najmniej trzy dni. Nie martw si�, w takim tempie dotrzemy do portu na czas.
Rhonin zn�w pochyli� si� do ty�u. I tyle przysz�o z rozmowy, drugiej tego dnia. Od jazdy z elfk� gorsza by�aby chyba tylko podr� z jednym z surowych rycerzy Srebrnej D�oni. Cho� paladyni byli zawsze uprzedzaj�co grzeczni, to jednak zwykle dawali mu do zrozumienia, �e uwa�ali magi� za z�o konieczne, bez kt�rego w wi�kszo�ci wypadk�w by sobie poradzili. Zachowanie ostatniego, kt�rego Rhonin spotka�, ca�kiem jasno wskazywa�o, �e wierzy�, i� dusza maga zostanie po �mierci skazana na t� sam� mroczn� otch�a�, w kt�rej zamieszkiwa�y pradawne demony. I to niezale�nie od tego, jak czysta mog�a by� dusza Rhonina w ka�dym innym aspekcie.
Popo�udniowe s�o�ce zacz�o ukrywa� si� za koronami drzew, tworz�c kontrastuj�ce obszary jasno�ci i g��bokiego cienia mi�dzy drzewami. Rhonin mia� nadziej� dotrze� do kraw�dzi lasu przed zmrokiem, ale teraz ju� wiedzia�, �e im si� to nie uda. Nie po raz pierwszy w my�lach przejrza� mapy, staraj�c si� nie tylko zlokalizowa� ich obecne miejsce pobytu, ale te� sprawdzi�, czy rzeczywi�cie uda im si� dotrze� na czas. Nie m�g� unikn�� op�nienia w spotkaniu z Verees�, gdy� musia� zebra� odpowiednie zapasy i komponenty. Mia� tylko nadziej�, �e nie narazi� przez to na niebezpiecze�stwo ca�ej swojej misji.
Uwolni� kr�low� smok�w...
Niekt�rzy uznaliby to misj� za nie do wykonania, wi�kszo�� za pewn� �mier�. Jednak Rhonin zaproponowa� to jeszcze w czasie wojny. By�o jasne, �e gdy kr�lowa smok�w zostanie uwolniona, pozbawi to orki ich najwi�kszej broni. Jednak okoliczno�ci nigdy nie pozwala�y na podj�cie tak powa�nej misji.
Rhonin wiedzia�, �e wi�kszo�� rady mia�a nadziej�, i� mu si� nie uda. Pozbycie si� go wymaza�oby co�, co uwa�ali za czarn� plam� w swojej historii. Ta misja by�a jak dwusieczne ostrze: gdyby mu si� uda�o, byliby zdumieni, ale gdyby zgin��, odczuliby ulg�.
Przynajmniej m�g� ufa� Krasusowi. Czarodziej pierwszy przyszed� do niego, pytaj�c go, czy wci�� wierzy, �e mo�e dokona� czego� niemo�liwego. O ile Alexstrasza nie zostanie uwolniona, klan Smoczej Paszczy b�dzie m�g� w niesko�czono�� kontrolowa� Khaz Modan. A tak d�ugo, jak d�ugo tamtejsze orki by�y cz�ci� Hordy, miejsce to mog�o stanowi� punkt zbiorczy dla ich pobratymc�w zamkni�tych w strze�onych enklawach. Nikt nie chcia�, �eby wojna rozgorza�a na nowo, zw�aszcza �e Sojusz by� zbyt zaj�ty konfliktami wewn�trznymi.
Kr�tki grzmot na chwil� przerwa� rozwa�ania Rhonina. Mag spojrza� w g�r�, ale zobaczy� tylko kilka we�nistych chmur. Krzywi�c si�, czerwonow�osy czarodziej obr�ci� si� w stron� elfki, by zapyta� si�, czy ona te� to s�ysza�a.
Kolejny, bardziej przera�aj�cy grzmot sprawi�, �e wszystkie mi�nie Rhonina napi�y si�.
W tym samym momencie Vereesa rzuci�a si� na niego. Jakim� sposobem uda�o jej si� obr�ci� w siodle i skoczy� w jego stron�.
Otoczenie przykry� ogromny cie�. �owczyni i czarodziej zderzyli si�, elfka przewa�y�a i oboje zsun�li si� z grzbietu wierzchowca Rhonina.
W pobli�u zabrzmia� og�uszaj�cy ryk, a przez okolic� przeszed� wiatr wiej�cy z si�� tornada. Czarodziej uderzy� z ca�ej si�y o ziemi�, jednak mimo b�lu us�ysza� kr�tki kwik swojego konia, kt�ry natychmiast ucich�.
- Nie podno� si�! - krzycza�a Vereesa g�o�niej od wiatru i ryku. - Nie podno� si�!
Rhonin jednak obr�ci� si�, �eby zobaczy� niebo, lecz zamiast tego ujrza� widok godny piek�a.
Smok koloru szalej�cego po�aru wype�nia� przestrze� nad nimi, w przednich �apach trzyma� resztki jego konia i cennych, starannie dobranych zapas�w. Szkar�atny lewiatan po�kn�� w ca�o�ci reszt� zwierz�cia, wpatruj�c si� jednocze�nie w malutkie, �a�osne postaci poni�ej.
Na grzbiecie bestii siedzia�a groteskowa, zielonkawa istota z k�ami i toporem. Wykrzykiwa�a rozkazy w jakim� szorstkim j�zyku i wskazywa�a prosto na Rhonina.
Z otwart� paszcz� i wysuni�tymi pazurami smok zanurkowa� w jego stron�.
* * *
- Dzi�kuj� za po�wi�cenie mi czasu, Wasza Wysoko�� - powiedzia� wysoki, czarnow�osy szlachcic g�osem pe�nym si�y i zrozumienia. - Mo�e jeszcze uda si� nam powstrzyma� ten kryzys, zanim zniszczy to, co z takim trudem stworzy�e�.
- Je�li tak b�dzie - odpowiedzia�a starsza, brodata posta�, odziana w eleganckie, bia�o-z�ote szaty monarchy - i Lordaeron i Sojusz b�d� ci wiele zawdzi�cza�, lordzie Prestorze. Tylko dzi�ki twojej pracy Gilneas i Stromgarde mog� jeszcze wys�ucha� g�osu rozs�dku. - Cho� kr�l Terenas nie by� drobnym m�czyzn�, czu� si� nieco przyt�oczony przez swojego wy�szego towarzysza.
M�odszy m�czyzna u�miechn�� si�, pokazuj�c doskona�e uz�bienie. Terenas by�by zdziwiony, gdyby uda�o mu si� znale�� kogo� wygl�daj�cego bardziej kr�lewsko od lorda Prestora. M�czyzna mia� kr�tkie, zadbane, czarne w�osy, g�adko wygolon� twarz o ostrych rysach, kt�ra wywo�ywa�a szybsze bicie serca u wielu kobiet na dworze, bystry umys� i zachowanie bardziej ksi���ce ni� jakikolwiek ksi��� w Sojuszu. Nie by�o wi�c nic dziwnego w tym, �e wszyscy uwik�ani w konflikt wok� Alterac polubili go, nawet Genn Szara Grzywa. Prestor mia� tak sympatyczny spos�b bycia, �e w�adcy Gilneas zdarza�o si� u�miechn�� w jego obecno�ci, jak informowali Terenasa zdziwieni dyplomaci.
Jak na m�odego szlachcica, o kt�rym przed pi�ciu laty nikt jeszcze nie s�ysza�, go�� kr�la wyrobi� sobie niez�� opini�. Prestor pochodzi� z najbardziej g�rzystych i najmniej znanych okolic Lordaeron, ale m�g� r�wnie� wykaza� zwi�zki krwi z kr�lewskim rodem z Alterac. Jego niewielki maj�tek zosta� zniszczony podczas wojny przez atak smok�w, a sam Prestor przyby� do stolicy pieszo i zupe�nie bez s�u�by. Jego tragedia i pozycja, jak� p�niej uzyska�, przypomina�y histori� z ksi��ki. Co wa�niejsze, jego rady pomog�y kr�lowi wiele razy, w��czaj�c w to mroczne dni, kiedy siwiej�cy monarcha zastanawia� si�, co zrobi� z lordem Perenolde. W�a�ciwie to opinia Prestora przechyli�a szal�. To on zach�ci� Terenasa do przej�cia w�adzy w Alterac i wprowadzenia stanu wojennego. Stromgarde i inne kr�lestwa rozumia�y potrzeb� dzia�ania przeciwko zdradzieckiemu Perenolde'owi, ale nie ci�g�� okupacj� nawet po zako�czeniu wojny. Teraz jednak wydawa�o si�, �e Prestor b�dzie im w stanie wszystko wyt�umaczy� i sk�oni� do przyj�cia ostatecznej decyzji.
To sprawi�o, �e starzej�cy si� monarcha zacz�� ostatnio zastanawia� si� nad rozwi�zaniem, kt�re zaskoczy�oby nawet bystrego m�czyzn� stoj�cego przed nim. Terenas odm�wi� oddania Alterac siostrze�cowi Perenolde'a, kt�rego pr�bowa�o wspiera� Gilneas. Nie uzna� te� za dobre wyj�cie podzielenia kr�lestwa mi�dzy Lordaeron i Stromgarde. To z pewno�ci� wywo�a�oby gniew nie tylko Gilneas, ale nawet Ku� Tiras. Przy��czenie Alterac w ca�o�ci r�wnie� nie wchodzi�o w rachub�.
A gdyby odda� w�adz� w odpowiedzialne r�ce kogo�, kogo wszyscy podziwiali i kto pokaza�, �e pragnie jedynie pokoju i jedno�ci? Do tego, na ile kr�l Terenas m�g� to oceni�, by� sprawnym administratorem, nie wspominaj�c ju� o tym, �e z pewno�ci� pozosta�by wiernym sojusznikiem i przyjacielem Lordaeron...
- Naprawd�, Prestorze! - Kr�l wyci�gn�� r�k�, �eby poklepa� du�o wy�szego m�czyzn� po ramieniu. Prestor musia� mie� prawie siedem st�p, a cho� by� szczup�y, nikt nie m�g�by nazwa� go chudym. W niebiesko-czarnym mundurze wygl�da� jak uciele�nienie bohatera wojennego. - Powiniene� z wielu rzeczy by� dumny... i zosta� za nie wynagrodzony! Nie zapomn� o twoim w tym udziale, wierz mi!
Prestor wydawa� si� promieniowa� rado�ci�. Najprawdopodobniej wierzy�, �e zostanie mu przywr�cony jego malutki maj�tek. Terenas uzna�, �e pozwoli ch�opcu zatrzyma� to marzenie. Kiedy w�adca Lordaeron zaproponuje, �eby Prestor zosta� nowym kr�lem Alterac, z przyjemno�ci� zobaczy wyraz twarzy szlachcica. Bardzo rzadko kto� zostawa� kr�lem... oczywi�cie o ile nie odziedziczy� tej pozycji.
Go�� honorowy Terenasa zasalutowa� mu i, sk�oniwszy si� wdzi�cznie, opu�ci� kr�lewsk� komnat�. Starszy m�czyzna zachmurzy� si�, kiedy Prestor wyszed�. Doszed� do wniosku, �e jedwabne zas�ony, z�ote kandelabry, a nawet bia�a marmurowa pod�oga nie rozja�nia�y komnaty tak jak m�ody szlachcic. Lord Prestor rzeczywi�cie wyr�nia� si� spo�r�d wielu, cz�sto odra�aj�cych dworzan t�ocz�cych si� w pa�acu. By� cz�owiekiem, kt�remu ka�dy m�g� zaufa�, godnym szacunku pod ka�dym wzgl�dem. Terenas wola�by, �eby jego syn bardziej przypomina� Prestora.
Kr�l podrapa� si� po brodzie. O tak, doskona�y cz�owiek do odbudowania honoru Alterac i przywr�cenia harmonii pomi�dzy cz�onkami Sojuszu. Nowa i silna krew.
Terenas pomy�la� teraz o swojej c�rce Calii. Wci�� jeszcze by�a dzieckiem, ale z pewno�ci� wyro�nie na pi�kno��. Mo�e kt�rego� dnia, je�li wszystko p�jdzie dobrze, on i Prestor mogliby wzmocni� przyja�� i sojusz kr�lewskim ma��e�stwem.
Tak, odwiedzi teraz doradc�w i przeka�e im swoje kr�lewskie zdanie. Terenas by� pewien, �e zgodz� si� z nim w tej sprawie. Nie spotka� jeszcze nikogo, kto nie polubi�by m�odego szlachcica.
Kr�l Prestor z Alterac. Terenas prawie sobie wyobra�a� wyraz twarzy przyjaciela, kiedy ten dowie si� o rozmiarze nagrody...
* * *
- Masz na twarzy cie� u�miechu, czy�by kto� zgina� straszn�, okrutn�, krwaw� �mierci�, o jadowity?
- Nie dowcipkuj sobie, Kryllu - odpowiedzia� lord Prestor, zamykaj�c za sob� wielkie, �elazne drzwi.
Powy�ej, w starym domku go�cinnym oddanym mu przez kr�la Terenasa, s�u��cy specjalnie dobrani przez Prestora pilnowali, �eby do �rodka nie weszli �adni nieoczekiwani go�cie. Ich mistrz mia� du�o pracy, a nawet je�li �aden ze s�u��cych nie wiedzia�, co dok�adnie dzia�o si� w komnatach poni�ej, to jednak Prestor u�wiadomi� im, �e gdyby kto� mu przeszkodzi�, kosztowa�oby ich to �ycie.
Prestor nie spodziewa� si�, by mu kto� przeszkodzi�, i ufa�, �e s�udzy b�d� mu wierni a� do �mierci. Zakl�cie, odmiana tego, dzi�ki kt�remu kr�l i ca�y dw�r tak bardzo podziwiali dziarskiego uciekiniera, nie pozwala�o im na refleksj�. Przez lata poprawi� jego efektywno��.
- Przyjmij me pokorne przeprosiny, o ksi��� dwulicowo�ci ! - powiedzia�a zgrzytliwie niska, �ylasta posta� przed nim. W jej g�osie by�y nuty z�o�liwo�ci i szale�stwa, jak r�wnie� co� nieludzkiego. Nic dziwnego, gdy� towarzysz Prestora by� goblinem.
Poniewa� g�owa istoty si�ga�a szlachcicowi zaledwie do pasa, niekt�rzy mogliby uzna� drobn� posta� o szmaragdowej sk�rze za prost� i s�ab�. Usta rozszerzone w szale�czym grymasie u�miechu ukazywa�y jednak bardzo ostre, d�ugie z�by i krwistoczerwony, prawie rozdwojony j�zyk. W w�skich, ��tych oczach bez widocznych �renic pojawi�y si� iskry rozbawienia. By� to jednak ten rodzaj weso�o�ci, kt�rej �r�d�em jest wyrywanie skrzyde�ek muchom albo raje obiektom eksperyment�w. Pasmo matowego, br�zowego futra zaczyna�o si� na karku stworzenia, porasta�o jego g�ow� i ko�czy�o swego rodzaju grzebieniem tu� nad jego niskim czo�em.
- Mimo to mam pow�d do �wi�towania.
Dolna komnata s�u�y�a dawnej do sk�adowania zapas�w. W tamtych czasach ch��d ziemi utrzymywa� rz�dy stojak�w z winem w idealnej temperaturze. Teraz jednak, dzi�ki dokonanej przez Krylla przebudowie, w du�ym pomieszczeniu by�o gor�co jak we wn�trzu wulkanu. Lord Prestor czu� si� tu jak w domu.
- �wi�towania, o mistrzu oszustwa? - Kryli zachichota�.
Kryli chichota� bardzo cz�sto, zw�aszcza je�li dzia�o si� co� z�ego. Dwoma najwi�kszymi nami�tno�ciami szmaragdowej istoty by�y eksperymenty i sianie chaosu. Kiedy tylko by�o to mo�liwe, stara� sieje ��czy�. Tyln� cz�� pomieszczenia wype�nia�y �awy, butle, proszki, dziwne mechanizmy i ca�a kolekcja makabry, wszystko zebrane przez goblina.
- Tak, ���wi�towania, Kryli. - Przeszywaj�ce spojrzenie Prestora skoncentrowa�o si� na goblinie, kt�ry nagle przesta� si� u�miecha�. - Chcia�by� bra� udzia� w �wi�towaniu, prawda?
- Tak... panie.
Odziany w mundur szlachcic przez chwil� wdycha� dusz�ce powietrze. Na jego twarzy o ostrych rysach pojawi� si� wyraz ulgi.
- Ach, jak mi tego brak... - Jego rysy stwardnia�y. - Musz� jednak poczeka�. Wyrusz�, kiedy b�dzie to konieczne, co, Kryli?
- Jak m�wisz, panie.
U�miech, teraz bardzo z�owrogi, powr�ci� na twarz Prestora.
- Najprawdopodobniej patrzysz teraz na kolejnego kr�la Alterac, wiesz?
Goblin sk�oni� swoje szczup�e, ale umi�nione cia�o prawie do ziemi.
- Chwa�a jego kr�lewskiej mo�ci, S...
Nag�y klekot sprawi�, �e obaj spojrzeli w prawo. Zza metalowej kraty zamykaj�cej stary przew�d wentylacyjny wy�oni� si� mniejszy goblin. Niedu�a istota zgrabnie wysun�a si� z otworu i podbieg�a do Krylla. Nowo przyby�y mia� na twarzy wyraz z�o�liwego rozbawienia, kt�ry szybko znikn�� pod spojrzeniem Prestora.
Drugi goblin wyszepta� co� Kryllowi do du�ego, spiczastego ucha. Kryli sykn�� i odes�a� swojego towarzysza niedba�ym machni�ciem r�ki. Przybysz znikn�� za krat�.
- O co chodzi? - Cho� arystokrata m�wi� spokojnie i g�adko, to jednak jasno dawa� do zrozumienia, �e domaga si� natychmiastowej odpowiedzi.
- Och, �askawy - zacz�� m�wi� Kryli, na jego twarzy ponownie pojawi� si� szalony u�miech - masz dzisiaj szcz�cie, na to wygl�da! Mo�e powiniene� zastanowi� si� nad postawieniem na co� pieni�dzy. Gwiazdy musz� sprzyja�...
- O co chodzi?!
- Kto�... kto� pr�buje uwolni� Alexstrasz�...
Prestor wpatrywa� si� w niego. Robi� to tak d�ugo i intensywnie, �e Kryli skurczy� si� w sobie. Goblin wyobra�a� sobie, �e czeka go pewna �mier�. A tyle chcia� wykona� eksperyment�w, wypr�bowa� tyle nowych �rodk�w wybuchowych...
W tej chwili stoj�ca przed nim wysoka, czarna posta� zacz�a si� �mia�, �miechem g��bokim, mrocznym i nie do ko�ca naturalnym.
- Doskonale... - uda�o si� powiedzie� Prestorowi mi�dzy atakami �miechu. Wyci�gn�� r�ce, jakby chcia� schwyta� samo powietrze. Jego palce wydawa�y si� niemo�liwie d�ugie i niemal zako�czone szponami. - Tak, doskonale!
�mia� si� nada�, a kiedy to robi�, goblin Kryli usiad�, dziwi�c si� niezwyk�emu widokowi. Leciutko potrz�sa� g�ow�.
- A to mnie nazywaj� wariatem - mrukn�� pod nosem.
TRZY
�wiat wype�ni� ogie�. Vereesa zakl�a, gdy p�omienie niespodziewanie wypuszczone przez opadaj�cego behemota sprawi�y, �e ona i czarodziej rozdzielili si�. Gdyby Rhonin nie op�ni� rozpocz�cia podr�y, to by si� wcale nie wydarzy�o. Ju� dotarliby do Hasic, a ona rozsta�aby si� z nim. Teraz jednak wygl�da�o na to, �e oboje wkr�tce rozstan� si� z �yciem...
Wiedzia�a, �e orki z Khaz Modan od czasu do czasu wypuszczaj� smoki, �eby wywo�ywa� chaos w zwykle spokojnych krainach swoich wrog�w, ale dlaczego ona i jej towarzysz mieli pecha sta� si� ofiarami jednego z nich? Liczba smok�w zmniejsza�a si�, a Lordaeron by�o ogromne.
Spojrza�a w stron� Rhonina, kt�ry zacz�� ucieka� w g��b lasu. Oczywi�cie. Musia�o to mie� co� wsp�lnego z faktem, �e jej towarzysz by� czarodziejem. Smoki mia�y zmys�y wyczulone bardziej nawet ni� elfy; niekt�rzy m�wili, �e mog�y w pewnym zakresie wyczuwa� magi�. W jaki� spos�b za tak tragiczny rozw�j wypadk�w musia� odpowiada� czarodziej. Ork i jego smok musieli przyby� po niego.
Rhonin najwyra�niej my�la� podobnie, gdy� szybciutko znikn�� jej z pola widzenia. Pobieg� w las w stron� przeciwn� do niej. �owczyni prychn�a. Czarodzieje nigdy nie stawali na linii ognia. Mogli zaatakowa� przeciwnika z du�ej odleg�o�ci albo ciosem w plecy, ale gdy trzeba by�o stan�� z wrogiem twarz� w twarz...
Oczywi�cie, to by� smok.
Smok pod��y� za uciekaj�cym cz�owiekiem. Vereesa nie chcia�a �mierci czarodzieja, niezale�nie od tego, co o nim my�la�a. Rozgl�daj�c si� dooko�a, nie wiedzia�a jednak, w jaki spos�b mog�aby mu pom�c. Jej wierzchowiec zosta� po�kni�ty razem z koniem maga, a wraz z nim straci�a sw�j ulubiony �uk. Pozosta� tylko miecz, a nie by�a to bro�, kt�r� mog�a zaatakowa� szalej�cego potwora. Vereesa rozejrza�a si�, szukaj�c czego� innego, ale nic nie znalaz�a.
Nie mia�a wyboru. By�a �owczyni� i nie mog�a pozwoli�, �eby czarodziejowi sta�a si� jaka� krzywda, je�li tylko mog�a co� na to poradzi�. Vereesa musia�a zrobi� jedyn� rzecz, kt�ra przysz�a jej na my�l, �eby uratowa� mu �ycie. Elfka wyskoczy�a z ukrycia, zamacha�a r�kami w powietrzu i wrzasn�a
- Tutaj! Tutaj, pomiocie jaszczurki! Tutaj!
Smok jednak nie us�ysza� jej, gdy� jego (Vereesie w ko�cu uda�o si� zidentyfikowa� p�e� bestii) uwag� poch�ania� p�on�cy las. Gdzie� w tym piekle Rhonin walczy� o �ycie. Smok pr�bowa� si� upewni�, �e czarodziej przegra t� walk�.
Przeklinaj�c g�o�no, elfia wojowniczka rozejrza�a si� dooko�a i znalaz�a ci�ki kamie�. To, co mia�a zamiar zrobi�, dla cz�owieka by�oby niemo�liwo�ci�, ona jednak mia�a pewn� szans� powodzenia. Vereesa mia�a tylko nadziej�, �e jej rami� jest nadal tak silne, jak jeszcze kilka lat wcze�niej. Przechyli�a si� do ty�u i rzuci�a kamie�, celuj�c w g�ow� szkar�atnego lewiatana.
Dobrze oceni�a odleg�o��, ale smok nagle si� poruszy� i Vereesa spodziewa�a si� przez chwil�, �e spud�uje. Pocisk jednak, cho� nie trafi� w g�ow�, odbi� si� od czubka bli�szego z b�oniastych skrzyde�. Vereesa nie spodziewa�a si� nawet, �e zrani besti�, gdy� kamie� nie m�g� przebi� twardej smoczej �uski. Mia�a jedynie nadziej�, �e przyci�gnie uwag� behemota.
Uda�o si�.
Pot�na g�owa natychmiast obr�ci�a si� w jej stron�. Smok rycza� ze z�o�ci, �e mu przerwano. Ork wrzeszcza� co� niezrozumiale do swojego rumaka.
Wielka skrzydlata istota nagle przechyli�a si� i skierowa�a w jej stron�. Uda�o si� odci�gn�� uwag� smoka od nieszcz�snego maga.
- I co teraz? - �aja�a si� �owczyni.
Elfka odwr�ci�a si� i pobieg�a, cho� doskonale zdawa�a sobie spraw�, �e nie ucieknie swemu potwornemu prze�ladowcy.
Korony drzew nad jej g�ow� zapali�y si� od oddechu smoka. P�on�ce listowie opad�o przed Verees�, zamykaj�c drog� ucieczki. �owczyni bez namys�u skierowa�a si� w lewo, ukrywaj�c si� mi�dzy drzewami, kt�rych nie ogarn�y jeszcze p�omienie.
Umrzesz! - powiedzia�a siebie w my�lach. A wszystko to dla bezu�ytecznego czarodzieja.
Przera�aj�cy ryk sprawi�, �e obejrza�a si� przez rami�. Czerwony smok dogoni� j� i w�a�nie wyci�ga� szponiast� �ap�, �eby j� pochwyci�. Vereesa wyobrazi�a sobie, jak �apa ta zgniataj� albo, co gorsza, wci�ga do straszliwej paszczy behemota.
Kiedy jednak elfka oczekiwa�a na zbli�aj�c� si� �mier�, smok nagle wycofa� �ap� i zacz�� wi� si� w powietrzu. Szpony wbija� we w�asne cia�o. Vereesie wydawa�o si�, �e lewiatan pr�bowa� pazurami podrapa� si� w ka�de dost�pne miejsce, jakby... jakby cierpia� z powodu ataku niezwykle dokuczliwego �wi�du. Siedz�cy na jego grzbiecie ork pr�bowa� odzyska� kontrol� nad besti�, ale r�wnie dobrze m�g�by by� pch��, kt�ra wywo�a�a takie cierpienia smoka, gdy� ten zupe�nie nie zwraca� uwagi na jego wysi�ki.
Vereesa sta�a i patrzy�a si�, gdy� nigdy wcze�niej nie mia�a okazji zobaczy� czego� tak zaskakuj�cego. Smok zwija� si� i obraca�, pr�buj�c zmniejszy� cierpienia, a jego ruchy stawa�y si� coraz bardziej gor�czkowe. Ork ledwo m�g� si� utrzyma� na grzbiecie bestii. Elfka zastanawia�a si�, co mog�o spowodowa�, �e potw�r tak si�...
- Rhonin? - wyszepta�a zdziwiona.
Mag nagle pojawi� si� przed ni�, zupe�nie jakby wypowiedzenie jego imienia przywo�a�o go jak ducha. P�omieniste w�osy by�y rozczochrane, a ciemna szata brudna i podarta, ale poza tym najwyra�niej nie ucierpia�.
- Lepiej st�d odejd�my, p�ki jeszcze mo�emy, co, elfko?
Nie musia� dwa razy tego powtarza�. Tym razem to Rhonin szed� pierwszy, u�ywaj�c jakiej� magicznej umiej�tno�ci do prowadzenia ich przez p�on�cy las. Nawet Vereesa, cho� by�a �owczyni�, nie mog�aby zrobi� tego lepiej. Rhonin szed� �cie�kami, kt�rych nie by�a w stanie zobaczy�, dop�ki na nich nie stan�a.
Przez ten ca�y czas smok unosi� si� na niebie i drapa� si�. Vereesa spojrza�a w g�r� i zobaczy�a, �e po sk�rze smoka sp�ywa�a krew. W�asne pazury by�y jedn� z niewielu rzeczy, kt�re mog�y przebi� jego pancerz. Nie widzia�a orka, pewnie w kt�rym� momencie straci� r�wnowag� i spad�. Vereesa nie �a�owa�a go.
- Co zrobi�e� smokowi? - uda�o jej si� w ko�cu wykrztusi�. Rhonin, usi�uj�cy odnale�� granic� po�aru, nawet na ni� nie spojrza�.
- Co�, co nie wysz�o tak, jak chcia�em! Powinien cierpie� bardziej ni� tylko z powodu silnego podra�nienia!
Wydawa� si� by� z�y na siebie, jednak �owczyni czu�a, �e po raz pierwszy wywar� na niej wra�enie. Zmieni� pewn� �mier� w mo�liwo�� ratunku... o ile uda im si� odnale�� drog� ucieczki.
Za nimi smok rykiem oznajmia� ca�emu �wiatu swoj� frustracj�.
- Jak d�ugo to potrwa?
W ko�cu zatrzyma� si� i popatrzy� jej w oczy. To, co elfka zobaczy�a w jego spojrzeniu, nie spodoba�o jej si�.
- Za kr�tko...
Podwoili wysi�ki. Gdziekolwiek si� nie obr�cili, otacza� ich ogie�, ale w ko�cu dotarli do jego kraw�dzi. Uciekli przed po�arem w miejsce, gdzie atakowa� ich tylko morderczy dym. Krztusz�c si� i potykaj�c, w�drowali dalej, szukaj�c �cie�ki, na kt�rej wiatr wia�by im prosto w twarz, dzi�ki czemu pozostawiliby za sob� p�omienie i dym.
Po chwili przerazi� ich kolejny ryk, gdy� rozbrzmiewa�o w nim nie cierpienie, lecz w�ciek�o�� i pragnienie zemsty. Czarodziej i �owczyni obr�cili si� i popatrzyli na znajduj�c� si� w pewnej odleg�o�ci szkar�atn� istot�.
- Zakl�cie przesta�o dzia�a� - mrukn�� Rhonin, cho� oboje dobrze o tym wiedzieli.
Rzeczywi�cie tak by�o. Vereesa zrozumia�a, �e smok doskonale wie, kto jest odpowiedzialny za jego cierpienie. Kieruj�c si� dok�adnie w ich stron�, lewiatan porusza� pot�nymi b�oniastymi skrzyd�ami. Najwyra�niej mia� zamiar si� im odp�aci�.
- Czy znasz jakie� inne zakl�cie? - zapyta�a w biegu Vereesa.
- Mo�e! Ale wola�bym go teraz nie u�ywa�. Mog�oby zabra� nas ze sob�!
Jak gdyby smok nie mia� zamiaru zrobi� tego samego. Elfka mia�a nadziej�, �e Rhonin zdecyduje si� u�y� morderczego zakl�cia, zanim oboje sko�cz� jako przek�ska dla behemota.
- Jak daleko... - Czarodziej z trudem �apa� oddech. - Jak daleko st�d do Hasic?
- Za daleko.
- S� jakie� osady mi�dzy nami a portem?
Pr�bowa�a si� zastanowi�. Tylko jedno miejsce przychodzi�o jej na my�l, ale nie mog�a sobie przypomnie� ani jego nazwy, ani przeznaczenia.
- Co� jest, ale...
Zn�w przerazi� ich ryk smoka. Nad ich g�owami przesun�� si� cie�.
- Je�li masz jakie� zakl�cie, kt�re mo�e zadzia�a�, to radzi�abym, �eby� u�y� go teraz.
Vereesa ponownie �a�owa�a, �e nie ma swojego �uku. Wtedy mog�aby przynajmniej celowa� w oczy i mie� nadziej� na sukces. Szok i cierpienie mog�yby sprawi�, �e bestia odlecia�aby.
Prawie si� zderzyli, gdy� Rhonin nagle stan�� i odwr�ci� si�, by stawi� czo�o przera�aj�cemu zagro�eniu. Chwyci� j� za ramiona bardzo silnymi, jak na czarodzieja, r�kami, i odsun�� na bok. Jego oczy dos�ownie �wieci