Fante John - Pełnia życia

Szczegóły
Tytuł Fante John - Pełnia życia
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

Fante John - Pełnia życia PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd Fante John - Pełnia życia pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Fante John - Pełnia życia Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

Fante John - Pełnia życia Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 Strona 3 JOHN FANTE P E Ł N I A ŻYCIA Przełożyła Magdalena Koziej Strona 4 1 D O M BYŁ SPORY, bo m i e l i ś m y m n ó s t w o planów. Pierwszy z n i c h został j u ż zrealizowany, w z g ó r e k na w y s o k o ś c i j e j talii, to coś o n i e m r a w y c h r u c h a c h , p e ł z a j ą c e i w i j ą c e się j a k kula z w ę ­ ży. W c i c h y c h g o d z i n a c h przed p ó ł n o c ą l e ż a ł e m z u c h e m przyłożonym do t e g o m i e j s c a i s ł y s z a ł e m coś j a k b y s z e m r a ­ n i e strumyka, b u l g o t a n i e , s s a n i e i p l u s k a n i e . - N i e w ą t p l i w i e z a c h o w u j e się j a k p r z e d s t a w i c i e l m ę s k i e ­ go rodu - z a w y r o k o w a ł e m . - Niekoniecznie. - D z i e w c z y n k i aż t a k n i e kopią. Ale o n a się z e m n ą n i e s p i e r a ł a , t a m o j a J o y c e . M i a ł a t o coś w środku i była w y n i o s ł a , p o g a r d l i w a i n i e o m a l beatyfi­ kowana. J e d n a k b r z u s z y s k o m i się n i e p o d o b a ł o . - J e s t n i e e s t e t y c z n e - w y j a ś n i ł e m i z a s u g e r o w a ł e m , by n o s i ł a c o ś , w co da się je z a p a k o w a ć . - I zabić? - Robią na to s p e c j a l n e rzeczy. S a m w i d z i a ł e m . Strona 5 8 S p o j r z a ł a na m n i e c h ł o d n o - na i g n o r a n t a , g ł u p c a , który przechodzi obok wieczorem, już nie na osobę, lecz przyno­ s z ą c y z g u b ę przedmiot, n i e d o r z e c z n o ś ć . W d o m u znajdowały się cztery s y p i a l n i e . To był ł a d n y dom. O t a c z a ł g o płot z e s z t a c h e t e k . M i a ł wysoki s p i c z a s t y d a c h . Od ulicy aż pod frontowe drzwi prowadził korytarz utworzony z krzewów r ó ż a n y c h . N a d w e j ś c i e m wznosił s i ę szeroki ł u k z terakoty. Na d r z w i a c h tkwiła c i ę ż k a m o s i ę ż n a kołatka. Na domu u m i e s z c z o n o n u m e r 3 7 , a to była m o j a s z c z ę ś l i w a l i c z b a . C z a s a m i p r z e c h o d z i ł e m n a d r u g ą stronę ulicy i g a p i ł e m się na to wszystko z rozdziawioną g ę b ą . M ó j d o m ! Cztery s y p i a l n i e . Przestrzeń. Teraz m i e s z k a l i ­ ś m y tu we dwójkę, a j e d n o było w drodze. O s t a t e c z n i e b ę d z i e s i ó d e m k a . Takie m i a ł e m m a r z e n i e . Trzydziestoletni m ę ż c z y ­ z n a zdąży w y c h o w a ć s i e d m i o r o dzieci. J o y c e m i a ł a d w a d z i e ­ ś c i a c z t e r y lata. A w i ę c j e d n o co drugi rok. J e d n o w drodze, zostaje j e s z c z e szóstka. Ś w i a t j e s t taki p i ę k n y ! N i e b o t a k i e o g r o m n e ! M a r z y c i e l taki b o g a t y ! O c z y w i ś c i e b ę d z i e m y m u ­ sieli d o d a ć j a k i ś pokój albo dwa. - M a s z jakieś zachcianki? Upodobanie do jakiegoś sma­ ku? R o z u m i e m , że to się zdarza. C z y t a ł e m o tym. - O c z y w i ś c i e , że n i e . O n a też czytała: G e s e l l Arnold Infant and Child in the Culture of Today. - J a k i e to j e s t ? - Bardzo pouczające. Wyjrzała przez drzwi b a l k o n o w e n a u l i c ę . Była to r u c h l i w a okolica, tuż o b o k Wilshire, g d z i e w a r c z a ­ ły autobusy, a odgłosy u l i c z n e p r z y p o m i n a ł y m u c z e n i e by- Strona 6 9 dła, j e d n o s t a j n y ryk c z a s a m i rozdarty przez w y c i e syren, l e c z oddalony, o d l e g ł y o d w i e ś c i e stóp od n a s . - M o ż e s p r a w i m y s o b i e n o w e zasłony? C z y m u s i m y m i e ć żółte z z i e l o n y m i l a m b r e k i n a m i ? - L a m b r e k i n a m i ? A cóż to t a k i e g o , m a t k o ? - Na litość boską, n i e n a z y w a j m n i e tak. - Przepraszam. W r ó c i ł a do G e s e l l a A r n o l d a Infant and Child in the Cul- ture of Today. W ciąży b a r d z o w y g o d n i e się j e j czytało. W z g ó ­ r e k stanowił z n a k o m i t ą p o d p ó r k ę d o k s i ą ż e k , m o g ł a j e trzy­ m a ć n a w y s o k o ś c i p o d b r ó d k a , łatwo p r z e w r a c a ł o się w t e d y strony. J o y c e b y ł a b a r d z o ł a d n a , o n i e z w y k l e b ł y s z c z ą c y c h s z a r y c h o c z a c h . Teraz w tych o c z a c h pojawiło się c o ś n o w e ­ g o . N i e u s t r a s z o n o ś ć . To było z d u m i e w a j ą c e . O d w r a c a ł o się wzrok. S p o j r z a ł e m na o k n a i d o m y ś l i ł e m się, co to są l a m b r e ­ kiny, bo tylko ta r z e c z była t a m z i e l o n a , t a k a s p ó d n i c z k a na górze, pomarszczona. - J a k i e c h c e s z lambrekiny, kotku? - Nie nazywaj mnie kotkiem. Nie lubię tego. Zostawiłem ją tam, gdzie siedziała, j e j szare oczy rozświet­ liła groźba, usta zaciskały się wokół cygarniczki, długie b i a ł e p a l c e trzymały kurczowo G e s e l l a . W y s z e d ł e m na podwórze, przed dom, s t a ł e m wśród róż i n a p a w a ł e m się swoim d o m e m . N a g r o d y p ł y n ą c e z pisania. J a , autor, J o h n F a n t e , twórca trzech książek. Pierwszej sprzedano 2 3 0 0 egzemplarzy. Dru­ giej 4 8 0 0 . Trzeciej 2 1 0 0 . Ale w przemyśle filmowym n i e w y m a ­ gają o ś w i a d c z e ń dotyczących tantiem. J e ś l i akurat m a s z to, c z e g o chcą, płacą od razu, i to dobrze. Teraz w ł a ś n i e m i a ł e m to, c z e g o chcieli, i w każdy czwartek przychodził suty czek. Strona 7 10 Zjawił się p e w i e n p a n w sprawie l a m b r e k i n ó w . Był p e - d z i e m o p r z e z r o c z y s t y c h p a z n o k c i a c h , miał szalik w t u r e c k i w z o r e k pod p r o c h o w c e m ś c i ś n i ę t y m p a s k i e m . W y k r ę c a ł swo­ je s z c z u p ł e p a l c e , a p o m i ę d z y n i m i J o y c e zrodziła się bli­ skość, której n i e m o g ł e m dzielić. Ś m i a l i się i p a p l a l i przy k a ­ w i e i c i a s t e c z k a c h , a o n a była z a c h w y c o n a towarzystwem t e g o k o g u t a b e z ostróg. W z d r y g n ą ł się n a w i d o k z i e l o n y c h l a m b r e k i n ó w , wydał z s i e b i e triumfalny pisk, zrywając j e , po c z y m zastąpił n i e b i e s k i m i . Sprowadził c i ę ż a r ó w k ę i w y w i e ­ ziono m e b l e , n a których n a l e ż a ł o z m i e n i ć obicia, b y p a s o w a ­ ły do l a m b r e k i n ó w . N i e b i e s k i działał na J o y c e kojąco. Teraz była bardzo szczęś­ liwa. Z a c z ę ł a m y ć o k n a . Woskowała podłogi. N i e lubiła pralki, w i ę c prała r ę c z n i e . Dwa razy w tygodniu ktoś przychodził wy­ konywać c i ę ż s z e prace, ale J o y c e zwolniła tę kobietę. - Zrobię to s a m a . N i e p o t r z e b u j ę pomocy. S t r a s z n i e się z m ę c z y ł a , m a j ą c tyle pracy. N a stosiku l e ż a ­ ł o d z i e s i ę ć koszul, s t a r a n n i e w y p r a s o w a n y c h . N a j e j k c i u k u widniał c z e r w o n y ślad po o p a r z e n i u . W ł o s y wisiały j e j w strą­ k a c h , b y ł a m i z e r n a i r z e c z y w i ś c i e b a r d z o z m ę c z o n a . Ale b r z u c h był twardy, na s w o i m m i e j s c u i w c a l e , a w c a l e n i e zmęczony. - D ł u ż e j j u ż n i e d a m rady - j ę k n ę ł a . - Ten w i e l k i dom i w ogóle. - Ale d l a c z e g o to robisz? P r z e c i e ż w i e s z , że n i e m u s i s z . - Lubisz m i e s z k a ć w b r u d z i e ? - Wezwij k o g o ś . Teraz n a s stać. Ach, n i e z n o s i ł a m n i e , z a c i s n ę ł a zęby, d z i e l n i e o d g a r n ę ł a do tyłu o p a d a j ą c e włosy. W z i ę ł a ś c i e r e c z k ę do kurzu i c h w i e j - Strona 8 n y m k r o k i e m u d a ł a się d o j a d a l n i , g d z i e z a c z ę ł a p o l e r o w a ć stół długimi, rozpaczliwymi p o c i ą g n i ę c i a m i , c a ł k o w i c i e wy­ c i e ń c z o n a , w s p a r t a n a ł o k c i a c h , l e d w i e zipiąc. - P o m o g ę ci. - N i e dotykaj m n i e . Ani mi się w a ż ! O p a d ł a n a k r z e s ł o , j e j w ł o s y zwisały s m ę t n i e , o p a r z e n i e na palcu bolało, lecz stanowiło odznakę szlachetności, jej znużone błyszczące szare oczy spozierały groźnie, ścierka do kurzu tkwiła luźno w jej ręce, na ustach błąkał się smut­ ny uśmiech, wszystko to wyrażało tęsknotę, informowało m n i e , że p r z e b y w a m y ś l ą w s z c z ę ś l i w s z y c h c z a s a c h , p r a w ­ d o p o d o b n i e w S a n F r a n c i s c o l a t e m 1 9 4 0 roku, k i e d y t o j e j ciało było szczupłe, kiedy nie musiała w y k a ń c z a ć sobie krę­ gosłupa uciążliwymi pracami domowymi, kiedy to była wol­ n a i n i e z a m ę ż n a , w s p i n a ł a się n a T e l e g r a p h H i l l z e s z t a l u ­ gą i farbami, pisała tragiczne sonety miłosne, patrząc na Golden Gate. - Powinnaś m i e ć s ł u ż ą c ą przez c a ł y dzień. Bo to były tłuste, z m y s ł o w e dni dla pisarzyny, a stosik p i e ­ n i ę d z y rósł co czwartek, mój a g e n t , d o w c i p n y i k o l e ż e ń s k i , o d c i n a ł swoją dolę z c z e k u od P a r a m o u n t u , t a k s a m o j a k rząd. Ale i t a k dla w s z y s t k i c h starczało. - Idź na zakupy, k o c h a n i e . Kup s o b i e c o ś . B o ż e d o p o m ó ż . Z a p o m n i a ł e m o b r z u s z y s k u i na próżno u s i ł o w a ł e m w e s s a ć słowa z p o w r o t e m . Ale o n a n i e zapo­ mniała i m u s i a ł e m udawać, że nie patrzę, gdy zsuwała się po s c h o d a c h , ż o n a - biały balon, p o w s t r z y m u j ą c b e k n i ę c i a i przemierzając dom jak więzień. Powiedziała: - P r z e s t a ń się g a p i ć . Strona 9 12 Powiedziała: - P r z y p u s z c z a m , że c a ł y m i d n i a m i patrzysz na s z c z u p ł e aktorki. Powiedziała: - O c z y m myślisz? Powiedziała: - N i g d y w i ę c e j . To j e s t p i e r w s z e i o s t a t n i e . A c z a s a m i p o d n o s i ł e m wzrok i w i d z i a ł e m , że patrzy na m n i e , k r ę c ą c głową. - O B o ż e , c z e m u ż ja za c i e b i e w y s z ł a m ? M i l c z a ł e m , u ś m i e c h a j ą c się g ł u p k o w a t o , b o j a też n i e w i e ­ d z i a ł e m d l a c z e g o , a l e b y ł e m b a r d z o z a d o w o l o n y i dumny, że to zrobiła. ** Szał porządków domowych minął i znów najęliśmy gos­ p o s i ę . Teraz J o y c e z a i n t e r e s o w a ł a się o g r o d n i c t w e m . Kupiła k s i ą ż k i i n a r z ę d z i a . P e w n e g o dnia po p o w r o c i e do d o m u z n a ­ l a z ł e m w g a r a ż u d z i e s i ę ć worków n a w o z u w o l e g o . U s u n ę ł a korytarz z róż, d w a n a ś c i e krzewów, s z e ś ć po k a ż d e j stronie ścieżki, d o b r a ł a się do n i c h z łopatą, w y d ł u b a ł a je z z i e m i i zawlokła na tylne p o d w ó r z e . K o r z e n i e w y k a r c z o w a ł a sie­ kierą. W k ł a d a ł a r ę k a w i c e i c a ł y m i d n i a m i p e ł z a ł a pod żywo­ p ł o t e m , w t y k a j ą c w z i e m i ę c e b u l k i , o b s y p u j ą c je n a w o z e m i torfowcem, na k o l a n a c h m i a ł a c i e m n o c z e r w o n e odciski, rę­ c e p o d r a p a n e . J e j pasją stało się teraz u t r z y m y w a n i e p o r z ą d ­ k u n a swoim t e r e n i e . C o d z i e n n i e robiła i n s p e k c j ę , n a w e t w przejściu między domami, obchodząc posiadłość z juto­ w y m w o r k i e m , d o k t ó r e g o w r z u c a ł a j a k i e ś odpadki. Z a c z ę ł a też z u p o d o b a n i e m p a l i ć wszystko, co n i e było p r z y m o c o w a ­ ne g w o ź d z i a m i - ś c i n k i z żywopłotu, l i ś c i e , k a w a ł k i d r e w n a . W y k o p a ł a na podwórzu za d o m e m dół na k o m p o s t i w r z u c a - Strona 10 13 ła t a m s k o s z o n ą trawę, którą m i e s z a ł a z n a w o z e m , p o d l e w a ­ ła, a p o t e m od c z a s u do c z a s u p r z e r z u c a ł a w i d ł a m i . Przy t a k i c h w ł a ś n i e z a j ę c i a c h j ą z a s t a w a ł e m , gdy p ó ź n y m popołudniem wjeżdżałem do garażu. S t a ł a przy spalarni, o s a m o t n i o n a p o s t a ć w b i a ł e j c h u s t c e na g ł o w i e , w r z u c a ł a r ó ż n e r z e c z y do o g n i a , o b o k piętrzył się stos k a r t o n o w y c h p u d e ł e k p r z y g o t o w a n y c h do s p a l e n i a , a J o y c e w p a t r y w a ł a się w p ł o m i e n i e , c z a s e m g m e r a ł a w n i c h k i j k i e m . M i a ł a hy- sia n a p u n k c i e p o r z ą d k u wokół s p a l a r n i , s t a r a n n i e wtykała p u s t e puszki j e d n a w drugą, m i a ł a na te puszki s p e c j a l n e pu­ d e ł k a , tak s a m o j a k n a p u s t e butelki. C o d z i e n n i e p a k o w a ł a w s z y s t k i e ś m i e c i w z g r a b n e p a c z k i , które owijała g a z e t ą i o b ­ wiązywała sznurkiem. N o c ą s ł y s z a ł e m , j a k t e l e p i e się p o d o m u , t r z a s k a drzwia­ m i l o d ó w k i , s p u s z c z a w o d ę w s e d e s i e , w ł ą c z a radio n a do­ l e , ł a z i p o p o d w ó r k u . Patrzyłem przez o k n o , j a k s n u j e s i ę w ś w i e t l e k s i ę ż y c a , b r z u c h a t a z j a w a we frotowym szlafroku, o k r ą g ł a w y p u k ł o ś ć p o r u s z a ł a się przed nią z m a j e s t a t y c z n ą p e w n o ś c i ą s i e b i e , zwykle m i a ł a k s i ą ż k ę pod p a c h ą , p r z e ­ ważnie Gesella Arnolda Infant and Child in the Culture of Today. - N i e m o ż e s z j u ż ze m n ą w i ę c e j sypiać - o ś w i a d c z y ł a . - J u ż nigdy. - N a w e t po j e g o u r o d z e n i u ? - To d z i e w c z y n k a . - D l a c z e g o w c i ą ż się u p i e r a s z , że to d z i e w c z y n k a ? - N i e l u b i ę chłopców. Są wstrętni. To oni są s p r a w c a m i w s z y s t k i c h kłopotów n a ś w i e c i e . - D z i e w c z y n k i też sprawiają kłopoty. Strona 11 14 Nie aż takie. P o k o c h a s z n a s z e g o syna. M a n a i m i ę Victoria. Ma na imię Nick. Victoria b a r d z i e j mi się p o d o b a . M a s z n a myśli Victora? M a m n a myśli Victorię. * ** Tak n a m i ę t n i e j e j p r a g n ą ł e m . I to j u ż od c h w i l i , g d y u j ­ r z a ł e m j ą p o raz pierwszy. W ó w c z a s o d e s z ł a , o p u ś c i ł a d o m swojej ciotki, gdzie spotkaliśmy się na herbacie, a ja bez niej c z u ł e m się okropnie, właściwie to byłem kaleką, dopó­ ki nie ujrzałem jej ponownie. Gdyby nie ona, mógłbym przeżyć życie zupełnie inaczej - być reporterem, murarzem - cokolwiek by się nawinęło. M o j a proza, taka, j a k ą się sta­ ła, pochodzi od niej. Bo ja wciąż rzucałem pisanie, nienawi­ dziłem go, w p a d a ł e m w rozpacz, miąłem kartki i rozrzuca­ ł e m j e p o p o k o j u . J e d n a k o n a potrafiła w y s z u k a ć w t y m ś m i e t n i s k u r ó ż n e rzeczy, a j a n i g d y t a k n a p r a w d ę n i e w i e ­ d z i a ł e m , k i e d y j e s t e m dobry, m y ś l a ł e m , ż e ż a d n a l i n i j k a , którą n a p i s a ł e m , n i e w y r a s t a p o n a d p r z e c i ę t n o ś ć , b o n i e miałem jak się przekonać, że jest inaczej. J e d n a k ona umia­ ła w z i ą ć k a r t k i i z n a l e ź ć na n i c h d o b r e k a w a ł k i , i z a c h o w a ć je, i domagać się kolejnych, więc wpadłem w nałóg i pisa­ łem najlepiej, j a k umiałem, i w r ę c z a ł e m jej kartki, a ona d o b i e r a ł a s i ę do n i c h z n o ż y c z k a m i , a k i e d y z m o n t o w a ł a całość, z początkiem, środkiem i zakończeniem, byłem bar- Strona 12 15 d z i e j z a s k o c z o n y , n i ż k i e d y u j r z a ł e m to w d r u k u , bo na p o ­ czątku nie zrobiłbym tego sam. Tak było przez trzy lata, a m o ż e cztery albo p i ę ć , a p o t e m z a c z ą ł e m m i e ć j a k i e ś p o j ę c i e o tym f a c h u , a l e t o było j e j p o j ę c i e , i n i g d y n i e o b c h o d z i l i m n i e inni, którzy m o g l i b y czy­ t a ć m o j e teksty, p i s a ł e m tylko dla n i e j , i g d y b y j e j n i e było, w ogóle mógłbym tego wszystkiego nie napisać. O d k ą d była w ciąży, przestało j e j z a l e ż e ć na c z y t a n i u m o ­ i c h rzeczy. P r z y n o s i ł e m j e j f r a g m e n t y scenariuszy, a l e o n a n i e w y k a z y w a ł a ż a d n e g o z a i n t e r e s o w a n i a . Tej zimy, gdy by­ ła w piątym m i e s i ą c u , n a p i s a ł e m o p o w i a d a n i e , a o n a w y l a ł a na n i e k a w ę - r z e c z n i e s ł y c h a n a - a p o t e m p r z e c z y t a ł a j e , z i e w a j ą c . Przed c i ą ż ą z a b i e r a ł a m a s z y n o p i s y ze sobą do łóż­ ka, po c z y m c a ł y m i g o d z i n a m i robiła skróty, p o p r a w i a ł a i ro­ biła n o t a t k i n a m a r g i n e s i e . D z i e c k o było j a k g ł a z , który legł p o m i ę d z y n a m i . M a r t w i ­ łem się i zastanawiałem, czy kiedykolwiek jeszcze będzie j a k d a w n i e j . T ę s k n i ł e m z a t a m t y m i d n i a m i , gdy m o g ł e m w e j ś ć do j e j pokoju i p o c h w y c i ć n i e c o z j e j i n t y m n o ś c i , szal, s u k i e n ­ k ę , b i a ł ą w s t ą ż k ę , a j u ż s a m dotyk wprawiał m n i e w stan u n i e s i e n i a , r e c h o t a ł e m z z a c h w y t u n a d swoją u k o c h a n ą j a k żaba rycząca. Krzesło, na którym siedziała przed toaletką, lustro, które odbijało j e j ś l i c z n ą twarz, p o d u s z k a , na której k ł a d ł a g ł o w ę , p a r a p o ń c z o c h w r z u c o n y c h do k o s z a z b r u d n ą bielizną, r o z b r a j a j ą c a m i ę k k o ś ć j e j j e d w a b n y c h m a j t e k , j e j k o s z u l e n o c n e , mydło, m o k r e r ę c z n i k i w c i ą ż j e s z c z e c i e p ł e po j e j kąpieli; p o t r z e b o w a ł e m tych rzeczy, były c z ę ś c i ą m o j e ­ go życia z nią, a ślad po s z m i n c e mi n i e p r z e s z k a d z a ł , bo c z e r w i e ń p o c h o d z i ł a z c i e p ł y c h ust m o j e j kobiety. Strona 13 16 Teraz wszystko s i ę z m i e n i ł o . J e j s u k n i e były s p e c j a l n i e s k r o j o n e , t a k że miały w i e l k ą dziurę z przodu, przez którą ły­ pał b r z u c h , j e j h a l k i były b e z n a d z i e j n y m i w o r k a m i , p ł a s k i e b u c i o r y n a d a w a ł y się w y ł ą c z n i e do p r a c y na polu ryżowym, a bluzki p r z y p o m i n a ł y n a m i o t y dla s z c z e n i ą t . Któryż m ę ż c z y ­ z n a m ó g ł b y w z i ą ć taką s u k n i ę , z a n u r z y ć w niej twarz i za­ drżeć pod w p ł y w e m d a w n e j , z n a j o m e j n a m i ę t n o ś c i ? Wszyst­ k o t e ż i n a c z e j p a c h n i a ł o . Kiedyś u ż y w a ł a j a k i e g o ś c z a r o ­ d z i e j s k i e g o p a c h n i d ł a o n a z w i e F e r n e r y at Twilight*. To było j a k w d y c h a n i e C h o p i n a i E d n y M i l l a y i gdy ten z a p a c h wznosił się z j e j w ł o s ó w i ramion, w i e d z i a ł e m , że f l a g a j e s t w c i ą g n i ę t a na maszt i że o n a c h c e , b y m ruszył za nią w po­ g o ń . J u ż n i e u ż y w a ł a F e r n e r y a t Twilight, z a m i a s t t e g o była j a k a ś w o d a k o l o ń s k a G a y e l o r d Hauser, która c u c h n ę ł a p o prostu s a m y m zdrowiem, czystym a l k o h o l e m i z w y c z a j n y m m y d ł e m . Był j e s z c z e z a p a c h t a b l e t e k w i t a m i n o w y c h , drożdży p i w n y c h , m e l a s y trzcinowej i j a s n e g o b a l s a m u , który koił j e j p ę k a j ą c e sutki. L e ż ą c w łóżku, s ł u c h a ł e m , j a k c z ł a p i e po domu, i z a s t a n a ­ w i a ł e m się, co się z n a m i d z i e j e . Paliłem w c i e m n o ś c i , j ę c z a ­ ł e m i u t w i e r d z a ł e m s i ę w p r z e k o n a n i u , że o n a p c h a m n i e w r a m i o n a i n n e j kobiety. N i e , j u ż m n i e n i e c h c i a ł a , w y p y c h a ­ ł a m n i e d o i n n e j , d o k o c h a n k i . Ale j a k i e j z n o w u ż k o c h a n k i ? L a t a t e m u w y c o f a ł e m się z d ż u n g l i , w której g r a s u j ą k a w a ­ l e r o w i e . G d z i e niby m i a ł b y m z n a l e ź ć i n n ą k o b i e t ę , n a w e t gdybym chciał? Wyobraziłem sobie, j a k czaję się na S a n t a M o n i c a B o u l e v a r d , ślinię s i ę do w o l n y c h kobiet w c i e m n y c h , * Fernery at Twilight (ang.) - paproć o zmierzchu (przyp. tłum.). Strona 14 17 d z i w a c z n y c h k n a j p a c h , p o c ą c się n a d m ą d r y m i d i a l o g a m i , pijąc n a umór, b y z a t u s z o w a ć j a w n ą o h y d ę t a k i c h romansów. N i e , n i e m ó g ł b y m zdradzić J o y c e . N a w e t n i e c h c i a ł e m b y ć niewierny, i to też m n i e martwiło. Czyż z d r a d z a n i e c i ę ż a r ­ n y c h żon n i e było o g ó l n i e przyjęte? Zdarzało się to n a g m i n ­ n i e w k l u b i e golfowym; s ł y s z a ł e m o tym od w s z y s t k i c h f a c e ­ tów. Co było ze m n ą n i e tak? D l a c z e g o n i e u g a n i a ł e m się po m i e ś c i e z a z a k a z a n y m i p r z y j e m n o ś c i a m i ? Tak w i ę c l e ż a ł e m t a m sobie, p r ó b u j ą c r o z d m u c h a ć p ł o m i e ń n a m i ę t n o ś c i dla n i e z n a n e g o o w o c u . Ale n a próżno. * ** J e d n a k b y ł e m zadowolony, ż e śpię s a m . Z a p o m n i a ł e m , j a ­ k i e to p r z y j e m n e . Przez c z t e r y lata l e ż e l i ś m y o b o k s i e b i e n o c w n o c . B e z s z e m r a n i a z n o s i ł e m k o p n i a k i i s p a ł e m do połowy odkryty przez p o n a d tysiąc trzysta nocy. O s t a t n i o stan J o y c e ujawnił j e j n a j g o r s z e cechy. Z n i k n ę ł o c a ł k o w i c i e w s z e l k i e p o c z u c i e przyzwoitości. Powróciła do p i e r w o t n e j dżungli, g d z i e w a l c z y się o p r z e t r w a n i e . Teraz w y k a ń c z a ł a m n i e z zimnym wyrachowaniem. W różnych godzinach nocnych b u d z i ł e m się z p o w o d u w y r w a n e j spod głowy poduszki, g ł o ś ­ n e g o c h r u p a n i a j a b ł k a a l b o w y r a f i n o w a n e j tortury, j a k ą sta­ nowiły o k r u c h y k r a k e r s a z razowej m ą k i u w i e r a j ą c e m n i e w bok. J a d ł a j a k u c h o d ź c a w ł a ś n i e u w o l n i o n y z obozu, przy­ c h o d z ą c do ł ó ż k a z w i e l k i m i k a n a p k a m i i d z b a n k i e m m l e k a . J e j k o n s u m p c j a m l e k a była z a d z i w i a j ą c a . S i e d z i a ł a w s p a r t a na p o d u s z k a c h - s w o i c h i m o i c h - j e d z ą c i c z y t a j ą c , g ł ó w n i e Gesella Arnolda Infant and Child in the Culture of Today. Strona 15 18 Gesella Arnolda The Feeding Behavior of Infants: A Pediatric Approach to the Hygiene of Early Life (z I l g i e m ) . Albo Gilbert Margaret Biography of the Unborn. D z i e s i ę ć razy w n o c y w y s k a k i w a ł a z ł ó ż k a i p ę d z i ł a do łazienki, bezczelnie głośno spuszczała wodę w klozecie, p ł u k a ł a g a r d ł o , s z o r o w a ł a zęby, b r a ł a p r y s z n i c . Potem w r a ­ c a ł a do ł ó ż k a , w s k a k i w a ł a do n i e g o i m o ś c i ł a s i ę , k o k o s i ł a , by z a s i ą ś ć na t r o n i e w m i e j s c u , k t ó r e z a m i e n i ł a w s w o j ą o b e r ż ę , r o z d ę t a b o g i n i r o z p a r t a n a p o d u c h a c h . G d y się p o ­ ruszyłem czy coś mruknąłem, nie zwracała na mnie naj­ mniejszej uwagi. Tak w i ę c b y ł e m b a r d z o rad, gdy z a c z ą ł e m s y p i a ć s a m , k ł a ś ć się d o łóżka, które n i e było j e d n o c z e ś n i e b a r e m , rozkła­ d a ć s w o b o d n i e r ę c e i n o g i . To była n i e s a m o w i t a p r z y j e m n o ś ć , a t a w i s t y c z n a h u l a n k a , powrót d o M a t k i Z i e m i . J e d n a k o n a w y n i u c h a ł a m o j ą radość, m u s i a ł a w y c z u ć j ą przez ś c i a n ę , b o z a c z ę ł a się d o m a g a ć r ó ż n y c h rzeczy. S z k l a n k i m l e k a , k a n a p ­ ki, z a p a ł e k , k s i ą ż k i . A j e ś l i n i e , l a m p k a przy m o i m łóżku z a ­ p a l a ł a się n a g l e , a o n a tam stała, c i ę ż k a , biała i s m u t n a , i m ó ­ wiła c i c h o : „ N i e m o g ę z a s n ą ć " . T o było p o j e d y n c z e łóżko, w i ę c k i e d y w c h o d z i ł a do n i e g o i k ł a d ł a się obok, b r a k o w a ł o m i e j s c a , c h y b a że położyła się na p l e c a c h , z k o p c e m sterczą­ c y m do góry. O d s u w a ł e m s i ę . To p r z y p o m i n a ł o s p a n i e na b r z e g u rowu. - N i e n a w i d z i s z m n i e , p r a w d a ? - spytała kiedyś. - Nie nienawidzę cię. - To d l a c z e g o się o d s u w a s z ? C o ś n i e tak? - N i e m o g ę s p a ć na tobie. - Możesz, jeśli chcesz. Strona 16 19 - N i e rusza m n i e to, przykro mi. - C h o d z i o mój o d d e c h ? C h u c h n ę ł a mi w twarz. J e j usta, które kiedyś były c i e p ł e i słodkie, teraz wydzielały ten j e s t e m w ciąży z a p a c h , n i e n i e ­ przyjemny, a l e też n i e przyjemny. - S a m nie wiem. Przez chwilę leżała nieruchomo wpatrzona w sufit, biały kop­ czyk poruszał się miarowo w górę i w dół, złożyła na nim ręce. Zaczęła płakać, strumyczek łez popłynął w dół po jej twarzy. - K o c h a n i e , o co chodzi? - M a m zatwardzenie - załkała. - Ciągle m a m zatwardze­ nie. Przytuliłem ją, o d g a r n ą ł e m włosy do tyłu i u c a ł o w a ł e m c i e p ł e czoło. - Nikt n i e k o c h a kobiety c i ę ż a r n e j - z a s z l o c h a ł a . - W i d z ę to w s z ę d z i e , g d z i e k o l w i e k się r u s z ę . Na ulicy, w s k l e p a c h , w s z ę d z i e . Tylko się g a p i ą i g a p i ą . To o k r o p n e . - Tak ci się tylko z d a j e . - Ten miły rzeźnik. Był taki uroczy. Teraz l e d w i e co na m n i e spojrzy. - C z y to w a ż n e ? - Bardzo w a ż n e ! Tej n o c y dużo p ł a k a ł a , aż policzki j e j s p u c h ł y i n a p i ę c i e opadło, aż z a n i e p o k o i ł a ją a k t y w n o ś ć w g n i e ź d z i e . O d r z u c i ­ ła kołdrę. - Spójrz. D z i e c k o w i e r c i ł o się j a k k o c i a k p o c h w y c o n y w b a l o n . Ko­ pało b o l e ś n i e i w i d a ć było c o ś , co w y g l ą d a ł o na m a ł ą stópkę walącą w ściany swego więzienia. Strona 17 20 - D z i e w c z y n k i tak n i e kopią. - A w ł a ś n i e , że kopią. Przyłożyłem u c h o do m i ę k k i e j c i e p ł e j górki i n a s ł u c h i w a ­ ł e m . To były odgłosy j a k z b r o w a r u : s y c z ą c e rurki, f e r m e n t u ­ j ą c e k a d z i e , p a r u j ą c e zmywarki do b u t e l e k , a z oddali, z da­ chu browaru, dochodziło czyjeś wołanie o pomoc. Ujęła mnie za r ę k ę . - Pomacaj główkę. Z n a l a z ł e m w ł a ś c i w e m i e j s c e ; t o było w i e l k o ś c i piłki b a s e ­ b a l l o w e j . W y c z u ł e m c o ś , c o u z n a ł e m z a r ę c e , stopy. Potem n a g l e się p r z e r a z i ł e m , a l e n i c n i e p o w i e d z i a ł e m , ż e b y j e j n i e w y s t r a s z y ć . Tam były d w i e piłki b a s e b a l l o w e , t a m były dwie głowy! P o w i e d z i a ł e m j e j , ż e t o w s p a n i a ł e , a l e l ę k b o l e ś n i e ściskał m n i e z a g a r d ł o , b o były t a m n a p e w n o ; m o j a z a c h w y c a j ą c a J o y c e nosiła straszliwe b r z e m i ę . J e s z c z e raz p o m a c a ł e m t o m i e j s c e . N i e m o g ł o b y ć c o d o t e g o wątpliwości. D z i e c k o j e s t p o t w o r e m . Z a c i s n ą ł e m z ę b y i p o ł o ż y ł e m się z s e r c e m w e z ­ b r a n y m o b r z y d z e n i e m , zbyt przerażony, b y m ó w i ć . P ł a c z n i e był w y r a z e m d z i e l n o ś c i w tej sytuacji, a l e n i e m o g ł e m p o ­ w s t r z y m a ć żalu, a k i e d y o n a z a u w a ż y ł a m o j e łzy, z a s y p a ł a mnie czułościami zadowolona z mego płaczu. - M ó j k o c h a n y ! J e s t e ś taki u c z u c i o w y ! Wreszcie wziąłem się jakoś w garść, ale chciałem być sam, p r z e m y ś l e ć to wszystko, z a d z w o n i ć do doktora S t a n l e y a , sprawdzić, c z y coś d a się zrobić. J e j głód n a s u n ą ł m i p r e ­ tekst. C h c i a ł a k a n a p k ę z a w o k a d o . W s t a ł e m , ż e b y ją przy­ n i e ś ć . M u s i a ł e m się j e d n a k u p e w n i ć , ż e w c z e ś n i e j się pomy­ liłem, w i ę c w r ó c i ł e m . Strona 18 21 - Pozwól mi j e s z c z e raz d o t k n ą ć . - Oczywiście. M o j a dłoń p r z e s u n ę ł a się p o tym m i e j s c u . N i e m a l z e m d l a ­ ł e m , gdy dwie w y p u k ł o ś c i wbiły mi się w r ę k ę . A w i ę c to p r a w d a : spłodziliśmy m o n s t r u m . C h w i e j n y m k r o k i e m z s z e d ­ ł e m na dół. W m a ł e j k u c h e n c e , g d z i e trzymaliśmy telefon, w tej klitce, s t a ł e m w c i e m n o ś c i z głową p r z y c i ś n i ę t ą do ś c i a ­ ny i z n ó w z a c z ą ł e m p ł a k a ć . W i e l e r z e c z y teraz się w y j a ś n i ł o , p r z e s z ł o ś ć o b j a w i ł a się j a k w y w r ó c o n y kosz n a ś m i e c i . B o t o n i e w i n a J o y c e . J e j ży­ cie było czyste, b e z skazy. J e d n a k p r z e d m a ł ż e ń s k i e lata J o h n a F a n t e g o t o były g ł u p i e l a t a p e ł n e r o m a n s ó w n a w i ą z y w a ­ n y c h na chybił trafił. Z w i e l u p o w o d ó w n a l e ż a ł o się z a c z e r ­ w i e n i ć , były grzechy, c i ę ż k i e grzechy, i g d z i e ś w tym wirze zła została z a s i a n a k a r a , a teraz n a d s z e d ł c z a s , by z e b r a ć h a ­ n i e b n e żniwo. Zrobiłem kanapkę i zaniosłem ją na górę. J o y c e , już w p e ł n e j g o t o w o ś c i , u n o s i ł a się na p o d u c h a c h , w y c i ą g a ł a r ę ­ c e d o j e d z e n i a . N i e m o g ł e m t e g o z n i e ś ć . Z s z e d ł e m n a dół, z a m k n ą ł e m się z t e l e f o n e m w k u c h n i i w y k r ę c i ł e m n u m e r doktora S t a n l e y a . Był w szpitalu, c z e k a ł na r o z p o c z ę c i e p o ­ rodu. - M u s z ę n a t y c h m i a s t z o b a c z y ć się z p a n e m . - J a k się c z u j e J o y c e ? - Dobrze. Chodzi o mnie. I o dziecko. - O pana? - Przyjadę. To b a r d z o w a ż n e . Z n ó w w s z e d ł e m n a g ó r ę . J o y c e s k o ń c z y ł a k a n a p k ę . Wy­ c i ą g n ę ł a się na c a ł ą d ł u g o ś ć i w p a t r y w a ł a w b r z u c h . Strona 19 22 - J e s t p i ę k n y - p o w i e d z i a ł a . - Wszystko j e s t p i ę k n e . W k r ó t c e z a s n ę ł a . U b r a ł e m się i z s z e d ł e m na p a l c a c h na dół, a p o t e m b o c z n y m i drzwiami do g a r a ż u . Była za p i ę t n a ­ ś c i e trzecia, u l i c e p u s t e , j a k i e ś s z a l e ń s t w o biło z tej d z i w a c z ­ n e j ciszy w i e l k i e j metropolii. W d z i e s i ę ć minut z a j e c h a ł e m przed St. J a m e s ' s H o s p i t a l . R e c e p c j o n i s t k a p o w i e d z i a ł a mi, ż e doktor S t a n l e y j e s t n a d w u n a s t y m piętrze. O d b i e r a ł tak w i e l e porodów, że szpital z a r e z e r w o w a ł dla n i e g o pokój na o d d z i a l e p o ł o ż n i c z y m , b y m ó g ł się c z a s e m z d r z e m n ą ć . Drzwi d o j e g o pokoju były otwarte. Leżał n a k o z e t c e b e z m a r y n a r ­ ki. M o j e c i c h e p u k a n i e n a t y c h m i a s t go p r z e b u d z i ł o i zerwał się na n o g i . Był n i s k i m m ę ż c z y z n ą o twarzy n i e m o w l ę c i a , j e ­ go wielkie oczy wyrażały nieustanne zdumienie. Wymienili­ ś m y u ś c i s k dłoni. - Pan też j e s t w ciąży? P o w i e d z i a ł e m , że n i e ma z c z e g o żartować. - Doprawdy? - M y ś l ę , że j e s t e m b a r d z o c h o r y m c z ł o w i e k i e m . - Na m o j e oko w y g l ą d a p a n c a ł k i e m zdrowo. - N i e c h p a n p o c z e k a , aż wszystko w y j a ś n i ę . To n i e b ę d z i e wcale śmieszne. - C z e k a m . Proszę u s i ą ś ć . O p a d ł e m n a j e g o k o z e t k ę i z a c z ą ł e m się n i e s p o k o j n i e w i e r c i ć , b o c h c i a ł o m i się palić. - Z d z i e c k i e m d z i e j e się coś s t r a s z n e g o . - M y ś l a ł e m , że c h o d z i o p a n a . - Zaraz do tego dojdę. Moja dolegliwość wiąże się z dzieckiem. Moja choroba. - Co to za c h o r o b a ? Strona 20 23 Nie mogłem mu powiedzieć. Nie chciałem. - Kiedy ostatnio robił p a n test W a s s e r m a n n a ? - spytał. Powiedziałem, ż e m n i e j w i ę c e j przed r o k i e m . - Ale te testy są z a w o d n e , doktorze. C z y t a ł e m o tym arty­ kuł w p r a s i e . - C z y zdradzał p a n ż o n ę ? - Tak. To z n a c z y n i e . C h o d z i mi o to, że z a n i m się o ż e n i ­ ł e m , była t a k a j e d n a d z i e w c z y n a . T o z n a c z y n i e j e d n a . C h o d z i o to, że się martwię, p a n i e doktorze. - D l a c z e g o sądzi pan, że z d z i e c k i e m j e s t coś n i e w po­ rządku? - Macałem je. - M a c a ł je pan? J a k ? - Położyłem r ę c e na b r z u c h u J o y c e . - I? - P o c z u ł e m coś d z i w n e g o . - J a k i e to było d o z n a n i e ? - C z y t a ł e m t e n artykuł w p i ś m i e m e d y c z n y m , p a n i e dok­ torze. C z a s a m i n a t e ś c i e W a s s e r m a n n a n i e m o ż n a p o l e g a ć . - Co p a n t a k i e g o poczuł? N a g l e o d e c h c i a ł o mi się o tym r o z m a w i a ć . U ś w i a d o m i ł e m s o b i e , że j e s t e m d u r n i e m , że z d z i e c k i e m wszystko w p o r z ą d ­ ku, ż e w c a l e n i e m a d w ó c h głów, ż e u b z d u r a ł e m s o b i e t o wszystko, b o dopadły m n i e wyrzuty s u m i e n i a . M o j a o b e c ­ n o ś ć na d w u n a s t y m piętrze St. J a m e s ' s H o s p i t a l o trzeciej trzydzieści n a d r a n e m i r o z m o w a z d o k t o r e m S t a n l e y e m na oddziale położniczym to czysty a b s u r d . C h c i a ł e m wyjść s t a m t ą d , z n a l e ź ć s i ę w s a m o c h o d z i e , p o j e c h a ć do d o m u , w c z o ł g a ć się do łóżka, n a k r y ć g ł o w ę k o c e m i o b u d z i ć się

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!