1349

Szczegóły
Tytuł 1349
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1349 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1349 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1349 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nekroskop V - Roznosiciel NEKROSKOP V - ROZNOSICIEL przepisa�: Kesek - [email protected] Wprowadzenie Cz�� pierwsza Rozmowa w kostnicy. "...siedz� ma�e, niezno�nie gryz�ce." Odmieniec. Kto� umiera. Wskrzeszeni. Czerwony alarm. Cz�� druga (cztery lata wcze�niej) Lodowe pustkowia. Wygna�cy. Opowie�� Ferenca. Zamarzni�ci lordowie. Wi�zy krwi. Mroczny sojusz. Cz�� trzecia �owcy i zwierzyna. Johny znaleziony. Johny... Found. Sny. "...fantazje". Coraz bli�ej piek�a. Upiorne skrzy�owanie. Zab�jcy wampir�w. Cz�� czwarta Ethor - Zek - Perchorsk. W pojedynk� - Gwiezdna kraina - Rezydent. Harry i Karen - zagro�enie. Znowu Perchorsk - kraina wiecznych lod�w. Zach�d s�o�ca - egzorcyzmy - umys� Boga. Podniebna bitwa. Stopienie - rozszczepienie - zako�czenie. Epilog. * * * Wchodz�c szlakiem Mobiusa do budynku, Keogh pozwoli�, by p�czkuj�cy w nim wampirzy instynkt doprowadzi� go na odpowiednie pi�tro. Komu�, kto jak Nekroskop kreowa� w�asne drzwi sam� moc� liczb, zamki w tych realnie istniej�cych nie mog�y przysporzy� problem�w. Dwukrotnie jednak z przyzwyczajenia chcia� zapali� �wiat�o i dopiero w�wczas dotar�o do niego, �e to niepotrzebne. W pewnej chwili natrafi� na du�e lustro, a to, co w nim zobaczy� - obraz m�czyzny o poci�g�ej twarzy i �wiec�cych czerwonawych oczach - zafascynowa�o go i przerazi�o jednocze�nie. By� oczywi�cie �wiadom zachodz�cych w nim zmian, ale dot�d nie pojmowa�, jak szybki to proces. To wywo�a�o w nim mieszane uczucia i jakie� dziwne pragnienia: t�sknot� za noc� i tajemnic�, za w�dr�wk� w jakie� obce miejsca, cho�by i w poszukiwaniu �upu. No i w�a�nie zaw�drowa� w takie miejsce. Ale �up �upowi nier�wny... Dla Melissy, Heather, Anny i Eleanor. Tyle razy s�czy�y ze mn� wino i delektowa�y si� egzotycznymi daniami, a ich s�odkie usta prze�ciga�y si� w poruszaniu dziwnych i obscenicznych temat�w, maj�cych wzbudzi� we mnie niesmak (i mo�e po�askota� m�j umys�?), Trwa�o to a� do chwili, gdy zbyt p�no - zada�em sobie pytanie: co cztery tak rasowe potwory robi� w tak mi�ej chi�skiej restauracji? WPROWADZENIE Zdolno�ci ponadzmys�owe, kt�re Harry Keogh odziedziczy� po matce, rozwin�y si� w nim w spos�b niespotykany. Harry jest Nekroskopem; rozmawia z umar�ymi, podobnie jak zwykli ludzie rozmawiaj� ze swymi przyjaci�mi i s�siadami. I rzeczywi�cie - z Harrym przyja�ni� si� t�umy zmar�ych, on jest jedynym �wiat�em w ich wiecznej ciemno�ci, jedynym ogniwem ��cz�cym ich z utraconym �wiatem. Powszechna wiedza na temat �mierci mija si� z prawd�; umys�y nie tylko nie obracaj� si� wraz z cia�ami w proch, ale nawet kontynuuj� swe dzie�o, korzystaj�c z niezliczonych mo�liwo�ci, jakie za �ycia nie by�y im dane. Pisarze nadal "pisz�" arcydzie�a, kt�re nigdy nie doczekaj� wydania; architekci projektuj� bajeczne, niemal doskona�e miasta, kt�rych nikt nigdy nie zbuduje; matematycy, poszukuj�c Czystej Liczby, zbli�aj� si� do wyk�adnik�w, kt�rych jedyn� granic� jest niesko�czono��. Jako ch�opiec Harry swymi ezoterycznymi "talentami" pomaga� sobie w nauce; nigdy nie przepada� za szko��, tote� kilku bardziej do�wiadczonych przyjaci� zza grobu pokaza�o mu skr�ty umo�liwiaj�ce omini�cie owych szkolnych problem�w. Dzi�ki temu odkry� w sobie poci�g do matematyki instynktownej, czy te� intuicyjnej. Ale Harry Keogh nie by� jedynym, kt�ry "rozmawia�' z umar�ymi. Radziecki Wydzia� E (Wydzia� Rozwoju Paranormalnego) korzysta� ze zdolno�ci Borysa Dragosaniego, nekromanty, kt�ry wydziera� bezczeszczonym cia�om ich sekrety. To, za co Ogromna Wi�kszo�� kocha�a Harry'ego, w przypadku Dragosaniego budzi�o tylko ��k i odraz�. R�nica by�a a� nadto widoczna: podczas gdy Nekroskop jedynie rozmawia� z umar�ymi, daj�c im przyja�� i pociech� i nie ��daj�c nic w zamian, rosyjski nekromanta si�ga� w g��b i bra�, co chcia�! Przed Dragosanim, pomnym ohydnych nauk pogrzebanego przed wiekami, ale wci�� jeszcze nieumar�ego wampira, kt�ry obdarzy� go swym nasieniem, nic si� nie mog�o ukry�; znajdowa� odpowiedzi we krwi, wn�trzno�ciach i szpiku kostnym ofiar. Umarli zazwyczaj nie czuj� b�lu, ale i w to ingerowa� talent Dragosaniego. Nekromanta swymi zabiegami sprawia�, �e cierpieli! Czuli jego r�ce i paznokcie; czuli i pojmowali wszystko, co im czyni�! Nigdy nie zadowala�o go zwyczajne wypytywanie zmar�ych; ba� si�, �e mogliby go ok�ama�. Nie, wo�a� rozszarpywa� cia�a na strz�py, a potem szuka� odpowiedzi w rozdartej sk�rze i mi�niach, w poci�tych �ci�gnach i wi�zad�ach, w p�ynie m�zgowym, �luzie wyp�ywaj�cym z oczu i uszu, i wreszcie - w martwej strukturze tkanek! ...Szukaj�c zemsty na tym, kt�ry w okrutny spos�b pozbawi� �ycia jego matk�, Harry Keogh u�wiadomi� sobie, �e zar�wno na Wschodzie, jak i na Zachodzie istniej� agencje wywiadu paranormalnego Zwerbowany przez Anglik�w, wzi�� udzia� w tajnej wojnie z rosyjskimi mediami, �cieraj�c si� z Borysem Dragosanim. Wykorzysta� swoj� intuicj� matematyczn�. Dzi�ki pomocy Augusta Ferdynanda Mobiusa (1790 -1868) Harry zyska� dost�p do kontinuum Mobiusa, pi�tego wymiaru, r�wnoleg�ego nie tylko do czterech ziemskich, ale i do wszelkich innych �wiat�w materialnych M�g� teraz w jednej chwili "teleportowa� si�" do dowolnego miejsca na Ziemi, o ile tylko zna� jego koordynaty lub pilotowa� go przyjazny zmar�y Co wi�cej, Harry odkry�, �e jego niesamowita moc pozwa�a wywo�a� umar�ych z grob�w! A�eby uwolni� �wiat od wampira Dragosaniego, skorzysta� z kontinuum i najecha� na Zamek Bronnicy, tajn� kwater� rosyjskiego Wydzia�u E. Tam wezwa� pod swe rozkazy armi� zmumifikowanych Tatar�w, kt�rych cia�a przetrwa�y w torfiastym gruncie. Dragosani zgin��, a wraz z nim przepad�a cz�� personelu i sporo aparatury nale��cej do owej radzieckiej agencji. Ale i Harry zap�aci� za to - jego cia�o r�wnie� zosta�o zniszczone. Tyle �e... Nekroskop dobrze wiedzia� o tym, �e �mier� nie jest kresem. Jako bezcielesny, czysty umys�, umkn�� do kontinuum Mobiusa, a p�niej w wyniku nic kontrolowanej metempsychozy zaj�� odm�d�one cia�o brytyjskiego espera. W�wczas ju� �wiadom by� roli, jak� b�dzie musia� odegra� w uwolnieniu �wiata ludzi od wampirzego pomiotu. Cel �w (owo przeznaczenie) u�wiadomi� sobie, odkrywszy po�r�d jasnoniebieskich linii �ywot�w ludzkich przenikaj�cych przesz�o�� i przysz�o��, zawartych w kontinuum Mobiusa, szkar�atn� ni� wampira. Julian Bodescu, ska�ony wampiryzmem przez Tibora Ferenczego - tego samego pogrzebanego przed wiekami wampira, kt�ry zarazi� Dragosaniego - zagrozi� zar�wno �yciu Harry'ego, jak i jego male�kiego syna. Ale tym razem to Harry Junior odwr�ci� karty i doprowadzi� do unicestwienia Bodescu; on tak�e by� Nekroskopem, obdarzonym takimi samymi zdolno�ciami, jak jego ojciec. A mo�e nawet wi�kszymi... Po aferze z Bodescu Harry Junior ulotni� si� (wygl�da�o na to, �e nawet z powierzchni Ziemi), zabieraj�c z sob� sw� nieszcz�sn�, ob��kan� matk�. Poszukiwania, jakie prowadzi� w�wczas Harry Senior, przynios�y mu tylko zw�tpienie. Biegn�ce przez kontinuum Mobiusa linie �ycia jego �ony i syna gin�y w jakim� innym �wiecie, do kt�rego nawet on nie mia� dost�pu. Harry rozsta� si� z Wydzia�em E, po�wi�caj�c si� ca�kowicie owym poszukiwaniom, kt�re z czasem sta�y si� jego obsesj�. Mija�y lata, a Nekroskop �y� jak odludek, w wal�cym si�, dziwacznym domu, o kilka mil od Edynburga. A potem... ludzie z Wydzia�u E zn�w nawi�zali z nim kontakt. Nie mogli si� obej�� bez jego pomocy. Wydzia� sta� przed podobn� zagadk�' agent specjalny zagin��; nic jednak nie wskazywa�o na to, �e nie �yje. �w m�ody szpieg rozwia� si� w powietrzu, podobnie jak Harry Junior i jego matka. Ludzie z wywiadu paranormalnego mieli podstawy, by s�dzi�, �e nadal �yje, ale nie mogli go znale��. Harry dowiedzia� si� od Ogromnej Wi�kszo�ci, �e zaginiony nie powi�kszy� szereg�w umar�ych A jednak Wydzia� E zaklina� si�, �e nie ma go "tu", na Ziemi, wi�c... gdzie? Czy�by w tym samym miejscu, co �ona i dziecko Nekroskop? Poszukiwania prowadzone przez Harry'ego, doprowadzi�y go w ko�cu do Projektu Perchorsk, eksperymentu, jaki Rosjanie przeprowadzali w jednym z w�woz�w Uralu. Usi�uj�c stworzy� pole si�owe, kt�re mogliby przeciwstawi� ameryka�skiemu programowi Gwiezdnych Wojen, przypadkowo otworzyli "smocz� jam�", wiod�c� z tego wymiaru czasoprzestrzennego do �wiata r�wnoleg�ego. W ten spos�b odkryli pradawne �r�d�o wampirzej zarazy, jaka zalewa�a Ziemi�! Potwory przechodzi�y przez Bram� Perchorsk�. Niewiarygodne - ale nie dla Harry'ego i kilku agent�w brytyjskiego i radzieckiego wywiadu paranormalnego. Dzi�ki swym kontaktom z umar�ymi, a zw�aszcza dzi�ki pomocy Augusta Ferdynanda Mobiusa Harry odkry� drug� Bram� i przeszed� przez ni� do �wiata wampir�w, kt�rego gigantyczne wierchy rzuca�y upiorny cie� na ca�� Gwiezdn� Krain� - �wiata, w kt�rym ber�o dzier�yli krwio�erczy Lordowie. Tam odnalaz� swego syna, m�odego m�czyzn�, ska�onego, niestety, wampiryzmem! Harry Junior, znany w owym niesamowitym �wiecie r�wnoleg�ym jako Rezydent, wci�� jeszcze panowa� nad swoj� wampirz� natur�; mia� na swe rozkazy niewielk� dru�yn� W�drowc�w (pierwotnie Cygan�w) i oddzia� troglodyt�w, prymitywnych tubylc�w. Ale jego wrogowie - potwory - przewy�szali ich sw� liczb� i tylko jego "magia" - mistrzowskie opanowanie kontinuum Mobiusa i nowoczesnej technologii - pozwala�a mu zachowa� niezale�no��. Niestety, wielki i nikczemny Lord Szaitis doprowadzi� do tego, �e rw�ce si� do walki wampiry, odk�adaj�c na p�niej wszelkie wa�nie, zjednoczy�y si� i utworzy�y przera�aj�c�, nieludzk� armi�. Rami� w rami�, ruszy�y przeciwko Rezydentowi, zazdro�nie patrz�c na jego w�o�ci, na jego Ogr�d i siedzib�. Nie mog�c dopu�ci� do tego, by ca�kowite opanowanie obu Krain - Gwiezdnej i S�onecznej - przez wampiry sta�o si� mrocznym i straszliwym faktem, obaj Keoghowie, ojciec i syn, stawili czo�o zast�pom potwor�w. Nie byli jednak sami' podczas krwawej bitwy o Ogr�d Rezydenta do��czy�a do nich Lady Karen. Owa wampirzyca by�a i pi�kna, i m�dra. Czyta�a w my�lach Lord�w i przewidywa�a ich kolejne posuni�cia. Mimo to Szaitis, wspierany przez innych wielmo��w, ich porucznik�w i hordy przera�aj�cych wojownik�w, stworzonych z cia� ludzi i troglodyt�w, wygra�by t� bitw�, gdyby nie zatrwa�aj�ce moce Nekroskopa i jego syna. Pos�u�ywszy si� naturalnym �wiat�em s�o�ca, obro�cy Ogrodu rozbili armi� Szaitisa i zr�wnali z ziemi� wie�yce z kamienia i ko�ci, g�rskie twierdze wampir�w Wszystkie - opr�cz domostwa ich sojuszniczki, Karen. P�niej Harry Keogh odwiedzi� Karen w jej mrocznej warowni. Lady od niedawna by�a wampirzyc�; stw�r w jej wn�trzu nie osi�gn�� jeszcze dojrza�o�ci i gdyby Nekroskop zdo�a� go z niej wyrwa� i zniszczy�.. m�g�by uratowa� Harry'ego Juniora. Metody Harry'ego by�y pozbawione delikatno�ci, drastyczne, a nawet brutalne... ale potwornie skuteczne. Czy� jednak m�g� przewidzie� �w skutek? Karen by�a przecie� wampirzyc�! A potem? Uwolniona od upiornego paso�yta, sta�a si� jedynie �liczn�, pust� dziewczyn�. Gdzie� podzia�a si� jej moc, jej wolno��, jej surowy, niczym nie skr�powany wampirzy duch? Wszystko przepad�o. A kiedy Harry odzyska� si�y po owym zabiegu, przekona� si�, �e Karen dokona�a wyboru. Patrzy� z g�ry na le��ce na stoku, skrwawione i pogruchotane cia�o, okryte bia�� szat�. Rzuci�a si� ze szczytu mur�w. Rezydent wiedzia�, do czego doprowadzi� jego ojciec; pojmowa� te� dlaczego. Skoro Harry Senior by� w stanie uleczy� Karen, m�g� zastosowa� t� kuracj� i wobec swego syna. W obawie, �e ojciec kt�rego� dnia powr�ci do Gwiezdnej Krainy, by tego dokona�, Rezydent odwo�a� si� do swych wampirzych mocy i zredukowa� jego zdolno�ci do zera. Pozbawi� go znajomo�ci mowy zmar�ych (daru umo�liwiaj�cego porozumiewanie si� z umar�ymi), a tak�e wiedzy o liczbach. A potem Harry Keogh, eks-nekroskop, zosta� odes�any z powrotem do swego �wiata, �wiata ludzi. Nie mog�c ju� rozmawia� z umar�ymi - naruszenie tej regu�y grozi�o potworn� ka�ni�, zar�wno fizyczn�, jak psychiczn� - ani korzysta� z kontinuum Mobiusa, Harry Keogh sta� si� niemal "normalnym" cz�owiekiem. Je�eli bra� pod uwag� wiedz�, jak� dot�d posiada� zabieg, kt�remu go poddano, mo�na by przyr�wna� do lobotomii. Do tej pory by� Nekroskopem - teraz sta� si� nikim. A jednak, mimo i� nie m�g� �wiadomie porozumiewa� si� z rzeszami zmar�ych, s�ysza� ich glosy we �nie. To co m�wi�y, by�o przera�aj�ce. �wiat zn�w nawiedzi� Wielki Wampir! Harry walce z wampiryzmem po�wi�ci� �ycie, c� jednak m�g� zrobi� teraz" jako eks-nekroskop? Przynajmniej s�u�y� rad�; by� wszak najwi�kszym na �wiecie ekspertem w tej dziedzinie. Musia� co� zrobi�; wiedzia�, �e je�li wraz z Wydzia�em E nie uderzy pierwszy, �w nieumar�y potw�r pr�dzej czy p�niej sam go odnajdzie. Tak, Harry by� przecie� legend�: zab�jc� wampir�w" w kt�rego zablokowanym umy�le wci�� tkwi�y sekrety Ogromnej Wi�kszo�ci i wzory matematyczne, opisuj�ce kontinuum Mobiusa. Strach my�le�" co by si� dzia�o, gdyby zrodzone po raz kolejny monstrum wydar�o mu nekromancj� owe zakazane, metafizyczne talenty! Umarli, pomimo zakazu ograniczaj�cego kontakt z Harrym tylko do sfery sn�w, nie opu�cili go w potrzebie Znale�li inn� drog� przekazywania informacji i ostrzegli go, �e wampir grasuje na wyspach Morza Egejskiego Harry i kochaj�ca go dziewczyna raz jeszcze sprzymierzyli si� z Wydzia�em E i wyruszyli zobaczy�, co da si� zrobi�. Niestety, Janosz Ferenczy, zrodzony z krwi Faethora "brat" Tibora, Starego Stwora spod Ziemi, zd��y� ju� zarazi� wampiryzmem dw�ch brytyjskich esper�w i wspom�c swoje moce ich talentami ezoterycznymi. Janosz wr�ci�, by na nowo zaw�adn�� swoimi w�o�ciami i odkopa� staro�ytne skarby, kt�re sam ongi� ukry�, by zabezpieczy� si� na wypadek zmian, jakie mog�y przynie�� stulecia biernego p�ycia - skarby, czekaj�ce w ziemi na jego "'zmartwychwstanie". Zadba� o to ju� w pi�tnastym wieku, kiedy dowiedzia� si�, �e jego pot�ny ojciec, Faethor, po niemal trzech wiekach krwawych wojen u boku krzy�owc�w, Czyn-Gis-Chana i Turk�w wraca na Wo�oszczyzn� Faethor bowiem nienawidzi� Janosza i m�g� spr�bowa� go "zabi�" (podobnie jak jego brata, Tibora, kt�rego pogrzeba� w ziemi, odmawiaj�c mu prawa do �mierci), a w takim przypadku owe zapasy na niepewn� przysz�o�� mog�y okaza� si� bezcenne. Kiedy Harry poj��, �e ma do czynienia z Janoszem i kiedy wampir zaw�adn�� jego kobiet�, sta�o si� jasne, �e musi w jaki� spos�b odzyska� zdolno�� porozumiewania si� ze zmar�ymi i w�adz� nad tajemniczym kontinuum Mobiusa. Bez tych mocy nie mia� najmniejszych szans. I wtedy skontaktowa� si� z nim, oferuj�c sw� pomoc, duch Faethora Ferenczego, rezyduj�cy w wal�cych si�, zapuszczonych ruinach nie opodal rumu�skiego miasta Ploeszti. Przypomnia�, �e umys� Harry'ego zosta� okaleczony przez Rezydenta, Harry'ego Juniora, wampira o nad wyraz rozwini�tych mocach psychicznych. Gdyby tylko Harry otworzy� si� przed Faethorem, "ojciec" wampir�w spr�bowa�by usun�� blokad� i odryglowa� zamkni�te strefy. eks-nekroskopowi niezbyt podoba� si� ten pomys� (wpu�ci� w sw�j umys� wampira, t e g o wampira!); wiedzia�, jak przera�aj�cy w skutkach mo�e by� to eksperyment. Ale �ebrakom nie przystoi wybrzydza�. Faethor got�w by� pom�c, gdy� nie m�g� pogodzi� si� z my�l�, �e podczas gdy on jest tylko gasn�cym wspomnieniem, odrzucanym nawet przez umar�ych, zrodzony z jego krwi Janosz ma si� dobrze i podbija �wiat "Ojciec" wampir�w chcia� raz jeszcze pogrzeba� swego syna, pragn�� przyczyni� si� do jego zguby. A jedynym, kt�ry m�g� do niej doprowadzi�, by� Harry Keogh. Tak przynajmniej Faethor uzasadni� sw� decyzj�... Harry sp�dzi� noc po�r�d szcz�tk�w ostatniego azylu Faethora, a kiedy spa�, "ojciec" wampir�w wszed� w jego umys� i pootwiera� pewne psychiczne "drzwi" zatrza�ni�te przez Harry'ego Juniora. Obudziwszy si�, Harry stwierdzi�, �e zn�w w�ada mow� zmar�ych. M�g� teraz skontaktowa� si� z Mobiusem i nak�oni� go, by po��czy� si� z jego my�lami i przywr�ci� mu wiedz� numerologiczn� oraz zdolno�� poruszania si� w kontinuum Mobiusa. A jednak Faethor sk�ama�; raz wpuszczony w umys� Harry'ego nie zamierza� odej��. W zamku g�ruj�cym nad transylwa�skimi g�rami Zarandului Harry odzyska� pe�ni� si�, star� w proch Janosza i przegna� ducha Faethora w wieczn� pustk� i najg��bsz� samotno�� strumieni czasu przysz�ego, zawartych w czasoprzestrzeni Mobiusa. Zwyci�stwo mia�o jednak swoj� cen�. Od tamtej pory cz�stk� Harry'ego w�adaj� dziwne ��dze i jeszcze dziwniejszy g��d. Ni� jego �ycia nadal biegnie w nie ko�cz�c� si� przysz�o�� wymiaru Mobiusa. Tylko �e o ile kiedy� by�a b��kitna, jak linie wszystkich istot ludzkich, teraz splamiona jest czerwieni�... CZʌ� PIERWSZA ROZDZIA� PIERWSZY - ROZMOWA W KOSTNICY - Harry. - Nawet przez telefon by�o s�ycha�, �e Darcy Clarke silnie stara si� zapanowa� nad swym dr��cym g�osem. - Mamy pewien problem i przyda�aby si� nam pomoc. Pomoc w twoim Stylu. Harry Keogh, Nekroskop, m�g� si� domy�la�, co dr�czy�o szefa brytyjskiego INTESP. M�g� te� zadawa� sobie pytanie, czy to nie dotyczy�o w�a�nie jego. - O co chodzi, Darcy? - zapyta� cicho. - To morderstwo - odpowiedzia� tamten nerwowo. Naprawd� by� roztrz�siony. - Cholernie paskudne morderstwo, Harry! M�j lo�e, w �yciu czego� takiego nie widzia�em! Darcy Clarke mia� okazj� niejedno ju� widzie� i Harry'emu Keoghowi trudno by�o uwierzy� w te s�owa. Chyba, �e Clarke m�wi o... - Pomoc w moim stylu, powiedzia�e�? - Harry zaniepokoi� si�. Darcy, s�dzisz, �e... - Co? - Tamten dopiero po chwili zorientowa� si�, o co chodzi. O rany, nie! To nie robota wampira, Harry. Ale i tak dzie�o potwora. Cz�owieka, ale potwora. Harry odetchn�� z ulg�. Niemal z ulg�. Spodziewa� si�, �e INTESP pr�dzej czy p�niej przypomni sobie o nim. Mia� pewne obawy, a jednak... Darcy Clarke by� jego przyjacielem. Nie zrobi�by nic - nawet w tej sytuacji - nie sprawdziwszy wszystkiego dok�adnie. I nawet wtedy, zdaniem Harry'ego, nie polowa�by na niego z kusz� i gwajakowym be�tem, maczet� i ba�k� benzyny. Spr�bowa�by najpierw porozmawia�, wys�ucha�by ego argument�w. Ale w ko�cu... Szef INTESP wiedzia� o wampirach prawie tyle co Harry. Poj��by, �e sprawa jest beznadziejna. Owszem, kiedy� si� przyja�nili, walczyli po tej samej stronie i Keogh by� przekonany, �e to nie Darcy nacisn��by spust. Kto� by to jednak zrobi�. - Harry? - zaniepokoi� si� Clarke. - Jeste� tam jeszcze? - Sk�d dzwonisz, Darcy? - zapyta� Nekroskop. - Z zamku, z posterunku �andarmerii - odpowiedzia� natychmiast Clarke. - Znale�li jej cia�o pod murami. Harry, to by� zaledwie dzieciak. Osiemnastka lub dziewi�tnastka. Jeszcze nie ustalili to�samo�ci. Gdyby� tak zdo�a� si� dowiedzie�, kto to zrobi�... Je�li istnia� jaki� cz�owiek, kt�remu Harry Keogh ufa�, z pewno�ci� by� nim Darcy Clarke. - Za kwadrans tam si� zjawi�. - Dzi�ki, Harry. - Clarke wreszcie odetchn��. - Docenimy to. - My? - powt�rzy� Nekroskop Nie zdo�a� wymaza� z g�osu tonu podejrzliwo�ci. - Co? - Clarke wygl�da� na zdziwionego, zbitego z tropu. - No, policja I ja. - Morderstwo? Policja? - zastanawia� si� Harry. - To nie sprawa dla INTESP Sk�d wi�c wzi�� si� tam Clarke?" - Jak si� w to wpl�ta�e�? - zapyta�. - Ja jestem w "podr�y s�u�bowej", z wizyt� u mej starej cioteczki, Szkotki. Odwiedzam j� od wielkiego �wi�ta. Ju� od dziesi�ciu lat �azi na ostatnich nogach, ale wci�� nie zamierza si� k�a��. Mia�em dzi� wraca� do centrali, ale akurat wynik�a ta sprawa. To co�, w czym INTESP usi�uje wesprze� policj�' seria, o Bo�e, seria makabrycznych mord�w. Harry nigdy dot�d nie s�ysza� o owej krewniaczce Darcy'ego. A z drugiej strony, to by�a wy�mienita okazja, by sprawdzi�, czy esperzy co� wiedz� o... jego problemach. Musia� jednak zachowa� ostro�no��; zbyt dobrze zna� INTESP, by pakowa� si� w prost� pu�apk�. - Harry? - zn�w rozleg� si� g�os Clarke'a, metaliczny i nieco zniekszta�cony; zapewne wiatr nieustannie kr���cy wok� wysokich mur�w zamku targa� przewodami. - Gdzie si� spotkamy? - Na esplanadzie, na g�rnym kra�cu Kr�lewskiej Mili - warkn�� Nekroskop. - Darcy... - Tak? - Niewa�ne. Porozmawiamy o tym p�niej. Po�o�y� s�uchawk� na wide�kach i wr�ci� do kuchni, by sko�czy� �niadanie - gruby na cal stek, surowy i krwisty S�dz�c z wygl�du, Darcy Clarke by� najprzeci�tniejszym cz�owiekiem na �wiecie. Natura wynagrodzi�a mu jednak t� fizyczn� anonimowo��, ofiarowuj�c wyj�tkowy talent. Clarke by� deflektorem, przeciwie�stwem ofiary losu. Wystarczy�o, by otar� si� o jakie� zagro�enie, a ju� interweniowa� jego paranormalny anio� str�. Je�li przyj��, �e ca�y prowadzony przez Clarke'a zesp� ekstrasensoryk�w to fotografie, on by�by jedynym negatywem. Nie panowa� nad swym darem; jego obecno�� u�wiadamia� sobie jedynie w chwilach, gdy rozmy�lnie mierzy� si� z niebezpiecze�stwem. Talenty innych - telepatia, lokalizowanie, przepowiadanie przysz�o�ci, onejromancja, wykrywanie k�amstw - by�y bardziej uchwytne, pos�uszne i praktyczne. Z darem Clarke'a sprawa wygl�da�a inaczej. Wci�� robi� swoje' czuwa� nad esperem. Niczemu innemu nie s�u�y�. Zapewnia� mu jednak d�ugowieczno��, co sprawia�o, �e Clarke by� idealnym kandydatem na stanowisko, kt�re obecnie piastowa�. Jedno w tym talencie by�o paradoksalne' kiedy nie dawa� zna� o sobie, Clarke pow�tpiewa� w jego istnienie. Wci�� jeszcze na przyk�ad wy��cza� korki przed wkr�ceniem �ar�wki. Ale mo�e i to stanowi�o dow�d na jego dzia�anie? Gdyby kto� przyjrza� si� Clarke'owi, z ca�� pewno�ci� nie domy�li�by si�, �e mo�e piastowa� jakiekolwiek stanowisko kierownicze, nie wspominaj�c o zarz�dzaniu najtajniejsz� z brytyjskich s�u�b. �redniego wzrostu, o mysich k�dziorkach, lekko przygarbiony i z niewielkim brzuszkiem, do tego jeszcze w �rednim wieku - z ka�dej strony wygl�da� na przeci�tniaka. W nieskorej do u�miechu twarzy tkwi�y nie wyr�niaj�ce si� niczym, piwne oczy. Mocno zaci�ni�te usta mo�na by�o ewentualnie zapami�ta�, ale generalnie Darcy Clarke nie mia� w sobie nic szczeg�lnego; jego obraz zaraz zaciera� si� w pami�ci. Wszystko w nim - ��cznie z doborem garderoby - by�o �rednie.. Takie przyziemne my�li przemkn�y przez g�ow� Harry'ego Keogha w ci�gu tych kilku sekund, kt�re min�y, odk�d wydosta� si� z metafizycznego kontinuum Mobiusa na esplanad� Zamku Edynburskiego i ujrza� plecy Darcy'ego Clarke'a, kt�ry wpychaj�c d�onie w kieszenie prochowca, czyta� legend�, wypisan� na mosi�nej tabliczce nad siedemnastowiecznym wodopojem. �elazn� fontann�, ozdobion� wizerunkami dw�ch g��w - szpetnej i anielskiej - ustawiono... w pobli�u miejsca, gdzie spalono niejedn� czarownic�. G�owy - nikczemna i czysta - maj� symbolizowa� fakt, �e cz�� skazanych pos�ugiwa�a si� sw� wyj�tkow� wiedz� w niecnych celach, inne za� pad�y ofiar� niezrozumienia, �ycz�c swym pobratymcom jedynie tego, co najlepsze. Tylko porywisty wiatr nie pozwala� uzna� tego s�onecznego, majowego dnia za ciep�y. Esplanada by�a prawie pusta: grupki turyst�w - ze dwa tuziny os�b - trzyma�y si� wy�szego kra�ca szerokiego asfaltowego placu; spogl�da�y z mur�w na miasto lub fotografowa�y pot�n�, szar� twierdz� - Zamek na Skale - skryt� za fasad� blank�w i dziedzi�c�w. Harry przyby� w chwil� po tym, jak Clarke, zlustrowawszy uwa�nie ca�� esplanad�, zainteresowa� si� tabliczk�. Jeszcze przed chwil� szef INTESP przebywa� sam na sam ze swymi my�lami, a w promieniu pi��dziesi�ciu st�p od niego nie by�o �ywego ducha. Teraz jednak za jego plecami rozleg� si� cichy g�os: - Ogie� to bezstronny zab�jca - us�ysza�. - Dobre czy z�e, wszystko sp�onie, je�eli tylko jest do�� gor�ce. Serce podskoczy�o Clarke'owi do gard�a. Drgn�� i odwr�ci� si� z impetem. Krew odp�yn�a mu z twarzy i przez moment wygl�da� �miertelnie blado. - Ha... Ha... Harry! - zaj�kn�� si�. - Bo�e, nie zauwa�y�em ci�! Sk�d si� tu..? - Urwa�, gdy� doskonale wiedzia�, sk�d si� tu wzi��. Nekroskop kiedy� nawet i jego tam zabra�, do owego miejsca, kt�re by�o wsz�dzie i zawsze, wewn�trz i na zewn�trz - do kontinuum Mobiusa. Rozdygotany Clarke, nie mog�c zapanowa� nad �omotaniem serca, wczepi� si� w mur, by nie upa�� To jednak nie by�o przera�enie, a jedynie szok; jego talent nie doszuka� si� u Keogha �adnych z�ych zamiar�w. Harry u�miechn�� si�, skin�� g�ow�, dotkn�� ramienia Clarke'a i zn�w popatrzy� na tabliczk�. U�miech Nekroskopa zabarwi�a nuta goryczy. - Przewa�nie zabijali sw�j w�asny strach - zauwa�y�. - Oczywi�cie, wi�kszo�� z tych kobiet by�a niewinna, mo�e nawet wszystkie. Tak, oby�my wszyscy byli tak niewinni. - Co? - Clarke nie doszed� jeszcze do siebie. - Niewinne? - Kompletnie. - Keogh raz jeszcze skin�� g�ow�. - O, mo�e na sw�j spos�b posiada�y talent, ale trudno by�oby uzna� to za z�o. Czarownice? Dzisiaj zapewne stara�by� si� zwerbowa� je do INTESP. Nagle dotar�o do Clarke'a, �e nie �ni. To wszystko dzia�o si� naprawd�; takie doznania zawsze towarzyszy�y spotkaniom z Harrym Keoghem. To samo prze�y� przed trzema tygodniami (naprawd� up�yn�y tylko trzy tygodnie?) w Grecji. Wtedy jednak Harry by� niemal bezsilny' nie pami�ta� mowy zmar�ych. Potem wr�ci�a do niego ta zdolno�� i wyruszy�, by osi�gn�� dwie rzeczy' zniszczy� wampira Janosza Ferenczego i odzyska� kontrol� nad... - Odzyska�e�! - Chwyci� Harry'ego za rami�. - Kontinuum Mobiusa! - Nie skontaktowa�e� si� ze mn� - stwierdzi� spokojnie Harry. Inaczej wiedzia�by�. - Dosta�em tw�j list - broni� si� Clarke. - Z tuzin razy pr�bowa�em si� do ciebie dodzwoni�, ale je�li by�e� w domu, to wola�e� nie odpowiada�. Nasi lokalizatorzy nie mogli ci� znale��. - Uni�s� w g�r� r�ce. - Daj mi szans�, Harry. Zaledwie kilka dni temu wr�ci�em znad Morza �r�dziemnego, a tu nazbiera�o si� troch� zaleg�o�ci. Ale spraw� wysp za�atwili�my definitywnie i, jak s�dzimy, ty r�wnie� upora�e� si� ze swoim odcinkiem. Nasi esperzy te� byli na miejscu, przysy�ali raporty. Zamek Janosza, g�ruj�cy nad Halmagiu, zosta� dos�ownie zdmuchni�ty. To mog�a by� tylko twoja robota. Poj�li�my, �e jakim� sposobem zwyci�y�e�. Ale �eby i kontinuum Mobiusa? Ale� to... cudownie! Ciesz� si� wraz z tob�. "Naprawd�?" - pomy�la� Harry. - Dzi�ki. - Jak to zrobi�e�, do cholery? - Clarke nie m�g� powstrzyma� swego entuzjazmu. - To znaczy, jak rozwali�e� ten zamek? O ile przekazano nam prawd�, rozsypa� si� w proch. Czy tak w�a�nie zgin�� Janosz? Rozerwany przez wybuch? - Uspok�j si� - powiedzia� Keogh, bior�c go pod rami�. Zaprowad� mnie do tej dziewczyny. Porozmawiamy po drodze. - Zgoda - stwierdzi� Clarke, zni�aj�c g�os. - To co� zupe�nie innego. Nie spodoba ci si� to, Harry. - I to ma by� co� nowego? - Nekroskop zdawa� si� by� tak zrezygnowany czy sardoniczny, jak zwykle. Ale i czujny, takie przynajmniej wra�enie odni�s� Clarke. - Czy kiedykolwiek pokaza�e� co�, co mi si� spodoba�o? Clarke tylko czeka� na to pytanie. - Gdyby wszystko toczy�o si� zgodnie z naszymi upodobaniami, Harry, nie by�oby dla nas roboty - odpar�. - Ja z przyjemno�ci� ju� od jutra przeszed�bym w stan spoczynku. Ilekro� trafiam na co� takiego, jak to, co zamierzam ci pokaza�, u�wiadamiam sobie, �e kto� tu musi zaprowadzi� porz�dek, kierowali si� w g�r� esplanady. - To dopiero zamek - stwierdzi� Harry. W jego g�osie czu�o si� teraz wi�ksze o�ywienie. - A co do zamku Ferenczego, to by� ju� kup� gruz�w, zanim si� nim zaj��em. Pyta�e�, jak to za�atwi�em? Westchn��, a potem zn�w podj�� temat: - Dawno temu, pod koniec sprawy Bodescu, dowiedzia�em si�, �e w Ko�omyi jest sk�ad amunicji i materia��w wybuchowych. Zabranymi stamt�d �adunkami wysadzi�em zamek Bronnicy. A skoro najprostsze sposoby s� przewa�nie najskuteczniejsze, powt�rzy�em ten numer. Urz�dzi�em sobie dwie czy trzy wycieczki, oczywi�cie, wycieczki spod znaku Mobiusa, i nafaszerowa�em fundamenty twierdzy Janosza dostateczn� ilo�ci� plastyku, by wyprawi� go do samego piek�a! Wol� nawet nie my�le�, co kry�o si� w trzewiach tego zamku, ale jestem pewny, �e by�a tam... materia, kt�rej nie chcia�bym nigdy ogl�da�. Wiesz, Darcy, �e nawet taka ilo�� semtexu, jaka mie�ci si� na koniuszku palca, jest w stanie rozwali� ceglany mur? Wyobra� sobie, czego mog�a dokona� sto razy wi�ksza ilo��. Je�li pierwotnie by�o tam co�, co mogliby�my nazwa� "�ywym" - wzruszy� ramionami i potrz�sn�� g�ow� - to kiedy sko�czy�em, nie pozosta� ju� po nim �aden �lad. Szef INTESP uwa�nie przygl�da� si� Keoghowi. Zdawa� si� by� tym samym cz�owiekiem, z kt�rym spotka� si� miesi�c wcze�niej, podczas owej wizyty, kt�ra jego, Clarke'a, pchn�a na Rodos i wyspy Dodekanezu, a Nekroskopa w g�ry Transylwanii. Zdawa� si� by� tym samym cz�owiekiem, ale czy nim by�? Prawd� m�wi�c, Darcy Clarke zna� kogo�, kto twierdzi� inaczej. Cia�o Harry'ego Keogha nale�a�o kiedy� do Aleca Kyle'a. W swoim czasie Darcy zna� Kyle'a. Najdziwniejsze, �e z biegiem lat twarz i sylwetka Kyle'a upodobni�y si� do rys�w i kszta�tu dawnego cia�a Harry'ego - tego, kt�re umar�o. My�l o tym przera�a�a Clarke'a. Darowa� sobie te rozwa�ania, porzuci� kwesti� metafizyki i skupi� si� na stronie czysto fizycznej. Nekroskop liczy� sobie czterdzie�ci trzy albo czterdzie�ci cztery lata, ale wygl�da� o pi�� lat m�odziej. To znowu dotyczy�o jedynie cia�a, umys� pozosta� m�odszy o kolejne pi�� Jat. Oczy Harry'ego mia�y barw� miodu. Czasem t�a�y w oczekiwaniu na atak, przewa�nie jednak by�o w nich co� rozczulaj�cego, jak u szczeniaka - a raczej by�oby, gdyby mo�na przenikn�� owe szk�a przeciws�oneczne, kt�re nosi� pod szerokim rondem kapelusza z lat trzydziestych. Clarke nie chcia�by za �adne skarby ogl�da� niczego, co ��czy�oby si� z ciemnymi okularami i kapeluszem, zw�aszcza na g�owie Harry'ego. Okulary stanowi�y co�, na co Clarke by� szczeg�lnie wyczulony. Owszem, na wyspach Morza Egejskiego z ko�cem kwietnia i w pocz�tkach maja noszono je do�� powszechnie, ale czym innym by�o ogl�danie ich w Edynburgu, nawet w tym samym okresie. Chyba, �e kto� mia� s�abe oczy. Albo, po prostu, inne... W rdzawo-br�zowych, falistych w�osach Harry'ego l�ni�y srebrne smugi, rozmieszczone tak r�wnomiernie, �e wygl�da�y na efekt �wiadomego dzia�ania. Jeszcze kilka lat, a siwizna we�mie g�r�; ju� teraz dodawa�a mu pewnej klasy, sprawia�a, �e mia� w sobie co� z naukowca. Owszem, naukowiec, lecz raczej specjalista od do�� fantastycznych zagadnie�. Chocia� w�a�ciwie Harry Keogh nie pasowa� do takiego obrazu. Harry czarnoksi�nikiem? Magiem? Po prostu: Nekroskopem, cz�owiekiem, kt�ry rozmawia z umar�ymi. Keogh nie nale�a� do szczup�ych, kiedy� nawet mo�na by�o pos�dzi� go o odrobin� nadwagi. Przy jego wzro�cie nie mia�o to jednak wi�kszego znaczenia. A w�a�ciwie mia�o, ale tylko dla niego samego. Po ataku na Zamek Bronnicy i owej mimowolnej metempsychozie zaj�� si� �wiczeniem nowego cia�a, doprowadzaj�c je do zdumiewaj�cej sprawno�ci. A przynajmniej zrobi�, co m�g�, je�li wzi�� pod uwag� wiek owego cia�a. Dlatego w�a�nie wygl�da�o teraz na trzydzie�ci siedem lub trzydzie�ci osiem lat. Min�li bram� wartowni, gdzie kilku oficer�w policji przes�uchiwa�o grup� �o�nierzy, i weszli w brukowany pasa� wiod�cy na g��wny zamek. Wygl�da�o na to, �e wszyscy oficerowie z wartowni uwa�aj� Clarke'a za "szych�"; nikt nie pr�bowa� zatrzyma� ani jego, ani Harry'ego. Ju� po chwili ujrzeli przed sob� masywn� bry�� zamku. - Obejdzie si� wi�c bez poprawek? Za�atwi�e� wszystko, co trzeba, tak? - Darcy odezwa� si� pierwszy. - Wszystko - potwierdzi� Harry. - A co ze wsparciem, jakie Janosz zostawi� na wyspach? - Usuni�ci - oznajmi� Clarke, zamykaj�c spraw�. - Wszyscy. Ca�y komplet. Mimo to zostawi�em tam kilku �udzi, �eby upewni� si�, �e wszystko gra. Na bladej i ponurej twarzy Harry'ego zago�ci� cie� dziwnego, smutnego u�miechu. - S�usznie, Darcy - powiedzia� Nekroskop. - Zawsze sprawdzaj, czy wszystko gra. Nigdy nie ryzykuj. Nie, gdy masz do czynienia z takimi sprawami. W jego g�osie pojawi�a si� jaka� nowa nuta. Clarke przyjrza� si� Harry'emu k�tem oka, zn�w badawczo, lecz nie natr�tnie. Wchodzili w�a�nie w cie� szerokiego dziedzi�ca, z trzech stron os�oni� tego przez ponure budynki. - Opowiesz mi, jak to by�o? - Nie - pokr�ci� g�ow� Harry. - Mo�e p�niej, a mo�e nigdy. Odwr�ci� si� i spojrza� Clarke'owi prosto w oczy. - Wampiry w�a�ciwie nie r�ni� si� mi�dzy sob� C� nowego m�g�bym ci o nich powiedzie�? Liczy si� to, �e ju� wiesz, jak je zabija�... Clarke wpatrywa� si� w czarne, zagadkowe szk�a okular�w. - To ty mnie tego nauczy�e�, Harry. Nekroskop raz jeszcze zdoby� si� na �w smutny u�miech i niemal od niechcenia - cho� Clarke by� pewien, �e rozmy�lnie - uni�s� r�k�, by zdj�� okulary. Nie odwracaj�c ani na moment twarzy, z�o�y� je i schowa� do kieszeni. - I co? - zapyta�. Darcy cofn�� si� chwiejnie, ledwie t�umi�c westchnienie ulgi. Zbity z tropu, spojrza� w absolutnie normalne, spokojne piwne oczy. - Co takiego? - wymamrota�. - Idziemy dalej? - doko�czy� Harry, wzruszaj�c ramionami. - A mo�e jeste�my ju� na miejscu? - Jeste�my na miejscu - potwierdzi� Clarke. - Prawie. Poprowadzi� Harry'ego kamiennymi schodami w d�, potem pod kolejn� bram� i wreszcie przez ci�kie drzwi wiod�ce na wy�o�ony kamiennymi p�ytami korytarz. Ledwie tam weszli, stoj�cy na warcie �andarm wypr�y� si� i zasalutowa�. Clarke ledwie skin�� g�ow�. Poprowadzi� Keogha dalej. W po�owie korytarza znajdowa�y si� okute d�bowe drzwi, strze�one przez m�czyzn� w �rednim wieku. Tajniak otworzy� je, odsuwaj�c si� na bok. - Ju� jeste�my na miejscu. - Harry Keogh uprzedzi� Clarke'a. Nikt mu nie musia� m�wi�, �e w pobli�u znajduje si� nieboszczyk. Raz jeszcze zerkn�wszy na Nekroskopa, Clarke wprowadzi� go do wn�trza. Policjant zosta� na korytarzu i zamkn�� cicho drzwi. W izbie panowa�o zimno. Zamiast budowa� dwie �ciany, wykorzystano tu naturaln� ska�� - w jednym z k�t�w kamienn� posadzk� ��czy�a ze �cianami bry�a wulkanicznego gnejsu. Pod jedn� ze �cian zsuni�to stalowe rega�y, pod drug�, kamienn� i zimn�, sta� w�zek chirurgiczny, na kt�rym spoczywa�y zw�oki, przykryte bia�ym gumowym prze�cierad�em. Nekroskop nie traci� czasu. Nie przera�ali go martwi. Gdyby mia� r�wnie wielu przyjaci� w�r�d �ywych, by�by najbardziej kochanym cz�owiekiem na �wiecie. By� nim zreszt�, tyle �e ci, kt�rzy go kochali, nie mogli o tym nikomu powiedzie�. Podszed� do w�zka, ods�oni� twarz ofiary, zamkn�� oczy i zako�ysa� si� na pi�tach. Dziewczyna wygl�da�a tak s�odko, tak m�odo i niewinnie, a kto� zada� jej b�l. I wci�� j� dr�czy�. Oczy mia�a zamkni�te, ale Harry wiedzia�, �e gdyby pozosta�y otwarte, zobaczy�by w nich przera�enie. Czul, jak martwe oczy przepalaj� zakrywaj�ce je, blade powieki, nie mieszcz�c w sobie zgrozy. Potrzebowa�a pociechy. Rzesze umar�ych - Ogromna Wi�kszo�� - pr�bowa�y jej pom�c, ale nie zawsze potrafi�y. Ich glosy cz�sto wydawa�y si� tym, kt�rzy pierwszy raz mieli z nimi do czynienia, zbyt pos�pne, upiorne lub zatrwa�aj�ce. W mroku �mierci mog�y uchodzi� za wo�anie nocnych go�ci rodem ze z�ego snu, za wycie widm przychodz�cych po dusz�. Dziewczyna mog�a s�dzi�, �e �ni, nawet �e umiera, ale przez my�l jej nie przesz�o, �e ju� jest martwa. Oswojenie si� ze �mierci� wymaga czasu i zazwyczaj ci, kt�rych ona bezpo�rednio dotyczy, ostatni przyjmuj� �w fakt do wiadomo�ci. To nieuniknione, jako �e w�a�nie im najtrudniej jest zaakceptowa� taki stan rzeczy. Zw�aszcza je�li s� m�odzi i w ich umys�ach nie ukszta�towa�o si� jeszcze w�a�ciwe podej�cie. Ale z drugiej strony, je�li dziewczyna widzia�a nadchodz�c� �mier�, je�eli wyczyta�a j� w oczach kata, je�eli czuj� og�uszaj�cy cios, ucisk odcinaj�cy dop�yw powietrza albo dotyk ostrza wrzynaj�cego si� w cia�o - musia�a wiedzie�, �e nie �yje. Czu�a ch��d, l�k i smak �ez. Harry by� �wiadom, jak strasznie potrafi� rozpacza� umarli. Zawaha� si�, nie mia� pewno�ci, w jaki spos�b do niej dotrze�, nie by� nawet pewien, czy ma jeszcze prawo szuka� kontaktu. Wiedzia�, �e ona jest czysta, a o sobie nie m�g� tego powiedzie�. Owszem, jej cia�o rozk�ada�o si�, ale rozk�ad rozk�adowi nie r�wny... Ze z�o�ci� odrzuci� t� my�l. Nie by� przecie� potworem. Jeszcze nie. By� przyjacielem. Jedynym przyjacielem, Nekroskopem. Po�o�y� d�o� na zimnym jak marmur czole. Dziewczyna wzdrygn�a si�. Nie fizycznie, gdy� by�a martwa, ale jej umy�l skuli� si� ze strachu, zamkn�� si� w sobie niczym pierzaste czu�ki jakiego� anemonu morskiego, mu�ni�te przez p�ywaka, Harry czu�, jak krew �cina mu si� w �y�ach. Przez moment ba� si� samego siebie. Za nic w �wiecie nie chcia� jej jeszcze bardziej przerazi�. Otoczy� j� swymi my�lami, tymi samymi, kt�re dot�d nios�y zmar�ym ukojenie. - Wszystko w porz�dku Nie b�j si�. Nie skrzywdz� ci�. Nikt ju� ci� nie skrzywdzi - wyszepta� w swym umy�le. To przysz�o �atwo. Nie zwlekaj�c powiedzia� jej, �e umar�a. - Precz! - Jej g�os wdar� si� w my�li Harry'ego. Rozpaczliwy j�k udr�czonej. - Zostaw mnie w spokoju, ty... brudny potworze! Harry zadr�a�, jakby dotkni�to go nie izolowanym przewodem elektrycznym. Zadr�a�, prze�ywaj�c z dziewczyn� jej ostatnie chwile. Ostatnie chwile �ycia, oddechu, lecz nie ostatnie cierpienia, jakich zazna�a. W pewnych, na szcz�cie, rzadko spotykanych okoliczno�ciach na rozkaz pewnych potwor�w w ludzkiej sk�rze, nawet martwe cia�o odczuwa b�l. Przez ekran umys�u Nekroskopa przemkn�� nagle ci�g zmieniaj�cych si� jak w kalejdoskopie, koszmarnych, upiornie wprost plastycznych obraz�w. Znikn��, ale zostawi� po sobie powidoki, a tych, jak wiedzia� Harry, nie�atwo by�o si� pozby�. Wiedzia�, �e zapewne utrwal� si� w jego pami�ci Zorientowa� si� te�, z czym ma do czynienia, gdy� kiedy� ju� zajmowa� si� podobnym potworem. Tamten nazywa� si�... Dragosani! Ten, kt�ry zamordowa� t� nieszcz�sn� dziewczyn�, podobnie jak Dragosani, uprawia� nekromancj�, ale pod pewnym szczeg�lnie odra�aj�cym wzgl�dem by� jeszcze gorszy Nawet Dragosani nie gwa�ci� trup�w swoich ofiar! - Ale to ju� min�o - powiedzia� dziewczynie Nekroskop. - On nie wr�ci Jeste� ju� bezpieczna. Czu�, �e rozdygotane my�li cichn�, otwieraj�c drog� naturalnej ciekawo�ci bezcielesnego umys�u. Chcia�a go pozna�, ale i ba�a si� tej wiedzy Chcia�a te� pozna� sw�j stan, cho� to mog�o okaza� si� najbardziej przera�aj�cym do�wiadczeniem. Ale na sw�j spos�b by�a dzielna; musia�a pozna� prawd�. - Czy ja... - Jej g�os zabrzmia� spokojnie, chocia� dr�a� lekko. Naprawd� ju�...? - Tak, naprawd� - Harry kiwn�� g�ow�, wiedz�c, �e wyczu�a ten ruch. Zmarli zawsze wyczuwali nastroje i gesty. - Ale... - Zawaha� si�. - To znaczy... mog�o by� gorzej. Niejeden raz ju� przez to przechodzi� - zbyt wiele razy - i zawsze by�o to tak samo trudne. Jak przekona� kogo�, kto w�a�nie umar�, �e mog�o by� gorzej? "Twoje cia�o zgnije i po�r� je robaki, ale tw�j umys� b�dzie trwa�. Nic ju� nie zobaczysz, zawsze b�dzie ciemno, niczego ju� nie dotkniesz, nie posmakujesz ani nie us�yszysz, ale mog�o by� gorzej. Twoi rodzice i inni, kt�rych kochasz, b�d� p�aka� na twym grobie, sadzi� tam kwiaty, szukaj�c w nich �ladu twojej twarzy, a ty nawet nie b�dziesz mia�a poj�cia, �e tam s�, i nie b�dziesz mog�a zawo�a�' Tu jestem! Nie b�dziesz mog�a pocieszy� ich, �e mog�o by� gorzej," Tylko w ten spos�b Harry m�g� wyrazi� �al, chcia� go zachowa� dla siebie, ale przecie� jego my�li i mowa zmar�ych by�y tym samym. Dziewczyna us�ysza�a je, poczu�a zawart� w nich prawd� i poj�a, �e ma do czynienia z przyjacielem, - Ty jeste� Nekroskopem - powiedzia�a, - Pr�bowali mi o tobie powiedzie�, ale by�am przera�ona i nie s�ucha�am. Kiedy zaczynali m�wi�, odwraca�am si�. Nie chcia�am rozmawia� z umar�ymi. Harry p�aka�. Ogromne �zy �cieka�y po nieco zapadni�tych policzkach, Spadaj�c na jego d�o� i czo�o dziewczyny, pali�y. Nie chcia� p�aka�, nawet nie wiedzia�, �e potrafi, ale tkwi�o w nim co�, co oddzia�ywa�o na jego uczucia, pot�gowa�o je do stopnia przekraczaj�cego mo�liwo�ci zwyk�ych ludzi, Nic gro�nego - dop�ki dzia�a�o na takie emocje, jak ta. Jak ca�kowicie naturalny �al. Darcy Clarke zbli�y� si� o krok i dotkn�� ramienia Nekroskopa. - Harry? Harry odepchn�� jego r�k�. G�os mia� zd�awiony, lecz i tak szorstki. - Zostaw nas samych! Chc� porozmawia� z ni� na osobno�ci! - Oczywi�cie - powiedzia�. Odwr�ci� si� i wyszed� na korytarz, zamykaj�c za sob� drzwi, Harry wzi�� spod rega��w metalowe krzes�o i usiad� obok martwej dziewczyny. Delikatnie wzi�� w d�onie jej g�ow�. - Ja... ja to czuj� - powiedzia�a zdumiona, - A zatem czujesz te�, �e nie jestem taki, jak tamten - stwierdzi� g�o�no Harry. Wola� tak m�wi� do umar�ych, to brzmia�o bardziej naturalnie, Ju� niemal uwolni�a si� od przera�enia. Nekroskop dawa� jej poczucie spokoju, by� ciep�ym, bezpiecznym azylem. Tak jakby to ojciec g�adzi� j� po twarzy, Jednak tylko Harry m�g� dotyka� zmar�ych. Tylko Harry i... zn�w wezbra�o w niej przera�enie, ale Nekroskop natychmiast je wyczu� i odegna�. - Ju� po wszystkim, teraz jeste� bezpieczna. Nie pozwolimy, ja nie pozwol�, by zn�w ci� kto� skrzywdzi�. W chwil� p�niej jej my�li zn�w si� wyciszy�y. By�o jej teraz lekko, mo�e nawet l�ej ni� przedtem. Ale czu�a te� gorycz. - Ja umar�am, ale on, tamten potw�r, �yje! - powiedzia�a. - To jeden z powod�w, dla kt�rych tu jestem - wyja�ni� Harry. Nie tylko ciebie to spotka�o. Przed tob� by�y inne, a je�li go nie powstrzymamy, b�d� i nast�pne. Rozumiesz wi�c, jakie to wa�ne, aby�my go dopadli. Jest nie tylko morderc�, ale i nekromant�, a po��czenie tych cech jest gorsze ni� ka�da z nich z osobna. Morderca unicestwia �ywych, a nekromanta dr�czy umar�ych. Ten jednak upaja si� cierpieniem swych ofiar zar�wno za ich �ycia, jak i po �mierci! - Nie mog� m�wi� o tym, co mi zrobi� - wyszepta�a dygocz�c. - Nie musisz. - Pokr�ci� g�ow� Harry. - Teraz tylko ty mnie interesujesz. Zapewne kto� martwi si� o ciebie. Dop�ki nie dowiemy si�, kim jeste�, nie zdo�amy go uspokoi�. - Harry, naprawd� my�lisz, nie mo�na ich uspokoi�? - Nie musimy m�wi� im wszystkiego - odpowiedzia�. - M�g�bym postara� si� o to, by dowiedzieli si� tylko, �e kto� ciebie zabi�. Nie musz� zna� szczeg��w. - M�g�by� to zrobi�? - Je�li tylko chcesz - potwierdzi�. - Wi�c zr�b to! - nieledwie westchn�a. - Harry, to w�a�nie by�o najgorsze: sama my�l o nich, o moich rodzicach. O tym, jak to przyjm�. Ale je�li m�g�by� im to u�atwi�... S�dz�, �e zaczynam rozumie�, czemu zmarli tak ci� kochaj�. Mam na imi� Penny. Penny Sanderson. Mieszkam... mieszka�am w... Opowiedzia�a o sobie wszystko, a Nekroskop zapami�ta� nawet najdrobniejsze szczeg�y. - Pos�uchaj, Penny - odezwa� si�. - Nic teraz nie r�b ani nie m�w. Nie pr�buj si� do mnie odzywa�. Jak ju� powiedzia�em, to powa�na sprawa. - Chodzi o niego? - zapyta�a. - Penny, kiedy pierwszy raz ci� dotkn��em, a ty pomy�la�a�, �e to on wr�ci�, by zn�w ci� dr�czy�, przypomnia�a� sobie, jak to si� odby�o. Przynajmniej cz�ciowo. Pami�� podsuwa�a twoim my�lom urywane obrazy. Odebra�em je, jak odbieram mow� zmar�ych. Ale to by�y jedynie chaotyczne migawki. - Bo tak to wygl�da�o - odpar�a. - To wszystko, co pami�tam. - W porz�dku. Musz� jednak raz jeszcze si� im przyjrze�. Im lepiej je zapami�tam, tym wi�ksza b�dzie szansa, �e go znajd�. Nie musisz nic m�wi�, nie podejmuj �adnych �wiadomych dzia�ali. Zamierzam rzuci� ci kilka s��w, kt�re wywo�uj� potrzebne mi obrazy. Rozumiesz? - Skojarzenia s�owne? - Tak, co� w tym stylu. Wprawdzie te skojarzenia mog� okaza� si� piekielnie bolesne, ale i tak �atwiejsze to ni� opowiadanie o wszystkim. Zrozumia�a. Harry wyczu�, �e jest gotowa. - N� - powiedzia�, zanim zdo�a�a zmieni� zdanie. Obraz zala� ekran jego umys�u mieszanin� krwi i kwasu. Krew odurzy�a go, a kwas pali�, na dobre utrwalaj�c �w widok. Harry ugi�� si� pod naporem jej przera�enia - naprawd�, nie do zniesienia - gdyby nie siedzia�, upad�by. Wstrz�s, mimo i� trwa� zaledwie sekundy, stanowi� tak realne doznanie... - Dobrze si� czujesz? - zapyta�, kiedy przesta�a �ka�. - Nie. Tak. - Twarz! - rzuci�. - Twarz? - Jego twarz - spr�bowa� ponownie. I przed oczyma jego duszy mign�a czerwona i rozdziawiona, rozd�ta przez ��dz� twarz o otwartych, za�linionych ustach i oczach martwych jak zamro�one diamenty. Mign�a, ale to wystarczy�o, by m�g� j� zapami�ta�. Tym razem dziewczyna nie �ka�a. Chcia�a, by zabieg okaza� si� skuteczny. Chcia�a, by sprawiedliwo�� dosi�g�a tamtego. - Gdzie? Parking? Zajazd? Ciemno�� przeszyta snopami �wiat�a. Sznury samochod�w osobowych i ci�ar�wek, mkn�ce trzema pasami; zbli�aj�ce si�, o�lepiaj�ce �wiat�a. I wycieraczki, przesuwaj�ce si� w lewo i w prawo, w lewo i w prawo, w lewo... Tu jednak nie by�o b�lu i Harry poj��, �e to nie miejsce zbrodni. Prawdopodobnie tam wszystko si� zacz�o. Tam go spotka�a. - Zabra� ci� do samochodu? - zapyta� Keogh. Zamazany przez deszcz, lodowo b��kitny ekran, na kt�rym wydrukowano lub wymalowano litery: FRID czy FRIG. Ekran oparty na wielu ko�ach, wypuszczaj�cy k��by dymu. Tak to zapami�ta�a. Du�y samoch�d? Ci�ar�wka? Z przyczep�? - Penny - powiedzia� Harry. - Musz� to powt�rzy�. Gdzie go spotka�a�? Gdzie? L�d! K��liwe zimno! Ciemno��! Wszystko lekko wibruje albo dygocze! Wsz�dzie martwe cia�a, zwisaj�ce z hak�w. Harry pr�bowa� zakodowa� to w pami�ci, wszystko jednak by�o niewyra�ne, zniekszta�cone przez emocje i zdumienie dziewczyny. Nie potrafi�a poj��, �e to zdarza si� w�a�nie jej. Zn�w �ka�a, a Harry zrozumia�, �e wkr�tce b�dzie musia� przesta�; nie m�g� ju� d�u�ej jej krzywdzi�. Ale wiedzia� te�, �e jeszcze nie mo�e ust�pi�. - �mier�! - warkn��, nienawidz�c siebie za to. Zn�w pojawi�a si� scena z no�em i Keogh poczu�, �e traci kontakt, �e dziewczyna si� wycofuje. Dop�ki jednak jeszcze pozostawa�a z nim... - Co... potem? - wykrzykn�� z przera�eniem. Penny Sanderson wrzeszcza�a i wrzeszcza�a. Nekroskop jednak zobaczy� to, co mia� zobaczy�. I po�a�owa�, �e musia�o do tego doj��... ROZDZIA� DRUGI - "...SIEDZ� MA�E, NIEZNO�NIE GRYZ�CE" Harry sp�dzi� z ni� jeszcze p� godziny, koj�c, tul�c, robi�c, co tylko w jego mocy, by j� uspokoi�. Przy tej okazji wyci�gn�� z niej jeszcze kilka danych personalnych, w sam raz tyle, by co� podsun�� policji. A kiedy nadesz�a pora rozstania, Penny wymog�a na nim, �e zn�w j� odwiedzi. Mimo i� od niedawna by�a martwa, zd��y�a ju� odkry�, �e �mier� to wej�cie w �wiat samotno�ci. Nekroskop mia� ju� serdecznie do�� - a przynajmniej tak mu si� zdawa�o - �ycia, �mierci, w og�le wszystkiego. Czu�, �e trzeba mu silnej motywacji. Zanim odszed�, zapyta� dziewczyn�, czy nie m�g�by jej obejrze�. Odpowiedzia�a, �e gdyby prosi� j� o to kto� inny, by�oby to jej oboj�tne - i tak nic by nie poczu�a. Ale z Harrym sprawa wygl�da�a inaczej, by� przecie� Nekroskopem. A ona - jedynie nie�mia�ym dzieciakiem. - Hej - zaprotestowa� �agodnie. - Nie jestem podgl�daczem. - Gdybym nie by�a... Gdyby on nie... Gdybym nie by�a okaleczona, chyba nie mia�abym nic przeciwko temu. - Penny, jeste� wspania�a - o�wiadczy� Harry. - A ja? Pomimo tego wszystkiego, co sobie powiedzieli�my i czego dokonali�my, jestem tylko cz�owiekiem. Ale wierz mi, naprawd� nie interesuj� mnie te rzeczy. Chc� ci� zobaczy� dlatego, �e jeste� okaleczona. Musz� wzbudzi� w sobie gniew. Zd��y�em ci� ju� pozna� i wiem, �e je�li zobacz�, co tamten zrobi�, gniew mnie ogarnie. - B�d� wi�c udawa�a, �e jeste� moim lekarzem. Harry delikatnie zsun�� z jej bladego, m�odziutkiego cia�a gumowe prze�cierad�o, przyjrza� si� i zaraz zas�oni� zw�oki, rozdygotany. - A� tak �le? - Broni�a si� przed �kaniem. - Taki wstyd. Mama zawsze m�wi�a, �e mog�abym by� modelk�. - Mog�aby� - potwierdzi�. - By�a� naprawd� pi�kna. - Ale ju� nie jestem? - Mimo i� powstrzyma�a si� od p�aczu czu�, �e jej rozpacz si�ga szczyt�w. - Harry, czy to wzbudzi�o w tobie gniew? - zapyta�a po chwili. Czu�, jak wzbiera w nim w�