14774
Szczegóły |
Tytuł |
14774 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14774 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14774 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14774 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
N. I. Szerstiennikow
Wewnętrzne światło, tom 1 i 2
Wstęp
Kolę Szerstiennikowa poznałem w 1989 roku w Rostowie. Odbywało się wtedy
spotkanie, seminarium, na które zostali zaproszeni różni ludzie, którzy
poszukują, przecierają wiele dróg rozwoju duchowego. Wśród nich był też
Nikołaj Szerstiennikow.
Mówiąc szczerze, początkowo nie podobał mi się ten człowiek, później
dowiedziałem się, że ja mu się również nie podobałem. Po kilku dniach
odczytów i spotkań zdarzyło się, że siedzieliśmy przy jednym stoliku i
zaczęliśmy rozmowę. Okazało się wówczas, że mentalność, droga rozwoju
duchowego, psychologiczne podejście do swojej pracy u Koli i u mnie są
bardzo podobne. Byliśmy zachwyceni tym, że myślimy tak samo i prawie nie
musieliśmy rozmawiać na temat teorii i zajmowaliśmy się tylko praktyką.
Potem przez tydzień wspólnie pracowaliśmy, pokazywaliśmy sobie pewne
techniki, wymienialiśmy doświadczenia. To nam bardzo pomogło, pozwoliło
poznać nowe ćwiczenia i pokazało możliwości rozwinięcia swoich zdolności.
Od tego czasu spotykałem się z Kolą co najmniej raz w roku i za każdym
razem dziwiła mnie intensywność, z jaką ten człowiek pracuje. On nie zna
pojęcia przerwy, odpoczynku, wakacji, pracuje nieustannie, jego głowa cały
czas myśli, tworzy nowe, coraz lepsze techniki.
Znam uczniów Koli i wiem, na co ich stać, co potrafią i dziwi mnie to, że
ludzie ci tak spokojnie, powoli, ale bezustannie idą do przodu i żaden z
nich nie rezygnuje z tej drogi. Droga ta sama w sobie jest ciekawa, między
innymi dlatego, że każdy może osiągnąć wyznaczone cele, wystarczy tylko
chcieć.
Bardzo się cieszę, że ukazuje się w Polsce ta pierwsza, bardzo
interesująca, książka Koli Szersiennikowa i cieszę się również, że autor
zgodził się od czasu do czasu przyjeżdżać do Polski i szkolić osoby
zajmujące się rozwojem duchowym. To wspaniale, że Polacy mają okazję
zetknąć się z tą wiedzą, poznać ją i rozwijać się w tym kierunku.
Jest to pierwsza, ale nie ostatnia pozycja tego autora. Wiem, że Kola ma
przygotowanych siedem różnych książek. Mam nadzieję, że wkrótce zostaną
one również wydane, i że już niedługo polski Czytelnik będzie miał w
swoich rękach kolejne metody, techniki, szkoły, nad którymi pracuje Kola
Szerstiennikow.
Karen Jemendżan
OD WYDAWCY
W porozumieniu z Autorem, kursy zostały podzielone na dwa tomy: dla
początkujących i dla zaawansowanych.
Kolejność prezentacji wynika ze stopniowania trudności w opanowywaniu
technik samoregulacji. Równocześnie jednak kursy “Życie bez bólu" (z tomu
dla początkujących) i “Siła twoich myśli" (z tomu dla zaawansowanych) mogą
zostać wyodrębnione z cyklu i wykorzystane oddzielnie, niezależnie od
układu całościowego.
Kurs samoregulacji psychoenergetycznej składający się z pięciu stopni:
“Odkrycie siebie", “Przestrzenie wewnętrzne" (te dwa kursy są zawarte w
tomie dla początkujących), “Siła zewnętrzna", “Połączenie" i “Dwa
strumienie" (zawarte w tomie dla zaawansowanych) – splata w całość
pozostałe treningi i stwarza możliwość realizacji każdego z nich z
maksymalnym efektem.
Na ewentualne, pojawiające się w trakcie pracy, pytania Autor zgodził się
odpowiadać w trakcie swoich kursów w Polsce. Szczegółowe informacje na ich
temat można uzyskać u p. Karena Jemendżana w Centrum “ARTEMA", Kobylec
135, 62-100 Wągrowiec, tel. (0-67) 620008 (od poniedziałku do piątku w
godz. 11-16).
Czytelnikom życzymy cierpliwości, uważności, wytrwałości w dążeniu do
celu. A co najważniejsze – dobroci w sercu oraz miłości do ludzi.
Wyłącznie przez dobroć i miłość możemy poznać głębiny ducha ukryte w
każdym z nas!
Od Autora
System Samoregulacji Psychoenergetycznej (PESR), którego opracowanie
rozpoczęło się w latach osiemdziesiątych, na trwałe wszedł w życie
dziesiątków tysięcy ludzi, którzy szkolili się w grupach treningowych, i
znakomicie sprawdził się jako sposób samouzdrawiania, samorozwoju i
duchowej samorealizacji.
Uogólnienie doświadczeń z pracy uczestników zajęć oraz osób praktykujących
obecnie, ich działań w zakresie samouzdrawiania różnorodnych chorób,
pozwala mówić o wysokiej efektywności opracowanego systemu.
Czytelnicy mieli już okazję poznać początkowe kursy systemu z dwóch
książek: “Wewnętrzne Światło" [Wydawnictwo Uniwersytetu Rostowskiego, 1991
r.] oraz “Odkrycie siebie" [Wydawnictwo Maryjskie, 1991 r.].
Nowa książka nie jest powtórzeniem książek wydanych wcześniej. Jest to
zupełnie samodzielna praca, w której znane już praktyki i ćwiczenia
rozpatruje się z innej płaszczyzny, z uwzględnieniem nagromadzonego
doświadczenia i analizy efektywności oddziaływania na organizm. Dołączono
nowe rozdziały i podrozdziały, poświęcone takim problemom rozwoju każdego
człowieka jak: wyzwolenie i rozwój wewnętrznej siły, cechy metod
samouzdrawiania, duchowa transformacja czakr i zmiany osobowości
człowieka...
W nowych rozdziałach wiele informacji publikowanych jest po raz pierwszy i
nie mają one analogii w innych systemach i technikach.
W trakcie aktywnej, samodzielnej pracy z wykorzystaniem całego
proponowanego spektrum ćwiczeń i metod uczestnik kursu dochodzi do
wniosku, że żaden wysoki, osiągnięty przez niego stan – nie jest celem
samym w sobie, bez względu na to, jaki wspaniały by nie był. Jest jedynie
motywacją do analizy rzeczywistości, do zrozumienia głębi tez
filozoficznych mówiących nam o wyższym celu wszystkich rozumnych istot na
tym świecie. I bardzo szybko człowiek osiąga świadomość, że zwykłe
człapanie w miejscu, bezproduktywne spędzanie czasu, odstąpienie od
wymagań etyki, od wyższych celów duchowych, prowadzi do wielu
nieprzyjemności i chorób...
Właśnie z tego powodu w książce nie ograniczono się do przypadkowego
zestawienia rad, ćwiczeń i metod, ale wszystkie je uszeregowano w taki
sposób, żeby ludzie w trakcie samodzielnej pracy nad sobą zrozumieli
prawdziwą wartość dobra i zła, miłości, dążenia do spokoju duszy...
Naturalne i organiczne przejście ze stopnia na stopień idzie w parze z
niedostrzegalnymi na pierwszy rzut oka zmianami w świecie duchowym
człowieka. Z każdym krokiem staje się on lepszym, prostszym, radośniejszym
i zaczyna rozumieć wysoki stan miłości “nie za coś", a po prostu miłości
do ludzi...
Książka zbudowana jest w sposób gwarantujący płynne stopniowanie
trudności. Ważnym jest zrozumienie, że bez opanowania elementarnych
podstaw nie opanujesz wyższych kursów. I sam język oraz terminologia
sprzyjają temu, żeby czytelnik i ćwiczący nie mógł rozpocząć wyższych
kursów, o ile nie zrozumiał poprzednich.
Chciałbym powiedzieć kilka słów o tych, którzy od pierwszych kroków, od
pierwszych dni pracy idą razem i sami aktywnie tworząc, pomagają swoim
osobistym doświadczeniem pozostałym. Takich ludzi jest wielu i trudno
wymienić wszystkich z nazwiska, dlatego nie wskazując nikogo konkretnie,
chcę z całego serca podziękować moim przyjaciołom, pomocnikom i
współpracownikom z Joszkar-Oły, Rostowa nad Donem, Rygi, Jełgawy i z
innych miast Rosji oraz bliskiej zagranicy, za szczere uczestnictwo oraz
pomoc w pracy na rzecz ogólnego rozwoju. Dziękuję Warn za wszystko!
Zaś tych, którzy w tej książce po raz pierwszy przeczytają o systemie i
metodach samoregulacji psychoenergetycznej, zapraszamy w urzekającą podróż
do swego wewnętrznego świata, świata wielkich przeżyć i szczęścia, świata
subtelnych energii, świata wzlotu duchowego – ukrytego przed pierwszym i
powierzchownym wejrzeniem, lecz otwierającego się przed wejrzeniem
bacznym, poszukującym i dążącym do Światła! Szczęśliwej podróży,
przyjaciele! Z Bogiem!
Do części drugiej.
Trzymasz w rękach Czytelniku drugą część niezwykle interesujących kursów
rozwoju duchowego N. I. Szerstiennikowa. Są one przeznaczone dla osób
zaawansowanych w praktykach duchowych.
Kurs “Siła twoich myśli" możesz zacząć przerabiać od zaraz. Przyniesie ci
on wiele satysfakcji i korzyści, których do tej pory nawet sobie nie
wyobrażałeś. I wreszcie opanujesz żywioł swoich myśli, zmusisz go do pracy
wedle swoich życzeń.
“Siła zewnętrzna", “Połączenie" i “Dwa strumienie" to kolejne stopnie
kursu samoregulacji psychoenergetycznej (pierwsze dwa stopnie – “Odkrycie
siebie", “Przestrzenie wewnętrzne" – zostały przedstawione w tomie dla
początkujących). Radzimy podchodzić do nich dopiero po przerobieniu części
dla początkujących (jeżeli nie znajdziesz jej w księgarniach, możesz
zamówić w naszym wydawnictwie). Wówczas osiągniesz maksymalny efekt. W
książce Wewnętrzne światło – kursy dla początkujących wyjaśniono wszystkie
terminy i omówiono struktury energetyczne, których być może jeszcze nie
znasz.
Wstecz / Spis Treści / Dalej
Czym jest PESR?
Samoregulacja psychoenergetyczna [PESR to skrót od PsychoEnergetycznej
SamoRegulacji] nie zrodziła się w próżni. U jej podstaw leżą ogromne
pokłady wiedzy nagromadzonej przez ludzi. Zawarte są w niej elementy jogi,
dawnych słowiańskich, chińskich, maryjskich i innych ludowych systemów
uzdrawiania, jak również niemało samodzielnie opracowanych ćwiczeń i
metod. PESR zaczyna się od elementarnych podstaw – nawyków kierowania
swoim stanem przy pomocy rozluźnienia, spokojnego rytmicznego oddychania.
Proste w wykonaniu, ale bardzo skuteczne, ćwiczenia te już na samym
początku zajęć dają trwały efekt uzdrawiający.
Stopniowo ćwiczenia i metody stają się bardziej złożone, pojawiają się
możliwości kierowania nie tylko stanami fizjologicznymi, ale i korzystnego
wpływania na własne reakcje psychiczne.
Wyjaśnijmy, co rozumiemy pod pojęciem poziomów subtelności w kierowaniu
własnym samopoczuciem. Można na przykład, podregulować ciśnienie krwi
wielokrotnie powtarzając słowne formułki. Do tej metody ucieka się
klasyczny trening autogenny.
Bardziej złożony wariant treningu autogennego, a w ślad za tym i bardziej
subtelne oddziaływanie, proponuje psychoneurolog A. M. Wasiutin, w swojej
metodzie, którą nazwał “bioenergotreningiem". Efekt terapeutyczny osiąga
się w niej na drodze połączenia oddechu, żywych, malowniczych wyobrażeń i
aktywnej wizualizacji. O metodzie tej można przeczytać w książce
“Ekstrasensoryka: konkretna, abstrakcyjna, intuicyjna" [Wydawnictwo
Uniwersytetu Rostowskiego, 1990 r.].
Jeszcze bardziej subtelne i złożone metody samooddziaływania wykorzystują
wyobrażeniowo-zmysłowe przeżycia człowieka, które wpływają na głębokie
struktury organizmu i pozwalają dotrzeć do ukrytych przyczyn chorób.
JAK SIĘ TO ROBI?
Podstawowym instrumentem pracy w PESR jest wewnętrzne przeżycie albo
doznanie. Jest zrozumiałe, że doznania powstające w procesie funkcji
życiowych organizmu nie mogą zostać zbyt łatwo wykorzystane do wytworzenia
nawyków samokierowania i samouzdrawiania. Ale możemy stworzyć w sobie cały
bank modelowych doznań, które nie różnią się niczym od przeżyć wywołanych
okolicznościami zewnętrznymi. Do wywołania takich przeżyć służy medytacja.
Medytację definiuje się na różne sposoby, w zależności od szkoły i typu
nauczania. Ktoś rozumie medytację jako wyższą koncentrację na jakimś
działaniu lub przedmiocie, a ktoś inny za prawdziwą uważa jedynie
medytację bezruchu mentalnego, kiedy wszystkie wewnętrzne przeżycia
człowieka zanikają, a on sam staje się jakby czystą świadomością, nie
przywiązaną do swojej materialnej powłoki. Wszystko to jest prawdą, ale
osiągnąć takie stany można jedynie po długich latach wytrwałego treningu.
A dla nas ważny jest szybki i konkretny efekt – poprawienie własnego
zdrowia.
Proponuję takie określenie medytacji: “Jest to stan wytwarzany przez naszą
wyobraźnię, ale przeżyty przez nas realnie we własnych doznaniach".
Zakładamy, że sugerując sobie obraz jabłka i osiągając zupełnie
realistyczny obraz, chociaż nie zdołamy tym wyimaginowanym jabłkiem się
nasycić, to zdolni jesteśmy wytworzyć specyficzne reakcje w organizmie,
które odpowiadają procesowi trawienia, jak gdybyśmy jedli realne jabłko.
Organizm podatny jest na takie “oszustwo" i reaguje na taką podnietę jak
na zdarzenie realne...
Reasumując, możemy wytwarzać impulsy myślowe o różnej sile, z ich pomocą
prowokować reakcje organizmu i, w zależności od stopnia wyrazistości
obrazu, doznawać w pełni realnych odczuć.
Dla przykładu przytoczę taki przypadek. Na jednym z treningów robiliśmy
mentalny masaż złogów tłuszczowych na brzuchu. W tym celu wyobrażaliśmy
sobie, że każdemu w brzuch bije silny strumień wody, ugniata i masuje
mięśnie tłoczni brzusznej, rozgania tłuszczyk. Jedna z uczestniczek zajęć
wyobraziła sobie, że w jej brzuch bije strumień wody nie z węża
ogrodowego, ale z hydrantu, a ona bohatersko stawia opór silnemu naporowi
wody. Następnego dnia demonstrowała grupie sińce na brzuchu, które
powstały w tych miejscach, w które, w jej wyobraźni, bił strumień wody.
Taka jest siła autosugestii. Praktykujący lekarze, w szczególności
neuropatolodzy, znają wiele przykładów, kiedy pacjenci sami siebie
uzdrawiali i odwrotnie – nadmiernie dramatyzując nad błahymi schorzeniami
wpędzali siebie w ciężkie stany. Stąd płynie wniosek: autosugestia jest
wielką siłą i dla własnego dobra trzeba nauczyć się nią władać.
Ktoś może zaprzeczyć, powiedzieć że autosugestia jest dobra, kiedy w
organizmie zachodzą określone zmiany funkcjonalne, jednak w przypadkach
ciężkiej organicznej patologii autosugestia może tylko ulżyć w przebiegu
choroby. Wszystko się zgadza i nie zgadza jednocześnie. Zaczniemy od tego,
że nawet ulżenie w cierpieniu jest wielkim dobrodziejstwem. Co do przyczyn
zmian organicznych można powiedzieć, że owe zakłócenia w tkankach i
układach powstają w wyniku głębokich niedociągnięć w pracy komórek
tkankowych, molekuł i atomów. Z poziomu komórki albo molekuły, wszystkie
zmiany, które w niej zachodzą, są zakłóceniami funkcjonalnymi. To, co my
przyjmujemy za nieodwracalne zmiany organiczne, jest funkcjonalnym
zakłóceniem na poziomie komórek, molekuł itd. To znaczy na subtelniej
szych poziomach wzajemnego oddziaływania. W kierowaniu procesami w tych
subtelnych strukturach pomaga odpowiednio ukształtowane myślenie obrazowe,
które pośrednio zmusza mechanizmy samoregulacji organizmu do wpływania na
głębokie zakłócenie wzajemnych subtelnych oddziaływań. O efektywności
takiego podejścia mówią także rezultaty zajęć. Ludziom udaje się za pomocą
samooddziaływania, uporczywego i precyzyjnie ukierunkowanego, uwolnić się
od takich dolegliwości jak: kamica woreczka żółciowego, kamica nerkowa,
nowotwory łagodne, osteochondroza, zapalenie korzonków nerwowych,
zapalenie splotów nerwowych, itp. Pomagają sobie również chorzy na astmę
oskrzelową, niewydolność serca spowodowaną przyczynami organicznymi. Nie
są to stwierdzenia gołosłowne. Wielu ludzi znajdowało się pod ciągłą
kontrola lekarską w związku z chronicznymi chorobami. Po rozpoczęciu
ćwiczeń i nastawieniu się na wyzdrowienie, osiągnęli w końcu swój cel.
Powszechnie wiadomo, że nawet w jednej trzeciej nie wykorzystujemy
możliwości mózgu. Dlaczego więc nie nauczyć się wykorzystywać w swoim
życiu chociażby połowy przepadających bezużytecznie możliwości!
Zastanówcie się, dlaczego tak mało wiemy o sobie, o swoich ukrytych,
potencjalnych możliwościach? Dlatego, że po prostu zatrzymaliśmy się na
zwyczajowych płaszczyznach współzależności świata materialnego. A przecież
człowiek może widzieć niewidzialne, słyszeć niesłyszalne, odczuwać
nieodczuwalne bez jakichkolwiek technicznych środków, wykorzystując tylko
to, co jest mu dane od Boga. A kiedy nauczymy się tego, pojmiemy, że nasz
rozum posiada władzę nad subtelną materią świata, że przy pomocy naszej
świadomości możemy wpływać na procesy tak makro– jak i mikroświata. I
zaczniemy odkrywać niewykorzystane możliwości człowieka. Jest to horyzont,
który możemy nakreślić dla siebie w śmiałych marzeniach. I wyznacza on
połowę możliwości umysłu. A cóż jest za horyzontem? Jakież to, naprawdę
kosmiczne, siły tam drzemią?
W ostatnim czasie bardzo dużo pisze się i mówi o ekstrasensorykach,
jasnowidzach itp. Według moich obecnych wyobrażeń, paranormalne
możliwości, którymi posługują się ekstrasensorycy, są dane każdemu
przeciętnemu człowiekowi. Po prostu obecnie są one uśpione,
niewykorzystywane. A kiedy człowiek odkryje je w sobie, powstanie pytanie:
jakie możliwości ukryte są w głębszych warstwach naszej psychiki? Na razie
jedna nie wiadomo, co się tam znajduje – za granicą nieznanego,
niepojętego. I owa tajemnica odsłoni się przed nami w powszedniej, żmudnej
pracy nad sobą.
DLACZEGO PESR?
A w rzeczy samej, dlaczego samoregulacja psychoenergetyczna? W naszym
organizmie oprócz organów wewnętrznych i układów fizjologicznych istnieje
jeszcze system, którym przepływa energia życia. Na razie nikt nie zdołał
wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie: co to jest życiowa energia?
W tradycyjnym chińskim systemie filozoficznym wszystko na świecie
rozdzielone jest pomiędzy dwa pierwiastki jang oraz jin, a energia życiowa
organizmu pojawia się u człowieka w wyniku wzajemnego oddziaływania tych
dwóch, przenikających się nawzajem przeciwieństw i nosi nazwę chi. Stąd i
nazwa starodawnej sztuki kierowania energią życiową – chi kung. Za pomocą
metod chi kung można zapanować nad energią życiową, kierować przepływem
chi w systemie kanałów i meridianów przenikających całe ciało człowieka.
Ale odpowiedzi na pytanie, czym jest w istocie sama chi – nie ma.
Pojęcia podobne do przeciwstawnych pierwiastków jang – jin występują
praktycznie we wszystkich kulturach świata, w tym również w pradawnych
słowiańskich poglądach na życie. I u naszych praojców zawsze istniało
wyobrażenie o sile życiowej, soku życia. Powszechność tego pojęcia we
wszystkich kulturach wiele mówi: pierwotna, ukryta w głębinach psychiki
wiedza, dostępna jest dla każdego przedstawiciela ludzkości. Ale aby
uzyskać do niej dostęp, trzeba długo i dużo pracować nad sobą, praktycznie
stworzyć siebie od nowa.
Jest pewna substancja w ciele, która stanowi ogniwo spajające pomiędzy
strukturami grubomaterialnymi a tym pozahoryzontalnym, subtelnym stanem
materialnym, który jest wewnątrz nas i na zewnątrz, który jest wszędzie i
nigdzie.
Naukowiec japoński Kim Bonchan w serii swoich eksperymentów udowodnił
istnienie u człowieka systemu meridianów i kanałów, nazywając ów system
“Kenrak". Jego następcy, pracując dalej nad tą hipotezą i eksperymentując,
doszli do wniosku, że w kanałach i meridianach płynie pewna ciecz, którą
trudno zakwalifikować do jakiegokolwiek rodzaju substancji. Cieczą została
określona umownie, a nazwano ją “cieczą Bonchana" od nazwiska pierwszego
naukowca, który potwierdził istnienie kanałów i meridianów.
Woda posiada tak zwany “punkt krytyczny", kiedy podczas gotowania
przestaje już być wodą, a jeszcze nie jest parą. Widocznie jest to nowy
stan skupienia, który utrzymać i przebadać nie wydaje się możliwe z powodu
niezwykłej złożoności takiego zadania. Wystarcza zmiana temperatury o
milionowe części stopnia, aby woda ponownie stała się cieczą, albo
przekształciła się w parę. I oto “ciecz Bonchana" w niepojęty dla nas
sposób pozostaje w tym stanie i przepływając kanałami i meridianami
zaopatruje te lub inne organy w siłę życiową, tj. w ładunek nieznanej
natury, który wpływa na prawidłowe funkcjonowanie organów i układów. Przy
niedostatku lub nadmiarze “cieczy Bonchana" na tym lub innym odcinku
kanału pojawia się stan chorobowy.
Czy człowiek może wpływać na te subtelne procesy wewnątrz siebie? Praktyka
dowodzi, że może! I dla wywarcia wpływu nie trzeba wymyślać
skomplikowanych instrumentów. Wszystko już jest. Najważniejszym
regulatorem przepływu siły życiowej w nas jest nasza psychika. Właśnie jej
dana jest możliwość kierowania równowagą sił i energii, a w końcowym
efekcie, harmonią wewnętrzną człowieka i jego współzależnościami ze
światem zewnętrznym.
Aby w ogólnych zarysach zrozumieć istotę psychiki, należy odwołać się do
pochodzenia tego słowa. Greckie słowo “psychikos" oznacza “duchowy".
Paradoks tkwi w tym, że dusza, która była starannie odrzucana przez
ateistów, mimo wszystko dała swoje imię (co prawda, w języku greckim)
wielu naukom społecznym i medycznym. Właśnie ta ważniejsza część naszej
istoty, odrzucana przez materialistów, maskowała się pod “szczególną formą
odbicia rzeczywistości", pod “rezultatem specyficznej współzależności
między żywymi systemami a otaczającym środowiskiem" [Słownik
Encyklopedyczny, str. 1088, Moskwa 1990 r.].
Ale przecież organizm człowieka jest także specyficznym otaczającym
środowiskiem, w którym musi znajdować się psychika i z którym powinna w
jakiś sposób współdziałać. Doświadczenie licznych lekarzy wskazuje, że od
nastawienia psychicznego człowieka w znacznej mierze zależy powodzenie
leczenia, działanie i efektywność metod leczenia. Można więc przypuszczać,
że to właśnie psychika steruje procesem przywracania równowagi
energetycznej organizmu, to właśnie psychika albo wtrąca organizm w padół
choroby albo podnosi go, poprawiając stan ducha.
Wygląda więc na to, że to właśnie dusza jest głównym centrum sterującym,
które może zarządzać naszym zdrowiem. Jeżeli jednak przypomnimy sobie, że
i psychika, i ciało, i znajdująca się w nim siła życiowa, tworzą w tym
życiu jedną całość, to nie wolno nam rozdzielać siebie na odrębną powłokę
fizyczną, odrębną duszę i gdzieś tam płynącą “ciecz Bonchana". Z przyczyn
psychicznych cierpi ciało, a z powodu dolegliwości cielesnych męczy się
psychika. Wszystko w nas jest wzajemnie powiązane i ściągnięte w ciasny
węzeł...
Świadomość jako funkcja duszy służy przekazującym i sterującym
pierwiastkom, które albo mobilizują, albo też osłabiają fizjologiczne i
energetyczne możliwości ciała. Wszystko zależy od wewnętrznych wartości,
na które człowiek jest zorientowany, od tego, co zajmuje dominujące
miejsce w jego świadomości.
Teraz spróbujemy rozpatrzyć pojęcie “energia". Greckie “energeia"
dosłownie tłumaczy się jako czynność, działanie. Według definicji oznacza
ona “ogólną, ilościową miarę różnorodnych form ruchu materii" [Słownik
Encyklopedyczny, str. 1572, Moskwa 1990 r.], czyli ruch. Zestawiając
połączone w nazwie samoregulacji psychoenergetycznej dwa rozszyfrowane
pojęcia “dusza" i “ruch" otrzymujemy: samoregulację duszy, kierowanie
przez duszę ruchem. Pamiętajmy także, że ruch to życie, a więc dusza
steruje w nas samym życiem.
Oczywiście, w moim uzasadnieniu krytyczny materialista znajdzie niemało
słabych punktów, lecz dla nas najważniejsze jest to, że system działa i
pomaga ludziom. A im umiejętnie] będziemy sterować wewnętrznymi procesami,
tym odporniejszy będzie nasz organizm na zewnętrzne podrażnienia, stresy,
choroby...
OD CZEGO ZACZĄĆ?
Od spojrzenia na siebie, spojrzenia obiektywnego i bez uprzedzeń – chociaż
nie jest to łatwe. Każdy w pewnym stopniu sobie pobłaża. I nawet ci,
którzy szczerze uważają, że bardzo krytycznie siebie oceniają, są w
ciągłym konflikcie z samym sobą. Swoimi działaniami tylko podkreślają swój
pobłażliwy stosunek do siebie. Krytykując siebie, człowiek domaga się od
siebie rozgrzeszenia: nie lubię siebie, sam sobie bez końca powtarzam, że
jestem taki-siaki i mimo to robię, według mojej oceny, rzeczy niestosowne.
Wszystko to dlatego, że moja gorsza część nie słucha tego, co do niej mówi
lepsza. I ja, na Boga, nie jestem temu winien, ja się staram, ale...
Tak więc, aby zacząć, należy obiektywnie siebie ocenić. Nie upokarzać
siebie, ale i nie zachwycać się sobą aż do narcyzmu. Należy przyjąć siebie
takim, jakim się jest, bez przyozdabiania, ale i bez oczerniania siebie.
Przyjąć uczciwie, nie starając się przed sobą usprawiedliwiać, ale też nic
sobie nie ujmując. Ważnym jest poddawanie samoanalizie wszystkich swoich
działań i maksymalnie szczera rozmowa ze sobą o tym, co przeżyliśmy –
uczciwe stawianie pytań i tak samo uczciwe na nie odpowiadanie. Wówczas
zobaczymy swe zalety i wady. Aby realnie zmienić siebie trzeba zgodzić się
na pewne samoograniczeń, które pomogą postawić pierwszy krok na Drodze
samodoskonalenia.
Po pierwsze: postarajcie się uwolnić od oczekiwania na cud. I tak
nieustannie oczekujemy jakichś cudownych przemian w życiu, a one wciąż
spóźniają się i tym samym rodzą konflikt oczekiwania... I to oczekiwanie
pozostanie do czasu, aż sami sobie nie powiemy, że każda chwila istnienia
jest cudem życia, właściwie każda chwila naszego istnienia może być dla
nas ostatnią... Na pierwszy rzut oka myśl ta wydaje się straszną, ale
jeśli ją zgłębimy, to stanie się dla nas jasne, że to dzięki niej możemy
mocno poczuć cały urok istnienia i wykorzystać swój czas żyjąc aktywnie i
wartościowo, a nie wegetując.
Załóżmy, że człowiek dokładnie zna czas swojego odejścia. Daje mu to
możliwość wyboru: albo pogrążyć się w smutku i tęsknocie, albo przeciwnie
– wykorzystać każdą minutę na radość odczuwania życia, widzieć urok w
prostocie: blasku słońca, szeleście liści, błękitnym niebie itp. I to
będzie właśnie największym cudem – cudem pełnego wchłonięcia w siebie
świata i zespolenia się z nim.
Ważne jest zrozumienie, że oczekiwanie na cud dopuszcza bezczynność,
podczas gdy prawdziwy cud może zdarzyć się tylko w wyniku wytrwałej i
systematycznej pracy nad sobą. Cud osobistego przeobrażenia to efekt
uporczywych, długotrwałych starań, żmudnej, codziennej pracy.
Po drugie: zapamiętajmy zasadę: należy ograniczyć własne miotanie się,
wybrać dla siebie jeden, najbardziej interesujący kierunek pracy i posuwać
się w nim wytrwale, aż do osiągnięcia celu. Ale i tutaj są skały podwodne:
w trakcie systematycznej pracy zanika element nowości, niespodzianki. Taki
sposób samokształcenia poprawia samopoczucie stopniowo, naturalnie i
niepostrzeżenie. Dzisiaj samopoczucie jest odrobinę lepsze niż wczoraj,
jutro odrobinę lepsze aniżeli dzisiaj itd. Cud nie jest natychmiastowy,
jest rozciągnięty w czasie i na tym polega się jego dostępność i
osiągalność.
Po trzecie: ważnym samoograniczeniem dla wszystkich początkujących powinna
być rezygnacja z alkoholu, ciągła kontrola nad myślami i uwolnienie się od
złego nastroju.
Praca w zakresie samodoskonalenia wymaga trzeźwości, jasności myśli, a
spożywanie alkoholu jest oszukiwaniem samego siebie. To samo odnosi się do
wszystkich środków narkotycznych. Oczywiście, takie nastawienie nie
oznacza, że już nigdy w życiu nie wolno nam będzie tknąć alkoholu.
Dlaczego przy świątecznym stole, w towarzystwie, nie wypić dobrego wina?
Ale przecież nie upijać się, a jedynie ocenić napój, jego bukiet, smak,
siłę energetyczną... Nawet jednorazowe, nieumiarkowane spożycie alkoholu
może nas dalece cofnąć i trzeba będzie rozpoczynać wszystko od nowa.
Dla osób, które bez wewnętrznego sprzeciwu mogą odrzucić potrawy mięsne i
rybne, korzystnie będzie przejść na dietę wegetariańską
(warzywno-nabiałową). Jeżeli jednak zaczniemy sztucznie ograniczać
spożywanie produktów z uboju, doprowadzi to tylko do gwałtownego
pragnienia zjedzenia mięsa. Wszystko powinno przebiegać naturalnie, bez
gwałtu na sobie samym. Przejście na wegetarianizm posiada wiele zalet.
Systematyczne spożywanie mięsa powoduje nadmierne gromadzenie się w
organizmie soli kwasu moczowego, a to stanowi bodziec do rozwoju chorób
sercowo-naczyniowych, uszkodzeń w aparacie ruchu, kamicy nerkowej.
Jeżeli decyzja o przejściu na dietę bezubojową mimo wszystko została
podjęta, lepiej nie wyznaczać sobie czasu dobrowolnego postu, a już tym
bardziej nie zarzekać się, iż do końca życia nie weźmiemy do ust mięsa.
Sam fakt spożywania mięsa będzie o wiele mniej szkodliwy, aniżeli męki
wewnętrzne z powodu niedotrzymania danego sobie słowa.
Są ludzie, którzy traktują spożywanie potraw mięsnych i rybnych jako swego
rodzaju współuczestnictwo w zabijaniu żywych istot. Należy uszanować ich
postawę. Mają oni prawo do własnego punktu widzenia.
Są też ludzie, którzy uważają, że wyrzeczenie się potraw z mięsa i ryb
stanowi swego rodzaju złotą klatkę, do której człowiek zapędza się
dobrowolnie. Jest to ograniczeniem wolności człowieka. I do tej postawy
również należy odnosić się z szacunkiem. Wszak historia świata mówi nam,
że dzielenie ludzi według jakichkolwiek cech prowadzi do żałosnych
skutków. Niestety, dzielenie ludzi według sposobu odżywiania –
wegetariańskiego, mięsnego – rozprzestrzeniło się na świecie. Zwolennicy
żywienia pozaubojowego uważają “mięsożernych" za nieczystych, brudnych,
przesiąkniętych agresją i żądzą... Na tym tracą obie strony. Bowiem celem
nie jest zmiana żywienia, ale wewnętrzna gotowość do zmiany i jej
zrozumienie.
Kontrola własnych myśli i nastroju jest zasadniczym warunkiem postępu.
Podstawą jest tutaj uszlachetnienie siebie, nauczenie się patrzenia na
innych ludzi nie jak na źródło ewentualnych nieprzyjemności, lecz jak na
potencjalnych pomocników żyjących obok nas.
Konkretne metody i sposoby, pomagające w tej przemianie, będą podane w
części praktycznej książki.
ZALECENIA OGÓLNE
Orientacyjny czas trwania zajęć to 2-3 godziny dziennie. Można oczywiście
pracować dłużej, ale może to doprowadzić do niepożądanych następstw –
fizycznego i psychicznego przeciążenia, przemęczenia, załamania.
Po opanowaniu programów kilku kursów pojawi się stan nieprzerwanej,
samoczynnej pracy, kiedy każdą wolną minutę będziecie wykorzystywać na
samokształcenie.
Najlepiej ćwiczyć w czystym, przewietrzonym pomieszczeniu. My pracujemy w
salach sportowych lub podobnych pomieszczeniach. Oczywiście do
samodzielnej pracy wystarczy pokój w mieszkaniu. Jeżeli jednak będziecie
pracowali w grupie, ważny będzie komfort w czasie zajęć, aby nie było
ciasno...
Bardzo istotny jest podkład muzyczny. Obecnie nie ma z tym problemu,
ponieważ w każdym sklepie muzycznym jest wybór, a niekiedy wręcz cała
kolekcja muzyki medytacyjnej. W opanowaniu rnateriału pierwszych kursów
pomagają medytacyjne utwory Kitaro, Schultza, Klaudermana, Jobsona i
innych kompozytorów. Niestety, na razie rynek nie jest nasycony podobnymi
utworami rodzimych kompozytorów. Ale w osiągnięciu stanu wewnętrznego
oświecenia bardzo pomagają uduchowione śpiewy w wykonaniu rosyjskich
chórów zakonnych. Niczego podobnego, co do siły emocjonalnego
oddziaływania na słuchacza, nie znajdzie się na Zachodzie.
Strój do zajęć – zwykty sportowy trykot z bawełny, wełny, lnu itd.
Syntetyczne tkaniny, przy całym swoim pięknie, nie pozwalają ciału
swobodnie oddychać i ciągle przebywać w strumieniu wymiany energetycznej.
Zajęcia należy rozpocząć od uświadomienia sobie swoich postępków i działań
w tyciu. W tym celu każdego wieczoru robimy jakby podsumowanie dnia: co
zrobiłem dobrego, co złego? Komu szczerze, z całego serca życzyłem dobrze,
bez względu na powód? Po prostu życzyłem, a to jest najważniejsze.
Niedobre postępki i myśli powinny być dla człowieka sygnałem alarmowym.
Wszelkie zło wyemitowane w przestrzeń w formie myśli, słów, uczuć, czynów,
na pewno powróci do swojego autora. Nie od razu, nie natychmiast, ale
powróci. Może pojawić się za kilka lat w postaci choroby, problemów
rodzinnych itp.
Dlatego ważna jest nie tylko zewnętrzna przemiana człowieka, ale przede
wszystkim jego wewnętrzna transformacja, dobrowolne, świadome dążenie do
stania się czystszym, lepszym na planie duchowym. Ale w życiu nic nie
dzieje się samo z siebie. Wszystkie nasze osiągnięcia są owocem wytrwałej
pracy nad sobą, a wszystkie nasze smutki – owocem lenistwa, bezczynności,
dążenia do przerzucenia na barki innych ludzi rozwiązywania naszych
problemów. Każdemu dana jest swoboda wyboru: czy iść drogą wiodącą
donikąd, do piekła bezmyślności, obojętności, okrucieństwa i tępoty, czy
też wstąpić na niezbadaną ścieżkę i krocząc nią odkrywać co chwilę siebie
dla siebie i – już z innej strony – widzieć swoje miejsce wśród ludzi, w
społeczeństwie, w świecie.
PRZED ROZPOCZĘCIEM PRACY
W życiu każdego człowieka bywają momenty, gdy wydaje się, że bez
radykalnych zmian dalsze istnienie po prostu nie jest możliwe. Naturalnie
pojawia się pytanie: “Co należy uczynić, aby wszystko zmienić?"
Podobnie jak w tysiącach innych sytuacji, człowiek znajduje się w sytuacji
dokonywania wyboru. Dano mu możliwość wzniesienia się– ponad zwykłe
odczuwanie świata i spojrzenia na swoje otoczenie, na siebie, inaczej,
ale... Jakże często owo spojrzenie, do którego nie przywykliśmy, rodzi
wewnętrzny strach, sprzeciw – dlatego, że pojawia się konieczność zmiany
modelu życia, do którego przywykliśmy, to znaczy wyrzeczenia się
stereotypów i rozpoczęcia swojego życia w innym systemie współrzędnych
społecznych, logicznych, światopoglądowych. Życie zmusza człowieka do
zastanowienia się nad jego miejscem, nad sensem istnienia, nad prawami
przyrody, prawami duchowymi leżącymi u podstaw wszystkiego, co dzieje się
wokół nas. Niewiele osób uświadamia sobie, że przyczyny wszystkich naszych
kłopotów są tkwią w nas samych i, aby wybawić się od życiowego nieładu,
konieczna jest zmiana samego siebie, swojego stosunku do życia, do ludzi.
I wówczas przyjdzie zrozumienie, że owoce naszych postępków są miarą tego,
na co zasługujemy. Co posiejesz, to i zbierzesz!
PIERWSZY KROK KU ZDROWIU
Będzie to, moim zdaniem, dobra nazwa dla kursu przygotowawczego, z którym
teraz się zapoznamy.
Z czego bierze się choroba? Przyczyn, oczywiście, jest bardzo, ale to
bardzo wiele, jednak można podzielić je na kilka dużych grup:
– stresy;
– utrata sił, zjawiska zastoinowe;
– zatrucia, w tym infekcyjne, alkoholowe, ekologiczne, informacyjne,
psychologiczne...;
– nieprawidłowe odżywianie i oddychanie;
– zmęczenie psychiczne.
Na papierze wszystko wygląda prosto, lecz w rzeczywistości, kiedy masz
ukształtowany określony model życia, jakoś nie przywiązujesz należytego
znaczenia do tego, że rankiem lubisz powylegiwać się w pościeli kilka
minut dłużej, nie zauważasz, że często reagujesz na drażniące drobiazgi
nie-adekwatnie, z nadmiernym wzburzeniem. Chętnie podtrzymujemy
rozpowszechniony pogląd, że lepiej siedzieć niż stać. A leżenie jest
najspokojniejszym zajęciem w życiu. No i tak dalej, według hierarchii
współczesnego człowieka, zwłaszcza mieszkańca miasta.
I przy takim, zdawałoby się rytmicznym i spokojnym życiu, bardzo wcześnie
zaczynają pojawiać się symptomy chorób. Dopóki jeszcze są one utajone,
jakby ostrzegają człowieka: “Zastanów się, ocknij!". Jednakże człowiek
przywykł patrzeć nie tyle na siebie, co na sąsiadów. Jeżeli u niego
pojawiają się takie same symptomy jak u innych, wtedy wszystko jest w
porządku – jestem taki jak wszyscy! Po prostu nadszedł czas. Większości
nie chce się wierzyć, że nie jest tu przyczyną wiek, lecz tryb życia. By
usprawiedliwić własną bezczynność, wymyślono nawet powiedzonko: “Jeżeli po
czterdziestce budzisz się rano i nic cię nie boli – znaczy to, że już nie
żyjesz". A przecież czterdzieści lat jest wiekiem rozkwitu człowieka, jego
intelektualnych, psychicznych i fizycznych sił. Zresztą każdy wiek jest
okresem unikalnym, pełnym interesujących spostrzeżeń, wspaniałych przeżyć
i dążeń. Szkoda, gdy lata życia traci się na chorobę, na poszukiwanie dróg
wyzdrowienia przy pomocy lekarstw, nowomodnych metod i preparatów. Nie
neguję roli lekarstw, szczególnie w ostrych stanach, wymagających
niezwłocznej i skutecznej ingerencji. Jednak dowolne oddziaływanie
farmakologiczne nie jest panaceum – jest środkiem, który pomaga pokonać
objaw, skutek, pozostawiając przyczynę nietkniętą.
Oczywiście, natychmiastowe dotarcie do źródeł choroby jest trudne, prawie
niemożliwe. Konieczne jest działanie stopniowe, wypełnione zrozumieniem
każdego czynionego kroku. Według ocen fizjologów, rezerwy możliwości
naszej wątroby są takie, że mogłaby ona normalnie funkcjonować przez
prawie 500 lat. Pomyślcie, połowę tysiąclecia! A my przez czterdzieści lat
potrafimy doprowadzić ją do takiego stanu, że pora umierać. To samo dzieje
się z innymi organami i z całym ciałem. Człowiek swoim konsumpcyjnym
stosunkiem do życia i do siebie upodobnił się do niedbałego czeladnika,
który powinien utrzymywać narzędzia w ładzie, a zamiast tego rzuca je
gdzie popadnie, nie troszczy się o nie, i dopiero wówczas, gdy majster
ukarze go za niedbalstwo, zaczyna wypełniać swoje obowiązki, ale niedługo.
Nasze ciało jest doskonałym instrumentem poznawania i badania świata,
twórczej realizacji swoich zamysłów. Lenistwo, brak troski o siebie – są
tym niedbałym czeladnikiem. A karą za nasze niedbalstwo jest choroba...
Początek zawsze jest trudny. / im gwałtowniejszy jest start, tym prędzej
kończy się zapał, z którym człowiek brał się do pracy. Proponujemy
łagodne, proste wchodzenie w system samoodbudowy, a następnie
doprowadzenie siebie do normy, wyzdrowienia. Zaczniemy od opanowania
zestawu ćwiczeń psychofizycznych. Niech one staną się pierwszym krokiem do
zdrowia.
Ćwiczenie 1. Stajemy prosto, rozstawiając nogi na szerokość ramion. Kolana
lekko uginamy, miednicę wypychamy do przodu, zaokrąglamy plecy, zwłaszcza
w piersiowej części kręgosłupa. Ręce swobodnie zwisają wzdłuż ciała.
Zginamy je w łokciach, wnętrzem dłoni ku górze i zaczynamy powoli podnosić
dłonie do ramion, równocześnie przesuwając miednicę do tyłu, wyprostowując
i odchylając ramiona do tyłu. W końcowej fazie tego ruchu ciało wygnie się
na całej długości kręgosłupa, głowa odchyli się do tyłu, tułów będzie
przypominał mocno napięty łuk z cięciwą pomiędzy potylicą a kością
ogonową.
Rys. 1 “Kurs wprowadzający" – Ćwiczenie 1.
W trakcie wykonywania ćwiczenia po raz pierwszy pojawi się uczucie silnego
napięcia mięśni pleców. Zdrętwiałe, pozbawione wysiłku mięśnie zostały
pobudzone do pracy, krew zaczęła aktywnie krążyć w naczyniach i
kapilarach, zwiększyło się zasilanie tkanki mięśniowej, napięły się
mięśnie przy kręgowe i obcisnęły kręgosłup jak gorset.
Wykonajmy to ćwiczenie 5-7 razy, a odczujemy, że w plecach pojawiło się
przyjemne zmęczenie. Po dłuższej przerwie mięśnie popracowały. To jest
fizyczna część ćwiczenia. Do ruchu dodamy jeszcze wyobrażenie mentalne.
Wyobraźmy sobie, że jesteśmy otoczeni twardą, lecz łamliwą otoczką. Na
przemian zaokrąglając plecy i mocno wyginając się, napinając i rozciągając
mięśnie, rozkruszamy otoczkę. Odczuwamy, jak po włączeniu wyobraźni coraz
wyraźniejsze staje się doznanie, że otaczająca nas skorupa trzeszczy,
pęka, a świeże powietrze dociera do ciała i skóra chłonie je...
Zwiększając za każdym razem liczbę powtórzeń, do 20-25, zaczniemy
odczuwać, że ciało pozbyło się ze skorupy i swobodnie, lekko oddycha każdą
swoją komórką. Pojawi się uczucie świeżości, czystości, prężności mięśni.
Ćwiczenia tego nie wolno od razu powtarzać wielokrotnie. Należy starannie
dopracować ruch, wytworzyć wyraźny, odczuwalny obraz mentalny skorupy.
Technika wykonania ćwiczenia pokazana jest na rysunku 1.
Ćwiczenie 2. Stajemy prosto, nogi rozstawiamy na szerokość ramion, dłonie
kładziemy na oparciu krzesła stojącego przed nami. Leciutko uginamy kolana
i zaczynamy obracać miednicą w prawo. Staramy się trzymać głowę, ramiona,
tułów prosto, w bezruchu. Pracują tylko mięśnie skośne brzucha, mięśnie
krzyża i tłoczni brzusznej. Obracamy miednicę dwudziestokrotnie w jedną, a
następnie w drugą stronę. Przy wykonywaniu ćwiczenia pojawia się uczucie,
że w brzuchu przemieszczają się organy wewnętrzne. Jeżeli nogi są ugięte,
a dłonie leżą na oparciu krzesła, to dodatkowo pojawia się odczucie
przypływu ciepła do organów miednicy mniejszej. Zastoje w tej strefie są
źródłem wielu dolegliwości, tak u mężczyzn, jak i u kobiet. Wykonywanie
tego ćwiczenia pozwala stopniowo uwalniać się od zastojów.
Rys. 2 “Kurs wprowadzający" – Ćwiczenie 2.
Opanowaliśmy już fizyczną część ćwiczenia, ale dla nas ważne jest
połączenie realnego ruchu z obrazem mentalnym. Wygląda on tak: przed
rozpoczęciem ćwiczenia wyobrażamy sobie, że stoimy w zielonej, zamulonej
wodzie. Uczucie nieprzyjemne, staramy się od niego uwolnić. Przy obrocie
miednicy wyobrażamy sobie, że wskutek intensywnego mieszania woda
stopniowo zaczyna robić się czystsza. Zwiększamy tempo obrotów miednicy i
będziemy wykonywać ten ruch do tego czasu, aż pojawi się uczucie, że
zielona, zastała woda przemieszała się i oczyściła i z każdym następnym
ruchem oczyszcza się coraz bardziej. Uzyskujemy pełne “oczyszczenie" wody,
uczucie jej płynności, kryształowej przejrzystości, ruchliwości. Gdy tylko
pojawia się ten efekt, pojawia się także wrażenie świeżości, czystości
wlewające się w obszar miednicy, spływające po nogach... (rys. 2).
Ćwiczenie 3. Stajemy nieco dalej od krzesła i pochylając się do przodu
wyciągamy ręce, kładąc je na oparciu krzesła. Sprężystymi ruchami w górę i
w dół, wyginamy tułów i czujemy, jak pracują mięśnie deltopodobne, stawy
barkowe, cały kręgosłup, zwłaszcza jego odcinek krzyżowy. Kiedy tułów
opada w dół, staramy się maksymalnie wygiąć kręgosłup. Przy wygięciu ku
górze silnie zaokrąglamy plecy. Ćwiczenie to samoistnie, doskonale rozwija
struktury pleców, powoduje naprężanie i rozciąganie mięśni, prawie do
granic możliwości. Ale żeby wzmocnić efekt, do pracy fizycznej dodajemy
obraz mentalny. Wyobrażamy sobie, że znajdujemy się pod lodem, plecami do
góry. I żeby nie zginąć, trzeba przebić w lodzie dziurę, wychylić się,
zaczerpnąć powietrza. Podczas poruszania tułowiem w górę – w dół,
naciskamy na “lód", plecami przebijamy w nim otwór. Nasilamy ruch,
zwiększamy jego amplitudę i w końcu czujemy, że lód jest złamany,
otworzyła się przestrzeń czystej wody. Człowiek, który długo przebywał pod
wodą, wynurza się i łapczywie oddycha – tak i my, opierając się rękami o
oparcie krzesła, imitujemy ruch wynurzania się z wody, uwolnienia z
lodowej niewoli: wychylamy się z “wody" do pasa, silnie przeginamy się w
talii opierając się rękoma o oparcie krzesła, wyciągamy się każdym
mięśniem tułowia i nóg do góry, i chciwie pijemy komórkami skóry
życiodajne powietrze.
Rys. 3 “Kurs wprowadzający" – Ćwiczenie 3.
Zewnętrznie ćwiczenie wygląda tak: po kilku powtórzeniach sprężystego
kołysania tułowiem w górę i w dół (rozbijania lodu), zapieramy się rękoma
o oparcie krzesła, łokcie pod brzuchem, silnie przeginamy się w talii,
wyciągamy się do przodu ku górze (wynurzanie się), nogi wyciągnięte,
wyprężone opierają się na palcach, głowa jest odchylona jest do tyłu (rys.
3).
Ćwiczenie 4. Obracanie stopami w pozycji siedzącej. Siadamy na krawędzi
krzesła, jedną nogę zakładamy na drugą tak, aby stopa zwisała swobodnie i
opierała się w okolicy kostki. Przeciwległą ręką (prawa stopa – lewa ręka)
chwytamy stopę za palce i rozluźnioną zaczynamy powoli obracać.
Koncentrujemy uwagę na tej czynności, na odczuciach w stawie
skokowo-goleniowym. Łączymy ruch z oddechem. Powolny wdech – i
równocześnie wyobrażamy sobie, jak jest on wchłaniany przez tkanki stawów,
jak wypełnia torebkę stawową, tkanki kostne... Jeżeli uda się poczuć, jak
staw napełnia się wdechem, to bardzo szybko pojawia się odczucie