14774

Szczegóły
Tytuł 14774
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14774 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14774 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14774 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

N. I. Szerstiennikow Wewnętrzne światło, tom 1 i 2 Wstęp Kolę Szerstiennikowa poznałem w 1989 roku w Rostowie. Odbywało się wtedy spotkanie, seminarium, na które zostali zaproszeni różni ludzie, którzy poszukują, przecierają wiele dróg rozwoju duchowego. Wśród nich był też Nikołaj Szerstiennikow. Mówiąc szczerze, początkowo nie podobał mi się ten człowiek, później dowiedziałem się, że ja mu się również nie podobałem. Po kilku dniach odczytów i spotkań zdarzyło się, że siedzieliśmy przy jednym stoliku i zaczęliśmy rozmowę. Okazało się wówczas, że mentalność, droga rozwoju duchowego, psychologiczne podejście do swojej pracy u Koli i u mnie są bardzo podobne. Byliśmy zachwyceni tym, że myślimy tak samo i prawie nie musieliśmy rozmawiać na temat teorii i zajmowaliśmy się tylko praktyką. Potem przez tydzień wspólnie pracowaliśmy, pokazywaliśmy sobie pewne techniki, wymienialiśmy doświadczenia. To nam bardzo pomogło, pozwoliło poznać nowe ćwiczenia i pokazało możliwości rozwinięcia swoich zdolności. Od tego czasu spotykałem się z Kolą co najmniej raz w roku i za każdym razem dziwiła mnie intensywność, z jaką ten człowiek pracuje. On nie zna pojęcia przerwy, odpoczynku, wakacji, pracuje nieustannie, jego głowa cały czas myśli, tworzy nowe, coraz lepsze techniki. Znam uczniów Koli i wiem, na co ich stać, co potrafią i dziwi mnie to, że ludzie ci tak spokojnie, powoli, ale bezustannie idą do przodu i żaden z nich nie rezygnuje z tej drogi. Droga ta sama w sobie jest ciekawa, między innymi dlatego, że każdy może osiągnąć wyznaczone cele, wystarczy tylko chcieć. Bardzo się cieszę, że ukazuje się w Polsce ta pierwsza, bardzo interesująca, książka Koli Szersiennikowa i cieszę się również, że autor zgodził się od czasu do czasu przyjeżdżać do Polski i szkolić osoby zajmujące się rozwojem duchowym. To wspaniale, że Polacy mają okazję zetknąć się z tą wiedzą, poznać ją i rozwijać się w tym kierunku. Jest to pierwsza, ale nie ostatnia pozycja tego autora. Wiem, że Kola ma przygotowanych siedem różnych książek. Mam nadzieję, że wkrótce zostaną one również wydane, i że już niedługo polski Czytelnik będzie miał w swoich rękach kolejne metody, techniki, szkoły, nad którymi pracuje Kola Szerstiennikow. Karen Jemendżan OD WYDAWCY W porozumieniu z Autorem, kursy zostały podzielone na dwa tomy: dla początkujących i dla zaawansowanych. Kolejność prezentacji wynika ze stopniowania trudności w opanowywaniu technik samoregulacji. Równocześnie jednak kursy “Życie bez bólu" (z tomu dla początkujących) i “Siła twoich myśli" (z tomu dla zaawansowanych) mogą zostać wyodrębnione z cyklu i wykorzystane oddzielnie, niezależnie od układu całościowego. Kurs samoregulacji psychoenergetycznej składający się z pięciu stopni: “Odkrycie siebie", “Przestrzenie wewnętrzne" (te dwa kursy są zawarte w tomie dla początkujących), “Siła zewnętrzna", “Połączenie" i “Dwa strumienie" (zawarte w tomie dla zaawansowanych) – splata w całość pozostałe treningi i stwarza możliwość realizacji każdego z nich z maksymalnym efektem. Na ewentualne, pojawiające się w trakcie pracy, pytania Autor zgodził się odpowiadać w trakcie swoich kursów w Polsce. Szczegółowe informacje na ich temat można uzyskać u p. Karena Jemendżana w Centrum “ARTEMA", Kobylec 135, 62-100 Wągrowiec, tel. (0-67) 620008 (od poniedziałku do piątku w godz. 11-16). Czytelnikom życzymy cierpliwości, uważności, wytrwałości w dążeniu do celu. A co najważniejsze – dobroci w sercu oraz miłości do ludzi. Wyłącznie przez dobroć i miłość możemy poznać głębiny ducha ukryte w każdym z nas! Od Autora System Samoregulacji Psychoenergetycznej (PESR), którego opracowanie rozpoczęło się w latach osiemdziesiątych, na trwałe wszedł w życie dziesiątków tysięcy ludzi, którzy szkolili się w grupach treningowych, i znakomicie sprawdził się jako sposób samouzdrawiania, samorozwoju i duchowej samorealizacji. Uogólnienie doświadczeń z pracy uczestników zajęć oraz osób praktykujących obecnie, ich działań w zakresie samouzdrawiania różnorodnych chorób, pozwala mówić o wysokiej efektywności opracowanego systemu. Czytelnicy mieli już okazję poznać początkowe kursy systemu z dwóch książek: “Wewnętrzne Światło" [Wydawnictwo Uniwersytetu Rostowskiego, 1991 r.] oraz “Odkrycie siebie" [Wydawnictwo Maryjskie, 1991 r.]. Nowa książka nie jest powtórzeniem książek wydanych wcześniej. Jest to zupełnie samodzielna praca, w której znane już praktyki i ćwiczenia rozpatruje się z innej płaszczyzny, z uwzględnieniem nagromadzonego doświadczenia i analizy efektywności oddziaływania na organizm. Dołączono nowe rozdziały i podrozdziały, poświęcone takim problemom rozwoju każdego człowieka jak: wyzwolenie i rozwój wewnętrznej siły, cechy metod samouzdrawiania, duchowa transformacja czakr i zmiany osobowości człowieka... W nowych rozdziałach wiele informacji publikowanych jest po raz pierwszy i nie mają one analogii w innych systemach i technikach. W trakcie aktywnej, samodzielnej pracy z wykorzystaniem całego proponowanego spektrum ćwiczeń i metod uczestnik kursu dochodzi do wniosku, że żaden wysoki, osiągnięty przez niego stan – nie jest celem samym w sobie, bez względu na to, jaki wspaniały by nie był. Jest jedynie motywacją do analizy rzeczywistości, do zrozumienia głębi tez filozoficznych mówiących nam o wyższym celu wszystkich rozumnych istot na tym świecie. I bardzo szybko człowiek osiąga świadomość, że zwykłe człapanie w miejscu, bezproduktywne spędzanie czasu, odstąpienie od wymagań etyki, od wyższych celów duchowych, prowadzi do wielu nieprzyjemności i chorób... Właśnie z tego powodu w książce nie ograniczono się do przypadkowego zestawienia rad, ćwiczeń i metod, ale wszystkie je uszeregowano w taki sposób, żeby ludzie w trakcie samodzielnej pracy nad sobą zrozumieli prawdziwą wartość dobra i zła, miłości, dążenia do spokoju duszy... Naturalne i organiczne przejście ze stopnia na stopień idzie w parze z niedostrzegalnymi na pierwszy rzut oka zmianami w świecie duchowym człowieka. Z każdym krokiem staje się on lepszym, prostszym, radośniejszym i zaczyna rozumieć wysoki stan miłości “nie za coś", a po prostu miłości do ludzi... Książka zbudowana jest w sposób gwarantujący płynne stopniowanie trudności. Ważnym jest zrozumienie, że bez opanowania elementarnych podstaw nie opanujesz wyższych kursów. I sam język oraz terminologia sprzyjają temu, żeby czytelnik i ćwiczący nie mógł rozpocząć wyższych kursów, o ile nie zrozumiał poprzednich. Chciałbym powiedzieć kilka słów o tych, którzy od pierwszych kroków, od pierwszych dni pracy idą razem i sami aktywnie tworząc, pomagają swoim osobistym doświadczeniem pozostałym. Takich ludzi jest wielu i trudno wymienić wszystkich z nazwiska, dlatego nie wskazując nikogo konkretnie, chcę z całego serca podziękować moim przyjaciołom, pomocnikom i współpracownikom z Joszkar-Oły, Rostowa nad Donem, Rygi, Jełgawy i z innych miast Rosji oraz bliskiej zagranicy, za szczere uczestnictwo oraz pomoc w pracy na rzecz ogólnego rozwoju. Dziękuję Warn za wszystko! Zaś tych, którzy w tej książce po raz pierwszy przeczytają o systemie i metodach samoregulacji psychoenergetycznej, zapraszamy w urzekającą podróż do swego wewnętrznego świata, świata wielkich przeżyć i szczęścia, świata subtelnych energii, świata wzlotu duchowego – ukrytego przed pierwszym i powierzchownym wejrzeniem, lecz otwierającego się przed wejrzeniem bacznym, poszukującym i dążącym do Światła! Szczęśliwej podróży, przyjaciele! Z Bogiem! Do części drugiej. Trzymasz w rękach Czytelniku drugą część niezwykle interesujących kursów rozwoju duchowego N. I. Szerstiennikowa. Są one przeznaczone dla osób zaawansowanych w praktykach duchowych. Kurs “Siła twoich myśli" możesz zacząć przerabiać od zaraz. Przyniesie ci on wiele satysfakcji i korzyści, których do tej pory nawet sobie nie wyobrażałeś. I wreszcie opanujesz żywioł swoich myśli, zmusisz go do pracy wedle swoich życzeń. “Siła zewnętrzna", “Połączenie" i “Dwa strumienie" to kolejne stopnie kursu samoregulacji psychoenergetycznej (pierwsze dwa stopnie – “Odkrycie siebie", “Przestrzenie wewnętrzne" – zostały przedstawione w tomie dla początkujących). Radzimy podchodzić do nich dopiero po przerobieniu części dla początkujących (jeżeli nie znajdziesz jej w księgarniach, możesz zamówić w naszym wydawnictwie). Wówczas osiągniesz maksymalny efekt. W książce Wewnętrzne światło – kursy dla początkujących wyjaśniono wszystkie terminy i omówiono struktury energetyczne, których być może jeszcze nie znasz. Wstecz / Spis Treści / Dalej Czym jest PESR? Samoregulacja psychoenergetyczna [PESR to skrót od PsychoEnergetycznej SamoRegulacji] nie zrodziła się w próżni. U jej podstaw leżą ogromne pokłady wiedzy nagromadzonej przez ludzi. Zawarte są w niej elementy jogi, dawnych słowiańskich, chińskich, maryjskich i innych ludowych systemów uzdrawiania, jak również niemało samodzielnie opracowanych ćwiczeń i metod. PESR zaczyna się od elementarnych podstaw – nawyków kierowania swoim stanem przy pomocy rozluźnienia, spokojnego rytmicznego oddychania. Proste w wykonaniu, ale bardzo skuteczne, ćwiczenia te już na samym początku zajęć dają trwały efekt uzdrawiający. Stopniowo ćwiczenia i metody stają się bardziej złożone, pojawiają się możliwości kierowania nie tylko stanami fizjologicznymi, ale i korzystnego wpływania na własne reakcje psychiczne. Wyjaśnijmy, co rozumiemy pod pojęciem poziomów subtelności w kierowaniu własnym samopoczuciem. Można na przykład, podregulować ciśnienie krwi wielokrotnie powtarzając słowne formułki. Do tej metody ucieka się klasyczny trening autogenny. Bardziej złożony wariant treningu autogennego, a w ślad za tym i bardziej subtelne oddziaływanie, proponuje psychoneurolog A. M. Wasiutin, w swojej metodzie, którą nazwał “bioenergotreningiem". Efekt terapeutyczny osiąga się w niej na drodze połączenia oddechu, żywych, malowniczych wyobrażeń i aktywnej wizualizacji. O metodzie tej można przeczytać w książce “Ekstrasensoryka: konkretna, abstrakcyjna, intuicyjna" [Wydawnictwo Uniwersytetu Rostowskiego, 1990 r.]. Jeszcze bardziej subtelne i złożone metody samooddziaływania wykorzystują wyobrażeniowo-zmysłowe przeżycia człowieka, które wpływają na głębokie struktury organizmu i pozwalają dotrzeć do ukrytych przyczyn chorób. JAK SIĘ TO ROBI? Podstawowym instrumentem pracy w PESR jest wewnętrzne przeżycie albo doznanie. Jest zrozumiałe, że doznania powstające w procesie funkcji życiowych organizmu nie mogą zostać zbyt łatwo wykorzystane do wytworzenia nawyków samokierowania i samouzdrawiania. Ale możemy stworzyć w sobie cały bank modelowych doznań, które nie różnią się niczym od przeżyć wywołanych okolicznościami zewnętrznymi. Do wywołania takich przeżyć służy medytacja. Medytację definiuje się na różne sposoby, w zależności od szkoły i typu nauczania. Ktoś rozumie medytację jako wyższą koncentrację na jakimś działaniu lub przedmiocie, a ktoś inny za prawdziwą uważa jedynie medytację bezruchu mentalnego, kiedy wszystkie wewnętrzne przeżycia człowieka zanikają, a on sam staje się jakby czystą świadomością, nie przywiązaną do swojej materialnej powłoki. Wszystko to jest prawdą, ale osiągnąć takie stany można jedynie po długich latach wytrwałego treningu. A dla nas ważny jest szybki i konkretny efekt – poprawienie własnego zdrowia. Proponuję takie określenie medytacji: “Jest to stan wytwarzany przez naszą wyobraźnię, ale przeżyty przez nas realnie we własnych doznaniach". Zakładamy, że sugerując sobie obraz jabłka i osiągając zupełnie realistyczny obraz, chociaż nie zdołamy tym wyimaginowanym jabłkiem się nasycić, to zdolni jesteśmy wytworzyć specyficzne reakcje w organizmie, które odpowiadają procesowi trawienia, jak gdybyśmy jedli realne jabłko. Organizm podatny jest na takie “oszustwo" i reaguje na taką podnietę jak na zdarzenie realne... Reasumując, możemy wytwarzać impulsy myślowe o różnej sile, z ich pomocą prowokować reakcje organizmu i, w zależności od stopnia wyrazistości obrazu, doznawać w pełni realnych odczuć. Dla przykładu przytoczę taki przypadek. Na jednym z treningów robiliśmy mentalny masaż złogów tłuszczowych na brzuchu. W tym celu wyobrażaliśmy sobie, że każdemu w brzuch bije silny strumień wody, ugniata i masuje mięśnie tłoczni brzusznej, rozgania tłuszczyk. Jedna z uczestniczek zajęć wyobraziła sobie, że w jej brzuch bije strumień wody nie z węża ogrodowego, ale z hydrantu, a ona bohatersko stawia opór silnemu naporowi wody. Następnego dnia demonstrowała grupie sińce na brzuchu, które powstały w tych miejscach, w które, w jej wyobraźni, bił strumień wody. Taka jest siła autosugestii. Praktykujący lekarze, w szczególności neuropatolodzy, znają wiele przykładów, kiedy pacjenci sami siebie uzdrawiali i odwrotnie – nadmiernie dramatyzując nad błahymi schorzeniami wpędzali siebie w ciężkie stany. Stąd płynie wniosek: autosugestia jest wielką siłą i dla własnego dobra trzeba nauczyć się nią władać. Ktoś może zaprzeczyć, powiedzieć że autosugestia jest dobra, kiedy w organizmie zachodzą określone zmiany funkcjonalne, jednak w przypadkach ciężkiej organicznej patologii autosugestia może tylko ulżyć w przebiegu choroby. Wszystko się zgadza i nie zgadza jednocześnie. Zaczniemy od tego, że nawet ulżenie w cierpieniu jest wielkim dobrodziejstwem. Co do przyczyn zmian organicznych można powiedzieć, że owe zakłócenia w tkankach i układach powstają w wyniku głębokich niedociągnięć w pracy komórek tkankowych, molekuł i atomów. Z poziomu komórki albo molekuły, wszystkie zmiany, które w niej zachodzą, są zakłóceniami funkcjonalnymi. To, co my przyjmujemy za nieodwracalne zmiany organiczne, jest funkcjonalnym zakłóceniem na poziomie komórek, molekuł itd. To znaczy na subtelniej szych poziomach wzajemnego oddziaływania. W kierowaniu procesami w tych subtelnych strukturach pomaga odpowiednio ukształtowane myślenie obrazowe, które pośrednio zmusza mechanizmy samoregulacji organizmu do wpływania na głębokie zakłócenie wzajemnych subtelnych oddziaływań. O efektywności takiego podejścia mówią także rezultaty zajęć. Ludziom udaje się za pomocą samooddziaływania, uporczywego i precyzyjnie ukierunkowanego, uwolnić się od takich dolegliwości jak: kamica woreczka żółciowego, kamica nerkowa, nowotwory łagodne, osteochondroza, zapalenie korzonków nerwowych, zapalenie splotów nerwowych, itp. Pomagają sobie również chorzy na astmę oskrzelową, niewydolność serca spowodowaną przyczynami organicznymi. Nie są to stwierdzenia gołosłowne. Wielu ludzi znajdowało się pod ciągłą kontrola lekarską w związku z chronicznymi chorobami. Po rozpoczęciu ćwiczeń i nastawieniu się na wyzdrowienie, osiągnęli w końcu swój cel. Powszechnie wiadomo, że nawet w jednej trzeciej nie wykorzystujemy możliwości mózgu. Dlaczego więc nie nauczyć się wykorzystywać w swoim życiu chociażby połowy przepadających bezużytecznie możliwości! Zastanówcie się, dlaczego tak mało wiemy o sobie, o swoich ukrytych, potencjalnych możliwościach? Dlatego, że po prostu zatrzymaliśmy się na zwyczajowych płaszczyznach współzależności świata materialnego. A przecież człowiek może widzieć niewidzialne, słyszeć niesłyszalne, odczuwać nieodczuwalne bez jakichkolwiek technicznych środków, wykorzystując tylko to, co jest mu dane od Boga. A kiedy nauczymy się tego, pojmiemy, że nasz rozum posiada władzę nad subtelną materią świata, że przy pomocy naszej świadomości możemy wpływać na procesy tak makro– jak i mikroświata. I zaczniemy odkrywać niewykorzystane możliwości człowieka. Jest to horyzont, który możemy nakreślić dla siebie w śmiałych marzeniach. I wyznacza on połowę możliwości umysłu. A cóż jest za horyzontem? Jakież to, naprawdę kosmiczne, siły tam drzemią? W ostatnim czasie bardzo dużo pisze się i mówi o ekstrasensorykach, jasnowidzach itp. Według moich obecnych wyobrażeń, paranormalne możliwości, którymi posługują się ekstrasensorycy, są dane każdemu przeciętnemu człowiekowi. Po prostu obecnie są one uśpione, niewykorzystywane. A kiedy człowiek odkryje je w sobie, powstanie pytanie: jakie możliwości ukryte są w głębszych warstwach naszej psychiki? Na razie jedna nie wiadomo, co się tam znajduje – za granicą nieznanego, niepojętego. I owa tajemnica odsłoni się przed nami w powszedniej, żmudnej pracy nad sobą. DLACZEGO PESR? A w rzeczy samej, dlaczego samoregulacja psychoenergetyczna? W naszym organizmie oprócz organów wewnętrznych i układów fizjologicznych istnieje jeszcze system, którym przepływa energia życia. Na razie nikt nie zdołał wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie: co to jest życiowa energia? W tradycyjnym chińskim systemie filozoficznym wszystko na świecie rozdzielone jest pomiędzy dwa pierwiastki jang oraz jin, a energia życiowa organizmu pojawia się u człowieka w wyniku wzajemnego oddziaływania tych dwóch, przenikających się nawzajem przeciwieństw i nosi nazwę chi. Stąd i nazwa starodawnej sztuki kierowania energią życiową – chi kung. Za pomocą metod chi kung można zapanować nad energią życiową, kierować przepływem chi w systemie kanałów i meridianów przenikających całe ciało człowieka. Ale odpowiedzi na pytanie, czym jest w istocie sama chi – nie ma. Pojęcia podobne do przeciwstawnych pierwiastków jang – jin występują praktycznie we wszystkich kulturach świata, w tym również w pradawnych słowiańskich poglądach na życie. I u naszych praojców zawsze istniało wyobrażenie o sile życiowej, soku życia. Powszechność tego pojęcia we wszystkich kulturach wiele mówi: pierwotna, ukryta w głębinach psychiki wiedza, dostępna jest dla każdego przedstawiciela ludzkości. Ale aby uzyskać do niej dostęp, trzeba długo i dużo pracować nad sobą, praktycznie stworzyć siebie od nowa. Jest pewna substancja w ciele, która stanowi ogniwo spajające pomiędzy strukturami grubomaterialnymi a tym pozahoryzontalnym, subtelnym stanem materialnym, który jest wewnątrz nas i na zewnątrz, który jest wszędzie i nigdzie. Naukowiec japoński Kim Bonchan w serii swoich eksperymentów udowodnił istnienie u człowieka systemu meridianów i kanałów, nazywając ów system “Kenrak". Jego następcy, pracując dalej nad tą hipotezą i eksperymentując, doszli do wniosku, że w kanałach i meridianach płynie pewna ciecz, którą trudno zakwalifikować do jakiegokolwiek rodzaju substancji. Cieczą została określona umownie, a nazwano ją “cieczą Bonchana" od nazwiska pierwszego naukowca, który potwierdził istnienie kanałów i meridianów. Woda posiada tak zwany “punkt krytyczny", kiedy podczas gotowania przestaje już być wodą, a jeszcze nie jest parą. Widocznie jest to nowy stan skupienia, który utrzymać i przebadać nie wydaje się możliwe z powodu niezwykłej złożoności takiego zadania. Wystarcza zmiana temperatury o milionowe części stopnia, aby woda ponownie stała się cieczą, albo przekształciła się w parę. I oto “ciecz Bonchana" w niepojęty dla nas sposób pozostaje w tym stanie i przepływając kanałami i meridianami zaopatruje te lub inne organy w siłę życiową, tj. w ładunek nieznanej natury, który wpływa na prawidłowe funkcjonowanie organów i układów. Przy niedostatku lub nadmiarze “cieczy Bonchana" na tym lub innym odcinku kanału pojawia się stan chorobowy. Czy człowiek może wpływać na te subtelne procesy wewnątrz siebie? Praktyka dowodzi, że może! I dla wywarcia wpływu nie trzeba wymyślać skomplikowanych instrumentów. Wszystko już jest. Najważniejszym regulatorem przepływu siły życiowej w nas jest nasza psychika. Właśnie jej dana jest możliwość kierowania równowagą sił i energii, a w końcowym efekcie, harmonią wewnętrzną człowieka i jego współzależnościami ze światem zewnętrznym. Aby w ogólnych zarysach zrozumieć istotę psychiki, należy odwołać się do pochodzenia tego słowa. Greckie słowo “psychikos" oznacza “duchowy". Paradoks tkwi w tym, że dusza, która była starannie odrzucana przez ateistów, mimo wszystko dała swoje imię (co prawda, w języku greckim) wielu naukom społecznym i medycznym. Właśnie ta ważniejsza część naszej istoty, odrzucana przez materialistów, maskowała się pod “szczególną formą odbicia rzeczywistości", pod “rezultatem specyficznej współzależności między żywymi systemami a otaczającym środowiskiem" [Słownik Encyklopedyczny, str. 1088, Moskwa 1990 r.]. Ale przecież organizm człowieka jest także specyficznym otaczającym środowiskiem, w którym musi znajdować się psychika i z którym powinna w jakiś sposób współdziałać. Doświadczenie licznych lekarzy wskazuje, że od nastawienia psychicznego człowieka w znacznej mierze zależy powodzenie leczenia, działanie i efektywność metod leczenia. Można więc przypuszczać, że to właśnie psychika steruje procesem przywracania równowagi energetycznej organizmu, to właśnie psychika albo wtrąca organizm w padół choroby albo podnosi go, poprawiając stan ducha. Wygląda więc na to, że to właśnie dusza jest głównym centrum sterującym, które może zarządzać naszym zdrowiem. Jeżeli jednak przypomnimy sobie, że i psychika, i ciało, i znajdująca się w nim siła życiowa, tworzą w tym życiu jedną całość, to nie wolno nam rozdzielać siebie na odrębną powłokę fizyczną, odrębną duszę i gdzieś tam płynącą “ciecz Bonchana". Z przyczyn psychicznych cierpi ciało, a z powodu dolegliwości cielesnych męczy się psychika. Wszystko w nas jest wzajemnie powiązane i ściągnięte w ciasny węzeł... Świadomość jako funkcja duszy służy przekazującym i sterującym pierwiastkom, które albo mobilizują, albo też osłabiają fizjologiczne i energetyczne możliwości ciała. Wszystko zależy od wewnętrznych wartości, na które człowiek jest zorientowany, od tego, co zajmuje dominujące miejsce w jego świadomości. Teraz spróbujemy rozpatrzyć pojęcie “energia". Greckie “energeia" dosłownie tłumaczy się jako czynność, działanie. Według definicji oznacza ona “ogólną, ilościową miarę różnorodnych form ruchu materii" [Słownik Encyklopedyczny, str. 1572, Moskwa 1990 r.], czyli ruch. Zestawiając połączone w nazwie samoregulacji psychoenergetycznej dwa rozszyfrowane pojęcia “dusza" i “ruch" otrzymujemy: samoregulację duszy, kierowanie przez duszę ruchem. Pamiętajmy także, że ruch to życie, a więc dusza steruje w nas samym życiem. Oczywiście, w moim uzasadnieniu krytyczny materialista znajdzie niemało słabych punktów, lecz dla nas najważniejsze jest to, że system działa i pomaga ludziom. A im umiejętnie] będziemy sterować wewnętrznymi procesami, tym odporniejszy będzie nasz organizm na zewnętrzne podrażnienia, stresy, choroby... OD CZEGO ZACZĄĆ? Od spojrzenia na siebie, spojrzenia obiektywnego i bez uprzedzeń – chociaż nie jest to łatwe. Każdy w pewnym stopniu sobie pobłaża. I nawet ci, którzy szczerze uważają, że bardzo krytycznie siebie oceniają, są w ciągłym konflikcie z samym sobą. Swoimi działaniami tylko podkreślają swój pobłażliwy stosunek do siebie. Krytykując siebie, człowiek domaga się od siebie rozgrzeszenia: nie lubię siebie, sam sobie bez końca powtarzam, że jestem taki-siaki i mimo to robię, według mojej oceny, rzeczy niestosowne. Wszystko to dlatego, że moja gorsza część nie słucha tego, co do niej mówi lepsza. I ja, na Boga, nie jestem temu winien, ja się staram, ale... Tak więc, aby zacząć, należy obiektywnie siebie ocenić. Nie upokarzać siebie, ale i nie zachwycać się sobą aż do narcyzmu. Należy przyjąć siebie takim, jakim się jest, bez przyozdabiania, ale i bez oczerniania siebie. Przyjąć uczciwie, nie starając się przed sobą usprawiedliwiać, ale też nic sobie nie ujmując. Ważnym jest poddawanie samoanalizie wszystkich swoich działań i maksymalnie szczera rozmowa ze sobą o tym, co przeżyliśmy – uczciwe stawianie pytań i tak samo uczciwe na nie odpowiadanie. Wówczas zobaczymy swe zalety i wady. Aby realnie zmienić siebie trzeba zgodzić się na pewne samoograniczeń, które pomogą postawić pierwszy krok na Drodze samodoskonalenia. Po pierwsze: postarajcie się uwolnić od oczekiwania na cud. I tak nieustannie oczekujemy jakichś cudownych przemian w życiu, a one wciąż spóźniają się i tym samym rodzą konflikt oczekiwania... I to oczekiwanie pozostanie do czasu, aż sami sobie nie powiemy, że każda chwila istnienia jest cudem życia, właściwie każda chwila naszego istnienia może być dla nas ostatnią... Na pierwszy rzut oka myśl ta wydaje się straszną, ale jeśli ją zgłębimy, to stanie się dla nas jasne, że to dzięki niej możemy mocno poczuć cały urok istnienia i wykorzystać swój czas żyjąc aktywnie i wartościowo, a nie wegetując. Załóżmy, że człowiek dokładnie zna czas swojego odejścia. Daje mu to możliwość wyboru: albo pogrążyć się w smutku i tęsknocie, albo przeciwnie – wykorzystać każdą minutę na radość odczuwania życia, widzieć urok w prostocie: blasku słońca, szeleście liści, błękitnym niebie itp. I to będzie właśnie największym cudem – cudem pełnego wchłonięcia w siebie świata i zespolenia się z nim. Ważne jest zrozumienie, że oczekiwanie na cud dopuszcza bezczynność, podczas gdy prawdziwy cud może zdarzyć się tylko w wyniku wytrwałej i systematycznej pracy nad sobą. Cud osobistego przeobrażenia to efekt uporczywych, długotrwałych starań, żmudnej, codziennej pracy. Po drugie: zapamiętajmy zasadę: należy ograniczyć własne miotanie się, wybrać dla siebie jeden, najbardziej interesujący kierunek pracy i posuwać się w nim wytrwale, aż do osiągnięcia celu. Ale i tutaj są skały podwodne: w trakcie systematycznej pracy zanika element nowości, niespodzianki. Taki sposób samokształcenia poprawia samopoczucie stopniowo, naturalnie i niepostrzeżenie. Dzisiaj samopoczucie jest odrobinę lepsze niż wczoraj, jutro odrobinę lepsze aniżeli dzisiaj itd. Cud nie jest natychmiastowy, jest rozciągnięty w czasie i na tym polega się jego dostępność i osiągalność. Po trzecie: ważnym samoograniczeniem dla wszystkich początkujących powinna być rezygnacja z alkoholu, ciągła kontrola nad myślami i uwolnienie się od złego nastroju. Praca w zakresie samodoskonalenia wymaga trzeźwości, jasności myśli, a spożywanie alkoholu jest oszukiwaniem samego siebie. To samo odnosi się do wszystkich środków narkotycznych. Oczywiście, takie nastawienie nie oznacza, że już nigdy w życiu nie wolno nam będzie tknąć alkoholu. Dlaczego przy świątecznym stole, w towarzystwie, nie wypić dobrego wina? Ale przecież nie upijać się, a jedynie ocenić napój, jego bukiet, smak, siłę energetyczną... Nawet jednorazowe, nieumiarkowane spożycie alkoholu może nas dalece cofnąć i trzeba będzie rozpoczynać wszystko od nowa. Dla osób, które bez wewnętrznego sprzeciwu mogą odrzucić potrawy mięsne i rybne, korzystnie będzie przejść na dietę wegetariańską (warzywno-nabiałową). Jeżeli jednak zaczniemy sztucznie ograniczać spożywanie produktów z uboju, doprowadzi to tylko do gwałtownego pragnienia zjedzenia mięsa. Wszystko powinno przebiegać naturalnie, bez gwałtu na sobie samym. Przejście na wegetarianizm posiada wiele zalet. Systematyczne spożywanie mięsa powoduje nadmierne gromadzenie się w organizmie soli kwasu moczowego, a to stanowi bodziec do rozwoju chorób sercowo-naczyniowych, uszkodzeń w aparacie ruchu, kamicy nerkowej. Jeżeli decyzja o przejściu na dietę bezubojową mimo wszystko została podjęta, lepiej nie wyznaczać sobie czasu dobrowolnego postu, a już tym bardziej nie zarzekać się, iż do końca życia nie weźmiemy do ust mięsa. Sam fakt spożywania mięsa będzie o wiele mniej szkodliwy, aniżeli męki wewnętrzne z powodu niedotrzymania danego sobie słowa. Są ludzie, którzy traktują spożywanie potraw mięsnych i rybnych jako swego rodzaju współuczestnictwo w zabijaniu żywych istot. Należy uszanować ich postawę. Mają oni prawo do własnego punktu widzenia. Są też ludzie, którzy uważają, że wyrzeczenie się potraw z mięsa i ryb stanowi swego rodzaju złotą klatkę, do której człowiek zapędza się dobrowolnie. Jest to ograniczeniem wolności człowieka. I do tej postawy również należy odnosić się z szacunkiem. Wszak historia świata mówi nam, że dzielenie ludzi według jakichkolwiek cech prowadzi do żałosnych skutków. Niestety, dzielenie ludzi według sposobu odżywiania – wegetariańskiego, mięsnego – rozprzestrzeniło się na świecie. Zwolennicy żywienia pozaubojowego uważają “mięsożernych" za nieczystych, brudnych, przesiąkniętych agresją i żądzą... Na tym tracą obie strony. Bowiem celem nie jest zmiana żywienia, ale wewnętrzna gotowość do zmiany i jej zrozumienie. Kontrola własnych myśli i nastroju jest zasadniczym warunkiem postępu. Podstawą jest tutaj uszlachetnienie siebie, nauczenie się patrzenia na innych ludzi nie jak na źródło ewentualnych nieprzyjemności, lecz jak na potencjalnych pomocników żyjących obok nas. Konkretne metody i sposoby, pomagające w tej przemianie, będą podane w części praktycznej książki. ZALECENIA OGÓLNE Orientacyjny czas trwania zajęć to 2-3 godziny dziennie. Można oczywiście pracować dłużej, ale może to doprowadzić do niepożądanych następstw – fizycznego i psychicznego przeciążenia, przemęczenia, załamania. Po opanowaniu programów kilku kursów pojawi się stan nieprzerwanej, samoczynnej pracy, kiedy każdą wolną minutę będziecie wykorzystywać na samokształcenie. Najlepiej ćwiczyć w czystym, przewietrzonym pomieszczeniu. My pracujemy w salach sportowych lub podobnych pomieszczeniach. Oczywiście do samodzielnej pracy wystarczy pokój w mieszkaniu. Jeżeli jednak będziecie pracowali w grupie, ważny będzie komfort w czasie zajęć, aby nie było ciasno... Bardzo istotny jest podkład muzyczny. Obecnie nie ma z tym problemu, ponieważ w każdym sklepie muzycznym jest wybór, a niekiedy wręcz cała kolekcja muzyki medytacyjnej. W opanowaniu rnateriału pierwszych kursów pomagają medytacyjne utwory Kitaro, Schultza, Klaudermana, Jobsona i innych kompozytorów. Niestety, na razie rynek nie jest nasycony podobnymi utworami rodzimych kompozytorów. Ale w osiągnięciu stanu wewnętrznego oświecenia bardzo pomagają uduchowione śpiewy w wykonaniu rosyjskich chórów zakonnych. Niczego podobnego, co do siły emocjonalnego oddziaływania na słuchacza, nie znajdzie się na Zachodzie. Strój do zajęć – zwykty sportowy trykot z bawełny, wełny, lnu itd. Syntetyczne tkaniny, przy całym swoim pięknie, nie pozwalają ciału swobodnie oddychać i ciągle przebywać w strumieniu wymiany energetycznej. Zajęcia należy rozpocząć od uświadomienia sobie swoich postępków i działań w tyciu. W tym celu każdego wieczoru robimy jakby podsumowanie dnia: co zrobiłem dobrego, co złego? Komu szczerze, z całego serca życzyłem dobrze, bez względu na powód? Po prostu życzyłem, a to jest najważniejsze. Niedobre postępki i myśli powinny być dla człowieka sygnałem alarmowym. Wszelkie zło wyemitowane w przestrzeń w formie myśli, słów, uczuć, czynów, na pewno powróci do swojego autora. Nie od razu, nie natychmiast, ale powróci. Może pojawić się za kilka lat w postaci choroby, problemów rodzinnych itp. Dlatego ważna jest nie tylko zewnętrzna przemiana człowieka, ale przede wszystkim jego wewnętrzna transformacja, dobrowolne, świadome dążenie do stania się czystszym, lepszym na planie duchowym. Ale w życiu nic nie dzieje się samo z siebie. Wszystkie nasze osiągnięcia są owocem wytrwałej pracy nad sobą, a wszystkie nasze smutki – owocem lenistwa, bezczynności, dążenia do przerzucenia na barki innych ludzi rozwiązywania naszych problemów. Każdemu dana jest swoboda wyboru: czy iść drogą wiodącą donikąd, do piekła bezmyślności, obojętności, okrucieństwa i tępoty, czy też wstąpić na niezbadaną ścieżkę i krocząc nią odkrywać co chwilę siebie dla siebie i – już z innej strony – widzieć swoje miejsce wśród ludzi, w społeczeństwie, w świecie. PRZED ROZPOCZĘCIEM PRACY W życiu każdego człowieka bywają momenty, gdy wydaje się, że bez radykalnych zmian dalsze istnienie po prostu nie jest możliwe. Naturalnie pojawia się pytanie: “Co należy uczynić, aby wszystko zmienić?" Podobnie jak w tysiącach innych sytuacji, człowiek znajduje się w sytuacji dokonywania wyboru. Dano mu możliwość wzniesienia się– ponad zwykłe odczuwanie świata i spojrzenia na swoje otoczenie, na siebie, inaczej, ale... Jakże często owo spojrzenie, do którego nie przywykliśmy, rodzi wewnętrzny strach, sprzeciw – dlatego, że pojawia się konieczność zmiany modelu życia, do którego przywykliśmy, to znaczy wyrzeczenia się stereotypów i rozpoczęcia swojego życia w innym systemie współrzędnych społecznych, logicznych, światopoglądowych. Życie zmusza człowieka do zastanowienia się nad jego miejscem, nad sensem istnienia, nad prawami przyrody, prawami duchowymi leżącymi u podstaw wszystkiego, co dzieje się wokół nas. Niewiele osób uświadamia sobie, że przyczyny wszystkich naszych kłopotów są tkwią w nas samych i, aby wybawić się od życiowego nieładu, konieczna jest zmiana samego siebie, swojego stosunku do życia, do ludzi. I wówczas przyjdzie zrozumienie, że owoce naszych postępków są miarą tego, na co zasługujemy. Co posiejesz, to i zbierzesz! PIERWSZY KROK KU ZDROWIU Będzie to, moim zdaniem, dobra nazwa dla kursu przygotowawczego, z którym teraz się zapoznamy. Z czego bierze się choroba? Przyczyn, oczywiście, jest bardzo, ale to bardzo wiele, jednak można podzielić je na kilka dużych grup: – stresy; – utrata sił, zjawiska zastoinowe; – zatrucia, w tym infekcyjne, alkoholowe, ekologiczne, informacyjne, psychologiczne...; – nieprawidłowe odżywianie i oddychanie; – zmęczenie psychiczne. Na papierze wszystko wygląda prosto, lecz w rzeczywistości, kiedy masz ukształtowany określony model życia, jakoś nie przywiązujesz należytego znaczenia do tego, że rankiem lubisz powylegiwać się w pościeli kilka minut dłużej, nie zauważasz, że często reagujesz na drażniące drobiazgi nie-adekwatnie, z nadmiernym wzburzeniem. Chętnie podtrzymujemy rozpowszechniony pogląd, że lepiej siedzieć niż stać. A leżenie jest najspokojniejszym zajęciem w życiu. No i tak dalej, według hierarchii współczesnego człowieka, zwłaszcza mieszkańca miasta. I przy takim, zdawałoby się rytmicznym i spokojnym życiu, bardzo wcześnie zaczynają pojawiać się symptomy chorób. Dopóki jeszcze są one utajone, jakby ostrzegają człowieka: “Zastanów się, ocknij!". Jednakże człowiek przywykł patrzeć nie tyle na siebie, co na sąsiadów. Jeżeli u niego pojawiają się takie same symptomy jak u innych, wtedy wszystko jest w porządku – jestem taki jak wszyscy! Po prostu nadszedł czas. Większości nie chce się wierzyć, że nie jest tu przyczyną wiek, lecz tryb życia. By usprawiedliwić własną bezczynność, wymyślono nawet powiedzonko: “Jeżeli po czterdziestce budzisz się rano i nic cię nie boli – znaczy to, że już nie żyjesz". A przecież czterdzieści lat jest wiekiem rozkwitu człowieka, jego intelektualnych, psychicznych i fizycznych sił. Zresztą każdy wiek jest okresem unikalnym, pełnym interesujących spostrzeżeń, wspaniałych przeżyć i dążeń. Szkoda, gdy lata życia traci się na chorobę, na poszukiwanie dróg wyzdrowienia przy pomocy lekarstw, nowomodnych metod i preparatów. Nie neguję roli lekarstw, szczególnie w ostrych stanach, wymagających niezwłocznej i skutecznej ingerencji. Jednak dowolne oddziaływanie farmakologiczne nie jest panaceum – jest środkiem, który pomaga pokonać objaw, skutek, pozostawiając przyczynę nietkniętą. Oczywiście, natychmiastowe dotarcie do źródeł choroby jest trudne, prawie niemożliwe. Konieczne jest działanie stopniowe, wypełnione zrozumieniem każdego czynionego kroku. Według ocen fizjologów, rezerwy możliwości naszej wątroby są takie, że mogłaby ona normalnie funkcjonować przez prawie 500 lat. Pomyślcie, połowę tysiąclecia! A my przez czterdzieści lat potrafimy doprowadzić ją do takiego stanu, że pora umierać. To samo dzieje się z innymi organami i z całym ciałem. Człowiek swoim konsumpcyjnym stosunkiem do życia i do siebie upodobnił się do niedbałego czeladnika, który powinien utrzymywać narzędzia w ładzie, a zamiast tego rzuca je gdzie popadnie, nie troszczy się o nie, i dopiero wówczas, gdy majster ukarze go za niedbalstwo, zaczyna wypełniać swoje obowiązki, ale niedługo. Nasze ciało jest doskonałym instrumentem poznawania i badania świata, twórczej realizacji swoich zamysłów. Lenistwo, brak troski o siebie – są tym niedbałym czeladnikiem. A karą za nasze niedbalstwo jest choroba... Początek zawsze jest trudny. / im gwałtowniejszy jest start, tym prędzej kończy się zapał, z którym człowiek brał się do pracy. Proponujemy łagodne, proste wchodzenie w system samoodbudowy, a następnie doprowadzenie siebie do normy, wyzdrowienia. Zaczniemy od opanowania zestawu ćwiczeń psychofizycznych. Niech one staną się pierwszym krokiem do zdrowia. Ćwiczenie 1. Stajemy prosto, rozstawiając nogi na szerokość ramion. Kolana lekko uginamy, miednicę wypychamy do przodu, zaokrąglamy plecy, zwłaszcza w piersiowej części kręgosłupa. Ręce swobodnie zwisają wzdłuż ciała. Zginamy je w łokciach, wnętrzem dłoni ku górze i zaczynamy powoli podnosić dłonie do ramion, równocześnie przesuwając miednicę do tyłu, wyprostowując i odchylając ramiona do tyłu. W końcowej fazie tego ruchu ciało wygnie się na całej długości kręgosłupa, głowa odchyli się do tyłu, tułów będzie przypominał mocno napięty łuk z cięciwą pomiędzy potylicą a kością ogonową. Rys. 1 “Kurs wprowadzający" – Ćwiczenie 1. W trakcie wykonywania ćwiczenia po raz pierwszy pojawi się uczucie silnego napięcia mięśni pleców. Zdrętwiałe, pozbawione wysiłku mięśnie zostały pobudzone do pracy, krew zaczęła aktywnie krążyć w naczyniach i kapilarach, zwiększyło się zasilanie tkanki mięśniowej, napięły się mięśnie przy kręgowe i obcisnęły kręgosłup jak gorset. Wykonajmy to ćwiczenie 5-7 razy, a odczujemy, że w plecach pojawiło się przyjemne zmęczenie. Po dłuższej przerwie mięśnie popracowały. To jest fizyczna część ćwiczenia. Do ruchu dodamy jeszcze wyobrażenie mentalne. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy otoczeni twardą, lecz łamliwą otoczką. Na przemian zaokrąglając plecy i mocno wyginając się, napinając i rozciągając mięśnie, rozkruszamy otoczkę. Odczuwamy, jak po włączeniu wyobraźni coraz wyraźniejsze staje się doznanie, że otaczająca nas skorupa trzeszczy, pęka, a świeże powietrze dociera do ciała i skóra chłonie je... Zwiększając za każdym razem liczbę powtórzeń, do 20-25, zaczniemy odczuwać, że ciało pozbyło się ze skorupy i swobodnie, lekko oddycha każdą swoją komórką. Pojawi się uczucie świeżości, czystości, prężności mięśni. Ćwiczenia tego nie wolno od razu powtarzać wielokrotnie. Należy starannie dopracować ruch, wytworzyć wyraźny, odczuwalny obraz mentalny skorupy. Technika wykonania ćwiczenia pokazana jest na rysunku 1. Ćwiczenie 2. Stajemy prosto, nogi rozstawiamy na szerokość ramion, dłonie kładziemy na oparciu krzesła stojącego przed nami. Leciutko uginamy kolana i zaczynamy obracać miednicą w prawo. Staramy się trzymać głowę, ramiona, tułów prosto, w bezruchu. Pracują tylko mięśnie skośne brzucha, mięśnie krzyża i tłoczni brzusznej. Obracamy miednicę dwudziestokrotnie w jedną, a następnie w drugą stronę. Przy wykonywaniu ćwiczenia pojawia się uczucie, że w brzuchu przemieszczają się organy wewnętrzne. Jeżeli nogi są ugięte, a dłonie leżą na oparciu krzesła, to dodatkowo pojawia się odczucie przypływu ciepła do organów miednicy mniejszej. Zastoje w tej strefie są źródłem wielu dolegliwości, tak u mężczyzn, jak i u kobiet. Wykonywanie tego ćwiczenia pozwala stopniowo uwalniać się od zastojów. Rys. 2 “Kurs wprowadzający" – Ćwiczenie 2. Opanowaliśmy już fizyczną część ćwiczenia, ale dla nas ważne jest połączenie realnego ruchu z obrazem mentalnym. Wygląda on tak: przed rozpoczęciem ćwiczenia wyobrażamy sobie, że stoimy w zielonej, zamulonej wodzie. Uczucie nieprzyjemne, staramy się od niego uwolnić. Przy obrocie miednicy wyobrażamy sobie, że wskutek intensywnego mieszania woda stopniowo zaczyna robić się czystsza. Zwiększamy tempo obrotów miednicy i będziemy wykonywać ten ruch do tego czasu, aż pojawi się uczucie, że zielona, zastała woda przemieszała się i oczyściła i z każdym następnym ruchem oczyszcza się coraz bardziej. Uzyskujemy pełne “oczyszczenie" wody, uczucie jej płynności, kryształowej przejrzystości, ruchliwości. Gdy tylko pojawia się ten efekt, pojawia się także wrażenie świeżości, czystości wlewające się w obszar miednicy, spływające po nogach... (rys. 2). Ćwiczenie 3. Stajemy nieco dalej od krzesła i pochylając się do przodu wyciągamy ręce, kładąc je na oparciu krzesła. Sprężystymi ruchami w górę i w dół, wyginamy tułów i czujemy, jak pracują mięśnie deltopodobne, stawy barkowe, cały kręgosłup, zwłaszcza jego odcinek krzyżowy. Kiedy tułów opada w dół, staramy się maksymalnie wygiąć kręgosłup. Przy wygięciu ku górze silnie zaokrąglamy plecy. Ćwiczenie to samoistnie, doskonale rozwija struktury pleców, powoduje naprężanie i rozciąganie mięśni, prawie do granic możliwości. Ale żeby wzmocnić efekt, do pracy fizycznej dodajemy obraz mentalny. Wyobrażamy sobie, że znajdujemy się pod lodem, plecami do góry. I żeby nie zginąć, trzeba przebić w lodzie dziurę, wychylić się, zaczerpnąć powietrza. Podczas poruszania tułowiem w górę – w dół, naciskamy na “lód", plecami przebijamy w nim otwór. Nasilamy ruch, zwiększamy jego amplitudę i w końcu czujemy, że lód jest złamany, otworzyła się przestrzeń czystej wody. Człowiek, który długo przebywał pod wodą, wynurza się i łapczywie oddycha – tak i my, opierając się rękami o oparcie krzesła, imitujemy ruch wynurzania się z wody, uwolnienia z lodowej niewoli: wychylamy się z “wody" do pasa, silnie przeginamy się w talii opierając się rękoma o oparcie krzesła, wyciągamy się każdym mięśniem tułowia i nóg do góry, i chciwie pijemy komórkami skóry życiodajne powietrze. Rys. 3 “Kurs wprowadzający" – Ćwiczenie 3. Zewnętrznie ćwiczenie wygląda tak: po kilku powtórzeniach sprężystego kołysania tułowiem w górę i w dół (rozbijania lodu), zapieramy się rękoma o oparcie krzesła, łokcie pod brzuchem, silnie przeginamy się w talii, wyciągamy się do przodu ku górze (wynurzanie się), nogi wyciągnięte, wyprężone opierają się na palcach, głowa jest odchylona jest do tyłu (rys. 3). Ćwiczenie 4. Obracanie stopami w pozycji siedzącej. Siadamy na krawędzi krzesła, jedną nogę zakładamy na drugą tak, aby stopa zwisała swobodnie i opierała się w okolicy kostki. Przeciwległą ręką (prawa stopa – lewa ręka) chwytamy stopę za palce i rozluźnioną zaczynamy powoli obracać. Koncentrujemy uwagę na tej czynności, na odczuciach w stawie skokowo-goleniowym. Łączymy ruch z oddechem. Powolny wdech – i równocześnie wyobrażamy sobie, jak jest on wchłaniany przez tkanki stawów, jak wypełnia torebkę stawową, tkanki kostne... Jeżeli uda się poczuć, jak staw napełnia się wdechem, to bardzo szybko pojawia się odczucie