1430

Szczegóły
Tytuł 1430
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1430 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1430 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1430 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Jacek Sobota Tytul: R�wnowaga Z "NF" 9/92 Jedn� z licznych rozsianych po kosmosie skolonizowanych planet by�a Singlessa. Jedyny kontynent na planecie, oblewany ze wszystkich stron wodami oceanu, zamieszkiwa�o blisko miliard ludzi. Obsesj� singlessa�skiej przyrody by�o d��enie do r�wnowagi. Niekt�rzy naukowcy, z wielkim singlessologiem Georgem Maniokiem na czele, wysuwali hipotezy, jakoby �ycie rozumne, mimo sprzyjaj�cych po temu okoliczno�ci, tylko dlatego nie powsta�o na planecie, bowiem by�oby czynnikiem naruszaj�cym doskona�o�� tej r�wnowagi. Casus Singlessy sprawi�, �e g�owy podnie�li pantei�ci. "Przyroda to B�g - powiedzia� Jason Kovalsky, panteista z wyboru. - B�g to Przyroda. Tak jest na Singlessie". W niespe�na dwadzie�cia lat po skolonizowaniu Singlessy we wszystkich miastach nowego �wiata niemal w tym samym czasie wybuch�a epidemia choroby nazwanej zielon� osp�. Poch�on�a ponad pi�� milion�w ofiar, nim wynaleziono skuteczn� szczepionk�. W czterdziestym trzecim roku kr�tkiej historii kolonii na kontynencie pojawi�y si� szczuropodobne i na domiar z�ego praktycznie wszystko�erne stworzenia. W kr�tkim czasie zdziesi�tkowa�y p�ody rolne. Szczuropodobne w niczym nie ust�powa�y zdolno�ciami przystosowawczymi swoim ziemskim protoplastom. Elektroniczne pu�apki tylko na pocz�tku okaza�y si� skuteczne, potem zacz�y zawodzi�. Dopiero kiedy stworzenia pocz�y zagra�a� r�wnowadze ekologicznej kontynentu, ich populacja zmala�a samoistnie. Po up�ywie niemal stu lat od przybycia pierwszych ziemskich kolonist�w singlessa�ska przyroda uzna�a gatunek homo sapiens za swoj� integraln� cz��, podlegaj�c� jej niewzruszonym prawom. 1. Inspektor Dick Body-Acheson, od dwudziestu blisko lat pracuj�cy w jednym z dzielnicowych komisariat�w New Earth City, ni�s� na �amliwej szyi swoj� ci�k� od przedwczorajszej w�dki g�ow�, niczym �opocz�cy na wietrze sztandar. Nad miastem unosi� si� ogromny sterowiec, drapie�nie u�miechni�ty realistycznie namalowanym u�miechem. Nadgorliwiec, kt�remu pewnie p�acono za nadgorliwo��, dar� si� przez gigantofony: - Nie zapominaj o obowi�zkowych cotygodniowych szczepieniach ochronnych! Robimy to bezinteresownie i bezbole�nie! Wy��cznie dla waszego dobraaa! - Altrui�ci - mrukn�� Body-Acheson. Zabrzmia�o to jak przekle�stwo. Zjecha� ruchomymi schodami do tunelu submetra. W powietrzu uwija�y si� chmary o�mionogich i czteroskrzyd�ych much. Muchy zjawi�y si� na kontynencie przed paroma miesi�cami nagle i nieoczekiwanie i nikt na razie nie wiedzia�, jakie wydarzenia mog�y zwiastowa�. Ale na Singlessie wszystko mia�o sw�j sens. Wskoczy� do pociskowatego wagonu submetra dos�ownie w ostatniej chwili. Przypi�� si� elastycznymi pasami do fotela mi�kkiego jak wosk i przymkn�� oczy. Submetro ruszy�o z zapieraj�cym dech w piersiach impetem. M�odzieniec obok o wyko�lawionym przez czynniki obiektywne obliczu spr�bowa� popisa� si� przed swoj� niebieskook� dziewczyn� odporno�ci� na przeci��enie. Si�a d'Alamberta dos�ownie rozp�aszczy�a go na elastycznej pod�odze. W takiej, do�� oryginalnej pozycji dojecha� do nast�pnej stacji. Na kolejnej inspektor Body- Acheson wysiad�. Na ulicy zacinanej deszczem od wielu dni odbywa�a si� pokojowa i propagandowa demonstracja nowej sekty czcicieli r�wnowagi - Equlibryst�w. Inspektor nie bez trudno�ci przecisn�� si� przez zwarty t�um. Szeregi Equlibryst�w ros�y z dnia na dzie�. Wreszcie 147 ulica i komisariat, wci�ni�ty niejako wbrew sobie pomi�dzy odrapane budynki mieszkalne. Przed komisariatem czatowa� na przechodni�w automat gazetowy. Achesonowi nie uda�o si� go wymin�� i zmuszony zosta� do kupienia najnowszego numeru "Daily News", obci��aj�c tym samym swoje, i tak ju� przeci��one, konto dodatkowymi dwoma kredytami. Przejrza� gazet� w rozregulowanej �piewaj�cej windzie. Kr�tka notka z pierwszej strony donosi�a o kolejnym mordzie nieznanego sprawcy, kt�rego mass media zd��y�y ju� pasowa� na Rze�nika. By�a to jego si�dma ofiara. Rze�nik mordowa� ostrym narz�dziem, najpewniej d�ugim no�em. Na Singlessie, poza przedstawicielami prawa, praktycznie nikt nie m�g� posiada� broni palnej. Ofiary Rze�nika wygl�da�y na przypadkowe, mo�e dobiera� je pod�ug niepoj�tej logiki. Ale nawet komputery nie zdo�a�y wykry� ich cech wsp�lnych, ani nie dopatrzy�y si� w danych �adnego porz�dku. Rze�nik zaszlachtowa� trzech ludzi w Uraniumtown i czterech w Solar City. Policyjni psychoanalitycy lansowali mglist� teori�, jakoby Rze�nik by� socjopat� o nie ustalonych motywach post�powania. - Ja znam te motywy - mrukn�� do siebie Body-Acheson. - Tak, sir? S�ucham, sir? - zainteresowa�a si� winda, przerywaj�c �piewanie. Poirytowany Body-Acheson nie odpowiedzia�. 2. Czeka�. Jego �ycie by�o nieustannym czekaniem na tych kilka chwil. Z o�owianego nieba sp�ywa�y potoki s�onego deszczu. Niebo p�aka�o. Kilka kropel przedosta�o si� przez szczeln� zas�on� wysoko postawionego ko�nierza prochowca, wzmagaj�c nieprzyjemn� dr��czk�. Zakl�� bezg�o�nie i schowa� si� w bramie. Brama oblepiona o�mionogimi i czteroskrzyd�ymi muchami �mierdzia�a gnij�c� wilgoci�. Od d�u�szego czasu wyczuwa� zbli�aj�c� si� nieustannie wrog� aur� psychiczn� - skondensowan� nienawi�� i... co� jeszcze. Od dzieci�stwa czyta� w ludzkich uczuciach i emocjach jak w otwartej ksi�dze. "Empatia to k�opotliwy dar" - powiedzia� kiedy� jego nie�yj�cy ju� od lat wuj. I mia� po stokro� racj�! Blisko. I wtedy znowu odezwa� si� Boby. Wygl�da� jak w�wczas, osiemna�cie lat temu, kiedy uton�� w oceanie. Dzieci�cy g�os. Zabi�e� mnie, James. Zabi�e� mnie. - Nie! - krzykn�� i zas�oni� oczy d�o�mi. Ale to nic nie pomog�o, bo Boby by� tam, w �rodku. - Nie teraz, Boby! Prosz�. Poczu� wilgo� na policzkach i nie wiedzia�, czy to �zy, czy pot, czy deszcz. Zabi�e� mnie. Bli�ej. Wyj�� z przewieszonej przez rami� p��ciennej torby d�ugi n�. D�ugi jak bezsenna noc... Ile� takich nocy mia� za sob�. Pami�ta�, jak kiedy� ukrad� ten n� staremu Korlbulerowi. U�miechn�� si� bezwiednie. Lubi� Korlbulera - jowialnego staruszka, kt�ry szlachtowa� �winie z lito�ci dla ich �wi�skiego �ywota. Ca�kiem blisko. To dla ciebie Boby. Zabi�e� mnie, James! To nie tak! Gdzie� wysoko, nad miastem zap�on�� tr�jwymiarowy napis: NEW EARTH CITY MIASTEM TWOJEJ SZANSY!!! O, taaak... I te trzy wykrzykniki. Znowu u�miechn�� si� do swoich my�li. Do czego� przecie� musia� si� u�miecha�. S�ysza� ju� kroki. Zdecydowane kroki rozbryzguj�ce ka�u�e m�tnej deszcz�wki. Zdecydowane i ci�kie. Czu� obezw�adniaj�c� tamtego nienawi�� jak smr�d rozk�adaj�cego si� od dawna organizmu. James! Nie teraz. Nie teraz, Boby. Szybkim, obliczonym na zaskoczenie ruchem wci�gn�� obcego do bramy. Naprawd� by� ci�ki! P�ynnym ruchem przeci�gn�� ostrzem po jego gardle. Cia�o ofiary wypr�y�o si� w gwa�townym spazmie, poci�gaj�c za sob� kata. Upadli na zimne p�yty chodnika. Poczu�, jak co� ciep�ego zalewa mu twarz. To by�a krew. Po chwili cia�o obcego zwiotcza�o, dopiero wtedy zwolni� sw�j u�cisk i zwymiotowa�. James. Nawet nie zobaczy� jego twarzy. Martwe cia�o b�yskawicznie obsiad�y czarne, o�mionogie i czteroskrzyd�e muchy. Jeste� morderc�, James. 3. Donald Chuzzlewit ugania� si� za muchami ze zwini�tym w rulon magazynem dla samotnych gospody� domowych. Na widok wymi�tej i skacowanej postaci Body-Achesona Chuzzlewit u�miechn�� si� nieweso�o. - Wygl�dasz jak po szczepionce na zielon� osp�. - Musz� ci� zmartwi�, ty wygl�dasz tak jak zwykle - odgryz� si� inspektor. - S�ysza�e� o niejakim Uquharcie? Acheson drgn��. Zaraz jednak pokry� poruszenie oboj�tno�ci�. - Uquhart? Co to za go��? - Adwokat. Kto� skaleczy� go w gard�o. - Rze�nik?... - Body-Acheson zawiesi� g�os. - Wiele na to wskazuje. Zawita� wreszcie i do nas. Aha... Jaki� facet do ciebie fonowa�. Tajemniczy. Bez wizji. Zostawi� numer. - Chuzzlewit poda� inspektorowi zmi�t� karteczk�. Po chwili Body-Acheson wystukiwa� kod na klawiaturze swojego wideofonu w samotni zapuszczonego gabinetu. Ekran zamigota� i b�yskawicznie zaja�nia�. Kto� po drugiej stronie niecierpliwie czeka� na fon od inspektora Achesona. Nale�a� do rzadkiego na Singlessie gatunku g�adko uczesanych i dok�adnie ogolonych. Na pierwszy rzut oka trzydziestolatek, o wodnistych oczach i ostrym jak brzytwa podbr�dku. - M�wi�em, �eby nie fonowa� pan do mojej pracy - powiedzia� zimno Acheson. - Okoliczno�ci mnie zmusi�y. - Pan ma na my�li? - Uquhart nie �yje! - Wiem o tym. Wie o tym po�owa miasta. A po popo�udniowych wiadomo�ciach dowie si� druga po�owa. To nie jest rozmowa na wideofon. - Niech pan nie pieprzy, Acheson! - m�czyzna by� roztrz�siony. Zapali� papierosa i zaraz go zgasi�, gdzie� poza kadrem. - ��dam ochrony, Acheson! - Przykro mi, Verka. To przekracza moje kompetencje. - Ja ��dam! - Spotkamy si� w "Singlessa�skim Szczurze" oko�o �smej. Tam spokojnie i rzeczowo om�wimy sytuacj�. Body-Acheson wy��czy� wizj� i foni�. Potem podszed� do okna i otworzy� je na o�cie�. Na ulicy trwa�a ha�a�liwa demonstracja Equlibryst�w. Prorok MacBeth wrzeszcza� przez muzealny megafon: - Wszech�wiat to R�wnowaga! R�wnowaga wyznacza sens istnienia! Gdzie� ginie cz�owiek, gdzie� natychmiast rodzi si� nowy! Z�o i dobro, �mier� i �ycie, szcz�cie i nieszcz�cie to ko�ce tego samego kija! Pierwszym wyznawc� R�wnowagi by� sam wielki Arystoteles, zwany filozofem z�otego �rodka. Przesta� s�ucha� i s�ysze�. Zapatrzy� si� na rozleg�� panoram� miasta. Gdzie� tam, po�r�d tych wszystkich betonowych blok�w, kry� si� Rze�nik. Kim by�? Kim, u diab�a, by�?! - Witamy w New Earth City - powiedzia� na g�os i zamkn�� okno. 4. Wiecz�r, jak zwykle na Singlessie, zapada� szybko. Godzina si�dma. W�a�nie zacz�y si� zapala� krzykliwe, tr�jwymiarowe reklamy. Najja�niejsze wizerunki dw�ch naprawd� licz�cych si� kandydat�w na stanowisko prezydenta. Dor�wnywa�a im tylko reklam�wka nowego b�yskawicznie zdobywaj�cego rynek �rodka owadob�jczego. Czteroskrzyd�e i o�mionogie muchy stawa�y si� coraz bardziej niezno�ne. Przemierza� ulice miasta, kieruj�c si� swoim niezawodnym empatycznym zmys�em. Automat gazetowy ugania� si� za przechodniami, wykrzykuj�c uwodzicielsko: - Ziemskie embargo ekonomiczne! Rze�nik w New Earth City! Pierwsza ofiara Rze�nika! Kupujcie "Daily News"! Kupujcie "Daily News"! Nie kupi�. Nigdy nie lubi� tanich thriller�w. Czyja� d�o� opad�a na jego rami�. Zmartwia�. - Czcij R�wnowag�!!! - wrzasn�� mu do ucha Equlibrysta kolportuj�cy ulotki propagandowe. Odetchn��. Boisz si�? Boby... Boisz si�. Zbli�a� si� do obcego. Spotkanie mia�o w sobie co� z nieuchronno�ci przeznaczenia. Wreszcie go zobaczy� - wysoki, elegancko przystrojony m�czyzna w �rednim wieku, trzymaj�cy nad g�ow� czasz� parasola. Obcy by� czujny, rozgl�da� si� nerwowo, to przy�piesza�, to zn�w zwalnia�. Nie by� zawodowcem. Ty te� nim nie jeste�. Przy�pieszy� kroku. Dzieli�y ich teraz trzy, dwa metry. Metr. Obco�� tego cz�owieka pora�a. Jeste� morderc�, James. Boby nigdy nie zdrabnia� jego imienia. Nigdy. Obcy ogl�da si� za siebie, na jego twarzy stygnie wyraz przera�enia. Ty te� si� boisz, James. Wepchn�� go do bramy prowadz�cej na slumsowe podw�rze. Brama wygl�da�a jak poszarpana szpara po wyrwanym z�bie. Uderzy� no�em dwukrotnie, raz za razem. Mierzy� w serce, ale chybi�. Obcy �y�. Fale skondensowanej nienawi�ci uderzy�y w Rze�nika. (Nie lubi� siebie tak nazywa�.) Zatoczy� si� na najbli�sz� �cian�, jego cia�em wstrz�sn�y wymioty. Nienawi��. I co� jeszcze. Zada� jeszcze trzy rozpaczliwe pchni�cia, nim n� wysun�� mu si� ze zdr�twia�ej d�oni. Opad� ci�ko na kolana. Obcy umiera�. Umiera� ca�� wieczno��. Kiedy wreszcie jego oczy zasnu�a mg�a, Rze�nik wsta� i ruszy� przed siebie chwiejnym krokiem. Przy ka�dym kroku odczuwa� b�l. Zabi�e� mnie, James! - Nieeee!!! 5. Verka nie zjawi� si� na um�wione spotkanie. Body-Acheson sprawdzi� zawarto�� magazynku swojej trzydziestki �semki, po czym w�o�y� bro� pod poduszk�. - Zwariowa�e�, Dick?! - krzykn�a Emma, jego �ona, �adna pospolit� urod� blondynka o rozwodnionych oczach. - Nigdy tego nie robi�e�. Burkn�� niewyra�nie i po�o�y� si� na szerokim, ma��e�skim �o�u. Pistoletu jednak spod poduszki nie wyci�gn��. 6. Komisarz Peabody przechadza� si� po sali odpraw ci�kim krokiem pozbawionym gracji. - Przedstawiam wam doktora Jonathana Sue, wybitnego psychiatr� - zwr�ci� si� do zgromadzonych. Doktor Sue przypomina� wygl�dem i zachowaniem powyginany drut. M�wi�c cedzi� oszcz�dnie przez nier�wne z�by. - Rze�nik jest psychotykiem. To oczywi�cie moje zdanie - u�miechn�� si� w�sko i krzywo. Wszystko w tym cz�owieku by�o w�skie i krzywe. - Czuje si� osaczony przez ca�y �wiat, zagro�ony... My�li, �e z innymi jest podobnie. Dlatego te� zabija ich z lito�ci. Istnieje mo�liwo��, �e kt�rego� dnia postanowi skr�ci� w�asne cierpienie i pope�ni samob�jstwo. - To bardzo pocieszaj�ce - powiedzia� Body-Acheson. - Najpierw Uraniumtown, potem Solar City, teraz New Earth City - ponownie zabra� g�os Peabody. - Powszechnie chyba wiadomo, �e nikt praktycznie nie mo�e, a przynajmniej nie powinien dosta� si� niepostrze�enie do kt�rejkolwiek z dziewi�ciu kontynentalnych metropolii. Zwi�zane jest to z roznoszeniem chor�b zaka�nych i profilaktyk�. Wszystkie przybycia musz� by� rejestrowane, by na czas mo�na by�o wyizolowa� potencjalnych nosicieli. Morderca odby� w ostatnim czasie podr� z Uraniumtown do Solar City, stamt�d za� do New Earth City. Po��czyli�my to z datami morderstw. Mamy w tej chwili nieco ponad sto nazwisk. W�r�d nich mo�e by� poszukiwany. Komputery daj� na to 79 proc. szans. To du�o. Musimy sprawdzi� wszystkie nazwiska. Obecni zacz�li podnosi� si� z miejsc i zmierza� ku wyj�ciu. - Jeszcze jedno - zatrzyma� ich g�os doktora Sue. - Jest mo�liwe, �e ten cz�owiek zabi� kogo� ze swojej najbli�szej rodziny. By� mo�e, chcia� go w ten spos�b uchroni� przed �wiatem. Proponuj� sprawdzi� wszelkie nie wyja�nione zagini�cia i zgony w rodzinach podejrzanych. Body-Acheson podni�s� si� ze swojego miejsca i wyszed�. Odprawa by�a zako�czona. Wszystko zosta�o powiedziane. Dwunasta. Czas na sp�nione �niadanie. Swoim wewn�trznym wystrojem knajpa przy 567 ulicy �ywo przypomina�a jam� nornicy. Acheson zam�wi� dwie w�dki i trzy og�rki. Barman zrealizowa� zam�wienie beznami�tnie i bez s�owa. By� niskim, smag�ym m�czyzn� o charakterystycznych dla ludzi urodzonych na po�udniu kontynentu w�skich, wiecznie przymru�onych oczach. Acheson pi� w�dk�, zagryzaj�c og�rkiem o smaku czosnku. Czyta� poranne wydanie "Daily News". Kampania prezydencka by�a w pe�nym toku. Pozosta�o tylko dw�ch powa�nych kandydat�w. Autor artyku�u dawa� im r�wne szanse, badania opinii publicznej r�wnie� nie by�y rozstrzygaj�ce. Sztaby wyborcze wyci�ga�y na �wiat�o dzienne rynsztokowe brudy. Body-Acheson nale�a� do w�skiego grona os�b, kt�re nie mia�y najmniejszych w�tpliwo�ci co do tego, kto w ko�cu zostanie prezydentem. - Inspektor Body-Acheson? - g�os barmana wyrwa� Achesona z p�ytkiej zadumy. - Owszem - d�o� inspektora poszybowa�a bezszelestnie ku kaburze pod pach�. - Fon do pana. - Dzi�kuj�. Odetchn��. Nerwy. Fonowa� komisarz Peabody. Acheson zastanawia� si�, sk�d komisarz wiedzia�, gdzie fonowa�. Po chwili zrozumia� - to Chuzzlewit. Chuzzlewit mu powiedzia�. Mi�sist� twarz Peabody'ego rozci�ga� szeroki u�miech satysfakcji. - Wyeliminowali�my z r�nych wzgl�d�w dziewi��dziesi�ciu siedmiu podejrzanych. Pozosta�o pi�ciu. Sprawdzamy ich. Mamy rysopisy. Szukamy w hotelach. Jeste� potrzebny, Dick. Ekran przyblad� i zgas�. - B�d� - powiedzia� Acheson do pustego ekranu. To wcale nie musia� by� kto� z tej pi�tki. Wszystko opiera�o si� na w�tpliwych domys�ach. Body-Acheson ba� si�. By� �lepcem na jaskrawo o�wietlonej scenie. 7. Kierowa� si� na �r�d�o b�lu. Ostatnie �r�d�o b�lu w tym mie�cie. Z nieba sypa� si� �nieg ulotek, gigantofony krzycza�y: - G�osujcie na demokrat� Ivana Babingtona! Ivan Babington twoim prezydentem!!! Moim prezydentem? - Boby... Wtedy go zobaczy�. Niewysoki facet, siwiej�cy na skroniach. Siedzia� w barze i co� popija�. Widzia� go przez brudn� szyb�. Ale on nie by� sam. Rozmawia� z facetem w bia�ym prochowcu. Musia� czeka�. Czeka�. Czeka�. Porozmawiamy? 8. Siedzieli z Chuzzlewitem w barze przy 117 ulicy. Body- Acheson siedzia� i pi�. Chuzzlewit siedzia�. - Pijcie, panowie, pijcie whisky-ziemiank�. To by�a ostatnia dostawa! - m�wi� barman do wchodz�cych. - Przez to embargo nie zobaczycie ziemianki na oczy przez nast�pne pi��dziesi�t lat. - James Sureal... To musi by� on! - Chuzzlewit zacisn�� d�o� w pi�� i uderzy� w blat stolika, jakby wt�ruj�c kroplom deszczu b�bni�cym o szyb�. - Urodzony w Uraniumtown. Tam po raz pierwszy da� o sobie zna� Rze�nik. Rutynowe badania i testy psychologiczne nie wykaza�y odchyle� od normy, ale to jeszcze o niczym nie �wiadczy... Data jego przybycia do Solar City pokrywa si� z dat� pierwszego morderstwa. Do New Earth City przyjecha� przedwczoraj. Do tej pory nie opu�ci� miasta. Tak czy owak, facet jest sko�czony. To tylko kwestia czasu. Ale dla Achesona nie by�a to tylko i wy��cznie kwestia czasu. Nie dla niego. Gdzie� z ulicy dochodzi�y do knajpy wrzaski gigantofon�w: - G�osujcie na demokrat� Ivana Babingtona!!! Ivan Babington twoim prezydentem!!! - Aha, jeszcze sprawa jego brata, Roberta... - Chuzllewit zerkn�� na timer. - Sureal mia� m�odszego brata. Umar�. Wyp�yn�li kiedy� ��dk� na ocean. Wr�ci� tylko James... Pami�tasz, co m�wi� doktor Sue? No, ale na mnie ju� czas. Mam dzi� nocne czuwanie. Czuj�, �e z�apiemy go tej nocy. - Powodzenia - powiedzia� Acheson i powr�ci� do picia. 9. Acheson wyszed� z knajpy w momencie, kiedy Sureal op�dza� si� od o�mionogich much. Inspektor by� mocno pijany. Sureal szed� za nim, czekaj�c na odpowiedni moment. Wreszcie weszli w stref� wiecznego p�mroku, nigdy nie o�wietlonej "dzielnicy mroczk�w". Do tradycji nale�a�o tu wybijanie �wiate� ulicznych. "Teraz" - pomy�la� Sureal, wyci�gaj�c z torby n�. "Teraz" - pomy�la� inspektor Body-Acheson, kt�ry nie by� a� tak bardzo pijany i p�ynnym ruchem wyszarpn�� z kabury trzydziestk� �semk�. G�uchy huk wystrza�u ni�s� si� przyt�umionym pog�osem po zaciemnionej ulicy. Sureal poczu� uderzenie w brzuch i w tym samym momencie obezw�adniaj�cy b�l rozchodz�cy si� po ca�ym ciele. Osun�� si� na kolana, n� z brz�kiem upad� na mokry od deszcz�wki chodnik. Teraz wiesz, jak to jest. Body-Acheson usi�owa� przebi� wzrokiem ciemno��. - Spotkali�my si� wreszcie - m�wi�, wci�� celuj�c pistoletem w mrok. - D�ugo czeka�em na t� chwil�. Powoli posuwa� si� naprz�d, w ka�dej chwili gotowy do strza�u. Nagle ciemno�ci rozdar� �wietlisty, tr�jwymiarowy napis ogniskowany z gigantycznego sterowca szybuj�cego nad miastem. Napis g�osi�: G�OSUJCIE NA LONGFELLOWA. Dopiero w jego blasku Acheson zobaczy� Sureala. Sureal siedzia� oparty o stary s�up og�oszeniowy, z r�kami skrzy�owanymi na brzuchu. Inspektor przykucn�� przy nim. - Witaj, Sureal - powiedzia� Acheson. Ale Sureal go nie s�ucha�. W�a�nie rozpoczyna� �eglug� pod pr�d kr�t� rzek� wspomnie�. Od wczesnego dzieci�stwa by� empatykiem z bo�ej �aski. Smakowa� aury psychiczne otaczaj�cych go ludzi jak wyszukane potrawy. Jego matka smakowa�a jak wanilia, zawsze uwielbia� przebywa� w jej towarzystwie. A najbardziej wtedy, kiedy ugniata�a ciasto na ruskie pierogi. Boby urodzi� si�, kiedy James mia� pi�� lat. Wtedy wszystko si� zacz�o... - Pan jest empatykiem, prawda? - g�os Achesona z trudem przebija� si� do Sureala przez g�st� mg�� wspomnie�. - My jeste�my empatycznymi mordercami, zabijamy bezszmerowo i bez�ladowo. Zabijamy samymi emocjami... Nienawidzili si� nawzajem - Boby i James. Dwaj bracia. James nie m�g� znie�� aury psychicznej Boby'ego. Przebywanie w jego towarzystwie by�o tortur�. Ale wtedy, kiedy wyp�yn�li we dw�ch na ocean... To by� wypadek. - To by� wypadek, Boby! - Zabi�e� mnie. - Jest nas wielu, b�dzie jeszcze wi�cej. Pan by� sam. Taka jednoosobowa krucjata. To romantyczne. Obejmujemy powoli kluczowe stanowiska. Prezydentem zostanie oczywi�cie Babington, Longfellowa porazi niespodziewanie ob��d. Jeste�my �wiadomym wyborem ewolucji. Nigdy nie pozby� si� tego obrazu. Ton�cy Boby i jego krzyk. Poda� mu wios�o, potem nie m�g� zdj�� but�w, zapl�ta�y mu si� sznurowad�a i... Boby nie potrafi� p�ywa�. "Zabi�e� mnie!" - krzykn�� wtedy, tu� przed utoni�ciem. Ale to nie by�a prawda. "Id� do ciebie, Boby. Jeste� tam? Jeste� tam?". Wtedy go zobaczy�. Acheson i Sureal siedzieli w nieprzeniknionych ciemno�ciach, milcz�cy i nieobecni. Dopiero kiedy raz jeszcze zaja�nia� propagandowy napis: G�OSUJCIE NA LONGFELLOWA, inspektor zobaczy�, �e Sureal ju� nie �yje. 10. - Powiedz mi jeszcze, sk�d, do ci�kiej cholery, wiedzia�e�, �e on b�dzie akurat w "dzielnicy mroczk�w"? Nie daje mi to spokoju. - Chuzzlewit patrzy� na Body-Achesona jak zauroczone dziecko na ruchliwe palce iluzjonisty. - Intuicja - powiedzia� inspektor, po czym uda� si� do najbli�szej knajpy, gdzie pi� w�dk� do utraty przytomno�ci. Tymczasem na ulicach wszystkich miast Singlessy automaty gazetowe dar�y si� wniebog�osy: - Zagadka czteroskrzyd�ych i o�mionogich much rozwi�zana! Istotnie, okaza�o si�, �e muchy s� - podobnie jak zdychaj�ce szczury w �redniowiecznych miastach ziemskich - zwiastunem zarazy tzw. ��tej febry. Zaraza poch�on�a blisko trzysta tysi�cy ofiar, zanim wynaleziono skuteczn� szczepionk�. Mi�dzy innymi jedn� z ofiar by� prorok Equlibryst�w MacBeth. Podobno jego ostatnie s�owa brzmia�y nast�puj�co: - Ja umieram, ale gdzie� kto� przychodzi na �wiat. R�wnowaga zostanie zachowana. Inspektor Body-Acheson awansowa� w ko�cu na stanowisko komisarza. Nie wiedzia�, bo wiedzie� nie m�g�, �e dwa lata przed jego awansem na �wiat przysz�a dziewczynka czytaj�ca w ludzkich emocjach jak w otwartej na o�cie� ksi�dze. Nie wiedzia� r�wnie�, �e umrze gwa�town� �mierci� z r�k pi�tnastoletniego g�wniarza, kt�ry w trakcie rozprawy powie: - Musia�em to zrobi�... W tym cz�owieku by�o co� z�ego, co� z nim nierozerwalnego... Musia�em to zrobi�. Niespe�na dziesi�� miesi�cy po �mierci komisarza Body- Achesona umrze r�wnie� prezydent Babington. Zabije go dziesi�cioletni syn policjanta. A dokona tego pistoletem wykradzionym ojcu. Tego wszystkiego �wie�o pasowany komisarz wiedzie� nie m�g�. Fakt. Singlessa�ska przyroda kocha R�wnowag�. Olsztyn, listopad 1990 - listopad 1991 Jacek Sobota JACEK SOBOTA Student nauk spo�ecznych olszty�skiej WSP. Znacie Pa�stwo ju� jego "Splot" ("NF" 4/90) i "R�ka diab�a" ("NF" 5/91). W zestawionej przez Wojtka Sede�k� antologii "Czarna msza" (Rebis '91) znalaz�a si� poprawiona wersja "Rzeki", kt�re to opowiadanie przegra�o swego czasu samob�jczy wy�cig do �am�w "NF" z kr�tszymi tekstami Jacka. �wiatami wszystkich znanych mi opowiada� Soboty rz�dzi zadziwiaj�ce fatum - gra ponurego absurdu, porz�dku i ba�aganu, weso�ego przypadku i smutnego przeznaczenia. Ile w tym powtarzalnej maniery, a ile �wiadomej, artystycznej reakcji na rzeczywisto�� - trudno powiedzie�. Na razie, jak m�wi� w "Przekroju", Sobota c z y t a s i �. (mp)