1430
Szczegóły |
Tytuł |
1430 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1430 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1430 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1430 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Jacek Sobota
Tytul: R�wnowaga
Z "NF" 9/92
Jedn� z licznych rozsianych po kosmosie skolonizowanych
planet by�a Singlessa. Jedyny kontynent na planecie,
oblewany ze wszystkich stron wodami oceanu, zamieszkiwa�o
blisko miliard ludzi.
Obsesj� singlessa�skiej przyrody by�o d��enie do
r�wnowagi. Niekt�rzy naukowcy, z wielkim singlessologiem
Georgem Maniokiem na czele, wysuwali hipotezy, jakoby �ycie
rozumne, mimo sprzyjaj�cych po temu okoliczno�ci, tylko
dlatego nie powsta�o na planecie, bowiem by�oby czynnikiem
naruszaj�cym doskona�o�� tej r�wnowagi.
Casus Singlessy sprawi�, �e g�owy podnie�li pantei�ci.
"Przyroda to B�g - powiedzia� Jason Kovalsky, panteista z
wyboru. - B�g to Przyroda. Tak jest na Singlessie".
W niespe�na dwadzie�cia lat po skolonizowaniu Singlessy
we wszystkich miastach nowego �wiata niemal w tym samym
czasie wybuch�a epidemia choroby nazwanej zielon� osp�.
Poch�on�a ponad pi�� milion�w ofiar, nim wynaleziono
skuteczn� szczepionk�.
W czterdziestym trzecim roku kr�tkiej historii kolonii
na kontynencie pojawi�y si� szczuropodobne i na domiar z�ego
praktycznie wszystko�erne stworzenia. W kr�tkim czasie
zdziesi�tkowa�y p�ody rolne. Szczuropodobne w niczym nie
ust�powa�y zdolno�ciami przystosowawczymi swoim ziemskim
protoplastom. Elektroniczne pu�apki tylko na pocz�tku
okaza�y si� skuteczne, potem zacz�y zawodzi�. Dopiero kiedy
stworzenia pocz�y zagra�a� r�wnowadze ekologicznej
kontynentu, ich populacja zmala�a samoistnie.
Po up�ywie niemal stu lat od przybycia pierwszych
ziemskich kolonist�w singlessa�ska przyroda uzna�a gatunek
homo sapiens za swoj� integraln� cz��, podlegaj�c� jej
niewzruszonym prawom.
1. Inspektor Dick Body-Acheson, od dwudziestu blisko lat
pracuj�cy w jednym z dzielnicowych komisariat�w New Earth
City, ni�s� na �amliwej szyi swoj� ci�k� od
przedwczorajszej w�dki g�ow�, niczym �opocz�cy na wietrze
sztandar.
Nad miastem unosi� si� ogromny sterowiec, drapie�nie
u�miechni�ty realistycznie namalowanym u�miechem.
Nadgorliwiec, kt�remu pewnie p�acono za nadgorliwo��, dar�
si� przez gigantofony:
- Nie zapominaj o obowi�zkowych cotygodniowych
szczepieniach ochronnych! Robimy to bezinteresownie i
bezbole�nie! Wy��cznie dla waszego dobraaa!
- Altrui�ci - mrukn�� Body-Acheson. Zabrzmia�o to jak
przekle�stwo.
Zjecha� ruchomymi schodami do tunelu submetra. W
powietrzu uwija�y si� chmary o�mionogich i czteroskrzyd�ych
much. Muchy zjawi�y si� na kontynencie przed paroma
miesi�cami nagle i nieoczekiwanie i nikt na razie nie
wiedzia�, jakie wydarzenia mog�y zwiastowa�. Ale na
Singlessie wszystko mia�o sw�j sens.
Wskoczy� do pociskowatego wagonu submetra dos�ownie w
ostatniej chwili. Przypi�� si� elastycznymi pasami do fotela
mi�kkiego jak wosk i przymkn�� oczy. Submetro ruszy�o z
zapieraj�cym dech w piersiach impetem. M�odzieniec obok o
wyko�lawionym przez czynniki obiektywne obliczu spr�bowa�
popisa� si� przed swoj� niebieskook� dziewczyn� odporno�ci�
na przeci��enie. Si�a d'Alamberta dos�ownie rozp�aszczy�a go
na elastycznej pod�odze. W takiej, do�� oryginalnej pozycji
dojecha� do nast�pnej stacji. Na kolejnej inspektor Body-
Acheson wysiad�.
Na ulicy zacinanej deszczem od wielu dni odbywa�a si�
pokojowa i propagandowa demonstracja nowej sekty czcicieli
r�wnowagi - Equlibryst�w. Inspektor nie bez trudno�ci
przecisn�� si� przez zwarty t�um. Szeregi Equlibryst�w ros�y
z dnia na dzie�.
Wreszcie 147 ulica i komisariat, wci�ni�ty niejako wbrew
sobie pomi�dzy odrapane budynki mieszkalne.
Przed komisariatem czatowa� na przechodni�w automat
gazetowy. Achesonowi nie uda�o si� go wymin�� i zmuszony
zosta� do kupienia najnowszego numeru "Daily News",
obci��aj�c tym samym swoje, i tak ju� przeci��one, konto
dodatkowymi dwoma kredytami.
Przejrza� gazet� w rozregulowanej �piewaj�cej windzie.
Kr�tka notka z pierwszej strony donosi�a o kolejnym mordzie
nieznanego sprawcy, kt�rego mass media zd��y�y ju� pasowa�
na Rze�nika. By�a to jego si�dma ofiara. Rze�nik mordowa�
ostrym narz�dziem, najpewniej d�ugim no�em. Na Singlessie,
poza przedstawicielami prawa, praktycznie nikt nie m�g�
posiada� broni palnej.
Ofiary Rze�nika wygl�da�y na przypadkowe, mo�e dobiera�
je pod�ug niepoj�tej logiki. Ale nawet komputery nie zdo�a�y
wykry� ich cech wsp�lnych, ani nie dopatrzy�y si� w danych
�adnego porz�dku. Rze�nik zaszlachtowa� trzech ludzi w
Uraniumtown i czterech w Solar City. Policyjni
psychoanalitycy lansowali mglist� teori�, jakoby Rze�nik by�
socjopat� o nie ustalonych motywach post�powania.
- Ja znam te motywy - mrukn�� do siebie Body-Acheson.
- Tak, sir? S�ucham, sir? - zainteresowa�a si� winda,
przerywaj�c �piewanie. Poirytowany Body-Acheson nie
odpowiedzia�.
2. Czeka�.
Jego �ycie by�o nieustannym czekaniem na tych kilka
chwil.
Z o�owianego nieba sp�ywa�y potoki s�onego deszczu. Niebo
p�aka�o.
Kilka kropel przedosta�o si� przez szczeln� zas�on�
wysoko postawionego ko�nierza prochowca, wzmagaj�c
nieprzyjemn� dr��czk�. Zakl�� bezg�o�nie i schowa� si� w
bramie. Brama oblepiona o�mionogimi i czteroskrzyd�ymi
muchami �mierdzia�a gnij�c� wilgoci�.
Od d�u�szego czasu wyczuwa� zbli�aj�c� si� nieustannie
wrog� aur� psychiczn� - skondensowan� nienawi�� i... co�
jeszcze.
Od dzieci�stwa czyta� w ludzkich uczuciach i emocjach jak
w otwartej ksi�dze.
"Empatia to k�opotliwy dar" - powiedzia� kiedy� jego
nie�yj�cy ju� od lat wuj. I mia� po stokro� racj�!
Blisko.
I wtedy znowu odezwa� si� Boby. Wygl�da� jak w�wczas,
osiemna�cie lat temu, kiedy uton�� w oceanie. Dzieci�cy g�os.
Zabi�e� mnie, James. Zabi�e� mnie.
- Nie! - krzykn�� i zas�oni� oczy d�o�mi. Ale to nic nie
pomog�o, bo Boby by� tam, w �rodku.
- Nie teraz, Boby! Prosz�.
Poczu� wilgo� na policzkach i nie wiedzia�, czy to �zy,
czy pot, czy deszcz.
Zabi�e� mnie.
Bli�ej.
Wyj�� z przewieszonej przez rami� p��ciennej torby d�ugi
n�. D�ugi jak bezsenna noc... Ile� takich nocy mia� za
sob�. Pami�ta�, jak kiedy� ukrad� ten n� staremu
Korlbulerowi. U�miechn�� si� bezwiednie. Lubi� Korlbulera -
jowialnego staruszka, kt�ry szlachtowa� �winie z lito�ci dla
ich �wi�skiego �ywota.
Ca�kiem blisko.
To dla ciebie Boby.
Zabi�e� mnie, James!
To nie tak!
Gdzie� wysoko, nad miastem zap�on�� tr�jwymiarowy napis:
NEW EARTH CITY MIASTEM TWOJEJ SZANSY!!!
O, taaak... I te trzy wykrzykniki.
Znowu u�miechn�� si� do swoich my�li. Do czego� przecie�
musia� si� u�miecha�.
S�ysza� ju� kroki. Zdecydowane kroki rozbryzguj�ce ka�u�e
m�tnej deszcz�wki. Zdecydowane i ci�kie.
Czu� obezw�adniaj�c� tamtego nienawi�� jak smr�d
rozk�adaj�cego si� od dawna organizmu.
James!
Nie teraz. Nie teraz, Boby.
Szybkim, obliczonym na zaskoczenie ruchem wci�gn�� obcego
do bramy. Naprawd� by� ci�ki!
P�ynnym ruchem przeci�gn�� ostrzem po jego gardle. Cia�o
ofiary wypr�y�o si� w gwa�townym spazmie, poci�gaj�c za
sob� kata. Upadli na zimne p�yty chodnika. Poczu�, jak co�
ciep�ego zalewa mu twarz. To by�a krew.
Po chwili cia�o obcego zwiotcza�o, dopiero wtedy zwolni�
sw�j u�cisk i zwymiotowa�.
James.
Nawet nie zobaczy� jego twarzy.
Martwe cia�o b�yskawicznie obsiad�y czarne, o�mionogie i
czteroskrzyd�e muchy.
Jeste� morderc�, James.
3. Donald Chuzzlewit ugania� si� za muchami ze zwini�tym w
rulon magazynem dla samotnych gospody� domowych. Na widok
wymi�tej i skacowanej postaci Body-Achesona Chuzzlewit
u�miechn�� si� nieweso�o.
- Wygl�dasz jak po szczepionce na zielon� osp�.
- Musz� ci� zmartwi�, ty wygl�dasz tak jak zwykle -
odgryz� si� inspektor.
- S�ysza�e� o niejakim Uquharcie?
Acheson drgn��. Zaraz jednak pokry� poruszenie
oboj�tno�ci�.
- Uquhart? Co to za go��?
- Adwokat. Kto� skaleczy� go w gard�o.
- Rze�nik?... - Body-Acheson zawiesi� g�os.
- Wiele na to wskazuje. Zawita� wreszcie i do nas. Aha...
Jaki� facet do ciebie fonowa�. Tajemniczy. Bez wizji.
Zostawi� numer. - Chuzzlewit poda� inspektorowi zmi�t�
karteczk�.
Po chwili Body-Acheson wystukiwa� kod na klawiaturze
swojego wideofonu w samotni zapuszczonego gabinetu.
Ekran zamigota� i b�yskawicznie zaja�nia�. Kto� po
drugiej stronie niecierpliwie czeka� na fon od inspektora
Achesona.
Nale�a� do rzadkiego na Singlessie gatunku g�adko
uczesanych i dok�adnie ogolonych. Na pierwszy rzut oka
trzydziestolatek, o wodnistych oczach i ostrym jak brzytwa
podbr�dku.
- M�wi�em, �eby nie fonowa� pan do mojej pracy -
powiedzia� zimno Acheson.
- Okoliczno�ci mnie zmusi�y.
- Pan ma na my�li?
- Uquhart nie �yje!
- Wiem o tym. Wie o tym po�owa miasta. A po
popo�udniowych wiadomo�ciach dowie si� druga po�owa. To nie
jest rozmowa na wideofon.
- Niech pan nie pieprzy, Acheson! - m�czyzna by�
roztrz�siony. Zapali� papierosa i zaraz go zgasi�, gdzie�
poza kadrem. - ��dam ochrony, Acheson!
- Przykro mi, Verka. To przekracza moje kompetencje.
- Ja ��dam!
- Spotkamy si� w "Singlessa�skim Szczurze" oko�o �smej.
Tam spokojnie i rzeczowo om�wimy sytuacj�.
Body-Acheson wy��czy� wizj� i foni�.
Potem podszed� do okna i otworzy� je na o�cie�. Na ulicy
trwa�a ha�a�liwa demonstracja Equlibryst�w. Prorok MacBeth
wrzeszcza� przez muzealny megafon:
- Wszech�wiat to R�wnowaga! R�wnowaga wyznacza sens
istnienia! Gdzie� ginie cz�owiek, gdzie� natychmiast rodzi
si� nowy! Z�o i dobro, �mier� i �ycie, szcz�cie i
nieszcz�cie to ko�ce tego samego kija! Pierwszym wyznawc�
R�wnowagi by� sam wielki Arystoteles, zwany filozofem
z�otego �rodka.
Przesta� s�ucha� i s�ysze�. Zapatrzy� si� na rozleg��
panoram� miasta. Gdzie� tam, po�r�d tych wszystkich
betonowych blok�w, kry� si� Rze�nik. Kim by�? Kim, u diab�a,
by�?!
- Witamy w New Earth City - powiedzia� na g�os i zamkn��
okno.
4. Wiecz�r, jak zwykle na Singlessie, zapada� szybko.
Godzina si�dma.
W�a�nie zacz�y si� zapala� krzykliwe, tr�jwymiarowe
reklamy. Najja�niejsze wizerunki dw�ch naprawd� licz�cych
si� kandydat�w na stanowisko prezydenta. Dor�wnywa�a im
tylko reklam�wka nowego b�yskawicznie zdobywaj�cego rynek
�rodka owadob�jczego. Czteroskrzyd�e i o�mionogie muchy
stawa�y si� coraz bardziej niezno�ne.
Przemierza� ulice miasta, kieruj�c si� swoim niezawodnym
empatycznym zmys�em.
Automat gazetowy ugania� si� za przechodniami,
wykrzykuj�c uwodzicielsko:
- Ziemskie embargo ekonomiczne! Rze�nik w New Earth City!
Pierwsza ofiara Rze�nika! Kupujcie "Daily News"! Kupujcie
"Daily News"!
Nie kupi�. Nigdy nie lubi� tanich thriller�w.
Czyja� d�o� opad�a na jego rami�. Zmartwia�.
- Czcij R�wnowag�!!! - wrzasn�� mu do ucha Equlibrysta
kolportuj�cy ulotki propagandowe.
Odetchn��.
Boisz si�?
Boby...
Boisz si�.
Zbli�a� si� do obcego. Spotkanie mia�o w sobie co� z
nieuchronno�ci przeznaczenia.
Wreszcie go zobaczy� - wysoki, elegancko przystrojony
m�czyzna w �rednim wieku, trzymaj�cy nad g�ow� czasz�
parasola.
Obcy by� czujny, rozgl�da� si� nerwowo, to przy�piesza�,
to zn�w zwalnia�. Nie by� zawodowcem.
Ty te� nim nie jeste�.
Przy�pieszy� kroku. Dzieli�y ich teraz trzy, dwa metry.
Metr.
Obco�� tego cz�owieka pora�a.
Jeste� morderc�, James.
Boby nigdy nie zdrabnia� jego imienia. Nigdy.
Obcy ogl�da si� za siebie, na jego twarzy stygnie wyraz
przera�enia.
Ty te� si� boisz, James.
Wepchn�� go do bramy prowadz�cej na slumsowe podw�rze.
Brama wygl�da�a jak poszarpana szpara po wyrwanym z�bie.
Uderzy� no�em dwukrotnie, raz za razem. Mierzy� w serce,
ale chybi�.
Obcy �y�. Fale skondensowanej nienawi�ci uderzy�y w
Rze�nika. (Nie lubi� siebie tak nazywa�.) Zatoczy� si� na
najbli�sz� �cian�, jego cia�em wstrz�sn�y wymioty.
Nienawi��.
I co� jeszcze.
Zada� jeszcze trzy rozpaczliwe pchni�cia, nim n� wysun��
mu si� ze zdr�twia�ej d�oni. Opad� ci�ko na kolana.
Obcy umiera�.
Umiera� ca�� wieczno��.
Kiedy wreszcie jego oczy zasnu�a mg�a, Rze�nik wsta� i
ruszy� przed siebie chwiejnym krokiem. Przy ka�dym kroku
odczuwa� b�l.
Zabi�e� mnie, James!
- Nieeee!!!
5. Verka nie zjawi� si� na um�wione spotkanie.
Body-Acheson sprawdzi� zawarto�� magazynku swojej
trzydziestki �semki, po czym w�o�y� bro� pod poduszk�.
- Zwariowa�e�, Dick?! - krzykn�a Emma, jego �ona, �adna
pospolit� urod� blondynka o rozwodnionych oczach. - Nigdy
tego nie robi�e�.
Burkn�� niewyra�nie i po�o�y� si� na szerokim, ma��e�skim
�o�u. Pistoletu jednak spod poduszki nie wyci�gn��.
6. Komisarz Peabody przechadza� si� po sali odpraw ci�kim
krokiem pozbawionym gracji.
- Przedstawiam wam doktora Jonathana Sue, wybitnego
psychiatr� - zwr�ci� si� do zgromadzonych.
Doktor Sue przypomina� wygl�dem i zachowaniem powyginany
drut. M�wi�c cedzi� oszcz�dnie przez nier�wne z�by.
- Rze�nik jest psychotykiem. To oczywi�cie moje zdanie -
u�miechn�� si� w�sko i krzywo. Wszystko w tym cz�owieku by�o
w�skie i krzywe. - Czuje si� osaczony przez ca�y �wiat,
zagro�ony... My�li, �e z innymi jest podobnie. Dlatego te�
zabija ich z lito�ci. Istnieje mo�liwo��, �e kt�rego� dnia
postanowi skr�ci� w�asne cierpienie i pope�ni samob�jstwo.
- To bardzo pocieszaj�ce - powiedzia� Body-Acheson.
- Najpierw Uraniumtown, potem Solar City, teraz New Earth
City - ponownie zabra� g�os Peabody. - Powszechnie chyba
wiadomo, �e nikt praktycznie nie mo�e, a przynajmniej nie
powinien dosta� si� niepostrze�enie do kt�rejkolwiek z
dziewi�ciu kontynentalnych metropolii. Zwi�zane jest to z
roznoszeniem chor�b zaka�nych i profilaktyk�. Wszystkie
przybycia musz� by� rejestrowane, by na czas mo�na by�o
wyizolowa� potencjalnych nosicieli. Morderca odby� w
ostatnim czasie podr� z Uraniumtown do Solar City, stamt�d
za� do New Earth City. Po��czyli�my to z datami morderstw.
Mamy w tej chwili nieco ponad sto nazwisk. W�r�d nich mo�e
by� poszukiwany. Komputery daj� na to 79 proc. szans. To
du�o. Musimy sprawdzi� wszystkie nazwiska.
Obecni zacz�li podnosi� si� z miejsc i zmierza� ku
wyj�ciu.
- Jeszcze jedno - zatrzyma� ich g�os doktora Sue. - Jest
mo�liwe, �e ten cz�owiek zabi� kogo� ze swojej najbli�szej
rodziny. By� mo�e, chcia� go w ten spos�b uchroni� przed
�wiatem. Proponuj� sprawdzi� wszelkie nie wyja�nione
zagini�cia i zgony w rodzinach podejrzanych.
Body-Acheson podni�s� si� ze swojego miejsca i wyszed�.
Odprawa by�a zako�czona. Wszystko zosta�o powiedziane.
Dwunasta. Czas na sp�nione �niadanie.
Swoim wewn�trznym wystrojem knajpa przy 567 ulicy �ywo
przypomina�a jam� nornicy. Acheson zam�wi� dwie w�dki i trzy
og�rki. Barman zrealizowa� zam�wienie beznami�tnie i bez
s�owa. By� niskim, smag�ym m�czyzn� o charakterystycznych
dla ludzi urodzonych na po�udniu kontynentu w�skich,
wiecznie przymru�onych oczach.
Acheson pi� w�dk�, zagryzaj�c og�rkiem o smaku czosnku.
Czyta� poranne wydanie "Daily News". Kampania prezydencka
by�a w pe�nym toku. Pozosta�o tylko dw�ch powa�nych
kandydat�w. Autor artyku�u dawa� im r�wne szanse, badania
opinii publicznej r�wnie� nie by�y rozstrzygaj�ce. Sztaby
wyborcze wyci�ga�y na �wiat�o dzienne rynsztokowe brudy.
Body-Acheson nale�a� do w�skiego grona os�b, kt�re nie mia�y
najmniejszych w�tpliwo�ci co do tego, kto w ko�cu zostanie
prezydentem.
- Inspektor Body-Acheson? - g�os barmana wyrwa� Achesona
z p�ytkiej zadumy.
- Owszem - d�o� inspektora poszybowa�a bezszelestnie ku
kaburze pod pach�.
- Fon do pana.
- Dzi�kuj�.
Odetchn��.
Nerwy.
Fonowa� komisarz Peabody. Acheson zastanawia� si�, sk�d
komisarz wiedzia�, gdzie fonowa�. Po chwili zrozumia� - to
Chuzzlewit. Chuzzlewit mu powiedzia�.
Mi�sist� twarz Peabody'ego rozci�ga� szeroki u�miech
satysfakcji.
- Wyeliminowali�my z r�nych wzgl�d�w dziewi��dziesi�ciu
siedmiu podejrzanych. Pozosta�o pi�ciu. Sprawdzamy ich. Mamy
rysopisy. Szukamy w hotelach. Jeste� potrzebny, Dick.
Ekran przyblad� i zgas�.
- B�d� - powiedzia� Acheson do pustego ekranu.
To wcale nie musia� by� kto� z tej pi�tki. Wszystko
opiera�o si� na w�tpliwych domys�ach.
Body-Acheson ba� si�. By� �lepcem na jaskrawo o�wietlonej
scenie.
7. Kierowa� si� na �r�d�o b�lu. Ostatnie �r�d�o b�lu w tym
mie�cie.
Z nieba sypa� si� �nieg ulotek, gigantofony krzycza�y:
- G�osujcie na demokrat� Ivana Babingtona! Ivan
Babington twoim prezydentem!!!
Moim prezydentem?
- Boby...
Wtedy go zobaczy�. Niewysoki facet, siwiej�cy na
skroniach. Siedzia� w barze i co� popija�. Widzia� go przez
brudn� szyb�.
Ale on nie by� sam. Rozmawia� z facetem w bia�ym
prochowcu. Musia� czeka�. Czeka�. Czeka�.
Porozmawiamy?
8. Siedzieli z Chuzzlewitem w barze przy 117 ulicy. Body-
Acheson siedzia� i pi�. Chuzzlewit siedzia�.
- Pijcie, panowie, pijcie whisky-ziemiank�. To by�a
ostatnia dostawa! - m�wi� barman do wchodz�cych. - Przez to
embargo nie zobaczycie ziemianki na oczy przez nast�pne
pi��dziesi�t lat.
- James Sureal... To musi by� on! - Chuzzlewit zacisn��
d�o� w pi�� i uderzy� w blat stolika, jakby wt�ruj�c
kroplom deszczu b�bni�cym o szyb�. - Urodzony w Uraniumtown.
Tam po raz pierwszy da� o sobie zna� Rze�nik. Rutynowe
badania i testy psychologiczne nie wykaza�y odchyle� od
normy, ale to jeszcze o niczym nie �wiadczy... Data jego
przybycia do Solar City pokrywa si� z dat� pierwszego
morderstwa. Do New Earth City przyjecha� przedwczoraj. Do
tej pory nie opu�ci� miasta. Tak czy owak, facet jest
sko�czony. To tylko kwestia czasu.
Ale dla Achesona nie by�a to tylko i wy��cznie kwestia
czasu. Nie dla niego.
Gdzie� z ulicy dochodzi�y do knajpy wrzaski gigantofon�w:
- G�osujcie na demokrat� Ivana Babingtona!!! Ivan
Babington twoim prezydentem!!!
- Aha, jeszcze sprawa jego brata, Roberta... - Chuzllewit
zerkn�� na timer. - Sureal mia� m�odszego brata. Umar�.
Wyp�yn�li kiedy� ��dk� na ocean. Wr�ci� tylko James...
Pami�tasz, co m�wi� doktor Sue? No, ale na mnie ju� czas.
Mam dzi� nocne czuwanie. Czuj�, �e z�apiemy go tej nocy.
- Powodzenia - powiedzia� Acheson i powr�ci� do picia.
9. Acheson wyszed� z knajpy w momencie, kiedy Sureal
op�dza� si� od o�mionogich much. Inspektor by� mocno pijany.
Sureal szed� za nim, czekaj�c na odpowiedni moment. Wreszcie
weszli w stref� wiecznego p�mroku, nigdy nie o�wietlonej
"dzielnicy mroczk�w". Do tradycji nale�a�o tu wybijanie
�wiate� ulicznych.
"Teraz" - pomy�la� Sureal, wyci�gaj�c z torby n�.
"Teraz" - pomy�la� inspektor Body-Acheson, kt�ry nie by�
a� tak bardzo pijany i p�ynnym ruchem wyszarpn�� z kabury
trzydziestk� �semk�.
G�uchy huk wystrza�u ni�s� si� przyt�umionym pog�osem po
zaciemnionej ulicy.
Sureal poczu� uderzenie w brzuch i w tym samym momencie
obezw�adniaj�cy b�l rozchodz�cy si� po ca�ym ciele. Osun��
si� na kolana, n� z brz�kiem upad� na mokry od deszcz�wki
chodnik.
Teraz wiesz, jak to jest.
Body-Acheson usi�owa� przebi� wzrokiem ciemno��.
- Spotkali�my si� wreszcie - m�wi�, wci�� celuj�c
pistoletem w mrok. - D�ugo czeka�em na t� chwil�.
Powoli posuwa� si� naprz�d, w ka�dej chwili gotowy do
strza�u. Nagle ciemno�ci rozdar� �wietlisty, tr�jwymiarowy
napis ogniskowany z gigantycznego sterowca szybuj�cego nad
miastem. Napis g�osi�: G�OSUJCIE NA LONGFELLOWA. Dopiero w
jego blasku Acheson zobaczy� Sureala.
Sureal siedzia� oparty o stary s�up og�oszeniowy, z
r�kami skrzy�owanymi na brzuchu. Inspektor przykucn�� przy
nim.
- Witaj, Sureal - powiedzia� Acheson. Ale Sureal go nie
s�ucha�. W�a�nie rozpoczyna� �eglug� pod pr�d kr�t� rzek�
wspomnie�. Od wczesnego dzieci�stwa by� empatykiem z bo�ej
�aski. Smakowa� aury psychiczne otaczaj�cych go ludzi jak
wyszukane potrawy. Jego matka smakowa�a jak wanilia, zawsze
uwielbia� przebywa� w jej towarzystwie. A najbardziej wtedy,
kiedy ugniata�a ciasto na ruskie pierogi. Boby urodzi� si�,
kiedy James mia� pi�� lat. Wtedy wszystko si� zacz�o...
- Pan jest empatykiem, prawda? - g�os Achesona z trudem
przebija� si� do Sureala przez g�st� mg�� wspomnie�. - My
jeste�my empatycznymi mordercami, zabijamy bezszmerowo i
bez�ladowo. Zabijamy samymi emocjami...
Nienawidzili si� nawzajem - Boby i James. Dwaj bracia.
James nie m�g� znie�� aury psychicznej Boby'ego. Przebywanie
w jego towarzystwie by�o tortur�. Ale wtedy, kiedy wyp�yn�li
we dw�ch na ocean... To by� wypadek.
- To by� wypadek, Boby!
- Zabi�e� mnie.
- Jest nas wielu, b�dzie jeszcze wi�cej. Pan by� sam.
Taka jednoosobowa krucjata. To romantyczne. Obejmujemy
powoli kluczowe stanowiska. Prezydentem zostanie oczywi�cie
Babington, Longfellowa porazi niespodziewanie ob��d.
Jeste�my �wiadomym wyborem ewolucji.
Nigdy nie pozby� si� tego obrazu. Ton�cy Boby i jego
krzyk. Poda� mu wios�o, potem nie m�g� zdj�� but�w,
zapl�ta�y mu si� sznurowad�a i... Boby nie potrafi� p�ywa�.
"Zabi�e� mnie!" - krzykn�� wtedy, tu� przed utoni�ciem. Ale
to nie by�a prawda.
"Id� do ciebie, Boby. Jeste� tam? Jeste� tam?". Wtedy go
zobaczy�.
Acheson i Sureal siedzieli w nieprzeniknionych
ciemno�ciach, milcz�cy i nieobecni. Dopiero kiedy raz
jeszcze zaja�nia� propagandowy napis: G�OSUJCIE NA
LONGFELLOWA, inspektor zobaczy�, �e Sureal ju� nie �yje.
10. - Powiedz mi jeszcze, sk�d, do ci�kiej cholery,
wiedzia�e�, �e on b�dzie akurat w "dzielnicy mroczk�w"? Nie
daje mi to spokoju. - Chuzzlewit patrzy� na Body-Achesona
jak zauroczone dziecko na ruchliwe palce iluzjonisty.
- Intuicja - powiedzia� inspektor, po czym uda� si� do
najbli�szej knajpy, gdzie pi� w�dk� do utraty przytomno�ci.
Tymczasem na ulicach wszystkich miast Singlessy automaty
gazetowe dar�y si� wniebog�osy:
- Zagadka czteroskrzyd�ych i o�mionogich much rozwi�zana!
Istotnie, okaza�o si�, �e muchy s� - podobnie jak
zdychaj�ce szczury w �redniowiecznych miastach ziemskich -
zwiastunem zarazy tzw. ��tej febry. Zaraza poch�on�a
blisko trzysta tysi�cy ofiar, zanim wynaleziono skuteczn�
szczepionk�. Mi�dzy innymi jedn� z ofiar by� prorok
Equlibryst�w MacBeth. Podobno jego ostatnie s�owa brzmia�y
nast�puj�co:
- Ja umieram, ale gdzie� kto� przychodzi na �wiat.
R�wnowaga zostanie zachowana.
Inspektor Body-Acheson awansowa� w ko�cu na stanowisko
komisarza. Nie wiedzia�, bo wiedzie� nie m�g�, �e dwa lata
przed jego awansem na �wiat przysz�a dziewczynka czytaj�ca w
ludzkich emocjach jak w otwartej na o�cie� ksi�dze.
Nie wiedzia� r�wnie�, �e umrze gwa�town� �mierci� z r�k
pi�tnastoletniego g�wniarza, kt�ry w trakcie rozprawy
powie:
- Musia�em to zrobi�... W tym cz�owieku by�o co� z�ego,
co� z nim nierozerwalnego... Musia�em to zrobi�.
Niespe�na dziesi�� miesi�cy po �mierci komisarza Body-
Achesona umrze r�wnie� prezydent Babington. Zabije go
dziesi�cioletni syn policjanta. A dokona tego pistoletem
wykradzionym ojcu.
Tego wszystkiego �wie�o pasowany komisarz wiedzie� nie
m�g�.
Fakt. Singlessa�ska przyroda kocha R�wnowag�.
Olsztyn, listopad 1990 - listopad 1991
Jacek Sobota
JACEK SOBOTA
Student nauk spo�ecznych olszty�skiej WSP. Znacie Pa�stwo
ju� jego "Splot" ("NF" 4/90) i "R�ka diab�a" ("NF" 5/91). W
zestawionej przez Wojtka Sede�k� antologii "Czarna msza"
(Rebis '91) znalaz�a si� poprawiona wersja "Rzeki", kt�re to
opowiadanie przegra�o swego czasu samob�jczy wy�cig do �am�w
"NF" z kr�tszymi tekstami Jacka.
�wiatami wszystkich znanych mi opowiada� Soboty rz�dzi
zadziwiaj�ce fatum - gra ponurego absurdu, porz�dku i
ba�aganu, weso�ego przypadku i smutnego przeznaczenia. Ile w
tym powtarzalnej maniery, a ile �wiadomej, artystycznej
reakcji na rzeczywisto�� - trudno powiedzie�. Na razie, jak
m�wi� w "Przekroju", Sobota c z y t a s i �.
(mp)