13646
Szczegóły |
Tytuł |
13646 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13646 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13646 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13646 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
R. A. Salvatore
Droga do �witu
(Passage To Dawn)
T�umaczenie: Piotr Kucharski
PROLOG
By�a pi�kna, zgrabna, mia�a blad� sk�r�, a jej g�ste, l�ni�ce w�osy opada�y do po�owy nagich
plec�w. �mia�o dzieli�a si� swoim wdzi�kiem, przekazywanym mu poprzez delikatny dotyk. Tak
delikatny. Drobne, pe�ne energii palce pie�ci�y jego brod�, szcz�k�, szyj�.
Ka�dy jego mi�sie� napi�� si�, a on pr�bowa� odzyska� kontrol�, walczy� z kusicielk� resztk�
si�y woli, kt�ra pozosta�a w nim po tych wszystkich latach.
Nie wiedzia� nawet, dlaczego wci�� si� opiera�, w jego �wiadomo�ci nie pozosta�o nic, co ten
inny �wiat, prawdziwy �wiat, m�g� mu ofiarowa�, by utrzyma� jego uparte stanowisko. Co w tym
miejscu by�o dobre, a co z�e? Jaka mog�a by� cena przyjemno�ci?
C� wi�cej musia� da�?
Jego napi�ta na mi�niach sk�ra by�a delikatnie muskana. Dosta� g�siej sk�rki w miejscach,
po kt�rych przesun�y si� palce. Wzywaj�c go, zmuszaj�c go do poddania si�.
Poddania si�.
Poczu�, jak jego wola odp�ywa. Walczy� ze swoim uporem. Nie by�o powodu, by si� opiera�.
M�g� mie� mi�kk� po�ciel i wygodne pos�anie. Zapach � ten paskudny smr�d, tak okropny, �e
nawet przez te wszystkie lata nie zdo�a� si� do niego przyzwyczai� � m�g� zosta� usuni�ty.
Mog�a to zrobi� dzi�ki swojej magii. Przyrzek�a mu to.
Po�o�y� si�, przymkn�� swoje oczy i podda� si� dotykowi, odczuwaj�c go teraz znacznie
wyra�niej ni� dot�d.
Us�ysza� jej warkni�cie, dziki, zwierz�cy odg�os.
Rozejrza� si�. Byli na brzegu p�ki skalnej, jednej z wielu rozrzuconych na poszarpanym,
wznosz�cym si� terenie, kt�ry trz�s� si�, jak gdyby by� �yj�c� istot�, oddychaj�c� i �miej�c� si�
z niego, kpi�c�. Byli wysoko, wiedzia� o tym. Par�w rozci�gaj�cy si� za p�k� by� szeroki, a nie
widzia� wi�cej ni� kilka metr�w poni�ej kraw�dzi. Kraj obraz nikn�� w ustawicznie wiruj�cej
szaro�ci, ca�unie dymu.
Otch�a�.
Tym razem on warkn��, lecz d�wi�k nie by� dziki, nie pierwotny, lecz wynika� z rozs�dku,
z moralno�ci, tej drobnej iskierki tego, kim by� kiedy�. Chwyci� jej r�k� i odsun��, wykr�caj�c j�.
Opar�a si� z si��, kt�ra potwierdzi�a jego wspomnienia, poniewa� by�a nadnaturalna, znacznie
przewy�sza�a mo�liwo�ci, kt�re mog�a dawa� jej budowa.
Jednak on wci�� by� silniejszy i odsun�� d�o�, obr�ci� j� i spojrza� na ni�.
G�ste w�osy lekko si� wzburzy�y i przebi� si� przez nie jeden z jej ma�ych, bia�ych rog�w.
� Nie, m�j kochanku � mrukn�a. Pot�ga jej wypowiedzi prawie go z�ama�a. Jej g�os,
podobnie jak si�a fizyczna, ni�s� w sobie wi�cej, ni� mog�o by� uznane za naturalne. G�os ten
zawiera� w sobie wielkie k�amstwo, jakim by�o ca�e to miejsce.
Z jego warg wyrwa� si� krzyk i z ca�� swoj� si�� pchn�� j� do ty�u, zepchn�� z p�ki.
Z jej plec�w rozwin�y si� roz�o�yste, podobne do nietoperzych skrzyd�a. Sukub wzni�s� si�
do g�ry, �miej�c si� z niego, a otwarte usta ujawni�y przera�aj�ce k�y, kt�re mog�yby przebi�
szyj�. Sukub � jego niedosz�a kochanka � roze�mia� si�, a on wiedzia�, �e wprawdzie zdo�a� si�
oprze�, jednak nie wygra�, nigdy nie m�g� wygra�. Tym razem prawie go z�ama�a, dotar�a bli�ej
ni� poprzednim razem, a przy kolejnej sposobno�ci dotrze jeszcze dalej. Kpi�a z niego. Zawsze
z niego kpi�a!
Zda� sobie spraw� z tego, �e tak jak zawsze, by�a to pr�ba. Wiedzia�, kto by� jej
pomys�odawc� i nie zdziwi�o go, gdy na jego plecy opad� bicz, przyciskaj�c go do pod�o�a.
Pr�bowa� si� ukry�, czu� wzmagaj�ce si� wok� niego gor�co, lecz wiedzia�, �e nie ma gdzie
uciec.
Drugie uderzenie spad�o na niego, gdy czo�ga� si� w kierunku p�ki. P�niej nadesz�o trzecie,
a on dotar� do skraju, krzykn�� i przerzuci� cia�o przez kraw�d�. Chcia� opa�� na dno parowu,
chcia�, by jego cielesna pow�oka roztrzaska�a si� o kamienie. Zdecydowany by� umrze�.
Wielki balor Errtu, cztery metry dymi�cych, ciemnoczerwonych �usek i mi�ni jak postronki,
podszed� niedbale do kraw�dzi i rozejrza� si�. Jego oczy, kt�re od �witu czasu patrzy�y poprzez
mg�y Otch�ani, dostrzeg�y spadaj�c� sylwetk�. Errtu si�gn�� w jej kierunku.
Opada� coraz wolniej. P�niej to w og�le przesta�o by� opadaniem. Wznosi� si�, schwytany
w telekinetyczn� sie�, owini�ty w ni� przez pana. Bicz czeka�, a nast�pne jego uderzenie
�askawie pozbawi�o go przytomno�ci.
Errtu nie cofn�� bicza. Balor u�y� tej samej telekinetycznej energii, aby owin�� j� wok�
ofiary i j� sp�ta�. Errtu spojrza� na w�ciek�ego sukuba i kiwn�� g�ow�. Dobrze si� dzisiaj spisa�a.
Drool obliza�a doln� warg�, widz�c nieprzytomn� posta�. Chcia�a si� po�ywi�. Wed�ug niej
st� zosta� zastawiony dla niej. Uderzenie skrzyde� skierowa�o j� z powrotem na p�k�.
Zbli�y�a si� ostro�nie, szukaj�c jakiej� drogi poprzez os�ony balora.
Errtu pozwoli� jej doj�� blisko, bardzo blisko, a nast�pnie lekko uderzy� j� biczem. Jego
ofiara odskoczy�a do ty�u, przeskakuj�c przez p�omienie balora. Errtu przesun�� si� o krok, jego
cielsko znalaz�o si� pomi�dzy ofiar� a sukubem.
� Musz� � za�ka�a, o�mielaj�c si� troch� zbli�y�, cz�ciowo id�c, cz�ciowo lec�c. Jej
�udz�co delikatne d�onie si�gn�y do przodu i chwyci�y dym. Zatrz�s�a si�, zdyszana.
Errtu odsun�� si�. Podesz�a kawa�eczek bli�ej.
Wiedzia�a, �e balor dra�ni si� z ni�, ale nie mog�a si� odwr�ci�, widz�c bezbronn� posta�.
Za�ka�a, wiedz�c, �e zostanie ukarana, lecz nie mog�a si� zatrzyma�.
Lekkim �ukiem przesz�a obok balora. Ponownie za�ka�a. Jej stopy stan�y pewnie, mog�a z tej
pozycji po�pieszy� w kierunku le��cej twarz� w d� ofiary i przynajmniej jej spr�bowa�, zanim
Errtu jej to uniemo�liwi.
R�ka Errtu wyci�gn�a miecz wykuty z b�yskawicy. Potw�r wzni�s� go do g�ry, wykrzykn��
komend� i grunt zadr�a� jak ra�ony piorunem.
Sukub odskoczy� do ty�u, uciekaj�c w kierunku kraw�dzi. W ko�cu odlecia�, wydaj�c
z siebie niesamowity wrzask. B�yskawica Errtu uderzy�a go w plecy i zakr�ci�a nim. D�ugo
opada�, zanim zdo�a� odzyska� kontrol�.
Errtu ju� si� nim nie przejmowa�. Balor my�la� o swoim wi�niu, zawsze tylko o nim.
Uwielbia� dr�czy� nieszcz�nika, lecz musia� wzmacnia� jego zwierz�ce pop�dy. Nie m�g� go
zniszczy�, nie m�g� go te� za bardzo z�ama�, w przeciwnym razie ofiara nie b�dzie przedstawia�
sob� �adnej warto�ci dla balora. By�a to tylko jedna istota, a zwa�ywszy na obietnic� wolno�ci
i wej�cia ponownie na Pierwotny Materialny Plan, nie wydawa�o si� to du�o.
Jedynie Drizzt Do'Urden, zbuntowany mroczny elf, kt�ry skaza� Errtu na sto lat w Otch�ani,
m�g� przywr�ci� mu wolno��. Errtu uwa�a�, �e drow to zrobi w zamian za tego nieszcz�nika.
Errtu odwr�ci� swoj� rogat�, podobn� do ma�piej g�ow�, aby spojrze� przez masywne rami�.
Ognie otaczaj�ce balora pali�y si� teraz l�ej, przygasa�y podobnie jak w�ciek�o�� Errtu.
Cierpliwo��, przypomnia� sobie balor. Nieszcz�nik by� cenny i nale�a�o go zachowa�.
Errtu wiedzia�, �e nadchodzi� czas. Porozmawia z Drizztem Do'Urdenem, zanim na
Pierwotnym Materialnym Planie minie rok. Errtu skontaktowa� si� z wied�m�, a ona dostarczy
jego wiadomo��.
Wtedy balor, jeden z prawdziwych tanar'ri, jeden z najpot�niejszych mieszka�c�w ni�szych
plan�w, b�dzie wolny. Wtedy Errtu b�dzie m�g� zniszczy� nieszcz�nika, zniszczy� Drizzta
Do'Urdena, a nawet ka�d� istot�, kt�ra kocha�a zbuntowanego drowa.
Cierpliwo�ci.
Cz�� I
WIATR I PY� WODNY
Sze�� lat. Niewiele w �yciu drowa. A teraz, gdy licz� te miesi�ce, tygodnie, dni, godziny,
wydaje mi si�, jakby nie by�o mnie w Mithrilowej Hali sto razy d�u�ej. Miejsce si� zmieni�o,
kolejne pokolenie, kolejny spos�b na �ycie, zwyk�y kamie� milowy na drodze do... Dok�d?
Moje najwyra�niejsze wspomnienia z Mithrilowej Hali dotycz� chwili, gdy odje�d�a�em st�d
z Catti-brie przy boku. Jest to widok poprzez k��by dymu unosz�ce si� znad Settlestone a� do g�ry
zwanej Czteroszczytem. Mithrilowa Hala by�a kr�lestwem Bruenora, domem Bruenora,
a Bruenor by� moim najlepszym przyjacielem. Nie by� to jednak m�j dom, ani wtedy, ani nigdy.
Nie potrafi�em wtedy tego wyja�ni� i wci�� nie jestem w stanie tego zrobi�. Po pokonaniu
naje�d�c�w, armii drowow, wszystko powinno by�o potoczy� si� dobrze. Mithrilowa Hala dzieli�a
si� bogactwem i przyja�ni� z s�siaduj�cymi spo�eczno�ciami, by�a cz�ci� zwi�zku kr�lestw
i posiada�a pot�g� niezb�dn� do obrony granic i zapewnienia pomocy biednym.
Tak by�o, lecz Mithrilowa Hala wci�� nie by�a dla mnie domem. Nie dla mnie, ani nie dla
Catti-brie. Tak wi�c wyruszyli�my w drog�, kieruj�c si� na zachodnie wybrze�e, do Waterdeep.
Nigdy nie k��ci�em si� z Catti-brie � cho� z pewno�ci� tego ode mnie oczekiwa�a � na temat
jej decyzji, by opu�ci� Mithrilowa Hal�. Mieli�my podobny spos�b my�lenia. Nigdy tak naprawd�
nie przywi�zywali�my si� do miejsc, byli�my zbyt zaj�ci walk� z panuj�cymi tam wrogami,
ponownym otwieraniem krasnoludzkich kopalni, podr�owaniem do Menzoberranzan
i zwalczaniem mrocznych elf�w, kt�re przyby�y do Mithrilowej Hali. Po zrobieniu tego
wszystkiego wydawa�o si�, �e nadszed� czas, by si� osiedli�, by odpocz��, by opowiada�
i ubarwia� opowie�ci o naszych przygodach. Gdyby przed walkami Mithrilowa Hala by�a naszym
domem, zostaliby�my. Po tylu bitwach, po takich stratach... i dla Catti-brie, i dla Drizzta
Do'Urdena by�o zbyt p�no. Mithrilowa Hala nale�a�a do Bruenora, nie do nas. By�o to dotkni�te
wojn� miejsce, gdzie wci�� musia�em stawia� czo�a spu�ci�nie mojego mrocznego pochodzenia.
By� to pocz�tek drogi, kt�ra zawiod�a mnie z powrotem do Menzoberranzan.
To w�a�nie tam zgin�� Wulfgar.
Catti-brie i ja przysi�gli�my, �e pewnego dnia tu wr�cimy, i zrobimy tak, poniewa� byli tam
Bruenor i Regis. Jednak Catti-brie ujrza�a prawd�. Nigdy nie b�dzie mo�na usun�� z kamieni
zapachu krwi. Gdyby� by� tam, gdy ta krew zosta�a przelana, aromat ten wzbudza�by obrazy zbyt
bolesne, by mieszka� w pobli�u.
Sze�� lat t�skni�em za Bruenorem, Regisem, Stumpet Rakingclaw, a nawet za Berkthgarem
�mia�ym, kt�ry panowa� w Settlestone. T�skni�em za podr�ami do wspania�ego Silverymoon
i obserwowaniem �witu z kt�rej� ze skalistych p�ek Czteroszczytu. Teraz znajduj� si� w�r�d fal
na Wybrze�u Mieczy, a moja twarz smagana jest wiatrem i wodnym py�em. Moim stropem jest
tkanina z chmur i baldachim z gwiazd, moj� pod�og� jest trzeszcz�cy pok�ad szybkiego, �mia�o
p�yn�cego statku, a poza nim znajduje si� p�askie i spokojne, lazurowe morze, przelewaj�ce si�,
sycz�ce pod kroplami deszczu i wybuchaj�ce pod naporem wynurzaj�cego si� wieloryba.
Czy to jest wi�c m�j dom? Nie wiem. S�dz�, �e to kolejny kamie� milowy, lecz nie wiem, czy
to jest droga, kt�ra zaprowadzi mnie do domu.
Nie my�l� o tym jednak zbyt cz�sto, poniewa� doszed�em do wniosku, �e nie dbam o to. Je�li
ta droga, to pasmo kamieni milowych, nigdzie nie prowadzi, niech tak b�dzie. Id� ni� wraz
z przyjaci�mi, mam wi�c dom.
Drizzt Do'Urden
ROZDZIA� l
DUSZEK MORSKI
Drizzt Do'Urden stan�� na samym skraju belki, tak daleko, jak tylko m�g� doj��, trzymaj�c
si� jedn� r�k� liny zawieszonej na wysi�gniku. Statek by� szybki i smuk�y, doskonale wywa�ony
i mia� najlepsz� za�og� z mo�liwych, lecz morze by�o dzisiaj burzliwe, a Duszek Morski
przecina� fale, p�yn�c przy pe�nym o�aglowaniu, silnie rozbryzguj�c wod�.
Drizzta to nie obchodzi�o. Uwielbia� dotyk wiatru i py�u wodnego, zapach s�onej wody. To
by�a wolno��, latanie, suni�cie po wodzie, przeskakiwanie nad falami. G�ste, bia�e w�osy Drizzta
powiewa�y na wietrze, burz�c si� podobnie jak jego zielona peleryna za nim, wysychaj�c niemal
zaraz po tym, jak zmoczy�a je woda. P�aty soli nie by�y w stanie zmniejszy� po�ysku jego
mahoniowej sk�ry, l�ni�cej wilgoci�. W jego fioletowych oczach b�ysn�a rado��, gdy zerkn��
w kierunku horyzontu i ujrza� przeb�ysk �agli okr�tu, kt�ry �cigali.
�cigali i z�api�, pomy�la� Drizzt, poniewa� na p�noc od Wr�t Baldura nie by�o �adnego
statku, kt�ry m�g�by prze�cign�� Duszka Morskiego kapitana Deudermonta. By� to
trzymasztowy szkuner, wed�ug nowego projektu, lekki i smuk�y, z pe�nym o�aglowaniem.
�cigana przez nich karawela z kwadratowymi �aglami mog�aby d�ugo ucieka� p�yn�c prosto, lecz
za ka�dym razem gdy nawet lekko zmienia�a kurs, Duszek Morski szed� po mniejszym �uku,
zmniejszaj�c dystans. Wci�� zmniejszaj�c dystans.
W�a�nie do tego zosta� stworzony. Zbudowali go najlepsi in�ynierowie i czarodzieje
z Waterdeep, a ufundowali lordowie miasta, poniewa� szkuner s�u�y� do �cigania pirat�w.
Drizzta bardzo poruszy�y losy jego starego przyjaciela, Deudermonta, z kt�rym przep�yn�� ca��
drog� z Waterdeep do Calimshanu w pogoni za Artemisem Entreri, gdy zab�jca schwyta�
halflinga Regisa. Ta podr�, a zw�aszcza walka w kanale Asavir, gdzie kapitan Deudermont
zwyci�y� � ze spor� pomoc� Drizzta i jego towarzyszy � z trzema pirackimi statkami, w tym
z okr�tem flagowym s�ynnego Pinocheta, zwr�ci�a uwag� �eglarzy i kupc�w z ca�ego Wybrze�a
Mieczy. Gdy lordowie z Waterdeep uko�czyli szkuner, zwr�cili si� do Deudermonta. Kocha� on
sw�j ma�y dwumasztowiec, pierwszego Duszka Morskiego, lecz �aden wilk morski nie m�g�by
si� oprze� tej pi�kno�ci. Deudermont zosta� upowa�niony do s�u�by w ich imieniu oraz otrzyma�
prawo nazwania statku i wybrania sobie za�ogi.
Drizzt i Catti-brie przybyli do Waterdeep jaki� czas p�niej. Gdy Duszek Morski zacumowa�
przy nabrze�u portowym, a Deudermont odnalaz� swoich starych przyjaci�, ochoczo zrobi� dla
nich miejsce w�r�d swojej czterdziestoosobowej za�ogi. By�o to sze�� lat i dwadzie�cia siedem
podr�y temu. W�r�d tych, kt�rzy obserwowali szlaki morskie na Wybrze�u Mieczy, zw�aszcza
w�r�d samych pirat�w, szkuner sta� si� postrachem. Trzydzie�ci siedem zwyci�stw, i wci��
p�ywa�.
Trzydziesty �smy przeciwnik wszed� w�a�nie w pole widzenia.
Karawela zauwa�y�a ich. By�a jednak zbyt daleko, by dojrze� flag� Waterdeep. Nie mia�o to
jednak znaczenia, poniewa� �aden inny statek w tej okolicy nie przypomina� specyficznego
Duszka Morskiego, tr�jmasztowca z tr�jk�tnym, �aci�skim o�aglowaniem. �agle karaweli
podnios�y si� w g�r� i po�cig rozgorza� na dobre.
Drizzt by� w punkcie obserwacyjnym, jedn� r�k� trzyma� na zako�czonym g�ow� lwa taranie
i cieszy� si� ka�d� sekund�. Czu� pot�g� kot�uj�cego si� pod nim morza, czu� py� wodny i wiatr.
S�ysza� g�o�n� i mocn� muzyk�, poniewa� kilku cz�onk�w za�ogi Duszka Morskiego by�o
minstrelami i za ka�dym razem, gdy rozpoczyna� si� po�cig, brali swoje instrumenty i grali
zagrzewaj�ce do walki pie�ni.
� Dwa tysi�ce! � krzykn�a z bocianiego gniazda Catti-brie. By�o to okre�lenie odleg�o�ci,
kt�ra im jeszcze pozosta�a. Gdy jej szacunki zejd� do pi�ciuset, za�oga przejdzie na swoje
pozycje, dw�ch do wielkiej balisty, umocowanej centralnie na czubku g�rnego pok�adu rufy
Duszka Morskiego, dw�ch do mniejszych, obrotowych kusz, zamontowanych na przednich
rogach mostka. Drizzt do��czy do Deudermonta u steru, dowodz�c walk� w zwarciu. Gdy drow
o tym pomy�la�, jego wolna r�ka pow�drowa�a do r�koje�ci jednego z jego sejmitar�w. Z oddali
Duszek Morski by� bardzo gro�nym wrogiem. Mia� celnych �ucznik�w, wyszkolon� dru�yn�
balisty, bardzo paskudnego czarodzieja, kt�ry by� w stanie wywo�a� mas� ku� ognistych
i b�yskawic, a tak�e, oczywi�cie, Catti-brie i jej �mierciono�ny �uk � Taulmaril, Poszukiwacz
Serc. Lecz dopiero w zwarciu, gdy w walce mogli wzi�� udzia� Drizzt, towarzysz�ca mu pantera
Guenhwyvar oraz reszta za�ogi, Duszek Morski okazywa� si� naprawd� gro�ny.
� Osiemna�cie setek! � nadszed� nast�pny komunikat Catti-brie. Drizzt przytakn��,
potwierdzaj�c pr�dko��, lecz zmniejszenie dystansu by�o naprawd� zdumiewaj�ce. Duszek
Morski p�yn�� szybciej ni� kiedykolwiek. Drizzt zastanawia� si�, czy kil znajdowa� si� wci�� pod
wod�!
Drow wsun�� d�o� za pazuch�, czuj�c dotyk magicznej figurki, kt�rej u�ywa� do
przywo�ywania pantery z Planu Astralnego, zastanawiaj�c si�, czy tym razem powinien wzywa�
Guenhwyvar. Pantera przebywa�a na pok�adzie przez wi�kszo�� poprzedniego tygodnia, poluj�c
na setki szczur�w, kt�re zagrozi�y zapasom �ywno�ci, i najprawdopodobniej by�a wyczerpana.
� Tylko gdy ci� b�d� potrzebowa�, moja przyjaci�ko � wyszepta� Drizzt. Duszek Morski
przechyli� si� mocno na sterburt� i Drizzt musia� chwyci� lin� obiema r�koma. Podpar� si�
i pozosta� w milczeniu, ze wzrokiem utkwionym w przybli�aj�cy si� z ka�d� minut� statek.
Drizzt poczu� co� g��boko w sobie, przygotowywa� si� psychicznie do nadchodz�cej bitwy.
Pogr��y� si� w syku i rozbryzgach znajduj�cej si� pod nim wody, w zagrzewaj�cej muzyce
niesionej wiatrem i w nawo�ywaniach Catti-brie.
Tysi�c pi��set, tysi�c.
� Czarny kord obramowany czerwieni�! � krzykn�a m�oda kobieta, gdy dzi�ki swojej
lunecie by�a w stanie rozr�ni� wz�r na banderze karaweli.
Drizzt nie zna� tego znaku, lecz nie przejmowa� si� tym. Karawela by�a statkiem pirackim,
jednym z wielu kt�re przekroczy�y granice w pobli�u nabrze�y Waterdeep. Podobnie jak na
innych wodach, przez kt�re przebiegaj� szlaki handlowe, na Wybrze�u Mieczy zawsze byli
piraci. Jednak w ci�gu ostatnich kilku lat piraci jakby si� ucywilizowali, post�powali wed�ug
specyficznego kodeksu moralnego. Gdy Deudermont pokona� Pinocheta w kanale Asavir, da�
w ten spos�b piratom wolno��. By�a to specyficzna, nie wymagaj�ca s��w umowa.
Te czasy jednak si� sko�czy�y. Piraci z pomocy stali si� bardziej �miali i okrutni. Statki nie
by�y ju� tylko pl�drowane, lecz za�oga, zw�aszcza je�li na pok�adzie znajdowa�y si� kobiety, by�a
torturowana i mordowana. Na wodach w pobli�u Waterdeep odnaleziono wiele dryfuj�cych,
zniszczonych kad�ub�w. Piraci posun�li si� o jeden krok za daleko.
Drizzt, Deudermont i reszta za�ogi Duszka Morskiego byli godziwie op�acani za swoj� prac�,
lecz nikt, a� do ostatniego m�czyzny i kobiety (by� mo�e z wyj�tkiem czarodzieja Robillarda),
nie �ciga� pirat�w dla z�ota. Walczyli w obronie ludzi.
� Pi��set! � wykrzykn�a Catti-brie.
Drizzt otrz�sn�� si� z transu i spojrza� na karawel�. M�g� ju� ujrze� ludzi na jej pok�adzie,
gramol�cych si�, przygotowuj�cych do walki, przypominaj�cych armi� mr�wek. Przewy�szali
liczebnie za�og� Duszka Morskiego, najprawdopodobniej dwa do jednego, zda� sobie spraw�
Drizzt, a karawela by�a silnie uzbrojona. Na pok�adzie rufowym znajdowa�a si� spora katapulta,
a pod ni� najprawdopodobniej umieszczono balist�, gotow� do strzelania przez otwarte okna.
Drow przytakn�� i odwr�ci� si� w kierunku pok�adu. Kusze na mostku i balista by�y
obsadzone, wielu cz�onk�w za�ogi celowa�o, sprawdzaj�c naci�g swoich d�ugich �uk�w.
Minstrele wci�� grali � b�d� to czyni� a� do rozpocz�cia aborda�u. Drizzt spojrza� na znajduj�c�
si� wysoko nad pok�adem Catti-brie, z Taulmarilem w jednej d�oni, a lunet� w drugiej. Gwizdn��
w jej kierunku, a ona szybko mu pomacha�a, jej podniecenie by�o wr�cz oczywiste.
Jak�e mog�oby by� inaczej? Po�cig, wiatr, muzyka i �wiadomo��, �e wykonywali kawa�
dobrej roboty. U�miechaj�c si� szeroko, drow cofn�� si� wzd�u� belki, a p�niej por�czy,
do��czaj�c do stoj�cego przy sterze Deudermonta. Zauwa�y� czarodzieja Robillarda, kt�ry
wygl�da� na r�wnie znudzonego jak zazwyczaj, siedz�cego na skraju pok�adu rufowego. Co jaki�
czas macha� jedn� r�k� w kierunku g��wnego masztu. Na tej�e d�oni Robillard nosi� du�y
pier�cie�, srebrn� obr�cz z osadzonym w niej diamentem, a pochodz�cy z niego b�ysk by� czym�
wi�cej ni� tylko odbiciem �wiat�a. Wraz z ka�dym gestem czarodzieja pier�cie� uwalnia� swoj�
magi�, wysy�aj�c silny powiew wiatru w napi�te ju� �agle. Drizzt us�ysza� trzask protestu,
wydobywaj�cy si� z owego masztu, i zrozumia� pow�d tak niezwyk�ej pr�dko�ci.
� Carrackus � zauwa�y� kapitan Deudermont, gdy drow znalaz� si� przy nim. � Czarny kord
obramowany czerwieni�.
Drizzt spojrza� na niego z ciekawo�ci�, nie kojarz�c imienia.
� P�ywa� kiedy� z Pinochetem � wyja�ni� Deudermont. � Pierwszy mat na jego statku
flagowym. By� w�r�d tych, z kt�rymi walczyli�my w kanale Asavir.
� By� schwytany? � spyta� Drizzt. Deudermont potrz�sn�� g�ow�.
� Carrackus jest skragiem, morskim trollem.
� Nie pami�tam go.
� Ma dar usuwania si� z drogi � odpowiedzia� Deudermont. � Najprawdopodobniej
zanurkowa�, schodz�c w g��biny zaraz po tym, jak Wulfgar obr�ci� nas, by staranowa� jego
statek.
Drizzt pami�ta� to wydarzenie, niewiarygodnie silne poci�gni�cie ze strony jego silnego
przyjaciela, kt�re prawie obr�ci�o pierwszego Duszka Morskiego na rufie, prosto w twarze wielu
zdumionych pirat�w.
� S�dz�, �e Carrackus tam by� � ci�gn�� Deudermont. � Wed�ug wszystkich doniesie� to on
uratowa� uszkodzony statek Pinocheta, gdy pozostawi�em go, by dryfowa� poza Memnon.
� Czy ten skrag wci�� trzyma z Pinochetem? � spyta� Drizzt. Deudermont przytakn�� ponuro.
Wnioski nasuwa�y si� same.
Pinochet nie m�g� osobi�cie powr�ci� po kl�sce, jakiej dozna� ze strony Duszka Morskiego,
poniewa� w zamian za wolno�� przysi�g� powstrzyma� si� od zemsty przeciwko
Deudermontowi. Pirat mia� jednak inne sposoby sp�acania swoich wrog�w. Mia� wielu
sprzymierze�c�w, takich jak Carrackus, kt�rzy nie byli zwi�zani jego przysi�g�.
Drizzt doszed� w tym momencie do wniosku, �e Guenhwyvar mo�e by� potrzebna
i wyci�gn�� zza pazuchy figurk�. Uwa�nie patrzy� na Deudermonta. By� on wysoki i prosty,
szczup�y, lecz dobrze umi�niony, jego siwe w�osy i broda by�y dok�adnie przyci�te. Mia�
doskona�e maniery, a jego ubi�r by� nienaganny zar�wno na wielkim balu, jak i na otwartym
morzu. W tej chwili jego oczy, tak jasne, �e wydawa�y si� raczej odbija� kolory, ni� posiada�
jak�� w�asn� barw�, zdradza�y jego napi�cie. Przez wiele miesi�cy pod��a�y za Duszkiem
Morskim pog�oski, �e piraci organizuj� si� przeciwko okr�towi. Dochodz�c do wniosku, �e
karawela jest sprzymierzona z Pinochetem, Deudermont uzna�, �e mo�e to by� co� wi�cej ni�
tylko przypadkowe spotkanie.
Drizzt zerkn�� ponownie na Robillarda, kt�ry kl�cza� teraz na jednym kolanie,
z rozpostartymi ramionami i zamkni�tymi oczyma, zatopiony w medytacji. Drow zrozumia� ju�
pow�d, dla kt�rego Deudermont wym�g� tak niezwyk�� pr�dko��.
Chwil� p�niej wok� Duszka Morskiego wyros�a �ciana mg�y, przys�aniaj�c widok
karaweli, b�d�cej jedynie sto metr�w dalej. G�o�ny plusk z boku powiedzia� im, �e katapulta
zacz�a strzela�. Nast�pnie w powietrzu przed nimi wybuch� k��b ognia, znikaj�c w chmurze
pary, gdy wraz z ochraniaj�c� ich mg�� przep�yn�li przez niego.
� Maj� czarodzieja � zauwa�y� Drizzt.
� Nic dziwnego � szybko odpowiedzia� Deudermont. Spojrza� w kierunku Robillarda. �
Utrzymuj �rodki obronne � poleci�. � Poradzimy sobie z nimi za pomoc� balisty i �uk�w.
� Ca�a zabawa dla was � sucho odpowiedzia� Robillard. Pomimo widocznego napi�cia
Deudermont zdo�a� si� u�miechn��.
� Be�t! � wykrzykn�o z przodu kilka g�os�w. Deudermont instynktownie obr�ci� ko�em.
Duszek Morski tak gwa�townie skr�ci� po bezwietrznej, �e Drizzt wystraszy� si� ryzyka
przewr�cenia.
W tym samym momencie Drizzt us�ysza� powiew ze swojej prawej strony i obok niego
przelecia� wielki be�t z balisty, zrywaj�c lin� oraz kraw�d� pok�adu rufowego tu� obok
zaskoczonego Robillarda i wyrywaj�c ma�� dziur� w czworok�tnym �aglu na bezanmaszcie.
� Zabezpiecz t� lin� � ch�odno poleci� Deudermont.
Drizzt szed� ju� w tym kierunku, a jego stopy porusza�y si� niezwykle szybko. Schwyci�
przerwan� lin� i szybko j� odwi�za�, a p�niej wr�ci� do por�czy, gdy Duszek Morski
wyprostowa� kurs. Spojrza� na karawel�, b�d�c� teraz w odleg�o�ci stu metr�w, i na sterburt�.
Woda pomi�dzy dwoma statkami zafalowa�a gwa�townie. Bia�a piana przemienia�a si� w mg��,
niesion� silnym wiatrem.
Za�oga karaweli nie zrozumia�a, wyci�gn�a �uki i zacz�a strzela�, lecz nawet najci�sze
z ich kusz nie zdo�a�y przebi� si� przez �cian� wiatru, kt�r� Robillard umie�ci� pomi�dzy dwoma
statkami.
�ucznicy z Duszka Morskiego, przyzwyczajeni do takiej taktyki, wstrzymali swoje strza�y.
Catti-brie znajdowa�a si� powy�ej �ciany wiatru, podobnie jak �ucznik stoj�cy na bocianim
gnie�dzie drugiego statku � brzydki, mierz�cy ponad dwa metry gnoi�, kt�rego twarz wydawa�a
si� bardziej zwierz�ca ni� ludzka.
Potworne stworzenie pierwsze wypu�ci�o swoj� ci�k� strza��, by� to dobry strza�, kt�ry wbi�
pocisk g��boko w g��wny maszt, tu� pod Catti-brie. Gnoi� schowa� si� za drewnian� �cian�
swego bocianiego gniazda, przygotowuj�c kolejn� strza��.
Bez w�tpienia g�upie stworzenie my�la�o, �e jest bezpieczne, nie wiedzia�o, co potrafi
Taulmaril.
Catti-brie da�a sobie troch� czasu, ustawi�a r�k�, gdy Duszek Morski si� zbli�y�.
Trzydzie�ci metr�w.
Jej strza�a wystrzeli�a niczym b�yskawica, ci�gn�c za sob� srebrne iskry i przebijaj�c si�
przez s�ab� os�on� bocianiego gniazda karaweli, jakby nie by�a mocniejsza ni� p�achta starego
pergaminu. Drzazgi i niefortunny przepatrywacz zosta�y wyrzucone wysoko w powietrze. Gnoi�
wrzasn�� i spad� g�ow� w d� do morza, a �cigaj�ce si� statki szybko zostawi�y go w tyle.
Catti-brie ponownie wystrzeli�a, celuj�c w d�, w kierunku za�ogi katapulty. Trafi�a jednego,
s�dz�c z wygl�du p�orka, lecz katapulta wystrzeli�a sw�j �adunek p�on�cej smo�y.
Strzelcy z karaweli nie ocenili dok�adnie pr�dko�ci Duszka Morskiego i szkuner przep�yn��
pod pociskiem, kt�ry trafi� w wod�, sycz�c� na znak protestu.
Deudermont podprowadzi� szkuner do karaweli, tak �e pomi�dzy nimi pozosta�o jedynie
dwadzie�cia metr�w. Nagle woda w tym w�skim kanale przesta�a wirowa� pod naporem wiatru,
a �ucznicy z Duszka Morskiego wystrzelili swoje strza�y, zaopatrzone w ma�e ilo�ci p�on�cej
smo�y.
Catti-brie strzeli�a tym razem w sam� katapult�, a jej zaczarowana strza�a wydr��y�a g��bok�
szczerb� wzd�u� miotaj�cego ramienia machiny. �mierciono�na balista Duszka Morskiego
wystrzeli�a be�t w kierunku kad�uba karaweli, na poziomie morza.
Deudermont zakr�ci� sterem w lewo, a p�niej wyr�wna�, zadowolony z manewru. Wiele
pocisk�w, w tym sporo p�on�cych, wznios�o si� w g�r�, zanim Robillard stworzy� za ruf� Duszka
Morskiego �cian� blokuj�cej mg�y.
Czarodziej z karaweli wypu�ci� b�yskawic� prosto we mg��. Wprawdzie energia w jaki�
spos�b uleg�a rozproszeniu, dotar�a jednak do Duszka Morskiego, przewracaj�c kilku ludzi na
deski pok�adu.
Drizzt wychyli� si� nad por�cz�, wyci�gn�� si�, by obserwowa� pok�ad karaweli, a jego bia�e
w�osy rozwia�y si� wskutek energii b�yskawicy. Na �r�dokr�ciu, w pobli�u g��wnego masztu
dostrzeg� czarodzieja. Zanim Duszek Morski, p�yn�cy teraz prostopadle do pirackiego statku,
oddali� si�, drow wykorzysta� swoje wrodzone moce, przyzywaj�c sfer� nieprzeniknionej
ciemno�ci i otaczaj�c ni� m�czyzn�.
Zacisn�� pi��, gdy ujrza�, �e sfera porusza si� wzd�u� pok�adu karaweli, poniewa� uda�o mu
si� trafi� i magia sfery schwyta�a czarodzieja. B�dzie za nim pod��a� i o�lepia� go, dop�ki nie
znajdzie jakiego� sposobu, by skontrowa� magi�. W tej chwili trzymetrowa kula czerni bardzo
wyra�nie zaznacza�a miejsce pobytu czarodzieja.
� Catti-brie! � krzykn�� Drizzt.
� Mam go! � odpowiedzia�a, a Taulmaril brz�kn��, raz i drugi, wysy�aj�c dwie smugi w kul�
czerni.
Wci�� si� porusza�a. Catti-brie nie trafi�a czarodzieja, lecz z pewno�ci� ona i Drizzt dali mu
do my�lenia!
Kolejny be�t z balisty wylecia� z Duszka Morskiego, uderzaj�c w karawel�, a nast�pnie
ognista kula Robillarda eksplodowa�a wysoko w powietrzu przed nadp�ywaj�cym statkiem.
Karawela, pozbawiona zwinno�ci i swobodnego czarodzieja, wp�yn�a prosto w wybuchy. Gdy
ognista kula znikn�a, obydwa jej maszty by�y pokryte p�omieniami, niczym dwie �wiece na
otwartym morzu.
Karawela pr�bowa�a odpowiedzie� swoj� katapult�, lecz strza�y Catti-brie osi�gn�y sw�j cel
i rami� miotaj�ce rozpad�o si�, gdy za�oga zbyt mocno je napi�a.
Drizzt wr�ci� do steru.
� Jeszcze jedno przej�cie? � spyta� Deudermonta. Kapitan potrz�sn�� g�ow�.
� Mamy czas tylko na jedno � wyja�ni�. � I nie mamy czasu, by si� zatrzyma� i dokona�
aborda�u.
� Dwa tysi�ce metr�w! Dwa statki! � zakrzykn�a Catti-brie. Drizzt spojrza� na Deudermonta
ze szczerym podziwem. � Wi�cej sprzymierze�c�w Pinocheta? � spyta�, zawczasu znaj�c
odpowied�.
� Ta karawela nie by�aby w stanie sama nas pokona� � zauwa�y� ch�odno kapitan. �
Carrackus wie o tym, podobnie jak Pinochet. Ona mia�a nas podprowadzi�.
� Ale byli�my zbyt szybcy, by mogli zastosowa� tak� taktyk� � przypu�ci� Drizzt.
� Jeste� gotowy do walki? � spyta� chytrze Deudermont. Zanim drow zdo�a� odpowiedzie�,
Deudermont ostro zakr�ci� i Duszek Morski przechyli� si� na sterburt�, odwracaj�c si�
w kierunku spowolnionej karaweli. Jej stengi p�on�y, a po�owa za�ogi zaj�ta by�a napraw�
olinowania, by m�c p�yn�� przynajmniej na po�owie �agli. Deudermont skierowa� sw�j statek po
kursie kolizyjnym, aby przep�yn�� karaweli przed dziobem, tak by �ucznicy mogli odda� salw�.
Uszkodzona karawela nie by�a na tyle zwrotna, by odsun�� si� z drogi. Jej czarodziej, cho�
o�lepiony, mia� wci�� na tyle przytomny umys�, by wznie�� �cian� g�stej mg�y, standardowy
i skuteczny element morskiej taktyki.
Deudermont dok�adnie zmierzy� k�t, kt�rym p�yn�li, chc�c dobi� Duszkiem Morskim prosto
do kraw�dzi mg�y i wzburzonej wody i znale�� si� mo�liwie blisko karaweli. By�o to ich ostatnie
przej�cie i musia�o by� ono niszcz�ce, w przeciwnym przypadku bowiem karawela b�dzie zdolna
w��czy� si� do walki wraz ze swoimi siostrzanymi statkami, kt�re szybko si� zbli�a�y.
Na pok�adzie drugiego statku co� rozb�ysn�o, iskra �wiat�a, kt�ra skontrowa�a czar
ciemno�ci Drizzta.
Ze swojego stanowiska powy�ej magii obronnej Catti-brie to dostrzeg�a. W chwili gdy
czarodziej zacz�� si� pojawia�, by�a ju� na nim skoncentrowana. M�czyzna natychmiast
rozpocz�� za�piew, chc�c na drodze Duszka Morskiego umie�ci� czar niszcz�cy, zanim zetknie
si� z karawela, lecz z jego ust wydosta�o si� zaledwie kilka s��w, gdy poczu� pot�ne uderzenie
w klatk� piersiow�, a deski pok�adu zaskrzypia�y pod jego ci�arem. Spojrza� na krew
zaczynaj�c� sp�ywa� na pok�ad i zda� sobie spraw� z tego, �e siedzi, nast�pnie le�y. P�niej ca�y
�wiat sta� si� ciemny.
Ustawiona przez czarodzieja �ciana mg�y zacz�a si� rozwiewa�.
Robillard ujrza� to i zrozumia�, co si� sta�o. Uderzy� d�o�mi o siebie i w kierunku pok�adu
karaweli wys�a� dwie b�yskawice, kt�re strzaska�y maszty i zabi�y wielu pirat�w. Duszek Morski
przep�yn�� przed dziobem karaweli i �ucznicy oddali salw�. Zrobi�a to tak�e za�oga balisty, lecz
tym razem nie za�adowa�a d�ugiej w��czni, lecz kr�tszy, nie wywa�ony pocisk, ci�gn�cy za sob�
�a�cuch zaopatrzony w liczne zadziory. Urz�dzenie kr�ci�o si� w czasie lotu, zrywaj�c wiele lin
b�d�cych cz�ci� olinowania karaweli.
Kolejny pocisk, trzysta kilogram�w smuk�ej i umi�nionej pantery, wyskoczy�
z przep�ywaj�cego Duszka Morskiego i wyl�dowa� na taranie karaweli.
� Jeste� gotowy, drowie? � spyta� Robillard, kt�ry po raz pierwszy wydawa� si� podniecony
walk�.
Drizzt przytakn�� i kiwn�� w stron� swoich walecznych towarzyszy, grupie weteran�w, kt�ra
stanowi�a zesp� aborda�owy Duszka Morskiego. Marynarze zbli�yli si� do czarodzieja ze
wszystkich cz�ci statku, odk�adaj�c swoje �uki i chwytaj�c bro� do walki wr�cz. Gdy Drizzt,
prowadz�cy natarcie, doszed� do Robillarda, czarodziej wzni�s� ju� nad pok�adem obok siebie
migocz�c� powierzchni�, magiczne drzwi. Drizzt nie waha� si�, przeszed� przez nie, dzier��c
w d�oniach sejmitary. Jeden z nich, B�ysk, �wieci� jaskrawym b��kitem.
Drizzt wy�oni� si� na drugim ko�cu magicznego tunelu Robillarda, w �rodku grupy
zaskoczonych pirat�w. Drizzt ci�� z lewej i prawej strony, wycinaj�c w ich szeregach przerw�.
Robi� to tak szybko, �e jego cia�o wydawa�o si� spowite mg��. Odwr�ci� si� gwa�townie, upad� na
bok i przekozio�kowa�, gdy jeden z �ucznik�w nieszkodliwie strzeli� ponad nim. Podni�s� si�
z powrotem na nogi, skierowa� w stron� strzelca i �ci�� go.
Przez bram� przedosta�o si� wi�cej wojownik�w z Duszka Morskiego i na �rodku karaweli
wybuch�a bitwa.
Zamieszanie na pok�adzie pog��bi�o si�, gdy pojawi�a si� Guenhwyyar. Wydawa�a si�
k��bem z�b�w i pazur�w, ci�a i rozrywa�a przedzieraj�c si� przez ci�b� ludzi, kt�rzy nie chcieli
niczego wi�cej poza ucieczk� z drogi tej pot�nej bestii. Wielu pad�o pod ciosami pot�nych
pazur�w, a wielu innych podbieg�o do burt i przeskoczy�o przez nie, wol�c spotka� si�
z rekinami.
Duszek Morski ponownie przechyli� si�. Deudermont skr�ci� mocno w lewo, odp�ywaj�c od
karaweli i odwracaj�c si�, aby dokona� szar�y na nadp�ywaj�c� par�. Wysoki kapitan u�miechn��
si�, s�ysz�c na statku za sob� odg�osy walki, wierz�c w swoj� za�og�, pomimo �e wrogowie
przewa�ali nad ni� dwa do jednego.
Mroczny elf i jego pantera przyzwyczajeni byli do jeszcze mniej korzystnych okoliczno�ci.
.Ze swojego stanowiska Catti-brie odda�a kilka strza��w, ka�dy z nich usun�� jednego
strategicznie umieszczonego pirackiego �ucznika, a jeden przeszed� przez m�czyzn� i zabi�
znajduj�cego si� za nim goblina!
Wtedy m�oda kobieta odwr�ci�a swoj� uwag� od karaweli, by m�c kierowa� ruchem Duszka
Morskiego.
Drizzt biega� i kozio�kowa�, skaka� zadziwiaj�co wysoko i opada� z sejmitarami
wymierzonymi w najwa�niejsze organy �yciowe wrog�w. Pod swoimi butami nosi� obr�cze
z l�ni�cego mithrilu, owini�te czarnym materia�em, z rzuconym na nie czarem pr�dko�ci. Drizzt
zabra� je Dantragowi Baenre, os�awionemu drowiemu fechmistrzowi. Dantrag u�ywa� ich, aby
przy�pieszy� ruchy swoich r�k, lecz Drizzt odkry� prawdziw� natur� tych przedmiot�w.
Pozwala�y mu biega� szybka jak zaj�c.
U�ywa� ich teraz, wraz ze swoj� zdumiewaj�c� zwinno�ci�, aby wprawia� pirat�w
w os�upienie, aby nie wiedzieli, gdzie tak naprawd� si� znajduje lub te� gdzie mog� si� go
spodziewa�. Gdy tylko jeden z nich myli� si� w swoich przypuszczeniach i ods�ania� si�, Drizzt
natychmiast wykorzystywa� okazj� i �ciera� si� z nim, tn�c go swoimi sejmitarami. Stara� si� i��
przed siebie, aby dotrze� do Guenhwyvar, towarzyszki, kt�ra zna�a go najlepiej i odwzajemnia�a
ka�dy jego ruch.
Nie dotar� tam. Walka na pok�adzie prawie si� zako�czy�a, wielu pirat�w zgin�o, inni
odrzucili bro� lub te� desperacko wyskoczyli za burt�. Jeden z cz�onk�w za�ogi, najbardziej
do�wiadczony i najgro�niejszy, osobisty przyjaciel Pinocheta, nie zamierza� si� poddawa�.
Wy�oni� si� ze swojej kabiny pod przednim mostkiem, zgi�ty, poniewa� konstrukcja statku
nie pozwala�a mu na wyprostowanie trzymetrowej sylwetki. Mia� na sobie jedynie czerwon�
kamizelk� i kr�tkie bryczesy, kt�re ledwo okrywa�y jego pokryt� �uskami zielon� sk�r�.
Oklapni�te w�osy koloru wodorost�w opada�y na szerokie ramiona. Nie mia� przy sobie broni
wykutej na kowadle, lecz jego brudne pazury i liczne k�y wydawa�y si� wystarczaj�co
�mierciono�ne.
� Tak wi�c plotki by�y prawdziwe, mroczny elfie � powiedzia� bulgocz�cym g�osem. �
Wr�ci�e� na morze.
� Nie znam ci� � odrzek� Drizzt, zatrzymuj�c si� w bezpiecznej odleg�o�ci od skraga.
Domy�li� si�, �e mo�e to by� Carrackus, morski troll, o kt�rym m�wi� Deudermont, lecz nie by�
pewny.
� Ja znam ciebie! � warkn�� skrag. Zaszar�owa� z pazurami wymierzonymi w g�ow� Drizzta.
Trzy szybkie kroki odsun�y Drizzta z drogi potwora. Drow kl�kn�� na jedno kolano i okr�ci�
si�, tn�c w poprzek obydwoma sejmitarami, tak �e ostrza znajdowa�y si� zaledwie kilka
centymetr�w od siebie.
Przeciwnik okaza� si� zr�czniejszy, ni� Drizzt przypuszcza�, i skr�ci� w drug� stron�.
Sejmitary drowa ledwo musn�y przebiegaj�cego potwora.
Skrag ponownie zaszar�owa�, chc�c dosi�gn�� Drizzta w miejscu, w kt�rym kl�cza�, lecz
drow zn�w by� zbyt szybki na tak prost� taktyk�. Podni�s� si� na nogi i odsun�� w lewo, a gdy
skrag chwyci� przyn�t� i zacz�� si� odwraca�, Drizzt wr�ci� na praw� stron�, tu� pod wzniesion�
r�k� potwora.
B�ysk trafi� w biodro, a druga klinga wykona�a d�ugie ci�cie wzd�u� boku skraga.
Drizzt przyj�� uderzenie, kt�re przeciwnik wystosowa� w jego kierunku, wiedz�c, �e
pozbawiony r�wnowagi skrag nie mo�e zbytnio polega� na swojej ogromnej sile i zwi�zanym
z ni� ci�arze. D�uga, sk�rzasta �apa opad�a na rami� drowa, a nast�pnie na paruj�ce ostrza, gdy
Drizzt odwr�ci� si� w kierunku ods�oni�tego stwora.
Teraz nadesz�a kolej na szar�� Drizzta, kt�ry uderzy� prosto przed siebie z pr�dko�ci�
b�yskawicy. Ci�� B�yskiem pod �okciem wyci�gni�tego ramienia skraga, zadaj�c g��bokie ci�cie,
a nast�pnie odci�� ostrym, zakrzywionym ostrzem zwisaj�cy p�at sk�ry. Drugi sejmitar
zmierzaj�c w kierunku klatki piersiowej skraga, przeszed� obok desperackiego bloku,
wykonanego drugim ramieniem.
Pozbawiony r�wnowagi potw�r m�g� ruszy� si� tylko w jedn� stron�. Drizzt o tym wiedzia�
i dok�adnie przewidzia� drog� odwrotu skraga. Drow mocniej uchwyci� B�ysk. Pirat zarycza�
z b�lu i skoczy� w stron� przeciwleg�� do paskudnego uderzenia. Rana na ramieniu skraga
rozci�ga�a si� od bicepsa a� do nadgarstka. Ranny pirat upad� na pok�ad z g�uchym �omotem.
Jego czarne oczy wype�nione by�y w�ciek�o�ci� i nienawi�ci�. Skrag spojrza� na swoj�
ods�oni�t� ko��, na le��ce na pok�adzie skrawki swojego cia�a, a w ko�cu na Drizzta, kt�ry sta�
niedbale, skrzy�owawszy przed sob� sejmitary.
� Niech ci� diabli, Drizzcie � warkn�� potworny pirat.
� Opu�� swoj� flag� � rozkaza� Drizzt.
� My�lisz, �e wygra�e�?
W odpowiedzi Drizzt spojrza� na skrawki cia�a.
� Zagoi si�, g�upi mroczny elfie! � obstawa� przy swoim pirat. Drizzt wiedzia�, �e skrag
m�wi prawd�. Skragi by�y bliskimi krewnymi trolli, przera�aj�cych stworze� znanych ze swoich
regeneracyjnych zdolno�ci. Zmar�y rozcz�onkowany troll m�g� si� odrodzi�.
Chyba �e...
Drizzt ponownie wezwa� swoje wrodzone zdolno�ci, ma�� cz�� magii, odziedziczon� po
rasie mrocznych elf�w. Chwil� p�niej purpurowe p�omienie pokry�y wysok� sylwetk� skraga,
li��c zielone �uski. By� to jedynie ogie� faerie, nieszkodliwe �wiat�o u�ywane przez mroczne
elfy, by uczyni� swoich przeciwnik�w lepiej widocznymi. Nie by� w stanie parzy�, nie m�g� te�
powstrzyma� regeneracyjnych zdolno�ci trolla.
Drizzt wiedzia� o tym, lecz m�g� si� za�o�y�, �e potw�r nie ma o tym poj�cia.
Paskudne rysy skraga wykrzywi�y si� w wyrazie czystego przera�enia. Uni�s� swoje zdrowe
rami� i zacz�� nim uderza� o nog� i biodro. Uparte purpurowe p�omienie nie chcia�y przygasn��.
� Opu�� flag�, a uwolni� ci� od p�omieni i b�dziesz m�g� si� wyleczy� � zaproponowa�
Drizzt.
Skrag spojrza� na drowa wzrokiem pe�nym nienawi�ci. Podszed� krok do przodu, lecz Drizzt
podni�s� do g�ry swoje sejmitary. Zdecydowa�, �e nie chce ich znowu poczu� na swojej sk�rze,
zw�aszcza je�li p�omienie powstrzymywa�y go przed leczeniem!
� Spotkamy si� znowu! � obieca� skrag. Stworzenie obr�ci�o si�, by ujrze� twarze � za�og�
Deudermonta i schwytanych pirat�w � patrz�ce na niego z niedowierzaniem. Zawy� i pobieg� po
pok�adzie, roztr�caj�c tych, kt�ry znale�li si� na drodze jego szalonej szar�y. Pirat przeskoczy�
przez barierk� i wskoczy� do morza, do swojego prawdziwego domu, w kt�rym m�g� si�
wyleczy�.
Drizzt by� na tyle szybki, �e po�pieszy� za nim i zdo�a� go jeszcze raz trafi�, zanim
wyskoczy�. Drow musia� si� zatrzyma�, nie by� w stanie dalej go �ciga� i by� w pe�ni �wiadomy
tego, �e troll rzeczywi�cie zregeneruje wszystkie obra�enia.
Nie zd��y� nawet zakl��, gdy ujrza� szybki ruch, przemieszczaj�c� si� czer�. Guenhwyvar
skoczy�a obok Drizzta, ponad barierk�, i wskoczy�a w morze zaraz za trollem.
Pantera znikn�a pod lazurow� powierzchni�, a silne fale szybko pokry�y �lady tego, �e skrag
i kocica znajduj� si� pod nimi.
Kilku cz�onk�w za�ogi aborda�owej Duszka Morskiego rozgl�da�o si� ponad barierk�,
martwi�c si� o panter�, kt�ra sta�a si� dla nich przyjaci�k�.
� Guenhwyvar nic nie grozi � przypomnia� im Drizzt, wyci�gaj�c figurk� i trzymaj�c j� tak,
by wszyscy mogli j� widzie�. Najgorsze co skrag m�g� zrobi�, to wys�a� panter� z powrotem na
Plan Astralny, gdzie kocica b�dzie mog�a wyleczy� rany i przygotowa� si� na kolejne wezwanie
Drizzta. Jednak wyraz twarzy drowa nie by� zbyt pogodny, gdy pomy�la� o miejscu, w kt�rym
znikn�a Guenhwyvar, i doszed� do wniosku, �e pantera mo�e odczuwa� b�l.
Na pok�adzie schwytanej karaweli panowa�a ca�kowita cisza, nie licz�c skrzypienia starych
rei.
Wszyscy odwr�cili g�owy, s�ysz�c eksplozj� na po�udniu, wszystkie oczy spojrza�y na wci��
pozostaj�ce w oddali �agle. Jeden z pirackich statk�w zawr�ci�, druga karawela p�on�a,
a Duszek Morski zatacza� wok� niej kr�gi. Z bocianiego gniazda szkunera wylatywa�y jedna za
drug�, nios�ce za sob� srebrne smugi, strza�y, roztrzaskuj�c maszty i kad�ub uszkodzonego,
najwidoczniej bezbronnego statku.
Nawet z tej odleg�o�ci ludzie zebrani na pojmanym statku mogli widzie� opuszczan� w d�
masztu na znak poddania pirack� flag�.
Wywo�a�o to rado�� w�r�d cz�onk�w za�ogi aborda�owej Duszka Morskiego, okrzyk zosta�
jednak nagle przerwany przez wzburzenie si� wody tu� przy burcie karaweli. Ujrzeli wydostaj�ce
si� na powierzchni� zielone �uski i czarne futro. Z tej masy podnios�a si� r�ka skraga, a Drizzt
zdo�a� na tyle rozszyfrowa� zawi�y uk�ad, �e zda� sobie spraw� z tego, i� Guenhwyvar dosta�a si�
na grzbiet stworzenia. Jej przednie �apy zaciska�y si� na ramionach potwora, tylne natomiast
dziko kopa�y, a pot�ne szcz�ki pantery wgryza�y si� mocno w kark.
Morze zabarwi�o si� ciemn� krwi�, wymieszan� z poszarpanymi fragmentami cia�a i ko�ci
pirata. Zaraz po tym Guenhwyvar si� uspokoi�a i leg�a na grzbiecie unosz�cego si� martwego
skraga.
� Lepiej wy�owi� to co� � zauwa�y� jeden z cz�onk�w za�ogi � albo wyro�nie ca�a zgraja
�mierdz�cych trolli!
Do burty podeszli m�czy�ni z d�ugimi bosakami i rozpocz�li paskudne zadanie wyci�gania
�cierwa. Guenhwyvar z �atwo�ci� wr�ci�a na pok�ad, prze�a��c przez barierk�, a nast�pnie
otrzepa�a si�, pryskaj�c wod� na wszystkich znajduj�cych si� w pobli�u.
� Skragi nie lecz� si�, je�li znajduj� si� poza morzem � m�czyzna oznajmi� Drizztowi. �
Powie�my to na rei, niech wyschnie, a potem spalimy cholerstwo.
Drizzt przytakn��. Za�oga aborda�owa wystarczaj�co dobrze zna�a swoje obowi�zki. B�d�
obserwowa� schwytanych pirat�w, naprawi� olinowanie i doprowadz� karawel� w jak
najlepszym stanie z powrotem do Waterdeep.
Drizzt spojrza� na po�udnie i ujrza� powracaj�cego Duszka Morskiego. Holowa� za sob�
uszkodzony piracki statek.
� Trzydziesty �smy i trzydziesty dziewi�ty � mrukn�� drow. Guenhwyvar w odpowiedzi
g�ucho mrukn�a, po czym ponownie si� otrz�sn�a, mocz�c swojego towarzysza.
ROZDZIA� 2
PIERWSZY POS�ANIEC
Kapitan Deudermont wydawa� si� by� zdecydowanie nie na miejscu, przechadzaj�c si� ulic�
Dok�w, okryt� z�� s�aw�, nier�wn� i opadaj�c� w d� alej�, biegn�c� wzd�u� Przystani
Waterdeep. Ubranie, kt�re mia� na sobie, by�o eleganckie i doskonale przykrojone do jego
wysokiej, szczup�ej sylwetki. Utrzymywa� nienagann� postur�, za� jego w�osy oraz kozia br�dka
by�y starannie wypiel�gnowane. Wsz�dzie wok� niego n�dzne wilki morskie, kt�re zawin�y do
portu, by sp�dzi� jaki� czas na brzegu, wytacza�y si� z tawern, zion�c piwem, lub te� pada�y bez
przytomno�ci na ziemi�. A rzecz�, kt�ra chroni�a go przed licznymi czaj�cymi si� w okolicy
rabusiami, by� fakt, i� nie posiada� pieni�dzy b�d� kosztowno�ci, kt�re mo�na by mu skra��.
Deudermont ignorowa� te widoki i nie uwa�a� si� za nawet cho� troch� lepszego od tych
wilk�w morskich. D�entelme�skiego kapitana intrygowa� wr�cz jeden aspekt ich �ycia, szczero��
szydz�ca z pretensjonalnych szlacheckich dwor�w.
Deudermont zaci�gn�� mocniej sw�j gruby p�aszcz wok� szyi, chroni�c si� przed mro�nym,
nocnym wiatrem, wiej�cym od przystani. Zazwyczaj nie chodzi�o si� w pojedynk� ulic� Dok�w,
nawet w �wietle dnia, jednak Deudermont czu� si� bezpieczny. Ni�s� u boku sw� ozdobn� szabl�
i dobrze wiedzia�, jak si� ni� skutecznie pos�ugiwa�. Co wi�cej, w ka�dej tawernie i na ka�dym
molo Waterdeep zosta�o rozg�oszone, �e kapitan Duszka Morskiego cieszy� si� osobist� protekcj�
lord�w Waterdeep, w tym kilku bardzo pot�nych czarodziej�w, kt�rzy odszukaliby i unicestwili
ka�dego, kto niepokoi�by kapitana b�d� jego za�og� podczas pobytu w porcie. Waterdeep by�o
schronieniem Duszka Morskiego, a Deudermont nie przejmowa� si�, id�c samotnie ulic� Dok�w.
By� bardziej zaciekawiony ni� wystraszony, kiedy pomarszczony starzec, chudy jak szczapa
i ledwo si�gaj�cy p�tora metra wzrostu zawo�a� do niego ze skraju alejki.
Deudermont zatrzyma� si� i rozejrza�. Ulica Dok�w by�a cicha, nie licz�c odg�os�w
z licznych tawern oraz skrzypienia starego drewna pod naporem nieust�pliwego morskiego
wiatru.
� Ty �e� jest Dudormont, h�? � stary morski wyga zawo�a� cicho, ka�dej sylabie towarzyszy�
�wist. U�miechn�� si� szeroko, wr�cz lubie�nie, ukazuj�c wyszczerbione z�by, osadzone
w czarnych dzi�s�ach.
Deudermont zatrzyma� si� i spojrza� cierpliwie na m�czyzn�, milcz�c. Nie czu� przymusu,
by odpowiedzie� na to pytanie.
� Je�li �e� jest � wyrz�zi� m�czyzna � to mam dla ci� par� wie�ci. Ostrze�enie od cz�eka,
kt�rego s�usznie si� obawiasz.
Kapitan sta� niewzruszenie i beznami�tnie. Na jego twarzy nie uwidacznia�o si� �adne
z pyta�, kt�re kr��y�y mu szale�czo po my�lach. Kogo mia�by si� obawia�? Czy ten stary pies
m�wi� o Pinochecie? Wydawa�o si� to prawdopodobne, zw�aszcza zwa�ywszy na dwie karawele,
kt�re Duszek Morski odeskortowa� na pocz�tku tego tygodnia do Waterdeep. Niewielu
w Waterdeep mia�o jednak jakikolwiek kontakt z piratem, kt�rego domena le�a�a bardziej na
po�udnie, dalej nawet ni� Wrota Baldura, niedaleko wysp Moonshae.
O kim jednak innym m�g�by m�wi� ten m�czyzna?
Wci�� si� u�miechaj�c, wilk morski wskaza� gestem, by Deudermont wszed� do alejki.
Kapitan nie poruszy� si�, gdy starzec odwr�ci� si� i wykona� krok.
� Co, boisz si� starego Scaramundi? � wyrz�zi� morski wyga. Deudermont zdawa� sobie
spraw�, �e to mo�e by� przebranie.
Wielu najlepszych zab�jc�w z Krain potrafi�oby wygl�da� r�wnie bezbronnie jak on, tylko
po to, by wrazi� zatruty sztylet w pier� swej ofiary.
Wilk morski wr�ci� do wej�cia do alejki, po czym podszed� na �rodek ulicy do Deudermonta.
To nie przebranie, kapitan powiedzia� sobie, by�o bowiem zbyt pe�ne, zbyt doskona�e. Poza
tym przypomina� sobie, �e widzia� ju� wcze�niej tego starca, zazwyczaj siedz�cego tu� przed
wej�ciem do tej w�a�nie alejki, s�u��cej mu najprawdopodobniej za dom.
C� wi�c? By� mo�e w zau�ku zastawiona jest zasadzka?
� Niech wi�c b�dzie, jak se chcesz � wyrz�zi� starzec, podnosz�c r�k�. Opar� si� ci�ko na
lasce i zacz�� wraca� do alejki, mamrocz�c � Tylko pos�a�cem �em jest, nie dbam, czy us�yszysz
wie�ci, czy nie!
Deudermont zn�w rozejrza� si� ostro�nie. Nie widz�c nikogo w pobli�u, ani te� �adnych
prawdopodobnych kryj�wek na zasadzk�, podszed� do wylotu zau�ka. Stary wilk morski zag��bi�
si� ju� na kilka krok�w, by� na skraju nachylonych cieni, rzucanych przez budynek z prawej
strony, i ledwo by�o go wida� w ciemno�ciach. Roze�mia� si�, kaszln�� i wykona� kolejny krok.
Trzymaj�c d�o� na r�koje�ci szabli, Deudermont zbli�y� si� ostro�nie, rozgl�daj�c bacznie
przed ka�dym kolejnym krokiem. Alejka wydawa�a si� pusta.
� Wystarczy! � Deudermont powiedzia� nagle, zatrzymuj�c morskiego wyg�. � Je�li masz dla
mnie wie�ci, to przeka� je i to ju�.
� Niekt�rych rzeczy nie mo�na m�wi� za g�o�no � odpar� starzec.
� Ju� � nalega� Deudermont.
Zasuszony wilk morski u�miechn�� si� szeroko i kaszln��, najprawdopodobniej si� �miej�c.
Pocz�apa� kilka krok�w do ty�u, zatrzymuj�c nieca�y metr od Deudermonta.
Zapach starca niemal oszo�omi� kapitana, kt�ry by� przyzwyczajony do silnego odoru cia�.
Na statku nie by�o zbyt wiele okazji do k�pieli, a Duszek Morski wyp�ywa� cz�sto na kilka
tygodni, a nawet miesi�cy. Mimo to po��czenie taniego wina oraz starego potu dawa�y temu
osobnikowi szczeg�lnie paskudn� wo�, na skutek kt�rej Deudermont skrzywi� si�, a nawet zakry�
d�oni� nos, by zatrzyma� troch� opar�w.
Wilk morski za�mia� si� oczywi�cie z tego.
� Ju�! � nalega� kapitan.
W chwili gdy s�owo to wymyka�o si� Deudermontowi spomi�dzy warg, wilk morski
wyci�gn�� r�k� i chwyci� go za nadgarstek. Deudermont, nie boj�c si�, obr�ci� r�k�, jednak
starzec trzyma� uparcie.
� Chc�, �eby� powiedzia� mi o mrocznym � powiedzia� wilk morski, a Deudermont
potrzebowa� chwili, by u�wiadomi� sobie, �e dokowy akcent m�czyzny znikn��.
� Kim jeste�? � zapyta� Deudermont i poci�gn�� zaciekle, bez skutku. Dopiero wtedy kapitan
zda� sobie spraw� z si�y tego nadludzkiego u�cisku � r�wnie dobrze m�g�by wyrywa� si�
kt�remu� z tych wielkich mglistych gigant�w, kt�re �y�y na rafach otaczaj�cych wysp�
Delmarin, daleko na po�udnie.
� O mrocznym � powt�rzy� starzec. Bez �adnego wysi�ku wci�gn�� Deudermonta g��biej
w zau�ek.
Kapitan si�gn�� po szabl� i cho� starzec trzyma� mocno jego praw� r�k�, m�g� do�� dobrze
walczy� lew�. Do�� niewygodnie by�o wyci�ga� zakrzywione ostrze z pochwy t� d�oni� i zanim
szabla wysz�a ca�a, otwarta wolna d�o� starca uderzy�a Deudermonta w twarz. Kapitan zako�ysa�
si� do ty�u i ude