3162
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3162 |
Rozszerzenie: |
3162 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3162 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3162 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3162 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
TERRY BROOKS
Pie�� Shannary
Prze�o�y�a
Gra�yna Sudo�
I
Kolory lata blad�y, powoli przechodz�c w jesienne barwy. W czterech krainach oznacza�o to zmian� pory roku. Lato jednak odchodzi�o niespiesznie, a spiekota w ci�gu dnia spowalnia�a bieg �ycia, daj�c ludziom poczucie, �e zd��� ze wszystkim na czas. Mimo �e ciep�o oci�ga�o si� z odej�ciem, dni jednak stawa�y si� coraz kr�tsze, a wilgotne powietrze coraz bardziej suche. Przypominano sobie o po�piechu codziennego �ycia. W lasach Shady Yale zacz�y ju� opada� li�cie.
Brin Ohmsford przerwa�a na chwil� prac� przy rabatce kwiat�w odgradzaj�cej jej dom od frontowej �cie�ki i zatopi�a wzrok w szkar�atnym listowiu starego klonu, kt�ry ocienia� podw�rze za domem. By�o to pot�ne drzewo z szerokim pniem pokrytym licznymi naro�lami. Stanowi�o dla niej �r�d�o wielu wspomnie� z dzieci�stwa. Pchni�ta nag�ym impulsem zesz�a ze �cie�ki i ruszy�a w kierunku drzewa.
By�a wysoka, wy�sza nawet od swoich rodzic�w i brata Jaira, kt�ry wzrostem dor�wnywa� niemal Ronowi Leah, a chocia� jej szczup�e cia�o mia�o delikatn� budow�, sprawno�ci� i wytrwa�o�ci� nie ust�powa�a �adnemu z nich. Jair z pewno�ci� nie zgodzi�by si� z t� opini�, wszak tylko dlatego, �e samo zaakceptowanie roli m�odszego brata by�o ju� dla niego wystarczaj�co trudne. Dziewczyna w ko�cu by�a tylko dziewczyn�.
Palce Brin mi�kko i pieszczotliwie dotkn�y szorstkiego pnia. Wpatrzy�a si� w pl�tanin� konar�w nad swoj� g�ow�. D�ugie, czarne w�osy opad�y do ty�u i ods�oni�y twarz dziewczyny. Na pierwszy rzut oka mo�na by�o rozpozna�, czyim by�a dzieckiem. Dwadzie�cia lat temu Eretria wygl�da�a tak samo, poczynaj�c od �niadej sk�ry i czarnych oczu, a na subtelnych rysach twarzy ko�cz�c. Brin brakowa�o jedynie wewn�trznego ognia matki, kt�ry z kolei cechowa� Jaira. Ona mia�a temperament swojego ojca, ch�odny opanowany i zdyscyplinowany. Por�wnuj�c pewnego razu swoje dzieci - przy okazji kolejnego nagannego wyczynu - Wil Ohmsford zauwa�y� raczej ponuro, i� r�nica miedzy tymi dwojgiem polega na tym, �e Jair zdolny jest do wszystkiego, podczas gdy Brin tak�e jest w stanie uczyni� wszystko, tyle �e po d�u�szym namy�le. Brin nie wiedzia�a, czy mia�a to by� reprymenda dla niej, czy dla jej brata.
Opu�ci�a r�ce. Przypomnia�a sobie dzie�, w kt�rym wypr�bowa�a na starym drzewie pie��. By�a wtedy jeszcze dzieckiem, eksperymentuj�cym zaledwie z magi� elf�w. W �rodku lata za pomoc� pie�ni zmieni�a ziele� klonu na jesienn� purpur�. Dla dzieci�cego umys�u by�o to dzia�anie w pe�ni uzasadnione. Czerwony by� przecie� o wiele �adniejszym kolorem ni� zielony. Ojciec by� wtedy w�ciek�y, a system biologiczny drzewa potrzebowa� a� trzech lat, �eby doj�� do r�wnowagi po wstrz�sie. W�wczas to ona i Jair po raz ostatni u�yli magii w obecno�ci swoich rodzic�w.
- Brin, przyjd� prosz� i pom� mi z pakowaniem.
To by� g�os matki. Brin pog�aska�a pie� na po�egnanie i zawr�ci�a w stron� domu.
Jej ojciec nigdy w pe�ni nie zaufa� magii elf�w. Niewiele ponad dwadzie�cia lat temu u�y� Kamieni Elf�w, kt�re dosta� od druida Allanona, aby chroni� wybrank� elf�w, Amberle Elessedil, w jej poszukiwaniach Krwawego Ognia. Odmieni�o go to na zawsze. Zdawa� sobie z tego spraw� ju� wtedy, ale nie wiedzia� dok�adnie, jaki jest wp�yw magii elf�w. Ujawni� si� on dopiero po narodzinach Brin, a potem Jaira. To nie Wil Ohmsford by� dowodem dzia�ania magii, ale jego dzieci. One w�a�nie przynios�y ze sob� na �wiat widoczne efekty magii. By� mo�e powt�rzy si� to r�wnie� w nast�pnych pokoleniach Ohmsford�w, cho� nie spos�b stwierdzi�, czy znana im b�dzie tak�e magia pie�ni.
To Brin nazwa�a zakl�cie pie�ni�. Pomy�l �yczenie, za�piewaj, a stanie si�, jak pragniesz. Tak przynajmniej si� to odby�o, kiedy po raz pierwszy odkry�a, �e posiada moc. Szybko zrozumia�a, �e za pomoc� pie�ni mo�e wp�ywa� na zachowanie �ywych organizm�w. W ten spos�b zmieni�a kolor li�ci starego klonu. Potrafi�a te� uspokoi� roze�lonego psa i sprawi�, �e dzikie ptaki siada�y na jej d�oni. Potrafi�a przenikn�� istot� wszystkiego, co �yje, lub te� sprawi�, �e stawa�o si� to cz�ci� jej ja�ni. Nie wiedzia�a dok�adnie, jak to si� dzieje. Po prostu stawa�o si�. Zaczyna�a �piewa�, a muzyka i s�owa pojawia�y si�, jak zawsze nieoczekiwanie dla niej samej, jakby to by�a najbardziej naturalna rzecz na �wiecie. Zawsze by�a �wiadoma tego, co �piewa, ale r�wnocze�nie, jakby nieobecna duchem, do�wiadcza�a nieopisanych wra�e�. Nieznane uczucia przenika�y j� ca��, odradza�a si� w nich na nowo i �yczenie stawa�o si� cia�em.
By� to dar magii elf�w, kiedy jednak jej ojciec odkry�, �e Brin w�ada pie�ni�, uzna� to raczej za przekle�stwo ni� za dar. Brin wiedzia�a, �e w g��bi ducha obawia si� on magicznej mocy Kamieni Elf�w, s�dz�c po zmianach, jakie zasz�y w nim samym. Po tym, jak sprawi�a, �e ich pies pad� niemal w pogoni za w�asnym ogonem, a wszystkie warzywa w ogrodzie zwi�d�y, Wil Ohmsford utwierdzi� si� w swojej decyzji, �e ju� nikt nigdy nie powinien u�ywa� Kamieni. Ukry� je wi�c, nie wyjawiaj�c nikomu miejsca kryj�wki. Mia�y tam pozosta� na zawsze, tak przynajmniej s�dzi� jej ojciec. Brin jednak nie by�a o tym ca�kiem przekonana. Pewnego razu, zaledwie par� miesi�cy temu, kiedy kto� wspomnia� o Kamieniach Elf�w, dostrzeg�a znacz�cy u�mieszek Jaira. Wygl�da� na bardzo zadowolonego z siebie. Oczywi�cie zapytany, do niczego by si� nie przyzna�, ale Brin wiedzia�a jak trudno ukry� co� przed bratem i podejrzewa�a, �e odnalaz� schowek.
Przy drzwiach wej�ciowych natkn�a si� na Rona Leah. By� to m�odzieniec wysoki i smuk�y. Rdzawobr�zowe w�osy przewi�zane szerok� przepask� opada�y mu na ramiona. Figlarne szare oczy zw�zi�y si� na jej widok.
- A mo�e by� mi pomog�a, co? W ko�cu odwalam ca�� robot�, a nie jestem nawet cz�onkiem rodziny.
- Sp�dzasz tu tyle czasu, �e chyba ju� nim jeste� - odci�a si�. - Co zosta�o do zrobienia?
- Trzeba tylko wynie�� te torby i powinien by� koniec. - W przej�ciu sta�y sk�rzane kufry i zwalone na kup� mniejsze torby. Ron podni�s� najwi�kszy pakunek. - Twoja matka czeka na ciebie w sypialni.
Wyszed� przed dom, Brin za� ruszy�a w stron� sypialni po�o�onej na ty�ach. Jej rodzice szykowali si� do corocznej jesiennej pielgrzymki do gmin po�o�onych najdalej na po�udnie od Shade Yale. B�d� poza domem przez ponad dwa tygodnie. Niewielu uzdrowicieli posiada�o umiej�tno�ci Wila Ohmsforda, a je�li nawet, to i tak w promieniu pi�ciuset mil od Doliny nie znalaz�by �adnego. Dlatego te� dwa razy do roku, na wiosn� i jesieni�, jej ojciec podr�owa� do odleg�ych wiosek, ofiaruj�c swoje us�ugi tam, gdzie ich potrzebowano. Zawsze towarzyszy�a mu Eretria, wykwalifikowana pomoc m�a, obznajomiona w piel�gnowaniu chorych i rannych niemal tak gruntownie jak on sam. Nie musieli podejmowa� tej podr�y, a raczej nie musieliby, gdyby nie byli tak sumienni. Lecz rodzicami Brin kierowa�o silne poczucie obowi�zku. Oboje po�wi�cili swoje �ycie uzdrawianiu i traktowali swoje zobowi�zanie niezwykle powa�nie.
Gdy odbywali swoj� w�dr�wk� mi�osierdzia, Brin pozostawa�a w domu, aby opiekowa� si� Jairem, a z g�r schodzi� Ron Leah, aby dogl�da� ich obojga.
Eretria spojrza�a na c�rk� znad ostatniego pakunku i u�miechn�a si�. D�ugie czarne w�osy opada�y jej lu�no na ramiona, a kiedy odgarn�a je do ty�u, ukaza�a si� twarz niewiele powa�niejsza od twarzy Brin.
- Widzia�a� gdzie� swojego brata? Jeste�my ju� prawie gotowi. Brin potrz�sn�a g�ow� przecz�co.
- My�la�am, �e jest z ojcem. Mog� ci w czym� pom�c? Eretria wzi�a c�rk� za ramiona i posadzi�a j� obok siebie na ��ku.
- Chc�, �eby� mi co� obieca�a, Brin. Nie u�ywaj pie�ni, kiedy b�dziemy z ojcem poza domem. Ani ty, ani tw�j brat.
- Prawie wcale ju� jej nie u�ywam. - Brin u�miechn�a si�. Jej ciemne oczy uwa�nie wpatrywa�y si� w �niad� twarz matki.
- Wiem. Ale Jair robi to, chocia� my�li, �e o tym nie wiem. A poza tym, je�li chodzi o ciebie, nie chc�, �eby� u�ywa�a pie�ni cho�by nawet bardzo rzadko. Rozumiesz?
Brin zawaha�a si�. Jej ojciec rozumia�, �e magia elf�w jest dziedzictwem jego dzieci, ale nie uwa�a� tego ani za dobre, ani za konieczne. "Jeste�cie wystarczaj�co inteligentni i zdolni bez niej", zwyk� im mawia�. "Nie potrzebujecie sztuczek ani forteli, aby si� rozwija�. B�d�cie tym, kim potraficie by� bez pie�ni". Eretria wt�rowa�a tym radom, cho� o wiele lepiej ni� Wil zdawa�a sobie spraw�, �e rodze�stwo zignorowa�oby je, gdyby tylko roztropno�� im na to pozwoli�a.
Niestety w wypadku Jaira roztropno�� rzadko mia�a co� do powiedzenia. By� impulsywny i niepokoj�co uparty. Mia� tendencj� do folgowania swoim zachciankom i wykorzystywania do tego pie�ni, p�ki czu� si� bezpieczny.
Jednak�e magia elf�w inaczej si� u niego objawia�a...
- Brin? - G�os matki wyrwa� j� z zamy�lenia.
- Mamo, co za r�nica, je�li Jair ma ochot� zabawia� si� pie�ni�. To tylko zabawka.
Eretria potrz�sn�a g�ow�.
- Nawet zabawka mo�e by� niebezpieczna, je�li zostanie nierozwa�nie u�yta. Poza tym znasz ju� na tyle magi� elf�w, �eby wiedzie�, �e nigdy nie jest bezpieczna. A teraz pos�uchaj mnie. Ty i tw�j brat wyro�li�cie ju� z wieku, kiedy matka i ojciec zagl�dali wam przez rami�, �eby sprawdzi�, co robicie. Ale nadal potrzebujecie rady. Nie chc�, �eby�cie u�ywali magii, kiedy wyjedziemy. To przyci�ga niepotrzebnie uwag�. Obiecaj mi, �e nie b�dziesz jej u�ywa�a i powstrzymasz Jaira.
Brin wolno skin�a g�ow�.
- To z powodu pog�osek o czarnych w�drowcach, prawda? - S�ysza�a te historie. Na dole, w karczmie nie m�wiono ostatnio o niczym innym. Czarni w�drowcy: poruszaj�ce si� bezszelestnie zjawy bez twarzy, zrodzone z czarnej magii, pojawiaj�ce si� znik�d. Niekt�rzy m�wili, �e to powr�ci� lord Warlock i jego s�udzy. - Dlatego mnie o to prosisz?
- Tak. - Matka u�miechn�a si�. Brin by�a spostrzegawcza. - A teraz obiecaj.
- Obiecuj�. - Brin tak�e u�miechn�a si� w odpowiedzi. Uwa�a�a jednak ca�� spraw� za nonsens.
Pakowanie i �adowanie baga�y trwa�o jeszcze p� godziny, a� w ko�cu rodzice gotowi byli do odjazdu. Pojawi� si� Jair, kt�ry przyni�s� z gospody s�odycze na drog� dla matki. Eretria przepada�a za nimi. Po�egnano si�.
Matka poca�owa�a Brin w policzek i przytuli�a j� mocniej do siebie.
- Pami�taj, co mi obieca�a� - szepn�a jej do ucha. Wreszcie Ohmsfordowie wsiedli na w�z i wolno ruszyli zakurzon� drog�.
Brin patrzy�a za nimi, dop�ki nie znikn�li jej z oczu.
Tego popo�udnia Brin wraz z Jairem i Ronem Leah wybrali si� na w�dr�wk� po lasach Yale. Dzie� chyli� si� ju� ku zachodowi, kiedy zdecydowali si� zawr�ci� w stron� domu. S�o�ce zaczyna�o opada�, chowaj�c si� za kraw�dzi� Doliny, a cienie drzew si� wyd�u�y�y. Do wioski by�a jeszcze godzina drogi, ale ca�a tr�jka przemierza�a t� drog� tak cz�sto, �e potrafili odnale�� le�ne �cie�ki nawet w najg��bszych ciemno�ciach. Szli wi�c spokojnym krokiem, ciesz�c si� pi�knem jesiennego dnia.
- Wybierzmy si� jutro na ryby - zaproponowa� Ron i u�miechn�� si� do Brin. - Przy takiej pogodzie i tak nie ma znaczenia, czy co� z�apiemy.
Szed� pierwszy, najstarszy z ca�ej tr�jki, a na jego plecach, pod my�liwsk� kurt� nieznacznie rysowa�y si� �lady rzemieni, na kt�rych wisia� miecz Leah w zniszczonej i powyginanej pochwie. Noszony niegdy� przez prawowitego nast�pc� tronu Leah, dawno ju� prze�y� czasy swojej chwa�y. Ale Ron zawsze podziwia� stare ostrze, kt�re jego pradziad Menion Leah zabra� ze sob� na poszukiwanie Miecza Shannary. Tak bardzo podoba�a mu si� ta bro�, �e ojciec w ko�cu podarowa� mu j�. Stanowi�a symbol jego pozycji ksi�cia Leah, mimo i� by� najm�odszym ksi�ciem.
Brin spojrza�a na Rona i zmarszczy�a brwi.
- Wydaje si�, �e o czym� zapomnia�e�. Jutro mieli�my zabra� si� za naprawy w domu. Obiecali�my to ojcu.
- Zrobimy to innego dnia. - Ron niefrasobliwie wzruszy� ramionami. - Naprawy nie uciekn�.
- S�dz�, �e powinni�my zbada� brzegi Yale - wtr�ci� si� Jair. By� chudy i �ylasty, a jego twarz mia�a rysy elf�w, jak twarz jego ojca. Mia� w�skie oczy i uko�ne brwi, a spod strzechy niesfornych, jasnych w�os�w wystawa�y lekko czubki uszu. - Powinni�my sprawdzi�, czy nie natrafimy na �lady Widm Mord.
Ron roze�mia� si�.
- Co ty wiesz o w�drowcach, tygrysie? - By�o to pieszczotliwe okre�lenie Jaira.
- Pewnie tyle, co i ty. W Dolinie powtarzaj� te same historie, co w g�rach - odpowiedzia� m�odzieniec. - Czarni w�drowcy, Widma Mord, stwory zrodzone z ciemno�ci. Opowiadaj� o nich w karczmie bez przerwy.
Brin spojrza�a na brata z nagan�.
- Historie, oto czym s�.
- A ty, co o tym my�lisz? - Jair zwr�ci� si� do Rona. Ku zaskoczeniu Brin, g�ral wzruszy� ramionami.
- Mo�e tak, a mo�e nie. Poczu�a nag�� z�o��.
- Ron, przecie� opowiada si� takie historie, od kiedy lord Warlock zosta� pokonany i �adne z nich nigdy nie zawiera�y s�owa prawdy. Dlaczego tym razem mia�oby by� inaczej?
- Nie twierdz�, �e jest inaczej. Po prostu wol� by� ostro�ny. W czasach Shei Ohmsforda te� nie uwierzono w opowie�ci o Zwiastunach �mierci, pami�tasz? Dop�ki nie by�o ju� za p�no.
- I dlatego my�l�, �e powinni�my si� rozejrze� - powt�rzy� Jair.
- W jakim celu, je�li mog� wiedzie�? - naciska�a Brin. Jej g�os sta� si� twardy. - Za��my, �e znajdziemy co� naprawd� tak niebezpiecznego, jak m�wi�. Co wtedy zrobisz? Przywo�asz pie��?
- Je�li b�d� musia�. - Jair wytrzeszczy� oczy na siostr�. - M�g�bym u�y� magii...
- Magia nie s�u�y do zabawy, Jair - przerwa�a mu ostro. - Ile razy mam ci to powtarza�?
- Ja tylko powiedzia�em...
- S�ysza�am, co powiedzia�e�. Je�li my�lisz, �e pie�� mo�e uczyni� dla ciebie wszystko, to jeste� w b��dzie. Szkoda, �e nie s�ucha�e� uwa�nie ojca, kiedy m�wi�, �eby nie u�ywa� magii. Kt�rego� dnia wpakujesz si� przez to w k�opoty.
- O co si� tak w�ciekasz? - Jair wytrzeszczy� oczy na siostr�. Rzeczywi�cie by�a w�ciek�a i zdawa�a sobie spraw�, �e nic jej to nie da.
- Przepraszam. Obieca�am matce, �e �adne z nas nie u�yje pie�ni podczas ich nieobecno�ci. Dlatego tak si� zdenerwowa�am, kiedy wspomnia�e� o szukaniu Widm Mord.
Teraz w oczach Jaira b�ysn�a z�o��.
- Kto da� ci prawo sk�ada� obietnice w moim imieniu, Brin?
- Nikt, ale matka...
- Matka nie rozumie...
- Przesta�cie, na koci� dusz�! - Ron Leah wzni�s� b�agalnie r�ce. - Kiedy s�ysz� tak� k��tni�, zaczynam si� cieszy�, �e mieszkam w karczmie, a nie z wami. A teraz zapomnijmy o wszystkim i wr��my do tematu. Idziemy jutro na ryby czy nie?
- Idziemy - uzna� Jair.
- Idziemy - zgodzi�a si� Brin. - Kiedy zrobimy przynajmniej niekt�re z koniecznych napraw.
Przez chwil� szli w milczeniu. Dziewczyna pogr��y�a si� w rozmy�laniach nad rosn�c� fascynacj� Jaira mo�no�ci� u�ycia pie�ni.
Matka mia�a racj�. Jair zapewne u�ywa� magii, kiedy tylko mia� po temu sposobno��. Nie uwa�a� jej za niebezpieczn�, tak jak jego siostra, poniewa� w nim dzia�a�a ona inaczej. Dla Brin zmiany zachodz�ce w wygl�dzie i zachowaniu rzeczy poddanych dzia�aniu pie�ni by�y rzeczywisto�ci�, dla Jaira za� tylko iluzj�. Kiedy on pos�ugiwa� si� magi�, efekty by�y jedynie pozorne. To dawa�o mu wi�ksz� swobod� w dzia�aniu i o�miela�o do eksperymentowania. Robi� to wprawdzie w tajemnicy, niemniej jednak robi�. Nawet Brin nie wiedzia�a do ko�ca, jakie posiad� umiej�tno�ci.
Po�udnie przesz�o ju� w wiecz�r. Ksi�yc w pe�ni wisia� nad wschodnim horyzontem niczym �wietlista bania. Zaczyna�y pojawia� si� gwiazdy. Wraz z nadej�ciem nocy powietrze gwa�townie si� och�odzi�o, a zapach lasu stawa� si� bardziej rze�ki i przepe�niony aromatem usychaj�cych li�ci. Wsz�dzie wok� s�ycha� by�o brz�czenie owad�w i g�osy nocnych ptak�w.
- S�dz�, �e najlepiej by�oby �owi� w Rappahalladran - oznajmi� nagle Jair.
Przez chwil� nikt si� nie odzywa�.
- Nie wiem - odpowiedzia� w ko�cu Ron. - Stawy w Dolinie s� r�wnie dobre.
Brin spojrza�a pytaj�co na g�rala. Martwi� si� czym�. S�ysza�a to w jego g�osie.
- Nie na pstr�ga - upiera� si� Jair. - A poza tym mam ochot� za�o�y� w Duln obozowisko na noc albo dwie.
- Mo�emy to zrobi� i tutaj.
- Dolina jest jak podw�rko naszego domu. - Jair by� coraz bardziej rozdra�niony. - Przynajmniej w Duln jest jeszcze par� miejsc, kt�rych nie zwiedzili�my do tej pory. Czego si� boisz?
- Niczego si� nie boj� - Broni� si� ksi���. - Po prostu uwa�am... S�uchaj, mo�e p�niej o tym pogadamy. Opowiem wam, co mnie spotka�o kiedy� w tym w�a�nie miejscu. Niemal uda�o mi si� zgin��. To by� wilczur...
Brin zwolni�a kroku i zosta�a w tyle. Zdumiewa�a j� nieoczekiwana niech�� Rona do cho�by kr�tkiego wypadu do Duln. Odbywali takie wycieczki ju� kilkana�cie razy. Czy poza Yale znajdowa�o si� co�, czego si� obawia�? Zmarszczy�a brwi, wspominaj�c niepok�j matki. A teraz tak�e Ron. Nie zaprzeczy� opowie�ciom o Widmach Mord. Raczej by� niezwykle pow�ci�gliwy. Normalnie wy�mia�by podobne historie jako idiotyczne, tak jak Brin zawsze to robi�a. Dlaczego nie �mia� si� tym razem? By� mo�e uzna�, �e nie ma powod�w do �miechu, pomy�la�a.
W�drowali jeszcze p� godziny, gdy poprzez ga��zie drzew zacz�y prze�witywa� �wiat�a wioski. Jasna po�wiata ksi�yca pomaga�a im odnale�� w�a�ciwe �cie�ki w ciemno�ciach. Szlak prowadzi� teraz w d�, do os�oni�tej kotliny, w kt�rej usadowi�o si� miasteczko. Z czasem �cie�ka poszerza�a si�, przechodz�c w trakt. Pojawi�y si� domy. Zza �cian dochodzi�y g�osy ludzi. Brin poczu�a zm�czenie w ca�ym ciele. Wspaniale b�dzie w�lizn�� si� do ��ka i podda� si� dzia�aniu zdrowego, mocnego snu.
Szli w d�, przez sam �rodek Shade Yale, mijaj�c star� karczm� od wielu pokole� nale��ca do rodziny Ohmsford�w. Prowadzili j� dalej, cho� ju� tam nie mieszkali, od kiedy odeszli Shea i Flick. Teraz gospodarzyli tam przyjaciele rodziny, dziel�c zarobki i wydatki z rodzicami Brin. Jej ojciec nigdy tak naprawd� nie czu� si� dobrze w gospodzie, o czym dziewczyna doskonale wiedzia�a. Nie czu� si� zwi�zany z tym zawodem. Zdecydowanie wola� by� uzdrowicielem ni� w�a�cicielem karczmy. Jedynie Jair przejawia� zainteresowanie tym, co si� tam dzia�o, ale tylko dlatego, �e lubi� s�ucha� opowie�ci przynoszonych do Yale przez podr�nych. Opowiadano tam tak niezwyk�e przygody, �e zadowala�o to nawet niespokojnego ducha ch�opca z nizin.
Tego wieczora w gospodzie panowa� ruch. Szerokie wierzeje otworzy�y si�, ukazuj�c o�wietlone sto�y i d�ugi bar. Wn�trze pe�ne by�o podr�nych i tutejszych wie�niak�w, kt�rzy �miali si� i �artowali, sp�dzaj�c ten ch�odny jesienny wiecz�r przy szklance piwa. Ron wyszczerzy� z�by do Brin i potrz�sn�� g�ow�. Nikt si� nie spieszy� z zako�czeniem tego dnia.
Par� chwil p�niej dotarli do domu Ohmsford�w. By� to kamienny, murowany domek usadowiony na niewielkim pag�rku pomi�dzy drzewami. Byli w po�owie drogi wy�o�onej kocimi �bami, kt�ra bieg�a pomi�dzy �ywop�otami a kwitn�c� �liw�, kiedy Brin zatrzyma�a ich gwa�townym gestem.
W oknie frontowego pokoju pali�o si� �wiat�o.
- Czy kt�ry� z was zostawi� dzi� rano zapalon� lamp�? - spyta�a cicho, dobrze znaj�c odpowied�. Obydwaj potrz�sn�li g�owami.
- Mo�e kto� wpad� z wizyt� - podsun�� Ron. Brin spojrza�a na niego.
- Dom by� zamkni�ty.
Popatrzyli po sobie bez s�owa. Ogarn�� ich niepok�j. Tylko Jair by� niewzruszony.
- Chod�my zobaczy�, kto to taki - zaproponowa� i ruszy� naprz�d.
Ron chwyci� go za rami� i poci�gn�� w ty�.
- Chwileczk�, tygrysie. Nie ma takiego po�piechu.
Jair uwolni� si�, spojrza� na �wiat�o, a potem znowu na Rona.
- Kogo si� spodziewasz? Jednego z czarnych w�drowc�w?
- Sko�czcie z tymi bzdurami! - rzuci�a ostro Brin. Jair u�miechn�� si� g�upawo.
- Tak w�a�nie my�lisz, co? Jeden z w�drowc�w przyszed� nas porwa�!
- Mi�o z ich strony, �e zostawili dla nas �wiat�o - zauwa�y� oschle Ron.
Wpatrywali si� w �wiat�o niezdecydowani.
- Nie mo�emy tu sta� przez ca�� noc - odezwa� si� w ko�cu ksi���. Si�gn�� w ty� i wyj�� miecz Leah. - Rzu�my na to okiem. Wy dwoje trzymajcie si� za mn�. W razie czego biegnijcie do gospody i sprowad�cie pomoc. - Zawaha� si�. - Na pewno nic si� nie stanie.
Podeszli do frontowych drzwi i zatrzymali si� nas�uchuj�c. W domu panowa�a cisza. Brin poda�a Ronowi klucz i cofn�a si�. Sie� by�a ciemna, tylko z korytarza s�czy�a si� smu�ka ��tego �wiat�a. Zawahali si� przez chwil�, a potem ruszyli cicho wzd�u� hallu i weszli do pierwszego pokoju.
By� pusty.
- �adnych Widm Mord - oznajmi� Jair. - Nic opr�cz...
Nie doko�czy�. Ogromny cie� wynurzy� si� z ciemno�ci spowijaj�cej pok�j i wkroczy� w kr�g �wiat�a. By� to m�czyzna wzrostu ponad siedmiu st�p, odziany na czarno. Odrzuci� lu�ny kaptur, ods�aniaj�c szczup�� twarz o ostrych rysach, wysmagan� wiatrem i deszczem. Czarna broda i proste w�osy poprzetykane by�y nitkami siwizny. Nie mogli oderwa� wzroku od jego g��boko osadzonych oczu, kt�rych spojrzenie spod szerokiego czo�a przenika�o ich na wskro�. Wydawa�y si� dostrzega� wszystko, nawet to, co ukryte.
Ron Leah uni�s� ostrze miecza szybkim ruchem, ale powstrzyma� go gest d�oni, kt�ra wynurzy�a si� spod szaty.
- Nie b�dziesz go potrzebowa�.
Ksi��� zawaha� si�, spojrza� przez chwil� w ciemne oczy przybysza i opu�ci� bro�. Brin i Jair zamarli na swoich miejscach, niezdolni uczyni� gestu czy wypowiedzie� s�owa.
- Nie ma si� czego obawia�. - G�os obcego brzmia� jak g��boki grzmot.
Ca�a tr�jka nie poczu�a si� szczeg�lnie uspokojona tym zapewnieniem, jednak rozlu�nili si� nieco, kiedy stwierdzili, �e ciemna posta� trwa bez ruchu. Brin zerkn�a na brata i zobaczy�a, �e Jair wpatruje si� w obcego z napi�ciem, jak gdyby usi�owa� sobie co� przypomnie�. Obcy spojrza� na ch�opca, na Rona, a w ko�cu na ni�.
- Czy nikt z was mnie nie poznaje? - zapyta� cicho.
Przez chwil� panowa�o milczenie, a� nagle Jair gwa�townie skin�� g�ow�.
- Allanon! - wykrzykn��, a na jego twarzy odbi�o si� podniecenie. - Ty jeste� Allanon!
II
Brin, Jair i Ron Leah zasiedli wraz z niecodziennym go�ciem przy stole w jadalni. O ile wiedzieli, nikt nie widzia� druida od co najmniej dwudziestu lat. Jednym z ostatnich, kt�rzy mieli z nim kontakt, by� Wil Ohmsford. Wszyscy jednak znali historie o Allanonie. By�a to tajemnicza posta�. Mroczny w�drowiec podr�uj�cy do najbardziej odleg�ych kra�c�w czterech krain, filozof, nauczyciel, historyk dziej�w. Ostatni z druid�w-m�drc�w, kt�rzy wyprowadzili ludzko�� z chaosu, jaki zapanowa� po upadku starego �wiata, i doprowadzili do rozkwitu obecnej cywilizacji. To w�a�nie Allanon ponad siedemdziesi�t lat temu by� przewodnikiem Shei i Flicka Ohmsford�w oraz Meniona Leah w poszukiwaniach legendarnego Miecza Shannary, kt�ry umo�liwi� zniszczenie lorda Warlocka. On tak�e odszuka� Wi�la Ohmsforda w Storlock, gdzie ten przygotowywa� si� do zawodu uzdrowiciela, i nak�oni� go, aby sta� si� przewodnikiem i opiekunem Amberle Elessedil, kiedy wyruszy�a na poszukiwanie mocy zdolnej uzdrowi� umieraj�c� Ellcrys, a tym samym uwi�zi� demony wypuszczone na wolno�� w Westlandii. Tak, znali opowie�ci o Allanonie. Wiedzieli te�, �e pojawienie si� druida zawsze oznacza�o k�opoty.
- Przeby�em d�ug� drog�, aby ci� odnale��, Brin Ohmsford. - Olbrzym odezwa� si� niskim g�osem, w kt�rym s�ycha� by�o zm�czenie. - Nie s�dzi�em, �e kiedykolwiek b�d� musia� odby� t� podr�.
- Poniewa� potrzebuj� pie�ni.
Przez jedn�, nie ko�cz�c� si� chwil� druid i dziewczyna spogl�dali na siebie w milczeniu.
- To dziwne. - Allanon westchn��. - Nie zauwa�y�em wcze�niej, �e przej�cie magii elf�w na dzieci Wila Ohmsforda mo�e mie� swoje g��bokie uzasadnienie. S�dzi�em, �e to tylko uboczny efekt u�ycia Kamieni Elf�w, kt�rego nie spos�b by�o unikn��.
- Czego chcesz od Brin? - Ron przerwa� starcowi, spogl�daj�c na niego z niech�ci�. Nie spodoba�o mu si� to, co us�ysza�.
- I po co ci pie��? - doda� Jair. Allanon wci�� wpatrywa� si� w Brin.
- Czy matka i ojciec s� w domu?
- Nie. Wyjechali na co najmniej dwa tygodnie. B�d� leczy� chorych na po�udniu.
- Nie mog� czeka� nawet dw�ch dni, a co dopiero dwa tygodnie - wyszepta� olbrzym. - Musimy porozmawia� teraz, a ty musisz zdecydowa�, co zrobi�. Je�li podejmiesz, konieczn� moim zdaniem, decyzj�, to obawiam si�, �e tym razem tw�j ojciec mi nie wybaczy.
Brin natychmiast si� domy�li�a, o co chodzi.
- Czy mam i�� z tob�? - zapyta�a powoli.
Pytanie zawis�o mi�dzy nimi, przez chwil� pozostaj�c bez odpowiedzi.
- Pozw�l, �e opowiem ci o niebezpiecze�stwie, jakie zagra�a czterem krainom. Jest to z�o wi�ksze nawet od tego, z kt�rym mia� do czynienia Shea Ohmsford czy nawet tw�j ojciec. - Starzec spl�t� d�onie na stole i pochyli� si� w stron� Brin. - W starym �wiecie, �y�y kiedy� czarodziejskie stworzenia, kt�re u�ywa�y zar�wno dobrej, jak i z�ej magii. Z pewno�ci� ojciec opowiada� ci o tym. Wraz z nadej�ciem cz�owieka stary �wiat przemin��. Z�o zosta�o uwi�zione za �cian� Zakazu, a dobro zagubiono w procesie ewolucji ras. Ze starych czas�w pozosta�a jednak pewna ksi�ga. By�a to ksi�ga mrocznej magii, posiadaj�ca moc tak straszliw�, �e nawet magowie elf�w ze starego �wiata si� jej obawiali. Nazywa�a si� Ildatch. Jej pochodzenie nie jest znane do dzi�. Wygl�da na to, �e pojawi�a si� na pocz�tku czasu, kiedy �ycie dopiero powstawa�o. Z�o pos�ugiwa�o si� ni� przez wieki, ale w ko�cu elfom uda�o si� zaw�adn�� ksi�g�. Jej czar by� jednak tak wielki, �e nawet znaj�c jej moc, niewielu elfijskich mag�w o�mieli�o si� na pr�b� wydarcia tajemnic Ildatch. Ci, kt�rzy si� na to odwa�yli, zgin�li. Pozostali zdecydowali, �e nale�y ksi�g� zniszczy�, ale zanim zdo�ali tego dokona�, znikn�a ona bez wie�ci. Tu i �wdzie pojawia�y si� p�niej plotki o jej ponownym u�yciu, ale nigdy ich nie potwierdzono. - Allanon zmarszczy� brwi. - A potem �wiat ogarn�y Wielkie Wojny. Przez dwa tysi�ce lat istnienie cz�owieka zosta�o zredukowane do najbardziej prymitywnego poziomu. A� w ko�cu druidzi zwo�ali w Paranorze Pierwsz� Rad�, aby zgromadzi� nauczycieli ze starego �wiata, kt�rzy mogliby pom�c w stworzeniu nowego. Przedstawiono Radzie ca�� wiedz�, przechowywan� przez lata czy to w ksi�gach, czy te� w tradycji ustnej, aby ujawni� jej sekrety. Niestety nie wszystko, co uda�o si� przechowa� przez pokolenia, by�o dobre. Pomi�dzy ksi�gami, kt�re odkryli druidzi, znalaz�a si� Ildatch. Zosta�a odkryta przez niezwykle utalentowanego, ambitnego, m�odego druida imieniem Brona.
- Lorda Warlocka - powiedzia�a cicho Brin. Allanon skin�� g�ow�.
- Sta� si� lordem Warlockiem, kiedy pokona�a go moc Ildatch. Razem ze swoimi uczniami zosta� poch�oni�ty przez czarn� magi�. Przez niemal tysi�c lat zagra�ali istnieniu rodzaju ludzkiego. Dopiero Shea Ohmsford po�o�y� temu kres, kiedy posiad� moc Miecza Shannary. Brona i jego zwolennicy zostali zniszczeni. - Przerwa� na chwil�, po czym ci�gn�� dalej: - Lecz Ildatch ponownie znikn�a. Szuka�em jej w ruinach G�ry Czaszki, kiedy upad�o kr�lestwo Warlocka, ale nie znalaz�em. My�la�em ju�, �e przepad�a na dobre, pogrzebana gdzie� na wieki, myli�em si� jednak. Uda�o jej si� przetrwa� jakim� sposobem. Zosta�a odnaleziona przez ludzk� sekt� zwolennik�w Warlocka, prawdopodobnie czarownik�w, kt�rych nie ujarzmi�a moc Miecza Shannary i dlatego nie zgin�li wraz ze swoim Panem. Nie mam poj�cia jak, ale odnale�li oni miejsce, gdzie le�a�a ukryta Ildatch i przynie�li j� z powrotem do �wiata ludzi. Zabrali j� w g��b Estlandii, gdzie ukryci przed ludzkim wzrokiem zacz�li zg��bia� tajniki magii. By�o to ponad sze��dziesi�t lat temu. Mo�ecie odgadn��, co si� z nimi sta�o.
Brin by�a blada, kiedy pochyla�a si� w stron� druida.
- Twierdzisz, �e to si� znowu zaczyna? Pojawi� si� nast�pny lord Warlock i Zwiastuny �mierci?
Allanon potrz�sn�� g�ow�.
- Ci ludzie nie byli druidami jak Brona i jego uczniowie. Poza tym magia zaw�adn�a nimi stosunkowo niedawno, ale ona wyciska pi�tno na ka�dym, kto pr�buje j� zg��bi�. R�nica polega jedynie na charakterze tych zmian. Za ka�dym razem zmiana dokonuje si� w inny spos�b.
- Nie rozumiem. - Brin pokr�ci�a g�ow�.
- W inny spos�b - powt�rzy� Allanon. - Magia, dobra czy z�a, przystosowuje si� do swego u�ytkownika i zmienia go na sw�j spos�b. Ostatnim razem stworzenia zrodzone z jej dotyku lata�y...
Zdanie zawis�o w powietrzu. S�uchacze wymienili mi�dzy sob� szybkie spojrzenia.
- A tym razem? - zapyta� Ron.
- Tym razem z�o chodzi na w�asnych nogach. - Czarne oczy starca zw�zi�y si�.
- Widma Mord! - wybuchn�� Jair. Allanon skin�� g�ow�.
- Tak gnomy nazywaj� czarnych w�drowc�w. S� one tylko inn� form� tego samego z�a. To Ildatch nada�a im kszta�t, tak jak zrobi�a to z Bron� i jego uczniami, ofiarami magii, niewolnikami mocy. Dla �wiata ludzi s� ju� straceni, nale�� do ciemno�ci.
- A wi�c plotki okaza�y si� prawd� - mrukn�� Ron Leah. Jego szare oczy odszuka�y Brin. - Nie m�wi�em ci o tym wcze�niej, poniewa� nie chcia�em niepotrzebnie ci� martwi�, ale podr�ni przeje�d�aj�cy przez Leah opowiadali mi, �e widziano w�drowc�w na zachodzie. Przybyli z kraju Srebrnej Rzeki. Kiedy wi�c Jair zaproponowa�, �eby�my nocowali poza Yale...
- Widma Mord dotar�y a� tutaj? - przerwa� gwa�townie Allanon. W jego g�osie brzmia� niepok�j. - Jak dawno to by�o, ksi��� Leah?
Ron potrz�sn�� g�ow� z pow�tpiewaniem.
- Mo�e kilka dni temu. Tu� po moim przybyciu do Yale.
- Mamy wi�c mniej czasu, ni� my�la�em. - Zmarszczki na czole druida pog��bi�y si�.
- Ale co one tutaj robi�? - chcia� wiedzie� Jair.
- Przypuszczam, �e szukaj� mnie. - Allanon uni�s� swoj� ciemn� twarz.
Cisza odbi�a si� echem od �cian pogr��onego w mroku domostwa. Nikt si� nie odezwa�. Trwali bez ruchu pod spojrzeniem druida.
- Pos�uchajcie uwa�nie. Warownia Widm Mord le�y w g��bi Estlandii, wysoko w g�rach Ravenshorn. Jest to pot�na, wiekowa forteca zbudowana jeszcze przez trolle w czasie Drugiej Wojny Lud�w. Nazywa si� Graymark i stoi na kraw�dzi �ciany otaczaj�cej g��bok� dolin�. To tam ukryto Ildatch. - Druid odetchn�� g��boko. - Dziesi�� dni temu sta�em na skraju tej doliny, zdecydowany zej�� na d�, wydoby� ksi�g� mrocznej magii z ukrycia i dopilnowa�, aby zosta�a zniszczona. To ksi�ga jest �r�d�em mocy Widm Mord. Je�li ksi�ga przestanie istnie�, przepadnie ich moc, sko�czy si� groza. Widma Mord nie pr�nowa�y po upadku swego pana. Sze�� miesi�cy temu ponownie wybuch�y przygraniczne walki pomi�dzy gnomami i kar�ami. Od lat te dwa ludy walczy�y ze sob� o lasy Anaru, tak wi�c pocz�tkowo nikogo nie dziwi�o wznowienie sporu. Ale tym razem, o czym wi�kszo�� nie wie, walka ma zupe�nie inny charakter. Gnomy s� prowadzone przez Widma Mord. Rozproszone i pobite po upadku lorda Warlocka, plemiona gnom�w na nowo zniewolone zosta�y si�ami czarnej magii, tym razem pod rz�dami Widm Mord. Gnomy zyska�y pot�g�, kt�rej nie posiad�yby w �aden inny spos�b. Tak wi�c kar�y spychano stale na po�udnie, dop�ki granica nie zosta�a przywr�cona. Zatrute czarn� magi� wody Srebrnej Rzeki zacz�y cuchn��. Kraj, kt�ry zasila, zaczyna umiera�. Kiedy to nast�pi, zgin� tak�e kar�y, a wtedy ca�a Estlandia b�dzie stracona. Elfy z Westlandii oraz ludzie z Callahornu ruszyli kar�om z pomoc�, ale to nie wystarczy, aby przeciwstawi� si� magii Widm. Jedynie zniszczenie Ildatch mo�e powstrzyma� to, co si� dzieje. - Odwr�ci� si� nagle do Brin. - Pami�tasz opowie�ci swojego ojca, kt�re przekaza� mu jego ojciec, a ten s�ysza� je z kolei od Shei Ohmsforda? O tym, jak lord Warlock najecha� Sudlandi�? Kiedy przyby�o z�o, w ca�ym kraju zapad�y ciemno�ci. Cie� pad� na wszystko, co �y�o, i wszystko pod nim wi�d�o i umiera�o. Przetrwa�o tylko to, co nale�a�o do z�a. To znowu si� zaczyna, dziewczyno. Tym razem w Anarze. - Allanon odwr�ci� wzrok. - Dziesi�� dni temu sta�em na murach Graymark z zamiarem odnalezienia i zniszczenia Ildatch. Odkry�em w�wczas, czego dokona�y Widma Mord. Wykorzystuj�c magi�, posadzi�y w dolinie bagnisty las, aby chroni� ksi�g�. W czarodziejskim j�zyku nazywa si� on Maelmord i stanowi skupisko takiego z�a, �e wszystko, co do� nie nale�y, zostanie zmia�d�one i unicestwione przy pierwszej pr�bie przej�cia. Rozumiecie? Ten las �yje, oddycha i my�li. Nic tamt�dy nie przejdzie. Pr�bowa�em, ale nawet moja moc nie wystarczy�a, �eby go pokona�. Maelmord odepchn�� mnie, a Widma wyczu�y moj� obecno��. Ruszy�y w po�cig, ale zdo�a�em uciec. Teraz szukaj� mnie, wiedz�c...
G�os mu zamar�. Brin zerkn�a na Rona, kt�ry przez chwil� wygl�da� na zmartwionego.
- Je�li ci� szukaj�, mog� przyj�� tutaj, prawda? - G�ral wykorzysta� przerw� w opowiadaniu druida.
- Mog�. Ale to nast�pi niezale�nie od tego, czy mnie szukaj�, czy nie. Zrozum, pr�dzej czy p�niej zechc� wyeliminowa� wszelkie zagro�enie dla swego panowania nad lud�mi. Z pewno�ci� zdajesz sobie spraw�, �e rodzina Ohmsford�w stanowi takie zagro�enie.
- Z powodu Shei Ohmsforda i Miecza Shannary? - zapyta�a Brin.
- Po�rednio tak. Widma Mord nie s� tworami iluzji, tak jak lord Warlock, wi�c Miecz nie mo�e im uczyni� krzywdy. By� mo�e Kamienie Elf�w mog�yby tego dokona�. Magia stanowi si��, kt�r� nale�a�oby rozwa�y�, a Widma s�ysza�y pewnie o Wilu Ohmsfordzie i jego poszukiwaniach Krwawego Ognia. - Druid zamilk� na chwil�. - Ale prawdziwe zagro�enie stanowi dla nich pie��.
- Pie��? - Brin os�upia�a ze zdumienia. - Ale� pie�� jest tylko zabawk�! Nie posiada mocy Kamieni Elf�w! Dlaczego mia�aby stanowi� zagro�enie dla tych potwor�w? Dlaczego mieliby si� obawia� czego� tak nieszkodliwego?
- Nieszkodliwego? - W oczach Allanona pojawi� si� b�ysk, ale szybko je przymkn��, jakby pr�buj�c co� ukry�. Ciemna twarz druida nie wyra�a�a �adnych uczu� i nagle Brin poczu�a, �e naprawd� si� boi.
- Co ci� tu sprowadza, Allanonie? - zapyta�a raz jeszcze, zaciskaj�c d�onie w pi�ci, aby ukry� ich dr�enie.
Druid uni�s� powieki. Na stole przed nim strzeli� nik�y p�omyk olejnej lampy.
- Chc�, �eby� pojecha�a ze mn� do Estlandii, do siedziby Widm Mord. Chc�, aby� u�y�a pie�ni do utworzenia przej�cia przez Maelmord, a potem odnalaz�a Ildatch i przynios�a j� do mnie. Wtedy b�d� m�g� j� zniszczy�.
Ca�a tr�jka wpatrzy�a si� w niego bez s�owa.
- Jak? - zapyta� w ko�cu Jair.
- Pie�� mo�e pokona� nawet czarn� magi� - odrzek� Allanon. - Mo�e zmienia� zachowanie wszystkiego, co �yje. Nawet Maelmord b�dzie musia� pos�ucha� Brin. Pie�� utworzy jej przej�cie.
Oczy Jaira rozszerzy�o zdumienie.
- Pie�� mo�e uczyni� to wszystko?
Brin jednak potrz�sn�a g�ow�.
- Czy�by? A mo�e tylko u�ywasz jej w ten spos�b - powoli pokr�ci� g�ow�. - Nie, Brin Ohmsford. Pie�� jest cz�ci� magii elf�w i posiada jej moc. Jeszcze tego nie dostrzegasz, ale uwierz mi, �e tak w�a�nie jest.
- Nie obchodzi mnie, czym jest pie��. Brin nigdzie nie p�jdzie! - Ron zdenerwowa� si�.
- Nie mo�esz wymaga�, aby nara�a�a si� na takie niebezpiecze�stwo.
Allanon pozostawa� niewzruszony.
- Nie mam wyboru, ksi��� Leah. Tak samo jak nie mia�em wyboru, kiedy prosi�em She� Ohmsforda, aby wyruszy� na poszukiwanie Miecza Shannary, albo Wila Ohmsforda, aby ruszy� na poszukiwanie Krwawego Ognia. Dziedzictwo magii elf�w, kt�re przesz�o pocz�tkowo na Jerle Shannar�, nale�y teraz do Ohmsford�w. Chcia�bym, aby by�o inaczej r�wnie mocno jak wy, ale r�wnie dobrze mogliby�my ��da�, aby dzie� si� sta� noc�. Pie�� nale�y do Brin i przyszed� czas, kiedy b�dzie musia�a jej u�y�.
- Pos�uchaj mnie, Brin. - Ron odwr�ci� si� do dziewczyny. - Nie powiedzia�em ci wszystkiego. Chodz� wie�ci o tym, co Widma Mord robi� z lud�mi. S�yszano o wy�upionych oczach i wydartych j�zykach, utracie zmys��w i ogniu, kt�ry w�era si� w ko�ci. Do tej pory lekcewa�y�em te pog�oski. My�la�em, �e tyle s� warte, co opowie�ci pijaczk�w przy ognisku. Ale druid sprawi�, �e zmieni�em zdanie. Nie mo�esz z nim p�j��. Nie mo�esz!
- Plotki, o kt�rych m�wisz, s� prawd� - oznajmi� cicho Allanon. - Niebezpiecze�stwo istnieje. Mo�esz nawet zgin��... - Przerwa� na chwil�. - Ale co nam pozostanie, je�li nie p�jdziesz? Ukryjecie si� i b�dziecie mieli nadziej�, �e Widma Mord zapomn� o was? Poprosicie kar�y o ochron�? Co si� stanie, je�li odejd�? Tak jak lord Warlock, z�o wkroczy do tego kraju i b�dzie si� rozprzestrzenia�, a� nie zostanie nikt zdolny stawi� mu op�r.
Jair dotkn�� ramienia siostry.
- Brin, je�li musimy i��, niech przynajmniej b�dzie nas dwoje...
- Z ca�� pewno�ci� nie b�dzie nas dwoje! - Sprzeciwi�a si� natychmiast. - Cokolwiek si� wydarzy, zostaniesz tutaj!
- Wszyscy tu zostaniemy. - Ron spojrza� na druida. - Nie p�jdziemy. �adne z nas. Musisz znale�� inne wyj�cie z tej sytuacji.
- Nie mog�, ksi��� Leah. -Allanon potrz�sn�� g�ow�. - Nie ma innego wyj�cia.
Zapanowa�a cisza. Brin poczu�a si� schwytana w pu�apk� przez poczucie konieczno�ci, jakie poruszy� w niej druid, i obowi�zk�w, jakie zepchn�� na jej barki. Pr�bowa�a wszystko rozwa�y� i uporz�dkowa�. Stale powraca�a jedna my�l. Pie�� jest tylko zabawk�. Magia elf�w. Tak, ale to nadal zabawka. Nieszkodliwa! Nawet Allanon nie m�g� pokona� z�a! Jednak jej ojciec zawsze obawia� si� magii. Ostrzega�, aby jej nie u�ywa�, gdy� nie mo�na z ni� igra� bezkarnie. Brin tak�e by�a zdecydowana odwie�� Jaira od u�ywania pie�ni...
- Allanonie - odezwa�a si� cichym g�osem. Szczup�a twarz odwr�ci�a si� w jej stron�. - U�ywa�am pie�ni tylko do zmieniania wygl�du niewielkich rzeczy. Sprawia�am, �e wi�d�y li�cie albo zakwita�y kwiaty. To by�y drobiazgi, a poza tym nie robi�am tego od miesi�cy. Jak pie�� mog�aby zmieni� z�o tak pot�ne jak las, kt�ry chroni Ildatch?
- Naucz� ci� tego. - Druid zapewni� j� po chwili wahania. Wolno skin�a g�ow�.
- M�j ojciec by� zawsze przeciwny u�ywaniu magii. Ostrzega�, aby na niej nie polega�, poniewa� tak odmieni�a jego �ycie. Gdyby by� tutaj, odradza�by mi p�j�cie z tob�, tak jak Ron. A nawet rozkaza�by mi zosta�.
Na kamiennym obliczu druida odbi�o si� zm�czenie.
- Wiem, Brin.
- M�j ojciec powr�ci� z Westlandii po odnalezieniu Krwawego Ognia i na zawsze schowa� Kamienie Elf�w. - Ci�gn�a, pr�buj�c opanowa� zmieszanie. - Pewnego razu powiedzia� mi, �e wie, i� magia elf�w odmieni�a go, ale nie wie jak. Obieca� sobie, �e nigdy nie u�yje ju� Kamieni Elf�w.
- O tym tak�e wiem.
- I mimo to prosisz, abym z tob� posz�a?
- Tak.
- Mimo �e nie jestem w stanie prosi� go o rad�? Mimo �e nie mog� nawet poczeka� na jego powr�t? Nie mam szansy cho�by spr�bowa� mu cokolwiek wyja�ni�!
- U�atwi� ci to, Brin Ohmsford. - Druid wygl�da� teraz na rozz�oszczonego. - Nie prosz� ci� o nic, co by�oby prawe czy te� rozs�dne, ani o nic, co zaakceptowa�by tw�j ojciec. Prosz�, aby� zaryzykowa�a wszystko i uwierzy�a mi na s�owo, �e to konieczne. Prosz� o zaufanie tam, gdzie prawdopodobnie nie ma do tego �adnych podstaw. Prosz� o to wszystko i nie daj� nic w zamian. Nic. - Uni�s� si� na krze�le, pochylaj�c do przodu ciemn�, gro�n� twarz. - Ale powiem ci co�. Je�li przemy�lisz wszystko, zobaczysz, �e musisz i�� ze mn� wbrew nawet najrozs�dniejszym argumentom.
Nawet Ron si� nie sprzeciwi� tym razem. Allanon jeszcze przez chwil� trwa� na wp� pochylony nad sto�em, a jego ciemne szaty rozpo�ciera�y si� szeroko wok� pot�nej sylwetki. Potem usiad� powoli. Wygl�da� na bardzo znu�onego i zdesperowanego. By� to obraz Allanona zupe�nie odmienny od tego, kt�ry tak cz�sto przedstawia� jej ojciec. Brin by�a przera�ona.
- Przemy�l� ca�� rzecz, jak prosisz - zgodzi�a si�. Jej g�os by� niemal szeptem. - Ale potrzebuj� przynajmniej tej nocy. Musz� doj�� do �adu ze swoimi... uczuciami.
Allanon wydawa� si� waha� przez moment. W ko�cu skin�� g�ow�.
- Porozmawiamy rano. Rozwa� wszystko dobrze, Brin Ohmsford.
Podni�s� si� z miejsca, kiedy nagle stan�� przed nim Jair. Jego elfrjska twarz p�on�a z podniecenia.
- A co ze mn�? Co z moimi uczuciami? Je�li Brin p�jdzie, p�jd� i ja! Nie zostawicie mnie tutaj!
- Jair, nie zapominaj...! - Brin podnios�a sprzeciw, ale druid uciszy� j� jednym spojrzeniem. Wsta� i obszed� st�, aby stan�� przed ch�opcem.
- Jeste� odwa�ny - powiedzia� cicho, k�ad�c d�o� na szczup�ym ramieniu Jaira. - Ale to nie twojej magii potrzeba mi w tej podr�y. Twoja magia jest iluzj�, a iluzja nie pozwoli nam przej�� przez Maelmord.
- A je�li si� mylisz? - Jair upiera� si�. - Poza tym, ja te� chc� pom�c!
- Pomo�esz. - Allanon skin�� g�ow� - Jest co�, co b�dziesz musia� zrobi�, kiedy wyruszymy z Brin. Jeste� odpowiedzialny za bezpiecze�stwo twoich rodzic�w. Musisz dopilnowa�, aby Widma Mord nie znalaz�y ich, zanim zniszcz� Ildatch. Musisz u�y� pie�ni, aby ochroni� ich, kiedy nadejd� s�udzy ciemno�ci. Zrobisz to?
Brin nie zwr�ci�a uwagi na pewno�� druida, �e ju� podj�a decyzj� podr�y do Estlandii, a jeszcze mniej na propozycj� u�ycia przez Jaira magii elf�w jako broni.
- Zrobi�, je�li b�d� musia�. - W g�osie Jaira pobrzmiewa�a wyra�na niech��. - Ale wola�bym i�� z wami. - Innym razem, ch�opcze. - Allanon cofn�� r�k� z jego ramienia.
- Mo�e i ja p�jd� innym razem - zauwa�y�a cierpko Brin. - Nic nie zosta�o jeszcze postanowione, Allanonie.
Ciemna twarz obr�ci�a si� z wolna.
- Nie b�dzie innego razu dla ciebie, Brin - stwierdzi� cicho druid. - Teraz jest tw�j czas. Musisz i�� ze mn�. Poczekaj do rana.
Skin�wszy wszystkim g�ow�, ruszy� w stron� wyj�cia, owijaj�c si� cia�niej ciemnym p�aszczem.
- Dok�d idziesz, Allanonie? - zawo�a�a za nim Brin.
- B�d� w pobli�u - odpowiedzia� nie zatrzymuj�c si�. Chwil� p�niej znikn��. Brin, Jair i Ron Leah patrzyli w �lad za nim.
- I co teraz? - Pierwszy odezwa� si� ksi���. Brin spojrza�a na niego.
- Teraz idziemy spa�. - Wsta�a od sto�u.
- Spa�! - G�ral patrzy� na ni� os�upia�y. - Jak mo�esz i�� spa� po tym wszystkim? - Nieznacznym ruchem d�oni wskaza� kierunek, gdzie znikn�� druid.
Odgarn�a d�ugie czarne w�osy i u�miechn�a si� blado.
- A c� innego mog�abym teraz zrobi�, Ron? Jestem zm�czona, niepewna i przera�ona. Potrzebuj� odpoczynku. - Podesz�a do niego i poca�owa�a lekko w czo�o. - Zosta� tutaj na noc. - Uca�owa�a tak�e Jaira i u�ciska�a go. - Id�cie spa�. Obaj.
Potem ruszy�a korytarzem do swojej sypialni i starannie zamkn�a za sob� drzwi.
Spa�a kr�tko, niespokojnym snem pe�nym majak�w, nie daj�cym odpoczynku. Snem, w kt�rym pod�wiadome l�ki nabiera�y kszta�t�w i przychodzi�y po ni� w postaci zjaw. �cigana przez nie, obudzi�a si� nagle. Poduszka mokra by�a od potu. Wsta�a z ��ka i narzuci�a na siebie sukni�, �eby nie zmarzn��. Cicho przemierza�a ciemne pokoje swego domu. W jadalni zapali�a olejn� lamp�, przykr�ci�a p�omie� i usiad�a, bez s�owa wpatruj�c si� w mrok.
Brin ogarn�o poczucie beznadziejno�ci. Co ma zrobi�? Pami�ta�a dobrze historie opowiadane przez ojca, a nawet pradziadka She� Ohmsforda, kiedy by�a ma�� dziewczynk�. O tym, co si� wydarzy�o, kiedy z Nordlandii nadszed� lord Warlock; jego armie najecha�y Callahorn, a ciemno�� ogarn�a ca�y kraj. Gdzie przeszed� w�adca ciemno�ci, umiera�o �wiat�o. Teraz zaczyna si� to samo. Przygraniczne wojny pomi�dzy gnomami i kar�ami, Srebrna Rzeka, a wraz z ni� kraina, kt�r� �ywi, zatruta; ciemno�ci zapadaj�ce nad Estlandi�. To samo wydarzy�o si� siedemdziesi�t pi�� lat temu. Tak�e tym razem jest spos�b, aby powstrzyma� rozw�j wypadk�w, aby zapobiec rozprzestrzenianiu si� ciemno�ci. I tak�e tym razem wezwano na ratunek jednego z Ohmsford�w, poniewa� wygl�da na to, �e nie ma innej nadziei.
Wtuli�a si� g��biej w fa�dy sukni. "Na to wygl�da" - s�owo-klucz, kt�rym pos�ugiwa� si� Allanon. Na ile tylko wygl�da? Ile z tego, co jej powiedzia� jest prawd�, a ile tylko p�prawd�? Opowie�ci maga zawsze by�y takie same. Druid dzieli� si� z innymi jedynie okruchami swej niezmierzonej mocy i wiedzy. M�wi� tylko to, co uwa�a� za konieczne, nigdy wi�cej. Manipulowa� innymi, u�ywaj�c ich do swoich cel�w, kt�re rzadko ujawnia�. Kiedy wkracza�o si� na �cie�k� Allanona, nale�a�o przygotowa� si� na podr� w ciemno�ciach.
Droga Widm Mord, je�eli naprawd� stanowi�y inn� form� z�a pokonanego przez Miecz Shannary, mog�a by� pogr��ona w jeszcze wi�kszych ciemno�ciach. Musia�a rozwa�y�, kt�r� z ciemno�ci wybiera. Allanon m�g� by� nieszczery i przebieg�y w swoich stosunkach z Ohmsfordami, ale by� przyjacielem czterech krain. Wszystkie jego dzia�ania mia�y na celu ochron� lud�w, nic za� przyniesienie im szkody. Jak do tej pory nigdy si� nie pomyli� w swoich ostrze�eniach, nie by�o wi�c powodu przypuszcza�, �e tym razem nie ma racji.
Ale czy magia pie�ni wystarczy, aby przenikn�� przez barier� pocz�t� ze z�a? Brin uzna�a to za niemo�liwe. Czym�e innym by�a pie��, je�li nie jedynie ubocznym efektem u�ycia magii elf�w? Nie mia�a nawet si�y Kamieni Elf�w. Nie by�a broni�. A mimo to Allanon uzna� j� za jedyny �rodek w walce z czarn� magi�. Jedyny �rodek tam, gdzie nawet jego moc zawiod�a.
Przestraszy� j� odg�os bosych st�p na progu jadalni. Z mroku wysun�� si� Ron Leah, podszed� do sto�u i usiad� przy niej.
- Ja te� nie mog� spa� - wymamrota�, mru��c oczy w �wietle lampy. - Co postanowi�a�?
- Nic. - Potrz�sn�a g�ow�. - Nie wiem, co zrobi�. Ca�y czas zadaj� sobie pytanie, co uczyni�by m�j ojciec.
- To proste - mrukn�� Ron. - Kaza�by ci zapomnie� o ca�ej sprawie. To zbyt niebezpieczne. Powiedzia�by ci te� to. co powtarza� nam obojgu wiele razy: Allanonowi nie mo�na ufa�.
Brin odgarn�a z twarzy d�ugie czarne w�osy i u�miechn�a si� blado.
- Nie us�ysza�e�, co powiedzia�am, Ron. Zadaj� sobie pytanie, co zrobi�by m�j ojciec, a nie, co kaza�by mi zrobi�. To nie to samo. Co by zrobi�, gdyby to jego poproszono? Czy nie poszed�by, tak jak zrobi� to, kiedy Allanon przyby� po niego do Storlock dwadzie�cia lat temu? Wiedzia�, �e Allanonowi nie mo�na wierzy�, wiedzia�, �e nie powiedziano mu wszystkiego, ale wiedzia� te�, �e jako jedyny posiada magi�, kt�ra mo�e by� potrzebna.
- Ale� Brin, pie��... no c�. - G�ral poruszy� si� niespokojnie. - To nie to samo co Kamienie Elf�w. Sama m�wi�a�, �e to tylko zabawka.
- Wiem. To w�a�nie czyni wszystko jeszcze trudniejszym. Wiem tak�e, �e ojciec by�by przera�ony, gdyby wiedzia�, �e rozwa�am u�ycie magii jako jakiejkolwiek Broni... - Przerwa�a na chwil�. - Lecz magia elf�w to dziwna rzecz. Jej moc nigdy nie objawia si� wyra�nie. Czasami jest ukryta. Tak by�o z Mieczem Shannary. Shea Ohmsford nigdy nie przypuszcza�by, �e tak ma�a rzecz mo�e zniszczy� wroga tak pot�nego jak lord Warlock, dop�ki jej nie wypr�bowa�. Po prostu uwierzy�...
- Powtarzam ci raz jeszcze. - Ron wyprostowa� si� gwa�townie. - Ta podr� jest zbyt niebezpieczna. Widma Mord s� zbyt gro�ne. Nawet Allanon nie m�g� si� z nimi zmierzy�. Sam ci to powiedzia�! Co innego, gdyby� mia�a u�y� Kamieni Elf�w. W ko�cu mia�y do�� mocy, aby zniszczy� podobne stwory. Co zrobisz z pie�ni�, kiedy staniesz z nimi twarz� w twarz? Za�piewasz, tak jak �piewa�a� staremu klonowi?
- Nie �artuj sobie ze mnie, Ron. - Oczy Brin zw�zi�y si�.
- Nie �artuj�. - Potrz�sn�� g�ow�. - Zbyt ci� lubi�, abym kiedykolwiek pozwoli� sobie na �arty. Po prostu nie wierz�, �e pie�� stanowi jak�kolwiek ochron� przed czym� takim jak Widma!
Brin spojrza�a w noc poprzez zas�oni�te okna, obserwuj�c rytmiczne, pe�ne wdzi�ku ruchy drzew na wietrze.
- Ja te� w to nie wierz� - przyzna�a cicho.
Przez chwil� siedzieli w milczeniu, zagubieni ka�de w swoich my�lach. Brin widzia�a przed sob� zawieszon� w powietrzu ciemn�, zm�czon� twarz Allanona. Natarczywa zjawa, kt�ra j� oskar�a�a, wzywa�a: Musisz i��. Przekonasz si� rano. S�ysza�a druida tak wyra�nie, jakby sta� przy niej. Ale co mia�o j� ostatecznie przekona�? Odpowiedzi na to pytanie wprawia�y j� tylko w jeszcze wi�ksze zmieszanie.
Mia�a przed sob� wszystkie argumenty za i przeciw, szala jednak nie przechyla�a si� w �adnym kierunku.
- Poszed�by�? - zapyta�a nagle Rona. - Gdyby� mia� tylko pie��?
- Mowy nie ma - odpowiedzia� natychmiast. Troch� za szybko, zbyt gwa�townie.
K�amiesz, Ron, pomy�la�a. K�amiesz, bo nie chcesz, �ebym posz�a. Gdyby� to przemy�la�, napotka�by� te same w�tpliwo�ci co ja.
- Co si� dzieje? - zapyta� z ciemno�ci znu�ony g�os. Odwr�cili si� i zobaczyli Jaira stoj�cego w hallu i mru��cego zaspane oczy w �wietle lampy. Podszed� do nich i sta� patrz�c to na jedno, to na drugie.
- Po prostu rozmawiamy, Jair - odezwa�a si� Brin.
- O poszukiwaniu tej magicznej ksi�gi?
- Tak. Dlaczego nie wracasz do ��ka?
- Idziesz? Mam na my�li t� ksi��k�.
- Nie wiem.
- Nie p�jdzie, je�li ma cho� odrobin� zdrowego rozs�dku - warkn�� Ron. - To zdecydowanie zbyt niebezpieczna podr�. Powiedz jej to, tygrysie. Jest twoj� jedyn� siostr� i nie chcesz chyba, �eby wpad�a w �apy czarnych w�drowc�w.
- Jair nie ma tu nic do powiedzenia, wi�c nie pr�buj go straszy�. - Brin rzuci�a mu gniewne spojrzenie.
- Jego? A kto pr�buje go straszy�? - Szczup�a twarz Rona p�on�a. - To ciebie pr�buj� przestraszy�, na koci� dusz�.
- Tak czy inaczej, nie boj� si� czarnych w�drowc�w - oznajmi� stanowczo Jair.
- A powiniene� - Brin prychn�a.
- Mo�e powinna� poczeka�, �eby porozmawia� z ojcem. Mo�emy mu wys�a� wiadomo��. - Jair wzruszy� ramionami i ziewn��.
- Teraz m�wimy z sensem - zgodzi� si� Ron. - Przynajmniej poczekaj, a� Wil i Eretria om�wi� to z tob�.
- S�ysza�e�, co powiedzia� Allanon. - Brin westchn�a. - Nie ma na to czasu.
- Potrafi�by znale�� czas, gdyby to by�o konieczne. - G�ral skrzy�owa� ramiona na piersi. - Brin, tw�j ojciec mo�e mie� zupe�nie inne zdanie na ten temat. Poza tym ma do�wiadczenie. U�ywa� ju� magii elf�w.
- Brin, ojciec m�g�by u�y� Kamieni Elf�w! - Oczy Jaira rozb�ys�y. - M�g�by p�j�� z tob� i chroni� ci� za ich pomoc� tak, jak chroni� Amberle, dziewczyn� elf�w.
Brin nagle zrozumia�a. Tych kilka s��w stanowi�o odpowied�, kt�rej poszukiwa�a. Allanon mia� racj�. Musi i�� z nim, lecz nie z przyczyn, kt�re rozwa�a�a do tej pory. Ojciec nalega�by, �eby jej towarzyszy�. Zabra�by Kamienie Elf�w z ich kryj�wki, aby j� chroni�, a tego w�a�nie musia�a unikn�� za wszelk� cen�. Zosta�by zmuszony do z�amania �lub�w, �e ju� nigdy nie u�yje magii elf�w. Prawdopodobnie nie zgodzi�by si� nawet, �eby towarzyszy�a Allanonowi. Poszed�by zamiast niej, aby ochroni� ca�� rodzin�.
- Chcia�abym, �eby� wr�ci� do ��ka, Jair - powiedzia�a nagle.
- Ale w�a�nie...
- Id�, prosz�. Porozmawiamy o wszystkim rano.
- A ty? - Jair zawaha� si�.
- Zostan� jeszcze tylko par� minut. Obiecuj�. Chc� po prostu posiedzie� troch� sama.
Brat przygl�da� si� jej przez chwil� podejrzliwie, a� w ko�cu skin�� g�ow�.
- W porz�dku. Dobranoc. - Odwr�ci� si� i znikn�� w ciemno�ci. - Tylko �eby� na pewno posz�a spa�.
Brin poszuka�a wzroku Rona. Znali si� od dziecka i nie potrzebowali s��w, �eby wiedzie�, co my�li drugie. Tym razem by�o tak samo.
G�ral wsta� powoli. Jego szczup�a twarz by�a stanowcza.