3136
Szczegóły |
Tytuł |
3136 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3136 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3136 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3136 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KAROL OLGIERD BORCHARDT
KR��OWNIK
SPOD
SOMOSIERRY
EGZAMIN
D,
nie wype�nione przyswajaniem wiedzy teoretycznej wlok�y si� w Szkole Morskiej w Tczewie d�ugo i monotonnie, w przeciwie�stwie do miesi�cy sp�dzanych na n?orzu na statku szkolnym "Lw�w", kt�re mija�y jak sen - niespostrze�enie szybko.
Od godziny �smej rano odbywa�y si� wyk�ady na "kursach", skromniej m�wi�c w klasach dawnej szko�y �e�skiej. Na wniosek organizatora Szko�y Morskiej i jej pierwszego dyrektora, in�yniera morskiego Antoniego Garnuszewskiego, w marcu 1920 roku gmach ten sta� si� pierwsz� w naszych dziejach Alma Mater Mariniensis, nad kt�r� w dniu 8 grudnia 1920 roku po raz pierwszy podniesiono bander�. W dniu 21 lipca 1920 zawarto w Holandii umow� sprzeda�y-kupna, na mocy jej fregata o symbolicznej dla nas nazwie "Nest" (gniazdo) wyszukana przez inspektora Szko�y Morskiej, kapitana �eglugi wielkiej Gustawa Kanskiego, sta�a si� "Kolebk� Nawigator�w". Z ostatniego masztu "Nest" zdj�to reje, przekszta�caj�c fregat� na bark, kt�ry jako statek szkolny otrzyma� nowe imi� "Lw�w". Pierwszy dwutygodnik literacki uczni�w Szko�y Morskiej pod tytu�em "Stella Polaris" ukaza� si� 15 grudnia 1920 roku.
O godzinie czternastej trzydzie�ci ko�czy�y si� wyk�ady. Po obiedzie podawanym w olbrzymiej sali gimnastycznej mo�na by�o p�j�� do otwartej do godziny szesnastej sypialni i wyci�gn�� si� na ��ku. Podczas tej przerwy w nauce najsilniej nawiedza�a nas nostalgia za domem rodzinnym. Jej punkt kulminacyjny mia� miejsce nieodmiennie przy drugim deserze, czyli przy spo�ywaniu zawarto�ci paczek przys�anych z domu, kt�re tradycyjnie by�y rozdzielane bez reszty pomi�dzy wszystkich koleg�w w sypialni.
Mi�� poobiedni� sjest� przerywa� bezwzgl�dny ucze� s�u�bowy uzbrojony w p�k kluczy. Po jego przyj�ciu nale�a�o natychmiast sypialni� doprowadzi� do stanu kwitn�cego, otworzy� okna, a samym przenie�� si� na "kurs". Ucze� s�u�bowy zamyka� sypialni� po dok�adnym sprawdzeniu jej stanu, za kt�ry by� odpowiedzialny przed dy�urnym wychowawc�.
Na "kursie" rozpoczyna�a si� nauka w�asna. Jak na szar� ni� ni-zaly si� �mudne, wykuwane w codzienno�ci godziny tak zwanego "naumiewania si�".
Przed zabraniem si� do nauki na "kursie" wrza�o przez dobr� godzin�, zanim wygas�y nie cierpi�ce zw�oki sprawy osobiste nie obj�te �adnym regulaminem.
Prawie ka�dy mia� swoje osobiste zami�owania, nie wszystkie mo�na by�o podci�gn�� pod angielskie hobby, ale cel mia�y podobny - po prostu da� wytchnienie od ci�g�ego my�lenia wy��cznie o nauce.
Sale "kursowe" by�y du�e, je�li si� por�wna�o je ze stosunkowo nik�� ilo�ci� uczni�w. W rogu sali przy oknie znajdowa�o si� podwy�szenie, na kt�rym sta�a katedra. Z przeciwnej strony, pod sam� �cian� - trzy rz�dy �awek, po par� w rz�dzie. �awki by�y podw�jne, przeznaczone dla dzieci, tak �e z trudem gnie�dzili�my si� w nich. Mi�dzy katedr� i pierwszym rz�dem �awek znajdowa�a si� niewielka przestrze� zajmowana zwykle przez jak�� fechtuj�c� si� par�. Szermierki w szkole nie mo�na by�o uwa�a� za hobby*. To by� na��g.
Naj�adniej na kursie fechtowa� si� "Pigie�". Po zapuszczeniu w�s�w m�g�by gra� rol� Char�ampa i to podczas zdobycia Tykocina w momencie zgonu ksi�cia.
PSgie� w�ada� szpad�, p�dzlem, trzema j�zykami, smykiem, batut� i fortepianem. Podczas obiad�w w sali gimnastycznej kwartet w bia�ych tropikalnych mundurach gra� pod jego batut� najnowsze przeboje. Do najbardziej ulubionych w tym czasie nale�a�y S�odka dziewczyna z Barcelony i Brawo bis.
Pigie� rozpoczyna� "nauk� w�asn�" od kilkunastominutowej zaprawy szermierczej - d�u�ej jego przeciwnik nie wytrzymywa� serii bolesnych trafie� w �ywe cia�o. Ka�de trafienie by�o zawsze wytwornie odsalutowane szpad�. Wszystkie trafienia piek�y przez kilka dni, ale to nigdy nie wp�ywa�o na zmniejszenie ilo�ci walcz�cych.
Podczas szcz�ku krzy�uj�cych si� ze sob� szpad dw�ch nast�nych szermierzy, kt�rym si� wydawa�o, �e ka�dy z nich jest zwyci�skim kapitanem Bloodem zdobywaj�cym, nieprzyjacielski okr�t, Pigie� potrafi� p�dzlem wyczarowa� soczyst� akwarel�, po czym spokojnie zabra� si� do nauki.
Miejsce od okna na pierwszej �awce zajmowa� "Dyzio" wiecznie zatopiony w ornitologii lub dzie�ach Darwina w j�zyku francuskim. Dyzio, zawdzi�czaj�cy sw�j przydomek �eromskiemu, w�ada� r�kawicami bokserskimi i wskutek tego mia� pop�kane b�benki w uszach, przez co posiada� pierwszy stopie� muzykalno�ci. W j�zyku szkolnym oznacza�o to, �e "rozr�nia, kiedy graj�, a kiedy nie". Jednocze�nie by� najlepszym bramkarzem dru�yny pi�ki no�nej w szkole i najlepszym znawc� literatury rosyjskiej.
Obok Dyzia siedzia� zaj�ty stale sprawdzaniem �cis�o�ci swych wylicze� "Zakochany". Do osi�gni�cia pe�nego szcz�cia na ziemi potrzebna mu by�a kwota dwu tysi�cy trzystu dwudziestu pi�ciu z�o-
tych i pi�tnastu groszy. Posiadanie jej pozwoli�oby mir o�eni� si� i by� szcz�liwym. W sum� t� wliczony by� bukiet �lubny i nocne pantofle dla niego i �ony. Na razie mia� od�o�on� na ten cel kwot�, kt�r� wyra�a�y trzy ostatnie cyfry, a pierwsza by�a oddzielona od dw�ch pozosta�ych przecinkiem.
W �awce �rodkowej gnie�dzi� si� "Szklany Cz�owiek". Ten w niewiadomy spos�b nauczy� si� podczas swego pobytu w Szkole Morskiej stenografowa� oraz biegle w�ada� j�zykiem angielskim. Wszystkie wyk�ady stenografowa�, a nazw� Szklanego Cz�owieka zawdzi�cza� Dy-ziowi, kt�ry twierdzi� o nim: �eby si� nie rozbi�, wyobra�a sobie, �e nosi na g�owie szklank� zimnej wody i dlatego chodzi tak sztywno i ostro�nie.
Za Szklanym Cz�owiekiem siedzia� umys� najbardziej tw�rczy na "kursie", ucz�cy si� "na si��", a nie "na rozum", tak zwany "Semafor". Z powodu braku podr�cznik�w polskich musieli�my si� pos�ugiwa� podr�cznikami w j�zykach obcych. Semafor nienawidzi� nowych nazw i stara� si� wszystkie nazwy spolszczy� lub zmienia� je na nazwy dawniej przyswojone. Roczniki astronomiczne, z grecka zwane EFE-MERYDAMI, nazwa� - r�wnie greck� nazw� - HEMOROIDAMI. Funkcji trygonometrycznej o �aci�skiej nazwie SEMIYERSUS nie nazywa� inaczej jak, imponuj�c� mu od dzieci�stwa, greck� nazw� SEMAFOR.
Niemniej trudno�ci sprawia�a mu teoria okr�tu. Wyk�ada� j� dyrektor szko�y, kt�ry ze z�otymi medalami uko�czy� wydzia� nawigacyjny i in�ynieri� morsk�. Skoncentrowana w jednej osobie na takim poziomie wiedza nawigatora i in�yniera budowy okr�t�w napawa�a Semafora zrozumia�� panik� podczas odpowiedzi.
Wysoko�� metacentryczna by�a, wed�ug Semafora, abstrakcj� istniej�c� wy��cznie w wyobra�ni dyrektora i wobec tego mo�na jej si� by�o nauczy� tylko na pami�� przez d�ugie i uporczywe powtarzanie ca�ych zda�. Ten system uczenia si� Semafor stosowa� i przy innych przedmiotach, czym o ma�o nie przyprawi� inspektora Szko�y Morskiej o ci�k� chorob�. Inspektor wyk�ada� praktyk� morsk�, by� - jak i wszyscy - wymagaj�cy, a ponadto drobiazgowo dok�adny. Pewnego razu Semafor odpowiadaj�c inspektorowi na pytanie, w jaki spos�b �aduje si� na statek zwierz�ta, po��czy� ze sob� wykute na pami�� zdania nieodpowiednio. W rezultacie wszyscy dowiedzieli�my si�, �e nale�y �adowa� na statek �winie w p�czkach powi�zane za ogony. Inspektor, s�ysz�c to, najpierw poczerwienia�, potem zrobi� si� fioletowy i siny, w ko�cu zacz�� sam do siebie m�wi�. Co w�wczas do siebie powiedzia�, pozosta�o na zawsze jego tajemnic�.
W �rodkowym rz�dzie w �awce pod �cian� zasiadali "�bik" i "Wit-kosio" - �ywy dow�d prawa, �e bieguny r�noimienne si� przyci�gaj�. �bik kipia� w �yciu codziennym, Witkosio w marzeniach. �bik by� g��wnym partnerem Dyzia do bicia w b�benki w uszach i kopania pi�ki przy ka�dej okazji. Witkosio w tym czasie odbywa�
w my�lach samotne podr�e na jachcie w�r�d po�udniowych wysp Oceanii. Zgodnie tylko uczyli si� angielskiego.
R�g sali zajmowa�o stowarzyszenie czterech, tak zwana - od pierwszych liter nazwisk - "Becejotka". Stowarzyszenie to dwa razy w tygodniu odbywa�o zebrania, na ka�dym takim zebraniu obowi�zywa�o p�godzinne przem�wienie, kt�re z nieznanych powod�w nazywa�o si� zawsze "inauguracyjne". Przemawiaj�cy, z wdzi�czno�ci za wys�uchanie jego p�godzinnej mowy, musia� mie� przygotowan� tabliczk� czekolady i obdziela� ni� wytrwa�ych s�uchaczy. Stowarzyszenie posiada�o dwie wyr�niaj�ce si� wybitne jednostki: "ce", kt�ra gra�a na gitarze i na beku, jako obro�ca, w dru�ynie pi�ki no�nej, i "ka", kt�ra d��y�a na ziemi do wyimaginowanego przez siebie idea�u cz�owieka morza oraz idea�u wiedzy nawigacyjnej. "Ka" by�a wsp�lnym wyrzutem sumienia ca�ego stowarzyszenia, cierpi�c z powodu niedoskona�o�ci "Becejot" w pracy nad sob� i nadaremnie usi�uj�c je porwa� przyk�adem, by�a to r�wnie� bratnia dusza inspektora: obaj zam�czali wszystkich zmuszaj�c do systematyczno�ci i dok�adno�ci w nauce i pracy. Pozosta�a dw�jka nie zwraca�a specjalnej uwagi swym zachowaniem.
Katedra w rogu sali - ze wzgl�du na dogodne warunki roz�o�enia na niej papier�w i swobod� ruch�w, jak� si� mia�o siedz�c na krze�le - by�a niekiedy przedmiotem spor�w. Ci, kt�rzy prowadzili rozleg�� korespondencj�, starali si� wej�� w jej posiadanie rezygnuj�c z odpoczynku i drugiego deseru w sypialni, aby przed przyj�ciem innych zaj�� to wspania�e miejsce. Najcz�ciej przy katedrze mo�na by�o zobaczy� za stosem list�w, skoroszytami oprawnymi w sk�r�, kolekcj� r�nokolorowych lak�w i �wiec� w lichtarzu, poch�oni�tego pisaniem list�w, wieloj�zycznego absolwenta szko�y filmowej, obecnie naszego koleg� "Sforze".
R�d jego od czas�w kr�lowej Bony piecz�towa� si� herbem Sforz�w i nasz Sforza d�wiga� na swych barkach obowi�zek, kt�ry z dziada pradziada przechodzi� na m�odsze pokolenie, utrzymania ��czno�ci pomi�dzy szeroko rozga��zion� rodzin�. Sforza by� bieg�y w SFRAGISTYCE (wyraz ten nies�ychanie dra�ni� Semafora). Chodzi�o po prostu o znajomo�� nauki o piecz�ciach. Barwny lak s�u�y� do wnikliwej oceny hierarchii rodowej. Osoby najbardziej czcigodne z wieku i urz�^ du otrzymywa�y od niego listy piecz�towane bia�ym lakiem. Z przy�miewaniem barwy laku przy�miewa� si� blask danej osoby i jej dostojno��. Czerwonego laku Sforza nie u�ywa� nigdy, dowodz�c, �e jest przywilejem poczty. Potrafi� w d�ugich wyk�adach wdra�a� nas w histori� piecz�ci Chin, Anglii i Francji. M�wi� o finezji swego arsena�u ��kowego, przy pomocy kt�rego, przez nieco sko�ne odbicie herbowego znaku, zrywa�o si� stosunki z osob�, do jakiej list by� adresowany, pomimo �e z tre�di listu nie mo�na by�o tego wywnioskowa�.
W miar� rozwoju korespondencji zaczyna�a si� mu ona wydawa� zbyt ograniczona. Krewni i znajomi nie byli dostatecznie silnie roz-
siani po �wiecie. Sforza wystara� si� o mi�dzynarodowy kod filatelistyczny i zacz�� korespondowa� ze wszystkimi zak�tkami na kuli ziemskiej. Najwi�kszym powodzeniem cieszy�y si� u niego malutkie wysepki, mo�liwe do wyszukania tylko na szczeg�owych mapach o du�ej skali. Osoby, z kt�rymi nawi�za� w ten spos�b korespondencj�, nie by�y tak znakomite, jak sobie tego �yczy�, wi�c gdy przeczyta� w gazecie angielskiej, �e kr�l Anglii Jerzy V szuka nabywcy na jedn� z wysp w kanale La Manche, stanowi�c� jego prywatn� w�asno��, Sforza natychmiast nawi�za� korespondencj� z kancelari� jego kr�lewskiej mo�ci i zacz�� prowadzi� pertraktacje w sprawie nabycia dla siebie tego kr�lewskiego zak�tka. Do szko�y przychodzi�y listy, w kt�rych "kr�l" tytu�owa� go: comte. Otrzymywa� wspaniale ilustrowane konspekty w nieznanych nam dot�d oprawach. Z ilustracji w nich zawartych mo�na by�o ca�kowicie odtworzy� sobie urok i pi�kno ca�ej wyspy. Wieczorami �l�cza� nad dostarczonymi bilansami przysz�ej rezydencji i pilnie studiowa� dochody i rozchody, jafeie go czeka�y. Proszono go w listach o wyznaczenie portu, do kt�rego m�g�by zawin�� po niego motorowy jacht kr�lewski, by nasz comte m�g� naocznie si� przekona� o walorach oferowanej mu wyspy. Sforza stale odk�ada� termin podr�y w charakterze kr�lewskiego go�cia i tylko skrupulatnie odejmowa� i dodawa�, siedz�c na katedrze, kolumny cyfr. Znu�ony t� czynno�ci� zbiera� starannie swoj� kancelari� i ust�powa� miejsca niecierpliwie czekaj�cemu na nie "Mistrzowi Magii".
Mistrz stawa� na podwy�szeniu za katedr�, k�ania� si� wytwornie, jak gdyby zamiast kilkunastu koleg�w mia� przed sob� audytorium z�o�one z doborowej publiczno�ci. Przem�wienie swe rozpoczyna� niezmiennie od s��w: "PROSZ� PA�STWA" i demonstrowa� przywiezione z domu "eksponaty" lub znajduj�ce si� pod r�k� przedmioty, kt�re jego s�owa zmienia�y w rzeczy niezwykle cenne, niekiedy wprost cudowne lub genialne.
Do makabrycznych wyst�pie� nale�a�a demonstracja trupich czaszek:-ma�ej i du�ej. W jednej r�ce trzymaj�c wysoko mniejsz� czaszk�, g�osem pe�nym przej�cia i wiary w to co m�wi, wyja�nia�, �e jest to oryginalna czaszka Goethego, gdy ten�e mia� lat jedena�cie.
- Na czaszce - m�wi� Mistrz wodz�c palcem po sklepieniach nad oczodo�ami - ju� w tym okresie wida� zapowied� genialno�ci, w ca�ej rozci�g�o�ci potwierdza j�'o tu w�a�nie le��ca wi�ksza czaszka poety, kt�r� uda�o mi si� zachowa� wy��cznie dla siebie.
Ten program szybko si� wszystkim znudzi�. Mistrz musia� przej�� do spraw aktualnych. Demonstruj�c ma�� drewnian� rozp�rk� do zabezpieczania szyb przed rozbiciem po otwarciu okna i drewnian� linijk� p�metrow� z podzia�k� milimetrow� Mistrz obja�nia�, �e jest to instrument przez niego niedawno wynaleziony; rozwi�zywanie rachunku r�niczkowego i ca�kowego za pomoc� tego instrumentu jest dos�ownie igraszk� dla dzieci.
- Prosz� pa�stwa, funkcja jest w mojej lewej r�ce, a funkcja po-�ehodna w prawej r�ce. Je�li przesun� sw� funkcj� pochodn�, kt6ra dozna pewnego przyrostu, to i jej funkcja r�wnie� dozna odpowiedniej zmiany. R�nice przy przesuwaniu by�y tak niezmiernie ma�e, �e nie mo�emy ich nawet nazwa� "r�nicami", lecz "RӯNICZKAMI".
Je�li przechodz� przez kra�ce linijki, to przechodz� przez swe warto�ci maksymalne i minimalne. Inaczej m�wi�c, je�li pochodna funkcji r�wna si� zeru, przyk�adam mniejsz� cz�� mego uniwersalnego suwaka do jednego z ko�c�w linijki, w�wczas moja funkcja przechodzi przez minimum lub maksimum, kt�re - jak wspomnia�em - ka�de dziecko odczyta na linijce.
Je�li krzywo trzymam linijk�, posuwaj�c mniejsz� cz�� suwaka jako styczn� - to prowadz� styczn� do krzywych, a wszyscy pa�stwo widz� dok�adnie kierunek stycznej.
Je�li do suwaka dodam zwyk�y kieszonkowy zegarek i zanotuj� momenty, w kt�rych kolejno znajdowa�a si� moja mniejsza cz�� suwaka, to znajd� zale�no�� drogi y od czasu x, a moja pochodna oznacza pr�dko�� w danym czasie x.
Jak szanowni pa�stwo obserwowali, wszystko odby�o si� tak szybko, �e ruch ten pa�stwo mog� uwa�a� za jednostajny.
Jeszcze par� s��w o tajemniczej CA�CE. Jak pa�stwo nie zd��yli nawet zauwa�y�, r�niczka by�a przyrostem niesko�czenie ma�ym funkcji. Ca�a moja funkcja to suma przyrost�w. W ten spos�b mo�emy znale�� d�ugo�� linii krzywych i p�l mojej linijki. W tym wypadku dokonaliby�my wsp�lnie CA�KOWANIA, naturalnie w oznaczonych granicach, a rachunek ca�kowy jest odwrotny do r�niczkowego. Czego pa�stwu, dowi�d� m�j suwak uniwersalny.
Nie mniejszym powodzeniem od �onglerki poj�ciami matematycznymi cieszy�y si� wyczyny Mistrza z kul� do ciskania. Ci�ka, kilku-funtowa kula toczy�a si� jak �ywa z jednej r�ki wzniesionej i wykr�conej do ty�u, tworz�cej jak gdyby rami� krzy�a nad katedr�, przetacza�a si� nad �okciem, wtacza�a si� na bark i nad ugi�t� w tym momencie szyj� przechodzi�a na drugi bark, by po wyci�gni�tej drugiej r�ce, tworz�cej rami� krzy�a pochylone ku pod�odze, zn�w przetoczy� si� nad �okciem i wpa�� w rozstawione palce drugiej r�ki.
Teraz Mistrz podnosi� r�k� trzymaj�c� kul� do g�ry i kula zaczyna�a si� toczy� z powrotem w kierunku zach�caj�cych j� do tego palc�w tej r�ki, z jakiej bieg sw�j rozpocz�a. By� to najbardziej efektowny numer, kt�ry dawa� mu ca�kowicie zas�u�ony tytu� "Mistrza Wielkiej Magii".
W miar� jak ko�czy�a si� zima, przybywa�o dnia i przybywa�o coraz wi�cej nauki na.kursie. Coraz mniej po�wi�cano czasu na hobby. Niekt�rzy uczyli �ni� do p�na w nocy, inni wstawali o godzinie czwartej rano. Wo�ny, pe�ni�cy s�u�b� w nocy w gmachu, otrzymywa� ze zbli�aniem si� egzamin�w coraz wi�cej kartek, na kt�rych z ma�ymi zmianami dotycz�cymi szczeg�owych danych, widnia� nast�puj�cy
tekst: "Panie Majorowski, prosz� mnie obudzi� o godzinie czwartej rano. Sypialnia si�dma, drugie ��ko od �ciany z prawej strony".
Te stosy kartek oznacza�y, �e trzeba albo umie�, albo opu�ci� szko�� - innego wyj�cia nie by�o. Szko�� zaczyna�o na kursie trzydziestu. Dotychczas ko�czy�o j�, poczynaj�c kolejno od daty otwarcia, pi�tnastu, trzynastu, dziewi�ciu, siedmiu.
Nale�a�o wi�c umie�. Egzaminatorzy byli tak samo bezwzgl�dni jak morze, kt�re nie uznawa�o powiedzenia "jako� to b�dzie".
Egzamin�w bali si� wszyscy. Ka�dy m�g� si� potkn�� przy wyprowadzaniu wzoru z dewiacji lub astronawigacji, ale nieunikniona kl�ska wisia�a nad Mistrzem Magii. Mistrz z �atwo�ci� �onglowa� r�niczkami, lecz nie m�g� opanowa� j�zyka angielskiego.
Ju� na pierwszym kursie koledzy radzili mu, by zosta� zi�ciem wyk�adowcy j�zyka angielskiego, kapitana austriackiej marynarki wojennej, �onatego z Angielk�, kt�rego c�rka Betty cieszy�a si� ogromnym powodzeniem. "Ona jedna - m�wili - mo�e ciebie uratowa� od �ci�cia na egzaminie, je�li powie ojcu: m�j ci jest, m�j ci jest. By�oby zupe�ntie tak, jak w Krzy�akach. Betty mog�aby odegra� rol� Danusi, a ty Zbyszka".
Niestety. Zainteresowania Mistrza sz�y w zupe�nie innym kierunku, wobec czego jedyna droga ratunku, jak� widzieli koledzy, zosta�a zamkni�ta z powodu jego samob�jczej mi�o�ci skierowanej nie do Betty. By� to "�miech przez �zy", ale tylko do momentu, w kt�rym trzeba by�o zdawa� egzamin.
Mistrz zna� alfabet angielski, ale nie mia� poj�cia, kt�r� liter� jak si� wymawia. Czytaj�c tekst angielski wymawia� wszystkie s�owa tak, jak gdyby czyta� s�owa rdzennie polskie. Od dzieci�stwa przyswojonej litery "i" jak "i" nie potrafi� zmieni� na "aj".
"Z jakiej racji AJ?" - to by�a dla niego prawdziwa magia.
Nie wszyscy koledzy mogli dor�wna� Szklanemu Cz�owiekowi w umiej�tno�ci opanowania zasad wymowy, gramatyki i sk�adni angielskiej, uznaj�c niekt�re z nich za zbyt zawi�e. Ale Mistrz dystansowa� nawet tych najs�abszych - wszystko, co dotyczy�o nauki j�zyka angielskiego, by�o dla niego ju� nie zawi�e, ale wr�cz, jak sam to okre�la�, mgliste i nieuchwytne.
Pomimo nieuniknionej, i oczywistej dla wszystkich, kl�ski Mistrz Magii postanowi� jednak walczy�. Szykowa� si� do egzaminu pisemnego.
Poniewa� nauczenie si� na pami�� kilkudziesi�ciu wypracowa� przerabianych w ci�gu lat, a w�a�ciwie "wkucie" ich pisowni, przekracza�o mo�liwo�ci ludzkie, nawet je�li si� nosi�o zas�u�ony tytu� Mistrza Wielkiej Magii, Mistrz doszed� do wniosku, �e ze wszystkich temat�w mo�na u�o�y� jeden temat uniwersalny, zmieniaj�c wy��cznie tytu�. M�g� to by� "Wyci�g z dziennika okr�towego o wypadku z marynarzem", "Pami�tnik marynarza", "Moja najciekawsza przygoda", "List do przyjaciela", "Raport do w�adz w obcym porcie o wy-
padku z marynarzem", "M�j przyjaciel Eddy", "M�j pierwszy dzie� na statku". Opracowany przy pomocy wszystkich koleg�w temat przepisywa� nocami. Tyle czasu po�wi�ci� na opanowanie tego �wiczenia, �e m�g�by odtworzy� identyczny tekst pisany nawet alfabetem chi�skim.
Zacz�y si� egzaminy. Egzamin z j�zyka angielskiego odbywa� si� w najwi�kszej sali. Kapitan, wyk�adowca i ojciec Betty w jednej osobie, zdumionym wzrokiem wodzi� za pi�rem Mistrza pisz�cego "Raport do w�adz portowych o wypadku, jaki mia� miejsce na statku". Wyk�adowcy wydawa�o si�, �e �ni na jawie, to zn�w, �e jest �wiadkiem cudu. Bez niczyjej pomocy Mistrz zapisa� dwie strony arkusza egzaminacyjnego i by� pierwszym abiturientem, kt�ry uko�czy� prac� z j�zyka angielskiego. Prawdopodobnie z tym samym wra�eniem snu na jawie i uczestniczenia w cudzie kapitan godzi� si� wewn�trznie na ocen� pracy: DOSTATECZNIE Z PLUSEM; z nast�puj�c� uwag�: stopie� zmniejszony, poniewa� wypracowanie nie jest napisane �ci�le na temat.
Pozostawa� jeszcze egzamin ustny. Do komisji egzaminacyjnej z j�zyka angielskiego nale�eli: delegat ministerstwa, inspektor i kapitan jako egzaminator.
Ojciec Betty mia� zapisane w swym notesie wszystkie odpowiedzi Mistrza, niestety ani jedna z nich nie by�a dostateczna. Mistrz wl�k� si� przez szko�� z t� jedn� dopuszczaln� dw�jk�, jak z kul� u nogi, by teraz ostatecznie go uziemi�a.
Przed rozpocz�ciem egzaminu ustnego Mistrz poprosi� koleg�w, aby si� zorientowali, czy delegat ministerstwa zna angielski. / Koledzy, kt�rzy ju� zdawali, twierdzili, �e wed�ug nich delegat na pewno angielskiego nie zna, poniewa� podczas egzaminu rozmawia� z inspektorem po francusku, a z kapitanem po niemiecku. Mistrz s�ysz�c to, o�ywi� si� i poszed�, by si� przygotowa� do odpowiedzi.
Zjawi� si� na sali egzaminacyjnej zaprasowany i wymuskany. Wygl�da�, jak gdyby zst�pi� z witryny okiennej najlepszego magazynu m�d. Zameldowa� si� przewodnicz�cemu, wyrazi� postaw� "salut" dla delegata i stan�� przed egzaminatorem.
Dobre, b��kitne oczy ojca Betty na jego widok okry�a mg�a smutku. Inspektor, kt�ry mia� mi�kkie serce i nie m�g� patrze� na zarzynanie ludzi, wsta� i odszed� do okna.
Mistrz mia� przed sob� teraz dw�ch ludzi: delegata i egzaminatora. Na delegata Mistrz patrzy� z tak� jasn� ufno�ci� i uprzejmo�ci�, �e od razu zwr�ci� na siebie szczeg�ln� jego uwag�, wygrywaj�c na punkty pierwsze wra�enie sw� postaw� idealnego abiturienta.
G�owa egzaminatora przechyli�a si� bole�nie na bok i kapitan ze smutkiem w g�osie powiedzia� po angielsku, podaj�c Mistrzowi otwart� ksi��k�:
- Prosz� przeczyta� biografi� Waszyngtona.
Mistrz zabra� si� do czytania. Modulowa� bez zarzutu i przystanko-wa�. Czyta� tak, jak umia� najlepiej po polsku. Napisane "the" t� "the", napisane "be" to "be", nie �adne tam "bi". Cierpienie niewy-s�owione malowa�o si� na twarzy kapitana. Rozpami�tywa� ca�y okres nauki tego ucznia i wiedzia�, �e tak si� musi TO sko�czy�.
Mistrz czyta�. Poniewa� egzaminator nie przerywa�, czyta� coraz p�ynniej i coraz �adniej. Wreszcie sko�czy�. Moment ten zaakcentowa� stukni�ciem obcas�w. Wykona� lekki sk�on tu�owiem w kierunku delegata ministerstwa, po�o�y� ksi��k� przed egzaminatorem i zastyg� w postawie wyra�aj�cej wizj� jasnej przysz�o�ci.
Delegatowi podoba� si� �wietnie uszyty mundur i doskona�a budowa abiturienta, wytwornie zawi�zany krawat. Ca�a sylwetka m�wi�a sama za siebie. Delegat nie mia� w�tpliwo�ci, �e ze wszystkich dotychczas zdaj�cych ten przeczyta� podany mu tekst najlepiej.
Z sympati� przygl�da� si� przysz�emu oficerowi marynarki.
Egzaminator odebra� ksi��k� z r�k abiturienta, a potem z rezygnacj� w g�osie zada� �miertelny cios, m�wi�c po angielsku:
- Prosz� opowiedzie� to, co pan przeczyta�.
Po otrzymaniu tego polecenia Mistrz pozwoli� sobie przyj�� postaw� "lekko-spocznij". Wzni�s� do g�ry oczy, jak gdyby chcia� tam gdzie� w niesko�czono�ci zobaczy� Waszyngtona.
�a�ob� okry�a si� twarz egzaminatora. Mistrz Magii skupia� si�. Za chwil� mi�y u�miech pojawi� si� na jego �adnej twarzy. Wyczyta� z tego u�miechu mo�na by�o ca�kowite opanowanie tematu i znajomo�� przedmiotu. Ze swobod� m�wcy, rozumiej�cego wa�no�� intonacji, ka�dej pauzy, przyciszania g�osu przy sprawach smutnych i podnoszenia tam gdzie si� m�wi�o o zwyci�stwach, rozpocz�� biografi� Waszyngtona.
- U o s z i n g t o n... ej bi si di i ef d�i. Uoszington dablju eks uaj zet. Kej... el em en ou pi, Uoszington ej bi si di i ef d�i.
W dos�ownym znaczeniu brzmia�o to tak: Waszyngton... a, b, c, d, e, f, g. Waszyngton w, x, y, z. K... l, m, n, o, p, Waszyngton a, b, c, d, e, f, g.
Mistrz zna� na pami�� alfabet angielski, ale wymowa jego by�a tylko troch� zbli�ona do angielskiej, poza tym uda�o mu si� zapami�ta� wyra�enie nearly stationary, oznaczaj�ce stanie na �aglowcu w dryfie, to znaczy z tak ustawionymi do wiatru �aglami, �e prawie stoj�cego w miejscu. M�wi� dalej ze swobod� i du�� doz� zachwytu o pierwszym prezydencie Stan�w Zjednoczonych.
- Nirli staszjonery, Uoszington... kej el em en ou pi Uo s z i n g t on ej bi si di i ef d�i. Kej el em en ou pi Uos zi n g-t o n ej bi si di. U o s z i n g t o n... eks uaj, zet nirli staszjonery, Uoszington dablju...
Na twarzy egzaminatora pojawi� si� wyraz os�upienia i zastyg�. Wida� by�o na niej jeszcze �lady ch�ci protestu, ale usta skamienia�y w tym momencie i nie zdo�a�y ani nic powiedzie�, ani si� zamkn��.
Mistrz Magii ju� cztery razy postawi� w dryfie Waszyngtona. Waszyngton sta� si� jedn� z liter alfabetu, kt�rej mo�na by�o si� spodziewa� po ka�dej literze. Zjawia� si� nieoczekiwanie w�r�d samog�osek lub stawa� przed literami oznaczaj�cymi same niewiadome. Do �wiadomo�ci egzaminatora, kt�ry jeszcze s�ysza�, dochodzi�y d�wi�ki "a be ce de Waszyngton, iks, igrek zet Waszyngton, ku er es, Waszyngton - stan�� w dryf". Gdy Mistrz m�wi� o tym stawaniu w dryfie wielkiego wodza, podnosi� g�os i grzmia�, jak gdyby s�owa te mia-ly oznacza� wygrane bitwy.
- Uo�zington nirli staszjonery eks uaj... Zadowolenie i uznanie dla swej wymowy, zauwa�one w wyrazie
twarzy delegata, podnieci�y Mistrza jeszcze wi�cej. M�wi� coraz bardziej moduluj�c. W momencie, kiedy delegat nachyli� si� do egzaminatora, by przerwa� niepotrzebne sprawdzanie tak wspania�ych wiadomo�ci i opanowania j�zyka angielskiego, Mistrz sam zdecydowa� si� na pe�ne wyrazu zako�czenie:
- Uoszington eks uaj ZET!
Jako pierwsza litera przed trzema symbolizuj�cymi w matematyce niewiadome, wielki prezydent uwie�czy� sw� karier� wed�ug biografii o nim Mistrza Magii. Po�o�eniem najwi�kszego nacisku na ZET Mistrz zako�czy� swe pe�ne wyrazu opowiadanie. . Z lekka uderzy� obcasami i sk�oni� si� delegatowi.
Delegat by� zachwycony. Zrezygnowa� ze s�uchania tak b�ahych pyta�, jak z gramatyki lub sk�adni. Sam zamiast egzaminatora podzi�p kowa� Mistrzowi za wspania�� znajomo�� angielskiego i za wk�ad pracy w opanowanie j�zyka morskiego, widoczny w jego odpowiedzi.
- Bardzo dobrze - wyrazi� jeszcze wobec u�miechni�tego Mistrza sw� opini� egzaminatorowi, kt�ry nie odzyska� by� jeszcze mowy i tylko z du�ym wysi�kiem potrafi� wyszepta� do abiturienta od siebie:
- Thank you. Dzi�kuj�.
W sumieniu kapitana toczy�a si� teraz walka pomi�dzy obowi�zkiem i podziwem dla przytomno�ci umys�u i zimnej krwi abiturienta. Wreszcie zwyci�y�o w nim zrodzone podczas egzaminu prze�wiadczenie, �e ten cz�owiek i w �yciu da sobie rad� z angielskim. " Nast�pi�a potem jeszcze d�uga rozmowa z delegatem na temat stopnia. "Delegat by� oburzony surowo�ci� egzaminatora w stosunku do tak �wietnego ucznia.
- Chyba nie zachodz� tu osobiste antypatie, panie kapitanie - zaniepokoi� si� delegat ministerstwa.
Szlachetna twarz kapitana wyklucza�a podobne podejrzenie.
Do rozmawiaj�cych podszed� inspektor, z kt�rym wsp�lnie po d�ugich sprzeciwach ze strony delegata ustalono stopie� zaledwie DOSTATECZNY.
O! MU - KU - RU!
V^onrad opisa� charakterystyczne zdarzenie, jakie mia�o miejsce na �aglowcu, na kt�rym by� starszym oficerem.
Stali zakotwiczeni na redzie. Na pok�adzie rufowym kapitan czeka� na szalup�, by si� ni� dosta� na l�d. Nagle w trakcie rozmowy z Conradem kapitan wyj�� z kieszeni batystow� chusteczk� i star� z lakierowanej powierzchni por�czy kilka osiad�ych na niej drobinek py�u.
*
Odmienny nieco wypadek znany jest w ca�ej marynarce angielskiej, w kt�rej by� zwyczaj, i� dow�dca, je�li chcia�, by jego okr�t wygl�da� jak naj�adniej, kupowa� na w�asny koszt najlepszy gatunek farb i kaza� nimi malowa� sw�j okr�t.
Jeden z admira��w brytyjskich - bardzo popularny i obdarzony poczuciem humoru - zobaczy� z mostku, jak tr�bacz Kr�lewskiej Piechoty Morskiej opar� si� najspokojniej o tylko co wyemaliowan� za prywatne pieni�dze, jeszcze mokr�, wie�� armatni�. Admira� rozejrza� si�, czy go kto� nie widzi, podszed� do tr�bacza i tu� za nim opar� si� o wie��.
Z wyrazem twarzy Atlasa d�wigaj�cego ca�� kul� ziemsk� na sobie admira� zwr�ci� si� do tr�bacza m�wi�c:
- Ju� wszystko w porz�dku, KR�LEWSKI, mo�esz teraz spocz��, ca�y ci�ar tej wie�y ja wezm� na siebie.
*
Na powracaj�cym z paroletniej podr�y do kraju �aglowcu francuskim drugi oficer wi�z� jako "lekk� kontraband�" dwana�cie wspania�ych, koronkowej roboty serwet misternie splecionych z bardzo rzadkich okaz�w g�bek. Wszyscy koledzy na �aglowcu podziwiali te serwety jako co� najpi�kniejszego, co si� znalaz�o w tej podr�y na ich fregacie, a co musia�o kosztowa� nabywc� fortun�.
�� e
Fregata przygotowywa�a si� tak, jak mog�a, by wygl�da� od�wi�tnie w chwili przybycia do macierzystego portu. Od jab�ek na maszcie po dzi�b i ruf� wszystko na fregacie by�o �wie�o pomalowane. Okaza�o si�, �e podczas porannego zmywania pok�ad�w lakier na nadbud�wkach na rufie zosta� spryskany s�on� wod�. Nale�a�o go zmy� g�bk� zwil�on� w s�odkiej wodzie, by nie uszkodzi� l�ni�cej powierzchni.
Bosman zawiadomi�, �e po tak d�ugiej podr�y wyczerpa�y si� zapasy g�bek i szmat bawe�nianych. Zmycie soli za pomoc� szczotek lub p��tna �aglowego oznacza�o zniszczenie �wie�o po�o�onego na drzewie nadbud�wek lakieru. Bosco wpad� w rozpacz.
Drugi oficer, s�ysz�c o beznadziejno�ci sytuacji spowodowanej wyczerpaniem si� materia��w w tak d�ugiej podr�y, nie zawaha� si� ani na chwil�.
Nast�pnego dnia rano bosco rozdzieli� do-zmywania nadbud�wek... sze�� przepo�owionych wspania�ych serwet drugiego oficera.
*
Wkr�tce ju� rok,
A my wci�� �eglarzami
W�r�d wichr�w sztormowych i fal.
Morze za nami
I morze przed nami,
A w sercu t�sknota i �al.
�piewali�my z coraz wi�kszym przej�ciem s�owa piosenki u�o�onej przez naszego koleg� Poczobutta.
Rok jeszcze nie min��, ale podr� nasza z Morza �r�dziemnego do kraju dobiega�a ko�ca. Szykowali�my si�, by wej�� do macierzystego portu podobnie jak w innej piosence:
Dzi� rankiem powa�nie i dumnie Do portu zawin�� nasz "Lw�w". Na rejach i masztach tak t�umnie, Na l�d dostaniemy si� zn�w.
Wszyscy byli�my zaj�ci doprowadzaniem naszego �aglowca szkolnego do stanu �wietno�ci. Brakowa�o na nim wszystkiego, nawet farb i p�dzli. Na wszystko musia� "Lw�w" zapracowa� sam. Zamiast malowa� - myli�my, tak d�ugo a� farba si� nie zmy�a.
Zmywa�o si� farb� mo�liwie delikatnie lekkim mydlikiem z nieznaczn� domieszk� sody; potrzebna by�a do tego jeszcze "pucbola". Straszne to, zniekszta�cone s�owo oznacza�o odpadki nici bawe�nianych u�ywane na statku do zmywania farb i lakieru, kt�re na drewnianych nadbud�wkach pokrywa�y si� w czasie rejsu osadem soli.
Zmywa�o si� go bardzo ostro�nie t� "pucbola" zanurzon� w s�odkiej wodzie. I jedno, i drugie by�o dla "Lwowa" luksusem.
Zabiegi kosmetyczne naszego barku rozpoczynali�my od mycia jab�ek na czubkach maszt�w. Jab�ka, ko�ce maszt�w i rej malowane by�y na bia�o, kolumny i reje na kolor ciemno��ty. Wszystko to nale�a�o obmy� teraz przed przyj�ciem do Gdyni s�odk� wod� i t� dawno wyczerpan� "pucbola". Istnia�a w nas krucha nadzieja, �e "Bosmanek" i �aglomistrz posiadaj� pewne zapasy tych skarb�w ukryte w swych kojach. �aglomistrz rozpoznawa� dotykiem palc�w gatunek stali, z jakiej ig�a by�a zrobiona, i jaki p�dzel jest najlepszy. Wiadomo by�o, �e najlepsze p�dzle, najlepsze ig�y do szycia �agli, najlepsze r�kawiczki do szycia p��tna �aglowego i ta "pucbola" znajduj� si� pod poduszkami i pod materacami dw�ch Jan�w. �wiadomo��, �e posiadaj� to tu� ko�o siebie, pozwala�a im spa� spokojnie.
Koja �aglomistrza by�a umieszczona nad koj� bosmana. Je�li obaj odpoczywali, a kt�ry� z nas przyszed� poprosi� o ten skarb pierwszej potrzeby, nale�a�o wyspowiada� si�, co si� sta�o z otrzyman� niedawno ig��, p�dzlem lub ni�mi. Jak jeden tak i drugi, gdy rozstawali si� z dawanym nam przedmiotem, to dawali go "spod serca", �egnaj�c wzrokiem sw�j skarb, kt�ry najpierw wszechwiedz�ca r�ka wyszuka�a pod poduszk� lub pod materacem. Pod tym wzgl�dem obaj byli zgodni, pomimo �e powierzchowno�ci� i usposobieniem r�nili si� ca�kowicie. Zgodnie te� zmuszali nas do b�agania o ka�dy ze schowanych pod nimi skarb�w. Wynika�o to jednak troch� i z tego, �e niekt�rzy z nas, gdy trafi� si� do roboty dobry p�dzel lub ig�a, chcieli je zachowa� na przysz�y raz. Wiedzieli�my, �e kolega nasz "Starzec", mistrz ig�y, ma schowan� najlepsz� r�kawic� do szycia i par� najlepszych igie�, bo "nie wiedzia�, czy spotka go w �yciu takie szcz�cie, �e mu si� zn�w dostan� do roboty". Na og� wszyscy woleli wys�uchiwa� strasznych przepowiedni o ich smutnej przysz�o�ci ni� odda� p�dzel, z kt�rego nie wy�azi�y w�osy i nie odkr�ca�a si� nitka. W takich wypadkach ka�dy zdecydowanie twierdzi�, �e "utopi�em" lub "spad� mi z rei do morza".
�aglomistrz by� bardzo d�ugi, chudy i lekki, a przy tym nies�ychanie zwinny. Po rejach i masztach chodzi� jak paj�k, ale nie to nam w nim imponowa�o. �aglomistrz sp�dzi� dwa lata na Antarktydzie w Ziemi Coats�w. Albo Morze Weddella. To by�a dopiero egzotyka.
Od skarb�w, na kt�rych spali, stokro� wi�cej cenili�my ich opowiadania. Godzinami s�uchali�my o kilkumiesi�cznej nocy, o ci�gn�cych si� setkami kilometr�w g�rach lodowych, przypominaj�cych g�r� w Capetown, d�ugich i p�askich, o �egludze w zawiejach �nie�nych, o niewiarygodnych mrozach i zmy�lnych pingwinach.
Niestety "per�y" te r�wnie� by�y nam sk�po wydzielane po d�ugich naleganiach i pro�bach, gdy uda�o si� zdoby� miejsce w ich kabinie, na kt�re wszyscy czyhali.
�aglomistrz swe przem�wienie do ka�dego z nas rozpoczyna� od s�owa "waju'' - i tak to do niego przylgn�o, �e ani si� spostrzeg�, jak nie nazywano go inaczej, tylko "Waju". By� surowy. Nasze t�umaczenie, �e nie zrobili�my czego� "za dobrze", poniewa� "lenistwo jest r�kojmi� zdrowia", ko�czy� uwag�: "Waju b�dziesz od tego lenistwa w �rodku czysto zgni�y".
Kolega nasz Pigie�, kt�ry nosi� to samo nazwisko co Waju, by� od urodzenia artyst� malarzem i cz�sto wola� podziwia� gr� kolor�w w czasie wschodu s�o�ca ni� szorowa� ceg�� pok�ad. Je�li �aglomistrz przy�apa� nas na podobnym nier�bstwie, bronili�my si� m�wi�c: "Zapatrzyli�my si� na kuzyna �aglomistrza". Po takim o�wiadczeniu nale�a�o bardzo szybko ucieka� z zasi�gu g�osu �aglomistrza i zrezygnowa� przynajmniej na przeci�g dw�ch dni ze s�uchania opowiada� o �yciu na Antarktydzie.
Bosmanek by� niskiego wzrostu, od pi��dziesi�ciu jednak lat musia� wa�y� znacznie wi�cej ni� sto kilogram�w. Podczas gdy �aglomistrz by� �ywym obrazem chudego "wilka morskiego", Bosmanek przypomina� z wygl�du lwa morskiego, m�g� r�wnie� uchodzi� za kraba lub ��wia morskiego. D�onie jego ju� si� nie rozchyla�y i by�y przedmiotem naszej szczeg�lnej adoracji, zazdro�ci i podziwu. Pokrywa�a je warstwa tak grubej sk�ry, �e podejrzewali�my Bosmanka o to, i� nie czuje ju� liny w r�ku. Mia� sumiaste w�sy, czerwonobr�-zowe policzki i wiecznie u�miechni�te b��kitne oczy ma�ego dziecka. Dlatego twarde s�owo "bosman" nie pasowa�o do Bosmanka. Za to olt brzymia "pier� marynarska" - na l�dzie to nazywaj� brzuchem - by�a naszym postrachem. Bosmanek potrafi� ni� przygnie�� mocniej ni�by si� mo�na by�o spodziewa�, gdy� brzuch ten by� bardzo muskularny, co wzmaga�o jeszcze nasz podziw. Po wantach i pertach, linach rozci�gni�tych pod rejami, chodzi� Bosmanek jak gdyby z namaszczeniem - wydatna "pier� marynarska" w niczym mu nie przeszkadza�a.
Kiedy� podczas sztormu fala wysadzi�a szk�o iluminatora w ich kabinie. Przechodz�cy ko�o niej ucze� pos�ysza� straszny ryk Bosmanka. Otworzy� drzwi i zobaczy� go stoj�cego na stoliku i zatykaj�cego brzuchem otw�r. Fale uderzaj�ce o burt� musia�y jednak pot�nie bi� w t� muskularn� "pier� marynarsk�", poniewa� Bosmanek nie przestawa� rycze�, ratuj�c jednocze�nie "Lw�w" od zalania wod�. Wsp�lnymi si�ami opanowali sytuacj�. Wyrwali okr�g�e siedzenie sto�ka, owin�li je kocem i zatkali nim iluminator, podpieraj�c jednocze�nie dr�giem. �
Bosmanek by� skarbnic� pie�ni marynarskich przy ka�dej zbiorowej pracy na pok�adzie, gdy zachodzi�a konieczno�� zgranego wysi�ku wielu os�b. By�y wi�c piosenki na d�ugie poci�gni�cia i na kr�tkie, i na sztormow� pogod�, i na �wie�y wiatr, nocne i dzienne, na kabestan i na fa� obermarsa. W takich momentach Bosmanek promieniowa�. Usi�owali�my pomaga� mu, ale wysi�ki nasze by�y bardzo bla-
de. W pie�niach Bosmanka s�ycha� by�o d�ugie lata pracy sp�dzone na �aglowcach w podr�ach dooko�a Cabo das Tormentas lub Tierra del
Fuego.
Bosmanek najlepiej zna� porty wschodniego wybrze�a Afryki. W ka�dym z nich sp�dzi� wiele miesi�cy. Je�li Antarktyda nale�a�a w naszym poj�ciu bezapelacyjnie do Waju - to ca�� Afryk� jednomy�lnie przyznawali�my Bosmankowi.
W wyobra�ni naszej Bosmanek d�ugie �ata sp�dzi� w�r�d plemion murzy�skich, zna� wiele ich obyczaj�w. Dzi�ki swej znajomo�ci "j�-zyka murzy�skiego" Bosmanek sta� si� naszym nauczycielem. By� to chyba jedyny nauczyciel lingwista na �wiecie, kt�ry potrafi� w mgnieniu oka nauczy� j�zyka w mowie, wymowie i pi�mie, i lubi�, gdy jego uczniowie tym j�zykiem z nim si� porozumiewali. Przyswojony przez nas s�ownik Bosmanka nie by� sprawdzany przez �adnego lingwist�, ale s�u�y� nam wystarczaj�co dobrze do porozumienia si� z Bosmankiem.
Gdy si� chcia�o wyrazi� najwy�szy podziw, zadowolenie, zachwyt, adoracj�, uwielbienie i w og�le wszystko co by�o pozytywne, dobre, mi�e, przyjemne, mog�o to by� wyra�one jednym zdaniem: O! MU -KU-RU!
Przeciwie�stwem by�o wszystko to, co niedobre, z�e, zepsute, gorzkie, brzydkie, niesmaczne, rozpaczliwie nieprzyjemne, godne po�a�owania, beznadziejne, co wyra�a�o �al lub sytuacj� bez wyj�cia - na to si� m�wi�o z bardzo rozmait� intonacj�: A! MOJ-KA-KA!
Je�li nie by�o to ani jedno, ani drugie, mo�na by�o skwitowa� sytuacj� powiedzeniem: NO KUCZIWA.
Oznacza�o to: nie wiem, nie rozumiem, nie umiem, nie potrafi�, nie mam o tym najmniejszego wyobra�enia, nie mam o tym poj�cia, nie dam ci odpowiedzi, rad� sobie sam, uwa�aj jak lepiej.
Tym j�zykiem mogli porozumiewa� si� z Bosmankiem tylko ci, kt�rych sam tego nauczy�. S�owo takie powiedziane przez tego, kt�rego Bosmanek sam osobi�cie nie wtajemniczy� w znaczenie tych wykrzyknik�w, by�o uwa�ane za wielki nietakt.
Je�li by�a uroczysto��, rocznica, podniesienie bandery na "Lwowie", rocznica przej�cia r�wnika, w�wczas mo�na by�o us�ysze� marsze w wykonaniu �aglomistrza i Bosmanka. �aglomistrz gra� na harmonii r�cznej, Bosmanek u�ywa� wy��cznie murzy�skiego tam-tamu, przewa�nie by�a to du�a pokrywa od g��wnego kot�a, w kt�r� uderza� marszpiklem lub fitem. W dniach powszednich oba te narz�dzia s�u�y�y do robienia splot�w na linach stalowych i w��kiennych. Trudno by�o powiedzie�, kto gra� lepiej. Obaj byli artystami. Wi�kszo�� z nas uwa�a�a, �e Bosmanek jest mistrzem nad mistrzami. Wielu ludzi potrafi mistrzowsko gra� na harmonii, ale wydoby� odpowiednie d�wi�ki, w kt�rych czu�o si� rytm ca�ej Afryki, na to trzeba by�o sp�dzi� przynajmniej kilkadziesi�t lat na �aglowcach, i to znaczn� cz�� przy wybrze�ach Afryki lub na jej rzekach.
Zbli�a�a si� Gdynia. Pozosta�y do obmycia nadbud�wki na pok�adzie" rufowym, poci�gni�te lakierem. Nale�a�o to zrobi� bardzo delikatnie za pomoc� mi�kkiej nowej "pucboli" i s�odkiej wody. Wszystkie szmaty prywatne ju� dawno zu�yli�my na te potrzeby - w ka-belgatach by�y pustki. Mieli�my nadziej�, �e na pewno Bosmanek ma jeszcze gdzie� pod g�ow� przynajmniej jedn� uncj� tych bawe�nianych odpadk�w.
Wys�any po ni� stan��em przy koi Bosmanka, kt�ry wypoczywa� jeszcze po nocnej wachcie.
- Panie bosmanie - zacz��em b�agalnie - zosta�a do obmycia nawigacyjna, ale nie ma nigdzi ani kawa�eczka "pucboli", mo�e pan bosman da jeszcze cho� garsteczk�.
Bosmanek siad� na koi i s�ucha� mojej pro�by, kiwaj�c sw� okr�g�� g�ow�.
-; Mo�e pan bosman poszuka jeszcze pod, poduszk�, mo�e gdzie� zosta�o troch� niezauwa�onej "pucboli". Sko�czyliby�my sprz�ta� jeszcze przed �niadaniem. Nawigacyjna a� popielata od soli. Ca�a nadzieja w panu, panie bosmanie. �aglomistrz powiedzia�, �e on ju� nie ma nigdzie i przys�a� mnie do pana. Jak pa� bosman nie da, to ta nawigacyjna zostanie taka pokryta sol�.
Czeka�em na skutek mego rozdzieraj�cego przem�wienia. W my�lach widzia�em, jak Bosmanek si� przekr�ca na bok i szuka pod poduszk� lub materacem. Nie m�g� przecie� dopu�ci� do szorowania lakieru szczotk� lub p��tnem �aglowym.
Ale Bosmanek siedzia� nieporuszony. B��kitne jego oczy przesta�y si� u�miecha�. I naraz us�ysza�em straszny wyrok:
- A! M�J - KA - KA! A! M�J - KA - KA! Zabiera�em si� do wyj�cia, gdy us�ysza�em g�os Bosmanka:
- Czekaj!
W jego oczach zobaczy�em naraz tyle weso�o�ci, �e ucieszy�em si� na sam widok ich promiennej rado�ci. Pe�en ulgi widzia�em ju� Bosmanka przewracaj�cego si� na sw� "marynarsk� pier�" i wydostaj�cego z tajemniczego zak�tka olbrzymi k��b po��danej "pucboli".
Nic podobnego nie nast�pi�o.
Bosmanek z�apa� si� za r�kaw swej ogromnej nocnej koszuli i po kilku pot�nych szarpni�ciach ca�y r�kaw zsun�� si� z atletycznej jego r�ki.
Siedzia� tak w postrz�pionej koszuli, u�miechaj�c si� pod w�sem. Podaj�c mi zwini�ty materia� powiedzia�:
- Masz!
Uczu�em naraz, �e robi mi si� ko�o serca bardzo ciep�o i pokocha�em Bosmanka tak samo jak "Lw�w". Nie mog�em inaczej wyrazi� Bosmankowi swego uczucia i wyszepta�em:
- O! MU - KU - RU!
ORNITOLODZY
Oilny wiatr dm�cy z wej�cia do Kana�u Angielskiego zmusi� nasz stary �aglowiec szkolny "Lw�w" do rzucenia przy wschodnim wybrze�u Anglii kotwicy, by przeczeka� zmian� kierunku wiatru. M�odsi oficerowie "Lwowa", b�d�cy starszymi kolegami uczni�w zaokr�towanych na t� podr�, mieli odmienne zdanie co do tego czekania na wiatr ani�eli komendant i starszy oficer.
- Zamiast nudzi� si� na kotwicy, poszliby�my dooko�a, to znaczy pomi�dzy Szetlandami i Wyspami Owczymi - m�wili. - Obeszli-by�my z daleka cmentarzysko �aglowc�w, Biskaje, a nie czekali na poni�aj�ce dla nawigatora zmi�owanie wiatru.
Tegoroczni absolwenci, kt�rzy odbywali sw� ostatni� podr� na bia�ym barku szkolnym, szykuj�c si� do egzaminu praktycznego, gor�co popierali starszych koleg�w-oficer�w.
Podr� "dooko�a" Szkocji to jednak szmat drogi, nawet w por�wnaniu do ca�ej tegorocznej podr�y, kt�rej termin�w musieli�my dotrzyma�. Szli�my na Morze Czarne do Konstancy, gdzie mieli�my - na specjalne zaproszenie m�odocianego kr�la Rumunii, siedmioletniego Micha�a - sw� obecno�ci� u�wietni� rumu�skie Dni Morza.
To przypadkowe miejsce zakotwiczenia naszego barku szkolnego by�o wyj�tkowo zajmuj�ce, poniewa� wskutek p�yw�w bezustannie zmienia� si� tutaj kierunek i szybko�� pr�du, jak r�wnie� g��boko��, kt�ra pozornie nigdy nie odpowiada�a g��boko�ci podanej dla tego miejsca na mapie.
W nawigacyjnej uczniowskiej kipia�o od wertowania atlas�w pr�d�w, tablic p�yw�w, rocznik�w astronomicznych i tablic nawigacyjnych. Ka�dy absolwent musia� kilka razy przeprowadzi� w�asnor�cznie sondowanie i zanalizowa� r�nic� pomi�dzy g��boko�ci� podan� na mapie a odczytan� przy sondowaniu. By�y to tak zwane �wiczenia "redukcji sondy" i "zera mapy". Zero mapy - ta tajemnicza nazwa oznacza�a poziom morza, do kt�rego odnosz� si� g��boko�ci podane na mapie morskiej. Poziom morza zale�ny od chwilowego p�ywu. stwarza� warunki do dyskusji, kt�ry stan wody uwa�a� za niski, i wobec tego ka�de pa�stwo morskie uwa�a�o za punkt honoru podawa� odmienny dla swych wybrze�y ku niewymownej m�ce uczni�w szk� morskich.
W nawigacyjnej by�o s�ycha� przewa�nie g�osy dw�ch "wiecznie" ze sob� si� k��c�cych - Dyzia i Pig�a.
- Jak ci si� ju� wszystko b�dzie zgadza�o do jednej tysi�cznej milimetra, to ci rozwal� ten genialny umys� - pieni� si� Dyzio.
Pigie�, s�uchaj�c obietnic Dyzia, u�miecha� si� niefrasobliwie i g�o�no zachwyca� si� swymi genialnymi wynikami oblicze�.
- Dyziu, pos�uchaj tylko, wyliczy�em z dok�adno�ci� do p� minuty moment wysokiej wody w odniesieniu do Dover, interpolacj� przeprowadzi�em z dok�adno�ci� do jednej tysi�cznej, obliczy�em dla tego momentu odleg�o�� ksi�yca i s�o�ca od ziemi oraz ich deklinacj� do dziesi�tnych minuty, wzi��em � pod uwag� warunki atmosferyczne i p�yw burzowy oraz wszystkie wiatry mog�ce mie� wp�yw na stan wody tutaj i wiej�ce w ci�gu ostatniego tygodnia przy zastosowaniu spirali Ekmana.
- Pigie�, przesta�. Przesta�, bo nie wytrzymam! - krzycza� Dyzio tak g�o�no, �e s�ycha� go by�o na ca�ym pok�adzie.
Ale Pigie� w dalszym ci�gu upaja� si� sw.ymi obliczeniami i sw� genialno�ci� nie docenian� przez �adneg9 z.koleg�w. Dotychczasowe jego wyczyny przynios�y mu w rezultacie przydomek "Pig�u", kt�re to s�owo powtarzane szybko raz po raz ujawnia�o jego istotne znaczenie. W�wczas jeszcze nikt w nim nie podejrzewa� �wiatowej s�awy malarza, kt�rego wystaw� b�dzie otwiera� Bernard Shaw, nikomu nie przesz�o przez my�l, �e Pigie� wystawi swe obrazy w Royal Aca-demy i jako nadworny malarz kr�lowej El�biety II odb�dzie z ni� podr� na Bermudy. Na razie Pig�e� potwierdza� swym gadaniem przys�owie perskie, �e "dobry kogut w jajku pieje". O tym pianiu w jajku Sforza pia� u�o�ony przez siebie dwuwiersz: Wielki Pig�u jestem JA, Wnet mira�e wam poka��. O! La! La!
W tym okresie Pigie� potrafi� wyra�a� swe mira�e biegle w trzech j�zykach, opr�cz rodzimego. Wed�ug s�ownictwa tego samego Sforzy Pigie� z jednakow� �atwo�ci� "naigrywa� si�" na fortepianie i skrzypcach, "gimnastykowa� si�" dyryguj�c orkiestr� kameraln�, kt�r� sam zorganizowa� werbuj�c do niej co muzyfcalniejszych koleg�w, oraz ilustrowa� podr�czniki wydawane przez wyk�adowc�w Szko�y Morskiej, pi�rkiem i tuszem wyczarowuj�c wspania�e �aglowce. Z czasem �aglowce te znalaz�y si� w wydanych przez Pig�a w j�zyku angielskim ksi��kach pt.: Jafc malowa� �agle i morze oraz Jak malowa� sw�j statek.
Zdolno�ci i oryginalno��, a zw�aszcza nos i umiej�tno�� w�adania szpad�, przyczyni�y si� do tego, �e wielu chcia�o w nim widzie� sobowt�ra Cyrano de Bergerac.
Sforza dowodzi�, �e nos Pig�a przypomina �agiel topsel, kt�rego w odpowiednim momencie, przy nadchodz�cej burzy �yciowej, Pigie�
nie potrafi zwin��, co powoduje cz�ste dryfowanie ca�ej jego osoby w stylu Casanovy i niemniej czaruj�co.
Najwspanialsze jednak by�y Pig�a paczki �ywno�ciowe otrzymywane z domu. Przewa�a�y w nich, nigdzie nie spotykane, kabanosy. Sforza twierdzi�, �e s� tak d�ugie jak sam Pigie� i jego soliter, kt�ry nie pozwala Pig�owi zmieni� wygl�du chodz�cego �ywego obrazu g�odu w Indiach.
Je�li paczka �ywno�ciowa dla Pig�a zosta�a dostrze�ona na czas, to bywa� on natychmiast wi�zany. Kabanosy swoje ogl�da� wy��cznie z daleka, a Sforza t�umaczy� mu, �e marnotrawstwem by�oby karmienie takimi pyszno�ciami solitera.
Sol�ter ten by� zrodzony z bujnej wyobra�ni Sforzy, absolwenta szko�y filmowej. Je�li podczas podro�y nie ko�ysa�o zbytnio, Sforza gra� z powodzeniem rol� oficera nawigacyjnego. Podczas ko�ysania grywa�, r�wnie� z powodzeniem, cz�owieka obezw�adnionego chorob� morsk�, sam jeden na scenie, w kt�r� zamienia� si� nie lubiany przez nikogo szpitalik okr�towy.
W szpitalnej koi grywa� tak�e rol� szcz�liwego Tantala syc�cego si� widokiem przyjaci� racz�cych si� sporz�dzanymi specjalnie na jego podr� sarnimi c�brami, szynkami dzik�w i wielu innymi specja�ami, gdy� od rodziny Sforza z b�ot pi�skich otrzymywa� przed wyj�ciem w podr� olbrzymie zapasy, tak jak gdyby wyrusza� na wypraw� krzy�ow�. Poleskie ost�py kry�y tyle zwierza, �e specja�y te by�y tam dos�ownie "bezcenne", ale na statku ich "bezcenno��" nabiera�a potocznego znaczenia.
Przy koi Sforzy k��cili si� cz�sto, ale ju� na zupe�nie inne tematy, Dyzio i Pigie�. Kiedy� tematem k��tni Dyzia z Pig�em by�y ptaki. Dyzia interesowa�y stale takie kwestie, jak przyczyny d�ugo�ci szyi �yrafy, dlaczego s�o� ma tr�b� lub czym lot jask�ki r�ni si� od lotu wr�bla. Szuka� na te m�cz�ce go pytania odpowiedzi czytaj�c dzie�a Darwina w j�zyku francuskim. Sforza, kt�ry zna� nieomal na pami�� wszystkie opowiadania morskie Claude Farrere'a i Pierre'a Loti, nie darzy� sympati� Darwina i wyra�a� obawy, �e Dyzio, oddaj�cy si� z zapa�em studiom nad dowodzeniami Darwina, zechce sprawdzi� to wszystko, czego si� naczyta� i got�w zamieszka� na sta�e na jakim� drzewie w Afryce, by sta� si� praprzodkiem.
Pig�a interesowa�a wy��cznie barwa upierzenlia ptak�w, podobnie jak i barwy kwiat�w. Przyczyn tworzenia si� barw dopatrywa� si� w kszta�cie ich w�a�cicieli i szeroko�ci geograficznej miejsca ich zamieszkania, wed�ug wyimaginowanej przez siebie teorii r�wnowagi barw. Dyzio wyprowadza� wszystkie barwy od przystosowania si� do warunk�w �ycia. Sforza z przej�ciem obali� teorie obu opowiadaniem o wspania�ej kolekcji w�drownych ptak�w brodz�co-be-kasowatych Machetes Pugnax, kt�rych rzadkie okazy posiadali jego znajomi osiadli w�r�d bagien Pa�szczyzny,
- Pig�u - m�wi� Sforza - jaka� r�wnowaga barw, skoro ani jeden samiec tego samego kszta�tu nie posiada tego samego koloru upierzenia podczas god�w. A wed�ug twojej teorii, Dyziu, akurat na szeroko�ci b�ot pi�skich musz� w maju zjawia� si� te ptaki i ka�dy z nich musi si� ubra� na ten okres w odmiennego koloru kapturek i kryz�. Mira�e. Jakie przystosowanie si� do warunk�w �ycia, je�li podczas tok�w potrafi� godzinami wyczynia� wszystko na niby, udaj�c najbardziej za�arte walki. Nie widzia�em jednak nigdy, �eby podczas takiej walki jeden z nich skrzywdzi� drugiego. Wspaniali aktorzy, nawet nie rycerze podczas turnieju, potykaj�cy si� dla przypo-dobania si� swej damie serca. Ich damy przygl�daj� si� tym harcom, ale ka�dy z nich posiada tych dam kilka.
S�abo�ci� Dyzia, odrywaj�c� go od studi�w nad dociekaniami Dar-wina, by�y dzie�a Gorkiego, kt�rych pe�ne wydanie w oryginale wozi� stale ze sob�. W osobie Dyzia nie podejrzewano przysz�ego profesora ekologii, a najmniej - przysz�ego dostojnika.
Nie ko�cz�ce si� dysputy pomi�dzy Dyziem i Pig�em zmienia�y sw�j temat w zale�no�ci od miejsca, w kt�rym by�y prowadzone.
Podczas przed�u�aj�cego si� postoju w oczekiwaniu na wiatr sprzeczki w nawigacyjnej by�y coraz �arliwsze:
- Pig�u, je�li� taki m�dry, powiedz, jakie jest zero mapy przyj�te przez Japoni�.
- �rednia najni�sza niska woda - bez zaj�knienia odpowiedzia� Pigie�.
- Mira�, Pig�u. Mira� - cieszy� si� Dyzio. - Nic podobnego. Indyjska niska woda syzygijna. No, ale powiedz wobec tego, jakie jest zero mapy przyj�te przez Indie Holenderskie? No?
- Indyjska niska woda syzygijna - powt�rzy� Pigie� us�yszane przed chwil� od Dyzia zero mapy japo�ski